Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

+5
Morbius
NPC
Xentis Venatori
Geo'Mantis
Mistrz Gry
9 posters

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Sro Maj 12, 2021 10:56 pm

KEINTIGERN TREMAIN

Był wieczór. Wiosną i latem to cudowna pora, jest jeszcze ciepło po całym dniu, ale wszelka duchota schodzi. Nic tylko siedzieć przy otwartym oknie i patrzeć na ludzi z góry. W domu pachniało puszystym sernikiem z dżemem malinowym i zapach ten uciekał na ulicę. Niech sąsiedzi wiedzą, że dzisiaj ucztuję.
Już przyznam, że liczyłam na pełny relaks. Tylko ja, wanna ciepłej wody, świeczki dookoła i ciasto na talerzyku. Taka randka ze mną, bo czemu niby nie? Moje plany jednak zepsuł gość. Pierwszą myślą było, że to Kiti przyszedł do mnie spędzić ze mną trochę czasu, ale on niezwykle rzadko przychodzi wieczorami, woli nie wychodzić o tej porze na podwórko, albo zwyczajnie siedzi wtedy w pracy. Mimo tego odważnie ruszyłam do drzwi i, jak to ja, otworzyłam je na oścież, witając uśmiechem strudzonych wędrowców. W oczy od razu rzuciła mi się królicza maska, kaptur i oczywiście kot.
-Ah! Jaki cudowny kot. Panda, Ryś, chodźcie się przywitać!-zawołałam moje zwierzaki, jednak po sekundzie przypomniałam sobie, że pewien Pan, ma jakiś problem z kotami.-Albo nie. Nie ważne!-krzyknęłam. Ja wiem, że koty nie rozumieją tego co mówię, ale i tak będę do nich mówić. Tak czy inaczej, o ile dobrze pamiętam, to właśnie mój króliczek nie może się zbliżać do kotów, więc dlaczego przyszedł z kotem? Wielka zagadka.
Zgubiłam wątek, jednak szybko go odnalazłam.
-Tak czy inaczej. Dobry wieczór, moi kochani. Zapraszam, zapraszam. Cudownie was widzieć.-pokazałam ząbki w uśmiechu i odsunęłam się na bok, aby mogli wejść do środka. A kiedy weszli, oj kiedy weszli, natrafiłam wzrokiem na ciekawą niespodziankę.
-O, Kituś?-zaśmiałam się i natychmiast dopadłam do nieznanego mi jeszcze mężczyzny, bo gdy ten zdjął kaptur zobaczyłam w nim mojego syna, którego porzuciłam przed dwudziestoma laty. Znaczy nigdy dziecka nie porzuciłam, Kiti to moje jedyne dziecko, jakie kiedykolwiek ze mnie wypadło, ale ten facet tak bardzo urodą do nas pasował. Kiedy do niego dopadłam, natychmiast ujęłam jego buźkę w dłonie i kciukami uniosłam górną wargę, aby zobaczyć, czy tak samo, jak mój syn, ma ząbki wampira. To by był niesamowity zbieg okoliczności, nieprawdaż? Szaleństwo!
-Skarbie, wyglądasz, jak ja!-zaśmiałam się, ciesząc się z tego interesującego przypadku. Po chwili jednak puściłam obcego chłopca.-Chcecie ciasta, moi drodzy? Sernik z malinami. A może herbaty? Mam różne.-zarumieniłam się cała. Goście! Kocham mieć gości.
Ryś i Panda zaciekawieni hałasami wyszli na korytarz i patrzyli na to co się dzieje. Kiedy Panda zachował dystans siadając pod drzwiami łazienki, Ryś podszedł się przywitać, wystawiając nos do sufitu, żeby pooglądać nowego sierściucha.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Morbius Sro Maj 12, 2021 11:22 pm

Morbius zerknął na Zephiruta, kiedy to tak stali sobie pod drzwiami, lekko mrużąc oko,
-Koty i tak są spokojniejsze od psów… one… nie dają przestrzeni.- Wyjaśnił swoje obiekcje i kaszlnął. -Wywietrzenie jest dobre, ale mieszka z tymi kotami, ich sierść się wala wszędzie… a jeśli ta dostanie się do mojego gardła...
Wyjaśnił, co właściwie stawiało go w nieciekawej sytuacji. To brzmiało głupio, ale jego towarzysz powoli mógł zacząć uświadamiać sobie, jak te pierdoły wpływały na jego życie z utrapieniem.
Wtedy też, drzwi się otworzyły, a w nich, Keintigern w wieczorowym stroju. Obeszło to Morbiusa, bo szybko skupił się na jej słowach, które były bardzo w jej stylu, jak zdążył ją krótko poznać. Ale zaraz, koty? Wezwała koty? One są tresowane?! Lekko spanikował, ale je odwołała. To teraz nie przyjdą, tak? To było okropne.
-Dobry wieczór. Przepraszam, że tak nagle i w towarzystwie, jeśli to… nie kłopot.
Wyjaśnił, wchodząc do środka. Kiedy Zephirut miał czas przywitać się z kobietą, on z kolei szybko rzucał spojrzeniem po podłodze, aby zlokalizować zagrożenie. To nie tak, ze miał paranoję, ale trzeba być czujnym.
Kituś? He? Znali się? Zaraz, czemu ona go… obmacuje po twarzy? Ten widok wprawił go w osłupienie, za bardzo nie był pewny, czy to jawa, czy co. Chyba nie przywykł do takich rzeczy, takich czułości, takiego… ekstrawertyzmu tej kobiety. Faktycznie, wyglądali ze sobą podobnie, ale… em, może nie powinien im przeszkadzać.
-Ja podziękuję, niestety nie mogę.- Odpowiedział, a wtedy zrobił unik, gdy jeden z kotów podszedł bliżej, przez co cofnął się o dwa kroki, przytykając maskę do ust. -Przepraszam, jestem po zamówienie, podobno jest gotowe…
Wyjaśnił swój powód wizyty. Nie chciał zabrzmieć niegrzecznie, ale w obecnej sytuacji, śpieszył się do pracowni, tak zwanej, bezpiecznej strefy tego mieszkania, podobno wolnej od sierści.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Mistrz Gry Sro Maj 12, 2021 11:55 pm

  Pokiwał głową na to wyjaśnienie. Nie brzmiało kolorowo. Może rzeczywiście lepiej, że nosi tę maskę, przynajmniej niczego takiego się nie nawdycha. Chociaż było też dziwne. Zephir nigdy nie wciągnął kłaka do płuc, przynajmniej tak mu się wydawało, ale nie musiał być chory, by nie patrzeć przychylnie na taką opcję.
  Drzwi się otworzyły, pojawiła się krawcowa z całą swoją gościnnością i... i chyba przyszli trochę poniewczasie, bo wyglądała, jakby szykowała się do snu. Czy może kąpieli. To było trochę niezręczne, ale szybko przeniósł wzrok z jej odzienia na twarz. Na skomplementowanie kota chyba uśmiechnął się odruchowo.
  — To Layra... — mruknął cicho, a po chwili już znaleźli się w mieszkaniu.
  Zephirut rzucił okiem po ścianach małego korytarza i niespiesznie odłożył Layrę na podłogę. Kotka z początku zdawała się półprzytomna, ale kiedy tylko zniknął dotyk, zebrała się sprawnie, odsunęła od nich obu i usiadła pod ścianą. Młodzieniec tymczasem zsunął kaptur z głowy i obrócił się do gospodyni, by się odezwać. Ale wtedy ona...
  Zephir cofnął się gwałtownie, uciekając od jej rąk.
  — Co pani robi? — oburzył się i zerknął na Morbiusa. Czy to było normalne? Chyba nie. Chyba wyglądał na równie zaskoczonego. Krwawe ślepia wróciły do osoby Kein. — Nie sądzę, przede wszystkim jest pani kobietą — odparł, jakby trochę zażenowany tym stwierdzeniem podobieństwa. Ze z której strony? Raczej nie mówiła tego wszystkim ciemnowłosym młodzieńcom. To byłoby jeszcze dziwniejsze.
  Przesunął dłonią po ustach i kątem oka zerknął za Layrą, która otworzyła szerzej ślepia i wyciągnęła nosek do nieznajomego kota. Ten jeden podszedł bliżej, toteż na nim skupiła swoją uwagę. Podeszła ostrożnie, by go lepiej obwąchać. Chwilę potem podreptała do jednego z pokoi, spoglądając na wszystkie meble po kolei.
  Przynajmniej jedna osoba tu cieszyła się z nowych znajomości. Podniósł ślepia na Keintigern, ale chyba nie chciał wiedzieć, kim jest... jak to ona powiedziała? Kicuś? Zerknął kątem oka na Morbiusa, ale tylko na moment.
  — Ja chyba też podziękuję... — odparł z namysłem. Poniekąd zwyczajnie nie chciał ich tu zatrzymywać, choć teoretycznie wcale tego nie robił, po prostu szli w tym samym kierunku, prawda? Ale jednak miał wrażenie, że tym by się to skończyło.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Czw Maj 13, 2021 9:19 pm

KEINTIGERN TREMAIN

-Nie nie, to nie kłopot.-odparłam i wpuściłam gości do środka. Po chwili już łapałam nieznanego mężczyznę, który uciekł ode mnie. Zaśmiałam się na jego komentarz.
-Oj skarbie, wiem, wiem. Nie mówię przecież tak dosłownie.-uśmiechnęłam się i jeszcze kilka sekund wpatrywałam się w jego czerwone ślepia swoimi wiśniowymi oczkami. No ja mówię, że on kropka w kropkę, jak ja wygląda. Zębów jego nie widziałam, więc możliwe, że się bał, że zobaczę jego kiełki. Jest też opcja taka, że na zbyt wiele sobie pozwoliłam. Hm, tak, to chyba o to chodziło. Postaram się trzymać łapki przy sobie.
Posmutniałam jakoś, słysząc podwójną odmowę mojego ciasta, jednak natychmiast przypomniano mi o ważnym powodzie naszego spotkania.
-Tak, zamówienie jest gotowe. Zapraszam do gabinetu.-poszłam do wspomnianego pomieszczenia i zamknęłam za nami drzwi tak, żeby żaden kot mi tutaj nie wlazł. Panda chodził za nowym kotem oglądając go z daleka i patrząc, co wydziwia Ryś, który nie miał za bardzo problemu z próbami wsadzenia kotce nosa do ucha, a później odskakiwania, robiąc fikołki, aby zachęcić ją do zabawy.
Popatrzyłam na mojego wyglądowego syna numer dwa. No i znów będę musiała w trakcie rozmowy pytać się o imię mojego gościa, bo się na początku sobie nie przedstawiliśmy. Ewentualnie może mi nie mówić swojego imienia, będzie to taka jego tajemnica.
-Proszę, usiądźcie jeśli chcecie.-wskazałam na kanapę, a sama ruszyłam do szafy najbliżej okna. Podsunęłam sobie krzesło i wspięłam się na nie, aby sięgnąć do najwyższej szafki, z której wyjęłam pudełko z twardego papieru.-Usztywnienie daszka było wyzwaniem mój drogi. W cylindrach masz całe koło, które sztywność wspiera, a tutaj miałam tylko niecałą jedną czwartą tego.-zeskoczyłam z krzesła miękko na ziemię i popatrzyłam rozpalonymi oczkami na mężczyzn.-Ale się udało, skarbie.- podeszłam do chłopaka.-Oto Pana zamówienie, mam nadzieję, że będzie Pan usatysfakcjonowany.-delikatnie się kłaniając, wystawiłam pudełko w jego stronę, aby je odebrał. Kiedy to zrobił, wyprostowałam się i z dumą lampiłam się na jego oczko, chcąc wyczytać czy nie ukrywa przede mną zawodu i rozczarowania. Niech tylko skrytykuje mogą pracę, to skończy jako następny posiłek moich kotów. Haha! No przecież żartuję... Nie ma co się bać...
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Morbius Pią Maj 14, 2021 12:42 am

Całe szczęście, mieli przejść do pracowni. Dla niego to było naprawdę okropne. To wręcz paniczny lęk przed wszelakim zagrożeniem dla jego zdrowia. Pewnie nawet alergicy tak nie mieli, ale cóż, alergicy nie ryzykowali infekcjami, czy utratą głosu.
Zaraz też, przeszli do azylu, a zamknięcie za nimi drzwi dało mu poczucie ulgi i bezpieczeństwa. Okej, głębszy wdech. Z początku usiadł, tak jak zaleciła, zapewne obok Zephiruta, który też miał tu niezłą zabawę, ale bardziej z Keintigern, niżeli futrzakami. Co to za pomysł z byciem nią? Nie do końca rozumiał, zwłaszcza że nie był świadom tego, że była matką syna podobnego do jego towarzysza. Ludzie bywali podobni do siebie przecież, czasem sam ich nie odróżniał.
-Cieszę się, że udało się zdobyć materiały.- Odparł w kwestii daszka, bo mimo wszystko, regularnie płacił, aby nie było z tym kłopotu. Zaraz zaś kobieta wróciła do nich, wręczając mu pudełko. Ten wstał lekko zapierając się o oparcie, po czym przyjął pakunek. -Dziękuję.- Po chwili, pudełko wylądowało na kanapie, a ten otworzył wieczko, aby ze środka, wydobyć czarną, materiałową czapkę z usztywnionym daszkiem na oczy. Nowoczesny wynalazek, być może jedyny taki na świecie. -Jest bardzo ładna, ale… muszę przymierzyć.
Dodał zaraz, zerkając na Keintigern. Zaraz, oddalił się od nich, podchodząc z nią do okna, plecami do nich. Bardzo powoli odczepił paski z tyłu głowy i zsunął z twarzy zajęcze lico. Wciąż się nie odwracając, założył na głowę czapkę, która leżała ciasno, na tyle by nie spaść, ale nie na tyle, by uwierać. Zacisnął palce na skórzanej masce, aby bardzo powoli, jakby niepewny tego co robi, odwrócić się w ich stronę. To był chyba pierwszy raz, kiedy Zephirut widział jego twarz, zaś dla krawcowej, drugi. Czuł się dosyć nago, wręcz nieprzyjemnie, ale… ale musiał się przyzwyczajać.
-J...jak… wyglądam…?
Zapytał nieśmiało, ściskając zajęcze lico w palcach. To go stresowało. Ocena innych.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Mistrz Gry Nie Maj 16, 2021 3:08 pm

  Jej podejście pozostało dziwne swobodne. Nie czuł się z tym dobrze. Na dodatek nijak się nie przejęła jego przytykiem. Chyba powinien się z tego cieszyć, obrażanie gospodarza nie jest dobrym pomysłem, ale się nie cieszył. Tym lepiej, że Morbius przypomniał o swoich interesach, przynajmniej mogli zmienić temat na coś bardziej neutralnego. Niestety ten incydent pewnie jeszcze chwilę pozostanie mu w głowie.
  Przeszli do innego pokoju. Nie przejmował się Layrą, da sobie radę z nowymi towarzyszami. Oczy Zephira powiodły po uroczym, widnym pomieszczeniu, gdzie praca została zsyntezowana z pasją właścicielki. To zawsze dało się zauważyć w gotowych rzeczach. Te robione z zamiłowania były nie tylko produktem na sprzedaż, ale przede wszystkim dziełem. To samo wrażenie oczarowało go w galerii Morbiusa.
  Usiadł obok towarzysza i odprowadził ją po pudełko i z powrotem. Nie krył się wcale z ciekawością i zerkaniem do środka jeszcze kiedy rusznikarz wyciągał swoją czapkę. Daszek... Jak to właściwie miało wyglądać? Brzmiało egzotycznie i tym chętniej chciał zobaczyć efekt. Efekt, który miał przerosnąć jego oczekiwania, bowiem kiedy tylko zauważył, co równocześnie robią ręce Morbiusa, jeszcze uważniej się na nim skupił. Zawsze był widziany w masce. Zephir nie wiedział, czego powinien się spodziewać po tej twarzy, ale chyba nie oczekiwał właśnie tego. Wyglądał tak... normalnie. Tak bardzo dobrze, że aż szkoda byłoby dla rusznikarza wracać do jakiejkolwiek maski. Aczkolwiek był w stanie go zrozumieć.
  — Doskonale — skomentował z uśmiechem. — I niecodziennie zarazem. To najlepsze połączenie — dodał, z tyłu głowy uciszając myśli o tym, jak bardzo jego głos nie zgrywał się z jego młodą twarzą. Patrząc na kogoś takiego, instynktownie oczekuje się usłyszeć coś zupełnie innego, teraz na nowo będzie musiał przywyknąć.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Nie Maj 16, 2021 4:12 pm

KEINTIGERN TREMAIN

Komplementy sypały się w moją stronę, a ja brałam je jak tylko mogłam, bo lubię pochwały.
Dla mnie ,,daszek" też brzmiało niecodziennie, ale w sumie pasowało, lepsze to niż 1/5 ronda, to brzmi mało zgrabnie, a ,,daszek" brzmi smukło, malutki daszek na malutką część łebka. Mało praktyczne dla ludzi, bo jak deszcz zacznie padać, to napada na policzki, ale elfy mogą się cieszyć, bo będą mogły osłonić oczy bez martwienia się co zrobić z uszkami.
Dałam Morbisiowi czas na przymierzenie i z niecierpliwością czekałam, aż będę mogła zobaczyć mojego modela w pierwszym, oficjalnym, nowym wynalazku. Wsparłam się rękoma pod boki i uśmiechnęłam się dumnie, widząc jak to wygląda na człowieku. Aż mnie policzki zapiekły z dumy.
-Idealnie. W pierwszym odruchu zastanawiałam się, jak to interesujące dziwactwo będzie wyglądać na człowieku, ale im dłużej nad tym siedziałam tym więcej miało to sensu. Teraz widzę, że zaraz bogowie będą o ciebie zazdrośni cukiereczku.-pokiwałam głową nie spuszczając wzroku z Morbiego.-Wyglądasz przesłodko, coś jest chwytającego za serduszko w tym jak ci włoski przyklepuje, misiu.-klasnęłam w dłonie i przechyliłam lekko głowę, zauroczona wyglądem chłopaka.
Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego głowie, troszkę go poczochrałam po czuprynce przez czapkę, a później nową część ubioru poprawiłam tak, żeby była na nim prościutko. Chciałam sprawdzić czy na pewno nigdzie materiał nie jest za luźny, że wszędzie dobrze leży. Dawno nie byłam tak dumna z mojego dzieła, więc teraz stałam tak, jak zahipnotyzowana i patrzyłam na to zniewalające cudo.
-Użyłam takich materiałów, że nie zepsuje się szybko, o ile będziesz o to dbał, a to znaczy, że masz na tym nie siadać i masz traktować to jak nasze wspólne dziecko. Możesz temu nadać imię.-zaśmiałam się i cofnęłam o kroczek, żeby już nie być aż tak blisko młodzika.-No i jeśli do głowy przyjdą do inne materiały czy wzory, to pisz. Z chęcią uszyję jeszcze kilka takich skubańców, kochanie.-może powinnam sobie takie uszyć? Wyobrażam już sobie te szalone miny kiedy zjawiał się w 1/5 ronda na balu. Pewnie część osób by się śmiała, ale niech tylko poczekają, niedługo będą mnie błagać o to, żebym im takie coś uszyła.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Morbius Wto Maj 18, 2021 12:17 pm

Moment oczekiwania na reakcję ze strony osób oceniających, zawsze bywa stresujący, a zwłaszcza dla Morbiusa, który nie zwykł się tak obnażać. Zwłaszcza, że Zephirut miał całkowitą rację, jego niski i zachrypiały głos, bardziej pasował do groteskowego lica potwora, niżeli młodej twarzy chłopaka. Może i to było celem ukazywania go w tej sposób… może tak ludziom było łatwiej…
Jego myśli zaczynały zbiegać w niebezpieczne nurty, kiedy jako pierwszy, odezwał się jego nowy kolega, rzucając niecodziennym komplementem, choć zaszczytnym.
-Doskonale… i niecodziennie…
Wymruczał, a zaraz powiódł wzrokiem na Keintigern, kiedy ta pozwoliła sobie na dużo bardziej rozbudowaną opinię. Jednak, to dziwactwo, okazało się być dobre. Oczywiście, nie mogło zabraknąć słodzenia, ale chyba ona już tak miała.
-Wolałbym nie rywalizować z bogami…
Dodał cicho, a wtedy kobieta podeszła bliżej, zaczynając obmacywać jego głowę i sprawdzać ułożenie czapki, na co Morbius mógł tylko kiwać łepetyną na boki, mrużąc lekko oczy. Rozumiał wymawiane polecenia, że musiał na to uważać, ale… dziecko? Cóż, to chyba jedyne dziecko, jakie mogło być mu dane stworzyć, więc nie odbierze sobie tego zaszczytu.
-Nad imieniem jeszcze pomyślę.- Odparł, wyciągając z kieszeni skrawek czarnego materiału typu chustę, po czym zawiązał sobie ją na twarzy, zakrywając nos i usta. Nie mógł nosić w tym maski, ale nie zmieniało to jego potrzeby ochrony. -Oczywiście, będziemy w kontakcie. Polecę Panią.- Zakasłał dwa razy, po czym spojrzał na Zephiruta. -Możemy… chyba już iść...
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Mistrz Gry Sob Maj 22, 2021 12:47 am

Uśmiechnął się pod nosem, widząc reakcję Morbiusa. Jeszcze zanim się odezwali, był zakłopotany całą sytuacją. I nic dziwnego, kiedy człowiek zawsze się zasłania, zaczyna czuć się nieswojo z odsłoniętą twarzą. Nawet, jeśli jest to bardzo wyjściowa twarz, najwyraźniej nawet codzienne obcowanie z lustrem tu nie pomaga. To było na swój sposób smutne.
Za chwilę jednak Keintigern wyskoczyła ze swoimi komentarzami, uroczymi tytułami i całą masą rąk, które pojawiły się wokół głowy Morbiusa. Już go to nawet nie dziwiło, splótł ręce na piersi i patrzył na te poprawki.
— Wygląda na bardzo ekonomiczne to dziecko — rzucił trochę ironicznie. No, o ile zachowanie tej kobiety było dziwne z zasady, o tyle odpowiedzi Morbiusa wydawały mu się wymuszoną grzecznością. To chyba mało możliwe, że trafi na siebie dwoje takich ludzi. Chyba że...
— Chusta to dobra myśl. W dodatku wygląda na lżejszą — rzucił swoją skromną opinią. Z chwilę też skinął głową i wstał z kanapy. — Więc chodźmy...
Poczekał, aż pani Tremain sama wyjdzie z pracowni, właściwie to miał zamiar wyjść na końcu, może chcą zachować dystans między sobą a nią. Na korytarzu zakićkał cicho, wodząc wzrokiem po innych przejściach.
Na ten dźwięk czarna kotka zaprzestała wycierania łebka o ucho rudzielca i zamarła na moment. Zaraz mruknęła cicho, ze wzdrygnięciem stając prosto na łapkach, by podreptać na korytarz. Zaplątała się przy nogach Zephiruta i podniosła pomarańczowe ślepia na innych człowieków.
— Miło mi było poznać... — Zephir spojrzał na krawcowąb choć te słowa nie brzmiały w jego ustach tak, jak do końca powinny. Chyba zwyczajnie nie mógł znaleźć zamiennika, który dobrze oddałby charakter tej znajomości i jednocześnie nie był nieuprzejmy.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Sob Maj 22, 2021 1:13 am

KEINTIGERN TREMAIN

Uśmiechnęłam się. Imię jest ważne, zwłaszcza, że takie coś jest jedno na całym świecie. To emocjonujące.
Zaśmiałam się na żart bezimiennego.
-Oj tak, dzieci dużo kosztują.-pokręciłam głową z uśmiechem.-Ale i tak gdyby ktoś zwrócił mi te pieniądze w zamian za syna, to bym go nie oddała.-podsumowałam nieco nostalgicznie. Może i sprawił mi wiele nerwów, kilka przykrości i nieco niepokoju, jednak dużo więcej było radości i satysfakcji.
Patrzyłam, jak owija się chustką i nic na to nie powiedziałam. Nie znam się na jego chorobach i przyzwyczajeniach. Szkoda mi jedynie było, że chowa taką śliczną buźkę za szmatami.
Dali mi sygnał, że będą się zbierać.
-Oczywiście. Na pewno nie chcecie ciasta? Mogę wam zapakować na drogę.-zaproponowałam jeszcze raz, licząc, że tym razem się zgodzą. Jestem nie tylko dobrą krawcową, ale i wyśmienitą kucharką. Jeśli chcieli ciasta, to szybko zapakowałam im połowę tego co upiekłam i im podarowałam, życząc smacznego.
Uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka, który chyba dalej nie był do mnie przekonany.
-Mi również było miło, słodki.-rzekłam patrząc dalej na niego, jak na obrazek.
Przyszedł czas rozstania, więc kazałam im na siebie uważać, zapewniłam jeszcze raz Morbisia, że wygląda pięknie, obrzuciłam tajemniczego chłopaka ciekawskim wzrokiem i wypuściłam ich na klatkę schodową, zamykając za nimi drzwi na klucz. No i tyle było z gości. Znów zostałam sama... W końcu mogę wziąć moją wymarzoną kąpiel.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Morbius Sob Maj 22, 2021 10:59 am

Cóż, Morbius nigdy dzieci nie miał, raczej nie będzie mu dane ich dożyć, ale już zrozumiał z tej ich krótkiej konwersacji, że mogą być one drogą inwestycją. Ale biedny też mają dzieci, prawda? Nawet całkiem dużo. Dziwny ten świat.
-Bardzo dziękujemy, ale musimy odmówić.
Odparł w kwestii ciasta, kiedy znów lawirował po korytarzu, aby dostać się do własnych butów. Musiał je jak najszybciej założyć, kiedy Zephirut skupił się na swojej kotce, zaś reszta kocurów, na niej. Bezpieczna strefa!
W końcu wyprostował się, mając wciąż w dłoni swoją maskę, zakasłał dwa razy i spojrzał na Keintigern, lekko się jej kłaniając.
-Miłej nocy życzę.
Pożegnał się, po czym wyszedł z mieszkania jako pierwszy, czekając na korytarzu na Zephiruta. Kiedy do niego dołączył, a drzwi do mieszkania się zamknęły, zaczął schodzić powoli po schodach, wciąż zerkając na zajęcze lico. Był lekko zamyślony, też ciekaw, jak będą spoglądać na niego na ulicy w tej czapce. Ale kiedy zeszli do parteru, zatrzymał się przed wyjściem z kamienicy, odganiając już te myśli, a skupiając się na czymś zgoła innym.
-Jest już noc, więc dużo łatwiej będzie Panu uciec… w kwestii zamówienia, wyślę list na…- Kaszlnął. -...wspomniany adres.
Dodał, czekając na jego decyzję. W sumie, nie widział sensu w ciągnięciu klienta za sobą, zwłaszcza, że samemu wracał już do domu, zaś mężczyzna mógł robić co chciał.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Mistrz Gry Wto Maj 25, 2021 9:31 pm

  Na tę uwagę dziwnej kobiety uśmiechnął się półgębkiem. To było na swój sposób kochane. To znaczy była matką, dziwne, gdyby powiedziała coś innego, ale takie słowa wypowiadane na głos zawsze brzmiały jak jedyne w swoim rodzaju. Lubił ich słuchać. Nawet od dziwnych krawcowych.
  — Powinien to usłyszeć — mruknął w odpowiedzi. Przez głowę przeszło mu pytanie, jaki ów właściwie był, ale szybko zniknęło, bo zbierali się do wyjścia.
  Zephir zawahał się na moment, kiedy znów wspomniała o cieście. Oj, to było kuszące, bardzo kuszące. A on lubił być kuszony, toteż lekko skinął głową.
  — Skoro tak... to chętnie — odparł z nutą zmieszania, ale dla ciasta gotów był je znieść przez tę chwilę. Zupełnie też zignorował odpowiedź towarzysza, uznając, że mówił za siebie. Pani Tremain uwinęła się w trymiga, toteż podziękował cicho, odbierając je z jej rąk.
  Słodki. Słodki... Co on takiego zrobił? Zresztą nieważne, już znaleźli się za bezpiecznymi drzwiami.
  Jedną ręką narzucił kaptur na głowę i podniósł krwawe ślepia na Morbiusa, kiedy ich spacer na dół dobiegł końca.
  — Zephir — wtrącił w międzyczasie, jakoś tuż po "panu". — Gdyby adres miał się zmienić, uprzedzę wcześniej. Dobranoc — odparł z uśmiechem i ruszył na ulicę, by zniknąć mu z oczu za najbliższym zakrętem.

z.t. x2
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Pią Lip 02, 2021 10:14 pm

KEINTIGERN TREMAIN

Dzisiaj dzień był wyjątkowy, miałam gościa, gościa bardzo niezwykłego, bo podopiecznego mojej randki. Urocze dziecko, które dodatkowo potrzebowało mojej rady u pomocy.
-I w ten właśnie sposób...-mówiłam powoli, podtrzymując dłoń chłopca, w której trzymał miseczkę z płynnym lukrem.-...rozlewamy polewę na ciasto.-uśmiechnęłam się do niego i zgarnęłam nieco słodkości z krawędzi miski, żeby nie skapnęło na blat.-Reszta dla ciebie, kochanie. Możesz wyjeść, to co zostało w naczyniu.-podsunęłam mu łyżeczkę pod nos, żeby nie zaczął od razu wylizywać wszystkiego, albo palcami dłubać. Wiem, że jest dobrze wychowany, ale kiedy chodzi o rzeczy, które naprawdę lubi, może okazać się niezłym świniakiem, co jest niezwykle zabawne, bo od razu widać, co mu smakuje, do co mu smakuje tak naprawdę.
Zabrałam się za wystawianie talerzyków i filiżanek na blat. Gorzka herbata dla niego i słodka dla mnie. Co tego wrzucę mu kilka plasterków cytryny do niej. Zalałam zioła gorącą wodą i odstawiłam na bok.
-Musimy poczekać aż lukier zastygnie. Możemy w tym czasie pomierzyć twoje ubrania, skarbie.-wytarłam ręce w ścierkę i poszłam do mojej pracowni, gdzie już czekał nowy komplet dla Gide, a raczej nowo-stary. Stary, bo materiały pochodziły z używanych już kiedyś ubrań, ale dalej były w świetnym stanie i były wytrzymałe, a nowy, bo te materiały przeszyłam w inne ciuchy. Gide miał namieszane trochę w głowie w czasie procesu wybierania materiałów i stylu, Grycan mu tego nie ułatwiał, chcąc, żeby było nowe, ładne, bo przecież go stać, ale ja swoje wiedziałam. Z Kitim miałam dokładnie to samo, jak dostawał nowe ubrania, to się bał usiąść na ławce w parku, żeby tylko nic nie zaciągnąć i nie ubrudzić. Tutaj kózka chciała ubrań do ogrodu, a ubranie musi być adekwatne do sytuacji, poza tym, to przecież dziecko, zaraz zacznie rosnąc, jak na drożdżach i będzie płakać, że cudowne ubrania już nie są na niego dobre.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Rhami Sob Lip 03, 2021 2:28 pm

Po pobycie w domu Pani Kirii i Pana Morbiusa, porozmawiałem ze swoim właścicielem, oczywiście kilka długich dni po tym, jak zrobiono mi raban, że taki duży, a taki nieodpowiedzialny, że się złoszczę i uciekam. Dalej mi się podobała ucieczka i już powoli planowałem kolejną, może w nocy. Będę się musiał spakować i wszystko dobrze zorganizować, ale dam radę. Jednak na razie ćśśś.
Tak czy inaczej skończyło się na tym, że pojechałem w odwiedziny do Pani Tremain. Miała moje wymiary i dużo czasu wolnego, więc moje zamówienie było niemalże od razu gotowe, nie było też skomplikowane. Z początku chciano ją ściągać do rezydencji, aby przywiozła moje ubrania, ale stanowczo się buntowałem. Chciałem opuścić własne tereny, wybrać się na wycieczkę, chociaż przeprawa przez wodę skończyła się na opróżnieniu mojego żołądka. Nie żałowałem niczego.
Zostałem odprowadzony prosto pod drzwi krawcowej i zostawiony pod jej opieką na całe popołudnie. Przywitała mnie przytuleniami i masą buziaków oraz głasków, rozgrzewając moje policzki do niewiarygodnych temperatur. Dużo miłości to właśnie lubię!
Nawet teraz postanowiła rozpieścić mnie ciastem cytrynowym. Uważnie, słuchając jej rad, wylewałem z miseczki na ciasto mieszankę soku z cytryny i cukru pudru. Już mi się ślinka zbierała w ustach kiedy oczami wyobraźni widziałem, jak jemy razem to kwaśne cudo. Wszystko było wylane, a na odebrałem łyżeczkę i zacząłem wyskrobywać resztki z naczynia, kiwając się przy tym na palcach i trochę wykrzywiając buźkę. Łyżka jednak nie była aż tak skuteczna w czyszczeniu jak język, więc mimo chęci zachowania resztek kultury, odłożyłem łyżkę do zlewu, wsadziłem pyszczek do michy i zacząłem ją namiętnie wylizywać. Gdyby ktoś patrzył z boku, to by się zaczął martwić, że zaraz wyliżę dziurę w ceramice.
-Dobrze, proszę Pani.-powiedziałem, odrywając się na kilka sekund od miski. Ja poczekam, mam czas i wiem, że warto. Odstawiłem umyte językiem naczynie na blat, wytarłem twarz i poszedłem za panią Tremain do jej gabinetu, oczywiście nie miała chwili spokoju, bo jeszcze na trasie do pokoju dopadłem jej dłoni, żeby ją za nią potrzymać i przytulić się do niej głową.
-Czyli mogę je pobrudzić jak coś, proszę Pani?-spojrzałem na nią od dołu. Wolałem się upewnić, że na pewno mogę ubrudzić ubrania, bo nie chciałem wybuchnąć płaczem ze strachu, że narobiłem komuś kłopotów. Lubię być czysty, ale bycie brudnym też jest fajne, zwłaszcza jeśli jest to wynik ciężkiej pracy.
Puściłem jej rękę i zacząłem się rozbierać. Zdjąłem z siebie tunikę, złożyłem ją i odłożyłem na kanapę. Butów też się pozbyłem, żeby łatwiej mi było założyć krótkie spodnie, jakie Pani Tremain mi przygotowała. Potrzebowałem jej pomocy w ubraniu się, bo się trochę pogubiłem w szelkach, ale wiem, że wystarczy mi to raz pokazać i następnym razem będę umiał sam wszystko zrobić.
Ubrany zamknąłem drzwi do pracowni, bo na nich wisiało duże lustro. Stanąłem przed nim i zacząłem się oglądać, wzdychając z zachwytem do nowej kreacji. Czarne krótkie spodnie ponad kolana, do tego jasna koszula z subtelnymi wzorkami i jeszcze szelki, żeby mi nic nie spadało kiedy będę się gimnastykować przy wyrywaniu chwastów. Spojrzałem na buty stojące przy kanapie, spojrzałem na skarpety moje i zdecydowałem, że chyba przy pracy w ogrodzie nie będę nosił tych zbędnych ozdób.
Rhami
Rhami

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Sob Lip 03, 2021 4:51 pm

KEINTIGERN TREMAIN

Czyli nawet łyżka go nie powstrzymała? Trudno, może kiedyś sie nauczy, a może i nie. Tak czy inaczej dawałam mu się cieszyć z jego ulubionych smakołyków, bo uwielbiam kiedy sprawiam innym radość. Oczywiście niemienie spokoju od niego mi nie przeszkadzało. Kiedy mnie złapał, od razy odwzajemniłam uścisk, pogłaskałam go po głowie, podrapałam za uchem. Ah, tak młoda osoba obok faktycznie ujmuje mi lat, nie czuję się na prawie 50 lat, czuję się na maksymalnie 30, zupełnie tak wtedy kiedy Kitek się rodził. To były czasy, było ciężko, ale i tak nie wymieniłabym tych wszystkich spędzonych chwil na nic innego.
-Tak możesz, kochany. Po to je uszyłam, żebyś w nich grzebał w ziemi i brudził je. Nie martw się, jeśli je zepsujesz, po to są ubrania, aby ich używać.-może i to było też takie załatwienie sobie większej ilości pracy, ale szycie dla tego malca, było czymś na co narzekać nie mam powodu.
Cierpliwie czekałam, aż się przebierze w nowe ubrania i pomogłam mu, gdy tej pomocy wymagał. Kiedy już był gotowy, stałam przy nim i obserwowałam, jak się sobie przygląda. Jak paw się stroszył i puszył na własny widok. Uśmiechałam się szeroko.
-Wyglądasz pięknie.-zaśmiałam się widząc, jego zachwyt.-Wszystko leży idealnie.-kucnęłam przy nim i obciągnęłam mu nieco nogawki, sprawdziłam szelki, jeszcze trochę je dopasowując do wzrostu chłopca. Przyjrzałam mu się jeszcze od przodu, od tyłu, nic się nigdzie nie wpijało.-Nic cię nie uwiera?-spojrzałam w jego kozie oczka. Jeśli coś jest nie tak, to jeszcze jest szansa to może naprawić, jakoś temu zaradzić.-Zrobiłam ci duże kieszenie, żebyś mógł w nich chować rzeczy ogrodowe. O no i mam dla ciebie coś jeszcze, puszku.-wstałam i podeszłam do szafki, z której wyciągałam gotowe zamówienia. Wzięłam pewną drobnostkę i podeszłam do chłopca, znów przed nim kucając.-To dla ciebie, szanowny Gideuszu.-wystawiłam w jego stronę skórzane rękawiczki z wytrzymałej, ale dość elastycznej skóry, związywane sznurkiem na nadgarstku-Jesteś pianistą, a skoro chcesz być też ogrodnikiem, to ochrona dłoni musi być na najwyższym poziomie.-mrugnęłam do niego okiem, licząc, że spodoba mi się prezent. Rękawiczki szyłam niestety na oko, ale nawet jeśli wyjdą odrobinkę za duże, to będą na przyszłość.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Rhami Czw Lip 08, 2021 1:46 am

A więc ubrania, mogą być brudzone i niszczone, cudownie. Nie mam zamiaru robić tego celowo, ale jeśli coś się już zdarzy, to nie będzie żal. Już chyba wyrosłem z płakania kiedy ubrudzę tunikę. Teraz jest tylko smutek, że dodaję komuś pracy. Muszę się sam nauczyć prać moje ubrania, poproszę o trening kiedy wrócę do rezydencji.
Przebrałem się i popatrzyłem z szerokim uśmiechem, na kobietę słysząc jej pochwały. Dałem się oglądać i sprawdzać, dopasowywać. Uważnie patrzyłem na to, żeby móc później samodzielnie się przebrać, nie chcę wołać później Pani Kirii, żeby mi z czymś pomogła.
-Nic, proszę Pani.-wszystko było idealnie, lepiej sobie tego wyobrazić nie mogłem. Wsadziłem dłonie głęboko w kieszenie i zamachałem w nich dłońmi. Mam miejsce na wszystko, może nawet nie będę musiał nosić swojej torebki. To by było praktyczne, chociaż boję się, że rzeczy by mi kiedyś z kieszeni wypadły.
Ma dla mnie coś jeszcze? Byłem ciekaw, co takiego. Dziwnie mi dostawać prezenty, ale to chyba część mojego ogrodowego ubrania, prawda, to nie prezent, więc wszystko w porządku. Otworzyłem szerzej oczy widząc cudowne rękawiczki i słysząc do czego one są. Wahałem się chwilę, lecz w końcu wziąłem je w dłoni, zacisnąłem usta i zmarszczyłem brwi, zachwycony dobrocią Pani Tremain.
-Dziękuję, proszę Pani.-postąpiłem krok w jej stronę i objąłem ją mocno za szyję, wyrażając w tym przytuleniu całą swoją wdzięczność, Uwielbiam służyć innym, ale tak samo mocno lubię kiedy inni dbają o mnie. Potrzymałem ją chwilę przy sobie, a kiedy już odzyskała wolność, zacząłem przyglądać się rękawiczkom. Założyłem je, przestępując z nogi na nogę, gibiąc sie na nich. Były delikatnie za duże, ale w niczym to nie przeszkadzało. Na pewno jeszcze dużo urosnę, wiec dłonie też mi urosną, tak to działa. Znów przytulając Panią Tremain podziękowałem jej jeszcze raz, bo tego nigdy za mało.
Odsunąłem się kroczek, splotłem ręce za plecami i uciekłem wzrokiem.
-A... czy ma Pani może moje drugie zamówienie?-zapytałem konspiracyjnym półszeptem. Wiedziała o czym mówię, ale tylko ona. Nawet Pan Gaushin o tym nie wiedział, bo sam napisałem prośbę, bez niczyjej pomocy i wpakowałem ją do listu dla Pani Tremain pilnując, żeby ten został zamknięty w kopercie i nikt tam już nie zaglądał. To było dla mnie bardzo ważne zamówienie. Coś małego, ale właśnie cała magia leży w detalach.
Rhami
Rhami

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by NPC Czw Lip 08, 2021 8:46 pm

KEINTIGERN TREMAIN

Obejmowałam go, gdy tak mnie przytulał i dziękował. To zniewalające, jak bardzo wdzięczną osobą jest ten Gide, aż nie wierzę, że z takim wychowaniem ma w sobie tyle miłości i słodkości.
Pomogłam mu zawiązać rzemyki na rękawiczkach, żeby mu nie spadały. Gdy będzie chciał pracować przy ogrodzie będzie musiał kogoś poprosić o zawiązanie, ale to chyba nie będzie problem, bo nie sądzę, żeby był zostawiany sam w ogrodzie. Nie do końca dlatego, że się nie zna na pieleniu chwastów, ale głównie dlatego, że nie wiadomo co zje i w jakich ilościach. Sama się czasem obawiałam o moje domowe kwiaty, bo tak się na nie koza patrzyła podejrzanie.
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się podstępnie.
-Oczywiście, że mam.-odpowiedziałam, takim samym rodzajem szeptu, jak on. Wstałam, podeszłam do jednej z szuflad i wyjęłam z niej małe, czarne zawiniątko. Schowałam je za plecami, zrobiłam jeden taneczny krok w stronę Gide, drugi taneczny krok, później wykonałam piruet na palcach i szybko wystawiłam rękę z podarunkiem w stronę hybrydy. Nie patrzyłam na niego, z lekkim dziubkiem, rozglądałam się uważnie dookoła, jakbym wypatrywała milicji.-Pański towar.-pociągnęłam noskiem jak prawdziwa kobieta mafii, co właśnie coś opchnęła klientowi.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Rhami Czw Lip 08, 2021 8:54 pm

Pani Tremain miała moje zamówienie. Cudownie się składa, bo właśnie go potrzebowałem i będę je już miał i będę się mógł nim pochwalić Panu Morbiusowi oraz Pani Kirii. Liczę, że docenią moje starania i wysiłki, aby być pięknym.
Obserwowałem jej zabawę i oczywiście się do niej dopasowałem, chociaż nie do końca miałem pojęcie, jak prawdziwa mafia wygląda, albo jak wygląda kupowanie nielegalnych rzeczy. Jedyne co ja chcę kupować to cytryny, a one są dość całkiem mocno legalne, wiec przykro mi, ale bycie tym złym nie pasuje do mojej duszy.
Odebrałem zawiniątko i wpakowałem je sobie do kieszeni. Zawiniątko nie było niczym spektakularnym. Prosiłem Panią Tremain o parę metrów czarnej wstążki, bo chce się nią poozdabiać, rogi, może ręce, albo szyję, czy zrobić sobie z tego pasek. Jeszcze nie wiem co konkretnie, ale pewnie dużo rzeczy z nią zrobię.
-Miło robić z Panią interesy.-odpowiedziałem i pociągnąłem nosem, jak ona. Gdybym miał być kimś w przyszłości, to chciałbym być, jak Pan Gaushin, albo Pani Tremain, albo chce być i nim i nią, obojgiem na raz! Taki właśnie chce być! Jeszcze nie wiem jak tego dokonam, ale dam radę.
Podszedłem do niej i przytuliłem się do niej jeszcze raz.
-Myśli Pani, że możemy już iść po ciasto?-uśmiechnąłem się, bo już na samą myśl o cytrynowym cieście polanym cytryną z cukrem, zaczęła mi się zbierać ślinka w ustach. Już chciałem jeść, bo wiem, że to ciasto będzie przepyszne, najlepsze na świecie! Pomagałem w nim z całej siły, więc może nie będzie jednak najpyszniejsze na świecie, bo mogłem coś zepsuć, ale na pewno będzie smaczne, co najmniej. Może pieczenie to też moja pasja? Jeszcze nie jestem pewien, ale z czasem się dowiem.
Poszliśmy razem do kuchni, żeby wziąć nasze herbaty i nałożyć sobie ciasta, ciasta, które okazało się być jednym ze smaczniejszych ciast, jakie w życiu jadłem.

Z/T 2x
Rhami
Rhami

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Kitikulu Pią Lip 23, 2021 12:59 am

Od czego by tu zacząć. Może od tego, że dziś był pogrzeb Sanarina, to mówi samo za siebie, jak ten dzień się potoczył. Kiedy się obudziłem, nie miałem siły wstać, możliwe, że to przez pożegnanie chłopaka dzisiejsze, a może przez to, że nie umiem nic przełknąć od jakiegoś czasu. W końcu jednak usiadłem na łóżku, umyłem się i ubrałem, w czym pomogła mi mama, bo mi się ręce trzęsły za bardzo, żebym mógł sam zapiąć sobie guziki od koszuli. Chciałem się pomalować, wyglądać ładnie dla Sanki, ten ostatni raz, ale nie dałem rady tego zrobić, bo kiedy tylko popatrzyłem na siebie w lustrze przypomniałem sobie, że on się zabijał gdy ja się malowałem. I nie chodzi o to, że się malować nie będę, chodzi o to, że się rozpłakałem i nie mogłem przestać. Płakałem i płakałem, aż mama zarzuciła mi kaptur na głowę, bo padało, złapała mnie za rękę i pociągnęła na miejsce ceremonii. Nawet nie wiem kiedy droga mi minęła, zupełnie, jakbym w jakiś magiczny sposób przeskoczył z jednego miejsca na drugie. Nie pamiętam tego, jak szliśmy przez ulice, jak się ludzie na mnie patrzyli, nie pamiętam nawet czy zamknęliśmy drzwi od mieszkania, nawet nie sprawdzałem ich.
Nie było wielu osób. Ja, mama, kilka sąsiadek, jakieś klientki chłopaka, ale było ładnie, wszyscy wyglądali pięknie. Ściskałem mocno mamę za dłoń, nie puszczając jej ani na sekundę. Po jakimś czasie wszystkie chusteczki jakie ze sobą zabrałem na uroczystość, były już przemoczone, więc przestałem wycierać poobcierane do bólu ślepia, bo po co, przecież i tak pada? Słuchałem przemów różnych osób, które chciały dodać coś od siebie. Sam też miałem własną, przygotowaną, dość krótką, ale kiedy przyszło co do czego, nie umiałem wydusić z siebie słowa. Stanąłem tylko przed ludźmi, zapłakany, zasmarkany, chudy tak, jak nigdy jeszcze nie byłem i wydukałem tylko: ,,Kocham cię, Sancia... Będę tęsknić." Mama musiała mnie wciągnąć do szeregu, bo ja sam się tam kompletnie zamotałem i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Jeszcze chwila podniosłości i Sanarin został odesłany na wieczny spoczynek. Tu się kończy jego historia.
Moja niestety dalej trwa, dość żałośnie, ale jednak. Wracając z pogrzebu zasłabłem, więc teraz leżę w łóżku i próbuję zebrać w sobie moc, żeby wstać, chociażby do łazienki, bo pęcherz krzyczy do mnie już od kilku godzin, ale nie umiem się w sobie zebrać, żeby podnieść kołdrę i postawić nogi na ziemi. Patrzę się tylko w szklankę zimnej wody i słucham piorunów grzmiących za uchylonym oknem. Myślę, co byśmy mogli teraz robić z Sanką. W taką pogodę byśmy siedzieli w jego domy. Na pewno jedlibyśmy upieczone przeze mnie ciasto i zapijalibyśmy ją zaparzoną przez niego herbatą, jakąś taką o dziwnym smaku, której jeszcze nie piłem, on w sumie też nie, bo dostał ją od klientki. Gralibyśmy w bierki i kłócili o to, kto ruszył je, a kto nie. Pewnie bym przegrał, bo mam niespokojne ręce. Rozmawialibyśmy przy tym co porobić następnym razem, planowalibyśmy wycieczkę, albo wyjście na zakupy, zastanawialibyśmy się jaki alkohol kupić na następne spotkanie. Nalegałbym na coś słodkiego, jak likier czekoladowy, a do tego cukierki. Mmmm, pyszne....
Kolejne łzy spłynęły na poduszkę, ale tym razem zakrapiane były krwią z obdrapanych już doszczętnie powiek, które mają dość moich płaczów. Ja też mam ich dość. Nienawidzę tego, że ciągle płaczę, zawsze płakałem dużo, jednak teraz sam siebie zaskakuję. Powoli jednak się do tego przyzwyczajam, bo nie wydaje mi się, żeby to się miało zmienić. Urodziłem się płacząc, żyję płacząc i umrę płacząc. Takie moje przeznaczenie.
Usłyszałem ciche pukanie w drzwi, wytarłem więc oczy, zakryłem krew na poszewce i patrzyłem w przejście, w którym po chwili pokazała się mama. Wysiliła się na uśmiech, ale widać, że i ją to wszystko zabolało. Poczułem się jeszcze gorzej. Powinienem ją jakoś odciążyć, jakoś jej pomóc. Nawet synem jestem okropnym.
-Zrobiłam lane kluski na kolację.-weszła do pokoju.-Dodałam masę cukru, bo lubisz słodkie.-ja wiem, że ona chce mnie zachęcić do zjedzenia czegoś, czegokolwiek.
-Dzięki, mamo. Zaraz zjem.-odwzajemniłem jej uśmiech, chociaż kąciki ust mi się zatrzęsły. Pokiwała głową, zabrała z szafki nocnej nieruszony obiad i wyszła z pokoju, wiedząc, że kolacji też nie ruszę. Koty mają teraz luksusowe życie, tyle dobrego żarcia do nich idzie. Zamknąłem oczy i nie ruszałem się, znów krążąc myślami dookoła nieprzyjemnych rzeczy. Próbowałem myśleć o czymś innym, ale nie umiem odciągnąć umysłu od tego wszystkiego. Za każdym razem znajdywał ścieżkę, żeby połączyć to ze śmiercią Sanki, z gwałtem na mnie, z pobiciem w burdelu. Przeplatając te wszystkie wydarzenia, łącząc je, doprowadzając mnie do jeszcze większego wykończenia, aż w końcu przestałem w tym walczyć, przestałem starać się to powtrzymać. Czarne scenariusze przepływały przez moją głowę, niczym książka z milionem stron.
Po chwili znów w pokoju rozległo się pukanie. Zerknąłem na zegarek. Minęły dwie godziny. Kolacja zdążyła całkowicie wystygnąć. Westchnąłem cichutko, ale nie otworzyłem oczu, zalepionych łzami i krwią. Zakryłem tylko głowę kołdrą, żeby mnie mama nie widziała w takim stanie, żeby się nie martwiła. Słyszałem jej kroki, czułem, jak materac za mną się ugina, jak obejmują mnie jej ciepłe ręce, przyciągają do siebie, żeby schować przez całym złem, które niestety już mnie dopadło dawno temu. Pociągnąłem mocno nosem, bo kolejna fala łez właśnie przybyła z zamiarem dalszego maltretowania mnie. No nic, dzień, jak co dzień, co nie? Nieskończony płacz, oto moja kwintesencja.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Kitikulu Pon Sie 09, 2021 12:43 am

Opuszczenie tawerny było trudnym momentem. Znów wszystkie zapachy mnie dopadły, słyszałem ludzi, śmiechy, dźwięki naczyń, alkohol i fajki. Zawahałem się na schodach i przeszło mi nawet przez głowę żeby zawrócić do pokoju, może dałbym radę wyjść oknem. Jednak to by wywołało krzywe spojrzenia. Trzymałem się blisko chłopaka, licząc, że nie przyciągnę niczyjej uwagi i w ten sposób udało się nam wyjść na świeże powietrze.
Trasa do mojego domu się dłużyła, głównie przeze mnie, bo musiałem się zatrzymać na każdy szelest czy nieznane szurnięcie i posłuchać, co się dzieje. Sam wybór drogi też nie był łatwy. Nie mogłem biec, bo nie chciałem zostawiać wampira samego z problemem, to by źle o mnie świadczyło... chociaż głównie chodziło mi o to, że byłem za słaby na ucieczkę, a nieudany bieg sprowadzić mógłby na mnie więcej problemów niż chowanie się za Killianem, co z resztą często robiłem, nie wiedząc czemu ufając, że mnie obroni przed zagrożeniem, które jest tylko w mojej głowie.
Doszliśmy do kamienicy gdzie moja mama mieszkała, nareszcie. Już miałem dość wszystkiego. Drżącymi dłońmi otworzyłem drzwi główne i wszedłem do budynku, rozglądając się uważnie, czy może w cieniu nic na mnie nie czeka. Po cichu, jakbym szedł na palcach, zacząłem się wspinać po schodach i zanim doszliśmy na odpowiednie piętro, byłem już zgrzany ze zdenerwowania i czułem, niemałe duszności. Mimo tego udało się dojść pod drzwi, za którymi panowało poruszenie. Koty wyczuły, że się zbliżam, chociaż pewnie były głodne i reagowały tak na każdego kto obok przechodził, licząc, że je nakarmi.
Obiecałem sobie, że nie wpuszczę nikogo do środka, stanie na klatce jestem gotów zaakceptować, ale teraz nie chcę gości, nigdy nie chcę gości. Włożyłem jednak klucz do zamka i uchyliłem drzwi, chcąc się przekonać, jak koty zareagują na wampira. Kiedy tylko zwierzaki dostrzegły szczelinę, przez jaką mogą się wydostać na klatkę schodową, postanowiły z tego skorzystać, szybko żałując swojej decyzji. Ryś wypadł przodem, a za nim Panda, a Kotka tylko zerkała z mieszkania na nieznajomych. Cała trójka jednak błyskawicznie zawróciła do środka, kiedy Ryś ze złowieszczym sykiem zarządził odwrót. Zwierzęta skrobiąc pazurkami o ziemię rozpierzchły się po domu, został jedyny odważny, czyli Łoś, który teraz mógł na spokojnie sprawdzić co się tu takiego dzieje. Wydreptał na zewnątrz i z głośnym ,,Mrrrt?" przywitał mnie, ocierając mi się o spódnicę, ale nie zdążyłem się schylić i go pogłaskać, bo miał kogoś ważniejszego do poznania. Truchtem podbiegł do Killiana, obwąchał ostrożnie jego kostki, z prychnięciami wywijając się od ewentualnego głaskania, jeśli mężczyzna sięgał do niego ręką. Po krótkiej chwili inspekcji, stracił nim zainteresowanie i z zadartą głową oraz dumnie uniesionym ogonem zaczął składać mi kocie zażalenia, że w jego misce nie ma rybki!
-Wiem, przepraszam.-wyszeptałem mu, kucając na sekundę i biorąc rudzielca na ręce. Nie muszę mówić, że mi wybaczono. Kot zaczął się do mnie tulić, wpychać mi nos w szyję, czując tam różne zapachy, ocierał się mi o szczękę, skrzeczał cichutko. Od razu lepiej mi się zrobiło. Łoś lekarstwem na każde zdenerwowanie.
Złapałem za klamkę i przymknąłem drzwi, aby nikogo nie kusiło wchodzić do środka, czy wychodzić na zewnątrz. Popatrzyłem na Killiana.
-O której wrócisz?-to było dziwne pytanie, bo nie wiem czy on wie kiedy wróci, czy w ogóle wróci, czy mnie nie oszukuje. Co jeśli wróci z mało przyjemnymi znajomymi? Co jeśli przekaże im gdzie mieszkam, albo co jeśli zaraz sam wprosi się do mojego mieszkania? Jestem głupi, nie powinienem był go tu przyprowadzać. Zacisnąłem mocniej dłoń na sierści Łośka i widać było, zmianę w spojrzeniu. Co jeśli dałem się nabrać, a mówiłem sobie, że już mam nigdy tego nie robić, nikogo nie zapraszać do siebie, do nikogo nie iść, z nikim nie rozmawiać i z nikim się nie zaprzyjaźniać, bo to się skończy źle. Zapomniałem o tych postanowieniach i teraz patrz, co się dzieje.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Killian Falone Pon Sie 09, 2021 2:15 pm

  Wędrowali sobie we dwóch przez miasto, a choć cel miał nie być daleko, to droga była długa. Kitek się nie spieszył i to nie z lenistwa, a swojej przesadnej ostrożności. Nie poganiał go, miał jeszcze teoretycznie sporo czasu, poza tym patrzenie, jak chowa się za nim na najmniejszy szelest w uliczce czy krzakach, było całkiem zabawne. Trochę jakby miał do czynienia z małym dzieckiem, tylko to nie chciało go chwytać za rękę. Przez chwilę rozważał zaczęcie jakiegoś tematu, ale uznał, że to by mogło zmusić chłopaka do odpowiadania, a to chyba nie byłoby dla niego miłe. Już udowodnił, że sam też potrafi się odezwać, więc niech się odzywa, kiedy chce.
  W końcu dotarli do kamienicy. Killian zerknął w bok, czekając, aż Kiti wejdzie do środka i upewni się, że nie musi schodzić na zawał. Zanurzyli się w półmroku budynku, minęli kilka rzędów schodów, by wreszcie stanąć przed drzwiami. Zanotował w głowie numer i rzucił czujnie okiem po klatce schodowej. Po chwili jednak jego wzrok wrócił do drzwi, a właściwie korytarza, z którego zniecierpliwione koty chciały wyskoczyć, ale... No właśnie. Ukradkiem uniósł kącik ust. To była właśnie reakcja, jakiej się spodziewał. Krzyk, panika i w nogi. Ciekawe jakim kocim przekleństwem tym razem go obdarzono. Odsunął się od samego wejścia i oparł tyłem o barierkę przy schodach, zaplatając ręce na piersi.
  Wtedy jednak pojawił się jeszcze jeden kot, puszysty rudzielec, którego pyszczek wyrażał zadziwienie faktem, że ten fatalny świat nadal działał i był w jednej kupie. Ten jeden się nie bał, przywitał się z Kitkiem, a potem powędrował do nóg Killiana i by jego zbadać. Wampir uśmiechnął się nieznacznie.
  — Ty pewnie jesteś Łoś... — wymruczał, obserwując go. Nie próbował go głaskać, bo jednak w każdej chwili ta szczypta tolerancji mogła zamienić się w zestaw pazurów, ale miło było obserwować to stworzenie. A potem Koteczek wrócił do Kiteczka, ten zaś zadał kluczowe pytanie. — Przed świtem... Albo jutro wieczorem. Właściwie i tak musielibyśmy przeczekać dzień, więc jutro będzie chyba lepiej, nie? — Czy on chciał go gościć? Raczej nie. Raczej też nie chciał iść gdzieś indziej, co byłoby kompletnie bez sensu, więc tak, jeśli będzie mógł zaczekać u Barona, to tak zrobi, jeśli nie, pewnie nie będzie nawiedzać Kitka przedwcześnie. Chociaż jeśli ten zaprzeczył, to czemu nie. To by było ciekawe i chociażby dlatego chętnie skorzystałby z tej chwili zapomnienia u tego paranoika. Tak czy inaczej, chyba najważniejsze kwestie mieli omówione... — Przed nami długa droga. Odpocznij.
  Jeśli tylko go nie zatrzymywał, to udał się na dół, by wyjść z kamienicy.

z.t.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Kitikulu Pon Sie 09, 2021 5:44 pm

Z kotem na rękach otrzymałem odpowiedź. Nie wiem czy tak dużo czasu to dobrze czy źle. Mogę się rozmyślić, ale też mogę się na spokojnie przygotować. Przyciskając Łosia do piersi pokiwałem głową, że jutro lepiej, nie ma co się spieszyć. Czas ustalony, więc nawet jeśli by zapukał do moich drzwi wcześniej, to i tak bym go do środka nie wpuścił. Nikogo nie wpuszczę. Może gdyby był chmarą nietoperzy i nie zmieniał się w człowieka, może wtedy bym go ugościł, ale nie mam pewności, że nie postanowi zrobić czegoś głupiego. Za chwilę po raz kolejny skinąłem głową na polecenie odpoczynku. Odpocznę, w końcu jestem u siebie w mieszkaniu, trochę popłaczę i się postresuję też, ale spróbuję odpocząć chociaż trochę.
Patrzyłem za nim chwilę, jak schodził po schodach, a kiedy tylko byłem pewien że raczej nie zdąży mnie dopaść, kiedy odwrócę się do niego na kilka sekund plecami, to schowałem się w mieszkaniu, zamykając za sobą drzwi. Przekręciłem klucz w jednym zamku, później, klucz w drugim zamku, przesunąłem jedną zasuwkę, a później jeszcze założyłem na drzwi łańcuszek, żeby ktoś nawet po pokonaniu wszystkich zabezpieczeń nie mógł przejścia szeroko otworzyć. Po chwili namysłu, podstawiłem jeszcze ciasno pod klamkę krzesło, żeby nie dało rady się jej opuścić w dół i tym samym wyjść czy wejść. Popatrzyłem na moje starania chwilę, aż nie poczułem, jak cztery zwierzaki ocierają mi się o spódnicę. Oh, no tak, jedzenie. Muszę im dać jedzenie, ale najpierw sprawdzę czy nikt się nie włamał i się nie chowa gdzieś, poza tym muszę sprawdzić okna czy są zamknięte. Dużo pracy mnie czeka.

Sporo czasu upłynęło odkąd wróciłem do domu. Uspokoiłem się trochę, napiłem Cessabitu, zjadłem nieco suszonego mięsa, niestety nie zaspokajając swojej potrzeby wypicia krwi, nakarmiłem koty, nawet umyłem się w zimnej wodzie, co stała w wannie od kilku dni. Nie myślałem, że aż tak się zgrzałem, dopóki nie zdjąłem z siebie ubrań, które nie pachniały wyjściowo. Może to i dobrze, niemiły zapach odstraszy potencjalne zagrożenie. Kiedyś się mówiło, że jak cię niedźwiedź atakuje, to udawaj martwego i posikaj się, to pomyśli, że nie żyjesz i odejdzie zniesmaczony. Ciekawe te niedźwiedzie, a rada nie wiem po co mi była, jak nigdy niedźwiedzia nie widziałem.
Popatrzyłem na siebie w lustrze i nie byłem zachwycony, nigdy nie jestem, to nic nowego. Westchnąłem cicho i usiadłem na stołku. Chwyciłem szczotkę, żeby rozczesać swoje włosy, a później zapleść je w luźny warkocz, żeby mi nie przeszkadzały. Dopiero po chwili zobaczyłem, że mam obserwatorkę. Spojrzałem na Kotkę i uśmiechnąłem się do niej. Jej widok jeszcze długo będzie mnie przyprawiał o szklane oczy.
Wyciągnąłem w jej stronę dłoń, wilgotny nos delikatnie powąchał moje palce, trącił je, aż w końcu za noskiem poszła głowa, wpasowująca się w moją rękę, idealnie do głaskania.
-Wyjeżdżamy, co?-pociągnąłem nosem. Źle mi zostawiając tu to wszystko. Tyle wspomnień, tyle zdarzeń, żyłem tu całe swoje życie, a teraz nagle wyjeżdżam. Ja wiem, że ludzie w moim wieku wyjeżdżają do obcych miast studiować, albo zakładają rodziny i wyprowadzają się, ale oni to oni. Ja chyba jednak nie mam takiej odwagi.-Pomożesz mi się ubrać?-zaraz zwołam wszystkie koty i wybierzemy mi jakieś ubrania, a później pójdę z nimi do wróżbity koguta i on zdecyduje, co z wybranych mam na siebie włożyć. Głupie trochę, ale zawsze to jakaś rozrywka i zabawnie widzieć, jak sierściuchy bawią się w moich rzeczach.
Jeszcze się muszę spakować i koty oraz koguta też. Nie wiem ile rzeczy mogę wziąć. Nie wiem czy jest sens wziąć. Dlaczego mam wrażenie, że zabiorę pięć walizek, cały szczęśliwy, a później i tak mnie porwą, zabiją, a moje rzeczy zostaną sprzedane? Zamknąłem mocno ślepia zirytowany swoim myśleniem. No przecież nic mi nie zrobi, prawda? Nic mi chyba nie zrobi. Oby, na to liczę, ale...
-Ehh...-sapnąłem, załamany nieudaną próbą wyjścia z czarnych scenariuszy. Z niemiłymi myślami, podrapałem Kotkę jeszcze kilka razy i wstałem, po chwili zwołując modową naradę w pokoju. Muszę się ubrać, bo to zbyt wyzywające chodzić w bieliźnie po mieszkaniu.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Killian Falone Pon Sie 09, 2021 7:19 pm

  Oczywiście, że nie mogło się obejść bez komplikacji, ale taki już był urok tych czasów. Ciekawych czasów, które właściwie sami na siebie sprowadzili. Chwilowy powrót do roli arystokraty chyba dobrze mu zrobił, przyjemnie też było czuć to zmieszanie od strony gwardzistów, którzy przez tych kilka dni mogli zobaczyć kilka szybkich zmian nastawienia Killiana do otaczającego go świata, w zależności od tego, czego aktualnie potrzebował. Tak, panowie, jak to stwierdziła Lis, król był dyplomatą, ale pewnie równie dobrze pasowałoby do niego "manipulant".
  Przeczekawszy dzień w siedzibie Barona, zaraz po zmierzchu ruszyli z powrotem w miasto, by odnaleźć mieszkanie Kiteczka. To nie było trudne, Killian kazał im poczekać w okolicy i mieć oko na drzwi wejściowe. Osobiście nie chciało mu się z nich korzystać, skoro już był w powietrzu, postanowił to wykorzystać i podleciał do okien, które powinny należeć do dhampira. Widok czarnego koguta dreptającego po pomieszczeniu był dostatecznym dowodem. Cholera, rzeczywiście go miał. Falone uśmiechnął się w myśli, a chmara nietoperków wylądowała na parapecie. Okno było oczywiście zamknięte, nawet nie sprawdzał innych, dość się już naoglądał, by uwierzyć, że są tak samo zatrzaśnięte. Dobrze, że jeszcze ich nie zabił deskami. Czarne pyszczki przez chwilę badały framugę i łączenie okiennic, ale nie było żadnej innej możliwości. No cóż. Rozejrzały się uważnie dookoła. Kilka okien w okolicy wciąż się świeciło, nic takiego dziwnego, ale co tam. Lampy uliczne i tak nie dawały wiele światła, były już za nisko. Nietoperze zbiły się w kącie i po chwili uwagę Kitka mogło zwrócić pukanie w szybę. Killian siedział na zewnętrznym parapecie jakby nigdy nic, jedną nogą lekko kołysząc w powietrzu. Co jakiś czas zerkał po innych oknach, bo gdyby jednak zauważył jakąś potencjalnie ciekawską twarz, chyba powinien się ulotnić.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Kitikulu Pon Sie 09, 2021 8:22 pm

Koty wybrały wstępnie w co mam się przystroić, jednak w kilku częściach garderoby nie były zgodne. Decyzję zostawiłem więc Wszechmocnemu Kogutowi. Czarny, pierzasty stwór chodził i chodził, zastanawiał się nad tym, co wybrać, a ja siedziałem po thymińsku na ziemi i patrzyłem na niego, ubrany w same spodnie. Spódnica została wybrana, ładna ciemnoczerwona, wpadająca może w bordowy, oczywiście gruba, z wieloma ciemnymi podszewkami, z ciężkiego materiału i długa do kostek. Nie będę się odsłaniać za bardzo. Do wyboru zostało okrycie na górną część ciała, to znaczy koszula i coś na nią.
Kogut pochodził w kółko, aż w końcu stanął na granatowym swetrze, średnio ciepły wybór, bo oczka nie są zbyt małe, ale grunt to dużo warstw. Sięgnąłem po ubranie, żeby odłożyć je na bok i wtedy usłyszałem to, dźwięk mrożący mi krew w żyłach. Szybko wyłapałem skąd dochodził i w najgorszych koszmarach nie widziałem, żeby ktoś atakował mnie przez okno, przecież było wysoko nad ziemią, obok nie było żadnego balkonu. Ciało samo się ruszyło i przerażony wypadłem na korytarz na kolanach, trzaskając za sobą drzwiami. Kogut nie był pod wrażeniem, dreptał sobie dalej, na spokojnie.
Zrobiło mi się duszno. Nie wiem już co najbardziej mnie niepokoiło, to, że był na moim oknie, to, że chciał nieproszony wejść do środka czy to, że widział mnie w połowie gołego? Szybko podpełzłem do drzwi od gabinetu mamy i zamknąłem je, żeby z okna tego pokoju nie widział wnętrza mieszkania. Poderwałem się z ziemi, pogasiłem światła w kuchni i jadalni, po czym nie zważając na zdziwienie kotów, które zebrałem na ręce z ziemi, wskoczyłem do łazienki i będąc za zamkniętymi drzwiami wcisnąłem się pod zlew, między niego, a ścianę wyłożoną kafelkami. Zimne te kafelki, zwłaszcza kiedy dotykają gołej skóry. Muszę zamknąć drzwi. Puściłem koty i po omacku, wymacałem z szafki klucz, który nieforemnie włożyłem do zamku drzwi łazienkowych, zamykając je w bardziej solidny sposób. Wróciłem pod umywalkę, zgarniając jeszcze ręcznik z półki, żeby się nim okryć, chociaż nie dało mi to kompletnie nic. Czułem, że to ręcznik, wiedziałem, że to ręcznik, a nie ubranie. Potrzebowałem ubrania na sobie, nie ręcznika, który można łatwo ze mnie zdjąć, który nie zakrywa mnie tak dobrze, jakbym chciał. Wcale mnie nie zakrywa.
Zakryłem usta i rozkleiłem się całkowicie, próbując stłumić wszystkie dźwięki. Koty mi w tym nie pomagały, swoim mruczeniem i miauczeniem, ale to nic, Killian wie już i tak gdzie jestem, ukrywanie się nie ma sensu. Przyjdzie po mnie i mnie zabije.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Killian Falone Wto Sie 10, 2021 3:20 pm

  Siedział na parapecie i czekał na reakcję. Jakąkolwiek w zasadzie, choć chyba nie przyszło mu do głowy, jaka będzie w rzeczywistości. Popełnił jeden zasadniczy błąd, a w zasadzie dwa związane ze sobą. Po pierwsze zapomniał o tym, jak bardzo niedomaga nietoperzy zmysł wzroku, zwłaszcza przy za jasnym świetle lampy. Jak to możliwe, że go nie zauważył? Cóż, był jasny, ściana była jasna, wokół mnóstwo rzeczy, zwierzątka chodziły, a on siedział nieruchomo. Gdyby nie szyba, to by się nie pomylił. To znaczy zobaczył go za chwilę, kiedy zwrócił wzrok na okno i zapukał w nie, ale wtedy było trochę za późno. Killian zastygł w bezruchu, a Kiteczek uciekł w panice niczym panna przyłapana w garderobie. To było trochę dziwne uczucie, jeszcze nigdy żaden facet przed nim nie uciekał przez to, że miał gołą klatę. Z drugiej strony rozumiał, jak się tak zastanowić, to wszystko to fatalnie wyszło.
  — Kurwa mać... — mruknął do siebie i zerknął w dół. Potem na okna. Kiedy Kitek zamykał drzwi, już go nie było na parapecie.
  Przez chwilę tylko rozważał dostanie się do środka, ale to chyba narobiłoby jeszcze więcej kłopotów. Dlaczego ten gość ciągle musiał jakieś sprowadzać? Kiedy już się myślało, że znajduje się nić porozumienia, Kitek brutalnie ściągał cię na ziemie i uświadamiał, że wcale nie. Jeśli nie robił tego umyślnie, to był wybitnie beznadziejnym przypadkiem. Znalazłszy okno uchylone na klatce schodowej, wampir stanął po chwili w środku i postawił kilka nerwowych kroków na półpiętrze. Zacisnął palce i uniósł pięść, ale w ostatniej chwili zawahał się i tylko przyłożył ją powoli, ale zbyt mocno do ściany. Jego chętnie by tam zobaczył. Tak, chwyciłby go za gardło i przycisnął do tej pieprzonej ściany i patrzył, jak się wije i dławi, próbując łapać za jego dłoń. Może nawet drapać, ale wiele by mu to nie dało, przecież tak szybko opadłby z sił, wystarczyło na niego spojrzeć. A może nawet szybciej dostałby zwykłej palpitacji, udławiłby się tymi swoimi łzami, rozwiązując jego cały problem.
  Rozprostował dłoń na ścianie i zjechał wzrokiem w dół, gdzie zapewne wylądowałby nieszczęsny trup. Zastukał palcami o tynk. Myśl, Killian, i oddychaj, przecież nie możesz go zabić. Jak by to wyglądało. Wziął głębszy wdech. Wyobraźnia czasem bywała pomocna, trudno zaprzeczyć. No więc tak, skoro już się wyżył na jednym Kitku, mógł wrócić do tego pierwszego. Niespiesznie pokierował się na odpowiednie piętro. Rzucił okiem na drzwi i nawet zaczął się zastanawiać, jaki sposób pukania byłby najwłaściwszy, ale doszedł do wniosku, że to bez sensu.
  — Kiti-kiti-kiti... — wyszeptał do siebie, bo ta wiązanka miała w sobie coś uspokajającego. Na kotka by się nie gniewał.
  Chwycił za kołatkę i zastukał do drzwi, by zaraz oprzeć się plecami o barierkę przed nimi. Czekał chwilę, choć dość bezowocną, co go nie dziwiło. Miał jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Głód. Killian wyjął fiolkę z krwią i bezceremonialnie rozlał kilka sporych kropel tuż pod drzwiami, mając nadzieję, że będzie wyczuwalna wewnątrz mieszkania.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie na ulicy Gorneves 5/8

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach