Klasztor Juveritek

3 posters

Go down

Klasztor Juveritek Empty Klasztor Juveritek

Pisanie by Mistrz Gry Pią Sty 28, 2022 11:58 pm

źródło: wallpaperbetter.com
Położony w przyjemnej dla oka leśnej okolicy, wzniesiony ku czci Kokoro murowany gmach jest już trochę nadgryziony zębem czasu. Widać to zwłaszcza na ciemnych dachówkach w wielu miejscach pokrytych mchem. Jasne ściany bywają zszarzałe lub popękane, lecz samo otoczenie nie jest zapuszczone. Raczej wtapia się w okoliczne drzewa, dając nawet schronienie ptakom pod okapem i w wysokich oknach. Teren klasztoru otoczony jest murem z żeliwnym zwieńczeniem, przez który prowadzi szeroka brama. Część przestrzeni parterowej została udostępniona dla przybyszów, znajduje się tam niewielka lecznica, kuchnia, salonik i mała biblioteka, a także kaplica, zależnie od tego, czego się konkretnie szuka. Reszta klasztoru jest zarezerwowana dla członkiń zakonu, którego specyficzny odludny charakter surowo ogranicza kontakty ze światem zewnętrznym.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Klasztor Juveritek Empty Re: Klasztor Juveritek

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sob Sty 29, 2022 1:06 am

Minęło sporo czasu, odkąd robił coś w związku ze swoją przeszłością. Miał jednak ku temu kilka ważnych powodów, a pierwszym z nich był Aranai... Wciąż pamiętał swoje zdziwienie... nie, swój szok, kiedy zobaczył go na nogach, całego i zdrowego, a kiedy już świadomość jego śmierci zdążyła tak dobrze zakorzenić się w jego głowie. Potrzebował chyba dobrych paru dni, żeby całkowicie uzmysłowić sobie to, co się nawyprawiało, ale był to jeden z najlepszych bałaganów, jakie można zrobić w cudzym życiu. W każdym razie, był to jeden powód, drugim miała okazać się wojna z Ledrenią. Miał gotowy plan ucieczki poza miasta na wypadek, gdyby Medevar chciał mobilizować siły, a on... W zasadzie był pod tym względem rozdarty, ale nie czuł potrzeby dbania o państwo, które ani razu nie zadbało o niego. Wolałby zostać z Orianą, zapewnić jej bezpieczeństwo. I tak jednak nie musiało się stać. Hargon został sam, a im przyszło tylko przeczekać konflikty za wschodnią granicą, by podróż do Sear nie wiązała się ze zbytnim ryzykiem. Była w tym jeszcze jedna, ukryta korzyść. Zwlekał parę miesięcy z wykorzystaniem informacji, więc być może wyglądało to tak, jakby zrezygnował. Mogło co prawda skończyć się źle, bardzo źle, ale nawet gdyby ruszył do Sear już następnego dnia, mógłby nie zdążyć, gdyby Mastvaer postanowił go zakapować. Nie sądził, by to zrobił, również z kilku powodów. Większość obracała się wokół pieniędzy i życia.
W każdym razie, ruszyli w końcu do Sear, w jedną z najdłuższych ich wypraw dotychczas, choć obecność kolei znacząco to skróciła... I chyba lepiej nie pytać, skąd wziął pieniądze na bilety. Kto by się tym jednak przejmował, kiedy mieli wokół siebie wielki, hałasujący cud techniki. Niestety ostatni odcinek trasy trzeba było pokonać konno, to zaś teoretycznie wiązało się z noclegiem w Sear, ale kiedy Rudolf usłyszał od miejscowych, że droga do klasztoru to tylko pół godziny pieszo, postanowił wybrać się tam jeszcze przed zachodem. Wraz z nadzieją, że nie przyjdzie im pocałować klamki.
Wschodnia granica była naprawdę urokliwą okolicą. Opuściwszy miasteczko jak z bajki lub może raczej winiarskiej etykiety, zagłębili się w las u stóp wznoszących się powoli gór. Jego wzrok wodził raz po raz za Orianą, kiedy sam zwolnił nieco konia. Wcale nie po to, żeby móc na nią popatrzeć... No a przynajmniej nie głównie. To znaczy chciał się przyjrzeć staremu drogowskazowi, który leżał w trawie, a potem samo tak wyszło, że patrzył na Ori.
— Łładnie wygl-ądasz na khoniu — rzucił z zaczepnym uśmiechem, by w końcu się z nią zrównać. — Szkkoda, że Sear jjest ttak-daleko od wszystkkiego. Bywałłbym tu częściej... — Rzucił okiem po lesie wokół. Wydawało się spokojnie, a na oko, powinni wkrótce dojechać. Miał tylko nadzieję, że nikt nie spojrzy krzywo na lisiczkę, mieli to załatwić dyplomatycznie. Opcja włamu była ostatecznością.
Właściwie to trochę się stresował. Nie widział matki od przeszło czterech lat, nie miał pojęcia, co się z nią działo, czy to właściwe miejsce ani nawet... czy chciała go widzieć... i to z takimi zamiarami...
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Klasztor Juveritek Empty Re: Klasztor Juveritek

Pisanie by Oriana Sob Sty 29, 2022 4:18 pm

Chyba uświadomiła sobie, że w swym krótkim życiu widziała naprawdę wiele, więcej niż inne hybrydy, które zaczęły z tego samego miejsca co ona. Ale miała szczęście, trafić na Niego, bo to on pokazał jej świat, zabierał w odległe rejony, topił w wirze przygód, jakkolwiek szalone by one nie były, a sama niczego nie żałowała. Raczej dziękowała bogom, że dane jej było poczuć się w ten sposób wyjątkową.
Nieraz myślała o hybrydach spotkanych w górach, o tej dziewczynie, która zabrała się z nimi do Afraaz… o propozycji, z której zrezygnowała dla Rudolfa. Dawniej, marzyła o wolności, lecz jej priorytety uległy zmianie. Pragnęła szczęścia Isarbecka, a z tego też powodu, przebyli cały kraj, by odnaleźć jego mamę…
Samo Sear było barwne i ładne, podobało jej się, choć pod tymi lisimi uszkami kłębiła się masa myśli. Jaka była jego mama? czy polubi ją? Zaakceptuje? Co jeśli powie mu, aby znalazł sobie ludzką dziewczynę? to by jej chyba złamało serce… o ile chłopak przyzna jej się, lecz jeśli nie… też zaakceptuje ten stan rzeczy. Prawnie dalej jest jego niewolnicą i niczym więcej, prawda?
Nadzieja powiodła ją pod klasztor, u boku złodziejaszka, choć sama dalej walczyła ze sobą, aby zachować równowagę w siodle. Czasem wyglądała na zesztywniałą, jakby sądziła, że najmniejszy ruch ją zrzuci. Mało kto tak długo stara się opanować swobodną jazdę na wierzchowcu, ale Oriana ewidentnie należała do tej grupy kłopotliwych nowicjuszy. To ironia, patrząc na jej wyczyny w cyrku.
Jej uwagę odwróciła tym razem nie budowla na horyzoncie, a słowa Panicza, kiedy ten ją skomplementował. Jego uśmiech mówił wszystko.
-Zaraz pomyślę, że Panicz się ze mnie śmieje…- Odparła tylko z zakłopotaniem, znowu trzymając się mocno siodła. -Sear to piękne miasto, ale nie mogę się doczekać, aż pierwszy raz zobaczę Ymnakil! Mam nadzieję, że też jest ładne.- Podjęła z entuzjazmem, bo po prawdzie wszystkie historie dotyczące Ymnakil, czy to od Rudolfa, Aranaia, jak i Victorii, dotyczyły momentów sprzed uwolnieja jej w Halev, więc była po prostu ciekawa. -Wpuszczą nas, Paniczu?
Dopytała, obserwując go uważnie i dając się poprowadzić w stronę klasztoru. Reszta powinna pójść sama. Czuła się pewniej, przez dwa lata nabrała doświadczenia, jak też miała kij do bicia, na wypadek ataku szalonego tysiacletniego mnicha strzegącego pradawnych tajemnic, czy coś takiego.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Klasztor Juveritek Empty Re: Klasztor Juveritek

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sob Sty 29, 2022 11:48 pm

Zaśmiał się rzeczywiście, ale dopiero na jej słowa i speszenie na drobnej buzi. Była urocza, nie mógłby tego inaczej określić.
— Gdźzieżbym śmiał — odparł z rozbawieniem, zaraz przenosząc wzrok na las i drogę przed nimi. Czarny strzygł uszami, badając to nowe otoczenie. — Jest... — odparł z marszu, choć nie była to odpowiedź zbytnio przemyślana. Wspomnienie Ymnakil na chwilę wprawiło go w zadumę, bo chyba sam nie myślał o tym... Nie za bardzo sobie jeszcze wyobrażał powrót i wszystkie te problemy z nim związane. — Jest cał-kkiem znośne, ale llasy... wyg-lądają zuppełnie inaczej. Są such-e i takie... Zrresztą sama zob-aczysz — odparł, nie do końca mogąc skupić się na czymś tak trywialnym jak wygląd. Chyba nigdy go tak naprawdę nie dostrzegał, nie wtedy. Ymnakil miało znacznie więcej ważniejszych wad i zalet. Zaraz też zerknął na nią i westchnął cicho. — T-tego nie-wiem... Ale jje-śli nie, to coś w-wymy-ślę — rzucił z uśmiechem. Miał dziś zdecydowanie dobry humor i niewiele rzeczy mogło na długo go popsuć.
Jechali dalej, a spomiędzy drzew powoli wyłoniła się sylwetka wpierw muru, a zaraz za nim pokaźnego budynku o skromnych, szarych ścianach. Na żeliwnym łuku nad bramą widniał symbol Kokoro i nazwa zakonu, jasno mówiące o tym, że dobrze trafili. Rudolf rozejrzał się po milczącym i dość pustym podwórzu, zsiadł z konia i poszedł sprawdzić bramę, która okazała się otwarta. Zdziwiło go to nieco, choć z drugiej strony ten mur chronił raczej przed leśnymi zwierzętami niż ludźmi. Przepuścił Ori i samemu wprowadził konia do środka, zamykając za nimi kratę.
Niedaleko wejścia znajdował się drewniany stojak do uwiązania konia, w sam raz dla kogoś, kto przyjeżdża jedynie na chwilę. Nie chcąc się plątać, tam też zostawił Czarnego, zaczekał na Orianę i ruszył do drzwi. Te już okazały się zamknięte, ale zapukaniu i chwili czekania otworzyła im młoda kobieta w biało-purpurowych szatach o raczej skromnym, codziennym kroju.
— Kroczmy razem — rzuciła spokojnie, a widząc, że nie wiedzą, co odpowiedzieć, postanowiła przejść dalej. — W czym mogę pomóc? — Zerknęła na dziewczynę, po chwili wracając spojrzeniem ciemnych oczu na młodzieńca.
Rudolf odkaszlnął cicho.
— Chćciałem poroz-mawwiać z jedną zwas. Konkrt... — Umilkł, kiedy kobieta uniosła dłoń.
— Przepraszam, ale to nie ode mnie zależy. Wejdźcie proszę.
Wpuściła ich na główny hol, dość krótki, który kończył się skromnie urządzonym salonem z przejściami dalej. Był tu trochę wypłowiały dywan, parę pejzaży na ścianach, kominek i miejsce do siedzenia. Nad owym kominkiem wisiał jeszcze jeden obraz, przedstawiający młodą piękną kobietę w białej sukni, o jasnej cerze i hebanowych włosach, ocierającą łzy z oczu wiejskiej dziewczyny. Isarbeck zsunął z głowy kaptur, rzucając okiem wokoło. Wszędzie było tak cicho, że to aż dziwne.
— Jestem siostra Agnes — podjęła kapłanka, zwracając się twarzą do nich. — Kogo mam przedstawić?
Nienawidził tego.
— Rud-dolf Is-sarbeck i Ori-iana — odparł, a ta skinęła tylko głową i zniknęła za jednymi z drzwi. To było zabawne, kolejny człowiek, który zupełnie nie przejmował się wysiłkiem, jaki musi podjąć, by go zrozumieć.
Wsunął ręce do kieszeni, a zaraz wyjął je stamtąd i założył za plecy. Przebywanie tu wydawało się stresujące, wolałby móc już wyjść, mieć za sobą te anonsowania i... tę rozmowę. Dalej nie był pewien, czego powinien oczekiwać, ale jednocześnie była to przecież chwila, na którą czekał od lat. Obiecywał to sobie.
Odetchnął głębiej i zerknął na Ori. Jak dobrze, że tu była i odwracała myśli.
— Jak wróćcimy-do Sear, pójdźziemy na gofry — rzucił nieco ciszej z uśmiechem. — Powwinnaś sprób-ować har-gońskiej kuchni, pókki jeszcze o njej pammiętają...
Po chwili wróciła Agnes w towarzystwie starszej kobiety w szacie o nieco innym kroju, trochę bogatszym. Jej dłonie ukryte były w złożonych razem rękawach.
— Nasza Matka Wielebna Ivithis — przedstawiła ją Agnes, a kobieta skinęła głową na powitanie.
— Niech opatrzność naszej pani nad wami czuwa — rzekła swym lekko znużonym głosem, choć brzmiała całkiem miło.
— Dźziękuję... — mruknął Rudolf, nie bardzo wiedząc, czy czuwanie pani rozwodów i samotności to jest to, czego teraz chce. W każdym razie nie po to przyszedł. — Jjeśli mogę, chćciałem się zobb-aczyć z Henr-riettą Is-sarbeck... Może tteż się pszrzedstawwiać Hav-venlov.
Kobieta chwilę trawiła to zdanie.
— Przykro mi, ale to niemożliwe... — odparła z wolna.
Zawahał się.
— N-nie ma jej ttu?
— Jest, oczywiście. Ale nie możesz się z nią widzieć. Siostra Henrietta złożyła śluby czystości i odosobnienia. Nie wpuszczamy mężczyzn do klasztoru — odparła spokojnie i stanowczo.
Isarbeck zgłupiał na moment.
— Jest-tem jej synnem... — wymruczał, jakby ten zakaz był jakąś pomyłką, lecz kapłanka chyba była na to przygotowana.
— Tu nie chodzi o ciebie, lecz o zasadę. Nie mogę cię wpuścić dalej niż do części dla pielgrzymów.
— Mhm... — Rudolf na moment opuścił wzrok. Nie uśmiechało mu się naciskać, zresztą pewnie niczego by tym nie zyskał. Nie chciał też tak szybko uciekać się do włamania, zwłaszcza, że nie znał zupełnie tego budynku... Wtem coś go olśniło. Spojrzał na lisiczkę i znów na kapłankę. — A Ori-iana?
Ivithis spojrzała na dziewczynę badawczo i skinęła głową.
— Ona może wejść.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Klasztor Juveritek Empty Re: Klasztor Juveritek

Pisanie by Oriana Nie Sty 30, 2022 8:44 am

Jego wypowiedź na temat Ymnakil wydawała się nieco chaotyczna, ale może faktycznie ten temat nie był właściwy jeszcze na ten moment. Gdy ona widziała w tym kolejną wycieczkę krajoznawczą, on mógł widzieć swój cel, nie napawający optymizmem. Upomniała się o to w myślach, uznając że na wszystko przyjdzie czas. Ale cieszyło ją, że nie tracił dobrego nastawienia.
W końcu dojechali do bramy, a dziewczyna z ulgą zsiadła z Nadziei, znowu przypominając sobie, jak się chodzi na dwóch nogach, choć nieco odrętwiale, po tylu godzinach sztywnej jazdy. Ale nie narzekała, o nie. Zamiast tego poprawiła kaptur i płaszcz, coby nie wyglądać inaczej, niż dziewczyna na pielgrzymce. Szczerze niewiele wiedziała o Kokoro, ale skoro była boginią i miała swój klasztor, to musiała być dobra.
Kiedy związali konie i podeszli do drzwi, otworzyła im jedna z uduchowionych, a jej powitanie lekko zamroczyło dziewczynę, która odruchowo kiwnęła głową, jakby na potwierdzenie lub powitanie? Sama nie wiedziała, ale też szybko podjęty temat Rudolfa ucichł, kiedy wprowadzili ich jeszcze głębiej.
-Przynajmniej nikt do nas nie strzela, Paniczu.
Rzuciła mu cicho na pocieszenie i z uśmiechem szła za nim, rozglądając się we wszystkie strony. Tak szczelnie owinięta za dużym na nią płaszczem sama wyglądała jak jakaś kapłanka, hihi.
W poczekalni przystanęli na moment, a jej złote oczy wodziły od Isarbecka po Agnes, a zaraz znów musieli czekać. Atmosfera była tutaj dziwna, taka cicha i poważna w jednym, aż sama zaczęła się lekko stresować, choć to nie ona grała pierwsze skrzypce.
Ale Rudolf zawsze przybywał z pomocą w takich chwilach, gdy odwrócił jej uwagę, a gdyby mogła, uniosłaby wyraźnie uszy.
-Naprawdę, Paniczu?!- Spytała cicho podekscytowana, odsłaniając lisie kiełki. -To ja chcę dużo gofrów, z syropem! Widziałam chłopca, który jadł takiego!
Dodała z uśmiechem. No tak, teraz to warto czekać. Łasucha jak ona łatwo przekupić, powinna się bardziej z tym pilnować, ale… ale gofry.
Zaraz zjawiła się bardziej elitarna kapłanka, którą trzeba było przedstawiać, ale Oriana szybko stanęła frontalnie do niej i delikatnie się ukłoniła, gdy padły jej słowa. Opatrzność to miła rzecz, bardzo by się im przydała, cokolwiek ona reprezentuje. Sama Lisiczka postanowiła być posłuszną niewolnicą i nie wychylać się zanadto, jedynie zamieniając w słuch. I pierwsze komplikacje już miały zajrzeć im w oczy, kiedy przedstawiono im sytuację mamy Panicza. Ale hybrydka zupełnie tego nie rozumiała. Czym były śluby czystości? Musiała się ciągle myć? I dlaczego nie mogła widzieć mężczyzn? Przecież nie byli źli, wielu poznała. A w dodatku, nawet nie mogła ujrzeć syna? To… to… to nieludzkie, a myślał tak nieludź!
-He?- Mruknęła, gdy padło jej imię, a ta spojrzała po chłopaku i kobiecie. Że ona miała iść do mamy Panicza? Jej serce zaczęło bić szybciej, chyba dopiero teraz się zestresowała. -Ale co ja mam jej powiedzieć…?- Spytała cicho, patrząc z desperacją w oczach na Isarbecka, ale zaraz, gdy tylko dostała odpowiedź, nieśmiało spojrzała w kierunku Ivithis. Może to jedyna taka okazja, a ona znów mogła być przydatna. Mimo wszystko nie miała zamiaru utrudniać wszystkiego. -To ja… pójdę w takim razie. Dziękuję...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Klasztor Juveritek Empty Re: Klasztor Juveritek

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lut 07, 2022 9:53 pm

Rozbawienie goframi musiało ustąpić poważniejszej rozmowie na temat dostępu do klasztoru. Co prawda Rudolf miał wątpliwości, co może się stać, kiedy odkryją, że jego przedstawicielka ma uszy i ogon, ale... był przekonany, że Ori sobie poradzi, a łatwa zgoda wielebnej tylko podbudowała jego nadzieje w przebieg całości.
Kiedy zadała pytanie, zabrał lisiczkę nieco na bok i zastanowił się przez moment. To wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby sam tam był, pewnie i tak będzie wyglądać nietypowo... A zresztą.
— Wwiem, że miała jak-iś dow-wód na-kłłamstwa Lleona... Albo wwiedziała, gdź-zie je znaleźć. Bez tego nnje zdoł-am nniczego napr-awić... Jeśli zechc-ce dowwodu, powwiedz, że... nikkomu nie powwiedź-ałem, że tto nie ja stłukhem tą wazę w sallonie... I nnie daj się zńniechęćcić... I... — Umilkł na moment, zerkając w bok, zaraz znów wracając oczyma do Ori. — P-powiedz jej... ż-że ją koch-am — dodał ciszej, za chwilę odsuwając się nieco. To było dziwne uczucie, powierzać komuś takie słowa i jednocześnie w ogóle się o to nie martwić. W końcu nie znalazłby nikogo lepszego do ich przekazania.

* * *

— Zaraz... Rudolf żyje?... — Spojrzenie kapłanki ożywiło się natychmiast. — Gdzie on jest? Jak się ma? Jak... jak mnie tu znalazł?... — To ostatnie pytanie odbiło się lekkim niepokojem w jej oczach, dobrze bowiem wiedziała, czemu tu jest. Miała przepaść. Dla wszystkich.

* * *

Jak można było się spodziewać, pani Havenlov była zaszokowana wieścią o przeżyciu jej dziecka, ale też niezmiernie z tego powodu szczęśliwa. Może trochę uspokojona słysząc, że sobie radzi i ma się dobrze, choć z drugiej strony martwiące było to, z czym przyszedł. A także z kim przyszedł. Jej osoba nie wzbudzała niechęci, wręcz przeciwnie, szczupła i lekko już pomarszczona kobieta przypominała miłą sąsiadkę pogodzoną ze swoim niekoniecznie idealnym, ale też nie najgorszym losem. Świadomość tego, że jej syn związał się z hybrydą, była kolejnym zaskoczeniem, na które z początku nie wiedziała, jak zareagować, a potem zdawała się jedynie przyjąć ten fakt do wiadomości. Koniec końców Oriana zdobyła kluczowe dla ich sprawy informacje — miejsce schowania oryginalnej korespondencji starego Isarbecka z innymi spiskowcami. Kto by pomyślał, że w ich własnym domu...

* * *

Ymnakil, kilka dni później

Plan był idealny i póki co biegł bez zarzutu. Nakarmione wywarem w mięsie psy spały w najlepsze, Oriana pilnowała jego drogi ucieczki, a on sam właśnie uporał się z zamkiem okiennym i cicho stanął w niewielkim pokoju. Pierwsze zderzenie było bardziej niż niespodziewane, był pewien, że pamięta, które to pomieszczenie, przecież spędził w nim tyle lat, tyle nocy... Widząc drobne łóżko i pluszowe zabawki przez moment doznał dziwnego deja vu, a jednak szybko zrozumiał, że to niemożliwe.
Przymknął cicho okno i pozwolił sobie rozejrzeć się pokrótce wokół. I zrobił to w idealnym momencie, bo kucając przy łóżku zdążył tylko zwrócić wzrok na uchylane drzwi.
— Hy... — mały chłopiec o jasnych włoskach, w białej koszuli nocnej aż do ziemi zamarł w pół zaskoczonego wdechu.
— Ćśś... — Rudolf przytknął palec do ust, choć zarówno rękawiczki, jak i maska na twarzy pewnie nie wyglądały z tym dobrze. — N-nie b-ój się... J-jesttem pszrzyjać-elem...
— Jeśteś potfolem?... — zapytał cichutko, robiąc wielkie oczy.
— Po-tfworrem? — wymruczał, a zaraz zerknął na łóżko i chyba połączył wątki. — T-takk... A-ale ttakhim mił-łym. A t-ty?
— Ja tu mieśkam... — burknął, jakby była to oczywista oczywistość. — Tatuś ne lubi potfolów. Mówi, zie ich nie ma.
— A jja jjest-tem... N-niech tto b-ędździe ttajemnic-a... — Lekko przechylił głowę. — A... t-tatuś tto k-tho?
— No jak tio, wsiścy znajom tatusia Lieona. — Chłopiec wgramolił się na łóżko i usiadł sobie, łapiąc się za stopy. — Aa... Tatuś tio taki ktoś, kto cie kosia i ty jego kochaś — oświadczył.
Złodziej pokiwał głową.
— M-masz rac-cję... A tter-az idźź sp-ać, jesdt ppóźno.
— A ty?
— A jja... — Zerknął ku drzwiom. — Wr-raccam nna str-ych... Ttam potfworrom jjest wyg-odniej.
— Uhum... — Chyba nie był do końca przekonany do tego stwierdzenia, ale czarna postać ulotniła się z pokoju, kiedy tylko zaczął zakopywać się w kołdrze i... po prostu zniknął mu z oczu.
Rudolf nie zatrzymywał się na korytarzu, dopiero za drzwiami gabinetu, gdzie nikt nie powinien się zjawić w najbliższym czasie. Same drzwi były przed chwilą zamknięte na klucz, więc dzieciak również nie powinien. To wszystko w ogóle było takie... Sam nie wiedział, co o tym myśleć, a wracające wspomnienia były jeszcze bardziej irytujące. Czuł złość, niemal tą samą jak w dniu, w którym wylądował na ulicy, czy kiedy Aranai pokazał mu, jak się bronić. Lecz z drugiej strony był jakoś dziwnie rozdarty. Pomiędzy tym, co chciał, a co powinien, a w dodatku żadnego z nich nie umiał dobrze zdefiniować.
Westchnął cicho i podszedł do biurka. To było sprytne i ryzykowne zarazem ze strony matki, schować najważniejszy dowód przeciw mężowi w jego własnym biurku. Ale przecież, gdyby ją o coś podejrzewał, tam nigdy by nie szukał. Isarbeck przykucnął i namacał dodatkowe dno szuflady, otwierane do dołu, a stamtąd wyciągnął kilka listów. Były otwarte, co składało się w logiczną całość, bo musiała sfałszować wersje, które ojciec uważał za oryginały. Natychmiast poznał jego pismo, chyba też kojarzył rękę Arnolda Mastvaera. Była jakaś inna jeszcze osoba oraz jedyna kobieta w zestawie, Jullietta Blingsven. Jej nazwisko było mu niejako znane, na pewno była bogata. Zaś tekst już pierwszego jej listu jasno wskazywał na powiązania, za które kartka została wolno i bezlitośnie zgnieciona w dłoni złodzieja.
Powoli przeniósł wzrok na inne drzwi, które, o ile dobrze pamiętał, prowadziły do sypialni gospodarza...

* * *

Isarbeck zeskoczył miękko na ziemię, przebiegł kawałek trawnika i przeskoczył przez mur, by zaraz oprzeć się o niego plecami. Odetchnął ciężko, rozmasowując sobie skronie pod kapturem.
— Paniczu?... — rozbrzmiał cichy i czujny głos Oriany, która wpatrywała się w niego uważnie.
— Mmuszę się nap-ić... — mruknął tylko, odkleił od ściany i ruszył ku centrum miasta, za parę kroków jednak czekając na nią.

* * *

Tymczasem w rezydencji Isarbecka panowała cisza, błoga i spokojna, wśród zupełnie nieświadomych mieszkańców. Przynajmniej w większości. W gabinecie unosiła się jeszcze drobniutka strużka dymu z kubki popiołu na mosiężnym spodku. O jego krawędź oparta była karteczka ze starannym, choć delikatnie poszarpanym pismem.

  "To był ostatni namacalny dowód. Nie martw się, nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
  Dbaj o syna, jesteś dla niego wszystkim.

Rudolf"

* * *

Rudolf zdał sobie sprawę, że powrót do korzeni i wysokie sfery nie są tym, czego naprawdę chce, a potencjalne zniszczenie życia chłopcu tak, jak zrobiono to jemu samemu, nie jest tym, co potrafi uczynić. Zdecydował się wybaczyć ojcu i porzucić przeszłość, by móc żyć na własnych zasadach razem z Orianą.

Z.T.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Klasztor Juveritek Empty Re: Klasztor Juveritek

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach