Dziedziniec zamkowy

3 posters

Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Mistrz Gry Czw Wrz 09, 2021 8:22 pm

autor: Stefan Koidl
Wybudowany jeszcze przed rokiem 1100 na zlecenie jednego z hrabiów von Niftenhaum, już wtedy rządzących w okolicach Lenth. Podobno rezydujący tam wtedy Leisnen chciał zapewnić swoim poddanym twierdzę, której żadne wróg nie będzie w stanie zdobyć. W rzeczywistości jednak niewielu ludzi miało okazję tam zajrzeć i to nie tylko przez niedostępność. Zamek od samego początku był w rękach wampirów i po dzień dzisiejszy się to nie zmieniło, pomimo zmiany władzy w hrabstwie, które przejął Cerbin Amenadiel, krwiopijca cieszący się opinią wyzwoliciela bezbronnych spod władzy wampirów. Ludzie w dole doliny pozostają w błogiej nieświadomości całej prawdy lub przemilczanych domysłach, które jednak są szybko tłamszone przez pochlebną propagandę dhampirów, mieszkających wśród nich.
Budowla sama w sobie zachwyca oko, wzniesiona z gładkiego kamienia tuż ponad linią zmarzliny co noc pokrywa się szronem lub śniegiem. Zdaje się wyrastać prosto z niemal pionowego skalnego zbocza góry Heinmeh. Tuż przed główną bramą znajduje się obszerny, kanciasty taras, z którego w dół wiodą wykute w skale strome schody. Ponad bramą i wokół niej wznoszą się wieże i posterunki wystające ku przepaści. Cała reszta zamku znajduje się pod ziemią, wykuta wewnątrz góry. Mimo surowego klimatu wokół, wnętrze Jaskółczego Gniazda jest wytworne i przytulne. Liczne paleniska posiadają wykute kominy odprowadzające dym czy parę wodną, a na wielu kondygnacjach znajdują się zamknięte w ażurowych klatkach magiczne światła, dające przyjemny, ciepły blask.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Killian Falone Pią Wrz 10, 2021 1:06 pm

  Wojna zawsze przynosiła śmierć. Choć jeśli przyrównać tę bitwę do wielu poprzednich, zebrane żniwa były nieporównywalnie niższe. Niektórzy mieszkańcy Sadah czy Lenth nawet się nie przebudzili ze swego spokojnego snu, podczas gdy siły wampirów rozstawiały wnyki na wszelkich przeciwników powstającej nowej władzy. Tylko potrzebne ofiary. Bardzo szlachetnie. Bardzo sprytnie. Kolejne zaginione osoby, a może nawet oficjalna czystka potworów plugawiących tą niewinną ziemię, o tym mieli zdecydować dopiero później. Ale ludzie lubią takie historie, choć ich układanie wymagało ostrożności. Tymczasem słowa sługi pokierowały ich do właściwych person, których krew popłynęła wraz ze wschodem słońca, stwarzającym z każdego domostwa śmiertelną pułapkę. Żadnej drogi ucieczki i żadnego ratunku, skrupulatnie zadbano o to, by nie mieli czym wezwać ewentualnej pomocy, nawet jeśli zdążyliby o tym pomyśleć. Zmierzch przyniósł koniec dla wielu dhampirów, które również należało wyeliminować. A w końcu ich wspólne kroki powiodły na szczyt góry wznoszącej się nad zasypiającym już Lenth, prosto do Jaskółczego Gniazda, do którego sprawny dostęp i penetrację zapewniły wskazówki wiernie czuwającego nosferatu.
  Wybrani przez Viktora pobratymcy w większości znajdowali się teraz w zupełnie innym miejscu, by nie narażać ich na niebezpieczeństwo ani z jednej ani drugiej strony. Wielu jednak zostało, przysłużyli się cichej dywersji w konkretnych punktach pałacu, ułatwiając zdobycie wszelkich możliwych wyjść.
  Nietoperze błyskawicznie zbliżyły się do postaci w końcu korytarza, pięknie zgrywając się tym ruchem z kilkoma innymi w pozostałych przejściach z wielokątnej komnaty. Rękawica uzbrojona w pazury zgłuszyła krótki krzyk, który wydarł się z ust wampira tuż przed tym, jak ostrze sztyletu przejechało mu przez krtań. Sześć ciał osunęło się na ziemię, a oni weszli do galerii trofeów. Spojrzenie zielonych ślepi powiodło wokół, a zaraz odwrócił się w stronę zbliżających się kroków.
  — To ostatni punkt, Wasza Wysokość. Po zdobyciu bramy do głównej sali będą w pułapce — oznajmił nosferatu skryty pod kapturem swej zdobionej, lecz zbyt wysłużonej szaty.
  To był najwyższy czas, wszyscy byli już zmęczeni ciągłym przekradaniem się wśród korytarzy i plątaniny sal. Choć ich plan działał pięknie, tak jak zauważył i Ezaliah, nikt nie zwracał uwagi na nudne sługi.
  — Doskonale... — Chmara nietoperzy wylądowała obok.
  — Panie, grupa drakuletów zmierza do zamku — oznajmił Pomiot pospiesznie.
  — Nie mogą dostać się do środka.
  Wampir skinął głową i ulotnił się natychmiast.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pią Wrz 10, 2021 2:14 pm

Ezaliah nie mógł wyjść z własnego samopodziwu, że jego plan zwyczajnie się powiódł, zaś Sadah, oraz Lenth padły u stóp Falone, aż za prosto. Cóż, może jednak należą mu się jakieś gratulacje, ale teraz był prawdziwy problem. Wbiegnięcie po schodach z Lenth do Jaskółczego Gniazda.
-Dlaczego ja sobie to robię…?!
Sapnął zmęczony, będąc już prawie u góry. Inni to sobie chmarą chociaż polecą, a on biedny musiał się wdrapywać. Właściwie nie wiedział czemu zabrali go na tą rzeź, ale z drugiej strony, nie narzekał. Zobaczenie przełomowego momentu w historii to z pewnością coś, co chciałby zobaczyć na własne oczy.
Gdy znalazł się na dziedzińcu, ten już był ogołocony, więc przeszedł dalej, odnajdując Killiana. Właściwie, w ostatniej chwili, bo właśnie jeden z Pomiotów zdał meldunek, że nadciągają posiłki od dziedzińca. Chrzaknął i podszedł bliżej Falone.
-To musi być niezwykłe.- Podjął, opierając się o własne biodra, biorąc wdech. -...ten finałowy moment, długooczekiwanej fabuły, od zera do bohatera.- Zaśmiał się. -Przepraszam, poniosła mnie fantazja.- Spojrzał za siebie, w oczekiwanie na koniec tego pierdolnika. -To… wchodzimy…?

Tej nocy, w Wielkiej Sali zebrali się wszyscy poplecznicy jego woli, najważniejsza gwardia, czy najwierniejsza arystokracja. Lecz to, czy byli wierni, było już pod znakiem zapytania. Victor słyszał wszystko, wiedział wszystko, nigdy nie skłamał, gdyż wiedział co czeka kłamców. Więc kiedy padła informacja o zdrajcy, tu na zamku, musiał działać szybko. Nikt, ale to nikt nie mógł się wywinąć, nawet własne dzieci.
Tak też cały tłum zawitał w tej sali, a on sam, stanął naprzeciw nim, na wzniesieniu, które oddzielały schodki od posadzki, by mógł ich widzieć z góry, dobrze i wyraźnie. Jego małżonka, Thalina, wraz z najdroższą córką Melissą, oraz resztą dzieci, Victorem, Vertherem, Espherem, Abigeil i Fileonem, stali po jego lewicy, obserwując wydarzenie. Nie było tu niestety Ithana, który był nieobecny już od dłuższego czasu. Ale to bez znaczenia, zdrajca był wśród nich. Musiał zawrócić nawet wojska z Ymnakil, aby tylko zapewnić bezpieczeństwo na terenie Lenthstein.
-Wiem, że wśród Was jest zdrajca! Ktoś kto postanowił odwrócić się od mej łaski i dobroci, wybierając samozwańca, który obiecuje Wam upodlenie, klęczenie przed śmiertelną rasą! Przez tego jednego zdrajcę, my wszyscy jesteśmy zagrożeni! Nasze królestwo jest zagrożone! I ta osoba mnie słyszy!- Krzyknął w kierunku tłumu, który zaczął opuszczać głowę w strachu. Każdy czuł się winnym, bo Ardamir mógł znaleźć cokolwiek, co by mu nie pasowało i ogłosić to zdradą stanu lub kolaboracją z wrogiem. -Jeśli zdrajca nie wyjdzie…- Skrzywił usta w obrzydzeniu. -...pokolei będę torturował każdego tu obecnego, aż się podda.
Dodał, a wtedy zaczęła się głucha panika, wszyscy zaczęli się wiercić, nawet jego dzieci spojrzały na niego z niezrozumieniem. Lecz Ardamir miał dość tego, że wszystko dzieje się za jego plecami. Chcieli zrobić z niego tyrana, to dostaną tyrana.
-ZDRAJCA MA OSTATNIĄ SZANSĘ, ABY WYJŚĆ, INACZEJ TA POSADZKA POPŁYNIE JEGO KRWIĄ, WRAZ ZE WSZYSTKIMI TU OBECNYMI! MIEJ CHOĆ ODWAGĘ POSTAWIĆ SIĘ MI I MOJEJ WOLI!
Wykrzykiwał rozwścieczony, nawet Thalina nie miała teraz odwagi do niego podejść, pomimo że ten plan zakrawał o szaleństwo.
Ale w końcu, jedna postać wysunęła się z tłumu, co spowodowało cofnięcie się wszystkich wokół, szepty, czy odgłosy zaskoczenia. Niftenhaum zmarszczył brwi, przyglądając się postaci w płaszczu i kapturem, u której dostrzegł tylko metalowe rękawice, ale kiedy sam materiał rozsunął się nieco bardziej, zwrócił ten uwagę na kirys, którego nigdy nie widział.
-Kim…
-Przeznaczeniem, osądem lub potworem, jak mnie zwano…
Padły jego słowa, a zaraz, kaptur osunął się, odsłaniając srebrzyste włosy, elfie uszy, twarz pokrytą bliznami, oraz pomarańczowe oczy, które spoczęły na królu. Gwardziści podjęli się już pierwszej reakcji, lecz Ardamir uniósł rękę, by ich powstrzymać.
-Cerbin Amenadiel… a więc jednak nie trup...
Uśmiechnął się szeroko, czując chyba rozbawienie tym żałosnym widokiem powrotu spiskowca, a sam draculeta zatrzymał się na środku, między tłumem, a gwardią, wraz z Niftenhaumem na czele.
-Czekałem tak długo na tę chwilę… sto jeden lat, czekania, aby znów stanąć przed Twoim obliczem…
-Nie rozśmieszaj mnie, głupcze, przybyłeś taką drogę, by teraz, umrzeć nadaremno…?
Spytał, a Cerbin uniósł podbródek, patrząc mu prosto w oczy. Czas na walkę z własnymi demonami. Czuł się jak wtedy, gdy Rebrek pierwszy raz przyprowadził go na zamek. Lecz przed nim nie stał Petro…
-ZABIŁEŚ MNIE, BO MÓJ MANIFEST OŚMIESZYŁ CIEBIE I TWOJĄ POLITYKĘ, KAZAŁEŚ MNIE UWIĘZIĆ, ABY DAĆ MI PONIŻENIE, A TERAZ, WSZYSCY PATRZĄ SIĘ NA CIEBIE JAK NA TCHÓRZA, KTÓRY STRASZY PODDANYCH TORTURAMI, ŻEBY COKOLWIEK OSIĄGNĄĆ, GDYŻ NIKT CIĘ JUŻ NIE SŁUCHA! CZEKAŁEM I PRZYBYŁEM PO MOJĄ ZEMSTĘ, BO NIE ZAPOMNIAŁEM!
Wydarł się, a wszyscy byli czujni i gotowi na jego wszelki ruch, natomiast Ardamir w swej pewności siebie, postawił kroki w dół.
-To wszys…
-Jak mogłeś…- Przymrużył oczy. -...jak mogłeś skrzywdzić tych, którzy Ci ufali… jak mogłeś uzurpatorze…?!
Spytał, zaś król zatrzymał się u podnóża schodów.
-Czy Ty wiesz kim ja jestem?! Nie jestem z pewnością uzurpatorem, jestem zrodzony, aby pokierować naszą rasą, jestem potomkiem Dra…
-Nie.- Przerwał mu, co było niezwykle dziwne dla samego Ardamira, bo nikt nigdy nie zwykł wcinać mu się w słowo. -JA! JESTEM! DRACULĄ!
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Killian Falone Pią Wrz 10, 2021 4:01 pm

  Ezaliahowi towarzyszyły dwa Pomioty, dla bezpieczeństwa, jak to powiedziano. Jego czy ich wspólnego, to już zależało od sytuacji, ale idąc ścieżką w górę z pewnością mógł się poczuć nieco pewniej. Przynajmniej od biegu nie było im zimno.
  Posłaniec ruszył z galerii z powrotem na dziedziniec, przemykając tuż nad głowami zgromadzonych żołnierzy, zaś Falone uwięził spojrzenie w wybieganym człowieku, który niejako stanął mu na drodze. Cóż, Ezaliah zwyczajnie lubił sobie pogadać, a już z pewnością lubił rzucać nieoczekiwanymi uwagami w najmniej odpowiednim momencie. Chyba nawet nie wiedział, jak bardzo miał rację. Gdyby byli sami, pewnie by mu ją przyznał.
  — Lepiej się tam pilnuj. — Ruszył korytarzem, a za nim reszta walczących.
  Falone przez moment rozważał udanie się do bramy, lecz szybko oddelegował tam jakiegoś Pomiota, a samemu ruszył w stronę głównej sali. Z każdym kolejnym krokiem czuł narastające napięcie, to nieznośne uczucie wyczekiwania nieuniknionego, do którego w dodatku sam zamierza doprowadzić. To uczucie trzymania własnego losu w rękach znacznie bardziej niż kiedykolwiek.
  — Mają niedużą przewagę liczebną, panie — oznajmił wracający Pomiot.
  — Weź kilku i dołącz do nich — odparł Falone, nie zwalniając kroku.
  Ingwar skinął głową i wycofał się na tyły ich całej grupy. Tymczasem król mógł już zobaczyć pięknie zdobione drzwi do głównej sali balowej, w której mieli być zgromadzeni wszyscy istotni rezydenci pałacu. Zwykle tak robiono na wszelkich naradach, lecz ta miała być zupełnie inna. Odmienna nawet od tej, którą zapamiętał jako swoją ostatnią. Wzmocnione buty głośno odbijały się od posadzki, a jego oddech cicho wirował we wnętrzu stalowej maski. Dziwnym było tak iść tym korytarzem, kiedy w uszach pobrzmiewały ostatnie słowa wraz ze szczękiem rynsztunku tylu dziesiątek osób gotowych pójść za nim na śmierć. W obronie tego, co reprezentował i co obiecał im spełnić. Tyle par oczu, które odtąd to w niego miały się wpatrywać z uwagą i nadzieją, a może i dezaprobatą, nie łudził się, że i tych nie zabraknie. Wtedy chyba czuł się podobnie. Zrobił przedstawienie, a teraz miał zamiar zrobić jeszcze większe.
  Kilku strażników, jacy postawieni byli przed drzwiami już chwilę temu osunęło się na ziemię.
  Drzwi do sali rozwarły się gwałtownie, zwracając nową uwagę wszystkich wokół, zmuszając kilku zaskoczonych możnych do pospiesznego cofnięcia się. Bez trudu rozpoznano stąpających tuż za białą postacią lorda Savrasque, von Fassela oraz inne ważne osoby z ich otoczenia. Na widok Viktora z bronią w ręku poniosły się oburzone odgłosy, lecz wtedy też odezwał się wampir na przedzie.
  — Tak właśnie wielki Ardamir stacza się na dno swego szaleństwa i desperacji. Któż by się spodziewał, że twoje plugawe spiski w końcu obrócą się przeciwko tobie... — rzucił ironicznie i na tyle głośno, by wszyscy dobrze go słyszeli. Straż już szykowała się do interwencji.
  — Co za krzykacz przyprowadza mi zdrajców na tacy?! — warknął, trzymając się resztek swej cierpliwości oraz i tak już nadszarpniętej pewności siebie.
  — Nim mnie stąd wygnałeś, nie mogąc słuchać prawdy o sobie, ostrzegałem, że wrócę na twój pogrzeb. — Falone sięgnął do podbródka maski i zsunął ją na plecy niczym kaptur, by zaraz podnieść na niego lodowate spojrzenie. — I oto jestem.
  To był dla Pomiotów sygnał do ataku na królewskie straże, a tym samym rozpoczęcia krwawej łaźni wewnątrz sali. Zamknięto wrota, do których dostępu broniła kolejna grupa, zaś kilkunastu przefrunęło na balkony. Ewentualni zbiegowie spotkaliby się z ogromnym rozczarowaniem, gdyż nie wszyscy weszli główną bramą, a pod każdymi drzwiami natkniętoby się na wrogie ostrze.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pią Wrz 10, 2021 4:55 pm

Pomioty z królem na czele wparowały do środka, zaś całe zgromadzenie zamieniło się w chaos, krzyki paniki lub gniewu, gwardziści dobyli broni, uzbrojeni arystokraci także, a ci bezbronni, jedynie zaczęli uciekać, by ostatecznie czyjeś ostrze zagrodziło im drogę. Ardamir poczuł dezorientację, zwłaszcza ostatnimi słowami Falone, choć wcale jego osoba nie była mu niespodzianką. Chciał całkowicie zbagatelizować Cerbina, aby ruszyć mu na przeciw, ukrócić go o głowę, na którą to chciał założyć jego koronę, lecz przeliczył się, gdy chmara objawiła się tuż przed nim, zamachując się Effusae, którą zablokował własną szablą. Z pewnością nie spodziewał się miecza, którego napór był dużo większy.
-Twoje życie należy do mnie!
Warknął Amenadiel i pchnął Ardamira do tyłu, by ten spróbował zachować równowagę, natychmiast wyprowadzając ataki przed siebie.
-Zabiłem Cię raz, zabiję i drugi, na dobre!
Odwarknął von Niftenhaum, gdy w tym czasie jego żona spróbowała się ewakuować, lecz z pewnością nie była gotowa na to, że jeden z Pomiotów nadział jej brzuch na dwa sztylety. Wypluła z ust krew, zapierając się ramion swego oprawcy, by osunąć się zaraz na ziemię. Jej synowie ruszyli ratować Thaline, lecz i oni napotkali opór ze strony posiłków rebeliantów.
-10726 dni w krypcie!- Zamachnął się gwałtowniej. -28622 dni w oczekiwaniu na ten dzień!
Wykrzyczał głośniej i uderzył Effusae z całych sił, przełamując szablę króla, który potknął się o kałużę krwi, upadając na ziemię. Cerbin zatrzymał się, patrząc jak ten zbiera się do wstania, zaciskając zęby z całych sił.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Killian Falone Sob Wrz 11, 2021 1:10 am

Sparował cios od jakiegoś dworzanina, kątem oka dostrzegając, jak Ardamir zostaje zatrzymany przez Amenadiela. Nie wątpił, że nie zdoła do niego dotrzeć, Cerbin skrupulatnie zadba o to, by każde zadrapanie na jego ciele stworzyć osobiście. Ale nie to wywołało odruchowy uśmiech w jego myślach. To ten, hm, tragizm? On jeszcze nie wiedział, co to znaczy zadzierać z Cerbinem i być obiektem jego zemsty. Wszyscy będą mieli na co popatrzeć, widział to w oczach elfa już wtedy, gdy obiecywał mu głowę wampirzego króla.
Hrabia cofnął się o krok i wykonał młynek, jakby chcąc pochwalić się swym refleksem. Rozbrajające, ale nie powinien go tak szybko kończyć i podchodzić dopiero wtedy. Kiedy jego miecz został mocno odepchnięty, ten spróbował złapać za celujący w niego sztylet. Zatańczył dokładnie tak, jak mu grano, dzieląc los właściciela winnicy w Sear, kiedy ból w dłoni na chwilę rozproszył jego zdeterminowanie. Falone na chwilę wycofał się z parteru, by przefrunąć na górę, gdzie Pomioty walczyły z dziećmi Ardamira.
Fileon chciał postąpić krok w przód ku przeciwnikowi, lecz otrzymał niespodziewaną pomoc, która szybko go unieruchomiła. Krzyk człowieka nadziewanego na szablę na moment zdominował piętro, ale urwał się wraz z tym, jak Killian poderżnął mu gardło. Odepchnął trupa w stronę Verthera, który już chciał skoczyć ku niemu. Tutaj czekało nieco większe wyzwanie, choć rozpuszczony dzieciak nigdy nie osiągnie szczytu swych możliwości. Zbyt zapalczywy, zbyt pewny siebie. Po niewprawnie wystosowanej zasłonie, stracił rękę, która potoczyła się w dół, a on z krzykiem pochwycił kikut.
Widząc matkę nabitą na ostrza, Melissa, cofnęła się niepewnie. Chwyciła zaraz za miecz i raniła jednego z przeciwników, jaki stanął jej na drodze ucieczki, szybkość i zwinność działały tu na jej korzyść, ale kolejnego wroga miała mocno nie docenić.
— Podły zdrajco! — prychnęła, odskakując od miecza Viktora, który sięgnął zaledwie jej ramienia. — Dawno trzeba było skrócić cię o szpetną głow...!
Zasypał ją gradem ciosów, które sprawnie odbijała, okrążając go lekko, aż tuż za jej plecami znalazła się balustrada. Chciała odbić się od niej i go dźgnąć, ale wtedy nosferatu zrobił coś, czego kompletnie nie przewidziała. Złapał w dłoń głownię jej miecza i siłą zgiął jej ramię aż do obojczyka. Własnym ostrzem przesunął po wnętrzu jej pachy, unieruchamiając drugą rękę.
— Trzeba było mnie nie gryźć — wycedził, pakując jej miecz w brzuch, przez co zgięła się odruchowo.
Jej własną bronią przejechał jej o gardle, po czym wyrzucił na dół, prosto na głowę jednego z irytujących baronów.
Odepchnąwszy na ziemię hrabiego z północy, Killian sięgnął po pistolet i odstrzelił kogoś biegnącego od schodów. Kątem oka zauważył Kathleen, która swym rozżarzonym do białości rapierem pozbawiła broni jednego z przeciwników i prawie przecięła go na pół.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Sob Wrz 11, 2021 1:18 am

Gloria Regali

“Dlatego…- Spojrzał na Killiana. -...jeśli chcesz zaprowadzić chaos, jeśli choć myślisz o tym, to rozniecę ogień, własnoręcznie odsyłając króla do Otchłani. Należy on do mnie. Dawniej może zależało mi na samych zmianach, ale obecnie, nie przemawia do mnie nic, oprócz jego śmierci.”

Odrzucił swój miecz, chwytając króla za fraki, za chwilę uderzając go z całej siły z blaszanej rękawicy w nos, obalając tym znowu na ziemię, lecz czując przewagę nad tą chwilą, natychmiast pochwycił metalowy świecznik, który leżał połamany na ziemi. Podszedł z nim do kruczowłosego monarchy, który podparł się schodków, a zaraz, elf wykonał silny zamach, uderzając nim w szczękę krwiopijcy, a po chwili, ponownie i znów, zaczynając przy tym krzyczeć, pełen wściekłości, żalu, gniewu, wszystkiego co zbierało się w nim przez dekady, które czekał na tę chwilę, aby wybrzmieć z każdym uderzeniem. Krew Ardamira zaczynała bryzgać na posadzkę, po której zaraz poturlał się porzucony świecznik, pokryty czerwoną cieczą na swych rogach.
Amenadiel zbliżył się do półprzytomnego władcy, chwytając go znów za ubrania, unosząc gwałtownie, wydzierając się mu prosto w twarz, aby tak to urwać, nieruchowiejąc i oddychając ciężko przez zęby. Wszystko wokół się uspokajało, kiedy siły Pomiotów zrównały z ziemią całe wrogie zgromadzenie, lecz dla Cerbina nic nie miało znaczenia, poza tą jedną chwilą.

“-Ta utopia wzbudziła na tyle duży niepokój w Ardamirze, aby ten kazał stracić jej twórcę.- Powiedział nagle, zatrzymując się na środku pomieszczenia[...]. -Król przerażony poglądami, sprzecznymi z jego interesami, zdradził mnie… nie tylko on, zdradził mnie też mój własny przyjaciel, pakując mi kulę w głowę.- Przyłożył palec do skroni[...] -Ale nie… to było za mało… nie zabili mnie ostatecznie. Moje truchło zamknęli w krypcie, z której nie było ucieczki. Wiesz co się stało po tym jak zmartwychwstałem po dwóch latach…?- Spytał, podchodząc do niej powoli[...] -Nic. Kompletnie nic. Rozszalały z głodu, nienawiści i bólu, walczyłem z niezniszczalnymi ścianami, które mnie pokonały, aż po tygodniach, zwyczajnie umarłem. Znowu.”

Jego drżące, pomarańczowe oczy, prześledziły zmasakrowaną i zakrwawioną twarz króla, jakby próbując wykrzesać z niej coś więcej, niż przed sobą widziały.
-Twoja żona nie żyje… Twoje dzieci nie żyją… Twoi poddani są martwi… wszystko co posiadałeś… toczy się teraz po bruku, a to wszystko, odebrałem Ci ja… ja, którego zdradziłeś…
Zawarczał, potrząsając nim gwałtownie, ale ten nie był już nawet w stanie patrzeć na niego przez spuchnięte oczy, ani mówić, za sprawą rozbitych zębów, oraz pociętego języka. Może to drażniło teraz srebrnowłosego najbardziej. A może to, że z jakiegoś powodu, wcale nie czuł się szczęśliwy, mając go teraz półżywego w rękach, kiedy sprawa była skończona… czemu nie czuł satysfakcji…? DLACZEGO NIE BYŁO TAK, JAK TEGO PRAGNĄŁ?!
Cerbin szarpnął nim na ziemię, chwytając go jedynie za kołnierz, który pociągnął, zaczynając wlec bezwładnego monarchę po krwawej posadzce, kierując się do wyjścia z sali.
W tych chwilach, wszyscy zebrani tutaj, czy na korytarzach, a nawet schodach, mogli widzieć wielkiego króla Ardamira von Niftenhaum, ciągniętego jak szmatę po schodkach, nie mogąc już zrobić nic. Zapewne zdarzyli się po drodze ci, co zdjęli swoje maski, spluwając na niego, albo tacy, którzy nadeptywali na jego dłonie lub kostki. Jednak Cerbin nie zwracał na to uwagi, patrząc wyłącznie przed siebie.
Czas mijał, minuty się dłużyły, zaś coraz więcej Pomiotów zaczęło zbierać się na oczyszczonym dziedzińcu, z otwartym terenem, aby oglądać przedstawienie, które zademonstrować chciał Amenadiel…
Drewniany posąg, będący wcześniej ozdobą przed wejściem, w kształcie wyrzeźbionego orła, został przesunięty, aż pod balustradę tarasu widokowego, a wokół niego, obwiązano liny. Cerbin sam to przygotował, aby po chwili znów szarpnąć oszołomionym Ardamirem, podciągając go w górę i dociskając jego plecy do statuy, do której zaraz go przywiązał z pomocą wcześniejszej liny. Samemu stał na krawędzi balustrady, która oddzielała ich od przepaści. Gdy Niftenhaum był już częścią drewnianego orła, obezwładniony, z przepięknym widokiem na górską panoramę, srebrnowłosy zatrzymał się tuż przed nim, wciąż stojąc na krawędzi, po której balansował bez żadnego trudu. Rycerz spojrzał na niego, a jego oczy wydawały się teraz wyrażać coś znacznie więcej, niż wcześniej.
-Rebrek Curpau. Casio Vore. Derys Leff. Kendry Laffuaie. Merry Pinceau. Wierni Tobie… to JA ich zabiłem!- Warknął. -Odebrałeś mi wszystko… nie tylko mi… odebrałeś wielu innym… ich rodziny… ich życia… ich majątki…- Podjął, zaraz wbijając nóż w jego brzuch, wykonując lekkie nacięcie podbrzusza, tak żeby nie uszkodzić ważnych organów, a aby drugą ręką pochwycić szybko jego wypadające jelita, które prędko też naciął. -Hansel Tharev, Medrin Polloway, Cael Vasbanth, Maximillian Oligarchii, Melitie Oligarchii… nawet Petro Garian von Niftenhaum…- Uważnie wypowiadał każdą sylabę, by jednak jego głos, powoli tracił na sile i stanowczości. - ...dlaczego więc nie mogę poczuć się teraz lepiej…?- Wyszeptał, łagodnie naciągając jelito w górę, aby nałożyć je za głowę ich właściciela, opatulając nimi jego szyję, niczym szalikiem. -Jak bardzo mnie musiałeś zniszczyć…? JAK BARDZO?!

“— Powiem ci, jak było. Byłam młoda, rozmarzona i oczarowana rycerzem, który zjawił się, by pomóc mojemu bratu. Byłam na tyle naiwna, by uznać to za koniec problemów. A potem umarli moi rodzice, zostawiając mnie jako najstarszą z rodu. Później umarłeś ty, kończąc definitywnie ładną bajkę. Mój brat żył jak na placu zabaw, a ja zostałam zupełnie sama, z nim, dworem i nazwiskiem pod opieką. Z pieprzonymi kondolencjami od tego bufona z tronu. — Stanęła tuż przed nim, spoglądając mu w oczy. — Czekałam trzydzieści lat w nadziei, że plotki są prawdziwe, a ty jednak wrócisz. — Uśmiechnęła się ironicznie. — Ale nie wróciłeś.”

-DLACZEGO NIE DAJE MI TO NIC?! DLACZEGO MI TO NIE WYSTARCZA?! DLACZEGO?!
Krzyczał dalej, aby złapać się na tym, że powoli tracił własny dech, zaś kapiący krwią z własnych wnętrzności król, raczej i tak niewiele już rozumiał. Srebrnowłosy objął twarz, aby zaraz wgryźć się w jego policzek, który szarpnął odrywając kawałek mięsa, którym splunął na bok, obnażając połamane zęby przeciwnika. Elf zacisnął oczy, przełykając krew, która zaległa w jego usta, zaraz ściekając na podbródek. Myślał, że będzie się czuć zupełnie inaczej. A w rzeczywistości, ogarniało go jeszcze większe zimno, samotność, oraz ból serca, że wcale, ale to wcale, ta zemsta nie smakuje tak jak powinna. Jakby pochłaniała go pustka, a tego nie dało się zaleczyć niczym. Nawet agonia Ardamira nie była wystarczająca, by mu cokolwiek wynagrodzić. W ten sposób nie odzyska całych dekad życia, ani tego, co utracił, by dostosować się do nowej rzeczywistości. Nie naprawi tym błędów, które popełnił, nie zmaże krzywd, które mu uczyniono, bo po prostu o tym już nie zapomni. Dlatego, dlaczego po prostu ta chwila, nie daje mu choć odrobiny tchu…?
Powoli otworzył wilgotne oczy, które znów spoczęły na umierającym królu. On nie znał odpowiedzi na jego pytania. Nikt ich nie znał.
-Mogłeś kazać mnie wtedy po prostu zabić…- Wyszeptał, by wtedy wbić metalowe kciuki w jego oczodoły, wyciskając z nich kolejną krew i lepkie płyny. Zapewne jego krzyk rozbrzmiał na całym dziedzińcu, lecz Cerbina to nie powstrzymało, aby zadać mu jeszcze trochę cierpienia. -Oczekuj słońca, one jest już blisko…
Dodał, wyjmując palce z jego oczu, by wolnym ruchem zejść z balustrady, wymijając posąg, na którym go pozostawił. Wiedział, że szybciej zabiją go promienie słoneczne, niż wykrwawienie, miał już niejako w tym wprawę. Ale jego to szczerze teraz kompletnie nie obchodziło. Mogło się z nim wydarzyć cokolwiek. Już… to bez znaczenia. Kontrakt został wypełniony.
Srebrnowłosy wampir podszedł powoli do Killiana, u którego boku zatrzymał się, milcząc jeszcze przez chwilę, zanim delikatnie odwrócił twarz w jego stronę…
-Biorę ten zamek.
Oznajmił, aby zaraz wyminąć Falone, udając się samotnie z powrotem do głównych wrót twierdzy, chcąc chyba zostać sam ze sobą, a wszystkie spojrzenia ich żołnierzy, przez ten moment go odprowadzały, by ostatecznie, paść na Ardamirze, jak i samym Killianie.
W tym też czasie, z tłumu gapiów wysunął się Ezaliah, który w cieniu obserwował to wszystko, aby powoli wyminąć króla i podejść do drewnianego orła, spoglądając w oblicze konającego Ardamira. To doprawdy… brutalny finał pięknej idealistycznej walki.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Killian Falone Nie Wrz 12, 2021 1:31 am

Walka powoli zamierała i każdy mógł odczuć większą swobodę w poruszaniu się, choć czujność i emocje jeszcze chwilę miały się ich trzymać. Poprzez jęk ostatnich umierających i szczęki oręża wybił się głos Amenadiela pełen kotłujących się w nim emocji. Killian dobił ostatnią z pozostałych tu Niftenhaumów, która okazała się jeszcze ruszać, po czym wyprostował się niespiesznie, kierując wzrok w dół schodów. Plamy krwi tworzyły im idealne tło, wręcz groteskowe, układając się w fantazyjne kształty. Podszedł dwa kroki do szczytu schodów, kiedy Cerbin wziął świecznik i zaczął nim uderzać swój obiekt nienawiści, bo inaczej nie dało się go teraz określić. Zresztą Falone zdawał sobie sprawę, że to dopiero wstęp do przedstawienia, to by było zbyt proste, gdyby zwyczajnie go pobił.
Zaczął wyliczać trupy poległe tutaj i poza granicami zamku, a wokół panowała martwa cisza, pełna tylko oczu wpatrzonych z chłodnym gniewem lub nienawiścią, chociaż dało się tam znaleźć i te zaniepokojone. Ale przecież i tak nikt nie ośmieliłby się mu przerwać. Sam Killian również nie miał zamiaru, niezależnie od tego, co jeszcze wymyśli. Obiecał mu głowę Ardamira, słowo się rzekło i nie było od niego powrotu. Zresztą nawet by nie chciał.
Znalazłszy się na dole, podniósł z ziemi koronę wampirzego króla. Złoty diadem jakby upleciony z przecinających się ostrzy, które z przodu, wokół rubinu tworzyły kształt głowy nietoperza. Teraz czerwień plamiła go też w innych miejscach, a Killian miał nieodparte wrażenie, że krew jest tam nieprzypadkowo. Odłożył diadem na kolumnę balustrady, nie chcąc teraz o tym myśleć.
Ruszył spokojnym krokiem za śladem krwi, kiedy Cerbin zaczął targać swoją zdobycz przez korytarz. Zachował stosowny dystans, by wszyscy, którzy chcieli znieważyć Niftenhauma, nie musieli się z tym krępować. Za nim zaś zaczęli iść inni, chętni by obejrzeć dalszą część przedstawienia.
Jego wzrok wodził po drewnianym orle i olinowaniu. Jakkolwiek to drugie miało oczywiste przeznaczenie, to zastanawiał się, czy i jakie znaczenie ma orzeł. Przez chwilę coś podsunęło mu myśl, by zepchnąć go z blanków razem z Ardamirem i zobaczyć jak lata, ale... To by szybko zakończyło jego agonię. Cerbin raczej nie miał na to ochoty. To przerażające wiedzieć, jak daleko sięgnąć może jego okrucieństwo. A może nie, może mógł się jeszcze zaskoczyć.
Zjechał wzrokiem na nóż w ręku Cerbina, którym ten sprawnie wypuścił trzewia mężczyzny. Ciekawe. Ta zimna precyzja i opanowanie w tej operacji, powolnej i metodycznie okrutnej. Złapał się na tym, że kąciki ust drgnęły mu ku górze, choć on sam nie do końca wiedział, co o tym myśleć. Słyszał krzyki Ardamira i patrzył na jego wywlekane wnętrzności. Przez moment wyobraził sobie to uczucie, ten dotyk ciepłego, wilgotnego jelita owijającego się wokół szyi, nieprzyjemnie prześlizgującego się po karku. To go wzdrygnęło gdzieś w środku, ale to też uświadomiło mu, że nie jest mu szkoda wampira. Że patrzył na niego i nie czuł... nic. Współczucia, strachu, może żalu, nic, co sugerowałoby, że patrzy na żywą istotę. Tylko ta zimna obojętność i stanowczość względem postawionych zasad. A w całym tym osądzie sytuacji Cerbin zdawał się być zupełnie obok. Oczywiście, stał tam i torturował bezbronnego człowieka, znęcał się na nim w nieludzki sposób, skazując na całe godziny cierpienia i śmierć żywcem.w płomieniach. Tak, to był ten Cerbin przecież. Ten sam, z którym pił whisky, narzekał na świat, i którego drażnił dla zabawy. Powinien na to patrzeć jak na zabawę z dziką bestią, ale nie umiał. Powinien teraz, jak wielu w swoich głowach, zaliczyć go między innych psychopatycznych morderców, zagrożenie dla społeczeństwa i siebie samego, ale też nie potrafił. Czy zabiłby go, jak się odgrażał? Nie miał tej pewności. Ale czy zrobiłby z nim coś takiego? Nie chciał w to wierzyć. Chyba nawet nie umiał sobie wyobrazić, całej drogi zdrady i nienawiści, która mogłaby do tego doprowadzić, a przy takim obrocie spraw... On sam chyba nie wiedział, co by zrobił. To się wydawało nierealne.
Kolejne krzyki, a potem zimne słowa przebijały się przez warstwę myśli, kiedy król nieprzejętym wzrokiem wodził po postaci Amenadiela, aż ten zbliżył się. Chce zamek?
— Jest twój — odparł cicho, wodząc za nim wzrokiem.
Nawet dobrze się stało, że go chciał. Killianowi przeszło wcześniej przez myśl, że szkoda tak pięknie usytuowanych i dogodnych włości, ale teraz po tym wszystkim chyba i tak nie chciałby tu mieszkać. Chyba nigdy nie poczułby się tu jak u siebie, charakter Neraspis znacznie bardziej do niego przemawiał, swoista czysta karta również. Choć wymagało pracy, mógł je urządzić, jak chciał. Tymczasem Cerbin wyszedł. Czy wypadało coś powiedzieć? Chyba tak. Znaczy tak, choć z drugiej strony miał ochotę to przemilczeć, jakby Ardamir nie zasługiwał nawet na komentarz.
Ale może zasługiwało coś innego.
— Strach, kłamstwo, obłuda... — zaczął, kątem oka zerkając za Ezaliahem. — Chciwość i okrucieństwo, które popychają do najgorszych zdrad. Wszystko to, przeciw czemu walczyliśmy, umrze wraz z nowym dniem. — Zerknął na Ardamira za sobą i znów na nich, ignorując jęk w tle. — Lecz przed nami jeszcze wiele pracy. Wracajmy do niej — zdecydował, nie chcąc rzucać przemową w tym... cokolwiek kiczowatym miejscu. Śledził wzrokiem początki wycofujących się z tarasu wampirów, by zaraz przenieść swoją uwagę na Ezaliaha, do którego podszedł niespiesznie. — Jeśli ta noc cię nie zniechęciła, przyjdź na koronację i uroczystość. Będziesz mile widziany na zamku.
— Wasza Wysokość, co z koroną? — zapytał Pomiot, którego głos rozpoznałby z daleka.
— Niech lord von Fassel ją przechowa.

z.t. x2
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Mistrz Gry Czw Cze 09, 2022 12:59 am

Wiatr w skrzydłach

To była spokojna noc. Życie w zamku jak zwykle przestawiało się powoli na wampirze standardy, mniej lub bardziej żywo w zależności od statusu i funkcji. W końcu służba musiała być stale kompletna, zwłaszcza, że uwaga hrabiny skupiona była ostatnim czasem głównie na ich córce, a to oznaczało znacznie więcej obowiązków dla wszystkich zainteresowanych. Mała Celestia stała się największym skarbem tego zamku, choć ciężko było się przyzwyczaić, że noc wciąż była dla niej czasem snu.
— Dobrej nocy, kochanie — wyszeptała Adelaira i ucałowała delikatnie czółko dziewczynki, która już nawet nie zareagowała po tym wyczerpującym dniu.
— Czy życzysz sobie, bym została, pani? — Służka dygnęła lekko i uniosła na nią ostrożne spojrzenie.
Adelaira wstała od łóżeczka.
— Zostań, niech... — Urwała w tym momencie, gdyż przez zamkowe ściany przebił się świdrujący uszy dźwięk. Zaraz też kucnęła z powrotem przy dziecku, które zakwiliło niespodziewanie wybudzone ze snu.
— Co... to było, moja pani? — spytała zaniepokojona dziewczyna, oglądając się na korytarz.

Niecodzienny dźwięk zakłócił nie tylko ich spokój, lecz dla jednej osoby mógł wydać się dość znajomy. A przynajmniej podobny. Potrafił obudzić wiele starych wspomnień.

To miała być bardzo spokojna noc i w całym tym rozgardiaszu wewnątrz zamku to właśnie straż zewnętrzna znalazła się w najlepszym położeniu. Może za wyjątkiem zimna, lecz paleniska na murach spełniały swe zadanie. Kolejna nudna warta i liczenie stopni w dół kotliny. A może nie? Jeden ze strażników w pewnej chwili wyprostował się od opierania o blanki i zmrużył oczy. Coś zmierzało w ich stronę. W powietrzu. Coś dużego, ale nie przypominało Kheersnanuula... Chyba. Przezornie dobył broni, ale nie podnosił jej, chociażby z powodu zapędów pana zamku. Stał więc ze swoim kompanem i patrzył ze zdumieniem, jak zostaje zupełnie zignorowany przez dużego śnieżno-białego smoka, który miękko operując pierzastymi skrzydłami, usadowił się na kawałku skały wyrastającym spomiędzy murów zaraz przy dziedzińcu.
Gad potrząsnął głową, jakby chcąc dobrze ułożyć swą puszystą grzywę i resztę futra, a potem nabrał powietrza. Jego wysokich tonów ryk z łatwością penetrował najbliższe komnaty, a także wdzierał się nieprzyjemnie do uszu, zmuszając gwardzistów do ich szybkiego zasłonięcia. Smok zaraz popatrzył na najbliższą mu dwójkę i prychnął cicho, jakby go to bawiło.
Nie minęła chwila, jak posłano po Cerbina z tymi niecodziennymi wieściami.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Czw Cze 09, 2022 1:24 pm

Zapewne całe Lenthstein słyszało te ryki, a miejscowi w wiosce musieli być przerażeni pojawieniem się smoka na ludzkich ziemiach. Bo co taka istota miała tu robić, daleko od rodzimej puszczy? Nie dziwiłby też niepokój gwardzistów, którzy jedyne doświadczenie mieli ze starym złotym gadem z Neraspis, ale ten nim nie był, w dodatku miał w sobie mniej ogłady i chciał jasno zaznaczyć swoją obecność. Dziwne to czasy nastały.
Cerbina nie trzeba było nawet ponaglać, dobrze wiedział jak wygląda sytuacja, domyślał się też, że Adelaira była zaniepokojona o Celestie, ale on sam wiedział, że Skalfenhaarf to istna forteca wewnątrz góry, której nawet nie da się spalić, gorzej wyglądała kwestia dziedzińca i samej osady u podnóża, ale ta wydawała się nie być w kręgu zainteresowania intruza.
Hrabia Amenadiel ubrał swój pancerz Smoczego Jeźdźca, wiedząc dobrze, że metal lepiej chroni przed ogniem, niż mierna szata z futrem. Na głowę nałożył hełm i przerzucił kaptur, aby zaraz jego metalowe kroki doprowadziły go do komnaty Celestii, gdzie była już służka i jego żona. Posłał im tylko kontrolne spojrzenie, aby upewnić się, że nigdzie nie będa się ruszać, a po tym ruszył dalej. Przemierzał liczne korytarze, choć głównie w formie nietoperzy, aż do większej kamiennej hali tuż przed głównymi wrotami, gdzie był już Epafras w swojej typowej znoszonej szacie kapłańskiej, lekko się garbiąc i spoglądając przez szparę w wejściu na to co działo się na zewnątrz.
-Tak dawno nie słyszałem głośnego ryku…
Wyszeptał, a Cerbin tylko podszedł, odpychając go ręką od wejścia i samotnie wyszedł na mroźny dziedziniec, który zapomniał o tym, że mieli środek lata. Wtedy jego przyłbica zwróciła się w kierunku białego gada, który obrał sobie skałę na usadowienie. Ostatni Smoczy Rycerz zrównał się z nim, aby mieć nieznajomego naprzeciw siebie. Po chwili ukłonił się, jak nakazywała etykieta.
-Jestem Cerbin Amenadiel, pan tych ziemi, czemu niepokoisz moich poddanych?
Zapytał w języku geranmaar, mocno akcentując charczący wydźwięk i kładąc dłoń na rękojeści ostrza. Dawniej jego zakon zwrócił się przeciw skrzydlatym istotom, ale on pozostał wierny ich władzy. Jednak jeśli ten gad zamierzał zagrozić jego ludziom, wampirom, śmiertelnikom, czy rodzinie, nie zawaha się go ubić.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Mistrz Gry Nie Cze 12, 2022 7:34 pm

Słysząc kroki dźwięczące stalą, smok utkwił zaintrygowane spojrzenie w wielkich drzwiach zamkowych. Jego nozdrza poruszyły się delikatnie, jakby chcąc wyłapać ślady wszystkich, którzy w swej ciekawości lub poczuciu obowiązku znaleźli się w zasięgu. Nie wątpił, że wzbudził sobą niemałą sensację.
Nie czekał jednak długo na pojawienie się rycerza. Jego widok, choć zapowiedziany, mimo wszystko był niecodzienny. Gad lekko przechylił głowę, przyglądając mu się. Zupełnie zignorował już straż, która wciąż stała w pełnej gotowości na dowolny rozkaz swego pana. Fakt, że ten przemówił w jego własnym języku, tylko dodawał niezwykłości osobie hrabiego.
Biały smok po chwili odkłonił się jak należy, nieco uspokajając tym atmosferę.
— Dlaczego przyodziewasz zbroję w czas pokoju? — zapytał spokojnie, a zaraz zamruczał cicho, co było odpowiednikiem rozbawienia. — Musisz mi wybaczyć, jeśli to wejście było zbyt teatralne, ale nie mogłem się oprzeć. — Spoważniał po tych słowach. — Nazywam się Ksejgaak. Przychodzę z poselstwem z od Quategeva, a także propozycją. W Kirtan okradziono gniazdo. To czyn zakrawający na zdradę. — Poprawił szpony na skale. — Ale smoki nie chcą walczyć. Jeden z was znacznie lepiej i bezpieczniej poradziłby sobie z łupieżcą. Odzyskaj jajo, rycerzu, a ty i twoi ludzie zyskacie naszą wdzięczność i ochronę — oznajmił, nie zdejmując z niego bacznego spojrzenia seledynowych ślepi. Ta propozycja pewnie mogłaby się wydawać aż nazbyt hojna, ale patrząc na nikłą liczebność smoków, zniknięcie każdego z młodych było poważnym problemem.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Cze 12, 2022 9:53 pm

Odpowiednia reakcja i odpowiedź, to było na miejscu, przynajmniej nie musiał przewidywać ataku, chyba że znienacka, lecz znał honor tych dumnych istot, nie podjąłby się tego. Smoki i tak czują się potężniejsze od innych ras, to byłoby mierną przechwałką swej destrukcyjnej mocy.
-W pokoju ginie więcej, niż na wojnie.- Odparł mu wpierw, wyprostowując się. -Choć znam waszą inteligencję, wiem też jak smocza pycha potrafi sprowadzić zgubę, której nie zakończy byle potyczka. Gdybyś był wrogiem, mierzyłbym się na własnych zasadach.
Dodał jeszcze, aby wytłumaczyć się, nawet jeśli u gada wywołało to rozbawienie. Mimo wszystko ich zbroje powstały po to, by chronić przed pazurami, czy ogniem, a gdy Smoczy Jeźdźcy zwrócili się przeciw skrzydlatej rasie, zadali najdotkliwszy cios. Szkoda, że w drugą stronę to było za mało.
Rozpoznał jego imię, choć nie za sprawą dalekiej przeszłości, ani nawet innych smoków, a niefortunnych zdarzeń w których obaj uczestniczyli, nawet jeśli na chwilę. Był to ambasador w cesarskim mieście. Jednak drugie rzucone imię nie mówiło już nic. Pokolenie władzy u smoków uległo całkowitej wymianie, a sam nie wiedział czego mógł się spodziewać po młodszych bestii. Powstawał jednak inny problem. Jego powiązania z dworem Cesarza. W oczach Medevaru był tylko hrabią, ale nie chciał mieszać wampirzego królestwa w sprawy śmiertelników, a chcąc nie chcąc, był częścią już czegoś większego, niż marne cesarstwo.
-Gdybyście wypowiedzieli wojnę ludziom, znów byście przegrali. Są oni liczniejsi, a was coraz mniej. Pożoga jednak strawiłaby obie strony.- Przeszedł parę kroków na bok, zaraz zwracając przyłbicę w jego stronę. Dawniej samotnie przemierzał Puszczę w poszukiwaniu złotego smoka, oraz Epafrasa, ale tutaj oczekiwał znalezienia igły w stogu siana. -To był być byle bandyta lub tropiciel, w lasach zawsze pełno było odszczepieńców… i może pojmuję DLACZEGO, chcesz działać w ten sposób, lecz nie to, dlaczego zwracasz się do mnie, gdy do dyspozycji masz całą gwardię Cesarza.
Zarzucił podejrzliwie, nie wyłamując się ze smoczego języka, który dla gwardzistów był niczym bełkot, ale to dobrze. Czasem żałował, że niewielu go już pojmowało, lecz w takich wypadkach oferowało to dyskrecję.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Mistrz Gry Pon Cze 13, 2022 9:41 pm

Jego odpowiedź, choć mogła być na swój sposób prowokująca, chyba spodobała się gadowi. Cerbin kierował się nie tylko spokojem, ale i rozsądkiem, a to z pewnością dobrze go zapowiadało. Nie bał się też odpowiadać zgodnie z tym, co myśli, w przeciwieństwie do wielu śmiertelników, jakich można by postawić teraz na jego miejscu.
Smok słuchał go uważnie, wodząc wzrokiem za okutą w stal sylwetką. Zbroja wyglądała imponująco i ponuro zarazem, będąc świadectwem dawnych dni świetności, które nigdy już miały nie powrócić. Jednak nie o tym rozmawiali, a hrabia znów miał rację. Nie trudził się przyznawaniem mu jej, choć w jego ślepiach błysnęła na moment iskierka ciekawości, jakby zastanawiał się, jak ów konflikt faktycznie mógłby wyglądać. Ta fascynacja jednak musiała odejść daleko na bok.
Ksejgaak prychnął z pogardą, lecz nie była wymierzona w jego rozmówcę.
— Naprawdę sądzisz, że Bardvaar wystawiłby swoich najznamienitszych ludzi, by się tym zajęli? A może magów? Albo Łowców? — Pokręcił głową, szczerząc kły w rozbawieniu. — Uznałby, że mają pilniejsze sprawy. Pewnie wyznaczyłby nagrodę, tysiąc drachm dla wieśniaka, który przyniesie smocze jajo. O ile w ogóle zechciałby rozmawiać, bo z tego co słyszałem, i to nie jest takie oczywiste... — Poprawił się na skale i wyprostował nieco. — Znam ludzki dwór, Cerbinie, spędziłem tam wiele czasu. Słyszałem też i widziałem, jak w niepamięć odchodzą dawne wartości, a układy tracą na sile. To nie jest sprawa, przy której warto tracić czas, dlatego zwracam się do tego, który nadal nas szanuje i pamięta, czym jest honor. Chyba że się mylę... — Umilkł na chwilę, pozwalając mu przetrawić te słowa. — Jest też inny powód, czy może raczej dogodna okoliczność. Podejrzewamy, że odpowiada za to człowiek z plemienia katalamdatów, z tatuażem na oku, którego widziano, jak zmierzał na południe. Wyruszenie szlakiem przez Lenth byłoby wygodne i rozsądne z jego strony, to najkrótsza droga do Hurushn. — Powiódł wzrokiem po niemej przyłbicy. — Co mi odpowiesz? — zapytał spokojnie, siedząc na skale niczym przepiękna, śnieżna rzeźba.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pon Cze 13, 2022 10:54 pm

Wysłuchał jego odpowiedzi, w której krył się brak wiary nie tyle co w moc sprawczą samego Cesarza, ale i zapewnienia o przyjaźni, oraz pomocy. Jeśli Bardvaar tak pogrywał ze smokami, to postawił się w niebezpiecznej grze. Może fakt, że nie widuje więcej, niż jednego już samo w sobie pozwala mu zapomnieć, że jego cesarstwo to coś więcej, niż mury Selinday. W końcu już w łatwy sposób stracił największe miasto portowe, a co będzie później? Medevar sam siebie pogrzebie.
-Znam obietnice monarchów. Są nic niewarte.- Przytaknął mu. Pewien władca też gwarantował pokój, aż chciwość go nie pożarła. Właściwie, niejeden władca. Cerbin już coś wiedział o znaczeniu tronów. Łatwiej je zasiadać, niż z nich odpowiednio władać. -Wciąż pamiętam.- Przeszedł dwa kroki w jego stronę, mrużąc oczy, choć on tego nie mógł dostrzec. -Lecz skoro to mówisz, już wcześniej wiedziałeś kim jestem. Słyszałeś o mnie. A to niemożliwe na śmiertelnicze lata… zapewne nie uszło to Twojej uwadze.
Zauważył, bo na swój sposób nie krył wcześniej swego wieku przy smokach, lecz ten konkretny był zbyt blisko dworu, tego samego, któremu musiał i on podlegać chcąc rościć sobie prawo do Lenthsteinu.
Wysłuchał go jednak dalej, dziwiąc się, że sprawa przenosiła wszystko na południe. Sam nie wiedział co działo się w Lenth, może Luis kojarzył jakiegoś plemieńca, który poruszał się po miasteczku, warto zapytać, ale nie dałby konkretniejszego opisu, niż smok. Tatuaż już jest charakterystyczny, ale katalamdat w Kirtan…? Daleka wyprawa. Ktoś specjalnie celował w smocze jajo, nie był to przypadkowy łup.
Amenadiel opuścił głowę, aby cofnąć się o krok i odwrócić od niego. Chciał to przemyśleć, ale chyba niespecjalnie mógłby. Gad wiedział kogo obrać.
-Jestem ostatnim Smoczym Jeźdźcem. Nigdy nie złamałem przysięgi, a moja służba jest wieczna. Zajmowałem się już poszukiwaniami jaj, znajdę i te.- Odwrócił się do niego, po czym zrzucił kaptur i ściągnął z głowy hełm, aby zwrócić blade elfie lico na górzysty horyzont.. -Na dniach wyruszę. Czy to wszystko, Ksejgaaku?
Dodał jeszcze. Raczej nie było sensu brać zbroi w tropikalne lasy, to by go zabiło.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Mistrz Gry Czw Cze 16, 2022 11:26 pm

Zgadzał się z nim. To wiele znaczyło dla smoka. Wiele też dobrego wróżyło ich współpracy, choć było zbyt wcześnie, by cokolwiek osądzić. Jednak kolejne potwierdzenie ze strony rycerza zostało przyjęte z zadowoleniem wymalowanym na śnieżnym pysku. To szybko przerodziło się w uważne słuchanie, kiedy Cerbin wyraził swoją uwagę, a może i obawę. Ksejgaak jednak pozostawał tym niewzruszony.
— W istocie. To drobna zagadka, jeśli ktoś potrafi skojarzyć twoje imię i Kheersnanuula. Nie wspominając o reszcie... detali. Nie interesuje mnie jednak twoja natura. Ani też żadne ludzkie przesądy — odparł, być może trochę tym uspokajając jego domysły. Z pewnością nie zamierzał wykorzystywać tej wiedzy przeciwko Cerbinowi, wtedy w końcu nie proponowałby mu paktu. Być może kłóciło się to z obserwacjami lub nawet wiedzą wampira, ale jeśli nie zamierzał drążyć, musiał to przyjąć za fakt.
Przedstawił mu swoją propozycję i ustalone szczegóły, cierpliwie czekając na odpowiedź. Wraz ze słowami na licu smoka zjawił się lekki gadzi uśmiech. Ten wyraz zaniepokoił jednego ze strażników, ale w żadnym razie nie ośmielił się wtrącić.
— Doskonale — wymruczał z nieskrywaną satysfakcją. Ksej nieznacznie przechylił głowę, kiedy w końcu mógł dostrzec twarz swego rozmówcy. Było w nim coś intrygującego. — Jeśli niczego ci nie trzeba, tak, to wszystko. Choć... — Ponownie przechylił łeb. — Chłód gór jest mi miły. Z przyjemnością zostanę w okolicy czas jeszcze jakiś, jeśli nie masz nic przeciwko — odparł, choć ciężko było wyczuć, czy rzeczywiście obchodzi go pozwolenie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pią Cze 17, 2022 8:54 am

“Detali”, jakże dyplomatycznie ujęte. Kheersnanuul miał stanowczo za długi jęzor, za długi… Ale tak, czy inaczej, prawda wyszła na jaw, zaś śnieżny gad miał pojęcie kto zamieszkuje Skalfenhaarf, choć liczył że jego wiedza nie sięga, aż po Neraspis. Choć to głupie tak zakładać, jeśli jeden z przedstawicieli ich gatunku obrał sobie fortyfikacje za swe leże. Ciężko cokolwiek ukryć przed smokami.
-Muszę Ci wierzyć, Ksejgaaku. Nie mam innej możliwości.
Przymrużył oczy. Wcale nie był spokojniejszy, ani nawet ufny względem kogoś, kto służy cesarstwu. Mało to było tych, którzy zdradzili własny gatunek, aby przetrwać? Pamiętał ich, aż za dobrze. Pozostało czekać, czy ten konkretny nie jest z tego sortu łaknącego łask i względów. Nawet smoki potrafią czarować mową, a myśleć tylko o korzyściach dla siebie. Tym się nie różnili od siebie.
Uniósł rękę, aby zasygnalizować straży, że mają stać jak wryci i nic nie robić. Zaraz dopiero powrócił spojrzeniem na Ksejgaaka. Ten już się nad czymś namyślił, co było do przewidzenia. Opuścił powoli podbródek.
-Pod warunkiem, że zachowasz ciszę. Obudziłeś moją córkę.
Rzucił tylko i odwrócił się od niego, aby udać w kierunku wejścia do zamku. Będzie musiał posłać kogoś do Lenth, aby przekazał sołtysowi informacje, że smok nie był zagrożeniem dla mieszkańców hrabstwa.
Nagle, przy wejściu zatrzymał go Epafras.
-Powrót smoka… piekielnie gorąca krew gorzeje pod łuskami i piórami…
Podjął, na co Amenadiel obejrzał się na niego.
-Nie zbliżaj się do niego.
-Czy to próba Zdradzonego…?- Wyszeptał, a Cerbin uniósł brew. -Po tylu stuleciach… znów stare przysięgi są na świętej mocy nieświętego rycerza… ha ha ha…
Zaczął rechotać, lecz Amenadiel tylko ruszył dalej, w głąb korytarzy i wymijając gwardzistów. Śmiech Epafrasa jeszcze długo unosił się za nim…

z/t
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Mistrz Gry Sob Cze 18, 2022 1:08 am

Istotnie nie miał żadnego wyboru. Ciężko jest dawać dowody na to, co jeszcze się nie wydarzyło. Ksejgaak wyglądał na zadowolonego tym faktem, takie drobne poczucie wyższości i trzymania cudzego losu we własnych kłach. Nieczęsto się zdarzało w tych czasach, obaj mogli przez chwilę poczuć dawną równowagę stron, choć podłoże tego było zupełnie inne. Mniej przyjemne. Ale Ksejgaak zamierzał dotrzymać słowa z jeszcze innego powodu. Bardzo go ciekawiło, co może z tego wszystkiego wyniknąć.
Amenadiel przystał na jego małą prośbę, choć słysząc powód postawionego mu warunku, biały gad zdawał się zmieszać odrobinę.
— Współczuję — odparł nieco ciszej i odprowadził hrabiego wzrokiem do zamku. Jego spojrzenie ponownie wylądowało na straży, która dalej stała posłusznie niczym figurki na makiecie. — Spocznij — rzucił do nich po medevarsku, co jeszcze bardziej zmieszało zbrojnych.
Ksejgaak jednak nie czekał na reakcję. Rozłożywszy skrzydła, zeskoczył ze skały w dół urwiska, szybko zawijając do góry i kierując się w ciszy ku najwyższym szczytom.

z.t.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dziedziniec zamkowy Empty Re: Dziedziniec zamkowy

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach