Jadalnia
4 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 1 z 1
Jadalnia
autor: NN | |
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Proin nibh augue, suscipit a, scelerisque sed, lacinia in, mi. Cras vel lorem. Etiam pellentesque aliquet tellus. Phasellus pharetra nulla ac diam. Quisque semper justo at risus. Donec venenatis, turpis vel hendrerit interdum, dui ligula ultricies purus, sed posuere libero dui id orci. Nam congue, pede vitae dapibus aliquet, elit magna vulputate arcu, vel tempus metus leo non est. Etiam sit amet lectus quis est congue mollis. Phasellus congue lacus eget neque. Phasellus ornare, ante vitae consectetuer consequat, purus sapien ultricies dolor, et mollis pede metus eget nisi. Praesent sodales velit quis augue. Cras suscipit, urna at aliquam rhoncus, urna quam viverra nisi, in interdum massa nibh nec erat. |
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Jadalnia
Nie był już pewien, czy to bogowie platali mu figle, aby sprowadzić do jego domu likantropa, którego ślina wystarczyła, aby sprowadzić na niego długi koniec. A może w tym rzecz, może taki koniec wielkich osobistości.
Zapewnienie chłopca nic tu nie dało, choć był zdziwiony, że ten umiał mówić, bo prędzej uznałby go za małego wilkołaka, niżeli hybrydę. Ale no cóż, te były różne i nie wszystkie były… ładne. Taki Epafras… ale nie, to była tragedia, nieporówalne z tym… małym, o tam stał.
Wilkołak odsunął się, a Altair znowu poczuł jak mu miękną nogi, bo był gotowy nastawić się na śmierć. Zapewne jeszcze chwilę potrwalibg w stanie presji psychicznej, a Oligarchii zwyczajnie zemdlałby, więc mieliby wszystko z głowy.
Wzrok arystokraty podążał za bestią, która zamiast jego, obrała sobie stół za pożywienie. Właściwie to co na stole, ale… kto go wie, może stół też. Pytanie rzucone przez dzieciaka pozwoliło mu trochę wybudzić się z tego stanu lękowego.
-No właśnie, co Ty wyprawiasz?!- Spytał wyszarpując z kołnierza serwetkę, ale kiedy zobaczył jak ten siada na jego miejscu, poczuł jakby ktoś mu strzelił płaskiego w policzek i to z taką obrazą jego majestatu. -To moje miejsce!
Spróbował podejść, ale jeśli chociaż nawet burknął, od razu się wycofał. W porządku, niech sobie siedzi, nie potrzebuje tego miejsca, już w sumie jadł.
Wampir spojrzał znowu na dzieciaka, cofając się jednak na bezpieczny dystans od nich. Stół był długi, to też mógł to robić i dalej podpierać się o drewno.
-Ty… dzieciaku… jestem Altair Maximillian Oligarchii, Lord Wampirów, Hrabia Mernstein i Sadah, pan tego domu i… i… zabierz tego swojego kolegę stąd…- Zerknął w stronę drzwi. Jego kuszą. -GREGORY!
Czy oni wszyscy umarli? Może wilkołak już ich zabił? Był ostatnim żywym? Piękni i bogaci zawsze na koniec dla lepszych fajerwerek.
-Chcecie pieniędzy?! Dam wam je, tylko... tylko nie róbcie nic głupiego...!
Zapewnienie chłopca nic tu nie dało, choć był zdziwiony, że ten umiał mówić, bo prędzej uznałby go za małego wilkołaka, niżeli hybrydę. Ale no cóż, te były różne i nie wszystkie były… ładne. Taki Epafras… ale nie, to była tragedia, nieporówalne z tym… małym, o tam stał.
Wilkołak odsunął się, a Altair znowu poczuł jak mu miękną nogi, bo był gotowy nastawić się na śmierć. Zapewne jeszcze chwilę potrwalibg w stanie presji psychicznej, a Oligarchii zwyczajnie zemdlałby, więc mieliby wszystko z głowy.
Wzrok arystokraty podążał za bestią, która zamiast jego, obrała sobie stół za pożywienie. Właściwie to co na stole, ale… kto go wie, może stół też. Pytanie rzucone przez dzieciaka pozwoliło mu trochę wybudzić się z tego stanu lękowego.
-No właśnie, co Ty wyprawiasz?!- Spytał wyszarpując z kołnierza serwetkę, ale kiedy zobaczył jak ten siada na jego miejscu, poczuł jakby ktoś mu strzelił płaskiego w policzek i to z taką obrazą jego majestatu. -To moje miejsce!
Spróbował podejść, ale jeśli chociaż nawet burknął, od razu się wycofał. W porządku, niech sobie siedzi, nie potrzebuje tego miejsca, już w sumie jadł.
Wampir spojrzał znowu na dzieciaka, cofając się jednak na bezpieczny dystans od nich. Stół był długi, to też mógł to robić i dalej podpierać się o drewno.
-Ty… dzieciaku… jestem Altair Maximillian Oligarchii, Lord Wampirów, Hrabia Mernstein i Sadah, pan tego domu i… i… zabierz tego swojego kolegę stąd…- Zerknął w stronę drzwi. Jego kuszą. -GREGORY!
Czy oni wszyscy umarli? Może wilkołak już ich zabił? Był ostatnim żywym? Piękni i bogaci zawsze na koniec dla lepszych fajerwerek.
-Chcecie pieniędzy?! Dam wam je, tylko... tylko nie róbcie nic głupiego...!
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Jadalnia
Zapewnienia, panika i warkot. Podsumowanie pierwszego spotkania chłopa Baqary. Hm, myślałem, że jest całkiem nieźle, na pewno mogło pójść gorzej, zdecydowanie gorzej. W sumie zaraz się okazało, że jest zdecydowanie gorzej. Mój cały zapał i pewność siebie wyparowały momentalnie kiedy zauważyłem, że lis niespecjalnie gra w moją grę.
Spojrzałem na ogoniastego z lekkim niezrozumieniem, wyszukując swoich błędów. Na wampira, co krzyczał łypnąłem tylko zły okiem, że tak krzyczy. Hałasu nie lubię. Krzyczenie powinno być zabronione, powinni ucinać za to języki. Oczywiście, że nie dałem mu podejść, znów pokazując zęby i warcząc. A on zaczął krzyczeć jeszcze bardziej i wzywać Gregorego. Skończyło się pajacowanie Iwo, chciałeś dobrze i wyszło, jak zwykle.
Smęcąc zeskoczyłem z krzesła i podszedłem ze zwieszonym łbem i opuszczonym ogonem do Franza. Usiadłem przy nim, opierając się bokiem o niego. Siedziałem tyłem do wampira, żeby nawet na niego nie patrzeć, ale to było głupie, bo jakby nas zaatakował, to bym nie zauważył tego, dlatego po sekundzie odwróciłem się. Westchnąłem ciężko i przybity popatrzyłem na swoje łapki. Nie wyszło, no nic. Nie jestem zaskoczony, w sumie to było do przewidzenia. Myślałem, że zadbałem o wszystko i wszystko widzę, ale niestety najwyraźniej nie. Jeszcze sobie pogadać nie mogę, bo i tak mnie nie zrozumie. Nawet jakbym mógł gadać, to bym nie pogadał. Taki właśnie jestem. Moje życzenie przy źródle chyba zadziałało w odwrotną stronę. Tak było, ja to wiem.
Kolejny raz ciężko sapnąłem i wtuliłem się bardziej uchem w lisa. Jestem beznadziejny. Miałem pomagać, a nie pomagam, bałaganu tylko narobiłem. Niech już Gregory przyjdzie i mnie strzeli z kuszy czy coś. Mało bałaganu wtedy będzie, mniej niż z broni.... W sumie, nie zastanawiałem sie nigdy nad tym w ten sposób. W sumie mam kuszę w domu, celowanie nią w samego siebie takie trudne nie jest. Testujemy?
Spojrzałem na ogoniastego z lekkim niezrozumieniem, wyszukując swoich błędów. Na wampira, co krzyczał łypnąłem tylko zły okiem, że tak krzyczy. Hałasu nie lubię. Krzyczenie powinno być zabronione, powinni ucinać za to języki. Oczywiście, że nie dałem mu podejść, znów pokazując zęby i warcząc. A on zaczął krzyczeć jeszcze bardziej i wzywać Gregorego. Skończyło się pajacowanie Iwo, chciałeś dobrze i wyszło, jak zwykle.
Smęcąc zeskoczyłem z krzesła i podszedłem ze zwieszonym łbem i opuszczonym ogonem do Franza. Usiadłem przy nim, opierając się bokiem o niego. Siedziałem tyłem do wampira, żeby nawet na niego nie patrzeć, ale to było głupie, bo jakby nas zaatakował, to bym nie zauważył tego, dlatego po sekundzie odwróciłem się. Westchnąłem ciężko i przybity popatrzyłem na swoje łapki. Nie wyszło, no nic. Nie jestem zaskoczony, w sumie to było do przewidzenia. Myślałem, że zadbałem o wszystko i wszystko widzę, ale niestety najwyraźniej nie. Jeszcze sobie pogadać nie mogę, bo i tak mnie nie zrozumie. Nawet jakbym mógł gadać, to bym nie pogadał. Taki właśnie jestem. Moje życzenie przy źródle chyba zadziałało w odwrotną stronę. Tak było, ja to wiem.
Kolejny raz ciężko sapnąłem i wtuliłem się bardziej uchem w lisa. Jestem beznadziejny. Miałem pomagać, a nie pomagam, bałaganu tylko narobiłem. Niech już Gregory przyjdzie i mnie strzeli z kuszy czy coś. Mało bałaganu wtedy będzie, mniej niż z broni.... W sumie, nie zastanawiałem sie nigdy nad tym w ten sposób. W sumie mam kuszę w domu, celowanie nią w samego siebie takie trudne nie jest. Testujemy?
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Jadalnia
Nie spodziewał się, że jego nieśmiałe pytanie tak bardzo wybudzi gospodarza, aż jego czarne uszka położyły się płasko na ten krzyk. Cofnął się pół kroku, na moment wstrzymując oddech, kiedy mężczyzna ruszył w stronę Iwo, ale na szczęście jego warkot już wystarczył, by go zatrzymać. Na szczęście lub nieszczęście, bo przecież było to kolejne niewybaczalne wykroczenie.
Zawiesił na nim przerażone spojrzenie, kiedy czarnowłosy zwrócił się bezpośrednio do niego. Oczywiście, musiał to zrobić, czemu on tu w ogóle wchodził, to był od początku głupi pomysł. Nie był pewien, czy dobrze dotarło do niego przedstawione miano, wyłapał słowo "hrabia" i chyba to mu wystarczy, o ile w ogóle będzie miał okazję go użyć, a miał nadzieję, że nie. Samo w sobie było jednym z najgorszych, jakie mógł sobie wyobrazić. Musiał sobie przypominać o oddychaniu, kiedy tak słuchał mężczyzny, prawie że nie słysząc, co ten do niego wykrzykuje.
— A-ale... — bąknął niepewnie, bo jak miał go zabrać? To znaczy, to właściwie było raczej zadanie dla Baqary, nie? Znaczy nie, żeby nie byli kolegami, ale ona mówiła, że to ich dom, więc nie rozumiał, to miało wyglądać zupełnie inaczej... Okłamała go? Był aż tak naiwny?
Poczuł pod łapkami głowę Iwo, a zaraz jego całego, kiedy oparł się o niego bokiem. Pazurzaste palce Franza natychmiast powędrowały do kremowego futra, chłonąc miękkość i ciepło, choć może chwilami za mocno wbijał drobne igiełki albo ściskał kłaki sierści.
— Um...? — Postarał się skupić myśli na słowach, które chyba najbardziej go zaskoczyły. Jak mogliby chcieć pieniędzy od hrabiego? I... w ogóle czegokolwiek. — N-nie, ja... On jest niegroźny... — Objął łapkami Iwo, przytulając go do siebie. — Nnic nie zrobi... I mieszka tutaj... — Czy na pewno powinien to mówić? Nie był do końca przekonany, ale to mogło chyba pomóc, a przynajmniej skupić uwagę na czymś innym niż skradziona kolacja. Przez głowę przebiegło mu, że powinien dodać wiele więcej, ale nie chciał. Nie chciał znowu się w to zanurzać. — Pewnie jest tylko głodny... — dorzucił zaraz.
Zawiesił na nim przerażone spojrzenie, kiedy czarnowłosy zwrócił się bezpośrednio do niego. Oczywiście, musiał to zrobić, czemu on tu w ogóle wchodził, to był od początku głupi pomysł. Nie był pewien, czy dobrze dotarło do niego przedstawione miano, wyłapał słowo "hrabia" i chyba to mu wystarczy, o ile w ogóle będzie miał okazję go użyć, a miał nadzieję, że nie. Samo w sobie było jednym z najgorszych, jakie mógł sobie wyobrazić. Musiał sobie przypominać o oddychaniu, kiedy tak słuchał mężczyzny, prawie że nie słysząc, co ten do niego wykrzykuje.
— A-ale... — bąknął niepewnie, bo jak miał go zabrać? To znaczy, to właściwie było raczej zadanie dla Baqary, nie? Znaczy nie, żeby nie byli kolegami, ale ona mówiła, że to ich dom, więc nie rozumiał, to miało wyglądać zupełnie inaczej... Okłamała go? Był aż tak naiwny?
Poczuł pod łapkami głowę Iwo, a zaraz jego całego, kiedy oparł się o niego bokiem. Pazurzaste palce Franza natychmiast powędrowały do kremowego futra, chłonąc miękkość i ciepło, choć może chwilami za mocno wbijał drobne igiełki albo ściskał kłaki sierści.
— Um...? — Postarał się skupić myśli na słowach, które chyba najbardziej go zaskoczyły. Jak mogliby chcieć pieniędzy od hrabiego? I... w ogóle czegokolwiek. — N-nie, ja... On jest niegroźny... — Objął łapkami Iwo, przytulając go do siebie. — Nnic nie zrobi... I mieszka tutaj... — Czy na pewno powinien to mówić? Nie był do końca przekonany, ale to mogło chyba pomóc, a przynajmniej skupić uwagę na czymś innym niż skradziona kolacja. Przez głowę przebiegło mu, że powinien dodać wiele więcej, ale nie chciał. Nie chciał znowu się w to zanurzać. — Pewnie jest tylko głodny... — dorzucił zaraz.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Jadalnia
Zmiana postawy wilkołaka nie umknęła uwadze nawet półślepcowi, gdy ten z chwilowej dominacji środowiska, wydawał się wycofywać do potulnego stworzenia. A to wszystko przez tego chłopca, który dotykał go i tulił jak swojego psa, albo… pluszaka. Byli sobie bliscy, to już zrozumiał, miało to sens, obaj psowaci,,ale to wciąż nie mówiło nic.
On był niegroźny?! Co te dziecko wygadywali, to przecież… a zresztą, powarkiwanie wystarczyło, aby nie chcieć go wyganiać siłą. To wciąż nie takie głupie jak nosferatu, ale potrafi być równie nieobliczalne przez swoje instynkty. A niby to draculeci tacy źli, phy. Światło wśród tej ciemnoty.
Tekst o byciu głodnym już nie dotarł do szpiczastych uszu arystokraty, gdy usłyszał tylko o tym, jakoby wilkołak mieszkał w Mernstein. Że co? Elf podparł się jedną ręką o biodro, drugą przykładając do podbródka w zastanowieniu. Trzeba to wszystko wziąć na chłodno. Myślmy. Myślmy. Ale to bezsensu, nie pamiętał, by zamawiał wilkołaka, nawet po pijaku. Ani na haju. W porządku. Czas to wyjaśnić.
-SŁUUUUŻBAAAAA!
Krzyknął, a za chwilę usłyszał szamotanie i przez boczne wejście do jadalni wyparowały służki, kucharki, lokaje, oraz Gregory, co niektórzy zamarli widząc te scenę i zniszczona zastawę stołowa i zrzucone jedzenie. Majordomus raczył szybko podbiec do Oligarchiego.
-Mój Panie, uznaliśmy, że tak się Hrabia najlepiej oswoi…
-Z czym, Gregory? W moim domu jest jest wilkołak i… i on.
Wskazał na chłopaka, zaś Gregory wyjął chustkę, aby przetrzeć swoje czoło.
-Najmocniej przepraszam, nie wiedziałem o dziecku.
-Ale o wilkołaku już tak.
-Jeszcze dziś złożę rezygnację…
-Razem ze swoją głową, mam nadzieję. Was wszystkich najlepiej.- Prychnął, lecz nie brzmiał zbyt poważnie, ani w kwestii głowy, ani akceptacji rezygnacji majordomusa. Tymczasem zwrócił się bardziej do dwójki futrzaków i wskazał służbie ich rękoma. -Co. To. Jest.
-Wilkolak, Panie.
Rzuciła jedna służka z zakłopotaniem. Altair opuścił brwi i ręce.
-Dziekuje, Kathrine. Ale więcej informacji może…?
-To… przyjaciel panny Baqary, o którym wspominałem.
Wtrącił Gregory, na którego Altair się obejrzał.
-Ale o klątwie zapomniałeś.
-Dałem słowo, Hrabio. Przepraszam.
Opuścił głowę, zaś Altair przyłożył dłonie do twarzy, skrywając ją za palcami.
-Baqara….
Wyszeptał, po czym zaczął się śmiać, czym wzbudził wszystkich w konsternację. Śmiał się długo, aż powoli zgarbił, a jedna służka szturchnela drugą.
-Mówiłam, że oszalał…
On był niegroźny?! Co te dziecko wygadywali, to przecież… a zresztą, powarkiwanie wystarczyło, aby nie chcieć go wyganiać siłą. To wciąż nie takie głupie jak nosferatu, ale potrafi być równie nieobliczalne przez swoje instynkty. A niby to draculeci tacy źli, phy. Światło wśród tej ciemnoty.
Tekst o byciu głodnym już nie dotarł do szpiczastych uszu arystokraty, gdy usłyszał tylko o tym, jakoby wilkołak mieszkał w Mernstein. Że co? Elf podparł się jedną ręką o biodro, drugą przykładając do podbródka w zastanowieniu. Trzeba to wszystko wziąć na chłodno. Myślmy. Myślmy. Ale to bezsensu, nie pamiętał, by zamawiał wilkołaka, nawet po pijaku. Ani na haju. W porządku. Czas to wyjaśnić.
-SŁUUUUŻBAAAAA!
Krzyknął, a za chwilę usłyszał szamotanie i przez boczne wejście do jadalni wyparowały służki, kucharki, lokaje, oraz Gregory, co niektórzy zamarli widząc te scenę i zniszczona zastawę stołowa i zrzucone jedzenie. Majordomus raczył szybko podbiec do Oligarchiego.
-Mój Panie, uznaliśmy, że tak się Hrabia najlepiej oswoi…
-Z czym, Gregory? W moim domu jest jest wilkołak i… i on.
Wskazał na chłopaka, zaś Gregory wyjął chustkę, aby przetrzeć swoje czoło.
-Najmocniej przepraszam, nie wiedziałem o dziecku.
-Ale o wilkołaku już tak.
-Jeszcze dziś złożę rezygnację…
-Razem ze swoją głową, mam nadzieję. Was wszystkich najlepiej.- Prychnął, lecz nie brzmiał zbyt poważnie, ani w kwestii głowy, ani akceptacji rezygnacji majordomusa. Tymczasem zwrócił się bardziej do dwójki futrzaków i wskazał służbie ich rękoma. -Co. To. Jest.
-Wilkolak, Panie.
Rzuciła jedna służka z zakłopotaniem. Altair opuścił brwi i ręce.
-Dziekuje, Kathrine. Ale więcej informacji może…?
-To… przyjaciel panny Baqary, o którym wspominałem.
Wtrącił Gregory, na którego Altair się obejrzał.
-Ale o klątwie zapomniałeś.
-Dałem słowo, Hrabio. Przepraszam.
Opuścił głowę, zaś Altair przyłożył dłonie do twarzy, skrywając ją za palcami.
-Baqara….
Wyszeptał, po czym zaczął się śmiać, czym wzbudził wszystkich w konsternację. Śmiał się długo, aż powoli zgarbił, a jedna służka szturchnela drugą.
-Mówiłam, że oszalał…
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Jadalnia
Pogrążony w beznadziei i samoobwinianiu, siedziałem przy chłopaku i dałem się mu tulić, w pewnym momencie nawet spróbowałem się schować łbem w jego szyi, żeby mnie widać nie było. Niedopuszczalna chwila słabości, ale moje życie to słabość, od początku do końca. Ojciec kazał się uczyć walczyć i czarować, żebym był silny, a wszystko to, jak krew w piach. Szkoda, że nie mam rodzeństwa, które by ściągnęło na siebie całą uwagę. Mógłbym w spokoju doić krowy lub znajdywać lisy w lesie.
Z głodem Franz trafił, bo głody byłem, zwłaszcza teraz, zwłaszcza po tym, jak prawie zacząłem jeść do woli, ale musiałem przerwać to czego nie zacząłem. Ślinka dalej mi ciekła, te zapachy.
Położyłem po sobie uszy na kolejne krzyki. No czy on musi naprawdę tyle krzyczeć? Dlaczego ludzie krzyczą, dlaczego biegają? Dlaczego tu taki tłum? Po co to wszystko? Podkuliłem ogon i zabrałem łeb liskowi tylko po to, żeby wepchnąć pysk pod jego pachę, bo tam jest najlepsza kryjówka, jak ja ich nie widzę, to oni mnie. Dziecięca logika, ale w tej chwili jedyna mi dostępna. Oparłem się mocniej o jego pierś i skompresowany siedziałem i słuchałem rozmowy.
Chowanie się nie trwało jakoś specjalnie długo, bo kiedy Gregory starał się wytłumaczyć sytuację, wychyliłem lekko łepek i łypnąłem na niego okiem. Jest na mnie zły? Straci pracę przeze mnie? To niesprawiedliwe. Ja tylko chciałem, żeby Franz zjadł dobrze i co się dzieje? To ja powinienem stracić pracę, ja nawet nie mam pracy, sam sobie szefem jestem.
W końcu odsunąłem się krok od liska. Liznąłem go po twarzy, uspokajając i zapewniając, że on nadal jest dla mnie tu najważniejszy. Musiałem jednak naprostować pewna zawiłości. Nieco spłoszony, ale przede wszystkim z poczuciem winy ruszyłem do Gregorego kiedy hrabia się śmiał. Czemu się śmiał? Nie wiem, ludzie robią dużo różnych dziwnych rzeczy, śmianie się bez powodu jest jedną z nich, albo ogólnie śmianie się tak po prostu.
Spojrzałem na lokaja i wyciągnąłem nos z jego ręki, ładując łeb pod jego dłoń. Ten ruch z mojej strony to widać jest wszystko, wyrażenie sympatii, proszenie o mizianie, przeprosiny. Może powinienem mieć szerszy zakres gestów, ale w tej chwili ten jeden jest uniwersalny. Nie ma tu miejsca na kolejne błędy. Zamerdałem ogonem, kiedy lokaj był wystarczająco blisko. Zaraz jednak uwagę przeniosłem na pana domu. Podszedłem do niego, jak pies do jeża i zachowując spory dystans podniosłem łapę i wyciągnąłem ją daleko przed siebie, próbując sięgnąć do jego buta. Nie wyszło to idealnie, bo stałem za daleko, ale udało mi się końcówkę paluszka postawić na jego stopie. Zerknąłem na lisa i musiałem coś zrobić, żeby sytuacja się poprawiła, a to znaczy, że chyba czas na przeprosiny. Śmierdzisz. Zaskomlałem żałośnie, od serca z jakąś dziwną niepewnością. Patrzyłem na wampira, czekając na jego ruch, a jeśli zrobił coś, co mogło być uznane za przyjazność lub chociaż neutralność, to mój ogon wyraził moją aprobatę.
Z głodem Franz trafił, bo głody byłem, zwłaszcza teraz, zwłaszcza po tym, jak prawie zacząłem jeść do woli, ale musiałem przerwać to czego nie zacząłem. Ślinka dalej mi ciekła, te zapachy.
Położyłem po sobie uszy na kolejne krzyki. No czy on musi naprawdę tyle krzyczeć? Dlaczego ludzie krzyczą, dlaczego biegają? Dlaczego tu taki tłum? Po co to wszystko? Podkuliłem ogon i zabrałem łeb liskowi tylko po to, żeby wepchnąć pysk pod jego pachę, bo tam jest najlepsza kryjówka, jak ja ich nie widzę, to oni mnie. Dziecięca logika, ale w tej chwili jedyna mi dostępna. Oparłem się mocniej o jego pierś i skompresowany siedziałem i słuchałem rozmowy.
Chowanie się nie trwało jakoś specjalnie długo, bo kiedy Gregory starał się wytłumaczyć sytuację, wychyliłem lekko łepek i łypnąłem na niego okiem. Jest na mnie zły? Straci pracę przeze mnie? To niesprawiedliwe. Ja tylko chciałem, żeby Franz zjadł dobrze i co się dzieje? To ja powinienem stracić pracę, ja nawet nie mam pracy, sam sobie szefem jestem.
W końcu odsunąłem się krok od liska. Liznąłem go po twarzy, uspokajając i zapewniając, że on nadal jest dla mnie tu najważniejszy. Musiałem jednak naprostować pewna zawiłości. Nieco spłoszony, ale przede wszystkim z poczuciem winy ruszyłem do Gregorego kiedy hrabia się śmiał. Czemu się śmiał? Nie wiem, ludzie robią dużo różnych dziwnych rzeczy, śmianie się bez powodu jest jedną z nich, albo ogólnie śmianie się tak po prostu.
Spojrzałem na lokaja i wyciągnąłem nos z jego ręki, ładując łeb pod jego dłoń. Ten ruch z mojej strony to widać jest wszystko, wyrażenie sympatii, proszenie o mizianie, przeprosiny. Może powinienem mieć szerszy zakres gestów, ale w tej chwili ten jeden jest uniwersalny. Nie ma tu miejsca na kolejne błędy. Zamerdałem ogonem, kiedy lokaj był wystarczająco blisko. Zaraz jednak uwagę przeniosłem na pana domu. Podszedłem do niego, jak pies do jeża i zachowując spory dystans podniosłem łapę i wyciągnąłem ją daleko przed siebie, próbując sięgnąć do jego buta. Nie wyszło to idealnie, bo stałem za daleko, ale udało mi się końcówkę paluszka postawić na jego stopie. Zerknąłem na lisa i musiałem coś zrobić, żeby sytuacja się poprawiła, a to znaczy, że chyba czas na przeprosiny. Śmierdzisz. Zaskomlałem żałośnie, od serca z jakąś dziwną niepewnością. Patrzyłem na wampira, czekając na jego ruch, a jeśli zrobił coś, co mogło być uznane za przyjazność lub chociaż neutralność, to mój ogon wyraził moją aprobatę.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Jadalnia
Uszka Liska ponownie mocno przytuliły się do jego głowy, kiedy hrabia wrzasnął na służbę. Nie zdziwiłby się, gdyby chodziło o dalsze wyjaśnienia, te jego były boleśnie nieskładne i nawet on to wiedział, ale na tę chwilę nie umiał wymyślić lepszych. Zresztą niewiele też sam wiedział. Przytulił się mocniej do Iwo i miział jego łebek i uszy, obserwując wbiegające kolejno osoby. Wilkołak mógł poczuć, jak ten się cofa nieznacznie. To nawet nie było pół kroku, ale jednak było czymś. Spojrzenie błękitnych ślepi szybko omiotło pomieszczenie i wróciło do grupy ludzi.
Fakt, że majordomus o nim nie wiedział, nie wróżył nic dobrego. W dodatku pogróżki hrabiego brzmiały niepokojąco. Może i nie chciał ich głów, w końcu to ludzie, ale mimo wszystko nie Franz nie zdziwiłby się, gdyby kogoś zwolnił.
Chyba polubił kobietę, która niespodziewanie się odezwała. Kathrine, tak? Wydawała się taka... zwyczajna w tym wszystkim. Chociaż zwyczajność bywa najmniej miła, może jednak powinien na nią uważać. Wtedy też przyszło do kwestii samej Baqary, a to zdawało się rozwiązywać problem. To było niezwykłe, ta hybryda faktycznie miała tu wiele do powiedzenia. Hybryda. Wampirzyca. Chyba ciągle zapominał o jej kłach, to było takie abstrakcyjne.
Wtem skulił się ponownie, kiedy po sali rozniósł się niezdrowy śmiech mężczyzny. To było dziwne i nienaturalne, nie bardzo wiedział, co zrobić. Iwo odkleił się od niego, pozostawiając na tym nieprzyjemnym środku, ale przynajmniej niejako nadal oddzielał go od reszty obecnych.
Franz spojrzał po służbie, a potem na hrabiego. Czy powinien mówić?
— Jestem... w podróży — zaczął z wahaniem, obejmując się łapkami. — Baqara zaprosiła mnie na noc, jutro już mnie tu... pan nie zobaczy — dodał, wyraźnie zastanawiając się nad zwrotem grzecznościowym, który przychodził z oporem. Podniósł wzrok na majordomusa, jakby chciał coś powiedzieć, ale w pierwszej chwili tylko pyszczek mu zadrżał. — Nie chciałem przeszkadzać... — bąknął, spoglądając znów na hrabiego. — Baqara mówiła, że to nie jest problem.
Właściwie to wszystko nie do końca tak wyglądało, ale na jego wielką korzyść grało to, że był ogólnie zestresowany, więc ewentualny stres wynikający z drobnego przekręcenia faktów utonął w morzu innych obaw.
Fakt, że majordomus o nim nie wiedział, nie wróżył nic dobrego. W dodatku pogróżki hrabiego brzmiały niepokojąco. Może i nie chciał ich głów, w końcu to ludzie, ale mimo wszystko nie Franz nie zdziwiłby się, gdyby kogoś zwolnił.
Chyba polubił kobietę, która niespodziewanie się odezwała. Kathrine, tak? Wydawała się taka... zwyczajna w tym wszystkim. Chociaż zwyczajność bywa najmniej miła, może jednak powinien na nią uważać. Wtedy też przyszło do kwestii samej Baqary, a to zdawało się rozwiązywać problem. To było niezwykłe, ta hybryda faktycznie miała tu wiele do powiedzenia. Hybryda. Wampirzyca. Chyba ciągle zapominał o jej kłach, to było takie abstrakcyjne.
Wtem skulił się ponownie, kiedy po sali rozniósł się niezdrowy śmiech mężczyzny. To było dziwne i nienaturalne, nie bardzo wiedział, co zrobić. Iwo odkleił się od niego, pozostawiając na tym nieprzyjemnym środku, ale przynajmniej niejako nadal oddzielał go od reszty obecnych.
Franz spojrzał po służbie, a potem na hrabiego. Czy powinien mówić?
— Jestem... w podróży — zaczął z wahaniem, obejmując się łapkami. — Baqara zaprosiła mnie na noc, jutro już mnie tu... pan nie zobaczy — dodał, wyraźnie zastanawiając się nad zwrotem grzecznościowym, który przychodził z oporem. Podniósł wzrok na majordomusa, jakby chciał coś powiedzieć, ale w pierwszej chwili tylko pyszczek mu zadrżał. — Nie chciałem przeszkadzać... — bąknął, spoglądając znów na hrabiego. — Baqara mówiła, że to nie jest problem.
Właściwie to wszystko nie do końca tak wyglądało, ale na jego wielką korzyść grało to, że był ogólnie zestresowany, więc ewentualny stres wynikający z drobnego przekręcenia faktów utonął w morzu innych obaw.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Jadalnia
Służba wydawała się niepokoić reakcją Altaira, ale ta była zwyczajnie mieszanką wielu emocji, którym towarzyszyło rozbawienie. Czyż to nie wspaniała ironia? Gdy jedyna droga ci osoba w życiu sprowadza wszystkie twoje największe lęki do twojego domu, choć sam przyłożyłeś rękę do okrucieństwa wobec podobnych temu białemu? Co jeszcze? Może wszyscy jego wrogowie gotowi zadźgać go 23 razy!
Gregory był lekko zaskoczony postawą wilkołaka, który był potulny jak smutny psiak, który czuł, że zrobił coś złego. Był może już starym wampirem, starym nawet jak na standardy dzieciąt nocy, lecz nigdy nie spotkał likantropa takiego jak Iwo. Pomimo tylu wieków, wciąż mógł doświadczyć czegoś nowego. To towarzyszyło uśmiechów, zaraz przed tym jak pogładził jego sierść, choć tylko na moment, nie zapominając że powinien jednak zachować postawę godną majordomusa.
Altair zaś uspokoił się, czując nacisk na swoim bycie, toteż spojrzał na psi pysk, próbując coś wyczytać z jego oczu. Mimo tego, że był bestią, jego oczy miały w sobie więcej człowieczeństwa, niżeli może sam by chciał.
Kiedy ten zawył, Oligarchii lekko zadrżał, ale nie odsunął się, jedynie dalej wpatrując w niego. To było dziwne, że go jeszcze nie rozszarpał, że tu był, że zachowywał się nie tak jak mógłby oczekiwać. Może dlatego był przyjacielem Ary.
Wampir i cała służba skierowała wzrok na młodzieńca, który w końcu, chyba zbyt zakłopotany tym wszystkim, zaczął tłumaczyć i swoją obecność w tej opowieści rodem z "prawdziwych historii". I tutaj Baqara miała swój wpływ, niczym bóstwo którego on nie widział, a słyszał o nim wiele. Altair opuścił wzrok, przysłaniają policzek długimi włosami, aby zaraz pokiwać głową, unosząc z wolna ręce na wysokość piersi.
-To nie będzie problem. Jesteś gościem Baqary. Jesteście.- Nadmienił, opuszczając ręce, nim nie zwrócił się bardziej do służby, w tym Gregory'ego, który stał jak na szpilkach. -Wracajcie do pracy, goście Baqary powinni zostać nakarmieni i napojeni! I ogarnięcie ten bałagan, tu wygląda jak w chlewie!- Rozkazał, a wtedy służba podzieliła się, aby usprzatnąć i przygotować coś nowego. Sam Hrabia zbliżył się do majordomusa na małą odległość. -Ty, Gregory, możesz zostaw w Mernstein, pod warunkiem że więcej nie zataisz przede mną takiej wiedzy.
Rzucił cicho, zaraz patrząc na niego jednym okiem spod łba, a stary lokaj odetchnął z ulgą.
-Dziekuje, Panie.- Odparł równie cicho i przeniósł wzrok na resztę. -Proszę uprzejmie o zajęcie miejsca. I… Pan Iwo będzie chciał skorzystać ze stołu, czy ziemi…?- Zerknął na chłopca. -Panicz umie posługiwać się sztućcami...?
Zapytał nieco zmieszany, a Altair stanął gdzieś w tle, obserwując ich przez oklapnięte na jego twarz kosmyki włosów, rozciągając rękawy swojego szlafroka i bawiąc się nimi. Po głowie chodziło mu wiele myśli.
Gregory był lekko zaskoczony postawą wilkołaka, który był potulny jak smutny psiak, który czuł, że zrobił coś złego. Był może już starym wampirem, starym nawet jak na standardy dzieciąt nocy, lecz nigdy nie spotkał likantropa takiego jak Iwo. Pomimo tylu wieków, wciąż mógł doświadczyć czegoś nowego. To towarzyszyło uśmiechów, zaraz przed tym jak pogładził jego sierść, choć tylko na moment, nie zapominając że powinien jednak zachować postawę godną majordomusa.
Altair zaś uspokoił się, czując nacisk na swoim bycie, toteż spojrzał na psi pysk, próbując coś wyczytać z jego oczu. Mimo tego, że był bestią, jego oczy miały w sobie więcej człowieczeństwa, niżeli może sam by chciał.
Kiedy ten zawył, Oligarchii lekko zadrżał, ale nie odsunął się, jedynie dalej wpatrując w niego. To było dziwne, że go jeszcze nie rozszarpał, że tu był, że zachowywał się nie tak jak mógłby oczekiwać. Może dlatego był przyjacielem Ary.
Wampir i cała służba skierowała wzrok na młodzieńca, który w końcu, chyba zbyt zakłopotany tym wszystkim, zaczął tłumaczyć i swoją obecność w tej opowieści rodem z "prawdziwych historii". I tutaj Baqara miała swój wpływ, niczym bóstwo którego on nie widział, a słyszał o nim wiele. Altair opuścił wzrok, przysłaniają policzek długimi włosami, aby zaraz pokiwać głową, unosząc z wolna ręce na wysokość piersi.
-To nie będzie problem. Jesteś gościem Baqary. Jesteście.- Nadmienił, opuszczając ręce, nim nie zwrócił się bardziej do służby, w tym Gregory'ego, który stał jak na szpilkach. -Wracajcie do pracy, goście Baqary powinni zostać nakarmieni i napojeni! I ogarnięcie ten bałagan, tu wygląda jak w chlewie!- Rozkazał, a wtedy służba podzieliła się, aby usprzatnąć i przygotować coś nowego. Sam Hrabia zbliżył się do majordomusa na małą odległość. -Ty, Gregory, możesz zostaw w Mernstein, pod warunkiem że więcej nie zataisz przede mną takiej wiedzy.
Rzucił cicho, zaraz patrząc na niego jednym okiem spod łba, a stary lokaj odetchnął z ulgą.
-Dziekuje, Panie.- Odparł równie cicho i przeniósł wzrok na resztę. -Proszę uprzejmie o zajęcie miejsca. I… Pan Iwo będzie chciał skorzystać ze stołu, czy ziemi…?- Zerknął na chłopca. -Panicz umie posługiwać się sztućcami...?
Zapytał nieco zmieszany, a Altair stanął gdzieś w tle, obserwując ich przez oklapnięte na jego twarz kosmyki włosów, rozciągając rękawy swojego szlafroka i bawiąc się nimi. Po głowie chodziło mu wiele myśli.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Jadalnia
Źle mi było na duszy z tym wszystkim, ale czułem, ze sytuacja powoli się rozwiązuje. Wampir już się nie śmieje, jak szaleniec, a lis próbuje coś mówić. Może w stresie, ale można to też uznać, jako zalążek samodzielności. Wrzucony na głęboki olej, jak ziemniaczki. No właśnie, powinienem jeść lepiej, muszę się nauczyć gotować, jeśli lis mnie odwiedzi, albo Baqara, albo ktokolwiek. Mam jajecznicę Mirandy, już zapomniałem, jak się ją robiło, ale metoda prób i błędów powinna mnie naprowadzić na dobry przepis.
Przeprosiny zostały zapodane, a za chwilę dostaliśmy zapewnienie, że skoro Baqara chce żebyśmy tu byli, to tu będziemy. No i o to chodziło. Zabawnie, że niby dom nie jej, ale jednak jakby jej.
Zadowolony wróciłem do Franza, tak samo, jak mój humor dobry wrócił do mnie. Szczęśliwy przyssałem się do niego łbem, otarłem się i sapiąc wszędzie oddechem, popatrzyłem na niego zmrużonymi od radości i relaksu oczami. Zapomnijmy o mojej małej porażce, chociaż na chwilę. Bo wiem, że rano będzie ona jedyną rzeczą w mojej głowie. Wypominanie sobie błędów to moja pasja.
Padło pytanie o to gdzie chce jeść i nawet jeśli chłopak na nie odpowiedział, to uniosłem pokracznie łapkę i zamachałem nią na krzesło. Jestem kulturalny z ziemi jeść nie będę, może gdybym był sam, albo byłbym pijany. Albo kazaliby Franzowi coś jeść, czego nie lubi, o tak wtedy by zrzucał to czego nie lubi na ziemię, tak że nikt by nie zauważył i ja bym to zjadał. Sublimacja... nie... substytucja... symbioza. Jednak jestem głupi.
Tak czy inaczej moja mądrość nie przeszkodziła mi w tym, żeby pociągnąć ząbkami chłopaka do stołu, a zaraz władować się na krzesło obok niego. Darowałem siadanie na krześle Pana domu, niech ma, ja rozumiem siłę przyzwyczajenia, nie będę mu życia rujnować.
Popatrzyłem na jedzenie i już chciałem się za nie zabierać, ale coś innego przyciągnęło moją uwagę. Zbliżały się do nas znajome kroki, które sprawiły, ze zacząłem merdać ogonem, obijając go o krzesło. Spojrzałem w stronę wejścia, oczekując przyjaciółki.
Przeprosiny zostały zapodane, a za chwilę dostaliśmy zapewnienie, że skoro Baqara chce żebyśmy tu byli, to tu będziemy. No i o to chodziło. Zabawnie, że niby dom nie jej, ale jednak jakby jej.
Zadowolony wróciłem do Franza, tak samo, jak mój humor dobry wrócił do mnie. Szczęśliwy przyssałem się do niego łbem, otarłem się i sapiąc wszędzie oddechem, popatrzyłem na niego zmrużonymi od radości i relaksu oczami. Zapomnijmy o mojej małej porażce, chociaż na chwilę. Bo wiem, że rano będzie ona jedyną rzeczą w mojej głowie. Wypominanie sobie błędów to moja pasja.
Padło pytanie o to gdzie chce jeść i nawet jeśli chłopak na nie odpowiedział, to uniosłem pokracznie łapkę i zamachałem nią na krzesło. Jestem kulturalny z ziemi jeść nie będę, może gdybym był sam, albo byłbym pijany. Albo kazaliby Franzowi coś jeść, czego nie lubi, o tak wtedy by zrzucał to czego nie lubi na ziemię, tak że nikt by nie zauważył i ja bym to zjadał. Sublimacja... nie... substytucja... symbioza. Jednak jestem głupi.
Tak czy inaczej moja mądrość nie przeszkodziła mi w tym, żeby pociągnąć ząbkami chłopaka do stołu, a zaraz władować się na krzesło obok niego. Darowałem siadanie na krześle Pana domu, niech ma, ja rozumiem siłę przyzwyczajenia, nie będę mu życia rujnować.
Popatrzyłem na jedzenie i już chciałem się za nie zabierać, ale coś innego przyciągnęło moją uwagę. Zbliżały się do nas znajome kroki, które sprawiły, ze zacząłem merdać ogonem, obijając go o krzesło. Spojrzałem w stronę wejścia, oczekując przyjaciółki.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Jadalnia
Przebranie się w suknię, ogarnięcie dokumentów i porozstawianie słoików niestety chwilę mi zajęło. Wolałam zrobić teraz chociaż część roboty, bo później, jakbym się rozwaliła na wygodnej kanapie, po wielu dniach spania na gałęziach, to bym nie wstała za nic. Moja praca jednak nie może leżeć tyle, bez kontroli. Znaczy może, nie spleśnieje, nie zniszczy się, po prostu będzie mnie to uwierać w myślach.
Mimo wszystko, nawet ja nie wygram z pustym brzuchem. W końcu, w brutalny sposób, mój żołądek zmusił mnie do poddania się i wyjścia z mojej samotni. Korytarze wydawały się być takie wielkie, albo nie wielkie, po prostu obce, jednak chwilę mnie nie było. Dawno nie przyglądałam się pęknięciom w ścianach zrobionym przez Altaira i jego kuszę. Nie spodziewałam się, że zobaczę go tak szybko. Zwłaszcza, że słysząc harmider myślałam, że to Iwo zaczął zjadać dywan czy zasłony. Kupimy nowe, albo i nie kupimy, po prostu powiem, że usunęłam je, żeby zmienić coś w wyglądzie. Prawdą jest, że tak ciężki styl, jaki ma ten dom, nie należy do moich ulubionych. Czuję się, jak pani świata, ale równocześnie ktoś niezwykle mały.
I owszem, zamieszanie było sprawką Iwka, jednak nie doprowadził do tego sam. Wiele razy myślałam, nad zapoznaniem Altaira z wilkołakiem, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że to zły pomysł. Może to i dobrze, że sprawa się sama rozwiązała, mniej więcej sama, bo pewnie wszystko poszłoby gorzej, gdyby nie Gregory.
-Ah, Gregory. Dziękuję, że zająłeś się tą sytuacją. Wybacz, że nie przyszłam wcześniej.-uśmiechnęłam się do niego, licząc, że wybaczy mi mieszanie go w to wszystko. Życie nie jest łatwe kiedy pracodawczyni chce zachować coś w tajemnicy, a pracodawca chce znać ten sekret. Lojalność dwóm osobom, jest niełatwa.
-Altair.-wymruczałam, zastanawiając się co teraz powiedzieć i co zrobić. W głowie miałam soczystego całusa i słodką rozmowę, ale kiedy przyszło co do czego, nie czułam tego w najmniejszym stopniu. Widać moje mówienie o wybaczeniu mu było kłamstwem, w które sama uwierzyłam. Tak bardzo chciałam, żeby było dobrze, że za bardzo zanurzyłam się w fantazje. Koniec końców, uznałam, że proste przywitanie będzie najlepsze.-Dobrze cię widzieć, w końcu.-oj, troszkę może i chciałam mu wypomnieć, że kontakt się osłabił nie tylko z mojej winy. Tak, tyle nam starczy, jak na pierwszy raz.
Przeniosłam wzrok na moich gości i uśmiechnęłam sie jeszcze szerzej widząc szalejący ogon Iwo. Podeszłam do niego i poczochrałam go po głowie.
-Nie zakrztuś się tylko.-upomniałam wilka, bo jednak zadławienie się jedzeniem i zgon to nie to, czego chce.-Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Jedz na co masz ochotę, tyle ile chcesz i jak chcesz.-rzuciłam hybrydzie ofertę dowolności.
Nareszcie usiadłam na swoim miejscu i zabrałam się za nakładanie sobie jedzenia.
-Altair, nie stój tak, dołącz do nas.-spojrzałam na niego, oczekując, że podejdzie. Zrobi to, na pewno, w końcu to prośba ode mnie, dlaczego miałby jej nie posłuchać?
-Smacznego.-życzyłam wszystkim i zabrałam się za jedzenie, zaczynając od kurczaka, nie siląc się na używanie sztućców. Kurczaka i kury się bierze w pazury. Wygodniej, a i jak lisek nie umie się posługiwać nożem ni widelcem, to nie będzie się czuł taki samotny.
-Co robiłeś, kiedy mnie nie było?-zagadnęłam Altaira, dalej ogólnie zadowolona i radosna. Jakby nie było między nami żadnej kłótni i jakby nie było niezręcznie. Ten statek jest blisko zatonięcia, ale ja na to nie pozwolę. Uśmiech i wio do przodu, choćby na udawaniu, ale do przodu.
Mimo wszystko, nawet ja nie wygram z pustym brzuchem. W końcu, w brutalny sposób, mój żołądek zmusił mnie do poddania się i wyjścia z mojej samotni. Korytarze wydawały się być takie wielkie, albo nie wielkie, po prostu obce, jednak chwilę mnie nie było. Dawno nie przyglądałam się pęknięciom w ścianach zrobionym przez Altaira i jego kuszę. Nie spodziewałam się, że zobaczę go tak szybko. Zwłaszcza, że słysząc harmider myślałam, że to Iwo zaczął zjadać dywan czy zasłony. Kupimy nowe, albo i nie kupimy, po prostu powiem, że usunęłam je, żeby zmienić coś w wyglądzie. Prawdą jest, że tak ciężki styl, jaki ma ten dom, nie należy do moich ulubionych. Czuję się, jak pani świata, ale równocześnie ktoś niezwykle mały.
I owszem, zamieszanie było sprawką Iwka, jednak nie doprowadził do tego sam. Wiele razy myślałam, nad zapoznaniem Altaira z wilkołakiem, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że to zły pomysł. Może to i dobrze, że sprawa się sama rozwiązała, mniej więcej sama, bo pewnie wszystko poszłoby gorzej, gdyby nie Gregory.
-Ah, Gregory. Dziękuję, że zająłeś się tą sytuacją. Wybacz, że nie przyszłam wcześniej.-uśmiechnęłam się do niego, licząc, że wybaczy mi mieszanie go w to wszystko. Życie nie jest łatwe kiedy pracodawczyni chce zachować coś w tajemnicy, a pracodawca chce znać ten sekret. Lojalność dwóm osobom, jest niełatwa.
-Altair.-wymruczałam, zastanawiając się co teraz powiedzieć i co zrobić. W głowie miałam soczystego całusa i słodką rozmowę, ale kiedy przyszło co do czego, nie czułam tego w najmniejszym stopniu. Widać moje mówienie o wybaczeniu mu było kłamstwem, w które sama uwierzyłam. Tak bardzo chciałam, żeby było dobrze, że za bardzo zanurzyłam się w fantazje. Koniec końców, uznałam, że proste przywitanie będzie najlepsze.-Dobrze cię widzieć, w końcu.-oj, troszkę może i chciałam mu wypomnieć, że kontakt się osłabił nie tylko z mojej winy. Tak, tyle nam starczy, jak na pierwszy raz.
Przeniosłam wzrok na moich gości i uśmiechnęłam sie jeszcze szerzej widząc szalejący ogon Iwo. Podeszłam do niego i poczochrałam go po głowie.
-Nie zakrztuś się tylko.-upomniałam wilka, bo jednak zadławienie się jedzeniem i zgon to nie to, czego chce.-Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Jedz na co masz ochotę, tyle ile chcesz i jak chcesz.-rzuciłam hybrydzie ofertę dowolności.
Nareszcie usiadłam na swoim miejscu i zabrałam się za nakładanie sobie jedzenia.
-Altair, nie stój tak, dołącz do nas.-spojrzałam na niego, oczekując, że podejdzie. Zrobi to, na pewno, w końcu to prośba ode mnie, dlaczego miałby jej nie posłuchać?
-Smacznego.-życzyłam wszystkim i zabrałam się za jedzenie, zaczynając od kurczaka, nie siląc się na używanie sztućców. Kurczaka i kury się bierze w pazury. Wygodniej, a i jak lisek nie umie się posługiwać nożem ni widelcem, to nie będzie się czuł taki samotny.
-Co robiłeś, kiedy mnie nie było?-zagadnęłam Altaira, dalej ogólnie zadowolona i radosna. Jakby nie było między nami żadnej kłótni i jakby nie było niezręcznie. Ten statek jest blisko zatonięcia, ale ja na to nie pozwolę. Uśmiech i wio do przodu, choćby na udawaniu, ale do przodu.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Jadalnia
Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie tego, że on tak po prostu się zgodzi. No i znowu padło to słowo. "Gość". Ale jak zwierzę mogło być gościem? Tak się nie robiło, co ta Baqara z nimi wszystkimi uczyniła? Cokolwiek to było, był jej wdzięczny.
Jego wzrok biegał po ludziach, kiedy padały rozkazy i polecenia, a zaraz po tym zaczął znikać bałagan zastępowany przez nowe potrawy.
Iwo wrócił do niego, co lisek odebrał z wyraźną ulgą. Objął wilkołaka za szyję i przytulił mocno do siebie. Jego drobne pazurli zatopiły się w białej sierści, a błękitne ślepia zaraz powędrowały wyżej ku majordomusowi.
— Um... — Zawahał się na moment, a potem pokręcił przecząco głową. Teoretycznie wiedział, do czego służą sztućce, ale nigdy nie dane mu było ich dotykać. No i ten zwrot do niego, to było takie nienaturalne.
Iwo znów pociągnął go w stronę stołu. Znów szedł niepewnie, ale nie zatrzymywał się tym razem, aż nie dotarł zupełnie do jednego z krzeseł. Popatrzył na obite czerwonym materiałem siedzenie, na okolicznych służących, zerknął na hrabiego i usiadł w końcu, czy może raczej wkradł się na środek krzesła, jakby było to naginanie ważnych zasad.
Spojrzał po stole i zachęcających już samym wyglądem potrawach, jednak nie zaczynał jeść. Mimo że chciał, to wydawało się to bardzo nierozsądne. Za chwilę jednak uwagę przykuły kroki, a sam Lisek delikatnie nastawił uszu, wyłapując stąpanie kopyt zamiast butów.
To faktycznie była ona. Weszła tu swobodnie i z uśmiechem, jakby zupełnie nic się nie stało. I chyba tego właśnie po niej oczekiwał, choć nie przestał patrzeć uważnie i nie umknęło mu delikatnie zawahanie przy zwróceniu się do hrabiego. Altair. Powinien to chyba zapamiętać, choć nie wiedział, czy jeszcze tu wróci. Pewnie nie. Chyba nawet na to liczył, nie przez nich konkretnie, a raczej dla zasady.
Podniósł wzrok na hybrydę, kiedy zwróciła się do niego, a jego smukły pyszczek rozchylił się w kolejnym geście pt. "nie wiem, co zrobić". No bo jak to "co chce"? Czy to podchwytliwe stwierdzenie? Niby powiedziałaby mu, ale z drugiej strony, jaką miał mieć gwarancję? Wielu ludzi wydawało się miłych i ją ratowało tylko to, że nie jest człowiekiem. Był zagubiony i nawet głód przez to zmalał, choć Franz wiedział, że to tylko złudzenie i należy jeść. No właśnie. Znowu spojrzał na talerz i pełną zastawę.
W końcu zabrał się za to, zaczynając faktycznie od kurczaka i trochę przy tym papugując poczynania Baqary. Szybko jednak zapomniał o śledzeniu jej ruchów, skupiając się na wybornym smaku pieczonego mięsa oraz prowadzonej przez nich rozmowie. O tym drugim świadczyć mogło jedynie jedno z uszu, delikatnie obracające się w stronę tego, kto aktualnie mówił.
Jego wzrok biegał po ludziach, kiedy padały rozkazy i polecenia, a zaraz po tym zaczął znikać bałagan zastępowany przez nowe potrawy.
Iwo wrócił do niego, co lisek odebrał z wyraźną ulgą. Objął wilkołaka za szyję i przytulił mocno do siebie. Jego drobne pazurli zatopiły się w białej sierści, a błękitne ślepia zaraz powędrowały wyżej ku majordomusowi.
— Um... — Zawahał się na moment, a potem pokręcił przecząco głową. Teoretycznie wiedział, do czego służą sztućce, ale nigdy nie dane mu było ich dotykać. No i ten zwrot do niego, to było takie nienaturalne.
Iwo znów pociągnął go w stronę stołu. Znów szedł niepewnie, ale nie zatrzymywał się tym razem, aż nie dotarł zupełnie do jednego z krzeseł. Popatrzył na obite czerwonym materiałem siedzenie, na okolicznych służących, zerknął na hrabiego i usiadł w końcu, czy może raczej wkradł się na środek krzesła, jakby było to naginanie ważnych zasad.
Spojrzał po stole i zachęcających już samym wyglądem potrawach, jednak nie zaczynał jeść. Mimo że chciał, to wydawało się to bardzo nierozsądne. Za chwilę jednak uwagę przykuły kroki, a sam Lisek delikatnie nastawił uszu, wyłapując stąpanie kopyt zamiast butów.
To faktycznie była ona. Weszła tu swobodnie i z uśmiechem, jakby zupełnie nic się nie stało. I chyba tego właśnie po niej oczekiwał, choć nie przestał patrzeć uważnie i nie umknęło mu delikatnie zawahanie przy zwróceniu się do hrabiego. Altair. Powinien to chyba zapamiętać, choć nie wiedział, czy jeszcze tu wróci. Pewnie nie. Chyba nawet na to liczył, nie przez nich konkretnie, a raczej dla zasady.
Podniósł wzrok na hybrydę, kiedy zwróciła się do niego, a jego smukły pyszczek rozchylił się w kolejnym geście pt. "nie wiem, co zrobić". No bo jak to "co chce"? Czy to podchwytliwe stwierdzenie? Niby powiedziałaby mu, ale z drugiej strony, jaką miał mieć gwarancję? Wielu ludzi wydawało się miłych i ją ratowało tylko to, że nie jest człowiekiem. Był zagubiony i nawet głód przez to zmalał, choć Franz wiedział, że to tylko złudzenie i należy jeść. No właśnie. Znowu spojrzał na talerz i pełną zastawę.
W końcu zabrał się za to, zaczynając faktycznie od kurczaka i trochę przy tym papugując poczynania Baqary. Szybko jednak zapomniał o śledzeniu jej ruchów, skupiając się na wybornym smaku pieczonego mięsa oraz prowadzonej przez nich rozmowie. O tym drugim świadczyć mogło jedynie jedno z uszu, delikatnie obracające się w stronę tego, kto aktualnie mówił.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Jadalnia
Iwo zdecydował się mimo postaci zjeść przy stole, więc i Gregory uszanował decyzję, zaś chłopiec wydawał się nieobyty w obsłudze sztućców, ale i na to można zaradzić.
-A więc rad będę zaproponować dziś kurczaka, kucharz najbardziej zachwala i można jak najbardziej zjeść go bez sztućców.
Zasugerował z lekkim uśmiechem, a za moment oddalił się, kiedy usłyszał nadchodzące kroki, aby powitać Baqara z łagodnym ukłonem. Altair niczym sierotka sterczał i też wpatrywał się w piękną wampirzycę, która mimo upływu czasu i strasznych wydarzeń, dalej była olśniewająca i powabna w swej sukni. Ale jakoś czuł się dziwnie, gdy jej widok przypomniał mu, jak oddalili się od siebie przez ten rok, nawet gdy znów mogła stanąć na nogi…
-To żaden problem, cieszę się, że wszystko jest opanowane. Proszę do stołu.
Odszedł by odsunąć jej krzesło, a w tym czasie wampirzyca zbliżyła się do Altaira, który wpatrywał się w nią jak zagubiony jeleń, jednak nie łudząc się na żadne cieplejsze powitanie, niżeli jej uśmiech, najpewniej wymuszony. On już dobrze znał ten nieszczery entuzjazm na jego widok.
-Baqaro. Ciebie również.
Odparł i przełknął ślinę, by zaraz upewnić się, że opaska dobrze leży na jego bliznach, coby nie odsłaniała brzydkich widoków dla tutejszych. Ale może to był też odruch by zająć się czymś i nie patrzeć w jej oczy. Ale zaraz uwaga kobiety, choć na chwilę z ulgą przeniesiona na jej gości, znów wróciła do niego, kiedy otrzymał zaproszenie do własnego stołu. Zachowywała się swobodnie, jakby nigdy nic i dobrze wiedziała jaką ma tu kontrolę, oraz dominację. Była prawdziwą Damą Mernstein, a on bezwiednie nawet nie wiedział kiedy, zbliżył się do stołu, siadając w miejscu honorowym. Cztery osoby przy jednym stole w tej jadalni… nie pamiętał kiedy ostatni raz było tu tak tłoczno, ani tym bardziej nie pomagało mu się odprężyć. Wszystko z tym wilkołakiem zadziało się tak szybko, jeszcze pojawił się chłopiec, Gregory miał intrygi i w dodatku Ara, sama w sobie Ara, jakby nigdy nic. Tak wiele po wyjściu z izolacji. Chyba czuł się delikatnie przytłoczony.
Ale ta nie pozwoliła mu długo trwać w tej ciszy i sam fakt o co pytała i jak pytała, prosiło się by powiedzieć "oto cała ona", a mimo to się powstrzymał, bo nawet jeśli nie lubiła głupiej ciszy przy stole, było to miłe.
-Przebywałem w wyciszonym miejscu. Parę miesięcy. Bez dobrodziejstw, używek wszelkiego rodzaju… bez ludzi. Sam ze sobą i własnymi myślami.- Spojrzał na swój nowy talerz, ale jakoś apetyt się go nie trzymał. -Opowiesz mi jakąś przygodę…?- Spojrzał po reszcie. -...Waszą… przygodę…?
Spytał, bo może chociaż zrozumie skąd oni ich wzięła.
-A więc rad będę zaproponować dziś kurczaka, kucharz najbardziej zachwala i można jak najbardziej zjeść go bez sztućców.
Zasugerował z lekkim uśmiechem, a za moment oddalił się, kiedy usłyszał nadchodzące kroki, aby powitać Baqara z łagodnym ukłonem. Altair niczym sierotka sterczał i też wpatrywał się w piękną wampirzycę, która mimo upływu czasu i strasznych wydarzeń, dalej była olśniewająca i powabna w swej sukni. Ale jakoś czuł się dziwnie, gdy jej widok przypomniał mu, jak oddalili się od siebie przez ten rok, nawet gdy znów mogła stanąć na nogi…
-To żaden problem, cieszę się, że wszystko jest opanowane. Proszę do stołu.
Odszedł by odsunąć jej krzesło, a w tym czasie wampirzyca zbliżyła się do Altaira, który wpatrywał się w nią jak zagubiony jeleń, jednak nie łudząc się na żadne cieplejsze powitanie, niżeli jej uśmiech, najpewniej wymuszony. On już dobrze znał ten nieszczery entuzjazm na jego widok.
-Baqaro. Ciebie również.
Odparł i przełknął ślinę, by zaraz upewnić się, że opaska dobrze leży na jego bliznach, coby nie odsłaniała brzydkich widoków dla tutejszych. Ale może to był też odruch by zająć się czymś i nie patrzeć w jej oczy. Ale zaraz uwaga kobiety, choć na chwilę z ulgą przeniesiona na jej gości, znów wróciła do niego, kiedy otrzymał zaproszenie do własnego stołu. Zachowywała się swobodnie, jakby nigdy nic i dobrze wiedziała jaką ma tu kontrolę, oraz dominację. Była prawdziwą Damą Mernstein, a on bezwiednie nawet nie wiedział kiedy, zbliżył się do stołu, siadając w miejscu honorowym. Cztery osoby przy jednym stole w tej jadalni… nie pamiętał kiedy ostatni raz było tu tak tłoczno, ani tym bardziej nie pomagało mu się odprężyć. Wszystko z tym wilkołakiem zadziało się tak szybko, jeszcze pojawił się chłopiec, Gregory miał intrygi i w dodatku Ara, sama w sobie Ara, jakby nigdy nic. Tak wiele po wyjściu z izolacji. Chyba czuł się delikatnie przytłoczony.
Ale ta nie pozwoliła mu długo trwać w tej ciszy i sam fakt o co pytała i jak pytała, prosiło się by powiedzieć "oto cała ona", a mimo to się powstrzymał, bo nawet jeśli nie lubiła głupiej ciszy przy stole, było to miłe.
-Przebywałem w wyciszonym miejscu. Parę miesięcy. Bez dobrodziejstw, używek wszelkiego rodzaju… bez ludzi. Sam ze sobą i własnymi myślami.- Spojrzał na swój nowy talerz, ale jakoś apetyt się go nie trzymał. -Opowiesz mi jakąś przygodę…?- Spojrzał po reszcie. -...Waszą… przygodę…?
Spytał, bo może chociaż zrozumie skąd oni ich wzięła.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Jadalnia
Powinienem być bardziej rozumny i zapamiętać, że dworskie klimaty nie są dla liska. W takim razie zabieram go do siebie. Chociaż może zostanie tutaj i to kwestia przyzwyczajenia? Nie, u mnie może chodzić bez ubrań, w samym futrze. Dwa psie golasy będą biegać wśród krów. Może po prostu pociąga mnie wizja towarzystwa. Może samotność by nie bolała tak mocno i to dosłownie by nie bolała, nie fizycznie. Chociaż co jeśli on odejdzie na swoje, wyjedzie szukać przygód? Zaboli znowu. Nie będę sobie układał planów w głowie, bo i tak wszystkie się rozpadną, a tylko sobie nadziei narobię niepotrzebnie.
Wspiąłem się na krzesło, a zaraz potem przyszła Baqara. Westchnąłem rozkosznie kiedy mnie pogłaskała i odburknąłem cichutkie ,,Mhm". Nie zakrztuszę się, postaram się, a jak się zakrztuszę, to nie będę kasłać, będę tylko charczeć. Kaszląc wszystko co miałem w gardle poleci na stół. Ja to potem zjem wszystko, co oplułem, ale to byłoby niegrzeczne, takie zaklepywanie jedzenia dla siebie śliną.
Popatrzyłem z uśmiechem na liska, a rozmowy Altaira i Baqary zeszły dla mnie na nieco dalszy plan. Ważniejsze było to czy Franzowi smakuje i to czy ma może dla mnie jakieś resztki. Jeśli miał, kawałek skórki, chrząstkę, kropelkę tłuszczu, to sięgałem pyskiem i ozorem wyłapywałem wszystko czego nie chciał. Nic się nie marnuje. Co na podłogę spadło, to już psisko zjadło. Zaraz też chwyciłem ostrożnie zębami miskę z ziemniakami i ją przysunąłem bliżej hybrydy. Chwyciłem w zęby pyrkę i połknąłem na raz, bo już kolejny kartofel był do pyska ładowany. Resztę zostawiłem lisowi. Patrzyłem na niego wyczekująco, aż weźmie ziemniaki, lub da je mi wszystkie. Może nie lubi jeść nic poza mięsem. Nie wiem. W takim razie, co mu będę robić jeść? Ja będę mu robić jeść? Będę mu robić coś dobrego jeść. Jakoś dojdę do tego, co jest smaczne.
Łypnąłem okiem na wampiry, w końcu zwracając uwagę na ich rozmowę, ale po chwili wróciłem do kuraka.
Wspiąłem się na krzesło, a zaraz potem przyszła Baqara. Westchnąłem rozkosznie kiedy mnie pogłaskała i odburknąłem cichutkie ,,Mhm". Nie zakrztuszę się, postaram się, a jak się zakrztuszę, to nie będę kasłać, będę tylko charczeć. Kaszląc wszystko co miałem w gardle poleci na stół. Ja to potem zjem wszystko, co oplułem, ale to byłoby niegrzeczne, takie zaklepywanie jedzenia dla siebie śliną.
Popatrzyłem z uśmiechem na liska, a rozmowy Altaira i Baqary zeszły dla mnie na nieco dalszy plan. Ważniejsze było to czy Franzowi smakuje i to czy ma może dla mnie jakieś resztki. Jeśli miał, kawałek skórki, chrząstkę, kropelkę tłuszczu, to sięgałem pyskiem i ozorem wyłapywałem wszystko czego nie chciał. Nic się nie marnuje. Co na podłogę spadło, to już psisko zjadło. Zaraz też chwyciłem ostrożnie zębami miskę z ziemniakami i ją przysunąłem bliżej hybrydy. Chwyciłem w zęby pyrkę i połknąłem na raz, bo już kolejny kartofel był do pyska ładowany. Resztę zostawiłem lisowi. Patrzyłem na niego wyczekująco, aż weźmie ziemniaki, lub da je mi wszystkie. Może nie lubi jeść nic poza mięsem. Nie wiem. W takim razie, co mu będę robić jeść? Ja będę mu robić jeść? Będę mu robić coś dobrego jeść. Jakoś dojdę do tego, co jest smaczne.
Łypnąłem okiem na wampiry, w końcu zwracając uwagę na ich rozmowę, ale po chwili wróciłem do kuraka.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Jadalnia
Kurczak, to był idealny wybór. Tylko pilnować Iwka trzeba, żeby kości nie zjadł. Słyszałam, że kruszą się na ostre części i mogą poprzebijać wnętrzności. Nie chcę mu wyrywać żarcia z gardła, ale jeśli zajdzie taka potrzeba to przeskoczę nad stołem i zacznę krzyczeć ,,Wypluj to kundlu!". Na razie jednak nic się takiego nie działo. Bardzo dobrze. Nie będę odmawiać wilkowi rozumu, w końcu wiele razy pokazał mi, że nie dziczeje.
Zasiedliśmy wszyscy przy stole, a ja dawałam się papugować, chociaż po chwili zobaczyłam, że nie mam już całej uwagi lisa. Nie jestem tak smakowita jak mięso, w pełni to rozumiem. Sama na chwilę oddałam się w pełni przyjemności chrupiącej skórki. Jednak jedzenie w ciszy to za mało zabawy. Przyznam, że moje pytanie gdzież z tyłu głowy czułam, że potraktowałam je jak szpilkę, którą wbiję Altowi w ramię. Pytanie było zbędne. Wszyscy wiedzieli co robił, jak mnie nie było. Wszyscy wiedzieli gdzie był. Chciałam mu to tylko przypomnieć, żeby wiedział ile czasu zmarnował. Może to było bezsensu, bo w końcu rok w życiu wampira jest jak mrugnięcie okiem. Chyba jeszcze nie żyję na tyle długo, żeby to rozumieć. Podchodzę do tego zbyt ludzko. Mimo wszystko, zadałam pytanie i słuchałam odpowiedzi, kiwając głową. Nie wiedziałam co na to do końca odpowiedzieć, ale nie musiałam, bo ładnie odbił piłeczkę. Od razu się zaśmiałam pod nosem.
-Opowiem, opowiem. Najnowszą naszą.-wytarłam dłonie w serwetkę i sięgnęłam po kieliszek z napojem. Przez gadaniem, trzeba gardło zwilżyć.-A więc... Jak zawsze, z Iwkiem chodziliśmy po lesie szukając potworów, ziół i innych nieodkrytych nowości. Udało nam się coś poznajdywać, ale to nie jest istotne.-machnęłam ręką, znów skubiąc kawałek mięska.-Dni powoli mijały, jakoś to szło, aż nagle zdarzyła sie noc, gdzie stało się tyle ile się nie stało przez cały wyjazd. Na początku spotkaliśmy kamienie. Przeurocze stworzenia. Naprawdę wyglądają jak kamienie i są strasznie nieśmiałe. Następnym razem, jak w lesie będziesz chciał siadać na kamieniu, to się zastanów, bo może komuś na głowę siadasz.-zaśmiałam się, jedząc dalej małe kęsy.-Ale nie było tak miło i wesoło cały czas, bo nagle na drzewach siadły harpie. Gołe kobity ze skrzydłami. Prawiły mi komplementy i ogólnie wyglądałam dla nich bardzo apetycznie. Ja i Iwo, bo w planach miały nas zjeść. Z ciebie Iwo to by było dobre jedzenie, nawiasem mówiąc. Mięśnie masz, a one wydaje mi się najlepsze do jedzenia.-pomachałam kością kurczaka w kierunku wilkołaka-Na szczęście miały odrobinę rozumu i po chwili rozmów doszliśmy do wniosku, że lepiej się rozejść, bo inaczej straty będą zbyt wysokie, żeby walka była opłacalna.-westchnęłam cichutko, biorąc spokojniejszy wdech, żebym się nie udusiła przy mówieniu dłużej.-Wracając do kamieni. Zaprow...-i tu nagle urwałam. Czy powinnam mu to mówić? Powiedziałam, że informacje o źródle zachowam dla siebie, że dla jego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa skalniaków, nikomu o tamtym miejscu nie powiem. Jednak to Altair? On nic nie zrobi, prawda? Chyba? Nie wiem, nie jestem pewna, czy się o coś nie pokusi.-Może po prosu kiedyś cię tam zabiorę.-zaświergotałam nagle porzucając temat, nie dokańczając historii.-Bo opowieść nie odda piękna tego miejsca, to na własne oczy trzeba zobaczyć.-chyba wybrnęłam z tego? Nie mówię, że na pewno go tam zabiorę, może go tylko oszukuję, żeby uciec od wydania tajemnicy.
-Tak czy inaczej, Altair, Franzowi przydałyby się nowe dokumenty. Myślę, że domyślasz się z jakich powodów.-nie trudno się domyślić przeszłości wystraszonej hybrydy, która nie nauczyła się podstawowych umiejętności, jak używanie sztućców, czy nie jest przyzwyczajona do ubrań.
Zasiedliśmy wszyscy przy stole, a ja dawałam się papugować, chociaż po chwili zobaczyłam, że nie mam już całej uwagi lisa. Nie jestem tak smakowita jak mięso, w pełni to rozumiem. Sama na chwilę oddałam się w pełni przyjemności chrupiącej skórki. Jednak jedzenie w ciszy to za mało zabawy. Przyznam, że moje pytanie gdzież z tyłu głowy czułam, że potraktowałam je jak szpilkę, którą wbiję Altowi w ramię. Pytanie było zbędne. Wszyscy wiedzieli co robił, jak mnie nie było. Wszyscy wiedzieli gdzie był. Chciałam mu to tylko przypomnieć, żeby wiedział ile czasu zmarnował. Może to było bezsensu, bo w końcu rok w życiu wampira jest jak mrugnięcie okiem. Chyba jeszcze nie żyję na tyle długo, żeby to rozumieć. Podchodzę do tego zbyt ludzko. Mimo wszystko, zadałam pytanie i słuchałam odpowiedzi, kiwając głową. Nie wiedziałam co na to do końca odpowiedzieć, ale nie musiałam, bo ładnie odbił piłeczkę. Od razu się zaśmiałam pod nosem.
-Opowiem, opowiem. Najnowszą naszą.-wytarłam dłonie w serwetkę i sięgnęłam po kieliszek z napojem. Przez gadaniem, trzeba gardło zwilżyć.-A więc... Jak zawsze, z Iwkiem chodziliśmy po lesie szukając potworów, ziół i innych nieodkrytych nowości. Udało nam się coś poznajdywać, ale to nie jest istotne.-machnęłam ręką, znów skubiąc kawałek mięska.-Dni powoli mijały, jakoś to szło, aż nagle zdarzyła sie noc, gdzie stało się tyle ile się nie stało przez cały wyjazd. Na początku spotkaliśmy kamienie. Przeurocze stworzenia. Naprawdę wyglądają jak kamienie i są strasznie nieśmiałe. Następnym razem, jak w lesie będziesz chciał siadać na kamieniu, to się zastanów, bo może komuś na głowę siadasz.-zaśmiałam się, jedząc dalej małe kęsy.-Ale nie było tak miło i wesoło cały czas, bo nagle na drzewach siadły harpie. Gołe kobity ze skrzydłami. Prawiły mi komplementy i ogólnie wyglądałam dla nich bardzo apetycznie. Ja i Iwo, bo w planach miały nas zjeść. Z ciebie Iwo to by było dobre jedzenie, nawiasem mówiąc. Mięśnie masz, a one wydaje mi się najlepsze do jedzenia.-pomachałam kością kurczaka w kierunku wilkołaka-Na szczęście miały odrobinę rozumu i po chwili rozmów doszliśmy do wniosku, że lepiej się rozejść, bo inaczej straty będą zbyt wysokie, żeby walka była opłacalna.-westchnęłam cichutko, biorąc spokojniejszy wdech, żebym się nie udusiła przy mówieniu dłużej.-Wracając do kamieni. Zaprow...-i tu nagle urwałam. Czy powinnam mu to mówić? Powiedziałam, że informacje o źródle zachowam dla siebie, że dla jego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa skalniaków, nikomu o tamtym miejscu nie powiem. Jednak to Altair? On nic nie zrobi, prawda? Chyba? Nie wiem, nie jestem pewna, czy się o coś nie pokusi.-Może po prosu kiedyś cię tam zabiorę.-zaświergotałam nagle porzucając temat, nie dokańczając historii.-Bo opowieść nie odda piękna tego miejsca, to na własne oczy trzeba zobaczyć.-chyba wybrnęłam z tego? Nie mówię, że na pewno go tam zabiorę, może go tylko oszukuję, żeby uciec od wydania tajemnicy.
-Tak czy inaczej, Altair, Franzowi przydałyby się nowe dokumenty. Myślę, że domyślasz się z jakich powodów.-nie trudno się domyślić przeszłości wystraszonej hybrydy, która nie nauczyła się podstawowych umiejętności, jak używanie sztućców, czy nie jest przyzwyczajona do ubrań.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Jadalnia
Tak, to wspólne jedzenie było bardzo miłe i cieszył się, że nikt nie miał nic przeciwko jego brakom w wychowaniu. Wręcz przeciwnie, Gregory był następny w kolejności do dopisania do jego listy dobrych ludzi. Ale to kiedy indziej. Teraz był kurczak, z którego Iwo mało co mógł zbierać, chyba że lisek przez nieuwagę zostawił coś na kości.
Zerknął na miskę ziemniaków i dwie okrąglutkie bulwy, które zniknęły w paszczy wilkołaka. Wyglądały smacznie, toteż nie trzeba było długo czekać, by kolejna z nich znalazła się w jego ręce. Wgryzł się w ziemniaka ostrożnie, wiedząc, że te lubią rozpadać się na kawałki. Można powiedzieć, że potraktował go jak jabłko, tak było najprościej się z nim uporać.
Wywiązała się rozmowa między Baqarą a hrabią, a on już czuł, że niewiele jest w niej miłego. To był ten specyficzny ton głosu, kiedy człowiek jest miły, bo to odsuwa problem, i odpowiada na pytania, bo tak wypada. Na salonach słyszy się takie rozmowy codziennie i ten tutaj najwyraźniej niewiele się różnił. W dodatku hrabia brzmiał ponuro. Dlaczego siedział w odosobnieniu? Ktoś taki jak on nie miał przecież powodów unikania innych.
Zaraz jednak przyszło do historii, a jego wzrok na moment wylądował na hybrydzie, jakby trochę zaniepokojony. Nadal nie był pewien, czy chce być bohaterem jakiejkolwiek opowieści, ale z drugiej strony i tak nie mógł zabronić jej mówić. Wrócił do jedzenia, które skubał już znacznie wolniej. Jakieś śmieszne kawałki mięsa, warzyw i czegoś jeszcze nabite na krótkie patyczki. Dostarczały zajęcia w trakcie jedzenia, a opowieść robiła się ciekawsza z każdym zdaniem.
— Podobno harpie polują na... — Zwrócił się do Baqary i zawiesił na moment, by zaraz szybko skulił uszy i uciec wzrokiem na swój talerz. — Nieważne... — wymruczał ciszej, kątem oka pospiesznie zerkając na pana domu i jego reakcję. Po chwili jednak padło inne stwierdzenie, na które wpierw znieruchomiał, a potem popatrzył zagubiony na hybrydę. — Dokumenty?... — powtórzył, jakby nie za bardzo wiedząc, co ta ma na myśli.
Zerknął na miskę ziemniaków i dwie okrąglutkie bulwy, które zniknęły w paszczy wilkołaka. Wyglądały smacznie, toteż nie trzeba było długo czekać, by kolejna z nich znalazła się w jego ręce. Wgryzł się w ziemniaka ostrożnie, wiedząc, że te lubią rozpadać się na kawałki. Można powiedzieć, że potraktował go jak jabłko, tak było najprościej się z nim uporać.
Wywiązała się rozmowa między Baqarą a hrabią, a on już czuł, że niewiele jest w niej miłego. To był ten specyficzny ton głosu, kiedy człowiek jest miły, bo to odsuwa problem, i odpowiada na pytania, bo tak wypada. Na salonach słyszy się takie rozmowy codziennie i ten tutaj najwyraźniej niewiele się różnił. W dodatku hrabia brzmiał ponuro. Dlaczego siedział w odosobnieniu? Ktoś taki jak on nie miał przecież powodów unikania innych.
Zaraz jednak przyszło do historii, a jego wzrok na moment wylądował na hybrydzie, jakby trochę zaniepokojony. Nadal nie był pewien, czy chce być bohaterem jakiejkolwiek opowieści, ale z drugiej strony i tak nie mógł zabronić jej mówić. Wrócił do jedzenia, które skubał już znacznie wolniej. Jakieś śmieszne kawałki mięsa, warzyw i czegoś jeszcze nabite na krótkie patyczki. Dostarczały zajęcia w trakcie jedzenia, a opowieść robiła się ciekawsza z każdym zdaniem.
— Podobno harpie polują na... — Zwrócił się do Baqary i zawiesił na moment, by zaraz szybko skulił uszy i uciec wzrokiem na swój talerz. — Nieważne... — wymruczał ciszej, kątem oka pospiesznie zerkając na pana domu i jego reakcję. Po chwili jednak padło inne stwierdzenie, na które wpierw znieruchomiał, a potem popatrzył zagubiony na hybrydę. — Dokumenty?... — powtórzył, jakby nie za bardzo wiedząc, co ta ma na myśli.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Jadalnia
Wampir z fascynacją połączoną z konsternacja obserwował jak wielki wilkołak walczy z ziemniakami i wszystkim innym co nawinęło mu się pod pysk, siedząc w krześle jak zwykły człowiek, dla którego ten stół musiał być za mały. Potrzebuje chyba większego stołu na większych gości Baqary. No bo przecież nie swoich. Kiedy ostatnio on miał gości? Chyba ostatnim razem kiedy ktoś przyszedł do Altaira, ten wywołał wojne domową wampirów w całym Medevarze. Tak, może nie powtarzajmy takich przygód. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym wypadku najlepiej byłoby oczekiwać, że to nie ostatnia taka sytuacja. Jeśli byli jej przyjaciółmi to pewnie wrócą. Wrócą… wilkołak wróci. Cerbin nie mógł wiedzieć. Sentinell też. Nie mogli wiedzieć, że po tym do czego się przyczynił, w jego domu był wilkołak.
Jego jednooki wzrok powrócił do Baqary, kiedy ta zdecydowała się opowiedzieć jedna z jej przygód, zapewne nie jedyną, ale tylko o tej mógł usłyszeć przez zbieg okoliczności. Ale zaraz, “Iwkiem?” Nieważne.
Historia zaczynała się spokojnie, bajkowo, ale nabrała kolorów, gdy wspomniała o kamieniach. Gdyby był pod wpływem może uznałby to za całkiem normalne zdarzenie, lecz na trzeźwo świat wydawał się negować wiele odchyleń od racjonalnych standardów znanego nam świata.
-Będę pamiętać… by nie siadać na kamieniach.- Uśmiechnął się krzywo, ale dając znak, że słucha i nie pogubił wątku. Ale kogo on oszukiwał, kiedy Altair wybierał sie na wycieczki do lasu? -Harpie?- Dopytał, zerkając to na Franza, to Are, oraz na Iwo, gdy wspomniała o byciu pokarmem. Poczuł dziwny dreszcz na skórze na myśl o byciu zaatakowanym przez harpie. -To straszne!- Zauważył z niepokojem na twarzy, ale szybko ta historia obierała jaśniejszych barw, gdy okazało się, że ta drużyna potrafi zadziałać słowami. Perswazja, o tak, to dobra sztuka przetrwania. Jednak szybko został wybity z rytmu opowieści, kiedy kobieta się zmieszała i najwidoczniej, Franz z jakiegoś powodu także. Czyli jakieś tajemnice. Tak mniemał. A może faktycznie liczyła na lepszy efekt w zaskoczeniu go? Czasem lepiej być naiwnym i nie wpychać sobie myśli do głowy. -W porządku.To brzmiało fascynująco. Powinnaś to spisywać, na Neraspis zostaniesz legendą.
Zachichotał, ale szybko ściągnął brwi w dół, kiedy padła kwestia dokumentów. Sam musiał połączyć wątki, za moment przenosząc wzrok na chłopca, który chyba jeszcze nie rozumiał co miała na myśli. No tak. Przez myśl Hrabiego przebiegła głupota. Czy dlatego jest miła mimo wszystko? Chciała od niego dokumentów? Czy to tak przy okazji?
-Porozmawiam z kim trzeba. Zajmie to pewnie parę dni. Tydzień może. Góra dwa. Mam przynajmniej powód do opuszczenia Mernstein.- Odparł, gubiąc wzrok na swoim pustym talerzu. -Chyba nie jestem głodny, więc… więcej dla Was.
Rzucił w kierunku wilkołaka i małej hybrydy. Dzieci i psy muszą mieć nieskończone brzuchy.
Jego jednooki wzrok powrócił do Baqary, kiedy ta zdecydowała się opowiedzieć jedna z jej przygód, zapewne nie jedyną, ale tylko o tej mógł usłyszeć przez zbieg okoliczności. Ale zaraz, “Iwkiem?” Nieważne.
Historia zaczynała się spokojnie, bajkowo, ale nabrała kolorów, gdy wspomniała o kamieniach. Gdyby był pod wpływem może uznałby to za całkiem normalne zdarzenie, lecz na trzeźwo świat wydawał się negować wiele odchyleń od racjonalnych standardów znanego nam świata.
-Będę pamiętać… by nie siadać na kamieniach.- Uśmiechnął się krzywo, ale dając znak, że słucha i nie pogubił wątku. Ale kogo on oszukiwał, kiedy Altair wybierał sie na wycieczki do lasu? -Harpie?- Dopytał, zerkając to na Franza, to Are, oraz na Iwo, gdy wspomniała o byciu pokarmem. Poczuł dziwny dreszcz na skórze na myśl o byciu zaatakowanym przez harpie. -To straszne!- Zauważył z niepokojem na twarzy, ale szybko ta historia obierała jaśniejszych barw, gdy okazało się, że ta drużyna potrafi zadziałać słowami. Perswazja, o tak, to dobra sztuka przetrwania. Jednak szybko został wybity z rytmu opowieści, kiedy kobieta się zmieszała i najwidoczniej, Franz z jakiegoś powodu także. Czyli jakieś tajemnice. Tak mniemał. A może faktycznie liczyła na lepszy efekt w zaskoczeniu go? Czasem lepiej być naiwnym i nie wpychać sobie myśli do głowy. -W porządku.To brzmiało fascynująco. Powinnaś to spisywać, na Neraspis zostaniesz legendą.
Zachichotał, ale szybko ściągnął brwi w dół, kiedy padła kwestia dokumentów. Sam musiał połączyć wątki, za moment przenosząc wzrok na chłopca, który chyba jeszcze nie rozumiał co miała na myśli. No tak. Przez myśl Hrabiego przebiegła głupota. Czy dlatego jest miła mimo wszystko? Chciała od niego dokumentów? Czy to tak przy okazji?
-Porozmawiam z kim trzeba. Zajmie to pewnie parę dni. Tydzień może. Góra dwa. Mam przynajmniej powód do opuszczenia Mernstein.- Odparł, gubiąc wzrok na swoim pustym talerzu. -Chyba nie jestem głodny, więc… więcej dla Was.
Rzucił w kierunku wilkołaka i małej hybrydy. Dzieci i psy muszą mieć nieskończone brzuchy.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Jadalnia
Lis nie musiał mi nic specjalnego zostawiać. Kapka tłuszczu na talerzu wystarczyła, żebym już tam łeb wpychał. Może liczyłem na głaskanie przy tym, nie wiem. Nigdy nie wiem co planuję, a potem wychodzi z tego coś takiego właśnie.
Spojrzałem na Baqarę i zmrużyłem oczy oceniając czy wszystko mówi poprawnie, jednak było w porządku wszystko. Tak mi się wydaje. Mniej więcej, z resztą jego tam nie było, to nawet nie zauważy pomyłki. Kwestia harpii wywołała we wszystkich wyraźne poruszenie. Strach, nienawiść, miłość, zdrada. Sięgnąłem pyskiem do głowy liska i liznąłem go po skulonym uchu, żeby je odkulił. Nie mam pojęcia na to polują harpie, ale bym się z chęcią dowiedział. Później może go zapytam, jeśli będę pamiętać i będę umiał się odezwać sensownie, o ile się mnie nie wystraszy, jako elfa. Nie wyglądam aż tak groźnie, może nieco nieprzystępnie, ale... a może jest tak źle? Czy ja mam lustro w domu? Nie jest źle, wychodzę więcej na słońce. Świeci na mnie, na kwiaty to działa, ale ze mnie trochę taki mech. Meh.
Kolejnym tematem, co zrobił na wszystkich wrażenie, to dokumenty. Ja zrozumiałem o co chodzi, bo znałem całą sytuację. Wampir nie wiedział nic, a Lis nie pojmuje urzędowych spraw. To, jak z krową. Jak jakąś kradniesz, musisz załatwić jej dokumenty, żeby było, że niby twoja legalnie.
Spojrzałem na talerz wampira i szybko przeanalizowałem co on zjadł. Chyba nic, albo mało. Nie wiem ile zjadł zanim przyszliśmy, ale teraz talerz miał pusty. Ostrożnie złapałem udko kurczaka w zęby i zeskoczyłem z nim z krzesła. Ruszyłem do wampira i wyciągnąłem łeb, odkładając mięso na jego talerz. Spojrzałem na niego, spojrzałem na mięso i znów na niego. Proszę, niech zrozumie, że każę mu jeść. Znaczy, jak nie chce, to ja z chęcią zjem, ale to chłop Baqary. Ona jest duża, a on taki jakby nie do pary. Też musi na słońce wyjść, żeby jak kwiat urosnąć, albo jak mech, czy porost, albo grzyb.
Poczekałem aż chłopak weźmie gryza pierwszego i jeśli wziął, to zostawiłem go w spokoju, licząc, że dalej będzie jeść sam, jak poczuje ten dobry smak. Powolutku wróciłem na swoje krzesło i usiadłem bardzo ładnie. Siedziałbym tak ładnie dalej, gdyby po jedzeniu mnie jakoś nie zmuliło lekko. Oczy same z siebie zaczęły mi się przymykać. Czekałem aż skończymy jeść, ale jeśli zasnę jeszcze w trakcie rozmowy, to się nic nie stanie, chyba.
Spojrzałem na Baqarę i zmrużyłem oczy oceniając czy wszystko mówi poprawnie, jednak było w porządku wszystko. Tak mi się wydaje. Mniej więcej, z resztą jego tam nie było, to nawet nie zauważy pomyłki. Kwestia harpii wywołała we wszystkich wyraźne poruszenie. Strach, nienawiść, miłość, zdrada. Sięgnąłem pyskiem do głowy liska i liznąłem go po skulonym uchu, żeby je odkulił. Nie mam pojęcia na to polują harpie, ale bym się z chęcią dowiedział. Później może go zapytam, jeśli będę pamiętać i będę umiał się odezwać sensownie, o ile się mnie nie wystraszy, jako elfa. Nie wyglądam aż tak groźnie, może nieco nieprzystępnie, ale... a może jest tak źle? Czy ja mam lustro w domu? Nie jest źle, wychodzę więcej na słońce. Świeci na mnie, na kwiaty to działa, ale ze mnie trochę taki mech. Meh.
Kolejnym tematem, co zrobił na wszystkich wrażenie, to dokumenty. Ja zrozumiałem o co chodzi, bo znałem całą sytuację. Wampir nie wiedział nic, a Lis nie pojmuje urzędowych spraw. To, jak z krową. Jak jakąś kradniesz, musisz załatwić jej dokumenty, żeby było, że niby twoja legalnie.
Spojrzałem na talerz wampira i szybko przeanalizowałem co on zjadł. Chyba nic, albo mało. Nie wiem ile zjadł zanim przyszliśmy, ale teraz talerz miał pusty. Ostrożnie złapałem udko kurczaka w zęby i zeskoczyłem z nim z krzesła. Ruszyłem do wampira i wyciągnąłem łeb, odkładając mięso na jego talerz. Spojrzałem na niego, spojrzałem na mięso i znów na niego. Proszę, niech zrozumie, że każę mu jeść. Znaczy, jak nie chce, to ja z chęcią zjem, ale to chłop Baqary. Ona jest duża, a on taki jakby nie do pary. Też musi na słońce wyjść, żeby jak kwiat urosnąć, albo jak mech, czy porost, albo grzyb.
Poczekałem aż chłopak weźmie gryza pierwszego i jeśli wziął, to zostawiłem go w spokoju, licząc, że dalej będzie jeść sam, jak poczuje ten dobry smak. Powolutku wróciłem na swoje krzesło i usiadłem bardzo ładnie. Siedziałbym tak ładnie dalej, gdyby po jedzeniu mnie jakoś nie zmuliło lekko. Oczy same z siebie zaczęły mi się przymykać. Czekałem aż skończymy jeść, ale jeśli zasnę jeszcze w trakcie rozmowy, to się nic nie stanie, chyba.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Jadalnia
Opowiadałam historię starając się być mniej więcej dokładna i wtedy mi przerwano. Cóż, może to była za mocna historia dla Altaira. Ledwo co ożyłam i idę w las spotykać potwory. Nie pomyślałam, że może się niepokoić. A może o to mi chodziło? Skoro on cały czas narażał swoje życie i zdrowie dla bezsensownych zabaw, to ja też to mogę robić, zwłaszcza w ramach badań czy zarabiania.
-Widziałam straszniejsze.-rzuciłam wampirowi na odegnanie jego strachu.-Ważne, ważne.-zamachałam palcem na liska.-Kiedy idziesz w las na polowanie musisz wiedzieć czego się spodziewać.-ośmieliłam go i nawet jeśli nie chciał mówić, to może upewnię go w tym, że jego wiedza ma znaczenie. Sam tyle czasu przeżył, to dobrze o nim świadczy.
Mówiłam dalej, jednak przypomniałam sobie o swojej obietnicy i przerwałam, co spotkało się ze zrozumieniem, na szczęście.
-Ależ spisuję. Każdą przygodę, każdą bestię mam opisaną. Wszystko jest w pracowni. Właśnie, powinnam zajrzeć do ożywieńców.-wymruczałam ostatnie zdanie pod nosem, bardziej do siebie. Moje martwe maluchy wymagają uwagi, jeśli chcę rozwijać pomysł zmarłego naukowca.
Rzuciłam temat dokumentów i pokiwałam zadowolona głową na pomysły Altaira, możemy chwilę poczekać, nie ma problemu. Spojrzałam na Franza.
-Dokumenty ci się przydadzą. Jeśli ktoś cię zatrzyma pokażesz im je i unikniesz powrotu do właściciela. Bez nich mogą się niepotrzebnie interesować sprawą.-wyjaśniłam najprościej, jak mogłam.-Jak Altair mówi, czekanie na papiery może chwilę zająć.-wróciłam wzrokiem do wampira.-Mogę pojechać z tobą, o ile nie jedziesz do Neraspis.-zaklepałam sobie prawo do odmowy. Co kiedyś postanowiłam dalej obowiązuje, a uparta jestem i nieprędko odpuszczę czy wybaczę. Niech no ja tylko dorwę ich w łapy, to rozerwę na strzępy. A Altair? Ma szczęście, że mnie utrzymuje, to będę miła, ale jak tylko będę sama w stanie zapłacić za swoje wyjazdy i badania... woda w płomieniach stanie wtedy.
Iwo wykazał się troską i podarował Altairowi kurczaka. Cały czas przyglądałam się jego spacerowi z mięsem, a później próbom przekonania wampira do współpracy.
-On ma rację, powinieneś coś zjeść. Schudłeś niepotrzebnie, martwi mnie to.-mówiąc to sięgnęłam po ziemniaki i nałożyłam ich trochę Altairowi.-Poza tym nie marnuj pracy ludzi w kuchni.-dodałam, chociaż po chwili uznałam, ze mogłam to sobie darować i zakończyć na uroczym wątku tego, że mi na nim zależy, tylko na nim. Trudno, nie moja wina, ze dbam o wszystkich dookoła, a przynajmniej staram się to robić.
Wróciłam do jedzenie, z zainteresowaniem zerkając co chwila na wilkołaka, który ewidentnie nie miał sił już nawet na jedzenie. Nietypowe to w jego przypadku.
-Jak chcesz spać, to możesz iść do swojego pokoju.-wymruczałam do psa zaproszenie na drzemkę. Jednak sam tam raczej nie pójdzie. Przylepił się do Lisa i będzie czekać aż ten zje i uzna, że chce iść.
-Widziałam straszniejsze.-rzuciłam wampirowi na odegnanie jego strachu.-Ważne, ważne.-zamachałam palcem na liska.-Kiedy idziesz w las na polowanie musisz wiedzieć czego się spodziewać.-ośmieliłam go i nawet jeśli nie chciał mówić, to może upewnię go w tym, że jego wiedza ma znaczenie. Sam tyle czasu przeżył, to dobrze o nim świadczy.
Mówiłam dalej, jednak przypomniałam sobie o swojej obietnicy i przerwałam, co spotkało się ze zrozumieniem, na szczęście.
-Ależ spisuję. Każdą przygodę, każdą bestię mam opisaną. Wszystko jest w pracowni. Właśnie, powinnam zajrzeć do ożywieńców.-wymruczałam ostatnie zdanie pod nosem, bardziej do siebie. Moje martwe maluchy wymagają uwagi, jeśli chcę rozwijać pomysł zmarłego naukowca.
Rzuciłam temat dokumentów i pokiwałam zadowolona głową na pomysły Altaira, możemy chwilę poczekać, nie ma problemu. Spojrzałam na Franza.
-Dokumenty ci się przydadzą. Jeśli ktoś cię zatrzyma pokażesz im je i unikniesz powrotu do właściciela. Bez nich mogą się niepotrzebnie interesować sprawą.-wyjaśniłam najprościej, jak mogłam.-Jak Altair mówi, czekanie na papiery może chwilę zająć.-wróciłam wzrokiem do wampira.-Mogę pojechać z tobą, o ile nie jedziesz do Neraspis.-zaklepałam sobie prawo do odmowy. Co kiedyś postanowiłam dalej obowiązuje, a uparta jestem i nieprędko odpuszczę czy wybaczę. Niech no ja tylko dorwę ich w łapy, to rozerwę na strzępy. A Altair? Ma szczęście, że mnie utrzymuje, to będę miła, ale jak tylko będę sama w stanie zapłacić za swoje wyjazdy i badania... woda w płomieniach stanie wtedy.
Iwo wykazał się troską i podarował Altairowi kurczaka. Cały czas przyglądałam się jego spacerowi z mięsem, a później próbom przekonania wampira do współpracy.
-On ma rację, powinieneś coś zjeść. Schudłeś niepotrzebnie, martwi mnie to.-mówiąc to sięgnęłam po ziemniaki i nałożyłam ich trochę Altairowi.-Poza tym nie marnuj pracy ludzi w kuchni.-dodałam, chociaż po chwili uznałam, ze mogłam to sobie darować i zakończyć na uroczym wątku tego, że mi na nim zależy, tylko na nim. Trudno, nie moja wina, ze dbam o wszystkich dookoła, a przynajmniej staram się to robić.
Wróciłam do jedzenie, z zainteresowaniem zerkając co chwila na wilkołaka, który ewidentnie nie miał sił już nawet na jedzenie. Nietypowe to w jego przypadku.
-Jak chcesz spać, to możesz iść do swojego pokoju.-wymruczałam do psa zaproszenie na drzemkę. Jednak sam tam raczej nie pójdzie. Przylepił się do Lisa i będzie czekać aż ten zje i uzna, że chce iść.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Jadalnia
Hrabia chyba nie zwrócił większej uwagi na jego wtrącenie, ale Baqara już owszem. Nawet lizanie Iwo niewiele pomogło jego stulonym uszom, a on sam czuł, że stoi przed trudnym wyborem. Powinien zrezygnować z odpowiedzi, choć z drugiej strony powinien odpowiedzieć na pytanie ukryte pod tymi słowami i tu rodził się wielki konflikt prawno-interesowy. W końcu uciekł z powrotem wzrokiem do talerza.
— Polują na... dziewice... — wymruczał z wyraźnym zakłopotaniem. — Podobno picie ich krwi zapewnia im wieczną młodość. Tak jest w książkach — dorzucił pospiesznie, by odwrócić ich uwagę od głównego stwierdzenia.
Lisek ukradkiem wziął nieco głębszy oddech i zerknął na hrabiego, by zbadać jego reakcję, kontrolnie na Iwka, chcąc się uspokoić, i w końcu na Baqarę, gotów na wszelką reprymendę.
W każdym razie rozmowa toczyła się dalej, przechodząc na temat dokumentów. Na wyjaśnienia lekko pokiwał głową, układając to sobie w całość.
— Rozumiem... Dziękuję — odparł cicho. To brzmiało jak duży prezent, nie spodziewał się aż takiej życzliwości, choć... Wyuczona ostrożność kazała na to uważać. Równie dobrze mogą wystawić dokument na siebie.
Iwo postanowił nakarmić pana domu, na co Franz uśmiechnął się delikatnie i krótko. Nie powinien się śmiać, ale ta troska ich obojga wyglądała dość zabawnie. W końcu to był dorosły facet, nie? Powinien umieć jeść z umiarem. Wilkołak wrócił szybko i oczy mu się kleiły jeszcze bardziej niż przed tą męczącą eskapadą. Franz zerknął na hybrydę i znów na wilka, i wpadł na pomysł, ktory z założenia wszystkich powinien zadowolić.
— Pójdę z nim — oświadczył, może nieco wpadając w prośbę, a jeśli tylko nikt nie protestował, to zsunął się z krzesła i złapał wilkołaka za łapę. — Chodźmy — wymruczał do niego, ciągnąc go na ziemię. Gdy tylko Iwo się zebrał, wyszli razem z jadalni, on oczywiście uczepił się jego długich kudłów na barku. Wędrówka przez obce korytarze nie była zachęcająca, ale konieczna.
z.t. Franz i Iwo
— Polują na... dziewice... — wymruczał z wyraźnym zakłopotaniem. — Podobno picie ich krwi zapewnia im wieczną młodość. Tak jest w książkach — dorzucił pospiesznie, by odwrócić ich uwagę od głównego stwierdzenia.
Lisek ukradkiem wziął nieco głębszy oddech i zerknął na hrabiego, by zbadać jego reakcję, kontrolnie na Iwka, chcąc się uspokoić, i w końcu na Baqarę, gotów na wszelką reprymendę.
W każdym razie rozmowa toczyła się dalej, przechodząc na temat dokumentów. Na wyjaśnienia lekko pokiwał głową, układając to sobie w całość.
— Rozumiem... Dziękuję — odparł cicho. To brzmiało jak duży prezent, nie spodziewał się aż takiej życzliwości, choć... Wyuczona ostrożność kazała na to uważać. Równie dobrze mogą wystawić dokument na siebie.
Iwo postanowił nakarmić pana domu, na co Franz uśmiechnął się delikatnie i krótko. Nie powinien się śmiać, ale ta troska ich obojga wyglądała dość zabawnie. W końcu to był dorosły facet, nie? Powinien umieć jeść z umiarem. Wilkołak wrócił szybko i oczy mu się kleiły jeszcze bardziej niż przed tą męczącą eskapadą. Franz zerknął na hybrydę i znów na wilka, i wpadł na pomysł, ktory z założenia wszystkich powinien zadowolić.
— Pójdę z nim — oświadczył, może nieco wpadając w prośbę, a jeśli tylko nikt nie protestował, to zsunął się z krzesła i złapał wilkołaka za łapę. — Chodźmy — wymruczał do niego, ciągnąc go na ziemię. Gdy tylko Iwo się zebrał, wyszli razem z jadalni, on oczywiście uczepił się jego długich kudłów na barku. Wędrówka przez obce korytarze nie była zachęcająca, ale konieczna.
z.t. Franz i Iwo
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Jadalnia
Picie krwi zapewnia harpiom wieczną młodość? Brzmiało to jak absurd, chyba że harpie to krewne wampirów, aaa… w sumie to możliwe, wystarczy spojrzeć na nosferatu.
Zaraz jednak Altair miał o czym myśleć, kiedy padła wzmianka o ożywieńcach, na co jego brew zadrgała. Żywe trupy… pod Mernstein…? Czy Gregory o tym wiedział? Miał więcej nie kłamać. Chyba, że… nie no, ktoś musiał wiedzieć.
-Czy te ożywione potwory są zagrożeniem…?
Zapytał, bo właściwie nekromancja nie była jego dziedziną, jak żadna z nauk, ale brzmiało to jak coś strasznego. Jego dom był bezpiecznym azylem od potworów, a teraz nawet w nim można szukać…
Na szczęście temat papierów zajął myśli Altaira i oddalił go od przerażających chodzących trupów, a sugestia w kwestii Neraspis skomentował krótkim uśmieszkiem zakłopotania, który szybko uciekł.
-Nie, nie… urząd administracyjny w Sadah i… oczywiście, towarzystwo będzie mile. Pewnie nawet nie pamiętają jak wyglądam…
Odparł i przeczesał kilka kosmyków za ucho. Będzie musiał zaprezentować się jak hrabia tych ziem, aby wzięto go na poważnie. Nikt nie lubi stać w kolejkach.
He? Schudł? Spojrzał na talerz. To możliwe, ale wydawało mu się, że bywało gorzej. Jednak nadal nie ruszył jedzenia, bo dwójka gości zbierała się do spania. Powoli wstał, gdy oni wstawali.
-Czujcie się jak u s…siebie!
Machnął ręką z niepewnym uśmiechem i zaraz usiadł z powrotem przełykając ślinę. W porządku, pierwsze ucywilizowanie się już za nim i to z dzieckiem, oraz wilkołakiem, to mnoży jego sukces razy trzy. To dużo sukcesu.
Przeniósł oczy na Baqare, która pozostała z nim. Na swój sposób było to niezręczne.
-Na dniach pojedziemy… chłopiec dostanie wszystko co potrzebuje, przysięgam. Twój przyjaciel też…
Splótł dłonie ze sobą, uciekając wzrokiem przed siebie.
Zaraz jednak Altair miał o czym myśleć, kiedy padła wzmianka o ożywieńcach, na co jego brew zadrgała. Żywe trupy… pod Mernstein…? Czy Gregory o tym wiedział? Miał więcej nie kłamać. Chyba, że… nie no, ktoś musiał wiedzieć.
-Czy te ożywione potwory są zagrożeniem…?
Zapytał, bo właściwie nekromancja nie była jego dziedziną, jak żadna z nauk, ale brzmiało to jak coś strasznego. Jego dom był bezpiecznym azylem od potworów, a teraz nawet w nim można szukać…
Na szczęście temat papierów zajął myśli Altaira i oddalił go od przerażających chodzących trupów, a sugestia w kwestii Neraspis skomentował krótkim uśmieszkiem zakłopotania, który szybko uciekł.
-Nie, nie… urząd administracyjny w Sadah i… oczywiście, towarzystwo będzie mile. Pewnie nawet nie pamiętają jak wyglądam…
Odparł i przeczesał kilka kosmyków za ucho. Będzie musiał zaprezentować się jak hrabia tych ziem, aby wzięto go na poważnie. Nikt nie lubi stać w kolejkach.
He? Schudł? Spojrzał na talerz. To możliwe, ale wydawało mu się, że bywało gorzej. Jednak nadal nie ruszył jedzenia, bo dwójka gości zbierała się do spania. Powoli wstał, gdy oni wstawali.
-Czujcie się jak u s…siebie!
Machnął ręką z niepewnym uśmiechem i zaraz usiadł z powrotem przełykając ślinę. W porządku, pierwsze ucywilizowanie się już za nim i to z dzieckiem, oraz wilkołakiem, to mnoży jego sukces razy trzy. To dużo sukcesu.
Przeniósł oczy na Baqare, która pozostała z nim. Na swój sposób było to niezręczne.
-Na dniach pojedziemy… chłopiec dostanie wszystko co potrzebuje, przysięgam. Twój przyjaciel też…
Splótł dłonie ze sobą, uciekając wzrokiem przed siebie.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Jadalnia
Gdyby tylko harpie zobaczył, zmieniłby zdanie, bo bliżej im raczej do hybrydzich drakuletów niż nosferatu moim zdaniem, ale to już zależy chyba od skojarzeń.
-Oh, nie, no gdzie.-zaśmiałam się krótko i machnąłem dłonią, odpędzając jego zmartwienia.-Są potulni, jak baranki, siedzą grzecznie w swoim pokoju.-ta, nie ma co ukrywać, że żywe zwłoki mamy pod sobą. Każdy ma coś za uszami, a jak związek ma być zdrowy, to zero tajemnic powinno być, a przynajmniej nie takie istotne, na przykład, takie, jak to, że ktoś się upija i narkotyzuje, albo idzie mordować wilkołaki. No dobra, przyznaję, że się zawiesiłam na tych zdarzeniach. Stara się chłopak, a ja ciągle o tym samym. Zabolało mnie to jednak wtedy na tyle mocno, że tego nie zapomnę.
Obiecał dobre towarzystwo. To dobrze, że ie Neraspis, bardzo dobrze, chociaż jakaś część mnie chciałaby tam pojechać, żeby utrzeć nosa pewnemu jegomościowi, ale to innym razem.
-Takiej ślicznej buźki nie zapomni się szybko.-skomplementowałam go, co mógł odczytać jako sarkazm, bo nie ma oka, ale dalej jest ładny. Mimo tego mój komentarz był szczery, bo ładny z niego chłopak, nie ma co ukrywać. Czuję się przy nim czasami tak staro. Eh... Wszystko się pozmieniało i czasami są to subtelne różnice, ale wystarczą, żeby wywołać dyskomfort.
Nasi goście wstali od stołu, czemu się nie sprzeciwiałam.
-Miłych snów!-życzyłam im, odprowadzając ich wzrokiem. Nie siliłam się na wstawanie, bo to nie jest formalne spotkanie, a pogaduchy przyjaciół. No i krzesło było takie wygodne w porównaniu z dechą wozu i wybojami.
Zostaliśmy sami i owszem było nieco niezręczne, znów wyczuwałam między nami napięcie, jednak nie miałam już siły się dłużej kłócić. Zmęczyłam się i liczę, że wszystko wróci do normy samo z siebie, chociaż zazwyczaj jak rzeczy zostawia się same sobie, to się jeszcze bardziej psują.
-Iwo nie potrzebuje dużo. Kilka podrapań za uchem oto jego potrzeba.-wielki wilk był o dziwo łatwy w utrzymaniu, łatwiejszy niż nie jeden dorosły.
Chwyciłam widelec, nadziałam na niego nieco mięsa i wystawiłem je w stronę Altaira, karmiąc go.
-Lepiej zjedz po dobroci, Altair.-uśmiechałam się do niego słonecznie.-Nie chce cię w końcu połamać w łóżku, bo cię przez sen za mocno przytulę.-to realne zagrożenie, a on wystarczająco długo siedział i nic nie robił, żeby znowu to robić, ale w bandażach. Jeśli tylko zjadł, co mu podałam, to zaraz kontynuowałam rozpieszczanie mojego kapryśnego wampirka.
-Jeśli będziesz chciał, to mogę ci ożywieńców pokazać. Do pracowni też zapraszam, chociaż przybyło mi sporo fiolek z różnymi stworami.-pochwaliłam się, ale mówiłam to głównie po to, żeby nie było tej ciszy sugerującej, że mało co nas łączy.-Będę musiała też poszukać nowego miejsca na sprzedawanie łupów. Może powinnam poszerzyć też tereny na których pracuję. Wyjazd do Sad'gha Ul niezwykle kusi. Co o tym myślisz?-niepotrzebnie o to pytam, ale niech się wypowie, niech ma złudzenie, że może wpływać na moje decyzje. Kto wie, może mi coś doradzi, bo w końcu to on ma łeb do biznesu, a na pewno siedzi w nim dłużej niż ja. Nie chciałam na nim co prawda polegać. Nie po to zarabiam swoje pieniądze, żeby potem i tak iść do niego z byle pierdołą, ale no... Niech mówi, śmiało.
-Oh, nie, no gdzie.-zaśmiałam się krótko i machnąłem dłonią, odpędzając jego zmartwienia.-Są potulni, jak baranki, siedzą grzecznie w swoim pokoju.-ta, nie ma co ukrywać, że żywe zwłoki mamy pod sobą. Każdy ma coś za uszami, a jak związek ma być zdrowy, to zero tajemnic powinno być, a przynajmniej nie takie istotne, na przykład, takie, jak to, że ktoś się upija i narkotyzuje, albo idzie mordować wilkołaki. No dobra, przyznaję, że się zawiesiłam na tych zdarzeniach. Stara się chłopak, a ja ciągle o tym samym. Zabolało mnie to jednak wtedy na tyle mocno, że tego nie zapomnę.
Obiecał dobre towarzystwo. To dobrze, że ie Neraspis, bardzo dobrze, chociaż jakaś część mnie chciałaby tam pojechać, żeby utrzeć nosa pewnemu jegomościowi, ale to innym razem.
-Takiej ślicznej buźki nie zapomni się szybko.-skomplementowałam go, co mógł odczytać jako sarkazm, bo nie ma oka, ale dalej jest ładny. Mimo tego mój komentarz był szczery, bo ładny z niego chłopak, nie ma co ukrywać. Czuję się przy nim czasami tak staro. Eh... Wszystko się pozmieniało i czasami są to subtelne różnice, ale wystarczą, żeby wywołać dyskomfort.
Nasi goście wstali od stołu, czemu się nie sprzeciwiałam.
-Miłych snów!-życzyłam im, odprowadzając ich wzrokiem. Nie siliłam się na wstawanie, bo to nie jest formalne spotkanie, a pogaduchy przyjaciół. No i krzesło było takie wygodne w porównaniu z dechą wozu i wybojami.
Zostaliśmy sami i owszem było nieco niezręczne, znów wyczuwałam między nami napięcie, jednak nie miałam już siły się dłużej kłócić. Zmęczyłam się i liczę, że wszystko wróci do normy samo z siebie, chociaż zazwyczaj jak rzeczy zostawia się same sobie, to się jeszcze bardziej psują.
-Iwo nie potrzebuje dużo. Kilka podrapań za uchem oto jego potrzeba.-wielki wilk był o dziwo łatwy w utrzymaniu, łatwiejszy niż nie jeden dorosły.
Chwyciłam widelec, nadziałam na niego nieco mięsa i wystawiłem je w stronę Altaira, karmiąc go.
-Lepiej zjedz po dobroci, Altair.-uśmiechałam się do niego słonecznie.-Nie chce cię w końcu połamać w łóżku, bo cię przez sen za mocno przytulę.-to realne zagrożenie, a on wystarczająco długo siedział i nic nie robił, żeby znowu to robić, ale w bandażach. Jeśli tylko zjadł, co mu podałam, to zaraz kontynuowałam rozpieszczanie mojego kapryśnego wampirka.
-Jeśli będziesz chciał, to mogę ci ożywieńców pokazać. Do pracowni też zapraszam, chociaż przybyło mi sporo fiolek z różnymi stworami.-pochwaliłam się, ale mówiłam to głównie po to, żeby nie było tej ciszy sugerującej, że mało co nas łączy.-Będę musiała też poszukać nowego miejsca na sprzedawanie łupów. Może powinnam poszerzyć też tereny na których pracuję. Wyjazd do Sad'gha Ul niezwykle kusi. Co o tym myślisz?-niepotrzebnie o to pytam, ale niech się wypowie, niech ma złudzenie, że może wpływać na moje decyzje. Kto wie, może mi coś doradzi, bo w końcu to on ma łeb do biznesu, a na pewno siedzi w nim dłużej niż ja. Nie chciałam na nim co prawda polegać. Nie po to zarabiam swoje pieniądze, żeby potem i tak iść do niego z byle pierdołą, ale no... Niech mówi, śmiało.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Jadalnia
Czy ona mówiła o tych ożywieńcach jak o dzieciach? Baqara zawsze wydawała mu się ekscentryczna, ale czasem miał wrażenie, że przechodziła samą siebie swoimi pomysłami, czy też podejściem do zagrożeń. Teoretycznie oni też byli na swój sposób chodzącymi trupami, tylko że żyli za sprawą krwi, dalej chorowali, czy czuli, a umarłym niestraszny już ból lub ziemskie potrzeby. Co je napędzało? Co sobie myślały siedząc w zamknięciu? Czy w ogóle myślały?
Jej komplement skutecznie odwrócił uwagę od niepokojącego tematu, na co mrugnął swoim zdrowym okiem z lekkim zaskoczeniu. Zaskoczeniu? Nie skomplementowała go pierwszy raz, ale teraz te słowa miały dużo głębsze znaczenie. W końcu żadna śmierć nie przywróci mu oka, blizna skrywana pod opaska będzie zawsze i… mogła żartować, oczywiście, ale jeśli było w tym trochę prawdy, było to również pocieszające.
Gdyby tylko jego życie i potrzeby były takie proste jak u Iwo, drapanie i koniec tematu. Właściwie momentami sam nie wiedział czego chciał, ale próby nie chcenia źle to już jakieś w miarę dobre ambicje. Uniósł spojrzenie na widelec z kawałkiem mięsa, który powędrował w jego stronę, a kolejny przypływ zaskoczenia okazał się większy od poprzedniego, z dominującą siłą słów Baqary. Przytulić? Chciała go dalej po tym wszystkim przytulać? Sam nie wiedział, czy miał się cieszyć, czy może wystraszyć groźby. Mimowolnie jego usta zadrgały w górę.
-I… jak tu odmówić…
Odparł, po czym wystawił swoje długie kły, choć jego buzia lekko zboczyła z kursu, przez złą koordynację wzrokową, ale mimo to nie trudził się z tym, raczej licząc na inicjatywę kobiety.
Na sugestie, a właściwie propozycje w temacie ożywieńców zaczął jakoś rzuć tak wolniej, lecz mimo to uśmiechnął się w zakłopotaniu. Co jej powiedzieć?
-Jasne, tylko… może potem.- Pokręcił głową. Czyli nie odmówił, świetnie. To czeka go wejście do szafy z potworem. -Biznes…- Przełknął. -Najlepiej otworzyć placówkę handlową, właściwie przynajmniej dwie, między którymi towar i zyski byłyby transportowane. Jedna musiałaby funkcjonować w Medevarze, a druga… przykładowo w Sad'gha Ulu. Tylko potrzebujesz wtedy pracowników. A jeśli chcesz być sprzedawcą wolnorynkowym, najlepiej złapać kilka kontaktów z zagranicznymi kupcami, wtedy Sad'gha Ul też wydaje się najlepszą opcją.- Zasugerował, zaraz jednak zdając sobie sprawę, że Ara mogła nie mieć szansy na opcję pierwszą, zaś druga skłaniałbym ją do stałych podróży. Ale… rozumiał to. Samorozwój, samodzielność. Coś czego mu brakowało. -Ciesze się, że wróciłem…
Wymruczał do siebie, cokolwiek to miało znaczyć. Ale tak. Wbrew wszystkim zawiłym i sprzecznym myślom, był chyba przez ten moment szczęśliwy.
Z/T 2x
Jej komplement skutecznie odwrócił uwagę od niepokojącego tematu, na co mrugnął swoim zdrowym okiem z lekkim zaskoczeniu. Zaskoczeniu? Nie skomplementowała go pierwszy raz, ale teraz te słowa miały dużo głębsze znaczenie. W końcu żadna śmierć nie przywróci mu oka, blizna skrywana pod opaska będzie zawsze i… mogła żartować, oczywiście, ale jeśli było w tym trochę prawdy, było to również pocieszające.
Gdyby tylko jego życie i potrzeby były takie proste jak u Iwo, drapanie i koniec tematu. Właściwie momentami sam nie wiedział czego chciał, ale próby nie chcenia źle to już jakieś w miarę dobre ambicje. Uniósł spojrzenie na widelec z kawałkiem mięsa, który powędrował w jego stronę, a kolejny przypływ zaskoczenia okazał się większy od poprzedniego, z dominującą siłą słów Baqary. Przytulić? Chciała go dalej po tym wszystkim przytulać? Sam nie wiedział, czy miał się cieszyć, czy może wystraszyć groźby. Mimowolnie jego usta zadrgały w górę.
-I… jak tu odmówić…
Odparł, po czym wystawił swoje długie kły, choć jego buzia lekko zboczyła z kursu, przez złą koordynację wzrokową, ale mimo to nie trudził się z tym, raczej licząc na inicjatywę kobiety.
Na sugestie, a właściwie propozycje w temacie ożywieńców zaczął jakoś rzuć tak wolniej, lecz mimo to uśmiechnął się w zakłopotaniu. Co jej powiedzieć?
-Jasne, tylko… może potem.- Pokręcił głową. Czyli nie odmówił, świetnie. To czeka go wejście do szafy z potworem. -Biznes…- Przełknął. -Najlepiej otworzyć placówkę handlową, właściwie przynajmniej dwie, między którymi towar i zyski byłyby transportowane. Jedna musiałaby funkcjonować w Medevarze, a druga… przykładowo w Sad'gha Ulu. Tylko potrzebujesz wtedy pracowników. A jeśli chcesz być sprzedawcą wolnorynkowym, najlepiej złapać kilka kontaktów z zagranicznymi kupcami, wtedy Sad'gha Ul też wydaje się najlepszą opcją.- Zasugerował, zaraz jednak zdając sobie sprawę, że Ara mogła nie mieć szansy na opcję pierwszą, zaś druga skłaniałbym ją do stałych podróży. Ale… rozumiał to. Samorozwój, samodzielność. Coś czego mu brakowało. -Ciesze się, że wróciłem…
Wymruczał do siebie, cokolwiek to miało znaczyć. Ale tak. Wbrew wszystkim zawiłym i sprzecznym myślom, był chyba przez ten moment szczęśliwy.
Z/T 2x
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|