Ursa

2 posters

Go down

Ursa Empty Ursa

Pisanie by Mistrz Gry Sob Gru 22, 2018 1:28 pm

autor: mujon21, deviantart.com
Zabita dechami dziura jakich mało - tak oto określają ją wszyscy, którzy w ogóle słyszeli o tej niewielkiej wiosce w centralnej części Gór Koronnych. Jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy, gdyż wszystkie budynki są w większej mierze drewniane i dostatecznie stare, żeby wyglądały na sklecone naprędce. Miejsce to utrzymuje się głównie z eksportu drewna i ryb rzecznych, a tekże faktu, że leży idealnie na szlaku łączącym Medevar z Hargonem i innymi państwami wschodnimi. Mimo to niewielu ludzi się tam zatrzymuje ze względu na bliskie sąsiedztwo Puszczy Kirtańskiej. Zdecydowanie wolą spędzić jeszcze te parę dni w siodle i wypocząć w bezpieczniejszym Sear czy Sadah. W Ursie nie ma zbyt wiele do roboty, chyba że ktoś chce pomóc w młynie lub przy sieciach, jednak nie powinien liczyć na godziwy zarobek. Pola uprawne też nie są duże, wystarczają na prywatne potrzeby mieszkańców. Jedno natomiast, z czego słynęło niegdyś to miejsce, to wiedźmy. Wioskowa czarownica, czy zwana przez miejscowych babka, pełniła zarówno funkcję doradcy, medyka, co i swoistej złotej rączki, wzywanej do wszelkich problemów. Podobno potrafiła też przepowiadać przyszłość i zsyłać klątwy. Podobno w Ursie nadal mają swoją babkę, pomimo krzywych spojrzeń ze strony aran. Wiadomo natomiast, że zamieszkuje tutaj jeden z druidów, sędziwy Zoalger, którego maleńka chatka znajduje się na północnym krańcu wioski. Znajdzie się niewielka tawerna, w której co prawda są tylko dwa ciasne pokoje, ale da się zjeść zupy i wypić domowej nalewki.
SPRZEDAŻ

  • drewno
  • ryby

POPYT

  • wełna
  • bawełna
  • narzędzia

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ursa Empty Re: Ursa

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Cze 10, 2021 11:09 pm

PO TIMESKIPIE

Gdy księżyc znalazł się na szczycie pociemniałego nieboskłonu, nad Ursą powoli zbierały się jeszcze czarniejsze, upiorne chmury, przykrywając stopniowo gwiazdy, jakby skłaniając wszystkich, aby wrócili do swych domów…
-...mały chłopczyk; śliwkę zjadł... zaraził się cholera, trupem padł…- Nucił cichutko, spod swojego kaptura, stawiając powoli kroki po wydeptanej ścieżce, która prowadziła go w głąb drewnianych zabudowań. -...chłopiec większy, gniazdo mewy; urwała się lina, żałobne śpiewy…- Wodził dalej, wciąż cicho, rozglądając się łagodnie, zawieszajac wzrok na zamykanych oknach, z pomocą klap, których miał nie pokonać wicher, czy zła mara. -...pudło z farbami; dziewczynka mała... polizała pędzel, duszkiem się stała…- Powoli zbliżał się do większego budynku, choć z niego też powoli wychodzili ludzie, poprawiając swoje nakrycia głowy, śpiesząc się, jakby ich złe licho goniło. -...dzieci piszczą w niebogłosy; Gobi wszystkie pożre w nocy…
Dokończył przyśpiewkę, korzystając z niedomkniętych przez klienta drzwi, znikając we wnętrzu małej tawerny, w której panował półmrok, z którym ledwo radziły sobie dwie odpalone świece. Były tu dwa ciasne pokoje, oraz szynkwas dla mężczyzny, który grzebał pod ladą. Podszedł do niego powoli, zdejmując z głowy kaptur, odsłaniając jego popielate włosy, zaś właściciel przybytku zawiesił wzrok na jego przekrwionych oczach.
-Późna pora na picie…
Rzucił, z grymasem niezadowolenia na twarzy. Najpewniej chciał samemu iść do domu, aby uniknąć gorszącej się pogody. Gaspard jednak uśmiechnął się lekko, niestrudzony tymi słowami.
-Jedna nalewka i będę gotów ruszać.
Odparł, kładąc na drewnianym blacie dwie monety, zaś facet przyjrzał się im uważniej, by zaraz je zainkasować, przygotowując swój alkoholowy twór. Zerkał co rusz na tajemniczego klienta, a zwłaszcza, na jego ślepia.
-Wyglądasz, jakbyś nie spał długo. Po cholerę zatrzymujesz się w Ursie?
Zapytał, a Gaspardowi przez myśl przeszło te pytanie dwukrotnie. W rzeczywistości, wcale się tu nie zatrzymywał, tak naprawdę, opuszczał to miejsce. Po tym jak spełnił wolę Boga Śmierci, zanosząc amulet w miejsce docelowe, oraz żegnając się z Serafiną i Harimem, który ruszyli we własną podróż, był wolny. Całkowicie wolny. Nie miał celu, nie miał świętej misji, a jego problem, z którym tak długo walczył, w końcu się skończył. Po niespełna roku. Ciężkiego roku, który zwiastował dla niego czas jeszcze większych prób i nieznanego, co czekało na niego tuż za rogiem. Chciał oddać się temu i zmienić coś w swoim życiu, zawładnąć nad samym sobą, ale wymagało to wielkiego wysiłku. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Z pewnością, będzie inaczej. Teraz, musi. Złożył kolejną obietnicę, wielkiej wagi i nie byle komu, że tak się stanie. A Gaspard, był słownym człowiekiem.
-To był ciężki czas…- Zamyślił się na moment, tłumacząc swoje oczy, które w rzeczywistości, były efektem wstrzymywania się od krwi. Ciężko walczyć z uzależnieniami, zaś krew była czymś gorszym, niż papierosy, czy alkohol. Niosła większą cenę. -Jestem tylko przejazdem, ruszam dalej, właściwie, za moment.
Dopowiedział, a wtedy otrzymał szklankę z nalewką, którą pochwycił w dłoń. Mężczyzna pokiwał głową, jakby aprobował tą myśl, nie widząc nic dobrego w specyficznym nieznajomym w tych stronach. Jeno wystarczy, że babka stara opowiadała ostatnio, o upiorach, teraz każdego byle wiatr poganiał.
-Dokąd to…?
-Jeszcze nie wiem. Chyba na zachód. W przeciwną stronę nic nie ma. Co jest najbliżej…?
Dopytał, bo w gruncie rzeczy, wstępny plan zakładał powrót w rejony bardziej znajome, jak ziemie senemskie.
-Najbliżej…? Chyba “Gospoda Pod Kłem”, po drodze do Sadah, lecz nie zatrzymuj się tam, mówią na to “Mordownia”. Chyba, że życie Ci niemiłe...
Nakreślił, zaś Gaspard jednym susem opróżnił szklankę i przetarł usta, nakładając na głowę kaptur i zerkając ostatni raz na barmana.
-Dziękuję. Uważaj na siebie.
Odparł, ignorując to ostrzeżenie, bo widział już tyle, że takie określenia nie robią na nim wrażenia, póki tego nie zobaczy. Nie taki czort straszny, jak go malują, czy jakoś tak.
Wampir opuścił tawernę, smagany wzmacniajacym się wiatrem, lecz to był znak, by iść przed siebie, na zachód, cokolwiek go tam czeka. Pogładził dłonią swoją torbę, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu. Przy pasie wciąż miał pistolet od Grycana, którego mu nie oddał i zapewne nie będzie miał najbliższej okazji do tego. Ale przy sobie miał coś cenniejszego. Trzy flakony, ze specyfikiem od Rantira, które pozwalały mu na jeden dzień, chodzić w promieniach słońca… były cenne… i ostatnie. Dlatego, musiał pozostawić je na czarną godzinę i powrócić do życia pod osłoną nocy. Ale hej, przygodo…

z/t
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach