Dziedziniec
+2
Cerbin Amenadiel
Mistrz Gry
6 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 3 z 9
Strona 3 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Re: Dziedziniec
Skubaniec znów spróbował uciekać, ale mu nie dałam. Mówiłam, że nie będę się certolić z żywopłotem? Mówiłam i teraz jest rozwalony. Mówiłam, że nim rzucę, jak będzie zwiewać? Mówiłam i teraz nim rzuciłam. Jestem kobietą słowną. Splotłam ręce na piersi i patrzyłam, jak Altair próbuje wstać i mnie pouczać. Myślałam, że gada tak, żeby gadać, ale kiedy usłyszałam jego kolejne słowa i zobaczyłam krew na policzku, to jakoś zmiękłam. Głupia jestem, nie znam się aż tak na wampirach i później coś komuś mogę zrobić. Postąpiłam krok w jego stronę z wyrazem zaniepokojenia.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-ukłoniłam się głową, mając nadzieję, że mi wybaczy, nie zrobiłam tego celowo, ale w sumie czy mając tę wiedzę postąpiłabym inaczej? Nie znam innego sposobu, żeby zmusić go do powrotu do normalnego kształtu. Teraz jakoś tak, kiedy na niego patrzyłam, cała złość odeszła, bo chłopak wyglądał zwyczajnie zbyt żałośnie, żebym mogła być na niego zła. Pijany, smutny, przygarbiony.
-Poproszę.-uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam się znów przedzierać przez krzaki. Wzięłam butelkę z ziemi, nie będziemy tutaj śmiecić, no i szłam za nim, ciągle się mu przyglądając. Teraz to nawet nie chciałam zaczynać dyskusji. Poczekam aż wrócimy do domu, ogarniemy się, zjemy ciasto i porozmawiamy, jak dwójka dorosłych ludzi.
Ożywiłam się kiedy zaczął mówić, jednak szybko wrócił do mnie ten dziwny stan.
-Nie chcę nagrody. Nie jestem psem, żeby szukać ciebie za smakołyki.-powiedziałam to trochę zbyt surowo, ale taka prawda. Obsypuje mnie prezentami, co jest naprawdę miłe, bo uwielbiam dobrze wyglądać, zwłaszcza, że i jemu się podobam, ale nie tym razem. Byłam poważna, bo nie chciałam, żeby potraktował moje zdanie jako zabawę czy droczenie się.
-To jest właśnie problem.-podsumowałam. Czy on mówi, że ma doświadczenie w upijaniu się i wałęsaniu bez celu, aż zaśnie gdzieś gdzie akurat upadnie? Naprawdę myśli, że to przyzwyczajenie, jakim należy się chwalić?
Splotłam ręce z tyłu ciała, bawiąc się przy tym butelką. Przyspieszyłam nieco kroku, żeby się zrównać z chłopakiem. Popatrzyłam na niego, licząc, że i on spojrzy na mnie.
-No dzisiaj, to się musisz wykąpać przed snem. Cały w trawie jesteś.-zaczęłam łagodnie i zaśmiałam się, żeby rozładować sytuację.-Upiekłam też ciasto. Chcesz spróbować? Może chcesz je zjeść podczas kąpieli? Gorąca woda i coś pysznego to najlepsze połączenie.-poleciłam mu optymistycznym tonem. No niech się uśmiechnie, albo chociaż nie będzie taki smutny. Zastanawiałam się co bym mogła dla niego zrobić. Może umyję mu włosy, jak już każę mu się kąpać? Albo mogę mu przeczytać bajkę, lub mogę mu coś jeszcze przygotować do jedzenia. Byle tylko polepszyć jego nastrój, bo bardzo nie lubię kiedy jest taki przygnębiony.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-ukłoniłam się głową, mając nadzieję, że mi wybaczy, nie zrobiłam tego celowo, ale w sumie czy mając tę wiedzę postąpiłabym inaczej? Nie znam innego sposobu, żeby zmusić go do powrotu do normalnego kształtu. Teraz jakoś tak, kiedy na niego patrzyłam, cała złość odeszła, bo chłopak wyglądał zwyczajnie zbyt żałośnie, żebym mogła być na niego zła. Pijany, smutny, przygarbiony.
-Poproszę.-uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam się znów przedzierać przez krzaki. Wzięłam butelkę z ziemi, nie będziemy tutaj śmiecić, no i szłam za nim, ciągle się mu przyglądając. Teraz to nawet nie chciałam zaczynać dyskusji. Poczekam aż wrócimy do domu, ogarniemy się, zjemy ciasto i porozmawiamy, jak dwójka dorosłych ludzi.
Ożywiłam się kiedy zaczął mówić, jednak szybko wrócił do mnie ten dziwny stan.
-Nie chcę nagrody. Nie jestem psem, żeby szukać ciebie za smakołyki.-powiedziałam to trochę zbyt surowo, ale taka prawda. Obsypuje mnie prezentami, co jest naprawdę miłe, bo uwielbiam dobrze wyglądać, zwłaszcza, że i jemu się podobam, ale nie tym razem. Byłam poważna, bo nie chciałam, żeby potraktował moje zdanie jako zabawę czy droczenie się.
-To jest właśnie problem.-podsumowałam. Czy on mówi, że ma doświadczenie w upijaniu się i wałęsaniu bez celu, aż zaśnie gdzieś gdzie akurat upadnie? Naprawdę myśli, że to przyzwyczajenie, jakim należy się chwalić?
Splotłam ręce z tyłu ciała, bawiąc się przy tym butelką. Przyspieszyłam nieco kroku, żeby się zrównać z chłopakiem. Popatrzyłam na niego, licząc, że i on spojrzy na mnie.
-No dzisiaj, to się musisz wykąpać przed snem. Cały w trawie jesteś.-zaczęłam łagodnie i zaśmiałam się, żeby rozładować sytuację.-Upiekłam też ciasto. Chcesz spróbować? Może chcesz je zjeść podczas kąpieli? Gorąca woda i coś pysznego to najlepsze połączenie.-poleciłam mu optymistycznym tonem. No niech się uśmiechnie, albo chociaż nie będzie taki smutny. Zastanawiałam się co bym mogła dla niego zrobić. Może umyję mu włosy, jak już każę mu się kąpać? Albo mogę mu przeczytać bajkę, lub mogę mu coś jeszcze przygotować do jedzenia. Byle tylko polepszyć jego nastrój, bo bardzo nie lubię kiedy jest taki przygnębiony.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Jej przeprosiny zostały przyjęte jeszcze zanim je wypowiedziała na głos. Przecież to nie jej wina, ten głupiec jej mąż też nie mógł o tym wiedzieć, bo nawet jeśli coś wiedział o ich gatunku, to nie aż tak. Zresztą, wystarczyło ranę wetrzeć w rękaw, by krew już nie ciekła. To wystarczy, niech o tym nie myśli.
Przyglądał się zniszczone mu ogrodzeniu, co było pewnie sprawką Ary, lecz nie gniewał się. Ogrodnicy bardziej będą źli, ale to jego wina. Tak… jego...
-Nie to miałem na myśli…
Wtrącił, odnośnie jej słów na temat nagrody dla psa. Przecież to nie tak, to nagroda jako rekompensata, on… on… AGH, czemu to było takie trudne. Nie wiedział co gada, a gada pewnie bezsensu. Może po prostu nie umie inaczej wyrażać siebie, niżeli po przez to co posiada. To też na swój sposób ograniczające i żałosne. Był tylko ciekaw, kiedy ona faktycznie straci cierpliwość.
Zatrzymał się już u wyjścia z labiryntu, aby obejrzeć się w jej stronę i obserwować ją, jakby próbował z niej odczytać więcej, niż powiedziała. Zupełnie zmieniła swoje nastawienie, jakby nie była jednak zła. Mało tego… ciasto? Kąpiel? Dlaczego? Większość zapewne trzasnęła by mu drzwiami przed nosem. Co mógł na to odpowiedzieć? Szczerze, cokolwiek, ale jego biedny umysł nakazał mu zrobić coś zgoła innego, bo lekkim ruchem zbliżył się i objął kobietę, przytulając ją, a właściwie, samemu chowając się w swym bezpiecznym pudełku...
-Dziękuję. I naprawdę przepraszam.- Wyszeptał, a choć może zbyt długo pozostawał w tym uścisku, jakby był gotów nawet zasnąć w tym stanie, to odkleił się od niej na moment, by spojrzeć na nią z uśmiechem, lekko mrużąc zamglone spojrzenie. Ułożył dłonie na jej policzkach, obejmując jej twarz. -Jesteś naprawdę piękna.
Wyszczerzył kły w radości, jakby powiedzenie tego było przyjemnością i dla niego, aż w końcu puścił ją, odwracając się w stronę dworku, stawiając kolejne, lekko chwiejne kroki. Zapewne nazajutrz będzie wstydzić się za siebie, lecz w tej chwili czuł się, jakby nie było dla niego żadnych granic.
-Jak najbardziej podoba mi się ten pomysł. Ale muszę… chyba służbę poprosić o pomoc, bo się mi ziemia buja…
Zaśmiał się, już z nieco lepszym nastawieniem, niż chwilę wcześniej. Jak niewiele mu było czasem potrzeba, to aż zadziwiające...
Jej przeprosiny zostały przyjęte jeszcze zanim je wypowiedziała na głos. Przecież to nie jej wina, ten głupiec jej mąż też nie mógł o tym wiedzieć, bo nawet jeśli coś wiedział o ich gatunku, to nie aż tak. Zresztą, wystarczyło ranę wetrzeć w rękaw, by krew już nie ciekła. To wystarczy, niech o tym nie myśli.
Przyglądał się zniszczone mu ogrodzeniu, co było pewnie sprawką Ary, lecz nie gniewał się. Ogrodnicy bardziej będą źli, ale to jego wina. Tak… jego...
-Nie to miałem na myśli…
Wtrącił, odnośnie jej słów na temat nagrody dla psa. Przecież to nie tak, to nagroda jako rekompensata, on… on… AGH, czemu to było takie trudne. Nie wiedział co gada, a gada pewnie bezsensu. Może po prostu nie umie inaczej wyrażać siebie, niżeli po przez to co posiada. To też na swój sposób ograniczające i żałosne. Był tylko ciekaw, kiedy ona faktycznie straci cierpliwość.
Zatrzymał się już u wyjścia z labiryntu, aby obejrzeć się w jej stronę i obserwować ją, jakby próbował z niej odczytać więcej, niż powiedziała. Zupełnie zmieniła swoje nastawienie, jakby nie była jednak zła. Mało tego… ciasto? Kąpiel? Dlaczego? Większość zapewne trzasnęła by mu drzwiami przed nosem. Co mógł na to odpowiedzieć? Szczerze, cokolwiek, ale jego biedny umysł nakazał mu zrobić coś zgoła innego, bo lekkim ruchem zbliżył się i objął kobietę, przytulając ją, a właściwie, samemu chowając się w swym bezpiecznym pudełku...
-Dziękuję. I naprawdę przepraszam.- Wyszeptał, a choć może zbyt długo pozostawał w tym uścisku, jakby był gotów nawet zasnąć w tym stanie, to odkleił się od niej na moment, by spojrzeć na nią z uśmiechem, lekko mrużąc zamglone spojrzenie. Ułożył dłonie na jej policzkach, obejmując jej twarz. -Jesteś naprawdę piękna.
Wyszczerzył kły w radości, jakby powiedzenie tego było przyjemnością i dla niego, aż w końcu puścił ją, odwracając się w stronę dworku, stawiając kolejne, lekko chwiejne kroki. Zapewne nazajutrz będzie wstydzić się za siebie, lecz w tej chwili czuł się, jakby nie było dla niego żadnych granic.
-Jak najbardziej podoba mi się ten pomysł. Ale muszę… chyba służbę poprosić o pomoc, bo się mi ziemia buja…
Zaśmiał się, już z nieco lepszym nastawieniem, niż chwilę wcześniej. Jak niewiele mu było czasem potrzeba, to aż zadziwiające...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Skinęłam głową na jego słowa. Wiem, że nie chciał mnie obrazić, jak mówił o nosferach też nie chciał, ale jakoś tak wyszło. Nie musi mi nic rekompensować, to tylko on poniósł straty, to on wyda zasoby na opatrzenie mnie, to sukienkę za jego pieniądze zniszczyłam i to jego ogród nie wygląda teraz najlepiej.
Zaproponowałam kilka przyjemności, a reakcja jaką dostałam była niespodziewana. Myślałam, że coś mruknie, wzruszy ramionami, a on podszedł i się do mnie przytulił. Od razu owinęłam się wokół niego rękoma, uważając by mu opakowaniem po winienie przywalić. Nie puszczałam go, bo on nie puszczał. Nawet gdyby tak zasnął, to co to dla mnie za problem, zanieść go do łaźni i obudzić wrzuceniem do wody, albo zaniosłabym go do łóżka, tak, raczej do łóżka. Wrzucanie śpiącego do wody jest niemiłe.
Odsunął się, złapał mnie za buźkę. Patrzyłam na niego wielkimi oczyma, bo zrobiło się nagle jakoś tak bardzo intymnie. Znowu komplementy, a ja znowu się zarumieniłam jak dzika, aż w uszy mi było ciepło.
-Dziękuję. Ty też.-odpowiedziałam szeptem, bo byliśmy na tyle blisko, że nie było potrzeby mówić głośniej. Uśmiechnęłam się kiedy on się uśmiechnął. To było urocze. Pijany komplemenciarz.
Szłam obok niego, gotowa w razie czego go złapać, jakby tracił równowagę. Byłam zadowolona z efektu, jakie przyniosło moje pocieszanie, wydawał się szczęśliwszy, a to bardzo dobrze.
-Ja ci mogę pomóc. Nie jedno dziecko byłam, z tobą też sobie poradzę.-szturchnęłam go lekko łokciem w ramię i zaśmiałam się. Liczę, że szturchnięcie go nie powali.-Nie utoniesz przy mnie.-no nie utonie przynajmniej w wannie, bo gdybyśmy byli w jeziorze, to raczej średnio byłabym go w stanie uratować. Z uratowaniem siebie miałabym trudności, chociaż może determinacja by mi pomogła?
Zaproponowałam kilka przyjemności, a reakcja jaką dostałam była niespodziewana. Myślałam, że coś mruknie, wzruszy ramionami, a on podszedł i się do mnie przytulił. Od razu owinęłam się wokół niego rękoma, uważając by mu opakowaniem po winienie przywalić. Nie puszczałam go, bo on nie puszczał. Nawet gdyby tak zasnął, to co to dla mnie za problem, zanieść go do łaźni i obudzić wrzuceniem do wody, albo zaniosłabym go do łóżka, tak, raczej do łóżka. Wrzucanie śpiącego do wody jest niemiłe.
Odsunął się, złapał mnie za buźkę. Patrzyłam na niego wielkimi oczyma, bo zrobiło się nagle jakoś tak bardzo intymnie. Znowu komplementy, a ja znowu się zarumieniłam jak dzika, aż w uszy mi było ciepło.
-Dziękuję. Ty też.-odpowiedziałam szeptem, bo byliśmy na tyle blisko, że nie było potrzeby mówić głośniej. Uśmiechnęłam się kiedy on się uśmiechnął. To było urocze. Pijany komplemenciarz.
Szłam obok niego, gotowa w razie czego go złapać, jakby tracił równowagę. Byłam zadowolona z efektu, jakie przyniosło moje pocieszanie, wydawał się szczęśliwszy, a to bardzo dobrze.
-Ja ci mogę pomóc. Nie jedno dziecko byłam, z tobą też sobie poradzę.-szturchnęłam go lekko łokciem w ramię i zaśmiałam się. Liczę, że szturchnięcie go nie powali.-Nie utoniesz przy mnie.-no nie utonie przynajmniej w wannie, bo gdybyśmy byli w jeziorze, to raczej średnio byłabym go w stanie uratować. Z uratowaniem siebie miałabym trudności, chociaż może determinacja by mi pomogła?
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Jej komplement, najpewniej w wyniku zawstydzenia i sytuacji, do jakiej doprowadził, mimo wszystko rozgrzewał go od środka. Uśmiechał się do siebie, idąc wciąż swoim wyjątkowym sposobem, przetwarzając go. Dwoje pięknych wampirów, zniszczony labirynt i butelką wina, to dopiero historia. Jakby mało ich już mieli w ostatnim czasie.
Zerknął na nią, kiedy się zbliżyła, wspominając o myciu dzieci. Chyba nie zdążył się nad tym zastanowił, nim ta nie szturchnęła go łokciem. Choć zachował równowagę, odpowiadając śmiechem, przez chwilę myślał, że znów skończy na glebie.
-Chcesz… mi pomóc…?- Czy było to właściwe? Skoro… ani nie należała do służby, ani nie była… no… wolną? Jej mąż mógłby nie być zadowolony, choć teraz ciężko to ocenić. Nie powinien tego robić, ale… -W porządku, zaufam Ci.
W końcu, patrzyła teraz na niego jak na dziecko, tak? Nic osobistego…
Baqara miała chwilę czasu, aby wpierw uszykować siebie, kiedy to Altair próbował znaleźć swoją kuszę. Nie chciał jej użyć, ale lubił świadomość, że gdzieś jest i sobie istnieje. Lecz chyba służba go ubiegła, chowając ją przed nim. Głupcy. W końcu jednak, dostał pozwolenie, aby udać się do łaźni. Wszedł do środka, choć trochę niezadowolony, że nie dostał pozwolenia na drugą butelkę wina. Musiał się doprawić, nim ten stan rozluźnienia ustąpi. Jednakże, kiedy dostrzegł Baqare w szlafroku, czekającą na niego, całe te złe nastawienie zostało przyćmione. Przełknął ślinę, zerkając na nią.
-Witaj…- Mruknął. -...rozumiem, że napewno Ci to odpowiada?
Dopytał, chyba dla spokoju własnego ducha, ale jeśli tego nie znegowała, załapał że to już czas, aby zacząć się rozbierać. W porządku, Altairze, żebyś to raz się negliżował.
Wpierw rozwinął kokardę, która rozpuściła jego ciemne włosy do ramion, odrzucając ją gdzieś na kafelki. Kolejno zsunął buty i skarpetki, aby potem odpiąć guziki przy mankiecie i kołnierzu, dalej wzdłuż koszuli. Za chwilę ta opadła na ziemię, odsłaniając jego blady tors, a kiedy zsunął pasek i przełożył kciuki przez materiał spodni przy pasie, zetknął na Baqare, może licząc, że ta się na moment odwróci. Kiedy tak się stało, już nie przypatrując się jej, a sobie, ściągnął resztę rzeczy, zostając taki, jak go bogowie stworzyli. Zabawna myśl.
Oligarchii zszedł po stopniach do ciepłej wody w basenie łaźniowym, aby zaraz, tafla sięgnęła jego bioder, potem klatki piersiowej, aż oparł się lekko o schodek, tak też pozostając. Opuścił lekko głowę w dół, mocząc końcówki swoich włosów. Ujrzał wtedy swoje odbicie, lekko krzywiąc się na widok rozcięcia na policzku.
Jej komplement, najpewniej w wyniku zawstydzenia i sytuacji, do jakiej doprowadził, mimo wszystko rozgrzewał go od środka. Uśmiechał się do siebie, idąc wciąż swoim wyjątkowym sposobem, przetwarzając go. Dwoje pięknych wampirów, zniszczony labirynt i butelką wina, to dopiero historia. Jakby mało ich już mieli w ostatnim czasie.
Zerknął na nią, kiedy się zbliżyła, wspominając o myciu dzieci. Chyba nie zdążył się nad tym zastanowił, nim ta nie szturchnęła go łokciem. Choć zachował równowagę, odpowiadając śmiechem, przez chwilę myślał, że znów skończy na glebie.
-Chcesz… mi pomóc…?- Czy było to właściwe? Skoro… ani nie należała do służby, ani nie była… no… wolną? Jej mąż mógłby nie być zadowolony, choć teraz ciężko to ocenić. Nie powinien tego robić, ale… -W porządku, zaufam Ci.
W końcu, patrzyła teraz na niego jak na dziecko, tak? Nic osobistego…
Baqara miała chwilę czasu, aby wpierw uszykować siebie, kiedy to Altair próbował znaleźć swoją kuszę. Nie chciał jej użyć, ale lubił świadomość, że gdzieś jest i sobie istnieje. Lecz chyba służba go ubiegła, chowając ją przed nim. Głupcy. W końcu jednak, dostał pozwolenie, aby udać się do łaźni. Wszedł do środka, choć trochę niezadowolony, że nie dostał pozwolenia na drugą butelkę wina. Musiał się doprawić, nim ten stan rozluźnienia ustąpi. Jednakże, kiedy dostrzegł Baqare w szlafroku, czekającą na niego, całe te złe nastawienie zostało przyćmione. Przełknął ślinę, zerkając na nią.
-Witaj…- Mruknął. -...rozumiem, że napewno Ci to odpowiada?
Dopytał, chyba dla spokoju własnego ducha, ale jeśli tego nie znegowała, załapał że to już czas, aby zacząć się rozbierać. W porządku, Altairze, żebyś to raz się negliżował.
Wpierw rozwinął kokardę, która rozpuściła jego ciemne włosy do ramion, odrzucając ją gdzieś na kafelki. Kolejno zsunął buty i skarpetki, aby potem odpiąć guziki przy mankiecie i kołnierzu, dalej wzdłuż koszuli. Za chwilę ta opadła na ziemię, odsłaniając jego blady tors, a kiedy zsunął pasek i przełożył kciuki przez materiał spodni przy pasie, zetknął na Baqare, może licząc, że ta się na moment odwróci. Kiedy tak się stało, już nie przypatrując się jej, a sobie, ściągnął resztę rzeczy, zostając taki, jak go bogowie stworzyli. Zabawna myśl.
Oligarchii zszedł po stopniach do ciepłej wody w basenie łaźniowym, aby zaraz, tafla sięgnęła jego bioder, potem klatki piersiowej, aż oparł się lekko o schodek, tak też pozostając. Opuścił lekko głowę w dół, mocząc końcówki swoich włosów. Ujrzał wtedy swoje odbicie, lekko krzywiąc się na widok rozcięcia na policzku.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Ufa mi? Teraz się zestresowałam, że przypadkiem go utopię. Wiem, że tak się nie stanie, bo dlaczego by miało, ale ta presja!
Odprowadziłam go do pokoju, w którym mógł się przygotować i poczekać, aż ja się przebiorę. Brudnej sukni nie chciałam wnosić do łaźni, poza tym musiałam oczyścić sierść i racice, żeby nie zrobić w domu błotnej kałuży. Poprosiłam w międzyczasie służącego o pokrojenie mojego ciasta i przyniesienie go nam, w końcu miał Altair dostać ciasto przy kąpieli.
Stałam przy sporym zbiorniku na wodę i właśnie dolewałam do niego więcej olejków. Tak ślicznie pachniały i nie mogłam się im oprzeć. Mam nadzieję, ze aromaty będą się kilka dni trzymać Altaira, co najmniej kilka dni. W końcu zjawiła się nasza gwiazda. Uśmiechnęłam się do niego szeroko na powitanie, oceniając przy tym czy potrzebuje pomocy w czymś.
-Oczywiście, że tak. Sama to zaproponowałam.-to tylko pomoc przy umyciu się, czego on się tak wstydzi? Stałam do niego przodem i cierpliwie patrzyłam jak się rozbierał, nie pospieszałam go, niech robi to bezpiecznie i się nie wywali. Kilka sekund zajęło mi zrozumienie jego spojrzenia. Powiedziałam ciche ,,Oh" po czym odwróciłam się do niego plecami i dodatkowo zakryłam sobie zamknięte oczy dłońmi. Już nic nie widzę, nawet nie podglądam kiedy szedł w stronę wanny i do niej wchodził. Zerknęłam dopiero kiedy chlapanie wody się nieco uspokoiło, co znaczyło, że zajął już miejsce. Zabrałam ręce i uśmiechnęłam się do chłopaka patrzącego w wodę, po której pływała sobie gdzieniegdzie piana. Smutki mu wracają?
-Chodź tutaj i zmocz całe włosy.-poleciłam mu, wskazując przeciwległe miejsce w wannie. Już tam poustawiałam sobie potrzebne rzeczy do zadbania o niego. Szampony i inne płyny. Kiedy zajął wskazane przeze mnie miejsce, to uklęknęłam za jego plecami, na kafelkach. Poprawiłam sobie szlafrok, bo trochę mi się rozsunął, ale już wszystko było w porządku.
-Zamknij oczy.-kolejne polecenie wydane pogodnym głosem. Jeśli je wykonał, to nabrałam wody w miseczkę z dłoni i polałam na czubek jego głowy, żeby dodatkowo zwilżyć mu czuprynę.-Masz ładne włosy. Ale spróbujemy sprawić, żeby były jeszcze piękniejsze.-nabrałam trochę szamponu i zabrałam się do pracy. Uważałam, żeby nie poszarpać go, ani nie splątać mu kosmków jeszcze bardziej, bo jak teraz coś pomieszam, to później będziemy się męczyć z rozczesywaniem. Po kilku chwilach mycia, z uśmiechem wsunęłam palce w jego włoski, gładząc opuszkami skórę jego głowy, którą po chwili zaczęłam przyjemnie drapać pazurkami, głaskać i masować. Mam nadzieję, że to polubi, ja lubię, jak mi ktoś tak robi, ogólnie uwielbiam masaże, zwłaszcza nóg, które codziennie dzielnie dźwigają mój ciężar.
Odprowadziłam go do pokoju, w którym mógł się przygotować i poczekać, aż ja się przebiorę. Brudnej sukni nie chciałam wnosić do łaźni, poza tym musiałam oczyścić sierść i racice, żeby nie zrobić w domu błotnej kałuży. Poprosiłam w międzyczasie służącego o pokrojenie mojego ciasta i przyniesienie go nam, w końcu miał Altair dostać ciasto przy kąpieli.
Stałam przy sporym zbiorniku na wodę i właśnie dolewałam do niego więcej olejków. Tak ślicznie pachniały i nie mogłam się im oprzeć. Mam nadzieję, ze aromaty będą się kilka dni trzymać Altaira, co najmniej kilka dni. W końcu zjawiła się nasza gwiazda. Uśmiechnęłam się do niego szeroko na powitanie, oceniając przy tym czy potrzebuje pomocy w czymś.
-Oczywiście, że tak. Sama to zaproponowałam.-to tylko pomoc przy umyciu się, czego on się tak wstydzi? Stałam do niego przodem i cierpliwie patrzyłam jak się rozbierał, nie pospieszałam go, niech robi to bezpiecznie i się nie wywali. Kilka sekund zajęło mi zrozumienie jego spojrzenia. Powiedziałam ciche ,,Oh" po czym odwróciłam się do niego plecami i dodatkowo zakryłam sobie zamknięte oczy dłońmi. Już nic nie widzę, nawet nie podglądam kiedy szedł w stronę wanny i do niej wchodził. Zerknęłam dopiero kiedy chlapanie wody się nieco uspokoiło, co znaczyło, że zajął już miejsce. Zabrałam ręce i uśmiechnęłam się do chłopaka patrzącego w wodę, po której pływała sobie gdzieniegdzie piana. Smutki mu wracają?
-Chodź tutaj i zmocz całe włosy.-poleciłam mu, wskazując przeciwległe miejsce w wannie. Już tam poustawiałam sobie potrzebne rzeczy do zadbania o niego. Szampony i inne płyny. Kiedy zajął wskazane przeze mnie miejsce, to uklęknęłam za jego plecami, na kafelkach. Poprawiłam sobie szlafrok, bo trochę mi się rozsunął, ale już wszystko było w porządku.
-Zamknij oczy.-kolejne polecenie wydane pogodnym głosem. Jeśli je wykonał, to nabrałam wody w miseczkę z dłoni i polałam na czubek jego głowy, żeby dodatkowo zwilżyć mu czuprynę.-Masz ładne włosy. Ale spróbujemy sprawić, żeby były jeszcze piękniejsze.-nabrałam trochę szamponu i zabrałam się do pracy. Uważałam, żeby nie poszarpać go, ani nie splątać mu kosmków jeszcze bardziej, bo jak teraz coś pomieszam, to później będziemy się męczyć z rozczesywaniem. Po kilku chwilach mycia, z uśmiechem wsunęłam palce w jego włoski, gładząc opuszkami skórę jego głowy, którą po chwili zaczęłam przyjemnie drapać pazurkami, głaskać i masować. Mam nadzieję, że to polubi, ja lubię, jak mi ktoś tak robi, ogólnie uwielbiam masaże, zwłaszcza nóg, które codziennie dzielnie dźwigają mój ciężar.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Z tego wpatrywania się w siebie, wyrwała go Baqara, przywołując w inne miejsce. W porządku, miał zamiar być uległy na jej wpływy. Ale najpierw zmoczyć włosy? Też rozumie.
Altair zanurzył się powoli, tonąć w wodzie, opleciony własnymi włosami jak kropla atramentu, by po chwili znów wrócić na powierzchnię, a przemoczona grzywa leżała mu na twarzy, odkrywając tylko jedno oko, ale nie wydawało mu się to przeszkadzać, bo już podpłynął do miejsca, które wskazała, odwracając się plecami do progu basenu. Może całe szczęście dla wampirzycy, że to zrobił bez protestów i nic nie zobaczył, bo byłoby to nieuczciwe.
-Obym nie zasnął…
Zachichotał, po czym faktycznie oczęta zamknął, pozwalając jej robić co zapragnie. Za moment poczuł kolejną dawkę wody, a z jest ust padł komplement, który wywołał u niego uniesienie lewego kącika ust w górę, jakby chciał powiedzieć "Czyż nie jestem majestatyczny?", lecz to szybko zeszło na dalszy plan, kiedy pojawiły się wszelakie płyny myjące. Zaczęło się łagodne szorowanie, a choć nie było złe, nie przepadał za tą częścią. Posiadanie długich kudłów miało swoje wady. Ale nagroda miała przyjść zaraz po tym, jak wsunęła palce między jego kosmyki, przyjemnie drapiąc. Może się zapomniał, bo od tego boskiego uczucia jego głową zaczynała lekko lecieć w tył, a usta rozwierać, lecz szybko się ocknął, wracając nieznacznie do pierwotnej pozy. O bogowie… Ara, jak dobrze że istniejesz...
Z tego wpatrywania się w siebie, wyrwała go Baqara, przywołując w inne miejsce. W porządku, miał zamiar być uległy na jej wpływy. Ale najpierw zmoczyć włosy? Też rozumie.
Altair zanurzył się powoli, tonąć w wodzie, opleciony własnymi włosami jak kropla atramentu, by po chwili znów wrócić na powierzchnię, a przemoczona grzywa leżała mu na twarzy, odkrywając tylko jedno oko, ale nie wydawało mu się to przeszkadzać, bo już podpłynął do miejsca, które wskazała, odwracając się plecami do progu basenu. Może całe szczęście dla wampirzycy, że to zrobił bez protestów i nic nie zobaczył, bo byłoby to nieuczciwe.
-Obym nie zasnął…
Zachichotał, po czym faktycznie oczęta zamknął, pozwalając jej robić co zapragnie. Za moment poczuł kolejną dawkę wody, a z jest ust padł komplement, który wywołał u niego uniesienie lewego kącika ust w górę, jakby chciał powiedzieć "Czyż nie jestem majestatyczny?", lecz to szybko zeszło na dalszy plan, kiedy pojawiły się wszelakie płyny myjące. Zaczęło się łagodne szorowanie, a choć nie było złe, nie przepadał za tą częścią. Posiadanie długich kudłów miało swoje wady. Ale nagroda miała przyjść zaraz po tym, jak wsunęła palce między jego kosmyki, przyjemnie drapiąc. Może się zapomniał, bo od tego boskiego uczucia jego głową zaczynała lekko lecieć w tył, a usta rozwierać, lecz szybko się ocknął, wracając nieznacznie do pierwotnej pozy. O bogowie… Ara, jak dobrze że istniejesz...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
-Jak zaśniesz, to się tobą zajmę.-uspokoiłam jego obawy. W sumie czy to byłby komplement gdyby zasnął? Chyba tak, tak mu dobrze przy mnie, że zaśnie nawet w wodzie.
Umyłam mu mniej więcej włosy i przeszłam do tej przyjemnej dla niego części, do masażu. Uśmiechnęłam się widząc jego reakcję na moje działania, nie przeszkadzało mi to, jak odchyla głowę, wręcz przeciwnie byłam dumna, że tak mu się to podoba.
Dałam mu jeszcze kilka chwil tego nieba, po czym powoli przesunęłam dłonie nieco niżej, na potylicę. Czas się zając innymi częściami jego ciała. Delikatnie przyłożyłam tam łapki, chwytając go tak od tyłu, przesuwając kilkoma palcami po jego szczęce. Mógł poczuć kolejne porcje masażu, uważne przesuwanie się mokrych palców za uszami, gładzenie szyi opuszkami, uciskanie miejsc dających ulgę. Miał przyjemną skórę do tego, żal mi będzie przerywać dotyk. Pędziłam kolejne kilka chwil na zajmowaniu się tymi rejonami, ale w końcu przyszedł jednak czas na kolejny etap. Kark i ramiona, czekały na swoją kolej.
Spłynęłam dłońmi jeszcze niżej i kiedy byłam już gotowa, zaczęłam zajmować się jego spiętymi mięśniami ponownie. Długie, spokojne ruchy mające w sobie siłę, po chwili zastępowane delikatnym powrotem do miejsca startowego, gdzie ponownie przykładając siły, naciskałam na jego skórę, czując jak wszystko co jest pod nią ustępuje moim palcom.
Przyglądałam się mu w tym czasie i szukałam najlepszych słów do rozpoczęcia rozmowy. Jeśli coś pójdzie nie tak i atmosfera zacznie być nieprzyjemna, to liczę, że służący z ciastem tutaj wpadnie i nas rozproszy. Przerwałam masowanie jego ramion, ale rąk nie zabrałam z niego, bawiłam się tylko kosmkami jego przydługich włosów.
-Dlaczego robisz takie rzeczy?-zapytałam cicho, licząc, że nie będzie się próbował wymigiwać, że nie będzie udawał, że nie wie o co chodzi. Wiem, że nie znamy się aż tak długo, ale spędziliśmy ze sobą trochę czasu i po prostu martwię się o to co mu w głowie siedzi.
Umyłam mu mniej więcej włosy i przeszłam do tej przyjemnej dla niego części, do masażu. Uśmiechnęłam się widząc jego reakcję na moje działania, nie przeszkadzało mi to, jak odchyla głowę, wręcz przeciwnie byłam dumna, że tak mu się to podoba.
Dałam mu jeszcze kilka chwil tego nieba, po czym powoli przesunęłam dłonie nieco niżej, na potylicę. Czas się zając innymi częściami jego ciała. Delikatnie przyłożyłam tam łapki, chwytając go tak od tyłu, przesuwając kilkoma palcami po jego szczęce. Mógł poczuć kolejne porcje masażu, uważne przesuwanie się mokrych palców za uszami, gładzenie szyi opuszkami, uciskanie miejsc dających ulgę. Miał przyjemną skórę do tego, żal mi będzie przerywać dotyk. Pędziłam kolejne kilka chwil na zajmowaniu się tymi rejonami, ale w końcu przyszedł jednak czas na kolejny etap. Kark i ramiona, czekały na swoją kolej.
Spłynęłam dłońmi jeszcze niżej i kiedy byłam już gotowa, zaczęłam zajmować się jego spiętymi mięśniami ponownie. Długie, spokojne ruchy mające w sobie siłę, po chwili zastępowane delikatnym powrotem do miejsca startowego, gdzie ponownie przykładając siły, naciskałam na jego skórę, czując jak wszystko co jest pod nią ustępuje moim palcom.
Przyglądałam się mu w tym czasie i szukałam najlepszych słów do rozpoczęcia rozmowy. Jeśli coś pójdzie nie tak i atmosfera zacznie być nieprzyjemna, to liczę, że służący z ciastem tutaj wpadnie i nas rozproszy. Przerwałam masowanie jego ramion, ale rąk nie zabrałam z niego, bawiłam się tylko kosmkami jego przydługich włosów.
-Dlaczego robisz takie rzeczy?-zapytałam cicho, licząc, że nie będzie się próbował wymigiwać, że nie będzie udawał, że nie wie o co chodzi. Wiem, że nie znamy się aż tak długo, ale spędziliśmy ze sobą trochę czasu i po prostu martwię się o to co mu w głowie siedzi.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Musze, utwór
Niby wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć, tak też zresztą pomyślał, w momencie jak jej palce zeszły z jego głowy. Mimo to, nie wyszedł ze swojego stanu przyjemności, jakby to uczucie w nim pozostało, lecz szybko miała nadejść coś, czego się nie spodziewał, a może nawet, pozwalało mu lekko otrzeźwić umysł, gdy poczuł nacisk jej dłoni za uszami, a wtedy, na szczęce, lekko luzując zaciskającą się żuchwę. Otworzył oczy nieco szerzej, a jego oddech zadrżał, jakby nie wiedział co się dzieje, lecz nie chciał, by to minęło. Znów przymknął jednak ślepia, uśmiechając się łagodnie.
Baqara przeszła do masażu jego karku, przez co lekko opuścił głowę, lecz wcale nie przysypiał, a rozkoszował się tym w znacznym stopniu. Przechodząc do barków i ramion, mogła zdać sobie sprawę, że mięśnie były bardzo spięte, nawet jeśli próbował je rozluźnić. W rzeczywistości, nie pamiętał kiedy… był masowany, a tym bardziej, w taki przyjemny sposób. Nie skłamałby, jakby powiedział, że dla niego wszystko wokół przestało istnieć, bo takiego uczucia nie da się opisać. Było magiczne. W jednej chwili zapomniał o kompletnie wszystkich problemach, żalach, czy wyrzutach, po prostu, myślał o kobiecie, która tak o niego dbała, choć wcale nie musiała. Choć jego podarki i wszystko co robił, było tak bardzo narzucane, nie wymagające odpłaty. Jednak to co działo się teraz, wynagradzało wszystko…
Po chwili poczuł jak jej ruchy się uspokajają, a jej dłonie opadły na jego ramionach. Przeplatała jego mokre włosy między palcami, a to też było kojące, jednakże czuł w powietrzu, że chodziło o coś więcej. Łagodnie uniósł głowę, gdy zadała pytanie, zawieszając spojrzenie gdzieś w przestworzach. Nim jednak zdecydował się odpowiedzieć, uniósł własne ręce, delikatnie pochwytując jej dłonie i ostrożnie zawieszając je na swoich barkach, zanurzając w ciepłej wodzie.
-Sam chciałbym wiedzieć…- Odparł szeptem, wywołując na twarz połowiczny, choć niepewny uśmiech, którego z tej perspektywy nie mogła zobaczyć tak dobrze. -...gdzieś dawno temu… chyba się zatraciłem i taki zostałem.- Dodał, w czym pomogły mu procenty, które ostatkiem sił utrzymywały się w jego krwi. -Kiedyś było znacznie gorzej. Tak źle, że w tej właśnie łaźni…- Zamilknął na moment, opuszczając wzrok, na jej dłonie. -Taki jestem… i wiem, że cokolwiek bym nie zrobił, albo Ci nie dał, raczej nie zrekompensuje Ci tego co musisz oglądać. Wytrzymałaś ze mną i tak najdłużej…- Zachichotał cicho. -...inni powiedzieliby Ci o mnie znacznie… znacznie więcej...
Musze, utwór
Niby wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć, tak też zresztą pomyślał, w momencie jak jej palce zeszły z jego głowy. Mimo to, nie wyszedł ze swojego stanu przyjemności, jakby to uczucie w nim pozostało, lecz szybko miała nadejść coś, czego się nie spodziewał, a może nawet, pozwalało mu lekko otrzeźwić umysł, gdy poczuł nacisk jej dłoni za uszami, a wtedy, na szczęce, lekko luzując zaciskającą się żuchwę. Otworzył oczy nieco szerzej, a jego oddech zadrżał, jakby nie wiedział co się dzieje, lecz nie chciał, by to minęło. Znów przymknął jednak ślepia, uśmiechając się łagodnie.
Baqara przeszła do masażu jego karku, przez co lekko opuścił głowę, lecz wcale nie przysypiał, a rozkoszował się tym w znacznym stopniu. Przechodząc do barków i ramion, mogła zdać sobie sprawę, że mięśnie były bardzo spięte, nawet jeśli próbował je rozluźnić. W rzeczywistości, nie pamiętał kiedy… był masowany, a tym bardziej, w taki przyjemny sposób. Nie skłamałby, jakby powiedział, że dla niego wszystko wokół przestało istnieć, bo takiego uczucia nie da się opisać. Było magiczne. W jednej chwili zapomniał o kompletnie wszystkich problemach, żalach, czy wyrzutach, po prostu, myślał o kobiecie, która tak o niego dbała, choć wcale nie musiała. Choć jego podarki i wszystko co robił, było tak bardzo narzucane, nie wymagające odpłaty. Jednak to co działo się teraz, wynagradzało wszystko…
Po chwili poczuł jak jej ruchy się uspokajają, a jej dłonie opadły na jego ramionach. Przeplatała jego mokre włosy między palcami, a to też było kojące, jednakże czuł w powietrzu, że chodziło o coś więcej. Łagodnie uniósł głowę, gdy zadała pytanie, zawieszając spojrzenie gdzieś w przestworzach. Nim jednak zdecydował się odpowiedzieć, uniósł własne ręce, delikatnie pochwytując jej dłonie i ostrożnie zawieszając je na swoich barkach, zanurzając w ciepłej wodzie.
-Sam chciałbym wiedzieć…- Odparł szeptem, wywołując na twarz połowiczny, choć niepewny uśmiech, którego z tej perspektywy nie mogła zobaczyć tak dobrze. -...gdzieś dawno temu… chyba się zatraciłem i taki zostałem.- Dodał, w czym pomogły mu procenty, które ostatkiem sił utrzymywały się w jego krwi. -Kiedyś było znacznie gorzej. Tak źle, że w tej właśnie łaźni…- Zamilknął na moment, opuszczając wzrok, na jej dłonie. -Taki jestem… i wiem, że cokolwiek bym nie zrobił, albo Ci nie dał, raczej nie zrekompensuje Ci tego co musisz oglądać. Wytrzymałaś ze mną i tak najdłużej…- Zachichotał cicho. -...inni powiedzieliby Ci o mnie znacznie… znacznie więcej...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Czułam, że rozluźnienie się nie przychodzi mu łatwo, ale też moim celem nie było to, żeby kompletnie się zrelaksował. Trzeba po trochu, jeden masaż cudów nie da, ale kilka, robionych regularnie miało by większy efekt.
Zadałam pytanie, bo nie rozumiałam chłopaka. Wiem, że masa pieniędzy potrafi zniszczyć każdego i tego też nie rozumiałam, może jednak chodziło o coś zupełnie innego? Kiedy złapał moje dłonie odwzajemniłam lekki chwyt i pochyliłam się do przodu, opierając się policzkiem o mokre włosy chłopaka, które teraz pachniały kwiatami. Czekałam w ciszy na odpowiedź, czując, że nie będzie chciał się wykręcać i mi odpowie. Słuchałam i chociaż nie wszystko rozumiałam, to miałam wrażenie, że czuje jego emocje, przygnębienie, zagubienie, chęć ale i jednoczesna niemożność zmiany. Pogłaskałam go policzkiem, układając się na jego głowie na nowo, zaczęłam gładzić jego dłonie palcami. Oj, gdyby mnie mąż teraz widział, nie byłby zadowolony, delikatnie mówiąc.
Znów pojawił się motyw rekompensowania mi czegoś, wynagradzania mi tego co robię dla niego. Czy nie wyraziłam się wystarczająco jasno w labiryncie?
-Nie chcę, żebyś mi się rekompensował, bo nie robię tego wszystkiego tylko po to. Po prostu... lubię cię. Więc jeśli chcesz mi dawać prezenty to dawaj, ale nie myśl o tym, jak o płaceniu mi za to, że tu jestem.-poprosiłam go, trzymając jego dłonie trochę mocniej.-No i po co mam słuchać innych? Wolę, żebyś mi sam o sobie opowiadał.-opinia ludzi nie zawsze jest słuszna i często potrafi zrazić do czegoś, co bez uprzedniego słuchania złotych rad byłoby świetną zabawą.
Dalej zastanawiałam się nad jego słowami i nie wiedziałam o co dopytać, żeby nie rozdrapać jakiś bolesnych ran, czy żeby go nie zrazić. Westchnęłam więc głęboko podejmując decyzję, że będę raz na jakiś czas pytać po trochu kiedy będzie okazja i nie mam zamiaru odpuszczać, też on pewnie nie chce wyrzucać z siebie teraz tego całego syfu, jaki się przez lata nazbierał.
W pewnym momencie pochyliłam się jeszcze mocniej do niego, sięgnęłam rękoma trochę głębiej do wody i objęłam Altaira w piesi. Ledwo utrzymywałam równowagę, ale przytulenie było warte tego ryzyka.
-Nooo już juuuuż. Jest dobrzeee.-ścisnęłam chłopaka, odganiając czarne chmury, jakie nad nami wisiały. Za ciężka atmosfera się zrobiła. Przycisnęłam policzek do policzka wampira, uważając, żeby go rogiem nie dźgnąć. Popatrzyłam trochę nadąsana na wodę.-Tylko no wiesz... Jak będziesz miał ochotę na jakieś kolejne głupoty, to przyjdź do mnie, a nie leziesz nie wiadomo gdzie.-poprosiłam i czuć było, że trochę byłam obrażona, że wcale o mnie nie myślał w takich sytuacjach.
Zadałam pytanie, bo nie rozumiałam chłopaka. Wiem, że masa pieniędzy potrafi zniszczyć każdego i tego też nie rozumiałam, może jednak chodziło o coś zupełnie innego? Kiedy złapał moje dłonie odwzajemniłam lekki chwyt i pochyliłam się do przodu, opierając się policzkiem o mokre włosy chłopaka, które teraz pachniały kwiatami. Czekałam w ciszy na odpowiedź, czując, że nie będzie chciał się wykręcać i mi odpowie. Słuchałam i chociaż nie wszystko rozumiałam, to miałam wrażenie, że czuje jego emocje, przygnębienie, zagubienie, chęć ale i jednoczesna niemożność zmiany. Pogłaskałam go policzkiem, układając się na jego głowie na nowo, zaczęłam gładzić jego dłonie palcami. Oj, gdyby mnie mąż teraz widział, nie byłby zadowolony, delikatnie mówiąc.
Znów pojawił się motyw rekompensowania mi czegoś, wynagradzania mi tego co robię dla niego. Czy nie wyraziłam się wystarczająco jasno w labiryncie?
-Nie chcę, żebyś mi się rekompensował, bo nie robię tego wszystkiego tylko po to. Po prostu... lubię cię. Więc jeśli chcesz mi dawać prezenty to dawaj, ale nie myśl o tym, jak o płaceniu mi za to, że tu jestem.-poprosiłam go, trzymając jego dłonie trochę mocniej.-No i po co mam słuchać innych? Wolę, żebyś mi sam o sobie opowiadał.-opinia ludzi nie zawsze jest słuszna i często potrafi zrazić do czegoś, co bez uprzedniego słuchania złotych rad byłoby świetną zabawą.
Dalej zastanawiałam się nad jego słowami i nie wiedziałam o co dopytać, żeby nie rozdrapać jakiś bolesnych ran, czy żeby go nie zrazić. Westchnęłam więc głęboko podejmując decyzję, że będę raz na jakiś czas pytać po trochu kiedy będzie okazja i nie mam zamiaru odpuszczać, też on pewnie nie chce wyrzucać z siebie teraz tego całego syfu, jaki się przez lata nazbierał.
W pewnym momencie pochyliłam się jeszcze mocniej do niego, sięgnęłam rękoma trochę głębiej do wody i objęłam Altaira w piesi. Ledwo utrzymywałam równowagę, ale przytulenie było warte tego ryzyka.
-Nooo już juuuuż. Jest dobrzeee.-ścisnęłam chłopaka, odganiając czarne chmury, jakie nad nami wisiały. Za ciężka atmosfera się zrobiła. Przycisnęłam policzek do policzka wampira, uważając, żeby go rogiem nie dźgnąć. Popatrzyłam trochę nadąsana na wodę.-Tylko no wiesz... Jak będziesz miał ochotę na jakieś kolejne głupoty, to przyjdź do mnie, a nie leziesz nie wiadomo gdzie.-poprosiłam i czuć było, że trochę byłam obrażona, że wcale o mnie nie myślał w takich sytuacjach.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Za chwilę Baqara oparła się policzkiem o jego głowę, odpowiadając na jego łagodny ruch, więc mógł delikatnie głaskać jej dłonie i dawać własne do głaskania, choć chyba nie tylko ona w tej chwili zastanawiała się, coby Garem pomyślał. Było to nieodpowiednie. Ale był chyba zbyt rozkojarzony, aby się tym przejmować. Zresztą, już dawno przekraczał niewłaściwe granice, teraz mógł tylko dokładać do tego nowych cegiełek.
Jej słowa dodawały otuchy, choć ciężko było w to od tak uwierzyć staremu draculecie, który jednak swoje przeżył, a nikt wcześniej nie dawał mu takowych zapewnień. Chyba samowyparcie było w tym wypadku rzeczą naturalną. W dodatku, zawsze uważał, że bogactwo to jego siła, więc tak próbował wszystko rozwiązywać. Mówiła, że go lubi. Tak szczerze. A ciągle miał wrażenie, że jakby nie to wszystko, pewnie po prostu by zniknęła. To nie tak, że uważał ją za materialistkę. Po prostu siebie uważał, za zbyt słabego gracza. Ale i tego nie chciał powtarzać na głos.
-Nawet gdybym miał samemu o sobie opowiedzieć, nie byłaby to kolorowa bajka, a bohater wcale nie byłby taki, jakiego ktokolwiek by oczekiwał. Gawiedź po prostu dodaje smaku historii.
Parsknął żałosnym śmiechem, za chwilę wypuszczając głębsze powietrze. Wiedział co zrobił, ile zrobił i dlaczego zrobił. Lecz jeśli poznawałaby go bardziej, odkrywałaby tylko gorsze bagno, w którym sama mogła zacząć się topić. A tego nie chciał, zwłaszcza, że nauczył się, że nikt nie słucha. Więc mówić też nie ma sensu.
Kobieta po chwili pochyliła się do przodu, zsuwając dłonie na jego klatkę piersiową, w celu objęcia go, a on, przez chwilę mając wrażenie, że coś się dzieje, zaparł się bardziej do tyłu, jakby chcąc ją powstrzymać przed wpadnięciem. Poczuł jej róg przy swojej głowie, a włosy wampirzycy muskały jego policzek. Przymknął oczy, zostając w tym stanie, z łagodnym uśmiechem.
-Hej… nie dąsamy się, kwiatuszku, na co to komu…
Uśmiechnął się szerzej, obnażając kły, chcąc dodać jej otuchy, aby też nie traciła swojego zapału sprzed paru chwil. Hybrydka nawet nie wiedziała, jak w rzeczywistości wiele o niej myślał w ostatnim czasie.
Nagle do łaźni wszedł służący, niosąc ciasto na tacce, lecz zatrzymał się nagle, widząc ich w… niebywałej pozycji. Kobieta nachylała się nad paniczem, a jej dłonie sięgały… co tu się działo? Niby człowiek nie powinien gapić, ale wzroku odwrócić nie może. Zwłaszcza, że… od wielu lat swojej pracy, nie zdarzyło mu się wpaść na taką scenę.
-Em… ciasto, panie...
Za chwilę Baqara oparła się policzkiem o jego głowę, odpowiadając na jego łagodny ruch, więc mógł delikatnie głaskać jej dłonie i dawać własne do głaskania, choć chyba nie tylko ona w tej chwili zastanawiała się, coby Garem pomyślał. Było to nieodpowiednie. Ale był chyba zbyt rozkojarzony, aby się tym przejmować. Zresztą, już dawno przekraczał niewłaściwe granice, teraz mógł tylko dokładać do tego nowych cegiełek.
Jej słowa dodawały otuchy, choć ciężko było w to od tak uwierzyć staremu draculecie, który jednak swoje przeżył, a nikt wcześniej nie dawał mu takowych zapewnień. Chyba samowyparcie było w tym wypadku rzeczą naturalną. W dodatku, zawsze uważał, że bogactwo to jego siła, więc tak próbował wszystko rozwiązywać. Mówiła, że go lubi. Tak szczerze. A ciągle miał wrażenie, że jakby nie to wszystko, pewnie po prostu by zniknęła. To nie tak, że uważał ją za materialistkę. Po prostu siebie uważał, za zbyt słabego gracza. Ale i tego nie chciał powtarzać na głos.
-Nawet gdybym miał samemu o sobie opowiedzieć, nie byłaby to kolorowa bajka, a bohater wcale nie byłby taki, jakiego ktokolwiek by oczekiwał. Gawiedź po prostu dodaje smaku historii.
Parsknął żałosnym śmiechem, za chwilę wypuszczając głębsze powietrze. Wiedział co zrobił, ile zrobił i dlaczego zrobił. Lecz jeśli poznawałaby go bardziej, odkrywałaby tylko gorsze bagno, w którym sama mogła zacząć się topić. A tego nie chciał, zwłaszcza, że nauczył się, że nikt nie słucha. Więc mówić też nie ma sensu.
Kobieta po chwili pochyliła się do przodu, zsuwając dłonie na jego klatkę piersiową, w celu objęcia go, a on, przez chwilę mając wrażenie, że coś się dzieje, zaparł się bardziej do tyłu, jakby chcąc ją powstrzymać przed wpadnięciem. Poczuł jej róg przy swojej głowie, a włosy wampirzycy muskały jego policzek. Przymknął oczy, zostając w tym stanie, z łagodnym uśmiechem.
-Hej… nie dąsamy się, kwiatuszku, na co to komu…
Uśmiechnął się szerzej, obnażając kły, chcąc dodać jej otuchy, aby też nie traciła swojego zapału sprzed paru chwil. Hybrydka nawet nie wiedziała, jak w rzeczywistości wiele o niej myślał w ostatnim czasie.
Nagle do łaźni wszedł służący, niosąc ciasto na tacce, lecz zatrzymał się nagle, widząc ich w… niebywałej pozycji. Kobieta nachylała się nad paniczem, a jej dłonie sięgały… co tu się działo? Niby człowiek nie powinien gapić, ale wzroku odwrócić nie może. Zwłaszcza, że… od wielu lat swojej pracy, nie zdarzyło mu się wpaść na taką scenę.
-Em… ciasto, panie...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Ja lubię mało kolorowe bajki i nietypowych bohaterów, takie rzeczy są często w baśniach. Skoro jednak nie czas, a on nie jest chętny, odłożymy to na później. Mimo wszystko nieco zmarkotniałam. Chciałam więcej, a musiałam czekać.
Przytuliłam go mocno i wydałam mu instrukcje jak ma postępować kiedy złapie go dołek. Liczyłam, że obieca, iż się posłucha, albo chociaż przytaknie, ale nie powiedział tego. Czyli mam zakładać, że następnym razem znów schowa się w labiryncie, albo gdzieś zaśnie? I jak ja mam się nie dąsać? Chociaż... nazwanie mnie kwiatuszkiem sprawiło, że jakoś tak trochę uwagi mojej przeniosło się z obrażania na rumienienie się i cieszenie z tego nowego określenia na mnie. Nie znaczy to, że wybaczę mu wszystko jeśli tylko mnie tak nazwie, aż tak łatwo nie będzie.
Kiedy ciągle tuliłam Altaira, do łaźni wszedł sługa. Uniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się na widok mojego dzieła. Wyciągnęłam ręce z wody i uniosłam je wysoko w górę z jeszcze szczęśliwsza miną.
-Ciasto!-zakrzyknęłam. Mam nadzieję, że będzie mu smakować. Wstałam i skocznym krokiem ruszyłam do mężczyzny. Odebrałam od niego ciasto, dziękując ze zmrużonymi od radości oczyma. Wróciłam do Altaira, odstawiłam obok niego talerzyk ze słodkością.
-Jest trochę zbyt wilgotne, bo dodałam za dużo krwi, ale i tak upiekło się dobrze.-oznajmiłam prezentując swoje kły. Zaczęłam się rozglądać dookoła, szukając miejsca na siebie, ale nic mi nie pasowało. W końcu jednak podeszłam do krawędzi wanny i usiadłam na niej, zamaczając nogi w wodzie. Chwyciłam też swój ogon i ułożyłam bo przy sobie, wrzucając jego kocówkę do baseniku, niech się namoczy. Altairowi chyba to nie będzie przeszkadzać, prawda? Na pewno nie.
Popatrzyłam na wypiek czekający na talerzu między nami, podsunęłam go wampirowi.
-Śmiało. Częstuj się i oceniaj.-zamachałam nogami w wodzie, czekając na jego opinię. Chcę wiedzieć czy mu smakuje, albo czy mu nie smakuje. Jeśli ma jakieś uwagi, to następnym razem upiekę mu coś jeszcze lepszego. Wpatrywałam się w niego uważnie i z ekscytacją, nie chciałam pominąć żadnego sygnału wysyłanego przez jego śliczną buźkę.
Przytuliłam go mocno i wydałam mu instrukcje jak ma postępować kiedy złapie go dołek. Liczyłam, że obieca, iż się posłucha, albo chociaż przytaknie, ale nie powiedział tego. Czyli mam zakładać, że następnym razem znów schowa się w labiryncie, albo gdzieś zaśnie? I jak ja mam się nie dąsać? Chociaż... nazwanie mnie kwiatuszkiem sprawiło, że jakoś tak trochę uwagi mojej przeniosło się z obrażania na rumienienie się i cieszenie z tego nowego określenia na mnie. Nie znaczy to, że wybaczę mu wszystko jeśli tylko mnie tak nazwie, aż tak łatwo nie będzie.
Kiedy ciągle tuliłam Altaira, do łaźni wszedł sługa. Uniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się na widok mojego dzieła. Wyciągnęłam ręce z wody i uniosłam je wysoko w górę z jeszcze szczęśliwsza miną.
-Ciasto!-zakrzyknęłam. Mam nadzieję, że będzie mu smakować. Wstałam i skocznym krokiem ruszyłam do mężczyzny. Odebrałam od niego ciasto, dziękując ze zmrużonymi od radości oczyma. Wróciłam do Altaira, odstawiłam obok niego talerzyk ze słodkością.
-Jest trochę zbyt wilgotne, bo dodałam za dużo krwi, ale i tak upiekło się dobrze.-oznajmiłam prezentując swoje kły. Zaczęłam się rozglądać dookoła, szukając miejsca na siebie, ale nic mi nie pasowało. W końcu jednak podeszłam do krawędzi wanny i usiadłam na niej, zamaczając nogi w wodzie. Chwyciłam też swój ogon i ułożyłam bo przy sobie, wrzucając jego kocówkę do baseniku, niech się namoczy. Altairowi chyba to nie będzie przeszkadzać, prawda? Na pewno nie.
Popatrzyłam na wypiek czekający na talerzu między nami, podsunęłam go wampirowi.
-Śmiało. Częstuj się i oceniaj.-zamachałam nogami w wodzie, czekając na jego opinię. Chcę wiedzieć czy mu smakuje, albo czy mu nie smakuje. Jeśli ma jakieś uwagi, to następnym razem upiekę mu coś jeszcze lepszego. Wpatrywałam się w niego uważnie i z ekscytacją, nie chciałam pominąć żadnego sygnału wysyłanego przez jego śliczną buźkę.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Chciał z pewnością móc powiedzieć więcej, może zdjąć to z siebie i przekazać jej… bo pewnie słuchałaby, w to wierzył. Ale co z tego by wyciągnęła? Nic dobrego. Jednak jeśli w jakiś sposób markotniała z tego powodu, z jego powodu... to było to rozczulające.
Mimo to, ta chwila spokoju i przyjemności miała zostać przerwana pojawieniem się zaskoczonego służącego, choć chyba nie jego słowa wybudziły Altaira, a ruch Baqary, kiedy wstała po ciasto. Zawiesił na nim spojrzenie, obserwując sytuację i zmieszanie na twarzy mężczyzny. Zaśmiał się na to, zakrywając usta własną dłonią, bo sam wyobraził sobie, co ten mógł zrodzić w głowie.
-Życzę smacznego. Jestem do usług.
Ukłonił się lekko i z uśmiechem, cofnął się do wyjścia, trochę pośpiesznego, bo ciepła para nie sprzyjała noszeniu białej koszuli. Po drodze zgarnął jeszcze brudne ubrania, nim kompletnie zniknął.
Oligarchii mając chwilę dla siebie, zerknął na swoje tatuaże, kontrolnie, czy aby kolor się nie wycierał, ale przy takiej ilości, było to raczej ciężkie do określenia. Pamiętał jak po swojej drugiej śmierci, skóra wyparła cały pigment i musiał nakładać to na nomo. Uporczywe. Tak, czy inaczej, przeniósł zaraz spojrzenie na Baqare, która zbliżyła się i usiadła, mocząc kopytka, oraz ogon w ciepłej wodzie, on zaś zapierając się o schodki, obrócił się bokiem w jej stronę, układając ramię na krawędzi basenu, a wolną ręką chwytając kawałek.
-Czuję już tą krew. Wygląda smacznie.
Uśmiechnął się i ugryzł kawałek, może zrzucając kilka okruszków do wody, ale to bez znaczenia. Faktycznie było smaczne, zaś Altair okazał to lekkimi dołeczkami w uśmiechu podczas żucia, a zaraz cały kawałek zniknął.
-Gdyby za ciasto przyznawaliby boskość, byłabyś częścią panteonu.- Zachichotał. -Gdzie nauczyłaś się tak dobrze radzić w kuchni? Ma to związek z opieką nad dziećmi…?- Zapytał z ciekawości, bo w sumie, niewiele wiedział o jej przeszłości sprzed incydentu z huśtawką. -Na tym polegała Twoja praca?
Dodał zaraz, chwytając kolejny kawałek, choć jego oczy cały czas zawieszone były na jej łagodnym licu.
Chciał z pewnością móc powiedzieć więcej, może zdjąć to z siebie i przekazać jej… bo pewnie słuchałaby, w to wierzył. Ale co z tego by wyciągnęła? Nic dobrego. Jednak jeśli w jakiś sposób markotniała z tego powodu, z jego powodu... to było to rozczulające.
Mimo to, ta chwila spokoju i przyjemności miała zostać przerwana pojawieniem się zaskoczonego służącego, choć chyba nie jego słowa wybudziły Altaira, a ruch Baqary, kiedy wstała po ciasto. Zawiesił na nim spojrzenie, obserwując sytuację i zmieszanie na twarzy mężczyzny. Zaśmiał się na to, zakrywając usta własną dłonią, bo sam wyobraził sobie, co ten mógł zrodzić w głowie.
-Życzę smacznego. Jestem do usług.
Ukłonił się lekko i z uśmiechem, cofnął się do wyjścia, trochę pośpiesznego, bo ciepła para nie sprzyjała noszeniu białej koszuli. Po drodze zgarnął jeszcze brudne ubrania, nim kompletnie zniknął.
Oligarchii mając chwilę dla siebie, zerknął na swoje tatuaże, kontrolnie, czy aby kolor się nie wycierał, ale przy takiej ilości, było to raczej ciężkie do określenia. Pamiętał jak po swojej drugiej śmierci, skóra wyparła cały pigment i musiał nakładać to na nomo. Uporczywe. Tak, czy inaczej, przeniósł zaraz spojrzenie na Baqare, która zbliżyła się i usiadła, mocząc kopytka, oraz ogon w ciepłej wodzie, on zaś zapierając się o schodki, obrócił się bokiem w jej stronę, układając ramię na krawędzi basenu, a wolną ręką chwytając kawałek.
-Czuję już tą krew. Wygląda smacznie.
Uśmiechnął się i ugryzł kawałek, może zrzucając kilka okruszków do wody, ale to bez znaczenia. Faktycznie było smaczne, zaś Altair okazał to lekkimi dołeczkami w uśmiechu podczas żucia, a zaraz cały kawałek zniknął.
-Gdyby za ciasto przyznawaliby boskość, byłabyś częścią panteonu.- Zachichotał. -Gdzie nauczyłaś się tak dobrze radzić w kuchni? Ma to związek z opieką nad dziećmi…?- Zapytał z ciekawości, bo w sumie, niewiele wiedział o jej przeszłości sprzed incydentu z huśtawką. -Na tym polegała Twoja praca?
Dodał zaraz, chwytając kolejny kawałek, choć jego oczy cały czas zawieszone były na jej łagodnym licu.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Podziękowałam słudze i już po chwili maczałam nogi w wodzie obserwując, jak Altair rozpływa się jedząc moje ciasto. Uśmiech rósł mi z każdą sekundą kiedy się tak wgryzał w deser, jak go jadł, aż w końcu cały kawałek zniknął. Już wiedziałam, że mu smakuje, a jego komentarz tylko to potwierdził, sprawiając, że moja wesoła twarz stała się jeszcze bardziej weselsza i okraszona rumieńcem. Ciepło tutaj jest.
-Cieszę się, że ci smakuje.-oj tak, będę go rozpieszczać w ten sposób jeśli mu taki pasuje. Nie poprzestanę tylko na tych przepisach, które znam, może znajdę jakieś nowe, albo znajdę sposób, żeby urozmaicić te stare.
W końcu sama sięgnęłam po ciasto i wgryzłam się w nie ostrożnie, aby nie nakruszyć. Przytaknęłam przy tym chłopakowi.
-Tak, zdarzało mi się piec, bo podopieczni mieli urodziny, albo jakieś zachcianki po obiedzie.-może to nie było dużo pieczenia, ale przez tyle lat się tego trochę nazbierało. Na czym moja praca polegała? Zastanawiałam się, jak daleko mam sięgnąć pamięcią.
-Byłam mamką. Po urodzeniu swojego pierwszego dziecka w hodowli, sprzedano mnie do rodziny, która za opłatą przyjmowała dzieci od arystokratek i dawali mi je do opieki.-zaczęłam i w sumie skończyłam. Moja historia nie jest długa i jest nudna.-No i to tyle, całe życie tak pracowałam. Nawet, jak z mężem mieszkałam, bo ciągle przyprowadzał mi jakieś dzieci do opieki.-zmarszczyłam tutaj brwi patrząc się w wodę. Tak, dalej miałam mieszane uczucia co do tego wszystkiego, kiedy się nad tym zastanowię.-Nie jest to zbytnio porywające, ani rozwijające, ale teraz przynajmniej umiem piec.-popatrzyłam na niego z uśmiechem i wzięłam kolejnego kęsa ciasta. Ma może jakieś pytania?
-Cieszę się, że ci smakuje.-oj tak, będę go rozpieszczać w ten sposób jeśli mu taki pasuje. Nie poprzestanę tylko na tych przepisach, które znam, może znajdę jakieś nowe, albo znajdę sposób, żeby urozmaicić te stare.
W końcu sama sięgnęłam po ciasto i wgryzłam się w nie ostrożnie, aby nie nakruszyć. Przytaknęłam przy tym chłopakowi.
-Tak, zdarzało mi się piec, bo podopieczni mieli urodziny, albo jakieś zachcianki po obiedzie.-może to nie było dużo pieczenia, ale przez tyle lat się tego trochę nazbierało. Na czym moja praca polegała? Zastanawiałam się, jak daleko mam sięgnąć pamięcią.
-Byłam mamką. Po urodzeniu swojego pierwszego dziecka w hodowli, sprzedano mnie do rodziny, która za opłatą przyjmowała dzieci od arystokratek i dawali mi je do opieki.-zaczęłam i w sumie skończyłam. Moja historia nie jest długa i jest nudna.-No i to tyle, całe życie tak pracowałam. Nawet, jak z mężem mieszkałam, bo ciągle przyprowadzał mi jakieś dzieci do opieki.-zmarszczyłam tutaj brwi patrząc się w wodę. Tak, dalej miałam mieszane uczucia co do tego wszystkiego, kiedy się nad tym zastanowię.-Nie jest to zbytnio porywające, ani rozwijające, ale teraz przynajmniej umiem piec.-popatrzyłam na niego z uśmiechem i wzięłam kolejnego kęsa ciasta. Ma może jakieś pytania?
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Jej rumieńce nie uszły jego uwadzę, ale w rzeczywistości nie poświęcił temu większej chwili, bo przebywając w nagrzanej łaźni, łatwo można nabyć wypieki. Zapewne sam miał już lekko różowe, o ile nie odpowiadał już za to alkohol.
Baqara jadła z większą gracją od niego, ale trzeba mu było to wybaczyć, już i tak dobrze, że nic mu z rąk nie wypada, bo to dopiero byłoby głupie. Przynajmniej pachniał nie tylko kwiatami, ale i ciastem. Ale słuchał jej uważnie, kiwając głową.
-No to rozpieszczałaś te dzieci.
Uśmiechnął się, bo zapewne tak było. Skoro wampirzyca była dla niego tak miła, to zapewne świat też obdarowuje tą dobrocią. Dzięki takim osobom łatwo odzyskiwało się wiarę, a i te dzieci z pewnością będą z nostalgią wspominać te chwilę.
Słuchał jej dalej, ale nie takiej odpowiedzi się spodziewał, co okazał wyraźnym zatrzymaniem wzroku i jakiegokolwiek ruchu. Mamka? Urodziła? Pracowała tak parę lat? Mówiła poważnie? Wiedział, że hybrydy nie mają łatwo, ale…
-A więc… jesteś matką… o rany…- Napomknął, przetwarzając to w głowie. -Ale wiesz co z Twoim dzieckiem się stało? Albo… dziećmi…?- Zapytał, po chwili bijąc się mentalnie po łapach. -Przepraszam, to niewłaściwe pytania. Hodowle… rządzą się inaczej…
Mruknął, na moment tracąc ochotę na kolejny kawałek, zapierając brodę o własne przedramię i zatapiając się w swoich przemyśleniach. Najpewniej nic nie wiedziała, hybrydy nie tworzą szczęśliwych rodzin. Ale jej kolejna wypowiedź wprawiła go w lekką konsternację. Nie rozumiał.
-Czyli prowadziliście z Garemem coś w rodzaju… domu opieki.- Podsumował to, przynajmniej w taki sposób, w jaki wstępnie mógł to zinterpretować. Uśmiechnął się mimo to. -Tak, nauka pieczenia opanowana do perfekcji.- Zastanowił się jeszcze chwilę, bo coś kazało mu jeszcze dopytać o jedną rzecz. -Ale… z mężem mieliście własne dzieci? Znaczy… macie?
Musiał, choć nie wiedział czemu. Po prostu czuł się dziwnie, dlaczego tak zareagował? Miała własne życie. A jego było pozbawione jakiegokolwiek dziedzica, o czym też lubiano mu przypominać.
Jej rumieńce nie uszły jego uwadzę, ale w rzeczywistości nie poświęcił temu większej chwili, bo przebywając w nagrzanej łaźni, łatwo można nabyć wypieki. Zapewne sam miał już lekko różowe, o ile nie odpowiadał już za to alkohol.
Baqara jadła z większą gracją od niego, ale trzeba mu było to wybaczyć, już i tak dobrze, że nic mu z rąk nie wypada, bo to dopiero byłoby głupie. Przynajmniej pachniał nie tylko kwiatami, ale i ciastem. Ale słuchał jej uważnie, kiwając głową.
-No to rozpieszczałaś te dzieci.
Uśmiechnął się, bo zapewne tak było. Skoro wampirzyca była dla niego tak miła, to zapewne świat też obdarowuje tą dobrocią. Dzięki takim osobom łatwo odzyskiwało się wiarę, a i te dzieci z pewnością będą z nostalgią wspominać te chwilę.
Słuchał jej dalej, ale nie takiej odpowiedzi się spodziewał, co okazał wyraźnym zatrzymaniem wzroku i jakiegokolwiek ruchu. Mamka? Urodziła? Pracowała tak parę lat? Mówiła poważnie? Wiedział, że hybrydy nie mają łatwo, ale…
-A więc… jesteś matką… o rany…- Napomknął, przetwarzając to w głowie. -Ale wiesz co z Twoim dzieckiem się stało? Albo… dziećmi…?- Zapytał, po chwili bijąc się mentalnie po łapach. -Przepraszam, to niewłaściwe pytania. Hodowle… rządzą się inaczej…
Mruknął, na moment tracąc ochotę na kolejny kawałek, zapierając brodę o własne przedramię i zatapiając się w swoich przemyśleniach. Najpewniej nic nie wiedziała, hybrydy nie tworzą szczęśliwych rodzin. Ale jej kolejna wypowiedź wprawiła go w lekką konsternację. Nie rozumiał.
-Czyli prowadziliście z Garemem coś w rodzaju… domu opieki.- Podsumował to, przynajmniej w taki sposób, w jaki wstępnie mógł to zinterpretować. Uśmiechnął się mimo to. -Tak, nauka pieczenia opanowana do perfekcji.- Zastanowił się jeszcze chwilę, bo coś kazało mu jeszcze dopytać o jedną rzecz. -Ale… z mężem mieliście własne dzieci? Znaczy… macie?
Musiał, choć nie wiedział czemu. Po prostu czuł się dziwnie, dlaczego tak zareagował? Miała własne życie. A jego było pozbawione jakiegokolwiek dziedzica, o czym też lubiano mu przypominać.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Oj tak, miał pytania, chociaż nie myślałam, że będzie aż tak zdziwiony, zaskoczyło mnie to, zwłaszcza, że po chwili zaczął się plątać i wycofywać przepraszając. W końcu jednak zamilkł, chyba pogrążony w myślach. Zrobiło się trochę niezręcznie przez tego reakcję.
-Wiem, że trafiały do hodowli.-przytaknęłam jego słowom.-Moi właściciele je odsprzedawali ludziom, którzy mnie sprzedali.-wyjaśniłam, już z mniejszą pewnością.
Temat szedł jednak dalej. Przytaknęłam niemrawo na słowa o domu opieki. No zajmowałam się dziećmi, ale nie był to sierociniec, bardziej taki przystanek chwilowy dla dzieci, które później znikały. Chwila o cieście i znów do dzieci. Ponownie zaczęłam się krępować. Nie myślałam, że będę się tego kiedykolwiek wstydzić, ale to, jak się zachowywał, było sama nie wiem... nieprzyjemne mi było. Nie wiedziałam co myśli, bo po raz pierwszy ktoś wydawał się nie aprobować tego co robię przez całe życie. Uciekłam wzrokiem w bok, a czerwoność na twarzy była teraz widocznie spowodowana czymś innym niż gorącem w łaźni.
-No... Żeby produkować mle... Żeby móc karmić dzieci, muszę raz na jakiś czas jakieś urodzić.-nie patrzyłam na niego, po prostu sięgnęłam po kolejny kawałek ciasta i zaczęłam go jeść. Zerknęłam na chłopaka, ale szybko uciekłam znów wzrokiem. Dlaczego się martwiłam tym wszystkim? Przecież to normalne rzeczy. Wydaje mi się, że bałam się, iż będzie na mnie patrzeć inaczej. Nie miałam nic więcej do powiedzenia, ani nie wiedziałam, jak ładnie zmienić temat, żeby nie wyszło to jak desperacka próba ucieczki. Po prostu siedziałam i jadłam w ciszy i zastanawiałam się nas tym wszystkim.
-Wiem, że trafiały do hodowli.-przytaknęłam jego słowom.-Moi właściciele je odsprzedawali ludziom, którzy mnie sprzedali.-wyjaśniłam, już z mniejszą pewnością.
Temat szedł jednak dalej. Przytaknęłam niemrawo na słowa o domu opieki. No zajmowałam się dziećmi, ale nie był to sierociniec, bardziej taki przystanek chwilowy dla dzieci, które później znikały. Chwila o cieście i znów do dzieci. Ponownie zaczęłam się krępować. Nie myślałam, że będę się tego kiedykolwiek wstydzić, ale to, jak się zachowywał, było sama nie wiem... nieprzyjemne mi było. Nie wiedziałam co myśli, bo po raz pierwszy ktoś wydawał się nie aprobować tego co robię przez całe życie. Uciekłam wzrokiem w bok, a czerwoność na twarzy była teraz widocznie spowodowana czymś innym niż gorącem w łaźni.
-No... Żeby produkować mle... Żeby móc karmić dzieci, muszę raz na jakiś czas jakieś urodzić.-nie patrzyłam na niego, po prostu sięgnęłam po kolejny kawałek ciasta i zaczęłam go jeść. Zerknęłam na chłopaka, ale szybko uciekłam znów wzrokiem. Dlaczego się martwiłam tym wszystkim? Przecież to normalne rzeczy. Wydaje mi się, że bałam się, iż będzie na mnie patrzeć inaczej. Nie miałam nic więcej do powiedzenia, ani nie wiedziałam, jak ładnie zmienić temat, żeby nie wyszło to jak desperacka próba ucieczki. Po prostu siedziałam i jadłam w ciszy i zastanawiałam się nas tym wszystkim.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Czyli jej dzieci - liczba mnoga - były odsprzedawane, tak jak przypuszczał. Był też pewien, że kandydat na ojca był jej narzucany. Ale to było szalone! Choć taka była rzeczywistość, to nie chciał sobie tego wyobrazić. Teraz chyba rozumiał, czemu nazwanie nosferatu głupimi niewolnikami, tak dotknęło Baqare. On nigdy nie pojmie czym jest niewola. Chyba, że przegrają wojnę, może wtedy. Lecz obecnie, po prostu myślał zbyt prosto. Straszniejsze jednak okazało się to, z jakim spokojem to mówiła…
-Rozumiem.
Odparł markotnie, nawet nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Dobrze, że się z nimi nie zżyłaś? Przynajmniej masz spokój? Nie, bo żadne słowa nie zabrzmiały by teraz dobrze, może tylko sprawiłby jej przykrość.
Ale pytanie o Garema miało nieść więcej mroku jej przeszłości, niż przypuszczał. Patrzył na nią, a na jego twarzy malowało się coraz większe spochmurnienie, kiedy wykrzywił usta. Zaraz jednak spojrzał w bok, zaciskając zęby.
-Bestialstwo.- Powiedział nagle. -Z miłości? Nie. Z obowiązku? Nie. Rodziłaś dzieci, by karmić inne dzieci? Czy na jego życzenie?- Spytał cicho, lecz wciąż wlepiał wzrok w kafelki, nim zacisnął powieki. Może niepotrzebnie oskarżał jej męża, medal ma dwie strony, może to była ich wspólna decyzja, może nawet jej pomysł, ale… czego oczekiwać od szarlatana, który zaopiekował się hybrydą, którą przyzwyczaili do robienia dzieci? Bo była mamką? Nie akceptował tego. -Tak się nie robi…
Dodał jeszcze ciszej, z niewyczuwalnym sapnięciem, aż w końcu odwrócił głowę w stronę Baqary, do której zbliżył się, łagodnym pluskiem wody. Odbił się rękoma od schodka, aby unieść siebie nieco wyżej i spojrzeć w jej oczy.
-To przeszłość. Pamiętaj o jednym… nigdy nikt Cię nie może do niczego zmusić. Zwłaszcza teraz. Nie jesteś niczyją własnością.
Powiedział to głosem łagodnym, lecz stanowczym, nim znów zanurzył się w wodzie. Czy mówił o Garemie? Może, ale nie znał go, ani ich sytuacji na tyle, aby to ocenić, choć skoro nie brzmiała, jakby te dzieci z nią pozostały, to tym bardziej brzmiało to podejrzanie. Jednak wystarczyło to co robili w hodowli, aby był pewny swych słów. Ile mogła mieć tych dzieci? Chyba sam nie chciał wiedzieć… już wystarczająco żałował Baqary, a zwłaszcza tego, że ona chyba po prostu nie rozumiała...
Czyli jej dzieci - liczba mnoga - były odsprzedawane, tak jak przypuszczał. Był też pewien, że kandydat na ojca był jej narzucany. Ale to było szalone! Choć taka była rzeczywistość, to nie chciał sobie tego wyobrazić. Teraz chyba rozumiał, czemu nazwanie nosferatu głupimi niewolnikami, tak dotknęło Baqare. On nigdy nie pojmie czym jest niewola. Chyba, że przegrają wojnę, może wtedy. Lecz obecnie, po prostu myślał zbyt prosto. Straszniejsze jednak okazało się to, z jakim spokojem to mówiła…
-Rozumiem.
Odparł markotnie, nawet nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Dobrze, że się z nimi nie zżyłaś? Przynajmniej masz spokój? Nie, bo żadne słowa nie zabrzmiały by teraz dobrze, może tylko sprawiłby jej przykrość.
Ale pytanie o Garema miało nieść więcej mroku jej przeszłości, niż przypuszczał. Patrzył na nią, a na jego twarzy malowało się coraz większe spochmurnienie, kiedy wykrzywił usta. Zaraz jednak spojrzał w bok, zaciskając zęby.
-Bestialstwo.- Powiedział nagle. -Z miłości? Nie. Z obowiązku? Nie. Rodziłaś dzieci, by karmić inne dzieci? Czy na jego życzenie?- Spytał cicho, lecz wciąż wlepiał wzrok w kafelki, nim zacisnął powieki. Może niepotrzebnie oskarżał jej męża, medal ma dwie strony, może to była ich wspólna decyzja, może nawet jej pomysł, ale… czego oczekiwać od szarlatana, który zaopiekował się hybrydą, którą przyzwyczaili do robienia dzieci? Bo była mamką? Nie akceptował tego. -Tak się nie robi…
Dodał jeszcze ciszej, z niewyczuwalnym sapnięciem, aż w końcu odwrócił głowę w stronę Baqary, do której zbliżył się, łagodnym pluskiem wody. Odbił się rękoma od schodka, aby unieść siebie nieco wyżej i spojrzeć w jej oczy.
-To przeszłość. Pamiętaj o jednym… nigdy nikt Cię nie może do niczego zmusić. Zwłaszcza teraz. Nie jesteś niczyją własnością.
Powiedział to głosem łagodnym, lecz stanowczym, nim znów zanurzył się w wodzie. Czy mówił o Garemie? Może, ale nie znał go, ani ich sytuacji na tyle, aby to ocenić, choć skoro nie brzmiała, jakby te dzieci z nią pozostały, to tym bardziej brzmiało to podejrzanie. Jednak wystarczyło to co robili w hodowli, aby był pewny swych słów. Ile mogła mieć tych dzieci? Chyba sam nie chciał wiedzieć… już wystarczająco żałował Baqary, a zwłaszcza tego, że ona chyba po prostu nie rozumiała...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Rozumiał? Możliwe, że na swój sposób próbował, ale na pewno było to inne rozumienie niż moje. On po prostu przyjmował do wiadomości, że tak się działo gdzieś na świecie, umiał to sobie wyobrazić i wiedział jakie ma co do tego odczucia, a ma je zupełnie inne niż ja.
Spojrzałam na niego kiedy tak skrajnie mocno ocenił moją przeszłość. Czy to było naprawdę bestialstwo? Sama nie wiem, to było normalne, robiłam to w czym dobra byłam, a przyzwyczajenie do tego sprawiało, że sumienie nie gryzło. Zastanowiłam się nad jego pytaniami. Dlaczego właściwie to robiłam? Czy kocham Garema? Jestem jego żoną, a kochanie się wzajemne jest raczej domyślną cechą związków, więc pewnie kocham. Czy to był obowiązek? Nikt mi nie kazał, ale bez tego dzieciom byłoby dużo ciężej, a opieką nad nimi odpłacałam się za pomoc. Wzruszyłam ramionami.
-Po prostu, tak trzeba było.-skomentowałam dość beznamiętnie, nie będąc pewna o co mi chodzi. W końcu po to zostałam stworzona, po to w hodowli łączyli odpowiednie hybrydy, żeby mogły pełnić takie zawody. Nie denerwuję się tym, że jestem człowiekiem i muszę oddychać, więc nie będę się denerwować, że dano mi pracę do jakiej pasuję.
Skupiłam na nim wzrok kiedy zbliżył się do mnie i popatrzył na mnie, po chwili mówiąc dość mało pewne obietnice. Uśmiechnęłam się tylko słabo i skinęłam głową. Niby mówi, że nie można mnie do niczego zmusić i nie jestem niewolnicą, ale tylko czekać aż spadnę z tego stołka i wrócę do zawodu tego czy innego. To, że on siedzi wysoko od ponad stu lat, nie znaczy, że ja tak tyle się utrzymam. Poza tym nie wiedziałam też co innego mogłabym robić w życiu. Kiedy zastanawiam się jakiej pracy mogłabym się podjąć na poważnie, to mam w głowie pustkę. Jedyna opcja jaką umiem sobie wyobrazić, to bycie ponowne mamką i nie obraziłabym się gdybym pracowała w hrabstwie. Altair mógłby zarabiać na tym, mogłabym się opiekować młodymi wampirami, które jeszcze nie przeszły przemiany. Teraz byłoby trochę ciężej, bo mój tryb życia jest bardziej nocny niż dzienny, ale poradziłabym sobie z tym. Tylko raczej się nie skusi na takie rozwiązanie, bo ma już masę pieniędzy, a może jednak uzna, że im więcej tym lepiej, bo czemu nie?
Przyszedł w końcu czas na zmianę tematu i to był moment idealny. Otrzepałam się z powagi i znów zamachałam kopytami pod wodą.
-A tyle tatuaży to skąd masz? Są na jakieś ważne okazje, coś oznaczają?-popatrzyłam na niego z zainteresowaniem. Wiem, że czasami się tatuażami oznacza hybrydy w niektórych hodowlach, ale no tutaj to było oczywiste, że to nie jest to. Chciałam, żeby opowiedział mi historię każdego z nich, ile on ich w ogóle ma?
Spojrzałam na niego kiedy tak skrajnie mocno ocenił moją przeszłość. Czy to było naprawdę bestialstwo? Sama nie wiem, to było normalne, robiłam to w czym dobra byłam, a przyzwyczajenie do tego sprawiało, że sumienie nie gryzło. Zastanowiłam się nad jego pytaniami. Dlaczego właściwie to robiłam? Czy kocham Garema? Jestem jego żoną, a kochanie się wzajemne jest raczej domyślną cechą związków, więc pewnie kocham. Czy to był obowiązek? Nikt mi nie kazał, ale bez tego dzieciom byłoby dużo ciężej, a opieką nad nimi odpłacałam się za pomoc. Wzruszyłam ramionami.
-Po prostu, tak trzeba było.-skomentowałam dość beznamiętnie, nie będąc pewna o co mi chodzi. W końcu po to zostałam stworzona, po to w hodowli łączyli odpowiednie hybrydy, żeby mogły pełnić takie zawody. Nie denerwuję się tym, że jestem człowiekiem i muszę oddychać, więc nie będę się denerwować, że dano mi pracę do jakiej pasuję.
Skupiłam na nim wzrok kiedy zbliżył się do mnie i popatrzył na mnie, po chwili mówiąc dość mało pewne obietnice. Uśmiechnęłam się tylko słabo i skinęłam głową. Niby mówi, że nie można mnie do niczego zmusić i nie jestem niewolnicą, ale tylko czekać aż spadnę z tego stołka i wrócę do zawodu tego czy innego. To, że on siedzi wysoko od ponad stu lat, nie znaczy, że ja tak tyle się utrzymam. Poza tym nie wiedziałam też co innego mogłabym robić w życiu. Kiedy zastanawiam się jakiej pracy mogłabym się podjąć na poważnie, to mam w głowie pustkę. Jedyna opcja jaką umiem sobie wyobrazić, to bycie ponowne mamką i nie obraziłabym się gdybym pracowała w hrabstwie. Altair mógłby zarabiać na tym, mogłabym się opiekować młodymi wampirami, które jeszcze nie przeszły przemiany. Teraz byłoby trochę ciężej, bo mój tryb życia jest bardziej nocny niż dzienny, ale poradziłabym sobie z tym. Tylko raczej się nie skusi na takie rozwiązanie, bo ma już masę pieniędzy, a może jednak uzna, że im więcej tym lepiej, bo czemu nie?
Przyszedł w końcu czas na zmianę tematu i to był moment idealny. Otrzepałam się z powagi i znów zamachałam kopytami pod wodą.
-A tyle tatuaży to skąd masz? Są na jakieś ważne okazje, coś oznaczają?-popatrzyłam na niego z zainteresowaniem. Wiem, że czasami się tatuażami oznacza hybrydy w niektórych hodowlach, ale no tutaj to było oczywiste, że to nie jest to. Chciałam, żeby opowiedział mi historię każdego z nich, ile on ich w ogóle ma?
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Szczęście dla Baqary, że ten nie słyszał pomysłów, które rodziły się w jej głowie. Nie zgodziłby się na taki nieludzki wyzysk, zwłaszcza że swoje też przeszła. Z drugiej zaś strony rozumiał… ktoś może przestać być niewolnikiem, ale nigdy już nie będzie psychicznie wolny. To przerażające, a jej słowa to potwierdzają. Tak trzeba było…? A miała wybór? Nie. Teraz go ma. Przecież dawał jej możliwości, nowe perspektywy, zajęcia… czy to było za mało? Musiała wszystko utrudniać?
Nic nie było proste. Może dlatego samemu żył w taki, a nie inny sposób. Po prostu najlepiej uciec. Przecież sam uciekał. Cały czas, zawsze. Bo gdzie powinien teraz być…?
-Hm?- Mruknął, kiedy padło jej pytanie odnośnie tatuaży. Spojrzał na nie, układające się we wzór łańcuchów, skrzydeł ptasich, nietoperza, czaszki i tak dalej. Oczekiwała pewnie czegoś niezwykłego. Westchnął z rozbawieniem. -W sumie to nie pamiętam. Pierwsze tatuaże powstały w nieprzychylnych reputacją spelunach. Byłem chyba pod wpływem, a same w sobie znaczenia nie miały.- Zastanowił się. -Reszta dochodziła… też nie wiem kiedy w sumie.- Umilkł na moment. -Te tatuaże powstały w jednej chwili, odtworzyłem po prostu oryginalne, które moje ciało wyparło po śmierci. Zresztą… nieistotne. Chciałem tylko nie zapomnieć o przeszłości.- Zaśmiał się melodyjnie. -Czy to koniec kąpieli? Jestem nieco zmęczony, jak mam być szczery…
Uśmiechnął się niewinnie. Może po prostu miał zjazd.
Szczęście dla Baqary, że ten nie słyszał pomysłów, które rodziły się w jej głowie. Nie zgodziłby się na taki nieludzki wyzysk, zwłaszcza że swoje też przeszła. Z drugiej zaś strony rozumiał… ktoś może przestać być niewolnikiem, ale nigdy już nie będzie psychicznie wolny. To przerażające, a jej słowa to potwierdzają. Tak trzeba było…? A miała wybór? Nie. Teraz go ma. Przecież dawał jej możliwości, nowe perspektywy, zajęcia… czy to było za mało? Musiała wszystko utrudniać?
Nic nie było proste. Może dlatego samemu żył w taki, a nie inny sposób. Po prostu najlepiej uciec. Przecież sam uciekał. Cały czas, zawsze. Bo gdzie powinien teraz być…?
-Hm?- Mruknął, kiedy padło jej pytanie odnośnie tatuaży. Spojrzał na nie, układające się we wzór łańcuchów, skrzydeł ptasich, nietoperza, czaszki i tak dalej. Oczekiwała pewnie czegoś niezwykłego. Westchnął z rozbawieniem. -W sumie to nie pamiętam. Pierwsze tatuaże powstały w nieprzychylnych reputacją spelunach. Byłem chyba pod wpływem, a same w sobie znaczenia nie miały.- Zastanowił się. -Reszta dochodziła… też nie wiem kiedy w sumie.- Umilkł na moment. -Te tatuaże powstały w jednej chwili, odtworzyłem po prostu oryginalne, które moje ciało wyparło po śmierci. Zresztą… nieistotne. Chciałem tylko nie zapomnieć o przeszłości.- Zaśmiał się melodyjnie. -Czy to koniec kąpieli? Jestem nieco zmęczony, jak mam być szczery…
Uśmiechnął się niewinnie. Może po prostu miał zjazd.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Historie tatuaży nie były wystrzałowe, ale to w jakich okolicznościach powstały też jest ciekawe. Widziałam oczami wyobraźni Altaira, jak przychodzi do kogoś, kto robi tatuaże, rozbiera się, wygina i wskazuje różne miejsca mówiąc: ,,O tu mu daj tako czache, a tu mi takiego gołębia.". Nie mogłam się nie uśmiechnąć na to.
Niezapominanie o przeszłości jest dobre, to w końcu ona sprawiła, że jesteśmy jacy jesteśmy i jesteśmy gdzie jesteśmy. Nikt nie wie co by było gdyby zmienić jedną rzecz w naszych historiach, może byłoby gorzej, a może lepiej. Nie ma co się nad tym zastanawiać.
-Ooo... zmęczony jesteś.-powiedziałam czule, kładąc mu dłoń na głowie i głaskając go.-Przyniosę ci ręcznik.-uśmiechnęłam się, po czym wstałam tak, żeby się za bardzo nie odsłonić. Ah te szlafroki, nie można im nawet na chwilę zaufać. Szybko wróciłam do Altaira, niosąc dwa duże ręczniki. Niech się wyciera którym tylko chce, albo dwoma na raz. Oczywiście nie patrzyłam na niego. Odsunęłam się kilka kroków od wanny, odwróciłam się plecami i znów zakryłam sobie oczy. Chciałam jednak dalej z nim rozmawiać.
-Poczytać ci bajkę na dobranoc? Mam książkę z potworami. Wiesz, że jest taki, który składa się ze wszystkich owadów jakie w życiu zabiłeś? Ciekawe jak wielki jest twój. Już tyle lat żyjesz, że pewnie masz całą masę komarów na sumieniu.-zaśmiałam się. Chyba lubię potwory, mogłabym się o nich uczyć więcej, bo założę się, że moja książka nie ma w sobie wszystkich pozycji.
Niezapominanie o przeszłości jest dobre, to w końcu ona sprawiła, że jesteśmy jacy jesteśmy i jesteśmy gdzie jesteśmy. Nikt nie wie co by było gdyby zmienić jedną rzecz w naszych historiach, może byłoby gorzej, a może lepiej. Nie ma co się nad tym zastanawiać.
-Ooo... zmęczony jesteś.-powiedziałam czule, kładąc mu dłoń na głowie i głaskając go.-Przyniosę ci ręcznik.-uśmiechnęłam się, po czym wstałam tak, żeby się za bardzo nie odsłonić. Ah te szlafroki, nie można im nawet na chwilę zaufać. Szybko wróciłam do Altaira, niosąc dwa duże ręczniki. Niech się wyciera którym tylko chce, albo dwoma na raz. Oczywiście nie patrzyłam na niego. Odsunęłam się kilka kroków od wanny, odwróciłam się plecami i znów zakryłam sobie oczy. Chciałam jednak dalej z nim rozmawiać.
-Poczytać ci bajkę na dobranoc? Mam książkę z potworami. Wiesz, że jest taki, który składa się ze wszystkich owadów jakie w życiu zabiłeś? Ciekawe jak wielki jest twój. Już tyle lat żyjesz, że pewnie masz całą masę komarów na sumieniu.-zaśmiałam się. Chyba lubię potwory, mogłabym się o nich uczyć więcej, bo założę się, że moja książka nie ma w sobie wszystkich pozycji.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Wypuścił powietrze, kiedy pogłaskała go po głowie, jak małe dziecko, choć było to przyjemne uczucie. Cóż, teraz już przynajmniej wiedział czemu miała taką matczyną ogładę, może nawet postrzegała go jak swoją nową pociechę do opieki. Nie przeszkadzało mu to, mimo wszystko. W gruncie rzeczy wedle wielu, potrzebował stałej kontroli.
Poczekał, aż wręczyła mu ręczniki, po czym gdy tylko się odwróciła, wyszedł łagodnie z wody, zaczynając się wycierać. Słuchał jednak co mówiła, a z każdym słowem, jego ruchy ocierania swojego ciała, powoli zwalniały. Co. Kolejny potwór? Nie, to nie prawda… co nie?
-Nie trzeba… jestem tak zmęczony, że zasnę od razu, hah…
Odparł, z niepewnością w głosie, bo zaczął myśleć o wszystkich robakach, które zabił w życiu. Jeśli to prawda, mokre uszy były najmniejszym tu problemem.
W lekkim stresie, ale jednak, wytarł się wystarczająco, nakładając przygotowany szlafrok przez służącego. Jego włosy dalej były wilgotne, ale nic na to nie poradzi. Ostatecznie wyszedł z łaźni w towarzystwie Baqary, która zdecydowała się go odprowadzić do komnaty, a tam też, pożegnać…
Jednak leżał już dobrą godzinę w swoim łóżu, a zasnąć nie mógł. Czemu? Wytrzeźwiał, to jeden problem, związany z drugim. Za dużo myśli go dręczyło.
-Yhh!
Jęknął poirytowany, po czym zerwał się z łóżka. Założył buty na obcasie, luźne ciemne spodnie i wiszącą na nim białą koszulę do spania. Za chwilę wyszedł z komnaty, udając się na dół…
-Pańskie opium.
Sługą wręczył fajkę, której żar już wypuszczał dym z przepustnika zdobionej fajki, po czym wyszedł. Oligarchii usiadł na kanapie, zaciągając się pierwszym dymem. Czemu to znowu sobie robił? Chciał chyba w ten sposób zasnąć, zmylić się, otępić. Dalej był zły, przypominając sobie słowa kobiety, zarazem zły na świat i może siebie, że tak się zachowuje. Ale to błędne koło, z którego nie ma ratunku.
Zaciągnął się raz jeszcze, nim wywrócił oczy i zwyczajnie runął bokiem na kanapę. Poczuł błogi stan, który za kilka chwil, ustąpił snu...
Wypuścił powietrze, kiedy pogłaskała go po głowie, jak małe dziecko, choć było to przyjemne uczucie. Cóż, teraz już przynajmniej wiedział czemu miała taką matczyną ogładę, może nawet postrzegała go jak swoją nową pociechę do opieki. Nie przeszkadzało mu to, mimo wszystko. W gruncie rzeczy wedle wielu, potrzebował stałej kontroli.
Poczekał, aż wręczyła mu ręczniki, po czym gdy tylko się odwróciła, wyszedł łagodnie z wody, zaczynając się wycierać. Słuchał jednak co mówiła, a z każdym słowem, jego ruchy ocierania swojego ciała, powoli zwalniały. Co. Kolejny potwór? Nie, to nie prawda… co nie?
-Nie trzeba… jestem tak zmęczony, że zasnę od razu, hah…
Odparł, z niepewnością w głosie, bo zaczął myśleć o wszystkich robakach, które zabił w życiu. Jeśli to prawda, mokre uszy były najmniejszym tu problemem.
W lekkim stresie, ale jednak, wytarł się wystarczająco, nakładając przygotowany szlafrok przez służącego. Jego włosy dalej były wilgotne, ale nic na to nie poradzi. Ostatecznie wyszedł z łaźni w towarzystwie Baqary, która zdecydowała się go odprowadzić do komnaty, a tam też, pożegnać…
Jednak leżał już dobrą godzinę w swoim łóżu, a zasnąć nie mógł. Czemu? Wytrzeźwiał, to jeden problem, związany z drugim. Za dużo myśli go dręczyło.
-Yhh!
Jęknął poirytowany, po czym zerwał się z łóżka. Założył buty na obcasie, luźne ciemne spodnie i wiszącą na nim białą koszulę do spania. Za chwilę wyszedł z komnaty, udając się na dół…
-Pańskie opium.
Sługą wręczył fajkę, której żar już wypuszczał dym z przepustnika zdobionej fajki, po czym wyszedł. Oligarchii usiadł na kanapie, zaciągając się pierwszym dymem. Czemu to znowu sobie robił? Chciał chyba w ten sposób zasnąć, zmylić się, otępić. Dalej był zły, przypominając sobie słowa kobiety, zarazem zły na świat i może siebie, że tak się zachowuje. Ale to błędne koło, z którego nie ma ratunku.
Zaciągnął się raz jeszcze, nim wywrócił oczy i zwyczajnie runął bokiem na kanapę. Poczuł błogi stan, który za kilka chwil, ustąpił snu...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
-Oh, jasne. Nie ma problemu.-uśmiechnęłam się stojąc do niego tyłem. Może innym razem mu opowiem, chociaż czy to nie był lekki sygnał do tego, że go to nie interesuje? Szkoda, lubię ten temat.
Wyszliśmy z łazienki i postanowiłam, że odprowadzę Altaira do jego sypialni. Wolałam go trochę przypilnować, abym nie musiała się martwić czy śpi czy nie. Życzyłam mu dobrego snu i poszłam się zająć sobą. Może on się wykąpał, ale ja tylko pomoczyłam nogi.
Siedziałam w wannie długo. Nie mogłam się namoczyć i nacieszyć gorącą wodą. Ciągle myślałam o naszej rozmowie. Powoli, na spokojnie odtwarzałam ją w myślach, analizowałam i zastanawiałam się co może każde słowo znaczyć. Nie uzyskałam od niego tylu informacji ile chciałam, ale zawsze coś. Ja z kolei mam wrażenie, że powiedziałam za wiele. Nic złego nie zrobiłam, lecz i tak źle się czułam z tym co wyjawiłam. Pozostaje mi liczyć, że on nic nie zapamięta, na co szanse chyba są marne, bo przy kąpieli wydawał się być dość trzeźwy.
Zanurzyłam się jeszcze raz w wodzie, aby oczyścić włosy, obmyłam jeszcze swoją twarz, przesunęłam ponownie dłońmi po rogach i wyszłam z wanny. Wytarłam się porządnie, założyłam szlafrok i byłam gotowa do spania. Przebrana w koszulę nocną postanowiłam jeszcze jednak zajść do Altaira i upewnić się, że wszystko w porządku. Tak na zaś, lepiej się upewnić niż nie upewnić.
Tym razem się to przydało, bo chłopaka nie było w pokoju. Zmarszczyłam brwi, bo zbliżał się świt. Jak jeszcze raz mi wyszedł na podwórko, to go zabiję własnoręcznie i zabiorę tym samym słońcu robotę. Popytałam służących gdzie mogę go znaleźć i w sumie nie byłam zaskoczona odpowiedzią ,,W salonie, na kanapie.". Przyjęłam to jednak ze spokojem i ruszyłam we wskazane miejsce. Po chwili już stałam nad wampirem i patrzyłam na niego z góry. Spokojnie, Baqa, spokojnie. Zasmuciło mnie to co zrobił, głównie dlatego, że podczas kąpieli prosiłam go żeby w takich sytuacjach przychodził do mnie. Nie chciał mnie budzić czy o co chodzi? Może moja propozycja była dla niego obraźliwa w jakiś sposób, bo uznaje on, że nie potrzebuje mojej pomocy? Byłoby to jednak sprzeczne z jego wszelakimi reakcjami na troskę z mojej strony. Przyglądałam mu się jeszcze chwilę, wyglądał tak spokojnie. Zero zmartwień, zero smutków, może trochę zmęczenia i niewyspania, ale nie aż tak dużo. Ostrożnie wyjęłam mu z dłoni to co w niej miał i tak jak niedawno, wzięłam go na ręce ostrożnie i zaczęłam nieść przez korytarze. Myślałam, ale nic nie umiałam wymyślić. Opieka nad dziećmi jest inna niż wspieranie dorosłej osoby, która ma już swoje rozwinięte problemy i chowa się za murem bycia kimś wspaniałym.
Z pomocą służącej weszłam do mojej sypialni, bo skoro chłopak ze swojej dał radę uciec, to trzeba zwiększyć mu kontrolę. Teraz, jak u mnie będzie spać, to nie ma nawet opcji, że wyjdzie stąd bez mojej wiedzy. Ułożyłam Alataira na materacu, ściągnęłam mu buty i przykryłam kołdrą. Na koniec zamknęłam mój pokój na klucz, a ten schowałam pod swoją poduszkę. Niech wychodzi oknem, albo wcale, ale najlepiej wcale. W końcu i ja znalazłam się w łóżku, zanim się jednak ułożyłam, przyciągnęłam chłopaka trochę bliżej środka materaca i owinęłam bardziej kołdrą, żeby ani nie spadł na ziemię, ani nie było mu zimno.
Zaległam tuż obok niego, przykryłam się i patrzyłam na niego z bliska kiedy spał. Odgarnęłam mu jeszcze nieco wilgotne włosy w twarzy, a później chwyciłam jedną z jego dłoni pod przykryciem, żeby czuł, że ma towarzystwo i jak coś, to odgonię potwory.
-Śpij dobrze.-życzyłam mu szeptem. Naprawdę liczyłam, że będzie miał dobre sny, bez koszmarów ani innych dziwnych rzeczy. Westchnęłam jeszcze cicho i zamknęłam oczy. Nie zasnęłam od razu, bo miałam w głowie natłok myśli, ale nawet te zniknęły kiedy czułam, że Altair jest obok i nic złego mu się nie dzieje.
Wyszliśmy z łazienki i postanowiłam, że odprowadzę Altaira do jego sypialni. Wolałam go trochę przypilnować, abym nie musiała się martwić czy śpi czy nie. Życzyłam mu dobrego snu i poszłam się zająć sobą. Może on się wykąpał, ale ja tylko pomoczyłam nogi.
Siedziałam w wannie długo. Nie mogłam się namoczyć i nacieszyć gorącą wodą. Ciągle myślałam o naszej rozmowie. Powoli, na spokojnie odtwarzałam ją w myślach, analizowałam i zastanawiałam się co może każde słowo znaczyć. Nie uzyskałam od niego tylu informacji ile chciałam, ale zawsze coś. Ja z kolei mam wrażenie, że powiedziałam za wiele. Nic złego nie zrobiłam, lecz i tak źle się czułam z tym co wyjawiłam. Pozostaje mi liczyć, że on nic nie zapamięta, na co szanse chyba są marne, bo przy kąpieli wydawał się być dość trzeźwy.
Zanurzyłam się jeszcze raz w wodzie, aby oczyścić włosy, obmyłam jeszcze swoją twarz, przesunęłam ponownie dłońmi po rogach i wyszłam z wanny. Wytarłam się porządnie, założyłam szlafrok i byłam gotowa do spania. Przebrana w koszulę nocną postanowiłam jeszcze jednak zajść do Altaira i upewnić się, że wszystko w porządku. Tak na zaś, lepiej się upewnić niż nie upewnić.
Tym razem się to przydało, bo chłopaka nie było w pokoju. Zmarszczyłam brwi, bo zbliżał się świt. Jak jeszcze raz mi wyszedł na podwórko, to go zabiję własnoręcznie i zabiorę tym samym słońcu robotę. Popytałam służących gdzie mogę go znaleźć i w sumie nie byłam zaskoczona odpowiedzią ,,W salonie, na kanapie.". Przyjęłam to jednak ze spokojem i ruszyłam we wskazane miejsce. Po chwili już stałam nad wampirem i patrzyłam na niego z góry. Spokojnie, Baqa, spokojnie. Zasmuciło mnie to co zrobił, głównie dlatego, że podczas kąpieli prosiłam go żeby w takich sytuacjach przychodził do mnie. Nie chciał mnie budzić czy o co chodzi? Może moja propozycja była dla niego obraźliwa w jakiś sposób, bo uznaje on, że nie potrzebuje mojej pomocy? Byłoby to jednak sprzeczne z jego wszelakimi reakcjami na troskę z mojej strony. Przyglądałam mu się jeszcze chwilę, wyglądał tak spokojnie. Zero zmartwień, zero smutków, może trochę zmęczenia i niewyspania, ale nie aż tak dużo. Ostrożnie wyjęłam mu z dłoni to co w niej miał i tak jak niedawno, wzięłam go na ręce ostrożnie i zaczęłam nieść przez korytarze. Myślałam, ale nic nie umiałam wymyślić. Opieka nad dziećmi jest inna niż wspieranie dorosłej osoby, która ma już swoje rozwinięte problemy i chowa się za murem bycia kimś wspaniałym.
Z pomocą służącej weszłam do mojej sypialni, bo skoro chłopak ze swojej dał radę uciec, to trzeba zwiększyć mu kontrolę. Teraz, jak u mnie będzie spać, to nie ma nawet opcji, że wyjdzie stąd bez mojej wiedzy. Ułożyłam Alataira na materacu, ściągnęłam mu buty i przykryłam kołdrą. Na koniec zamknęłam mój pokój na klucz, a ten schowałam pod swoją poduszkę. Niech wychodzi oknem, albo wcale, ale najlepiej wcale. W końcu i ja znalazłam się w łóżku, zanim się jednak ułożyłam, przyciągnęłam chłopaka trochę bliżej środka materaca i owinęłam bardziej kołdrą, żeby ani nie spadł na ziemię, ani nie było mu zimno.
Zaległam tuż obok niego, przykryłam się i patrzyłam na niego z bliska kiedy spał. Odgarnęłam mu jeszcze nieco wilgotne włosy w twarzy, a później chwyciłam jedną z jego dłoni pod przykryciem, żeby czuł, że ma towarzystwo i jak coś, to odgonię potwory.
-Śpij dobrze.-życzyłam mu szeptem. Naprawdę liczyłam, że będzie miał dobre sny, bez koszmarów ani innych dziwnych rzeczy. Westchnęłam jeszcze cicho i zamknęłam oczy. Nie zasnęłam od razu, bo miałam w głowie natłok myśli, ale nawet te zniknęły kiedy czułam, że Altair jest obok i nic złego mu się nie dzieje.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Z początku sny nie były takie spokojne, wręcz chaotyczne, co było typowe w tym stanie. Czasem budził się przez to bardziej zmęczony, niż się kładł. Lecz tym razem, od jakiegoś momentu, wszystko w jego głowie się uciszyło, a kołdra faktycznie była ciepła i miękka, umysł zaś wyciszony. Mógł w końcu wypocząć i przespać cały dzień, od świtu, po zmierzch…
Poruszył delikatnie palcami, czując dotyk gładkiej skóry, by zaraz, powoli unieść rzęsy. W pomieszczeniu panowała ciemność za sprawą grubych kotar, ale wzrok oswojony z ciemnością, z łatwością rozpoznał wszystkie kształty przed sobą.
Jego bladoniebieskie oczy zrobiły się jakby większe, a usta gładko otworzyły, choć nie potrafił unieść głowy z poduszki, wciąż zatopiony w pierzynie. Wyraźnie zaskoczony widokiem twarzy Baqary przed sobą, nie wiedział kompletnie jak zareagował. Poczuł, że nie ma na nogach butów… nie ma? Ale… Ara spała i… jak szybko ocenił, obejmowała jego dłoń. Leżeli bardzo blisko siebie, w jednym łóżku. Czy między nimi… nie, nic nie zaszło. Nieco się uspokoił. Aż takiej amnezji nie doznał. Lecz znowu zasnął na kanapie, czemu był w… to jej komnata.
Znów powrócił wzrokiem na jej twarz, a jego spojrzenie bardzo złagodniało. To był chyba pierwszy raz, kiedy widział śpiącą Baqarę. Był to taki kojący i przyjemny widok. Taka słodka jak cukierek, nawet z lekko potarganymi włosami na grzywce. Zresztą, jego były dużo bardziej, bo ich nie związał, a ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy, który szybko znikł, zastąpiony przez zafascynowane spojrzenie. Analizował każdy jej aspekt, brwi, nosek, wargi, rzęsy, rogi, skórę, palce… zupełnie go to zajmowało, jakby oglądał piękny obraz znanego malarza. Ale czemu byli tu razem, pod jedną pierzyną… to go też zajmowało.
Mimo to, Altair ostrożnie wysunął dłoń spod jej ręki, aby wolnym ruchem, przenieść swoje palce na jej policzek, przymykając własne oczy. Nie powinien, ale chciał...
Z początku sny nie były takie spokojne, wręcz chaotyczne, co było typowe w tym stanie. Czasem budził się przez to bardziej zmęczony, niż się kładł. Lecz tym razem, od jakiegoś momentu, wszystko w jego głowie się uciszyło, a kołdra faktycznie była ciepła i miękka, umysł zaś wyciszony. Mógł w końcu wypocząć i przespać cały dzień, od świtu, po zmierzch…
Poruszył delikatnie palcami, czując dotyk gładkiej skóry, by zaraz, powoli unieść rzęsy. W pomieszczeniu panowała ciemność za sprawą grubych kotar, ale wzrok oswojony z ciemnością, z łatwością rozpoznał wszystkie kształty przed sobą.
Jego bladoniebieskie oczy zrobiły się jakby większe, a usta gładko otworzyły, choć nie potrafił unieść głowy z poduszki, wciąż zatopiony w pierzynie. Wyraźnie zaskoczony widokiem twarzy Baqary przed sobą, nie wiedział kompletnie jak zareagował. Poczuł, że nie ma na nogach butów… nie ma? Ale… Ara spała i… jak szybko ocenił, obejmowała jego dłoń. Leżeli bardzo blisko siebie, w jednym łóżku. Czy między nimi… nie, nic nie zaszło. Nieco się uspokoił. Aż takiej amnezji nie doznał. Lecz znowu zasnął na kanapie, czemu był w… to jej komnata.
Znów powrócił wzrokiem na jej twarz, a jego spojrzenie bardzo złagodniało. To był chyba pierwszy raz, kiedy widział śpiącą Baqarę. Był to taki kojący i przyjemny widok. Taka słodka jak cukierek, nawet z lekko potarganymi włosami na grzywce. Zresztą, jego były dużo bardziej, bo ich nie związał, a ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy, który szybko znikł, zastąpiony przez zafascynowane spojrzenie. Analizował każdy jej aspekt, brwi, nosek, wargi, rzęsy, rogi, skórę, palce… zupełnie go to zajmowało, jakby oglądał piękny obraz znanego malarza. Ale czemu byli tu razem, pod jedną pierzyną… to go też zajmowało.
Mimo to, Altair ostrożnie wysunął dłoń spod jej ręki, aby wolnym ruchem, przenieść swoje palce na jej policzek, przymykając własne oczy. Nie powinien, ale chciał...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Miałam dużo snów tej nocy. Wszystkie rozmowy, zdarzenia, emocje i myśli skleiły się w jedną, lepką papkę. Nie były to sny złe, ale też brak im było jakiejkolwiek logiki i były męczące.
Powoli jednak zaczynałam się wybudzać. Spałabym dłużej, gdyby nie czyjaś obecność obok. Podobno ludzie się budzą kiedy ktoś na nich patrzy, sprawdziło się to w tym przypadku. Poczułam, jak przez mgłę, dotyk na policzku, delikatny ciężar, ale nie wiedziałam co to konkretnie. Podświadomie walczyłam jeszcze sama ze sobą czy się budzić czy nie, ale w końcu moje oczy same z siebie zaczęły się otwierać. Zmrużonymi ślepiami patrzyłam się przed siebie, mrugnęłam leniwie, żeby się nieco rozbudzić. Widziałam przed sobą Altaira, a tajemniczy ciężar, jaki czułam przez sen, okazał się być jego dłonią. Obudził się i znów zasnął, czy tylko udaje?
Westchnęłam głęboko i poruszyłam się pod kołdrą, przeciągając się odrobinę. Liczyłam, że to sprawi, iż chłopak pokaże mi, że nie śpi. Wiedziałam, że nie spał, a jak spał, to lekko. Niech mi tutaj nie odstawia cyrków! Tyle raz dzieciaki mi udawały, że śpią, że już umiem rozpoznać słabe aktorstwo.
Usiadłam na materacu, trochę przy tym wypełzając spod kołdry, podciągnęłam nogi pod siebie przechodząc w klęczenie. Splotłam ręce na piersi i patrzyłam na wampira ze złością, w której jednak przeważało obrażenie. Może i z rozcapierzonymi trochę włosami, pogniecioną koszulą nocną oraz z ogólnie bardzo jeszcze nierozbudzoną buźką, nie wyglądałam groźnie, ale to nie moja wina. Nie chciałam robić wielkich dramatów od razu po obudzeniu się, ale nie mogłam też udawać.
-Wiem, że nie śpisz.-powiedziałam z odrobiną ostrości w głosie, jeśli on dalej chciał się bawić w śpiącą królewnę.-Masz zamiar powiedzieć mi dlaczego nie przyszedłeś do mnie, jak cię prosiłam?-no tak, rankiem byłam o to zła i mi zostało do teraz. Jednak sny nie rozprawiły się w całą irytacją.
Powoli jednak zaczynałam się wybudzać. Spałabym dłużej, gdyby nie czyjaś obecność obok. Podobno ludzie się budzą kiedy ktoś na nich patrzy, sprawdziło się to w tym przypadku. Poczułam, jak przez mgłę, dotyk na policzku, delikatny ciężar, ale nie wiedziałam co to konkretnie. Podświadomie walczyłam jeszcze sama ze sobą czy się budzić czy nie, ale w końcu moje oczy same z siebie zaczęły się otwierać. Zmrużonymi ślepiami patrzyłam się przed siebie, mrugnęłam leniwie, żeby się nieco rozbudzić. Widziałam przed sobą Altaira, a tajemniczy ciężar, jaki czułam przez sen, okazał się być jego dłonią. Obudził się i znów zasnął, czy tylko udaje?
Westchnęłam głęboko i poruszyłam się pod kołdrą, przeciągając się odrobinę. Liczyłam, że to sprawi, iż chłopak pokaże mi, że nie śpi. Wiedziałam, że nie spał, a jak spał, to lekko. Niech mi tutaj nie odstawia cyrków! Tyle raz dzieciaki mi udawały, że śpią, że już umiem rozpoznać słabe aktorstwo.
Usiadłam na materacu, trochę przy tym wypełzając spod kołdry, podciągnęłam nogi pod siebie przechodząc w klęczenie. Splotłam ręce na piersi i patrzyłam na wampira ze złością, w której jednak przeważało obrażenie. Może i z rozcapierzonymi trochę włosami, pogniecioną koszulą nocną oraz z ogólnie bardzo jeszcze nierozbudzoną buźką, nie wyglądałam groźnie, ale to nie moja wina. Nie chciałam robić wielkich dramatów od razu po obudzeniu się, ale nie mogłam też udawać.
-Wiem, że nie śpisz.-powiedziałam z odrobiną ostrości w głosie, jeśli on dalej chciał się bawić w śpiącą królewnę.-Masz zamiar powiedzieć mi dlaczego nie przyszedłeś do mnie, jak cię prosiłam?-no tak, rankiem byłam o to zła i mi zostało do teraz. Jednak sny nie rozprawiły się w całą irytacją.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Za chwilę jednak, co mógł przewidzieć, wybudził tym Baqare, która zaczynała się wiercić. Mógłby zabrać rękę, ale chyba ogarnęła go panika, która zabroniła mu wykonać jakikolwiek ruch, w tym otwarcia oczu. Więc wybrał taktykę na udawanie snu, niekontrolowane ruchy i tak dalej. Ale sądził, że jest nieco lepszym aktorem…
Czuł jak ta zmienia pozycję, bo wciąż materac naginał się od ciężaru, lecz rozłożonego w innym punkcie, w dodatku przestał czuć jej policzek, kiedy dłoń bezwładnie opadła na pościel. Nie poszła. Patrzyła na niego, prawda?
Postanowił się poddać i leniwym ruchem obrócić na plecy, znów otwierając oczy. No i tak jak przyjemność powinna mu sprawić tak seksowna sylwetka tuż nad nim, tak jednak jej wyraz twarzy, choć słodki, oddalał od tych skojarzeń, skupiając się bardziej na potencjalnych kłopotach. Było źle. Postanowił jednak wykonać zgrabny ruch, czyli zastosować szeroki uśmiech numer 7.
-Przeważnie każdy po obudzeniu wygląda okropnie, ale Ty jesteś równie zniewalająca…- Wyszczerzył kły, spoglądając na nią jeszcze chwilę, ale dopiero wtedy zaczynały do niego docierać słowa kobiety, które rozluźniały mięśnie jego twarzy. Cholera. -Em… bo nie było problemów. Po prostu bezsenność, tak bywa.- Zaśmiał się, próbując ją nieco zmylić swym świetnym humorem. -Swoją drogą… co ja tutaj robię…?
Dopytał, lekko może zakłopotany, ale naprawdę chciał odkryć zagadkę swoich wędrówek z salony, zwłaszcza że tym razem, to nie była jego komnata i nie jego łóżko. Jeśli lunatykował, to nie o żalenie się z problemów powinna mieć pretensję…
Za chwilę jednak, co mógł przewidzieć, wybudził tym Baqare, która zaczynała się wiercić. Mógłby zabrać rękę, ale chyba ogarnęła go panika, która zabroniła mu wykonać jakikolwiek ruch, w tym otwarcia oczu. Więc wybrał taktykę na udawanie snu, niekontrolowane ruchy i tak dalej. Ale sądził, że jest nieco lepszym aktorem…
Czuł jak ta zmienia pozycję, bo wciąż materac naginał się od ciężaru, lecz rozłożonego w innym punkcie, w dodatku przestał czuć jej policzek, kiedy dłoń bezwładnie opadła na pościel. Nie poszła. Patrzyła na niego, prawda?
Postanowił się poddać i leniwym ruchem obrócić na plecy, znów otwierając oczy. No i tak jak przyjemność powinna mu sprawić tak seksowna sylwetka tuż nad nim, tak jednak jej wyraz twarzy, choć słodki, oddalał od tych skojarzeń, skupiając się bardziej na potencjalnych kłopotach. Było źle. Postanowił jednak wykonać zgrabny ruch, czyli zastosować szeroki uśmiech numer 7.
-Przeważnie każdy po obudzeniu wygląda okropnie, ale Ty jesteś równie zniewalająca…- Wyszczerzył kły, spoglądając na nią jeszcze chwilę, ale dopiero wtedy zaczynały do niego docierać słowa kobiety, które rozluźniały mięśnie jego twarzy. Cholera. -Em… bo nie było problemów. Po prostu bezsenność, tak bywa.- Zaśmiał się, próbując ją nieco zmylić swym świetnym humorem. -Swoją drogą… co ja tutaj robię…?
Dopytał, lekko może zakłopotany, ale naprawdę chciał odkryć zagadkę swoich wędrówek z salony, zwłaszcza że tym razem, to nie była jego komnata i nie jego łóżko. Jeśli lunatykował, to nie o żalenie się z problemów powinna mieć pretensję…
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
No i się obudził. Patrzyłam na niego zła, a on miał czelność próbować ugłaskiwać mnie sobie uśmiechami i komplementami. Nie wiem jakie on ma o mnie mniemanie, ale nie jestem kimś kto wybaczy wszystko za ładne słówka, aż tak zakochana w sobie nie jestem. Nie odpowiadałam na komplement, patrzyłam się na niego dalej. On wie, że się nie wywinie, dlatego próbuje się wywijać, bo ma nadzieję na ratunek.
Bezsenność, tak? Też mi coś! Na bezsenność robi się inne rzeczy, spacer, wietrzenie pokoju, herbata, bajka, a nie wałęsanie się po hrabstwie z dziwnymi przedmiotami z rękach. To magia, że tym razem nie trzymał w dłoniach kuszy.
-Przyniosłam cię tutaj nieprzytomnego z salonu. Dobre masz sposoby na tą bezsenność, skoro cię moje sapanie nie obudziło, ani stukanie kopyt, ani nawet rzucanie ciebie na łóżko, czy zszarpywanie z ciebie butów, albo przesuwanie tobą po materacu, żeby ciebie ułożyć wygodnie, żeby cię nic nie bolało po obudzeniu!-mówiłam, ale im dalej w tej wypowiedzi siedziałam, tym bardziej mój głos się unosił, prawie do krzyku. Byłam sfrustrowana, a to nie był koniec mojego mówienia. Znów powiem za dużo, ale co mi tam, naj wyżej wrócę do mojej jaskini, urządzę się tam na nowo i wstawię sobie tam nawet jakąś głupią toaletkę czy łóżko z baldachimem!
-Czy nie jestem godna zaufania? Czy nie jestem nawet kimś z kim można posiedzieć w ciszy? Nie każę ci się zwierzać, jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to śmiało, jeśli nie, to nie mów nic, ale na pewno chcę, żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć, a ty nie liczysz ani trochę.-wzięłam wdech, bo mnie aż roznosiło, ręce już nie były spokojnie splecione, tylko opierały się mocno o materac, wbijając w niego paznokcie. Wiem, że nie znamy się aż tak znów długo, ale to jak nam miło ze sobą o czymś świadczy.-Liczysz na mnie tylko wtedy kiedy musisz sobie podbić samoocenę dawaniem mi drogich rzeczy!-o nie, aż mi się oczy lekko zaszkliły, ale nie będę płakać, nie będę mu dawała złudzenia, że biorę go na litość, czy jestem słaba, bo nie jestem, ale denerwuje mnie to, że on chce, abym mu ufała, a sam nie odwzajemnia się tym samym.
Bezsenność, tak? Też mi coś! Na bezsenność robi się inne rzeczy, spacer, wietrzenie pokoju, herbata, bajka, a nie wałęsanie się po hrabstwie z dziwnymi przedmiotami z rękach. To magia, że tym razem nie trzymał w dłoniach kuszy.
-Przyniosłam cię tutaj nieprzytomnego z salonu. Dobre masz sposoby na tą bezsenność, skoro cię moje sapanie nie obudziło, ani stukanie kopyt, ani nawet rzucanie ciebie na łóżko, czy zszarpywanie z ciebie butów, albo przesuwanie tobą po materacu, żeby ciebie ułożyć wygodnie, żeby cię nic nie bolało po obudzeniu!-mówiłam, ale im dalej w tej wypowiedzi siedziałam, tym bardziej mój głos się unosił, prawie do krzyku. Byłam sfrustrowana, a to nie był koniec mojego mówienia. Znów powiem za dużo, ale co mi tam, naj wyżej wrócę do mojej jaskini, urządzę się tam na nowo i wstawię sobie tam nawet jakąś głupią toaletkę czy łóżko z baldachimem!
-Czy nie jestem godna zaufania? Czy nie jestem nawet kimś z kim można posiedzieć w ciszy? Nie każę ci się zwierzać, jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to śmiało, jeśli nie, to nie mów nic, ale na pewno chcę, żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć, a ty nie liczysz ani trochę.-wzięłam wdech, bo mnie aż roznosiło, ręce już nie były spokojnie splecione, tylko opierały się mocno o materac, wbijając w niego paznokcie. Wiem, że nie znamy się aż tak znów długo, ale to jak nam miło ze sobą o czymś świadczy.-Liczysz na mnie tylko wtedy kiedy musisz sobie podbić samoocenę dawaniem mi drogich rzeczy!-o nie, aż mi się oczy lekko zaszkliły, ale nie będę płakać, nie będę mu dawała złudzenia, że biorę go na litość, czy jestem słaba, bo nie jestem, ale denerwuje mnie to, że on chce, abym mu ufała, a sam nie odwzajemnia się tym samym.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Strona 3 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 3 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|