Zaginione Królestwo

5 posters

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Sro Lis 17, 2021 7:25 pm

Przewidziałem, że mój atak może się różnie skończyć, a jednak coś trafiłem, dość niestabilnie, co było do przewidzenia, bo nie mogąc ocenić pozycji wroga i odległości nas dzielącej nie byłem w stanie oszlifować odpowiedniej siły ruchu i podkręcenia broni. A i mogłem sobie pozwolić na niedopracowanie, bo Morbius się nie lenił.
Wystarczyło kilka niepewnych chwil, aby wszystko się uspokoiło. Rozpoznałem dźwięk ostrza przesuwającego się po podłodze i przyszła mi do głowy myśl, że zaraz moja własna broń zostanie we mnie rzucona, jednak nie to się stało. Ze ściągniętymi brwiami popatrzyłem na topór chroboczący o ziemię kiedy jechał w naszą stronę i nieźle mnie to zbiło z tropu. Czyżbyśmy popełnili błąd i to duży błąd?
Podszedłem do mojej małej miłości, kucnąłem, chwytając drewno w dłoń, ściskając je mocno.
-Dziękuję?-rzuciłem miękko w ciemność, po czym zerknęłam na Morbiusa i chyba Zefira, no bo oni są teraz razem jeden w drugim, jak karty w pudełku. Nie, nie będę mówić takich dziwnych porównań.-Chyba się poddają?-szepnąłem do towarzyszy, chociaż sam nie wiedziałem co co tym myśleć.
Odwiesiłem topór na odpowiednie miejsce na paskach jakie mnie owijały, tak w ramach pokazania mojej pokojowości. Złapałem latarnię, będącą naszym jedynym źródłem światła i powoli wstałem. Emocje nieco opadły, więc ból postrzelonego ramienia się odezwał, ale nie takie rzeczy znosiłem w życiu, nic się nie równa z atakiem knura. Na bogów, do teraz mnie dreszcze przechodzą po plecach.
Krok za krokiem ruszyłem ku przeciwnikom, licząc, że mnie nie postrzelą, bo dlaczego by mieli, czy nie wyglądam na oazę spokoju i negocjacji? No może nie do końca, ale też nie wyglądam na morderczego zbira, prawda? Mam nadzieję, że nie.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Sro Lis 17, 2021 8:19 pm

Nie było to łatwe przeżycie dla Morbiusa, bo nigdy nie odebrał cudzego życia, nigdy do tej pory, aż dwóch z trzech, padło powoli pod jego ostrzałem. Choć osobiście przywykł do śmierci, z którą się urodził, z którą dorastał, wychowywał się, tak niezwykłe oczy pomagały mu teraz zobaczyć gasnące życie, niczym zduszony ogień. Czy jak on będzie umierać, gdy zabierze go choroba, zgaśnie w jednej chwili, czy może kiedy jego ciało będzie się wyniszczać, po prostu jego błękitna poświata zacznie się robić coraz słabsza…? To nie była zagadka na dziś, a przynajmniej nie na tę chwilę.
“To idharye, prawda? Jedni z was.”
Pomyślał, dostrzegając różnicę światła, między nimi, a Babibyłem. Wnioski nasunęły się same. Tak, czy inaczej, zrobiło się dosyć dziwnie, bo gdy miał oddać trzeci strzał, ten zamiast walczyć, próbował ratować tego drugiego. Dalej ich zaskakiwał, odrzucając broń. Dlaczego to zrobił? Po co uzbrajał wroga? A może to zbędne myśli, narzucone przez niepewność Zephiruta, która mu się udzielała.
Dostrzegł, że elf chwycił latarnię, swój topór i chciał pokojowo podejść do tego kogoś z tunelu, ale w tym wypadku, raczej było to mało rozsądne. Morbius mógłby to zakończyć, ale z drugiej strony, chciał widzieć tego skutek.
Po prostu rozluźnił rękę w łokciu, choć nie zdejmował palca ze spustu.

Oh, jeśli ten ją pochwalił, to zalałaby się teraz rumieńcami, ale ten tylko prychnął. Zapewne z powodu słowa, które powtórzyła, a on i tak nie pojął reszty. Bariery językowe są strasznie niewygodne, lecz szala zwycięstwa zmieniła się dosyć szybko, bo jej przeciwnik za bardzo zignorował to, z kim miał do czynienia. No cóż, uczymy się na błędach, a teraz to ona trzymała jego gardło na klindze.
Mężczyzna, jak wnioskowała, mruczał coś, z początku do siebie, a po tym do niej. Chyba starał się, aby go zrozumiała, lecz niestety, nie było to możliwe, a to zmagało jej wewnętrzną frustrację.
-Jestem na to chyba za głupia, kotku.- Odparła z lekkim uśmiechem, ale zaraz upuścił swoje interesujące ostrze, a to był już jasny przekaz, nie wymagający tłumaczenia. -Oh, to mi się podoba.
Dodała, butem szybko ciągnąc ostrze do tyłu, by było dalej od niego. Nie była pewna, czy to co zamierza jest mądre, ale zdawał się być spełna rozumu, a to jednak napawało dozą zaufania. Lepsze to, niż strzelanie na powitanie. Tak też, bardzo powoli zdjęła szablę z jego szyi i łagodnym ruchem drugiej ręki, odepchnęła jego plecy do przodu, jako sygnał, że może się od niej odsunąć. Wtedy cofnęła się o dwa kroki, wolną ręką podnosząc z ziemi jego ostrze. Co prawda mógł mieć i tak drugie, ale jakby zdecydował się na głupi ruch, to ona ma już dwa. Gorzej z pistoletem, ale już chyba przywykła do uników ich kul.
-Nie chcę walczyć.
Powiedziała łagodnie, obniżając trzymane ostrza i wpatrując się w jego czerwone ślepia.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lis 18, 2021 1:48 am

To było dziwne uczucie, znowu przeżywać ten szok, to wahanie i czuć się nieswojo z dołożenia kolejnej cegiełki do okrucieństwa tego świata. Chyba już zapomniał, że są tacy ludzie, że ich to tak bardzo obchodzi, jakby znali osobiście tego, kto właśnie padł na ziemię. A przecież on w przeciwnym wypadku zrobiłby to samo i może nawet by się nad tym nie zastanowił. Zostali zaatakowani, musieli się bronić, dla Zephira to były dostateczne powody, by... No właśnie, by co? By kogoś zabić? By to zlekceważyć? Chyba za mocno udzielały mu się wątpliwości Morbiusa.
— Tak... I jeśli to pułapka, to są śmiertelnie niebezpieczni — odparł na to pytanie, skupiając uwagę na scenie przed nimi.
Kiedy tylko Babibył złapał swą broń, zmiennokształtny, spiął się cały i zawiesił na nim baczne spojrzenie. Swoją rękę położył na pistolecie u pasa, ale nie wyciągał go.
— Asti... Amate asti! — rzucił tamten i stanął między katem a swoim towarzyszem na ziemi.
— Prosi, żeby się zatrzymał... — wymruczał Zephirut. — Ten drugi nie zdąży. Bez żywiciela zaraz się wykrwawi i umrze... — mówił dalej, jakby sam sobie chciał jeszcze raz wymienić i wyjaśnić okoliczności.
Mężczyzna w masce jeszcze raz i trochę nieprzyślanie obejrzał się właśnie na rannego, kiedy ten zogniskował wzrok na elfie i niemrawo wyciągnął do niego rękę.
— Sathaethi...

Miała miły głos, to na pewno, jednak jego uwagę za moment przykuło coś znacznie bardziej emocjonujące, dla odmiany źle.
— Maethe Sal! Ane! — krzyknął, kiedy kopnęła jego ostrze w tył. Nie przejmował się jakoś szczególnie tym, że ma szablę na gardle. Nie była mocno dociska, mógł się rozejrzeć i tym bardziej zbesztać ją za coś tak podłego. A może tylko bezczelnego.
Odsunął się od niej, gdy go puściła i natychmiast obejrzał, obserwując uważnie każdy ruch. Zwłaszcza obydwu broni, jakie teraz trzymała. Z jej twarzy znów zjechał wzrokiem na broń. Kiedy rzuciła kolejne zdanie i opuściła ostrza, z wolna pokiwał głową.
— Ate... — Powoli wyciągnął rękę w stronę zakrzywionego miecza, by skinąć parokrotnie dłonią w geście,ny mu go oddała. — Sare thai.
Szybko jednak jego uwagę przykuł dźwięk dobiegający z tunelu w głębi, a zamaskowany cofnął się, by od tamten strony skryła go kolumna. Spojrzał czujnie na wampirzycę.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Czw Lis 18, 2021 2:08 am

Te kilka chwil starczyło, żeby każdy z tu obecnych nabrał strachu, wątpliwości, niepewności i żalu. Nie dziwię się, bo sytuacja była dość niezręczna. Głupio mówić, że zabiło się kogoś przez przypadek, jednak ja już tyle dusz odesłałem do życia po życiu, że nie rozpaczałem, po prostu wierzyłem, że gdziekolwiek martwy teraz jest, to jest mu dobrze. Spokojniejsze sumienie.
Pomimo spokoju, jakim starałem sie wykazać, czułem napięcie od Morbiusa, od obcych z resztą też, od każdego, co tu gadać. Oczywistym było, że będzie próbował bronić towarzysza, jednak mnie to nie zraziło i mimo wszystko wychyliłem się i zajrzałem mu przez ramię, aby sprawdzić stan rannego. Niestety nie widziałem tego zbyt optymistycznie, zwłaszcza z zasobami i umiejętnościami, jakimi obecnie dysponujemy. Na powierzchni z porządnym lekarzem i szybką reakcją może i dało by radę, ale co ja zrobię z bandażami i kawałkiem nici? Mimo to postanowiłem spróbować, więc czując na sobie spojrzenie leżącego i widząc jego rękę nie mogłem stać w miejscu i patrzeć, jak mi ktoś przed oczami umiera, a ja nic nie robię, chociaż mogę.
-Wymaga pomocy medycznej.-wyjaśniłem stanowczo, siląc się na spokój, jednak wiedziałem, że sytuacja wymaga pośpiechu. Trochę czułem, że mnie nie zrozumieją, ale może załapią intencję. Nie zważając na ewentualne protesty towarzysza rannego, zbliżyłem się do leżącego szybko i klęknąłem na jedno kolano, chwytając go za wyciągniętą dłoń. W planach miałem go natychmiast opatrzyć, później może i zabrałbym się za siebie, ale ja wytrzymam, nie jest źle. Mimo moich chęci podejrzewam, że zmienny miał nieco inne plany, z którymi niespecjalnie miałem zamiar walczyć, chociaż pierwszy odruch może być różny.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Czw Lis 18, 2021 8:44 am

Mieszane uczucia były chyba jednym z elementów tego stanu w którym się znaleźli. Pamiętał jeszcze jak prosił Zephiruta, aby nigdy nie wchodził do jego ciała, ale chyba kolejna ich umowa została złamana. On raczej nie potrafił ich dotrzymać, ale przynajmniej ten jeden raz, przyniosło to jakiś niezgorszy rezultat. Musiał tylko uważać o czym myśli.
"Teraz masz paranoję. On się boi i próbuje pomóc towarzyszowi."
Odparł mu myślami, dalej obserwując te scenę. Może oddanie topora było w geście niewrogości i zaufania sobie. Zresztą zaraz Zephirut jasno przetłumaczył jego intencje.
-Prosi, abyś się nie zbliżał.
Poinformował elfa, lecz szybko jego uwaga przeniosła się na leżącego. To była niebywała scena, która zaginała wszelkie podziały, odkładając walkę na bok. W końcu wszyscy chcieli żyć. A tego słowa raczej jego wewnętrzny idharye tłumaczyć nie musiał. Lecz Babibył chwycił się dosyć daremnego sposobu na uratowanie życia kogoś, kto zgarnął postrzał w brzuch. Zbyt szybko umierał.
-Prosi Cię o pomoc… potrzebuje nosiciela, aby... przeżyć i się zregenerować…
Zachrypiał i kaszlnął, co maska stłumiła, informując go co prawda w ostatniej chwili. Jeśli się nie pomyli, kata czeka niemały szok.
Morbius z wolna opuścił pistolet. Nie spodziewał się ataku po tym drugim.
"Skoro przetrwali tu tak długo i nie oszaleli, muszą tu być ludzie."
Zasugerował w myślach, bo nie widział innego rozwiązania dla przetrwania starożytnego Idharonu. Chyba, że sporadyczne nawiedzanie zwierząt głębinowych wystarczy, aby nie zdziczeć. Ale nawet jeśli, to co by tu żyło? Jak już, to hodowle.

Oh, jak się burzył, jak się złościł, chyba go polubi, takie teraz nieporadny, a zbulwersowany. Niestety nie mogła mu wyjaśnić, że to był wymóg wzajemnego zaufania, ale musiał polegać na własnym domyśle. Sama tego za niego nie przetworzy przecież. Ale gdy wtedy się obejrzał, dostrzegł jej zaczepliwy uśmiech, niewiele sobie robiący z tej całej afery.
Zaraz jednak ich spojrzenia znów się spotkały, ta jego upiorna maska i jej delikatna buzia, choć z tą bronią w rękach, to Lisollette wyglądała na groźniejsza. Ale jej gest był zrozumiały, idharye odpuścił i chyba bardzo mu zależało na tym jego ładnym ostrzu. Nie dziwiło ją to, kolejne fiasko z pozyskania tak interesującej broni, ale rozumiała to. Rozbawiło ją jednak coś innego. Już drugi raz miała oddać ostrze komuś, do kogo wcześniej mierzyła.
-Chyba do tego przywyknę…- Mruknęła do siebie i wyciągnęła jego zakrzywioną broń przed siebie, w jego kierunku. -Proszę, skarbie.
Uśmiechnęła się. Jeśli chciał je odebrał, musiał jej go wyjąć z dłoni. Szabla wciąż pozostała nisko, jego wybór, czy to zrobi.
Niezależnie jednak od tego, zaraz dźwięk wystraszył zmiennokształtnego, przez co się skrył. Lekko zagubiona Lisollette niezbyt mogła określić tego źródło, ale nie wyglądała na tak spłoszoną jak on.
-Czuje, że dalej będzie tylko zabawniej. Wiesz, mam misję, więc jeśli pozwolisz…
Wyszczerzyła kły w kierunku nieznajomego i ruszyła dalej tunelem. Jeśli coś ją znienacka zaatakuje, to nietoperze jak zwykle będą rozwiązaniem.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lis 18, 2021 6:46 pm

Czuł jakąś nutę niezadowolenia w nim... a może było to coś innego, ale nie umiał tego nazwać ani sprecyzować. Za szybko umykało, zaś pokierowane do niego słowa skutecznie odwracały uwagę. Skłamałby mówiąc, że nie poczuł się tym stwierdzeniem odrobinę urażony.
— Strach to potężna i obusieczna broń — odparł, choć bez dużego zaangażowania, bo wyglądało na to, że tym razem to Morbius ma rację.
Zmiennokształtny wydawał się rozbity między bronieniem swego towarzysza a dopuszczeniem do niego elfa o jasnych włosach. Ostatecznie został wyminięty przez niego, na co syknął cicho pod nosem, ale nie przeszkadzał mu w podejściu. Zamiast tego schował pistolet i położył dłoń na rękojeści ostrza, gotów w każdej chwili je wyszarpnąć i użyć. Zerknął szybko na pozostałą dwójkę, a konkretniej samego Morbiusa, ale tylko na moment, jakby zupełnie nie przejmował się już faktem, że ten może strzelić w każdej chwili.
Ranny idharye ograniczył swoje wysiłki do wyciągnięcia ręki, która zaraz spoczęła na ziemi. Wokół niego rosła z każdą chwilą plama krwi, której nie miała szans powstrzymać jego własna dłoń dociskana krzywo i coraz bardziej niemrawo. Miał szczęście, że Babibył był zdecydowany w swoich postanowieniach i sam też nie zamierzał zwlekać ani jednej niepotrzebnej chwili. Kiedy tylko dłoń kata zetknęła się z jego ciemnymi palcami, ciało rannego zniknęło im z oczu, pozostawiając tylko rozkładające się swobodnie na ziemi ubranie, w które wsiąkała krew. Jednak samej tej chwili elf nie mógł podziwiać, gdyż w tym samym momencie miał wrażenie, jakby coś zaćmiło jego umysł, ten dziwny efekt, kiedy zbyt szybko podniesiesz się z łóżka i spróbujesz normalnie funkcjonować, kiedy twoje ciało krzyczy, że jeszcze nie jest gotowe, to chyba było najbliżej. Ciemność przed oczami i szum w głowie powoli zaczęły ustępować, a jego myśli ogarnęła dziwna nuta niepokoju i wątpliwości.
Drugi zamaskowany osobnik stał i patrzył, wciąż gotów na wyciągnięcie broni, ale chyba nie do końca wiedział, co powinien teraz począć. Jakby nikt nie przewidywał takiego obrotu spraw.
— Tak... Przynajmniej jeden... Może by nawet pamiętał dawne czasy, mógłby wiele wyjaśnić... Chociaż nie wiem, czy jedynemu człowiekowi w takim miejscu, po tylu setkach lat nie pomieszałoby się w głowie — mruczał Zephirut trochę do rusznikarza, a trochę do siebie. Nie był do końca pewien, czy to miałoby sens w takim rozkładzie czasu, generalnie dość ciężko się mu teraz myślało. — Powiedz: nale i taaeh kam — rzucił, a kiedy tylko Morbius powtórzył te słowa, wylądowało na nim spojrzenie czerwonych ślepi w masce.
— Idori-nan safeshi na alen — odparł pochmurnie i surowo, zaraz przenosząc wzrok na elfa.
— Chyba... nie do końca go zrozumiałem — odparł zmieszany Zephir.

Kiedy tylko wyciągnęła miecz w jego kierunku, podszedł odważnie i zabrał go z jej rąk. Zupełnie jakby nie mogła jednym ruchem zakrzywionego ostrza wypruć mu wnętrzności, wcale się tym nie przejmował.
Na dźwięki dochodzące z dali, skrył się za kolumną, podejrzewając, że kobieta uczyni podobnie, ale nie. Ona pobiegła do przodu, co czerwone oczy śledziły z zaskoczeniem. Nie zamierzał jednak iść za nią, nie był aż tak naiwny. Zamiast tego dopadł do jednych z drzwi we wnękach i zniknął za nimi.
Za przejściem Lisollette znalazła schodzący łukowato w dół szeroki korytarz, miał łagodne nachylenie, a sufit oddalał się stopniowo od jej głowy, dając więcej przestrzeni. Po chwili grunt się wyrównał, a ona znalazła się na kwadratowym placu z kolumną po środku, którą pokrywały grzyby i jakieś porostowate pnącze. Był to punkt zbieżny kilku ulic, lecz nie miała czasu podziwiać, gdyż zza rogu wypadła na nią duża włochata bestia o z grubsza humanoidalnych, lecz mocno zwierzęcych kształtach. Łapy uzbrojone w długie pazury, zaopatrzone były w dziwne karwasze z przymocowanymi ostrzami, które to pierwsze ruszyły do ataku, zaś długi ogon pomagał w równowadze podczas niezwykle zwinnych manewrów. Łeb na smukłej szyi wyposażony był w parę świecących na blado oczu, a całe ciało pokrywała sierść poprzecinana skąpym, ale zabójczym rynsztunkiem. Takich stworzeń pojawiło się w sumie cztery.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Czw Lis 18, 2021 7:36 pm

Wysłuchałem Morbiusa i zdziwiłem się, że rozumie ich mowę, szybko jednak skojarzyłem, że może Zefir mu pomaga. Tyle ich dzieli, jeden z gór i dawnych czasów, drugi z miasta i obecności, a mimo tego się umieją dogadać.
Chłopak zasiał we mnie mocniejszą niepewność. Ah, cóż za rozdwojenie! Do tego ten drugi ciągle coś majstruje dłonią przy broni. Szybko jednak przywołałem swoje priorytety do porządku. Moje poczucie niebezpieczeństwa jest niczym w porównaniu ze śmiercią pełznącą w stronę rannego. Chwyciłem go za dłoń i stało się to co zapowiedział nasz rusznikarz dzban, co prawda nie byłem na to gotowy, jednak uczucie jakiego doznałem nie było aż tak obce, jakbym myślał. Ważnym było to, że mniej więcej rozumiem, co się dzieje, więc nie spanikowałem. Latarnia stuknęła o podłoże, ale była na tyle blisko niego, że nic się jej nie stało. Podparłem się dłonią o ziemię, przymknąłem oczy delikatnie potrząsając głową, żeby odgonić słabość i mroczki, uderzyła wtedy we mnie swojska senność, wiec zdecydowałem się pozostać na posadzce, siadając na niej i opierając się plecami o ścianę. Odetchnąłem głęboko i uśmiechnąłem się subtelnie na absurdalność sytuacji. Dziadek by się zdziwił, gdyby to widział, ale w sumie kto by się nie zdziwił?
-Fascynujące....-zamruczałem, przykładając dłoń do piersi. Trochę przez to czułem, jakbym zmiennego przytulał, co nie byłoby takie dalekie od tego, co bym zrobił. Ranny i w szoku, zasługuje na odrobinę troski, a ja lubię dbać o ludzi.
W końcu odwróciłem się to towarzyszy słuchając ich rozmowy, jednak w tym samym czasie postarałem się odnaleźć w umyśle mojego zmiennego. ,,Wszystko w porządku?" Rzuciłem pytanie w myśli do niego, poznając zasady działania tego zjawiska. Jest w mojej głowie, ale czy to znaczy, że zna już mój język? Pewnie nie, w końcu, to nie jest magia, a nauka i biologia? Nie umiem tego sklasyfikować w pełni.
Z mruknięciem ściągnąłem z siebie plecak, żeby obejrzeć ranne ramię i powiem, że miałem szczęście, nie oberwały kości ani żadne większe żyły, do tego kula chyba przebiła się na wylot, więc łatwo będzie mnie załatać. Poprawiłem ubranie, trzeba będzie to opatrzeć i najchętniej nie robiłbym tego sam.
Spojrzałem w bok, natrafiając spojrzeniem na ciało poległego. Tak, to wszystko źle wyszło. Powoli podniosłem się na kolana, później wstałem i niespiesznie podszedłem do trupa. Klęknąłem przy nim, ostrożnie przymknąłem mu oczy, żeby nie patrzył się tak pusto w sufit. Przy okazji pod nosem wypowiedziałem krótką modlitwę w elfickim języku, prosząc Duchy i Bogów o co to samo o co proszę wykonując egzekucję, czyli o opiekę i zapewnienie bezpieczeństwa. Liczyłem, że okazaniem mu szacunku nie obrażę żyjącego, któremu teraz się przypatrywałem, czekając na rozwój rozmowy między nim, a Zefirobiusem. Nie chciałem im przerywać, może ustalą jakieś przydatne fakty.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Czw Lis 18, 2021 9:05 pm

Strach mógł zmuszać do agresji, ale odpowiadając na niego agresją, tylko potęgujemy strach, tworząc błędne koło. Niestety, ale nie zgadzał się z nim. Czasem trzeba odpuścić, aby pójść dalej. W tym wypadku, okazało się to słuszne.
Efekt był taki, jakiego oczekiwał. Babibył ewidentnie przeszedł przez to samo co on, choć może, w gorszym stopniu, przyjmując do siebie rannego. Elf się zatoczył o ścianę, a Morbius tylko poczuł wtedy lekkie oszołomienie. Tak, czy inaczej, trzeba było dostrzegać w tym pozytywy. Nawet jeśli sam Zephirut zupełnie nie obchodził nieznajomego, bez względu na łączącą ich rasę i aurę, tak też Kat został zbiornikiem dla jego towarzysza, a może nawet przyjaciela. Stał się ich kartą przetargową. Nie mógł ich skrzywdzić, skoro ratowali tamtemu życie, prawda? Za dużo na to poświęcił własnego bezpieczeństwa.
“Nosiciel staje się nieśmiertelny?”
Spytał go w myślach, bo o tym nie wiedział do tej pory. Niebywałe, że można było tak zaginać prawa natury, kiedy to inni mieli swojego czasu, aż za mało. Znów jednak odbiegł myślami, kiedy to powinien zacząć mówić.
-Nale i taaeh kam.
Powtórzył z chrząknięciem, za wewnętrznym głosem, nawet nie rozwodząc się nad sensem tych słów, ale zapewne miały im pomóc, jakkolwiek. Jednak odpowiedź nic mu nie mówiła, choć nie wybrzmiała za dobrze, oraz nawet Zephirutowi nic, a nic. Świetnie, więc mają już problem językowy. Nie mieli na to czasu…
Wziął głębszy wdech ze swojej maski.
-Lisollette pewnie nie żyje... lub została... złapana. Reszta... oddaliła się.- Skierował słowa do Babibyła, który właśnie się opatrywał. Zakasłał. -Nie możemy tu zwlekać… jeśli mu... zależy…- Zerknął na idharye, choć spod jego gogli nie było tego widać. -...to nas nie ruszy... lub pójdzie za nami… albo strzelę mu w głowę.- Poruszył kciukiem po kolbie pistoletu, który nadal był nisko. -Musimy iść…
Bez żadnych oporów, zaczął się cofać, uważnie obserwując idharye i czekając, aż Babibył dołączy.

Mężczyzna nie poszedł za nią, więc był to koniec ich pięknej przyjaźni, lecz iście płomiennej. Zaczęła więc schodzić w dół jeszcze bardziej, aż dotarła do łuku, mającego powitać ją w dużej sali, jakby centrum tego poziomu podziemi.
-Czemu mam złe przeczucia…?- Prychnęła, nim przekształciła się w nietoperze, unikając chmarą niespodziewanego, a jednakże spodziewanego ataku. Gdy powróciła do siebie, lekko zabujała się na własnych nogach, podziwiając bestię swoimi zielonymi oczętami. -Mam nadzieję, że się świetnie bawisz w politykę..- Mruknęła, zaraz cofając się i odbijając szablą wszystkie ataki tego szczura, czy co to było. -...ja mam się świetnie, znalazłam się w rynsztoku.
Zaśmiała się, zaraz cofając się bardziej, aż pojawiły się kolejne trzy, opancerzone potworki. Kiedyś słyszała o zastosowaniu bojowym wielkich pancerników, ale to w sumie też ciekawie wyglądało.
-Poświęcę Wam chwilę…
Uśmiechnęła się i szybko przeniosła ciało za ich plecy, atakując w ich opancerzenie, co po chwili zmieniło się w dziwną walkę, kiedy po każdym wyprowadzonym ataku, jej nietoperze zmieniały położenie, dezorientując wrogów.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Nie Lis 21, 2021 1:14 am

Trochę go zaskoczyło, że nie wiedział. Naprawdę o tym nie wspominał? Chociaż właściwie niewiele rozmawiali o jego rasie, nie w taki techniczny sposób. Może po prostu dla Zephiruta zbyt wiele rzeczy było oczywistych, więc nawet o tym nie pomyślał.
— Tak... Obecność idharye wspomaga regenerację ciała i całkowicie powstrzymuje proces starzenia. Trochę jak u nas samych. Ludzcy mieszkańcy Idharonu byli niezwykle długowieczni, można powiedzieć, że ich życie mijało tylko wtedy, kiedy ich idharye byli poza nimi — odparł, przyglądając się sytuacji. Zdawało się, że chciał dodać coś jeszcze, ubrać w słowa myśl, która wyraźniej się tam zaplątała, ale zrezygnował.
Zmiennokształtny nie spuszczał oka z elfa, ale z każdą chwilą wydawał się mniej skory do strzelania czy innych wrogich kroków. Nawet cofnął się nieznacznie, nadając mu więcej przestrzeni. W odpowiedzi na pytanie w głowie elfa zjawiła się tylko cisza, choć można było wychwycić w niej wyraźne wahanie. Niepewność co do sytuacji, bo bariera językowa pozostawała niewzruszona, podczas gdy emocje towarzyszące pytaniu wydawały się spokojne i przyjazne. Miały w sobie troskę, może nawet strach, lecz był to ten konkretny rodzaj strachu, który każe myśleć nie o sobie, a o innych. Zmieszanie pojawiło się, kiedy tylko to zrozumiał. Idharye nie był pewien, czy dobrze zrozumiał, ale w całym tym kłębku niezdecydowanych emocji pojawiła się nieśmiała wdzięczność.
— "Thari" — rzucił cicho do elfa jako swego rodzaju zwieńczenie tego uczucia. Babibył mógł za chwilę szybko pojąć, że rwąca rana na jego barku przeszkadza nie tylko jemu, choć dla zmiennokształtnego nie była to szkoda bezpośrednia zapewne. Ale nie pozostawało mu nic innego, jak przeczekać, choć to i ogólny stan coraz bardziej sprowadzał do głowy uczucie zmęczenia.
Babibył postanowił podejść do drugiego jego towarzysza. Nieznajomy w masce ożywił się na ten widok i postąpił za nim.
— Maethei! — zawołał, choć był to koniec jego protestu, bo i wiele opcji do wyboru nie posiadał. Zerknął na Morbiusa i znów na elfa, przy którym zaraz stanął i obrzucił go bacznym wzrokiem. — Seinearam... al? — rzucił z wahaniem, ale nie czekał na odpowiedź. — Kalai — stwierdził i jeszcze raz zerknął na ciało towarzysza.
— Jakby rozważał zostanie tu... — mruknął Zephir, zaraz wracając do słów Morbiusa. — Naprawdę myślisz, że zginęła? — zapytał, kiedy ich wycofywanie się zostało zaakceptowane przez idharye schowaniem broni. Nie zostali jednak sami, bo zamaskowany osobnik chciał ruszyć ich śladem, jednak jego główny obiekt zainteresowania jednak nie poszedł za strzelcem. — Choć nie przeczę, nie mamy czasu ani wielu możliwości jej szukać. Skoro ruszyła w pojedynkę, będzie musiała dać sobie radę.
Ale od kiedy Morbius był taki bezduszny? Ciekawe. Może od zawsze.
Tymczasem Babibył czuł się dziwnie, bardzo nieswojo, jakby każdy kolejny krok był tu mocno nie na miejscu i jakiś taki ryzykowny. To uczucie kazało się rozglądać, jednak nawet gdyby to robił, niewiele nowego mógłby zobaczyć. Kiedy zwrócił na siebie uwagę, ta w pierwszej kolejności padła od osobnika w masce. Idharye zerknął kontrolnie za strzelcem, po czym podszedł bliżej z powrotem i klęknął przy nim, jeśli elf nadal kucał przy ziemi.
— Sari — rzekł cicho i wyciągnął rękę po bandaż. — Sathal the.
Jeśli poszedł za jego wskazówkami, idharye pomógł mu opatrzyć ranę, dzięki czemu poszło to znacznie sprawniej, niż gdyby Babibył miał się z tym męczyć prawie że jedną ręką. Czy jednak kierowała nim czysta chęć ugody, czy raczej obecność jego towarzysza w elfie, tego już nie sposób było stwierdzić.

Szybka reakcja wampirzycy była tym, czego najbardziej tu potrzebowała, bo ów "szczur", choć raczej brzydki, to był doskonałym wojownikiem. Odbijał jej ostrze w jedną i w drugą, miękko stąpając na zwierzęcych łapach, których pazury lekko szurały po kamiennej podłodze. Jej krok w tył został skrupulatnie wykorzystany, by wyprowadzić kolejny atak i jeszcze bardziej odepchnąć ją od środka sali.
Wtedy też zniknęła z oczu. Prawie. To, co mieli na sobie, ciężko nazwać pancerzem, dlatego też jej ostrze prześlizgnęło się po futrze i skórze stworzenia, pozostawiając krwawy ślad. Przeciwnik obrócił się i ciął, mieczem, lecz jej już tam nie było. Zjawiła się natomiast przy innym, który nie był taki głupi, bo odwrócił się słysząc szmer małych skrzydeł, a na moment ich ostrza się spotkały. Ponowna ucieczka sprowokowała dwa z kotów do poważniejszego działania. Ten trzeci otrzymał dodatkowe ostrze do obrony, kiedy obydwaj jego towarzysze przemienili się w pojedyncze nietoperze, by podążyć za chmarą. Wylądowali wcześniej, a jeden z nich pochwycił w łapy nietoperza Lis, faszerując go swymi pazurami. Drugi próbował drapnąć w powietrzu, lecz z marnym skutkiem przy tak zwinnych stworzeniach.
Czwarty kot, ten, który zaatakował na samym początku, przyglądał się z uwagą i kołysał ogonem, aż nagle sztylet wbił mu się w plecy. Stwór ryknął boleśnie i odwrócił się chwiejnie do czerwonych ślepi w korytarzu, by zaraz zgrabnie odbić drugi lecący w niego sztylet.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Nie Lis 21, 2021 2:12 am

Przecierpiałem te kilka chwil, które straciły negatywny wydźwięk, kiedy usłyszałem odpowiedź na moje pytanie. Dalej mówimy w różnych językach, ale łatwo było się po atmosferze domyślić, że słyszę prawdopodobnie jakiś rodzaj podziękowania za pomoc. Ulżyło mi, gdy zrozumiałem, że będzie dobrze, chociaż o niego mogłem być spokojny.
Zbliżyłem się do ciała zmarłego. Przewidziałem protesty, jednak nie były one burzliwe. Starałem się zachować łagodnie, jednak wtedy zrozumiałem nietakt z mojej strony. Zmienny mógł jedynie stać i patrzeć, kiedy ja robiłbym cokolwiek, bo Morbius chroni moje plecy. Tak, poniekąd nieświadomie wykorzystałem słabą pozycję niedawnego przeciwnika i zaczynałem się z tym czuć źle, zwłaszcza, że miałem w planach kolejne działania mające na celu zadbanie o zwłoki. Może to spaczenie zawodowe, może nadgorliwość, ale już mnie nieprzyjemne dreszcze przechodziły po plecach na myśl, że zmienny miałby tutaj leżeć sam, nie wiadomo ile, być może zapomniany. Tak nie można.
Uniosłem wzrok na rusznikarza, który z początku wydawał się być zaniepokojony zaistniałą sytuacją, jednak z każdym słowem rozpędzał się coraz bardziej, kończąc w dość nieprzyjemnym miejscu, mianowicie w wielkim koszyku w rządzeniem się i grożeniem śmiercią. Skąd w nim taka zmiana? Nie podobało mi się to. Do tej pory starałem się mu nie wchodzić w drogę, omijać szerokim łukiem i po prostu dawać mu swobodę działań, jednak tak karygodnego zachowania nie umiałem mu darować.
-Jeśli nie żyją lub uciekli, gonienie za nimi w niczym nie pomoże, a ja muszę odpocząć i się opatrzeć.-no i przecież oni też nie są głupi, widzą, że nie ma nas przy nich. Do tego co nam po nagłym ruszeniu, jak zaraz przeze mnie trzeba będzie robić kolejny przystanek.-I nie będziesz nikomu w głowę strzelał, już wystarczająco krzywdy zrobiliśmy w czyimś domu.-przyglądałem mu się poważnie. Nie byłem na niego zły, rozumiem, emocje szaleją, jednak nawet właśnie w takich sytuacjach trzeba się pilnować, żeby nie zrobić głupoty. Liczyłem, że się nie obrazi o to, jak dziecko, bo nie mam ochoty na powtórki z jego kuchni. Do tego miałem w niego trochę wiary, że się opamięta, chwilowo byłem naprawdę unieruchomiony, więc chłopak stanął przed małym eksperymentem mającym pokazać mi czy będzie myślał o części drużyny, która wymaga teraz jego wsparcia najbardziej.
Zerknąłem na zmiennego od dołu i trochę po omacku się dogadaliśmy o co nam chodzi. To było bardzo uprzejme z jego strony. Może nie chodziło mu o mnie, ale nawet jeśli miał w głowie dobro swojego towarzysza, to również dobrze o nim świadczy, bo w końcu ukazuje tym swoje przywiązanie do innej żywej istoty, a to sprawia, że mogę się z nim utożsamiać, bo nie ma na świecie osoby, która nie darzyłaby ciepłym uczuciem kogoś.
Pomógł mi się opatrzeć, zajęło to co prawda chwilę, jednak dobrze tę chwilę wykorzystałem. Atak senności powoli przemijał, krew zaczęła mi lepiej krążyć w żyłach. Czułem się dużo lepiej, poza dziwnym uczuciem niepokoju, ale na razie nie przypisywałem do tego wielkich teorii.
Podziękowałem zmiennemu skinieniem głowy i rzuciłem jeszcze jedno spojrzenie mężczyźnie leżącemu obok. Podpełzłem do niego i wsunąłem rękę pod jego plecy, aby zaraz go podnieść, o ile nikt się na mnie nie rzucił w ramach protestu. Ręka mnie bolała, ale dam radę, muszę dać radę, najwyżej go sobie przewieszę przez ramię za jakiś czas.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Nie Lis 21, 2021 1:34 pm

Czyli jednak, długowieczność. Tylko jak żyć tak długo i nie oszaleć? Jednak idharye i wampiry wydawały się nie narzekać.
Obserwował te scenerię, aż padły słowa w jego głowie. Domyślił się, że przez jego zachowanie nikt go nie poznaje, ale niestety, potrzebowali trzeźwego słowa.
"Może żyje. Nietoperze posługują się echolokacją, ma większe szanse wyczuć nas lub wrogów, niż my ją. Nie możemy się tylko cofać. A on… wolałbym, by poszedł z nami. Może jak inni go dostrzegą, wstrzymają atak."
Odparł mu w głowie. Wyczuł te negatywne myśli na jego temat, ale zaraz elf miał okazać się bardziej karcący.
-Tylko jeśli… zaatakują…
Odparł mu i zakaslal, aby zaraz wycofać się o kilka kroków, znowu zapierając o ścianę. Oddychało mu się coraz ciężej…
Babibył i nieznajomy mogli zająć się sobą, kiedy to Morbius dusił się, wyjmując z plecaka filtr, który zaraz wymienił w swojej masce.
"Przepraszam, że to znosisz."
Rzucił w myślach do Zephiruta. Mógłby opuścić jego ciało, ale z drugiej strony, potrzebował jego oczu. Patowa sytuacja.
Gdy już tamci byli gotowi, a nieznajomy zdecydował się iść za nimi, Inżynier zrozumiał, że elf nie odpuści sobie ciała tego pierwszego pechowca. Poprawił więc torbę Zephiruta, własny plecak i muszkiet na pasku, aby wziąć jeszcze ubrania swojego kolegi, które były jedynym co teraz po nim pozostało.
-Ruszajmy…
Wychrypiał i powoli ruszył na przedzie.
Przechodząc do następnego pomieszczenia, Morbius z wolna rozejrzał się po nim, poprawiając muszkiet na pasku. Mieli chwilę spokoju, więc mógł sobie pozwolić na obserwację, o ile czas ich nie naglił. Mimo wszystko, Inżynier zatrzymał się pod jedną ze ścian, na której znalazła się kamienna tablica, dosyć stara i ukruszona w kilku miejscach. Na samej górze znalazł się napis, którego niestety on sam nie był w stanie zrozumieć.
Zaraz jednak zwrócił uwagę na wyrzeźbione litery, które układały się w dwa słowa obok siebie, wszystkie ułożone jeden pod drugim. Wyglądało to jak jakiś nekrolog, albo lista upamiętniająca. Mógł wnosić, że były to imiona i nazwiska, zwłaszcza że czasem nazwiska się powtarzały, a to co przed nimi, nigdy w jednym szeregu. Czy był to jakiś spis ważnych idharye, którzy tu kiedyś żyli? Może rodów? Lista była przecież za krótka, by policzyła sobie całe miasto.
Powoli przeciągnął po nich wzrokiem, aż zatrzymał się przy jednym imieniu i wyjątkowo długim nazwisku. Było jedynym, niepowtarzającym się na tej tablicy. I odczytane w myślach, brzmiało znajomo. "Irithyll Agarthamaalar"...

"Przetarł usta z krwi, po czym opłukał twarz wodą, ciężko oddychając. Nienawidził porannego refluksu, ale to już była rutyna do której przywykł. Założył na siebie zajęczą maskę i powoli opuścił łazienkę, gdy…
-Proszę natychmiast wyjść, to nie jest pana interes!- Krzyknął doktor Hector w przedsionku, co zatrzymało chłopaka przy schodach. Nie pamiętał kiedy ostatni raz słyszał jak podnosi głos.
-Z całym szacunkiem, ale to co pan robi, Doktorze, jest zwyczajnie niewłaściwe. To dzieci.- Odparł mu obcy głos, a wtedy dostrzegł jego rozmówcę, jakiegoś młodego mężczyznę o brązowych włosach i w znoszonym fraku.
-Te dzieci to pacjenci, a ja dbam o ich sterylne warunki, które w tym momencie są zakłócone obecnością kogoś z zewnątrz!- Odwarknął mu lekarz, ale zaraz spojrzenia obu, uwięziły się na Obiekcie 7. Hector już wyglądał, jakby chciał go ponaglić, aby poszedł na górę, ale wtedy wyminął go nieznajomy, stawiając kroki w stronę chłopaka.
-Hej… jestem Ezaliah Agarthamaalar…- Powitał go, ale chłopak kaszlnął i cofnął się o krok. Te nazwisko brzmiało mu dziwnie, oraz był mu całkiem obcy. Nieznajomy otworzył szerzej swoje bursztynowe oczy, a na jego twarzy malowało się zagubienie. -Nie bój się… wiem co czujesz...
Dodał, ale lekarz stracił cierpliwość.
-Proszę natychmiast wyjść, inaczej wezwę milicję!- Krzyknął ostatni raz, zaś Ezaliah obrzucił Obiekt 7 krótkim spojrzeniem, nim zrezygnowany odwrócił się w stronę drzwi, które Hector zaraz zamknął za nim z impetem."


Odsunął się o krok, zamroczony tą nagłą wspominką. To był przypadek? Imię się nie zgadzało, ale nazwisko… ciężko takie zapomnieć. Również trudno mówić tu o przypadku, takich nie napotyka się w starożytnych miastach. Nie rozumiał tego, a nie był pewny, czy nawet Zephirut byłby w stanie coś więcej dodać od siebie. Chyba, że dziadek coś mu wspomniał… ale chyba nie powinien teraz zajmować sobie tym głowy, prawda? Mieli co innego do zrobienia. Może mu się tylko zdawało.
"Bezsensu…"
Pomyślał i ruszył dalej.

Nietoperze goniły w chaosie, a gdy jeden został draśnięty, a inny przebity, te zaczęły tracić na sile, aż powróciła do swojej formy, upadając na ziemię, z nacięciami na udzie i ramieniu. Ale chyba to było szczęście, że ryk jednego ze stworów odwrócił uwagę reszty. Ktoś go zaatakował? Choć dostrzegła te maskę, intuicja podpowiadała jej, że to ten sam dżentelmen sprzed jeszcze paru chwil. Chyba się stęsknił.
Lisollette wykorzystała moment by wstać i ciąć w plecy tych szczurów, raz po raz znowu zmieniając swój kształt.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Nie Lis 21, 2021 11:54 pm

Tak, jego wnioski i nadzieje na towarzystwo miały jak najbardziej sens. Zresztą Zephir widział w tym jeszcze jedną zaletę. Jeśli ich nowy kolega byłby skory do kontaktu, mogliby się dużo dowiedzieć, chociażby o obecnej sytuacji, bo wszystko wskazuje na to, że wepchnęli się w sam środek czegoś, o czym nie mają aż tak dużego pojęcia.
— To możliwe, wyglądają na dość rozsądnych — odparł w zamyśleniu. No a potem przyszła pora na komentarz Babibyła.
Nie, nie chciał mówić tego głośno, może faktycznie przeszło mu przez myśl, ale wiedział jednocześnie, że było zwyczajnie rozsądne. Najwyraźniej elf cechował się większą wrażliwością, co było dobre, a jednak znalazła się tu też niepotrzebna nieufność. Zephir westchnął w myślach, zastanawiając się, czy powinien to komentować, ale szybko jego uwaga skupiła się na czym innym.
Chciał zapytać, czy jest w porządku, bo nie przywykł do takich sytuacji bez wyraźnego powodu, ale ten pierwszy odruch szybko powstrzymały dwie rzeczy. Po pierwsze to, że Morbius znowu by go zbeształ, po drugie zaś sam spokój rusznikarza, sugerujący, że ten wiedział, co robi.
A zaraz miał go zaskoczyć, aż Zephir zwlekał przez moment z odpowiedzią.
— Nie przepraszaj... W końcu to był mój pomysł — rzucił z nutą uśmiechu. — Zresztą, chyba przeżyłem gorsze rzeczy — mówił dalej. — Raz trafiłem na człowieka, który cierpiał na jakieś... chroniczne i losowe skurcze mięśni, nawet oczu. To dopiero było męczące... Inni myśleli, że jest opętany. W pewnym sensie była to prawda, tylko objaw nie ten.
Opatrywanie poszło całkiem sprawnie, a zmiennokształtny w głowie Babibyła naprawdę się cieszył z takiego obrotu spraw. Miał nadzieję, że ten ruch pogrzebie przynajmniej chwilowo ich chęci do walki, a ta współpraca była jeszcze bardziej dobitnym tego dowodem. Starał się też słuchać uważnie wypowiadanych wcześniej słów, nawet jeśli były retoryczne. Przemyślał je jeszcze raz. Za chwilę jednak co innego przykuło jego uwagę, bo elf zajął się znów martwym idharye. Jego towarzysz zaprotestował, on tylko patrzył i czekał na efekt, czując, że Babibył nie żywi do ich byłego towarzysza złych emocji.
Wreszcie ruszyli dalej, przez szerokie korytarze aż do dużej sali, przez którą przechodził kamienny stół z siedziskami po obu stronach. Gdzieś w ścianach dało się zauważyć metalowe uchwyty lub kolucha, zapewne na jakieś symbole lub dekoracje, te niżej może na bardziej użytkowe rzeczy. Jednak główną uwagę przykuła największa ściana pokryta wyrzeźbionymi tablicami, na których widniały imiona i nazwiska. Dziesiątki nazwisk. Zephirut patrzył w zamyśleniu, zastanawiając się, co mają oznaczać, aż uwaga Morbiusa skupiła się na jednym z dłuższych. Nie był w tym momencie pewien, czy coś mu ono mówiło, ale skupił się za to na wspomnieniu, które niczym żywe stanęło im przed oczyma.
— Dlaczego bez? — rzucił i już chciał sobie pospekulować, kiedy kolejna tabliczka rzuciła mu się w oczy. — Czekaj! — Kiedy Morbius się zatrzymał, mógł zobaczyć obok siebie miano "Herathier Aruthirei". — To mój przodek... Uciekł z Idharonu, by ratować dzieci... Dobrze mi się zdawało, to osoby ze szlachty. Może z ostatnich dni... — wymruczał w zamyśleniu.
Gdzieś za nimi plątał się idharye, również wodząc oczyma po ścianie, jednak milczał, jeśli nikt nie zwracał na niego uwagi.
Inaczej sprawa się miała z towarzyszem Babibyła, który zdawał się pałać jakimś sentymentem do wymienionych osób.
— "Lavar An Taeen..." — szepnął mu w głowie, a w słowach tych było czuć szacunek i swego rodzaju dumę.

Odbicie noża przez kota było zaledwie efektem odwrócenia jego uwagi, bo tuż za ostrzem pobiegł zamaskowany osobnik i zamachnął się mieczem. Udało mu się zranić przeciwnika w ramię, a zakrzywione ostrze nieładnie rozdarło mięśnie, jednak tu kończyła się dobra passa, a zaczęła wymiana uderzeń stali.
To chwilowe rozproszenie doskonale wykorzystała Lisollette, kiedy jeden z kotów był na tyle wystawiony, że mogła mu bez trudu przejechać przez kręgosłup, co natychmiast sprowadziło go do poziomu nieszkodliwego kaleki na ziemi. Kolejny chciał się na nią zamachnąć, lecz drasnął tylko jednego z nietoperzy. Sam został raniony, ale tylko nieznacznie, gdyż Lisollette musiała się szybko wycofać z nowej pozycji, kiedy trzeci kot wykonał  zamach. Ale nie spodziewał się, że został dostrzeżony, jego cios zamiast w wampirzycę, trafił jego towarzysza, który zgiął się na ziemię, przeistoczył i uformował ponownie, choć nieco bardziej chwiejnie.
W tym czasie wymiana ciosów u pozostałej dwójki przyniosła kolejne efekty, kiedy kot klęknął podcięty, ale jednocześnie wbił swój miecz w brzuch zamaskowanego. A przynajmniej tak to wyglądało, ułamek sekundy przed tym, jak idharye zniknął w odmętach swej szaty, by za chwilę zjawić się znów i przedziurawić przeciwnika.
Odwrócił się szybko i rzucił swym wygiętym ostrzem w ostatniego kota, który tańcował z wampirzycą. Głownia zakręciła się wokół szyi, podcinając krtań, za którą kot się złapał. Wykończenie go było dla Cascamii formalnością.
Idharye rozejrzał się po trupach i spojrzał na kobietę.
— Satticyo — rzucił ze swego rodzaju uznaniem w głosie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Pon Lis 22, 2021 12:15 am

Tylko jeśli nas zaatakuje? Dobrze, ze sprostował swoje zamiary, bo z początku brzmiały mi dość niefortunnie. Co prawda nie to, że mi to pasuje, ale lepsze to niż nic. Postanowiłem już dalej nie drążyć tematu, po prostu skinąć głową i uznać, że chłopak raczej wie co robi.
Zgarnąłem ciało zmarłego i mogliśmy ruszyć dalej. Cóż, może i załatwiłem sobie wysiłek na nie wiadomo ile, ale tak trzeba było, może dzięki temu chętniej nas zaprowadzą do swoich, żeby oddać zwłoki rodzinie. W sumie nie wiem czy takie są ich zwyczaje, ale w większości kultur takie są, więc dlaczego ta miałaby być inna?
Po krótkim spacerze weszliśmy do sali. Napisy na ścianach niewiele mi mówiły, ale cieszyło chociaż to, że umiałem je rozczytać, że litery nie były niezrozumiałymi kreskami czy obrazkami, jak to czasami bywa. Nie skupiałem się na tym za bardzo, bo uczucia mojego zmiennego przyciągały mnie bardziej. Jakby znał tych wszystkich ludzi kiedyś, jakby dawno popadli w pewien rodzaj zapomnienia, a teraz te zakurzone wspomnienia wróciły.
-Zefir, Lavar An Taeen, co to znaczy?-patrzyłem na Morbiusa i dziwnie mi było, że mówię do niego, ale nie do niego. Liczyłem, że się dowiem, bo jeśli nie, to trudno mi wybrać o co mogło zmiennemu chodzić. Może dał mi jakąś informację, a może pozdrowił po prostu osoby, do których imiona należały.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Pon Lis 22, 2021 1:43 am

Schorzenie nie brzmiało przyjemnie, choć może faktycznie, to monotonnie bólu była większą udręka, a tego mógł Zephirut jeszcze nie doświadczyć.
Kamienna tablica zajęła im chwilę, lecz pytanie wewnętrznego głosu nie doczekało się odpowiedzi. Sam nie wiedział, czemu to było bezsensu. Po prostu dziwny przypadek, może tak powinien o tym myśleć. Wątpił by poznał kogoś tak starego i to we własnym domu. Zresztą, było coś istotniejszego teraz. Przodek Zephiruta.
"A więc jesteś z arystokracji. Ale skoro uciekł, to nie jest spis martwych…"
Zauważył, po czym chciał ruszyć dalej, aż padło pytanie Kata. Poczekał chwilę, aż myśli same mu odpowiedziały.
-"Coś jak Ściana Chwały".
Odparł i obejrzał się po nich wzrokiem, nim poszedł przed siebie, licząc że gdzieś dotrą.

Nieznajomy narobił szumu, ale praktycznie sam pokonał te szczury, choć ostatniego pozostawił Lisollette, która zatopiła w nim szable. Wysunęła z niego ostrze, pokryte kapiącą krwią i obejrzała się na jej towarzysza. Znów nie zrozumiała, ale brzmiało jak pochwała, więc z uśmiechem ukłoniła się.
-Dziekuję.- Lecz gracji odebrały jej obrażenia. Krzywo stanęła, kładąc zaraz palce na własnym udzie. Dużo krwi, ale to nic. Spojrzała znów na zamaskowanego i przyłożyła ta samą dłoń do piersi. -Lisollette.- Przedstawiła się, licząc że zrozumie ten gest, po czym schowała szable, uśmiechając się szeroko. -Niesamowicie walczysz.- Rzuciła z uznaniem, po czym spojrzała na stwory. -Ciekawe czemu wróciłeś…- Mruknęła do siebie, bo jego obecność była conajmniej niespodziewana. -Co teraz…
Rzuciła i znowu udała się dalej, choć tym razem, zagubiona od ilości ścieżek. Gdzie była reszta…?
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lis 22, 2021 3:29 pm

Nie dostał swoich wyjaśnień, ale chyba nie było takowych za bardzo. Czuł wahanie Morbiusa przez moment, nim ten ostatecznie porzucił ten temat. Chyba to rozumiał, przypadkowe myśli bywały dziwne i mało zrozumiałe, chyba sam wiedział to najlepiej, kiedy niejednokrotnie jego własne przemyślenia musiały przeplatać się z cudzymi. To było uciążliwe, zwłaszcza, kiedy musiał się ukrywać. Tym razem nie miał takiej potrzeby, z drugiej strony nie był do końca świadom, jakie skutki mogą mieć nieprzemyślane słowa, nawet te nigdy nie wypowiedziane.
Uciekł. Tak, uciekł, choć uwaga Zephira skupiła się bardziej na pierwszym zdaniu, które z jakiegoś powodu było dla niego ważniejsze. Z jednej strony wiedział, że nie powinno, z drugiej zaś poczuł się zobowiązany do prawdy, im bardziej zdawali się do niej zbliżać.
— Jestem... Tak, jestem z arystokracji — szybko zmienił koncepcję zdania, a jednak po krótkim westchnieniu chyba do niej wrócił. — Jestem księciem... Ale to teraz bez znaczenia — dodał zaraz i uczepił się jego dalszych słów. — Ciężko mi powiedzieć, kim mogą być inni... — mruknął tonem, jakby chciał wzruszyć ramionami.
Ich wspólną uwagę przykuło pytanie kata. Wraz z jego zadaniem sam Babibył poczuł nutę zaciekawienia, co było o tyle zabawne, że tyczyło się ono jego własnego zachowania. Intrygujące dla idharye było też to, że całkiem dobrze poradził sobie z wymową.
— Hm... Coś jak "Ściana Chwały"... — mruknął Zephir, spoglądając po świetlistej sylwetce Babibyła. Dało się tutaj zauważyć różnicę, wcześniej jego aura była łatwa do opisania, teraz zaś zrobiła się dziwna, bardziej podobna do idharye, lecz jednak nadal elfia.
Poszli dalej, a ich nowy znajomy jeszcze przez moment spoglądał po kamiennych tabliczkach, nim ruszył ich śladem, przez tunel lekko schodzący w dół, ku węższym rozwidleniom.

Idharye lekko przechylił głowę na bok, przyglądając się jej ukłonowi, który nie wyszedł idealnie, ale przekaz był dość uniwersalny. Jeszcze raz zerknął wokół, nim jego uwagę przykuł kolejny gest i słowo. Przechylił głowę w drugą stronę, lekko przymykając ślepia, co poskutkowało ich delikatnym przygaśnięciem.
— Li-sollette... — powtórzył, próbując to słowo. Zaraz też odprowadził wzrokiem jej broń na bezpieczne miejsce i z wolna przyłożył swoją dłoń do piersi. — Harithiel Salaarmeth — rzucił niespiesznie i opuścił rękę.
Jej kolejne słowa niewiele mu mówiły, może poza nutą uznania w głosie, którą przyjął w ciszy. Zerknął zaraz na trupy, by podejść do jednego z nich i zabrać swoją broń. Potem zaczął wyjmować z ciał sztylety i chować na właściwe miejsca na piersi czy rękawach. Ponownie spojrzał na kobietę, a konkretniej na jej krwawiące kończyny.
— Ami harthi — mruknął, stwierdzając fakt. Spojrzał na to, który korytarz wybrała. — Anen, asti — rzucił do niej żywiej, chcąc zwrócić uwagę. — Kote — dodał zaraz i ruszył sąsiednim korytarzem. Zaraz obejrzał się na nią i machnął ręką w swoją stronę. — Kote.
Jeśli zgodziła się pójść za nim, po chwili plątania się po mniejszych korytarzach i niewielkich pomieszczeniach przypominających jakieś użytkowe kiedyś wnętrza, dotarli do solidnie wyglądających drzwi. Prezentowały się surowo i minimalistycznie. Zdawały się zrobione z drewna, może nasyconego czymś jeszcze. Harithiel przyłożył rękę do ich gładkiej powierzchni i wyszeptał coś jak zaklęcie, lecz nie skończył, nim do ich uszu dotarły kroki. Idharye odwrócił się natychmiast i złapał za pistolet, który wyjął spod szaty, wycelowując w korytarz inny niż przyszli, gdzie pojawiło się też źródło światła.
Była nim latarnia niesiona przez towarzystwo Morbiusa.
— Lisollette... — rzucił Zephir, rozpoznając aurę wampirzycy. — I kolejny idharye...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Pon Lis 22, 2021 4:20 pm

Cóż... gdybym usłyszał pochwałę na temat mojej wymowy pewnie bym się speszył, zarumienił i przekręcił oczyma, mówiąc: ,,A co tam? Szczęście." Jednak podejrzewam, że elfickie pochodzenie i języki mi mocno w tym pomagają.
Dziwne zainteresowanie również nie umknęło mojej uwadze i o ile wiedziałem, że nie wszystkie uczucia i myśli mogą być w pełni moje, tak dalej mnie to nieco zaskakiwało, sądzę jednak, że z czasem zacznę się przyzwyczajać, a może później będzie mi nawet dziwnie kiedy zmienny odejdzie.
Kiwnąłem głową w podziękowaniu na odpowiedź. Ściana Chwały, czyli spis martwych w czasie walk. To pokrzepiające, że są zapisani tak trwale. To nie ma sensu, co ja mówię, po prostu mam zwłoki na rękach, jesteśmy nie wiadomo gdzie, chcę iść dalej. No i poszliśmy dalej, kolejnymi nieznanymi korytarzami.
Z początku myślałem, że idziemy bez celu, jednak po jakimś czasie dał się usłyszeć jakiś szmer przed nami. Kolejni zmienni? Owszem, jednak w towarzystwie jednej z nas. Uśmiechnąłem się na wspomnienie Lis, dobrze, że tu jest, liczę na jej pomoc. A co do zmiennych. Zerknąłem na zwłoki leżące mi na rękach. Ciekawe, jak to przyjmą.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Pon Lis 22, 2021 5:18 pm

Księciem?! Szok przeszedł przez całe jego ciało, kiedy to usłyszał. Oswoił się z myślą, że przodek Zephiruta pochodził ze starożytnego miasta, ale nie, że był on królem, a Aruthirei - dynastią. Chyba teraz bardziej pojmował, dlaczego jemu tak zależało. Utracony dom… utracone dziedzictwo. Choć nie był pewny, czy chciał mówić to na głos, czy życzyłby sobie tego Zephirut, czy idharye towarzyszący Katu nie zrozumieliby za dużo, a jeśli, to jakby zareagowali. Chyba jeszcze nie pora, a maska idealnie skrywała emocje na twarzy.
"Od początku wiedziałem, że jesteś wyjątkowy..." pomyślał, zaraz łapiąc się na tym, że przecież on to słyszy, więc natychmiast dopadło go zawstydzenie. "Pytanie… jak wygląda sytuacja na ich tronie."
Pomyślał jeszcze, aby odwrócić jego uwagę od tej dziwnej sytuacji. Ale miał rację. Co z tronem…?

Musiała przyznać, że to jak wymówił jej imię brzmiało słodko, zwłaszcza że pierwszy raz na takie pewnie trafił. Ale uśmiechnęła się, gdy i jego miano poznała.
-Harithiel Sal...aarmeth…- Powtórzyła za jego przykładem, lekko kłopocząc się z nazwiskiem bo zbyt szybko spróbowała wypowiedzieć wszystko naraz. Tak, czy inaczej, ten zaraz zebrał uzbrojenie, oraz chyba zwrócił uwagę na jej rany. Chyba po prostu niejako się tym przejął, zamiast zignorować. To było miłe. Mało tutaj miłych rzeczy napotkała. -Poradzę sobie, skarbie.
Odparła tylko, a wtedy chciała iść dalej, szybko upomniana, że w złą stronę. Rany, komunikacja szła im coraz lepiej. Lecz nie protestowała, zaufała mu i poszła za nim…

Morbius już z daleka nieco zaniepokoił się tym co widział przez te ciemności, ale wtedy padło słowo Zephiruta, które rozwiało wszelkie wątpliwości. Inżynier poczuł ogromną ulgę, że jego wcześniejsze słowa okazały się nieprawdą, a jej, nic nie było.
"Całe szczęście… ale z kim ona…"
Zatrzymali się w stosunkowej odległości, bo Harithiel nagle dobył broni, celując w nich. Morbius w instynkcie uniósł własną, aby zagrozić tym samym. Nie dla strzału, ale żeby zaniechał ataku. Pobudzona tym Cascamia natychmiast stanęła na torze wystrzału obu pistoletów.
-Nie!- Krzyknęła, aby nikt nie strzelał. -To przyjaciel!- Rzuciła do swojej drużyny, a zaraz obejrzała się na Salaarmetha, kładąc dłonie na lufie jego broni, aby łagodnie ją opuścić. -Przyjaciele…
Wyszeptała, patrząc w jego czerwone ślepia maski, zaś Morbius na ten widok, mimowolnie opuścił swojego skałkowca. Wychodziło na to, że nie tylko oni dobrali sobie tutejsze towarzystwo. Lecz wampirzyca zwróciła uwagę na nie tyle co idharye, który stał obok Kata, ale też nieboszczka na jego rękach. I gdzie była reszta drużyny?
-Co się stało…?
Spytała, a wtedy Rusznikarz opuścił z wolna głowę. W końcu, to on go zabił. Ale nie miał chyba siły, aby to wyznać...
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Sro Lis 24, 2021 1:09 pm

Zmieszanie i niepewność co do tego, co się czuje i czy to się czuje, czy tylko odbiera, było jak najbardziej naturalne. Tę jedną wątpliwość zmiennokształtny zdawał się sam uspokajać, choć może nie słowami, to jednak zareagował na rozmyślania elfa. Z pewnością nieraz widział podobne zmieszanie.
Dziwnie czuł się w obecności zwłok na jego rękach, które w zasadzie były teraz jego rękami. To się wydawało niewłaściwe. Nie powinno się ot tak dotykać trupów, nosić nie wiadomo gdzie. Bo w końcu nie wiedzieli, gdzie trafią, choć on sam mógł się domyślać, patrząc na trasę. To też było pokrzepiające na swój sposób dla elfa, że w pewnym sensie wiedział, gdzie jest. Z drugiej strony mógł przez to wiedzieć, że nie jest całkiem bezpieczny. Nie tutaj.
Tymczasem szok w głowie Morbiusa spotkał się ze zmieszaniem ze strony Aruthireia. Chyba dokładnie takiej reakcji się spodziewał, ale to wcale nie sprawiało, że był na nią przygotowany. To faktycznie mogło wyjaśnić wiele z jego planów, może nawet zachowania, ale to wciąż było tylko puste słowo, które teraz, po tak długim czasie wydawało się zupełnie bez pokrycia. I bez znaczenia, choć może to sam sobie uparcie dopowiadał, by nie zapomnieć, że tak czy inaczej na wszystko będzie musiał zapracować osobiście.
— Nie tylko ja — odparł z marszu na jego słowa. Były czymś, co pozwalało oderwać się od tych przemyśleń, więc znowu nie zastanowił się nad tym, co mówi, a jednak... zdecydowanie nie żałował tego zdania, choć zawstydzenie Morbiusa z jego własnych słów było trochę mniej spodziewane. Trochę mu się udzieliło, czego też nie oczekiwał. — Uhm... — spróbował skupić się na postawionym pytaniu, ale to przysporzyło więcej problemów, niż mogłoby się wydawać. — Ciężko powiedzieć... Niewiele wiem nawet o tym, jaka była wtedy, jakby wszyscy z jakiegoś powodu unikali tego tematu... — odparł w zastanowieniu, bo rzecz wydała mu się teraz wyjątkowo dziwna. — A jednak samo sedno nie zostało pogrzebane. Próbowałem to zrozumieć, ale na powierzchni wydaje się to bezskuteczne.
Minęli kolejne korytarze, a jemu nie podobało się, że poruszają się na ślepo, jednak żadne z nich niewiele mogło z tym zrobić. W końcu jednak natrafili na znajomą twarz, a sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, kiedy towarzysz Lis podniósł broń, do tego samego prowokując rusznikarza. Jednak o jego reakcje Zephir był spokojny, dobrze czując intencje. Większym zaskoczeniem była wampirzyca, na której skupił uwagę. Ulga na widok, że jest cała i zdrowa musiała tu chwilowo ustąpić miejsca, ale pierwsza reakcja Morbiusa na jej widok nie uszła jego uwadze. Tak bardzo różna od wcześniejszych słów, które najwyraźniej źle odebrał. Bardzo, bardzo źle.
Harithiel był gotów strzelić w każdej chwili, celując najpierw w Morbiusa, choć już tu pojawiło się pierwsze zawahanie. Zwłaszcza, że tuż za nim dostrzegł w sumie trzeciego już idharye. Zaraz potem między nimi, a tuż przed jego lufą, pojawiła się Lisollette. Zdawał sobie sprawę, że ta dziwna zbieranina może być razem, ale na pewno nie cała i generalnie sytuacja była dla niego mocno dezorientująca. Zerknął na swój pistolet, który złapał mocniej, ale pozwolił jej opuścić lufę, a zaraz spojrzenie czerwonych ślepi przeniosło się z powrotem na twarz kobiety, którą analizował przez moment.
— Ate — mruknął i niespiesznie schował pistolet. Spojrzał znów na nich wszystkich i lekko zmrużył oczy.
Za chwilę padło pytanie Cascamii, a nastrój Morbiusa natychmiast się zmienił. To trochę przerażające, kiedy Zephir zdał sobie sprawę, że nie miałby wielkich oporów przed wspomnieniem o strzelaninie, a przecież przyczynił się do tej śmierci dokładnie tak samo.
— To nie twoja wina — rzucił cicho. Tak właściwie, to nie była niczyja wina, żadne z nich nie wiedziało, czego ma oczekiwać. Nawet idharye, oni tylko bronili swego domu.
Zmiennokształtny dotychczas kręcący się w pobliżu Babibyła ruszył do przodu, w stronę swego pobratymca. Wywiązała się między nimi krótka rozmowa, której szybko rzucane słowa niejednemu z pozostałych zdawały się zlewać w niestworzone zlepki. Babibył mógł poczuć się dziwnie, gdyż jedna jego część rozumiała wszystko, a druga ni w ząb. Brzmiało to jednak nieprzychylnie i mocno niepewnie dla nich wszystkich. Morbius był w nieco lepszej sytuacji.
— Zastanawiają się, co z nami zrobić... Ten drugi mówi coś o rannych... — Westchnął, czując frustrację z gubienia się w ich słowach. — Mam wrażenie, że pomagając nam, robią coś nielegalnego...
Harithiel ostatecznie prychnął cicho i wrócił do drzwi, gdzie zaraz po skończeniu krótkiego zaklęcia, mruknął coś ze zdziwieniem. Weszli do środka, do pomieszczenia nieco większego niż reszta tych pustych po drodze. Za półścianką oddzielone były skąpe miejsca do spania, zaś w pierwszej części stolik, szafka, wieszaki z bronią. Meble były zrobione z tego samego dziwnego drewna, co i drzwi, wykonane oszczędnie, ale elegancko. Znalazło się też palenisko, choć obecnie wygaszone. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ogólny chaos panujący w pomieszczeniu i rozrzuconych rzeczach, z których kilka było poplamionych krwią tak jak i podłoga. Harithiel zamknął za nimi drzwi i zapieczętował zaklęciem, podczas gdy jego towarzysz podniósł z ziemi sprzączkę, którą obejrzał dokładnie.
— Idhari-mai — stwierdził i zerknął po nich.
— Than maie — rzucił Harithiel, wskazując najpierw na drzwi, a potem na jedną z ran Lisollette.
— Powiedział: tamten kot... — wyjaśnił Zephirut, a zaraz chwilę skupił się na ziemi. — Zaraz, spójrz na lewo... To dziennik Naora...
Nie tylko dziennik, ale też manierkę z wodą oraz zakrwawiony sztylet Lilliett udało im się znaleźć wśród rozrzuconych rzeczy. Z przedmiotów z koszar były to głównie naczynia, rzeczy do z grubsza polowego użytku, krótkie włócznie, jakieś ostrza, niektóre z nich użyte, lecz najwyraźniej nieskutecznie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Sro Lis 24, 2021 2:31 pm

No tak, szczęście ponownego spotkania nie mogło trwać wiecznie. Napięcie powróciło, ktoś jest niepewny, ktoś unosi broń, ktoś usiłuję sytuację uspokoić. Stałem spokojnie, nie chcąc nikogo do niczego prowokować, zwłaszcza, że nie mam chwilowo możliwości walki czy odparcia ataku.
Zmienny jednak opuścił pistolet za namową wampirzycy, która rzuciła to pytanie. Niby proste, ale jakoś tak niezręcznie na nie odpowiadać. Zerknąłem na Morbiusa, który się przygarbił i nie specjalnie chciał odpowiadać, dlatego też ja zabrałem się za wyjaśnianie sprawy.
-Nastąpiło nieprzyjemne nieporozumienie. Każda strona nieco oberwała, jedna bardziej niż druga.-to chyba było wystarczającą odpowiedzią, Lis się domyśli i czując atmosferę niespecjalnie powinna mieć ochotę na drążenie tematu. Co się stało, to stało. Smutne to, ale nic się już nie zmieni niestety.
Ruszyłem w stronę wampirzycy, starając się zachować jakiś dystans od zmiennego, który szedł w tym samym kierunku, tak żeby się nie czuł, że go śledzę. Stanąłem przy niej z uśmiechem ulgi i zmęczenia.
-Cieszę się, że znów z nami jesteś.-no tak, głównie dlatego, że ona umie w Morbiusa, a kiedy jej nie ma, to nie wiem za co się łapać w rozmowach z nim. Poza tym też się o nią martwiłem. Zniknęła nie wiadomo gdzie, po co i na co, a patrząc na labiryntowy układ korytarzy, może byśmy mogli się pogubić i nigdy nie odnaleźć.
Zmienni o czymś mówili, a ja marszczyłem brwi, bo czułem, że mam coś na końcu języka, z tyłu głowy coś mi dzwoni, ale co i dlaczego? Taka niekompatybilność ze zmiennym, który w tobie jest, to coś naprawdę mogącego przyprawić o frustrację po dłuższym czasie.
Zmienni skończyli ploteczki i otworzyli drzwi przed nami, a którymi nie kryła się mistyczna kraina, tylko sypialnia? Tak, powiedziałbym, że sypialnia dla wielu osób. Skorzystałem z natury tego miejsca i odłożyłem zmarłego na wolną leżankę. Może i wszystko ubrudzi, ale tragedii nie będzie, bo po takim czasie krew już nie płynęła, jak świeżo po postrzale.
Wytrzepałem ręce, poprawiłem ubranie, sprawdziłem bandaże, czy przypadkiem krew nie pociekła nigdzie za mocno, ale chyba nie przeciekam jeszcze, za młody jestem na to. Eh... zmęczony jestem, spać mi się chciało. Powstrzymałem się jednak przed chęcią zalegnięcia w kąciku i zaśnięcia. Ruszyłem powolnym krokiem, oglądając pomieszczenie. Była tutaj broń, jakieś pierdoły i meble, ładne meble, które w duchu naprawdę doceniłem. Koniec końców, skończyłem ze wzrokiem w mapie zawiłych korytarzy. Szukałem trasy, jaką przeszliśmy, chociaż trudno było mi się teraz skupić. Zmrużyłem ślepia i gapiłem się na papier, przesuwając po nim palcem szemrając pod nosem jakieś wyjaśnienia dla siebie, rozważania, czy na pewno dobrą drogę śledzę.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Sro Lis 24, 2021 3:05 pm

Może faktycznie nie była to tak całkiem jego wina, a jednak, przyczynił się do tego. Z drugiej strony, gdyby nie ta ofiara, reszta mogłaby zginąć, prawda? Zresztą, poprzedni plan zakładał jego własne poświęcenie, aby dać czas innym. Chyba nie było dobrego wyjścia.
Lisollette uśmiechnęła się do Harithiela, kiedy ten odłożył broń i odpowiedział jej. Sytuacja się uspokoiła i nikt już nie chciał nikogo krzywdzić, to dobry początek nowych znajomości. Dalej zastanawiało ją jak będzie z resztą tutaj mieszkających. Sprawa sama w sobie nie rokowała dobrze dla neraspijskich znajomości politycznych. Mimo to, obejrzała się na elfa z uśmiechem.
-Nie było tak źle, trochę tylko walki.- Zaśmiała się cicho, wysuwając do przodu nogę, czy rękę, po czym zerknęła na Rusznikarza. -Złotko, pamiętaj, przynajmniej miałeś motyw. Czasem niektórzy to robią dla czystego egoizmu.
Dodała, zaś maska łagodnie uniosła się w jej stronie. Nie chciał raczej bardziej rozgrzebywać tematu, zwłaszcza że część jego właśnie analizowała rozmowę dwóch idharye.
“Może muszą bronić miejsca przed intruzami. Ale w takim razie mają jakieś przywództwo.”
Wtrącił w myśli Zephiruta, nim wszyscy udali się za Harithielem do wnętrza koszar. Faktycznie spodziewali się czegoś innego, ale widocznie po prostu bardzo bronili swojej bazy wypadowej. Trochę dziwne miejsce na odpoczynek, lecz ślady krwi, jak też elementy pozostawione po ich kamratach, jasno zasugerowały, że reszta drużyny poszła dalej. Ale czy wciąż żyła? Groziło im niebezpieczeństwo? Czyja to krew? Nie było żadnych trupów. To nurtowało Morbiusa, który chciał pojąć ich położenie, w czasie kiedy Babibył odłożył zmarłego, a zaraz przeszedł do analizy dokumentów.
Cascamia dostrzegając jak Harithiel wskazuje na jej obrażenia, lekko cofnęła się. Był to chyba dziwny odruch, sama nie wiedziała czemu. Już drugi raz powiedział coś podobnego i się tym zainteresował. To nieco kłopotliwe, hah.
Inżynier powoli podszedł do dziennika Noara, który podniósł z ziemi. Jedyna może istotna rzecz. Może wpadli na innych tutejszych i zostali pochwyceni…? Z drugiej strony, byli w obecności osób, które jedyne mogły wiedzieć coś więcej.
“Powinieneś z nimi porozmawiać. Tylko Ty ich rozumiesz. Może powiedzą jak wygląda obecna sytuacja Idharonu, abyśmy wiedzieli czego się spodziewać… oraz dlaczego uległa ona takiej zmianie.”
Zasugerował. Skłamałby mówiąc, że upadek nie intrygował go niemniej, w końcu była to z kolejnych zagadek, mających jakieś znaczenie. Wystarczyło w końcu zauważyć, że historia dla idharye znaczy dosyć sporo. Tak jak Ściana Chwały. Czy przodek Zephiruta.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lis 25, 2021 6:32 pm

Morbius miał rację, wniosek o przywództwie nasuwał się sam z siebie. Pytanie tylko, jak owa władza będzie do nich nastawiona, jednak o tym mają się przekonać dopiero później. Raczej nie spodziewał się, że ktokolwiek poważnie żyje w tych pustych tunelach, to by było... Nieludzkie, choć nie był pewien, czego powinien się spodziewać. Może rzeczywiście mały obóz to wszystko, na co powinni liczyć, a jego marzenia miały pozostać jedynie w snach. Westchnął cicho, kiedy znaleźli się w niedużych koszarach, zapewne straży pilnującej niegdyś tych przejść i bramy na powierzchnię.
Babibył był śledzony uważnym spojrzeniem jednego z idharye, kiedy to zabierał zwłoki ich towarzysza na posłanie. Było ono stare i raczej niezbyt zadbane, a sama rama najniższego łóżka kamienna, ale to już raczej nie przeszkadzało nieboszczykowi. Zmiennokształtny podszedł do zwłok i przyjrzał się im uważnie. Ciemne powieki w otworach stalowej maski pozostawały zamknięte, jakby potwierdzając smutny stan, który widział już od dawna.
Przyglądając się mapie na ścianie, Babibył mógł w miarę zorientować się, którędy szli. Przynajmniej kilka punktów jak labirynt, wielka sala ze złamanym mostem czy te koszary, było charakterystycznych. Z drugiej strony plan był skomplikowany i posiadał kilka poziomów naniesionych na siebie, więc trzeba było mocno uważać, za którym wiedzie się wzrokiem. Gdzieś w stronę południową, za plątaniną znacznie rzadszych tuneli, znajdowało się znacznie prostsze oznaczenie, dokładnie na skraju mapy, jakby należało teraz wziąć inną, by spojrzeć na szczegóły. Podobnie było z resztą z północnym zachodem i z całą wschodnią częścią. Wyglądało też na to, że wyjście z labiryntu, którym poszli, nie jest jedynym sensownym. Poza tym, już sama mapa była ciekawa, impregnowana czymś, co nadawało tkaninie, bo z pewnością nie był to papier, nieco sztywności. Doskonale też zabezpieczono się przed wyblaknięciem tuszy, gdyż każdy kolor był częścią tkaniny lub haftem, na co pozwalał bardzo drobny i ciasny splot. W prawym dolnym rogu zebrano podpisy w dwóch alfabetach, gdzie oprócz nazwy dzielnicy Babibył mógł znaleźć datę powstania mapy. 5 621 yav Imal Shir, co Zephirut przetłumaczył jako "rok Epoki Królów".
Tymczasem Harithiel tłumaczył kwestię kotów i pozostawionych rzeczy, co chyba zostało odebrane inaczej, niż powinno. Cofnął rękę, kiedy Cascamia cofnęła całą siebie, a potem zwyczajnie zrezygnował, przenosząc wzrok na dziennik w rękach Morbiusa. Nie było w nim nic bardzo istotnego na tę chwilę poza szkicem tego, w jakie korytarze skręcali od niemal samego początku aż do tej sali. Ta kartka też została ubrudzona krwią w formie kilku okrągłych kropel.
"Racja... Weź moje rzeczy tam za ścianę", poprosił, próbując nie zwracać uwagi na drapanie w gardle, choć nie było to łatwe, zwłaszcza teraz, kiedy nie musieli aż uważać na każdy swój krok.
Kiedy już zniknęli z powszechnego widoku, tuż po tym, jak morbius odłożył ubrania na jedno z łóżek, z ręki rusznikarza skoczyła mysz, wpadając pod płaszcz, który wypełnił się ludzkimi kształtami. Klęcząc przy łóżku, a właściwie prawie na nim leżąc połową siebie, Zephirut zaniósł się suchym kaszlem, zupełnie bez efektu i przyczyny, a jedynie za namową zdezorientowanego umysłu.
— No pięknie... — mruknął trochę zduszonym głosem i przetarł usta, na których pojawiło się rozbawienie z samego siebie. — To nic. — Zerknął kątem oka na Morbiusa. — Zaraz do was przyjdę.
Jeszcze chwilę dręczyło go to dziwne uczucie, ale znikało też szybko, kiedy ostatecznie jego umysł zrozumiał, co się właściwie stało. Zwykle tak nie miał, a może i miał, tylko zwykle nie były to tak skrajne przypadki. W każdym razie doprowadził się do porządku i wrócił do nich wszystkich niespiesznie, ręką przeczesując czarne włosy. Nie postawił nawet kilku kroków za wewnętrznym progiem, nim jeden z idharye cofnął się gwałtownie na jego widok.
— Marat Atun... — rzucił, jakby odkrył zbrodniczą tajemnicę, a Zephir spojrzał na niego, niewiele z tego rozumiejąc.
— Co? — mruknął w pierwszym odruchu, zerknął na Harithiela, a potem znów na niego, przerzucając się na bliższy mu język. — "Czerwonooki... Demon"?... Co masz na myśli?
— To stara legenda, z czasów przed Lakam — podjął Harithiel, przyglądając mu się uważnie. — Marat Atun ma krwawe oczy jak my, ale ich wygląd i twarz jak idori-nan. Ma być tym, który na powrót połączy świat Jasności i Mroku. Starsi mówią, że stanie się tak, kiedy Słońce i Księżyc na powrót się spotkają, pociągną za sobą resztę, tworząc wspólną jedność.
— Mówisz o...
— Końcu świata — sprecyzował drugi.
— Zamaalerze, to tylko główna z teorii... — mruknął Harithiel, ale tamten popatrzył na niego surowo.
— Starsi nie mogą się mylić — rzucił stanowczo, na co ten chyba odpuścił.
— Zostawmy to na razie. — Zephir usiadł na blacie stołu i spojrzał po nich obydwu. — Kim są Starsi? I jak wygląda teraz Idharon?
— Wiesz o nas wiele i mało zarazem. Kim jesteś? Skąd znasz język, który dla idori-nan powinien być martwy od tysiącleci? — wtrącił się Zamaaler Sormasthie.
— Od rodziny... Jestem Zephirut Velacri, ale to teraz mało ważne, wróćmy do tematu...
Zmiennokształtni znaleźli sobie po krześle, ale Zamaaler zdecydowanie nie był już chętny do rozmowy. Chyba wolał zerkać uważnie na każdego z nich, jakby oczekując czegoś niewłaściwego.
— Idharon... nie nazwałbym tak tego. Choć nasi wciąż przywłaszczają sobie tę nazwę. Królestwo, o którym mówisz, zostało podzielone na... przynajmniej trzy części. Oprócz nas, są tu też liczne obozy idhari-mai. — Zerknął na Lisollette. — Tych stworzeń, z którymi walczyliśmy. Wrogich i zdziczałych, tak jak ich idharye. Idhari-komov są jeszcze gorsi, żyją razem z potworami. Jesteśmy ostatnią namiastką Idharonu. — Oparł się o ścianę za swoimi plecami. — Starsi przewodzą nami od tysiącleci. Od Upadku, ochronili Idharon przed całkowitym zniszczeniem od środka, a potem czuwali i prowadzili przez najmroczniejsze ścieżki. Oni też ocalili ostatnich idorye, byśmy nie zatracili się w zwierzęcych umysłach. Wszystkie najważniejsze decyzje wychodzą od nich.
— Ta mapa mówi o Epoce Królów...
— Ma wiele lat. Epoka Królów była między Epoką Władcy a Upadkiem Idharonu. Ta konkretna pochodzi z czasów ich ostatniego pokolenia, które ostatecznie wymarło w czasie Upadku...
— Kto był ostatnim królem?
Harithiel popatrzył na niego nieco zaskoczony, ale odpowiedział.
— Król to nie Władca... Każde pokolenie to pięciu Królów rządzących jednocześnie. Aruthirei, Faetharim, Cyenthernis... — zaczął wymieniać, ale za chwilę zrezygnował. — To między innymi ich niezgody doprowadziły do Upadku. Mówią, że wojna z potworami i idori-nan była tylko zwieńczeniem... Nie wiem, nie było mnie wtedy.
— Rozumiem... Jak zapewne wszystkich nas... — Zephir pokiwał głową. — Kiedy to było?
— Ile masz lat? — zapytał, lekko przechylając głowę, na co Aruthirei uniósł brwi.
— Osiemdziesiąt sześć... — odparł, a isharye prychnął śmiechem.
— Upadek Idharonu określa się jako rok 5 647. Teraz mamy rok 12 539, to było prawie siedem tysięcy lat temu — odparł, a po jego słowach zapadła chwila ciszy, którą Harithiel postanowił wykorzystać. — Myślę, że wasi towarzysze wpadli w łapy idhari-mai, a jeśli tak, to pewnie już nie żyją. Powinniście stąd odejść.
— Nigdzie bez nich nie pójdę — odparł Zephir powoli i spokojnie, by ten na pewno zrozumiał. Ciche westchnięcie Salaarmetha świadczyło, że chyba tak.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Babibył Czw Lis 25, 2021 8:30 pm

Mapa została obejrzana, podzieliłem się tą wiedzą z innymi, więc czując, jak moja robota się tutaj kończy, ułożyłem się na jednym z posłań. Z początku chciałem tylko odpocząć, jednak wiadomo, jak tylko odpoczywanie wygląda. Przymknąłem oczy i mimo wszystko postarałem się słuchać o czym rozmawiają. Trudno mi się wątki łączyło, ale coś tak mi się w głowie rozjaśniało, jak widać zdobywanie wiedzy w trakcie snu nie jest taką bujdą, jak kiedyś myślałem. Chociaż ja nie śnię, proszę mi nie zarzucać braku zainteresowania, dorośli rozmawiają, ja się mieszać nie będę.
Babibył
Babibył

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-lekka narkolepsja
-alergia na perfumy
-uszkodzona prawa ręka
-blizna na prawym udzie
-osłabione włosy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Event (mniej więcej):
-pistolet
-spory topór
-mniejszy toporek
-apteczka
-zapasowe ciuszki
-jedzenie+picie

Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Leventart (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Czw Lis 25, 2021 8:35 pm

Bycie znów “wolnym” od Zephiruta było ulgą, choć nie brzmiało to zbyt dobrze. Ale w końcu mógł poczuć, że jego myśli nie są przez nikogo słyszane, a sam nie musiał się z nimi specjalnie pilnować, jak wcześniej dotąd. Choć widok Zephiruta, który wyglądał, jakby miał duży problem z pozbieraniem się po tej małej przygodzie do wnętrza jego zepsutego ciała, wprawił go w dziwny stan wyciszenia. Morbius zastanawiał się, co czerwonooki myślał sobie o jego… codziennych dolegliwościach, ale to już raczej pozostało w tajemnicy.
No i przeszli do rozmów. Oczywiście, ani Inżynier, ani Wampirzyca, nie mieli wiele do powiedzenia, po prostu usiedli lub oparli się o coś wolnego, aby w spokoju słuchać tłumaczonej im rozmowy. Wpierw zaskoczyła ich reakcja na oczy Zephiruta. Przypowiastka była dosyć ciekawa, lecz zdaniem Morbiusa, to raczej zwykły zabobon. Idharye mogą sobie przecież wybierać jakie mają oczy, włosy i tym podobne. Choć brzmiało to dosyć zabawnie, jakby sobie to wyobrazić jako prawdziwe. Chyba już nic go nie zaskoczy. A Cascamia mogła spokojnie przytoczyć ze trzy podobne proroctwa z różnych części świata.
Temat Starszych z kolei dał odpowiedź Inżynierowi względem obecnej władzy w Idharonie, choć nie spodziewał się tego, że ten… kraj? Imperium? Rozpadło się, wcześniej władane przez wielu królów. A więc przodek Zepha nie był jedynym. Rzucane nazwiska to potwierdziły. Obecnie nie było już nikogo? To… z pewnością nie pomagało obecnym ludom w zjednoczeniu… a tym bardziej, przeciw wspólnym wrogom. Aruthirei też zresztą zmienił swoje nazwisko, aby nie przyprawić ich o zawał, albo żeby nie wzięli go za jakiegoś uzurpatora. Mądrze. Najsensowniej było rozmawiać z tą całą Starszyzną.
Lisollette zastanawiała się jakie były te potwory, skoro już te kotoszczury sprawiły jej tyle problemów. Harithiel i jego towarzysz zapewne mieli ich za dzikusy. Cóż, nie wyglądali na rozmownych, ale to bez znaczenia. Byli groźni. Gdyby nie pomoc idharye, ciężko orzec, czy by podołała czwórce mai.
Morbius zdjął swoje gogle, odsłaniając same oczy, aby zaraz zwrócić je w stronę Zephiruta, kiedy powiedział ile ma lat. To… dużo… więcej, niż on. Domyślał się tego, że był starszy, ale usłyszeć, a myśleć, to co innego. Zaraz mieli przejść do jeszcze większych cyferek. Siedem tysięcy lat… szmat czasu. Starożytność. To trwało tak długo… czy coś miałoby się zmienić teraz? Cóż, w przeciwieństwie do minionych epok… teraz mieli Aruthireia. Czy tam Czerwonookiego Demona. Dalej go to w duchu lekko bawiło, ale nie jemu oceniać proroctwa obcych kultur.
-Nie.- Wtrąciła nagle Lisollette, zakładając ręce na piersi, oparta o jedną ze ścian, a słowa te kierowała do Harithiela. -Skoro sam zabiłeś te szczury, to oni też mogli dać radę przetrwać. Umieli walczyć.
Dodała, zaś Morbius na nią zerknął. Miała rację. Takie wróżenie nic by im nie dało. Zresztą, poprzednio mówił o niej samej, a teraz co… była tu z nimi. Rusznikarz powrócił szarymi oczyma do idharye i Zephiruta, ignorując kładącego się Kata. Może ten jego wewnętrzny zmiennokształtny go tak zmęczył. Oddziaływanie bólu, czy coś.
-Wspomniane było o “Władcy”... dlaczego więc… królowie…?
Dopytał, chrząkając.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lis 26, 2021 5:48 pm

Kat zasnął, ciężko powiedzieć, w którym momencie, ale chyba nawet jego idharye miał teraz zgoła inne priorytety. A może po prostu nie chciał dzielić się swoimi przemyśleniami na głos, w końcu teraz i tak nie byłyby zbyt obiektywne. Łóżko też było średnio wygodne, ale to raczej nie ono sprowadziło na niego dziwne sny.

Był w przestronnym pokoju, jasnym i przyjemnie urządzonym. Ściany utrzymane były w mlecznej bieli, poprzedzielane zielonkawymi wspornikami, które zbiegając się na suficie, tworzyły nieregularne sklepienie. Meble były drewniane i wymyślnie zdobione, wydawały się lekkie.
Do pomieszczenia wbiegła dziewczynka, miała może dwanaście lat, a jej ciemną buzię zdobił szeroki uśmiech.
— Imi — rzucił z rozbawieniem, widząc, jak ta rozkłada ręce, kręcąc piruety po środku salonu.
— Jestem ptaszyną! — zaśmiała się dźwięcznie, kierując na niego karminowe oczy.


Harithiel spojrzał na Lisollette trochę zaskoczony jej reakcją. Może miała rację, ale może nie, ale jego chyba nie przekonywała tym argumentem.
— Nie byłem sam — zaznaczył. — Zresztą, jeśli chcecie ich szukać, to nie w tym stanie. Wyczują krew z daleka.
— Co mogli z nimi zrobić? — spytał Zephir, mając nadzieję, że tamten czarny scenariusz nie jest jedynym.
Idharye westchnął.
— Oprócz zabicia? Porwać, przesłuchać, uwięzić, zjeść... Co chcesz. — Wzruszył ramionami.
To nie brzmiało dobrze, ale przynajmniej dwie opcje dawały im więcej czasu. A jednak źle się czuł ze zwlekaniem nawet w tej chwili.
Uwaga przeniosła się na Morbiusa i jego pytanie o strukturę władzy. Harithiel oparł się łokciami o kolana i zaczął bawić szwem w rękawiczce.
— Na samym początku Idharonem rządził jeden Władca, wieczny tak jak sam Idharon. Nazywano go...
Zephir zawahał się.
— "Shan", tak? To był tytuł, mam go nie tłumaczyć? — upewnił się, a idharye skinął głową i kontynuował.
— Nazywano go Shanem, rządził przez prawie tysiąc lat, a po nim jego następcy. Wraz z nim też, wraz z początkiem Idharonu, rozpoczęła się Era Wiecznego Władcy, która trwa nadal... Ostatni Shan, Falyenir Kalaasthier, panował od roku 3 856 do... 4 158. Razem z nim zmarł też jego idorye, Hothnai Dayen, który... był kimś jak głos władcy pośród ludzi. Później ogłoszono to końcem Epoki Władcy. Shan nie miał dziedzica, posiadał jednak krewnych w wysoko postawionych rodach szlacheckich. Chcąc zapobiec haniebnej walce o władzę, swoim ostatnim dekretem podzielił ją na te pięć rodów idharye, którzy przyjęli tytuł Shir, Królów, a wraz z nimi było pięć rodów idorye, żyjących w harmonii. Shir rządzili przez trzy pokolenia, do roku 5 647, kiedy wojna domowa, wojna z idori-nan oraz kryzys potworów ostatecznie zniszczył jedność Idharonu. Wszyscy Shir z ostatniego pokolenia, Herathiel Aruthirei, Jaevalies Faetharim, Saraccili Zaaphelon... Irithyll Agarthamaalar i Yealmah Cyenthernis, zginęli w obronie Idharonu... Lub kłócąc się o władzę. — Oparł się znów o ścianę. — Resztę mniej więcej znacie.

Dziewczynka szybko wybiegła na szeroki taras, a on podążył za nią, by zagłębić się w kolejne pomieszczenie, którego długi stół nakryty był czystymi talerzami. Wtedy też jeden z talerzy pękł pod naporem masywnego ostrza. Kiedy obrócił się w tamtą stronę, zobaczył na wpół zwierzęcą istotę o dużej sylwetce, ale smukłych kształtach. Jej uzbrojony w ostrze ogon zniszczył rząd kieliszków, a zza okna doszły krzyki i wołania. Zdążył dobyć wykrzywionego miecza, ale wtedy znacznie wyraźniejszy pisk przerażenia przeszył powietrze. Dziewczynka została uniesiona za włosy tak sprawnie, że nawet nie zdążyła sama sięgnąć palcami do wielkiej łapy, nim z jej brzucha wyszło kolejne ostrze, barwiąc niebieską sukienkę na czerwono i czarno.

Babibył obudził się gwałtownie. Na jego czole zebrały się kropelki potu, a on sam czuł dziwny, wewnętrzny niepokój. Może też jakby winę, choć była to wina raczej mocno zmyślona, jakby za możliwość niż faktyczne zdarzenie.
— Teraz nie mogą odejść — wtrącił Zamaaler. — Nie powinieneś im tyle mówić.
— To trzeba było ich od razu zabić... — Harithiel przewrócił oczami.
— Chcesz czy nie, Starsi muszą wiedzieć o ich obecności — odparł stanowczo, ignorując ten żart.
— Ale nie o mnie — rzucił Zephir, a jego czerwone oczy przybrały błękitną barwę. — Bądźmy rozsądni, to najpewniej przypadek. Po co szerzyć niepotrzebną panikę?
— To by było kłamstwo — rzucił z niezadowoleniem Zamaaler, jego towarzysz zaś milczał.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Morbius Pią Lis 26, 2021 7:07 pm

Lisollette mogła porównać idhari-mai do nosferatu, zdziczałych, lecz wciąż w jakiś sposób myślących. Liczyła, że ich ekipa jednak jeszcze trwa przy życiu. Ale gdzie mieliby ich szukać? Przecież te tunele są nieskończone…
Morbius wsłuchał się w historię władzy w Idharonie, a co wyłapał, to wspomnianego człowieka, który żył tak długo, co Władca, z którym "współistniał". Czemu umarł jeden i po nim drugi? Czemu nie mogli wymienić swoich towarzyszy? Może nie wyobrażali sobie dalszego życia bez siebie, po tak długim czasie. Nieważne, który żył krócej. Odruchowo spojrzał wtedy na Zephiruta, zaraz uciekając wzrokiem, karcąc się za tak głupie skojarzenia. Lecz… jak byłoby żyć z kimś, kto trwa tak długo jak ty…? Jak byłoby samemu żyć, tyle co on… ale przecież… nie, to bez znaczenia. Nie wiedział czemu tak odpłynął. Przecież tylko raz się połączyli…
Chcąc się chyba oderwać od tego, znów próbował powrócić myślami do tematu tych królów, którzy najwidoczniej byli ze sobą spokrewnieni. Wyłapał przodka Zephiruta, oraz tego całego Irithylla, choć nadal wiele mu to nie mówiło. Jeszcze pozostała trójka, której kompletnie nie kojarzył. Ostatecznie fraza o obronie, oraz wzajemnej walce, zasugerowały to, że nie każdy monarcha miał dobre intencje względem Idharonu, a może bardziej własnej kieszeni.
Na chwilę jego uwagę odwrócił przebudzony Kat, lecz reszta zdawała się kontynuować temat, więc znów spojrzał na Harithiela i Zamaalera, którzy chyba się spierali? Wtedy Zephirut zmienił kolor oczu, a reszta poszła sama. Doprawdy nie pasowało mu to. W sensie, te oczy, ale to w końcu maskarada.
Inżynier uniósł lico w stronę Zamaalera, bo to on był tu najbardziej nie w smak.
-Nie kłamie tylko ten, co nic nie mówi…- Wychrypiał nisko, patrząc uważnie. -Zrobicie jak uznacie…- Zakasłał. -...wiecie co jest roz...- Urwał głos, na co zacisnął oczy. -...rozsądniejsze…
Przymrużył oczy.
Morbius
Morbius

Stan postaci : Choroba wyniszczyła jego organizm.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Zaginione Królestwo - Page 2 Empty Re: Zaginione Królestwo

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach