Ulice Afraaz

+8
Claudie Misfortune
Dheria Sahana
NPC
Razikale An'Doral
Thaazis Hassir
Luca
Frosch Misfit
Mistrz Gry
12 posters

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Ulice Afraaz Empty Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Sro Cze 06, 2018 4:22 pm

autor: playbuzz.com
W Zatoce Afraaz mieści się duże miasto portowe, niezwykle gościnne, wesołe i pełne nieoczekiwanych przygód. Łatwo znaleźć tu wszelkiego rodzaju włóczęgów, handlarzy, marynarzy, a nawet piratów. Bardzo wysoka tolerancja rasowa i kulturowa sprawia, że Afraaz jest wbrew pozorom jednym z bezpieczniejszych miejsc dla odmieńców czy "dzikusów" w ogólnym pojęciu. Sporo tu jednak miejsc o podejrzanej renomie, a straż miejska... cóż, niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia, więc jeśli dobrze się rozejrzeć, to można znaleźć każdy rodzaj przedsiębiorczości. Pobyt nie wymaga wielu pieniędzy, a białe krużganki i wykończenia z ciemnego drewna cieszą każde oko. W mieście stosunkowo niewiele jest zieleni, prędzej znaleźć można kwiaty w oknach i balkonach, wąskie uliczki czasem ledwo mieszczą wóz z osłem, a co dopiero chodnik i trawnik. Ulice oświetlają latarnie naftowe, co wieczór zaświecane przez dyżurnych dokładnie kwadrans przed zachodem słońca.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sro Mar 11, 2020 7:13 pm


Noc to czas, gdy nie mogę czasem spać, a jak nie mogę spać to idę na miasto. Nie, nie idę po to by się zabawić z dziwkami czy upić, o nie, ja zasuwam ciemnymi uliczkami, ciągnąc za sobą mój mały, drewniany wózek, ze skrzypiącym kółkiem, które aż dziw, że się kręci dalej i nie odpada. Wózek wypełniony jest wszelakimi różnościami, ale takimi, których nie da się zjeść. Znalezione jedzenie pakuję do plecaka, co go na plecach mam, czyli tam gdzie plecak powinien być.
Szurając butami pociągnąłem nosem, wsadzając palec do gęby i wydłubując resztki jakiegoś, dosłownie, śmieciowego żarcia, spomiędzy zębów. Nierówny chodnik zatrząsł mi wózkiem i kawałek żelastwa z dzikim hałasem spadł na ziemię.
-A ty kochaniutki gdzie spierdalasz?- zaśmiałem się do mojej własności, za którą kupię sobie kieliszeczek czystej. Podniosłem go i wrzuciłem tam skąd spadł. Do celu już blisko.
Zapchlony Beuno nie śpi często po nocach jak ja, bo pilnuje swojego złomu jakbby od tego zależało jego życie, więc jest duże prawdopodobieństwo, że go nie obudzę. Do nikogo innego nie pójdę z towarem, bo inni do parszywi oszuści, tylko orżnąć chcą wszystkich na kasę. W sumie Beuno też taki jest, ale znam go od wielu lat. Ja mu daję dobre rzeczy, a on mnie nie wsadza chuja w dupę i wszyscy żyją szczęśliwie.
Podlazłem do jego domu, zapukałem solidnie w frontowe drzwi i po kilku sekundach dało się słyszeć za nimi szurające kroki kulasa. Wrota się otworzyły i powitałem gospodarza szerokim uśmiechem.
-Doberek, jak ssie masz koleszko?- zasepleniłem lekko, bo nie przygotowałem się na mówienie odpowiednio. Zmarszczyłem brwi, ale wyszczerz nie zniknął.
Facet westchnął ciężko, spojrzał na mnie, na wózek. Nawet nie chciało mu się teraz sprawdzać co tam mam. Sięgnął po klucze i wyszedł na dwór zamykając za sobą drzwi. Przechodząc obok mnie zmarszczył nos, aż sam się powąchałem. No śmierdzę, ale tak jak zwykle, nie jakoś specjalnie.
Poszedłem za nim na tyły kamieniczki, gdzie Beu ma dużą szopę na metale, zajmującą praktycznie całe, niewielkie podwórko, jest to też poniekąd jego pracownia, bo on jest artystą, inżynierem czy kimś tam jeszcze. Lubi babrać się w metalach tak czy inaczej mimo buntów sąsiadów, co hałasów nie lubią.
Jego dziwaczny pies przyczepiony łańcuchem do ściany budynku zawarczał na mój widok, więc mu odwarknąłem, a sierściuchowi się to nie spodobało, po podniósł się z ziemi i zaczął ujadać pełną gębą.
- Ty to debil jesteś, normalnie z lasu żeś tu przylazł dzikusie jebany. -facet warknął na mnie ostro, łapiąc kundla za obrożę i szarpiąc przyciągnął do budy, uspokajając go kopem z dupę. Gościu chyba nie był w najlepszym humorze. Wzruszyłem tylko ramionami i udałem, że poprawiam coś na wózki. Bardziej złościć go nie chciałem.
- Co masz? -w końcu się zainteresował i podszedł do mnie wycierając łapy w koszulę.
-To co zawsze. Druty, ładne i długie, niepopękane i proste. I mam pręty i blaszki, te giętkie co je lubisz. Se obejrzyj i wybierz co chcesz, co ja ci gadać będę.- zaśmiałem się i odsunąłem się od koszyka ściągając plecak z ramion.
On dostawał orgazmów widząc mój towar, a ja szamałem kawałek chleba, który wcześniej obskubałem z zielonego meszku. Z niezadowoleniem widziałem, że nie bierze wszystkiego, co mu oferuję i co myślałem, że weźmie. No nic, to pójdę do kogoś innego, albo sam zmienię się w artystę i będę robił metalowe rzeźby czy coś, naprawiał płoty.
Spojrzałem na niebo. No normalnie romantyk ze mnie. I patrzyłem na to niebo i wspominałem ostatnie zdarzenia. Walkę ze szczurami, wpadnięcie w dziurę na uliczce, Elfika lubiącego makaron i moje mycie się. Znaczy wspominałem to jak się myłem i wspominałem efa, żeby nie było, że wspominam jakiegoś elfa co lubi jak się myję.
Kurwa może i nawet chciałbym coś zmienić w swoim życiu. Może powinienem faktycznie wziąć kredyt? To nie tak, że się z niego wypłacę kiedykolwiek. Jak mi się uda, to go spłacę, a jak nie do zwyczajnie dalej będę żyć w takim bagnie w jakim żyję, bez różnicy.
- Biorę to. Reszta nie potrzebna. -facet rzucił, schował rzeczy do szopy i poszedł do domu po pieniądze. Skinąłem tylko głową, rzuciłem psu resztkę chlebka, bo należy mu się nagroda za nieodgryzienie kopiącej go nogi i zacząłem pakować wywalone na ziemię niepotrzebne metale, zacinając się przy okazji jednym w łapę. Ssąc palca usłyszałem brzdęk monet, które dostawszy przeliczyłem. Wszystko się zgadzało, schowałem 15 drahm do kieszeni portek, pod stertą szmat.
-Jakieś zamówienia?- zapytałem znów z uśmieszkiem, nachylając się do Pana Ładnego.
- Nie, mam jeszcze rzeczy z ostatniego razu, zajmij się sobą. -rzucił tylko i ruszył na przód domu, a ja, jak to ja, posłusznie poszedłem za nim.
-Śpij dobrze i nie choruj.- życzyłem mu dobrej nocy machając ręką, gdy znajomy chował się w domku, ale udało mi się usłyszeć jakieś odburknięcie miłym tonem.
Delikatny uśmiech pojawił się na mojej szczerbatej mordce. Poprawiłem "ubrania" i zacząłem toczyć się z moim wózeczkiem w kierunku mojego śmietnika. Zajrzałem do wózka. Leżał w nim kawałek drutu. Może faktycznie zacznę artystować i zarabiać na tym? Rysować umiem, ale nie mam ani papieru, ani nic do pisania, a druty i metal są wszędzie jak się umie szukać. Próbować mogę, zawsze to jakieś zajęcie.

Z/T

_________________

And I was holding, burning, waking, turning
Tasting blood and losing time
I want to get a hold of myself
Baby, I was one in a million
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sob Mar 14, 2020 11:22 pm

No więc lazłem tą ulicą z moim wózkiem i resztkami metalu, co ich koleżka nie kupił, aż dolazłem do mojej zapyziałej ślepej uliczki. No i malina. Doturlałem się do końca alejki gdzie za rzędem niepotrzebnych skrzyń i wielkich śmietników leżała sobie na boczku zgrabna szafa, bez nóżek, cała obdrapana i zaszczana od zewnątrz przez bezpańskie psy, ale moja szafa to moja szafa. W chujowym stanie może być, a ja ją i tak będę kochać.
Otworzyłem zamknięte na klucz drzwiczki, jedna decha od razu z trzaskiem rąbnęła na ziemię aż się gołębie z kamieniczki obok obudziły.
Zdjąłem plecak i zacząłem wyjmować z niego śmieci i upychać je do szafy. Kawałki szkła, jakieś drewienka, sznurki, kawałki materiałów. Niby bezużyteczne, ale jeszcze wszyscy zobaczycie, że się to jeszcze przyda do czegoś! Jeszcze zapłaczecie i przyjdziecie do mnie po pomoc! A ja wam powiem piękne ,,Walcie się na ryje." i będzie tego. O!
Wrzuciłem plecak do szafy, po czym wstałem i elegancko poszedłem do innej uliczki się odlać, bo przecież na własnym podwórku smrodzić nie będę sobie pod nosem. Poprawiłem ciuchy, splunąłem na ziemię i zacząłem wracać do domu mojego kochanego.
Władowałem się do szafy, siadłem na pościeli z kartonów, gazet, papierów i wszelakich szmat jakie dałem radę ze śmietnika wygrzebać i wyciągnąłem z plecaka drut i butelkę niedopitej wódy, którą jakiś wieśniak marnotrawca wywalił co śmieci. Nic nie szanują, nic a nic, kompletnie. Szuje zakichane. Ja łażę po syfie, nogi mi się w dupę wbijają po żebra, a te ździry wywalają dobry alkohol.
Pociągnąłem kilka łyczków i chwyciłem drut w łapy zaczynając go wyginać. Będę jebanym artystą, kto mi niby zabroni, co? Nikt mi nie zabroni, bo nikt nie może. No chyba, że psy, ci jebańcy zabraniają wszystko i wszystkiemu, zawsze, ale musieli by mnie złapać, a ja uciekać umiem, oj umiem. Dopiłem wódy do dna, zagryzłem nadgryzionym przez kogoś innego posiniaczonym jabłkiem, wypluwając po chwili ślinę zmieszaną z drobinkami piachu i usiadłem wygodniej.
Wyginałem druta i wyginałem, aż w końcu, gdy uznałem, że moje dzieło jest skończone spojrzałem na tego nierównego ludzika. Ręce długości nóg, jedna noga krótsza od drugiej. Wytarłem nos rękawem. Nawet ładny ten jegomość druciany. Posadziłem go przy mojej pseudo poduszce.
Ucałowałem przepiórcze jajko na dobranoc i położyłem się wygodnie w mojej szafie, naciągając na siebie materiały i kuląc się w kłębek. Rozsznurowałem sobie jeszcze buciory, żeby mnie w nogi nie gniotły, i spróbowałem zasnąć.
Miasto to zupełnie coś innego niż las. Niby cicho niby spokojnie, ale da się jednak wyłapać pewne szumy, dziwne głosy, miauczenie rodzących śmietnikowych kotek już tak zrytych ciążami, że ledwo mogą chodzić a z ich miotów może jeden maluch przeżywa. Może i byłyby z nich dobre matki gdyby im zapewnić dobre warunki, a może mimo dobrych warunków chlałyby alkohol i napierdalały własne dziecko, kto wie kto wie..
Skupiony na tych pokracznych, ukrytych odgłosach śpiącego miasta, mój oddech powoli się uspokajał, a serducho zaczynało regularniej bić, nawet boląca ręka jakoś tak złagodniała.
Zamknąłem oczy zastanawiając się co mnie czeka jutro, o ile się doczekam jutro i żaden zazdrosny menel mnie w nocy nie zabije w mojej pięknej szafie.

Z/T

_________________

And I was holding, burning, waking, turning
Tasting blood and losing time
I want to get a hold of myself
Baby, I was one in a million
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty vol 2

Pisanie by Frosch Misfit Pon Mar 16, 2020 2:51 pm

Pufałem sobie cichutko, owinięty szmatami, zwinięty w kłębek, jednak nie dane było mi pospać długo. Nocą od dużej wody, nadciągnęła nieprzyjemna burza i o ile na początku była słaba i delikatna, to teraz nabierała na sile. Wielkie krople deszczu rozbijały się o moją szafę i wózeczek stojący obok, a nieprzyjemny wiatr zawitał do mojej alejki.
Otworzyłem oko i pociągnąłem nosem, po czym rozprostowałem w szafie wszystkie kończyny. Nie zmieściłem się tak cały w meblu, więc giry zostały lekko zroszone niebową cieczą gdy wystawiłem je na zewnątrz. Leżałem sobie jeszcze chwilę patrząc na mokre papierki miotane tą dziką pizgawicą. Każdy z nas jest miotany przez życie dokładnie jak te papierki. Uśmiechnąłem się. Spokojnie Żaba, bo jeszcze zaczniesz myśleć lepiej.
Podniosłem się do siadu i przejechałem brudnymi paluchami po przetłuszczonych, poplątanych włosach. Ta, w sumie to dobra pora na pranie. Pomyślała moja resztka porządnego człowieka skrywana gdzieś w dobrej duszyczce.
Zdjąłem buty i zostawiając je w łóżku wyszedłem na podwórko z mojego schronienia i już po kilku sekundach nie było na mnie suchej nitki.
Rozebrałem się do rosołu, rzuciłem ciuchy i bandaże z ręki, w kałużę i zacząłem je niezgrabnie prać, co chwila odgarniając mokre kłaki z pyska. Złapałem jeden kosmyk w usta i zacząłem go ssać, zlizując z niego wodę o dziwnym smaku. Uprane rzeczy rozłożyłem na klapie jednego ze śmietników aby jeszcze je je pogoda opłukała, a potem żeby sobie spokojnie schły. Stając pod dziurawą rynną, szorowałem ciało łapami, czyszcząc się jak tylko mogę. Normalnie nie lubię kąpieli, zwłaszcza w lodowatej niebowej wodzie, ale głupio nie skorzystać z okazji.
Spojrzałem ja spłoszoną parkę, co mijając moją uliczkę, akurat gdy sikałem pod prysznicem, uciekała pewnie na śniadanko do teściów, okrywając się płaszczami. Jeszcze kilka sekund patrzyłem za nimi, po czym wydmuchałem nos w palce. Ostatni raz przemyłem twarz i wróciłem do szafy, owijając się w jakieś stare, pożółkłe prześcieradło, ubrudzone rozlanym na nie kiedyś rosołem i starymi plamami niedopranej krwi menstruacyjnej jakiejś samiczki. Wycisnąłem wodę z włosów i strzepnąłem ją na zewnątrz.
Leżąca na boku szafa była moją cudowną oazą. Drzwiczki będące na górze otworzyłem, robiąc z nich poziomy daszek, a drzwi będące na dole zamknąłem aby nie naleciało do środka więcej wody niż to potrzebne.
Rzuciłem okiem na stojącą pod rynną miedzianą miskę napełnioną wodą, którą później przeleję sobie do butelek. Patrzyłem bezmyślnie na ścianę tyłu budynku, co mi robi ślepią uliczkę. Długo tak patrzyłem, aż z zamyślenia nie wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Odczekałem jeszcze chwilę, po czym wygrzebałem z plecaka kilka miękkich pomidorów, ciastko i kawałek suszonej ryby. Zacząłem wcinać swoje pyszne śniadanko, wystawiając czasem ręce na dwór aby nabrać sobie wody do picia. Gdy już odbeknąłem cicho, wydłubałem resztki z zębów i z braku laku zabrałem się za ponowne gięcie drutów.
Mam już Pana Druta, to może dać mu drugiego Pana Druta. Koleżka do bitki i to picia by mu się na prewno przydał. Może jak się nauczę robić sukienki druciane to powstanie Pani Drut, ale na razie zapowiada się na to, że będę mieć armię drucianych chłopów.

Do czasu aż deszcz w końcu się uspokoił, a słońce niepewnie wyjrzało zza chmurki, miałem już zrobionych dwóch Panów Drutów, konia, psa albo kota, zależy od tego jak się spojrzy i krzesło, żeby mogli sobie siadać na nim. Krzesło nie miało siedziska, ale i tak dało radę ich na nim usadzić.
Wyszedłem na dwór, ubrałem się w mokre ciuchy, owinąłem starannie rękę, za krótkim bandażem, zamknąłem szafę i zwinąwszy plecak i wózek ruszyłem na łowy. Może dzisiaj znajdę pieniądze, dużo pieniędzy i będzie mnie stać na dziwkę czy coś. Mam nadzieję, że nie mają w zasadach rozkazu unikania meneli. Z resztą jestem świeżo po deszczowej kąpieli, nie widać po mnie bycia menelem, nie aż tak, może trochę... No nie ważne jak będę mieć pieniądze to będę mieć władzę i tyle, nikt mi nie odmówi, bo będę mieć pieniądze.
Dostrzegłem w oddali ładny śmietnik i uśmiechnąłem się lubieżnie.
-No choć kicia, pokaż co masz w środku.- mruknąłem pod nosem tuptając do mojej wybranki, w której miałem nadzieję znaleźć moje wybawienie. Czy je znajdę? Wątpię, ale nadzieja matką głupich i umiera ona ostatnia, więc czemu by nie spróbować? Jak się nie uda tutaj, to gdzie indziej spróbuję, aż znajdę to czego chcę.

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sro Kwi 08, 2020 11:00 pm

Dzień się zaczął świetnie, mógłbym nawet się pokusić o stwierdzenie, że był wręcz bardzo świetny czy nawet idealny. Łaziłem z moim wózkiem od miejsca do miejsca, od opuszczonego domu do opuszczonego mieszkania i właziłem do śmietników. Obłowiłem się w jedzenie, metale, a i nawet niedopitą flaszeczkę znalazłem i trochę grosza. Uwierzycie? Później jeszcze chwilę pożebrałem, wyciągnąłem co nieco monet z baseniku ozdobnego na środku parku i miałem tyle ile dusza zapragnie. A potem.... a potem większość tego straciłem, bo świat oszalał. Sąsiedzi z innej ulicy, którzy kiedyś odpuszczali za ładny uśmiech, teraz nawet za laskę nie zrezygnują z obicia mi pyska. Świat oszalał, ja to mówię i ja to wiem, bo czuję w kościach to.
Więc teraz dzień, a właściwie jego końcówka, bo słońce już powoli chyliło się ku zachodowi, pewnie za godzinkę czy dwie się schowa za horyzontem, był beznadziejny.
Wtarabaniłem się z wózkiem do karczmy w porcie, co w niej chyba nigdy nie byłem. Zawsze łaziłem do tej karczmy od dwóch ptaków, ale teraz to nie ma co tam chodzić, jak ostatnio tam mi w pysk dali. No i wszedłem do tej nieznanej karczmy, spojrzeli trochę krzywo, ale nic nie powiedzieli, bo i nikomu krzywdy wózeczkiem nie robiłem, ale jakoś tak odetchnąłem w ulgą. Do ptaków mnie z wózkiem nie wpuszczali, a zostawiać go na zewnątrz też niebezpiecznie. To i wszedłem do tej karczmy z krwią pod nosem i na ustach i z potarganymi włosami i poszarpaną szmatą. Ja wiem, że ona zniszczona trochę, ale no jak zniszczona, to po co ją bardziej jeszcze niszczyć? Wytarłem nos bandażem na prawej łapie, brudząc go od dłoni to połowi przedramienia.
Stanąłem w końcu przy ladzie i zacząłem grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu pieniędzy, których garść w końcu wyciągnąłem i położyłem na blacie, kiwając na powitanie głową do barmanki o ładnych... oczach, tak oczach i włosach też. Posłałem jej uprzejmy, szczerbaty uśmiech, a na zębach też jucha była. Starałem się jednak i te starania zostały najwyraźniej docenione, bo dziewuszka zabrała się za liczenie, już po kilku chwilach unosząc na mnie wzrok, gdy zadałem pytanie po skończeniu liczenia.
-Stać mnie na jakąś wódkę?- wlepiłem w nią kochający wzrok nadziei. No niech mnie będzie stać chociaż na coś małego, bo jak nie to będę musiał zasuwać pół miasta do Pchlarza Beuno, licząc, że odkupi ode mnie liche kawałki metalu i połamane śruby, co były jedynym co mi zostały po napaści.
- Na setkę starczy. -odpowiedziała dziewczyna, nawet niespecjalnie zdegustowana kwaśnym zapachem mojego potu i gnijącego jedzenia, który roztaczałem w okół siebie.
Oczy mi zalśniły. Nie wiem ile to setka dokładnie, ale skoro mnie stać na to...
-To biorę.-powiedziałem żywiołowo, od razu czując, jak ból czerwonego, spuchniętego nieco nosa ustąpi. Poboli, przestanie, a jak nie, to się utnie. Jak to moja matka mawiała, trzymając kiedyś nóż nad moim wybitym palcem. I proszę paluszek działa, jednak koledzy ze śmietnika to najlepsi medycy.
- Lać czy na wynos? -zapytała tylko jeszcze, zgarniając pieniądze do ręki i odkładając do skrzyneczki na drobne. Została mi nawet reszta. Tak. RESZTA! Zacząłem niezgrabnie podnosić monety i pakować sobie do kieszeni.
-Wynos, zabieram, idę.-zacząłem mówić, a młoda skinęła głową i zanurkowała pod ladę po butelkę.-Bo ja iść muszę, kawałek mam do domu, a wiesz, noc i te sprawy. Spać trzeba, a nie się szlajać.- odebrałem butelkę z szerokim uśmiechem.-Dziękuję, dziękuję. Miłej nocy.-powiedziałem kłaniając się lekko do ładnej pani, całkiem przypadkiem wpatrując się trochę za długo w jej biust.
Złapałem za wózek i wytoczyłem się z knajpy. Nie będę się tam narażał. Pójdę tam kilka razy, już mnie adoptują, wezmą za swojaka to i może dostanę własne krzesło, z dala od innych, gdzieś w ciemnym kącie. Uwielbiam taką gościnność, tak dbają o moją prywatność, to naprawdę chwyta za serce. A no bo wiadomo jacy czasem są inni klienci. Chujowi, o. Przyczepią się nie wiadomo czego i jeszcze to tobie się za to ogarnie...ogarnie? Oberwie chyba. Tak, dokładnie. Oberwie się za to tobie, a nie im i o zostajesz wilczy bilet i nie masz wstępu do tej knajpy i kilku innych w okolicy. A gdzie potem kupić nocą alkohol? No gdzie? Nigdzie! Choćbyś się zesrał to nie znajdziesz, żadnego sklepiku, bo te się dość szybko zamykają, a jak nie zamykają się szybko, to są zwyczajnie drogie, droższe niż karczma.
Myślałem tak nad tym wszystkim idąc i pijąc wódeczkę, której było dużo za mało, ale no była, lepiej mieć mało niż nie mieć nic. Schowałem pustą butelkę do plecaka, bo jeszcze się przyda przecież. Może będę nią walczył, może w czasie deszczu nazbieram wody, albo sprzedam szkło, może ozdobię nią swoją szafę. Kto wie... Odkryłem w sobie drucianego artystę może jeszcze odkryję w sobie artystę wyglądu domu. Kto wie....
Powoli turlałem się do mojej uliczki, licząc, że te szkapy głupie, nie poszły tam i nic nie zrobiły mojej szafie, chociaż, kto ich tam wie....
Lisy z nich przebrzydłe, a oczy mają żmii. Ostatnio nie wiadomo czego się po nich spodziewać. I żeby oni się tak panoszyli wszędzie, wszystkich atakowali. Zatrzymałem się. Ale nie, oni tak atakują tylko mnie i jeszcze jednego starucha, ale jego to od zawsze atakują. Rozpiąłem spodnie, wyjąłem kutasa i zacząłem lać na ścianę, coby nie chlapało za mocno jak spada na ziemię. Bo jakby wszystkich brali atakowali, to się zrobiłoby bunt i by się im modry obiło, a tak? Nikt za mną nie pójdzie, nikt dla mnie nie pójdzie. Znaczy poszliby, ale tylko po to by popatrzyć jak obrywam, bo ja jeden, z beznadziejną ręką, a ich dwójka jest i to nie są liche chłopy. No i proszę, osikałem sobie trochę bandaże. Jak? Nie wiem. Zamyśliłem się chyba. Nie ma co przeżywać, sikamy dalej, a to co opatrunek wsiąkł to wyschnie przecież.

_________________

And I was holding, burning, waking, turning
Tasting blood and losing time
I want to get a hold of myself
Baby, I was one in a million
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Luca Czw Kwi 09, 2020 3:03 am

Niecodzienną rzeczą jest widywać profesjonalistę w dziedzinie zajmowania się trupami na przeróżne sposoby oraz kopaniem głębokich dołów przechadzającego się od tak po melinach. I do tego z łopatą. Chyba to jedyna broń - o ile można to bronią nazwać - którą owy właściciel, JA, posiadam. Widać chyba, co za dziwoty po świecie chodzą. Przechadzając się przez tą, no, bądźmy szczerzy, niezbyt zadbaną część miasta, odnoszę wrażenie, że mój widok nie byłby szczególnie dziwaczny, gdyby nie zadbane ubrania. Nie wtopię się w tłum w ten sposób, przynajmniej, nie tutaj.
Cóż ja tu robię w ogóle? Dostałem zaproszenie od jednego starego znajomego ze studiów na herbatkę. Dobrze go zapamiętałem, zabawny facet, bez kasy i perspektyw na życie i skończył tutaj niedaleko, bez pracy, na utrzymaniu, chyba. A może gdzieś pracuje? Być może dowiem się podczas jednej z rozmów.
Wybrałem się do niego mniej więcej po południu. Obiad został zjedzony, także i on nie będzie musiał się głowić, czy należy mnie nakarmić czy też nie. Taki ze mnie, wspaniałomyślny gość. Zapoznałem się z jego starą matką, młodszą siostrą, która, w nawiasie, z dziwną zazdrością wpatrywała się w moje buty i złotą rybką. Ciekawe towarzystwo, nie powiem. Na herbatę narzekać nie będę, w gościach nie wypada. Chociaż po cichu mogę powiedzieć, że lepszą sam robię z mojej wody studzienkowej.
Zwykłe spotkanie, niezbyt grzeczne żarciki latające dookoła, za które nam się dostało po łapach od żywicielki domu, wspominanie starych, studenckich lat i tradycyjnie obgadywanie irytujących nas osób. Mogłem się nareszcie komuś pochwalić jak mi w robocie dobrze idzie. Zawsze mam jeszcze klientów. Co prawda nie są zbytnio rozmowni i nie są pod wrażeniem moich wysiłków, ale przynajmniej nie patrzą ja mnie z dziwną odrazą w oczach, gdy mam długie, wywody na niecodzienne tematy w ich obecności. Bo nie żyją. Albo oczu nie mają. No, wtedy to jedno i drugie. Szkoda wyłącznie, że porozmawiać z nimi nie mogę. Zastanawia mnie często, co sobie mógłby nieboszczyk myśleć, a raczej dusza należąca do ciała, które przygotowuje do pochówku. Czy podobałoby się jej to jak dbam o martwe ciałko, czy może nie? A może sama wybierałaby kolory, które chciałaby mieć na twarzy w tak ważnym dniu. To byłoby ciekawe.
Miło było, nie powiem, że nie. Zostałem poczęstowany ogromną ilością ciekawych plotek, a także anegdotkami o miejscowych panach zajmujących się zbieraniem różnych metalowych i szklanych rzeczy i pijącymi naokoło, czy tak jak on to mówił, menele się nazywają. Menele, żule. Bezdomni pijący. Odniosłem wrażenie, że to nie jest zbyt przyjemne i pokojowo nastawione towarzystwo. Dobrze, że łopatę ze sobą zabrałem. Na cmentarzach tacy nie chodzą, a nawet jeżeli, Skaiba i Rascal prawdopodobnie rozprawiliby się z takowym delikwentem. Ja miałbym najwyżej problem, jeżeli moje ptaszyska by kogoś na śmierć zadziobały. Ale co to za problem, mieszkając na cmentarzu, he, he.
Przyznam, zasiedziałem się odrobinę u tego mojego kolegi. Koniec dnia zbliżał się nieubłaganie, szkoda. Ptaki muszę jeszcze nakarmić, żeby głodne sobie nie latały... Nie chcąc dalej zamęczać go i jego wspanialej, cud, miód malina rodziny pożegnałem się, zabrałem swoją broń i wyszedłem. Oparłem trzon łopaty o ramię i tak dziarsko szedłem przed siebie nieustraszony, z łopatą styliskiem do góry.
Czego miałbym się bać? Raczej nie ma tutaj żadnych morderców czyhających na życie niewinnych grabarzy, co? Nie dam sobie popaść w paranoje. Z resztą, mam czym się bronić.
Niechętnie to przyznam, łażenie pierwszy raz samemu po nieznanych uliczkach nie jest mądre. Dotrzeć tu, dotarłem jakoś wraz z instrukcjami zawartymi w liście od kolegi, ale w drugą stronę nie wyszło mi już tak łatwo. Pomyliłem się raz, źle skręciłem i koniec.
Westchnąłem ciężko, źle komentując w głowie zaistniałą sytuację. Przemierzałem kolejne uliczki, nie natykając się na moje szczęście - swoją drogą, nie wiem jakim cudem los się nadal do mnie uśmiecha - na nikogo. Zaczęły mi chodzić po głowie przeróżne myśli, czy może to nie jest jakiś menelski labirynt po którym tylko menele wiedzą jak chodzić, czy coś w tym rodzaju. A, cholera ich wie.
Spokojnie tak spacerowałem, potknąłem się raz o kamień i natknąłem się pierwszy raz od dłuższego czasu na żywą duszę, oddającą mocz na ścianę. Nie wzruszyło mnie to jakoś szczególnie. Każdy kiedyś musi się wysikać, to nic nadzwyczajnego. Uśmiechnąłem się łagodnie i czekałem aż skończy swoje. Widząc, że typ, osobnik płci męskiej mnie nie zauważył, zastukałem obcasem przy bucie. Chciałem zwrócić na siebie jego uwagę, z prostej przyczyny - może on wie jak stąd wyjść? Albo przynajmniej niech mi pomoże powrócić do tego jednego punktu, w którym wcześniej byłem, ale źle poszedłem. Jeżeli wydany stukot nie pomógł, odchrząknąłem, aż w końcu przemówiłem, swoim pięknym, dźwięcznym głosikiem.
-Przepraszam Pana.- Utrzymując dystans między nim, a sobą, miętosiłem w ręce drewniany trzon łopaty. Jeżeli by się na mnie rzucił, szanse są raczej wyrównane? A przynajmniej tak mi się wydaje. Jestem ja i on. Ja posiadam łopatę. Cholera go wie, czy nie ma broni w plecaku. Wszystko będzie dobrze, dopóki nagle nie wyciągnie broni palnej. Czy to już jest paranoja?
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Kwi 09, 2020 12:13 pm

Pogrążony w dramatycznych wizjach przyszłości, oddawałem się tworzeniu finezyjnych wzorów szczyn na ścianie budynku. Niespecjalnie przejmowałem się otoczeniem. Ktoś mnie rąbnie od tyłu, trudno, nie, to też trudno. Nie dziś to jutro, a z resztą moje rokowania nie są najlepsze.
Usłyszałem jakieś nikłe stuknięcie za sobą i odruchowo się obejrzałem, spodziewając się jakiejś wymęczonej kotki, a tu proszę, jakaś dziunia stoi w obcasikach. Obdarzyłem ją tylko przelotnym spojrzeniem, bo i nie chciałem się cały obracać, musiałbym się obrócić też i biodrami nieco, a to zmieniłoby kąt lecenia strumienia i bym się jeszcze bardziej ufajdał. Przewróciłem oczami, wbiłem wzrok w swoje krocze i zacząłem strzepywać ostatnie krople moczu. Szła przez miasto pewnie i się zaskoczyła menelem, których nie ma tutaj tak mało, ale na szczęście selekcja naturalna działa. Słabi umierają i są zgarniani przez miasto, no i dobrze, przynajmniej nie gniją na ulicach i nie śmierdzą. Jest tak, no idealnie teraz. Leżą tyle by dać radę ich oskubać ze wszystkiego, ale nie tyle żeby walili trupem i psuli krajobraz.
Podciągając spodnie usłyszałem chrząknięcie. No co z tą babą, jakaż niewyżyta, czy na psy chce iść ze mną? Pewnie lasia to ten typ, że zacznie się wymądrzać. Widzę to po butach, im wyższe tym głupsza, a im niższe tym bardziej wsiowata. Po odchrząknięciu nastąpił wielki moment, samica przemówiła, ale męskim głosem. Zirytowany cyrkami obróciłem się do niej, ym niego.. szybko, a widać było przy tym zamaszystość mego ruchu.
-No coo-OOooo-początkowe warknięcie zmieniło się w jęknięcie fascynacji i zachwytu. Uśmiechnąłem się szeroko, prezentując zęby, widząc łopatę. Toż to jak dobrej jakości to pójdzie za dużo, ileż ja za to rzeczy kupię, a jak nie jest dobrej jakości to przecież też mogę sprzedać, taniej, ale będzie coś. Zawsze coś zarobię, wygrana moja. Tylko muszę tę łopatę zdobyć.
Z błyszczącymi ślepiami, bez wahania, ruszyłem w jego kierunku, wycierając ręce w spodnie, mocząc je w jednym miejscu wilgotnymi bandażami. Jeśli koleżka w szpilach zacząłby uciekać to oczywiście bym go gonił. Za taką łopatę jestem gotów się trochę zmęczyć, nie przepuszczę takiej okazji. A on w tych butach, po tej ziemi aż tak daleko i szybko raczej uciekać nie będzie.
-Ładna.-rzuciłem z przyjaznym, choć nieco śliskim uśmiechem, wskazując na łopatę. Nie certoliłem się z utrzymywaniem dystansu, więc jeśli się nie szykował do ataku i nie zwiewał, to już po chwili byłem bliżej niego niż na wyciągnięcie ręki, idealna odległość by go owiać aromatem wypitych procentów. Chwyciłem mocno jego łopatę za trzon jedną ręką, a drugą zaś pogładziłem metalową część, co się w ziemię wbija. Gdy tylko łapy uniosłem poczuć się dało urokliwy, gryzący zapach potu, a poza tym cały czas czuć było wszystko w czym się babrałem. Pewnie jakiś dobry, policyjny pies by mógł pokazać wszystkim jaką trasę dzisiaj przebyłem. W sumie ciekawe czy tropienie meneli jest łatwe czy trudne. Niby wyraźny zapach, ale każdy pachnie podobnie. Alkohol, śmieci, uryna, a i nie rzadko jakieś duszące, wywołujące odruch wymiotny, zapachy ropiejących dziąseł czy zwyczajnie zębów niemytych długo. Proza życia.
Ściskając łopatę, spróbowałem mu ją zabrać, jedną ręką wyrywając narzędzie, a drugą trzymając gościa by razem z wyrwaniem łopaty nie wyrwać też i jego, bo jego nie sprzedam. Chociaż, w sumie, jakbym się uparł to bym dał radę.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Luca Czw Kwi 09, 2020 4:08 pm

To nie jest dla mnie problem zaczepiać nieznajomych. Zwykle wtórne spotkanie rzadko się zdarza w tak wielkich miejscach, dodatkowo z osobami które zna się, powiedzmy przez pięć minut. Inna kwestia jest w tym jak dobiera się rozmówców, ale o to chyba nie muszę się obawiać. Ów Pan nie wygląda specjalnie groźnie. Więc po co mieć jakiekolwiek hamulce?
Zatrzymałem się, zacisnąłem rękę na łopacie i czekałem na reakcję. Przelotne spojrzenie nie usatysfakcjonowało mnie. Odczekałem więc, aż Pan skończy z swoją czynnością fizjologiczną. Nie trwało to długo, a ja ponowiłem zaznaczenie swojej obecności obok. Uśmiech na mojej twarzy się pogłębił widząc ten szalony obrót w moim kierunku. Nie przypominam sobie, żeby ktoś się do mnie odwracał z taką werwą.
Zmierzyłem go, lekko rozbawiły mnie jego ubytki w zębach, takie nierówne. Gdyby trafił mi się taki nieboszczyk z brakiem ząbków, pewnie wstawiłbym mu jakieś zamienniki wyszlifowane z kości zwierząt. Nawet jegomość stojący przede mną mógłby wyglądać... Przystojnie nie pasuje mi do tego określenia. Do tego musiałby jeszcze włosy ogarnąć, spędzić tydzień w wannie. W każdym razie, z zębami jednakowego koloru mógłby wyglądać bardziej zdrowo.
Nie umknęło mojej uwadze, że ten komplement nie jest skierowany do mnie, a do mojej ukochanej łopaty. Czy to jakiś łopatofil, że tak dziwnie się uśmiecha? Ja już doskonale wiem, że różne dziwadła chodzą po świecie, włącznie ze mną.
Doszedł i do mnie z jego zbliżeniem nieprzyjemny zapach. Wydaje mi się, że tydzień w wannie to dla niego za mało, przydałoby mu się z dwa tygodnie moczenia w olejkach. Wątpię, żeby nawet perfumy mu dały radę. Pewnie by się zmieszały z zapachem wódki i potu i wyszłoby jeszcze gorsze połączenie. Obrzydliwe. Czyli to jest ten z przedstawicieli meneli o których mi opowiadał znajomy? Faktycznie nie są zbytnio urodziwi, a przynajmniej ten nie wygląda dla mnie zbytnio zachęcająco, to trzeba przyznać. Nie tknąłbym takiego kąska, za żadne skarby, nawet jeżeli okazałoby się, że jest młodszy ode mnie. Skrzywiłem się w duchu, starając się na twarzy ciągle utrzymywać przyjazny uśmiech.
Spiąłem mięśnie, gdy Pan Menel chciał odebrać mi moją łopatę. Nie ruszyłem się z miejsca, wyłącznie przechyliłem pod wpływem ciągnięcia z jego strony. Nie ma takiej opcji nawet, że oddam swoją wspaniałą łopatę. Tyle z nią przeszedłem, tyle ciał nią zakopałem. Jest dla mnie jak część rodziny.
-Cieszę się, że podoba się Panu moja łopata, aczkolwiek proszę się od niej odstosunkować. - Rzuciłem mu spojrzenie jednoznacznie mówiące, że może się dla niego źle skończyć dalsze próby odebrania mi łopaty. Kopanie dołów swoje robi, szczególnie, jak połowę cmentarza się przekopało własnymi rękoma. Na moje szczęście nie widać tego tak po mnie, inaczej moja estetyka zostałaby naruszona. Taki jestem ładny, nie potrzebuje niesamowitych, zarysowanych mięśni wszędzie. Z resztą, takowe nie wyglądają zawsze ładnie, a mi do mojej osoby one nie pasują.
-Chciałem Pana poprosić wyłącznie o pomoc, zgubiłem się i szukam głównej drogi. - Ciekawe, czy będzie chciał coś w nagrodę, bo taki ten typ się wydaje. Zgaduję, że wódką by nie pogardził. Będę musiał go rozczarować w takim razie, wódkę trzymam wyłącznie w domu, w spiżarce. Nie mam kieszeni wypchanych procentami. Wtedy wszystkie menele by mnie wyczuły na kilometr w tym labiryncie i co wtedy by było? Oj biada mi.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Kwi 09, 2020 4:48 pm

Obróciłem się, przyjrzałem mu i już wiedziałem, że nie ma dobrych zamiarów. Ten uśmiech był taki dziwnie szeroki, jakiś chory jest. Trochę spodziewałem się, że jak do niego podejdę to nagle rzuci się na mnie pięciu chłopa, zarzucą worek na głowę i utopią. Były takie rzeczy na świecie. Zawsze się myśli, że ciebie nie dotkną, a potem jebs, masz proszę i toniesz, nawet nie wiedząc kto cię zabija. I ja też bym nie wiedział, bo i skąd? Ja mam dobre serce, muchy bym nie skrzywdził, zwady z nikim nie chce, nie kradnę prawie co jakiś czas, normalnie niebiańska faflinka ze mnie jest, taka ze skrzydełkami.
Mimo wszystko podszedłem do niego, bo prawdopodobna wartość łopaty sprawiła, że uznałem, iż warto jest zaryzykować. Najwyżej zadźgam ich nożyczkami, wielkie mi co. Zdarza się, a one już są ochrzczone tak, no no jednego typa nimi pozbawiłem krwi dużo, tak że umarł, ale w sumie nie umarł od zamałości krwi tylko od przecięcia nadszyja, tego miękkiego na górze szyi o tam o, wiadomo o co chodzi.
Złapałem piękną łopatę i nie, nie jestem łopatofilem, tylko kocham metal, a łopata metal ma i kawałek dobrego drewna też. To się wykorzysta, a jak nie to w ostateczności będę nie wiem, tańczył przy łopacie i zarabiał. Coś wymyślę zawsze przecież.
Nie zwracałem specjalnej uwagi na to, że on może sobie nie życzyć takiej bliskości, albo może mu się nie podobać mój zapach, niespecjalnie też dbałem o jego minę, gdyż byłem pochłonięty wizją upojenia alkoholowego po tym jak sprzedam łopatę i obłowię się w dużo cudnych cudów. Ano bo i po co na gościa uwagę zwracać? Łopata pójdzie ze mną, a on nie, koniec znajomości. Niestety nie wszystko szło tak jak chciałem.
Złapałem gościa za ramię i spróbowałem mu zabrać łopatę, której kurczowo się trzymał. Zmrużyłem oczy słysząc co on mówi. Użycie w jednym zdaniu określenia na mnie "Pan" i słowa "od-stos-un-kow-ać" które niewiele dla mnie znaczyło, bo znaczenia tego słowa nie od końca znałem, przynajmniej nie w tym znaczeniu. Pewnie jakieś słowo z wyższych sfer, chociaż nie takich co by się nim słudzy pana kraju posługiwali. Spojrzałem mu głęboko w oczy, nie krępując się z normalnym oddychaniem, które co chwila otulało nieznajomego. Ściągnąłem brwi i zacisnąłem usta. On mnie robi w chuja, jak nic. Nie puszczałem łopaty, a nawet zabrałem rękę z jego ramienia i złapałem łopatę obiema łapami, jak mówiłem, nie chcę się poddać, zwłaszcza, że Pan Ładny nie ma wsparcia, a miejscowi, przechodnie jakoś niespecjalnie się palą do pomocy gdy widzą kogoś w potrzebie. Wrzucili w końcu pieniądza na tacę w świątyni swojego boga to i dusza spokojna może być, bo dobry uczynek zrobiony. Odhaczone, po co więcej, jak jeden wystarczy do dobrego życia po śmierci czy czegoś tak innego w co wierzą.
Wysłuchałem go, po czym zrobiłem dzióbek i chuchnąłem na typa, dalej z determinacją na twarzy. Łopata będzie moja, może w sumie jej nie sprzedam, tylko nazwę ją Żaneta i będę nosił na plecach, z nią może i bym sprał tych dwóch chłystków w sumie. To jest plan. Ale by było jakby ten dziuń walczył dla mnie. Byłby moim sługą i byłby postrachem na dzielni. Byłbym niezwyciężony z jakimś walczącym zwierzakiem, ale no wróćmy myślami do rzeczywistości.
-A dasz mi ją jak ci drogę pokażę?-zapytałem unosząc jedną brew, wskazując nosem na łopatę, jednak wzrok dalej był niezwykle podejrzliwy. Dusza handlowca ze mnie wychodzi. Łopata za wskazanie dojścia do drogi, co jest tuż za rogiem, to dobra cena, może na końcu sobie jeszcze czegoż zażyczę w nieśmiałym podsunięciu pomysłu, w stylu: ,,Ostatnio czasy ciężkie, nie ma co jeść." I wtedy bum, dostajesz pieniądze, choć o nic nie prosiłeś.
Pogłaskałem trzonek zabandażowanym kciukiem, podczas, gdy druga ręka znów przejechała pod nosem, rozsmarowując pod nim trochę juchy, co no nie leci z nosa, ale syf został.
Nie mogę mu dać trasy, jak mi nie zapłaci, a ja lubię z góry brać, o, dokładnie, taka moja polityka sprzedaży informacji. Jak mu się nie podoba to niech da mi łopatę, jako zadośćuczynienie za traumę, bo mnie zboczeniec podglądał jak szczałem i wtedy może iść w swoją stronę. To są moje warunki, tylko muszę jeszcze mu o nich powiedzieć, ale to jak się nie zgodzi na moją pierwszą propozycję, która, drodzy państwo, jest przepioruńsko taa... hmmm....dobra..odpowiednia, nie, korzystna jest, tak przepioruńsko korzystna.

_________________

And I was holding, burning, waking, turning
Tasting blood and losing time
I want to get a hold of myself
Baby, I was one in a million
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Luca Czw Kwi 09, 2020 7:39 pm

Widocznie moje słowa nic do jegomościa menela nie docierały. Odstosunkować wyraźnie się nie chciał, co mi przykrość sprowadziło na serducho. Jednakże bić się z nim czy walczyć nie zamierzam. Skoro to tylko melik to raczej nagle broni za pasa nie wyciągnie, a walnąć mnie może kamieniem. Czymkolwiek by mnie nie uderzył i tak będzie pewnie boleć. Nie lubię dostawać czymkolwiek gdziekolwiek. Nie lubię bólu.
Mało mnie interesowali przechodnie co sobie szli. Spytałem jego, nie ich i od niego odpowiedzi oczekiwałem. Tak lub nie, albo krótkiego "spierdalaj". Cokolwiek. Do smrodu z jego paszczy idzie się przyzwyczaić, trupy czasem gorzej śmierdzą. Szczególnie te, co godzinami na słońcu leżały. Myślę, że może być to całkiem porównywalne do tego zapachu Pana Menela, jednakże, on zgniłym mięsem nie śmierdzi. Zgaduję, że jedzenie ów Pan znajduje w śmieciach i wydaje mi się, że może i nawet on zgnilizną totalną gardzi. Albo nigdzie niczego takiego nie znalazł. Wszędzie rozpoznam ten obrzydliwy zapach.
Nie myślałem nawet o oddaniu mu łopaty. Prędzej palca dam sobie uciąć, lub zetnę się na łyso. Dobrze, że nic nie mówił o swoich planach i wyobrażeniach odnośnie mojej ukochanej łopaty, naprawdę. Pewnie bym go wyśmiał, trochę niechcący i może tym uraził. Miły być w końcu dla niego chciałem. Czasem mi się tak zdarza, nie panuję nad tym, a później często żałuję. I ja się dziwię, że wiele osób mnie unika..?
Zastanowiłem się. Łopata za pokazanie ulicy się nie przelicza. Dodatkowo, odpowiem mu "nie" bądź zaproponuję coś innego, ta rzecz w końcu ważna dla mnie jest. Nie oddam pierwszemu lepszemu menelowi czegoś do czego się przywiązałem całym ciałem, sercem i duszą.
-Niestety będę musiał Ci odmówić.- Wykonałem krok w bok, aby się od niego odsunąć. Nie lubię być blisko ludzi... Blisko kogokolwiek, żeby nie było, że potępiam wyłącznie własną rasę. -Ale mogę Ci zaproponować coś innego jeżeli chcesz.
Zamyśliłem się przez chwilę, musiałem w końcu coś wymyślić. Na poczekaniu, oczywiście. Znów do głowy wpadła mi wódka i wódeczka, której przy sobie nie miałem. Zawsze mogę mu postawić, może mam wystarczająco drobnych. Ewentualnie coś do jedzenia, jeżeli byłby głodny. Przesunąłem wolną rękę do mojego schowka na przeróżne różności, przerzuciłem na drugi bok czaszkę ptaszka, chusteczki, perfum z opium... I natrafiłem na parę drobnych. Łapką wyczułem, że nie jest to wystarczająco. Odetchnąłem cichutko, nie pokazując po sobie żadnego zdenerwowania. Czym tu się stresować?
Może zamiast drogi głównej, odprowadzi mnie na sam cmentarz? Tam będę miał już mu co dać, o ile nie zwieje wcześniej przerażony przez to z kim ma do czynienia. Niektórzy wieją widząc cmentarz. Myśl o śmierci tak straszy ludzi, to jest zabawne, patrząc z perspektywy osoby, która ma do czynienia ze śmiercią dzień w dzień. Już prędzej zrozumiem bać się pająków, ale nie czegoś co dopadnie właściwie każdego nieubłaganie. Cesarz czy menel... Śmierć po wszystkich kiedyś przyjdzie.
W każdym razie, jeżeli zdecyduje się mnie odprowadzić będę mógł go poczęstować jakąś kanapką, czy też poświęcić litr wódki, który mi stoi w spiżarce i czeka na użycie, czy też spożytkowanie. Druga stoi pewnie w mojej przytulnej kostnicy, aczkolwiek nie zamierzam jej wyciągać. Dodatkowo, krew w niej może pływać. Jakoś moje rzeczy czyścić muszę, a wódka nadaje się idealnie do tego typu rzeczy, niż zwykła woda. Wódeczka, albo jedzenie... Czy może się uprze przy swoim i będzie chciał łopatę? Owszem, mam w szopie obok domu jeszcze ze dwie pewnie z których nie korzystam. Wystarczy mi ta, jedna. Jakby się zniszczyła to próbowałbym ją naprawić. Jeżeliby mi się nie udało i zniszczyłbym ją bardziej, musiałbym się z nią pożegnać i odejść do innej. Och, to byłoby takie smutne. Nie chcę zdradzać swojej łopaty. Dlatego też, uważam, żeby przypadkiem jej nie zniszczyć. To nie jest takie trudne, na szczęście moje.
Czekałem na jego odpowiedź grzecznie, nie wydając żadnego dźwięku. Jedynym głośnym osobnikiem tutaj był on, nie krępując się z wszelakimi odgłosami oddychania. A co będę narzekać, to dobrze - dla niego oczywiście - że oddycha.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Kwi 09, 2020 8:24 pm

Jemu było przykro, że łopaty nie puściłem, ale mi też było przykro, że on jej nie puścił. Jakby mi było przykro jeszcze bardziej. Ja tutaj miły jestem, wyrażam podziw, komplementuję, a tutaj taka niewdzięczność. Z drugiej strony zabawnie by było jakby z dziećmi tak robić. Podchodzi ktoś do ciebie, mówi ,,Ładne dziecko." i to dziecko już jest jego, a nie twoje, bo to przecież nie ładnie nie dawać dziecka jak ktoś go chce. Z drugiej strony, czasem dla dzieci byłoby to lepiej, żeby ktoś je zabrał, z dala od rodziców.
Gdyby powiedział mi, że to ja go interesuję, bo to mnie zapytał i ode mnie chce odpowiedzi, to bym gościa wyśmiał, bo bym nie uwierzył, bym bardziej podejrzewał, że interesuję go ja, bo już mam łapy na jego łopacie, o tak, mam i nie puszczę, a to nie prawda, że nie puszczę, bo puściłem by nos wytrzeć, ale dalej jedną ręką trzymałem, więc puściłem w połowie siły.
Zapach zgnilizny rozpoznaję, a bo czy to mało bezpańskich zwierzaków się tu wszędzie pałęta. Coś ci śmierdzi ohydnie w uliczce, no to robisz śledztwo, a potem znajdujesz martwe koty tuż obok swojego posłania. No zdarza się. Jeszcze zimą nie śmierdzi aż tak, ale weź wiosną. No i bierzesz te koty i wyrzucasz je na główną ulicę, bo tam posprzątają służby, a jak jesteś bardziej wredny to wrzucasz szczątki sierściucha do śmietnika nielubianego sąsiada, ryzykując, że on przekaże truchło dalej lub odrzuci je tobie. Wojna na zgniłe koty, ludzie na wsiach pewnie też się w to bawią.
Ściągnięte brwi nie mogły ściągnąć się bardziej, jednak twarz zmieniła się nieco wyrażając lekkie zdegustowanie odmową. No przecież ładnie zaproponowałem. Z drugiej strony czy mi zależy na jego zgodzie? Nie chce być raczej niemiły, ale jak coś to będę musiał i to nie z mojej winy. Facet się trochę odsunął, ale ja ani myślałem dawać mu uciekać. Ściskając narzędzie w dłoni, aż się trochę krzywiąc z bólu, postąpiłem krok za obcasowym kochankiem łopaty.
Zmarszczyłem nos na jego propozycję, przeżułem ślinę w ustach, przełknąłem ją, podrapałem się zniszczonymi paznokciami po brodzie pokrytej ciemną szczeciną. Zamruczałem coś pod nosem patrząc na gostka, widać, było, że myślę bardzo intensywnie.
-A co tam masz, tam w tej ofercie twojej mi, co?-zastanowiłem się czy zwyczajnie nie schodzę trochę na ścieżkę przestępcy, ale w sumie i tak jestem mordercą w samoobronnie, więc co mnie to obchodzi, niby.
Ściskając łopatę ręką, przechyliłem się w bok, śledząc jego rękę wędrującą do schowka wzrokiem, który błyskawicznie zbystrzał, a sam swoją dłoń też schowałem do kieszeni i chwytając nożyczki wyjąłem je, jeszcze trzymając je pod okrywającymi mnie szmatami. Pociągnąłem kinolem, wpatrując się uważnie w chłopa, czekając aż wyjmie zza pleców broń i spróbuje mi odstrzelić łeb. No dawaj chujku, dawaj, to cię trzasnę z nożyczek. Taki ze mnie wojownik. Oj byłem zdenerwowany, gotów na najgorsze, z drugiej strony czy śmierć byłaby najgorszym co może mnie spotkać? Jakoś niespecjalnie się nią przejmowałem, życiem w sumie też nie. Budzę się, jem, chodzę, leżę. Od lat to samo, bez namysłu i głębi. Jakby mi ktoś zabrał mózg to ciało samo robiłoby wszystko automatycznie, nie potrzebując podpowiedzi, odruchowo.
Patrzyłem na chłopa czekając co ma mi do zaoferowania. Byle tylko nie proponował pieniędzy, bo nie chcę polegać na takim buntowniczym obcym w kwestii liczenia.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Luca Czw Kwi 09, 2020 11:50 pm

Niestety uciekanie od smrodu poszło na marne, gdyż jegomość postanowił się ponownie do mnie przysunąć, a wraz z nim ten smród. No szkoda, będę musiał jakoś przywyknąć najwidoczniej. Z resztą, niedługo się od niego uwolnię, nie będę przecież skazany na niego do końca życia... Prawda?
Jego miny były zabawne, nie powiem, rozgrzewały serce i pogłębiały mój uśmieszek. Rzadko spotykam się z osobnikami z taką wyrazistą mimiką. Wszystkie menele tak robią? Może będę musiał to sprawdzić, jak mnie całkowicie ten osobnik zaintryguje. Nachalny, chyba prostolinijny. To mnie wystarczająco ciekawi. Cóż, dla mnie jest to nie do pomyślenia, żeby narzucać się w tak ogromny sposób innym ludziom. Pewnie w pysk bym dostał, jak nie - to gorzej. Z resztą, nie lubię się tak z nikim spoufalać. Jest mi dobrze, tak jak jest, powiedzmy. Staram się nie narzekać.
Na szczęście nie zajęło mi długo ogarnięcie o co mu chodzi. Nie do końca początkowo zrozumiałem jego zdanie, lecz znając kontekst wiedziałem o co chodzi. Wszystkie menele tak mówią dziwnie? Czy może temu po prostu język się poplątał? Cokolwiek by to nie było, widocznie Pan był zainteresowany moją propozycją.
-Jeżeli mnie odprowadzisz na cmentarz to dostaniesz... Powiedzmy, dam Ci wybór, coś do jedzenia albo wódkę mogę Ci dać. - Powiedziałem wprost. Po co mam owijać w bawełnę takie rzeczy? Niech zadecyduje. Jeżeli będzie chciał i jedno i drugie, w porządku. Niech stracę dokarmiając menela. Przynajmniej mnie odprowadzi, a może i czegoś się o nim dowiem? Nie wiem czy jest gadułą, w każdym razie ja gaduły lubię. Byłoby fajnie, gdyby sam zaczął opowiadać co nieco o sobie. Nie żebym chciał to wykorzystać przeciwko niemu, nie, nie. Nie ma takiej potrzeby żebym groził menelom.
Nie zwróciłem uwagi na to, jak śledził moją rękę. Jakoś umknęło to mojej uwadze. Nie znalazłem nic ciekawego w schowku moim, tak więc też zabrałem łapkę i oparłem ją również o trzon łopaty, posyłając mu pytające spojrzenie z łagodnym uśmiechem, czy godzi się ze mną iść. Może wódeczka jest mało zachęcająca? Ale to litr aż... Jeżeli się będzie zastanawiał to mu dopowiem, co za problem. Litr kuszący może okazać się.
Nie wiedziałem nic o tym, że nożyczki ma. Nie widziałem, żeby gdzieś łapą swą sięgał, uznałem już wcześniej, że jest nieszkodliwym dziadem, który ma coś do mojej łopaty i tyle. Z resztą, może i bym mi się udało obronić. Nie chciałbym skończyć z raną gdziekolwiek... Samemu może i by mi się udało doczłapać do domu w kiepskim stanie, ale żeby szyć sobie samemu uraz to nic przyjemnego. Szczególnie, że może pieruńsko boleć bez posiadania niczego przeciwbólowego, aj, aj.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Na setkę starczy

Pisanie by Frosch Misfit Pią Kwi 10, 2020 12:32 am

Niestety zazwyczaj trzeba wybrać albo uciekasz od smrodu, albo dokarmiasz menela. Bo my czasem jak te bezpańskie koty. Raz dasz coś, to później lgniemy do ciebie jak te świetliki do ognia za szkłem, aż się nie poddasz i nie przeprowadzisz. Sprytne oczko cię wyłapie w tłumie, a nogi same ruszą w twoim kierunku.
Wyraźna mimika? Możliwe. Jakoś nie mam po co ukrywać wszystkiego, z resztą miną możesz uniknąć walki, bo i z daleka widać nastawienie, a i nie mam też za często okazji patrzeć w lustro. Ciekawe czy bym lubił się przeglądać w nim, "podziwiać" swoje odbicie. Czasami kątem oka mi wyskakuje ono na szklanych oknach wystaw sklepowych, ale mam ważniejsze rzeczy niż patrzenie się na siebie. Tak mam, o to chodzi. A nie wyglądam źle myślę. Jak tak patrzę w dół, na swoje ubrania na przykład, to mogłoby być gorzej, dużo gorzej. Mogłyby być ubrania całe w plamach, a one tylko trochę w nich są i to starych plamach, co się doprać nie chcą i w sumie nigdy specjalnie tych miejsc nie prałem mocno. Ale nie o tym mowa przecież.
Znów pogładziłem kciukiem łopatę słysząc jego propozycję. Zastanowiłem się chwilę. Tak napalony na łopatę byłem, że teraz trochę ciężko mi było pojąć inną opcję. Wódka jest na wagę złota, jedzenia nie potrzebuję, bo mam coś tam w plecaku jakieś resztki, których napastnicy nie chcieli brać, starczy na tyle żeby zjeść przed snem i mieć może jeszcze siły na dalsze grzebanie w śmieciach i szukanie śniadania. Zacisnąłem wargi, wbijając myślący wzrok we własną dłoń. Z drugiej strony jak od niego coś dostanę, to nie będę chwilę głody i będę mógł nadrobić stracone zapasy. Myślałem dalej, bezsensownie się miotając.
Obserwowałem go, gdy sięgał za plecy, niewyjęcie przez niego żadnej broni skwitowałem zawiedzionym lekko wzrokiem, chociaż w duszy się nawet ucieszyłem, bo zapowiadało się na wieczór pełen zysków i to takich bez strat.
Pociągnąłem nosem i kaszlnąłem sobie w ramię, bo ślina i smarki nie do tej rury wpadły. Odchrząknąłem, splunąłem na ziemię i spojrzałem na typa, ponownie z szerokim, pokrzepiającym uśmiechem. Byłem lekko rozentuzjazmowany. Krótki spacerek i będę mieć alkohol. Toż to cud jakiś. Jak ja bym chciał za chodzenie dostawać wódkę, no to by było coś wspaniałego, ja bym wtedy nie spał nic albo nauczyłbym się chodzić we śnie. Nogi w dupę by mi wchodziły, a ja bym dalej maszerował.
-No dobra, no to chodź.-powiedziałem wzruszając barami i trzymając łopatę, pociągnąłem gościa nakazując mu iście za mną. Schowałem nożyczki z powrotem do kieszeni.
Najpierw podbiliśmy do osikanej ściany, bo musiałem zabrać mój wózek z resztkami metalu, co tam stał, a potem ruszyliśmy w dalszą trasę, do głównej drogi, co była cztery uliczki dalej. Jakby bez mojej pomocy przeszedł jeszcze pięć razy dziesięć dziesiątek to by na spokojnie sam trafił, ale skoro taki jest rozrzutny, to ja nie będę się z nim kłócił, bo on wie lepiej kiedy potrzebuje pomocy. Dojdziemy do głównej i on dalej poprowadzi, bo w sumie nie wiem o który cmentarz mu chodzi, może jest jakiś nowy, może on do jakiegoś dziwnego chce iść, a kij z nim, dostanę zapłatę i to się liczy.
-Ładna jest.-powtórzyłem znów przyglądając się łopacie, po czym zacząłem mówić.- Skąd masz? Pewnie droga była, co? U nas takich nie ma, w sensie nie widziałem. Widziałem kiedyś, ale w mieście mało razy się takie rzeczy znajduje, bo nie mają gdzie kopać w sumie, to i po co im łopata? W sumie, kto ich tam wie, może nad tym ogniskiem sobie chcą wieszać dla ładności pokoju. Ale jak wisi na ścianie to się nie zniszczy i jej nie wywalą. Kiedyś przez okno widziałem jak gościu miał taką wielką czachę czegoś z rogami. Ona to w ogóle dziwna była. Ciekawe ile za nią dał, przecież to praktycznie śmieć. Pójdziesz do tego...noo... lasu, to se znajdziesz zaraz jakiegoś zwierzaka, a tam się tego szlaja od cholery, tych takich małych puchatych dużo jest i tych z białymi dupami...saren jest dużo też chyba myślę.-zacząłem swój monolog, w sumie nie dając mu szans na wypowiedzenie się, no chyba, że wbiłby mi się głośno w słowo. Jakoś tam się troszkę rozgadałem, ale co poradzić, jak w końcu mogę sobie z kimś pogadać profesjonalnie i z klasą i tym no, że rozmowa ma wysoki poziom taki, mądra jest o to mi chodzi. Z resztą jak się do niego poprzymilam to może dostanę coś jeszcze. Ciągnąłem z jednej strony klekoczący, drewniany wózek, a z drugiej za łopatę, której nieznajomy uparciuch się uczepił.

Z/T Dla Luci i Froscha.

_________________

And I was holding, burning, waking, turning
Tasting blood and losing time
I want to get a hold of myself
Baby, I was one in a million
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Wto Cze 02, 2020 3:05 pm

No i znów jestem w mieście, tym razem umyty, najedzony i z opatrzonym poparzeniem. Noc u Szefa była naprawdę miła i dużo z niej wyniosłem, oczywiście nie mówię tutaj tylko o pierogach, kanapkach i poszewkach na kołdrę oraz poduszkę. Wyniosłem wiedzę, że dobrze kopię doły i umiem z nich wychodzić. Drżyjcie wszyscy grabarze, gdyż taki menel jak ja, wychodzi z grobu jak nikt inny! Wyjdę z niego i pomszczę mojego brata, którego tak bardzo kochałem! No jakbym był rycerzem, to bym tak mógł zrobić, ale nie mam brata, miałem, ale nie mam, więc nie mam kogo pomstowywać.
Dreptałem znanymi mi uliczkami, ciągnąc swój skrzeczący wózek, na którym wiozłem losowe kawałki słabego metalu, którego nie udało mi się nikomu wcisnąć. Kropelki deszczu powoli zaczynały rozbijać się o ziemię, ale ja tylko naciągnąłem szmaty na łeb i przyspieszyłem kroku, licząc, że te dwa chujki, co ostatnio szaleją za mocno, mi nic nie zniszczyły. Jakby nie patrzeć to prawie dwa dni mnie nie było. Kto wie czy moja szafa w ogóle jeszcze stoi tam gdzie stała?
Zmrużyłem oczy i zmarszczyłem brwi. Westchnąłem ciężko. Już czułem, jak mnie stawy bolą od pogody. Nie znoszę tego. Kolana bolą, to nigdzie nie pójdę, nadgarstki bolą, to nie powyginam drutów. Jedyne co mogę robić to leżeć i czekać grzecznie, nudząc się, ewentualnie pływać wyobraźnią w dziwne miejsca i robić co mi się tylko zamarzy, na przykład wyginać druty bez bólu.
Jeszcze tylko jedna cienka uliczka, zakręt i jestem w domu. Hm...cienka? Może być i cienka, z talią osy hehe.. Ale bym brał taką uliczkę. Z resztą co ja gadam, zaraz w nią wejdę. Hehehe... No i wszedłem w nią, a ona, bardzo ładna i do tego na wszystko pozwala, bardzo ją lubię.
Zatrzymałem się w połowie uliczki, bo uznałem, że później nie będzie mi się chciało chodzić tutaj jeszcze raz. Ustawiłem się przodem do ściany, wystawiłem na świat moją wspaniałą, menelską męskość i zacząłem lać na cegiełki. Może zwyczajnie odkładam moment zobaczenia, że mój dom jest zniszczony? Nie jest, wierzę, że nie jest. Mam nadzieję, że nie jest...
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Wto Cze 02, 2020 4:31 pm

  Deszcz najwyraźniej wykurzył z ulic większość mieszkańców. Pochowali się do domów, karczm, sklepów, a przynajmniej ci szczęśliwcy, którzy mieli własny sklep, a nie stoisko okryte cienką płachtą, która prędzej sprawdzała się na słońcu. Przynajmniej nie wywiązała się jeszcze ulewa, ale brunatne chmury na horyzoncie nie wróżyły niczego dobrego.
  W taką pogodę Afraaz nie miało czym zachwycać. Zdawało się odpychające i zaniedbane, jakby wszystkie jego wewnętrzne brudy nagle wyłaziły na ulicę i próbowały się umyć w pospolitym deszczu. Prawdopodobnie dla wielu jednym z takich brudów był Frosch Misfit pałętający się smętnie przez zaułki. Fakt, że tym razem był wykąpany, raczej nie przysporzy mu więcej przyjaciół, niż wcześniej.
  Nieprzyjacielskie oczy śledziły go już od pewnego czasu, ale wyjątkowo sprytnie i dyskretnie jak na tę konkretną warstwę społeczną. Być może go kojarzył. Stolarz pracował kiedyś na przystani, w magazynie, ale został stamtąd wyrzucony całe lata temu. Nikt nie wie dlaczego, każdemu opowiada inną historię. Teraz jego drapieżne spojrzenie jasnych oczu pojawiało się i znikało w różnych miejscach bocznych uliczek, aż Misfit sam podążył jedną z nich.
  — A gdzie to too? — doleciał ochrypły głos z jednego wylotu uliczki. Mężczyzna zbliżający się lekko rozkołysanym krokiem zatarł ręce. — Zgubiliśmy się? — Uśmiechnął się paskudnie na nieogolonej twarzy.
  — Hej, to on jednak żyje! — zawołał z drugiego końca jego chudszy, blond-włosy kompan. — Może to by naprawić?
  Roześmiali się obydwaj. Nagle pierwszy podbiegł do Froscha i wyrwał mu wózek, przewracając go na ziemię. Kawałki złomu poobijały się o bruk. Drugi mężczyzna chwycił go za rękaw i zamachnął się trochę prymitywnie złożonym prawym sierpowym.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Wto Cze 02, 2020 5:21 pm

Skupiony na myślach i deszczu nie rozglądałem się jakoś specjalnie, bo i nie miałem po co. Trasę znam idealnie. Zatrzymałem się w końcu, żeby kartofle odcedzić, a tu nagle słyszę głos. Brwi od razu zmarszczyłem, łepek odwróciłem w stronę tego nabuzowanego durnia. Podciągając spodnie odwzajemniłem facetowi uśmiech, tak samo ładny, zadbany i urokliwy.
Zmrużyłem oczy i zmierzyłem go ostrym spojrzeniem.
-Ja się nigdy nie gubię pacanie.-odmruknąłem mu warkliwie, już po chwili odwracając gwałtownie głowę, wlepiając spojrzenie w chudego typa. Uśmiech zniknął z mojej buźki kiedy mu się przyjrzałem. Z jednym bym sobie poradził...raczej, z dwoma może być ciężej. No ejo Żabciu, nie myśl tak, bo się jeszcze spełni. Dodałem sobie otuchy w myślach, chociaż dalej czułem się przez nich lekko zaszczuty.  
-Ja ci zaraz tę blond dupę naprawię za takie pierdolenie!-fuknąłem na niego, nie szczędząc na sile głosu, nie to, że się wystraszyłem, no jasne, że nie. Dwa dni nie ma człowieka w domu, a ci już obwieszczają jego śmierć. Dobrzy z nich znajomi, nie ma co! Oby mi tylko jajka nie zabrali z plecaka, bo będę zły, bardzo zły. Jestem dobrym ojcem, uważam tak.
Usłyszałem kroki. Ponownie wykonałem szybki obrót. Szarpnięcie wyrywanego wózka mną nieco zachwiało, ale głównie też dlatego, że w tym samym czasie spróbowałem kopnąć napastnika w tyłek, co mi niestety nie wyszło, za krótkie nóżki mam, jeszcze trochę muszą urosnąć.
Złapany za rękaw, chwyciłem odruchowo faceta za przedramię, ścisnąłem mocno i tak się na tym skupiłem, że ledwo zauważyłem lecącą w moją stronę pięść. Odchyliłem się do tyłu, szczęśliwie zarabiając tylko subtelne otarcie się kostek jego dłoni o moją brodę. Przekląłem pod nosem i tak, bo to dalej bolało. Jednak kostki twarde są.
Teraz przyszła kolej na mój ruch. Ściskając go za łapsko, zwinąłem dłoń w ładną pięść, wziąłem elegancki zamach i wyrzuciłem rękę w przód, celując w ten jego nos do oddychania, licząc, że on nie odsunie się mi tak, jak ja jemu. Po pierwszym uderzeniu, nie ważne czy trafionym czy nie, zacząłem wykonywać kolejne, czasami dołączając do tego też i kopniaki w piszczele czy uderzenia z kolana w co tylko trafić mogłem. Przez tę chwiejność pozycji, już po chwili wylądowaliśmy na ziemi, co nie jest pozycją dobrą dla żadnego z nas. Spróbowałem go jakoś przynieść do ziemi, a później starałem się korzystać z tego ile mogłem, żeby jak najbardziej faceta przetarmosić pięściami, zanim kolega postanowi mu pomóc.
Poświęciłem blondaskowi całą swoją uwagę przez te kilka chwil, bo jako, że nie pokonam dwóch na raz, a on jest chudszy i jest pod bokiem, to najpierw jego spróbuję się pozbyć. No nie pozbyć, ale unieszkodliwić. Pozbywać się raczej nikogo nie miałem zamiaru, chociaż nożyczki, grzecznie czekają w kieszeni na swój udział w walce. Martwię się tylko, że jeśli ja wyjmę broń, to oni zrobią to samo, a to nie było by mi ani trochę na rękę.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Sro Cze 03, 2020 8:50 pm

  Stolarz szczęśliwie uniknął hańbiącego ciosu z buta, nawet go nie zauważył, chwilowo zajęty rozkopywaniem po uliczce zawartości wózka. To jednak szybko mu się znudziło, gdyż nie było tam niczego, co można by stłuc.
  Złośliwy uśmieszek zapałętał się krótko po twarzy blondyna, kiedy poczuł opór na swoich knykciach. Planował jednak uderzyć celniej i impet ciosu nie pozwolił mu szybko wyprowadzić drugiego. Może to i lepiej, bo przynajmniej mógł uchronić swoją twarz przed pięścią przeciwnika; przyjął cios na przedramię i mruknął gniewnie, próbując opędzić się od kolejnego. Odepchnął rękę Froscha i walnął go w bark. Blondyn był na tyle niedoświadczony, że nie wziął chwilowo pod uwagę ataku nogami i to w głównej mierze wybiło go z równowagi. Zaklął pod nosem i uderzył pięścią w ramię, a potem miękki bok przeciwnika. Tam też zaraz wylądowało jego kolano, choć sam zbierał równy grad ciosów.
  Jego kumpel przez chwilę się przyglądał i wyszukiwał dogodnego momentu. Rozluźnił ramiona i dopadł do nich, z impetem przydeptując prawą dłoń Misfita. Nieprzyjemne chrupnięcie wydobyło się spod jego buta, kiedy kilka kości dłoni skapitulowało. Stolarz przesunął się zaraz i wymierzył ich zdobyczy kopniaka w głowę. W tym czasie blondyn starał się unieruchomić jego biegające kończyny, co jednak wychodziło mu z różnym skutkiem i ostatecznie skupił się na pochwyceniu jego lewej ręki.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sro Cze 03, 2020 9:39 pm

Obaj, i ja i blondyn, wykazaliśmy się cudownością planowania ataków i ich wymierzania. Może i w twarz nie uderzyłem, ale przedramię blondyna na pewno mnie polubiło nienaganną technikę żółtodzioba. Ja polubiłem.
Udało mi się wywalić nas na ziemię, co pomysłem dobrym nie było i już za chwilę się o tym przekonałem na dwa sposoby.
Pierwszy. O ile uderzenie w ramię i bok nie wywołało za dużego bólu, możliwe, że przez stertę szmat jakie na sobie zawsze noszę, a kilka grubych warstw to jest, tak kolano już sprawiło, że sapnąłem sycząc z dyskomfortu, marszcząc brwi i ogólnie się krzywiąc z niezadowolenia. Sprowokowało mnie to do silniejszych ale bardziej chaotycznych ataków na mordę blondaska.
Drugi. Dłonie na ziemi i buty znajomych, to nigdy nie jest dobre połączenie. Szarpnąłem się kiedy zostałem przyciśnięty do ziemi, szalony wrzask pięknie zaczął obijać się od ścian wąskich uliczek, kiedy kości mi strzeliły. Poczułem jak oczy mi się szklą w reakcji na obrzydliwą falę bólu. To ten rodzaj złamania, którego się zawsze trochę bałem, tak jak tego, że kolana ci się złamią w drugą stronę, albo uderzając o coś małym palcem sprawisz, że ci odpadnie, albo że upadniesz tak mocno na twarz, że kości nosa wbiją ci się w mózg.
Lewą ręką wycelowałem w nogę napastnika, chcąc go odgonić od złamania, co zważywszy na moje położenie nie było dla niego zbytnim zagrożeniem, z resztą już po chwili sam z siebie zabrał nogę. Odruchowo przyciągnąłem obolałą kończynę do piersi, przyciskając ją do siebie. Cóż, nie jest tak źle, bo już mam rękę zabandażowaną, więc nie będę musiał jej opatrywać. Same plusy ja tu widzę. Bądźmy pozytywni, patrzmy w przyszłość z uśmiechem, nawet jeśli ta przyszłość nie potrwa długo.
Oberwałem kopniaka w skroń i na chwilę pociemniało mi przed oczyma. Czując ruch wokół siebie szarpałem się pięknie, próbowałem, szorując zadem po bruku, odsunąć się od zagrożenia i jednocześnie bronić się nieskoordynowanymi kopnięciami przed ewentualnymi atakami Stolarza.
Chwycony za rękę, spróbowałem ją do siebie przyciągnąć, zbliżając usta do trzymającej mnie łapy i usiłując wgryźć się w nią mocno oraz próbować się wyszarpnąć, a później, jeśli było mi to dane, sięgnąć po nożyczki będące w kieszeni spodni i zaatakować nimi chude meneliszcze, no chyba, że mnie Stolarz atakował, wtedy ataki nożyczkami posypałyby się na niego. Myślę, iż zaczynało do mnie docierać, że ci goście możliwe, że nie żartowali z tym naprawianiem tego, że żyję.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Pią Cze 05, 2020 6:19 pm

  Głuchy, krótki jęk wydobył się ze skrzywionych ust blondyna, kiedy niefortunnie dostał w nos. Po brodzie pociekła mu krew, lekkie oszołomienie było idealnym momentem, by przyłożyć mu jeszcze raz. Odchylił się, klękając po obu stronach Froscha, i złapał za twarz, mamrocząc coś pod złamanym nosem.
  Jego kolega zręcznie odskoczył przed machającą ręką leżącego. Skrzywił się z kpiną na twarzy i przeszedł do kolejnego ciosu. Tak jak oczekiwał, skutek był bardzo zadowalający.
  — I jak, podoba się? — zawołał z rechotem i kopnął go w ramię, potęgując na chwilę ból płynący od połamanych palców.
  Blondyn walczył dzielnie, ale w końcu Froschowi udało się przeciągnąć ich ręce w swoją stronę. Zaskoczony wrzask rozniósł się po uliczce, kiedy Misfit boleśnie wgryzł mu się w skórę. Udało mu się uwolnić rękę, a nawet chwycić za swoją jakże profesjonalną broń. Chłopak spróbował go uderzyć, ale skończył z zadrapanym przedramieniem, co w końcu skłoniło go do odsunięcia się od Froscha.
  Stolarz zaklął paskudnie i cofnął się również, ale tylko symboliczne pół kroku.
  — Tak się bawisz? — Splunął na ziemię, wyciągając z kieszeni długi nóż. Jego kolega obtarł cieknącą z nosa krew i chwycił metalowy pręt z dorobku Misfita. Deszcz przeradzał się powoli w nieprzyjemną ulewę, osłaniając bójkę kurtyną jednolitego szumu.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Pią Cze 05, 2020 7:00 pm

Z warknięciami ciągłego bólu i bezsilności udawało mi się czasem jakoś mniej więcej bronić, a nawet zadawać obrażenia mi się zdarzyło. Powiem z lekką dumą, że nawet mojego chudszego kolegi posmakowałem i przyznam, że najgorszy w smaku nie jest. Jakbym był psem, to bym go jadł gdybym gdzieś go martwego znalazł. Niestety, na razie zapowiadało się na to, że ja będę jedynym martwym osobnikiem. Starałem się wymyślić jakieś rozwiązanie, ale ja nie jestem dobry w myśleniu.
Kiedy blondasek się podniósł, ja odsunąłem się od nich o kilka kroków mocząc sobie tyłek, gdyż natrafiłem nim na niewielką kałużę. Spróbowałem podnieść się z ziemi i utrzymać w pionie na drżących z lekka nogach, ciągle wtulając połamaną dłoń w pierś. Sapnąłem głośno, zrezygnowany widząc nóż u jednego i pręt u drugiego. O chuj. Zajęczałem w myślach. Zacisnąłem mocniej dłoń na uchwycie nożyczek, ostrzem skierowanych w stronę ziemi.
-N-nie bądźcie mendy. Się jakoś no dogadamy, no koledzyy...-rzuciłem drżącym głosem, wycofując się ukradkiem o krok. Ja zawsze jestem chętny na kolanka ładnie zejść i zaprezentować umiejętności, bo to niewielka cena za przeżycie uważam. Chociaż nie sądzę, żeby oni byli chętni na takie formy wymiany, a nawet jeśli by byli, to nie sądzę żeby się trzymali powszechnie uznawanych zasad. Albo mogę im oddać swoje metale, albo mam kanapki od Szefa. To jest dobra zapłata, te kanapki są naprawdę smaczne. Z drugiej strony jeśli mnie zabiją, to będą mogli sobie zabrać wszystko co moje i nie pytać czy mogą. Czy dogadywanie się z nimi ma jakikolwiek sens?
Cofnąłem się o jeszcze jeden krok, a już po sekundzie, jeśli nie rzucili żadnej sensownej propozycji dogadania się, podjąłem męską decyzję. Czas się ewakuować. Wykonałem półpiruet i puściłem się biegiem przez uliczki. Nie był to zły plan, ale nie był też najlepszy, głównie dlatego, że nie przewidziałem, iż na mokrym kamiennym gruncie, moje wyświechtane, wytarte podeszwy będą ślizgały się znacznie lepiej niż pomydlona ryba w naolejowanych dłoniach. Mam tylko nadzieję, że się nie wywalę przy pierwszym lepszym zakręcie i nie wbiję sobie przy tym nożyczek w serce lub że nie zgubię się w tym labiryncie, chociaż kto wie, przez ten deszcz różnie może być.

_________________

And I was holding, burning, waking, turning
Tasting blood and losing time
I want to get a hold of myself
Baby, I was one in a million
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Sob Cze 06, 2020 5:46 pm

  Krople deszczu szybko pociekły po brodzie mężczyzny z nożem niczym ślina po pysku wygłodniałej hieny. Do tego wybitnie ubawionej widokiem swojej ofiary.
  — Wynoś się stąd albo spuścimy cię rynsztokiem — warknął Stolarz, krzywiąc się przy tym. Nierówne, żółte zęby wydawały się tu jeszcze bardziej odpychające.
  — A może studnią?
  Stolarz zerknął na kompana i obaj wybuchnęli rechotem. Umilkli natychmiast, kiedy Misfit postanowił się ewakuować. Choć przedstawił mu taką opcję, brunet nie brał jej pod uwagę, zdecydowanie psuła zabawę.
  Puścili się biegiem za Froschem, ale śliski chodnik nie sprzyjał nikomu. Poturbowany chłopak potknął się niebawem na dziurze w bruku i został w tyle. Jego towarzysz trzymał się lepiej, całkiem możliwe, że miał już doświadczenie w gonieniu ludzi. Sam Misfit również boleśnie odczuł paskudną pogodę, gdy parę przecznic dalej na wybitnie wygłaskanych kostkach powinęła mu się noga i wylądował niemal na twarzy, wypuszczając nożyczki, które plusnęły do kałuży obok. Zdążyłby się pozbierać, gdyby bardzo chciał, mógł natomiast zauważyć, że w ścigających zaszła mała rotacja. Blondyn zdołał go prawie dogonić, wyskakiwał właśnie zza zakrętu, drugi natomiast gdzieś przepadł.
  I wtedy chłopak wpadł na iście szaleńczy pomysł. Zatrzymał się, wziął zamach i rzucił prętem we Froscha. To nie był dobry rzut, w zasadzie był beznadziejnie krzywy nawet jak na te warunki, ale żeliwo zdołało uderzyć o jedną z nóg Misfita, a to nie tylko zabolało, ale i ponownie sprowadziło go do poziomu gruntu. Uderzył skronią o bruk, a obraz pociemniał. Blondyn coś krzyczał, coś pomiędzy "wracaj tu" a "żebym cię więcej nie widział", ale spomiędzy deszczu, kroków i przecinków ciężko było wychwycić spójne zdanie.
  Pojedynczy krzyk, jakieś cichsze słowa, wręcz mamrotanie, kolejne kroki, które jednak szybko ucichły. Kiedy zaczęło mu się przejaśniać przed oczami, zobaczył stojącą kilka kroków przed nim smukłą postać, w całości ubraną na biało. Przy pasie miała broń, zaś głowę skrywał kaptur i coś na kształt woalki.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sob Cze 06, 2020 6:44 pm

Drgnąłem na ich śmiech, bo śmiechy wrogów nie są dobre.
Powiedzieli, że mogę uciekać, to zacząłem uciekać, tak to chyba działa, co nie? No, ale rzuciłem się tym biegiem, a te dwie niemyte szkapy za mną.
Ślizgając się po kamieniach, podpierając się czasem rękoma, klnąc przy tym siarczyście zasuwałem przez uliczki, sapiąc jak dzik. W końcu jednak szczęście mnie opuściło. Noga mi się powinęła, a ja w strachu o połamanie ręki jeszcze bardziej, nie podparłem się, mój nos pięknie rozkwasił się na mokrej ziemi, zostawiając na niej czerwone smugi zmieszane ze śliną i smarkami. Zajęczałem żałośnie, chyba najbardziej zrozpaczony tym, że mnie rozdzielono z nożyczkami. Poderwałem się do góry i mimo bólu podjąłem się dalszej próby ucieczki, w końcu nie sądzę, żeby ktokolwiek zwracał uwagę na cieknącą po ustach krew kiedy goni go dwóch uzbrojonych bydlaków z mało przyjemnymi zamiarami.
Nie zabiegłem daleko, a już po chwili zaliczyłem glebę ponownie, z dzikim wrzaskiem kiedy złamane paluszki zetknęły się dynamicznie z kamieniami, walnąłem klatą i czerepem o chodnik. Załomotało mi w głowie. Pociemniało przed oczami. Odebrało mi oddech na kilka sekund.
Ponownie wydobyło się ze mnie przeciągłe jęknięcie cierpienia. W tym otumanieniu udało mi się jedynie zwinąć w kłębek na ziemi, żeby chronić miękki brzuszek. Nie czując dalszych ataków, po chwili sapania i wzdychania, odważyłem się nieco rozluźnić pozycję i otworzyć oczy. Ze złością i zdziwieniem zerknąłem na nogi stojącej przede mną postaci. Rzuciłem szybkie spojrzenie w tył, żeby sprawdzić czy menele faktycznie odpuścili, po czym wróciłem ślepiami do mojej białej sarenki.
-I chuj, co ty...też się będziesz o coś pruł?-zarzęziłem mu warkliwie, podnosząc się do klęku i kaszląc kilkukrotnie. Wytarłem rękawem wszystko co mi z ust, oczu i nosa wyciekło, później ten rękaw wytarłem w szmaty i spodnie. Mętnym spojrzeniem odnalazłem metalowy pręt, podpełzłem do niego i z jego pomocą podniosłem się do pozycji stojącej. Nieco mną zachwiało, ale nie przejąłem się tym, dalej asekurując się druciszczem. Podniosłem wzrok krzywiąc się na to, gdyż cały łeb mi pulsował jakbym miał w nim wielkie serducho, a nie mikry móżdżek. Zerknąłem na obcą postać z nieufnością. Kojarzę go czy nie? Nie wiem. Ale łażenie w białym po deszczu jest głupie, zaraz mu będzie tyłek prześwitywał przez te fatałaszki. Hehe...
Zmarszczyłem brwi, pociągnąłem kinolem, charcząc, a po chwili wypluwając dziwną mieszankę czegoś bliżej nie określonego na chodnik. Mnie zabije, to zabije, a co mnie to niby dotyczy? Jakby nie wiem co się jeszcze może dzisiaj stać, niech mnie życie zaskoczy. Może zza winka wyskoczą jego kumple i znów będę musiał uciekać. Mi to pasuje, mi to jest całkowicie obojętne, tylko najpierw dajcie mi odnaleźć moje kochane nożyczki. Powoli drepcząc wgapiałem się w ziemię, szorowałem butami po dnach kałuż, żeby zobaczyć, czy przypadkiem tam moja ukochana własność nie leży, a kiedy ją w końcu znalazłem ze zmęczonym burczeniem schyliłem się po nią i schowałem do kieszeni dźgając nią przypadkiem kanapki.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Nie Cze 07, 2020 4:35 pm

  Nieznajomy nie odpowiedział. Stał spokojnie i przyglądał się jak Frosch ogarnia choć trochę wszystkie niedoskonałości swojej osoby. Nie można było tego powiedzieć o białym jegomościu; jego kilkuwarstwowe ubranie starannie zakrywało nie tylko ewentualny ekwipunek poza skałkowcami, ale też całą sylwetkę. Od tyłu jeszcze lepiej robiła to peleryna. Solidne buty zabarwiono tak samo, jednak wydawały się bardziej srebrne, zapewne od noszenia.
  Niespiesznie przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, czekając, aż Misfit wstanie i złapie równowagę. Nie przeszedł jednak nawet kilku metrów, kiedy postać zastąpiła mu drogę.
  — Przysługa za przysługę — zabrzmiał miękki, kobiecy głos, a zza woalki mignęły ciemne oczy. — Znasz Lucę Khann. — Wyciągnęła do niego rękę z kopertą. — Oddaj mu to.
  List był elegancko zapakowany i zaadresowany ładnym krojem pisma. Sama koperta zalakowana czerwonym woskiem z wizerunkiem końskiej głowy. Jeśli tylko Misfit wziął list, kobieta oddaliła się szybkim, aczkolwiek bardzo opanowanym krokiem.
  Jego rzeczy istotnie leżały tam, gdzie widział je ostatnio. Wątpliwe, by przydały się komukolwiek jeszcze, może poza nożyczkami, ale w taki deszcz nikt nie włóczył się po uliczkach.

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Nie Cze 07, 2020 5:41 pm

On stał jak stał, a ja też wstawałem po ogarnięciu się na tyle na ile mogłem. Już chciałem wyruszyć na poszukiwanie nożyczek, ale sarna mi drogę zastąpiła. Obrzuciłem go złym spojrzeniem, mętnych oczu.
-No cooo..?!-warknąłem na postać, mając dość. Ściągnąłem brwi potwornie, czekając pewnie na nóż między żebra. Noża nie dostałem, ale zamiast niego dopadło mnie lekkie zaskoczenie. Usłyszałem głos, tego się nie spodziewałem, ale jakoś szczerze powiedziawszy nie przyglądałem się gościowi, z góry zakładając, że mam przed sobą chłopa. Z drugiej strony jego szmaty nie pomagały w identyfikacji.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem mu w pysk, spróbowałem przez deszcz i jego firankę przyjrzeć się buźce samicy kiedy ta do mnie mówiła. Złapałem równowagę i z drutem w dłoni odebrałem list. Nie podobało mi się to, że wie kogo znam.
Patrzyłem na nią jak odchodzi, ciągle czekając aż się obróci i jednak rzuci we mnie czymś ostrym, ale nic nie zrobiła, zwyczajnie zniknęła za rogiem. Niepewnym krokiem zacząłem szukać nożyczek, w końcu je znajdując i pakując z listem do kieszeni, miętosząc wszystko co tylko mogłem. Zajrzałem w uliczkę, z której przed chwilą przybiegłem. Kurcze, wróciłbym po wózek, ale boję cię, że te dwa pacany tam będą.
Zamknąłem oczy, odepchnąłem się od ściany i zacząłem bezsensowny spacer po mieście w poszukiwaniu miejsca gdzie mógłbym się schować przed deszczem. Mógłbym pójść do Szefa, ale no ukradłem mu pościel, lepiej nie wracać, bo pewnie jeszcze mu złość nie minęła. Westchnąłem ciężko. Pociągnąłem nosem jęcząc załamany. A chuj, niech mi to wszystko leci z nosa. Co mnie to.. Zaburczałem w myślach, w końcu znajdując niewielki daszek przy wyjściu z jednego z budynków.
Zdjąłem plecak, usiadłem na schodkach, wtulając się bokiem w ścianę i zacząłem się badać. Ze łzami w oczach zmacałem złamany nosek, uznając, że się aż tak nie powykrzywiał jakby mógł. Później zabrałem się za dłoń, której złamane palce, drżącą łapą zacząłem delikatnie rozprostowywać i układać sobie na kolanie. W końcu mi się udało i krzywe paluszki miałem pięknie zaprezentowane na nodze. Nie obyło się bez tradycyjnych środków znieczulających w postaci kilku kropelek wódeczki oraz wielu burczanych pod nosem przekleństw, którym towarzyszyło stado słonej wody wyciekającej w oczu.
Powstrzymując się przed pociąganiem nosem patrzyłem przed siebie i zastanawiałem się co powinienem teraz zrobić. Muszę iść do Szefa bo mam dla niego list, ale nie chcę iść do Szefa, bo może być zły na mnie, ale Szef może mi pomóc z ręką i nosem, w końcu jest prawie lekarzem, może mi Szef też pomóc z tym, że nie mam teraz gdzie mieszkać. Nie ważne czy przeżyję czy nie, to warto iść do Szefa, bo najwyżej nie będzie musiał tak daleko ciała transportować. Chociaż nie, on ludzi z ulicy nie chowa, my jesteśmy zakopywani gdzieś indziej.
Zmarszczyłem brwi i uśmiechnąłem się nagle, bo dopadł mnie cudowny pomysł. Przy leczeniu ucięcia nie musiałbym nawet do lekarza iść, bym tylko ciaśniej owinął i tyle. Bez palców da się żyć. Sięgnąłem do kieszeni i wyszarpnąłem z niej nożyczki, a zaraz za nimi wypadły na schodek, co na nim siedziałem, kanapka i list. Złapałem nożyczki porządnie. Otworzyłem je i delikatnie wsunąłem między ostrza jeden ze złamanych palców. Następnym krokiem było zamknięcie nożyczek, co zrobiłem z zapałem i głośnym burczeniem bólu, albo raczej próbowałem robić. No ucinanie połamanego palca nie jest przyjemne, tyle powiedzieć mogę. Zwłaszcza kiedy durne nożyczki są tak tępe, że ledwo co przecinają bandaż owinięty na kończynie, przez co jedynie zgniatasz sobie jeszcze bardziej poranioną część ciała.
-Ożżż wy durnoty kosmate!!-zaszczekałem na tępe nożyczki, co swoją ostrością tylko mi jeszcze bardziej posiniaczyły złamane miejsce, za nic nie chcąc gu uciąć. Walnąłem pięścią z nożyczkami z drzwi kamienicy przy której siedziałem, a wysłużone nieco drewno załomotało radośnie.
Rzuciłem nożyczki na schody i po jeszcze chwili dramatyzowania i histeryzowania, gubienia się w myślach i przypadkowym zadawaniu sobie bólu kiedy poruszyłem ręką czy wytarłem nos, odwinąłem kanapkę z papierka i zacząłem ją jeść na części, poszczególne składniki biorąc w palce i wsadzając do pyska. Pyszne. Zapłakałem w myślach, rozkoszując się każdym kęsem z wiedzą, że kiedyś mi się te kanapki skończą.
Zerknąłem na list, który nieco się pogniótł, wziąłem go w rękę i mrużąc oczy spróbowałem rozczytać adres, po kilku minutach się jednak poddałem i zwyczajnie chcąc już poznać zawartość, rozdarłem kopertę zębami, wyplułem zbędne części papieru. Zacząłem przyglądać się zapiskom, powoli, cierpliwie, uważnie, bo mistrzem czytania nie jestem niestety. Dam radę, ale proszę mi dać więcej czasu.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Mistrz Gry Nie Cze 07, 2020 6:06 pm

Kto wie, czy sama opatrzność nie zesłała na Froscha tych tępych nożyczek, bo czyste to one z pewnością nie były, a i alkohol, jak też kanapki, szybko by się skończył.
  Sponiewierany list zaczął powoli chłonąć wodę z otoczenia, zwłaszcza kiedy znalazł się na ziemi, ale porządnej jakości tusz nie zdążył się jeszcze rozmyć na tyle, by zatrzeć słowa. Spisany został tym samym lekkim i pociągłym charakterem co i adres Luci na kopercie.


Szanowny Luco S. Khann,
  Mam nadzieję, że Pański interes kręci się dobrze, bez urazy dla wszystkich pozostałych, rzecz jasna.
  Choć raczej się nie znamy, zawsze darzyłem Pana szacunkiem i uznaniem, dlatego też, kiedy zaszła taka potrzeba, to właśnie Pan był moją pierwszą myślą. Wierzę, że nie zostawi Pan poczciwego człowieka w kłopotach, proszę wybrać dogodny dla Pana termin i miejsce spotkania i odesłać na wskazany niżej adres.

Niech bogowie Pana prowadzą,
rev. Jullis Tankhoor


Afraaz, ul. Moestr 47/3

_________________

Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach