Burs

4 posters

Go down

Burs Empty Burs

Pisanie by Mistrz Gry Pią Sty 11, 2019 12:36 pm

autor: gabriela on Twitter
Rozległe połacie traw i pojedynczych skupisk krzewów, głównie cierni i dzikiej róży, ciągnące się od południowych brzegów Afraaz po pierwsze klify, a także wzdłuż południowego brzegu rzeki Raas. Lekko pofalowana ziemia jest usiana kretowiskami i norami drobnych gryzoni. Na niebie często można zobaczyć krążące ptaki drapieżne lub też przelatujące między kępami traw skowronki i trzcinniczki. Okolica zdecydowanie spokojna, odwiedzana czasem przez starego malarza z miasta, Fredrika Marshaela, który od lat lubuje się w melancholijnych krajobrazach. Bliżej murów miejskich znajduje się kilka domów z polami warzywnymi oraz pastwiskami dla zwierząt, głównie krów, kóz i ptactwa. Już z daleka widoczna jest na wychodzących w wodę skałach dumna latarnia morska.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Burs Empty Zabójca z Medevaru

Pisanie by Aranai Zevis Sro Lip 21, 2021 6:42 pm

Najgorzej jest wtedy, gdy zostawiasz Aranaia samego sobie i musi dla siebie znaleźć jakieś zajęcie. Niekoniecznie dobre, lecz czy kiedykolwiek zwykł chodzić do jakiejś kawiarni, aby napić się ciepłego naparu w spokoju? Chyba tylko, gdy zlecenie polegało na obserwacji celu. W tym wypadku, miało być inaczej.
Warkot wściekłego psa ciął powietrze, a jego mordercze oczy, wlepiały się w zuchwały uśmiech elfa, który obnażył swe perliste zęby.
-Kto wygra?! Wilczur, który jest czempionem…- Przemówił w sadulskim komentator wydarzenia w klatce. -...czy, złoty elf?!
Wykrzyczał, a wtedy, zebrani dailahowie zaczęli wykrzykiwać różne słowa, oraz udawać szczekot. Wtedy też, napuszczono psa, który na swych czterech łapach, zaczął biec w kierunku Zevisa. Ten zgiął kolana, obniżając swój poziom, a gdy tylko zwierze wyskoczyło w jego stronę, otwierając szeroko paszcze, Aran dosyć zręcznie odskoczył w bok, unikając tego ataku, przez co psisko uderzyło w ogrodzenie. Skrytobójca obrócił się na własnej pięcie, w momencie w którym psisko zaczęło podnosić się na swych kończynach. Znów podjął próbę biegu, a tym razem, Zevis odskoczył do tyłu. Już w locie, zęby psowatego pochwyciły jego koszulkę, o którą zahaczyły i przy lądowaniu, rozpruły materiał, zasłaniając zwierzęciu oczu, które nieporadnie upadło na pysk, oraz pierś. To jednak nie odwiodło myśli złotowłosego od celu, bo kiedy tylko jego buty miękko zatrzymały go na ziarnistym podłożu, odbił się do przodu i kopnął wilczura w szczękę, odrzucając go na bok. Zapiszczał i zawył, tracąc całą energię. Publiczność była w szoku, bo ich czempion rozerwał krtań każdemu, kto stanął na przeciw niemu, nie dopuszczając nawet do jednego ataku na niego. Zevis zaczął iść w kierunku zwierzęcia, z zamiarem wykończenia go, ale wtedy, jeden z dailahów wstał i zaklaskał. Na arene zbiegło się kilku mężczyzn, którzy zaczęli szarpać się ze zwierzęciem, zakładając mu kaganiec.
-Uwaga! Czempion pokonany! Mamy nowego zwycięzcę! Elf! “Zabójca z Medevaru” wygrał wszystkie siedem walk w turnieju! Brawa!
Zawołał komentator, zaś cisza się podtrzymywała, aż w końcu ktoś krzyknął ku zachwytu, a reszta za nim. Aranai znów się uśmiechnął przeczesując swoje włosy, aż w końcu, powiódł do wyjścia z klatki, którą mu otworzyli…
Za moment, elf znalazł się na zewnątrz namiotu, z sakwą mieszka, a wtedy, dostrzegł jakiegoś gościa, palącego fajkę.
-Masz rozerwaną koszulę.
Mruknął w języku jahs, a Zevis zerknął po sobie, po czym oparł się o belkę podtrzymującą mniejsze zadaszenie nad wejściem.
-Oh, to mała cena, za sakwę, którą zdobyłem.- Odparł mu w jego mowie i zaśmiał się melodyjnie. -Dobra, teraz mów mi, gdzie jest ta receptura.
Dodał po chwili, lecz mężczyzna o ciemnej karnacji nie śpieszył się ze słowami, bardziej skupionym na palącym się tytoniu.
-Łąka, obok Afraaz.- Rzucił mu nagle rulonem papieru. -Współrzędne. Ale uważaj. Wielu oddało za nią życie…
Przestrzegł go, lecz złotowłosy odbił się od belki, idąc przed siebie i powoli wymijając swojego rozmówcę.
-Brzmi więc jak coś interesującego.
Puścił mu oczko, aby wznowić chód, oddalając się w stronę centralnej części obozu Har’Mahit, a śniadoskóry tylko zamrugał, wypuszczając obłoki dymu…

z/t
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Burs Empty Nigdy się nie nauczą

Pisanie by Aranai Zevis Sro Lip 21, 2021 9:59 pm

Rozgarnął ziemię z dołu, kiedy jego palce w końcu poczuły coś twardszego, jakby drewnianego. Nie pomylił się, bo spod ziemi, wydobył małe pudełko, które ułożył na trawie, przetrzepując dłonie.
-Tu jesteś, malutka…
Uśmiechnął się i otworzył wieczko, zaglądając do środka, by zaraz, zamknąć je z powrotem, odwracając głowę w kierunku, z którego usłyszał kroki trzech osób. Zapewne było to zaskakujące dla dailahów, którzy zatrzymali się, dobywając swoich szabli.
-Znalazłeś recepturę. Zapewne dziwi Cię nasza obecność tutaj…
Odezwał się jeden z nich, na co Zevis oparł dłonie o biodra, naciągając fragmenty rozszarpanej koszulu.
-Niezbyt. Jechaliście za mną od obozu. Przez waszą obecność, nie poszedłem nawet zmienić koszuli i musiałem skraść serca masy kobiet po drodze, swoim odkrytym wspaniałym torsem.- Westchnął, przykładając palce do czoła. -Jak już tu byliście, mogliście chociaż pomóc z kopaniem. Odpaliłbym wam po drachmie.
Dodał po chwili, przekrzywiając głowę na bok, zaś mężczyźni byli nielada zaskoczeni tym faktem, zerkając po sobie.
-Wiedziałeś o nas i chodziłeś prawie bez koszuli?! Zboczeniec!
Krzyknął drugi, na co Aran uniósł brwi.
-Brzydzę się takimi, pewnie jeszcze obcuje ze zwierzętami…
Sapnął trzeci, zaś elf pomachał rękoma, jakby dla skupienia na sobie uwagi, po czym wskazał palcem w ich stronę.
-To nieprawda! A jeśli chodzi o tego konia w Halev, to był Josh! Wypraszam sobie posądzanie mnie, aż o takie zboczenia! Jestem tylko pospolitym dewiantem.
Prychnął, ale chyba przeciwnicy stracili cierpliwość, biegnąc w jego stronę. Zevis pokręcił głową, jakby zrezygnowany do tej postawy. W jednej chwili wyjął dwa noże do rzucania, ciskając nimi w dwóch dailahów po bokach, którzy dostali krótkimi ostrzami prosto w głowy, padając bezwładnie, a kiedy ten centralny to zauważył i zwolnił, Aranai już celował do niego z pistoletu z czerwonej stali, uśmiechając się przy tym lubieżnie.
-Powiedz: “co”.
-Co…
Paf! Skałkowiec huknął, a kula trafiła śniadoskórego w pierść, aby zaraz, wylądował na jednym kolanie, które go nie utrzymało w pozycji pionowej, przez co dołączył do kolegów na trawie. Zevis zaśmiał się, chowając broń.
-Nigdy się nie nauczą…- Rzucił z rozbawieniem, po czym otworzył pudełko, z którego wyjął karteczkę, co za chwilę skończyła w jego kieszeni. -...ale żeby nie było, zostałem zmuszony… a mogliście zarobić. Całe trzy drachmy. Nie to nie.
Wzruszył ramionami, podchodząc do trupów, z których wydobył swoje noże, kolejno idąc w stronę miasta…

z/t
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Burs Empty W samotnej chacie

Pisanie by Vigi Pon Lut 28, 2022 11:35 am

No i wyszło szydło z worka i pokazałem jaki jestem, chociaż nie, nikomu nic nie pokazałem, bo nie ma świadków. Tylko jeden świadek jest, ale z nim sypiam i mu płacę, więc raczej mnie nie wyda, chyba, a jak wyda, to zajmę się i nim i jego podopiecznymi w więzieniu, za jednym zamachem. O boże, jestem straszny. E tam, nie jestem, zwłaszcza w porównaniu do innych osób. W sumie, to się nawet przysługuję naszemu małemu wolnemu Afraaz. Niby takie wolne, a życie w nim szybkie, cóż za paradoks. Poza tym no właśnie, pobożny ze mnie człowiek, do kaplicy chodzę regularnie, pomagam sierotkom i pozbywam się przestępczości, czy można być bardziej użyteczną postacią ode mnie? Nie, nie sądzę, ale jeśli jest, to wiemy, jak się to skończy. Znacie bajkę o złej królowej, co chciała być najpiękniejsza na świecie, ale magiczne lustro mówiło jej, że jej córka jest od niej ładniejsza, a potem królowa ją zabija? To to się stanie z kimś, kto będzie ode mnie lepszy. Tylko w bajce królowa przegrywa, a ja wygram, taka różnica.
Rzuciłem torbę na zakurzony blat, wytrzepałem dłonie i  podparłem się nimi o biodra, przerzucając wzrok na dwóch związanych chłopów na środku pokoju. Jeden już się poddał i po prostu czekał na wyrok, a drugi, oj drugi... Ta złość w jego oczach, ta wola walki! Fascynujące to było, ale niespecjalnie mnie przekonywało do wypuszczenia go. Gdybym to zrobił, to by mnie zabił, ja to wiem, w końcu już to robił z innymi ludźmi, dlatego tutaj jest. Postanowiłem zachować jakiś stopień moralności i jak prawdziwy bohater, zabijać przestępców i to takich, co faktycznie jakoś tam na śmierć zasługują. Nie jestem w końcu potworem, żeby mordować niewinne osóbki, co ukradły chleb, bo nie miały co jeść, na bogów, sam złodziej ze mnie paskudny, nie będę swoich udupiać, co nie?
-Nie patrz tak na mnie skarbie.-upomniałem go, unosząc mentorsko palec w górę, grożąc mu, chociaż nie miał i tak jak się wywinąć z tej sytuacji.-Jakbyś nie zabijał, to zabity byś nie był, ale cóż. Karma lubi cię najwyraźniej.-uśmiechnąłem się wesoło. Jeszcze chwilę pogrzebałem w plecaku, upewniając się, że wszystko mam. Nóż, lina, butelki, fiolki i wiadro. Znaczy wiadra w plecaku nie miałem, no gdzie, nie zmieściło by mi się, miałem je przy sobie, ale ważne, że było, tylko o to mi chodziło, bo jakbym go nie miał, to w co innego wylewałbym z nich krew dla Doriana? No właśnie. Cała moja praca by poszła w piach, całe to wzmacnianie belek pod sufitem, żeby na nich zawiesić ciało by było na marne, cóż, ale nie jest, bo wiadro mam, nawet dwa, żeby się krew nie wymieszała. Bo ja taki mądry jestem.
-A więc!-zakrzyknąłem z klaśnięciem odwracając się w ich stronę.-Zaczynajmy.-chwyciłem książkę, spojrzałem na mojego nieforemnego demona i zacząłem ładnie recytować to do potrzebne, żeby wyrwać duszę z ludzkich ciał i przekazać ją mojemu małemu słodziakowi.

Tak właśnie jest, tak się dzieje, kiedy popełniasz przestępstwo. Ja rozumiem więzienia i w ogóle, ale kara, powinna być karą i ja właśnie taką wyznaczyłem. Skoro byłeś za życia bezużytecznym członkiem społeczeństwa, co tylko szkodzi innym, to się chociaż po śmierci przydasz. Zerknąłem na belki pod sufitem, które całkowicie dobrze radziły sobie z zawieszonym na nich za kostki facetem. Niestety sposób to dość prymitywny, ale działał, a innych możliwości nie miałem. Tak się najszybciej wyleje w człowieka krew. Zawiesić do góry nogami i podciąć gardło. Rachu ciachu i po strachu. W sumie po strachu to dawno już temu było, bo jakby chłop nie żyje już od kilku chwil, duszy nie ma, jak żyć niby może? To prowadzi mnie do rozważań na temat zwierząt. Skoro z człowieka wyjmie się duszę i on umiera, to znaczy, że zwierzęta żyją, bo dalej mają duszę w sobie? A może mają coś innego? Jeśli nie mają duszy, a żyją, to znaczy, że ona jest niepotrzebna do życia, a to znaczy, że człowiek bez duszy może żyć. Może kiedyś się nad tym jeszcze bardziej pozastanawiam.
No, ale tak czy inaczej jednego ciała się już pozbyłem, drugie się wykrwawia, a ja zajmę się najgorszą częścią mojej pracy, przelewanie krwi to tych jebanych próbówek. Ehhh. Sam mógłby sobie Dorian to poprzelewać, ale klient mój Pan, któremu poszczekam na te trudy życia, jak wrócę do jego mieszkania. Technicznie kiedyś niby było to nasze mieszkanie i dalej mam tam swoje rzeczy, ale od jakiegoś czasu jakoś tak żyję wszędzie i nigdzie. Trochę w sierocińcu, trochę w kaplicy, trochę tutaj, trochę u Doriego, a czasami siedzę godzinami w kawiarni Thaazika. Eh, szkoda, że został urzędnikiem. Nudzi mi się kiedy nie ma go tam w Lilii. Nie mam co robić z życiem. Już nawet nie jemu sprzedaję ukradnięte rzeczy, a komuś innemu. Czuję się samotny czasami, tak tak jest, właśnie dlatego ewoluuję mojego demona, który będzie moim towarzyszem. Może i się mówi o nich, że są mordercze i w ogóle, ale spróbuję go jakoś wychować, najwyżej umrę czy coś. Nikogo nie zdziwi, jak cygan nagle zniknie z miasta.
Tak czy inaczej, fiolki fiolki i butelki. Będzie mi szkło brzęczeć, jak będę wracał do miasta. Jak dzwoneczek na święta z festynami.

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Frosch Misfit Sro Mar 09, 2022 1:17 am

Nogi szły i szły, a ja myślałem gdzie dłonie mnie prowadzą. Ich królowa mówiła, że mi będą pomagać, prawda? Ciekawiło mnie to wszystko, bo już daleko za miastem byliśmy. Chciałem trochę odpocząć, ale jednak nie chciałem się zatrzymywać, bo wiedzieć chciałem jeszcze bardziej. Wydaje mi się, że tak miało być, więc tak zrobiłem.
Nie wątpiłem w mądrość mojej bogini pomocy, ale i tak się ucieszyłem kiedy zobaczyłem, że dłonie, naprawdę miały jakiś cel. Leśna chata stała płasko wśród drzew. Mały lasek, kawał od znanego świata, od mojego miasta. Swoją drogą dużo się zmieniło, ale się nie waham z decyzją pozostania tu, gdzie należę. To mój dom. Mogę wyjechać, ale zawsze wrócę. Cały świat moim domem. Tak długo, jak Królowa jest ze mną, czuje, co ja czuję, to jest dobrze. Mogę iść gdzie się jej zamarzy, a tym razem zdecydowała się pchnąć mnie w tę stronę. Siedzący w kapturze Arsik, co leżał też trochę na plecaku, uniósł łepek z mojego ramienia i spojrzał na drewniane drzwi, za którymi słyszałem jakieś odgłosy, szemry, śmech, rozmowę, przerzucanie kartek, uderzenie szkła o szkło. Ktoś tam jest. Normalny człowiek by się dwa razy zastanowił. Stary dom w środku lasu. Pomocy nie ma, ale ja ufałem. Wiara we mnie silna zawsze była. Czyżbym znalazł źródło mojego spokoju? Powód dlaczego tyle podróżowałem? Czy to naprawdę będzie rozwiązanie? Nie jestem pewien.
Uniosłem dłoń i zapukałem w drzwi, które dzisiejszej świeżości nie były, ale liczyło się to, że się nie rozpadły. Stanąłem ładnie, trochę niepewnie, bo może i dłonie mnie tu zaprowadziły, ale co jeśli gospodarz nie będzie szczęśliwy z mienia gościa? Ryzyko, to podstawa mojego życia, od zawsze. Decyzje, czy wracać do domu czy spać na ulicy, strach pobicia i wyrwanych włosów. Złamany palec i serce. Makaron w kieszeni tego nie zaszyje, choćbym miał igłę z bardzo dużą dziurką. Martwiłem się, ale głos w głowie mówił mi, że nic złego się nie stanie. W końcu to ja. Mi się nigdy nic nie dzieje.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Vigi Sro Mar 09, 2022 4:02 pm

Przygotowania do składania ofiar wrzały, ale jednak nie szły tak szybko, jakbym chciał. W sumie to tylko przygotowałem ofiarę. Zerknąłem na nieprzytomną kobietę w rogu domku. Raczej się szybko nie obudzi, ale to dobrze, o to w końcu chodzi żeby się nie szamotała i nie utrudniała mi wszystkiego niepotrzebnie.
Zanuciłem coś pod nosem, a Glucjan siedzący na krześle obok zaskrzeczał wesoło. Już dostrzegałem w nim drobne zmiany. Wydawał się promienieć, jakby miał dużo lepszy humor, był też żywszy, no i jego apetyt też urósł. Tak powinno być? Możliwe, najwyżej kiedyś zje i mnie. Nie, do tego daleko, nawet nie próbuje mnie jeść, a jedyne się grzeje na moim karku czy udach. Taki się zrobił z niego arystokrata.
Spojrzałem na drzwi, w które ktoś zapukał. Zerknąłem na zegarek i zmarszczyłem lekko brwi.
-Mówiłaś, że będzie wcześniej.-zaburczałem do mojej broszki, która odpowiedziała głosem w mojej głowie.-No dobra. Margines błędu zawsze w modzie.-wstałem, otrzepałem spodnie z piasku i ruszyłem do przejścia. Chwyciłem klamkę i otworzyłem drzwi z przyjaznym uśmiechem.
-Witam. Czekałem na ciebie. Trochę się spóźniłeś, ale nic cię nie ominęło. Zapraszam.-zapewniłem bezdomnego. Odsunąłem się na bok, aby mógł wejść, po czym zamknąłem za nim drzwi. Kot przykuł moją uwagę, dlatego kiedy zabezpieczyłem przejście, podszedłem do mężczyzny, ignorując jego stan i bogaty bukiet aromatów wszelakich, jakie przyniósł do mojej chaty. Zakićkałem na kocurka i wyciągnąłem do niego rękę, aby się ze mną zapoznał i ewentualnie dał pogłaskać.
-Jak się nazywa?-zostawiłem kota w spokoju, jeszcze na chwilę patrząc na niego z podziwem.-I skąd go masz? Nie wygląda na zwykłego dachowca.- Wsłuchałem się w głos mojej przodkini i uśmiechnąłem się na jej pochwałę. No tak, w końcu chcę zrobić na biedaku dobre wrażenie. Nie jestem pewien po co do mnie przyszedł, ale duchy przemówiły, więc nie mogłem go wyrzucić na podwórko. No właśnie, gościnność.
-Napijesz się kompotu? Mam też miodownik, to takie pyszne ciasto z miodem.-zaproponowałem, gotów już teraz iść i mu przelewać pyszności do kubka i nakładać ciasto. Co prawda nie mam talerzy, więc będziemy jeść nad podłogą, jak zwierzęta, ale to nam tam. Okruszki spadną na ziemie, to Igiv je zje, albo jego kot, wiele możliwości jest.
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Frosch Misfit Sro Mar 09, 2022 4:26 pm

Denerwowanie się i czekanie zniknęło, kiedy otworzyły się przede mną drzwi. To było bardzo zabawne oczekiwać tego, że czyjeś oczy będą na wysokości moich, a tak naprawdę musieć opuścić wzrok, bo ukazała mi się dość drobna istotka. Nie był chłopak aż tak niski, ale był na tyle mocno niższy ode mnie, że nie mogłem na to uwagi nie zwrócić.
Zacisnąłem usta na sekundę, ale szybko uśmiechnąłem się pięknie, pokazując wesołe zęby. Czekał na mnie? Ktoś mu powiedział, że przyjdę? To chyba dobrze, ale tak czy inaczej bardzo miło. Czekał na mnie, wracam do domu i ktoś na mnie czeka. Dawno nikt mi drzwi nie otwierał, dawno nikt na mnie nie czekał. Wystarczyło pójść za rękoma i już ktoś czeka. Zapamiętam to na zawsze. Bycie czekanym jest kochane.
Wszedłem do domu i wyglądał bardzo dobrze. Są różne domy. Są bogate i biedne, są takie z wysokich budynkach i są domy, które same są tym budynkiem. Ten dom był słabo wystrojony, ale było w nim ciepło i mimo wszystko przytulnie na swój sposób, chociaż to chyba głównie przez ognisko, koce i to, że nie jestem tutaj sam, to dużo daje.
-Dobry, dobry.-pokiwałem głową jeszcze na przywitanie zarówno z gospodarzem, jak i domem samym w sobie. Dopiero później zobaczyłem leżącą w kącie kobietę i jej też skinąłem głową. Zerknąłem na rękę chłopaka i dałem mu się zbliżyć do Arsika, który wyraził chęć poznania nowej osoby. Wystawił nosek w jego stronę, powąchał, trącił, nawet się dał przez chwilę za uchem podrapać, ale szybko stracił zainteresowanie i wrócił do drzemania na moim ramieniu, kisząc się w kapturze.
-Arsik, to jest Arsik, mój kot.-wyszczerzyłem się i trochę napuszyłem z dumy.-Mam go z latarni na cmentarzu. Wyszedł z latarni.-mimo tego, że mało kto mi wierzył, dalej stałem przy swoim. Dobrze to pamiętałem, tę noc. Tyle się działo, a na końcu mnie dano kotka. Nie liczyłem, że cygan zaakceptuje moją odpowiedź, ale nie będę zmyślał innej czy mówił, że nie pamiętam, bo to by było kłamanie, a ja nie lubię kłamać i chyba nie umiem. Nie jestem w tym dobry.
Za chwilę padła propozycja ciasta i kompotu, więc pokiwałem głową, nie zastanawiając się nad konsekwencjami moich czynów. Czy ja w ogóle lubię kompot i ciasto? Nigdy nie wybrzydzałem, ale ostatnio się czasami zastanawiałem nad tym co lubię, a czego nie i dlaczego. To było nawet ciekawe, takie zastanawianie się. Często pamiętałem zdarzenia z życia związane z jakimś jedzeniem. Czasami próbowałem to jedzenie narysować, żeby je lepiej widzieć przed oczyma i móc sobie jeszcze lepiej przypomnieć wspomnienia. Podrapałem się po głowie i sięgnąłem do Arsika, co mi mruczał słodko do ucha. Przekęciłem mocniej głowę i dałem mu buziaka w łepek, bo zasługuje na odrobinę miłości tu i ówdzie, a najlepiej cały czas.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Vigi Sro Mar 09, 2022 11:53 pm

Jaki kulturalny jegomość, no proszę. Nie spodziewałem się trochę takiego zachowania po kimś takim. Może się pilnuje, bo się zestresował i kiedy zaznajomi się z otoczeniem grzeczność mu minie.
Kot dający się pogłaskać od razu mi humor poprawił i wybaczyłem to drobne spóźnienie. Pozachwycałem się zwierzakiem chwilę, to przyznam. Piękny był i jego pochodzenie jest równie mistyczne, jak on. Wyszedł z latarni. Nie brzmi na coś co się dzieje często, czy nawet coś, to może być brane za prawdziwe, ale w sumie sam nie tak dawno przypadkiem wymagowałem kocioł z demonami, a teraz składam im dusze w ofierze zajadając się ciastem. Życie, co nie? Pokiwałem więc głową z pełną uwagą i skupieniem.
-Miałeś najwidoczniej dużo szczęścia. Mi kot z latarni nigdy nie wyszedł.-wzruszyłem ramionami, jakbym udawał, że brak łaski bogów mnie nie rusza ani trochę. Trochę mnie ruszał jednak, ale jak bogowie mnie nie kochają, to sam się kochać będę.
Zaproponowałem wspólny posiłek i propozycja została przyjęta. Dobrze, że się zgodził, bo inaczej sam bym wszystko zjadł, a dbać o siebie muszę. Im lepiej wyglądam, tym więcej zarabiam w burdelu. Z kolei on wyglądał jakby mógł trochę przytyć. Życie na ulicy go chyba nie rozpieszcza, a do tego prawdopodobnie dużo się rusza, bo jednak tak chodzić od śmietnika do śmietnika, to się narobi trochę kilometrów. No i co innego on ma do roboty, jak nie chodzić?  No, ale mniejsza. Po prostu nalałem nam kompotu, przysunąłem talerzyk z ciastem i można było rozpocząć ucztę, która chwilę trwała i w czasie której zagadywałem go i pierdoły takie jak czy nie chce może do mnie wpaść po tym wszystkim. Nie sądzę, żeby mi odmówił, bo jak to tak mi odmawiać? To nie wypada, bardzo nie wypada.

***

Usadowiłem menela przy Glucjanie, dolałem im kompotu i zabrałem się do roboty.
Wymieszałem krew z węglem, dokładnie, żeby powstała jednolita, brunatna masa, taką się łatwiej maluje. Mając ją w misce przeszedłem do malowania symbolu. Rozpocząłem od dużego koła, a którym bez problemu zmieści się człowiek. Następnie narysowałem w nim triquetrę, powoli i dokładnie, dużymi łukami. Nie raz ją rysowałem, więc miałem wprawę. Ostatnią częścią malunku są kropki dookoła okręgu, łącznie jest ich dziewięć. W równych odstępach, uważając na to, żeby nie narysować ani za dużo, ani za mało. Może do szkoły nie chodziłem, ale liczyć umiem.
Kiedy wszystko namalowałem, wstałem i spojrzałem na symbol, na moje małe dzieło, na mój wyraz miłości do mojego demona. To wszystko dla ciebie, mój kochany. Z początku myślałem, że jest tylko słodki i bezbronny, ale teraz zrozumiałem, że z odpowiednim nakładem pracy, może stać się dla mnie niezwykle użyteczny, on sam też na tym zyska.
Obmyłem dłonie z krwi i węgla, po czym wygrzebałem z plecaka dziewięć świeczek i postawiłem po jednej na każdej kropce namalowanej dookoła koła. Później tylko je podpaliłem tradycyjnym sposobem zapałki i mogłem przejść do kolejnego etapu. Niewielkie czaszki. Jedna należała do kota, druga do lisa, a trzecia do jakiegoś ptaka drapieżnego. Ich wybór nie ma znaczenia, takie mi się trafiły, to takich używać będę. Ułożyłem je w miejscach gdzie triquetra łączy się końcami z okręgiem. To było dość proste. Przyjrzałem się ołtarzowi, który wyglądał dokładnie tak, jak powinien. Po minucie wyglądał jeszcze lepiej kiedy na jego środku leżała związana i nieprzytomna kobieta ubrana w samą koszulę. Nie jestem zboczeńcem, w pracy się naoglądałem tyle, że teraz mi starczy. Tu chodziło o praktyczność i przygotowanie ciała do późniejszej pracy. Długa spódnica utrudniłaby mi zawieszenie jej ciała do góry nogami, żeby wylać z niej krew. Tak więc do składania ofiary całe te zamieszanie z rozbieraniem można pominąć. Że tak powiem, wedle preferencji proszę tutaj działać. Ale zaraz, zaraz, do kogo ja mówię? Jestem jedyny co składa ofiary dla tego demona. Nikogo innego nie mam zamiaru w to włączać, on należy do mnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem przez ramię na moich towarzyszy.
-Gotowi na widowisko?-wróciłem spojrzeniem do symbolu. Stanąłem najpiękniej jak mogłem, nie jest to częścią rytuału, po prostu chciałem zrobić dobre wrażenie na bezdomnym. Czy to oznacza, że się stoczyłem? Nie, w żądnym wypadku, chcę żeby brał ze mnie przykład i widział we mnie autorytet. Mamy jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia, w związku z jego rozczochraną główką, ale to później.
Wziąłem wdech, wystawiłem rozpostartą dłoń w stronę symbolu i zacząłem wypowiadać zobowiązania, jakie mamy wobec siebie z demonem.
-Untuk cinta abadi, aku memberimu jiwa yang hilang agar kamu tetap murni.-nie jest to najkrótsze zdanie w historii magii, ale czasami nie można szczędzić słów. Wraz z każdym wyrazem, czułem, jak moja dłoń obejmowana jest przez ciepło, zupełnie, jakby ktoś mnie za nią trzymał. Płomienie zapalonych świec zamigotały gwałtownie, a po chwili po wosku zaczęła się wspinać mieszanka krwi i węgla. Kiedy dotarła do knotów, ogień rozbłysnął jaśniej, bardziej soczystą czerwienią, a pomieszczenie zaczęło się powoli wypełniać ciężkim zapachem słodkiej spalenizny. Ciało leżące w okręgu poruszyło się, najpierw subtelnie, później zaczęło całe drgać, jakby każdy mięsień co chwila się napinał i odpuszczał. Kobieta szurnęła nogą po ziemi, przerywając w jednym miejscu symbol triquetry, jednak na tym etapie nie miało to już znaczenia. Ciało dygotało coraz mocniej i nagle usłyszałem chrupnięcie kości, później kolejne, nieco mniejsze i następne. Czaszki dzielnie pracowały dla mnie, powoli się krusząc kompletnie bez powodu, co świadczyło o tym, że teraz już raczej nie da się przerwać tego wszystkiego. Zamknąłem mocniej oczy, żeby lepiej sobie poradzić z gorącem jakie dotykało mojej dłoni. Mag ognia nie może płakać, bo mu za ciepło. Jeszcze tylko kilka chwil i będzie po wszystkim.
Igiv zaskrzeczał entuzjastycznie za moimi plecami, kiedy dwie czaszki rozpadły się doszczętnie, teraz przypominając bardziej potłuczone dzbanki. Nie trzeba było długo czekać, aż poddała się i trzecia. Kość chrupnęła ostatni raz i w tym momencie wszystko zamarło. Część świec zgasła, ciało kobiety znieruchomiało, a ja w końcu mogłem odsapnąć i pomachać dłonią, żeby ją nieco schłodzić. Najdziwniejsze było to, że nie była gorąca kiedy jej dotykałem, to było raczej dziwne złudzenie, którego za nic się pozbyć nie mogę. Może to kara za mordowanie ludzi czy coś, nie wiem. Dziwna ta sprawiedliwość.
Tak czy inaczej dusza w ofierze złożona, teraz można podbierać rzeczy i zabrać się za zabawę w rzeźnika.

***

Symbole pościerane, czaszki zebrane, krew skolekcjonowana, ciała też się już pozbyłem. Zabawne, że człowiek pozbawiony krwi jest aż tak lżejszy. Nie jest to znaczna różnica, ale mam wrażenie, że widoczna. Zapakowałem swoje rzeczy na wóz i wróciłem do domu po menela.
-Czas na nas. Zabiorę cię do siebie i pogadamy, co?-zapowiedziałem z uśmiechem. Chociaż w sumie późna pora, może najpierw przydałoby się nam zdrzemnąć. Zobaczymy na co będziemy mieć ochotę. Łóżko na pewno się jakieś wolne znajdzie, a jak nie łóżko, to chociaż sterta koców, czy siano. Bezdomny co na ulicy żyje raczej wybrzydzać nie będzie. Problem był taki, że miałem świeżą krew i musiałem ją zanieść Dorianowi. Cóż hm, trudno, powiem mu na miejscu, że mamy gościa.
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Frosch Misfit Nie Mar 13, 2022 1:35 am

Uwierzył mi? To znakomicie. Nie spodziewałem się, ale to było jeszcze lepsze, bo jak się człowiek nie spodziewa, a i tak dostaje, to jest jeszcze bardziej szczęśliwy, więc ja byłem jeszcze bardziej szczęśliwy.
Dostałem ciasto, którym oczywiście podzieliłem się z Arsikiem, bo mój przyjaciel zasługuje na to co najlepsze. Było tak smacznie, że może nawet poproszę o dokładkę, zaniósłbym wtedy ciasto Fenebrisowi. Też by je polubił, na pewno. Tak zrobię, poproszę ładnie i może mi cygan da co nieco.

***
Rytuał był interesujący do patrzenia, zajął chwilę, a ja miałem przez ten czas to wszystko obserwować, zwłaszcza towarzysza mojego nowego znajomego, jakieś imię miał, ale nie bardzo pamiętałem. Nowe zapachy, dźwięki i obrazy zrobiły na mnie niemałe wrażenie, bo w końcu nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Czasami się zastanawiam czemu się to nie dzieje częściej, ale wtedy sobie przypominam, że byłem kiedyś w białym zamku, gdzie mówili, że to zakazane, wszyscy mówią, że to zakazane. Szkoda, bardzo szkoda. Jednak tak musi być. Dużo rzeczy jest zakaznych, a i tak je robię, więc co to za różnica, czy mnie oskarżą o to, czy o coś innego. Śmierć! Skazanie na śmierć! To mi grozi, ale to nic takiego. Już ktoś tak kiedyś myślał, dużo ludzi. Dużo ludzi żyje w beznadziei, albo są zbyt głupi, żeby zdawać sobie sprawę z tego co się dzieje. Możliwe, nie mówię, że nie.

***
Dałem mu czas na jego zajęcia, przyglądałem się temu i nawet próbowałem pomóc. Pociągnąłem za linę, potrzymałem wiadro, nawet przelałem trochę krwi do butelki, oczywiście z pomocą maga, bo samemu mi było trudno trochę.
Prace zostały jednak zakończone, a słońce było bliżej wstania niż dalej. Znaczy dalej było trochę daleko, ale no właśnie szybciej niż wolniej nadejdzie dzień. Tak, ja to jednak mam łeb niezły, co nie?
-Tak, tak, już idę. Już pójdę z tobą gdzie tylko chcesz.-pokiwałem żywo głową, zgarnąłem Arsika na kark i byłem już gotów do wędrówki. Ciekawe gdzie mnie zabierze i na jak długo i o czym będziemy rozmawiać. Ciekawe, jak to będzie. Na pewno będzie wspaniale.

Z/T wszyscy
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Vigi Pon Mar 21, 2022 4:43 pm

POPRZEDNIA CZĘŚĆ

Czekałem i czekałem. To czekanie było jednak na swój sposób nieprzyjemne. Niby zabiłem ojca i wysłałem braciom notkę, zachęcającą do gonienia za mną, ale brak odzewu od nich był tu problemem. Nie wiedziałem czy stresuję się i czekam faktycznie na coś, czy oni zignorowali moją wiadomość. Zastanawiałem się czy paranoja mi się jakaś nie wytworzy w głowie, będę jak Thaazis. To nawet nie tak źle, mielibyśmy o czym gadać. Znalazłem jednak zabawę w tym wszystkim i część nawet dość dobrą i praktyczną.
Wcześniej składałem tu ofiary, tak po prostu, zwykły bezdomny mi tu przyszedł, a skoro on dał radę, to i milicja by dała. Oczekiwanie na śmierć sprawiło, że zabezpieczyłem się różnymi sposobami. Po pierwsze ładowałem moją magiczną moc wspaniałości, abym zawsze był gotów na rzucanie masy zaklęć. Po drugie potrzaski wszędzie dookoła, niektóre na widoku, żeby uśpić czujność, inne w liściach i trawie. Złapie się w nie człowiek, to złożę go w ofierze, złapie się w nie zwierzę, to zjem je ja, Dorian, albo mój demon, ewentualnie wszyscy na raz. Uczta!
Na podwórku rozległ się krzyk. Stłumiony przez drzewa, wiatr i sporą odległość, ale czekając na taki sygnał wyłapałem go z łatwością. Chwyciłem za broń, plecak ze sprzętem zarzuciłem na plecy i wyszedłem cicho na podwórko, by po chwili już iść  w kierunku jęków, spania i przeklinania cyganów. Nie byli dyskretni, co tylko pokazuje, że mają gdzieś nasze tradycje. Kiedy masz wykonać zadanie, to się do niego przyłóż, bo od tego zależy dobro rodziny i całej grupy. Spartolisz robotę, dasz się złapać, to cóż... powrót do domu będzie bolesny. Czyżby Audun zmiękł i przestał się trzymać zasad? Najwidoczniej, już samo jego pójście do baru było podejrzane. Świat schodzi na psy, a zasady odchodzą w zapomnienie.
Tak charczeli, że moją obecność odkryli dopiero kiedy wystrzeliłem z pistoletu, trafiając w biodro jednego z nich. Jak zawył, to był krzyk pełen pasji. Postarałem się jednak tak, żeby go unieszkodliwić, ale żeby jeszcze chwilę pożył, bo jednak dusza, to dusza, a mój demon ich chce. Za drugiego zabrałem się bardziej osobiście, po prostu na niego wpadając i spychając go z niewielkiego zbocza, jakie było obok. Ludzie tracący równowagę są bardzo zabawni. Spojrzałem na trzeciego, którego noga została złapana w potrzask i teraz nieźle krwawiła. Już uniosłem rękę, żeby zdzielić go w głowę i ogłuszyć, ale zawahałem się. Nie wiem czy to było jego przerażone spojrzenie, młoda twarz czy to, że się cały skulił i próbował ratować dobrze wiedząc, że nie ucieknie. Sam nie wiem, ale zmarszczyłem tylko brwi i opuściłem rękę. Zabrałem tylko jego rzeczy i odrzuciłem poza jego zasięg, bo nie chciałem, żeby mi w plecy strzelił. Zerknąłem na wijącego się w bólu pierwszego, który próbował zatamować krwawienie. Jak dusza pójdzie na straty, to chociaż krew zachowam, zawsze coś zyskam, stratny nie będę. Złapałem za drugą broń i wycelowałem go w tego, który stoczył się po zboczu. Daleko to nie było, może parę metrów. Wycelowałem w niego broń, żeby nic nie kombinował, a jak spróbuje, to go postrzelę.
-Idioci z was. Macie to po ojcu.-matek im obrażać nie będę. Może i morduję, ale aż taki zły nie jestem.-Mówiłem, że pożałujecie, jak mnie szukać będziecie.-przypomniałem im moje ostrzeżenia z listu, jaki im wysłałem. Znaczy wiedziałem że do mnie przyjdą, liczyłem na to, ale chciałem poudawać troskę i dobre serce, bo w rzeczywistości ja bardzo mięciutki jestem w środku. Wystarczy popatrzeć, jak Thaazika traktuję, albo Iorwa, albo Doriana. No miłością obdarowuję każdego.
-No już, kwiatuszku, pomóż bratu.-nakazałem z uśmiechem temu, którego zepchnąłem ze zbocza. Postrzelony biedak w końcu sam do mojej chatki nie dotrze.
-Vigi, ty kurwo...-już się zaczął rozpędzać, ale spróbowałem go powstrzymać.
-Tak, wiem, ale to zawód, jak zawód.-wzruszyłem ramionami, chociaż chyba nie to miał na myśli, a może i to? Szczerze? Nie bardzo mnie to obchodzi.
-Zajebię cię, rozumiesz? Łeb ci urwę.-no miałem dosyć jego pyskowania. Wycelowałem w niego broń.
-Jesteś pewien, że dasz radę?-uśmiechnąłem się do niego. Na tym etapie to czy umrze czy nie, było mi obojętne. Niby dusza to dusza, ale jak nie jego złożę w ofierze, to kogoś innego dam na to wolne miejsce.

***
Nie poszło tak gładko, jak pójść miało. Oberwałem w pysk i nawet na mojej skórze się pięknie odznaczał siniec pod okiem. Już zapomniałem, jak spotkania rodzinne bywają upierdliwe. O dziwo pobił mnie ten najmłodszy. Wola walki jest w nim silna. Ma w sobie duszę smoka! Czy to jest możliwe? Jest. Ciekawe jakby wyglądała hybryda człowieka i smoka. Stop, Vigi skup się.
Przypilnowałem ręki wystawionej w stronę braci leżących po środku symbolu. Czaszki już popękały, jeszcze tylko chwila i będzie koniec. Trochę nie chciałem żeby się to kończyło, bo jakoś trzeba będzie rozwiązać problem tego młodego. Nie jestem dobry w przemawianiu. Może powinienem go zaprowadzić do Thaaza? Chyba nie będzie potrzeby, to były nerwy i tyle. Mam nadzieję, bo w jakiś dziwny sposób go polubiłem. Może przypomniał mi na sekundę młodszego mnie, kiedy fascynowało mnie wszystko dookoła, kiedy jeszcze nie byłem tak zły na wszystkich. Złość powoli odpuszcza. Czuję spokój? Może trochę. Pewne sprawy właśnie zamknąłem, ale wiele z nich jest jeszcze rozprutych i niezaszytych.
Po rytuale siadłem ciężko na krzesło i sięgnąłem do kieszeni po papierosy, ale nie znalazłem ich tam. Życie mi się każe w dupę całować dzisiaj, co? Zaburzałem niepocieszony i wyszedłem na podwórko, gdzie do drzewa był przywiązany mój nieprzytomny braciszek. Kucnąłem przy nim i przyjrzałem się mu. Całkowite zerwanie więzi z rodziną niezwykle kusiło, ale jakoś nie mogłem tak go po prostu zabić. Mieszane uczucia, to podsumowanie tej nocy.
-I co mam z tobą zrobić?-odgarnąłem mu włosy z czoła i popatrzyłem na te ładne brwi. Przez myśl przebiegła mi myśl, że mógłbym go sprzedać, ale szybko się skarciłem za takie myśli. Nikomu nie mam zamiar szykować takiego losu, w końcu dlatego mam burdel, żeby zaprzeczać całemu złu świata, dawać okazję na szybki zarobek, ale w godnych warunkach. Coś za coś, zawsze tak jest, ale chciałem polepszać świat, a nie przykładać rękę do jego paskudności. Mam jeszcze czas do namysłu, nie spieszy mi się, jemu też, bo już nie bardzo ma po co wracać do domu.

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Vigi Wto Lip 19, 2022 3:43 pm

Bycie skupionym przez tak długi okres czasu było bardzo, ale to bardzo niewygodne. Mimo trudów byłem pod wrażeniem samego siebie, bo co jak co, ale wychodziło mi dzisiaj wszystko pięknie. Nawet Igiv mnie podziwiał przyglądając się mojej pracy. Tyle dusz mu już w ofierze złożyłem. Myślałem, że zabijanie będzie trudniejsze, ale kiedy skieruje się swoją potrzebę mordu na odpowiednie osoby, to nawet się człowiek czuje, jakby przysługę światu robił. Się mówi, że jak zabijesz mordercę, to liczba morderców na świecie się nie zmieni. No u mnie to już nie działa, bo zabiłem sporo takich ludzi, więc świat jest teraz lepszy. Tak sobie próbuję mówić. Ale w sumie tak też uważam. Może i zabijam, ale w szczytnym celu, dobry ze mnie człowiek.
O nie, no kurwa.
Wystarczyła chwila rozproszenia, aby tworzony czar wymsknął się spod kontroli. Zerwałem się z miejsca, chwyciłem mojego demona pod pachę i wyleciałem na podwórko, zatrzaskując za nami drzwi, które po ułamku sekundy otworzyły się z rozmachem przez wybuch, jaki nastąpił w chatce. Padłem na ziemię, jak długi, demon mi wypadł i potoczył się po ziemi w krzaki. Po paru sekundach potrząsnąłem głową, chcąc się pozbyć dziwnego piszczenia w uszach. Spojrzałem za siebie. Chatka dalej stała, chociaż drzwi wisiały tylko na jednym zawiasie i kawałek niedawno remontowanego dachu się nieco zapadł. Przewaliłem się na plecy i leżałem tak, wsparty na łokciach.
-Uf... Igiv?-zerknąłem na demona, który przydreptał do mnie na pająkowatych nóżkach. Żył, to dobrze.-Było blisko, co? Kolejne próby chyba przeniesiemy na podwórko.-tak, to był dobry pomysł, nie bedę sobie kryjówki psuł, bo gdzie indziej bym ofiary składał? Niby mogę w mieszkaniu, ale mówiłem Doriemu, że nie będę ludzi do domu sprowadzał. Poza tym się robi burdel z krwią i ciałem. Nie chce mi się tego sprzątać z podłogi, zwłaszcza, że deski łatwo wsiąkają wszystko.
Rozwalony na ziemi obserwowałem, jak gęste kłęby czerwonawego dymu uciekają z wnętrza chatki na podwórko. Chwila minie zanim się przewietrzy. To dobra chwila na przemyślenie co robić dalej, jak poprawić i ustabilizować czar. Cóż, mam już pewien pomysł, całkiem niezły w mojej ocenie, ale to się zobaczy kiedy będę mieć efekty. Na ile ta magia będzie przydatna? Nie wiem, ale lepiej móc wybuchnąć bank niż nie. Haha! Będzie mnie stać na płacenie za badania Doriego. Stanie się niezależnym naukowcem, bezstronnym. A i Thaazowi coś skapnie. Dla każdego mojego bliskiego, coś dobrego, bo ja kocham tych, co kochają mnie.
Chwyciłem Glucjana, posadziłem go sobie na ramieniu i wstałem dumnie, po sekundzie chwytając się za pobolewający nadgarstek. Układy z demonami mają swoje minusy, ale mi nic nie jest straszne.

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Burs Empty Re: Burs

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach