Mały menel i makaron w kieszeni

Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Czw Paź 08, 2020 12:58 am

Czas: 1845 rok, jesień
Miejsce: Afraaz

Od kilku godzin leżałem pod łóżkiem z twarzą wlepioną w zakurzoną podłogę. Tuląc do piersi podarty koc liczyłem sobie do dziesięciu i próbowałem wymyślić kolejne liczby z nudów, albo kiwając głową na boki nuciłem nieskładnie piosenki. W mieszkaniu panowała cisza, ale ja oddychałem ciszej niż ta cisza, bo nie chciałem, żeby było mnie słychać. Zrobiłem się głodny, w sumie byłem głodny zanim schowałem się pod łóżkiem, ale teraz byłem naprawdę, naprawdę głodny.
Cichutko wypełzłem spod łóżka, zwinąłem koc w kulkę i dalej go dusząc podszedłem do drzwi od pokoju, wiszących tylko na górnym zawiasie. Wysunąłem nieśmiało głowę z sypialni i rozejrzałem się po słabo oświetlonym salonie. Zrobiłem pierwszy krok kuląc się kiedy deska zaskrzypiała. Na szczęście przy kolejnych krokach podłoga nie zdradzała mojej pozycji. Przeszedłem przez salon na palcach, zerkając na mamę, która leżała na dywanie przy kanapie.
Podbiegłem do blatu i cichutko sięgnąłem po ugotowany makaron suszący się w nieprzykrytej misce od wczoraj. Wziąłem jedną jego garść i schowałem do kieszeni, a później wypchałem sobie makaronem drugą kieszeń. Wytarłem wierzchem dłoni nos, z którego od jakiegoś czasu bezustannie mi ciekło. Skubnąłem kilka kawałków makaronu, pakując go sobie prosto do buzi i kiedy czułem, że już nie jestem aż tak głodny, to wróciłem do salonu z resztą makaronu w misce.
Uważając, żeby nie wejść na ostre kawałki szkła i w kałuże rozlanego alkoholu, zbliżyłem się do mamy. Kucnąłem przy niej i postawiłem na ziemi miskę, gdyby mama była głodna, ale mama spała.
-Mama?-zagadnąłem niepewnie, szturchając kobietę lekko w ramię, ale nie usłyszałem odpowiedzi, jej ciało się jedynie zakołysało pod wpływem mojego dotyku. Zmarszczyłem brwi, wstałem i przykryłem mamę kocem, którego ciągle miętosiłem w ręce. Ja sam wcisnąłem się pod koc i położyłem blisko rodzicielki, opierając się plecami o jej pierś i naciągając jej bezwładną rękę na siebie, jakby mnie przytulała.-Papa...Ym..ym Aha...-wyszeptałem niezwykle radosnym tonem, kiwając głową. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale zgubiłem słowa. Nie będę się tym przejmował, to się zdarza często i założę się, że każdemu.
Wtulony w mamę, przyłożyłem swoje zimne, bose stopy do jej ciepłych łydek, żeby się ogrzać, bo kominek jak zawsze się nie palił.
Pociągnąłem jeszcze kilka razy nosem, przylgnąłem mocniej plecami do mamy i spróbowałem zasnąć, nie zwracając uwagi na śpiewy za ścianą obok i kłótnię sąsiadów mieszkających pod nami. Każdy ma w końcu swoje własne życie, a ja się cieszyłem, że mam swoje własne i mamy własne i mamy razem. Milej tak zawsze z kimś mieć życie własne.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Czw Paź 08, 2020 6:24 pm

Kiedy się obudziłem za oknem było już ciemno, a mama dalej spała. Podniosłem się do klęku, dałem jej całusa w czoło i cichutko poszedłem do swojego pokoju. Pomacałem się po kieszeni spodni. Makaron dalej tam był. Złapałem za mój podarty, szkolny plecak, w którym był zeszyt z różnymi niemożliwie brzydkimi obrazkami, ołówek i cała masa niepotrzebnych za bardzo rzeczy, na przykład stara kanapka, sznurówka, papierek po cukierku, którego znalazłem na chodniku, a teraz jeszcze dołączy stłuczona butelka. Poszedłem cicho do salonu i klęknąłem przy rozbitym szkle, którego kawałki zacząłem sobie pakować do bocznych kieszeni plecaka. Mama czasem jak coś zepsuje, to potem jest zła, że tego nie ma i chce, żebym jej to oddał, więc oddaję. Kiedyś wyrzuciła do śmieci stare jajko, co ugotowała, a potem go szukała i była zła, że je wyrzuciłem do śmieci.
Spojrzałem na kobietę, która zaczęła w końcu wykazywać bardziej konkretne oznaki życia. Obserwowałem jak siada jęcząc i trzymając się za głowę, którą pewnie uderzyła w ziemię kiedy spadała z kanapy.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko na powitanie, ale nie spojrzała na mnie, bo oczy miała zaciśnięte, bo ją bolało. Wstałem z ziemi razem z nią. Prędko chwyciłem miskę z makaronem i popędziłem za mamą, co szła do kuchni.
-Mama. Mama. Mhhh!-zakrzyknąłem radośnie wybiegając przed nią i unosząc wysoko miskę z makaronem, żeby widziała, że przyniosłem jej go, i że nie musi po niego iść.
-Odsuń się.-Szybkim ruchem ręki przyłożyła mi dłoń do twarzy i odepchnęła mocno na bok, aż upadłem na kolana, a część makaronu spadła na dywan. Szybko do wszystko pozbierałem i znów pobiegłem za mamą niezrażony niczym.
-Mama. Bo ymm... Mam mama... Ja mam coś... Mhm...-pokiwałem głową kiedy kobieta nalewała sobie wody do szklanki. Odstawiłem makaron na blat i pobiegłem do salonu i z zeszytu, który był w plecaku, wydarłem nierówno kartkę z rysunkiem. W mgnieniu oka znów byłem w kuchni i unosiłem wysoko rysunek, tak jak przed chwilą robiłem to z makaronem. Mieliśmy w szkole zadanie narysować naszą rodzinę i narysowałem. Byłem tam ja i mama i miły Pan sąsiad i uśmiechnięty znajomy mamy i taka stara Pani, co zawsze w samej koszuli chodzi i zawsze przynosi mi korek od wina do zabawy i był tam jeszcze taki kolejny Pan z brodą, co kiedyś nam wymieniał w domu okno kiedy mama je zimą stłukła wyrzucając mój obiad na podwórko, bo była zła, że mlaskałem, a ją głowa bolała. Ale ja już nie mlaszczę, bo umiem tego nie robić.-Bo ten...Mam dla mamy, bo narysowałem dla mamy!-kolejne wesołe tony zaczęły się roznosić po kuchni, a później po salonie kiedy idąc za mamą wymieniałem jej nazwy kolorów jakich użyłem do narysowania. To był niebieski i zielony i szary, bo ołówek jest szary.
Mama usiadła na łóżku, kręcąc w dłoni zielonym jabłkiem, co wzięła z kuchni. Sapnęła ciężko i zaczęła się rozglądać dookoła. Uśmiechnąłem się do niej kiedy rzuciła szybkie spojrzenie na mój obrazek. Spodobał się jej mam wrażenie, bo mi się podobał, to i jej pewnie też, bo to był prezent dla niej.
-Przynieś mi nóż.-rzuciła ochrypłym głosem. Kiwnąłem głową, odłożyłem rysunek na kawowy stolik w salonie i popędziłem do kuchni. Wyjąłem nóż z masła i ruszyłem powolnym krokiem do salonu. W szkole mówili, żeby nie biegać ani z nożami ani z nożyczkami, więc trochę się bałem, że sobie oko wydłubię, jak łyżeczką w szklance z pocukrzonym wrzątkiem.
Dumny wystawiłem nóż w stronę mamy, żeby go wzięła.
-Nie ten.-obrzuciła mnie niezadowolonym spojrzeniem. Onieśmielony poszedłem do kuchni i wbiłem nóż w masło. Rozejrzałem się po blacie i zobaczyłem kolejny nóż. Długi, mama nim lubi kroić ser. Tak samo ostrożnie jak wcześniej, poszedłem do salonu, znów wystawiłem nóż do mamy.
-Nie ten.-uderzając dłonią w stolik, warknęła na mnie, aż podskoczyłem wystraszony, kiwnąłem głową i truchtem pobiegłem do kuchni. Zacząłem się rozglądać po blacie, ale nigdzie nie było żadnych noży.-W szufladzie, jest nóż z drewnianą rączką.-usłyszałem głos balansujący na granicy wybuchu. Natychmiast dopadłem od szuflady. Zmarszczyłem brwi widząc, że noży z drewnianą rączką jest kilka. Złapałem pierwszy lepszy, średniej długości nożyk z drewnianą rączką i ząbkowanym ostrzem. Ruszyłem z nim nieśmiało do mamy. Stanąłem w progu kuchni i nawet nie zdążyłem nic powiedzieć.
-Kurwa, no nie ten!-usłyszałem wrzask przez który się wzdrygnąłem, a sekundę później nad moją głową o framugę roztrzaskało się jabłko opryskując sokiem wszystko dookoła.
Tuż za jabłkiem w moją stronę popędziła wściekła mama. Upuszczając nóż uchyliłem się przed jej rękoma i uciekłem do kuchni upadając na środek podłogi. Dopadłem z płaczem do blatu i wtedy poczułem jak palce mamy wplątują mi się w za długie włosy. Szarpnęła mną w tył i rzuciła na ziemię, o którą niedelikatnie uderzyłem skronią, skowycząc przy tym panicznie.
Poderwałem się z podłogi i zacząłem uciekać do pokoju. Złapany za bluzkę na karku zostałem zatrzymany i pociągnięty na ziemię. Kaszlnąłem kiedy z impetem spotkałem się plecami z podłogą i poczułem natychmiast ciężar na brzuchu kiedy mama przysiadła na mnie okrakiem, przyciskając przypadkiem moją rękę kolanem do ziemi.
-Nawet jebanego noża nie umiesz kurwa przynieść!-wykrzyczała mi w twarz szarpiąc mnie za kołnierz i uderzając w ten sposób moją głową o deski i niespecjalnie zwracając uwagę na moje piski. Uderzyła mną ostatni raz, wstała ze mnie i zaczęła szukać czegoś wzrokiem krążąc bez ładu po pomieszczeniu.
Korzystając z okazji poderwałem się z ziemi i popędziłem do swojego pokoju uważając, żeby nie wyłamać moich drzwi, bo na jednym zawiasie tylko wisiały. Przeleciałem szybkim spojrzeniem po pokoju i a później w kilka sekund posprzątałem bałagan, co się najbardziej rzucał w oczy. Ułożyłem kołdrę, wszystkie ubrania i książki wepchnąłem do szafki nocnej. Kiedy już pokój był ogarnięty zastygłem w bezruchu na środku sypialni i nasłuchiwałem kroków mamy, która zaczęła nagle krzyczeć i zrzucać rzeczy z półek. Mama tak robi jak jest zła, bo nie lubi jak coś krzywo stoi na półce.
W końcu jej kroki zaczęły się do mnie zbliżać, więc ja błyskawicznie padłem na ziemię i wczołgałem się pod łóżko. Wcisnąłem się w najdalszy kąt i znów zmieniłem się w kamienia. Widziałem nogi mamy kiedy weszła do pokoju.
-Froś?-powiedziała nienaturalnie łagodnym tonem, ale nie odpowiedziałem. Zajrzała do zdemolowanej łazienki, której nigdy nie wyremontowaliśmy, później zajrzała do szafy, ale tam też mnie nie było, aż w końcu uklękła na ziemi kawałek od łóżka i zajrzała pod nie.-Froś. Chodź do mamy.-obiecała ze zmęczonym uśmiechem, ale ja nie byłem przekonany. Pokręciłem tylko głową, a mama nachyliła się bardziej pod łóżko.-Chodź Froś. Nic ci nie zrobię. Obiecuję.-zmarszczyłem brwi i powoli zacząłem pełznąć w stronę mamy. Wyszedłem spod łóżka, a mama od razy wyciągnęła do mnie ręce i objęła mnie mocno.-Przepraszam Froś. To ostatni raz.-mówiła szeptem, głaszcząc mnie po głowie.-Wierzysz mamie?-przytaknąłem, bo jak mógłbym mamie nie wierzyć?-No to przytul mamę.-jak na zawołanie objąłem ją mocno w pasie i wtuliłem się twarzą w jej bluzkę. Mama dalej mnie głaskała i kiwała się powoli na boki nucąc pod nosem piosenkę.
Chciałem się jej zapytać czy rysunek się jej podobał, ale nie musiałem, bo wiedziałem, że się jej podobał, bo narysowałem go dla niej, bo nauczycielka kazała i myślę, że ucieszyła się mama jak go zobaczyła, bo na rysunku dałem jej bardzo ładny uśmiech.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Pią Paź 09, 2020 7:21 pm

Dzień po tym jak mama mnie przeprosiła, znów była zła, ale ja rozumiem, czasem trzeba się zezłościć, tylko mi w szkole wypisują nauczyciele uwagi, a mojej mamie nikt nic nie wypisze.
Mama powiedziała, że mam dużo, ale mało sekund na spakowanie się i wyjście z domu, a ja nie wiedziałem ile czasu minęło, a ona mnie złapała za fraki i pożegnała kopnięciem w tyłek. Może miała mieć gości i nie chciała, żebym przeszkadzał. Szkoda, mam dla Pani od korków od wina rysunek. Jestem tam ja i ona i korki nasze. Myślę, że by się jej spodobał, ale jeśli teraz jej nie dam, to dam innym razem.
Z plecakiem na plecach siedziałem na krawężniku, ze stopami na ulicy i maczałem palca w kałuży, bo wrzucałem do niej małe kamyczki licząc, że któryś nie utonie. Kiedy skończyły mi się kamyczki, które wygrzebałem z kieszeni walcząc z makaronem, który tam miałem i który czasem sobie podjadałem. Nie wiem czy mama mnie wpuści wieczorem do domu, więc muszę oszczędzać, to wiem. O wodę nie muszę się martwić, bo woda jest wszędzie na ziemi. Lubię to, że woda jest wszędzie, bo nie muszę się o nią martwić.
-A kogo to widzą moje oczy?-usłyszałem okropnie chrypiący, ale dalej szczęśliwy głos. Obróciłem się i zobaczyłem Skapa, mojego kolegę co już łysy jest i siwy i pomarszczony, a na szyi rośnie mu pod skórą takie duże coś, co już rozmiaru pięści jest.
-Jedyno!-odkrzyknąłem radośnie, wystawiając w jego stronę jeden palec, wzkazujący.
-Dokadnie. Jedno oko! Bo drugie mi zjadły kruki kiedy walczyłem na morzu.-dodał walecznie, kucając przy mnie i czochrając mnie bezlitośnie po czuprynie.
-A em.. ale ostatnio to ten nie, to były te zębatki...-zarechotałem na czochranie i przypomniałem mu, że ostatnio opowiadał inną historię związaną ze stratą swojego lewego oka, a wcześniej była też jeszcze insza opowieść.
-Ty to masz pamięć brzdącu, co? Nic mi nie popuścisz.-zaburczał uradowany, po czym objął mnie za szyję, przyciągnął do piersi i zmierzwił mi grzywkę kiedy ja piszczałem jak dziki, nie umiejąc się powstrzymać od śmiechu. Na koniec kichnąłem i wytarłem nos o kolano.-To co tu porabiasz?
-Ym ym...No...-zmarszczyłem brwi i zacząłem rozglądać się za kamieniem. Koniec końców wsadziłem rękę do kałuży i wyjąłem z niej utopione przed chwilą dwa kamienie. Podałem mu jednego, a sobie zostawiłem drugiego.-I ten, noo...-wrzuciłem kamienia do wody z uśmiechem.-Topi się.-wskazałem palcem i obserwowałem jak mój przyjaciel też wrzuca kamienia do wody.
-Sprytne.-kiwnął głową z aprobatą i zerknął na moją jaśniejącą niezwykłą dumą buźkę.
-Chodź. Zostajesz u mnie czy musisz wracać?-zagaił wstając z chodnika i klepiąc mnie po ramieniu.
-Ja tak, ja zostanę, bo... nie wiem...Ym...Ale mogę...-pokiwałem głową wstając i idąc za mężczyzną. Złapałem go za rękę i obejrzałem się jeszcze raz na kałużę.-Opowiesz mi...tą...ym bajkę?-zapytałem i zobaczyłem jak uśmiech się pojawia na twarzy jedookiego.
-Opowiem.-przytaknął i poprowadził mnie dalej wąską alejką.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Sob Paź 10, 2020 6:34 pm

Skap złapał mnie pod ramiona, podniósł głośno sapiąc przy tym i wsadził mnie do kosza na śmieci.
-Zbieraj co się da młody, a potem to obejrzymy. Jasne?-kiwnąłem głową podekscytowany tym, że ktoś potrzebuje mojej pomocy. Staruszek poczochrał mnie po głowie i ruszył do kolejnego śmietnika, co stał kilkanaście metrów dalej. Obserwowałem go, po czym zabrałem się za przeszukiwanie śmietnika. Skórę ryby wsadziłem do plecaka, obierki po jabłku też, pożółkłą zieleninkę z jakiegoś warzywa też schowałem do plecaka. Znalazłem też kilka zielonych, szklanych koralików. Znalazłem jeszcze kilka wartościowych rzeczy takich jak piętki chleba z kawałkiem papierowej metki przyklejonej do skórki albo rozgniecione lekko winogrono.
-Emm...E...Ska..ym Skapp!-uśmiechnąłem się kiedy mówiłem jego imię, bo go lubiłem.-Bo ja to chyba tak myślę, że chyba ymm...już chyba....-wydukałem kiedy już cały kosz przekopałem w tę i we w tę. Ledwo wystając ze śmietnika spojrzałem na przyjaciela i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej kiedy i on na mnie spojrzał. Zarechotałem radośnie widząc jak się z trudem wygramala z kontenera. Ja sam spróbowałem zrobić to samodzielnie. Złapałem się krawędzi kosza i podciągnąłem się na rękach, odpychając się przy tym nogami od śmieci jakie mi się trafiły pod podeszwami. Przewieszony w połowie przez śmietnik, poczułem jak Skap łapie mnie za bluzę na karku i za krawędź spodni i wywleka z kosza, znów przy tym stękając i sapiąc.
Stanąłem na ziemi, poprawiłem szelkę plecaka i odgarnąłem włosy z buźki, ale te szybko mi na oczy spadły.
-Może ci ciachnąć te czrepry, co?-zagadnął mężczyzna przeczesując mi włosy palcami, żeby mi w ślepia spojrzeć z uśmiechem.
-Aha...Bo tak mi nie widzę.-skomentowałem, bo to denerwujące jak tak włosy do oczu wpadają. A długość taka głupia, że nie mogę tego za ucho założyć.
-To chodź do domu Żabolu ty jeden.-mruknął pogodnie, a ja w odpowiedzi mu zarechotałem jak rasowa żaba, co wywołało u mężczyzny charczący, głośny śmiech. Trochę się tego uczyłem, ale w końcu opanowałem to do perfekcji. Odwzajemniłem czuły uśmiech staruszka, który złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w kolejne alejki.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Nie Paź 11, 2020 10:36 pm

-Ej, Spak...
-Ja ci zaraz dam Spak!-zaśmiałem się kiedy mężczyzna dźgnął mnie palcem w bok.
-Skap...
-Noo?
-Mogę tak..spać? Tak ym no tu? Tak ten...tak no wiesz tak na trochę, tak...jutro, tak myślę..?-wymruczałem nieśmiało i zerknąłem na mężczyznę mimo, że przez ciemność jaka panowała dookoła, nic nie widziałem. Na podwórku było jaśniej bo te...migawki na niebie się świecą, ale w budce, co sobie Skap zrobił z blatów i desek, to ciemno jak w dupie, jak on to mówi.
Usłyszałem jak mężczyzna przekręca głowę.
-Jasne. Możesz tu spać zawsze. Wiesz jak tu od ciebie dojść?-zapytał, dalej na mnie patrząc. Było nam trochę ciasno, ale ciasno, ale własno, o!
-Ja..mhm..-przytaknąłem niepewnie.
-Kłamiesz...-zmrużył oczko, czułem to.
-Nie.
-Kłamiesz.
-....
-Kłamiesz?
-No ten może...może trochę... ale mało.-uśmiechnąłem się do niego jak mały chochlik i przekręciłem się na boczek, żeby leżeć przodem do mężczyzny. Ciasno w domku Skapa jest. Facet zaśmiał się cicho i też przekręcił się na bok żeby leżeć przodem do mnie.
-Jak będziesz chciał do mnie przyjść, to idź pod rzeźnika, tego z tym zielonym szyldem, co jest tam narysowana uśmiechnięta, odcięta krowia głowa, dobra?
-Mhm.-mruknąłem z zaangażowaniem, po czym zapadła chwila ciszy.
W końcu poczułem jak mężczyzna kładzie mi dłoń na czole i przesuwa nią po włosach.
-Ale ci czuprynę ściąłem, co? Powinienem we fryzjerni pracować. Kurwa tak bym kobitkom ścinał włosy, że ho ho!-wierzyłem mu. Nie widziałem swojego odbicia jeszcze, więc nie mogłem ocenić, ale założę się, że Skap ściął mi grzywkę jak ta lala!
Znów nastąpiła chwila ciszy w trakcie której okryłem się bardziej kocykiem, a Skap mi trochę z tym pomógł i siebie też lepiej okrył.
-A te...chłopaki się zaczepiają czasem? Tak wiesz... no wiesz jak?-zdziwiło mnie nieco, że nagle Skapowi niezręcznie o czymś mówić. Może jego nie zaczepiają w taki sposób, tylko od razu go biją bez możliwości wykupienia się jakoś.
-Tak...ale ja robię co każą, bo no bo ja już ten... umiem i nie..nie biją jak robię im te...no...-zgubiłem słowo.-Już nawet nie...eee...nie gryzę...Na zęby o to ja ten uważam no...-pochwaliłem się zadowolony, że opanowałem trudną sztukę robienia innym dobrze pyskiem, powiem to ładnie. Bo na początku, to kilka razy po łbie dostałem, jak kiełkiem zaczepiłem, ale teraz to ja umiem.-Ale to ten...ale to nie wszyscy... Ossti-hm...Oste...-zmarszczyłem brwi.
-Osstien?
-Aha! On ciągle...tak sobie czasem ten myślę, jak noo...bo może mnie lubi chyba... może emm... może dlatego?-zastanowiłem się chwilę i w czasie tej chwili usłyszałem westchnięcie Skapa, w którym zdawało mi się, że powiedział ,,Jebana suka", ale nie byłem pewien czy na pewno i do kogo.
Facet objął mnie ręką mocno i poczochrał po łbie.
-No nie ważne młody. Śpimy, jak jutro mamy mieć siły. Będę miał dla ciebie bojowe zadanie, ale to się jutro dowiesz.
-O! Jakie?-spojrzałem na niego zachwycony tym, że będę uczestniczył w czymś ważnym. Nie chciałem go zwieść ani trochę, chciałem pokazać, że można na mnie polegać.
-Jutro się dowiesz cwaniaku papierowy, ty skubańcu.-ofukał mnie i przystawił usta do mojego policzka i wydmuchną powietrze pierdząc mi ustami w skórę w akompaniamencie mojego rechotu.
-Wali ci z buzi!!-zaprotestowałem dalej roześmiany niesamowicie.
-Tobie też i chuj.
-I chuj.-powtórzyłem po nim i usłyszałem prychnięcie aprobaty.
-Dobranoc Żabolu.-życzył mi i pogłaskał mnie jeszcze raz po przyciętych nieco włosach.
-Dobranoc Skap.-odpowiedziałem i ułożyłem się wygodnie obok przyjaciela, już po chwili chrapiąc razem z nim.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Pon Paź 12, 2020 12:08 am

Rano kiedy się obudziliśmy, wyszliśmy na podwórko i siedząc na gazetach jedliśmy obierki i mój makaron i chlebek Skapa, bo on miał wczoraj więcej szczęścia i znalazł pół bochenka chleba, trzeba było go obdrapać z zieleninki, ale dalej było go dużo. Omawialiśmy plan Skapa, w którym grałem ważną rolę.
-Tam jest taki targ i ty skubniesz jedną rzecz, ale się z tym nie ukrywaj, bo ciebie to i tak zobaczą, dobrze?
-Dobrze.-pokiwałem głową na razie pamiętając wszystko co mam robić.
-Od razu jak weźmiesz błyskotkę to zwiewaj jakby ci się nogi paliły, jasne?
-Jasne.
-Uciekaj aż nikt cię nie będzie gonić, rozumiesz?
-Aha.
-A jak uciekniesz to schowaj błyskotkę i wracaj do mnie, ale inną trasą niż uciekałeś, teraz też rozumiesz?-przytaknąłem po chwili namysł.-Powtórz.
-O..Emm... Idę..yym..biorę i uciekam daleko...i jak mmm nikt ten nikt nie idzie za mną, to idę do...do ciebie.-powiedziałem powoli, nie chcąc się pomylić. To ważna sprawa, ja wiem, że bardzo ważna, nie mogę tego zepsuć.
-Świetnie.-mężczyzna uśmiechnął się szeroko, a ja uśmiech odwzajemniłem.-Kiedy będą gonić ciebie, ja zwinę co będę mógł i też ucieknę. Tylko nie daj się złapać.-przestrzegł mnie i patrzył jak przytakuję.
Wstaliśmy, zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy na wyjście nasze ważne. Musi mi się udać, jeśli mi się nie uda, to będzie źle, Skap pewnie byłby zły. Mama jest zła, jak coś zepsuję, nawet jeśli mnie o nic nie prosiła.
Chwilę nam zajęło dojście do targu, bo Skap powiedział, że koło domu się nie kradnie, bo tam łatwo wpaść.
Rozdzieliliśmy się ze Skapem i trochę się wystraszyłem, że więcej go nie zobaczę, tak samo się bałem, jak mama wychodziła z domu i się bałem, że nie wróci. Nie chciałem zostać sam, nie lubię myślę... Wolę być z kimś jeśli mogę prosić.
Wyszedłem na uliczkę i wpakowałem się w tłum, wzrok mając trochę powyżej dup ludzi. Mógłbym ich gryźć w pośladki. Otrzepałem się z myśli. Musiałem się skupić. Stanowisko z różowym baldachimem, różowy, jak świnka, różowy jak różyczka różowa, nie czerwona różyczka tylko różowa różyczka. Mam!
Rozejrzałem się za Skapem, ale nigdzie go nie było, ale mówił, że go nie będzie widać, bo się ukryje. Ufam mu, myślę, że on mnie nie oszuka.
Podszedłem do stanowiska cały zdenerwowany, szybko złapałem w rękę złoty naszyjnik z zielonym oczkiem, po czym błyskawicznie zacząłem uciekać, słysząc za plecami jak sprzedawczyni podnosi raban, a jej mąż zaczyna za mną pędzić. Nie obracałem się, zwyczajnie biegłem przepychając się między ludźmi. Jestem mały, więc lepiej mi to idzie niż dużemu Panu, który do tego robił dużo hałasu.
Pędziłem kilka chwil przedzierając się przez tłum, a kiedy rumor nieco zelżał skręciłem w jedną z alejek i nią zacząłem biec. Po kilku minutach mogłem swobodnie zwolnić. Rozejrzałem się i nie widziałem, ani nie słyszałem nic podejrzanego. Uśmiechnąłem się zwycięsko i schowałem skradziony naszyjnik na dno plecaka, żeby był bezpieczny. Założyłem plecak na plecy i ruszyłem do domu Skapa, mniej więcej, bo nie do końca wiedziałem gdzie jestem, chociaż chyba szedłem w dobrym kierunku, bo uliczki zdawały się być jakoś znajome. Zdawały się znajome... Znam te uliczki i wiem, że chyba nie powinienem tutaj być. Osstien nie lubi jak mu chodzę bez pozwolenia po domu.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Pon Paź 12, 2020 8:50 pm

18+

Usłyszałem chrupnięcie kamienia pod podeszwą. Obróciłem się szybko, chociaż powinienem od razu uciekać. Zobaczyłem cień i poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię i przyciąga do siebie. Objęty ręką za kark, stałem przy nachylającym się do mnie mężczyźnie w średnim wieku, który uśmiechał się miło i szeroko.
-Co tam? Szkrabie, co?-zagadnął mnie i nie dał czasu na odpowiedź.-Zgubiłeś się w moim lesie kapturku?-nie wiedziałem o co chodzi. Nie miałem kaptura na głowie i nie byłem w lesie. Facet zarechotał, a ja naśladując go też się uśmiechnąłem. To było w nim miłe, że lubił się śmiać.-Co się mówi?-to pytanie mnie otrzeźwiło, wiedziałem, że zabawy się skończyły.
-Prze...em...przepraszam. Osia...Ossian...-wydusiłem z siebie gapiąc się na swoje pozdzierane buty, tylko czasem zerkając na bezdomnego, który ciągle uśmiechał się miło.
-I? Co jeszcze?-dopytywał tak samo miłym tonem. Poprawił mi bluzkę.
-Ymm...ymm..jak..jak mogę... emm... się od-odpłacić? Bo tutaj przyszedłem....no..-tym razem to ja byłem nieco speszony i zdenerwowany, a nie Skap, o Skapa się właśnie bałem. Miałem iść prosto do niego, ale teraz przez Ossiana się spóźnię, nie chciałem, żeby się Skap martwił o mnie, że nie wracam.
Wzrok mężczyzny natychmiast się zmienił, widziałem jak ruszył brwiami i zmrużył nieco ślepia i uśmiech się mu zmienił. Pogłaskał mnie po ramieniu, złapał za pętelkę u góry plecaka i pociągnął mnie za nią, żebym za nim szedł jak na smyczy. Mógłbym zostawić plecak i uciec, ale miałem tam trochę jedzenia i szkło stłuczone dla mamy i rysunki i naszyjnik dla Skapa. Nie mogłem plecaka zostawić, bo to mój plecak i nie chcę żeby ktoś inny go miał.
Weszliśmy do jednej ze ślepych alejek, gdzie zostałem usadzony na posłaniu Ossiana. Siedząc po turecku obserwowałem go jak chodził w tę i we w tę.
-To co tam u ciebie?-rzucił mężczyzna wykładając na wygięty kawałek metalu trochę chleba, kawałek kiełbasy i ogórka pokrojonego ze skórką w plasterki. Co chwilę obłapiał mnie krótkimi spojrzeniami, nie mógł patrzeć dłużej, bo by sobie palce nożem pokaleczył.
-Emm...-pokiwałem głową, ale czułem, że to może nie być to co jest oczekiwane.-Jest...e jest dobrze... Rysuję...rysuję no...-znów lekką dumę poczułem. Lubię moje obrazki, są bardziej kanciaste i nieskładne niż obrazki innych, ale są moje własne i lubię je.
-To dobrze. Też kiedyś rysowałem, ale to głupie zajęcie.-pokiwał głową i usiadł blisko mnie i podsunął mi jedzenie, z którego on sam też korzystał. Złapał mnie za kosmyk włosów i przyjrzał mu się kiedy pakowałem ukradkiem do kieszeni dwa plasterki ogórka.-Kto ci tak włosy ściął?-zaśmiał się w mojej fryzury.-Lepiej by było jakby cię na łyso zgolić.-powiedział, po czym złapał moje włosy w garść i pociągnął je w tył, aż spojrzałem na niego z zaskoczonym sapnięciem, przez które się zakrztusiłem kawałkiem chlebka. Nic mi się nie stało na szczęście. To nie bolało.
-Nie chce ja...chce włosy...Ciepło...ymm...-wytłumaczyłem hasłowo, przełykając gryza kiełbasy. Znów mnie złapał mocno za czuprynę, ale teraz nie ciągał, potrzymał kilka sekund z satysfakcją w uśmiechu, a później pogłaskał mnie jak gdyby nigdy nic.
-Racja, jakbyś był łysy nie miałbym cię za co ciągać.-nie rozumiałem, a on zaśmiał się charcząco, po czym wstał i patrzył na mnie z góry.-Zjadłeś już? Świetnie.-furknął jeszcze, po czym schylił się i po raz kolejny łapiąc mnie za włosy pociągnął do góry, podnosząc mnie do półklęku. To już zabolało, aż pisnąłem i chwyciłem go za rękę.
-Wiem...ale ale...ja ymm muszę iść...myślę.-odpowiedziałem, licząc, że może to przejdzie, bo faktycznie mi się spieszy. Bardzo mi się spieszy.
-Chuja musisz. Żarłeś moje, to robisz co chcę.-przytaknąłem kiedy w końcu znalazłem oparcie pod kolanami wygodne, żeby nie bolało aż tak ciąganie za włosy. Ja rozumiem, że jadłem, to muszę płacić wykonaniem jakiegoś zadania, ale jakbym nie jadł, to by mi się oberwało, bo jestem niemiły i wybrzydzam. Trochę tego nie lubię, ale każdy tak ma myślę, co nie znaczy, że nie rozumiem czasami. Mimo wszystko wiem, że się z tego nie wywinę i zwyczajnie zrobię co mi każe. Innej opcji za bardzo nie mam.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Wto Paź 27, 2020 2:37 pm

Zdyszany pędziłem tam gdzie wydawało mi się, że powinienem być, a mnie niema. Nie umiałem jednak znaleźć drogi powrotnej do domu Skapa, więc szukałem rzeźnika z uśmiechniętą krową na szyldzie. Znalazłem się pod sklepem akurat kiedy z nieba zaczęły spadać mokre kropelki.
Pociągnąłem nosem, wytarłem zaczerwienione oczy i usiadłem na schodku pod niewielkim zadaszeniem. Skap po mnie przyjdzie, jak nie dzisiaj, to jutro. Potarłem ostrożnie stłuczone w czasie niedawnego upadku kolano. Bolało mnie, ale przejdzie, zawsze przechodzi. Wytarłem jeszcze raz nos rękawem i owinąłem się rękoma dookoła nóg.
Siedziałem krótko, potem siedziałem dłużej, a potem jeszcze dłużej. Siedziałem tak długo aż rzeźnik zamknął sklep, bo klienci poszli i siedziałem tak długo aż inny pan chodził patykiem ognistym i zapalał latarnie na ulicy. Wytarłem nos jeszcze raz, ciągle go wycierałem, bo ciągle oczy mi się szkliły i robiło mi się zimno. Zacząłem się zastanawiać, że może Skapowi coś się stało i dlatego nie przychodzi. Jak tak pomyślę, to to jest bardzo możliwe, bo przecież też kradł, a nie ucieka tak szybko jak ja.
Chlipiąc przyciągnąłem nogi bliżej piersi, żeby było mi cieplej i czekałem na Skapa, który uparcie nie przychodził kolejną godzinę i następną. Ja jestem bardzo cierpliwy i umiem sobie zorganizować czas i myśli, żeby się nie nudzić kiedy muszę czekać, ale teraz się zwyczajnie bałem. Nie chciałem zostawać sam bez Skapa, który nie wiem gdzie jest. Minęła jednak kolejna godzina, a ja już się cały trząsłem z mieszanki chłodu i emocji. Przygryzłem sobie kilka razy język i było mi zimno w tyłek.
W końcu podjąłem decyzję, wstałem i na drżących nogach zacząłem iść do domu. Nie lubię tak wracać do domu, bo nie wiem czy mama mi otworzy drzwi, czasami nie otwiera i muszę czekać na wycieraczce do rana, ale lepiej myślę spać na klatce niż na podwórku. Nie wieje przynajmniej.
Miasto nocą bardzo mi się podobało, ale było też trochę straszne. Pewnie jak będę większy i nie będę patrzył na wszystko i wszystkich od dołu, to nie będę się aż tak denerwował. Taką mam nadzieję. Jak będę duży, to będę mógł robić co chcę! Będę mógł jeść co chcę i spać gdzie chcę, albo nie będę spać wcale, jak nie będę chciał spać!
Poprawiłem szelki plecaka, owinąłem się bardziej bluzką i niemalże na palcach przemierzałem wąskie uliczki. Jeszcze tylko kilka kamienic i dojdę do domu mamy.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Wto Paź 27, 2020 2:37 pm

Z duszyczką moją na ramieniu, szedłem przez ciemne miasto i poszczęściło mi się, bo nikt mnie nie zaczepiał. Wszedłem do mojej kamienicy, wdrapałem się na odpowiednie piętro i stanąłem przed drzwiami. Poprawiłem plecak, poprawiłem przycięte włosy i nie przejmując się matczynymi, głośnymi jękami złapałem za klamkę. Znów miałem szczęście. Mama nie otwiera kiedy ma gości, pewnie dlatego, że mnie nie słyszy.
Wszedłem cichutko do holu i tak samo cicho wszedłem do salonu. Popatrzyłem na półprzytomną matkę leżącą bez spódnicy i bluzki na stole do obiadów i na stojącego między jej nogami Pana, co nam okna wymieniał kiedyś jak mama stłukła szybę bo była na mnie zła, że mlaskałem. Ja nie mlaszczę już, bo się nauczyłem. W sumie mądry jestem tak myślę, dużo się nauczyłem.
Ignorując ich mruczenia, sapania i wszelkie inne odgłosy, podreptałem błyskawicznie do kuchni, zwinąłem jabłko z blatu i znów przedreptałem przez salon do pokoju, rzucając jeszcze raz spojrzenie na mamę i Pana od okien.
Drzwi wiszące krzywo na jednym zawiasie nie były w sumie żadną barierą przeciwko hałasom jakie robiła mama ze swoim gościem, ale mi to nie przeszkadzało, bo byłem w moim pokoju. Miło posłuchać jak mamie miło, no i w sumie całkiem podoba mi się, że jest zajęta, a nie chodzi po domu i złości się na mnie.
Wpakowałem się do łóżka nie przebierając się i nawet nie zdejmując butów. Wyjąłem z plecaka zeszyt i ogryzek ołówka i zacząłem rysować, jedząc przy tym jabłko i podskakując kiedy mama krzyknęła głośniej albo kiedy usłyszałem jak Pan uderza mamę. To też jest całkiem zabawne i nie rozumiem, że mama dostaje klapsy. Za co? Może jak będę dorosły też będę dostawał to od innych? Bo teraz dostaję uwagi, a mama nie, może klapsy to kara dla dorosłych. Złapałem się na tym, że odbiegłem od mojego rysunku.
Wróciłem do rysowania i już po chwili miałem przed sobą moje małe dzieło sztuki, mój kochany i ładny rysunek. Może nie był bardzo ładny, ale myślę, że był ładny. Zamknąłem zeszyt i schowałem go do plecaka i ołówek też. Położyłem plecak przy poduszce, a ja sam wpakowałem się pod kołdrę i zgasiłem świeczkę stojącą przy łóżku. Poluzowałem jeszcze tylko sznurówki w butach, później będę miał problem z ich zawiązaniem, jeszcze nie do końca to umiem, ale się uczę.
Znów myśli zaczęły mi wracać do Skapa, martwiłem się o niego bardzo mocno, bo to mój przyjaciel, nawet w szkole takiego nie mam. Zwinąłem się w kłębek, przyciągnąłem do siebie plecak, żeby go przytulić i już po chwili zacząłem przysypiać. Usłyszałem jeszcze tylko jak Pan od okien warczy jak pies, co było też śmieszne, a później słyszałem jak zbiera swoje rzeczy i wychodzi, trzaskając drzwiami.
Zastanawiałem się chwilę, ale koniec końców wstałem z łóżka i poszedłem zamknąć drzwi do mieszkania. Kaszlnąłem kilka razy i przyglądając się uważnie mamie leżącej dalej na blacie w niezłym negliżu, podszedłem do niej.
-Mama?-wyszeptałem, bo myślałem, że może ją głowa boleć. Trąciłem mamę w nogę, ale kobieta się nawet nie ruszyła. Wziąłem koc z kanapy i zarzuciłem go na mamę, żeby nie zmarzła, a później jeszcze ściągnąłem poduszki z kanapy, nie było ich dużo, i położyłem je na ziemi obok stołu, żeby mama nie uderzyła się za mocno o ziemię jeśli ze stołu spadnie.
Poprawiłem mamie koc na ramieniu i oparłem się brodą o blat na kilka sekund, może licząc, że rodzicielka się jednak przebudzi, co się jednak nie stało.
-To no...dobranoc ym...mamo.-wyszeptałem jej przy uchu i dałem buziaka w skroń, bo do czoła nie sięgałem. Wyciągnąłem się i pogłaskałem ją po włosach, po czym poszedłem do pokoju.
Teraz mogłem iść spać, spokojnie i nie martwiąc się o mamę. Przykryłem się kołdrą, wtuliłem się w plecak i nie musiałem długo czekać aż sen po mnie przyjdzie.
A rysunek pokażę jej jutro, jak się obudzę, założę się, że na pewno się jej spodoba, bo zrobiłem go dla niej i to nie na prośbę nauczyciela. To wyjątkowy rysunek!
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Frosch Misfit Wto Paź 27, 2020 2:37 pm

Wczesnym rankiem, który był bardzo ciemny, bo padał deszcz, wstałem, bo usłyszałem pukanie do drzwi do mieszkania. Otworzyłem je i z uśmiechem przywitałem Panią Korek, tą Panią, która mi korki od wina daje. Poczochrała mnie po głowie i kazała zaprowadzić do mamy, więc zaprowadziłem ją do mamy, która jeszcze spała na stole. Patrzyłem jak Pani Korek klepie mamę po policzkach, a ta markotnie się wybudza.
Cichutko na palcach popędziłem do pokoju, żeby mi się przypadkiem nie oberwało, albo żeby mama nie uznała, że się kręcę niepotrzebnie po domu i że mam iść się pobawić w deszczu na dwór.
Siedziałem przy oknie i od co najmniej dwóch godzin wgapiałem się w kropelki wody ściekające po szybie. Liczyłem swoje wygrane i przegrane kiedy moja kropelka ścigała się z inną. Przegrałem dużo razy, ale też wygrałem dużo razy, ale nie umiem powiedzieć ile konkretnie, wiem, że dużo.
Spojrzałem w stronę drzwi do pokoju kiedy usłyszałem jak w salonie tłucze się szkło. Uśmiechnąłem się kiedy mama z koleżanką się zaśmiały, bo i miło było wiedzieć, że stłuczony kieliszek nie będzie powodem do kłótni.
-Frosch!-zawołała mnie mama, a ja podreptałem nieśmiało do salonu. Zanim jeszcze podszedłem do podpitych kobiet dostałem polecenie.-Przynieś mamusi kieliszek.-skinąłem głową dukając krótkie ,,Mhmm" i pobiegłem do kuchni. Kocham mieć zadania od mamy, bo jak dobrze je zrobię, to jej miło.
Kobiety wróciły do rozmów, a ja popatrzyłem na wiszącą szafkę na naczynia. Sięgnąłem w górę i otworzyłem odpowiednie drzwiczki, po czym z lekkimi trudnościami, wspiąłem się na blat. Stanąłem dumnie wyprostowany i wziąłem kieliszek. Już się cieszyłem. Zszedłem na ziemię, zamknąłem drzwiczki szafek i pobiegłem do salonu. Zagadana mama odebrała kieliszek, pogładziła go i dopiero wtedy spojrzała na mnie, odstawiając szkło na stoliczek.
-Widzisz jaki on mądry jest?-objęła mnie w pasie i siedząc na kanapie przyciągnęła mnie do siebie.-Takiego syna mam. Wszystko zrobi. Kochasz mamusię? Powiedz, że kochasz mamusię, skarbie.-chwaliła mnie dalej, a Pani Korek pokiwała głową z aprobatą kiedy dopiła końcówkę alkoholu z kieliszka.
-Kocham...kocham.. tak em moc...ym mocno kocham.-mama poprawiła mi włosy, nie zwracając uwagi na to, że mam zupełnie inną fryzurę niż jak mnie ostatnio widziała. Dała mi śliniastego buziaka w policzek, a ja uśmiechnąłem się szeroko słysząc słodki ton od mamy i widząc, że mnie obie kobiety podziwiają. Dygnąłem kilka razy radośnie i zaśmiałem się cicho z rumieńcami na policzkach.
-Skarbie posprzątasz jeszcze szkło? Mamusia stłukła niechcący.-zrobiła minkę niewiniątka i zaskrobała mnie w zabawie postrzępionymi paznokciami po boczku. Często przy gościach była urocza, moja mama w ogóle jest bardzo urocza i bardzo ładna. Chciałbym ją kiedyś poślubić, najlepiej teraz.
-Ta Ahaaa...ja ten ja dla ja.. em ja posprzątam dla mamy!-pasja w moim głosie była niemożliwa do wyobrażenia. Podszedłem do stłuczonego kieliszka i zacząłem zbierać szkło i pakować je sobie do kieszeni, żeby później je zanieść do plecaka. Jeszcze się przyda, na pewno. Kiedy już pozbierałem co miałem,  przynajmniej myślałem, że to zrobiłem, to oparłem się dłońmi o ziemię, żeby wstać i wtedy poczułem jak niezauważony wcześniej kawałeczek szkła wbija mi się w pierwsze od czubka zgięcie w środkowym palcu. Pisnąłem cicho i trzepnąłem dłonią, a szkiełko poleciało gdzieś, poleciała mi też krew z palca strumyczkiem. Szybko przystawiłem palec do ust i spojrzałem bezradnie na mamę.
-No...Nie ubrudź mi dywanu.-zafukała przerażona tą wizją. Gładko poszło jej jednak zignorowanie faktu, że dywan do czystych nie należał i oprócz zanieczyszczeń z błota i wina jest tam jeszcze cała masa bliżej nieokreślonych plam. Kobieta wstała, chwyciła mnie mocno za nadgarstek i silnym pociągnięciem zwlokła mnie z dywanu na gołe deski.-Idź zrób coś z tym.-rzuciła mi tylko, marszcząc nos i  tracąc mną zainteresowanie i kucając przy mokrym od wina dywanie.
Wstałem i ściskając się za palca poszedłem do niewyremontowanej łazienki. Wziąłem kubek z wodą nabraną do niego jakiś tydzień temu. Zamoczyłem w kubku palca, ale kiedy cała woda w kubku zmieniła gwałtownie kolor na czerwony, wystraszyłem się i z piskiem puściłem naczynie, pozwalając by spadło do zlewu i wylało całą wodę, co mi krew wysysała ze mnie.
Ścisnąłem się mocno za dłoń, mokrą od krwawo-wodnej mieszanki, która dawała mi wrażenie jakby mi juchy z ciała uciekało dwa razy więcej niż przed chwilą. Zacząłem się rozglądać po łazience w poszukiwaniu pomocy, ale nie było jej. Stałem na środku zdemolowanej łazienki i przestępując niespokojnie z nogi na nogę czułem jak po policzkach ściekają mi łzy. Nie wiedziałem co mam robić, a mama mi nie pomoże, bo nie chcę jej przeszkadzać. Usiadłem na podłodze, w ciasnej szczelinie między wanną, a wysoką szafką, wsadziłem rannego palca pod pachę, po czym mocno uciskając, zacząłem chlipać cicho, licząc, że może mi się cała krew z ciała nie wyleje. Ciekawe kiedy mama by mnie znalazła jakbym umarł. Ciekawe czy było jej smutno. Mi by było smutno gdyby mama umarła chyba... tak myślę, bo to moja mama. Myślę, że ją kocham bardzo mocno. Ona mnie chyba też, prawda?

KONIEC
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Mały menel i makaron w kieszeni Empty Re: Mały menel i makaron w kieszeni

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach