Północna dzielnica
+8
Rudolf Isarbeck
Oriana
NPC
Cerbin Amenadiel
Killian Falone
Xentis Venatori
Melissa Aife
Mistrz Gry
12 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Południowa Senema :: Hedroth
Strona 3 z 10
Strona 3 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Re: Północna dzielnica
Kilkoro dzieci zaczęło szeptać między sobą, zerkając na tę dwójkę. Dziewczynka z warkoczykiem obejrzała się na resztę, ale chyba wciąż nie była pewna, co zrobić, więc przykucnęła sobie na kamieniu nieopodal. Nadal trzymała bezpieczny dystans i nie traciła czujności niczym stróż swojej przyjaciółki.
Nina wydawała się trochę uspokojona tą odpowiedzią. Jego słowa były trochę... Nie umiała tego określić, trochę zbyt idealne, ale przecież nie wyglądał na kłamcę. Czemu miałby kłamać, skoro chce pomóc? Jednak postawione pytania szybko odwróciły jej uwagę.
— Ummm... — Musiała się zastanowić, ale chyba nie przez dziury w pamięci. Zerknęła na moment za siebie. — Tila miała dużo przyjaciół... I... to tajemnica... — Zawiesiła wzrok na jego fiołkowych ślepiach. — Często chodziła sama po południu albo bardzo wcześnie rano, jak jeszcze wszy...
— Co ty robisz?! — pisnęła ta druga, podbiegając do niej z szokiem wymalowanym na twarzy. — Nie można...
— On chce pomóc! — zawołała Nina w obronie i ponownie spojrzała na elfa. — I... ona bardzo lubiła chodzić do pana Roya. Albo pana Rieva, alboo... M...
— Pani Mahil? — podpowiedziała cicho.
— Pani Mafilhav. — Nina pokiwała łebkiem. — Albo do Pana Svibbinsa.
— Ale to jest pies.
— Ale to prawda! — Naburmuszyła się na moment. — Zresztą Pan Svibbins mieszka na przystani, więc chodziła na przystań... — Umilkła na moment i spojrzała smutno na mężczyznę. — Ona... już na pewno nie... wróci, prawda? — zapytała cicho, jakby licząc, że jednak zaprzeczy, a oni wszyscy się mylili.
Nina wydawała się trochę uspokojona tą odpowiedzią. Jego słowa były trochę... Nie umiała tego określić, trochę zbyt idealne, ale przecież nie wyglądał na kłamcę. Czemu miałby kłamać, skoro chce pomóc? Jednak postawione pytania szybko odwróciły jej uwagę.
— Ummm... — Musiała się zastanowić, ale chyba nie przez dziury w pamięci. Zerknęła na moment za siebie. — Tila miała dużo przyjaciół... I... to tajemnica... — Zawiesiła wzrok na jego fiołkowych ślepiach. — Często chodziła sama po południu albo bardzo wcześnie rano, jak jeszcze wszy...
— Co ty robisz?! — pisnęła ta druga, podbiegając do niej z szokiem wymalowanym na twarzy. — Nie można...
— On chce pomóc! — zawołała Nina w obronie i ponownie spojrzała na elfa. — I... ona bardzo lubiła chodzić do pana Roya. Albo pana Rieva, alboo... M...
— Pani Mahil? — podpowiedziała cicho.
— Pani Mafilhav. — Nina pokiwała łebkiem. — Albo do Pana Svibbinsa.
— Ale to jest pies.
— Ale to prawda! — Naburmuszyła się na moment. — Zresztą Pan Svibbins mieszka na przystani, więc chodziła na przystań... — Umilkła na moment i spojrzała smutno na mężczyznę. — Ona... już na pewno nie... wróci, prawda? — zapytała cicho, jakby licząc, że jednak zaprzeczy, a oni wszyscy się mylili.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
A więc Tila była lubiana. Lecz wśród dorosłych? Z wieloma miała styczność? To niezbyt zawęża jego poszukiwania. Lecz kiedy to osoby osamotnione są ofiarami? Dziewczynka z kolei wydawała się żyć każdym dniem. To w sumie… dobre, kiedy mieszka się w takim miejscu. Szkoda tylko, że jej zakończyło się przedwcześnie.
Gdy Nina miała już coś mówić, podbiegła druga smarkula. Xentis tego po sobie nie pokazał, ale miał ochotę złapać ją za fraki i wyrzucić za ogrodzenie. Na szczęście, Nina była wytrwała w swoim postanowieniu pomocy mu. I posypały się imiona. Dużo imion, bez konkretów. Poza psem. Eh. Ale przynajmniej ma nową lokalizację poszukiwań. No i kojarzył Roya, wspomniała o nim Ines, więc jeśli nie kłamał ze swoim zaskoczeniem, był marną poszlaką.
-Wiesz może Nino, gdzie jest pan Riev i pani Mafilhav?
Zapytał, bo może jeszcze tyle zdoła wyciągnąć. Może też ich znała osobiście. Nie było jednak wzmianki o wróżbicie Fa Oscie. Dalej wypadałoby odwiedzić okolice rzeki. I przystań.
Wtedy jednak Nina zmieniła bieg tej rozmowy, zadając dziecinne pytanie pełne nadziei. Wzrok Xentisa zrobił się nagle nieco… smutniejszy, a uśmiech zniknął z twarzy. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak zareagował.
-Sam chciałbym w to wierzyć. Przykro mi, Nino. Ale zrobię wszystko, by złapać winnego. Obiecuję.
Dodał zaraz, jedną ręką puszczając kratę. Sprawy morderstw na dzieciach zawsze były jakieś… dziwne. Straszniejsze. Może każdego przeraża skrzywdzenie namiastki niewinności. A najtrudniejsze, jest spojrzenie temu w oczy i mówienie prawdy.
Jeśli jednak Nina nie miała nic więcej do dodania, nie dręczył już ich, obierając na cel lokalizację Fa Osty...
Gdy Nina miała już coś mówić, podbiegła druga smarkula. Xentis tego po sobie nie pokazał, ale miał ochotę złapać ją za fraki i wyrzucić za ogrodzenie. Na szczęście, Nina była wytrwała w swoim postanowieniu pomocy mu. I posypały się imiona. Dużo imion, bez konkretów. Poza psem. Eh. Ale przynajmniej ma nową lokalizację poszukiwań. No i kojarzył Roya, wspomniała o nim Ines, więc jeśli nie kłamał ze swoim zaskoczeniem, był marną poszlaką.
-Wiesz może Nino, gdzie jest pan Riev i pani Mafilhav?
Zapytał, bo może jeszcze tyle zdoła wyciągnąć. Może też ich znała osobiście. Nie było jednak wzmianki o wróżbicie Fa Oscie. Dalej wypadałoby odwiedzić okolice rzeki. I przystań.
Wtedy jednak Nina zmieniła bieg tej rozmowy, zadając dziecinne pytanie pełne nadziei. Wzrok Xentisa zrobił się nagle nieco… smutniejszy, a uśmiech zniknął z twarzy. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak zareagował.
-Sam chciałbym w to wierzyć. Przykro mi, Nino. Ale zrobię wszystko, by złapać winnego. Obiecuję.
Dodał zaraz, jedną ręką puszczając kratę. Sprawy morderstw na dzieciach zawsze były jakieś… dziwne. Straszniejsze. Może każdego przeraża skrzywdzenie namiastki niewinności. A najtrudniejsze, jest spojrzenie temu w oczy i mówienie prawdy.
Jeśli jednak Nina nie miała nic więcej do dodania, nie dręczył już ich, obierając na cel lokalizację Fa Osty...
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Nina zastanowiła się przez chwilę, kątem oka zerkając na swoją przyjaciółkę, ale szybko przyszła z odpowiedzią.
— Pan Riev zawsze sprzedaje gazety na rogu Linfock i Illabaern... — Pokiwała główką. — A pani Mafilhav można zwy-kle spotkać przy studni, jak pomaga ludziom ją obsłużyć. Podobno robi to bardzo szybko — oświadczyła z nutą zachwytu, bo ciężko jej było sobie wyobrazić, co takiego niezwykłego jest w studni, ale skoro trzeba było do tego pomocy, to na pewno coś jest.
Jego kolejne słowa szybko ściągnęły uśmiech z twarzy dziewczynki, a druga odwróciła wzrok i wbiła go w ziemię. Nina przygryzła lekko dolną wargę, milczała chwilę, by w końcu podnieść na niego wzrok.
— ... — Chciała chyba coś powiedzieć, ale żadne słowo nie padło, a ona tylko pokiwała głową na znak, że tak, tak właśnie powinien zrobić.
Xentis odszedł od płotu, a ona za chwilę poczuła jak przyjaciółka ciągnie ją za rękę wgłąb ogrodu...
Najkrótsza droga do domniemanego miejsca pobytu Fa Osty wiodła przez północną bramę miejską, która znajdowała się tuż obok bramy wodnej. Rzeka oddzielała niewielki skrawek miasta, który teoretycznie był podlejszą dzielnicą, ale w Hedroth każda taka była. Co najwyżej za rzeką ludzie mieli mniej pieniędzy. W stróżówce siedział znudzony strażnik, który tylko rzucił okiem na Xentisa, o nic nie pytając, toteż zaraz otworzył się przed nim gościniec biegnący w stronę lasu. Jego wycinka znajdowała się najbliżej miasta i wiele różnych ścieżek prowadziło między drzewa oraz niedawno ścięte pnie. Pokarm dla tutejszego tartaku.
Kierując się dalej, mógł znaleźć zastawioną sieć w szuwarach. Nieopodal była ścieżka prowadząca do rozbitego między drzewami namiotu. Wyglądał całkiem porządnie, zaraz obok było zagospodarowane na kuchnię ognisko. Kilka pakunków leżało obok. Do młodego drzewka przywiązany stał szary osiołek, który podniósł na elfa czarne zaspane ślepia.
— Dzień dobry...? — rzucił mężczyzna, wyłaniając się z zarośli. Miał na sobie charakterystyczny dla wielu cyganów kolorowy strój z szerokimi nogawkami, wszelkie krawędzie były ładnie obszyte, a na koszuli spoczywała porządna kamizelka. Odstawił koszyk jagód koło ogniska.
— Pan Riev zawsze sprzedaje gazety na rogu Linfock i Illabaern... — Pokiwała główką. — A pani Mafilhav można zwy-kle spotkać przy studni, jak pomaga ludziom ją obsłużyć. Podobno robi to bardzo szybko — oświadczyła z nutą zachwytu, bo ciężko jej było sobie wyobrazić, co takiego niezwykłego jest w studni, ale skoro trzeba było do tego pomocy, to na pewno coś jest.
Jego kolejne słowa szybko ściągnęły uśmiech z twarzy dziewczynki, a druga odwróciła wzrok i wbiła go w ziemię. Nina przygryzła lekko dolną wargę, milczała chwilę, by w końcu podnieść na niego wzrok.
— ... — Chciała chyba coś powiedzieć, ale żadne słowo nie padło, a ona tylko pokiwała głową na znak, że tak, tak właśnie powinien zrobić.
Xentis odszedł od płotu, a ona za chwilę poczuła jak przyjaciółka ciągnie ją za rękę wgłąb ogrodu...
Najkrótsza droga do domniemanego miejsca pobytu Fa Osty wiodła przez północną bramę miejską, która znajdowała się tuż obok bramy wodnej. Rzeka oddzielała niewielki skrawek miasta, który teoretycznie był podlejszą dzielnicą, ale w Hedroth każda taka była. Co najwyżej za rzeką ludzie mieli mniej pieniędzy. W stróżówce siedział znudzony strażnik, który tylko rzucił okiem na Xentisa, o nic nie pytając, toteż zaraz otworzył się przed nim gościniec biegnący w stronę lasu. Jego wycinka znajdowała się najbliżej miasta i wiele różnych ścieżek prowadziło między drzewa oraz niedawno ścięte pnie. Pokarm dla tutejszego tartaku.
Kierując się dalej, mógł znaleźć zastawioną sieć w szuwarach. Nieopodal była ścieżka prowadząca do rozbitego między drzewami namiotu. Wyglądał całkiem porządnie, zaraz obok było zagospodarowane na kuchnię ognisko. Kilka pakunków leżało obok. Do młodego drzewka przywiązany stał szary osiołek, który podniósł na elfa czarne zaspane ślepia.
— Dzień dobry...? — rzucił mężczyzna, wyłaniając się z zarośli. Miał na sobie charakterystyczny dla wielu cyganów kolorowy strój z szerokimi nogawkami, wszelkie krawędzie były ładnie obszyte, a na koszuli spoczywała porządna kamizelka. Odstawił koszyk jagód koło ogniska.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Venatori kierował swoje kroki w górę rzeki, aby odnaleźć wróżbitę, którym z jakiegoś powodu zainteresowała się Ines. Fakt, że mieszkał w obrębie terenu wycinki, z której korzystał podejrzany tartak, zaś Tila lubiła chodzić tam gdzie nie powinna, mógł świadczyć o powiązaniach. Co prawda, dobrym też tropem jest przystań, jakaś realna informacja o miejscu pobytu ofiary, jednak trzeba wykluczyć wszystkie ewentualności. Problem jednak w tym, że cierpliwość takiego choleryka jak on, powoli się kończyła, a myśl że morderca dalej chodzi na wolności, tylko go podkurwiała. Niestety, przypuszczalnie szukał kobiety, chyba że sprawca ma na prawdę małe nogi. Z drugiej strony, nie wziął Ines pod uwagę, jako kandydatke do dokonania zbrodni. Może zamydliła mu oczy, a on jej pozwolił odejść? Hm, już dawno porzucił tę ewentualność, lecz gdyby jakimś cudem się pomylił, to mógłby przeklinać wyłącznie siebie.
Zatrzymał się nieopodal namiotu, który najpewniej należał do poszukiwanego cygana. Było to odludne miejsce, a towarzystwo zapewnić mu miał osiołek, z którym złączył spojrzenie. Uniósł lekko brwi, wyczekując czegoś. Przeczucie go nie zawiodło, bo zaraz pojawiła się ta ich Balladyna. Elf wykrzywił usta.
-Kurewsko dobry.- Odparł tylko, wsadzając dłonie do kieszeni płaszcza, po czym postawił kilka kroków w jego kierunku. -Tila. Dziewczynka o złotych włosach. Znałeś ją?
Zapytał z miejsca. Fa Osta, jak coś wiesz, to lepiej strugaj litanie.
Zatrzymał się nieopodal namiotu, który najpewniej należał do poszukiwanego cygana. Było to odludne miejsce, a towarzystwo zapewnić mu miał osiołek, z którym złączył spojrzenie. Uniósł lekko brwi, wyczekując czegoś. Przeczucie go nie zawiodło, bo zaraz pojawiła się ta ich Balladyna. Elf wykrzywił usta.
-Kurewsko dobry.- Odparł tylko, wsadzając dłonie do kieszeni płaszcza, po czym postawił kilka kroków w jego kierunku. -Tila. Dziewczynka o złotych włosach. Znałeś ją?
Zapytał z miejsca. Fa Osta, jak coś wiesz, to lepiej strugaj litanie.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Jego mina. Jego powitanie. Cygan skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył ciemne brwi, przyglądając się elfowi. Czegóż mógł od niego chcieć? Pierwsza myśl była dość oczywista i choć tamten nie wypowiedział jej wprost, to wcale nie zaprzeczył. To tylko pomogło zamieść pod dywan sporo cierpliwości tego człowieka.
— Ile razy mam wam przypominać, że nic z nią nie zrobiłem? — warknął. — I niczego nie ukradłem, ani wcześniej, ani tym bardziej teraz. — Przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Byli właściwie równego wzrostu, ale Fa Osta górował posturą. — Nie powiem, żebym ją znał, ale rzuciła się w oczy. Wróżyłem ludziom na rynku jakiś tydzień... może półtorej temu. Przyszła do mnie chyba po południu i spytała czy może zadać jedno pytanie w zamian za jabłko. — Wzruszył ramionami. — Zgodziłem się, a ona zapytała... Zapytała, jaką radę dałaby jej teraz matka. Wróżba kazała przypomnieć jej bajkę o rabusiu. Nie wiem, co to miało oznaczać, ale wyglądała na zadowoloną.
Umilkł, spoglądając w fiołkowe oczy elfa. Spodziewał się, że ta historia mu się nie spodoba. Skoro próbował coś z tym zrobić, może siedział w milicji albo czymś, to chyba na niewiele mu się zdadzą takie zeznania. Ale co innego miałby mu powiedzieć?
— Ile razy mam wam przypominać, że nic z nią nie zrobiłem? — warknął. — I niczego nie ukradłem, ani wcześniej, ani tym bardziej teraz. — Przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Byli właściwie równego wzrostu, ale Fa Osta górował posturą. — Nie powiem, żebym ją znał, ale rzuciła się w oczy. Wróżyłem ludziom na rynku jakiś tydzień... może półtorej temu. Przyszła do mnie chyba po południu i spytała czy może zadać jedno pytanie w zamian za jabłko. — Wzruszył ramionami. — Zgodziłem się, a ona zapytała... Zapytała, jaką radę dałaby jej teraz matka. Wróżba kazała przypomnieć jej bajkę o rabusiu. Nie wiem, co to miało oznaczać, ale wyglądała na zadowoloną.
Umilkł, spoglądając w fiołkowe oczy elfa. Spodziewał się, że ta historia mu się nie spodoba. Skoro próbował coś z tym zrobić, może siedział w milicji albo czymś, to chyba na niewiele mu się zdadzą takie zeznania. Ale co innego miałby mu powiedzieć?
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Hm? Pierwsza reakcja Cygana była czystą obroną, to zrozumiałe, ale jasno dał do zrozumienia, że już go ktoś odpytywał z tego. Milicja go odwiedziła, kiedy Xentis bawił się w przesłuchiwanie dzieciaków z sierocińca? A może to z Ines rozmawiał? W końcu od niej miał informację. Jeśli tak, to faktycznie dziewczyna się… starała. Nieważne.
-Nie obchodzi mnie, czy kradniesz, mam własne priorytety.
Zaczął na wstępie, aby go uspokoić i nieco się do niego zbliżyć. Chłop był większy od Xentisa, mimo to, nie ujmowało to pewności siebie Elfa. Jeszcze chwilę temu miał ochotę go tłuc, najpewniej uznając to za ostatni środek przymuszenia do zeznań, ale na szczęście, Fa Osta postanowił powtórzyć swoją śpiewkę, którą wcześniej sprzedał komuś innemu. To co mówił, brzmiało wiarygodnie, nawet oczekiwał, że ich relacja będzie ulotną chwilą, a niewinna zapłata w postaci jabłka, też pasowała do dziecka. Kiedy wspomniał o matce Tili, Venatori przypomniał sobie, jak Opiekunka wspominała o jej śmierci. Dziewczynka tęskniła. Lecz… tutaj już robiło się ciekawiej.
-Wiesz w ogóle czym jest lub jak brzmi, bajka o rabusiu?
Założył ręce na piersi. Czemu chciał ją poznać? Cóż, jeśli jej zawartość usatysfakcjonowała Tile, znaczy to, że sama spostrzegła, jakoby tkwiła w niej jakaś porada, którą się sugerowała w dalszych działaniach. Po prawdzie, nie wiedział zbytnio co dokładnie dziewczynka robiła na moment przed śmiercią, a wszystko działo się na przestrzeni tygodnia. Trzeba więc chwytać się każdej opcji.
-Nie obchodzi mnie, czy kradniesz, mam własne priorytety.
Zaczął na wstępie, aby go uspokoić i nieco się do niego zbliżyć. Chłop był większy od Xentisa, mimo to, nie ujmowało to pewności siebie Elfa. Jeszcze chwilę temu miał ochotę go tłuc, najpewniej uznając to za ostatni środek przymuszenia do zeznań, ale na szczęście, Fa Osta postanowił powtórzyć swoją śpiewkę, którą wcześniej sprzedał komuś innemu. To co mówił, brzmiało wiarygodnie, nawet oczekiwał, że ich relacja będzie ulotną chwilą, a niewinna zapłata w postaci jabłka, też pasowała do dziecka. Kiedy wspomniał o matce Tili, Venatori przypomniał sobie, jak Opiekunka wspominała o jej śmierci. Dziewczynka tęskniła. Lecz… tutaj już robiło się ciekawiej.
-Wiesz w ogóle czym jest lub jak brzmi, bajka o rabusiu?
Założył ręce na piersi. Czemu chciał ją poznać? Cóż, jeśli jej zawartość usatysfakcjonowała Tile, znaczy to, że sama spostrzegła, jakoby tkwiła w niej jakaś porada, którą się sugerowała w dalszych działaniach. Po prawdzie, nie wiedział zbytnio co dokładnie dziewczynka robiła na moment przed śmiercią, a wszystko działo się na przestrzeni tygodnia. Trzeba więc chwytać się każdej opcji.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Pierwsze słowa może i były pocieszające, ale i tak nie brzmiały miło. Inna sprawa, że chyba milszych się już nie spodziewał. Tak naprawdę incydent z tym dzieckiem zepsuł mu cały pobyt w tym i tak nieprzyjemnym mieście. Ale zaraz uwaga cygana przeniosła się na kolejne pytanie. Uniósł brwi, spoglądając na elfa.
— Bajką dla dzieci, a czym ma być? — Przestawił koszyk bliżej namiotu i usiadł sobie na pieńku, wydobywając z wiadra rybę, którą zaczął skrobać z łusek. — Na pewno jej dobrze nie pamiętam, więc może się wydać bez sensu — zaczął po chwili. — Chodziło o łebka, który truł ludzi owocami, po czym ich okradał. Potem sam skończył otruty, chyba przez jakąś uliczną sierotę czy włóczęgę. Pokonany własną bronią. — Wzruszył ramionami i zerknął na niego krótko. — Jeszcze coś? — mruknął. Zastanowił się jeszcze przez chwilę, ale nie mógł sobie przypomnieć nic konkretniejszego. — Jakbyś mnie pytał o zdanie, to to jakiś psychopata. O ile kogoś takiego można w ogóle przyrównywać do ludzi — rzucił jeszcze. — Zwierzęta polują dla jedzenia, większość potworów też, zresztą... straż mi nagadała, potwory nie są takie dokładnie. — Pokręcił głową.
— Bajką dla dzieci, a czym ma być? — Przestawił koszyk bliżej namiotu i usiadł sobie na pieńku, wydobywając z wiadra rybę, którą zaczął skrobać z łusek. — Na pewno jej dobrze nie pamiętam, więc może się wydać bez sensu — zaczął po chwili. — Chodziło o łebka, który truł ludzi owocami, po czym ich okradał. Potem sam skończył otruty, chyba przez jakąś uliczną sierotę czy włóczęgę. Pokonany własną bronią. — Wzruszył ramionami i zerknął na niego krótko. — Jeszcze coś? — mruknął. Zastanowił się jeszcze przez chwilę, ale nie mógł sobie przypomnieć nic konkretniejszego. — Jakbyś mnie pytał o zdanie, to to jakiś psychopata. O ile kogoś takiego można w ogóle przyrównywać do ludzi — rzucił jeszcze. — Zwierzęta polują dla jedzenia, większość potworów też, zresztą... straż mi nagadała, potwory nie są takie dokładnie. — Pokręcił głową.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Prychnął na jego uwagę, przymykając oczy, co z połączeniem założonych rąk, musiało wyglądać rozkosznie, ale nawet nikt nie śmie tak myśleć. Właściwie, wiedział, że pytanie sformułował głupio, ale wolał być pewny co do joty, że wszystko rozumie. Dobrze, więc zamienił się w słuch.
-Nieznajomy ci elf pyta Cię o bajkę na pustkowiu. Cokolwiek powiesz, nic nie będzie bardziej bezsensu.- Mruknął, ale chyba bardziej do siebie, niż do niego. Zdawał sobie sprawę z dziwnych okoliczności, ale cóż, cokolwiek powie jemu, zapewne też przekazał temu dziecku, więc to już był punkt zaczepienia. Zaś treść historyjki, dosyć streszczonej, sprawił że Xentisa naszło na głębsze przemyślenia. Sierota lub włóczęga, choć załóżmy bliższą wersję, to pierwsze, pokonała złodzieja jego trucizną. Tila łatwo mogła się utożsamić z bohaterem tej bajki, mimo to, gdzie mamy tutaj antagonistę? Może to ta tajemnicza postać, na którą podobno dziewczynka patrzyła w jakiejś uliczce? Odważny i mocno wysunięty wniosek, jednak zgrywanie herosa, najczęściej kończy się tragicznie, coś o tym wiedział. -Szkoda, że życie to nie bajka z dobrym finałem. Nie, to wszystko.
Odparł, już gotowy się odwrócić na pięcie i iść w długą, lecz powstrzymały go wnioski Fa Osty, który powiedział co mu na serduchu leżało z tym wszystkim. Westchnął bezdźwięcznie, z trupio otwartymi oczyma, jakby ktoś odebrał mu całe życie.
-Yhm, potwory kierują się instynktem, są formą zwierząt. Ludzie obdarci z człowieczeństwa są prawdziwą plagą. Uważaj na siebie.
Dodał jeszcze, po czym opuścił ręce, aby wsadzić je w kieszenie płaszcza i ruszyć z powrotem do Hedroth. To zawsze element układanki, a teraz przyszedł czas na przystań i… pieska.
-Nieznajomy ci elf pyta Cię o bajkę na pustkowiu. Cokolwiek powiesz, nic nie będzie bardziej bezsensu.- Mruknął, ale chyba bardziej do siebie, niż do niego. Zdawał sobie sprawę z dziwnych okoliczności, ale cóż, cokolwiek powie jemu, zapewne też przekazał temu dziecku, więc to już był punkt zaczepienia. Zaś treść historyjki, dosyć streszczonej, sprawił że Xentisa naszło na głębsze przemyślenia. Sierota lub włóczęga, choć załóżmy bliższą wersję, to pierwsze, pokonała złodzieja jego trucizną. Tila łatwo mogła się utożsamić z bohaterem tej bajki, mimo to, gdzie mamy tutaj antagonistę? Może to ta tajemnicza postać, na którą podobno dziewczynka patrzyła w jakiejś uliczce? Odważny i mocno wysunięty wniosek, jednak zgrywanie herosa, najczęściej kończy się tragicznie, coś o tym wiedział. -Szkoda, że życie to nie bajka z dobrym finałem. Nie, to wszystko.
Odparł, już gotowy się odwrócić na pięcie i iść w długą, lecz powstrzymały go wnioski Fa Osty, który powiedział co mu na serduchu leżało z tym wszystkim. Westchnął bezdźwięcznie, z trupio otwartymi oczyma, jakby ktoś odebrał mu całe życie.
-Yhm, potwory kierują się instynktem, są formą zwierząt. Ludzie obdarci z człowieczeństwa są prawdziwą plagą. Uważaj na siebie.
Dodał jeszcze, po czym opuścił ręce, aby wsadzić je w kieszenie płaszcza i ruszyć z powrotem do Hedroth. To zawsze element układanki, a teraz przyszedł czas na przystań i… pieska.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Jakby nie patrzeć, Xentis miał rację. Sytuacja do codziennych nie należała, ale z drugiej strony tak wiele ich ostatnio było, że coraz mniej rzeczy mogło zdziwić cygana. Jego odpowiedź chyba usatysfakcjonowała elfa. Może nie była najlepszą, jaką mógł usłyszeć, ale nie była też pustym "nic nie wiem", jak to zwykle się spotyka na ulicach.
Nie spodziewał się, że ten się jeszcze do niego odwróci, nie oczekiwał tego, ale jego przytaknięcie było... Cóż, ciężko tu mówić o jakichkolwiek miłych gestach, temat je wykluczał, ale Fa Osta to docenił. Zwłaszcza ostatnie słowa.
— Ty też. — Skinął mu lekko głową i wrócił do swoich zajęć.
Przystań w Hedroth nie była miłym miejscem, ale za to tłocznym. Rzeka rozdzielała miasto na pół, a po jednej i drugiej stronie urządzono miejsca dla straganów, cumowiska i strefy przeładunku towarów. Można powiedzieć, że to drugi rynek miasta, znacznie lepiej spełniający tę funkcję, jeśli chodziło o handel i komunikację. Zapach jedzenia lepszej i gorszej jakości unosił się w powietrzu, a znad wody przylatywała też mniej przyjemna woń biedniejszej dzielnicy miasta na drugim brzegu.
Główny budynek przystani, sąsiadujący z cieślą i miejscową kompanią handlową Jakhal nie był trudny do odnalezienia. Jego szpiczasty dach górował nad wszystkimi wokół i mógłby konkurować z ratuszem, gdyby nie wieża na tamtym. Xentis przyciągał spojrzenia robotników, ale po upomnieniu przez ich nadzorcę, szybko znów skupili się na pracy. Co jakiś czas biegał między nimi bury kundel, lekko kulejący na prawą przednią łapę.
— Jakaś sprawa? Łódź, transport, umowa? — zapytał ciemnowłosy nadzorca w zużytej koszuli, odsuwając papierosa od ust.
Nie spodziewał się, że ten się jeszcze do niego odwróci, nie oczekiwał tego, ale jego przytaknięcie było... Cóż, ciężko tu mówić o jakichkolwiek miłych gestach, temat je wykluczał, ale Fa Osta to docenił. Zwłaszcza ostatnie słowa.
— Ty też. — Skinął mu lekko głową i wrócił do swoich zajęć.
Przystań w Hedroth nie była miłym miejscem, ale za to tłocznym. Rzeka rozdzielała miasto na pół, a po jednej i drugiej stronie urządzono miejsca dla straganów, cumowiska i strefy przeładunku towarów. Można powiedzieć, że to drugi rynek miasta, znacznie lepiej spełniający tę funkcję, jeśli chodziło o handel i komunikację. Zapach jedzenia lepszej i gorszej jakości unosił się w powietrzu, a znad wody przylatywała też mniej przyjemna woń biedniejszej dzielnicy miasta na drugim brzegu.
Główny budynek przystani, sąsiadujący z cieślą i miejscową kompanią handlową Jakhal nie był trudny do odnalezienia. Jego szpiczasty dach górował nad wszystkimi wokół i mógłby konkurować z ratuszem, gdyby nie wieża na tamtym. Xentis przyciągał spojrzenia robotników, ale po upomnieniu przez ich nadzorcę, szybko znów skupili się na pracy. Co jakiś czas biegał między nimi bury kundel, lekko kulejący na prawą przednią łapę.
— Jakaś sprawa? Łódź, transport, umowa? — zapytał ciemnowłosy nadzorca w zużytej koszuli, odsuwając papierosa od ust.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Dotarł na przystań, która była dosyć charakterystyczna dla Hedroth, te ponure miejsce znajdowało tu swój klimat, a samo w sobie, nijak nie było obce. Xentisa jednak obchodziło z jednego powodu, w końcu to jego ostatni trop, jeśli niczego nie pominął w notatkach. Szukanie tu odpowiedzi mogło być jak szukanie igły w stogu siana. Ale wystarczyłby jeden poinformowany świadek…
Brunet zatrzymał się przy pomoście, zerkając w kierunku straganów rybnych. Przymknął na moment fiołkowe oczy.
-Sardas, nie biegaj!- Zawołał kruczy elf, do pędzącego chłopca o złocistych włosach.
-I myślisz, że to zadziała na niego, Xentisie?- Spytała go kobieta, o identycznym ubarwieniu włosów jak ten sześciolatek. Kruczy elf zaśmiał się, kończąc to uśmiechem w kierunku towarzyszki.
-Nigdy nie działa, ale wciąż próbuję.
Otworzył oczy, przygryzł wargę i ruszył do przodu. Płaszcz łagodnie powiewał, jak jakaś czarna chmurka nieszczęścia, by zatrzymać się przy łodzi. Dostrzegł kulawego kundla. To ten pies? Nie zdążył jednak do niego podejść, bo zaczepił go nadzorca.
-Sprawa morderstwa. Czy kręciła się tu ostatnio złotowłosa dziewczynka z przytułku? Tila się nazywała. Podobno często tu zaglądała. Może z kimś rozmawiała.
Zapytał wprost.
Brunet zatrzymał się przy pomoście, zerkając w kierunku straganów rybnych. Przymknął na moment fiołkowe oczy.
-Sardas, nie biegaj!- Zawołał kruczy elf, do pędzącego chłopca o złocistych włosach.
-I myślisz, że to zadziała na niego, Xentisie?- Spytała go kobieta, o identycznym ubarwieniu włosów jak ten sześciolatek. Kruczy elf zaśmiał się, kończąc to uśmiechem w kierunku towarzyszki.
-Nigdy nie działa, ale wciąż próbuję.
Otworzył oczy, przygryzł wargę i ruszył do przodu. Płaszcz łagodnie powiewał, jak jakaś czarna chmurka nieszczęścia, by zatrzymać się przy łodzi. Dostrzegł kulawego kundla. To ten pies? Nie zdążył jednak do niego podejść, bo zaczepił go nadzorca.
-Sprawa morderstwa. Czy kręciła się tu ostatnio złotowłosa dziewczynka z przytułku? Tila się nazywała. Podobno często tu zaglądała. Może z kimś rozmawiała.
Zapytał wprost.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Mężczyzna pokiwał głową i zamyślił się, przez chwilę miętoląc wolną ręką włosy na szczycie głowy. Zerknął na moment w bok, gdzie przy jakiejś skrzynce podniosły się głosy, ale sprawa chyba rozwiązała się sama i chłopak od załadunku ruszył dalej.
— Tamta dziewczynka mówisz... Ano to chyba ta. — Zaciągnął się dymem w zamyśleniu. — Głównie to przychodziła psa rozpieszczać. Teraz tylko patrzeć jak... A. — Machnął ręką. — Z różnymi gadała, ale najczęściej to z Deinem. To ten chłopaczek, co tam na końcu skrzynki nosi. — Wskazał papierosem ciemnowłosego młodzieńca, chudego jak patyk. — Tylko nie zajmuj mu za dużo czasu.
Kiedy tylko Xentis udał się do wskazanej osoby, zaskoczony lekko wzrok chłopaka omiótł jego zbliżającą się osobę, po czym chyba zaczął udawać, że go nie widzi. Do czasu, aż padło pytanie.
— Aam... Co mam o niej wiedzieć? — Zerknął w bok, przestawiając skrzynkę. — Gadała o jakichś głupotach, jak to dzieciak... Chyba jej się nudziło...
Umilkł, mając chyba cichą nadzieję na to, że elf również zakończy rozmowę. Wziął kolejną paczkę i zaczął nieść do magazynu, którego wnętrze wyglądało dość ponuro. Ale kogo by to zdziwiło...
— Tamta dziewczynka mówisz... Ano to chyba ta. — Zaciągnął się dymem w zamyśleniu. — Głównie to przychodziła psa rozpieszczać. Teraz tylko patrzeć jak... A. — Machnął ręką. — Z różnymi gadała, ale najczęściej to z Deinem. To ten chłopaczek, co tam na końcu skrzynki nosi. — Wskazał papierosem ciemnowłosego młodzieńca, chudego jak patyk. — Tylko nie zajmuj mu za dużo czasu.
Kiedy tylko Xentis udał się do wskazanej osoby, zaskoczony lekko wzrok chłopaka omiótł jego zbliżającą się osobę, po czym chyba zaczął udawać, że go nie widzi. Do czasu, aż padło pytanie.
— Aam... Co mam o niej wiedzieć? — Zerknął w bok, przestawiając skrzynkę. — Gadała o jakichś głupotach, jak to dzieciak... Chyba jej się nudziło...
Umilkł, mając chyba cichą nadzieję na to, że elf również zakończy rozmowę. Wziął kolejną paczkę i zaczął nieść do magazynu, którego wnętrze wyglądało dość ponuro. Ale kogo by to zdziwiło...
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Hm, pierwsza część z psem się zgadzała, więc trafił. Zrozumiał, że bez Tili, biedny kundel pozostanie teraz sam. Xentis powiódł za nim wzrokiem na moment, jakby o czymś pomyślał.
-Bezpański pies ją przyciągał w to miejsce…- Mruknął do siebie, a zaraz znów skupił się na mężczyźnie, gdy padło imię. Coś nowego w sprawie. -Hm, Dein. Nie martw się o to.
Odparł mu, po czym ruszył w kierunku chudzielca. W sumie, tak drobny, że połowa jego. Z daleka uznałby go za kobietę, mimo to, pojawiła się w jego głowie myśl. Czy morderca musiał być kobietą…?
Zaszedł go od tyłu, czując że ten unika jego wzroku. To świadczy o strachu lub poczuciu winy. Xentis wykrzywił usta w grymasie. Zaatakował go pytaniem, na które odpowiedź miała nie być satysfakcjonująca. Chłopak jednak, postanowił dalej go zbywać, biorąc inną skrzynkę, udając się z nią do magazynu. Venatori zaczynał się irytować, więc wszedł do pomieszczenia zaraz za nim. Kiedy Dein tylko odłożył skrzynkę, Xentis pochwycił go za kołnierz.
-Skończ pierdolić, oczy zaraz Ci wypierdolą z orbit od tego uciekania ode mnie. Ewidentnie coś wiesz, zresztą wiem, że gadałeś z nią najwięcej.- Powiedział poirytowany i zbliżył twarz. -Tu chodzi o morderstwo. Zadbajmy by nie było drugiego. Mów wszystko co wiesz, co Cie z nią łączyło, o czym mówiła, co robiliście…
Syknął.
-Bezpański pies ją przyciągał w to miejsce…- Mruknął do siebie, a zaraz znów skupił się na mężczyźnie, gdy padło imię. Coś nowego w sprawie. -Hm, Dein. Nie martw się o to.
Odparł mu, po czym ruszył w kierunku chudzielca. W sumie, tak drobny, że połowa jego. Z daleka uznałby go za kobietę, mimo to, pojawiła się w jego głowie myśl. Czy morderca musiał być kobietą…?
Zaszedł go od tyłu, czując że ten unika jego wzroku. To świadczy o strachu lub poczuciu winy. Xentis wykrzywił usta w grymasie. Zaatakował go pytaniem, na które odpowiedź miała nie być satysfakcjonująca. Chłopak jednak, postanowił dalej go zbywać, biorąc inną skrzynkę, udając się z nią do magazynu. Venatori zaczynał się irytować, więc wszedł do pomieszczenia zaraz za nim. Kiedy Dein tylko odłożył skrzynkę, Xentis pochwycił go za kołnierz.
-Skończ pierdolić, oczy zaraz Ci wypierdolą z orbit od tego uciekania ode mnie. Ewidentnie coś wiesz, zresztą wiem, że gadałeś z nią najwięcej.- Powiedział poirytowany i zbliżył twarz. -Tu chodzi o morderstwo. Zadbajmy by nie było drugiego. Mów wszystko co wiesz, co Cie z nią łączyło, o czym mówiła, co robiliście…
Syknął.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Co prawda słyszał kroki tego faceta za sobą, ale zdecydowanie nie spodziewał się takiego posunięcia z jego strony. Na moment chłopakowi odebrało dech, chyba ze stresu, kiedy poczuł tuż przy szyi zimną rękę elfa, a jego bezduszne spojrzenie zawisło mu tuż przed twarzą. Dein zerknął na moment ku drzwiom, które jednak były tylko lekko uchylone, więc jeśli nikt tu nie wejdzie...
— N-najwięcej? No chyba nie... nie mieszkała tu... — spróbował uśmiechnąć się nerwowo, ale wcale mu to nie wyszło. Przełknął ślinę, a jego płytki oddech delikatnie owiewał twarz Xentisa. — Ja... nie wiem, kto zabił tego smarkacza, odwal się. — Zebrawszy resztki swojej odwagi, spróbował wyszarpnąć koszulę z uścisku i uciec ku drzwiom, choć biorąc pod uwagę ich sylwetki, miał niewielkie szanse powodzenia...
— N-najwięcej? No chyba nie... nie mieszkała tu... — spróbował uśmiechnąć się nerwowo, ale wcale mu to nie wyszło. Przełknął ślinę, a jego płytki oddech delikatnie owiewał twarz Xentisa. — Ja... nie wiem, kto zabił tego smarkacza, odwal się. — Zebrawszy resztki swojej odwagi, spróbował wyszarpnąć koszulę z uścisku i uciec ku drzwiom, choć biorąc pod uwagę ich sylwetki, miał niewielkie szanse powodzenia...
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Odpowiedź była jedną z najgorszych możliwych, a szczeniak myślał, że może jeszcze przeciwdziałać. Skoro chciał go zbyć, mógł grzecznie odpowiedzieć, nie budząc podejrzeń, a teraz ewidentnie coś było nie tak z tym Deinem i nie da się przejść obojętnie. Zwłaszcza, że gość spróbował mu się wyszarpać i uciec, na co Venatori zareagował natychmiastowo, łapiąc go za nadgarstek i wykręcając jego rękę do tyłu, nogą zginając prawe kolano Deina, co zmusiło go do upadku na glebę, brzuchem do ziemi. Elf uklęknął na jego plecach, chwytając za wcześniej trzymaną dłoń, w drugiej ręce już przygotowując szeleszczący metal kajdanek.
-Jesteś aresztowany za napaść na Cesarskiego Łowcę Głów, oraz świadome utrudnianie śledztwa w sprawie morderstwa, wliczając w to próbę ucieczki. Możesz milczeć do przesłuchania.
Poinformował go, zaciskając zatrzask na jednym nadgarstku, a po chwili, na drugim. Skuty za plecami, zaraz został szarpnięty w górę, aby stanął na nogach. Xentis bez zbędnych ceregieli wyprowadził go z magazynu, aby zaraz wyminąć jego przełożonego. Chyba nie musiał się mu tłumaczyć, że nie dało się tego załatwić szybciej, choć próbował. W między czasie, dostrzegł też kulawego psa. Fiołkowe oczy spoczęły chwilę na nim, jakby ten mu coś obiecał. Zaraz, opuścili przystań…
Po pewnym czasie, Xentis doprowadził Deina do komisariatu w Hedroth, gdzie zapewne spotkał się z zaskoczonymi funkcjonariuszami prawa, którym ten chłopaczyna jeszcze nie wpadł w łapy, ani jako świadek, ani tym bardziej jak podejrzany, kim mógł być teraz, w oczach Łowcy. Na mocy swoich oficjalnych dekretów, które czasem się przydawały, została mu udostępniona sala przesłuchań, gdzie też Dein spoczął na krzesełku, wciąż zakuty. Pomieszczenie było ponure, padało tu słabe światło z kratowanej okiennicy, możnaby to miejsce pomylić z celą więzienną. Venatori wyjął papierosa, którego zaraz opalił z pomocą zapałki.
-Zaczniemy od początku, Dein. Twój szef powiedział, że niejednokrotnie rozmawiałeś z ofiarą, można powiedzieć, że najwięcej. A jak na “dziecinne i głupie pogadanki”, zbyt się bałeś rozmawiać na ten temat. Co ukrywasz?
Dał mu drugą szansę, zaciągając się dymem. Mogą też inaczej, ale po co.
-Jesteś aresztowany za napaść na Cesarskiego Łowcę Głów, oraz świadome utrudnianie śledztwa w sprawie morderstwa, wliczając w to próbę ucieczki. Możesz milczeć do przesłuchania.
Poinformował go, zaciskając zatrzask na jednym nadgarstku, a po chwili, na drugim. Skuty za plecami, zaraz został szarpnięty w górę, aby stanął na nogach. Xentis bez zbędnych ceregieli wyprowadził go z magazynu, aby zaraz wyminąć jego przełożonego. Chyba nie musiał się mu tłumaczyć, że nie dało się tego załatwić szybciej, choć próbował. W między czasie, dostrzegł też kulawego psa. Fiołkowe oczy spoczęły chwilę na nim, jakby ten mu coś obiecał. Zaraz, opuścili przystań…
Po pewnym czasie, Xentis doprowadził Deina do komisariatu w Hedroth, gdzie zapewne spotkał się z zaskoczonymi funkcjonariuszami prawa, którym ten chłopaczyna jeszcze nie wpadł w łapy, ani jako świadek, ani tym bardziej jak podejrzany, kim mógł być teraz, w oczach Łowcy. Na mocy swoich oficjalnych dekretów, które czasem się przydawały, została mu udostępniona sala przesłuchań, gdzie też Dein spoczął na krzesełku, wciąż zakuty. Pomieszczenie było ponure, padało tu słabe światło z kratowanej okiennicy, możnaby to miejsce pomylić z celą więzienną. Venatori wyjął papierosa, którego zaraz opalił z pomocą zapałki.
-Zaczniemy od początku, Dein. Twój szef powiedział, że niejednokrotnie rozmawiałeś z ofiarą, można powiedzieć, że najwięcej. A jak na “dziecinne i głupie pogadanki”, zbyt się bałeś rozmawiać na ten temat. Co ukrywasz?
Dał mu drugą szansę, zaciągając się dymem. Mogą też inaczej, ale po co.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Spodziewał się próby powstrzymania go, co starał się utrudnić jak najbardziej, wijąc się jak piskorz, lecz efekt okazał się odwrotny od zamierzonego. Ciche jęknięcie wydobyło się z ust chłopaka, kiedy jego kolano brutalnie spotkało się z kamienną podłogą, a zaraz za nim jego twarz. Nie wspominając już o bolącej ręce wykręcanej na plecach, gdzie ciasno opięły się zimne kajdanki. Dein skrzywił się, ale przestał walczyć, uznając chyba, że i tak nic mu z tego nie przyjdzie. Stanął na nogach i poszedł tam, gdzie go zatargano. Nikt Xentisa nie zatrzymywał, choć taki obrót spraw przykuł powszechną uwagę na przystani.
Pan Svibbins odprowadził ich zmartwionym spojrzeniem ciemnych ślepi.
Na komisariacie wystarczyła krótka wymiana zdań. Venatori był jednym z najczęściej zaglądających tu Łowców i większość milicji bardzo dobrze go... kojarzyła, bo o znajomości ciężko tu mówić. Wkrótce znaleźli się w smętnym pomieszczeniu cztery na cztery, gdzie chyba najlepiej wyglądającym elementem było drewniane krzesło Deina.
Zmierzył Łowcę wrogim spojrzeniem, kiedy ten mówił otoczony papierosowym dymem. Na końcowe pytanie prychnął pogardliwie.
— A żeś się mnie uczepił, psie... Śmierdzę ci? Coś ci uświadomię, tu każdy śmierdzi. — Odchylił lekko głowę, spoglądając na sufit. — Każdy co do jednego ma coś za uszami, nawet ten mój wspaniały szef, co tak milutko z tobą gadał. A jego nie zakułeś w kajdanki. Albo tej dziuni z baru. Też była taka milutka? — Spojrzał na niego. — Odpierdol się. Nie gadam z wami — prychnął i utkwił wzrok w kącie pokoju.
Pan Svibbins odprowadził ich zmartwionym spojrzeniem ciemnych ślepi.
Na komisariacie wystarczyła krótka wymiana zdań. Venatori był jednym z najczęściej zaglądających tu Łowców i większość milicji bardzo dobrze go... kojarzyła, bo o znajomości ciężko tu mówić. Wkrótce znaleźli się w smętnym pomieszczeniu cztery na cztery, gdzie chyba najlepiej wyglądającym elementem było drewniane krzesło Deina.
Zmierzył Łowcę wrogim spojrzeniem, kiedy ten mówił otoczony papierosowym dymem. Na końcowe pytanie prychnął pogardliwie.
— A żeś się mnie uczepił, psie... Śmierdzę ci? Coś ci uświadomię, tu każdy śmierdzi. — Odchylił lekko głowę, spoglądając na sufit. — Każdy co do jednego ma coś za uszami, nawet ten mój wspaniały szef, co tak milutko z tobą gadał. A jego nie zakułeś w kajdanki. Albo tej dziuni z baru. Też była taka milutka? — Spojrzał na niego. — Odpierdol się. Nie gadam z wami — prychnął i utkwił wzrok w kącie pokoju.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Palony papier zaskwierczał, lecz obłok dymu nie przysłaniał mu spojrzenia na ten gniewny wyraz mężczyzny. Teraz był bardziej hardy, niż wcześniej, lecz w sumie nic dziwnego. Takie obciążające zarzuty mogą poirytować nawet stoika. Mimo to, gniew był dobry. Był słuszny. Wylewał dużo słów, które mogły nie być opanowane przez rozsądek. Niech krzyczy, niech jest zły. Każda fraza to wypadek.
-Każdy ma swoje grzechy. Ale tamci odpowiadali na proste pytania. Ty niekoniecznie chcesz. A to nie pomaga Ci zaufać.- Odpowiedział, wyłapując oczywiście słowo klucz z tej jego frustracji, ale nie śpieszył się. Chwycił papieros w usta, jedną ręką zaparł się o krzesło, coby się nie wywróciło, a drugą uformował w pięść, którą zaraz uderzył w jego brzuch. Wystarczyło raz, a solidnie. Złapał papieros w dłoń, po czym zacisnął palce na jego włosach i szarpnął jego głową w górę, zbliżając twarz. -Dziunia w barze, powiadasz? O kim mówisz i co masz na myśli?
Spytał i puścił jego czuprynę, wyprostowując się. Za chwilę, wyjął z płaszcza skórzaną rękawiczkę, którą zaczął powoli nakładać na palce. Dein mógł oczywiście nie odpowiedzieć mu na pytanie, nawet po tym jak się lekko sprzedał, że go obserwuje. Miał na to jednak inne sposoby.
-Jesteś obecnie podejrzany, bez dowodów to niewiele, ale poza tym, masz postawione inne zarzuty, które same w sobie są poważne. Możemy pójść na kompromisy, jeśli zaczniesz normalnie odpowiadać.- Zaciągnął materiał na całą dłoń, opuszczając na niego chłodne, fiołkowe spojrzenie. -A jak nie, ja mam czas, aby wysunąć inne “propozycję” do rozmowy.
Zapowiedział mu. Venatori w rzeczywistości tego czasu nie miał. Każdy dzień bez sprawcy, to ryzyko. A przed sobą może miał winnego. Zaś jeśli nie, kolejny trop. Nie przepuści tego bez względu na metody, jakimi zmuszony będzie się posłużyć.
-Każdy ma swoje grzechy. Ale tamci odpowiadali na proste pytania. Ty niekoniecznie chcesz. A to nie pomaga Ci zaufać.- Odpowiedział, wyłapując oczywiście słowo klucz z tej jego frustracji, ale nie śpieszył się. Chwycił papieros w usta, jedną ręką zaparł się o krzesło, coby się nie wywróciło, a drugą uformował w pięść, którą zaraz uderzył w jego brzuch. Wystarczyło raz, a solidnie. Złapał papieros w dłoń, po czym zacisnął palce na jego włosach i szarpnął jego głową w górę, zbliżając twarz. -Dziunia w barze, powiadasz? O kim mówisz i co masz na myśli?
Spytał i puścił jego czuprynę, wyprostowując się. Za chwilę, wyjął z płaszcza skórzaną rękawiczkę, którą zaczął powoli nakładać na palce. Dein mógł oczywiście nie odpowiedzieć mu na pytanie, nawet po tym jak się lekko sprzedał, że go obserwuje. Miał na to jednak inne sposoby.
-Jesteś obecnie podejrzany, bez dowodów to niewiele, ale poza tym, masz postawione inne zarzuty, które same w sobie są poważne. Możemy pójść na kompromisy, jeśli zaczniesz normalnie odpowiadać.- Zaciągnął materiał na całą dłoń, opuszczając na niego chłodne, fiołkowe spojrzenie. -A jak nie, ja mam czas, aby wysunąć inne “propozycję” do rozmowy.
Zapowiedział mu. Venatori w rzeczywistości tego czasu nie miał. Każdy dzień bez sprawcy, to ryzyko. A przed sobą może miał winnego. Zaś jeśli nie, kolejny trop. Nie przepuści tego bez względu na metody, jakimi zmuszony będzie się posłużyć.
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Jego więzień poruszył się lekko na krześle, kiedy dystans między nimi niebezpiecznie zmniejszył się do zera. Niestety kajdanki i krzesło pozostawały nieugięte, a on mógł tylko ze strachem prześledzić krótki tor lotu elfiej pięści. Zgiął się w pół z przytłumionym jękiem, kiedy uderzenie odebrało mu dech i sparaliżowało na chwilę tępym bólem. Dein zakaszlał kilka razy i łapczywie wciągnął powietrze. Na jego ustach pojawił się kolejny grymas, kiedy szarpnięto go za włosy do pionu.
— Mało się tu dzieje... wszyscy wiedzą, że gadałeś z tą obcą, a potem ona zaczęła plątać się po mieście... Brakuje, żeby uciekła jak ten łachudra od osła — prychnął lekko zdławionym głosem, ale już mu przechodziło.
Opuścił głowę z powrotem, kiedy Xentis uwolnił jego włosy. Miał chwilę, by się zastanowić, zwłaszcza, że Łowca był wyjątkowo rozgadany. Kompromis. To brzmiało wręcz ironicznie. Zerknął na jego rękawiczkę, a potem znów na podłogę przed sobą.
— Jakie kompromisy? — rzucił z namysłem. — Ja nie wiem, kto ją zajebał... Wiem tylko, że chodziła z paczkami... od różnych ludzi. Chyba jej za to płacili, no wiesz, dzieciak nie miał nic, więc moneta czy dwie to dla niej dużo... — pociągnął temat, biegając wzrokiem po płytkach podłogowych.
— Mało się tu dzieje... wszyscy wiedzą, że gadałeś z tą obcą, a potem ona zaczęła plątać się po mieście... Brakuje, żeby uciekła jak ten łachudra od osła — prychnął lekko zdławionym głosem, ale już mu przechodziło.
Opuścił głowę z powrotem, kiedy Xentis uwolnił jego włosy. Miał chwilę, by się zastanowić, zwłaszcza, że Łowca był wyjątkowo rozgadany. Kompromis. To brzmiało wręcz ironicznie. Zerknął na jego rękawiczkę, a potem znów na podłogę przed sobą.
— Jakie kompromisy? — rzucił z namysłem. — Ja nie wiem, kto ją zajebał... Wiem tylko, że chodziła z paczkami... od różnych ludzi. Chyba jej za to płacili, no wiesz, dzieciak nie miał nic, więc moneta czy dwie to dla niej dużo... — pociągnął temat, biegając wzrokiem po płytkach podłogowych.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Łowca kiwał głową słysząc wytłumaczenie, skąd wie o Ines. Było to do przyjęcia, Hedroth to nie metropolia, zaś obywatele żyją w stagnacji, każdy przejezdny jest pod kontrolą, zaś rozmowa w knajpie na poufną nie wyglądała. Tak samo wyjazd Fa Osty nikomu nie umknął. Dein jednak nie wiedział o wyjeździe kobiety, którą Venatori tak jakby przegnał. Czy była istotna w sprawie, to chwilowo stało pod znakiem zapytania, będzie pluł sobie w brodę, jeśli tak.
Założył ręce na piersi, kiedy Dein zadał pytanie, lecz Łowca wstrzymał się z odpowiedzią, czekając na coś więcej. Zaraz pojawiła się gartka świeżych informacji, lecz gdyby się nad tym zastanowić, nie prowadziło to donikąd. Jeśli robiła za typowego, znanego wszystkim, posłańca, raczej nie miała zleceniodawcy nad sobą. To zbyt ogólnikowe. To za mało.
Xentis podszedł na wprost męzczyzny i klęknął, aby jego wzrok, który wcześniej padał na kafelki, teraz wylądował na fiołkowym zabarwieniu tęczówek przesłuchującego.
-Grozi Ci kilka zarzutów w które sam się wpakowałeś. Nie mam też ochoty zmęczyć się po przez tłuczenie Cię. Kompromisem jest to, że Ty będziesz mówić ile potrzeba, a ja po wszystkim, jeśli uznam to za satysfakcjonujące, puszczę Cię wolno, jakby nigdy nic.- Wyprostował się powoli. Czy Dein zabił? Ciężko było stwierdzić, mordercy nie mają tego wypisane na twarzy. Mógł faktycznie nie wiedzieć kto to zrobił, lecz Venatori nie mógł założyć, że nie wiem też nic, a nic, co może być istotne. Elf pacnął dłonią w skórzanej rękawiczce w jego bark, na którym zacisnął lekko palce. -Mówisz więc, że często miałeś z nią styczność, bo dostarczała Twoje paczki, jak każdemu innemu. Zdaję mi się jednak, że ta informacja jest zbyt błaha, aby tak ją ukrywać i utrudniać współpracę. Dein, wiesz więcej, niż mówisz.- Zacisnął mocniej palce, przerzucając na niego spojrzenie. -Czego tak się bałeś, Dein…?
Założył ręce na piersi, kiedy Dein zadał pytanie, lecz Łowca wstrzymał się z odpowiedzią, czekając na coś więcej. Zaraz pojawiła się gartka świeżych informacji, lecz gdyby się nad tym zastanowić, nie prowadziło to donikąd. Jeśli robiła za typowego, znanego wszystkim, posłańca, raczej nie miała zleceniodawcy nad sobą. To zbyt ogólnikowe. To za mało.
Xentis podszedł na wprost męzczyzny i klęknął, aby jego wzrok, który wcześniej padał na kafelki, teraz wylądował na fiołkowym zabarwieniu tęczówek przesłuchującego.
-Grozi Ci kilka zarzutów w które sam się wpakowałeś. Nie mam też ochoty zmęczyć się po przez tłuczenie Cię. Kompromisem jest to, że Ty będziesz mówić ile potrzeba, a ja po wszystkim, jeśli uznam to za satysfakcjonujące, puszczę Cię wolno, jakby nigdy nic.- Wyprostował się powoli. Czy Dein zabił? Ciężko było stwierdzić, mordercy nie mają tego wypisane na twarzy. Mógł faktycznie nie wiedzieć kto to zrobił, lecz Venatori nie mógł założyć, że nie wiem też nic, a nic, co może być istotne. Elf pacnął dłonią w skórzanej rękawiczce w jego bark, na którym zacisnął lekko palce. -Mówisz więc, że często miałeś z nią styczność, bo dostarczała Twoje paczki, jak każdemu innemu. Zdaję mi się jednak, że ta informacja jest zbyt błaha, aby tak ją ukrywać i utrudniać współpracę. Dein, wiesz więcej, niż mówisz.- Zacisnął mocniej palce, przerzucając na niego spojrzenie. -Czego tak się bałeś, Dein…?
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
A tamta noc zaczęła się tak rutynowo i zwyczajnie, nic, absolutnie nic nie wskazywało na to, że zaledwie następnej będzie zmierzał do nie tak całkiem sąsiedniego miasta, zanurzonego po szyję w prawdziwym i metafizycznym błocie, w towarzystwie dawno zaginionego przyjaciela. Który chciał go zabić. A potem postanowił zabić jakiegoś chłystka jego własnymi rękoma, coś dużo tu śmierci jak na ratowanie niewinnych. Co prawda owi niewinni mało Falone'a obchodzili, toteż druga połowa była raczej intrygującym spektaklem, ale to i tak było niepokojące. Ze względu na Cerbina, którego się uczepił, a któremu wbrew niektórym podszeptom rozsądku nadal chciał ufać.
Ale mniejsza o to, sam Killian nie lubił się zagłębiać w ten stos niebezpiecznych myśli, które skłaniały do niepotrzebnych refleksji. Znaleźli się w końcu w obrębie murów Hedroth, minąwszy zachodnią bramę jako porządni podróżni. Tak niewiele czasami było trzeba, by wywieźć śmiertelników w pole, że to aż zaskakujące. Droga mijała dobrze, brama minęła dobrze, jakby limit pecha czekał tylko aż wkroczą na jego prywatną działkę. Lian rzucił okiem po ciemnej ulicy.
— Powinni zatrudnić nowego latarnika... Ten się obija — mruknął, chowając ręce do kieszeni. — O ile jeszcze żyje — dodał ironicznie i dogonił Cerbina. — Twój znajomy mógłby sobie wybrać lepsze miejsce na dom.
Czy się bał? Nie, w żadnym razie tak nie brzmiał, bardziej jakby chciał sobie na coś ponarzekać. Szare kamienice wznoszące się wokół nich tworzyły ciekawy kontrast. Były ładne w sobie, całkiem przyzwoite, ale wystarczyła odrobina wiedzy, szczypta plotek i podła nocna pogoda z szumiącym obok rynsztokiem, by wizerunek ten przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni. Killian nigdy nie lubił tego miasta. Było jak kamienna klatka na ludzi.
Wyciągnął papierosa i odpalił, niespiesznie zaciągając się dymem.
Ale mniejsza o to, sam Killian nie lubił się zagłębiać w ten stos niebezpiecznych myśli, które skłaniały do niepotrzebnych refleksji. Znaleźli się w końcu w obrębie murów Hedroth, minąwszy zachodnią bramę jako porządni podróżni. Tak niewiele czasami było trzeba, by wywieźć śmiertelników w pole, że to aż zaskakujące. Droga mijała dobrze, brama minęła dobrze, jakby limit pecha czekał tylko aż wkroczą na jego prywatną działkę. Lian rzucił okiem po ciemnej ulicy.
— Powinni zatrudnić nowego latarnika... Ten się obija — mruknął, chowając ręce do kieszeni. — O ile jeszcze żyje — dodał ironicznie i dogonił Cerbina. — Twój znajomy mógłby sobie wybrać lepsze miejsce na dom.
Czy się bał? Nie, w żadnym razie tak nie brzmiał, bardziej jakby chciał sobie na coś ponarzekać. Szare kamienice wznoszące się wokół nich tworzyły ciekawy kontrast. Były ładne w sobie, całkiem przyzwoite, ale wystarczyła odrobina wiedzy, szczypta plotek i podła nocna pogoda z szumiącym obok rynsztokiem, by wizerunek ten przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni. Killian nigdy nie lubił tego miasta. Było jak kamienna klatka na ludzi.
Wyciągnął papierosa i odpalił, niespiesznie zaciągając się dymem.
Kto się oburza na prawdę, pragnie żyć w kłamstwie.
Killian Falone- Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/
Re: Północna dzielnica
Spiął się wyraźnie, kiedy elf ponownie pojawił się przed nim. Ani chybi spodziewał się kolejnego ciosu, ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego Xentis próbował wymusić kontakt wzrokowy, na który Dein chwilowo się zgodził. W jego oczach widać było wahanie i niepokój, lecz ciężko powiedzieć, z jakiego powodu. Tych zresztą miał już kilka.
— Puścisz mnie?... — dopytał z lekkim wahaniem, zaczynając coś rozważać intensywnie.
Xentis podniósł się z ziemi, a wzrok Deina wylądował przez to na jego butach. To były dość brudne buty. Ponownie drgnął, kiedy ręka w rękawiczce opadła mu na ramię, zaciskając się tam niczym szczypce. Nieprzyjemne uczucie, ale nie podnosił wzroku, słuchając uważnie. Przełknął ślinę.
— Uhm... — Jeszcze raz się zawahał, ale chyba nie znalazł lepszych opcji. — Dostarczała paczki bardziej ode mnie... Znaczy nie były moje, byłem tylko pośrednikiem, czasem... nie wiedziałem nawet, co jest w środku. — Oblizał nerwowo usta. — Paczka zawsze lądowała w konkretnym miejscu, bez kontaktu z klientem, ale w dokładnie umówionym... — Umilkł na moment. — Os-tatnim razem miała ją dostarczyć na, znaczy zrobiła to, na studnię przy Płaskiej 11... — Zerknął na Xentisa ukradkiem. — Ja nie wiem, kto tam miał przyleźć, ale dzisiaj w nocy też powinien, mogę ci podrobić paczkę czy coś... — wymruczał pospiesznie.
— Puścisz mnie?... — dopytał z lekkim wahaniem, zaczynając coś rozważać intensywnie.
Xentis podniósł się z ziemi, a wzrok Deina wylądował przez to na jego butach. To były dość brudne buty. Ponownie drgnął, kiedy ręka w rękawiczce opadła mu na ramię, zaciskając się tam niczym szczypce. Nieprzyjemne uczucie, ale nie podnosił wzroku, słuchając uważnie. Przełknął ślinę.
— Uhm... — Jeszcze raz się zawahał, ale chyba nie znalazł lepszych opcji. — Dostarczała paczki bardziej ode mnie... Znaczy nie były moje, byłem tylko pośrednikiem, czasem... nie wiedziałem nawet, co jest w środku. — Oblizał nerwowo usta. — Paczka zawsze lądowała w konkretnym miejscu, bez kontaktu z klientem, ale w dokładnie umówionym... — Umilkł na moment. — Os-tatnim razem miała ją dostarczyć na, znaczy zrobiła to, na studnię przy Płaskiej 11... — Zerknął na Xentisa ukradkiem. — Ja nie wiem, kto tam miał przyleźć, ale dzisiaj w nocy też powinien, mogę ci podrobić paczkę czy coś... — wymruczał pospiesznie.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Cerbin miał trochę zabawy z wyciąganiem kuli. Nie wiedział co było gorsze, wydłubywanie jej z barku bez niczyjej pomocy, czy użycia do tego rozgrzanego sztyletu. Ale udało się wydłubać, po czym pozostała paskudna rana. Odkaził to alkoholem, przedtem pół butelki wylewając do własnego gardła. Tak kończą się zabawy hazardowe. Żałował, że wampiryzm nie ułatwiał szybszej regeneracji, albo nie zmniejszał progu bólu. Był tak samo kruchy jak inni śmiertelnicy, może po prostu nie bał się śmierci, bo ta nie była dla niego już żadną tajemnicą, ani tym bardziej czymś bezpowrotnym. Ale kto by chciał łazić z zapaleniem, albo inną paskudną infekcją. Amenadiel przed dopuszczeniem Selinday udał się jeszcze na poszukiwania Saliego, z użyciem swoich nadprzyrodzonych zdolności maskowania się, jednakże, nie wpadł na żaden ślad młodzieńca. Był już pewny, że chłopaka gdzieś przenieśli i najpewniej się nie zabił. Oszust. No cóż, nie znaczy to, że Wampir od tak mu odpuści. Był nieobliczalny, więc i na niego przyjdzie czas. Ale nie teraz.
W towarzystwie Killiana, dotarli do Hedroth przez jedną z bram. Mało miejsc w Medevarze było tak wyrwane od reszty rzeczywistości, jak to miasteczko, pogrążone w chmurach, deszczu i jednej wielkiej grotesce. Chyba rozumiał wybór Gascona, ale jakby samemu miał codziennie spędzać czas w takim klimacie, szybko nabawiłby się depresji.
-Hm, może lampy są tu tylko na pokaz. Żadnego latarnika tu nigdy nie było. Może nie ma tu ludzi? Widziałeś choć jednego na ulicy?- Zażartował, krocząc powoli obok drugiego wampira, chowając ręce w kieszenie, lecz z tą prawą miał większy problem, bo rana w barku o sobie przypominała. -Zdaję mi się, że Gascon nie jest zbyt wybredny w doborze miejsc zamieszkania. Co kilka lat pomieszkuje w innym miejscu. To pomaga mu żyć wśród ludzi, którzy zwyczajnie zapominają lub wymierają. Zadziwiające, że osiągnął sztukę maskowania się i robienia przyziemnych rzeczy, jak nikt inny.
Słońce już skryło się jakiś czas temu, zaś w tym czasie, doktor La’Vaqqua już był na nogach, właśnie wracając do swojego gabinetu, ściągając przemoczony płaszcz i cylinder, który przewiesił przez wieszak.
-Nie wierzę, że Venti kazał mi zanieść koszyk słodyczy do tego sierocińca… jakby sam nie mógł tego zrobić…- Wzdychał do siebie, podchodząc do biurka z papierami. -Masz słabość do tych dzieciaków, co? Byłoby to rozkoszne, jakbyś sobie nie wmawiał, że twoje serce już nie działa…
Mruczał pod nosem, trochę narzekając, ale uśmieszek gościł na jego twarzy, gdyż miło mu się robiło, kiedy jego przyjaciel udowadniał, że wciąż tkwiło w nim człowieczeństwo, którego tak się wstydził. Zaraz jednak coś kazało mu podejść do okna, przez które wyjrzał. Dostrzegł dwójkę mężczyzn pod jego kliniką. Ciekawe...
W towarzystwie Killiana, dotarli do Hedroth przez jedną z bram. Mało miejsc w Medevarze było tak wyrwane od reszty rzeczywistości, jak to miasteczko, pogrążone w chmurach, deszczu i jednej wielkiej grotesce. Chyba rozumiał wybór Gascona, ale jakby samemu miał codziennie spędzać czas w takim klimacie, szybko nabawiłby się depresji.
-Hm, może lampy są tu tylko na pokaz. Żadnego latarnika tu nigdy nie było. Może nie ma tu ludzi? Widziałeś choć jednego na ulicy?- Zażartował, krocząc powoli obok drugiego wampira, chowając ręce w kieszenie, lecz z tą prawą miał większy problem, bo rana w barku o sobie przypominała. -Zdaję mi się, że Gascon nie jest zbyt wybredny w doborze miejsc zamieszkania. Co kilka lat pomieszkuje w innym miejscu. To pomaga mu żyć wśród ludzi, którzy zwyczajnie zapominają lub wymierają. Zadziwiające, że osiągnął sztukę maskowania się i robienia przyziemnych rzeczy, jak nikt inny.
Słońce już skryło się jakiś czas temu, zaś w tym czasie, doktor La’Vaqqua już był na nogach, właśnie wracając do swojego gabinetu, ściągając przemoczony płaszcz i cylinder, który przewiesił przez wieszak.
-Nie wierzę, że Venti kazał mi zanieść koszyk słodyczy do tego sierocińca… jakby sam nie mógł tego zrobić…- Wzdychał do siebie, podchodząc do biurka z papierami. -Masz słabość do tych dzieciaków, co? Byłoby to rozkoszne, jakbyś sobie nie wmawiał, że twoje serce już nie działa…
Mruczał pod nosem, trochę narzekając, ale uśmieszek gościł na jego twarzy, gdyż miło mu się robiło, kiedy jego przyjaciel udowadniał, że wciąż tkwiło w nim człowieczeństwo, którego tak się wstydził. Zaraz jednak coś kazało mu podejść do okna, przez które wyjrzał. Dostrzegł dwójkę mężczyzn pod jego kliniką. Ciekawe...
*****
"Nie spodziewałem się okazania miłosierdzia ludzkiego serca, wobec czystej postaci grzechu..."
"Nie spodziewałem się okazania miłosierdzia ludzkiego serca, wobec czystej postaci grzechu..."
Cerbin Amenadiel- Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN
Re: Północna dzielnica
Kiedy dopytał, czy go puści, Xentis nieznacznie kiwnął głową na znak potwierdzenia. Nie zwykł łamać słowa, kiedy uważał coś za pewniak. Skoro to był warunek współpracy, jest w stanie to zaoferować, nie potrzebny mu łachudra za kratami, kiedy ściga prawdziwego kryminalistę.
Venatori zamienił się w słuch, kiedy Dein zrobił się grzeczny i rozmowny. Czyli tak jak przeczuwał, działy się tu jakieś przekręty, a skoro przekazywanie paczek wiązało się z taką nutą tajemnicy i po przez kilku pośredników, mogły być nielegalne. Słysząc o studni, spróbował przypomnieć sobie kobietę o której nadmieniła Nina, ale adres zaraz rozwiał te przypuszczenia, ponieważ kojarzył ją, była nieużywana od dawna. Idealne miejsce na działania bez oczu postronnych. Zastanowił się chwilę, czy był sens szukania pracodawcy Deina, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że jeśli to faktycznie jakiś precedens, Dein mógłby zapłacić za to głową, zaś osoba poszukiwana mogłaby nawet nie mieć żadnych związków z Tilą. Poza tym, brzmiało to jak sprawa dla milicji, a nie dla Łowcy. Z kolei, osoba która odbierała dostarczane paczki, mogła mieć kontakt z ofiarą.
-Więc ostatnim razem, kiedy widziałeś Tile, dostarczała Twoją paczkę na Płaską 11. Tili zginęła w międzyczasie, ale odbiorca czeka na kolejną dostawę. W porządku. Zrobimy jak mówisz. Ja będę dostawcą tej fałszywki.- Powiedział nagle i zdjął z dłoni rękawiczkę, chowając ją do kieszeni. Tym razem obejdzie się bez prania krwi. Zaszedł za chwilę Deina od tyłu i z pomocą kluczyka, rozpiął kajdanki, pozwalając mu wstać z krzesła. -Jak mówiłem, zapomnijmy o zarzutach, ale nie wykluczam, że jakbym miał jeszcze pytania lub dowiedziałbym się czegoś nowego w związku z Tobą, musisz współpracować. Ktoś Cię wyprowadzi z komisariatu. Dasz mi paczkę o zmierzchu, na przystani, tak jak zazwyczaj to robiłeś. Uciekaj.
Powiedział, po czym znów tytoń z papierosa zaskwierczał od żaru. Zapewne Dein wyszedł, zwabiony tymi głosami przez jednego z mundurowych, pozostawiając Łowcę samego. Zobaczymy co to przyniesie… może przeczeka dzień w posiadłości...
Venatori zamienił się w słuch, kiedy Dein zrobił się grzeczny i rozmowny. Czyli tak jak przeczuwał, działy się tu jakieś przekręty, a skoro przekazywanie paczek wiązało się z taką nutą tajemnicy i po przez kilku pośredników, mogły być nielegalne. Słysząc o studni, spróbował przypomnieć sobie kobietę o której nadmieniła Nina, ale adres zaraz rozwiał te przypuszczenia, ponieważ kojarzył ją, była nieużywana od dawna. Idealne miejsce na działania bez oczu postronnych. Zastanowił się chwilę, czy był sens szukania pracodawcy Deina, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że jeśli to faktycznie jakiś precedens, Dein mógłby zapłacić za to głową, zaś osoba poszukiwana mogłaby nawet nie mieć żadnych związków z Tilą. Poza tym, brzmiało to jak sprawa dla milicji, a nie dla Łowcy. Z kolei, osoba która odbierała dostarczane paczki, mogła mieć kontakt z ofiarą.
-Więc ostatnim razem, kiedy widziałeś Tile, dostarczała Twoją paczkę na Płaską 11. Tili zginęła w międzyczasie, ale odbiorca czeka na kolejną dostawę. W porządku. Zrobimy jak mówisz. Ja będę dostawcą tej fałszywki.- Powiedział nagle i zdjął z dłoni rękawiczkę, chowając ją do kieszeni. Tym razem obejdzie się bez prania krwi. Zaszedł za chwilę Deina od tyłu i z pomocą kluczyka, rozpiął kajdanki, pozwalając mu wstać z krzesła. -Jak mówiłem, zapomnijmy o zarzutach, ale nie wykluczam, że jakbym miał jeszcze pytania lub dowiedziałbym się czegoś nowego w związku z Tobą, musisz współpracować. Ktoś Cię wyprowadzi z komisariatu. Dasz mi paczkę o zmierzchu, na przystani, tak jak zazwyczaj to robiłeś. Uciekaj.
Powiedział, po czym znów tytoń z papierosa zaskwierczał od żaru. Zapewne Dein wyszedł, zwabiony tymi głosami przez jednego z mundurowych, pozostawiając Łowcę samego. Zobaczymy co to przyniesie… może przeczeka dzień w posiadłości...
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Re: Północna dzielnica
Xentis przystał na ten pomysł, zabrał rękę, zabrał rękawiczkę, wszystko zdawało się iść dobrze i przyjemnie. Do czasu oczywiście, jego wizyta na komisariacie też z pewnością nie przejdzie bez echa, wolałby nie wpaść w kolejne problemy...
Dein musiał się grubo tłumaczyć u swojego szefa na przystani, a w tym akurat nie był najlepszy. Udało mu się jakoś z tego wywinąć, ale pewnie nie na długo. Grunt, żeby dzisiejszej nocy był jeszcze na miejscu, w przeciwnym razie musiałby krążyć i szukać elfa, a to jeszcze mniej mu się uśmiechało.
Dzień minął Xentisowi całkiem spokojnie, może aż za spokojnie, ale przecież przesiedział go we własnym domu, który już z daleka skutecznie odstraszał większość petentów. Kurz, chłód i dudniący po dziurawym dachu deszcz otulały go przez kolejne godziny, aż w końcu słońce zaszło i nadeszła pora, by wybrać się z powrotem do miasta. Nie powitało go niczym piękniejszym.
Ludzie na przystani powoli porządkowali rzeczy i szykowali się do zamknięcia interesu na noc. Jakaś spóźniona barka była jeszcze przycumowana, a jej właściciel dyskutował z zarządcą. Deina znalazł w tym samym magazynie, gdzie teraz krzątało się nieco więcej osób, ale każdy był zajęty swoją pracą i tylko kilka ciekawskich spojrzeń wiodło za nimi od czasu do czasu.
— Trzymaj... — Podał mu niewielką, zawiniętą w szary papier paczuszkę. — W środku jest trochę piasku, żeby waga się zgadzała — wymruczał cicho i jeśli tylko Xentis nie miał więcej pytań, Dein wrócił do swoich zajęć.
Ulica Płaska znajdowała się w biedniejszej dzielnicy miasta, gdzie należało dostać się opuszczanym pomostem. Zgrzytający mechanizm wywindował kładkę z powrotem do pionu, Xentis natomiast zanurzył się w błotniste uliczki, które same w sobie mogłyby służyć za rynsztok. Wokół stłoczone były drewniane domy, co lepsze z kamienną podbudówką, lecz jej wiek lub sposób wykonania pozostawiał wiele do życzenia. Pod numerem 11. stał większy budynek, jakaś manufaktura zrzeszająca zapewne sporą część tutejszych robotników. Miał nieregularny kształt i zaniedbany dziedziniec od wewnątrz, gdzie nieliczne okna ziały ciemnością lub zasłaniającym je płótnem. Po środku, na zniszczonym bruku stała studnia. Jej daszek był dziurawy, korkociąg nie istniał, a całość przykrywało drewniane wieko.
Dein musiał się grubo tłumaczyć u swojego szefa na przystani, a w tym akurat nie był najlepszy. Udało mu się jakoś z tego wywinąć, ale pewnie nie na długo. Grunt, żeby dzisiejszej nocy był jeszcze na miejscu, w przeciwnym razie musiałby krążyć i szukać elfa, a to jeszcze mniej mu się uśmiechało.
Dzień minął Xentisowi całkiem spokojnie, może aż za spokojnie, ale przecież przesiedział go we własnym domu, który już z daleka skutecznie odstraszał większość petentów. Kurz, chłód i dudniący po dziurawym dachu deszcz otulały go przez kolejne godziny, aż w końcu słońce zaszło i nadeszła pora, by wybrać się z powrotem do miasta. Nie powitało go niczym piękniejszym.
Ludzie na przystani powoli porządkowali rzeczy i szykowali się do zamknięcia interesu na noc. Jakaś spóźniona barka była jeszcze przycumowana, a jej właściciel dyskutował z zarządcą. Deina znalazł w tym samym magazynie, gdzie teraz krzątało się nieco więcej osób, ale każdy był zajęty swoją pracą i tylko kilka ciekawskich spojrzeń wiodło za nimi od czasu do czasu.
— Trzymaj... — Podał mu niewielką, zawiniętą w szary papier paczuszkę. — W środku jest trochę piasku, żeby waga się zgadzała — wymruczał cicho i jeśli tylko Xentis nie miał więcej pytań, Dein wrócił do swoich zajęć.
Ulica Płaska znajdowała się w biedniejszej dzielnicy miasta, gdzie należało dostać się opuszczanym pomostem. Zgrzytający mechanizm wywindował kładkę z powrotem do pionu, Xentis natomiast zanurzył się w błotniste uliczki, które same w sobie mogłyby służyć za rynsztok. Wokół stłoczone były drewniane domy, co lepsze z kamienną podbudówką, lecz jej wiek lub sposób wykonania pozostawiał wiele do życzenia. Pod numerem 11. stał większy budynek, jakaś manufaktura zrzeszająca zapewne sporą część tutejszych robotników. Miał nieregularny kształt i zaniedbany dziedziniec od wewnątrz, gdzie nieliczne okna ziały ciemnością lub zasłaniającym je płótnem. Po środku, na zniszczonym bruku stała studnia. Jej daszek był dziurawy, korkociąg nie istniał, a całość przykrywało drewniane wieko.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Północna dzielnica
Po kilku minutach marszu Killian napotkał zasadniczy problem w ich sytuacji. Było chłodno. Może nie jakoś strasznie, ale jednak, toteż jemu zaczęło być zimno w rękę, a z ręką w kieszeni nie mógł palić.
— Jakby nie patrzeć, na ulicy to nie... — wymruczał trochę tylko niewyraźnie przez papierosa trzymanego w zębach, kiedy zakładał sobie rękawiczki. — Zadziwiające, że ludzie są na tyle głupi, by jeszcze tego nie zauważyć. — Wypuścił strużkę białego dymu w mrok. Jakaś para oczu przez chwilę spozierała na nich z bocznej uliczki, zapewne jedyna istota w jakimkolwiek stopniu świadoma tego, co właśnie przechodzi pod oknami słodko śpiących mieszkańców. Chociaż czy słodko... Falone zakładałby raczej, że co drugiego dręczyły koszmary, oni zaś byliby urzeczywistnieniem jednego z nich. Przeniósł wzrok na ulicę otwierającą się przed nimi. Bez trudu mógł sobie wyobrazić jak płonie od blasku pochodni i ostrych błysków przygodnie złapanego oręża, z którym postanowiono wybrać się na ubicie bestii. Ciekawe czy Gascon zderzył się kiedyś z oskarżeniami... — Choć z drugiej strony Hedroth to specyficzne miejsce. Panuje tu ciemnota, ale brak raczej fanatyzmu, śmieci zamiata się pod dywan, póki jeszcze się jakiś ostaje... Prawdopodobnie mógł posiedzieć tu dłużej niż sądzi.
W końcu dotarli pod klinikę, całkiem porządny budynek, jeden z tych niewielu, w którym paliły się światła. Falone zerknął sobie na szyld i ogólną fasadę. Nie było to nic szczególnego, ale przynajmniej utrzymywało przyzwoity poziom. Nic dziwnego, La'Vaqqua prawdopodobnie prowadził najlepszy szpital w okolicy choćby przez samo swoje doświadczenie.
Rzucił papierosa na ziemię i dogasił go butem, by podążyć w ślad za Cerbinem. To oni się znali, więc uznał, że tak będzie lepiej. Nie omieszkał nawet skorzystać z wycieraczki, zaraz też zsuwając kaptur z głowy. Wnętrze budynku było miłą odmianą, choć dla niego trochę zbyt jasno oświetlone. Może można do tego przywyknąć.
— Witaj, doktorze — rzucił, kiedy ten już zapewne przywitał się z Cerbinem. — Killian Falone. — Ściągnął rękawiczkę i podał mu rękę, zawieszając na twarzy Gascona przyjazne spojrzenie zielonych ślepi.
— Jakby nie patrzeć, na ulicy to nie... — wymruczał trochę tylko niewyraźnie przez papierosa trzymanego w zębach, kiedy zakładał sobie rękawiczki. — Zadziwiające, że ludzie są na tyle głupi, by jeszcze tego nie zauważyć. — Wypuścił strużkę białego dymu w mrok. Jakaś para oczu przez chwilę spozierała na nich z bocznej uliczki, zapewne jedyna istota w jakimkolwiek stopniu świadoma tego, co właśnie przechodzi pod oknami słodko śpiących mieszkańców. Chociaż czy słodko... Falone zakładałby raczej, że co drugiego dręczyły koszmary, oni zaś byliby urzeczywistnieniem jednego z nich. Przeniósł wzrok na ulicę otwierającą się przed nimi. Bez trudu mógł sobie wyobrazić jak płonie od blasku pochodni i ostrych błysków przygodnie złapanego oręża, z którym postanowiono wybrać się na ubicie bestii. Ciekawe czy Gascon zderzył się kiedyś z oskarżeniami... — Choć z drugiej strony Hedroth to specyficzne miejsce. Panuje tu ciemnota, ale brak raczej fanatyzmu, śmieci zamiata się pod dywan, póki jeszcze się jakiś ostaje... Prawdopodobnie mógł posiedzieć tu dłużej niż sądzi.
W końcu dotarli pod klinikę, całkiem porządny budynek, jeden z tych niewielu, w którym paliły się światła. Falone zerknął sobie na szyld i ogólną fasadę. Nie było to nic szczególnego, ale przynajmniej utrzymywało przyzwoity poziom. Nic dziwnego, La'Vaqqua prawdopodobnie prowadził najlepszy szpital w okolicy choćby przez samo swoje doświadczenie.
Rzucił papierosa na ziemię i dogasił go butem, by podążyć w ślad za Cerbinem. To oni się znali, więc uznał, że tak będzie lepiej. Nie omieszkał nawet skorzystać z wycieraczki, zaraz też zsuwając kaptur z głowy. Wnętrze budynku było miłą odmianą, choć dla niego trochę zbyt jasno oświetlone. Może można do tego przywyknąć.
— Witaj, doktorze — rzucił, kiedy ten już zapewne przywitał się z Cerbinem. — Killian Falone. — Ściągnął rękawiczkę i podał mu rękę, zawieszając na twarzy Gascona przyjazne spojrzenie zielonych ślepi.
Kto się oburza na prawdę, pragnie żyć w kłamstwie.
Killian Falone- Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/
Re: Północna dzielnica
Tak jak w pierwszej chwili pomyślał, tak spędził dzień, a dokładnie ujmując, na wegetacji w kanapie, w swoim salonie. Z każdym dniem, zdawał sobie sprawę, że spędza w posiadłości dosyć dużo czasu, jak na jego rzadkie wizyty przez ostatnie lata. Może dlatego wysłuchiwanie kropel deszczu stawało się irytujące, zaś chłód nie do zniesienia, nawet pomimo ogrzewania jednego salonu. Po prawdzie, nie wyobrażał sobie znów zaśnięcia na piętrze, poprzednio udało mu się po całej dobie na nogach, ale teraz, nawet ta zakurzona kanapa była mądrzejszym posunięciem. Rodziła się w nim myśl, czy może warto chociaż załatać dach i przeczyścić kominy… byłby w stanie zrobić to samemu, ale zajęłoby dużo czasu, a ten chwilowo poświęca na śledztwie. Mógłby to zrobić, kiedy to się skończy, ale… czy jest sens? Kiedy morderca wpadnie w jego ręce… zapewne wyjedzie, jak zwykle. Ta praca nigdy nie ma końca, ani też nie pozwala na urlop. W dodatku zalega z kilkoma raportami, ale w obecnym stanie, musiałby je chyba pisać na kolanie.
Zjawił się na przystani zaraz po zmierzchu, po drodzę natrafiając na kulejącego psa. Spodziewał się go, dlatego z kieszeni wyjął kawałek suszonego mięsa, które położył na ziemi, aby mógł sobie zjeść.
-Widzę, że też jesteś weteranem niejednej bitwy. Mamy podobne blizny, Panie Svibbins.
Mruknął do psa, doglądając na jego ciele kilku wybrakowanych fragmentów futra. Przyjrzał się jego łapie, która najpewniej była złamana, bo nie widział rany otwartej. Na to też się przygotował. Kiedy pies się najadł i obdarzył go zaufaniem, Venatori pozwolił sobie ostrożnie przyłożył kawałek prostego metalu do jego kończyny i owinąć ją bandażem, dla usztywnienia. Pies kilkukrotnie zapiszczał, ale nie gryzł. Przypominał mu trochę jego psa z dzieciństwa, Aspexa, niegroźne zwierze. Kiedy było po wszystkim, Elf gotów był iść do magazynu, a kiedy Svibbins chciał podążyć za nim, rozkazał mu zostać, na co ten zapiszczał, ale posłuchał. Może nie był bezpański od urodzenia.
Łowca odebrał paczkę od Deina i udał się do biedniejszej części Hedroth, przechodząc przez stary postek, który doprowadził go do wewnętrznego dziedzińca otoczonego kamieniczkami. Tam też, znalazła się obiecana studnia. A więc dobrze pamiętał. Fiołkowymi oczyma prześledził teren wokół niego, po czym położył paczkę na drewnianej klapie. Następnie, skierował się do otwartych drzwi do wnętrza starego budynku, a właściwie klatki, która mogła wyprowadzić go z dziedzińca. Nie było to jedyne przejście, więc lepiej dla niego. Xentis skrył się w cieniu, za ścianą, wyjmując zza pazuchy naładowany pistolet, sprawdzając czy proch nie przemókł. Pozostało czekać na odbiorcę...
Zjawił się na przystani zaraz po zmierzchu, po drodzę natrafiając na kulejącego psa. Spodziewał się go, dlatego z kieszeni wyjął kawałek suszonego mięsa, które położył na ziemi, aby mógł sobie zjeść.
-Widzę, że też jesteś weteranem niejednej bitwy. Mamy podobne blizny, Panie Svibbins.
Mruknął do psa, doglądając na jego ciele kilku wybrakowanych fragmentów futra. Przyjrzał się jego łapie, która najpewniej była złamana, bo nie widział rany otwartej. Na to też się przygotował. Kiedy pies się najadł i obdarzył go zaufaniem, Venatori pozwolił sobie ostrożnie przyłożył kawałek prostego metalu do jego kończyny i owinąć ją bandażem, dla usztywnienia. Pies kilkukrotnie zapiszczał, ale nie gryzł. Przypominał mu trochę jego psa z dzieciństwa, Aspexa, niegroźne zwierze. Kiedy było po wszystkim, Elf gotów był iść do magazynu, a kiedy Svibbins chciał podążyć za nim, rozkazał mu zostać, na co ten zapiszczał, ale posłuchał. Może nie był bezpański od urodzenia.
Łowca odebrał paczkę od Deina i udał się do biedniejszej części Hedroth, przechodząc przez stary postek, który doprowadził go do wewnętrznego dziedzińca otoczonego kamieniczkami. Tam też, znalazła się obiecana studnia. A więc dobrze pamiętał. Fiołkowymi oczyma prześledził teren wokół niego, po czym położył paczkę na drewnianej klapie. Następnie, skierował się do otwartych drzwi do wnętrza starego budynku, a właściwie klatki, która mogła wyprowadzić go z dziedzińca. Nie było to jedyne przejście, więc lepiej dla niego. Xentis skrył się w cieniu, za ścianą, wyjmując zza pazuchy naładowany pistolet, sprawdzając czy proch nie przemókł. Pozostało czekać na odbiorcę...
Xentis Venatori- Stan postaci : Liczne blizny wszędzie.
Ekwipunek : Pistolet skałkowy, szabla, pugio, ostrze sprężynowe, kusza sprężynowa.
Ubiór : Uniform z ciemnej skóry, kamizelka, czarny płaszcz, materiałowe spodnie, karwasze i wysokie, wygodne buty.
Źródło avatara : Nipuni
Strona 3 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Południowa Senema :: Hedroth
Strona 3 z 10
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|