Cień nad Hurushn cz. 2

2 posters

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Lut 11, 2022 8:06 pm

lato 1871 r.

Pociąg był sam w sobie niesamowitą przygodą, a fakt, że stał się standardowym transportem sprawiał, że chyba większość chciała jechać nim znowu, ale to nadejdzie prędzej, czy później. Dalej dziwnie było w raptem parę godzin znaleźć się z Jutar w Mortenie. Ale to zaoszczędziło czas, od razu udali się w stronę świątyni, właściwie Amelie i Luna, bo Gaspardowi i Garrethowi niewolo było, zaś Viddasala… chyba nie chciała przyciągać spojrzeń, nawet jeśli niewiele osób czuło się pewnie odmawiając jej czegoś. A tak posiedziała z nimi na murku, a kiedy dziewczyny powrócili, mogła obrać prowadzenie. Zastanawiało ją co będzie potem, rzadko do Korcari mieli wstęp obcy, ale kto wie. Pokładała w nich nadzieje.
Głównie szli wzdłuż granicy Medevaru, aby oszczędzić sobie walkę z borem Hurushn lub wpadnięciem na leśne elfy, ale gdy nadszedł czas odbicia na południe, natrafili na pierwszą przeszkodę, która zdawała się trudna do obejścia. Wąski wąwóz, którym zamierzali przejść, został zawalony przez wysoką płytę skalną, która musiała osunąć się z góry. Gaspard powoli do niej podszedł, kopiąc skałe bezcelowo butem.
-Hm, tak, kamień.- Wydedukował i spojrzał na reszcie. -Może poszukamy innej drogi…?
Zasugerował, ale wtedy Viddasala podeszła bliżej, opierajac opuszki palców o chropowatą fakturę, przyglądając się jej dłużej.
-Za dużo nadrabiania drogi. Odsuń się.
Rzuciła, a Anatell uniósł brwi. Co ona zamierzała, walić w nią rogami? Jeśli tak, musiał to zobaczyć, dlatego grzecznie wycofał się do reszty. Hybrydka w tym czasie wyjęła coś ze swojej torby, jakby manierkę, ale nie było tam wody, a proszek, który wysypała na swoją dłoń, za moment rozcierając go w obu. Anatellowie niewiele z tego rozumieli, a miało być dziwniej, kiedy kobieta przyłożyła palce do kamiennej płyty i zaczęła szeptać niezrozumiałe słowa. Każdy obserwował to w ciszy, aż nie dopadł ich dźwięk ukruszonej skały, która zaczęła pękać. Za chwilę jej dłonie przesunęły się w inny punkt, a inkantacja zaczęła się powtarzać, czego następstwem był jeszcze większy rozrost pęknięć i odpadających odłamków skalnych. W pewnym momencie Viddasala przestała mówić, a zaczęła kopać ułamany kamień, przewracając nowopowstały gruz i tworząc tym wystarczającą wyrwę, aby mogli się przez nią przecisnąć na drugą stronę, zwłaszcza ona. Wtedy też, obejrzała się na nich, jakby tylko czekając na pierwszy lepszy komentarz.
-Viddasalo, jaką pełnisz funkcję w klanie…?
Zapytał Gaspard, aby rozwiać ciekawość, bo to co ujrzeli było dosyć sugestywne.
-Jestem Magiem Ziemi… teoretycznie. Jeśli pytasz o funkcję, formalnie adeptką, następczynią Maazama. Urodziłam się do tej roli i w przyszłości sama obejmę tę pozycję. Ale umiem znacznie więcej.
Odparła z delikatnym uśmiechem, a to nawet było intrygujące, jakby się tak zastanowić. Jeszcze nigdzie nie spotkał się z tym, aby hybryda otwarcie mówiła o tym, że praktykuje magię jako pełnoprawny czarodziej. Ale ta społeczność już wydawała mu się niezależna i wyjątkowa. I najwidoczniej, miała ściśle określone zasady kształtowania każdego członka klanu od dnia narodzin.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sob Lut 12, 2022 1:05 am

Wizyta dziewcząt w świątyni dostarczyła nieco dokładniejszych opisów ostatnich incydentów, z którymi ludzie mieli tu do czynienia. Nie rozwiązywało jednak zasadniczego problemu źródła. Potwierdziły się natomiast opisy dziennikarskie, co było o tyle dobre, że nie stawiało pod znakiem zapytania również innych rzeczy. Proponowane wyjaśnienia były dwa, przede wszystkim plugawe istoty Otchłani oraz ich wyznawcy, a w mniejszej mierze uroki zdradzieckich elfów. Z tą bezcenną garścią informacji ruszyli w las, prowadzeni przez swoją rogatą przewodniczkę.
— Urokliwe miejsce... — rzucił Garreth, idąc na samym końcu ich grupki, jakby chciał mieć wszystkich na oku. To mogło wyglądać osobliwie, zważywszy, że miał na oczach opaskę, choć zapewniał, że jest dostatecznie przejrzysta. Jak też pokrótce wyjaśnił, pozwala mu dostrzegać efekty działania magii i błogosławieństw. Obecnie jednak jedyną przykuwającą przez to wzrok rzeczą była halabarda Anatella.
Zatrzymali się w wąwozie, kiedy skalne zwalisko okazało się zagrodzić im drogę, a Luna spijrzała badawczo do góry.
— Chyba mieliśmy szczęście, że nie było nas tu wcześniej... — wymruczała, z powątpiewaniem przyglądając się innym skałom tkwiącym w zboczach. Zaraz jednak przeniosła uwagę na Viddasalę, która... Co ona zamierzała zrobić? Te niezrozumiałe mamrotania były pierwszą wskazówką, ale kiedy pękła skała, Luna drgnęła niespokojnie. Znowu zerknęła do góry, zwłaszcza w miejsce, skąd najpewniej to wszystko spadło.
Mifzenaam zsunął przepaskę na czoło, chcąc lepiej widzieć. W całym medevarze raczej nie uświadczało się magii ziemi, uznawanej za niepraktyczną na codzień i mało efektowną. Teraz mogli z czystym sumieniem się z tym nie zgodzić. Szczeliny biegły po kamiennej płycie, a ich spojrzenia za nimi, aż ben-serat zaczęła odrzucać na bok odłamki, tworząc im przejście.
— Następczyni Maazama... A ludzie wysłaliby nieistotnego posłańca — rzuciła z ironią w głosie, choć bardziej do siebie niż do nich. Podeszła bliżej skały i zerknęła na ashale. — Nigdy nie widziałam ben-serat posługujących się magią. Czego jeszcze uczy się Maazam?
Garreth machnął na nie pspieszająco.
— Czy nie powinniśmy najpierw przejść na drugą stronę? — przypomniał, lokując wzrok na Lunie, która jeszcze chwilę temu była gotowa wewnętrznie panikować.
Tak też przedostali się przez kamienną płytę razem z ich niewielkim bagażem, który dla bezpieczeństwa przeszedł osobno. Luna spojrzała na drugą część ich trasy.
— Wspominałaś, że dobrze dogadujecie się z katalamdatami, czy tak? Jacy oni są? — zapytała, oglądając się na nią.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Lut 12, 2022 8:48 am

Jedni niespecjalnie uznawali magię Ziemi za praktyczną, inni zupełnie się nad tym nie zastanawiali, jak Gaspard, który raczej zwykł zwalczać uroki, bo same czary to nie jego bajka. Ale to miało i tak sens. Ogień spaliłby las, wody nie uświadczysz póki nie będziesz w zatoce, a powietrze… jakoś to mu do tej rasy nie pasowało. Skały, kamienie, zapadliska, już bardziej. Ale fakt z jaką dumą Viddasala nazwała siebie praktykantką właśnie tej dziedziny magii, jasno wskazywał, że ben-seraci mieli na to inne spostrzeżenie. To dobrze, właśnie im udowodniła, że może torować drogę. Ciekawe jak z aspektem bojowym. Z drugiej strony, zapewne ten gatunek zdolny był mierzyć się z trzy razy liczniejszym wrogiem. Biada tym co nie doceniliby ich.
Uwaga Luny odbiła się od szpiczastych uszu Viddasali, która wpierw spojrzała zaskoczona, ale zaraz opuściła brwi, rozumiejąc chyba co ma na myśli.
-W ten sposób nabywam wiedzę i doświadczenie. Nie narzekam, gdy przyjdzie mi wypełniać mój obowiązek względem klanu, już raczej nie opuszczę Roogosh.
Odparła, zaś Gaspard podparł podbródek.
-Czym jest "Roogosh"?
-Wielką skałą w centrum Korcari, która została wydrążona pod korytarze i specjalne sale. Pełni u nas rolę świątynną, choć jest większa od waszych, zaś Maazam jest opiekunem Roogosh. To od niej zaczęło się budowanie naszej cywilizacji.
Wyjaśniła bardzo cierpliwie, a trzeba jej to było przyznać, miała jej niemało, aby tak spokojnie tłumaczyć im wszystko. A może nawet sprawiało jej to przyjemność? Jak na przedstawicielkę odizolowanego gatunku, nie wypadała na ksenofoba, czy rasistkę, ani tym bardziej ignorantkę.
Chciała odpowiedzieć na drugi komentarz Saffaris, ale Garreth skutecznie ich ponaglił, więc tylko kiwnęła głową i przeszła jako pierwsza, potem zaś reszta, by wąwóz otworzył przed nimi dalszą drogę.
-Magia ma wielkie znaczenie dla ludu Saarebas, wiąże się z naszą historią i wiarą. Choć uznajemy wartość siły, równie istotny jest intelekt, co też dusza…- Zaczęła objaśniać, a choć Gaspard tego nie dostrzegł, sama Amelie zauważyła fakt, że aranie twierdzą, jakoby hybrydy duszy nie miały, toteż była nie mniej zaskoczona tym, że Viddasala traktowała te pojęcie jako podstawową i bezsprzeczną prawdę. -...lecz nie znaczy to, że każdy musi czarować. Wręcz przeciwnie. Klan uczy, że każdy członek społeczności ma swoją rolę do spełnienia. Ktoś zostanie handlarzem, a ktoś żołnierzem. Magia powierzona jest maazamowi i jego uczniom. Maazam musi być skarbnicą wiedzy i przewodnikiem ludu, podejmuje trudne decyzje, jak też jest łącznikiem z naszym Panem.- Obejrzała się na Lunę. -To trochę ścieżka o wielu znaczeniach. Niestety bardzo… trudna i zmuszająca do wielu wyrzeczeń…
Urwała, powracając wzrokiem na szlak. Anatell miał przez moment wrażenie, jakby faktycznie przypomniała sobie coś mniej przyjemnego, niż zaszczytne tytuły i obowiązki.
Rogata kobieta znów zwróciła uwagę na Saffaris, która miała przyjemny głód wiedzy.
-Katalamdaci to lud bardzo tradycyjny i wierzący. Vaagoth mówią o nich jak o dzikich stworzeniach, ale podobne zdanie mają o nas. Jak to mówią, wspólny wróg zbliża. My szanujemy ich święte miejsca i granice, a oni nasze obyczaje, a wzajemny handel pomaga nam przetrwać. Są zupełnie inni, niż ludzie z opowieści przodków…- Zwątpiła na moment. -...choć nie chciałam was urazić… w końcu też jesteście ludźmi z północy…
Dodała nieco zmieszana, a Gaspard zaśmiał się cicho.
-Nie przejmuj się, znajdą się gorsi. A elfy faktycznie takie złe? Znamy je trochę od innej strony, zasymilowali się z nami…
-Niestety, nasze próby pokoju w ostatnich latach nie przyniosły skutku. Głównie jest to wina Filavandera, który dręczy nas jeszcze za czasów mego ojca… ale to nie wasz problem.
Odpowiedziała, jednak Anatell postanowił odnotować to imię w pamięci, zresztą na tylko on.
Amelie zadarła głowę w górę, spoglądając po ich niezwykłej znajomej.
-Viddasalo, mogłabyś opowiedzieć nieco o historii klanu…?
Zapytała, z nadzieją że nie będzie to taka tajemnica, jak ich wiara. Rogata kobieta wydawała się przytaknąć krótkim kiwnięciem głowy.
-Wspomniałam wcześniej o przodkach, którzy byli niewolnikami ludzi w… “hodowli”. Jednak nasz pierwszy maazam pojął wiedzę tajemną, nauczony magii, którą następnie przekazał w tajemnicy swym adeptom. W końcu przodkowie zbuntowali się i zgładzili swych panów wykorzystując otrzymany dar. Miejsce zwane “hodowlą” zostało zniszczone, a nasz lud zawędrował na południe, do Hurushn. Tak narodził się klan Saarebas. Maazam poprowadził nas na ziemie vaagoth, którzy od początku byli nam wrodzy. Wtedy maazam w swej mądrości zawarł układ z ludzkimi plemionami, które już długo toczyły bój z mieszkańcami miast na drzewach. Połączone siły Saarebas i katalamdatów wystarczyły, aby zwyciężyć, oraz przegnać vaagoth. Wtedy też, ben-serat ashale nie musieli martwić się zagrożeniem, klan stał się społecznością, a ta, rodziną.
Wytłumaczyła, a każdy chyba słuchał jak zaklęty, do czasu aż Gaspard nie uczepił się jednej myśli.
-A twój… wasz język… nigdy go nie słyszałem. To mowa katalamdatów…?
-Nie, to język naszego klanu. Wymyślili go zniewoleni przodkowie, aby stworzyć nową mowę, kiedy pierwszy maazam nauczał w tajemnicy magii, której nie mógł pojąć żaden obcy, a co obecnie umożliwia nam zachowanie naszych tajemnic w zaufanym kręgu…
-Widocznie macie ich bardzo dużo…
Mruknął Anatell, zaś Viddasala uśmiechnęła się delikatnie, jakby ją to nawet rozbawiło.
-Najwidoczniej wystarczająco.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sob Lut 12, 2022 12:45 pm

Osiądnięcie do końca życia w jednym miejscu wydawało się przygnębiające, choć Saffaris szybko zdała sobie sprawę, że przecież w większości przypadków tak to właśnie wygląda. Zdobywasz wiedzę za młodych lat, widzisz świat, by w końcu zagrzać swoje miejsce. To tylko nieliczni jak ich grupka postanowiła odwrócić wszystko do góry nogami i nie siedzieć nigdzie zbyt długo.
Słuchała o Roogosh, wyobrażając sobie fantazyjnie wydrążoną górę w samym środku zielonej doliny pełnej chat. Niczym sielankowy raj, chociaż po namyśle odrzuciła "prostsze" dekoracje na rzecz bardziej wymyślnych. W końcu nie byli dzikusami, a przynajmniej adeptka zdawała się całkiem dobrze orientować w obcych kulturach, nawet jeśli miewała chwile zawahania i zaskoczenia.
Kwestia duszy i jej nie umknęła, ale uznała, że to nie jest odpowiedni moment na poruszanie tego tematu. Zresztą, chyba żadne z nich nie miało rzetelnych dowodów na takie rzeczy, jakkolwiek by to nie brzmiało. Mogli się spierać w ideologiach godzinami i każde wciąż miałoby swoje racje. Słuchała za to z zainteresowaniem o ich kulturze, notując w głowie kolejne pytania, jakie się pojawiały.
Uśmiechnęła się również, kiedy Viddasala nawiązała do różnic z senemczykami, a potem przyszła kwestia wojny z elfią rasą. Nigdy nie słyszała imienia, które padło, nie dziwiło jej to zresztą. Nie było jej po drodze do elfów. Potem przyszedł czas na trochę historii, również Garreth raz za razem zerkał w stronę ben-serat, słuchając w milczeniu. To, jak wypowiedziała słowo "hodowla", jak w ogóle brzmiało w zderzeniu z jej osobą, było dziwne. To trochę tak, jakby rozmawiać z koniem, który mówi ci, że jego przodkowie pracowali na wyścigach, ale teraz są dzicy. Chociaż nie do końca, konie się chyba lepiej traktuje.
— A co jeśli dziecko chce zostać kimś innym, niż mu przeznaczono? — zapytała, kierując na Viddę spojrzenie. Może tylko źle zrozumiała, ale to brzmiało raczej jednoznacznie. Z drugiej strony rozumiała, że to mógłby być problem, gdyby nikt nie chciał zostać maazamem, wziąć na siebie odpowiedzialności za cały lud. Wśród Medevarczyków taka pozycja zapewnia władzę i pieniądze, ale jeśli miałaby zgadywać, to ben-seraci raczej inaczej się na to zapatrywali. — Uczycie się naszego języka od pokoleń? Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie widziałaś Medevaru... — dodała po chwili, a to przypomniało demonowi o kwestii, która już wcześniej chodziła mu po głowie.
— Dlaczego właśnie my? To znaczy rozumiem, dlaczego szukałaś konkretnie nas, ale patrząc na waszą historię, senemczycy nie budzą dobrych skojarzeń. Szukaliście pomocy u Katalamdatów? Oni też są bezradni? — zapytał, próbując zrozumieć, jak duża desperacja musiała popchnąć ją do zupełnie obcego kraju pełnego potencjalnie wrogich ludzi.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Lut 12, 2022 1:38 pm

Rogata kobieta uśmiechała się, gdy zadawali pytania, zwłaszcza Luna, zdająca się przypominać jej trochę słodką dziewczynkę, jeśli dodamy do jej ciekawości różnice wzrostu. Oczywiście, nie była rzeczywiście mała, ale jej wzrost u ben-seratów był bliższy dziewczynom w okresie dojrzewania. Lecz coś innego ją… martwiło? Może to za mocne słowo.
Viddasala wydawała się zerkać momentami na Garretha, który najmniej się ze wszystkich odzywał. Miał ładne lodowe oczy, które też zasłaniał, oraz znaki runiczne, o których nie wiedziała co myśleć. Może być też po prostu typem słuchacza i mruka, wielu taki saarebasów poznała, odznaczali się w czynach, ale tutaj było to coś innego…
Jednak podjęła się odpowiedzi na zadane pytanie:
-Każdy wie, że nasze społeczeństwo może trwać, bo każdy jest jego sprawnym elementem. Jeśli barman zostanie piekarzem, nikt nie ugości nikogo w gospodzie. Brak gospody obniża morale. Jeśli rolnik chwyci broń, kto zajmie się rolą? Możemy chcieć innego życia, ale obowiązek jest najważniejszy. Żaden maazam nie został też nim, bo o to ubiegał. Lud o to zadbał jeszcze przed narodzinami nowego.
Wyjaśniła na spokojnie, zaś Amelie pokiwała głową, do tej pory słuchając w ciszy.
-Bardzo pragmatyczne podejście. Jest w tym nieco racji.
-O ile ktoś lubi kierowanie własnym życiem przez innych…
Wymruczał ciszej Gaspard, przypominając jej, że ich rodzice też mieli względem nich plany, które nie wypaliły. Ale nawet jeśli Viddasala mogłaby im przyznać rację, niespecjalnie zmieniłoby to cokolwiek w jej życiu.
-Uczymy się go, bo to była pierwotna mowa naszego ludu. Należy o tym pamiętać, to też nasze dziedzictwo. Większość osób w Korcari nie powinno mieć problemów z porozumieniem się z wami.- Odpowiedziała, za moment zawieszając wzrok na Garrethcie, który w końcu się odezwał z niewygodnym pytanie. Opuściła lekko brwi, choć nie żeby się tego nie spodziewała. -Katalamdaci mają własne sprawy, a o elfich czarownikach nie było nawet słowa. Obserwowaliśmy granicę, w Mortenie pojawił się podobny problem. Wtedy Maazam zdecydował o szukaniu pomocy z zewnątrz, wysyłając zwiadowców, a ostatnio różne słuchy chodziły właśnie o was. Chyba tylko dlatego…
Odpowiedziała szczerze, wciąż na niego zerkając.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Nie Lut 13, 2022 1:34 am

I znów to samo. Czuł jej spojrzenia i ten dziwny rodzaj ciekawości. Co prawda to uczucie unosiło się nad całą ich grupką niczym pyszny zapach pieczeni nad zastawionym stołem, lecz miał wrażenie, że tutaj jest inaczej. To go drażniło na swój sposób, nie był pewien, czego ma się spodziewać. Nie pokazywał tego jednak, a tylko słuchał i odwzajemniał spojrzenia.
— To ostatnie nawet ma trochę sensu — rzucił, kiedy skończyła wymieniać przykłady na szamanie. — Kiedy bycie władcą jest nagrodą, wszyscy wiemy, jaki robi się syf...
Luna zerknęła na niego i zaraz na Anatellów. Gaspard całkiem trafnie to ujął, choć dalej miała wątpliwości co do obydwu postaw.
— To też ma zalety i wady...
— No, wpierw trzeba jeszcze umieć kierować własnym życiem — wymruczał, zerkając na Gasparda, za chwilę jednak przeniósł uwagę na Viddasalę i temat kolejnego pytania.
Tak jak podejrzewali, język ten i zapewne szczątki kultury były im znane z historii, jednak Lunę zdziwiło to podejście.
— Wasze dziedzictwo... To... godne uznania, jeśli mogę tak powiedzieć. Spodziewałabym się, że zechcecie zapomnieć o wszystkim, co związane z Medevarem.
Nadeszła też kolej na jego pytanie, kiedy to znowu skupił uwagę na ben-serat. Nie była zachwycona z poruszenia tego tematu, jakby był trudny czy przykry, a po chwili chyba domyślał się dlaczego.
— Rozumiem. — Przeniósł wzrok przed siebie. — No, znając katalamdatów, mają całkiem sporo własnych spraw. Właściwie, skoro to wasi koledzy, powinienem dodać do czarnego scenariusza kolejne "oby nie" — rzucił z ironicznym uśmiechem.
To nie brzmiałoby dobrze, gdyby właśnie katalamdaci byli odpowiedzialni za problemy. Co prawda wątpił, by uderzali w ben-serat umyślnie, a rogacze wydawali się rozsądni na tyle, by ich za to nie przepędzić, ale obydwa ryzyka wciąż istniały i składały się na dodatkową wojnę. Nie żeby coś, ale nie chciał siedzieć w jej epicentrum.
W pewnej chwili Garreth zatrzymał się na moment i zawiesił wzrok na drzewach na krawędzi zbocza.
— Coś nie tak? — Luna również zadarła głowę, ale nie zobaczyła niczego szczególnego.
— Nic... Chyba. Wydawało mi się, że coś... słyszę — wymruczał i ruszył znów przed siebie. — Daleko jeszcze?

z.t. wszyscy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Lut 13, 2022 1:44 am

Choć do samego serca klanu mieli jeszcze kawałek, już widok licznych ben-seratów po drodze obwieścił im na jakie tereny wkraczali. Przeróżni postronni wpatrywali się w nich, jak w egzotyczny okaz, a wtedy też po raz pierwszy ujrzeli męskich przedstawicieli ich społeczności. Wyglądali na potężnych, byli mocno zbudowani, ich twarze surowe, wzrost lekko ponad dwa metry, a rogi dłuższe i grubsze, niż to dostrzegli u samic. Lepiej nie robić sobie z nich wrogów.
Gdy tylko zagłębili się w przepiękną dolinę po minięciu strzeżonej palisady obronnej, spojrzenia wszystkich kozich hybryd jeszcze czujniej ich obserwowały. Gasparda trochę niepokoił fakt, że większość z nich była od nich wszystkich większa i silniejsza, mogli ich łatwo połamać. Ale z drugiej strony, przewodziła nimi… no właśnie.
W końcu, kiedy znaleźli się przed wielką skałą Roogosh, położoną w centralnym punkcie Korcari, ich drogę zagrodził bardzo umięśniony, o głowę wyższy olbrzym, o kwadratowej szczęce, szpiczastych uszach i złotych oczach, którego podobnie jak u innych samców, rogi były bardzo okazałe. Jego nagi tors, jak też twarz, pokrywała czerwonobiała farba, zaś na sobie miał metalowe elementy uzbrojenia, a na sprzączce na plecach, wielki dwuręczny miecz. Otaczał się podobnie uzbrojonymi hybrydami, ale ten jeden wyglądał na ważniejszego.
-Viddasala, da myrr…?- Zapytał jej w obcej mowie, a gdy ta kiwnęła głową, zwrócił się bardziej w stronę podróżnych. -Talaava norath. Nazywam się Kossith, jestem dowódcą straży Korcari. Maazam was oczekiwał.
Poinformował, a zaraz zszedł im z drogi do wielkiej skały, gdzie teraz wzrok Gasparda, oraz Amelie, odnalazł najdziwniejszego przedstawiciela ben-serat ashale, jakiego tutaj ujrzeli. Był to siwowłosy wielkolud o podobnie potężnej budowie ciała, które pokryte było licznymi bliznami bitewnymi, wyeksponowanymi przez dwuczęściową długą szatę z elementami łańcuchów, ale to co szokowało najbardziej to… fakt, że jego dwa rogi zostały ścięte, spiłowane, dłonie sparzone symbolami runicznymi, a usta… rozprute, jakby ktoś je zaszył, a następnie rozerwał…
Maazam uważnie prześledził ich wszystkich ponurym wzrokiem, by zaraz wydobyć tylko dziwny pomruk, który brzmiał dosyć oceniająco. Garreth mógł w tej chwili poczuć się nieswojo, jakby coś duszącego było w powietrzu, kiedy to wampir zdawał się tego nie dostrzegać. Maazam skupił wtedy uwagę na Demonie, lecz wciąż się nie odzywał, tylko patrzył. Amelie lekko zbliżyła się do pleców brata, jakby cała jego osoba ją niepokoiła. Ten sam zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć… powinni coś powiedzieć?
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Nie Lut 13, 2022 3:03 pm

Im głębiej w las, tym bardziej zachwycające widoki zaczynały ich otaczać. Mijali wzgórza i skaliste występy, a wśród nich zaczątki siedzib i wioski... a może nawet miasta, Luna chyba nie zdziwiłaby się bardzo, gdyby znaleźli tutaj całkiem przyzwoitą cywilizację. W dodatku tuż pod swoim nosem, tak bardzo nieświadomi tego, co dzieje się za płotem.
Wodziła równie zaciekawionym wzrokiem po mijanych Saarebasach, ich strojach, ozdobach i rogach. Wydawali się olbrzymi z jej perspektywy przeciętnej senemskiej kobiety, ale mimo to, nie wyglądała wcale na wystraszoną. Czuła respekt do tych mieszkańców puszczy, lecz z każdą chwilą rosła w niej chęć poznania ich ludu i zwyczajów. Nawet uśmiechnęła lekko się do jednego z mijanych przy bramie strażników.
— Można poczuć się małym... — wymruczał Garreth półżartem, również obserwują masywne sylwetki kozłów i kozic. Nie wyglądał na zestresowanego, raczej tylko niegroźnie zagubionego obcym otoczeniem i kulturą, po której nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać. I czego będą oczekiwać od niego, co było równie ważne. Głupio byłoby palnąć przypadkiem jakąś gafę, czyż nie? Pewnie łatwo mógłby się z niej wyłgać, ale mimo wszystko.
Zerknął po raz kolejny na Viddasalę, a potem wokół, idąc trochę z tyłu, aż zbliżyli się do grupy uzbrojonych strażników. Garreth zsunął opaskę na czoło, spoglądając po największym z nich, który nosił się niczym przywódca, pełen malunków dumnie wyeksponowanych razem z bronią. To maazam? Przez chwilę miał wątpliwości, które jednak zostały szybko rozwiane.
Luna wyłapała zwrot, który chyba był rodzajem powitania. Na jego słowa kiwnęła głową i poszła razem z pozostałymi ku wyrastającej z ziemi wielkiej skale. Ekscytacja skrycie rosła w jej sercu, kiedy zbliżali się do wejścia, u którego czekał na nich starszy mężczyzna. Z każdym krokiem bliżej, jego wygląd wydawał się coraz bardziej niepokojący. Budził też jednak respekt i nie było wątpliwości, że niejedno w życiu przeszedł. Stanęła spokojnie między Gaspardem a Garrethem, oczekując, że maazam odezwie się pierwszy jako najważniejszy w towarzystwie.
Mifzenaam zerknął jeszcze raz na Viddasalę, nim się zatrzymali, zaraz jednak zawieszając lazurowe ślepia na okaleczonym koźle. Był zaskoczony, że robią sobie coś takiego z własnej woli, a jednocześnie zaintrygowany tym, że nie bardzo umiał przypasować te symbole do czegoś więcej niż symbol wyzwolonego niewolnika. Kajdany służące jako broń czy pancerz, wypalone znaki jak na bydle, rogi ucięte kiedyś dla bezpieczeństwa i usta, które w końcu są swobodnie otwarte. Poetycko. Na te ostatnie zwrócił na moment oczy, kiedy zaczął mruczeć coś, czego raczej nikt z nich nie umiał określić. Może nie miało to być nic szczególnego, tak też by pewnie pomyślał, gdyby nie dziwne uczucie, jakie zaraz przyszło. Na zupełnie innym poziomie dyskomfortu, jakby ten chciał go sprawdzić, co też mówiło to uważne spojrzenie. Garreth nie zareagował, przyjmując neutralną postawę przeznaczoną dla przygodnie spotykanych kapłanów. Mimo to, było to dla niego pierwsze ostrzeżenie, by pilnować naturalnych odruchów.
— Maazamie — Luna zdecydowała się przerwać przedłużające się milczenie, choć była gotowa się uciszyć, gdyby jednak tego nie chcieli. Postąpiła pół kroku w przód. — Nazywam się Luna Saffaris, a to moi towarzysze, Garreth Berlath oraz Gaspard i Amelie Anatell. Przyszliśmy wam pomóc, wam i naszym ludziom zarazem — powiedziała, nie do końca wiedząc, czy brzmi to właściwie. Chyba nie czuła się najlepiej z takimi oficjalnymi mowami.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Lut 13, 2022 3:42 pm

Viddasala nie odzywała się, jakby czuła, że to nie jest jej moment. Przełamać to postanowiła Luna, skupiając na sobie wzrok wszystkich. Kossith przyglądał się jej chwilę, zaraz bezdźwięcznie prychając, ale Maazam zbliżył się o krok, słuchając jej spokojnie.
-Którzy to kapłani?- Zapytał, a zaraz Viddasala wskazała Lunę i Garretha, na co kiwnął głową. -Za mną. Reszta zostaje.
Oznajmił stanowczo. Luna i Garreth musieli podążać za Maazamą do wnętrza Roogosh, które już powitało ich wielką pieczarą. Na całe szczęście, jeśli to coś dla nich znaczyło, była przy nich Viddasala, która niespecjalnie wyglądała na przejętą. Gaspard i Amelie pozostali w tyle, mogąc jedynie ich obserwować, aż znikną im za plecami wielkich strażników świątynnych. Ich wzrok zaraz spoczął na Kossithu, który stanął tuż przed nimi. Amelie nie mogła uwierzyć, że można mieć tyle mięśni, co on...
Długie kamienne, choć dobrze rozświetlone korytarze doprowadziły ich do wielkiej sali, w której w centralnym punkcie stał ołtarz, lecz ten nie wydawał się w żaden sposób charakterystyczny na tyle, by mogli go do czegokolwiek przypiąć. Zamiast tego, dziwne poczucie duchoty dopadało Garretha, jakby odczuwał ciasnotę, nawet jeśli nie było tu tłumów.
-Door hir quek…?
Padło szorstkie pytanie Maazama, a czarodziejka spojrzała po nich, zaraz wracając uwagą do swojego mentora, który zaczął odpalać świece, stojąc plecami do nich. Dziwne, przecież znał już odpowiedź.
-Luna Saffaris, vath Garreth Berlath.
Przedstawiła ich znowu, sama nie rozumiejąc dlaczego ten zachowywał takie zdystansowanie, ale w końcu raczył się odwrócić i powoli do nich podejść. Wielkolud o ściętych rogach skupił swoją uwagę nie na kapłance, a zaś chłopaku, przed którym pochylił się, aby zrównać ich twarze ze sobą, zaś światło świecy rozświetliło jego rozszarpane, zabliźnione usta, oraz ponure spojrzenie.
-A jak naprawdę na imię temu demonowi…?
Zapytał w medevarskim, a wtedy Viddasala otworzyła szerzej oczy, zaś strażnicy ben-serat w pomieszczeniu zwrócili głowy w ich kierunku.
-Demonomi?! Skąd wiesz?!
Zapytała z początkowym niedowierzaniem, lecz stary Mag Ziemi wyprostował się, aby zwrócić bardziej w kierunku swej podopiecznej.
-Jestem maazamą, moim obowiązkiem jest otwierać innym oczy i dostrzec to, co ukryte pod maską pozorów.- Odwrócił się nagle, a jego szata delikatnie zafalowała, brzęcząc łańcuchami. -Jeśli wierzyć opowieściom ludzi, wychodziłoby na to, że demon krył się jako kapłan, wraz ze śmiertelniczką.
Dopowiedział, przenosząc wzrok na Saffaris. Viddasala nie wiedziała co myśleć, z początku oniemiała, nie była wystraszona, ale zaskoczona, wydając się jednak nie powątpiewać w słowa szamana.
-Garreth… jesteś demonem…?
Zapytała mimo to, wpatrując w niego swoje lazurowe oczy. Maazam zaś podszedł z powrotem do ołtarza, odstawiając świece.
-Jeśli mamy rozmawiać, zdradź swe prawdziwe imię istoto pozaziemska…
Wtrącił bezrogi, spoglądając na nich zza ramienia. Gdyby tylko Gaspard i Amelie wiedzieli...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Nie Lut 13, 2022 6:55 pm

Nie dostrzegła tego prychnięcia, ale chyba nie zdziwiłaby się zbytnio. Na tle tych wszystkich potężnych postaci ich czwórka raczej nie wyglądała okazale. Luna jednak zbyt dobrze wiedziała, w czym tkwiła ich siła, więc żadni niedowiarkowie nie byli im straszni.
Zresztą maazam takim nie był. Podążyli za nim we dwójkę, a ona z zainteresowaniem zaczęła oglądać wnętrzne wydrążone w skale, bo chyba nie nazwałaby tego jaskinią. Czy to również była sprawka ich magów? Tymczasem Garreth stawiał kroki tuż obok, zastanawiając się, który następny okaże się tym nieznośnym i chyba nie wiedział, co woli napotkać. Nieświęta świątynia mogła być niczym istotnym, ale mogła też oznaczać kłopoty równie duże jak zdemaskowanie go. Przez moment nawet miał wrażenie, że powinien odmówić, zasłonić się tą bajeczką o innej wierze, ale... Teraz było już za późno. Zresztą to też nie był złoty środek, więc nie obnosił się z nim.
Znaleźli się w zapewne głównej sali, której wystrój Luna obejrzała pobieżnie ze swego miejsca, w którym przystanęli. Szybko jednak zwróciła oczy znów na maazama, gdy ten odezwał się do swojej uczennicy. Delikatnie ściągnęła brwi, wyłapując ich imiona. Dlaczego? Pewność siebie kobiety trochę zmalała, kiedy ten wielki ashale do nich podszedł wraz ze swym ponurym wejrzeniem. Fakt, że to nie na niej się skupiał, również nie napawał optymizmem.
Garreth spoglądał na niego spokojnie i uważnie, nawet kąciki ust drgnęły mu ku górze, kiedy ben-serat postanowił wyrównać ich poziomy, lecz to zaraz miało ustąpić miejsca zaskoczeniu. Spojrzał po jego twarzy, a potem i okolicznych, którzy oczywiście wlepili w nich oczy. To było jeszcze bardziej niekomfortowe, tylu świadków, a on w niepewności kolejnej decyzji.
Oczy Luny otworzyły się nieco szerzej. Skąd on... To znaczy umiała to sobie wyjaśnić, jakoś, ale mimo wszystko, nie oczekiwała, że będzie to weryfikował... Choć jego kolejne słowa i to miały wytłumaczyć. Być może Medevarczycy byli zbyt naiwni, by to powiązać. Ich brak wiedzy na temat demonów również wiele dawał, a zatem ben-seraci prezentowali wyższy poziom.
Nie była pewna, jak odpowiedzieć. Poświęciła tę chwilę na próbę zrozumienia jego wyrazu twarzy, lecz niewiele to dało, więc tylko spojrzała na Garretha.
On również na nią popatrzył, szukając rozwiania swych wątpliwości. Ten ashale i dla niego był zagadką, biło od niego jedynie opanowanie i chłodna kalkulacja, a z tego nie umiał wyłapać nastawienia.
— Em... — Zerknął na Viddasalę, która nadal nie mogła wyjść ze zdziwienia. Nie podejrzewała, więc jednak patrzyła na niego z innego powodu... Nieważne. No i dlaczego teraz wszystko musiało się psuć? Parszywa dżungla. Zerknął jeszcze raz na Lunę i wciąż cały wewnętrznie rozdarty zawiesił spojrzenie na maazamie, poważniejąc. — Masz rację... Jestem tym, co śmiertelnicy nazywają demonem. Lecz nie jestem waszym wrogiem. Ukrywam się pod tym imieniem, bo tylko tak moi towarzysze będą bezpieczni — wyjaśnił, bo choć nikt o to nie prosił, to chyba sam Garreth czuł potrzebę sprecyzowania intencji. — Nazywam się Mifzenaam — dodał zaraz, nie spuszczając z niego oka.
Luna patrzyła na niego ciepło i z zaskoczeniem zarazem, bo właściwie nigdy nie mówił czegoś takiego na głos i dosłownie. Nie żeby miał okazję, ale jednak. Szybko też przeniosła uwagę na szamana i pozostałych, śledząc ich reakcje. Nie wiedziała, czego się spodziewać, więc zaczęła psychicznie szykować się na wszystko.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Lut 13, 2022 7:22 pm

Cisza mogła być drapiąca i niewygodna, lecz trwała ona nieprzerwanie, chyba nikt nie potrafiłby teraz powiedzieć cokolwiek, a miał to zrobić właśnie ich gość honorowy, na to wyglądało. Viddasala wpatrywała się w niego bez spuszczenia wzroku, czekając na najmniejszy ruch jego ust. Krótkie wahanie jasno zasygnalizowało, że coś jest na rzeczy. A gdy potwierdził oskarżenie, lekko otworzyła własne, uciekając wzrokiem do szamana, który dalej zachowywał niewzruszony spokój, bo nie odkrywał przed nim żadnych kart, których już nie podejrzał.
-Mifzenaam…
Powtórzyła za nim czarodziejka, kodując to i nie potrafiąc powiązać z niczym. Maazam z kolei łagodnie odbił się od ołtarza, znów obdarowując go swoją największa uwagą. Gwardziści nie potrafili się temu nie przyglądać.
-A więc przybyłeś nam pomóc, Mifzenaamie…- Wymruczał, stawiając powolne kroki wokół nich, jakby radził się w zamyśleniu własnych myśli. -...aby duchy mieszały się w nasze sprawy… czy to jest jakaś próba, Panie…?- Spytał cicho, wpatrując się zaraz w wielki ołtarz pokrywający całą ścianę. -Wyzwanie, a może interwencja… kto wie…- Szeptał dalej do siebie, choć Viddasala wchłaniała wszystkie jego słowa, zerkając raz po raz po Lunie i Ga… Mifzenaamie. W końcu Maazam znów był wśród nich. -Przyjmiemy ten dar. Może to znak, że czas na zmiany. Lecz wśród naszego ludu, jawić się będziesz swoim prawdziwym imieniem. Nie tolerujemy kłamstw. Klan jest do waszej dyspozycji, jeśli ma to cokolwiek pomóc.
Zwrócił swoje słowa w jego kierunku, jakby to on był tym ważniejszym, dopiero zaraz spojrzał na blondynkę, jakby sobie przypomniał o jej obecności. Ona była zwyczajna, ale może w tym też tkwił głębszy sens.
-Taka jest Twa wola, Maazamie?- Spytała niepewnie rogata kobieta, a ten kiwnął głową. -Czy ich towarzysze też mogą liczyć na bezpieczny pobyt?
Zapytała w ich intencji, zaś szaman zdawał się lekko zaskoczony, że jego podobieczna przejmowała się losem tych ludzi.
-Tak. Moje słowo jest prawem. A teraz…- Znowu skupił się na tej dwójce. -Mifzenaamie, Luno, jestesmy w trudnej sytuacji. Zła klątwa i amok mąci nasze umysły, nie tylko nasze. To atak wymierzony w klan, oraz ludzi. Mam podejrzenia kto jest winny…- Powrócił z wolna do swojego ołtarza, znowu będąc odwróconym plecami. -Filavander i jego vaagoth… to ich broń. To nie tajemnica, że ich magowie chwytają się wszelkich sposobów, aby nas zaatakować. Bronią się słowem swych bogów, znieważając naszą niezależność. Lecz…- Urwał na moment. -...niepokoi mnie też cisza ze strony plemiennych ludzi…



-Zacna to halabarda…- Pochwalił Kossith, ważąc ją w dłoniach. -...ale niezwykle lekka. Nie złamie się od zamachu…?
Zapytał, oglądając własne odbicie w jej stali, zaś Gaspard dumnie zaparł się o własne biodra.
-Wytrzymała niejedno. To zaklęta broń, rani upiory i to co nieczyste.
Uśmiechnął się, zaś wielkolud oddał mu halabardę, kiwając z wolna głową.
-Doceniam każdego, kto umie posługiwać się wielką bronią. To nie jest łatwe, trudniej nią manewrować, przede wszystkim, gdy przeciwnik jest szybki.
Wspomniał, zaś Amelie założyła ręce na piersi.
-Tak jak u Ciebie z mieczem dwuręcznym. U nas są już niepopularne.
-Tak, Amelie. Dlatego ćwiczymy siłę, aby nie stanowiło to problemu. Jak widzisz, sposób naszej walki może się wam wydawać inny… ale nie używamy prochu strzelniczego, ani szabel…
-Dlaczego?
Dopytała.
-Szable są dla nas za małe i łamliwe. A proch? Skąd go wziąć w Teshatomii? Zresztą, elfy też używają łuków w tej części świata. Tylko, że przez nasze ciała trudniej przebić strzałę, a przez takie chuchra jak oni jedna starczy conajmniej na dwóch, jeśli dobrze trafić.
Zaśmiał się.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lut 14, 2022 12:40 am

Może i chwila zawahania z jego strony nie wypadła najlepiej, ale chyba najlepiej pasowała do jego wewnętrznego nastroju. No a Luna pewnie stwierdziłaby, że to pasowało do niego samego, mało poważna reakcja na bardzo poważną sytuację. Ale przecież za to go kochali, nie?
Wyłapał kolejne zdziwienie Viddasali kątem oka. Chyba faktycznie musiała się jeszcze wiele nauczyć, ale sama jej reakcja była ciekawa. Dziewczyna albo była bardzo odważna, albo nie miała pojęcia, co przed nią stoi... No ewentualnie uważnie słuchała i umiała wiązać fakty, ale nauczył się, że takie teorie są bardzo optymistyczne. Zaraz wszystkie jego myśli powróciły do osoby Maazama.
— W rzeczy samej — przytaknął, zerkając lekko za nim, nim nie skrył się za ich plecami, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmiało. Fakt, że mruczał do swego boga, wydawał się dziwny, jakby faktycznie z nim teraz rozmawiał. Garreth poświęcił chwilę na obserwację ołtarza, który został bardzo pięknie wkomponowany w ścianę groty, jednak... nadal nie wiele mu on mówił. To było drażniące.
Mamrotanie starego kozła było dziwne dla Luny. Co prawda widziała już i słyszała niejedno, nawet we własnym domu, ale tu nie była we własnym domu, co potęgowało wrażenie niepokoju. Musiała sobie nawet przypomnieć, że stoją tu po tej samej stronie. Dotychczas obracała się w stosunkowo przynajmniej znanych kulturach, teraz mogła spróbować czegoś zupełnie nowego. Zawiesiła znów spojrzenie na Maazamie, choć nie odzywała się, bo ten wyraźnie nie mówił do niej.
Pokiwał głową w kwestii imienia, choć brzmiało to zabawnie, jeśli przyjąć, że Gaspard miał rację. Wtedy nawet "Mifzenaam" nie jest jego prawdziwym imieniem.
— Na pewno nie zaszkodzi — odparł, zaraz zerkając też na adeptkę. To było całkiem miłe z jej strony, że pomyślała też o reszcie, ale znacznie ciekawiej patrzyło się na zaskoczonego tym szamana. Jak z początku wyglądał na gbura, tak dalej na niego wychodzi.
Luna delikatnie rozchyliła usta, kiedy Maazam oskarżył elfy o ten... sabotaż? Ciężko było nazwać atakiem coś, co dotykało dosłownie wszystkich naokoło. I wszystko. To jedno jej się tu mocno nie zgadzało.
— Filavander?... — Chyba nie słyszała tego imienia wcześniej. — Oprócz snów nękających ludność, jakieś spaczenie dotknęło zwierzęta w puszczy. Elfy nie uczyniłyby czegoś takiego umyślnie, ich religia im tego zabrania — zauważyła grzecznie. — Pod warunkiem, że te dwie rzeczy faktycznie są ze sobą połączone, ale zbieżność wydarzeń na to wskazuje.
— Nie myślmy sami. Ale zanim wyjdziemy, mam pytanie. — Skierował wzrok na Maazama. — Właściwie dwa. Czy sny wybierają ofiarę i czego próbowaliście, żeby się ich pozbyć? — Miał ochotę zadać jeszcze jedno ważne pytanie, zerkając krótko na ołtarz, ale... a zresztą. — Możesz nam coś powiedzieć o waszym Panu?
Wciąż chodziło mu po głowie jedno zdanie. "Przyjemny ten dar." O co mu chodziło i czemu, to nie dawało mu spokoju, ale o to już chyba na pewno nie na miejscu było pytać. Zwłaszcza, że nie było to teraz kluczowe dla ich sprawy.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Lut 14, 2022 1:28 am

Pytanie Luny szybko odbiło się tym imieniem po pomieszczeniu, na które gwardziści prychnęli bez skrępowania, z dozą pogardy. Viddasala zwróciła się cierpliwie do kobiety.
-Wspominałam o nim po drodze, to… dowódca elfich wojsk w Thrahleyianie, mieście vaagoth najbliżej Korcari. Nienawidzi nas i katalamdatów, prowadzi z nami wojnę od wielu dekad. Między innymi… zabił mojego ojca w jednej z potyczek.
Objaśniła, a Maazam pokręcił głową.
-Przelał wiele krwi Saarebasów, marzy mu się potęga swej nacji i swych bogów.- Zamruczał coś. -Spaczenie zwierząt mogło nie być umyślne, ale nawet jeśli… ten nędzny vaagoth nie cofnąłby się przed niczym, nawet jeśli rzeź usprawiedliwić miałby świętym marszem.- Dopowiedział, stawiając sprawę dosyć czarnobiało, ale podobnie sądziła zresztą Viddasala. Tak, czy inaczej, przeszli do pytań, a to ważniejsze, niż czcze gadanie. -Zdaje się, że to dosyć losowe zjawisko. Nie znaleźliśmy wzoru.- Odwrócił się do nich. -Probowałem modlitw, te pozostały bez odzewu. Czary i inne uroki, a nawet rytuały oczyszczenia nie przyniosły efektu. Jakbyśmy leczyli objawy, a nie źródło.- Wyjaśnił i już myślał, że to wszystko na co mógł być im potrzebny, lecz wtedy padło jeszcze jedno pytanie, dotyczące ich wiary. Przez chwilę sądził, że… sam powinien znać odpowiedź, ale w takim układzie… -Nie.
Rzucił sucho i udał się jednym z przejść na korytarz, znikając im z oczu. Wtedy też podeszła do nich rogata.
-Przykro mi, Maazam wam nie ufa… em.. chodźmy do reszty. Muszą poznać sytuację.
Zasugerowała i zaraz udali się do wyjścia z Roogosh.

---

-Dlaczego Maazam był tak pokaleczony?
Zapytał Gaspard, a Kossith cicho westchnął.
-Tak jest tradycja. Symbolizuje to skąd się narodziliśmy. Z niewoli. Usta Maazama przemówiły i może on szeptać zaklęcia, które dały nam siłę. Łańcuchy zostały zerwane…
-A rogi…?

Dopytała milicjantki, zaś wielkolud oparł się o jeden z głazów.
-Mówi się, że to też związane z niewolnictwem, ale ja twierdzę, że to po to, aby maazam nie podobał się płci przeciwnej. To ułatwia życie w czystości.
-To jest okrutne… to wszystko…
Zaprotestował białowłosy, patrząc w stronę Roogosh.
-Dlatego to poświęcenie i święty obowiązek. I tradycja.
-Viddasala naprawdę się na to chce zgodzić…?
Spytał sam siebie, ale nie umknęło to Kossithowi, który założył ręce na piersi.
-Viddasala zna swoje przeznaczenie i rolę w klanie. Jeśli nie ona, to nikt. To jest te poświęcenie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lut 14, 2022 4:08 pm

Luna nie zwróciła uwagi na reakcje strażników, głównie dlatego, że nie do końca umiała określić, czy były wycelowane w nią, czy raczej wspomnianego elfa. A może w samą prośbę o mówienie o jego najwyraźniej plugawej osobie. Nie zdziwiłaby się, gdyby to ich rasowe i polityczne uprzedzenia były główną podstawą tych oskarżeń. Co nie znaczyło, że popierała wojenne zapędy elfów. Delikatnie opuściła brwi, kiedy Viddasala wspomniała śmierć swego rodziciela.
— Przykro mi — odparła cicho, zaraz przenosząc wzrok na Maazama, który zdecydował się pociągnąć temat. Z wolna pokiwała głową. Jeśli rzeczywiście był taki, jak go malują, to mogło tak być, jednak to wciąż jeden elf. Czy ryzykowałby coś takiego? Musiałby być również zadufany i głupi. Zyskała jednak lepszy ogląd tego, kogo mają brać pod uwagę.
Przeszli do pytania Garretha, który słuchał uważnie, choć nie było tego wcale wiele. Chyba miał nadzieję na coś bardziej pomocnego, jednak... Fakt, że ci tutaj nie byli źródłem sami w sobie, to już było coś. Coś lepszego niż nic.
Na jego ostatnią odpowiedź, delikatnie uniósł kąciki ust.
— Oczywiście, że nie — rzucił cicho, jakby takiej właśnie reakcji od niego oczekiwał. Skierował ślepia na Viddę. — No... no nie no, i tak robimy postępy — rzucił cicho na jego obronę, choć trudno było nie zauważyć brak powagi w jego głosie. Garreth jeszcze na chwilę się zatrzymał, by spojrzeć na ołtarz przez swoją opaskę, po czym ruszył za nimi.
Tak też razem skierowali się z powrotem do wyjścia, gdzie Anatellowie najwyraźniej urządzili sobie pogawędkę z... jak mu tam było? Kosmith? Kossith...
— Skupmy się na własnym poświęceniu — rzucił i wsunął ręce do kieszeni. — Musimy pogadać i ustalić, co dalej...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty vol 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Lut 14, 2022 4:25 pm

Rogata opuściła brwi, kiedy usłyszała niepewność w głosie Garretha, ale chyba go rozumiała. Już i tak otrzymali azyl u odizolowanego ludu. Oczywiście, miało to swoją cenę, ale byli bezpieczni… jednak… jakoś wciąż trapiło ją te dziwne przeświadczenie, że Garreth jest Mifzenaamem, duchem zesłanym im przez Pana. Może nawet czymś więcej. Duchy były nieprzewidywalne, tak jak ich intencje. Lecz on wypowiadał się wielokrotnie dobrze o innych i dbał o tych śmiertelnych… musiał więc być życzliwą istotą, a tego potrzebowali. Na jej twarzy powoli gościł skrywany uśmiech pełen nadziei…

Gdy powrócili, Kossith opuścił towarzystwo, aby wrócić do swoich spraw. Ciężko było Gaspardowi i Amelie przyjąć do wiadomości fakt, że Saarebasi poznali prawdziwą naturę Demona, lecz… bardziej Anatella trapiło jak Maazam się tego dowiedział i dlaczego żaden tu się nie bał, a wręcz przeciwnie, wmawiali mu boskie znaczenie. To niepokojące, ale najbardziej niepokojący był dla niego sam szaman ze swoimi umiejętnościami. Tak, czy inaczej, faktycznie grali w tej samej drużynie, a jak miał rozumieć, Viddasala miała im pomóc, a przynajmniej chciała mieć w tym swój udział. Potrzebowali planu.
Wampir zamyślił się na moment, ponieważ wychodziło na to, że mieli dwa tropy i niemałe utrudnienie uwarunkowane lokalizacją. Ale chyba miał szalony pomysł.
-Rozdzielmy się.- Podjął, zwracając uwagę reszty. -Elfy trzeba podejść dyplomatycznie, do tego nada się Luna, a ja się nią zaopiekuje. Garreth zna się na klątwach i dziwnych pradawnych zwyczajach plemiennych, w sam raz dostrzeże, jeśli coś będzie nie w porządku. Viddasalo, obawiam się, że elfy nie zechcą Cię widzieć, zaś potrzeba jakiejś przyjaznej twarzy dla katalamdatów, ruszysz z Garrethem i moją siostrą. Amelie… po prostu bądź dla nich wsparciem, to przyda się bardziej w dziczy.
Rozporządził, dosyć pewnie siebie uznając, że plan jest doskonały. Mogli tym sposobem sprawdzić dwa istotne punkty. Któreś z nich trafi na odpowiedź.
-A po wszystkim spotkamy się w Korcari. Brzmi to dobrze.
Oznajmiła ben-serat.
-Czemu mam wrażenie, że Gaspard wybrał sobie najczystszą opcję…?- Prychnęła zakładając ręce na piersi. -A może…
Zerkneła na Lunę, zaś oburzony Anatell stanął na drodze tego spojrzenia.
-Decyzja i tak należy do Garretha, oraz Luny, to ich misja. I zamknij się wreszcie.
Odparł zrezygnowany, a w tym czasie Viddasala poparła swój podbródek w zastanowieniu.
-W przypadku vaagoth faktycznie Luna i Gaspard mogą być najskuteczniejsi. Ale trzeba liczyć się z ich niecnymi sztuczkami. To podłe istoty...
Zaraz jednak, kiedy otrzymali potwierdzenie reszty, klamka zapadła. Takiej przygody to się chyba Gaspard nie spodziewał…

z/t wszyscy
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty vol 3

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lut 14, 2022 6:05 pm

Było już późne popołudnie, kiedy znaleźli się w drodze do najbliższego ludzkiego plemienia, on, Amelie i Viddasala. Wielkie drzewa piętrzyły się nad ich głowami, niemal zupełnie zasłaniając coraz bardziej chmurzące się i tak niebo. Ich splątane gałęzie wyglądały jak wielka, zielona pajęcza sieć, a z konarów i pni zwieszały się grube pnącza. Powietrze było ciężkie od wilgoci, pełne zapachu żywej i martwej roślinności oraz ziemi, po której coraz mocniej pokładał się cień. Nic dziwnego, bo niewiele słońca potrafiło przebić się przez wiele warstw liści.
Tannocci zamieszkiwali ziemie Quaccor, jak sami zwykli ją nazywać, a ta coraz mocniej dawała o sobie znać licznymi ciemnymi stawami i grzęzawiskami, które trzeba było omijać. Jednak nie to przykuwało myśli i spojrzenia.
— Jakby ktoś je zmusił, by tak rosły... — mruknął Garreth, przesuwając dłonią po korze wygiętego ku dołowi pnia, który wił się wzdłuż ich ścieżki niczym zraniony wąż, a potem nurkował w błocie. Drzewo całe niemal pokryte było żywicą, której kolejne porcje napływały w różnych miejscach, a wszystko za sprawą spękanej, porozrywanej kory i drewna, jakby wnętrze rosło szybciej niż powłoka. — W zasadzie elfy tak potrafią. Jak coś spierdoliły z czarami, to chyba by mogły i to zrobić...
Zostawił drzewo w spokoju i ruszył dalej, przechodząc po zwalonym pniu na drugą stronę jakiegoś błotnistego potoku. To nie było pierwsze drzewo w podobnym stanie, jakie zobaczyli, a teraz nie pierwszy już dziwny odgłos zwrócił uwagę demona, ale ten był inny. Głośniejszy i bardziej zawodzący, bardziej żałosny, jakby coś chciało jęczeć z bólu, ale już nie miało na to siły.
Za chwilę z drugiej strony odezwał się podobny głos, a potem jeszcze jeden i kolejny. Garreth sięgnął po pistolet, orientując się, że są otoczeni przez... Znieruchomiał na moment, widząc spełzającą z drzewa łysą istotę, której blada skóra wydawała się powleczona jakimś rodzajem śluzu czy włókien, a podobny kapał z zębatej paszczy. Miała powyginane kończyny, na których chwiała się niemal co krok, pocharkując przy tym gardłowo. Przekrzywiła jajowatą głowę na chudej szyi, wręcz wywracając ją do góry nogami, by móc spojrzeć na Garretha, który w tym momencie oddał strzał.
— Kurwa... — mruknął, kiedy pocisk trafił w tułów, ale to tylko na chwilę zachwiało stworzeniem, które jęknęło i ruszyło szybciej, potykając się o własne kończyny. Podobnie uczyniły trzy pozostałe.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Lut 14, 2022 6:59 pm

Amelie czuła się nieco nieswojo w tej dziczy, całe życie spędziła w brukowanych miastach, a największy brak cywilizacji to zastała chyba tylko w Ursie, przez którą przejechała powozem, a tutaj o… krzaki, wiszące pnącza i drzewa, których lepiej nie dotykać. Zupełnym przeciwieństwem była rogata wielkoludka, która poruszała się jak u siebie. Właściwie, była u siebie. Nawet jej strój to wskazywał, spodnie wykonane ze skóry, wysokie buty chroniące kostki, chusty owinięte przez tors, aby zakryć piersi, czy coś na kształt krótkiej kurtki, lecz nic nie zakrywało jej brzucha, co było nawet zrozumiałe w tak ciepłych warunkach. Dodajmy do tego cały zestaw uzbrojenia, jak sztylety, zakrzywione ostrze, torbę podręczną…
-Jak na czarodziejkę jesteś bardzo uzbrojona… jeszcze nie widywałam magów z takim asortymentem.
Zauważyła blondynka, zaś białowłosa zwróciła w jej stronę lazurowe spojrzenie, wyrażające zaskoczenie tym stwierdzeniem.
-Nie? Wasi magowie muszą być bardzo bezbronni. Czy nikt ich nie atakuje?
Zapytała z pełną powagą.
-Em… rozumiem w takim razie, że to u was normalne?
-Oczywiście, jesteśmy użytkownikami magii, ale nie zawierzamy jej życia. Każdy musi znać podstawy walki i być przygotowany na każdą ewentualność. Może nie być okazji na wypowiedzenie inkantacji, gdy wróg jest niespełna metr od ciebie.

Wytłumaczyła, a to nabierało już dla niej sensu. Miała rację. Zaskakująco dużo racji przyznawała tym rogaczom, aż ją to zaczynało niepokoić.
Wtedy, ich uwagę odwrócił Garreth, który badał drzewo. Jego uwaga o elfach nie obeszła Viddasali, która też powoli podeszła.
-Są tak samo dobrymi użytkownikami magii jak my. Mogą eksperymentować i szukać sposobu, byle nas zniszczyć. Jesteśmy ich poważną przeszkodą w pochłonięciu Teshatomii. Ale czynią tym szkody.
Wyraziła własne zdanie, zanim nie ruszyli dalej. Amelie obserwowała otoczenie, zastanawiając się, czy daleko jeszcze, ale zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, usłyszeli dziwne dźwięki. Sama ben-serat stanęła jak wryta, mrużąc niebezpiecznie oczy i szybko doszukując się tego co wydawało te odgłosy. Zaraz dostrzegli przyczynę, zaś widok tych kreatur ją zaskoczył. Przypominały małpiatki, ale takie z koszmarów. Anatell zaś wystraszyła się, ale kiedy Garreth wystrzelił, sama chwyciła swój pistolet i oddała strzał w kolejną. Niestety, to za mało. Wtedy Viddasala zaczęła głośno wymawiać inkantację, a z ziemi wydobyły się kule zbitego gruzu, które kolejno zaczęły wystrzeliwać w głowy tych poczwar, jak miało się okazać, Maginka Ziemi dobrze operowała gaamekiem, bo co chwila zmieniała tor lotu kolejnego pocisku, starając się mieć oczy dookoła głowy.



Podróż Gasparda i Luny była już stosunkowo tą spokojniejszą, wydawało się, że szlaki były już wydeptane, a zwierzyna unikała tych dróg, by nie natrafić na przypadkowego myśliwego. Kierowali się na wschód, tak jak poleciła im sama Viddasala, ale wampir nie był pewien jak daleko leżało to miasto. Ani w jakim momencie dostrzeżą je oni, a w jakim elfy ich…
-Nie umiem sobie wyobrazić elfickiego miasta. Tylko o nich słyszałem od tych, którzy mieszkali w miastach. Cały czas mi coś nie pasuje. Czemu taka szlachetna cywilizacja miałaby za tym stać?- Spytał Luny, ale nie oczekiwał, żeby ona miała wiedzieć coś więcej. Zerknął więc na nią z zamiarem kontynuowania. -Nie ufam ocenie Maazama, brzmiało to jak uprzedzenie. Ale jeśli ten Filavander faktycznie jest taki jak go opisują…- Urwał na moment, aby wyminąć wystający korzeń i lekko zagrodził kapłance drogę własną ręką, aby też na niego nie wpadła. -Swoją drogą ta sprawa z Garrethem. Nie twierdzę, że Saarebasi się mylą, lecz brak odróżniania demonów od duchów nie jest właściwy. Z jakiegoś powodu trafiły do Otchłani. A on… wysłannikiem… co za głupia sytuacja…
Tak, chyba wyrzucił z siebie wszystko co go trapiło. Mimo to, uśmiechnął się do kobiety. Wiedział, że dla niej stawiało to jeszcze więcej pytań. Momentami żałował, że nie wiedziała tyle co on, ale cieszył się, że ufała mu na tyle, by wysłuchać ze zrozumieniem.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Pon Lut 14, 2022 8:50 pm

Garreth przysłuchiwał się ich dyskusji z rozbawieniem na twarzy. Właściwie nie zwrócił wcześniej uwagi na połączenie magii i broni, pewnie dlatego, że każdy Saarebas wyglądał jak chodząca broń. A jednak było w tym trochę sensu, zarówno w pytaniu, jak i jeszcze więcej w odpowiedzi.
— Magowie z bronią... Medevarscy magowie to chuchra spędzający większość życia nad książkami — zaśmiał się i pokręcił głową. Już widział minę takiego, jakby spotkał jakiegoś rogacza. Prędzej zacząłby uciekać, niż czarować.
Na uwagę o elfich eksperymentach tylko wzruszył ramionami. Nie był, nie widział, a w sumie szkoda, bo zaczynał się czuć głupi. Historie i wiedza powszechna to nie zawsze dobre źródło, zwłaszcza, że z elfami był jeden problem. Nie należały do jego działki. Z drugiej strony zdolny demon mógłby dość łatwo podszyć się pod jakiegoś Yeamosthi. To było coś, co chętnie by wypróbował.
Jednak te myśli musiały ustąpić na rzecz stadka potworów.
Bezużyteczny już pistolet wrócił na miejsce, a drugą ręką Garreth dobył noża, który cisnął prosto w pełznące do jego stworzenie. Tym razem trafił w głowę, nie centralnie, więc istota jeszcze przez chwilę tarzała się w drgawkach przez zarośla, ale szybko przestała się ruszać. Demon zerknął na pozostałych i uchylił się odruchowo przed lecącym kamieniem, który zaraz zakręcił i uderzył w kolejny cel. Impet tego ciosu powalił stworzenie na ziemię, a zaraz inne pociski zrobiły z niego ofiarę kamienowania. W obliczu tylu ciężkich obiektów lecących jednocześnie, pozostałe dwa stworzenia również nie miały wielkich szans.
— To było niezłe... Podoba mi się ten czar — skomentował i ruszył do pierwszej istoty, by wyciągnąć nóż z jej głowy, odpychając truchło butem. — Ciekawe... — Chwycił stwora za paszczę i wyciągnął z krzaka, by kucnąć przy nim i niepokojąco wprawnym ruchem rozciąć podbrzusze bez naruszania wnętrzności, które wypłynęły swobodnie. Spojrzał na ostrze umazane w ciemno czerwonej krwi, a potem na trzewia, które zdawały się zdeformowane i trochę wybrakowane, choć nie na tyle, by uniemożliwić tym przeżycie. Zaraz też znalazł ołowianą kulę, która zatrzymała się na żebrach z jakiegoś powodu zgromadzonych z samego przodu klatki piersiowej. Wymruczał parę słów, przykładając złożony w dłoni znak do głowy istoty, lecz bez efektu. — No cóż... Opętane na pewno nie były. — Wstał niespiesznie. — Przeklęte też nie... — Zerknął po dziewczętach, ale głównie skupił się na Viddasali. — Widziałaś już coś takiego?



Szli przez las od jakiegoś czasu, a wzrok Luny co rusz padał na kolejny element tego barwnego otoczenia. Oni również mogli napotkać efekty miejscowych problemów, jak choćby samookaleczające się drzewa, jeśli mogła to tak określić. To wyglądało jakby... owoce zaczynały im rosnąć wewnątrz gałęzi i rozsadzały je od środka.
Jednak uwaga kapłanki szybko przerzuciła się na towarzysza.
— Mnie to też nie pasuje, ale z drugiej strony... Medevarczycy też nazywają siebie najlepszą cywilizacją w okolicy, a oboje wiemy, jaka jest prawda. Może elfy po prostu też mają rzeczy, o których nie chcą mówić głośno — odparła, ostatnie słowa kierując również do własnych myśli. Rozejrzała się i kiwnęła głową. — Jest uprzedzony, oni wszyscy chyba są i nie dziwi mnie to, skoro toczą wojnę... — Przystanęła przed jego ręką i przeskoczyła korzeń. — Mam nadzieję, że się mylił — dokończyła tylko, by zaraz znowu spojrzeć na Gasparda i zaśmiać się cicho. — Już prędzej by pasował na twojego wysłannika. — Pokręciła głową. — Ale... To znaczy, masz rację, nie każdemu demonowi powinni ot tak wierzyć na słowo... Ale przynajmniej nie będą sprawiać kłopotu... pod tym względem... — Coś innego chodziło jej po głowie, lecz nie powiedziała tego na głos, szybko zamiatając niepotrzebne myśli w kąt. — Myślisz, że dadzą nam rozmawiać z Filavanderem? — podjęła po chwili, znów na niego spoglądając.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Lut 14, 2022 11:16 pm

Choć panika była jak najbardziej wskazana w obliczu stworzeń, które nie padają od jednej kuli, to szybka reakcja Viddasali miała okazać się przeważająca nad tymi potworami. Kamienie rozbiły pozostałe stwory, zaś Amelie zasłoniła głowę, myśląc że zaraz sama dostanie. Ale gdy odsłoniła oczy, ujrzała już tylko pole destrukcji i zwyciężonej batalii. To było rewelacyjne uczucie.
-Jesteśmy zajebiści!
Podsumowała, zaś Viddasala zaśmiała się cicho na te słowa, za moment spoglądając na ducha, który pochwalił jej styl i samo użycie zaklęcia. Jej policzki lekko się zarumieniły, bo przeważnie nikt tego nie chwalił, tego zwyczajnie oczekiwano.
-Massera…
Odpowiedziała tylko, ale wnioskując z jej tonu i kontekstu sytuacji, można było łatwo wysnuć, że to znaczyło “dziękuję”.
Dziewczyny zaraz obserwowały to co robił Mifzenaam, ben-serat z zainteresowaniem, zaś blondynka chyba po prostu dziwiła się, że ten od razu po walce bezpardonowo bawił się bebechami potwora.
-Czy on… wie co robi…?
Zapytała bez większej wiary w to.
-Oczywiście, w końcu jest duchem.
Podjęła Viddasala, zerkając na Amelie.
-Tak, jasne…
Wymruczała, bo jakoś w jej mniemaniu to wciąż był demon, ale nie chciała wybijać jej z tej bańki, póki sam Garreth się zachowywał w miarę normalnie. No w miarę, nie licząc tego teraz.
Rogata zwróciła większa uwagę na Mifzenaama, kiedy tylko zadał jej pytanie. Wtedy też zbliżyła się powoli, zatrzymując tuż przy nim i zerkając na niego z góry.
-Przypominają małpiatki, które żyją w tych lasach. Ale te są jakieś… wypaczone. Zachowywały się bardziej jakby od nekromantycznego uroku…
-Nekromancja?

Spytała nagle Amelie, otwierając szerzej oczy.
-Ożywieńcy. Ale… nie wiem tego, tak tylko rzuciłam…
Spojrzała znów na mężczyznę.



Miała rację, z drugiej strony każdy kryje własne brudy. Jego też nikt nie posądziłby o straszne zbrodnie, wystarczyło być ciamajdą i zrobił ładne oczy. Elfy mogły stosować podobną technikę. Powiedzmy.
-Jeśli ten ich konflikt trwa od wieków to nic dziwnego. Jakby, najłatwiej zrzucić winę na głównego wroga. Nie powinniśmy się mieszać w politykę, ani popierać stron… liczy się tylko rozwiązanie ogólnego problemu. Tego się nauczyłem. Neutralność.
Westchnął cicho, jakby ta nauka nie należała do tych przyjemnych, ale to teraz było bez znaczenia. Zresztą, bardziej skupił się na jej śmiechu i żartobliwej uwadze, która go zaskoczyła. Za wysoko go stawiała, sam się zaśmiał.
-Jestem tylko Gaspardem, nie mi pisani właśni wysłannicy. Choć nie przeczę, jest pod moim okiem, przez moją decyzję musze go mieć pod kontrolą. Z drugiej strony, muszę też zobaczyć co zrobi, jeśli dać mu wolną rękę. Między innymi dlatego nie chcę się specjalnie wtrącać w sprawę jego i Saarebasów…- Wytłumaczył się, zdejmując czapkę i przecierając czoło. Było tu naprawdę ciepło, a on wziął płaszcz. Chciał już chyba być na miejscu. -Myślę, że wystarczy im tylko nakreślić priorytety. Ale póki współpracują.. tak, właściwie tak.- Pokiwał głową, zakładając czapkę na potargane białe kudły. Zaraz przeszli do kluczowej kwestii. -Jeśli nie, będziemy głośno tupać i fukać, aż się nami zmęczą.
Uśmiechnął się i po chwili usłyszeli dziwny szelest. Gaspard zacisnął palce na halabardzie, wolną rękę kładąc na ramieniu kapłanki, aby zwolniła. Pociągnął nosem i nadstawił uszy, biegając wzrokiem na boki. Wampira trudno zmylić.
-Wyjdź… wyjdźcie.- Rzucił w powietrze, a po krótkiej chwili, zza zarośli wysunęli się elficcy zwiadowcy, z naciągniętymi cięciwami łuków w ich stronę. Anatell westchnął głęboko. -Chyba to tu…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Wto Lut 15, 2022 5:39 pm

Zaśmiał się na jej komentarz, tak bardzo adekwatny do tego wszystkiego.
— Ktoś twierdził inaczej? — dorzucił, zerkając kątem oka na Amelie. W sumie nie spodziewał się po niej tego typu reakcji, ale grała jak najbardziej na plus. Kto by pomyślał.
Zakłopotanie Viddy było na swój sposób zabawne, ale w taki sposób, jakby... patrzył na króliczka, tak, to chyba to. Jeszcze nie widział, żeby się rumieniła, więc możliwe, że nie za często słyszała komplementy... a może raczej nie od obcych. To nie miało wielkiego znaczenia, ale za to zanotował w głowie nowe słowo. Nowe rzeczy zawsze mogą się przydać.
Przyszła kolej na oględziny ich zdobyczy, bo przecież nie ma to jak przygodne polowanie na jakieś łyse ścierwo.
— Nie pierwszy raz to robię, złociutka — odparł w międzyczasie, kiedy postanowiły poobgadywać jego zajęcie. Zaraz jednak zostawił trupa, z którego wiele więcej nie wyciągnie w tej chwili, i skierował uwagę na Viddę. Małpy? Zerknął na trupa i znów na dziewczyny. — E-e. — Pomachał przed nimi upaskudzonym ostrzem. — Ożywieńcy nie zdychają od noża w głowie czy kamieni. I nie mają takich naturalnych odczuć. To coś żyło. — Spojrzał znów na zwłoki i lekko przechylił głowę. — Jakkolwiek było w stanie to robić. — Wtem kolejny szelest przykuł jego uwagę, tym razem gdzieś nad ich głowami. Piąte stworzenie leciało dość swobodnie, obijając się o gałęzie, Garreth cofnął się dwa kroki, nim upadło tam, gdzie wcześniej stał. — Ki czort...
Dostrzegłszy strzałę w trupie, rozejrzał się szybko. Z zarośli przed nimi wyłoniło się kilku mężczyzn o oliwkowej skórze i skąpym odzieniu. Ich ciała wymalowane były tak, że niemal wtapiali się w liściaste otoczenie, a sami mierzyli z łuków do Garretha i Amelie.
— Viddasala, co tu robią te białe demony? — rzucił odważnie człek z opuszczonym łukiem, postępując kilka kroków w przód. Ben-serat mogła go kojarzyć, nazywał się Ithahiquek i przewodził okolicznej grupie zwiadowców. Jeśli się przyjrzeć, dało się doszukać w jego przepasce przez pierś na broń dodatkowych zdobień i koralików.

Nie mogła nie przyznać mu racji. Obejmowanie stanowiska konkretnej strony w czasie, gdy wszystkie są poszkodowane, tylko utrudni im zadanie. Obawiała się jednak, że niektórzy mogą domagać się nie pomagania swoim wrogom. Należało działać przede wszystkim ostrożnie, może nawet nie mówić wprost, że na rozwiązaniu zyskają też Saarebasi, chociaż... Jak tak o tym myślała, to brzmiało to przecież na idiotycznie oczywiste.
Pokiwała z wolna głową. Tak, wolna ręka była ważna w takich rzeczach, a Garreth spędził z nimi, właściwie z nią, na tyle dużo czasu, że raczej nie obawiała się zrobić czegoś takiego. Choć nie umiała do końca odgadnąć, co on sam mógł o tym myśleć. Problem z demonem był taki, że od czasu do czasu mówił albo robił coś zupełnie nieoczekiwanego, na nowo podkopując jej pewność siebie w przewidywaniu.
— Brzmi jak plan... — odparła cicho z rozbawieniem na jego ostatnie słowa, nim ich rozmowa nie została przerwana przez nowe dźwięki. Czujne spojrzenie Luny przeniosło się na listowie, z którego wyszło kilka elfów, oczywiście w zapobiegawczym nastroju. Zerknęła na łowcę i zaś na najbliższego ze zwiadowców. — Witajcie. Jestem Luna Saffaris, a to Gaspard Anatell. Przyszliśmy do was, ponieważ puszczę i jej mieszkańców trawi jakieś nieznane zło... Chcemy pomóc — wyjaśniła, mając nadzieję, że przynajmniej opuszczą broń.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Lut 15, 2022 6:52 pm

Luźna myśl adeptki mogła odejść w zapomnienie, kiedy Garreth wyjaśnił znaczącą różnicę. Z jednej strony mogła to wyjaśnić brakiem doświadczenia z nekromancją, z drugiej maazam winien być wszechstronnie wykształcony. Ale teraz nie było na to czasu. Jeszcze jedno stworzenie było gotowe zmącić ten spokój, ale ktoś ich ubiegł. Tylko rogata rozpoznała strzale.
-To przyjaciele.- Uspokoiła Garretha i Amelie, zaraz wzrokiem uciekając do plemiennych ludzi, głównie tego, który narobił najwięcej szumu. Już chciała mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą, tak jak rzekł szaman, lecz… lecz wtedy zwątpiła. Zrozumiała, że katalamdaci mogliby mieć zupełnie inne spojrzenie na ducha pośród nich. Nie lubiła kłamać, ale chyba zmuszona była dokonywać trudnych decyzji, prawda? -Ithahiquek, to obcy, którzy przybyli z północy, aby wyleczyć Hurushn. Maazam zaprosił ich do klanu, są gośćmi Saarebas. Szukamy przyczyny złych mar i umierającej puszczy.
Wyjaśniła, prawie zgodnie z prawdą. Wyglądała mimo wszystko na pewną siebie, ale reszta nie mogła zrozumieć języka, którym tym razem władała. Amelie zerknęła na Garretha i zaraz na Viddasale. Ciekawe, czy tutaj też będzie tym bożkiem. Zresztą, znów uwagę przyciągał ten Ithahiquek. Wyglądał dziko, ale jego zdanie znaczyło teraz tyle co wyrok sędziego.

---

Luna dosyć odważnie przeszła od razu do rzeczy, a elfy potrzebowały chwili, aby skojarzyć język mówiony z jej ust. Zresztą, od razu było widać, że bliżej im do Senemczyków, niż dzikusów z tutejszej okolicy. Mniej więcej zrozumieli nawet co miała na myśli, ale sami po sobie rzucili spojrzeniami i krótkimi komentarzami. Aż jeden z łuczników nie podszedł bliżej, wskazując Anatellowi ręką, by odłożył halabardę. Niezbyt mu się to uśmiechało, ale przecież nie przybyli tu jako wrogowie. Teraz zapowiadała się ta najlepsza część.
Gaspard i Luna musieli dać związać sobie nadgarstki za plecami, aby w pełni elfy im zaufały. Dopiero wtedy zaczęli być prowadzeni przed siebie, w pokaźnej obstawie, natomiast wzrok Gasparda uciekał na żołnierza, który niósł jego halabardę i przyglądał się jej z zaintrygowaniem. Niech się nie zatnie.
Ale w końcu, otworzył się przed nimi widok na miasto w oddali, które w przeciwieństwie do ludzkiej architektury, zamiast rozciągać się wszerz, pnęło się po kolejnych partiach drzew w górę, zaś tarasy i budynki połączone były ze sobą licznymi schodami lub też spiralnymi pomostami. To było wszystko takie inne…
-Thrahleyian…
Wyszeptał Gaspard, kiedy jego srebrne oczy wodziły po zbliżającej się panoramie miasta. Zupełnie zapomniał w jakich okolicznościach się tutaj znaleźli...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sro Lut 16, 2022 12:21 am

Garreth zsunął opaskę i spojrzał na kobietę, a zaraz potem znów na uzbrojonych dzikusów, którzy wcale na przyjaznych nie wyglądali. Raczej jakby właśnie patrzyli na dziwną i niechcianą zwierzynę łowną w towarzystwie znajomego myśliwego. Ale jeśli ci tutaj strzegli swego terenu, czy o ironio faktycznie polowali, to chyba nie powinno go to dziwić. Miał zresztą inne problemy na głowie, niż ich twarze.
Ithahiquek przeniósł na obcych baczne spojrzenie wyrysowane w kamiennej twarzy. Jego włosy zdobiły orle pióra, co doskonale pasowało do tego niezmiennego drapieżnego wyrazu. Popatrzył na blade zwłoki, zwłaszcza te wypatroszone, na białą dziewczynę i zaś jej towarzysza.
— Białe demony z północy od zawsze przynosili Hurushn tylko śmierć. Co Maazam w was zobaczył... — Pokręcił głową, ale chyba wierzył słowom adeptki. — Ty rozumieć? — odezwał się po koruńsku, ale Garreth tylko zerknął na dziewczyny. — Ty Medevar?
— Tak, jesteśmy z Medevaru — podłapał demon, a Ithahiquek skrzywił się na tę wiadomość. — Chcemy...
— Odpowiadasz za nich — zwrócił się do Viddasali. — Zawiążcie im oczy —[/b] polecił swoim ludziom, a ci bezpardonowo podeszli do dwójki przybyszów, by z pomocą cienkiej, ale pokrytej futrem skóry, pozbawić ich wzroku. Garreth początkowo odwrócił się do mężczyzny, który zaszedł go od tyłu, ale chyba szybko zrozumiał, o co chodzi. [i]— Idźcie za mną.
Ithahiquek ruszył przodem, a wraz z nim dwóch ludzi po obu stronach. Pozostali zdawali się czekać na ich gości, by stworzyć wokół bezpieczną pętlę. Czarodziejka z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że jego ostrzeżenie nie było tak samo płytkie jak to często ma miejsce w bardziej cywilizowanych rejonach. Jeśli tylko zgodziła się pójść razem z nimi, Viddasala była od tego momentu współwinna każdego wykroczenia, jakie by popełnili.
Szli czas jakiś przez las, a ich przewodnik zdawał się kluczyć, choć Saarebas jednocześnie widziała, że wybierał ścieżki, na których potencjalnie nie powinni zrobić sobie krzywdy. Obok każdego z nich szedł jeden zwiadowca, zarówno, by ich pilnować, jak i wspomóc w razie potrzeby. Doszli w końcu do gęściejszego matecznika położonego na wzniesieniu, dzięki czemu nie był on częścią ciamkającego pod butami bagna. Wtedy też zdjęto im opaski na oczach, by mogli ujrzeć wioskę. A może wręcz miasteczko. Stabilne podłoże pozwoliło na wybudowanie solidnych domów z drewnianych pali, glinianego uszczelnienia i kamiennych fundamentów. W oknach nie było szkła, a zamiast niego misternie plecione drobne siatki, zdawały się wręcz przezroczyste, a jednocześnie zapewniały spokój od uciążliwych owadów. Przy obejściach krzątały się jakieś psowate, niektóre z nich naburczały na przybyszów, inne zwyczajnie się schowały, piszcząc cicho. Ludzie odrywali uwagę od oprawiania zwierzyny, przygotowywania obiadu czy też prac domowych, by popatrzeć na korowód niespodziewanych gości. Ludzie odziani w skóry, plecionki i kolorowe chusty, niektórzy zapewne nigdy nie widzieli chociażby zwykłej koszuli. Ich reakcje były bardzo różne, od ciekawości, przez niepewność, po wyraźną wzgardę. Czy to z przyzwoitości, czy ze względu na obecność Saarebas, ale nie próbowali ich zaczepiać. Było też w nich coś dziwnego, gdzieś w ich ciemnych oczach, co trudno było sprecyzować.
— Do kogo nas prowadzisz? — spytał Garreth, przenosząc wzrok na dowódcę. Po drodze zdążyli zostać zapytani o imiona, a demon zręcznie uprzedził ewentualną odpowiedź Viddasali, więc miał nadzieję, że nie stanie się to problemem też później. Nie było tajemnicą, że katalamdaci czcili czasem różne... rzeczy.
— Wielki Inaquk decydować — odparł mu tylko, zostawiając ich z tym słowem sam na sam, przynajmniej póki Vidda nie zdecydowałaby się przetłumaczyć to jako "wódź".
Tak też przeszli ku środkowi wioski i znaleźli się przed dużą okrągłą chatą, której słomiany dach schodził do samej ziemi z wszystkich stron i w nim też znajdowało się wejście. Wokół niej stali uzbrojeni strażnicy, czujnie obserwując całą grupę. Ithahiquek wszedł sam, by zamienić słowo z wodzem, a po chwili zaprosił ich do środka. Wnętrze było podzielone w osobliwy sposób, wykrojono bowiem okrągłą salę po środku, do której wiódł krótki korytarz, zaś pozostały okrąg na obrzeżach chaty zapewne należał do przestrzeni prywatnej. Inaquk siedział na dywanie, który wyścielał kamienną podłogę, a który prezentował się w pięknych wzorach i soczystych kolorach. Wódz Otzanutl miał na sobie czerwono-czarno-błękitną przepaskę oraz grube futro drapieżnego kota zarzucone na ramiona, spięte z przodu kolorowym sznurem i sprzączką. We włosy miał wplecione krucze pióra, w uszach kolczyki, na piersi naszyjniki, a na głowie ozdobę z młodego kruka. Jego twarz wymalowana była w kolor białego pyłu z kilkoma pionowymi liniami przy oczach. Liczył już sobie wiele lat, być może nawet farbował włosy, lecz w jego oczach wciąż odbijała się siła i wielka pewność siebie podbudowana doświadczeniem.
Otzanutl zmierzył ich uważnie wzrokiem i zatrzymał swoją uwagę na Viddasali.
— Dlaczego Maazam twierdzi, że potrzebujemy pomocy tych obcych? — zapytał spokojnie i bez wyrzutu w ich stronę. Garreth był zaskoczony, jak dobrze mężczyzna posługiwał się medevarskim językiem, jednak tylko zerknął na Amelie i nie wtrącał się chwilowo.

Zerknęła na Gasparda, domyślając się, że oddawanie komukolwiek jego ulubionej zabawki nie jest łatwe, ale nic nie mogli na to poradzić. Spodziewała się, że na tym zakończą, ale nie, choć starała się stać spokojnie, to jednak ciężko było zachować wewnętrzną równowagę, kiedy ktoś komu chcesz pomóc, zaczyna ci wiązać ręce. Jeszcze trochę i zmieni pogląd o elfach, yh. Ruszyli jednak w drogę, a ona zerkała po jednym czy drugim, starając się zorientować może w ich osobach czy nastawieniu. Ciekawski pan od niesienia halabardy wydawał się nie najgorszy. Gdyby tylko jeszcze mogło się to do czegoś przydać. Spokojnie, Luno, jeszcze nie jesteście więźniami. No, prawie.
Jednak uwagę od niespokojnych myśli skutecznie odciągnęły widoki pierwszych zabudować, które dostrzegła w sumie przypadkiem, zerkając po drzewach. Dziewczyna z zainteresowaniem śledziła fantazyjne kształty domów i tarasów, by zaraz zrobić większe oczy, kiedy pierwsze pomosty poprowadziły jej wzrok do baśniowego miasta. Nie umiała tego inaczej opisać.
— Jakbym znalazła się na książkowym obrazku... — wymruczała cicho, zaraz uciekając spojrzeniem od Gasparda do kolejnych budowli na oraz w drzewach, które zdawały się piąć do nieba. Obserwowała zwinne elfy poruszające się po wąskich mostach i ścieżkach niczym wiewiórki i zastanawiała się, czy im też przyjdzie przejść tak wysoko. Chciałaby spojrzeć na to wszystko z góry, to musiało wyglądać jeszcze bardziej niesamowicie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Lut 16, 2022 1:09 am

Mogła tylko w milczeniu doglądać rozwoju sytuacji, nie objęta całym tym afiszem, ale zarazem czuła niepokój. Kłamstwo ma krótkie nogi, jak długo będzie ono żyć w tym wypadku? Maazam dostrzegł coś więcej, niż mogłaby na głos przyznać, więc pozostało jej odgrywać rolę głupiej uczennicy na posyłki.
Amelie z kolei nie miała wiele entuzjazmu względem tych dzikich. Chyba rozumiała czemu matki straszyły dzieci plemiennymi, że ich porwą do lasu. Ci z kolei ich w lesie nie chcieli, o ironio. Jednak tutaj zainteresowała się tym, że operowali wieloma językami. Na uczonych Medevaru zrobiłoby to nawet wrażenie.
Cały czas milczała, najbardziej ze wszystkich, bojąc się palnąć głupotę lub wcale nie czuła się pewnie, jakby na nic nie miała tu wpływu. Kiedy postanowili zakryć im oczy, zerkneła tylko na Viddasale, która wzruszyła ramionami. A więc faktycznie byli bezradni…
Rozpoczęli swój ślepy marsz, zaś rogata miała cały czas skupiony wzrok na swoich towarzyszach, aby się nie przewrócili o nic. Po głowie chodził jej fakt, że reczyla za nich, ale mimo to, to ostatnia rzecz jaka ją obchodziła. Duch i jego towarzyszka zechcieli im pomóc, więc powinna z nimi być przez cały czas, gwarantując bezpieczeństwo.
Kiedy z oczu Amelie zdjęto zakrycie, otworzyła szerzej oczy, rozglądając się po niezgorszej cywilizacji. Spodziewała się raczej namiotów i ogniska, a nie całej osady i to z fundamentem. Może to robią z ludźmi stereotypy, zamiast postrzegać kulturę za inną, umniejszamy jej.
Kiedy musieli zaczekać na przewodnika, Viddasala zwróciła się do nich.
-Inaquk jest dla nich tak samo ważny jak dla nas Maazam. W żaden sposób nie nadwyrężajcie jego cierpliwości… nie mam tutaj żadnej mocy.
Wyjaśniła dla pewności, a Anatell wymusiła na twarzy uśmiech.
-Wiedzieliśmy gdzie idziemy. Nie martw się.
Pocieszyła ją, a zaraz przyszło im wejść do chaty wodza. Tam ben-serat przyłożyła pięść do piersi i ukłoniła się, jak Saarebasi mieli w zwyczaju, aby okazać szacunek. Amelie zatrzymała się w bezpiecznym dystansie.
Rogata skupiła wzrok na wodzu, a jego pytanie przełknęła wraz ze śliną. Kolejne zatajanie prawdy, niedobrze…
-Zły urok, który zabija puszczę, oraz nęka nas wszystkich, dalej nie spotkał się z rozwiązaniem. Maazam nie mógł znaleźć lekarstwa, zaś ci ludzie z północy znani są z odczynianie mrocznych klątw…- Tłumaczyła, a Amelie zrobiło się trochę niezręcznie, bo tak jakby nie było tu Luny, a ona zjawiła się przypadkiem. -...zadeklarowali się pomóc klanowi, zaś intencje Saarebas są wspólne z waszymi. Wiemy, że plemię też cierpi. Szukamy przyczyny problemu.
Dodała jeszcze. Anatell zastanawiała się w tej chwili, czy jej brat bawi się lepiej…

---

Prowadzeni niczym jeńcy, mogli jedynie obserwować obywateli tego miasta, którzy przyglądali się im jak dzikim zwierzętom. Nie mógł raczej spodziewać się niczego innego po tak dumnej rasie. Choć sama Saffaris miała rację z tym opisem, to jednak niestety poznawała elfy od nienajlepszej strony.
Ich ponury marsz zatrzymał się na jednym z tarasów w połowie drogi, skąd mieli dobry widok na dolną część Thrahleyian. Podejrzewał, że zmierzali do aresztu, ale ostatecznie ktoś ich zatrzymał. Mianowicie jeden zielonooki elf o krótkich ciemnych włosach i paskudnej bliźnie, która rozchodziła się przez jego policzek, aż po miejsce, gdzie powinno być prawe oko. Na ramionach nosił liczne blizny, więc wyglądał na weterana wielu starć.
-Czekajcie. Kim jesteście?
Zapytał ów elf, ręką odganiając część zwiadowców, która ich tutaj sprowadziła. Mógł być kimś ważniejszym.
-Gaspard Anatell i Luna Saffaris, przybyliśmy odczynić zły urok, który terroryzuje Teshatomie.
Przedstawił ich, a wtedy bliznowaty zwrócił uwagę na elfa trzymającego halabardę. Zaraz do niego podszedł, zabierając mu ją z rąk i przyglądając się wykończeniom ostrza, przez co Gaspard badał każdy jego ruch dosyć intensywnie.
-Jestem Caridin. Syn namiestnika Filavandera.- Przedstawił i siebie, na co Gaspard spojrzał na Lunę. -Niepokoicie nas.- Podjął, wychodząc im naprzeciw, a wśród nich pozostało jeszcze tylko dwóch strażników pilnujących jeńców. -W dodatku przybywacie od wschodu, z ziem Saarebasów. To nie świadczy o was dobrze.- Dodał jeszcze, a wtedy Gaspard uświadomił sobie, że jego rany mogły nie zostać zadane ostrzem, a… rogiem. -Czemu mamy Wam zaufać?
Dopytał, a Łowca przymrużył oczy.
-To my możemy zadać to samo pytanie. Zresztą, niezależnie skąd przychodzimy, do niczego nie należymy. Chcieliśmy tylko odnaleźć źródło problemu.
Przedstawił sprawę dosyć jasno. Mógł brzmieć rozszczeniowo jak na sytuację w której się znaleźli, ale wiedział, że inaczej się nie da. Za duże doświadczenie. Sam Caridin też wyglądał, jakby to przetwarzał.
-Nasz czarodziej już zajmuje się tą sprawą. Obcy są tu zbędni...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sro Lut 16, 2022 7:00 pm

Garreth z wolna pokiwał głową, kiedy uprzedziła ich o znaczeniu osoby, do której mieli się udać. W zasadzie tak właśnie brzmiał, nawet jeśli to drugie ichniejsze słowo wyglądałoby trochę jak zdrobnienie. Ale jej dalsze słowa nie napawały tym bardziej optymizmem. Choć obecność Viddasali z pewnością przyczyniała się do gościny, jakiej zaznali, to jednak wciąż musieli patrzeć sobie na ręce w nadziei, że to wystarczy. Mimo to, uśmiechnął się również.
— Ta, bywało gorzej — przytaknął na słowa Amelie, choć nie był pewien, czy ona sama mogłaby też to powiedzieć. Weszli jednak do środka, a uwaga Inaquka skupiła się na Viddasali. Jego również, bo wyglądała na zestresowaną, a to nie dobrze. To bardzo niedobrze.
Odpowiedział na powitanie adeptki, również przykładając dłoń do piersi i pochylając głowę, choć mniej głęboko. Jego ręka pozostawała zaś otwarta na znak pokojowych intencji. Kiedy odpowiedziała na jego pytanie, wódz pokiwał z wolna głową z miną świadczącą o tym, że rozumie tę przyczynę, ale jeszcze rozważa jej słuszność.
— Ten zły urok jest potężniejszy od naszych szamanów i Widzącej, potężniejszy od duchów drzew i zwierząt. Jak zamierzacie go odegnać, wy, którzy zamykacie swoją siłę w słabszych od siebie tworach? — Spojrzał po nich obojgu, ostatecznie zatrzymując wzrok na Garrecie.
— Wielki Inaquku, czy wtedy bylibyśmy w stanie robić to, co o nas mówią? — odparł z uprzejmością w głosie. — Ta klątwa dotyka coraz to nowych osób i stworzeń. Zmienia je, po czym pozostawia odmienione. Ma nie tylko przyczynę, ale i stałe źródło, które ją napędza, podtrzymuje. Jak rzekę, którą chce się osuszyć. To nim należy się zająć w pierwszej kolejności, dlatego tropimy skutki, by dotrzeć tam, skąd się wzięły. Dlatego tak bardzo zależy nam na rozmowie z ludźmi Tannocci, każdy strzęp wiedzy może być elementem tej układanki. — Umilkł na moment. — A wtedy będziemy wiedzieć, z czym i jak walczyć.
Wódz mruknął coś cicho, w stylu "mhm" i przyglądał mu się jeszcze przez chwilę.
— Jesteś bardzo pewny siebie. Pewność potrafi zgubić tak samo, jak i wahanie. — Spojrzał po nich wszystkich i ostatecznie na Saarebas. — Możecie się tu zatrzymać i mówić z moimi ludźmi. Jednak władzę duchową sprawują szamani i Wiedząca. Bez ich słowa nie wolno wam nic czynić w tej sferze.
Garreth skinął głową w podzięce, niemej, jako że nie on stał teraz w centrum uwagi wodza. Jeśli nie mieli więcej pytań, mogli swobodnie wyjść, a towarzyszący im zwiadowcy rzucili coś do swoich towarzyszy, zapewne informując o decyzji co do przybyszy. Demon jednak skupił się już na czym innym, a konkretniej zmierzwił sobie włosy.
— Chyba musimy znaleźć głównego szamana...

Ich wycieczka po mieście, choć raczej nie miała i tak skończyć się przyjemnie, została niespodziewanie przerwana. Luna przeniosła baczne spojrzenie na elfa, który zagrodził drogę strażnikom, a więc był przynajmniej o jedną półkę ważniejszy od nich. Przyjrzała się jego twarzy, a zaraz powiodła wzrokiem za nim, kiedy chwycił za halabardę Gasparda. Widziała przy tym napięcie w oczach wampira i miała nadzieję, że ten nie będzie miał w końcu dość obcych rąk dotykających jego rzeczy. Choć to wątpliwe, jak chciał, to potrafił mieć dużo cierpliwości.
Saffaris delikatnie szerzej otworzyła oczy, kiedy Caridin się przedstawił. Tak blisko, a tak daleko, bo ewidentnie nadal mieli ich za nic. Może i miał wiele blizn na swoje usprawiedliwienie, a jednak... miała nadzieję na co innego. Oto i twoja szlachetna rasa, Gaspardzie.
— Gdyby tak było, nie przychodzilibyśmy tutaj, wy również jesteście dla nas obcy — rzuciła spokojnie i zdecydowanie zarazem. — A jednak stało się jasnym, że jeden człowiek o ograniczonym wglądzie w sytuację niewiele zdziała. Wasz czarodziej może być tak samo bezradny, jak każdy jeden wokoło, niezależnie od tego jak wiele potrafi. Nasza obecność może mu pomóc, a na pewno nie zaszkodzi.
Nigdy nie sądziła, że tak będzie wyglądać jej pierwsza rozmowa z rodowitymi elfami, ale jeśli tylko uda się ich przekonać, będzie to zarazem jej pierwszy sukces w kontaktach z nimi. Ta myśl sprawiała, że w głowie Saffaris dyskretnie rosła ekscytacja.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Lut 16, 2022 7:52 pm

Potężniejsze od duchów drzew i… co? Amelie próbowała ukryć fakt, że wódz mówił jak bezdomny pod wpływem w selindayskim parku. Ale rozumiała powagę sytuacji, wielkie zło, wielkie klątwy, nie ma rady, pewnie umrzemy. Ale chyba nie o to jej chodziło. To wszystko było takie obce jej. To nie przesłuchanie barmana z bójki w barze. Wszystko było inne…
Viddasala już nie odzywała się, bo pytanie nie do niej było kierowane, ale milicjantki też nie miała pojęcia co mówić, więc wszystko zwaliła na Garretha, by zrobił to za nią. Mogłaby to polubić.
Kiedy dyskusja dobiegła końca, jeśli nią była, patrząc na pytanie, odpowiedź i odpowiedz na odpowiedź, ostatecznie uzyskali zgodę kolejnego azylu. No no, panno Anatell, jeszcze trochę i pół Teshatomii cię ugości. Ale zgoda na wyjście została przyjęta przez nią z ulgą.
Nie wiedząc jak zareagować, kiwnęła głową, a rogata znów się ukłoniła, żeby zaraz wszyscy znaleźli się na zewnątrz. To mieli swobodę, tak? Nie do końca, Viddasala zdawała się najbardziej poszkodowana warunkiem wodza.
-To nie było… łatwe… ale Maazam był straszniejszy…
Skomentowała z westchnieniem, a zaraz ben-serat spojrzała na Garretha.
-Byłam tu dawno temu, ale jeśli wciąż odprawia rytuały w tym samym miejscu…
Podjęła i ruszyła w konkretną stronę, a im nie. Pozostało nic innego, jak się jej blisko trzymać.

---

Informacja o czarodzieju była tu istotną, jakby przed nimi też ich ostrzegano, podobno byli najgorsi. Ale nie zdążył samemu się odezwać, bo wtedy Luna weszła Caridinowi w zdanie. Bliznowaty spojrzał na nią, a jego wyraz twarzy wskazywał na zwątpienie.
-Ludzie wszędzie szukają schronienia…- Rzucił pierwszą lepszą wymówką, jakby za wszelką cenę nie chciał im wierzyć, ale Luna nie tracąc swego optymizmu, zwyczajnie czarowała elfa słowami. Jego postawa zwyczajnie miękła, a nawet Gaspard to zauważył. -Za każdym razem obecność obcych na naszych ziemiach szkodzi…
-To przygotuj się na większe szkody, gdy ta klątwa się nasili, bo nie chcieliście spróbować. Targować się można, gdy masz asa w rękawie.
Wtrącił Gaspard, a wtedy Caridin już zupełnie zwątpił, cofając się o krok i myśląc nad tym wszystkim.
-Poślijcie po czarodzieja…
Rzucił niechętnie do strażników.
Nagle od spiralnych schodów wiodących na wyższe poziomy tarasowe zaczęły odbijać się powolne kroki, zaś wtedy Gaspard, jak też również Caridin zwrócili swoje oczy w tę stronę.
-Nigdzie nie trzeba po mnie iść, bardziej to ja chcę poznać Was.- Padły słowa wysokiego leśnego elfa, którego bladoniebieskie oczy wodziły po twarzach ludzkich gości. Jego popielate włosy opadały mu na ramiona, zaś sam ubrany był w eleganckie srebrne szaty, z zielonymi zapinkami, oraz czarnymi guziczkami. Biła od niego dziwna wyniosłość, ale zarazem wrażenie, jakby dobrze wiedział w czym kryła się jego prawdziwa moc. W końcu zatrzymał się przed nimi, ale kiedy dostrzegł, że ich nadgarstki wciąż były spętane, cicho westchnął, przykładając palce do skroni, które powoli rozmasował. -Na litość, rozwiążcie ich, jakie niby szkody mieliby poczynić?
Dodał, zakładając ręce za plecy, a wtedy Caridin wyprostował się nieco.
-Tak, Arcymagu.
Zatytułował go i niemo kiwnął głową do pozostałych dwóch strażników, którzy prędko rozcięli więzy. Gaspard przetarł nadgarstki, spoglądając po Lunie, czy u niej też wszystko gra. Sam jednooki cofnął się o krok, jakby oddając pałeczkę ich tutejszemu czarodziejowi. Ciekawa to persona, skoro syn namiestnika był mu posłuszny. Ale "Arcymag"? Zapewne elficcy czarodzieje nie byli, aż tak próżni, by określać tak siebie po ledwie wyczarowaniu kilku świetlików.
-Wybaczcie, niezależnie od miejsca na świecie, każdy boi się tak samo, tylko inaczej to okazuje.- Kiwnął głową do Luny i skupił swoją uwagę na całej dwójce. -Pozwólcie mi zacząć od nowa. Antale. Jestem Lethalin Silmerion, sługa Yakshalamala, Ducha Ognia, jak też określa się mnie czarodziejem lub Arcymagiem Ognia.
Delikatnie się uśmiechnął, choć nawet to robił ze stonowanym wyrazem, jak cała jego mowa. Mimo to, narazie zdaniem Gasparda wypadł najsympatyczniej z całej bandy szpiczastouchych. W dodatku reprezentant Asa… powinien uważać na jego wszystkie święcone rzeczy.
-Miło poznać, po tym wszystkim…- Zerknął na bliznowatego. -...ale wolałbym odzyskać halabardę.
Zasugerował, zaś Lethalin spojrzał też w kierunku Caridina, z lekkim zaskoczeniem.
-To nie jest standardowy oręż dla Medevarczyka...
-Jest zaklęta.
Wytłumaczył, a zaintrygowane oczy czarownika zwróciły się ku niemu, by zaraz zabrać broń z rąk jednookiego. Przyjrzał się jej chwilę i zaraz wyłożył płasko na rękach, oddając mu ją. Reszta elfów nie patrzyła na to zbyt przychylnie.
-Dziękuje…

Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach