Medevar | jesień, 1868 roku

4 posters

Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Mistrz Gry Wto Cze 22, 2021 12:09 pm

Kontynuacja sesji:
Dwór Białożębu
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Serafina Vaymore Pon Lip 12, 2021 10:32 pm

Serafina spojrzała na sakwę, następnie na Rantira. Na jej usta wpłynął ciepły uśmiech. Ciemnowłosa podeszła do maga, przytulając się do niego mocno
-Jak zawsze niezawodny... - rzuciła z uśmiechem, aby zaraz, standardowo jak miała w nawyku, ucałować jego prawy policzek - Będę tęsknić, wujaszku. Wypatruj mnie i życz mi szczęścia - zagaiła. Zaraz obróciła się na pięcie, ruszając do wyjścia
-Weźmiemy konie - rzuciła luźno. Ślepia w kolorze błękitnego popiołu powoli przeniosły się na wampira. Dziewczyna wyciągnęła z sakwy jedną z fiolek, samą sakwę chowając do torby.
-Weź to.. - podsunęła mu fiolkę - i wypij... - uniosła wzrok ku górze. I jeśli wykonał polecenie, jeśli musieli odczekać, tak też odczekali, a jeśli nie, to wyszli na zewnątrz, a przynajmniej Serafina. Tego dnia słońce raźnie muskało policzki, racząc wszystkich pełnym blaskiem. Dziewczyna powoli skierowała się w stronę stajni, gdzie powinny przebywać dostarczone konie.
-To jest Corvus - wskaząła na kruczego rumaka - oraz Lynx - wskazała na białego- poznajcie się i ruszamy, nie mamy zbyt wiele czasu..no chyba, że chcecie nocować w centrum puszczy...to też.. jakieś rozwiązanie
Tak też dosiadła swojego rumaka o umaszczeniu cremello. Był to jej ogier, którym się opiekowała od źrebaka. Chłopcy zaś mieli do wyboru białego, oraz kruczego rumaka, sami musieli wybrać który weźmie którego, a za dużo czasu na wybór nie mieli.
Nie musieli się znać, aby wiedzieć, że konie są piękne i rodowodowe, to było po prostu widać, jeśli któryś chociaż trochę się znał na koniach mógł oszacować, że jeden taki rumak jest wart fortunę.
Vaymore dosiadła sprawnie Oriona. Koń zerwał się, robiąc wraz z dziewczyną kółeczko, podczas którego dziewczyna bacznie przyglądała się poczynaniom chłopaków. Jeśli bez większych problemów udało im się usiąść w siodle, tak też pomachała wujostwu i popędziła konia wzdłuż drogi.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Harim Pon Lip 12, 2021 11:57 pm

Rantir uśmiechnął się pod nosem i zmierzwił jej włosy.
— Będę czekać — wymruczał, by za chwilę prychnąć cicho z pewnym rozbawieniem. — Jakby nie były twoje... — Przewrócił oczami i zerknął na Sabura, którego zaraz zabrał ze stołowego blatu.
Harim podniósł się z miejsca i również ruszył na zewnątrz. Czekać długo nie musieli, w zasadzie tylko chwilę, toteż szybko cała trójka znalazła się przy stajniach. Harim bez wahania skierował się do białego rumaka, który chyba zwyczajnie wpadł mu w oko. Pogładził go ostrożnie po nosie, po czym wyprowadził spod zadaszenia. Tam też sprawnie wskoczył na siodło, choć wierzchowiec w pierwszej chwili był zaskoczony instynktownym ruchem skrzydeł. Ładne zwierzę, miał pijęcie, że takie są dużo warte, ale byłoby wierutnym kłamstwem twierdzić, że umiał rozpoznać w nich rasowe konie i oszacować, na jakiej fortunie właśnie siedzi. Kątem oka, trochę może kontrolnie, ale nie przez jego rasę, Harim spojrzał jak radzi sobie Gaspard.
Czarny rumak cofnął się przed nim i prychnął z niezadowoleniem, ale nie okazywał dużego strachu czy agresji. Po chwili dał się ugłaskać na tyle, by zaliczać się tylko do mało grzecznych koni i dać się dosiąść.
Czy uważał to za dziwne? Nie, nigdy wcześniej nie spotkał wampira, a przynajmniej o tym nie wiedział, toteż i jego pojęcie o tej rasie pozostawało ograniczone. Niespiesznie ruszył za Serafiną, raz po raz zerkając na czarodzieja, który chwilę jeszcze stał w swoich drzwiach z kotem na rękach.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Lip 13, 2021 9:41 am

Przyszedł czas pożegnań, więc Gaspard poczekał w holu, aż wszyscy się zbiorą. Minął się z Salinae, której podziękował za wszystko. Kiedy zjawił się Rantir i Serafina, po krótkiej chwili, oraz miłych słowach między nimi, kobieta wręczyła mu miksturę, która podobno miała go chronić przed słońcem. Trochę nieufnie podszedł do tego konceptu, ale wypił dziwny w smaku specyfik. Odczekał odpowiedni upływ czasu, a gdy już było to możliwe, uchylono drzwi. Światło wpadło przez nie do środka, prosto na chłopaka. Odruchowo zamknął oczy, zapominając jakie promienie słoneczne potrafią być oślepiające. Zastygł w jednej pozie, nim zorientował się, że nic go nie paliło. Dalej zaskoczony tym faktem, wyszedł na podwórze, w pełnym blasku. Uśmiechnął się szeroko w stronę błękitnego nieba. Było to niesamowite. Tęsknił za ciepłym popołudniem. Czy był jedynym wampirem mogącym poruszać się w słońcu? Kto wie, ale było to wręcz niesamowite, nawet jeśli tylko tymczasowe.
-Dziękuję… za pomoc… oraz… może do zobaczenia?
Pożegnał się dosyć niepewnie z Rantirem, po czym chwytając obiema dłońmi swój pasek od torby podręcznej, ruszył za miko i jej hybrydą. Został doprowadzony do stadniny, gdzie Serafina już zasiadła na własnym wierzchowcu, z kolei, Harim dokonał wyboru, kierując się do tego białego. Faktycznie, rumaki wyglądały na królewskie i drogie, nie byle mieszańce z miasta. Westchnął ciszej, podchodząc do tego czarnego, Corvusa chyba. Wierzchowiec lekko się spiął, ale ostatecznie, pozwolił mu podejść, nie tratując go z miejsca. Anatell pogłaskał go po pysku, zastanawiając się, ile ten musiał widzieć, skoro wampir mu teraz nie tak straszny.
Po wstępnym oswajaniu, zabezpieczył swoje rzeczy i dosiadł grzbiet Corvusa, prowadząc go za dwójką swoich nowych towarzyszy, zerkając co jakiś czas za siebie, w kierunku oddalającego się dworku. W końcu jednak, spojrzał przed siebie. Dalej zastanawiało go co zrobili z ciałem Yuki, ale… nie, nie chciał o tym myśleć. Miał zadanie do wykonania.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Serafina Vaymore Wto Lip 13, 2021 12:11 pm

Nie lubiła pożegnań. Mimo iż wiedziała, że wróci, to jednak każdy raz gdy przychodziło jej żegnać się z bliskimi, czuła w sercu nieprzyjemny ucisk.
To było takie głupie i przyziemne, Ayu zapewne nie zaoszczędził by jej komentarza na ten temat. Jej spojrzenie posmutniało, gdy to jeszcze raz, już po raz ostatni, zerknęła przez ramię na oddalający się obraz jej wujostwa. Wzięła głęboki wdech, a jej prawa dłoń powędrowała do okrągłej tarczy z grawerem wilka, znajdującej się w centrum bransoletki.
Serafina nieznacznie zmrużyła ślepia, przez moment się zawahała, czy aby na pewno dobrze robi, w myślach szydząc z samej siebie. W końcu opuszek palca wskazującego delikatnie nacisnął emblemat , który przez chwilę zalśnił jasnym karminowym blaskiem, aby zgasnąć, gdy tylko oderwała od niego palec.
Powoli wypuściła powietrze z płuc i pośpieszyła konia.
Niezbyt potrzebowała mapy, głównie dlatego, że znała ów tereny. Wielokrotnie je przecinała, także i tym razem nie było to nic nadzwyczajnego.
Nie zwalniała ani na moment, w końcu musieli dotrzeć do puszczy przed zmrokiem.
Nie czuła się najlepiej, wczorajszy dzien dał jej w kość, może nawet za bardzo.
Trasa przebiegała spokojnie, a po kilku godzinach dotarli do chaty z bali. W zasadzie wyglądała bardziej niczym drewniany dworek, piękny masywny. Ogród przed domem był barwny i bujny, na tyle bujny, że poszczególne rośliny w postaci mchu czy pnączy, przyozdabiały ściany budynku. Serafina zatrzymała konia, schodząc z niego. Zerknęła przez ramię na swoich towarzyszy
-Bądźcie grzeczni... Właśnie dotarliśmy do sekretnej chaty najstarszego z Gwendelynów - oświadczyła, poklepała bok Oriona, puszczając go.
-Jest dość specyficzny - spojrzała na Harima - nie bierz nic do siebie i nie nadinterpretuj, on po prostu taki jest.... -rzuciła do papużki, wiedząc, że ten wbrew pozorom bardzo subiektywnie odbiera wszelkie odzywki, traktując je jako atak.
-Jakieś pytania? - zerknęła to na jednego, to na drugiego towarzysza.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Harim Wto Lip 13, 2021 1:26 pm

Czarodziej uśmiechnął się nieznacznie na słowa wampira, choć chyba po części do samego siebie.
— Do zobaczenia, Gaspardzie — odparł tylko, a Sabur burknął na to pod nosem.
Rantir został w drzwiach, Salinae niebawem zjawiła się jeszcze w oknie na piętrze, by sobie na nich popatrzeć, jak odjeżdżali drogą. Rzeczywiście było w tym coś smutnego, niezwykłego i smutnego zarazem, jak każda zmiana, na którą czekasz tak długo, ale ostatecznie trochę szkoda ci poprzedniego stanu rzeczy.
Jej bransoletka po chwili zabłysła delikatnie jeszcze raz, choć dziewczyna wcale jej już nie dotykała. Ten szczegół umknął Harimowi. Właściwie cały ten melancholijny nastrój jakoś mu uciekał, choć pewnie dlatego, że nie był przywiązany tu do nikogo.
Jego koń boczył się na Gasparda, toteż starał się nie zbliżać za bardzo do wampira. Co jakiś czas zerkał też na niego, tym razem z czystej ciekawości, bo po głowie zaczęło mu krążyć, co tak naprawdę stałoby mu się bez tych flaszek. Czy można umrzeć od słońca? To by było dziwne, ale sądząc po tych wszystkich dziwnych rzeczach, to nie aż tak bardzo. Nie zauważył jednak nic na jego bladej skórze, toteż w końcu stracił zainteresowanie.
Droga minęła nad wyraz spokojnie. I cicho, jeśli tylko nikt inny nie zaczepiał się nawzajem albo jego, chociaż odpowiedzi Harima i tak nie były wylewne. Nie interesowała go rozmowa z nimi, nawet nie był przyzwyczajony do takich rzeczy i znacznie lepiej czuł się, poświęcając czas koniowi. Kiedy on ostatnio siedział wierzchem? Chyba nie tak dawno, o ile parę lat można do tego zaliczyć. Nie uważałby się za jeźdźca, on zwyczajnie umiał nie spadać, a wyczucie równowagi bardzo w tym pomagało. Lynx szybko przyzwyczaił się do pierzastego ogona leżącego mu na zadzie, czasem tylko machnął własnym, kiedy jakieś pióro go załaskotało. Na to nic mu nie mógł poradzić, ale z innymi rzeczami był bardzo uważny. Zwłaszcza pazurami u swoich stóp, które zaczepił w strzemionach tak, by nie mogły przypadkiem zranić zwierzęcia. Lubił gładzić jego barki i szyję, miał taką aksamitną sierść, choć nadal sztywną, to zupełnie inną niż byle jaki koń. Po kilku dniach w polu pewnie się to zmieni, ale to nic.
W końcu dojechali do jakiejś chaty, w zasadzie pokaźnego domostwa. Harim zszedł niedługo po dziewczynie i poklepał konia po barku, a po chwili zawahania, również puścił go wolno, zaczepiwszy wodze bezpiecznie przy siodle.
Rzucone nazwisko absolutnie nic mu nie mówiło, chociaż ujęła to tak, jakby powinien je znać. Trudno, przywykł już do tego dawno temu. Skierował ślepia na Serafinę i tylko prychnął w odpowiedzi na branie rzeczy do siebie. To też nie będzie nic nowego, co najwyżej Gwendelyn dorzuci kilka wyzwisk do jego słownika. Nie zamierzał reagować, choć już wiedział, że go nie lubi. Nie panowanie nad słowem było pierwszym przejawem nie panowania nad sobą, zapewne też braku dystansu i noszenia dupy wyżej niż głowa, a on dobrze wiedział, co z takich ludzi wyrasta. Skoro jest stary, wyrosło już dawno.
— Nie. — Nie miał pytań. To znaczy miał, po co oni w ogóle tutaj przyjechali, ale uznał, że jest zbędne.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Lip 13, 2021 10:14 pm

Harima całkiem pożegnania obeszły, Serafina przeżywała je w jakiś sposób, z kolei Gaspard nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Było mu chyba po prostu dziwnie. Nie żeby się przywiązał do Rantira i Salinae, po prostu tyle się tam podziało niezwykłych rzeczy, że jeden sen nie wystarczył, aby to przetrawić. Powinien chyba oddzielić te myśli.
Coś błysnęło z przodu, ale ciężko było mu stwierdzić co dokładnie, bo musiał trzymać się z tyłu, coby nie płoszyć zwierząt pozostałej dwójki, a przynajmniej, białego wierzchowca. Chyba już miał dość migających światełek, przynajmniej narazie, toteż się tym o dziwo nie zainteresował zbyt mocno.
Po jakimś czasie, dotarli do kolejnego pięknego i conajmniej, urokliwego miejsca, drewnianego dworku, gdzie ich wierzchowce mogły w końcu odpocząć. Zaraz po tym jak zszedł z Corvusa, do jego uszu dotarło rzucone nazwisko. Gwendelyn? Skłamałby, jakby powiedział, że nic mu to nie mówiło. Byli znamienitym rodem wszelakich lekarzy i mistrzów dziedziny medycyny. Chyba Serafina miała doprawdy potężne znajomości, choć był ciekaw, czy to zasługa bycia miko, czy własnej rodziny, ale w to już nie wnikał. Ciekawostką zaś było to, że nazwała dworek sekretną bazą. Sekretną… przed czym?
Specyficzny? Bardziej od niej samej? No to szykowała się zabawa. Uwięził na kobiecie wzrok, kiedy spytała o to, czy coś ich nurtuje. Harim dosyć spodziewanie, szybko zaprzeczył, zaś Anatell… miał co prawda kilka pytań w głowie, ale zachował je dla siebie, czując, że nie było sensu ich poruszać. Po prostu pokręcił sprzecznie głową.
Jeśli byli gotowi, ruszył za nimi...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Serafina Vaymore Wto Lip 13, 2021 11:47 pm

Gdy bransoletkę na powrót zalśniła, Vaymore zrobiło się cieplej na sercu. To było takie głupie. Takie idiotyczne, ale tak dziwnie potrzebne. Przez moment wpatrywała się w tarcze bransoletki, czując swego rodzaju ulgę. Jakby ktoś ściągnął połowę ciężaru z jej serduszka, czy dodał otuchy.
Przeleciała wzrokiem po raz ostatni po towarzyszach, po czym weszła do domu.
Wystrój był zarówno bogaty, co i prosty. Masywne drewniane meble przyozdobione w fikuśne wzory, kominek, oraz włochaty dywan pod nim.
Serafina szła do przodu, no do momentu, aż na spotkanie nie wyszedł im właściciel domostwa.
-Kiego kurwa niesie - zawołał z dezaprobatą, wychodząc do salonu. Mężczyzna ubrany w gustowny frak, w ręku dzierżył ozdobną laskę, na której się podpierał. Wyglądał jakby liczył sobie nie więcej niż czterdzieści kilka lat, no może dobijał do pięćdziesiątki. Jego twarz wydawała się charyzmatyczna i surowa, a na niej samej widać było kilka zmarszczek, jednakże te zdawały się dodawać mu jedynie surowości, a jednocześnie szlachetności.
-Serafina! a czego ty chcesz dziecko? nie widzisz, że jestem zajęty?! - machnął laską.
-Tak widzę... - Serafina uśmiechnęła się przepraszająco - Potrzebuje krwi, na drogę, kilka bukłaków... - zaczęła.
-A do pici z wami wszystkimi! tak zdziadział, że sam nie może ruszyć dupy by....
-Właściwie - ucięła szybko Serafina - to dla przyjaciela - skinęła głową na Gasparda, a gdy ten się przestawił, Ignasyush jakby na moment zastygł w bezruchu, gładząc bródkę.
-Anatell... - podjął w końcu - Znałem kiedyś jednego Anatella, Alexiusa.. - powoli ruszył w kierunku swojego fotela, na którym zasiadł, wyciągając ze zdobionej papierośnicy papierosa, którego odpalił, zaciągając się zaraz.
-Tego czarnoksiężnika co poszedł w nekromancje i... - zaczęła Serafina, ale Gwendelyn uniósł dłoń, uciszając ją
-Nie mów tak o nim w moim domu...
-Ale to prawda, czyż nie? - zmarszczyła brwi - ludzie mówią, że był potworem... -dodała z premedytacją, chcąc aby Ignasyush rozwinął swoją wypowiedź.
-Ludzie dużo pierdolą, Serafino - ponownie zaciągnął się papierosem -A to co mówisz to tylko część prawdy - umilkł na moment- Znałem Anatella, dorastałem z nim. Przeżyliśmy razem wojnę, czas głodu i piekło jakiego wy teraz nawet nie będziecie w stanie sobie wyobrazić... - mówił, wypuszczając dym z płuc - Razem ze starym Quinaathapem byliśmy na jego ślubie z Rosalin, zresztą pamiętam jak ją poznał i to że zachowywał się przy niej jak skończona pizda na początku - westchnął cicho- To był wspaniały człowiek, a to co pierdolą ludzie to tego nie słuchaj, bo każdy pierdoli gdy się potkniesz, ale nikt nie pierdoli o szczytach jakich dosiągnąłeś - powoli przeniósł wzrok na kryształową papierośnicę - Anatell był niesamowicie ambitnym i inteligentnym człowiekiem, był zaradny i charyzmatyczny-przerwał na moment - był też często pizdą i niezdarą...-ponownie pokręcił głową nieco rozbawiony - taka z niego paskudna kurwa była - na jego surowej twarzy pojawił się delikatny uśmiech - i był moim przyjacielem. Ani ja, ani on nie pochodziliśmy z bogatych rodzin, byliśmy biedni jak myszy klasztorne, a za dzieciaka nie raz przyszło nam kraść... - przysunął papierosa do ust - To co osiągnął własnymi rękami, zaczynając jako żebrak, to należy chwalić. Bo był niesamowitym człowiekiem... Po śmierci żony mu odjebało i biedaczysko pobłądził... nie winię go za to, z miłości ludzie robią paskudne rzeczy... - zagasił niedopałek - A jego ułomne dzieci, jak to w naturzę mają genetyczne zjeby które dostają pod nos majątek, rozpierdoliły to co on zbudował, doprowadzając do kryzysu - pokręcił głową - Dzieci bogatych ludzi rodzą się przytrzymane, jeśli nie nauczysz ich dyscypliny. Zresztą moje również były - machnął ręką - Gdybym zdechł wcześniej, prawdopodobnie moje prawnuczęta teraz zaczynałyby jako żebractwo, tyle że ja nie miałem zamiaru kurwa umrzeć - spojrzał na Anatella - ty nie miałeś takiego szczęścia. Ale to dobrze.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Harim Sro Lip 14, 2021 1:32 pm

  Weszli do środka, ona, Harim i Gaspard, który jak zwykle trzymał się na uboczu. Skrzydlaty bardzo nie lubił mieć ludzi za plecami, jednak z drugiej strony jego zadaniem było chronić Serafinę, więc oddzielenie jej od tego typa było rozsądniejszym wyjściem. Co z tego, że raczej nic nie zrobi, a oni nadal znajdowali się w przyjaznym domu. Mniej więcej.
  Wodził wzrokiem po wnętrzu, bogato zdobionym, ale jednak jakoś tak inaczej niż domostwa arystokratów. Nikt tu nie rzucał pieniędzmi na lewo i prawo, raczej był to tylko elegancki styl, wprawiony w coś, co nie krzyczało kosztami samo z siebie, przynajmniej w jego odbiorze. Było ładnie.
  Zaszli do salonu, gdzie zaraz przywitał ich krzyk niezadowolenia, zapewne gospodarza. Harim uwięził spojrzenie w dwukrotnie starszym mężczyźnie, nieruchomiejąc na moment. Zmierzył go uważnie wzrokiem z góry do dołu, oceniając wszystko po kolei, nim pozwolił sobie na rozluźnienie mięśni. Ich wstępna wymiana zdań nijak go nie dotyczyła, ale pomyłka faceta była ciekawa. Znał takich więcej? Czy może też krew była używana do czegoś innego, chociaż w tej chwili nie umiał sobie wyobrazić, co by to mogło być.
  Padło nowe nazwisko, czy może raczej imię przodka ich towarzysza. Nie wciągnięty do rozmowy Harim wrócił do oglądania wystroju pomieszczenia, zwłaszcza obrazów i wnętrza kredensu, które częściowo tylko ukazywały skąpe szyby. Słuchał jednym uchem opowieści o liczu, czymkolwiek to było, choć za chwilę miało się trochę wyjaśnić. Na wzmiankę o piekle po ustach przemknął mu ironiczny uśmieszek, ale nie był nawet pewien, czy ktoś to zauważył. Słuchał dalej, stopniowo budując sobie w głowie obraz Alexiusa. Człowieka, który stworzył siebie, znalazł szczęście, a potem je utracił. I zatracił się we własnej stracie. To brzmiało jak wiele innych legend, gdzie dobre zamiary zmieniają się w okropne czyny. Aczkolwiek historia... Zaraz zaraz zaraz. Harim odwrócił się znów do nich, zawieszając baczne spojrzenie na Gwendelynie.
  — Nie miałeś zamiaru... umrzeć? — powtórzył z niedowierzaniem w głosie, marszcząc przy tym białe brwi. Może nie powinien się odzywać, ale to było zbyt dziwaczne. Jeszcze nigdy nie spotkał człowieka, który mógłby tak bardzo odwlec własną śmierć.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Lip 14, 2021 3:12 pm

Powoli zagłębili się we wnętrze domostwa, aż z zamysłu wyrwał go jakiś okrzyk, co wprawiło go w lekką dezorientację, nim mężczyzna przed nimi, powitał Serafinę. Wypuścił powietrze z ulgą. Czyli to ten stary Gwendelyn, tak? Wcale nie wyglądał, aż tak staro, raczej jakby się dopiero wiekiem do tego progu emerytalnego zbliżał. Mimo to, poszli dalej, wpuszczeni, chyba do salonu. Ignasyush, bo tak został mu przedstawiony mężczyzna w międzyczasie, wodził po nich wzrokiem, zaś Gaspard zastanawiał się nad kwestią krwi. Brzmiało trochę, jakby niejednego wampira tu sprowadziła. Uwaga o byciu “przyjacielem”, lekko go na moment zakłopotała, ale szybko sobie przypomniał, że tak było po prostu łatwiej. Gorzej wyszłoby, jakby się pochorowała i gadała bzdury.
-Gaspard Anatell, miło poznać, panie Gwendelynie.
Przedstawił się, używając jego nazwiska, w formie grzecznościowej, bo nie był pewny, czy imieniem mógłby się posługiwać, zwłaszcza wobec stetryczałego arystokraty. Ale to uszło na dalszy plan, gdy starzec powtórzył jego własne nazwisko, jakby się nad nim zastanawiając. Co prawda, spodziewał się jakiejś uszczypliwej uwagi, albo czegoś związanego z komentarzem odnośnie upadłej korporacji, ale nie. Wspomniane imie miało zmrozić krew w jego żyła. “Alexius”. “Alexius Anatell”.
Ignasyush powiódł na fotel, zaś reszta za nim, zwłaszcza Gaspard, który chyba po raz pierwszy, wysunął się bardziej do przodu, wlepiając wzrok w Gwendelyna. Jak on mógł znać jego przodka, to było ze czterysta lat temu! W dodatku, nie pomylił się, bo Serafina bardzo szybko dopełniła obraz, określając Alexiusa “Czarnoksiężnikiem”. Zacisnął na to zęby. Tak, czarnoksięstwo i nekromancja, to to, co stanowiło fundament dla rodu Anatellów, a czego on sam, był potomkiem. Skazą, której ojciec kazał się wstydzić. Jednakże, szybko słowa mężczyzny wprawiły wampira w osłupienie. Nie zgadzał się?
Wtedy, miało się zacząć. Ignasyush zaczął swoją opowieść, jak to starszy człowiek, lecz jego wypowiedzi, nijak nie pasowały do wiedzy chłopaka. W pierwszej chwili, był zaskoczony, że ten przedstawił się jako przyjaciel Alexiusa, pomijając tak odległe fakty. To możliwe? W sumie, tyle widział… ale teraz bardziej skupił się na samym temacie. Dorastali razem, a jak zaraz miało się okazać, padło też nazwisko Rantira, ale ciężko było mu określić, o kogo dokładnie chodziło. Sam czarownik mu o tym też nie wspomniał, nawet słysząc, że jest Anatellem. Szare oczy na moment zbiegły na Serafinę, lecz szybko powróciły do Gwendelyna, z żywym zainteresowaniem. Pierwszy raz miał okazję usłyszeć o… początkach, założyciela rodu, o których przeważnie nikt nie mówił, bo ich nawet nie pamiętał. Dla niego, jak i zapewne dla innych, Alexius po prostu się pojawił, był wspaniały, potężny i zły. A teraz… wojna? Głód? Kradzieże i żebractwo? To… to było…
Rosalin... słynna kobieta, praprababka Gasparda, jednakże, opis starca coraz bardziej odbiegał od wizerunku Czarnoksiężnika, jaki znał. Ambitny, inteligentny, to tak, ale… pizdowata niezdara? Czuł się nieco, jakby mówili o nim, a to przecież nie pasowało do legendarnego potwora. A z każdym kolejnym słowem, ten potwór zanikał, kreując twarz człowieka, który z niczego, stał się kimś, by ostatecznie zatracić się w obłędzie, dla miłości. Z powodu śmierci ukochanej. Kolejna analogia? To kłuje w serce, a nie śmiał mu nawet przerywać, chyba nawet nie potrafiłby.
Gwendelyn zwrócił uwagę na to, jak potomkowie Alexiusa zaprzepaścili jego dziedzictwo. Z pewnością nie miał na myśli tej czarnomagicznej, a rodowej. To… prawda. Żyli jak arystokracja, trwonili pieniądze, dokonywali złych inwestycji, aby ostatecznie, skończyć w nędzy. Ród Gwendelynów musiał więc wyjść na wszystkim dużo lepiej, ale Anatellowie, wręcz przeciwnie. W końcu, był tu, sam i bezdomny. Cóż za ironia.
Wyrwał się z namysłu i znów powiódł spojrzeniem na mężczyznę, gdy wypowiedział ostatnie słowa. Choć to wszystko dalej do niego docierało, białowłosy uśmiechnął się lekko.
-”Dezaprobata tchórzy to pochwała odważnych”.- Odezwał się w końcu, stawiając jeden krok w przód. -Słowa Alexiusa, sentencja Anatellów. Wie Pan to pewnie najlepiej.- Nie zdjął z twarzy uśmiechu, choć może, wydał się on lekko słabszy. -Mimo wszystko, myślę, że jestem szczęściarzem.
Dodał, lekko przymykając oczy. Ojciec zawsze mówił o przodku źle, lecz sam był nienormalny. Anatellowie byli nienormalni, on sam też był nienormalny, to skaza, piętno, jak klątwa. Ale chyba chciał zaakceptować tą ludzką stronę kogoś, z kimś czuje jakąś nić porozumienia, niż widzieć go tak, jak chciałby świat.
Wtedy też, padło pytanie Harima, niespodziewane. Tak, ale trafne, bo sam już wcześniej się nad tym zastanawiał. Zwrócił znów wzrok w stronę Gwendelyna, który mu na wampira nie wyglądał.
-Kamień Filozoficzny?- Spytał, chyba bez pomyślunku, by szybko się zakłopotać, odwracając wzrok. -Przepraszam. Czytałem o tym po prostu… nieważne.
I skojarzył fakty z Gwendelynami, oraz legendami o nich. Ciężko było mu wyobrazić sobie cokolwiek innego, chyba że był na jakiejś łasce bogów.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Medevar | jesień, 1868 roku Empty Re: Medevar | jesień, 1868 roku

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach