Rezydencja Gwendelynów

4 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Serafina Vaymore Pon Lut 20, 2023 3:39 pm

Na ustach Serafiny pojawił się delikatny uśmiech
-A ty pamiętasz, że budową ciała nie różnię się znacznie od hybrydy? I to, że Gwendelyn podrzuca ci pacjentów na czas swoich wędrówek... - przechyliła łepek - dla mnie możesz być nawet alchemikiem, nie zaufam nikomu tak jak tobie... - Nie była do końca pewna czy chłopak się zgodzi, w końcu mógł przystać na swoim, no ale miała dobre przeczucie, które jej nie zawiodło, bo Kesyan finalnie przystał na jej prośbę.
-Czuje.... - powtórzyła, przenosząc wzrok na blat, aczkolwiek ten nie był apatyczny, a zdawało się jakby próbowała się skupić - Cóż.. twoje rady działają, więc mam się całkiem dobrze... Mógłbyś mi napisać całą instrukcje życia... - mruknęła z niejakim rozbawieniem
-Jestem tylko trochę zmęczona.. ale nie do końca pamiętam kiedy nie byłam... no i może miec to związek z wczorajszym dniem... - z wolna pokiwała głową - to był trudny czas, ale... gdy emocje nieco opadły.... - na powrót pokiwała głową - Jest znacznie lepiej. Wciąż się boje i nie jestem pewna niczego, ale ... nie mogę tak łatwo dać za wygraną, prawda? Nieważne ile za to zapłace.. - wzięła głęboki wdech - Nie mogłabym skrzywdzić kogoś, kto ma tylko mnie... Pewnie... pewnie teraz jeszcze do mnie nie docierają skutki - zerknęła w kierunku okna - to ile będzie kosztować pojawienie się maleństwa, ale wiem... że też wciąż nie jestem świadoma, co by się stało, gdybym nie zmieniła zdania... Ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej mam wrażenie, że nienawiść to zbyt łagodne słowo, a ja bym nie była w stanie wytrzymać z samą sobą...- splotła łapki w koszyczek - Chyba jestem gotowa wypowiedzieć wojnę światu... -umilkła na moment - więc ... fizycznie czuje się znacznie lepiej i ... psychicznie w sumie też... - uśmiechnęła się delikatnie - tylko czuje, że zejdę z tego świata, jeśli nie zjem mandarynki - miauknęła zaraz.


Felicity akurat układała jakąś kompozycje kwiatową i jakoby spojrzeć na to z boku, to kwiaty jakie wybierała bardzo ładnie ze sobą grały, co mogło być nieco dziwne.
-manda.... rynek? - mruknęła Felicity, w pierwszej chwili się zdawało jakby nie zrozumiała pytania. Bardziej próbowała dopasować ów mandarynki do jakiejś postaci. W końcu podskoczyła delikatnie
-oh... mandarynki - powtórzyła, odkładając kwiaty. Zrobiła krok do tyłu i przesunęła się w kierunku południowego wschodu- Oh... chodźmy do kuchni, tam albo w spiżarni na pewno będą - zapewniła, idąc w kierunku kuchni - Jestem Felicity, a ty? - podjęła ciszej - Jesteś przyjacielem Serafiny... to akurat wiem... długo się znacie? Wyglądacie jakbyście byli ze sobą blisko-umilkła na moment - cieszę się, że ktoś się o nią teraz troszczy....
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Harim Pon Lut 20, 2023 6:58 pm

To była słuszna uwaga, jedna i druga. Właściwie sam stosował ten haczyk nader często, jak też i papiery na lekarza, które technicznie też posiadał. Nie miał zamiaru się wykręcać, chciał chyba tylko jej przypomnieć, jak to będzie wyglądać z boku. Choć patrząc na jej nowe nastawienie, to mało ją to obchodziło i dobrze. Kesyan ponownie się uśmiechnął i tylko skinął głową w niemej podzięce za jej zaufanie. Zdecydowanie nie przywykł do bycia chwalonym w taki sposób, nie od kogoś innego, niż Felicity.
Przyszło jednak do pytań i odpowiedzi. Śledził uważnie Serafinę, choć nie na tyle dobitnie, żeby poczuła się nieswojo z tym wzrokiem. Słuchał i notował w głowie, to lepsze określenie. A więc mdłości dawały się powstrzymać, to dobrze. Kolejna informacja nie była ani trochę dziwna.
— Z pewnością, najadłaś się stresu — przytaknął jej wnioskom. Słuchał jej uważnie, by z wolna przywołać na usta lekki uśmiech. Nie wątpił, że mogła wypowiedzieć wojnę, każdemu, kto stanąłby jej na drodze. Dobrze, że przestała uważać, jakoby to właśnie dziecko tam stało, to mogło całkiem realnie sprawić, że miałaby siebie dosyć, a oni mieliby dwa nieszczęścia w jednym. — Doskonale, zaraz rozpiszę ci grafik badań — rzucił i sięgnął po kieszonkowy kalendarzyk, który zaczął kartkować. No, na jej kolejne słowa nie mógł się cicho nie zaśmiać. — Jedz wszystko, na co masz ochotę, to ważne. Teraz odżywiasz nie tylko siebie, ale i dziecko. — Zaczął notować kolejne daty na odpowiednich kartkach. — Zbadałem ci wczoraj tę próbkę krwi. Wszystko jest w porządku, ale nawet jeśli dobrze się czujesz, musisz pamiętać, by się oszczędzać. Pierwsze tygodnie to bardzo niepewny okres, poronienie może pojawić się z różnych powodów samoistnie... Zwykle z takich, na które i tak nic się nie poradzi, ale nie chcemy zwiększać ryzyka. Po prostu nie rób niczego na siłę i odpoczywaj, kiedy jesteś zmęczona. — Czemu o tym znowu mówił? A no z bardzo prostego powodu, Serafina była dobrze wszystkim znaną mieszanką ambicji i upartości, a to nie zawsze była dobra mikstura. Na swój sposób byli do siebie podobni.

Układała kwiaty. To była jedna z tych rzeczy, które wydawały się zupełnie bezcelowe. W prawdzie nie mógł się nie zgodzić, kwiaty były ładne, całe wnętrze robiło się wtedy nieco ładniejsze, ale jednak było to ostatnie zajęcie, o jakim by pomyślał. To tylko pokazywało, jak ogromna różnica dzieli ich światy. Ludzie mieli mnóstwo czasu i okazji do zajmowania się tym, co nie było konieczne. Kiwnął głową, ale po chwili zmienił zdanie co do tej reakcji.
— Tak... — Czy powinien wyjaśniać? Ciężko to było właściwie wyjaśnić. Serafina chce mandarynek, bo umrze inaczej. To pasowałoby na opis sytuacji. A jak nie umrze, to dostanie załamania nerwowego. W każdym razie panienka Gwendelyn chyba zrozumiała, o co chodzi, a najważniejsze, że postanowiła go zaprowadzić. Nie miał ochoty błądzić po cudzym domu i grzebać po szafkach... czy koszykach na owoce. — Harim... — odparł na jej pytanie, zerkając po ścianach i na dziewczynę na zmianę. Jak zwykle, na imionach się nie skończyło, a skrzydlaty westchnął w duchu. Już miał zaprzeczać, że w sumie to niedługo się znali, ale ona mówiła dalej, a Harim skrzywił się nieco. Blisko. To słowo tu nie pasowało. Nie wiedział, jakie byłoby lepsze, ale raczej nie to. — Znamy się trochę ponad pół roku, to niedużo. — To była bardzo niedokładna odpowiedź i trochę źle się z tym czuł. Właściwie nie źle, tylko niepewnie, chociaż wiedział dobrze, że nie ma powodu. Nie, kiedy Serafina jest w pobliżu, dla niej mógł nawet niczego nie wiedzieć.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Serafina Vaymore Pon Lut 20, 2023 10:19 pm

Słuchała grzecznie Kesyana, chociaż im dłużej go słuchała, tym bardziej miała wrażenie, że to wszystko to jakiś dziwny sen.
Na wspomnienie o badaniach, jej wzrok na moment zawisnął na jego postaci.
- To uroczę... - podjęła - albo liczyłeś, że zmienię zdanie... lub sądziłeś tak, albo to z troski o mnie... - wymruczała. To tylko utwierdziło ją w i tak już stanowczym przekonaniu, że lepszego lekarza wybrać nie mogła. W końcu, skoro przyszła po środek, a on mimo wszystko sprawdzał czy jest wszystko dobrze. A przecież nie musiał. Mógł dać jej butelkę i życzyć powodzenia, nie zagłębiając się w tą sprawę.
- Będziemy grzeczni... - zapewniła, czując dziwne rozbawienie, gdy użyła liczby mnogiej. A więc to tak brzmi.
-Strasznie się stresuje... - pociągnęła - co ja mówię, cholernie się boje... - a mimo to na jej ustach pojawił się uśmiech - Nigdy nie sądziłam, że coś takiego mnie spotka... znaczy ja wiem, jak głupie to myślenie, ale... raczej miałam wrażenie, że tego typu rzeczy jakoś nie mogą mnie dotyczyć... - Zjechała spojrzeniem na podłogę.
A jednak dotyczyły. Pojawiłeś się, maluszku, wywracając całe moje życie do góry nogami.
I chociaż wiem, że nie jestem w stanie zrobić ci krzywdy. Chociaż nabrałam pewności, że chce cię chronić i pokazać Ci to, co w życiu najpiękniejsze. To jednak jakaś część mnie czuła ból. Dziwną rozpacz, związaną z pożegnaniem poprzedniego życia.
Gdy wzbraniasz się od miłości, ukrywasz ją za innymi słowami. Udajesz, że jej nie ma.
Uświadomienie sobie, że przez ten cały czas się okłamywało, boli. Moment w którym przyznajesz dla serca, że miało racje, gdy jest już za późno.
Zostaliśmy sami. Mimo bólu, który rozkraja moje serce, chce być twoją północą i południem, oparciem w troskach, ramieniem w którym możesz uronić łzy i murem, który ochroni cię przed krzywdą świata. Obiecuje Ci, że zrobię wszystko, abyś moja dziecinko, nigdy nie odczuła braku jednego z rodziców, ani nie odczuła skutków nierozważnego postępowania twojej matki przez które przyjdziesz na świat, a przez które część społeczności może patrzeć zarówno na mnie, jak i na Ciebie nieprzychylnie. I o ile ja na to zasłużyłam, to ty niczemu nie jesteś winna, duszyczko.

Wzięła głęboki wdech
-Patrzysz na mnie... a twoje przeczucie jak dotąd nie zawiodło... Jak sądzisz? to chłopiec czy dziewczynka? - spojrzała na niego ponownie.

Felicity uniosła jedną z łapek, zatrzymując się przy framudze, za którą znajdywała się kuchnia
-Wiesz... czasem nie ważne jest ile... a jak - mruknęła, muskając dłonią drewniany łuk, po czym przekroczyła próg kuchni. Po kilku krokach się zatrzymała, obróciła w prawo i podeszła do blatu. Przesunęła dłonią po blacie, docierając do koszyka z owocami. Harim mógł od razu zauważyć, że dziewczyna przerzuca owoce na marne, bo żaden pomarańczowy owoc tam nie leżał. Kilka chwil później Felicity chyba ro zrozumiała. Odwróciła się w prawo i ruszyła do drzwi od spiżarni.
-Niekiedy Ci, których znasz całe życie, nie znaczą zupełnie nic. Nieprawdaż? - wymruczała, przesuwając dłonią po zdobionych drzwiach, aby pochwycić klamkę i wejść do środka.
Spiżarnia była spora. Dziewczyna podeszła do regałów, sunąć dłonią kolejno po owocach, bo zatrzymała się przy półce na której te stały.
-Przepraszam, że to tyle trwa... ale nie mogę ich znaleźć. Mam na nie uczulenie i prawdopodobnie je schowali, aby mnie nie korciło, bo bardzo lubię ich smak- dodała z głupim uśmiechem, a Harim mógł dostrzec, że ów owoce znajdują się wyżej, tam gdzie Gwendelyn nie sięgnie.
-Dziwne... - mruknęła, robiąc krok w tył. Chwilę milczała, przyciągając dłonie ku sobie. Mimo iż jej twarz była skierowana w kierunku regałów, to dziewczyna wyglądała, jakby wcale nie starała się zlokalizować mandarynek. Raczej się zastanawiała
-Sprawdzisz może na regale wyżej? - zagaiła - albo... możesz też podać mi krzesło - dodała zaraz. Harim mógł zauważyć, że mówiąc pierwsze słowa wyglądała na zawiedzioną, co mogło wydawać sie co najmniej dziwne, o ile nie głupie .W końcu poproszenie go o sprawdzenie półki wyżej, do której ta ewidentnie nie sięgała, wydawało się czymś w zupełności racjonalnym i mało problematycznym dla chłopaka, w końcu był od niej wyższy. No nie ciężko było być wyższym od Felicity tak na marginesie. Dziwnym był ton jej głosu, w końcu co było w tym złego czy uwłaczającego? Przecież Serafina często progiła go, aby coś znalazł, czy sięgnął tam, gdzie ona nie była w stanie sięgnąć i reagowała całkiem inaczej. Traktowała to jak błachostkę, którą właśnie to było. A mimo to, Harim mógł zauważyć, że jasnowłosa posmutniała, czy była wręcz zniesmaczona. Jasnowłosy mógł też łatwo się domyślić, że nie chodziło wcale o niego, że będzie im grzebać w szafkach, a problem ewidentnie ta widziała w swojej osobie.
Wydawało się to głupie, a wręcz zabawne tak hiperbolizować takie błachostki, aczkolwiek z jakiegoś powodu, dla Felicity najwidoczniej było przykro, że musiała się nim wyręczyć.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Harim Wto Lut 21, 2023 8:49 pm

Zawiesił na niej wzrok, kiedy stwierdziła, że coś tu jest urocze, a on nie bardzo zrozumiał w pierwszej chwili co. Po chwili zaś Kesyan uśmiechnął się nieznacznie.
— Raczej jedno i drugie — odparł spokojnie. Faktycznie miał taką nadzieję, znając konsekwencje, tym bardziej. Przede wszystkim zaś, było to jego obowiązkiem jako lekarza, by znać stan pacjenta, nawet jeśli ten nie wpłynąłby na działanie środka. Nigdy nie wiadomo, co potem należałoby wziąć pod uwagę.
Za chwilę skinął głową na jej zapewnienie i skupił się na dalszych słowach dziewczyny. Na swój sposób miała rację, ale nie powiedziałby, że zrobiła głupotę. To raczej naturalne dla ludzi, żeby nie myśleć zbytnio o ścieżce, którą nie chce się iść. Ludzie skupiają się na swoich celach, nie możliwych wypadkach, i może to i dobrze, bo inaczej ilość tego, co mogłoby pójść nie tak, z pewnością by ich przytłoczyła.
— Nagłe zmiany zawsze brzmią jak abstrakcja, to minie z czasem, musisz się oswoić. I masz na to mnóstwo czasu, wszystkiego zdążysz się nauczyć — odparł. To ostatnie nie ulegało wątpliwości, nie wierzył też, że miałaby zostać ze wszystkim sama, przez całe życie gromadziła wokół siebie ludzi, którzy bez wahania podaliby jej pomocną dłoń. — Hm... — Chyba nie spodziewał się tego pytania. Oparł się o tył fotela i spojrzał po niej. — Myślę... że to mógłby być chłopiec — odparł z nutą rozbawienia w głosie. — Ale i tak powinnaś przygotować sobie dwa imiona. — Podsunął jej kalendarzyk. — Nie spóźnij się. A tutaj jest lista rzeczy, które nie powinny się pojawiać. — Dał jej inną kartkę z paroma pozycjami. — Jeśli coś zauważysz albo coś innego cię zaniepokoi, przyjdź do mnie... albo do kogoś kompetentnego.

Stał niedaleko i patrzył na to, jak przerzuca owoce w koszyku. Nie było tam mandarynek, ale nie był pewien, czy powinien to mówić. Z jednej strony tak, bo właśnie robił z niej głupią, z drugiej niezbyt, bo przecież nie prosiła go o pomoc. Czemu miałby się wymądrzać? Jeszcze gorzej, czemu miałby ją poprawiać?
Na dłuższą chwilę zastanowił się nad jej słowami. Miała rację, nieważne, od której strony by próbował zaprzeczyć, to miała rację. Ale to, co mówiła potem... tu już nie do końca.
— I tak i nie — rzucił tylko i poszedł za nią do spiżarni. Jego wzrok powędrował po półkach wypełnionych przeróżnym jedzeniem, a myśli znowu pobiegły w dziwną stronę. Kiedyś stanie tutaj wydawałoby się bardziej niż niemożliwe, jak jakiś głupi sen. A przecież to tylko spiżarnia, to brzmiało... żałośnie.
Popatrzył znowu na nią, kiedy zaczęła przepraszać. Czy ona w ogóle wiedziała, do kogo mówi? Nie był już tego taki pewien, ale miał też wrażenie, że to niewiele by zmieniło. A może jednak? Mówiła dalej, a on nie wiedział teraz, czy ma odpowiedzieć i co w ogóle odpowiedzieć, bo to nie było pytanie ani nic w tym stylu. Przy okazji znalazł wzrokiem mandarynki, ale przemilczał to, tak jak wcześniej.
— Nie masz za co przepraszać... — wymruczał niepewnie, bo to zdanie miało bardzo dużo różnych znaczeń i nie był zdecydowany chyba na żadne. To prawda, że chciałby jak najszybciej wrócić na górę, niż plątać się po domu, ale nie widział w tym jej winy, niczego mu nie zrobiła. Po prostu było jak było.
A potem kazała mu się rozejrzeć. Tak jakby, bo brzmiała, jakby nie chciała mu kazać. Trochę jak dziecko, które bardzo chce coś zrobić, ale niekoniecznie może albo nie wie, czy może. Ona raczej wiedziała, więc zostawało to pierwsze. Krzesło wydawało się bardzo głupim pomysłem i na tym mógłby skończyć myślenie, ale było coś jeszcze.
— Uhm... faktycznie są — rzucił i sięgnął po koszyk z owocami, który włożył w dłonie Felicity, żeby zabrać z niego dwa owoce. — Dziękuję — dodał, chowając mandarynki do kieszeni, by odłożyć koszyk na półkę. To pewnie było głupie, a może tylko teraz tak pomyślał. Zawiesił wzrok na dziewczynie, szukając jakiegoś zapewnienia w jedną albo drugą stronę.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Serafina Vaymore Sob Lut 25, 2023 7:40 am

-uuum - pokiwała głową, kładąc łapki na brzuchu - chłopiec... -zerknęła na niego, a zaraz zaśmiała się cicho - tak, tak... przygotuje dwa... - uniosła wzrok na coraz to więcej instrukcji na biurku. Cóż, wiedziała jak ma postępować, co jeść, czego unikać, a nawet kiedy działoby się coś z czym należy wrócić. No nie mówiąc o terminie następnej wizyty.
Cóż... dla niej znaczyło to tyle, że musiała odłożyć ich wielką podróż na jakiś czas. W końcu musiała pojawiać się u lekarza. Było jej troche przykro z tego powodu, tez dalej nie wiedziała, jak miała poinformować o wszystkim rodziców, wolałaby nie musieć tego robić.
-nie zachęcaj mnie tak, bo jeszcze będę ci głowę zawracać każdą pierdołą.. - zaśmiała się cicho. Wciąż nie wierzyła w to wszystko co się dzieje.
-Dziękuje ci... jeszcze raz... Spróbujemy to jakoś przetrwać... - wyznała z delikatnym uśmiechem. Cóż, musiała też ograniczyć pracę. Nie chciała z niej całkowicie rezygnować, z drugiej strony nie była pewna, czy to nie będzie zbyt duże przeciążenie dla organizmu. Czy powinna to sprawdzić? Trochę się bała. Jednakże myśląc siedzenia biernie doprowadzało ją do cichej depresji.
Powoli wstała
-Cóż...będziemy się powoli zbierać z Harimem... -nieśpiesznie wstała, zbierając wszystkie wskazówki od Kesyana - wrócę zgodnie z terminem... - zapewniła, patrząc na kartki. Dużo tego.
Jeszcze raz podziękowała za gościnę, po czym wyszła z gabinetu, a zaraz wybrała się na poszukiwanie swojego towarzysza.

Felicity była nieco zmieszana, ale ta nieinwazyjna pomoc ze strony Harima z pewnością była pokrzepiająca. Wręcz było jej lżej i nie czuła się taką skończoną ciapą.
-Dziękuje - wyznała z uśmiechem - jak będziesz potrzebować więcej, to nie krępuj się, możesz sam tu przychodzić, a jeśli będziesz miał z czymś problem to rozejrzyj się za mną, a ci pomogę - pokiwała głową i zaraz wyszła ze spiżarni, potem pokoju.
-O... tu jesteś... - Sernik przechylił łepek , wyłapując postać Harima - Witaj Felicity, widzę, że knujesz coś z moją papużką
-Ah... starałam się tylko pomóc - Felicity uśmiechnęła się delikatnie.
-Rozumiem... - Serafina odwzajemniła uśmiech - Chcemy podziękować wam za gościnę, ale będziemy się powoli zbierać...
-Czujesz się już lepiej? Możecie jeszcze zostać, dom jest duży, miło gdy więcej niż tylko ja z bratem po nim chodzimy... -wymruczała, ale słyszała i czuła, że z Sernikiem było już lepiej.
-Chciałabym, ale mamy prace do wykonania... zresztą niedługo się pewnie spotkamy. Nie zdążysz zatęsknić, a znowu będę - wyznała z niejakim rozbawieniem - możesz pozdrowić ode mnie Nethiva jak go tu przyniesie...
-No dobrze, w takim razie, będę czekać.. - Felicity skinęła głową, a na jej kolejne słowa, zaczęła bawić sie dłońmi - Ne.. znaczy... chyba nie planował nas odwiedzić, nic w zasadzie nie wiem, pewnie jest bardzo zajęty...
-Aż tak by tu nie zajrzeć z pewnością nie jest - zaśmiała się Serafina, patrząc jak zmieszany nieco Felek wychodzi.
Serafina spojrzała na Harima, przyglądając mu się dłuższą chwilę w ciszy
-Co ja bym bez Ciebie zrobiła, papużko... zaprawdę nie wiem... - podeszła bliżej Harisia - zaraz umrę.. a jeszcze musimy się spakować. - miauknęła żałośnie, ale albinos mógł zauważyć, że Sernik po prostu lamentuje i prawdopodobnie ma to związek z jej wcześniejszym marzeniem o cytrusach.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Harim Czw Mar 02, 2023 12:37 pm

Widok Serafiny w dobrym nastroju był naprawdę uspokajający. Co prawda nastrój ten mógł się zmienić w każdej chwili, u ciężarnych było to całkiem normalne, ale obecnie utwierdzał w przekonaniu, że jej wybór jest trwały i jak najbardziej poprawny.
Instruktarze trafiły do rąk Vaymore, a on uśmiechnął się nieznacznie, słysząc jej komentarz.
— Cóż, przed chwilą mnie zatrudniłaś, taki mój los — odparł swobodnie, by zaraz skinąć głową. Sam wstał również, zbierając z biurka niepotrzebne rzeczy. — W porządku. Udanej podróży w takim razie — rzucił na pożegnanie, a kiedy już wyszła, uprzątnął również schowaną wcześniej byle gdzie butelkę ze środkiem poronnym.

Nie wiedział, czy dobrze wybrał, czy tu w ogóle była dobra opcja do wyboru, ale chyba nie wyszło wcale źle. Na pewno nie wyszło najgorzej. Podziękowanie trochę zbiło go z tropu, ale nie komentował tego. Nawet nie bardzo wiedział, w jaki sposób, obok całej tej gościny i uprzejmości dalej świecił jak lampa status dziewczyny, z którym Harim nie bardzo umiał się zachować.
— Dobrze... — odpowiedział tylko na jej wskazówki, a za chwilę obejrzał się na drzwi.
Uważny wzrok zmierzył Serafinę z góry na dół, ale wyglądała dobrze. Na tyle dobrze, żeby znowu używać tego słowa przy ludziach, papużka prychnęła bezgłośnie. Nie wtrącał się w ich rozmowę, od czasu do czasu tylko patrząc na jedną albo drugą, ale stanie pomiędzy nie pomagało w tym.
Padło imię, które kojarzył, ale nie osobiście. Nie dało się za to nie zauważyć, że coś go łączyło z Felisity. Jej zakłopotanie było po prostu we wszystkim. No i poszła w końcu, a on przeniósł ślepia na Serafinę. Milczała, tylko nie był pewien, dlaczego. Wydawała się o czymś myśleć, ale tego też nie umiał zgadnąć. Na swoje szczęście, nie musiał.
Lekko przechylił głowę. Nie wyglądała na umierającą.
— Mam twoje mandarynki — odparł, wyciągając owoce z kieszeni, by je oddać Serafinie. — Może... zacznę pakować rzeczy — dodał, a jeśli nie protestowała, poszedł na górę zająć się bagażami. Nie było ich zbyt dużo, przynajmniej nie tych, którymi mógł i powinien się zająć. Właściwie to Harim żył na plecaku, prawie w ogóle nie używając ani szafek, ani innych miejsc w swoim pokoju. Nie spodziewał się, że zostaną tu długo, a ten nawyk chyba przyszedł mu od spania w gospodach. Od jednej myśli, która kiedyś przyszła mu do głowy, a która szepnęła, że niczego nie zgubi, jeśli nie zostawi tego w innym miejscu, niż plecak, który i tak ze sobą zabiera. Proste i pewnie aż głupie z tej prostoty, ale przez cały ten czas, kiedy razem podróżowali, Serafina mogła zauważyć ciekawą rzecz. Kolejną rzecz, która mocno przeczyła pierwszemu wrażeniu, jakie Harim wywierał na niektórych ludziach. Jej papużka bardzo dbała o rzeczy, które dostała, nie tylko nieswoje.
— Gdzie jedziemy? — zapytał, kiedy już wszystko było względnie ogarnięte i pozostało przygotować konie do drogi.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Serafina Vaymore Nie Mar 19, 2023 3:49 pm

Gdy Serafina przeniosła wzrok na Harima, a jej oczom ukazały się mandarynki, jej lica rozświetlił uśmiech
-Zawsze mogę na Ciebie liczyć... - wyznała ucieszona, odbierając owoce.
Podążyła zaraz za nim, aby pomóc przy pakowaniu. Zbyt wiele pakować nie było trzeba, więc mogła sobie pozwolić na obserwacje jego poczynań.
Obserwowała go spokojnie, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. Pamiętała otarcia na jego nadgarstkach, pamiętała jego nieufny wzrok spłoszonego zwierzęcia i jego wręcz zwierzęce odruchy. Ktoś mógł wiedzieć w nim zwierzę, wręcz nieobliczalną bestię. A ona... ona widziała młodego, spłoszonego chłopaka. Niezwykle brutalnie potraktowanego przez los.
Życia go dotkliwie doświadczyło, nie musiała go znać, aby to wiedzieć.
Nie raz patrzyła na niego, zastanawiając się co by było, gdyby jego życie wyglądało inaczej.
- Dostałam ostatnimi czasu list z klasztoru, prosili o przybycie... mnich zarzekał się, że wszystkie potrzebne mi materiały o które prosiłam przygotował... - wyjaśniła. Jej życie wbrew wszystkiemu stało się dużo prostsze, gdy stała się rozpoznawalna. Co prawda wielu chciało dokonać jej żywota na stosie, aczkolwiek mimo ów chęci, każdy z nich wiedział i słyszał o cudach jaka była skłonna wyprawiać i nie raz prosiła o uporanie się z problemem.
-Takze, wybieramy się do Jutar... - powoli wstała - mam nadzieje, że wszystko przebiegnie gładko... Jeśli mam być szczera, nieco się obawiam... - wyznała. Nie raz przyszło jej się uporać z Anatemą, aczkolwiek wtedy nie nosiła w sobie drugiego życia. Nie wiedziała, jak czary, obrzędy i zwalczanie innych uroków czy klątw może wpłynąć na dziecko. Czy może stać mu się krzywda? czy mogłaby poronić przypadkiem? jak dużo może teraz udźwignąć? Na te pytanie może znałby odpowiedź Ayu... tylko bała mu się przyznać. Może powinna skontaktować się, ze swoimi poprzednimi wcieleniami.... tyle, że nie wiedziała jak.
Gdy skończyli się pakować, jeszcze raz się pożegnała, dziękując uprzednio za wizytę.
Gdy wyszli na zewnątrz, Vaymore zaciągnęła się świeżym powietrzem, a następnie ruszyła odebrać ich konie. Czuła się dobrze i miała ogromne nadzieje, że to się nie zmieni. A przynajmniej chociaż przez podróż do ich celu.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Harim Pon Mar 20, 2023 5:44 pm

Zawsze mogła na niego liczyć. Nic na to nie odpowiedział, ale w braku odpowiedzi zawsze jest brak zaprzeczenia. Z pewnością nie zamierzał zostawiać jej samej z problemami, nawet jeśli tymi miał być brak mandarynek. Kiedyś pewnie uznałby to za głupią zachciankę, ale dziewczyna zapracowała na to, by taka myśl nawet nie przeszła mu przez głowę.
Skierował na nią ślepia, kiedy zaczęła odpowiadać na rzucone pytanie. Mnich. A więc wracali do duchowych problemów? To było na swój sposób zaskakujące dla Harima, że po takim czasie nie mogli sami się uporać z tego typu sprawami. A może tylko mu się wydawało, że powinni, może to były właśnie te wyjątki, z którymi radzić sobie nie mogli, ale w takim wypadku lepszym się wydawało, gdyby było więcej takich jak Serafina.
Dobrze widział tę obawę w jej oczach. To niekoniecznie był strach ale po prostu zmartwienie tym, że los jest niepewny, a ona niewiele może z tym zrobić. Sam też niewiele mógł, nie wiedział, jak bardzo delikatne jest nienarodzone dziecko i co dokładnie może pójść nie tak. Z tego też powodu niewiele miał do powiedzenia.
— Nikt nie mógłby ci pomóc? — Może któryś z mnichów? Wydawali się dobrymi kandydatami jako duchowni, choć to były tylko jego domysły, nic pewnego.
Pożegnali się z Gwendelynami i poszli po wierzchowce, które otrzymały oporządzenie i bagaż. Mogli ruszać w drogę, a choć sytuacja nie zmieniła się wiele, w głowie Harima pojawiało się dodatkowe pytanie, kiedy zajmował się swoją rolą pilnowania okolicy. Z pewnością będzie musiał nauczyć się wielu rzeczy i mniej lub bardziej oczywistych sygnałów, ale wyuczona spostrzegawczość bardzo pomagała ukradkiem kontrolować stan Serafiny.

z.t. x2
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Sob Paź 14, 2023 9:45 pm

Cóż... wraz z nocą minęła gorączka, co zawdzięczały w głównym stopniu leki.
Chłopiec został ulokowany w jednym z pokoi gościnnych, gdzie w wielkim łożu zapewne odsypiał męczarnie ostatnich dni.
Felicity powoli weszła do pokoju z tacą, na której spoczywał cały asortyment. Od leków, po świeżą wodę. Chłopiec musiał w końcu się nawadniać, szczególnie teraz.
Przekroczyła próg, zatrzymując się, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk kroków. Cóż, wszędzie rozpoznałaby tupot małych stópek Aloisego, który kręcił się koło łóżka
-Aloisy, słońce... - szepnęła spokojnie, robiąc krok do przodu - nie wejdź cioci pod nogi, dobrze?
-Aha- Aloisy skinął głową - a sio to?
-lekarstwa - szepnęła, powoli kierując się do łóżka, tym samym przejeżdżając wolną dłonią pierw po drzwiczkach szafy, którą minęła, a następnie dotknęła delikatnie szafki nocnej, na którą powoli zaczęła wykładać rzeczy
-a sio to?-zapytał zaciekawiony, pokładając się łapkami po brzegu łóżka.
-Lekarstwa mają pomóc mu wyzdrowieć - wyjaśniła - a ty nie powinieneś go męczyć, skarbie...
-ale ja sie... sie... sie chcie pobawiś - wyjaśnił widocznie przejęty Aloisy, prawie się zapowietrzył obwieszczając ów informacje
-ale Valentin jest chory, potrzebuje spokoju, wiesz? Obiecaj, że nie będziesz go męczyć za bardzo, dobrze? - nie usłyszała odpowiedzi - dobrze?
-no dobsie... - mruknął niezbyt zadowolony.
-dlaczego nie pobawisz się z tatą, ha? - Felicity powoli kucnęła. Aloisy chwilę jeszcze stał, po czym odkleił się od łóżka i potuptał do panienki Gwendelyn.
-bo..bo.... - miauczał, łapiąc to coraz mocniej powietrze- bo posied...
-poszedł
-nio...
Felicity westnęła cicho, zmierzwiła blondynowi włosy
-nie męcz go za bardzo, dobrze?
-aha - skinął głową, odsunął się od dziewczyny i na powrót podszedł do łóżka, opierając się całymi łapkami na jego krańcu. Łóżko było na tyle wysokie, że w zasadzie znajdowało się na wysokości klatki piersiowej chłopca. A może to on był malusi (xD)
-pamiętaj - upomniała go Felicity, po czym wyszła z pokoju.
A Aloisy oparł głowę na jednej z łapek, wodząc wzrokiem po pokoju.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Nie Paź 15, 2023 12:13 pm

Kiedy jest się takim małym stworem, nic w życiu nie jest łatwe, szczególnie bycie oddzielonym od tych co są codziennością. Starali się go uleczyć, na pewno bardzo się starali, ale nie wyszło, to nie tak, że machali na to ręką, dopóki nie zrobił się z przeziębienia porządny bałagan.
Teraz spod kołdry wystawał huragan czerwonych włosów i rumiana twarz, pufającego cicho dziecka, walczącego z gorączką, która ustąpiła gdy dostał leki, ale te najwidoczniej przestawały powoli działać. Grzejący się pod kołdrą jak piec dzieciak, przez zmęczenie łagodzone miękkim łóżkiem nie obudził się gdy tacka stuknęła o stolik i obok toczyła się cicha rozmowa. Spał dalej, nawet gdy w pokoju znów został sam z nieznajomym.
Oddech śpiącego jednak zaczął w pewnym momencie przyspieszać i chłopiec wygoniony koszmarem w krainy snu, poruszył się niespokojnie pod kołdrą, ze zmarszczonymi brwiami otwierając zaspane i zamroczone gorączką oczy. Mdły wzrok skierowany przed siebie i lepiące się do siebie powieki zapowiadały powrót do spania, jeśli nic nie stanie mu na przeszkodzie.
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Nie Paź 15, 2023 10:21 pm

Aloisy wciąż częściowo pokładał się po krawędzi łóżka, palcem jednej z łapek rysując po kołdrze. Robił to rzecz jasna z nudów. Co prawda mógłby znaleźć sobie zajęcie, ale w domu Gwendelynów pojawiło się inne dziecko, a on bardzo chciał mieć się z kim pobawić. W końcu niezbyt wiele dzieci odwiedzało ten dom, w zasadzie to prawie żadne.
W pewnym momencie do pokoju weszła Bell, była ona kimś na wzór gosposi, ale kto spędził w tym domu dłużej niż chwilę wiedział, że nie była standardową i zwykłą gosposią, a członkiem rodziny.
Kobieta szybko odnalazła spojrzeniem Aloisego
-Co malutki, pilnujesz chłopca?
-aha - przytaknął nieco markotnie-dlasiemu śpi tyle?
-bo jest chory - wyjaśniła Anabell, która sięgnęła po leki - trzeba podać mu lekarstwa...
-by był śdlowy? - zagaił, pamiętając słowa Felicity
-dokładnie tak - Bell uśmiechnęła się, siadając na skraju łóżka, a młody wypiął dumnie pierś.\
Bell położyła dłoń na czole Valentina, sprawdzając na oko czy gorączka przypadkiem nie wróciła i jak już to czy nie na tyle, aby kogoś załować.
-Valentin.. - zagaiła ściszonym głosem, przykładając zaraz dłoń do jego policzka - obudź się, skarbie... musisz wziąć leki, wiesz? no chodź, maluszku.. usiądź - zachęciła go ciepłym, troskliwym głosem, by zaraz pomoc mu ewentualnie usiąść.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Nie Paź 15, 2023 11:10 pm

Sen przychodził i odchodził, ale przez to był płytki i niespełniający swojej roli jako momentu dla organizmu na regenerację i wypoczynek. W pewnym momencie szmery przedarły się do młodego umysłu, który zaraz został jeszcze bardziej rozbudzony dłonią na czole. Kolejne głosy docierały do niego, aż w końcu zaspane oczy znów się otworzyły. Małe ciałko pod kołdrą, skuliło się w dziecięcym przeciąganiu się, trochę rozbudzając chłopaka.
Zaspany nie do końca rozumiał co się dzieje i czemu zmęczony musi wstawać, ale pomrugał jeszcze kilka razy i w końcu, powolutku, zebrał się, żeby klęknąć na łóżku, pilnując, aby kołdra się z niego nie zsunęła, bo to oznaczałoby spotkanie z chłodem otoczenie. Gdy tylko się podniósł jego zagubiony trochę wzrok wylądował na chłopcu stojącym obok łóżka. Valentin od razu napiął się trochę, poprawił kołdrę i wrócił spojrzeniem do gosposi.
-Nie potrzebuję, poszę Pani.-pokręcił głową lekko. Mimo wszystko rozumiał wartość usług i pieniądza, wiedział, że każda odrobina leku kosztuje, co jeśli będzie kosztował za dużo i już nikt po niego nie wróci, bo nie będą chcieli zapłacić?
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Nie Paź 15, 2023 11:40 pm

-Ale cóż za głupoty opowiadasz, słońce - Bell uniosła brewki - Musisz brać leki, aby wyzdrowieć, a Felicity już ci wydzieliła dawki... no już... - sięgnęła po kieliszek - wypij syropek, skarbie, no już... - podsunęła kieliszek pod jego usta.
-no...siebyś ślowy był - oświadczył wesoło Aloisy, unosząc wzrok na rudowłosego -bo... sieba byś slowym...
-zdrowym, dokładnie - Bell skinęła głową. Gosposia zdawała sobie sprawę z tego, że dzieci raczej nie lubią lekarstw i wolą ich nie brać, no ale czasami trzeba.
-Poza tym żadna pani... - oświadczyła, a zaraz się uśmiechnęła - nazywam się Anabell, ale możesz mi mówić po prostu Bell... - zmierzwiła mu włoski - no już... weź grzecznie lekarstwa...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Pon Paź 16, 2023 12:48 am

Ilość imion i obcych osób dookoła była konfundująca, szczególnie, że chłopiec nie był w najlepszej formie. Z oporem, bo z oporem, ale chwycił kieliszek, niepewnie go powąchał i powoli, siąpiąc łyk za łykiem wypił do dna z małymi przerwami, na koniec potrząsną główką z zamkniętymi oczami kiedy mało apetyczny posmak pozostał mu na języku. Oddał kieliszek, patrząc się na kołdrę, jakby był czemuś winny, a po chwili pokiwał głową na upomnienie kobiety, znów mrużąc oczy gdy jej ręka spoczęła na jego głowie.
Chwilkę wyglądał zmieszany, ale nareszcie odważył się popatrzyć na kobietę.
-Kiedy wócę do domu?-zapytał się niepewnie, bo może i własne, ciepłe łóżko, przynajmniej na tymczas, było miłe, ale mimo wszystko tęsknił za bliskimi.
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Pon Paź 16, 2023 9:36 pm

Bell pilnowała, aby chłopiec wypił lekarstwo. Na szczęście nie stawiał jakiego oporu. Odłożyła kieliszek na szafkę nocną, a jego pytanie niejako ją....zdziwiło? Nie, to zdecydowanie złe określenie. W końcu kogo by mogło zdziwić, że tak młode szczenie tęskni za domem?
Chociaż tak po prawdzie to Bell by tego domem nie nazwała, no ale jednak dzieci to dzieci. Zdawała sobie sprawę, że ten pewnie tęskni za rodzicami czy... opiekunami. Właściwie to teraz sobie uzmysłowiła, że nawet nie wiedziała, kto go przyprowadził
-Cóż... - podjęła stoickim, acz ciepłym, tonem głosu - Musisz pierw wyzdrowieć, a w domu nie miałbyś na to zbyt wielkich szans, wiesz? Zimno się już robi i panienka nie miała zamiaru wydawać cię na zewnątrz, bo to ewidentnie by się dobrze nie skończyło. Zostaniesz tu z nami.. do wiosny i wtedy wrócisz do domu...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Pon Paź 16, 2023 10:08 pm

Odpowiedź na pytanie była bardzo ważna, a już jej początek nie zapowiadał, że będzie dobra, chociaż chłopiec dalej miał nadzieję. Nadzieja została rozbita, jak kieliszek upadający na ziemię. Stłukła się na milion małych kawałeczków, których nie dało się zebrać. Zwykła choroba, a tak wiele konsekwencji, do tego to tyle czasu, bardzo dużo, za dużo, jeśli chodzi o rozłąkę z rodzina, ale i jeśli chodzi o pieniądze.
Widać było rozterki na pucołowatej buźce i wielkie zaprzeczenie w oczach śledzone przez pokręcenie głową i ściągnięcie z siebie kołdry.
-Przepraszam, ale... Ja nie moge. Muse iść.-powiedział chrypliwie, spełzając z łóżka na ziemię i zaraz zabierając się za poprawianie kołdry.-Musze pomóc mamie.-jak kobieta powiedziała, robi się coraz zimniej, muszę pomagać z noszeniem drewna i ze zbieraniem liści i kory na opał. Dużo pracy, nie mogę się lenić.
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Wto Paź 17, 2023 6:51 pm

Bell zamrugała, widocznie zdumiona nagłym zachowaniem chłopca. Chwilę przyglądała się jak ten poprawia kołdrę, po czym stała
-Ależ nie ma mowy, skarbie, co ty wygadujesz.. - mówiąc to chwyciła go pod pachy, aby ponownie posadzić delikatnie na łóżku - Pomożesz mamie jak tu zostaniesz do momentu wyzdrowienia - pokiwała głową, układając ręce na ramionach - Jesteś bardzo chory, dziecko. Na chwilę teraz gorączka spadła to czujesz się nieco żywiej, ale gdy ponownie wzrośnie to nie dasz rady i tak jej pomagać. Zresztą - pokiwała głową na potwierdzenie twoich słów - Przecież sami cię przyprowadzili tu, prawda? - zaraz i usiadła na łóżku, opatulając go kołdrą.
-Posłuchaj, skarbeńku... Czasem bywa tak, że chorujemy... i czasem bywa tak, że na tyle mocno, że nie możemy być w domku, wiesz? Tak czasem bywa... -chwilę nad czymś myślała, po czym pokiwała głową - Jeśli wrócisz teraz to i mamusia twoja może się zarazić i wszyscy inni - nie precyzowała z prostego powodu, nie miała pojęcia z kim żył chłopiec. W zasadzie nie wiedziała też gdzie, to wiedziała panienka Gwendelyn, ale ona teraz zajmowała się pracą.
Zmierzwiła mu włoski
-Najlepsze co możesz zrobić dla mamy to odpoczywać, brać leki, jeść obiady i kolacje, aby szybko wrócić do zdrowia... rozumiesz?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Wto Paź 17, 2023 11:24 pm

Pochwycony i podniesiony zamachał bezradnie nogami w powietrzu, zaskoczony nagłym lotem. Jej słowa nie do końca do niego docierały. Pomoże nie będąc obok? To brzmiało, jakby bycie obok przeszkadzało matce. Właśnie to im powiedziała? Nie byłby zaskoczony, ale może i by chciał być?
Myślał intensywnie nad jej argumentami. Sami go tu przyprowadzili? Prowadzali go wiele razy w różne miejsca, czasami, żeby coś zrobił, a czasami znajdywał ich na ostatnią chwilę przed opuszczeniem obozowiska. Na pewno o nim nie zapomnieli, prawda? Chwycił rant kołdry piąstkami i myślał dalej.
Kolejny argument kobiety w końcu do dziecka przemówił, w końcu danie choroby mamie i wszystkim dookoła nie było tym co chciał! Pokiwał jej żywo głową, akceptując takie przekonanie. Słuchał dalej i ponownie pokiwał głową. Musi szybko wyzdrowieć.
-To... To wyzdrowieję w ty... w tyle dni...-powiedział unosząc cztery palce w jednej w dłoni i trzy w drugiej.-...w pięc.-znów rudy łepek pokiwał się w górę i dół, podejmując wyzwanie wyleczenia się.-A potem pójde do domu.-uśmiechną się szeroko dumny ze swojego planu na ozdrowienie, w którym nikt i nic mu nie przeszkodzi.
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Pią Paź 20, 2023 11:38 am

Bell słuchała go, a na sprzeczne liczby. No bo pokazał łapkami inną liczbę, a powiedział jeszcze inną, zaśmiała się cicho, nieco rozczulona
-Nie wiem słoneczko czy uda ci się wyzdrowieć tak szybko... - zmierzwiła mu włoski - nie zamartwiaj się tym. Daj sobie czas wyzdrowieć i wtedy wrócisz do domu..
-A.. A ... a gsie masz dom? - zainteresował się blondyn, który wciąż pokładał się łapkami po łóżku - a ... a dalesio jeś? Bo...bo jak nie dalesio to... to mosie psiecieś tu pychodzić...-oświadczył Aloisy, kiwając łepkiem. W końcu on sam mieszkał niejako na dwa domy. Chociaż tutaj to bardziej i w zasadzie to teraz całkiem. Skoro chłopiec był chory to przecież jego mama mogłaby go przecież odwiedzać, prawda? Albo tata. Albo wszyscy tam co są. Wtedy na pewno będzie mu weselej, a on nie będzie tak bardzo chciał wrócić do domu.
Aloisy nie bardzo potrafił go zrozumieć. No sam bardzo lubił być blisko rodziców, z drugiej strony nie płakał jakoś bardzo gdy zostawał na kilka dni bez nich. Chociaż w zasadzie nigdy u obcych nie zostawał. W zasadzie nawet by nie mógł sobie przypomniec by zostawał nawet u rodziny gdzieś na dłużej bez rodziców, bo jego mama była paranoikiem na punkcie Aloisego.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Sob Paź 21, 2023 1:06 pm

Zmartwienie ponownie wystąpiło na zarumienioną buźkę dziecka. Jak to nie wystarczy mu tyle czasu? Rozumiał jej argumenty, jednak już teraz tęsknił do domu, chciał być ze swoimi, z ludźmi którzy zawsze byli gdzieś obok, a teraz nie było tu nikogo znajomego. Myślałby nad swoim smutkiem dalej, ale bąbelek przy łóżku odciągnął jego uwagę.
Zmarkotniały rudzielec, pociągnął noskiem i pokręcił głową.
-Blisko.-odpowiedział.-Tylko teraz nie wiem jak tam dość...-dopowiedział przygaszony, patrząc sobie na łapki.-A co jesli oni... Pojadą dzieś beze mnie?-popatrzył na kobietę niepewnie. Odwiozą go do domu? Wyrzucą? Nie chciał myśleć i takim scenariuszu, ale jednak bał się, że zostanie sam, bez mamy i przyjaciół.
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Sob Paź 21, 2023 11:03 pm

Bell już chciała odpowiedzieć, ale w słowo wszedł jej Aloisy
-Jak pojesiali, to psiesieś wlusią, nie? - wypalił wesoło - nie ziośtawiliby cię, bo maś...takie fajne włosi - zachichotał blondyn.
-Aloisy ma racje, przecież by cię nie zostawili... a na pewno nie na długo - zmierzwiła ponownie jego ognistą czuprynę - Teraz musisz myśleć o sobie, nie przejmuj się tym... Zresztą po co mieliby gdzieś jechać... - pokręciła głową - Daleko na pewno bez ciebie nie zajadą... - skinęła głową - zjesz coś może, rybeńko?
-siasteczka! - zawołał wesoło Aloisy
-skarbeńku, nie można jeść tylko ciastek - Bell pokręciła głową
-no tio... to na desiel...- pokiwał głową.
-Ale deser się je po obiedzie - oświadczyła Bell
-Nio to źjemy obiadek... - i uniósł się na palcach, wpatrując się dużymi, błękitnymi ślepiami w chłopca - doblaa? potem śjemy siastka... zjeśmy - pokiwał energicznie głową - tloche chosiaś, bo inasiej to babcia nie da nam siastek - miauknął widocznie zawiedziony .
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Nie Paź 22, 2023 12:45 am

Nie był pewien czy się z nim zgadza i nie wiedział czemu ma takie wątpliwości. To jego rodzina, kochają go, prawda? Faktycznie po czemu mieliby go zostawiać? Nie było takiej możliwości, więc dlaczego dalej się bał? Może jednak warto było zaufać obcym? Kiedy we własnej głowie się wszystko plącze, a oni mówią z sensem. Nie okłamaliby go, prawda? Tak, raczej nie byliby tacy wredni.
Przyglądał się chwilę rozmowie i myślał o ciasteczkach. Kiedy on jakieś jadł? Dawno temu, ostatnio tylko gulasz z lisa albo sam chleb, ale przypieczony na ognisku chleb też fajnie chrupał, lubił to. Decyzja zapadła zupełnie bez jego zgody i kontroli, jednak nie protestował w żaden sposób, szczególnie, że chłopiec tak na niego patrzył, nie mógł mu odmówić. Pokiwał niemo głową, pociągnął jeszcze raz nosem, po czym sięgnął do dłoni Alisego i trzymając się go dla zapewnienia, że nie jest sam, zaczął wypełzać na nowo spod kołdry i ześlizgiwać się na ziemię.


Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Mistrz Gry Pon Paź 23, 2023 7:06 pm

-No dobrze... - zmierzwiła włosy dla Aloisego - zjecie tutaj, Valentin nie powinien opuszczać na razie łóżka... szczególnie, że w pokoju nagrzane - wymruczała Bell. W zasadzie to w całej rezydencji było nagrzane, po prostu w tym pokoju było wybitnie ciepło, aby Valentin przypadkiem się nie zaziębił bardziej, a wręcz wypocił chorobę.
-Dobsie! - Aloisy skinął głową, a Bell zaraz to wyszła.
-A ty to... sie mieśkaś? - zagaił, wdrapując się na łóżko - daleko? -uniół łapkę, aby chwywić jeden z kosmyków włosów - ale maś siupel włosi... - stwierdził wesoło - takie maś od ulodzenia maś? si nie?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Valentin Wto Paź 24, 2023 1:23 am

Już prawie wypełzał z łóżka, ale padło oświadczenie, że zjedzą tutaj. Czy to tak będzie wyglądać? Dopóki nie wyzdrowieje, będzie musiał tutaj siedzieć? To straszne! Nogi mu zanikną, jak nie będzie chodzić.
Patrzył tęskno za kobietą, chociaż to nie za nią tęsknił. DOpadły go znów zmartwienia, do tego to uwięzienie w pokoju, co jeśli będzie musiał pójść do łazienki?
Przyglądał się chłopcu, gdy ten się wspinał, sięgnął nawet rękoma, żeby pomóc mu się wspiąć i zaraz znów schował się pod kołdrę.
-No... trochę. Kawaek czeba iść.-pokiwał mu głową, trudno było mu określi odległość od czegoś, co ciągle się rusza. Raz byli bliżej, raz dalej, może przenieśli trochę obóz. Codziennie coś nowego u jego rodziny mogło się wydarzyć, co by spowodowało przeniesienie się.
Zdziwił się gdy chłopiec złapał go za włosy i zaraz delikatnie zabrał mu je z ręki, kiwając głową.
-Mama mówi, ze jak byłem mały to zjadłem rzyba czewonego i... i takie mi sie zrobiły.-odpowiedział zgodnie z prawdą, nie do końca rozumiejąc koncept genetyki i chyba nawet nie znając tego słowa.
Pociągnął nosem, poprawił kołdrę.
-Jakie ciastka dostaniemy?-domyślał się, że smaczne, ale ciekaw był jaki smak się wylosował.
Valentin
Valentin

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gwendelynów - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gwendelynów

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach