Ja, Ty, wino, moja krew

2 posters

Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Sie 10, 2020 4:19 pm

Rezydencja Gaushina | Lato, 1868r.

"Długowieczność to oszukanie śmierci, której zawsze się lękałem... niebyt, którego doświadczyłem… to też szansa na zbudowanie życia po swojemu, inwestycje, odkładanie majątku, zaznanie wszystkich przyjemności, aż nie staną się nudne… lecz za tę szansę, wielu odda życia. Myślisz, że krew zwierzęca mi wystarczy? Ty tego nie pojmiesz, ale to... jak papieros, którego musisz zapalić zaraz po obiedzie, albo po alkoholu... kusi, lecz pomnóż to razy sto. Nie ufam sobie, nie po tym co zrobiłem temu biedakowi... lecz za dwa dni będę pewnie inaczej myślał... jakie to będzie miało wtedy znaczenie gdzie jest granica…?"


Czasem nienawidził mieć rację, zwłaszcza w czarnowróżbiarstwie. Tej granicy już nie było, a przynajmniej była cienka jak pajęcza sieć. Gdy poprzednim razem zwierzał się przyjacielowi ze swoich zmartwień, miał ledwie rysę na swej duszy, aby zaraz po tym, zacząć stawiać coraz głębsze kroki w tym bagnie. Kim był? Bo już z pewnością nie tym samym posiniaczonym Gaspardem, który muchy nie skrzywdzi bez powodu. Teraz czuł się inny. Czy wszyscy wokół też go tak postrzegali…? Nie… oni znali tylko jego nową wersję samego siebie.
Muzyka grała, ludzie ubrani w gustowne odzienia tańczyli ze sobą lub rozmawiali, obgadując politykę, sztukę, albo osoby będące ledwie kilka metrów od nich. W takich chwilach Anatell żałował wyostrzonych wampirzych zmysłów. Żaden szept i sekret, nie uciekał jego uszom. Miał wrażenie, że łeb mu pęknie od tego jazgotu chóru głosów, a od mieszanki perfum zaraz zwymiotuje. Ale starał się zachować powagę i stoicyzm.
Co tak właściwie miało miejsce w rezydencji Gaushina? Gospodarz wyprawił mały bankiet dla przedstawicieli wyższych sfer i artystów. Sala balowa jednak zdawała się mieścić pół cesarstwa. Miało to na celu zaprezentowanie młodego początkującego pisarza - Anatella - ludziom ze znajomościami. Skoro sprzedaż dzieł ruszyła, nie można doprowadzić do tego, aby obeszło się to bez echa. Nigdy jednak nie pomyślał, że będzie to takie frustrujące. Jego introwertyczna natura kazała mu wyjść, lecz nie mógł. Dlatego stał przy stole bufetowym, odstawiony w czerwony (dzięki przyjacielu, zabawna ironia) frak, z kieliszkiem wina w łapie. W sumie to mu ono nie smakowało, preferował whisky jak już, ale musiał czymś zająć dłonie, by nie stać jak jakiś żołnierz. Zaczesał włosy w tył, dla schludności, choć trochę go to też irytowało, bo nie lubił swojego czoła. Wszystko jakieś nie tak było.
Obserwował wszystkich ze znużeniem, próbując wypatrzeć Grycana, który przepadł gdzieś dawno temu. To kochany lokaj uszykował Gasparda i sprowadził go tutaj. Wolał mieć nadzieję, że Nekromanta nie rzucił go tym rekinom na pożarcie, bez żadnej pomocy z jego strony.
Tak właściwie zaczął się zastanawiać, czy Geo'Mantis zdobył książkę Alexiusa, o której mu jakiś czas temu powiedział. Znając go, raczej ma setki spraw na głowie jednocześnie. Jednak w duchu cieszyłby się, gdyby te przeklęte dziedzictwo rodu Anatellów przestało się kurzyć w skrytce. Wystarczająco dużo przepadło w zapomnienie w ostatnich latach. Gaspard pamiętał bankiety swego ojca, na które nie mógł wchodzić. Ten zaś obecny, był tak jakby… na jego własną cześć? Jeśli można tak to ująć. No tak. Czas zapomnieć o historii i stworzyć nową, dla tego nazwiska. W sumie żałował, że nie było tu Amelie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Pon Sie 10, 2020 6:32 pm

Z dnia na dzień łapię się na tym, czego nie lubię najbardziej. Nie lubię, kiedy się sam przyłapuję na wylewającej się ze mnie hipokryzji, jak i w tym przypadku.
Uwielbiam spokój! To już jest wiadome, każdy mieszkaniec mojej rezydencji jest tego świadomy. A co mimo tego robię? Urządzam bankiety i na bankiety sam chadzam. Bankiety też lubię, co nieśmiało przyznam i jest z lekka sprzeczne z byciem ogromnym miłośnikiem spokoju i ciszy. W tym przypadku mogę oko na to przymknąć. Nie był to wszak bankiet przeznaczony dla mnie, czy dla własnej uciechy, a tylko i wyłącznie dla mojego przyjaciela, który już od jakiegoś czasu ze mną mieszka.
To nie jest wyłącznie kwestia rozpromowania jego nazwiska wśród artystów i wpływowych ludzi z wyższych sfer. Istotną dla mnie kwestią jest też fakt, żeby nawiązał z kimś jakąś relację. Bliższą czy też nie, to jest mi to całkiem obojętne. Po prostu nie chcę, by przez całe swoje życie siedział w tej piwnicy i wyłącznie w nocy wychodził sobie do biblioteki. Nie chcę, by ciągle przebywał wyłącznie w towarzystwie własnego odbicia w lustrze, czy też mojej obecności. Technicznie, jedna osoba dookoła, z którą można porozmawiać to za mało. Z całego serca, nie życzę mu, by przypadkiem jakiś chorób psychicznych z tego powodu się nabawił. Dodatkowo, może i polecę stereotypem, ale artyści są czuli. Wszystko może na nich wpłynąć... Bardziej. Nie chcę też, by takie głupie rzeczy, jak ograniczenie kontaktów z innymi zepsuły go doszczętnie.
Cóż, przez to, że chłopak został kim został, nie miałem wielkiego wyboru w tym, o której godzinie bankiet urządzić. Wieczór, noc, to jedyne pory dnia jakie mogły odpowiadać Gaspardowi. No przecież, nie chcę, żeby mi się chłopaczek na zewnątrz spalił. Jedyny minus tych późnych godzin jest taki, że kolejnego dnia zwyczajnie będę ubolewać nad zmęczeniem i prawdopodobnie złym samopoczuciem. Przecierpię to. Najwyżej dzień wolny sobie urządzę.
W głównej mierze Bogd'anowi poleciłem przygotowanie chłopaka do przyjęcia. Wszystko mu zaniósł, pewnie pomógł mu się wcisnąć w ubranie, jeżeli jakieś problemy wystąpiły. Może miał problem z żabotem? Nie wiem. Może podczas przyszłej rozmowy w cztery oczy, Bogd'an mi co nieco powie.
Sam ubrałem się jak zwykle - na czarno. Typowo dla mnie, laska, okulary przeciwsłoneczne. Nie chciałem się specjalnie wyróżniać na tle Gasparda. To on dziś miał być gwiazdą wieczoru.
Nieskromnie przyznam, że pięknie moja rezydencja została przystrojona. Nie tylko wnętrze - główna sala dla gości - ale i ogród, do którego można było wejść prosto z sali, przez boczne wejście. Od razu po przejściu przez szklane drzwi osoba mogła się znaleźć na dość dużym tarasie, przyozdobionym pięknymi kwiatami i krzewami. Ogród! Ach, mój ogród. On wyglądał wspaniale. Pięknie oświetlony przez światła pochodni w ozdobnych stojakach, porozstawianych gdzieniegdzie - tak, aby nikomu nie zawadzały. Stoliki były porozstawiane przy ławeczkach, gdyby ktoś miał taką ochotę sobie usiąść na zewnątrz, by kawę, czy jakiś alkohol wypić, być może by zapalić... No tak, na stoliczkach popielniczek nie mogło zabraknąć.
Moi pracownicy rozchodzili się tam gdzie powinni, tam gdzie byli moi goście. Nikt nie mógł nie zostać obsłużony! Nie spędzali czasu wyłącznie wewnątrz mojej rezydencji. W końcu, na zewnątrz też ludzie chadzali, rozmawiali i śmiali się. Swoją drogą, moja służba również pięknie wyglądała. Każdy lokaj był ubrany w ten sam czarny, elegancki krój. Przynajmniej było wiadomo, kogo poprosić o coś do picia.
Przechadzałem się właśnie przez ogród z jednym moim starym znajomym - Zeytem Lekramą. Wspaniały pianista i ach, jak szkoda mi go było jak na niego patrzyłem. Widziałem to w jego oczach, jak śmierć jego młodszej siostry go zniszczyła. Wiecznie ponury, bez uśmiechu. To mnie pcha w stronę pewnych rozważań. W końcu jego siostra, Mila Lekrama, była narzeczoną Javerta Gaushina. Syna mojego właściciela. Była zarazem wspaniałą kobietą, przyjaciółką. Moją kochanką... Czy fakt, że nie cierpię tak po jej śmierci jak jej brat, czegoś dowodzi?
Wypytałem się co u niego, jak mu się powodzi w życiu. Liczyłem, że może poszczęściło się mu i może kogoś znalazł? Nie? Jaka szkoda. Miły z niego człowiek. Nikt by sobie nie zmarnował życia, będąc u jego boku.
Rozstałem się z nim przed wejściem do rezydencji. Chciał jeszcze raz przejść się przez mój ogród, powspominać. Fakt, on tutaj też przyjeżdżał, wraz ze swoją siostrą, kiedy była zapraszana przez narzeczonego. Cieszę się, że nie odrzucił mojego zaproszenia i nie poddał się całkowicie przytłaczającym wspomnieniom związanymi z tym miejscem.
Chciałem znaleźć Gasparda. Nie powinien się plątać samiutki. Nie, że się o niego martwię ale... Dobrze, martwię się o niego. Nie chcę, by arystokraci i arystokratki się na niego rzucili, jak na bezbronną zwierzynę i zaczęli zadawać nietypowe pytania. Ludzie są różni, nie chcę, by od samego początku młody Anatell się zraził do tego towarzystwa.
Ja też jestem obdarzony wspaniałym słuchem jak i on! Dosłyszałem kilka rozmów. Były o nim. Głównie idące od kobiet, które go przelotem dostrzegły. Zacznę być chyba zazdrosny i obawiać się, że chłopak zabierze mi wszystkie moje fanki samym swoim wyglądem.
Długo się go nie naszukałem - na moje szczęście. Podszedłem do bufetu, gdzie on stał. Położyłem rękę na jego ramieniu i uśmiechnąłem się przyjaźnie do znajomej buźki.
-Słyszałeś? Panny się Tobą niesamowicie interesują. - Odsunąłem się kawałek i zawiesiłem wzrok na stole, by może ciastko sobie jakieś ładne zabrać i zjeść. -Jak samopoczucie, Gaspardzie? Rozmawiałeś już z kimś może, czy ciągle się trzymasz na uboczu? - Trafiłem na ciastko z nadzieniem waniliowym, przyozdobionym na wierzchu truskawką. Wspaniała rzecz. Jak ja kocham słodkości. Liczę, że jemu też smakują, choć wampirem jest i nie wiem jak w tej kwestii z jego smakiem w obecnej chwili.
Ile on wampirem jest? Straciłem już rachubę czasu. Uśmiechnąłem się, tak sam do siebie. Och, Geo, nie przejmuj się teraz takimi rzeczami. Orkiestra gra, ludzie się cieszą, powinieneś cieszyć się razem z nimi. Na inne rzeczy, nad którymi martwić się będziesz, później przyjdzie pora.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Sie 10, 2020 8:25 pm

W pewnym momencie dostrzegł, ku swej uciesze i spokoju ducha, Geo'Mantisa, który poruszał się po tym miejscu jak ryba w wodzie. Aż mu pozazdrościł w tej chwili takiego opanowania i entuzjazmu. O czymkolwiek myślał, był śmiały. Mając tą krótką chwilę na kontemplację, zastanowił się nad faktem, czy Grycan wiedział o informacjach zawartych w Gazecie Medevarskiej, a o której inni też już pewnie trąbią. Teoretycznie Anatell powinien jak najmniej pokazywać się ludziom, do czasu, aż wszystko ucichnie. Ale jednak był tu, z tymi wszystkimi ważniakami i celebrytami. Byle tylko zębów nie pokazać, stosując półuśmiech, a przejdzie bez bólu. Ah i luster unikać. Dobrze, że chociaż noc była, ale to raczej dobra pora na bankiet, prawda? Fajnie jakby nikt się nie zgubił z zaproszonych i nie trafił do jego sekretnej piwnicy mieszkalnej. I jak tu cieszyć się chwilą, z myślą o byciu najbardziej poszukiwanym wampirem w cesarstwie? No może przesadził. Może tylko zapoczątkował reakcje łańcuchową. Ale kiedy po prostu przesadzi i wpadnie? Byle nie na tym bankiecie.
Siorb paskudne wino.
Z przemyśleń wyrwał go dotyk na swoim ramieniu. Był to na szczęście Gaushin, a nie jakiś zapity poeta lub odważna damulka. Jego uśmiech skwitował własnym, niemrawym. Przynajmniej z jego osoby mógł się tu cieszyć. Po co mu więcej znajomych. Całe życie był sam, to mu wystarczyło.
Przyjaciel zagaił rozmowę ciekawym tematem, a przynajmniej takim, który lekko go zaskoczył. Szczerze, przez ten harmider nawet nie zwrócił na to uwagi. Spostrzegawczość w kwestii zainteresowania płci pięknej to nie była jego mocna strona.
-Nie dziwota, w końcu jestem tu całkowicie nowy. Myślę jednak, że prawdziwą gwiazdą jesteś Ty, Geo'Mantisie.
Odparł, znowu biorąc paskudny łyk. Z czego oni to robili, bo to chyba nawet nie wie, że powinno mieć w sobie owoce!
Ale mimo to, ten temat przypomniał mu o Lucrecie, o której przeważnie nie myślał. Jednak bywały takie momenty, jak ten. Zabawne. Czuć przywiązanie do kogoś, kto był czystą zjawą. To jak zakochanie się w osobie ze snu. Może takowym była. Szczerze, nie chciał do tego wracać. Tak było łatwiej.
-Nie rozmawiałem. Staram się nie wdawać w dyskusję. Jeśli wiesz, jestem dosyć popularny, ale nie tak, jakbym chciał. Tyle dobrze, że moja niesława nie wiąże się z moim nazwiskiem.- Wyjaśnił, mając na myśli oczywiście gazetę medevarską, a nie swoją pisarską karierę. -Zresztą, to nie dla mnie. Powinienem być Ci wdzięczny, że to robisz, lecz nie jestem… tym typem człowieka.
Dodał, zerkając na ciastka do których Hrabia się dobrał. To zaś, przypomniało mu o Kitikulu, który częstował go wypiekami. Zabawne. A gdyby tak na to spojrzeć, jemu też utrudnił znacząco życie. W końcu dzielili się zmaganiami związanymi z ich chorobą. Liczył, że jakoś sobie radzi, bezproblemowo.
-A jak Ty się bawisz? Jestem pewien, że niejedna dama patrzy na Ciebie z myślą o małżeństwie. Daj im szansę, bo jeszcze skończysz sam w tym wielkim domu. Radzę to jako przyjaciel, wiesz o tym.- Zaczął, choć zamyślił się na moment, bo tym razem to on brzmiał jak hipokryta. Ale Gaspard miał problem natury wieczności, Geo zaś tracił swoje najlepsze młode lata życia. Sam nie chciał, by na starość miał tylko jego. Może sam się do tego nie przyzna, ale Grycan byłby świetnym mężem i ojcem. A ród trzeba przedłużać, aby majątek nie przepadł. -Poza tym, rozmyślałeś o naszej poprzedniej rozmowie…?
Dopytał, lecz czy to dobre miejsce na takie tematy, trudno powiedzieć. Chyba, że to zagrywka Anatella, by stąd uciec.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Pon Sie 10, 2020 10:42 pm

Odnalazłem Gasparda, co ściany podtrzymywał. A raczej - bufet. Nie szkodzi, wierzę, że chłopak jeszcze się mi tutaj rozkręci. W końcu, to dla niego to wszystko. Ja nawet nieszczególnie próbuję być tutaj gwiazdą... Z resztą, to o czym mówią panny, świadczy o tym, kto tutaj jest w największą atrakcją wieczoru.
Zaśmiałem się cicho i porwałem kolejne ciastko. Tym razem padło na ciasteczko przyozdobione brzoskwinią. Równie słodkie jak poprzednie. Powinienem się jednak opamiętać i przystopować na tym jedzeniem słodkości poukładanych na stole. Nie mogę w końcu zjeść wszystkich tutaj wszystkich słodkości, które są przeznaczone dla gości.
-Dobrze mówisz, jesteś tutaj nowy i dlatego wzbudzasz tak duże zainteresowanie. Dodatkowo, Twoja ładna buźka również robi dużo. - Przyjrzałem się mu. On sobie pije, ja nie ruszam właściwie nic. Dlaczegoż to? No tak, nie chcę być pijany, albo chociażby podpity. Jestem gospodarzem tutaj, muszę w razie czego ogarniać wszystko co się dookoła mnie dzieje. Z resztą, nie chcę nagle głupot zacząć gadać i nie chcę wygadać się przypadkiem na swój temat. Czy na temat mojej wstydliwej przeszłości, czy też na temat moich chorych - według panującego porządku i społeczeństwa - zainteresowań. Cóż, każdy ma to swoje cieplutkie hobby. I ja takie mam.
-Gaspardzie, musisz spróbować się otworzyć na innych. Postaraj się sam nie patrzeć na siebie przez pryzmat nazwiska, a wtedy również i inni dostrzegą w Tobie osobny byt, który myśli i czuje. Nie będą patrzeć na Ciebie jako osobnika, który ma takie nazwisko jakie ma i który jest powiązany wyłącznie z upadkiem Twojego rodzinnego przedsiębiorstwa. - Nie wiem, czy w ogóle będzie chciał się zastosować do mojego polecenia, czy też, bardziej, bym to nazwał, propozycji. Myślę, że gdyby się uśmiechnął i zaczął spokojnie prowadzić konwersacje z innymi, to by mu to na dobrze wyszło. -Nie wiesz, dopóki nie spróbujesz. Wiesz, że ja sobie sam cenię spokój i porządek, a proszę. Na bankiety chodzę i całkiem je lubię. - Oparłem się o laskę i obejrzałem się po sali. Co niektóre parki i grupki zerkały na nas, jeszcze inni nieśmiało szeptali między sobą. Aż mnie dreszcze przeszły. Ach, cóż to za nieziemskie uczucie być na ustach tylu osób i o tym wiedzieć.
-Przyjacielu mój kochany, to, że panny sobie tak o mnie myślą, to nie znaczy, że ja myślę w podobny sposób. Wybacz, ale nie skorzystam z tej porady. Zapewne nie doczekam się własnego potomstwa, ale to nie szkodzi. Odpowiada mi moje życie takie, jakie teraz jest. - Prawda, moim problemem w przyszłości będzie brak potomka, który przejmie wszystko to po mnie. Cóż, rodzina mojego właściciela już mi to wypomina, wypominała i będzie wypominać. Zawsze istnieje opcja adopcji... Własnego dziecka nie chcę mieć, z jednego konkretnego powodu. Jestem hybrydą. Och, jakby miało wyglądać połączenie hybrydy i człowieka? Nie chciałbym skrzywdzić własnego dziecka, faktem, kim niestety jestem. Czy w ogóle taka istotka by przeżyła, czy zmarłaby od razu po przyjściu na świat? Jakby w ogóle wyglądała? Czy byłaby taka jak ja, miała łuski i gadzie oczy? Czy w pełni wyglądałaby jak człowiek? Ewentualnie, tylko przypominałaby człowieka i dopiero po czasie zaczęłyby się pokazywać na niej łuski? Mam za dużo pytań, a za mało odpowiedzi. Przywykłem już do tej myśli, że własnej rodziny nie założę. Że żony mieć nie będę. Że o własnym synu, bądź córce mogę jedynie marzyć. Jest zawsze inna opcja. Mogę dać jakiejś sierotce ciepły, kochający dom.
Co prawda, chciałem już mu odpowiedzieć na pytanie, gdyby nie pewna panna. A dokładnie, gdyby nie Elisabeth Luar. Jedna z najlepszych selindayskich śpiewaczek operowych. Przybyła do rezydencji wraz ze swoim mężem Fran'quo Luarem. Cóż, jej zazdrosny mąż gdzieś się zapodział na ten moment - co szczerze, bardzo mnie dziwi - i podeszła do nas sama. Niewysoka (mniej więcej w moim wzroście), ruda pani, z włosami upiętymi w modnego koka. Ubrana w piękną białą, ozdobną suknię, sięgającą jej mniej więcej do kostek oraz z białym lisim futrem dookoła szyi. Jej makijaż podkreślał jej urodziwe rysy twarzy, był stonowany i nieprzesadzony, z czerwonym dominującym kolorem. Również nie mogło zabraknąć biżuterii, którą zapewne dostała od męża. Wyglądała jak wyjęta z obrazu mistrza malarstwa. Kusiła spojrzeniem, nie tylko mnie, ale i Gasparda swoim wzrokiem modrych oczu uraczyła.
-Witaj Geo, kochany, nic się nie zmieniłeś. - W prawej ręce trzymała cudnie zdobiony czarny wachlarz. Trochę mogłem jej pozazdrościć, że go posiada. Wewnątrz faktycznie jest duszno, nie to co w ogrodzie. -I jak zwykle urządziłeś wspaniały bankiet. - Zwróciła wzrok na Gasparda, obejrzała go z góry do dołu i wyciągnęła mu rękę na powitanie. -My się chyba nie znamy, prawda? Elisabeth Luar.
A ja? Co ja mogłem zrobić? Uśmiechnąłem się przyjaźnie, tak na powitanie. Skoro już nam przeszkodziła, to wiele zrobić nie mogłem. Nie byłoby eleganckie nagle ją odesłać.
-Witaj, Elise. Jak się czujesz? Dobrze się bawisz? - Zagadnąłem pierwszy, gdyby przypadkiem mój przyjaciel miał problem z wymówieniem pierwszych słów. Kobieta zwróciła na mnie wzrok i posłała mi zaczepny uśmiech.
-Nie narzekam, nie narzekam. Jeżeli Wam w czymś przeszkodziłam, to przepraszam. Zirytowały mnie pewne panie, które ciągle o Was mówiły, a bały się podejść i porozmawiać. Miałam dość słuchania tego i postanowiłam sama podejść i zagadać. Niech zazdroszczą. - Rozwinęła wachlarz. Zaczęła powoli i subtelnie poruszać nadgarstkiem, by się powachlować.
Cóż za kobieta. Jest podobna do reszty, chce wywołać zazdrość w innych damach, a za razem jest taka... Inna. Nie kryje się z własnym zdaniem, jest prostolinijna i szczera. Nie boi się rozmawiać z mężczyznami o polityce. Znam kilku, których przegadała i uznali jej rację. Takie perełki wśród kobiet rzadko się zdarzają, ba! To tylko śpiewaczka i wygadać się elokwentnie potrafi. Takowe osoby się ceni.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Sie 11, 2020 11:38 am

Przynajmniej Grycan miał apetyt, bo z Gaspardem było już gorzej. Zwłaszcza, że jego układ pokarmowy nie domagał się zwykłego jedzenia, a płynu, który obecnie krążył w żyłach i tańczył wraz z ciałami na parkiecie. Cieszył się tylko, że nie był na etapie głodowym, bo by mogło się to źle skończyć dla któregoś uczestnika tego bankietu. Bufet nie daje pożytku, poza pozorami, że ma jakieś zajęcie.
Jednak Geo'Mantis dowalił dobrym komplementem, przez który prawie się zaksztusił tym winem. Ładna buzia, co? W tym świecie to chyba za mało, bo nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej zwracał na siebie wzrok. Albo zwyczajnie tego nie dostrzegał nigdy.
-To miłe z Twojej strony, lecz myślę, że zanadto koloryzujesz fakty.
Odparł ze skromnością, bo tak zwykł się zachowywać, nie przyzwyczajony do jawnych i bezpośrednich dobrych komentarzy na jego temat. Powiedzenie: "dzięki, uroda po matce", to niezbyt w jego stylu.
Zauważył, że przyjaciel stronił od alkoholu, a przynajmniej nie chwytał się niczego. Może dlatego tyle jadł. W sumie, gospodarz powinien zachować trzeźwy umysł. Czy w takim razie on sam robi błąd? Raczej nie byłby w stanie upić się na tyle, by powiedzieć za dużo. Ale mimo to, ta głupia myśl trochę go zaniepokoiła, przez co odłożył lampkę i splótł ręce za plecami, przenosząc swój wzrok ponownie na osoby tańczące.
Wtedy też mógł się z łatwością skupić na słowach Hrabiego Gaushina, który mówił dosyć mądre rzeczy. Wampir zachował kamienną twarz, lecz wszystko trafiało w jego serce. To była cenna porada, perspektywa na którą wcześniej nie patrzył od tej strony. Może miał całkowitą rację? Może nazwisko powinno być osobnym dodatkiem, ale wraz z imieniem, tworzyć indywidualną i kojarzoną jednostkę. Lecz jaki on był. Kogo chcieli ludzie? Powiedziano by mu, aby był po prostu sobą. Lecz czy ktoś chciał poznawać prawdziwego Gasparda? Zwłaszcza ci wszyscy tu zebrani, którzy nakładali maski dla innych. Grycan robił to samo. Bawił się z nimi w tę grę. Anatell nigdy nie sądził, że przyjdzie mu być kolejnym graczem. Nie znał jeszcze wszystkich zasad.
-Niech więc przepadnie dawne ja. Dawne skojarzenia. Stworzę siebie na nowo. Ludzie nigdy więcej nie spojrzą na mnie z pogardą. Niech mnie pragną znać.
Uśmiechnął się lewym kącikiem ust, lekko marszcząc brwi i zerkając na Geo, by wiedzieć jak na to zareaguje. Raczej powinien zaaprobować tę wizję. Przecież do tego dąży. A jak wyjdzie ostatecznie, czas pokaże. Pierwszy raz jednak czuł, że sam decyduje o swoim losie. Wiele się zmieniło na przestrzeni miesięcy. Więc nikt nie wie, co niesie przyszłość. Czekał jednak na ruch Josepha Vupulusa. Czemu o nim pomyślał? Bowiem nie zapomniał o swoim mordercy. Gdy tylko dotrze do niego nazwisko wchodzącej gwiazdy, wymierzy drugi cios. A on będzie gotowy.
-Czyli taki będzie nasz los. Samotni dżentelmeni. Tyle, że ja się nie będę starzeć, z Tobą gorzej, przyjacielu. Ale no… wiesz co robisz.
Zaśmiał się cicho, przez zamknięte usta, chyba chcąc dać Hrabiemu Gaushinowi do myślenia. O tak, domyślał się, że wszyscy chcą od Geo ożenku i dziecka. Ale czy coś w tym dziwnego? Jeśli ma być samotnikiem studiującym nekromancje, to czeka go marny los szalonego i starego pustelnika. Brakuje by wybudował sobie czarną wieże na odludziu.
Niestety nie otrzymał odpowiedzi na swoje ostatnie pytanie, które przepadło gdzieś w zapomnieniu, gdy na horyzoncie zawitała jakaś szlachcianka, zmierzająca w ich kierunku. Znacząco zwróciła uwagę Grycana, co zasugerowało, że albo to ktoś ważny, albo faktycznie dołączy do ich rozmowy. Była bardzo piękna, ośmieliłby się nawet powiedzieć, że nie jego liga. Mimo to zachował swoją dumną postawę, szarymi oczętami obserwując sytuację.
Z początku wyglądało to dobrze, przynajmniej do momentu, aż po ich wymianie zdań, skupiła się na nim. Niestety musiał zostać w to wciągnięty, choć nie życzył sobie tego spotkania. Zwłaszcza, że zmierzyła go bacznie wzrokiem, jakby był jakimś psem na wystawie. Ale nie mógł zawieść swego mecenasa, prawda? Bądź co bądź, zawiesił wzrok na jej dłoni. Damulki.
-Najwyraźniej ominęła mnie ta przyjemność.- Delikatnie pochwycił jej dłoń i pochylił usta nad nią. -Gaspard Anatell.
Pocałował jej nawierzchnie, po czym puścił kobietę, wracając do swej pozycji. Jeszcze pamiętał jak jego ojciec witał się z bogatymi paniami, tyle go ratowało, może Hrabia będzie dumny.
Na szczęście to przyjaciel ratował rozmowę, ale jak miało się okazać, Elisabeth działała taktycznie, chcąc wytłumaczyć swoją obecność, zarazem wykazując zainteresowanie Gaspardem i Geo'Mantisem. Trochę go to zatkało, przez co otworzył oczy szerzej i zerknął w stronę plotkar. Czyli Grycan nie przesadzał. Cóż, czuł się dziwnie w tej sytuacji. Tutaj to on musiał się sam bronić, tak? Przyjaciel ewidentnie milczał.
-W niczym Pani nie przeszkodziła. Podziwiam odwagę, w takim razie.
Zerknął na Nekromante, a spojrzenie wyrażało proszenie o pomoc.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Sro Sie 12, 2020 12:12 am

Chciałem dać mu dobrą radę. Z jednej strony myślałem, że może to odrzucić, ewentualnie źle mnie zrozumieć. A tu proszę, odpowiedział mi o odrzuceniu "dawnego ja". Przez myśl mi przemknęło, że mógł to być pewien rodzaj sarkazmu. Nie wiem, to wyjdzie w praniu. Mam przeczucie, że za chwilkę wręcz.
Może i tym sposobem wciągam go w tą niebezpieczną grę, w którą grają wszyscy arystokraci tutaj zebrani. Możliwe, że też tym sposobem wrzucam go na głęboką wodę. Przypadkiem! To nie jest celowe zagranie z mojej strony, przysięgam. Nie wiem czy w takim układzie jestem w stanie mu wystarczająco pomóc. Nie, że nie chcę, czy inne hieny żądne krwi same się na mnie rzucą, kiedy zobaczą, że wyciągam rękę do niego... No, może troszkę też. Cóż, bardziej rzecz w tym, że sam młody Anatell musi się odnaleźć, znaleźć dobry, taktowny język i dać się unieść na fali tego szaleństwa. Cóż, sam kiedyś byłem tą samą zwierzyną, na którą się polowało. Tą, którą jesteś teraz Ty, Gaspardzie. Wierzę, że z czasem się przeobrazisz drapieżnika, który zawalczy o swoje i będzie postrachem wśród innych drapieżników.
-Oj, już się tak o mnie i moje życie związkowe nie martw! Poradzę sobie doskonale. I nie bądź taki pewien, że będziesz sam żył do końca świata i jeszcze dłużej. Na pewno jeszcze ktoś się znajdzie, kto będzie z Tobą żył na równi i może rywalizował? Albo się zakochasz w jakiejś wampirzycy. Pomyślałeś o tym? - Również się zaśmiałem. O tak, mógłbym być tym starym wujkiem Geo, do którego by Gaspard przyjeżdżał z żoną i dziećmi. Jeżeli on się martwi o mój brak potomstwa, to może i ja powinienem się zacząć o niego martwić? Oko za oko. Prawda, ja zapewne długo sobie po tym świecie nie pochodzę, w przeciwieństwie do mojego przyjaciela. Chciałbym jednak umrzeć ze świadomością, że na tym świecie nie pozostanie sam jak palec. Byłoby mi wtedy bardzo przykro. Aż odechciewa mi się umierać, kiedy mam w głowie przedstawioną taką możliwość. Mógłbym znaleźć coś, co może pomogłoby mi uzyskać nieśmiertelność, niekoniecznie tą samą drogą, co on. Nigdy pewności mieć nie będę, czy nietoperz, który mnie ugryzie, będzie tym, który mnie w wampira zmieni. A możliwość byciem nosferatu z góry odrzucam. Po prostu nie i tyle! Mam jeszcze drugą połowę życia przed sobą. Liczę, że coś dobrego wpadnie mi w ręce.
Naszą rozmowę przerwała nam moja stara znajoma. Cóż, znaliśmy się od dawna. Byłem nawet na jej ślubie, jako osoba towarzysząca mojego właściciela. W wieku siedemnastu lat zaręczyła się z wpływowym arystokratą. Głównie dzięki niemu wspięła się na szczyt i świat ją zna jako śpiewaczkę operową. Plotki krążą wokół niej, że jego prywatną służącą była, głównie zajmowała się wiadomymi sprawami łóżkowymi, aż pewnego razu Fran'quo usłyszał jej cudowny głos, jak sobie śpiewała i prawdziwie się w niej zakochał. Ale cóż, to tylko plotki. Każdy tutaj jakąś ma ploteczkę na swoim koncie. Gdybyśmy z Gaspardem dłużej sami pobyli, pewnie bym mu co nieco opowiedział o niektórych, by był szczególnie przygotowany na niektóre osobniki, które z chęcią zacisnęłyby na nim swoje szpony.
Nie wiem jakie wrażenie wywarła na Anatellu Elisabeth. Nie można jej odmówić urody. Młoda jest, powiedziałbym, że mniej więcej w wieku Gasparda. Aczkolwiek! Wydaje mi się, że to nie jest typ kobiety dla niego. Nie mówię, że jest z niej zła, wredna suka, która by mu serce złamała z zimną krwią... Tego wiedzieć nie mogę. Bardziej myślę, że ich charaktery nie do końca by się zgrywały. Z resztą! Ona jest mężatką. Wypadałoby raczej napomknąć o tym w rozmowie, tak w razie czego, żeby mojemu koledze coś głupiego do głowy nie strzeliło. Przez moment głupio mi się zrobiło. O co ja go nagle chcę osądzać? Westchnąłem w duchu i obserwowałem tą dwójkę uważnie.
Przedstawili się sobie, pięknie. Och, a to jak Gaspard ucałował jej rękę to poruszenie w niej wywołało, nawet zarumieniła się subtelnie. Nie tylko na niej to wrażenie zrobiło, z tego co usłyszałem chcąc nie chcąc. Inne panie plotkują, inne panie zazdrosne są...
Cóż, tak, mogę powiedzieć, że dumny z niego jestem. Wie jak się witać w odpowiedni sposób w takich przypadkach. Zastanawia mnie tylko, czy zrobił to odruchowo, czy może już gdzieś widział podobne zachowanie.
-Ach, to dobrze wiedzieć... Geo dużo mówił, że leży w Panu ogromny potencjał i sama to widziałam, czytając Pańskie wiersze. Może by się Pan pochwalił tym, skąd inspiracje czerpie? - Zalotnym uśmiechem go obdarzyła. O nie, ja sam widzę, w którą to stronę idzie. Nie powinienem interweniować, ale proszę, nie chcę, by nagle jej mąż rzucił się z pięściami na mojego przyjaciela!
-Może w tańcu Ci na to odpowie. - Posłałem znaczący uśmieszek Gaspardowi. Niech ja zaprosi do tańca, proszę. Ja w tym czasie ja mogę interweniować, na swój sposób. Będę mógł wcześniej wypatrzeć męża Elisabeth. Dodatkowo, on tak łatwo jej nie wyłapie z tłumu. Mało tego! Nawet jeżeli ją dostrzeże, to będzie głupio mu ją nagle z samego centrum sali wyrwać.
Proszę Gaspardzie, nie zepsuj tylko tego. To Twój egzamin, czy przetrwasz spotkanie z lwem twarzą w twarz.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Sie 12, 2020 6:57 pm

Gaspard znalazł się w niefortunnej sytuacji, bo już zaczął tęsknić za przekomarzaniem z Grycanem na temat kobiet. Cóż, trzeba jednak zauważyć, że mogli się obrzucać tekstami. Byli siebie warci. Gaushin bał się spłodzenia hybrydy, a Anatell… tak właściwie to o co mu chodziło? Hrabia zobaczył wizję w której jego przyjaciel spędza życie z jakąś wampirzycą. To w sumie zabawne, sam o tym nie myślał. Za dużo się działo w jego życiu, aby tak sobie gdybać. Cała wieczność z innym krwiopijcą? A jak to miałoby wyglądać? Zresztą, Anatell do tej pory spotkał tylko Kitikulu, który swoją drogą był dhampirem. Nie wiedział jacy byli draculeci. On sam czuł się w tym wszystkim nowy, świeży. Bał się tego czym się stał, a może inne wampiry były dużo gorsze. Jeszcze trafiłby na starą krwiopijczynie, która morduje bez opamiętania. Zabrzmi to paradoksalnie, ale czułby się chyba tak samo, jakby wszedł w związek z jakimś potworem. Chyba on sam to już za dużo. Z drugiej strony patrząc, kto inny mógłby z nim być? Śmiertelne istoty? Co jeśli zakochałby się w śmiertelniczce, która zestarzeje się i umrze, pozostawiając go samego. Podobną obawę miał z Geo, że tego kiedyś nie będzie. Po prostu nie chciał się przywiązywać ze świadomością utraty tej bliskiej osoby i własnej dużo dłuższej egzystencji. Nawet po śmierci, tej ostatecznej, nie odnajdzie bratniej duszy w zaświatach. Dla niego już nie ma tam miejsca. Więc, czy wampiryzm nie oznacza w ostateczności samotności?
Mimo wszystko, już brakowało mu tej jednej dziewczyny, o której jeszcze chwilę temu obiecał sobie nie myśleć. Ale ona była inna. Czuł z nią podświadomie jakieś… kompatybilne połączenie. To śmieszne. Ale był w końcu pisarzem romantykiem. Jednak wtedy, był jeszcze normalny. Teraz nie byłby chyba w stanie pokazać jej czym był. Jeśli to nie była iluzja, czy mara, to było za dużo czynników przeczących istnieniu tej relacji na dłuższą metę.
Powrócił myślami do bieżącej sytuacji. Próbował skojarzyć jej nazwisko. Pytanie, czy było to nazwisko panienskie. Może jego ojciec zadawał się z jakimś Luarem? Cholera wie. Z pewnością on sam nie był fanem opery, więc też nie mógł jej za dobrze znać. Unikał wielkich przedstawień. W końcu jego kuzynka Claudie była sławną aktorką. Zawsze czuł się źle, w stosunku do niej, więc nie zadawał się z aktorami i śpiewakami. Tworzył granicę, dla niej i siebie.
Szybko okazało się, że zapoznała się z jego dziełami literackimi, a nie przyszła tylko dla alkoholu. No cóż, on by tak zrobił, jak już. Ale było to pozytywne zaskoczenie. Zaś jej pytanie nie wydało mu się złe, z pewnością nie wyłapał ani zalotnego spojrzenia, ani żadnych aluzji. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo jego przyjaciel postanowił wkopać go w jakieś bagno. Dlaczego to zrobił?! On nie chciał tańczyć! Gaspardowi zrobiło się cholernie głupio, poczuł się postawiony pod ścianą. No przecież nie wykręci się, nie przyszedł robić sobie wrogów. Zginiesz, Geo'Mantisie. Ty lub twój lokaj, którego tak kochasz.
-Em… nie mam nic przeciwko. Może więc… zatańczymy?
Spytał wyciągając rękę. Raczej nie trzeba zgadywać, czy Elisabeth się zgodziła. Bądź co bądź, nie wiedział nawet kiedy znalazł się na parkiecie. Pamiętał jeszcze kroki? Tak, chyba tak. Bycie arystokratą przydało się. Pochwycił jej dłoń, drugą rękę układając na jej talli. Muzyka grała, nogi w ruch, a czerwony frak delikatnie powiewał.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Czw Sie 13, 2020 12:48 am

Nie interesowały mnie jakieś jego miłostki, czy panny, które mu po głowie latały. W tym momencie ma szansę rozejrzeć się za kimś, cóż. Za kimś, kto może w przyszłości okazać się przydatny. Nie mówię tu o żadnych szemranych sprawach! Broń bogowie, nie. Myślę bardziej pod względem ekonomicznym i przyszłościowym. Sztuka to ogromna część naszego istnienia. Bez niej nie będziemy istnieć jako progresywne społeczeństwo i nic po nas się nie zachowa. Byłaby to zguba dla przyszłych pokoleń. Z resztą, na sztuce można i bardzo dobrze zarobić i na tym młody Anatell może się dobrze przekonać. Wystarczy delikatnie pchnąć go w dobrą stronę. Związki nie zawsze są z miłości. W tym gronie to tylko polityka, nic nieznaczącego dla małżonków. Z resztą, ha, ha. Czemu ja tutaj wyciągam od razu TAKIE związki? (Gdybym mu wypominał, że nikogo nie ma, to jeszcze zacząłby być uszczypliwy  w stosunku do mnie i odwdzięczać się podobnymi gatkami, o moim braku partnerki) Chodzi mi o szukanie mecenasów, polecanie się... Coś więcej z tego może wyjść później. Mógłby się związać z panną z jakiegoś dobrego rodu. Wtedy miałby pieniędzy, a pieniędzy.
Wracając, do samego tematu mecenasów. Powiedzmy, że tworzyć w przyszłości dalej będzie. Mnie na tym świecie zabraknie. Uznajmy, że świat z biegiem czasu zacznie inaczej patrzeć na wampiry. Może kiedyś to wszystko się zmieni? Może nastanie moda na wszechobecną tolerancję? Co wtedy? Wampiry przestaną być tępione, a hybrydom ściągnie się kajdany z rąk? Miałby na pewno wtedy więcej możliwości niż ma obecnie. Wolałbym, by został na tym świecie z dobrymi kontaktami, z wpływowymi ludźmi, rodzinami. Czułbym się spokojniejszy z taką myślą.
Do takiej wpływowej rodziny właśnie należała Elisabeth. Przyjęła nazwisko męża, co nikogo nie dziwiło. W końcu mniej zamożne osoby z chęcią zmieniają nazwisko na nazwisko swojego partnera, jeżeli jest bogatszy. Cóż to za skok w hierarchii i zastrzyk natychmiastowego rozgłosu.
W każdym razie, widocznie była zainteresowana Gaspardem. Mną, pewnie też... Nie ukrywam, że kobiety są moją osobą zainteresowane bardzo. Bo jak? Nie tak stary, nie tak brzydki arystokrata, bez żony, bez dzieci, z takim ogromnym majątkiem. Nie, nie cieszy mnie to zainteresowanie pań moja osobą. Nie wychodzi ze mnie jakiś narcyz, wypraszam sobie. Ceniłbym sobie, gdyby tak do mnie kobiety nie lgnęły i nie zachowywały się wobec mnie w tak ostentacyjny sposób i gdyby wprost nie proponowały mi małżeństw. Och, jak byłoby mi wtedy lżej.
Chciałem sprawdzić jak sobie Gaspard poradzi z nią sam. Cóż, no powodów kilka było, dlaczego go wepchnąłem w jej ręce. Nie tylko kwestia jej męża. Niech sam spróbuje choć trochę oczarować kobietę. Niech ruszy głową, kobiety plotki roznoszą z niesamowitą prędkością. Nim nią zakręci w tańcu, już będzie miał przychylność innych pań, albo dupę obrobioną pięćset razy. Wszystko w zależności od tego, co jej powie. Zaśmiałem się pod nosem, kiedy odprowadzałem ich wzrokiem.
Elisa zachowywała się jak ryba w wodzie. Pewna siebie, zdawała mi się zagadywać Gasparda. Może też go podrywała? Obserwowałem dalej w ciszy, podjadając kolejne ciastko z bufetu. Objęła go do tańca, choć, zdawało mi się, że objęła go coś... Cóż. Za blisko rękę szyi miała? Nie zdaje mi się. Uwielbiam dopatrywać się tak mało znaczących szczegółów.
-Nie widziałam wcześniej, aby z innymi paniami Pan tańczył. - Zagadnęła młodego Anatella. Posłała mu uroczy uśmiech. A ta ręka blisko szyi bez powodu nie była. Znalazła dobry moment, by go "przypadkiem" po szyi posmyrać. Cóż za flirciara. Tylko ciekawe, czy w ogóle na to Gaspard jakoś zareaguje. -Mam nadzieję, że przypadkiem Pana nie zawstydzam... - Spostrzegawcza dziewucha. Bo z jakiego innego powodu chłopak by nie ciągnął pań na parkiet? Bycie nieśmiałym to dobre wytłumaczenie i jakże ckliwe. Chyba, że nagle ją zaskoczy jakąś wymyślną chorobą, albo zwyczajnym otępieniem przez alkohol.
Sam wiele tańczyłem z kobietami. Nie widziałem tego dokładnie, jak go wzrokiem kusi. Przedstawiając uśmiechami czego jawnie od niego chce, bądź prozaicznie go prowokując, mając z tyłu głowy inne zamiary. Z resztą, nie tylko jej mimika działała. Mowa ciała mówiła również wiele siebie. Bliziutko przy nim stała. Za blisko? Ciężko mi to ocenić. Wydaje mi się, że starła się z nim raz czy dwa... Być może to tylko dlatego, że nie chce wpaść w parę obok. Kobiety i ich intencje to ciężki orzech do zgryzienia, naprawdę.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Sie 13, 2020 9:15 am

Niestety młody Wampir nie znał się na tych wszystkich konwenansach wyższych sfer, więc nie rozumiał perspektywy Hrabiego Gaushina, który poruszał się w tym świecie odkąd tylko jego były właściciel przygarnął go do tej rezydencji. Miał sporo czasu, aby się nauczyć i żeby stało się to dla niego normalne, jak oddychanie. Jednak Anatell wiedział jak wygląda szara rzeczywistość szarej społeczności. Ta śmietanka towarzyska opierała się na znajomościach, wpływach i seksie. Czasem jedno nie funkcjonowało bez drugiego. Czy powinien winić Geo'Mantisa, że oddałby go w łapy niewyżytych damulek, aby zyskał sławę? To tak funkcjonował medevarski artyzm? Nie liczyło się pióro pisarza, a to co robi w łóżku? To straszne, ale Anatell spodziewał się czegoś więcej, gdy dawniej marzył o tym, co wydawać się mogło nierealne. Gaspard nie był zalotnikiem, czy też lekkoduchem, co więcej, wybrzydzał jak cholera. Grycan poznał go wystarczająco, aby tego się po nim spodziewać, lecz pewnie jego zdaniem, innej drogi do sukcesu dla wampira zwyczajnie nie było. Nie wpadł jednak na to, że NAWET JEŚLI, Anatell poszedłby tą drogą, zawsze istniało prawdopodobieństwo, ze zrobi się głodny w nieodpowiednim momencie lub jego kły staną się za bardzo widoczne. To już nie byłby skandal, a jego całkowity koniec. Jeśli istniał złoty środek, miał zamiar go odkryć, niżeli stać się ofiarą tej paskudnej gry. Chyba Grycanie nie znasz swojego przyjaciela na tyle, by wiedzieć, że ten jest uparty w tragicznych sytuacjach.
Nie przerywając tańca, wzrokiem odszukał Geo'Mantisa, który najwidoczniej dobrze się bawił, uśmiechając pod nosem. Albo się rozmarzył, albo bawiła go ta sytuacja. Z pewnością mu tego nie zapomni, oraz nie odpuści pytania, które mu zadał, a które nie otrzymało odpowiedzi. Teraz jednak skupić się musiał na Elisabeth, choć widać było, że co chwile jego wzrok znika w chmurach myśli. Szczerze? Kobieta była piękna, wiedziała jak kokietować, ale nie z nim te numery. Ewidentnie miała swoje za uszami, więc nie zdziwiłby się, jakby i teraz sięgała matactwa.
Ku zaskoczeniu Gasparda, sięgała nie tylko tego, bo szybko poczuł jej dłoń na swojej szyi. To chyba nie był element układu tanecznego? Ani też pomyłka, inaczej zabrałaby palce z jego skóry. Wampiry się rumienią? Oby nie przyszło mu tego zaraz sprawdzać, lecz z pewnością czuł się nieswojo.
-Nie zwykłem w tańcu, a w rozmowach, Pani Luar. Lepiej nie chwalić się wszystkimi talentami, aby móc pozytywnie zaskoczyć.- Wybronił się, próbując manipulować rozmową na tyle, aby nie wyjść na totalnego odludka, co zwyczajnie nie ma ochoty tu przebywać. -Skądże, niełatwo mnie zawstydzić.- Kłamstwo, zabawione delikatnym uśmiechem, ale przecież coś zrobić trzeba. -Jestem po prostu trudnym przypadkiem.
Dodał, wykonując delikatny obrót Elisabeth, by cofnąć ją do siebie. Wszystko po to, by go nie dotykała, zmuszona zmienić ułożenie rąk. Powinna się smażyć w Otchłani za te bezeceństwa.
Niefortunnie dla kobiety, z tym ostatnim nie kłamał. Jak szybko mogła się zorientować, Anatell był niewrażliwy na jej podchody. Za głupi, czy za sprytny, to nieistotne. Mogło jej to ujmować lub sprawiać radość, bądź co bądź, w głowie białowłosego kłębiła się myśl, która oczekiwała końca utworu i chwili wytchnienia.
-Jeśli mogę spytać, która moja praca, ujęła Panią najbardziej…?
Zaryzykował. Jeśli nie czytała i było to łgarstwo, zagnie ją. A jeśli zaś nie kłamała… będzie wiedzieć co w ramke oprawić.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Pią Sie 14, 2020 1:07 am

Eliska była widocznie rozbawiona. Cóż, może nie do końca rozbawiona? Uśmiechała się cały czas, było jej widocznie radośnie. Albo to było ironiczne rozbawienie. Sam nie wiem, nie wiem. Kolejne ciastko podjadłem. Do mnie nikt nie podszedł, utraciłem chyba nawet zainteresowanie kobiet i parek na sali. Oczy były zwrócone wyłącznie na nich. Zaczynam być zazdrosny.
Pani Luar nie umknęło uwadze pewne nietypowe zachowanie Gasparda. Wyznaczyła sobie w głowie kilka możliwości, o co może chodzić. Pierwszą z nich, była możliwość posiadania już kogoś przez młodego Anatella. Ewentualnie, z kimś dopiero co się rozstał? Uznała, że nie będzie poruszać tego tematu. Być może to byłoby włożenie kija w mrowisko czerwonych mrówek. W każdym razie, coś było na rzeczy. Albo to był wstyd? Tak duży? Mówi się tyle, że artyści są szczególnie wrażliwi i bardziej emocjonalni, ale aż tak? W takim przypadku mogła nieźle się zdziwić. Zawsze, może też chodzić o to, że ma wstydliwy sekrecik bycia prawiczkiem.
Zacząłem z lekka się martwić o spojrzenia niektórych osób. Nie da się ukryć, że niemalże każdy tutaj obecny wiedział z jakiego domu Gaspard pochodził. Zapewne znalazłyby się tutaj osoby, które nie mają nic do niego, ale są i też takie, które oczy by mu wydrapały, tylko przez to jakie ma nazwisko. To też jest powód, dlaczego radziłem mu nie patrzeć na samego siebie przez pryzmat nazwiska. Chciałbym, żeby przekonał wszystkich, że nie jest w żaden sposób z tym feralnym upadkiem firmy powiązany. To nie jest jego wina, a zrobienie czegokolwiek jemu byłoby bezsensowne. Pieniędzy się nie odzyska, stanowisk do pracy - również.
-Nie mogę się z Panem nie zgodzić. Zaskoczył mnie Pan w tym momencie. Teraz bardziej mnie zastanawia, co jeszcze Pan ukrywa przed światem. - Powiedziała cichszym tonem. Czy wykryła, że chłopak próbuje przejąć inicjatywę w rozmowie, kto wie. Być może to była część jej jakiegoś planu. Iść z nurtem rozmowy i dopiero wtedy pokazać pazury? -Ach, tak. Teraz to nie dziwne, że Geoś się Tobą zainteresował... Z daleka wydawać się może, że bardzo dobrze się dogadujecie. Nie będę jednak wnikać w to, co między Wami jest. Chodzi mi o to, że Geo również często mówi, że trudną osobą jest. Czyżby to tak Was świetnie połączyło? - Tym razem powiedziała to głośniej i pewniej. Ostatnie pytanie można byłoby uznać, za retoryczne. Jeżeli jednak Gaspard chciał na nie odpowiedzieć, to proszę, śmiało.
Milutkie uśmieszki się skończyły wraz z odsunięciem kobiety. Zaprezentowała swój uśmiech o nazwie "przyjmuję wyzwanie". To chyba oczywiste, że wolałaby, aby Gaspard pod tym względem tańczył jak ona zagra. Cóż za ironia, wszak to mężczyzna w tańcu powinien prowadzić. I ona to wiedziała, nie narzucała się ponownie w tak oczywisty sposób. Na to będzie jeszcze czas.
Oczy jej zaświeciły, gdy takie pytanie w swoją stronę usłyszała. Rzadko który artysta chce znać opinię kobiety. A jak się już znajdzie, to o bogowie! Zapewne mogłyby mówić od wschodu do zachodu słońca.
-Zdecydowanie "Chaos". Uważam, że wspaniale ująłeś dotyczące nasze społeczeństwo problemy. Cała bezduszność, kwestie dotyczące wartości... Myślę, że nikt tego dosadniej by nie opisał. Z resztą, podziwiam również Geo, że zdecydował się pomóc Ci z publikacją Pana utworów. Wierzę, że rozumiesz, również przez ten czyn mógł zostać niesamowicie skrytykowany przez arystokrację. A tu proszę, Pan zyskuje sławę przedstawiając w swoich dziełach pewne tematy tabu. Zapewne Geo jest z tego powodu bardzo zadowolony... - Uśmiech znów stał się przyjazny i troskliwy. Ach te panie, operują uśmiechami jak ja.
Taniec wkrótce ich się skończył. Taka chwila musiała w końcu nadejść. Obserwowałem ich dalej, tam gdzie sobie stałem. Dalej sam. Naprawdę, zazdrosny się bardzo robię! Zastanawiałem się, czy Elisabeth zostawi Gasparda w spokoju.
-Co by Pan powiedział na mały spacer po ogrodzie? - Zaproponowała, nie spodziewając się odmowy. Gdybym wiedział o jej zamiarach, bardziej bym się pilnował. Nie tylko siebie ale i młodego Anatella. Cóż mogłem? Narzucać się nie wypada, zostałoby to źle odebrane. Mogę jedynie mieć się na baczności i dalej ich mieć na oku.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Sie 14, 2020 9:49 am

Arystokratka mogła zgadywać w nieskończoność, co mogło blokować Gasparda przed spoufalaniem się i oddaniu przyjemności, ale nigdy nie wpadłaby na dosyć istotny szkopuł, jakim mogła być jego duma i przypadłość, którą też lepiej się nie chwalić. Miała prawdziwą przyjemność obcować z drapieżnikiem i mordercą, choć to zupełnie nie pasowało do tak delikatnej twarzy młodzieńca, którym wciąż był, oraz takowym pozostanie. Nawet z ustami trzeba było się miarkować, coby zanadto ich nie otworzyć, bo tak jak koty skrywają w swych drobnych łapkach pazury, on też chował broń za wargami. Właśnie takie kobiety jak ona stają się najdogodniejszymi ofiarami, ufnymi i nie sprawdzającymi zawczasu, z kim rozmawiają. Śmieszne, że w sumie jego aparycja mogła być zwabiającą pułapką na zwierzęcie, które zanadto się zbliży. Niech myśli sobie, że ma złamane serce lub że jest prawiczkiem. To i tak lepsze od prawdy.
Zdał sobie sprawę, że każdy ich obserwuje, nawet kolorystycznie rzucali się w oczy, dlatego pragnął już końca tej szopki, aby zniknąć ze sceny. Ta jednak trwała, zmierzając do finału, który nabierał tempa, wraz z pytaniami Pani Luar.
-Ciekawość podobno prowadzi do Otchłani, a któż wie, czy sam w niej już nie stąpam. To z pewnością nie miejsce dla Pani. Lecz dla osłody dodam, że tajemniczość bywa równie fascynująca.
Odpowiedział, przyśpieszając ruch, wraz z wydźwiękiem agresywniejszych skrzypiec. Ah jak on kochał skrzypce.
-Hrabia Gaushin to mój przyjaciel. Uratował mnie, gdy byłem w potrzebie, dlatego i on na mnie może liczyć. Z pewnością jesteśmy siebie warci, jeśli taka była Pani myśl.
Odparł mimo wszystko, będąc pewnym swych słów. W końcu, dbał o bezpieczeństwo Geo'Mantisa. Zabił służącą, która poznała wszystkie jego brudne sekrety. On dał mu lepszy start, więc Gaspard miał zamiar odpłacić się ochroną. Grycan może był hybrydą i czarownikiem, ale nie typem pociągającym za spust. Wymagał ochrony. Na szczęście, to jedno ich od siebie różniło. Wampir się nie zawaha.
Kiedy zinterpretowała jego wiersz, zerkał na nią z zaintrygowaniem. Szczerze, nie spodziewał się takiej trafności, zważywszy na fakt, że "Chaos" był przesycony metaforyzmem. Czyli nie kłamała, to mu nawet zaimponowało.
Kiedy muzyka dobiegła końca, Anatell zakończył taniec lekkim pochyleniem Elisabeth w tył, podpierając jej plecy własną ręką. Opuścił lekko głowę.
-Bo świat jest zepsuty. Hrabia Gaushin to wie, dlatego inwestycja w moją twórczość była dla niego pewnym sukcesem.
Skomentował, po czym pomógł jej wrócić do pozycji stojącej, kolejno wyprowadzając Luar z parkietu. Wychwycił wzrok Grycana, który zaraz się chyba przesłodzi. Ale gorzka zazdrość to raczej bilansuje. W tym czasie Arystokratka rzuciła propozycją, ewidentnie nie chcąc chyba poprzestać na tańcu. Nie odpowiadało mu to, że ta zanadto chce go poznawać, lecz z drugiej strony, mógł uciec od ludzi.
-Oczywiście.
Mruknął i ruszyli w kierunku ogrodów, znowu obarczając Geo'Mantisa wzrokiem, aby ten poszedł za nimi. Nie miał zamiaru zgodzić się na to, by ten go pozostawił samego z tym.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Nie Sie 16, 2020 5:56 pm

Gaspard nie powinien z góry twierdzić, czy Otchłań nie jest miejscem też dla Pani Luar. Kto wie, co ona jeszcze chowa za plecami? Sam chciałbym wiedzieć. Nie chcę brzmieć stereotypowo i mówić, że rudym się ufać nie powinno... Ona po prostu roztacza wokół siebie taką aurę. Ewentualnie, nie wiem, czy w pewnym rodzaju paranoja mnie nie zaczyna ogarniać. Nic się nie stanie tutaj, wszystko będzie. Z resztą, po co miałby się ktoś wychylać? Naraziłby się na pewnego rodzaju problemy, publiczny lincz, to na pewno. Wątpię, by ktoś tego pragnął. Chyba taka osoba musiałaby mieć nierówno pod sufitem. Albo, zrobi to, gdzieś na uboczu, kiedy nikt nie będzie patrzeć.
Kobieta uśmiechnęła się słysząc jego odpowiedź. Więc się nie myliła - mnie i Gasparda coś łączyło. Zaczęła się zapewne zastanawiać, czy może coś więcej jest na rzeczy. Wszak różne rzeczy arystokraci ukrywają. A w tym przypadku? Mogła sobie coś dopowiedzieć, przez to, że ani ja, ani mój przyjaciel nikogo nie mamy. Nie przypominam sobie, bym wcześniej został nazwany kryptogejem. Musiałbym ją zmartwić, albo zrobi to młody Anatell, jeżeli go wprost o to spyta. Współczuję mu, jeżeli będzie musiał jej odpowiedzieć. Mam nadzieję, że mimo wszystko klasę zachowa, nieważne jakie by pytania dostał.
Moja nadzieja, że po skończonym tańcu przyjaciel do mnie wróci została, cóż - pogrzebana w ziemi, krótko mówiąc. Wyłapałem to jego spojrzenie, błagające o pomoc. A może nie prosił o pomoc, tylko kazał mi iść za nimi? Burknąłem sobie pod nosem niezbyt zadowolony. Powinien się domyślić, że nie wypada mi się tak narzucać nikomu. Szczególnie, jak jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy.
Elisabeth po drodze do ogrodu dostała lampkę wina. Szła sobie spokojnie, nie zerkając za siebie, czy Gaspard za nią idzie. Już nie miał odwrotu, musiał iść, była o tym przekonana. Mógł się zawsze w jakiś sposób wykręcić, że ma coś do zrobienia... Na to już za późno.
-Zazdroszczę Geo'Mantisowi tego ogrodu. Przesiaduje tutaj Pan czasem i tworzy może? - Wychodząc na świeże powietrze, zagadnęła Anatella. Ale bym się zaśmiał, gdyby powiedział, że nie, bo całymi dniami woli przesiadywać w piwnicy. -Z resztą, miał mi Pan powiedzieć o Pańskich inspiracjach. - Przypomniała i wróciła do swoich jawnych, zalotnych spojrzeń i uśmiechów.
Sam zacząłem się powoli przesuwać w stronę szklanych drzwi. Nie chciałbym, żeby w zemście, za zostawienie go, podrzucił mi do łóżka zdechłego szczura, kiedy będę spał. Straciłem ich z pola widzenia. Zostałem dwa razy poproszony do tańca - co odmówiłem, przez sprawy wyższe. Ktoś mnie poprosił do rozmowy o polityce - znów przeprosiłem i poszedłem dalej. Złapano mnie także po drodze, by wygłosić toast, za jakąś parkę, co kilka dni temu się zaręczyła. Szczęścia, szczęścia, ale teraz przepraszam, muszę iść ratować przyjaciela. Niestety trochę wypić musiałem, byłoby niegrzeczne, gdybym i tego odmówił. Odrobina wina mi nie zaszkodzi. Musiałem iść dalej. Do drzwi dotarłem, kiedy oni już kawałek ogrodu przeszli. Dopiłem wina, oddałem najbliższemu lokajowi pusty kieliszek.
Panna widocznie chciała go do altanki mojej najdroższej, ulubionej zaciągnąć. Nie ma tam szczególnego oświetlenia, panuje tam przyjemny półmrok. Raz się zdarzyła pewna afera, za czasów, kiedy Pan Kilroy żył. Został tam przyłapany z jakąś szlachcianką na baraszkowaniach. Kto by się spodziewał, że akurat tam będzie zdradzał żonę? I to pod wpływem alkoholu. Nie chciałem być świadkiem tego wydarzenia. Z resztą, kiedyś też mój właściciel mi opowiadał, że został tam zamordowany jego ojciec. Już najgorsze wizje mi się rozbiegały po głowie, same złe rzeczy są związane z tym miejscem. A jakże piękne to miejsce jest... Aż serce mi żal ściska.
Oprócz możliwości zaistnienia nowego skandalu pod moim dachem, obawiałem się, że to nie JA ich przyłapię, tylko któryś z gości. Ja to pół problemu, nie należę do ugrupowania plotkar. Gorzej, jeżeli Pani Luar zechciałaby się podzielić tym co przeżyła ze światem. To samo, nie mam pojęcia co mogłoby się zdarzyć, gdyby bywalec mojego bankietu ich nakrył. Nie wiem co byłoby gorsze. Chyba będę musiał się wmieszać do akcji zanim w ogóle do czegokolwiek dojdzie. Liczę, że zdążę.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Sie 16, 2020 7:34 pm

Gaspard miał już po prostu wszystko w dupie. Zachowanie kokieteryjnej Żyrandol, opinie arystokracji, a nawet nie chciał myśleć o plotkach związanych z relacją jaka łączyła go z Geo'Mantisem. Doprawdy, niech wszyscy sądzą co chcą, on chciał tylko pisać wiersze. Niestety czuł się wciągnięty w świat, w którym przebywać nie chciał. Jak marionetka, którą damulka z wyższych sfer prowadziła na sznureczkach do ogrodu. Nie chciał tam iść, znał je na pamięć, nie chciał z nikim rozmawiać, pragnął samotności. Chyba poraz pierwszy nie byłoby mu źle, gdyby został sam ze sobą. To nie tak, że znielubił Panią Luar, po prostu była podstępna, a jej intencje niejasne. Kiedyś zaufał koledze z pracy, co go zabiło. Zaufał dziewczynie z mieszkania i ta go wystawiła. Więc mądrze byłoby zaufać jakiejś Arystokratce? Nigdy.
Mimo to kroczył teraz po roślinnych terenach, oczku w głowie Hrabiego Gaushina, z rękoma splecionymi za plecami. Trzymał się lekko z tyłu, wciąż wzrokiem pilnując kobiety, jakby miała planować coś niedobrego.
-Tworzę we własnym zaciszu, lecz przybywam tu, aby odgarniać myśli. Zawsze w nocy. Wtedy jest wszystko ładniejsze.
Odpowiedział, pomijając fakt, że nie lubi się z promieniami słonecznymi. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, czy gdzieś tutaj był Grycan, który ich pilnuje. Doprawdy, mógłby się wtrącić, po takim czasie nie byłoby to nachalne, a troskliwe, zważywszy na interes gospodarza w dobrym samopoczuciu gości.
Wampir dostrzegł jej uśmiech, gdy ta wznowiła pytanie dotyczące inspiracji. Doprawdy, nie wiedział czego oczekiwała, ani co chciała mu zasygnalizować, lecz mężczyzna zwyczajnie tego nie łapał.
-Świat jest inspiracją. Obserwacja tego co dzieje się wokół. Własne emocje. Artysta tworzy tylko pod natchnieniem, by włożyć w to swoje serce. Nawet romantycy potrzebują swojej muzy. Ja zaś jestem zwyczajnie zgorzkniały, bo wytykam wady tego świata.
Odparł, mówiąc całkowicie szczerze.
Wtedy znaleźli się przed altaną, o której Geo lubił mówić. Ładne miejsce, spokojne i odludne. A na całe szczęście, przestronne, bo kiedy wszedł za nią, zachował odpowiedni dystans, powoli stąpając z nogi na nogę, obserwując światła bijące z rezydencji. Co teraz? Chyba nie wiedział. Ale było jakoś dziwnie. Jakby przeczuwał, że coś miało się dopiero wydarzyć.
-Chyba wiedziała Pani, gdzie zmierza. Lubi Pani widoki i spokój, czy też inny był plan?
Zapytał, nie lubiąc pozostawać w niejasności. Wszystko dopiero się okaże, ale szare oczy pozostały na niej.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Nie Sie 16, 2020 11:55 pm

-Masz rację, w nocy tutaj jest pięknie. Szczególnie jak te wszystkie pochodnie się świecą. To nadaje całemu miejscu uroku i daje miłą atmosferę do myślenia. - Upiła wina i poszła dalej. Sama wolałaby, abym się nie wtrącał w ich rozmowę. Miała do niego pewien interes, może niewielki, lecz jednak jej na nim zależało i było to bardzo powiązane z Gaspardem. Właściwie, wyłącznie z nim. Moja obecność byłaby jedynie przeszkodą.
Ślepka jej ślicznie zabłysły, kiedy chłopak jej odpowiedział. Nawet kilka łezek pojawiło się w kącikach jej oczu. Bardzo możliwe, że spodziewała się takich słów, a jednak w pewien sposób ją wzruszyły. Być może, przypomniała coś sobie? Cóż, w końcu to nie tak, że arystokracji nie dotykają pewne rzeczy. Nie mają na wszystko immunitetu. Niektórzy mają nawet większy bagaż ze sobą, niż powinni mieć. Życie samo w sobie jest niesamowicie niesprawiedliwe. Nie mówię jednak, że nie powinno ich dotykać nic, a nic. Los ma to w sobie, że nie potrafi wyważyć ile może komu na głowę zrzucić. Niektórym nie daje nic, a innym - za dużo. Życie to dziwka.
Kobieta bez słowa weszła do altanki, rozsiadła się na ławeczce, która tam stała pod ścianą i odstawiła na pobliski stoliczek kieliszek po winie. Poczekała, aż Gaspard również sobie usiądzie. Odetchnęła sobie cicho, wygładziła materiał swojej sukni i zerknęła na niego.
-Zastanawia mnie kilka kwestii, dotyczące pańskiej twórczości... Czerpie Pan z cierpienia, to zrozumiałe dla artystów, ale czy inspirował się Pan również nieszczęściami, które miały miejsce po upadku pańskiej rodzinnej kompani handlowej? - Prędko się do niego przysunęła. Podwinęła nogi pod siebie, by sobie na nich przysiąść, przodem do oparcia ławeczki. Przełożyła jedną rękę za jego nogi, by się oprzeć o ławeczkę, a drugą objęła jego policzek. Przytrzymała go nieco, by nagle twarzy od niej nie odwrócił. -W końcu, tyle ludzi ucierpiało... Tyle niewinnych. Tyle ofiar... - Przesunęła nieostrożnie paznokieć po jego twarzy. Czyżby miała mu coś za złe? Na pewno, bez powodu nie zaczynałaby tego całego tematu.
Momentalnie wbiła paznokieć kciuka w jego szyję. Ręką, którą się podpierała złapała jego dłoń i trzymała go najmocniej jak tylko potrafiła. Jak na kobietę, to siły trochę miała. Nie jak losowa szprotka wzięta z ulicy.
-Gdyby nie upadek tej firmy, nie spotkalibyśmy się tutaj, gwarantuję to Panu. Ja bym nie wyszła za tego buca, nie zginęłabym. A Pan, zapewne byś tutaj nie trafił. - Uśmiechnęła się do niego ślicznie, obnażając piękne, białe jak śnieg wampirze kiełki. -I mogę Ci powiedzieć tyle, że krew mojego głupiego męża już mi się znudziła. - Cóż, gdybym wiedział, że chłopak będzie miał do czynienia z dhampirem, to w życiu bym go samego nie zostawił. Ba, do tańca bym go nie zachęcił żadnego! Szczególnie, gdybym wiedział, że Elisa jest głodna. Z resztą! Mniejsza o to, bałbym się w tym momencie bardziej o to, że Gaspard sam swoje zęby pokaże.
A czemu to pani robiła? Było już można śmiało się domyślić, że ze zwykłej zemsty, przerodzonej z miłości, którą obdarzyła swojego poprzedniego męża. Wychodzi na to, że wszelakie plotki rozsiewane na jej temat i o tym, że była panną z klasy średniej, służącą Fran'quo Luara, są prawdziwe. Jej poprzedni mąż - Oflin Bleistif - był szarym pracownikiem Cesarskiej Kampanii Handlowej Anatellów. Gdyby nie upadek, nie straciłby pracy. Nie zacząłby pić, nie zatłukłby na śmierć swojej żony, z której powstał twór stojący obok drakuletów. Och, gdyby ona sama wcześniej wiedziała o tym, kim jej ojciec był, być może to wszystko potoczyłoby się inaczej... Cóż, niestety stało się co się stało. Oflin niedługo po tym zdarzeniu popełnił samobójstwo, a ona wróciła do żywych.
Zgaduję, że jej obecność tutaj nie jest przypadkowa. Może po dowiedzeniu się, że Gaspard - jeden z ostatnich potomków Anatellów - się tutaj pojawi, uznała, że właśnie tutaj będzie miała szansę się na nim zemścić? Widocznie, miłość, którą dalej obdarzała Oflina była silniejsza niż wszystko inne. Zdesperowana Pani, zrzuciła całą winę na ród Gasparda. Sam chłopak, niczemu winien nie jest. Zastanawia mnie czasem, jak to jest, że niektórzy ludzie wrzucają wszystkich do jednego worka?
Gdzie w takim razie ja się podziałem? Musiałem zacisnąć zęby i jeszcze wrócić na moment do środka, przez pewną kłótnię na tle politycznym. Nie chciałem się w to mieszać, ale nie chciałem też, aby moi goście się pobili, czy też, aby komuś stała się krzywda. Nie byłoby mi to na rękę. A więc, proszę, Gaspardzie, wytrzymaj tam sam jeszcze moment. Za chwilkę do Ciebie przyjdę.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Sie 17, 2020 8:53 am

Prawdę powiedziawszy, nie spodziewał się, że jakkolwiek może… wzruszyć kobietę swoim gadaniem. Nie znał jej, może faktycznie była wrażliwa, ale rozsądek nakazał traktować ją jak pułapkę. Więc nie próbował dopytywać, nie grzebal w tym, po prostu pozostawiał stan rzeczy jaki był. Nie on powinien tu być, gdyby inne okoliczności, w życiu by tu nie był.
A jednak interesowało go, co ma do powiedzenia, dlatego będąc w altanie, usiadł na ławce, którą Pani Luar sobie wypatrzyła, zachowując komfortowy dystans przestrzeni między nimi. Już nawet zapomniał o asekuracji Hrabiego Gaushina, który najwidoczniej dobrze bawił się z innymi. Nie powinien go w sumie zmuszać do pilnowania siebie jak dziecko. Mimo to, Gaspard pozostawiony sam sobie, zawsze wpada w kłopoty…
Wtedy rudowłosa arystokratka zadała pytanie, którego najmniej się spodziewał, przez co jego oczy zrobiły się jakby większe. Dlaczego nawołała do tego w takiej chwili? Czemu próbowała wzbudzić w nim wyrzuty sumienia…?
-Nie… to nie miało bezpośredniego związku ze mną, a wystarczająco się o tym nasłuchałem.
Odparł tylko, chcąc nawet wstać, bo rozmawianie o Kompanii Handlowej to ostatnie czego pragnął, lecz wtedy ta się nagle przysunęła. Mało tego, zaraz poczuł się, że jego przestrzeń maleje, co potwierdziła pochwycona twarz mężczyzny. To chyba żart. A więc rodzinne piętno nie przepadło. Nazwisko pozostanie skazą na zawsze.
-Nie miałem z tym nic wspólnego, a nic nie pomoże tym ludziom, więc proponuję odpuścić, kiedy nie odbieram tego jeszcze za atak na moją osobę.
Wycedził, zachowując chłodne spojrzenie. Lecz to nie miało potrwać długo, bo poczuł jak coś wbija się w jego szyję. To był jej paznokieć. Zaczął zastanawiać się nad obecną sytuacją. Miała mimo wszystko niewygodną pozycję siedzenia. Bardzo niestabilną na ławce. Lecz gdy wzrokiem powiódł na jej twarz, na chwilę każda ze wcześniejszych myśli obumarła. W momencie zobaczenia jej wampirzych kłów.
Jej słowa miały to zaraz potwierdzić. Śmierć, oraz sztuczne małżeństwo, oparte na stałej dystrybucji krwi. Teraz już wiedział. Należała do jego gatunku, a to co wydarzyło się kilka lat temu w związku z jego ojcem, stworzyło ją taką jaką była. Siłą przyczynowoskutkową. Potrzebował chwili, by przetworzyć fakt, że zwyczajnie chciała zemsty, dlatego poświęcała mu tyle uwagi. Zabawa kolacją? Może chciała zaskoczyć go tym kim była, lecz na jej nieszczęście, trafiła kosa na kamień.
Anatell wybuchł nieoczekiwanym śmiechem w tej dramatycznej sytuacji, podczas którego, ukazał jej swoje długie kły. Nawet nie myślał teraz o ukrywaniu swojej prawdziwej natury. A z pewnością, ta niespodzianka mogła ją zdekoncentrować. Jego zaś po prostu bawiło swoje szczęście do anormalnych zjawisk i słowa, wcześniej przez Geo'Mantisa wypowiedziane. Ale była to chwila, nim jego wzrok zrobił się zimny.
-Uwielbiam, gdy każdy myśli, że ma gorzej. Że jego cierpienia nikt nie doświadczył. Cóż za egoizm…
Odparł sucho, po czym wolną ręką objął ją w talli, aby następnie oderwać ją od ławki, zwalając plecami na deski. Miał przewagę posturową, w dodatku jego pozycja była stabilniejsza. Lecz natychmiast wstał, nie dając jej czasu na ogarnięcie, że wypadałoby podnieść się. Oj nie… klęknął przy niej i jedną ręką chwycił za jej nadgarstek, dociskając go do podłoża, a drugą objął jej gardło, które ścisnął, odbierając jej tlen, naporem swojego ciężaru. Jego oczy wyrażały wściekłość. Czuł jak instynkt zabójcy bierze nad nim górę, tak samo jak poprzednie ofiary nie mogły liczyć na łaskę.
-Zwodzisz męża, będąc z nim tylko dla krwi. Pragniesz zemsty, nie znając jej ceny. Próbujesz zabić… nie wiedząc kogo…
Wysyczał, wciąż zaciskając palce. Był gotów widzieć jak z jej oczu znika życie. Jeśli byłaby to śmierć tymczasowa, dokończyłby wszystko o świcie. Lecz… lecz wtedy usłyszał wystrzał z jakiegoś pistoletu w niebo. Zwykły popis pijanego arystokraty, przypomniał mu gdzie się znajduje i u kogo pod dachem. Wtedy mimowolnie przestał ją dusić, zwalniając palce. Powoli wstał. Może była wampirzycą, ale wciąż miała ważne nazwisko. Zbyt długo był nieostrożny, za dużo problemów sprowadziło to na niego i Geo'Mantisa. Morderstwo na bankiecie to czysty absurd utrzymania pozorów normalności. Brawo, Pani Luar. Zapewniłaś sobie ochronę i okoliczności, czystym trafem.
Draculeta poprawił swój czerwony frak, zwłaszcza przy kołnierzu i odszedł kilka kroków, dając jej możliwość wstać. Serce mu biło jak szalone. Ryzykował jej ponownym atakiem, choć tym razem, w razie czego, będzie gotów.
-Odejdź… po prostu idź sobie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Pon Sie 17, 2020 10:43 pm

W kobiecie się zagotowało, gdy usłyszała, że chłopak nic z tym wspólnego nie ma. Początkowa złość, którą można było dostrzec w jej spojrzeniu przerodziła się w rodzaj pewnego rozbawienia.
-Nic nie masz wspólnego? Wątpię. Na pewno widziałeś co się dzieje, mogłeś zareagować w jakikolwiek sposób! To samo się tyczy całej Twojej rodziny, to nie jest głównie wina tego parszywca Giro. Oczywiście, należy postępować samolubnie, prawda? - Nie spodobał jej się jego ton. Zaskrobała paznokciem o jego skroń i przyjrzała się mu dokładniej. -Co Ci da, jak Ci odpuszczę? Jak nie ja, to zjawią się inni. Musiałbyś chyba uciec na drugi koniec świata by od tego całkowicie uciec. - Czy to była ironia, czy nie, pozostawiła jemu do interpretacji. W tym momencie była wyłącznie zajęta chęcią wbicia swoich zębów w jego krtań.
Dokładnie tak jak się spodziewał, nagły śmiech rozproszył Żyrandol. Zamiast wbić swoje kły w jego szyję, popatrzyła się na niego jak na szaleńca. Dopiero po chwili ujrzała jego zęby. To spowodowało, że całkowicie zgłupiała w tej całej zaistniałej sytuacji. Nie spodziewała się tego, że jej potencjalna ofiara może się okazać wampirem, tak jak ona. Już miała coś powiedzieć, nawet usta otworzyła, ale Gaspard ją wyprzedził.
-Cóż za egoizm? Egoizmem jest mierzenie czyjegoś bólu swoją miarą! Każdy przeżywa wszystko inaczej, nie wpadłeś na to? - Warknęła na niego, jeszcze moment przed kolejną zmianą pozycji, nieszczególnie na jej korzyść. Z resztą, nawet nie była na to przygotowana. Widocznie z góry uznała, że Gaspard nie będzie walczyć, być może miała nadzieję, że sparaliżuje go strach. Och, jakże się myliła. Takiż to problem, bo nie wiedziała do końca z kim do czynienia ma.
Oczywiście, nie była posłuszna i nie siedziała sobie biernie. Starała się mu wyrwać, dopóki nie złapał jej za szyję. Nikt nie lubi mieć świadomości, że własne życie leży w czyiś rękach - w tym przypadku dosłownie. Co z tego, że i tak odżyje? Toż to hańba by była. O ile, chłopak nie zechciałby się jej pozbyć na dobre. Patrzyła się na niego równie rozwścieczona.
Skomentowała słowa Anatella zawodzącym, stonowanym warknięciem, bo jakże mogła inaczej. Zapewne oczy chciałaby mu wydrapać, pewnie zrobiłaby to, gdyby mogła. Niestety, jedną rękę miała przyszpiloną, a drugą złapała jego rękę, co na jej szyi spoczęła. Cóż, szkoda dla niej, że nic jej to dać nie mogło.
Panicznie wzrokiem uciekła w stronę wyjścia altanki, jakby ten wystrzał miał być ostrzegawczy właśnie dla nich. Przestraszyła się, że ktoś mógł ich nakryć, bądź usłyszeć rozmowę. Och, nawet sam nie chcę myśleć o tym, jakie to byłoby fatalne, gdyby losowy, nic nieświadomy arystokrata nakrył dwa wampiry podczas pewnego rodzaju kłótni. A może, to dwa wampirki by w pewien sposób połączyło? Oczywiście, mam na myśli to, że zapewne chcieliby się pozbyć takiego człowieka, niewygodnego świadka, dla ich własnego dobra. Nie uwierzę, że coś takiego jak wampirza solidarność nie istnieje. Wbiła paznokcie w przedramię Gasparda, gdy uznała, że jednak to nie do nich ten ostrzegawczy sygnał. Wystrzał był za daleko.
Trzymała go tylko moment. Nazwisko, czy też nie, kobieta była przekonana, że zginie, ewentualnie się pobiją, pogryzą. A tu proszę, co za niespodzianka. Patrzyła uważnie, jak Gaspard się odsuwa. W duchu się ucieszyła, że oboje się narażać nie chcą, co nie znaczyło, że zamierzała mu definitywnie odpuścić.
-Zastanów się lepiej dokładnie nad tym, co Ci powiedziałam, Gaspardzie. Na pewno natrafisz jeszcze na ludzi, którzy będą Ci to wypominać. - Podniosła się, wygładziła jedną ręką materiał swojej sukni. Oczywiście, nie chciała go na krok odstąpić. Nie dała mu odejść za daleko. -Mógłbyś odbudować to, co było i przywrócić sobie i swojej rodzinie dobrą reputację. Ale lepiej być hipokrytą i wytykać innym egoizm, prawda? - Dźgnęła jego tors paznokciem.
Moment nie minął, a spostrzegła postać stojącą sobie spokojnie przed wejściem. Niewzruszona. Nic nie komentująca. Ocho, czyżby jednak ktoś ich słyszał? I tak i nie. Kto by się spodziewał, że mój kochany lokaj Bogd'an potrafi tak cichutko chodzić? Nie wiem, czy to może nie przez to, że oboje byli tak namiętnie przejęci rozmową, że go nie wyczuli. Cóż, sam go tam wysłałem, by sprawdził, czy z Gaspardem wszystko jest w porządku. Mężczyzna przeskoczył znudzonym wzrokiem z Pani Luar na Gasparda i na odwrót, nie do końca będąc pewien, czy właśnie w dobrym momencie im przerwał. Ja dobrze wiem, że on nie przepada za moim przyjacielem, może nawet chciałby, aby się te dwa wampiry pożarły i żeby cała wina spadła na chłopaka. Chęci, chęciami. Polecenie dostał i wykonać je musiał.
-Przepraszam, że w tym momencie naruszam Waszą... Dyskretną rozmowę.- Uśmiechnął się delikatnie do Pani Żyrandol. -Pani wybaczy, Pan Gaushin prosi Pana Anatella. - Żyrandol po tych słowach zirytowała się w środku, zacisnęła rękę w pięść. Już rozważała, czy nie rzucić się na tego lokaja z zębami, który właściwie nie okazywał ani krzty zainteresowania tym, o czym mówili. -Zapraszam za mną, Pan Gaushin prosił, by Pan nie zwlekał. - Już bez uśmiechu spojrzał na Gasparda. Po tych słowach opuścił altankę.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Sie 18, 2020 9:32 am

"Musiałbyś chyba uciec na drugi koniec świata by od tego całkowicie uciec" - choć te słowa wypowiedziane zostały kilka chwil wcześniej, dalej błąkały się w myślach Gasparda, który odczuł, że robi się gorzej, przebywają w takim, a nie innym otoczeniu. Może to była ironia, lecz on zaczynał mieć wrażenie, że było to najlepsze rozwiązanie. Po prostu odejść, zrzucić ciężar z barków tych co go chronili i zbiec w najbardziej odludne miejsce, gdzie nie będzie problemem, a wszyscy o nim zapomną. To dałoby mu spokój, nie męczyłby się z natrętami i nie groziłoby mu niebezpieczeństwo. Tą myśl pozostawi sobie gdzieś w pamięci. Ale wracając…
Wampirzyca z pewnością nie powiedziała ostatniego słowa. Zastanawiał się, czy znowu wywiąże się walka, choć łaskawie ją puścił. To go zastanawiało, czy draculeci i dhampiry się jakoś bardzo różnią. O tak, dostrzegł że jej gatunkowa broń drapieżczy ma zbliżony rozmiar do tych Kitikulowych zębów. Przy nich Gaspard czuł się jak jakiś kot szablozębny. ALE ZNOWU WRACAJĄC!
Znowu się rzucała, tym razem słownie, chcąc chyba dać mu w kość. Zemsta odeszła na drugi plan, ustępując złośliwości?
-Wystarczy mi, aby nie byli wampirami. Łatwiej ich zniosę.- Odparł równie złośliwie, bo to miał w zwyczaju, gdy był poirytowany. Wtedy też wygarnęła mu hipokryzję, która jakoś dotknęła go wewnętrznie. Faktycznie mógł coś z tym zrobić? -Chwilę temu chciałaś mojej śmierci, więc pozostaw dla siebie złote uwagi. Albo pozostaw mnie i moją hipokryzję, albo próbuj dalej mnie unicestwić.
Dodał ignorując te dźganie palcem, co było bardziej reakcją obronną. Nie zapomniał jej, że go cały czas zwodziła, a teraz próbowała być najmądrzejsza. Nic o nim nie wiedziała, więc nie miała prawa mówić o nim cokolwiek.
Wtedy zjawił się jego bohater i rycerz w jednym, Bog'dan, jego odwieczny arcywróg, który zakończył tę farsę, przekazując wiadomość od Geo'Mantisa i wychodząc. Anatell jeszcze jeden raz powiódł wzrok na Panią Luar.
-Bądź co bądź, to mój pieprzony bankiet. Miłego wieczoru życzę i dziękuję za taniec.
Uśmiechnął się sztucznie, ukłonił, po czym ruszył do wyjścia z altany, powiewając czerwonym materiałem. Nie chciał widzieć jej reakcji, wystarczyło mu wrażeń.
Za moment dogonił Lokaja, który ewidentnie prowadził go do jego przyjaciela. Wampir założył ręce za plecy i chrząknął.
-Nie lubimy się, lecz ten jeden raz muszę podziękować.- Zamyślił się na moment. -Nie wyglądałeś na poruszonego tym co się działo. Życie w domu Hrabiego Gaushina na dłuższą mete musi być interesujące...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Geo'Mantis Wto Sie 18, 2020 11:37 pm

Bogd'an spojrzał na Gasparda z ukosa, jakby nie dowierzając, kiedy usłyszał podziękowania.
-Podziękuj Panu Gaushinowi. On kazał mi Ciebie znaleźć. - Powiedział, mając w zwyczaju nie przyjmować do siebie czyjąś wdzięczność. Uważał, że wszystko to wyłącznie moja zasługa, właściwie, nie pierwszy raz powiedział coś podobnego. Zdarzyło się, że raz siostra mojego właściciela pochwaliła cudownie zaparzoną herbatę - oczywiście, powiedziała to do Bogd'ana - na co on odpowiedział, że to moja zasługa, bo ja taką herbatę kazałem kupić. Co za człowiek z niego. Skromniś, czy po prostu wszystko na mnie tak zrzuca?
-Nie powinienem się wtrącać w to, co zaszło między Tobą, a Panią Luar, ale proszę, dla dobra ogółu trzymaj się do końca rautu od niej z daleka. Nie sądzę, by Pan Gaushin był zadowolony, gdyby między wami wywiązał konflikt z większym wydźwiękiem. - Powiedział ciszej, przechodząc obok pijanego arystokraty od pistoletu. Wszedł po schodach na taras.
Wrócił do środka i się rozejrzał za mną. No, ja zawieruszyłem się w tłumie przez ten czas nieobecności Gasparda. Przepraszam, że miałem iść do Ciebie, a siedziałem przez ten cały czas w środku. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe i mi wybaczysz. Wykonywałem wyłącznie swoje obowiązki jako gospodarz. Od dwóch pokłóconych gości, musiałem przejść do grupki młodych panienek... To nie jest ważne, o czym była nasza rozmowa. Stety-niestety, wymusiły na mnie, bym kolejny kieliszek wina wypił. Bo jak to tak, gospodarz nie pije i się nie bawi dobrze jak reszta? Nie chciałem się z nimi kłócić i ugiąłem się pod nimi. Później kolejna starsza, a jakże piękna dama zgarnęła mnie do krótkiego tańca. Nie trwał na moje szczęście długo. Dalej, co dalej..? Młody arystokrata zaprosił mnie do kolejnego toastu, nawet nie ogarnąłem na czyją cześć znów wypiłem. Zaledwie chwila, kilka kieliszków i już w głowie mi się kręciło solidnie. Nogi plątać mi się zaczęły i radosnym uśmiechem każdego obdarzałem. Cieszę się, że swoją laskę przy sobie mam. Przynajmniej na twarz nagle nie wyląduję.
Nienawidzę być pijany.
Bogd'an mnie odnalazł, gdy znów sobie stałem przy bufecie. Akurat dwie panny ode mnie odeszły. Przyszły się tylko spytać, gdzie będą mogły jakiegoś innego tam... Bogacza odnaleźć. Strzelałem, że na zewnątrz może być, na papierosie. Sam teraz z chęcią bym poszedł zapalić.
Zjadłem sobie ciastko cytrynowe i odwróciłem głowę do mojego lokaja, który odchrząknął za moimi plecami. Prędko poprawiłem okulary na nosie. Podparłem się pewniej swoją laską.
-Gaspardzie! Przyjacielu mój kochany, doskonale, że już jesteś! Martwić się zacząłem o Ciebie, wiesz? Przepraszam Cię bardzo, że nie mogłem wyjść... - Złapałem go wolną ręką za rękaw i do siebie przyciągnąłem, by nie musieć znów tak krzyczeć do niego. Cóż, zespół muzyczny się rozkręcał i rozkręcał, coraz głośniej muzyka grała... Albo to mi się wydawało. -Powiedz mi, jak Ci poszło z Żyrandol? Chyba Ci nic nie zrobiła, prawda? Czy zrobiła? No chyba nie dałeś się tej kurwiszcze, co? Na pewno sam zauważyłeś, że jest taka sukowata, nie? Widziałem, że tam Cię zaprowadziła no... Do altanki! - Zgarnąłem kolejne ciastko ze stołu. -Nie wiem czy wiesz, przyjacielu, ale tam kiedyś nakryli Kilroya jak pieprzył jakąś arystokratkę. I jego ojciec został tam zamordowany. Zastanawiałem się, czy może to miejsce nie jest skupiskiem pecha i czy Tobie się tam coś złego nie przytrafi. Albo to mi się przytrafi, bo w końcu ja jestem właścicielem tego miejsca, a takie okropne rzeczy przydarzają się właścicielom. - Teraz może miałem wszystko gdzieś, ale przeczuwam, że następnego dnia będę niesamowicie żałował tego, co teraz mówię. To tak bardzo nie brzmi jak ja... Przeczuwam, że jutro ze wstydu z własnego pokoju nie wyjdę. Czuję się brudny.
-Już dość mojego bezsensownego gadania, powiedz mi, co z Tobą, Gaspardzie? - Patrzyłem się na niego rozczulonym wzrokiem, obawiając się, że może jednak coś między nimi coś złego zaszło. Sama intuicja mi to podpowiada.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Sie 19, 2020 11:34 am

Zastanawiał się jak bardzo Bogd'an musiał być wytresowany, by nie posiadać własnej osobowości i nie przyjmując uznania, a stając się marionetką swego pana. Nie miał jednak zamiaru się o to spierać.
-Niech się jaśnie Hrabia nie martwi, sam mnie w to wpakował, lecz zamierzam unikać jej jak ognia. Zresztą, to wampirzyca. Przerażająca perspektywa obcowania z sobą samym.
Odparł też ciszej, kontynuując drogę. W sumie nigdy wcześniej nie myślał o tym, że Lokaj jest takim samym strażnikiem jego tajemnic, jak Geo'Mantis, a jednak, chronił interes swego pana, bo obaj siedzieli w tym już za głęboko.
No i znaleźli się znowu w rezydencji, mijając gości wyższej półki. Cały czas zastanawiał się, czy Pani Luar zaraz tu nie wróci, lecz wolał by tego nie robiła. Stracił jednak zaufanie do zaproszonych gości. Skoro jedna arystokratka mogła mieć kły, to pytanie, czy nie było tu więcej maskujących się krwiopijców. Wampiry zaszły na elitarny poziom hierarchi, budując reputacje na nieświadomości śmiertelników. Gdyby nie był tym kim jest, ta świadomość jeszcze bardziej by go przerażała.
Anatell razem z Bogd'anem zatrzymali się nieopodal Grycana, co bez laski na nogach by się nie utrzymał. Gadał jakieś głupoty i miał dziwny uśmiech. Był pijany? Zabawne, pierwszy raz go widział w takim stanie. Gaushin właśnie przekreślił szansę na sensowne tematy do omówienia.
-Martwiłeś się, tak? Przypomnij mi jutro, bym Cię zrugał, teraz to bezsensu.
Skomentował patrząc na niego z uniesieniem jednej brwi, gdy zaraz został szarpnięty przez Hrabiego, aby się zbliżył i chyba miał podpórkę. Źle się trzymał, niedobrze. A to co zaraz miał powiedzieć, już całkiem skonfundowało Gasparda, bo dziwnie było tego słuchać.
-Nie, nie doszło do niczego, ona…- Przerwano mu historią o altance, która ewidentnie była obarczona klątwą. Była to dobra ciekawostka, ale nie na teraz, gdy ten ledwo stał. Poza tym, zastanawiał się, czy mówić mu o sekrecie Pani Luar. Albo go znał, bawiąc się jego kosztem, albo Lokaj jutro o wszystkim opowie. Więc nie miało to sensu. -...unikaj więc jej, szkoda by było, jakby coś Ci się stało.
Dodał, nie mogąc się wdać w dyskusję. Wiele osób wykorzystałoby okazję do wydobycia informacji z Grycana, ale nie on, Gaspard taki nie był. Jeśli nic nie tyczyło się jego osoby, to nie należało wykorzystywać stanu Hybrydy.
Na ostatnie pytanie Hrabiego, zerknął na Lokaja, by zaraz powrócić wzrokiem na przyjaciela.
-Noc się powoli kończy, czuję zmęczenie. Udam się już na spoczynek. Też powinieneś, Grycanie.- Odpowiedział i odsunął się, podchodząc do Bogd'ana. -Proponuję zabrać go do komnaty spać, nim doszczętnie zepsuje sobie reputację, albo powie za dużo.- Polecił z dobrej woli i skierował się w stronę wyjścia z sali balowej, aby móc powrócić do swojej piwnicy i jej nie opuszczać. Ta noc była zbyt ciężka i jej kontynuowanie nie wniosłoby nic dobrego. -Nigdy więcej bankietów.
Mruknął, nim czerwony frak Wampira przestał być przez kogokolwiek dostrzegalny.

KONIEC RETROSPEKCJI
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ja, Ty, wino, moja krew Empty Re: Ja, Ty, wino, moja krew

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach