Mortena | Początek zimy, 1863 r.

2 posters

Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Safia Nie Paź 25, 2020 10:59 pm

SIKRAM NA OBRZEŻACH MORTENY

Nie tak dawno zacząłem w sumie pracę jako oficjalny i jedyny organista w świątyni. Schlebiało mi to i poprawiało samopoczucie, bo w końcu miałem zajęcie dające mi pieniądze na leki, których zapomniałem wczoraj wieczorem wziąć. Może nie tyle co zapomniałem, co zwyczajnie usnąłem z nosem w książce. Całe szczęście, że się obudziłem wcześnie i wziąłem szybko medykamenty nie czując jeszcze niepożądanych skutków mojej nieodpowiedzialności.
Wieczorem zamykałem sikram, gdyż postanowiłem zostać dłużej, i nie chciałem budzić starego kapłana Alana, tylko po to żeby odebrał ode mnie klucze. Zwyczajnie przyszedłem wcześniej, by otworzyć to co ma być otwarte, aby wierni mogli przyjść i pomodlić się w spokoju.
Stanąłem przed drzwiami na tyły budynku i usłyszałem uderzenie metalu o kamień.
-Zapomniałem zamknąć?-mruknąłem pod nosem, patrząc na otwarte okno uderzające o framugę przez przeciąg. Możliwe. Nie chciałem się nad tym dłużej zastanawiać, zwyczajnie przekręciłem kluczyk, zamek zazgrzytał i w końcu znalazłem się w budynku, który ochronił mnie przed ciągłymi napadami dzikiego wiatru. Będzie dzisiaj padać, na pewno.
Rozejrzałem się po niewielkim pokoju wypełnionym księgami i pudłami. No tak, jutro pogrzeb matki jednego z kapłanów, więc już wszystkie potrzebne ozdoby wyjęli. Zamknąłem okno bojąc się, że mocniejszy podmuch wiatru stłucze szyb gdy skrzydło uderzy w ścianę. Podszedłem do pudełka z napisem ,,Nuty" i wyciągnąłem z niego jedną z teczek. Nie mogę nosić całej muzyki przy sobie, bo bym się zamęczył, w końcu trochę tego jest.
Spokojnym powolnym krokiem wyszedłem w końcu do największej sali sikramu, to tutaj znajduje się ołtarz i ławy dla modlących się. Odpowiednim kluczem otworzyłem główne wejście do świątyni. Teraz kto chce to może wejść i prosić bogów o co dusza zapragnie.
Tak samo leniwie jak wcześniej podszedłem do schodów na emporę i niespiesznie zacząłem się na nią wspinać. Teraz czułem, jak te kilka godzin opóźnienia w braniu leków we mnie uderzyły. Nie pokonałem nawet połowy stopni, a już miałem zadyszkę i musiałem przystanąć. Oparłem się ręką o barierkę i powachlowałem się teczką.
-Kurna.-sapnąłem patrząc ile jeszcze stopni zostało mi do pokonania.-Zabijcie mnie.-uśmiechnąłem się kwaśno, bo do głowy przyszła mi myśl, że niedługo sam się zabiję, jak jeszcze raz zapomnę o lekach, stracę przytomność i walnę o coś głową.
W końcu po kilku minutach odpoczynku udało mi się przebyć resztę drogi. Usiadłem ciężko przy organach i znów dałem sobie kilka chwil na odsapnięcie. Wykorzystałem te chwile do zdjęcia płaszcza i przygotowanie się do gry. W końcu ścisnąłem w dłoniach malutką fiolkę z leczniczymi ziołami i z wizerunkiem Kokoro na medaliku przyczepionym wstążeczką do szkiełka.
-Wybacz, że wczoraj z tobą nie porozmawiałem. Pewnie sama wiesz, że padłem zmęczony nad książką. Dziękuję, że pilnujesz mojego zdrowia i życia, pamiętaj, że nie ważne co, zawsze będę po twojej stronie i nawet gdy zbłądzę, to do ciebie wrócę. Sama wiesz jaki jestem.-zaśmiałem się pod nosem i pogładziłem fiolkę.-Mam nadzieję, że ty mnie również nie opuścisz, ale jeśli to zrobisz, to zrozumiem i przyjmę los jaki mi dasz. Kocham się i do usłyszenia wieczorem.-zakończyłem cichą modlitwę i odstawiłem mały słoiczek tuż przy nutach.
Poprawiłem włosy upięte w niskiego kucyka, otworzyłem teczkę z nutami na odpowiedniej stronie zmieniając jednak melodię, bo nagle miałem ochotę na coś innego, na coś nieco cięższego, a że wiernych jeszcze nie ma w kościele, to nie muszę się hamować z głośnością. Mam jedną piosenkę, której jeszcze do końca nie opanowałem. Otworzyłem więc teczkę na niej. Przyjrzałem się nutom. Ułożyłem dłonie i stopy na klawiszach i zacząłem grać.
Safia
Safia

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-choroby serca
-niewydolność krążenia
Źródło avatara : ArtStation

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Aranai Zevis Pon Paź 26, 2020 11:00 am

W Mortenie nastał poranek, po długiej i szalonej nocy. Była ona taka przynajmniej dla Elfa i kilku osób postronnych. Zevis nie pamiętał kiedy ostatni raz tak mocno zabalował. Wypił wystarczająco dużo, aby w jego głowie pozostało ledwie kilka wspomnień. Pewnie więcej wiedział barman, kapłan i kurwy, na których mieli jechać w siną dal, ale nie starczyło im pieniędzy na tak daleką wyprawę, a panie też nie były wystarczająco silne, by podołać. Tak czy siak, z tym drugim spędził chyba najwięcej czasu.
Wraz z duchownym, przebyli całe miasto, zatapiając się w niejednej butelce, a jak się miało okazać, pan bogobojny miał lepsze umiejętności picia od niego. Bawić się też potrafił. Elf pewnie śmiałby się, gdyby sobie przypomniał, że Alan ograł jakiegoś najemnika i damulkę wyższych sfer w pokera rozbieranego. Swej kiecy nie stracił, a więc i jazda dalej.
W końcu jednak przyszedł czas na sen. Kapłan zaoferował nocleg w sikramie, na co Zevis nie miał zamiaru wybrzydzać. Niestety, Alan nie miał kluczy, ale co to za wyzwanie dla najwspanialszego skrytobójcy na świecie?! Mistrza przebiegłości i zwinności, króla… a mniejsza.
Elf jak aniołek, spał sobie na jednej z ławek, spokojnie, nikomu nie przeszkadzając. Aż wtedy, ktoś postanowił brutalnie go potraktować.
-KURWA MAĆ!- Krzyknął, słysząc dźwięk organów, a ból głowy był niemiłosierny. Bogowie, co za kac. Spadł z ławki, bo nóg nie czuł, a kordynacja też nie ta. -Ty pieprzony… jebnięty… stary, głupi chuju… a żeby ci matkę skurwili…!
Zasapał, momentami mówiąc głośniej, a chwilami ściszając głos, bo to sprawiało mu cholerny ból migrenowy. Skrytobójca bardzo ciężko wstał na kolana, zapierając się ławki, na którą się podciągnął, by usiąść.
-Skończ człowieku tak jazgolić, głowa mi pęknie!
Krzyknął w stronę źródła hałasu, zasłaniając swoje szpiczaste uszy. Cóż za tortura, tak nie wolno. Kto normalny nawala w organy z samego rana?!
Jeśli to wystarczyło, by zwrócić na siebie uwagę Safii i uciszyć muzykę, Aranai podjął próbę wstania, przypadkiem przewracając ławkę, co echem rozbrzmiało po sikramie. Ciężkim krokiem i chwytem wszystkiego co popadnie, dotarł do kapliczki ofiarnej, zaczynając rozwalać wszystkie dary, aż w jedną łapę chwycił kawałek chleba, a w drugą kielich z… cholera wie czym. To krowie mleko? Wystarczy. Szybko wyżłopał całą zawartość i ugryzł kawałek pieczywa, zerkając na symboliczne malunki bogów.
-Wybaczcie, ja bardziej tego potrzebuję, niż wy.
Mruknął w ich stronę, po czym znowu chwiejnym krokiem, z chlebkiem w dłoni i ustach, ruszył do przodu, w sumie jeszcze nie wiedząc gdzie.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Safia Pon Paź 26, 2020 2:18 pm

Grałem w skupieniu. Zdawało mi się, że coś słyszę, jednak zrzuciłem to na wiatr lub ewentualnie wiernego, który właśnie wszedł do sikramu i jest zachwycony moją grą. Uważam, że zasługuję na podziw, nie mały podziw.
Sam nie wiem co sobie w głowie ubzdurałem, że zareagowałem dopiero kiedy usłyszałem jak ławka się wywraca, a echo uderzenia drewna o kamienną posadzkę roznosi się okropnym echem. Drgnąłem niespokojnie i wstałem od organów. Podszedłem do barierki na emporze, z której miałem widok na cały budynek od góry. Człowiek? W kościele? Wszedł przez otwarte okno? Zmrużyłem oczy, ale to nie poprawiło ostrości obrazu wystarczająco. Przyznam, że pierwszych kilka sekund zastanawiałem się czy widzę do widzę. Potrząsnąłem lekko głową. Pytanie czy jest tutaj bo zapomniałem zamknąć okna czy się bezczelnie włamał do świątyni?
Westchnąłem ciężko i szybko dopadłem do schodów. Musiałem na nich zwolnić, bo jednak zdrowie mam nie te, ale dużo bardziej komfortowo schodzi mi się ze schodów niż na nie wchodzi.
-Co Pan robi?!-krzyknąłem do mężczyzny, kiedy ten dopadł do kapliczki z darami. Rozejrzałem się na szybko dookoła, żeby się upewnić, że tylko on się mi zawieruszył w budynku i nie wyhaczę wzrokiem zaraz jakichś jego koleżków.
Położyłem dłoń na mostku, ale nie przestałem iść do obcego, który zdawał się nabierać coraz wyraźniejszych kształtów jak się do niego zbliżałem.
-To własność bogów. Proszę to zostawić!-zafukałem groźnie, aż mi wypieki na policzkach się pojawiły.
Nie zdążyłem zareagować w żaden sposób i jedynie patrzyłem jak pożera co mu w łapy wpadnie. Skrzywiłem się kiedy wypił z kielicha mieszankę krowiego mleka i spermy byka, którą mógł wyczuć po ciekawym smaku. Kto wie, może nawet pomyli to ze śmietaną? Wierni proszą bogów o płodność swoich zwierząt na różne sposoby i to nie nasza rola oceniać czy są one dobre czy nie, bo o tym bogowie decydują.
W końcu byłem wystarczająco blisko, żeby móc coś zrobić. Pchnąłem mężczyznę kiedy odchodził od kapliczki, a zaraz po tym wycelowałem w niego dłonią, sprzedając mu idealnie wykalkulowane uderzenie otwartą dłonią w policzek, o ile mnie nie zatrzymał, chociaż patrząc na jego stan, z jego refleksem może być różnie.
-Proszę opuścić budynek, natychmiast!-krzyknąłem jeszcze, mimo, że stałem blisko elfa. Dobrze widzę, te uszy? Dobrze widzę. Nie miałem ochoty się z nim dłużej użerać, bo wiedziałem, że nie wytrzymam aż tyle, z resztą już zaczynałem czuć, jak serce bije mi ciężko, a krew pulsuje w żyłach ze zmęczeniem.
Safia
Safia

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-choroby serca
-niewydolność krążenia
Źródło avatara : ArtStation

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Aranai Zevis Czw Paź 29, 2020 9:52 am

Słowa Safii nijak nie docierały do schorowanego Elfa, który robił co mu się żywnie podobało, jak demon brukający miejsce święte. Własność bogów? No teraz jest w brzuchu Aranaia. Choć, chyba ciężko stwierdzić na jak długo, bo coś go zaczęło mieszać. Hm, dziwne te mleko. Śmietana tam była? Jak on nienawidził śmietany… to chyba nie był dobry pomysł.
Złapał się na brzuch, czując się marnie, już powoli zmierzając do wyjścia, gdy nagle zaczepił go ten Rudowłosy, co zakończyło się siarczystym policzkiem. Reakcja Zevisa była niespodziewana. Zatoczył się na nogach, po czym oparł o najbliższą ławkę i… zwymiotował, wszystkim czym mógł. Biedny sikram już za dużo widział na dzisiaj.
-Dzięki… już mi lepiej…
Sapnął, przecierając usta, po czym już bardziej stabilnym krokiem cofnął się do Organisty, którego chwycił za te rude kudły i z silną krzepą prawego ramienia sprowadził na kolana, najbliżej jakiejś ławki. Jeśli faktycznie miał słabą kondycję i zdrowie, nie było z tym problemu.
-Jedynym bogiem dla Ciebie w tej chwili jestem tu ja.
Wyszeptał, po czym uderzył jego twarzą w kant ławki, raz, po czym drugi raz i puścił jego włosy, cofając się o krok. Wątpliwe, by miał siłę się znów rzucać, ale jeśli spróbuje, to kolejny raz dostanie nożem w brzuch. Elf spojrzał na niego zirytowany, wskazując palcem.
-Jestem tu za aprobatą kapłana Alana, to opatrzność bogów mnie tu sprowadziła.
Zaśmiał się, ale na krótko, znów musząc się złapać za głowę, bo ból wracał. Zabawne, bo Aranai zapewne nie byłby w stanie wymienić cały panteon. Był ten As, no. On był najważniejszy, to w sumie wystarczy.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Safia Czw Paź 29, 2020 2:34 pm

Poczułem jak satysfakcja oplata mi kości kiedy dźwięk uderzenia mojej dłoni o jego policzek cudownie rozniósł się po sikramie. Nie to, że popieram przemoc, ale słowami z niektórymi jak widać nic nie załatwisz.
Myślałem, że znów rozwiązałem dość pokojowo spór, jak tak zawsze rozwiązuję go z moją narzeczoną, ale widać mocno się pomyliłem, moja godność ucierpiała ohydnie gdy wylądowałem przed mężczyzną na kolanach, zwłaszcza, że dźwięki moje wystraszenia nie były na tyle męskie na ile bym chciał.
Chciałem odkrzyknąć, że jest szalony mówiąc takie rzeczy, ale nie zdążyłem, bo moja twarz spotkała się z twardym drewnem ławki. Przy pierwszym uderzeniu udało mi się nieco wyślizgnąć, przez co uderzyłem w mebel czołem, ale kolejne zamachy mężczyzny sprowadziły na mnie przepiękne złamanie nosa i urokliwą fontannę krwi spływającą mi potokiem na elegancką koszulę, a po chwili i na podłogę, gdy upadłem na marmurowe kafelki.
Kurwa, bolało, sam nie wiem co mocniej. Serce, nos czy duma? Chyba wszystko na raz dopadało mnie z taką samą siłą, utrudniając mi podniesienie się z ziemi. Skuliłem się i trzymałem kurczowo za koszulę, próbując wbrew wszystkiemu nie dać się ponieść emocjom. Leki mam w plecaku, który został na emporze, a z resztą one nie działają od razu, czasem trzeba ból przeczekać i o ile zazwyczaj nie trzyma mnie on długo, to teraz mam wrażenie, że nie opuści mnie szybko.
Uniosłem głowę i załzawionymi oczyma spojrzałem na mężczyznę.
-Bogowie cię ukarzą za napaść na ich sługę!-wychrypiałem, krztusząc się szybkim, płytkim oddechem oraz krwią spływającą mi do gardła. Byłem wściekły. Jakiś obcy przychodzi do mojego sikramu, wyżera dary bogom, brudzi ziemię, atakuje mnie i niby to jest znajomy kapłana Alana? Czy powinienem się zacząć martwić o czystość umysłu naszych przywódców religijnych? Myślę, że mam do tego pełne prawo.
-Jak zdechniesz, nikt po ciebie nie przyjdzie. Wszyscy się o tobie dowiedzą dzikusie!-dodałem głosem pełnym jadu, po czym sapiąc i jęcząc spróbowałem jeszcze raz się podnieść do klęku, nie przestając się masować po mostku. Kokoro proszę pomóż, bo teraz potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek. Zabłagałem w myślach, wierząc, że ulga niedługo nadejdzie.
Safia
Safia

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-choroby serca
-niewydolność krążenia
Źródło avatara : ArtStation

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Aranai Zevis Pią Paź 30, 2020 9:01 am

Szczerze to nie przemyślał tego wszystkiego. Zareagował bardzo impulsywnie, złamał mu nos, za swój błąd. Mimo to, nie był w dobrym stanie, aby się na niego teraz wydzierać i strzelać w twarz. W dodatku, mężczyzna jak na swoją masę, zachował się jak mała dziewczynka. Trochę go to zmierziło, bo widywał młodszych, cherlawych i chudszych od niego, co byli bardziej hardzi w chwili, w której umierali. Nie szukaj więc wzruszenia, w sercu płatnego mordercy.
Słysząc jego zapowiedź, prychnął krótko. Ilu to już kapłanów zabił? Ilu profanacji dokonał? Nie zliczy. Gdyby serio istnieli jacyś bogowie, to mieliby wszystko w dupie.
-Gadaj sobie zdrów.
Rzucił, zaczesując włosy w tył i obserwując jak ten wykonuje dziwne ruchy godowe, masując się po piersi i odstawiając jakieś scenki. Trafił na dziwaka? O nie, najgorzej.
Jednak jego ostatmie słowa, Aranai odebrał w milczeniu. Nawet kurwa nie wiedział Rudzielec, jak trafił z tą groźbą. Taki już jego żywot, znał finał.
-Wielce mi przykro, że tak mówisz. A było mi tak Ciebie żal.
Powiedział z udawanym smutkiem, po czym ruszył znów w stronę wyjścia. Próbował iść prosto, ale nie obeszło się bez kilku zaparć o ławki po drodze. Nie ma sensu katować młodego za głupie odzywki, wyglądał jakby sam zaraz miał się wykończyć.
Ah jebać ten sikram. Jebać Mortene. Trzeba się doprowadzić do ładu i wyjechać. Misja czekała

Z/T
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Safia Pią Paź 30, 2020 12:30 pm

Okrzyczałem tego szaleńca, prosząc przy tym moją opiekunkę o pomoc i wsparcie w tej trudnej sytuacji, a ona na szczęście mnie wysłuchała i zmusiła mężczyznę do opuszczenia sikramu. Uśmiechnąłem się krzywo patrząc za nim jak wychodził chwiejnie. Oby wpadł do jakiegoś rowu i zdechł za to co zrobił. Ja wiem swoje, bogowie się kiedyś upomną, a wtedy nie będzie ucieczki od ich złości. Może teraz mu się udaje, ale kiedyś wszystko zacznie się sypać, powoli go zabijając. Dobrze, niech tak będzie, skoro taka wola tych ponad nami.
Oparłem się plecami o ławkę i siedziałem przy niej kuląc się mocno i burcząc z bólu.
-Kurwa.-wysapałem zaciskając zęby na swoim kolanie.
W końcu pomoc nadeszła w postaci starszej kobiety, która przyszła do świątyni z wnuczką. Natychmiast podbiegła do mnie i po rozeznaniu się w sytuacji zostawiła ze mną dziecko, a sama popędziła do budynku obok, w którym mieszkali duchowni.
Mała dziewczynka ukucnęła przy mnie i przyglądała mi się chwilę, aż w końcu wyjęła z kieszeni czekoladowego cukierka.
-Ploszę, to dla ciebie. Bapcia mówi, ze po nich nie boli.-uśmiechnęła się do mnie na pocieszenie, a ja nie mogłem nie odwzajemnić tego uśmiechu.
-Twoja babcia, jest bardzo mądra.-odebrałem cukierka, odwinąłem go z papierka i zjadłem. Był pyszny.
Dzieci są urocze i cudowne. Nawet one wiedzą jak należy się zachowywać w świętym miejscu, a jacyś elficcy tubylcy są na to za głupi najwidoczniej.

Z/T
Safia
Safia

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-choroby serca
-niewydolność krążenia
Źródło avatara : ArtStation

Powrót do góry Go down

Mortena | Początek zimy, 1863 r.  Empty Re: Mortena | Początek zimy, 1863 r.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach