Wyprawa do wnętrza siebie

Go down

Wyprawa do wnętrza siebie Empty Wyprawa do wnętrza siebie

Pisanie by Xentis Venatori Pon Maj 17, 2021 1:38 pm

Hedroth, marzec 1840r.

Przez najgorsze speluny uliczek, które tylko prosiły się o odruchy wymiotne, swoim wyglądem, jak i zapachem, kroczył jegomość zupełnie niepasujący do całej tej otoczki. Jego długie, zadbane czarne włosy, twarda szczęka, błękitne oczy i stosowny, drogi uniform, jasno informowały, że to nie jego królestwo. To świat dziwek, złodziei i bezdomnych, którzy tylko wyciągają ręce, aby chwycić cię za fragment peleryny, brudząc go samym swoim bytem. “Obrzydliwe kreatury” pomyślał sobie elf, kiedy wymijał całe te grono. Grono tanich prostytutek próbowało go zaczepić, lecz spotkało się to ze spojrzeniem pogardy, jakby spodziewał się po nich więcej chorób wenerycznych, niżeli same mogłyby zliczyć. Jakiś łachmęciarz w dziurawych butach zaszedł mu drogę, ale szybko jednym ruchem ręki strącił go na bok, wywracając na jakieś stare gazety, pewnie jego zgniłe leże. Jak on niecierpiał takich miejsc.
“Jak mogłeś tu skończysz?” Pomyślał, wzrokiem badawczo przeczesując całą alejkę, aż jego uwagę skupiło przejście do ciaśniejszego korytarza, utworzonego pomiędzy dwoma pustostanami w kompletnej ruinie. Intuicja nakazała mu tam spojrzeć i wcale go nie zawiodła.
Kruczoczarny mężczyzna, z roztrzepanymi włosami, cały zalany jakimiś dziwnymi substancjami, zapewne lewego pochodzenia alkoholami, właśnie próbował doczołgać się do jakiejś leżącej butelki, która ku jego zawodzie, okazała się już pusta.
-Spójrz na siebie i powiedz mi kim jesteś.
Odezwał się w końcu dumnie wyglądający elf, a wtedy, ten mężczyzna z ziemi odwrócił wzrok, kierując na niego jedyne co pozostało w nim szlachetne, fiołkowe oczy.
-Valerianie… nie bawią mnie te teksty…
Wymruczał, czując chyba, jak jeszcze jakieś procenty w nim siedzą, choć była to chyba walka z samym sobą, aby obraz tak nie szumiał. Valerian westchnął, wchodząc bardziej w zaułek.
-Mnie nie bawi ten widok. Czym Ty się stałeś, Xentisie…
Skomentował ten widok i kucnął, kiedy ten drugi powoli podciągnął się plecami pod ścianę, spuszczając głowę.
-Jeśli przyszedłeś… prawić mi kazania… wypierdalaj…
Chrapnął, ale wyraz twarzy błękitnookiego był niewzruszony, oceniający i surowy.
-Hrabia nie przebywa w dzielnicy uliczników i najgorszych ścierw, chyba że samemu się nim staje. Powiedziałem, spójrz na siebie, wyglądasz jak trup. I śmierdzisz niewiele lepiej.
Powiedział dosyć karcąco, co można było wyczuć w głosie, które teraz przeszywał umysł Xentisa. Ale kruczowłosy potrząsał lekko głową, jakby chciał go z niej wyrzucić.
-Zostaw mnie…
-Nie. Oni nie żyją, nic tego nie zmieni, nie ma ich, ja wiem!- Warknął, a to sprawiło, że Xentis podciągnął kolana, chowając w nich twarz, a głowę zakrywając rękoma. -Ale Ty wciąż żyjesz i nie pozwolę Ci zdechnąć tak nędznie. Jakikolwiek koszmar nie przeżywasz, może nigdy nie wybudzisz się z niego, lecz jeśli masz umrzeć, to chociaż coś zrób…
-CO MAM ZROBIĆ?!
Krzyknął, choć głos stłumiły jego własne nogi. Oddychał ciężej, zaś Velarian dał mu chwilę na uspokojenie i przetworzenie wszystkiego, co wcześniej powiedział.
-Pojedziesz ze mną. Sytuacja na wschodzie jest burzliwa, niedługo mogą potrzebować rąk do pochwycenia ostrza.
-Armia…?
-Nie, broń do wynajęcia. Chyba, że serio wybuchnie wojna, wtedy zobaczymy. Nic Cię tu już nie trzyma. Chyba, że własna głupota. Chcesz umrzeć, to daj mi zarobić. Zbieraj się…
Wtedy, długowłosy wyprostował się i wyciagnął rękę w kierunku Xentisa, aby pomóc mu wstać. Fiołkowe oczy powiodły na nią na moment, nim… jego dłoń ją pochwyciła.

z/t
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Wyprawa do wnętrza siebie Empty Re: Wyprawa do wnętrza siebie

Pisanie by Xentis Venatori Sro Maj 19, 2021 1:13 pm

Zajazd, kwiecień 1840r.

Odgłosy rozmów i bywalców, którzy świetnie bawili się z zimnym piwskiem, jak też ze swoimi opowieściami, czy to z podróżnych wypraw na trakcie, czy też wojaczką, gdzieś tam w zacienionym kącie, przy stoliku siedział Xentis, nachylając się nad własnym kuflem i przemyśleniami. Jednak jedna jednostka nie dawała mu nawet chwili spokoju.
-A WTEDY, WYBEBESZYŁEM TEGO BAZYLISZKA, AŻ FLAKI LATAŁY!- Wykrzykiwał Valerian do gawiedzi, która uważnie go słuchała. -POTEM FACET PYTAŁ, CZY BYŁO CIĘŻKO, A JA ŻE “WSZYSTKO W MIARĘ, ALE UWAŻAJ Z KIM SIĘ HAJTASZ NA PRZYSZŁOŚĆ”!
Dokończył, a wtedy wszyscy wybuchnęli śmiechem, od tego wplecionego żartu, na co sam Xentis tylko prychnął, bo jego to nijak nie bawiło. Valerian był głośny i lubił się popisywać, całkowite jego przeciwieństwo pod tym względem.
W końcu, długowłosy elf zeskoczył ze stolika w centralnym punkcie zajazdu, aby z triumfalnym chodem, wrócić do stolika swojego towarzysza podróży, gdzie też się dosiadł.
-Kochają Cię. A Ty to lubisz.
Odezwał się młodszy elf, zaś Valerian pochwycił swój kufel, który na niego czekał tą dłużą chwilę.
-Jestem Venatori, bracie. W dodatku, przygodystą. Pisana jest mi chwała. Zresztą, Ciebie też ona czeka, w końcu jesteś ze mną.
Odpowiedział z pewnoscią w głosie, jakby wywróżył to we śnie, a fiołkowe oczy chłodno obdarzyły jego lico.
-Nie szukam chwały, ani oklasków…
-Szukasz śmierci. A ta też potrafi być opiewana legendami przez trubadurów.- Zawahał się na moment.- Lecz nie na tym mi zależy. Nie zapominaj, jesteś hrabią, masz obowiązki, zabrałem Cię ze sobą właśnie po to, abyś był w stanie tam wrócić i żyć znowu jak dawniej…
Wtedy, palce Xentisa zaczęły boleśnie dociskać drewniane ucho kufla, a zęby zacisnęły się, jakby miały zaraz pęknąć.
-Nic… nie będzie… jak dawniej…
Wycedził ciężko, zaś Velarian nie zdejmował z niego wzroku, jakby coś rozważał w głowie. Nie miał jednak czasu, aby mu odpowiedzieć, bo po chwili, podszedł do nich jakiś jegomość w płaszczu i brązowym kapeluszem na głowie. Jego niedbały blond zarost i ulizane włosy do tyłu, jasno informowały, że sam był w podróży od dawien dawna.
-Panowie Venatori? Zapewne, niezwykle podobni do siebie!- Rzucił i dosiadł się bez pytania. -Słyszałem historię, legendarna. Polujecie na coś teraz…?- Zapytał, a zaraz ściągnął kapelusz i przyłożył go do piersi. -Zapomniałem, Rufus Bock.
Przedstawił się, na co Valerian kiwnął głową, a Xentis nawet się nie wzruszył.
-Valerian, a to mój młodszy brat, Xentis. Tak się składa, że jak się coś trafi, to ubijamy. Zmierzamy na wschód, podobno są jakieś zamieszki w Kunurun.
Objaśnił, a Rufus założył na głowę z powrotem swój kapelusz i chichnął.
-Panie, nie spodziewałbym się żadnej wojny przez najbliższe lata, ale robota z pewnością jest. Tak, czy siak, słyszałem że jakaś gadzina z Puszczy Kirtan się przywałęsała na trakt. Akurat idąc na wschód. Chciałem zdobyć trofeum, ale przyznam, że przydałoby mi się wsparcie.
Przedstawił powód swojej obecności, a wtedy Xentis zwrócił się już do niego bez żadnych oporów.
-Znasz drogi na wschodzie?
-Oczywiście, młodzieńcze, przebyłem je niejednokrotnie. Może na tym wszyscy skorzystamy? Dorwiemy gada, a dalej zobaczymy co kryje reszta Medevaru.
Rzucił w odpowiedzi, ale że decyzja zależała od Valeriana, to każdy czekał na niego.
-W porządku.

z/t
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Wyprawa do wnętrza siebie Empty Re: Wyprawa do wnętrza siebie

Pisanie by Xentis Venatori Sro Cze 02, 2021 10:04 pm

Trakt na wschód, maj 1840r.

Xentis w towarzystwie starszego brata i łowcy nagród, Rufusa Bocka, przemierzał trakt główny, który wiódł ich ostatecznie do Ursy, mającej być jedynie postojem. Byli niedaleko tej dziury zabitej dechami, jednakże, coś miało stanąć im na drodze. A właściwie… leżeć.
-Zwolnijcie konie, panowie…
Rzucił nagle Valerian, który zsiadł ze swojego wierzchowca, ciągnąc go zaraz w stronę leżącego na zboczu ścieżki, ciała martwej elfki, której bebechy były wyrzucone na zewnątrz, a jej spojrzenie, trupio puste. Z ust pociekła krew, już zaschnięta. Elf przyjrzał się jej dokładnie, a zaraz, wolno podjechał mężczyzna w kapeluszu.
-Ładnie ubrana, ojoj. Zapewne riebok napadł karawanę, patrząc po śladach kół, spieprzyli bez niej. Biedaczka nie miała szans.
Rzucił, zsiadając też z wierzchowca, aby się zbliżyć. Tylko Xentis pozostał na tyle, póki co. Nie czuł się dobrze, widząc martwą kobietę…
-Riebok? Cóż to za stwór?
Zapytał Valerian, wodząc na przewodnika błękitnymi oczyma. Ten zacmokał, zaczynając pacać trupie ciało, w poszukiwaniu kosztowności.
-Takie ptaszysko z puszczy, mięsożerny drapieżnik jak skurwysyn…
-Ej! Co Ty robisz?!
Krzyknął nagle młodszy Venatori, na widok tego, zbliżając się bardziej. Valerian wyprostował się i uniósł dłoń, aby pohamować swojego brata. Rufus parsknął pustym śmiechem, biorąc w garść perły, które ściągnął z szyi elfki.
-Jej się już nie przydadzą, młodzieńcze…
-To nie znaczy, że możesz grabić zwłoki!
Warknął fiołkowooki, ale wtedy, ich wymiana zdań miała zostać wstrzymana, gdy tylko usłyszeli szelest z zarośli puszczy. To była chwila, kiedy skrzydlata bestia wyskoczyła z nich, atakując przed siebie, zaś Valerian odskoczył, pociągnięty przez swojego konia, lecz takiego szczęścia nie miał wierzchowiec Bocka, który wpadł prosto pod ostre pazury ptaszyska, obalony na ziemię i dziabnięty śmiertelnie dziobem w szyję. Sam Rufus przewrócił się na ziemię, upuszczając swój kapelusz. Koń Xentisa zaczął się rzucać, aż w końcu Venatori stracił równowagę i wypadł z siodła. Niezbyt wierny rumak zaczął uciekać, pozostawiając go samego. Fiołkowe oczy szybko skupiły się na potworze, który był nieco większy od człowieka i przerażający w całej postaci. Nie była to ich pierwsza bestia, ale ta z pewnością wyglądała na kłopotliwą.
-Kryj się!
Krzyknął Valerian, chwytając brata za fraki przy karku i podciągając w górę. Wcisnął mu lejce do rąk, samemu dobywając szabli i osłaniając go. Riebok szybko znudził się pożeranym koniem, skacząc w stronę czołgającego się Rufusa, który wyjął przestraszony swój pistolet, odbezpieczył i w ostatniej chwili, oddał strzał, trafiając potwora w jego skrzydło i wycofując go na moment. Wtedy też, starszy Venatori rzucił się na rieboka, tnąc go szablą po piórach i spotykając się z odpowiedzią, w postaci machnięć pazurami, które blokowały się na klindze.
Xentis nie chciał stać bezczynnie, więc wsiadł na grzbiet rumaka, aby zaraz wyjąć swój pistolet i postrzelić bestię w jedną z nóg. Ta cofnęła się znów, gdakając paskudnie z bólu. Bock próbował wykorzystać moment, aby wstać, lecz ptak, najwidoczniej widząc w nim najsłabsze ogniwo, zwyczajnie pognał do niego, potykając się o własnej, rannej nodze, nim wbił dziób w plecy Rufusa. Mężczyzna zawył okropnie, nim ptak oderwał się od jego mięsa, ciachnięty znów szablą. W tym marnym tańcu, bestia atakowana z każdej strony i zdekoncentrowana, próbowała podlecieć w górę, trzepocząc skrzydłami, lecz te dziurawe, odmawiało posłuszeństwa. Xentis rozpędził odważniejszego wierzchowca, by na szarży z jego grzbietu, zamachnąć się swoją szablą, z impetem ucinając łeb riebokowi, który padł na ziemię, wraz z resztą uszkodzonego ciała. Xentis zrobił małe okrążenie, aby się cofnąć, za chwilę widząc, jak Valerian podbiega do Rufusa, klnąc pod nosem.
-AGHHHH! Nie żyje! Kurwa!
Warknął, zamachując ręką, bijąc powietrze i odchodząc. Młodszy Venatori przyjrzał się bardziej, widząc że łowca nagród zwyczajnie wykrwawił się, podczas tej krótkiej potyczki. Miał pecha, ale co najzabawniejsze, w bezwładnej dłoni wciąż trzymał perły…
-Mój koń uciekł, musimy jechać Twoim. Nie zatrzymujmy się. Weź łeb rieboka i zaczep o siodło. Sprzedamy go.
Rzucił do Valeriana, aby przywrócić jego trzeźwe myślenie, a ten kopnął kamień, odwracając się w stronę drogi drogi, którą zwiał wierzchowiec Xentisa. Nie było po nim śladu, raczej ciężko byłoby go teraz szukać.
Fiołkowooki westchnął.

z/t
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Wyprawa do wnętrza siebie Empty Re: Wyprawa do wnętrza siebie

Pisanie by Xentis Venatori Sob Cze 05, 2021 3:53 pm

Ursa, czerwiec 1840r.

Wraz z początkiem nowego miesiąca, znaleźli się nieopodal Ursy, miejsca które nie wyróżniało się niczym, poza faktem, bycia na szlaku wiodącego do granicy z Hargonem. Lecz nie to sprawiło, że teraz gnali we dwóch na jednym rumaku. Zamiast tego, było to coś, zupełnie niespodziewanego…
-Nie wierzę własnym oczom…
Powiedział Valerian, kiedy zatrzymał wierzchowca na wzgórzu, z którego mieli widok na wieś, która właśnie, w tym czasie, została zaatakowana. Przez wojsko? Nie… przez trzy smoki. Burza ognia uderzyła w plac, który sięgnął wielu domostw, zaś te drapieżniki zaczęły krążyć nad samym terenem zabudowanym, jakby tylko czekając, by zgnieść to miejsce w pył. Dlaczego?! Czemu te bestie to robiły?! Smoki były przecież inteligentną rasą, po co akurat miałyby atakować Ursę?!
Te myśli nie dały spokoju Xentisowi, który zeskoczył z rumaka, o mały włos, nie potykając się o zawieszony na haku u siodła, ucięty łeb rieboka. Młodszy Venatori zbliżył się bardziej, wciąż obserwując incydent z poczuciem grozy. Ludzie… co z ludźmi?! Przecież oni tam zginą!
-Valerianie, musimy jechać i ewakuować cywili!
Krzyknął Xentis, zwracając głowę w stronę starszego brata, który pozostał na wierzchowcu, obserwując płomienie. To był mimo wszystko, pusty wzrok.
-Nie ma dla nich nadziei. Musimy ominąć Ursę, póki smoki o nas nie wiedzą, są wściekłe…
-O CZYM TY PIERDOLISZ?! JAK MOŻEMY TO ZIGNOROWAĆ?!
Wydarł się Xentis, który był wściekły, słysząc takie słowa od wielkiego “łowcy potworów”, za jakiego się przedstawiał wśród bajkopisarzy i bywalców karczemnych. Teraz po prostu chciał zignorować śmierć niewinnych osób?!
-To samobójstwo, bracie! Nie mam zamiaru ginąć dla kilku wieśniaków! Wsiadaj, jedziemy stąd, są inne drogi do Hargonu!
Odkrzyknął, zaostrzając tę kłótnię, a młodszy Venatori zacisnął pięści. Nie. Nie będzie się przyglądać śmierci. Nigdy więcej nie pozostanie bierny. Z tego powodu, Xentis ciężkim krokiem podszedł do wierzchowca, lecz wbrew oczekiwaniom Valeriana, że ten wsiądzie na siodło, zamiast tego, ściągnął z niego swoje prywatne uzbrojenie, nakładając je na siebie.
-CO TY ROBISZ?! ZWARIOWAŁEŚ?! IDZIESZ TAM?!
Krzyknął Valerian, prosto do pleców fiołkowookiego, który już zaczął oddalać się od brata, choć wtedy, zatrzymał się raz jeszcze, by na niego spojrzeć.
-Jeśli mogę chociaż pomóc choć części z nich uciec, nie będę patrzył na śmierć!
-Przestań się obwiniać! Spierdoliłeś sobie życie, lecz nie spierdolisz go mi!
Wydarł się, wtedy, młodszy Venatori zmrużył oczy.
-Idę tam.
-Jeśli to zrobisz, zginiesz, a mnie już tu nie będzie. Jadę do Hargonu, z Tobą lub bez Ciebie! To Twoja ostatnia szansa, aby zmądrzeć! Xentisie! Xentisie!
Lecz on nie słyszał już ani słowa. Nie dał mu wyboru. Nie sądził jednak, że straci kogoś, w tak głupi sposób.
-W takim razie… dla mnie też jesteś już martwy.
Powiedział tylko w odpowiedzi i ruszył biegiem w stronę Ursy, uzbrojony po zęby, kiedy to Valerian przyglądał się mu z niedowierzaniem. W końcu jednak, zacisnął zęby, zacisnął oczy i pociągnął za lejce, aby zwrócić wierzchowca w inny kierunek, popędzając go, by ten zabrał ich jak najdalej od Ursy…

****

Ursa przetrwała, lecz ze strasznymi stratami. Byłyby one większe, gdyby nie przybycie cesarskiej armii. Niejaki czarownik Rantir zdołał zabić jedną z bestii, co zmusiło pozostałe dwa ranne smoki, do ucieczki w stronę puszczy. Lekarze biegali jak szaleni, opatrując rannych, a żołnierze wyciągali trupy spod zgliszczy. Ludzie mówili też o niejakim elfie, który przybył z pomocą na długo przed samym wojskiem, dzięki czemu, zdołał ocalić wielu cywili, wyprowadzając ich bezpiecznie z Ursy, po przez zajęcie sobą uwagi smoków. Cudem przeżył, ocierając się o śmierć, lecz pomimo tego chwalebnego zwycięstwa, ten wcale nie pozostał z żołnierzami, ani mieszkańcami. Sterczał sam, na wypalonych połaciach trawy, wpatrując się w zniszczenia, nim bez słowa, zwyczajnie odszedł, w swoją stronę, znikając tak samo niespodziewanie, jak przybył z pomocą… lecz o słynnym Fiołku, miano jeszcze usłyszeć, za kilka lat, na wojnie, która tak jak zakładał, nadeszła…

KONIEC RETRO
Xentis Venatori
Xentis Venatori

Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Wyprawa do wnętrza siebie Empty Re: Wyprawa do wnętrza siebie

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach