Mrrr

Go down

Mrrr Empty Mrrr

Pisanie by To'Ja Czw Wrz 09, 2021 9:55 pm

Czas: 22 grudnia 18?? roku
Miejsce: Rezydencja w Nun Kamun

Spojrzałem niepewnie na Pana Sabiha, który prowadził mnie właśnie do bawialni. Wsunąłem palec pod pasek kokardki, jaką miałem obwiązaną dookoła szyi. Trochę za ciasno, mierzwiła mi sierść. Stanęliśmy przed lekkimi drzwiami, a przez jasny materiał umieszczony w ramie zamiast szkła, wpadało dużo światła na korytarz. Słyszałem śmiechy dobiegające z pokoju, dziewczynka i chłopiec. Zupełnie jakby odgrywali jakieś role, udawali kogoś innego. Przekręciłem łepek nasłuchując.
Odsunąłem się kroczek kiedy mężczyzna kucnął przy mnie, poprawił mi ubranie, kokardkę, ulizał oślinionym kciukiem niesforne futerko między uszami. Niewiele to dało, ale próbował. Złapał mnie za rękę i szarpnął lekko tak, żebym stał idealnie przed drzwiami. Wcisnął się przede mnie, zapukał w drewno, uchylił przejście i wślizgnął się do pomieszczenia. Od razu uszy poszły mi w górę, słysząc wesołe okrzyki i powitania. Zaraz też doszedł do tego nowy głos, kobiecy, szczęśliwy. Usłyszałem dziwne, mokre cmoknięcie i ciche mruczenie dorosłych. Co się tam dzieje?
Rozejrzałem się po korytarzu, zastanawiając się co teraz, ale nie musiałem czekać długo na odpowiedź, bowiem drzwi otworzyły się na oścież. Zmrużyłem oczy i przygarbiłem się trochę, chcąc się ochronić przed promieniami słońca, jakie wpadały przez okno, prosto na mnie. Padły kolejne słowa rodziców, powiedziane jednocześnie, takie radosne, melodyjne i przyjemne dla ucha. Zanim mój wzrok się przyzwyczaił rozległy się euforyczne piski dzieci i poczułem na sobie ich ręce, wciągające mnie do bawialni.
Położyłem trochę po sobie uszy, podkuliłem ogon pod siebie. Zerknąłem na boki zestresowany. Nic tu nie znałem, a tyle ludzi było dookoła, oglądali mnie z każdej strony. Trzepnąłem uchem kiedy chłopiec zajrzał mi do niego i na nie podmuchał. Końcówka ogona mi zadrżała, gdy dziewczynka złapała za szczękę i uniosła jedną górną wargę, żeby przyjrzeć się moim kocim zębom, za chwilę odchyliła drugą. Złapałem się łapką za łapkę, żeby przypadkiem nikogo nie podrapać ze zdenerwowania, jednak moje dłonie również wzbudziły zainteresowanie dziewczynki, które chwyciła je i zaczęła naciskać i oglądać, chcąc poznać działanie pazurów. Chłopiec z kolei dobrał się do mojego ogona, którego zaczął nieprzyjemnie głaskać pod włos. Zawstydziło mnie to. Oblizałem się nerwowo, ale byłem cierpliwy, tak trzeba przed właścicielem. Zerknąłem na dorosłego mężczyznę, którego cała uwaga była skupiona na jego żonie. Przyglądałem mu się, może licząc na wyrozumiałość i ratunek, ale nie byłem dla niego ważny.
Chłopiec zadarł mi koszulę i przywołał siostrę, do sierści widocznej na moim boku. Za chwilę rozpoczęły się poszukiwania mojego pępka, skrytego gdzieś we włosiu. Poczułem, jak oczy zaraz zaczną mi się szklić. Ogon nie mógł się już bardziej zawinąć pode mnie, owijając mi się dookoła nogi. Zamknąłem ślepia i czekałem, aż przestaną. To nie boli, tylko jestem zażenowany, nie znam ich i do tego kokardka mnie ugniata w szyję.
W końcu dłonie dzieci odkleiły się ode mnie, bo te pobiegły do swoich rodziców, aby wyściskać ich za ten wspaniały prezent jakim jestem ja. Opuściłem łepek i poprawiłem swoją koszulę, wsadzając ją znów w spodnie. Przyglądałem się tęsknym wzrokiem tej rozczulającej chwili buziaków i głaskania pociech po głowach. Też chciałbym żeby mnie pogłaskali. Może kiedyś. Może innym razem mi się uda. Najpierw muszę na to zasłużyć. Tak, będę się bardzo starał.
Mały, żółty ptaszek przysiadł na parapecie i zaczął rozłupywać niewielkie ziarenko, które po chwili wylądowało w jego brzuchu. Uniósł łepek, rozejrzał się po pomieszczeniu, przyglądając się parę sekund tej całej sytuacji, po czym rozwinął skrzydła i odleciał, szybko uciekając między drzewami za wysoki mur bogatego domu.
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by To'Ja Sob Wrz 11, 2021 11:37 pm

Czas: 14 lutego 18?? roku
Miejsce: Rezydencja w Nun Kamun

Leżałem na ziemi, schowany pod dość niską kanapą, zasłonięty przez masę frędzelków zwisających z niej przy ziemi. W normalnych warunkach, już bym te frędzelki żuł, ale byłem zbyt zdenerwowany, żeby to robić. Szukali mnie. Słyszałem ich krzyki, ich lekkie kroki, trzaskanie drzwiami. Chwilę im zajmie zanim mnie znajdą, bo pierwszy raz się tutaj chowam, ale one mają jakiś przerażający dar do znajdywania mnie.
Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Widziałem dwie pary bosych stóp, szalejące z jednego miejsca w drugie, zaglądające za drzwi, do szafek, na szafki, za okno, za kwiatami. Dzieci zaczęły przeszukiwać okolice przy kanapie, a ja nie mogłem się powstrzymać przed odruchowym położeniem po sobie uszu, spuszeniu ogona, to bym sobie jeszcze wybaczył, ale nie złowieszcze burczenie, jakie wydobyło się z mojego gardła i które zdradziło moją pozycję.
Chwycony za nogę i ogon, wbiłem się pazurami z deski, na których po chwili zostały mocne ślady zadrapań, kiedy dzieci wyciągały mnie spod kanapy. Cały byłem zjeżony, uderzyłem łebkiem o mebel, skuliłem się, żeby trudniej było tym głupim upierdliwcom mnie pochwycić i zmusić do wstania na nogi. Burczałem coraz głośniej, jednak było to urywane burczenie, przez ciągłe szarpanie mnie za ciasno zapiętą obrożę, jaką miałem na szyi. Otworzyłem pysk i zasyczałem, kiedy niedelikatnie pociągnęły mnie za fałdkę skórą, żeby zaciągnąć mnie do pokoju obok. Muszę przyznać, że kiedy byli zdeterminowani, mieli w sobie dużo siły. Znów pociągnięty zostawiłem kolejne ślady pazurów na ziemi, jednak w pewnym momencie poczułem, że to za mało. Z głośnym prychnięciem, rzuciłem się na chłopca z zębami. Wbiłem mu się kłami w szczękę. Dziewczynka też oberwała, kiedy spróbowała bronić brata. Przejechałem jej pazurami po ręce, zostawiając na niej krwawe szramy. Zdobyłem wolność, więc błyskawicznie wpełzłem znów pod kanapę. Zerknąłem na dzieci, wybiegające z płaczem z pokoju. Mam kilka chwil odpoczynku. Obserwowałem uważnie świat spod mebla, gdy nagle uszko moje wyłapało znajome odgłosy ciężkich kroków właściciela. Rozpoznałem ich prędkość i siłę, do tego towarzyszyły im skomlenia dzieci. Właściciel był zły. Mimo tego nie wyszedłem spod kanapy. Jak chce mnie ukarać, to niech sam się po mnie schyli. Jego nie podrapię. Właściciela nie można drapać.

Przyglądałem się, jak niewielki, żółty ptaszek siedzi na kamieniu i rozłupuje nasionko, po chwili je zjadając. Podskoczył śmiesznie na swoich cienkich nóżkach, sięgnął dzióbkiem pod skrzydło, zaćwierkał cicho i dźwięcznie. Popatrzył na mnie i zerwał się nagle do lotu. Niestety zareagował zbyt wolno i mały, płowy kot zdołał pochwycić go z pazury. Niewielka szczęka objęła żółty łepek i zgniotła go. Chrupnięcie czaszki doleciało moich uszu, a ja jedyne co mogłem zrobić, to życzyć kotu smacznego. Chociaż on się dzisiaj naje.
Oblizałem się po wargach i przesunąłem trochę w lewo, żeby wąski cień słupka chociaż trochę osłaniał mnie przed gorącym słońcem. Nie od początku byłem taki bierny. Najpierw walczyłem, próbowałem zerwać łańcuch, odpiąć sobie ciężką obrożę, przegryźć metal, ale nie udało mi się. Pozostało więc tylko znieść tę karę w spokoju. Gdybym chociaż miał jakieś ubrania, to mógłbym sie nimi osłonić, ale nie mam, wszystko mi zabrali. Siedziałem na piasku i dłubałem w nim pazurem, szukając może jakiejś dżdżownicy czy dużej mrówki, abym mógł mieć swoją namiastkę kolacji, jednak nic nie znalazłem.
Popatrzyłem w okna domu, licząc, że może zobaczę jakąś służącą, która się nade mną zlituje i rzuci mi choćby winogrono, ale nikt na mnie nie patrzył. Jestem tutaj sam, tylko ja, słupek, gorąc i dłużący się czas. Ile zostało do zachodu? Nie jestem pewien, ale już trochę tu siedzę, więc może niedługo. Zerknąłem na słońce, górujące ładnie na niebie. Hm... Nie wiem jak to odczytać.
Podwinąłem ogon pod siebie i oparłem się łebkiem o słupek. Było mi ciepło i nudziło mi się. Gdybym chociaż mógł zasnąć, ale nie jestem w stanie w tych warunkach. Spojrzałem jeszcze raz na niebo, licząc, że słońce może się gdzieś przesunęło, że zaraz schowa się za budynkiem, ale nie, świecące koło nie zmieniło położenia. Już wolałbym bicie za karę zamiast tego, ale dzisiaj właściciel nie miał na to czasu. Bijąc mnie spociłby się za bardzo, a miał zaraz ważne spotkanie.
Westchnąłem cichutko i łupnąłem delikatnie czołem o palik, raz, drugi, trzeci. Zaczynała mnie powoli boleć głowa, a to dobrze. Zawsze zgarniają mnie do środka kiedy widzą, że mdleję. Upadam tutaj, budzę się w innym miejscu. Brzmi szalenie, ale tak właśnie jest. Dbają o mnie mimo wszystko. Wiem jednak, że następnym razem muszę się bardziej pilnować. Bicie czy przywiązanie do palika są dobre, lecz boję się, że kiedyś stracą cierpliwość i oddadzą mnie do hodowli, a ja wiem co się tam robi z takimi jak ja. Wadliwe sztuki się zabija i słyszałem jeszcze, że podobno są przerabiani na kocie kotlety. Nie chcę być kotletem.
Przesunąłem językiem po pyszczku, położyłem się na boku przy słupku. Nie chcę podczas mdlenia uderzyć się o coś głową, bo będę mieć guza, a guzy nie lubią się z kującą szczotką, jaką mnie tutaj czeszą. Muszę teraz poczekać, po prostu poczekać...
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by To'Ja Sro Wrz 15, 2021 9:47 pm

Czas: 3 czerwca 18?? roku
Miejsce: Rezydencja w Nun Kamun

Klęczałem na podłodze i burczałem co chwila cicho pod nosem. Byłem zirytowany, to było oczywiste, jednak to nie było tak mocne zirytowanie, żebym kogoś atakował. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Wyglądam, jak pajac. Mam na sobie ubranie, to było najgłupsze w tym wszystkim. Jakaś lekka kamizelka z tanimi cekinami, kolorowe spodnie, bransoletki z kamyczków na nadgarstkach, no i obroża na szyi. Wystrojony, jak paw, ale to tylko na dzisiaj, bo dzisiaj dzieci mojego właściciela mają gości, inne bachory z sąsiedztwa. Poznałem już ich, niedługo po tym, jak tutaj przybyłem. Okropne gnojki.
Burczenie przybrało na sile kiedy zobaczyłem, jak dziewczynka chwyta za nożyczki i pociąga mnie za łapę. Położyłem po sobie uszy, zmarszczyłem nos, za co zostałem pacnięty w pysk przez Panienkę z rozkazem, że mam się uspokoić. Obróciłem głowę i dalej burczałem, trochę ciszej i nie w jej kierunku. Poczułem ten specyficzny dyskomfort kiedy nożyczki zaciskały się na pazurze, po sekundzie odcinając jego nadmiar. Końcówka ogona zaczęła mi chodzić na boki. Kolejny pazur odskoczył gdzieś na ziemię, za chwilę kolejny, aż w końcu musiało nadejść to na co czekałem. Jeszcze zanim nożyczki ucięły, to co chciały, wydarłem się głośno i charkliwie, szarpiąc łapą. Nożyczki się zacisnęły, pazur upadł na podłogę, na którą za chwilę zaczęła kapać moja krew. Wyrwałem się dziewczynce, która zaczęła panikować przez moje zachowanie i krew. Przyznam, że gdzieś z tyłu głowy napawałem się jej strachem. I dobrze, niech się boi, że mi palca ucięła, że umrę zaraz, niech się boi, że teraz nie wytłumaczy się tatusiowi w żaden sposób. Wystraszona odsunęła się ode mnie, robiąc miejsce dla pokojówki, która złapała mnie za ranną kończynę i natychmiast przyjrzała się obrażeniom, zawijając przyciętego za krótko pazura chusteczką i unosząc mi łapkę trochę w górę. Przyglądałem się kobiecie z bliska i już nie płakałem. Bolało, ale jej miękkie dłonie pomagające mi w trudnej chwili łagodziły wszystkie zmartwienia. To było miłe, jej pomoc była miła.

Siedzieliśmy wszyscy razem przy niewielkim basenie z fontannami myjącymi miło głowę każdemu kto by się ewentualnie postanowił wykąpać. Przyglądałem się wodzie, ciągle zerkając na bawiące się obok dzieci. Dwaj chłopcy jak zawsze się popisywali przed Panienką Safiją. Robili różne głupoty, szarpali się, uderzali łokciami, śmiali się głośno, za głośno, własnych myśli nie słyszałem. Trzepnąłem uchem i zawiesiłem wzrok na bracie dziewczynki, który postanowił dołączyć do zabawy. Widziałem, że nie jest to chłopcom w smak, ale widząc aprobatę dziewczyny, natychmiast zaczęli bawić się z kilkulatkiem. Wróciłem spojrzeniem do niewielkich fal. Woda jest dobra, lubię ją pić. Ziewnąłem leniwie, otwierając pyszczek najszerzej, jak mogłem, żeby szczęka doznała odrobiny rozluźnienia.
Buty chłopców cicho zaszurały za moimi plecami, poczułem ich dłonie na swoich plecach. Popchnęli mnie w przód, przystając mi przypadkiem na ogonie, bo sami nie chcieli skończyć w wodzie. Z kocim krzykiem wpadłem do basenu. Ciecz nieprzyjemnie wpłynęła mi do nosa i gardła, kiedy próbowałem pod powierzchnią zaskrzeczeć ze strachu. Zamachałem wszystkimi łapami, ale nie umiałem znaleźć podparcia. W końcu jednak udało mi się wydostać na powierzchnię, wykaszleć wodę z gardła i znów się pod nią zapaść, szukając łapami czegoś za co mógłbym się złapać. Sięgnąłem palcami kafelków wnętrza basenu i obrałem je za nowy cel. Chwyciłem się krawędzi, spróbowałem zaczepić się o nią pazurami, jednak te, świeżo po obcinaniu bolały i nie były w stanie mi pomóc. Znów ześlizgnąłem się do wody, a mokra sierść tylko mi wszystko utrudniała.
Walcząc, powoli opadałem na dno, nie umiejąc znaleźć już wyjścia z tej sytuacji, jednak nagle to wyjście z sytuacji znalazło mnie. Silna ręka, chwyciła mnie za skórę na karku i wyciągnęła na brzeg jednym płynnym ruchem. Cała woda zaczęła mi wyciekać z nosa, uszu i pyska. Jeszcze kilka sekund byłem otumaniony, ale w końcu wróciłem do siebie, wytrzepałem łepek, zwinąłem się w kulkę i spróbowałem wpełznąć pod nogi kucającego przy mnie sługi, który przesuwał mi dłonią po plecach, żeby zachęcić ciało do pozbycia się z siebie wszystkiego czego się nałykałem. Zwymiotowałem wodą i miernym śniadaniem, beknąłem cicho i zacząłem się tulić do nóg mężczyzny, niemo prosząc, aby mnie stąd zabrał i schował przed nimi. Już nie miałem ochoty na zabawę.

Od mojego wpadnięcia do basenu minęły dwa dni, a infekcja uszu już zdążyła się rozszaleć. Bolały mnie, swędziały, czułem, jak śmierdzą czymś ohydnie, do tego kręciło mi się w głowie, przez co ciągle mnie mdliło, więc mało jadłem. Nie narzekałem jednak, bo miałem względny spokój od wszystkiego. Dzieci lubią zajmować się kotem, ale tylko wtedy kiedy pachnie i jest czysty, a nie kiedy choruje i czuć od niego ohydny zapach ropy, wyciekającej z ucha, które próbuje się wyleczyć. Schowany pod kocem, trochę liczyłem, że choroba nie minie, że będę miał już wieczne wolne, że będę mógł już tylko leżeć, grzać się, jeść i nic więcej. To by było życie, co?
Przynajmniej wiem już, że nie lubię dzieci. Są upierdliwe i nieczułe, dorośli też, ale oni używają mnie do bardziej sensownych rzeczy, jak przyniesienie herbaty czy posprzątanie. Do tego dzieci kłamią. Jeszcze mając mokre futerko zostałem okrzyczany przez właściciela i dostałem zakaz podchodzenia do basenu, skoro nie umiem chodzić, potykam się i wpadam do niego. Taką wersję sprzedały mu dzieci, a sługa, który widział całe zajście nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Przytaknąłem żywo, ciesząc się, że będę bezpieczny, z dala od wody i to z polecenia samego właściciela, nie wiedziałem bowiem jeszcze, że nie raz i nie dwa wyląduję znów w basenie.
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by To'Ja Pią Paź 01, 2021 7:08 pm

Czas: 16 lipca 18?? roku
Miejsce: Rezydencja w Thyminie

Łap! Łap! Ciągle to ,,Łap!". Irytujące, a słyszę to dopiero od kilku sekund. Dziecięce głosy są denerwujące, może dlatego sam się nie odzywam, żeby siebie nie słyszeć, chociaż raczej nie mam powodów do odzywania się.
Uderzony w głowę dłonią, skuliłem się i spojrzałem na starszego ode mnie chłopca, który chwycił mnie właśnie za kołnierz i szarpnął w przód, żebym zrobił krok przed siebie. Rzucił kamieniem w krzaki, wskazał na niego, rzucając komendę, ale ja tylko patrzyłem na niego trochę oburzonym wzrokiem. Co, ja pies, żeby aportować? Złapał mnie za łokieć i znów zmusił do postąpienia w stronę leżącego na trawie kamyka. Zrobiłem krok i na tym się skończyło.
Zwróciłem pysk w stronę drugiego chłopca, co siedział nieopodal na zwalonym pniu drzewa. Niestety nie zdążyłem wyłapać skalnego odłamku lecącego w moją stronę. Trafiony w skroń kucnąłem gwałtownie, obejmując głowę łapkami i burcząc przy tym ostrzegawczo, kiedy dziewczynki, do tej pory zaplatające sobie w spokoju warkocze, postanowiły pochwalić rówieśników za takie męskie i odważne zachowania.
Rozmasowywałem sobie czaszkę przeskakując wzrokiem z jednego dziecka, na drugie. Zabawa trwała w najlepsze, tylko ja nie bawiłem się jakoś wybitnie. Wolałbym posłuchać opowieści na dobranoc.
Drobne dłonie chwyciły mnie za ramiona i przyszpiliły do ziemi, za chwilę poczułem palce w pysku, próbujące połaskotać mnie po języku, żebym rozwarł pysk, zrobiłem to, owszem, ale po to, żeby ugryźć. Już miałem poczuć krew na języku, już ją smakowałem oczami wyobraźni, ale moje zęby zacisnęły się na kamieniu, jaki został mi wepchany między szczęki. Machałem łbem na różne strony, nawet zacząłem się ciałem wykręcać, ale przez wagę siedzącego na mnie chłopaka, nie mogłem uciec w ten sposób. Złapałem łapami jego ręce, jednak pazury mi nie odrosły po przedwczorajszych zabiegach kosmetycznych, więc nie mogłem się nimi obronić.
Zacharczałem złowieszczo, najpierw odruchowo chcąc odegnać napastników, a później dlatego, że odłamek, zadrapał mnie w gardło. Krztusiłbym się tak dalej, gdyby pomiędzy chłopcami nie wywiązała się kłótnia o to, kto ma mnie teraz męczyć. Obaj już to robili, ale każdy chciał temu przewodzić. Ich krótka szarpanina podarowała mi wolność. Odpełzłem od tarzających się po ziemi dzikusów, wyplułem kamień oraz nadmiar śliny z odrobiną piachu i trawy. To było niesmaczne. Każdy wie, że kamienie nie są do jedzenia. Jak to możliwe, ze niektórzy młodzi ludzie są tacy głupi?
Oblizałem się i zwinąłem w kulkę, żeby ochronić miękki brzuszek, kiedy na mój bok spadło pierwsze kopnięcie. Rozległy się kolejne obraźliwe słowa i śmiechy, dostałem kolejnego kopniaka, a później już mogłem tylko patrzeć, jak dziecięce towarzystwo znajduje sobie inne zajęcie, tracąc mną zainteresowanie. Nie narzekałem na to, korzystałem z tego klęcząc zgarbiony na ziemi, wyrywając z niej źdźbła trawy, które miały o tej porze roku bardzo ładny kolor. Zbierałem roślinki w mały pęczek, a jak już zebrałem tyle ile chciałem, to schowałem go do kieszeni. Włożę go pod poduszkę i będę miał bardzo ładne sny przez to. Hm... Chciałbym, żeby przyśnił mi się kurczaczek, albo rybka, a najlepiej oba na raz.
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by To'Ja Pią Paź 08, 2021 2:59 am

Czas: 27 maja 18?? roku
Miejsce: Rezydencja w Nun Kamun

Zachodzące powoli słońce ślicznie przebijało się przez liście drzew, oświetlając wielokolorowe kawałeczki szkiełek zawieszone jako ozdoba niedaleko okna. Szeroko otwartymi oczami stałem i wgapiałem się w migoczące światełka na suficie i przyznam, że to był jeden z niewielu momentów, kiedy poczułem w środku prawdziwe szczęście. Dobra karma i własny koc nigdy mi takiej radości nie dały albo, dały, ale już zapomniałem, jakie to uczucie. Świetliste zajączki ganiały się dalej, a ja mruczałem na głos i bez oporów, czasami wydając z siebie ciche skrzeknięcia, kocie ćwierkanie ekscytacji. Końcówka ogona latała mi na boki i gdybym mógł, to wdrapałbym się pod sufit i zaczął łapać tęczowe błyski, ale były za wysoko.
Dzbanek z wrzącą wodą, który trzymałem w łapach, zdążył już przestygnąć i nie unosiła się z niego, żadna para. Miałem go jakiś czas temu zanieść mojej małej właścicielce, która już taka mała nie jest, bo dorosła i powoli szykuje się do ślubu.
Czyjeś dłonie złapały czajniczek i zabrały mi go powolnym ruchem, wyrywając mnie z mojej przyjemnej hipnozy migotaniem. Przeniosłem zachwycone spojrzenie ze szkiełek, na mężczyznę, który stał teraz przede mną z lekko zaniepokojoną miną, w dłoniach dzierżąc letnią wodę.
-Wszystko w porządku?-dalej nie był pewny czy ma iść po pomoc, czy może to normalna rzecz, jaka czasem się dzieje z kotami. Muczenie nie ustawało, ale pokiwałem głową na znak, że jest dobrze. Przytaknął mi nieśmiało i uśmiechnął się na zapewnienie, że nikomu nie powie o moim momencie rozproszenia od wykonywanego obowiązku.-Chodź. Zaparzysz mi wodę na nowo.-chociaż nie powiedział ,,Proszę", to wyczułem, że to wcale nie był rozkaz.
Poszedłem za nim powolnym krokiem do kuchni i przyglądałem się mu, jak przelewa wodę do garnków, jak ustawia je nad ogień i stoi, cierpliwie czekając aż napój się zagotuje. W skupieniu słuchałem, jak mówił mi o różnych typach herbat o tym, jaka herbata jakiej temperatury wymaga, aby wyciągnąć z niej jak najlepszy smak i aromat. Nie pytałem go o to, sam zaczął mówić, może było mu niezręcznie z ciszą, jaka wokół nas panowała, ale kiedy zauważył, że nastawiam w jego stronę uszy i przytakuję, zapamiętując informacje, to mówił z większym zaangażowaniem.
Woda się zagotowała, więc ostrożnie podał mi napełniony na nowo dzbanek i ruszyliśmy w stronę pokoju, gdzie już czekała na nas młoda panienka. Odstawiłem naczynie na środek niskiego stolika, skłoniłem się, wysłuchując obraźliwych słów oraz krytyki mojego sposobu służenia, mojej niekompetencji. Przyjąłem to wszystko i wycofałem się w róg pokoju, żeby tam stanąć i czekać na następne rozkazy.
Stałem spokojnie, nie wydając ani dźwięku i co chwila zerkałem na nich kiedy śmiali się głośno lub on odgarniał jej czarne włosy, żeby zamruczeć jej coś do ucha, a ona mu odszeptywała. Przyglądałem się rumieńcom na ich twarzach i na swój sposób poczułem się źle, że ja rumieńców pokazać nie mogę, no i gdyby ktoś mi szeptał do ucha, to by dziwnie wyglądało, jakby mówił do mojego czoła, już nie mówiąc o całowaniu. Najwyraźniej koty nie są stworzone do tego, żeby poznawać miłość, więc dlaczego mam takie dziwne wrażenie, że to jest nieprawda?
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by To'Ja Pią Paź 08, 2021 3:18 am

Czas: 11 czerwca 18??
Miejsce: Rezydencja w Thyminie

Nie mogłem spać, a byłem zmęczony na ciele. Dużo ostatnio myślałem nad tym wszystkim, ale nic konkretnego wymyślić nie mogę, zostało mi tylko poleganie na wyobraźni. Trochę żałosne, ale tak działa świat, nie mogę mieć tego kogo chcę.
Prychnąłem cicho i podniosłem się do siadu. Chciało mi się pić od jakiegoś czasu. Myślałem, że zasnę o tym i zapomnę, ale nie zasnąłem. Odepchnąłem koc na bok i wstałem z materaca. Dobrze, że służba ma swoje oddzielne pokoje, chociaż i tak mieszka tutaj tylko kilka osób, ci, którzy są potrzebni z samego rana, do budzenia domowników, przygotowania śniadania, kąpieli. Wystawiłem łepek za drzwi, rozejrzałem się i ruszyłem w stronę kuchni, ciesząc się, że natura obdarzyła mnie kocimi łapkami dzięki którym stawiam bezszelestne kroki.
Wszedłem do pomieszczenia i nalałem sobie wody do miseczki. Chciałem wrócić z nią do pokoju, ale noc wyglądała tak ładnie przez okna. Moczyłem język w cieczy i wciągałem ją do pyska, mlaskając przy tym trochę i rozchlapując dookoła niewielkie kropelki. Wpatrywałem się ze spokojem w te niewielkie, srebrne punkciki na niebie. Były śliczne, jak masa diamencików rozsypana na czarnym jedwabiu.
Z zamyślenia wyrwało mnie nagłe trzaśnięcie drzwiczek drewnianej szafki. Podskoczyłem w miejscu, rozlewając wodę z miseczki na ziemię. Położyłem po sobie uszy, ogon mi się spuszył i zasyczałem, dopiero po sekundzie widząc, że nie ma się czego bać. Rozluźniłem się, widząc kucharza, wysokiego mężczyznę o ciemnych, krótkich włosach, teraz rozczochranych przez sen. Pasujemy do siebie kolorem włosia, co wydało mi się przy pierwszym spotkaniu bardzo zabawne.
-To ty.-zamruczałem i zacząłem szukać wzrokiem ścierki, żeby zaraz zacząć wycierać wodę z podłogi, aby się nikt nie poślizgnął rano, bo mocno by się za to komuś oberwało.
-Tak, to ja. Przepraszam, nie chciałem cię straszyć.-zaśmiał się cicho.-Ale uroczo nastroszyłeś ogon.-czułem, jak dalej się uśmiecha, jednak ja byłem zawstydzony. Mój ogon to dość delikatna kwestia, sam nie wiem do końca dlaczego. Po prostu nie przepadam kiedy ktoś go dotyka, bo po co?-Też nie możesz spać?-zagadał, upijając wody ze swojej szklanki. Pokiwałem głową i odwiesiłem wilgotną ścierkę na haczyk.-Możemy się ponudzić razem u mnie. Chodź.-kiwnął głową w stronę wyjścia z kuchni. Nie mogłem mu odmówić, znaczy mogłem, ale ciekawość mi na to nie pozwoliła. Nigdy nie byłem u niego, a muszę przyznać, że z tego co wiem, to żyje dość luksusowo. Inni mają jakieś mierne pokoje w rezydencji, a on ma własną, przerobioną przybudówkę, cała jego. Trudno się w sumie mu dziwić, pracuje dla tej rodziny już od jakichś dwudziestu pięciu lat, o ile dobrze pamiętam.
Wyszliśmy tylnymi drzwiami na podwórko, pilnując, żeby zamknąć przejście za nami, no i poszliśmy do jego miejsca. Było faktycznie miłe dla oka. Dużo drewna, dywan, wygodne łóżko, szafki z masą pierdół i książek z obdartymi okładkami. Podszedłem do regału i zawiesiłem oko na niewielkiej figurce wielbłąda ozdobionego masą łańcuszków i kolorów. To wszystko razem wyglądało naprawdę ładnie na zwierzęciu.
-To od mojej siostry.-zerknąłem na niego kiedy stanął obok mnie.-Przyjechała kiedyś w odwiedziny do domu, dała mi to, posiedziała u nas kilka dni i więcej jej nie widzieliśmy. Z tego co wiem wzięła sobie za męża jakiegoś dailacha. Najwidoczniej nie miała szczęścia i źle trafiła.-nie spodziewałem się dzisiaj takich wyznań.
-Przykro mi.-ogon trochę mi oklapł. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale nie byłem do tego zmuszony.
-Mi też, To'Ja, ale każdy podejmuje czasem w życiu złe decyzje. Czasem nam przychodzi zapłacić zadrapaniem, a czasami życiem. Skoro ona popełniła ten błąd, to zostaje mi wierzyć, że czyjaś inna siostra zadecydowała przez to inaczej i jest bezpieczna.-zobaczyłem jakiś cień uśmiechu na tego ustach, zanim odwrócił się i usiadł na łóżku po thymińsku, przykrywając nogi kołdrą. Oparł się plecami o wezgłowie klepnął dłonią w posłanie, dając mi znać, że jak chcę usiąść to mogę. Podszedłem i powoli zająłem miejsce na materacu, po przeciwnej stronie łóżka. Chwilę się wierciłem, wyciągając kołdrę spod tyłka, żeby przykryć nią nogi, ale w końcu się udało i siedziałem już spokojnie.
-To o czym tak myślałeś, że nie mogłeś zasnąć?-popatrzył na mnie i mógł jasno widzieć, że zaraz skłamię. Uszy się trochę położyły, ale za chwilę znów równiutko stały na baczność, nos jakoś tak drgnął, zamiętosiłem w łapach przykrycie.
-O niczym.-wiedziałem, że on wie, iż kłamię. Wiedziałem też, że przez tą odpowiedź kompletnie się zdradziłem z tym co mi w głowie siedziało.
-Rozumiem.-znów ten uśmiech, co pokazywał, że już nic nie muszę mówić.-Eh, To'Ja... Wiem, że miłość potrafi zakręcić w głowie porządnie, ale na twoim miejscu bym sobie darował.-słuchałki znów się u mnie spłaszczyły.
-Przecież wiem, że nie mam szans. Nawet nie próbuję.-prychnąłem, trochę zdenerwowany tym, że próbuje mi tłumaczyć oczywistości.-To minie. Na pewno.-nie byłem pewien czy chciałem, żeby moje zauroczenie minęło. To było bardzo miłe uczucie, łamało mi serce, ale mimo to dawało taki dziwny rodzaj nadziei, bo może jednak się uda, może zostanę dostrzeżony.
-Skoro tak uważasz...-wzruszył ramionami, odstawił szklankę i zakopał się bardziej pod kołdrę, wyciągając pod nią nogi tak, że jego stopy przejechały mi po udzie. Może i wygodne to łóżko, ale dość małe na dwie osoby. Przez tę chwilę ciszy każdy z nas zastanawiał się co powiedzieć, bo chociaż to nie była kłótnia, to atmosfera zdawała się zgęstnieć.
-Tylko nie zrób przez to czegoś głupiego.-spojrzałem na niego, jak przeniósł wzrok z sufitu na mnie. Widziałem, że dbał o mnie, to miłe, bardzo miłe, ale nie jestem aż tak głupi, żeby się pakować w kłopoty.
-Nie zrobię, nie martw się.-kiwnął głową i wróciliśmy do siedzenia w ciszy, każdy w swoim świecie, ale przynajmniej nie tak samotni, jak przed chwilą. Czas płynął powoli, słyszałem jak jego oddech się wyrównuje, spowalnia sennie. Było to na tyle uspokajające, że nawet nie zauważyłem kiedy sam zamknąłem oczy i zasnąłem na siedząco.
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by To'Ja Czw Lip 21, 2022 2:13 am

Czas: 11 czerwca 18??
Miejsce: Thymin

Twarde uderzenie książki spadło mi na głowę. Zawiodłem właścicielkę. Czym? Nie mam pojęcia, ale stłuczona skroń będzie bolec kilka dni, już nie mówiąc o kopniętych obcasem żebrach i przydepniętym ogonie. Skulony, klęcząc na ziemi słuchałem, jak mnie wyzywa. Bolało mnie to jeszcze mocniej, bo obozowy namiot ma cienkie ściany, wszyscy słyszą co ona mówi. Nie to, że nie wiedzą, jak mnie traktuje, ale lubiłem czasem udawać, że jednak nie wiedzą i traktują mnie normalnie.
Chwyciła mnie mocno za żuchwę, wbijając mi paznokcie w skórę i zmuszając mnie do tego, żebym kombinował jak uciec wzrokiem kiedy jej twarz jest tak blisko. Śmierdziała zbyt dużą ilością perfum, nienawidzę ich, w nosie mnie od nich łaskocze. Wystraszony spojrzałem na nią i widziałem, że ją to bawi. Nie było to zaskoczenie, od zawsze czerpała z tego przyjemność. To normalne, że dzieci znęcają się nad zwierzętami, wiedziałem to, ale czułem, że coś jest nie tak. Kiedy już weźmie ślub i się jej znudzę stanę się zabawką jej dzieci. Kiedyś natrafiłem na książkę rozprawiającą nad tym czy ludzie stają się źli czy się rodzą źli. Całkowicie zgadzam się z tym, że ludzie się rodzą źli, potem stają się jeszcze gorsi. Problem należy rozwiązywać u źródła, a nie tylko leczyć skutki.
Czułem na wibrysach drobne kropelki jej śliny kiedy zakończyła swój wściekły monolog przypominając mi o tym, że nikt mnie nie chce i powinienem być wdzięczny, że oni mnie kupili, bo inaczej by mnie zabili w hodowli. Pamiętam to, pamiętam co się działo z kotami, które nie chciały się słuchać rozkazów. Nigdy nie zapomnę momentu w którym hybryda zdawała sobie sprawę z tego, że przekroczyła czerwoną linię i nie ma już odwrotu. Ten strach kiedy hodowca wskazywał na nią palcem rzucając podwładnym polecenie. Zazwyczaj wyprowadzano ich na zewnątrz i tam zabijano, żeby nie brudzić niepotrzebnie podłogi w budynkach.
Nie odważyłem się unieść wzroku nawet po tym, jak mnie puściła i ułożyła się na stercie poduszek dalej użalając się nad sobą, że musi mnie znosić i jak się poświęca. Zaraz też przeszła płynnie na temat swojego małżeństwa. No tak, to jej marzenie było w końcu, nie mogła o tym nie wspomnieć w każdej możliwej chwili. Mam jednak nadzieję, że jej mąż będzie mnie dobrze traktował, do tej pory był bardzo miły w stosunku do mnie. Rozmawialiśmy tylko raz, ale... był miły.
Zastrzygłem uchem, wyłapując nagle jakiś podejrzany dźwięk z podwórka. Spojrzałem na wejście do namiotu. Co to było? Zdawało mi się? Powęszyłem sekundę i kiedy zacząłem nabierać pewności, że coś jest nie tak, oberwałem poduszką w pysk, zaraz dostając oburzonym tonem polecenie, że mam iść po więcej owoców dla właścicielki. Skinąłem przymilnie głową, zebrałem się z ziemi i pod uważnym spojrzeniem dziewczyny odłożyłem delikatnie poduszkę na miejsce. Chciałbym sam się w poduszkach zakopać, mieć wszystkie na własność i rzucać nimi w ludzi. To jednak nie jest mi pisane. Może mi się moje obecne życie nie do końca pasować, ale tego się nie zmieni. Po tylu latach niespecjalnie mam jakieś nadzieje.
Wyszedłem z namiotu i ruszyłem szybko w stronę gdzie urządzona została kuchnia. Kucharza jednak nigdzie nie było. Powinienem go poszukać, obudzić jeśli śpi, pewnie by mnie zbeształ paskudnie, ale lepiej on niż moja Pani. Zastanowiłem się krótko nad tym co zrobić, ale mój nos ponownie wyłapał dziwny zapach. To zepsute mięso? Zbliżyłem się do wozu z jedzeniem, żeby lepiej się mu przyjrzeć i wtedy padły pierwsze strzały. Natychmiast się skuliłem, otulając głowę, bo ostre dźwięki zakuły moje uszy. Hałasy jednak nie ustawały, a ja spłoszony wpełzłem pod wóz, chowając się za skrzyniami, jakie przy nim stały. Usłyszałem krzyki właściciela i jego żony. Skuliłem się mocniej, żeby jak zawsze schować się przed karą. Nie zrobiłem przecież niczego złego, nie ukradłem jedzenia! Tu jednak nie o mnie chodziło, wiedziałem to, jednak nie potrafiłem sobie wytłumaczyć tego co się działo i sięgnąłem po jedyne, logiczne dla mnie w tej chwili wytłumaczenie. Chowanie się jest zawsze dobrą reakcją kiedy właściciel krzyczy.
Strzały ustały na chwilę i wtedy dziwny zapach przebił się w końcu jeszcze wyraźniej do mojej pamięci, tak samo, jak lepka wilgoć trawy pod wozem. Kropelka krwi, która przeciekła pomiędzy deskami podłogi wozu, skapnęła mi na głowę, spływając podstępnie do ucha zanim zdołałem ją z siebie strzepać.
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Mrrr Empty Re: Mrrr

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach