Posiadłość "Złoty Ruczaj"

+2
Rantir Quinaathaaph
Abigail Valendav
6 posters

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Rantir Quinaathaaph Wto Lut 08, 2022 2:15 pm

Było już chwilę po zachodzie słońca, a okoliczny las powoli kładł się do snu. Czy może raczej budził do życia, bo z lasami zawsze ciężko to ocenić. To bardziej zmiana aktorów niż chwilowe opadnięcie kurtyny, bo samotnego jeźdźca zaczęły otaczać coraz to nowe dźwięki. Raz po raz zwracały one delikatnie uwagę jelenia, który ze swym świeżo wyrośniętym porożem prezentował się dumnie i elegancko. To spokojne otoczenie zupełnie natomiast ignorował czarny kot zwinięty w kłębek na jukach z tyłu siodła. Zdecydował się łaskawie obudzić i przemieścić dopiero wtedy, gdy jego wierzchowiec i stangret z jakiegoś powodu zatrzymali się przy wielkiej chacie w środku lasu. Sabur usiadł na ściółce, obrzucił konstrukcję krytycznym spojrzeniem i zabrał się za wylizywanie łapy, podczas gdy czarodziej ruszył do drzwi.
Quinaathaaph zapukał i raz jeszcze rzucił okiem wokoło. Przyznać trzeba było, że dom miał bardzo ładną okolicę, jego żonie szczególnie by się spodobała. Zaraz jednak wrócił uwagą do wejścia, gdy to się otworzyło, ukazując mu samego gospodarza.
— Witaj, Gaspardzie — rzucił z lekkim uśmiechem na twarzy, zsuwając z głowy kaptur. — Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam? Pomyślałem, że zajrzę, będąc w okolicy — dodał zaraz na wstępne usprawiedliwienie tej wizyty, choć w jego głosie wcale nie brakowało charakterystycznej pewności siebie i przeświadczenia, że nawet bez żadnego powodu mógłby tu przyjść.
Nawiasem mówiąc, nie zmienił się wcale przez ten czas, zarówno odkąd widzieli się po raz pierwszy, jak i od wesela Gwendelyna, choć tam prezentował się oczywiście nieco inaczej. Teraz miał na sobie typowo podróżny strój, raczej w ciemnej tonacji, choć nie brakło tu właściwych mu fioletowych akcentów oraz ikonicznej już czarnej peleryny ze srebrnym haftem skrzydlatego węża.
Rantir Quinaathaaph
Rantir Quinaathaaph

Stan postaci : Doskonały.
Źródło avatara : games-frontier.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Lut 08, 2022 2:56 pm

Dyskusja o wymianie handlowej musiała zejść na dalszy plan, bo trzeba było tu nieco posprzątać, do czego zagonieni zostali wszyscy, oczywiście przez Amelie.
-...nie za długi ten urlop dostałaś…?
Pomarudził białowłosy, przekładając swoje ubrania, zaś Stworek ubrała jego koszulkę, zaczynając ją wąchać.
-Ahhh khy khy…
-Ej, to moje…!
Podjął, ale ta tylko uśmiechnęła się i uciekła, zaś sam opuścił głowę, wypuszczając powietrze.
-Łowca Potworów, bezradny w obliczu kobiet.
Rzuciła siostra podniosłym tonem narratora, zakładając ręce na biodrach, zaś Gaspard Sapnął tylko, wymijając ją.
-Kiedyś mnie wykończą, to z pewnością.
-Jak ta… jak jest było… ta Lu…?
Zarzuciła mu z ewidentnym przytykiem, bo jej zdaniem, jego relacja z tą kobietą, duchem, cokolwiek, niosła więcej szkód jemu i otoczeniu, niż wynikało z tego coś dobrego.
-Ta… mniej więcej.- Mruknął, przerzucając swój sweter, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. -Goście?
Dodał i udał się w stronę drzwi, daleko nie miał, bo drzwi frontalne do domostwa połączone z salonem były chyba górskim standardem. Dzięki temu, Rantir prędko ujrzał twarz gospodarza, która wykazywała niemałe zaskoczenie.
-Rantir…?- Spytał, zupełnie nie spodziewając się tutaj jego obecności. Zaraz za jego plecami zakręciła się Amelie. -Jasne, wejdź…
Zaprosił go, zaraz schodząc z drogi. Wtedy milicjantki uśmiechnęła się.
-Pan Quinaathaaph, poznaliśmy się na weselu, dobry wieczór.
Przywitała się. Pamiętała swoje pierwsze zaskoczenie, kiedy dowiedziała się o tym jakie znajomości zawarł jej brat, nawet jeśli nie znała szczegółów. Może gdyby rod Anatellów wciąż miał pieniądze i pozycję, nie byłoby to takie dziwne, lecz oni zaczynali kompletnie od zera.. to nie była już ich sfera, a jednak znowu byli do niej zapraszani.
-Porabiałeś coś w tej okolicy…?- Zapytał, stykając palce że sobą, a Amelia pacnęła go w ramię. -A tak… coś do picia…?
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Rantir Quinaathaaph Wto Lut 08, 2022 9:04 pm

Jego zaskoczenie było całkiem zabawnym widokiem. Nie żeby próbował się z niego naśmiewać, bo nie miał ku temu powodu, ale lubił widzieć, jak ludzie patrzą na niego w swoim progu i zaczynają się zastanawiać jak i dlaczego. Wiele razy widział tę minę na uniwersytetach i nadal mu się nie znudziła. Lubił też sprawdzać, kto tak naprawdę poczuje się głupio urażony niezapowiedzianą wizytą, ale tutaj tego nie zakładał i słusznie.
Wszedł do wnętrza, właściwie do salonu, zaraz lokalizując spojrzenie na siostrze Anatella. Jej również posłał powitalny uśmiech.
— Dobry wieczór, miło znów panią zobaczyć — odparł i odwiesił płaszcz na wieszaku.
Tymczasem czarny kot, którego kobieta również mogła kojarzyć z wesela, przydreptał do drzwi i zwolnił nieco przed samym progiem, by przekroczyć go dumnym marszem. Nie spojrzał nawet na Gasparda, a tylko zerknął ku Amelie, zadarł ogon do góry i rozpoczął uważne badanie całego salonu.
— Właściwie to przejeżdżam... — Zerknął na gospodarza i kiwnął głową. — Niech będzie herbata, proszę — odparł tonem sugerującym, że nie bardzo przejął się tą nieodpowiednią kolejnością pytań. — Zmierzam do Puszczy, a właściwie do centaurów. Jak nie uda mi się znaleźć Ksejgaaka, to może chociaż oni będą coś wiedzieć... — wyjaśnił i zerknął za kotem, który właśnie wyciągał się do góry z zamiarem wskoczenia na blat kapliczki i zbadania dokładniej tego dziwnego tworu. — Sabur...
Rantir Quinaathaaph
Rantir Quinaathaaph

Stan postaci : Doskonały.
Źródło avatara : games-frontier.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Lut 08, 2022 9:39 pm

Z początku miał wrażenie, że gość w jego progu oznacza nowe kłopoty, jak to było z Kanmiłem, ale w tym wypadku Rantir faktycznie zdawał się przybyć zupełnie niezobowiązująco. Cholera, Gaspardzie… powinieneś chyba przywyknąć do tego, że w życiu istnieje coś takiego jak "normalność". Tak to jest, kiedy zostaje się odludkiem, a jedyne twarze w Ruczaju to siostra, oraz… właśnie, gdzie Stworek…?
-Herbata, w porządku, my…
Spojrzał na Amelie.
-W szafce u góry.
-...mamy herbatę, tak,  idę zrobić.
Obwieścił i niespiesznie ruszył w stronę kuchni. Blondynka uśmiechnęła się przepraszająco do czarownika, jakby czuła się winna głupoty własnego brata, a choć zapamiętała go jako introwertyka, dopiero teraz zauważyła, że on zwyczajnie zdziwaczał i nie nadaje się do ludzi. Ta praca i to życie… to z pewnością nie był świat Gasparda, nie tego którego znała, a który powoli się przez to wszystko zmieniał.
Zaraz jednak białowłosy zjawił się w progu do kuchni, a salonu, zakładając ręce na piersi i opierając się o ścianę.
-Ksejgaak… coś mi to mówi…
Wymruczał.
-To smok, przyjaciel ludzi, był nawet na balu u Jaśnie Cesarskiej Mości.
Objaśniła Amelie, która w sprawach selindayskich była trochę bardziej obyta, niż on.
-Hm, rozumiem. Zaginięcie smoka to chyba nigdy nic dobrego, co? Heh…- Spojrzał na Rantira, zaraz opuszczając brwi. -...gdy ostatni raz spotkałem centaura, prawie mnie zabił…
-Spotkałeś centaura?
Wtrąciła Amelie, jak zwykle niezaznajomiona w przygodach Gasparda, ale to musiało zejść na dalszy plan, kiedy Sabur odwrócił uwagę wszystkich, wchodząc na największą świętość Anatella.
-Osz Ty…
Urwał, bo usłyszał gotującą się wodę do naparu, a wtedy Amelie postanowiła pozwolić sobie podejść do kapliczki i wziąć Sabura na ręce.
-Ale słodki…!
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Rantir Quinaathaaph Sro Lut 09, 2022 12:59 am

Chyba nie spodziewał się, że to imię nie zostanie z marszu rozpoznane. Kto w końcu nie słyszał o smoczym ambasadorze? Cóż, najwyraźniej Gaspard nadal lubił łamać schematy.
— W rzeczy samej. To nasz główny łącznik ze smokami z Puszczy — przytaknął Amelie i przeniósł wzrok znów na białowłosego. — Niestety, nie wydaje mi się... — wymruczał. To było faktycznie niepokojące, na tyle, by odciągnąć go od własnych spraw, a to niełatwa sztuka.
Na wspomnienie centaura Quinaathaaph lekko uniósł brwi, jednak nie zdążył pociągnąć tego tematu.
Sabur obejrzał się na niego, słysząc swoje imię, ale ciekawość wciąż ciągnęła koci nos do kapliczki, gdzie wylądowały już przednie łapki, a zaraz i tylne. Wtedy też poczuł jak coś bez uprzedzenia porywa go w górę i oplata rękoma. Kocur nie uważał, że jest słodki, zaczął się natomiast wykręcać i burczeć ostrzegawczo, jakby groził dziewczynie, że albo ona go posłucha, albo on ją zamorduje.
— Słodki i bez nastroju... — Podszedł i wziął od niej czarny kłębek nerwów, który chwycony pod pachy, uspokoił się. — Bądź grzeczny i nie łaź po meblach.
— Rurh... — burknął Sabur, a kiedy został odstawiony na ziemię, poszedł przycupnąć pod stołem w pozie obrażonego pulpeta.
— A wracając... — Rantir oderwał wzrok od blatu i popatrzył po Anatellach. — Nie dziwi mnie agresja tamtego centaura. Chronią swoich ziem bardzo rygorystycznie i nie uznają, żeby nie znajomość prawa była wymówką. — Pozwolił sobie usiąść przy stoliku. — I słusznie, jakby nie patrzeć. Gdyby nie to, ich rzeczywistość zmieniałaby się znacznie szybciej... Tak czy inaczej, odradzam kontakt na własną rękę, można zarobić strzałę w plecy — dodał z lekkim uśmiechem. Swoją drogą ciekawił go, czy zna tego kopytnego, ale raczej się Gaspardowi nie przedstawiał. — A ty jak się miewasz? Słyszałem sporo plotek, ale co trzecia była inna — rzucił po chwili. O tak, teorie na temat Anatella też były ciekawe, ale może nie na ten moment.
Rantir Quinaathaaph
Rantir Quinaathaaph

Stan postaci : Doskonały.
Źródło avatara : games-frontier.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Lut 09, 2022 11:48 am

Nie tylko Rantir był zaskoczony jego niewiedza, Amelie myślała podobnie, ale że Gaspard był nieco oderwany od rzeczywistości, to może też był to jakiś jego urok. Ale najwazniejsze, że przynajmniej udało mu się przynieść herbatę dla Rantira, którą postawił na niskim stoliczku przed kanapą, zwróconą w stronę nierozpalonego kominka. O tej porze roku było to całkiem zbędne.
Mniej więcej w tym momencie serce Amelie zostało złamane i wyrzucone do śmieci przez Sabura, którego z bólem musiała pożegnać, gdy zabrał go czarownik, a ta tylko westchnęła, robiąc dobrą minę do złej gry.
-Cóż, przynajmniej wiem, że nie lubi mnie za charakter, a nie za wampiryzm, jak to niektórych.
Zażartowała, na co Gaspard przymrużył oczy, ale nie skomentował tego. Dobrze, że Rantir był w temacie, inaczej palnęłaby niezłą gafę. Musiał ją na wszelki wypadek pilnować z tym.
-To właściwie nie mebel, a kapliczka… Ata.
Wtrącił Anatell, lekkim ruchem ręki wskazując na miejsce, gdzie wcześniej sadowił się kot, ale zaraz samemu przeszedł na fotel, który zajął w zgarbionej pozycji, oparty o swoje uda. Milicjantka zajęła kanapę przy brzegu, zakładając nogę na nogę, swoje niebieskie oczy kierując na Quinaathaapha, gdy nadmienił o centaurach.
-Niebywałe jak wiele istot wciąż się musi przed nami kryć. Centaury z pewnością nie są jedyne.
Rzuciła kobieta z uśmiechem, ale po chwili Gaspard przyłożył dłoń do policzka, leniwie spoglądając po czarodzieju, gdy tak mówił o cennych uwagach w kontakcie z nimi.
-Powiedz to Serafinie, to ona wpakowała mnie i Harima w niechybną pułapkę jednego z centaurów. Przeżyliśmy tylko i wyłącznie dzięki mojemu urokowi osobistemu. A strzały… cóż, latały, hah.
Zaśmiał się cicho, zaś Amelie wyglądała na zażenowaną.
-Jesteś beznadziejny…
-Ale co do Twojego pytania…- Uwał, poprawiając się w fotelu. -...cóż, obiecaj się nie śmiać. Jestem… Łowca Potworów? Tak mnie okrzyknięto. Zaczęło się od Pogromcy Licza z Jutar… zabiłem, właściwie przyczyniłem się do zgładzenia Złego Czarnoksiężnika… mojego przodka, Alexiusa, który został nieumarłym potworem…- Spojrzał na Amelie, a ta zbłądziła wzrokiem, choć pamiętał jak gdy pierwszy raz jej to powiedział, jej niezrozumienie powoli przekształcało się w dumę, że postąpił słusznie, wzgardzając tym ponurym dziedzictwem. -...potem już na własną rękę zabiłem Wiedźmę z Shendaar, która próbowała przyzwać potężnego demona z Otchłani, co też uniemożliwiłem z pomocą kapłanki Omari i… hm…- Podrapał się po głowie. -...a dalej to już w ciągu roku polowałem na inne paskudztwa, choć nie było tego wiele, coś udało mi się osiągnąć, dużo wędrowałem po kraju… ostatni raz mierzyłem się z upiorem, który zabijał na starym dworze…- Przeniósł uwagę na halabardę, oparta o kominek. -...to moja broń, jest zaklęta antyurokiem czarnomagicznym. Odebrałem ją Alexiusowi. Jest bezpieczna, fachowa ocena Sztukmistrza z Ledrenii…- Urwał znowu, nieco się kłopocząc. -Trochę tego było jak widzisz…
-Trochę…?
Rzuciła z ironią Amelie.
-Ta…- Spojrzał na Rantira i znów na kapliczkę Wilka. -Obiecałem Jemu, że się zmienię, że zawrócę ze złej ścieżki… dlatego postanowiłem wykorzystać moje przekleństwo, aby zgładzić potwory takie jak ja… chociaż tyle mogę…
-Jemu...?
Dopytała siostra, bo raczej tego fragmentu historii Gasparda nie kojarzyła. To zabrzmiało, jakby robił to na polecenie samego boga, zresztą druidzkiego, choć był to czysty absurd, co nie? Zapewne miał na myśli modlitwę, ludzie często obiecują coś w modlitwach, zmiany i tym podobne.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Rantir Quinaathaaph Czw Lut 10, 2022 12:24 am

Uniósł lekko kąciki ust, słysząc jej stwierdzenie, cokolwiek pesymistyczne, choć sama starała się żartować. Może i tak faktycznie było, ale wtedy byłby zaskoczony.
— To chyba za mało, by poznać charakter. Jest po prostu kotem — odparł, bo choć wiele mógłby powiedzieć o Saburze, również nietypowych rzeczy, to jednak wszystkie podlegały nadrzędnemu prawu. Był kotem i żadne nadzwyczajne wpływy nie były w stanie zmienić jego kociej natury chcenia i niechcenia bez przyczyny. Zaraz też Gaspard zwrócił uwagę na kapliczkę. Swoją drogą ciekawe było to, że jego siostra wiedziała o wampiryzmie. I od jak dawna, wydawała się mówić o tym bardzo swobodnie. — Kapliczka... Widziałem już jedną podobną, choć nie ufałem tej plotce.
Może i dobrze, że jego bardziej niepokojące domysły nie były prawdziwe. Jednak ten temat szybko odszedł w zapomnienie na rzecz mieszkańców puszczy.
— Oczywiście, że nie są. I nie powiedziałbym "wciąż" a "już". W dawnych czasach ludzie byli im bardziej... Na równi — Upił herbaty i zerknął na Gasparda. — Serafina... Czemu mnie to nie dziwi? — Uśmiechnął się pod nosem. Urok osobisty Anatella z pewnością był tam kluczowy.
Jego kolejne słowa o wyśmianiu go zdecydowanie przykuły uwagę czarodzieja. Chyba lubił, kiedy ludzie tak mówili, to zwykle wróżyło historię ciekawszą niż codzienność, a te zawsze go przyciągały. Słyszał plotki o Gaspardzie, ale usłyszenie tego tytułu z jego własnych ust było znacznie bardziej egzotyczne. Jakby jednocześnie przyznawał się do tego, jak i nie. Na wzmiankę o Alexiusie na moment zatopił wzrok w herbacie. Nie przerywał jednak, dalej słuchając uważnie, bo im dalej to szło, tym ciekawiej się robiło. Spojrzał na halabardę. Już wcześniej ją zauważył, ale chyba nie zastanawiał się nad tym, zbyt zajęty poprzednimi myślami. Prezentowała się faktycznie groźnie.
— Poznałeś Sztukmistrza... — To był pierwszy raz, kiedy przerwał mu opowieść o sobie, jakby wątek ten był bardziej niespodziewany. — Trochę — przyznał z lekkim rozbawieniem tym określeniem. Zaraz też powiódł wzrokiem ku kapliczce. Pamiętał tę chwilę w Azylu, choć nie za dokładnie wszystkie słowa, to jednak owszem. — Rozumiem... — odparł, ignorując pytanie Amelie. — Więc zostałeś Samozwańczym Łowcą Potworów. To całkiem szlachetne. A skoro nadal żyjesz, to nie była taka zła decyzja — rzucił z wyraźną nutą żartu na koniec i spojrzał na białowłosego. — Powiedziałeś, żebym się nie śmiał. Ale wiesz, co mnie bawi? Fakt, że kiedyś pewien człowiek stwierdził, że pora porzucić życie, którego wszyscy po nim oczekiwali, i zająć się tym, co każdy z nich uważał za obłąkany pomysł. A później każdy go pytał, jakim sposobem stał się mistrzem magii. — Uśmiechnął się i upił herbaty, by zaraz spojrzeć na Gasparda. — Nie słuchaj krytyki tych, którzy nie rozumieją, co chcesz osiągnąć. A już na pewno się jej nie obawiaj, bo prędzej czy później się z nią zderzysz. — Umilkł na chwilę i zerknął na Amelie. — Jak to jest mieć wampira w rodzinie? — zapytał, choć ciężko powiedzieć, czy na poważnie.
Tymczasem Sabur wynurzył się spod stołu, usiadł obok i zaczął z namysłem wgapiać się w Gasparda.
Rantir Quinaathaaph
Rantir Quinaathaaph

Stan postaci : Doskonały.
Źródło avatara : games-frontier.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Lut 10, 2022 12:55 am

Gaspard chyba nie spodziewał się, że to poznanie Sztukmistrza będzie tym najbardziej porywającym wydarzeniem, ale może Rantir miał z nimi własne doświadczenia. Nie wydawał się jednak tego negować, ani nic w tym rodzaju, więc reszta historii poszła sprawie, a raczej jej zwieńczenie. Choć kiedy zatytułował go kolejną nową formą jego nieokreślonej profesji, cóż, uśmiechnął się głupio, tak jak wtedy, gdy nie wie się co powiedzieć.
-Tak… em… mam po prostu szczęście.
Zaśmiał się cicho, a Amelie westchnęła.
-Największe przekleństwo, fatum, a nie szczęście.
-Nie znasz się.
Prychnął, a zaraz rodzeństwo Anatellów przeniosło uwagę z powrotem na czarownika, który skupił swoje słowa na Gaspardzie. Srebrne oczy zaczęły powoli się powiększać, kiedy odniósł wrażenie, że… mówił o sobie? Wbrew wszystkiemu, nie znał wielu mistrzów magii, poza nim, więc… ale… hm. Nie spodziewał się, że Quinaathaaph zechce go przyrównać do siebie, nawet w tym sensie. W końcu, no… eh, nieważne, głupie myśli.
-Krytyka to całe moje życie.
Wyszczerzył kły, opierając się o podłokietnik, a wtedy Amelie uniosła brwi, słysząc pytanie, które ją całkiem zabiło. To było niebywałe pytanie.
-Źle wpływa to na mój zegar biologiczny… ciężko spać, kiedy ktoś się krząta…
-Nikt nie każe ci tu nocować…
-...a poza tym, jest to trochę dziwne, lecz…- Urwała, spoglądając z wolna na Rantira. -...wychowałam się w jeszcze dziwniejszej rodzinie, jak wspomniałam… od zawsze jesteśmy trochę przeklęci, na swój sposób...- Spojrzała na Gasparda. -...fatum.
Dodała, a ten prychnął z kpiną, by spojrzeć znów na czarodzieja.
-A właśnie… czy… pamiętasz te fajne eliksiry, dzięki którym mogłem chodzić za dnia…?
Uśmiechnął się szeroko. No nie zaszkodzi spróbować, co nie…?

Miła herbacianka przeminęła, zaś Rantirowi przyszło zbierać się do drogi, więc Anatellowie odprowadzili jego i Sabura do drzwi. Amelie grzecznie ukłoniła się lekko, jak damulka, zaś Gaspard podał mu rękę, jeśli cokolwiek to znaczyło.
-Miło było ugościć Ciebie… zamiast samemu być gościem. Jak zwykle.- Podrapał się po policzku. -Uważaj na siebie i… pozdrów Salinae… a jakbyś miał styczność z Atem… a zresztą, nieważne. Bezpiecznej drogi.
Pożegnał go i kiedy tylko ten wyszedł, samemu zamknął drzwi, spoglądając po siostrze, która już kręciła się po salonie, cicho ziewając.
-Idę spać, skoro już nie jestem potrzebna. Postaraj się tym razem nie wywalić całego szkła z szafki, dobrze…?
Mruknęła i udała się w stronę pokoi, zas Gaspard zamrugał dwa razy.
-To był przypadek no… potknąłem się o Stworka…
Rzucił, ale Amelie tylko machnęła ręką, znikając za rogiem. No tak. To chyba czeka go spokojna reszta nocy.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Rantir Quinaathaaph Czw Lut 10, 2022 1:39 am

Zaśmiał się cicho na jego komentarz o samym sobie. To było całkiem dobre podejście do tego życia, podobało mu się. Zaraz jednak przeniósł uwagę na Amelie, która zdawała się całkiem uroczo zaskoczona jego pytaniem. Oto i kolejne hobby Rantira, zadawać ludziom pytania, których w życiu nie spodziewają się usłyszeć. Notować uważnie w pamięci to, co mówiła.
— Hm, więc łatwiej było to zaakceptować — pokiwał głową. To jej całe fatum nie wyglądało aż tak źle, choć co prawda nie wiedział nic o ich domu.
Przeniósł wzrok z powrotem na Gasparda, no a skoro byli w temacie nieoczekiwanych pytań...
— Na pewno nie mam ich przy sobie. — Lekko uniósł brwi i upił herbaty. — Ale mógłbym przyrządzić, gdy wrócę do domu — dodał po chwili.

Przyszła w końcu pora, by się pożegnać, gdyż musiał ruszać dalej. Sabur trochę niechętnie wyszedł na zewnątrz, chyba uważając, że dwadzieścia stopni to o te cztery za mało w porównaniu z salonem, ale nie miał wielkiego wyboru.
Quinaathaaph pożegnał się z Amelie, a zaraz uścisnął dłoń Gasparda.
— Dziękuję. Ty też bądź ostrożny. — I po tych słowach odjechał leśną drogą, pozostawiając ich samym sobie.
Kiedy jego siostra poszła do swojego pokoju, w domu zrobiło się cicho i spokojnie. I nic nie wskazywało na to, by coś miało ten spokój przerwać, a jednak nie trwał nawet na tyle długo, by Anatell zdążył dobrze opuścić pomieszczenie.
— GASPARDZIE — rozbrzmiał w salonie głos i zdecydowanie nie należał do Stworka, wyraźny i głęboki, a jednak nie bardziej donośny niż spokojna rozmowa. Co więcej, Amelie pozostawała zupełnie nieświadoma, niczego takie nie słysząc. — Gaspardzie... — powtórzyło się, tym razem tonem trochę bardziej zbliżonym do żywej istoty niż kamiennego echa, a uszy białowłosego podpowiadały, jakoby głos dobywał się od strony kapliczki. Czy był znajomy?...
Rantir Quinaathaaph
Rantir Quinaathaaph

Stan postaci : Doskonały.
Źródło avatara : games-frontier.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Lut 10, 2022 2:04 am

Oczywiście, gdy myślisz sobie, że to będzie spokojna noc, to nie, nie będzie. Pierwsze prawo Gasparda. Ale jeszcze w swej błogiej nieświadomości miał nadzieję iść zająć się sobą, mianowicie poczytać książkę, to co robią normalni ludzie, gdy mają wolne, ale nie… oczywiście, że nie.
Kiedy usłyszał własne imię, odbite echem, choć jeszcze niezbyt świadom tego, kto i gdzie je usłyszał, zatrzymał się jak wryty i zamurowany. Serce stanęło mu, a oczy zadrgały, skupione na martwym punkcie.
-Jeśli się obudziła, to mnie zabije…
Wymruczał, mając na myśli Amelie, bo obiecał nie sprawiać kłopotu po nocach, ale zaraz znowu usłyszał swoje imię, tym razem jakieś to było bardziej rzeczywiste, ale tak samo niepokojące.
Zwrócił wzrok na kapliczkę, bo to stąd miał przeświadczenie, że go usłyszał. Powoli podszedł w jej stronę, chwytając w dłoń świecznik. Jeśli coś z niej wyskoczy, będzie się bronić świecznikiem. Jeszcze nigdy jego kapliczka nie mówiła, nie wiedział, że ona tak potrafi.
Zatrzymał się tuż przed nią, nieco niepewnie.
-Przynajmniej działa…- Wymamrotał, a po tym przełknął ślinę. -H...halo…?
Spytał, jakby chcąc wywołać nowy odzew. Chyba był dalej zbyt zdezorientowany by określić tą absurdalną sytuację.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lut 10, 2022 12:49 pm

Na szczęście Gasparda, Amelia spała w najlepsze, a przynajmniej brak krzyków rozgniewanej kobiety na to właśnie wskazywał. Z drugiej strony mogło to być niepokojące, bo co jeśli zacznie umierać i wtedy również nikt go nie usłyszy? W końcu wampir nie miał pojęcia, z czym ma do czynienia i zapewne nikt by nie miał.
Cisza zdawała się wyczekująca, jakby właśnie na to, by podszedł bliżej, choć można się zastanawiać, po co był mu świecznik. Zaskakujące były niektóre ludzkie odruchy obronne, nie służące absolutnie niczemu poza złudnym poczuciem bezpieczeństwa i panowania nad sytuacją. Zarówno to, jak i jego słowa zdawały się rozbawić istotę, która odpowiedziała cichym śmiechem.
— Nie pamiętasz mojego głosu... Jestem At, Pan Życia i Śmierci. — Zrobił krótką pauzę. — Obserwowałem cię od tamtego czasu, Gaspardzie. Twoją drogę. Słowa. Wybory. Podoba mi się to, co czynisz. Chcesz bronić ludzi przed złem, jakie zapraszają do swego świata. Brakuje tu takich jak ty. Dlatego też będę cię wspierać i uczyć. Możesz mnie pytać, o co zechcesz... — Miękki głos Ata odbijał się w spokojnie w jego myślach. — Podoba mi się też twoja prośba, dlatego ją spełnię. Wszędzie tam, gdzie wzniesiesz kapliczkę poświęconą memu imieniu, będę chronić ludzi przed mrokiem. Czarna magia ich nie dotknie, a ich dusze będą bezpiecznie czekać na przyjście Łącznika. Wierzyłeś, że tak się stanie, więc niech tak będzie.
Z tymi słowy umilkł, jakby czekając na odpowiedź ze strony Łowcy, jakakolwiek miałaby być.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Lut 10, 2022 1:17 pm

Czy kapliczka się… zaczęła śmiać? Mimo to nie brzmiało jakoś złowrogo jak demoniczny śmiech antagonisty, ani nic w tym rodzaju, raczej czyste rozbawienie, na które opuścił świecznik wgapiając się w kamienną płytę jak zaczarowany, aż ta znów nie przemówiła, na co lekko rozchylił usta.
-At…- Powtórzył, by znów to przyswoić. Jego pierwszy słowny kontakt od Zaświatów. -Wtedy tyle się działo, ciężko zapamiętać każdy szczegół, zwłaszcza myśleć trzeźwo, kiedy martwy przedmiot do ciebie mówi.
Wytłumaczył się opuszczając z lekka brwi, choć mówił szeptem, jakby to miała być ich własna tajemnica. Nie był pewny, czy właściwie musiał mówić, ale chyba czuł wtedy, że wcale nie doświadcza halucynacji.
Ale może powinien myśleć, że to sen, bo z każdym kolejnym słowem Boga Życia i Śmierci robiło się mniej poważnie, przynajmniej ciężko było uwierzyć takiemu wampirowi jak on, że spotyka się z boską aprobatą, a tym więcej, że At go obserwował. Co prawda, zawsze sobie powtarzał, że tak jest, ale usłyszeć, a wierzyć, to dwie różne kwestie… przecież równie dobrze, jego czyni mogły być bezcelowe na dłuższą metę.
Oczy Anatella otworzyły się szerzej, kiedy zapewnił go o wsparcią i… nauce? Nauce? Nauce takiej jak… właściwie, kto miał naukę? Jedyne osoby jakie kojarzył to Serafina, Lucrecie’a i zapewne Salinae. Ale oni go reprezentowali, zapewne też pobierali nauki, a on… on przecież był tylko Gaspardem. Dlaczego on?
Jego warga lekko zadrgała, kiedy At wspomniał o kapliczkach. Ich moc miała stać się rzeczywista, tak jak pragnął, miały chronić tych, których zmuszony był pozostawić po każdej walce… to działo się naprawdę, czy to głupi sen…?
Po policzkach Gasparda popłynęły głuche łzy, a sam opuścił głowę, nim nie przetarł je rękawem. Nie, nie było czasu na głupie emocje, wzruszenia, a nawet samozachwyt. Nie wiedział, czy dalej nie śni, lecz nie mógł stracić tej okazji.
-Dzięki Tobie zrozumiałem, że podążałem drogą egoizmu, który prowadził mnie tylko w jedną stronę. Nie chciałem już nigdy więcej być ofiarą losu, czy… mojego potępienia. Nie chciałem być zdziczałym zwierzęciem.- Urwał na moment, zbierając myśli. -Nie chciałem też być jak Alexius. Gdy go ujrzałem… pojąłem chyba przed czym mnie przestrzegłeś. Zamierzam chronić ten świat przed nami… przed Saramirem, na tyle ile mogę.- Uciszył się znów, aby zaraz założył ręce za kark, splatając palce ze soba. -Kapliczek jest trochę dużo, wiesz… nazbierało się. Cholera… te pierwsze mogły się już rozpaść…
Zmartwiło go to, ale postanowił jednak narazie porzucić tę myśl. Jego słowa mu w tej kwestii wystarczyły. Jeśli tak to miało działać, Medevar już stał się lepszym miejscem. ale to w takim razie nie koniec. Są przecież jeszcze inne zakątki świata.
-Wielokrotnie zastanawiałem się jaka jest Twoja wola, co jest tym dobrem. Myślałem tez, że wszystko co zrodzone ze zła, ale… poznałem Garretha, znaczy… demona… zresztą wiesz to. Pomógł mi i dałem mu szansę. Postąpiłem właściwie…?- Zapytał go, a gdy tylko znalazła się chwila, kontynuował. -Skoro mogę pytać… czy z Lucrecie wszystko dobrze? My… nie wiąże nas już nic ze sobą, ale mam nadzieję, że mój trud nie poszedł na marne.- Uśmiechnął się. -I co właściwie znaczy “nauka” w tym wypadku…?
Zalał go pytaniami, licząc na wyrozumiałość.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lut 10, 2022 2:37 pm

Jego tłumaczenie było rozbrajające na swój sposób, a choć Wilk tylko sapnął cicho, to zdawał się rozbawiony przyrównaniem tej rozmowy do dyskutowania z przedmiotami. Na szczęście Anatell chyba aż tak jeszcze nie zwariował, choć już sam fakt rozmawiania z bogiem mógł go do tego klasyfikować. No i ostatecznie nadal nie miał potwierdzenia, prawda? Zmysły potrafią mącić. Tyle pytań i wątpliwości, a At mówił dalej, poruszając coraz to głębsze uczucia w wampirze. To był miły widok. Tak wyraźne potwierdzenie, jak bardzo mu zależy.
Czekał jednak cierpliwie na jego pierwsze słowa, których wysłuchał w milczeniu. Jego tłumaczenia, jak i deklaracja były również miłe dla uszu, co Anatell mógł wyczuć w głosie Wilka.
— Cieszy mnie to, że zrozumiałeś. Nadajesz nowy sens naszemu pierwszemu spotkaniu — Pauza. — Nie martw się o kapliczki. Będzie czas, by je naprawić... — Umilkł ponownie, wysłuchując kolejnego pytania połączonego z wahaniem. Dobrze znał tę rozterkę, wszak sam się jej przyglądał, jak też zdarzeniom później. Jednak ta kwestia wymagała bardziej złożonej odpowiedzi. — Moją wolą jest ukrócić cierpienie. Jeśli w tym celu musisz zabić potwora, zrób to. Lecz jeśli nie... Nie zatracaj się w schematach. A już w szczególności w szerzeniu nienawiści do tych czy innych stworzeń. Musisz być czujny, Gaspardzie. Choć istnieją istoty zrodzone w Otchłani, tak jak duchy w Świecie Duchów, to niezmiernie trudno jest sprowadzić je do tego świata. To, co ludzie nazywają demonami czy upiorami, to w rzeczywistości potępione ludzkie dusze, które przez wieki zatraciły się w nienawiści, zazdrości i gniewie, które zagnieździły się w nich jeszcze za życia. Zmieniły się przez to niewyobrażalnie. A choć wiele z nich nie potrafi wydostać się z tej pętli zła i zrezygnować z pokus, jakie ze sobą niesie, i powoli w niej umiera lub zostaje skazana za zbrodnie w tym czasie popełnione, to Otchłań nie oznacza definitywnego końca. Każda z tych dusz wciąż może zawrócić, jeśli zdoła wzbudzić w sobie człowieczeństwo. Być może twoja decyzja przyczyni się do odkupienia duszy Garretha, lecz to zależy w głównej mierze od niego samego. — Umilkł ponownie, pozwalając mu ułożyć to sobie w głowie. Po chwili posypały się kolejne pytania, których wysłuchał cierpliwie. — Lucrecia dobrze sobie radzi, ona również przyczynia się do tego, by ten świat był choć trochę lepszy. Co do twojej nauki natomiast... Jak przed chwilą się przekonałeś, nie wszystko, co mówią sobie ludzie, jest prawdziwe lub też nie w całości. Zrozumienie prawdziwej natury tego świata pomoże ci w twojej misji, ale też w pojęciu twego własnego losu, a w przyszłości być może... wprowadzi ludzi z błędów, które powodują więcej szkody niż pożytku — wyjaśnił, by jednak zaraz kontynuować. — A jeśli zechcesz, mogę nauczyć cię pełniejszego korzystania z twego wampiryzmu... lecz na to przyjdzie jeszcze czas — dodał.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Lut 10, 2022 3:07 pm

Jego aprobata cieszyła go bardziej, niż sam pokazywał, bo w końcu Gaspard zazwyczaj starał się trzymać wszystko na wodzy, ale chyba przed kimś takim jak At nie dało się czegoś podobnego ukryć. A informacja o kapliczkach go uspokoiła. to prawda, na wszystko przyjdzie czas, teraz były ważniejsze zadania.
Wsłuchał się uważnie, kiedy przeszli do kwestii Garretha, właściwie, wszystkich istot potępionych. Wtedy też miał nabyć nową, kluczową informację, z której nie zdawał sobie sprawy. Że demony nie narodziły się z chaosu i harmonii, ani inne Ayowskie bzdury, tylko były kiedyś takie jak on, czy Luna, albo Amelie. Każdy kiedyś żył. Sądził, że w Otchłani dusze ludzkie zaznają cierpienia lub są pożerane przez de facto demony, ale… najwidoczniej to tylko kolejna droga do jakiegoś celu. Czy on też zostanie demonem…? Garreth określał siebie bardzo słabym potępionym, ale… nieważne. To naprawde nie było ważne, nie póki oddychał. Mimo to, pojawiła się nadzieja dla Garretha. To go uspokoiło.
-Tak sądziłem. Znaczy… widząc to jak próbował nam pomóc, nawet jeśli liczył na przetrwanie, udowodniło że ma swój rozum i… jest szansa, że może być lepszy. Dlatego chyba zaufałem własnej empatii. Nie potrafiłem go skrzywdzić. To chyba już był dowód…- Mruknął, odbiegając wzrokiem. -Co ja się tłumaczę…- Uśmiechnął się i powrócił wzrokiem na kapliczkę, kiedy przeszli do kwestii Lucrecie, a fakt że dalej wykonywała swoja pracę mógł poświadczać o tym, że jest w porządku. Kolejny kamień z serca. -Współczuje każdemu Alexiusowi na jej drodze…- Zaśmiał się cicho, zachowując uśmiech, który powoli ustępował zaskoczeniu. Nie, właściwie… rozumiał co miał na myśli. Tylko zrozumienie, prawda, pojęcie zasad i struktur mogło go właściwie kierować. Ale tego ostatniego się nie spodziewał. -O… to Ty tak umiesz…? Właściwie… hm. No tak, “bogowie”.- Zamyślił się. -Czytałem w księgach Rantira o zdolnościach wampirów, nie dowierzałem w to, a przynajmniej wydawało mi się to odległe. Gdyby tak się stało, byłoby to pomocne…
Dopowiedział z kiwnięciem głowy, przyjmując taką pomoc na przyszłość. nigdy nie myślał o własnym rozwoju tego czym był, znaczy… patrzył na wampiryzm zawsze jak na skazę, dostrzegając wyłącznie minusy, ale chyba nigdy nie zastanowił się nad niosącymi korzyści aspektami. W końcu, sam jednak mówił o wykorzystaniu swego przeklęństwa przeciw złu.
-Wspomniałeś o demonach i ich zatracaniu się… czy Gobi też jest demonem…? Pamiętam, że zawarłeś z nim układ za dusze Lucrecie… robi coś okrutnego, dlatego dziwiło mnie to…- Wtedy coś go oświeciło. Coś niezwykle ważnego, a może najważniejszego, to co próbował pojąć od początku swojej świętej misji. I chyba nadszedł czas. -Mam ostatnie pytanie. Na tę chwilę. Nie wiem, czy mogę poznać ten sekret jako śmiertelnik, lecz…- Zawahał się. -...kim jest As? Kim są aranaiscy bogowie? Czemu wyznawcy aranaizmu o Tobie nie słyszeli? Czemu druidzi, którzy w Ciebie wierzą, nie uznają cudzych bogów…? Aye wydawał mi się być Strażnikiem Azylu… po prostu mam na myśli to… czy wszystkie wiary są prawdziwe? Jakie imię nosisz w aranaizmie…? To ważne, bo… nie wiem wielokrotnie co sądzić, a moje wahanie sprowadza tylko kłopoty, nakręca się spirala błędów i niedopowiedzeń. Skoro mam rozwiać wątpliwości i wyprowadzić innych z błędu… muszę i to pojąć.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lut 10, 2022 5:03 pm

Gdyby mógł go zobaczyć, ten zapewne pokiwałby głową na jego tłumaczenie. Czy było tu potrzebne czy też nie, At nie zanegował jego słuchania, co chyba już samo w sobie też było pewnym dowodem.
Jego zdziwienie na temat wampiryzmu zaś spotkało się z kolejną chwilą rozbawienia Wilka. Raczej nie często miał do czynienia z człowiekiem, który mówiłby do niego w ten sposób i to jeszcze wplatając w to ironię. Mimo to, nie postrzegał jego słów jako pozbawionych szacunku czy respektu, wampir nie dał mu powodu, by tak myśleć.
— W istocie — przyznał tylko, bo jak sam powiedział, to był temat nie na tę chwilę.
Wysłuchał pierwszego pytania, wraz z którym do jego spokojnego głosu wróciła powaga. Gaspard nie musiał czekać na odpowiedź.
— Gobi jest Pożeraczem, jednym z zaledwie kilku. To zupełnie inny rodzaj istot, zbliżony bardziej do duchów, które pierwotnie pojawiały się na świecie, zwanych przez niektórych duchami narodzin, a poniekąd nawet do bogów. Pożeracze postrzegają ludzkie dusze jako pożywienie, tak jak kot postrzega mysz. Choć nie zgadzam się z tym, co robią, zwłaszcza z Gobim, to nie mogę ich potępić za to tylko, czym są — odparł, a wysłuchawszy drugiego pytania, czy może raczej całej serii pytań na jeden temat, milczał krótką chwilę. — Poniekąd masz rację. Pod pewnymi względami wszystkie wasze religie są prawdziwe, lecz wszystkie zawierają błędy lub niedopowiedzenia, jakie nagromadziły się tam na przestrzeni wieków czy nawet tysiącleci. — Pauza. — Mojego imienia nie znajdziesz w aranaizmie. Przepadło dawno temu, jeszcze zanim zaczęto mówić o Strażniku Otchłani, ci ludzie odwrócili się ode mnie. Inni zaś nazywają mnie Wilkiem, Yao lub też Garao'shiy. Możesz ich używać. Aye-Aye to w istocie Strażnik Azylu, zwany również Meo i Ishaya, zaś wyznawcy demonów mówią na niego Yaharu. Uznają jego istnienie, lecz nie składają czci. As jest Bogiem Magii. Druidzi nazywają go Kotem, hayami mówią Sairo, zaś leśne elfy Yakshalamal, Duch Ognia... Av, Biały Rycerz, to jego brat. Możesz go spotkać pod imieniem Hiro, Oro, Niedźwiedź czy też Shahir. Wszyscy bogowie wyznawani w aranaizmie istnieją, nie wszyscy pojawiają się gdzie indziej... Ame to Duch Nocy, Harriet Duch Wody. Kelos to Duch Lasu i Duch Drzew, zaś Duchem Ptaków jest Aiden... Aranaizm stosunkowo dobrze opisuje relacje rodzinne Asa, zaś druidzi najwierniej opisują starszych bogów jako takich... — Pauza. — Bądź czujny, kiedy spotkasz się z wiarą Ledreńczyków, gdyż nie wszystkie imiona przez nich czczone mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Asa nazywają Welesem, Ava Swarożycem. Bogini Mokosz to Ame, Aye-Aye to Rod, Kelos to Świętowit... Mnie nazywają Perunem. To nie znaczy, że czczą demony, lecz nigdy nie wiesz, kto może odpowiedzieć na wołanie do nikogo nie skierowane. — Znów umilkł na moment. — Bądź ostrożny, bo to niebezpieczna wiedza. Ludzie gotowi są oskarżyć cię o kłamstwo, byle tylko nie musieć zmieniać swoich poglądów, w których wyrośli. Dlatego też istnieje tak wiele interpretacji tych samych osób i wydarzeń, lecz póki nie toczą z tej racji wojny, nie jest to najważniejszy problem. — Pauza. — Czy odpowiedziałem na twoje pytanie?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Lut 10, 2022 5:38 pm

To Pożeraczy było… więcej? At brzmiał, jakby chciał powiedzieć, że bardzo mało, ale skoro jedna taka istota potrafiła wyrządzić tyle szkód i stworzyć chaos, nie chciał nawet liczyć się z dwoma lub więcej. Cóż, ale taki fakt musiał zaakceptować. Pradawny duch. To w sumie zabawne, że bogowie tacy jak At są świadomi tego co robią, ale po prostu muszą akceptować, że “taka ich natura” jak to, że kot poluje na ptaki lub dręczy gryzonie. Ale Gaspard potrafił to przyswoić i z tym żyć, zresztą musiał. Byle nikt znów nie próbował pożreć jego duszy.
Prawdziwa karuzela zabawy zaczęła się przy tłumaczeniu, kiedy to sam At musiał się natrudzić w przedstawieniu to w formie zrozumiałej dla kogoś nie obytego, nie mówiąc o każdym szczególe, który chciał teraz przytoczyć. Dla Gasparda liczyła się wiedza, że At nie był Asem, oraz fakt, że aranie odwrócili się od Wilka. To też tłumaczyło mu niewiedzę kapłanów, może też zagubienie druidów, na przykładzie tego z Ursy. Ale Anatell mimowolnie uśmiechnął się, kiedy uzyskał potwierdzenie własnej teorii o prawdziwości każdej wiary. Był chyba zaskoczony tylko tym jak jego doczesna wiara bez żadnej gwarancji pokrycia okazała się tą słuszną. Oh Luno, żebyś wiedziała to co on…
Z racji, że nadrobił swoją naukę teologii, mniej więcej kojarzył większość imion, którymi teraz Pan Życia zaczął rzucać, odnalazł w tym elficką wiarę, druidzką, oraz pewnie skryły się przed nim też inne, które powinien doczytać. Ale wszystko zdawało się nabierać sensu.
-Powinienem to chyba notować…- Mruknął, ale raczej mało poważnie, odkładając świecznik i zakładając ręce na piersi, słuchając do końca. Przypomniał mu o Sztukmistrzu, który go niegdyś odwiedził, to mogło się pokrywać z jego historią o mrocznych czasach w Ledrenii… niebywałe. A zaraz kiwnął tylko głową. -Wiem to… w Ursie o mały włos nie zostałem spalony za herezję… nauczyłem się strzec wiedzy i oszczędzać innym informacji. Spróbuję… właściwie już próbuję wyjaśniać prawdę bardziej subtelnie… ludzie nie potrzebują nakładu informacji, a wyłącznie otwartych głów. Jeśli sami zaczną szukać, pojmą.- Skwitował i chyba lepiej tego ująć już nie mógł. -Tak… prawie. Nie powiedziałeś kim Ty jesteś dla Asa. Bo wszystko zdaje się kręcić wokół niego.
Dodał, jak zwykle kierując się szczerością, choć nie chciał zabrzmieć bezczelnie, to jednak wytknął pewien szczegół każdej wiary. Bóg Słońca, Bóg Magii, zawsze na pierwszej okładce.
Kiedy już tylko poznał odpowiedź rozluźnił ręce, stępując z nogi na nogę.
-Dziękuję. Za tę wiedzę jak też… za kapliczki i… za same słowa, że to co robię ma sens. To potrafi natchnąć kolejną motywacją. Nawet jeśli nic bym od Ciebie nie otrzymał, to… to mi wystarczy. Będę wykonywał swoją pracę, aż nic mnie nie odeśle do tej Otchłani. To wszystko co chciałem wiedzieć.
Uśmiechnął się.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lut 10, 2022 8:25 pm

Skończył wymieniać i wyjaśniać, a trochę tego było i komentarz Gasparda wcale go nie dziwił. Otrzymanie takiego sortu zamienników w jednej chwili mogło być trochę przytłaczające i z pewnością nie powtórzy wszystkich za pierwszym razem, ale nie to było tu najważniejsze, a jego świadomość. Również kolejne słowa wampira były uspokajające. Nie wątpił, że ten zachowa się rozsądnie, ale chyba wolał usłyszeć tego potwierdzenie. Podobało mu się też jego stwierdzenie, ale to już przemilczał.
— Poniekąd. Jakby nie spojrzeć, jest jednym ze Stworzycieli tego świata — odparł. — Ja również jestem jednym z jego braci, choć dziś już nikt o tym nie pamięta. Za wyjątkiem samych bogów — wyjaśnił pokrótce, bo właściwie niewiele więcej było tu do powiedzenia.
Kiedy już nie miał więcej pytań, At wysłuchał jego podziękowań z zadowoleniem. Tchnięcie motywacji było jednym z głównych jego zamiarów, a skoro tak się stało, to nie pozostawało nic innego, jak iść dalej.
— Odpocznij. Przed tobą długa droga — rzekł i umilkł zupełnie, najpewniej po prostu znikając z okolicy, jakkolwiek by to brzmiało. Nazajutrz zaś Gaspard mógł się o tym przekonać osobiście, kiedy dostał kolejny list.

z.t. wszyscy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Harim Wto Paź 17, 2023 9:12 pm

  Paradowanie z nieprzytomną dziewczyną przez pół miasta w otoczeniu zbieraniny cudaków było dokładnie tym, czego zawsze pragnął. Ale nie było dobrego wyjścia, Mel wolał nie ryzykować niczym, czym absolutnie nie musiał, więc pozostawało mu robić dobrą minę do złej gry. A właściwie żadną minę, jak to miał w zwyczaju. Gdzieś obok szedł Harim. Z początku było to dziwne, ale szybko przestał zwracać na niego uwagę, zwłaszcza, że ten cały czas milczał, chyba że o coś go zapytano.
  Harim czuł się nieswojo. W otoczeniu tylu obcych osób, z Serafiną, z którą nie było teraz kontaktu, o której musiał myśleć i jednocześnie powierzyć komuś, kto nadal mu się nie podobał. Chociaż z drugiej strony, typ zyskał trochę w oczach hybrydy po wyjściu z budynku. Wydawał się rozsądny. Ale pójście do domu Gasparda dalej mu nie pasowało. Wolałby karczmę, tak przynajmniej czułby się swobodniej, bardziej jak u siebie, a nie u kogoś. W dodatku u tego wampira.

  Będąc parę kroków od drzwi, mogli usłyszeć jakieś szury bury wewnątrz domostwa, choć w żadnym z okien nie paliło się światło, mimo wieczora. Nie było w tym nic dziwnego, Gaspard wiedział, że jego kotki dobrze widzą w ciemnościach. Ale jak tylko Anatell otworzył zamek w drzwiach, szmer nasilił się i ucichł gwałtownie, jakby ktoś zarządził natychmiastową ucieczkę.
  Po wejściu rzeczywiście zastali miejsce zbrodni.
  — Co ty tu trzymasz... — Skrzywił się lekko Mel na widok paru rozpirzonych poduszek i pierza walającego się po całym salonie. Gdzieś pod ścianą leżał przewrócony stołek, na którym na szczęście leżały tylko podkładki pod szklanki i stara gazeta. Roślinka w innym miejscu straciła parę liści, akurat ta, na którą uparła się kiedyś Mo.
  Kotków nigdzie nie było widać, za to Mel przeniósł wyczekujące spojrzenie na Gasparda. Nie oczekiwał wyjaśnień bałaganu, raczej wskazania miejsca dla Serafiny.
  Harim trzymał się z tyłu i obserwował uważnie w poszukiwaniu tych... kimkolwiek byli. Nie podobało mu się tu coraz bardziej, nie lubił nie wiedzieć, z czym ma do czynienia, nie lubił poznawać obcych, nie lubił być w tłumie.
  Poruszył lekko skrzydłami, poprawiając ich ułożenie na plecach. Miał ochotę przycisnąć je do siebie, ale to byłby błąd, mocno to czuł.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Serafina Vaymore Wto Paź 17, 2023 9:34 pm

Bou rozejrzał się po wnętrzu. Cóż... jakby przeszło mini tornado. No ale nie to się liczyło, w końcu... nie byli już na trawie, nie? Drgnął w pewnym momencie, gdy usłyszał pomruk. Spojrzał na Mela, aby się upewnić, a raczej nieco poniżej i rzeczywiście, to była Serafina.
Dziewczyna mruknęła coś co nie miało sensu, od krótki dźwięk sugerujący, że zaczyna wracać do żywych.
Vaymore zacisnęła ślepia, poruszyła się delikatnie, niejako ogarniając, że coś ją trzyma... a raczej ktoś. Delikatnie uchyliła ślepia, wciąż nie bardzo kontaktując
-M-Mel? - mruknęła mało przytomnie - co się...gdzie ja.... gdzie Har-im?
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Paź 17, 2023 9:59 pm

Cieszył się na widok swojego domu, choć kiedy przypominał sobie o obecności swoich "towarzyszy", to jakoś entuzjazm opadał. Trochę bał się tego co zastanie, a szmery dużo podpowiadały. Dopiero kiedy uchylił drzwi, a światło wdarło się do wnętrza domu, ujrzał skutki katastrofy, która przeszła przez salon, jeśli nie dalej.
-Heheh…- Zaśmiał się nerwowo i postawił kilka kroków do przodu, by zaraz obejrzeć się na Mela, który pierwszy jakoś to skomentował. -Trzymam to… mocne słowo, właściwie to… wychowuje. Mam troje… podopiecznych. To elfie hybrydy, ale… są bardzo młode i rozrabiają.- Uniósł ręce w zgiętych łokciach w dezaprobacie i zaraz obejrzał się w kierunku pustki. -Mi! Ma! Mo! Wróciłem! Są tu goście! Nie bójcie się, nie jestem zły!
Zabije je. Zabije i zrobi z nich dywany. Ehhh, a tak naprawdę, to wolał by mieli to po prostu za sobą. Jakoś najmniej był pewny tego jak zareagowałby na nie Harim, który jest wiecznie ostrożny i powściągliwy. Brakowało tu jeszcze jednego gagatka, ale to…
-Khy khy, Gaspardzik ma przyjaciół?- Padł nagle głos dziecka, lecz do takowego nie należał. Zakapturzona istota, cała zabandażowana i spoglądająca na nich wielkimi oczyma, wydawała się największą trwogą w odczuciu Gasparda. Ta postać jednak zbiegła ze schodów, aby spojrzeć na Serafinę w rękach Mela. A zaraz na Bou i Lu. Pisnęła. -Jakie piękne dziewczęta! Khy khy, Gaspaaaaard, ale chyba to nie jest jakiś harem cooooo?
Zachichotała istota, a zaraz cała zesztywniała na widok mrożącego spojrzenia Gasparda.
-Wyjdź.
Rozkazał, a istota prychnęła.
-Pfff. Jestem Stworek, miło mi!
Pomachała do wszystkich, po czym pobiegła na górę z powrotem. Anatell westchnął.
-To był… Stworek… nie wiem czym jest, ale nie człowiekiem. Zazwyczaj go nie ma, więc nie przejmuj…- Urwał, bo spostrzegł, że Serafina zaczęła się przebudzać. -Na górze są łóżka.- Dodał i poprowadził Mela na piętro, lecz po Stworku ślad przepadł, jak to zwykle bywało, zdązył przywyknąć i wyrzucić to z głowy. Otworzył jeden z pokoi gościnnych. -Połóż ją tutaj…- Czy powinien zostać? Chyba… chyba nie. Tu panował i tak chaos. -Pójdę posprzątać, zostańcie ile potrzebujecie.
Rzucił i pozostawił resztę, aby z powrotem wrócić na parter. Gdzieś odłożył kordelas i zaczął podnosić porozrzucane przedmioty. Właściwie, to była po prostu dobra wymówka, aby czymś się zająć i ochłonąć. To miejsce nie powinno mieć gości. Może na początku było tu spokojnie, ale teraz? To jego mały zwariowany świat. Uśmiechnął się do siebie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Harim Wto Paź 17, 2023 11:12 pm

Mel zerknął na Gasparda trochę sceptycznie, kiedy się zaśmiał i zaczął tłumaczyć. Jego wzrok mówił wyraźnie, że tak naprawdę mało go obchodzi co to wszystko jest, skoro nikt się tu nie włamał i nie chował w piwnicy tygrysa.
— Idzie ci — wtrącił między jego zdaniami, a za chwilę pokiwał głową. — Mhm — mruknął tonem, jakby trzymanie futrzaków tłumaczyło wszystko, choć przecież nie istniało coś takiego jak elfia hybryda. Nie do niedawna.
Harim w tej chwili wbił wzrok w Gasparda i słuchał bardzo uważnie. Ich rasa niewiele mu powiedziała, ale nawet się tym nie przejął. Patrzył, słuchał i obserwował zachowanie Anatella, każde jego słowo, a w głowie skrzydlatego pojawiło się kolejne wahanie co do jego osoby. Ten tekst był boleśnie typowy, ale to, czego Harim by się spodziewał, nie pasowało do Gasparda. Był miękki i wrażliwy, rzeczywiście ciężko było sobie wyobrazić, żeby poważnie się rozgniewał i posunął do głupich rzeczy. Ale zostawała jeszcze kwestia zasad.
Kotki na razie nie odpowiedziały, za to inne stworzenie zgarnęło scenę.
Harim lekko uniósł brwi na widok karzełka. Wydawał krztusić się kurzem, ale to tylko jedna z jego dziwności. I co to za imię? Czemu znikał na całe dnie? Czemu Gaspard nie wiedział, czym jest, chociaż...
— Rozsądnie, że razem mieszkacie — mruknął Mel z aż nazbyt wyczuwalną ironią w głosie. Przyglądał się Stworkowi uważnie, ale nie skomentował go sensowniej. Głównie dlatego, że Serafina zaczęła się ruszać. Na jej pytanie prychnął cicho z rozbawieniem. — Stoi obok...
— Jestem — padło szybko zza pleców Mela.
— Zemdlałaś po rytuale. Jesteśmy w domu Gasparda, rzut kamieniem od Jutar — wyjaśnił pokrótce i zerknął na Harima, który podszedł nieco bliżej, by być w polu widzenia Vaymore.
Mel skinął głową dla Anatella i poszedł za nim na górę, gdzie odłożył w końcu Łącznika. Dopiero poczuł jak bardzo trzymanie nieprzytomnej dziewczyny ciągle w tej samej pozycji było męczące. Ponownie kiwnął głową, kiedy wampir postanowił się ulotnić, po czym kucnął obok łóżka i oparł się o jego brzeg łokciem.
— Jak się czujesz?
Harim usiadł na podłodze po drugiej stronie łóżka. Patrzył i słuchał uważnie, gotowy wstać i pójść po to, co będzie potrzebne.

Tymczasem na dole znowu pojawiły się szmery. Gdzieś w kuchni, a dokładniej w spiżarce stuknęła skrzynka i zgrzytnęły drzwi. W szparze zalśniły przekręcone niemal w pion ślepia Ma, która zaraz wysunęła prawie cały łebek w kolorach bieli, czerni i przeważającej pomarańczy. Jej pysk kojarzył się z dużym kotem, ale był bardziej kanciasty, a uszy występowały w łącznie czterech egzemplarzach. Zamruczała coś w zaintrygowaniu, śledząc wzrokiem nowe osoby. I długo nie wytrzymała s swojej kryjówce, bo zaraz puszysta hybryda wygramoliła się do kuchni i przemknęła szybko do framugi drzwi, by połowicznie się za nią schować.
Spod narożnika kuchennej ławy wylazła Mo, bliźniaczo podobna hybryda, ale w czerni z białym spodem ciała niczym rasowy dachowiec wiejski. Stanęła nieco odważniej po środku kuchni i wyciągnęła nos ku górze, węsząc nowe zapachy.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Serafina Vaymore Sro Paź 18, 2023 6:57 pm

Serafina bardzo chciała sprawdzić, czy rzeczywiście Harim tu był, mimo że sam obwieścił, że jest. Chciała dosięgnąć go wzrokiem, a albinos jej w tym pomógł, więc jedynie sobie cicho odetchnęła, zamykając ślepia
-Wlokłeś mnie tu całą drogę... Mówiłam już, że cię kocham? - mruknęła sennym, jeszcze nieco nieprzytomnym i widocznie ociążałym głosem, jakby mówienie sprawiało jej jakąś trudność.
Na powrót uchyliła powieki, odnajdując wzrokiem Harima, który siedział koło łóżka.
-Przepraszam.. - rzuciła cicho, wpatrując się w niego. Ponownie zamknęła ślepia i wzięła głęboki wdech.
-Dziwnie.. - mruknęła apropo odczuć - Jest mi niedobrze... i nie mam siły... i...- wzięła głęboki wdech, zaraz kolejny
- Czuje się paskudnie... - miauknęła chwiejnym głosem, a jej oczy się zaszkliły, gdy do jej głowy dotarły myśli, których wcale nie chciała mieć.
Uniosła łapki do twarzy, chcąc zamknąć się w sobie. Potrzebowała się uspokoić. Serafina, to tylko hormony, nie zrobiłaś jemu krzywdy, wszystko jest ok. Uspokój się.
Nie mogła się stresować, wiedziała o tym. Teraz to było bardzo niebezpieczne, a ona zamiast cieszyć się i relaksować to wpadała z jednego ataku paniki do kolejnego.
Powoli usiadła, podciągając do siebie nogi zgięte w kolanach.
-Mel... - uniosła na niego zaszklone ślepia, a zaraz przeniosła je na kołdrę i piąstką jednej ręki, przetarła jedno ze ślepi - Będę mamą... - mruknęła cicho, powoli siadając.


Bou i Lu zeszli za Gaspardem, stwierdzając, że mu pomogą ogarnąć całe to zamieszanie.
- trzy adoptowane dzieci - zachichotał Bou, zbierając pióra - dobre masz serduszko...
-Oczywiście, że ma - prychnęła Lu. Zaraz to zerknęła w kierunku kuchni i zastygła w bezruchu - Gaspard? - zagaiła ciszej, widząc sylwetki w progu. Wyprostowała się, chwilę im się przypatrując - no heej - zagaiła niepewnie, a na jej ustach pojawił się ciepły uśmiech.
Bou spojrzał za siebie, dostrzegając nowe osóbki co to czaiły się w progu
-O proszę... - zachichotał, nakładając na głowę pióropusz, który na szybko, ale jakże ładnie, sklecił z rozsypanych poduszkowych piór - bądźcie pozdrowieni, blade twarze - uniósł rękę, udając indiańskiego wodza.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Paź 18, 2023 7:30 pm

Wpierw spróbował ratować biedną roślinę, która łatwo nie miała z domownikami, ale potrzeba było tutaj nowej ziemi. Westchnął cicho i kontynuował podnoszenie przedmiotów, rozerwanych poduszek, właściwie strzępków materiału po nich, jak też nadgryzionych ozdób i… czy to noga od krzesła? Eh. Myślał, że jak będą starsze to się uspokoją, ale jednak nie tak jak sądził. Jak miał teraz zebrać te całe pierze… mógłby użyć jakiś prostych zaklęć, ale nie był w nich specjalnie dobry, ponieważ ignorował ich szkolenie. Mogłoby to wypaść spod kontroli, a dodajmy do tego wyjątkowe szczęście Gasparda, to mamy mieszankę wybuchową.
-Huh?- Zerknął na Bou, ale zaskoczyło go to, że Lu bez wątpliwości poparła słowa blondynki. -Nie było to planowane. To raczej efekt jednej z moich misji. Nie miały dokąd pójść, a w dziczy Teshatomii nie przetrwałyby zbyt długo. Zwłaszcza będąc jeszcze dziećmi.
Uśmiechnął się, bo spostrzegł cień, który rzuciła Ma, kiedy tak niezdarnie skryła się za framugą. Czyżby kogoś pożerały wyrzuty sumienia? Po chwili bardziej jawnie objawiła się Mo, zwykła bezwstydnica.
-Wróciłem szybciej, niż zakładałem, ale chyba wam to wystarczyło.- Podszedł do Ma, aby wyciągnąć w stronę jej pyska swoje blade chude palce, którymi pomiział ją delikatnie, aby nabrała większej pewności siebie. -To jest Lu i Bou.- Przedstawił dziewczyny, zaraz patrząc z zażenowaniem na Bou, która robiła jakieś cyrki z piórami. -Ta mistrzyni chowanego to Ma, z kolei to Mo.- Wskazał na pewniejszą siebie hybrydę. Zaraz też zwrócił się do niej, zakładając ręce na piersi. -Gdzie wasz brat, Mi?
Zapytał, bo to jego właśnie wolałby mieć na widoku. Dobry chłopak, ale patrząc po tym jak często zgrywa starszego brata, nie wiedział jak zareagowałby na obcych.
Gaspard spojrzał na Bou i Lu.
-Zrobię wam herbatę. Wątpię, aby reszta zeszła tak szybko…
Ruszył do kuchni, skąd wygonił Mo, aby mu się nie krzątała, gdzie też sam zniknął za regałem.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Harim Sro Paź 18, 2023 8:55 pm

  Mel zerknął na nią, przez chwilę zastanawiając się, czy nie zignorować pytania, ale równie mocno kusiło odpowiedzieć.
  — Kilka tysięcy razy — odmruknął ostatecznie. Kątem oka wyłapał zainteresowane spojrzenie Harima, ale to zignorował.
  Skrzydlaty przemilczał zarówno to, jak i przeprosiny, choć na nie skinął lekko głową. Nie do końca rozumiał, za co przeprasza i było to widać, ale nie kłócił się. Głównie dlatego, że nie miał z czym i zdecydowanie nie miał o co. A potem zaczął się ważniejszy temat i Harim zamienił się w słuch.
  — Chcesz wody? — zapytał, kiedy zaczęła się skarżyć na to czy tamto.
  Mel zerknął na niego i znów na Serafinę, którą najwyraźniej coś gryzło coraz mocniej. Czekał w milczeniu, aż dziewczyna zbierze myśli, ale kiedy odezwała się ponownie, poczuł gwałtowną pustkę w głowie. Te dwa słowa tak bardzo nie pasowały do rzeczywistości, że potrzebował dobrych kilku chwil, by zorientować się, jak wiele szczegółów sprzed tych paru godzin doskonale pasowało do jej wyznania.
  — Ale... — zawiesił się jeszcze na moment, bo mimo wszystko ciężko to było połączyć z jej osobą i w ogóle wszystkim. — Cso... — Pokręcił głową. — Żartujesz sobie? Przecież... — Mel wstał i zmierzwił sobie włosy, ruszając w wycieczkę po pokoju, bo parę ważnych faktów dotarło do jego głowy. — Dlaczego nic nie powiedziałaś? Nie odpowiadaj. Nie powinno cię tam być. Jeszcze z anatemą — prychnął i zatrzymał się, wlepiając w nią ślepia. — Czy ty w ogóle komuś powiedziałaś? — Wskazał zaraz Harima z rezygnacją w ślepiach. — Komuś poza swoją Papużką?
  — Przestań — rzucił twardo Harim, wstając od łóżka i podchodząc prosto do niego, czego Mel się nie spodziewał. — Ma wystarczająco dużo na głowie.
  — Może... — Mel urwał zdanie i zerknął na Serafinę, chyba dopiero teraz dostrzegając łzy w jej oczach. — Mówię tylko, że musi być ostrożna — wymruczał z wahaniem, starając mówić spokojnie, choć najwięcej, co było słychać, to że nie wie, jak ma się zachowywać i co zrobić.

  Trikolorowa hybryda skuliła się nieco przy framudze, kiedy obydwie zostały zauważone. Obejrzała się na Mo, a potem znowu na nieznajomych, najpierw białowłosą, potem blondynkę, która wystroiła się piórami.
  — Bla-de? — powtórzyła z wahaniem i zerknęła na siostrę, która przechyliła łebek, samej też próbując to zrozumieć.
  Mo szybko porzuciła rozmyślania, potrząsnęła łebkiem, pozbywając się tych niepotrzebnych pytań z głowy i zamruczała cicho.
  — Hej — odparła, zaraz ogniskując uwagę na Gaspardzie. Lekko pochyliła uszy i zerknęła na Ma, która schowała się całkiem za ścianę i przykleiła się do niej bokiem, tym samym stając przodem do Gasparda.
  — Ummm... — Ma nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Opuściła wzrok i tylko parę razy zerknęła na Anatella, aż poczuła dotyk na policzku. Strzeliła spojrzeniem na jego bladą rękę i znów na twarz. — Przepraszam... — wymruczała cicho.
  Mo prychnęła na to pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem. Spojrzała znowu na obcych, kiedy kolejno zostali przedstawieni, zakołysała ogonem o wydrowatym kształcie i popatrzyła na Gasparda. Jej siostra znowu się zawahała na pytanie, ale czarna nie.
  — W dołku -[/b] rzuciła z dezaprobatą, a Gaspard z pewnością pamiętał, że tak właśnie na samym początku nazywały piwnicę, bo było to prostsze słowo, i określenie to przewijało się od czasu do czasu.
  Kiedy wygonił je z kuchni, poszły grzecznie do salonu. Ma zaczęła zbierać piórka, z początku trochę nieśmiało, ale z każdym kolejnym było lepiej. Zerkała raz po raz na nieznajomych, ale nie była pewna, czy podchodzić, czy nie. Za to czarna znowu okazała się o wiele śmielsza. Rzuciła okiem po wszystkich i podeszła najpierw do Lucreace, by obejść ją dookoła i obwąchać dokładnie. Jej ciepły oddech parę razy obił się od alabastrowej cery dziewczyny. Zaraz też odwróciła się do Bou i ją też zaczęła badać uważnie, jakby ten zapach był jeszcze bardziej zagadkowy.
Harim
Harim
Admin

Stan postaci : przyzwoity i nawet czysty, co nie często mu się zdarzało. || Tatuaże: wzory i pojedyncze słowa lub litery i liczby w języku jahs, z czarnego i białego tuszu, pokrywają niemal całe ciało. Blizny: w większości ukryte pod tatuażami, wiele różnych śladów po ostrzach, pazurach i innych uszkodzeniach, kilka pręg na plecach, otwory w nadgarstkach skrzydeł.
Ekwipunek : skalpel [dokładnie ukryty], 2 pistolety skałkowe [srebrzystoszare], 2 miecze obusieczne [ścięty sztych], 3 noże do rzucania [powyżej pasa i na udach], manierka z wodą
Ubiór : spodnie z praktycznego, płowego materiału. Wąski pasek. Matowa, skórzana kamizelka. Wyblakła, czerwona chustka na szyi. Przedramiona owinięte są białym płótnem. Podobne widnieje na stopach i znika pod nogawkami spodni. Przepaska z białego materiału trzymająca włosy.
Źródło avatara : Tekla on Twitter

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Serafina Vaymore Czw Paź 19, 2023 6:35 pm

Mel był zły. Cóż... nie dziwne. Z perspektywy czasu, pomysł by iść polować na Anateme, rzeczywiście wydawał się skrajnie głupi.
Nie chciała na niego patrzeć, było jej... wstyd. W zasadzie uczucie wstydu pojawiło się wraz z wiadomością, że jest w ciąży i uparcie nie chciało zniknąć. Nie pamiętała by kiedykolwiek najadła się tyle wstydu i stresu co ostatnimi czasy.
Wzięła głęboki wdech, przeczesując swoje włosy. Jej wzrok padł na Harima, który w ciemno stanął w jej obronie. Cóż... każdy by powiedział, że to on miał szczęście, bo Vaymore dała mu lepsze życie, niż te które prowadził w klatkach. Z wyjątkiem jej samej. Według niej to ona była szczęściarą, bo w jej ręce wpadł prawdziwy skarb. On jej nie oceniał, on zdawał się rozumieć, nie podważać jej decyzji i nie trywializować problemów. Co ona by zrobiła, gdyby nie było go obok przez te ostatnie kilka dni? Bała się nawet pomyśleć o tym.
Chociaż to nie on powinien być obok niej, wiedziała to. To nie on powinien ją żarliwie wspierać, szczególnie teraz. Ale to na niego mogła liczyć i na niego zrzucała część swoich wątpliwości i strachu. To było wręcz absurdalne, że to on stał za nią murem i wspierał w najgorszych chwilach. Nie musiała mówić, nie musiała go wołać, nie musiała prosić - on był.
Był i musiał znosić jej ataki paniki i załamania nerwowe... i jeszcze nie oszalał.
-Nie... - odparła cicho - nikt prócz Harima nie wie... zresztą.. - zwiesiła wzrok na pościeli.
-Sama dopiero co się dowiedziałam - wyznała cicho - wtedy co przyszedłeś po wskazówki dotyczące anatemy...dowiedziałam się tego dnia... - spojrzała na ścianę, a jej oczy na powrót zaszły łzami - ale wtedy jeszcze nawet nie wiedziałam czy będzie o czym mówić...bo...chciałam swoje życie z powrotem - teraz te słowa ledwo co przeszły jej przez gardło. Tego też się wstydziła, że chociaż przez moment pomyślała o tym, aby "nie było o czym mówić".
-Ale.. - wzięła głęboki wdech, próbując uspokoić głos - jest o czym mówić... tylko... - przetarła dłonią załzawione oczy - ja... ja nie chce mówić, Mel.. - załkała.
Nie sądziła, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji. To mogło być naiwne. Nie.. to było naiwne. Mel był zły... tylko spuścił z tonu. Ale wiedziała, że był zły bo się martwił. Gdyby było inaczej...nie byłby zły. Mel nie miał w nawyku złościć się na nieistotne rzeczy,a jedynie irytować... jak na ironie jej życie musiało być istotne dla niego... chociaż przez ostatnie dni nie wiedziała czy dla niej samej jest istotne.
-Nie wiedziałam, że ktoś się zajmie tym... - mruknęła chwiejnie - i... nie chciałam być bezużyteczna, to... to moja praca przecież... - wzięła głęboki wdech - resztka normalności...której też... też jak się okazało nie mogę robić... - ponownie przetarła ślepia.
Musiała się uspokoić, próbowała, ale... chciała się wytłumaczyć. Jednak gdy zaczynała czuła jak bardzo łamie jej się serce.
-Moje.. Moje dotychczasowe życie się skończyło i tu... i tam... wszystko... wszystko trafił szlak, rozumiesz? - przyłożyła łapki do twarzy - Jak ja spojrzę w oczy rodzicom? rodzinie? Szacunek który budowałam tyle lat...-umilkła na sekundę - wiesz jak nazywają nieślubne dzieci? bękarty... będą znęcać się i wytykać moje dziecko palcami...-opatuliła się łapkami- To jak miałam komuś powiedzieć? -zapytała cicho - chce... chce to odwlec ile się da...by się przygotować... chociaż trochę...-zagryzła wargę, milcząc dłuższą chwilę, tym samym delikatnie bujając się na boki - a tam... jak mu spojrzę w oczy, Mel? -wzięła głęboki wdech , wbijając w niego przez moment zapłakane spojrzenie, spojrzała zaraz w bok- Ayu będzie wściekły... ja... ja nie mam siły teraz słuchać jak bardzo zawiodłam wszystkich i jak bardzo głupia jestem...nie mam... siły na to. Dlatego nic nie mówiłam...i nie chce mówić... -Wzięła głęboki wdech, próbując się wyciszyć i tym razem chyba nawet jej wyszło - Mel ja naprawdę nie mam siły... a jeśli tam pójdę to mogę nie chcieć żyć, rozumiesz? ja nie przeżyje jeśli... - i ponownie się rozjechała, zanosząc łzami. Resztę historii Mel mógł sobie dopowiedzieć sam. Cóż nie było wątpliwości, że nikt zachwycony nie będzie raczej, a Ayu dostanie furii jak tylko się dowie i to z kilku powodów. Straciła wszystko. Czuła, że zawiodła na każdej linii. Musiała przestać pracować co odgrywało dużą rolę w  jej życiu. Sama Vaymore od zawsze była zbyt ambitna by nie robić nic. Rodzina ją wyklnie. Co prawda nie rodzice, którzy... wiedziała, że okażą jej wsparcie, ale to tylko bardziej bolało. W jej głowie kłębiło się za dużo myśli. Miała wrażenie, że pojawia się ich więcej i więcej. W zasadzie to zaczęła się godzić z przyszłością, tylko z jedną jej nierozwiązaną częścią nie potrafiła... nie, ona nie chciała. Bardzo nie chciała. Była w stanie przyznać, że pierwszy raz w życiu zabrakło jej odwagi.
-Tak bardzo się boje - załkała. Strach wrócił, a ... a przez moment już się łudziła, że będzie dobrze, że już o nim zapomniała, że puściła go w niepamięć. Okazało się, że nie wiele jej trzeba było by wrócił.




-W dołku? - wypalił zdziwiony Bou, równie zdziwiona była białowłosa.
-ale że... zakopali go? - zagaiła niepewnie, przenosząc wzrok na Gasparda. No cóż oboje byli dość zdziwieni. Kociaki w całej swej puchatości skradały serduszka, aczkolwiek wieść, ze mogły przed chwilą zakopać jednego ze swoich była nieco przerażająca, szczególnie, że były to jeszcze dzieci.
- no hej mały grabarzu -zachichotął Bou
-Bou- Lu go szturchnęła, burmusząc poliki
-No coo... - miauknął blondyn i spojrzał na Gasparda który... nie był za bardzo poruszony tym, że jego podopieczni zakopują się żywcem. O ile żywcem.
-on... poszedł robić herbatę? - kontynuował nieco zdziwiony Bou
-tak... a co?
-No nie wiem, dzieci się zakopują, a on poszedł robić herbatę - Bou prychnął śmiechem.
-potrzebujesz pomocy? - Zawołała za nim Lu, która nie czekała na odpowiedź, a poszła za nim do kuchni.
Bou zaś spojrzał na jednego z kociaków. Ich imiona strasznie mu się myliły.
-A wiecie, że wasze imiona mają niemalże Boski pierwiastek? - zagaił niczym zawodowy bajarz, a zaraz zachichotał, siadając po turecku na ziemi.
A Lu weszła do kuchni, odnajdując wzrokiem Gasparda o ile było to możliwe i tak podeszła do niego
-pomogę ci.. - zagaiła z delikatnym uśmiechem.
Serafina Vaymore
Serafina Vaymore
Admin

Źródło avatara : Wpisze

Powrót do góry Go down

Posiadłość "Złoty Ruczaj" - Page 2 Empty Re: Posiadłość "Złoty Ruczaj"

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach