Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

2 posters

Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Wto Sie 25, 2020 1:26 pm

W letnim okresie trudno jest utrzymać ciała w dobrym stanie. Nie, żeby nie wyglądały przez to bardzo źle, czy coś w tym stylu. Problem tkwi w rozkładzie. Oczywiście, jestem w stanie to ukryć najlepiej jak się da. Niestety, nie jestem w stanie przerwać pewnych zabiegów, które zachodzą w naturze. Skóra zaczyna śmierdzieć niesamowicie. Zapach zgniłego mięsa nie należy do najpiękniejszych. Przez to nie przepadam za okresem letnim. Muszę się nieźle gimnastykować nad tym, by ukryć nieprzyjemne zapaszki. Szkoda, że perfumy i kwiaty nie są zawsze w stanie tego ukryć.
A jesień? Jesień to inna bajka. Jest lepiej z nieboszczykami, a także znacznie lepiej mi się pracuje. Czarny przyciąga słońce niesamowicie, a ja, cóż, chodzącą czarną plamką jestem. Niesamowicie mi gorąco jest na lato. Nie lubię kiedy jest mi przesadnie gorąco, chyba nikt nie lubi. To obrzydliwe i niehigieniczne pocić się jak świnia.
Większość swoich obowiązków już wypełniłem. Posprzątałem w domu, przygotowałem nieboszczyka na jutrzejszy pogrzeb. Pozostało mi jeszcze dół do końca wykopać. Wczoraj siły nie miałem, by to skończyć... I inne sprawy wylały mi się na głowę, ale mniejsza o to.
Wyszedłem sobie z szopy, dumnie dzierżąc łopatę. Och, gdyby tylko jakaś panna zechciała takiego rycerza, jakim jestem. Zamiast srebrnego miecza - łopata, zamiast białego rumaka - trumna. Zaśmiałem się pod nosem, jakie to niedorzeczne jest. Ja cały jestem niedorzeczny... Ale mógłbym kogoś obronić taką łopatą. Może nie wyglądam na siłacza, ale machać narzędziami potrafię. Już jednego paskudnego potwora nią zabiłem..! Psa rodziców.
Człapałem sobie na swoich obcasikach przez cmentarz. Strącałem opadłe liście z grobów, stawiałem znicze, co spadły na ziemię. Powinienem ciągnąć większą kasę z miasta, za to, że SAM sprzątam groby. Ludzie też powinni być mi za to bardziej wdzięczni...
Strąciłem ostatnią gałązkę z grobu i poszedłem dalej. Zabezpieczony dół już miałem w zasięgu wzroku. Jutro pewien jegomość się tam wprowadzi. Liczę, że będzie zadowolony z nowego "mieszkania".
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Wto Sie 25, 2020 1:49 pm

Praca zabójcy na wynajęcie to nie jest łatwa sprawa. Mordercze treningi, trudne zlecenia, kapryśni zleceniodawcy i noże w plecy. To jest codzienność w zyciu Aranaia. Ale lubił to. Przynajmniej tak mu się zdawało. Przecież nie wiedział, czy był dobry w czymś innym. Umiał grać na wielu instrumentach, uczył się bardziej, niż niejeden uczeń akademicki, zaś jednak nie był w stanie określić, czy jakikolwiek z jego talentów byłby czymś, co dałoby mu spełnienie. A jak Ty, Stefanie Ambrossie, sądzisz o tym?
Hm, mężczyzna o rudych kędziorkach, piegach i martwym spojrzeniu niebieskawych oczu, raczej nie skory był do wdawania się w dyskusję. Elf zaczynał się zastanawiać, czy ten nie obraził się na niego za to, że ten udusił go kotarą. Ale to nie jego wina! Takie miał rozkazy. To jego partner biznesowy wydał wyrok na niego, płacąc grube pieniądze. Elf jest tylko nieśćcą śmierci, nic więcej. Nie chowa urazy i nie oczekuje żalu swoich ofiar.
No ale kontrakt przewidywał tajemnicze zaginięcie celu, więc do tego potrzebowali zaufanego grabarza… tamdarara Luca!
Kiedy Grabarz zmierzał do świeżo wykopanej mogiły, zajrzał pewnie w dół, aby raz jeszcze spojrzeć na swoje dzieło. Wtedy też, musiał się zdziwić, widząc leżącego na dnie Złotowłosego, u boku rudego nieboszczka, bezwładnie opartego głową o ziemnistą ściankę.
-Witaj przyjacielu! Jak mija ten jesienny dzionek?- Spytał z szerokim uśmiechem. Ciekawa perspektywa patrzenia tak z mogiły. -Oh, wybacz. Stefanie? To Luca Khann. Luca, to Stefan Ambross, chyba szlachcic, albo bogacz, nie chwalił się tytułem. Dosyć małomówny z niego kolega.
Stuknął pięścią w kolano nieboszczka, który tylko przechylił głowe na bok. Ciche dni tak? Dobra!
Elf wstał, po czym wygrzebał się z dołu, aby zrównać się z Grabarzem i otrzepać z ziemi.
-Trzeba go zniknąć. Pokłócił się z ojcem, zostawił mu list na pożegnanie. Rzucił firmę w cholerę. Przyda się zmiana tożsamości, nowe papiery i te sprawy…
Złożył ręce, zerkając w dół. Jest Zevis, jest robota.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Wto Sie 25, 2020 2:15 pm

Nic nieświadomy sobie szedłem do dołu. Uśmiechałem się od ucha do ucha. Wystarczyło, że zajrzałem do dołu i serce mi momentalnie mi stanęło w miejscu. Nie takiego widoku się spodziewałem. Nie nastawiałem się, że może ktoś tam sobie leżeć. A raczej, dwa ktosie. Momentalnie skoczyłem w miejscu z piskiem, odsunąłem się dwa kroki w tył, na trzęsących się kończynach.
-Ja pierdolę, Aran! - Złapałem mocniej łopatę i na nowo podszedłem do dołu. Uśmiech z twarzy mi zszedł. Pozostało jedynie zakłopotanie zmieszane z negatywnym zaskoczeniem. Nikt wcześniej, w taki sposób mnie nie przestraszył.
Już dalej bez słowa wysłuchałem go, co ma mi do powiedzenia. Jakiegoś Stefka przyprowadził... Tak przyglądając się temu Stefkowi, to całkiem ładny jest. Ma śliczne rude włoski. Zmrużyłem oczy, brwi zmarszczyłem.
-I-ile on ma lat? - Burknąłem, będąc jeszcze obrażony za straszenie mnie, dalej skupiony wzrokiem na ciałku. Może nadaje się do jedzenia..? Nie wiem, zobaczę. Może już stare wnętrze ma i się nadaje tylko, aby go na stos wrzucić.
Wbiłem łopatę w ziemię, oparłem się o nią. Przyjrzałem się elfowi jak wyłazi z dołu.
-To da się bez problemu załatwić. - Podrapałem się po głowie. Nie pierwszy raz będę lewe papiery spisywał. Ten facet leżący w dole nie będzie ostatnim takim denatem. -Czy mi się wydaje, czy on ma coś z szyją nie ten teges? Udusiłeś go? - Wskazałem palcem na trupa i odwróciłem wzrok na elfa. To w pewnym sensie może ułatwić mi całą robotę. Uduszony, ślady są... Samobójstwo? Powiesił się? Najbardziej sztampowa śmierć samobójcza w obecnych czasach. Do tego się dopisze kilka rzeczy i będzie cud miód malina. Może powinienem zostać pisarzem, a nie grabarzem, skoro tak świetnie idzie mi wymyślanie tożsamości?
-Wyciągnij go z dołu. Nie może tam leżeć, przeniesiemy go do kostnicy. - I na tym moje kopanie grobu się kończy. Długo mi to zajęło, nie powiem. Może wieczorem będę miał trochę czasu. Ewentualnie jutro wstanę wcześniej i się z tym rozprawię przed pogrzebem. Zobaczę.
Poczekałem, aż Aranai się zbierze i weźmie ciałko. Niech tylko nim za bardzo nie rzuca, narobi mi wtedy więcej roboty.
-Zjesz coś, napijesz się czegoś? - Spytałem przelotnie, w drodze do domu pogrzebowego.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Wto Sie 25, 2020 5:00 pm

Reakcja Luci była jak najbardziej spodziewana, w końcu, niecodziennie widzi się dwa typki w dole przygotowanym na grób. Poklepał go po ramieniu z rozbawieniem.
-Od kiedy pierdolisz, Luca? Myślałem, że to niewykonalne.
Zapytał żartobliwie, unosząc brwi. Dobrze wiedział o kalectwie swego partnera biznesowego, za co mu współczuł, lecz nie omieszkał z tego nie żartować. Sam nie wyobrażał sobie, aby jego sprzęt był… niezdatny do użytku. Byłaby to straszna tragedia dla świata.
-A bo ja wiem, wygląda na gościa w wieku średnim. A to ważne?
Dopytał, ignorując obrażony ton. Tak właściwie nie miał pojęcia o wyrafinowanym guście smakowym Grabarza, choć nawet gdyby wiedział, to nie sprawa Elfa, by osądzać. Nic co martwe sie nie marnuje.
Kiedy Luca potwierdził, że wykona robotę, do głowy Aranaia przyszła myśl, czy choć raz żałował pracy dla Poramnej Gwiazdy. Ale skoro sam się w to wpakował, to lubił wystarczająco pieniądz, aby uśpic moralność.
-Kotarą z karnisza. Musiałem wejść do jego domu i poczekać na okazję. Kręcił się przy oknie. Gorzej z wyniesieniem go. Skorzystałem z okna. Może coś mieć połamane…
Wyjaśnił w skrócie, po czym znowu zerknął ma rudzielca. Meh, trzeba go wyciągać. Łatwiej coś zrzucać.
-Kostnica, Twoje królestwo. Nie zamierzasz pomóc…?
Zerknął znów na Lucę, lecz ten już kierował się w stronę domostwa. Super. Musiał więc samemu tam wrócić, wypchnąć gagadka i potem wziąć na ręce jak prawdziwą pannicę. Dobrze, że Stefan mieszkał w Afraaz. Mniej roboty, niż to było ostatnio z Natashą Harash. Oh, Grabarz też musi mieć w związku z tym dobre wspomnienia. Ciekawe, czy ten Pan Makijaż odzywał się do Luci, bo mógł to byc zamglony epizod dla chłopaczka.
-A masz obiecane ciastka z lukrem?
Zapytał, skoro już dostał propozycję. Nie zapomniał o obietnicy Khanna.
A za moment, weszli do posiadłości na cmentarzu…
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Sro Sie 26, 2020 12:32 am

Zawiesiłem zdenerwowany wzrok na elfie.
-Ty, uważaj sobie, bo zaraz Ciebie będę pierdolił. - Fuknąłem mu, dalej obrażony. Niech on mi nie mówi, co jest wykonalne, a co nie. Jeszcze by się zdziwił, na co mnie stać..! Łopatą go przelecę, o. Po tym by się nie podniósł.
-Muszę wiedzieć co wpisać w papierach. Wiek jest ważny. - No i nici z mojego obiadku, za stary jest. Cóż, niedługo, na pewno, ktoś inny mi trafi na stół i tą przyszłą osobą będę w stanie się zadowolić. Czuję to. Aż mnie przyjemne ciarki przebiegły na samą myśl o tym.
Więc uduszony, pięknie. Mogę zawsze spisać, że został odnaleziony, nie wiem... We własnym mieszkaniu, o! Powiesił się. Gorzej z wyjaśnieniem faktu, jak to, dlaczegoż jest połamany? Jeżeli ma taką nogę złamaną, czy żebro... Hm. Mogę to wyjaśnić tak: osoba, która go odcinała jego sznur, nie była uważna i rudzielec spadł z hukiem na podłogę. Dobre i to.
-Nie, nie zamierzam. Wykonaj swoją część zadania, a ja wykonam swoją. Chcesz sobie może popatrzeć jak wybebeszam trupa? - Z łopatą w dłoni poszedłem w stronę domu. Wcześniej nikomu nie pokazywałem, co z nieboszczykami robię. Być może, okażę zbyt wielką fascynację zwłokami. Cóż, trudno. Aranek wie, że nie nie mam równo pod sufitem.
Otworzyłem mu drzwi, by wszedł do środka. Kiwnąłem głową na drzwi po lewej. Tam, kostnica... Na pewno pamięta drogę.
-Ciasteczka z lukrem..? - Kompletnie z głowy mi to wypadło. Z resztą! Nie zapowiadał swojej wizyty. Przypominam sobie, było coś takiego, obiecałem mu. Rok temu? -Wydaje mi się, że mam wszystkie składniki na lukier. Mogę Ci zrobić, będziesz sobie ciacha maczał i zjadał. A do picia coś chcesz? Wódkę? - Ale diabelnie dobry ze mnie gospodarz. Gotować dla gościa będę. No, gotować... To tylko zmieszanie kilku składników. Robota na kilka minut.
Poszedłem dalej do swojej pracowni. Podstawiłem łopatę pod ścianą, odnalazłem klucz do kostnicy w kieszeni. Lada moment drzwi stały otworem przed nami. Wyciągnąłem kolejno zapałki, zapaliłem jedną i zszedłem na dół.
-Mam nadzieję, że nie boisz się ciemności, co? Połóż go na stole. - Zapaliłem pierwszą świeczkę. Przeszedłem się po pokoiku i od pierwszej świeczki zapaliłem kolejne. Zimno, mrocznie i śmierdzi trupem. Lepszego miejsca nie ma na świecie.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Sro Sie 26, 2020 11:38 am

Na słowa urażonego Grabarza dotyczące słownych przepychanek o pierdoleniu, jedynie rzucił coś w rodzaju "chciałbyś" i może krótkie parsknięcie śmiechem. Znają się kilka lat, więc raczej oboje przywykli do swoich dziwactw, a cud chciał, że Luca to nie nudziarz, bo zaraz poprosiłby o wymianę pośrednika, jakim był urokliwy Elf. No przecież ich relacja była na wysokim poziomie zaufania, nawet jeśli to drachmy ją utworzyły. Trzeba szanować tych, co monety liczyć umieją.
-Patrzeć jak wybebeszasz? Fajnie!
Zawołał jeszcze w progu. Stefanie Ambrossu, będziesz przykładem jak wyglądają wnętrzności. Tak właściwie to Zevis niejednokrotnie je widział, wypadające jelita, wyciągnięte serca, a nawet mięśnie uciętych kończyn. Poranna Gwiazda uczyła też anatomii, to ważne w tym zawodzie. Byli odwrotnością lekarzy, lecz równie precyzyjnymi chirurgami. Ale zobaczyć na czym dokładnie polega profesjonalna sekcja zwłok, to nielada okazja.
Spojrzał na drzwi do kostnicy, które Khann otwierał, by zaraz się do nich pokierować i skierować schodami w dół.
-Alkohol sobie odpuszczę, ale na ciastka czekam. Pamiętasz w sumie jak biegałeś tu z wiaderkiem wnętrzności? Stare dobre czasy.
Powspominał, za moment znajdując się w chłodnym pomieszczeniu, przygotowanym pod zabieg.
-O ciemność się nie martw, natura dała mi wielkie przyrodzenie, długie uszy i dobry wzrok.- Zaśmiał się, kładąc nieboszczka na metalicznym stole, dosyć równo. Nachylił się nad jego twarzą, patrząc w pusty, wyblakły wzrok. -Śmierć jest fascynująca. Kiedyś dużo o niej myślałem. Nie o swojej, oczywiście. Ale wystarczy na niego spojrzeć. Stefan to zwykły worek kości i mięsa. A chwilę temu zalecał się do guwernantki. Ciekawe, czy jego duch jest z nami i nas obserwuje. Albo sobie poszedł? A może nie ma ducha. Zabawne to. Ale Ty, powinieneś wiedzieć to najlepiej. Znasz zmarłych lepiej od żywych. Ja bym się z samymi trupami zanudził. Nie są gadatliwi.
Odchylił się, obrzucając siwowłosego swym szmaragdowym spojrzeniem.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Sro Sie 26, 2020 2:05 pm

Stefek będzie przykładem wybebeszanego truposza, jednym z wielu, które przed sobą miałem. Wnętrzności jak wnętrzności, choć, każde są inne. Jedni mają żołądek w okropnym stanie, innym ledwo co płuca się trzymają, przez to ile wypalili papierosów za życia. Nie tylko z zewnątrz jesteśmy inni. Poglądy mamy inne. Wierzenia. W środku też nas wiele dzieli. I jak tu żyć na takim świecie?
-Wiesz, biegam tutaj często z wiadrami wypełnionymi narządami. Palę je za domem. Przecież nie będę ich wieszał na ścianie, nie..? - Zastanowiłem się na moment. W sumie, to mogłoby wyglądać ciekawie. Taka współczesna sztuka. Porozwieszałbym sobie jelita i wątroby pod sufitem. Zrobiłbym żyrandol z nerek. Pomyślę nad tym, czy da się może coś zrobić z narządami, żeby się nie rozkładały.
Kiedy on położył trupa na stole, ja zabrałem się za przygotowanie potrzebnych mi rzeczy. Wiadro przy stole na organy. Kilka kartek papieru, coś do pisania. I noże. Dużo noży. Skalpele, o różnej wielkości i grubości ostrza. Obcęgi, muszę jakoś się dobrać w końcu do klatki piersiowej. Żeber przecież nie ominę tak łatwo. Najłatwiej je połamać i wyciągnąć. Później wstawić na nowo, by klatka całkowicie się nie zapadła.
-Widzisz, dlatego do każdego zmarłego trzeba podchodzić z szacunkiem. Nie wiesz, czy jego duch patrzy na nas z góry, czy nie. Osobiście, wolałbym się nie narażać na ewentualny gniew zmarłego... Jeszcze nastawiłby wszystkich leżących na moim cmentarzu przeciwko mnie. - Zarechotałem pod nosem. Zgarnąłem kartki i ołówek. -Nazwiemy Cię Filippe Bersa. - Burknąłem do trupa. -Trzydzieści dwa lata, rude włosy, niebieskie oczy... - Zapisywałem wszystko co mówiłem. Pozostawiłem sobie kawałek miejsca na opis jak zmarł.
Kartki odłożyłem na półeczkę za sobą. Ubrałem stare skórzane rękawiczki i zabrałem się za rozebranie trupa. Delikatnie, spokojnie. Nic na szczęście mi się nie zaplątało, ani nie zaczepiło. Ubrania wrzuciłem do wiadra. One się już nikomu nie przydadzą, chyba, że potencjalnemu samobójcy, który będzie chciał się otruć trupim jadem.
-Mmm. Szyja widocznie zraniona. Obejrzymy zaraz gardełko, mózg też i zobaczymy, czy to była główna przyczyna śmierci, czy może żył i dopiero upadek z wysokości go zabił... - Z mózgiem będzie trochę ciężej. Wyciąganie przez nos z góry odpada. Nie mam odpowiednich narzędzi, by dostać mu się bezpośrednio do mózgu. Mogę zawsze spróbować rozłupać mu głowę z tym co mam. Najwyżej trochę go zepsuję i będę się męczył z naprawą.
Obejrzałem jego kończyny, czy nie ma gdzieś połamane. Nadgarstek miał widocznie uszkodzony.
-Dużo się szarpał tam z Tobą? - Z bliska obejrzałem jego dłonie i palce w szczególności. Ja wiem, że nikt nie będzie aż taki dociekliwy, ale w razie czego, tak dla własnego spokoju ducha, wyciągnę mu spod paznokci nitki kotary, które mogły się tam zapodziać.
Ręce, nogi zaliczone. Przeszedłem do przyrodzenia. Nic nadzwyczajnego. Obejrzałem, czy coś ciekawego tam się dzieje. Nie? Nie. No to lecimy dalej.
-Głowa czy klatka? Co wolisz najpierw? - Dałem mu wybór. Zgarnąłem ponownie kartkę i zapisałem, że ciało mężczyzny jest powierzchownie pokiereszowane i opisałem konkretne miejsca.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Sro Sie 26, 2020 3:25 pm

Elf oparł się o najbliższą ścianę, zakładając ręce na piersi, obserwując Luce, do którego należała reszta pracy. Artysta przy swym przyszłym dziele. Aranai zawsze lubił sztukę, miał do tego wystarczająco wrażliwą duszę.
-A czemu nie? Zawsze to jakiś wystrój. Choć w końcu musiałoby tu nieźle śmierdzieć. I ciężko sprowadzić potem kogoś na kolację. W sumie, mieszkać w miejscu pracy… są plusy i minusy, co nie?
Zagadał, obserwując jak Grabarz wszystko przygotowuje. Cóż za specyficzne narzędzia, ohoho podoba mu się. Choć nie wyobraża sobie, żeby po śmierci mieli kroić jego przepiękne ciało. Pozostaje wierzyć, że doczeka się boskiej roli na tym świecie, a nie skończy jak ten tutaj Pan Ambross.
-Nie żebym był ignorantem, ale gdyby to tak działało, każdy zabójca nie mógłby spać spokojnie. Widziałeś kiedyś ducha? Ja żadnego. Może one tak, czy siak, odchodzą gdzieś? Tyle pytań bez odpowiedzi.- Podebatował sam ze sobą, uwagę przenosząc na rudzielca. -Ale pan Filippe nam tego nie zdradzi. Swoją drogą, brzmi to lepiej, niż Stefan. Warto byłe umrzeć, co nie?
Szturchnął nieboszczka, ale nim spotkał się gniewem Grabarza, niczym znudzone dziecko, odbił się od ściany i zaczął krążyć po kostnicy, dotykając wszystko co się bardziej wyróżniało. Jednak cały czas słuchał co Luca gadał tam w tle.
-Był martwy jak go zrzucałem. Nie wyczułem jego pulsu. Uwierz mi, wiem co robię. Zresztą krzyczał coś na zasadzie: "Aghhlhl umieraam" i ucichł.
Objaśnił, biorąc do ręki dziwne urządzenie, które zaraz pękło w pół. Szybko spojrzał, czy Luca nic nie widział, po czym spróbował to złożyć i odstawić na miejsce. Ideolo. Jak Khann to dotknie i rozwali, to pomyśli, że to jego wina.
-Co? Em, niebardzo. Objąłem jego szyję dosyć gwałtownie i niespodziewanie. Ledwie kilkanaście sekund. Krzepy nie miał, wymuskany. Postukał ze trzy razy i odleciał. Nudaaa…
Odpowiedział, wracając do Grabarza, ale tym razem będąc po przeciwległej stronie stołu. Nie znał się na tych wszystkich szczegółach, nawet nie sądził, że to istotne. No nic. Teraz ciekawsza część. Rozcinamy!
-Dawaj głowę. Nigdy nie widziałem mózgu, który nie byłby dziurawy, albo rozmiażdżony.
Zdecydował. W sumie był ciekaw, czy rozmiary mózgów różnią się jakoś bardziej, w zależności od ras.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Czw Sie 27, 2020 2:22 am

-To prawda, śmierdziałoby niemiłosiernie... Ba! Mogłoby mi to spłynąć na głowę, gdyby całkowicie się rozłożyło. Smród to najmniejszy problem, przynajmniej dla mnie. Przywykłem. W końcu otaczam się trupami od najmłodszych lat. - Odpowiedziałem ładnie, odkładając myśli o jelitach zdobiących mój dom na bok. Nie czas na to. Może później, jak będę miał chwilę czasu, to sobie porysuje takie cuda na kiju? Może kiedyś ktoś odkruje mój talent do projektowania wnętrz. Takie niesamowicie obrzydliwe wnętrza.
-Nie, nie widziałem nigdy ducha. Nie mówię, że nie ma żadnego świata pośmiertnego. Oboje wiemy, że dużo wyznań jest, może któreś z nich jest trafne..? W każdym razie, może nie przychodzą do nas, bo są wdzięczni za to, gdzie się znajdują obecnie? Może świat duchowy, czy też astralny nie jest taki zły? - Wzruszyłem lekko ramionami. -Też uważam, że go matka skrzywdziła, nadając mu takie imię. Filippe bardziej mu pasuje. Jest też dostojniensze, niż Stefek. - Faktycznie, mógł się spotkać z moim niezadowolonym spojrzeniem, w momencie, gdy szturchnął ciało. Tak się nie robi. Pokręciłem wyłącznie głową i wróciłem całym skupieniem do denata.
Podniosłem głowę na moment, wbiłem wzrok przed siebie i przybrałem zdziwioną minę. Mimo wszystko, nie usłyszałem co on tam wyrabia z moimi rzeczami.
-Naprawdę, jak ludzie umierają to drą się "umieram"? Nie pokrywa się to z tym co czytałem, czy też co mi na wykładach mówili... - Jeżeli tak było naprawdę, cóż. Ja pewnie bym się zaśmiał. Taka kuriozalna scena by z tego wyszła. -Wierzę Ci, że wykonujesz swoją pracę najlepiej jak potrafisz. Mówię Ci to tylko z patomorfologicznego obowiązku. - I wróciłem do rudzielca.
Dałem elfowi wybór: czy mam najpierw zabrać się za głowę, czy ciało. Zechciał zobaczyć mózg, no i dobrze. Niech poznaje nowe rzeczy.
Przesunalem się ze wszystkimi ostrymi narzędziami do głowy trupa. Wszystko świetnie, pięknie. Zabrałem się za krojenie jego głowy. Trochę mi jego włosy przeszkadzały, ale obeszło się bez obcinania ich. Piękne kółko wyciąłem, oderwałem skórę od czaszki. Nie dało się ukryć, że pęknięta jego głowa była. Jak takie jajeczko co na ziemię spadło. Może to i dobrze? Oby się okazało, że mi to robotę ułatwi.
Obcęgi przydały mi się do większego obicia czaszeczki. Ale nie biłem go znów tak, żeby mu wszystko do środka wpadło i dodatkowo mózg mu uszkodziło, o nie, nie. Z umiarem wszystko. Rozłupałem jego głowę. Dostałem się do środka.
-Chcesz może wziąć go na ręce? - Tak czy siak, musiałem mózg wyciągnąć. Czy przez nos, czy w taki sposób. Bez problemu oderwałem narząd od pnia. Śliczny mózg.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Pią Sie 28, 2020 8:50 am

Wychwycił słowa dotyczące najmłodszych lat Grabarza, spędzonych z trupami. To go w sumie zastanowiło, ponieważ nigdy tak właściwie Luca nie opowiadał mu i swojej odległej przeszłości. W końcu, w biznesie nie trzeba znać historii tej drugiej osoby, ale skoro już wspomniał…
-Rodzinny interes? Ojciec też kopał groby? W sumie w tym domu to się cała rodzina zmieści…
Mruknął, bo może Khann zechce coś powiedzieć, a on lubi słuchać historyjek. Niestety, gdyby jego spytać o młodość, to niewiele miałby do powiedzenia.
Zaś nad słowami o astralności i przyjemności słynącej z mieszkania w życiu po życiu, parsknął mimowolnym śmiechem. On miał na to swój własny pogląd.
-Co może być fajnego w niematerialności? Nic, a nic, nie zrobisz. Myślisz, że w zaświatach jest alkohol, albo seks? To musi być całkowita nuda.
O tak, jak umrze, zostanie na ziemi, by przenikać przez ściany i podglądać ludzi. Toż to ma pełno zastosowań! Zaświaty muszą być nudne. A może chodzą tam roznegliżowane boginie? Kto wie, ale nie śpieszno mu sprawdzać. Lubi dotyk i zapach skóry.
-Różnie bywa. Jedni błagają o litość, inni krzyczą, a są tacy co oznajmiają co robią. Nawet nie wiesz jakie będą Twoje ostatnie słowa. Potem jako duch będziesz sobie myśleć, że mogłeś powiedzieć coś fajniejszego.
Odpowiedział na jego pytanie, ale skupił się już na wspomnianej głowie Stefana, którą Luca widowiskowo otworzył. Ale falisty! Za moment dane mu było wziąć go na ręce, jak jakieś dzieciątko. Niesamowite. Miękkie. Ciekawe co by było, jakby ścisnął.
-Zabawne są nasze ciała. I… co z tym zrobisz? W sumie po co wyjąłeś?
Zapytał, bo jak było wspomniane, nic nie wiedział o sekcjach zwłok. Zamierza z tego zrobić swoje trofeum? W sumie, kiedyś też zbierał, uszy. Ale w końcu było ich za dużo, więc wyrzucił.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Pią Sie 28, 2020 3:27 pm

-Dokładnie, rodzinny interes. Nie mieszkaliśmy tutaj, tylko w centrum Afraaz. Jak rodzice zmarli, to dopiero wtedy dom sprzedałem. Tutaj przychodziłem ojcu pomagać, zajmowałem się z nim trupami, takie tam. Stare dzieje. - Uśmiechnąłem się na myśl o moim staruszku i jak zaczynałem się uczyć obchodzenia z martwymi. Piękne czasy. -Ale tak, ten cmentarz należy do mojej rodziny już, o-ho-ho. Długo to będzie. - Spytał mnie tylko, czy to rodzinny interes, a ja się rozgadałem bardziej. Skoro lubi słuchać, niech słucha. Ja nie mam nic do ukrycia. -Dwadzieścia lat temu, na górze nie było mojej sypialni. Mój ojciec sam trumny składał i tam je trzymał. Ta, co mi za łóżko obecnie służy, jest jedną z nich. - Kolejny taki mały fakcik z mojego życia.
Trochę głową pokiwałem, trochę pokręciłem. Zgadzam się z nim, z jednej strony. Ale znów tak nie do końca i mógłbym polemizować z kilkoma rzeczami.
-Jeszcze Ci się seks nie znudził? Podziwiam. Powiedziałbym Ci, że to zwyczajne powtarzanie jednej rzeczy w kółko i kółko, tak do znudzenia, ale sam to robię z trupami. - Przerwałem na moment, ogarniając jak to zabrzmiało. Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi. -W sensie, ja obrabiam trupy do pogrzebów. Nie myśl sobie o niczym głupim Aranku. - Nie śpię z trupami. To nie byłoby higieniczne. Zwykłe zbezczeszczenie ciał.
Moje zdziwienie nie zniknęło z twarzy, nawet jak odpowiedział mi, co te jego ofiary krzyczą przed śmiercią. Nie powinienem tego oceniać. Dziwne mi się wydało mówienie "oo, umieram". To trochę jakby powiedzieć "zjadłbym ciasto" i umrzeć. Uśmiechnąłem się subtelnie, wyobrażając sobie samego siebie, mówiącego jakąś głupią rzecz i odchodząc z świata.
Spytałem się go, czy mózg chce może potrzymać i chciał. No to dostał. Proszę bardzo, Aran jest pierwszą osobą, która móżdżek ode mnie wzięła. W sumie, też jest pierwszą osobą, której to zaproponowałem. A jak mi się ciepło na sercu zrobiło!
-Nie mam innego mózgu pod ręką. Chciałem Ci pokazać różnicę jaka jest, kiedy człowiek zostanie uduszony, a kiedy, nie wiem, zemrze mu się ze starości. W każdym razie, wyciągam wszystkie wnętrzności, wyrzucam je i palę. W innym przypadku śmierdziałoby tu nie do zniesienia. Wszyscy zaczęliby mi się tutaj rozkładać. To byłoby obrzydliwe. - Odebrałem od niego mózg, obejrzałem. Pogłaskałem i zerknąłem na Aranka. -Nie opieraj tych rąk teraz o swoje ubrania. - Wrzuciłem mózg do wiadra. Mógł się przez to rozciapkać trochę.
Nie zwróciłem uwagi na to, że w gołe ręce móżdżek złapał. Jeszcze mi się kolega pochoruje... Wyciągnąłem z jednej szafki spirytus, którym zwykle czyszczę swoje narzędzia.
-Wyciągnij ręce. - Poczekałem, aż je do mnie wyciągnie i polałem je alkoholem. -Jeszcze byś się trupim jadem zatruł i miałbym problem, że niby członków Gwiazdy truje, czy coś. - Nie uśmiechałoby mi się skończyć nagle z przebitym gardełkiem i to wszystko przez własną nieuwagę i głupotę elfika.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Pon Sie 31, 2020 8:27 am

Elf w spokoju wysłuchał historii rodziny Khann, a właściwie samych początków Grabarza. Musiał przyznać, że otaczanie się umarłymi od dziecka musiało wpłynąć na charakter mężczyzny, oraz dystans do tego wszystkiego. Ale chyba… był szczęśliwy. Spędzał czas z ojcem, który przekazał mu swoje nauki. Był jego mentorem… ale i rodzicem. Dziwne.
-Doprawdy, śpisz w trumnie? Ja to wolałbym wygodne łóżko i ciepłą towarzyszkę obok, ale skoro w tym gustujesz.- Zachichotał. -Ale rozumiem. W sumie dobrze wiedzieć. Mimo wszystko miałeś chyba dobre życie. Jeśli sam będziesz chciał coś o mnie wiedzieć, wal. W tej pracy ważne jest zaufanie.
Puścił oczko. W sumie mało było osób spoza Porannej Gwiazdy, z którymi utrzymywał stały wieloletni kontakt. W dodatku Luca nigdy nie zawiódł bractwa, ani nie zdradził sojuszu. Był więc jak rodzina. No może takie dalsze kuzynostwo.
Kiedy jednak przeszli na kolejny temat i niefartowny dobór słów u Grabarza, Aranai uśmiechnął się zadziornie, unosząc brwi.
-Ależ przyjacielu, nie oceniam. Zresztą, chyba nie masz odpowiedniego "sprzętu", by cokolwiek z nimi robić. Choć muszę spytać… dotykasz piersi cycatych nieboszczek…?- Spytał szeptem, nachylając się nad Ambrossem, lecz za moment powrócił do pierwotnej pozy. -Nie zrozumiesz tego, ale seks to nie jest rutyna, chyba że do tego doprowadzisz. Kiedy żyjesz z dnia na dzień, a każdy świt może być twoim ostatnim, doceniasz cielesną przyjemność i chwile rozkoszy. Najwijmy to przygoda, która równie pobudza.
Wytłumaczył najlepiej jak umiał, a Luca z kilku powodów mógł nie być w stanie spojrzeć z jego perspektywy. Lecz ile to razy skrytobójcy sypiali ze swoimi przyszłymi ofiarami? Albo odwiedzali zamtuzy, wiedząc że mogą zginąć na zleceniu? W takich chwilach, cieszysz się każdą drobnostką.
Patrzył na tą różową masę, słuchając tego co Luca miał do powiedzenia. Musiał przyznać, że słuchał go połowicznie, zaobsorbowany falistością tego mózgu. Wykodował jednak coś o smrodzie.
-To nie byłeś chyba w Hargonii. Tam to chyba wszystko się rozkłada na drodze. Piwa nigdy tam nie pij.
Mruknął, a zaraz Khann odebrał mu mózg i rzucił nim do wiadra. Plaśnięcie zasygnalizowało zniszczenie całej czterdziestoletniej inteligencji Stefana. Ale za moment wysunął ręce, na życzenie Grabarza.
-Trupi jad jest świetną trucizną.- Dał polać sobie ręce spirytem i powąchał. -Ah, zapach przypomina mi o domu. Kroimy go dalej?
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Pon Sie 31, 2020 9:00 pm

Zaśmiałem się krótko.
-To, że śpię w trumnie, nie znaczy, że jest ona niewygodna. Mam ją wyłożoną miękkim materacem, sam o to zadbałem. I wolę spać sam. - Tak, moje życie, moje dzieciństwo było dobre. Nie mogę na to narzekać, skąd. Zerknąłem na rozmówce z ukosa. Czy mam jakieś pytania? W sumie, zastanawiała mnie jedna rzecz... -Cały czas mówisz coś o seksie. Kiedy miałeś swój pierwszy raz i z kim? Czy byłeś tak pijany, że nie pamiętasz? - Nie powinno mnie to interesować. Cóż, wydaje mi się, że on swoimi zaczepkami i tekstami "chciałbym mieć ciepłą towarzyszkę obok" chce zacząć takowy temat. Obstawiam, że przespał się z losową osobą i jej nie pamięta, albo pierwszą ofiarą. Ewentualnie Gwiazda kazała mu kogoś wskazanego przelecieć, żeby się w przyszłości nie bał swoich ofiar podrywać. W sumie, nie zdziwiłoby mnie to.
Co to za wymiana pytań między nami się wywiązała? Zarechotałem pod nosem.
-Chcąc nie chcąc muszę. Nie jestem jednak fanem dużych piersi, utrudniają mi w pracy. Nie robię też tego, tak jak sobie zapewne wyobrażasz. Nie czerpię z tego żadnej przyjemności. Robię co muszę i tyle. - Ciałko jak ciałko, nihil novi.
Fakt, nie zrozumiem tego. Nie narażam codziennie swojego życia. Żyję sobie tutaj spokojnie na cmentarzu, ubieram trupy, maluję im buzie. Kopię doły. Mogę jedynie się zatruć, nic więcej. Pokiwałem mu głową w zgodzie na jego słowa.
Mózg trafił do wiadra, a ja zabrałem się za wyczyszczenie Arankowi rąk. Czy ja wiem, czy znów taka z trupiego jadu świetna trucizna? Bolesna jest, to na pewno. I nie atakuje organizmu od razu, człowiek może się męczyć i męczyć. Dlatego też trzeba z ciałkami uważać.
-Tylko tego spirytusu nie pij, tak na przyszłość. - Podniosłem wyżej butelkę. -Czyszczę w niej noże. Nie nadaje się do spożycia. - Schowałem butelkę i wróciłem do naszego denata. -Tak, kroimy dalej.
Mniej więcej mu głowę poskładałem. Tak, aby się nie rozleciała nagle. Zabrałem jednej z dłuższych skalpeli i rozciąłem Stefkowi pierś. Przeciągnąłem ostrzem aż do połowy brzucha. Sprawnie go otworzyłem. Obcęgami połamałem mu żebra, wyciągnąłem je i odłożyłem na stół.
Obejrzałem powierzchownie, to co mogłem.
-Fiu, fiu. Nasz jegomość tak czy siak długo by sobie nie pożył. - Stwierdziłem i wyciągnąłem serce. Wrzuciłem je od razu do wiadra. Zabrałem się za odcinanie wątroby, żołądka. Chciałem się pozbyć całego przewodu pokarmowego. -Widzisz te płuca? Czyżby Pan Filippe dużo palił? - Trudno byłoby nie zauważyć czarnych plamek na płucach. Nawet, jeżeli są malutkie, to są. Nałogowy palacz? A może to choroba dziedziczna. Wzruszyłem lekko ramionami i wróciłem do opróżniania zwłok.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Wto Wrz 01, 2020 3:27 pm

Zapytanie Khanna było niespodziewane i nawet ten nie wiedział w jakie sedno trafił, pytając o najbardziej wstydliwą rzecz w życiu Aranaia. Musiał pytać akurat o to? Nie mógł zapytać o najdziwniejsze zlecenie, albo coś? Na samą myśl czuł zażenowanie, zwłaszcza że stawiał na profesjonalizm.
-Ehm, dobra, ale nie mów o tym innym Zevisom. Miałem wtedy osiemnaście lat. Mój Mistrz wyznaczył mi moje pierwsze poważne zlecenie. Ofiarą miała być taka jedna arystokratka. Podróżowała karocą, przez leśne trakty, bez obstawy. Łatwiej być nie mogło. Dumny i pewny siebie, napadłem woźnice, skrępowałem go i wszedłem do powozu. Faktycznie, była tam szlachcianka i dobrze wiedziała po co tam byłem. Zaczęła płakać i błagać o litość, oddawać mi naszyjniki, prosić o łaskę, oraz mówić o moim sumieniu. Przyznam, już wtedy zaczynało mi to krajać serce i było mi jej żal. Nie mogłem się zdecydować na wykonanie ataku. Ta wtedy zaczęła się do mnie dobierać, licząc że tak wykupi swoje życie. Byłem młody, speszony i głupi. Uległem. Uprawialiśmy seks, ale raptem chwile. Ten jedyny raz doszedłem nieco za szybko. Błąd początkującego. Po wszystkim rozmawialiśmy. Zaproponowała mi bym zgłosić, że ją zabiłem, a ona zniknie z kraju. Zgodziłem się i wyszedłem z karocy. Ta stanęła w otwartych drzwiczkach, w tym samym czasie, kiedy woźnica się rozwiązał. Krzyknęła, że jestem idiotą i zgłosi mnie milicji. Wtedy konie szarpnęły, ta wyleciała z karocy… i skręciła sobie kark. Woźnica zwiał. Nazwijmy to szczęściem, bo gdy wróciłem, inni skrytobójcy się ze mnie śmiali, a Mistrz powiedział mi, że cały czas byłem obserwowany i tylko to, że zlecenie zostało tak, czy siak wykonane, ocaliło mnie przed śmiercią z ich rąk. Wtedy zrozumiałem, że zabójca nie może znać litości.
Zwierzył się i odetchnął z ulgą, kiedy nastąpił koniec historii. Luca może go oceniać, śmiać się, lecz było to przeszło szesnaście lat temu. Wiele się zmieniło.
Jednak temat piersi nieboszczek, jakkolwiek to brzmi, pomógł mu uwolnić myśli.
-No rozumiem. Ale pomimo Twojego kalectwa, dalej ludzie Ci się podobają i są atrakcyjni? Czy zupełnie nic, a nic?
Dopytał, skoro mieli dzień krępujących historyjek, a swoją drogą, to go ciekawiło. Osoba ze sprawnym sprzętem bała się takiej wizji, ale ta pozbawiona sprawności, raczej już się tym nie przejmowała. Chyba.
Kiedy ręce były czyste, chwycił butelkę. Zbliżył nos do szyjki, chcąc zignorować pierwsze zalecenie o niespożywaniu jego alkoholu, ale momentalnie odpuścił, gdy ten dodał wzmiankę o funkcji tej butelki. Niemrawo odstawił ją i znów skupił się na krojonym trupie. Po usunięciu żeber, zerknął do środka, ciekawski jak kotek.
-Znałem takiego jednego Zevisa, który palił jak nikt. Podczas wykonywania zlecenia, dostał silnego ataku kaszlu, z którym się już zmagał. Zdradził swoją pozycję, co źle się dla niego skończyło. Palenie zabija.
Opowiedział, zerkając na latające organy.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Wto Wrz 01, 2020 10:34 pm

Wysłuchałem przyjaciela we względnej ciszy. Zabawna historyjka, muszę mu to przyznać. Zarechotałem na końcu pod nosem. No to ma elf szczęście. Oby go w przyszłości nie opuściło.
-To dobrze, że skończyło się dobrze. W sensie, że żyjesz, nie? No, ja na przykład się cieszę. - Trochę mu zazdroszczę takich akcji. Więcej się u niego dzieje niż u mnie, nie poddaję nawet tego wątpliwościom. Choć w sumie... Lubię to siedzenie nad trupami. -I nie martw się, nie powiem tego nikomu. Dobrze wiesz, że nie rozpowiadam niczego. - Skwitowałem uśmiechem.
Z piersi trupów przeszedł na to, czy mi się w ogóle ludzie podobają. Zawiesiłem głowę nad trupem i pomyślałem przez moment z błogim uśmieszkiem.
-W jakim sensie, czy mi się podobają? Że są ładni? No, niektórzy są, nie da się tego ukryć. Tamta martwa dziewucha, którą przyniosłeś do mnie, w zeszłym roku, była ładna. - Dalej ją pamiętałem. - Ten tu, Filippe całkiem całkiem. Tylko trochę za stary. - Zatrzymałem się na moment. -Z resztą, w moim przypadku kiepsko by było, gdybym ciągle oceniał ludzi po wyglądzie. Rozumiesz? Jedyne o co mogę bóstwa błagać, to o jakąś miłość platoniczną. - Choć i w to powątpiewam, czy będzie miała miejsce w moim życiu. Czy dobrze odpowiedziałem? W razie czego, nie umiem sam zdefiniować pożądania. Nieszczególnie rozwodziłem się nad tym, czy chciałbym w kogoś swoje przyrodzenie włożyć. Nie czuję nic podobnego, o ile dobrze myślę. Naoglądałem się mnóstwo nagich ciał. Nie wiem, czy nie widziałem ich więcej od niego. Najpierw pomoc ojcu z trupami, później studia medyczne, teraz sam pracuję... No, setki, jak nie tysiące denatów mi się przewinęło przed oczyma.
Wyciągałem wszystko z Stefka. Wszystko po kolei lądowało w wiadrze. Nerki, jelita, śliczna trzustka... Jej szkoda było mi najbardziej. Pokazałem Aranaiowi płuca, ale i one długo w klatce piersiowej nieboszczyka nie leżały.
-Ty pijesz tylko, tak? A inne substancje odurzające? - Fuj, alkohol. Fuj, papierosy i narkotyki. Nie lubię tych rzeczy. Osobiście, wolę pozostać trzeźwy jak dziecko i zdrowy. Z tym jak jest, jestem prze szczęśliwy.
Wyciągnąłem z mężczyzny wszystko co się dało. Powstawiałem mu żebra i zabrałem się za zszywanie go. Precyzyjnie mi wyszło, jak zawsze. Zszyłem mu również głowę. Nie będę musiał się nad nim dwoić i troić. Raczej nikt za niego nie zapłaci, aby przeszedł zabieg upiększający. Raczej, na pewno!
Otworzyłem jedną komorę w ścianie, wysunąłem blat o metalicznym połysku. Bez narządów wewnętrznych pan... Jak on miał na nazwisko? Nie ważne. Pan Bersa - jak ja to go nazwałem - ważył o wiele mniej. Przeniosłem go, wsunąłem blat do środka i zamknąłem go.
-Możemy iść na górę. Masz jakieś konkretne życzenia, co do ciasteczek? - Przykryłem narządy pierwszą lepszą ściereczką, która znalazła się pod moją ręką. Ściągnąłem rękawice z rąk.
Możemy wrócić na górę.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Sro Wrz 02, 2020 11:53 am

Grabarz zachował się całkiem spokojnie, krótki śmiech nie był przecież wyśmiewczy, a raczej podsumowujący. Aranai zawiesił na nim spojrzenie, kiedy w końcu się wypowiedział. Uśmiechnął się lekko.
-Niejednokrotnie szczęście uratowało mi życie. Może to dziwnie zabrzmi, ale w tym zawodzie jestem dość wiekowy. Mało kto dożył mojego wieku.
Zaśmiał się. Podziwiał Mistrza Jorkasa, który jest już sędziwym starcem. Ale był najlepszym z najlepszych. Marakas i Mirkas też swoje mają, ale od dawna grzeją stołki i tylko rzucają rozkazami.
Jego ciekawość została zaspokojona, wraz z kolejnymi słowami Khanna, lecz ostatnia wypowiedź na moment go zamroczyła. Jakby doznał za wielu myśli naraz i nie wiedział, co dokładnie odpowiedzieć.
-Niewarto. Miłość to trywialna i nietrwała sprawa. Zaćmiewa umysł, a potem przemija, jak wszystko. Przyjaźnie też, ale to swoją drogą. Patrz zawsze i tylko na siebie.
Doradził, jakby samemu coś na ten temat dobrze wiedział, a nauka płynęła z doświadczenia. No ale czego się spodziewać, po typie który zawsze żyje chwilą, do niczego się nie przywiązując.
Nie przeszkadzał zbytnio w opróżnianiu wnętrzności Stefana, choć Luca chyba zaciekawił się tym, jak prowadzi się sam Elf. Szpiczastouchy z kolei znowu się zamyślił, bo to niełatwe pytanie.
-Nie palę papierosów. Jednakże… nie powiem, bym był zawsze czysty. Jedno moje zlecenie wymagało bym zbliżył się do takiego jednego mecenasa sztuki, który lubował się w środkach narkotyzujących. Oczywiście też brałem, aby mi zaufał. To było dosyć specyficzne morderstwo. Głównie walczyłem sam ze sobą.
Odparł na podstawie przykładu, a choć nie był uzależniony, czasem po prostu musiał męczyć swój organizm takimi świństwami. Taka praca. Trzeba stawać się elastycznym. Ofiara lubi chłopców? Też musisz zacząć lubić chłopców. Ofiara ma chory fetysz? Też go nagle masz. Rzadko jesteś sobą.
Kiedy wszystko było gotowe, Elf klasnął.
-Lukier! Obiecałeś! Ja pamiętam!
Uśmiechnął się zadziornie i pokierował na górę. Po chwili znowu byli w posiadłości, gdzie było cieplej, niż w tej kostnicy. Zevis pokierował się do najbliższego stolika, gdzie rozsiadł się na krześle, a nogi zarzucił na blat, zaczynając się bawić sztyletem, obracając nim w palcach.
-Ogólnie coś robisz w wolnym czasie, poza tymi no, trupami?
Spytał unosząc jedną brew. Chyba, że Luca był pracoholikiem i sam zabijał ludzi, by mieć co chować.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Czw Wrz 03, 2020 1:31 am

-Wiekowy co? Oj staruszku, a gdzie masz jakiegoś swojego ucznia, którego byś szkolił, hm? - Posłałem mu rozbawiony uśmieszek. Zwykle to takie starsze osoby mają swoich uczniów, co nimi trochę pomiatają i trochę ich tam uczą. Choć, mi też niewiele brakuje do osiągnięcia wieku mojego przyjaciela. Może sam powinienem sobie uczniaka jakiegoś znaleźć? Tylko który teraz dzieciak chciałby maczać ręce w zwłokach?
Pokręciłem i pokiwałem mu głową na raz. Miłość, jakże głupia rzecz. Przywiązanie jest głupie i momentami irytujące. Na przykład, denerwowało mnie, gdy mi moja sympatia ze studiów zmarła. Przykro mi było i ciężko w tamtym okresie.
-Może i masz rację... Aczkolwiek, można się do kogoś przywiązać i obie strony mają korzyści z takiej relacji. No, na przykład! Ty przychodzisz do mnie z ciałem, ja je zabieram i dzięki temu mam pieniądze. - Głupi przykład. Choć, może trochę taki sensowny? No korzyści z obu stron zachowane są. Lubię Aranka i dziwnie by mi było, gdyby przestał mi ciałka przynosić do zakopania.
Ja się bawiłem w zwłokach, a on mi odpowiadał na pytania, jak miło. Szkoda tylko, że te zwłoki, to takie zimne już były w środku. Niezbyt przyjemne w dotyku. A takie ciepłe, oho! To coś cudownego. A ciepła krew to ekstaza dla rąk... Bo nie powiem, że dla receptorów smakowych, he, he. Nie jestem wampirem, nie lubuję się w piciu krwi.
-Ja nie lubię takich rzeczy. Sam bym podziękował. Cóż, podziwiam Cię za to, że jesteś taki wytrwały w swojej pracy. Zapewne, niektórym psychika by siadła po kilku sytuacjach, ewentualnie po kilku latach. - Sam siebie nie wyobrażam na jego miejscu. Kiepski byłby ze mnie zabójca i to dlatego zajmuję się trupami. Im mogę ponarzekać, mówić różne rzeczy. Trupy na szczęście nie oceniają.
Posprzątałem, to co było i mogliśmy iść na górę.
-Tak, to pamiętam... Coś jeszcze może? - Poszedłem pierwszy. Poczekałem, aż mój przyjaciel również znajdzie się w pracowni i dopiero wtedy zamknąłem za nim drzwi. -Coś do picia? - Skierowałem się do drzwi, dalej do spiżarki. Zabrałem cukier puder i cytrynę. Wodę mam w kuchni.
Skoro Aranai znalazł sobie miejsce do siedzenia, to ja zabrałem się za robienie lukru. To tylko zmieszanie kilku składników. Często sobie sam robiłem lukier, kiedy mama nie chciała mi czekolady dać. Zwyczajnie pragnąłem cukru.
Postawiłem miseczkę z lukrem przed blondynem. Obskoczyłem jeszcze raz spiżarkę, żeby ciacha zabrać i one wylądowały przed elfem.
-Smacznego. - Rzuciłem, kierując się do kominka. Ja sobie herbatkę zrobię, o!
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Czw Wrz 03, 2020 10:21 pm

-Masz piwo?
Zapytał tylko, kiedy Luca zaproponował jakiś napitek. Oczywiście szybko doczekał się ciasteczek, dzięki czemu Khann spłacił swój dług obietnicy, którą zawarł pod presją śmierci w obliczu zagrożenia. Takich to on szanował.
Ugryzł ciasteczko, było smaczne, lubił ogólnie lukier. Pamiętał pączki z lukrem, które kiedyś kradł, jak był małym urwisem. Niesmaczne to, robione z trocin, bo składników piekarzowi brakło, ale wystarczyło, aby się najeść, co jakiś czas, z bolącym brzuchem latać. Stanowczo preferował pączki wyższej półki, no ale teraz mowa o ciastkach.
Przypomniał sobie o słowach dotyczących własnego ucznia, co go z lekka rozbawiło, o czym świadczył nagły uśmieszek, z zapchaną buzia jak u dzieciaka.
-Nigdy w życiu nikogo nie szkoliłem nawet machania mieczem, a co dopiero uczeń. Zresztą, nie mogę mieć swojego podopiecznego, żyje w ścisłej hierarchii. Lecz kiedyś zostanę jednym z Mistrzów Porannej Gwiazdy, to będę miał całe stado do opieki, jeszcze zobaczysz. Tylko rzadziej się będziemy widywać, bo w obowiązkach mistrza jest siedzieć i nic nie robić. To będzie nuda.
Zażartował, choć był pewny swych słów, że zajdzie tak wysoko. Jego ego może było nadmuchane, ale inni go nie poprawiali, wręcz mieli wobec niego oczekiwania, że sięgnie chmur. Lekka presja? Skądże, jest zajebisty, ogarnie wszystko.
-A Ty? Komu i kiedy przekażesz swoje dziedzictwo cmentarne? Dzieci mieć nie będziesz, a jednak posiadłość i cmentarz Ciebie przeżyją. Myślałeś o tym? Chyba, że masz niespłacony kredyt, to wtedy bank się zaopiekuje.
Nadmienił, z czystej ciekawości, chwytając kolejne ciasteczko.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Pią Wrz 04, 2020 1:28 am

-Nie, nie mam piwa. Wódkę mam i spirytus. - Niby nie piję, ale alkohol mam. Być może znalazłbym jakieś stare whisky w spiżarce, co po moim ojcu zostało. Ja osobiście na napojach procentowych się nie znam i nie wiem, czy takie dziesięcioletnie whisky nadawałoby się jeszcze do picia.
Prędko mu przyrządziłem lukier i ciastka dałem. Ostatecznie też wróciłem się specjalnie dla niego po pół litra czystej, gdyby jednak zechciał wypić odrobinkę wódeczki. Niech sobie nawet ją weźmie. To dla mnie żadna strata, mam trochę pieniędzy, a ta wódka którą mam w piwnicy wystarczy mi na trochę jeszcze.
-Jak się nudzić będziesz, to tym bardziej wpadaj w odwiedziny. Tylko bez dzieci, nie lubię dzieci. To jak z robakami, sam ich widok mnie denerwuje. - Wróciłem do swojej herbatki. Zalałem ją wrzątkiem, zabrałem ją do stołu i przysiadłem sobie na krześle, na przeciwko Aranka.
Dzieci, okropna rzecz. Że też akurat musieliśmy zejść na temat bachorów i dziedziczenia. Gdybym tylko mógł, to chciałbym żyć wiecznie. Kopać zmarłych i cały czas przebywać na tym jednym kawałku ziemi. To moje marzenie. Nie chcę się starzeć i nie chcę umierać. Kocham swoją pracę ponad wszystko i chciałbym poświęcić jej całą wieczność.
-Nie wiem co zrobię. Adopcja odpada, naprawdę, nie przeżyłbym psychicznie z dzieciuchem pod jednym dachem. Starszego z kolei, już nie wychowasz tak jak chcesz, prawda? - Zaśmiałem się cicho. Chciałem użyć przez moment sformułowania "wytresować" zamiast "wychować". -Gdybym tylko zwierzę mógł tak wychować, aby groby kopało, to byłoby lepiej niż cudnie. - Upiłem trochę gorącego napoju. -A nieopłaconego kredytu nie mam... Mam jednak nadzieję, że kiedyś sam do mnie ktoś przyjdzie i będzie chciał mi pomagać i będę miał komu to wszystko pozostawić. Z chęcią bym pokazał też komuś jak oporządzać trupy, hm. - Ja w roli nauczyciela, no pięknie. Nie wyobrażam sobie tego.
Podrapałem się po głowie, zawiesiłem wzrok na swoim towarzyszu.
-Czy jak umrzesz, to będę mógł oprawić Twoje ciało? Czy Gwiazda może coś robi z ciałami poległych Zevisów? - O ile też jego ciało do mnie trafi, a nie zostanie porzucone gdzieś w górach, chociażby. Aranek tak pięknie by wyglądał w garniturze i z bukietem kwiatów. Róże mogłyby mu pasować, takie w kontraście do jego koloru włosów i oczu. Gdyby go kobiety zobaczyły takiego uślicznionego w grobie, to dopiero miałyby żałobę!
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Aranai Zevis Sob Wrz 05, 2020 4:21 pm

Nie miał piwa? Ah, w sumie dawno go nie pił, szkoda, ale darowanemu koniu nie patrzy się na grzywe… to chyva jakoś tak było? Poczekał na moment, aż Luca wróci z flaszką. Chwycił ją w łapy i przytulił do piersi jak pluszaka. Wiedział, że Khann nie pije, a samemu teraz ochoty nie ma. Znajdzie się jakaś kurwa co skorzysta.
Kiedy Grabarz rzucił coś o dzieciach, Elf natychmiast wybuchł śmiechem, uznając to za oczywisty żart, bo jakżeby inaczej.
-Szybciej się mutacji doczekam, niż dzieci. MY nie możemy ich mieć. A nawet… widzisz mnie w tej roli? Nuda.
Rzucił również żartobliwie i otarł łezke. No cóż, raczej nikt na tym świecie nie był w stanie wyobrazić go sobie z dzieckiem. No chyba, że te najbardziej zakochane elfie damy, które wierzyły lub pragnęły, że zostanie ojcem ich dzieci. Niewiele ich było, bowiem nie gustował w przedstawicielkach swojej rasy. Rzadko kiedy jakaś miała kształtną figurę, czy wyraziste rysy twarzy, jakie lubił w kobietach.
Wysłuchał w ciszy wywodu, obaw, dylematów i pragnień Luca Khanna, dotyczące przyszłości jego posady w tym miejscu, oraz pozostawieniu po sobie dziedzictwa. Nie miał na to większej porady lub przemyśleń, choć wyłapał wzmiankę o zwierzątku. Podrapał się po wytatuowanym policzku.
-A myślałeś może o kupnie hybrydy? To tak trochę jak zwierze. Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek, wiem bo Gwiazda kieruje się tym powiedzeniem, ale młode hybrydy chyba sprzedają…
Zarzucił luźną myśl, choć mogła się wydawać absurdalna. Hybryda prowadząca zakład pogrzebowy to jak nekromancja. Działa, ale niemiła dla oczu.
Słysząc ostatnie pytanie, chwycił jeszcze jedno ciastko, złapał mocnej szyjkę od flaszki i wstał z krzesła, kierując się powoli do drzwi.
-Palą nas. Nie mamy grobów, jesteśmy bezimiennym prochem. Ale miło, że Ci zależy. Wybacz, robota wzywa, dzięki za ciastka. Do zobaczenia.
Uśmiechnął się, odwracając głowę raz jeszcze.

Z/T dla Arana
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Luca Wto Wrz 08, 2020 6:44 pm

Zaśmiałem się pod nosem. Faktycznie, Aran w roli ojca zapewne kiepsko by się sprawdzał. Wszystko przez te ciągłe zlecenia, zabójstwa. Cóż, rzadko bywałby w "domu"... Ale czy to nudne by było? Nie wiem, dziecko może wróciłoby z wiadomością, że koleżanka jest z nim w ciąży, albo to córeczka z kimś się przespała. No, nie nazwałbym tego czymś nudnym... Ale nerwy by to mogło poszarpać dostatecznie. Przynajmniej mi.
Ostatecznie skomentowałem to uśmiechem i nie drążyłem dalej tego tematu. Ja dzieci mieć nie mogę - ani nie chcę, a on z kolei - nie może z dość oczywistych powodów.
-Drogi Aranku, młoda hybryda to też dziecko. Prędzej się powieszę, niż sobie dam radę psychicznie z dzieciakiem. - Zaśmiałem się cicho. Ja i śmierć samobójcza, dobre sobie. -Z resztą, są drogie i musiałbym na pewno o taką istotkę dbać, nie tak jak to dbam o swoje ptaki. Na pewno zwykłego surowego mięsa nie zje, tylko się pochoruje prędzej. - I to przysporzyłoby mi kolejne problemy. Wszak musiałbym się taką cholerą małą zająć, do lekarza zabrać... Albo do weterynarza. I co? Same problemy z takimi! Poza tym, nie mogę się z nim nie zgodzić. Hybryda prowadząca zakład pogrzebowy nie wyglądałaby za dobrze. Szarlataństwo takie wręcz, he, he.
Zawsze sobie myślałem, że własnych przyjaciół sam przyrządzić i zakopać będę mógł. Wyciągając pieniądze z własnej kieszeni, oczywiście. Tak, aby samemu wyprawić im najlepszą i ostatnią uroczystość. Oraz pierwszą w ich nie-życiu. A tu proszę, wyskoczył mi jeden wyjątek, którego zapewne nie zobaczę po śmierci. W sensie, jego śmierci. Aż mi serce ścisnęło.
Westchnąłem cicho i wzrokiem go odprowadziłem. Szkoda, że już musi uciekać, wielka szkoda. Może następnym razem będziemy mieli okazję porozmawiać dłużej? Kto wie, co nam przyniesie los.
-Do zobaczenia Aranku. - Wypiłem swoją herbatę do końca i zabrałem się za zbieranie naczyń do mycia.

Koniec.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r. Empty Re: Cmentarz w Afraaz | Jesień, 1867r.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach