Ulice Morteny

+4
Melissa Aife
Safia
Rhami
Mistrz Gry
8 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Nie Lip 04, 2021 9:35 am

Faktycznie, nic z tego nie brzmiało jak powód do mordu, a nawet jeśli, nie pociągnęłoby to za sobą lawiny w postaci kolejnych ofiar. Jednak rzuconego nazwiska nie mógł zignorować, bo już raz zignorował jeden szczegół, który okazał się całym rozwiązaniem sprawy.
-Wiadomo coś o Nikolasie? Gdzie wyjechał? Albo jaki był?
Dopytał, dla potwierdzenia. W końcu, lepiej coś wiedzieć, niż potem szukać odpowiedzi.
Druga odpowiedź z kolei była bardziej interesująca. Firma posiadała kilka hybryd, z kolei czas ucieczki jednej z nich, jak i też płeć, na swój sposób rzucał mu zachętę, do odkrycia tego szkopułu. Nie została zwolniona, ona uciekła, a hybryda bez pana, może funkcjonować szkodliwie w społeczeństwie, byle przetrwać. Może za wcześnie na wnioski, ale musiał ją wliczyć do kręgu podejrzanych w tym śledztwie.
-Lili… jakiej jest rasy? I jakie były jej charakterystyczne cechy zwierzęce?- Dopytał, wypuszczając dym. -Oraz w jakim wieku? Wynoszę, z Twoich słów, że młoda.
Dodał po chwili, woląc to uzupełnić. Wciąż po głowie chodziło mi zaginięcie niemowlęcia, ale jaki to miało związek? Mimo to, obecność hybryd w całej sprawie, była nadwyraz liczna.
Odebrał swoją listę, wysuwając wniosek, że druga ofiarą mogła być równie dobrze kochanką pierwszej. Tak jak zasugerowali w barze, kobieta nie prowadziła się dobrze. Wciąż pozostaje możliwość, że po prostu miała pecha, ale więcej wyniesie z przesłuchania świadka. Jeśli to było wszystko, co chciał mu powiedzieć, był gotów iść dalej.
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lip 05, 2021 12:21 am

Mężczyzna podrapał się po głowie i wzruszył ramionami.
— Nie wiem, gdzie, nie mówił... Był niezdarą, to zawsze irytowało Thomasa... Ale jego zwolnienie nie było jakieś bardzo głośne, zwyczajny człowiek — odparł, może nawet trochę zawiedziony tym, że to nic pomocnego.
Lecz temat hybrydy znacznie bardziej zainteresował Łowcę. Nie dziwne, to był bardzo niepokojący zbieg okoliczności, ale... Mails nie był przekonany.
— Szesnaście lat... To jakiś piesek, nierasowy. Ma cienki ogon i trochę zaokrąglone uszy, włosy takie średnie, wszystko w jasnym blondzie. — Machnął sobie ręką przy głowie dla zobrazowania.
Na tym też skończyło się zbieranie informacji. Mails pożegnał Xentisa i nawet zamknął za nim drzwi gabinetu. Eyglądał przy tym na zadowolonego, może z samego faktu, że cały temat był męczący i niezbyt miły.

Zgodnie ze swoim planem Venatori udał się do urzędu skarbowego, a tam, w eleganckim gmachu kamienicy, przyszło mu podenerwować następną kolejkę ludzi. Kremowo malowane wnętrze powinno dodawać przestronności, ale w rzeczywistości było potwornie nudne dla wszystkich czekających. Zapewne dla pracowników również. Młoda pani z okienka przerwała przybijanie pieczątek na pliku papierów i zerknęła na niego ze zdziwieniem, na dokumenty, które miał, i znów na niego.
— Nie widzi pan, że ludzie stoją? Proszę pytać kogoś z przerwy — burknęła i wróciła do pracy nad papierami gościa, który stał obok i popatrywał na niego niechętnie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Pon Lip 05, 2021 8:09 am

Nicolas nie wybrzmiał na kogoś istotnego, ale mimo to, utrwali sobie to imię, w razie czego. Co zaś tyczyło się dziewczyny… to było jeszcze tylko dziecko, czy mogłoby zrobić komukolwiek krzywdę? Ten świat bywał zadziwiający, więc niestety, to dalej prawdopodobne. Ale piesek, hmm… hybrydą kundla, z charakterystycznymi uszami i blondynka. To nie powinno być trudne, jeśli na nią natrafi. W Mortenie wątpliwie byłoby takowej szukać. Ale na chwilę obecną, to było wszystko, co mógł mu dać Josh.
-Dzięki. Życzę powodzenia w prowadzeniu biznesu.
Pożegnał się, aby zaraz wyjść. Dalej jednak musiał sprawdzić urząd skarbowy, świadka, oraz Nagrima, zanim uzna Mortenę za skończoną. Potem Adren, a tam powinno być tego trochę mniej. Potrzebował urlopu…

Nienawidził biurokracji i biurokratów, a skarbówki, zwłaszcza. Jednak przyszło mu pojawić się tutaj, bo pechowo, druga ofiara była pracownicą tego urzędu. Skoro nie miała bliskich, to najlepiej pytać współpracowników. Wstępnie podjął się szukania kogoś, kto faktycznie nie pracuje, ale był odsyłany, ponieważ "przerwa ważniejsza od morderstwa, mają tylko 5 minut". Tyle co spalenie papierosa. Poirytowany, tracąc z lekka cierpliwość, postanowił więc przyatakować kobietę pracującą, wymijając wściekłą kolejkę. A kiedy wepchał się na początek, wylegitymował, oraz przysunął listę nazwisk, pytając, czy ta kogoś kojarzy, albo czy chociaż wie coś o znajomych ofiary, więc to samo, co u Milsa, skończyło nie odmową. Venatori zmarszczył brwi, a jego fiołkowe oczy zatrzymały się na stemplu, który uderzał co chwila o kartki, wręcz jeszcze bardziej denerwująco.
W końcu, Xentis wsadził rękę w okienko i szybkim ruchem, wyrwał jej z dłoni pieczątkę, aby po tym, ku zaskoczeniu wszystkich w kolejce, wsadzić głowę przez luke w szkle, świdrujący kobietę karcącym wzrokiem.
-W dupie mam tych ludzi, mów mi co wiesz, inaczej aresztuję Cię za utrudnianie śledztwa, a wyjaśnienie tego, to dwa dni w celi!
Warknął, nie wychodząc z jej zamkniętej strefy. Oberwało jej się tylko dlatego, że akurat teraz, czara zniecierpliwienia stosownie się przelała.
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lip 05, 2021 6:16 pm

  Oj tak, zabawa z urzędnikami nie była prosta. Najlepiej, gdyby Xentis nie zajmował im czasu w pracy, ale przecież poza pracą też nie powinien, bo mają wolne i dlaczego mieliby załatwiać formalności. Tym bardziej nikt nie chciał oddawać cennej przerwy od rozmowy z ludźmi, którzy w większości sami nie wiedzieli, czego im trzeba.
  Paniusia miała zamiar go zignorować, mając nadzieję, że pójdzie nękać kogoś innego, ale nie. Elf wpadł na znacznie gorszy pomysł, którego blondynka w ogóle nie przewidziała. Na chwilę zamarła, kiedy wyrwał jej pieczątkę z ręki, a zaraz pisnęła zaskoczona i aż zerwała się z krzesła, które wylądowało na podłodze. Przez parę sekund jej usta poruszały się bezgłośnie, próbując sklecić jakąś odpowiedź, aż w końcu prychnęła z frustracją.
  — Niechże pan... wyjdzie z tego, na bogów! — Machnęła rękoma i szarpnęła za drzwi obok okienka. — Chodźmy na zaplecze... — mruknęła z wyczuwalnym niezadowoleniem, ale jego groźba była jak najbardziej realna i nie zamierzała ryzykować jej spełnienia.
  Kiedy tylko opuścił okienko, zasunęła szybkę, zamknęła drzwi za nim i zaprowadziła do pomieszczenia na papiery. Tam też stanęła na środku, skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w Xentisa rozgniewane spojrzenie.
  — No więc? Co mam o niej mówić? Pracowała tu kilkadziesiąt lat, świetnie się dogadywała z wszystkimi... — prychnęła i nagle zastanowiła się nad własnymi słowami. — Z wszystkimi klientami, bo dla nas była strasznie marudna. I taka... niedostępna. Niby towarzyska, ale jednak odludek. — Wzruszyła ramionami. — Pewnie mam tu gdzieś listę klientów, których była doradcą... — rzuciła od niechcenia i zaczęła grzebać w szufladzie, by zaraz wydobyć świstek papieru, gdzie zapełnionych było kilka z kilkunastu możliwych pozycji. — Do zwrotu. Pocztą.
  Nazwiska przedstawiały raczej zwykłych ludzi, nie był to nikt wielce istotny. Kobieta zaś ponownie przeszukała szufladę przypisaną dla pani Alonsee, po czym rozległo się kolejne westchnięcie.
  — Wychodzi na to, że ostatnia sprawa z tej listy, jaką załatwiała, to dla pana Andreana Falvocka... O, jego chyba najbardziej lubiła. Dzień przed śmiercią. — Schowała teczkę z powrotem i spojrzała na elfa. — Coś jeszcze?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Pon Lip 05, 2021 9:44 pm

Krzyk kobiety idealnie kontrastował z wystającą głową elfa przez okienko, którego mimika wyglądała na nieźle wkurzoną. Jednakże, zgodziła się rozmawiać, więc i on wysunął się z tej ciasnoty, zerkając zaraz na mężczyznę, który był pierwszy w kolejce i co wcześniej patrzył na niego krzywo. Wcisnął mu do rąk pieczątkę.
-W czoło się tym kurwa jebnij.
Warknął, po czym skierował się do zaplecza, o którym wspomniała urzędniczka. Nie mógł uwierzyć, że ktoś tak młody jak ona, mogła mieć takiego kija w dupie. Jeszcze przyjdzie czas na stanie się starym pruchnem.
Założył ręce na piersi i słuchał jej uważnie, choć już pierwsze słowa marszczyły jego brwi, lecz nie przerywał jej w żaden sposób, bo by jeszcze zmieniła temat. Dziwnym było to, że ofiara nie zawierała znajomości w pracy, ale z klientami tak. Cóż, może po prostu lubiła seks, trudno, zagadka rozwiązana. Jednakże, czy Zając mógł być klientem? Kto wie. Przejął od niej dokumenty klientów, choć z początku nie mówiło mu to za wiele. Na jej uwagę o zwrocie pocztą, uśmiechnął się sztucznie z takim “jasne”, gdzie wcale nie miał zamiaru tego robić, chyba że naprawdę nie będzie miał co robić w życiu, a zapewne i tak by nie poszedł na pocztę.
Ostatnia informacja była kluczowa, bo Andrean był częstą osobą w rejestrze, oraz jak twierdziła urzędniczka, widział się z ofiarą tuż przed śmiercią. A więc, doszedł mu nowy punkt do całego zestawienia. Więc wydłuży się w Mortenie.
-To wszystko. Uśmiechnij się czasem.
Machnął świstkiem i wyszedł.

Kolejny punkt podróży, “Błękitny Bukiet”, lokal, choć nie wiedział do końca, w jakim sensie prosperował. Odnalazł jednak adres, zagłębiając się do pomieszczenia, oraz pytając o niejaką Molly. Jeśli ktoś mu ją wskazał, albo sama podeszła, z ciężkim westchnieniem zaczął się legitymować...
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Sro Lip 07, 2021 7:51 pm

  Klient był oburzony zachowaniem Xentisa, tym bardziej, że elf w ogóle się tym nie przejął. Ku uciesze pani z urzędu i jej długiej kolejki, Łowca nie chciał wiedzieć nic więcej, a jej gadulstwo wyszło jej na dobre. Chociaż raz. Kiedy w końcu wyszedł, odetchnęła z frustracją, próbując zebrać myśli i rozrzucone kartki przy swoim biurku...

  Błękitny Bukiet, jak można się było spodziewać, nie leżał zbyt daleko od miejsca zgonu drugiej ofiary. Był to uroczy lokal wciśnięty w wąską kamienicę. Szyld wystawiony nad drzwiami pokrył się już dawno patyną, a wystawa kwiatów doniczkowych i wieńców zdawała się wylewać przez otwarte drzwi. W środku było tego jeszcze więcej, na podłodze w kątach, na półkach, na ścianach, kilka doniczek nawet zwisało z sufitu, aż trzeba się było doszukiwać biurka i sprzedawczyni za nim. Tuż za progiem Xentisa otoczył słodki zapach kwiatów, a młoda dama pisząca dotychczas wstała i uśmiechnęła się do niego uroczo.
  — Dzień dobry! Czym mogę służyć? — Delikatnie przechyliła głowę, oczekując odpowiedzi. Może nie wyglądał na znawcę szyku, ale to nie miało dla niej znaczenia, w końcu był klientem, a ona była tu, żeby przystroić świat.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Czw Lip 08, 2021 3:45 pm

Wystarczyła chwila we wnętrzu sklepu, aby rozpoznać się, czym był ten lokal. A więc dekoracja wnętrz, z użyciem roślin. Było tu wszystko, a jego fiołkowe oczy błądziły po zwisających doniczkach, oraz przeróżnych kwiatach. To mu przypomniało, że jego żona bardzo lubiła przystrajać rezydencję wszelakimi kwiatami, najczęściej rozstawiając je na parapetach, czasem na stolikach, aż ciężko było żadnego nie zauważyć. Wtedy, wydawało mu się, że słońce wdziera się do domostwa, nadając temu magiczny i przyjemny klimat. Ale Eruniell zawsze potrafiła tchnąć życie w to miejsce, obdarowując wszystko własnym ciepłem. Bez niej, wszystko obumarło, oraz było takie ponure. Może on sam nie potrafił nadać otoczeniu niczego poza tym. Eh... powinien wrócić myślami do rzeczywistości.
Odnalazł Molly, do której podszedł, a kobieta obdarowała go swoim promiennym uśmiechem, będąc całkowitym przeciwieństwem urzędniczki, o której całkiem zapomniał w tej chwili, a trzymające się go nerwy odeszły. Odwrócił na chwilę wzrok, zaczynając chyba poprawiać płaszcz, który krzywo na nim wisiał.
-Dzień… dobry. Xentis Venatori, Cesarski Łowca.- Przedstawił się i powrócił do niej wzrokiem. -Pani to Molly Sarthaya? Podobno była Pani świadkiem morderstwa Margret Alonsee i widziała Pani mordercę. Wiem, że już milicja o to pytała, ale czy mógłbym raz jeszcze usłyszeć opis sprawcy? Coś charakterystycznego, dziwnego ponad to?
Dopytał, licząc że milicja coś pominęła, ale to chyba maska najbardziej go interesowała.
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lip 08, 2021 4:18 pm

  Przyprowadziła go wzrokiem, a po jej twarzy przemknął na moment wyraz serdecznego rozbawienia, kiedy mężczyzna poprawiał ubranie. Faktycznie, nie wyglądało najlepiej, ale to, że tak starał się to zmienić, było na swój sposób urzekające. Zaraz jednak spoważniała nieco, słysząc jego urząd. Kolejne słowa całkiem przepędziły uśmiech, a Molly delikatnie przygryzła dolną wargę w zamyśleniu.
  — Tak... tak, oczywiście... — odparła cicho, usiadła na swoim krześle za ladą i odnalazła wzrokiem stołek, który zapewne służył jej do sięgania wyższych półek. — Niech pan... usiądzie może. — Zbłądziła wzrokiem na blat. — Nie wiem, czy byłam świadkiem. Znaczy tak, ale... Dobrze, od początku. — Westchnęła cicho. — Szłam rano do pracy, zawsze wychodzę wcześniej, żeby wszystko przygotować, to było koło szóstej. Usłyszałam czyiś krzyk, więc odruchowo zwolniłam, a potem przyspieszyłam, ale kiedy wyszłam zza rogu, to... ona już leżała... nna chodniku. Klękał przy niej i widziałam jak uderza w jej klatkę piersiową... Dopiero widok płynącej krwi mnie... otrząsnął. Krzyknęłam bezwiednie i nagle zdałam sobie sprawę, że on jeszcze nie uciekł. Zatrzymał się w połowie uliczki i obejrzał na mnie. Byłam przerażona, nie umiałam się nawet ruszyć... ale on tylko patrzył na mnie, a potem odwrócił się... i uciekł... Jak najszybciej pobiegłam na komisariat. — Umilkła na chwilę i poprawiła włosy, przenosząc wzrok na bukiet stojący na biurku. — Był ubrany cały na czarno, bez jakiejś peleryny czy kaptura, po prostu... chyba kurtka... taka dłuższa? Na twarzy miał maskę, białą albo szarą, jestem prawie pewna, prawie nie widziałam jego nosa czy ust, tylko czarne oczy... takie duże. — Zerknęła na Xentisa. — A na głowie sterczały mu długie uszy, jak u królika albo zająca, ale też białe. Wydaje mi się, że z czarnymi końcami. — Umilkła na moment i lekko pokręciła głową. — Był szybki... Przykro mi, nic więcej nie wiem. — wymruczała cicho.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Czw Lip 08, 2021 5:10 pm

Jej rozbawienie było lekko mierżące, z pewnością nie chciał tak wypaść, ale nic na to nie poradzi, przełknie to. Zaraz i kobieta spoważniała, więc mogli przejść do priorytetowych konkretów. Kiedy zostało mu wskazane krzesło, pozwolił sobie usiąść na nim, tak jak sobie tego życzyła, zaś rękoma oparł się o ladę, słuchając tego, co miała do powiedzenia.
W gruncie rzeczy, niestety, wszystko brzmiało tak, jak już zostało spisane, więc nie dopatrzył się niczego nowego, a sama sceneria i okoliczności, nie pomagały w identyfikacji. Jej opis kolorów był i tak szczegółowy, co poświadczało, że gdyby mogła, zobaczyłaby więcej.
-Jest Pani pewna, że miał na sobie maskę? Może twarz była zezwierzęcona?
Dopytał dla pewności, bo wcześniej zakładał, że mogła ona być wytworem jej wyobraźni, a nuż, na świeżo byłaby w stanie oddzielić fikcję od prawdy, lecz jeśli uparłaby się na istnienie maski, musiałby założyć, że pomimo chaotycznych morderstw, Zając swoje działania zaplanował i przygotował.
Gdy już skończyła i nie miała nic więcej do przekazania, kiwnął głową, ciężko zbierając się do wstania.
-Dziękuję. Proszę na siebie uważać w drodze do pracy.
Dodał jeszcze, nim kiwnął głową na pożegnanie, udając się do wyjścia.

Xentis udał się po przedostatni trop, dokładnie do rozstawionych straganów na rynku, w poszukiwaniu mężczyzny, którego nóż został skradziony i wykorzystany, jako narzędzie zbrodni w drugim morderstwie. Liczył, że ten skończył się zapijaczać i wrócił do pracy, coby go specjalnie nie szukać. Kiedy zaś znalazł odpowiedni punkt, oczywiście wylegitymował się przed Nagrimem Vandelsoftem.
-...podobno Pana nóż został skradziony przez mordercę. Chciałbym usłyszeć, jak się Pan zorientował i co Pan widział...
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lip 08, 2021 6:07 pm

  Molly zastanowiła się nad postawionym pytaniem, ale pokręciła po chwili głową.
  — Jestem... przekonana. Tam nie było życia, to nie mogła być twarz... — odparła cicho, ale nie była pewna, czy była to odpowiedź, jakiej oczekiwał. Tak czy inaczej, pożegnała go po chwili, lekkim skinieniem przyjmując przestrogę. — Niech i pan na siebie uważa — dodała z cieniem uśmiechu.

  Pan Nagrim stał przy swoim straganie na rynku. Była to prosta buda na kółkach, gdzie w razie potrzeby można wszystko schować do środka i przenieść przy pomocy zwierzęcia. Tym zdawał się brązowy osiołek, który aktualnie stał przywiązany pod okolicznym drzewem i skubał tamtejszy trawnik, zaraz za kramem. Sam mężczyzna o kasztanowych włosach i wąsach właśnie poprawiał ułożenie swego towaru. Były to różnego rodzaju noże, nożyczki, linki, wnyki czy inne narzędzia myśliwskie. Znalazło się też sporo innych rzeczy, które po prostu były stare i ktoś chciał je sprzedać, a skoro ktoś mógł kupić, to czemu nie. Na przykład łyżeczki.
  Podniósł na Xentisa ciemne oczy, słuchając jego przedstawiania się, zerkając na odznakę, by zwieńczyć to krótkim westchnięciem.
  — Cóż... — Przeczesał sobie ręką włosy. — To jest targ, człowiek uczy się sprawdzać stan towaru nawet kilka razy dziennie. Zauważyłem, że go skradziono, ale nie wiem, kto to zrobił, było wtedy dużo osób. To było tego samego dnia, znaczy za dnia skradziono mi nóż, minęła noc i mamy morderstwo. — Wziął ołówek i zastukał nim dla zajęcia ręki. — Zaraza... Ja swój towar poznaję, to był nóż z nowej dostawy. Zapytali mnie o to, pamiętając, że zgłosiłem kradzież, a opis się zgadzał. — Zerknął na przechodzących ludzi. — Coś jeszcze?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Czw Lip 08, 2021 6:35 pm

I tym razem, musiał spotkać się z zawodem, że informacje nie były niczym więcej, niż faktami, które już znał. Nie pokazał tego po sobie, ale już w głowie próbował to sobie ułożyć. Nagrima zwyczajnie okradziono, mógł to być każdy, z kolei świadek widział co widział, jak przez mgłę. Faktycznie, pomimo tego, że Mortena była swego rodzaju początkiem serii tragedii, sama w sobie, niewiele skrywała tajemnic, możliwych do poznania. Mimo to, tego i owego się dowiedział, więc i tak był do przodu.
-To wszystko.

Ostatnim punktem mortenowskiego programu, miała być kamienica, w której znajdowało się mieszkanie Andreana Falvocka. Jedynej sensownej osoby, która mogła coś wiedzieć o drugiej ofierze. Nie tracił więc czasu, chcąc zakończyć dzisiejszy dzień, wizytą pod jego drzwiami, w które zapukał ciężko. O ile ten zechciał otworzyć, zaś sam Venatori nie był zmuszony do wyważania zawiasów i wejścia do środka, ten przedstawił się i wylegitymował.
-Dotarły do mnie informacje, że był Pan najpewniej ostatnią, znaną osobą, która widziała ofiarę. Dzień przed jej śmiercią. Co Pana łączyło z Alonsse, oraz jak wyglądało to spotkanie.
Spytał bez ogródek, oczywiście, już w środku jego mieszkania, aby nie rozmawiać o takich rzeczach na korytarzu. Niezależnie od odpowiedzi, kontynuował:
-Czy ma Pan swoje przypuszczenia, kto mógłby ją skrzywdzić? Miała wrogów, zazdrośników, kochanków?- Wręczył mu zaraz listę nazwisk innych ofiar. -Albo znała kogoś z wymienionych…?
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lip 08, 2021 8:29 pm

  Chwilkę sobie postał pod drzwiami, ale te zostały pospiesznie otworzone przez chłopaka około szesnastoletniego. Miał czarne włosy i złote oczy, a także dość blada skórę. Na głowie sterczały mu czarne wilcze uszy, a z tyłu wisiał ogon.
  — Dzień dobry... — rzucił trochę nieśmiało i już miał zaprosić go do środka, kiedy Xentis się wylegitymował, a jego uszka opadły do tyłu w wyrazie zagubienia i niepewności. — Panie Falvock! — zawołał, chowając swój ogon przy nogach, a zaraz odsunął się Xentisowi z drogi. — Proszę wejść...
  Zamknął za nim drzwi i zaprowadził do salonu, gdzie Andrean siedział właśnie w fotelu. Tam też hybryda zostawiła ich samych, rzucając tylko krótkie przedstawienie gościa, na co mężczyzna z lekkim zarostem i krótkimi włosami odłożył gazetę. Miał jakieś trzydzieści, może czterdzieści lat. Zaprosił go na fotel obok, słuchając pytań, jakie zaczęły padać.
  — Z Margret? Uhmm... Bardzo się lubiliśmy... jeśli wie pan, co mam na myśli. Poznałem ją kilka lat temu, kiedy wracała z pracy, to była niezwykła kobieta. — Westchnął ponuro. — Nasze spotkanie... przyszła na kolację, dużo rozmawialiśmy, o różnych nieistotnych tutaj rzeczach. Parę godzin później odprowadziłem ją do domu, w międzyczasie poszliśmy na spacer do parku. — Wzruszył ramionami. — No a później dopiero wrócił Havoc, nad ranem, bo... — Machnął ręką. — To było tak, że przyszła zanim skończyłem pracę, a on też wyszedł zanim wróciłem. To żadna obca osoba, więc mógł ją tu zostawić... — Przeniósł wzrok na chłopca, który właśnie stał w progu i chyba czekał na okazję, by się wtrącić.
  — Czy... chciałby pan coś do picia? — zapytał Xentisa, nadal chowając uszy we włosach.
  Tymczasem Andrean wziął listę nazwisk i przyjrzał się uważnie, po czym pokręcił głową.
  — Zazdrośników być może, znała dobrze wielu ludzi... Ale ja nie, nigdy o żadnym takim... No, czasem narzekała na kogoś, ale to tak nie brzmiało. — Umilkł na moment. — Znała Jendricksa. Nie lubili się, bo był z niego straszny sztywniak. Kiedyś obsługiwała mu konto, ale przeniósł się do kogoś innego. — Oddał mu listę.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Czw Lip 08, 2021 10:34 pm

Oczywiście, że wilcza hybryda zwróciła jego uwagę, bo jakby nie patrzeć, tych hybryd było dosyć sporo na jego drodze, ale co ciekawe, psowata rasa go zaintrygowała. W końcu, w prasie pracowały podobno psowate, więc skąd w Mortenie tyle takich hybryd? Czyżby od jednego hodowcy skupione? Na chwilę porzucił tę myśl.
Xentis wysłuchał jego historii, wychwytując nowe imię, Havoc, ale przypuszczał, że należało ono do ów hybrydy, która teraz proponowała mu coś do picia. Venatori tylko pokiwał sprzecznie głową, wracając oczami do mężczyzny, który opowiadał mu co wiedział. Z jednej strony, historia brzmiała wiarygodnie...
-Mówiła o kimś konkretnym?
Dopytał w kwestii narzekania, bo może dla niego nie znaczyło to wiele, godząc się na coś w rodzaju… wolnego związku? Seks przyjaźni? Mniejsza, lecz taki szkopuł, mógł być istotny. Lecz po chwili, odzyskując swoją listę, uniósł nieznacznie brwi, jakby zaskoczony jego komentarzem, odnośnie relacji między pierwszą, a drugą ofiarą.
-Nie lubili? Z tego co słyszałem, bardzo dobrze się dogadywali, zaś Jendricks ciepło się wypowiadał o Alonsee…
Rzucił uwagą, lekko mrużąc oczy. Słowa Josha kolidowały z tym, o czym wspominał Andrean, zwłaszcza, że pierwsza ofiara przeniosła konto, więc była to jej inicjatywa. A to znaczyło jedno. Ktoś tu kłamał, świadomie, bądź też i nie.
Do tego, doszło nowe pytanie.
-O której mniej więcej, odprowadził Pan do domu Margaret?
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lip 09, 2021 3:15 pm

  Chłopiec kiwnął głową i ponownie zniknął z pola widzenia, zapewne nie chcąc im przeszkadzać.
  Andrean zastanowił się przez chwilę nad postawionym pytaniem. Dla niego nie mówiła o nikim konkretnym, z drugiej strony każdy mógł być konkretny, zależy o co chodziło. Ostatecznie wzruszył lekko ramionami.
  — Ona wielu ludzi zna z... znała z nazwiska. Głównie tych, z którymi pracowała, Mallon, Thayler, Ilmaen... Ten ostatni zawsze ją irytował tym, że był... zawsze nieporządny. To gość z urzędu, mówiła, że przychodził do pracy w poplamionej koszuli, a potem próbował zwalić winę na kogoś innego — odparł, wyraźnie nie będąc przekonanym, czy to może się na cokolwiek przydać.
  Przeszli do kwestii pierwszej ofiary i ich relacji. Słowa Xentisa wywołały lekkie zmarszczenie brwi u mężczyzny. Był szczerze zdziwiony takim obrotem sprawy.
  — Słyszałem inną wersję. Denerwował ją swoim sposobem bycia — rzucił tylko. — Raczej unikała kontaktu z nim. — Umilkł, słuchając ostatniego pytania. Nad tym nie musiał się zastanawiać. — Trochę po trzeciej nad ranem.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Nie Lip 11, 2021 9:20 pm

Xentis słuchał wymienionych imion, ale faktycznie, nic z tego nie brzmiało mu na poważny punkt śledztwa. To mógłby być każdy, a nadal, nikt nie miał motywu. Musiał szukać głębiej, a bardziej istotna była kwestia kolidujących zeznań Andreana i Josha. Był w stanie wpierw uwierzyć mężczyźnie przed sobą, bo nie brzmiał, jakby zmyślał, zwłaszcza nie mając powodu, lecz nienawidził, jeśli ktoś sobie z nim pogrywał.
-Dziękuję, to wszystko.

Venatori opuścił dom mężczyzny, pędząc na złamanie karku z powrotem do prasy “Czarny Kałamarz”, coby zdążyć przed jego zamknięciem. Wparował do środka, nie patyczkując się w odpytywanie ludzi o obecność Mailsa, tylko postawił na szczęście, wparowując bez pukania, czy zapowiedzi, do gabinetu Josha.
-Czemu mnie okłamałeś?- Zapytał, obdarzając go chłodnym spojrzeniem i zamykając za sobą drzwi. -Mówiłem, że Jendricks i Alonsee bardzo dobrze się dogadywali. Dostałem informację, że siebie wzajemnie nie cierpieli, zaś Twój szef, aż zmienił konto, nie mogąc z nią współpracować. -Oparł ręce o jego biurko. -Chcę usłyszeć to raz jeszcze. I całą prawdę, jaką znasz...
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Mistrz Gry Nie Lip 11, 2021 11:55 pm

Nikt raczej nie spodziewał się tak szybkiego powrotu Xentisa do prasy, a już na pewno nie pan Mails, który aż podskoczył, kiedy elf niespodziewanie wparował do środka gabinetu. Człowiek, który miał sprawę do szefa, szybko i cicho ulotnił się z pomieszczenia, przemykając za plecami Xentisa.
— Co? — Josh spojrzał na niego zdezorientowany, wysłuchał tej burzliwej pretensji, po czym rozchylił usta i ponownie je zamknął. — Co takiego? — Oparł dłonie o blat biurka, przez moment zbierając myśli i słowa elfa do kupy. A to nie było łatwe. — Chwileczkę... Powiedziałem, że ją znał i że dobrze się o niej wypowiadał. — Mails nachmurzył się. — Co więcej, napomknąłem nawet, że nie robił tego często. Nigdy ich razem nie widziałem i nie słyszałem słowa od tej kobiety, cokolwiek pan tu sugerujesz. I nie mam pojęcia, jakie były losy jego konta, bo odkąd razem pracowaliśmy miał je w jednym miejscu, u jednego człowieka — zakończył dobitnie, wbijając w Xentisa gniewne spojrzenie. Był gotów na kontynuowanie tej sprzeczki, jeśli tylko ten bezczelny elf tego pragnął, może nawet na to właśnie czekał.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Xentis Venatori Pon Lip 12, 2021 12:15 am

Wysłuchiwał go niecierpliwie, ale nic co gadał, nic też nie zmieniało. Ciężko było mu powiedzieć, czy ten dalej kłamał, czy po prostu miał inne spojrzenie na sprawę, a może Andrean gadał nieprawdę… po prostu, nie chciało mu się w to babrać. Wolał chyba odpuścić. Może to nic nie zmieni, ciężko mu orzec. Chwilowo, relacja między dwiema pierwszymi ofiarami i tak do niczego mu nie pasowała. Nie potrafił jej przypiąć.
Wystawił palec w jego kierunku.
-Jeśli kłamiesz, dowiem się i Cię zapierdolę!
Warknął, po czym wyszedł z jego gabinetu, trzaskając drzwiami, aż szkło poszło z futryny.
Venatori jak najszybciej udał się do powozu, w kierunku Adren…

z/t 2x
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Safia Pon Lip 26, 2021 2:25 pm

Elegancko ubrany, siedziałem przy organach i grałem spokojną muzykę, zakrapianą smutkiem i bólem. Płynęło to prosto z mojego serca, bo zawsze się w muzykę wczuwam. Poza tym lubiłem ten utwór i czekałem, żeby go zagrać, a ostatnio okazji nie było, teraz była, a co to za okazja? Cóż... Kapłan Alan umarł. Oficjalna wersja mówi, że zmarł na serce, ale ja wiem, że się zachlał po prostu albo przedawkował jakieś inne substancje. Takiego mamy kapłana. Trumna z ciałem stała na ołtarzu, a sikram był zapełniony po brzegi, chyba pół miasta się tutaj zlazło, nawet panienki z burdelu. Ławek zabrakło i ludzie stali w korytarzach, albo siadali na schodkach na emporę. Ehhh.... Żeby  na mój pogrzeb tyle ludzi przyszło. Nie planuję umierać, mam dziecko, rodziców, chcę spędzić z nimi jak najwięcej czasu, ale mówię tak przyszłościowo.
Spojrzałem na zegarek. Już czas. Spokojnie dokończyłem melodię i zdjąłem palce z klawiszy. Czas na nabożeństwo. Pewnie trochę czasu zajmie, ludzie będą chcieli się wypowiedzieć na temat zmarłego, oczywiście wychwalając go pod niebiosa. Co ja bym o nim powiedział? Pewnie nic dobrego. Kiedyś bym stał z tłumem i całował go w dupę dziękując mu przy tym, ale teraz? Trochę wydoroślałem. Zmądrzałem, przeanalizowałem jego rady, jego słowa, jego stosunek do mnie, zachowania. Dlaczego dopiero teraz widzę, że nie powinienem się był go nigdy słuchać? Zarobiłem przez niego wiele głupot, bo co? Bo był moim autorytetem? On sam nie szczędził mi złych komentarzy, to przez niego jestem dalej z Finn, przez niego traktowałem ją źle i teraz jedyne czego chcę to zapomnieć o naszej relacji?
Naprawdę byłem głupi. Musiał mi się syn urodzić, żebym zaczął myśleć. Żenujące, że dopiero w takim wieku się obudziłem. Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz dłońmi, które wcześniej wytarłem z potu w spodnie. Co ja mam teraz zrobić? Może nowy kapłan da mi jakąś radę? Nie. Nie powinienem się słuchać kolejnego oszołoma.
Złożyłem dłonie i rozpocząłem rozmowę z moją boginią Kokoro. Bardziej był to monolog niż rozmowa, ale takie rzeczy pomagają. Wiem, że nie powinienem jej zostawać, nie zostawię jej, nie mam jak, nie wiem, jak na razie... Popatrzyłem pusto na nuty. Seidi potrzebuje matki. Potrzebuje? Nie byłem tego taki pewien. Lepszy brak matki niż taka, która jest niestabilna? Nie wiem co robić. Nie umiem zdecydować. Porzucenie jej... ona nie odpuści, zabierze Seidiego. Ludzie w mieście będą gadać, znienawidzą mnie. To było prawdopodobne. Finn, jako żona organisty, jako dobra znajoma większości ludzi, może mocno mi w życiu namieszać. Jestem tylko zwykłym człowiekiem, a nie jakimś przestępcą, milicjantem. Nie powinienem tak bardzo wszystkiego planować.
-Pomóż mi.-poprosiłem cichutko Kokoro, mając nadzieję, że mnie wysłucha. Poradzi się może innych bogów, lub sama ześle mi pomysł w snach. Liczyłem na cokolwiek, na jakąkolwiek wskazówkę, co powinienem zrobić. Może nie przyjdzie od razu, ale dużo wytrzymałem, jestem cierpliwy, mogę jeszcze trochę poczekać.

Z/T
Safia
Safia

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-choroby serca
-niewydolność krążenia
Źródło avatara : ArtStation

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Safia Sro Paź 27, 2021 10:45 pm

Całe moje życie, to jedna wielka szamotanina. Ciągle ktoś krzywo patrzy i ja wiem, że jest dookoła masa przychylnych ludzi, ale ja się i tak miotam, jak tonąca w wodzie mysz. Teraz nie było inaczej, jednak muszę przyznać, że schowany w ciepłych ścianach domu, lub w bezpiecznych ścianach sikramu, odzwyczaiłem się od uciekania. Czas przypomnieć sobie czasy dzieciństwa, prawda?
Pędziłem ciemnymi, wąskimi uliczkami między budynkami, byle szybciej, byle do domu. Palący ból w piersi, kłucie w sercu towarzyszyło mi już od dłuższej chwili, jednak odpowiednio zmotywowany znajdywałem siłę, żeby uciekać od tego czegoś. Niestety nieważne, jak zawzięcie biegłem, nie dało to żadnych rezultatów. Przeszywający, chłodny chichot dalej dobiegał moich uszu. Cień, który mnie śledził, bawił się mną. Kiedy przypadałem wycieńczony do ściany, zatrzymywał się i patrzył na mnie zza rogu, a kiedy obracałem się, żeby spojrzeć, znikał, po chwili powodując paniczne uczucie, przymus do ucieczki, której nie chciałem kontynuować, bo co by się stało, gdybym został w miejscu? Zjawa by podeszła? Być może nie, jednak mimo tego moje ciało samo się ruszało, podnosiło i biegło dalej pomimo protestów umysłu, pomimo wiedzy, co się stanie.
W pewnym momencie jednak nawet wielka motywacja nie zdołała mnie zmusić do biegu. Nawet dziwne moce są bezsilne wobec tak dużego zmęczenia.  Poza tym wydaje mi się, że cel został osiągnięty. Klęcząc, zgięty ku ziemi, zipałem ciężko i szybko, próbując złapać oddechy, pomiędzy wiciem się z okropnego bólu, promieniującego od serca do reszty ciała. Całe życie bałem się tego momentu, jednak mogłoby być gorzej, mogłem mieć widownię, jak kiedyś, kiedy uciekałem przed wyzwiskami i psikusami ze strony rówieśników. Dlaczego widzę pozytywy takiej sytuacji? Może odkąd dowiedziałem się o chorobie, przygotowywałem się na to. I tak wiele razy udało mi się uniknąć śmierci w tym stylu, za każdym razem kiedy pomagałem wiernym, kiedy pracowałem przy domu, kiedy przygarniałem przypadkowe zwierzaki. Los wybaczył mi tyle razy, jednak najwidoczniej i on ma swoją cierpliwość. W końcu kogoś po mnie wysłał. Gdzieś z tyłu głowy dzwoniła mi myśl, że przyszła po mnie sama Finn. Razem aż do śmierci i jeszcze dalej. Jak słodko.
Kolejne paraliżujące cierpienie mnie objęło. Już nic nie mogłem zrobić. Jedyne czego żałuję to to, że nie żyłem, tak, jak bym chciał. Przez tyle lat nie zrobiłem kompletnie nic, co by wykraczało chociaż odrobinę poza moje poczucie bezpieczeństwa, co by wykazywało chociaż trochę więcej ambicji. Żyłem jak pasożyt na tym świecie i nadeszła pora, aby w końcu się pozbyć robactwa.

Safia śmierć
Safia
Safia

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-choroby serca
-niewydolność krążenia
Źródło avatara : ArtStation

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Harim Pon Lut 13, 2023 1:03 am

Do miasta droga nie była długa, niespecjalnie zdążyli się od niego oddalić, zanim Serafina zarządziła postój. Z drugiej strony już samo to było swojego rodzaju ostrzeżeniem i jego instynkt i tym razem się nie pomylił. Miał tylko nadzieję, że ona też się nie pomyliła, bo Xavier by go zabił. I pewnie parę innych osób też.
Posiadanie ogona w takiej chwili było tak samo wkurzające, co pomocne. Zatrzymał kłusującego konia, kiedy jeden ze strażników przy bramie miasta wylazł mu na środek drogi.
— Stać, co tu się dzieje?
— Potrzebuje lekarza — rzucił Harim, jakby to było dziwnym trafem nieoczywiste dla faceta. Widział, jak ten się krzywi, ale za chwilę wtrącił się drugi.
— Puść, pamiętam ją z rana — zakomenderował i machnął ręką na swego kolegę, zapewne niższego stopnia.
Kiedy droga zrobiła się wolna, Harim pojechał dalej, patrząc się po szyldach. Żadnego nawet nie próbował przeczytać, ale wiedział, że oprócz napisu znajdzie się tam odpowiedni symbol. I kiedy w końcu jakiś rzucił mu się w oczy, podjechał na podwórze i zsiadł, zabierając ze sobą Serafinę. Jeszcze zanim dobrze podszedł do drzwi, ze środka wyszedł pachołek.
— Odprowadzę konie... — rzucił i czuć było, że planował dodać coś jeszcze, zapewne zwrot grzecznościowy, ale na widok pierzastego zrezygnował.
Harim tylko kiwnął głową i ruszył do środka.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Serafina Vaymore Pon Lut 13, 2023 7:40 am

Zostali przyjęci od ręki, a starsza kobiecina, która chyba okazała się wioskową znachorką, po tym jak Harim odstawił Serafine na łóżku w gabinecie, poleciła mu usiąść w salonie i o nic się nie martwić.
-Ambroży, zaparz panu herbatkę - rzuciła do chłyska, który wrócił do mieszkania po tym, jak odprowadził konie.
Młodzik może i by rzucił obiekcją, gdyż dłuższą chwilę stał tak w sieni, jednak zaraz to skinął głową i żwawo ruszyl do kuchni.
Kobieta zaś zniknęła za drzwiami gabinetu. W tym czasie, młodzik przyniósł herbatę i ciastka, które postawił tuż przy Harimie i ulotnił się szybciej, aniżeli się pojawił.
Po około dwudziestu minutach, z gabinetu na powrót wyszła staruszka.
-Nie obawiaj się mój drogi, to było tylko niegroźne omdlenie... - wyjaśniła spokojnie znachorka - chodź, wejdź, twoja towarzyszka chciałaby cię zobaczyć...
I gdy Harim przeszedł do drugiego pomieszczenia, mógł dostrzec siedzącą na łóżku Serafine
-Ah, uparte z ciebie dziecko, doprawdy, mówiłam, byś leżała... - wymruczała kobieta - powinnaś odpoczywać. Twój organizm jest przemęczony i odwodniony, a to nie służy dziecku. Szczególnie teraz gdy..
-czekaj, co ... - wtrąciła się jej w słowo Serafina - pani oszalała?
-Cóż... to nie ja obciążam swój organizm, będąc w stanie błogosławionym...
-nie jestem - zaprzeczyła twardo Vaymore, powiedziała to na tyle zaciekle, iż Harim mógł wyczuć, że dziewczyna zaczyna panikować - cóż to za bezwstydne konfabulacje
-um... - staruszka uśmiechnęła się delikatnie nieco zmieszana gwałtowną reakcją Vaymore- po reakcji wnoszę, że nie wiedziałaś...- złożyła ze sobą dłonie, splatając je w koszyczek - powinnaś się teraz oszczędzać, szczególnie teraz. Pierwsze tygodnie są najbardziej niebezpieczne już bez ekstremalnych warunków. Musisz teraz dobrze się odżywiać, sporo pić i najlepiej ograniczyć sprawność ruchową przez pierwsze trzy do czterech miesięcy, żeby wam nie zaszkodzić...-kobieta tłumaczyła, a Serafina siedziała, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w pościel, którą przykryte miała nogi. Miała wrażenie, że to jakiś dziwny, poroniony sen. Jak to było w ogóle możliwe?
-nie... nie nie, nie... - zaczęła mamrotać, a zaraz wstała. Jak i wstała, tak się zachwiała, bo wstała za szybko. A jednak zaraz pozbierała swoje ewentualne rzeczy, czy też się doubierała
-cóż za idiotyczne kłamstwa - fuknęła, wychodząc z gabinetu- Harim! idziemy!
Znachorka odprowadziła ją wzrokiem, a zaraz spojrzała na Harima
-Rozumiem, że to niespodziewane... ale proszę się nią opiekować... pana towarzyszka najwidoczniej jest w lekkim szoku, to się zdarza... -pokiwała głową - Niemniej jednak powinna na siebie teraz bardzo uważać... w tak wczesnym stadium poronienia następują często samoistnie... przy nadmiernym wysiłku, organizm może wywołać poronienie, będąc przeciążonym...
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Harim Pon Lut 13, 2023 1:25 pm

Nie próbował się z babką kłócić, zwłaszcza, że wyglądała na raczej przyjazną kobietę, więc po prostu wyszedł z gabinetu i usiadł na kanapie w saloniku. W sumie dobrze, że to powiedziała, bo pewnie zacząłby się zastanawiać, czy siadać. To wcale nie było oczywiste. Pierwsza była herbata, co znowu kazało się zastanowić nad swoim położeniem, ale jak większość takich rzeczy, przyjął to z milczeniem. Samo pojawienie się poczęstunku też, nawet cieszył się, że dzieciak sobie poszedł, bo tylko grałby mu na nerwach.
Wziął do rąk filiżankę, szybko przypominając sobie, do czego służy ucho, bo herbata była gorąca. Mimo tego, że ogólnie było ciepło i jeszcze cieplejszy napar nie wydawał się najlepszą opcją, to było coś ciekawego go mieć. Dostać. Za każdym razem. Choć czuł się niepewnie, to jednocześnie jakoś tak chyba lepiej. Na pewno inaczej.
Znachorka pojawiła się ponownie, a on podniósł na nią ślepia, ostrożnie odkładając nie całkiem wypitą herbatę na spodek. Jej pierwsze słowa były uspokajające, a zaraz też kiwnął głową i wstał, żeby pójść za kobieciną.
Rzucił okiem po gabinecie w odruchowym rozeznaniu w terenie, a za moment skupił się na Serafinie. Nie zdążył się jednak odezwać, bo lekarka go uprzedziła, a on nie miał zamiaru jej przerywać, niezależnie od tego, co mówiła... Czekaj, jakiemu dziecku. Popatrzył na kobietę z pełnym niezrozumieniem w oczach. No bo niby jak? Popatrzył znowu na Serafinę, która zaczęła żywo jak na jej stan zaprzeczać. No jasne, że zaprzeczała, przecież... to było niemożliwe. No bo niby jak? Dzieci... dzieci nie brały się z powietrza, a ona prawie nie znikała mu z oczu... Nie, nie, nie, ta poroniona myśl była jeszcze bardziej bezsensu. Ale czemu ona się stresowała? Tak jakby miała coś do ukrycia.
Pochylił uszy, nie umiejąc zrozumieć, o co tu chodziło i jak to mogło się stać. Jednym uchem słuchał znachorki, po trochę zastanawiał się, jak bardzo jest możliwe, żeby się pomyliła, ale skoro tak, to czemu Vaymore miałaby zemdleć... Aż doszło go kolejne zdecydowane zaprzeczenie. Spojrzał na nią i odsunął się szybko, jak ruszyła do wyjścia. I już miał pójść za nią, kiedy kobieta znowu się odezwała i to do niego. W szoku? No była w szoku, była też wściekła. Poronienie. Dziwne to było słowo, ale mniej więcej wiedział, o czym do niego mówi.
— Dobrze... Dziękuję — odparł, notując sobie w głowie to wszystko, co wyliczyła, i ruszył za Serafiną, która pewnie mogła już być na zewnątrz.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Serafina Vaymore Pon Lut 13, 2023 8:28 pm

Serafina wyszła na zewnątrz, czując jak grunt powoli załamuje się pod jej stopami. Myśli zaczęły wirowac jak oszalale, a w głowie przeraźliwie huczalo.
Wzięła głęboki wdech, czując jak złość zamienia się w panikę.
Jej oddech przyspieszył, a oczy się zaszklily. Z każdą kolejna chwila czuła jak coraz to trudniej było jej złapać oddech, a klatka piersiowa zaczyna boleć, jakby coś coraz bardziej ją uciskalo.
Wiedziala, że powinna się uspokoić, wiedziała też, że na to właściwie za późno. Dopadla do stadniny, goraczkowo szukając ich koni, w których byl cały ich maleńki dobytek składających się z kilku toreb w poszukiwaniu maski. Jednakże konie prócz siodła nie posiadały nic wiecej. Dziewczyna uderzyła dłońmi o drzwi jednego z boksow, czując narastajaca rozpacz. Wszystko szło nie tak. Nie tak miało być.
-panienko? Co się stało... -wymamrotal zestresowany
-rze...rzeczy- miauknela, walcząc z każdym oddechem.
--wasze rzeczy? Są.. Sa tu - wymruczal szybko, wskazując na stół - wszystko... W porzad... Zawołać Amle?
-ma... Mas... - dziewczyna zrobiła chwiejny krok w stronę stolu. Czuła jak traci siły, a z nimi równowagę. Zrobiła krok w tyl, dopadajac plecami do drzwi od boksa. Potrzebowała oparcia, oparcia i maski
-m...- zaniosła się kaszlem, osuwajac się powoli do siadu. Czuła jak przed oczami robi jej się ciemno, podczas gdy ta walczyła o każdy kolejny oddech
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Harim Pon Lut 13, 2023 11:47 pm

Dogonił ją za drzwiami i to nie wyglądało dobrze. To znaczy, ona dobrze nie wyglądała, ale nie był tym ani trochę zdziwiony. Na przejętego też chyba niezbyt wyglądał, raczej po prostu patrzył uważnie, sprawdzał każdy szczegół jej zachowania. Z boku mogło to wydawać się... nawet nie tyle dziwne, co groźne, bo zwykle robił to z dwóch powodów: kiedy myślał, czy ktoś go uderzy, albo szukał słabego punktu, żeby samemu to zrobić. To tylko odruch i nawet o nim nie pomyślał.
Miał o wiele gorszy problem na głowie, bo jak zaszedł z nią do stajni, tak sam też zauważył, że zniknęły juki. Po plecach Harima przebiegł nieprzyjemny dreszcz, przynosząc jednocześnie chęć rozbicia głowy złodzieja i schowania się w kącie...
Jego wzrok padł na chłopaka od koni, czujny i niepewny, jakby widział go pierwszy raz. A za chwilę jego spojrzenie przeniosło się na stół i tam właśnie ruszył bez niepotrzebnego czekania. Widział, że Serafina prawie obija się o ściany i raczej sobie nie poradzi. I miał zresztą rację.
Pierzasty bezbłędnie znalazł maskę, z którą szybko kucnął przy dziewczynie.
— Mam ją — rzucił na wypadek, gdyby miała nie kontaktować z samego dotyku, kiedy przytknął ją jej do twarzy. Miał zrobić coś jeszcze? Nie był do końca pewien, ale chyba wolał nie zepsuć, bo jeszcze całkiem przestałaby działać. Chyba, ale "chyba" wystarczało.
Jednym uchem dalej śledził ruch stajennego, nie do końca z potrzeby, a raczej przyzwyczajenia. Ametystowe ślepia cały czas były wbite w twarz Serafiny, sprawdzając, czy ta nie zaczyna zasypiać.
Oddychaj.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Serafina Vaymore Wto Lut 14, 2023 12:47 am

Nie potrafiła zebrać myśli. Czuła, że całkowicie straciła kontrolę nad swoim życiem. A przecież... nigdy tak nie było.
-ja siama! - zawołała oburzona czterolatka, wdrapując się na łóżko, aby sięgnąć króliczka.
Mężczyzna, który stał tuż przy łóżku, uśmiechnął się z niejakim rozczuleniem
-taka samodzielna już jesteś?- zapytał siadając na krawędzi łóżka, tym samym obserwując jak ta odpała mały inhalator w podobie królika
-Aha! - przytaknęła wesoło, przyciskając do ust maskę.
-Ale jak będziesz potrzebować pomocy...
-tatusiu, ja siobie ladę dam
-No dobrze - mężczyzna się zaśmiał i zmierzwił jej włosy.

Przymknęła ślepia, gdy na moment wrócił obraz rzeczywistości. Całkowicie rozmazany, nie ukazujący zupełnie nic prócz jasnych plam.
Całe życie starałam się być samodzielna i niezależna, jak to możliwe...że tak w głupi sposób...
Usłyszała kolejny głos, jednak ten zdawał się być z zewnątrz, nie z głowy, a kształtem brzmiał znajomo.
Podobnie jak dotyk dobrze jej znanego narzędzia.
uniosła drżące dłonie, przez moment próbując odnaleźć jeden ze zbiorników, aby go przekręcić. Jednakże nie miała siły tego zrobić, a jej dłoń częściowo zsunęła się ze zbiornika.
-Um... - na powrót na kilka sekund powróciła ciemność, a z nią kolejne obrazy.
Czy tak wygląda droga na drugą stronę? czy to ten mityczny moment, gdy całe życie przelatuje przed oczyma?
Chciała spróbować znów, ale nie miała siły. Jak się okazało, nie musiała mieć. Usłyszała znajomy mechanizm i syknięcie, a zaraz sama zachłysnęła się antybiotykiem, który został wręcz wtłoczony do jej płuc. Dziewczyna zaniosła się kaszlem, przez moment się ksztusząc, aczkolwiek jej oddech stał się głębszy i chociaż z pokoju nierównomierny i dość paniczny, to słychać było, że ta normalnie nabiera powietrza.
Po kilku kolejnych wdechach, z jej ślepi wypłynęły łzy, a ta wpatrywała się ślepo w jeden punkt. To nie tak, że było jej przykro, nie myślała w tej chwili absolutnie o niczym, zawieszona w próżni. To była jedynie reakcja organizmu na zaksztuszenie.
Chwilę oddychała, coraz to równomierniej. W końcu chyba wyprowadziła się z amoku, bo przeniosła ślepia na harima. Drżącą dłonią zapięła maskę, możliwe że i z jego pomocą, aby ta się nie zsunęła, a chwilę później stało sie coś czego prawdopodobnie harim się nie spodziewał, bo Vaymor przytuliła się do niego, wtulając twarz w jego tors. Złapała głęboko powietrze, jakby próbowała powstrzymać łzy, wciskając się w niego mocniej. Wraz z odzyskaniem świadomości wracał lęk, który napadł ją od momentu rozmowy ze znachorką.
Czuła, że jej życie w tej jednej sekundzie się zawaliło. Powinna pójść do innego lekarza, w końcu uważała to za bzdurę. Ale okropnie się bała, że kobieta wcale się nie pomyliła. Ta myśl przerażała ją do tego stopnia, że czuła jak ją paraliżuje.
Co zrobię, jeśli to prawda?
Wcisnęła się mocniej w chłopaka, zanosząc się cichym szlochem.
Zaś stajenny zupełnie nie wiedział co mógłby zrobić i jak milczał przerażony całą sytuacją, to w końcu postanowił odezwać się cicho
-i-iść po znachorkę? po w-wodę? cokolwiek?- wymamrotał niemalże szeptem.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Ulice Morteny - Page 2 Empty Re: Ulice Morteny

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach