Ulice Sadah

+4
Cerbin Amenadiel
Claudie Misfortune
Iwo
Mistrz Gry
8 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Ulice Sadah Empty Ulice Sadah

Pisanie by Mistrz Gry Sob Gru 22, 2018 1:24 pm

autor: J.K Shin
Rozłożone w niewielkiej, wąskiej dolince, małe i urocze miasteczko o niskich domkach budowanych rządkiem nad rwącą rzeką Hasur. Jeszcze dwadzieścia lat temu była to dość zapadła dziura, jakich pełno w tej okolicy, teraz ze względu na obecność akademii magii handel w Sadah wyraźnie się rozwinął. Zbudowano nawet niewielką księgarnię z zakładem drukarskim, gdzie co kwartał wymieniany jest asortyment. Karczma Pod Krzywą Sosną ma kilka przyzwoitych pokoi na wynajem. W górze rzeki działa tartak, zaś na skalistych zboczach wokoło rozłożone są trzy kamieniołomy w odległości kilku kilometrów od miasta, zaś łąki bliżej zajęte są przez niewielkie farmy i pastwiska. Na środkowych placu co tydzień rozkładane są kramy.
SPRZEDAŻ

  • drewno
  • kamień
  • wełna
  • bawełna

POPYT

  • zboże
  • metal
  • narzędzia

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Iwo Czw Lip 02, 2020 12:53 pm

Już rzygam podróżami. Westchnąłem w myślach, rozglądając cię po placu, zastawionym kramami i straganikami. Zerknąłem na niebo, zmęczonym wzrokiem i znów westchnąłem. Widząc ciemne chmury.
-  Się Pan nie martwi, padać będzie, ale no jak dobrze czuje pod wieczór bardziej. Akurat się okno otworzy do spania.  -usłyszawszy to, że moje zniesmaczenie pogodą zostało wyłapane, spojrzałem na staruszka o skrzeczącym głosie. Wyglądał na typ człowieka co maltretuje rodzinę kiedy nikt nie widzi, a później uśmiechnięty zabiera ich na spacerek do kaplicy. No nic. Podszedłem do niego i spojrzałem na jego towary, już po chwili wydając kilka groszy na jedzenie dla siebie, a i smakołyki dla konia kupiłem.
Usiadłem na ławce, na skraju targowiska, oparłem się plecami o budynek i zacząłem zajadać się suszonym mięsem, strzygąc uszkiem, bo obok toczyła się żywa rozmowa, która ze względu na tematykę mnie nawet mocno zainteresowała.
-  ...zostali zabici nie przez nich, głupku. Ja ci mówiłem, że podobno... sąsiad mi mówił, jak sam widział na oczy te ciała i mówił, że takie poszarpane były, jakby je jakiś zwierz rozerwał.  -rzucił blondasek, młody chłopak, który swoją pozycję w dyskusji chciał zbudować na powoływaniu się na znanie świadków zdarzenia. Cóż, mało wiarygodna technika, ale grunt, że się stara.
-  Sam jesteś dziki zwierz. Ja wam mówię. Oni przecież mieli biznes. Ha! I to nie mały. Ja wam mówię, nie byli ostrożni...  -tutaj się siwy dziadziuś nachylił do rozmówców i szepcze tak, że ledwo ich słyszę-  ...władza nie lubi takich chop do przodu, to ich wzięli i capnęli. Sami wiecie jakie tam stwory hodują sobie ci wariaci.  -pokiwał mądrze głową i pociągnął łyczka wina, a reszta jego towarzyszy, jak potulne baranki, pokiwali głową razem z nim. Ja o dziwo pokiwałem głową z nimi.
Ich rozmowa toczyła się dalej, z trupów przeszła na Poranną Gwiazdę, która ich zdaniem jest własnością Cesarstwa Manen, które wytrenowało swoich niewolników, na których nałożyli klątwy i pieczęcie, które sprawiają, że jeśli wyjawią jakąś tajemnicę, to odpada in głowa. Ale Gwiazda udaje, że służy tylko Medevarowi, żeby osłabić kraj, bo Teshatomia potajemnie szykuje się z nami na wojnę.
Chłonąłem te informacje i chłonąłem, już nie mogąc się doczekać, aż kiedyś będę miał okazję, żeby rozprzestrzenić te niewiarygodne plotki. Kto wie, może jest w nich nieco prawdy.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Claudie Misfortune Czw Lip 02, 2020 3:29 pm

Debiut!


Wiatr delikatnie smagał jej policzki i kosmyki kruczoczarnych włosów, z odgłosem kopyt i kręcących się kół powozu w tle. Dziewczyna powoli otworzyła zielonkawoniebieskie oczęta, budząc się ze snu, przekręcając niemrawo głowę, aby przypomnieć sobie, że podróżuje samotnie w karocy. Wyjrzała przez okiennicę, z której przedostawał się ten podmuch, widząc przed sobą zielone połacie trawy, oraz w oddali jakieś miasteczko. Jeszcze byli w drodze? Tak długo? Liczyła, że prześpi tę podróż.
Wysunęła się lekko do przodu, aby zastukać w klapkę, która zaraz się rozsunęła, odsłaniając woźnicę prowadzącego ten środek transportu.
-O, Panienka Misfortune już nie śpi!
Powitał ją uprzejmie, a ta lekko przymrużyła powieki, zasłaniając się rzęsami.
-Haroldzie, gdzie jesteśmy…?
Spytała bardzo spokojnie, czysto informacyjnie. Niestety nie znała trasy, a droga była wyboista, toteż preferowała kamienny bruk.
-Sadah! Mała mieścina, jedziemy wzdłuż rzeki. Do Selinday daleka droga, więc musimy zrobić postój, aby konie nam nie padły, prawda…?
-Tak. Byłoby ich szkoda.
Odpowiedziała ze sztucznym zainteresowaniem. Szczerze miała gdzieś te konie, jednak przecież sami nie dojadą bez nich, więc taka już konieczność. Wolała jednak długo tu nie pozostawać, dlatego po prostu rozsiadła się wygodnie, oczekując tylko tego postoju.
Kiedy wjechali już do miasteczka i się zatrzymali, Harold otworzył jej drzwiczki, przez które wydostała się z karocy, stawiając pierwsze kroki w swoich kozakach, które wiele jej nie podwyższały, dalej była drobna. Oczywiście miejscowi zwrócili uwagę na jej piękną i elegancką sukienkę w czerwonej barwie. Wyglądała jak dama nie z tego świata. Zignorowała ich i po prostu ruszyła w głąb zgiełku tej cywilizacji, bez informowania woźnicy, poradzi sobie. Jedyne co wiedziała o Sadah, to coś o Akademii Magii, czy jakoś tak. Może uniwersytet, albo wieża. Nie przykładała wielkiej uwagi do tej ciekawostki, pewnie nawet by jej nie rozpoznała, dlatego nogi wiodły ją w nieznane.
W końcu znalazła się na targowisku. Ludzie zachęcali ją do zakupu tego i owego, lecz mijała ich rzucając obojętnym spojrzeniem na te polecane produkty. Nuda, straszna nuda. Dopiero interesującym elementem tego dnia stał się widok znanej jej persony, siedzącej na ławce. Był to Iwo…? Ten sam Iwo, z którym miała iście ekscytujące wspomnienia…? Szczerze, kojarzył jej się z krótkim i przelotnym epizodem jej życia, gościem do którego próbowała kiedyś coś poczuć, lecz było to bezowocne pragnienie. Zwyczajnie był jak wszyscy inni. Z tą różnicą, że poznał ją trochę lepiej. Albo tę część siebie, którą Claudie chciała mu pokazać. Szybko zwróciła uwagę na to, że podsłuchuje jakiś miejscowych. Rozmawiali o Porannej Gwieździe, a właściwie rzucali jakimiś bzdurami. Postanowiła bezceremonialnie usiąść na ławce obok starego znajomego, wpatrzona w plotkarzy.
-Dzień dobry, Iwo.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Iwo Czw Lip 02, 2020 4:09 pm

Słuchałem z zainteresowaniem plotek i korzystałem z chwili odpoczynku, który niestety został przerwany.
Czerwona kieca rzuciła mi się w oczy, ale jej właścicielkę rozpoznałem dopiero kiedy pacnęła przy mnie tyłkiem na ławce. Ze zmarszczonym brwiami odsunąłem się kilka centymetrów od kobiety. Żeby jej sukienka mi się o nogi nie ocierała. Westchnąłem ciężko.
Byłem zdziwiony, pewnego rodzaju dziwne podniecenie pojawiło się w mojej głowie, ale była to raczej reakcja na przywołane wspomnienia, aniżeli radość z tego, że ją widzę i nie dajcie bogowie tęskniłem.
-Dzień dobry, Claudie..?-rzuciłem dość matowo i formalnie, chociaż nie ukryłem nutki dezorientacji. Jaki to świat jest mały. Irytujące.
Z ciągłym grymasem lekkiego oburzenia przyglądałem się jej kilka sekund, po czym wróciłem wzrokiem do plotkarzy, co zaczęli teraz niemalże się zakładać o to, który kraj któremu wypowie pierwszy wojnę.
Wystawiłem papierową torebkę z mięsem w stronę dziewczyny. Wolałem ją poczęstować, niż później słuchać jaki to jestem niewychowany, że się obżeram, a damie nie dam.
Rzuciłem obojętnym okiem na targowisko. Wypadałoby się odezwać chyba, w końcu jesteśmy...starymi znajomymi. Problem był taki, że nie wiedziałem jak zacząć. Rozmowy z byłą kochanką to nie to samo, co rozmawianie o sprzedaży czy trenowaniu konia.
-To co u ciebie?-rzuciłem, chociaż w głosie nie było słychać jakiejś faktycznej ciekawości, w końcu nie byliśmy razem, więc interesuję się nią tak jak zeszłorocznym śniegiem. Kto wie, może ona chce się wygadać czy coś.
Oparłem się jeszcze bardziej o ścianę za plecami, przesuwając się tyłkiem bliżej do krawędzi ławki. Spojrzałem na dziewczynę. Dalej wyglądała estetycznie, miło dla oka. No i buty. Buty zawsze miała ładne. Ale mi dawno nikt obcasów w ciało nie wbijał. Zamruczałem w myślach, a brwi dalej były mocno ściągnięte. No niech, będzie. Za tym aspektem naszej znajomości tęsknię trochę.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Claudie Misfortune Czw Lip 02, 2020 4:45 pm

Pamiętał jej imię, więc nie było tak źle. Pewnie jego ojciec wystarczająco mu je wpychał do głowy, aby teraz ciężko było to tak sobie wyrzucić. Z drugiej strony nie była już taką szarą i nieznaną aktoreczką jak kiedyś, więc może to dlatego. Czy był kiedyś na jakimkolwiek jej spektaklu przez te lata? Nie pamiętała, nie wypatrzyła go też nigdy. Pewnie nie. Raczej nie przejawiał miłości do teatru jak jego rodzic. Fascynował ją zawsze fakt jego samobójstwa, swoją drogą. Nigdy o to nie pytała Iwo. Niewiele by powiedział przecież, więc to zbędny wysiłek.
Spytał ją jak się miewa, proponując w międzyczasie jakąś przekąskę, więc powiodła wzrok na jego twarz, kiwając głową przecząco, zachowując niewinną minę pięciolatki. Zaś dzięki temu, mogła mu się lepiej przyjrzeć. Trochę się zestarzał. Jak na elfa. Teraz już raczej niewiele się u niego powinno zmienić, był bliski trzydziestki. Ona w tym czasie rozkwitła, dojrzała. Jeszcze nie jej czas na zmarszczki.
-Jestem w drodzę do Selinday, wystawiamy kolejną sztukę. Potem jadę do Afraaz. I tak cały czas.- Odpowiedziała, utrzymując neutralną tonację głosu, nie wykazującą żeby coś było nie w porządku, ani że jest super wyśmienicie. Po prostu. Było jak zwykle. -Mam tutaj postój.
Dodała, uznając że może powinna wyjaśnić, nim padnie pytanie o znalezienie się w tej dziurze. Daleko temu do większych miast.
Znów utkwiła wzrok w plotkarzy, choć nie na długo, orientując się, że obserwuje jej buty. Nie dała tego po sobie poznać, jedynie przerzucając nogę na nogę dla wygodniejszej pozycji i splatając dłonie na brzuchu. Znowu zapadła ta dziwna cisza. Jej to nie przeszkadzało, choć może jemu było niezręcznie. Czy zdawała sobie sprawę, że mogła mieć na niego na tyle duży wpływ, że rozmowa była teraz trudna? Krępująca? Najpewniej nie bardzo.
-Praca Cię tu sprowadziła? A może tu mieszkasz?
Spytała, wbrew pozoru bez nuty złośliwości. W końcu nie wiedziała, czy dalej odpowiada za konny interes, w dodatku że szybko zasymilował się z tutejszą hołotą, siedząc na ławce, jedząc suche mięso i słuchając plotek. Ale nie ocenia. Tylko spostrzeżenie.
-Tak zainteresował Cię temat Porannej Gwiazdy…?
Dopytała, sama będąc ciekawa, w końcu jakoś wiązało się to z jej drobną… fascynacją pewnym dżentelmenem. Świeć Asie nad jego duszą.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Iwo Czw Lip 02, 2020 5:21 pm

To nie tak, że pamiętam jej imię przez sławę. Zwyczajnie zapadło mi w pamięć. Do teatrów z własnej woli jakoś niespecjalnie chodzę, a i nie sądzę, że po tym co nas łączyło byłbym w stanie patrzeć na jej aktorstwo przez pryzmat jej talentu.
Nie chciała przekąski, to nie. Jej sprawa, jak się nagle jej odwidzi, to niech sobie idzie i sama coś kupi. Człowiek się stara, a go olewają. Skubnąłem kawałek mięsa.
Przytaknąłem głową na jej krótkie sprawozdanie z życia, mruknąłem coś pod nosem. Nie narzekałem na to, że informacje były dość mocno pozbawione szczegółów, więcej mi nie było trzeba.
Nie zadała mi pytania, więc siedzieliśmy chwilę w ciszy, słuchając ludzi wokół. Zawsze było między nami tak cicho? No i wzięło mnie na głupie wspominki. Eh, chyba dziadzieję.
Odwróciłem wzrok od jej butów kiedy zmieniła pozycję. Spojrzałem na niebo. Mogłoby już zacząć padać. Byłem zmęczony.
Kiedy po raz kolejny chciałem w myślach wracać do narzekania na tłumy i dziwną pogodę, dziewczyna przemówiła. Rzuciłem jej przelotne spojrzenie.
-Nie mieszkam tu. Pracowałem kilka wsi dalej, a teraz wracam do domu.-powiedziałem tak samo jałowo w szczegóły jak ona. Schyliłem się i otrzepałem czubek buta z kurzu.
-Nie.-kolejna rozwinięta odpowiedź padła gdy zapytała o Gwiazdę.-Ale dobrze się bawię słuchając plotek.-moja mina faktycznie wyrażała niezwykłe rozbawienie, takie godne na przykład pogrzebu, czy tragedii narodowej. Przymknąłem oczy.
Ponowna cisza, przerywana tylko moim chrupaniem i szelestem pustej torebki. Wstałem z ławki. Poprawiłem spodnie, coby mi się nigdzie nie wpijały. Stojąc przed nią przyjrzałem się jej. Już prawie zapomniałem jaka mała jest. Zaśmiałem się trochę w myślach na tę nędzną wygraną.
-Przejdę się. Idziesz ze mną?-w sumie mógłbym jej powiedzieć, że muszę już się zbierać, ale jakiś taki sentyment mnie złapał, do spędzenia czasu z nią. Głupota.
Jeśli się zgodziła, to rozpocząłem spacer, starając się pilnować swojego tempa, żeby nie musiała gonić za mną. Podrapałem się po brodzie i jeszcze raz zerknąłem na jej nogi.
-Skąd masz buty?-kto wie, może kiedyś trafię na sklep, w którym je kupiła. Sypialnia ojca stoi pusta, burdel w niej niezły, ale myślę, że znajdzie się tam miejsce na jeszcze jedną parę ładnych kozaków.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Claudie Misfortune Czw Lip 02, 2020 6:04 pm

Nie miała pojęcia o czym myślał, ale chyba sporo miał do przedyskutowania z samym sobą, bo cisza była niemiłosierna. Zastanowiła się na moment, czy też tak miewała. Ale chyba tak. Zamykała się w swoim świecie, zamieniała się w porcelanową lalkę. Było to urocze, choć zarazem niepokojące. Zawsze starano się ją wyrwać z własnego umysłu. Czy Iwo też miał z tym takie trudności? Może… w sumie chyba zaczynała rozumieć, dlaczego ten mężczyzna nigdy nie był jak On. Był zwyczajnie obojętny na wszystko. Mógł być panem na włościach, lecz nic go nie wyróżniało. Nie było tej iskierki ekscytacji. Nie było haju. Nie mogła się uzależnić. Choć pragnęła znów być narkomanką. Czuć, że ma swoją używkę. Oh Iwo, dlaczego jesteś taki? Czemu nie zwalisz jej z nóg? Konie, interesują go konie. Co wszyscy mają do tych pierdolonych koni?
-Czyli biznes. Powinieneś się… cieszyć z powrotu.
Zasugerowała, bo nie wyglądał na zadowolonego. Chyba, że po prostu dopadło go zmęczenie. Lub nieoczekiwana rozmowa. Cóż, temat dobry jak pogoda.
Gdy odpowiedział jej na pytanie dotyczące Gwiazdy, lekko rozwarła pomalowane usta. To był chyba jedyny moment, gdy budziło się w niej życie. Ale Iwo znów wszystko zepsuł, zabijając jej sugestię.
-Tylko tyle nam pozostaje. Plotki. Nie dane nam będzie wiedzieć jaka jest o nich prawda.
Odparła, z lekkim uśmiechem, który był wyuczony na odpowiednie chwile, niewyczuwalny w swej sztuczności. W tej miejscowości tylko ona znała prawdę o organizacji płatnych zabójców, ale przyznanie się do tego byłoby nierozsądne. Zresztą, Iwo też miał swoje sekrety. Wszyscy je mają. Jedni po prostu trochę mroczniejsze.
Kiedy wstał, powiodła za nim swoimi dużymi oczami, obserwując każdy jego ruch. Wtedy ten zaproponował wspólny spacer. Było to niespodziewane, nie rozumiała sensu tego wszystkiego. Nie podobała mu się ta ławka? Muszą męczyć nogi?
-Z przyjemnością.
Zgodziła się, wstając na równe nogi. Teraz różnica wzrostu między nimi była przerażająca, ale nie robiło to wrażenia na Misfortune. Jest dosyć niska, więc większość ją zawsze przewyższa. Zmusza ją to do męczenia szyi, aby spojrzeć na twarz rozmówcy, lecz nic poza tym. Ale niech ma chwilę swojego małego zwycięstwa, Claudie uniżenie przyjmie porażkę, wdzięcznie pozostając małą damą.
Ruszyli przed siebie w nieznanym jej kierunku, a wtedy ten zapytał o buty. Oh, interesowały go buty, zapomniała o tym.
-U szewca w Północnym Adren. Przy wjeździe.- Odpowiedziała uprzejmie, pochylając głowę i zerkając na swoje kozaki. Faktycznie, to był dobry strzał. Iwo też by takie pasowały. -Powiedz sprzedawcy, że jesteś z mojego polecenia. Dostaniesz taniej.
Doradziła. Nie wiedziała nawet czemu.
-Udało Cię się z kimś związać jak pragnął Twój ojciec?
Dopytała, zawsze było to coś więcej do wiedzy na jego temat. Nawet jeśli nie przywiązywała wagi do życia prywatnego innych osób, zawsze lepiej wiedzieć jak najwięcej. Nigdy nie wiadomo, czy taka wiedza się nie przyda.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Iwo Czw Lip 02, 2020 6:36 pm

To co powiedziała było dziwne. Cieszyć się z powrotu? Niby do czego? Do domu, dość pustego z resztą? Powrót na tydzień, bo później znów wyjeżdżam. No faktycznie, jest się z czego cieszyć. Skaczę z radości.
-Cieszę się.-odburknąłem jej w odpowiedzi, czując się urażony tym jej tekstem. Nie mam już pięciu lat, żeby mi ktoś mówił co powinienem robić i czuć.
Spojrzałem na nią nieco znudzony. Cóż myślałem, że podrąży jeszcze temat, ale ona zabiła go równie pięknie, co ja.
-Możliwe.-rzuciłem luźno, znów czując sprzeczne emocje. Niby chciałem jej słuchać, ale niby chciałem żeby się rozmowa skończyła. Uśmiechu nie odwzajemniłem, bo raczej nie był do mnie, a do sytuacji. Innym razem się do siebie pouśmiechamy, o ile inny raz będzie.
Propozycja spaceru spotkała się z akceptacją. Skinąłem głową i ruszyłem ulicą. Kto wie, może to mnie natchnie na jakąś niekrępującą rozmowę. Zastanawiam się czy dziewczynie przeszkadzałoby gdybyśmy zwyczajnie cały czas siedzieli w ciszy na ławce, a ja na siłę szukam jakichś zajęć nam. Ehh.. Wolę konie. Z nimi wiadomo co robić.
Zapytałem o buty, bo aktualnie to był jedyny temat jaki by mnie ewentualnie interesował. Odpowiedź nie przypadła mi do gustu, co dało się zobaczyć po marszczeniu nosa. Aż tyle to mi się nie chce jechać po buty. Mimo tego wysiliłem się po chwili na subtelny, wdzięczny uśmiech. Trochę sztywny, trochę na siłę, ale nie próbowałem ukryć pewnych braków w szczerości, bo to by wyszło jeszcze gorzej. Claudie się raczej nie obrazi.
-Zapamiętam. Dziękuję.-no i tutaj mój popisowy temat rozmowy się wyczerpał. Walnąłem się w myślach w łeb. Nigdy nie byłem kreatywny.
Westchnąłem ciężko na jej pytanie, tak bardzo męczące mnie z każdej strony.
-Nie. Mam pracę i sama wiesz, że to ze sobą nie gra, bo ciągle wyjeżdżam.-wzruszyłem ramionami luźno. Mam konie, krowy i pająki, tyle mi wystarczy, na co mi jeszcze coś myślącego w domu?- A ty masz kogoś?-zagadnąłem, bo wypada tak robić.
Wyrzuciłem opróżnioną torebkę do ulicznego śmietnika. Włożyłem ręce do kieszeni i wysłuchałem odpowiedzi, obserwując czerwoną sukienkę ładnie falującą przy każdym kroku. Zastanowiłem się chwilę. Muszę kupić Dayi nową derkę.
-To w teatrze mówisz dobrze ci idzie. Cieszę się.-mruknąłem ponuro, chcąc jakoś przerzucić odpowiedzialność wypowiadania się na dziewczynę.-Ale jakoś o tobie nie słyszałem za bardzo...-ton i intencje były neutralne, chociaż sam wyczułem, że samo ułożenie tej wypowiedzi może sugerować złośliwość. Uniosłem jedną brew zerkając na jej reakcję.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Claudie Misfortune Czw Lip 02, 2020 8:31 pm

Trzeba przyznać, że nie szło im najlepiej. Wyglądali jakby wyrwano im dusze i pozostawiono tylko puste skorupy rzucające wyłącznie półsłówkami. Przynajmniej pamiętali o uprzejmości, nawet jeśli ta była sztuczna jak ich uśmiechy. Co sobie myślał ten, który ich zeswatał ze sobą? Zresztą, gdyby wtedy ciotka Mirabell nie postanowiła położyć się do trumny, byłaby równie zadowolona, że istnieje szansa, aby jej bratanica związała się z kimś z wyższych sfer. W końcu rodzina Misfortune nie wywodziła się z arystokracji, jak ci pieprzeni Anatellowie, o których złośliwy los się upomniał. Ale serca nie zmusisz, nawet idąc za rozsądkiem. Niektórzy tak umieli, ale nie Claudie. Nawet z rodziną zresztą…. szkoda słów.
Iwo był samotny, karierowicz. To w sumie nie brzmiało tak odlegle, jak się spodziewała. Nawet to rozumiała. Miał priorytety. Nie było w nim też tej elfickości, aby kierować się ich tradycjami. Wolność. Własne nieskrępowane decyzje. To jest to, czego sama pragnęła i co po latach wywalczyła. Może to jedno ich łączyło.
-Rozumiem. Ja tak samo. Nie mam domu, tylko garderoby. A w nich chociaż jeden manekin, jako towarzysz.
Odpowiedziała, nie ukrywając tym razem prawdy. Znalazło się wielu adoratorów, wielu swatów, ale nie chciała powtórki z Iwo.
Mężczyzna z początku wydawał się być miły, za moment rzucając złośliwością. Więc jednak była w nim spontaniczna bestia, ciekawe.
-Może gdybyś bardziej interesował się teatrem, albo choć raz tam zajrzał, usłyszałbyś. To jedno się raczej nie zmieniło.
Skomentowała ten stan rzeczy. W tym samym czasie dotarli pod jakąś gospodę. Tam Misfortune dostrzegła pewnego mężczyznę w Wąsach, pijącego przed wejściem. Pamiętała go. Był jednym ze wspomnianych adoratorów, jeździł na wszystkie jej sztuki, wysyłał listy, zabiegał o spotkania. A teraz, gdy w oczy rzuciła mu się czerwień sukienki, od razu skupił na niej wzrok.
-Zachowuj się normalnie.
Poleciła Iwo, po czym splotła palce na jego dłoni, ciągnąc go jak najdalej od gospody. Ten widok chyba zszokował adoratora, który powoli ruszył za nimi...
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Iwo Czw Lip 02, 2020 9:04 pm

Co myślał ten, który nas swatał? Trudno powiedzieć, ale na pewno kierował się samolubnymi zachciankami i pragnieniami, zupełnie jak kiedy spraszał do domu pół burdelu i hałasowali do rana, nie dając mi spać, mimo, że wcześnie rano miałem mieć lekcje.
Skinąłem głową i choć na początku obudziła się we mnie narcystyczna cząstka, mówiąca mi, że skoro nikogo nie znalazła, to zaraz zacznie się do mnie lepić, to jednak rozsądek wygrał. Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas miało ochotę na ponowne dziwactwa jakie kiedyś miały miejsce.
Fuknąłem cicho nosem na jej komentarz. Miała rację. Albo siedzę zamknięty w domu, albo w stajni w obcej wsi. Przewróciłem tylko oczami, odpuszczając. Przegrałem.
Przesuwałem obojętnym wzrokiem po budynkach, po bruku, aż poczułem jak mnie dziewucha łapie za dłoń i każe mi się zachowywać normalnie. Wyczułem zmianę w jej postawie, ale zbyt zmęczony byłem zgadywaniem o co chodzi. Kombinuje coś? To było pierwsze co mi przyszło do głowy. Ona lubiła kombinować i niestety, jak większość dziewcząt, jest w tym całkiem niezła.
Puściłem spokojnie jej dłoń i objąłem ją ręką w pasie. Przyciągnąłem ją do siebie, przesuwając przy tym palcami po jej biodrze skrytym pod sukienką. Nachyliłem się i zatopiłem nos w jej włosach, dając jej przy tym buziaka w czuprynkę.
-Dalej ładnie pachniesz.-skomentowałem cicho i wyprostowałem się, a zapach wywołał u mnie nawet kolejny, skromny półuśmiech. Zastanawiałem się czy aż tak desperacko próbuję przywołać miłe wspomnienia, czy zwyczajnie jestem aż tak głupi, że gdzieś w środku nie chcę odpuszczać. Na szczęście nie wyczuwałem w sobie żadnej nadziei na to, że dawne "dobre" czasy wrócą.
-Podróżujesz sama?-zagadnąłem luźno, gładząc dłonią jej talię. Nie trzeba być mądrym, żeby wiedzieć, że kobietom podróżującym samotnie, częściej zdarzają się nieprzyjemności na trasie. Chociaż moja diwa nie jest raczej typem kobiety, która lubi jak tyłek porządnie boli od siodła.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Claudie Misfortune Czw Lip 02, 2020 10:31 pm

Wąsaty adorator powoli szedł za nimi, Iwo tego nie mógł wiedzieć, lecz mimo wszystko dostosował się, wiedząc że miała jakiś plan i zamiary. Choć nie spodziewała się, że ten ją obejmie w pasie i dociśnie do siebie. Nie zareagowała na ten ruch, jej twarz zachowała chłodny murowany wyraz, jakby wciąż coś kalkulowała w głowie. Może ten całus w głowę na moment ją zdezorientował, jednak i to zamiotła pod dywan, nawet nie zastanawiając się nad tym, AŻ ZBYTNIĄ czułością Iwo.
-Dziękuję. Te same perfumy.
Odpowiedziała, spoglądając raz po raz na uliczki. Wydłużając trasę, upewniła się, że prześladowca nie odpuszcza, zaś jest kilka ciemniejszych zaułków. Iwo zadał pytanie, lecz dopiero po chwili sobie o nim przypomniała. No tak, wciąż był jej eskortą. Albo balastem.
-Karocą, z moim woźniczym, Haroldem.
Rzuciła dosyć spokojnie, zaciągając towarzysza w ślepą uliczkę, która była dosyć zapyziała, a okna powybijane. Rudery. Nawet w takiej dziurze mieli rudery. Świetnie. Claudie zaczęła zaciągać Iwo z drzwi do drzwi, szarpiąc za klamki. Wszystkie zamknięte, dopiero ostatnie u końca drogi puściły, z wyłamanym zamkiem. Oderwała się od objęć Elfa, wchodząc do środka. Było tam ciemno, brudno. Pełno kurzu i starych mebli. Opuszczone mieszkanie, idealnie! Cofnęła się na zewnątrz, gdzie zmuszony był czekać jej towarzysz tej zabawy. Niespodziewanie położyła dłoń na jego klatce piersiowej i pchnęła go na przeciwległą ścianę, przypierając go własnym ciałem.
-Masz kłopoty. Ale zaufaj mi i się nie wtrącaj.
Przestrzegła, a wtedy prześladowca znalazł się w alei, już nie kryjąc się ze swoją obecnością, podchodząc coraz bliżej.
-Claudie! Jak możesz obściskiwać się tym brudnym dziwadłem! Jestem Frank, przecież mnie znasz! Jestem Twoim fanem! Jak możesz! Wyznałem Ci w liście, że Cię kocham! Jak możesz…- Wykrzyczał, a w oczach zaczynały zbierać mu się łzy. Zatrzymał się dopiero, kiedy Misfortune puściła Iwo, odsuwając się od niego. -...Ty pierdolony elfie! Nie możesz mi jej zabrać!
Dodał wściekły, gotów rzucić się na mężczyznę jak wściekły pies, ale wtedy między nich wyskoczyła Kruczowłosa, kładąc palce na ramionach psychofana.
-Oczywiście, że wiem kim jesteś Frank! Wybacz mi, proszę, nie rób mu krzywdy! Wynagrodzę Ci to, jak tylko zechcesz!
Próbowała go przekonać, z oczami jak u smutnego kotka, co zdezorientowało Wąsacza.
-W...w...wszystko…? Ale on… on…
-Ciii. Jesteś tu Ty i ja. Zawsze chciałeś mnie dotknąć, pisałeś mi to, pamiętasz…?
Spytała, a dla Franka Iwo przestał istnieć. Był lekko pijany, co wiele ułatwiało.
-Pamiętam… nadal chcę…
Wtedy Misfortune ustami sięgnęła jego ucha:
-To chodź…
Wyszeptała i pociągnęła go za rękaw, a ten lekko bujającym się krokiem podążył za nią. Ta wprowadziła go do opuszczonego mieszkania, zamykając za nimi drzwi, aby Iwo nie korciło, by podglądać. W środku Claudie zaczęła powoli cofać Franka do tyłu, no kominka.
-Co za szczęście… w końcu… i to w Sadah! Przyjechałaś dla mnie, prawda?!
-Zgadza się…
Wyszeptała, teraz jego przypierając, tym razem do kamiennej płyty. Wąsacz wydawał się tym podniecony, policzki mu czerwieniały.
-Jestem szczęśliwcem, sławna Claudie Misfortune kocha mnie! Mnie! Nie mam rodziny, bliskich, mam tylko Ciebie, a Ty tu jesteś…
Cieszył się, a kobieta uśmiechnęła się szeroko, prezentując białe zęby i głaszcząc go po policzku. W tym samym czasie, druga ręka powoli zmierzała do torebeczki, którą dyskretnie otworzyła.
-Jestem tylko dla Ciebie…
Odpowiedziała, zmysłowo świdrując go wzrokiem, po czym nagle z torebeczki wyjęła drobny nóż do otwierania listów i szybkim mocnym ruchem, zatopiła go w gardle Franka. Ten nie mógł wydać żadnego dźwięku, powoli zaczynając osuwać się po kamiennej płycie, a Claudie trzymała za zatopiony nóż, cały czas uśmiechając się szeroko. Frank skończył w pozycji siedzącej, patrząc się na nią jak jakaś ryba.
-Tego chciałeś, w końcu jesteśmy razem!
Powiedziała cała podekscytowana, a wtedy ostatnia iskra życia uszła z mężczyzny. Misfortune przykryła usta wolną dłonią i zaczęła chichotać, po czym zamieniło to się w maniakalny cichy śmiech. Gdy się już uspokoiła, ostrożnie wyjęła nóż z jego gardła. Zastanowiła się chwile. Był samotnikiem, tak? Wdał się w konflikt z jakimś zbójem po pijaku i ten go zadźgał. Tak, ta wersja wystarczyła. Aktorka znów wbiła nóż w jego gardło, zaczynając poszerzać rozcięcie, krojąc skórę zupełnie jakby dostał większym nożem. Ferelny wypadek, tragedia, zdarza się.
W końcu wstała na równe nogi i wyjęła chusteczkę, którą wytarła całą krew z noża do papieru i swoich palców. Sukienka nie wydawała się brudna, ale dlatego lubiła ten odcień czerwieni. Narzędzie zbrodni wróciło do torebeczki, zaś teraz zastanawiała się co z chusteczką. Rabusie nie wycierają noży takimi ładnymi tkaninami. Przypomniała sobie o zapałkach, które wyjęła. Oddaliła się od ciała i kucnęła w rogu, odpalając jedną z nich. Podpaliła krwawą chusteczkę, wraz z samą zapałką i pilnowała, aby płomień nie rozproszył się po deskach. Po chwili wszystko zamieniło się w popiół, a ona przygasiła ogień. Znów wstała i podeszła do drzwi, lecz nim je otworzyła, spojrzała na swoje dzieło sztuki, siedzące pod kominkiem z pustym wyrazem i głęboką raną gardła, jakby od ciosu kosą.
-Uroczy jesteś.
Rzuciła do nieboszczka z uśmiechem i szybko wyszła z rudery, nie uchylając za bardzo wejścia, aby Iwo nic nie widział. Po co ma sobie psuć apetyt. O ile go zastanie.
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Iwo Czw Lip 02, 2020 11:28 pm

Brak reakcji mi nie przeszkadzał. Gdybym jej płacił i reakcji by nie było, wtedy by mnie tym zirytowała.
Kolejne tematy się skończyły, a mi się już nie chciało szukać w głowie i wymyślać kolejnych, bo wyczuwałem, że dziewczyna jakoś chyba też nie ma ochoty na rozmówki. Puściłem ją kiedy weszła do ciemnej uliczki i kolejny raz uderzyły we mnie dziwne myśli. Jestem głupi.
Poszedłem za nią. W ciszy patrzyłem jak sprawdza drzwi, a w końcu znika za jednymi. Z rękami w kieszeni stałem u progu i czekałem. Na co? Nie wiem. Po co? Też nie wiem. Ona mogłaby wyjść innym wejściem, a ja bym stał i stał, sam nie wiem ile.
Dziewczyna znów się pokazała, a kiedy zostałem przez nią pchnięty, z zaskoczenia jej uległem. Nie na długo. Złapałem ją za nadgarstek i odepchnąłem od siebie. Stanowczo, ale dość delikatnie. Byłoby mi nie na rękę gdyby upadła i rozbiła sobie głowę o schodek. Widać, było, że jestem oburzony i to wyraźnie oburzony, takim traktowaniem. Splotłem ręce na piersi i znów przewróciłem oczyma, słuchając co mówi.
-Jak sobie chcesz.-burknąłem. No i mi humor zniszczyła. A już zaczynało być miło, to musiała zepsuć.
Spojrzałem w bok, po raz kolejny marszcząc brwi kiedy dostrzegłem wąsatego faceta. A ten tu czego? Liczył na to, że sobie podejrzy jak jakaś parka gzi się w alejce? Westchnąłem wymęczony całkowicie. Chcę do domu, chcę do łóżka. Chcę spać.
Brudne dziwadło. Cóż, jakbym był z tym facetem w łóżku, to może i bym się podniecił słysząc takie słowa, ale teraz... Zbyt wiele razy słyszałem dziwne komentarze, żeby reagować na nie w jakiś specjalny sposób. Bardziej interesowało mnie to co koleś mówił do Claudie. To jej znajomy? Ona się zadaje z takimi ludźmi? Cóż, ona się przynajmniej w ogóle zadanie z ludźmi, nie to co ja. Fuknąłem na swoje myśli.
W ciemnym zaułku rozniosły się kolejne krzyki, które raniły moje delikatnie uszy. Z niesmakiem przypatrywałem się temu przedstawieniu i powiem śmiało, że ze mnie dżentelmen żaden. Jak będzie chciała za nim pójść, to niech idzie, co mnie to? Dorosła jest, wie co robi, a to, że może ewentualnie ulegać strachowi i presji. Cóż, może się kiedyś nauczy by tego nie robić.
Dziewczyna zaciągnęła gościa do domu. Zamknęła drzwi. A ja? Ja stałem tak kilka chwil, niczym porzucony kundel i gapiłem się na wybite okno. No dobra.
-Hmm.-rozplotłem ręce, znów je pakując do kieszeni. Trochę się zgubiłem w sytuacji. Czy właśnie zostałem olany? Gdyby potrzebowała pomocy, to by o nią poprosiła, dała sygnał, wołała. Analizowałem w głowie jeszcze kilka rzeczy, ale w końcu wzruszyłem ramionami, bo do żadnych wniosków nie doszedłem. Wyjąłem z kieszeni kilka monet i położyłem je na chodniku przed wejściem. Tak w razie gdyby klient nie zapłacił Claudie, albo... albo coś, sam nie wiem.
Zerknąłem jeszcze raz na drzwi i wyszedłem z alejki. Spojrzałem na pochmurne niebo. Pogoda się lada chwila zepsuje. Nie powinienem wyjeżdżać w teren kiedy ma lać, ale nie potrzebuję już towarzystwa Claudie, a miasto jest na tyle małe, że o drugie spotkanie łatwo.
Spiąłem włosy w wysoki kucyk i ruszyłem do stajni. Po konia i do domu.

Z/T
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Claudie Misfortune Pią Lip 03, 2020 9:21 am

Misfortune po opuszczeniu zapuszczonego mieszkania, zorientowała się, że Iwo już nie było w zaułku. Poszedł sobie? Pewnie musiał coś załatwić, nieistotne. Claudie postanowiła nie marnować czasu na zastanawianie się, nie było to jakoś pilne.
Samotnie już opuściła uliczkę, wracając do centrum Sadah. Życie toczyło się jakby nigdy nic, choć pogoda powoli się psuła. Oby Harold stwierdził, że pora wracać. Już woli spać w karocy, niż w jakimś zajeździe.
Powoli pokierowała kroki w kierunku powrotnym. Droga przebiegła już spokojnie, a i ona czuła się spokojniejsza, bez prześladowcy irytującego jak brzęcąca mucha. Na miejscu powitał ją Woźnica…
-Jak spacer, Panienko Misfortune?
Spytał, opierając się o karocę.
-Miło. Nawet jest tu urokliwie.
Odparła, uśmieszkiem. Ah, tak tak. Będzie mieć miłe wspomnienia z Sadah.

Z/T
Claudie Misfortune
Claudie Misfortune

Stan postaci : Postrzał w brzuch = martwa
Ubiór : Wyblakła eteryczna sukienka.
Źródło avatara : ...

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Cerbin Amenadiel Sro Cze 09, 2021 12:52 pm

Od wyruszenia z zamku ukrytego w górach, miał sporo czasu na kolejną dozę przemyśleń. Ich świeżo zrekrutowany lord mógł być kłopotliwy na przyszłość, gdyby Killian zawiódł jego zaufanie. Choć pytanie, czy gotów byłby już teraz uklęknąć przed Falone. Musiał to wszystko przemyśleć.
Jednak, nadszedł czas. Ich podróż powoli zbliżała się ku końcowi, a w przeświadczeniu Cerbina, pozostał im ostatni sojusznik do zwerbowania, o ile towarzysz niczego przed nim nie ukrył. Altair Oligarchii… tego pozostawił sobie na koniec, z dwóch powodów. Jeden był znany Killianowi, ród Oligarchii był bardzo zżyty z rodem Ardamira, zaś druga przyczyna zwlekania, była bardziej osobista, niżeli mógłby zakładać. Tę tajemnicę pozostawił dla siebie, po dzisiejszą noc, ale wciąż nie mógł znaleźć momentu na wspomnieniu o niej. Czas się kończył…
Niedaleko Sadah, w kotlinie między górami Koronnymi, mieścił się pałacyk, nad którym górowała lekka, nocna mgła. Wyglądało to jak miniaturowy zamek, przynajmniej posiadało własne mury. Z pewnością pałacyk do najmłodszych nie należał. Ich chmara nietoperzy doleciała w kierunku bramy, lecz już tam, ktoś na nich czekał. Strażnik, który ułożył dłoń na kolbie pistoletu. Kiedy powrócili do swojej formy, Cerbin uniósł łagodnie ręce, jakby na znak, że nie zamierza atakować, ani nic w tym rodzaju. Strażnik zaczął mu się przyglądać bacznie, po czym zawołał po kogoś z wewnętrznego pierścienia.
-Cokolwiek się stanie… jeśli nic nie będzie zagrażać waszemu zdrowiu… nie wtrącajcie się.
Rzucił do Vasilici i Killiana, jakby ich przestrzegając przed czymś, czego tylko on się w tej chwili spodziewał. W tym czasie strażnik wymienił kilka słów z osobą przy kratach, która zaraz pobiegła do rezydencji, natomiast sam mężczyzna zbliżył się do nich, kiwając głową, by Cerbin opuścił ręce.
-Panie Amenadielu, nie jest Pan tu mile widziany. Musi się Pan wycofać…
-Niech wejdzie, na co czeka?!
Krzyknął nagle ktoś, kto wychylił się zza drzwi wejściowych do pałacyku. Cerbin już z daleka rozpoznał tą młodą twarz i burzę czarnych włosów, w jednym wielkim nieładzie. Ale chłopak zniknął zaraz w środku, a lekko zdezorientowany strażnik westchnął, wracając się do bramy, która w tej chwili, zaczęła unosić kraty. Cerbin w milczeniu ruszył przed siebie. A reszta, najpewniej za nim, cokolwiek się tu działo…
Wbrew zasadom dobrego wychowania, po wejściu do wnętrza bogatej posiadłości, nie przywitał ich nikt ze służby. Zniknął też tajemniczy chłopak, właściwie, jakby to miejsce obumarło. Amenadiel jednak znał trasę, więc ruszył przed siebie, korytarzem zapełnionym pozamykanymi drzwiami, aż znalazł się przy łuku wejściowym do salonu. Natychmiast wykonał unik, kiedy bełt świstnął koło jego ucha, wbijając się w ścianę, tuż za nim. Vasilica była cała zdezorientowana, ale sam draculeta zachował spokój.
-Spudłowałeś, Altairze…
Mruknął do chłopaka, który odłożył kuszę na stolik, zaraz po zeskoczeniu z kanapy na której stał podczas celowania. Poprawił swoje włosy z cichym rozbawieniem.
-Szkoda, lepiej dla Ciebie byłoby, gdybym trafił. Siostra kazała Cię tak przywitać, gdybyś kiedyś zjawił się znów na naszych włościach. Wiesz jak ciężko się jej sprzeciwić czasem, prawda?
-Gdzie ona jest…?
Altair uśmiechnął się, obnażając kły.
-Bliżej, niż myślisz...
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Killian Falone Czw Cze 10, 2021 1:47 am

Czy Savrasque byłby kłopotliwy, ciężko by mu było powiedzieć. Na pewno potrafiłby taki być, gdyby zechciał, a wtedy mieliby duży problem. Ten wampir wydawał się zdolny do wywołania wojny domowej, a to ostatnie, czego trzeba nowej władzy. Killian jednak zawsze pamiętał go jako rozsądnego człowieka, może przesadnie radykalnego, ale nie zwykł on działać pochopnie. Irytujące było tylko to, że lubił zaznaczać różnice wiekowe. Stary dziad.
Ale Oligarchii również mogli być problematyczni. Ich wpływy na dworach były niemal niezbywalne. W dodatku znajdowali się teraz w bezpośrednim sąsiedztwie Niftenhauma. Można powiedzieć, że deptali mu trawnik. Killian miał nadzieję, że nie spotka ich żadna przezorna niespodzianka jak poprzednio, bo tym razem mogłaby nie być taka przyjazna.
Dotarli jednak pod sam dwór, solidny i wiekowy, co było widać po jego odmienności od dzisiejszych, lekkich domostw. Falone powiódł spojrzeniem po murach i wieżyczkach, aż zawiesił je na strażniku, który wyszedł im na spotkanie. Zerknął kątem oka na Cerbina i również uniósł ręce, choć czuł się z tym faktem niezwykle niekomfortowo. Myśl, że tamten w każdej chwili może zacisnąć palce na tym przeklętym pistolecie i podnieść lufę w ich kierunku, mierziła niczym wykluwająca się febra. Wzrok mimowolnie zjeżdżał w tamtą stronę, co tylko jeszcze bardziej irytowało i niepokoiło zarazem.
Zerknął na Cerbina i lekko zmrużył oczy. Cokolwiek miało to znaczyć, brzmiało dziwnie i nie podobało mu się ani trochę. Ale skinął głową na potwierdzenie, jak coś, to powie, że zapomniał.
Sytuacja zrobiła się nieco lepsza, ale dalej chcieli ich wyprosić, przynajmniej Cerbina. Planował się odezwać, ale ktoś go uprzedził.
Po chwili znaleźli się w środku. Dość pustym środku, jeśli można tak powiedzieć. Dobrze, że Cerbin najwyraźniej wiedział, którędy iść. Zresztą nie było to takie dziwne, patrząc na jego powiązania z rodem, ale w takim razie, co się zepsuło? Czyżby tu też kogoś pobił za niewłaściwą dietę?
Ciche przekleństwo wyrwało mu się z ust, kiedy w powietrzu świsnął bełt i utkwił w ścianie. Oczy Falone'a powędrowały do... W pierwszym odruchu miały do jego mościa z kuszą, ale zamiast tego zwrócił uwagę na Vasilicę, dając jej znak dłonią, by nie chwytała za broń.
A więc to był... Altair. Jeden z wampirzych możnych. Głowa wiekowego rodu Oligarchii. Stała właśnie na kanapie i mierzyła do swoich gości z kuszy, bo tego życzyła sobie siostra.
— Co? — rzucił niemrawo, bo i nawet nie spodziewał się otrzymać sensowną odpowiedź.
Wtedy nagły ruch od strony Amenadiela odwrócił jego uwagę.
Sam Cerbin został odwrócony jednym porządnym szarpnięciem za ramię, a wtedy druga dłoń o alabastrowej skórze pomknęła w formie pięści prosto w jego szczękę.
— Jak śmiesz mi się pokazywać na oczy po tym wszystkim, co mówiłeś, co zrobiłeś, i czego na wszystkich przeklętych bogów zrobić ci się nie chciało! — krzyknęła gniewnie, a wraz z jej złością rozwichrzyły się pięknie uczesane włosy. — Co ty sobie niby wyobrażasz, że możesz sobie ze mną pogrywać jak co się podoba? A może miałam siedzieć tu jak kwoka i czekać, aż łaskawie sobie przypomnisz, że wypada dać jakiś znak życia, nie? Albo uprzedzić o wszystkich swoich kłamstwach do mamienia tanich dziewek? Nie, po co! Nie zasługuję nawet na twój pieprzony list?! — Złapała go za kołnierz i pchnęła na najbliższą ścianę, przyciskając mocno materiał do szyi wampira. — Jeśli znudziło ci się życie, draniu, trzeba było nie uciekać przed bełtem — syknęła jadowicie. — Na początek to cwaniackie spojrzenie, może wydłubię ci oczy i wepchnę do gardła, co?
Killian już na początku tej dziwnej sceny odgrodził od nich Vasilicę ramieniem. Co prawda wściekła kobieta potrafiła być straszna, ale wątpił, by mia£a spełniać swoje groźby. Zwłaszcza tę ostatnią. I pewnie dziesięć tych niewypowiedzianych.
Zerknął kontrolnie na Altaira, bo może on wiedział z tego więcej. Czy to mogła być jego... Ale to córka Oligarchich, chyba nie byłby aż tak głupi...
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Cerbin Amenadiel Czw Cze 10, 2021 8:52 am

Bliżej, niż… myślał? O prawdziwości słów Altaira, miał się przekonać szybciej, niż sądził, gdy znikąd, pojawiła się ona. ONA. Jak grom z jasnego nieba, tak jak pięść szybująca prosto na niego, z impetem wściekłości tak silnej, że położyłaby niejednego męża. Cerbin przyjął to z godnością, choć nie żeby miał czas reakcji, bo zorientować się co się właściwie dzieje, miał dopiero w momencie, jak cofnął się o kilka chwiejnych kroków, czując roznoszący się ból po jego szczęce. Vasilica chciała zareagować, obronić go, lecz Killian dostosował się do prośby Amenadiela, powstrzymując ją.
Elf przeniósł na nią swoje pomarańczowe ślepia, widząc jak najważniejsza kobieta w jego życiu, przepełnia się nieopisanym gniewem, wyrzucając z siebie cały jad, który nagromadził się w niej przez całe stulecie. Nawet teraz była piękna jak ją zapamiętał, może nawet przez to, zapomniał się lekko, w jakim był położeniu. Wiedział jednak, że to nie koniec, nie czas na obronę. Nie. Tym razem, musiał się poddać.
Miała rację, to co mówiła, było prawdziwe, określała każdą możliwość, której nie wykorzystał, pozwalając im tonąć w tym, lecz… ona nie rozumiała. Przecież nie zrobiłby tego, gdyby nie było to właściwe. Zawsze robił to, co należało. Może błędem było zaburzać jej spokój, jaki od niego miała, bo przez to jego starania, poszły na marnę…
Stał w miejscu, dając pochwycić się za ubranie i pchnąć, czując za moment uderzenie plecami o ścianę, wraz z ciągłym naciskiem z jej strony. Była jak dzikie zwierzę, okazujące swe kły z warkotem, gotowe do ugryzienia. Bellaminie ciężko było się temu przyglądać, zwłaszcza że nie rozumiała, o czym ta wariatka mówiła. Brzmiała, jakby łączyło ich coś więcej, coś dużo więcej, choć o niej nie słyszała. Jak mogła traktować tak samego Amenadiela, legendę?! Gdyby nie Killian, rozerwała by ją, choć sam Cerbin ulegał całej jej złości.
Gdy zagroziła mu wydłubaniem oczu, zakładał, że w końcu znalazł chwilę dla siebie, spoglądając na nią z góry, choć nadal, postawiony pod ścianą, co było mało wygodne…
-Tęskniłem, Adelairo…- Wydusił, wyszczerzając za moment swoje kły w uśmiechu, który jak na niego, nie był taki pewny siebie. Za moment, i tak zniknął. -...lecz nie miałem wyboru… chodziło o… Twoje dobro…
Dodał po chwili, a Vasilica osiągała limit swojej cierpliwości, zwłaszcza po słowach Smoczego Jeźdźca, które tylko poświadczyły o tym, że ta kobieta JEST kimś ważniejszym dla niego. Widząc tą burzliwą scenę Altair, który przyglądał się dotychczas z zaintrygowaniem, postawił kilka dziarskich kroków, w kierunku Killiana. Wtedy sam Falone mógł zdać sobie sprawę, że służba była obecna w pałacyku, lecz przerażona furią panny Oligarchii, zwyczajnie preferowała cichą obserwacje zza uchylonych drzwi lub zza ściany.
-Powitam Was oficjalnie, Altair Maximillian Oligarchii, pan tego domu, a to moja urocza starsza siostra, Adelaira Melitie Oligarchii. Chyba dobrze kojarzę, Killian Falone, jak mniemam? A ta piękność…- Uśmiechnął się do niej, lecz ta wlepiała wzrok w scenę pod ścianą, więc i jemu miną zrzędła. -...jest niezainteresowana. Tak, czy siak, nasz miły gość, Cerbin Amenadiel, popełnił masę błędów, za które w tych stronach grozi mu co najmniej egzekucja z rąk drogiej Adelairy.- Zaśmiał się melodyjnie, jak prawdziwy paniszcze. -Rozumiecie, czasem trzeba sobie coś po prostu wyjaśnić. Dziwi mnie zaś to, że przybył tu, w dodatku z takim towarzystwem…
Przyłożył palce do ust w zastanowieniu, a wtedy, Cerbin przeniósł wzrok z Adel, na Altaira.
-Nadchodzi wojna…!
Warknął, jakby mając już dość tłumaczenia się wszystkim, zawsze od nowa i ciągle z nowymi problemami, które jak w tym wypadku, biją go po twarzy...
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Killian Falone Czw Cze 10, 2021 8:48 pm

  To był naprawdę niezwykły widok i gdyby nie okoliczności, można by powiedzieć, że Killian stał jak oczarowany. Tylko przez moment, bo szybko dotarło doń, że sytuacja może się zrobić poważna i to w każdej chwili. O ile przywalenie Cerbinowi w szczękę już nie jest poważną sytuacją. Zerkał co jakiś czas na Vasilicę, w której powoli wszystko zaczynało się gotować. Chyba to o nią martwił się teraz najbardziej, bójka zazdrosnych dam to ostatnie, czego im trzeba w pertraktacjach. To był fatalny moment na robienie tajemnic, Cerb, mogłeś chociaż uprzedzić... Dziwiło go też, że Altair stał i patrzył tak spokojnie, wręcz z rozbawieniem. Pewnie byłoby mu mniej do śmiechu, gdyby to Adelaira stała pod ścianą.
  Panna Oligarchii miała w głowie piękny plan powolnego uduszenia go jego własną koszulą, ale za chwilę padły słowa, które kazały jej znieruchomieć na krótką chwilę. Jej fiołkowo-błękitne spojrzenie zjechało na uśmiech, by zaraz znowu zatopić się w oczach Cerbina z mieszanką gniewu i zastanowienia.
  — Kpisz sobie ze mnie? — prychnęła mu prosto w twarz i ponownie go szarpnęła. — Myślisz, że byle jaka śpiewka ci wystarczy, Wielki Rycerzu? — Zaakcentowała ironicznie ostatnie słowa, podkreślając w jak wielkim poważaniu miała jego poczucie swego bezpieczeństwa.
  W razie jakiegokolwiek ruchu z jej strony, Killian złapał Vasilicę za ramiona, przytrzymując ją w miejscu. Ba, w razie potrzeby nawet by za nią skoczył, bójka byłaby tragicznie złym pomysłem.
  — Nic mu nie jest — mruknął cicho, ale i dość dobitnie.
  Za chwilę wzrok Adelairy, zimny i ostry jak sztylet, wylądował na Altairze, jakby chciała mu wypomnieć, że nikt nie pozwolił mu się odzywać.
  Falone również skrzyżował z nim spojrzenie, dla odmiany czujne i rozważne. Skinął głową na dźwięk swego imienia, dalej trzymając Bellaminę. Ten ostatni żart chyba do niego nie przemówił. Może opowiedziany w karczmie przy kuflu czegoś mocniejszego byłby śmieszny, ale nie tutaj i nie teraz. I wtedy Cerbin ponownie zebrał na sobie powszechną uwagę.
  — Co?... — Adelaira zmrużyła ślepia, przypatrując mu się uważnie i, ku zdumieniu pozostałych, powoli odsuwając dłonie od szyi Amenadiela.
  Falone uznał to za dobry moment.
  — Wojna z ludźmi lub z głupotą Ardamira, wybór należy do nas — podjął pewnym siebie tonem i przeniósł wzrok na jej brata, uwalniając w końcu Vasilicę. — Z pewnością wiesz, co planuje Niftenhaum. Nie trzeba się też długo zastanawiać, żeby dojść do wniosku, że te plany zrujnują wszystko, co znamy. Musimy temu zapobiec, póki jest jeszcze na to czas. Teraz jest idealny, dlatego też tu jesteśmy. Z planem, sprzymierzeńcami i tą samą propozycją dla ciebie, Altairze. Ze mną na czele. Czas ukrócić rządy szaleńca. — Postąpił krok w jego stronę, oczekując odpowiedzi. Lecz młodego lorda ktoś ubiegł.
  — Chciałeś powiedzieć: czas wymienić go na innego samozwańca — prychnęła Adelaira, odchodząc od Cerbina w głąb sali.
  Killian przyjął to ze spokojem. Właściwie oczekiwał, że to określenie padnie dużo wcześniej.
  — Powiedz mi, pani, ile z nazwisk, które przewinęły się przez tron, miało jakiekolwiek uzasadnienie, by na nim być? — Obejrzała się na niego dokładnie tak samo jak na swego brata przed chwilą, toteż taktycznie zmienił punkt docelowy z powrotem na Altaira. — Skończyły się inne opcje. Tak jak powiedział Cerbin, wojna jest nieunikniona.
  Adelaira przeszła jeszcze kawałek w stronę okna, by znowu odwrócić się twarzą do nich. A dokładniej do Amenadiela.
  — Manifest to utopia. I dla tej utopii chcecie wybić całe hrabstwo Niftenhaum. A tu... przychodzicie z propozycją, czy raczej ultimatum?
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Cerbin Amenadiel Czw Cze 10, 2021 9:34 pm

“Wielki Rycerzu”...? Teraz to go uraziła. Choć nie zaakcentował tego niczym, poza lekkim grymasem na twarzy, ale ten mógł być też spowodowany naciskiem na jego szyję, co utrudniało mu oddychanie, nawet jeśli ta na chwilę wydawała się uspokojona. Dosłownie, na chwilę. Ale może się domyślała…? Lecz ta myśl powinna choć raz przejść jej przez głowę, w końcu miała na to naprawdę dużo czasu…
Vasilica została pochwycona przez Killiana, co trochę pomogło jej oprzytomnieć. No tak, przecież wykonywała misję, ważną misję. Nie mogła od tak ponieść się emocjom, lecz to był trudny widok do zniesienia. Z kolei, Altair wydawał się lekko spiąć, widząc spojrzenie swojej siostry. Rany, mogła się trochę uspokoić, przecież nic nie zrobił…
Cerbin poczuł jak Adelaira zwalnia uścisk, przez co znów mógł oddychać, choć nie zmienił swojej pozycji w żaden sposób. Jego słowa pomogły odwrócić uwagę od tego incydentu, a Falone podjął inicjatywę, kontynuując temat. Temat, który wyraźnie zainteresował obojga z rodzeństwa Oligarchii. Nic dziwnego, ich ta wojna dotykała w znacznym stopniu. Nie tylko ona, ale i rządy Ardamira, które nie oszczędzały nikogo, nawet swoich. Może cieszyli się większym spokojem, z powodu znaczenia własnego nazwiska, lecz ich króla w dalszej perspektywie nie obchodziło nic więcej, niż własny nos.
Rycerz odetchnął z niesłyszalną ulgą, gdy kobieta puściła go i odeszła, dzięki czemu mógł przetrzeć własną szyję, czując szczypanie od przetartej skóry. Mimo to, reakcja samej panny Oligarchii nieco zwróciła jego uwagę, bo wydawała się zareagować dosyć naturalnie, jakby dobrze o tym wszystkim wiedziała. Ich wizyta, ich bunt, zdawał się ich nie dziwić. Czemu? Czyżby już wiedzieli o rebelii…? To możliwe, zebrali już prawie wszystkich lordów z całego kraju, wieści się roznoszą, lecz jeśli wiedzą oni, może już wie nawet sam Ardamir. A to przyśpieszało bieg wojny.
-Mimo to…- Wtrącił nagle Altair, który bardzo szybko zapomniał o tym, że siostra skarciła go za odzywanie. Nie pierwszy, nie ostatni. -...jest pewne uzasadnienie. Zauważmy, że w żyłach Ardamira płynie krew Draculi, a jego rodowi, nasza rodzina zobowiązała się służyć…
Dodał po chwili, tłumacząc swoje obiekcje. Amenadiel mimowolnie prychnął, jakby z drwiną, wciąż łagodnie dotykając własnej szyi, oparty o ścianę.
-Rodowi, którego już nie ma. Ta krew jest strasznie rozwodniona, a nie przypominam sobie, aby Dracula miał buntowników pod nosem. Co to za król…
Wymówił, by po chwili, opuścić dłoń i ruszyć się z miejsca o kilka kroków. W podobnym czasie padły słowa Adelairy, która zwróciła na niego wzrok, mówiąc o jego wizjach, które jej zdaniem, były nierealne. Jak bardzo się zmieniłaś, kobieto? Nie byłaś przecież marzycielką…? Nie, te myśli nie powinny do niego powracać. Wcisnął na swoje usta uśmiech, przepełniony wolą walki z beznadziejną sytuacją, oraz próba zachowania twarzy. Gdy się uśmiechasz, nigdy nie przegrywasz.
-Ta utopia wzbudziła na tyle duży niepokój w Ardamirze, aby ten kazał stracić jej twórcę.- Powiedział nagle, zatrzymując się na środku pomieszczenia, a choć to Altair był potencjalnym lordem, wydawać by się mogło, że słowa kierował do wampirzycy. W końcu… nie znała tej części historii. -Król przerażony poglądami, sprzecznymi z jego interesami, zdradził mnie… nie tylko on, zdradził mnie też mój własny przyjaciel, pakując mi kulę w głowę.- Przyłożył palec do skroni, nie zdejmując spojrzenia z jej twarzy, jakby bez strachu przed tym, jak mogłaby zareagować na jego śmiałą mowę. -Ale nie… to było za mało… nie zabili mnie ostatecznie. Moje truchło zamknęli w krypcie, z której nie było ucieczki. Wiesz co się stało po tym jak zmartwychwstałem po dwóch latach…?- Spytał, podchodząc do niej powoli, akcentując każde słowo, jakby się nim delektował. -Nic. Kompletnie nic. Rozszalały z głodu, nienawiści i bólu, walczyłem z niezniszczalnymi ścianami, które mnie pokonały, aż po tygodniach, zwyczajnie umarłem. Znowu. Nie chcieli mnie zabić, bo Ardamir jest zachłanny, chciał więcej, tak się mnie bał, że chciał, abym cierpiał!- Wręcz syknął, a z jego twarzy zniknął uśmiech. -Trzydzieści lat śmierci... trzydzieści długich lat uwięzionym w ciemnicy, nim przybył jakikolwiek ratunek... Myślisz, że odszedłem, bo moja “utopia” zawiodła? Bo mój manifest był błędem? Bo chciałem? Nie… musiałem żyć jak szczur, abym znów nie padł ofiarą jego egocentryzmu, aby nikt mi bliski nie stał się celem!- Zatrzymał się tuż przed nią, w bardzo małej odległości. Wpatrywał się w nią jeszcze chwilę w ciszy, nim… -Lecz powróciłem. Wraz z Falone. A za moim manifestem, idą tłumy. Tłumy tych, którzy chcą być bezpieczni i nie podzielić mojego losu.- Łagodnie odwrócił się i odszedł kilka kroków. -Pięcioro znaczących wampirów opowiedziało się po naszej stronie, a wraz z nimi, setki innych. Wojna jest już nieunikniona, tak jak powiedział Killian. Niezależnie od tego, czy wybierzecie nas, czy strachliwego króla… wszyscy skierują wzrok na ród Oligarchii. Wasza to jednak decyzja, w jaki sposób będą patrzeć. My zaś… dajemy szansę. A nie bajki o krwi Draculi…
Dokończył, ostatnie słowa rzucając szeptem, choć dotarły do uszu wpatrzonego w niego Altaira. Nawet Vasilica wydawała się wyciszona i zmotywowana tym co powiedział, zmotywowana że mają rację. Lecz co te słowa znaczą dla nich…?
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Killian Falone Pią Cze 11, 2021 1:28 am

Killian spojrzał na Altaira, co prawda spokojnie i wciąż z kulturą, ale dało się zauważyć, że to chyba najgłupszy argument, jaki słyszał w życiu. Zwłaszcza, że chwilę temu go podważył, nikt z tu obecnych, nawet Oligarchii czy sam Ardamir nie miał żadnych dowodów na to, w czyich żyłach płynie krew Drakuli. Zakładając, że mistyczny pierwszy wampir kiedykolwiek istniał. Pałeczkę przejął jednak Cerbin, uwolniony z żelaznego uścisku damy dworu.
Miał rację. Nawet nazwisko Niftemhaum kiedyś cieszyło się uznaniem. Teraz ich przodkowie przewracają się w grobach. Lecz zaraz jego uwagę przykuła Adelaira. Miał wrażenie, że bardziej bije do nich samych niż manifestu. Bardziej do Cerbina, choć weszła na strefę polityczną. To nie dobrze, bo miała tu dużo do powiedzenia i osobiste porachunki nie powinny być dla niej wyznacznikiem. Choć może się mylił.
Jej wzrok nie schodził z osoby Cerbina ani na moment. Widziała każdy szczegół jego reakcji podszytej... rozczarowaniem? Niemiłym zaskoczeniem? To prawda, była marzycielką. Ponad sto lat temu. Ale rozczarowanie potrafi niszczyć wiele marzeń.
Nie przerywała mu, wyczuwając, że pierwsza odpowiedź jest tylko wstępem do czegoś większego. Zawsze był dobrym mówcą, kiedy miał zamiar obwieścić ważne dla siebie słowa. Nie takich się jednak spodziewała, nie tak bezpośrednio dotykających jego osoby. Raczej nie zwykł tego robić, a teraz jego opowieść coraz mocniej zagłębiała się w sferę osobistą, w porażkę. On mówił o swojej porażce, nawet jeśli zdołał z niej wybrnąć... Nie odpowiedziała na pytanie o los zamkniętego w krypcie więźnia, ale z jej oczu mógł wyczytać, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co go spotkało. Przez moment może nawet miała ochotę odwrócić wzrok, ale nie zrobiła tego, słuchając do końca. Nawet nie drgnęła, kiedy stanął tuż przy niej, a powód był dużo bardziej banalny niż duma. Choć czuła gniew w jego słowach, nawet jej nie przeszło przez myśl, że mógłby ją skrzywdzić.
Sam Killian też słuchał z uwagą, choć starał się to skryć pod maską czujnego śledzenia rozmowy. Tych szczegółów zdrady nie słyszał, choć losu Cerbina nie trudno było się domyśleć. Jak zwykł już robić, potwierdzał milczeniem jego słowa. Lecz kiedy oczy były zwrócone na Altaira, to nie on odezwał się jako pierwszy.
— Zawsze wiedziałam, że w końcu wrócisz — rzuciła spokojnie i przymknęła ślepia na moment, jakby coś rozważając. Kiedy znów na nich spojrzała, było tam to samo harde spojrzenie, co wcześniej. — Nasz ród przysięgał wierność królowi, który dba o wampirzy lud, zapewniając mu byt, dostatek i spokój. Który wpierw patrzy na potrzeby, a nie zachcianki i ambicje. Ta przysięga już została złamana, lecz nie z naszej strony. — Podeszła do nich, zawieszając wzrok na Falone'ie. — Lecz czy nowy król jej podoła?
— Zrobię wszystko, co w mojej mocy — odparł Killian, a oczy Adelairy poszerzyły się minimalnie. Nie były to może jakieś podniosłe słowa, lecz oczekiwała raczej pięknych obietnic aniżeli rozsądnej odpowiedzi.
Kątem oka zerknęła na Altaira.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pią Cze 11, 2021 8:36 am

Przyznanie się do porażki, w mniemaniu Cerbina było słabością, jeśli nie czynnością zakazaną. Ale tutaj nie mógł kłamać, bo to był zbyt ważny fragment jego życia, zbyt dotkliwy, na tyle, że ukształtował jego działania w przyszłości. Może nie panował do końca nad własnymi słowami, może nie chciał okazać więcej, niżeli było to potrzebne, ale ten kocioł nerwów i postawy Adelairy, głupie argumentację Altaira… to było za dużo. Po prostu… nie uwolni się od tego. Ani od własnej klęski jako polityka, ani od klęski w randze dowódcy rycerzy. Własnych, potwornych klęsk, nigdy nie zapomni. One czyniło go tym, kim się stał.
Gdy padły pierwsze słowa ze strony kobiety, elf odwrócił głowę, zerkając na nią przez ramię. Czy w tym zdaniu kryło się coś więcej, niż przyznanie się do własnych przypuszczeń? Ciężko było mu to określić, nie był nawet pewien, jakiej części jego słów dotyczyło. Lecz za moment, Adelaira zwróciła się do Killiana, rzucając mową, która bardziej mu pasowała do jej osoby, przynajmniej z tego co zapamiętał. Przenikliwie oczy zlustrowała Falone, kiedy ten najpewniej czując ulgę, zwyczajnie przytaknął. Za moment, oczy wszystkich skierowały się na Altaira, który wycierał oczy, wzruszony tymi wszystkimi podniosłymi słowami.
-Nie chce mi się iść na wojnę, ale słysząc wasze piękne słowa, nie mogę zignorować powagi tej sytuacji. Zdaje mi się, że przekonaliście nawet moją upartą siostrę. Zgoda, zgoda, niech będzie, uczynię honory i zostanę tym szóstym znamienitym wampirem.
Odparł, obierając dumną pozę, zaś Amenadiel westchnął, chyba że zrezygnowaniem, ale za moment, założył ręce za plecy i przeszedł kilka kroków, by skupić na sobie spojrzenia rodzeństwa Oligarchii.
-Przygotowania dobiegają końca. Udajcie się, wraz z zaufanymi krwiopijcami, na Neraspis. Niedługo nastąpi zgromadzenie, dostaniecie dane o lokalizacji. Wtedy, poczynimy wielkie kroki.- Skierował wzrok na czekającego Killiana i Vasilicę. Czy to było wszystko? Czy mogli już wracać? Zaraz znowu skupił się na Altairze i nieco bardziej, na Adelairze. -Dziękujemy za wsparcie, szybko dostrzeżecie, że wybór jest słuszny. My zaś, nie będziemy już zajmować Wam czasu. Dobrej nocy, Altairze, Adelairo.
Pożegnał się, z lekkim kiwnięciem głowy i ruszył w kierunku wyjścia. Altair też skinął łepetyną, a Bellamina obrzuciła kobietę raz jeszcze czujnym spojrzeniem, by też ruszyć za Amenadielem…
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Killian Falone Pią Cze 11, 2021 2:19 pm

  Z pewnością słowa Altaira nie były tym, czego oczekiwali. Przynajmniej nie Falone, który bardzo starał się zachować fason, choć w każdej chwili oczekiwał ujawnienia sarkazmu. To jednak nie padło, więc takie musiało być po prostu dziwactwo ich nowego sojusznika. Cóż, i tak już zebrali piękny gabinet osobliwości, Oligarchii nie będzie wyjątkiem. Zerknął na Adelairę, która przez moment wyglądała na zdegustowaną, by zaraz skupić uwagę na Amenadielu.
  Z lekka skinęła głową, kiedy pożegnali się obaj. Bo jednak nie wszyscy. Wzrok Adelairy wylądował na towarzyszącej im kobiecie. Widziała już wcześniej jej powstrzymywaną złość. A może i coś więcej? Reagowała tak emocjonalnie... Na ustach panny Oligarchii pojawił się iście wężowy uśmiech, kiedy odprowadzała ją spojrzeniem.
  Falone zrównał krok z towarzyszem.
  — Jest jeszcze jedna osoba, z którą muszę porozmawiać. To nie powinno zająć dużo czasu. — Zerknął na niego. — Pewnie pocieszy cię, że nie zostanie lordem. Ale część twoich poglądów wymaga renowacji.
* * *
  Opuściwszy dworek Oligarchii, udali się drogą powietrzną w stronę pobliskiego miasteczka. Falone poprowadził ich ponad dachami domów, robiąc uważną rundkę tam i z powrotem, aż zatrzymał się w okolicy jednego z zakładów kamieniarskich na obrzeżach miasta, w pobliżu kamieniołomu tych właścicieli. W Sadah było wiele kamieniołomów, jeden nawet, najstarszy i nieużywany, był uważany za nawiedzony przez upiory. Oczywiście nie była to prawda, był własnością wampirów, lecz tam przezornie nie chciał się zbliżać. Jeszcze nie teraz.
  Wylądowali w cichym zapleczu warsztatu, a zielone ślepia pod kapturem na moment skierowały się na Cerbina.
  — Postaraj się nie zrobić nic głupiego... — mruknął cicho. — Ani nie powiedzieć.
  Szybkim krokiem ruszył między budynkami w poszukiwaniu sylwetki, którą już z góry mogli dostrzec. Znaleźli go we wnętrzu otwartego warsztatu. Wysoką, chudą sylwetkę, którą w całości skrywała ciemna szata z kapturem. Nie była dobrej jakości, raczej spłowiała i znoszona, mająca bardziej zakrywać niż jakoś się prezentować. Przerwał natychmiast przeszukiwanie skrzyń i obejrzał się na nich, błyszczącymi w mroku bladymi oczyma.
  — Znowu brudzisz ręce za kogoś innego, Viktorze? — rzucił Killian dość swobodnie, idąc w jego stronę. Zatrzymał się, kiedy tamten sięgnął pod pelerynę gestem wskazującym na chwytanie za broń. — Bez obaw...
  — Masz tupet, żeby tu przychodzić... — stwierdził głosem cichym i jakby starganym, i choć nadal nie błyszczał pewnością siebie, zabrał dłoń z rękojeści, szybko skrywając w szerokim rękawie zestaw długich szponów.
  Kto bywał na dworze, ten wie. Viktor Baraseph był jednym z najbliższych sługów Ardamira, chociaż ze względu na swą niższą rasę, ich pan traktował go raczej jako niewolnika. Zawsze w cieniu, zawsze pod pogardliwym spojrzeniem pięknych panów i dam, idealne narzędzie do odwalania roboty, której brzydziłby się nawet nisko postawiony arystokrata. A jednak miał swego rodzaju posłuch. Wśród "swoich", którymi też nieraz rozporządzał.
  Falone uśmiechnął się pod nosem.
  — Mam coś znacznie lepszego, dla ciebie i twoich przyjaciół. Propozycję lepszego życia, w godności, bez kajdan i sypiania na podłodze. — Podszedł bliżej. — Pytanie tylko, czy gotów byś był przeciwstawić się tyranii Ardamira?
  Odwrócił się do niego całkiem przodem, a wtedy mogli zobaczyć w mętnym blasku ulicznej latarni siną, pomarszczoną skórę, nos o nieco za bardzo pociętych skrzydełkach, pociemniałe oczodoły i prawie zupełnie wyleniałe brwi ponad nimi. W kilku miejscach dałoby się doszukać blizn lub nawet skaryfikacji, zwłaszcza na szyi, gdzie oprócz fragmentu jakiegoś wisioru widniała stalowa obroża z wyrytym "AvN". Zerknął na moment na wampirzycę oraz... Amenadiela rozpoznał bez problemu, co dało się wyczuć, ale chyba nie chciał nawiązywać z nim dłuższego kontaktu wzrokowego.
  — Zabiłby mnie, gdyby się o tym dowiedział... Już o tej rozmowie...
  — Tak, z pewnością powinieneś teraz zniknąć i uprzedzić go o wszystkim — przytaknął z równą swobodą wypowiedzi, co nieco zaskoczyło nosfera. — Lecz nie zrobisz tego. Zbyt dobrze wiesz, co by z tego wynikło. Nic, Viktorze. Ardamira nie obchodzi, ile dla niego zrobisz, on i tak będzie dbał tylko o swoje zachcianki i wprowadzanie w życie chorych planów podboju świata. Dziś jesteś niewolnikiem, jutro zwierzęciem, a pojutrze i tak cię zabije, bo przestaniesz być potrzebny. Mam rację?
  Viktor zjechał spojrzeniem gdzieś w bok, sycząc cicho, choć było to tylko wyrazem zastanowienia.
  — Czym cię kiedy zawiódł? — dorzucił, a wtedy Viktor zerknął na niego, na ścianę usłaną narzędziami i znów na niego.
  — Co mam robić, panie?
  Falone uśmiechnął się lekko.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pią Cze 11, 2021 4:38 pm

Nie rozumiał po co mieli zapuszczać się bardziej w te niebezpieczne tereny, a zwłaszcza do jakiegoś starego warsztatu, gdzie nie zapuściły się nikt istotny, chyba że Matthew, lecz to nie on. W dodatku, Killian przestrzegł go, a słysząc te słowa, już wiedział, że mu się do nie spodoba. Ruszyli wgłąb warsztatu, zaś Vasilica podążała za nimi. W końcu, dostrzegł człowieka… nie, coś co go tylko imitowało. Te szpony, te oczy, ta twarz, tak ukrywana… już wiedział z czym się wierzy, a na twarzy Amenadiela pojawiła się mała oznaką obrzydzenia. Gdyby wampiryczna dziewczynka nie była czymś uszkodzonym, tak każdy przedstawiciel tej postawy, był zwyczajnym błędem. Lecz czemu z nim rozmawiali? Czemu Falone go znał? Czuł jak podnosi się mu ciśnienie…
Po obroży domyślił się, że był niewolnikiem, lecz pomimo tego, że ten na krótką chwilę skupił się na twarzy Cerbina, ten zupełnie go nie kojarzył. Nic dziwnego, nawet jeśli byli razem na jednym dworze, Amenadiel nosił głowę wysoko, a nosferatu nisko. Z tego powodu, nigdy nie zwracał uwagi na ich wykrzywione twarze. Może czuł wobec nich żal, współczucie, które kazało ukrócić ich cierpienie, błyskiem szabli, jednakże Falone swoimi słowami przeszedł wszelkie oczekiwania…
Pomarańczowe oczy zawiesił na Killianie, patrząc na niego w niedowierzaniu. Rozumiał, że manifest był stary i wymagał zmian, lecz nie tak gwałtownych, jak obiecanka wolności i równości nosferatu z innymi wampirami! Te bestie nie były w stanie koegzystować, szkolone wyłącznie do niewolnictwa lub życia w dziczy! A on chciał je odziać i udawać normalnych?! Wpuszczać wśród innych draculetów i kazać im akceptować te otępiałe wynaturzenia?! W tej chwili nie był już pewny, czym było te nowe królestwo w oczach Falone, lecz już z pewnością, nie tym samym, jakim widział go Amenadiel… mimo to… nie mógł się sprzeciwić… nie teraz. Obiecał dać mu wszystko, a jego w tym głową, aby to grało ze sobą. Lecz… wiedz Killianie, że nic nie jest za darmo, w świecie Cerbina…
-Współistnienie…
Mruknął tylko, odwracając się od nich i odchodząc. Bellamina powiodła za nim wzrokiem. Postanowił poczekać, aż reszta będzie gotowa. Czas wracać.

Z/T 2x
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by NPC Sob Cze 19, 2021 8:27 pm

ALTAIR OLIGARCHII

Co to za życie, kiedy zmuszony jesteś używać własnych nóg do podróży? Kto to wymyślił? Dlaczego Neraspis leżało na mokradłach, skąd nie jeździ nawet zaprzyjaźniony przewoźnik? Potrzebują prywatnego woźnicę, jakiegoś sługę, co by wampiry dostarczał w miejsca docelowe. Tak, czy inaczej, skoro zdecydował się wracać, musiał liczyć na siebie. Z początku rozważał lot w formie bestii, jest chyba najszybszy i najmniej męczący, z drugiej strony, zbyt widoczny dla śmiertelnych, oraz wymaga rozbierania się do naga, oraz ponownego ubierania, a jemu się nie chciało.
Polegał więc na chmarze nietoperzy, które niestrudzenie parły przed siebie, opuszczając tereny zalewiskowe, by przedostać się do Gór Koronnych. Stąd już prosta droga, ale nawet w tej formie, idzie się zmęczyć. Wylądował więc na trakcie, który prowadził do Sadah, ale też odbijał w kierunku hrabstwa Mernstein, czyli jego włości. Tyle to się przejdzie bez zadyszki, co nie?
-"Jesteś Lordem, masz obowiązki..."
Przedrzeźniał Matthewa, który go poirytował i zmusił do tej podróży. Głupiec. Nie widział, że Altair był zwyczajnym piątym kołem u wozu w tej Izbie? Trzymali go tylko z powodu nazwiska i Adelairy, zwłaszcza teraz, jak się ustawiła. Ona zawsze umiała sobie znaleźć stołek. A on? Biedny panicz Oligarchii jak zwykle zmuszony był radzić sobie sam, nawet nie dostając w zamian głupiej butelki. Robił się coraz starszy, a zarazem, tym bardziej zmęczony tym brakiem możliwości chwycenia się czegoś stałego. No nic. Służba jest stała.
Po chwili już jego myśli zaczęły krążyć wokół kąpieli w łaźni, kiedy to mijał iglaste sosny, wolnym krokiem idąc wzdłuż ścieżki, co jakiś czas zerkając na księżyc na niebie.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Baqara Sob Cze 19, 2021 8:59 pm

Znów zapadła noc, a ja mogłam bezpiecznie wyjść z mojej cudownej jaskini, która ratowała mi życie za dnia. Niby już trochę czasu żyję w dziczy, ale dalej odczuwam spory niepokój kiedy jestem zbyt daleko od posłania, bo co jeśli słońce wstanie wcześniej niż powinno, a ja do tego nic nie złapię? Krew ryb i małych gryzoni jest niewystarczająca i nie mówię tutaj o jej miernej ilości. Dalej tęsknię za tym cudownym smakiem juszki, jaką prezentował mi mąż. Nic mi tam nie brakowało, ale wiedziałam teraz, że to było niezwykłe szczęście, że mnie wtedy znalazł. Może teraz nie mogę znaleźć nowego opiekuna bo ciągle ciągam ze sobą starego?
Zerknęłam na kozła, który był dzisiaj wyjątkowo nieposłuszny. Już kilka razy oberwałam od niego rogiem. Pewnie źle się nim opiekuję, mój mąż nigdy nie narzekał bez powodu, więc coś musi być na rzeczy. No chyba, że kompletnie zdziczał, ale nawet nie chce o tym myśleć. Nie jestem pewna ile czasu klątwa zmienia kogoś w kompletne zwierzę, nawet na umyśle, jednak w baśniach często ma się jeden dzień. Jeśli tak też jest w tym przypadku, to już raczej nie patrzę na męża, a na zwykłego kozła.
Zwierzę znów zaczęło się buntować. Pociągnęłam za linkę przywiązaną do plecionej obroży, a on zapierał się w drugą stronę.
-No chodź tu, skarbie.-wysyczałam pod nosem i pociągnęłam mocniej za linkę licząc, że przekonam go do ruszenia się. Niestety moje wysiłki poszły w piach przez moją własną nieuwagę. Postawiłam kopyto na spróchniałym pniaku, który zapadł mi się pod nogą, a ja straciłam równowagę, upadając na ziemię z dźwiękiem łamanych gałązek śmiejących się ze mnie.
Kozioł czując luz, natychmiast zrobił w tył zwrot i zaczął pędzić przez las. Przecież się staram jako żona zgadywać jego futrzaste zachcianki, a on nie jest szczęśliwy. Co robię nie tak? Poderwałam się z ziemi, wyrwałam nogę z pniaka, ignorując obecność kilku drzazg w pęcinie i ruszyłam biegiem za partnerem, który nie miał zamiaru się zatrzymywać słysząc, że coś go goni.
Altair skupiony na myślach mógł nawet nie zwrócić uwagi na jakieś szelesty w lesie, bo w końcu to las, tutaj ciągle coś szeleści, strzela czy wyje. Na pewno jednak wyłapał spory, ciemny kształt biegnący na niego pełnym swoim pędem. Kozioł celował prosto w mężczyznę. Dwa kroki przed nim, ułożył specyficznie głowę, wystawiając w jego stronę rogi i zaatakował go z mocnego baranka, prosto tam gdzie plecy się kończą. Tak nagły atak mógł sprawić, że wampir upadnie, ale nie ważne czy wylądował na ziemi czy nie, zwierzę ruszyło dalej przed siebie, przebiegając do końca ścieżkę i wbiegając znów w las, gdzie zaczepił się linką o powalone drzewo.
Biegłam przez las za mężem, ale niestety jestem wytrzymała, a nie szybka, więc nie nadążałam kompletnie. W końcu jednak i mi udało się dotrzeć do ścieżki, gdzie zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Może Garema chciał mnie zaprowadzić do jedzenia, a ja myślałam, że coś robię źle? Przeprosiłam w myślach męża za wątpienie w jego intencje, nie powinnam tak nigdy robić, jednak on wie, że czasami każdemu zdarzają się chwile słabości. Jest niezwykle wyrozumiały.
Od razu kiedy wypadłam na drogę, zauważyłam, że chłopak jest tutaj sam. Cóż za okazja! Natychmiast rzuciłam się na niego, powalając go siłą na ziemię, jeśli jeszcze tam nie leżał. Jedną ręką chwyciłam go za szyję, dociskając jego głowę do piachu. Zapewne próbował się bronić rękoma w pierwszym odruchu, więc drugą dłonią pochwyciłam go za przedramię i pochylając się nad nim wgryzłam mu się w nadgarstek, przebijając skórę i powoli spijając z niego krew. Może i na szyi krew szybciej wycieka, ale bałam się tam gryźć, bo nie chcę, żeby poszarpano mnie za włosy w czasie walki. Teraz walczyć nie muszę aż tak, zwłaszcza, że pozwoliłam sobie w międzyczasie przysiąść na nim, aby uniemożliwić mu ucieczkę.
Baqara
Baqara

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by NPC Sob Cze 19, 2021 9:27 pm

ALTAIR OLIGARCHII

Jego spokojne przemyślenia miały zostać jednak niedługo przerwane, z powodu, o którym jeszcze pojęcia nie miał. Szkoda, że nie słyszał ostatnich proroczych słów Sentinella, to może obracały się za siebie, spodziewając się tej klątwy, lecz ta miała być nagła i niespodziewana. Nie wiedział nawet kiedy impet pędzącego zwierzęcia zderzył się z jego zadkiem, aż ten poleciał w górę, wykonując obrót w powietrzu, aby na koniec, upaść na plecy, uderzając głową o ziemniste podłoże. Gdyby ktoś go oceniał, zdobyłby kilka punktów za akrobację, pewnie sam by sobie je przyznał, jakby nie to, że był gwiazdą programu, nie znającą swego scenariusza.
Wszystko szumiało w jego głowie, chyba nie był nawet całkiem świadom tego, że w ogóle leży na ziemi. Łagodnie otworzył oczy, choć obraz zafalował, ukazując mu korony gęstych drzew. Czy to była Otchłań…? Wyglądała zbyt żywo, wbrew opowieściom, mitom i legendom… lecz po chwili, odwrócił lekko głowę na bok, co zsunęło czarne kosmyki włosów z jego twarzy. Zwiedziony odgłosem kroków, takich tuptających, powiódł oczami w kierunku kopyt, które znajdowały się tuż przed nim. Czy to znów kopytka tego kozła zagłady…? Lecz zaraz, dostrzegł też ogon, a tym wyżej podążał wzrokiem ku górze, tym bardziej obraz zaczął odbiegać od tego, co zobaczył z początku. Altair zatrzymał się na dwóch sporych kulach… to góry? Nie… falowały w podskokach. To był najpiękniejszy biust jaki widział. Ale to, skłoniło go, aby rzucić okiem jeszcze wyżej, a wtedy… zobaczył śliczną twarz kobiety o długich granatowych włosach, mistycznych oczach i… rogach. Czy to była bogini? Coś tak pięknego i fantastycznego zarazem, musiało być boginią, która stąpiła do Otchłani, aby powitać swe nowe dziecię…
Lecz wtedy, ta okazała mniej sympatii, niż on, chwytając go za szyję i dociskając do ziemi. Poczuł jak na nim siada, a ta waga była dosyć obciążająca, aż odruchowo obnażył kły, aby wziąć wdech. Cóż za stworzenie...
-Wyjdź za mnie…- Wyszeptał niemrawo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że powiedział to na głos. Czy można pytać boginie o rękę? Zwłaszcza, gdy ma niecne zamiary wobec ciebie? Lecz zaraz, uczucie wbijających się kłów w jego nadgarstek, pomogły mu odzyskać resztki przytomności. Syknął z bólu, lecz nie walczył, wbrew jej oczekiwaniom. Zerknął na kobietę, to też znów na jej rogi i potem kolejno na to jak spijała jego krew. Co powinien powiedzieć w takiej sytuacji? To co prawda nie pierwszy raz, gdy ktoś go gryzie, sam siebie gryzł wielokrotnie, ale to go uświadamiała, że nie mogła być boginią, a niezwykłą wampirzycą. Ależ piękna… -Mam szlachetną krew… ale raczej nie nakarmisz nią głodu…
Wydusił, na tyle ile pomogła mu przyciskania krtań.

NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Sadah Empty Re: Ulice Sadah

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach