Wiem, dokąd iść

2 posters

Go down

Wiem, dokąd iść Empty Wiem, dokąd iść

Pisanie by Mistrz Gry Sro Cze 29, 2022 3:55 pm

Shendaar, dom Luny Saffaris, zima 1868/69 rok

Amelie zeszła niespiesznie po schodach, kierując się do salonu. Nie spodziewała się, że odwiedziny u Luny się przeciągną, ale obecnie nie miała nic lepszego do roboty. Jej kariera w milicji i tak spadła na łeb na szyję, a chwilowy urlop pozwalał odetchnąć od tego faktu. Za moment zaś zatrzymała się gwałtownie, chwytając mocniej pustą na szczęście filiżankę, kiedy jakaś książka przemknęła jej przed twarzą, strąciła wazon z szafki i uderzyła w ścianę.
— KURWA — poleciało wraz z książką, nim Garreth nie przyłożył palców do czoła w geście ogarniającej go frustracji.
— Czy ty się dobrze czujesz? — fuknęła Anatell i minęła go, by dostać się do kuchni.
— Zajebiście...
— Świetnie. Lepiej to posprzątaj, zanim wróci Luna. — Obejrzała się na niego, kiedy zamiast odpowiedzieć, zaczął warczeć pod nosem. — Oczywiście, rozwiązanie na wszystko. Rzuć jeszcze jedną kurwą, pewnie pomoże.
— Zamknij się...
— Zabrakło argumentów? — Anatell uśmiechnęła się pod nosem.
Garreth prychnął tylko i zawiesił wzrok w notatkach. Przez chwilę trwała cisza wypełniona tylko delikatnym pluskiem wody od mytej filiżanki, nim do ich uszu nie doszedł dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Jak zwykle na czas.
— Wróciłam!... — rzuciła Luna, by po chwili zatrzymać się w progu głównego pokoju. — Co tu się...? — Oderwała wzrok na bałaganu i spojrzała na Garretha. Demon westchnął, zerkając po suficie.
— Po prostu nie wdepnij — rzucił i ruszył na dół do swojej pracowni w piwnicy.
Saffaris przez chwilę patrzyła za nim, zastanawiając się nad czymś. Tą kolejną chwilę ciszy przerwała Amelie.
— Zignoruj, przejdzie mu. Zresztą i tak ci zaraz wejdzie na głowę, mogłaś mu chociaż coś powiedzieć.
— Hm? A, niee, nieważne teraz, on czasem ma humory — wymruczała Luna, a Anatell przyjrzała jej się uważniej.
— Coś się stało?
— Jeszcze nie...
— Co to znaczy "jeszcze"? — Amelie wzięła się pod boki.

Usiedli razem. Choć z początku zdawał się pochłonięty swoimi myślami, Garreth szybko również skupił się na Lunie, która zaczęła opowiadać im o swoich obawach i wahaniach. Te jednak zdawały się dyktowane nie tyle dylematem, co przyzwyczajeniem do konkretnego stanu rzeczy. Wszystkie też sprowadzały się do jednego.
— Po prostu coraz bardziej mam wrażenie, że nie powinno mnie tam być... Że to nie jest moje miejsce. — Westchnęła cicho. — Ale nawet nie wiem, czy powinnam to traktować poważnie.
— Mówiłaś, że masz tak od dawna?
— Tak, myślałam nad tym wiele razy i...
— Gryf czy reszka?
— Co?
— Wybierz. No już.
— Gryf?...
— Jak gryf, to odchodzisz.
— Co? — Popatrzyła na niego jeszcze bardziej zdezorientowana, jak to rzucił monetę nad stołem. Drachma zatańcowała dźwięcznie i ułożyła się na płasko.
— Reszka, zostajesz u aran i po sprawie — skomentował rzeczowo.
— Co? Nie, nieprawda, tak nie można! — Luna aż oparła się rękami o stół. — Co to w ogóle miało być? — prychnęła z poirytowaniem, a rosnący uśmiech Garretha znowu ją zdezorientował.
— Nic takiego — odparł zadowolony z siebie. — Udowadniam ci tylko, że wcale nie chcesz tam zostać. Tylko wahasz się to przyznać.
Saffaris usiadła głębiej w fotelu, nie umiejąc chyba zaprzeczyć.
— Ta moneta ma dwie reszki... — wtrąciła cicho Amelie, nim Garreth nie zabrał jej drachmy.
— Słuchaj, jeśli uważasz, że ten cały zakon faszeruje cię bredniami, albo co gorsza innych, to nie masz się nad czym zastanawiać. Lepiej zostać samemu niż przytakiwać głupcom — dodał już całkiem poważnie.
— Nie nazwałabym tego bredniami, na pewno nie wszystko... — zaczęła z wolna. — Ale myślę, że wiele mu brakuje do tego, czym powinien być. Co jest potrzebne. Co gorsza, to wszystko jest tak ograniczone i zamknięte w sobie, że prościej byłoby stworzyć coś nowego niż cokolwiek zmieniać. Dlatego chciałam odejść. I chcę nadal. By móc mówić ludziom prawdę i pomagać im tak, jak tego rzeczywiście potrzebują. — Spojrzała po nich. — Bo uważam, że możemy zrobić o wiele więcej niż dotychczas.
— My?... — Amelie spojrzała na nią, nie do końca pewna, jak szerokie miało to być pojęcie.
— Taką miałam nadzieję. Trochę już razem przeszliśmy, wszyscy też wiemy, o co chodzi, wiemy, że to prawda. Skoro chcę stworzyć nowy zakon, poświęcony dla Ata, wasza pomoc byłaby nieoceniona — wyjaśniła, a wtedy uwagę ich obu przykuł śmiech Garretha.
— Z potwora w sługę bożego, chyba już nic mnie w życiu nie zdziwi. — Pokręcił głową z rozbawieniem, po czym spojrzał na Lunę i rozłożył ręce. — Cokolwiek zamierzasz, jestem z tobą.
Opanowana, choć rozpromieniona Saffaris spojrzała na Amelie.
— ... Chyba powinnam to przemyśleć...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Wiem, dokąd iść Empty Re: Wiem, dokąd iść

Pisanie by Luna Saffaris Nie Lut 05, 2023 12:35 am

Górska polana, okolice Shendaar

— Jesteś pewna, że powinniśmy tu przychodzić? — Mif rozejrzał się po raz kolejny po górskiej polanie. Wyrwa w ziemi, choć zarośnięta i złagodzona deszczem, wciąż była widoczna. Nie mniej rozpadlina w skalnej ścianie i coś, co teraz wyglądało jak kupa głazów.
— Powiedz mi, ile razy przez te góry przetoczyła się burza? Deszcz, śnieg?
Zastanowił się chwilę, choć raczej bez potrzeby dla tego pytania.
— W chuj.
— Myślisz, że zwykły kopiec z ziemi i kamienia by to wytrzymał?
Nie odpowiedział. Stał tylko z boku i przyglądał się, jak szkicowała kapliczkę zbudowaną przez Gasparda. Domyślał się po co, zapewne stanie się ona wzorcem dla nowych ołtarzy, choć ciężko mu było powiedzieć, co mieliby na takich składać. Jednak nie to zaprzątało myśli Mifzenaama. Powrót w to miejsce na nowo obudził wspomnienia, zaskakująco żywe i trudne do sklasyfikowania. Czy wiedząc to wszystko, co teraz, zdecydowałby się na ten sam krok? Odpowiedź na to pytanie powinna być oczywista, ale wcale nie była. Problem jego obecnego położenia polegał na tym, że nie miał pojęcia, dokąd zmierza. Nie powiedziałby, że wolał siedzieć w dawniejszych czasach, to wcale nie była dobra opcja, ale niewiedza i brak kontroli były czasem niepokojące. Teraz po prostu czuł to bardziej niż zwykle. Jego wzrok wylądował znowu na kapliczce. Co mógł o tym myśleć At? Albo on sam, czy on mógł w ogóle czegoś się spodziewać, żeby nie powiedzieć "oczekiwać"? Miał nieznośne poczucie, że byli zdani na siebie. Nie mówił tego głośno, miał nawet cichą nadzieję, że się myli, ale obawy wciąż pozostawały całkiem żywe. Poza tym, co to za głupi pomysł, żeby ktoś jego pokroju żywił nadzieję w boską pomoc...
— Co o tym myślisz?
Spojrzał na rysunek wystawiony w jego stronę, potem na kapliczkę i znowu na notes. Na sąsiedniej kartce widniał symbol, który Gaspard nosił na skroni.
— Wygląda dobrze... — wymruczał. — Z czego ją zrobisz?
— Jeszcze nie wiem, może z drewna — zastanowiła się, spoglądając znów na szkic. Sama jeszcze raz sprawdziła wszystkie szczegóły, by po chwili pójść pokłonić się na pożegnanie Panu Życia i Śmierci.
Demon jeszcze chwilę stał na polanie, kiedy Luna ruszyła ścieżką do lasu. Stał i nie wiedział, co ze sobą zrobić, ani tym bardziej, co wypadało. Zachowywanie się według ludzkich standardów wydawało się nie na miejscu.
— Garreth?!
— Idę!
Luna Saffaris
Luna Saffaris

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : pinterest.com/pin/830632725036503798/

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach