Eres

4 posters

Go down

Eres Empty Eres

Pisanie by Mistrz Gry Wto Lip 24, 2018 3:51 pm

autor: ???
Drugie miasteczko na przedpolach Afraaz, również położone nad jedną z odnóg rzeki Raas; wychodzącej na południowy-wschód Rassany. Poza murowanym centrum o licznych małych domkach i sklepikach, życie toczy się raczej wokół gospodarstw. Trochę bawełny, trochę lnu, kilka poletek makowych i kilka niewielkich sadów. Najstarsze chaty w biednej dzielnicy są zwykle jedno lub dwuizbowe. Mogło być lepiej, ale mogło też gorzej, na ten średni stan rzeczy od lat wpływa równie średniej jakości władza, która zwykła patrzeć w pierwszej kolejności na własne kąty.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Precz z heretykiem

Pisanie by Luca Sro Sie 05, 2020 9:55 pm

lato 1868 r.

Wyruszyłem z samego rana do Eres. Pożegnałem się z Froschem, zostawiłem mu dostęp do jedzenia. Z całkiem dobrym humorem się obudziłem, więc nie czułem obecności jakiegokolwiek widzimisię, by czegoś mu zabraniać, nie, nic z tych rzeczy. Powiedziałem mu też, żeby się częstował ALE niech mi rzeczy nie podbiera z spiżarki do swojego plecaka. Sam też sobie jedzenie zabrałem, dwie-trzy kanapki, z czego jedną po drodze zjadłem. E tam, te dwie co mam jeszcze wystarczą mi w pełni.
Zabrałem także swoją łopatę. Przyjechałem do miasta szybciej niż sądziłem, więc tak część czasu przeznaczyłem sobie na spacerek po Eres. Cały czas dzierżąc ją. Moją piękną łopatę. W końcu trochę czasu przed samym obrządkiem świątynnych miałem. Nic ciekawego na straganach ostatecznie nie znalazłem dla siebie. Nic mnie nie zainteresowało jakoś szczególnie. Pewnie, gdyby moja Żabcia tu ze mną była, to chciałaby zgarnąć wszystko dla siebie. Nawet się raz zaśmiałem pod nosem, wyobrażając to sobie.
Tak więc, czując, że umówiony czas się zbliża, poszedłem tam, gdzie miałem. A gdzie to miałem? Wyciągnąłem chyba kolejny raz karteluszkę, którą dostałem, by się upewnić, że w dobrym miejscu jestem, że nie stoję po środku niczego bez powodu. Swój uniform do pracy poprawiłem. Sprawdziłem czy do paska ciągle mam swoją maskę przytwierdzoną, a tak o. Może mi się przyda później. Lepiej być przygotowanym na wszystko.
Do końca przekonany do tego wszystkiego nie byłem. Odnośnie swojej pracy jakimś szczególnym paranoikiem nie jestem, w końcu tyle lat już z trupami robię... Nie w tym rzecz. Rzadko zdarza mi się dostać zlecenie poza miejscem mojej pracy, mojego zamieszkania. Z dala od wszystkiego, co jest mi tak bliskie. Nie martwiłem się o to, czy czegoś może mi zabraknąć, nic z tych rzeczy. Przygotowałem się specjalnie. Zabrałem połówkę wódki ze sobą, bo uznałem, że Żabcia moja rację ma i po alkoholu coś może się ładnie palić. Zapałki mam... Łopatę, w razie czego też.
I tak sobie czekałem. Czekałem dzielnie, zastanawiając się, czy nie przyszedłem za wcześnie, albo czy oni jakiś problemów nie mają. Zacząłem żałować, że nie spytałem się tamtego dnia, kiedy staruszek przyszedł do mnie, czy nie mogę się od razu z nimi zabrać. Nie lubię tak umawiać się, by się spotkać od razu na miejscu. Ja taki wychodny nie jestem, z orientacją w terenie u mnie również jest słabo. Chciałem tylko zarobić i nie chcę wyjść na idiotę, który nie umie się zachować profesjonalnie. A tu proszę, taka sytuacja wyszła.

_________________

"Thank you for making me
Feel like I'm guilty
Making it easy to murder your sweet memory"
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Czw Sie 06, 2020 1:53 pm

  Eres może nie było ciekawe, ale z pewnością przyjazne. Całkiem możliwe, że niektórzy co bardziej obyci w okolicy tubylcy kojarzyli Lucę z widzenia czy też nazwiska, a trzeba przyznać, że grabarza z łopatą to nawet dziecko by rozpoznało. Nie był to widok cieszący oczy, ale jego zawód zawsze spotykał się z szacunkiem i uznaniem. Reputacja trochę podobna do mistrza małodobrego, choć mniej mroczna.
  Kiedy Luca zjawił się na umówionym miejscu, było już tam przynajmniej kilkanaście osób. Rozdroże otoczone było przez niewielki las, jaki ciągnął się jeszcze od Eres. Właściwie znajdowali się może kwadrans drogi od miasteczka. Do niektórych drzew przymocowano pochodnie, by nie musieć się potykać o korzenie i badyle na ziemi. Grupka kapłanów w białych szatach stała na uboczu, dyskutowali o kwestiach organizacyjnych i raz po raz rzucali polecenia ludziom w cywilu. Tuż przy rozstaju dróg wbito w ziemię solidny słup, który teraz obudowywano od dołu warstwą drewna. Gdzieś obok przygotowane były snopy słomy, dalej stały dwa wozy konne. Z drugiej strony mała grupka akolitów, z których co jakiś czas jeden czy dwóch fatygowało się z pomocą dla robotników. Paru innych dryblasów stało przy wozach i trzymało związanego mężczyznę z zakneblowaną twarzą. Jego kasztanowe włosy były w nieładzie, ale wciąż połyskiwały w blasku pochodni. Strzelał szybko oczyma w tę czy inną stronę, szarpnął się raz czy dwa za ramię, ale nie miał szans ze swoimi ochroniarzami.
  Do Luci podszedł znany mu już kapłan i uśmiechnął się nieznacznie.
  — Dobrze, że pan jest. Za moment wszystko powinno być gotowe... — Zerknął kątem oka na stos i zaś na grabarza. — Jak podróż?

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Luca Czw Sie 06, 2020 10:50 pm

Ucieszyło mnie to, że na miejscu jednak sam nie byłem. Na szczęście były osoby, które przybyły przede mną. Mogłem w takim razie odetchnąć z ulgą. Znalazłem się w dobrym miejscu, w dobrym czasie. Profesjonalizm zachowany.
Wbiłem łopatę w ziemię, oparłem się o trzon i obserwowałem. Wszystko co się działo, nie chciałem, by mi coś umknęło. Zapowiadało się dobrze. Nie przeszkadzałem nikomu. Każdy w końcu jakąś częścią swojej roboty był zajęty. A ja? Ja miałem wykonać tylko swoją pracę, nic więcej. Spalić i złożyć do grobu. Czego mam komuś pod nogi wchodzić? To byłoby bezsensowne działanie z mojej strony.
Moją uwagę najbardziej przykuła grupa akolitów, która zapewne ofiarę ciągnęła przy sobie. No, ofiarę, w innym przypadku człowiek zakneblowany by nie był. Trochę żal człowieka mi się zrobiło. Tak myślałem, że jest niesamowicie przerażony. Sam nie chciałbym tak na śmierć zostać skazany... O ile tak to mogę nazwać, cóż. Nie zgłębiałem się specjalnie w sprawę tego człowieka. Nie wiem dokładnie nic.
-Dobrze mi podróż minęła, nie narzekam. Przybyłem trochę za wcześnie i miałem szansę przejść się po miasteczku. Dużo tam jest sympatycznych twarzy. - Obdarzyłem staruszka przyjaznym uśmiechem. No nareszcie, znajomą twarz widzę. Nie chciałem dać po sobie poznać, że czekam na widowisko. Wyszłoby jeszcze, że jakimś sadystą chorym jestem, czy czymś w ten deseń... Nie, nie jestem. Nie aż tak.
-Mam w jakimś konkretnym miejscu sobie stanąć? - Zagadnąłem kapłana i wzrok na nim zawiesiłem. Wolę być wcześniej uprzedzony, że mam się z tego miejsca gdzie stoję ruszyć. Nie chcę przeszkadzać.

_________________

"Thank you for making me
Feel like I'm guilty
Making it easy to murder your sweet memory"
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 08, 2020 2:08 pm

  Kapłan uśmiechnął się swoim zwyczajem. Wyglądał w takich chwilach jak dobrotliwy wujek, który zaraz poklepie bratanka po ramieniu.
  — Ah, Eres to urocze miasteczko. Bardzo spokojne — przyznał, kiwając głową. Pogładził się po zaroście i rozejrzał wokół. — Oh nie, niezbyt... Może lepiej gdzieś dalej? Może pan sobie stanąć z nimi, zaraz skończą... O, chyba nawet już skończyli. — Wskazał dłonią na grupkę ludzi, którzy dorzucali ostatnie deszczułki do stosu. Jeden z nich machnął ręką na drugą grupę pomocników, dając znak, że mogą brać się za swoją robotę.
  Jullis zerknął na zegarek, w półmroku przypatrując mu się przez chwilę. Wyglądało na to, że wszystko będzie dobrze. Za moment miało zacząć świtać.
  — Pan wybaczy teraz — wymruczał i wrócił do swoich kompanów.
  Ochrona podprowadziła skrępowanego mężczyznę do stosu. Opierał się przed wejściem po prowizorycznych schodach, wręcz zaparł o grunt, mrucząc coś niewyraźnie i kręcąc głową. Podnieśli go nad ziemię i przetransportowali do słupa. Podczas gdy dwóch go trzymało, trzeci uwolnił mu ręce, by związać z powrotem po drugiej stronie słupa. Skazaniec po raz kolejny rozejrzał się z paniką po zgromadzeniu. Jego szybki oddech przez szmatkę w ustach brzmiał niemal jak chrapania zziajanego konia. Mężczyźni zeszli ze stosu i razem z ekipą od układania drewna stanęli sobie w okolicy wozów.
  Kapłani zebrali się półokręgiem przed stosem, za nimi rozstawili się akolici. Tankhoor znajdował się w samym środku i to on rozpoczął widowisko.
  — O najwspanialszy Biały Rycerzu, który powierzyłeś nam swoją świętą misję oczyszczenia tego świata ze wszelkiej skazy... — Kapłan wzniósł oczy ku koronom drzew, przymykając je lekko. Mówił z zapałem i całą swoją mocą, raz po raz dołączał się do niego chór pozostałych, jakby na potwierdzenie tych słów. Wspomniwszy swoje zadanie zesłane przez bogów, przeszli do przedstawienia samego więźnia, który skazany został za szerzenie plugastwa, zepsucia i herezji, oskarżony o przynoszenie hańby ich społeczeństwu i sprowadzanie gniewu bożego na całe Afraaz. — Racz spojrzeć przychylniej na jego oczyszczoną duszę, którą do ciebie posyłamy...
  Jullis umilkł na moment, po czym uniósł swoją laskę, dając znak pozostałym. Z kręgu akolitów wyłonił się młodzieniec, którego Luca już poznał. Niósł w ręce pochodnię, bardzo ładną, wykonaną ze srebra, której główkę otaczały spiralne pręty na wzór samych płomieni. Kątem oka zerknął na horyzont, niespiesznie idąc ku stosowi. Skazaniec szarpnął się jeszcze raz i wbił wzrok w łuczywo, jakby mając nadzieję, że zgaśnie.
  — Stać! — rozległ się gromki głos, a z lasu wyłoniło się kilkanaście postaci w mundurach milicji Afraaz. Celowali bronią w różne osoby, na oko te ważniejsze, mając nadzieję, że okażą się rozsądniejsi, niż mogło się wydawać. Mężczyzna, który krzyczał, oficer, szedł na przedzie i surowym, lekko rozbieganym wzrokiem ogarniał sytuację. — Jesteście aresztowani! Wszyscy! Niech kto...
  W tym momencie przerwał mu krzyk człowieka przy słupie, którego zaczęły już lizać płomienie. Nikeon nie zamierzał czekać, czas biegł nieubłaganie, a nie mogli tego zaniedbać. Pozostali cofnęli się nieco od straży, która zaczęła się rozpraszać, by ich okrążyć. Ludzie w towarzystwie Luci wyciągnęli własną broń, ale zanim któryś z nich zdążył się odezwać, młody chłopak nie wytrzymał i strzelił, raniąc milicjanta w udo. Za chwilę kule poleciały z obu stron, a spłoszone konie ruszyły wozem, pakując go w krzaki.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Luca Sob Sie 08, 2020 11:03 pm

Tematu miasteczka nie ciągnąłem i zerknąłem prędko w stronę, w którą staruszek wskazał. I znów wróciłem wzrokiem na tych tamtych co się człowiekiem zajmowali.
-Miłej zabawy. - Zaśmiałem się pod nosem i łopatę z ziemi wyciągnąłem. Staruszek sobie poszedł, a ja... Ja miałem się gdzieś tam za nimi ustawić. Cóż no i tam sobie poszedłem. Nadal, odszedłem sobie jeszcze kawałek do tyłu, żeby mieć lepszy widok na wszystko. Co ja jestem, dalekowidz? Nie wiem, nie mam problemu by z bliska widzieć czy coś, w końcu przy trupach robię. Może mam jastrzębi wzrok, o! Widzę wspaniale i z bliska i z daleka.
Przetarłem ręką większy kamień, który znalazłem bliziutko mnie i usiadłem sobie na nim i czekałem. Patrzyłem, podziwiałem co robią. To jest całkiem ciekawe doświadczenie, być świadkiem czegoś podobnego. Intrygujące. Siedziałem sobie grzecznie i nasłuchiwałem co mówią, co się dzieje. Oczywiście też, obserwowałem główną gwiazdę dzisiejszego dnia. Pana w centrum, związanego i gotowego do spalenia. Cóż, ja myślałem, że to ja spalić go będę miał, a oni go... Nie wiem. Wyobrażałem sobie bardziej, że łeb będą mieli mu uciąć? Ewentualnie rozczłonkować.Tylko, by jego ciało nie zostało okrutnie naruszone. No dobra, to i tak byłoby mocne uszkodzenie ciała... Po prostu myślałem, że ciało całe będzie! Oo, tak, mógłbym się wtedy z nim bliżej zapoznać. A tak, to najwyżej mogę jego prochy polizać.
Dalej mnie gryzło, że nie wiem z jakiej racji gość w ogóle na stosie skończył. Chciałbym się dowiedzieć co on takiego przeskrobał. Mogę strzelać, albo stawiać dlaczego jest jak jest? Jeżeli tak, to proszę. Zdradził żonę, albo ukradł jakiś święty kielich. O! Albo powiedział coś złego na ich boga.
I kolejna gwiazda się wyłoniła! Tak, pamiętałem tego milczka. Śliczny milczek. Nie sądziłem, że to akurat on będzie musiał wykonać egzekucję. Może to część jakiegoś typu rytuału przyjęcia go do szeregu świątynnych typów? No bo młodzieniaszkiem jest takim no... Nie wiem, nie znam się. Dopóki nie zostanę wciągnięty w jakieś czary-mary nielegalne przyzwania i nielegalne składania ofiar to jest wszystko w porządku. No, dobra, inaczej. Wszystko w porządku, dopóki dostanę swoją dolę.
Liczyłem, że piękne widowisko się rozegra a tu... O. Moją uwagę przykuł teraz typ co z lasu wyszedł. A milicja to co tu robi? Teraz wiedziałem, moje wcześniejsze obawy się sprawdziły. Powinienem zaufać swojej intuicji i w domu zostać.
Serce zabiło mi prędzej, kiedy znów od strony akolitów krzyk usłyszałem. Nie ich, ale ofiary. Nie spodziewałem się tego nagle. Za szybko wszystko się to działo. Nim się obejrzałem przeszło do strzelaniny... Nie w takim miejscu chciałem się znaleźć! Złapałem mocno łopatę, lekko poderwałem się z miejsca i przeskoczyłem w stronę najbliższego drzewa. Bezbronny jestem! Proszę nie strzelać we mnie!
Momentalnie puściłem łopatę i do drzewa przyległem całym ciałkiem, obawiając się, że coś trafić mnie może, tak czy siak. Nawet bronić się czym nie mam! Czy to mój koniec? Błagam, nie, menel mi dom zrujnuje!
Przejechałem paznokciami po korze drzewa i wyjrzałem na chwilkę, by zerknąć jak sytuacja się ma... A może jak się wystrzelają tak, to milicja mi zapłaci za pochowanie tych wszystkich ludzi..? Cóż to byłby za zysk!
Pół sekundy nie minęło i znów się schowałem. Bogowie, poratujcie!

_________________

"Thank you for making me
Feel like I'm guilty
Making it easy to murder your sweet memory"
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Nie Sie 09, 2020 1:58 pm

  Ciężko powiedzieć, czy jacyś bogowie patrzyli na to, co się akurat działo. Niemniej spróbować zawsze można, nie? Wóz uciekł, więc i kompani Luci skryli się za drzewami, ktoś prawie przebiegł mu przed nosem, kiedy ten ogarniał szybko rozwijającą się sytuację. Podobnie postąpiła milicja, a rozjazd między poszczególnymi strzałami sprawiał, że nawet przy ładowaniu było niebezpiecznie. O tym przekonał się sam grabarz, kiedy jakaś zbłąkana kula dosięgnęła jego boku, cudem mijając najważniejsze narządy. Siłą rozpędu i z porządną dawką adrenaliny dobiegł do drzewa, dostatecznie szerokiego, by mogło robić za tarczę, ale ciemna plama na ubraniu rosła w oczach.
  Część z duchownych również dobyła broni. Kilka krzyków poniosło się między drzewami, w przerwach od wrzasku skazańca. Ktoś się przewrócił, a za nim kilku kolejnych. Jeden z kapłanów zaczął wić się nieprzyjemnie na ziemi. Dwóch akolitów zaczęło uciekać wgłąb lasu, puścił się za nimi ktoś z szeregów milicji.
  Zaraz do Luci podbiegł wąsaty mężczyzna w mundurze, celując do niego z pistoletu.
  — Nie ruszaj się! Ręce za plecy! — warknął ostro, nieco się krzywiąc, kiedy wzrok zjechał mu na ranę postrzałową.
  Kule dość szybko ucichły, a stróże prawa sięgnęli za bardziej tradycyjną broń. W konfrontacji z pięściami i kijami sprawa była przesądzona. Nikt kto, jeszcze stał, nie próbował się opierać.
  — Popełniacie błąd! — krzyczał Tankhoor. — Nie widzicie nawet, jak wielki!
  Dopiero teraz dwóch zbrojnych wzięło się za stos. Jeden z nich zdjął płaszcz i próbował zagaszać, drugi od razu wskoczył na wierzch, by rozwiązać więźnia. Nie było mowy o tym, żeby sami nie ucierpieli, ale udało im się sprawnie sprowadzić go na ziemię. Zawołali jeszcze kogoś, gdyż facet był nieprzytomny.
  Jeśli Luca nie protestował, milicjant zakuł go w kajdany i wtedy dopiero zajął się zakładaniem mu prowizorycznego opatrunku.
  Pozostali zebrali nieuszkodzonych pojmanych po środku placu, oddelegowując parę osób, by zajęli się rannymi. W pierwszej kolejności oczywiście ich własnymi.
  — A żeby was dopadł gniew wsz...
  — Ciiichoo... — Barczysty stróż prawa przyłożył mu głowicą w twarz. — Pokrzyczysz sobie przed sądem, świrze.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Luca Pon Sie 10, 2020 12:18 am

Na szczęście? Albo i nie. Przez adrenalinę, której poziom nagle mi wystrzelił w górę nie poczułem na samym początku, że coś jest nie tak. Mówię tu o kuli, co się mi wdarła do ciałka. Dopiero po chwili chowania się poczułem, że coś nie ten teges jest. Spojrzałem w dół i w panice złapałem się za spenetrowany przez kulę bok. Myślałem, że zemdleję zaraz! Że umrę! Słabo mi się momentalnie zrobiło. Dziwnie tak mieć pierwszy raz od dawna własną krew na rękach. I to taką cieplutką jeszcze...
Osunąłem się powolutku na ziemię, sycząc i piszcząc przy tym z ogromnym niezadowoleniem. Co za pech musiał mnie spotkać! Nie dość, że będę mieć prawdopodobnie problemy z milicją, to dodatkowo, jak ja zarabiać będę!? Przecież mam umówione już kolejne pogrzeby, z czego jeden w tym tygodniu. Kiedy to? Za trzy dni jakoś. Jak nie ja trupa zakopię, to kto? Froschi też rady nie da z tymi połamanymi palcami. Zaburczałem pod nosem. Nie podoba mi się ta perspektywa. Z resztą! Najpierw to powinienem się zająć faktem, czy przeżyć mi się w ogóle teraz uda!
Wolną ręką ścisnąłem trzon łopaty, co leżała obok, najbardziej jak tylko mogę. Nie wiem ile czasu minęło, aż w końcu ktoś się mną zainteresował. Jakiś typ mundurowany. Obejrzałem go zbolałym wzrokiem, nie do końca ogarniając co do mnie mówi. Wykrwawiam się? Możliwe. Nie czuję natomiast chłodu, który towarzyszy umierającemu.
-P-Panie, jak ja ręce mam dać do tyłu, kiedy się wykrwawiam? - Uśmiechnąłem się niedbale i podniosłem się, za pomocą łopaty. Nie widziało mi się wstać o własnych siłach. Upychawszy sobie wcześniej łopatę pod pachę, zaciągnąłem ledwo ino co trzęsące się ręce do tyłu. Proszę mnie skuć i mi pomóc. Ale w odwrotnej kolejności. Syknąłem z bólu kilka razy, ciągle prezentując swoje mniej lub bardziej szerokie uśmiechy, czy to ze stresu, czy to maskując ból, który ciągle mnie uderzał ze zdwojoną siłą. Z resztą, bez uśmiechu nigdy nie jest się w pełni ubrany.
-Byłby Pan taki łaskaw pomóc mi z łopatą? Zabrać, cokolwiek. Zależy mi na niej i to jest moje narzędzie do pracy jako grabarz. - Wycedziłem przez zęby i skuliłem się jak tylko mogłem na stojąco. Czy ja wiem, czy mi cokolwiek ten bandaż da? Może i krew mi zatamuje trochę, ale kula, czy kula tam dalej jest? Rozpruje sobie sam własnoręcznie flaki, tylko po to, by sobie ją wyciągnąć. Błagam, tylko, żeby jakieś zakażenie mi się tam nie wdarło!
Jeżeli wyszedł mi z pomocą, to nie opierałem się, by mi ją zabrał. Łopatę, w sensie. Nie wiem tylko jak ja tam gdzieś, gdzie zabrać nas chcą dojdę na własnych nogach... Aż mi się przypomniała sprawa pewnego chłopaczka. Jak on się nazywał? To nie ważne. Mój kolega, Aranek kochany! Alfons jakiś? Ooo tak! Aranek przebił go ostrzem, oo. To była zabawa z szyciem go. Biedny chłopiec. Ciekawi mnie jak jego rana się dalej trzyma i czy ładnie się zagoiła... On to miał dobrze! Inna kwestia jest ze sztyletem, a inna jest w przypadku postrzelenia!

_________________

"Thank you for making me
Feel like I'm guilty
Making it easy to murder your sweet memory"
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Wto Sie 11, 2020 8:10 pm

  Milicjant prychnął cicho na tę odpowiedź.
  — Jasne, jasne — mruknął tylko i czekał, aż ten się podniesie z ziemi. Patrzył na każdy jego ruch, póki Luca nie dał się grzecznie zakuć. Nie przeszkadzał też w opatrywaniu go, co poniekąd ucieszyło mężczyznę. Im mniej problemów, tym lepiej, a na życiu grabarza, dało się to wyczuć, jakoś szczególnie mu nie zależało. Mimo wszystko nie spartolił roboty i już po chwili krew przestała wypływać z rany, co najwyżej sączyła się do materiału. Przy okazji przeszukano Lucę dokładnie, na wypadek, gdyby miał przy sobie jakąś broń. Nic takiego nie znalazł, więc zostawił mu jego rzeczy w spokoju, przynajmniej póki nie dotrą do komisariatu.
  — Rusz się — polecił milicjant w odpowiedzi, lekko popychając go w stronę pozostałych. Łopatę owszem, wziął. Na swój sposób była dowodem w sprawie.
  Na rozdrożu wycofywali właśnie wóz z powrotem na drogę. Konie nadal były niespokojne, ale nie miały jak uciec z uprzęży, więc po chwili protestów, grzecznie poddały się decyzji nowego woźnicy. Zapakowano tam rannych razem z kilkoma stróżami prawa, by przypadkiem nikt nie ruszył ofiary całego zajścia.
  — Szefie, a Tedle? — rzucił ktoś do oficera, kiedy Luca przechodził obok.
  — Znajdzie się. Poślemy mu kogoś, teraz trzeba jechać — zarządził starszy mężczyzna i machnął ręką na woźnicę.
  Dla pana Khann znalazło się miejsce na skraju, tuż przy mocowaniu liny, którą powiązano kajdany zdolnych do marszu więźniów. Było ich dokładnie siedmiu, pozostała ósemka, w większości pomocnicy, siedziała albo leżała na wozie. Na samym końcu szpaleru szedł Jullis, doskonale widoczny dla eskortujących ich paru ludzi. Tuż obok Luci siedział strażnik, wąsaty i skrzywiony jegomość, który najwyraźniej miał zły dzień i tylko czekał, aż ktoś wykona zły ruch.
  Wóz ruszył, ktoś w kącie jęknął cicho, kiedy najechali na wystający kamień. Podróż nie była przyjemna, w dodatku dłużyła się nieco z powodu piechurów. Zadowolone były jedynie konie, mogące sobie odpocząć. W końcu jednak dotarli do pierwszych zabudowań wcinających się w las. Droga wiodła między dwoma sadami, a dopiero za nimi pojawiały się pola uprawne i plantacje. To był wymarzony moment dla chłopów wychodzących do pracy, odrobina rozrywki i powód do plotek przez następny tydzień. W końcu czymś żyć trzeba, a fakt, że są tam osoby, które niektórzy mogliby kojarzyć, tylko dodawał sprawie intrygujących przymiotów. Zatrzymali się nieopodal placu głównego, gdzie jedna z szerszych ulic wiodła do siedziby milicji. Nawet była tu brukowana droga, ale tylko w obrębie centrum.
  Ktoś natychmiast pobiegł po medyka, zaś kilku funkcjonariuszy poprowadziło najpierw sprawnych zatrzymanych do środka.
  — Wyłazić! — zakomenderował wąsacz i obrzucił groźnym spojrzeniem ludzi gromadzących się wokół. — A wy tu czego? Rozejść się! To nie przedstawienie! — warknął i machnął na nich ręką, aż odruchowo się odsunęli. Stał tak na wozie i patrzył, czy wszystko przebiega sprawnie, podczas gdy inni zabierali więźniów.
  Na Lucę przyszedł czas już w drugiej kolejności. Jeden z milicjantów zwyczajnie szarpnął go za ramię, zmuszając do wyjścia. Poprowadzili go do środka, gdzie przywitał ich nie najgorszy korytarz, zwyczajnie pomalowane drewno, ale było schludnie. Grabarz miał być popchnięty schodami na dół, ale w ostatniej chwili zjawił się oficer z całej akcji.
  — Czekaj, czekaj, daj go tu — mruknął, wskazując swemu podkomendnemu niewielki pokój z osobną celą.
  Było tam kilka szafek na dokumenty, biurko, skrzynie, obok których postawiono łopatę Luci. Jego samego wsadzono do celi, a milicjant wrócił do wozu. Oficer wziął się pod boki i przyjrzał mu uważnie.
  — Ty jesteś Luca Khann, tak? — rzucił jakby z powątpiewaniem. — Kogo jak kogo, ale ciebie bym się nie spodziewał...

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Luca Sro Sie 12, 2020 1:21 am

Chciałbym bardziej ogarniać co dookoła mnie się wyprawia. Łopata została zabrana? W pewnym momencie naszły mnie wątpliwości. Obawiać się zacząłem o wszystko i o nic. Tak na raz. Okropne uczucie, nie polecam go nikomu. Czy to wina tego, że postrzelony zostałem? I dlatego tak martwić się zacząłem niesamowicie? Głównie o moje ptaki, o mój dom. O Froscha przede wszystkim martwić się zacząłem niesamowicie. A o siebie samego? Nie, skąd. Ja? Coś mi dolega? Już zacząłem zapominać, he, he. Ajćć! Tylko mnie tak cholernie boli.
Nawet nie wiem kiedy na wóz się wdrapałem. Na szczęście w czymś jechałem. Na moje szczęście. Ułożyłem się byle jak, tylko by ranę swoją ściskać, aby więcej krwi mi nie ciekło. Tak, to pamiętam z wykładów, krew ważna i istotna rzecz, im więcej stracisz krwi, tym gorzej. Uśmiechnąłem się do siebie. Odchyliłem głowę do tyłu i ciągle patrzyłem się w niebo. Nie chciałem nagle zasnąć. To też złota zasada, zająć się czymś trzeba, nie można dać mózgowi spokoju. Trzeba myśleć, myśleć, nie zasypiać. Nie odchodzę jeszcze z tego świata. Czy ja naprawdę muszę tak panikować?
I kolejny raz, niezbyt się łapałem w tym gdzie mnie wywożą, gdzie jedziemy. Nawet jak na kamień wjechaliśmy, to nieszczególnie zareagowałem. Czyżbym czucie tracił? Nie, tylko nogi mi ścierpły, przez to jak siedzę. No tak, siedzenie na zgiętych nogach to zdrowe nie jest. Krew traci możliwość przebiegu przez całe ciałko, czy jakoś tak. Niemrawo, ledwo ino co udało mi się je wyciągnąć tyle, ile się dało. W końcu nie chciałbym się wypieprzyć na twarz zaraz po zejściu na ziemię.
Czas płyną powolutku, potulnie. W końcu usłyszałem rozkaz zejścia na dół. Skierowałem zmęczony wzrok w stronę źródła głosu. Wyłazić mam..? No dobra. Podniosłem się niezbyt sprawnie. Zachwiałem się. Zaraz się wywrócę jak nic. A ludzie przyłazili i się gapili. Nie lubię gapiów. Jedynych jakich toleruję, to ci na pogrzebach, takich dużych, wystawnych... Wtedy to faktycznie jest na co popatrzeć, a teraz? Ludzie po prostu do więzienia idą, chyba. Raczej nie na ścięcie, nie? Nadal nie wiem co się ze mną stanie i gdzie mnie zaprowadzą.
Z niezadowolonym burknięciem zareagowałem na szarpnięcie mnie. Przepraszam bardzo, ale to zabolało. I ja ranny jestem! Proszę trochę delikatniej, jeśli łaska.
Zachwiałem się i odwróciłem wzrok na słowa "daj go tu" z nadzieją, że to do mnie. Tak to do mnie! Może o to chodzi, że mnie wypuszczą, bo ja niewinny jestem! Ba, nie wiedziałem, że taki cyrk się dziać będzie... No może trochę.
Dałem się prowadzić gdziekolwiek. No, wielkiego wyboru nie miałem. Tylko trochę po drodze pokulałem i pomruczałem z bólu. Aj, aj, pomocy, lekarza!
Po usłyszeniu swojego imienia wyprostowałem się od razu. Głową pokiwałem, że tak, ja to ja, znaczy Luca Stragas Khann. Tak to ja, zwarty i gotowy. Uśmiechnąłem się do Pana, licząc, że może on dla mnie milszy będzie?
-Cóż, nie sądziłem, że z tego się taka kaszana zrobi... Panowie mnie zatrudnili do pochowania tamtego człowieka, którego spalić chcieli. Nawet nie wiem kto to był. - Lekko, bo lekko, z bólu, ramionami wzruszyłem. To najszczersza prawda, to co mówię. Niech nikt w to nie wątpi. -Co ze mną będzie teraz? - I tak, to chciałem wiedzieć najbardziej. O to też najbardziej się obawiam. Same czarne myśli po głowie mi chodzą. Błagam, wypuśćcie mnie...
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Sro Sie 12, 2020 12:42 pm

Mężczyzna poruszył swym gęstym wąsem, spoglądając na Lucę. Chwilę tylko poświęcił jego zawiązanej ranie, zaraz wracając ciemnymi oczyma do twarzy. Przymknął drzwi prowadzące do pomieszczenia.
  — Siadaj — rzucił w międzyczasie i sam znalazł sobie krzesło. Grabarz miał do dyspozycji jedynie stołek pod jedną ze ścian celi. — Pójdziesz na przesłuchanie... — westchnął cicho. — Jestem Hedrick Bayem, komisarz w Eres. Nie wiem, kiedy sprowadzą tu medyka, a i tak na pierwszy ogień pójdzie wasza ofiara, więc nie będę tracić czasu. — Nachylił się lekko w jego stronę, opierając się łokciami o kolana i zmrużył oczy. — Ale najpierw, powiedz mi jedno. Dlaczego ty żeś z nimi poszedł?
  Rozległo się pukanie do drzwi, a po zaproszeniu, wszedł młody chłopak.
  — Wszystko zrobione — poinformował.
  — Dobrze, niech sobie posiedzą. — Odprowadził młodzieńca wzrokiem, po czym otworzył celę Khanna. — Chodź.
  Zaczekał, aż ten wyjdzie, po czym zaprowadził go innymi drzwiami do krótkiego korytarza, który kończył się pokojem właściwie pustym i nudnym. Był tu jeden stolik średniej wielkości i troje krzeseł. Jedno zajmował mundurowy w bardziej podeszłym wieku. Miał przed sobą plik papierów, pustych i pełnych, a w ręku wieczne pióro. Bayem posadził Lucę na samotnym krześle, a sam usiadł obok swego towarzysza. Zerknął na jego notatnik i zaś na grabarza.
  — Luca Stragas Khann, grabarz z Afraaz — powtórzył dla pewności, że skryba dobrze to zapisał. — Co cię łączy z tymi ludźmi i skąd ich znasz? — zapytał, przypatrując mu się uważnie. — Dlaczego byłeś razem z nimi na rozdrożu?
  Zdawał sobie sprawę z tego, że zadawał już to pytanie, jednak teraz dopiero robił to oficjalnie. Po komisarzu nie było widać ani na chwilę wahania czy niepewności. Jedynie oczekiwanie odpowiedzi.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Luca Czw Sie 13, 2020 1:53 am

Usiadłem tam gdzie mi kazano. Skrzywiłem się nawet lżej niż poprzednio. Wydaje mi się, że z każdą chwilą bardziej przyzwyczajam się do tego całego niekomfortowego odczucia bólu. Masochista ze mnie jakiś wychodzi? Nie, skąd. Każdy zaczyna się przyzwyczajać do pewnych rzeczy, po pewnym czasie.
Z uśmiechem na twarzy patrzyłem się na człowieka imieniem Hedrick. Mmm, komisarz. No ładnie trafiłem. Zaśmiałem się w duchu, kiedy usłyszałem stwierdzenie "wasza ofiara". Nie mogę się z tym zgodzić, to nie ja go na śmierć chciałem skazać, tylko oni. Mi był całkowicie obojętny. Właściwie, jak każdy. Ja praktycznie nic nie mam z tym wspólnego. Znalazłem się w złym miejscu i czasie. Nie posłuchałem swojej intuicji. Wszystko przez pieniądze.
-Chciałem zarobić. Miałem wyłącznie ciało do grobu złożyć. A raczej prochy. Ponoć na prośbę rodziny, by owe prochy znalazły się w konkretnym mauzoleum, czy jakoś tak. Bez innego powodu nie opuściłbym swojego własnego cmentarza. To miał być czysty biznes. - Powiedziałem mu prawdę. Czemu mam kłamać? Z natury wiem, że to na dobre nie wychodzi.
Długo sobie nie posiedziałem, bo zaraz znów ktoś przyszedł, znów mam gdzieś iść... Rany, jakbym nie mógł w miejscu siedzieć. Panowie nie wiedzą, że im więcej ruchu ode mnie oczekują, tym więcej krwi tracę? Zero empatii.
Tam gdzie zostałem zaprowadzony to sobie usiadłem. Zastanawiałem się jak długo to przesłuchanie trwać będzie. Zależy mi na czasie. Głównie mi i mojej ranie, która na milutką nie wygląda. I zastanawia mnie czy mój dom w ogóle jeszcze stoi... I co z Froschem. Wyściskam go jak wrócę. Może, nie cały i zdrowy, ale tak zrobię.
-Co mnie łączy? Właściwie nic. Nie jesteśmy rodziną, właściwie ich nie znam. Prawdę mówiąc już zapomniałem jak tamten staruszek się nazywał, a to on do mnie przyszedł z prośbą o pomoc. No, o "pomoc". Miałem później dostać za to zapłatę. - Ominąłem fakt, że to mój Menel mi list od niego przyniósł. Nie będę go wciągał w to bagno. Z resztą, on nie ma nic z tym wspólnego. Co niby by im dał taki świadek? Właściwie nic. Zagadałby chyba ich na śmierć.
-Miałem wyłącznie swoją pracę wykonać. Ów dziadek powiedział mi, kilka dni temu, że ma być egzekucja przeprowadzona, w ramach odkupienia duszy tamtego nieszczęśnika. - W tym momencie wzruszyłem ramionami. Nie orientuję się w religijnych sprawkach. -Nie wchodziłem w szczegóły odnośnie tej osoby, za co niby zginąć miała. Jestem znany z tego, że nie wpycham nosa w nieswoje sprawy. Z resztą, kto by podejrzewał o jakieś złe intencje Pana w świątynnej szacie? W każdym razie, miałem wyłącznie prochy zgarnąć i wstawić do grobu. Dostać za to pieniądze. Tyle. - Czy mogę już iść do domu? Nie chcę, by moje ptaki z głodu zjadły mi menela...
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Pią Sie 14, 2020 3:14 pm

  Komisarz raz po raz kiwał głową i zerkał na swojego kolegę, który na bieżąco robił notatki z tego, co mówi grabarz. Starszy jegomość wyglądał na znużonego rutyną swojej pracy, po jego twarzy nie przebiegał żaden konkretny wyraz.
  — Jak i kiedy staruszek przyszedł po pomoc? Mówił, kogo chce stracić chociażby z nazwiska? — odparował kolejnym pytaniem i umilkł na moment. — Tak na marginesie, co robiłeś dwa-trzy dni temu?
  Hedrick oparł się wygodniej na swoim krześle i patrzył przez chwilę na Lucę, analizując w głowie wszystko, co ten powiedział.
  — Jeszcze jedno — mruknął, sięgając za pazuchę munduru. Wyjął zgiętą na pół kartkę, rozprostował i rzucił Luce po stole. — Znasz ją? Widziałeś?
  Był to rysunek przedstawiający dość szczupłą i raczej młodą kobietę. Jej dokładne rysy zostały pominięte, a obok powtórzono twarz z nasuniętą na nią woalką. Sam ubiór był ciekawy, luźny i wymyślny, ale wyglądał na całkiem wygodny do najróżniejszych zajęć.
  Ktoś zapukał do drzwi sali przesłuchań, ale komisarz to zignorował.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Luca Nie Sie 16, 2020 7:08 pm

Chyba polubię opowiadać. Ciekawe to jest, miłe. Całkiem miłe doznanie. Dopóki jakoś się nie stara dotrzeć do dokładniejszych skrawków mojej moich opowiadań.
-W środę? Chyba tak. Kilka dni temu. - Wzruszyłem ramionami. -No przyszedł do mnie na cmentarz jak się umawialiśmy listownie. Nic wielkiego. Nic mi nie powiedział, żadnych nazwisk nie było podanych. Nie pamiętam już jak on sam się nazywał. - Odpowiedziałem pewny siebie z towarzyszącym mi uroczym uśmieszkiem na buzi. Sama prawda, przyrzekam na własne życie! -Przez ostatnie dni byłem w domu. No i raz na mieście, po zakupy. Poza tym, to nigdzie nie wychodzę. - I to prawda była... Cały czas skutecznie omijałem istotny fakt, posiadania kogoś przy sobie przez ostatnie dni. O tym wiedzieć nie muszą. Z resztą, co im to da? Menel im wiele nie powie. Najwyżej więcej pokręci.
Czy mogę już iść do domu? Zacząłem lekko nogami machać, tyle ile mogłem. Bolało mnie dalej, ale jakoś wytrzymywałem. Jeszcze kilka chwil i to wszystko się skończy, jestem tego pewien.
Spojrzałem na rysunek, który został mi podsunięty. Pierwszy raz tą panią widzę. No, przynajmniej nie przypominam sobie, bym tą osobę chował. Zwróciłem uwagę na jej ładny ubiór i spojrzałem na człowieka, który mnie przesłuchiwał.
-Nie znam jej. A przynajmniej jej nie pochowałem, skoro jej nie pamiętam. - Kolejny raz wzruszyłem ramionami. -Nie pamiętam osób, których nie pochowałem. Bardzo szybko o nich zapominam. A trupy, och, ich pamiętam wszystkich doskonale.
Odwróciłem głowę do drzwi. Ktoś pukał, czy mi się wydawało? I czy ta osoba do środka wejdzie? Proszę, nie chcę tutaj być przetrzymywany jeszcze dłużej przez kogoś innego. Ach, chcę do domu wrócić, niech mnie nie przetrzymują tyle. Jestem niewinny.

_________________

"Thank you for making me
Feel like I'm guilty
Making it easy to murder your sweet memory"
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Mistrz Gry Pon Sie 17, 2020 6:33 pm

  Komisarz lekko zmrużył oczy, przypatrując się grabarzowi. Nie podobał mu się ten jego uśmieszek. Było w nim coś dziwnego, ludzie na przesłuchaniu raczej się nie uśmiechali. Raczej obawiali się o siebie, choć lekka nerwowość mogła być tego właśnie objawem. Zdarza się, że ludzie uśmiechają się z nerwów, ale wtedy są zwykle mniej rozgarnięci.
  — No dobrze... — stwierdził w końcu. — Zwolnię pana, ale będę mieć na oku. Odeskortuje pana jeden z moich ludzi, jemu pan da listy, które otrzymał od tego człowieka. W razie problemów, pan się odezwie do najbliższej siedziby milicji. — Zerknął na towarzysza, po czym wstał i poszedł otworzyć drzwi.
  — Czy pan sobie kpi — burknął tęgi mężczyzna. — To nie są j...
  — Dobra dobra. — Komisarz machnął ręką i zerknął na Lucę. — Teraz opatrzy pana lekarz, panie grabarzu — rzucił i sam wyszedł z sali. Wraz z nim pozbierał się też pospiesznie dziadek od notowania.
  Medyk w nieco przybrudzonym fartuchu obrzucił Lucę uważnym wzrokiem.
  — Chodź no chłopcze — oznajmił i zaprowadził go do sąsiedniej sali, z której wychodziło jeszcze parę drzwi. Zza jednych dochodziły odgłosy rozmów, najwyraźniej nad innym pacjentem, a po słowach typu "spalony" Khann mógł łatwo wywnioskować, o kogo chodziło.
  — Siadaj.
  Lekarz posadził go na stołku, wytarł parę narzędzi w fartuch i odłożył na stoliczek obok. Kucnął przy swoim pacjencie i zaczął odwijać jego prowizoryczny opatrunek. Skrzywił się trochę na ten widok, wszak to była czysta partacizna! Ah, cud, że Luca wciąż żył. Przynajmniej tak właśnie wynikało z jego mamrotania pod nosem. Kazał mu zdjąć lub chociaż podciągnąć koszulę, by mieć dostęp do rany, którą przetarł namoczoną ścierką. Namoczoną w wodzie i alkoholu, więc Luca jeszcze trochę miał pocierpieć. Widząc ranę wylotową, nie kłopotał się z szukaniem kuli, od razu zabrał się do zakładania opatrunku na oba otwory i owijania całości. Kiedy skończył, wrzucił szmatkę do miski z wodą i przetarł sobie czoło ręką.
  — No... Dobrze będzie, tylko tam nie dłubać — pouczył tonem prawdziwego znawcy, a zaraz przeniósł wzrok na młodszego, wąsatego milicjanta.
  To był dokładnie ten sam gość, który dopadł go w lesie, choć nie wyglądał na wzruszonego tym faktem.
  — Możemy iść? — rzucił wąsacz do Luci, podał mu jego łopatę i wsunął ręce do kieszeni. — Umiesz jeździć? Mamy luźnego konia. Szybciej będziemy w Afraaz niż wozem.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Eres Empty Precz z heretykiem

Pisanie by Luca Wto Sie 18, 2020 10:34 pm

Przestałem zbytnio ogarniać co się dzieje dookoła, w głowie zaczynało mi się kręcić. Nie wiem czy to z głodu, czy przez to, że krwi za dużo straciłem. Widocznie moje przesłuchanie dobiegało końca - na szczęście, dla mnie. W końcu moja rana długo tyle znowu wytrzymać nie mogła. Sam medykiem w pewnym sensie jestem i znam wytrzymałość ludzkiego ciała.
Skoro medyk przyszedł i za nim tym razem miałem iść, to poszedłem. Czemu nie, choć miałem pewne obiekcje. Sam mógłbym siebie opatrzyć. Przydałaby mi się jednak pomoc z raną od tyłu. Nie wiem, można byłoby ogarnąć to wszystko sposobem na dwa lustra - jedno miałbym przed sobą, drugie za sobą. Jakoś dałbym sobie sam radę.
Przecierpiałem cały zabieg. Nie piszczałem nawet szczególnie dużo. Burczałem sobie nawet od czasu do czasu niezadowolony. Bolało, bolało mnie niesamowicie, ale znów dało się to przeżyć. Wiedziałem w tej chwili już jedno - nie dam się nikomu wyciągnąć więcej ze swojego cmentarza. Chyba, że do sklepu. Mam pewnego rodzaju nauczkę, która pozostanie ze mną do końca mych dni.
Co do dłubania w ranie... Nie mogę niczego obiecać. Sam sobie opatrunki zapewne zmieniać będę. Może sam dostrzegę coś nieładnego i sam będę chciał się tą raną zająć. Może coś poprawić. Z resztą, obawiam się, że jeżeli mój gość zauważy to coś nowego we mnie, to sam będzie chciał dotknąć. On rąk nie myje, to byłoby niehigieniczne. Chyba bym go za to pogryzł.
-Nie, nie umiem jeździć konno. Z resztą, pewnie szwy by mi popękały, gdybym się naraził na większy wysiłek. - Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie. Nie ma opcji, że na konia w ogóle wejdę. Nawet nie chodzi o mój obecny stan. Zgaduję, że po samej drodze bym zginął, próbując opanować czworonoga.
Cóż, gdziekolwiek pan by mnie nie zaprowadził - wyboru nie miałem i iść dalej za nim musiałem. Liczę, że wóz jednak wybrał i z nim w takim pojadę i dojadę na swój cmentarz w jednym kawałku.
Ach, co ja teraz pocznę? Muszę wrócić do domu, do menela i może mu powiem co się stało. Wydaje mi się, że sam będzie na tyle dociekliwy i sam będzie dopytywać.

Z/T

_________________

"Thank you for making me
Feel like I'm guilty
Making it easy to murder your sweet memory"
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Eres Empty Panna Róża

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pon Maj 31, 2021 9:00 am

wiosna 1869 r.

A więc… Rose Thasnicce… niby może wydawać się mniej istotna, ale to bardzo mylne stwierdzenie. Podobno ma dobrą siatkę szpiegowską, a północne ziemię cesarstwa to jej plac zabaw. Ktoś taki się przyda, skoro mieli już żołnierzy, to szpiedzy tylko się w to komponują. Cerbina uspokajała jedna informacja. Podobno miała romans ze śmiertelnikiem. Bardzo głupie i naiwne, wierzyć w coś tak nietrwałego, lecz przynajmniej poświadczały o tym, że raczej nie w smak jej wojna przeciw ludzkości. I tu ją mają, o ile nie będzie komplikacji.
Chmara nietoperzy, po niemałej podróży z górzystych terenów, doleciała na ziemię oddalone niedaleko Eres, jednego z dwóch podgrodzi samego Afraaz, w którym swoją drogą, nie był chyba od lat. Niemało tam grzeszników, którzy mogliby łatwo wpaść w łapy kogoś takiego jak Amenadiel, co proponuje złote skarby, w zamian za wszystko co masz, tylko nie mówiąc wprost. Teraz to bez znaczenia.
Uformowali się w kształt, zatrzymując się całą trójką na jednym wzgórzu. No właśnie, panna Bellamina im towarzyszyła, jako orędownik Pomiotów, choć nie tylko. Cerbin nie powiedział Killianowi, że przespał się z ich towarzyszką, bo zwyczajnie nie widział w tym teraz żadnych korzyści, czy zastosowania, sama informacja też niewiele dałaby Falone, z kolei Vasilica wydaje się na tyle posłuszną, by też się nie wychylać. Może się domyśli, o ile będzie to cokolwiek znaczyć.
-Mam tylko nadzieję, że tym razem obędzie się bez kłopotów, bo kolejna podróż będzie najgorsza.- Rzucił nagle, ale miał rację, bo żeby dostać się do Sentinella, musieli przebyć cały Medevar. -Postarajmy się załatwić to szybko.
Dodał jeszcze, zwracając głowę w stronę Killiana, który mógł dostrzec, że na szyję Amenadiela, wdzierają się czarne żyłki, wiodące od kołnierza, zaś jego białka oczu, wydają się lekko przekrwione, jakby od popękanych naczynek. Ciężko było oszacować, jak długo trwał w głodzie, gdyż większość na tym etapie utraciłaby zdrowy rozsądek, ale nie on. Przynajmniej nie doszedł jeszcze do fazy, w której każdy śmiertelnik byłby w zagrożeniu. Mało kto widział srebrnowłosego w szale krwi, ale z pewnością, było to jedno z największych niebezpieczeństw dla otoczenia.
-Mój Panie, wszystko w porządku?
Spytała nagle Vasilica, zaniepokojona jego stanem, a ten spojrzał w dal, szukając włości Rose.
-Jeśli będzie coś nie tak, dam znać.- Mruknął i ruszył w kierunku, który zakładał za prawidłowy, zarazem murując się we własnej dumie, aby przyznać, że coś może z nim wygrywać. Bo przecież Amenadiel nie ma słabości, które by go pokonały. A tym bardziej, nie będzie prosił o pomoc. -Vasilico, powiedz mi, skoro już mamy chwilę, jak to się stało, że znalazłaś się wśród Pomiotów?
Spytał dla zaspokojenia ciekawości, bo wciąż miał wrażenie, że kobieta skrywa większą głębię i motywacje, niż to co prezentuje. W długim życiu dobrze poznał ten rodzaj niewidzialnej maski. Jednakże, sama Bellamina wydawała się wstrzymywać z odpowiedzią.
-Przypadkiem. Po ponownych narodzinach, trafiłam na Lisollette, która wzięła mnie pod własną ochronę i szkolenie.
Odparła dosyć ogólnikowo, czym zwróciła uwagę samego Cerbina, choć ten nie dał tego po sobie znać.
-Musiałaś więc czymś zabłysnąć, skoro Cascamia się tak Tobą zainteresowała. Może byłaś kimś interesującym sprzed otrzymania daru Saramira…
-Nie mi to oceniać, Mój Panie.
Rzuciła krótko, kończąc tym temat. Draculeta odniósł wrażenie, że kobieta nie chciała rozmawiać o tym, kim była za śmiertelniczego żywota, lecz z drugiej strony, nie było już na to czasu. Prawie byli u celu ..

_________________

*****
"Nie spodziewałem się okazania miłosierdzia ludzkiego serca, wobec czystej postaci grzechu..."
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Killian Falone Czw Cze 03, 2021 7:52 pm

  Droga mijała dość spokojnie, to odetchnąć po rewelacjach u Cascamii. Tak jak go zapewniano, Vasilica nie opóźniała lotu, nie zdawała się też sprawiać innych problemów. W zasadzie nie było w tym nic dziwnego, o profesjonalizmie Pomiotów słyszał każdy ważniejszy wampir. Nie rozmawiali zbyt wiele, a ona sama była znacznie bardziej zainteresowana Cerbinem, co ciężko było przeoczyć. To też było na swój sposób ciekawe, wyraźnie pałała do niego szacunkiem i sympatią. Raczej nie znali się wcześniej, więc znów mógł oglądać wpływ cudzej reputacji.
  — Ano będzie... — mruknął, odpalając papierosa, kiedy ostatni odcinek mieli pokonać pieszo. Chyba niedługo będzie musiał je uzupełnić... eh. Jakby miał mało problemów na głowie.
  Weźmy chociaż takiego Cerbina. Może i nie spędzali ze sobą każdej minuty, ale jego niedożywienie było już na tyle wyraźne, że Killian miał pewność, że od wizyty u... A może i wcześniej, może nawet od Adren, niczego nie pił. Co prawda Amenadiel był znany ze swojej cudownej stalowej woli, jednak Lian zaczynał w nią powątpiewać. Już raz go zawiodła i choć w innych okolicznościach pewnie niezbyt by się tym przejmował, to jednak teraz musieli zachować ostrożność. To chyba najniebezpieczniejsza część ich obecnego planu, trochę jak wspinaczka bez zabezpieczeń.
  — Postaraj się nie zagłodzić... znowu — mruknął cicho na jego kolejne słowa i przyjrzał się wymownie bladej twarzy i przekrwionym oczom. A potem zjawiła się panna Belladonna, znaczy -mina.
  Gościńce po zmroku są ciekawym widokiem, takie puste i spokojnie, a każdy dźwięk człowiek bierze za niespodziewany napad, bo przecież jaki normalny wędrowiec włóczyłby się o takiej porze. Nie, to na pewno złodziej, bandyta, a może morderca nawet, który właśnie zbiegł z więzienia i potrzebuje ciuchów na zmianę. Aczkolwiek tym razem była to tylko spłoszona czymś antylopa, którą Falone odprowadził wzrokiem w stronę migocącego w dali miasteczka i otaczających je plantacji. Oj, farmerzy nie będą zachwyceni z takiego gościa. Ale z nich pewnie też by nie byli.
  Jednym uchem słuchał ich rozmowy, nie było to trudne nawet, gdyby pozostawał w znacznej odległości, o tej porze jedynym zagłuszaczem zdawały się świerszcze. Jej odpowiedzi były boleśnie milczące. Jakby chciała je ukrywać, ale jednocześnie powiedzieć wprost "nie chcę o tym mówić". Czy była to prowokacja cerbinowej ciekawości, czy zwyczajny brak wprawy, ciężko mu było teraz powiedzieć.
  Ich droga więc skręciła od głównego traktu, wiodąc prosto do dworku na wzgórzu, urokliwej willi Ohara Tila otoczonej murem obrosłym przez dzikie pędy różane. Ten sam kwiat zdobił ażurową bramę. Nie stali tam długo, bo już do nich śpieszył średniego wieku odźwierny, którego klucze u paska dzwoniły przy każdym kroku. Ubrany był bardzo porządnie i podpierał się laską, choć z młodocianą jeszcze zręcznością. Jego gęsta, szpakowata broda była równo przystrzyżona a włosy zaczesane do tyłu, odsłaniając surową, ale uczciwą twarz.
  Przyświecił latarnią, by się im przyjrzeć, aż na dwie sekundy dłużej jego wzrok zatrzymał się na twarzy Cerbina.
  — Dobry wieczór, państwu — przywitał się grzecznie i otworzył bramę. — Zapraszam.
  Poprowadził ich do drzwi, a Killian w tym czasie zastanawiał się, po czym poznał ich w pierwszej kolejności. Właściwie już sam fakt, że ich poznał, był ciekawy, bo ani Falone, ani Cerbin nigdy go nie widzieli. Z Vasilicą... mogło być już różnie.
  — Zawiadomię panią Thasnicce, proszę się rozgościć — rzucił zostawiając ich w przestronnym salonie utrzymanym w ciepłej kolorystyce drewna, czerwieni i żeliwnych dodatków.
  Killian ruszył wolno przez pokój, wodząc wzrokiem po obrazach, lecz zaraz jego uwagę przykuły kroki. Nie mężczyzny z laską, te były kobiece. Rudowłosa służąca dygnęła wdzięcznie.
  — Czy życzą sobie państwo coś do picia? A może ciasta? — zapytała.

_________________

Kto się oburza na prawdę, pragnie żyć w kłamstwie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Cerbin Amenadiel Czw Cze 03, 2021 8:32 pm

Przytyk Killiana był teraz zbędny, doprawdy nie musieli do tego wracać. Raz przegrał ze swoimi możliwościami, lecz jeszcze wtedy nie znał własnych granic. Wielokrotnie miał okazję je przekroczyć i wiedział gdzie są. Wiedział więc też, że jeszcze nie jest w stadium objętym zagrożeniem. Może było mu nieco słabo, ale to od ciągłej wędrówki. Dalej byłby w stanie powalić niejednego i wytrzymać, nawet z juchą na trawie. Wiedział to. Przecież się znał. Przecież sam stworzył wizję świata, w którym głód nie wygrywa z wampirem. Tym chciał się kierować. Nie ulec, nigdy więcej. Lecz może faktycznie potrzebował większej kieszeni, o której wspomniała Lisollette, co pomieściłaby jego ego. Był w końcu Cerbinem Amenadielem. Nie zdziczałym potworem.
Vasilica z kolei zastanawiała się co Lian miał na myśli, mówiąc "znowu"... nie odnosił się raczej do ferelnego incydentu z kryptą, więc kiedy Cerbin się zagłodził? Miała wrażenie, że wcale go nie znała dobrze, choć chciałaby to zmienić. Lecz tym bardziej Draculeta brnie we własne postulaty, tym bardziej zamknięty na otoczenie jej się wydawał. A nawet, reagował bardzo źle, na próby pomocy mu.
Dotarli jednak do bramy oddzielającej włości od terenu rezydencji, ale już biegł klucznik, czy tam lokaj, sługą, cokolwiek. Mężczyzna przyjrzał się bardziej twarzy Cerbina, by ten uśmiechnął się szeroko, z przymkniętymi ustami. O dziwo, otworzył od razu, jakby znając ich nie od dziś. Pułapka? Po wizycie u Pomiotów, nie był już taki skóry do wchodzenia gdzie ci tylko drzwi otworzą.
-Mówiłeś coś, że jest wielbicielką manifestu, tak…?
Spytał Falone żartobliwie, jakby spodziewał się zaraz zobaczyć własne portrety. Co prawda, pozował kiedyś u mistrza Olbrachta, ale raczej oryginalny obraz nie trafił w ręce Rose. Chyba. Swoją drogą, Vasilica która plątała się za nimi bezszelestnie, dobrze słuchała. Ciekawe co sobie myślała.
Weszli do pokoju, gdzie mieli oczekiwać. Lian zaczął sobie łazić, Bellamina przystanęła z boku, a Cerbin… cóż, ciężko usiadł, jakby już nie miał siły utrzymywać się na własnych nogach. Jednak jego chwila spokoju została zakłócona przez służkę.
-Nie…
Mruknął, choć starał się nie zabrzmieć gburowato, zaś Vasilica tylko sprzecznie pokiwała głową. Była na misji, nie w gościach, więc uznała, że jej nie wypadało.

_________________

*****
"Nie spodziewałem się okazania miłosierdzia ludzkiego serca, wobec czystej postaci grzechu..."
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Killian Falone Sob Cze 05, 2021 12:35 am

Ależ oni wszyscy byli mili. Ten burknął tylko zdawkowo, ta ani me ani be, a biedne dziewczę tak bardzo się starało wypaść jak najlepiej. Zupełnie jakby to był jej pierwszy dzień albo pierwsi ważniejsi goście, a może ostatnio podpadła swojej pani i teraz chce się zrehabilitować. Albo zwyczajnie jest służbistką, takie zawsze się ładnie uśmiechają, a w rzeczywistości są jak te żmije. Właściwie nie było mu jej szkoda, co innego z darmowym alkoholem.
— Wystarczy wino — odparł, na co ta skinęła głową i uciekła z widoku.
Tak naprawdę miał ochotę na coś mocniejszego, ale obawiał się, by Cerbin mimo wszystko się nie dołączył. W jego stanie upojenie nie byłoby wskazane, a wina na pewno nie tknie.
Zjawił się trunek, lecz służka nie zdążyła wyjść, nim w progu stanęła w końcu panna Rose.
Jej złociste włosy opadały swobodnie, choć zdawały się doskonale utrzymane w ryzach mimo to. Drobna twarz i żywe spojrzenie jasnych oczu dodawały uroku, a kremowa suknia z ciemnymi dodatkami — bogatej elegancji. Chyba najlepszym określeniem jej aparycji była "córka hrabiego", piękna i nieskalana, choć nie znajdująca się jeszcze na szczycie hierarchii. To było właśnie to coś, co Rose wykorzystywała całe życie. Niepozorność.
— Witam — odezwała się z uśmiechem, ignorując znikającą służkę. — Widzę, że czekanie nie należało do tych najgorszych — Skomentowała kieliszek w dłoni Killiana, odrywając jego uwagę od dołu jej sukni.
— Bywało gorzej — odparł, wracając myślami do chwili obecnej. — Pozwól, pani, że ci przedstawię, to Vasilica Bellamina i Cerbin Amenadiel we własnej osobie. Ja zaś jestem Killian Falone. Co zaś nas sprowadza, to wielki problem i jeszcze większe możliwości.
Kobieta delikatnie uniosła brwi i przekrzywiła głowę. Ten sposób przedstawienia chęci dobicia interesu wydawał się ciekawy, ale też przede wszystkim nieprzypadkowy.
— Usiądźmy.
Killian jeszcze raz zerknął na rąbek jej sukni, który, byłby przysiągł, jest ubłocony, jednak zostawił w spokoju ten fakt, przechodząc do wyjaśnienia, od sytuacji politycznej, poprzez incydenty, do...
— Pomioty? Zuchwały ruch ze strony Ardamira... — Kątem oka zerknęła na Vasilicę.

_________________

Kto się oburza na prawdę, pragnie żyć w kłamstwie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Cerbin Amenadiel Sob Cze 05, 2021 12:14 pm

Nie zamierzał wyjść tak obcesowo, czy jakkolwiek niemiło, w stosunku do służki, lecz wystarczyło spojrzeć na niego, by zrozumieć, że nie czuł się najlepiej, a z pewnością, na życzenie czegoś “do picia”, mógł mieć głupie pomysły. Nawet nie był pewny, czy służba to wampiry, czy śmiertelnicy, a jak to drugie, to jak wiele wiedzą o swojej pracodawczyni. Odnośnie mrukowatości Vasilici, nawet on nie był zaskoczony, tego oczekiwał zresztą po Pomiotach, prawdziwych cieniach, które widzą, pilnują, a są tacy, jakby ich tu zupełnie nie było. No, może nie każdy Pomiot taki był, sama Lisollette wydawała się bić innych po twarzach swoją aurą i urokiem osobistym, lecz była na nieco innym poziomie, jako arystokratka. Miała swoje dodatkowe zobowiązania, które nie pozwalają jej na milczenie, czy wypadnięcie w złym świetle.
Wino… sprytnie Killianie, nie było to zachęcające do zmiany zdania, więc po prostu mógł poczekać bez niczego. Ale, w sumie, długo nie musiał. Po chwili, zobaczył objawiającą się w salonie Rose, na co ten ze skrywanym trudem, znów wstał, za moment przenosząc przekrwione oczy na jej twarz. Faktycznie, to jedna z tych, które wyglądają niepozornie. A więc tak wyglądała wampirzyca, która związała się kiedyś ze śmiertelnikiem i go nie przemieniła w szkaradztwo. Niebywałe. Ciężko było mu sobie wyobrazić, taki związek w jego wypadku. Jeden tego typu już odrzucił, ale to było dawno temu… w dawnych czasach… tak dawnych, że nikt w tym pokoju nawet ich nie może pamiętać, poza nim.
Kiedy zostali przedstawieni, Bellamina splotła dłonie przed sobą i ukłoniła się lekko, z kolei Cerbin założył jedną rękę za plecy, a drugą, przyłożył do piersi, powoli i łagodnie, robiąc to samo.
-To przyjemność po mojej stronie…

Po pewnym czasie, Killianowi udało się streścić całe ich poczynania od roku 1790, z dużym przeskokiem do tematu rebelii, a dalej, z kwestią tworzonej Izby Lordów, po same Pomioty. Vasilica poczuła na sobie spojrzenie kobiety, lecz jako jedyna, nie zajęła miejsca siedzącego, stojąc u boku Cerbina, jak jego służka. Jej wyraz twarzy pozostawał opanowany, lecz dalej nie odzywała się słowem, jakby miała zaklęte usta, zabraniające jej się wtrącać. Dla niewtajemniczonych, robiło to wrażenie.
Amenadiel przetarł łagodnie twarz swoimi palcami, które skrył pod rękawiczką i poprawił chustę na szyi, jakby maskował swoje zmiany jak tylko mógł, by zaraz, uwięzić miodowe spojrzenie na kobiecie.
-Egocentryczny i lekkomyślny, śmiem stwierdzić. Ardamir zwrócił się przeciw neutralnym siłom, które teraz zmuszone były podjąć działania. Jesteśmy na etapie, z którego już nie można się wycofać. Nadchodzą zmiany, zaś niedługo, każdy wampir będzie musiał zdecydować, po której stronie staje. Czy opowie się za tyranią i strachem pod butem von Niftenhaum, czy też za bezpieczeństwem i współistnieniem nowego królestwa. Ale zmiany, potrzebują dobrych chęci.- Nachylił się delikatnie do przodu, wpatrując się w arystokratkę. -Chcemy nieść zmiany, o jakich mówił mój manifest. Świat, w którym wampiry nie idą na bezsensowną wojnę, tylko mogą żyć wśród ludzi. Gdzie młode i słabe wampiry, nie będą żyć w zaszczuciu, porzucone przez panów z głowami w chmurach...

_________________

*****
"Nie spodziewałem się okazania miłosierdzia ludzkiego serca, wobec czystej postaci grzechu..."
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Killian Falone Nie Cze 06, 2021 2:55 pm

  Killian zerknął kątem oka na stojącą Vasilicę. Na pierwszy rzut oka było to dziwne, ale po namyśle zaczął dostrzegać zalety takiej sytuacji. Była gotowa na wszystko bardziej od nich, choć oni mogli zawsze umknąć w inny sposób. Jak jednak zauważył Cerbin, a nie powiedział tego głośno, nikt nie znał służby Rose, nie było żadnej pewności, że taki ruch nie będzie dla nich szokujący. To by było wybitnie nie stosowne z ich strony.
  Jasnobłękitne oczy Rose skierowały się na Amenadiela, kiedy podjął temat. Przypatrywała mu się z widocznym zainteresowaniem, niczym młoda uczennica na ulubionym wykładzie... albo raczej na pokazie, kiedy wszystko to dzieje się ku jej uciesze. Wyglądała z tym trochę niepoważnie, ale może to też kwestia jej młodych rysów twarzy. Gdyby ktoś miał zgadywać, pewnie przypisałby jej nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Jakby się nie umalowała, to jeszcze mniej.
  Nawet nie drgnęła, kiedy się nachylił.
  — Naprawdę wierzysz w neutralność, panie Amenadielu? — rzuciła swobodnie i usiadła prosto w fotelu, na moment zarzucając spojrzeniem na obraz za plecami Killiana, który przedstawiał tradycyjną pogoń z psami. — Pomioty nigdy nie były neutralne, co najwyżej stanowiły zupełnie osobny front... Ale koniec końców każdy gra pod siebie. — Uśmiechnęła się uroczo do Cerbina.
  — A jednak mamy wspólne cele, których nie osiągniemy samotnie. Myślę, że wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek, pani. Tak jak o tym, że czas sprzyja teraz zmianom. Jeśli pozostaniemy bierni, jedyne, co będziemy mogli zrobić, to stanąć z boku i umrzeć, patrząc, co się dzieje. — Złączył dłonie palcami.
  Wampirzyca z wolna pokiwała głową.
  — Więc prosicie, bym zerwała większość kontraktów, zdradziła swoich klientów, a z moich ludzi uczyniła zastęp podwójnych agentów, a potem stanęła po stronie nowej korony... — Umilkła na chwilę, bawiąc się pustym kieliszkiem stojącym na stole. — W zamian za wasze słowa... — Szkło zakręciło się niebezpiecznie na podstawce, lecz powoli ustabilizowało w pionie, co Rose obserwowała w skupieniu. — Słyszałam w życiu setki opinii politycznych, wampirzych czy ludzkich. Przeważająca większość była na tyle elastyczna, by wygodnie dostosować się do każdej sytuacji i nastrojów. Jak karaluch, który spokojnie przeczeka pod butem, by potem uciec bezpiecznie do dziury. Ale wasze opinie zawsze pozostawały takie same. Może nazbyt utopijne... — Zerknęła na Cerbina, a potem Killiana. — Lub ostrożne, lecz nie dwulicowe. Zgadzam się.
  Na twarzy Falone'a pojawił się uśmiech.
  — Zatem witam u początku nowej epoki — oświadczył z wyczuwalną zatysfakcją i upił wina.

_________________

Kto się oburza na prawdę, pragnie żyć w kłamstwie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Cze 06, 2021 4:03 pm

Lubił, kiedy ktoś go słuchał z zainteresowaniem, a może nawet, fascynacją nad wypowiadanymi przez niego słowami. W gruncie rzeczy, to komplement dla zawodowego mówcy, bowiem złotoustość to jedna z jego cech. Czasem fałszywa, a czasem po prostu ładnie deklarująca, jaka jest jedyną słuszność. W tym wypadku, była nią rebelia.
-Wierzę w neutralność, gdy trwa pokój. Nie na wojnie, a ta, właśnie się rozpoczęła.
Odparł jej z uśmiechem, by zaraz, pałeczkę przejął Killian. Właściwie, tylko Vasilica z całej tej grupy wiedziała czym była prawdziwa neutralność Pomiotów, w końcu, to przecięcie tej złotej i oprawionej wstęgi, doprowadziło do politycznego rozłamu. Może wiedziała, ale jak już, zachowała to dla siebie, jak większość myśli.
To co nagle powiedziała Rose, sprawiło że Cerbin zaczął się zastanawiać, czy wampirzycą przypadkiem nie była już myślami przygotowana na taki stan rzeczy, wiedząc jakie natychmiast podjąć działania. Lecz, po chwili, kolejne jej wypowiedzi rozjaśniały nieco tę sprawę. To prawda, że byli nieco stali w postanowieniach i chęciach zmian, przynajmniej Amenadiel, który powtarzał własne słowa sprzed ponad wieku. Ponieważ, on nie lubił się dostosowywać. To on wytycza nowe ścieżki, nad którymi musi mieć pełną kontrolę, ponieważ - nigdy się nie myli. A i tym razem, rozsądek wygrał.
-Rad jesteśmy to słyszeć. Nowemu królestwu przydadzą się szpiedzy o takiej renomie. Zmiany następują szybciej, niż się spodziewamy. Zmianami jesteśmy my.- Pokręciło głową, przymykając oczy. Nie czuł się dobrze, ale uśmiech wystarczył, by najlepiej skomentować wynik tej dyplomacji. -Gdy wyślesz swoich ludzi na Neraspis, będą tam już Pomioty i emisariusze Edgara. Reszta dołączy na przestrzeni tygodni. Gdy nadejdzie czas, wezwiemy wszystkich, na narodziny Izby Lordów, której będziesz częścią.- Dodał, spoglądając na nią łagodnie, a za moment, na Killiana. -Nas zaś teraz czeka długa wyprawa… do Sentinella…
Zaznaczył, by przypomnieć trasę. Musieli przelecieć cały Medevar, do Sear, co oznaczało największe wyzwanie. Lecz nie było co tracić czasu, byli już w końcu w połowie swojego zadania pozyskiwania sojuszników.

_________________

*****
"Nie spodziewałem się okazania miłosierdzia ludzkiego serca, wobec czystej postaci grzechu..."
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Killian Falone Pon Cze 07, 2021 12:23 am

  Killian obserwował z zainteresowaniem, jak panna Rose bawiła się słowem i ich pewnością siebie. Niezbyt mocno, ale przynajmniej zahaczyła o to i był pewien, że potrafiła znacznie więcej. Czy była to swoista prezentacja siebie, nawyk czy może zachcianka, ciężko powiedzieć. Ważne, że zgodziła się stanąć po ich stronie, mimo wszystkich wymienionych przez siebie problemów, które tylko brzmiały na proste do zrobienia. Nie wątpił, że i u niej nie braknie osób, które mimo wszystko wolą obecną władzę sypiącą groszem dla wiernych psów.
  — Dziękuję za komplement — rzuciła cicho z delikatnym uśmiechem, choć był nieco inny od pozostałych. Bardziej... pewny siebie i elegancki. Całkowicie też zignorowała jego pompatyczne porównanie do niesienia zmian. Pokiwała głową na bardziej konkretne informacje. — Izba Lordów... — Zerknęła na Killiana. — Zamierzasz, panie, radzić się wiernej arystokracji.
  — Zignorowanie ich głosu byłoby bardzo nierozsądne z mojej strony — odparł Falone spokojnie.
  Skinęła głową z wyraźnym zadowoleniem na twarzy i zerknęła na Cerbina.
  — Sentinell z pewnością was czymś uraczy, jednak powinniście wziąć coś na drogę. Nalegam.
  Jak pogroziła, tak też uczyniła, zaopatrując ich w zapas zwierzęcej krwi dobrej jakości, który powinien wystarczyć na racjonalne gospodarowanie aż do Sear. Prawdopodobnie, gdyby Cerbin się napił, poszłoby więcej naraz, jednak to nie powinien być dla niego problem, skoro nawet teraz zachowywał zdrowe zmysły.

z.t.

_________________

Kto się oburza na prawdę, pragnie żyć w kłamstwie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Eres Empty Re: Eres

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach