Korytarze
4 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Korytarze
Podwórko za dnia było miłą odmianą, faktycznie. Jak z Baqarą jeżdżę, to w sumie żyję jej trybem życia. W dzień śpisz, w nocy chodzisz. Ciekawe co u moich krów, one w dzień nie śpią, zazwyczaj. Trawa na polu musi być całkiem zielona teraz. Jest zielona, wiem to, bo niedawno w domu byłem, to nie tak, że wyjechałem z wampirzycą i nie było mnie rok w Jutar. Po prostu sobie wyobraziłem moją działkę.
Usiadłem, a lis postanowił usiąść obok, blisko, jak zawsze... znaczy, jak zawsze od wczoraj... Nowa znajomość. Nie mówiłem nic, chce tak siedzieć, to niech siedzi. Może i sam innych za często nie dotykam, ale dochodzę do wniosków, że nie mam nic przeciwko, żeby oni mi to robili. Dotykanie, dotykanie, to bardzo nietypowe słowo.
Tak czy inaczej siedzieliśmy. Chłopak zabrał się za babeczki, a ja za pobieżne ogarnianie wyglądu. Widziałem, ze mu smakuje i zacząłem się zastanawiać, czy myślenie, ze zabiorę go do domu jest dobre. Co ja mu dam do jedzenia? Mleko, ale mleko, to napój. Jajecznicę mnie Miranda uczyła, ale już zapomniałem, jak ją robić, żeby była dobra, taka zwyczajnie zjadliwa, a nie że tłusta, albo sucha. Tez nie ćwiczyłem tego.
Patrzyłem na niego, ale jakoś tak uciekłem wzrokiem, jak na mnie popatrzył. Jeszcze pomyśli, że źle wygląda, albo coś innego, albo że go ponaglam. Bez powodu pokiwałem lekko głową na jego pierwsze słowa. Nikt go nie bronił? Hmm, jak było u mnie? Wiem, że na pewno przede mną się ludzie bronili, jak... Rio bronił Raza przede mną, albo jak Raz bronił siebie przede mną, albo jak Raust broniła ich przede mną. No, nieważne. Trochę nie wiedziałem, jak wybrnąć dalej z tej odpowiedzi, bo nie była na moje pytanie, nie musiałem jednak długo nad tym myśleć, bo lis mówił dalej. Zerknąłem na niego, ale znów wróciłem wzrokiem do patrzenia na trawę. Powiedział, że nic mu nie jest, a ja na niego zerkam, jakbym sprawdzał czy mówi prawdę, może tak właśnie o mnie pomyśleć.
Spojrzałem na babeczki i zmarszczyłem brwi w zastanowieniu na pytanie. To bardzo dobre pytanie, na które wzruszyłem ramionami. Dużo czynników się składało na to czy będę miał kłopoty.
-Jesteś gościem tutaj, a on cię uderzył.-kolejny raz wzruszyłem ramionami, jakby to wszystko tłumaczyło. Może i Franz i ja jesteśmy gośćmi, ale żeby bić chłopa do nieprzytomności? Czy to kara adekwatna do czynu? Nie mam pojęcia, nie chodzę do więzienia i do sądów. Moim zdaniem, to kara całkiem przyzwoita, poza tym nikomu się nic wielkiego nie stało.-Nie...-no co nie? No co? Jaką kontynuację chciałem? Ja ją pamiętam, po prostu brzmi bezsensownie.-Nie martw się.-no tak, powiedziałem co chciałem i brzmi to źle. Zupełnie, jakbym był bohaterem jakiejś dziwnej książki. Płatki kwiatów spadające z nieba, łzy w oczach i ckliwe gadki.-Nie będę mieć kłopotów.-w końcu zapewniłem go solidnie, bo w głowie pojawiła się mi myśl, że jeśli nie powiem dosadnie, że nic się nie stanie, to będzie o tym myślał za dużo.
Odpowiedział na pytanie, ja też to zrobiłem i co teraz? Nie miałem pojęcia, co mam teraz ze sobą zrobić. Wcześniej miałem zajęcia jakieś, panikowanie, ubieranie się, szukanie i szarpanina. Teraz siedzimy, on je i jest dziwna cisza. Przeszkadza mu ona? Na pewno przeszkadza, przez co przeszkadza też ona i mi. Tylko o czym mam mówić. Nie chcę, żeby się zadławił przy jedzeniu, bo coś palnę głupiego.
-Lubisz mleko? Mam krowy... w domu. Dają dużo mleka, jest dobre.-spojrzałem na niego z niepewnością. Co jeśli powie, że nienawidzi krów? A ja mam ich dużo. Słaby temat na budowanie relacji, ale ponoć ludzie lubią włochate zwierzęta, lubią o nich rozmawiać. Krowa to nie pies, kot czy królik, ale ma sierść i jest słodka. A jeśli lubi krowy, to czuję, że to może być przyjaźń. Kupić mu nawet mogę jego krowę, albo może adoptować jakąś moją, pokochać. W końcu też mogę mu wyhodować, to nie trudno cielaka mieć. Już cisnęła mi się na usta opowieść o moich pająkach, ale się z trudem powstrzymałem, bo jednak jeśli mnie nie zrozumie dobrze, to pomyśli, że sypiam z robactwem.
Usiadłem, a lis postanowił usiąść obok, blisko, jak zawsze... znaczy, jak zawsze od wczoraj... Nowa znajomość. Nie mówiłem nic, chce tak siedzieć, to niech siedzi. Może i sam innych za często nie dotykam, ale dochodzę do wniosków, że nie mam nic przeciwko, żeby oni mi to robili. Dotykanie, dotykanie, to bardzo nietypowe słowo.
Tak czy inaczej siedzieliśmy. Chłopak zabrał się za babeczki, a ja za pobieżne ogarnianie wyglądu. Widziałem, ze mu smakuje i zacząłem się zastanawiać, czy myślenie, ze zabiorę go do domu jest dobre. Co ja mu dam do jedzenia? Mleko, ale mleko, to napój. Jajecznicę mnie Miranda uczyła, ale już zapomniałem, jak ją robić, żeby była dobra, taka zwyczajnie zjadliwa, a nie że tłusta, albo sucha. Tez nie ćwiczyłem tego.
Patrzyłem na niego, ale jakoś tak uciekłem wzrokiem, jak na mnie popatrzył. Jeszcze pomyśli, że źle wygląda, albo coś innego, albo że go ponaglam. Bez powodu pokiwałem lekko głową na jego pierwsze słowa. Nikt go nie bronił? Hmm, jak było u mnie? Wiem, że na pewno przede mną się ludzie bronili, jak... Rio bronił Raza przede mną, albo jak Raz bronił siebie przede mną, albo jak Raust broniła ich przede mną. No, nieważne. Trochę nie wiedziałem, jak wybrnąć dalej z tej odpowiedzi, bo nie była na moje pytanie, nie musiałem jednak długo nad tym myśleć, bo lis mówił dalej. Zerknąłem na niego, ale znów wróciłem wzrokiem do patrzenia na trawę. Powiedział, że nic mu nie jest, a ja na niego zerkam, jakbym sprawdzał czy mówi prawdę, może tak właśnie o mnie pomyśleć.
Spojrzałem na babeczki i zmarszczyłem brwi w zastanowieniu na pytanie. To bardzo dobre pytanie, na które wzruszyłem ramionami. Dużo czynników się składało na to czy będę miał kłopoty.
-Jesteś gościem tutaj, a on cię uderzył.-kolejny raz wzruszyłem ramionami, jakby to wszystko tłumaczyło. Może i Franz i ja jesteśmy gośćmi, ale żeby bić chłopa do nieprzytomności? Czy to kara adekwatna do czynu? Nie mam pojęcia, nie chodzę do więzienia i do sądów. Moim zdaniem, to kara całkiem przyzwoita, poza tym nikomu się nic wielkiego nie stało.-Nie...-no co nie? No co? Jaką kontynuację chciałem? Ja ją pamiętam, po prostu brzmi bezsensownie.-Nie martw się.-no tak, powiedziałem co chciałem i brzmi to źle. Zupełnie, jakbym był bohaterem jakiejś dziwnej książki. Płatki kwiatów spadające z nieba, łzy w oczach i ckliwe gadki.-Nie będę mieć kłopotów.-w końcu zapewniłem go solidnie, bo w głowie pojawiła się mi myśl, że jeśli nie powiem dosadnie, że nic się nie stanie, to będzie o tym myślał za dużo.
Odpowiedział na pytanie, ja też to zrobiłem i co teraz? Nie miałem pojęcia, co mam teraz ze sobą zrobić. Wcześniej miałem zajęcia jakieś, panikowanie, ubieranie się, szukanie i szarpanina. Teraz siedzimy, on je i jest dziwna cisza. Przeszkadza mu ona? Na pewno przeszkadza, przez co przeszkadza też ona i mi. Tylko o czym mam mówić. Nie chcę, żeby się zadławił przy jedzeniu, bo coś palnę głupiego.
-Lubisz mleko? Mam krowy... w domu. Dają dużo mleka, jest dobre.-spojrzałem na niego z niepewnością. Co jeśli powie, że nienawidzi krów? A ja mam ich dużo. Słaby temat na budowanie relacji, ale ponoć ludzie lubią włochate zwierzęta, lubią o nich rozmawiać. Krowa to nie pies, kot czy królik, ale ma sierść i jest słodka. A jeśli lubi krowy, to czuję, że to może być przyjaźń. Kupić mu nawet mogę jego krowę, albo może adoptować jakąś moją, pokochać. W końcu też mogę mu wyhodować, to nie trudno cielaka mieć. Już cisnęła mi się na usta opowieść o moich pająkach, ale się z trudem powstrzymałem, bo jednak jeśli mnie nie zrozumie dobrze, to pomyśli, że sypiam z robactwem.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Korytarze
Iwo zaczął mówić i z początku nie brzmiało to przekonująco. Potem też nie brzmiało, może dlatego, że tak zaczął, a może po prostu Franz był sceptyczny, ale złe przeczucia nie umiały go opuścić. Pokiwał jednak łebkiem na znak, że rozumie i przyjął do wiadomości, że... ma się tym nie przejmować? No w zasadzie nie powinien, bo co on może zrobić, tylko by pewnie powiększył problem, gdyby się wtrącił.
Wrócił do jedzenia, które szło znacznie wolniej niż wczoraj. To nie tak, że mu nie smakowało, ale chyba z tego stresu trochę stracił apetyt, trochę bardzo, jednak jedzenie było teraz miłą odskocznią od myśli.
Ponownie podniósł wzrok na Iwo, kiedy ten zaczął nowy temat, zupełnie oderwany od tego, co się działo. To też kazało mu się zastanowić. Zadał wbrew pozorom nie takie łatwe pytanie.
— Chyba... nie wiem... To znaczy... — Wrócił oczyma do trzymanej półbabeczki. — Nie pamiętam, kiedy piłem mleko. Nie dawali mi takich... rzeczy, bo mówili, że jestem za duży. — Umilkł na moment i położył uszy po sobie. — Mówili, że dorosłe psy nie powinny pić mleka, bo to marnotrawstwo — westchnął cicho i wziął kolejny gryz ciastka. Oblizał pyszczek z okruszków i milczał przez dłuższą chwilę, nim znowu nie podniósł na niego błękitnych ślepi. — Zabierzesz mnie do domu? — zapytał cicho, jakby była to niebezpieczna tajemnica.
Wrócił do jedzenia, które szło znacznie wolniej niż wczoraj. To nie tak, że mu nie smakowało, ale chyba z tego stresu trochę stracił apetyt, trochę bardzo, jednak jedzenie było teraz miłą odskocznią od myśli.
Ponownie podniósł wzrok na Iwo, kiedy ten zaczął nowy temat, zupełnie oderwany od tego, co się działo. To też kazało mu się zastanowić. Zadał wbrew pozorom nie takie łatwe pytanie.
— Chyba... nie wiem... To znaczy... — Wrócił oczyma do trzymanej półbabeczki. — Nie pamiętam, kiedy piłem mleko. Nie dawali mi takich... rzeczy, bo mówili, że jestem za duży. — Umilkł na moment i położył uszy po sobie. — Mówili, że dorosłe psy nie powinny pić mleka, bo to marnotrawstwo — westchnął cicho i wziął kolejny gryz ciastka. Oblizał pyszczek z okruszków i milczał przez dłuższą chwilę, nim znowu nie podniósł na niego błękitnych ślepi. — Zabierzesz mnie do domu? — zapytał cicho, jakby była to niebezpieczna tajemnica.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Korytarze
Nie przekonałem go, ja to widziałem. Ja nawet siebie nie przekonałem, a jak on ma uwierzyć w moje słowa, skoro sam nie jestem ich pewien. Niby Baqara mnie ochrania, niby on był gościem, ale koniec końców czułem, że przesadziłem. Eh... Może zapytam Kesyana o jakąś książkę czy radę, o ile będę się umiał wysłowić na temat mojego problemu. Do tej pory to problemem nie było, zaczęło być dopiero, jak ludzie się mnie bardziej zaczęli trzymać. Coś za coś.
Jadł, a ja zerkałem, jak je. Lubi czekoladę? Znałem kogoś, kto czekoladę lubił, pewnie mam dalej jakieś jej tabliczki w spiżarni. Pewnie stare, bo to jednak było dawno temu, ale są. Czekolada się psuje? Zobaczymy. Jak się zepsuje, to kupię więcej.
Rzuciłem krowie pytanie, a odpowiedź mnie zszokowała. Jak to nie pamięta kiedy pił mleko? Czy to w ogóle możliwe? Przecież... Mleko do całkowita i kompletna podstawa wszystkiego. Mleko na śniadanie, obiad i kolację, a jak chcesz deser, to wiesz co masz? Mleko masz na deser. Patrzyłem na niego z tym głębokim zaskoczeniem i niedowierzaniem. Było mi bardzo nieswojo, zupełnie, jakby połowa mojego świata się zawaliła. Życie bez mleka wydawało się być jeszcze smutniejsze niż normalnie. Kawałek mojej duszy zamarł na chwilę. Jakby... Cooo? Nie miałem pojęcia, co zrobić z oczami, więc kiedy on zamilkł, ja też siedziałem cicho i bardzo intensywnie próbowałem ułożyć w swojej głowie to, jak życie wygląda na nowo.
Popatrzył na mnie, a ja popatrzyłem na niego. To było... patrzenie na kogoś, kto siedzi blisko. Tak po prostu patrzenie. Było to na swój sposób zbyt intensywne dla mnie, ale mimo wszystko nie umiałem tym razem popatrzyć gdzieś indziej. Jednak słodką mordkę ma ta hybryda. Taka włochata i te ślepia. Czy ja wyglądam podobnie, jako pies? Czy ja patrzyłem na swoje odbicie w lustrze kiedy byłem psem?
Otworzyłem usta, żeby palnąć od razu, że zabiorę, ale to nie jest do końca moja decyzja, niecałkowicie. Przytaknąłem lekko.
-Jeśli chcesz.-wymruczałem cicho. Ta rozmowa była nieco niezręczna, ale się toczy, to normalna rozmowa, mówię i on mówi. Będę musiał napisać Kesyanowi list o tym, powiem mu wszystko i zaproszę może też, chociaż czy jego nagły przyjazd nie wystraszy lisa?
-Będziesz mógł pić u mnie mleko. Prosto z krowy. Na śniadanie i kolację, kiedy będziesz chciał. Jak ci posmakuje. Mi smakuje.-dalsza reklama mojego mleka trwała. Kocham moje krowy i kocham moje mleko.-Jesteś dorosłym psem.-zerknąłem na niego, zachwycony tym, że natchnęło mnie na rozmowę.-To ile masz lat?-wygląda na dość młodego, ale z drugiej strony wygląd potrafi być inny niż wiek. W końcu kto by dał Baqarze 50 lat? Nikt.
Jadł, a ja zerkałem, jak je. Lubi czekoladę? Znałem kogoś, kto czekoladę lubił, pewnie mam dalej jakieś jej tabliczki w spiżarni. Pewnie stare, bo to jednak było dawno temu, ale są. Czekolada się psuje? Zobaczymy. Jak się zepsuje, to kupię więcej.
Rzuciłem krowie pytanie, a odpowiedź mnie zszokowała. Jak to nie pamięta kiedy pił mleko? Czy to w ogóle możliwe? Przecież... Mleko do całkowita i kompletna podstawa wszystkiego. Mleko na śniadanie, obiad i kolację, a jak chcesz deser, to wiesz co masz? Mleko masz na deser. Patrzyłem na niego z tym głębokim zaskoczeniem i niedowierzaniem. Było mi bardzo nieswojo, zupełnie, jakby połowa mojego świata się zawaliła. Życie bez mleka wydawało się być jeszcze smutniejsze niż normalnie. Kawałek mojej duszy zamarł na chwilę. Jakby... Cooo? Nie miałem pojęcia, co zrobić z oczami, więc kiedy on zamilkł, ja też siedziałem cicho i bardzo intensywnie próbowałem ułożyć w swojej głowie to, jak życie wygląda na nowo.
Popatrzył na mnie, a ja popatrzyłem na niego. To było... patrzenie na kogoś, kto siedzi blisko. Tak po prostu patrzenie. Było to na swój sposób zbyt intensywne dla mnie, ale mimo wszystko nie umiałem tym razem popatrzyć gdzieś indziej. Jednak słodką mordkę ma ta hybryda. Taka włochata i te ślepia. Czy ja wyglądam podobnie, jako pies? Czy ja patrzyłem na swoje odbicie w lustrze kiedy byłem psem?
Otworzyłem usta, żeby palnąć od razu, że zabiorę, ale to nie jest do końca moja decyzja, niecałkowicie. Przytaknąłem lekko.
-Jeśli chcesz.-wymruczałem cicho. Ta rozmowa była nieco niezręczna, ale się toczy, to normalna rozmowa, mówię i on mówi. Będę musiał napisać Kesyanowi list o tym, powiem mu wszystko i zaproszę może też, chociaż czy jego nagły przyjazd nie wystraszy lisa?
-Będziesz mógł pić u mnie mleko. Prosto z krowy. Na śniadanie i kolację, kiedy będziesz chciał. Jak ci posmakuje. Mi smakuje.-dalsza reklama mojego mleka trwała. Kocham moje krowy i kocham moje mleko.-Jesteś dorosłym psem.-zerknąłem na niego, zachwycony tym, że natchnęło mnie na rozmowę.-To ile masz lat?-wygląda na dość młodego, ale z drugiej strony wygląd potrafi być inny niż wiek. W końcu kto by dał Baqarze 50 lat? Nikt.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Korytarze
Widział jego zdziwienie, choć nie był pewien, skąd pochodziło. To... to wszystko wydawało się normalne, to znaczy, nie było ani trochę normalne i nie chciał do tego wracać, ale raczej każdy by uznał, że tak właśnie było, bo wszyscy tak robili. Robili tak, prawda? W każdym razie odpowiedź dana przez Iwo na jego ostatnie pytanie, była bardziej niż uspokajająca. Nawet czarna kitka liska poruszyła się lekko. Pokładał duże nadzieje w tym scenariuszu.
— Chcę — odpowiedział z miejsca i bez zastanowienia, jakby nie chcąc dawać mu czasu na ewentualne wycofanie się z tej propozycji. Za chwilę też oparł się o ramię blondyna, zarówno swoim bokiem, co i łebkiem, zawieszając wzrok na trawie. Słuchał jego obietnic, które brzmiały całkiem dobrze. Może faktycznie mu posmakuje. — Nie jestem psem — burknął cicho, ale nie odklejał się od niego. — Um... — musiał chwilę zastanowić się nad tym pytaniem, nieczęsto była mu potrzebna ta wiedza. — Piętnaście. — Umilkł na moment i podniósł wzrok na Iwo. — A ty? — odbił piłeczkę, a choć nie była to jakaś kluczowa informacja, to zaczęła go zastanawiać, bo ten wyglądał raczej młodo. Chyba.
— Chcę — odpowiedział z miejsca i bez zastanowienia, jakby nie chcąc dawać mu czasu na ewentualne wycofanie się z tej propozycji. Za chwilę też oparł się o ramię blondyna, zarówno swoim bokiem, co i łebkiem, zawieszając wzrok na trawie. Słuchał jego obietnic, które brzmiały całkiem dobrze. Może faktycznie mu posmakuje. — Nie jestem psem — burknął cicho, ale nie odklejał się od niego. — Um... — musiał chwilę zastanowić się nad tym pytaniem, nieczęsto była mu potrzebna ta wiedza. — Piętnaście. — Umilkł na moment i podniósł wzrok na Iwo. — A ty? — odbił piłeczkę, a choć nie była to jakaś kluczowa informacja, to zaczęła go zastanawiać, bo ten wyglądał raczej młodo. Chyba.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Korytarze
Odpowiedź przybyła szybko, aż po raz kolejny poczułem w głowie, że na kilka sekund tracę grunt pod nogami. To było bardzo dziwne. Ktoś chce ze mną mieszkać i to tak chętnie. Co zrobiłem, że się tak stało? Może on po prostu ma niskie wymagania? Musi mieć niskie wymagania, w końcu wcześniejsze jego życie wnioskuję, że było średnie. Pożyje ze mną, pozna lepszy standard życia i skończę, jako krótki przystanek dla niego. Nie, nie mam pojęcia. Po prostu. Zamachałem głową w górę i dół, przyklepując jego decyzję, bo się kłócić nie będę. Chce ze mną mieszkać, to zapraszam, ale do jeśli będę miał gorszy dzień? Albo czy mogę mu dać pracę do wykonywania? Nie będzie mi przeszkadzać, jak nic robić nie będzie, to nic takiego, sam sobie radziłem i sam sobie poradzę. Jednak jak zostanie u mnie na dłużej, to gdzie będzie spać? W mojej sypialni, a ja u taty? Tak na zawsze? Nie no, nie na zawsze, kiedyś umrę, ale to i tak do śmierci jest. Muszę to rozplanować. Będę musiał pozbierać moje kłaki sierści z rogów sypialni. Dużo rzeczy. Zapytam Kesyana co robić, jak się ktoś do niego wprowadza, w końcu on teraz żyje z tą swoją kobitą. No właśnie, przecież on jest po ślubie. Życie u wszystkich tak pędzi, czyżby u mnie też się zaczynało rozkręcać?
Zagadałem o wiek i po raz kolejny lisek mnie pobił odpowiedzią. Nie jest psem, ja to wiem, ja to widzę, ale ja jestem wilkiem i mówię o sobie pies, no i on powiedział, że dużym psom mleka nie dawali, a jemu nie dawali, czyli jakby on był psem. Trochę źle odczytałem znaczenie i nałożyłem na to swoje postrzeganie. Ja chyba chciałem się dokładnie określić do czego nawiązuje, a wyszło, jakbym obrażał jego i jego rodzinę do siódmego pokolenia. Nie o to mi chodziło, ale już nic z tym nie zrobię.
Przyglądałem się mu lekko z góry, jak tak myślał. Po czym pojawiła się kolejna odpowiedź, już mnie tak nie zszokowała, jak poprzednie. Wyglądał młodo, co prawda jest młodszy niż myślałem, ale to nie ma znaczenia. Mleko może pić każdy. Nawet ja, bo kwestia mojego wieku już wypłynęła. Ile ja mam lat.
-Mmmm.-zamruczałem, marszcząc brwi i patrząc na drzewo przed nami.-Trzydzieści dwa...-powiedziałem trochę niepewnie. Dobrze liczę? Kiedy ja mam urodziny? Nie bardzo je obchodzę, ale to nie zmienia tego, że kiedy Franz się urodził, ja byłem starszy niż on jest teraz. Jaki ze mnie stary dziad, nie szokuje mnie to, już widzę objawy starzenia, ale i tak uświadomienie sobie tego przed kimś, zabolało moją dumę.-Jestem elfem. My się wolniej starzejemy. Umieramy na mutacje.-wyjaśniłem, żeby się nie martwił, że ze mną zamieszka, a ja zaraz umrę na wiek, bo jeśli zechce ze mną zostać trochę dłużej, to będę umierał długo i w bólu, żeby nie zostawić go samego. Może mój tata myślał tak samo, dlatego tyle zwlekał.
Westchnąłem ciężko i oparłem się głową o jego łepek. Jeszcze przed chwilą miałem jakąś solidną myśl, którą chciałem powiedzieć, ale teraz ją zgubiłem. Jakoś nie było mi z tym źle.
-Możesz u mnie chodzić bez ubrań.-rzuciłem bez wielkich oporów, ale jak to powiedziałem, to zabrzmiało to źle.-Dookoła jest las, a krowy się nie obrażą za to.-dodałem, już widząc moje krowy z myślach. One też nie mają ubrań, no chyba, że czasami coś jakiejś na grzbiet zarzucę, bo chora jest i potrzebuje izolacji, albo jest zimno.-Jest dużo miejsca do spaceru. Jest jezioro. Umiesz pływać?-to bardzo, ale to bardzo ważna informacja. To kwestia życia i śmierci, nie teraz, ale kiedyś być może.
Zagadałem o wiek i po raz kolejny lisek mnie pobił odpowiedzią. Nie jest psem, ja to wiem, ja to widzę, ale ja jestem wilkiem i mówię o sobie pies, no i on powiedział, że dużym psom mleka nie dawali, a jemu nie dawali, czyli jakby on był psem. Trochę źle odczytałem znaczenie i nałożyłem na to swoje postrzeganie. Ja chyba chciałem się dokładnie określić do czego nawiązuje, a wyszło, jakbym obrażał jego i jego rodzinę do siódmego pokolenia. Nie o to mi chodziło, ale już nic z tym nie zrobię.
Przyglądałem się mu lekko z góry, jak tak myślał. Po czym pojawiła się kolejna odpowiedź, już mnie tak nie zszokowała, jak poprzednie. Wyglądał młodo, co prawda jest młodszy niż myślałem, ale to nie ma znaczenia. Mleko może pić każdy. Nawet ja, bo kwestia mojego wieku już wypłynęła. Ile ja mam lat.
-Mmmm.-zamruczałem, marszcząc brwi i patrząc na drzewo przed nami.-Trzydzieści dwa...-powiedziałem trochę niepewnie. Dobrze liczę? Kiedy ja mam urodziny? Nie bardzo je obchodzę, ale to nie zmienia tego, że kiedy Franz się urodził, ja byłem starszy niż on jest teraz. Jaki ze mnie stary dziad, nie szokuje mnie to, już widzę objawy starzenia, ale i tak uświadomienie sobie tego przed kimś, zabolało moją dumę.-Jestem elfem. My się wolniej starzejemy. Umieramy na mutacje.-wyjaśniłem, żeby się nie martwił, że ze mną zamieszka, a ja zaraz umrę na wiek, bo jeśli zechce ze mną zostać trochę dłużej, to będę umierał długo i w bólu, żeby nie zostawić go samego. Może mój tata myślał tak samo, dlatego tyle zwlekał.
Westchnąłem ciężko i oparłem się głową o jego łepek. Jeszcze przed chwilą miałem jakąś solidną myśl, którą chciałem powiedzieć, ale teraz ją zgubiłem. Jakoś nie było mi z tym źle.
-Możesz u mnie chodzić bez ubrań.-rzuciłem bez wielkich oporów, ale jak to powiedziałem, to zabrzmiało to źle.-Dookoła jest las, a krowy się nie obrażą za to.-dodałem, już widząc moje krowy z myślach. One też nie mają ubrań, no chyba, że czasami coś jakiejś na grzbiet zarzucę, bo chora jest i potrzebuje izolacji, albo jest zimno.-Jest dużo miejsca do spaceru. Jest jezioro. Umiesz pływać?-to bardzo, ale to bardzo ważna informacja. To kwestia życia i śmierci, nie teraz, ale kiedyś być może.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Korytarze
Patrzył na niego, kiedy ten się namyślał. Czemu też się zastanawiał? Może po prostu ludzie nie zajmują się takimi rzeczami, bo w końcu komu to takie potrzebne. Było się dzieckiem albo było się dorosłym, reszta to już wchodzenie w drobiazgi, które nie miały praktycznego zastosowania.
Pokiwał łebkiem na podaną liczbę. Nie był pewien, czy to dużo, ale to było chyba dwa razy więcej niż on miał. To dużo życia, to na pewno. Zaraz też nastawił uszy na sprostowanie rasy Iwo. Elf. Chyba nigdy wcześniej nie poznał elfa.
— Co to mutacje? — zapytał, nie umiejąc rozszyfrować tego słowa. A może słyszał je kiedyś, ale zapomniał, wszystko możliwe.
Zajął się dokończeniem babeczki, na moment nieruchomiejąc, kiedy Iwo się o niego oparł. Ale to było miłe. Niespodziewane, ale miłe.
— Hm? — Łebek liska ponownie wykręcił się w jego stronę. Słuchał uważnie i w milczeniu, by po chwili skupić się na pytaniu, które padło. — Chyba tak... Przepłynąłem rzekę! — oświadczył z zadowoleniem, po czym zawahał się znowu. — Normalne dzieci zawsze chodzą w ubraniach, prawda? Te elfowe też? — zapytał, jakby było to poważną wątpliwością.
Od strony dworku dobiegło ich parę podniesionych głosów, ale żaden jego właściciel nie ośmielił się otworzyć drzwi, czy choćby wyjrzeć przez okno. Mimo to lisek poprawił się na ziemi trochę zestresowany i znowu spojrzał na Iwo.
— A kiedy ruszamy? — spytał i było czuć, że liczy na jak najszybszy termin.
Pokiwał łebkiem na podaną liczbę. Nie był pewien, czy to dużo, ale to było chyba dwa razy więcej niż on miał. To dużo życia, to na pewno. Zaraz też nastawił uszy na sprostowanie rasy Iwo. Elf. Chyba nigdy wcześniej nie poznał elfa.
— Co to mutacje? — zapytał, nie umiejąc rozszyfrować tego słowa. A może słyszał je kiedyś, ale zapomniał, wszystko możliwe.
Zajął się dokończeniem babeczki, na moment nieruchomiejąc, kiedy Iwo się o niego oparł. Ale to było miłe. Niespodziewane, ale miłe.
— Hm? — Łebek liska ponownie wykręcił się w jego stronę. Słuchał uważnie i w milczeniu, by po chwili skupić się na pytaniu, które padło. — Chyba tak... Przepłynąłem rzekę! — oświadczył z zadowoleniem, po czym zawahał się znowu. — Normalne dzieci zawsze chodzą w ubraniach, prawda? Te elfowe też? — zapytał, jakby było to poważną wątpliwością.
Od strony dworku dobiegło ich parę podniesionych głosów, ale żaden jego właściciel nie ośmielił się otworzyć drzwi, czy choćby wyjrzeć przez okno. Mimo to lisek poprawił się na ziemi trochę zestresowany i znowu spojrzał na Iwo.
— A kiedy ruszamy? — spytał i było czuć, że liczy na jak najszybszy termin.
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Korytarze
Gdybym wiedział, że będzie drążyć temat, to bym nie wspominał o mutacjach. No nic, rozlałem mleko, to je muszę z ziemi zlizać teraz.
-Em... To coś, co cię zabija.-rzuciłem na początek, starając się nie odbiegać myślami w przeszłość.-Na przykład twoje mięśnie zmieniają się powoli w kości, albo w twoim wnętrzu zaczyna rosnąć coś, przez co nie możesz dobrze oddychać. Różne rzeczy mogą się trafić.-miałem nadzieję, że wytłumaczyłem to we w miarę zrozumiały sposób. Sam nie do końca się na tym znam, chociaż to mnie będzie dotyczyło, ale nie miałem po co się uczyć. To się wyczuje.
Oparłem się o niego, trochę zastanawiając się czy powinienem czy nie, jestem już stary, a on jest niski, do tego znamy się od wczoraj, ale w sumie już wiemy, że będziemy mieszkać razem. Niteczki się mi poplątały. Zmiana tematu dobrze mi zrobiła. Okazało się, że chłopak umie pływać, co było na swój sposób imponujące, zwłaszcza, jak ja sam pływać nie umiem. Gdzieś z tyłu głowy jednak mnie to niepokoiło, bo mówi, że umie pływać, ale wypadki się zdarzają, ja pomóc mu nie będę umiał, bo wtedy będą dwa trupy zamiast jednego, chociaż nawet jeden nie jest dobry.
-Nie znam wielu dzieci. Chyba różnie. Ja często bez koszuli chodziłem, bo zbyt gorąco w lato przy pracy było.-chce się upodabniać do normalnych ludzi? On sam też jest normalny. Do niczego go nie zmuszę, ale chcę, żeby czuł się komfortowo.
Spojrzałem w stronę dworku i uśmiechnąłem się w duchu. Może i początek był nie za dobry, ale rozmowa była biła. Nawet dużo powiedziałem i na razie nie żałowałem większości z moich odpowiedzi. Może trochę pomogło to, że siedział obok, więc się nie wpatrywał we mnie, jakby chciał mnie zabić za każde złe słowo. Też przypadł mi do gustu ten rozmówca. No i będzie ze mną mieszkać, więc dobrze by było gdybyśmy się jakoś dogadywali.
-Pożegnamy się z Baqarą i możemy jechać.-Popatrzyłem na niego, zostawiając mu decyzję o tym czy ruszamy teraz czy później. Teraz jest dzień, więc jechałoby się wygodniej przez góry i lasy. Sam też bym najchętniej ruszył teraz i uciekł od tego kuchennego zamieszania. Wyślę im mleko na przeprosiny,jak wrócę do domu.
-Em... To coś, co cię zabija.-rzuciłem na początek, starając się nie odbiegać myślami w przeszłość.-Na przykład twoje mięśnie zmieniają się powoli w kości, albo w twoim wnętrzu zaczyna rosnąć coś, przez co nie możesz dobrze oddychać. Różne rzeczy mogą się trafić.-miałem nadzieję, że wytłumaczyłem to we w miarę zrozumiały sposób. Sam nie do końca się na tym znam, chociaż to mnie będzie dotyczyło, ale nie miałem po co się uczyć. To się wyczuje.
Oparłem się o niego, trochę zastanawiając się czy powinienem czy nie, jestem już stary, a on jest niski, do tego znamy się od wczoraj, ale w sumie już wiemy, że będziemy mieszkać razem. Niteczki się mi poplątały. Zmiana tematu dobrze mi zrobiła. Okazało się, że chłopak umie pływać, co było na swój sposób imponujące, zwłaszcza, jak ja sam pływać nie umiem. Gdzieś z tyłu głowy jednak mnie to niepokoiło, bo mówi, że umie pływać, ale wypadki się zdarzają, ja pomóc mu nie będę umiał, bo wtedy będą dwa trupy zamiast jednego, chociaż nawet jeden nie jest dobry.
-Nie znam wielu dzieci. Chyba różnie. Ja często bez koszuli chodziłem, bo zbyt gorąco w lato przy pracy było.-chce się upodabniać do normalnych ludzi? On sam też jest normalny. Do niczego go nie zmuszę, ale chcę, żeby czuł się komfortowo.
Spojrzałem w stronę dworku i uśmiechnąłem się w duchu. Może i początek był nie za dobry, ale rozmowa była biła. Nawet dużo powiedziałem i na razie nie żałowałem większości z moich odpowiedzi. Może trochę pomogło to, że siedział obok, więc się nie wpatrywał we mnie, jakby chciał mnie zabić za każde złe słowo. Też przypadł mi do gustu ten rozmówca. No i będzie ze mną mieszkać, więc dobrze by było gdybyśmy się jakoś dogadywali.
-Pożegnamy się z Baqarą i możemy jechać.-Popatrzyłem na niego, zostawiając mu decyzję o tym czy ruszamy teraz czy później. Teraz jest dzień, więc jechałoby się wygodniej przez góry i lasy. Sam też bym najchętniej ruszył teraz i uciekł od tego kuchennego zamieszania. Wyślę im mleko na przeprosiny,jak wrócę do domu.
I still look at you with eyes that want you
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
When you move, you make my oceans move too
If I hear my name, I will run your way
Iwo- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .
Re: Korytarze
Jego niebieskie ślepia poszerzyły się delikatnie, kiedy tak słuchał opisu mutacji. To brzmiało bardzo dziwnie, a przez to było też bardzo niepokojące. Trochę jak zły czar, a trochę jak sam nie wiedział co. Bo jak coś może rosnąć w środku? Przecież tam nawet nie ma miejsca. Chciał o coś zapytać, ale zrezygnował na razie.
Ich rozmowa niejako zeszła na inne dzieci, a Franz był zaskoczony stosunkowo obszerną odpowiedzią. Oczekiwał raczej "tak" albo "nie", a tu proszę.
— To ma sens... w lecie już z futrem jest gorąco — dodał od siebie i lekko machnął ogonem. Taki obrót spraw był dobry, wydawał się bardzo wygodny, choć musiał jeszcze nad tym pomyśleć. Najważniejsze chyba jednak było to, że Iwo nie będzie przeszkadzać ani jedno ani drugie.
Zaniepokojenie czarnego było jak najbardziej na miejscu, a spokój bijący od elfa wciąż wydawał mu się nieostrożny. Ale nie pozostawało mu nic innego jak trzymać się blisko niego. Choć nie chciał wracać do środka, to po namyśle pokiwał głową, bo zostawać tutaj sam też nie miał ochoty. Pożegnanie z Baqarą. Miał wrażenie, że brzmiało prościej, niż powinno po tym wszystkim.
z.t. x2
Ich rozmowa niejako zeszła na inne dzieci, a Franz był zaskoczony stosunkowo obszerną odpowiedzią. Oczekiwał raczej "tak" albo "nie", a tu proszę.
— To ma sens... w lecie już z futrem jest gorąco — dodał od siebie i lekko machnął ogonem. Taki obrót spraw był dobry, wydawał się bardzo wygodny, choć musiał jeszcze nad tym pomyśleć. Najważniejsze chyba jednak było to, że Iwo nie będzie przeszkadzać ani jedno ani drugie.
Zaniepokojenie czarnego było jak najbardziej na miejscu, a spokój bijący od elfa wciąż wydawał mu się nieostrożny. Ale nie pozostawało mu nic innego jak trzymać się blisko niego. Choć nie chciał wracać do środka, to po namyśle pokiwał głową, bo zostawać tutaj sam też nie miał ochoty. Pożegnanie z Baqarą. Miał wrażenie, że brzmiało prościej, niż powinno po tym wszystkim.
z.t. x2
Trudno jest mieć serce, jeśli zatrzymało się tak wiele innych.
Mistrz Gry- Admin
- Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl
Re: Korytarze
1873r.
Cenił chyba każdy czas w którym mógł przebywać we włościach Mernstein, zwłaszcza że większość okresu ostatnich dwóch lat spędził w hargońskiej… znaczy ledreńskiej szkole prywatnej, zjeżdżając tu na ferie, czy wakacje. We dworku zawsze było tak samo…
-Gdzie on jest…
Sapnął zmartwionym głosem jego ojciec, który co chwila schylał się, by zbadać trawę. Właściwie, cały ogród przepełniła służba, próbując zlokalizować coś między zielonymi źdźbłami. Problem w tym, że po zmroku zadanie robiło się coraz trudniejsze.
-Ojcze, nie możesz po prostu kupić nowy…?
Zasugerował Aris, zgarniając krucze kosmyki ze strudzonej twarzy. Te poszukiwania były męczące i nie przynosiły żadnych efektów. Właściwie, jak tak teraz przyglądał się Altairowi, uświadomił sobie, że jest od niego niewiele niższy. Jeszcze te dwa lata dzieliła ich ogromna różnica, a teraz? Ledwie trzy lata. Ciekawe, czy jak sam będzie siedemnastolatkiem to służba i miejscowi w Sadah zaczną ich mylić ze sobą, byli w końcu tacy podobni do siebie. Aris dobrze znał historię przedwczesnej przemiany Altaira, opowiedział mu to po dwóch butelkach wina. To jednak go trochę martwiło. Jak to będzie, gdy będzie starszy od własnego ojca? Co ludzie powiedzą? Może powinien sam przemienić się wcześniej? Ale…wizja umierania była przerażająca.
-Oczywiście, że bym mógł, mógłbym wykupić cały dom towarowy, ale nie kupię takiego samego pierścionka!- Uniósł palec w górę i odwrócił się do syna. Arisa przeszła myśl, że jego ojcu z jednym okiem i opaską pirata może być faktycznie ciężko szukać małej błyskotki. -Ten pierścionek należał do Twojej babki, Melitie Cynarion Lucrecii Oligarchii! To pamiątka rodowa, tylko Pani Mernstein może takową nosić, nie, to jej obowiązek!
Wytłumaczył z powagą na twarzy, zaś Aris uśmiechnął się zakłopotany.
-Nie brzmi to romantycznie…
-To bardzo romantyczne, jesteś młody i nic nie wiesz. Baqara musi wiedzieć, że ją kocham!- Zacisnął pięść na wysokości twarzy, jakby pochwycił motyla. -Inaczej nigdy nie da mi spokoju z Mią…
Wymruczal do siebie, zaś młodszy Oligarchii niespecjalnie to rozumiał, ale zaakceptował. Wiedział dobrze, że Baqara jest ważną osobą w życiu Mernstein, tak samo jak Bipi, ale nigdy nie byli rodziną. Altair chciał to zmienić. Ale skoro to tak istotne, czemu zgubił tak ważną rzecz…
-Ojcze, ja sam nie wiem, czy to tu jest… jest ciemno… zresztą jesteś pewny, że to tutaj go zgubiłeś?
Zapytał, wkładając ręce do kieszeni, zaś Altair podparł palcami podbródek.
-Byłem tej nocy jeszcze w sali muzycznej pograć na harfie. Może tam go zgubiłem, zorientowałem się dopiero w ogrodzie…
Pomyślał głośno, zaś Aris otworzył szerzej oczy, gdyż była to okazja, aby uciec stąd.
-Ja tam mogę poszukać!
Rzucił z entuzjazmem, zaś oko Altaira zmierzyło go leniwie, nim nie kiwnął głową z aprobatą. Aris natychmiast pobiegł w kierunku dworku.
Po kilku chwilach przemierzał puste korytarze Mernstein, wolnym krokiem spacerując i przyglądając się zawieszonym obrazom na ścianie. Nic się tu nie zmieniało, tyle co służby nie było, bo większość zagoniono do pracy. Ciekawe, czy jego ojciec pomyślał o tym, że mógł wzbudzić podejrzenia u pani Baqary tymi poszukiwaniami. Ale to nie jego sprawa, wzruszył ramionami i znów włożył ręce w kieszeni.
Zatrzymał się przy jednej z okiennic za która panowała nieprzebijalna ciemność. Z powodu zapalonego świecznika naściennego całe odbicie Arisa ukazało się we szkle. Spojrzał na samego siebie i lekko przekrzywił usta.
Cenił chyba każdy czas w którym mógł przebywać we włościach Mernstein, zwłaszcza że większość okresu ostatnich dwóch lat spędził w hargońskiej… znaczy ledreńskiej szkole prywatnej, zjeżdżając tu na ferie, czy wakacje. We dworku zawsze było tak samo…
-Gdzie on jest…
Sapnął zmartwionym głosem jego ojciec, który co chwila schylał się, by zbadać trawę. Właściwie, cały ogród przepełniła służba, próbując zlokalizować coś między zielonymi źdźbłami. Problem w tym, że po zmroku zadanie robiło się coraz trudniejsze.
-Ojcze, nie możesz po prostu kupić nowy…?
Zasugerował Aris, zgarniając krucze kosmyki ze strudzonej twarzy. Te poszukiwania były męczące i nie przynosiły żadnych efektów. Właściwie, jak tak teraz przyglądał się Altairowi, uświadomił sobie, że jest od niego niewiele niższy. Jeszcze te dwa lata dzieliła ich ogromna różnica, a teraz? Ledwie trzy lata. Ciekawe, czy jak sam będzie siedemnastolatkiem to służba i miejscowi w Sadah zaczną ich mylić ze sobą, byli w końcu tacy podobni do siebie. Aris dobrze znał historię przedwczesnej przemiany Altaira, opowiedział mu to po dwóch butelkach wina. To jednak go trochę martwiło. Jak to będzie, gdy będzie starszy od własnego ojca? Co ludzie powiedzą? Może powinien sam przemienić się wcześniej? Ale…wizja umierania była przerażająca.
-Oczywiście, że bym mógł, mógłbym wykupić cały dom towarowy, ale nie kupię takiego samego pierścionka!- Uniósł palec w górę i odwrócił się do syna. Arisa przeszła myśl, że jego ojcu z jednym okiem i opaską pirata może być faktycznie ciężko szukać małej błyskotki. -Ten pierścionek należał do Twojej babki, Melitie Cynarion Lucrecii Oligarchii! To pamiątka rodowa, tylko Pani Mernstein może takową nosić, nie, to jej obowiązek!
Wytłumaczył z powagą na twarzy, zaś Aris uśmiechnął się zakłopotany.
-Nie brzmi to romantycznie…
-To bardzo romantyczne, jesteś młody i nic nie wiesz. Baqara musi wiedzieć, że ją kocham!- Zacisnął pięść na wysokości twarzy, jakby pochwycił motyla. -Inaczej nigdy nie da mi spokoju z Mią…
Wymruczal do siebie, zaś młodszy Oligarchii niespecjalnie to rozumiał, ale zaakceptował. Wiedział dobrze, że Baqara jest ważną osobą w życiu Mernstein, tak samo jak Bipi, ale nigdy nie byli rodziną. Altair chciał to zmienić. Ale skoro to tak istotne, czemu zgubił tak ważną rzecz…
-Ojcze, ja sam nie wiem, czy to tu jest… jest ciemno… zresztą jesteś pewny, że to tutaj go zgubiłeś?
Zapytał, wkładając ręce do kieszeni, zaś Altair podparł palcami podbródek.
-Byłem tej nocy jeszcze w sali muzycznej pograć na harfie. Może tam go zgubiłem, zorientowałem się dopiero w ogrodzie…
Pomyślał głośno, zaś Aris otworzył szerzej oczy, gdyż była to okazja, aby uciec stąd.
-Ja tam mogę poszukać!
Rzucił z entuzjazmem, zaś oko Altaira zmierzyło go leniwie, nim nie kiwnął głową z aprobatą. Aris natychmiast pobiegł w kierunku dworku.
Po kilku chwilach przemierzał puste korytarze Mernstein, wolnym krokiem spacerując i przyglądając się zawieszonym obrazom na ścianie. Nic się tu nie zmieniało, tyle co służby nie było, bo większość zagoniono do pracy. Ciekawe, czy jego ojciec pomyślał o tym, że mógł wzbudzić podejrzenia u pani Baqary tymi poszukiwaniami. Ale to nie jego sprawa, wzruszył ramionami i znów włożył ręce w kieszeni.
Zatrzymał się przy jednej z okiennic za która panowała nieprzebijalna ciemność. Z powodu zapalonego świecznika naściennego całe odbicie Arisa ukazało się we szkle. Spojrzał na samego siebie i lekko przekrzywił usta.
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Stojąc samotnie na korytarzu mógł poczuć zimno, jakie obiegło mu plecy, dziwny wiatr, który po cichym zawyciu zgasił świece, pogrążając korytarz w ciemnościach. Usłyszał dźwięk metalu wbijanego w kamień, skrobanie zaczęło się do niego powoli zbliżać, a odgłos paskudnego tępienia sztyletu z każdym krokiem i uderzeniem obcasa o posadzkę, stawał się coraz bardziej nieprzyjemny dla uszu. Zakończył się nagle ostrym dźwiękiem i sekundę później ostrze wbiło się mocno w obraz wiszący na ścianie nieopodal chłopaka.
-Przepraszam, upuściłam go przypadkiem. Podasz mi go, proszę?-uśmiechnęłam się do brata, w końcu wychodząc elegancko z cienia, dając się oświetlić światłu księżyca, które teraz, przy zgaszonych świecach mogło wpadać do środka tak jak tylko chciało. A patrzeć było na co. Dopiero co wróciłam z podróży, ubrania w błocie, włosy potargane, upięte w nieładzie, pod podwiniętą nogawką widoczny bandaż na łydce ze śladami zaschniętej już od kilku godzin krwi, na rękawie koszuli również widać było czerwone plamy chociaż raczej nie moje. Przygody są wspaniałe.
Wystawiłam w jego stronę dłoń oklejoną plastrami, oczekując podania mi sztyletu. Wbił się mocno w drewno jakie było pod płótnem, ale przecież mój kochany braciszek ma chociaż tyle siły.
-Mam nadzieję, że za mną tęskniłeś i nudziłeś się bardzo.-powiedziałam, nachylając się lekko do niego. Młodszy, mniejszy i słabszy, jakie to urocze być od kogoś lepszą pod każdym względem.-Powiem ci tylko, że za dobrą odpowiedź dostaniesz prezent.-uśmiechnęłam się słodko na zachętę, już kładąc dłoń na torbie uczepionej do mojego bok. Mam nadzieję, że dobrze odpowie, bo nie po to narażałam życie żeby zrobić dla niego prezent, żeby teraz źle mi odpowiedział i żeby podarunek wylądował koniec końców na wystawce w pracowni matki.
-Przepraszam, upuściłam go przypadkiem. Podasz mi go, proszę?-uśmiechnęłam się do brata, w końcu wychodząc elegancko z cienia, dając się oświetlić światłu księżyca, które teraz, przy zgaszonych świecach mogło wpadać do środka tak jak tylko chciało. A patrzeć było na co. Dopiero co wróciłam z podróży, ubrania w błocie, włosy potargane, upięte w nieładzie, pod podwiniętą nogawką widoczny bandaż na łydce ze śladami zaschniętej już od kilku godzin krwi, na rękawie koszuli również widać było czerwone plamy chociaż raczej nie moje. Przygody są wspaniałe.
Wystawiłam w jego stronę dłoń oklejoną plastrami, oczekując podania mi sztyletu. Wbił się mocno w drewno jakie było pod płótnem, ale przecież mój kochany braciszek ma chociaż tyle siły.
-Mam nadzieję, że za mną tęskniłeś i nudziłeś się bardzo.-powiedziałam, nachylając się lekko do niego. Młodszy, mniejszy i słabszy, jakie to urocze być od kogoś lepszą pod każdym względem.-Powiem ci tylko, że za dobrą odpowiedź dostaniesz prezent.-uśmiechnęłam się słodko na zachętę, już kładąc dłoń na torbie uczepionej do mojego bok. Mam nadzieję, że dobrze odpowie, bo nie po to narażałam życie żeby zrobić dla niego prezent, żeby teraz źle mi odpowiedział i żeby podarunek wylądował koniec końców na wystawce w pracowni matki.
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Re: Korytarze
Chwila zadumy i chwila spokoju miały dobiec końca, jak to zwykle miewały chwile, ale tak brutalnego ich przerwania nawet nie umiałby wyśnić. Dziwny niepokój ogarnął młodzieńca, gdy zdał sobie sprawę, że zrobiło się dziwnie nieprzyjemnie zimno, do tego odgłosy które wychwyciły jego szpiczaste uszy tylko pobudzały jego wyobraźnię.
"Halo, ktoś tu jest?" pomyślał by zapytać, ale dziwna niemoc nie pozwalała mu wydusić z siebie słowa, jakby ściśnięto jego gardło. Wyjął dłonie z kieszeni, chwilę przed tym jak światło zgasło.
-Ah!
Urwało mu się, a sam zderzył się biodrem z parapetem, szukając wzrokiem czegokolwiek. Czuł jakby jego nogi robiły się słabsze, a zarazem gotowe były biec. Czy dworek był nawiedzony?!
I bum, sztylet wbił się w obraz z charakterystycznym prędkim drżeniem, na co serce Arisa chciało wyskoczyć mu z piersi. A wtedy, zwrócił uwagę na dziewczynę, która się przed nim objawiła. To była Bipi?! W dodatku… pomijając jej ogólny stan, wydawała się inna, niż pół roku temu. Właściwie zawsze, gdy się spotykali, była inna, może tylko pobudzona tak samo. Ale jej widok znacząco uspokoił jego serce. No, na chwilę.
-Rzuciłaś tym, to niby upuszczenie?!- Fuknął na nią wciąż pobudzony minionymi emocjami, a jego policzku zalały się czerwienią, przez co wzrok chłopaka długo nie utrzymał się na niej. -Bipi…
Westchnął i podszedł do obrazu, ciesząc się, że nie wisiał za wysoko. Właściwie, kim była dla niego Bipi? Nie byli spokrewnieni, ale była adopcyjną córką pani Baqary, została tu znienacka sprowadzona tak samo jak on niegdyś. A jeśli jego ojciec i pani Baqara wezmą ślub, zostaną małżeństwem, więc Bipi będzie jego siostrą… zresztą, od dawna mu wpajano taki sposób postrzegania jej, ale przez to że widywali się tak rzadko, ciągle miał wrażenie, jakby było inaczej, lecz musiał się w końcu przestawić. To takie skomplikowane i kłopotliwe, ich rodzina była taka zakręcona…
A wraz z tą myślą Aris upadł na plecy, lecz ze sztyletem w dłoni, który ciężko było wyrwać z desek. Jakim cudem wbiła go tak mocno…? Baqara mówiła, że hybrydy są silne, ale aż tak…
-M…mam!- Rzucił i prędko wstał, aby podać jej krótkie ostrze. Wtedy jego oczy zatrzymały się na plastrach na jej palcach, aż sam cofnął własną dłoń. Wyglądała poważnie, jakby wpadła pod karoce! Ale… huh? Co ona właściwie mówiła? Tęsknić? Jeszcze się nachyliła, zaś Aris cofnął o krok, z zakłopotaniem i nowymi rumieńcami. Tęsknić? Czy tęsknił? -Ja… nie nudziłem, miałem mnóstwo nauki…- Zaczął, ale zaraz opuścił wzrok. -...a…ale przyznam, że brakowało mi spędzania czasu z Tobą…- Co on wygadywał, to źle zabrzmiało! -He? Prezent…?
Zapytał, zaraz spoglądając na to co trzymała za sobą. Trochę go to zestresowało, on sam nie miał żadnego prezentu, nawet nie przeszło mi to przez głowę. Co jeśli uzna, że jest niemiły i powie o tym Baqarze i Altairowi? Eh…
"Halo, ktoś tu jest?" pomyślał by zapytać, ale dziwna niemoc nie pozwalała mu wydusić z siebie słowa, jakby ściśnięto jego gardło. Wyjął dłonie z kieszeni, chwilę przed tym jak światło zgasło.
-Ah!
Urwało mu się, a sam zderzył się biodrem z parapetem, szukając wzrokiem czegokolwiek. Czuł jakby jego nogi robiły się słabsze, a zarazem gotowe były biec. Czy dworek był nawiedzony?!
I bum, sztylet wbił się w obraz z charakterystycznym prędkim drżeniem, na co serce Arisa chciało wyskoczyć mu z piersi. A wtedy, zwrócił uwagę na dziewczynę, która się przed nim objawiła. To była Bipi?! W dodatku… pomijając jej ogólny stan, wydawała się inna, niż pół roku temu. Właściwie zawsze, gdy się spotykali, była inna, może tylko pobudzona tak samo. Ale jej widok znacząco uspokoił jego serce. No, na chwilę.
-Rzuciłaś tym, to niby upuszczenie?!- Fuknął na nią wciąż pobudzony minionymi emocjami, a jego policzku zalały się czerwienią, przez co wzrok chłopaka długo nie utrzymał się na niej. -Bipi…
Westchnął i podszedł do obrazu, ciesząc się, że nie wisiał za wysoko. Właściwie, kim była dla niego Bipi? Nie byli spokrewnieni, ale była adopcyjną córką pani Baqary, została tu znienacka sprowadzona tak samo jak on niegdyś. A jeśli jego ojciec i pani Baqara wezmą ślub, zostaną małżeństwem, więc Bipi będzie jego siostrą… zresztą, od dawna mu wpajano taki sposób postrzegania jej, ale przez to że widywali się tak rzadko, ciągle miał wrażenie, jakby było inaczej, lecz musiał się w końcu przestawić. To takie skomplikowane i kłopotliwe, ich rodzina była taka zakręcona…
A wraz z tą myślą Aris upadł na plecy, lecz ze sztyletem w dłoni, który ciężko było wyrwać z desek. Jakim cudem wbiła go tak mocno…? Baqara mówiła, że hybrydy są silne, ale aż tak…
-M…mam!- Rzucił i prędko wstał, aby podać jej krótkie ostrze. Wtedy jego oczy zatrzymały się na plastrach na jej palcach, aż sam cofnął własną dłoń. Wyglądała poważnie, jakby wpadła pod karoce! Ale… huh? Co ona właściwie mówiła? Tęsknić? Jeszcze się nachyliła, zaś Aris cofnął o krok, z zakłopotaniem i nowymi rumieńcami. Tęsknić? Czy tęsknił? -Ja… nie nudziłem, miałem mnóstwo nauki…- Zaczął, ale zaraz opuścił wzrok. -...a…ale przyznam, że brakowało mi spędzania czasu z Tobą…- Co on wygadywał, to źle zabrzmiało! -He? Prezent…?
Zapytał, zaraz spoglądając na to co trzymała za sobą. Trochę go to zestresowało, on sam nie miał żadnego prezentu, nawet nie przeszło mi to przez głowę. Co jeśli uzna, że jest niemiły i powie o tym Baqarze i Altairowi? Eh…
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Ah, widziałam, jak się wystraszył i spiął, to było takie śmieszne. Widać tą różnice między nami. Kiedyś myślałam, że będzie nas więcej łączyć, ale poszliśmy zupełnie innymi ścieżkami. On siedział spokojnie nad książkami jak mądra kura domowa, a ja szłam i odkrywałam świat chcąc ciągle więcej i więcej. Ciekawe czy gdybym to ja była córką Altaira to skończyłabym tak samo, jak Aris, czy wyprawy były po prostu w mojej krwi zapisane.
Przewróciłam oczyma jak niewiniątko kiedy mi zarzucił rzut nożem, a nie upuszczenie go. W ogóle nie docenił moich postępów w walce. Kiedyś będzie mnie jeszcze potrzebował i pochwali moje techniki, na pewno, a jak taka sytuacja nie będzie chciała sama z siebie zaistnieć, to ją wymuszę w jakiś sposób, jeszcze nie wiem jaki, ale na pewno coś wymyślę.
Nie myślałam o naszej sytuacji rodzinnej aż tyle co on. Po prostu był ważny dla mojej matki i wiedziałam, że uważa go za swoje dziecko już od dawna, nie mówiąc o tym, że opowiadając mi o nim używa stwierdzenia ,,twój brat", a mi nawet pasowało bycie starszą siostrą. Niech no tylko poczeka, aż rodzice gdzieś wyjadą, to mu zabronię jeść słodyczy na kolację i ustawię porę spania na godzinę dziewiętnastą.
Uniosłam brwi i w pierwszym odruchu chciałam do niego doskoczyć gdy upadał, ale skończyło się z mojej strony na pojedynczym kroku w jego stronę, bo i tak za daleko stałam, i biec nie było po co skoro już leżał. Nie mogłam jednak powstrzymać śmiechu kiedy tak dumnie oznajmił, że ma moją własność, którą odebrałam i schowałam tam gdzie powinna się znajdywać gdy nie ma potrzeby jej używać.
Zadałam mu proste pytanie, na które odpowiedź była prosta, mianowicie ,,Tak, bardzo się nudziłem i bardzo tęskniłem", jeszcze by było miło było gdyby dodał, ze się cieszy, że wróciłam. Ehhh... Naprawdę jest jak jego ojciec... Czy wszyscy faceci tacy są, że lubią komplikować wszystko, a może to tylko wampiry, w końcu mają całą wieczność na rozwiązywanie problemów, jakie sami sobie zrobią.
Mina od razu mi zrzedła słysząc jego słowa. Nauka, dużo nauki miał i się nie nudzi, no tak, kujon. Zaraz jednak na twarz wypełzł mi uśmieszek kiedy się przyznał, że jego życie beze mnie nie ma sensu. O to mi chodziło! Chociaż chwilę mu to zajęło i straciłam na sekundę nadzieję.
-Tak! Prezent.-odpowiedziałam, prawie podskakując w miejscu z ekscytacji. Otworzyłam torbę i po chwili wyjęłam z niej może półlitrową, szklaną butelkę, a w niej, w przezroczystym płynie pływał zawinięty w sprężynkę czarny wąż z lśniącymi jak onyks wzorami wzdłuż grzbietu.-Proszę, to dla ciebie, na szczęście.-podałam mu butelkę, na której krótkiej szyjce obwiązana była wstążka z dwoma małymi dzwoneczkami.-Potrzęś tym, będzie fajnie.-zachęciłam go z tym uśmiechem, który pojawia się zawsze wtedy kiedy pokazuję komuś coś co uważam za coś naprawdę godnego podziwu. Jeśli to zrobił, woda na chwilę zamigotała nierówno bladoniebieskimi błyskami, które zniknęły, sekundę po tym, jak butelka znowu przestała się ruszać.-Chwilę mi zajęło złapanie go. Lubi pływać po głębokich wodach i ogólnie pływa szybko. Ale udało mi się go złapać, chociaż trochę mnie pogryzł.-pokazałam mu swoją oplastrowaną dłoń, którą przed chwilą odbierałam sztylet.-A dzwoneczki mają odpędzać duchy, tak przynajmniej mówił Leśny Dziad.-będę tego mężczyznę dobrze wspominać, już nie mówiąc o jego słodkim wilkołaku, do którego z początku przekonana nie byłam, ale mama, jak to mama, ona swoje wie i mnie przekonała.
-A teraz, przywitaj się porządnie. W końcu długo się nie widzieliśmy.-nakazałam jak ciocia na zjeździe rodzinnym, szeroko rozkładając ręce, czekając aż podejdzie się przytulić.
Przewróciłam oczyma jak niewiniątko kiedy mi zarzucił rzut nożem, a nie upuszczenie go. W ogóle nie docenił moich postępów w walce. Kiedyś będzie mnie jeszcze potrzebował i pochwali moje techniki, na pewno, a jak taka sytuacja nie będzie chciała sama z siebie zaistnieć, to ją wymuszę w jakiś sposób, jeszcze nie wiem jaki, ale na pewno coś wymyślę.
Nie myślałam o naszej sytuacji rodzinnej aż tyle co on. Po prostu był ważny dla mojej matki i wiedziałam, że uważa go za swoje dziecko już od dawna, nie mówiąc o tym, że opowiadając mi o nim używa stwierdzenia ,,twój brat", a mi nawet pasowało bycie starszą siostrą. Niech no tylko poczeka, aż rodzice gdzieś wyjadą, to mu zabronię jeść słodyczy na kolację i ustawię porę spania na godzinę dziewiętnastą.
Uniosłam brwi i w pierwszym odruchu chciałam do niego doskoczyć gdy upadał, ale skończyło się z mojej strony na pojedynczym kroku w jego stronę, bo i tak za daleko stałam, i biec nie było po co skoro już leżał. Nie mogłam jednak powstrzymać śmiechu kiedy tak dumnie oznajmił, że ma moją własność, którą odebrałam i schowałam tam gdzie powinna się znajdywać gdy nie ma potrzeby jej używać.
Zadałam mu proste pytanie, na które odpowiedź była prosta, mianowicie ,,Tak, bardzo się nudziłem i bardzo tęskniłem", jeszcze by było miło było gdyby dodał, ze się cieszy, że wróciłam. Ehhh... Naprawdę jest jak jego ojciec... Czy wszyscy faceci tacy są, że lubią komplikować wszystko, a może to tylko wampiry, w końcu mają całą wieczność na rozwiązywanie problemów, jakie sami sobie zrobią.
Mina od razu mi zrzedła słysząc jego słowa. Nauka, dużo nauki miał i się nie nudzi, no tak, kujon. Zaraz jednak na twarz wypełzł mi uśmieszek kiedy się przyznał, że jego życie beze mnie nie ma sensu. O to mi chodziło! Chociaż chwilę mu to zajęło i straciłam na sekundę nadzieję.
-Tak! Prezent.-odpowiedziałam, prawie podskakując w miejscu z ekscytacji. Otworzyłam torbę i po chwili wyjęłam z niej może półlitrową, szklaną butelkę, a w niej, w przezroczystym płynie pływał zawinięty w sprężynkę czarny wąż z lśniącymi jak onyks wzorami wzdłuż grzbietu.-Proszę, to dla ciebie, na szczęście.-podałam mu butelkę, na której krótkiej szyjce obwiązana była wstążka z dwoma małymi dzwoneczkami.-Potrzęś tym, będzie fajnie.-zachęciłam go z tym uśmiechem, który pojawia się zawsze wtedy kiedy pokazuję komuś coś co uważam za coś naprawdę godnego podziwu. Jeśli to zrobił, woda na chwilę zamigotała nierówno bladoniebieskimi błyskami, które zniknęły, sekundę po tym, jak butelka znowu przestała się ruszać.-Chwilę mi zajęło złapanie go. Lubi pływać po głębokich wodach i ogólnie pływa szybko. Ale udało mi się go złapać, chociaż trochę mnie pogryzł.-pokazałam mu swoją oplastrowaną dłoń, którą przed chwilą odbierałam sztylet.-A dzwoneczki mają odpędzać duchy, tak przynajmniej mówił Leśny Dziad.-będę tego mężczyznę dobrze wspominać, już nie mówiąc o jego słodkim wilkołaku, do którego z początku przekonana nie byłam, ale mama, jak to mama, ona swoje wie i mnie przekonała.
-A teraz, przywitaj się porządnie. W końcu długo się nie widzieliśmy.-nakazałam jak ciocia na zjeździe rodzinnym, szeroko rozkładając ręce, czekając aż podejdzie się przytulić.
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Re: Korytarze
Dobrze, że nie umiał odczytać jej myśli, bo by dostał zawrotów głowy. Dziewczyny były dziwne, strasznie emocjonalne, płaczliwe oraz lubiły sobie dopowiadać, co ostatecznie kończyło się ich narzekaniem. Dlatego kompletnie ich nie rozumiał, nawet zachowanie Bipi było niejasne i kłopotliwe, ale wydawała się bardzo podekscytowana, jakby powiedział nie wiadomo co. Skoro ją to satysfakcjonowało…
Oczy chłopca prześledziły jej ruchy, gdy zaraz wręczyła mu specyficzną butelkę, którą pochwycił w ręce, aby zaraz przyjrzeć się jej wnętrzu. Wtedy jego spojrzenie nabrało zafascynowania.
-Onyksowy wąż, to gatunek "drymarchon"! Zupełnie taki jak w herbie Oligarchii!- Rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy, zerkając co chwila na dziewczynę i na węża. Wtedy zaś znieruchomiał, gdy kazała mu potrząsnąć. Niepewny tego, bojąc się, że szkło wyślizgnie mu się z palców, uczynił jak powiedziała, mogąc nasycić wzrok kolejnym niezwykłym efektem. -Niesamowite! Dziękuję!- Dodał szczęśliwy, zaraz obejmując butelkę obiema rękoma, jakby chciał ją ostrożnie przytulić i chronić. Wtedy jednak dotarła do niego dalszą część genezy tego prezentu, która znów skłoniła go do refleksji nad jej rannymi dłońmi. -Masz szczęście, że to niejadowity rodzaj węża. Ale powinnaś uważać…
Odparł, jakby czując się trochę winny, że poniosła takie obrażenia przez niego. Co jeśli w trakcie coś się stało, umarłaby i została młodym wampirem jak jego ojciec? Um…
-Odpędzają duchy? Przydatne…
Wymruczał, w końcu chwilę temu sam myślał, że padł ofiarą nawiedzenia. Postawi ją obok łóżka i będzie dzwonić, jakby nadeszło zagrożenie. Ale czy tym sposobem nie wezwie niepotrzebnie Gregoryego i reszty…? Nie chciałby ich kłopotać, ale w sumie odpędziliby ducha. ZARAZ! SŁUŻBA! Oni szukają pierścionka! Zapomniał o tym, że miał sprawdzić salę muzyczną! Co jeśli ojciec dowie się, że cały czas się obijał, przez co pani Baqara nigdy nie wyjdzie za niego, popłacze się i ucieknie z Bipi, a ojciec go znienawidzi oraz wydziedziczy! Ich przyszłość leżała w jego rękach. Aby więc wąż w butelce przynosił szczęście.
Gdy tylko dziewczyna skończyła mówić i przygotowała się do przytulenia, Aris uniósł rękę przed siebie z poważnie śmiertelną miną.
-Nie mam czasu Bipi na dalszą rozmowę, powierzono mi wielkie zadanie. Moja misja wymaga, abym odnalazł zaginiony skarb rodowy, inaczej zostanę wygnany, a pani Baqara będzie płakać!- Opuścił ręke i odwrócił się bokiem. -Lecz możesz mi pomóc go znaleźć…
Oczy chłopca prześledziły jej ruchy, gdy zaraz wręczyła mu specyficzną butelkę, którą pochwycił w ręce, aby zaraz przyjrzeć się jej wnętrzu. Wtedy jego spojrzenie nabrało zafascynowania.
-Onyksowy wąż, to gatunek "drymarchon"! Zupełnie taki jak w herbie Oligarchii!- Rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy, zerkając co chwila na dziewczynę i na węża. Wtedy zaś znieruchomiał, gdy kazała mu potrząsnąć. Niepewny tego, bojąc się, że szkło wyślizgnie mu się z palców, uczynił jak powiedziała, mogąc nasycić wzrok kolejnym niezwykłym efektem. -Niesamowite! Dziękuję!- Dodał szczęśliwy, zaraz obejmując butelkę obiema rękoma, jakby chciał ją ostrożnie przytulić i chronić. Wtedy jednak dotarła do niego dalszą część genezy tego prezentu, która znów skłoniła go do refleksji nad jej rannymi dłońmi. -Masz szczęście, że to niejadowity rodzaj węża. Ale powinnaś uważać…
Odparł, jakby czując się trochę winny, że poniosła takie obrażenia przez niego. Co jeśli w trakcie coś się stało, umarłaby i została młodym wampirem jak jego ojciec? Um…
-Odpędzają duchy? Przydatne…
Wymruczał, w końcu chwilę temu sam myślał, że padł ofiarą nawiedzenia. Postawi ją obok łóżka i będzie dzwonić, jakby nadeszło zagrożenie. Ale czy tym sposobem nie wezwie niepotrzebnie Gregoryego i reszty…? Nie chciałby ich kłopotać, ale w sumie odpędziliby ducha. ZARAZ! SŁUŻBA! Oni szukają pierścionka! Zapomniał o tym, że miał sprawdzić salę muzyczną! Co jeśli ojciec dowie się, że cały czas się obijał, przez co pani Baqara nigdy nie wyjdzie za niego, popłacze się i ucieknie z Bipi, a ojciec go znienawidzi oraz wydziedziczy! Ich przyszłość leżała w jego rękach. Aby więc wąż w butelce przynosił szczęście.
Gdy tylko dziewczyna skończyła mówić i przygotowała się do przytulenia, Aris uniósł rękę przed siebie z poważnie śmiertelną miną.
-Nie mam czasu Bipi na dalszą rozmowę, powierzono mi wielkie zadanie. Moja misja wymaga, abym odnalazł zaginiony skarb rodowy, inaczej zostanę wygnany, a pani Baqara będzie płakać!- Opuścił ręke i odwrócił się bokiem. -Lecz możesz mi pomóc go znaleźć…
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Ucieszył się na prezent! Cudownie! Martwiłam się z tyłu głowy, że nie spodoba mu się, bo to jednak oślizgły, martwy wąż w alkoholu, a tu proszę i nawet trafiłam w rodzinny herb. Przez to podróżowanie zaraz zapomnę jak oni mają na nazwisko.
Pokazałam mu rękę, zaraz zabierając mu ją sprzed oczu spokojnie, bo nie ma co się patrzeć na rany bitewne po spotkaniu z gadem, stwór nie żyje, a ja tak, nie ma co płakać nad tym po czym śladu nie będzie za dwa tygodnie.
-Taak, powinnam. Dopóki nie przejdę przemiany muszę uważać.-głupio umrzeć tak młodo i na zawsze być uważaną za dzieciaka, zupełnie, jak Altair. Może i jest dorosły i swoje lata ma, ale jednak czasami ciężko mi patrzeć na niego, jak na dorosłego, gdy ciałem jest w dumie moim rówieśnikiem.
Pokiwałam na duchy głową. Obrona przed duchami ważna. On może w nie nie wierzyć lub właśnie wierzyć, ale nie znać ich prawdziwych możliwości. Ja swoje już jednak widziałem. Ożywieńcy, leśne potwory, stworzenia z otchłani, te były niesamowicie interesujące, aż chciałabym mieć jakiegoś w domu. No, ale ożywieńcy to nic specjalnego w sumie, w końcu mamy kilku w piwnicy już od dawna. Eksperymenty mamy dalej trwają.
Ręce rozłożone, czekam na tulasa, a on... Słucham? Ja przepraszam bardzo, nie widzimy się sto lat, a on... Zmarszczyłam brwi z miną niedowierzania i słuchałam go, niby rozumiejąc, a jednak nie. Wielkie zadanie, skarb rodowy, on wygnany, a moja mama będzie płakać, nie, nie moja mama, a raczej Pani Baqara. Tak bardzo szukałam tutaj czegoś co by mi pomogło go pojąć, ale sama nic nie dawałam rady wymyślić.
-Eeee... No jasne, mogę. Akurat w szukaniu skarbów mam już trochę doświadczenia.-Opuściłam ręce. No głównie skarbów biologicznych, co często polega na rysunku i opisie zachowań stworzenia, ale zawsze coś. Plany co prawda miałam inne, chciałam się umyć, zadbać o rany, przebrać się i zjeść coś porządnego, a potem zasnąć w miękkim łóżku, którego mi brakowało tak bardzo w czasie podróży. No, ale przecież rodziny się w potrzebie nie zostawia, ruszyłam więc za nim.
-Właściwie czemu mamę nazywasz Panią Baqarą? To brzmi, jakby to nie był wasz dom. Trochę niemiłe, zwłaszcza po tym, jak się tobą zajmowała. Już nawet Baqara by lepiej brzmiało, a nie jakaś tam Pani.-popatrzyłam na niego, dalej dziwnym wyczuciem stawiając kroki tak, żeby nie stanąć na miejsce łączenia się posadzkowych kamieni.
Pokazałam mu rękę, zaraz zabierając mu ją sprzed oczu spokojnie, bo nie ma co się patrzeć na rany bitewne po spotkaniu z gadem, stwór nie żyje, a ja tak, nie ma co płakać nad tym po czym śladu nie będzie za dwa tygodnie.
-Taak, powinnam. Dopóki nie przejdę przemiany muszę uważać.-głupio umrzeć tak młodo i na zawsze być uważaną za dzieciaka, zupełnie, jak Altair. Może i jest dorosły i swoje lata ma, ale jednak czasami ciężko mi patrzeć na niego, jak na dorosłego, gdy ciałem jest w dumie moim rówieśnikiem.
Pokiwałam na duchy głową. Obrona przed duchami ważna. On może w nie nie wierzyć lub właśnie wierzyć, ale nie znać ich prawdziwych możliwości. Ja swoje już jednak widziałem. Ożywieńcy, leśne potwory, stworzenia z otchłani, te były niesamowicie interesujące, aż chciałabym mieć jakiegoś w domu. No, ale ożywieńcy to nic specjalnego w sumie, w końcu mamy kilku w piwnicy już od dawna. Eksperymenty mamy dalej trwają.
Ręce rozłożone, czekam na tulasa, a on... Słucham? Ja przepraszam bardzo, nie widzimy się sto lat, a on... Zmarszczyłam brwi z miną niedowierzania i słuchałam go, niby rozumiejąc, a jednak nie. Wielkie zadanie, skarb rodowy, on wygnany, a moja mama będzie płakać, nie, nie moja mama, a raczej Pani Baqara. Tak bardzo szukałam tutaj czegoś co by mi pomogło go pojąć, ale sama nic nie dawałam rady wymyślić.
-Eeee... No jasne, mogę. Akurat w szukaniu skarbów mam już trochę doświadczenia.-Opuściłam ręce. No głównie skarbów biologicznych, co często polega na rysunku i opisie zachowań stworzenia, ale zawsze coś. Plany co prawda miałam inne, chciałam się umyć, zadbać o rany, przebrać się i zjeść coś porządnego, a potem zasnąć w miękkim łóżku, którego mi brakowało tak bardzo w czasie podróży. No, ale przecież rodziny się w potrzebie nie zostawia, ruszyłam więc za nim.
-Właściwie czemu mamę nazywasz Panią Baqarą? To brzmi, jakby to nie był wasz dom. Trochę niemiłe, zwłaszcza po tym, jak się tobą zajmowała. Już nawet Baqara by lepiej brzmiało, a nie jakaś tam Pani.-popatrzyłam na niego, dalej dziwnym wyczuciem stawiając kroki tak, żeby nie stanąć na miejsce łączenia się posadzkowych kamieni.
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Re: Korytarze
Właściwie miała rację, skoro zapuszczała się tak wiele razy w dzikie tereny w poszukiwaniach, mogła mieć lepszy dryg od niego w te klocki. A więc postanowione, mogli ruszać w kierunku sali muzycznej. Miał nadzieję, że o nic nie potkną się po drodze, by nie narobić hałasu, choć dzwoneczki od butelki samoistnie dawały o sobie znać z każdym krokiem.
-Ciąży na nas duża odpowiedzialność…- Podjął, ale zaraz sobie uświadomił, czy Bipi powinna wiedzieć o zaręczynach, które planował Altair? Co jeśli powie o nich Baqarze, a oni nie znajdą go. Wtedy będzie jeszcze bardziej zła i mogłaby poważnie pokiereszować ojca. Życie to sztuka trudnych wyborów, zwłaszcza w butach panicza, tak przynajmniej mówił Gregory, gdy nie mógł się zdecydować, czy na śniadanie chce jajko na miękko, czy może na twardo. -...bo ojcu bardzo na nim zależy i niby należał do babci o wielu imionach.
Dodał, sądząc że lepiej nie poprzedzać faktów, nim nie staną się one pewnikiem, bo to jak mówić o zdanym egzaminie na który się może zaspać.
Byli już niedaleko sali muzycznej, gdy nagle padło ważne pytanie z ust rogatej rudowłosej, na co Aris zwolnił tempa i spojrzał w podłogę, tuląc butelkę do siebie, jak największy skarb. Pierwszy, który nie został mu kupiony, a po prostu zrobiony.
-Bo miałem już mamę. I nie żyje.- Wyszeptał i się zatrzymał, chyba nieświadomie. -W dodatku jestem tutaj tak rzadko, że dalej Twoja mama wydaje mi się obca… ale jest ważna dla mojego taty… nie mam prawa… nie mam ochoty tak ją nazywać, bo obraziłbym mamę. Nie chciałaby, abym o niej zapomniał, miała tylko mnie…
Dopowiedział, skrywając twarz na grzywką, ale chyba tylko po to by nie widziała jego przybitego spojrzenia. Nie zamierzał płakać, bo nie był dzieckiem, a jej pytanie było niewinne, nie chciał by ktoś się rozczulał nad nim.
-Ojciec powiedział, że pierścionek może być w sali muzycznej bo grał na harfie, ale nie wiem jak wygląda.- Wyjaśnił, zaraz otwierając drewniane drzwi, by znów otoczyła ich ciemność, jeszcze głębsza w dodatku. Ale tuż przy wejściu zaczepione były świeczniki. -Umiesz robić płomyki?
Zapytał Bipi, bo z tego co słyszał, miała nauczyciela czarodzieja, więc chyba nie założył błędnie. W ciemności ciężko szukać.
-Ciąży na nas duża odpowiedzialność…- Podjął, ale zaraz sobie uświadomił, czy Bipi powinna wiedzieć o zaręczynach, które planował Altair? Co jeśli powie o nich Baqarze, a oni nie znajdą go. Wtedy będzie jeszcze bardziej zła i mogłaby poważnie pokiereszować ojca. Życie to sztuka trudnych wyborów, zwłaszcza w butach panicza, tak przynajmniej mówił Gregory, gdy nie mógł się zdecydować, czy na śniadanie chce jajko na miękko, czy może na twardo. -...bo ojcu bardzo na nim zależy i niby należał do babci o wielu imionach.
Dodał, sądząc że lepiej nie poprzedzać faktów, nim nie staną się one pewnikiem, bo to jak mówić o zdanym egzaminie na który się może zaspać.
Byli już niedaleko sali muzycznej, gdy nagle padło ważne pytanie z ust rogatej rudowłosej, na co Aris zwolnił tempa i spojrzał w podłogę, tuląc butelkę do siebie, jak największy skarb. Pierwszy, który nie został mu kupiony, a po prostu zrobiony.
-Bo miałem już mamę. I nie żyje.- Wyszeptał i się zatrzymał, chyba nieświadomie. -W dodatku jestem tutaj tak rzadko, że dalej Twoja mama wydaje mi się obca… ale jest ważna dla mojego taty… nie mam prawa… nie mam ochoty tak ją nazywać, bo obraziłbym mamę. Nie chciałaby, abym o niej zapomniał, miała tylko mnie…
Dopowiedział, skrywając twarz na grzywką, ale chyba tylko po to by nie widziała jego przybitego spojrzenia. Nie zamierzał płakać, bo nie był dzieckiem, a jej pytanie było niewinne, nie chciał by ktoś się rozczulał nad nim.
-Ojciec powiedział, że pierścionek może być w sali muzycznej bo grał na harfie, ale nie wiem jak wygląda.- Wyjaśnił, zaraz otwierając drewniane drzwi, by znów otoczyła ich ciemność, jeszcze głębsza w dodatku. Ale tuż przy wejściu zaczepione były świeczniki. -Umiesz robić płomyki?
Zapytał Bipi, bo z tego co słyszał, miała nauczyciela czarodzieja, więc chyba nie założył błędnie. W ciemności ciężko szukać.
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Skarb po babci i ważny dla jego ojca? Jakie można dostawać skarby po babci? Gobelin z lisiego futra? Rodowy pierścień? Broszkę z kryształami? Tak czy inaczej cenne czy nie, trzeba szukać, to poszukam, chcąc wykorzystać okazję do spędzenia razem czasu. Chociaż myślę, że teraz trochę dłużej w domu posiedzimy bo nasz ostatni wyjazd zajął nam faktycznie dużo czasu.
Zadałam pytanie, które w mojej głowie nie miało złych zamiarów, ani nawet mi nie przeszło przez myśl, że może być niestosowne, a jednak.
-Wiesz, to że będziesz "Panią Baqarę" nazywać mamą nie znaczy od razu, że o swojej zapomnisz czy ją obrazisz. Założę się, że twoja pierwsza matka by była całkiem zadowolona, że jeszcze żyjesz i nie skończyłeś w jakiejś grupie złodziei, tylko że masz dom i rodzinę, która o ciebie dba. Ale w sumie, co ja sierota od handlarza hybrydami mogę wiedzieć o rodzicach?-wzruszyłam ramionami po daniu mu swojej rady. Technicznie nie byliśmy rodziną, więc to uczucie, że on nie jest moim bratem tylko kuzynem czy nawet synem sąsiadki co nas często odwiedza nie powinno mnie niepokoić.
Popatrzyłam na niego kiedy w końcu powiedział czego szukać. Już sama miałam o to pytać, a teraz mogłam to sobie darować. Weszłam za nim do pomieszczenia, bez odpowiadania mu na pytanie podchodząc do świecznika i ogniem z dłoni odpalając świeczki.
-No to powodzenia w szukaniu pierścionka.-dalej było tu ciemno, jak w tyłku zająca, dlatego jeśli napotkałam jakąś świeczkę na pianinie, na stole czy ścianie to brałam się natychmiast za odpalanie ich. Kto wie czy znajdziemy pierścionek, kto wie czy on w ogóle tutaj jest. Skoro Altair zgubił go i nie podniósł od razu, to zgubił go nieświadomie, czyli tak naprawdę nie wiadomo kiedy i gdzie. Powinniśmy jeszcze patrzeć pod nogi, jak szliśmy korytarzem. No noc, czas nurkować poniżej mojego poziomu, na kolana i szorować posadzkę spodniami. Zaraz, hybryda na kolanach w domu arystokraty? Czy to nie brzmi źle? Przykładałam się do szukania, ale jednak głupio było robić to tak w ciszy.
-To na długo tutaj zostajesz? Kiedy wyjeżdżasz i gdzie?-zerknęłam kątem oka na niego kiedy szukał, ale szybko wróciłam wzrokiem na ziemię. Nadstawiając ucha, żeby go posłuchać.
Zadałam pytanie, które w mojej głowie nie miało złych zamiarów, ani nawet mi nie przeszło przez myśl, że może być niestosowne, a jednak.
-Wiesz, to że będziesz "Panią Baqarę" nazywać mamą nie znaczy od razu, że o swojej zapomnisz czy ją obrazisz. Założę się, że twoja pierwsza matka by była całkiem zadowolona, że jeszcze żyjesz i nie skończyłeś w jakiejś grupie złodziei, tylko że masz dom i rodzinę, która o ciebie dba. Ale w sumie, co ja sierota od handlarza hybrydami mogę wiedzieć o rodzicach?-wzruszyłam ramionami po daniu mu swojej rady. Technicznie nie byliśmy rodziną, więc to uczucie, że on nie jest moim bratem tylko kuzynem czy nawet synem sąsiadki co nas często odwiedza nie powinno mnie niepokoić.
Popatrzyłam na niego kiedy w końcu powiedział czego szukać. Już sama miałam o to pytać, a teraz mogłam to sobie darować. Weszłam za nim do pomieszczenia, bez odpowiadania mu na pytanie podchodząc do świecznika i ogniem z dłoni odpalając świeczki.
-No to powodzenia w szukaniu pierścionka.-dalej było tu ciemno, jak w tyłku zająca, dlatego jeśli napotkałam jakąś świeczkę na pianinie, na stole czy ścianie to brałam się natychmiast za odpalanie ich. Kto wie czy znajdziemy pierścionek, kto wie czy on w ogóle tutaj jest. Skoro Altair zgubił go i nie podniósł od razu, to zgubił go nieświadomie, czyli tak naprawdę nie wiadomo kiedy i gdzie. Powinniśmy jeszcze patrzeć pod nogi, jak szliśmy korytarzem. No noc, czas nurkować poniżej mojego poziomu, na kolana i szorować posadzkę spodniami. Zaraz, hybryda na kolanach w domu arystokraty? Czy to nie brzmi źle? Przykładałam się do szukania, ale jednak głupio było robić to tak w ciszy.
-To na długo tutaj zostajesz? Kiedy wyjeżdżasz i gdzie?-zerknęłam kątem oka na niego kiedy szukał, ale szybko wróciłam wzrokiem na ziemię. Nadstawiając ucha, żeby go posłuchać.
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Re: Korytarze
Słuchał odpowiedzi Bipi w kwestii tematu nazewnictwa przyszłej macochy, a jednak sama dołożyła w tym wszystkim coś od siebie. Sierota, handel hybrydami… nie pomyślał, że może jednak tym sposobem wywołali u siebie jakieś wzajemne wyznania, a raczej, ujawnili myśli na głos. Ale czy dziewczyna specjalnie się przejmowała swoim życiem sprzed Mernstein? Wydawała się nie rozpominać, a nawet zaaklimatyzować tu lepiej, niż on sam. Dlatego po prostu przyswoił jej radę, ale odpuścił sobie odpowiedź, bo takowej nie mógł wymyślić.
Będąc już w sali muzycznej, Bipi mogła znaleźć więcej świeczników, które okazały się bardzo pomocne w przegnaniu ciemności. Całe pomieszczenie wyłożone było deskami, a na małym podeście stała harfa i krzesełko z krótkimi nóżkami. Wokół stało więcej instrumentów, ale to ta wydawała się wyeksponowana. Altair miał talent do muzyki, dla Arisa było to dosyć obce.
Pokierował się w oczywiste miejsce, czyli na podest, by sprawdzić, czy pierścionek nie spadł między deski. Na szczęście szpary były tak wąskie, że mało prawdopodobne, aby błyskotka mogła przez nie przejść. W dodatku dźwięk muzyki mógłby zagłuszyć odgłos odbijającego się pierścionka.
-Jakoś do miesiąca, gdy skończą się wakacje… wtedy wyjadę znów do Ledrenii na nauki, bo zacznie się nowy semestr.- Zerknął w jej kierunku. -Potem raczej nieprędko do jego końca.- Dodał, by zaraz przenieść dię trochę dalej. -A Ty…? Dokąd teraz ruszycie? Wydaje mi się, że nawet ojciec nie wie do końca jak wyglądają wasze podróże…
Dopytał z ciekawości, może teź dlatego, że cisza była przybijająca. Poza tym, nawet niespecjalnie wiedział skąd wróciły. Pani Baqary nawet jeszcze nie widział na oczy.
Będąc już w sali muzycznej, Bipi mogła znaleźć więcej świeczników, które okazały się bardzo pomocne w przegnaniu ciemności. Całe pomieszczenie wyłożone było deskami, a na małym podeście stała harfa i krzesełko z krótkimi nóżkami. Wokół stało więcej instrumentów, ale to ta wydawała się wyeksponowana. Altair miał talent do muzyki, dla Arisa było to dosyć obce.
Pokierował się w oczywiste miejsce, czyli na podest, by sprawdzić, czy pierścionek nie spadł między deski. Na szczęście szpary były tak wąskie, że mało prawdopodobne, aby błyskotka mogła przez nie przejść. W dodatku dźwięk muzyki mógłby zagłuszyć odgłos odbijającego się pierścionka.
-Jakoś do miesiąca, gdy skończą się wakacje… wtedy wyjadę znów do Ledrenii na nauki, bo zacznie się nowy semestr.- Zerknął w jej kierunku. -Potem raczej nieprędko do jego końca.- Dodał, by zaraz przenieść dię trochę dalej. -A Ty…? Dokąd teraz ruszycie? Wydaje mi się, że nawet ojciec nie wie do końca jak wyglądają wasze podróże…
Dopytał z ciekawości, może teź dlatego, że cisza była przybijająca. Poza tym, nawet niespecjalnie wiedział skąd wróciły. Pani Baqary nawet jeszcze nie widział na oczy.
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Rozmowa o rodzicach się skończyła, a poszukiwania się rozpoczęły. Świece zostały zapalone, jedna osoba szperała tutaj, druga tam. Może pierścień spadł od razu pod harfę, a może upadł tak, że odbił się i potoczył gdzieś indziej. Zawsze i tak lepiej zgubić pierścionek niż jakąś kulkę szklaną, co jak się potoczy, to się nie zatrzyma.
Zagadałam go i słuchałam uważnie, licząc sobie w głowie ile w takim razie mamy czasu dla siebie. Miesiąc to dość mało, ale Ledrenia niby nie jest tak daleko, no zależy gdzie ma szkołę. Za mało o nim wiem, do której klasy chodzi i czego właściwie się uczy. Może powinnam się o to też zapytać, ale nie miałam na razie do tego głowy, może później, później i jeszcze później, aż szkołę skończy i już pytać nie będę musiała. Za 30 lat to i tak nie będzie miało znaczenia.
-Szczerze powiedziawszy my też nie bardzo wiemy jak to będzie wyglądać kiedy się gdzieś wybieramy. Zwierzęta jednak rządzą się swoimi prawami. Nie można porzucić obserwacji w połowie, bo pada deszczyk czy pora wracać do domu, to zaburzy wszystko, przegapi się coś ważnego.-podniosłam się z ziemi, rozglądając się z góry po ziemi.-Kiedy one gdzieś idą, my ruszamy za nimi. Do tego niektóre muszą się oswoić z naszą obecnością i zapachami, żeby znowu zaczęły się zachowywać naturalnie, a to też zajmuje dużo czasu. Obserwacja przez lunetę nie zawsze dostarczy nam informacji jakich potrzebujemy.-no jeśli chodzi o obserwację demonów, to bez lunety by rady nie dało. Przestąpiłam w nogi na nogę i wtedy coś lekko błysnęło spod nogi stoliczka z kwiatem. Zmrużyłam oczy i ruszyłam w tamtym kierunku, zaraz kucając i podnosząc z ziemi pierścionek. Mówiłam, mam sokole oko i instynkt kieszonkowca. Byłam pewna swojej inteligencji gdy nagle skojarzyłam fakty. Najwidoczniej wcześniej byłam zbyt rozemocjonowana doborowym towarzystwem.
Zgasiłam płomyki i nasunęłam sobie pierścionek na palec, na dokładnie ten, na którym powinien on być.
-Czyli...-zaczęłam, wstając i wystawiając do niego dłoń z biżuterią.-...Altair chce się mojej mamie oświadczyć?-przekręciłam lekko głowę, unosząc jedną brew.-Tak na poważnie? Po co, przecież już mieszkają razem? Poza tym mama nie nosi pierścionków.-no jednak polowanie na potwory, ich obserwacja wymagały jednak pewnego chwytu na linie czy broni, rękawic i braku zagrożenia, że cokolwiek się zaczepi o kryształkową pierdołę.
Zagadałam go i słuchałam uważnie, licząc sobie w głowie ile w takim razie mamy czasu dla siebie. Miesiąc to dość mało, ale Ledrenia niby nie jest tak daleko, no zależy gdzie ma szkołę. Za mało o nim wiem, do której klasy chodzi i czego właściwie się uczy. Może powinnam się o to też zapytać, ale nie miałam na razie do tego głowy, może później, później i jeszcze później, aż szkołę skończy i już pytać nie będę musiała. Za 30 lat to i tak nie będzie miało znaczenia.
-Szczerze powiedziawszy my też nie bardzo wiemy jak to będzie wyglądać kiedy się gdzieś wybieramy. Zwierzęta jednak rządzą się swoimi prawami. Nie można porzucić obserwacji w połowie, bo pada deszczyk czy pora wracać do domu, to zaburzy wszystko, przegapi się coś ważnego.-podniosłam się z ziemi, rozglądając się z góry po ziemi.-Kiedy one gdzieś idą, my ruszamy za nimi. Do tego niektóre muszą się oswoić z naszą obecnością i zapachami, żeby znowu zaczęły się zachowywać naturalnie, a to też zajmuje dużo czasu. Obserwacja przez lunetę nie zawsze dostarczy nam informacji jakich potrzebujemy.-no jeśli chodzi o obserwację demonów, to bez lunety by rady nie dało. Przestąpiłam w nogi na nogę i wtedy coś lekko błysnęło spod nogi stoliczka z kwiatem. Zmrużyłam oczy i ruszyłam w tamtym kierunku, zaraz kucając i podnosząc z ziemi pierścionek. Mówiłam, mam sokole oko i instynkt kieszonkowca. Byłam pewna swojej inteligencji gdy nagle skojarzyłam fakty. Najwidoczniej wcześniej byłam zbyt rozemocjonowana doborowym towarzystwem.
Zgasiłam płomyki i nasunęłam sobie pierścionek na palec, na dokładnie ten, na którym powinien on być.
-Czyli...-zaczęłam, wstając i wystawiając do niego dłoń z biżuterią.-...Altair chce się mojej mamie oświadczyć?-przekręciłam lekko głowę, unosząc jedną brew.-Tak na poważnie? Po co, przecież już mieszkają razem? Poza tym mama nie nosi pierścionków.-no jednak polowanie na potwory, ich obserwacja wymagały jednak pewnego chwytu na linie czy broni, rękawic i braku zagrożenia, że cokolwiek się zaczepi o kryształkową pierdołę.
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Re: Korytarze
Prawda taka, że poszukiwania błyskotki do łatwych nie należały, sam Aris miał momentami problemy z wyraźniejszym obrazem, przez co musiał zbliżać twarz do podłogi. Podobno objawiła mu się wada wzroku, tym dalej tym mniej wyraźnie widział, ale nie rozmawiał o tym jeszcze z ojcem, trochę go to zawstydzało. Biologiczne kalectwo, a nie chwalebna utrata oka w bitwie. Może dlatego liczył, że Bipi okaże się bardziej przydatna od niego.
Słuchał jej z uwagą, nawet nieco za bardzo odciągając uwagę od swojego zadania, aby przemyśleć to co dziewczyna miała na myśli. Obserwacja, analiza, wnioski, w tym czynniki warunkujące zmiany. To wszystko wymagało dużej ilości cierpliwości, ale też poświęcenia.
-To niezwykłe, gdy tak o tym mówisz.- W końcu sam interesował się obcymi kulturami, nawet jeśli ta mówiła o stworzeniach z gatunku zwierząt lub bestii, lecz to nie zmieniało faktu, że byli głodni wiedzy, którą sami mogli zdobywać. -To musi być fascynujące, kiedy zaczynasz dostrzegać jaki masz świat jest wielki i ile tak naprawdę nie wiemy o nim lub traktujemy obco.- Uśmiechnął się delikatnie. -Sama to polubiłaś, czy Twoja mama Cię tym zaraziła?
Dopytał z ciekawości, w końcu z tego co wiedział, Baqara zajmowała się swoimi badaniami jeszcze przed pojawieniem się Bipi.
Powoli wstał, gdy zauważył, że coś przyciągnęło uwagę dziewczyny, więc postawił krok do przodu, nim nie ujrzał pierścionka.
-Znalazłaś go!- Uśmiechnął się z entuzjazmem. Ojciec to był jednak ciamajda, tak po prostu mu tu wypadł. Ale zaraz Arisa przeszedł zimny dreszcz, gdy Bipi go założyła i wysunęła swoje wnioski. Jak się tego domyśliła?! Była zabójczo bystra, musiał się z tym liczyć. Z drugiej strony ten sekret nie miał sensu, skoro błyskotka rodowa była w ich posiadaniu. -Taaak… na to wychodzi…- Wymruczał cicho i założył rękę za głowę lekko zmieszany, ale szybko jego uwagę odwróciło pytanie. -Hm? Nie wiem, podobno pani Baqara bardzo tego chciała, więc ojciec chce sprawić jej przyjemność. I nie musi go nosić, to… taki gest. Tak się podobno robi, wręcza się komuś kogo się kocha…
Wyjaśnił z rumianymi policzkami. Że też to on musiał tłumaczyć to dziewczynie, powinna lepiej to rozumieć od niego. Zresztą skoro jak sama ujęła, mieszkają razem, to może im brakowało tego jednego.
Słuchał jej z uwagą, nawet nieco za bardzo odciągając uwagę od swojego zadania, aby przemyśleć to co dziewczyna miała na myśli. Obserwacja, analiza, wnioski, w tym czynniki warunkujące zmiany. To wszystko wymagało dużej ilości cierpliwości, ale też poświęcenia.
-To niezwykłe, gdy tak o tym mówisz.- W końcu sam interesował się obcymi kulturami, nawet jeśli ta mówiła o stworzeniach z gatunku zwierząt lub bestii, lecz to nie zmieniało faktu, że byli głodni wiedzy, którą sami mogli zdobywać. -To musi być fascynujące, kiedy zaczynasz dostrzegać jaki masz świat jest wielki i ile tak naprawdę nie wiemy o nim lub traktujemy obco.- Uśmiechnął się delikatnie. -Sama to polubiłaś, czy Twoja mama Cię tym zaraziła?
Dopytał z ciekawości, w końcu z tego co wiedział, Baqara zajmowała się swoimi badaniami jeszcze przed pojawieniem się Bipi.
Powoli wstał, gdy zauważył, że coś przyciągnęło uwagę dziewczyny, więc postawił krok do przodu, nim nie ujrzał pierścionka.
-Znalazłaś go!- Uśmiechnął się z entuzjazmem. Ojciec to był jednak ciamajda, tak po prostu mu tu wypadł. Ale zaraz Arisa przeszedł zimny dreszcz, gdy Bipi go założyła i wysunęła swoje wnioski. Jak się tego domyśliła?! Była zabójczo bystra, musiał się z tym liczyć. Z drugiej strony ten sekret nie miał sensu, skoro błyskotka rodowa była w ich posiadaniu. -Taaak… na to wychodzi…- Wymruczał cicho i założył rękę za głowę lekko zmieszany, ale szybko jego uwagę odwróciło pytanie. -Hm? Nie wiem, podobno pani Baqara bardzo tego chciała, więc ojciec chce sprawić jej przyjemność. I nie musi go nosić, to… taki gest. Tak się podobno robi, wręcza się komuś kogo się kocha…
Wyjaśnił z rumianymi policzkami. Że też to on musiał tłumaczyć to dziewczynie, powinna lepiej to rozumieć od niego. Zresztą skoro jak sama ujęła, mieszkają razem, to może im brakowało tego jednego.
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Podziwiał moją pracę? Hmm, może powinnam o nim lepiej myśleć. Chyba widzę go tak rzadko, że kiedy myślę o nim za bardzo kojarzę go z jego ojcem, który charakter ma specyficzny, czasami się zastanawiam czemu z nim jest, ale potem jak mi o nim opowiada, to rozumiem. Miłość sprawia, że się dużo rzeczy wybacza. Tak czy inaczej powinnam lepiej zapamiętać to jaki Aris jest, żeby go nie obrażać w myślach za coś czego nie zrobił.
Popatrzyłam na niego jak tak mówił o fascynacji nieznanym, a mi w głowie zaczął się układać plan porwania go ze szkoły na wycieczkę. Nie musi być daleko, byle się ruszyć i choćby zjeść leśną roślinę, co nigdy jej nie jadł i mam nadzieję, mu nie zaszkodzi.
No i dopytywał więcej. Co on taki ciekawski, co?
-Trochę sama, a trochę mama mnie zaciekawiła. Chociaż ten dom jest dużo lepszy niż wiata na piachu, to jednak na początku nie myślałam, że zagrzeję tu miejsce. Bezpieczniej się czułam z nią w lesie, niż tutaj, wśród obcych ludzi, do tego wampirów. Miałam wrażenie, że jestem chodzącym posiłkiem czekającym aż ktoś zgłodnieje.-zaśmiałam się na swoje dawne myśli, no nie tak dawne, ale jednak już niedzisiejsze.
Rozmowa się urwała, bo skarb został znaleziony. Mówiłam, że umiem szukać rzeczy, chociaż tutaj to mi się zwyczajnie poszczęściło.
Ale chłopcy tego domu mieli sekrety. Od jag dawna zaręczyny są planowane i od jak dawna on o nich wie? No i co za przyszły mąż nosi pierścionek niezabezpieczony w jakimś pudełku? Zero profesjonalizmu. Do tego robił to bo moja mama tego chciała? Tak się robi? Wiem, że się tam robi, ale to nie miało dla mnie sensu. Altair da mamie pierścionek, który nie zmieni nic w ich życiu, a biżuteria i tak będzie leżeć i gnić w jej szafce i będzie zakładana tylko od święta, kiedy nie trzeba będzie się babrać w krwi małpiatek.
-Niby tak, chociaż... Sama nie wiem, nie narzeka na to jak jest teraz. No i tu chyba nie chodzi o to, żeby tylko moja mama tego chciała, ale Altair też, prawda?-wzruszyłam ramionami, podchodząc do niego, i oddając mu pierścionek.-Byłoby głupio, jakby mu odmówiła, bo wiedziałaby, że robi to tylko po to, żeby się ucieszyła, a nie dlatego, że i on jest do tego przekonany.-popatrzyłam na niego, sama nie wiedząc czy chcę, żeby z ojcem porozmawiał o tym co myślę o tym wszystkim czy raczej nie będąc pewną czy chcę przypieczętować moją relację z Altairem jako moim ojcem, a z Arisem jako moim bratem. No właśnie, to ważna sprawa.-A co jak po oświadczynach wezmą ślub... bracie? Zrobi się dziwnie. Będziesz do mnie mówił "siostrzyczko"?-wyszczerzyłam się w pięknym uśmiechu szyderstwa.
Popatrzyłam na niego jak tak mówił o fascynacji nieznanym, a mi w głowie zaczął się układać plan porwania go ze szkoły na wycieczkę. Nie musi być daleko, byle się ruszyć i choćby zjeść leśną roślinę, co nigdy jej nie jadł i mam nadzieję, mu nie zaszkodzi.
No i dopytywał więcej. Co on taki ciekawski, co?
-Trochę sama, a trochę mama mnie zaciekawiła. Chociaż ten dom jest dużo lepszy niż wiata na piachu, to jednak na początku nie myślałam, że zagrzeję tu miejsce. Bezpieczniej się czułam z nią w lesie, niż tutaj, wśród obcych ludzi, do tego wampirów. Miałam wrażenie, że jestem chodzącym posiłkiem czekającym aż ktoś zgłodnieje.-zaśmiałam się na swoje dawne myśli, no nie tak dawne, ale jednak już niedzisiejsze.
Rozmowa się urwała, bo skarb został znaleziony. Mówiłam, że umiem szukać rzeczy, chociaż tutaj to mi się zwyczajnie poszczęściło.
Ale chłopcy tego domu mieli sekrety. Od jag dawna zaręczyny są planowane i od jak dawna on o nich wie? No i co za przyszły mąż nosi pierścionek niezabezpieczony w jakimś pudełku? Zero profesjonalizmu. Do tego robił to bo moja mama tego chciała? Tak się robi? Wiem, że się tam robi, ale to nie miało dla mnie sensu. Altair da mamie pierścionek, który nie zmieni nic w ich życiu, a biżuteria i tak będzie leżeć i gnić w jej szafce i będzie zakładana tylko od święta, kiedy nie trzeba będzie się babrać w krwi małpiatek.
-Niby tak, chociaż... Sama nie wiem, nie narzeka na to jak jest teraz. No i tu chyba nie chodzi o to, żeby tylko moja mama tego chciała, ale Altair też, prawda?-wzruszyłam ramionami, podchodząc do niego, i oddając mu pierścionek.-Byłoby głupio, jakby mu odmówiła, bo wiedziałaby, że robi to tylko po to, żeby się ucieszyła, a nie dlatego, że i on jest do tego przekonany.-popatrzyłam na niego, sama nie wiedząc czy chcę, żeby z ojcem porozmawiał o tym co myślę o tym wszystkim czy raczej nie będąc pewną czy chcę przypieczętować moją relację z Altairem jako moim ojcem, a z Arisem jako moim bratem. No właśnie, to ważna sprawa.-A co jak po oświadczynach wezmą ślub... bracie? Zrobi się dziwnie. Będziesz do mnie mówił "siostrzyczko"?-wyszczerzyłam się w pięknym uśmiechu szyderstwa.
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Re: Korytarze
Zaśmiał się na jej słowa o byciu chodzącym pokarmem, bo w jakimś stopniu to rozumiał, z drugiej od urodzenia był świadomy jakie było jego przeznaczenie. Ale wyobrażał sobie jak to wyglądało z jej perspektywy.
Przechodząc już do tematu odnalezionej zguby i przemyśleń Bipi, nie mógł jej zaprzeczyć, bo miało to sens, inaczej takie oświadczyny są wymuszone. Mimo to…
-Nie za bardzo rozumiem problemy dorosłych, ale skoro ojciec tyle czekał to musiał mieć powód.- Odparł z pełną wiarą w Altaira. -I kocha panią Baqare, więc to chyba normalne…- Albo nie za bardzo rozumiał po co miałby się nad tym tak rozdrabniać jak Bipi. Dla Arisa ciut łatwiej było chyba po prostu zaakceptować taki fakt. Lecz jeśli Baqara odmówi… co to by oznaczało? -Mam nadzieję, że nie…
Opuścił głowę i spojrzał na butelkę z wężem. Właściwie, nie przewidział takiej opcji, założył że skoro są razem to przyjęcie oświadczyn będzie formalnością. Jak Altair by to przyjął…?
Huh. Aris od razu spojrzał na Bipi, gdy przytoczyła nowe wnioski, tym razem zakrapiane dziwnym uśmiechem, który był dla niego trochę niekomfortowy.
-Emmm… będę Ci dalej mówił Bipi.- Zmarszczył brwi. -Zresztą sama powiedziałaś, że nic się nie zmieni.- Westchnął i zaraz wyminął dziewczynę, aby pogasić świeczki. -Chodźmy do ogrodu zgłosić wykonanie misji!
Przechodząc już do tematu odnalezionej zguby i przemyśleń Bipi, nie mógł jej zaprzeczyć, bo miało to sens, inaczej takie oświadczyny są wymuszone. Mimo to…
-Nie za bardzo rozumiem problemy dorosłych, ale skoro ojciec tyle czekał to musiał mieć powód.- Odparł z pełną wiarą w Altaira. -I kocha panią Baqare, więc to chyba normalne…- Albo nie za bardzo rozumiał po co miałby się nad tym tak rozdrabniać jak Bipi. Dla Arisa ciut łatwiej było chyba po prostu zaakceptować taki fakt. Lecz jeśli Baqara odmówi… co to by oznaczało? -Mam nadzieję, że nie…
Opuścił głowę i spojrzał na butelkę z wężem. Właściwie, nie przewidział takiej opcji, założył że skoro są razem to przyjęcie oświadczyn będzie formalnością. Jak Altair by to przyjął…?
Huh. Aris od razu spojrzał na Bipi, gdy przytoczyła nowe wnioski, tym razem zakrapiane dziwnym uśmiechem, który był dla niego trochę niekomfortowy.
-Emmm… będę Ci dalej mówił Bipi.- Zmarszczył brwi. -Zresztą sama powiedziałaś, że nic się nie zmieni.- Westchnął i zaraz wyminął dziewczynę, aby pogasić świeczki. -Chodźmy do ogrodu zgłosić wykonanie misji!
Aris A. Oligarchii- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ubiór : Przeważnie długie płaszcze z czerwonymi dodatkami, niekiedy okulary.
Źródło avatara : NN
Re: Korytarze
Musiał mieć powód? To miało sens, owszem, ale w mojej głowie jednak było na swój sposób zbędne. Nie to, że nie chciałam Altaira mieć jako ojca, ale... Wydawało mi się to wszystko po prostu zbędne. Może to ten wiek gdy uznaję małżeństwo za fanaberię ludzi, co się chcą pochwalić pierścionkiem przed ludźmi i tym, że ktoś ich chce na tyle, żeby razem rujnować pieniądze po czyjejś babci. Jednak argument o kochaniu bardziej do mnie dotarł na swój sposób, choć też, jak kocha, to dobrze, czy trzeba czegoś więcej do tego wspaniałego uczucia? Hmmm, może jeszcze za młoda jestem na zastanawianie się nad tym wszystkim w sposób dojrzały.
Wzruszyłam ramionami na jego nadzieję. Będzie co będzie, odmówi czy nie, to już nie jest moja sprawa za bardzo, ja się w to mieszać nie będę.
Trochę się zawiodłam tym, że nie będzie mnie nigdy traktować, jak starszej siostry. Mienie rodzeństwa było ekscytujące. Szkoda, że Baqara i Altair nie mogą mieć dzieci, zaraz nie powinnam myśleć o takich sprawach, one dla dorosłych. Poza tym na razie nie muszę się dzielić z nikim uwagą matki, no i gdyby była w ciąży, to na pewno by wstrzymała podróże, ale nie będzie w ciąży, bo to niemożliwe.
-Ale ty oficjalny.-prychnęłam, ale poszłam za nim grzecznie i spokojnie, rozglądając się po korytarzu, bawiąc się z nudów ostrzem, nie bardzo wiedząc jaką jeszcze rozmowę mogłabym zacząć z nim, a może po prosty wystarczało mi jego towarzystwo i słowa nie były potrzebne na tę chwilę. Odnieśliśmy wspólny sukces, cieszmy się!... w milczeniu...
z/t wszyscy
Wzruszyłam ramionami na jego nadzieję. Będzie co będzie, odmówi czy nie, to już nie jest moja sprawa za bardzo, ja się w to mieszać nie będę.
Trochę się zawiodłam tym, że nie będzie mnie nigdy traktować, jak starszej siostry. Mienie rodzeństwa było ekscytujące. Szkoda, że Baqara i Altair nie mogą mieć dzieci, zaraz nie powinnam myśleć o takich sprawach, one dla dorosłych. Poza tym na razie nie muszę się dzielić z nikim uwagą matki, no i gdyby była w ciąży, to na pewno by wstrzymała podróże, ale nie będzie w ciąży, bo to niemożliwe.
-Ale ty oficjalny.-prychnęłam, ale poszłam za nim grzecznie i spokojnie, rozglądając się po korytarzu, bawiąc się z nudów ostrzem, nie bardzo wiedząc jaką jeszcze rozmowę mogłabym zacząć z nim, a może po prosty wystarczało mi jego towarzystwo i słowa nie były potrzebne na tę chwilę. Odnieśliśmy wspólny sukces, cieszmy się!... w milczeniu...
z/t wszyscy
Bipi- Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Nie wiem w sumie
Strona 2 z 2 • 1, 2
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|