Isarbaili 4/12

3 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Isarbaili 4/12 Empty Isarbaili 4/12

Pisanie by Mistrz Gry Wto Kwi 14, 2020 12:16 am

autor: Tom Sandvik, ArtStation
Mieszkanie na ulicy Isarbaili 4/12
Właściciel: Kitikulu Tremain

WYGLĄD MIESZKANIA

Dziesięć minut spacerkiem od Dzielnicy Portowej znajduje się nieco już obskrobana, dwupiętrowa kamieniczka. Wchodząc do klatki, ma się przed sobą schody prowadzące na górę. Jeśli wejdziemy na drugie piętro i pójdziemy na koniec korytarza, to zobaczymy po lewej stronie ciemne, drewniane drzwi, przed którymi leży nieco wytarty, szorstki dywanik służący za wycieraczkę. Mieszkanie składa się z 4 pomieszczeń, plus ma jeszcze balkon. Podłoga wszędzie jest drewniana, a od ścian miejscami odchodzi jasnozielona farba.
HOL
Po wejściu do mieszkania znajdujemy się w holu. Nie ma tu wiele do oglądania. Miękka kanapa z poduszką, dywan, niska szafka, na której stoją paprocie w doniczkach, wieszaki na ścianie i stojący w kącie fikus. Po prawej jest okno, po lewej drzwi do łazienki, a naprzeciwko wejścia jest otwarte przejście do kuchni.
ŁAZIENKA
Najciemniejsze pomieszczenie w domu, do którego wchodzi się z holu. Po lewej od wejścia wisi duże lustro. Jest tutaj też wysoka szafka na łazienkowe rzeczy, spora wanna, sedes (wodę w nim trzeba uzupełniać by móc ją spuścić) i zielony, miękki dywan.
KUCHNIO-JADALNIA
Dobrze oświetlone pomieszczenie z aż czterema oknami, na których wiszą ciemne zasłony, nieco niepasujące do wystroju. W części kuchennej znajdują się blaty ze zlewem, szafki na zapasy, śmietnik. W części jadalnej stół z kilkoma krzesłami, narożny stolik z rośliną i szafka na książki. Jest tutaj przejście do sypialni.
SYPIALNIA
Z kuchnio-jadalni, przez rozsuwane na boki drzwi, wchodzi się do sypialni. Znajduje się tutaj duże łóżko, dywan, szafka nocna oraz spora, wysoka szafa. Dodatkowo jest tutaj też miękka kanapa z niskim, kawowym stołem oraz dwa fotele stojące przy stoliku, na którym znajdują się rośliny. Okno i przeszklone drzwi prowadzące na taras ozdobione są ciężkimi, ciemnymi zasłonami.
BALKON
Z sypialni można wyjść na niewielki balkon, którego podłoga wykonana jest z szarych płytek. Znajduje się na nim krzesło, stolik, a na barierkach wiszą skrzynki z kwiatami. Z balkonu jest widok na nieco mniej oświetloną część miasta, ale z racji wysokości budynku nie są to nie wiadomo jakie widoki.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pią Kwi 24, 2020 12:28 am

NIEDZIELA-PONIEDZIAŁEK-WTOREK

Kolejny łikend przyszedł, a łikend to odwiedziny u mamy i pyszny obiadek, zapewniający mi potrzebną ilość krwi. Jak zwykle nasłuchałem się o pięknie i idealności Geo'Mantisa, przytakując jej i przypominając sobie, jak to ja kilka lat temu wielbiłem jednego pisarza, marząc o spotkaniu z nim. Na szczęście ta cholerna obsesja mi minęła.
Westchnąłem w myślach. Uśmiechnąłem się. Widziałem jaka szczęśliwa jest z nowej ploteczki.

,,Słuchaj kochanie tego. Podobno widziano podejrzanego młodziana opuszczającego jego posiadłość w nocy. Wyglądał jak śmierć, a jego oczy lśniły samym białkiem."

Nie wiem na ile wierzę w te pogłoski i na ile mnie one obchodzą. Przecież ciekawscy dziennikarze nie są w stanie zapamiętać wyglądu wszystkich ludzi ze służby. Może jakiś lokaj musiał wrócić do domu, bo był chory albo zwyczajnie Mantis postanowił wesprzeć, konkurujący z moim, burdel, a że lubi nietypowy wygląd partnerów, to już nie jest niczyja sprawa. Kto wie? Ludzie gadają, każdy ma swoją wersję i się nie potrafią dogadać co widzieli, choć widzieli to samo.
W końcu nadeszła moja chwila chwały. Od spotkania tego drakulety, co teraz uważam powinienem się na niego rzucić i ukarać za straszenie mnie, lata mi po głowie jego nazwisko. Czułem całym sobą że je kojarzę i się nie myliłem. Cesarska Kompania Handlowa "Anatell". Skromna nazwa, nie mogę powiedzieć, że nie. Głośno o niej było swego czasu, zwłaszcza w jej ostatnich latach, i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mieszanka nadziei i wieszania psów szalała po ulicach niezwykle żwawo.
Pomęczyłem mamę nieco bardziej i dowiedziałem się, że jakiś czas temu nazwisko Anatell pojawiło się pod artykułem o jej ukochanym arystokracie. Ucałowałem ją w czółko. Pochwaliłem jej niesamowitą pamięć.

Przeklinając się w myślach, dopingowany przez Łosia, szedłem przez miasto, targając w rękach ciężki karton ze starymi gazetami. Z kiedy była najdawniejsza? Nie mam pojęcia. Mama też nie. Ona je kupuje, czyta i odkłada do wyrzucenia później, tylko mija rok, a ona do wyrzucenia ma już nie jedna gazetę, a całe pudło.
Wdrapałem się na drugie piętro, otworzyłem drzwi i wszedłem do mieszkania. Sapnąłem cicho, z ulgą. Rzuciłem w przedpokoju karton na ziemię, a on radośnie rąbnął o deski.
Zatrzasnąłem drzwi. Przekręciłem kluczyk. Rozebrałem się. Odstawiłem buty pod haczyki na płaszcze.
Kopnięciami przetransportowałem pudło do mojego pokoju, prosto do stolika i kanapy. Przebrałem się w domowe ciuchy. Zabrałem z kuchni nożyczki, siadłem wygodnie, owinięty w koc. Po chwili jednak wstałem i poszedłem do drzwi wejściowych. Szarpnąłem za klamkę. Drzwi były zamknięte. Wróciłem na kanapę i zacząłem wyciągać gazety, każdą jedną po kolei. Przeglądałem je. Szukałem słowa klucza. Jakie słowo to było, nie trudno zgadnąć myślę.
-Anatell, Anatell... Gaa-spardd...-zamruczałem pod nosem, szukając pod górą tekstu, nazwiska autora. Znalazłem. Uśmiechnąłem się usatysfakcjonowany tym co widzę. Wziąłem nożyczki i zacząłem wycinać z kartki artykuł, a gdy już go wyciąłem położyłem go na stertę innych, już wyciętych fragmentów. Jedne duże, z pierwszej strony, a inne kilku zdaniowe, gdzieś wciśnięte między nekrologiem, a żartem tygodnia. Zbierałem wszystkie, ślęcząc nad tym wszystkie moje wolne dni. Nie to, że nie mam żadnych pomysłów co zrobić mam ze sobą, ale no... trochę nie mam, faktycznie. W pracy wszystko ogarnięte, w dzień nie wyjdę, bo słońce, a na szlajanie się nocą też się nie napalam, bo kolejne gwałty i pobicia mi się raczej nie marzą. Już ten idiota mnie wystarczająco nastraszył i przypomniał, że nadzieje na spokojne spacerki po ciemku to głupota, bo nawet uciec nie potrafię. Zamknąłem oczy. Odetchnąłem głęboko. Schowałem wycięte artykuliki do teczki. Za tydzień się nimi zajmę. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Niepotrzebne resztki gazet włożyłem do kartonu, który dopchałem do szafki w holu. Będę to musiał wywalić. Później to zrobię. Sprawdziłem czy drzwi są zamknięte. Szarpnąłem za klamkę. Były zamknięte. Westchnąłem ciężko, ułożyłem włosy. Spojrzałem na zegarek. Czas iść spać, za dziewięć godzin zaczynam pracę. Poprawiłem idealnie ułożone zasłony, podciągnąłem skarpetki. Łoś już czekał na mnie na łóżku. Dołączyłem do niego. Przyciągnąłem go do piersi i zwinąłem się w kłębek, chowając pod kołdrą. Drzwi są zamknięte? Przekląłem się w myślach. Wstałem i poszedłem do holu. Szarpnąłem za klamkę. Drzwi były zamknięte. Wróciłem do łóżka. Mogę iść spać.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Nie Cze 21, 2020 2:47 pm

NIEDZIELA

W końcu nadeszła niedziela. Wróciłem z pracy chwilę po 4:00, a że jak zawsze spałem długo przed pracą, to byłem wypoczęty. Zamknąłem drzwi, sprawdziłem je i zacząłem się rozbierać. Odstawiłem buty równo pod wieszakami, kurtę ładnie odwiesiłem, a plecak zaniosłem do pokoju. Teraz szybka transformacja polegająca na zmyciu makijażu i przebraniu się. Poszedłem do łazienki, po drodze sprawdzając zamknięcie drzwi. Spojrzałem w lustro. Westchnąłem. Ehh... Nie lubię zmywać makijażu, znaczy zmywać lubię, ale nie lubię tego co pod nim. Śpię dużo, tyle ile powinienem, jem odpowiednio, może trochę mało, ale jem, a i tak wielkie wory pod oczami nie chcą zniknąć. Może brakuje mi słońca? Może jakbym się opalił to by nie było widać? Cóż, mogłem próbować zanim mnie zabito, bo teraz od słońca tylko się przypalę na nosie i policzkach. To samo z tragicznymi ustami. Dotknąłem warg opuszkami. Miękkie, zadbane, ale barwę mają okropną, jakbym cały czas miał je poranione i znęcał się nad nimi zębami. Westchnąłem ponownie. Straszne.
Po przebraniu się, starciu makijażu przemyłem twarz i poszedłem do pokoju, sprawdzając po drodze drzwi wejściowe. Zgarnąłem jeszcze kilka winogron z blatu, bo w końcu jakąś kolację warto zjeść i nałożyłem trochę jedzenia kotom do miski.
Teczka z artykułami już czekała na mnie na stoliku. Usiadłem na kanapie, nakryłem się kocem i zabrałem się za lekturę. Wiedziałem, że raczej mnie czytanie nie przybliży do tego gdzie Gaspard Anatell znajduje się w tej chwili, ale może chociaż w pewnym sensie poznam jego styl pisania, co też będzie mi kompletnie nie przydatne. Zawsze to jakaś ciekawostka o nim. Szukajmy pozytywów. Tak czy inaczej dziękuję ci mój drogi wampirku, że godzisz się na bycie moją łikendową rozrywką.
Po dwóch godzinach czytania, przestałem patrzyć na zegarek, z resztą też nie miałem jak się patrzeć na niego, bo mój kot Łoś leżał mi na nogach. A kiedy kot na tobie leży, to nie możesz się ruszyć.
Artykuły były najróżniejsze, od analizy populacji bezdomnych w mieście i jak to się ma do ilości dokonywanych przestępstw i poczucia bezpieczeństwa, przez poruszenie Selindayczyków wystawą psów kilku lokalnych celebrytów, aż po zmiany w cenach przewoźników i ich wpływie na okoliczne miasta i ich ludność.
Wszystko było dość ciekawie napisane i jeśli chłopak sam to wszystko naskrobał, bez niczyjej pomocy, bez osoby, która wprowadza poprawki, no to z chęcią poczytałbym jego książkę, gdyby wydał jakąś o kotach czy krawiectwie. Chociaż nie sądzę by znał się na tych tematach w jakimkolwiek stopniu.
Przetarłem oczy. Pogłaskałem kota. Wróciłem do czytania, spędzając nad tym kolejne piękne godziny, aż nie zasnąłem na kanapie wtulony w mojego sierściucha.
O Gaspardzie nie dowiedziałem się wiele, ale teraz wiem przynajmniej co się działo w mieście w ciągu ostatniego roku. Może znów go kiedyś spotkam przypadkiem, chociaż trochę liczę, że nie, mogłoby mi to przysporzyć sporo problemów. Chyba lepiej będzie się trzymać od innych wampirów z daleka, zwłaszcza takich, które nie panują nad sobą i zabijają ludzi na ulicy.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Nie Cze 21, 2020 2:48 pm

CZWARTEK, OKOŁO 4:00

Wparowałem do domu jak dziki. Nie widząc nic na oczy, po omacku odnalazłem zamek i zamknąłem drzwi. Zastawiłem je stojącą obok szafką. Już po kilku chwilach, nie tracąc czasu nawet na zdjęcie butów i płaszcza, biegałem po mieszkaniu od okna do okna, od okna do drzwi, od drzwi do okna. Wszystko było zamknięte. Ale czy na pewno? Zdążyłem wszystko sprawdzić jeszcze raz zanim złapał mnie ostry ból w piersi, sprowadzający mnie do parteru w kuchni. Klęcząc na ziemi złożyłem się pięknie, jak do modlitwy, uderzyłem nawet ładnie czołem w deski, krzywiąc się przez łzy z bólu.
Mimo mocnego, duszącego ucisku na płucach, dokładałem sobie go więcej, obejmując się rękoma ściśle. Czułem jak mój piękny makijaż jest teraz istną ruiną, a czarne zacieki zdobią mi pięknie buźkę. To był tylko kot. Durny, śmietnikowy kot. Zaśmiałem się tragicznie, już po chwili krztusząc się śliną przez zaciśnięte gardło. Obym tylko tym sąsiadów nie obudził, w końcu środek nocy jest.
Oparłem się dłońmi o ziemię. Spróbowałem wziąć wdech, bo jak tak dalej pójdzie to zemdleję. Nie mogę zemdleć, muszę sprawdzić drzwi. Zamknąłem balkon? Uniosłem wzrok. Widziałem, że drzwi wejściowe są zastawione szafką. Podpierając się o blat, wstałem i chwiejnym krokiem, na miękkich nogach, poszedłem do holu. Szarpnąłem za klamkę. Drzwi były zamknięte. Jestem bezpieczny. Zdjąłem płaszcz. Powiesiłem go na haczyk. Już po chwili stały pod nim też i buty.
Spojrzałem na Łosia, który chodził za mną cały czas.
-To był kot...-powiedziałem, kolejny raz śmiejąc się, czując kolejną falę łez, która zaatakowała mnie po kilku sekundach. Uklęknąłem i przygarnąłem do siebie rudzielca. Objąłem go mocno, a on grzecznie dawał się ściskać, po chwili zaczynając mruczeć.-To był kot...-powtórzyłem, śmiejąc się jeszcze bardziej histerycznie i jeszcze bardziej panicznie.
Dopełzłem do kanapy w holu. Wgramoliłem się na nią i okryłem leżącym na niej kocem. Leżałem skulony na boku, chichrając się pod nosem, krztusząc się i gryząc po języku i policzkach, próbowałem się uspokoić, słuchając miłego mruczenia. Po długiej chwili w końcu przestałem się aż tak trząść, a łzy już nie spływały mi po mordce wodospadami.
-Widziałeś jak uciekał...?-zapytałem Łosia, pociągając nosem, żeby nie ubrudzić poduszki.-Coś tam było, coś musiało tam być. Dlatego tak uciekał.-powiedziałem kiedy w końcu przestałem się śmiać ze strachu. Szukałem w myślach wytłumaczenia, czy raczej usprawiedliwienia dla swojego głupiego zachowania, dla mojej przerażonej ucieczki. Bo przecież coś musiało być w uliczce, że kot tak zwiewał. Dobrze, że i my uciekliśmy.
Objąłem mocniej kocurka, jeszcze kilka razy wmawiając nam, że coś tam musiało być, że dobrze, że uciekliśmy. Z czasem uspokajałem się na ciele i z szalejącymi myślami nieplanowanie usnąłem. Spanie w holu normalne nie jest, ale przynajmniej usłyszę jeśli ktoś będzie się chciał do mnie włamać. Bo drzwi zamknąłem, prawda?

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Nie Cze 21, 2020 6:11 pm

SOBOTA, PO 4:00 (18+)

Rumiany ze złości, z kotem na rękach wróciłem do domu. Ja naprawdę lubię swoją pracę, ale ludzie mnie czasami zadziwiają, zwłaszcza nowi pracownicy, który bywają zbyt pewni siebie i zbyt nachalni. Spojrzałem w lustro, opierając dłonie o biodra.
-Czy ja naprawdę wyglądam na kogoś, kto szuka przygód, związków i bogowie jeszcze wiedzą czego?-zapytałem siedzących w progu kotów, zaciekawionych moimi dramatami.
Westchnąłem ciężko i zabrałem się za zmywanie makijażu. Zerknąłem jeszcze raz w lustro, żeby się upewnić, że wszystko dobrze zmyłem.
-Może w makijażu wyglądam jak jakiś miłośnik sado-maso albo coś.-przyjrzałem się okropnym worom pod oczami i strasznym ustom. Cóż jeśli ktoś myśli, że lubię takie zabawy, to nie myli się do końca, ale nie ma też i racji. Nie wiem sam.-Wyglądam?-obróciłem się do sierściuchów, a te jedynie zamrugały leniwie oczami. No Królik dodatkowo się oblizał, oczyszczając bródkę z resztek masła, które zeżarł kiedy byłem w pracy. Raz człowiek zapomni schować jedzenia, a ten tłuścioch już się do niego dobiera. Bezczelny i nawet nie ma wyrzutów sumienia i nie okazuje skruchy.
Zabrałem świeczkę i poszedłem do kuchni, po drodze jeszcze sprawdzając czy zamknąłem drzwi wejściowe.
-Jesteście głodni kochani?-zagarnąłem kociaki i zabrałem się za przygotowanie im posiłku. Ugotowałem marchewkę, podsmażyłem serduszka kurczęce, dodałem sosik i kilka minut później, klęczałem na ziemi przy miseczkach i miziałem futrzaki za uszkami, kiedy te wylizywały naczynka do czysta. Ja sam zadowoliłem się jedynie szklanką herbaty z cukrem.
Ułożyłem się plecami na ziemi w kuchni, splotłem dłonie na brzuchu i zacząłem gapić się w sufit. Zmarszczyłem brwi. Westchnąłem ciężko. Wróciłem myślami do dawnych zdarzeń, wspomnień, a już po chwili stałem przy drzwiach do mieszkania i trzęsącymi się dłońmi, zastawiałem je szafką. Przesunąłem skarpetą po zarysowaniach na podłodze. Kiedyś się nóżkami komody przeskrobię przez sufit sąsiadom piętro niżej. Uśmiechnąłem się krzywo i sprawdziłem drzwi. Były zamknięte.
Zasłużyłem na odpoczynek. Zgarnąłem Łosia pod lewą pachę, a Królika pod prawą, po czym zaniosłem ich na łóżko. Zamknąłem drzwi do pokoju, zasłoniłem okna i rozebrałem się. Otworzyłem szafę i w półmroku wygrzebałem z niej gustowną bieliznę. Oczy aż mi zabłyszczały. Uwielbiam takie rzeczy.
Osłonięty czarnym kawałkiem koronki tyłek, posadziłem na łóżku, żeby wygodniej mi było naciągnąć na nogi wysokie pończochy, elegancko opinające mi się na udach.
Zaległem na kołdrze. Oparłem stopy o materac przy pośladkach. Położyłem dłonie na biodrach. Zerknąłem na świeczkę, palącą się na szafce. Zarumieniłem się kiedy Łoś sięgnął swoim nosem do mojego.
-Co kochany?-zapytałem szeptem, a w odpowiedzi otrzymałem niemy skrzek. Wsunąłem palce pod koronkę, przejeżdżając opuszkami po podbrzuszu.-Podobam ci się? Chcesz sobie popatrzeć?-posłałem mu zawstydzony uśmiech, zastanawiając się jak mnie by rudy przyjaciel ocenił. Gdzieś w duchu liczyłem, że mu się podobam, i że nie myśli o mnie nic dziwnego. Może to i dobrze, że koty nie mogą mówić, bo jeszcze bym się nasłuchał czegoś niemiłego. Przesunąłem dłońmi po brzuchu, żebrach, piersi, dotarłem nimi do szyi. Musnąłem ją palcami. Objąłem ją delikatnie, subtelnie zacisnąłem na niej palce, mrucząc cicho. Czy gdybym miał całkowitą pewność, że nic mi nie będzie, to czy pozwoliłbym komuś złapać mnie tam silniej? Możliwe. Chciałbym. Chyba... Sam nie wiem. Problem w tym, że nigdy nie masz całkowitej pewności. Ludzie zdradzają. Ktoś może udawać miłego, dawać sztuczną miłość, żeby cię zabić kiedy jesteś najbardziej bezbronny. Przymknąłem oczy.
Poruszyłem nieśmiało biodrami kiedy dłonie ponownie znalazły się w ich okolicach, skradając się pod bieliznę żeby poznawać coraz to wrażliwsze części ciała. Wróciłem myślami do czasów kiedy wszystko było normalne. Miało się jakąś małą miłostkę, rumieniło się na wspomnienie o jakiejś dziewczynie, którą się widziało tylko raz na mieście, ale była wystarczająco piękna, żeby zapewnić rozrywkę niejednej nocy. Z resztą, w dzień też pochłaniała myśli. Potencjalne plany jak ją zagadać, kiedy się ją ponownie spotka. Co robić na randce, gdzie ją zabrać, o czym byśmy rozmawiali.
Westchnąłem cicho. Przesunąłem jedną z dłoni po wnętrzu uda. Idziemy do mojego domu, rozmawiając o spektaklu, na którym byliśmy w teatrze. Odbieram od niej płaszcz. Wieszam go na wieszaku. Śmieję się z jej żartu. Przesunąłem niespokojnie stopami po kołdrze. Kolejny raz zamruczałem kiedy moja dłoń na sekundę mocniej się zacisnęła. Siadamy przy stole, rozkoszując się pysznym ciastem, które sam upiekłem. Dostaję komplementy, odbijam zgrabnie piłeczkę, obracając wszystko tak, żeby to ukochana była gwiazdą wieczoru. Królik, ociera się o moją rękę, liże po ramieniu chcąc więcej jedzenia.
-Nie przerywaj mi randki.-śmieję się cichutko do niego i dostaję w czoło z miękkiego baranka, po chwili czując jak kot kładzie się przy mojej głowie, co chwila, niezadowolony przesuwając mi ogonem po barku i szyi.
W międzyczasie kolejna rozmowa się nawiązuje. Żarty stają się śmielsze. W zabawie proponuję jej, pozowanie dla mnie, a ona z chęcią na to przystaje. Zanim jednak zdążę sięgnąć po szkicownik, czuję jej usta na swoich. Powoli schodzę pocałunkami na jej szyję. Rozpinam guziki jej sukienki. Przyciągam za talię do siebie, gdy ona łasi się niezwykle chętnie, odpowiadając na każdą zaczepkę. W końcu, pozbawieni ubrań opadamy na łóżko. Pieszcząc się wzajemnie, dając to co najlepsze, korzystając ze wszystkiego co daje nam partner. Kolejne rozkoszne westchnięcia roznoszą się po pokoju, z każdą chwilą stają się wyraźniejsze i bardziej jękliwe. W końcu słychać dziki skrzek i łomot kiedy, Królik spada z łóżka, ciągnąc pazurami za mały obrus na szafce nocnej, ściągając ze sobą na ziemię szklankę z herbatą, świecznik i mój notatnik. Podskoczyłem, błyskawicznie się opamiętując i odganiając randkę w wyobraźni na dalszy plan. No i atmosfera poszła w błoto. Spojrzałem na podłogę, umorusaną w herbacie i wosku. Szybko sięgnąłem po notatnik, żeby się nie zamoczył. Na szczęście, kartki nie ucierpiały.
-Królik, nooo....-zajęczałem niepocieszony, na wpół podniecony siadając na łóżku. Spojrzałem na sierściucha zrezygnowanym wzrokiem, a ten grubas, zwyczajnie się położył na czystej części dywanu, jak jakiś król.
Westchnąłem ciężko, burcząc dramatycznie, kiedy walnąłem się na materac i owinąłem kołdrą, żeby mnie świat nie widział. Za chwilę posprzątam, teraz to wszystko i tak gorące jest. Rumiany spojrzałem w dół. Żenujące. Co ja sobie myślę. Czułem jak dopadają mnie dziwne wyrzuty sumienia. To całe wyobrażanie sobie jest takie żałosne i głupie. Od dziś nie będę tego robił, obiecuję. Nie potrzebuję tego. Kto niby potrzebuje? Bez sensu. Ułożyłem się na boku. Podłożyłem rękę pod głowę. Nie musiałem czekać długo, aż Łoś się mną zainteresował i zaczął wpychać się mi pod kołdrę. Pomogłem mu, a kiedy już się ułożył, przytuliłem go lekko.
-Ty mnie rozumiesz co?-ucałowałem go w czółko kiedy łzy zaczęły mi napływać od oczu.-Na pewno rozumiesz.-dodałem łamiącym się głosem. Odetchnąłem niespokojnie. A w mojej głowie na nowo zaczęły pojawiać się dziwne myśli, które mnie męczą, których nie lubię, ale mimo to nie umiem ich zatrzymać. Wprawiają mnie w zakłopotanie, sprawiają, że się gubię trochę w swoich decyzjach i postanowieniach.
Mimo bałaganu w głowie, udało mi się zasnąć, ponownie uciekając od bezcelowego zastanawiania się i rozgrzebywania przeszłości. Jest jak jest, jest mi tak dobrze. Nie potrzebuję takich rzeczy, ani ludzi do tego.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pon Cze 22, 2020 2:42 pm

NIEDZIELA, PO 4:00

Zatrzasnąłem za sobą drzwi. Pociągając nosem upewniłem się, że są zamknięte, szarpnąłem nimi dla pewności jeszcze raz, a później dodatkowo zastawiłem szafką. Poszedłem do łazienki. Zapłakałem jeszcze głośniej widząc w jaki stanie jest moja twarz. Powoli uklęknąłem przed lustrem. Oparłem się dłońmi o ziemię. Opuściłem głowę i pozwalałem makijażowi rozmazywać się w niezwykle artystyczny sposób, po moich policzkach. O co mi chodzi? Nie mam pojęcia. To chyba, zwyczajnie ten dzień, że nie nadaję się do niczego. Na szczęście trafiło na niedzielę, więc mam moje wszystkie dni wolne na rozpaczanie. Herbatę, potrzebuję herbaty. Przydałoby się coś zjeść, bo ostatni posiłek to była kanapka przed pracą. Ale nie mam ochoty gryźć.
Podpierając się o wannę, wstałem chwiejnie, wytarłem buźkę rękawem i ignorując skrzeczenie kotów poszedłem do kuchni.
Rozpaliłem ogień. Zacząłem gotować wodę. Przygotowałem szklanki.
-I co się gapisz, co ty miśku?-fuknąłem na Królika, czekającego na jedzenie. Wygrzebałem z szafki torebkę z suszonym mięsem i wysypałem wszystko na podłogę. Do miski było mi za daleko. Królik nie miał na szczęście nic przeciwko jedzeniu z ziemi. Mało tego nie było. Niech żre jak taki łakomy jest. Co mu szkodzi? Oparłem się łokciami o blat. Nie stałem w takiej pozycji długo. Drzwi, muszę sprawdzić drzwi. Widziałem komodę, przystawioną do drzwi. Mimo tego szarpnąłem za klamkę, przekręciłem kluczyk do końca. Zamknięte.
Woda się zagotowała. Zalałem dwie szklanki cessabitu, a po chwili namysłu zalałem jeszcze trzecią, do każdej dosypując kilka łyżek cukru. Czymś sobie w końcu muszę wypełnić żołądek.
Pierwsza porcja została szybko wypita, aż zamruczałem czując przepływające gorąco przez przełyk, tak rozkosznie parzące mi język i gardło. Czułem, jak dłonie dalej mi się trzęsą, więc sięgnąłem po drugą szklankę. Uspokoję się. Uspokoję. To nie działa tak od razu. Uśmiechnąłem się słabo. Usiadłem na ziemi. Oparłem się plecami o drzwi szafki. Kiedy piłem ostatni kubek, dałem Łosiowi puste szklanki do obwąchania. Pogłaskałem go.
-Ale ty jesteś ciekawski, co kochany?-po raz kolejny się uśmiechnąłem, nieco słabiej.-Kochasz mnie, hm?-Czułem się lepiej. Podciągnąłem kolana do piersi. Sączyłem powoli herbatkę. Myśli mi uciekały, ale nie złościłem się na to. Dobrze mi było. Nawet nie martwiłem się o drzwi. Chyba je zamknąłem, ale czy na pewno? Na pewno. Pomyślałem, mrużąc oczy, opierając się czołem kolana. Już po chwili, odstawiłem opróżnione naczynie na blat. Zaległem na ziemi i pozwoliłem Łosiowi się o mnie ocierać jak tylko chce. Czasem sięgałem do niego ręką, ale nie czułem jego futra. Czy na pewno wyciągałem do niego rękę? Wydaje mi się, że tak. Chyba. Mówiłem coś do niego. Niestety nie pamiętam co. Westchnąłem ciężko. Tak dobrze... Zamruczałem cichutko, zachwycony spokojem jaki ogarnął mój umysł. Wszystko było tak daleko, tak bardzo nieistotne.

CZWARTEK, PO 01:00

Czułem jak mnie coś liże po policzku. Czułem muskające mój nos wibrysy. Słyszałem cichutkie mruczenie i bicie małego serduszka. Po sekundzie czułem też smak krwi na języku i wbijające mi się w twarz pazury, tnące skórę. Jucha zmieszała się z rozmazanym makijażem. Hałas i skrzeczenie. Spanikowane, ciche kroki rozległy się po pomieszczeniu. Zastanowiłem się chwilę. A może nie zastanawiałem się wcale?
Westchnąłem ciężko przecierając oczy, czułem jak zasklepiające się rany pobolewają. Spojrzałem w sufit. Ze zmarszczonymi brwiami ignorowałem leżącego obok mnie, martwego kota. Głupio wyszło. Poczułem jak mnie nieco mdli i jest mi zwyczajnie przykro, bo mimo wszystko go lubiłem. Zerknąłem na zegar na szafce. Zmarszczyłem jeszcze bardziej brwi. Już sobota? Cały dzień spałem? Przekręciłem się na brzuch.
-Łoś..?-zobaczyłem rudy łepek wyłaniający się zza drzwi. Podniosłem się do pionu. Będę tu musiał posprzątać. Wyciągnąłem z szafy jakieś stare, rozpadające się z lekka pudełko. Wyłożyłem je kilkoma szmatami i włożyłem do niego białego kota. Nawet pozbawiony krwi był ciężki. Grubas jeden, słodki. Zamknąłem pudełko. Później coś z tym zrobię, teraz nie mam siły, chcę spać. Spojrzałem na stojące w szafce ciasto. Dotknąłem go. Było twarde, gwoździe mógłbym nim wbijać. Na pewno spałem tylko jeden dzień?
Spojrzałem na zegarek. Słońce wstanie, to zapytam sąsiadów. Liczę, że nie będą pytać dlaczego mnie tak paskudnie koty podrapały. Przed pójściem do nich wezmę jeszcze kąpiel. Wyglądam źle, a pachnę jeszcze gorzej.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pią Wrz 04, 2020 2:56 pm

ŚRODA, OKOŁO 13:00

Leżałem w łóżku. Odpoczywałem. Listy, które miałem wysłać, wysłałem i nawet odpowiedź dostałem. Zerknąłem na list od Sanki leżący na stoliku nocnym i na zioła, które od niego dostałem i sobie zaparzyłem, było tam też trochę cessabitu oraz krwi. Smak takiej mieszanki był delikatnie mówiąc, nietypowy, ale nie przejmowałem się tym.
Ratowały mnie herbaty, bo nic nie jadłem. Nie miałem ochoty, chociaż w brzuchu mi burczało i przy każdym kroku kręciło mi się w głowie. Ile minęło? Tydzień? Możliwe. Chyba schudłem przez ten czas. Sam nie wiem. Może jeszcze trochę uda mi się zrzucić?
Ledwo zauważałem to jak dzień zmienia się w noc i na odwrót. Musiałbym spojrzeć w kalendarz, licząc, że dobrze dni skreślam. Kursowałem między łóżkiem, a kocią miską i czajnikiem. Okazjonalnie wybierając się na wyprawy do łazienki. Przynajmniej skóra odpocznie mi od makijażu. Chociaż przyznam, że przydałoby mi się wykąpać w końcu porządnie. Płukanie się w umywalce to za mało. Problem był taki, że nie miałem siły dźwigać wiader wody i wchodzić po schodach w kółko i w kółko, nie chciałem mijać ludzi na ulicy, miałem wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i wiedzą o mnie wszystko. Nakryłem głowę kołdrą i pogłaskałem Łosia, który spał wtulony w mój brzuch, który już w znacznej części zaleczył. Byłoby zabawnie gdybym się udusił kołdrą. Całkiem śmieszne, że Rudy może spokojnie spać pod przykryciem, ale mi natychmiast robi się za ciepło i za duszno.
Zerknąłem na brzuch. Ohydnie to wszystko się leczyło. Wielki strup odłazi od skóry z porwanymi kawałkami koszuli, których nie odważyłem się wyrywać z rany. Samo wyjdzie. Wiedziałem to, a raczej w to wierzyłem mocno. Wysuszone brzegi strupa zaczynały odstawać lekko od skóry. Swędziało, ale nie drapałem się. Czekałem.
Umówiłem się na spotkanie z przyjacielem, mam jeszcze ponad tydzień, i liczę, że będę w stanie wyjść z domu. Fizycznie będę, ale on nie mieszka za rogiem, kawałek muszę przejść. Może poproszę mamę żeby mnie odprowadziła? Gdybym nie miał nic przeciwko zapraszaniu gości, to bym Sankę do siebie zaprosił, ale tak się nie da. Z resztą gdyby tak było, to on by szedł przez miasto narażając siebie na nieprzyjemności. Mi już wszystko obojętne... tak myślę... sam nie wiem. I tak nie mam żadnego wpływu na to czy spotkanie z zagrożeniem skończy się dobrze czy nie. Zwyczajnie będę czekać, aż ktoś inny o tym zdecyduje.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Sro Wrz 23, 2020 8:52 pm

WTOREK, OKOŁO 3:00

Po powrocie do domu z odwiedzin u Sanki, po kilkukrotnym sprawdzeniu zamknięcia drzwi i okien, wypłakałem się po raz kolejny tym razem Łosiowi w sierść. Narzekałem na wszystkie swoje cechy charakteru i wyglądu po kolei, fantazjowałem płaczliwie na temat tego jak spotkanie by wyglądało, gdybym umiał się zachować w towarzystwie. Byłoby cudownie, a tak? No i znów się zaczęło. Fale płaczu przychodziły bezustannie, aż w końcu nie miałem sił szlochać na głos, więc tylko leżałem na łóżku i wyjąc niemo, pozwalałem łzom spływać na pościel i brudzić makijażem białą poduszkę. Ulgę przyniósł mi dopiero sen, który przyszedł po mnie około północy.
Spokój mój został przerwany przez koszmar, nie mogę powiedzieć, że nie spodziewałem się złych snów. Obudziłem się z krzykiem, cały się trzęsąc. Łoś przyglądał mi się z niepokojem kiedy klęcząc na łóżku otrzepywałem swoje ciało z dotyku wymyślonego zagrożenia i rozglądałem się spanikowany dookoła.
-Łośś...-wypłakałem szeptem, a kocurek potulnie do mnie przyszedł i dał się tulić. Przyciskając go do piersi obszedłem jeszcze kilka razy dom, sprawdzając czy nic złego nie chowa się w wannie, pod łóżkiem czy w szafkach, ponownie sprawdziłem okna i drzwi.
Ubrany dalej w ubrania jakie miałem u Sanki schowałem się pod kołdrą, spod której wystawała mi tylko połowa głowy. Napuchnięte, czerwone oczy niespokojnie latały od wejścia do pokoju i kuchni, do drzwi tarasowych. Wiem, że ludzie potrafią cicho zamki w drzwiach otwierać i że potrafią się dobrze wspinać. Jeśli ktoś by chciał, to by wszedł do mojego mieszkania przez okno mimo, że mieszkam na drugim piętrze. Niech wejdzie, zapraszam. Niech zrobi ze mną co chce, bo ja już nie mam ochoty ze sobą walczyć.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pon Kwi 12, 2021 4:05 pm

POCZĄTEK WIOSNY

Otworzyłem drzwi głośno przy tym sapiąc, a kiedy wszedłem do mieszkania i przekręciłem kluczyk w zamku, upewniłem się dwa razy, że wejście jest zamknięte, to wtedy rzuciłem na ziemię parasolkę oraz ciężką torbę z zakupami. Szklane słoiki brzdęknęły o siebie i o deski, a zaraz na ziemi obok nich wylądowałem ja.
-Ehhh.... Łoś, skarbie zjedz mnie, proszę.-wyjęczałem do niego i rozłożyłem się na ziemi w holu. Było mi ciepło, ubrałem się trochę za grubo, wiosna też dzisiaj zaszalała, a ja do tego ciężkie rzeczy noszę. Świat za dużo ode mnie wymaga. Wsunąłem chłodne dłonie pod koszulę i zacząłem obmacywać się po rozgrzanym brzuchu. Już czułem, jak nos mnie piecze od nadmiaru słońca. Wiosna, co? Dobrze, że wiosna, bo mam wrażenie, że przez zimę się nieco roztyłem. Dalej mi wszystko wystaje, ale mam wrażenie, że kiedyś było dużo lepiej. Muszę nad sobą popracować.
Usiadłem, ściągnąłem buty i koszulę, po chwili namysłu zdjąłem z siebie jeszcze spodnie. Sprawdziłem czy drzwi były zamknięte. Były zamknięte. Podniosłem się z ziemi, uważając, żeby mi się w głowie nie zakręciło, no i w samej bieliźnie, uważając, żeby nie podrzeć pończoch o zadziorki w podłodze, zacząłem ciągnąć zakupy do kuchni. To nie jedzenie, przynajmniej nie dla mnie. Trochę Cessabitu od lekarza, kilka słoiczków z mięsem dla Łosia, no i jakieś chemikalia do czyszczenia, w końcu wiosenne porządki, prawda? Postaram się nie wypaść przez okno.
Wbiłem wzrok w drzwi wejściowe i nasłuchiwałem, jak ktoś chodzi po piętrze. Podszedł do drzwi mojej sąsiadki, zapukał trzy razy, nie było odpowiedzi, więc zapukał jeszcze raz, znów bez skutku. Słyszałem jak znów zaczyna chodzić, podszedł do okna na korytarzu, pewnie popatrzył na ulicę i już myślałem, że odejdzie, ale zamiast tego podszedł do moich drzwi i w nie zapukał. Krew odpłynęła mi z twarzy i rąk, zerknąłem na rudego kota, który przerwał lizanie się między tylnymi nogami. Zapukał w moje drzwi jeszcze raz, przestąpił z nogi na nogę niespokojnie, po czym mruknął coś pod nosem i ruszył schodami w dół. Jeszcze kilka długich chwil stałem w bezruchu i czekałem, aby sprawdzić czy na pewno wszystko jest w porządku, a zagrożenie odeszło. Kiedy już nie słyszałem żadnych podejrzanych dźwięków, zacząłem powoli i najciszej, jak się da wyjmować zakupy i odkładać je na półki.
Usiadłem na ziemi obok pełnej miseczki Łosia. Poprawiłem zapięcie żabek na pończochach i przesunąłem dłonią po przyjemnym materiale. Westchnąłem sobie cichutko i oparłem się brodą o kolana podciągnięte do piersi. Umyję okna wieczorem, żeby nikt na mnie z ulicy nie patrzył, no i też smug nie będzie aż tyle przez słońce. Jutro zajmę się kurzem, a po jutrze podłogą. Będzie tak czysto, że z ziemi będzie można jeść, ale ta czystość jest tylko dla mnie, bo w końcu nie mam zamiaru zapraszać żadnych gości.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pon Kwi 12, 2021 8:57 pm

Wieczór nadszedł, a ja już przebrałem się w piżamę. Mam kilka dni wolnych w pracy, wiec mogę spać ile chcę i kiedy chcę. Leżałem na łóżku i próbowałem po raz kolejny narysować Sanarina z pamięci. Nie szło tak źle, wszystko wyglądało proporcjonalnie, ale mam wrażenie, że czegoś mi brakowało, tylko nie wiedziałem czego.
Przeciągnąłem się jak kot, zaskrzeczałem przy tym cicho. Nie chciało mi się myć okien, jak tak sobie poleżałem chwilę, ale musiałem to zrobić, aby dobrze widzieć wszystko co się dzieje na podwórku. Co jeśli kiedyś ktoś będzie mnie śledził, albo będzie chciał się do mnie włamać przez okno i go nie zauważę przez brudną szybę? Nie są aż tak brudne w sumie, ale wystarczy zmylenie mojego oka przez jakąś plamę.
W końcu zabrałem się do roboty. Szmaty, płyny i kot u boku. Moje idealne sprzątanie.
-Jak posprzątam u siebie, to może powinienem pójść do mamy i jej też pomóc?-zerknąłem na rudego, który śledził wzrokiem moją dłoń przesuwającą się po szkle.-W szafie też powinienem posprzątać.-zastanowiłem się chwilę. Lato nadchodzi, a ja znów nie będę mógł zakładać krótkich spodni czy rozpiąć bardziej koszuli. Najchętniej, to nie wychodziłbym z domu, przez całe lato i jesień i zimę, no i w sumie wiosnę też. Ciągle mnie kusi zamieszkanie ponowne z mamą i pomaganie jej w szyciu, w końcu znam się na tym. Problem jest taki, że w tamtym mieszkaniu są tylko dwa pokoje, z czego jeden to sypialnia mamy, a drugi pracownia, do tego koty zajmują trochę miejsca. Eh... Przeszła mi przez głowę myśl, że mógłbym zamieszkać z wróżbitą, jednak na samą myśl mieszkania z kimś obcym przeszły mnie po kręgosłupie nieprzyjemne dreszcze. Mieszkanie z kimś wydaje się przyjemne, ale jakoś tak, nie mogę się przyzwyczaić do tego, że ja bym tak mógł.
Przetarłem okno do sucha i zabrałem się za czyszczenie kolejnych. Chwilę to zajmie i już się zmęczyłem, ale dam radę, chociaż czuję, że będą mnie jutro bolały mięśnie.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Sob Lip 10, 2021 12:55 am

Pociągnąłem nosem i podrapałem się ostrzem nożyczek po łydce. Palcami, które w większości były zabandażowane, trudno było się porządnie podrapać, ale poradziłem sobie z tym problemem. Nie mówię, że to szczyt kreatywności, ale nikt nie może mi przynajmniej zarzucić, że moje działania są dla mnie szkodliwe i mi przeszkadzają, bo wcale takie nie są i tego nie robią. Z resztą kto niby miałby mi to mówić? W pracy nie byłem od tygodnia, kolejny przymusowy urlop. Niedługo mnie pewnie zwolnią. Mamie o niczym nie mówiłem, bo nie chciałem jej martwić, z resztą wszystko się przecież ułoży. Poza tym, że  dwa dni temu skończyły mi się zapasy jedzenia i w ciągu tygodnia tylko raz wymieniłem wodę w wannie, bo bałem się iść sam do studni. Łoś szedł oczywiście ze mną, ale wiedziałem, że on dodaje mi tylko złudnej otuchy i kiedy coś się będzie działo, to będzie siedział i się patrzył na mnie, albo będzie się mył, gdy mnie będą zabijać. Koty są kochane i piękne, ale psychopatyczne i mało co zmieni moje zdanie. Może gdybym miał psy, to by mi pomogły, tylko, że z psami musiałbym wychodzić na spacer, nawet wieczorem, kiedy jest już ciemno. Nie jestem aż tak głupi, już nie, mam nadzieję.
Zaczerwienione krechy na nodze po nożyczkach trochę mnie piekły, ale nie odwracało to i tak uwagi od ciętego przeze mnie materiału. Co szyję? Spodnie, dla mnie. Wymyśliłem coś mądrego, nie jest to aż tak mądre, jakbym chciał, ale mnie zadowala. Ostatnio chyba przytyłem, widziałem to, gdy patrzyłem w lustro. Noszenie szerokich spodni tylko mnie pogrubi, sukienka by ukryła niechciane kształty, ale wtedy bardzo łatwo o kolejne napaści na mnie, a tego nie chciałem, bardzo nie chciałem. Właściwie czego nie chciałem? Nic się nigdy nie zdarzyło. Zdecydowałem więc, że spódnicą ukryję nadmiar tłuszczu na udach i tyłku, a spodniami, jakie założę pod tą spódnicę, ochronię siebie przez całym złem świata. Nie to, żebym planował wychodzić z domu, ale myślę, że jutro czy pojutrze będę się musiał wybrać na zakupy. Myślałem długo nad tym, o której godzinie powinienem pójść. Pójście rano wydawało się być rozsądne, bo mało ludzi spotkam i będzie już wystarczająco jasno, żebym nie rozkleił się na środku ulicy, kiedy usłyszę szeleszczące liście. Problem w tym, że wczesnym rankiem towar może jeszcze nie być wyłożony na półki, może nie być uzupełniony, przez co jest wysokie ryzyko, że nie dostanę wszystkiego, co chcę. Pójście o południu było okropnie straszne, bo masa ludzi idzie wtedy na zakupy, czy to po pracy, czy to dzieci wracają ze szkół, no po prostu nie. Popołudnie też było spokojne pod względem ilości osób na ulicy i w sklepach, ale co jeśli słońce zajdzie wcześniej niż myślałem, albo co jeśli gdzieś się zasiedzę? Mógłbym równie dobrze pójść do mamy, zjeść coś u niej, ale wtedy wszystko by się wydało i byłaby draka.
Popatrzyłem na wycięty kształt i nie wierzyłem, że z takich małych kawałków powstaną spodnie na mój rozmiar. Niby wymiary się zgadzały, ale ilość materiału kłóciła się w tym, co widzę w lustrze. Pewnie coś źle wyliczyłem czy wyciąłem. Ehhh, będę musiał zaczynać od nowa? Już naprawdę szyć nawet nie umiem? Może jeszcze zaraz się okaże, że nie umiem nic piec?  Z bandażami trudno to robić, no i nie mam składników. Popatrzyłem na rozsuwane drzwi z pokoju, które były zastawione meblami tak, że nie można było drzwi rozsunąć. To trochę męczące tak za każdym razem kiedy czegoś potrzebuję, przesuwać szafki. Robią się rysy na ziemi, ale nigdy nie wiadomo, a lepiej jest być ubezpieczonym. Może wygodniej byłoby zamontować kłódkę. W szafie zamek mam, żeby się zamknąć od środka. Musiałbym znów iść do sklepu i kupić materiały, a sam nie wiem czy dam radę zamontować wszystko tak, żeby było skuteczne. Na pewno nie mam zamiaru zapraszać do domu żadnej złotej rączki.
Siedząc na ziemi uniosłem wzrok na otwarte drzwi na balkon. Na podwórku ładnie pachniało, aż kusiło żeby wyjść na zewnątrz, posiedzieć na krześle... ale bałem się, że kogoś zobaczę. Konkretniej faceta, który zjawił się wtedy w burdelu. Wszyscy, którzy mi kiedykolwiek coś zrobili, chodzą sobie z uśmiechem po ulicach. To było frustrujące, na tyle, że czasami nie mogłem przez to oddychać. Dalej nie rozumiałem dlaczego tak miało być, dlaczego to ja mam się chować, a nie oni, dlaczego im odpuszczono? Przystawiłem dłoń do ust i zacząłem ogryzać skórki przy paznokciach, oraz wygryzać stwardniały nieco naskórek, w miejscach, które ciągle pracowały intensywnie gdy szyłem. Nie lubię tych rzeczy, denerwują mnie mocno. Po chwili uwaga przeniosła się na ogryzione do skóry paznokcie, które postanowiłem przygryźć jeszcze nieco krócej, aż pierwsze krople krwi zaczęły wypływać z uszkodzonych palców, zmęczonych ciągłym maltretowaniem. Nie mogę mieć długich paznokci, bo jeszcze zaczepię jakąś nitkę i zaciągnę coś, rozwalając całą moją pracę. Życie jest pełne dylematów, a ja nie jestem dobry w wykonywaniu dobrych wyborów.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Nie Lis 05, 2023 12:46 am

W końcu tu byliśmy. Nie spodziewałem się tego, ze podróż mnie aż tak wymęczy, a im bardziej zmęczony byłem tym bardziej się denerwowałem. Przybycie pod kamienicę nie przyniosło jednak spodziewanej ulgi. Miasto nocą było względnie spokojne, trochę ludzi chodziło, jakieś grupki się śmiały przy tawernach, a my szliśmy tutaj oglądając się co chwila za siebie i dookoła... No my... Ja szedłem i oglądałem się dookoła na każdy szmer. Wspomnienia wracały, a ostatnie dotyczące tego miasta nie były w żaden sposób pozytywne. Jednak dotarliśmy na miejsce bezpiecznie, dzięki temu, że Hektor tu był.
Spojrzałem w górę w napięciu. Ale byłem dumny z tego, że to mieszkanie kupiłem, dobrze mi się tu żyło, to było moje własne królestwo, mogłem robić tu wszystko. Później wszystko się pokręciło. Uniosłem dłoń w kluczami w górę, wskazując na coś.
-To mój balkon.-powiedziałem cicho.-Zawsze się bałem, że ktoś się wespnie po rynnie i ścianie...-mówiłem, wskazując wspomnianą ścieżkę.-...i się włamie do środka.-wyjaśniłem dalej cicho, nie było do krzyczeć i sugerować komuś pomysły.-Ale widok z niego jest całkiem ładny.-naprawdę czułem nostalgię całym sobą. Pamiętałem ten strach, ten widok, tą cudowną możliwość bezpiecznej obserwacji życia na dole i niepokój, że przy pobudce w środku nocy zobaczę, jak ktoś stoi za przeszklonymi drzwiami.
Opuściłem wzrok na wejście główne do budynku, chwyciłem walizkę i podszedłem do niego bliżej. Wsłuchałem się czy nikogo nie ma po drugiej stronie, przypominając sobie to, że w kamienicy często obcy hałasują robiąc swoje zwykłe rzeczy, wynosząc śmieci, idąc po wodę, wychodząc do pracy. Już czułem, jak nerwica mnie dopada na te wszystkie dźwięki.
Przekręciłem kluczy i drzwi stały przed nami otworem. Pociągnąłem je i powitało nas ciemne wnętrze oświetlane lampą oliwną. Nic, a nic się tu nie zmieniło. To pocieszające. Tyle się stało, a kamienica żyje dalej swoim życiem, jakby czas dookoła nie płynął. Zaraz nadstawiłem ucha, żeby posłuchać jaki dźwięk na ten posadzce wywołają racice Hektora. Będę te i podobne dźwięki słyszeć cały czas. Jedno mieszkanie, jedna sypialnia, jednak łazienka. Odbiło mi, kompletnie tego nie przewidziałem, ale nie miałem zamiaru wysyłać go do hotelu. Zostawianie mnie samego oraz zostawianie jego samego w takim mieście to proszenie się o kłopoty.
-Mieszkanie 12.-powiedziałem, puszczając go przodem, aby móc zamknąć za nim drzwi główne na klucz. Nie będziemy ryzykować tego, że ktoś obcy z ulicy wejdzie do środka.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Nie Lis 05, 2023 11:50 pm

Podróż minęła ciekawie, jeszcze tak długiej nie zaliczyli, a miała być tylko początkiem tego niecodziennego urlopu. Wcześniej nawet Hektor nie myślał o wszystkich szczegółach, co zresztą było dla niego typowe, a teraz, im bliżej byli celu, tym bardziej docierały do niego wszystkie niuanse. Nie mówił o nich głośno, żeby przypadkiem nie zestresować Kitka. To nikomu nie było potrzebne, a im później, tym pewniejsze, że się nie rozmyśli.
Duże miasto robiło wrażenie po takim czasie siedzenia na odludziu. Co prawda, w zamku zawsze ktoś się kręcił, ale to nie to samo. Dobrze, że Selinday żyło dzień i noc, gdyby przyjechali do jakiejś zapadłej dziury, znowu byłoby pusto i nudno.
Czuł na sobie zaciekawione spojrzenia niektórych przechodniów, czasem podejrzliwe albo niechętne, ale nic sobie z tego nie robił. Można było pomyśleć, że wręcz przeciwnie, schlebiało mu to powszechne zainteresowanie.
Zatrzymali się w końcu przed kamienicą, a on zadarł wzrok na wskazane mieszkanie. Zawsze go zadziwiało jak bardzo zwyczajnie porrafi wyglądać go tak bardzo niezwykłe miasto. Może ludzie po prostu potrzebują swojej zwyczajności, nieważne gdzie.
— Musiałby być niezłym akrobatą — stwierdził, wodząc wzrokiem po wskazanej drodze do góry. Włamywacze faktycznie byli zdolnymi ludźmi. — Na pewno — przyznał w kwestii widoku i delikatnie zakołysał ogonem.
Było w tym coś ekscytującego, miał wrażenie, że Kitek pokazuje mu swoje skryte sekrety i bardzo osobistą przestrzeń. Poniekąd tak było, w końcu to jego dawne mieszkanie, którym żył chyba tylko on sam. No i koty.
Tremain otworzył bramę budynku, a Hektor wszedł do środka, zupełnie nie przejmując się tuptaniem i innymi odgłosami, niekoniecznie swoimi. Racice chimery głośno zastukały na cienkich płytkach podłogi, a dźwięk ten poniósł się w górę klatki schodowej.
Obejrzał się na Kitka i ruszył przodem w poszukiwaniu właściwego numeru.
— Kiedyś mieszkałem na strychu takiej kamienicy... jeśli wiesz, co mam na myśli — rzucił cicho z rozbawieniem.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pon Lis 06, 2023 12:09 am

Akrobata? A czy mało tu takich? To stolica, tu się znajdzie człowieka każdego rodzaju, trzeba być gotowym na wszystko, a ja na pewno nie byłem.
Wsłuchałem się w dźwięk raciczek na posadzce, a zaraz podążyłem za sprawdzą tego dźwięku, gdy tylko zamknąłem główne wejście. Do tego ujawnił kolejną część swojej historii, podobną już kiedyś słyszałem, jak był na strychu w szkole? Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Typowa kózka, lubi się wspinać, ale nie powiem mu tego, nie chcę go przypadkiem obrazić, a i nie było czasu na uśmiechanie się, bo chociaż w kamienicy panowała nocna cisza, to nigdy nie wiadomo co się kryje w cieniu.
-Strych to nie jest najwygodniejsze miejsce, ale jeśli ma okno, to prawie jak balkon.-może na siłę szukałem pozytywów, których powinienem szukać gdy sam się załamuję nad pierdołami, ale cała obecna atmosfera mnie do tego pchała. Ekscytacja, strach i niepewność co będzie dalej. Ta głupia naiwność i improwizacja? Jak będziemy spać? On na kanapie, ja na łóżku? Może na odwrót, w końcu to mój gość. Czy dam radę zasnąć? Prędzej czy później zmęczenie podróżą mnie wykończy i zasnę, później żałując, że sobie pozwoliłem na odpoczynek.
Drzwi z numerem ,,12" wyrosły przed nami. Podniosłem wzrok na numerek, spojrzałem na zakurzoną klamkę. Widać ktoś raz na jakiś czas za nią łapał, ale chyba poddawał się, spotykając się z upartym zamkiem, który teraz bardzo łatwo ustąpił przy działaniu odpowiednim kluczem na niego. Klamka została naciśnięta, a rękawiczka od Hektora przyjęła na siebie zadanie chronienia mnie przed brudem. Pchnąłem drzwi, które paskudnie zaskrzypiały po takim czasie zastania. Już z wejścia mogliśmy popatrzeć na wylot przez niewielki korytarz prosto do kuchni, w której na stoliku stała pusta szklanka po herbacie, w dokładnie tym samym miejscu, w jakim ją zostawiłem cztery lata temu.
Na zakurzonej podłodze nie było widać śladów, żeby ktokolwiek tutaj wchodził od mojej ostatniej wizyty tutaj, ale wszystko wyglądało paskudnie. Sucha duchota, szare koty w rogach pokoju.
-Przepraszam za bałagan.-powiedziałem, patrząc zawstydzony na Hektora. W takie warunki go przyjmuję. Pocieszeniem jest chociaż to, że dam radę wymienić pościel na czystą, bo ta w szufladach na pewno dużo mniej się zakurzyła. Mimo wszystko stałem dalej w progu, nie do końca wiedząc czy mogę wejść. To jak mój pokój i wpuszczanie do niego chimery. Właśnie.-I przepraszam jeśli znajdziesz tu coś dziwnego.--dodałem kolejne uprzedzenie, jeszcze bardziej czerwony na twarzy. Co mógłby tu znaleźć? Choćby pończochy, koronkową bieliznę, obsesyjne wycinki na temat młodego dziennikarza, burdelowe rozpiski. Jakby tak pomyśleć, to faktycznie tego sporo.
W końcu postawiłem pierwszy krok, zaraz drugi, odsunąłem się na bok, żeby i Hektor mógł wejść do środka, abym znów mógł za nim zamknąć drzwi na dwa zamki i zastawić szaf... Nie, nie muszę dzisiaj ich zastawiać. Rozejrzałem się po otoczeniu, kanapa, szafka, martwe, ususzone rośliny. Nie wyglądało to wszystko dobrze.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Pon Lis 06, 2023 11:16 pm

Uśmiechnął się pod nosem i obejrzał na niego z rozbawieniem w ślepiach. To było niesamowite, jak bardzo ich myślenie mogło się różnić za sprawą kilku szczegółów rasowych.
— Na balkonie to wolałbym nie mieszkać — zaśmiał się cicho. — A strychowe okna... są trochę stresujące. Wolę te bez — wymruczał zaraz nieco poważniej. Co prawda przed takim oknem zwykle nie trudno było się schować, ale i tak wolał nie ryzykować. Zawiła dziura w dachu była o wiele lepsza.
Zatrzymał się i popatrzył na drzwi, potem na Kitka i jego ręce. Ogon chimery zakołysał się lekko w oczekiwaniu. Swoją drogą, to było miłe, że nosił te rękawiczki, wcześniej trochę się obawiał, że to jednak nie jego gust.
Drzwi ustąpiły ze zgrzytem, który położył mu uszy na płasko, i ukazały im zakurzone mieszkanie. Omiótł wxrokiem wszystkie nieogarnięte kąty, jakie ich powitały, by zaraz prychnąć śmiechem na przeprosiny.
— Chyba nie bardzo miałeś kiedy sprzątać — rzucił, bynajmniej nie przejęty tym stanem rzeczy. Zaraz i uniósł brwi. — Dziwnego? — podjął z dość nieświadomym zainteresowaniem. — Na przykład co?
Czekał cały czas grzecznie, aż Kitek namyśli się wejść do środka. Nie wątpił, że to musiało być dziwne uczucie, wrócić po latach do swoich pustych czterech kątów. Co prawda nie wracał na stałe, to też trochę co innego, ale jednak, wspomnienia i to szczególne poczucie próby cofnięcia się w czasie.
Wszedł powoli za nim, rozglądając się wokół, by zaraz odłożył plecak na jaką niską półkę w przedpokoju. Albo na wieszak, jeśli jakiś do tego służył. Wszedł do kuchni i tyknął pierwszą lepszą roślinkę, z której zaraz odpadł liść i z szelestem osunął się na ziemię.
— Dobrze, że nie zagrzybiały. Porządny budynek — rzucił i przeleciał wzrokiem po meblach, kiwając końcem ogona na boki. Trzeba było przyznać, że Tremain miał całkiem przytulne gniazdko.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pon Lis 06, 2023 11:34 pm

Nie chciał w ciasnocie strychu mieć chociaż odrobiny wolności? Chociaż, po co się nad tym zastanawiać, skoro więcej nie będzie już musiał mieszkać na strychu? Takie rozważania można odłożyć na bok.
Rękawiczki musiałem nosić, w końcu pragnąłem pokazać mu, że na pewno mu wybaczam, na pewno go przepraszam, a jego prezent był idealny. No i też ogryzłem sobie ostatnimi czasy dłonie, ta kłótnia, nadrabianie dokumentów, planowanie wyjazdu, podróż... Dużo się działo, bardzo dużo patrząc na to jak wyglądało moje codzienne życie, jego z resztą też.
Uśmiechnąłem się pod nosem na jego komentarz.
-Tak, trochę zajęty byłem.-wszystko się zmieniło, również moje nastawienie do wielu rzeczy. Myślałem, że na nowo zacznę panikować, ale bycie w tym mieście w jakiś sposób mnie uspokajało, chociaż złe rzeczy mi się tu przydarzyły. To mimo wszystko był mój dom, z którym nie miałem szans się poprawnie pożegnać. Pakowałem się w pośpiechu, płaczu i strachu, byle mnie Falone tu nie zostawił samego.
Zaraz czerwień zalała mi policzki.
-No wiesz...-machnąłem ręką, żeby zobrazować coś, ale nie do końca wiedziałem co.-...tak...ogólnie ostrzegam, na wszelki wypadek.-nie patrzyłem na niego, udając, że nie mam nic do ukrycia. Zaraz... a co z tymi podarunkami od sprzedawczyni sklepu, co zaopatrywał burdel? Nie, na pewno wszystko zawsze chowałem do szafki... Jestem okropny, człowiek najgorszego sortu.
Weszliśmy do środka i nie wyglądało to wszystko najlepiej, choć część podłogi nogami przetarliśmy, jego plecak również wyczyścił haczyk jednego z wieszaków, a później sucha roślina została naruszona.
-Tak, dlatego kupiłem tu mieszkanie.-w jakiejś byle budzie bym nie zamieszkał. Ale zaraz moją uwagę przyciągnęło coś innego, jego ogon... Poczułem ten znajomy ucisk w piersi. Zacisnąłem dłoń na dłoni. Nie mogę, to niegrzeczne, nie mogę go od tak złapać. Przeraziło mnie gdzieś w środku jak bardzo przybrała na sile w tej chwili potrzeba zabawy jego kitką.
-Nie machaj tak ogonem, podrywasz cały kurz z ziemi. Ale miło, że ci się podoba.-poprosiłem go spokojnie, siląc się na powagę, choć kącik ust lekko się unosił.
Kurz był wszędzie, a posprzątanie go zajmie chwilę, dłuższą chwilę i pewnie kilka wyjść po wodę do studni, na razie jednak wypadałoby odpocząć. Powoli poszedłem do okna w kuchni, uchyliłem je żeby wpuścić świeże powietrze i obróciłem się patrząc na Hektora, dziwiąc się, że dziwnie jego obecność tutaj nie stresuje mnie aż tak jak się spodziewałem.
-To co powiesz na herbatę?-możemy też zjeść prowiant z podróży, a później chwycimy za miotły i mopy.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Wto Lis 07, 2023 8:49 pm

Załapał jego żart. To był kolejny mały sukces tego wieczora, drobny, ale ważny. Swoją drogą, to było zaskakujące, jakby tak spojrzeć wstecz, że nastrój i relacja z Kitkiem stała się taka istotna, by aż dbać o nią nieumyślnie. Ale to chyba dobrze, ludzie potrzebują takich osób.
Pokiwał głową z rozbawieniem na twarzy, kiedy Tremain ostrzegał go "na wszelki wypadek". Nie był przekonany, czy tak to brzmiało, ale z drugiej strony dhampir mógł być spokojny. Na pewno specjalnie nie zamierzał tu niczego szukać. A jeśli znajdzie przypadkiem, to cóż, ostrzeżony już jest, tragedii pewnie nie będzie. Zresztą, swoje już widział przez te cztery lata.
Roślinka straciła listek, a za chwilę kolejny, bo rogaty nie mógł się powstrzymać przed tyknięciem następnego. I tak były suche, na nic by się nie przydały. Pokiwał zaś głową na jego słowa o mieszkaniu i przyszło mu do głowy, że sam chyba nie umiałby wybrać.
— Nigdy specjalnie się na tym nie znałem — wymruczał trochę z tego faktu niezadowolony. Tyle czasu żył, a byle agent mógł go wykiwać na nową tapetę. Ale czy miałby okazję, to już inna sprawa. — Ha? — Spojrzał zdziwiony na Kitka i swój ogon, który dopiero teraz przestał się ruszać. — A że taak? — zaśmiał się Hektor i machnął energiczniej, zmiatając kurz z krzesła, gdzie poderwała się chmurka pyłu. — Przyjemnie — dodał w kwestii samego mieszkania, zerkając sobie po meblach. — A... pewnie, czemu nie — wzruszył ramionami. — Ale chyba trzeba umyć szklanki... — rzucił za chwilę, oglądając się na kredens. Niby były zamknięte, ale pył potrafi zebrać się wszędzie, na pewno nie należały do czystych.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Wto Lis 07, 2023 9:16 pm

Bliskie osoby są ważne, a on nie wydaje się, żeby miał ich wiele, owszem on ma znajomych z pracy, Viktora... znajomych z pracy.... Nie mam pojęcia z kim on się trzyma i czy na pewno ma znajomych z pracy. Z resztą ja lepszy nie byłem, ale mienie siebie wzajemnie, to zawsze jakiś początek, powolny, ale jednak.
Miałem nadzieję, że pamięć mnie nie zawiodła i nie zostawiłem niczego na wierzchu, choć na pierwszy rzut oka nie widziałem w mieszkaniu nic podejrzanego i niech tak zostanie. Niby przez cztery lata sporo widział... Przecież nawet mnie Hektor rozebrał, jak dobrze pamiętam, wtedy... gdy się zabiłem w łazience. Obudziłem się w czystych ubraniach, co dalej było abstrakcyjne, ale biłem się za to w myślach. Zrobiłem mu to co Sanka zrobił mi, mam nadzieję, że nie odcisnęło się to na nim w żaden sposób.
Oczywiście, że się nie znał, żył na "garnuszku" paskudnego właściciela, tułał się i trafił na zamek. Chociaż w tej jednej rzeczy byłem od niego lepszy, wiedziałem jak kupować mieszkania.
Machnął ogonem, strzepując więcej kurzu. Czy on mnie celowo denerwuje? Patrząc na niego, westchnąłem wymownie. Spokojnie, niech mu będzie, niech się bawi, ale to moje mieszkanie! Będzie mnie testować na mojej własnej ziemi! Bezczelny! Ale czy coś z tym zrobię? Niekoniecznie, tak kocha zmiatać kurze, to zaraz mu znajdę robotę.
Słusznie zauważył, że szklanki trzeba umyć. Wyjrzałem przez okno, pomyślałem chwilę i westchnąłem ciężko.
-Trzeba iść po wodę.-powiedziałem, zaraz patrząc na niego uważnie. Wyjście z mieszkania na korytarz, zamknięcie drzwi, zejście na sam dół z nadzieją, że nikogo nie obudzimy, otworzenie i zamknięcie drzwi na zamek, dotarcie do studni w środku nocy, powrót... Może lepiej umrzeć z pragnienia?
Schyliłem się, otworzyłem szafkę i zaraz rzuciłem w stronę Hektora wiadrem, trochę bez myślenia, nie zastanawiając się nad tym czy rzucę ładnie i czy na pewno będzie gotowy na łapanie. Drugie wiadro wziąłem dla siebie i stanąłem dumnie, patrząc na niego trochę niepewnie.
-Idziemy.-zarządziłem, myśląc jeszcze chwilę, przypominając sobie jak ciężko było samemu i jak przyjemniej jest gdy mam go obok. Wszystko wydaje się być łatwiejsze.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Pią Lis 10, 2023 12:17 am

Jego westchnięcie było takie zabawne. Co prawda niedorosła i chuligańska ta zabawa, ale była za to wszystkim, czego chwilowo potrzebował. Nie żałował ani przez chwilę, gdyby ktoś go zapytał. Tak samo jak rzutu świeczką.
Zaraz jednak przyszła kwestia szklanek, a z nią jego słuszne spostrzeżenie i Kitka słuszna decyzja. Innymi słowy, trzeba było wziąć się do roboty, bo nic się samo nie umyje, a wody tu nie było pewnie od czterech lat.
— A dopiero co przyszliśmy — westchnął sobie, bo przecież mógł, a czuł właśnie okropną niechęć do ruszania się gdziekolwiek dalej niż sąsiedni pokój. Ale nie było wyjścia, jeśli nie chcieli żyć tu jak zwierzęta.
Jego refleks wojownika zadziałał prawidłowo i Hektor pochwycił wiadro zanim spotkało się z jego twarzą. Ogon chimery zamachał zaintrygowany. To też było coś stosunkowo nowego i musiał przyznać, że podobały mu się te nowości. Nawet jeśli rzucanie przedmiotami w innych nie było społecznie akceptowalne.
— Prowadź — rzucił i ruszył za nim.
Noszenie wody było trochę mozolne, ale przynajmniej wiadro pojemne. Potem przyszedł czas na względne porządki, głównie w zastawie, ale skoro już kursowali, to mogli odłożyć trochę do umycia się rano, czy może raczej wieczorem, bo na rano to będą iść spać.
W końcu wszystkie prace były względnie ukończone, herbata zaparzona, a oni mogli sobie usiąść w części jadalnianej kuchni. Hektor grzał ręce na ściankach kubka.
— Może pozwiedzamy jutro miasto? — rzucił w zamyśleniu. — Przez te parę lat coś się mogło zmienić... albo i nie, chociaż brak zmian też się miło ogląda... — umilkł nagle, by zaraz uśmiechnąć się pod nosem. — W każdym razie, trzeba skorzystać z okazji — stwierdził ostatecznie i upił herbaty.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pią Lis 10, 2023 12:49 am

Mi też nie uśmiechało się wychodzenie z domu w środku nocy, ale wydawało mi się, że i tak nie czułem się aż tak przerażony takim wyjściem, niż samotnym wyjściem na korytarz zamku. Znajome otoczenie chyba mocno poprawiało mi nastrój. Czułem się trochę, jakby nic się nie zmieniło i wszystko było na swoim miejscu.
Rzuciłem w niego wiadrem, a on na szczęście je złapał. Oczywiście przepraszałbym go zapłakany gdyby nie złapał, a nim oberwał w brzuch, czy twarz, ale tak się nie stało, więc chwilowo żyłem według zasady, że to moje mieszkanie i mogę w nim rzucać czymkolwiek chcę w kogokolwiek chcę.
Kiwnąłem mu głową i niechętnie opuściłem mieszkanie. Dalej pamiętałem, jakie deski i stopnie skrzypią, ale przypomniał mi się też jeden z moich koszmarów, a jakiś dziwny strach przed ciężkimi krokami na klatce schodowej powrócił, choć stukanie racic dzielnie przywracało mnie do teraźniejszości przy każdym kursie po wodę.

Nie siedziałem z nim przy stole, aż tak blisko jeszcze nie jesteśmy, chociaż w czasie podróży i noszenia wody czasami za bardzo się zapominałem i gubiłem dystans, co teraz było powodem moich przemyśleń. Stojąc przy oknie, wyglądałem przez nie na miasto, przypominając sobie swoje zwyczajowe trasy, dopóki Hektor się nie odezwał. Oderwałem wzrok od szkła i spojrzałem na niego, zaraz zaciskając usta i uśmiechając się odrobinę wymuszenie, wracając oczyma na ulicę.
-Możemy.-w końcu jak już go wywlokłem przez cały kraj tutaj, to niech się pobawi chwilę, bo na zamku jest dużo mniej rozrywkowo, są ewentualnie bale dla bogatych, na które niespecjalnie się wybieramy.-Jest kilka miejsc, jakie sam chciałbym odwiedzić. Mieszkanie mojej mamy i dom przyjaciela.-powiedziałem, zaciskając dłonie mocniej na szklance.-Dopiero znalezienie go martwego sprawiło, że porozmawiałem z obcymi ludźmi.-powiedziałem nagle, niby z żartem w głosie, chociaż dużo więcej było w tym ironii.-Teraz na pewno ktoś już tam mieszka, nie dziwię się, on też miał dobry gust co do wyboru lokum.-popatrzyłem w szklankę i niewielkie fale herbaty. Nie powinienem tego wszystkiego zrzucać na niego, z resztą czemu tak nagle mi się język rozwiązał? To było niezręczne.-W sumie chcesz pozwiedzać coś konkretnego? Zabytki, ładne miejsca?-rzuciłem, próbując się rozpogodzić, odganiając całkowicie mój chwilowy monolog. Hektor tu przyjechał i jest w stolicy być może pierwszy raz w życiu, a jak nie w życiu, to pierwszy raz od dawna. Chciałem, żeby zapamiętał ten wyjazd dobrze.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Sob Lis 11, 2023 6:13 pm

Może gdyby był lepiej wychowanym futrzakiem, to wiedziałby, że siedzenie przy stole wspólnie jest jakimś konkretnym wyrazem relacji, tak samo jego brak. Relacji albo nastroju, jednak Hektor celowałby teraz w to drugie. Kitek wyglądał na zamyślonego nad czymś, co nie dało się łatwo rozwikłać. Ale nie podejmował na razie tego tematu. Tego jednego już się nauczył o ludziach wszelakich, że trudne tematy najlepiej odłożyć na "międzyczas".
Wyłapał natomiast jego dziwaczną minę i nie był pewien, co z nią zrobić. Tremain nie wyglądał na zachwyconego, ale z drugiej strony chyba powinien zacząć wychodzić do ludzi, nie? A może niekoniecznie. A może jednak? Słuchał go dalej z pełną uwagą, w międzyczasie popijając herbatę. Matka i przyjaciel, nie dziwiło, że chce zobaczyć te miejsca, nawet jeśli zmieniły się prawie nie do poznania. Ale na pytanie, Hektor lekko upuścił uszy z niewinnym uśmiechem.
— Nie znam się na zabytkach — przyznał szczerze. — Właściwie, sam nie wiem — dodał zaraz, choć tak naprawdę to wiedział. Ale najsłynniejszy bar czy festyn na głównym targu chyba niekoniecznie by się spodobały sekretarzowi. — Wiesz, nawet trochę ci zazdroszczę — rzucił po chwili i ponownie upił herbaty, jakby wymigując się tym samym od rozwinięcia tematu. — A w ogóle, to na co sam miałbyś ochotę? Oprócz wspominek? — spytał zaraz z lekkim uśmiechem.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Sob Lis 11, 2023 8:40 pm

Zostawiony w spokoju miałem czas na ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. Żal sprzed lat dalej wisiał i wobec mnie i wobec nich. Jednak cztery lata w zamku zmarnowałem, nie mówiąc o tych tematach, udając, że nie istniały, próbując skupić się na innych rzeczach, jak dokumenty, świeczki, koty, później trening z Hektorem i sam Hektor. Może teraz wszystko uda się pozamykać. Taką miałem nadzieję, szczególnie, że nie będę sam.
Wychodzenie do ludzi średnio mi się uśmiechało, ale czułem, że gdzież miałby mi to rudzielec za złe, a hodowanej w ciszy niechęci nie chciałem. Choć gdyby taka miała istnieć, to już dawno by wyrosła na całkiem zjawiskowe drzewo, na cały las.
Hektor jednak nie wiedział gdzie chciałby iść, a nudne zabytki w stylu sikramu raczej niespecjalnie by zrobiły na nim wrażenie. Może faktycznie tawerna? Na pewno na festyn nocą możemy pójść, choćby popatrzeć na atrakcje jakie tam oferują i występu akrobatów. Czy interesowałby go teatr albo koncert? Chciałby kupić pamiątki? Trzeba też brać pod uwagę to, że mamy czas tylko nocą.
-Pomyślę i na pewno gdzieś pójdziemy, w końcu chwilę tu będziemy.-uśmiechnąłem się do niego w jakiś lekko pokrzepiający dla siebie sposób. Dokładnie, wiara w to, że się uda i będzie dobrze robi podobno połowy roboty. Oby tylko ta wiara nie była naiwnością, bo ta nie raz sprawiła, że się nadziałem na nieprzyjemności.
Zaraz jednak spojrzałem na niego zaskoczony, bo nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. Gdzie chciałbym iść? Tam pochowałem kota, tam umarła mi mama, tam z kolei mnie napadnięto, a tam zawsze kręcili się nieprzyjemni ludzie, z kolei o tam spotkałem Sanarina... Gdziekolwiek się nie obrócę, to złe wspomnienia. Spędziłem w tym mieście zdecydowanie zbyt dużą część życia.
-Nie mam pojęcia. Moje życie kręciło się raczej wokół szkoły, pracy, domu i może sklepu. Nie bardzo mam miejsca do jakich ciągnie mnie nostalgia czy chęci...-myślałem, w końcu dochodząc jednak do małego wniosku.-Może poszedłbym do mojej pracy i zobaczył kogo zatrudnili na moje miejsce, kogo niby uznali za godnego zastąpienia mnie.-rzuciłem, wspierając się dłonią o biodro i upijając herbaty.-Ciekawe czy ktokolwiek mnie pamięta.-Czy trudno było mnie zapomnieć? Cóż... Czasami mam wrażenie, że owszem.-I do księgarni... Książki na Neraspis są już dla mnie takie nudne, ile można czytać o zbroi sprzed trzystu lat?-przewróciłem oczyma wzdychając z mocnym ,,ughhh".-I koniecznie musimy kupić pamiątki. Coś dla nas, ale też dla Killiana i Viktora. Nie mam pojęcia co by się im spodobało, ale popatrzymy co mają.-gadałem, nawet nie do końca czując, jak się rozkręcam.-I do pasmanterii... Zamawianie materiałów przez kogoś na zamek mnie do szału doprowadza. Nie takie kolory jakie chciałem, znaczy czarny to czarny, ale... jednak każdy inny.-rzuciłem w oburzeniem, jakby zbulwersowany, że niektórzy tego nie rozumieją. Zaraz jednak zorientowałem się i uspokoiłem, odchrząkując krótko, upijając łyk czekolady i stając znów elegancko i prosto, jak na Sekretarza przystało.-Tak czy inaczej wszystko uda się nam załatwić w nocy, może z księgarnią i pasmanterią będą problemy.-będziemy zwiedzać. W domu wydaje się być to świetnym pomysłem, gorzej będzie, jak wyjdziemy na zewnątrz jutro, ale mam go przy sobie, więc chyba nic złego się nie stanie.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Pią Lis 24, 2023 4:00 pm

Obierając swoją niezawodną taktykę, nie myślał za wiele. Nie zastanawiał się nad tym, co mówił, co chciał i co mogłoby się wydarzyć przy kolejnych scenariuszach, z których trzeba wybrać tylko jeden. To zawsze sprowadzało się do żałowania połowy pozostałych i irracjonalnego strachu przed drugą połową.
Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową na słowa Kitka.
— Fakt. Nie ma pośpiechu, na pewno coś się trafi — przyznał, bo ostatecznie to też była dobra taktyka, wyjść z domu i zobaczyć, gdzie się dotrze. Kiedyś lubił tak robić, to od zawsze była najlepsza część wolności.
Zadał pytanie, które było proste tylko z pozoru, ale o tym już sam mógł się przekonać. Podniósł z herbaty wzrok na Kitka i słuchał uważnie jego wypowiadanych na głos myśli, bo inaczej trudno było to nazwać. Ale to było miłe, wiedzieć, że ktoś czuje się na tyle swobodnie, by pozwolić sobie na mówienie niepotrzebnych rzeczy.
— Hah, mógłbyś mu wytknąć wszystkie błędy — zaśmiał się cicho. — Na pewno, cztery lata to nie tak dużo — dodał zaraz i wzruszył ramionami. On sam pamiętał wiele osób z dużo dawniejszych czasów. Zaśmiał się znowu. — Prawda, nawet niespecjalnie je przeglądałem, szczerze mówiąc... A te zbroje to już bezużyteczne relikty, pewnie pod najtańszą kulą byłyby jak ser... — zastanowił się, zerkając na sufit. Raczej nikomu nie życzyłby noszenia tej kupy żelastwa, tym bardziej dziwiły go sentymenty Cerbina. — Killiana... Czemu zawsze mnie bawi, kiedy mówisz o nim po imieniu? — Uśmiechnął się szeroko, wracając do niego ślepiami. — Ale to całkiem niezły pomysł. Viktor się ucieszy, że o nim pamiętasz, nawet jeśli tylko coś odmruknie. Lekko przechylił głowę. — To ile jest czarnych? — zapytał całkiem niewinnie, tylko czekając na to, aż rozkręci Kitka bardziej. Zdecydowanie chłopak wpadł w swój świat. Ale niestety ten zdążył się opamiętać. Może następnym razem. — Ano będą, to czasem upierdliwe, nawet po tylu latach... — Upił herbaty. — Ale wiesz, ja nie potrzebuję dużo miejsca — dodał za moment z chytrym uśmieszkiem.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Kitikulu Pią Lis 24, 2023 8:01 pm

Skinąłem mu głową i w zrozumieniu i w podzięce. Bałem się, że spanikuję, poczuję się gorzej, zmienię zdanie i z wyjścia nic nie wyjdzie. Nie będzie aż tak zły jeśli zrezygnujemy, ale i ja miałem teraz motywację do tego aby próbować. Miałem jego przy sobie, nie było co się bać, pozornie.
Zacząłem mówić, trochę się rozpędzając, ale myśli same spływały mi na usta pomimo tego, że z początku nie wiedziałem co powiedzieć.
-Owszem.-przytaknąłem mu choć, czy ja pracowałem tam dłużej?-Ale pewnie by mnie zirytowało to jakie bezsensowne zmiany zostały wprowadzone.-wymruczałem, kręcąc głową.-Przecież sam jak stanowisko przejmowałem, to chwilę mi zajęło posprzątanie po poprzedniku.-tylko ja wiedziałem co robię od początku, miałem do tego smykałkę, nie mogę powiedzieć, że nie, dalej mam, dlatego kocham tę robotę.
Pokiwałem mu mądrze głową na zbroje. Bezsensowne, szczególnie patrząc na to jak bardzo wszystko się rozwinęło, jak bardzo udoskonaliliśmy sztukę zabijania w ciągu ostatnich lat. Ciekawe co będzie dalej, czy kiedyś zauważymy, że przypadkiem straciliśmy nad tym panowanie i pewnych granic nie należy przekraczać.
-Cóż... Jakoś tak...-zacząłem, nie tłumacząc czemu Killian to po prostu Killian. Nie był dla mnie królem, nie umiałem go postrzegać jako kogoś takiego. Zabrzmi to odlegle i bez pokrycia w rzeczywistości, ale był dla mnie bardziej przyjacielem niż władcą przed jakim mam się kłaniać.
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy kiedy przyklepał pomysł kupienia czegoś Viktorowi i na ułamek sekundy w głowie zamigało mi skojarzenie, że zaniesiemy mu prezent jak młoda para swatce w ramach podziękowań za zapoznanie nas. Błyskawicznie ta myśl została wyrzucona przez okno prosto w ogień, ale niepokój zasiała.
-Dużo... Każdy sklep ma swoje nazwy, do tego zależnie od materiału czerń inaczej wygląda, skąd się bierze barwniki, z czego one są. To trzeba dotknąć, samemu zobaczyć i ocenić czy to to czego się szuka. Już nie mówiąc o tym, że w sklepie można dobrać też inne kolory jeśli kreacja ma ich więcej. No i czasami trafi się też na dodatki, które złapią z zaskoczenia, ale pasują idealnie. Już nie mówiąc o tym ile ja z mamą mieliśmy układów z pasmanteriami za kupowanie w szalonych ilościach. Zawsze jakieś dodatki wpadały. Pokażę ci je jak odwiedzimy mieszkanie mamy, masa tego w szufladach.-refleksja znów przyszła za późno, za bardzo ekscytowałem się mówieniem szyciu, tworzeniu, aż poleciałem do przodu z wydarzeniami. Na razie musimy przeżyć dzień, spać spokojnie i dać radę wyjść jutro z domu. Małe kroki i się uda, prawda? Skąd ten optymizm? Za bardzo zależało mi na tym, żeby Hektor się dobrze bawił. Chociaż czy za bardzo? Po prostu zależało mi na tym, bardzo mocno.
Na oko trzy sekundy zajęło mi zrozumienie co Hektor miał na myśli.
-Nieee...-powiedziałem przeciągając słowo i patrząc na niego, zaraz dopijając napój i idąc do zlewu, aby umyć szklankę.-W nocy nie musisz chmarą podróżować, a w dzień byle rzecz mnie wystraszy i może się skończyć źle dla ciebie.-mówiłem, myśląc intensywnie. Mogłem niby wyjść z domu z nim u boku, ale krzywe spojrzenie, zaczepka, cokolwiek. Nie miałby jak mi pomóc, tylko czy w dzień potrzebowałbym pomocy? Mógłbym iść głównymi ulicami. Myślałem nad tym, w końcu patrząc na niego niepewny i z widoczną rozterką w oczach. W końcu jednak pokręciłem sam sobie głową i otrzepałem dłonie nad zlewem.
-Pójdę przyszykować ci łóżko.-oznajmiłem, szybko prześlizgując się przy blacie do pokoju, kątem oka wypatrując gwałtownego ruchu z jego strony. Nie tyle mu nie ufam, może, sam nie wiem, to też kwestia przyzwyczajenia i tego dziwnego uczucia jakie mi towarzyszy odkąd opuściliśmy zamek. Swoboda, większa śmiałość jakiej musiałem pilnować. Im bardziej o tym myślałem tym bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że tego typu dylematy były obecne w mojej głowie już od dłuższego czasu, ale w czasie wyprawy nabrały dużo bardziej na sile. No nic, minie, wszystko minie, kiedyś myśli o ogonie Hektora znikną, na pewno. Teraz trzeba zmienić pościel, wytrzepać wszystko i ułożyć na nowo.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Hektor Pią Lis 24, 2023 8:45 pm

Pokiwał głową, nie mogąc zaprzeczyć, że sprzątanie po poprzednikach jest irytujące. W każdej robocie, sam kiedyś miał z tym do czynienia, choć na innym polu. Nawet jeśli ktoś wie, gdzie co ma, to jego porządek jest cudzym bałaganem. Pół biedy, kiedy dało się w nim rozeznać i szybko wszystko ogarnąć.
Jego odpowiedź była zaskakująco skąpa i nie mówiła absolutnie nic na temat relacji z królem. Co prawda, kiedyś już coś słyszał, że znali się wcześniej i takie tam, ale to i tak było ciekawe. Dobry przyjaciel Falone'a, choć o tym dobru można było polemizować, odnosił się do niego dość oficjalnie. Choć z drugiej strony, to nie było znowu takie dziwne. I chyba ten nieoficjalny ton bardziej też pasował do Kitka. A może to Kitek nie pasował do salonów i wielkich tytułów, tak jak i on.
Słuchał kolejnej długiej historii o jego dawnym życiu, oparty łokciami o stół, w rękach trzymając kubek herbaty. Przyjemnie było tego słuchać, zarówno w treści, jak i entuzjazmu Kitka.
— Ah tak? Chętnie zerknę, czemu nie — odparł z uśmiechem. — Chociaż na krawiectwie to się tam za bardzo nie znam — dodał zaraz, nawet czując się trochę jak ignorant. W porównaniu z Hektorem, dhampir był tu specjalistą, zwłaszcza, że miał sporo doświadczenia.
Rzucił swoją niezbyt przemyślaną, a na pewno śmiałą propozycją. Spodziewał się sprzeciwu, ale pozostawało pytanie, co Kiti zrobi z dniem. Niby mógł cały przespać i polegać tylko na nocy, ale to było ograniczające. Co więcej, rogaty sam zaczął to odczuwać, aż z tej nagłej myśli machnął ogonem po podłodze.
— Niby tak — mruknął w odpowiedzi. Chyba po raz pierwszy trochę żałował tego, jak wygląda jego życie. Zerknął na Kitka i pokiwał głową, zaraz wracając uwagą do herbaty.
Siedział przez chwilę w ciszy, by zaraz zabrać kubek ze stołu i dopić resztę. Cóż, nic nie mógł na to poradzić, nawet gdyby bardzo chciał. Tremain miał rację. Hektor wstał i idąc śladem dhampira, poszedł wypłukać kubek, żeby nie trzeba było potem walczyć z zaschniętymi śladami herbaty.
Hektor
Hektor

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : anndr.deviantart.com

Powrót do góry Go down

Isarbaili 4/12 Empty Re: Isarbaili 4/12

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach