Selinday | Zima, 1864...65...66?

2 posters

Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Sob Lut 06, 2021 12:06 am

"Przedstawione obrazy są wzorowane na prawdziwych wydarzeniach"

He? Skaleczyła się? Chyba się zamyśliła podczas gry. Hm, chyba powinna uważać na tą wyszczerbioną szyjkę skrzypiec. Mała strużka krwi zaczęła spływać po jej palcu, ale zaraz ją zlizała. Wraz z metalicznym smakiem na języku, rana szybko zakrzepła. Postanowiła oszczędzić palec, zwijając go do piąstki i wrócić do gry, pociągając smyczkiem już pierwsze dźwięki melodii. Skupiła się na utworze, który wymagał pianina, więc reszta musiała dogrywać w jej głowie.
Delikatne sunięcie szyjki, pierwsze odgłosy drugiego instrumenty, agresywne szarpnięcie, przód tył, przód, tył, szybka gonitwa nuta w szalonym pościgu, dogrywające klawisze, które dołączyły do tego turnieju, rzucane wyzwanie instrumentów, które przekomarzają się ze sobą jak pokłóceni kochankowie, walka trwa, pianino pokazuje swoją stanowczość, skrzypce próbują być silne, pianino ugina się w ciche dźwięki, szmyczek szarpie znów, aby pokazać swoją pozycję, zaczyna prowadzić w pościgu na śmierć i życie.
Powoli wstała od stołka, a jej nogi same zaczęły prowadzić ją do tańca, mającego być uwiecznieniem spokoju, który nastał po pogodzeniu się obu instrymentów, lecz tylko na moment, bo przecież każdy musi przypomnieć sobie, kto jest tutaj dominujący, pianino i skrzypce znów wracają do boju, ścigając się o miejsce tego głośniejszego, tego lepszego, agresywne szarpniecie szyjki, Claudie ją prowadzi, wypiera melodię pianina, która jest tak wyraźna, chociaż nie jest prawdziwa, nie istnieje, to tylko iluzja, mimo to, jej dźwięk jest tak dobrze jej znany, a temu spektaklowi przygląda się nicość, ciemność i pustka, nie ma żywego ducha, ona sama, wielka scena, światła padające na nią, szaleńczy bieg, szybki ruch, kołysanie biodrem, walka, szarpanie, dominacja, prędkość, skrzypce chcą prowadzić, skrzypce wołają, że są tutaj dominujące, pianino stara się dogonić, oba instrumenty walczą, aby… pianino zmyliło skrzypce, chcąc znów pokazać jaką mają siłe, lecz… skrzypce już nie chcą… one nie chcą walczyć, łagodnie wysuwając swe nuty, a pianino je przyjmuje, kończąc to ciszą.
Wzięła wdech i otworzyła oczy. Teatr był pusty. Była tu sama. W swoje urodziny.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Iwo Sob Lut 06, 2021 1:20 am

Kiedy muzyczny spektakl się zakończył, a Claudie uniosła wzrok na puste miejsca na widowni, po teatrze rozniósł się głośny dźwięk klaskania. Równomierne odgłosy dobiegały z najdalszego kąta nieoświetlonej sali, gdzie rozwalony na fotelu siedział długowłosy elf.
-Pięknie.-opuścił ręce i położył je gładko na udach.-Nie lubię teatrów, ale na takie występy chodzić mogę.-chociaż w głosie słychać było podziw, mina mężczyzny była znudzona, jak zawsze.
Westchnął ciężko i podniósł się z miejsca. Przeciskając się między fotelami szedł powoli w stronę sceny. Uśmiechał się, a może to była tylko gra cieni? Im bliżej był tym lepiej można było dostrzec, że jego mimika falowała, nie mogąc zdecydować się na jeden wyraz.
Stanął najbliżej podwyższenia jak się dało i bez słowa wpatrywał się zmęczonym wzrokiem w dziewczynę. Chyba nie wiedział jak zacząć rozmowę, a może nie chciał jej zaczynać, bo nawet nie próbował?
Bez mrugnięcia czekał na rozpoczęcie rozmowy ze strony Claudie, ale jeśli ta tylko otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, przerwał jej.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.-powiedział matowo i sięgnął do kieszeni spodni. Szukał w niej czegoś kilka sekund, aż w końcu wyjął średniej wielkości pudełko, po czym podał je jubilatce.-Mam nadzieję, że ci się spodoba.-zarumienił się na uszach i spojrzał na dziewczynę wyczekującym wzrokiem, nakazującym jej otworzenie podarunku. Po rozwiązaniu czerwonej wstążki i uniesieniu wieczka oczom aktorki ukazała się leżąca na zielonym welurze, ucięta, krowia racica. Całkowicie wyczyszczona z krwi i mięsa, została nawet wypastowana olejem do kopyt, aby się ładnie błyszczała.-Chciałem ci dać coś od serca.-dodał szczerym głosem, prezentując przy tym zęby w uśmiechu, który powoli zanikał kiedy stał znów ciszy. Tym razem był gotów na oddanie inicjatywy czarnowłosej, z której wzroku nie spuszczał. Czy to kolejne oczekiwanie błyszczało w jego oczach? Czyżby Claudie zapomniała o czymś ważnym?
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Sob Lut 06, 2021 1:51 am

Wtedy był czyjś głos, który przerwał jej samotną grę. Głos, którego się nie spodziewała i nie mogła dopasować do niczego. Postać, która skryła się na fotelu w ciemnych odstępach sali, migotała w różnych kształtach, aby ostatecznie uformować jedną konkretną. Jego wyraz twarzy był znajomy, choć nie była pewna co do reszty. Ale był jej bliski. Był jakimś elementem życia.
Na jego słowa uznania, które mimo wszystko układały się w piękny szyk, opuściła ręce trzymające instrument, zaś głowę przekrzywiła lekko na bok, goszcząc delikatny uśmiech z przymrużonymi oczętami.
-Dziękuję, kochanie.
Odpowiedziała, chyba tak właśnie odpowiedziała. Łączyło ich coś więcej, niż znajomość, a jego pewny krok sprawiał, że i on ją dobrze znał. Szedł przecież pewnie, zbliżając się, a ona śledziłą go wtedy wzrokiem, który wyrażał ciepło, choć główka wciąż pozostała przekrzywiona, zaś nóżka bujała się lekko na boki, jak mała dziewczynka, co czeka na nagrodę. Miała się ona pojawić, lecz w bardzo niespodziewanej formie. Tak, mężczyzna chciał jej dać prezent, z okazji tego dnia. Jego imię… jego imię…
Nie odpowiedziała mu wtedy jeszcze, bo zaraz otrzymała od niego prezent. Zdziwiła się, lecz zaraz odstawiła skrzypce na krzesełko i wróciła do niego, aby uklęknąć na scenie, zniżając się poziomem na wysokość jego oczu, bo był bardzo wysoki, wyższy dużo od niej. Odebrała paczuszkę, słysząc że to podarek od serca. Nie wiedziała z początku jak to potraktować, lecz otworzyła ją, a w środku… była raciczka, odpowiednio przygotowana. Ten zastanawiający widok wywoływał kolejne wspomnienia. No tak, od serca, mężczyzna przecież pracował ze zwierzętami hodowlanymi, to było całe jego życie, więc to był najprawdziwszy prezent, który sam sobie cenił bardziej, od kosztowności, które Claudie już przecież posiadała, więc nie było sensu dawać kolejnych.
-Ja… to piękny prezent. Doceniam i… dlatego mnie to dziwi. Wiesz, że nie obchodzę urodzin od… tamtego dnia…
Jakiego dnia? Miałą wtedy na myśli jakieś konkretne wydarzenie, ale teraz zdawało się być jakieś nierealne, nie istniejące, choć coś miała na myśli. Spojrzała na niego, dociskając pudełeczko do piersi. Dostrzegła jego wyczekujące spojrzenie. Znów czegoś nie pamiętała. Nie była pewna o czym mogła tutaj zapomnieć. Może wtedy faktycznie nie pamiętała.
-Przepraszam. Mam wrażenie, że o czymś zapomniałam.
Powiedziała tylko, po czym złożyła na jego ustach całusa, w ramach wybaczenia jej. Tak chyba zareagowała. Albo tak spróbowałaby zareagować, aby wybronić swoją straconą pozycję.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Iwo Sob Lut 06, 2021 2:24 am

Kochanie. To słowo było nie na miejscu, ale nikomu najwidoczniej to nie przeszkadzało mimo, że kochania nigdy w tej relacji nie było... chociaż.... było kochanie. To słowo pasuje.
Dał jej prezent i widoczną ulgę wyraziła jego postawa kiedy dziewczyna pochwaliła podarunek. Nie zwrócił uwagi na mowie o jakimś dniu. Jaki dzień?
Speszony, uciekł gwałtownie wzrokiem w bok, chociaż bardziej wyglądało to jakby gonił spojrzeniem ciemną postać wyłapaną kątem oka.
-Zapomniałaś.-zmarszczył brwi dalej patrząc się na ścianę z boku. Powoli obrócił głowę i znów patrzył przed siebie. Oparł się dłońmi o scenę, przesunął palcami po deskach.-Wiesz, że nie obchodzę urodzin od… tamtego dnia… ale teraz chcę żebyś złożyła mi życzenia. Wybaczę ci, że są spóźnione.-poprosił ładnie wsuwając spokojnie palce w fałdy sukni Clau. Szybko znalazł przez nie drogę i już po sekundzie, muskał palcami udo ozdobione ciasno zapiętymi, skórzanymi pasami, które zostawią na skórze czerwone ślady.
-Dasz mi prezent?-umęczony głos doleciał uszu dziewczyny. Wzrok elfa nie był wcale bardziej energiczny. Miał zapadnięte policzki, kosmki włosów opadające na twarz, podkrążone oczy proszące tylko o to, żeby ktoś rozgniótł mu głowę obcasem. Nie narzekałby na to.
Krople deszczu rozbijały się głośno o ściany i dach teatru, tworząc dookoła przyjemny szum, kiedy elf westchnął ciężko, pochylił się i przyległ skronią do podestu, tuż przy kolanach klęczącej. Czekał aż ta coś z nim zrobi, nie ważne co. Powinna wiedzieć czego chce, w końcu tyle przyjemnych chwil ze sobą spędzili.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Sob Lut 06, 2021 12:26 pm

Zapomniała… zapomniała… co takiego? Mężczyzna powiedział coś nieprawdopodobnego, powtórzył jej słowa. Dlaczego? Naprawdę on też obchodził urodziny niedawno? Może wtedy kłamał, może żartował, ale to wydawało się nawet prawdopodobne, jakby coś jej szeptało, że mówił prawdę.
-Tak… racja… wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Mimo to, natrudziłeś się, aby mnie jednak znaleźć.
Odparła, wciąż błądząc po umyśle, gdzie próbowała skojarzyć “tamten dzień”, jej i jego. Może to pamięć zawodziła. Nie zdążyła jednak jeszcze odpowiedzieć na pytanie Elfa, bo poczuła jego palce, które powoli sunęły po jej udzie, zahaczając o pasek, który podtrzymywał pończochy, uciskające jej bladą skórę. Uśmiechnęła się delikatnie, zerkając na niego.
Chciał prezentu, ale wtedy nie miała nic przy sobie. Co ten Elf lubił? Musiała z tego wybrnąć, a podpowiedź pojawiła się już za chwilę, kiedy całkiem ulegle położył głowę, przy jej kolanach. Szukał czułości…? Miała wrażenie, że czegoś zupełnie przeciwnego. Wydawało jej się to zarazem nienormalne, jak i naturalne, w tym jednym przypadku, dlatego…
Chwyciła go za włosy i szarpnęła nieco w górę, aby na nią spojrzał. Wodziła błękitnymi oczyma po jego twarzy, ale w tej chwili, tych twarzy było co najmniej kilka. Jakby coś takiego zrobiła niejeden raz. To napawało ją dozą strachu, jakby nie wiązała z tym dobrych wspomnień.
-Oczekujesz ode mnie prezentu, choć grzecznie powinieneś na niego czekać bez słów komentarza. I co mam zrobić? Postawiłeś damę w niezręcznej sytuacji.- Dlaczego to powiedziała? Nie wiedziała, ale to pierwsze jej się skojarzyło, pasowało jak fragment puzzli. -Później, w domu.
Dodała, puszczając go dosyć nieczule, jakby odpychając, żeby za moment wstać. Nie rozumiała własnej postawy, ale chyba była prawdziwa. Misfortune za chwilę pochwyciła skrzypce, które uniosła w górę, nakładając smyczek na szyjkę.
-Urodziny zawsze mi się źle kojarzyły. Ze śmiercią… to było jakąś dekadę temu… gdy rodzice mieli wypadek…
Powiedziała nagle, zamyślona. Mieli… wypadek? Jaki wypadek?
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Iwo Sob Lut 06, 2021 1:43 pm

Uśmiechnął się niemrawo i niezręcznie. Chciał życzeń, ale jednak taka czułość sprawiła, że poczuł się widocznie niekomfortowo.
-Nie trudno cię znaleźć. Tam gdzie ty, tam tłum ludzi.-westchnął ciężko. Tyle listów pisał, a kurier nigdy nie miał problemu z odnalezieniem jej. Wystarczyło iść za kolorowymi plakatami teatrów.
Sapnął kiedy poderwała go za włosy. Patrzył prosto na nią, z uwielbieniem, jakby reszta świata nie istniała. Znosił posłusznie jej uważne spojrzenie, kiedy próbowała zrozumieć co właściwie widzi.
-Przepraszam.-wydukał niepewnie, mimo iż wiedział, że to była dobra odpowiedź.
Odepchnięty cofnął się o kilka kroków przytakując na jej słowa. Usiadł ciężko w pierwszym rzędzie, odchylając się mocno na oparcie. Obserwował ją skupionym spojrzeniem, jakby tylko czekając aż popełni błąd przy odszukiwaniu starych jak świat wspomnień.
Wypadek? Na te słowa po sali rozniósł się głośny śmiech Iwo, którego ramiona trzęsły się w rozbawieniu tak, jakby lepszego żartu nigdy nie słyszał. Śmiech choć wydobywał się z jego ust, nie był jego. Przeważały z nim kobiece tonacje, pełne satysfakcji, dumy, fascynacji. Odgarnął czarne włosy ze swojego ramienia i przerzucił je na plecy. Dalej uradowany pochylił się gwałtownie do przodu na krześle. Śmiech się urwał.
-Jesteś pewna, że to był wypadek?-wymruczał posyłając jej kolejny uśmiech. Wiedział więcej niż ona, a może był zwyczajnie częścią pamięci, której dziewczyna nie chciała jeszcze do siebie dopuścić. Nie czekając na nic wyciągnął z kieszeni pudełko zapałek. Wyjął jedną i odpalił ją od podeszwy buta. Przyglądał się ogniu kilka sekund, aż w końcu podpalił papierosa, którego już miał w ustach. Zaciągnął się powoli, przyglądając się cały czas aktorce, po czym wypuścił w bok gęste kłęby pachnącego porzeczką dymu.
-Dalej ładnie pachniesz.-rzucił, nie wiedząc czy chwali dym czy perfumy Claudie. Uśmiech zmienił się ponownie w znudzenie, a włosy wróciły do normalnego koloru. Kolejny raz ciężko westchnął. Co miał robić? Co teraz?
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Pon Lut 08, 2021 10:15 am

Tam gdzie ona… tam tłum ludzi… plakaty, występy, premiery, powtórki, okazjonalne koncerty, skrzypce, to właśnie tu robiła.
-A więc muszę być sławna.
Uśmiechnęła się, choć ciężko było stwierdzić, czy te słowa wyrażały ironię, czy też zdumienie z odkrycia tego faktu. Faktycznie, nazwisko Misfortune było powszechne, jak wielu fanów miało je na ustach, jak często przychodzili na jej występy, kiedy stało się one kojarzone? Na to chyba nigdy uwagi nie zwróciła. Po prostu ktoś kazał jej zainteresować się teatrem. Ktoś… ją zmusił, ale skutecznie, permanentnie.
Jego przeprosiny umknęły gdzieś w tle, mając zostać zaraz zagłuszone przez pierwszy ruch smyczka. Odtwarzała melodie sprzed chwili, lecz dużo łagodniej, spokojniej, jakby się jej ledwo uczyła. Jakby nie chciała, aby to zagłuszyło w tej chwili jej własne przemyślenia. Mimo to, zostało to i tak zszargane głośnym śmiechem tego Elfa. On faktycznie się tak śmiał? To jej do niego nie pasowało. Jakby sobie to bzdurała. Nie, za moment się nie śmiał, odrzuciła tę wizję, jakby zdjęła kurz machnięciem ręki. Ale jego twarz dalej była poważna. A słowa zdawały się kłuć. Czemu? Nie zgadzał się z tym?
-To był wypadek. Milicja orzekła… że lalka podpaliła się przez piecyk i spadła na deski…- Powiedziała, po czym zatrzymała wzrok na zapalonej zapałce, która chwile tańczyła ze swym płomykiem. -...spłonęli… gdy spali… nikt nie mógł przewidzieć.
Dodała za moment, uznając to za najprawdziwszą wersję. Ale była dzieckiem. To samo w sobie zapewniało mglistość wspomnień. Lecz ją uspokajali, pamiętała, że to robili…
Jego komentarz znów przerwał grę. Nie mogła się skupić. Miała wrażenie, jakby coś utraciła…
-Jak… jak pachnę…? Czymś owocowym… czy może słodkim…?
Spytała, bo zapach porzeczek, choć znajomy, nie był jej. To jego papierosy. Palił. Ona chyba nie paliła. Ale jakie miała perfumy? Teraz ich nie czuła. Miała wrażenie, że nie potrafi poczuć.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Iwo Pon Lut 08, 2021 1:36 pm

Uniósł kąciki ust. Sławna była, owszem. Miała też dobry głos, pamięć, pieniądze oraz fanów, którzy czasami kochali zbyt mocno.
Dźwięk skrzypiec rozbrzmiał, ale zaraz został zakłócony przez śmiech i pytanie. Dziewczyna najwidoczniej nie chciała poznać prawdy i broniła się przed tym jak mogła. Zmrużył oczy i przyglądał się jej z dezaprobatą. Wyraźnie nie tego oczekiwał. Prychnął krótko nosem i znów opadł mocno na oparcie fotela. Wypuścił kolejną chmurę dymu i spojrzał od niechcenia w bok, wbijając zawiedzony wzrok w powietrze.
-Mówisz, że spłonęli, gdy spali.-fuknął obrażony, że jego pomoc zostaje tak bardzo odrzucona. Nie patrzył na nią, bo i nie zasłużyła na to, aby jego spojrzenie otrzymać. Przewrócił oczyma, nie oczekując nowej odpowiedzi natychmiast. Może za jakiś czas Claudie się podda i unikane wspomnienia w końcu ją dopadną.
Zastrzygł uchem i wrócił do tematu zapachu. Całe nadąsanie zdawało się zniknąć momentalnie kiedy elf zmarszczył czoło i zaczął się faktycznie zastanawiać nad odpowiedzią.
-Jak pachniesz?-próbował sobie przypomnieć wraz z nią. Im dłużej myślał, tym bardziej tracił zainteresowanie, bo czy to było aż tak ważne?-Pachniesz tak samo jak zwykle.-wzruszył ramionami, po czym dokończył papierosa i zgasił go o podłokietnik. Wstał zamaszystym ruchem, wytrzepał spodnie na udach i dumnie wyprostowany, zupełnie jak nie on, ruszył znów do sceny.
-Ale jestem głodny.-wyciągnął uprzejmie dłoń w stronę Claudie.-Zgaduję, że też z chęcią byś coś przekąsiła przed wielkim występem.-uśmiechnął się do niej, nie pokazując przy tym zębów, jakby się bał, że pokazanie ich sprowadzi na niego zło całego świata.
Jeżeli chwyciła go, to ostrożnie pomógł jej zejść ze sceny, wziął pod rękę i zaczął prowadzić do drzwi obok podwyższenia. Otworzył je i natychmiast rzuciły się na nich w nich słońce, zapach wody, skrzeczenie mew. Przekroczył próg i uderzył elegancko błyszczącymi butami o kamienny chodnik, który zdawał się falować pod stopami, ale mimo tego był niezwykle stabilny i nie utrudniał chodzenia.
Szedł powoli, rozglądając się czasem dookoła, ale nie wydawał się być zagubiony, dobrze wiedział gdzie idą. Urokliwa kawiarnia miała piękny widok na wodę, a przy takiej pogodzie przestępstwem by było nie poświęcić chwili na podziwianie widoków. Podeszli do stolika i dopiero wtedy uwolnił rękę aktorki. Spojrzał na nią, po czym usiadł na krześle i wygładził zagięcie koszuli.
Skinął głową na kelnera, który chociaż zamówienia nie otrzymał, to już przyniósł poczęstunek. Dwie kawy i jeden talerzyk z przepysznym jabłecznikiem.
-Smacznego.-życzył dziewczynie. Słodka przekąska była dla niej, on nie przepadał za tego typu jedzeniem. Wziął filiżankę kawy w dłoń i uniósł do ust, rozkoszując się wybitnym smakiem napoju. Nie zaczynał rozmowy, chciał się zwyczajnie nacieszyć miłym towarzystwem.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Wto Lut 09, 2021 5:39 pm

Tak. Spłonęli, gdy spała. Była tego pewna. Nie chciała pamiętać więcej, po co, przecież to samo w sobie straszne. I tak miała wrażenie, że ich nie znała, byli jej obcy, zbyt obcy, jak na rodziców, więc po co roztrząsać ich śmierć. Wychowywał ją ktoś inny. To wystarczyło.
Nawet dziwne obrażanie się tego Elfa, niewiele dało, gdyż Misfortune była w pełni przekonana, że nic nie pamięta i nie mogło to być istotne. Przynajmniej, nie dopuszczała tego do siebie. Dosyć, skończ Elfie, skończ! Zaciskała oczy mocno, aby zaraz usłyszeć odpowiedź o zapachu. Oh… czyli… jak zwykle. Lecz czym było te “zwykle”. Może nie był to zbyt wyrazisty zapach. Żałowała, że go nie czuła. On też nie.
-Ale chyba był ładny.
Uśmiechnęła się, choć chyba bardziej do siebie. Nie mógł jej pomóc, rozumiała to, chyba nawet nie miała wobec niego wymagań, to tak, jakby wymagała tego od samej siebie. Mimo to, przerwała grę już na dobre, odkładając skrzypce, kiedy Elf wspomniał o jedzenie. Smak… czuła smaki, te lepsze i gorsze. Hm, to jedno wydawało się dobrze znane i mogłaby przypomnieć sobie wiele wyśmienitych potraw. Chciała znów ich spróbować. Dlatego chętnie odpłynęła, pochwytując dłoń jej towarzysza, aby ten pomógł jej zejść ze sceny i odprowadził do wyjścia z teatru. Uderzyło ją światło i piękne widoki, które… znała. Co to za miejsce? To chyba… miasto. Selinday, tak? Spędziła w tym mieście cały okres dorastania, była z nim związana, ale była też pewna, że widziała dużo więcej pięknych miast. Zwłaszcza jedno chodziło jej po głowie, ale teraz… to było zupełnie niezwiązane z obecnym zdarzeniem.
Weszli do kawiarni i zajęli swoje miejsce. Ale to było dziwne. Ten Elf nigdy jej chyba nie zabierał w takie luksusowe przybytki… zaraz, na przeciwko niej siedział zupełnie ktoś inny. Miał białe włosy, a oczy skrywał za ciemnymi okularami. Chyba go też znała. On zawsze serwował jej… właśnie.
Spojrzała na zamówienie. To była kawa. Lubiła kawę. Ale dostała też… jabłecznik! Kochała jabłecznik, to jej ulubione ciasto! Zawsze sprawiało przyjemność jego jedzenie, to jak ze szarlotką… którą też lubiła.
-Dziękuję.
Odparła mu, choć znów wyglądał jak ten Elf. To bardzo jej nie pasowało, ale spróbowała jabłecznika. Przyjemne… przyjemne uczucie.
-Chyba lubię kawiarnię. Często przychodziłam do nich. Ale zazwyczaj sama...
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Iwo Wto Lut 09, 2021 9:55 pm

Wzruszył ramionami na jej słowa. To oczywiste, że musiała ładnie pachnieć, w końcu po to są perfumy i pachnidła. A zapach? Może się jeszcze przypomni.
Dziewczyna od razu rozpoznała miasto, w końcu tak dobrze je znała. Poza tym jest ono na tyle specyficzne, że nie da się go pomylić z żadnym innym.
Uśmiechnął się łagodnie na jej podziękowanie i zabrał się za kawę. Wiedział, że lubi jabłecznik. On wiedział? Nie, raczej ona. On nie miał powodów żeby zapamiętywać taki detal.
Powoli odstawił filiżankę i wrócił do przyglądania się aktorce. Atmosfera uległa zmianie, chociaż nie powinna się zmienić. Mimo grzejącego słońca i braku wiatru stało się chłodniej, barwy nieco wyblakły. Rozmowy kawiarnianych gości zdawały się kompletnie stracić sens, jakby nie znali oni słów, nie umieli składać zdań, mamrotali coś pod nosami.
-Ciekawe dlaczego sama.-oparł się łokciem o blat stolika i ułożył głowę na dłoni.-Nie miałaś przyjaciół?-rzucił, mrużąc przy tym chytro oczy.-Nikt cię nie kochał, kruszyno?-oślizgły głos i lepki uśmiech chociaż miały być przyjazne, wcale takie nie były. Jego twarz pobladła, a kiedy kolejny raz mrugnął, zamiast oczu zobaczyła dwa krwawe oczodoły. Stróżki krwi wypływały z ran i ściekały po policzkach, a zaraz dołączyła do nich posoka z paskudnego pęknięcia w czaszce, tuż przy linii włosów. Po kilku sekundach krew zalewała mu całą twarz, skapując na koszulę, ziemię.
Nagle wszystko zniknęło tak samo szybko jak się pojawiło, a znudzony elf, cały i zdrowy wpatrywał się w czarny napój, który mu przyniósł kelner. Może to się jej tylko przewidziało? Głupia zagrywka emocji i rozkojarzenia.
-Nie lubię kawy. To chyba rodzinne.-burknął marszcząc przy tym nos na sam zapach jaki dolatywał z filiżanki. Odsunął ją niezgrabnie ręką, nie zwracając uwagi na to, że trochę się wylało na stolik. Zmoczone nieco palce zwyczajnie wytarł w spodnie.
Westchnął ciężko i bez jakichkolwiek oznak podziwu dla piękna natury, patrzył na horyzont, przyłożył też wtedy dłoń do piersi jakby badając czy ją ma, czy oddycha, a serce mu bije. Zmarszczył brwi wyraźnie niepocieszony. Sapnął jeszcze cierpiętniczo, po czym wstał i odszedł na kilka kroków, wpatrując się w coś na ziemi. Ukucnął powoli i z niezwykłą, jak na niego, delikatnością podniósł coś z niej. Uśmiechał się przy tym, całkowicie szczęśliwy, chociaż smutku z oczu wypędzić całkowicie mu się nie udało.
Wrócił do stolika i zajął swoje miejsce. Ułożył ostrożnie dłoń na blacie i otworzył ją powoli. Czarny jak węgiel, włochaty ptasznik niepewnie wystawił nóżki w przód i zaczął badać grunt. Zrobił pierwszy krok, później kolejny, aż w końcu obrał dziewczynę za cel i powoli zmierzał w jej kierunku.
-Jak on się nazywał?-uciekł wzrokiem w lewo jakby szukając odpowiedzi. To było ważne imię, bardzo ważne, przynajmniej dla niego. Chcąc nie chcąc Claudie też musiała coś wiedzieć o pająkach elfa, to w końcu jedna z niewielu rzeczy, przy których uśpiona pogodność się w nim budziła. Skąd go ma?
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Sro Lut 10, 2021 3:46 pm

Słowa Elfa przeszyły ją jak strzała. Były okrutne, ale chyba tylko potwierdzały to, co już wiedziała. Zawsze była sama. Nikt jej nie kochał. Nie prawdziwie. Tylko jej pożądali, ale nikt nie widział w niej kogoś, o kogo trzeba było dbać. To ją… smuciło, sprowadzało czarne myśli do jej głowy.
-Ja chyba też nie umiałam kochać.
Przyznała sama przed sobą, bo przecież nie kłamała. Zawsze pragnęła kochać. Być kochana. Nie być sama. A jednak, odrzucano ją kiedy tylko można było. Kiedy stawała się zbędna.
Wtem, jego twarz zrobiła się przerażająca. Zalana krwią, głowa rozbita, a oczy wydłubane. Była znajoma i upiorna, ale nie przez obrażenia, a wiązały się z tym straszne odczucia. Drgnęła nerwowo, a wtedy znów wszystko wróciło do normy. Nie skomentowała tego. Nie wiedziała jak. Nie wiedziała czemu ten obraz nagle się jej nasunął...
Uwaga jej przeniosła się na rozlaną kawe i słowa towarzysza, które coś odświeżyły jej w pamięci. Nawet nie zauważyła, że się pochlapał.
-Twój ojciec, tak? Ten który…
Urwała, ale nie dlatego, że zapomniała, a uznała to za nieprzyjemne, aby o tym powiedzieć. Jego ojciec popełnił samobójstwo na oczach syna. Ten musiał nieść ogromne brzemie na swoich barkach, na które wcześniej była ślepa. Żałowała tego.
Ptasznik znów zajął jej głowę, pojawiając się znienacka. Powoli zbliżał się do niej, ale ona się go nie bała. Miał wiele pająków, ale nigdy nie nauczyła się je odróżniać imionami. Tylko jeden zapadł jej w pamięć, ulubieniec?
-Ilu?
Spytała Elfa, kładąc ręke na stolik, aby ten na nią wszedł. Chyba już dotykała jakiegoś pajęczaka, nie było to obce.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Iwo Czw Lut 11, 2021 2:30 pm

Nie umiała kochać. Może nie była do tego fizycznie zdolna, nie ważne jak bardzo by próbowała i tego pragnęła? Pewne trybiki w jej głowie zwyczajnie nie działały.
Krótka wizja przypłynęła i odpłynęła, a po chwili kolejny temat został rozpoczęty, jak gdyby nigdy nic.
Uważny wzrok wbił się w nią kiedy zaczęła mówić i przerwała. Przyglądał się jej cierpliwie kilka chwil, zastanawiał się tylko czy coś powiedzieć, ale poprzestał na lekkim drgnięciu kącikiem ust, jakby drobne, przyjemne wspomnienie związane z ojcem przemknęło szybko przez jego głowę i natychmiast uciekło. Nie chciał o tym mówić. Nie chciał o tym mówić? Wydawało się czasem, że właśnie chciał, ale nie umiał się do tego zabrać, żeby nie brzmiało to jakby robił z siebie ofiarę. Był przygnębiony, ale bardziej przerażała go zawsze myśl, że wie, iż kiedyś sam zrobi dokładnie to samo o ojciec. Choroby zaczną go męczyć, zabijać od środka i nic nie będzie mógł na to poradzić, nic oprócz strzelenia sobie w łeb. Chyba z tego by najbardziej się wygadał, nie ze smutku, a ze swoich strachów i obaw.
Ułożył pająka na blacie, a ten ochoczo ruszył w stronę dziewczyny.
-Ilu.-przytaknął i obserwował jak włochate nóżki niepewnie badają ciepłą skórę dłoni. Pająk powoli wszedł na rękę, gdzie przycupnął sobie i najwyraźniej nie miał zamiaru się ruszać. Elf wyciągnął do niego palce i delikatnie pogłaskał go po odwłoku.
-Prostytutki.-rzucił i zmarszczył brwi zaskoczony w duchu tą wypowiedzią, być może Clau też była zaskoczona, w końcu nie pasowało do z wierzchu do kontekstu.-Ciągle były w domu.-zaśmiał się przepraszająco, licząc, że to wyjaśni sytuację. Kiedy przychodził na spotkanie zaspany, to właśnie przez to, że z sypialni obok jego pokoju dochodziły najróżniejsze dźwięki uniemożliwiające spokojne zaśnięcie. Później musiał się i tak zrywać rano, żeby zająć się zwierzętami. Dlaczego to miało znaczenie? To nie miało znaczenia. A może miało? Czy to tak chorzy umilają sobie czas przed śmiercią? Kiedyś nawet zaprosił prostytutki kiedy byłam u niego w domu. Czyja to była myśl? Clau? Złotooki oblał się lekkim rumieńcem przypominając sobie tamtą noc kiedy pijany ojciec proponował im dziwne rzeczy, ale Iwo był zmęczony, jak zawsze. To było trochę niezręczne.
Głaszcząc pająka popatrzył na swoją rękę całą pokrytą otwartymi ranami.
-Ej, tak nie było.-burknął do Claudie, oskarżając jej umysł o przekłamywanie faktów. Przecież aż tak chory nie był. Jego chorób nie widać, są obecne cały czas, ale kryją się w jego wnętrznościach, gryzą go po płucach, sercu i żyłach. Odetchnął ciężko kiedy rany zniknęły. Zaśmiał się cicho i rzężąco. Znów przyłożył dłoń do mostka i pomasował się tam, po raz kolejny sprawdzając czy żyje.-Idioci powiedzieli, że to przez pracę z sianem boli.-zacisnął dłoń na koszuli i ponownie zaśmiał, jakby śmiechem chciał przykryć przygnębienie.-Jaki kretyn dał im papiery na lekarzy, co?-wyrzucił z siebie oskarżająco i popatrzył dziewczynie w oczy, czekając aż mu przytaknie i zapewni, że wszyscy się mylą, tylko nie on. Zawsze uważał, że lekarze nie są najmądrzejszymi osobami. Może mają jakąś wiedzę, ale nigdy nie potrafili powiedzieć co mu dolega kiedy zwracał się do nich o pomoc. Zawsze mówili, że potrzebuje świeżego powietrza, odpoczynku, chwili przerwy od pracy nad zbożami. Kłamali dając takie rady, tutaj były potrzebne leki, działanie, a nie czas i relaks, który sprawia, że elf jeszcze dobitniej czuje objawy czegoś co w nim siedzi.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Claudie Misfortune Wto Lut 16, 2021 1:43 pm

Czyli trafiła z tym pająkiem. Ale mimo to, że przypomniałaby sobie teraz reszty. One dla niej zawsze wyglądały tak samo. Mimo to, zaraz po tym jak Elf pogłaskał jego krótkie włosie, odstawiłą go na stolik, żeby się nie męczył na czyjejś łasce. Przeniosła błękitne oczy na towarzysza, który nagle wspomniał o prostytutkach. Hm… jego ojciec często z nich korzystał. To jeszcze bardziej przykre, bo Elf nie miał normalnego życia w domu. Ale… kto miał?
-Nigdy go nie lubiłam. Był mi obojętny, ale z perspektywy czasu mam wrażenie… że nie byłabym w stanie go lubić.
Mruknęła do siebie, tworząc sobie w głowie obraz tego mężczyzny. Był doprawdy dziwny. Kto normalny strzela sobie w głowę na oczach syna? Desperacja, choroba, to zrozumiałe, lecz nawet mutacje nowotworowe nie powodują nieobliczalności. To już się nazywa szaleństwo.
Misfortune znów skupiła na nim wzrok, kiedy rany przyozdobiły ciało Elfa, lecz po chwili zniknęły. No tak, to hipochondryk, żyje chorobami, które istnieją tylko w jego głowie. Był zbyt młody, aby odczuwać inne objawy. Wolał wmawiać sobie niemożliwe. Być swym ojcem. To chyba zawsze ją bawiło. Jakkolwiek okrutnie to nie brzmi.
-Mógłbyś przestać…
Wyszeptała, jakby chcąc go uciszyć. Tym więcej mówił o lekarzach, tym gorzej sama się czuła. Dlaczego? Miała wrażenie, że sama miała z nimi nienajlepsze stosunki. To sprawiało, że atmosfera wokół robiła się coraz bardziej ponura. A Elf, miał na sobie biały kitel… to ją przeraziło.
-Dość. Nie chcę już pamiętać.
Wtem, nastąpił koniec.

z/t 2x
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Selinday | Zima, 1864...65...66? Empty Re: Selinday | Zima, 1864...65...66?

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach