Z pamiętnika Kruka

Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Aranai Zevis Pią Mar 06, 2020 9:48 pm

Była noc. We wspaniałej stolicy największej potęgi kontynentalnej trwał karnawał z okazji nadchodzącego lata. Wszyscy obywatele ubierali się w fikuśne ciuszki, a arystokracja w piękne szaty, suknie i maski skrywające ich twarze. Idealna noc na niezapomnianą rozkosz, której nie hamowała twoja własna tożsamość, prawda?
Przez jedną uliczkę spacerowało trzech jegomościów. Jak się mogło okazać, jedno z nich było kobietą o krwistych włosach i obfitym biuście na który pozostała dwójka zerkała. Swoje elfie uszy chowała pod kapturem. Drugą osobą był sam Aranai, który w przeciwieństwie do niej nie skrywał swych elfickich uszu. I tak tatuaż na policzku wystarczająco zwracał uwagę. Trzeci z nich miał bardzo srogą twarz i zimne spojrze, oraz był jedynym człowiekiem z całej trójki. "Rodzina Zevis" czy jak zwano ich inaczej: "Poranna Gwiazda" preferowała w swoich szeregach bardziej elfy, niż ludzi, dlatego tych można było wyliczyć na palcach...
-Rosalie, zajmij się lady Pomvatt, Ty zaś Aranai, masz na celu lady Carevero. Sposób dowolny, macie być po prostu niezauważalni.
Wydał instrukcje Gaspard, po czym skrył twarz pod maską mima.
-A gdzie Ty będziesz, mój drogi? Chyba nie masz zamiaru poznawać się bliżej z Dolores?
Zapytał elf z uśmieszkiem. Zatrzymali się w miejscu, gdzie światło lampy nie sięgało uliczki.
-Lady Dolores nienawidzi elfów. Nawet byście jej nie zwabili w ustronne miejsce.- Wytłumaczył swój wybór, po czym kontynuował. -Pomvatt zaś słynie z upodobania do kobiet. Tylko Rosalie może wzbudzić jej zaufanie. Carevero została Ci narzucona na drodze eliminacji.
Zaśmiał się szyderczo, a rudowłosa wraz z nim. Tylko Aranai pokiwał głową.
-Liczę w takim razie, że Carevero jest najładniejsza.
-Jakie to ma znaczenie, Aran? I tak będzie miała maskę!
Wtrąciła elfka.
-Ale kto wie jak długo. To ona ma być przerażona, nie ja.
Wtedy już wszyscy się zaśmiali. W końcu pozostała dwójka też nałożyła maski.
-Rozdzielamy się. Siostry Adaventt nie lubią swojego wzajemnego towarzystwa, więc pewnie będą w trzech innych częściach miasta. Niech Gwiazda oświetla Wasze sztylety.
Gaspard podał ostatnie wytyczne, po czym każdy ruszył w swoją stronę...


Aranai długo nie musiał szukać lady Carevero Adaventt. Jako jedyna nie opuściła swych granic posiadłości. Na posesji także trwał bal, co pomogło mu przedostać się niezauważonym. Przeciskał się przez tłumy arystokracji, aż nagle dostrzegł jakiegoś bardzo podpitego diuka. W dłoni wciąż miał kielich wina. Elf wpadł na pomysł i podszedł do niego pośpiesznie...
-Diuku Elandorze, kopę lat!
Przywitał go usciskiem. Szlachcic był tak pijany, że nie widział różnicy między szpiczastouchym, a płaskouchym.
-Kkiiiim... Jeeesteś...?
-To ja, przecież! Przez maske mnie nie poznałeś chyba! Nazwałem swojego dziedzica Twoim imieniem po tym jak mi pomogłeś!
Aranai narzucił jego pijanemu umysłowi zbyt dużo informacji, aby mógł je prawidłowo przetworzyć, czy nawet znegować, więc nie chcąc się skompromitować, potwierdził tę wersję.
-Mmaaasz rację! Głuuupi ja! Napijeesz się za to spotkaniee?
-Oczywiście! A gdzie królowa tego balu, sama lady Carevero?
Spytał chwytając kielich z winem.
-Ahhh... Chybaaa na tarrasie...
Po tej informacji, elf poczekał cierpliwie, aż diuk przyłoży kielich do ust, aby lekko pchnąć go do tyłu, co wywołało nieprzytomny upadek arystokraty na ziemie. Każdy pomyślał, że urżnął się jak świnia, więc nie ma sensu nic z tym robić. Zevis zaś ruszył na taras, zabierając ze sobą kielich z winem. Gdy był na miejscu, dostrzegł samotną Carevero. Chyba znudzoną. Udawał, że ma zamiar po prostu ją wyminąć i nagle zamierzenie potknął się, wylewając wino na jej dekolt i suknie. Kobieta pisnęła z szoku, zaś elf natychmiastowo zdjął maskę i zbliżył się do niej, zaczynając wycierać jej suknię jedwabną chustą.
-Najmocniej przepraszam! To był wypadek! Jak mogłem wylać coś na tak wspaniałe ciało!
Tłumaczył się, po chwili delikatnie przykładając chustę do odsłoniętej i zmoczonej części jej piersi. Nim szlachcianka cokolwiek powiedziała zwróciła uwagę na przystojną elficką twarz mężczyzny. Zaś ocieranie jej biustu tylko wybudzało ją z tej wszechpanującej nudy.
-Nie musi Pan przepraszać... Lecz suknia jest zniszczona...
-Proszę mi mówić Antonio... Zaś jeśli chodzi o suknię... Proponuję ją zdjąć by Pani ciało nie ochłodziło się zanadto. Jako winowajca jestem zobowiązany doprowadzić do jego rozgrzania...
Uśmiechnął się, jakoby to miał być tylko żart, co też zresztą mogłoby zostać tak potraktowane przez osoby trzecie, ale on dobrze wiedział, że tylko pobudzał wodzę fantazji znudzonej kobiety.
Lady Carevero uśmiechnęła się delikatnie.
-A więc Antonio... Proszę za mną...


Godzinę później, Aranai i Carevero leżeli nago w jej wielkim łożu. Wydawali się zadowoleni po zakończeniu gorącej zabawy.
-Nigdy nie robiłam tego z elfem. Cóż za egzotyczna przygoda.
Wyszeptała do niego.
-I przyjemna...?
-Oh tak! Przychodź do mnie częściej...
-Niestety nie będzie nam dane spotkać się ponownie, Panno Adaventt. Ktoś tego nie chce.
-Kto...?
-Sam nie wiem. Nie pytałem. Nie znam też powodu. Mam jednak przekazać Ci pozdrowienia od Porannej Gwiazdy.
Po tych słowach kobieta od razu zbladła, a on wysunął spod poduszki sztylet.
-BŁAGAM, NIE RÓB TEGO! ZROBIE WSZYSTKO! RATUNKU, POMOCY!
Elf pochwycił ją i przyłożył jej sztypet do gardła.
-Na nieszczęście zaczęli puszczać fajerwerki. Zbyt głośno jest...
I ciach. Poderżnął jej gardło, a ta osuneła się na pościel, pokrywając ją mokrą czerwienią. Nie tracąc czasu zaczął się ubierać.
-Seksownie wyglądasz.
Rozbrzmiał głos Rosalie, która siedziała w oknie. Uśmiechała się. Aranai odwzajemnił uśmiech, po czym do niej podszedł i pocałował ją namiętnie. Tak. Byli kochankami. Ten "wolny związek" im odpowiadał. Był jednak też tajemnicą.
-Jak z Twoją ofiarą?
-Cóż, fontanna ma teraz dziwny czerwony kolor. I to chyba nie wino. Gaspard czeka na nas. Wracamy.
Puścił jej oczko, po czym zniknęli razem, pozostawiając trupa w łóżku...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Re: Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Aranai Zevis Pią Mar 06, 2020 9:53 pm

Rezydencja jeszcze rok temu była przepełniona szlachcicami, odwiedzającymi starego lorda Izermora, pana tego miejsca. Ale to była przeszłość, bowiem tragiczne wydarzenia doprowadziły do upadku rodu Tregardów. Izermor miał dwójke dzieci. Lady Cecylie i sir Markusa. Pod niewiedzą ojca, dokonywali oni aktów kazirodczych, twierdząc że nikt nie pokocha ich tak, jak oni sami siebie. Próbowano aranżować małżeństwa dla Cecylii, lecz kandydaci tajemniczo umierali. Pewnego razu Izermor znalazł córce narzeczonego, który rozkochał w sobie Lady Tregard, zaś sir Markusa spotkał straszny los. Po odkryciu jego zbrodni przez ojca, a także porzucenie przez ukochaną siostrę, Izermor pozbawił go ręki, wydziedziczył i co więcej, sprzedał w niewolę. Serce Lorda długo nie wytrzymało, a sama Cecylia zamieszkała gdzieś w Cesarstwie. Więcej krewnych nie było, więc pozostawiona na pastwę losu rezydencja została potajemnie przejęta przez Poranną Gwiazdę...


Aranai w towarzystwie Fabio, jednego ze swych skrytobójczych braci, wszedł powolnym krokiem do wnętrza posiadłości. Fabio był jednym z nielicznych ludzkich Gwiazd, ale był bardzo dobry w tym fachu. Specjalizował się we włamaniach i wspinaczce, był także przekonujący w tym co mówił. On i Aranai byli przyjaciółmi, wychowankami tego samego burdelu, wykupionymi w młodym wieku przez skrytobójców. Przyjaźnie były zakazane, ale tak samo jak romanse. Aranai niczego nie przestrzegał.
-Chyba nie mogli wybrać bardziej hedonistycznej bazy. Znasz historię tego miejsca?
Zapytał Fabio. Aranai za to skupił swoją uwagę na Rosalie, która rozmawiała właśnie z którymś z braci. Jego towarzysz od razu zwrócił na to uwagę.
-Możesz odwrócić wzrok? Zapominasz o doktrynach tych starców nad nami?
Elf zerknął na Fabio z uśmiechem.
-A mam skupić się na Tobie?
Fabio westchnął.
-Czekam, aż zawalisz misję, abym mógł za pozwoleniem Cię zabić.
Aranai zaśmiał się, nie wyczuwając jeszcze tych proroczych słów.
Nagle przyszedł jakiś mężczyzna, który zebrał wszystkich obecnych wokół siebie, aby wysłuchali tego co ma do powiedzenia.
-Uwaga! Przed nami zlecenie, które jest przełomowe dla całej historii naszej organizacji. Poraz pierwszy cała "Rodzina Zevis" została opłacona, aby zlikwidować princa Loffaieta, oraz całą jego rodzinę. W jego pałacu nie będzie brakowało gwardzistów, dlatego to nie będzie ciche skrytobójstwo. A raczej bitwa.
W tym momencie rozbrzmiały szepty, co raczej nie powinno dziwić. W końcu nigdy przedtem nie działali całą rodziną...
-Przepraszam, ale...- Wtrącił Aranai, zwracając na siebie uwagę wszystkich. -...kto jest aż tak bogaty, żeby pokryć koszty tej operacji?
Zapytał, a raczej wymówił na głos to, co każdy chciał wiedzieć. Nigdy nie pytano kto zlecał morderstwo, lecz była to wyjątkowa sytuacja. I chyba nawet przedmówca wiedział, że nie ma sensu tego ukrywać.
-Cesarz Egmund Moir Saaldirn. Princ Loffaiet jest kuzynem monarchy, najbliżej spokrewnionym, a zaraz za nim cała reszta jego rodu, będącego odnogą Saaldirnów. Po nieudanych zamachach na życie Egmunda, ten zaczął obawiać się konkurencyjnej pozycji kuzyna. Więcej chyba nie muszę mówić. Rozejść się.
Wtedy też odszedł, a każdy wrócił do swych zajęć. Tylko Aranai, wraz z Fabio, stali w bezruchu. Elf uśmiechnął się pod nosem.
-Co Ci chodzi po głowie?
Zapytał przyjaciel.
-Tyle w życiu mieliśmy zleceniodawców, którzy posłali nas na swoich krewnych, że cieszę się, że nigdy nie mieliśmy rodzin. To taki fałszywy i morderczy twór.
Fabio podszedł do niego i położył mu ręke na ramieniu.
-My jesteśmy rodziną, Aran. Też morderczą, ale prawdziwą. A teraz idź do niej, bo zaraz wyssie Ci duszę tym spojrzeniem.
Wskazał mu Rosalie, która patrzyła na nich, nim zniknęła w jednej komnacie.
-Gdybym jeszcze miał duszę...
Rzucił krótko i poszedł za nią. Znalazł się w pustej sypialni, prawdopodobnie biednego sir Markusa. Rudowłosa elfka siedziała na łóżku.
-Czy to ten moment, kiedy powinienem zademonstrować Ci mój pikantny medevarski masaż?
Zapytał z zadziornym uśmiechem, ale zrozumiał, że kobieta była czymś przygnębiona. Pozwolił więc sobie na ciszę, aby mogła zacząć tłumaczyć w czym rzecz.
-Chodzą plotki, że Gaspard przekazuje nasze tajne informacje kupcom i szlachcicom. Podobno nas... zdradza.
Aranai wybuchł nieoczekiwanym śmiechem.
-Gaspard?! On jest dłużej skrytobójcą, niż my dowiedzieliśmy się co to słowo w ogóle oznacza. Jeśli on jest zdrajcą, to ja jestem brzydką baletnicą.
Rosalie nagle wstała i zbliżyła się do niego.
-To nie są żarty, Aran. Każdy już to mówi. Podobno sam Mistrz Marakas ciągle go obserwuje. Nie ufaj mu, póki nie będzie pewności, że to tylko plotki.
Elf przeczesał jej czerwone włosy, z lekkim uśmiechem.
-Zobaczysz jeszcze, że osobą, która zatopi sztylet w sercu princa będzie sam Gaspard. Postaraj się nie zginąć, byś sama zobaczyła, że mam rację.
-Zawsze musisz mieć rację i być o pięć kroków w przód, co...?
Zaśmiał się.
-Inaczej nie byłbym najlepszym skrytobójcą na kontynencie...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Re: Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Aranai Zevis Pią Mar 06, 2020 9:54 pm

To był zmasowany atak. W pałacu rozpoczęła się krwawa łaźnia, a brzdęk metalu na stałe utkwił w akompaniamencie. Skrytobójcy walczyli z gwardzistami czym mogli, a na ziemie padali i jedni i drudzy. Wśród tego zamieszania, gdzieś plątał się Aranai, który po prostu robił swoje. W pewnym momencie dostrzegł uciekającą córę Princa, w poplamionej od krwi białej sukni. Schowała się do szafy i chyba tylko on ją dostrzegł. Zacisnął palce na rękojeściach sztyletów i podszedł do jej kryjówki. Łagodnie odchylił drzwiczki, dostrzegając jej zapłakane oczy.
-Wybacz, taka moja praca.
Zatopił w niej sztylet bez żadnych skrupułów, które za dziecka w nim wytępiono. I zamknął szafe.
-ARAN!
Krzyknęła Rosalie, która podbiegła do niego, kiedy trochę oczyścili główny hol.
-Żyjesz, to dobrze. Widziałeś Gasparda?
Zapytała, a ten podrapał się po policzku.
-A czy nie miał być w grupie defensywnej idącej na samego Loffaieta?
-Miał. Ale czy Ty chcesz to ominąć?
Zapytała z uśmiechem, a Aranai zaśmiał się rozbawiony.
-Masz rację, nie pozwólmy mu cieszyć się tą chwilą bez nas.
Po tych słowach ruszyli niezwłocznie na piętro, gdzie znajdowały się komnaty sypialne. Poranna Gwiazda już pożądnie je przetrząsneła, nie znajdując śladu Princa. Wszędzie leżała martwa służba lub strażnicy. Przykry widok. Nie mając innego wyjścia, udali się na pałacową wieże, gdzie zresztą intuicja ich nie zmyliła. Znaleźli wspomnianą defensywe, napierającą na zabarykadowane wrota. W tym momencie obrona puściła, otwierając się z hukiem i wylewając skrytobójców na cały otwarty teren. Byli na samym szczycie tej wieży, a sam Loffaiet otoczony był ostatnimi gwardzistami. Oczywiście sztylety i miecze poszły w ruch, a szamotanina była tak wielka, że niektórzy wypadali za mur, prosto w przepaść. Elf włączył się do walki, aż padli ostatni pałacowi obrońcy. W tym tłumie każdy poszukiwał Loffaieta, ale nagle sam dał o sobie znać...
-DOŚĆ! POZWÓLCIE MI ODEJŚĆ, INACZEJ PODERŻNĘ JEJ GARDŁO!
Wrzasnął arystokrata, stojąc na krawędzi wieży i trzymając z nożem na gardle zakładniczkę, którą była... Rosalie. Aranai jakby zbladł, zaniepokojony o jej bezpieczeństwo. Już chciał wyjść na przód, aby negocjować z Princem, ale nagle do jego uszu dotarł krótki dźwięk świstu. Był to bełt wypuszczony z kuszy, który po krótkiej chwili, przebił na wylot brzuch Rosalie, oraz Loffaieta. Aranai przez chwilę nie pojmował co się stało, aż do momentu w którym dostrzegł spływające po jej policzku łzy. Była to chwila, bo arystokrata i zakładniczka tyłem runeli w dół przepaści...
-Nie... Nie.... Nie nie nie....
Wyszeptał Aranai, padając na kolana. Jego serce pękło w tym momencie. A puste spojrzenie skierował na kusznika. Był nim Gaspard, który także patrzył w jego stronę. Zrobił to bez żadnego zawachania, pomimo tego, że zawsze działali razem. Po chwili, wszyscy poza nimi samymi, opuścili wieże, jakby nigdy nic. Bo w końcu czym była śmierć skrytobójcy, dla wykonania zlecenia?
Gaspard powolnym krokiem podszedł do elfa...
-Dlatego miłość jest zakazana w naszym fachu. Złamałeś tę zasadę, jak wiele innych, więc teraz cierp i wynieś z tego nauczkę...
Powiedział z lekkim warknięciem i odszedł także. Aranai nie zareagował. Po prostu pusto patrzył w przestrzeń. Tego dnia zrozumiał jedno. Że skrytobójca musi zamknąć serce dla kogokolwiek....
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Re: Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Aranai Zevis Pią Mar 06, 2020 9:56 pm

Gdzieś w lesie, znajdowała się stara rozległa posiadłość, której właściciela już nawet nikt nie pamiętał. Był to główny bastion Porannej Gwiazdy, a przynajmniej tymczasowo, bo lokalizacja wciąż musiała być zmieniana dla bezpieczeństwa jej członków i interesów. Niedaleko było klifowe wzgórze, gdzie często Gaspard medytował lub wpatrywał się w panorame posiadłości. Tego słonecznego dnia miało być jednak inaczej...
-Dla swojego dobra, skryj z powrotem to ostrze...
Ostrzegł chłodno mężczyzna, do blond elfa który próbował się zakraść. Aranai wyprostował się i stanął kilka metrów od niego, oczekując aż ten skupi na nim swoją uwagę.
-Zawsze jesteś taki gadatliwy, a od czasu zlecenia na Loffaieta tylko milczysz i wyglądasz niepokojąco. Nie muszę pytać czego chcesz, prawda? Chodzi o zemstę.
Powiedział Gaspard, zwracając się w jego kierunku.
-Zabiłeś ją. Nawet się nie zastanawiałeś. Nawet ręka Ci nie zadrżała. Tyle razy braliśmy razem udział w misjach, a Ty potraktowałeś ją jak śmieć!
Odparł z goryczą w głosie, wciąż trzymając w dłoniach elfickie sztylety.
-Aranai, problem nie tkwi w tym, że zrobiłem to bez wątpliwości. Lecz w tym, że Ciebie jej śmierć poruszyła i sam byś tego nie dokonał. Mówiłem Ci, wyciągnij lekcje i zacznij być prawdziwym zabójcą, bo zaraz zaczniesz jeszcze opłakiwać swą kurewską matkę.
Wytyknął go palcem, zaś elf zacisnął zęby. Wiedział, że nie powinien, lecz nie umiał tego zdusić. Po chwili chwycił swój nóż do rzucania i cisnął nim w Gasparda, lecz ten zrobił zręczny unik i z maksymalną prędkością pobiegł na blondyna, wyjmując swoje sztylety. W pierwszej chwili zwarli swe ostrza, dokonując bloków, uników i kilku udanych cięć, oblewając trawe stróżkami krwi. Po dłuższym starciu ten starszy wykręcił rękę młodszemu.
-Jesteś śmieszny, Aran. Jesteś pośmiewiskiem wszystkich naszych wartości. Poranna Gwiazda zmarnowała lata treningu na Ciebie!
Syknął, lecz Aranai wykonał obrót, zdzielając Gasparda z nogi i uwalniając się z uchwytu, po czym chwycił drugi nóż do rzucania, tym razem trafiając w ramie skrytobójcy. Mając tylko sekundę czasu do dyspozycji, ciął sztyletem w drugie ramie, bark i klatke piersiową, robiąc głębokie nacięcia. Mężczyzna jęknął z bólu opuszczając broń, co elf wykorzystał, kopiąc go w brzuch, przez co upadł na krawędź klifu...
-Te lata wystarczyły, by zlikwidować takie wynaturzenie jak Ty...
Po tych słowach popchnął go lekko stopą, a ten ze wrzaskiem spadł z urwiska, rozgniatając się na głazach...
-Brawo, młody Zevisie. Nie wątpiłem w Twoje zdolności. Zawsze uważałem Cię za najlepszego z nas, przez co mogłem Cię trochę faworyzować.
Rozbrzmiał głos zza jego pleców, a gdy się zorientował, że to Mistrz Jorkas, szybko klęknął na jedno kolano.
-Ale Mistrzu... Zabiłem naszego brata...
-Wstań.- Rozkazał i podszedł do krawędzi swym starczym chodem. -Był zdrajcą, który sprzedawał nasze informację. Wyręczyłeś nas. Nieświadomie oddałeś przysługę naszemu bractwu...
Aranai nie wiedział co myśleć. Plotki były prawdziwe. Teraz mógł tylko żałować, że nie zrobił tego wcześniej. Ani miłość, ani zaufanie, czy przyjaźń, nie powinny występować w życiu zawodowego zabójcy....

KONIEC
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Re: Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Aranai Zevis Sro Sie 26, 2020 10:23 am

Mała notka, spisana w języku jamei, niewiadomo gdzie i niewiadomo kiedy…

Dobra, żeby nie mylić:
Juan - oh pamiętam, jak byłem młodzikiem to używałem tego zawsze. W końcu przestałem i raczej do tego nie wrócę.
Alberto de la Rose - dla wszystkich obecnych na pogrzebie jednej z Harashów, wtedy też ostatni raz tego użyłem.
Aranek Dzbanek - zabawne, dzieło przypadku, wyłącznie dla Pana Makijaża. Dziwnie brzmi, raczej tego nie będę używał.
Antonio Hartaress - powszechne w Afraaz, zwłaszcza wśród marynarzy i piratów, podawałem się wtedy za kapitana statku.
Esteban de la Cruz - w sumie całkiem nowe, do bycia kupcem, pobawię się tym trochę w podróży, przynajmniej na północy...

Więcej grzechów nie pamiętam!
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Re: Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Aranai Zevis Sro Lip 28, 2021 12:27 am

Thymin, 1841r.

-Araaaaaan! Zejdź stamtąd!
Zawołał chłopiec o krótkich, brązowych włosach i z opaloną buzią, do jeszcze ciemniejszego elfiego chłopaczka, który mógł się pochwalić dłuższymi, złotymi kosmykami, które jednak były całe brudne i potargane. Szpiczastouchy dzieciak wędrował wzdłuż wysokiego murku, nie słuchając się za bardzo.
-Fabio! Wejdź! Chyba się nie boisz?!
Spytał, zaczynając się śmiać, ale jego przyjaciel chwycił się za brzuch, jakby rozbolał go z tych nerwów.
-Aran, spadniesz i coś się stanie! Zejdź!
Poprosił, a wtedy, faktycznie noga elfika ześlizgnęła się z kostki.
-Ojoj…

-Mówiłem Ci, abyś tam nie wchodził!
Oburzył się Fabio, zmuszonym trzymać Aranaia za ramię, przerzucone przez własny kark, bo blondyn kuśtykał, ponieważ bolała go kostka po upadku.
-Przecież nic się nie stało, jesteś tutaj!
Zaśmiał się, jakby faktycznie miał to gdzieś, ale jego przyjaciel wcale nie miał takiego lekkiego nastawienia do tego wszystkiego.
-Twoja mama będzie zła.
Dodał, a wtedy, w końcu Aran uciszył się, zaczynając o tym myśleć. Czy będzie?

Dwaj chłopcy siedzieli pod starym budynkiem, mając wystawione szklane słoiki przed siebie, czekając na jakieś drobne. Czasem zdarzali się tacy, którzy politowali się nad żebrakami, więc pozostało liczyć na fart.
-Aran…
Zaczął zmartwiony Fabio, podciągając kolana pod brodę, na co elfi chłopiec zwrócił szczególną uwagę.
-Hm…?
-Zimno mi… chcę wracać…
Wymruczał, lekko się trzęsąc, a wtedy, Aranai spojrzał na swój słoik. Był pusty. Po prawie trzech godzinach…

Wracali teraz razem z czerstwymi bułkami, które ukradli z jednego straganu, niosąc pod pachą puste słoiki. Nie mieli dziś szczęścia, ale zaraz powitał ich znajomy przybytek. Zapyziały burdel, który budził się do życia właśnie nocą.
-Aran, idę do siebie. Jutro też idziemy na dwór…?
Dopytał chłopiec o brązowych włosach, a elfik, jakby zapominając o kostce, uśmiechnął się.
-Jasne!
-To pa!
Wtedy, Fabio wbiegł do środka, od razu schodami na górę. Aranai spojrzał na wejście, aby nieco niepewnie i kulawo, wejść na część parterową. Wszędzie wokół były prostytutki, oraz jacyś mężczyźni, a wszystko śmierdziało. Lecz wtedy, dostrzegł swoją mamę, złotowłosą elfkę, która rozmawiała z jakimś klientem.
-Mamo… jestem głodny… i boli mnie n…
-Nie teraz, Aranai.
Odepchnęła go ręką i pochwyciła klienta pod ramię, prowadząc go do pokoju obok. Chłopiec objął słoik obiema dłońmi, zerkając po niej.

Aranai robił się coraz głodniejszy, a czerstwa bułka nic mu sie dała. W końcu, podszedł do pokoju zamkniętego, aby uchylić drzwi. Mama wciąż uprawiała seks z tym mężczyzną, więc zapewne nie miała czasu. W milczeniu zamknął drzwi.

Był środek nocy, a on nie umiał zasnąć, brzuch bolał go coraz bardziej i jeszcze do tego noga. Siedział na środku dywanu, układając kamyki, które wcześniej znalazł.
-Jestem głodny…
Wyszeptał i zaczęły mu płynąć łzy po policzkach, które wtarł w rękaw.
-Zamknij się, bo płoszysz klientów!
Rzuciła jedna dziwka, która go wyminęła. Aranai pociągnął nosem i ugryzł własną wargę, bawiąc się dalej kamykami, bo tylko to mu zostało.

Nad ranem, Fabio spojrzał na dywany, rozłożone przed wejściem.
-Aran… nie śpisz już…?
Spytał, a elfik otworzył oczy.
-Fabio…?
-Idziemy się pobawić…?
Spytał, z nadzieją w głosie. Aranai zauważył, że Fabio miał sine oko i pocięty policzek. Chyba chciał po prostu się stąd oddalić.
Elfik uśmiechnął się szeroko.
-Dziś też chodźmy na murki!
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a Fabio odpowiedział tym samym. Tak. Mieli tylko siebie. I tylko on mógł dbać o Fabio…

Koniec wspomnienia
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Z pamiętnika Kruka Empty Re: Z pamiętnika Kruka

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach