Rantir Quinaathaaph

Go down

Rantir Quinaathaaph Empty Rantir Quinaathaaph

Pisanie by Rantir Quinaathaaph Pon Kwi 06, 2020 5:57 pm

autor: NNautor: blackhoodlum.tumblr.comautor: NN


RANTIR RAGANEN QUINAATHAAPH
Skrzydlaty Wąż

mężczyzna | 26 lat | senemczyk | czarodziej | obywatel Medevaru

WYGLĄD
Umiarkowanej postury mężczyzna w pełni dojrzałym, ale wciąż młodym wieku. Tak naprawdę ma więcej lat, niż na to wygląda, a to za sprawą swoich czarów. Mierzy sobie prawie 191 cm wzrostu. Jego dłoniom daleko do palców pianisty, ale nie wyglądają na zniszczone, może czasem tylko splami je jakiś alchemiczny specyfik. Widać natomiast, że nie miał w przodkach artystów, a prędzej zastęp wojów, czego jednak sam nigdy nie kontynuował. Na środku klatki piersiowej widnieje tatuaż w kształcie słońca w stylu runicznych linii i zawijasów. Twarz smukła, ale o przyjemnych dla oka proporcjach oraz wyraźnie zaznaczonych rysach. Ciemne brwi umiarkowanej grubości nieraz dodają jej surowego wyrazu. Usta dość przeciętne, ale otoczone starannie przystrzyżonym zarostem, który wąską linią rozciąga się na szczękę i bokobrody. Nos ma prosty, o nieznacznie tylko zaznaczonym przegięciu. Włosy czarne, sięgające do ramion są zwykle splecione lub spięte na karku. Oczy maga posiadają tak ciemne, że w większości świateł wręcz smoliście czarne tęczówki. Mają inteligentny i wnikliwy wyraz, właściwy badaczowi spoglądającemu na problem, choć... To nie zawsze prawda. Prawdziwie zafascynowany Rantir przedstawia mieszankę zdziwienia, skupienia i pasji. Nosi się jak na jego pozycję przystało, elegancko i z dużą dozą pewności siebie. Zwykle ma na sobie wygodne i praktyczne rzeczy, nie przepada za sztywnymi frakami, w czym z pomocą przychodzi mu moda czarodziei. W podróży nieodzowną częścią jest czarna peleryna z kapturem, ze srebrnym obszyciem. Na jej tyle taką samą srebrną nicią ręcznie wyhaftowano wizerunek wijącego się skrzydlatego węża z otwartą paszczą i rogami na głowie. Taki sam występuje na sygnecie Rantira. Oprócz tego nie rozstaje się też ze srebrnym sztyletem, który jednak nie przykuwa uwagi niczym szczególnym. Od czasu do czasu zabiera ze sobą drewniany kostur, odpowiednio zadbany i w całości pokryty runami.

CHARAKTER
Nosi się jak na jego pozycję przystało, ale nie tylko. Quinaathaaph to wyjątkowo barwna osoba, która wbrew dworskim standardom nie waha się okazywać większości emocji, które się w nim zakłębią. Dobrze wie, czego chce i oczekuje od życia, a także od innych, którym niejednokrotnie, wręcz z pewną dozą satysfakcji, wytyka popełniane błędy. Ciężko czasem stwierdzić, czy robi to z poczucia obowiązku, czy dla własnego ego, jednak nigdy bez wyraźnego powodu. Nie lubi ludzi prostolinijnych, ani tych, którzy zdają się chełpić swoją niewiedzą i ignoranctwem. Mimo to, jest w stanie dostrzec więcej wartości w kimś, kto z pozoru jej nie przejawia lub nawet sam o niej nie wie. Przez lata obserwacji i własnego doświadczenia Rantir nauczył się nie oceniać innych po pozorach, a jedynie brać te pod uwagę, ale w żaden sposób nie stara się mieszać tym do polityki, której szczerze nienawidzi. Jest typem naukowca, wszystko, co nieznane i zagadkowe, przyciąga go jak magnes, każe doszukiwać się odpowiedzi wszelkim możliwym kosztem. To niejednokrotnie kłóci się z jego całkiem poprawnym poczuciem moralności, choć dość racjonalnym i przeżartym przez lata doświadczenia.
Dobry z niego towarzysz, uczciwy i wierny, jeśli tylko nikt nie próbuje sam grać z nim nieczysto. Nie jest mistrzem snucia intryg, ale nie jest też głupi i nie pozwoli sobą pomiatać. Poczucie własnej wartości i umiejętności niejednokrotnie stawia go w roli ekscentrycznego zarozumialca, jednak nie stanowi dla niego problemu przyznanie się do większości błędów. Tego samego oczekuje też od innych. W kontaktach z innymi jest raczej zdystansowany, często wręcz chłodny dla tych, których nie uważa za stojących na tym samym poziomie. Nie będzie co prawda ot tak pomiatał otwarcie ludźmi wokół siebie, ale na jego uznanie trzeba sobie zasłużyć. Nie jednokrotnym wypadem, ale pracą i wytrwałością. Opiekuńczy i protekcyjny w stosunku do bliskich i przyjaciół, mogą na niego liczyć w każdej sprawie, nawet najbardziej abstrakcyjnej i beznadziejnej. Rantir nigdy nie skreśla sprawy z miejsca, co najwyżej odrzuca rozwiązanie, które nie jest odpowiednie.
Zwolennik dobrej zabawy, o ile sytuacja nie zaczyna ujmować jego osobie. Potrafi tańczyć i zachować się w towarzystwie, aczkolwiek nie pogardzi też tym mniej wytwornym. Lubi od czasu do czasu wypić kieliszek wina i zapalić, również na odstresowanie czy pozbieranie myśli przy bardziej wymagającym problemie. Lubi muzykę, choć sam nie jest najlepszym jej wytwórcą. Kiedyś próbował swoich sił przy fortepianie, jednak nie pochłonęło go to w żadnym stopniu. Co innego z książkami, którymi człek ten się otacza na każdym kroku. Uwielbia przesiadywać w bibliotece, która służy za drugi pokój dzienny, czytać i zarówno pisać nie tyle dla innych ludzi, co dla samego siebie. Trzeba tutaj przyznać, że półki z książkami są jednym z niewielu miejsc, gdzie zachowany jest idealny wręcz porządek, a każdy tytuł ma swoje określone miejsce. Wiele innych rzeczy Rantira prowadzi koczowniczy tryb życia, znajdując się tam, gdzie akurat są potrzebne. Nie należy ich przekładać, gdyż właściciel dobrze wie, gdzie je ostatnio zostawił. Zazwyczaj.

HISTORIA
Przyjechał do Medevaru ponad trzydzieści lat temu, wraz ze swoją żoną, Salinae. Już wtedy był doskonałym czarodziejem, a jego celem było spotkanie z nadwornymi magami cesarza. Rantir nie był ani osadnikiem, ani innym rodzajem imigranta, który musiałby się starać o swój pierwszy chleb. Był wysłannikiem i przedstawicielem zagranicznej szkoły magii, której teraz jest ambasadorem, a Mistyczna Rada jednogłośnie potwierdziła jego tożsamość, otwierając sporo drzwi. Pozostałymi zajął się już osobiście, służąc swoją wiedzą i umiejętnościami zarówno dla możnowładców Medevaru, jak i bardziej prostych ludzi, jeśli aktualnie nie miał wiele do roboty. Przez lata prowadził prywatne badania z zakresu magii, skupiając się głównie na czarach przemian i iluzji, w których widział największy potencjał twórczy.
Nigdy nie był wylewny odnośnie swoich rodzinnych stron, tłumacząc to wytycznymi odgórnymi. Interesy magów miały pozostać między magami, jednak nie rzucało to długo cienia na jego osobę.
Trzeba przyznać, że 1838 to nie był najlepszy rok na przyjazdy, kraj był cały nastroszony z powodu nieudanego zamachu zaledwie dwa lata temu na swojego cesarza, rok temu wydarzyło się morderstwo jego rodziny, a teraz urzędnicy byli w trakcie poszerzania praw dla Łowców Głów. Quinaathaaph dyplomatycznie odmówił kręcenia się przy dworze, zamiast tego organizując spotkania z Mistyczną Radą w Domu Ogni. Nie uniknął jednak prześwietlenia przez Kruna, który postanowił pofatygować się tam osobiście w towarzystwie Halanthlessa. Wywiad służbowy dość szybko przerodził się w całkiem przyjazną rozmowę, choć stosownie niezobowiązującą. Przynajmniej do czasu, aż Halanthless nie wspomniał o problemach w okolicznym miasteczku, powodowanych ponoć przez jakieś dziwaczne stworzenia. Quinaathaaph zaoferował rzucenie na to okiem, tak też wkrótce wybrali się na miejsce. Hedroth nigdy nie przedstawiało się zachwycająco, ale zastraszone nocnymi marami było wręcz odpychające. Lecz to nie prawdziwe potwory z lasu były problemem, lecz sprytni ludzie zaopatrzeni w pokaźny bagaż doświadczenia i sztuczek. Udział Rantira w śledztwie nie tylko pozwolił w końcu ująć i przywrócić jako taki spokój w mieście, lecz też rozszyfrować zagadkę nieznanej dotąd w granicach Medevaru doskonałej iluzji, którą ci się posługiwali. To był pierwszy przypadek, dzięki któremu zyskał uznanie miejscowych. Zaraz potem poszła pomoc Mistycznej Radzie w sprawie czarodzieja rzekomo zamieszanego w sprawę nieudanego zamachu i łączonego również z zamachem na kuzynów cesarza, co ostatecznie odrzucono przez diametralnie różny styl działania zabójców. Quinaathaaph aktywnie uczestniczył w śledztwie, potwierdzając swoimi badaniami to, że na miejscu walk nie korzystano z żadnych zaklęć, które mogły wpłynąć na otoczenie, co faktycznie wykluczyło aktywny udział maga. Choć dla sprawy więźnia nie miało to wielkiego znaczenia, gdyż ten i tak miał zawisnąć, to jednak możliwość zbierania dodatkowych danych zawsze jest cenna. Przez kolejny rok Rantir odwiedził wszystkie trzy medevarskie szkoły magii, przeglądając ich zasoby i zgromadzoną tam wiedzę. Wprowadził nowoczesną wersję wkraplacza i eksykatora pracującego z rozrzedzonym powietrzem. Usprawnił kilka formuł alchemicznych, pozwalając na wydajniejsze uzyskiwanie produktów, w międzyczasie zaś okazyjnie udzielając uwag na temat nauczania magii. Wizyta Rantira w jakiejś akademii szybko stała się rzeczą bardzo pożądaną i lubianą wśród uczniów, gdyż Wąż był znany z bezceremonialnego wpraszania się na zajęcia i cokolwiek niekonwencjonalnego ciągnięcia ich przebiegu. Oczywiście większość z takich rzeczy była wcześniej przynajmniej zapowiedziana. Większość, chyba że znalazł jakiegoś ze swoich lepszych znajomych, któremu nie wahał się nieco podnieść ciśnienia w trosce o serce. Daleko było temu do prawdziwej nauki, sam Rantir nigdy nie przyjmował nikogo jako własnego ucznia, co jednak miało się zmienić za parę lat.
Ujednolicił korzystanie z magicznych symboli, opisując je jako trzy bazy różniące się detalami i inskrypcją, jednocześnie pozbywając się kilku z nich, które albo prawie nie działały, albo były w rzeczywistości bardzo niestabilne. To spowodowało przebudowę dobrych kilkunastu formuł, lecz znacznie ułatwiło i usprawniło bezpieczne korzystanie z nich.
Dwa lata później jego badania nad południową roślinnością zwróciły uwagę Wolfa z Selinday, który pracował akurat nad substancjami, jakie można z nich pozyskać. Ich współpraca zaczęła się stosunkowo chłodno i z dużym dystansem, lecz szybko nawiązali wspólny język.
W międzyczasie jego uwadze nie umknęła kradzież zbiorów archiwalnych z Białej Wieży, gdzie przez długi czas uczestniczył w śledztwie. Wykluczono wiele różnych opcji, jednak brak było jednoznacznych dowodów wskazujących konkretną osobę. Warto tu zaznaczyć, że zależało im na żywej osobie, gdyż ślady prowadzące do mitycznego przywódcy złodziei nie zdały się milicji na wiele.
Uczestniczył w obronie Ursy przed smokami, wraz z magami wody gasząc smocze płomienie i ratując ludzi od śmierci w męczarniach. Nie mogło się obejść bez ofiar, ale Quinaathaaph mógł się pochwalić pewnym doświadczeniem w walce podzielonej między ziemią a powietrzem. Osobiście położył smoka Therevnaatha. Co prawda plan zakładał przepytanie gada o powody ich napadu, jednak pozbycie się zagrożenia zostało równie dobrze przyjęte, zwłaszcza, że o dokładnym celu wiedział tylko on.
Jego badania nad fauną mocno zaczęły zahaczać o żyjące w Puszczy smoki, których zaskakująco rozwinięta kultura i życie społeczne przykuło uwagę Rantira na długi czas. Nie omieszkał wplatać się w rozmowy między możnymi a dwoma jaszczurczymi przedstawicielami, z których zwłaszcza jeden coraz częściej odwiedzał nie tylko miasto stołeczne, ale i samego Alberta, podzielając jego żądzę wiedzy. Dla Quinaathaapha był nie tylko kolejnym towarzyszem badań, lecz i ich obiektem, od którego dowiedział się całkiem sporo o skrzydlatych jaszczurach. W międzyczasie poznał Thalvena Ytnashira, z którym szybko zaczęły go łączyć nie tylko zainteresowania, ale i rozwijająca się przyjaźń. Zaczął uczyć się też innych języków, do jakich miał dostęp, choć książkowa wiedza nie gwarantowała wiele. To pchnęło go do dalszych podróży.
Około czternaście lat temu zaczął naukę pierwszego ucznia, którym był jego własny syn, Nethiev, zaś wkrótce dołączyła do niego przyszywana bratanica, Serafina Vaymore. Czas spędzony w towarzystwie tych dwóch dzieciaków, w późniejszym akompaniamencie ich rodzeństwa był istną kakofonią sukcesów, porażek i problemów, lecz nigdy nie pojawił się tam zawód. Rantir nauczył się więcej cierpliwości, niż sam siebie podejrzewał. Niejednokrotnie zabierał młodzików na swoje podróże, które aż nazbyt często okazywały się groźniejsze niż z początku zakładał. Tak było z wyprawą do ruin w Kirtan, gdzie wraz z Serafiną natknęli się na grupę całkiem zaradnych banitów o większych ambicjach niż obrabianie bezbronnych przechodniów. To był drugi raz, kiedy zetknął się z centaurami, między innymi z ich przyszłym przewodnikiem Danenthe, który teraz jest już dorosły. Wyrwały ich z opresji i dały wsparcie na drogę powrotną. Rantir dowiedział się o nich więcej, niż niejeden inny człowiek, jednak nigdy nie był skory do dzielenia się tą konkretną wiedzą.
Nigdy nie zaciągnął się do wojska, ani innej tego typu organizacji, jednak bynajmniej nie siedział w domu w czasie wojen z Konurunem. Rantir znalazł się przez kilka tygodni na samym froncie, by potem pozostać razem z mniejszym oddziałem broniącym fortu granicznego Jalkatan. Pomagał tam w obronie, wyłapywaniu zwiadowców i organizowaniu pomocy dla ich własnych żołnierzy. Fort Jalkatan był dla Koruńczyków nieznośnym pryszczem, który ostatecznie rozproszył ich uwagę, przemycając oddział przez góry.
Kolejne lata biegły dość spokojnie, swoim dawnym rytmem. Wciąż wiele podróżował nie tylko po kraju, ale też za granicę, głównie na północ i wschód. Poznawał kulturę, liznął języka, ale przede wszystkim konfrontował wiedzę i zdobywał własną w licznych wyprawach terenowych. Stanowisko Rantira nie mogło umknąć powszechnej uwadze w sprawie Varreya Jalna i jego kamratów nekromantów. Quinaathaaph otwarcie potępiał ich praktyki i również dołożył swoje trzy grosze do ścigania przestępców. Niestety nie było go w kraju, kiedy doszło do katastrofy w Maey. Zdołał wrócić dopiero tydzień później. Symboliczny gest dla ofiar bezpośrednio poprzedził jego włączenie się do śledztwa, które oficjalnie nadal trwa. Nieoficjalnie Rantir co prawda nie zamierza tego ignorować, jest jednak świadom, że życie toczy się dalej i wymaga znacznie więcej niż zajmowania się jedną sprawą.
Zabójstwo cesarza Egmunda dla wszystkich było ogromnym szokiem. Dla wielu podobnym była też odmowa Rantira do mieszania się w śledztwo i publikowania jakichkolwiek własnych przemyśleń w tej kwestii. Prócz jednego: "Wiem, jakim bagnem jest wyścig szczurów, i nie zamierzam się do niego mieszać, ani tu, ani nigdzie indziej. Te słowa aż za szybko rozeszły się po opinii publicznej, imponowały, zniesmaczały, skłaniały do zastanowienia się. Ostatecznie jednak utonęły w gwarze i plotkach całej sprawy, a potem też w tworzącej się historii nowego cesarza. Quinaathaaph wrócił do swoich zajęć. Jego reputacja nie ucierpiała, zdałoby się, że wręcz przeciwnie — podkreślił i przypomniał wszystkim, że nie jest tu niczyim sługą.

DODATKOWE INFORMACJE I CIEKAWOSTKI
Prowadzi przy swojej posesji niewielką hodowlę jeleni przeznaczonych pod juki i jako wierzchowce. Zwierzęta zostały sprowadzone z południowych granic Konurunu i puszczy Hurushn. Rantira nigdy nie widziano na koniu.
Nie stroni od papierosów i alkoholu w wolnych chwilach, aczkolwiek nikt, kto go zna, nie twierdziłby, że jest od nich uzależniony.
Wiele zwierząt go nie lubi, co może wydawać się dziwaczne w porównaniu z jego kotem czy jeleniami. Reagują ostrożnością, są nieufne i płochliwe. Cóż, sam Rantir zdaje się tym nie przejmować.

UMIEJĘTNOŚCI I WADY
* wiedza o magii - to był konik już od czasu dzieciństwa, starannie głaskany i pielęgnowany na wszelkie różne sposoby. Choć zaliczył parę wzlotów i upadków, to lata nauki i praktyki w końcu uczyniły z niego jednego z najlepszych magów Medevaru, a może nawet lepiej. Z księgami potrafi spędzać całe dnie i choć natura magii nie zawsze pozwala na wszystko, to jednak nic nie stoi mu na przeszkodzie zgłębiania teorii, ciężko więc znaleźć czar, którego Quinaathaaph by nie poznał. Posiada koncesję na czary każdego stopnia wraz ze złotą wstęgą, w czym oczywiście znacznie pomogło jego pochodzenie.
* wiedza o alchemii - nie zawsze interesował się alchemią, ani tym bardziej zielarstwem, z którym jako młodzieniec miał bardzo na pieńku. Ostatecznie jednak przydatność tej sztuki aż nazbyt rzuciła się w oczy, a żądza wiedzy tylko pogłębiła nowe zainteresowanie. Dziś posiada prywatne laboratorium i niewielką szklarnię dla zagranicznych roślin.
* bestiologia - to było drugie, co interesowało go od zawsze, choć bywały momenty, że temat przywoływał raczej wspomnienie koszmarów niż pasjonujące pytania. Wielu zmorom, problemom i niechęciom musiał wyjść na przeciw, ale nie pomylił się w tym, że warto.
* kartografia - właściwie pojawiła się jako następstwo coraz częstszych badań prowadzonych w terenie, zaczęła się od bazgrania na mapach, a skończyła na starannym przerysowywaniu i poprawianiu wedle własnych potrzeb. W bibliotece Quinaathaapha znaleźć można wiele miejsc nieoznaczonych na zwykłych mapach.
* znajomość etykiety - czy tego chciał czy nie, już niejeden raz zdarzyło mu się bywać na różnych dworach, a dzięki zwracaniu uwagi na kulturę i ludność generalnie wie, jak powinien się zachować. Czy na pewno tak się zachowa, to już zupełnie inna sprawa.
* brak drygu do handlu - kupiec byłby z niego marny, głównie przez to, że Rantir wycenia rzeczy wedle własnego systemu wartości i wiele z nich byłoby albo bezużytecznych, albo znacznie przecenionych. Nie bardzo go też to interesowało, choć ze względu na samo towarzystwo, w jakim się obraca, pewnie umiałby coś w tym temacie powiedzieć.
* tanatofobia - być może nie jest w swojej najpopularniejszej formie, lecz towarzyszy Rantirowi odkąd pamięta. Przez lata zdążyła trochę osłabnąć, odsunąć większość skojarzeń na bok, jednak zasadniczy rdzeń jak najbardziej pozostał, paraliżujące poczucie bezradności względem diametralnego końca istnienia, pozostawienia spraw i osób, zaprzepaszczenia wszystkich szans, jakie mogłyby się pojawić. Niewielu wie o jej posiadaniu, nawet wśród najbliższych.
* tafefobia - zasadniczo łączy się z powyższym, choć pojawiło się znacznie później. Na palcach jednej ręki można wyliczyć osoby, które w ogóle o tym słyszały, a jeszcze sporo tych palców zostanie.
* beznadziejny wojownik - wstyd się przyznać, ale z ostrzami nigdy nie było mu po drodze. Nie ma nawet stylu machania cepem, średnio umie trzymać i operować mieczem, który wydaje mi się wybitnie nieporęczny. Wplątany w walkę zapewne używałby go jako zasłony i szukał ucieczki. Z pistoletu strzelał może kilka razy, dostatecznie dawno temu, by nie miało to znaczenia. Z łuku tym bardziej by nie wycelował, prędzej z kuszy, której pocisk leci w miarę prosto.

RELACJE
* Sabur Kaht - ukochany kot, czarny jak noc, o średnio długim, mięciutkim i idealnie zadbanym futerku. Jego soczyście zielone ślepia lśnią niczym dwa księżyce na firmamencie. Niezwykle charakterne stworzenie, które zawsze zachowuje się jak król na włościach i gardzi towarzystwem większości ludzi i zwierząt. W stosunku do Rantira jest niemożliwą przylepą, potrafiącą spędzać na rękach całe godziny. Bystry i odważny, jako chowaniec znacząco przewyższa inteligencją swoich podwórkowych kuzynów. Nie będzie pracował jako szczurołap, ale z przyjemnością zabije dowolny ruchomy obiekt w zasięgu wzroku, jeśli tylko nie jest akurat czas na drzemkę.
* rodzina - należy do niej żona, Salinae, oraz dwaj synowie: Nethiev i Kerphim. Ich relacje można spokojnie nazwać bardzo dobrymi, choć wielu pewnie pokusiłoby się o stwierdzenie, że młodszy chłopak nie jest takim synem, jakiego Rantir by sobie wymarzył. Sam nigdy tak nie stwierdził i nie ma najmniejszego zamiaru. Mimo swej zwykle chłodnej i pragmatycznej natury kocha swoich bliskich z całego serca i skoczyłby za nimi w ogień.
* rodzina Vaymore'ów - poznani jeszcze przed powstaniem przez samego Cyrusa, który był wtedy jego dobrym, choć trochę irytującym kolegą. Ich pierworodne dziecko okazało się nie mniej zaborcze i ostatecznie znalazło sobie szacunek i uznanie czarodzieja.
* rodzina Morttimerów - raczej jest to już dalsza relacja, chociaż kto nie lubi Ksawiera? Zdarzyło się parę razy, że poszedł z nimi pić, to znaczy z nim i Cyrusem. Tak. To zdecydowanie dobra znajomość. Natomiast z panią domu łączy go zwykle uprzejma kosa i różnice poglądów.
* Thalven Ytnashir - poznany jeszcze na początku badań nad smokami, poniekąd poprzez Cyrusa Vaymore'a. Dobrze się dogadują, choć zdaniem Rantira jego podejście jest chwilami zbyt błąkające się w obłokach.
* Albert Sewerus Wolf - ich znajomość zaczęła się dość chłodno i rzeczowo, bardzo opierała się na kwestiach zawodowych, ale z biegiem czasu znaleźli wspólny język. Obecnie jest kolejną z osób, którym Rantir zaufałby najbardziej, raz po raz łączą ich kolejne wspólne projekty i plany.
* Ksejgaak - jako że smok ściśle współpracuje z Wolfem, ciężko było go nie poznać lepiej niż okazyjne rozmowy gadów z ludźmi. Quinaathaaph szanuje jego otwarty umysł i chęć poznania.
* Qategev - konserwatysta, jednak wykazuje szereg cech zasługujących na uznanie. Nie poznali się za dobrze, ale jego pomarańczowych ślepi nie sposób zapomnieć.
* dwór Medevaru - bywał tam, rozmawiał z ludźmi, z nieludźmi, z mniejszym lub większym zaangażowaniem. Nigdy specjalnie nie krył się przed nimi ze swoimi poglądami na temat arystokratów, raczej ujmował to sposób bezkonfliktowy, dzięki czemu zyskał tam sobie opinię człowieka z zasadami i własnym zdaniem. Tak jak i wszyscy, ma tam przyjaciół i wrogów, zwolenników, fanów, pochlebców, szemraczy i szereg osób, które nie wiedzą, co o nim sądzić. Sam władca jest mu przychylny. Na szczególną uwagę zasługuje Mistyczna Rada, która wybitnie szanuje samego Rantira i często zwraca się do niego o opinię. Niektórzy złośliwie nazywają go ich przyszywanym członkiem.

Autor postaci: Harim
Osoby uprawnione do prowadzenia: Harim
Rantir Quinaathaaph
Rantir Quinaathaaph

Stan postaci : Doskonały.
Źródło avatara : games-frontier.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach