Dziedziniec
+2
Cerbin Amenadiel
Mistrz Gry
6 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 2 z 9
Strona 2 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Jeśli jej odpowiadało, no to mogli tu zostać, a skoro wybrała rozchodzenie nóg, jemu też to odpowiadało. W tym wypadku, miał całą kamienną ławkę dla siebie, ale zajął ledwie jej skrawek. Zawiesił na niej spojrzenie, kiedy wspomniała o dzieciach i coś… mu przyszło do głowy, aby o coś zapytać, ale chwilowo to odwlekł, na rzecz jej istotniejszego pytania.
-Czy bym się zgubił…- Mruknął, aby nagle przekształcić się w chmarę skrzydlaczy i z ławki, przenieść się na balustradę, na której stanął we własnej postaci, znów pokazując swoje umiejętności akrobaty. Podparł swój podbródek, zerkając w dół. -Sądzę, że je znam, miałem dużo czasu na ich obserwację, czasem z nudy badałem każdy kąt labiryntu. Lubiłem czuć przeświadczenie, że ktoś mnie szuka i chce znaleźć.
Wtedy, noga mu się zsunęła, a on wydał charakterystyczne “oh”, kiedy runął w dół, wypadając z tarasu. Nawet gdyby Baqara natychmiast wychyliła się, nie dostrzegłaby go, a jedynie chmarę skrzydlaczy, która wzbija się w górę, powracając na taras. Błyskawicznie Altair oparł się o barierkę łokciem, rzucając zuchwałym uśmieszkiem, jakby nic się nie stało. No, może poza lekkim podarganiem włosów.
-Wspomniałaś o dzieciach, znasz się na nich? W sensie, wydawało mi się, że coś o tym wiesz lepiej.
Zapytał, niespodziewanie, jakby to sprzed kilku chwil, zupełnie się nie wydarzyło. I tak chciał zadać to pytanie, po prostu nie mógł znaleźć okazji!
Gdy sytuacja się lekko uspokoiła, Oligarchii zwrócił wzrok w kierunku gór, które rogata piękność mu wskazała wcześniej, a teraz, mógł do tego powrócić na spokojnie.
-Jakieś dziesiątki lat temu… sam już nie pamiętam kiedy, stary jestem…- Zaśmiał się cicho, ale powrócił na nią wzrokiem, gdy zaproponowała spacer. Taki odległy? W góry? Nie spodziewał się tego. To przecież bardzo dużo chodzenia, bo ona nie lata! Na bogów… -Moglibyśmy, choć od razu mówię, nie jestem najlepszy w takich wyprawach. Wiesz, na traktach mnie atakują kozły i kobiety, a co dopiero musi się dziać w górach?!
Zażartował, szczerząc ząbki.
Jeśli jej odpowiadało, no to mogli tu zostać, a skoro wybrała rozchodzenie nóg, jemu też to odpowiadało. W tym wypadku, miał całą kamienną ławkę dla siebie, ale zajął ledwie jej skrawek. Zawiesił na niej spojrzenie, kiedy wspomniała o dzieciach i coś… mu przyszło do głowy, aby o coś zapytać, ale chwilowo to odwlekł, na rzecz jej istotniejszego pytania.
-Czy bym się zgubił…- Mruknął, aby nagle przekształcić się w chmarę skrzydlaczy i z ławki, przenieść się na balustradę, na której stanął we własnej postaci, znów pokazując swoje umiejętności akrobaty. Podparł swój podbródek, zerkając w dół. -Sądzę, że je znam, miałem dużo czasu na ich obserwację, czasem z nudy badałem każdy kąt labiryntu. Lubiłem czuć przeświadczenie, że ktoś mnie szuka i chce znaleźć.
Wtedy, noga mu się zsunęła, a on wydał charakterystyczne “oh”, kiedy runął w dół, wypadając z tarasu. Nawet gdyby Baqara natychmiast wychyliła się, nie dostrzegłaby go, a jedynie chmarę skrzydlaczy, która wzbija się w górę, powracając na taras. Błyskawicznie Altair oparł się o barierkę łokciem, rzucając zuchwałym uśmieszkiem, jakby nic się nie stało. No, może poza lekkim podarganiem włosów.
-Wspomniałaś o dzieciach, znasz się na nich? W sensie, wydawało mi się, że coś o tym wiesz lepiej.
Zapytał, niespodziewanie, jakby to sprzed kilku chwil, zupełnie się nie wydarzyło. I tak chciał zadać to pytanie, po prostu nie mógł znaleźć okazji!
Gdy sytuacja się lekko uspokoiła, Oligarchii zwrócił wzrok w kierunku gór, które rogata piękność mu wskazała wcześniej, a teraz, mógł do tego powrócić na spokojnie.
-Jakieś dziesiątki lat temu… sam już nie pamiętam kiedy, stary jestem…- Zaśmiał się cicho, ale powrócił na nią wzrokiem, gdy zaproponowała spacer. Taki odległy? W góry? Nie spodziewał się tego. To przecież bardzo dużo chodzenia, bo ona nie lata! Na bogów… -Moglibyśmy, choć od razu mówię, nie jestem najlepszy w takich wyprawach. Wiesz, na traktach mnie atakują kozły i kobiety, a co dopiero musi się dziać w górach?!
Zażartował, szczerząc ząbki.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Stukając kopytami o podłogę na tarasie, wzdrygnęłam się kiedy tak nagle się przemienił i zjawił tuż obok mnie. Jeśli powiem, że byłam zaskoczona, to to nie odda faktycznej mocy moich uczuć. To co powiedział było trochę smutne, to o chęci czucia, że ktoś cię szuka. Już chciałam znaleźć słowa pocieszenia, ale wampir zaserwował mi kolejną nagłą zmianę emocji, gdy noga mu się osunęła i spadł.
-Alt!-krzyknęłam, wyciągając ręce do niego, by go złapać, nawet się przewiesiłam trochę przez balustradę, ale już wtedy zobaczyłam chmarę nietoperzy wzlatującą w górę i przemieniającą się w Altaira. Uf, żyje, a umiejętność przemiany widać, jest naprawdę przydatna.
Wyprostowałam się, a on zadał pytanie, jak gdyby nigdy nic. Zaśmiałam się pod nosem, a później wyciągnęłam otwartą dłoń, ułożyłam ją na policzku chłopaka i przekręciłam mu ręką buźkę, tak jakbym go uderzała z liścia, tylko tutaj prawdziwego uderzenia nie było, a wszystko miało charakter żartobliwy i delikatny.
-Nie strasz mnie.-rzuciłam z uśmiechem, bo chociaż cała sytuacja była dość zabawna, tak czasami myślałam, że on umrze i nic z tym nie mogę zrobić. Wróciłam myślami do jego pytania.-Wiem dużo, prawie całe życie się nimi zajmowałam. Nawet nie wiem ile dzieci przewinęło mi się przez ręce przez te wszystkie lata. Męcząca praca, zwłaszcza, jak ma się kilka maluchów do opieki, ale za to dzieci są bardzo wdzięczne i nagradzają za wysiłki.-brakuje mi trochę pracowania w tym zawodzie, ale mam nadzieję, że kiedyś do niego wrócę, może, sama nie wiem. Chyba kilka lat przerwy mi nie zaszkodzi, a raczej nie zapomnę tego czego się nauczyłam.
-Stary?-otaksowałam go wzrokiem.-Nie wyglądasz. -Chociaż czy ja wyglądam na 51 lat? Też nie bardzo. Zaleta bycia wampirem.-Ile masz lat?-zapytałam w końcu, bo ciekawość zaczynała mi wyjadać dziurę w brzuchu.
Przystanął na propozycję pójścia w góry. Teraz, jak tak myślę, to łatwiej by było polecieć, tylko, że ja nie umiem. Uniosłam brwi na jego słowa, a zerknęłam w bok, niby zawstydzona, niby negująca jego obawy.
-No, na trakcie jakoś nie narzekałeś.-skomentowałam jego wcześniejsze zachowanie. Pamiętam, że był chaos wtedy, ale kiedy się skupię, to wydaje mi się, że pamiętam, iż on niespecjalnie walczył i jakoś tak się patrzył. Może sama to sobie dopowiadam, a może prawdziwe wspomnienia. Wtedy też ocknęłam się, zdając sobie sprawę z czegoś.
-Co z moim mężem? Chciałabym się z nim zobaczyć, z moim.... kozłem.-no tak, nie wyjaśniałam mu o co z tym chodzi, dla niego podróżuję ze zwierzęciem, dla mnie to ma drugie dno. Liczyłam, że mnie do niego zaprowadzi, tak, żeby uspokoić moje sumienie.
-Alt!-krzyknęłam, wyciągając ręce do niego, by go złapać, nawet się przewiesiłam trochę przez balustradę, ale już wtedy zobaczyłam chmarę nietoperzy wzlatującą w górę i przemieniającą się w Altaira. Uf, żyje, a umiejętność przemiany widać, jest naprawdę przydatna.
Wyprostowałam się, a on zadał pytanie, jak gdyby nigdy nic. Zaśmiałam się pod nosem, a później wyciągnęłam otwartą dłoń, ułożyłam ją na policzku chłopaka i przekręciłam mu ręką buźkę, tak jakbym go uderzała z liścia, tylko tutaj prawdziwego uderzenia nie było, a wszystko miało charakter żartobliwy i delikatny.
-Nie strasz mnie.-rzuciłam z uśmiechem, bo chociaż cała sytuacja była dość zabawna, tak czasami myślałam, że on umrze i nic z tym nie mogę zrobić. Wróciłam myślami do jego pytania.-Wiem dużo, prawie całe życie się nimi zajmowałam. Nawet nie wiem ile dzieci przewinęło mi się przez ręce przez te wszystkie lata. Męcząca praca, zwłaszcza, jak ma się kilka maluchów do opieki, ale za to dzieci są bardzo wdzięczne i nagradzają za wysiłki.-brakuje mi trochę pracowania w tym zawodzie, ale mam nadzieję, że kiedyś do niego wrócę, może, sama nie wiem. Chyba kilka lat przerwy mi nie zaszkodzi, a raczej nie zapomnę tego czego się nauczyłam.
-Stary?-otaksowałam go wzrokiem.-Nie wyglądasz. -Chociaż czy ja wyglądam na 51 lat? Też nie bardzo. Zaleta bycia wampirem.-Ile masz lat?-zapytałam w końcu, bo ciekawość zaczynała mi wyjadać dziurę w brzuchu.
Przystanął na propozycję pójścia w góry. Teraz, jak tak myślę, to łatwiej by było polecieć, tylko, że ja nie umiem. Uniosłam brwi na jego słowa, a zerknęłam w bok, niby zawstydzona, niby negująca jego obawy.
-No, na trakcie jakoś nie narzekałeś.-skomentowałam jego wcześniejsze zachowanie. Pamiętam, że był chaos wtedy, ale kiedy się skupię, to wydaje mi się, że pamiętam, iż on niespecjalnie walczył i jakoś tak się patrzył. Może sama to sobie dopowiadam, a może prawdziwe wspomnienia. Wtedy też ocknęłam się, zdając sobie sprawę z czegoś.
-Co z moim mężem? Chciałabym się z nim zobaczyć, z moim.... kozłem.-no tak, nie wyjaśniałam mu o co z tym chodzi, dla niego podróżuję ze zwierzęciem, dla mnie to ma drugie dno. Liczyłam, że mnie do niego zaprowadzi, tak, żeby uspokoić moje sumienie.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Przypuszczał, że zapewnił jej nieco strachu tym niezdarstwem, bo kto by był spokojny, gdy człowiek wypada z tarasu? Mimo to, zaśmiała się, może rozbawiona jego taktyczną obroną, polegającą na słynnym "to nie miało miejsca". Nawet odruchowo sam cicho parsknął, zarażając się tą reakcją, nim jej dłoń lekko przekręciła jego głowę na bok, przez co faktycznie się zaśmiał. Powinien ją chyba częściej straszyć, skoro sprawiało to, że mogła uśmiechać się tak ładnie
-Proszę o najszczersze wybaczenie, Pani.- Odparł, za chwilę znów zawieszając na niej spojrzenie, lekko poprawiając swoje włosy, choć nie stracił uwagi na wypowiadanych słowach Baqary, odnośnie wychowywania dzieci. Co więcej, był tym żywo zainteresowany. Wydawała się roztaczać wokół siebie taką matczyną aurę, która dawała poczucie bezpieczeństwa. -Pełniłaś nad nimi opiekę, rozumiem. Musiałaś mieć prawdziwe urwanie głowy, ale skoro to kochałaś, to nie ma nic lepszego. To dobrze o Tobie świadczy.- Założył rękę za głowę, którą się o nią oparł. -Ja nie miałem zbytnio nigdy styczności z dziećmi, więc mogę sobie to tylko wyobrażać. Podziwiam.
Uśmiechnął się, przymykając oczy. W rzeczywistości, zawsze obracał się w dorosłych gronach, nawet młodszego rodzeństwa nie posiadał, a siostra nigdy potomka nie urodziła, któremu on mógłby stryjkować. Więc w gruncie rzeczy, to raczej on był dzieckiem dla otoczenia.
Gdy zwróciła uwagę na jego wcześniejsze słowa dotyczące starości, nieco rozluźnij ręce, zwracając się przodem do barierki, na której ułożył swoje szczupłe dłonie w rękawiczkach, zamyślając się na chwilę. Jak często miał okazję o tym wspominać?
-Hmm… liczę już sobie… 132 lata… dlatego sądzę, że jestem stary.- Zerknął na nią, unosząc lewy kącik ust w górę. -Ta myśl musi być pewnie dla Ciebie zabawna, patrząc na to, że wyglądam na młodszego.- Parsknął. -Wampiry urodzone jako draculeci, przeważnie mają zaplanowaną śmierć w wieku dwudziestu paru lat, kiedy to wyglądają najdostojniej i pięknie, pełni jeszcze młodej siły fizycznej.- Wrócił wzrokiem w stronę labiryntu. -Ja jednak umarłem za wcześnie. Miałem wtedy 17 lat. Zagryzły mnie psy, więc nie było to jakieś wdzięczne. Ale co tam, hah.
Z uśmiechem na twarzy, odbił się od balustrady, aby znów skupić się na temacie imponujących gór. Jednak szybko nawiedziło go lekkie zmieszanie, doprawione zawstydzeniem, które ukrył, odwracając się do niej plecami, kiedy wspomniała dokładne początki ich znajomości. Był wtedy tak oszołomiony, że się nawet jej oświadczył, choć chyba na całe szczęście, nie pamiętała tego. Cóż za poniżenie, dobrze że wtedy nie wspomniał o jej piersiach na głos, bo by go chyba faktycznie zabiła.
-Cóż, wiedziałem, że nic mi nie grozi! Jestem w końcu Oligarchii!
Rzucił na swoją obronę, oczywiście dosyć słabą wymówką, ale była lepsza od prawdy.
Ale szybko jego twarz spoważniała, gdy wspomniała o mężu. Była mężatką? Zaraz… kozioł zagłady, to jej mąż? To… było lekko nienormalne, przez co może milczał, aż nazbyt długo, myśląc z początku, że ta żartuje, a gdy pojął że nie, to próbował to sobie w głowie poukładać.
-Po...powinien być ze Stenem… możemy tam iść…
Odparł, stykając palce w piramidkę i z niepewnością, ruszył do drzwi tarasowych. Co się właśnie podziało?
Przypuszczał, że zapewnił jej nieco strachu tym niezdarstwem, bo kto by był spokojny, gdy człowiek wypada z tarasu? Mimo to, zaśmiała się, może rozbawiona jego taktyczną obroną, polegającą na słynnym "to nie miało miejsca". Nawet odruchowo sam cicho parsknął, zarażając się tą reakcją, nim jej dłoń lekko przekręciła jego głowę na bok, przez co faktycznie się zaśmiał. Powinien ją chyba częściej straszyć, skoro sprawiało to, że mogła uśmiechać się tak ładnie
-Proszę o najszczersze wybaczenie, Pani.- Odparł, za chwilę znów zawieszając na niej spojrzenie, lekko poprawiając swoje włosy, choć nie stracił uwagi na wypowiadanych słowach Baqary, odnośnie wychowywania dzieci. Co więcej, był tym żywo zainteresowany. Wydawała się roztaczać wokół siebie taką matczyną aurę, która dawała poczucie bezpieczeństwa. -Pełniłaś nad nimi opiekę, rozumiem. Musiałaś mieć prawdziwe urwanie głowy, ale skoro to kochałaś, to nie ma nic lepszego. To dobrze o Tobie świadczy.- Założył rękę za głowę, którą się o nią oparł. -Ja nie miałem zbytnio nigdy styczności z dziećmi, więc mogę sobie to tylko wyobrażać. Podziwiam.
Uśmiechnął się, przymykając oczy. W rzeczywistości, zawsze obracał się w dorosłych gronach, nawet młodszego rodzeństwa nie posiadał, a siostra nigdy potomka nie urodziła, któremu on mógłby stryjkować. Więc w gruncie rzeczy, to raczej on był dzieckiem dla otoczenia.
Gdy zwróciła uwagę na jego wcześniejsze słowa dotyczące starości, nieco rozluźnij ręce, zwracając się przodem do barierki, na której ułożył swoje szczupłe dłonie w rękawiczkach, zamyślając się na chwilę. Jak często miał okazję o tym wspominać?
-Hmm… liczę już sobie… 132 lata… dlatego sądzę, że jestem stary.- Zerknął na nią, unosząc lewy kącik ust w górę. -Ta myśl musi być pewnie dla Ciebie zabawna, patrząc na to, że wyglądam na młodszego.- Parsknął. -Wampiry urodzone jako draculeci, przeważnie mają zaplanowaną śmierć w wieku dwudziestu paru lat, kiedy to wyglądają najdostojniej i pięknie, pełni jeszcze młodej siły fizycznej.- Wrócił wzrokiem w stronę labiryntu. -Ja jednak umarłem za wcześnie. Miałem wtedy 17 lat. Zagryzły mnie psy, więc nie było to jakieś wdzięczne. Ale co tam, hah.
Z uśmiechem na twarzy, odbił się od balustrady, aby znów skupić się na temacie imponujących gór. Jednak szybko nawiedziło go lekkie zmieszanie, doprawione zawstydzeniem, które ukrył, odwracając się do niej plecami, kiedy wspomniała dokładne początki ich znajomości. Był wtedy tak oszołomiony, że się nawet jej oświadczył, choć chyba na całe szczęście, nie pamiętała tego. Cóż za poniżenie, dobrze że wtedy nie wspomniał o jej piersiach na głos, bo by go chyba faktycznie zabiła.
-Cóż, wiedziałem, że nic mi nie grozi! Jestem w końcu Oligarchii!
Rzucił na swoją obronę, oczywiście dosyć słabą wymówką, ale była lepsza od prawdy.
Ale szybko jego twarz spoważniała, gdy wspomniała o mężu. Była mężatką? Zaraz… kozioł zagłady, to jej mąż? To… było lekko nienormalne, przez co może milczał, aż nazbyt długo, myśląc z początku, że ta żartuje, a gdy pojął że nie, to próbował to sobie w głowie poukładać.
-Po...powinien być ze Stenem… możemy tam iść…
Odparł, stykając palce w piramidkę i z niepewnością, ruszył do drzwi tarasowych. Co się właśnie podziało?
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
-Wybaczam.-bo czemu nie? Jak na razie miał jedną wpadkę i co najważniejsze, nie próbował pogorszyć swojej sytuacji.
Przytakiwałam na jego słowa. Owszem chaos był, ale nie czuje się już tego po tylu latach pracy, człowiek się przyzwyczaja. Przyglądałam mu się gdy tak przymknął oczy. Szkoda, że nie miał zbyt wiele do czynienia z dziećmi, to jest mocno odświeżające. Młoda krew, nowe pomysły, o których by się nigdy nie pomyślało, a poza tym tona słodyczy i przytuleń. Prawie, jak koszyk szczeniaków.
Zapytałam o wiem, ale o łał, nie spodziewałam się aż takiego dysonansu. 132 lata, to dużo, jak na siedemnastolatka. Do tego ta śmierć. Nie wiedziałam co powiedzieć. Mam mu złożyć kondolencje? Przeprosić? Jakiej ja reakcji bym oczekiwała?
-Ty zawsze wyglądasz wdzięcznie, nawet, jak spadasz z balkonu.-pochwaliłam go, uznając, że to będzie najlepsze wyjście z tej sytuacji, nie było najlepsze, ale nie było smutne i płaczliwe.
Czy on się zawstydził? Doprawdy dziwny człowiek, z jednej strony się przechwala i rozdaje drogie prezenty z drugiej zwykła wypowiedź czy wspomnienie sprawiają, że się rumieni. Cóż, może to zalety wieku jego ciała. Sama pamiętam, jak pochwalenie moich włosów, sprawiało, że płonęłam na policzkach.
Zacisnęłam usta i uniesionymi brwiami pokiwałam mu głową, widocznie nie wierząc w jego słowa, ale...
-Niech ci będzie.-powiedziałam tylko, po czym znów się zaśmiałam, nie patrząc na niego, może mówić co chce, ale ja swoje wiem. Palcem nie ruszył, będąc zależny od mojej woli.
W końcu przypomniałam sobie o mężu, no najwyższa pora. Staliśmy tak chwilę w ciszy. On czekał aż ja powiem, że to żart, a ja czekałam, aż zaprowadzi mnie do partnera.
-Poproszę.-oj, tak chciałam do niego iść, upewnić się, że wszystko w porządku. Chociaż chwila wolnego od niego, bez szarpania za linkę była cudowna.
Wróciliśmy z tarasu do środka, gdzie było nieco cieplej. Zerknęłam na Altaira, który zdawał się być zmieszany powstałą sytuacją. Cóż, byłam mu winna wyjaśnienia, bo trochę chyba zepsułam atmosferę. On dla mnie szykuje kąpiel, śniadanie, daje biżuterię, a później dowiaduje się, że mam męża. Niezręcznie.
-Wiesz, kiedy umarłam, obudziłam się domku w lesie.-zaczęłam.-Był w nim pewien mężczyzna, Garem, mój mąż, obecnie kozioł.-zaśmiałam się, bo brzmiało to co najmniej dziwnie.-To on uczył mnie o wampirach, dawał mi książki, ale tylko tyle mógł w tej kwestii zrobić, bo wampirem nie był. Jakieś dwa lata temu wróciłam do domu, w którym panował straszny bałagan, jakby ktoś się włamał czy bił tam. Mój mąż też tam był, jako zwierzę. Nie mówię, że był człowiekiem idealnym, nie miał czystego sumienia, to na pewno.-zmarszczyłam przy tym brwi, bo dalej ciężko było mi uwierzyć w teorie jakie miałam w głowie.-Najwidoczniej podpadł komuś i zmieniono go w kozła. To się nie zdarza przecież aż tak rzadko.-no w baśniach ciągle są rzucane uroki na wszystko i wszystkich.-Nie chciałam go tam zostawiać, bo to dalej był mój mąż. Tylko, że... sama nie wiem... Zachowuje się jak zwierzę, nieważne co robię. Może już mnie nie pamięta, może zabrano mu pamięć. Nie odejdę, bo co jeśli któregoś dnia się odmieni, a mnie nie będzie obok? Jak się wtedy wytłumaczę? Męża w końcu nie powinno się porzucać.-wyraziłam swoje niepokoje, chociaż tych było znacznie więcej w tej kwestii, a nie chciałam przynudzać Altairowi. Zerknęłam na niego, poniekąd szukając zrozumienia czy porady. Czułam się przy tym trochę, jakbym prosiła go o przysługę. Dał mi kąpiel, chce mi zdjąć kolczyki i jeszcze mam go prosić o zdjęcie klątwy? Nie będę go tak wyzyskiwać, bo to w końcu moje problemy, a nie jego, sama sobie z nimi poradzę.
Przytakiwałam na jego słowa. Owszem chaos był, ale nie czuje się już tego po tylu latach pracy, człowiek się przyzwyczaja. Przyglądałam mu się gdy tak przymknął oczy. Szkoda, że nie miał zbyt wiele do czynienia z dziećmi, to jest mocno odświeżające. Młoda krew, nowe pomysły, o których by się nigdy nie pomyślało, a poza tym tona słodyczy i przytuleń. Prawie, jak koszyk szczeniaków.
Zapytałam o wiem, ale o łał, nie spodziewałam się aż takiego dysonansu. 132 lata, to dużo, jak na siedemnastolatka. Do tego ta śmierć. Nie wiedziałam co powiedzieć. Mam mu złożyć kondolencje? Przeprosić? Jakiej ja reakcji bym oczekiwała?
-Ty zawsze wyglądasz wdzięcznie, nawet, jak spadasz z balkonu.-pochwaliłam go, uznając, że to będzie najlepsze wyjście z tej sytuacji, nie było najlepsze, ale nie było smutne i płaczliwe.
Czy on się zawstydził? Doprawdy dziwny człowiek, z jednej strony się przechwala i rozdaje drogie prezenty z drugiej zwykła wypowiedź czy wspomnienie sprawiają, że się rumieni. Cóż, może to zalety wieku jego ciała. Sama pamiętam, jak pochwalenie moich włosów, sprawiało, że płonęłam na policzkach.
Zacisnęłam usta i uniesionymi brwiami pokiwałam mu głową, widocznie nie wierząc w jego słowa, ale...
-Niech ci będzie.-powiedziałam tylko, po czym znów się zaśmiałam, nie patrząc na niego, może mówić co chce, ale ja swoje wiem. Palcem nie ruszył, będąc zależny od mojej woli.
W końcu przypomniałam sobie o mężu, no najwyższa pora. Staliśmy tak chwilę w ciszy. On czekał aż ja powiem, że to żart, a ja czekałam, aż zaprowadzi mnie do partnera.
-Poproszę.-oj, tak chciałam do niego iść, upewnić się, że wszystko w porządku. Chociaż chwila wolnego od niego, bez szarpania za linkę była cudowna.
Wróciliśmy z tarasu do środka, gdzie było nieco cieplej. Zerknęłam na Altaira, który zdawał się być zmieszany powstałą sytuacją. Cóż, byłam mu winna wyjaśnienia, bo trochę chyba zepsułam atmosferę. On dla mnie szykuje kąpiel, śniadanie, daje biżuterię, a później dowiaduje się, że mam męża. Niezręcznie.
-Wiesz, kiedy umarłam, obudziłam się domku w lesie.-zaczęłam.-Był w nim pewien mężczyzna, Garem, mój mąż, obecnie kozioł.-zaśmiałam się, bo brzmiało to co najmniej dziwnie.-To on uczył mnie o wampirach, dawał mi książki, ale tylko tyle mógł w tej kwestii zrobić, bo wampirem nie był. Jakieś dwa lata temu wróciłam do domu, w którym panował straszny bałagan, jakby ktoś się włamał czy bił tam. Mój mąż też tam był, jako zwierzę. Nie mówię, że był człowiekiem idealnym, nie miał czystego sumienia, to na pewno.-zmarszczyłam przy tym brwi, bo dalej ciężko było mi uwierzyć w teorie jakie miałam w głowie.-Najwidoczniej podpadł komuś i zmieniono go w kozła. To się nie zdarza przecież aż tak rzadko.-no w baśniach ciągle są rzucane uroki na wszystko i wszystkich.-Nie chciałam go tam zostawiać, bo to dalej był mój mąż. Tylko, że... sama nie wiem... Zachowuje się jak zwierzę, nieważne co robię. Może już mnie nie pamięta, może zabrano mu pamięć. Nie odejdę, bo co jeśli któregoś dnia się odmieni, a mnie nie będzie obok? Jak się wtedy wytłumaczę? Męża w końcu nie powinno się porzucać.-wyraziłam swoje niepokoje, chociaż tych było znacznie więcej w tej kwestii, a nie chciałam przynudzać Altairowi. Zerknęłam na niego, poniekąd szukając zrozumienia czy porady. Czułam się przy tym trochę, jakbym prosiła go o przysługę. Dał mi kąpiel, chce mi zdjąć kolczyki i jeszcze mam go prosić o zdjęcie klątwy? Nie będę go tak wyzyskiwać, bo to w końcu moje problemy, a nie jego, sama sobie z nimi poradzę.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Wdzięczny upadek? To urocze, zarazem miły komplement z jej strony. Zapewne gdyby się bardziej bał, nie byłoby to takie piękne, po prostu może wygrało zaskoczenie. Tak, czy inaczej, choć tamte słowa ciepło do niego trafiły, to bardzo szybko cały ich urok prysł, wraz z informacją o mężu, która chyba dominowała cały przebieg rozmowy. Wybiło go to z rytmu, było to po nim widać, nawet jeśli zgodził się ją zaprowadzić do tej kozy. Sam nie wiedział co go bardziej tak rozkojarzało, pojęcie “mąż”, czy “kozioł”. Szedł jednak przed siebie, aż Baqara zdecydowała się odezwać.
Słuchał jej historii o Garemie, który niezależnie od obecnej sytuacji, jej mężem kiedyś był, a w to nie powątpiewał. W dodatku, znawca wampiryzmu. Może jakiś oszalały pustelnik z lasu, kto wie. Tak, czy inaczej, kobieta zagłębiała go w historię, która obierała magiczne nurty, zaś arystokrata cały czas na nią patrzył, nie zwalniając kroku. Czy jej nie wierzył? Sądził, że oszalała? Nic z tych rzeczy. Altair wierzył w sprawczą moc klątw, zresztą, Caroline była najlepszym przykładem. Z tego co wiedział, została wampirem w wyniku rzuconego uroku. Więc skoro można kogoś przeklnąć w dziecię nocy, można pewnie i też w kozła. Więc Garem stał się tym małym furiatem, który go nieźle sponiewierał… ale… skoro to prawda, znaczyło to też, że był wciąż jej mężem, nie zginął, nawet towarzyszył jej po dziś dzień.
-Klątwy mają to do siebie, że są wieczyste, same z siebie nie przemijają. Jeśli klątwa nie ma warunków, które je neutralizuje, one po prostu… są.- Podjął, bo jeśli ich nie znała, tworzyło to impas. Ale choć na chwilę zbłądził spojrzeniem gdzieś na bok, jego niebieskie oczy znów na niej spoczęły, kiedy powiedziała coś, co go… ujęło? Oczarowało? Wzruszyło? “Męża w końcu nie powinno się porzucać”... to były bardzo ważne i dobre słowa. Świadczyły o czystym sumieniu, a może i miłości. Sam nie posiadał niczego z tego, więc mógł jej chyba tylko zazdrościć, że mogła żyć o takich zasadach. -Jesteś bardzo dobrą osobą. Twoja obecność dla niego jest najprawdziwszym szczęściem w nieszczęściu. Nie zmieniaj się.
Uśmiechnął się nieco smutno i zatrzymał przed wyjściem do małego ogrodu, wpuszczając kobietę do środka. Tam też, był wbity pal, do którego przywiązany był sznureczek, zaś kozioł mógł skubać trawę z ziemi. Gdzieś obok stał Sten, który nieco zmęczony, pełnił wartę nad zwierzęciem. Baqara mogła do niego podejść i robić co chciała, z kolei Oligarchii odsunął się gdzieś na bok, wsadzając ręce do kieszeni, co jakiś czas rzucając na nich spojrzeniem i uciekając nim w zaniedbałe zarośla. Mężatka… cóż, to wiele ułatwiało. Ale… nie, to nic nie zmieniało. Cieszył się, że mógł ją gościć i zapewniać atrakcje. To mu w pełni wystarczyło na chwilę obecną.
Wdzięczny upadek? To urocze, zarazem miły komplement z jej strony. Zapewne gdyby się bardziej bał, nie byłoby to takie piękne, po prostu może wygrało zaskoczenie. Tak, czy inaczej, choć tamte słowa ciepło do niego trafiły, to bardzo szybko cały ich urok prysł, wraz z informacją o mężu, która chyba dominowała cały przebieg rozmowy. Wybiło go to z rytmu, było to po nim widać, nawet jeśli zgodził się ją zaprowadzić do tej kozy. Sam nie wiedział co go bardziej tak rozkojarzało, pojęcie “mąż”, czy “kozioł”. Szedł jednak przed siebie, aż Baqara zdecydowała się odezwać.
Słuchał jej historii o Garemie, który niezależnie od obecnej sytuacji, jej mężem kiedyś był, a w to nie powątpiewał. W dodatku, znawca wampiryzmu. Może jakiś oszalały pustelnik z lasu, kto wie. Tak, czy inaczej, kobieta zagłębiała go w historię, która obierała magiczne nurty, zaś arystokrata cały czas na nią patrzył, nie zwalniając kroku. Czy jej nie wierzył? Sądził, że oszalała? Nic z tych rzeczy. Altair wierzył w sprawczą moc klątw, zresztą, Caroline była najlepszym przykładem. Z tego co wiedział, została wampirem w wyniku rzuconego uroku. Więc skoro można kogoś przeklnąć w dziecię nocy, można pewnie i też w kozła. Więc Garem stał się tym małym furiatem, który go nieźle sponiewierał… ale… skoro to prawda, znaczyło to też, że był wciąż jej mężem, nie zginął, nawet towarzyszył jej po dziś dzień.
-Klątwy mają to do siebie, że są wieczyste, same z siebie nie przemijają. Jeśli klątwa nie ma warunków, które je neutralizuje, one po prostu… są.- Podjął, bo jeśli ich nie znała, tworzyło to impas. Ale choć na chwilę zbłądził spojrzeniem gdzieś na bok, jego niebieskie oczy znów na niej spoczęły, kiedy powiedziała coś, co go… ujęło? Oczarowało? Wzruszyło? “Męża w końcu nie powinno się porzucać”... to były bardzo ważne i dobre słowa. Świadczyły o czystym sumieniu, a może i miłości. Sam nie posiadał niczego z tego, więc mógł jej chyba tylko zazdrościć, że mogła żyć o takich zasadach. -Jesteś bardzo dobrą osobą. Twoja obecność dla niego jest najprawdziwszym szczęściem w nieszczęściu. Nie zmieniaj się.
Uśmiechnął się nieco smutno i zatrzymał przed wyjściem do małego ogrodu, wpuszczając kobietę do środka. Tam też, był wbity pal, do którego przywiązany był sznureczek, zaś kozioł mógł skubać trawę z ziemi. Gdzieś obok stał Sten, który nieco zmęczony, pełnił wartę nad zwierzęciem. Baqara mogła do niego podejść i robić co chciała, z kolei Oligarchii odsunął się gdzieś na bok, wsadzając ręce do kieszeni, co jakiś czas rzucając na nich spojrzeniem i uciekając nim w zaniedbałe zarośla. Mężatka… cóż, to wiele ułatwiało. Ale… nie, to nic nie zmieniało. Cieszył się, że mógł ją gościć i zapewniać atrakcje. To mu w pełni wystarczyło na chwilę obecną.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Altair wiedział coś o klątwach, ale zamiast pocieszenia dostałam smutną prawdę. Nie znałam treści zaklęcia, więc nie mam jak go zdjąć. Cóż, przynajmniej dowiedziałam się, że są naprawdę marne szanse na to, że sam z siebie się odmieni. Będzie kozłem już na wieki, a raczej do śmierci, czyli pewnie jakoś niedługo, no bo ile takie kozły żyją? Już w czasie przemiany był wiekowy.
Wtedy usłyszałam po raz kolejny jego pozytywną opinię o mnie, pozytywną, to właściwie delikatnie powiedziane. Nie mogłam się powstrzymać, więc zrobiłam krok w jego stronę i objęłam go mocno. Oparłam mu o ramię brodę i ścisnęłam go.
-Dziękuję.-powiedziałam tylko, bo potrzebowałam właśnie takich słów od niego. Kozioł mi nie powie czy jestem dobrą żoną, a czyjejś opinii pragnę. Czy my naprawdę znamy się jeden dzień i kawałek nocy? Z czego większość była przespana. Puściłam go z uśmiechem. Poprawił mi humor i powoli zaczynało mi dokuczać to, że pamiętam co powiedział o nosferatu. Oto właśnie wada pamiętliwości. Nawet jak nie do końca chcesz, to pamiętasz. To bywa upierdliwe.
Wyszliśmy do ogrodu, a moim oczom ukazał się kozioł, jedzący trawę. Spojrzał na nas, ale szybko stracił nami zainteresowanie, jedynie odsunął się nieco dalej. Zasmuciło mnie to w pewien sposób, kiedyś podchodził do mnie na powitanie, witał uśmiechem, a teraz ignoruje i sie odsuwa. Nie powinnam być na niego zła, ale irytowało mnie do trochę, że nie jest jak dawniej i do tego nie umiem się ruszyć do przodu i zostawić go za sobą. Stanęłam w zasięgu linki i patrzyłam na zwierzę, które nie chciało ze mną kontaktu nawiązywać. Poświęciłam chwilę na rozmyślania i obserwację. Wszystko było z kozłem w porządku, zadbano o niego odpowiednio, nie byłam tutaj już potrzebna, ani chciana. Westchnęłam w końcu i podeszłam do Stena, ukłoniłam mu się lekko i podziękowałam za opiekę nad moim zwierzęciem.
Zrobiłam co chciałam, teraz mogę wrócić do mojego gospodarza. Stanęłam przed Altairem i zdobyłam się na pogodniejszy uśmiech.
-Spełniłeś moje życzenie i pokazałeś jakie masz stąd widoki. Teraz zrobimy coś na co ty masz ochotę.-oznajmiłam. Oprócz spełniania moich zachcianek, pragnęłam również zobaczyć jakie zainteresowania ma on, co lubi, a czego nie, co robi w wolnym czasie, gdzie chodzi.-Co chcesz teraz porobić?-o tak, niech prowadzi gdzie chce i opowiada o czym chce, ja będę za nim iść i słuchać.
Wtedy usłyszałam po raz kolejny jego pozytywną opinię o mnie, pozytywną, to właściwie delikatnie powiedziane. Nie mogłam się powstrzymać, więc zrobiłam krok w jego stronę i objęłam go mocno. Oparłam mu o ramię brodę i ścisnęłam go.
-Dziękuję.-powiedziałam tylko, bo potrzebowałam właśnie takich słów od niego. Kozioł mi nie powie czy jestem dobrą żoną, a czyjejś opinii pragnę. Czy my naprawdę znamy się jeden dzień i kawałek nocy? Z czego większość była przespana. Puściłam go z uśmiechem. Poprawił mi humor i powoli zaczynało mi dokuczać to, że pamiętam co powiedział o nosferatu. Oto właśnie wada pamiętliwości. Nawet jak nie do końca chcesz, to pamiętasz. To bywa upierdliwe.
Wyszliśmy do ogrodu, a moim oczom ukazał się kozioł, jedzący trawę. Spojrzał na nas, ale szybko stracił nami zainteresowanie, jedynie odsunął się nieco dalej. Zasmuciło mnie to w pewien sposób, kiedyś podchodził do mnie na powitanie, witał uśmiechem, a teraz ignoruje i sie odsuwa. Nie powinnam być na niego zła, ale irytowało mnie do trochę, że nie jest jak dawniej i do tego nie umiem się ruszyć do przodu i zostawić go za sobą. Stanęłam w zasięgu linki i patrzyłam na zwierzę, które nie chciało ze mną kontaktu nawiązywać. Poświęciłam chwilę na rozmyślania i obserwację. Wszystko było z kozłem w porządku, zadbano o niego odpowiednio, nie byłam tutaj już potrzebna, ani chciana. Westchnęłam w końcu i podeszłam do Stena, ukłoniłam mu się lekko i podziękowałam za opiekę nad moim zwierzęciem.
Zrobiłam co chciałam, teraz mogę wrócić do mojego gospodarza. Stanęłam przed Altairem i zdobyłam się na pogodniejszy uśmiech.
-Spełniłeś moje życzenie i pokazałeś jakie masz stąd widoki. Teraz zrobimy coś na co ty masz ochotę.-oznajmiłam. Oprócz spełniania moich zachcianek, pragnęłam również zobaczyć jakie zainteresowania ma on, co lubi, a czego nie, co robi w wolnym czasie, gdzie chodzi.-Co chcesz teraz porobić?-o tak, niech prowadzi gdzie chce i opowiada o czym chce, ja będę za nim iść i słuchać.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Fakt, że go przytuliła, był niemałym zaskoczeniem, bo nie oczekiwał takiej reakcji po niej. W sensie, wydawało mu się, że nie powiedział nic takiego, jej oświadczenie było bardziej inspirujące i motywujące, ale… może tego potrzebowała. Mimo to, kiedy go objęła, pierwsze co poczuł, był stosunkowo spory biust. Oh, jak fajnie. Ale, jego myśli zaraz od tego odbiegły, gdy poczuł zapach jej włosów, które pochłonęły jego twarz. Była nieco wyższa od niego, oraz też silniejsza, więc objęło go spore ciepło, jakby zamknięto go na moment w bezpiecznym pudełku.
Przypominał to sobie jeszcze przez moment, kiedy jego kroki spokojnie stawały po miękkiej, choć przydługiej trawie. Czemu nikt nie dbał o ten ogród? To oburzające, powinien być zawsze gotowy, zwłaszcza że teraz stanowił azyl dla męża Baqary! Musi chyba pogonić z kuszą kilku służących, aby wzięli się do roboty. Nie ma go chwilę, a Mernstein zmienia się w kompletną dżungle! Oh, skąd w nim tyle nerwów? Chyba sam chciałby w tej chwili siebie zrozumieć.
Zatrzymał się gwałtownie, kiedy kobieta stanęła przed nim, prawie potykając się o własne nogi i lecąc na nią, ale w ostatnich sekundach utrzymał równowagę, odchylając się z powrotem do tyłu i spoglądając na nią zaskoczony. To już? Sądził, że teraz będzie z nim chwile przebywać. Ta jednak znów chciała poświęcić jemu uwagę. Kąciki ust uniosły się w górę, z wyraźnego zadowolenia.
-Co ja chcę…- Przyłożył palce do ust w zamyśleniu, opierając łokieć o przedramie drugiej ręki, na chwilę błądząc wzrokiem. -To w sumie idealna pora na grę na harfie. Jeśli nie masz nic przeciwko, możemy temu poświęcić chwilę.
Zaśmiał się melodyjnie, a jeśli faktycznie godziła się na wszystko, to Sten kiwnął im głową, zaś oni opuścili ogród, tym razem kierując się sali muzycznej. Doprawdy, sporo mieli łażenia po warowni, ale Baqara dzięki temu nie mogła narzekać na monotonnię, poznając coraz to nowsze miejsca, jakby dworek miał wszystko co tylko istnieje. Zapewne, posiadał wiele możliwości.
Sama sala muzyczna była w rzeczywistości większą komnatą, gdzie podłoga została wyłożona ciemnymi deskami, a w samym pomieszczeniu panował półmrok. Były tu krzesła, ułożone w rządku, jak do jakiegoś przedstawienia, a w centralnym punkcie, mała scena, lecz bez żadnego wzniesienia. Tam też, stała harfa, jednakże, gdyby się rozejrzeć, można było znaleźć też kilka innych instrumentów wokół.
-Czasem tak zabijam nudę. Adelaira twierdzi, że jest to mniej destrukcyjne, niż moja kusza.- Zachichotał, wskazując jej miejsce w pierwszym rzędzie, gdyby zdecydowała się usiąść. -Ale sama raczej nie zwykła mnie słuchać. Gram dla siebie. Tym jestem starszy, tym więcej instrumentów dochodzi do mojego repertuaru.- Dodał, siadając obok złotej harfy, która była stabilnie ugruntowana, a stąd, nie miał wcale daleko do wampirzycy, a i dobry widok. Zdjął swoje rękawiczki, wręczając je kobiecie, jeśli zechciała je potrzymać, a samemu ułożył smukłe palce na strunach, które po chwili wydały pierwsze dźwięki melodii. -Zastanawiam się co będzie następne. Może skrzypce? Harfa to jednak mój taki mały sentyment, od tego zacząłem…
Uśmiechnął się, nie przerywając.
Fakt, że go przytuliła, był niemałym zaskoczeniem, bo nie oczekiwał takiej reakcji po niej. W sensie, wydawało mu się, że nie powiedział nic takiego, jej oświadczenie było bardziej inspirujące i motywujące, ale… może tego potrzebowała. Mimo to, kiedy go objęła, pierwsze co poczuł, był stosunkowo spory biust. Oh, jak fajnie. Ale, jego myśli zaraz od tego odbiegły, gdy poczuł zapach jej włosów, które pochłonęły jego twarz. Była nieco wyższa od niego, oraz też silniejsza, więc objęło go spore ciepło, jakby zamknięto go na moment w bezpiecznym pudełku.
Przypominał to sobie jeszcze przez moment, kiedy jego kroki spokojnie stawały po miękkiej, choć przydługiej trawie. Czemu nikt nie dbał o ten ogród? To oburzające, powinien być zawsze gotowy, zwłaszcza że teraz stanowił azyl dla męża Baqary! Musi chyba pogonić z kuszą kilku służących, aby wzięli się do roboty. Nie ma go chwilę, a Mernstein zmienia się w kompletną dżungle! Oh, skąd w nim tyle nerwów? Chyba sam chciałby w tej chwili siebie zrozumieć.
Zatrzymał się gwałtownie, kiedy kobieta stanęła przed nim, prawie potykając się o własne nogi i lecąc na nią, ale w ostatnich sekundach utrzymał równowagę, odchylając się z powrotem do tyłu i spoglądając na nią zaskoczony. To już? Sądził, że teraz będzie z nim chwile przebywać. Ta jednak znów chciała poświęcić jemu uwagę. Kąciki ust uniosły się w górę, z wyraźnego zadowolenia.
-Co ja chcę…- Przyłożył palce do ust w zamyśleniu, opierając łokieć o przedramie drugiej ręki, na chwilę błądząc wzrokiem. -To w sumie idealna pora na grę na harfie. Jeśli nie masz nic przeciwko, możemy temu poświęcić chwilę.
Zaśmiał się melodyjnie, a jeśli faktycznie godziła się na wszystko, to Sten kiwnął im głową, zaś oni opuścili ogród, tym razem kierując się sali muzycznej. Doprawdy, sporo mieli łażenia po warowni, ale Baqara dzięki temu nie mogła narzekać na monotonnię, poznając coraz to nowsze miejsca, jakby dworek miał wszystko co tylko istnieje. Zapewne, posiadał wiele możliwości.
Sama sala muzyczna była w rzeczywistości większą komnatą, gdzie podłoga została wyłożona ciemnymi deskami, a w samym pomieszczeniu panował półmrok. Były tu krzesła, ułożone w rządku, jak do jakiegoś przedstawienia, a w centralnym punkcie, mała scena, lecz bez żadnego wzniesienia. Tam też, stała harfa, jednakże, gdyby się rozejrzeć, można było znaleźć też kilka innych instrumentów wokół.
-Czasem tak zabijam nudę. Adelaira twierdzi, że jest to mniej destrukcyjne, niż moja kusza.- Zachichotał, wskazując jej miejsce w pierwszym rzędzie, gdyby zdecydowała się usiąść. -Ale sama raczej nie zwykła mnie słuchać. Gram dla siebie. Tym jestem starszy, tym więcej instrumentów dochodzi do mojego repertuaru.- Dodał, siadając obok złotej harfy, która była stabilnie ugruntowana, a stąd, nie miał wcale daleko do wampirzycy, a i dobry widok. Zdjął swoje rękawiczki, wręczając je kobiecie, jeśli zechciała je potrzymać, a samemu ułożył smukłe palce na strunach, które po chwili wydały pierwsze dźwięki melodii. -Zastanawiam się co będzie następne. Może skrzypce? Harfa to jednak mój taki mały sentyment, od tego zacząłem…
Uśmiechnął się, nie przerywając.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Nie potrzebowałam dużo czasu z mężem, bo i co niby miałabym z nim robić? Teraz kiedy stałam daleko wyglądał na spokojnego, gdybym zaczęła do niego podchodzić, zacząłby się rzucać i mógłby sobie zrobić krzywdę.
Czekałam aż się zdecyduje. To jego dom, pewnie wiele ma do zaoferowania, bo jakoś trzeba sobie zagospodarować wieczne życie.
-Z przyjemnością.-aż stuknęłam raciczką w ziemię z ekscytacji. Harfa, co? Nie podejrzewałam chłopaka o takie umiejętności, a w sumie powinnam. Dzieci z bogatych domów zazwyczaj potrafią grać na jakimś instrumencie, a tutaj, skoro miał tyle lat na praktykę, pewnie poziom jego umiejętności jest wysoki.
Weszliśmy do sali muzycznej, a ona zdawała się być inna niż wszystkie, może to przez jej aurę? Spokój, artyzm, cisza w oczekiwaniu aż muzycy zaczną grać.
Zastrzygłam uszkiem na słowo ,,kusza". Cóż, wczoraj nie pomyślałam o tym chyba zbyt wiele, ale teraz wydaje mi się, że broń i alkohol nie idą ze sobą w parze, u większości ludzi broń nie idzie w parze nawet z trzeźwością.
Usiadłam na przeciwko niewyróżnionej sceny, przesuwałam wzrokiem od instrumentu do instrumentu.
-Czyli się nie nudzisz.-podsumowałam jego ciągłe udoskonalanie się w tej dziedzinie. Szkoda, że ma tylko dwie ręce. Gdyby miał więcej mógłby sam komponować piosenki i sam je wykonywać. Tyle potencjału, a tak mało kończyn.
Odebrałam rękawiczki i miałam zamiar je trzymać w dłoniach, dopóki Altair sam ich ode mnie nie weźmie, no chyba, że o nich zapomni. Po chwili, z lekkim uśmiechem i półotwartymi oczami wsłuchiwałam się w śliczną melodię. Wyciągnęłam kopytka przed siebie, żeby rozprostować nogi i zaczęłam jedną raciczką poruszać w rytm muzyki. Słychać było, że to jego konik, po chwili nawet potwierdził moje myśli.
-Harfa to dobry instrument jej dźwięki potrafią odganiać niektóre nocne potwory, wiesz? Czytałam o tym w książkach. Nazywają się Somnigium, nie pamiętam, jak się nazywają w naszym języku, ale wiem, że wychodzą nocą ze złych snów. To one gryzą dzieci w stopy, liżą po uszach i skrzypią deskami w podłodze.-podzieliłam się swoją wiedzą kiedy grał dalej. Temat potworów jakoś sprawił, że pytania o wampiryzm wróciły. Może i jesteśmy nieśmiertelni, mamy masę czasu, cudowne umiejętności, ale też i są pewne mankamenty.
-Altairze? W czasie śniadania wszystko pachniało krwią, wczoraj też dostałam jej kubek. Jest tutaj masa służby, którzy też krew spożywają. Zastanawiam się skąd ją bierzecie, zwłaszcza takie ilości.-uniosłam trochę powieki i patrzyłam się na niego leniwie.
Czekałam aż się zdecyduje. To jego dom, pewnie wiele ma do zaoferowania, bo jakoś trzeba sobie zagospodarować wieczne życie.
-Z przyjemnością.-aż stuknęłam raciczką w ziemię z ekscytacji. Harfa, co? Nie podejrzewałam chłopaka o takie umiejętności, a w sumie powinnam. Dzieci z bogatych domów zazwyczaj potrafią grać na jakimś instrumencie, a tutaj, skoro miał tyle lat na praktykę, pewnie poziom jego umiejętności jest wysoki.
Weszliśmy do sali muzycznej, a ona zdawała się być inna niż wszystkie, może to przez jej aurę? Spokój, artyzm, cisza w oczekiwaniu aż muzycy zaczną grać.
Zastrzygłam uszkiem na słowo ,,kusza". Cóż, wczoraj nie pomyślałam o tym chyba zbyt wiele, ale teraz wydaje mi się, że broń i alkohol nie idą ze sobą w parze, u większości ludzi broń nie idzie w parze nawet z trzeźwością.
Usiadłam na przeciwko niewyróżnionej sceny, przesuwałam wzrokiem od instrumentu do instrumentu.
-Czyli się nie nudzisz.-podsumowałam jego ciągłe udoskonalanie się w tej dziedzinie. Szkoda, że ma tylko dwie ręce. Gdyby miał więcej mógłby sam komponować piosenki i sam je wykonywać. Tyle potencjału, a tak mało kończyn.
Odebrałam rękawiczki i miałam zamiar je trzymać w dłoniach, dopóki Altair sam ich ode mnie nie weźmie, no chyba, że o nich zapomni. Po chwili, z lekkim uśmiechem i półotwartymi oczami wsłuchiwałam się w śliczną melodię. Wyciągnęłam kopytka przed siebie, żeby rozprostować nogi i zaczęłam jedną raciczką poruszać w rytm muzyki. Słychać było, że to jego konik, po chwili nawet potwierdził moje myśli.
-Harfa to dobry instrument jej dźwięki potrafią odganiać niektóre nocne potwory, wiesz? Czytałam o tym w książkach. Nazywają się Somnigium, nie pamiętam, jak się nazywają w naszym języku, ale wiem, że wychodzą nocą ze złych snów. To one gryzą dzieci w stopy, liżą po uszach i skrzypią deskami w podłodze.-podzieliłam się swoją wiedzą kiedy grał dalej. Temat potworów jakoś sprawił, że pytania o wampiryzm wróciły. Może i jesteśmy nieśmiertelni, mamy masę czasu, cudowne umiejętności, ale też i są pewne mankamenty.
-Altairze? W czasie śniadania wszystko pachniało krwią, wczoraj też dostałam jej kubek. Jest tutaj masa służby, którzy też krew spożywają. Zastanawiam się skąd ją bierzecie, zwłaszcza takie ilości.-uniosłam trochę powieki i patrzyłam się na niego leniwie.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Nie nudził się w pewnych momentach, jednak niestety, nauka gry, nawet na czymś nowym, mogła przestać być interesująca, przynajmniej na jakiś czas, bo można popaść w rutynę. Podchodząc do tego szczerze, bardzo często miał ochotę rzucić wszystko, aby zająć się czymś nowym. Może dlatego Cerbin stał się taki jaki był? W końcu, liczył sobie znacznie więcej. Ten to dopiero musiał mieć problemy ze znalezieniem czegoś nowego.
-”Somnigium”?- Powtórzył za nią, chyba na moment myląc jedną strunę przez rozkojarzenie, ale szybko wrócił do płynnej gry, choć przepełniony przemyśleniami. Naprawdę były takie stwory? Nie żeby się bał, czy coś, jest w końcu Oligarchii, ale… -Co jest fajnego w lizaniu po uszach, po co tak straszyć...
Zaśmiał się, może nieco nerwowo, choć próbował tego nie okazać. Czasem podłogi skrzypiały, dzieci jednak tu nie było, ale jeśli kiedyś ocknie się z mokrym szpiczastym uszkiem, to doprawdy zacznie grać na harfie codziennie, jeśli będzie trzeba. Brr.
Po chwili padło pytanie kobiety, nieoczywiste, znaczy, może z lekka zaskakujące. Zastanawiał się, czy może być na to jakaś zła odpowiedź, ale przecież znała już życie krwiopijców, chyba powinna być gotowa na wszystko.
-Zewsząd. Najwięcej mamy dostawy z hrabstwa Niftenhaum, od króla Ardamira. Ale jednak staramy się o niezależność, toteż służba musi organizować łapanki na ludzi, aby ją pozyskać. Czasem znajdą się ochotnicy, którzy oddają krew z dobrej woli. Ale ci mają swoje znajomości z innymi rodami, słono na tym zarabiając. Mamy też krew ze zwierząt, ale… jak sama wiesz, jest gorszego sortu.- Zamyślił się. -Osobiście nie piję jednak czystej krwi. Mam prywatne zamówienia na “Krwawe Wina Sentinella”, pochodzące z Sear. To wampirze wino o sekretnej recepturze, doprawione ludzką krwią. Smakuje na moje lepiej, oraz otępia zmysły. Niestety, łatwo jest się uzależnić i to gorzej, niż od po prostu ludzkiej krwi.
Odpowiedział jej, oczkami wodząc po jej buzi, jakby miała więcej pytań. W sumie, odpowiadanie było nawet przyjemnie, czuł się przez to nieco mądrzejszy, co było odmianą, przy wypominaniu mu głupoty.
Nie nudził się w pewnych momentach, jednak niestety, nauka gry, nawet na czymś nowym, mogła przestać być interesująca, przynajmniej na jakiś czas, bo można popaść w rutynę. Podchodząc do tego szczerze, bardzo często miał ochotę rzucić wszystko, aby zająć się czymś nowym. Może dlatego Cerbin stał się taki jaki był? W końcu, liczył sobie znacznie więcej. Ten to dopiero musiał mieć problemy ze znalezieniem czegoś nowego.
-”Somnigium”?- Powtórzył za nią, chyba na moment myląc jedną strunę przez rozkojarzenie, ale szybko wrócił do płynnej gry, choć przepełniony przemyśleniami. Naprawdę były takie stwory? Nie żeby się bał, czy coś, jest w końcu Oligarchii, ale… -Co jest fajnego w lizaniu po uszach, po co tak straszyć...
Zaśmiał się, może nieco nerwowo, choć próbował tego nie okazać. Czasem podłogi skrzypiały, dzieci jednak tu nie było, ale jeśli kiedyś ocknie się z mokrym szpiczastym uszkiem, to doprawdy zacznie grać na harfie codziennie, jeśli będzie trzeba. Brr.
Po chwili padło pytanie kobiety, nieoczywiste, znaczy, może z lekka zaskakujące. Zastanawiał się, czy może być na to jakaś zła odpowiedź, ale przecież znała już życie krwiopijców, chyba powinna być gotowa na wszystko.
-Zewsząd. Najwięcej mamy dostawy z hrabstwa Niftenhaum, od króla Ardamira. Ale jednak staramy się o niezależność, toteż służba musi organizować łapanki na ludzi, aby ją pozyskać. Czasem znajdą się ochotnicy, którzy oddają krew z dobrej woli. Ale ci mają swoje znajomości z innymi rodami, słono na tym zarabiając. Mamy też krew ze zwierząt, ale… jak sama wiesz, jest gorszego sortu.- Zamyślił się. -Osobiście nie piję jednak czystej krwi. Mam prywatne zamówienia na “Krwawe Wina Sentinella”, pochodzące z Sear. To wampirze wino o sekretnej recepturze, doprawione ludzką krwią. Smakuje na moje lepiej, oraz otępia zmysły. Niestety, łatwo jest się uzależnić i to gorzej, niż od po prostu ludzkiej krwi.
Odpowiedział jej, oczkami wodząc po jej buzi, jakby miała więcej pytań. W sumie, odpowiadanie było nawet przyjemnie, czuł się przez to nieco mądrzejszy, co było odmianą, przy wypominaniu mu głupoty.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Kiwnęłam głową kiedy dobrze powiedział nazwę potwora.
-Myślę, że tu nie chodzi o to, że one to lubią. Lubią strach, a nie ma nic gorszego od obudzenia się poprzez mokre ucho czy ugryzioną stopę.-mówiłam głosem nieco konspiracyjnym. Kto wie, może jakiś potwór teraz słucha? Przytaknęłam sobie łebkiem, patrząc na Altaira. Nie chciałam go straszyć, ale lepiej wiedzieć co może się na ciebie czaić w nocy.
Słuchałam jak opowiadał mi skąd biorą krew i już od początku mi się to nie podobało trochę. Łapanki na ludzi, ochotnicy lub krew zwierząt, do tego jakieś sekretne wina, które mają mocne działanie. Czy to było to wino, które piliśmy podczas śniadania? Miałam co do tego wszystkiego mieszane uczucia, ale nie miałam zamiaru pouczać nikogo w kwestii diety, bo sama zabiłam kiedyś z głodu, a ostatnio nawet Altaira zaatakowałam.
-Ci ludzie z łapanek... Co się z nimi dzieje, kiedy już zdobędziecie od nich krew? Zabijacie ich i wybieracie całą krew?-patrzyłam w skupieniu na chłopaka. Chciałabym usłyszeć, że nie zabijają, że ci ludzie żyją później szczęśliwie, ale nie sądzę, żeby tak się działo. To naturalna kolej rzeczy, jakby nie patrzeć. Wilk zabija sarnę, żeby móc przetrwać i wykarmić szczeniaki, to tak samo brutalne, jak drapieżny ptak zabijający wilcze szczeniaki, aby wykarmić swoje pisklęta. Różnica jest taka, że ludzie tego typu śmierć traktują, jako niesprawiedliwość i nieszczęście, złośliwość, a nie próbę przetrwania. To nie tak, że jesteśmy lepsi od ludzi, po prostu jesteśmy trochę inni. Prawię morały, ale sama jestem obciążona tą wadą, byłabym zła i żądna zemsty gdyby ktoś odebrał mi męża albo zabił Altaira. Znów popadłam w dziwny nastrój, a naszyjnik ciążył mi mocno na szyi, kiedy w mojej krowiej główce próbowałam połączyć ze sobą różne myśli, starając się wybić z tego chwilowego marazmu. W końcu przypomniałam sobie, że miałam jeszcze o coś go zapytać, już z innej beczki trochę.
-Przy stole poprosiłam siebie o bycie moim nauczycielem, ale odmówiłeś. Powiedziałeś wtedy, że mimo tego może mógłbyś coś zrobić, ale nie powiedziałeś co. Co miałeś na myśli?-tak, zamyślenie w końcu opuściło mnie w znacznym stopniu i teraz żywszym spojrzeniem wpatrywałam się w elfa. Zastanawiało mnie o co mu chodziło, co mógłby jeszcze dla mnie zrobić w kwestii uczenia mnie? Może zna kogoś dobrego, albo ma jakieś rady?
-Myślę, że tu nie chodzi o to, że one to lubią. Lubią strach, a nie ma nic gorszego od obudzenia się poprzez mokre ucho czy ugryzioną stopę.-mówiłam głosem nieco konspiracyjnym. Kto wie, może jakiś potwór teraz słucha? Przytaknęłam sobie łebkiem, patrząc na Altaira. Nie chciałam go straszyć, ale lepiej wiedzieć co może się na ciebie czaić w nocy.
Słuchałam jak opowiadał mi skąd biorą krew i już od początku mi się to nie podobało trochę. Łapanki na ludzi, ochotnicy lub krew zwierząt, do tego jakieś sekretne wina, które mają mocne działanie. Czy to było to wino, które piliśmy podczas śniadania? Miałam co do tego wszystkiego mieszane uczucia, ale nie miałam zamiaru pouczać nikogo w kwestii diety, bo sama zabiłam kiedyś z głodu, a ostatnio nawet Altaira zaatakowałam.
-Ci ludzie z łapanek... Co się z nimi dzieje, kiedy już zdobędziecie od nich krew? Zabijacie ich i wybieracie całą krew?-patrzyłam w skupieniu na chłopaka. Chciałabym usłyszeć, że nie zabijają, że ci ludzie żyją później szczęśliwie, ale nie sądzę, żeby tak się działo. To naturalna kolej rzeczy, jakby nie patrzeć. Wilk zabija sarnę, żeby móc przetrwać i wykarmić szczeniaki, to tak samo brutalne, jak drapieżny ptak zabijający wilcze szczeniaki, aby wykarmić swoje pisklęta. Różnica jest taka, że ludzie tego typu śmierć traktują, jako niesprawiedliwość i nieszczęście, złośliwość, a nie próbę przetrwania. To nie tak, że jesteśmy lepsi od ludzi, po prostu jesteśmy trochę inni. Prawię morały, ale sama jestem obciążona tą wadą, byłabym zła i żądna zemsty gdyby ktoś odebrał mi męża albo zabił Altaira. Znów popadłam w dziwny nastrój, a naszyjnik ciążył mi mocno na szyi, kiedy w mojej krowiej główce próbowałam połączyć ze sobą różne myśli, starając się wybić z tego chwilowego marazmu. W końcu przypomniałam sobie, że miałam jeszcze o coś go zapytać, już z innej beczki trochę.
-Przy stole poprosiłam siebie o bycie moim nauczycielem, ale odmówiłeś. Powiedziałeś wtedy, że mimo tego może mógłbyś coś zrobić, ale nie powiedziałeś co. Co miałeś na myśli?-tak, zamyślenie w końcu opuściło mnie w znacznym stopniu i teraz żywszym spojrzeniem wpatrywałam się w elfa. Zastanawiało mnie o co mu chodziło, co mógłby jeszcze dla mnie zrobić w kwestii uczenia mnie? Może zna kogoś dobrego, albo ma jakieś rady?
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Z każdym kolejnym słowem, mającym tłumaczyć motyw działania tych przeklętych stworów, melodia robiła się jakby wolniejsza, cięższa, zaś powieki Altaira lekko drgały, wraz z ustami, choć nieznacznie, natomiast wzrok zawędrował w ziemię. Nigdy nie lubił opowieści o duchach, oraz innych straszydłach, nawet jeśli samemu był istotą z groteskowych legend, któremu się ludzie raczą, to nawet on ma swoje własne lęki, do których nie byłby w stanie się przyznać, ale jakoś specjalnie to ukryć, też chyba nie potrafił.
-Na szczęście… tu nie ma z pewnością żadnych… już dawno ktoś ze służby by się poskarżył…
Wymruczał, ale chyba bardziej do siebie, jakby chcąc się pocieszyć, niżeli do niej. Nie żeby specjalnie wierzył… ale teraz, jak te myśli błąkały mu się po głowie to zwiększył intensywność i szybkość gry, zaś harfa krzyczała do złych duchów, by odeszły precz. Tak, dobra harfa, lepiej narazie od niej nie odchodzić.
Przeniósł blade oczy na kobietę, kiedy dopytywała o ludzi z łapanek, ale jakby na jego twarzy pojawił się lekki grymas, choć tu nie chodziło o jej ciekawość, a raczej o to, że sam mógłby siebie o to zapytać.
-Nie wiem… znaczy, służba ma swoje obowiązki, nikogo tutaj nie sprowadzają. To co robią, jest zależne od nich, mają wolną rękę.- Wyjaśnił, zarazem nie dając, ani ponurej odpowiedzi, ani też szczęśliwej. Gdy mniej wiesz, lepiej śpisz. -Pamiętasz jak mówiłem, że Ardamir krzywdzi ludzi? Niby się wcale nie różnimy, ale to nieprawda…- Przerwał na moment. -...bo potrzebujemy krwi, aby nie oszaleć, aby nie czynić większych szkód. Złe wampiry zabijają bez względów na koszty, nie licząc się z życiem śmiertelników. My natomiast, zmniejszamy koszty do minimum, szukając alternatyw. Dlatego poparliśmy ideę współistnienia. Chyba wizja życia wśród ludzi, z pozorami bezpieczeństwa, jest najlepszym na co może nas stać.- Próbował jej tłumaczyć, aby nie myślała źle o nich, ani nawet o sobie, bo jak już zdążył ją lekko poznać, mogła mieć tendencję to takich założeń. -Zabrzmiało to strasznie melodramatycznie, wybacz.
Zachichotał, przeciągając palcami wzdłuż wszystkich strun, jakby resetując cały utwór, by zacząć kolejny, nieco może bardziej delikatny, przypominający mistyczną noc z pełnym gwiazdozbiorem na nieboskłonie, gdy czujesz magię w powietrzu. Przynajmniej, on tak ją kojarzył.
Zadając kolejne pytanie, wrócił wspomnieniami do śniadania. Faktycznie coś mruknął, aby chyba nie zostawiać jej bez pomocy. Jednak, to co chodziło mu wtedy po głowie, wiązało się ze zrobieniem czegoś, czego teraz nie chciał. Nie po dyskusji z Matthewem. Ale… eh.
-Tak, ja się nie nadaję. Lecz... mój nauczyciel mógłby Ci pomóc. Cerbin Amenadiel, jest narzeczonym mojej siostry. Zastąpił mi nieco ojca po tym jak go zamordowano. Ale problem w tym, że mieszka na zamku z królem Killianem...
Z każdym kolejnym słowem, mającym tłumaczyć motyw działania tych przeklętych stworów, melodia robiła się jakby wolniejsza, cięższa, zaś powieki Altaira lekko drgały, wraz z ustami, choć nieznacznie, natomiast wzrok zawędrował w ziemię. Nigdy nie lubił opowieści o duchach, oraz innych straszydłach, nawet jeśli samemu był istotą z groteskowych legend, któremu się ludzie raczą, to nawet on ma swoje własne lęki, do których nie byłby w stanie się przyznać, ale jakoś specjalnie to ukryć, też chyba nie potrafił.
-Na szczęście… tu nie ma z pewnością żadnych… już dawno ktoś ze służby by się poskarżył…
Wymruczał, ale chyba bardziej do siebie, jakby chcąc się pocieszyć, niżeli do niej. Nie żeby specjalnie wierzył… ale teraz, jak te myśli błąkały mu się po głowie to zwiększył intensywność i szybkość gry, zaś harfa krzyczała do złych duchów, by odeszły precz. Tak, dobra harfa, lepiej narazie od niej nie odchodzić.
Przeniósł blade oczy na kobietę, kiedy dopytywała o ludzi z łapanek, ale jakby na jego twarzy pojawił się lekki grymas, choć tu nie chodziło o jej ciekawość, a raczej o to, że sam mógłby siebie o to zapytać.
-Nie wiem… znaczy, służba ma swoje obowiązki, nikogo tutaj nie sprowadzają. To co robią, jest zależne od nich, mają wolną rękę.- Wyjaśnił, zarazem nie dając, ani ponurej odpowiedzi, ani też szczęśliwej. Gdy mniej wiesz, lepiej śpisz. -Pamiętasz jak mówiłem, że Ardamir krzywdzi ludzi? Niby się wcale nie różnimy, ale to nieprawda…- Przerwał na moment. -...bo potrzebujemy krwi, aby nie oszaleć, aby nie czynić większych szkód. Złe wampiry zabijają bez względów na koszty, nie licząc się z życiem śmiertelników. My natomiast, zmniejszamy koszty do minimum, szukając alternatyw. Dlatego poparliśmy ideę współistnienia. Chyba wizja życia wśród ludzi, z pozorami bezpieczeństwa, jest najlepszym na co może nas stać.- Próbował jej tłumaczyć, aby nie myślała źle o nich, ani nawet o sobie, bo jak już zdążył ją lekko poznać, mogła mieć tendencję to takich założeń. -Zabrzmiało to strasznie melodramatycznie, wybacz.
Zachichotał, przeciągając palcami wzdłuż wszystkich strun, jakby resetując cały utwór, by zacząć kolejny, nieco może bardziej delikatny, przypominający mistyczną noc z pełnym gwiazdozbiorem na nieboskłonie, gdy czujesz magię w powietrzu. Przynajmniej, on tak ją kojarzył.
Zadając kolejne pytanie, wrócił wspomnieniami do śniadania. Faktycznie coś mruknął, aby chyba nie zostawiać jej bez pomocy. Jednak, to co chodziło mu wtedy po głowie, wiązało się ze zrobieniem czegoś, czego teraz nie chciał. Nie po dyskusji z Matthewem. Ale… eh.
-Tak, ja się nie nadaję. Lecz... mój nauczyciel mógłby Ci pomóc. Cerbin Amenadiel, jest narzeczonym mojej siostry. Zastąpił mi nieco ojca po tym jak go zamordowano. Ale problem w tym, że mieszka na zamku z królem Killianem...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Nie wiedziałam, że aż tak się boi potworów. Gdybym wiedziała, to pewnie nawet bym tego tematu nie zaczynała.
-Dorośli się mało kiedy skarżą na to, że coś ich wystraszyło. Nie zdziwiłabym się gdyby ze wstydu nikt się przyznać nie chciał.-wzruszyłam ramionami. Dzieciom dużo łatwiej przychodzi płakanie ze strachu i szukanie pomocy. Nie boją się o to, że ktoś im nie uwierzy, bo skoro widziały potwora, to znaczy, że istnieje. Później z wiekiem zabija się w nich tą otwartość do mówienia o tym co przeszkadza.
Czyli los ludzi z łapanki jest nieznany nawet i jemu. Będę musiała zapytać o to służbę. Nie po to, żeby drążyć temat, teraz zwyczajnie ciekawość nie da mi spokoju. Gdy mniej wiesz, lepiej śpisz? U mnie to działa na odwrót.
-Nic się nie stało. Rozumiem, że potrzebujemy krwi, aby nie zwariować. Czasami trzeba kogoś poświęcić, żeby reszta mogła żyć.-tak, nie brzmiało to źle czy dobrze, to po prostu brzmiało, tak było i tak musiało być, bo na razie nie umiemy wymyślić lepszej metody.
A więc o to mu chodziło przy śniadaniu i ma dla mnie propozycję nauczyciela. Zastanawiałam się na ile ten cały Cerbin będzie chętny mnie uczyć. Może mnie weźmie po znajomości, bo jest tak jakby z rodziny Altaira? Chociaż sama nie byłam co do tego przekonana. Bycie tak blisko króla, to peszące. Nie wydaje mi się, aby Killian był kimś specjalnym, ale sam jego tytuł onieśmiela.
-Czy ten zamek jest daleko?-chciałam wiedzieć ile zajmie nam podróż. Może dałabym radę wczesnym wieczorem tam iść, ćwiczyć i wracałabym przed świtem? Nie za bardzo chciałabym tam nocować, no chyba, że Altair zostawałby tam ze mną. To nasunęło kolejne pytania odnośnie tego, co ja właściwie mam teraz zrobić ze sobą. Jaskinię opuściłam, czy to hrabstwo to mój obecny dom? Czy mogę mówić, że tutaj mieszkam? Czy to raczej miejsce tymczasowe i mam sobie znaleźć coś innego. Uniosłam poważny wzrok na niego i wtedy poczułam, że nie wiem, jak zadać pytanie, żeby nie wymuszać na chłopaku takiej odpowiedzi jaką chcę dostać.
-Mam kolejne pytanie...-moja poważność i pewność siebie poszły w las, a zostały zastąpione, nieśmiałością i zawstydzeniem, że muszę rozmawiać na takie tematy. Ścisnęłam mocniej jego rękawiczki.-Em... Bo nie bardzo wiem, gdzie ja teraz mieszkam, gdzie mam dom. Zabrałeś mnie z jaskini, ale jak coś, to zawsze mogę tam wrócić, jeśli twoje zaproszenie tutaj było tylko tymczasowe.-wolałam się upewnić teraz, a nie później dostać z dnia na dzień informację, że mam się wyprowadzić. Wyprowadzić, to za dużo powiedziane, bo co ja tutaj mam do wyprowadzania się? Łóżka z baldachimem i toaletki nie będę ze sobą zabierać do mojej ciasnej groty.
-Dorośli się mało kiedy skarżą na to, że coś ich wystraszyło. Nie zdziwiłabym się gdyby ze wstydu nikt się przyznać nie chciał.-wzruszyłam ramionami. Dzieciom dużo łatwiej przychodzi płakanie ze strachu i szukanie pomocy. Nie boją się o to, że ktoś im nie uwierzy, bo skoro widziały potwora, to znaczy, że istnieje. Później z wiekiem zabija się w nich tą otwartość do mówienia o tym co przeszkadza.
Czyli los ludzi z łapanki jest nieznany nawet i jemu. Będę musiała zapytać o to służbę. Nie po to, żeby drążyć temat, teraz zwyczajnie ciekawość nie da mi spokoju. Gdy mniej wiesz, lepiej śpisz? U mnie to działa na odwrót.
-Nic się nie stało. Rozumiem, że potrzebujemy krwi, aby nie zwariować. Czasami trzeba kogoś poświęcić, żeby reszta mogła żyć.-tak, nie brzmiało to źle czy dobrze, to po prostu brzmiało, tak było i tak musiało być, bo na razie nie umiemy wymyślić lepszej metody.
A więc o to mu chodziło przy śniadaniu i ma dla mnie propozycję nauczyciela. Zastanawiałam się na ile ten cały Cerbin będzie chętny mnie uczyć. Może mnie weźmie po znajomości, bo jest tak jakby z rodziny Altaira? Chociaż sama nie byłam co do tego przekonana. Bycie tak blisko króla, to peszące. Nie wydaje mi się, aby Killian był kimś specjalnym, ale sam jego tytuł onieśmiela.
-Czy ten zamek jest daleko?-chciałam wiedzieć ile zajmie nam podróż. Może dałabym radę wczesnym wieczorem tam iść, ćwiczyć i wracałabym przed świtem? Nie za bardzo chciałabym tam nocować, no chyba, że Altair zostawałby tam ze mną. To nasunęło kolejne pytania odnośnie tego, co ja właściwie mam teraz zrobić ze sobą. Jaskinię opuściłam, czy to hrabstwo to mój obecny dom? Czy mogę mówić, że tutaj mieszkam? Czy to raczej miejsce tymczasowe i mam sobie znaleźć coś innego. Uniosłam poważny wzrok na niego i wtedy poczułam, że nie wiem, jak zadać pytanie, żeby nie wymuszać na chłopaku takiej odpowiedzi jaką chcę dostać.
-Mam kolejne pytanie...-moja poważność i pewność siebie poszły w las, a zostały zastąpione, nieśmiałością i zawstydzeniem, że muszę rozmawiać na takie tematy. Ścisnęłam mocniej jego rękawiczki.-Em... Bo nie bardzo wiem, gdzie ja teraz mieszkam, gdzie mam dom. Zabrałeś mnie z jaskini, ale jak coś, to zawsze mogę tam wrócić, jeśli twoje zaproszenie tutaj było tylko tymczasowe.-wolałam się upewnić teraz, a nie później dostać z dnia na dzień informację, że mam się wyprowadzić. Wyprowadzić, to za dużo powiedziane, bo co ja tutaj mam do wyprowadzania się? Łóżka z baldachimem i toaletki nie będę ze sobą zabierać do mojej ciasnej groty.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Baqara chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że temat o potworach znikąd, ciągnięty dalej, tylko pogarszał stan psychiczny Altaira. Teraz naprawdę nabrał przeświadczenia, że musi przepytać całą służbę, czy się na coś skarżą. Ale chciał już uciec od tego myślami, dlatego tylko mruknął z kiwnięciem niemrawo głowy, grając dalej. Dobrze pamiętał jak go Adelaira nastraszyła, że w szafie jest czort co na niego czeka. A to było dwa miesiące temu, musiał wyrzucić szafe z komnaty.
-Cieszę się, że rozumiesz.
Odparł w stosunku do jej słów o ofiarach. Taka smutna rzeczywistość, ale co począć. Większość wampirów nawet o tym nie myślało, żyjąc ponad tym, zaś te które postanowiły nad tym kompletować, zwyczajnie doznawały bólów głowy i potrzeby sięgnięcia po szklaneczkę czegoś mocnego. Sam chyba przeważnie nad tym się nie rozwodził na co dzień, woląc udawać, że problemu nie ma. Bo to nic nie daje.
Kiedy zapytała o odległość od zamku, po hrabstwo Mernstein, musiał się chwilę zastanowić, choć kłopotała go trochę myśl, że nie pyta z samej ciekawości, a jakby chciała naprawdę tam iść. Zrobił jej nadzieję tym nauczycielem, a teraz, chciała się pchać w coś, co pochłonie ją i być może zmieni na zawsze. Dlatego, nienawidził polityki.
-Bez skrzydeł? Będzie z kilka dni. Neraspis leży na mokradłach, blisko Puszczy Kirtańskiej, praktycznie na granicy z Wielkim Księstwem Ledrenii. Bardzo niedogodna lokalizacja, jeśli się tam wybierać, to na dłużej.
Coś o tym wiedział, w końcu, nawet powrót jako nietoperz go mocno zmęczył, co skończyło się sytuacją na trakcie. Ale Baqara sama by tam nie dotarła, nie bez przewodnika. Lecz to, wiązało się z tym, o co za moment miała zapytać.
Widząc jej zakłopotanie i niepewność, łagodnie zwolnił grę, aż jego palce całkowicie opuściły struny, dając harfie spokój, wprowadzając ciszę. Przyglądał jej się, cały czas słuchając co ma na myśli. Poruszyła istotną kwestię, nad którą nawet wcześniej nie myślał. Spodziewał się, że sama zechce go opuścić, lecz kiedy przedstawiła to tak, znów zrobiło mu się jej żal, przez co opuścił brwi i spojrzenie. Do tego, dochodził inny problem. Przypomniał sobie o obowiązkach, jakie miał pełnić jako Wampirzy Lord. Sentinell wypomniał mu, że nie sprowadził do Neraspis żadnego wampira. Zaś zamek, prezentował się jako idealne miejsce dla każdego, kto poszukuje dla siebie miejsca na tym padole. Ale… jeśli tam trafi… może te przyjemne chwile miały być faktycznie, wyłącznie chwilami? Wszystko się kończy.
-Ara…- Podjął, po czym podciągnął krzesło, aby przysunąć się do niej i znów na nim usiąść, lekko nachylony, lecz pozwolił sobie objąć jej dłonie, które wciąż trzymały rękawiczki. Uśmiechnął się, zwracając na siebie uwagę, wpatrując się w jej oczy. -Nie pozwoliłbym, abyś wracała do tamtego życia. Możesz tu zostać ile tylko zapragniesz. Ja i tak… mieszkam sam… nie licząc służby, ale… wiesz co mam na myśli…- Zawahał się. -Uprzyjemniasz mi wolne chwile, więc myślę, że to dobry układ.- Wyszczerzył zęby z cichym rozbawieniem, ale zaraz, lekko spoważniał. -Znaczy… dotyczy to oczywiście Ciebie i Twojego męża…
Gdy to powiedział, puścił jej dłonie, lekko odsuwając siebie i krzesło w tył. Czemu nie wspomniał o Neraspis? Bo może mógł to jeszcze przeciągnąć w czasie, choć na moment.
Baqara chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że temat o potworach znikąd, ciągnięty dalej, tylko pogarszał stan psychiczny Altaira. Teraz naprawdę nabrał przeświadczenia, że musi przepytać całą służbę, czy się na coś skarżą. Ale chciał już uciec od tego myślami, dlatego tylko mruknął z kiwnięciem niemrawo głowy, grając dalej. Dobrze pamiętał jak go Adelaira nastraszyła, że w szafie jest czort co na niego czeka. A to było dwa miesiące temu, musiał wyrzucić szafe z komnaty.
-Cieszę się, że rozumiesz.
Odparł w stosunku do jej słów o ofiarach. Taka smutna rzeczywistość, ale co począć. Większość wampirów nawet o tym nie myślało, żyjąc ponad tym, zaś te które postanowiły nad tym kompletować, zwyczajnie doznawały bólów głowy i potrzeby sięgnięcia po szklaneczkę czegoś mocnego. Sam chyba przeważnie nad tym się nie rozwodził na co dzień, woląc udawać, że problemu nie ma. Bo to nic nie daje.
Kiedy zapytała o odległość od zamku, po hrabstwo Mernstein, musiał się chwilę zastanowić, choć kłopotała go trochę myśl, że nie pyta z samej ciekawości, a jakby chciała naprawdę tam iść. Zrobił jej nadzieję tym nauczycielem, a teraz, chciała się pchać w coś, co pochłonie ją i być może zmieni na zawsze. Dlatego, nienawidził polityki.
-Bez skrzydeł? Będzie z kilka dni. Neraspis leży na mokradłach, blisko Puszczy Kirtańskiej, praktycznie na granicy z Wielkim Księstwem Ledrenii. Bardzo niedogodna lokalizacja, jeśli się tam wybierać, to na dłużej.
Coś o tym wiedział, w końcu, nawet powrót jako nietoperz go mocno zmęczył, co skończyło się sytuacją na trakcie. Ale Baqara sama by tam nie dotarła, nie bez przewodnika. Lecz to, wiązało się z tym, o co za moment miała zapytać.
Widząc jej zakłopotanie i niepewność, łagodnie zwolnił grę, aż jego palce całkowicie opuściły struny, dając harfie spokój, wprowadzając ciszę. Przyglądał jej się, cały czas słuchając co ma na myśli. Poruszyła istotną kwestię, nad którą nawet wcześniej nie myślał. Spodziewał się, że sama zechce go opuścić, lecz kiedy przedstawiła to tak, znów zrobiło mu się jej żal, przez co opuścił brwi i spojrzenie. Do tego, dochodził inny problem. Przypomniał sobie o obowiązkach, jakie miał pełnić jako Wampirzy Lord. Sentinell wypomniał mu, że nie sprowadził do Neraspis żadnego wampira. Zaś zamek, prezentował się jako idealne miejsce dla każdego, kto poszukuje dla siebie miejsca na tym padole. Ale… jeśli tam trafi… może te przyjemne chwile miały być faktycznie, wyłącznie chwilami? Wszystko się kończy.
-Ara…- Podjął, po czym podciągnął krzesło, aby przysunąć się do niej i znów na nim usiąść, lekko nachylony, lecz pozwolił sobie objąć jej dłonie, które wciąż trzymały rękawiczki. Uśmiechnął się, zwracając na siebie uwagę, wpatrując się w jej oczy. -Nie pozwoliłbym, abyś wracała do tamtego życia. Możesz tu zostać ile tylko zapragniesz. Ja i tak… mieszkam sam… nie licząc służby, ale… wiesz co mam na myśli…- Zawahał się. -Uprzyjemniasz mi wolne chwile, więc myślę, że to dobry układ.- Wyszczerzył zęby z cichym rozbawieniem, ale zaraz, lekko spoważniał. -Znaczy… dotyczy to oczywiście Ciebie i Twojego męża…
Gdy to powiedział, puścił jej dłonie, lekko odsuwając siebie i krzesło w tył. Czemu nie wspomniał o Neraspis? Bo może mógł to jeszcze przeciągnąć w czasie, choć na moment.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Nie jestem dobra w geografię, ale samo to, że kilka dni podróż by mi zajęła, zniechęcało mnie wystarczająco mocno. Nie chodzi o to, że nie chcę się niczego nauczyć, ale tak daleka podróż również mi nie leżała. Zaczynam coraz bardziej żałować, że Altair nie chce mnie tego nauczyć.
Zapytałam o rzecz bardzo ważną dla mnie teraz, a kiedy rozpoczął odpowiedź wypowiedzeniem mojego imienia, aż poczułam powagę jaka od niego biła. Na tę chwilę Altair pijący wino, nie myjący się przed snem, spadający z balkonu zniknął, a jego miejsce zajął prawdziwy, doświadczony wampir. To było intrygujące, te zmiany w jego zachowaniu. Przysunął się i objął moje dłonie. Patrzył na mnie, więc i ja skupiłam się na nim całkowicie i słuchałam każdego słowa, grzejąc łapki ciepłem jego rąk. Po raz kolejny okazywał mi wsparcie w niepewnej chwili. Odwzajemniłam delikatnie jego uśmiech. Spojrzałam ostatni raz na jego dłonie, zanim je zabrał z moich. Kiwnęłam głową, po czym złapałam się za bródkę, zastanawiając się jeszcze chwilę, aż wpadłam na pomysł.
-Zatem, powiedz mi co mogę tutaj robić, w czym pomóc? Nie chcę się czuć, jak darmozjad, chcę coś porobić. Umiem coś ugotować, znam się też trochę na szyciu. Może zajmę się ogrodem? Mogę też cię budzić, albo przynosić ci śniadanie do łóżka. Mogę też pomóc w sprzątaniu domu!-pytałam i proponowałam podekscytowana. Oczywiście mam zamiar mu towarzyszyć, bo to jakby główna cena mojego pobytu tutaj i nie mówię, że to źle, to bardzo dobrze, sama bardzo lubię spędzać z nim czas. Martwiłam się jednak o służbę. Nie chciałam, żeby krzywo na mnie patrzyli, bo się obijam i muszą mi usługiwać, nie jestem do tego przyzwyczajona.
Zapytałam o rzecz bardzo ważną dla mnie teraz, a kiedy rozpoczął odpowiedź wypowiedzeniem mojego imienia, aż poczułam powagę jaka od niego biła. Na tę chwilę Altair pijący wino, nie myjący się przed snem, spadający z balkonu zniknął, a jego miejsce zajął prawdziwy, doświadczony wampir. To było intrygujące, te zmiany w jego zachowaniu. Przysunął się i objął moje dłonie. Patrzył na mnie, więc i ja skupiłam się na nim całkowicie i słuchałam każdego słowa, grzejąc łapki ciepłem jego rąk. Po raz kolejny okazywał mi wsparcie w niepewnej chwili. Odwzajemniłam delikatnie jego uśmiech. Spojrzałam ostatni raz na jego dłonie, zanim je zabrał z moich. Kiwnęłam głową, po czym złapałam się za bródkę, zastanawiając się jeszcze chwilę, aż wpadłam na pomysł.
-Zatem, powiedz mi co mogę tutaj robić, w czym pomóc? Nie chcę się czuć, jak darmozjad, chcę coś porobić. Umiem coś ugotować, znam się też trochę na szyciu. Może zajmę się ogrodem? Mogę też cię budzić, albo przynosić ci śniadanie do łóżka. Mogę też pomóc w sprzątaniu domu!-pytałam i proponowałam podekscytowana. Oczywiście mam zamiar mu towarzyszyć, bo to jakby główna cena mojego pobytu tutaj i nie mówię, że to źle, to bardzo dobrze, sama bardzo lubię spędzać z nim czas. Martwiłam się jednak o służbę. Nie chciałam, żeby krzywo na mnie patrzyli, bo się obijam i muszą mi usługiwać, nie jestem do tego przyzwyczajona.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
To był chyba jego cały urok paradoksu, w jednej chwili taki, a w drugiej taki, w zależności od sytuacji. Mimo wszystko, w tym wypadku miało to pomóc i uspokoić Baqare, która zareagowała z entuzjazmem, lecz kto normalny by się w tej chwili nie cieszył? To jednak sprawiło, że sam czuł się podobnie. Ale hybrydka chciała mu pomóc, żeby jednak nie być tu za darmo. Otworzył szerzej oczy, wraz z ustami, zachwycony chyba jej postawą, nawet jeśli niesłuszną. Szybko jego twarz powróciła do normy, znacznie łagodniejąc, wręcz jakby się rozpływał nad jej słodkością. Cóż za kobieta.
-Wolałbym, abyś mogła cieszyć się chwilami dla siebie, nie pracą.- Powiedział, ale widząc jej podekscytowanie i chęć do pracy, na moment zwątpił. W końcu… to chyba nic złego, że chciała mieć swój wkład. -Lecz… jeśli chcesz to potraktować jako zajęcie dla siebie, możesz robić to na co masz ochotę. W końcu… teraz tu mieszkasz.
Uśmiechnął się znów, dając jej zapewnienie, że jeśli zechce gotować, niech gotuje, jeśli chce sprzątać, niech sprząta, ale sam jej nic nie zarzuci. Dla niego może nawet całe dnie wylegiwać się w łóżku.
-Hmm, niedługo obiad.
Oznajmił, a to stwierdził jego żołądek, ponieważ czuł nasilający się głód. Na śniadanie nie zjadł niczego z krwią, a wine było jak najbardziej zwyczajne. Lecz w zwyczaju miał nie jadać faktycznych śniadań, zbierając apetyt dopiero na porę obiadową. Sama służba dzisiaj była nieco zdezorientowana, bo śniadanie, w gruncie rzeczy zostało uszykowane wyjątkowo dla Baqary. Ciężko przygotowywać potrawy dla kogoś, kto potrafi doprowadzić się do takiego stanu, że sypia nazbyt długo.
To był chyba jego cały urok paradoksu, w jednej chwili taki, a w drugiej taki, w zależności od sytuacji. Mimo wszystko, w tym wypadku miało to pomóc i uspokoić Baqare, która zareagowała z entuzjazmem, lecz kto normalny by się w tej chwili nie cieszył? To jednak sprawiło, że sam czuł się podobnie. Ale hybrydka chciała mu pomóc, żeby jednak nie być tu za darmo. Otworzył szerzej oczy, wraz z ustami, zachwycony chyba jej postawą, nawet jeśli niesłuszną. Szybko jego twarz powróciła do normy, znacznie łagodniejąc, wręcz jakby się rozpływał nad jej słodkością. Cóż za kobieta.
-Wolałbym, abyś mogła cieszyć się chwilami dla siebie, nie pracą.- Powiedział, ale widząc jej podekscytowanie i chęć do pracy, na moment zwątpił. W końcu… to chyba nic złego, że chciała mieć swój wkład. -Lecz… jeśli chcesz to potraktować jako zajęcie dla siebie, możesz robić to na co masz ochotę. W końcu… teraz tu mieszkasz.
Uśmiechnął się znów, dając jej zapewnienie, że jeśli zechce gotować, niech gotuje, jeśli chce sprzątać, niech sprząta, ale sam jej nic nie zarzuci. Dla niego może nawet całe dnie wylegiwać się w łóżku.
-Hmm, niedługo obiad.
Oznajmił, a to stwierdził jego żołądek, ponieważ czuł nasilający się głód. Na śniadanie nie zjadł niczego z krwią, a wine było jak najbardziej zwyczajne. Lecz w zwyczaju miał nie jadać faktycznych śniadań, zbierając apetyt dopiero na porę obiadową. Sama służba dzisiaj była nieco zdezorientowana, bo śniadanie, w gruncie rzeczy zostało uszykowane wyjątkowo dla Baqary. Ciężko przygotowywać potrawy dla kogoś, kto potrafi doprowadzić się do takiego stanu, że sypia nazbyt długo.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Nie chciał, żebym pracowała? To zrozumiałe, kobiety, albo ogólnie mówiąc, osoby w jego rodzinie pewnie nie pracują ciężko ze względu na swoje urodzenie. Uśmiechnęłam się na jego zezwolenie... bo tu mieszkam!
-W takim razie coś sobie wymyślę. Będziesz chciał mi czasem pomóc?-nachyliłam się do niego lekko.-Strzyżenie krzewów może nie wygląda na rozrywkę, ale sporo przy tym zabawy.-zachęciłam go. W ten sposób moglibyśmy spędzać razem czas w bardziej produktywny sposób, niż tylko leżenie w łóżkach. Zatuptałam kopytkami w ziemię z ekscytacji, siedząc machnęłam ogonem, szczęśliwa z tylu możliwości.
Obiad. Pora obiadowa! Uh, tyle emocji się we mnie kłębiło. Mam miejsce do spania, do pracy, mam towarzystwo i możliwość zaspokojenia wszystkich moich potrzeb. Życie faktycznie mnie tym razem pobłogosławiło.
Chwyciłam dłoń Altaira i wstałam gwałtownie.
-Zatem chodźmy.-zarządziłam głośno i pociągnęłam chłopaka za sobą, aby wyjść z pokoju muzycznego. Dalej niestety musiałam jemu przekazać pałeczkę przewodnika naszej wyprawy, bo ja jeszcze nie znam tutejszych korytarzy. W jednej ręce ściskając jego rękawiczki, w drugiej jego dłoń, szłam i szczęśliwa rzucałam pomysłami co byśmy mogli jeszcze porobić. Spacery, leżenie, jeśli ma tutaj bibliotekę, to możemy odgrzebać jakieś ciekawe książki i poczytać, albo możemy spróbować samodzielnie upiec coś, to chłopak lubi. Tyle opcji, a noce takie krótkie.
-W takim razie coś sobie wymyślę. Będziesz chciał mi czasem pomóc?-nachyliłam się do niego lekko.-Strzyżenie krzewów może nie wygląda na rozrywkę, ale sporo przy tym zabawy.-zachęciłam go. W ten sposób moglibyśmy spędzać razem czas w bardziej produktywny sposób, niż tylko leżenie w łóżkach. Zatuptałam kopytkami w ziemię z ekscytacji, siedząc machnęłam ogonem, szczęśliwa z tylu możliwości.
Obiad. Pora obiadowa! Uh, tyle emocji się we mnie kłębiło. Mam miejsce do spania, do pracy, mam towarzystwo i możliwość zaspokojenia wszystkich moich potrzeb. Życie faktycznie mnie tym razem pobłogosławiło.
Chwyciłam dłoń Altaira i wstałam gwałtownie.
-Zatem chodźmy.-zarządziłam głośno i pociągnęłam chłopaka za sobą, aby wyjść z pokoju muzycznego. Dalej niestety musiałam jemu przekazać pałeczkę przewodnika naszej wyprawy, bo ja jeszcze nie znam tutejszych korytarzy. W jednej ręce ściskając jego rękawiczki, w drugiej jego dłoń, szłam i szczęśliwa rzucałam pomysłami co byśmy mogli jeszcze porobić. Spacery, leżenie, jeśli ma tutaj bibliotekę, to możemy odgrzebać jakieś ciekawe książki i poczytać, albo możemy spróbować samodzielnie upiec coś, to chłopak lubi. Tyle opcji, a noce takie krótkie.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
On i praca fizyczna…? Cóż…
-Hah, no wiesz… zobaczymy jak to wyjdzie, wiesz… haha…
Zaśmiał się nerwowo, ale mimo wszystko uśmiechał się cały czas, aby nie dać jej odczucia, że mu ten pomysł nie odpowiada. Może zwyczajnie lenistwo było jego cechą przewodnią, ale skoro miała tu z nim mieszkać, to prędzej, czy później, odkryje też tę wadę jego charakteru. I nie tylko, ale nie myślał o tym w tej chwili.
-Po...czekaj!
Jęknął tylko, kiedy ta chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą, zaś jej hybrydzia siła, wręcz szarpnęła go w powietrzu, przez co miał wrażenie, że leci. Ale odzyskał grunt pod nogami, mogąc za kilka chwil poprowadzić ich dalej, prosto do jadalni. Zupełnie zapomniał o swoich rękawiczkach. Westchnął rozbawiony tym wszystkim. O tak, to będą ciekawe chwile…
***
Dni upływały spokojnie, jak to zwykło bywać w hrabstwie Merstein, zaś w przeciągu ponad tygodnia od przyjazdu panicza Oligarchii i Baqary do dworku, służba miała trochę pracy. Udało się nieco dowiedzieć o krowich kolczykach, ale tymczasowo plan został odwołany, gdy hybrydka zwierzyła mu się ze swoich obaw i przemyśleń. Tak, czy inaczej, Borys odpowiadający za garderobę, zadbał o to, aby krawcowa z Sadah wykonała kilka sukienek na zamówienie, w tym halki i długie rękawiczki. Wszystko to trafiło do garderoby Baqary, która szybko się zapełniła po brzegi. Zresztą, z każdą wizytą w swojej komnacie, zapas biżuterii się powiększał, bo Altair nie stronił od podarków, za każdym razem znajdując jakąś wymówkę, aby je wręczyć. Najgorzej miał Sten, ale w końcu wymienili go na innego służącego, coby się Garemem zajmował.
Tak dni mijały, zaś wampirzyca miała swój czas, żeby przywyknąć do codzieności w domu arystokraty, mogąc w pełni oddawać się temu co też robić chciała lub też na różnych rozmowach z panem tych włości, dzięki czemu mieli szansę dowiedzieć się o sobie nieco więcej trywialnych informacji, zapełniając to przyjemnymi rozmowami. Draculeta był bardzo szczęśliwy, że kobieta spędzała z nim tak dużo czasu, nawet jeśli migał się od pracy, jak tylko mógł. W końcu, był ktoś, z kim się nie nudził i nie spędzał czasu w samotności. Niestety, nie zmieniła się u niego jedna rzecz. Może nie każdego poranka, lecz z pewnością nieraz, kobieta znajdowała go w salonie, w ciężkim stanie. Raz była to leżąca butelka Krwawego Wina, raz fajka po opium na stoliku. Służba tylko kiwała głową, nie chcąc zbytnio na ten temat rozmawiać. Gdy tylko się budził, czując że sprawa powoli wychodzi na wierzch, sam próbował udawać, że nic się nie dzieje, jak to on, uśmiechając się i oferując nowe to zajęcia na bieżącą noc.
Tego dnia, zabłądził na tył dziedzińca, z butelką wina w ręku. Upił łyk z gwinta, spoglądając na wejście do labiryntu. Zaśmiał się do siebie. Nie widział nigdzie Baqary, która była czymś zajęta w dworku, z tego co się orientował. On więc zapijał swoją nudę. Miał ku temu konkretny powód, poza własną głupotą? Chyba tak. Coraz bardziej zaczynało go gryźć sumienie. Nie powinien trzymać tutaj kobiety w nieskończoność, zwłaszcza z jej mężem. Miał... obowiązki... ale teraz, czuł jak promile i haj spowodowany nadmiarem krwi, zaczyna mu lekko szumić w głowie.
-Może ktoś mnie znajdzie?
Parsknął rozbawiony i wszedł do labiryntu...
On i praca fizyczna…? Cóż…
-Hah, no wiesz… zobaczymy jak to wyjdzie, wiesz… haha…
Zaśmiał się nerwowo, ale mimo wszystko uśmiechał się cały czas, aby nie dać jej odczucia, że mu ten pomysł nie odpowiada. Może zwyczajnie lenistwo było jego cechą przewodnią, ale skoro miała tu z nim mieszkać, to prędzej, czy później, odkryje też tę wadę jego charakteru. I nie tylko, ale nie myślał o tym w tej chwili.
-Po...czekaj!
Jęknął tylko, kiedy ta chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą, zaś jej hybrydzia siła, wręcz szarpnęła go w powietrzu, przez co miał wrażenie, że leci. Ale odzyskał grunt pod nogami, mogąc za kilka chwil poprowadzić ich dalej, prosto do jadalni. Zupełnie zapomniał o swoich rękawiczkach. Westchnął rozbawiony tym wszystkim. O tak, to będą ciekawe chwile…
***
Dni upływały spokojnie, jak to zwykło bywać w hrabstwie Merstein, zaś w przeciągu ponad tygodnia od przyjazdu panicza Oligarchii i Baqary do dworku, służba miała trochę pracy. Udało się nieco dowiedzieć o krowich kolczykach, ale tymczasowo plan został odwołany, gdy hybrydka zwierzyła mu się ze swoich obaw i przemyśleń. Tak, czy inaczej, Borys odpowiadający za garderobę, zadbał o to, aby krawcowa z Sadah wykonała kilka sukienek na zamówienie, w tym halki i długie rękawiczki. Wszystko to trafiło do garderoby Baqary, która szybko się zapełniła po brzegi. Zresztą, z każdą wizytą w swojej komnacie, zapas biżuterii się powiększał, bo Altair nie stronił od podarków, za każdym razem znajdując jakąś wymówkę, aby je wręczyć. Najgorzej miał Sten, ale w końcu wymienili go na innego służącego, coby się Garemem zajmował.
Tak dni mijały, zaś wampirzyca miała swój czas, żeby przywyknąć do codzieności w domu arystokraty, mogąc w pełni oddawać się temu co też robić chciała lub też na różnych rozmowach z panem tych włości, dzięki czemu mieli szansę dowiedzieć się o sobie nieco więcej trywialnych informacji, zapełniając to przyjemnymi rozmowami. Draculeta był bardzo szczęśliwy, że kobieta spędzała z nim tak dużo czasu, nawet jeśli migał się od pracy, jak tylko mógł. W końcu, był ktoś, z kim się nie nudził i nie spędzał czasu w samotności. Niestety, nie zmieniła się u niego jedna rzecz. Może nie każdego poranka, lecz z pewnością nieraz, kobieta znajdowała go w salonie, w ciężkim stanie. Raz była to leżąca butelka Krwawego Wina, raz fajka po opium na stoliku. Służba tylko kiwała głową, nie chcąc zbytnio na ten temat rozmawiać. Gdy tylko się budził, czując że sprawa powoli wychodzi na wierzch, sam próbował udawać, że nic się nie dzieje, jak to on, uśmiechając się i oferując nowe to zajęcia na bieżącą noc.
Tego dnia, zabłądził na tył dziedzińca, z butelką wina w ręku. Upił łyk z gwinta, spoglądając na wejście do labiryntu. Zaśmiał się do siebie. Nie widział nigdzie Baqary, która była czymś zajęta w dworku, z tego co się orientował. On więc zapijał swoją nudę. Miał ku temu konkretny powód, poza własną głupotą? Chyba tak. Coraz bardziej zaczynało go gryźć sumienie. Nie powinien trzymać tutaj kobiety w nieskończoność, zwłaszcza z jej mężem. Miał... obowiązki... ale teraz, czuł jak promile i haj spowodowany nadmiarem krwi, zaczyna mu lekko szumić w głowie.
-Może ktoś mnie znajdzie?
Parsknął rozbawiony i wszedł do labiryntu...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Z początku myślałam, że życie tutaj, to będzie jeden wielki miesiąc miodowy, jednak wszystko było słodko-gorzkie. Spędzałam czas z Altairem, czasami zaglądałam do męża, który kompletnie mnie ignorował, bo miał obecnie wszystko podstawiane pod nos, żył jak pączek w masełku. To niezwracanie na mnie uwagi sprawiało, że było mi źle na sercu, ale coraz więcej zastanawiałam się nad tym wszystkim. Kiedyś porzucenie go wydawało się być okropnym pomysłem, bo oznaczało to wypuszczenie kozła na wolność, co równało się jego szybkiej śmierci przez łapy drapieżników. Teraz? Teraz najwidoczniej znalazł sobie inną pasję, trawę i spanie. Z resztą czy to będzie porzucenie? To on pierwszy mnie porzucił, zapomniał o mnie.
Tak czy inaczej teraz przynajmniej mogłam się poświęcić hrabstwu. Przycinałam krzewy, sprzątałam, nawet upichciłam kilka rzeczy dla Altaira, w zamian dostawałam od niego biżuterię, ubrania. To akurat było słodką częścią, tą mniej przyjemną było to, że co jakiś czas znajdywałam chłopaka w dziwnym stanie, czasami spał twardym snem, czasami wyglądał jakby się dopiero co obudził, ale nie mógł wybudzić do końca. Niepokoiło mnie to, a nie minęło aż tak długo odkąd tu zamieszkałam. Nie rozumiałam jego zachowania i szukałam trochę w tym mojej winy. Może moja obecność go stresuje, może go męczę i w ten sposób szuka relaksu i odpoczynku ode mnie? Byłam aż tak narzucająca się?
Dzisiejszej nocy miało być dokładnie tak samo. Upiekłam pyszne ciacho dla Altaira, nie miało zakalca, pachniało soczystą krwią, miało owoce, problem był taki, że mojego towarzysza nigdzie nie było. Gdy zapytałam służbę gdzie on jest, dostałam prostą odpowiedź: ,,W labiryncie.". Przypomniały mi się jego słowa, które powiedział mi kilka dni temu na tarasie. Chwyciły mnie za serce i dlatego zostały ze mną aż do teraz. Trzasnęłam talerzem z ciastem o blat, aż czereśnia sturlała się z niego na stół. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę ogrodów. Czy byłam zła? Chyba tak, nie wiem, ale raczej tak. Nie chodziło mi o to, że chłopak pije, ale chodzi o to, w jakie się niebezpieczeństwo pakuje. Co jeśli coś mu się stanie, nikt go nie znajdzie do świtu? Zgłupiał kompletnie!
Stanęłam przed wejściem do labiryntu, wsparłam się rękoma o biodra i zastanawiałam się nad taktyką.
-ALTAIR!-krzyknęłam głośno. Nie mógł mnie nie usłyszeć, no chyba, że nagle, magicznym sposobem ogłuchł kompletnie.-CHODŹ TU!-wydałam mu polecenie, licząc, że posłucha. Naprawdę nie mam ochoty bawić się w tych zaroślach. Odczekałam krótką chwilę, ale raczej do mnie mój nietoperek zagubiony nie przyleciał.
Westchnęłam, poprawiłam rękawiczki i z bojową minął weszłam do labiryntu. Nasłuchiwałam uważnie, aby w razie czego skręcić w dobrym kierunku. Przyznam, że już od samego bycia tutaj czułam niepokój. Gdziekolwiek się nie odwróciłam, wszędzie była ściana z roślin, w ciemności i zwodniczym świetle księżyca czasami wydawało mi się, że przejście, które było za moimi plecami nagle się zamykało. Zaczęłam go wzywać, tym razem dużo spokojniej niż przed chwilą. Poszukam go jeszcze chwilę tradycyjnym sposobem, ale jeśli go nie znajdę przejdę do bardziej brutalnych sposobów i nie obiecuję, że krzaki to przeżyją.
Tak czy inaczej teraz przynajmniej mogłam się poświęcić hrabstwu. Przycinałam krzewy, sprzątałam, nawet upichciłam kilka rzeczy dla Altaira, w zamian dostawałam od niego biżuterię, ubrania. To akurat było słodką częścią, tą mniej przyjemną było to, że co jakiś czas znajdywałam chłopaka w dziwnym stanie, czasami spał twardym snem, czasami wyglądał jakby się dopiero co obudził, ale nie mógł wybudzić do końca. Niepokoiło mnie to, a nie minęło aż tak długo odkąd tu zamieszkałam. Nie rozumiałam jego zachowania i szukałam trochę w tym mojej winy. Może moja obecność go stresuje, może go męczę i w ten sposób szuka relaksu i odpoczynku ode mnie? Byłam aż tak narzucająca się?
Dzisiejszej nocy miało być dokładnie tak samo. Upiekłam pyszne ciacho dla Altaira, nie miało zakalca, pachniało soczystą krwią, miało owoce, problem był taki, że mojego towarzysza nigdzie nie było. Gdy zapytałam służbę gdzie on jest, dostałam prostą odpowiedź: ,,W labiryncie.". Przypomniały mi się jego słowa, które powiedział mi kilka dni temu na tarasie. Chwyciły mnie za serce i dlatego zostały ze mną aż do teraz. Trzasnęłam talerzem z ciastem o blat, aż czereśnia sturlała się z niego na stół. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę ogrodów. Czy byłam zła? Chyba tak, nie wiem, ale raczej tak. Nie chodziło mi o to, że chłopak pije, ale chodzi o to, w jakie się niebezpieczeństwo pakuje. Co jeśli coś mu się stanie, nikt go nie znajdzie do świtu? Zgłupiał kompletnie!
Stanęłam przed wejściem do labiryntu, wsparłam się rękoma o biodra i zastanawiałam się nad taktyką.
-ALTAIR!-krzyknęłam głośno. Nie mógł mnie nie usłyszeć, no chyba, że nagle, magicznym sposobem ogłuchł kompletnie.-CHODŹ TU!-wydałam mu polecenie, licząc, że posłucha. Naprawdę nie mam ochoty bawić się w tych zaroślach. Odczekałam krótką chwilę, ale raczej do mnie mój nietoperek zagubiony nie przyleciał.
Westchnęłam, poprawiłam rękawiczki i z bojową minął weszłam do labiryntu. Nasłuchiwałam uważnie, aby w razie czego skręcić w dobrym kierunku. Przyznam, że już od samego bycia tutaj czułam niepokój. Gdziekolwiek się nie odwróciłam, wszędzie była ściana z roślin, w ciemności i zwodniczym świetle księżyca czasami wydawało mi się, że przejście, które było za moimi plecami nagle się zamykało. Zaczęłam go wzywać, tym razem dużo spokojniej niż przed chwilą. Poszukam go jeszcze chwilę tradycyjnym sposobem, ale jeśli go nie znajdę przejdę do bardziej brutalnych sposobów i nie obiecuję, że krzaki to przeżyją.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Draculeta coraz bardziej zagłębiał się w kręte ścieżki żywopłotu, próbując resztkami zdrowego myślenia, przypomnieć sobie trasę, która doprowadziłaby go do altany, w centrum całego labiryntu. Stawiał jednak kroki wolne, co jakiś czas, upijając kolejny łyk. Pora była młoda, nie bał się też świtu, mógł też stąd wylecieć, ale… gdzie w tym cała zabawa? Choć może bezradność młodości, kiedy nie mógł sobie pozwolić na pójście na łatwiznę, była powodem do ekscytacji.
-Przepraszam, że taki jestem, bo… taki jestem…
Mruczał do siebie, idąc lekko niestabilnie, lecz do kogo te słowa kierował? Ciężko powiedzieć,zapewne znalazłaby się niemałą lista, ale w tym wypadku pomyślał o kimś konkretnym. Dalej po prostu nie wiedział co powinien począć. Z Baqarą. To były te momenty, kiedy rozsądek walczył z pragnieniem. Zgodził się zostać Lordem, ale bycie Lordem było niefajne. Powinien zabrać hybrydkę na zamek, ale sam nie chciał tam być. Jeśli ona tam trafi, nie będzie miał już towarzystwa. To było okropne, przyzwyczajanie się w sensie… gdyby zwyczajnie odeszła, byłoby mu łatwiej. Przez to robił wszystko dla własnego widzimisię.
-No, panie kozioł, się ustawiłeś…
Znów wymruczał, teraz wracając myślami do męża kobiety. To kolejny powód, dla którego Altair zachowywał się irracjonalnie. Ona była mężatką, w trudnej sytuacji, a ten wykorzystywał to dla… po co? Adelaira nazywałaby to samolubną zachcianką. Może to prawda, ale nie do końca. Po prostu czuł się dobrze, ale zarazem niedobrze. To bezsensu… bo jakby to była tylko zachcianka, odpuściłby dawno. Tu chodziło o coś więcej! Coś bezkształtnego i niezrozumiałego.
-Gdybym był mniej… mniej…
Westchnął, zatrzymując się w miejscu, bujając butelką w powietrzu i wpatrując się w ziemię. Czuł się podle, ze sobą, że wszystkim. No i jeszcze to w jakim był stanie. Spojrzał na Krwawe Wino. To tylko przykład, przecież na tym nie kończył. Nawet Baqara się w końcu na nim pozna. A jak nie teraz, to inne wampiry opowiedzą jej o nim wszystko, co tylko ją odstraszy.
-W rezultacie jesteśmy tylko ty i ja… na koniec, zawsze razem…
Powiedział, nim znów upił łyk, ale wtedy, usłyszał własne imię po przez krzyk, odruchowo kierując głowę w kierunku, skąd dobiegał. To była Ara? Wołała go? Przyszła szukać?
-TO TY CHODŹ TU!
Odkrzyknął i zaśmiał się rozbawiony. Jednak ktoś go zechciał znaleźć. W porządku. Niech szuka, ale on w miejscu nie zostaje…
Z pomocą nietoperzy wzbił się w górę, aby oznajmić jej swoją startową lokalizację, po czym chmara zniknęła znów za żywopłotem, wracając do labiryntu.
Draculeta coraz bardziej zagłębiał się w kręte ścieżki żywopłotu, próbując resztkami zdrowego myślenia, przypomnieć sobie trasę, która doprowadziłaby go do altany, w centrum całego labiryntu. Stawiał jednak kroki wolne, co jakiś czas, upijając kolejny łyk. Pora była młoda, nie bał się też świtu, mógł też stąd wylecieć, ale… gdzie w tym cała zabawa? Choć może bezradność młodości, kiedy nie mógł sobie pozwolić na pójście na łatwiznę, była powodem do ekscytacji.
-Przepraszam, że taki jestem, bo… taki jestem…
Mruczał do siebie, idąc lekko niestabilnie, lecz do kogo te słowa kierował? Ciężko powiedzieć,zapewne znalazłaby się niemałą lista, ale w tym wypadku pomyślał o kimś konkretnym. Dalej po prostu nie wiedział co powinien począć. Z Baqarą. To były te momenty, kiedy rozsądek walczył z pragnieniem. Zgodził się zostać Lordem, ale bycie Lordem było niefajne. Powinien zabrać hybrydkę na zamek, ale sam nie chciał tam być. Jeśli ona tam trafi, nie będzie miał już towarzystwa. To było okropne, przyzwyczajanie się w sensie… gdyby zwyczajnie odeszła, byłoby mu łatwiej. Przez to robił wszystko dla własnego widzimisię.
-No, panie kozioł, się ustawiłeś…
Znów wymruczał, teraz wracając myślami do męża kobiety. To kolejny powód, dla którego Altair zachowywał się irracjonalnie. Ona była mężatką, w trudnej sytuacji, a ten wykorzystywał to dla… po co? Adelaira nazywałaby to samolubną zachcianką. Może to prawda, ale nie do końca. Po prostu czuł się dobrze, ale zarazem niedobrze. To bezsensu… bo jakby to była tylko zachcianka, odpuściłby dawno. Tu chodziło o coś więcej! Coś bezkształtnego i niezrozumiałego.
-Gdybym był mniej… mniej…
Westchnął, zatrzymując się w miejscu, bujając butelką w powietrzu i wpatrując się w ziemię. Czuł się podle, ze sobą, że wszystkim. No i jeszcze to w jakim był stanie. Spojrzał na Krwawe Wino. To tylko przykład, przecież na tym nie kończył. Nawet Baqara się w końcu na nim pozna. A jak nie teraz, to inne wampiry opowiedzą jej o nim wszystko, co tylko ją odstraszy.
-W rezultacie jesteśmy tylko ty i ja… na koniec, zawsze razem…
Powiedział, nim znów upił łyk, ale wtedy, usłyszał własne imię po przez krzyk, odruchowo kierując głowę w kierunku, skąd dobiegał. To była Ara? Wołała go? Przyszła szukać?
-TO TY CHODŹ TU!
Odkrzyknął i zaśmiał się rozbawiony. Jednak ktoś go zechciał znaleźć. W porządku. Niech szuka, ale on w miejscu nie zostaje…
Z pomocą nietoperzy wzbił się w górę, aby oznajmić jej swoją startową lokalizację, po czym chmara zniknęła znów za żywopłotem, wracając do labiryntu.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Stałam przed labiryntem i wołałam Altaira. Chciałam poczekać, aż do mnie przyleci, dać mu czas do namysłu, ale chłopak postanowił się pobawić. Ja mam do niego iść? Mam go szukać? Proszę bardzo, ale już po jego głosie wiedziałam, że znajdę go w stanie takim, w jakim go znaleźć nie chcę.
Weszłam między krzaki, rozglądając się i starając się wybrać odpowiednią ścieżkę. To było okropne uczucie, bo jeśli okaże się, że poszłam w złą stronę, to wina będzie moja, z własnej inicjatywy plączę się jeszcze bardziej. Nie lubię labiryntów.
Zobaczyłam chmarę nietoperzy wzbijającą się w powietrze, poleciała gdzieś dalej w labirynt, a ja myślałam, że coś mi strzeli normalnie. Patrząc się pusto w żywopłot, przymknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech. Spokojnie, dzieci będą uciekać ode mnie jeśli będę zła. Muszę zachować spokój dla dobra tego wampira, który do współpracy się nie pali.
Dałam mu jeszcze jedną szansę. Szłam między zielonymi ścianami, ale kiedy ponownie zmienił swoją lokalizację, rzuciłam to wszystko na bok. Gdzie on był? Tam go ostatnio widziałam? Przed sobą, jakiś kawałek? Świetnie. Chwyciłam dół mojej sukienki, zadarłam go w górę, aby jej w trakcie nie zniszczyć, po czym zaczęłam włazić na żywopłot. Nie było to tak łatwym zadaniem, jak myślałam. Gałęzie były na tyle gęste, że nie udawało mi się przez nie przedrzeć, ale mogłam się po nich wspinać. Problem był taki, że były na tyle cienkie, aby się pode mną łamać i uginać. To zestawienie cech rośliny sprawiało, że zgniatałam ją i łamałam im bliżej czubka byłam, ona w odwecie mnie drapała po nogach, właziła w racice, skrobała po rękach i twarzy lub haratała sukienkę lub czepiała się końcówki ogona.
Pokonałam pierwszą ścianę. Spojrzałam na krzak za sobą i nie wyglądał najlepiej. Był pochylony, rozcapierzony, a dookoła niego była masa gałązek i listków. Otrzepałam się. Cóż, to nie moja wina przecież. Sapnęłam i zaczęłam przedzierać się dalej przez przeszkody na mojej drodze. Jeśli drakuleta zmieniał się w chmary i odlatywał, to zmieniałam kierunek dewastowania żywopłotu. Najchętniej, to bym tutaj przyszła z siekierą i to wszystko ścięła, wyrwała z korzeniami.
Zastanawiałam się w międzyczasie o co mu chodzi. Chce żebym go szukała, więc dlaczego ucieka? Może chce, żeby go szukać, ale nie chce być znaleziony, bo czuje, że nasze spotkanie będzie nieprzyjemne, bo na niego nakrzyczę za brak jakiejkolwiek odpowiedzialności i rozsądku? Może to coś, jak trudne myśli, że chcesz porozmawiać na ich temat, chcesz, żeby inni dopytywali, ale w gruncie rzeczy nie jesteś gotów na rozmowę, bo nawet nie masz na to odpowiednich słów i chcesz tylko, żeby inni wiedzieli, że nie wszystko jest aż tak w porządku?
Kolejny krzak skończył wygięty i znacznie niższy niż te obok niego. Spokojnie, mamy czas, jeszcze trochę do ranka brakuje. Mamy czas, a on musi się kiedyś znudzić, albo zmęczyć.
Weszłam między krzaki, rozglądając się i starając się wybrać odpowiednią ścieżkę. To było okropne uczucie, bo jeśli okaże się, że poszłam w złą stronę, to wina będzie moja, z własnej inicjatywy plączę się jeszcze bardziej. Nie lubię labiryntów.
Zobaczyłam chmarę nietoperzy wzbijającą się w powietrze, poleciała gdzieś dalej w labirynt, a ja myślałam, że coś mi strzeli normalnie. Patrząc się pusto w żywopłot, przymknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech. Spokojnie, dzieci będą uciekać ode mnie jeśli będę zła. Muszę zachować spokój dla dobra tego wampira, który do współpracy się nie pali.
Dałam mu jeszcze jedną szansę. Szłam między zielonymi ścianami, ale kiedy ponownie zmienił swoją lokalizację, rzuciłam to wszystko na bok. Gdzie on był? Tam go ostatnio widziałam? Przed sobą, jakiś kawałek? Świetnie. Chwyciłam dół mojej sukienki, zadarłam go w górę, aby jej w trakcie nie zniszczyć, po czym zaczęłam włazić na żywopłot. Nie było to tak łatwym zadaniem, jak myślałam. Gałęzie były na tyle gęste, że nie udawało mi się przez nie przedrzeć, ale mogłam się po nich wspinać. Problem był taki, że były na tyle cienkie, aby się pode mną łamać i uginać. To zestawienie cech rośliny sprawiało, że zgniatałam ją i łamałam im bliżej czubka byłam, ona w odwecie mnie drapała po nogach, właziła w racice, skrobała po rękach i twarzy lub haratała sukienkę lub czepiała się końcówki ogona.
Pokonałam pierwszą ścianę. Spojrzałam na krzak za sobą i nie wyglądał najlepiej. Był pochylony, rozcapierzony, a dookoła niego była masa gałązek i listków. Otrzepałam się. Cóż, to nie moja wina przecież. Sapnęłam i zaczęłam przedzierać się dalej przez przeszkody na mojej drodze. Jeśli drakuleta zmieniał się w chmary i odlatywał, to zmieniałam kierunek dewastowania żywopłotu. Najchętniej, to bym tutaj przyszła z siekierą i to wszystko ścięła, wyrwała z korzeniami.
Zastanawiałam się w międzyczasie o co mu chodzi. Chce żebym go szukała, więc dlaczego ucieka? Może chce, żeby go szukać, ale nie chce być znaleziony, bo czuje, że nasze spotkanie będzie nieprzyjemne, bo na niego nakrzyczę za brak jakiejkolwiek odpowiedzialności i rozsądku? Może to coś, jak trudne myśli, że chcesz porozmawiać na ich temat, chcesz, żeby inni dopytywali, ale w gruncie rzeczy nie jesteś gotów na rozmowę, bo nawet nie masz na to odpowiednich słów i chcesz tylko, żeby inni wiedzieli, że nie wszystko jest aż tak w porządku?
Kolejny krzak skończył wygięty i znacznie niższy niż te obok niego. Spokojnie, mamy czas, jeszcze trochę do ranka brakuje. Mamy czas, a on musi się kiedyś znudzić, albo zmęczyć.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Choć kobieta się nie odzywała, słyszał szelest krzaków, a to znaczyło,że była w pogoni. Faktycznie, pojawiły się pierwsze myśli - czy była zła? Jak tak to mu coś zrobi? Nie był pewny,ale to go skłaniało do ciągłego latania w górę i w dół, lecz faktycznie,zmęczył się tym trybem szybciej, niż sądził, więc znów postawił na nogi. Chyba pogubił kierunki od tego przemieszczania się. Tam, czy… tam…?
Jego chód zmienił się w bieg, kiedy zatkał szyjkę butelki kciukiem, śmiejąc się i wykręcając w różne ścieżki. Znów czuł się jak dziecko, ale tym razem znał drogę. Znał? Chyba znał, jednak to bez znaczenia! Skoro go szukała, to znaczyło, że chciała znaleźć. Ale po co? Przecież jeśli raz go nie było, nie działo się nic złego, Baqara mogła robić co chciała, a zapewne miała kreatywniejsze zajęcia, niż…
Nagle zza rogu wpadł na kobietę, odbijając się od czegoś bardzo miękkiego i cofając do tyłu, co skończyło się upuszczeniem butelki, oraz utratą równowagi na własnych nogach, zwieńczonej upadkiem na tyłek.
-AA! Somnigium, nie liż moich uszu!- Zasłonił się rękoma w obawie, ale za chwilę otworzył oczy, orientując się, że to wcale nie zły duch. -Ara! Znalazłaś mnie!- Zaśmiał się rozbawiony, ale dobry humor szybko miał go opuścić, kiedy spojrzał na leżącą butelkę, z której wylało się sporo wina na trawę. -Oh, nie…- Szepnął ze smutkiem w głosie, chwytając za szyjkę i unosząc wino na wysokość swoich oczu. Wciąż coś tam pływało, więc nie było najgorzej. Jednak nadal z pozycji siedzącej, spojrzał w górę na wampirzycę, w stronę której wyciągnął butelkę. -Chcesz trochę…?
Spytał z łagodnym uśmiechem, trzepocząc rzęsami, cicho chichocząc. Jednak, zaraz dostrzegł zadrapania na jej ubraniach, ale nie tylko, bo też policzkach, ramionach… oh…
-Jesteś rana…
Powiedział smutno, po czym odstawił butelkę na ziemię i przekształcił się w chmarę nietoperzy, które natychmiast osiadły na całej Baqarze, jeśli ta ich nie przegoniła. Część osiadła na jej rogach, kilka zaczęła dreptać skrzydełkami po jej obojczykach, aby sięgnąć jej policzków i zlizywać krople krwi, podobnie było z ramionami,a nawet znalazły się takie leniuchy,co wspięły się po dekolcie na jej biust, aby się na nim miękko ułożyć, napawając ciepłem. Teraz mogła nazywać siebie królową nietoperzy.
Choć kobieta się nie odzywała, słyszał szelest krzaków, a to znaczyło,że była w pogoni. Faktycznie, pojawiły się pierwsze myśli - czy była zła? Jak tak to mu coś zrobi? Nie był pewny,ale to go skłaniało do ciągłego latania w górę i w dół, lecz faktycznie,zmęczył się tym trybem szybciej, niż sądził, więc znów postawił na nogi. Chyba pogubił kierunki od tego przemieszczania się. Tam, czy… tam…?
Jego chód zmienił się w bieg, kiedy zatkał szyjkę butelki kciukiem, śmiejąc się i wykręcając w różne ścieżki. Znów czuł się jak dziecko, ale tym razem znał drogę. Znał? Chyba znał, jednak to bez znaczenia! Skoro go szukała, to znaczyło, że chciała znaleźć. Ale po co? Przecież jeśli raz go nie było, nie działo się nic złego, Baqara mogła robić co chciała, a zapewne miała kreatywniejsze zajęcia, niż…
Nagle zza rogu wpadł na kobietę, odbijając się od czegoś bardzo miękkiego i cofając do tyłu, co skończyło się upuszczeniem butelki, oraz utratą równowagi na własnych nogach, zwieńczonej upadkiem na tyłek.
-AA! Somnigium, nie liż moich uszu!- Zasłonił się rękoma w obawie, ale za chwilę otworzył oczy, orientując się, że to wcale nie zły duch. -Ara! Znalazłaś mnie!- Zaśmiał się rozbawiony, ale dobry humor szybko miał go opuścić, kiedy spojrzał na leżącą butelkę, z której wylało się sporo wina na trawę. -Oh, nie…- Szepnął ze smutkiem w głosie, chwytając za szyjkę i unosząc wino na wysokość swoich oczu. Wciąż coś tam pływało, więc nie było najgorzej. Jednak nadal z pozycji siedzącej, spojrzał w górę na wampirzycę, w stronę której wyciągnął butelkę. -Chcesz trochę…?
Spytał z łagodnym uśmiechem, trzepocząc rzęsami, cicho chichocząc. Jednak, zaraz dostrzegł zadrapania na jej ubraniach, ale nie tylko, bo też policzkach, ramionach… oh…
-Jesteś rana…
Powiedział smutno, po czym odstawił butelkę na ziemię i przekształcił się w chmarę nietoperzy, które natychmiast osiadły na całej Baqarze, jeśli ta ich nie przegoniła. Część osiadła na jej rogach, kilka zaczęła dreptać skrzydełkami po jej obojczykach, aby sięgnąć jej policzków i zlizywać krople krwi, podobnie było z ramionami,a nawet znalazły się takie leniuchy,co wspięły się po dekolcie na jej biust, aby się na nim miękko ułożyć, napawając ciepłem. Teraz mogła nazywać siebie królową nietoperzy.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Przedzierałam się przez krzaki, aż w końcu chmara przestała latać z miejsca na miejsce. Niestety chłopak nie czekał na mnie aż przyjdę, słyszałam, jak zaczął biegać. To było frustrujące. Słyszałam go za ścianą obok, ale zanim przez nią przelezę, on już ucieknie. Na szczęście, i dla mnie i dla niego, pogubił się w ścieżkach. Krzyknęłam krótko, gdy wyskoczył mi prosto przed twarzą, cofnęłam się o krok, gdy odbił się ode mnie i poleciał na ziemię. Butelka wina, spadła na ziemię, chlapiąc artystycznie winem na moją suknię, zanim szkło ułożyło się na ziemi, żeby pozbyć się z siebie alkoholu.
Uniosłam brwi kiedy wspomniał o potworze. Przecież one wychodzą ze snów, z tego co widzę Altair nie śpi obecnie. Zmrużyłam oczy, gdy ucieszył się na mój widok, to akurat było miłe, ale zdenerwowało mnie to, że później wrócił myślami do butelki.
-Nie chcę.-odpowiedziałam surowym tonem, ale nie złym. Po prostu... nie wiem co zrobić. Nie nakrzyczę na niego, bo mi jeszcze ucieknie, ale nie mam też zamiaru go chwalić i głaskać po główce, bo zachował się nieodpowiednio. Z resztą czy ja jestem kimś kto powinien go pouczać? Cóż, jak na razie nikt inny się do tej roboty nie pali. Przyjmę więc na siebie ten średnio przyjemny obowiązek.
Zwrócił uwagę na moje zadrapania i przyznam, że po takim czasie szalenia w krzakach, zaczęłam je ignorować. Jakbym zwracała uwagę, na każde zacięcie, to bym oszalała.
Wzdrygnęłam się kiedy stado nietoperzy do mnie dopadło. Myślałam, że Altair przemieni się zaraz w ludzką formę, ale on osiadł na mnie i zaczął wylizywać moje rany. Nie wiem na ile to higieniczne, jednak dawałam mu to robić, bo teraz przynajmniej nie ucieka.
Złapałam w dłonie jednego nietoperza, któregoś z tych, co mi się na biuście ułożyły, trzymałam tak, żeby go nie zgnieść, ale żeby też mi skubaniec nie odleciał. Uniosłam chwyconego biedaka przed siebie, na wysokość swojej twarzy. Popatrzyłam na niego spojrzeniem swoistej dezaprobaty.
-Słuchaj, Atlair, co ty robisz, co? Pomyślałeś w ogóle, jak to się mogło skończyć? Co jeśli byś się tutaj zgubił albo zasnął i nikt by cię nie odnalazł? Myślisz, że to byłoby miłe znaleźć tutaj twój popiół? Pomyśl co by twoja siostra czuła.-zganiłam nietoperka, patrząc mu się w ślepia, licząc na jakąkolwiek reakcję, skruchę czy cokolwiek.-I czemu uciekałeś? Słyszałeś, że cię szukam i nie mam ochoty na zabawę.-robiłam mu kolejne wyrzuty. Co jeśli potrzebowałabym jego faktycznej pomocy i wtedy by nie przyszedł? Co jeśli coś złego by się działo, a on uznawał to za zabawę i by się nie zjawił?
Uniosłam brwi kiedy wspomniał o potworze. Przecież one wychodzą ze snów, z tego co widzę Altair nie śpi obecnie. Zmrużyłam oczy, gdy ucieszył się na mój widok, to akurat było miłe, ale zdenerwowało mnie to, że później wrócił myślami do butelki.
-Nie chcę.-odpowiedziałam surowym tonem, ale nie złym. Po prostu... nie wiem co zrobić. Nie nakrzyczę na niego, bo mi jeszcze ucieknie, ale nie mam też zamiaru go chwalić i głaskać po główce, bo zachował się nieodpowiednio. Z resztą czy ja jestem kimś kto powinien go pouczać? Cóż, jak na razie nikt inny się do tej roboty nie pali. Przyjmę więc na siebie ten średnio przyjemny obowiązek.
Zwrócił uwagę na moje zadrapania i przyznam, że po takim czasie szalenia w krzakach, zaczęłam je ignorować. Jakbym zwracała uwagę, na każde zacięcie, to bym oszalała.
Wzdrygnęłam się kiedy stado nietoperzy do mnie dopadło. Myślałam, że Altair przemieni się zaraz w ludzką formę, ale on osiadł na mnie i zaczął wylizywać moje rany. Nie wiem na ile to higieniczne, jednak dawałam mu to robić, bo teraz przynajmniej nie ucieka.
Złapałam w dłonie jednego nietoperza, któregoś z tych, co mi się na biuście ułożyły, trzymałam tak, żeby go nie zgnieść, ale żeby też mi skubaniec nie odleciał. Uniosłam chwyconego biedaka przed siebie, na wysokość swojej twarzy. Popatrzyłam na niego spojrzeniem swoistej dezaprobaty.
-Słuchaj, Atlair, co ty robisz, co? Pomyślałeś w ogóle, jak to się mogło skończyć? Co jeśli byś się tutaj zgubił albo zasnął i nikt by cię nie odnalazł? Myślisz, że to byłoby miłe znaleźć tutaj twój popiół? Pomyśl co by twoja siostra czuła.-zganiłam nietoperka, patrząc mu się w ślepia, licząc na jakąkolwiek reakcję, skruchę czy cokolwiek.-I czemu uciekałeś? Słyszałeś, że cię szukam i nie mam ochoty na zabawę.-robiłam mu kolejne wyrzuty. Co jeśli potrzebowałabym jego faktycznej pomocy i wtedy by nie przyszedł? Co jeśli coś złego by się działo, a on uznawał to za zabawę i by się nie zjawił?
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Nietoperze nie zaprzestawały swoich własnych czynności uzdrawiających, zarazem żywiąc się tym co skapywała. Ona piła jego krew, on jej. Byli kwita. Choć kilka zainteresowanych stworzonek powędrowało noskami do plam po winie, aby i z tego coś jeszcze ściągnąć dla siebie.
Jednak jeden nietoperz miał się zdziwić, kiedy został zabrany ze swojego królestwa miękkości, prosto w jej ciepłe dłonie, chyba na rozprawę sądową za swoje zbrodnie przeciw niej i sobie. Wlepił w nią czarne oczka, jeszcze nieświadomy co się dzieje, ale ciasnota nie pozwalała mu wyprostować skrzydeł, toteż był w potrzasku.
Baqara wysunęła pierwsze zarzuty, a to co mówiła, brzmiało na tyle karcąco, że pozostałe nietoperze powoli przestawały ją lizać, cofając się powoli, w bardziej zgarbione pozy. Ten pochwycony próbował się szamotać, ale bezskutecznie. Zwłaszcza, że się z nią nie zgadzał! Poradziłby sobie i nie umarł. Był dorosły, wiedział co robił, poza tym… powoływanie się na siostrę to marny argument. Ona i tak miałaby gdzieś jego śmierć. Moze nawet byłaby zadowolona, że ma go z głowy.
Jednak Baqara mówiła dalej, będąc zła na niego i pytając go o coś, czego sam nie rozumiał. Nietoperz zaczął smutno popiskiwać, opuszczając uszka i łepek na jej palce, a pozostałe skupiły się przy sobie, choć ciągle się jej trzymały.
Nietoperze nie zaprzestawały swoich własnych czynności uzdrawiających, zarazem żywiąc się tym co skapywała. Ona piła jego krew, on jej. Byli kwita. Choć kilka zainteresowanych stworzonek powędrowało noskami do plam po winie, aby i z tego coś jeszcze ściągnąć dla siebie.
Jednak jeden nietoperz miał się zdziwić, kiedy został zabrany ze swojego królestwa miękkości, prosto w jej ciepłe dłonie, chyba na rozprawę sądową za swoje zbrodnie przeciw niej i sobie. Wlepił w nią czarne oczka, jeszcze nieświadomy co się dzieje, ale ciasnota nie pozwalała mu wyprostować skrzydeł, toteż był w potrzasku.
Baqara wysunęła pierwsze zarzuty, a to co mówiła, brzmiało na tyle karcąco, że pozostałe nietoperze powoli przestawały ją lizać, cofając się powoli, w bardziej zgarbione pozy. Ten pochwycony próbował się szamotać, ale bezskutecznie. Zwłaszcza, że się z nią nie zgadzał! Poradziłby sobie i nie umarł. Był dorosły, wiedział co robił, poza tym… powoływanie się na siostrę to marny argument. Ona i tak miałaby gdzieś jego śmierć. Moze nawet byłaby zadowolona, że ma go z głowy.
Jednak Baqara mówiła dalej, będąc zła na niego i pytając go o coś, czego sam nie rozumiał. Nietoperz zaczął smutno popiskiwać, opuszczając uszka i łepek na jej palce, a pozostałe skupiły się przy sobie, choć ciągle się jej trzymały.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Mówiłam do nietoperza, ale to nie był dialog na wysokim poziomie. Ja mu mówię co mi leży na sercu, a on mi piszczy i się próbuje rzucać. To rzucanie się było trochę straszne, no miałam wrażenie, że dzieje mu się krzywda, ale przecież nie trzymam aż tak mocno. Jeszcze trochę popiszczał i poskrzeczał, a ja nie miałam o co zaczepić kolejnej porcji monologu. Się nie dogadamy w ten sposób.
Patrzyłam jeszcze chwilę na niego, zastanawiając się dlaczego się nie przemieni i nie porozmawia. Może czegoś nie rozumiem w tej przemianie? Wiem, że zmieni się w elfią formę jeśli jeden nietoperz oddzieli się na metr od reszty. Mogłabym rzucić gdzieś tym, którego trzymam, ale no... przecież nie będę rzucać Altairem. Chłopak czuł się już chyba wystarczająco źle, patrząc po zachowaniu innych nietoperzy.
-Nie rozumiem cię. Przemieniaj się. Wiem, że możesz.-rozkazałam. Musimy porozmawiać. Otworzyłam dłonie z nietoperzem, tak, żeby sobie wygodnie na nich siedział. Jeśli spróbuje odlecieć, to pochwycę jakiegokolwiek z maluchów i rzucę nim, nie zawaham się.
Patrzyłam jeszcze chwilę na niego, zastanawiając się dlaczego się nie przemieni i nie porozmawia. Może czegoś nie rozumiem w tej przemianie? Wiem, że zmieni się w elfią formę jeśli jeden nietoperz oddzieli się na metr od reszty. Mogłabym rzucić gdzieś tym, którego trzymam, ale no... przecież nie będę rzucać Altairem. Chłopak czuł się już chyba wystarczająco źle, patrząc po zachowaniu innych nietoperzy.
-Nie rozumiem cię. Przemieniaj się. Wiem, że możesz.-rozkazałam. Musimy porozmawiać. Otworzyłam dłonie z nietoperzem, tak, żeby sobie wygodnie na nich siedział. Jeśli spróbuje odlecieć, to pochwycę jakiegokolwiek z maluchów i rzucę nim, nie zawaham się.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Nietoperz jednak ze stanu smutku, zaczynał chyba przechodzić w fazę frustracji, znów się wiercąc. Kobieta kazała mu się zmienić, ale przecież nie mógł w tej pozycji, nawet nie dała mu szansy odlecieć. Nie rozumiała jak to działa?
Jednak nagle Baqara zwolniła objęcie, dając mu pewien rodzaj luzu. Nietoperz zaczął rozprostować skrzydła, zerkając na nią, choć nie był pewien, czy to przyzwolenie. Szybko jednak miał przekonać się, że zrozumieli się opacznie, kiedy skrzydlacze zerwały się do lotu, wraz z tym na jej dłoniach, ale hybrydka nagle pochwyciła jednego z nich, rzucając nim w dal. Nietoperze zapiszczały, zaczynając się przekształcać, kiedy ten oddzielony, zwyczajnie się rozpadł jak rozsypany piasek.
Altair upadł na ziemię, z syknięciem bólu, twarzą do trawy. Jednak, pomimo wciąż uporczywego stanu upojenia, podjął próby wstania.
-Nie można… rzucać nietoperzami…
Wymruczał, po chwili wyprostowując się na własnych nogach. Odwrócił się w jej stronę, przykładając palec do policzka, gdzie biegło pociągłe nacięcie, z którego skapywała tym razem jego własna krew. Niebywałe, małe straty.
-Jeśli już to robisz, zranisz wampira…- Wtrącił nagle, zerkając na kobietę. Nie był pewien, czy zrobiła to z premedytacją, czy też z powodu braku wiedzy, lecz wolał założyć to drugie. Po chwili jednak, opuścił rękę i odwrócił wzrok. -Wyprowadzę Cię z labiryntu…
Dodał, obierając ścieżkę, którą jeszcze zdołał skojarzyć. Wzrok jednak nosił nisko, niezbyt chyba mając w sobie teraz odwagę nieść go wyżej. Baqara chciała rozmawiać, ale powiedziała już i tak tyle, by jego nietrzeźwy umysł nie chciał przyjąć do siebie więcej. Przecież się nie zmieni, już zawsze taki będzie. I nikt tego nie zrozumie.
-Przepraszam. Że uciekałem. Ale mnie znalazłaś. Więc… muszę wymyślić dla Ciebie nagrodę, hah.
Uśmiechnął się, ale wesoły nie był. Moźe znów próbował zmienić temat. Ale wiedział, że tym razem problem nie dotyczył tylko jego. Wmieszał ją w to i cała się poharatała. Naprawdę nie chciał tego. Co mógł zrobić?
-Ale nie musiałaś się martwić, ja… bym wrócił. To nie mój pierwszy raz.
Zaśmiał się nerwowo. To też nie brzmiało dobrze...
Nietoperz jednak ze stanu smutku, zaczynał chyba przechodzić w fazę frustracji, znów się wiercąc. Kobieta kazała mu się zmienić, ale przecież nie mógł w tej pozycji, nawet nie dała mu szansy odlecieć. Nie rozumiała jak to działa?
Jednak nagle Baqara zwolniła objęcie, dając mu pewien rodzaj luzu. Nietoperz zaczął rozprostować skrzydła, zerkając na nią, choć nie był pewien, czy to przyzwolenie. Szybko jednak miał przekonać się, że zrozumieli się opacznie, kiedy skrzydlacze zerwały się do lotu, wraz z tym na jej dłoniach, ale hybrydka nagle pochwyciła jednego z nich, rzucając nim w dal. Nietoperze zapiszczały, zaczynając się przekształcać, kiedy ten oddzielony, zwyczajnie się rozpadł jak rozsypany piasek.
Altair upadł na ziemię, z syknięciem bólu, twarzą do trawy. Jednak, pomimo wciąż uporczywego stanu upojenia, podjął próby wstania.
-Nie można… rzucać nietoperzami…
Wymruczał, po chwili wyprostowując się na własnych nogach. Odwrócił się w jej stronę, przykładając palec do policzka, gdzie biegło pociągłe nacięcie, z którego skapywała tym razem jego własna krew. Niebywałe, małe straty.
-Jeśli już to robisz, zranisz wampira…- Wtrącił nagle, zerkając na kobietę. Nie był pewien, czy zrobiła to z premedytacją, czy też z powodu braku wiedzy, lecz wolał założyć to drugie. Po chwili jednak, opuścił rękę i odwrócił wzrok. -Wyprowadzę Cię z labiryntu…
Dodał, obierając ścieżkę, którą jeszcze zdołał skojarzyć. Wzrok jednak nosił nisko, niezbyt chyba mając w sobie teraz odwagę nieść go wyżej. Baqara chciała rozmawiać, ale powiedziała już i tak tyle, by jego nietrzeźwy umysł nie chciał przyjąć do siebie więcej. Przecież się nie zmieni, już zawsze taki będzie. I nikt tego nie zrozumie.
-Przepraszam. Że uciekałem. Ale mnie znalazłaś. Więc… muszę wymyślić dla Ciebie nagrodę, hah.
Uśmiechnął się, ale wesoły nie był. Moźe znów próbował zmienić temat. Ale wiedział, że tym razem problem nie dotyczył tylko jego. Wmieszał ją w to i cała się poharatała. Naprawdę nie chciał tego. Co mógł zrobić?
-Ale nie musiałaś się martwić, ja… bym wrócił. To nie mój pierwszy raz.
Zaśmiał się nerwowo. To też nie brzmiało dobrze...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Strona 2 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 2 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|