Rezydencja Harashów

2 posters

Go down

Rezydencja Harashów Empty Rezydencja Harashów

Pisanie by Mistrz Gry Sro Cze 06, 2018 4:08 pm

autor: Alexas_Fotos
Potężna posiadłość leżąca w Wysokich Ogrodach, odgrodzona bramą od reszty świata, z piękną fontanną na podwórzu i ogrodem kwiatów. Sama rezydencja liczy sobie dwa piętra i niezliczoną ilość pokoi. Miejscem tym opiekuje się liczna służba, zaś gospodarzem jest Garfield Harash, wraz ze swoją małżonką, Cecylią, synem Nathanielem i trzema psami. Na pierwszym piętrze wciąż są pokoje zmarłych córek Arystokraty, pozostawione w takim samym stanie, jak za ich życia. Pełno tu wszelakich bibelotów, które wielu uznałoby za relikty przeszłości lub efekt zwyczajnego chomikowania rupieci.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty Dziedzic cukrowy

Pisanie by Nathaniel Harash Sro Paź 14, 2020 4:56 pm

Wszedł do posiadłości, natychmiast powitany przez Azara, czarnego psa, który zawsze pilnował drzwi. Skakał wokół niego, aż doczekał się głasków i zainteresowania. Zaraz po tym podeszła służka, której Nathan przekazał swój płaszcz, kolejno kierując się dalej wzdłuż holu. Zatrzymał się na moment przy lustrze, w którym zaczął się przyglądać. Poprawił kamizelką, luźniąc kołnierz o guziczek i kontynuował drogę do salonu.
-...nie mówisz poważnie…
-Mówię, Cecylio. To najwyższa pora. Potrzebujemy pewnego potomka, nie możemy ryzykować, że Nathaniel też…

Zamilki rodzice chłopaka, kiedy wszedł do środka. Szybko się domyślił po ich spojrzeniach, ze przerwał im rozmowę. Westchnął niesłyszalnie.
"Odwiedziłem siostry" poinformował ich kilkoma ruchami i podszedł do kominka, aby usiąść w fotelu, skierowanym wprost do buchających płomieni. Starszy, siwowłosy Arystokrata kiwnął na to tylko głową i spojrzał na swoją żonę.
-No spójrz na niego. Myślisz, że ma szanse samemu znaleźć sobie żone? Nie możemy ryzykować! Porozmawiam z Burbuntami, mają córkę na wydanie i pokaźny wkład…
-Spokojnie, najdroższy! Lekarz zabronił Ci się stresować i za dużo myśleć! Twoje serce tego nie zniesie. Odpoczywaj, proszę, ja się wszystkim zajmę. Skontaktuję się nawet z Burbuntami, poznałam kiedyś żonę Alfreda w tym nieszczęsnym teatrze…

Oni tak rozmawiali, za plecami Nathaniela, który nieświadomy tematu, oparł głowę o swoją pięść, wpatrując brązowe oczy w tańczący płomień. Przywykł do tego, że coś knuli, wyczuwał to zresztą. Nie chciał nawet myśleć co jest na rzeczy, wystarczy mu to co mu przekazują i co już sam wie.
-Swoją drogą, Nathaniel poznał na bankiecie Melissę Aife.- Zaczęła Cecylia. -Sam z siebie. To dobrze, buduje znajomości. Musisz w niego wierzyć.
Dodała, a Garfield sapnął, zerkając na swojego syna, myślami nieobecnego wśród nich.
-Jak zobaczę, to uwierzę.

Z/T
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty Re: Rezydencja Harashów

Pisanie by Nathaniel Harash Sob Lis 07, 2020 2:43 pm

Stał teraz, jak wystrojony struś, obserwując jak do jego domu wchodzą obcy. Pierwsza wparowała ta, której imienia nie pamięta, przyszła teściowa. Chwilę później, jej mąż Alfred, siwy jak jego ojciec. No i na koniec, gwiazda programu. Catherina z rodu Burbunt, młoda złotowłosa arystokratka. To na niej spoczęło spojrzenie Nathaniela, w końcu to ma być jego żona, o czym dowiedział się dziś rano. Tak, uznano, że on ostatni musi o tym wiedzieć. Ciekawe, czy jego narzeczona również skrywała zaskoczenie. Zwłaszcza, że ze wszystkich arystokratów, trafił jej się głuchy…
Dziewczyna zawiesiła na nim wzrok, uśmiechając się nieśmiało. On sam lekko się skrzywił, bo nie spodziewał się u niej takiego… pozytywnego zaskoczenia.
Ukłonili się sobie, po czym ta nagle wykonała ruch dłońmi:
"Jestem zaszczycona" poinformowała migowym, a to zaskoczyło Nathaniela, zaś Garfield i Cecylia nie kryli radości.
"Znasz migowy?" zapytał, a ta uśmiechnęła się szerzej.
"Oczywiście, to było w moich zajęciach dodatkowych. Rodzice jednak nie umieją, ale to nie problem." przekazała, a starzy się dobrali do siebie.
-No spójrzcie, już jakoś idzie.
Mruknął Garfield do Alfreda, na co ten nachylił się do niego.
-Mój znajomy powiedział mi dziś, że Twój syn włóczy się z biedotą po mieście…
-Nie martw się przyjacielu, rozmawiałem z młodym, jednorazowy incydent.

Zapewnił, po czym zerknął na Cecylię, która tylko wzruszyła ramionami.

[...]
Zamknął się na strychu, mając dość tej imprezy zaręczynowej. To jakiś żart, nawet nie mógł się oświadczyć i to wymówić poprawnie, dobrze że nie stosowali takiego wymogu. Oni tam pieprzyli na parterze, a on, siedział w rupieciarni. Było tu pełno dziwnych bzdetów, większość pewnie do wywalenia. Oparł się o ścianę i westchnął. Miał dość, że jego życie nie należy tak naprawdę do niego. Czuł się jak laleczka w kukiełkowym przedstawieniu. W dodatku, jeszcze ta sprawa z Isebelle, którą musiał odprawić, kiedy poznała prawdę. Meh, nic nie jest takie kolorowe.
Odkręcił korek flaszki, którą zwinął z kuchni i upił dwa większe łyki z gwinta. Pieprzyć to, ma zamiar być tu przez całe posiedzenie. Zapewne zlekceważy tak Burbuntów, ale… to też pieprzy.
Jego oczy dostrzegły pewną rzecz w rogu, na starej skrzynce. Powoli wstał, aby do tego podejść, lecz na czworaka, bo wcale daleko nie było. Przesunął stare pozytywki i inne mniejsze bibeloty, a wtedy, ukazał mu się czarny cylinder. Dziwne… a zaraz zaraz. Pamiętał te nakrycie głowy. Należał do jego dziadka, Nathaniela, jego imiennika. Ojciec musiał go tu wrzucić w kąt.
Chłopak chwycił cylinder, przetrzepał z kurzu i przymierzył. Hm, jak ulał. Uczcił to kolejnym łykiem z gwinta…

[...]
Burbuntowie opuścili posiadłość już późnym wieczorem, kiedy interesy były dogadane, choć Catherina z trochę smutnym nastrojem, gdy jej wybranek zniknął po ledwie początku i już nie wrócił. Służba już wszystko kończyła przygotowywać, zaś poddenerwowany Garfield zwrócił się do swojej żony.
-Gdzie ten szczeniak jest? Prawie mnie skompromitował, Alfred o niego wypytywał!
-Czemu mnie pytasz, byłam przy Was, to też Twój syn!

Kłótnia małżeńska została jednak urwana przez huk wystrzału. Cecylia pisnęła, wciskając się w Garfielda, a krzątająca służba zatrzymała w miejscu. Do salonu wszedł chwiejnym krokiem Nathaniel, odziany w długie futro, z cylindrem na głowie, w jednej ręce trzymając miecz, a w drugiej pistolet, od którego unosił się kłęb dymu. Strzelił w sufit.
-Rozum postradałeś?!
Wrzasnął ojciec, zapominając że Nathaniel nie słyszy, co tylko zdenerwowało pijanego Arystokratę, który cisnął pistoletem w lustro naścienne, rozbijając je na kawałki.
-Mężu, zrób coś, nasz syn oszalał!
Prosiła Cecylia, a wtedy Garfield wyszedł mu naprzeciw, lecz młody Harash zamachnął się szablą, przecinając powietrze i zmuszając ojca do wycofania się. Patrzył wściekle na staruszku.
-No powstrzymajcie go!
Rozkazał służbie, a ta niepewnie zaczęła zataczać Nathaniela, który wymachiwał ostrzem, kiedy ktokolwiek się zbliżał. Miał dość, chciał zabić ojca, uwolnić się i być sam sobie panem. Ale to był słaby sposób.
-Aghggeee!
Jęknął, gdy w końcu wbił ostrze w mebel, nie mogąc go wydobyć, co reszta wykorzystała, rzucając się na niego i sprowadzając na deski. Cylinder spadł mu z głowy, a policzkiem docisnął się do podłogi. Uśmiechnął się jednak, momentalnie. Nim odpłynął.
-Same z nim problemy…
Warknął ojciec, a Cecylia już podeszła do służby, by z niego zleźli, zaczynając głaskać syna po włosach.
-Upił się, zdarza się…
-Prawie nas pozabijał! Sofie taka nie była!
-Skończ o Sofie!

Krzyczęli na siebie, a Nathaniel mógł spokojnie śnić, nim ktoś go nie zabrał do łóżka.

Z/T
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty Re: Rezydencja Harashów

Pisanie by Nathaniel Harash Czw Maj 27, 2021 10:28 am

Dlaczego? Nie rozumiał tego, dlaczego? Dlaczego wolą ojca było, aby odebrać mu prawa do korporacji? Podobno nie było to na zawsze, a jedynie na czas “aż nauczysz się nie szargać reputacji naszej rodziny”. To było śmieszne, reputację?! Zszargali ją dawno temu, on chciał to wszystko naprawić! Jaka była tego cena?! Wykluczenie?! Znowu?! Ktoś przekazał Garfieldowi to, o czym Nathaniel rozmawiał z Thaazisem, ze szczegółami, nie tylko sam kontekst rozmowy, też to, kim był owy Hassir. Nathaniel szybko połączył fakty, tylko jedna osoba była świadkiem ich konwersacji, zarazem posiadająca wiedzę w zakresie spisków zmarłej Sofie. Melanie, tłumaczka, zdradziła go i doniosła wszystko ojcu. Teraz nie było jej w rezydencji i dobrze, bo inaczej by ją rozszarpał. Tak to jest, kiedy polegasz na tłumaczach, wiedzą za dużo! Przeklęta głuchota!
Matki też nie było w domu, jedynie służba krzątająca się po parterze, oraz trzy psy, wodzące za sobą. Harash skierował swoje kroki schodami na górę, kiedy tylko zostało mu to przekazane. Na piętrze wyminął pokój Sofie, oraz Natashy, oba w swym niezmienionym ładzie. W końcu, dotarł do komnaty schorowanego starca, otwierając drzwi szeroko i dosyć szybko, zamykając je za sobą. Zatrzymał się już w środku, spoglądając po swym ojcu, który leżał w łóżko. Nie spał, ale nie czuł się najlepiej, przez co był dosyć rozkojarzony. Zapewne nie dałby rady teraz nawet odpowiedzieć mu migowym na jego jakiekolwiek pytania.
-Wyjdź… stąd…
Wyszeptał Garfield, ostatkiem sił, ale Nathaniel nie potrzebował tłumacza, ten ruch ust już dobrze znał, zbyt często mu go serwował. Mężczyzna przeszedł się kilka kroków, odwracając do niego plecami i przecierając dłońmi własną twarz. Ten koszmar się nie chciał skończyć, piętno czarnej owcy za nim wodziło. A wtedy, rozszerzył palce, zawieszając spojrzenie na obrazach w komnacie. Wcześniej je ignorował, ale teraz… jeden przedstawiał Garfielda z Sofie, drugi zaś, Sofie i Natashe, a trzeci, ostatni, całą rodzine. Cecylie, garfielda, Sofie i Natashe, jak pozują do portretu rodowego. Całą… rodzinę… bez… niego…
Obrócił się powoli w stronę leżącego ojca, a jego wzrok wydawał się pusty. Harashowie zawsze byli rodziną bez niego… ojciec kochał swe córki… a więc… powinien do nich dołączyć… w Otchłani…
Nathaniel szybko podszedł do jego łóżka, chwytając jedną z poduszek i przyłożył ją do twarzy starca, naciskając na nią całym swoim ciałem. Garfield zaczął wierzgać, z powodu braku oddechu, ale Nathaniel zastygł, nie schodząc, zaś pojedyńcze łzy zaczęły skapywać na materiał. Nie byli rodziną… nie byli, bo był inny… a więc… stworzy sobie własną rodzinę…
W końcu… ruchy zostały wstrzymane, a Nathaniel, jeszcze czekając kilka sekund, zszedł z łóżka, zdejmując poduszkę z jego twarzy i odrzucając ją na stertę pozostałych. Garfield leżał bez ducha, a jego twarz była strapiona. Wyglądał tak samo, jakby przeżył zawał… może przeżył… może to go zabiło… tak… umarł bo miał chore serce. Harash przetarł rękawem swoje oczy, po czym zerknął na metalową laskę opartą o kredens. Wolnym ruchem zbliżył się do niej i ją pochwycił, unosząc na wysokość swoich wilgotnych oczu. Był to symbol rodowy, głowy rodziny, oraz przywództwa Harsaheru. Symbol Garfielda, lecz teraz… teraz był jego symbolem. Symbolem nowej władzy i porządku…

z/t
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty vol Nath

Pisanie by Nathaniel Harash Czw Maj 27, 2021 12:13 pm

Tym razem nie musiał się potrudzić o karocę, bo nawet nie miał zamiaru opuszczać dzielnicy Wysokich Ogrodów, to też pozwolił sobie na spacer, a towarzyszył temu akompaniament stukotu metalowej laski o podłoże, którą teraz zabierał ze sobą, gdyż taki był jego obowiązek. Musiał przekazać swoim ludziom, aby go nie pilnowali, bo chciał dzisiaj liczyć na prywatność. Na prywatność przy spotkaniu, które umówił na dzisiejsze popołudnie. Nieco się stresował, bo to nie miało być z byle kim. Ale po tym co wydarzyło się w ostatnim czasie… chyba nie będzie nic gorszego. Matka dalej była w żałobie, po śmierci męża z powodu ataku serca. Powinien jej zaserwować jakiś wyjazd do miejsca, gdzie wyjeżdżają stare arystokratki, szkoda że nie miał kontaktu z Melissą Aife, może ta by coś doradziła.
W końcu udało mu się dotrzeć w okolice jednego z wielu mostków nad płynącą rzeką. Już z daleka dostrzegł złote włosy Catheriny, która ubrała elegancką, białą sukienkę, idealną na ciepłe dni w Afraaz. Chyba się postarała, aby wyglądać, chyba że to wina szlachetnej maniery. Dobrze, że sam się pokwapił o ubranie ładnej koszuli i porządnie wyczyszczonych butów, wolałby nie wypaść przed nią jak brudas ze slumsów. Westchnął głębiej, zaciskając palce na rączce laski, po czym znów ruszył przed siebie, za kilka chwil, stawiając kroki na wzniesieniu mostku.
Panna Burbunt zwróciła głowę w kierunku, skąd usłyszała stukot laski, a kiedy dostrzegła mężczyznę, który wyglądał znacznie inaczej, niż na ich ostatnim spotkaniu, uśmiechnęła się. Harash podszedł do niej i łagodnie pochwycił jej dłoń w rękawiczce, ucałowując ją. Szybko zabrała ją, ale nie po to, by go urazić, lecz żeby przekazać mu:
-”Cieszę się na to spotkanie, Nathanielu. Wyglądasz bardzo elegancko.”
Zamigowała, a Harash uniósł brwi w zaskoczeniu, bo nie spodziewał się z jej strony takiego podejścia, sądził że ta raczej będzie na niego zła, za to jak zachował się na zaręczynowym obiedzie. Cóż, może była po prostu uprzejma.
-”Bardzo dziękuję, Twoje piękno, Catherino, jednak przewyższa mój szyk. Też się bardzo cieszę.”- Wygestykulował w odpowiedzi, podpierając uprzednio laskę o barierkę i zawahał się na moment. -”Chciałem przeprosić za moje zachowanie tamtego dnia, to było nietaktowne.”
Dodał po chwili, tym razem, to Burbunt lekko szokując, bo wydawało jej się, że Nathaniel nie jest osobą, która przyznaje się do skruchy. To miał być więc dzień niespodzianek. Mimo to, na twarzy znów zagościł uśmiech, jakby nic się nie stało.
-”Przyjmuję przeprosiny, ale w zamian, muszę zabrać Ci dzisiejszy czas.”
Zaśmiała się odruchowo, a Harash na ten widok wyszczerzył lekko zęby.
-“Przyjmuje te warunki mej kapitulacji, pani…”
Odparł, a ta znów się zaśmiała, choć skrywała usta za białą rękawiczką. Po kilku chwilach, oparła się o barierkę, spogladając w dal, na płynącą wodę. Nathaniel uczynił podobnie, ale szybko jego wzrok znów uciekł na kobietę.
-”Bardzo mi przykro z powodu śmierci Twojego ojca…”
-”Dziękuję…”
Lecz ta kontynuowała.
-”Jesteś teraz głową rodu, masz swoje obowiązki, ale też możesz o sobie decydować. Domyśliłam się, że chciałeś się spotkać osobiście, aby zerwać nasze zaręczyny. Masz do tego w końcu prawo.”
Dokończyła, a jej twarz lekko spoważniała, zarazem wydając się lekko zmartwiona. Była na to mentalnie przygotowana, ale ta perspektywa wcale jej się nie uśmiechała. Co z tego, że zerwą zaręczyny, jeśli jej rodzice za moment znajdą jej nowego kandydata, w dodatku jakiegoś starca, czy coś w tym stylu? Nathaniel nie wydawał się jej złą partią, gdyby miała wybierać. Możliwe, że sam mężczyzna był w stanie to wszystko wyczytać z jej twarzy, w końcu, znał realia arystokratek. Ale pokiwał sprzecznie głową, z uśmiechem.
-”Nie planowałem zrywać zaręczyn, chciałem tylko przeprosić i spędzić miło dzień. Oczywiście… jeśli to Ci odpowiada, Catherino. Skoro mogę decydować, nie chcę niczego robić wbrew Twej woli. To od Ciebie zależy, czy chcesz… zostać w przyszłości moją żoną.”
Wytłumaczył się, a dziewczyna lekko rozwarła usta, nie spodziewając się takiej inicjatywy z jego strony. W dodatku, nie chodziło o sam fakt jego postanowień, bo nie oszukujmy się, wcześniej nie wyglądał na chętnego do ożenku, lecz może śmierć ojca na to wpłynęła? Jednakże, bardziej chodziło o to, że i ona dostała wybór. Nathaniel wydawał się jej dżentelmenem, który szanuje cudze zdanie. To dobrze, o takich ciężko.
-”Na chwilę obecną… chciałabym, aby to było kontynuowane. Lecz najpierw, sądzę że powinniśmy się lepiej poznać i dowiedzieć czegoś o sobie. W… porządku?”
Spytała płynnym ruchem, a Harash nie zdejmował uśmiechu z twarzy. Była dobrą osobą, może faktycznie jeśli pójdą w tym kierunku swoim tempem, to uda im się stworzyć coś lepszego. Razem. A przynajmniej, będą mogli nauczyć się, jak zbudować wspólne życie.
-”Jak najbardziej w porządku, jestem zaszczycony. W takim razie… może chodźmy na herbatę…?”
Zaproponował, a ta kiwnęła głową zadowolona, więc jemu nie pozostało nic innego, jak pochwycić swój atrybut rodowy, oraz podać swe ramię Catherinie, by mogła się go pochwycić, aby razem, udali się na mały wypad po Wysokich Ogrodach...

z/t
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty Re: Rezydencja Harashów

Pisanie by Nathaniel Harash Pon Maj 31, 2021 9:01 pm

To miało być długie popołudnie, spędzone z matką. Długie, ponieważ ta nadal wydawała się mu nieobecna. Zrozumiałe, że przeżywała żałobę, na przestrzeni dwóch lat straciła dwie córki i męża. Jakże przeklęty to ród, gdzie każdy się morduje, a na końcu zostają ci, co zawsze byli w cieniu. Teraz, to oni byli reprezentantami, a chcąc nie chcąc, Nathaniel naprawdę nie chciał tracić już nikogo więcej.
Zatrzymał się w holu, stając przed lustrem, aby poprawić swój krawat i guziki od kamizelki. Miał zamiar niedługo jechać do rafinerii, więc powoli się przygotowywał. Sięgnął do kieszeni po papierośnicę, z której wydobył jednego, zgrabnego papierosa, który wnet wylądował w jego ustach, odpalony z pomocą zapałek. Zamachał nadgarstkiem, gasząc płomyk i zaciągając się dymem. Wziął głęboki wdech, zwracając głową w stronę wysokiego sufitu. Bogowie, dajcie mu siłę.
-Ten obraz bardzo lubił… niech zostanie…
Rzuciła Cecylia do służących, którzy sterczeli przed portretem majestatu Garfielda, nie wiedząc co robić. Przemeblowanie, cóż, zdaniem Nathaniela to bardziej przydałoby się wyrzucić rupieci, bo ta rezydencja zaczynała przypominać jeden wielki strych. Okropnie.
-"Ten wazon był prezentem od księżny Lucjii, dla dziadka…"
Wygestykulowała do młodego Harasha ze łzami w oczach i wymuszonym uśmiechem. Oho, już za późno. Pokręcił głową, chwytając szklaneczkę whisky ze stolika i przenosząc się bliżej okna, gdzie popił dwa łyki, dopalające to tytoniem. Szczerze, nie miał już siły reagować, matka zachowywała się tak, jakby serio została tu sama, a jej nie pozostało nic, jak wspominać. I ona chciała wnuki? Nawet syna nie widzi.
-"Zaniesiesz kwiaty na grób ojca? Choćby jutro?"- Spytała, kiedy ten tylko zwrócił wzrok w jej stronę, na co kiwnął głową od niechcenia. -"Musi być teraz szczęśliwy, będąc tak blisko z Sofie i Natashą."
Dodała po chwili. Oczywiście matko, z pewnością. Święta trójca trzymała się w końcu razem.
Harash wypił szybko zawartość szklanki, odstawiając szkło na parapet i dopalające papierosa, wrzucając pęta do naczynia. Poprawił krawat, lekko go zaciśniając i ruszył z salonu na korytarz, ku jego zaskoczeniu, widząc w drzwiach jednego z jego ludzi.
-"Panie Harash, pańska narzeczoną jest w rafinerii, chłopaki nie wiedziały, czy mogą ją wpuścić, bo nie chcieli jej gniewać. Czeka tam na Pana."
Przekazał, a brązowowłosy uniósł brwi. Catherina była w fabryce? Po co…? Nie powinien raczej pozwolić jej długo czekać.
-"Wezwij Harolda, jedziemy."

z/t
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty vol 2

Pisanie by Nathaniel Harash Sro Cze 02, 2021 7:44 pm

Złotowłosa dziewczyna stanowiła doprawdy ładny element tego biura, które samo w sobie było nieco ponure, wyłożone ciemnymi deskami dębowymi. Ale za to największe, na najwyższym piętrze budynku centralnego na terenie kompleksu. Ciekawsko wodziła wzrokiem po różnych elementach ozdoby, ksiąg rachunkowych, piórach, a nawet gablotkach, w których znajdowały się pistolety. Jaki dżentelmen dobrego urodzenia nie lubi ładnych broni? W końcu rozsiadła się w fotelu przed biurkiem, lekko kołysząc się o jego oparcie, zaczynając z nudy rozsuwać i zasuwać szuflady. Były puste, nic takiego co byłoby niewłaściwe z jej strony, lecz też nic ją z tego nawet nie interesowało… zaraz, jednak nie. Obok nóżki mebla, wystawała kartka, która musiała Nathanielowi wypaść z jakiegoś klasera. Podniosła ją, coby się nie zniszczyła na podłodze. Wtedy, odkryła, że są to jakieś schematyczne zapiski, dotyczące lokalu "Levodium", w Bursie, jak podawała kartka. Ale po co tak dokładny opis tego miejsca, które było… gorszej renomy kasynem, jeśli miała być szczera. Nie żeby tam bywała, ale słyszała, mieszka tu w końcu od urodzenia. Zaraz, zaraz… w dolnym rogu był wypis broni. Broni? Pistolety, sztylety, szable… dlaczego, co to miało wspólnego z… imiona? Kojarzyła je, ale… Bardzo niebezpieczna to była kartka, która przez nieuwagę Harasha, mogła wpaść w niepowołane ręce.
Teraz jej coś świtało. Sama rafineria miała wielu ochroniarzy, to zrozumiałe, lecz nie wszyscy na takowych wyglądali. Kręcili się tu ludzie wszelakiego formatu, kryjąc pod ubraniami pistolety, ale też zdawali się, znać teren. Wcześniej ich też wzięła za ochronę, lecz teraz, gdy pomyślała o szemranych sprawach… to oni też szemranie wyglądali, niejeden miał blizny i spojrzenie, które… po prostu czujesz i nie kojarzysz zbyt dobrze. Już wcześniej coś słyszała o rodzie Harashów, nawet jeśli rodzice na ten temat milczeli, to nie inni... lecz zawsze były to plotki, próby oczernienia, zwłaszcza po zeszłorocznej aferze kawowej... Co to za głupie myśli? Czy ona zaczęła sobie coś dopowiadać na temat swojego narzeczona? Przez dziwną kartkę i pracowników? Powinna się pokarać za takie...
Drzwi się otworzyły, a w progu stanął lekko zaskoczony Nathaniel, zaś dziewczyna natychmiast wsunęła kartkę do szuflady, jakby odruchowo czując stres, że ją na czymś przyłapał. Wiecie jak to jest, niby nic nie zrobiliście, ale element szoku potrafi inaczej to pokierować. Postanowiła wstać, wkradając na twarz uśmiech.
-"Nathanielu, jesteś…”
Wykonałą szybki gest, zać mężczyzna przymknął za sobą drzwi, przechodząc powoli bardziej na środek i spoglądając na nią.
-”Catherino, coś się stało? Taka godzina…?”
Zapytał, próbując to nadal zrozumieć, ale ta pokiwała głową sprzecznie.
-”Nie, ja… chciałam tylko zapytać, czy zechciałbyś może wyjechać na moment z miasta, w jakieś ładne popołudnie.”
Uśmiechnęła się szerzej, jakby zakłopotana, że coś tak błahego, mogło wzbudzić w nim niepokój. Z drugiej strony, to było miłe, że się tak zmartwił. Sam Harsh wyglądał, jakby to próbował przeanalizować, bo dopiero do niego docierało, że sobie to wyolbrzymił. Może to efekt paranoi, która udzieliła mu się po Thaazisie, ale niestety, wiedział więcej od swojej narzeczonej, by takie nagłe odwiedziny, zwyczajnie bagatelizować.
-”Nie ma problemu, możemy nawet jutro. Chętnie wyrwę się z Afraaz, nawet na jeden dzień. Ale wystarczył list.”
Uśmiechnął się szerzej, stykając zaraz własne palce ze sobą w piramidkę, a Burbunt zaśmiała się cicho, ale cóż, wolała chyba zrobić to osobiście, niżeli przez posłańca.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, choć do Nathaniela to nie dotarło, to Catherina skierowała spojrzenie w ich stronę, czym poinformowała Harasha o gościu. Mężczyzna podszedł do klamki, którą szarpnął, wpuszczając do środka jednego ze swoich ludzi. Ale… z tego co kojarzył, on nie znał migowego.
-Panie Harash…
Zestresował się, bo chyba zrozumiał, że to będzie trudne, natomiast brązowooki pogładził kieszonki swojej kamizelki, w poszukiwaniu kartki do pisania, lecz wtedy, nieśmiało wysunęła się Catherina.
-Prosze mówić, przekażę.
Poinformowała, zaś jegomość spojrzał na blondynkę, by zaraz znów zerknąć na swojego szefa, a potem ponownie na nią.
-Em… Levodium zniszczyło magazyn numer siedem…
Przekazał, a Catherina niewiele z tego zrozumiała. Ale jednak, przeniosła to na migowy dla Harasha, który otworzył szerzej oczy i obrzucił faceta gniewnym wzrokiem. Czemu on jej to powiedział?! Nie, teraz to nieważne.
-”Catherino… prosze, przekaż Gustavowi, aby zwołał ludzi i przygotował powozy…”
Przełknął ślinę, bo tylko bardziej topił dziewczynę w bajorze niewiedzy, ale ta, z lekkim zawahaniem, zrobiła jak poprosił. Facet kiwnął głową i wyszedł, pozostawiając ich samych. W jej głowie zaś, wodziły te wszystkie ukryte wiadomości. Gdzie… chciał jechać… z jakimi ludźmi…?
-”Bardzo Cię przepraszam, ale… muszę wyjść…”
Zamigował nagle, a ta zamrugała, wciąż w niego wpatrzona z dezorientacją, nim jej oczy zbiegły na inny tor. Na gablotę z pistoletem. Po chwili, podeszła do niej i pozwoliła sobie ją otworzyć, wyjmując pistolet, wręczając go jeszcze bardziej zdezorientowanemu Nathanielowi.
-”Uważaj na siebie.”
Poprosiła tylko, zaś ten analizował każdy szczegół jej mimiki, jakby chciał… zrozumieć. Czy ona… dała mu broń, bo...
Kiwnął głową, z niepewnym wyrazem twarzy i skierował się do wyjścia z gabinetu, zostawiajac ją samą, z własnymi teoriami…

z/t
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty vol 2

Pisanie by Nathaniel Harash Sro Cze 02, 2021 9:10 pm

“Levodium” miało sporą salę, w której były rozstawione stoły do pokera, bilardu, czy też bar dla spragnionych. W centralnym punkcie, była scena z podestem, gdzie też wyszedł jeden mężczyzna, zwracając się w kierunku zebranych ludzi, którzy wstrzymali się od wszelkich rozrywek, aby poświęcić mu chwilę. Grono było różne, lepiej ubrane, czy to gorzej, choć nawet muszki były czymś poplamione, a ich wzrok, wątły, jakby pod wpływem. To z pewnością nie było dobre towarzystwo. Nawet klienci mieli tu swoje udziały, więc byli, jak jedna wielka wspaniała rodzina.
-Cieszę się, że tu jesteście ze mną! Chciałem przekazać tylko, że pokazaliśmy kto tu naprawdę rozdaje karty!- Wszyscy wybuchli śmiechem. -Nikt więcej, nie będzie próbował wejść w naszą branżę, dlatego bawcie się, grajcie i traćcie swoje pieniądze!
Zaśmiał się, reszta zresztą też, choć szybko musiało zostać to to ukrócone, kiedy drzwi frontowe do sali głównej, otworzyły się z kopniaka, uderzając ochroniarzy. Po chwili, wszyscy usłyszeli huk wystrzału z broni palnej, a zapach siarki rozprowadził się po pomieszczeniu. Do środka wmaszerowała masa ludzi i elfów, w płaszczach, kamizelkach, różnych kapelusikach, od beretek, po cylindry, część miała pistolety skałkowe, a większość młotki, pałki i inne przedmioty obuchowe. Nieproszeni goście wpierw rzucili się na ochronę, uderzając ich w głowy lub twarze czym mogli, zaś spanikowanych klientów zaczęto powalać na ziemie, wykręcać ręce, zaś tych bardziej agresywnych, ustrzeliwać jak kaczki.
Mężczyzna ze sceny chciał szybko z niej uciec, ale poczuł uderzenie metalowej laski w kolano, przez co upadł na deski, wyjąc z bólu. Stanął nad nim mężczyzna z ulizanymi włosami do tyłu, oraz bogatym odzieniu. Włożył papierosa do ust, paląc go, aż skwierczało, cały czas gapiąc się na niego z góry. Facet chciał chyba chwycić Nathaniela za nogawkę, ale ktoś go szarpnął za obolałą nogę z powrotem na centrum sceny, szarpiąc go zaraz za włosy i podciągając w górę, aby go wszyscy widzieli. Jeden z napastników trzymał go od pleców, przykłądając wysuniety scyzoryk do jego gardła, z kolei Harash, wolnym krokiem, przeszedł bardziej na tył sceny, zwracając się w kierunku chaosu, który jeszcze chwilę panował na sali. Kilku padło trupem, większość została poważnie obita po twarzach i stawach, ale byli przy życiu. Członek załogi Nathaniela, który trzymał wcześniejszego mówcę scenicznego, krzyknął na całą salę, aby zwrócić na siebie uwagę, może nie napastników, którzy właśnie opanowali lokal, lecz właśnie pokonanych.
-STRATA MAGAZYNU TO STRASZNE KOSZTY, WIECIE?! NIEŁADNIE JEST ATAKOWAĆ PRZYJACIÓŁ!- Krzyczał, a jego zakładnik próbował się rzucać, więc ten zaczął mu jeździć ostrzem po twarzy, rozcinając jego skórę w krwawym szlaczku, przez co ten zawodził i łkał jednocześnie. Nathaniel podszedł bliżej, na kraniec podestu, by mieć wszystkich dobrze na widoku. -ALE SPOKOJNIE, WSZYSTKO JEST UBEZPIECZONE, DZIĘKI LEVODIUM! JESTEŚCIE NASZYMI UBEZPIECZYCIELAMI! OD TERAZ, TO MIEJSCE, ZMIENIA ZARZĄDCĘ, DROGIE PAŃSTWO!- Dźgnął mężczyznę w gardło, po czym wierzgające ciało upadło na scenę. -NA ZAMÓWIENIE, HARSAHERU!
Wykrzyczał, zaś wszyscy napastnicy zawiwatowali, wracając do pałowania i obijania pysków ochroniarzom lokalu, oraz zamieszanej klienteli, kiedy to Harash kiwnął głową do swojego krzykacza, za moment schodząc ze sceny, pozostawiając za sobą krwawe odciski butów, po wdepnięciu w czerwoną kałużę. Wraz ze stukotem swojej laski, przeszedł przez środek sali, otoczony burdą, która była dla niego tylko niemą scenerią, aby zaraz, minąć drzwi frontowe. W holu było więcej jego ludzi, przy trupach ochrony. Każdy mu gratulował, jakby zrobił nie wiadomo co. Może zrobił…
Wyszedł z Levodium głównym wejściem, gdzie też stało dwóch milicjantów na patrolu. Podszedł do nich wolnym krokiem i włożył do ich rąk wypełnione sakwy. Jeden z mundurowych, kiwnął swoim kapeluszem.
-Dobrej nocy, Panie Harash.
Rzucił z uśmiechem pod wąsem, może z drobną złośliwością, bo przecież ten nie mógł go usłyszeć, na co Nathaniel upuścił papierosa pod jego nogami i go zdeptał, nie spuszczając z niego wzroku. Milicjant się zawahał, jakby przegrał ten pojedynek na spojrzenie, ale nie dane mu było cokolwiek dodać, bo Harash poprawił swój krawat i ruszył brukowaną drogą do swojej karocy, gdzie czekał na niego jego woźnica, Harold.
Wsiadł do powozu i oparł głowę o tył siedzenia, z ciężkim westchnięciem. Zerknął przez okiennicę na milicjantów, którzy oddalili się od Levodium, nim powóz ruszył, a widok się zmienił…

z/t
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Harashów Empty Re: Rezydencja Harashów

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach