Shendaar

+2
Cerbin Amenadiel
Mistrz Gry
6 posters

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Sty 08, 2022 4:44 pm

Czekał długo na reakcję, może jednak mu się zdawało, że dość długo, ale jednak w końcu padły pierwsze słowa, wraz z krokami w jego stronę. Gdy Luna zbliżyła się, Gaspard odruchowo cofnął o krok, jakby stanowiła dla niego zagrożenie, a jej ruch mógłby być gwałtowny i nieprzewidywalny. Żałował, że tak pomyślał, ale nie rozumiał jej kolejnych słów. Zaskoczenie malowało się na jego bladej twarzy, a srebrne ślepia błądziły po jej mimice, kiedy wspomniała o tym jak go widzi.
-Nie spodziewałem się takich słów… choć przyznałem się do złych rzeczy…- Wymruczał cicho, dalej zaginiony w jej własnych słowach, zaraz zaś, opuszczając wzrok w zakłopotaniu. -...gdybyś poznała mnie dużo wcześniej, inaczej byś myślała…
Dodał jeszcze, zaraz zakładając rękę za głowę w niezłym zmieszaniu tą sytuacją. Po prawdzie nic kompletnie nie rozumiał, dlaczego Saffaris była tak bardzo dobra, czy kapłanki Omari nie były uczone pogardy dla takich jak on? Zdrowy rozsądek nawet nakazywał się wystrzegać krwiopijców i nekromantów, ale… mówił o kobiecie, która przygarnęła demona.
Słowa demona wyrwały go z tej rozmowy, a ich sens zdawał się być szyderczy, albo bezsensowny. Lub to on nie miał jakoś zaufania do Mifzenaama w kwestii oceny tego, kto jest dobry.
-Nie miłosierdzie mną kierow…
Urwał, bo zaraz Luna przytaknęła Garrethowi, a to zbiło z tropu Anatella, który zakołysał się na własnych nogach, znowu pogubiony. Czemu go tak wybielali? Nie zasłużył na to, nie był dobry, a to co czynił, robił dla Ata, on… AGH. Nieważne.
Raz jeszcze uniósł wzrok na Lunę, kiedy zapewniła go o dochowaniu tajemnicy, nim demon nie zajął jej uwagi.
-Dziekuję…- Zdążył rzucić tylko, nim temat książki nie stał się tym głównym. Wampir śledził ich wzrokiem i słuchał o pogańskich rytuałach, które wcale go specjalnie nie zdziwiły, ale chyba nie była to już jego sprawa. Mieli dużo czasu dla siebie, aby bawić się w odkrywanie wiedzy demoniej. On sam już nadwyrężył gościny. -...tak, z pewnością Luna będzie miała co wspominać…- Uśmiechnął się lekko na słowa o dziwacznym znajomym, toteż sytuacja kapłanki była iście ironiczna, ale cóż. -...ale też zostawiam Was z tym. Muszę dotrzeć do domu przed świtem. Luno… to był zaszczyt Cię poznać.- Uśmiechnął się do niej promiennie, a zaraz jego wzrok wrócił do demona. -Powodzenia na nowej drodze życia…
Kiwnął głową i założył kapelusz na głowę, by zaraz ruszyć w kierunku wyjścia. Wyglądał pewniej, niż się czuł, bo w rzeczywistości dalej był w szoku po tym wyznaniu. Ale tym bardziej uznał, że pora na niego. Może więcej się nie spotkają, może jednak los skrzyżuje ich drogi, choć miał nadzieję, że Saffaris była bezpieczna z demonem. Czuł się źle, że ją tak zostawiał z tym, ale niestety, przecież miał swój cel… a jej już wystarczy jeden potwór na głowie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Nie Sty 09, 2022 4:15 pm

Odsunął się. Dlaczego? Go proste pytanie na krótki moment stanęło jej w głowie, ale nie miała wiele czasu, by teraz to roztrząsać. Zasiało jednak nieprzyjemne ziarno niepewności, które wykiełkować miało dopiero później.
Jego zaskoczenie nie było dziwne, ona sama była równie zadziwiona całą sytuacją. Głęboko jednak wierzyła w słuszność swoich słów i poglądów. Bo przecież, co innego mogłaby zrobić? Wyrzucić go z domu? Nie mieściło jej się to w głowie.
— Tak, pamiętam — odparła na jego pierwsze słowa. Sam fakt, że zrobił te rzeczy, do których się przyznał... Być może miała to w pełni zrozumieć w spokojniejszej chwili, ale i tak było to przysłonięte grubą kurtyną tego, co robił obecnie. — Więc dobrze, że nie poznałam — skwitowała zaraz i było w tym więcej prawdy niż tylko potwierdzenie opinii. Nie chciałaby go widzieć takim, jakim się opisywał, zwłaszcza, że wywarło to na niego tak duży wpływ.
Temat książki był dla niej trochę rozpraszający i oderwany od rozmowy. Być może Mifzenaam chciał tym sposobem rozluźnić atmosferę i odwrócić uwagę, ale niespecjalnie mu to wyszło. Luna wróciła do niego wzrokiem, trochę nawet rozbawiona tym tematem do wspomnień, jednak jego kolejne słowa zabrzmiały... trochę niezręcznie, to chyba najbliższe słowo. Miała wrażenie, że uciekał i nie była pewna, czy to przez nich, czy przez własny stres.
— Jaki tam zaszczyt — mruknęła cicho i uśmiechnęła się. Nie było nic zaszczycającego w jej osobie, ona tylko robiła, co uważała za słuszne.
Mifzenaam kiwnął nieznacznie głową i odprowadził ich wzrokiem do korytarza, bo Saffaris oczywiście musiała mu pomachać od drzwi. On zaś został sam z książką i kontynuował wykreślanie. W końcu dobiegł go dźwięk zamykanych drzwi.
— Dziwnie mi z tym, że poszedł... Tak zaraz — rzuciła cicho, wracając.
— Zminimalizował konsekwencje prawdy — odparł demon przelotnie. — Zresztą, jakby kto pytał o wampira, to możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że nie wiesz.
Przyjrzała mu się na moment.
— Zabawne.
— Raczej groźne. — Przerzucił kilka kartek.
— Hm?
— Jesteś naiwna. — Postawił kolejny X i spojrzał na nią. — Odkąd cię widzę, mogłaś zginąć przynajmniej cztery razy i to w dość tragicznych okolicznościach. Rzadko miewasz gości, co? — Uśmiechnął się pod nosem.
Stała i patrzyła na niego, by ostatecznie prychnąć cicho.
— Czasem trzeba zaryzykować... — mruknęła i poszła na górę.
Odprowadził ją wzrokiem na schody, po czym spojrzał na regał. Czekało go trochę pracy, ale i tak nie miał nic lepszego do roboty. Przynajmniej póki nie wymyśli, co zrobić ze swoją twarzą.

z.t. wszyscy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pon Sty 17, 2022 1:24 am

Przystanęła z filiżanką niedaleko za jego plecami, przyglądając się, co robi. Bo właściwie nic nie robił i to chyba od dłuższego czasu. Jak ostatnio na niego zerkała, przechodząc przez salon, to tkwił dokładnie na tej samej stronie. Na ustach kapłanki zjawił się nikły uśmieszek.
— Więc jednak czasem śpisz — rzuciła z cichym rozbawieniem i upiła herbaty.
Mifzen drgnął, a zaraz skrzywił się lekko.
— Sen i śmierć bywają jednym i tym samym. Choć dla ciebie lepiej by było ich nie mylić... — warknął pod nosem. Jej milczenie się przeciągało, toteż obejrzał się przez ramię, by dostrzec Lunę cichutko cofniętą o krok. W jednej dłoni trzymała filiżankę, drugą zaciśniętą miała na łańcuszku swego świętego symbolu. Jej badawcze spojrzenie sprawiło, że Mifzenaam odwrócił wzrok. — Powinnaś ukryć księgi, kiedy skończę. Lepiej, żeby nie wpadły w ręce fanatyków, to się źle skończy. — Wstał od stolika i ruszył w stronę okna. — Potrzebuję powietrza... — wymruczał otwierając okiennicę, by chłodny powiew owiał mu twarz.
— Mifzenaam... — zaczęła po chwili.
— Garreth — poprawił spokojnie. — Zapomnij o tamtym imieniu. Lepiej, żebyś nie pomyliła się przy ludziach.
— Nie bardzo cię czasem rozumiem. — Ujęła filiżankę w obie dłonie. — Z jednej strony mówisz, że niczego nie czujesz, a z drugiej... otwierasz okno, bo ci duszno. Właściwie często to robisz, ale...
— To nielogiczne? — Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił do niej, opierając tyłem o parapet. — Nie czuję chłodu, nie potrzebuję powietrza... masz rację. Patrzę na noc i słucham wiatru. To nie znaczy, że te zmysły działają, ja tylko... Korzystam z nich... — Zamknął okno. — Wyobraź sobie, że siedzisz w skrzyni. Przed sobą masz otwory na oczy, po bokach na uszy... — Podszedł bliżej. — Wiesz, co się dzieje wokół ciebie, ale cokolwiek dotknie skrzyni, nie dotyka samej ciebie. Nie przenika... tak głęboko.
— Niektóre rzeczy przenikają... — rzuciła cicho, dotykając swego naszyjnika. Zaraz też podniosła wzrok na demona. — To brzmi jak klatka.
— Może i tak... Choć to praktyczne, wy ludzie jesteście strasznie... delikatni. — Schował ręce do kieszeni. — Zresztą, ja robię, co chcę. Klatką byłoby dla duszy śmiertelnika. Nie umieją sobie poradzić z powrotem do żywych.
— Więc... Co właściwie szkodzi demonom? — zapytała, woląc na razie zostawić temat nekromancji.
Garreth wrócił do stolika przy regale.
— To zależy od demona, choć... zwykle to samo. Wszelkie święte lub poświęcone przedmioty są śmiertelnym zagrożeniem, progi poświęconej ziemi to granica, której lepiej nie przekraczać... Niezależnie od tego, jakiego boga się tam wyznaje. Może poza Saramirem... — Przekartkował książkę do końca, zerknął na regał z przemeblowanymi pozycjami i ostatecznie na Lunę. — Z tego też powodu będziesz musiała mi pomóc z niektórymi z nich.

Na to jednak miał przyjść czas, bo póki co Mifzen miał, co robić. Niejednokrotnie też napotykał na zagadkę, którą należało poskładać w całość, nim ostatecznie zdecyduje o jakimś obrzędzie, przedmiocie, zwyczaju... Zaskakujące, ile tego powstało na przestrzeni kilku wieków. A ile dopiero musiało przepaść w czasie.
Na moment zatrzymał rękę przy przewracaniu strony.
— Nie musisz się tak czaić, nie zjem cię — zaśmiał się cicho i zerknął na kapłankę przy schodach.
— Słyszałeś mnie? — Podeszła, by zerknąć na księgę o ludowych legendach. Obrazek przedstawiał ludzi oddających cześć drzewu.
— Nie... Może trochę... — Przewrócił oczami. — Co tu robisz?
— Kiedy mówiłeś wcześniej o duszach zmarłych... Zastanawiałam się. — Usiadła w fotelu i owinęła się swetrowym płaszczem. — Co się dzieje z tymi, którzy zostaną złożeni w ofierze?
— Naaah, brakuje ci bajki na dobranoc, dziewczyno? — prychnął z rozbawieniem. Nie bardzo rozumiała, więc przeszedł dalej. — Nic wielkiego się z nimi nie dzieje. Teoretycznie, bo w praktyce... Wiesz, dlaczego najgorsze są te najbardziej makabryczne rytuały? — zapytał, na co Luna z wolna pokręciła głową, zgadując, że demon nie ma na myśli zasad etyki. — Demonowi niewiele po samej duszy, chyba że ta trafi do otchłani, a on zdoła ją sobie zniewolić... Jednak o rytuałach te zwykle są zbyt... zmaltretowane, by na coś się przydać w najbliższym czasie. — Zerknął na nią, zaraz znów przywołując na twarz nonszalancki wyraz. — Jak już mówiłem, demony żywią się cierpieniem. Bólem, strachem, żalem, rozpaczą, złością nawet, złość to intrygująca pożywka... — Kąciki ust drgnęły mu ku górze. — Ludzie zawsze wpadają w gniew, kiedy już nie mogą wygrać, a są zbyt odważni, by się załamać, to... — Uśmiechnął się niewinnie. — W każdym razie. Odpowiedni rytuał skonstruowany jest tak, by demon mógł się pożywić na obiekcie. Wciąż żywym obiekcie, a im więcej cierpienia on zazna i im dłużej będzie ono trwało, tym będzie to dla demona korzystniejsze. Tym samym, niewinne obiekty zwykle cierpią bardziej, a sposobów na nie jest więcej...
Luna spuściła wzrok na podłogę.
— Oj no, nie patrz taak... Każdy musi coś jeść... No, nie powiedziałbym "by żyć", ale wiesz, o co chodzi.
— Nie, nie wiem. — Wstała gwałtownie i zawahała się. — Jak bogowie mogli pozwolić, by takie istoty chodziły po... świecie?...
— Nie wiem, może mieli to w dupie, ja na życie nie narzekam. - Machnął ręką i oparł się o blat.
— Jesteś okropny... — prychnęła tylko i ruszyła szybko na górę.
Mifzen odprowadził ją wzrokiem.
— Mówiłem, że to nie bajka na dobranoc...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Nie Sty 23, 2022 12:32 am

Na chwilę oderwała wzrok od książki i ziewnęła. Nie było jeszcze bardzo późno, ale dopiero zaczęła w miarę dobrze spać i chyba jeszcze nie odespała wszystkiego. W dodatku czytanie mało ekscytujących tekstów wywodów filozoficznych na temat pochodzenia i natury potworów w niczym nie pomagało. Ostatecznie wsunęła zakładkę między strony, odłożyła książkę na łóżko i poszła na dół po coś do picia.

Cichutki pisk rozległ się po piwnicy usłanej skrzynkami czy regałami na przetwory i szpargały. On sam siedział na ziemi pod starym kredensem i wpatrywał się w mysz w swojej ręce. To był dziwny wzrok, od którego serce gryzonia jeszcze bardziej biło jak szalone. Wzrok pusty i bystry, bezemocjonalny i zafascynowany zarazem. Wiele myszy zdążyło już go doświadczyć, tak samo patrzą koty, gdy nad głodem zaczyna wygrywać chęć do chorej zabawy. Ale żadna z myszy nie miałaby pojęcia, co ją czeka.
Szary łebek kręcił się nerwowo, uwięziony między dwoma palcami. Próbowała dopaść zębami jego skóry, kilkakrotnie nawet jej się to udało, ale choć wbijała zęby z całych sił, on zdawał się nijak nie reagować. To tylko potęgowało bezsilną panikę, która sprowadzała paraliż i jedynie ogon podskakiwał spazmatycznie od czasu do czasu.
Podsunął niespiesznie trzymany w drugiej ręce scyzoryk. Z jakiegoś powodu działał spokojnie, choć nowa garść paniki po zetknięciu z zimnym metalem wywołała cień uśmiechu. Po chwili celowania przyłożył koniuszek ostrza do górnej części żeber, idealnie po środku i nacisnął ostrożnie, uwalniając drobną kropelkę szkarłatnej krwi. Mysz pisnęła i znowu zaczęła się szarpać, co zniszczyło zamysł na prostą poprzeczną linię. Choć był gotów uznać, że krzywa też nie była zła. Zresztą gryzoniowi zaczynało brakować sił na tak raptowne wybryki. Choć dostarczała tak niewiele przyjemności, to jego zaangażowanie było nie gorsze niż dla znacznie większych i rozumniejszych ofiar. To było mimo wszystko niezwykłe, mieć ręku czyjeś całe życie, pod własną jurysdykcją, móc obserwować, jak bardzo jest cenne dla właściciela, jak bardzo nie zdawał sobie z tego sprawy, aż do teraz. Jak bardzo strach opanowuje wszystkie myśli, budzi pierwotne instynkty, przysłania problemy. A przecież była to tylko mała mysz. Może wyolbrzymiał, może trochę za bardzo dał się ponieść własnej fantazji, ale z pewnością miał ku temu nastrój. Jego maleńka chwila oddechu i beztroski. Złapał nożem rozcięcie i już był gotów pociągnąć w dół, kiedy znieruchomiał cały.
— G-arreth? — rozbrzmiał niepewny głos Luny, która właśnie stanęła u stóp schodów. — Co ty robisz?
Saffaris obserwowała go szeroko otwartymi oczyma, bacznie wodząc wzrokiem po każdym kawałku ciała demona, niczym polny królik, który po raz pierwszy zobaczył karocę. Siedział tak w kącie, jakby półdzikie zwierzę, w jednej ręce trzymając piszczącą słabo mysz, a w drugiej zakrwawiony nóż. Wbrew pytaniu, wiedziała, na co patrzy, zdążyła się domyślić, ale jednocześnie nie chciała tego widzieć i to tak bardzo, że gotowa była zaryzykować usłyszenie potwierdzenia tych domysłów. Nie chciała, by to robił. Nie chciała tego mieć pod swoim dachem. Ale czy miała tu prawo czegoś nie chcieć? To pytanie pełzało po plecach nieprzyjemną wątpliwością.
Nie musiał na nią patrzeć, by domyślać się, jak wygląda. Mimo to zerknął, na bardzo krótką chwilę, nim wbił wzrok w kamienną podłogę.
— Jak... możesz?... To okrutne... — wyrzuciła prawie bez dechu. — I zgubne... Dziś mysz, a jutro... co ma być następne? — Może nie powinna pytać? Kolejna złośliwa wątpliwość. Jego milczenie nie pomagało.
Nie odezwał się też za moment, a tylko wyrzucił scyzoryk na podłogę i dość mechanicznie wypuścił gryzonia, który uciekł pod kredens.
— Jestem taki głodny... — wymruczał. Chyba chciała coś powiedzieć, ale wtedy demon klęknął. — Wybacz. Więcej tego nie zrobię — rzucił, zawieszając na niej przygasłe spojrzenie.
— Przerażasz mnie... — Luna cofnęła się pół kroku.
Opuścił wzrok na ziemię.
— Wiem. — Wstał powoli, próbując zebrać myśli, co nie zdarzało mu się często. Praktycznie wcale. — Po prostu... Zapomnij. To się więcej nie powtórzy.
— To nie pierwsza...
— Druga.
— Skąd... — Skrzywiła się delikatnie. — Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?
— Nie możesz wiedzieć — odparł bez wahania, zerkając na nią, by za moment wrócił uwagą do podłogi. — Możesz co najwyżej mi zaufać. Lecz jeśli nie chcesz, odejdę. Nie muszę tu być. Niewiele potrzebuję do życia.
— Więc... czemu tu jesteś? Tak naprawdę, czemu się zgodziłeś? — Utkwiła w nim czujne spojrzenie.
Brwi Garretha powędrowały lekko w dół.
— Gaspard powiedział: pokaż, że nie jesteś tylko złem. Jego umowa ma dziesiątki dziur, ale nie będę udawał, że nie wiem, o co chodziło. Jestem mu to winien... — Ostrożnie podniósł na nią wzrok. — Więc cię uczę. Byś mogła chronić i uczyć dalej.
Powiodła wzrokiem po podłodze i skrzynkach, by w końcu zerknąć na niego jeszcze raz.
— Powinnam... spać... — wymruczała, zwracając się ku schodom.
— Nie odpowiedziałaś...
Luna zatrzymała się na stopniu, przez chwilę zastanawiając się, jakie właściwie było pytanie. Najwyraźniej też wahała się nad tym zbyt długą chwilę.
— Żegnaj zatem.
— Możesz... tu zostać... — Zerknęła na niego z wahaniem.
Na twarzy demona wymalowało się zdziwienie, nad którym nawet nie próbował zapanować. Zdawał się zupełnie nie rozumieć tej odpowiedzi, widząc jej reakcje, zachowanie, wszystko. To tak, jakby ugryzła woskowe jabłko i, krzywiąc się na paskudny smak, stwierdziła, że jest pyszne.
— Dlaczego?... — wymruczał, nie umiejąc znaleźć wyjaśnienia.
— Bo jeśli nie ja, to nikt — odparła o wiele pewniejszym tonem, po czym zniknęła mu u szczytu schodów.
Mifzenaam wpatrywał się w to miejsce przez chwilę, powtarzając w głowie te słowa, które choć logiczne, to nie miały żadnego sensu. Miała rację, nikt nie ugościłby go świadomie, nikt nie słuchałby jego rad, uznając, że wszystko, co wyszło z ust demona musi być kłamstwem. Nikt nie proponowałby mu herbaty tylko dlatego, że sam też ją sobie robi.
Jego wzrok wylądował na leżącym niedaleko scyzoryku z ostrzem ubrudzonym odrobiną krwi.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lut 07, 2022 7:06 pm

Chłopiec biegł ile sił w nogach, raz po raz oglądając się za siebie. Chwilowo ich nie widział, ale słyszał doskonale i to tylko dodawało mu pędu, ta świadomość, że zaraz wychylą się zza rogu, która tak okropnie pobudzała wyobraźnię. Dopadł w końcu do drzwi, które na całe szczęście okazały się otwarte. Wpadł więc do środka, zatrzasnął je za sobą i popędził przez korytarz do salonu, by schować się tuż pod oknem i skulić na podłodze. Czuł jak ciężki oddech pali mu płuca, ale z całych sił starał się nie hałasować, aż nagle jego wzrok wylądował na obcej postaci, a Rafael jęknął cicho.
Mężczyzna, bo tak sugerowała sylwetka, stał zaskoczony przy stoliku, z książką w rękach. Jego dłonie w większości pokrywały bandaże, pozostawiając jedynie chude, blade palce. Podobnie było z twarzą, nie widział właściwie niczego prócz pary błękitnych oczu o nieznanym mu wejrzeniu. W dodatku na głowie miał kaptur od peleryny.
— Nie bój się... — wymruczał nieznajomy, odkładając książkę na stolik, by zaraz usiąść też na blacie. — Przecież cię nie zjem, mały — rzucił z lekkim uśmiechem. — Jestem Garreth. A ty?
— Um... Ja... — Chłopiec zerknął w stronę wyjścia, a potem znów na niego. — Ja nie powinienem rozmawiać z obcymi — oświadczył całkiem odważnie jak na swoje obecne samopoczucie.
Demon zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
— Oh, to z pewnością prawda, alee... Chyba nie powinno się też wbiegać do obcych domów, nie? — Przechylił głowę, obserwując, jak ten znowu zerka na wyjście z salonu. — Dobrze znasz panią Saffaris? Pewnie jesteś jednym z tych dzieci, którymi się opiekuje... Przed kim uciekałeś?
— Ja wcale nie uciekałem! — obruszył się Rafael.
— O, jasne, to był tylko taktyczny odwrót — zaśmiał się, co całkiem zabawnie brzmiało samo w sobie przez bandaże. Jakby był dziadkiem.
— Właśnie!
To dziecko było na swój sposób fascynujące. To, z jaką łatwością i pewnością siebie potrafiło zaprzeczać oczywistym faktom, zasługiwało na uznanie.
— Dobra, bohaterze. Jeśli szukasz Luny, to będziesz musiał trochę poczekać. Pewnie jest teraz w świątyni, czy gdzieś. — Machnął ręką, wracając myślami do księgi mitów i wierzeń. Właściwie to chyba miał mnóstwo szczęścia, że akurat dzisiaj postanowił wdrożyć swój nowy plan w życie. Ale chyba powinien pilniej sprawdzać drzwi, tak mimo wszystko. Dzieciak też miał szczęście, cokolwiek go goniło... Zabawne, szczęście przez demona.
— Uhm... — Rafael podciągnął do siebie kolana i objął je rękami. — A... to kim pan jest? — zapytał z wolna.
— Lubisz wiedzieć i trzymać w niepewności? — Uśmiechnął się pod nosem. — I słusznie. Lepiej nie wierzyć pierwszemu lepszemu przybłędzie... I ja jestem takim przybłędą. Dotarłem niedawno do tego miasteczka, w towarzystwie znajomego Luny, bez właściwie niczego, wszystko przepadło w lesie, kiedy napadło mnie jakieś dziwne stworzenie... Słyszałem, że są tu trolle, ale nie podejrzewałem, że jakiegoś spotkam. — Widział u wiedźmy części trolla, miał tylko nadzieję, że się nie myli. Raczej nie, sądząc po minie młodego. — Luna mi pomogła, a ja staram się nie utrudniać jej życia. Jestem historykiem i pisarzem, często podróżuję z kąta w kąt. — Wziął do rąk książkę, by spojrzeć na okładkę. To było dobre kłamstwo, spójne, podobało mu się.
Chłopiec lekko przechylił głowę.
— To przez trolla masz te bandaże?
— Aha. Częściowo. — Odłożył książkę i spojrzał na niego, opierając sobie łokcie o kolana. — Poza tym, to jestem chory.
— O... A... To zaraźliwe?
— Nie, skądże... — Pokręcił głową. — W przeciwnym razie nie siedziałbym tu w domu. Ale lepiej nikomu o mnie nie mów. Ludzie to głuptasy, wystraszyliby się, nie chcąc posłuchać nikogo mądrzejszego.
— Pewnie tak...
— Widzę, że ty jesteś mądrzejszy. Pewnie więc wiesz, że nie należy siedzieć na podłodze jak zbity szczeniak.
Rafael lekko rozchylił usta ze zdziwienia, a po chwili zamknął je i zmarszczył brwi.
— I na stole też nie wolno! — przypomniał, a Garreth wyglądał, jakby faktycznie o tym wcześniej nie pomyślał.
— Hm, no chyba masz racjęę... — Rozejrzał się wokół siebie, upewniając się, że naprawdę siedzi, gdzie siedzi. — Niezręczna sytuacja. Zawrzyjmy umowę, ja nie naskarżę, że siedziałeś na zimnej podłodze, a ty nie powiesz, że siedziałem na stole. Brzmi nieźle?
— Może być. — Raf pokiwał głową i rozejrzał się, by za chwilę wstać i ostrożnie wyjrzeć przez okno.
Ciągle ma pietra, przeszło przez myśli demona. Ten dzieciak chyba nie był jeszcze świadomy, że z takim nastawieniem nie zajdzie daleko. Wręcz przeciwnie, takie wycieczki zwykle kończyły się bardzo, bardzo szybko. W bardzo nieprzyjemny sposób. W dodatku popełnił teraz jeden z podstawowych błędów i odwrócił się tyłem do przeklętego. Mifzenaam zawsze lubił to oglądać, naiwność ludzi wierzących w jego prymitywne bajeczki była rozbrajająca. A ten mały człowiek był w dodatku niczym kawałek ciasta na talerzu. Tak miło się patrzyło. Tak chętnie podszedłby bliżej, złapał za ramię, a może nawet... zatopił szpony... tak troszeczkę...
— Muszę wyjść... Poradzisz sobie — rzucił nagle, czym przykuł uwagę chłopca, ale ten zdążył się tylko obejrzeć na tajemniczego mężczyznę, który faktycznie wyszedł pospiesznie i nie wrócił przez następne godziny.

* * *

Garreth nie zniknął oczywiście całkowicie, ale musiał nauczyć się pilnować swoich zapędów i instynktów. Ale też przede wszystkim funkcjonowania w społeczeństwie, które poznało go jako przygodnego pacjenta panny Saffaris, a potem jej dobrego przyjaciela i podróżnego uczonego. Zaskakujące dla Luny było to, jak łatwo potrafił wcielić się w dowolną wybraną rolę, a potem przejść do charakterystycznego dla siebie lekkodusznego podejścia do życia. Wszystko to było możliwe dzięki mniejszym lub większym poprawkom w swoim wyglądzie, których przebiegu jednak nie chciał jej pokazywać. Razem zaczęli zgłębiać tematy okultyzmu, historii, zwyczajów i czarnej magii, coraz więcej podróżując i zyskując swego rodzaju uznanie nie tylko wśród prostych ludzi, ale i uczonych z akademii magicznych i kapłanów, choć ci ostatni pozostali na swój sposób niebezpieczni.

Z.T.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Lut 10, 2022 8:42 pm

Powóz powoli zatrzymał się u podnóża Shendaar, które leżało na wzniesieniu, a zaraz zszedł z niego Gaspard, okryty swoim dobrze znanym płaszczem i kapeluszem na głowie, dzierżąc w dłoni halabardę, nie zapominając o szabli i pistoletach, w tym zawieszonej przez ramię torbie z rzeczami na przebranie. To mogła być dłuższa wyprawa, dlatego lepiej się przygotował. Podobnie było z jego towarzyszką, Amelie, która ubrała kurtkę materiałową na chłodniejsze noce w górach, oraz porządniejsze buty, biorąc podobnie do brata torbę z rzeczami, oraz swój pistolet. Czy to było takie dziwne, że ją zabrał ze sobą? Może tak, do tej pory działał sam, nie licząc przygodnego towarzystwa spotkanego na drodze. Z drugiej strony nie był pewien, czy chciał siostrę zabierać do Morteny, liczył wstępnie tylko na gościnę u Saffaris.
-Że też chce ci się targać to żelastwo…
Skomentowała halabardę, zaś białowłosy spojrzał na nią z politowaniem, kiedy powóz odjechał, pozostawiając ich samych.
-Gdyby nie one, byłbym martwy i nic nie wskórał.- Ruszył przed siebie, a ona za nim. Dalej chyba wracał myślami do rozmowy z Rantirem i Atem. Dużo mu dała, choć sama Amelie nie była świadoma tej drugiej. Ale mając teraz jaśnie nakreślone granice i poglądy, mógł być bardziej skutecznym. Shendaar zaś powinno być bezpieczne od złych uroków za sprawą kapliczki, a ludzie spokojniejsi, więc efekt zmian po roku mógłby zobaczyć jak na dłoni. Ale była noc, ludzie nocą śpią. -Swoją drogą, Garreth jest demonem. Nazywa się Mifzenaam.
Poinformował, a młodsza Anatell zatrzymała się jak wryta.
-Co?! Pracujemy z… czymś takim?!
Zapytała, ale wcale jej się nie dziwił, sam za pierwszym razem zareagował całkiem podobnie. Nie mogła kojarzyć tego określenia inaczej, niż nakazywał aranaizm, lecz trzymanie jej w niewiedzy było bezcelowe. Musiałby się zbytnio pilnować w rozmowie, a to by ich spowalniało.
-Ten jest inny. Nawrócił się, aby mi pomóc. Uratował mi, oraz Lunie życie. Temu miasteczku również. Choć łatwo mógł nas zdradzić.- Cofnął się do niej, aby stanąć naprzeciw niej. -Zaufaj mi. Czy potrafisz…?
Zapytał, a Amelie wlepiła spojrzenie w jego oczy, milcząc przez chwilę, ale w końcu uciekła wzrokiem na bok.
-Ufam. W porządku. Muszę przywyknąć, że z Tobą nic już nie jest normalne.
Odparła, a Gaspard uśmiechnął się, po czym wznowił krok. Tyle mu wystarczyło. Zapewne miała wiele pytań, ale dodając dwa do dwóch i przypominając sobie jego historię o Wiedźmie z Shendaar, sama mogła sobie na większość z nich odpowiedzieć. Ale chyba świadomość obcowania z demonem wciąż była dla niej wyjątkowa, może nawet się w jakiś sposób stresowała. Jej świat to była milicja, stolica i w najgorszym wypadku seryjni mordercy. Nie istoty pozaziemskie. Ale on też przecież jakoś zaczynał. Nie wątpił w nią, właściwie gdyby postawiono ją w na jego miejscu te trzy lata temu, zapewne poradziłaby sobie dużo lepiej, niż on. Na szczęście, nie musiała, a teraz miała coś więcej, niż on wtedy. Wsparcie i wiedzę.
-Ta Luna… wspomniałeś o niej wiele razy… kim dla Ciebie jest?
Zapytała, jakby było to teraz ważniejsze do określenia, niż jakieś demony.
-Przyjaciółką, tak mi się zdaje. To jedyna osoba duchowna, która zaufała mi od samego początku, choć ukrywałem swój wampiryzm, a po wyznaniu go ofiarowała mi wsparcie.
Wyjaśnił, na co blondynka uniosła jedną brew.
-Siostrze przyznałeś się po kilku latach, a jakiejś dziewczynie z małego miasteczka po jednej misji? Aż taka ładna jest?
Zapytała z drwiną, na co Anatell zakrztusił się śliną.
-T-tak, jest ładna, ale nie o to cho… nie rozmawiajmy o tym, przeprosiłem.
Wypuścił powietrze, a młodsza Anatell tylko uśmiechnęła się złośliwie pod nosem, idąc już w ciszy.
W końcu rodzeństwo dotarło pod znajomy dom Saffaris, gdzie paliły się światła, pomimo późnej pory. Chyba już ich oczekiwali.
-Jeśli ten demon mnie opęta, od razu mu zasugeruję zabicie Ciebie.
Oznajmiła ze spokojem w głosie.
-Dzięki, miłość w rodzinie to podstawa.
Odparł tylko i zapukał do drzwi.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lut 11, 2022 1:06 am

O tej porze dom Luny zaczynał się trochę wyróżniać na tle innych, pogaszonych okien, choć zakątek przy murze, gdzie stał, trochę niwelował to wrażenie. Okoliczni mieszkańcy pewnie już przywykli do tego, że ich kapłanka czasem pracuje do późna. Tuż przy domu kwitnął niewielki ogródek, trochę zaniedbany, ale dało się tam znaleźć w większości zioła. Chyba nie było go rok temu.
Na otwarcie drzwi nie musieli długo czekać, a w progu zjawiła się Luna w błękitnej sukience, tak dobrze dopasowanej do jej oczu. Za moment jednak to jej uśmiech stał się większą ozdobą.
— Gaspard! Wejdź, miałam nadzieję, że się dzisiaj zjawisz. Właściwie to... — Urwała, kiedy jej wzrok wylądował na kobiecie. — A to jest...? — wymruczała trochę zaskoczona, bo... W sumie nie wiedziała czemu, nie wpadłaby na to, że kogoś teraz przyprowadzi.
— Cześć, Gaspard, kopę lat... Ooo, znalazłeś dziewczynę! — Chłopak o brunatnych włosach uśmiechnął się promiennie, kierując na nich swe ślepia w kolorze błękitnego lodu. Ubrany był na czarno, na czole miał przepaskę z jakimś jasnym wzorem, zaś pod oczami i na nosie coś jakby tatuaż z poziomej i dwóch pionowych linii, w którym Gaspard mógł rozpoznać stary i wątpliwej skuteczności symbol ochronny.
Luna popatrzyła na niego z wyrzutem.
— Czy ty choć raz możesz zachować się tak, jak wypada?
— Mam wypaść oknem?
— Uhrrr... — Spojrzała na blondynkę. — Po prostu... nie zwracaj uwagi — wymruczała. — Jestem Luna Saffaris... — Przywitała się z nią, po czym poszła razem z nimi do salonu. — Chcecie coś do jedzenia albo picia?
Wnętrze nie różniło się bardzo od tego, co Gaspard zapamiętał. Raczej należałoby przyjrzeć się detalom. Doszła półka na książki, pod oknem wylądował kufer, a przy schodach dodatkowy wieszak, gdzie znajdowały się podróżnicze rzeczy, torby, czy pasek na broń.
— Garreth — dorzucił od siebie, wsuwając ręce do kieszeni.
— Mam nadzieję, że droga minęła wam spokojnie, podobno niedawno ktoś widział rabusia... Co ty robisz? — Zmarszczyła brwi, widząc, jak ten okrąża Amelie.
— Ja ją skądś znam... — wymruczał z wolna, aż nagle zatrzymał się i pstryknął palcami. — To zaginięcie kozy w Adren! Znaczy dzieciaka...
— Co?...
— No wiesz, znika niewolnik dzianego gościa, chodzą plotki o świrze, dziennikarze wariują ze szczęścia... — Pomachał ręką, tłumacząc.
— To było trzy lata temu... Powinieneś czytać mniej gazet, a więcej etykiety. — Poszła do kuchni, jeśli faktycznie xzegoś sobie życzyli.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 1:51 am

Widok Luny był spodziewany, choć ubrała się bardzo schludnie i pasowało jej to. Zaś Amelie w myślach przyznała bratu rację w związku z urodą kobiety, czego w życiu nie spodziewała to się po kapłance.
-Mam wrażenie, jakby minęły lata. Promieniejesz.
Pochwalił całokształt, gdy się tylko uśmiechnęła, zaś Amelie zerknęła na niego urywkowo, aż nie zjawił się ten przed którym ostrzegano. A jego widokiem nawet Gaspard wydawał się zaskoczony. Czyli zmienił wygląd. Ciekawe jakim sposobem. Ale już sama wypowiedź wystarczyła, by potwierdzić tożsamość.
-To moja siostra. Amelie.
Naprostował go, a sama kobieta nawet nie wydawała się tym przejęta, chyba zbyt zajęta analizowaniem faktu, że właśnie patrzy na demona ze świętych pism. A myślała, że będzie wyglądał bardziej jak potwór. Same niespodzianki.
-Miło mi Ciebie poznać, Luno, mój brat o Tobie tyle razy mówił…
-Wcale nie...
Zastosował marny opór, mogąc tylko obserwować w jej uśmiechu swój własny upadek, kiedy ta uścisnęła jej dłoń. Tak, to był zły pomysł.
Zaraz wszyscy weszli do środka, zaś Amelie skorzystała z propozycji herbaty, natomiast Gaspard podziękował jak zwykle, co mogło już nawet nie dziwić. Odstawił swoją halabardę, wsłuchując się w reprymendy Saffaris kierowane do Garretha. No no… tresował go, to ciekawe.
Gdy zaś postanowił już do nich dołączyć, był świadkiem sceny jak demon zatacza Amelie, która tylko biernie stała i patrzyła na niego. Trochę skołowany zająć miejsce przy stoliku z widokiem na nich, a zaraz padły słowa wyjaśnienia. No tak, ten typ uwielbiał docinać ludziom w bolesny sposób.
Młodsza Anatell z początku była zaskoczona jego wiedzy, ale szybko przyszły wyjaśnienia Luny skąd on to wziął, a przez to dopadły ją głupie myśli, że ten ferelny błąd będzie się za nią ciągnąć, a ona sama będzie zapamiętana tylko z tej porażki. Wzięła cichy wdech.
-Gide. Dziecko miało na imię Gide. Porwał je członek Porannej Gwiazdy. Choć trafiłam do jego kryjówki, on uciekł, a niedługo później, chłopiec także. Nie wiem czemu.- Wyjaśniła, pozostawiając tę część z Geo'Mantisem dla siebie. Właściwie nigdy bratu nie zwierzyła się z tego kim ten Gide właściwie był. To nie miało znaczenia. -Do Ciebie zaś zwracać się mam Garreth, czy Mifzenaam?
Spytała spokojnie, choć ciężko było zgadnąć, czy było w tym drugie dno. Amelie świetnie opanowała mimikę twarzy i tonację głosu, by wszystko brzmiało naturalnie.
-Tak, ona wie. Zdecydowałem się wplątać ją w to wszystko. I nie, nie jest wampirem.- Wtrącił Gaspard, a wtedy siostra dołączyła do stolika. -Jak się miewacie? Poza tym co było w liście. Słyszałem o waszych podróżach, jestem zaintrygowany.
Uśmiechnął się, a Amelie podparła o rękę, wpatrując w nowopoznanych, bo w sumie też była ciekawa, choć może bardziej nimi samymi.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lut 11, 2022 1:16 pm

Na wspomnienie tego, że mówił o niej, Luna uśmiechnęła się lekko. Na pewno tego nie oczekiwała, ale miło było słyszeć to zapewnienie, zwłaszcza, że brzmiało autentycznie. A więc myślał o niej, to kochane.
Dyskusja ciągnęła się dalej, aż demon nie rzucił nieprzemyślanej najwyraźniej uwagi względem Amelie. Garreth spoglądał na nią przez chwilę, po czym odwrócił wzrok na kąt między ścianą a podłogą, słuchając wyjaśnień. Choć panna Anatell przybrała całkiem dobrą minę, to zdawał się wyczytać z niej więcej niż by chciała pokazać. Ostatecznie jednak uśmiechnął się pod nosem.
— Próbowałaś. To więcej niż zrobiło dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa — mruknął, wzruszając ramionami. Zaraz też podniósł na nią zaskoczone spojrzenie i lekko uniósł brew. — Co?... — Nie bardzo zrozumiał, o co jej chodzi, a przynajmniej tak to wyglądało, aż Gaspard przybył z wyjaśnieniem. Spojrzał na niego, na Amelie i zawahał się nad sensem jej pytania. — Aa... Garreth brzmi bezpieczniej. Zresztą mi się podoba — rzucił i poszedł sobie usiąść przy stole.
— Jak widzisz, to dom wariatów — rzuciła Luna z uśmiechem, kładąc na stoliku ciasteczka i imbryk wraz z filiżankami. Były cztery na wypadek, gdyby jednak któryś z nich zmienił zdanie. — Chociaż nie narzekam. Gdybym miała to robić, raczej po prostu bym go wyrzuciła za drzwi...
— Tak jak wtedy w...? — wymruczał z szelmowskim uśmiechem.
— Cicho. — Wróciła oczyma do Gasparda. — Faktycznie trochę jeździliśmy, ale głównie po Medevarze i Konurunie, to było... Powiem ci, że przyjemniejsze niż się spodziewałam. Zawsze myślałam, że podróże to masa niewygody i problemów po drodze, ale nie... Polubiłam taki styl życia. I nawet moje rośliny to przetrwały — zaśmiała się cicho. — Postanowiłam pouczyć się alchemii, ale to stosunkowo niedawno. A poza tym, hm, byliśmy w akademiach czarodziejów i... to też była moja pierwsza wizyta w Afraaz, prawie się tam zgubiłam. — Pokręciła głową z rozbawieniem. — To miasto jest jakieś takie chaotyczne. No i byliśmy też w bibliotece Cesarskiej Gildii, ale szczerze mówiąc, nie znalazłam tam wiele przydatnych rzeczy. Raczej zwyczajne. No i, jak pewnie słyszałeś, moje gromadzenie wiedzy szybko przeszło w jej praktyczne użycie... Może to nie były jakieś straszne potwory, ale zawsze coś. Niedawno nawet udało nam się złapać szarlatana po drodze z Hedroth. Wyciągał pieniądze od naiwnych ludzi i chyba niewiele brakowało, żeby z oszustwa nie przeszedł do czegoś gorszego...
— To zdejmowanie rodzinnej klątwy było niezłe — wymruczał Garreth, bawiąc się w rozkładanie ciasteczka na części.
— To było niebezpieczne, prawie przyplątał się zakon — poprawiła, kierując na niego ślepia z nutką niepokoju. — Mówiłam ci, żebyś był ostrożniejszy...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 2:01 pm

Próbowała, to prawda, to sobie powtarzała, nie tylko ona, ale też jej koledzy po fachu, wbrew opinii publicznej, oraz szefostwa, które zgięło kark z powodu reputacji. Ale gdyby to wystarczyło, aby zbawić świat, ten już byłby inny. A ta robota jest zwyczajnie niewdzięczna. Mimo to, zauważyła jego zmieszanie, jakby dotarło do niego, że nietaktem jest wypominać innym porażki w pierwszej chwili poznania. To bardzo dobrze, jest dla niego nadzieja, bo wystarczy już, że wciąż musiała liczyć się z faktem kim był, pomimo zachowywania się jak zwyczajny młody chłopak.
-Podoba mi się ten dom, każdy się odnajdzie.- Odparła Lunie z połowicznym uśmiechem, akceptując też te imię Garreth, które faktycznie brzmiało bardziej przyziemnie, choć bała się, że używając go szybko zapomni z kim ma do czynienia, choć Venatori nauczał, żeby zawsze być czujną i nikomu nie ufać do końca. Choć, teraz bardziej zwróciła uwagę na wspomnienie o drzwiach, które chyba umknęło Gaspardowi, na którego siostra spojrzała dyskretnie. -Uważaj żeby Ciebie nikt nie wywalił w dzień.
Przestrzegła go, ale ewidentnie żartobliwie, powracając uwagą do reszty. Anatell zmarszczył brwi. Co to miało znaczyć? Nieważne, sam też przeniósł spojrzenie na tę dwójkę, nadal oswajając się z nowym wyglądem demona. Pasował do niego bardziej. I był inny. Nie przypominał już tego Thomasa.
Rodzeństwo Anatellów słuchało z uwagą opowieści Luny majacej streścić ostatni rok, zaś białowłosy raz po raz uśmiechał się, kiedy na twarzy kapłanki malował się entuzjazm, gdy tak zachwycała się nowym życiem. Czuł, że się jej spodoba.
-To uzależniające. Widzieć i pojmować. Wtedy masz wrażenie, że całe życie siedziało się w pokoju z malowidłem na ścianie, będącym całym światem. A wystarczyło zdjąć ramkę i odkryć dziurę po jego drugiej stronie i dopiero zrozumieć czym jest życie…
Skomentował, natomiast milicjantka spojrzała na niego krótko z prychnięciem.
-Pan poeta, no tak…
Ale nie przerywali, słuchali dalej. Akademie magiczne, Afraaz po reformach, czy też Cesarska Gildia, to brzmiało niesłychanie, a zaraz przecież potwierdzili, że zajmowali się tym samym co Gaspard. Choć oni mieli magię i uroki, zaś Łowca musiał opierać się na bardziej… agresywnych metodach.
-Tak, przed zakonem was przestrzegałem.- Oparł się o krzesło. -Ale no… jestem z Was dumny, jeśli mogę tak powiedzieć. Z waszej dwójki.- Zaakcentował ostatnie słowo, jakby chcąc dać sygnał Garrethowi, że docenia drogę, którą podążył. Wtedy też przypomniał sobie słowa Wilka, które uznał, że powinny tu paść. -Chciałem się z wami podzielić jedną informacją, którą uzyskałem. Nie wiem, czy o tym wiedziałeś, Garreth, lecz nie wspomniałeś, czy też może zapomniałeś, ale dowiedziałem się nieco o demonach.- Spojrzał po wszystkich. -Demony były kiedyś śmiertelnikami, dowolnej rasy. Lecz przez złe uczynki trafili do Otchłani, a ta ich wypaczyła. W zależności jak bardzo zepsuci byli za życia i jak łaknęli potęgi tu po, ich siła rosła.- Zatrzymał srebrne oczy na chłopaku. -Byłeś więc człowiekiem, elfem, czy kim tam jeszcze, ale… nie powstałeś z czystego zła. Tylko Twoje uczynki Cię takim stworzyły. Ale nie znaczy to, że Ciebie to definiuje. Tylko to, że zawsze można walczyć o coś lepszego. Dlatego to co próbujesz robić ze swoim drugim życiem jest takie ważne…- Opuścił brwi, a Amelie słuchała go spokojnie, choć nie odezwała się słowem. Ta perspektywa po prostu wydawała się jej… wow. Stawiało to wszystko w innym świetle. -Ale nie ma sensu teraz się nad tym rozwodzić, gdy dzieją się rzeczy ważniejsze. Wspomnieliście o Mortenie…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lut 11, 2022 3:19 pm

Jej uwaga na temat domu była... miła, chyba nie znalazłaby lepszego określenia. Już nawet nie chodziło o to, kogo ma pod dachem, ale cieszyło ją, że ktoś zupełnie obcy chce pochwalić jej gościnę. Takie zwyczajne rzeczy zawsze były przyjemne i stanowiły dobrą odskocznię od ich szalonego życia.
Jej opowieść biegła dalej, a Mifzenaam przyglądał się kątem oka reakcjom na tę czy inną część. Może nawet z początku nieco więcej uwagi poświęcał Amelie, bo jej obecność tutaj była najbardziej nieoczekiwana. To jak te łamigłówki, gdzie trzeba wskazać niepasujący element, milicjantka byłaby właśnie takim. Była też pierwszym całkiem zwyczajnym człowiekiem, który poznał jego tożsamość i musiał przyznać, że jej spokój go intrygował. Przywykł do tego, że ludzie panikują albo robią inne głupie rzeczy.
Gaspard popisał się swoim talentem poetyckim, ale całkiem dobrze to ujął. Luna urwała na moment, by pokiwać głową po przetrawieniu tych słów.
— Tak... to chyba coś w tym stylu — przyznała i upiła herbaty, by mówić dalej.
Kiedy historię zakończyła wzmianka o Białym Zakonie, uwaga ponownie wylądowała na Gaspardzie. A jego kolejne słowa wywołały ciepły uśmiech na twarzy kapłanki oraz sprawiły, że poszerzyły się ślepia demona. No bo co on właśnie powiedział? Garreth chyba nie bardzo wiedział, jak na to zareagować i jak rozumieć, toteż szybko wrócił do ciastka. Słuchał jednak dalej i zerknął na niego znowu, kiedy padło jego imię.
— Ha? — Już miał rzucić coś w stylu, że to mu się chwali, ale nie zdążył, a Anatell powiedział coś, co go wbiło w ziemię. — Co ty pierdolisz... — wymruczał, by zaraz się uciszyć i słuchać dalej.
Luna wyglądała również na zaskoczoną, w końcu to, co mówił Gaspard, kłóciło się z niemal wszystkim, co uczą w zakonach. A jednak jej mina nie negowała. Słuchała, rozważała i cóż, chyba po prostu nauczyła się ufać mu bardziej niż powszechnej opinii.
— Nie wiedziałeś? — Luna spojrzała na Garretha, który wpatrywał się w wampira i ciężko było stwierdzić, bo mu właściwie siedzi w głowie.
— Nic takiego nie pamiętam... Choć mało co pamiętam — mruknął, woląc chyba pozostawić tę kwestię otwartą na tę chwilę. Zaraz też Anatell zwrócił uwagę na cel ich spotkania. — Ta... — Wstał i poszedł do regału, zbierając swoje szpargały. — Jak mogłeś pewnie przeczytać czy usłyszeć, ludzie w Mortenie nie mogą spać. Co ciekawe, większość z tych, którzy opowiadali o swoich koszmarach, powtarzało ten sam schemat. Zagubienie, las pełen cieni i powykręcanych stworzeń, upiorne odgłosy, a potem trochę rzezi i śmierć... własna lub cudza... Co zabawniejsze, nie zawsze z nieprzyjemnym odczuciem. Jeden z dziennikarzy robił wywiad z więźniem siedzącym za gwałt i morderstwo. Zgadnijcie, co mu się śniło... — Wrócił do stolika, gdzie rozłożył mapę okolic Morteny, przyciskając ją wolnymi filiżankami. — Ktoś tam wspominał o halucynacjach po pójściu wgłąb lasu, ale na to bym uważał. Co jednak ciekawe, rzeczywiście widziano tam nienaturalnie uformowane drzewa i zwłoki zdeformowanych zwierząt... — Przejrzał wycinki z gazet, by zaraz położyć na mapie jeden z dziennikarskich rysunków. Przedstawiał coś z kształtu zbliżone do na wpół zjedzonej już sarny, jednak w jej głowie ciężko było wypatrzeć odpowiednie elementy, szyję miała za krótką i wygiętą, zaś nogi jakby połamane od za dużej ilości stawów. — Moja główna teoria tyczy się dzikusów...
— Katalamdatów.
— ... czczących coś, co im przygodnie kiedyś pomogło... Zgaduję, co by to mogło być, ale lepiej, żebym nie miał racji... — Podrapał się po karku. — No może to też być jakaś magiczna anomalia czy... sam nie wiem.
Luna przeniosła wzrok z papierów na Gasparda.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 3:37 pm

Nieświadomość demona nie była zadziwiająca, widocznie Otchłań nie tylko plugawi duszę, ale też własną tożsamość. Ale chyba wszyscy uznali, że nie ma co tego roztrząsać, a przynajmniej póki Garreth nie zbierze się na własne przemyślenia. Tak więc, Mortena.
Gaspard słuchał uważnie, wspólne koszmary musiały mieć związek, ale dlaczego akurat w samej Mortenie? Zaraz zresztą pojawiła się wzmianka o Hurushn, właściwie dzikusach, jak to sobie określił Garreth. Słyszał kiedyś o ich rytuałach, oraz klątwach, niektóre wiązały się nawet z nekromancją, toteż jeśli oskarżać kogoś, to najłatwiej ich.
-Nie wyciągałbym pochopnych wniosków, ale… faktycznie, zło może ciągnąć od puszczy… lecz jak przeszukać od tak całą północ Teshatomii? Czy ktokolwiek w Mortenie mógłby coś wiedzieć…?
Zamyślił się, ale do głowy nie przychodził mu pomysł. Wiedział, że pytanie w ciemno losowych obywateli na nic się przeważnie zdaje, nie mieli specjalnie tropu, poza jednym podejrzeniem.
Spokój miał zostać jednak przerwany, gdy usłyszeli ciężkie walenie do drzwi. To było dziwne, zwłaszcza o tej godzinie, zaś Gaspard jako pierwszy wstał, aby to zbadać.
-Zostańcie…
Mruknął do dziewczyn, bo o Garretha się nie martwił, tego nic nie zabije. Zaraz zaś podszedł do drzwi, aby je powoli otworzyć, lecz te już same uchyliły się całkiem przez zaskoczenie wampira, który kompletnie zapomniał o ich trzymaniu.
-Talaava norath.
Padły obce słowa, należące do kobiety, która bez pardonu wyminęła Gasparda, wchodząc do środka domu Saffaris. Czemu jej nie zatrzymał? Z kilku powodów. Pierwszym był szok, kiedy tylko zobaczył jak spod jej grzywki białych włosów zaczesanych do tyłu, wystają dwa wielkie, wijące się czarne rogi, zaś jej postura należała do tych mocno ubitych, choć zachowujących kobiece proporcje. Jej wzrost też wiele o niej mówił, ponad metr dziewięćdziesiąt, przez co musiała uważać na sufit ze swoimi rogami, gdy poszukiwała większego salonu. Miała gładką twarz, o wyraziście uwypuklonych kościach policzkowych, pełne usta wymalowane czarną pomadką, a jej drobne szpiczaste uszy lekko odstawały na boki. Ubrana była porządnie, choć materiał ten wydawał się równie odporny za sprawą metalowych wstawek, co stworzony do długiej wędrówki.
Amelie powoli wstała, wpatrując się oniemiała w nieznajomą, która stanęła przed nimi jak kołek, bez słów wyjaśnienia, ale zarazem jej wygląd zdawał się odbiegać od wszystkiego co kojarzyła.
-Jesteś… hybrydą…?
Spytała, może niegrzecznie tak na powitanie, ale ona sama nie wykazała się lepszym taktem, zaś sama rogata kobieta lekko przymrużyła oczy.
-"Ben-serat", jak nazywacie moją rasę, "hybrydą", tak, hybrydą ashale.- Wyjaśniła, a reszta mogła tylko szukać w pamięci tego ostatniego słowa, które jako jedyne mogło brzmieć im znajomo, jakby już się z nim kiedykolwiek spotkali. -Nazywam się Viddasala, pochodzę z klanu Saarebas.- Przedstawiła się, przykładając dłoń do piersi, a zaraz jej wzrok zbadał reakcje Amelie, Luny, Garretha, aby na końcu spocząć na Gaspardzie, który wyrwany z dezorientacji szybko dołączył do nich. -Poszukuję kapłanów z Shendaar, którzy znają czarną magię. Mój klan potrzebuje pomocy. Czy to wy…?
Spytała z nutą nadziei w głosie, a zakłopotany jej o pół głowy wyższym wzrostem Anatell lekko cofnął się, poszukując wzrokiem resztę wesołej gromadki.
-To rodzi tak wiele pytań…
Wymruczał z ironią, bo chyba nie wiedział nawet, które zadać najpierw, a jego siostra wcale nie była na to wszystko lepiej przygotowana.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lut 11, 2022 4:08 pm

Luna pokiwała głową, bo to rzeczywiście był spory problem. Z informacji publicznych nie dowiedzą się więcej niż bezradna chwilowo milicja, choć nie zdziwiłaby się, gdyby ci po prostu nie chcieli pchać się za granicę.
— Może elfy coś by wiedziały?... — rzuciła z wahaniem. Może nie coś, a coś więcej, w końcu mieszkali bardziej w głębi lasu i częściej po nim chodzili.
Ich wspólne rozmyślania jednak przerwało pukanie do drzwi, które już samo w sobie brzmiało niepokojąco. Garreth zerknął kontrolnie na lunę, rozważając zniknięcie z widoku, ale ostatecznie został. Kobieta, jaka zjawiła się w korytarzu, a zaraz bezpardonowo weszła do salonu, wywołała zaskoczenie na twarzach wszystkich obecnych. Luna również wstała z miejsca, tym samym pociągając do tego i demona, który śledził nieznajomą uważnym spojrzeniem.
Saffaris zerknęła na Amelie i znów na hybrydę. Wyglądała jak najemnik, co dopiero odszedł z wojska. Patrząc na całą jej posturę i pewne siebie, stonowane zachowanie, to chyba nie zdziwiłaby się aż tak. Zaraz jednak przyszło coś bardziej oczekiwanego. Klan. Klan hybryd? Chyba nigdy o czymś takim nie słyszała.
— Tak... — odpowiedziała na jej ostanie pytanie, zerkając krótko po Gaspardzie. — Nazywam się Luna Saffaris. A to jest Garreth, Gaspard i Amelie... — Zawahała się na moment, nie wiedząc nawet, gdzie mieszka ów klan. Zaraz jednak wskazała jej miejsce przy stole. — Powiedz coś więcej... Gdzie jest twój klan i co się tam dzieje?
Jeśli Viddasala usiadła, oni również powrócili na swoje miejsca.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 4:23 pm

Pierwsze zaskoczenie wydawało się odchodzić, a ktoś w końcu odezwał się bardziej konkretnie, by ich przedstawić. Viddasala kiwała głową z każdym imieniem i nazwiskiem, choć ten dialekt wydawał jej się inny, te imiona były całe inne. Ale zapamięta, miała dobrą pamięć.
-Dziękuję za zaufanie.
Odparła wpierw, a zaraz spojrzała na stolik do którego została zaproszona, może lekko zagubiona, ale kontrolnie obejrzała się na powoli siadającą Amelie, podobnie Gasparda, oraz Garretha, który jedyny milczał do tej pory. Przyglądała się mu, jakby było w nim coś innego, ale w końcu zrezygnowała, dosiadając się i sprawdzając solidność ludzkiego stolarstwa. Wszystko tworzyli takie kruche.
Viddasala wciąż obserwowała ich uważnie, może w zbyt długim milczeniu, ale w pełni rozumiała to ich zagubienie. Była daleko na obcej ziemi, w obcej kulturze. Należało się im naprostowanie.
-Mój lud, mój klan Saarebas… zamieszkujemy dolinę Korcari, to… zachodnie krańce Puszczy Hurushn, kawałek drogi od ludzkiej osady, Morteny.
Poinformowała, zaś reszta mogła lekko zdziwić się zbieżnością zdarzeń, gdy znów to miasto zostało wspomniane i to w dodatku przez obcą.
-Twój "lud", czyli…?
Zapytał Gaspard, a wtedy palce hybrydki spoczęły na jednym z jej rogów.
-Tacy jak ja. “Ben-serat ashale”, tak siebie nazywamy. Rogaty lud kozłów. Nazywanie nas hybrydami jest bardzo kolokwialne. Ale nie dziwię się, sama próbuję pojąć waszą kulturę.- Popatrzyła po każdy, zaraz kontynuując zaczętą odpowiedź dla Gasparda. -Mężczyźni, kobiety i dzieci, wszyscy jesteśmy potomkami ocalonych.
-"Ocalonych"…?
Teraz wtrąciła Amelie, lecz to nie wybiło Viddasali z rytmu, która już była gotowa z odpowiedzią.
-Ci, którzy przed wiekami, wyzwolili się z ludzkiej niewoli, po czym wraz z plemionami katalamdatów, wypędzili vaagoth… "elfy", z ziem, które teraz są domem Saarebas. Obecnie oddajemy się własnym zwyczajom w odizolowaniu, nie ingerując w cudze sprawy. Może dlatego, nasz klan jest wam obcy…
Tłumaczeń jednak ciąg dalszy, a wiedziała, że najtrudniejsze przed nią, bo w końcu, musiała wyjaśnić im powód swojego przybycia z tak daleka. A tym dalej w to szła, miała wrażenie, że powoli się gubi w tłumaczeniu.
-Maazam naszego klanu potrzebuje pomocy specjalistów od czarnej magii. Zły urok spowił mój lud ciężkimi koszmarami, a nasza wiedza nie zdaje się na nic.- Umilkła na chwilę, łapiąc się na jednym szczególe. No tak, język. -Na "maazama" jest jedno określenie w medevarskim… "szaman". Przewodzi nami. Jest orędownikiem woli naszego Pana.
Dopowiedziała, a ten aspekt żywo zainteresował Gasparda. “Pan”.
-Czcicie jakieś bóstwo? Szaman to wasz… kapłan…?
-Powiedzmy, że się nie mylisz, ale nie zwykliśmy rozmawiać z obcymi o naszej wierzę. Może kiedy będę miała pewność…- Znów zrobiła pauzę, spoglądając zaraz z wolna na Garretha, oraz Lunę. -...czy pomożecie…? Maazam was nagrodzi…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lut 11, 2022 5:18 pm

Jej wahanie było ciekawe, jakby nie do końca wiedziała, jak się w ogóle obchodzić ze stołem i krzesłami. Takie Luna odniosła wrażenie, ale postanowiła to zignorować, by nie stresować niepotrzebnie kobiety. W końcu to nie było ważne.
Starała się śledzić w myślach wszystkie nazwy, jakie padały, ale nie było to najłatwiejsze. Zwłaszcza, kiedy wymawiała je z własnym akcentem. Swoją drogą to mogło być zaskakujące, jak dobrze mówiła po medevarsku. Z drugiej strony, skoro była potomkinią niewolników, to mogli przekazywać tę mowę między sobą. Garreth wziął ołówek i zakreślił kółko na mapie, gdzie mieściła się ogólnie pojęta zachodnia część lasu. Drugie kółko wylądowało wokół Morteny i okolic.
— Z pewnością, Medevarczycy raczej nie zapuszczają się wgłąb Hurushn... — przytaknęła cicho Luna, zastanawiając się, z jakimi rzeczami spotkała się hybryda po drodze. Zważając na to, że pewnie nie ma żadnych dokumentów, mogły to być kłopotliwe rzeczy.
— Ciasteczko? — rzucił Garreth, wyciągając w stronę Viddasali talerzyk, z lekkim uśmiechem na twarzy.
Przyszła pora na wyjaśnienie powodu tej wizyty. Już po chwili Garreth odchylił się na krześle i zaczął bawić ołówkiem w rękach. Zerknął na Gasparda i pozostałych.
— Myślicie o tym, co ja?...
— Mieszkańcy Morteny mają bardzo podobny problem — Luna zwróciła się do ben-serat. — Możliwe, że te dwie sprawy się ze sobą łączą. To... zabrzmi niefortunnie, ale dobrze się składa, bo mieliśmy jechać w tamte rejony. Może wizyta w twoim klanie powie nam więcej o tym, co się dzieje.
— Ta, też bym od tego zaczął... I może od jakieś świątyni w Mortenie, mogą mieć własne zdanie na ten temat... — wymruczał w zamyśleniu, dalej bawiąc się ołówkiem.
Luna spojrzała po pozostałych i znów na ashale.
— Zrobimy co w naszej mocy, by wam pomóc.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 5:50 pm

Gaspard chyba dalej nie mógł się nafascynować tym co usłyszał, nie mniej od swojej siostry. Wiedział, że wiele zakątków tego świata jest niezbadanych, ale coś takiego jak Saarebas? Niesłychane, ale tylko dla nich. Widocznie o ich obecności elfy i katalamdaci zdają sobie sprawę od dawna, ale kto by się nimi interesował wcześniej. Anatella nurtowało jednak te ich bóstwo, ale zderzył się z brakiem zaufania. Widocznie dla ben-serat wiele ono znaczy.
W tym czasie Viddasala śledziła wzrokiem ruch ołówka Garretha, co jakiś czas zerkając na jego znaki runiczne na twarzy. Coś chodziło jej po głowie, ale wydawała się zachować to dla siebie, zaraz pozwalając sobie lekko przesunąć jego rękę, by lepiej trafił w Korcari. Dopiero słowa Luny odwróciły jej uwagę.
-Niewielu ich spotkaliśmy, żywych. Głównie mierzymy się z vaagoth, którzy sporadycznie naruszają nasze granice. Najbardziej podstępni są zwiadowcy, ale mamy dobrą straż.
Przedstawiła, zaś Gaspard już tworzył w głowie obraz wielkich gwardzistów. Z tym sam nie chciałby się mierzyć.
Rogata kobieta zerknęła zaskoczona na Garretha, kiedy zaoferował jej ciastko. Nie wiedziała z początku co zrobił, na co Gaspard lekko się uśmiechnął, ale zaraz wzięła je do ręki.
-Dziękuję…- Zaczęła się temu przyglądać, jakby nigdy nie widziała ciastka na oczy. Może tak było, ale kiedy delikatnie skubnęła zębami skrawek, zaraz jej lazurowe oczy otworzyły się szeroko. -To jest… niezwykłe…!
Zaraz ugryzła znowu, już z większą ochotą. Amelie oparła się bardziej o stolik, chyba rozpływając się nad tym jaka była teraz urocza. To słodkie, taki wymalowany zachwyt od czegoś dla nich zwyczajnego.
Kiedy zjadła ciastko, spojrzała po kapłance, która wspomniała o Mortenie. Jej rogi zakołysały, kiedy pokiwała głową.
-Tak, w Mortenie słyszałam o podobnej sytuacji.- Potwierdziła, zerkając zaraz na resztę. -Będę więc waszą przewodniczką, Korcari dba o tych, którzy chcą dbać o klan. Dziękuję w imieniu Saarebas.
Dodała jeszcze, uśmiechając się łagodnie, a wtedy Amelie pojęła cóż za wyprawa ją czeka. Zapowiadał się dobry urlop. Gaspard z kolei oparł się o krzesło, patrząc w górę, gdy opuścił głowę do tyłu.
-Proponuję pociąg do Morteny z Jutar. Muszę to wypróbować.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Mistrz Gry Pią Lut 11, 2022 6:35 pm

Widział i czuł jej zaciekawienie, może nawet jakąś niepewność, ale nie poruszył teraz tego tematu. W zasadzie wielu tak reagowało, widząc cokolwiek wymalowanego na twarzy, więc to mogło nie być nic takiego, ale... a zresztą.
— Coś nie tak? — rzucił dość swobodnie i zerknął po sobie, zaraz poprawiając zaznaczenie obszaru Korcari, lekko kiwnąwszy przy tym głową. Tak, to w sumie miało więcej sensu.
Zaskoczenie i zachwyt Viddy w odpowiedzi na ciastko był rozczulający, aż nie spodziewała się, że ktoś taki jak ona może się zachowywać w tak kochany sposób. Luna zaśmiała się cicho na ten widok, który z pewnością zostanie jej w pamięci na długo. To był chyba ten moment, kiedy nabrała znacznie większego przekonania do rogatej kobiety, zresztą, który bezduszny by nie nabrał.
Pokiwała z lekka głową na potwierdzenie historii z Morteny, jak też jej dalsze słowa. Jedno z tych stwierdzeń wydało się zagadkowe. Korcari? To nie była ich dolina?... To znaczy rozumiała przekaz, ale chyba za mało przebywała z tego typu kulturami, by się przyzwyczaić.
Zaraz też przeniosła wzrok na Gasparda.
— O tak, to świetny pomysł — przytaknęła zaraz. — W dodatku dostaniemy się tam o wiele szybciej. A teraz... jest już późno, powinniśmy odpocząć. — Przeniosła wzrok na Viddasalę. — Czy... masz gdzie się zatrzymać? — zapytała, mając nadzieję, że nie będzie to źle brzmieć.
— Przygotuję rzeczy — rzucił Garreth, by zaraz wybyć na piętro. Szykowała się długa podróż, w dodatku nikt tak naprawdę nie był pewien, ile zabawią na miejscu, ani gdzie dokładnie... No ogólnie było ciekawie i w duchu nawet się cieszył. Zapowiadało się ciekawie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 7:03 pm

Właśnie, słowa Luny coś mu uświadomiły. Viddasala mogła być nieświadoma prawdziwej natury Garretha, lecz dużo gorzej wypadał z tym Gaspard, który był wrażliwy na słońce. Skoro już mowa o zaufaniu, nie chciałby się jednak narażać, jej czy klanowi. Z tego też powodu pomyślał o miksturach, które otrzymał kiedyś od Rantira. Czas chyba popisać się jako jedyny wampir chodzący na słońcu. Do tej pory żal mu było ich używać, ale skoro obiecano mu, że jeszcze coś otrzyma, chyba nie było co skąpić.
-Tak, wyruszymy rano, będzie wygodniej.
Poinformował, a Amelie spojrzała na niego, zaraz sobie przypominając o rzeczonej miksturze. Zapewne Luna, oraz Garreth mogli chcieć zwrócić uwagę na ten fakt, ale spokojnie, potem im wyjaśni…
Z kolei na pytanie kapłanki, sama rogata kobieta wydawała się nie być pewna jak odpowiedzieć.
-Nie myślałam o tym. Mogę spać pod gołym niebem.
Rzuciła, ale Anatell westchnął, nie mogąc tego słuchać.
-Luno, masz jedno wolne łóżko…? Amelie mogłaby się tutaj przespać…?
-Co?
Dopytała zaskoczona blondynka, ale kiedy tylko Saffaris się zgodziła, postanowił wyjaśnić.
-Ja się przejdę z Viddasalą do gospody. Pamiętają mnie tam dobrze, myśle że nie będzie problemów. Opłaca się ratować małe miasteczka przed zagładą.
Uśmiechnął się.
-Jestem poruszona, co też zaintrygowana.
Skomentowała ben-serat, ale na to też przyjdzie czas. Amelie w końcu przytaknęła, zaś hybrydka nie odrzuciła pomocy. Byle dotrzeć do Morteny.

z/t wszyscy
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Shendaar - Page 5 Empty Re: Shendaar

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach