Shendaar

+2
Cerbin Amenadiel
Mistrz Gry
6 posters

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Shendaar Empty Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Czw Lip 05, 2018 9:26 pm

źródło: 80.lv
U podnóży góry Ovel znajduje się niewielka osada. Drewniane domy, niewielkie zagrody z kurami i kozami - nic szczególnego na pierwszy rzut oka. Jednak życie tutejszych mieszkańców nie skupia się wokół chałup, a w rozległych tunelach pod samą górą. Kopalnia żelaza jest dobrze pilnowana i zabezpieczona na wypadek ataku dzikich stworzeń. Zapasy pozwalają mieszkańcom przetrwać w niej długie miesiące, a potężne stalowe grodzie stanowią skuteczną obronę. Plątanina węższych i szerszych korytarzy zdaje się ciągnąć w nieskończoność niczym tunele w mrowisku, a echo kilofów i wagoników niesie się kilometrami. Bezpośrednim właścicielem kopalni jest Jankar Dravth, człek o aparycji i charakterze niedźwiedzia. Do niego też należy tutejsza huta i warsztat. Niewielka tawerna "Pszczele Gniazdo" stoi dokładnie naprzeciw lombardu o wdzięcznej nazwie "Składzik". Przybytki prowadzone są odpowiednio przez Kalego Maviera i Hirma Maviera, braci bliźniaków, którzy zdają się w niczym nie zgadzać, ale nader zgodnie napędzają swoje interesy.
SPRZEDAŻ

  • żelazo
  • narzędzia
  • drób

POPYT

  • wełna
  • bawełna
  • zboże

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Cerbin Amenadiel Sob Kwi 10, 2021 1:17 pm

Po sukcesie, jakim było zwerbowanie Edgara w swoje szeregi, przyszedł czas na Lisolette Cascamia’e, przywódczynię Pomiotów. Teraz intencja była po stronie Cerbina, bo to jego znajoma. Cóż, nie spodziewał się, aby mieli jakieś większe trudności, prawda?
Dwaj wampirzy bohaterowie tej historii dotarli do Shendaar, wioski w górach, choć to nie ona konkretnie była celem, a coś mniej rzucającego się w oczy…
-Wiesz… nie przepadam za ciemnymi i ciasnymi miejscami… zwłaszcza pod ziemią…
Skomentował Amenadiel, zawieszając wzrok na drewnianych wrotach, które zamykały wejście do opuszczonego tunelu kopalnianego. W rzeczywistości, nigdy tunelem kopalnianym to to nie było, ale dla śmiertelników, takie wrażenie miało sprawiać. I tak tabliczka z “uwaga, grozi zawaleniem”, idealnie odstraszała. Cóż, siedząc w takim miejscu, nie trzeba bać się słońca, w dodatku umożliwia to potajemne wędrówki, poza oczami mieszkańców Shendaar.
Srebrnowłosy podszedł do wrót, w które uderzył trzy razy pięścią, licząc, że nie zmienili hasła przez… sto lat.
-”Trzy wrony pożrą kruka”. Zaraz… a może… to był kruk?
Mruknął do siebie, ale zaraz usłyszeli jak ktoś podnosi kołatkę, zaś same przejście się uchyliło. Wtedy, w wejściu stanął jakiś osobnik w czarnej szacie i z maską w kształcie jakiegoś rogatego demona. Spojrzał na Cerbina, a ten odwdzięczył się tym samym.
-”Sokoła”.
-Hm?
-”Trzy wrony pożrą sokoła”. Tylko Ty zawsze mówiłeś o “kruku”, Amenadielu.
Powiedział tajemniczy osobnik, a wampir uniósł brwi, wieńcząc to szerokim uśmiechem.
-Dzięki temu mnie zapamiętaliście, prawda? Dobra, wpuszczajcie nas, jest tu zimno.
Po chwili, wrota uchyliły się bardziej, umożliwiając ich dwójce skrycie się w tunelu, wzdłuż którego rozpalone były pochodnie, zaś jedynym strażnikiem, była zamaskowana postać tuż przy nich. Zapewne reszta kryła się dużo dalej.
-Wciąż robisz za wartownika, Javery? Doprawdy, masz cierpliwość… ah, to Killian Falone.- Przedstawił towarzysza, na co Pomiot skinął głową. -Lisolette jest…?
-Jest, ale musicie iść dalej. Pamiętasz drogę…?
-Lepiej, niż hasło...
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Killian Falone Nie Kwi 11, 2021 5:21 pm

  Shendaar było uroczą mieściną w malowniczym krajobrazie, choć teraz może trochę chłodnym. Chociaż teraz wszędzie wilgotno i chłodno, Killian powoli zaczynał tęsknić za latem. A latem będzie tęsknić za zimą i tak w kółko, dlaczego świat musiał być taki niewygodny.
  Nie szli jednak do miasta, skręcili wcześniej w jakąś odnogę prowadzącą do zabitej dechami dziury w ziemi i to o dziwo całkiem dosłownie.
  — Ano... Chociaż spiżarki bywają przydatne — stwierdził najzupełniej poważnie.
  Wsunął ręce do kieszeni i omiótł wzrokiem otoczenie starej kopalni. Sprytne. Niezbyt okazałe, ale prawdopodobnie tylko z zewnątrz, bogatego byłoby stać, żeby zrobić z tego mały pałac, śmierć natomiast zawsze była w cenie. Ciekawe czy ktokolwiek ich tu śledził. Ostatecznie nie byli znowu tak daleko od cywilizacji i jakiś podlejszy wampir mógłby wpaść w kłopoty.
  Lian prychnął cicho z rozbawieniem, kiedy wartownik skrytykował pamięć Amenadiela. Oczywiście, w końcu trzeba było mieć jakieś wady, prawda? A może to demencja...
  Weszli do środka, gdzie też nie musiał sam się przedstawiać, toteż tylko skinął głową na powitanie mężczyzny w masce.
  — Więc nie traćmy czasu — wymruczał, by za chwilę ruszyć u boku przyjaciela.
  Jego wzrok raz za razem padał na detale wnętrza. Zastąpiłby czymś pochodnie. Przy większej ilości osób mogło się zrobić duszno, choć zgadywał, że to tylko wstępna wizytówka dla ewentualnych nieplanowanych gości. Swoją drogą, brama nie była jakoś wybitnie strzeżona. Nie mieli raczej powodu spodziewać się wrogów, a jednak, gdyby do czyichś uszu dotarło, gdzie leży siedziba wyklętych potworów...
  Ale z pewnością nie byli tak głupi, na jakich mogliby wyglądać. Być może nawet chcieli.
  — Często tu bywałeś? — rzucił w międzyczasie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Kwi 18, 2021 8:13 pm

Przemierzali ponury korytarz, aby coraz bardziej zbliżać się do nieuniknionego.
-Często… nie, przeważnie spotykałem Pomioty na szlaku. To terenowcy, tutaj po prostu najszybciej ich znaleźć…
Odpowiedział mu, aby zaraz, przed nimi, pojawiła się ogromną komnatą, ze schodami spiralnymi, które prowadzą do największej części pomieszczenia. Musieli tu długo dłubać. Tak, czy inaczej, minęli dwa zamaskowane wampiry, które pełniły rolę gwardzistów. Dalej, w rządku, ustawiła się cała wataha ciemnych sylwetek. Wyglądali jak jakaś sekta okultystów.
-Witajcie! Gdzie jest Lisolette Cascamia?!
Zapytał, opierając się o balustradę. Wtedy, zamaskowani spojrzeli po sobie, jakby upewniali się czegoś. Jeden z nich wyszedł przed szereg, unosząc głowę w górę, w ich kierunku.
-Lisolette nie ma tu władzy!
Odparł, a oczy Cerbina się powiększyły, uśmiech zaś zszedł z twarzy. Wtedy jeden z tych gwardzistów uderzył Killiana w głowę, ogłuszając, a drugi zepchnął Cerbina przez balustradę. Nie była specjalnie wysoko, więc w szoku nie zareagował, po prostu wykonał przewrót i spadł na plecy. Trzy Pomioty chwyciły go za kończyny, a ten krzykacz z wcześniej, powoli podszedł do niego, zaczynając czymś bawić się w dłoni.
-Sen jest oczyszczeniem.
Powiedział tajemniczo, a wtedy klęknął przy nim i wbił w jego szyję igłę.
-Za...biję… Cię…
Wyrzucił przez zęby, a zaraz, poczuł jak robi się słabszy.
-Xavierze, to za duża dawka…
Dotarło do jego uszu, ale obraz odpływał. Wiedział co się działo, skurwysyny wstrzyknęła mu eliksir snu. Lecz… za duża dawka? Co to znaczyło? Nie rozumiał już ich bełkotu, był niewyraźny, a oczy… one się zamknęły… aby od przedawkowania zapaść w śpiączkę… lecz to nie był błąd Xaviera, a efekt zamierzony...

FABUŁA ZAWIESZONA
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Maj 30, 2021 3:16 pm

Obraz powoli przejmował władzę nad ciemnością, choć kontury wciąż robiły się niewyraźne. Czuł zimne podłoże pod plecami, lecz nie to go teraz przejmowało, a raczej, postać nad sobą. Kobieca sylwetka w ciemnych szatach i z rogami… Saramirze!
Silnym chwytem złapał kobietę za gardło i uniósł się do pozycji siedzącej, zdając sobie sprawę, że jest na jakimś kamiennym stole. Czuł wściekłość, a duszona osoba próbowała walczyć z jego chwytem.
-Cerbinie, zostaw ją. Biedna chciała tylko przyjrzeć się zmartwychwstałej legendzie, czy to takie złe…?
Padły nagle słowa innej kobiety, ale te rozpoznał, choć lata minęły. Zwrócił głowę w stronę Lisollette, która opierała się o ścianę, obserwując tę scenę. Amenadiel zwolnił uścisk i przetarł oczy, zdając sobie sprawę, że łzy rozmyły mu cały obraz. Płakał? Znów skupił się na tym co widział wcześniej, a wtedy, dostrzegł że rogi były tylko elementem maski wampirzycy, która cofnęła się na kilka kroków, gładząc własne gardło z lekkim pokaszliwaniem.
-Co się dzieje… gdzie Killian?!
Spytał, przerzucając nogi, aby wygodnie usiąść na stole.
-Dobija ostatnich zdrajców. Dużo przespałeś.- Westchnęła Cascamia i podeszła do niego, rzucając mu koszulę. Oh, nie miał własne, czemu? Nieważne, założył. -Po tym jak zostałeś uśpiony, przybyłam z innymi wiernymi mi Pomiotami.
Dodała, a ten dalej próbował odzyskać koncentrację, z tego gorzkiego snu.
-Wiernymi? O czym ty mówisz…
-Killian Ci wyjaśni. Spotkamy się w głównej komnacie.
Rzuciła i skierowała się do wyjścia, zaś chwilę później, dziewczyna która prawie została uduszona, choć jeszcze kilkukrotnie zerknęła w stronę Cerbina, ale ten próbował zebrać własne myśli… zaraz…
Spojrzał przed siebie, widząc trupy z wbitymi kołkami w serce, oraz krew na kamiennych ścianach. Wygląda, jakby odbyła się tu jakaś rzeź...
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Killian Falone Nie Maj 30, 2021 6:22 pm

Ciężko wyrazić, co teraz czuł, ale z pewnością dominował gniew. W dodatku podszyty charakterystyczną dla niego pasją, kiedy każdy ruch staje się niczym szlachetny kamień misternie wprawiany w mozaikę. Ta satysfakcja, kiedy twój wróg powoli zdaje sobie sprawę, na jak bardzo przegranej pozycji przyszło mu stanąć. To chłodne opanowanie prowadzące ostrze bezbłędnie od jednego ciała do drugiego. Ładnie by brzmiało stwierdzenie, że robił to z chirurgiczną precyzją, ale byłoby kłamstwem. Falone nie kłopotał się tym, jak i jak szybko zginą, kiedy tylko upadali na ziemię, to zazwyczaj był dla nich koniec, z jego ręki czy też rąk Pomiotów, bez znaczenia.
Wysunął ostrze szabli z brzucha leżącego na podłodze typa. W zasadzie stygnącego trupa, który jeszcze nie był świadomy swego nowego stanu. Wtedy też jego uwagę przykuł ruch u wylotu korytarza.
— Dobij — rzucił tylko do Pomiotu obok, by szybkim krokiem ruszyć za uciekinierem.
Ale przecież nie było sensu biegać. Sylwetka Falone'a rozpadła się na stado maleńkich istot, a delikatny furkot ich skrzydeł poniósł się korytarzem. Teraz czuł go jeszcze wyraźniej, ciężki zapach krwi wypełniał powietrze, drażnił zmysły i umysł, sprawiając, że ślina sama napływała do ust.
Cyk cyk cyk, odezwał się kolejny nietoperz, nakierowując całą grupę na łukowaty zakręt. Nawet nie musiał się wysilać, ten idiota robił tyle hałasu swoim biegiem, że ślepiec by go znalazł. Ale biegł. Biegnij. Uciekaj, biedny zajączku, może przynajmniej padniesz na serce.
Wyminął go, co oczywiście nie uszło uwadze biega, ale Killian nie zachowywał dystansu. Stanął tuż przed nim, z bronią w ręku i tylko ułamki sekund uchroniły zdrajcę od nadziania się głębiej na sztych szabli.
— Mama nie mówiła, by nie biegać po domu? — spytał z troską, wyrywając ostrze tak krzywo, jak tylko mógł.
Nie uzyskał odpowiedzi, zamiast tego uciekinier chwycił za dwa sztylety i z młynkiem spróbował się zbliżyć. Ale to był wyuczony zabieg. Killian nigdy ich nie lubił, nigdy by ich nie polecał. Były takie przewidywalne.
Pozwolił odbić szablę. Krok w tył sprowokował wypad do przodu zakończony krótkim krzykiem, kiedy Killian własnym sztyletem przebił jego rękę. Żelazo zabrzęczało na posadzce, a on ponownie zbliżył się do przeciwnika, który sprawnym ruchem, a może fartem zablokował na moment jego szablę w górze. To zwyczajnie go rozbawiło, pchnął go na ścianę i przejechał sztyletem przez tors do mostka, na którym stanęło ostrze. I tam też je zostawił, kopniakiem posyłając go na plecy. Kiedy mężczyzna próbował nie zwymiotować krwią do swojej maski, ten podszedł niespiesznie i przydeptał mu drugą rękę. Ostrym szurnięciem buta wykopał sztylet, przy okazji chyba przestawiając jakiś palec. Sięgnął za pasek, ale tylko zaklął pod nosem, gdy szlufka okazała się pusta. Zdjął pochodnię ze ściany i przyjrzał jej się dla pewności. Zaskakujące jak wiele rzeczy tutaj mogło być tak bardzo użytecznych.
— Kusiło mnie przez chwilę, żeby posłać cię z wiadomością... — Klęknął nad nim i wyciągnął sztylet z jego piersi. — Ale przecież mogę połączyć przyjemne z pożytecznym. — Zrzucił maskę wampira. Nic mu nie mówiła jego twarz, toteż chwycił go za szczękę i przytrzymał głowę, kiedy cienkim krańcem sztyletu kreślił kolejne litery. "SZYKUJ ZAPROSZENIE". Killian uśmiechnął się na ten widok, po czym przeniósł uwagę na żebra dławiącego się, gdzie zaczął grzebać coś na wzór dołka. — Wiesz, osobiście nic do ciebie nie mam, ale zdradziłeś Lis. Takich rzeczy się nie robi — wyjaśnił, po czym wepchnął drewniany trzon pochodni w przygotowany otwór, aż dotarła do serca. Szybko zgasła mokra od krwi i zduszona w ciele, to też zabrał swoje rzeczy i tak go zostawił.
Należało zbadać dalszą część korytarza, toteż w poprzedniej sali zjawił się dopiero za chwilę.
— Czysto — oznajmił znajomemu już Pomiotowi. A przynajmniej miał wrażenie, że to ten sam. Jego sylwetka była znajoma.
— Z naszej strony też — padło w suchej odpowiedzi.
— A więc można sprzątać... — Oczywiście nie zamierzał tego robić, skierował się natomiast do sali, gdzie położyli Cerbina.
Killian zgarnął po drodze jakąś szmatę, chyba czyjś były element ubioru, w którą wytarł szablę i sztylet. I tak będzie musiał umyć wszystko, ale przyjdzie na to czas, grunt, żeby nie zakleiły się w środku. Zdjął rękawiczki, które również były poplamione, choć na czerni nie było tego widać, i przeczesał włosy palcami. Z resztą ubrań w różnych miejscach czerwonych od krwi już nic nie mógł zrobić, toteż zwyczajnie to zignorował. Stanąwszy w progu, powiódł bacznym spojrzeniem w stronę stołu, by zaraz uśmiechnąć się pod nosem.
— Wyspałeś się? — rzucił półżartem, choć Amenadiel mógł zauważyć, że przygląda mu się uważniej niż zwykle, jakby dla pewności. — Chodź, Lisolette pewnie czeka — rzucił i, jeśli tylko Cerbin ani jego zmysł równowagi nie miał żadnych "ale", to skierował się we właściwe miejsce. Po drodze zaczął mu streszczać sytuację, chwilowo darując sobie niepotrzebne szczegóły, bo i droga do głównej sali nie była długa.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Maj 30, 2021 7:28 pm

Próbował wciąż odzyskać pełną świadomość, rozdzielając to co jest jawą, a było snem. Wspomnienia z wyspy zaburzały mu teraz koncentrację, bo z jednej strony wciąż czuł, że był tam moment temu, widział tą całą rzeź, rozmawiał z Saramirem, niezwykle przerażającym Saramirem, a teraz… prawie udusił niewinną kobietę. Musiał się opanować.
W końcu, do środka raczył wkroczyć zadowolony z siebie Killian, za widokiem którego… no powiedzmy, że zatęsknił, bo nie był pewny jak długo spał, to też czuł się, jakby to były długie tygodnie piekła.
-Jestem zmęczony…- Odmruknął, powoli schodząc ze stołu. Ani trochę się nie wyspał, to nie był naturalny sen, tylko śpiączka, która wymęczyła jego umysł, a co za tym idzie, ciało. -Lisollette…
Dodał po chwili, kiedy draculeta o tym wspomniał. Cerbin spojrzał na swój miecz i pistolet, które leżały tuż obok niego, po czym jak zebrał swój ekwipunek, ruszył w stronę korytarza, u boku Killiana. Ten zaczął mu objaśniać szczegóły związane z jego nieobecnością w tym świecie. Spał kilka godzin? Aż ciężko było mu w to uwierzyć. Lecz wychodziło na to, że Ardamir po raz kolejny wyciągnął łapy w rejony, do których im przyszło zabrnąć. Podział Pomiotów nie brzmiał dobrze, ale skoro bohaterska kontrofensywa Cascamii, połączona z umiejętnościami Falone, podołały zlikwidowania problemu, tyle dobrze. Ciężko wyobrazić sobie, co by było, gdyby Lisollette nie powróciła ze swoimi wampirami w najbliższym czasie.
W końcu dotarli do głównej komnaty, w której poprzednio zostali zaatakowani, a tam też był już tłum zamaskowanych Pomiotów, zbierających swoje rzeczy. Oni się… pakowali? Co niektórzy, zaciągali trupy. Był tu prawdziwy chaos pracy, z kolei sama kruczowłosa kobieta zaczęła kroczyć pośród nich, z założonymi rękoma na piersi, nadzorując wszystko.
-Byliśmy słabi i niezbyt czujni, skoro daliśmy się tak łatwo zaskoczyć! Lecz nie powtórzy się to, każdy kolejny zdrajca poczuje cenę swojej decyzji, tak jak te psy!- Przemawiała do nich, nie zwalniając kroku, a choć same Pomioty nie przerywały swojej pracy, niczym mechanizmy zegarka, to z pewnością jej słuchały. -Koniec z poddaństwem wobec Ardamira, Pomioty obiecały strzec wampirzych tajemnic i porządku, nikt nie będzie się w to mieszał. Zostaliśmy zdradzeni przez własnego króla, ale to tylko potwierdza, że jesteśmy jeszcze bardziej potrzebni, niż kiedykolwiek!- Mówiła dalej i zatrzymała się, zwracając w stronę Cerbina i Killiana. -Kierunek prosto na Neraspis, wraz ze zmierzchem. Nieloty ruszą lasami.- Powiedziała na koniec i zbliżyła się do obu draculetów. -Cieszę się, że wszystko w porządku. Siedziba jest już spalona, fakt że znaleźliście zamek jest naprawdę owocny. Przyda się też tam dobra ochrona.
Wyrzuciła swoje przemyślenia, z kolei Cerbin rozejrzał się lekko.
-Każdy zobowiązał się walczyć w rebelii?
-Każdy zobowiązał się strzec wartości, o których mówił dawniej Twój manifest. Killian zobowiązał się taką politykę prowadzić, więc mu zawierzamy.
Zamyślił się na chwilę. Manifest. Ten, który wymaga korekty. Jak narazie, był on ich największą kartą przetargową na każdego przyszłego sojusznika.
-Co z ciałami?
-Zajmiemy się tym. Mamy cały dzień na zabranie naszych rzeczy. Nie chcemy dać Ardamirowi chwili dłużej na jakikolwiek ruch. Zaczynamy prawdziwą wojnę, więc Wy też się powinniście śpieszyć. Możecie skorzystać z komnat sypialnianych, aby wypocząć.
-Z chęcią...
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Killian Falone Nie Maj 30, 2021 10:49 pm

  Zmęczenie było zrozumiałe, toteż tylko skinął głową, porzucając w niepamięć swój żart. Poczekał, aż Cerbin się zbierze ze wszystkim, co do niego należało. Wyglądał, jakby harował przez dwie noce i tak też brzmiał. Jutro zapewne poczuje się lepiej, a co mu chodziło po głowie, to mógłby zgadywać przez tydzień.
  Po drodze minęli kilka Pomiotów, ale dopiero w głównej sali przywitał ich ten piękny rozgardiasz ludzi zbierających się do rychłej przeprowadzki. Falone omiótł wzrokiem całe zgromadzenie, aż natrafił na te nieszczęsne schody, którymi wcześniej tu przyszli. Sam mógłby się wahać, czy dobrze się stało, czy nie. Teoretycznie mogli właśnie zginąć. To byłby dość tragiczny koniec całego przedsięwzięcia. Najkrótsza rewolucja, o jakiej słyszał.
  Jego uwagę przykuła w końcu Cascamia. Nie swoją przemową, której już słuchał od chwili, ale zwróceniem kroków w ich stronę. Nie widział sensu w powtarzaniu ani jej, ani siebie, toteż skinął głową, zaraz przenosząc wzrok na Cerbina, który próbował rozwiać swoje wątpliwości.
  — W rzeczy samej, misja Pomiotów jest nadal aktualna — rzucił. — Ardamir jeszcze nie wie, jaki błąd popełnił.
  Umilkł na chwilę. Ciała. Jak dla niego, to mogły tu nawet zostać i gnić. W zasadzie to by nie gniły, rozsypałyby się w pył i nikt z Shendaar niczego by nie zauważył, przecież to miejsce grozi zawaleniem, nie? Ale niech robią co chcą. A nóż mówili o ciałach poległych sojuszników, o tym właściwie nie pomyślał. Koniec końców nie był pewien, ilu się takich nazbierało, ale na pewno nie mało. To jednak nie były podstawione pionki a zabójcy.
  — Tak, przed nami długa droga... — I jeszcze dłuższy powrót. — W razie czego, choć wątpię, by była potrzeba, będę się kontaktować przez Simonda Baykela. — Nie był pewien, czy kojarzyła to nazwisko. Pewnie nie, pewnie mało kto kojarzył, jeśli nie należał do dworu Edgara. Ciężko byłoby znaleźć wierniejszego mu człowieka, już kiedyś Lian miał okazję się o tym przekonać. Na awaryjnego posłańca więc nadawał się idealnie.
  Pożegnawszy się z Caskamią, co raczej nie wypadło ciepło, raczej rzeczowo, skierowali się do rzeczonych komnat w cienkiej otoczce tytoniowego dymu. Tego też mu brakowało. To była długa potyczka. Kiedy tylko minęli większość plączącego się towarzystwa, umysł Killiana zaczął schodzić na inne tory, czy to ze znudzenia, czy poczucia mniejszej kontroli. W jego głowie zrodziła się na moment myśl, którą on sam szybko uznał za obrzydliwą. Żeby tak sięgnąć po jednego z tych trupów i skorzystać z faktu, że i tak już nie żyje. Nie... to była już przesada. Nie godziło się. Nie żeby był głodny, Pomioty miały tu czym się żywić, po prostu cała ta krew, na podłodze, na ścianach, w powietrzu, na nim, to było drażniące. Jakby wszedł do lokalu pełnego oparów od racząców się ćpunów.
  No i jeszcze musiał zrobić coś z ubraniem.
  — Myślisz, że ktoś mógłby pójść ich śladem? — zagaił w międzyczasie, nim jeszcze Cerbin zniknął za swoimi drzwiami. W zasadzie to była luźna myśl. Nie wątpił w zdolności Pomiotów, lecz już raz dali się oszukać, a i nikt nie jest nieomylny. Obecność nielotów mogła być zagrożeniem. Nie tylko w ich przypadku, ale za każdym razem, pół biedy, że w Puszczy łatwo zgubić trop.
  Zgasił papierosa o ścianę.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Maj 30, 2021 11:05 pm

-Wątpię. To w końcu cienie.
Mruknął Lianowi przed odcięciem się całkiem. Mogli się udać na spoczynek, aby przeczekać do zmierzchu, kiedy to rozpocznie się ewakuacja Pomiotów, a oni ruszą w dalszą trasę. Przydzielono im swoje komnaty, zaś Cerbin prędko zniknął za drzwiami własnej. Minęła godzina, jedna, druga. Nie chciał spać, już wystarczająco długo spał, chciał po prostu poprzebywać z samym sobą… z całym sobą, prawdziwym sobą. Wciąż miał w głowie chore i nierzeczywiste wspomnienia z wyspy, a to go dusiło, było nieprzyjemne, po prostu…
-Wygląda to paskudnie…
Mruknął do siebie, spoglądając na własne dłonie, na których skóra wydawała się wysychać o obnażać czarne żyłki. Zresztą podobny proces zachodził na całej reszcie ciała, ale było to mniej zauważalne. Rozpadał się powoli z braku krwi. Oddał swoje fiolki Killianowi, lecz nie czuł się na tyle, by iść do niego i o nie prosić. Da radę… był po prostu… zmęczony…
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a ten nie wstając z łóżka, na którym się rozsiadł, po prostu przetarł własne oczy, skronie i głowę, nim krzyknął, by wejść. Wtedy, drzwi się powoli rozchyliły, a do środka weszła kobieta w czarnej szacie i rogatej masce. Zamknęła za sobą drzwi i stanęła tak, jakby je blokując. Cerbin przyjrzał się uważnie jej szyi, była lekko sina. To ta sama, którą pochwycił zaraz po przebudzeniu. Nie odezwał się, jego spojrzenie było bardziej pytające, a ta stała tak jeszcze moment w ciszy, nim powoli zdjęła maskę z twarzy. Wtedy, dostrzegł bladą twarz dwudziestoparolatki, o szarych oczach i mysich włosach, które rozpuściły się po ramiona. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Jestem prezentem od Lisollette Cascamii, obiecałam zadbać o Ciebie, Panie…
Ukłoniła lekko głowę i upuściła maskę, by rozwiązać sznurki przy obojczyku, powoli zsuwając z siebie czarną szatę, dosyć zmysłowo, jakby chciała nagiąć jego cierpliwość. Jednak kiedy jej plecy odkryły się całe, a materiał spoczął przytrzymany na piersiach, Cerbin uniósł trupią dłoń, wstrzymując ją. Jej mimika zmieniła się na zaskoczoną, zaś Draculeta łagodnie wstał z łóżka, zakładając ręce za plecy i podchodząc naprzeciw kobiety…
-Jak się nazywasz…?
Spytał, zerkając na nią z góry, a ta bardziej opuściła swój podbródek, jakby nie umiała spojrzeć mu w oczy.
-Vasilica Bellamina, Panie…
-Ile lat liczysz…?
-Niespełna stulecie…
Odparła prawie natychmiast, jak na rozkaz, zaś wtedy, Amenadiel odwrócił się od niej, odchodząc na dwa kroki.
-Vasilico, przekaż Lisolette, że nie życzę sobie takich prezentów. Nie musisz się zmuszać, po prostu wyjdź.
Rzucił dosyć oschle, a jego oczy zatrzymały się na martwym punkcie. Jednak szpiczaste uszy nie informowały o krokach odchodnych. Zamiast tego, zmuszony był samemu się odwrócić i znów na nią spojrzeć pytająca. Czego chciała?
-Lisollette nie zmusiła mnie do tego, sama się zgłosiłam…
-Słucham?
Spytał nagle, nie rozumiejąc tego. Ale wtedy, Bellamina zacisnęła palce na skrawku materiału i uniosła głowę, patrząc mu w oczy, choć jej oddech wydawał się niestabilny.
-Jesteś Panie legendą wśród Pomiotów…- Przełknęła ślinę. -...stworzyłeś Panie manifest o współistnieniu, kontrowersyjny, podważający władze, ale nie bałeś się publicznie postawić arystokracji! Planowałeś spisek, aby obalić tyrana, ale zostałeś zdradzony i uwięziony! Za walkę dla słabszych!
Wyrzuciła z siebie, z ekscytacją, podnieceniem i zachwytem w jednej mieszance. Cerbin uniósł brwi, rozluźniając ręce, które zaraz luźno zawisły wzdłuż ciała.
-Nie było Cię wtedy jeszcze na świecie…
-Lecz słyszałam wszystkie opowieści! Legendy o słynnym Amenadielu, zdradzonym przez króla! Odkąd tylko stałam się częścią Pomiotów, słyszałam tylko o Twej wielkości, Mój Panie! A potem, Lisollette opowiedziała nam, jak niczym męczennik, spędziłeś trzydzieści lat w krypcie, aby powrócić i zabić każdego, który Ci to zgotował, Panie! Nabiłeś ich na pale ku przestrodze innym... niczym widmo zemsty!- Jej głos nabierał większej euforii. -A teraz, powróciłeś po wielu latach, aby uratować nas i zgładzić tyrana, jak rycerz, którym niegdyś byłeś, Panie… ja… tak chciałam… okazać wdzięczność…
Opuściła głowę, zaś wampir wpatrywał się w nią jeszcze długo. Wiedziała o nim naprawdę dużo, zadziwiająco dużo, a jak na tak poważną rolę jaką pełniła, wydawała się być jego… wielbicielką, wywyższającą go na piedestale. Brzmiało to jak dziecięca wizja bohatera z bajki. Było więcej mroku w tym, niż sądziła. Lecz dlatego tak go obserwowała, gdy był w śpiączce? To było… interesujące… ale i… trudne. Nie czuł się w tym momencie wyjątkowy.
-Nie jestem bogiem, Vasilico.
Mruknął, a ta odważyła się podejść o krok, czym zaskoczyła wampira.
-Nie jesteś, Panie. Bóg by nie zapłakał. Widziałam w końcu… to były prawdziwe łzy, a to znaczy, że może istnieć prawdziwa legenda, tu, na ziemi… ale jakie to potworne brzemię…- Zawahała się, sprawiając, że ten też zbliżył się, zataczając ją jak dzikie zwierzę, nie zdejmując z niej wzroku. Tymi słowami, weszła na bardzo grząski grunt. -...legendy zawsze musiały dźwigać własny ciężar i przeważnie... samotnie… opowieści nigdy nie wspominały o kimś u Twego boku, Panie… to smutne… zawsze walczyłeś sam… i...
Wyszeptała, ale wtedy, te słowa coś złamały w Cerbinie, który niespodziewanie pochwycił ją i pchnął przed siebie, a ta uderzyła plecami o ścianę. Dłonie Amenadiela wręcz wbiły się tuż obok jej głowy, gdy zaparł się nad nią. Oddychała szybko, próbując odczytać coś z jego spojrzenia. Było gniewne… nie, jej zdaniem, było przerażone i zagubione. Może sama była szalona, ale nie zawahała się przed tym, by opuścić swe szaty i pochwycił jego twarz w obie dłonie, składając na jego ustach pocałunek. Draculeta mimowolnie uległ temu, jakby stracił wszelkie siły, gdyby próbował się oszukać, że nie potrzebował teraz bliskości z kimkolwiek…

***

-Twoje dłonie, Panie…- Mruknęła cicho, opierając policzek o jego klatkę piersiową i spoglądając na jego trupie dłonie, które teraz spoczywały na pierzynie. Czarne żyłki wiodły wzdłuż ramion, rozchodząc się po reszcie ciała. Wyglądało to niezdrowo. -...wstrzymujesz się przed krwią…?
Spytała, zerkając zaraz na niego, kiedy ten wlepiał swoje miodowe oczy w jakże nudny sufit. W jakże bezbarwny element tej komnaty wydrążonej w skale.
-Ostatnią fiolkę krwi oddałem przyjacielowi. Znosiłem nie taki głód. Po prostu nie patrz, jeśli Cię to mierzi…
-Nie brzydzi mnie to… to naturalne… w takim stanie...- Zaczęła jeździć opuszkami palców po jego pociągłych bliznach na torsie. -...przeżyłeś gorsze rzeczy…
Wyszeptała, a Amenadiel zaczął zastanawiać się nad tymi słowami. Tak, miała rację. Przeżył już wszystko, śmierć w walce, jak i śmierć głodową. Niejeden bój i desperację. Po prostu… nie, nieważne. Miał dosyć tych myśli od wyspy. Dręczyły go jak nieskończony koszmar.
W końcu, bez słowa podniósł się z łóżka, zdejmując kobietę z siebie, chwytając swoje ubrania, aby dosyć flegmatycznie doprowadzić się do ładu. Zaraz zmierzch i powinni ruszać do Rose.
Bellamina podparła się o własny łokieć.
-Panie… gdy będziemy w Neraspis… byłabym rad, gdybyś zechciał ze mną spędzać swe chwile samotności. Przysięgam ulżyć Ci we wszystkim co Cię trapi...
Zadeklarowała, a on opuścił głowę, chowając ją za burzą srebrnych włosów. Jak naiwnie brzmiało jej współczucie wobec niego? Jak jej ideały mogły pchnąć ją na pozycję kochanki z taką łatwością…?
W końcu wstał, mając na sobie luźną koszulę, spodnie i buty. Zerknął na nią jeszcze kątem oka.
-Uważaj. Przysięgi względem mnie są dosyć niebezpieczne.
I wyszedł, zamykając drzwi.

***

-Nie rozumiem, Lisollette.
Odezwał się w kierunku kruczej, która doglądała rzeczy, które Pomioty spakowały i zabierały ze sobą do wyjścia.
-Powtórzę. Vasilica uda się z Wami, jako reprezentant Pomiotów. Może schowaj ego do kieszeni i dostrzeż, że nie tylko Ty cieszysz się dobrą renomą. Poza tym, to nasza gwarancja bezpieczeństwa, że wszystko jest w porządku. Reszta z nas dotrze do Neraspis zanim wrócicie.- Zatrzymała się, zerkając na niego, z lekkim przymrużeniem oczu. -Jakoś przyjęcie mojego prezentu Ci nie przeszkadzało, Amenadielu.- Rzuciła, jakby czując dziwny triumf nad jego zmieszaniem. -Killiana już pożegnałam, a więc... do zobaczenia.
Odparła, po czym zwróciła się z dwiema walizkami do korytarza, wiodącego do wyjścia.
-Do zobaczenia…
Mruknął Cerbin, stojąc tak jeszcze chwilę, aż odwrócił się, widząc nadchodzącą Bellaminę. Miała bardziej indywidualną kreację, niż te ich czarne szaty i maska. Sama zaś zatrzymała się nieopodal, splatając ze sobą ręce.
-Jestem gotowa do drogi, Panie. Sama Lisollette szkoliła mnie z transformacji, więc nie będę Was spowalniać.
Przyłożyła rękę do piersi i ukłoniła lekko głowę, z drobnym uśmiechem. Czy wiedziałaś o tym, Vasilico? Zanim przyszłaś do mojej komnaty? Takie myśli przeszły mu przez głowę i nie był pewien, czy to dobre rozwiązanie, wręcz wprawiało go to w lekki dyskomfort. Zwłaszcza jej uśmiech… Cholerna Lisollette, jak zwykle postawiła na swoim, czym przypomniała mu, dlaczego nigdy nie lubił z nią dyskutować.
-Gdzie znów do cholery jest Killian...
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Killian Falone Pon Maj 31, 2021 1:27 am

  Nie mieli pełnego dnia do wykorzystania, a i ten kawałek wydawał się dłużyć. Ogarnąwszy ubranie, które i tak lekko jeszcze woniało krwią, udał się na spoczynek, lecz to nie było tak proste, jak z początku zakładał. Setki różnych myśli plątało się po głowie Falone'a, kiedy tak leżał na plecach i wpatrywał się w kamienny sufit. A dokładniej w jego zarys, kiedy to w pokoju zapadł zupełny mrok. To też było ciekawe uczucie, kiedy nie możesz dostrzec nic, zaczynasz mieć wrażenie, że spadasz. Pewnie by minęło, gdyby się poruszył, ale nie chciał, nawet mu to odpowiadało. Jak kiedyś, dawno temu, gdy po raz pierwszy wyfrunął z zamku i puścił się w dół na luźnych skrzydłach, czując jedynie mknące wokół zimne powietrze. Była w tym jakaś banalna przyjemność, prosta i bezwzględna, bez zasad, uczuć i zobowiązań. Może dlatego lubił być sam. Lubił i nienawidził jednocześnie.
  Myślał o Rose. O jej sytuacji w polityce i o tym, co powinni jej powiedzieć. Choć może bardziej o Pomiotach, ich stanowisko kazało się mocno zastanowić. Tak naprawdę nie miał żadnej pewności, czy poparliby ich, gdyby nie manifest Cerbina. A co za tym idzie, niekoniecznie powinni w całości na nim polegać, niestety, niewiele mieli do zaoferowania. Była zwolenniczką, prawdopodobnie nadal jest, ale Killian czułby się pewniej, gdyby miał więcej asów w rękawie. Choć... atak Ardamira na Pomioty z pewnością byłby jednym z nich. Król, który robi coś takiego, dramatycznie traci zaufanie wszelkich poddanych. Być może w Niftenhaum wmówił swoim ludziom, że to zdrajcy, ale z drugiej strony, na jakiej podstawie? To mógł być kolejny element kampanii przeciwko samotnym wilkom, a drugiej, mógł po prostu widzieć w Pomiotach zagrożenie dla swoich przyszłych planów. Ekspansja na południe byłaby jawnym ukazaniem się wampirów w świecie ludzi, przynajmniej z tego, co zrozumiał. Być może nawet Rose wiedziała o tym coś więcej, w końcu dotychczas uchodziła dla Korony za zaufanego szpiega.
  Zabawne jak wielu zdrajców wokół siebie gromadzili.
* * *
  Jeden z gorszych wieczorów w jego życiu. Głównie dlatego, że zegar biologiczny podpowiadał, że to parszywe słońce jeszcze nie zaszło, więc nie ma sensu wstawać, jeśli nie... Niestety był sens wstawać. A mógł zostać w tym lesie, w górach... To chyba było Sebvor. Tak, oczywiście. Co mu to wadziło. Mógł stać z boku i patrzeć jak wszystko płonie za sprawą jednego głupca obsypanego błyskotkami. To był całkiem ciekawy spektakl. Ale nie, on musiał się wmieszać. On zawsze musiał się wmie... szywać?
  Falone syknął pod nosem i usiadł niespiesznie, odgarniając włosy, choć niewiele to dawało, tu i tak było ciemno jak w grobie. Po omacku złapał za zapałki i papierośnicę, skąd wydobył jedną białą sztukę i odpalił, powoli zaciągając się dymem. Co go właściwie obudziło... Szybko pożałował tej myśli, odganiając z głowy wszystkie inne, jakie za sobą pociągnęła, a jakie przebiegły dreszczem po skórze wampira.
  Zapalił lampkę i poszedł się ubrać.
* * *
  Rozgardiaszu ciąg dalszy, choć teraz wyglądał na bardziej ogarnięty niż wczoraj. Aż prawie im współczuł, nie dość, że pracowali tu znacznie dłużej, to jeszcze czekała ich dwa razy dłuższa trasa do zamku i to w grubym pośpiechu. Był już po rozmowie z Lisolette, toteż wszystko klarowało się całkiem nieźle. Obecność panny Vasilici z pewnością okaże się pomocna, zwłaszcza jako potwierdzenie wydarzeń z siedziby Pomiotów.
  — Za tobą — rzucił spokojnie, wypuszczając dym z papierosa. — Skoro macie już wszystko, nie traćmy czasu — dodał, zerknął uważniej na Cerbina i zwrócił kroki do wyjścia.

z.t. dla wszystkich
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Wto Lip 27, 2021 8:13 pm

  Pomimo położenia u stóp góry Ovel, Shendaar wciąż było jednym z najwyżej położonych miast Medevaru. Choć brakowało o tej porze śniegu, to było zdecydowanie zimniej niż na dole, a na okolicznych szczytach bielał śnieg. Rudolf wcale by się nie zdziwił, gdyby rano zastali szron na trawie. Samo miasteczko było bardzo przyjemne na pierwszy rzut oka. Jadąc wśród pierwszych budynków, mogli pooglądać zgrabne drewniane płotki ze stadami owiec i kóz. Gdzieś bliżej gospodarstw kręciły się mniejsze zwierzęta, poszczekiwały psy, trafił się nawet koń.
  Rudolf trzymał się w miarę blisko Oriany, która chyba pierwszy raz sama siedziała w siodle. Skarpetka został zabrany od Razikala, ale Isarbeck wolał nie nadwyrężać jeszcze jego dopiero zaleczonej nogi. W dodatku był spokojniejszy, czasem wręcz apatyczny, a to było dobre na sam początek. Dobrze, że z Hedroth jechali drogą, a to oznaczało szeroki i wygodny trakt, który nie powinien niepokoić zwierząt.
  — Trzszymmaj pięty na llinii z tułłowiem — przypomniał zerkając po jej trochę niepewnej nadal postawie. Przywyknie. Zwłaszcza, że ma wyczucie równowagi i brak jej lęku wysokości. Przynajmniej, z tego co wie.
  Pilnowanie i instruowanie lisiczki było swego rodzaju błogosławieństwem, bo im bliżej im było do Ramis, tym częściej lądowały tam jego myśli. Nie chciał się nad tym rozwodzić, jeszcze nie teraz. Przyjdzie na to czas, nie zamierzał też od tego uciekać, ale póki mógł, chciał to możliwie odwlec.
  Niedługo potem znaleźli się w ciepłej gospodzie pana Maviera, której wystrój mógł przykuć oko. Wszędzie pełno było drewna, w głównych punktach i na belkach lekko zdobionego w neutralne wzory. Tu i ówdzie wisiało stare koło od wozu, poroże jelenia czy skóra z jakiegoś leśnego zwierzęcia. Również ławy przy stolikach wyłożone były owczymi skórami, a pod ścianami wisiały lampiony o zdobionych szybkach. Może trochę starych i niedomytych, ale to tylko dodawało im uroku.
  — Ddobrze sobie radździsz — rzucił z uśmiechem, grzebiąc łyżką w potrawce. — Jesz-cze ttrochę, a będziesz j-jeździć gall-lopem. — Prychnął cicho pod nosem. — Ja w pierw-wszym dniu pra-rawie spadłem z kkonia.
  Uśmiechnął się na to wspomnienie. Może wtedy nie było to miłe, ale patrząc po latach, całkiem zabawne. Zwłaszcza w porównaniu z jego obecnymi umiejętnościami, może nie wybitnymi, ale z bandytą mógłby się ścigać.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Wto Lip 27, 2021 9:14 pm

Podróże i podróże, już się sama przyzwyczaiła, zresztą, dzięki temu mogła zobaczyć kawał świata! Jakby się tak zastanowić, poznała wiele interesujących osób, tych mniej, jak i bardzie, gdzie nie każda hybryda ma takie szczęście, oraz swobodę. Pan doktor Gascon, czy naukowiec Razikale, swoją drogą miał taką fajną i śmieszną brodę teraz, czy właśnie pan Aranai… choć to akurat było dla niej wciąż czymś przykrym, lecz i jej nie dane było za bardzo o tym myśleć, nawet jeśli jechali do Ramis. Czemu?
Bo wstępnych przykrościach z Hedroth, które nie będzie jej się już dobrze kojarzyć nigdy, przyszło im wrócić do Krzeworoża bo rumaka Rudolfa, którego zaatakował Pan Duży Pies i który źle potraktował Rio. Z początku była obrażona na Skarpetke, ale ona długo się nie obraża, to też się też pogodzili, nawet Oriana dała mu jabłko, które wręczyła jej Pani Raust. Raczej nie spodziewała się, że odda je rumakowi, zamiast sama zjeść, więc też, rozczulona tym, dała jej drugie. Choć bardziej miała ochotę na śledzia, to jednak owoc też był smaczny.
Teraz zaś zaczął się okres jej największych wyzwań. Pierwsza jazda na koniu, w dodatku właśnie na Skarpetce, który przeszedł leczenie. Może rumak był spokojny, lecz z pewnością nie ona.
-Ddddobrze jjjadde?
Spytała, cała drżąc Była strasznie zestresowana, nawet jeśli wysokość była niczym, przy chodzeniu na linie w cyrku, czy też utrzymanie równowagi, jak na tyczce, to jednak, ciężko było usiedzieć jej samej w siodle, na czymś co się porusza, buja, czasem nawet podskakuje nieznacznie. W dodatku bała się, że przypadkowo uderzy go piętą w żebra i ten nagle zaszarżuje do przodu, więc próbowała nieco nogi trzymać wyżej, co jeszcze bardziej jej nie pomagało. Miałą ochotę się rozpłakać z bezradności, ale instrukcje Panicza były tak dokładne, że nie mogła okazać słabości, więc się dostosowała. Shendaar powitała z ulgą.
Było tu co prawda zimniej, ale nie było żadnego śniegu, który dałby jej frajde, trochę jak w Wiewiórczej Dziupli zimą. Ale sama okolica ładna, domki ładne, zwierzątka ładne, Panicz ładny, więc wszystko jak talala.
Gospoda w której się znaleźli, standardem była dużo lepsza od poprzedniej. Zaczęła odnosić wrażenie, że w górach lepiej sobie radzą z takimi rzeczami. Polubiła Sebvor, duże wysokości, trochę chłodno, ale przytulnie. Teraz zaś, machała łyżką jedząc potrawkę z uśmiechem, a jej ogon cały czas kołysał niezauważalnie pod płaszczykiem. Co prawda kaptur wciąż spoczywał na jej głowie, ale jakby go nie było, to i pewnie uszy gibałyby się na boki. Wtedy, Panicz pochwalił ją, a choć cały czas miała wrażenie, że dopada ją stres na samą myśl o kolejnej jeździe, to jej twarz zalała się rumieńcami.
-Paniczu!- Powiedziała zawstydzona tym komplementem, odwracając wzrok, z małym grymasem, ale po chwili przewróciła oczami. -Nie wiem do końca co to ten galop, ale na pewno mi daleko do niego.
Lekko się nadąsała, ale kiedy zauważyła jego uśmiech i cichy śmiech, mimowolnie sama się uśmiechnęła, bo to pozwoliło jej pozbyć się własnych myśli. Ale… kolejne słowa sprawiły, że jej łyżka się zatrzymała, a sama na nią spojrzała, siląc się na zupełnie nowy tor przemyśleń.
-Musiałeś Paniczu szybko nauczyć się jeździć, bo teraz jesteś już mistrzem.- Nadmieniła, zerkając na niego wielkimi złotymi oczkami znad miski. -Paniczu… czy… lubiłeś swoją mamę…? Albo… oboje rodziców…?- Spytała, opuszczając wzrok. Źle się czuła, pytając o to, ale te wątpliwości dręczyły ją od Hedroth. Nic o nim nie wiedziała. -Nie wiem nawet skąd Panicz jest…
Powiedziała ciszej, grzebiąc łyżką w potrawce. Tak, to nie było fajne uczucie, zwłaszcza że tak długo już razem podróżowali, a on znał jej historię. Nie była ciekawa. Lis w klatce, co tu dużo mówić. Ale on… miał zapewne wiele więcej ze swojej historii.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sro Lip 28, 2021 2:27 pm

  Uśmiechnął się z rozbawieniem na jej odpowiedź. Oh, może na razie nie będzie jej straszyć opisem galopu, niech się przyzwyczai do ruchu konia, potem będzie coraz łatwiej. Przyzwyczai się też do układu ciała, odpowiednich zachowań i innych detali, które z początku zawsze są uciążliwe. Za chwilę jednak, jego ostatnie słowa spowodowały zmianę u lisiczki. Taką, której chyba nie oczekiwał, przyglądał się temu uważnie, by za moment uśmiechnąć się pod nosem.
  — J-jeszcze nie — odparł szczerze, bo z pewnością znalazłoby się wielu dużo lepszych. Fakt jednak faktem, że zaczął wcześnie.
  Ori podniosła na niego swoje ślepia i zaczęła układać pytanie, na które to brwi chłopaka powędrowały nieco do góry. Czy lubił? Odpowiedź wydała mu się oczywista, ale to chyba dlatego, że nikt dotychczas nie zadawał mu takiego pytania. Na pewno nie w ten sposób. No i to ostatnie, choć bardziej ukryte pod cichutką skargą, ale również bardzo istotne w tym wszystkim. I trafne, bo w końcu jego przeszłość kieruje ich kroki obecnie. W większości.
  — T-to... długa his-storia... — odparł, przenosząc uwagę na jedzenie, aczkolwiek nie zabrał się za nie i nie zamierzał na tym kończyć. — Moje nazw-wisko, Isar-beck, należży do hrabbi z Ymn-nakil. Urodździłem się w bog-atym domu, miałłem wszystko... Oprócz szac-cunku. Mój ojciec, Lleon, był... zbyt d-dumny na cier-pliwość. Zawsze oczczekiwał więc-cej, niż mogłłem mu ddać... Nienawwidził, gdy ccoś było nie t-tak. — Westchnął cicho, chcąc uspokoić plątający się język. — Pierwszym du-dużym problemem byłłła-moja wymmowa. Mówwił, że przyn-noszę mu wst-tyd. Potem poj... — Powoli uciekł wzrokiem w bok i ściszył głos. — Poj-jawwiła się... kradź-dzież... Ja... N-nie pot-szebował-em tego, jakkbym... raczej robbił to z nerwwów... — Westchnął i przeczesał sobie włosy. — W każddym razie, kiedy miałłem jak-kieś cz-ternaaście lat, postanowwił się nas pozb-yć. Moja matka... Nig-dy się znim nie zgadz-dzałła, ale nie-m-miała wielle do powwiedzenia. — Umilkł na moment. — Osk-karżył ją o zd-dradę. Wielloletnią. Oddalił ją ood sieb-bie, a mnje nazwał bęk-kartem i wygnął. Pozb-bawił mnie praw, maj-jątku i nazw-wiska, ale z ttego nic sobbie nie robiłem. — Zamieszał potrawkę w misce. — Wyllądowałem na ul-licy, skkąd zgarnęli mnie ludździe czarnoksiężżnika Marlocka. Praccowałem dla nniego jako zło-dź-dziej. Trzy lata p-później poznnałem Aranna, kkieddy Marlock porwwał Vic-t-torię. Zginnął ostat-tecznie, a ja zappragnąłęm od-zyzkać co moje. Pierwszym przyst-tankiem był cyrk Bas-sima, g-gdzie znalazłem ć-ciebie. — Uśmiechnął się nieznacznie. — Reszt-tę znasz.
  Zerknął na Orianę i wrócił do jedzenia, głównie po to, by zająć czymś myśli. Te zaczęły znowu krążyć wokół wszystkich tych ludzi, których po drodze. Pięciu poszukiwanych, Marlock, Basim, złodzieje... A to tylko ostatnich kilka miesięcy. Może nie wszystkich własnoręcznie, lecz z jego powodu lub z pomocą, to owszem. Czy był więc mordercą?
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Sro Lip 28, 2021 3:54 pm

Uniosła buzię znad miski, oraz jej oczy zrobiły się żywsze, gdy tylko usłyszała sam początek, zwiastujący historię. Była ciekawa jak nigdy, a kiedy przyznał się do bycia arystokratą, otworzyła szeroko buzię. Nie ze zdziwienia, a z tego powodu, że miała rację! Od początku wiedziała, że Panicz jest wart nazywania go Paniczem! Ale dalej… dalej wcale nie było tak pięknie…
Jej powieki lekko opadły, a ekscytacja ustąpiła dziwnemu poczucia przygnębienia. Ojciec był zły dla niego, nie szanował go jak powinien, ale… choć nie miała własnych rodziców, by to porównać, zrozumiała pewną analogię. Pan Samala traktował ją dosyć podobnie. Nie szanował. Wymagał tylko więcej. Często nienawidził. Rozumiała, co Rudolf mógł wtedy czuć, bo sama wiedziała co w jej sercu wtedy grało. Lecz było tylko gorzej i gorzej, a jej łepek delikatnie uginał kark, a spojrzenie zjeżdżało w dół.
Nienawidził jego wymowy. Tej, którą sama nazwała z początku specyficzną, gdy tylko znalazł ją w powozie dla zwierząt. Ale ona nie była zła, była wyjątkowa. Jak własny ojciec mógł tak na to patrzeć? Nie umiał kochać własnego dziecka?
W dodatku, wyobraziła sobie Rudolfa i jego mamę, na ulicy, po tym jak ich wygnał. Zostali sami, bez niczego. Nieważne, czy ona go zdradzała, czy też nie, to było nieludzkie. A do tego, wyrzekanie się go.
Panicz skończył u kogoś, kto będąc czarnoksiężnikiem, raczej nie mógł być dobry. Gdzieś w tej historii zniknęła matka, dlatego ją szukał. I to wszystko przez wymowę?
Znalazł ją, przypadkiem, ale znalazł. U Pana Samalii. Była z nim, ale to nie ona powinna być u jego boku. Powinien być z rodzicami. Bo urodził się taki? Bo mówił inaczej?! Jak hybryda, zmuszona żyć w klatce, bo miała ogon. Jak on, na ulicy, bo nie potrafił nie być tylko sobą…
Oriana w milczeniu wstała, chwytając za krzesło i zaczynając je przesuwać w jego stronę. Gdy było obok, usiadła na nim, a zaraz objęła go rękoma w torsie i wtuliła w niego twarz. Milczała tak jeszcze chwilę, trawiona od środka.
-Przebyłeś długą i trudną drogę, Paniczu. Ale jesteś tu. A ją pomogę Ci odzyskać co Twoje.- Powiedziała lekko łamliwym i stłumionym głosem przez przysłonięcie twarzy. -Ja lubię jak Panicz mówi jak Panicz. Lubię Panicza nad wszystko inne…
Dodała ciszej. Nie obchodziło ja, że ktoś z klientów może się gapić. Niech ją wezmą nawet za pijaną. Po prostu potrzebowała tego, dla siebie i dla niego.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sro Sie 04, 2021 1:30 pm

  Tak mniej więcej brzmiała jego historia, nad którą od dawna nie rozwodził się w takich szczegółach. Nie miał po co, sam zbyt dobrze to pamiętał, a przecież nikt i tak nie chciałby słuchać. Nie w sposób, na którym by mu zależało. Oriana była tu wyjątkiem, ale mimo to obawiał się jej reakcji. Czy mógł tym wszystkim zniszczyć jej obraz siebie? Chyba... to chyba było możliwe, chociaż ona nie wydawała się taka. Nie była taka, dobrze to wiedział. Mimo to pozostawała wątpliwość.
  Zeszła z krzesła, a on odłożył jedzenie, by powieść za nią wzrokiem, jak przysuwała się obok. Na moment znieruchomiał, kiedy go objęła, szybko jednak sam odwdzięczył się tym samym, tuląc do siebie lisiczkę. Jej słowa dawały przyjemne ciepło i otuchę, i choć faktycznie gapiono się na nich, to dawno nie był taki szczęśliwy.
  — O-ri... Jjesteś najukkochańszą osobą, jakką w żżyciu pozn-nałem... — wymruczał cicho, by po chwili odsunąć się nieco i obdarzyć ją uśmiechem. — Ćcieszę się, że na śsiebie w-padliśmy — dodał, wodząc po niej spojrzeniem. Przez moment chciał ją wygonić z powrotem do jedzenia, ale... Jakoś tak zrezygnował, zamiast tego objął Ori ramieniem i tak siedział z nią opartą o siebie. Nie przeszkadzało mu milczenie, teraz było nawet formą odpoczynku, ale jeśli znalazłaby stosowny temat, również by się nie obraził.

  Wieczór minął spokojnie, aż do późna. W końcu musieli jednak iść spać, tak też przetransportowali się oboje na piętro, gdzie znajdowały się pokoje gościnne. Nie wyglądały wybitnie, ale też nie były wcale złe. Jeden właściwie, o ile nie miała nic przeciwko, ale ich wspólne podróżowanie przez dzicz już dawno wymusiło spanie blisko siebie. Rudolf rozejrzał się, choć nie było bardzo po czym, ot szafa, jakaś mniejsza szafka, biurko, łóżko. Rzucił torbę pod stolik, a płaszcz na krzesło. Poszli się wcześniej odświeżyć, toteż nie był pewien, czy Ori już też wraca. Podszedł do okna, by je przymknąć i przy okazji wyjrzeć przez szybę na słabo rozświetloną ulicę. Nawet teraz ktoś się tamtędy przechadzał. Aż Isarbeck dostał napadu wspomnień, kiedy to sam szedł taką ciemną uliczką, zerkając tylko po oknach nad sobą i zastanawiając się, czy ktoś na niego patrzy i co sobie myśli. Zrobił postęp od tamtego czasu, ale przed nim jeszcze dłuższa droga, niż kiedyś sądził.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Sro Sie 04, 2021 3:49 pm

Czując odwzajemniony uścisk, wtarła policzek w jego pierś, lecz dopiero to jego słowa sprawiły, że była w stanie lekko odbić się od niego, aby spojrzeć w górę na jego buzię, sama szczerząc się szeroko ze szczęścia.
-Naprawdę, Paniczu…?- Dopytała, jakby chciała to raz jeszcze od niego usłyszeć, lecz nie chcąc być za bardzo zachłanną, znów się wtuliła twarzą, a jej ogon merdał pod płaszczem jak szalony. Cieszył się, był z niej zadowolony. -To wiele dla mnie znaczy…
Wyszeptała po chwili. To ona mogła się cieszyć, że ten wszedł do jej powozu wtedy, a choć mu z początku nie ufała, to szybko pojęła, że to ktoś, dla kogo pragnęła być właśnie taka.
Jej uszka pod kapturem lekko poruszyły się, kiedy objął ją tak, aby mogli razem siedzieć. Zupełnie jak jakaś para! Oh, Lisiczka była naprawdę przeszczęśliwa, tyle czułości od Panicza za powiedzenie prawdy! Teraz Panicz na pewno jej nie porzuci, będzie z nią, będą się sobą opiekować, a ona będzie najlepszą niewolnicą, jaką mógłby tylko mieć… tak, nie musiała mieć prawdziwego domu. Był on w tej chwili tutaj, w jego objęciu. Uśmiechnęła się leciutko, przymykając oczy. Już całkiem zapomniała o stresie związanym z jazdą na koniu.

Oriana weszła powoli do pokoju, z mokrymi wciąż włosami i futerkiem na sterczących uszkach, spoglądając po Paniczu, który właśnie badał okno. Czasem tak miał, jej Panicz był bardzo ostrożny, bo dbał o ich bezpieczeństwo. Dlatego był taki świetny!
Mimo to, coś znów do niej wróciło, błąkając się po głowie, nie chcąc wyjść żadnym uchem. Westchnęła cicho, podchodząc do łóżka, na którym usiadła, podciągając swój czarny lisi ogon na własne uda. Zerknęła niepewnie na chłopaka, jakby zbierając się na odwagę.
-Paniczu… chciałabym o czymś porozmawiać… chodzi o Hedroth…- Zaczęła nagle, nieśmiało nieco, bo jeszcze wcześniej nie zdarzały się momenty takie jak te, aby musieć poruszać tak istotne kwestie, lecz nie mogłaby wciąż spać spokojnie, jeśli by czegoś nie powiedziała. -Ja… mi… mi nie podobało się to, co Panicz zrobił tym rabusiom…- Kontynuowała, biorąc lekki wdech do płuc, jakby miało dodać jej to sił. -Panicz nie musiał ich krzywdzić, oni i tak by nie zrobili nic złego!- Dodała, opuszczając po chwili głowę, chowając ją we włosach. -Przepraszam… przepraszam, że tak teraz to mówię…- Pauza. -...ale Panicz spytał mnie w Krzeworożu jakie jest moje marzenie. Powiedziałam Paniczowi, ale uznał, że mój obowiązek nie musi być moim marzeniem… ale jest nim. Chcę by Panicz miał wszystko o czym marzy…- Spojrzała w końcu na niego, a w jej wielkich złotych oczach, kryła się determinacja i stanowczość. -...ale nie takim sposobem. Moim marzeniem jest to, aby Panicz pozostał dobry, a nie stał się tacy jak oni… dlatego nie chcę… nie chcę… nie chcę, aby Panicz krzywdził innych… nie zniosę widzieć Panicza takiego…
Jej uszka opadły, a ogon zwinął się bardziej, choć starała się za wszelką cenę nie zdejmować z niego wzroku. Zależało jej na nim. Też na tym, kim był i kim powinien pozostać.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Pią Sie 06, 2021 3:11 pm

  Weszła milcząca, co było odrobinę niepokojące. Czuło się w powietrzu tą atmosferę oczekiwania i zbierania myśli. Nie chciał jednak tego przerywać, mając nadzieję, że sama się za chwilę odezwie. I rzeczywiście tak się stało. Rudolf odwrócił się tyłem do okna i zawiesił wzrok na lisiczce.
  — Tak? — rzucił i niespiesznie usiadł na parapecie, opierając się plecami o łączenie okiennic.
  Kiedy padły jej pierwsze wyjaśnienia, oczy chłopaka rozszerzyły się delikatnie. Z jednej strony wiedział, że ten temat kiedyś wróci, z drugiej trochę go zaskoczyła śmiałość Ori. Uciekł wzrokiem w bok i słuchał dalej w milczeniu. Nie zrobiliby nic złego. Może. To nie było niemożliwe, ale znając realia i możliwości, nie mógł ryzykować. Tak to sobie ciągle tłumaczył, ale prawda była nieco inna, trochę bardziej skomplikowana.
  Zerknął na nią, kiedy zaczęła przepraszać, a potem... chyba było mu jeszcze bardziej wstyd. W końcu wszystko, co robiła, było dla niego, wszystko, czego chciała, to jego dobro. I to, żeby nie stał się potworem. Jak to w ogóle możliwe, że takie osoby pojawiają się na tym tak nieidealnym świecie?
  Ponownie opuścił wzrok i westchnął cicho.
  — Psz-epraszam, Ori... Chćciałem, żeby pposzli, ućciekli, ale on wyć-ciągnął broń i... jja... chyba s-s-paniikowałem. B-bałem się, że strz-szeli do ciebie... — Podniósł na nią wzrok. — Nie chcę zab-b-bijać ludzi. Ob-jecuję, że bę-dę ttego unikać. Ale nie po-ozwolę im cię sk-rzywdzić.
  Czy to wystarczy? Czy w ogóle mógł jej coś takiego zagwarantować, wiedząc, że przynajmniej jedna grupa ludzi mogłaby teraz pójść ich śladem? W dodatku, gdyby ktoś z cyrku upomniał się o Orianę, mieliby dodatkowy problem. Więc czy na pewno obeszłoby się bez trupów, chyba w to wątpił. Ale... przecież nie był potworem. Nie był mordercą...
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Pią Sie 06, 2021 4:16 pm

Wiedziała, że to nie było łatwe, nie tylko dla niej, ale i dla niego, że musiał wysłuchiwać jak jedyna osobą, która jest z nim zawsze blisko, przytacza mu karygodny błąd. Ale robiła to dla niego, tak? Wszystko zawsze robiła dla niego, nawet sprzeciwiała się lub nie słuchała, też dla niego, coraz bardziej widząc granicę między tym co musiała, a powinna zrobić. Nawet nie pomyślała by zareagował na nią gniewem, bo wiedziała, że ma dobre serce i to zrozumie. A kiedy przeprosił, jej uszka skupiły się jeszcze bardziej, jakby i jej było przykro, że go do tego zmusiła.
-Ja wiem, Paniczu. Wiem, że się martwiłeś. Ale Arnolda potrafiłeś ogłuszyć, ich też można było. Zawsze jest… inna droga…- Tłumaczyła dalej, mimo to, z pełną determinacją, aby zaraz spojrzeć na niego, kiedy ten obiecał jej, że chociaż spróbuje być inny. Że nie chce, by ktoś ją skrzywdził. -Paniczu…!
Do jej oczu napłynęły łzy. Nikt nigdy nie dbał o to, czy coś się jej stanie. Wręcz przeciwnie, krzywdzili ją, mówiąc że to dla jej dobra. A on chciał czynić własne dobro, jakby chroniąc ją właśnie przed bólem. Ale jeśli posłuży się przy tym śmiercią… to zada jej zupełnie inny jej rodzaj.
Lisiczka wstała i podeszła do niego, pozwalając sobie położyć dłonie na jego policzkach, zadzierając przy tym mokrą buzię do góry, wciąż mając lisie uszka opuszczone.
Zadrżała lekko, biorąc nierówny wdech.
-Kocham Panicza…- Podjęła, wyznając mu prawdę jak wielkie są jej uczucia względem niego. -...dlatego ta obietnica jest dla mnie ważna. Musi tylko Panicz też uwierzyć we mnie…
Wyszeptała, pociągając noskiem. Złote oczy wpatrywały się w niego, z miłością, troską i obawą. Nigdy się tak nie bała. Nigdy w życiu nie czuła takiego strachu. A bała się właśnie o niego. Bo tylko jego tak naprawdę miała i chciała mieć.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Czw Sie 12, 2021 1:47 am

Jak mógłby w ogólepomyśleć, by się na nią złościć? W dodatku za coś takiego, to wydawało się kompletnym absurdem. Musiałby chyba nie hyć sobą, bo Ori miała w sobie coś takiego, co stawiało go w pozycji zupełnie bezbronnej. Gdyby znał teraz jej myśli, byłyby ciepłym okładem na sercu, chociaż... Poniekąd sama je wypowiedziała.
A jednak słowa Oriany sprawiły, że znowu opuścił głowę. Czy naprawdę mógł ich ogłuszyć? Może. Jednego na pewno, ale to nie ten był wtedy zagrożeniem. Broń, dystans, cień. Celując w nogi, mógł nie trafić, strzelając bez tłumika mógł ściągnąć na nich kłopoty. I przy tym tłumaczeniu wolał pozostać, bo każdy powrót do tej myśli stawiał go przed niewygodnymi pytaniami, na które nie umiał odpowiedzieć. Może nawet bał się na nie odpowiadać.
Zerknął krótko na nią i jej łzy napływające do oczu. W pierwszej chwili bał się, że coś jest nie tak, ale szybko rozczytał wyraz jej twarzy. To było smutne na swój sposób, przez całe życie znaleźć tak niewiele osób, których obchodzi to, co się z tobą dzieje. Rozumiał ją.
Kąciki ust drgnęły mu lekko ku górze, kiedy podeszła do niego, ale gdy położyła dłonie na jego policzkach, w oczach Isarbecka zaplątało się zmieszanie. Chyba nigdy wcześniej tak nie robiła, a przynajmniej nie przypominał sobie. Lekko objął ją za ramiona, a potem z ust Oriany padło stwierdzenie, na które poszerzyły się ślepia Rudolfa. Ona... Co ona właściwie powiedziała? Odpowiedź wydawała się banalna, powinna taka być. Przecież była. Więc dlaczego miał wątpliwości? Dlaczego się zastanawiał, chociaż znał ten najbardziej logiczny scenariusz...
— O-ori... — wymruczał cicho i niepewnie, chyba dopiero teraz się łapiąc na tym, że lisiczka mówiła dalej. — Ja... W-wierzę... — odparł, wpatrując się w nią i nie wiedząc, co powinien teraz zrobić i powiedzieć. Nawet chciał odwrócić wzrok, ale jakoś nie mógł się do tego zmusić. — W-wierzę w ć-cieb-ie... — To był bezpieczny temat, choć chyba wiedział, co chciała powiedzieć. — T-tylko... Prz-praszam, jeśli cz-czułłaś cco in-nego. — Uciekł wzrokiem w bok. A może się mylił? Może tylko tak powiedziała, chociaż te tylko słowa pokazały mu parę rzeczy, o których wcześniej nie myślał. Teraz wydawały się jasne i głupie, ale może to tylko jego poczucie winy postanowiło rozszerzyć wpływy...
— Ja t-też cię k-koch-am... — dodał po chwili trochę ciszej. Sam nie był pewien dlaczego, ale chyba po prostu musiał.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Czw Sie 12, 2021 8:06 am

Rudolf nie wiedział co mówić, czego się chwycić, jak zareagować i wcale jej to nie dziwiło, bo przecież, to ona wywarła teraz pewnie niemały szok. Ale wiedziała, że innego wyjścia nie ma, jeśli nie zaangażuje się w to całym sercem i prawdą przed oczami.
Gdy w końcu skwitował te kilka niezgrabnie dobranych słów, uśmiechnęła się lekko, bo tylko to chciała usłyszeć.
-Ja w Panicza też wierzę. Nieważne co się stanie, będę wierzyć.
Zachichotała, a jej uśmiech zdawał się niwelować łzy, które wciąż błyszczały na jej policzkach, jednak to wszystko nie miało mieć zaraz dla niej znaczenia, kiedy…
Jej uszka lekko zadrżały, jakby na dziwny i interesujący dźwięk w jednym, a ogon naprężył się nieznacznie. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w niego i błądząc spojrzeniem po jego twarzy, którą wciąż trzymała w dłoniach.
Kochał ją? Tak jak… ona jego? To było doprawdy… niebywałe dla niej wyznanie, no bo… przecież wiedziała kim jest, wedle prawa i ludzkich spojrzeń. A Panicz był… paniczem, nie powinien, ale… poczuła mimo to jak wszystkie mięśnie jej miękną, a jej dłonie zjechały po jego żuchwie, na szyję, a z niej, na klatkę piersiową chłopaka.
-Wiem to…- Wyszeptała i wcale nie kłamała. Dawał jej dużo miłości, ciepła i bliskości bez tych magicznych słów. Choć może przerażało ją w jakiś sposób, że był w stanie się przyznać do tego. Czy spojrzą na Panicza inaczej, jeśli ktoś się dowie? Czy będzie mieć z tego tytułu problemy? A gdy odzyska swoje prawa i pieniądze… kim ona dalej dla niego będzie? Chyba za dużo myślała. -Panicz jest kochany.- Wtuliła się w niego na moment, aby zaraz chwycić go za dłoń i pociągnąć w stronę łóżka. -Chodź, Paniczu, musisz odpocząć, aby mieć siły na jutro! Czyy… jutro jedziemy dalej?
Dopytała znów z rezolutnym uśmiechem, machając puszystym ogonem.
Lisiczka zaraz sama weszła do łóżka, wąchając nową pościel. Lubiła poznawać nowe zapachy, ta zwierzęca natura była silniejsza od niej.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Pon Sie 16, 2021 8:35 pm

  Nie wątpił w jej wiarę, była równie wielka, co i serce lisiczki. Mimo wszystko usłyszenie tego na głos było na swój sposób wyjątkowe. Trochę peszące i cieszył się, że nie bardzo musi na to dalej odpowiadać, ale wciąż kochane. Świadomość tego, że był ktoś, kto nie wątpi, nawet jeśli on sam zacznie, była budująca.
  Zaraz jednak mieli wrócić do innego tematu, który Orianę chyba równie zmieszał, co i jego. Nie powinien tego mówić, pod praktycznie każdym względem nie powinien i dobrze o tym wiedział. Ale z drugiej strony miał już dość ludzi, którzy mówili mu, co ma robić i jak żyć. Jakim być. Nie po to wywalczył sobie to wszystko, żeby nadal słuchać kogoś, kto zupełnie go nie obchodzi. Nie odrywał wzroku od jej twarzy, mimo to jego myśli śledziły dłonie Oriany, które gładko spłynęły na jego szyję, obojczyk i żebra, nieco spłycając oddech. Powiedziała, że wie, a on poczuł się głupio, jakby próbował odsłonić kartę, którą inni gracze już dawno podglądnęli w lustrze. Ale może to i lepiej, przynajmniej nie zareagowała źle, a tego też się trochę obawiał. W przeciwieństwie do niej, inni ludzie ani na chwilę nie pojawili się w głowie Rudolfa, choć może powinien o tym pomyśleć, bo ostatecznie to ona miała rację.
  Przytulił ją, kiedy do niego przylgnęła na tę chwilę, choć słowa Oriany zawierały w sobie pewną malutką szpilkę, która teraz rzuciła mu się w oczy. Nie zdążył jednak tego skomentować, bo ta pochwyciła go za rękę, ściągając z parapetu.
  — Ttak, chyba... nie ma sn-sensu dł-użej tu zostawać — odparł trochę bardzo bez zastanowienia, bo jego myśli były aktualnie w niemałej rozsypce.
  Pociągnęła go do łóżka i sama zapakowała się w pościel, a Rudolf jeszcze sekundę stał obok, by w końcu uśmiechnąć się lekko. Wszedł pod kołdrę i na chwilę podparł się łokciem, obserwując z rozbawieniem, jak Ori wącha poszewki. To było takie urocze, wcale nie wydawało się zwierzęce, po prostu go rozbrajała jak zawsze.
  — Zat-szymamy się na dłuż-żej w Ramis. — Położył się na wznak. — To będź-dzie dobry moment, by uz-zup-ełnić zapasy i się pod-szkolić — dodał, po chwili przenosząc wzrok z sufitu na lisiczkę. O tak, te kwestie jak najbardziej jej również dotyczyły. — M-myślę, że laska b-będzie dla cieb-ie idealną br-ronią.
  Może nie lubiła tego tematu, może właśnie z niego wyszli, ale lepiej, żeby przedstawiła swoje obiekcje teraz, niż na miejscu. Poza tym, raczej dobrze strzelił, jako cyrkowiec, powinna mieć obeznanie z kijami, a była to broń równie skuteczna, co i bezpieczna.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Czw Sie 19, 2021 3:53 pm

Nie miała nic przeciwko kolejnej podróży, bo już przywykła, wiedziała że sen to tylko przerwa, ale miała dużo energii.
Jednak nie spodziewała się chyba kolejnych słów swego właściciela.
-Podszkolić? W Ramis? Panicz chce coś ćwiczyć?- Dopytała pełna ciekawości, bo co takiego tam było, czego on jeszcze nie umiał? Myślała, że do Ramis jechali wyłącznie na grób pana Aranaia, a tu o… zaraz. -Kij?- Mruknęła, jakby nie znała tego słowa, ale zwyczajnie nie zrozumiała go w tym kontekście. -O! Dostanę kij do bicia?! Będę mogła bronić Panicza?!
Spytała podekscytowana z uśmiechem, kładąc głowę na poduszce i przykrywając się kołdrą, obserwując chłopaka rozmarzonym spojrzeniem. Teraz pobudził ją tak, że trudno będzie jej zasnąć… no chyba, że po tych wyznaniach ją przytuli, to co innego...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Pon Sie 23, 2021 4:18 pm

  Leżał i wgapiał się w sufit, zwyczajnie delektując się tą chwilą spokoju i rozmowy. Wiedział dobrze, że nie potrwa to zbyt długo, więc chyba chciał się po prostu nacieszyć, zanim wstaną i ruszą dalej. Dach nad głową, wygodne łóżko i Ori tuż obok, w tym momencie nic więcej nie było mu trzeba. Chociaż jak się tak zastanowić, to przy braku dwóch pierwszych też nigdy nie narzekał.
  Zerknął na nią ponownie, kiedy zrozumiała, o co mu chodzi i wybuchnęła nowym entuzjazmem. To było zabawne, jak bardzo można się cieszyć na bicie ludzi... No dobrze, nie na to, ale tak to zabrzmiało.
  — Tak, dok-kładnie — zaśmiał się cicho i objął ją ramieniem. — Nnic ci nie b-będzie str-raszne — wymruczał, przytulając ją do siebie, przytykając czoło do łebka czarnowłosej. — B-będę ćę uczyć...
  Dłonią lekko pogładził puszyste ucho lisiczki, trochę jeszcze wilgotne od kąpieli, ale za to ślicznie pachnące. Przeszło mu przez myśl, że może nie powinien być tak blisko, ale to była bardzo głupia myśl i szybko ją przepędził. Nikt nie będzie mu dyktował, jak ma traktować Ori, była o wiele ważniejsza niż społeczne konwenanse.
  Nauka walki była miała też dużo dalej idące korzyści, o których teraz nie mówił, a nawet sam nie myślał zbytnio. Niezależność. Właściwie już wcześniej chciał o to zadbać, ucząc ją strzelać, do czego też będą musieli wrócić, ale przede wszystkim powinna znaleźć coś, z czym będzie czuć się swobodnie, bo jeśli kiedyś miałoby go zabraknąć, to nie mógł jej zostawić na kompletnym lodzie.
  Ale myśli Rudolfa nie wokół tego teraz krążyły.
  — Ori — szepnął i zawiesił wzrok na jej twarzy, znowu czując, że serce pracuje mu szybciej niż powinno. — W-wiesz, że... nnie musisz mnie tyt-tu-ować... nikim — wymruczał, z powrotem zbliżając do niej twarz. Zatrzymał się na moment, niemal wstrzymując oddech, jakby nie był pewien, czy ona nie zechce się wycofać. A potem pochwycił wargami jej usta, z początku jakby nieśmiało, by zaraz nadać temu więcej ciepłej czułości zmieszanej z młodzieńczą ekscytacją, która teraz radowała się z tej decyzji.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Oriana Pon Sie 23, 2021 9:28 pm

Nie spodziewała się jednak tego, co za chwilę zrobił Rudolf, obejmując ją i przytulając do siebie. Co prawda, chwilę temu wróżyła to sobie, ale bardziej jako mrzonkę, nie sądząc, że naprawdę to się stanie. Jej policzki lekko zaróżowiały, choć oczywiście nie w związku z jego słowami na temat kija do bicia, choć jej uszy, które cofnęły się to tyłu, oczywiście je wyłapały.
-D...dobrze, jeśli Panicz będzie mnie… uczyć…
Odparła nieśmiało, lekko się uśmiechając, bo składałaby mówiąc, że ta sytuacja wcale jej nie zawstydziła. Było inaczej, niż przedtem, a jej wcześniejsze wyznanie nawet wydawało się być, aż nazbyt pewne siebie, w porównaniu z niemałym zakłopotaniem teraz. W końcu… mógł ją kochać jak to się kocha zwierzę, tak? Albo członka rodziny, albo przedmiot, je też można kochać, ale… ale nie że tak…
Jednak czuły dotyk na jej zwiniętym lisim uszku był tylko zapowiedzią czegoś innego. Lecz była chyba rozkojarzona, zdezorientowana, może nawet na swój sposób, zestresowana.
-Ale… Panicz jest… Paniczem…
Wymruczała cicho, bo choć zdawała sobie sprawę, że mogła mówić mu po imieniu, to jednak… tylko ona mogła go nazywać Paniczem. Był jej właścicielem, a co za tym szło, był wszystkim co posiadała, a żadnego właściciela wcześniej w ten sposób nie tytułowała. To było jej takie własne, prywatne…
Lisiczka otworzyła szerzej oczy, wstrzymując dech, kiedy przybliżył twarz, ale zawahał się. On… pachniał tak ładnie, choć powstrzymywała się przed wąchaniem. Lepiej, niż ta kwiatowa pościel. Ale jej myśli biegły wszędzie, jej mięśnie się spięły, jednak mimo to… nie odsunęła się w żaden sposób, opuszczając łagodnie powieki i otwierając powoli usta, aby powitać jego pocałunek, który złączył ich wargi. Wtedy poczuła jak jej ciało się rozluźnia, z przyjemnym ciepłem na twarzy i szyi, a lisi ogon miękko powędrował na jego nogi, jakby chciał je objąć. Przesunęła dłoń w górę, kładąc ją na jego buźce, pochłaniając się w pocałunek, który dopiero w kolejnych chwilach nabierał pewności, w końcu, był on jej pierwszym. Może dlatego uspokoiła się, czując że to jest to co właśnie chce. Czułości, którą jedyny jej dawał.
Jednak Rudolf mógł poczuć, że jego policzek jej mokry, a jeśli tworzył oczy, zobaczyłby nowe łzy na twarzy dziewczyny, która próbowała je powstrzymać, nawet jeśli wcale nie była smutna.
-Dz...Dz...dziękuję…
Wyszeptała z dużym trudem, obejmując jego twarz i mimo to, wznawiając pocałunek. Lecz dlaczego to powiedziała? Może musiała. Nawet nie wiedział, że jedyny potraktował ją jak człowieka. A może wiedział, lecz nie to, jak wiele dla niej to mogło znaczyć...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Rudolf Isarbeck Wto Sie 24, 2021 1:13 am

Był... Paniczem. Jak miał to rozumieć? W jego wyobrażeniu tak właśnie nazywało się osoby stojące przynajmniej stopień wyżej, którym naeży się szacunek i uznanie, nawet jeśli jedyne, co robią, to życie. Nie chciał być kimś takim, widział to zza kulis i bynajmniej nie uznałby takiego życia za dobre czy poprawne. Nawet ludzie, którzy uchodzili za przyzwoitych, mieli swoje za uszami. Choć może za daleko zaszedł w swych myślach, bo przecież nie to było intencją Ori. Mówiła tak, bo w jej oczach był kimś dobrym i ważnym, dla niej to właśnie on zasłużył na to wyniesienie, ale... tego też nie chciał. Nad, pod, znowu nad, przez całe życie chodził po schodach w tę i wewtę, mijając różnych ludzi. Teraz chciał się zatrzymać obok, móc spojrzeć komuś w oczy na równych warunkach. To było wyjątkowe i właśnie to budowało relacje. Mimo wszystko przyjął słowa Ori jako fakt, nie próbując ich negować w żaden sposób. Wiedziała i to musiało mu wystarczyć, jeśli naprawdę nie chciał rozkazywać.
Wyszedł z niemą propozycją, a ona nie odsunęła się nawet odrobinę. Chyba nawet nie wiedziała jak wiele cichego szczęścia wywołała tą drobną decyzją. Malutkim gestem, który sprawił, że uwierzył w swoje uczucia, które teraz tym bardziej chciały wypłynąć na powierzchnię. Odwzajemniła pocałunek, ten pierwszy i absolutnie wyjątkowy, kiedy niepewność przeplatała się z rosnącym uczuciem podszytym nie do końca zrozumiałym jeszcze pragnieniem. Serce biło mu niespokojnie, choć on również odczuł ulgę, mogąc w tak miły sposób choć trochę dać upust zbierającym się emocjom.
Powoli przesunął dłonie na jej policzki, by po chwili rozłączyć ich usta. Nie odsuwał się jednak ani trochę, omiatając twarz Lisiczki ciepłym oddechem. Wyczuł wilgoć pod palcami i szybko rozchylił powieki, by pochwycić jej wzrok, który... był rozczulony, była szczęśliwa, co i u niego wywołało powoli rosnący uśmiech. Podświadomie chyba czuł powód tych łez, lecz nie myślał o tym teraz zbyt wiele, a tylko otarł je palcami z jej zarumienionej buzi. Pod tym względem chyba sam nie był lepszy, lecz czy to ważne.
— Sz... Tto ja pow-winienem ći dź-dziękować... — szepnął, przesuwając dłonią po jej uchu aż do jego końca. — Że ttu jest-teś — dodał zaraz, ponownie przymykając ślepia, by obdarować ją kolejnym pocałunkiem, tym razem pewniejszym już na wstępie, może nawet trochę zachłannym, kiedy już pozwolił sobie zapomnieć całkiem o dzielących ich różnicach.
Przesunął palcami po dolnej krawędzi ucha, zjeżdżając pod włos z powrotem do jej skroni, policzka i szczęki. Delikatna skóra lisiczki kontrastowała z palcami przywykłymi do ciężkiej i nieprzyjemnej pracy, nawet on czuł to doskonale, sunął jednak dalej, po ścięgnie w szyi, które doprowadziło go do obojczyka. Mogła poczuć, jak lekko poruszył nogą pod przykryciem z jej ogona niczym puszystą pierzyną, kiedy zaś ustami zbłądził na jej linię szczęki, gdzie odważył się skubnąć ją leciutko zębem.
Jego oddech znów zrobił się trochę nierówny, kiedy nadmiar niespokojnych emocji skumulował się pod postacią kuszącego ciepła, które teraz zdawało się bić od nich obojga, całe otoczenie spychając na chłodny dalszy plan. Właściwie powoli przestawało ono istnieć w głowie Rudolfa, zbyt był pochłonięty podarowaną bliskością, niczym dziecko rozpakowujące swój pierwszy prezent. Powoli przesunął ręką w dół, aż ta napotkała opór w postaci materiału, przyłożył więc dłoń płasko i powiódł do jej ramienia.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Shendaar Empty Re: Shendaar

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach