Adelaira Melitie Amenadiel

Go down

Adelaira Melitie Amenadiel Empty Adelaira Melitie Amenadiel

Pisanie by Mistrz Gry Czw Sie 19, 2021 1:22 am

autor: theseoldwoods.comautor: elymiart, DeviantArt.comautor: theseoldwoods.com


ADELAIRA MELITIE AMENADIEL
z domu Oligarchii
kobieta | ur. 1722 r. | leśny elf - drakuleta | arystokratka

WYGLĄD
Jej delikatna buzia otoczona jest kurtyną czarnych włosów, które proste i lśniące opadają na ramiona i łopatki. Sięgają nieco poniżej pasa, jeśli je całkiem rozpuścić, choć pasma z przodu są bardziej skrócone dla wygody. Kobieta lubi je upinać z tyłu głowy lub zaplatać w dobierane warkocze tworzące niby wianek. Czasem jednak rolę tę pełnią kosztowności, których ma pod dostatkiem. Raczej złoto niż srebro. Odpowiedniej grubości brwi dają się nadawać uważnego wyrazu, a otoczone baldahimem rzęs niebiesko-fiołkowej barwy oczy przywodzą na myśl egzotycznego węża. A może smoka. Nos prosty, usta wypełnione, ale nie jakieś wielkie. Zwykle pomalowane czerwoną szminką. Jej szpiczasto zakończone uszy są ładnie ułożone, nie odstają niepotrzebnie od głowy. Mierzy sobie całe 171,3 centymetra z dobrą figurą, w której nie ma zbędnych kilogramów, te zastąpione są zestawem subtelnie zaznaczonych mięśni. Biodra ma delikatnie szersze niż ramiona, co dodaje kobiecego wdzięku jej sylwetce i ruchom. Ubiera się zwykle w suknie, często w ciemnych kolorach jak czerń z dodatkiem błękitu, zieleni czy burgundu. Czasem trafi się coś bardziej ekstrawaganckiego, a na podróże mniej wytworne ma zachomikowany wygodny do siodła wraz z tuniką czy płaszczem. Lubi malować paznokcie, choć nie hoduje ich na zbyt długie. Raczej ciężko ją też zobaczyć w wyższym obcasie, ale to z powodu wzrostu. Ot wady bycia elfem.
Jako nietoperz jest przeważnie drobniejsza od innych. Ma też nieco więcej futra, które pokrywa zewnętrzną stronę uszu i znaczną część pyska, czyniąc głowę równie puszystą co tułów. Należy jednak pamiętać, że to czarne stworzenie wciąż jest śmiertelnie niebezpieczne, uzbrojone w ostre pazury i garnizon kłów. Nos zadarty, ale niezbyt pomarszczony. Oczy ciemne, o drapieżnym i bezdusznym wejrzeniu. Podobnie z grupką małych nietoperzy, które choć przyjemne w dotyku, potrafiłyby dotkliwie pokąsać. Zdają się idealnie oddawać charakter panny Oligarchii.

CHARAKTER
Kto ją zna, mógłby powiedzieć wiele rzeczy. Jeszcze więcej, jeśli jej nie zna, ale jak wiele z nich byłoby prawdziwych? Adelaira to trudna osoba, to można powiedzieć z całą pewnością. Niezwykle krytyczna i zdystansowana nie tylko do obcych, ale i nawet bliskich jej osób. Zwłaszcza w towarzystwie. Jest w stanie publicznie wyrazić każdą swoją myśl, czy to chodzi o ocenę idei, czy nakrzyczenie na kogoś, a nawet zmieszanie go z błotem. Oh, wbrew pozorom posiada szeroki zasób słów na każdą okazję i dla każdego poziomu społecznego, a że większość stoi poniżej, to tylko ułatwia sprawę. Nieraz też posuwała się do rękoczynów, czy to tradycyjnych, czy z użyciem broni, jeśli panna Oligarchii jest wyprowadzona z równowagi, lepiej zejść jej z drogi. A jeśli to ty jesteś celem... cóż, myśl. Albo uciekaj. Lecz ma to też dobre strony, zaatakowana potrafi bronić się jak lwica, nawet jeśli jej szanse nie są wielkie, raczej najpierw spróbuje, a potem pomyśli o ucieczce. Tę traktuje jako coś poniżającego, przegraną, na którą nie stać kobietę jej pokroju.
Dumna i wyniosła. Choć nie rzuca wokół narcyzmem, to dobrze zna swoją wartość, granice oraz możliwości. Jeśli ktokolwiek to podważa, spotka się z cynizmem i kpiną, a z czasem i złością, gdy inne sygnały ostrzegawcze zawiodą. Szczególnie lubi dogryzać innym kobietom, widząc zawiść czy zazdrość w ich oczach. Uznaje to za całkiem zabawne, choć one same zyskują status niedojrzałych, kiedy tak dają się wciągnąć coraz głębiej w tę głupiutką dyskusję, w której raz za razem tracą argumenty. Pomimo wybuchowego charakteru, potrafi się ograniczać w pewnym stopniu, umie też czekać z zemstą czy zwycięskim krokiem. Dobrze przygotowane w końcu lepiej smakują.
O większości mężczyzn ma średnie zdanie, które wyrobiła sobie przez długie lata i raczej go nie zmieni. Stara się nie szufladkować ludzi po pierwszej rozmowie, gdyż to bywa nierozsądne politycznie, lecz ciężko się temu oprzeć. Zawsze można takiego przełożyć, prawda? Oczywiście, i nawet się nie spostrzeże. Zresztą, co z tego. Adelaira nie przywykła przejmować się innymi, jeśli nie jest to konieczne czy przydatne, istnieje jednak od tego parę wyjątków, głównie jej bliscy czy domownicy. Ciężko dostrzec tę różnice ze względu na jej funkcjonowanie w systemie kija i marchewki. Nie jest okrutna, nawet dla służby, może kiedyś była złośliwym dzieckiem, ale teraz zwyczajnielubi pokrzyczeć, gdy coś jej nie pasuje. Służba raczej nieprzekracza niebezpiecznych granic, a Altair... Cóż, jest jaki jest. Na osoby jego pokroju reaguje bardzo różnie, ale zdarza się jej zwyczajnie machnąć ręką, uznając, że i tak są niereformowalni. Każdy ma czasem dość, a to właśnie na takich jest się skazanym. Mimo to nigdy nie życzyła mu źle. Nie tak naprawdę. Jeśli już ktoś zdoła dokopać się do tej najniższej warstwy, to Adelaira potrafi być niespodziewanie ciepła i opiekuńcza. Przy tym też delikatna, jakby skrywała gdzieś głęboko uroczą księżniczkę. W tej samej otchłani zapomnienia walają się wspomnienia dziewczyny, która swym marzycielstwem potrafiła dotknąć gwiazd. Jak wiele trzeba na ten widok zarobić, ciężko powiedzieć, ale nawet za czasów świetności był zarezerwowany dla nielicznych w rzadkich okolicznościach. Pod tym względem jest jak kot, który okazuje czułości tylko wtedy, kiedy sam tego chce.

HISTORIA
Urodziła się w roku 1722, jesienią, która wtedy pięknie przyozdobiła okolice ich hrabstwa. Była pierwszym dzieckiem nowego pokolenia Oligarchii, a choć pewnie wszyscy oczekiwali syna nie córki, to bynajmniej nie czuła się niechciana czy ignorowana. Można powiedzieć, że dzieciństwo było dla niej łaskawe, pozwalając na kształtowanie siebie i zdobywanie coraz to nowych umiejętności w miarę, jak jej kompetencje się zwiększały. Otoczona była chcąc nie chcąc wyrozumiałą służbą, kochającą matką i surowym ojcem, któremu zależało, by jego córka była wielką damą.
Kiedy miała szesnaście lat i kilka nastoletnich wybryków za sobą, światem wampirów wstrząsnęła śmierć ich króla Petrego. Młodej Adelairy nie specjalnie to dotyczyło, więcej czasu poświęcała samej sobie i unikania młodszego brata. Przyszedł na świat jakoś rok wcześniej i właśnie wchodził w najbardziej irytujący okres łapania i ślinienia wszystkiego, co tylko znalazło się w jego zasięgu.
Jako ważne persony na dworze, zostali oczywiście zaproszeni na ślub nowego władcy w 1739 roku. To była wielka uroczystość, dla niej pierwsza o tak dużym rozmachu. Pozwoliła jej zarówno odetchnąć na chwilę, co i przetestować zdobyte umiejętności i etykietę w prawdziwym świecie. Z jednej strony się cieszyła, z drugiej pannie Oligarchii podobno szybko zaczęło się nudzić w murach zamkowych i wymknęła się do pobliskiego miasteczka. To nie był najlepszy pomysł, głównie przez ostrożność matki, ale ostatecznie nic takiego się nie stało, prawda? Paranoja, którą nie zamierzała się zbytnio przejmować.
Niedługo przyszedł czas jej drugich narodzin, w roku 1742, dokładnie w dniu jej dwudziestych urodzin. To był dla Adelairy stresujący czas, mimo wszystkich przygotowań i zapewnień, wizja śmierci wydawała się niepokojąca sama w sobie, a dołączywszy udział jej rodziny - dziwaczna.



Niewiele pamiętam z tamtego dnia... Bo był to dzień, symboliczna pora śmierci, by odrodzić się nocą. Komnata do tego przyszykowana wydawała mi się wtedy ponura i tajemnicza, wszędzie były świece i wyszywane płótna na ścianach, czarnoczerwone z symbolami Saramira. Miał czuwać nad moim przejściem do drugiego życia. Pamiętam, że ojciec dał mi do wypicia jakiś wywar, po prostu... nie chciał, żebym coś poczuła.



Lata mijały, a jej brat stawał się coraz bardziej nieznośny. Już nie chodziło o to, że nikogo nie słuchał, ale w tym swoim nieposłuszeństwie był jej zdaniem okropnie... Głupi? Naiwny? Nie umiał się nawet stosownie schować z tym, co robił. Może raz zjawiła się na tej jego zabawie, czy co tam chciał, ale skończyło się na sprzeczce, a ona nie chciała mieć z tym więcej do czynienia. Altair był jak duże dziecko, którym dawno powinien przestać być. Te wybryki w końcu doprowadziły do tragedii w 1754 roku, kiedy postanowił zagrać na arenie.



Kiedy o tym wtedy usłyszałam, nie wiedziałam, co zrobić. Nie tyle z nimi, co ze sobą, jakby przeszyło mnie nienamacalne ostrze... Choć był głupi i sam na siebie to ściągnął, to jednak obawiałam się najgorszego. Nie wiem, czemu.



Jednak to nie był koniec jej brata, odrodził się jako wampir, choć zdecydowanie za wcześnie. Został uwięziony w ciele siedemnastolatka, a i pewnie w jego umyśle. To jednak miało swoje pozytywne strony, gdyż nie tylko zyskał okazję do uwolnienia się z bezmyślnych nałogów, ale też znalazł sobie mentora, który się nim zaopiekował. Ona zaś znalazła pierwszą miłość w tej samej osobie. Cerbin Amenadiel, kiedyś smoczy jeździec, teraz jej własny rycerz bez konia. Koń zresztą nie był potrzebny, ich wspólne chwilę i tak były przepiękną bajką, którą na zawsze miała zachować w sercu. W tym też czasie trochę odsunęła się od reszty rodziny, zwłaszcza wścibskiego brata. Kradła Cerbina tylko dla siebie, bo w końcu miał być jej, a ona nie lubiła się dzielić.
Minęło aż sześć lat uroczego życia, nim to w końcu zaczęło się walić. I to wcale nie drobnymi krokami, gdyż wiosną 1760 roku giną oboje ich rodzice zabici przez łowców nagród, razem ze służbą, jaka z nimi pojechała w trasę. To był potworny szok i cios dla młodej Oligarchii, która teraz stała się najstarszą i chyba najbardziej rozgarniętą członkinią swego rodu. Ale ojciec dobrze ją nauczył, swoje uczucia schowała skrzętnie i nie pokazywała praktycznie nikomu, a już zwłaszcza osobom spoza rezydencji. Musiała trzymać fason i szyk właściwy dla dojrzałej damy, od teraz już na zawsze.
Nie wydawało się to złe, mimo wszystko, nie było bardzo tragicznie, dopóki los nie przypomniał sobie o niej osiem lat później, kiedy to angażujący się w polityczne kontrowersje Cerbin przepadł bez wieści. I skończyła się bajka. Podobno go szukano, podobno też znaleziono szczątki, choć ona nie bardzo w to wierzyła. Nie chciała w to wierzyć i przez pewien czas szukała sama, póki nie zainteresowali się tym ludzie, którzy raczej nie mieli nic do tego. Postanowiła się wycofać, zresztą zachowanie Altaira w niczym nie pomagało, a ona czuła się odpowiedzialna za ich hrabstwo.
Dziwne rzeczy działy się dalej, bo jakiś rok później, kiedy dla większości stało się jasne, że Amenadiel nie wróci, otrzymała oficjalne kondolencje od samego Ardamira. Ona i jej brat, choć tego nijak to nie obchodziło. Żałował straty ich przyjaciela. Dlaczego brzmiało to nieszczerze? Może dlatego, że dla króla zawsze liczyły się bardziej pieniądze niż ludzie, był jak żmija dbająca o swoje gniazdo. Nie minął kolejny rok, jak zauważyła, że Niftenhaum interesuje się aż za bardzo jej osobą, z początku subtelnie i jakby niedbale, ale dość szybko stawiał kroki, a ona zorientowała się, o co tak naprawdę mu chodzi. Zaczęła się odsuwać i szukać sposobu na zniechęcenie władcy, raczej nie emocjonalne, w to szczerze wątpiła, zwłaszcza, że sam wciąż miał żonę.



— Co sam byś zrobił, gdybyś tu był? — szepnęła w sam środek bezdennej ciszy, by zaraz pokierować wystraszone spojrzenie za okno. Za moment westchnęła smutno, przymykając swe błyszczące oczy. — Dlaczego właśnie teraz musi cię brakować?



Rozumiała, że chodziło o pieniądze i wpływy, a choć wzbraniała się możliwie długo, korzystając z innych zajęć i zwodząc władcę, to nie mogła ciągnąć tego w nieskończoność. Zgodziła się przyjąć oświadczyny od człowieka imieniem Derion Haushenber, arystokratą z zachodnich Gór Koronnych. Za sześć miesięcy wzięli ślub. To nie był wzorowy człoweik, ale nie wydawał się zły, co najwyżej czasami trochę niepoważny. Nie przeszkadzało jej to, jednak do czasu, jeszcze zanim minął rok...



Adelaira szła niespiesznie korytarzem dworu swego męża. Ostatnia podróż całkiem ją wykończyła i marzyła teraz tylko o tym, by się odświeżyć i położyć spać. Może jeszcze tylko czegoś napić, tak dla rozluźnienia. Najpierw jednak chciała się zobaczyć z Derionem. Nie kłopotała służby, było późno i nawet nie znalazła nikogo konkretnego prócz straży, która powiedziała, że owszem, pan jest we dworze. Nic dziwnego, zaraz miało świtać.
Miękki dywan wyciszał jej kroki, aż dotarła do komnaty. Była pusta, więc bez zastanowienia wymieniła buty na coś wygodniejszego i skierowała się do biblioteki. Derion lubił tam przesiadywać, zwłaszcza porankami. Lubił ciszę i spokój, służbamiała zakaz wchodzenia tam, za wyjątkiem bibliotekarza, który tylko ścierał kurze i dbał o porządek.
Otworzyła po cichu drzwi i postawiła kilka kroków w stronę labiryntu regałów, lecz przystanęła na moment, nim ostrożnie ruszyła dalej. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale na pewno nie jego i...
— Ty... — zaczęła, lecz głos jej uwiązł w gardle i stworzył tylko szept. — TY DZIWKARZU! — krzyknęła zaraz, wycelowując broń prosto w jego głowę.
Kobieta pisnęła przenikliwie i porwała szybko pierwszy fragment ubrania, by się zakryć. Zaraz go wymieniła na swój płaszcz od sukni, który leżał z drugiej strony i nadal na klęczkach owinęła się szczelnie. On nie zdążył nawet dobrze sięgnąć po cokolwiek, nim upadł na podłogę z dziurą w czaszce, z której zaczęła rosnąć kałuża krwi. Spanikowany jęk, a potem krzyk wydarł się z ust półnagiej kobiety. Jej płytki oddech przyspieszył gwałtownie, kiedy tak patrzyła na płynącą krew.
— Wynoś się.
Te słowa, zimne jak stal, kazały jej podnieść wzrok ku spojrzeniu Adelairy o jeszcze gorszym wyrazie. Znieruchomiała ze strachu.
— JUŻ!
To ją obudziło, zerwała się z ziemi, potknęła i wybiegła z biblioteki, próbując zasłonić się opończą.
Adelaira powoli opuściła broń, wpatrując się w martwy punkt.



Rok później ona i Derion ostatecznie się rozwiedli, kiedy już był w stanie to zrobić.
Niestety sytuacja z Altairem była coraz bardziej beznadziejna. Ponownie. Panna Oligarchii wiedziała dobrze, że ten chłopak nie zapewni im kontynuacji rodu, następcy, ani też niespecjalnie będzie podporą dla nich wszystkich. Nie podobała jej się wizja dzieci w takim niespokojnym czasie, a chyba jeszcze bardziej z osobami, których wyszukiwała z politycznych pobudek. Okazyjne jazdy na polowania czy też bardziej kobiece zajęcia nie dawały na długo odetchnąć, ale nieco się zagęściły, kiedy wyszła w końcu za Huberta Ubenvortha. Mimo wszystko był elfem, wychowanym podobno przez ludzi, ale elfem, więc w razie czego mógł zapewnić jakąś przyszłość dla Oligarchii, jednak ich związek nie układał się dobrze. Hubert wydawał się niezainteresowany swoją małżonką, a w niej narastała frustracja. Umiał się jednak ukrywać, dopiero trzy lata później dowiedziała się, o co chodzi.



Szła właśnie korytarzem, gdzie na rogu postawiono rzeźbę jakiejś kobiety, jak w wielu miejscach w tym... zamku? Baszcie? W tym czymś, gdzie chwilowo nocowali. Kręciło się tu sporo różnych osób, ale Hubert wszystkim ufał, tak przynajmniej twierdził. W każdym razie już miała wyjść zza rogu, kiedy między posągiem a ścianą mignął jej dziwny obraz. Zmrużyła oczy, dostrzegając jakąś młodą kobietę, bardzo młodą. Stała zwrócona twarzą do jej lorda, a ten pochylał się nad nią przez chwilę, nie do ust, a do włosów, lecz i to zdawało się wymowne.
Cofnęła się za róg i szybko wycofała trochę w korytarzu, by nie wzbudzać podejrzeń. Słysząc kroki tamtej, ruszyła ponownie. W głowie tliła się złość, ale też plan.
Parę godzin później krążyła wokół domu pod przykryciem nietoperzy. Nie było to bardzo pewne, ale determinacja dawała o sobie znać o wiele bardziej niż wahanie. Widziała w oknach, jak rozmawiali wielokrotnie, przechadzali się po korytarzach. Sama była rzekomo nieobecna, a choć mierziło ją to kłamstwo, to z każdą chwilą czuła, że słusznie robi. Ich wycieczka doprowadziła ją w końcu poza ogród, w stronę wsi i lasu. Przycupnęła na jednym z drzew i czekała, próbując wmówić sobie, że to wcale nie zmierza do jednego punktu.
Ich obrzydliwie uroczy pocałunek przerwał jednak ktoś inny.
— Huberto?... — Ludzkie dziewczę wyłoniło się z zarośli i wyglądało na zdezorientowane cudzą obecnością.
— An... Anesie... Co tu robisz? — Elf uśmiechnął się trochę nerwowo, a zaraz odwrócił się, gdy doszedł ich jeszcze jeden głos.
— Mogłabym cię spytać o to samo. Ale nie muszę — syknęła Adelaira, wycelowując w jego kierunku koniec szabli. — Od jak dawna mnie okłamywałeś, gnido? Zresztą to bez znaczenia, zaraz nakarmię tobą psy...
— Odłóż to, kobieto, i pomyśl rozsądnie.
Nawet się nie cofnął, w przeciwieństwie do jego towarzyszek, zamiast tego zręcznie złapał jej szablę i wykręcił na bok. Tego się po nim nie spodziewała, a tym bardziej policzka, który jego zdaniem chyba miał ją uspokoić.
Adelaira znieruchomiała na moment, by zaraz mocno wyszarpnąć ostrze z jego dłoni i w akompaniamencie jego krzyku wbić je w brzuch mężczyzny. Drugą ręką chwyciła za pistolet i odstrzeliła mu szczękę.



Rok później, kiedy szanowny Ubenvorth zdołał wstać, miał miejsce ich rozwód. Jej uciekanie ponownie wróciło do punktu wyjścia, a choć Ardamir przez te lata zdawał się skupiać na czym innym, dalej nie czuła się bezpieczna. W roku 1813 pojawił się w jej życiu kolejny śmiałek, który sądził, że mu się poszczęści. Dość tradycyjny elf imieniem Javearit Kaleyeal, który zdawał się zupełnie inny od pozostałych, uprzejmy i pomocny, choć chwilami niezbyt rozgarnięty. Cóż, miał od tego ludzi, chociaż osobiście ją to irytowało. Dużo też czasu spędzał ze swoją rodziną, czasami aż za dużo, ale o tym miała się przekonać dopiero później. Dokładnie za trzynaście lat...



— JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ?! — krzyknęła z pełną frustracją, wymachując rękoma i zwalając jakiś wazon na podłogę, gdzie zakończył żywot. — Ty obrzydliwa świnio!
— Co takiego zrobiłem? Powinnaś się cieszyć, że ktoś cię jeszcze zechciał, wariatko! — prychnął, starając się nie wycofać. — Wyświadczyłem ci przys...
Nie dokończył, gdyż musiał uchylił się przed lecącym wazonem z kwiatami.
— Udław się tą swoją łaską! Z chęcią na to popatrzę!
Dopadła do niego, a kiedy próbował ją odtrącić, szybko złożył się w pół od kopniaka. Pociągnęła go za kołnierz i przyparła do ściany.
— Odwal się, ty... — Zerknął na nożyk do kopert w jej ręku. — Myślisz, że robiłem to dla twoich pieniędzy? Możesz je sobie zabrać, mam je gdzieś... Ejj...
Zesztywniał, kiedy przyłożyła mu ostrze do policzka.
— Widzisz ten nóż? Jeśli jeszcze raz spojrzysz na mnie tak jak wcześniej, wydłubię ci nim oczy i wepchnę do gardła, a potem cię oddam na przesłuchanie, gdzie wszystko wyśpiewasz i pójdziesz prosto na stos, ty i on.
Javearit zacisnął powieki.
— Rób, co ci każę, to jeszcze pożyjesz — mówiła dalej swym jadowitym tonem. — A to za traktowanie mnie jak śmiecia.
Przestawiła szybko nóż i wepchnęła go między jego żebra, po chwili puszczając na podłogę.
Adelaira odsunęła się o krok od słaniającego się wampira i ukradkiem wzięła głębszy wdech, unosząc głowę do właściwego poziomu.



Panna Oligarchii zwlekała z rozstaniem oficjalnym, gdyż jej uwagę przykuła ciekawa sytuacja na dworze, która mogła różnorako się rozwinąć. Namiestnicy w postaci dhampirów odeszli w niepamięć, a Ardamir postanowił osobiście sobie porządzić w swoim hrabstwie. To było ryzykowne, ale zarazem ciekawe, bo jego związek z królową zdawał się ustabilizować, a znajomość z ludźmi wymagała większej uwagi na to, co się robi. W roku 1828 przepędziła elfa precz od swoim ziem, interesów i siebie samej, co było chyba jedyną rzeczą, o którą nie dbał. Miała jednak na niego haka i wykorzystywała to z premedytacją przez cały czas.
Lata później Altair postanowił oczyścić swój organizm z trucizn, jakimi się faszerował przez całe życie. Skrycie się cieszyła, choć nie oczekiwała zbyt wiele, często miewał lepsze i gorsze dni. A ona miała inne zajęcia. Nie pomyliła się wiele, bo jej brat wcale nie zrezygnował z zabaw, hamował się tylko nieco, by wypaść lepiej i nie pogrążać się w tym samym bagnie co wcześniej.



— Możesz być spokojny o Sadah, panie. Ci ludzie są równie zabobonni, co i naiwni — rzekła spokojnie, wodząc wzrokiem po jego zamyślonej twarzy. To był zły rodzaj zamyślenia, krył w sobie niebezpieczną u władcy nieufność.
— Co z tamtym Łowcą? — zapytał, pozwalając sobie prześwidrować ją wzrokiem.
— Więcej tu nie wróci. Moi ludzie zadbali o to.
— Nie chciałaś go zabić... — Uśmiechnął się, jakby właśnie wygrywał partię szachów. — Skąd ta zmiana? — Postąpił krok bliżej.
— Są rzeczy, które czasem po prostu trzeba zrobić, panie. Moje zachcianki powinny zejść na drugi plan — odparła z pełną powagą, co chyba zniechęciło go do ciągnięcia tematu, który przestał być zabawny.



Wspierała Ardamira. Musiała to robić, bo nikt inny nie mógł się zdobyć na poproszenie jej o rękę. Jakkolwiek żałośnie to nie brzmi. To był dość ponury okres w jej życiu, który bardzo wiele zmienił. Przełknięcie haniebnych plotek i schowanie za dużych przejawów dumy za plecy nigdy nie jest łatwe, ale i temu musiała podołać, jeśli chciała chronić tych, którzy ją otaczali. Jej ich zostawiono i nie zamierzała nikogo zawieść. Można by powiedzieć, że ta cierpliwość została nagrodzona, gdyż pewnego dnia do ich progów zawitał nie kto inny jak pocichu wyklęty przez kobietę Cerbin wraz ze swoim towarzyszem i propozycją rewolucji...
A potem poprosił ją o rękę.

DODATKOWE INFORMACJE I PLOTKI
* Ma reputację rozwódki o okrutnych skłonnościach, gdyż każdy z jej trzech byłych mężów tuż przed rozstaniem skończył w śmiertniczym letargu. Jak zostało ostatecznie potwierdzone przez obie strony, powodem były zdrady.
* Poniekąd też z tego powodu nikt zorientowany i rozgarnięty nie próbuje podpadać pannie Oligarchii. Nie chce jej też proponować ślubu.
* Zdania na temat tego, jak udało jej się nakłonić byłych mężów do szczerych zeznań są mocno podzielone i to na wiele obozów.
* Podobno trenowała szermierkę nie tyle ze swoimi gwardzistami, co na nich.
* Jest cięta na brata, ale musi go znosić jako dziedzica.
* Z drugiej strony każdego dziedzica można zmienić, ale nikt, kto rozpowszechniał tę plotkę, nie mógł spać spokojnie, więc szybko umarła śmiercią naturalną.
* Podobno terroryzuje brata i dwór, i tak naprawdę to ona ma tam głos decydujący.

UMIEJĘTNOŚCI I WADY
* etykieta - jest damą, od zawsze wychowywaną na dworze w otoczeniu klejnotów, szyku i kultury osobistej sięgającej sufitu nawet w stosunku do tych, których się nie znosi. Sztuka obrażania głupich ludzi tak, by tego nie zauważyli również nie jest jej obca. Potrafi również tańczyć.
* broń palna - obsługa dobrze opanowana, zwykle trafia w to, co chce, chyba że cel jest daleko. To jej główny środek samoobrony.
* szermierka - czego można się spodziewać po kobiecie z dworu? Chyba nie aż tak wiele, to w większości samouk, który nie miał wielu przeciwników do ćwiczeń w prawdziwej walce. Do prowizorycznej samoobrony się nadaje, a poza tym Adel nie ma żadnego stylu, gdyby przyszło jej chwycić za broń, zwyczajnie by improwizowała.
* języki - medevarski przede wszystkim, koruński przez bliskość granic, a oprócz tego leśnoelficki, jakieś zwroty i słowa z latiny, a także szczątkowe słownictwo gernamaar.
* wampiryzm - wielki atut i wielka wada zarazem. Opanowała obydwie formy przemiany mniej lub bardziej pod okiem innych doświadczonych wampirów. Mocno wrażliwa na czosnek, którego zapach jest dla niej duszący.

* wilkołaki - brzydzi się ich, śmierdzą zmachanym psem. Nie ufa im w żadnym stopniu.
* wybuchowość - jeśli tylko jest osobą dominującą w towarzystwie, nie ma co liczyć na łagodne traktowanie nikogo, kto jej podpadł. Stąd też bierze się część jej złej reputacji, której nikt wytykać się nie odważył.
* uczulenie na pierze - nic przyjemnego, zaraz zacznie kichać, łzawić, a w skrajnych przypadkach nawet ostro kaszleć.
* arystokrata - żyjąc na salonach i dworach niespecjalnie miała okazję liznąć prawdziwego życia i bardziej wymagających sytuacji. Być może przez swój upór nie zginęłaby tak od razu, ale z pewnością nie poradziłaby sobie zbyt dobrze.



Autor postaci: Harim
Osoby uprawnione do prowadzenia: autor i MG
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach