Cień nad Hurushn cz. 2

2 posters

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sro Mar 02, 2022 3:20 pm

Ta przedłużająca się cisza była nieznośna. Maazam stał jak głaz, nawet on nie umiał nic z niego wyczytać, żadnej ludzkiej reakcji, zaskoczenia, strachu, niepewności. W tym wszystkim zdawał się wyręczać go tłum dookoła. Aż w końcu Viddasala straciła cierpliwość, a on już pierwszymi słowami zaczął spełniać jego obawy.
— Skalała?... — Lekko zmarszczył brwi. Miał mu to wytłumaczyć jeszcze raz? A jednak już teraz im przerwano.
Obejrzał się na Kossitha i przyprowadzonych przez niego przybyszy... Luna. Jej widok był uspokajający, z drugiej strony zupełnie nie, bo właśnie weszła w sam środek stworzonego przez nich bagna. Ale gdzie był Gaspard? Błękitne oczy demona nie dostrzegły nigdzie ani czapki, ani białych kudłów czy nawet halabardy, zmuszony był więc z powrotem skupić się tylko na tej trójce. Zaraz, ta laska, czy już jej przypadkiem...
Co on robi?
Luna nie wiedziała, jak potraktować to powitanie, całą tę dziwną atmosferę i zebranie, a z każdą chwilą brzmiało gorzej.
Przyprowadził Maazama wzrokiem z powrotem do nich, kiedy ten zaczął wykrzykiwać swoje szamańskie bzdury, które jednak były złowieszczo wiarygodne. Ale to imię, pamiętał je. Lalkarz, najprościej ujmując. To wyjaśniało, dlaczego tak go słuchali. A zarazem komplikowało każdą rozmowę.
— Ioregirthrze, nie rób tego! — Stanął między nim a Viddasalą. Zaraz też oczy wszystkich podążyły za dźwiękiem wysuwanego ostrza. Przez moment był gotów zareagować, lecz Kossith okazał się tym rozsądnym. Odważna deklaracja z jego strony, zważywszy, że jeden położyłby zaledwie kilku, ale najwyraźniej miał posłuch.
Ruszył niejako wokół niego, kiedy obrócił się do straży, tak, by móc patrzeć na jego twarz. Nawet nie chodziło mu o Maazama, ten wszak powtarzał tylko to, co podsunął mu demon.
— Nie jesteśmy twoimi... — Jednak przerwał mu okrzyk kobiety, która cisnęła symboliczny kamień. No więc to by było na tyle z rozmów.
Kurwa... przemknęło mu przez głowę, kiedy ogarniał wzrokiem powstający wokół chaos i jednocześnie starał się nie oberwać żadnym zgubionym pociskiem czy ostrzem. Zdołał jednak znaleźć Amelie, którą chwycił za kołnierz dla pewności, że usłyszy.
— Nie wchodź tam — rzucił tylko i zostawił ją, ruszając za Viddasalą do wnętrza góry.
Tymczasem dziewczęta również włączyły się do walki, jedna mniej chętnie od drugiej. Feanerion pochwyciła w dłonie sztylety, a jej palce pokryły się płomieniami. Z każdą chwilą coraz bardziej nagrzewane ostrza zaczynały wchodzić w uzbrojenie i pancerze jak w masło, choć starała się ich bardziej unieszkodliwić niż zabić. Luna oddała dwa strzały w tych, którzy chcieli podążyć za adeptką i Mifzenaamem do wnętrza skały. Sama zresztą miała to zrobić, kiedy tylko nadarzy się okazja.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Mar 02, 2022 3:45 pm

Chęci Mifzenaama, aby rozwiązać to pokojowo, musiały odejść w zapomnienie, gdy pierwsza osoba cisnęła kamieniem i to niejednym. Niestety, gdy tworzy się harmonie, jej zniszczenie może efektem zburzonego domku z kart, obrócić się w ruinę, a tego nie zatrzyma żadna siła, czy słowo. Właśnie mieli to zrozumiec, kiedy ben-serat pierwszy raz zwrócili się przeciw sobie, kobiety jak też mężczyźni chwycili za broń, lecz cywile wycofali się, chcąc uniknąć boju żołnierzy. Zdecydowanie siła obrońców Maazama była mniej liczna, w armii największym szacunkiem cieszył się Kossith, który teraz spojrzał na demona.
-Biegnij!
Krzyknął i wycofał się do Amelie, aby ją osłonić, w momencie jak ładowała pistolet, z którego strzeliła w bark innego Saarebasa, który tylko syknął bólem, ruszając na nią niczym dziki taran ze swoimi rogami. Dopiero Kossith zderzył się z nim, powstrzymując tą siłą. To pozwoliło Anatell wycofać się do Luny i Allaheri, przy których czuła większe opanowanie pola walki, zaś Lethalin wystrzeliwał kolejne pociski ognia w tych, torując Garrethowi drogę do wnętrza Roogosh…
Tam rozbrzmiewały już odgłosy walki, odbijające się po skalistych ścianach długich korytarzy. W końcu Mifzenaamowi udało się dostać do największej groty z ołtarzem Ioregirthra na ścianie. Ten jednak zaczął się powoli niszczyć, kiedy kamienne kule zderzały się z nim, sypiąc gruz pod ich nogi.
-DOŚĆ KŁAMSTW! DOŚĆ!
Wykrzyczała, zaś Mifzenaam mógł być tylko świadkiem, jak deszcz kamieni odbija się od ściany, o mały włos nie trafiąjąc jego samego, lecz tym razem kolejna blokada szamana nie ochroniła go przed jedną ostrą skałą, która wbiła się pod jego żebra.
Maazam upadł na kolana, tracąc wszelkie siły, lecz mimo to czuł jak przez jego głowę przebiega setka słów jednocześnie. Jakby jego Pan mógł je wszystkie wypowiedzieć w jednej chwili. Ciężko spojrzał w stronę Viddasali, która zaczęła iść w jego stronę…

-Viddasalo, wiesz kim jestem?
Zapytał wielkolud, na którego dziewczynka z ledwo wystającymi różkami spojrzała w górę, jakby ten zasłonił jej całe niebo nad głową. Jego ucięte rogi tak bardzo rzucały się w jej oczy, a jednak wiedziała, że nie mogła nic o nich mówić.
-Maazamem.
Odpowiedziała niepewnie, a wtedy ten uklęknął na jedno kolano, mierząc ją swoimi ponurymi oczyma.
-A wiesz kim Ty będziesz…?
Zapytał spokojnie, a ta patrzyła na jego poranione usta, kiedy wymawiały każde słowo. Miała ochotę je pogłaskać, aby je nie bolało.
-Będę maazamą…
Odpowiedziała cicho, zaciskając drobne palce na swoim ubraniu. Szaman wtedy kiwnął głową, aby potwierdzić jej słowa, a zaraz wysunął w jej stronę wielką dłoń.
-Zabiorę Cię do Roogosh i będę uczył. Twoim przeznaczeniem jest przewodzić naszym ludem. Urodziłaś się gotowa, rozumiesz?
Dopytał, a ta niepewnie pomachała głową, kładąc małą rączkę na jego dłoni.


Maazam wypluł krew, która odbiła się plamą po podłożu, a zaraz zaparł się jedną ręką o kamień, przez co Viddasala zatrzymała się. Jej serce krwawiło, a po policzku zaczęły spływać łzy. Wtedy też bezrogi Mag Ziemi uniósł na nią wzrok. Krzyk Pana rozdzierał się w jego głowie.
-Dłużej go… nie utrzymam…- Wycharczał cierpko. -...Viddasalo… zademonstruj gaamek…
Wyszeptał, a jej usta delikatnie zadrżały.

-Viddasalo!- Krzyknął Maazam, gdy ta cisnęła kulą kamieni w ścianę Roogosh, krzycząc jak oszalała. -Uspokój się!
Chwycił ją za nadgarstek, ocucając ze stanu frustracji, a ta spojrzała na niego z całą nienawiścią w oczach.
-Przepadnij! Przepadnij! Razem z przeznaczeniem!
Krzyknęła, ale bezrogi w milczeniu wpatrywał się w jej lazurowe oczy. Wciąż ją trzymał, aż gniew nie zamienił się w szloch bezradności, na który powoli opadła na kolana, czując zwolnienie uścisku własnej ręki. Szaman wtedy wyszedł jej naprzeciw.
-Viddasalo… też nie chciałem tej drogi.- Podjął, a wtedy dziewczyna uniosła na niego spojrzenie. Pierwszy raz słyszała u niego te słowa. -Lecz spełniłem mój obowiązek, jak każdy żołnierz, kupiec, czy uczony, wszyscy którzy dbają o to, byśmy mogli nie tylko przetrwać, ale też żyć. Bez tego, nie mamy nic. Wiele razy wątpiłem w moje przeznaczenie. Ale wiedziałem, że jest ono słuszne. Dla tych których kochamy, gotowi jesteśmy poświęcić samych siebie.- Dopowiedział, a wtedy Viddasala uspokoiła się, przyswajając te słowa i ocierając swoje łzy. Maazam podał jej rękę, aby pomóc jej wstać. -Zademonstruj gaamek. Raz jeszcze.
-Dobrze…


Nad rogatą kobietą uniosła się kula złożona kamiennej posadzki, którą oderwała od podłoża. Z jej oczu cały czas spływały łzy, które wyrażały gniew, jak też żal do mężczyzny, który ją wychował, a teraz klęczał przed nią, nie potrafiąc nawet zbyt długo podtrzymać na niej spojrzenia. Czuła jak wszystko go rozrywa od środka.
-Kocham Cię, Viddasalo. Jak własne dziecko. Pamiętaj…
Wyszeptał, w pełni swoimi słowami, a wtedy Viddasala wydarła się przeraźliwym krzykiem i cisnęła kulą kamieni w Maazama, słysząc tylko jak ta łamie jego kości, odrzucając jego ciało do tyłu, jak szmacianą lalkę, która bezwładnie odbijała się od posadzki, by w końcu ułożyć się nieruchomo na plecach, cała pokrwawiona i otoczona opadajacymi kamieniami. Czarodziejka zawyła płaczem, opadając na ziemię i chwytając się za własne rogi. Jaka była cena przeznaczenia…?
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sro Mar 02, 2022 6:44 pm

Kiedy przybyła u pierwszy raz, nie podejrzewała, że przyjdzie jej zobaczyć ten spokojny lud z bronią w rękach wymierzoną we własnych współplemieńców. Byli przecież tacy zgodni, tacy ułożeni i przyjaźni, a zarazem rozsądni. Każdy pracował dla każdego wokół, każdy miał swoje miejsce i to szanował. Teraz zaś chaos walki zmusił ją do pozostania na zewnątrz i bronienia wejścia razem z resztą. Nie chciała strzelać. Nie chciała widzieć, jak odnajdują ją wzrokiem i zaliczają do wrogów. Choć wiedziała, że się broni, to pistolet raz po raz drżał w jej rękach. To nie tak powinno się zakończyć...
Dotarł w końcu do głównej sali, ale ledwie zlokalizował obydwoje, tak musiał uchylić się przed lecącymi przypadkiem kamieniami i odłamkami skał. Co prawda nie zrobiłyby mu wiele, ale nie uśmiechało mu się znowu naprawiać swego ciała. Jego wzrok padł na Maazama, z którego piersi sterczał ostry kamień. Może nawet rozbawiłaby go ta ironia, ale zbyt był zajęty możliwą reakcją demona. Nie chciał z nim walczyć, głównie dlatego, że mógłby marnie na tym wyjść, choć pan kłamstw nie brzmiał na groźnego przeciwnika bez swoich marionetek. Chyba jednak wolał zaczekać i przygotować się do obrony. Jej również.
Maazam upadł, kurczowo trzymając się ostatnich skrawków życia, ale jego słowa brzmiały niespodziewanie. Utrzymać go? On go powstrzymywał? Sprzeciwił mu się? Ze względu na Viddasalę czy prawdę? Choć... chyba postawiłby tu jedno i drugie.
Zerknął na kobietę, kontrolując jej stan, ale szybko odwrócił wzrok. Ten widok był gorszy od samego tego uczucia, a sam Mifzenaam musiał mocno walczyć ze sobą, żeby nie zapomnieć, po co tu przyszedł. Odsunął się od niej nieznacznie i błądził wzrokiem wokół Maazama, próbując zagłuszyć ten wewnętrzny szloch wspomnieniami z domu Luny. Aż nie przerwał mu krzyk Viddasali, odbijający się po ścianach jaskini. Przysłonił oczy przed sypiącymi się odłamkami skał i lecącym z nimi pyłem.
Nigdy nie powinien tego mówić, ale śmierć Maazama była swego rodzaju ulgą. Jedna cierpiąca dusza mniej, to dla niego szczebel wyżej w panowaniu nad sobą. Zerknął na Viddę, której rozpacz przygniotła ją do ziemi, lecz nie podchodził. Zamiast tego skupił się na ich nieruchomym teraz przeciwniku. Dobrze wiedział, że to nie wystarczy, ale chyba nie do końca pojmował, dlaczego demon nie daje znaku życia.
— To koniec, Ioregirthrze. Indoktrynacja zawsze się tak kończy. Spodziewałbym się, że jako kłamca i manipulant dobrze o tym wiesz... — wymruczał spokojnie, zbliżając się do ciała parę kroków. — A jednak nikt nie musiał ginąć w twoim imieniu. Na co ci to było?... — dodał zaraz, choć nadal ostrożnie, nie będąc pewien jego reakcji. Ani czy nie uzna jego słów za zbyt śmiałych, nawet w tym położeniu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Mar 02, 2022 7:08 pm

Choć Garreth pytał, ciało mu nie odpowiadało. Sama Viddasala była zbyt zajęta własnymi emocjami, by nawet zwrócić na to wszystko uwagę. A demon, jakby spał, jakby to o co pytał, nie miało najmniejszego powodu dla którego miałby mu odpowiedzieć. Bo czy ktokolwiek musiał umierać…? Przecież wystarczyło, że wszystko pozostałoby takie, jakie jest… dlaczego więc zwyczajnie zaburzył to wszystko? Kto naprawdę był winny tych wszystkich śmierci…?
Niestrzeżona brama pozostała otwarta, więc bez przeszkód stanął w niej Gaspard, w towarzystwie trzech hybryd, które nadal za nim podążały. Czuł się nieco słabo, pewnie przez upływ krwi, ale udało mu się tutaj dotrzeć, lecz nie rozumiał dlaczego nie widział żadnego strażnika. Jego niepokój rósł, gdy zagłębiał się w Korcari, a tam wśród domów mieszkalnych kręcili się wystraszeni Saarebasi, lecz ewidentnie nie z powodu jego towarzystwa. Wtedy też ruszył szybciej, aż cała czwórka zjawiła się w centrum osady, gdzie zapach krwi uderzył jego nozdrza. Kilku żołnierzy padło trupem, a ta pożoga wyglądała okropnie.
-Co tu się stało…?
Spytał powietrza, patrząc po tym, aż nie dostrzegł go Kossith. Lecz nim zdążył do niego podejść, tuż przed nim zatrzymała się Amelie, która nie rozumiała skąd u jej brata takie dziwne towarzystwo, to jednak czuła że to nie czas na te pytania.
-Zrobiło się źle… Viddasala zaatakowała Maazama, poznaliśmy imię demona i…
-Gdzie oni są?
Spytał z miejsca, czując że to jeszcze nie koniec zabawy. Spodziewał się, że prawda ujawniona im przez elfy może obrócić wszystkich przeciw sobie, a właśnie najwidoczniej ominęła go bitwa. Gdzieś odnalazł wzrokiem Lune, Lethalina i Allaheri, co go uspokoiło, lecz nie Mifzenaama i Viddasalę.
-W Roogosh.
Odpowiedziała, a wtedy Gaspard ją wyminął. Kossith chciał coś powiedzieć, ale wstrzymał się z tym, zresztą widok hybryd też tworzył nowe pytania. Wszystko robiło się pogmatwane.
W końcu Anatell wszedł do wnętrza świętej skały, wraz ze swoją niebywałą obstawą, aż jego oczom nie ukazała się zdewastowana główna sala, a tam leżące ciało Maazama, klęcząca rogata i właśnie Garreth. Kobieta spojrzała na niego z pytaniem w oczach.
-Przykro mi, Viddasalo.
Rzucił do niej i wykonał łagodny ruch zranioną ręką, jakby dając znać hybrydą, aby pozostały na miejscu. Samemu podszedł do ciała szamana, spoglądając po Mifzenaamie. Cofnął się, gdy Mag Ziemi drgnął, otwierając oczy, lecz połamane kości uniemożliwiały mu przesadny ruch.
-Zabiłam go przecież…
Wyszeptała Viddasala, która powoli wstała.
-To nie on… to Ioregirthr…- Wyjaśnił, domyślając się reszty. -Garreth… nie było mnie tu, nie rozumiem… co mam zrobić?
Spytał go. Logicznym było wypędzenie demona, lecz jeśli założyłby coś błędnie tylko na podstawie boju, mógłby się pomylić, zwłaszcza że to podobno Viddasala go zaatakowała, jak zrozumiał ze słów siostry.
-Nie… wypędzaj mnie… zrobiłem wszystko dla Saarebas… czemu mam być za to karany…? Gdyby nie ja, dalej dzieliłyby los każdego, kto różni się choć trochę od ludzi…
Wyszeptał demon, czując się więźniem zniszczonego ciała. Fakt, że mówił teraz jego ustami, wprawiał Viddasale w obrzydzenie. Gaspard miał wrażenie, że tym razem to Mifzenaam stał przed podobnym dylematem, jak on rok temu, lecz okoliczności były zgoła inne…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sro Mar 02, 2022 7:58 pm

Sprzątanie pobojowiska było okrutnym zajęciem, choć do tego chyba już bardziej przywykła. Nie w takiej skali i okolicznościach, ale widywała trupy w różnym stanie, to było smutne, ale jednak prostsze do zniesienia. Mimo wszystko smutek dalej plątał się jej po głowie, przypominając o sobie za każdym razem, kiedy spoglądała na pokonanych, aż w końcu dała temu spokój i zajęła się opatrywaniem rannych. Allaheri zaś chyba nie wiedziała, co o tym myśleć, była wyjątkowo milcząca i unikała wzroku innych. Ona też spostrzegła Gasparda i jego świtę, co wywołało zdziwienie na jej twarzy, jednak nie podeszła do niego.
Hybrydy podążały wiernie za Gaspardem, przyglądając się mijanym budynkom i osobom, lecz teraz zachowywały dystans, jakby obecność zabudowy je onieśmieliła. Przy wielkiej skale podeszła do nich kobieta, na którą z początku biały nastroszył futro i spiął mięśnie, lecz widząc ich wzajemną reakcję, uspokoił się szybko. Cała trójka miała też pewne obiekcje co do wejścia do wnętrza jaskini, jednak chyba wizja pozostania na zewnątrz razem z obcymi twarzami była jeszcze mniej komfortowa, tak też trzy pary zwierzęcych łap szybko dogoniły Anatella. Biały przysiadł grzecznie w wejściu do sali i począł się rozglądać wraz z kolorowymi.
Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, mógł się jedynie domyślać tego, co działo się w umyśle Ioregirthra. Może żałował tego, co się wydarzyło, może obmyślał dalszy plan, a może zwyczajnie rzucał sobie w niego mięsem, śmiejąc się, że nie wie, co ma zrobić. Faktycznie nie wiedział. To nie wyszło tak, jak tego chciał, ale nie był pewien, czy wyszłoby inaczej, gdyby najpierw spróbował z nim porozmawiać. Czy może raczej dostałby na tacy garść kuszących propozycji, z których i tak by nie skorzystał, nawet gdyby chciał.
Lecz jego uwagę na moment odwróciły nowe kroki. Spodziewał się straży albo Luny i jej elfich znajomych, ale widok Anatella był teraz lepszy. Miał ochotę zapytać go, co sobie zrobił i co to za kolekcja pluszaków, ale to nie była dobra chwila. Przyprowadził go tylko wzrokiem, który zaraz znów sposępniał, kiedy ciało Maazama się poruszyło. Jak on nienawidził mieć racji...
I wtedy też padło zasadnicze pytanie wampira. Mifzenaam spojrzał na niego na moment, a potem na trupa z duchem w środku. Co miał zrobić. Dlaczego to właśnie jemu przychodziło podejmować tę decyzję? Nie czuł się do niej upoważniony, choć zarazem wiedział, że był odpowiedzialny za to, co się wydarzyło. Włącznie z tym, że Ioregirthr leżał teraz przed nimi.
— Yhm... — zawahał się, lecz demon postanowił się wtrącić.
Chyba powinien spodziewać się takich słów, ale jednocześnie nie mógł odmówić im prawdy. Wszystko wskazywało na to, że zaopiekował się Saarebasami, nawet jeśli przy okazji żerował na niektórych z nich. Garretha to nie dziwiło. Łatwy do utrzymania, obopólnie opłacalny układ. Dopóki jakaś jednostka się nie zbuntuje. Co najwyżej okłamał ich wszystkich, by to podtrzymać. Czy był winny tego, że kłamał? Garreth też kłamał. A jeszcze więcej sprawiał wygodnych pozorów nawet wtedy, gdy powinien tego nie robić. Tak łatwo w końcu jest ukrywać swój światopogląd, jeśli i tak nie zamierzasz go egzekwować. Potrzebował wiele czasu, by zacząć rozumieć, ale wciąż nie miał pewności, że ktoś inny również zacznie. Że w ogóle zechce. Bo po co? W zamian za co? To były zasadnicze pytania, na które nie umiał teraz odpowiedzieć. Tak samo jak na to, ile z tych intencji było prawdziwych, a ile tkanym przez wieki kłamstwem. A jednak... Zaczął całą tę farsę, by ich przestrzec, nawet wtedy w lesie nie miał w intencji wzniecanie buntu, choć brał to pod uwagę i jakaś jego samolubna część była zwyczajnie ciekawa, co może z tego wyniknąć. Skłaniałby się do przyznania, że to on sam był winny. A skoro był gotów powiedzieć to po półtorej roku życia z ludźmi, to jak mogło wpłynąć kilkaset lat?...
— Zostaw go... — odparł z wolna, przyglądając się martwej twarzy Maazama. — Jeśli rzeczywiście chce komuś pomóc... zdoła to zrobić bez kłamstw — dodał zaraz, cofając się nieznacznie. Ta ziemia i tak była pełna podłych istot, jedna więcej nie zrobiłaby różnicy, zwłaszcza, że już tu była. A skoro istniała inna opcja... On sam dobrze wiedział, jak bardzo można nie chcieć wracać do Otchłani. Być może Saarebasi byli taką ucieczką.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Mar 02, 2022 11:12 pm

Gaspard z uwagą spojrzał na Mifzenaama, który zdecydował się go ocalić, jeśli to było dobre określenie. Podobnie uczyniła Viddasala, która nie była pewna co o tym myśleć, chwilę temu nienawidziła go, przez niego zginął Maazam, a teraz… miał pozostać w jego ciele? To było… to było…
-To obraza…
Wyszeptała i udała się do wyjścia z jaskini, wymijając hybrydy. Anatell śledził ją wzrokiem, by zaraz zerknąć na martwego szamana, który spojrzał na twarz Garretha. Dobrze zrozumiał jego słowa.
-Bez kłamstw…- Powtórzył, a przy próbie wstania do pozycji siedzącej miał duży problem. Z pewnością miał złamane kilka żeber i lewy bark, ale prawa ręka pozostała w jego kontroli, więc mógł się na niej odeprzeć od podłoża. Jego szczęka wydawała się być ciut krzywo, lecz szybko ją poprawił z nieprzyjemnym dźwiękiem, który nieco odrzucił Gasparda. Miał też pęknięty łuk brwiowy, ale samo to nie było niekomfortowe, nie tak jak jego żebra. Zaraz też wyjął z siebie kawałek skały, pozostawiając krwawą, niewielkich rozmiarów dziurę, który poplamiony czerwienią odbił się od ziemi. -Ten lud już mnie nie zechce…
Dodał, powoli wstając, bo nogi okazały się całe. Nieco zgarbił się, a jego lewa ręka miała niedowład, jednak był w stanie wyglądać jak po ostrej bitwie, a jednak… żywo. Gaspard cofnął halabardę.
-Pomartwimy się tym potem…

Noc powoli się kończyła, może została ledwie godzina do świtu. Tyle wystarczyło ben-serat aby zebrali ciała poległych i mogli przygotować je do pochówku, a właściwie, spalenia gdy niebo opanuje blady blask. Lethalin i Allaheri jeszcze chwilę spędzili na rozmowie z Garrethem, oraz Luną, nim nie przyszło im się pożegnać w miłej atmosferze, choć cała reszta wciąż wydawała się być ogarnięta zagubieniem po minionych wydarzeniach. Jednak powinni wracać, zwłaszcza teraz, aby też i elfy uspokoić. Z pewnością nie zapomną tej znajomości i przygód. Jednak przed odejściem, Silmerion pozostawił Saffaris przetłumaczoną wersję notatek z ruin. Może im przydadzą się na coś więcej…
W końcu Amelie odnalazła tę dwójkę, gdy byli przed jedną z drewnianych chat.
-Viddasala odeszła. Nikt nie wie kiedy, spakowała swoje rzeczy i po prostu… opuściła Korcari…
-Wybrała.-
Wtrącił się głos Kossitha, który też odnalazł ich w końcu. Był nieco zmęczony przez brak snu, ale musiał przypilnować doprowadzenie wszystkiego do porządku. -Nikt nie mógł jej zatrzymać.
Wyjaśnił, a zdziwiona blondynka przeniosła na niego wzrok.
-Wybrała…?
-Tak. Po raz pierwszy chciała dokonać własnego wyboru. Tym on się okazał. Fakt, że Ioregirthr pozostał sprawił, że nie była w stanie kontynuować dziedzictwa maazamów. Postanowiła odnaleźć własną drogę…

Wytłumaczył, ale to też nie było satysfakcjonujące. Próbowała ją zrozumieć. W końcu, nigdy nie mogła decydować o swoim losie. Ale czy ten wybór był jakkolwiek dobry? Czy żywiła do kogoś urazę? Czy wykorzystała ten moment? A może po prostu faktycznie, nie mogła patrzeć na miejsce, które wychowało ją w kłamstwie. Było tak wiele motywów, aby zwyczajnie odejść bez pożegnania… nie chciała nawet wyobrażać sobie co czuła.
-Co z maazamem?
-Nic. Mifzenaam wyrzekł się nadanej mu roli, tak samo utraciliśmy Maazama i patrona. Nie ma już sensu dla tej funkcji. Nadeszła era bez maazamów. Magia jest dla nas ważna, ale ona przetrwa niezależnie od tej decyzji i jej skutków.

Oparł się zaraz o ścianę domostwa.
-Kto będzie przewodzić…?
-Ja. Jako dowódca Straży Korcari jestem teraz najwyższy stopniem. Leży to w moim obowiązku. Niezależnie od prawdy, nie przestaliśmy kierować się naszą filozofią. Jest ona dobra. Tak też i ja chcę prowadzić Saarebas. A wiara…


Gaspardowi udało się rozłupać stary ołtarz, a z pomocą tutejszych magów ziemi, zbudować nową kapliczkę ku czci Ata, z twardego i solidnego kamienia, w miejscu gdzie wcześniej stały świece pod ołtarz. Wyglądało to porządnie, a wielu Saarebasów przyszło dołączyć się do “pomocy”, a raczej popatrzeć i zrozumieć kim był ten At. Anatell miał zapewne już dość tłumaczenia tego wszystkim, czuł się jak jakiś prorok, albo misjonarz, ale ewidentnie tutejsi go słuchali z uwagą. Jeden nawet spróbował się do niego pomodlić, a ten widok oczarował Gasparda. Jeszcze nie widział na własne oczy kogokolwiek, kto by się do niego modlił przed jego kapliczką. Ale cieszył się, że została dobrze przyjęta.
W końcu jednak wnętrze Roogosh przerzedziło się, został on sam przed kapliczka i hybrydy w pobliżu, które go pilnowały. Aż nie wyszedł Ioregirthr z ukrytego pomieszczenia, badając wszystko. Wpierw skupił się na jego ołtarzu, który został zniszczony, co uświadomiło go jak w jednej chwili stracił wszystko, a zaraz, na kapliczkę…
-Wierzysz w niego bardzo mocno…
Skomentował, okrywając swoje poniszczone ciało dużym kocem.
-Mam swoje powody.- Zerknął na niego. -Kossith pomoże w Twoim dyskretnym zniknięciu z Korcari. Udasz się z moimi towarzyszami do Medevaru, do mojego domu. Tam pomogę Ci naprawić ciało, być nie przypominał żywego umarlaka…
-I co dalej…?
Zapytał spokojnie, lecz Anatell odwrócił wzrok z powrotem do kapliczki.
-A potem radź sobie. Decyduj o własnych stawianych krokach. Wykorzystaj daną Ci szansę lub pozwól innym wierzyć, że demony są złe. Wszystko ocenią bogowie…
Odpowiedział, podciągajac kolana do siebie i obejmując je rękoma. Ioregirthr cicho go obserwował, aż w końcu tylko kiwnął głową, by lekko zgarbiony, udać się z powrotem do długiego korytarza, gdzie mógł zniknąć przed niepożądanym wzrokiem. Nie mógł z tym wszystkim dyskutować, ale Gaspard też nawet nie miał na to sił. Za dużo się wydarzyło.
-Mi, Ma, Mo… sądzicie, że dobrze czynię…?- Spytał pumowate, zaraz uśmiechając się do siebie, nie uwalniając wzroku od kapliczki. -Zawsze mam wrażenie, że gdy stawiam krok do przodu, zaraz czynię coś okropnego, wracając do punktu wyjścia… nawet gdy próbuję pozostawić wszystko innym, znów jestem zmuszony do czegoś, czego nie chcę… nie powinienem odbierać życia tym istotom… nie mi o tym decydować… ale patrząc na Mifzenaama… rozumiem, że nie tylko ja muszę robić coś wbrew sobie, a czasem skutki pochłaniają niewinne żywoty… jak mamy wtedy wierzyć, że jest dla nas dobra droga…?
Spytał, a jego oczy znów się zaszkliły. Lecz zdawać się mogło, że jego słowa tym razem nie były skierowane do hybryd, ani też nikogo widocznego gołym okiem…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Czw Mar 03, 2022 4:12 pm

Dziwnie się z tym czuł, w całej tej sytuacji. Po raz pierwszy przyszło mu myśleć o demonie jak o ludzkim przestępcy, a nie upiorze, którego należy przegnać z tego świata. Nie był pewien, czy dobrze robi, ale chyba coś podobnego czuł Gaspard, kiedy stali wtedy na szczycie sebvorskiej góry. Zarazem przekonanie, że jest to dobra decyzja, jak też wątpliwość na temat tego, co może z niej wyniknąć. Czuł presję osób, które pozostawiły go na tym świecie, by teraz stał tu i decydował.
Jego wzrok na chwilę uciekł na Viddasalę. Chyba nie spodziewał się po niej takiego osądu, ale po namyśle nie było to takie dziwne. Miała powody, by nienawidzić demona, całkiem sporo powodów, a Mifzenaam stwierdził, że ten nie poniesie równie wysokich konsekwencji, co Maazam. No i ostatecznie nie dowiedzieli się, jak miał kiedyś na imię.
Spojrzał na Ioregirthra i nieznacznie skinął głową na znak, że akceptuje taką odpowiedź. To też było dziwne na swój sposób, móc decydować o czyimś losie inaczej niż w konflikcie.
Odsunął się nieco, dając mu więcej miejsca, kiedy ten zbierał się z ziemi. Uszkodzony kościec faktycznie mógł być problematyczny, ale najważniejsze, że mógł stać, a zarazem też chodzić. Przez chwilę zastanawiał się, czy czegoś nie wtrącić, ale chyba jednak miał rację. Ben-serat nie zaufają mu ponownie. Ale może to i lepiej, choć ich kult historii jest mocno zakorzeniony, to mogliby z czasem powrócić do dawnej zabawy. Chyba tylko to jedno go mierziło w tym wszystkim.

Rozmowa z elfami miała dwojaki charakter. Luna wyglądała na szczęśliwą na swój sposób, z tego, że może zamienić z kimś takim całkiem szczere słowo. Nie brakło też jej pytań, choć ze względu na okoliczności trochę mniej śmiałych i licznych. Zdążyła ich polubić. Nieco inaczej rzecz się miała z Garrethem, bo choć ładnie przyjął swoją rolę niefrasobliwego kolegi, to jednak wewnętrznie wciąż siedział na szpilkach. Osoba Silmeriona była niepokojąca, był pewien, że łączyła ich nieciekawa przeszłość, ale nie mógł przypomnieć sobie szczegółów. Po prostu zbyt wiele było takich incydentów. A nieznajomość szczegółów stresuje każdego kłamcę. W końcu jednak pozostali na chwilę sami, siedząc sobie pod chatą, gdzie Mifzenaam zabrał Lunie notatki o podziemiach.
Saffaris podniosła wzrok na Amelie, zaraz też opuszczając lekko brwi. Nie sądziła, że to wszystko tak bardzo uderzy w rogatą. Zaraz też spojrzała na Kossitha.
— Chyba ją rozumiem... Zburzyło się wszystko, w co wierzyła i zarazem czego nie chciała. — Podparła brodę rękoma. Miała nadzieję, że Vidda znajdzie to, czego szuka, czymkolwiek to było. I że jeszcze kiedyś się spotkają.
Garreth zerknął na wielkoluda, kiedy ten go wspomniał, ale nie wtrącał się, udając zajętego.
— Zgaduję, że mimo wszystko niełatwo będzie przekonać wszystkich do tego, że się mylili. Ani też im żyć bez swoich dawnych wierzeń — wymruczała w zamyśleniu. U ludzi było to zazwyczaj problemem, nawet niektóre drobne zmiany w już istniejącej wierze. Podobno w dawnych czasach pojawienie się Harrieth wywołało oburzenie wielu kapłanów...
— Gaspard postawił kaplicę — rzucił, choć o tym jednym fakcie raczej wszyscy wiedzieli. — Kaplicę boga, nie demona, tego jestem pewien. A patrząc na to, co o nim opowiadał, to dobry bóg... Zaopiekuje się wami.
Luna popatrzyła na niego ze zdziwieniem, jakie miewała w tych momentach, kiedy Garreth bywał niespodziewanie... miły? Poważny zarazem? Ciężko jej było to określić.
— No a co z tą klątwą? — zapytała zamiast tego.
Garreth oparł się plecami o budynek i westchnął, co zwykle znaczyło, że chciał rzucić jakieś niecenzuralne określenie, ale zrezygnował.
— Alchemik tworzył mutanty, ale jego krąg powstał stosunkowo niedawno. To on był źródłem wynaturzenia puszczy... — Przerzucił luźne kartki. — Myślę, że za koszmary był odpowiedzialny osobny czynnik, ale... Chodziłem tu trochę dzisiaj i wydaje się być spokojnie. — Zawahał się na moment. — To mogło być jedno z bóstw katalamdatów, a przynajmniej opis na to wskazuje. Mogło korzystać z zamieszania, by zrobić większe...

Pumy siedziały nieopodal niego. Przez cały czas budowy plątały się przy robotnikach, podawały rzeczy lub obserwowały po prostu, a teraz były chyba równie zmęczone. W przeciwieństwie do Anatella jednak były spokojne. Może po raz pierwszy od lat mogły poczuć się spokojnie i stosunkowo bezpiecznie, mając u boku wampira.
— Rrrrrr — zamruczał Mi, a za nim zawtórowały cicho dwa pozostałe, zwijając się w kłębki na ziemi. Po chwili również on się położył, układając głowę na czarnej Mo. Przyjemny ciepły półmrok świec uśpił je bardzo szybko, nie przeszkadzały nawet kolejne słowa padające miękko ku kapliczce, topiąc się znów w ciszy.
— Dobra droga zawsze jest tą najtrudniejszą do znalezienia — rozbrzmiał spokojny głos za jego plecami, a wraz z nim też kroki, kiedy czarnowłosy mężczyzna w ciemnym płaszczu wszedł od głównego wejścia. — Wiele razy dopadną cię wątpliwości, wiele razy nie będziesz wiedział, co masz zrobić, ani czy istnieje lepsze rozwiązanie, którego sam nie dostrzegasz. Zarówno w najbliższych dniach, jak i kolejnych latach. — At zatrzymał się przed nim, chowając dłonie do rękawów. Jego wzrok był baczny, lecz spokojny zarazem. Milczał jeszcze przez chwilę, przyglądając mu się tak. — Zamknij oczy — dodał w końcu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Mar 03, 2022 5:06 pm

W sumie obecność hybryd była trochę ironią. Dawniej on był taką bezpańską przybłędą, którą inni przygarniali do siebie, bo nie potrafił sobie poradzić. A teraz? Zebrałby chyba wszystkie sieroty tego świata i dałby im wszystko co ma. Ale to się odpłacało. Nie tylko one czuły się spokojniejsze i bezpieczniejsze. Nie pozwalały myśleć, że jest sam. Siostra nigdy by tego nie zrekompensowała w ten sam sposób, a Luna, czy Mifzenaam… ciężko było mu z każdym dniem na nich patrzeć bez poczucia winy. Mi, Ma, oraz Mo wydawały się nie oceniać go, hah…
Jednak cisza w której się pogrążał została przerwana z pierwszymi słowami, które rozpoznał. Nie afiszował się z tym, nawet nie drgnął, jego wzrok dalej spoczywał na kapliczce, aż ten widok nie przysłonił mu mężczyzna widziany w Zaświatach. Chyba cieszył się, że ciężko było mu tu poruszać się jako wielki psowaty…
-Idąc do celu bez względu na cenę, miałem wrażenie, że omijam wszelkie przeszkody. A teraz, że potykam się o własne nogi i tylko bardziej to komplikuje…- Odpowiedział, zawieszając na nim oczy, gdy zaczął przepowiadac mu, że takich sytuacji będzie tylko więcej. nie było to pocieszające, nie miało też być zresztą, a sam wiedział o tym dobrze, ale mimo to łudził się, za każdym razem, że to co najgorsze miał za sobą. -Jeśli przeżyję choć jeszcze kolejny rok, będzie całkiem w porządku…
Wymruczał, ale wtedy zaskoczył go ostatnim zdaniem. Zamknąć oczy? Po co? Chciał się mistycznie ulotnić, tak jak się mu objawił? Właściwie, dlaczego przyszedł, skoro wystarczyło, że przemówiłby do niego tak jak wcześniej. Wiele niewiadomych, ale był pewien jego obecności, gdy czuł ciepło od żarzącego się symbolu.
-Jak mnie uderzysz to oddam…
Westchnął i zamknął oczy, będąc gotowym na wszystko. Albo i nic. Sam już nie wiedział nic.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Czw Mar 03, 2022 8:23 pm

Jego odpowiedź chyba go nie zaskoczyła, a na pewno rozumiał, jak może się z tym czuć. Niejako o tym właśnie mówił, prostota rozwiązań. To tym między innymi kuszą, to też jest w nich szczególnie niebezpieczne.
— Z pewnością. Lecz omijanie przeszkód nie jest rozwiązaniem problemów. To, że zastrzelisz psa, nie znaczy, że oduczysz go szczekać — odparł spokojnie, zaraz przechodząc do przestrzeżenia go, że rzeczy wciąż będą skomplikowane. Jego odpowiedź o przeżyciu wydawała się smutna. Jakby nic więcej nie miało już znaczenia, a on po prostu egzystował z rolą do spełnienia.
A jednak wciąż pozostawał Gaspardem. Zamykając oczy, Anatell mógł dostrzec rozbawienie na twarzy Ata, a po chwili poczuł dotyk jego palców na czole. To było dziwne wrażenie, jakby zapadał w sen, choć wciąż był świadomy. Zobaczył wokół siebie jasny las, pełen smukłych brzóz i topoli o delikatnych listkach drżących na wietrze. Ogarniający je złotawy blask zdawał się nie pochodzić z góry, a zewsząd, od niezliczonych kłębków światła, swobodnie pływających w powietrzu. Niektóre zdawały się bardziej ruchliwe od innych, a także jakby kierowały się w konkretne strony.
— Oto Kaire Hedranth. Las Świateł. Miejsce, gdzie rodzą się i gromadzą dusze, których nie ukształtowało jeszcze życie ani śmiertelne ciała. Te drugie dopiero mają otrzymać. Lecz nie tylko. Patrzysz właśnie na dusze elfich dzieci. Wciąż mają szansę na nowe, lepsze życie na tym świecie. — Zabrał rękę, a wizja znikła. Zorientował się natomiast, że ten siedział przed nim po thymińsku. — Nie wszystko, co jest złe, musi się źle kończyć, a ty nie miałeś żadnej gwarancji na to, że ciągnięcie tej egzystencji nie byłoby okrutne. Nie winię cię. Tak samo jak za to, kim jesteś — dodał i umilkł na chwilę. — Myślę, że to dobry moment na ten temat. Powiedz mi, co sądzisz o wampirach? — zapytał, choć ciężko powiedzieć jakiej odpowiedzi oczekiwał. Może nawet żadnej.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Mar 03, 2022 9:00 pm

Porównanie z psem było dobre… tak, było świetne i choć nie powiedział tego na głos, wiedział to dobrze… proste rozwiązania niosą czasem szkody. To nie metoda. Oczywiście, że życie wymagało większych chęci i starań, a nic nie było z góry oczywiste. Po prostu… po prostu chciał wierzyć. Aby i jemu było łatwiej. Ale jemu widocznie nigdy nie będzie z niczym łatwiej. Może powinien się skarcić za takie marudzenie. Zawsze mu coś nie pasuje, to pewnie jego własna wina, tworzenie problemu z niczego, prawda?
Jednak rozbawienie Wilka szybko umknęło uwadze Gasparda, kiedy wydało mu się, że odpływa od własnego ciała. Aż nie objęła go świetlista złota łuna, mistycznie migoczącego pośród drzew. Nie wiedział nawet gdzie zatrzymać swój wzrok, aż At nie powiedział co to za miejsce. To… to było coś niezwykłego. Las nieskończony, las z którego rodzili się oni wszyscy…
Dzieci były tymi iskrami…? Tym blaskiem…? Nie odeszły do Zaświatów jakie znał, bo nie miały szansy udowodnić w co się mogą ukształtować… mogły dostać drugą szansę…
-Narodzą się na nowo.
Podsumował jego słowa, choć rozdzierały go różne uczucia. Choć odebrał im życie, tam wtedy, nic nie pamiętały, nie mogły niczego zabrać ze sobą, a w zamian, przyjdzie im stanąć w tym świecie kolejny raz, tym razem jeśli szczeście dopisze, mierząc się z pięknem i smutkiem tego świata, lecz mogąc to wszystko przetrwać. Więc jego zbrodnia nie była tak zła jak sądził? Tak miał to zrozumieć? Dlaczego więc mimo tego co zobaczył, poczucie winy go nie opuszczało? Przecież to było takie sprzeczne…
I wtedy powrócił do rzeczywistości, siedząc i mając naprzeciw siebie Ata. Jego wzrok był jednak opuszczony, choć uszy czujnie wyłapywały każde słowo. Nie odpowiedział, nie skomentował, nie zareagował jednak na te pozornie ciepłe słowa. Aż nie padło pytanie Boga Życia i Śmierci, na które delikatnie rozchylił usta.
-Nie powinni istnieć.- Odparł cicho, podtrzymując jednak dłuższą ciszę, kiedy jego brwi ściągnęły w dół. -Mówiąc o Pożeraczach, powiedziałeś że taka jest ich natura. To czym się karmią. Bo takie są. Takie się zrodziły i to akceptuję.- Uniósł w końcu spojrzenie na Ata. -Ale wampiry były czystymi duszami, które zostały zbrukane złą mocą Twojego brata. Ich powstanie nie miało w sobie nic dobrego. Po prostu szerzyć to do czego zostały stworzenie. Zatapiać kły i spijać krew swych bliskich, gdy dopadnie ich szaleńczy głód, być odrzuconymi przez świat, który kochali, żerować na niewinnych. Choć wampir może wybrać swój los, większość z nich zbłądzi pogrążając się w swym instynkcie, bo nie będa mieli szczęścia, aby otoczenie im pomogło. Tracą wszelką nadzieję.- Odwrócił głowę na bok. -W przeciwieństwie do większości... ja nie kochałem świata, który opuściłem. Wampiryzm mi niczego nie odebrał. Ale sprawił, abym ja odebrał wiele innym. Rozwijał we mnie najgorsze żądze, a wspomnienia z nimi związane, wymawiane na głos, krzywdzą cudze serca. Wzrok, który na mnie wtedy patrzył był... przerażony i... bardziej przeraża to mnie. Wampiry nie powinny istnieć... ale to bez znaczenia.- Splótł palce ze sobą. -Bo zabicie psa nic nie da. Ale mówiłeś o ich umiejętnościach... jeśli je rozwinę, mogę je wykorzystać… właściwie je wykorzystać...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Czw Mar 03, 2022 11:42 pm

Jego milczenie zdawało mu się nie przeszkadzać. Zresztą sam temat należał do tych, przy których cisza zawsze się pojawia. Na swój sposób brak jego zadowolenia czy uśmiechu był też dobrym znakiem. Świadczył o tym, że Gaspard nie przestał myśleć o losie elfich dzieci jak o nieszczęściu. At nie chciałby, żeby pokazanie mu ich dalszej drogi zatarło ten fakt.
Przyszła kolej na pytanie, a pierwsza odpowiedź, jaka padła, wprawiła go w lekką zadumę. Spoglądał na niego i czekał, aż rozwinie myśl, a ta również nie była krótka. Ale to dobrze, dawał argumenty zamiast rzucać nienawiścią do własnej rasy. Słuchał go uważnie, przetwarzając w głowie te wszystkie rzeczy. Również to, jak Anatell postrzegał sam siebie, co było równie ważne. Kiedy skończył, Wilk milczał jeszcze krótką chwilę.
— W istocie, zabicie ich nic by nie dało. Ale jest w tym coś jeszcze — zaczął z wolna. — Jeśli zbudujesz sobie piękny dom, możesz go zburzyć w każdej chwili. To twoje dzieło i, choć komuś może być go szkoda, to nie nikt nie może ci tego poczytać za złe. — Odwrócił się na moment, ściągając puszystą ćmę, która zadomowiła się na nierównej ścianie jaskini. — Ale gdy obdarzysz coś życiem... — Zamknął dłonie niemal zupełnie płasko, jakby nie było w nich niczego. — Któż daje ci prawo do tego, by to życie odebrać? — At wypuścił nocnego motyla, który przeszedł mu po ręce i uciekł na sufit. Złote ślepia ponownie wylądowały na Gaspardzie. — To, co powiedziałeś, jest prawdą w oczach ludzi, lecz nie w rzeczywistości. Od początku. — rzucił żywiej i wyprostował się nieco. — Nie ma czegoś takiego jak królestwo Saramira. Tak zwana Otchłań jest integralną częścią Zaświatów, miejscem, gdzie złe dusze mogą się podziać i nie zakłócą spokoju pozostałych. Tam też przebywają potwory, tak zwane istoty otchłanne, choć w przeważającej większości nie interesują się światem śmiertelników. Tak jak już mówiłem, dusze, które trafią tam za złe uczynki, wciąż mogą się zmienić. Jak pewnie słyszałeś z opowieści kapłanów, Otchłań jest strasznym miejscem. Nie zawsze taka była, to poniekąd własny wybór jej mieszkańców. Wiele rzeczy stało się z takich wyborów, a wszystko jest konsekwencją tego, że świat żyje własnym życiem. Nie zawsze tak było. — Lekko przymknął ślepia. — Stworzyłem istoty nazywane teraz śmiertelnymi jako jeden byt. Spójne. Po tym, jak świat przestał być kontrolowanym mechanizmem, a zaczął istnieć sam, żyć i rozwijać się, moje stworzenia okazały się aż nazbyt podobne do nas. Wiedziałem, że było ich zbyt wiele, aby wykluczyć spory, które kończyły się walką. Cierpieniem. Sprawienie, że niczego by nie czuły, nic by nie zmieniło, a dałoby przekonanie, że nie ma znaczenia, co ze sobą zrobią. Dlatego stworzyłem śmierć. Oddzieliłem istotę stworzenia od tego, co nosi je na tym świecie, a w naszym stworzyłem miejsce, w którym dusze mogły żyć w lepszy sposób. Lub też wyciągnąć wnioski. — Wstał, by przejść się po sali. — To funkcjonowało do czasu. Dałem ludziom życie, a oni zaczęli się zabijać, lecz As dał im magię, z którą zrobili coś o wiele gorszego... Wiesz, co mam na myśli. Wyrywanie duchów z miejsca, do którego przynależą... — Zatrzymał się przy kapliczce, by na nią popatrzeć. — Później jednak przyszła wojna bogów, po której świat pogrążony był w chaosie. Należało go... uprzątnąć. Odesłać wszystkie istoty Zaświatów tam, gdzie ich miejsce...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Mar 04, 2022 12:25 am

Faktycznie ciężko porównać dom do ofiarowania życia, a po tym niszczenie tego, czy tego. Choć dalej nie rozumiał do końca tego przekazu. Ale może nie potrafił patrzeć jak At… na pewno nie potrafił. Gaspard nigdy życia nie dał, haha.
Prawda, która jest zgodna z myśleniem ludzi, lecz nie ze stanem rzeczywistym? Kolejne pytania, a on milczał, nie chcąc chyba dopytywać. Był jednak uparty w tej kwestii i ciężko nawet jemu będzie przegadać Anatella. Raczej niewiele może zmienić jego zdanie o wampiryzmie. Wszystko co powiedział było ukształtowane przez ostatnie lata własnych doświadczeń, choć nie mógł przebywać z innymi wampirami. A jedyna, którą poznał, była jeszcze gorsza od niego… jeśli tak mógł myśleć o kobiecie zezwalającej na morderstwo własnego męża. To chyba inne kategorie. Ale wierzył, że gdzieś na tym świecie kryją się prawdziwe potwory z takimi samymi zębami jak on. Nic co żywi się krwią własnego gatunku nie może zwiastować niczego dobrego dla ogółu. Może ludzkość słusznie się ich bała…
Informacja o Otchłani nie zaskoczyła go wielce, może dlatego, że wciąż był otwarty na interpretacje aranaizmu w dowolny sposób. Wiele nie wiedział i chciał wchłaniać rzetelne fakty. Nawet jeśli Otchłań nie była kiedyś potworna, to taka się stała, właśnie przez zepsute dusze. Więc jakie ma znaczenie czas przeszły?
Historia stworzenia była w sumie ironiczna. Stworzyć istoty, które zbyt przypominały swoich twórców. Zaczęły się kłócić, więc dano im śmierć. Więc zaczęli się zabijać. Dlatego właśnie czasem ciężko wierzyć w ludzkość. Dano im magię, a ci to wykorzystali przeciw podstawowym zasadom. Zachłanni i egoistyczni… jak bogowie, tak?
-Dlatego Saramir wylądował w Otchłani. Razem z zepsutymi duszami.
Wymruczał, wodząc za nim wzrokiem. Lecz do czego zmierzał?
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Pią Mar 04, 2022 2:48 pm

At spoglądał przez chwilę jeszcze w ciszy na zniszczoną ścianę ołtarza oraz stworzone zamiast niego własne miejsce kultu. Ciężko powiedzieć, o czym teraz myślał, ale czy śmiertelnik w ogóle mógłby to pojąć? Choć z drugiej strony, przecież byli podobni...
— Na jego temat przyjdzie jeszcze właściwszy czas — odparł na komentarz Gasparda, by znowu zwrócić na niego oczy. — Potwory, jakie spełzły na świat w czasie Wojny Bogów, niespełna siedem tysięcy lat temu, zwykły ożywiać się nocą, czyniąc tę porę koszmarem dla śmiertelników. Przez dziewięć lat bogowie przywracali Harmonię świata, aż przyszedł moment, by zwrócić oczy również na śmiertelników. — Usiadł znów przed nim. — Wybrałem stu najdzielniejszych z nich, o prawych sercach i wciąż żywej woli walki. Podarowałem im długowieczność i wiele zdolności, które wspierały ich w walce. Stali się wuki, strażnikami nocy, których przeznaczeniem było oczyścić świat śmiertelników z nieumarłych i potworów. Ta misja trwała bezustannie prawie sto lat, lecz wypełnili ją. Świat stał się bezpieczniejszy, a wuki mogli odetchnąć od codziennej walki i jedynie stać na straży, choć i to nie było proste. — Umilkł na moment. — Wśród ludzi nie brak szaleńców zwracających się nie tylko do najokrutniejszych demonów, ale i innych mieszkańców Otchłani. Ponad dwieście pięćdziesiąt lat później pewien człowiek zaczął zazdrościć wukim ich potęgi, zwrócił się więc do starodawnych potworów i zawiązał z nimi pakt, a te uczyniły go istotą podobną do strażników i jednocześnie wolną od moich praw. Z pozoru. A cena tego miała przerastać jego oczekiwania, mimo to, upodobał sobie życie jako wypaczone stworzenie mroku, wyrzekające się bogów. Dziś nazywacie go Drakulą. — Z lekka przymknął ślepia, jakby zmęczony tym wspomnieniem. — Pragnął swojej własnej armii, więc i ją otrzymał. Rozprzestrzenił wampiryzm po świecie. Głosił przy tym wyrwanie się z okowów śmierci, panowanie nad najmroczniejszymi mocami czy przekraczanie granic ludzkiego pojęcia. A także zasad. Wielu wukich rozleniwionych dekadami bezczynności i związanych obowiązkiem skusiło się na te słowa. Przyjęli spaczenie potworów, wypowiadając tym samym wojnę swoim braciom, którzy nadal pozostali mi wierni. Tych było zbyt mało, by mogli to przetrwać ten konflikt, a nawet później odcisnął on na nich tak duże piętno, że do dziś w Zaświatach pozostało jedynie czterech z nich... — Spojrzał na Gasparda. — A jednak świat ludzi nie był już skażony bytami, które do niego nie należały. Tak jak i ludzie też, nie wszystkie wampiry były doszczętnie złe, a nawet wcale. Pozwoliłem im żyć tak, jak to sobie wybrali. I choć prosząc o wampiryzm, ludzie zwracają się w rzeczywistości do demonów, nie są z góry skazani na potępienie. Ty też nie jesteś, Gaspardzie, twój los wciąż leży w twoich rękach. — Umilkł po tych słowach, obserwując jego reakcję.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Mar 04, 2022 3:28 pm

Srebrne oczy śledziły Ata, kiedy historia miała wejść na dokładniejsze tory. Wytępienie stworów nocy, skądś to znał, poniekąd. A jednak, istniały ku temu najwspanialsi, wybrańcy, którzy stali się wuki. Długowiecznie, obdarzeni mocami, a jednak czyści. Niesplamieni złem. Aż nie zjawił się ten, którego pycha i zazdrość sprowadziła na świat podobną moc, lecz zakrapianą czarną magią. Dracula… słyszał o nim i czytał też, uznawany za legendę, a jednak, pierwszy wampir. Okrutny człowiek, który chciał władać potęgą bez względu na cenę. Lecz gdyby to zamknął we własnym kręgu, lecz nie… tworzył więcej potworów, głosił swoją własną bzdurną prawdę, a zapewne niejednego skazał na byt nędznego nosferatu. I wcale nie dziwiło go, że abominacja zła zrodziła coś takiego.
Lecz myśl, że wuki zaczęły zdradzać swe pierwotne powołanie, schodzić z dobrej drogi, była… przykra. Sam nigdy nie marzył o sile, ani też o wolności, bo nie uświadczył niczego podobnego. Jednak mógł sobie tylko wyobrazić co nimi kierowała. Siła w końcu zawsze była kusząca. Móc robić co się zechce i nie lękać się. Długowieczność odbierała poczucie, że każdy czyn pozostawia ślad. A to co trwa, zbyt prędko przemija. Więc kto by się tym martwił, skoro po jednym trupie, narodzi się jakieś dziecko. Doktryna krwi.
Jednak wyniszczająca wojna zakończyła się, a wuki przepadli, odchodząc jako zhańbione istoty lub zapomniane boskie wcielenia. Niestety, zło zatriumfowało. Bo choć mroczne noce przeminęły, nie dziedzictwo Draculi, ani też zły wpływ jego potomków, który udziela się niewinnym, aż po dziś dzień. Więc jak At potrafił nie patrzeć na nich tak jak on? Nie rozumiał tego. I chyba powoli przyswajał, czemu inni bogowie z góry tępią krwiopijców.
Jego zamyślony wzrok powrócił na siedzącego przed nim Ata, kiedy kierował swoje słowa już związane z nim samym, które zwieńczył uśmiechem, wcale nie wyglądającym na szczęśliwy.
-Lub po prostu mają szczęście trafić na żarłoczne nietoperze.- Zacisnął palce na swoich nogach. -Rozumiem już przynajmniej dlaczego jestem czym jestem. Znam swoje dziedzictwo. Mam naprawdę wielkie szczęście, że moje drogi skrzyżowały się z Tobą. Lecz jakbym mógł, dałbym swoje miejsce każdemu innemu krwiopijcy, który musi cierpieć za to, że pozwoliłeś temu przetrwać.- Opuścił głowę. -Ale czemu ktokolwiek miałby słuchać mojego zdania, zwłaszcza Pan Życia i Śmierci. To tylko nieskończone deprawujące błędne koło.- Wypuścił cicho powietrze, uspokajając się i spoglądając na niego łagodnie. -Czemu więc chciałeś ze mną rozmawiać o wampirach? Abym wiedział? Akurat teraz? W końcu... znam przecież swoje zadanie, jakkolwiek bym nie narzekał, nie zamierzam rezygnować. Przecież wiesz to.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Pią Mar 04, 2022 4:31 pm

Jego wzrok natychmiast padł na uśmiech, lecz ten nie skłaniał do odwzajemnienia go. Wręcz przeciwnie, atmosfera, jaka zapadła już od dłuższej chwili, była zwyczajnie ponura i przykra, i chyba żaden z nich nie potrafił tego teraz zmienić.
— To tylko zwierzęta — wtrącił a propos nietoperzy, choć ciężko powiedzieć po co. Może chciał, żeby ich również nie obwiniano o to, co się dzieje. Nie miały w tym żadnych intencji.
Słuchał dalej, chyba nie spodziewając się takiej reakcji, ale nie mógł też powiedzieć, że była ona zła. Anatell rozumiał wiele rzeczy i nie próbował wybielać tego, co widział przez ostatnie lata. To dobrze. Lecz jednocześnie wciąż nienawidził samego siebie. Kiedy on spuścił głowę, opuściły się też brwi Wilka. Przykro było słuchać takich słów, zwłaszcza zdając sobie sprawę, że są prawdziwe. Nawet jeśli teraz starał się zmienić to cierpienie w coś lepszego. Jednak nie odwrócił od niego wzroku.
— Wiem — potwierdził natychmiast. — Ale twoje zdanie jest dla mnie ważne. Może jeszcze nie rozumiesz dlaczego, ale tak jest. Poza tym, chcę, żebyś wiedział i rozumiał. Nie oferuję ci rozwijania przekleństwa, a dary moich stworzeń. Tak jak powiedziałem, nauczę cię przemiany. — Umilkł na chwilę, zbierając myśli. — Jesteś moim wysłannikiem. Twój symbol będzie cię chronić przed wpływem innych bogów, nie mogą cię traktować jak każdego innego wampira. — Dał mu chwilę na przetrawienie tych słów, po czym przymknął oczy. — A teraz spróbuj nie spanikować...
At wyszeptał coś bezgłośnie i wysunął dłoń w jego stronę, a ciało Gasparda rozpadło się na kilkanaście niewielkich nietoperzy, które przynajmniej w pierwszej chwili fruwały i obijały się o siebie w bezładzie. Niełatwo było ogarnąć jeden umysł podzielony na tak wiele osobnych bytów, z których w dodatku każdy się przemieszczał. W końcu jednak wszystkie znalazły się na ziemi, a tak uformowały z powrotem w wampira.
At spojrzał na niego.
— Zapamiętaj to uczucie i spróbuj je przywołać — poinstruował, oczekując na jego kolej.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Mar 04, 2022 5:14 pm

W głębi duszy nie winił nietoperzy, a chyba faktu, jak coś takiego mogło się przyczyniać do szerzenia się choroby zmieniającą ciało i duszę. Ale nie chciał już tego wyjaśniać. Po prostu kiwnął głową, że rozumie, bo przecież nie taki był przekaz, przecież… ah.
Jego zdanie było ważne? Może faktycznie jeszcze tego nie pojmował, bo w gruncie rzeczy, bóg mogący decydować o tym co złe, a dobre, co jest lepsze, co ma sens, powinien liczyć się ze zdaniem kogoś? Chyba, że bał się, że sytuacja z wuki się powtórzy. Że Gaspard okaże się na tyle słaby, aby powrócić do dawnego siebie i porzucić jego stronę. To ponura perspektywa, ale właśnie takie wyjaśnienie mu tylko przychodziło mu do głowy. O ile bóg mógł się czegokolwiek bać. Lecz jeśli uczucia nie wzięły się znikąd, też musiał znać smak tego słowa.
-Przemiany?- Powtórzył, ale chyba nie rozumiał do końca. Znaczy, pamiętał o lekcjach chmary, ale czy wuki też przybierali postać nietoperzy? Może to nadinterpretował, zresztą nie miało to teraz żadnego znaczenia. Kolejne słowa rodziły z kolei większe zaskoczenie. Odruchowo dotknął swojego symbolu. -Bójcie się więc kapłani i wasze świątynie.- Rzucił żartobliwie, choć dalej nie oderwał się ze stanu przemyśleń. Właściwie, mógł przestać oglądać się tak za siebie. Wciąż jednak pozostają inne niedogodności, ale nie można mieć wszystkiego, to i tak dużo. Ale zaraz, co. -Gdy ktoś tak mówi, zazwyczaj jest ku temu powód.
Odparł tylko z opuszczonymi brwiami, ale nim mógł dodać coś jeszcze, stało się coś strasznie dziwnego. Nietoperze nie mogące opanować same, uderzały się o siebie lub krzywo wznosiły w powietrzu, by i tak z fiaskiem upaść na ziemię. Setka różnych spojrzeń na ten sam punkt, zdezorientowanych i zagubionych, aż te nie powróciły do postaci Anatella, który złapał dech, bo przez to wszystko na moment zapomniał o korzystaniu z płuc. To na swój sposób było mniej komfortowe, niż zakładał.
-Serio? Muszę?
Spytał, jakby robił to za karę, ale zaraz zaparł się o własne kolana, patrząc w ślepy punkt na ziemi. Jak? Jak miał to zrobić? Myśleć o tym, że chce się zmienić? Przypomnieć sobie to…? Jak…
Po chwili, znowu nietoperze rozbiły się i upadły, niejedne zasłaniały własnymi skrzydłami, a drugie właziły na siebie, próbując zrozumieć się się z nimi dzieje. Jeśli tak wyglądała panika u prawdziwych nietoperzy, to idealnie ją odzwierciedlił. Zajęło chwilę, aż się uspokoiły, próbując ze sobą współgrać, ale z tym przyszło im znowu wrócić do pierwotnego ciała, które zachwiało równowagę, obalając się bokiem na ziemię. Biała grzywka przysłoniła mu oczy, lecz zdmuchnął ją.
-Żyję… chyba… ale co to za życie.- Podparł się podłoże, aby nieco wyprostować. -As musiał pokochać u Harriet te mnóstwa skrzydeł...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sob Mar 05, 2022 3:42 pm

Na szczęście Gaspard nie miał wiele czasu na zebranie swoich niepokoi w coś bardziej poważnego. Jego zdezorientowanie było zupełnie normalne, At spokojnie przyglądał się ich bezładnym ruchom, a potem i samemu wampirowi, który starał się na nowo ogarnąć umysłem swoje jedno ciało. Nie było wcale tak źle, jak mogło mu się wydawać.
Na jego pytanie jedynie skinął głową, czekając, aż ten zbierze się do pierwszej próby. Gdyby poszło źle, był gotów nieco zmienić taktykę, ale jeśli nie musieli tego robić, nie było powodu. Im wcześniej wypłynie na głęboką wodę, tym szybciej nauczy się na niej przetrwać. Oczywiście łatwo było też wtedy zatonąć, ale od czegoś tutaj z nim był.
W końcu jednak udało mu się to powtórzyć i chyba nawet mniej było paniki niż poprzednio. Trochę dużo bezładu i nieporadności, co zdawało się zabawnie pasować do Gasparda, ale z każdą chwilą powoli się uspokajały. Wtedy też wrócił sam białowłosy.
— Żyjesz i dobrze się masz — skwitował, by zaraz zaśmiać się cicho na jego następne słowa. — Przyznam, że nie pytałem... Choć nie wiem, czy by mnie to zdziwiło — rzucił z rozbawieniem i lekko przechylił głowę. — Z czasem się przyzwyczaisz, to będzie dobre ćwiczenie wewnętrznej równowagi. — Umilkł na chwilę i przeniósł wzrok na kłębek śpiących hybryd. — Co zamierzasz z nimi zrobić? — zapytał jakby z ciekawości.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Mar 05, 2022 4:12 pm

Aż był zdziwiony, że At nie podchodził do samej nauki z żartem, choć może nie widział w jego nieporadności nic śmiesznego. To tylko kumulowało presję, już i tak wywartą. Lecz udało się, za pierwszym razem, choć wątpił, aby ten drugi był lepszy lub w ogóle udany. W rzeczywistości miał szczęście. Przynajmniej Wilk dał mu spokój z dalszymi próbami. Był doprawdy kiepskim uczniem, zdolnym, ale szybko rezygnującym. Cała jego bolączka, niestety.
Żart Ata skwitował uniesieniem brwi, bo właściwie prędzej myślał, że słowa o Harriet umkną temu wszystkiemu, przynajmniej nie oczekiwały odpowiedzi. Zarazem nie zanegował faktu, więc… widocznie niejeden wampir umie wkraść się tam gdzie nie powinien.
-Moja równowaga jest w porządku… po prostu mam dwoje oczy na co dzień…-
Westchnął. Jednak wiedział, że opanowanie tej mocy jest niezbędne do przetrwania wszelkich warunków. Zapewne napotka też inne wampiry, przy których nie będzie mógł być gorszy i wolniejszy. Martwiło go tylko jak z tym faktem obejdą się jego znajomi. Może nie czas na to. Zaraz obejrzał się na pumy.
-Nie oddam ich nikomu, bo wiem co by się stało. Sam dam im dach nad głową. Tym razem to ja pomogę. Może, gdy nauczą się słów i… uspokoją, pomogą pilnować Ruczaju. To zawsze jakieś zajęcie, ale jeśli zechcą w końcu inaczej, że chcą szukać swojej drogi, tak jak Viddasala… dam im odejść. Nie chcę być ich balastem, ani też opiekunem. Tylko przyjacielem, który wyciągnął rękę. Przyjaciołom nie jest się dłużnym, a co najwyżej wdzięcznym. To wiele więcej znaczy.
Odpowiedział, uśmiechając się, gdy jego wzrok uspokajał się na widok ich wszystkich śpiących pyszczków. Widzieli tyle złych rzeczy, o których nawet nie mogą powiedzieć lub nie rozumieją. Miał nadzieję, że w końcu wspomnienia odejdą, uśmierzone nowym życiem.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Mistrz Gry Sob Mar 05, 2022 6:12 pm

Uśmiechnął się pod nosem. Ale Gaspard miał rację, liczba oczu z pewnością była dezorientująca. Może nie powinien tak patrzeć, ale cała ta sytuacja wyglądała dla niego całkiem zabawnie. Znacznie przyjemniej niż poprzednia część ich rozmowy.
At przeniósł złote ślepia na hybrydy. Wyglądały tak spokojnie i uroczo, kiedy spały razem niczym małe kotki. Nawet pomimo długich zębów sterczących z ich pyszczków, było widać, że są zadowolone. Pewnie śniło im się coś dobrego.
— To prawda. Myślę, że już teraz są ci wdzięczne. I nie zapomną o tym — odparł, przenosząc wzrok znów na Anatella. — Powodzenia, Gaspardzie, na mnie już pora — dodał, wstając, by niespiesznym krokiem udać się do wyjścia. Wątpił, by wampir chciał za nim podążyć, ale i tak byłoby to mało możliwe, gdyż At zniknął zaraz za rogiem.
Tymczasem Mo przekręciła się na grzbiet, tym samym nieco uwalniając spod Mi, który trochę za bardzo ją ogrzewał swoim futrem. Jakby nie patrzeć, było tu całkiem ciepło. Jej ślepia uchyliły się delikatnie, omiatając otoczenie i białowłosego, a wtedy też puma zaczęła cicho mruczeć, z wolna z powrotem zapadając w sen.

z.t. wszyscy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Cień nad Hurushn cz. 2 - Page 4 Empty Re: Cień nad Hurushn cz. 2

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach