Stara Kuźnia

4 posters

Go down

Stara Kuźnia Empty Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lip 05, 2018 9:34 pm

źródło: wallpaperbetter.comźródło: landscapedesign.clubźródło: wallpaperbetter.com
Gdzieś pośrodku północno-zachodniej części tego lasu można znaleźć pozostałości po jakiejś opuszczonej kuźni. Dom jest częściowo zawalony od północy, ale reszta budynku jakoś się trzyma. Wewnątrz można znaleźć wiele narzędzi, znajdą się też pewnie stare, zardzewiałe miecze. Gdy tylko wejdziemy przez dziurawą ścianę, zobaczymy obszerne pomieszczenie zastawione gratami. Pośrodku stoi duży stół, gdzieś w kącie półka z książkami. W kącie pokoju stoi stary bujany fotel. Podobno ostatni właściciel umarł właśnie w tym miejscu, choć żadna historia nie mówi, kim był. Podobno zaś naraził się on leśnym wiedźmom, a te rzuciły nań klątwę. Widząc swoją odrażającą twarz, oszalał i zamknął się w domu... I już nigdy więcej nie wyszedł.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Hakan Pią Mar 19, 2021 2:12 pm

Dwa dni mi zajęło ogarnięcie się po nieudanym eksperymencie z kotem. Nie było źle, dałem radę przyjmować pacjentów, jednak myślałem, że umrę kiedy jeden, malutki koleżka rozpłakał się na kolanach matki. Te wysokie tonacje wwiercały mi się w głowę, na której dalej był wyczuwalny guz.
Czując się już lepiej, postanowiłem wybrać się na spacer, jak to planowałem. Uśmiechnąłem się do mojego konia, który dzielnie przemierzał ze mną las. Obrzęk, pasuje teraz jego imię do mnie.
-Co tam widzisz mój drogi?-zapytałem go, przesuwając dłonią po jego szyi. Przystanął i rozglądał się latając uszami na wszystkie strony.-No, idziemy dalej.-ścisnąłem go lekko łydkami dając rozkaz do wznowienia wędrówki. Nic złego nie powinno nas spotkać tutaj. Może i trochę zarośli jest tutaj, ale jest dzień, więc nic złego raczej na nas nie wyskoczy.
Ogier znów zaczął stawiać długie kroki, podążając tam gdzie pokierowałem go wodzami. Już po chwili zobaczyliśmy zarośnięty i częściowo zawalony budynek. Nie zapuszczam się aż tak daleko w las, a tutaj, to w ogóle chyba nigdy nie byłem. Wybaczam sobie, w końcu nie mieszkam tutaj długo.
Okrążyliśmy kuźnię, bo chciałem się jej przyjrzeć z każdej strony.
-Hm...-mruknąłem, po czym poklepałem konia i zszedłem z niego, uważając, żeby nie zeskoczyć na chorą nogę zbyt mocno. Jeszcze kilka razy przeczesałem sierść rudzielca i go puściłem. Nie chciałem zdejmować z niego siodła, bo kto wie, może będę musiał szybko się stąd ewakuować?
-Dzień dobry.-przywitałem się, nie chcąc wyjść na gbura, gdyby jakiś leśny pijak uznał, że włażę mu do domu.
Wsadziłem głowę w dziurę w ścianie, a po chwili reszta mnie się przez nią przecisnęła. Nie będę kłamał, że szkielet nie był tym, co rzuciło mi się w oczy kiedy znalazłem się w pomieszczeniu. Spróchniałe drewno nie przyciąga tak wzroku, jak jasny kolor kości. Od razu się zainteresowałem tematem. Taki szkielet by mi się przydał. Mógłbym go drucikami szczepić i trzymać w piwnicy, w końcu nie mam w domu czegoś takiego. Ah właśnie, przecież czekam jeszcze na płacz z hybrydziej skóry, zapomniałbym. Mógłbym mój szkielet w niego ubrać, byłby moim asystentem. Brzmi to jakbym był chory psychicznie z samotności, ale tak nie jest, zwyczajnie lubię mieć interesujące i nietypowe obiekty w moim domu, a mam ich mocny deficyt.
Hakan
Hakan

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak palca w lewej stopie
-tatuaż za lewym uchem
-uszkodzone lewe kolano
-brak słuchu w lewym uchu
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Rami-fon-Verg, DeviantArt

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Pią Mar 19, 2021 5:22 pm

  Puszcza nie była zwykłym lasem, a im głębiej wchodzili, tym starsze i większe były drzewa. Ich plątanina zasłaniała widok, tworząc zielony mur w odległości nawet kilku metrów. Przedzieranie się przez krzaki nie było przyjemnym pomysłem, na szczęście pełno tu było zwierzęcych ścieżek. Nie każdą koń chciał iść, toteż musieli wybierać kompromisy. Niemniej droga przebiegała spokojnie. To niedobrze. To usypiało czujność.
  Nikt Hakanowi nie odpowiedział na powitanie, może poza jaszczurką, która szybko umknęła mu spod nóg. W środku chata była nie mniej zarośnięta, wszystko opanowała jakaś roślinność, głównie paprocie i mchy, pełno też było grzybów, zwłaszcza w kątach i na ścianach. Książki na półce zaczęły żyć własnym życiem, w przeciwieństwie do gospodarza, które to już dawno zakończył.
  Obrzęk plątał się spokojnie w zaroślach i skubał co niektóre zielska, które wydały mu się smaczne, aż w pewnej chwili zastrzygł uchem. Uniósł głowę i rozejrzał się uważnie, śledząc wzrokiem i słuchem otaczające go zarośla pogrążone w zielonym cieniu. W nieprzebitych koronach przemknęły ptaki, a za moment ogier zerwał się wystraszony i z głośnym rżeniem odbiegł w bok. Zawrócił zaraz ponownie i potrząsnął głową, dreptając niespokojnie i szukając źródła zagrożenia, którego nie umiał dostrzec.
  Kiedy Hakan wyjrzał na zewnątrz, dostrzegł wbitą w ziemię strzałę, której czerwona lotka wystawała z małego krzaczka jagód, około dwóch metrów od ściany budynku. Jeśli postanowił się rozejrzeć, mógł dostrzec, że taka sama strzała znajdowała się przed każdą ścianą kuźni, w dokładnie tej samej odległości, ale wystrzelona z innego kąta.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Hakan Pią Mar 19, 2021 5:58 pm

Już miałem wchodzić dalej do domu, żeby bliżej zapoznać się ze szkieletem, ale mój koń spanikował i narobił hałasu na podwórku. Szybko zawróciłem i ruszyłem do wyjścia z budynku.
-Obrzęk, spokojnie.-powiedziałem głośno spokojnym głosem, próbując go uspokoić na odległość. Był cały z tego co widziałem, więc możliwe, że wystraszył się ptaka schowanego w krzaku, albo yhh... ohydnej wiewiórki. Aż mnie ciarki przeszły na tę myśl.
Popatrzył na mnie niepewnie, zrobił jeszcze kilka niepewnych kroków, po czym zaczął się nieufnie uspokajać. Uśmiechnąłem się do niego i w końcu mogłem się skupić na strzałach. Ich tutaj nie było, jak wchodziłem, prawda? Wyszedłem powoli na podwórko i odszedłem kawałek od domu i wtedy zobaczyłem kolejną strzałę i następną. Cóż, kilka strzał wyglądałoby jakby ktoś siedział w koronach drzew i chciał mnie odgonić, ale tak równa odległość bardziej skojarzyła mi się z jakimś dziwnym rytuałem czy symbolem. Przy pierwszej opcji bym przeprosił, zabrał konia i odjechał, ale ponieważ opcja była druga, to postanowiłem zostać.
Podszedłem do jednej ze strzał, kucnąłem przy niej i przesunąłem delikatnie palcami po czerwonych lotkach.
-Dobrze strzelasz.-powiedziałem głośno, chwaląc tego kogoś, kto to zrobił. Chwyciłem strzałę i wstając wyciągnąłem ją z ziemi, aby się jej przyjrzeć z bliska. Miałem wrażenie, ze szkielet zaraz ożyje i wyjdzie do mnie. Cóż za ekscytujące by to było doświadczenie! Moje życie staje się odrobinkę ciekawsze, jestem zachwycony.
Hakan
Hakan

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak palca w lewej stopie
-tatuaż za lewym uchem
-uszkodzone lewe kolano
-brak słuchu w lewym uchu
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Rami-fon-Verg, DeviantArt

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Sob Mar 20, 2021 12:02 pm

  Koń w końcu się uspokoił, słysząc swojego właściciela i widząc przede wszystkim, że nic bardzo strasznego nie działo się wokół. Przynajmniej nie dla niego, ale mimo to wierzchowiec pozostawał czujny. Zdecydowanie coś czuł, rozglądając się co chwila, lecz nie dawało to żadnych efektów. Nie był pewien, czy powinien być z tego zadowolony, czy raczej nie.
  Sam Hakan również mógł się poczuć obserwowany przez gęste zarośla, te jednak były milczące, kiedy elf sięgał po strzałę. Miała miękkie lotki o soczyście czerwonej barwie. Ciężko powiedzieć, czy pióra posiadały takową już wcześniej czy zostały ufarbowane, bo jeśli tak, to zrobiono to naprawdę profesjonalnie. Drzewiec był równy i ciemny, a sama strzała doskonale wyważona. Wieńczył ją grot wykonany z gładko polerowanego rogu, ostry jak brzytwa.
  Jego słowa pofrunęły w las, zdawałoby się bez odzewu, ale po chwili ciszy dał się słyszeć szelest cichy i lekki, jakby skradało się do niego jakieś niewielkie zwierzątko. Rzeczywistość znowu miała zaskoczyć elfa, kiedy spomiędzy pni i zarośli wyłoniła się sylwetka dobrze zbudowanego mężczyzny o surowej twarzy, topornych rysach i splecionych długich włosach. Celował do niego z łuku, z taką samą czerwoną strzałą. Jego skąpy ubiór służył bardziej wygodnemu trzymaniu rzeczy niż zasłanianiu mocno owłosionego ciała. Uszy miał wydłużone, jakby na wzór elfich, ale nie szpiczaste a zaokrąglone raczej. Kiedy podszedł jeszcze kawałek, Hakan mógł dostrzec, że zamiast nóg posiada kopyta rozdzielone na jedno duże i dwa mniejsze, a w zasadzie cały od pasa w dół przypomina stworzenie na pograniczu konia i jelenia, smukłe i silne zarazem. Zatrzymał się kilka metrów, może dziesięć, od Hakana i machnął ogonem, którego długie włosy również były splecione.
  — Hasur natta e! — rozkazał twardym centaur, wciąż celując prosto w głowę Ziva. — Koma seesa? — zapytał zaraz. Obrzęk odsunął się od tego dziwnego stworzenia, ale ono nic sobie robiło z obecności konia.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Hakan Sob Mar 20, 2021 2:36 pm

Strzała była ładna i starannie wykonana. Zrobiła na mnie wrażenie, tak samo jak jej właściciel, kiedy w końcu postanowił się ujawnić. Centaur, wspaniale, ile ja o nich wiem? Niewiele. Obleciałem go na szybko wzrokiem, ściskając w dłoni kawałek drewna. Przyznam, że się zestresowałem, bo do mnie celował. To dość niecodzienna sytuacja dla mnie.
Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczyma kiedy do mnie przemówił. Nic nie zrozumiałem, chociaż wyczytywałem pewne sygnały z tonu jego głosu. Nie zdawał się być przyjaźnie nastawiony, ale gdyby chciał mnie zabić, to już by to zrobił, prawda?
Nie ruszając się z miejsca wyciągnąłem powoli rękę ze strzałą w jego stronę.
-Wybacz, ale nie rozumiem.-przeprosiłem, co nawet widać było po mojej twarzy i lekkim ukłonie. Nie wiem czy o to mu chodziło, zapewne nie. Chce, żebym odszedł, podszedł, oddał mu strzałę, czy co innego? To będzie ciężkie.
Hakan
Hakan

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak palca w lewej stopie
-tatuaż za lewym uchem
-uszkodzone lewe kolano
-brak słuchu w lewym uchu
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Rami-fon-Verg, DeviantArt

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Sob Mar 20, 2021 6:06 pm

  Centaur zerknął na jego ręce, a dokładniej strzałę, którą trzymał, by zaraz wrócić uwagą do oczu elfa. Widział wyraźnie jego skrajny brak komfortu, ale wydawał się tym wcale niewzruszony. Właściwie jego umiejętności mogły budzić podziw, trzymanie stale napiętego łuku wymagało siły i samokontroli, a jemu nawet dłoń nie drżała.
  Na słowa Hakana, skierował ku niemu uszy i ponownie zerknął na wyciągniętą w swoją stronę strzałę. Przestąpił z nogi na nogę i machnął ogonem, rozważając to dokładnie.
  — Athen... — rzucił z niechęcią i powoli opuścił łuk, chwytając strzałę tą samą ręką. Podszedł do niego bliżej, niespiesznie, ale bez strachu, by niedelikatnie zabrać strzałę z jego rąk. Cofnął się o krok, ale wciąż było widać, że jest o pół głowy wyższy. — Hila e — kazał i zerknął w bok, gdzie za moment w ziemię wbiła się kolejna strzała, tym razem z zieloną lotką. Centaur machnął ręką na Hakana. — Swuta mji! — powiedział dobitniej, elfowi zaś nietrudno było zauważyć, że jest to ten sam kierunek, z którego przyjechał.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Hakan Sob Mar 20, 2021 6:56 pm

Athen? Brzmiało to w jego ustach jak obelga i nie zdziwiłbym się gdyby tak było. Opuścił łuk i od razu poczułem się swobodniej, opuściłem nawet podniesione odruchowo w napięciu ramiona. Oby tylko przyjazna atmosfera nie sprawiła, że zrobię coś zbyt przyjaznego, co zostanie uznane za obrazę centaurzego majestatu.
Uśmiechałem się miło nawet kiedy wyrwał mi strzałę z dłoni. Nie ma co się złościć o takie drobnostki, zwłaszcza, że to ten ktoś mi tak robi. Uważam takie bliskie spotkanie z innym myślącym gatunkiem za zaszczyt. Chciałbym się na nim przejechać. Oh, to niestosowne.
Hila... e. Powtórzyłem myślach. Ciekawe co to znaczy. To denerwujące, że nie rozumiem. Drgnąłem zaskoczony kiedy kolejna strzała wbiła się w ziemię. Dlaczego strzelają w ziemię? Dlaczego akurat teraz? To zwyczajnie zwykły przypadek, czy przychodząc tutaj mogłem naruszyć jakąś demoniczną barierę? Aż takiej mocy, to ja raczej nie mam.
Swuta mji, to pewnie znaczy odejdź, albo coś w tym stylu. Mógłbym odejść, ale ten szkielet by mi spokoju nie dał. Wróciłbym tutaj i tak, a centaury mogłyby potraktować ponowne pałętanie się im pod nogami już z dużo mniejszą łaskawością niż teraz.
Popatrzyłem, na Obrzęk, dalej niepewny otoczenia, zwłaszcza po tym jak kolejna strzała wbiła się w ziemię.
-Mogę zabrać tamten szkielet?-zapytałem wskazując na kuźnię i nie rozważając opuszczenia tego miejsca bez chociażby grama informacji czy małej pamiątki. Cóż, raczej nie zrozumieją mojego pytania, więc postanowiłem je ubrać inaczej w słowa.-Szkielet.-powiedziałem wskazując na budynek, a później szybko przesuwając sobie palcem po przedramieniu, ramieniu i żebrach, nakreślając kości. -Zabrać? Mogę?-zapytałem, tym razem wyciągając otwartą dłoń w stronę domu, po czym zacisnąłem ją w pięść i przycisnąłem do piersi. Może mój nowy znajomy zrozumie, a jak nie, to go najwyżej trochę zirytuję.
Hakan
Hakan

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak palca w lewej stopie
-tatuaż za lewym uchem
-uszkodzone lewe kolano
-brak słuchu w lewym uchu
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Rami-fon-Verg, DeviantArt

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Wto Mar 23, 2021 12:19 am

  Kiedy padło pytanie, a elf wskazał na budynek, wyraziste brwi centaura zmarszczyły się z dezaprobatą. Ponownie przestąpił z nogi na nogę, zbierając resztki swojej cierpliwości.
  — Swuta mji! — powtórzył dobitniej, ponownie wymachując ręką w stronę zielonej strzały.
  Przybysz jednak pozostawał nieugięty, a jego nowe gesty spotkały się z czymś na kształt ziarna zainteresowania. Zerknął na moment gdzieś w bok i powrócił ciemnymi oczyma do dłoni elfa, który mazał sobie po ciele nieistniejące kreski. Przechylił głowę na bok, zerkając to na niego, to na ruinę, a jedna jego ręka chyba dość odruchowo powędrowała do własnej klatki piersiowej, jakby chciał powtórzyć gest z żebrami. Kolejne słowa, kolejny gest. Zmrużył lekko ślepia.
  — Iuone adelum ilah? — Skrzywił się na to stwierdzenie i parsknął niemal jak koń. — Athe. Hasur mji — prychnął i cofnął się o krok, chowając dodatkową strzałę do kołczanu na plecach, lotkami do dołu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Hakan Wto Mar 23, 2021 12:52 am

Tak, mężczyzna kazał mi odejść. Czułem w kościach jego irytację, ale się nie poddawałem. Pokazałem mu gestami czego pragnę, a on zdawał się być zainteresowany. Ciekawe jak jego kolega czy koleżanka, co się w krzaku czają. Jego dziecięce naśladowanie mnie wydało mi się urocze. Gatunki nie mogą się mieszać, no raczej na pewno centaur nie zmiesza się z człowiekiem lub elfem. Szkoda, to by było piękne gdybym wyhodował sobie centaura. Nie wybiegajmy jednak w przyszłość, bo do tego jeszcze daleko.
Odpowiedział na moje słowa. Nie zrozumiałem go. Cóż za zaskoczenie, prawda? Jeszcze parsknął, na bogów, cóż za zniewalające stworzenie. Dałbym im się porwać, byle tylko ukazali mi więcej swojej miękkiej strony.
Uśmiechnąłem się kiedy rzucił słowami i cofnął się. Uznałem to za zgodę na zabranie szkieletu. Odetchnąłem głębiej, odczuwając ulgę.
-Myślałem, że Ty...-wzkazałem na niego-...Mnie...-wskazałem na siebie.-...zastrzelisz.-wyciągnąłem jedną rękę przed siebie, a drugą zgiętą uniosłem w górę, jakbym naciągał właśnie łuk.-Ale tego nie zrobiłeś.-pokręciłem głową z dalej uniesionymi kącikami ust.-Dziękuję.-mówiąc to, złożyłem dłonie na wysokości ust i ukłoniłem się lekko w stronę centaura. Nie wiem czy zrozumie, jeśli nie to go może chociaż rozbawię lub zaciekawię moimi ruchami.
Obróciłem się i powoli ruszyłem w stronę Kuźni. Wślizgnąłem się do wnętrza.
-Chłodno w środku.-powiedziałem głośno, żeby mnie mój towarzysz słyszał.-A niby słońce świeci. Z drugiej strony zima jest, to nie powinienem się dziwić, że rześko jest.-dorwałem się do szkieletu i delikatnie odseparowałem głowę od kręgosłupa. Męczyć się z tym nie musiałem, bo szkielet się rozsypywał. Był niezakonserwowany, więc to normalne.
Z czaszką w rękach wyszedłem na podwórko. Muszę pokazać te dziwy centaurowi, pewnie czegoś takiego nigdy nie widział, nawet ja nie widziałem. Czaszka z czterema oczodołami. Może to klątwa, a może zwyczajnie jakiś rodzaj zrośniętych bliźniąt? Trudno powiedzieć tak na pierwszy rzut oka.
-Co jest niesamowite w tej czaszce, to to, że ma miejsce na dwie pary oczu.-powiedziałem idąc w stronę mężczyzny. Wystawiłem czaszkę twarzą w jego stronę.-Widzisz? Cztery.-mówiąc cyfrę wskazałem po kolei na każdy otwór.-My mamy tylko dwa.-dodałem, pokazując na swoje oczy, najpierw na lewe, a później na prawe. Może wykaże nutkę zainteresowania dziwami natury oraz nauką.
Muszę wrócić po resztę kości. Pewnie nie wszystkie zmieszczą mi się do plecaka, no chyba, że je dobrze ułożę. Później będę to musiał złożyć w domu, jak układankę. Trochę czasu to zajmie, ale jaka to będzie satysfakcja! Właśnie dla takich momentów studiowałem w pocie czoła.
Jeśli centaur chciał, to dałem mu czaszkę do potrzymania, a jeśli nie, to odłożyłem ją delikatnie na trawie niedaleko wejścia do Kuźni. Trzeba zebrać resztę. Chwilę to zajmie. Będę miał dwa czasochłonne zajęcia, układanie szkieletu oraz wymyślanie zaklęć. Spokojnie, jak mówiłem kiedyś, jestem elfem, czas mnie w żaden sposób nie ogranicza.
Hakan
Hakan

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak palca w lewej stopie
-tatuaż za lewym uchem
-uszkodzone lewe kolano
-brak słuchu w lewym uchu
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Rami-fon-Verg, DeviantArt

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Czw Mar 25, 2021 9:54 pm

  Porwanie przez centaury. Ciekawe były marzenia Hakana, lecz pozostawały w odmętach jego własnych myśli. Tak samo jak opinia kopytnego, który nie spuszczał z niego niechętnego, ale też zdziwionego lekko wzroku. Delikatnie przechylił głowę w geście nieufności, kiedy elf wskazał go palcem. Obserwował dłonie układane do kolejnych gestów, które wydawały się dość jasne w przeciwieństwie do słów. Wydawał się niewzruszony jego spostrzeżeniem, może nawet źle je odczytał, mocniej łapiąc swoją broń, aż Hakan nie wykonał ukłonu. Ponownie przestąpił z nogi na nogę. Nie odpowiedział, ale jego twarz wydawała się trochę spokojniejsza.
  Prychnął ponownie, kiedy elf zaczął gadać z wnętrza kuźni.
  — Sete metrela — mruknął i zastrzygł uszyma w las.
  Jego wzrok wylądował znów na przybłędzie i niesionym przezeń przedmiocie. Centaur skrzywił się na ten widok, ale nie wyglądał na zaskoczonego samą czterooką zdobyczą.
  — Sete metrela — prychnął cicho. — Me moesa notho. — Hakan odłożył znalezisko i wrócił po resztę, co zdawało się niecierpliwić jego czteronogiego towarzysza. — Ie ashen! — zawołał za nim niezadowolonym tonem, choć nie krzyczał niepotrzebnie głośno.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Hakan Sob Mar 27, 2021 4:21 pm

Dogadywanie się z centaurami stanie się moim nowym zainteresowaniem. Szkoda tylko, że to pewnego rodzaju igranie z ogniem. Ani na silny czy walczący, ani magia mi nie pomoże, a oni, jeśli by się na mnie wkurzyli, mogliby zrobić ze mnie uroczą elficką miazgę swoimi kopytami.
Pokazałem mu czaszkę i troszkę mnie zdziwił jego brak entuzjazmy. Może to dlatego, że dalej jestem obcym na ich terenie, a zbytnie spoufalanie się ze mną byłoby źle postrzegane, a może widzenie czterookich czaszek nie jest dla nich dziwne. Jeśli mają ich więcej, może znają ich sekret? To by oznaczało, że to faktycznie jakaś klątwa, bo aż tyle syjamskich bliźniąt i ogólnie bliźniąt się nie rodzi. Wiem, bo siedzę w temacie już jakiś czas.
Wróciłem do Kuźni słysząc krzyk centaura, mówiący zapewne, że mam się spieszyć. Zacząłem zbierać kości do plecaka, uważnie i delikatnie to robiłem, gdyż nie chciałem żadnej kości złamać ani zapodziać. To by była wielka strata. Gdybym musiał spakować całego człowieka, to by mi się za boską miłość nie zmieścił, ale to tylko szkielet, więc jakoś wszedł cały. Co dłuższe kości wystawały górą, czaszkę będę musiał wziąć w rękę, ale wszystko będzie zabrane.
Gotowy do powrotu do domu, wyszedłem z budynku. Jak miło wyjść na świeże powietrze. Szkoda, że nie mogłem się bardziej rozejrzeć po pokoju, ale może jeszcze kiedyś tutaj wrócę.
-Już mam wszystko.-uśmiechnąłem się do centaura, podnosząc czaszkę z ziemi i tuląc ją do piersi.-Swuta mji.-powiedziałem nieśmiało, wskazując na siebie. Domyślałem się wcześniej, że to znaczy, że mam się wynosić, dlatego uznałem, że poinformuję centaura, że właśnie to będę robił. Nim jednak poszedłem po konia uznałem, że chcę jeszcze poznać imię tego mężczyzny. Nie wynikało to tylko z tego, że był zniewalający, ale też z tego, że jeśli kiedyś dopadną mnie w puszczy inne centaury, to będę się mógł powołać na to, że mam znajomego centaura i on wie, że nie jestem kimś złym.
Zbliżyłem się do niego, ale nie łamałem przy tym granic żadnych. Ponownie wskazałem na siebie.
-Hakan.-pokazałem zęby. Podoba mi się to doświadczenie, jakie teraz przeżywam.-Hakan.- powtórzyłem, stukając się palcami w mostek.-A ty?-zapytałem i wskazałem palcem na niego. Może zrozumie, a może utnie mi dłoń, zobaczymy.
Jeśli się przedstawił, to oczywiście skłoniłem mu się dziękując, pożegnałem się po medevarsku, wsiadłem na Obrzęk i już mnie tam nie było. Jeśli się nie przedstawił, to spróbowałem jeszcze raz, no chyba, że mnie znów zaczął wyganiać z niezadowoleniem na twarzy. Wtedy bym raczej odpuścił.
Hakan
Hakan

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak palca w lewej stopie
-tatuaż za lewym uchem
-uszkodzone lewe kolano
-brak słuchu w lewym uchu
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Rami-fon-Verg, DeviantArt

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Mistrz Gry Sob Mar 27, 2021 5:41 pm

  Po dłuższej chwili grzebania w wiekowym trupie elf w końcu zapakował wszystko, co chciał i był chyba gotowy do drogi. Przynajmniej jego zadowolona mina na to właśnie wskazywała. Centaur nie podzielał tego entuzjazmu, ale czekał w miarę cierpliwie na koniec całej tej zabawy. Do czasu, aż przybysz nie rzucił słowami w jego własnym języku, na które zmarszczył gniewnie brwi i przesunął prawą rękę wzdłuż strzały, a chyba tylko gest wskazania na siebie uratował Hakana przed opatrznym zrozumieniem tego.
  — Setela — syknął niezadowolony i czekał, aż ten pójdzie po konia.
  Jednak zamiast tego, elf podszedł do niego parę kroków, na co centaur natychmiast uniósł łuk i wycelował prosto w jego twarz. Nie wyglądał na zaniepokojonego, raczej był to wyraz kończącej się cierpliwości i jasno zaznaczanej granicy, do której wolno mu podejść. Nie odpowiedział. Ciężko powiedzieć, czy w ogóle zwrócił uwagę na pierwsze dwa słowa, a kiedy tylko Hakan wyciągnął do niego rękę, ten szybkim ruchem zmienił obrany cel. Wypuszczona strzała rozcięła brzeg dłoni Hakana i wbiła się w ziemię za nim, a na cięciwie zaraz znalazła się druga wycelowana w głowę elfa. Lodowaty spokój i pewność siebie kopytnego wskazywała, że wcale nie chybił.
  — Hilaum na nan — wycedził powoli i dokładnie. — Rathe! — To już był rozkaz, na wypadek, gdyby elf jeszcze się wahał.
  Mógł spokojnie dojść do Obrzęku i odjechać we wskazanym wcześniej kierunku. Prawdopodobnie nie jechał sam, bo przynajmniej z początku co jakiś czas dało się słyszeć parę jakby uderzeń kopyt w ziemię.

z.t. dla Hakana
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pon Cze 14, 2021 6:55 pm

Gdyby ktoś teraz przemierzał bór i go zobaczył, poczułby się, jakby cofnął się o dobre setki lat. Zresztą, czuł się podobnie. Zapomniał jakie to było uczucie, jaki to był ciężar, lecz zarazem duma. Lecz wampir wędrował przez knieje, w starej zbroi rycerskiej, reprezentującej dawniej uniform Smoczego Jeźdźca. Ta stworzona została z rzadkiego i wytrzymałego metalu, dzięki czemu wciąż biła od niej dawna świetność, o której ludzkość zapomniała. Jej elementy nakładające się na siebie, tworzyły coś w rodzaju “łusek”, zaś bura peleryna była jej charakterystycznym dodatkiem, z kapturem nałożonym na płytowy hełm, z surowym obliczem. Sama zbroja nosiła na sobie ślady licznych potyczek i drobnych uszkodzeń, w tym wcięcie po mieczu, który dawniej zakończył żywot Upadłego Rycerza. Lecz teraz, zmartwychwstały, długowieczny i potępiony wojownik, znów zmierzał przed siebie, z pięknym ostrzem u pasa. Jak wielu jednak mogłoby uznać go teraz, za prawdziwą relikwię przeszłości, która nie miała prawa bytu… lecz ten oszukał przeznaczenie, oszukał śmierć… a ceną była wieczna służba Saramirowi. Każdy, jest czyimś sługą. Jako wasal. Czy jako przed bóstwami…
Jednakże tym razem, musiał odkopać własną przeszłość i dać jej nowe życie, w przyszłości…
-Ta zbroja… nie widziałem jej od wieków…- Przemówił potężny i chrapliwy głos, należący do purpurowego smoka, o wąskim pysku i ciele, choć grubym i długim ogonie. Wyprostował się znacznie, zaraz po ukłonie własnym pyskiem i skrzydłami. -Choć znasz nasze zwyczajne, skąd mam wiedzieć, że nie udajesz Smoczego Jeźdźca…?
Dodał, a wtedy stojący przed nim rycerz, również wyprostował się z pokłonu, by za moment, zsunąć z głowy kaptur i zdjąć hełm, odsłaniając swoje bliznowate lico, oraz srebrne włosy.
-Może nie pamiętasz mnie już tak dobrze, gdyż byłeś zbyt młody, lecz ja Ciebie owszem, Tharwaskiinie. Wiedziałem, gdzie Ciebie szukać.- Przemówił w języku geranmaar, budząc żywe zainteresowanie wielkiego gada, nie tylko samymi słowami i wspomnianym językiem, lecz jego znajomością ich mowy. Sam rycerz liczył, że jego pamięć nie zardzewiała. -Nazywam się Cerbin Amenadiel. Jestem Smoczym Jeźdźcem i przyjacielem Kheersnanuula, który ewakuował Was po przegranej wojnie z ludźmi.
Przedstawił się, natomiast smok uważnie obserwował go, zapewne grzebiąc we własnej pamięci, lekko przymykając ślepia, by znów je otworzyć.
-Tak… odnajduje to we wspomnieniach. Lecz minęło tyle czasu, Amenadielu… nie powinieneś żyć…
-Jestem elfem.
Odparł natychmiast, wprowadzając chwilową ciszę, którą w końcu Tharwaskiin przerwał:
-To prawda, wasz gatunek żyje znacznie dłużej. Lecz czemu wróciłeś, teraz…?
-Ponieważ poszukuję Kheersnanuula, chcę go znów zobaczyć. Wierzyłem, że będziesz wiedzieć gdzie go szukać…
Wyjaśnił, zaś purpurowy gad zaczął znów intensywnie myśleć, by móc odnaleźć kolejny fragment wspomnienia, choć w tym wypadku, już mniej odległy, niżeli początki jego dojrzewania w okrutnych czasach dla smoczej rasy.
-Ma leże, na północnym-wschodzie, nieopodal, zwanych przez was, Czarnych Wrót… lecz nie widziałem go w przestworzach od wielu… długich lat… więc nie wiem, czy znajdziesz to, czego właściwie szukasz…
Odpowiedział, natomiast Cerbin kiwnął głową, bo była to garść niezbędnych informacji, lecz ostatnie słowa zaczęły go zastanawiać. Jego przyjaciel nie był najmłodszy, lecz nie chciał myśleć, że jego czas już nadszedł.
-Dziękuję Ci, Tharwaskiinie. Nie będę już zakłócał Twojego spokoju.
Zaraz, ukłonił się nisko, zaś smok, uczynił podobnie, ruchem długiej szyi.
-Życzę powodzenia, w Twoich poszukiwaniach, Amenadielu, Jeźdźcu…
Tymi słowami, zakończyło się ich spotkanie po latach, zaś wampir, udał się w dalszą drogę…

z/t
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by To'Ja Nie Lis 14, 2021 4:19 pm

Poprzednia część

Już jakiś czas temu przestałem zwracać uwagę na zmęczenie, po prostu biegłem, co chwila potykając się i upadając, ale niezłomnie wstając i pędząc dalej. Cały czas słyszałem za plecami nawoływania, wysokie piski, krzyki ekscytacji, napędzające gonitwę, jakby to była zabawa, jakbym był lisem, a oni głodnymi krwi jeźdźcami, chcącymi za wszelką cenę udowodnić, kto jest lepszy, kto pierwszy utnie rudą kitę.
Charcząc, czując jak dolna szczęka mi już drętwieje, dopadłem resztkami sił do budynku w środku lasu. Wpadłem do środka przez zniszczone drzwi, od razu zastawiając przejście przewróconym stołem i krzesłem, które znalazłem w kącie. To nie była dobra kryjówka, była zniszczona i była tutaj masa wejść, których nie miałem już jak zablokować, bo nie było czym.
W ślepia błysnął mi przykurzony metal, mający na sobie porządną naleciałość rdzy i innych dziwnych plam, które prawdopodobnie sprawiały, że miecz już nie jest zdatny do użytku i nigdy już nie będzie nawet pomimo bardzo starannego czyszczenia. Mimo złej jakości broni, chwyciłem ją w dłonie, bo może i stara, ale lepiej mieć zniszczone ostrze niż żadne.
Nasłuchiwałem, jak stwory naradzają się skrzekami, jak nawołują te, które zbłądziły w lesie w czasie pogoni, słyszałem, jak węszą w powietrzu, chodzą po dachu, skrobią ściany paznokciami. O co im chodzi? Są głodne? Przecież nie starczę dla nich wszystkich, ale czy to ma znaczenie. Może i nie będzie ze mnie dużo porcji, ale chociaż coś do gęby włożą.
Cichutko postanowiłem przejść na drugi koniec pokoju, tam gdzie słyszałem za ścianą kolejne szelesty, szybko jednak musiałem skupić się na czymś innym. Trąciłem łapką kawałek cegły, która z prawie niesłyszalnym stuknięciem potoczyła się po ziemi, jednak to wystarczyło, aby siedzący przy ścianie człowiek mnie namierzył słuchem. Doskoczył do okna, przy którym byłem. Wpadł przed nie do środka, przewieszając się w połowie nad parapetem, chwytając mnie za torbę, której nie miałem zamiaru mu oddawać. Złapałem materiał i pociągnąłem za niego, jednak to sprawiło, że tylko potwora wciągnąłem za sobą całkowicie do domku. Upadł na ziemię, podniósł się szybko i rzucił na mnie z wrzaskiem. Zamachnąłem się mieczem, jednak nie miałem wystarczająco dużo czasu, a metal nie był naostrzony, więc chropowata rana powstała na ramieniu napastnika nie zrobiła na nim wrażenia. Odepchnął moją łapę, wytrącając mi z niej miecz, po czym chwycił mnie za fraki i pchnął w tył, na spróchniały stół co pod moim ciężarem szybko został pozbawiony wszystkich trzech nóg. Nie zdołałem się podnieść, czując na sobie ciężar stwora. Widziałem, jak przez okno wpełzają jego towarzysze, dobiegli do mnie od razu dzieląc się na dwie grupy. Jedna trzymała mnie, szarpała za ręce, ubrania i uszy, warcząc kiedy próbowałem się bronić, odepchnąć ich. Druga grupa z kolei szarpała za torbę, mierzwiąc mi sierść, nieprzyjemnie obcierając grzbiet. Cała przepychanka trwała kilka chwil, aż w końcu zrozumiałem, że tu chyba nie chodzi o mnie. Gdyby chcieli mnie zabić, już dawno by to zrobili, a ja dalej żyję i walczę z nimi o kawał materiału z jakimiś znajdźkami w nim. Po co ja to robię? Czy potrzebuję tej torby? Jest przydatna, ale nie jest niezbędna. Z tą myślą, przełożyłem z trudem pasek przez głowę i puściłem moje znalezisko, pozwalając je sobie odebrać.
Obie grupy natychmiast straciły mną zainteresowanie, co prawda dość niedelikatnie, bo oberwałem w głowę z czyjegoś kolana i nadepnięto mi na ogon, ale to tyle. Patrzyłem, jak przykucają, grzebią w zdobyczy, wysypują zbędne rzeczy na ziemię, szukają czegoś. Nagle wyczułem, jak znaleźli to czego szukali. W ciasnym pomieszczeniu rozległy się skowyty zwycięstwa, kłująco odbijające się od ścian i raniące moje chore uszy. Całe zgromadzenie na raz zaczęło uciekać z Kuźni, każdym możliwym wyjściem, dalej wszelakimi odgłosami celebrując odnalezienie tego czegoś. Co to właściwie było? W torbie były tylko grzyby, notes i jakieś zioła. Coś przegapiłem?
Podszedłem do okna i wyjrzałem na podwórko z nastawionymi uszami wsłuchując się w te radosne piski. Powinienem być zły, że mnie tak nastraszyli, ale nie umiałem tak o nich myśleć. Chyba po prostu za bardzo cieszyłem się, że żyję, że mi się udało, że oni znaleźli swoje małe szczęście, aż chciałbym wiedzieć co z nim zrobią.
Westchnąłem głęboko, mogąc na nowo poczuć, jak się uspokajam, a krew zaczyna wolniej krążyć w żyłach, właśnie w tym momencie wróciły wszystkie nadwyrężenia mojego ciała. Rwące mięśnie, pęknięte kości, zdrętwiały język i obolałe płuca. Uniosłem nos ku niebu i zaśmiałem się cicho. Czyżbym miał nielimitowaną liczbę żyć? Czyżbym był czymś więcej niż tylko kotem? Czy to w ogóle jest możliwe, żeby ktoś taki jak ja był kimś więcej? Nie jestem pewien, ale chyba zacznę w to wierzyć. Kto wie, może wyśnię swoje marzenia.

***
Miejsce w które zostałem zapędzony, Stara Kuźnia, nie wyglądało na zbyt przyjazne, jednak mimo tego postanowiłem w niej zostać. Może i dziwnie tu, ale za to deszcz nie napada mi na głowę, a i zimowy chłód tak mocno nie pogryzie. Ściągnąłem więc tam trochę drewna, mech, liście i gałęzie, zrobiłem sobie z tego prowizoryczne posłanie. Do najwygodniejszych ono nie należało, ale lepsze niewygodne i własne niż wygodne i cudze. Podejrzewam, że właśnie tej niewygodzie podążyłem za tym, co mnie w nocy zawołało...
Księżyc schowany za bezlistnymi koronami drzew wisiał gdzieś na niebie, gdy przebudzony patykiem wbijającym się w  żebro, obudziłem się niepocieszony. Zaburczałem coś pod nosem i znalazłem lepszą pozycję, nie zmrużyłem jednak oka słysząc głośny płacz dochodzący z lasu. Futro na karku mi się zjeżyło gdy rozpoznałem ten krzyk, przypominający mi ucieczkę przez Ludźmi Lasu, bo tak ich będę od teraz nazywać. Ah, ta potrzeba do  szufladkowania wszystkiego i uporządkowywania.
Usiadłem na posłaniu, a gdy kolejne zawodzenie się rozległo, podniosłem się i wyjrzałem za okno, czekając kilka sekund. Może to pułapka, chociaż na to nie brzmiało, to brzmiało, jakby ktoś cierpiał, ale cierpiał w taki dziwny sposób, w tym głosie przebijało się jakieś zniecierpliwienie, obawa. Zerknąłem na posłanie, jednak nie mogłem powstrzymać kociej ciekawości i zanim następny krzyk obcego ucichł, ja już truchtałem w jego stronę.
Przycupnąłem za krzakiem i nasłuchiwałem. Z czasem do pojedynczego zawodzenia dołączały się kolejne, tworząc coś na styl żałobnej pieśni. Podniosłem się z ziemi i wznowiłem wędrówkę ku źródłom dźwięków i wtedy coś przykuło moją uwagę, spojrzenie Człowieka kucającego nade mną na gałęzi. Kobieta wpatrywała się we mnie brudną twarzą, nachyliła się w moją stronę, węsząc, ale nagle, jakby straciła mną zainteresowanie, zeskoczyła na ziemię i pobiegła w kierunku w jakim i ja zmierzałem. Nie zaatakowała mnie? W sumie ostatnim razem też im o mnie nie chodziło. Może traktują mnie jak dziką zwierzynę leśną, a może po prostu nie widzą we mnie zagrożenia.
Cichutko, truchtałem za kobietą, po chwili zauważając, że dookoła mnie co chwila dostrzegam kolejne sylwetki. Czułem na sobie czujne spojrzenia, ale tak samo prędko stawały się obojętne na mnie. Pomiędzy drzewami, już widziałem spory tłum kucających postaci, kiwających się na boki, kręcących głowami, upadającymi na kolana i kłaniającymi się pustemu środkowi okręgu po jakim stali. Krzyki stawały się coraz bardziej zniecierpliwione, bardziej waleczne, czy raczej desperackie, ktoś wrzeszcząc, uderzał się w pierś, ktoś poszedł jego śladem, inni próbowali się podtrzymywać, aby nie upaść kompletnie.
W końcu na pusty środek wyszedł ktoś, kto dzielnie starał się utrzymać pozycję wyprostowaną, jednak sztywność stawów ledwo na to pozwalała. Każdy krok zdawał się sprawiać ból, a szarpane ruchy wzmacniały bujanie się suszonych kwiatów i kamieniu, jakimi osobnik był poobwieszany. Wsunął dłoń do niewielkiej sakiewki i rozsypując zioła po ziemi, szedł po kształcie spirali, robiąc coraz ciaśniejsze koła, gdy zbliżał się do środka okręgu. Obserwowałem uważnie jego trasę, przyglądałem się białemu śladowi roślin na ziemi, dopiero po chwili orientując się, że trawa pod jego stopami znika, a na jej miejscu widać jedynie zimny, srebrny kamień. Kiedy doszedł do środka, na chwiejnych nogach, wrócił na miejsce startowe, cały czas, coś szemrając pod nosem, aż w końcu zawył do księżyca, unosząc wysoko ręce pokryte guzami i starczymi łatami. W ślad za nim poszedł tłum. Skuliłem uszy, bo tyle wrzasków o tak różnych tonacjach nie było przyjemne dla mojego wrażliwego słuchu. Krzyki po chwili przycichły, jakby już wystarczająco zwróciły na siebie uwagę nieba. Starzec, zabujał się na nogach, wyciągnął spory, ceremonialny nóż, którym przesunął po wnętrzu swojej dłoni, wystawiając ją nad trawę i prześwitujący przez nią kamień.
-Siapa pun yang ingat harus mengikuti jalan yang ditunjukkan oleh sang putri.-wymruczał natchniony, zaciskając dłoń mocniej, aby jeszcze więcej krwi ozdobiło ściółkę.
Zastrzygłem uszamy, bo dobiegło do nich ciężkie uderzenie, po chwili kolejne, szurnięcie kamieniem o kamień, posypanie się ziemi. Chciałem się wspiąć na gałąź, aby lepiej widzieć co się dzieje, ale nie było takiej potrzeb, bo tłum, zgodnie upadł na kolana, przytykając czoła do ziemi. Z trudem powstrzymałem się przed dołączeniem do nich, już ugiąłem nogi, już prawie klęknąłem, ale w ostatniej chwili się ocknąłem. Jeszcze przez kilkanaście sekund w ziemi, po której przed chwilą chodził szaman, zapadały się segmenty, tworząc głębokie schody, prowadzące w głąb ziemi. Gdy nareszcie zapadła cisza, wyczułem tą specyficzną atmosferę, chociaż do tej pory zdawała się być na swój sposób obca, może nieco zapomniana lub raczej wyparta ze świadomości. To atmosfera, kiedy czekasz na kogoś, kogoś, kto jest bardziej niż niezwykły i specjalny dla ciebie.
-Mari kita kembali ke ayah dan ibu.-kolejne rzężenie ze strony szamana, dało wszystkim sygnał, do marszu. Powoli, spokojnie w trwożącej ciszy, zaczęli schodzić po schodach w ciemność. Bez protestu, ani pytań, po prostu tak trzeba. Starłem, jak wryty i śledziłem ich wzrokiem, aż ostatnia osoba nie zniknęła mi z oczu. Oczekiwałem, że teraz schody się nagle zamkną, że znikną, a zamiast nich między drzewami znów będzie tylko plac trawy i opadłych liści, ale tak się nie stało. Zrobiłem przed siebie niepewny krok, później kolejny, aż miękko zacząłem stąpać po schodach, coraz bardziej tonąć w ciemności.

***
Nie myślałem, że schodzenie zajmie mi tyle czasu. Schody nie wydawały się być aż tak wysokie, jednak kiedy mrok zaczął obejmować zarówno ich szczyt, jak i dół, straciłem poczucie odległości i czasu, po prostu szedłem dalej i chociaż czułem niepokój, całym sobą wiedziałem, że najlepiej by było zawrócić, jednak coś zakazywało mi tego robić.
Zastrzygłem uszami, wyłapując ciche kapanie wody o niewielką kałużę. Woda spada w góry na dół, a skoro słyszę dźwięk rozbryzgiwania się kropli o powierzchnię, to chyba znaczy, że już nie zostało mi wiele do dna zejścia? Teoria zdawała się być naciągana, jednak zaufałem jej i okazała się być na szczęście słuszna.
Postawiłem łapę na błotnistej ziemi, która nie rozpływała się pode mną bardziej tylko przez mech i martwe rośliny, które ją wiązały. To było całkiem przyjemne podłoże, muszę przyznać. Z każdym krokiem czułem, jak miękkość masuje mi poduszki nóg, jak miło stawia opór, sprawiając do specyficznej pracy mięśni. Aż opuściłem swobodnie ogon, czując jaki relaks.
Podążałem korytarzem w głąb ziemi, szedłem od pochodni do pochodni, nie było ich dużo, ale wystarczyło, aby koci wzrok potrafił odbić światło, abym widział choćby odrobinę, to dla mnie nie jest problem, poza tym po takim czasie wierzyłem, że nie zaskoczy mnie żadna pułapka, gdyby miała to zrobić, to zrobiłaby już dawno i to co najmniej dziesięć razy.
Znów skupiłem się na dźwiękach, po raz kolejny słyszałem to mruczenie, mamrotanie pod nosem, głos starca i tłum podążający za nim, jak za prawdą objawioną. Powinienem zachować ostrożność, ale nie wiedzieć czemu nie zrobiłem tego, zwyczajnie wyszedłem z korytarza do czegoś na styl sali z wyższym sufitem, który ozdobiony był niebieskimi świetlikami.
Wsłuchałem się w monotonną modlitwę, podążałem myślami za słowami, których nie rozumiem, jednak zdawały się być tak bardzo znajome, że historię, jaką opowiadały widziałem oczami wyobraźni. Ciekawska dziewczynka, światło słońca, samotność i śmierć. Chociaż jej nie znałem, wiedziałem, że to co się jej przydarzyło nie było poprawne, nie powinno się stać. Była tylko dzieckiem, może nieposłusznym, ale nie zrobiła nic złego, po prostu chciała wiedzieć więcej. Chociaż... właśnie to pragnienie niejednego zabić może.
Poczułem na rękach dłonie ludzi, chwytali mnie delikatnie, za ramiona, ubrania, ogon. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Dałem się im prowadzić w stronę środka sali, gdzie stał szaman, trzymając w dłoniach jednego ze świetlików. Popatrzyłem uważnie na jego twarz i chociaż nie była piękna, to niemalże zmuszała swoim wyrazem do zaufania jej. Tak więc zrobiłem. Śledziłem spojrzeniem stare ręce, przykładające mi do piersi ognik, co rozszedł się mi po ciele przyjemnym, sennym ciepłem. Czułem, jak sierść mi się delikatnie puszy przez przyjemne ciarki na grzbiecie, jakby ktoś zanurzał mnie właśnie w gorącej, ale suchej wodzie, obejmującej mnie w każdym miejscu. Otoczenie powoli zanikło, a mój umysł pogrążył się w kompletnej, spokojnej pustce odpoczynku.

***
Zdawało mi się, że spędziłem tutaj wieczność. Nie dłużyła mi się ona ani trochę, tylko czułem się, jak nowonarodzony, jakbym nigdy nie zaznał niczego złego. Kompletnie oczyszczony z każdej skazy poruszyłem nosem, wybudzając się z dziwnej śpiączki. Od razu wyczułem zapach dymu, ale ciało nie mogło zareagować tak szybko, jak moja głowa. Otumaniony, otworzyłem powoli oczy, od razu je mrużąc od rażącego światła ognia pochodni ustawionych dookoła mnie. Szybko uwagę moją przykuł starzec klęczący poza kręgiem z rozłożonymi, uniesionymi rękami. Znów coś zamamrotał, a tłum towarzyszący mu w klęczeniu powtórzył po nim słowa. Otrzeźwiło mnie to jednak mocno. Szarpnąłem się, ale ucieczkę uniemożliwiały mi liny, którymi byłem przywiązany do dziwnej, drewnianej konstrukcji. Spróbowałem jeszcze raz, ale skutkowało to tylko nieprzyjemnym mierzwieniem sierści na rękach i nogach.
Walczyłem mimo tego dalej, aż szemrania ustały, a starzec z trudem podniósł się ziemi. Skuliłem uszy, napotykając jego spojrzenie.
-Atas nama sang putri, Anda akan menyerahkan kemurnian Anda sehingga dia dapat kembali ke kerajaannya dan mengalami kedamaian.-postawił w moją stronę krok, później kolejny. Zasyczałem na niego ostrzegawczo kiedy sięgnął do paska po nóż i zbliżył się jeszcze bardziej, powtarzając pod nosem te same słowa, co przed chwilą. Syczenie i szarpanie się nie zrobiło na nikim wrażenia, nikt nie próbował mi pomóc, ani mnie powstrzymać, a nóż powoli, ale uparcie zbliżał się do mojej piersi.
-Selamatkan kami.-przerażony popatrzyłem na niego, kiedy wymówił pożegnanie, a ostrze przebiło moją skórę, kierując się ku sercu...

***
Martwe kocie ciało leżało na polanie od kilku dni, jednak żadne leśne zwierzę nie odważyło się do niego podejść, aby zrobić z niego łatwy posiłek. Nawet owady niespecjalnie się do niego zbliżały. Chłód otoczenia również pomagał mięsu w zachowaniu się w dobrym stanie.
Kolejne noce mijały, nowa porcja spadających liści zdołała przykryć jego pysk, aż w końcu na jego piersi pojawił się niewielki kamyczek, później doszła do niego gałązka i ususzony kwiat. Małe, kolorowe stworki nieśmiało znosiły mu jeszcze inne podarunku, jak szyszki, grzyby czy korę, więc po jakimś czasie powoli zaczynało brakować na kocie miejsca.
Dwie barwne istoty przysiadły na gałęzi drzewa i patrzyły się na polanę, po chwili wyłapując innych jaskrawych towarzyszy siedzących na kamieniu nieopodal ciała i kolejnych kryjących się pod krzakiem. Zapiszczały cicho, później kolejny raz i jeszcze jeden. piszczały tak długo, aż wiatr się wzmógł, a z nieba posypała się mieszanka wody i liści.
Jedna z kropel spadła czarnemu kotu na nos, wpływając do jego wnętrza, prowokując ciche prychnięcie, za słabe aby wyrzucić ciecz, więc po sekundzie nadeszło kolejne, mocniejsze. Zacisnął mocniej ślepia, kiedy deszcz nakapał mu na powieki i chciał się dostać do oczu. Ociężale przekręcił się na bok, chcąc uchronić wnętrze uszu przez zamoczeniem, ale szybko poczuł kłujący ból w piersi, na której nie było żadnych oznak jakiegokolwiek urazu, chociaż na koszuli widoczna była krew.
Uklęknął powoli i podpierając się rękami rozejrzał po otoczeniu, w którym nie było nic nadzwyczajnego. Drzewa, trawa, kamienie, żadnych ludzi czy schodów. Przez głowę przeszła mu myśl, że może śnił, ale brudne ubranie temu przeczyło. Uśmiechnął się pod nosem i jeszcze raz ułożył dłoń na piersi. Znów mu się udało, co prawda kolejne życie zostało wykorzystane, ale przynajmniej dzięki temu dalej oddycha.

Z/T
To'Ja
To'Ja

Stan postaci : .
Obrażenia stałe:
-blizna na wnętrzu lewego uda
Obrażenia tymczasowe:
-czasem pobolewające prawe ucho
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : KirkasKaraff (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Stara Kuźnia Empty Re: Stara Kuźnia

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach