Zachodnie wybrzeże

3 posters

Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Mistrz Gry Nie Kwi 05, 2020 4:43 pm

źródło: pixabay.com
Pomiędzy północną i południową zatoką rozciąga się pas bardzo nierównej linii brzegowej, rzadko kiedy dającej wygodny dostęp do samego brzegu morza. Większość długości wybrzeża zajmują skaliste klify i wygryzione przez fale ziemiste urwiska. Lepiej nie zbliżać się za nadto do krawędzi, nigdy nie wiadomo, kiedy grunt może się osunąć spod nóg. Kilkanaście metrów w dole biała piana rozbija się o wystające skały oraz penetruje wiekowe łuki i przybrzeżne jamy, gdzie schronienie znajdują skorupiaki i inne żyjątka. Wysoko nad głową rozbrzmiewa cichnący tylko w nocy krzyk mew.
FAUNA

  • mewy i rybitwy
  • gryzonie
  • lisy

FLORA

  • trawy i zioła nadmorskie
  • karłowate drzewka

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Kwi 05, 2020 4:47 pm

Klif był idealnym punktem widokowym na morski horyzont, przez co bardzo wielu zakochanych lub myślicieli, przychodziło tutaj posiedzieć i godzinami wpatrywać się w ten obraz iście poetycki, słuchając morskiej bryzy, oraz fal, uderzających o głazy u podnóża płycizny.
Zwłaszcza w pełnie księżyca, jak ta teraz, wydawało się to miejsce idealne, jakby wykreowane przez samego Asa. Gaspard przyszedł tu, jednak nie dla pomyślunku i nie dla romantycznych chwil. Choć co do tego drugiego, zastanawiało go, gdzie jest Lucrece'a. Minął tydzień od wydarzenia w slumsach, gdzie przepadła jak kamień w wodę. Dlaczego zniknęła? Czyżby umysł Anatella wyzdrowiał? Czy to wszystko było żartem? Cholera wie. W dodatku rany na jego ciele, które wciąż się goiły, odwracały jego myśli.
Więc dlaczego tu przybył? Sprawa była prosta. Joseph, jego znajomy z pracy, chciał się z nim tutaj spotkać. Nie chciał mówić czemu, ale jednak nalegał. Niestety stał nad tym klifem dobre pół godziny od umówionej pory, a jego nigdzie nie było. To było dziwne.
-Bardzo zabawne, Josephie…
Mruknął do siebie, obserwując odbicie księżyca w tafli wodnej, do momentu, aż zza jego pleców rozbrzmiał odgłos psiego warkotu. Odwrócił się natychmiast i to co ujrzał, przeszło wszelkie wyobrażenie…
-Czcz...czym Ty jesteś?!
Spytał z przerażeniem, kierując słowa do humanoidalnego, dwumetrowego wilka, stojącego na dwóch łapach, nieopodal Anatella. Szybko jego głowa nasunęła mu jedno określenie na to coś: "wilkołak". Ta bestia musiała zakraść się, ale skąd się wzięła?! Czemu tu?!
Wtem Białowłosy dostrzegł pociągłą bliznę przebiegającą po pysku stworzenia, przez jedno ślepe oko. Jedna osoba miała identyczną…
-Joseph?! Josephie, to Ty?!
Spytał panicznie, ale nie uzyskał odpowiedzi, zamiast tego, wilkołak zaczął robić powolne ruchy w jego stronę, zmagając odgłos warczenia. Był wściekły, jak dziki pies, który chciał go rozszarpać. Odruchowo Gaspard zaczął się cofać powoli w tył, w końcu zatrzymując się w momencie, kiedy stopa wyczuła krawędź przepaści.
-Josephie, do cholery, to nie jest śmieszne! Przestań! Odejdź!- Krzyczał na niego, żałując że nie miał przy sobie pistoletu od siostry, który mu odebrano. -Wypierdalaj!
Wtem wilkołak upadł na przednie łapy i ruszył na chłopaka z rozpędu, na co organizm Gasparda zareagował od razu, cofając go w tył. Niestety, tu nie było drogi ucieczki…
-NIE!
Wrzasnął i poleciał w przepaść, zaś wilkołak zatrzymał się tuż nad krawędzią. Anatell spadał w dół wielkiego klifu, plecami do morza, a twarzą skierowaną do bestii na tle księżyca, wyjącą w przestworza. Z oczu chłopaka zaczęły wypływać łzy przez siłę smagamego powietrza, zaś w głowie próbował ustalić wszystko co się dzieje. Nie zdążył się pożegnać. Nie zdążył zrobić nic. Nie chciał umierać…
Zamknął oczy na ostatnią chwile, moment przed tym jak jego ciało spadło na wielki głaz, wystający z wody. Krew rozprysła po jego teksturze, barwiąc wodę, a kości z hukiem się połamały, przynajmniej te od strony kręgosłupa. Jednak chłopak już nie żył, a to co woda obmywała, było już ledwie zwłokami. W końcu jednak fale się zmogły, coraz bardziej oblewając głaz, a ciało Gasparda zaczęło osuwać się coraz głębiej w morską toń, aż prąd wodny całkiem zatopił truchło, porywając je za sobą, by za niedługo, wraz z przypływem, wyrzucić je na muliste wybrzeże, we wnętrzu zalanej groty…

GASPARD NIE ŻYJE
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Mistrz Gry Nie Kwi 05, 2020 5:22 pm

  Prychnął, wcześniej raptownie wciągnąwszy powietrze. Sól i wilgoć mieszała się teraz ze znacznie bardziej kuszącym zapachem świeżej krwi, lecz ta pozostawała poza zasięgiem jego kłów. Przestąpił z jednej łapy na drugą, przespacerował się niespokojnie wzdłuż brzegu, pochrapując gardłowo, ale w końcu odpuścił. Zapach zelżał, mięso zniknęło. Wilk wspiął się na tylne kończyny i nasłuchiwał przez chwilę, by zaraz rzucić się biegiem przez łąkę, z każdą chwilą dalej od morza.
***
  Biel. Wszechogarniająca biel zaćmiła mu umysł, wprowadzając w błogi stan niebytu, aż nie pojawił się przed nim pojedynczy, czarny punkt. A może to było za nim? Jakie znaczenie miały kierunki w świecie bez świata i dla osoby bez twarzy? Czerń rosła, powoli i nieubłaganie, z każdą chwilą coraz szybciej, jakby zbliżała się do niego ogromna dziura pełna czegoś nieuchwytnego, czegoś, co za nic nie pozwalało się nazwać, ale świadomość, że tam właśnie było, nie mogła go opuścić. Minięcie czarnej bariery było niczym zderzenie z niewidzialną ścianą, a bezdźwięczny huk uderzył w niego zewsząd, sprowadzając na kolana otumanioną świadomość.
  Pierwszym, co się przebiło, był ruch. Prosty rozkaz uniesienia żeber, które jednak nie chciały słuchać. Nagły dryg szarpnął nim cały i przekręcił na bok. Nałykana wcześniej woda i muł wciąż zalegały w płucach, teraz sprowadzając na Gasparda falę kaszlu i odruchu wymiotnego.
  Na zewnątrz słońce chyliło się ku zachodowi, wyciągając długie promienie ku wąskiemu wylotowi jaskini.

GASPARD ŻYJE
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Kwi 05, 2020 6:40 pm

Kto wie jak długo trwał w międzyświeciu, nie mogąc odejść dokądkolwiek. Ta pustka, która go opanowała, wydawała się trwać wieczność, lecz może była nią tylko dla niego. Ponowne narodziny, jako istota otchłani wcale nie były niczym pięknym, czy cudownym. Zwłoki, które nie gniły, a mutowały, niespodziewanie ożyły, gwałtownym odruchem przekręcając się na bok, aby zwymiotować zzieleniałą wodą z płuc. Gdyby tylko spojrzał na siebie, ujrzałby nie tyle obraz nędzy i rozpaczy, co karykaturalny obraz istoty rozumnej. Jego skóra była biała jak kreda, w dodatku pomarszczona, uwydatniająca barwę wszystkich żył. Siekacze wydłużone, jak kły, twarz wychudzona, a spojrzenie dzikie, jak u zwierzęcia. Dyszał, charczał, lecz fakt zmartwychwstania nawet nie dotarł do jego umysłu. Myślał teraz tylko o jednym. O swoim niewyobrażalnym głodzie, pragnieniu którego nie był w stanie opisać…
Zachodzące słońce wydłużało promień światła w wąskiej linii, która ostatecznie sięgnęła jego dłoni. Wywołało to oparzenie, jakby ktoś włożył mu ręke do ogniska, przez co gwałtownie odskoczył, plecami dociskając się do ściany w jaskini. Musiał czekać, bał się światła…
Po godzinie, słońce zatopiło się w morzu, sprowadzając nieprzebyte mroki. Wraz z bezpieczną porą, zmysły stworzenia, jakim stał się Gaspard, zaczęły się wyostrzać. Zaczął słyszeć dziwny stukot, bicie, jakby coś było pompowane. W dodatku zapach… zapach był przepyszny… Anatell niczym poczwara, wydobyła się przez wąskie wyjście z groty, by znaleźć się na skalistym wybrzeżu. Obniżenie poziomu wody obnażyło pełno wraków łódek i śmieci. Lecz ten dźwięk i zapach, instynktownie prowadziły go w te wysypisko. Stąpał powoli, jak drapieżnik. W końcu dostrzegł jakiegoś mężczyznę, leżącego w deskach. Jego nogi były zmiażdżone przez maszt, a on sam nałykał się słonej wody, przez co bredził i mamrotał. To jego serce tak stukotało. Krew się z niego sączyła, budząc apetyt Gasparda. Marynarz był w tak kiepskim stanie, że widok żywego trupa nie robił na nim wrażenia.
Anatell nie tracił czasu, był kurewsko głodny. Ani na moment nie przyszło mu do głowy humanitarne podejście ratownicze. Rzucił się na biedaka, wbijając swoje ostre kły w krtań jegomościa. Ten zawył z bólu, ale nie na długo, bo istota ta oderwała mu gardło i splunęła nim na ziemie, aby pić z jego tętnicy jak z fontanny. Gasił głód, czuł się lepiej, czuł się zdrowiej. W pewnym momencie oderwał się od niego, aby szarpnąć go za fraki i oderwać od masztu. Ciągnął trupa ze zmiażdżonymi nogami i wygryzioną krtanią do groty z której wylazł, jak zwierze do legowiska. Tam rzucił go bezwładnie na ziemie, po czym zaczął znowu go gryźć, to w nadgarstki, to w uda, wszędzie gdzie były skupiska żylne. Robił to tak długo, aż poczuł się najedzony. Nawet nie wiedząc kiedy, jego skóra stała się gładka, a twarz odzyskała szlachetne rysy. Wyglądał… zdrowiej, choć całą buzie i ubrania miał we krwi rozbitka. Upadł na ziemie, powoli odzyskując świadomość. Jakby ktoś wyrywał go z transu. Jego szare oczy złagodniały i z bólem spojrzały na ciało nieszczęścika…
-Co ja Ci zrobiłem… przepraszam…- Zakrył twarz w dłoniach, szybko odczuwając poparzenie dłoni, na które spojrzał. -...czym ja jestem…?
Wyjąkał, chcąc płakać. Był zagubiony, nie rozumiał nic...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Mistrz Gry Pon Kwi 06, 2020 2:05 pm

  Uczta młodego wampira trwała w najlepsze jeszcze długi czas po zawleczeniu jego pierwszego śniadania do jaskini. Trzeba przyznać, że miał niesamowite szczęście. Oto nietuzinkowy przykład tego, jak podły los jednych może być życiową szansą dla pozostałych. W swoim zaaferowaniu Gaspard nie czuł specyficznej ulgi, jaką przynosił powolny powrót jego ciała do bardziej przystępnej prezentacji. Potem również chyba nie przychodziło mu to do głowy.
  Niestety zmasakrowany zębami trup nie mógł mu odpowiedzieć na pierwsze pytanie, nie mógł powiedzieć też, że nie jest zły... Za to zdecydowanie dobrze wychodziło mu udzielanie klarownej odpowiedzi na pytanie, czym Anatell się stał. Potworem. Mordercą. Żądną ludzkiej krwi bestią. Opcji było całkiem sporo, jak na ironię słowo "wampir" wydawało się o wiele zbyt łagodne. Niemniej prawdziwe. Jego skóra była blada jak u trupa, tak ładnie kontrastowała z ciemno-czerwonymi mazami krwi.
  Gdy w końcu sobie popłakał i przyjrzał się bliżej swojemu dziełu, mógł zauważyć, że nie był to taki zwyczajny rybak. Gaspard znalazł marynarza jak się patrzy, miał porządne buty, stary, ale mocny pasek przy spodniach, poszarpaną teraz, niegdyś białą koszulę i chustkę ubabraną we krwi. W lewym uchu miał prosty złoty kolczyk, a przy pasie wisiała mu pochwa od sztyletu, zdobiona na srebrno wężową głową.
  Gaspard był cały przemoczony i choć noc była ciepła, to w wilgotnej jaskini w końcu zaczynało być to odczuwalne. Raz po raz po skórze przebiegał mu lekki dreszcz, wywołując chwilową gęsią skórkę. Morze obok szumiało spokojnie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Kwi 06, 2020 4:04 pm

Czy Gaspard zdawał sobie w pełni sprawę jak przed chwilą się zachowywał? Tak, a choć wstydził się tego, wtedy nie mógł tego kontrolować. Teraz czuł obrzydzenie, choć myślał trzeźwo.
Zakrywając twarz w dłoniach cały czas myślał co się stało, próbując pojąć co się dzieje. Pamiętał… pamiętał wilkołaka na klifie, który próbował go pożreć. To chyba był Joseph, lecz dlaczego to zrobił? Od jak dawna cierpiał na tę przypadłość? Ale co dziwniejsze, Gaspard dobrze pamiętał upadek prosto na głaz i ten potworny ból pękających kości, choć chwilowy. Potem pustka i majacząca biel pochłonięta czernią. Jakby śnił, wybudzony w końcu szaleńczym bólem. Czy on umarł…? Każdy człowiek by umarł, po czymś takim. A jednak wciąż funkcjonował, lecz jak zwierze. To chore.
Szybko poczuł nieznany dyskomfort w ustach, kiedy językiem pogładził wydłużone siekacze. Przeczołgał się do tafli wody, aby spojrzeć w jej odbicie. Bladość nie rzucała się w oczy w tych ciemnościach, ale przedziwne zęby dostrzegł od razu. Oraz krew, krew na całej swojej buzi i koszuli. Kolejno znowu spojrzał na zwłoki. To wszystko łączyło się w jedną całość…
-Ja jestem…?
Wyszeptał do trupa, przypominając sobie ludowe opowiadania o istotach otchłani, stworzonych przez samego Strażnika, zwanych wampirami, karmiącymi się krwią nieszczęśników. Niestety, wiedział o nich tyle, że są czymś strasznym i że nienawidzą widoku światła (*puszcza oczko do Klary*). Niewiele więcej. Nawet jak powstają. Więc co go… odmieniło?
Nie mógł tu tkwić wiecznie w niewiedzy. Potrzebował zrozumienia. Oraz ubrania, bo było coraz zimniej.
Przedostał sie do marynarza. Zlustrował każdy fragment ubioru. Z tego wszystkiego najbardziej praktyczny był pasek, buty i sztylet. Jego obówie przegniło od wody, a broni nie miał żadnej. Szybko rozpoczął proces zamiany. Miał szczęście, że rozmiarowo byli podobni i nic nie uwierało. Krótkie ostrze wsunął pod cholewke lewego buta, coby nie świecić nim na widoku. Pozostała kwestia koszuli, tyle że oboje mieli we krwi. Wciąż jednak ta należąca do marynarza była w lepszym stanie, więc jak hiena cmentarna, zdjął ją z bezwładnego truchła. Było to wszystko obrzydliwe, ale chodziło o przetrwanie. Ze swoją mieszanką ubrań, mógł lepiej przetrwać zimne powietrze. Nie mógł jednak czekać na dzień, ponieważ na własnej skórze potwierdził plotki o strachu przed słońcem. Musiał pozostawić nieszczęśnika na samotny rozkład i ruszyć dalej.
-Wybacz mi. Abyś odnalazł spokój u swego bóstwa.
Mruknął, obmywając twarz, szyje i dłonie w morskiej wodzie. Gdy już wyglądał jako tako, pomimo ubrudzonej koszuli, wyszedł z groty, aby po skalistym wybrzeżu dojść do stałego lądu...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Mistrz Gry Czw Kwi 09, 2020 7:46 pm

  Trup nie odpowiedział, jak można się było spodziewać. Zatem chyba nie wszystko nie jest tak, jak powinno być, nie?
  Idąc po kamienistym brzegu nie raz i nie dwa Gaspard się potknął, omal nie uszkadzając swego śnieżnego lica o niebezpieczny grunt. Ciemna woda obmywała skały i buty dziennikarza, a cichy szum powoli zlewał się w jednostajny, usypiający dźwięk. Uśmierzył głód, ale ciało wciąż potrzebowało czasu na rozbudzenie się, tak jak po zbyt długim śnie człowiek czuje się jeszcze bardziej śpiący.
  Dobra wiadomość była taka, że nie szedł zbyt długo. Znalazłszy bardziej piaszczystą ścieżkę, zdołał nią dojść, raz w jedną, raz w drugą, aż na sam szczyt klifu nieopodal swojej jaskini. Łąka delikatnie falowała w mroku i mętnym blasku gwiazd, a wiatr wył w uszach i pustej przestrzeni.
  Gdzieś daleko po prawej majaczyły światła miasta, to Północne Adren uskutecznia swoje nocne życie. Niedaleko od niego na wodzie lśniły kolejne światła. Z drugiej strony wybrzeże było czarne i milczące, jednak skupiwszy wzrok w dali przed sobą Gaspard mógł dostrzec kilka kolejnych świateł, dwa lub trzy blisko siebie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Kwi 14, 2020 8:57 am

Wędrówka zmartwychwstałego Gasparda trochę trwała, co dawało mu czas do namysłu, odzyskiwania wspomnień. Jednym z nich była kobieta, Lucrecie'a. Ta śliczna i dziwna dziewczyna, która zniknęła… nie wiadomo kiedy. Nie wiedział nawet jak długo był… martwy. Czy ktoś go szukał. Czy Lu go szukała. Kimkolwiek była, okazała się pierwszym dziwnym zjawiskiem w życiu Anatella, a teraz przepadła, jakby ktoś wyrwał ją z jego osamotnionego serca, pozostawiając dziurę, w którą wlano nowe problemy. Możliwe, że już nigdy nie ujrzy Lu. Lecz kto wie. Teoretycznie po upadku z klifu nie powinien ujrzeć już niczego. A jednak tu był. Jako ktoś lub coś, czego nie pojmował w pełni. Musiał dostać się do wiedzy na temat tych dziwnych stworzeñ, zwanych "wampirami". Przynajmniej miał wrażenie, że tym właśnie się stał. Ale najpierw musiał dostać się do cywilizacji.
Anatell zatrzymał się na łące, gdzie oddając się chwili ciszy, jego wyczulone zmysły zaczęły wszystko zauważać. Szum trawy na wietrze, krzyki mew z oddali, nawet zgiełki życia. Tak, dostrzegł na horyzoncie Północne Arden, z którego zresztą przybył. W dodatku, jakieś dziwne światła przybliżające się do niego. To ludzie? Jeśli go tak zobaczą, w tej krwawej koszuli, będą pytać. Musiał mieć płaszcz, albo marynarkę, cokolwiek. Ale wpierw musiał im zbiec…
Anatell wybrał drogę, którą łukiem mógł ominąć tych ludzi, skryty w mrokach nocnych ciemności…

Z/T?
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Frosch Misfit Sro Kwi 27, 2022 1:11 am

-Jesteś pewna, że dobrze idziemy?-spojrzałem na wysoką postać, która towarzyszyła nam w wędrówce już od jakiegoś czasu. Stworzenie zabąbelkowało w bulgoczącym języku, ale to nie był żaden problem.
-A daleko jeszcze? Bo ja to nie wiem, nie widzę kroków za nimi.-pożaliłem się, bo już trochę przeszliśmy, powinniśmy być zatem już raczej bliżej niż dalej celu, prawda? Usłyszałem kolejne bąbelki i przytaknąłem głową. Już blisko, czułem ich zapach. A raczej zapach krwi, którą z każdą kolejną setką spaceru widziałem więcej. Zdjąłem plecak i podałem Matce. Przyjęła go i trzymając w obydwu dłoniach przyglądała się moim działaniom.
Jak dobrze, że Fenebris dał mi sztylet, on jest dużo lepszy niż nożyczki. Mięsne psy ogryzające czyjeś mocno zjedzone już ciało wywęszyły mnie. Zadarły ślepe łby w górę i ruszyły w moją stronę, jak szalone.  Ja ruszyłem do nich. Spotkamy się w połowie drogi. Sprawiedliwie. Chociaż biegną szybciej niż ja więc jednak bardziej po mojej stronie. Ale to nie moja wina czy ja im każę, tak pędzić? Nie. Nikomu nigdy nic nie kazałem. I nikt nie będzie kazał mi.
Trzy psy i tylko jeden prawdziwy. Otrzymałem krótką instrukcję. To zabawa. Każdy może mnie zagryźć. Zabiję złego, to się odrodzi, zabiję dobrego, to znikną wszystkie. Zabawa. Nie jestem dobry z zgadywanki. Zachowam się jednak poprawnie. To w końcu moja głowa zostanie nabita na pal, co nie? Odrobina rozrywki! Zabawa! Zabawa!
Zarechotałem, dając się pogryźć pierwszemu z psów w nogę. Już wiedziałem, który jest prawdziwy. Po co miałby ryzykować życiem, skoro może wysłać zwidy? No właśnie. Z kundlem uczepionym do łydki, wyskoczyłem w przód w stronę celu. Przeciąłem bok prawdziwego psa, który okazał się być jednak tym złudnym. Oszukano mnie! Właściwie, to się pomyliłem. To środkowego psa szukam. On mnie już znalazł. Poczułem zęby na kikucie, którym w ostatniej chwili się osłoniłem. Bycie bitym za dzieciaka, wyrobiło we mnie refleks najwidoczniej. Chociaż to może też wynikać w podpowiedzi Matki, jakie mi dawała bąbelkami do głowy. A właśnie, głowa! Wbiłem sztylet głęboko w ucho prawdziwego, środkowego psa. Wbiłem głęboko, bardzo głęboko, aż dłonią poczułem jego sierść. Szarpnął się walczył chwilę, ale był sam, dwa inne psy wyparowały. Byliśmy sami, ja i on, a właściwie... ona. Może być. Mięso, to mięso.
Suka upadła na ziemię, rzężąc i wierzgając nogami. Zaczęła się rozpadać jeszcze zanim wyjąłem z niej sztylet. Ciało zeschło się, pokruszyło, wcisnęło się w ziemię, jak na niezdrowy nawóz przystało. Czyli jednak nie będzie kolacji? Żodżownice i trawa też się nadadzą, byle zapełnić brzuch.
Podniosłem się z ziemi i już chciałem iść do stworzenia i Arsika, który się przy niej wylizywał, ale oni przyszli do mnie pierwsi. Zupełnie ich kroków nie słyszałem. Coś mi się ze słuchem dzieje? Ze wzrokiem coś czuję od jakiegoś czasu, że tak, ale my tu nie o tym przecież.
-Wracamy?-uśmiechnąłem się szeroko, wystawiając głowę do głaskania. Matka pogłaskała mnie delikatnie, ale zaraz pokręciła przecząco nosem i wskazała na ziało i niewielkie ślady, prowadzące w stronę plaży. Ja nie umiem pływać, ale pójdę. pójdę gdziekolwiek mi Matka wskaże. Nie pośle mnie na śmierć, to wiem, to inna Matka, teraz to inna Matka. Nie jest moja, jest wszystkich. Czyjeś szanujesz bardziej niż swoje? Możliwe. Tak, tak było. Czy szanowała też to co innych? Nie wiem, nie mam wspomnień. Mogłem je zgubić, chodziłem w końcu po różnych dziwnych miejscach. Mogły mi wypaść, mogli mi je ukraść. Nigdy nie wiadomo.
Skinąłem zatem głową, odebrałem plecak i ruszyłem za śladami. Znów korzystałem z pomocy Matki, bo trochę rozkojarzony byłem i się gubiłem. Prowadziła mnie, nie narzekając. Opowiadała historię o tym, jak się żyje w chmurach i spada się z deszczem na ziemię. Mówiła cały czas, że od nieba do ziemi jest bardzo daleko, ale już nie pamiętam ile. Na pewno wyżej niż sięgają kamienice. To dużo wyżej. To bardzo wysoko.

***

Niestety daleko nie zaszliśmy, bo krwawiłem, jak mały prosiak i musieliśmy się zatrzymać, żebym się opatrzył. Do łatwych czynności to nie należało, bo jednak no jedną ręką to robiłem, ale to chyba nie ma znaczenia. Ranną miałem uciętą rękę, więc nawet gdybym ją miał, to bym jej używać do opatrywania nie używał. Taki ze mnie cyrkowiec. Lisica! Lisica! Ona tam była, ale jak ona działała, to nie wiem. Zęba nie mam! Chrup! Chrup!
Owinięty w materiały bandażujące, ruszyliśmy dalej, po chwili odpoczynku. Trzeba było iść, a czego szukaliśmy, to nie byłem pewien. Kto wie? Chyba tylko Matka, ale ona nie chce nic powiedzieć. Mówi jedno słowo, którego nie rozumiem i ono mi psuje całe wrażenie i wiedzę, ale to nic. Nieważne czy wiem czy nie i tak pójdę gdzie chce. I poszedłem.
Szliśmy bardzo długo, aż na niebie pokazały się śliczne gwiazdy. Wyciągnąłem do nich rękę, jakby chcąc je złapać, ale ja wiem, że się ich nie złapie, głupi nie jestem. No można taką złapać o ile spadnie na ziemię, ale wtedy się ją nie łapie, a podnosi, a to co innego, zbiera, o!
Rozejrzałem się dookoła, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma obok nikogo, kompletnie nikogo, nawet matka zniknęła. Moja rana też zniknęła. Nicość mnie otaczała, aż w pewnym momencie usłyszałem odgłos obcasów, bardzo wysokich obcasów.
-Nareszcie się spotykamy.-rozbrzmiał kobiecy głos, odbijając się ostro od niewidzialnych ścian i wracając do moich uszu. Kobieta ta była naprawę ładna. nie miała twarzy, ale tak czułem, że śliczna jest, z resztą każdy człowiek jest śliczny i jak się mnie ktoś zapyta o opinię, to powiem, że jest idealną istotą osoba pytająca. Nawet ja mam jakieś zalety, ale to nie o tym my teraz.
-Przepraszam, ale czy ja Panią znam?-uśmiechnąłem się i podrapałem po szczęce, chrobocząc szczeciną brody. Zaśmiała się.
-Mnie nie, znasz moje siostry.-strzyknęła cicho palcami splecionymi za plecami, a za chwilę podeszła do mnie i nachyliła się nade mną, taka wysoka była.-Hmm... Teraz rozumiem co w tobie widzą.-wyprostowała się z uśmiechem, a ja się oduśmiechnąłem do niej, chociaż nie rozumiałem o czym mówi.-O tak, nadasz się.-wyciągnęła dłoń i poczochrała mnie po kudłatej głowie.-A teraz czas na formalności.-zaśmiała się, odwróciła i odeszła kilka kroków.
Stanęła na niewielkim podeście, z nieba spadło na nią jasne światło, dookoła niej pływały błyszczące światła, jak mieszanka gwiazd i świetlików.
-FROSCH!-zakrzyknęła, gromko i uroczyście, aż się wzdrygnąłem. Ona też się tak jakoś spłoszyła jakby słysząc swój głos.-Oh, trochę zaszalałam, co?-spojrzała na mnie, czekając na opinię.
-Tak, trochę głośno.-pokiwałem głową.-I wystarczy Żaba.-tak wygodniej będzie każdemu i mi i jej i będzie mniej sztywno.
-Dobrze, dobrze. Zatem Żabo!-wznowiła przemowę, unosząc pochwalnie ręce w górę.-Zostałeś naszym wybrańcem. Obserwowałyśmy cię długi czas, bardzo długi. Widziałyśmy twoje zmagania, twoje szczęście, twoją pasję i nieugiętość. Zaimponowałeś nam.-opuściła ręce i popatrzyła na mnie z miękkim uśmiechem.-Naprawdę się sprawdziłeś, chociaż kryteria były ci nieznane, a właśnie o to chodzi. Gdybyś się dla nich starał, wyniki byłyby zakłamane, a tak nie są, rozumiesz?
-Tak, proszę Pani.-przytaknąłem, bo rozumienie tego trudne nie było.-Ale do czego jestem wybrańcem?-musiałem się dopytać, bo tego już nie rozumiałem.
-Zostałeś ojcem.-odpowiedziała mi prędko z takim szczęściem, że mnie to zbiło z pantałyku.
-Ale... ale ja nie mam żony.-no bo jak to mieć dziecko bez żony? Skoro to moje dziecko, to muszę znać kobietę, a ja nie znam, znaczy znam, ale dawno jej nie widziałem.
-Wiele lat zagubiony byłeś, sam się odnaleźć musiałeś. Teraz kolej, żebyś odnalazł kogoś innego.
-Ale kogo?-zmarszczyłem brwi.-Dużo ludzi do szukania jest.-chciałem zrozumieć. Wykonanie zadania wiąże się z czyimś szczęściem, a ja chcę, żeby ludzie byli szczęśliwi.
Patrzyła na mnie łagodnie, aż nagle wyprostowała się i spojrzała w dal, za moimi plecami.
-Jesteś już na miejscu. Uratuj ją.-skinęła mi głową, posyłając otulające pewnością spojrzeniem.
Już rozumiem o czym mówi.

***

Nie miałem ręki, więc nie mogłem trzymać dziecka i walczyć jednocześnie. Na szczęście ona była wystarczająco kreatywna. Blond dziewczynka, dusiła mnie za szyję jak dziki wąż, owijając mi się wokół pasa nogami, uwierając piętami w podbrzusze.
-Inspiracja!-krzyknąłem z pasją, rzucając kamieniem w wilka. Krwią mi nasiąkał sweter, buta miałem porwanego, ale jeszcze tylko ostatni pies i będzie po zabawie.
Wyszarpnąłem nożyczki z kieszeni i kiedy zwierzę rzuciło się na mnie, zablokowałem je kikutem, przygniotłem kolanem do ziemi, ostrze wbiłem pod szczękę, przebijając się przez miękką tkankę podbrodzia. Już kiedyś tak zrobiłem w człowiekiem z tego co pamiętam. I zrobię tak jeszcze raz! Tyle ile będzie trzeba. Otrzymałem zadanie od samej bogini, lepiej żebym je wykonał. Słowa zawsze dotrzymuję, wyrazy też, całą ecylokpedię, ekcykol...lkopo. No takie te, nieważne. Nie umiem tego powiedzieć, ale to dobrze. Wiele nauki przede mną, ale teraz mam się z kim uczyć. Znalazłem dziecko i będę go bronić. Czas, żebym nie polegał sam na sobie, tylko żeby ktoś polegał na mnie. Zawsze to raźniej będzie.
Wstałem z trudem, bo jednak dziecko trochę ważyło, a ja nie jestem nie wiadomo jak silny. Odsunąłem się kilka kroków i znowu kucnąłem, żeby dziewczynka mogła zejść na ziemię. Nie bardzo chciała to robić, ale kiedy sięgnęła trawy, to odpuściła, chowając się ze mną.
-Już nic ci nie jest.-uśmiechnąłem się do niej, chcąc ją pocieszyć.-Znalazłem cię.-poczochrałem ją po przetłuszczonych włosach. Spojrzała na mnie szklanymi oczyma, spuściła głowę i pacnęła czółkiem o moje ramię, pociągając przy tym nosem. Objąłem ją ciepło, wciągając sobie na nogi. Nie będę jej bić i nie będę w nią rzucać jedzeniem. No właśnie, co teraz? Zastanowiłem się chwilę, ale odpowiedź już dawno miałem. Skoro nie mam swojego miejsca na świecie, to sobie je zrobię, sobie i jej, w skrócie nam.
-Chodźmy znaleźć nam dom, co?-popatrzyłem na nią, a ona na mnie, przetarła dłonią policzek i przytaknęła, zaraz znowu chowając twarz w moich ubraniach. No dobrze, pójdziemy znaleźć nam dom, ale za chwilę, teraz faktycznie czas na odpoczynek, niech się wypłacze. Dom nie ucieknie, a jak będzie próbować, to go upolujemy i zjemy.

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Zachodnie wybrzeże Empty Re: Zachodnie wybrzeże

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach