Dziedziniec
+2
Cerbin Amenadiel
Mistrz Gry
6 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 4 z 9
Strona 4 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Jej wyraz twarzy w żadnym razie nie topniał, o nie, uśmiech Altaira chyba stracił na swej mocy lub był zbyt marną bronią na ten poziom rozgoryczenia. Może też dlatego, zaczął on powoli opadać, wraz z całą pewnością siebie. Tym więcej mówiła, tym bardziej był zaskoczony. Ona go wniosła? W sensie… była z pewnością silniejsza od niego, jest w stanie uwierzyć w to, ale… czy to ona nosiła go tak zawsze, że budził się w swojej komnacie? I nic nie wspominała? Dlaczego nigdy tego…. nie, już poruszała ten temat, tylko delikatnie, a on go przeważnie zbijał.
-Wiesz, jak już uda mi się zasnąć, to sen mnie nie opuszcza… znaczy… to bardzo kochane, że to zrobiłaś, ale… dlaczego? Czemu zabrałaś mnie do siebie…
Czy to była jakaś forma pewności z jej strony, że nigdzie sobie nie pójdzie? Zupełnie niepotrzebnie, lecz jeśli tak, to nie potrafił na to właściwie zareagować. Jej trud z nim związany, który tak ukrywała, wprowadzał go w prawdziwy dołek poniżenia. Był aż takim dzieckiem…?
Miało być tylko gorzej, ponieważ Baqara mówiła dalej, już prawie na niego krzycząc, przez co podciągnął się na łokciach nieco w górę, z zaskoczonym wyrazem twarzy. Jej słowa były dobitne, pokazywały wszystko co kobieta czuła i jak się czuła przez jego zachowanie. To było zarazem przykre, jak i niespodziewane. Chciała tylko, aby jej zaufał, żeby mogła go wspierać, lecz to brzmiało tak nierealnie. Nigdy nikt nie chciał być na jej miejscu, więc co ją mogło pchać do tak irracjonalnych decyzji…
-Ara… wcale tak o Tobie nie myślę, wręcz przeciwnie, ja…!
Próbował wydukać z siebie, ale wtedy, wampirzyca rzuciła ostatnim zdaniem, które trafiło go jak bełt w serce, przeszywając na wylot i paraliżując. Mimowolnie otworzył usta, patrząc w jej oczy, które zaszkliły się od zbierających łez. Sprawił jej przykrość… oraz takie miała o nim zdanie… gdyby mógł opisać to jak się czuł, to jakby jego umysł był szklanką, którą ktoś stłukł młotkiem. Bo ciężej byłoby to ująć inaczej.
Elf zerwał się bardziej do góry i do przodu, aby jedną ręką chwycić ją za nadgarstek, przez co zbliżył nieco twarz, by mogła patrzeć mu dobrze w oczy.
-Przepraszam! Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Masz rację… nie powinno tak być… dlatego… Ja, Altair Maximillian Oligarchii, przysięgam na mój własny ród, że jeśli teraz stanie się cokolwiek złego, w pierwszej chwili przyjdę właśnie do Ciebie. Chcę… Ci zaufać… tylko nie płacz…
Zrobił smutną minę i uniósł wolną rękę, by koniuszkiem kciuka delikatnie przetrzeć kąciki jej oczu. Było mu naprawdę źle, że doprowadził ją do takiego stanu, zawsze zresztą sądził, że nikt by się tak nie czuł przez niego… to było doprawdy coś nowego i wcale nie przyjemnego… no może trochę, bo przynajmniej faktycznie czuł, że komuś zależy.
Jej wyraz twarzy w żadnym razie nie topniał, o nie, uśmiech Altaira chyba stracił na swej mocy lub był zbyt marną bronią na ten poziom rozgoryczenia. Może też dlatego, zaczął on powoli opadać, wraz z całą pewnością siebie. Tym więcej mówiła, tym bardziej był zaskoczony. Ona go wniosła? W sensie… była z pewnością silniejsza od niego, jest w stanie uwierzyć w to, ale… czy to ona nosiła go tak zawsze, że budził się w swojej komnacie? I nic nie wspominała? Dlaczego nigdy tego…. nie, już poruszała ten temat, tylko delikatnie, a on go przeważnie zbijał.
-Wiesz, jak już uda mi się zasnąć, to sen mnie nie opuszcza… znaczy… to bardzo kochane, że to zrobiłaś, ale… dlaczego? Czemu zabrałaś mnie do siebie…
Czy to była jakaś forma pewności z jej strony, że nigdzie sobie nie pójdzie? Zupełnie niepotrzebnie, lecz jeśli tak, to nie potrafił na to właściwie zareagować. Jej trud z nim związany, który tak ukrywała, wprowadzał go w prawdziwy dołek poniżenia. Był aż takim dzieckiem…?
Miało być tylko gorzej, ponieważ Baqara mówiła dalej, już prawie na niego krzycząc, przez co podciągnął się na łokciach nieco w górę, z zaskoczonym wyrazem twarzy. Jej słowa były dobitne, pokazywały wszystko co kobieta czuła i jak się czuła przez jego zachowanie. To było zarazem przykre, jak i niespodziewane. Chciała tylko, aby jej zaufał, żeby mogła go wspierać, lecz to brzmiało tak nierealnie. Nigdy nikt nie chciał być na jej miejscu, więc co ją mogło pchać do tak irracjonalnych decyzji…
-Ara… wcale tak o Tobie nie myślę, wręcz przeciwnie, ja…!
Próbował wydukać z siebie, ale wtedy, wampirzyca rzuciła ostatnim zdaniem, które trafiło go jak bełt w serce, przeszywając na wylot i paraliżując. Mimowolnie otworzył usta, patrząc w jej oczy, które zaszkliły się od zbierających łez. Sprawił jej przykrość… oraz takie miała o nim zdanie… gdyby mógł opisać to jak się czuł, to jakby jego umysł był szklanką, którą ktoś stłukł młotkiem. Bo ciężej byłoby to ująć inaczej.
Elf zerwał się bardziej do góry i do przodu, aby jedną ręką chwycić ją za nadgarstek, przez co zbliżył nieco twarz, by mogła patrzeć mu dobrze w oczy.
-Przepraszam! Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Masz rację… nie powinno tak być… dlatego… Ja, Altair Maximillian Oligarchii, przysięgam na mój własny ród, że jeśli teraz stanie się cokolwiek złego, w pierwszej chwili przyjdę właśnie do Ciebie. Chcę… Ci zaufać… tylko nie płacz…
Zrobił smutną minę i uniósł wolną rękę, by koniuszkiem kciuka delikatnie przetrzeć kąciki jej oczu. Było mu naprawdę źle, że doprowadził ją do takiego stanu, zawsze zresztą sądził, że nikt by się tak nie czuł przez niego… to było doprawdy coś nowego i wcale nie przyjemnego… no może trochę, bo przynajmniej faktycznie czuł, że komuś zależy.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Zignorowałam jego dopytywanie. Ja się tutaj produkuję z głębi serca, a on mnie pyta o takie oczywistości, dlaczego mu nie pozwalam spać na kanapie? Nie wie, że miejscem do spania jest łóżko? Nie będę mu tego tłumaczyć, duży jest, niech się domyśli.
Mówiłam dalej moje myśli, które miały zostać w głowie, ale jakoś tak zaczęłam je wypowiadać na głos i chyba dobrze, że to zrobiłam, chociaż pewna nie byłam, bo nie wiedziałam, jak on na to zareaguje, ani co ja będę miała wtedy zrobić. Zaprzeczył, ale nie byłam pewna czy mówi prawdę, czy robi to tylko po to, żeby mnie uspokoić, żebym dała sobie spokój. Zaczęły mnie znów nachodzić myśli, czy w ogóle mogę sobie jako gość w tym domu, pozwolić na takie zachowanie, ale już trudno, co miało być powiedziane, zostało powiedziane.
Złapał mnie za rękę, a ja wyrwałam mu ją z uścisku. Uniosłam na niego wzrok kiedy pojawił się tuż obok. Słuchałam jego przysięgi, ale czy mu wierzyłam? Dlaczego nagle miałby w złym stanie się zastanawiać gdzie ja jestem i czy do mnie iść, skąd niby wie, że posłucha się przysięgi i nie pójdzie leżeć w salonie, skoro do tej pory nawet tego nie rozważał. Próbował ukrywać te wszystkie rzeczy do tej pory, więc może będzie je dalej ukrywać? Nie chciałam z góry zakładać, że mnie okłamie, ale nie mam żadnego zabezpieczenia jego słów.
Wytarł moje łzy, które po sekundzie nieśmiało spłynęły na policzki. Pociągnęłam nosem, popatrzyłam mu w oczy i ze zmarszczonymi brwiami uznałam, że zaakceptuję jego obietnicę. Będę dobrej wiary, ma ostatnią szansę.
-Spróbuj tylko nie przyjść do mnie, to zobaczysz.-zagroziłam mu nadąsana. Odtrąciłam jego ręce od siebie i przecierając mokre oczy zeszłam z łóżka, zabierając ze sobą klucz spod poduszki. Podeszłam do szafy, wzięłam pierwszą lepszą sukienkę i ruszyłam do drzwi.
-Idę się umyć, a ty rób co chcesz.-rzuciłam jeszcze tylko, dalej będąc zła, że musieliśmy odbyć tę nieprzyjemną rozmowę. Może to było wyzwanie dla niego, żeby pomyślał sam i zrobił dla mnie coś miłego, a może chciałam, żeby skupił się na sobie i zastanowił nad swoim zachowaniem, a może po prostu potrzebowałam chwili samotności, żeby nad wszystkim jeszcze raz się zastanowić i się uspokoić, aby te złe uczucia nie chodziły za mną cały dzień.
Wyszłam na korytarz, trzaskając za sobą drzwiami, zostawiając go samego ze sobą w mojej komnacie.
Mówiłam dalej moje myśli, które miały zostać w głowie, ale jakoś tak zaczęłam je wypowiadać na głos i chyba dobrze, że to zrobiłam, chociaż pewna nie byłam, bo nie wiedziałam, jak on na to zareaguje, ani co ja będę miała wtedy zrobić. Zaprzeczył, ale nie byłam pewna czy mówi prawdę, czy robi to tylko po to, żeby mnie uspokoić, żebym dała sobie spokój. Zaczęły mnie znów nachodzić myśli, czy w ogóle mogę sobie jako gość w tym domu, pozwolić na takie zachowanie, ale już trudno, co miało być powiedziane, zostało powiedziane.
Złapał mnie za rękę, a ja wyrwałam mu ją z uścisku. Uniosłam na niego wzrok kiedy pojawił się tuż obok. Słuchałam jego przysięgi, ale czy mu wierzyłam? Dlaczego nagle miałby w złym stanie się zastanawiać gdzie ja jestem i czy do mnie iść, skąd niby wie, że posłucha się przysięgi i nie pójdzie leżeć w salonie, skoro do tej pory nawet tego nie rozważał. Próbował ukrywać te wszystkie rzeczy do tej pory, więc może będzie je dalej ukrywać? Nie chciałam z góry zakładać, że mnie okłamie, ale nie mam żadnego zabezpieczenia jego słów.
Wytarł moje łzy, które po sekundzie nieśmiało spłynęły na policzki. Pociągnęłam nosem, popatrzyłam mu w oczy i ze zmarszczonymi brwiami uznałam, że zaakceptuję jego obietnicę. Będę dobrej wiary, ma ostatnią szansę.
-Spróbuj tylko nie przyjść do mnie, to zobaczysz.-zagroziłam mu nadąsana. Odtrąciłam jego ręce od siebie i przecierając mokre oczy zeszłam z łóżka, zabierając ze sobą klucz spod poduszki. Podeszłam do szafy, wzięłam pierwszą lepszą sukienkę i ruszyłam do drzwi.
-Idę się umyć, a ty rób co chcesz.-rzuciłam jeszcze tylko, dalej będąc zła, że musieliśmy odbyć tę nieprzyjemną rozmowę. Może to było wyzwanie dla niego, żeby pomyślał sam i zrobił dla mnie coś miłego, a może chciałam, żeby skupił się na sobie i zastanowił nad swoim zachowaniem, a może po prostu potrzebowałam chwili samotności, żeby nad wszystkim jeszcze raz się zastanowić i się uspokoić, aby te złe uczucia nie chodziły za mną cały dzień.
Wyszłam na korytarz, trzaskając za sobą drzwiami, zostawiając go samego ze sobą w mojej komnacie.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Odtrącenie jego ręki było pierwszym sygnałem, że jest jeszcze bardziej źle, choć nie przerwała mu z początku, gdy się zbliżył. Zamiast tego, przestrzegła go, że będzie miał problemy, jeśli złamie obietnicę. Wzrokiem biegał po jej twarzy, by zaraz wywołać nieporadny uśmiech na własną twarz, może z dozą ulgi i nadziei, że jednak ta nie opuści go od tak.
-Przyjdę, z pewnością…
Odparł, a za chwilę, druga ręka też została odtrącona, a Baqara wstała z łóżka. Altair opadł bardziej na materac, obserwując ją cały czas. Była wściekła, obrażona i rozżalona, to go nie dziwiło, jednakże cieszył się, że dostał tą ostatnią szansę, która w rzeczywistości mogła być już którąś z kolei, bo przecież mało to razy coś zepsuł…? Już dawno mogła odpuścić, ale nie zrobiła tego. Jej emocje były dla niego bardzo ważne, nawet jeśli nie mówił tego na głos.
Chciał może jeszcze coś mruknąć, kiedy powiedziała co idzie zrobić, ale nie zdążył, bo drzwi trzasnęły za nią, aż lekki podmuch wiatru zafalował jego rozwalony fryz. Patrzył niemo w zamknięte przejście, nim lekko odwrócił twarz w stronę leżących na podłodze butów na obcasie. To będą trudne dni, nie tylko dla ich znajomości, lecz też dla niego. Nie sądził, przyjmując ją do siebie, ile trudów będzie z tym związanych, jednak, przysiąg się nie łamie.
***
Mijały tygodnie, zaś panna Baqara mieszkała w hrabstwie Mernstein już niespełna miesiąc, dzięki czemu nawet służba postrzegała ją jako stały element rutyny dnia codziennego. Oligarchii podjął kroki, aby przeciwdziałać własnemu charakterkowi, więc nakazał Stenowi i kilkoro innym poddanym, aby ci zabrali całe Krwawe Wino, oraz substancje narkotyczne, typu opium, jak najdalej od niego. W grę musiało wejść też wino, bo nim samym także potrafiłby doprowadzić się do nieprzyjemnego stanu. Skończyło się więc na szklankach krwi, która odpowiednio porcjowana, nie szkodziła zanadto jego trzeźwości. Bardzo dużo wyrzeczeń, na rzecz Baqary, może co prawda tylko na te kilka tygodni, ale musiał udowodnić jej, że się stara. Co prawda, Altairowi dalej było trudno jakkolwiek mówić jej o swoich przeróżnych czarnych myślach, lecz liczył, że ograniczenie znajdowania go w salonie będzie jakąś wstępną formą sukcesu.
Pierwsze dni od tamtego incydentu, atmosfera była nieco sztywna, zaś wampirzyca wyraźnie wciąż była obrażona. Altair, jak to Altair, próbował grać, że wszystko jest w porządku. Musiał to niestety przeczekać, choć codzienność osłabiała gniew. Momentami miał silną potrzebę spróbowania czegoś mocniejszego, więc w zamian, palił więcej papierosów, niż wcześniej. Jednej nocy zassało go tak, że był bliski poproszenia służby o podarowanie mu jednak jakiegoś Krwawego Wina, ale zmusił się, by zamiast tego, przyjść do Baqary z… szachami. To była może marna wymówka, pojawić się od tak i chcieć z nią grać, ale postanowił spróbować. Był to jeden jedyny raz, kiedy prawie uległ, lecz spędził z nią kilka chwil, może na uczeniu jej jak się w szachy gra, może nawet na nie mówieniu o tym o co chodzi, ale przynajmniej, na milczeniu razem. To też nieco im pomogło, przynajmniej on miał takie wrażenie.
Baqara i Altair umówili się na spacer w góry, co było bardziej wolą kobiety, niż tego leniwca, ale zgodził się, posyłając Borysa do Sadah po nowe zamówienie, jakieś ubranie dla hybrydki na taką wyprawę. Dziś nadszedł dzień tej wędrówki, której się podjęli zaraz po zmierzchu. Same góry były na terenie hrabstwa, więc spokojnie widzieli stąd warownie Merstein. Chłopak zabrał ze sobą kuszę, oraz bełty, które przewiesił przez plecy, na pasku. Byli już może w połowie drogi, kiedy to w końcu oparł się o jeden z głazów.
-Jestem… za stary… na to…
Wydyszał, ledwo oddychając i skłaniając się w pół. Wysiłek fizyczny nie był jego mocną stroną, z pewnością wolałby skrócić trase lotem, lecz nie mógł. Czego to się nie robi dla osób, którym chcemy poprawić dzień...
Odtrącenie jego ręki było pierwszym sygnałem, że jest jeszcze bardziej źle, choć nie przerwała mu z początku, gdy się zbliżył. Zamiast tego, przestrzegła go, że będzie miał problemy, jeśli złamie obietnicę. Wzrokiem biegał po jej twarzy, by zaraz wywołać nieporadny uśmiech na własną twarz, może z dozą ulgi i nadziei, że jednak ta nie opuści go od tak.
-Przyjdę, z pewnością…
Odparł, a za chwilę, druga ręka też została odtrącona, a Baqara wstała z łóżka. Altair opadł bardziej na materac, obserwując ją cały czas. Była wściekła, obrażona i rozżalona, to go nie dziwiło, jednakże cieszył się, że dostał tą ostatnią szansę, która w rzeczywistości mogła być już którąś z kolei, bo przecież mało to razy coś zepsuł…? Już dawno mogła odpuścić, ale nie zrobiła tego. Jej emocje były dla niego bardzo ważne, nawet jeśli nie mówił tego na głos.
Chciał może jeszcze coś mruknąć, kiedy powiedziała co idzie zrobić, ale nie zdążył, bo drzwi trzasnęły za nią, aż lekki podmuch wiatru zafalował jego rozwalony fryz. Patrzył niemo w zamknięte przejście, nim lekko odwrócił twarz w stronę leżących na podłodze butów na obcasie. To będą trudne dni, nie tylko dla ich znajomości, lecz też dla niego. Nie sądził, przyjmując ją do siebie, ile trudów będzie z tym związanych, jednak, przysiąg się nie łamie.
***
Mijały tygodnie, zaś panna Baqara mieszkała w hrabstwie Mernstein już niespełna miesiąc, dzięki czemu nawet służba postrzegała ją jako stały element rutyny dnia codziennego. Oligarchii podjął kroki, aby przeciwdziałać własnemu charakterkowi, więc nakazał Stenowi i kilkoro innym poddanym, aby ci zabrali całe Krwawe Wino, oraz substancje narkotyczne, typu opium, jak najdalej od niego. W grę musiało wejść też wino, bo nim samym także potrafiłby doprowadzić się do nieprzyjemnego stanu. Skończyło się więc na szklankach krwi, która odpowiednio porcjowana, nie szkodziła zanadto jego trzeźwości. Bardzo dużo wyrzeczeń, na rzecz Baqary, może co prawda tylko na te kilka tygodni, ale musiał udowodnić jej, że się stara. Co prawda, Altairowi dalej było trudno jakkolwiek mówić jej o swoich przeróżnych czarnych myślach, lecz liczył, że ograniczenie znajdowania go w salonie będzie jakąś wstępną formą sukcesu.
Pierwsze dni od tamtego incydentu, atmosfera była nieco sztywna, zaś wampirzyca wyraźnie wciąż była obrażona. Altair, jak to Altair, próbował grać, że wszystko jest w porządku. Musiał to niestety przeczekać, choć codzienność osłabiała gniew. Momentami miał silną potrzebę spróbowania czegoś mocniejszego, więc w zamian, palił więcej papierosów, niż wcześniej. Jednej nocy zassało go tak, że był bliski poproszenia służby o podarowanie mu jednak jakiegoś Krwawego Wina, ale zmusił się, by zamiast tego, przyjść do Baqary z… szachami. To była może marna wymówka, pojawić się od tak i chcieć z nią grać, ale postanowił spróbować. Był to jeden jedyny raz, kiedy prawie uległ, lecz spędził z nią kilka chwil, może na uczeniu jej jak się w szachy gra, może nawet na nie mówieniu o tym o co chodzi, ale przynajmniej, na milczeniu razem. To też nieco im pomogło, przynajmniej on miał takie wrażenie.
Baqara i Altair umówili się na spacer w góry, co było bardziej wolą kobiety, niż tego leniwca, ale zgodził się, posyłając Borysa do Sadah po nowe zamówienie, jakieś ubranie dla hybrydki na taką wyprawę. Dziś nadszedł dzień tej wędrówki, której się podjęli zaraz po zmierzchu. Same góry były na terenie hrabstwa, więc spokojnie widzieli stąd warownie Merstein. Chłopak zabrał ze sobą kuszę, oraz bełty, które przewiesił przez plecy, na pasku. Byli już może w połowie drogi, kiedy to w końcu oparł się o jeden z głazów.
-Jestem… za stary… na to…
Wydyszał, ledwo oddychając i skłaniając się w pół. Wysiłek fizyczny nie był jego mocną stroną, z pewnością wolałby skrócić trase lotem, lecz nie mógł. Czego to się nie robi dla osób, którym chcemy poprawić dzień...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Byłam już w jego domu jakiś miesiąc, aż dziwnie mi było z tym, jak szybko ten czas leci. Wydawało mi się, że jeszcze wczoraj mieszkałam w jaskini. Tak długi pobyt w hrabstwie sprawił, że czułam się niezwykle, głównie dzięki temu, że odeszła mi masa zmartwień i nie chodziłam głodna. Nie chciałam wracać do mieszkania w lesie, tutaj było mi zbyt wygodnie.
Pierwszych kilka dni po naszej rozmowie było nieco niezręcznie. Jednak nie było źle, widziałam, że Altair podjął jakieś kroki, żeby poprawić swoje zachowanie, a ja obserwowałam to w ciszy z jednej strony z podziwem, że tak się stara, z drugiej strony z niepokojem, bo może to słomiany zapał i gdy poczuje, że jest ciężko wróci w objęcia różnych swoich substancji ukochanych. Mówiłam mu, że ma do mnie przychodzić, ale byłam pozytywnie zaskoczona, kiedy pewnego razu przyszedł do mnie z szachami. Przywitałam go z uśmiechem i graliśmy razem. Potrzebowałam drobnego przypomnienia, bo długo w tę grę nie grałam, ale kiedy już sobie przypomniałam, to przegrywałam, jak zawodowiec. Nie mówił za dużo, ale to w niczym nie przeszkadzało, ważne, że był przy mnie.
W końcu przyszedł czas na nasz spacer, który proponowałam, już jakiś czas temu. Altair nie był aż tak chętny, ale się zgodził po chwili przekonywania, nawet zorganizował mi inne ubrania, bo może i wyglądam pięknie w białej sukni, ale na wycieczkę w góry, mało ona praktyczna. Zebraliśmy się i kiedy nadszedł zmierzch wyprawa została rozpoczęta. Pamiętam, jak kiedyś uczyłam dzieci, że chodzenie nocą po nieznanych terenach jest niebezpieczne, a teraz sama tak robię. Na szczęście widzieliśmy budynki hrabstwa cały czas, wiec mieliśmy z głowy problem zgubienia się. Jedyne na co uważać mieliśmy, to czas, aby zdążyć wrócić przed świtem.
Chwyciłam pewniej torbę z zabranymi przeze mnie rzeczami. Trochę jedzenia, jakieś opatrunki tak na zaś, nic wielkiego. Postawiłam kopyto na kolejnym ziemistym stopniu, żeby się piąć ku górze i już miałam zrobić kolejny krok gdy usłyszałam słowa chłopaka. Zaśmiałam się i obróciłam w jego stronę.
-Ty...za stary?-sapnęłam cicho, szczerząc się szczęśliwie. Westchnęłam jeszcze kilka razy i powolnym krokiem podeszłam do niego-To ja powinnam być bardziej zmęczona. Jestem od ciebie o dziesięć lat starsza i mam więcej do dźwigania.-zaśmiałam się ze swoich niemałych gabarytów, które ciągnęły mnie w dół utrudniając wspinanie się.-Odpocznijmy.-zadecydowałam i usiadałam na kawałku głazu, o który opierał się Altair. Przeciągnęłam się w każdą możliwą stronę, a zmęczone mięśnie zaskrzeczały mi z przyjemności i chwili rozluźnienia. Spojrzałam w górę, aby ocenić ile jeszcze przed nami, a później w tył, żeby sprawdzić ile już przeszliśmy. Spory kawałek, nie jakiś gigantyczny, ale spory.
Spojrzałam na chłopaka, z uśmiechem, który nie chciał mi zniknąć przez większość wyprawy.
-Ładnie tutaj.-wyraziłam swoją opinię, dość cichym głosem, jakbym nagle uznała, że nie będę budzić lasu. Cóż, była noc, więc nie widziałam wszystkiego tak, jakbym widziała w dzień, ale i tak wszystko wyglądało uroczo. Gwiazdy migotały, księżyc co jakiś czas wychodził zza chmur, do tego wszędzie było słychać przyjemny szum liści czy owady grające swoją muzykę. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w to wszystko. Kusiło mnie, żeby powiedzieć coś o kolejnym potworze, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepszy pomysł.
-Kiedy już nauczę się przemieniać, to będziemy tutaj przychodzić częściej.-oznajmiłam spokojnie, jakby nie przyjmując sprzeciwów. Altairowi to chyba nie będzie przeszkadzać, w końcu on już teraz wolałby zapewne tą trasę przelecieć.
Pierwszych kilka dni po naszej rozmowie było nieco niezręcznie. Jednak nie było źle, widziałam, że Altair podjął jakieś kroki, żeby poprawić swoje zachowanie, a ja obserwowałam to w ciszy z jednej strony z podziwem, że tak się stara, z drugiej strony z niepokojem, bo może to słomiany zapał i gdy poczuje, że jest ciężko wróci w objęcia różnych swoich substancji ukochanych. Mówiłam mu, że ma do mnie przychodzić, ale byłam pozytywnie zaskoczona, kiedy pewnego razu przyszedł do mnie z szachami. Przywitałam go z uśmiechem i graliśmy razem. Potrzebowałam drobnego przypomnienia, bo długo w tę grę nie grałam, ale kiedy już sobie przypomniałam, to przegrywałam, jak zawodowiec. Nie mówił za dużo, ale to w niczym nie przeszkadzało, ważne, że był przy mnie.
W końcu przyszedł czas na nasz spacer, który proponowałam, już jakiś czas temu. Altair nie był aż tak chętny, ale się zgodził po chwili przekonywania, nawet zorganizował mi inne ubrania, bo może i wyglądam pięknie w białej sukni, ale na wycieczkę w góry, mało ona praktyczna. Zebraliśmy się i kiedy nadszedł zmierzch wyprawa została rozpoczęta. Pamiętam, jak kiedyś uczyłam dzieci, że chodzenie nocą po nieznanych terenach jest niebezpieczne, a teraz sama tak robię. Na szczęście widzieliśmy budynki hrabstwa cały czas, wiec mieliśmy z głowy problem zgubienia się. Jedyne na co uważać mieliśmy, to czas, aby zdążyć wrócić przed świtem.
Chwyciłam pewniej torbę z zabranymi przeze mnie rzeczami. Trochę jedzenia, jakieś opatrunki tak na zaś, nic wielkiego. Postawiłam kopyto na kolejnym ziemistym stopniu, żeby się piąć ku górze i już miałam zrobić kolejny krok gdy usłyszałam słowa chłopaka. Zaśmiałam się i obróciłam w jego stronę.
-Ty...za stary?-sapnęłam cicho, szczerząc się szczęśliwie. Westchnęłam jeszcze kilka razy i powolnym krokiem podeszłam do niego-To ja powinnam być bardziej zmęczona. Jestem od ciebie o dziesięć lat starsza i mam więcej do dźwigania.-zaśmiałam się ze swoich niemałych gabarytów, które ciągnęły mnie w dół utrudniając wspinanie się.-Odpocznijmy.-zadecydowałam i usiadałam na kawałku głazu, o który opierał się Altair. Przeciągnęłam się w każdą możliwą stronę, a zmęczone mięśnie zaskrzeczały mi z przyjemności i chwili rozluźnienia. Spojrzałam w górę, aby ocenić ile jeszcze przed nami, a później w tył, żeby sprawdzić ile już przeszliśmy. Spory kawałek, nie jakiś gigantyczny, ale spory.
Spojrzałam na chłopaka, z uśmiechem, który nie chciał mi zniknąć przez większość wyprawy.
-Ładnie tutaj.-wyraziłam swoją opinię, dość cichym głosem, jakbym nagle uznała, że nie będę budzić lasu. Cóż, była noc, więc nie widziałam wszystkiego tak, jakbym widziała w dzień, ale i tak wszystko wyglądało uroczo. Gwiazdy migotały, księżyc co jakiś czas wychodził zza chmur, do tego wszędzie było słychać przyjemny szum liści czy owady grające swoją muzykę. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w to wszystko. Kusiło mnie, żeby powiedzieć coś o kolejnym potworze, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepszy pomysł.
-Kiedy już nauczę się przemieniać, to będziemy tutaj przychodzić częściej.-oznajmiłam spokojnie, jakby nie przyjmując sprzeciwów. Altairowi to chyba nie będzie przeszkadzać, w końcu on już teraz wolałby zapewne tą trasę przelecieć.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
W jej głosie rozbrzmiewało szczęście, oraz rozbawienie, co i jemu podbijało dobrym nastawieniem, nawet jeśli walczył z własnym zmęczeniem, a także chęcią powrotu do domu. Prędzej, czy później będą musieli jednak zawrócić przed dotarciem na szczyt, bo lepiej cofnąć się za wcześniej, niż za późno. Może to jednak nie gabaryty kobiety były spowalniające, a on sam w sobie.
-Skąd mam wiedzieć jaki powinienem być w moim wieku… nigdy wcześniej nie byłem w moim wieku.- Rzucił z ciężkim sapnięciem, wciąż łapią oddech, nim obrócił się nieco w stronę zbliżającej się Baqary. -Może jesteś fizycznie dojrzalsza ode mnie, ale dalej młoda.
Oznajmił na swoją obronę, po czym wywołał uśmiech i ciche parsknięcie. Kiedy dostrzegł, że hybrydka zdecydowała się usiąść na kamieniu, o który ten się wcześniej zapierał, samemu z aprobatą do tego pomysłu, oparł się przedramieniem o głaz, obok niej, zwalniając oddech, choć wciąż był on nieco głębszy. Rozejrzał się po okolicy, tak jak ona, z początku sądząc, że czegoś szuka, ale zrezygnował szybko z tej teorii.
-To prawda, moje włości są jednym z piękniejszych miejsc w całych Górach Koronnych. Zresztą, co to za wybór, hrabstwo, a zapyziała Ursa.- Zaśmiał się. -A tak poważnie, to tak. Choć chyba tę ścieżkę widzę z bliska po raz pierwszy.
Dodał po chwili, zdejmując z pleców kuszę, oraz zbiór bełtów, by odłożyć to na bok, a o sam kamień oprzeć się plecami. Rzucił jeszcze na nią krótkim spojrzeniem, kiedy wspomniała o częstych odwiedzinach gór, kiedy będzie to dogodniejsze. Nie powinno być to trudne, ale… chyba nie potrafił tak romantyzować bitych skał i kilku sosenek, żeby uznać je za ciekawsze miejsce pobytu, niż swój dworek. Ale lubił punkt widzenia Baqary.
-Chyba naprawdę chciałabyś się nauczyć zmieniać. Samo bycie bestią jest beznadziejne, trzeba się przebierać, bo inaczej rozerwie ci ubrania, w dodatku dziczejesz. Plus trwa to długo i za długo. Chmara jest wygodna, to rozumiem.
Skomentował jej słowa, machając sobie łapkami przed własną klatką piersiową, jakby próbował to zobrazować.
W jej głosie rozbrzmiewało szczęście, oraz rozbawienie, co i jemu podbijało dobrym nastawieniem, nawet jeśli walczył z własnym zmęczeniem, a także chęcią powrotu do domu. Prędzej, czy później będą musieli jednak zawrócić przed dotarciem na szczyt, bo lepiej cofnąć się za wcześniej, niż za późno. Może to jednak nie gabaryty kobiety były spowalniające, a on sam w sobie.
-Skąd mam wiedzieć jaki powinienem być w moim wieku… nigdy wcześniej nie byłem w moim wieku.- Rzucił z ciężkim sapnięciem, wciąż łapią oddech, nim obrócił się nieco w stronę zbliżającej się Baqary. -Może jesteś fizycznie dojrzalsza ode mnie, ale dalej młoda.
Oznajmił na swoją obronę, po czym wywołał uśmiech i ciche parsknięcie. Kiedy dostrzegł, że hybrydka zdecydowała się usiąść na kamieniu, o który ten się wcześniej zapierał, samemu z aprobatą do tego pomysłu, oparł się przedramieniem o głaz, obok niej, zwalniając oddech, choć wciąż był on nieco głębszy. Rozejrzał się po okolicy, tak jak ona, z początku sądząc, że czegoś szuka, ale zrezygnował szybko z tej teorii.
-To prawda, moje włości są jednym z piękniejszych miejsc w całych Górach Koronnych. Zresztą, co to za wybór, hrabstwo, a zapyziała Ursa.- Zaśmiał się. -A tak poważnie, to tak. Choć chyba tę ścieżkę widzę z bliska po raz pierwszy.
Dodał po chwili, zdejmując z pleców kuszę, oraz zbiór bełtów, by odłożyć to na bok, a o sam kamień oprzeć się plecami. Rzucił jeszcze na nią krótkim spojrzeniem, kiedy wspomniała o częstych odwiedzinach gór, kiedy będzie to dogodniejsze. Nie powinno być to trudne, ale… chyba nie potrafił tak romantyzować bitych skał i kilku sosenek, żeby uznać je za ciekawsze miejsce pobytu, niż swój dworek. Ale lubił punkt widzenia Baqary.
-Chyba naprawdę chciałabyś się nauczyć zmieniać. Samo bycie bestią jest beznadziejne, trzeba się przebierać, bo inaczej rozerwie ci ubrania, w dodatku dziczejesz. Plus trwa to długo i za długo. Chmara jest wygodna, to rozumiem.
Skomentował jej słowa, machając sobie łapkami przed własną klatką piersiową, jakby próbował to zobrazować.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Zaśmiałam się na jego słowa. Nigdy nie był w swoim wieku, ale to, że jest w nim od ponad stu lat, to już ważne nie jest. Jestem młoda, co? No bardzo, jestem od niego o jakieś osiemdziesiąt lat młodsza. Jejku, kiedyś taka różnica wieku wydawała się być wielka, jak emeryt i niemowlak, ale teraz to nie miało znaczenia.
-Jak będziesz chciał, to zobaczymy jeszcze z bliska więcej ścieżek, o których istnieniu nawet nie wiedziałeś.-to fascynujące, mieć tyle ziemi na własność, że nawet nie wiesz do końca, co się na niej znajduje, to prawie jak mienie szafy wyładowanej ubraniami, niby zaglądasz tam codziennie, ale raz na jakiś czas zobaczysz nowe ubranie i dopiero później zdajesz sobie sprawę, że ono nie jest nowe, wisiało w szafie od kilku lat.-Chociaż przydałaby się jakaś mapa tych terenów. Nawet taka słaba, żeby na coś złego się nie natknąć.-przytaknęłam sobie. Pewnie w krzakach się słabo da rozeznać, zwłaszcza, że mało tutaj oznaczeń jest, ale lepiej mieć mapę niż nie mieć. Jestem ciekawa czy w ogóle są mapy gór, muszą być przecież.
Popatrzyłam na niego gdy zdejmował kuszę. Zastanawiało mnie to, jak dobrze się nią posługuje, wiem że strzela, ale trudno mi wyciągnąć porządne wnioski z dziur w ścianach.
Pokiwałam głową na jego słowa.
-Chciałabym umieć cokolwiek i to jak najszybciej, żebyś nie musiał się aż tak męczyć na naszych spacerach.-zamachałam nogami, uderzając delikatnie kopytem o kopyto.-W sumie nie widziałam jeszcze nigdy formy bestii. Jest ona duża? Myślisz, że dałabym radę cię przewieźć na grzbiecie? To by było ciekawe, byłabym prawie, jak twój koń.-kolejny raz po lesie rozniósł się mój chichot. Ale miałam dobry humor, jak dla mnie cel wycieczki został już osiągnięty.-Pokażesz mi się tak kiedyś? Chciałabym cię zobaczyć w takiej formie.-chwyciłam swój ogon i jego włosiastą końcówką przesunęłam chłopakowi po policzku, jakby był płótnem, a ja malarką.-Oczywiście o ile chcesz. Zawsze możesz też znów pokazać mi chmarę, ona też się świetnie nadaje do głaskania.-uniosłam kąciki ust, dalej przesuwając ogonem po nim, licząc, że go to nieco załaskocze. Dzieci czasami na wycieczkach łapały się mnie za ogon zamiast za rękę, to było zabawne.
-Jak będziesz chciał, to zobaczymy jeszcze z bliska więcej ścieżek, o których istnieniu nawet nie wiedziałeś.-to fascynujące, mieć tyle ziemi na własność, że nawet nie wiesz do końca, co się na niej znajduje, to prawie jak mienie szafy wyładowanej ubraniami, niby zaglądasz tam codziennie, ale raz na jakiś czas zobaczysz nowe ubranie i dopiero później zdajesz sobie sprawę, że ono nie jest nowe, wisiało w szafie od kilku lat.-Chociaż przydałaby się jakaś mapa tych terenów. Nawet taka słaba, żeby na coś złego się nie natknąć.-przytaknęłam sobie. Pewnie w krzakach się słabo da rozeznać, zwłaszcza, że mało tutaj oznaczeń jest, ale lepiej mieć mapę niż nie mieć. Jestem ciekawa czy w ogóle są mapy gór, muszą być przecież.
Popatrzyłam na niego gdy zdejmował kuszę. Zastanawiało mnie to, jak dobrze się nią posługuje, wiem że strzela, ale trudno mi wyciągnąć porządne wnioski z dziur w ścianach.
Pokiwałam głową na jego słowa.
-Chciałabym umieć cokolwiek i to jak najszybciej, żebyś nie musiał się aż tak męczyć na naszych spacerach.-zamachałam nogami, uderzając delikatnie kopytem o kopyto.-W sumie nie widziałam jeszcze nigdy formy bestii. Jest ona duża? Myślisz, że dałabym radę cię przewieźć na grzbiecie? To by było ciekawe, byłabym prawie, jak twój koń.-kolejny raz po lesie rozniósł się mój chichot. Ale miałam dobry humor, jak dla mnie cel wycieczki został już osiągnięty.-Pokażesz mi się tak kiedyś? Chciałabym cię zobaczyć w takiej formie.-chwyciłam swój ogon i jego włosiastą końcówką przesunęłam chłopakowi po policzku, jakby był płótnem, a ja malarką.-Oczywiście o ile chcesz. Zawsze możesz też znów pokazać mi chmarę, ona też się świetnie nadaje do głaskania.-uniosłam kąciki ust, dalej przesuwając ogonem po nim, licząc, że go to nieco załaskocze. Dzieci czasami na wycieczkach łapały się mnie za ogon zamiast za rękę, to było zabawne.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Znając życie, Altair nie poznał dobrze nawet własnego ogródka, a co dopiero okolicznych gór. Tak to z nim było, przyzwyczajenia każące trzymać się wydeptanych ścieżek. Do tego lenistwo i może ogólna cecha przywiązywania się do tego, co jest mu znane.
-Wydaje mi się, że gdzieś mogą być jakieś stare mapy w archiwach… ale trzeba by pogrzebać w bibliotece. Jest tam dużo starych informacji, ale też nie wszystkie przetrwały. Wiesz, zamek ma setki lat, nikt nie zna nawet jego początków. Podobno był to podarek od Draculi, pierwszego wampira, jak kojarzysz.
Rzucił małą opowiastką, mającą być raczej ciekawostką, wtrąconą w temat. Tak, czy inaczej, szybko powrócili do tematu przemian i wampirzych umiejętności, bo Baqara rozbudzała się tylko na wzmianki o tym. No tak, lubiła potwory, a nietoperzowa bestia była czymś na tej zasadzie, nic dziwnego, że ją to pasjonowało. No i o ile chmara byłaby ciężka do nauki na stan bieżący, nawet z najlepszym nauczycielem zajęłaby dekady, to wizja przekształcania się w humanoidalnego zwierza, jak najbardziej należała do tych realnych.
-Hm, mniej więcej w wielkości człowieka, elfa, czy hybrydy. Ale zbyt lekka, aby móc służyć jako transport.- Zaśmiał się, rozbawiony takim pomysłem, bo ta dziecinna fantazja była przeurocza. -Pierwsza przemiana jest możliwa nawet dla nowonarodzonego, ale następuje ona pod wpływem emocji. Strachu, adrenaliny, stresu, gniewu… ja sam przemieniłem się, bo byłem na coś wściekły, nie pamiętam już na co. Wtedy narobiłem sporych szkód, bo nad tym nie panowałem. Ale trening z Cerbinem pomógł mi zapanować nad instynktami i kontrolować to, kiedy tracę ubrania.- Uśmiechnął się szeroko, a wtedy, lekko zaskoczył się, kiedy delikatnie wodziła włoskami z ogona po jego policzku. Było to przyjemne, więc nawet nie śmiał protestować. Zaś jednak po chwili spytała, czy ten mógłby jej kiedyś ową bestię pokazać. Skłoniło go to do przemyśleń, gdy… zaraz, co? Głaskania? To go lekko zakłopotało. Mogła w sumie głaskać i bez nietoperzy… -Chmarę już widziałaś tyle razy, może czas na coś nowego…- Mruknął, może bardziej do siebie, aż krowie włosie załaskotało go po nosie, co sprawiło, że odwrócił głowę i kichnął. -Wybacz. Wiesz co?- Spojrzał na nią, szczerząc kły. -Pokażę Ci. Skoro już jesteśmy na wolnej przestrzeni. Ale muszę się oddalić, by mieć miejsce. Przemiana trwa około kwadransa, więc uzbrój się w cierpliwość.
Oznajmił, po czym odbił się od skały i zaczął ściągać swoją koszulę, którą rzucił w jej stronę, aby ją pochwyciła. Już tyle razy go kąpała, że raczej nie powinien czuć się niepewnie. Mimo to, Oligarchii oddalił się od kobiety, wchodząc w głąb drzew, aż znalazł się na tyle daleko w buszu roślin, że mogła widzieć wyłącznie odległą, bladą sylwetkę ze wzorkami na skórze. Tam też zdjął resztę i uklęknął na ziemi.
-Zaczynamy..
Po upływie około dziesięciu minut, ciało zniekształcające się na horyzoncie, zaczynało przybierać jasnych kształtów, co zapewne samo w sobie wyglądało groteskowo, zwracając uwagę na wydłużanie się kości, szybko porost futra i inne metamorfozy. Ale udało się. Nie wzbił się w powietrze, zamiast tego, zaczął powoli dreptać w stronę kobiety, zapierając się pazurami u skrzydeł o podłoże i smukłym ciałem, wymijając drzewa, których igły gładziły czarne futerko na jego grzbiecie. Nietoperzowy pysk skierował się w jej stronę, wraz z czarnymi oczyma jak dwie kulki. Ułożył się niski, robiąc ze skrzydeł osłonę na własne, długie nogi. Rozstawił sporej wielkości uszy, nasłuchując otoczenia, ale wszystko było w porządku. Bestia przyglądała się kobiecie, jakby dając się podziwiać i zarazem oczekując jakiejkolwiek jej reakcji.
Znając życie, Altair nie poznał dobrze nawet własnego ogródka, a co dopiero okolicznych gór. Tak to z nim było, przyzwyczajenia każące trzymać się wydeptanych ścieżek. Do tego lenistwo i może ogólna cecha przywiązywania się do tego, co jest mu znane.
-Wydaje mi się, że gdzieś mogą być jakieś stare mapy w archiwach… ale trzeba by pogrzebać w bibliotece. Jest tam dużo starych informacji, ale też nie wszystkie przetrwały. Wiesz, zamek ma setki lat, nikt nie zna nawet jego początków. Podobno był to podarek od Draculi, pierwszego wampira, jak kojarzysz.
Rzucił małą opowiastką, mającą być raczej ciekawostką, wtrąconą w temat. Tak, czy inaczej, szybko powrócili do tematu przemian i wampirzych umiejętności, bo Baqara rozbudzała się tylko na wzmianki o tym. No tak, lubiła potwory, a nietoperzowa bestia była czymś na tej zasadzie, nic dziwnego, że ją to pasjonowało. No i o ile chmara byłaby ciężka do nauki na stan bieżący, nawet z najlepszym nauczycielem zajęłaby dekady, to wizja przekształcania się w humanoidalnego zwierza, jak najbardziej należała do tych realnych.
-Hm, mniej więcej w wielkości człowieka, elfa, czy hybrydy. Ale zbyt lekka, aby móc służyć jako transport.- Zaśmiał się, rozbawiony takim pomysłem, bo ta dziecinna fantazja była przeurocza. -Pierwsza przemiana jest możliwa nawet dla nowonarodzonego, ale następuje ona pod wpływem emocji. Strachu, adrenaliny, stresu, gniewu… ja sam przemieniłem się, bo byłem na coś wściekły, nie pamiętam już na co. Wtedy narobiłem sporych szkód, bo nad tym nie panowałem. Ale trening z Cerbinem pomógł mi zapanować nad instynktami i kontrolować to, kiedy tracę ubrania.- Uśmiechnął się szeroko, a wtedy, lekko zaskoczył się, kiedy delikatnie wodziła włoskami z ogona po jego policzku. Było to przyjemne, więc nawet nie śmiał protestować. Zaś jednak po chwili spytała, czy ten mógłby jej kiedyś ową bestię pokazać. Skłoniło go to do przemyśleń, gdy… zaraz, co? Głaskania? To go lekko zakłopotało. Mogła w sumie głaskać i bez nietoperzy… -Chmarę już widziałaś tyle razy, może czas na coś nowego…- Mruknął, może bardziej do siebie, aż krowie włosie załaskotało go po nosie, co sprawiło, że odwrócił głowę i kichnął. -Wybacz. Wiesz co?- Spojrzał na nią, szczerząc kły. -Pokażę Ci. Skoro już jesteśmy na wolnej przestrzeni. Ale muszę się oddalić, by mieć miejsce. Przemiana trwa około kwadransa, więc uzbrój się w cierpliwość.
Oznajmił, po czym odbił się od skały i zaczął ściągać swoją koszulę, którą rzucił w jej stronę, aby ją pochwyciła. Już tyle razy go kąpała, że raczej nie powinien czuć się niepewnie. Mimo to, Oligarchii oddalił się od kobiety, wchodząc w głąb drzew, aż znalazł się na tyle daleko w buszu roślin, że mogła widzieć wyłącznie odległą, bladą sylwetkę ze wzorkami na skórze. Tam też zdjął resztę i uklęknął na ziemi.
-Zaczynamy..
Po upływie około dziesięciu minut, ciało zniekształcające się na horyzoncie, zaczynało przybierać jasnych kształtów, co zapewne samo w sobie wyglądało groteskowo, zwracając uwagę na wydłużanie się kości, szybko porost futra i inne metamorfozy. Ale udało się. Nie wzbił się w powietrze, zamiast tego, zaczął powoli dreptać w stronę kobiety, zapierając się pazurami u skrzydeł o podłoże i smukłym ciałem, wymijając drzewa, których igły gładziły czarne futerko na jego grzbiecie. Nietoperzowy pysk skierował się w jej stronę, wraz z czarnymi oczyma jak dwie kulki. Ułożył się niski, robiąc ze skrzydeł osłonę na własne, długie nogi. Rozstawił sporej wielkości uszy, nasłuchując otoczenia, ale wszystko było w porządku. Bestia przyglądała się kobiecie, jakby dając się podziwiać i zarazem oczekując jakiejkolwiek jej reakcji.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Zastanowiłam się chwilę. Przeszukanie biblioteki nie będzie łatwe, ale jeśli będę szukać w dobrych miejscach, to nie powinno iść aż tak wolno. Drakula? Kojarzę go, ten cały Ardamir mówił, że od niego pochodzi.
-Zatem jak będę miała chwilę, to tam zajrzę i poszukam.-mogłabym też poprosić służących o pomoc, ale nie będę im głowy zawracać czymś z czym sama sobie umiem poradzić.
Trochę ściągnęłam brwi kiedy się okazało, że forma bestii to marny transport. Może dla czegoś małego jeszcze by dało radę. Eh szkoda, liczyłam, na podróże Altaira na moim grzbiecie. Słuchałam dalej i zaczęłam się zastanawiać czego ja bym potrzebowała, żeby wymusić na mnie pierwszą przemianę. Dużo się w życiu złościłam, czasami się bałam. Czego ja się właściwie boję tak mocno? Nie jestem pewna, pewnie dopiero będąc w jakiejś sytuacji byłabym w stanie powiedzieć. No i znów pojawił się Cerbin. Brzmi, jak rozsądny facet i taki, co się zna na rzeczy. Jeśli Altair mu ufa, to ja najpewniej też.
-Na zdrowie.-powiedziałam z uśmiechem. Nie wiedziałam, że tak go załaskoczę.
Wyraziłam chęć obejrzenia chłopaka, a on przystał na moją propozycję. Poszło coś za łatwo, ale nie będę narzekać, po prostu pochwyciłam jego koszulę kiedy mi ją rzucił.
-To ta tutaj czekam.-zapewniłam tylko jeszcze, zanim odszedł. Śledziłam go wzrokiem, gdy się oddalał. Dobrze, że ma jasną skórę, to nie miałam problemu z namierzaniem go. A więc mam piętnaście minut? Hmm, co by tu porobić?
Czas nieco się dłużył, zwłaszcza, że nie miałam do końca co ze sobą robić. Złożyłam mu koszulę, podkradłam kilka gryzów kanapki, planowałam nam kolejną podróż, nawet sobie końcówkę ogona splotłam w miernego warkoczyka. Podczas kąpania się kwadrans ucieka szybciej. Pomacałam się i powąchałam, aby ocenić poziom brudności. Cóż, nawet jak nie śmierdzę to po takim wysiłku przyda się wielkie mycie. Powinnam też zrobić Altairowi jakiś masaż, żeby nie miał jutro aż takich zakwasów od chodzenia, chociaż pewnie i tak jakieś będzie mieć.
W końcu gwiazda tego spaceru, moja główna atrakcja zaczęła do mnie iść przez krzaki, wydając piszczące dźwięki. Zeszłam z kamienia, odłożyłam na niego swoją torbę, żeby mi nie przeszkadzała.
-Jesteś... wielkim nietoperzem.-skomentowałam, a po chwili prychnęłam śmiechem z samej siebie. No jakby spodziewałam się tego, wiedziałam, jak to wygląda mniej więcej, ale wiedzieć, a widzieć, to inne rzeczy, dalej mnie to zszokowało. Podeszłam do niego z wyciągniętymi rękoma.-No chodź tutaj do mnie.-poprosiłam i natychmiast zaczęłam oględziny, chciałam zajrzeć mu wszędzie, w oczy, uszy, nos, paszczę, pod skrzydła. Chciałam wszędzie wymacać i wygłaskać. Ciągle towarzyszyły temu różne ,,Ohy" i ,,Ahy", wzdychania i sapnięcia niedowierzania. W końcu jednak kiedy już się naoglądałam, objęłam nietoperza mocno.
-Ale ty śliczny i jaki wielki.-wsadziłam nos w jego sierść.-A jak pachniesz.-uklęknęłam przed nim, bo wygodniej mi tak było nić miałabym kucać. Zsunęłam się dłońmi z jego ramion na pierś, a później przesunęłam je wzdłuż mięśni, pracujących skrzydłami w czasie lotu.
-Jednak to jesteś dalej ty i rozumiesz co mówię. Oh, nie powinnam cię tak wszędzie macać.-dopiero teraz do mnie dotarło, że nie mam do czynienia ze zwierzęciem, to Altair, myśli, jak Altair, czuje jak Altair, to nie tak, że przy przemianie stracił swoją głowę. Świecąc zębami zabrałam z niego ręce i przyglądałam mu się z bliska.-Jesteś piękniejszy niż widoki jakie stąd mamy na góry, wiesz?-skomplementowałam go, znów się zapominając, że mówię do Altaira. Gdyby był w elfiej formie, to nie wiem czy bym się odważyła tak otwarcie do niego mówić.
-Zatem jak będę miała chwilę, to tam zajrzę i poszukam.-mogłabym też poprosić służących o pomoc, ale nie będę im głowy zawracać czymś z czym sama sobie umiem poradzić.
Trochę ściągnęłam brwi kiedy się okazało, że forma bestii to marny transport. Może dla czegoś małego jeszcze by dało radę. Eh szkoda, liczyłam, na podróże Altaira na moim grzbiecie. Słuchałam dalej i zaczęłam się zastanawiać czego ja bym potrzebowała, żeby wymusić na mnie pierwszą przemianę. Dużo się w życiu złościłam, czasami się bałam. Czego ja się właściwie boję tak mocno? Nie jestem pewna, pewnie dopiero będąc w jakiejś sytuacji byłabym w stanie powiedzieć. No i znów pojawił się Cerbin. Brzmi, jak rozsądny facet i taki, co się zna na rzeczy. Jeśli Altair mu ufa, to ja najpewniej też.
-Na zdrowie.-powiedziałam z uśmiechem. Nie wiedziałam, że tak go załaskoczę.
Wyraziłam chęć obejrzenia chłopaka, a on przystał na moją propozycję. Poszło coś za łatwo, ale nie będę narzekać, po prostu pochwyciłam jego koszulę kiedy mi ją rzucił.
-To ta tutaj czekam.-zapewniłam tylko jeszcze, zanim odszedł. Śledziłam go wzrokiem, gdy się oddalał. Dobrze, że ma jasną skórę, to nie miałam problemu z namierzaniem go. A więc mam piętnaście minut? Hmm, co by tu porobić?
Czas nieco się dłużył, zwłaszcza, że nie miałam do końca co ze sobą robić. Złożyłam mu koszulę, podkradłam kilka gryzów kanapki, planowałam nam kolejną podróż, nawet sobie końcówkę ogona splotłam w miernego warkoczyka. Podczas kąpania się kwadrans ucieka szybciej. Pomacałam się i powąchałam, aby ocenić poziom brudności. Cóż, nawet jak nie śmierdzę to po takim wysiłku przyda się wielkie mycie. Powinnam też zrobić Altairowi jakiś masaż, żeby nie miał jutro aż takich zakwasów od chodzenia, chociaż pewnie i tak jakieś będzie mieć.
W końcu gwiazda tego spaceru, moja główna atrakcja zaczęła do mnie iść przez krzaki, wydając piszczące dźwięki. Zeszłam z kamienia, odłożyłam na niego swoją torbę, żeby mi nie przeszkadzała.
-Jesteś... wielkim nietoperzem.-skomentowałam, a po chwili prychnęłam śmiechem z samej siebie. No jakby spodziewałam się tego, wiedziałam, jak to wygląda mniej więcej, ale wiedzieć, a widzieć, to inne rzeczy, dalej mnie to zszokowało. Podeszłam do niego z wyciągniętymi rękoma.-No chodź tutaj do mnie.-poprosiłam i natychmiast zaczęłam oględziny, chciałam zajrzeć mu wszędzie, w oczy, uszy, nos, paszczę, pod skrzydła. Chciałam wszędzie wymacać i wygłaskać. Ciągle towarzyszyły temu różne ,,Ohy" i ,,Ahy", wzdychania i sapnięcia niedowierzania. W końcu jednak kiedy już się naoglądałam, objęłam nietoperza mocno.
-Ale ty śliczny i jaki wielki.-wsadziłam nos w jego sierść.-A jak pachniesz.-uklęknęłam przed nim, bo wygodniej mi tak było nić miałabym kucać. Zsunęłam się dłońmi z jego ramion na pierś, a później przesunęłam je wzdłuż mięśni, pracujących skrzydłami w czasie lotu.
-Jednak to jesteś dalej ty i rozumiesz co mówię. Oh, nie powinnam cię tak wszędzie macać.-dopiero teraz do mnie dotarło, że nie mam do czynienia ze zwierzęciem, to Altair, myśli, jak Altair, czuje jak Altair, to nie tak, że przy przemianie stracił swoją głowę. Świecąc zębami zabrałam z niego ręce i przyglądałam mu się z bliska.-Jesteś piękniejszy niż widoki jakie stąd mamy na góry, wiesz?-skomplementowałam go, znów się zapominając, że mówię do Altaira. Gdyby był w elfiej formie, to nie wiem czy bym się odważyła tak otwarcie do niego mówić.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Gdy Baqara tylko się zaśmiała, nietoperz obrócił lekko głowę na bok, jakby nie rozumiejąc tego do końca, przez co czarne paczydła wciąż za nią wodziły, zwłaszcza wtedy, kiedy rozłożyła swoje ręce, idąc w jego kierunku. Opuścił nieco uszy, w tym też głowę, pozwalając jej robić co tylko chciała. I się zaczęło, badanie nosa, długich zębów i wszystkiego co się tylko nawinęło, przez co przymykał oko jedno, drugie, czasem wydał pisk, albo potrząsnął głową, bo go zaswędziało. Znów kichnął, choć w tym wydaniu mogło wyglądać zabawnie. Pod skrzydła mniej chętniej pozwalał zaglądać, okrywając się nimi nieco bardziej, a gdy się odsuwała, już całkiem zamykając w tej błoniastej barierze.
W końcu wampirzyca przytuliła go, na co zwierze wydawało się znów zareagować dezorientacją, wodząc dalej za nią spojrzeniem, czujnym i zaintrygowanym zarazem. Zatrzepotał uszami, kiedy pogładziła jego pierś, a potem okolice skrzydeł. Słuchał komplementów, jednakże w tych momentach odwracał pysk w przeciwnym kierunku, niż ona, by potem i tak do niej powrócić, czasem stąpając ze skrzydła na skrzydło, coby zmienić pozycję, lekko niepewnym co robi.
Kiedy odsunęła się nieco, puszczając go i rzucając pochwałą, wydawał się lekko skulić, zerkając na nią raz, po raz. Te słowa go całkiem rozkojarzyły, ale wtedy podjął się własnej inicjatywy, wyciągając szyję w jej stronę, oraz wcierając nos w jej brzuch, obwąchując go, by po tym, przenieść go na jej szyję, tym razem skupiając się na włosach.
Zostawił ją jednak w spokoju, znów kichając, bo chyba coś go podrapało w nozdrzach, a zaraz, postanowił odwrócić się mniej zgrabnie, zapierając pazurami i wracać w kierunku drzew, skąd do niej przyszedł...
Gdy Baqara tylko się zaśmiała, nietoperz obrócił lekko głowę na bok, jakby nie rozumiejąc tego do końca, przez co czarne paczydła wciąż za nią wodziły, zwłaszcza wtedy, kiedy rozłożyła swoje ręce, idąc w jego kierunku. Opuścił nieco uszy, w tym też głowę, pozwalając jej robić co tylko chciała. I się zaczęło, badanie nosa, długich zębów i wszystkiego co się tylko nawinęło, przez co przymykał oko jedno, drugie, czasem wydał pisk, albo potrząsnął głową, bo go zaswędziało. Znów kichnął, choć w tym wydaniu mogło wyglądać zabawnie. Pod skrzydła mniej chętniej pozwalał zaglądać, okrywając się nimi nieco bardziej, a gdy się odsuwała, już całkiem zamykając w tej błoniastej barierze.
W końcu wampirzyca przytuliła go, na co zwierze wydawało się znów zareagować dezorientacją, wodząc dalej za nią spojrzeniem, czujnym i zaintrygowanym zarazem. Zatrzepotał uszami, kiedy pogładziła jego pierś, a potem okolice skrzydeł. Słuchał komplementów, jednakże w tych momentach odwracał pysk w przeciwnym kierunku, niż ona, by potem i tak do niej powrócić, czasem stąpając ze skrzydła na skrzydło, coby zmienić pozycję, lekko niepewnym co robi.
Kiedy odsunęła się nieco, puszczając go i rzucając pochwałą, wydawał się lekko skulić, zerkając na nią raz, po raz. Te słowa go całkiem rozkojarzyły, ale wtedy podjął się własnej inicjatywy, wyciągając szyję w jej stronę, oraz wcierając nos w jej brzuch, obwąchując go, by po tym, przenieść go na jej szyję, tym razem skupiając się na włosach.
Zostawił ją jednak w spokoju, znów kichając, bo chyba coś go podrapało w nozdrzach, a zaraz, postanowił odwrócić się mniej zgrabnie, zapierając pazurami i wracać w kierunku drzew, skąd do niej przyszedł...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Obmacywałam go gdzie tylko dałam radę, a on cierpliwie to znosił, chociaż mógł na mnie prychnąć i odgonić. Jednak nie obejrzałam wszystkiego tak dokładnie jakbym chciała, bo zakrywał się. Zastanawiało mnie to i dopiero po chwili na policzki wypełzły mi rumieńce, kiedy przypomniałam sobie, że Altair... Altair jest goły... To by wyjaśniało dlaczego się tak chowa. Udałam więc, że nic tu nie zaszło. Po prostu nie będę go tam oglądać. Ale przyznam, że sprowadziło to na mnie pewne zaintrygowanie. Cerbin będzie oglądał mnie nagą? Hm... Hmmmm.... Tak, zdecydowanie bardziej komfortowo czułabym się stojąc bez ubrań przed Altairem niż przed jakimś jego przyjacielem, którego na oczy nie widziałam. Jednak nie zrezygnuję z nauki, choćbym miała paradować nago po tym ich zamku.
Pogłaskałam go po głowie kiedy obwąchiwał mi brzuch, miziałam go tam dalej kiedy obwąchiwał mi szyję i włosy. Z uśmiechem dawałam mu eksplorować moje zapachy. Interesujące by było, gdyby mnie tak wąchał będąc elfem. Ara, masz męża. Owszem mam i kooocham go bardzo mocno? Bardzo mocno... Cóż to za rozterki? Nieważne. Przecież to nic takiego.
Przeczesałam mu sierść jeszcze raz zanim odwrócił się i ruszył znów w krzaki. Wstałam, wytrzepałam nogi z ziemi i igieł, po czym wróciłam na nasz kamień. Kolejne piętnaście minut czekania. To wychodzi ponad półgodziny łącznie. Raczej w górę już nie opłaca się iść, jesteśmy zmęczeni. Tutaj jest śliczne miejsce, więc możemy tu zostać. Popatrzyłam na głaz, był wystarczająco duży i płaski, żeby móc się na nim sensownie rozłożyć, zaczęłam więc przygotowywać nam mały piknik. Może i koca nie miałam, ale udało mi się ładnie rozłożyć jedzenie. Kiedy wszystko było gotowe, usiadłam wygodnie na swoim miejscu i trzymając koszulę Altaira w dłoniach, czekałam na jego powrót. Mam nadzieję, ze polubi mój pomysł.
Pogłaskałam go po głowie kiedy obwąchiwał mi brzuch, miziałam go tam dalej kiedy obwąchiwał mi szyję i włosy. Z uśmiechem dawałam mu eksplorować moje zapachy. Interesujące by było, gdyby mnie tak wąchał będąc elfem. Ara, masz męża. Owszem mam i kooocham go bardzo mocno? Bardzo mocno... Cóż to za rozterki? Nieważne. Przecież to nic takiego.
Przeczesałam mu sierść jeszcze raz zanim odwrócił się i ruszył znów w krzaki. Wstałam, wytrzepałam nogi z ziemi i igieł, po czym wróciłam na nasz kamień. Kolejne piętnaście minut czekania. To wychodzi ponad półgodziny łącznie. Raczej w górę już nie opłaca się iść, jesteśmy zmęczeni. Tutaj jest śliczne miejsce, więc możemy tu zostać. Popatrzyłam na głaz, był wystarczająco duży i płaski, żeby móc się na nim sensownie rozłożyć, zaczęłam więc przygotowywać nam mały piknik. Może i koca nie miałam, ale udało mi się ładnie rozłożyć jedzenie. Kiedy wszystko było gotowe, usiadłam wygodnie na swoim miejscu i trzymając koszulę Altaira w dłoniach, czekałam na jego powrót. Mam nadzieję, ze polubi mój pomysł.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Po upływie przeszło piętnastu minut, zza drzew znów wyłoniła się postać długowłosego elfa o ciemnej czuprynie, a choć miał spodnie i buty, koszulki nadal brak. Stykał ze sobą dwa palce wskazujące, lekko odwracając wzrok, chyba nadal zmieszany przez sytuację sprzed parunastu chwil.
-Cóż… więc… tak to wszystko wygląda…- Powiedział lekko zmieszany i parsknął śmiechem, nim spojrzał znów na nią, wyciągając ręce do przodu, aby odrzuciła mu jego koszulę. -Strasznie czasochłonne, nieprawdaż?
Spytał rozbawiony, a jeśli oddała mu górną partię odzienia, to szybko przełożył głowę przez dziurę, a potem, wsunął ręce w rękawy, zgarniając po drodze swoją kuszę, aby przekształcić się w chmarę nietoperzy, która błyskawicznie przedostała się na płaski szczyt skały, powracając do jego naturalnej formy, która uklęknęła tuż przed Baqarą i rozstawionym jedzeniem. Popatrzył na to zaintrygowany, odkładając swój ekwipunek gdzieś na bok.
-Nie wiedziałem, że tyle tego zabrałaś!- Powiedział z dozą zaskoczenia i euforyzmu, za chwilę uśmiechając się do kobiety. -Rozumiem, że to punkt finałowy naszej wycieczki? Będziemy musieli niedługo wracać.- Dodał, by przejść na pozycję siedzącą, zapierając się ręką o jedno kolano, uniesione w górze. Pozwolił sobie pochwycić jabłko, które było częścią całego zestawu. Ugryzł kawałek, zostawiając charakterystyczne ślady po kłach. Słodkie, to lubi. -Wracając, jako nietoperz może byłem grzeczny, ale innym nie wolno ufać. Wiele wampirów przekształca się w bestie nadal tego nie kontrolując, a wtedy kierują się instynktami, kto wie co im do głów powpada.- Rzucił małą radą, żując owoc, nim ugryzł jabłko znowu. -Gdy Ty zaczniesz być bestią, pewnie też z początku nie będziesz wiedzieć co się dzieje, dlatego wszystko musi być pod stałą kontrolą osób trzecich. Ale jak się nauczysz, kto wie, może w przeciwieństwie do mnie to polubisz.
Przełknął i uśmiechnął się z przymkniętymi oczyma.
Po upływie przeszło piętnastu minut, zza drzew znów wyłoniła się postać długowłosego elfa o ciemnej czuprynie, a choć miał spodnie i buty, koszulki nadal brak. Stykał ze sobą dwa palce wskazujące, lekko odwracając wzrok, chyba nadal zmieszany przez sytuację sprzed parunastu chwil.
-Cóż… więc… tak to wszystko wygląda…- Powiedział lekko zmieszany i parsknął śmiechem, nim spojrzał znów na nią, wyciągając ręce do przodu, aby odrzuciła mu jego koszulę. -Strasznie czasochłonne, nieprawdaż?
Spytał rozbawiony, a jeśli oddała mu górną partię odzienia, to szybko przełożył głowę przez dziurę, a potem, wsunął ręce w rękawy, zgarniając po drodze swoją kuszę, aby przekształcić się w chmarę nietoperzy, która błyskawicznie przedostała się na płaski szczyt skały, powracając do jego naturalnej formy, która uklęknęła tuż przed Baqarą i rozstawionym jedzeniem. Popatrzył na to zaintrygowany, odkładając swój ekwipunek gdzieś na bok.
-Nie wiedziałem, że tyle tego zabrałaś!- Powiedział z dozą zaskoczenia i euforyzmu, za chwilę uśmiechając się do kobiety. -Rozumiem, że to punkt finałowy naszej wycieczki? Będziemy musieli niedługo wracać.- Dodał, by przejść na pozycję siedzącą, zapierając się ręką o jedno kolano, uniesione w górze. Pozwolił sobie pochwycić jabłko, które było częścią całego zestawu. Ugryzł kawałek, zostawiając charakterystyczne ślady po kłach. Słodkie, to lubi. -Wracając, jako nietoperz może byłem grzeczny, ale innym nie wolno ufać. Wiele wampirów przekształca się w bestie nadal tego nie kontrolując, a wtedy kierują się instynktami, kto wie co im do głów powpada.- Rzucił małą radą, żując owoc, nim ugryzł jabłko znowu. -Gdy Ty zaczniesz być bestią, pewnie też z początku nie będziesz wiedzieć co się dzieje, dlatego wszystko musi być pod stałą kontrolą osób trzecich. Ale jak się nauczysz, kto wie, może w przeciwieństwie do mnie to polubisz.
Przełknął i uśmiechnął się z przymkniętymi oczyma.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Patrzyłam, jak ta cudowna słodycz na nogach wychodzi do mnie z krzaków. Taki zmieszany chyba jeszcze nigdy nie był. Czy to przez moje komplementy i macanie? Możliwe. Jego reakcja pociągnęła za sobą moją, bo widząc jego w takim stanie nie mogłam się powstrzymać przed zbłądzeniem myślami w złych kierunkach i oblaniu się rumieńcem. Zaśmiałam się razem z nim. Ciekawa sytuacja.
-Tak, trochę, ale jeśli przemieniasz się na dłużej, to nie ma to znaczenia.-zauważyłam. No tak, tutaj półgodziny przemieniania się dla kilku minut zabawy. Normalnie nikt raczej się nie przemienia na tak krótko. Odrzuciłam mu jego koszulę i przyglądałam mu się kiedy ją ubierał.
Znów mnie chmarą wystraszył. To takie nagłe przemiany i ruchy, nie jestem z nimi oswojona. Zabrałam za dużo jego zdaniem? Podrapałam się z niezręczności po głowie.
-Cóż, zawsze jak z dziećmi szłam na spacery to zabierałam coś do jedzenia, ale teraz chyba źle oceniłam ilość.-wyjaśniłam i zaśmiałam się cicho. Lepiej wziąć za dużo niż za mało, bo przecież zawsze można zabrać z powrotem do domu. Przytaknęłam też na jego słowa.-Tak, nie ma co się dalej wspinać. Następnym razem możemy spróbować zajść dalej.-popatrzyłam na jego twarz, wierząc, że wyłapię zdegustowanie na pomysł kolejnej męczącej wycieczki.
On zabrał się za jedzenie, więc i ja to zrobiłam, po chwili wgryzając się kanapkę, którą zaczęłam jeść, gdy czekałam na niego.
Wysłuchałam jego rady i myślę, że nie podchodziłabym do obcych nietoperzy nawet gdyby mi nie powiedział, że mam nie podchodzić. Tylko do niego będę się zbliżać, bo wiem, że nic złego mi nie zrobi, bo panuje nad sobą. Zastrzygłam uszkiem na jego słowa.
-Dlaczego tego nie lubisz? Zajmuje dużo czasu i trzeba się rozebrać, ale jesteś słodki wtedy... w sensie, normalnie też jesteś, ale... ale no wiesz...-no i palnęłam głupotę, z której teraz próbowałam wybrnąć, paląc się ze wstydu.-...wygodniej się lata? Możesz robić dużo rzeczy.-no jakich rzeczy Ara? Jakich rzeczy? Nie znalazłam więcej powodów, więc zamilkłam i skupiłam się na kolejnym gryzie kanapki. Coś ta atmosfera przestawała mi powoli pasować, było miło, ale aż za miło, jak dla mnie. Zastanawiałam się czy tylko ja to tak odczuwam, czy może on też.
-Tak, trochę, ale jeśli przemieniasz się na dłużej, to nie ma to znaczenia.-zauważyłam. No tak, tutaj półgodziny przemieniania się dla kilku minut zabawy. Normalnie nikt raczej się nie przemienia na tak krótko. Odrzuciłam mu jego koszulę i przyglądałam mu się kiedy ją ubierał.
Znów mnie chmarą wystraszył. To takie nagłe przemiany i ruchy, nie jestem z nimi oswojona. Zabrałam za dużo jego zdaniem? Podrapałam się z niezręczności po głowie.
-Cóż, zawsze jak z dziećmi szłam na spacery to zabierałam coś do jedzenia, ale teraz chyba źle oceniłam ilość.-wyjaśniłam i zaśmiałam się cicho. Lepiej wziąć za dużo niż za mało, bo przecież zawsze można zabrać z powrotem do domu. Przytaknęłam też na jego słowa.-Tak, nie ma co się dalej wspinać. Następnym razem możemy spróbować zajść dalej.-popatrzyłam na jego twarz, wierząc, że wyłapię zdegustowanie na pomysł kolejnej męczącej wycieczki.
On zabrał się za jedzenie, więc i ja to zrobiłam, po chwili wgryzając się kanapkę, którą zaczęłam jeść, gdy czekałam na niego.
Wysłuchałam jego rady i myślę, że nie podchodziłabym do obcych nietoperzy nawet gdyby mi nie powiedział, że mam nie podchodzić. Tylko do niego będę się zbliżać, bo wiem, że nic złego mi nie zrobi, bo panuje nad sobą. Zastrzygłam uszkiem na jego słowa.
-Dlaczego tego nie lubisz? Zajmuje dużo czasu i trzeba się rozebrać, ale jesteś słodki wtedy... w sensie, normalnie też jesteś, ale... ale no wiesz...-no i palnęłam głupotę, z której teraz próbowałam wybrnąć, paląc się ze wstydu.-...wygodniej się lata? Możesz robić dużo rzeczy.-no jakich rzeczy Ara? Jakich rzeczy? Nie znalazłam więcej powodów, więc zamilkłam i skupiłam się na kolejnym gryzie kanapki. Coś ta atmosfera przestawała mi powoli pasować, było miło, ale aż za miło, jak dla mnie. Zastanawiałam się czy tylko ja to tak odczuwam, czy może on też.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Znów w tym całym natłoku ruchów i czynności, ominął go widok zarumienionej Baqary, a gdyby wiedział, bardzo by żałował, choć z drugiej strony, chciałby też wiedzieć dlaczego. Wampirzyca i tak była lekko zakłopotana, ale udawało jej się to chować za swoją gracją i uśmiechami. Jemu ciężko było nie reagować podobnie. W końcu, od dłuższego czasu nic nie zepsuł, więc to było ujmujące, że tak dobrze się bawiła. Miał nadzieję tylko, że ten stan utrzyma się jak najdłużej, choć dobrze znał siebie, oraz swoje zdolności.
-Nie przejmuj się ilością. Zresztą, służba czasem robi za dużo jedzenia, a tak mogliśmy je zabrać ze sobą. Czasem chyba zapominają, że w tym domu od dawna nie mieszka cała rodzina. Zanim tu przybyłaś, jadałem samotnie, a zastawa jak dla dwudziestu osób. No, czasem Adelaira się łapała, o ile mnie nie omijała.- Zaśmiał się, nawet jeśli sama wspominka nie była specjalnie przyjemna, to jego już to tak nie raziło, nie odkąd miał wspaniałą towarzyszkę każdego dnia, w postaci kochanej krówki przed sobą. -Następnym razem…?- Powtórzył za nią, może trochę z mniejszym entuzjazmem, by zaraz nerwowo się uśmiechnąć. -Tak, oczywiście, mamy całą wieczność.
Dodał, a jego wyraz twarzy złagodniał, więc wrócił do jedzenia swojego owocu. W międzyczasie, hybrydka kontynuowała temat nietoperzy, zadając mu interesujące pytanie. Lecz na nim nie poprzestała, bo ledwie zdążył się wgryźć w jabłko i tak pozostać, zerkając na nią, kiedy wpadła w mętlik własnych słów. Widząc jej zawstydzenie, wydobył kły, po czym dotknął własnego rozgrzanego policzka.
-Oh… chyba jestem uczulony na jabłka, cóż za odkrycie po ponad wieku żywota.- Uśmiechnął się i wyrzucił owoc gdzieś za siebie, który poleciał w siną dal. Chrząknął zaraz, uspokajając się. -Wiesz, kiedyś, gdy byłem młodszy, dużo latałem w tej formie, ale napotkałem przypadkiem grupę łowców wampirów, którzy rozstrzelali mi moje skrzydła. Cudem uciekłem. Po powrocie, długo dochodziłem do siebie. Zrozumiałem, że duże nietoperze nie są naturalnym widokiem i mogą sprowadzać kłopoty.
Wyjaśnił, choć nie był to specjalnie wielki powód, to wystarczający. Mimo to, myślami wracał do jej wcześniejszych słów. Nazwała go słodkim, ale zarazem tak się zmieszała… a nawet jeśli dla niej było zbyt różowo, to jemu to nie przeszkadzało. Zresztą, z tyłu głowy dalej miał myśli, że sielanka w końcu się skończy, a miał nadzieję, że da radę to odkładać tak długo jak zdoła. Będzie musiał w końcu z nią o tym porozmawiać, eh.
Znów w tym całym natłoku ruchów i czynności, ominął go widok zarumienionej Baqary, a gdyby wiedział, bardzo by żałował, choć z drugiej strony, chciałby też wiedzieć dlaczego. Wampirzyca i tak była lekko zakłopotana, ale udawało jej się to chować za swoją gracją i uśmiechami. Jemu ciężko było nie reagować podobnie. W końcu, od dłuższego czasu nic nie zepsuł, więc to było ujmujące, że tak dobrze się bawiła. Miał nadzieję tylko, że ten stan utrzyma się jak najdłużej, choć dobrze znał siebie, oraz swoje zdolności.
-Nie przejmuj się ilością. Zresztą, służba czasem robi za dużo jedzenia, a tak mogliśmy je zabrać ze sobą. Czasem chyba zapominają, że w tym domu od dawna nie mieszka cała rodzina. Zanim tu przybyłaś, jadałem samotnie, a zastawa jak dla dwudziestu osób. No, czasem Adelaira się łapała, o ile mnie nie omijała.- Zaśmiał się, nawet jeśli sama wspominka nie była specjalnie przyjemna, to jego już to tak nie raziło, nie odkąd miał wspaniałą towarzyszkę każdego dnia, w postaci kochanej krówki przed sobą. -Następnym razem…?- Powtórzył za nią, może trochę z mniejszym entuzjazmem, by zaraz nerwowo się uśmiechnąć. -Tak, oczywiście, mamy całą wieczność.
Dodał, a jego wyraz twarzy złagodniał, więc wrócił do jedzenia swojego owocu. W międzyczasie, hybrydka kontynuowała temat nietoperzy, zadając mu interesujące pytanie. Lecz na nim nie poprzestała, bo ledwie zdążył się wgryźć w jabłko i tak pozostać, zerkając na nią, kiedy wpadła w mętlik własnych słów. Widząc jej zawstydzenie, wydobył kły, po czym dotknął własnego rozgrzanego policzka.
-Oh… chyba jestem uczulony na jabłka, cóż za odkrycie po ponad wieku żywota.- Uśmiechnął się i wyrzucił owoc gdzieś za siebie, który poleciał w siną dal. Chrząknął zaraz, uspokajając się. -Wiesz, kiedyś, gdy byłem młodszy, dużo latałem w tej formie, ale napotkałem przypadkiem grupę łowców wampirów, którzy rozstrzelali mi moje skrzydła. Cudem uciekłem. Po powrocie, długo dochodziłem do siebie. Zrozumiałem, że duże nietoperze nie są naturalnym widokiem i mogą sprowadzać kłopoty.
Wyjaśnił, choć nie był to specjalnie wielki powód, to wystarczający. Mimo to, myślami wracał do jej wcześniejszych słów. Nazwała go słodkim, ale zarazem tak się zmieszała… a nawet jeśli dla niej było zbyt różowo, to jemu to nie przeszkadzało. Zresztą, z tyłu głowy dalej miał myśli, że sielanka w końcu się skończy, a miał nadzieję, że da radę to odkładać tak długo jak zdoła. Będzie musiał w końcu z nią o tym porozmawiać, eh.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Jego siostra zastanawiała mnie coraz bardziej. Nie znam jej, nie widziałam jej nawet na oczy, a to co wampir o niej mówił, było średnio przyjemne. Zastanawiam się dlaczego tak traktuje swojego brata. Może chodzi o jakieś zatargi z przeszłości, a może ona jest po prostu jakaś dziwna, bo jak można nie lubić Altaira? Wiadomo, ma swoje wady, ale z odpowiednią motywacją, jakoś idzie do przodu. Nie zaśmiałam się jak on, bo jego słowa mnie zmartwiły gdzieś w środku. Uśmiechnęłam się tylko niepewnie.
Kiwnęłam głową z entuzjazmem kiedy dopytał o nasz kolejny raz, no oczywiście, że będzie kolejny. To był pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Jak on mało korzystał z życia, a ja nie miałam takiej możliwości, to teraz będziemy mieli dużo wspólnych pierwszych razów w różnych miejscach i z różnymi rzeczami. Już się nie mogę doczekać, aż odkryjemy co lubimy!
Uczulony na jabłka? To nie jest aż takie straszne, jak dostanie jakiegoś ataku i umrze, to ożyje, jednak będę uważać następnym razem przy robieniu ciasta. Jabłko zostało rzucone.
-Robaki zjedzą.-uśmiechnęłam się. One nie są uczulone i jeszcze nam podziękują za podarek.
Opowiedział swoją historię, a powód jaki podał był dobrym powodem do nielubienia formy bestii.
-Tak, faktycznie.-nie pomyślałam o tym. Jeszcze jak się trafia na zwykłych ludzi, to najwyżej pomyślą, że to jakiś nocny potwór, ale jak się trafi na specjalistów, to jest mniej kolorowo. Cieszę się, że Altair przeżył, bo gdyby mu się nie udało, nie siedzielibyśmy sobie teraz i nie rozmawiali. Fascynujące ile razy prawie się nie spotkaliśmy, to, że tu jesteśmy to czysty zbieg okoliczności i to jest cudowne. Los to umie ładnie ścieżki kompletnie różnych osób połączyć.
Skończyłam kanapkę, była pyszna. Wytrzepałam palce z okruszków i znów zaczęłam się bawić swoim ogonem.
-Powiesz mi coś więcej o swojej siostrze?-popatrzyłam na niego badawczo.-Wspominałeś o niej kilka razy i nie wiem co o niej myśleć. Przyznam, że chyba raczej jej nie lubię? Nie wiem czy oceniam dobrze, pewnie nie. Jest narzeczoną Cerbina, wiec pewnie się kiedyś na nią natknę, chciałabym wiedzieć czego się spodziewać.-przyglądałam się mu. Czułam się, jakbym mu wchodziła z brudnymi kopytkami do rodziny i to bez zaproszenia, ale chciałam wiedzieć o nim więcej, o nim i o ludziach, jakimi się otacza. Poza tym nie pasowało mi to, że Cerbin taki cudowny, a wybrał sobie wredną kobietę na żonę. Coś mi najwidoczniej umyka.
Kiwnęłam głową z entuzjazmem kiedy dopytał o nasz kolejny raz, no oczywiście, że będzie kolejny. To był pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Jak on mało korzystał z życia, a ja nie miałam takiej możliwości, to teraz będziemy mieli dużo wspólnych pierwszych razów w różnych miejscach i z różnymi rzeczami. Już się nie mogę doczekać, aż odkryjemy co lubimy!
Uczulony na jabłka? To nie jest aż takie straszne, jak dostanie jakiegoś ataku i umrze, to ożyje, jednak będę uważać następnym razem przy robieniu ciasta. Jabłko zostało rzucone.
-Robaki zjedzą.-uśmiechnęłam się. One nie są uczulone i jeszcze nam podziękują za podarek.
Opowiedział swoją historię, a powód jaki podał był dobrym powodem do nielubienia formy bestii.
-Tak, faktycznie.-nie pomyślałam o tym. Jeszcze jak się trafia na zwykłych ludzi, to najwyżej pomyślą, że to jakiś nocny potwór, ale jak się trafi na specjalistów, to jest mniej kolorowo. Cieszę się, że Altair przeżył, bo gdyby mu się nie udało, nie siedzielibyśmy sobie teraz i nie rozmawiali. Fascynujące ile razy prawie się nie spotkaliśmy, to, że tu jesteśmy to czysty zbieg okoliczności i to jest cudowne. Los to umie ładnie ścieżki kompletnie różnych osób połączyć.
Skończyłam kanapkę, była pyszna. Wytrzepałam palce z okruszków i znów zaczęłam się bawić swoim ogonem.
-Powiesz mi coś więcej o swojej siostrze?-popatrzyłam na niego badawczo.-Wspominałeś o niej kilka razy i nie wiem co o niej myśleć. Przyznam, że chyba raczej jej nie lubię? Nie wiem czy oceniam dobrze, pewnie nie. Jest narzeczoną Cerbina, wiec pewnie się kiedyś na nią natknę, chciałabym wiedzieć czego się spodziewać.-przyglądałam się mu. Czułam się, jakbym mu wchodziła z brudnymi kopytkami do rodziny i to bez zaproszenia, ale chciałam wiedzieć o nim więcej, o nim i o ludziach, jakimi się otacza. Poza tym nie pasowało mi to, że Cerbin taki cudowny, a wybrał sobie wredną kobietę na żonę. Coś mi najwidoczniej umyka.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Gdyby tylko wiedział, że tym zagraniem skazał się na embargo na jabłka, to pewnie byłby niepocieszony, wymyśliłby coś innego. Mimo to, postanowił wziąć inną przegryzkę, w postaci kilku orzeszków. Zerkał na kobietę raz po raz, a gdy ona skończyła kanapkę, sam chwycił jedną dla siebie. Wtedy też, padło pytanie z jej strony, lekko zwracając jego zainteresowanie. W sumie, spodziewał się go, prędzej, czy później, gdyż ciężko byłoby nie rozmawiać o jedynym krewnym draculety. Ale co mógł powiedzieć? Miałby wiele brzydkich określeń na własną siostrę, lecz właśnie, była jego własną siostrą. Sam mógł gadać co chciał, ale nie chciał by inni o niej źle mówili. Miała charakterek, ale… to rodzinne. Nawet jeśli Baqara, czy większość sobie z tego sprawy nie zdawała, byli z Adelairą mocno podobni.
-Hm… moja siostra jest ode mnie starsza o 15 lat, lecz w przeciwieństwie do mnie, swoją przemianę przeszła w sposób sprawny i zaplanowany. Fizycznie powinna być zbliżona do Ciebie.- Parsknął i ugryzł kanapkę, żując ją tak chwilę, a wzrokiem wodząc w nieznane. -Adelaira zawsze… miała cięty charakter, nieraz surowy i władczy, co akurat odziedziczyła po naszym staruszku. Ja chyba wdałem się w matkę.- Zastukał palcem w podbródek. -Nie jest zła, nawet jeśli ludzie tak o niej myślą. Zresztą, o mnie myślą o wiele gorzej. Ma miękkie serce, tylko je ukrywa. Wiesz, ciężko w naszym świecie być arystokratką, każdy chce cię za kogoś wydać za mąż. Miała co prawda kilkoro mężów… nawet nie zlicze ilu, ale z każdym się rozwiodła. Teraz kolej na Cerbina.- Zaśmiał się, chyba w pożałowaniu dla niego. -Kto wie, może teraz będzie inaczej. W Amenadielu kochała się od dawna, byli nawet razem, ale z pewnych okoliczności mieli długą przerwę. Na moje, pasują do siebie. Poważni z zewnątrz, miękcy w środku.- Zaśmiał się znów i ugryzł kanapkę. -Moje relacje z nią nie są jednak najlepsze. Uważa mnie za niedojrzałego idiotę. Pewnie ma rację, ale no… zawsze szliśmy innymi ścieżkami. Próbowałem wielokrotnie pojawić się w jej życiu… ale mnie nigdy nikt nie chciał w swoim życiu, w sumie rozumiem czemu. To nie ich wina, tylko moja.
Uśmiechnął się i wrócił do jedzenia dalej. Ciężko było opisać w sposób prawidłowy relacje Altaira z Adelairą, bo niby żyli razem, a jak wrogowie. Jednakże, wiedział, że pomimo tego jak go traktowała, czy odtrącała, ten rzuciłby się na tego, co chciałby jej zrobić krzywdę. Po prostu tak miał. Siła przyzwyczajenia do innych.
-Jutro możemy przeszukać bibliotekę, jeśli chcesz. Pomogę Ci. Nie chciałbym, abyś sama siedziała w tym kurzu. Może znajdzie się coś interesującego?
Zaproponował, zerkając na nią, wyczekując zadowolonej reakcji.
Gdyby tylko wiedział, że tym zagraniem skazał się na embargo na jabłka, to pewnie byłby niepocieszony, wymyśliłby coś innego. Mimo to, postanowił wziąć inną przegryzkę, w postaci kilku orzeszków. Zerkał na kobietę raz po raz, a gdy ona skończyła kanapkę, sam chwycił jedną dla siebie. Wtedy też, padło pytanie z jej strony, lekko zwracając jego zainteresowanie. W sumie, spodziewał się go, prędzej, czy później, gdyż ciężko byłoby nie rozmawiać o jedynym krewnym draculety. Ale co mógł powiedzieć? Miałby wiele brzydkich określeń na własną siostrę, lecz właśnie, była jego własną siostrą. Sam mógł gadać co chciał, ale nie chciał by inni o niej źle mówili. Miała charakterek, ale… to rodzinne. Nawet jeśli Baqara, czy większość sobie z tego sprawy nie zdawała, byli z Adelairą mocno podobni.
-Hm… moja siostra jest ode mnie starsza o 15 lat, lecz w przeciwieństwie do mnie, swoją przemianę przeszła w sposób sprawny i zaplanowany. Fizycznie powinna być zbliżona do Ciebie.- Parsknął i ugryzł kanapkę, żując ją tak chwilę, a wzrokiem wodząc w nieznane. -Adelaira zawsze… miała cięty charakter, nieraz surowy i władczy, co akurat odziedziczyła po naszym staruszku. Ja chyba wdałem się w matkę.- Zastukał palcem w podbródek. -Nie jest zła, nawet jeśli ludzie tak o niej myślą. Zresztą, o mnie myślą o wiele gorzej. Ma miękkie serce, tylko je ukrywa. Wiesz, ciężko w naszym świecie być arystokratką, każdy chce cię za kogoś wydać za mąż. Miała co prawda kilkoro mężów… nawet nie zlicze ilu, ale z każdym się rozwiodła. Teraz kolej na Cerbina.- Zaśmiał się, chyba w pożałowaniu dla niego. -Kto wie, może teraz będzie inaczej. W Amenadielu kochała się od dawna, byli nawet razem, ale z pewnych okoliczności mieli długą przerwę. Na moje, pasują do siebie. Poważni z zewnątrz, miękcy w środku.- Zaśmiał się znów i ugryzł kanapkę. -Moje relacje z nią nie są jednak najlepsze. Uważa mnie za niedojrzałego idiotę. Pewnie ma rację, ale no… zawsze szliśmy innymi ścieżkami. Próbowałem wielokrotnie pojawić się w jej życiu… ale mnie nigdy nikt nie chciał w swoim życiu, w sumie rozumiem czemu. To nie ich wina, tylko moja.
Uśmiechnął się i wrócił do jedzenia dalej. Ciężko było opisać w sposób prawidłowy relacje Altaira z Adelairą, bo niby żyli razem, a jak wrogowie. Jednakże, wiedział, że pomimo tego jak go traktowała, czy odtrącała, ten rzuciłby się na tego, co chciałby jej zrobić krzywdę. Po prostu tak miał. Siła przyzwyczajenia do innych.
-Jutro możemy przeszukać bibliotekę, jeśli chcesz. Pomogę Ci. Nie chciałbym, abyś sama siedziała w tym kurzu. Może znajdzie się coś interesującego?
Zaproponował, zerkając na nią, wyczekując zadowolonej reakcji.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Popatrzyłam niepewnie, jak jadł orzeszki. Mam nadzieję, że nie jest na nie uczulony, bo skoro jest na jabłka i dowiedział się dopiero teraz, to nigdy nie wiadomo. Czy to możliwe, żeby takie rzeczy u wampirów rozwijały się z wiekiem? Nie jestem pewna, ale najwidoczniej tak.
Zapytałam go o siostrę i ucieszyłam się kiedy postanowił mi o niej poopowiadać. Jak się okazało moja opinia o niej nie była do końca słuszna. Kobieta okazała się być specyficzna, trochę ostra, ale z miękkością w środku, jak dobrze wypieczona bułka. Nie dopytywałam co oznaczało to, że winą Altaira było, że go odtrącała, bo domyślałam się powoli. Wampir miał kilka mankamentów, ale przecież teraz próbuje się zmienić. Dlaczego siostra nie dała rady go nakłonić do zmiany zachowania, czy w ogóle próbowała? Żyli ze sobą tyle lat i nie udało się jej? Coś mi tu nie pasowało, ale może przeszkadzało im to, że są rodzeństwem.
O Cerbinie też zdobyłam nieco informacji, nie jakoś wiele, ale wystarczająco, żeby pomyśleć o nim dobre rzeczy. Zaręczył się z kobietą po wielu rozwodach, czy to w ogóle jest legalne brać rozwód? Wiem, że można to robić, ale przecież to chyba nie jest moralnie poprawne.
Uśmiechnęłam się do Altaira kiedy zakończył opowieści. Myślałam jeszcze chwilę nad tym, postanawiając, że ja go nie zostawię, postanowiłam to już jakiś czas temu, ale teraz postanawiam to jeszcze raz. Oczywiście mam swoje granice, są rzeczy, których nie wybaczę, ale on ich chyba nie zrobi, to przecież mój przyjaciel. Wyciągnęłam się nad jedzenie i ułożyłam dłoń na włosach Altaira, głaszcząc go kilka razy. Niech się nie martwi, bo będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się szeroko kiedy powiedział, że pomoże mi w bibliotece.
-Na pewno się znajdzie. Jakieś mapy będą, może masz też jakieś inne ciekawe książki. Ciekawe o czym jest ta najstarsza ze wszystkich. Pewnie trudno będzie ją znaleźć w tych wszystkich papierach.-zastanowiłam się.-Będę mogła zabrać jakieś książki do swojej sypialni? Bo tą moją już znam prawie na pamięć. Tyle razy ją czytałam.-zaśmiałam się. Przypomniałam sobie też coś przyjemnego.-Mam w niej z resztą też rysunek od Garema. Narysował nas kiedy braliśmy ślub. Mogę ci pokazać, jak wrócimy do domu.-dodałam z entuzjazmem.-Ale to było dawno...-zatopiłam się na kilka sekund we wspomnieniach z tamtego dnia.-Pamiętam, że wszystko sam zorganizował. Kwiaty, wiersze, aż szkoda, że tylko my byliśmy na ślubie. Nikt nie widział, jakie to piękne było.-pokiwałam głową, widząc oczami wyobraźni ładne dekoracje, dobrą pogodę.-Z drugiej strony gdyby sprowadzać gości, to byśmy się tłoczyli w tym małym domu. Nie byłoby nawet gdzie ich ułożyć do spania, tak, żeby czuli się dobrze.-wzruszyłam ramionami.
Zapytałam go o siostrę i ucieszyłam się kiedy postanowił mi o niej poopowiadać. Jak się okazało moja opinia o niej nie była do końca słuszna. Kobieta okazała się być specyficzna, trochę ostra, ale z miękkością w środku, jak dobrze wypieczona bułka. Nie dopytywałam co oznaczało to, że winą Altaira było, że go odtrącała, bo domyślałam się powoli. Wampir miał kilka mankamentów, ale przecież teraz próbuje się zmienić. Dlaczego siostra nie dała rady go nakłonić do zmiany zachowania, czy w ogóle próbowała? Żyli ze sobą tyle lat i nie udało się jej? Coś mi tu nie pasowało, ale może przeszkadzało im to, że są rodzeństwem.
O Cerbinie też zdobyłam nieco informacji, nie jakoś wiele, ale wystarczająco, żeby pomyśleć o nim dobre rzeczy. Zaręczył się z kobietą po wielu rozwodach, czy to w ogóle jest legalne brać rozwód? Wiem, że można to robić, ale przecież to chyba nie jest moralnie poprawne.
Uśmiechnęłam się do Altaira kiedy zakończył opowieści. Myślałam jeszcze chwilę nad tym, postanawiając, że ja go nie zostawię, postanowiłam to już jakiś czas temu, ale teraz postanawiam to jeszcze raz. Oczywiście mam swoje granice, są rzeczy, których nie wybaczę, ale on ich chyba nie zrobi, to przecież mój przyjaciel. Wyciągnęłam się nad jedzenie i ułożyłam dłoń na włosach Altaira, głaszcząc go kilka razy. Niech się nie martwi, bo będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się szeroko kiedy powiedział, że pomoże mi w bibliotece.
-Na pewno się znajdzie. Jakieś mapy będą, może masz też jakieś inne ciekawe książki. Ciekawe o czym jest ta najstarsza ze wszystkich. Pewnie trudno będzie ją znaleźć w tych wszystkich papierach.-zastanowiłam się.-Będę mogła zabrać jakieś książki do swojej sypialni? Bo tą moją już znam prawie na pamięć. Tyle razy ją czytałam.-zaśmiałam się. Przypomniałam sobie też coś przyjemnego.-Mam w niej z resztą też rysunek od Garema. Narysował nas kiedy braliśmy ślub. Mogę ci pokazać, jak wrócimy do domu.-dodałam z entuzjazmem.-Ale to było dawno...-zatopiłam się na kilka sekund we wspomnieniach z tamtego dnia.-Pamiętam, że wszystko sam zorganizował. Kwiaty, wiersze, aż szkoda, że tylko my byliśmy na ślubie. Nikt nie widział, jakie to piękne było.-pokiwałam głową, widząc oczami wyobraźni ładne dekoracje, dobrą pogodę.-Z drugiej strony gdyby sprowadzać gości, to byśmy się tłoczyli w tym małym domu. Nie byłoby nawet gdzie ich ułożyć do spania, tak, żeby czuli się dobrze.-wzruszyłam ramionami.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Lekko obniżył głowę, kiedy niespodziewanie poczuł jej dłoń na swojej głowie, gdy go pogłaskała. Co miała tym na myśli? Przecież nie gadał żadnych takich rzeczy, żeby budzić w sobie litość, przynajmniej nie specjalnie. Dlatego przeczekał tylko te głaski, by wrócić na nią spojrzeniem, kiedy podjęli się tematu biblioteki. Przyjęła to z aprobatą, więc i jemu to wystarczyło.
-Ciężko mi powiedzieć, najstarsze księgi nie przetrwały. Kiedyś był pożar, ale to bardzo dawno temu. Nie doszukiwałbym się cudów Mrocznych Wieków.- Skwitował, za moment unosząc jedną brew. -Pewnie, jak jakaś ci się spodoba, bierz. One i tak się tam kurzą, znam większość z nich.- Zaznaczył i dojadł kanapkę już do końca. Miał dużo czasu na poznanie ich, choć rzeczywiście, pewnie kryły się tam takie starocie, do których nie chciało mu się wcześniej dogrzebywać. Zaraz zaś zwrócił uwagę na kwestię rysunku ślubnego, który stworzył jej mąż. Chciała mu go pokazać z takim entuzjazmem, że… nawet nie umiałby odmówić, choć wyglądał na lekko zmieszanego. -Jasne, nie ma sprawy.
Odparł, bo z drugiej strony, był ciekaw jak wyglądał ten cały Garem, nim został kozą. Z pewnością był bardzo podobny do tego, czym się stał teraz, skoro ktoś go zdecydował właśnie w niego przemienić.
Baqara zagłębiała się we wspomnieniach z ślubu, a choć starał się dystansować od tego, jakoś czuł się dziwnie, kiedy tak o tym słuchał. Jakby to go mierziło, choć nie powinno, już nieraz sobie przypominał, że to mężatka, pewnych granic nie wolno przekraczać, zwłaszcza że była dla niego naprawdę dobra i nie chciał tego popsuć. Mimo to, jej pozytywne odczucia względem tego wydarzenia, wydawały mu się inspirujące, zarażając go tą piekną wizją. Jeśli było to tak, jak mówiła, to niczym jak z bajki. Trochę zazdrościł.
-Nieistotne jest to, czy ktoś był tego świadkiem. Liczy się, że mogliście sami przed sobą wyznać swoją najszczerszą miłość. W dodatku, w takiej pięknej otoczce.
Uśmiechnął się szeroko. Mały domek w lesie… no cóż, to z pewnością ujmujące. On brał udział tylko w ceremoniach w hrabstwach, dworkach, na pokaźnych weselach. Ciekawe jak to by było, tak na odludziu, skromnie.
Lekko obniżył głowę, kiedy niespodziewanie poczuł jej dłoń na swojej głowie, gdy go pogłaskała. Co miała tym na myśli? Przecież nie gadał żadnych takich rzeczy, żeby budzić w sobie litość, przynajmniej nie specjalnie. Dlatego przeczekał tylko te głaski, by wrócić na nią spojrzeniem, kiedy podjęli się tematu biblioteki. Przyjęła to z aprobatą, więc i jemu to wystarczyło.
-Ciężko mi powiedzieć, najstarsze księgi nie przetrwały. Kiedyś był pożar, ale to bardzo dawno temu. Nie doszukiwałbym się cudów Mrocznych Wieków.- Skwitował, za moment unosząc jedną brew. -Pewnie, jak jakaś ci się spodoba, bierz. One i tak się tam kurzą, znam większość z nich.- Zaznaczył i dojadł kanapkę już do końca. Miał dużo czasu na poznanie ich, choć rzeczywiście, pewnie kryły się tam takie starocie, do których nie chciało mu się wcześniej dogrzebywać. Zaraz zaś zwrócił uwagę na kwestię rysunku ślubnego, który stworzył jej mąż. Chciała mu go pokazać z takim entuzjazmem, że… nawet nie umiałby odmówić, choć wyglądał na lekko zmieszanego. -Jasne, nie ma sprawy.
Odparł, bo z drugiej strony, był ciekaw jak wyglądał ten cały Garem, nim został kozą. Z pewnością był bardzo podobny do tego, czym się stał teraz, skoro ktoś go zdecydował właśnie w niego przemienić.
Baqara zagłębiała się we wspomnieniach z ślubu, a choć starał się dystansować od tego, jakoś czuł się dziwnie, kiedy tak o tym słuchał. Jakby to go mierziło, choć nie powinno, już nieraz sobie przypominał, że to mężatka, pewnych granic nie wolno przekraczać, zwłaszcza że była dla niego naprawdę dobra i nie chciał tego popsuć. Mimo to, jej pozytywne odczucia względem tego wydarzenia, wydawały mu się inspirujące, zarażając go tą piekną wizją. Jeśli było to tak, jak mówiła, to niczym jak z bajki. Trochę zazdrościł.
-Nieistotne jest to, czy ktoś był tego świadkiem. Liczy się, że mogliście sami przed sobą wyznać swoją najszczerszą miłość. W dodatku, w takiej pięknej otoczce.
Uśmiechnął się szeroko. Mały domek w lesie… no cóż, to z pewnością ujmujące. On brał udział tylko w ceremoniach w hrabstwach, dworkach, na pokaźnych weselach. Ciekawe jak to by było, tak na odludziu, skromnie.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Pogłaskałam go, żeby dodać mu otuchy, ale jeśli jej nie potrzebował, to niech uzna to za normalne wyrażenie sympatii. Dawno z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało, jak z nim i chyba powinnam mu częściej okazywać zadowolenie z jego towarzystwa. Mam nadzieję, że nie weźmie mnie za przylepę.
-Aż tak daleko nie szukam.-machnęłam ręką. Na pewno będzie masa książek starszych ode mnie, a może i jakaś starsza od Altaira się trafi. Szkoda, że nie można wyciągać wspomnień z rzeczy. Jestem ciekawa co by taka książka mogłaby mi opowiedzieć.-Będę musiała zrobić na nie miejsce na szafce.-już widzę nową masę książek w pokoju. Kiedyś miałam tyle czasu na czytanie, teraz go mam trochę mniej, ale też znajdę chwilę. Może w czasie kąpieli będę czytać, będę tylko musiała uważać, żeby stron nie zamoczyć
Zeszłam trochę z tematu książek na moją przeszłość. To było interesujące dzielić się tymi wspomnieniami z kimś, bo jak na razie dzieliłam je tylko z mężem. Jego zmieszanie nie dotarło do mnie przez ścianę ekscytacji. Zatem pierwsze co zrobię, po powrocie do hrabstwa, to pokażę mu rysunek. Stary jest, ale dalej ładny. Może powinnam go jakoś zabezpieczyć szkłem, aby się nie zepsuł, bo tak, to się trochę wyciera o strony.
Uśmiechnęłam się na jego słowa o najszczerszej miłości. Postanowiłam pominąć ten element jego wypowiedzi.
-Oj, tak, było pięknie.-odwzajemniłam jego uśmieszek. Szkoda, że nie mogę odtworzyć tego wszystkiego jeszcze raz, aby pokazać wampirowi, jak to było.
Kamień nie był najwygodniejszym miejscem do siedzenia. Już otwierałam usta, żeby zacząć nowy temat, ale jednocześnie spróbowałam poprawić swoją pozycję. Nie był to najlepszy pomysł, bo już sekundę później, Altair mógł zobaczyć, jak z urwanym półkrzykiem, macham racicami w powietrzu, po czym znikam mu z oczu za kamieniem z dźwiękiem miękkiego łupnięcia o ziemię. Nic mi się nie stało, trochę będą mnie plecy boleć, ale to nic takiego. Po błyskawicznym otrząśnięciu się z szoku, dalej leżąc na ziemi, zaczęłam się śmiać z siebie. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać teraz. Nawet upadać z gracją nie umiem.
-Całkiem wygodnie tutaj.-oceniłam ziemię z uśmiechem. Podniosłam się do siadu i sięgnęłam wzrokiem w stronę Altaira.-Od dołu też ładnie wyglądasz.-mrugnęłam do niego okiem w zabawie, po czym wstałam i zaczęłam się otrzepywać. Zastanawiałam się czy to już nie jest przypadkiem pora, aby zbierać się do domu.
-Aż tak daleko nie szukam.-machnęłam ręką. Na pewno będzie masa książek starszych ode mnie, a może i jakaś starsza od Altaira się trafi. Szkoda, że nie można wyciągać wspomnień z rzeczy. Jestem ciekawa co by taka książka mogłaby mi opowiedzieć.-Będę musiała zrobić na nie miejsce na szafce.-już widzę nową masę książek w pokoju. Kiedyś miałam tyle czasu na czytanie, teraz go mam trochę mniej, ale też znajdę chwilę. Może w czasie kąpieli będę czytać, będę tylko musiała uważać, żeby stron nie zamoczyć
Zeszłam trochę z tematu książek na moją przeszłość. To było interesujące dzielić się tymi wspomnieniami z kimś, bo jak na razie dzieliłam je tylko z mężem. Jego zmieszanie nie dotarło do mnie przez ścianę ekscytacji. Zatem pierwsze co zrobię, po powrocie do hrabstwa, to pokażę mu rysunek. Stary jest, ale dalej ładny. Może powinnam go jakoś zabezpieczyć szkłem, aby się nie zepsuł, bo tak, to się trochę wyciera o strony.
Uśmiechnęłam się na jego słowa o najszczerszej miłości. Postanowiłam pominąć ten element jego wypowiedzi.
-Oj, tak, było pięknie.-odwzajemniłam jego uśmieszek. Szkoda, że nie mogę odtworzyć tego wszystkiego jeszcze raz, aby pokazać wampirowi, jak to było.
Kamień nie był najwygodniejszym miejscem do siedzenia. Już otwierałam usta, żeby zacząć nowy temat, ale jednocześnie spróbowałam poprawić swoją pozycję. Nie był to najlepszy pomysł, bo już sekundę później, Altair mógł zobaczyć, jak z urwanym półkrzykiem, macham racicami w powietrzu, po czym znikam mu z oczu za kamieniem z dźwiękiem miękkiego łupnięcia o ziemię. Nic mi się nie stało, trochę będą mnie plecy boleć, ale to nic takiego. Po błyskawicznym otrząśnięciu się z szoku, dalej leżąc na ziemi, zaczęłam się śmiać z siebie. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać teraz. Nawet upadać z gracją nie umiem.
-Całkiem wygodnie tutaj.-oceniłam ziemię z uśmiechem. Podniosłam się do siadu i sięgnęłam wzrokiem w stronę Altaira.-Od dołu też ładnie wyglądasz.-mrugnęłam do niego okiem w zabawie, po czym wstałam i zaczęłam się otrzepywać. Zastanawiałam się czy to już nie jest przypadkiem pora, aby zbierać się do domu.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Wampir na moment chyba utracił orientację w tym co się dzieje wokół niego, zbyt zamyślony nad jej słowami dotyczącymi skromnego ślubu, oraz tym, jak bardzo legalne to było małżeństwo, bo zupełnie nie spostrzegł na czas, co dzieje się z jego towarzyszką.
Zwrócił w jej stronę spojrzenie, słysząc urwany okrzyk i zobaczył tylko jak ta, niczym prawdziwa akrobatka, leci do tyłu. W pierwszej sekundzie zamrugał, dopiero po tym rozumiejąc, że coś się dzieje. O bogowie!
-Ara!- Krzyknął odruchowo i już wyciągnął rękę w jej stronę, ale było za późno, bo ta odleciała za siebie, znikając za głazem. Znieruchomiał, słysząc upadek, zastygając w tej wyprężonej pozycji, aby zaraz rzucić się do przodu, wystawiając głowę zza kamienia, by na nią spojrzeć. -Nic Ci nie jest?!- Spytał zestresowany, ale wtedy, Baqara wybuchła śmiechem, całkiem go tym zmylając. Patrzył na nią chwilę, aż podniosła się do pozycji siedzącej i odwzajemniła spojrzenie, rzucając dobrze wplecionym komplementem. Przymknął oczy z żałosnym westchnięciem. -Jesteś okropna, nie strasz mnie tak…- Mruknął, po czym otworzył niebieskie ślepia i uśmiechnął się do niej. Za kilka chwil, zeskoczył z głazu, aby do niej podejść i objąć ją, by mogła się go podeprzeć przy wstawaniu. -Musisz uważać, nie wiem co bym zrobił.
Zaśmiał się. Tak, to była chyba już najlepsza chwila na powrót do domu. Altair postanowił wziąć wszystkie rzeczy na siebie, a jeśli Baqara potrzebowała pomocy, też się zaoferował. Dużo wrażeń, w tak krótkim czasie.
***
Reszta dnia upłynęła spokojnie, aż do nastania świtu. Oligarchii zobaczył rysunek tego Garema, utwierdzając się w fakcie, że jest dużo przystojniejszy i młodszy od niego, prychając w myślach. Ale ona sama prezentowała się wdzięcznie. Potem nadeszła pora na kąpiel, aby po niej, wrócić do komnaty. Przemierzając korytarze z odpalonym papierosem, odziany w czerwony szlafrok, z czarnymi paskami, minął swojego najstarszego sługę, Gregory’ego, który w pierwszej chwili pozostał niezauważony.
-Panie…
Aż do tego momentu, gdy się odezwał, co zatrzymało chłopaka, który odwrócił się w jego stronę, zamachując mokrymi kłakami. Zaciągnął się dymem i go wypuścił.
-Tak…?
-Chciałem tylko zaznaczyć, że jestem zadowolony.- Oznajmił, co uniosło brwi Altaira w górę, chyba w oczekiwaniu na wyjaśnienia. -Od dawna nie widziałem Pana takiego zadowolonego. Sądzę, że panna Baqara ma bardzo duży i dobry wpływ na ten dom.
Dodał, objaśniając swoje spostrzeżenie, z łagodnym uśmiechem. Oligarchii spojrzał na moment na swojego papierosa, jakby w zastanowieniu, nim sam przywołał lekkie uniesienie lewego kącika ust.
-Tak. Też tak sądzę.
Odpowiedział, po czym wznowił swoje kroki, po drodze pozywając się wypalonego peta, aby zniknąć za drzwiami do swojej komnaty. Usiadł na łożu, myśląc nad słowami Gregory’ego. W sumie, skoro on to widział… a znał go jak nikt inny...
Wampir na moment chyba utracił orientację w tym co się dzieje wokół niego, zbyt zamyślony nad jej słowami dotyczącymi skromnego ślubu, oraz tym, jak bardzo legalne to było małżeństwo, bo zupełnie nie spostrzegł na czas, co dzieje się z jego towarzyszką.
Zwrócił w jej stronę spojrzenie, słysząc urwany okrzyk i zobaczył tylko jak ta, niczym prawdziwa akrobatka, leci do tyłu. W pierwszej sekundzie zamrugał, dopiero po tym rozumiejąc, że coś się dzieje. O bogowie!
-Ara!- Krzyknął odruchowo i już wyciągnął rękę w jej stronę, ale było za późno, bo ta odleciała za siebie, znikając za głazem. Znieruchomiał, słysząc upadek, zastygając w tej wyprężonej pozycji, aby zaraz rzucić się do przodu, wystawiając głowę zza kamienia, by na nią spojrzeć. -Nic Ci nie jest?!- Spytał zestresowany, ale wtedy, Baqara wybuchła śmiechem, całkiem go tym zmylając. Patrzył na nią chwilę, aż podniosła się do pozycji siedzącej i odwzajemniła spojrzenie, rzucając dobrze wplecionym komplementem. Przymknął oczy z żałosnym westchnięciem. -Jesteś okropna, nie strasz mnie tak…- Mruknął, po czym otworzył niebieskie ślepia i uśmiechnął się do niej. Za kilka chwil, zeskoczył z głazu, aby do niej podejść i objąć ją, by mogła się go podeprzeć przy wstawaniu. -Musisz uważać, nie wiem co bym zrobił.
Zaśmiał się. Tak, to była chyba już najlepsza chwila na powrót do domu. Altair postanowił wziąć wszystkie rzeczy na siebie, a jeśli Baqara potrzebowała pomocy, też się zaoferował. Dużo wrażeń, w tak krótkim czasie.
***
Reszta dnia upłynęła spokojnie, aż do nastania świtu. Oligarchii zobaczył rysunek tego Garema, utwierdzając się w fakcie, że jest dużo przystojniejszy i młodszy od niego, prychając w myślach. Ale ona sama prezentowała się wdzięcznie. Potem nadeszła pora na kąpiel, aby po niej, wrócić do komnaty. Przemierzając korytarze z odpalonym papierosem, odziany w czerwony szlafrok, z czarnymi paskami, minął swojego najstarszego sługę, Gregory’ego, który w pierwszej chwili pozostał niezauważony.
-Panie…
Aż do tego momentu, gdy się odezwał, co zatrzymało chłopaka, który odwrócił się w jego stronę, zamachując mokrymi kłakami. Zaciągnął się dymem i go wypuścił.
-Tak…?
-Chciałem tylko zaznaczyć, że jestem zadowolony.- Oznajmił, co uniosło brwi Altaira w górę, chyba w oczekiwaniu na wyjaśnienia. -Od dawna nie widziałem Pana takiego zadowolonego. Sądzę, że panna Baqara ma bardzo duży i dobry wpływ na ten dom.
Dodał, objaśniając swoje spostrzeżenie, z łagodnym uśmiechem. Oligarchii spojrzał na moment na swojego papierosa, jakby w zastanowieniu, nim sam przywołał lekkie uniesienie lewego kącika ust.
-Tak. Też tak sądzę.
Odpowiedział, po czym wznowił swoje kroki, po drodze pozywając się wypalonego peta, aby zniknąć za drzwiami do swojej komnaty. Usiadł na łożu, myśląc nad słowami Gregory’ego. W sumie, skoro on to widział… a znał go jak nikt inny...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Nic mi nie było poza delikatnym obiciem się o ziemię, ale warto było, żeby zobaczyć Altaira, który się tak martwi i złości. Nie zrobiłam tego celowo, oczywiście, że nie, jednak nie żałuję.
-Przepraszam.-dalej rozbawiona wstałam z ziemi z jego pomocą. Popatrzyłam na niego, zachwycona nim całkowicie. Myślę, że jest moim ulubieńcem ze wszystkich ludzi jakich znam, nawet dzieci w tym przebija.
Zebraliśmy rzeczy i ruszyliśmy w drogą powrotną. Uważałam na nogi, chociaż gdy czułam się niepewnie, nie krępowałam się z tym, aby chwytać wampira. Jak już mamy upadać, to razem!
Kiedy wróciliśmy, od razu po wytrzepaniu kopytek, zaprowadziłam Altaira do swojej sypialni, żeby pokazać mu rysunek mojego męża. Liczyłam, że ja będę główną atrakcją, ale wyczuwałam, że chyba jednak uwagę zabrał mój mąż. Może tylko mi się tak wydaje, ale Alt, chyba nie przepada za Garemem, widzi w nim kozę, to oczywiste, nigdy z nim nie rozmawiał. Nie spędzają ze sobą wystarczająco dużo czasu. Poza tym teraz Garem niby z kim chce ten czas spędzać? Zakochał się w Stenie i jego trawie. Trochę mnie to dołuje, bo nie chcę, aby mąż mnie kiedyś zdradził czy porzucił.
Wzięłam kąpiel, bo trochę się spociłam i wytarzałam w ziemi na spacerze. Ciepła woda, przyjemnie zmyła ze mnie cały ten brud i nieprzyjemności. Nie siedziałam jednak z łaźni zbyt długo, bo miałam coś jeszcze w planach i wymagało to złapania Altaira zanim ten zaśnie. Ubrana w moją koszulę nocną, uzbrojona w słoik z kremem ruszyłam do jego komnaty.
Stanęłam przed drzwiami i odważnie w nie zapukałam.
-Altair? To ja.-przedstawiłam się, żeby nie myślał, że to jakiś szalony napad. Kiedy tylko otworzył mi drzwi, obdarowałam go szerokim uśmiechem.-Przyszłam ci zrobić masaż. Dużo chodziliśmy, nie chcę żeby cię jutro nogi bolały.-to były moje intencje. Chociaż oczywiście nie mam zamiaru poprzestać na jego nogach. Wpuści mnie do pokoju? Jeśli tak, to weszłam bez odrobiny wstydu. Rozejrzałam się dookoła i znalazłam łóżko, nie było trudne do znalezienia.
-Nie martw się, będziesz w dobrych rękach, mam doświadczenie.-zapewniłam go. Doświadczenie zdobyłam domyślnie dzięki Garemowi, to jego masowałam kiedy wracał do domu po wędrówkach. Odłożyłam poduszki na bok, żeby nam nie przeszkadzały, kołdrę też odsunęłam, żeby leżał na samym materacu. Nie potrzebujemy dodatkowych miękkich warstw.
-Rozbierz się i połóż na łóżku, na brzuchu.-poleciłam mu.-Oczywiście bielizny nie musisz zdejmować jeśli nie chcesz.-dodałam szybko, w sumie nie wiedząc do końca, co on ma pod szlafrokiem. Na wszelki wypadek zamknęłam oczy i zakryłam je dłonią, tak gdyby jednak się chciał rozebrać całkowicie. Co z tego, że zaraz będę go dotykać wszędzie gdzie się da.
-Przepraszam.-dalej rozbawiona wstałam z ziemi z jego pomocą. Popatrzyłam na niego, zachwycona nim całkowicie. Myślę, że jest moim ulubieńcem ze wszystkich ludzi jakich znam, nawet dzieci w tym przebija.
Zebraliśmy rzeczy i ruszyliśmy w drogą powrotną. Uważałam na nogi, chociaż gdy czułam się niepewnie, nie krępowałam się z tym, aby chwytać wampira. Jak już mamy upadać, to razem!
***
Kiedy wróciliśmy, od razu po wytrzepaniu kopytek, zaprowadziłam Altaira do swojej sypialni, żeby pokazać mu rysunek mojego męża. Liczyłam, że ja będę główną atrakcją, ale wyczuwałam, że chyba jednak uwagę zabrał mój mąż. Może tylko mi się tak wydaje, ale Alt, chyba nie przepada za Garemem, widzi w nim kozę, to oczywiste, nigdy z nim nie rozmawiał. Nie spędzają ze sobą wystarczająco dużo czasu. Poza tym teraz Garem niby z kim chce ten czas spędzać? Zakochał się w Stenie i jego trawie. Trochę mnie to dołuje, bo nie chcę, aby mąż mnie kiedyś zdradził czy porzucił.
Wzięłam kąpiel, bo trochę się spociłam i wytarzałam w ziemi na spacerze. Ciepła woda, przyjemnie zmyła ze mnie cały ten brud i nieprzyjemności. Nie siedziałam jednak z łaźni zbyt długo, bo miałam coś jeszcze w planach i wymagało to złapania Altaira zanim ten zaśnie. Ubrana w moją koszulę nocną, uzbrojona w słoik z kremem ruszyłam do jego komnaty.
Stanęłam przed drzwiami i odważnie w nie zapukałam.
-Altair? To ja.-przedstawiłam się, żeby nie myślał, że to jakiś szalony napad. Kiedy tylko otworzył mi drzwi, obdarowałam go szerokim uśmiechem.-Przyszłam ci zrobić masaż. Dużo chodziliśmy, nie chcę żeby cię jutro nogi bolały.-to były moje intencje. Chociaż oczywiście nie mam zamiaru poprzestać na jego nogach. Wpuści mnie do pokoju? Jeśli tak, to weszłam bez odrobiny wstydu. Rozejrzałam się dookoła i znalazłam łóżko, nie było trudne do znalezienia.
-Nie martw się, będziesz w dobrych rękach, mam doświadczenie.-zapewniłam go. Doświadczenie zdobyłam domyślnie dzięki Garemowi, to jego masowałam kiedy wracał do domu po wędrówkach. Odłożyłam poduszki na bok, żeby nam nie przeszkadzały, kołdrę też odsunęłam, żeby leżał na samym materacu. Nie potrzebujemy dodatkowych miękkich warstw.
-Rozbierz się i połóż na łóżku, na brzuchu.-poleciłam mu.-Oczywiście bielizny nie musisz zdejmować jeśli nie chcesz.-dodałam szybko, w sumie nie wiedząc do końca, co on ma pod szlafrokiem. Na wszelki wypadek zamknęłam oczy i zakryłam je dłonią, tak gdyby jednak się chciał rozebrać całkowicie. Co z tego, że zaraz będę go dotykać wszędzie gdzie się da.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Znów wyrwano go z przemyśleń, kiedy ktoś zapukał do komnaty. W pierwszej chwili pomyślał, że to Gregory, który chciał coś jeszcze skomentować, natchniony dzisiejszymi wrażeniami. W końcu, panicz Oligarchii nigdy w góry nie chodzi, zwłaszcza pieszo. Ale nie, to był głos Baqary, która oznajmiła, że przyszła mu zrobić masaż. Heee? To go zaskoczyło, aż może w pierwszej chwili zatkało.
-W...wejdź!- Rzucił, a wtedy weszła do niego w koszuli nocnej, która przyciągała wzrok, z powodu jej kształtów. Dalej jednak był lekko skonfundowany, bo po kąpieli nigdy go nie masowała, zaś teraz, wydawała się całkowicie pewna tego co robi. Jakby tego było mało, przyniosła nawet chyba balsam. -Ja, wiesz, ja… to miłe z Twojej strony, ale naprawdę nie trzeba…
Dodał po chwili, aż nagle kobieta podjęła inicjatywę, przekładania rzeczy z jego łóżka, przez co wstał z brzegu, odwracając się w jej stronę i przyglądając temu. Chyba został postawiony w sytuacji, w której wyboru nie ma, a pozostaje biernie się poddać. No w porządku, skoro chciała masować nogi… co.
Zerknął na nią, kiedy kazała mu się rozebrać. Szlafrok nie był długi, sięgał może do kolan, można było go podciągnąć, ale w tym wypadku, problem był nieco innej natury.
-Wiesz, Ara, ja nie mam nic pod szlafrokiem.- Zaśmiał się lekko zawstydzony, ale po chwili zastanowił się, spoglądając na przygotowane łóżko. -Rozumiem, że chcesz jeszcze skupić się na plecach, tak? To może zróbmy tak…
Po chwili, lekko poluzował pasek, aby móc rozchylić materiał na tyle, by wyciągnąć ręce z rękawów, a sam szlafrok, który był jednak jedwabnym i lekkim materiałem, zwinąć do poziomu pasa. W niczym to chyba nie przeszkadzało, reszta odkryta, w tym nogi. Uśmiechnął się do niej, na swoją kreatywność, po czym ułożył brzuchem na materacu, podwijając ręce pod swój policzek, którym się oparł...
Znów wyrwano go z przemyśleń, kiedy ktoś zapukał do komnaty. W pierwszej chwili pomyślał, że to Gregory, który chciał coś jeszcze skomentować, natchniony dzisiejszymi wrażeniami. W końcu, panicz Oligarchii nigdy w góry nie chodzi, zwłaszcza pieszo. Ale nie, to był głos Baqary, która oznajmiła, że przyszła mu zrobić masaż. Heee? To go zaskoczyło, aż może w pierwszej chwili zatkało.
-W...wejdź!- Rzucił, a wtedy weszła do niego w koszuli nocnej, która przyciągała wzrok, z powodu jej kształtów. Dalej jednak był lekko skonfundowany, bo po kąpieli nigdy go nie masowała, zaś teraz, wydawała się całkowicie pewna tego co robi. Jakby tego było mało, przyniosła nawet chyba balsam. -Ja, wiesz, ja… to miłe z Twojej strony, ale naprawdę nie trzeba…
Dodał po chwili, aż nagle kobieta podjęła inicjatywę, przekładania rzeczy z jego łóżka, przez co wstał z brzegu, odwracając się w jej stronę i przyglądając temu. Chyba został postawiony w sytuacji, w której wyboru nie ma, a pozostaje biernie się poddać. No w porządku, skoro chciała masować nogi… co.
Zerknął na nią, kiedy kazała mu się rozebrać. Szlafrok nie był długi, sięgał może do kolan, można było go podciągnąć, ale w tym wypadku, problem był nieco innej natury.
-Wiesz, Ara, ja nie mam nic pod szlafrokiem.- Zaśmiał się lekko zawstydzony, ale po chwili zastanowił się, spoglądając na przygotowane łóżko. -Rozumiem, że chcesz jeszcze skupić się na plecach, tak? To może zróbmy tak…
Po chwili, lekko poluzował pasek, aby móc rozchylić materiał na tyle, by wyciągnąć ręce z rękawów, a sam szlafrok, który był jednak jedwabnym i lekkim materiałem, zwinąć do poziomu pasa. W niczym to chyba nie przeszkadzało, reszta odkryta, w tym nogi. Uśmiechnął się do niej, na swoją kreatywność, po czym ułożył brzuchem na materacu, podwijając ręce pod swój policzek, którym się oparł...
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Weszłam i wyłapałam jego wzrok na sobie. Podoba mu się mój strój? Może poprosić służbę o taki, jeśli jest zazdrosny. Nie powinno być problemów z dostaniem drugiego takiego egzemplarza.
-Nie trzeba, nie trzeba, a zobaczysz jutro będziesz mi wdzięczny.-spojrzałam na niego pewna swego. Też dawno temu myślałam, że spacer to nic takiego, a następnego dnia ledwo się mogłam z łóżka zwlec, już nie mówiąc o trudnościach w wykonywaniu obowiązków.
Przygotowałam mu łóżko i wydałam mu polecenia co ma robić i czekałam aż się rozbierze. Nie ma ubrań pod szlafrokiem? Nic, a nic? Nie powinnam się mu dziwić, bo sama przez ogon nic nie noszę, ale... zaskoczyło mnie to, jakoś nie wyobrażałam sobie wielkiego Pana Oligarchii chodzącego bez bielizny. Nie to, żeby mi to przeszkadzało, zwłaszcza przy masażu.
-Tak, plecy też.-Rozchyliłam niepewnie palce i spojrzałam spomiędzy nich na chłopaka, który właśnie ściągał szlafrok z barków. Hmm, to był w sumie dobry moment na powiedzenie mu, że zajmę się też jego arystokratycznym zadkiem, ale darowałam to sobie. Jakoś wizja dania mu tej niespodzianki bardziej mnie pociągała.
Obserwowałam go kiedy się układał. Po chwili dołączyłam do niego. Uklęknęłam na materacu, otworzyłam słoik i nabrałam trochę maści na dłonie.
-Będę używać kremu, więc się nie zdziw, dobrze? Ładnie pachnie.-podsunęłam mu dłoń pod nos, żeby mógł powąchać sam i ocenić lekki, owocowy zapach. Aromaty są na tyle intensywne, że może rozniosą się zaraz po całym pokoju.
-Zacznę od stóp. Napracowały się dzisiaj dużo.-zapowiedziałam mu, obejmując dłońmi jego kostkę. Kciuki ułożyłam na pięcie i dociskałam je mocno do spodu jego stopy kiedy powoli przesuwałam dłonie w kierunku jego palców. Je również objęłam i spokojnym ruchem najpierw wygięłam w jedną, a później w drugą stronę, aż coś im w stawach strzeliło. Przyjemne uczucie, zaskakujące, ale niebolesne. Wróciłam na kostkę i wykonałam to jeszcze parę razy z taką samą cierpliwością. Nigdzie nam się nie spieszy w końcu. Znów objęłam jego stopę, ponownie przykładając kciuki do miękkiego spodu. Zaczęłam wykonywać nimi niewielkie kółka, rozkoszując się przez te kilka długich chwil tym, jak jego skóra się marszczy, zmienia kolory od nacisku, jak kości miękko współpracują, dając się gimnastykować.
-Gdyby coś cię bolało to mów.-wymruczałam mu, skupiona na pracy, przechodząc gładko dłońmi na drugą stopę, gdy wyczułam, że pierwsza została już wymasowana. W ciszy, przesuwałam rozgrzanymi dłońmi po jego ciele, uciskając go, krążąc, gładząc i wyginając ile się tylko da. Nie miałam zamiaru zostawić na nim ani jednego napiętego mięśnia.
-Chcesz, żebym się może na jakimś miejscu skupiła bardziej niż na innych?-Klęcząc obok niego, nabrałam więcej balsamu, aby teraz łydki potraktować płynnymi, mocnymi ruchami. Rozsmarowałam na nim krem, po czym złożyłam jedną dłoń na jednej jego kostce, drugą dłoń na jego drugiej kostce. Dociskając jego nogi do materaca, przesunęłam leniwie rękoma wzdłuż jego nóg, do kolan, później wróciłam do kostek, głaszcząc delikatnie jego skórę. Już się nie mogę doczekać jego pleców, ostatnio nie dane mi było się nimi zająć. Po raz kolejny moje słonie sunęły w górę, teraz jednak znacznie wolniej, bo palce musiały ucisnąć każdy kawałek sztywnych mięśni, zmęczonych wysiłkiem. Powoli, spokojnie, bez słowa, nasłuchiwałam Altaira, żeby wyczuć gdzie mu się podoba, a gdzie nie, jakiemu miejscu trzeba poświęcić jeszcze trochę uwagi.
-Nie trzeba, nie trzeba, a zobaczysz jutro będziesz mi wdzięczny.-spojrzałam na niego pewna swego. Też dawno temu myślałam, że spacer to nic takiego, a następnego dnia ledwo się mogłam z łóżka zwlec, już nie mówiąc o trudnościach w wykonywaniu obowiązków.
Przygotowałam mu łóżko i wydałam mu polecenia co ma robić i czekałam aż się rozbierze. Nie ma ubrań pod szlafrokiem? Nic, a nic? Nie powinnam się mu dziwić, bo sama przez ogon nic nie noszę, ale... zaskoczyło mnie to, jakoś nie wyobrażałam sobie wielkiego Pana Oligarchii chodzącego bez bielizny. Nie to, żeby mi to przeszkadzało, zwłaszcza przy masażu.
-Tak, plecy też.-Rozchyliłam niepewnie palce i spojrzałam spomiędzy nich na chłopaka, który właśnie ściągał szlafrok z barków. Hmm, to był w sumie dobry moment na powiedzenie mu, że zajmę się też jego arystokratycznym zadkiem, ale darowałam to sobie. Jakoś wizja dania mu tej niespodzianki bardziej mnie pociągała.
Obserwowałam go kiedy się układał. Po chwili dołączyłam do niego. Uklęknęłam na materacu, otworzyłam słoik i nabrałam trochę maści na dłonie.
-Będę używać kremu, więc się nie zdziw, dobrze? Ładnie pachnie.-podsunęłam mu dłoń pod nos, żeby mógł powąchać sam i ocenić lekki, owocowy zapach. Aromaty są na tyle intensywne, że może rozniosą się zaraz po całym pokoju.
-Zacznę od stóp. Napracowały się dzisiaj dużo.-zapowiedziałam mu, obejmując dłońmi jego kostkę. Kciuki ułożyłam na pięcie i dociskałam je mocno do spodu jego stopy kiedy powoli przesuwałam dłonie w kierunku jego palców. Je również objęłam i spokojnym ruchem najpierw wygięłam w jedną, a później w drugą stronę, aż coś im w stawach strzeliło. Przyjemne uczucie, zaskakujące, ale niebolesne. Wróciłam na kostkę i wykonałam to jeszcze parę razy z taką samą cierpliwością. Nigdzie nam się nie spieszy w końcu. Znów objęłam jego stopę, ponownie przykładając kciuki do miękkiego spodu. Zaczęłam wykonywać nimi niewielkie kółka, rozkoszując się przez te kilka długich chwil tym, jak jego skóra się marszczy, zmienia kolory od nacisku, jak kości miękko współpracują, dając się gimnastykować.
-Gdyby coś cię bolało to mów.-wymruczałam mu, skupiona na pracy, przechodząc gładko dłońmi na drugą stopę, gdy wyczułam, że pierwsza została już wymasowana. W ciszy, przesuwałam rozgrzanymi dłońmi po jego ciele, uciskając go, krążąc, gładząc i wyginając ile się tylko da. Nie miałam zamiaru zostawić na nim ani jednego napiętego mięśnia.
-Chcesz, żebym się może na jakimś miejscu skupiła bardziej niż na innych?-Klęcząc obok niego, nabrałam więcej balsamu, aby teraz łydki potraktować płynnymi, mocnymi ruchami. Rozsmarowałam na nim krem, po czym złożyłam jedną dłoń na jednej jego kostce, drugą dłoń na jego drugiej kostce. Dociskając jego nogi do materaca, przesunęłam leniwie rękoma wzdłuż jego nóg, do kolan, później wróciłam do kostek, głaszcząc delikatnie jego skórę. Już się nie mogę doczekać jego pleców, ostatnio nie dane mi było się nimi zająć. Po raz kolejny moje słonie sunęły w górę, teraz jednak znacznie wolniej, bo palce musiały ucisnąć każdy kawałek sztywnych mięśni, zmęczonych wysiłkiem. Powoli, spokojnie, bez słowa, nasłuchiwałam Altaira, żeby wyczuć gdzie mu się podoba, a gdzie nie, jakiemu miejscu trzeba poświęcić jeszcze trochę uwagi.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Powąchał owy balsam, który faktycznie zapach miał przyjemny, choć z drugiej strony, zastanawiał się skąd go wzięła. Mieli tu balsamy do masażu…? Adel…
-W porządku, nie będę walczył.
Zażartował, gdy oznajmiła co zrobi. Szczerze, nawet nie musiała mu mówić jaki będzie tego przebieg, w końcu, ufał jej. Już tyle razy dał się obmywać, czy masować, że miała setki okazji nawet do zabicia go, a ten by nie zauważył. A jakby miała to zrobić, to by się nawet nie bronił, warte swej ceny.
Zaczął czuć nacisk na stopnie, więc łagodnie zamknął oczy, miękko wtapiając policzek w przedramię. Kobieta mogła dostrzec, że nawet na kostkach znalazły się tatuaże, a te z kolei przedstawiały ciernie, oplatające się wokół. Zresztą, wszystkie to bohomazy były bez znaczenia. Skupił się teraz na ucisku, który wcale nie bolał, wbrew jej przestrogom, a przynajmniej, jeszcze nie.
-Jeśli boli to znaczy, że żyję. Nie przejmuj się mną, nie takie rzeczy znosiłem.
Wymruczał, bo buzia dalej leżała na jego rękach. I tak znów próbował nie zasnąć, bo to chyba naturalny odruch, kiedy jest ci dobrze, a nawet nie musisz nic robić. Choć poczuł strzyknięcie, które go nieco ocuciło, to jednak nie odezwał się słowem. Raczej nigdy nie miał takiego masażu, albo inaczej, nie pamiętał takiego masażu. Nieco go zastanawiało, gdzie Baqara nabyła takie kwalifikacje masażystki, ale szybko sobie dopowiedział to w prosty sposób, który zniechęcił go do rozmyślania na ten temat.
-Nie… rób tak jak uznasz, że jest dobrze.
Odparł na ostatnie pytanie, zaczynając czuć swoje łydki. Faktycznie może były teraz nadwyrężone, a mięśnie się odzywały. Takiego ruchu nie miał od dawna, więc było to relaksujące.
Może niekontrolowanie zaczął nawet cicho mruczeć momentami, z przyjemności i wygody, choć łapał się na tym co chwilę, uciszając. To było odruchowe, a nie chciał wypaść głupio nawet przy nic nie robieniu.
Powąchał owy balsam, który faktycznie zapach miał przyjemny, choć z drugiej strony, zastanawiał się skąd go wzięła. Mieli tu balsamy do masażu…? Adel…
-W porządku, nie będę walczył.
Zażartował, gdy oznajmiła co zrobi. Szczerze, nawet nie musiała mu mówić jaki będzie tego przebieg, w końcu, ufał jej. Już tyle razy dał się obmywać, czy masować, że miała setki okazji nawet do zabicia go, a ten by nie zauważył. A jakby miała to zrobić, to by się nawet nie bronił, warte swej ceny.
Zaczął czuć nacisk na stopnie, więc łagodnie zamknął oczy, miękko wtapiając policzek w przedramię. Kobieta mogła dostrzec, że nawet na kostkach znalazły się tatuaże, a te z kolei przedstawiały ciernie, oplatające się wokół. Zresztą, wszystkie to bohomazy były bez znaczenia. Skupił się teraz na ucisku, który wcale nie bolał, wbrew jej przestrogom, a przynajmniej, jeszcze nie.
-Jeśli boli to znaczy, że żyję. Nie przejmuj się mną, nie takie rzeczy znosiłem.
Wymruczał, bo buzia dalej leżała na jego rękach. I tak znów próbował nie zasnąć, bo to chyba naturalny odruch, kiedy jest ci dobrze, a nawet nie musisz nic robić. Choć poczuł strzyknięcie, które go nieco ocuciło, to jednak nie odezwał się słowem. Raczej nigdy nie miał takiego masażu, albo inaczej, nie pamiętał takiego masażu. Nieco go zastanawiało, gdzie Baqara nabyła takie kwalifikacje masażystki, ale szybko sobie dopowiedział to w prosty sposób, który zniechęcił go do rozmyślania na ten temat.
-Nie… rób tak jak uznasz, że jest dobrze.
Odparł na ostatnie pytanie, zaczynając czuć swoje łydki. Faktycznie może były teraz nadwyrężone, a mięśnie się odzywały. Takiego ruchu nie miał od dawna, więc było to relaksujące.
Może niekontrolowanie zaczął nawet cicho mruczeć momentami, z przyjemności i wygody, choć łapał się na tym co chwilę, uciszając. To było odruchowe, a nie chciał wypaść głupio nawet przy nic nie robieniu.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Re: Dziedziniec
Nie chciał walczyć, był gotów znieść odrobinę bólu i do tego pozwalał mi robić ze sobą co chce. Na zbyt wiele mi pozwala, ale skoro mam okazję do zabawy, to ją wykorzystam. Swoją drogą, to słodkie w jego strony.
Zerknęłam na niego kiedy usłyszałam mruczenie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, bo cieszę się kiedy komuś ze mną jest dobrze. To jeden z moich celów życiowych, sprawiać, żeby wszyscy w koło mieli dobrze, a raczej najlepiej, jak tylko możliwe. Nie zawsze umiem tego dokonać, ale kiedy już mi się uda, to czuję niekończącą się satysfakcję.
W końcu przyszła kolej na uda. Oh uda, ładne je ma, ogólnie cały jest ładny, jednak mu tego teraz nie powiem, bo nawet mnie by to zawstydziło. Ułożyłam dłonie na dolnych częściach ud i zrobiłam, to co z łydkami, rozpoczęłam długim, dociskającym przesunięciem w górę, pod same pośladki, nie zważając na to, że te były zakryte szlafrokiem. Nie widzę ich przecież, tylko je dotykam, powinno być w porządku, w końcu to masaż. Kiedy uda były wstępnie rozgrzane, pozwoliłam sobie odrobinę rozsunąć jego nogi, a następnie przysiadłam okrakiem na lewej nodze. Konkretniejszy masaż zaczniemy od niej. Przycisnęłam swoje nadgarstki tuż nad tyłem jego kolana, chwyciłam jego nogę porządnie długimi palcami i uważając na paznokcie wyciągnęłam się w przód, by przejechać tym mocnym chwytem w górę, tym razem nieco dalej niż przy rozgrzewce, sięgając opuszkami wnętrza uda, pachwiny, ją potraktowałam ostrożnie, bo to delikatne miejsce, a nie chcę, żeby mój mruczący kotek mnie ofukał.
-Jak wrażenia?-zapytałam o ile mi nie uciekł. Wycofałam się rękoma i wykonałam ten sam ruch co przed chwilą, tym razem jednak dużo wolniej, żeby miał czas na zdanie sobie sprawy z tego, gdzie moje palce zaraz ponownie się znajdą. Ciekawa byłam jego reakcji i liczyłam, że nie zacznie mi się wyrywać, bo muszę jeszcze zająć się jego drugim udem i zgrabnym tyłkiem. Ten komplement nie ma drugiego dna. Mam zwyczajnie oczy i umiem ocenić kiedy ktoś ma ładną budowę, to tyle, nic wielkiego.
Zerknęłam na niego kiedy usłyszałam mruczenie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, bo cieszę się kiedy komuś ze mną jest dobrze. To jeden z moich celów życiowych, sprawiać, żeby wszyscy w koło mieli dobrze, a raczej najlepiej, jak tylko możliwe. Nie zawsze umiem tego dokonać, ale kiedy już mi się uda, to czuję niekończącą się satysfakcję.
W końcu przyszła kolej na uda. Oh uda, ładne je ma, ogólnie cały jest ładny, jednak mu tego teraz nie powiem, bo nawet mnie by to zawstydziło. Ułożyłam dłonie na dolnych częściach ud i zrobiłam, to co z łydkami, rozpoczęłam długim, dociskającym przesunięciem w górę, pod same pośladki, nie zważając na to, że te były zakryte szlafrokiem. Nie widzę ich przecież, tylko je dotykam, powinno być w porządku, w końcu to masaż. Kiedy uda były wstępnie rozgrzane, pozwoliłam sobie odrobinę rozsunąć jego nogi, a następnie przysiadłam okrakiem na lewej nodze. Konkretniejszy masaż zaczniemy od niej. Przycisnęłam swoje nadgarstki tuż nad tyłem jego kolana, chwyciłam jego nogę porządnie długimi palcami i uważając na paznokcie wyciągnęłam się w przód, by przejechać tym mocnym chwytem w górę, tym razem nieco dalej niż przy rozgrzewce, sięgając opuszkami wnętrza uda, pachwiny, ją potraktowałam ostrożnie, bo to delikatne miejsce, a nie chcę, żeby mój mruczący kotek mnie ofukał.
-Jak wrażenia?-zapytałam o ile mi nie uciekł. Wycofałam się rękoma i wykonałam ten sam ruch co przed chwilą, tym razem jednak dużo wolniej, żeby miał czas na zdanie sobie sprawy z tego, gdzie moje palce zaraz ponownie się znajdą. Ciekawa byłam jego reakcji i liczyłam, że nie zacznie mi się wyrywać, bo muszę jeszcze zająć się jego drugim udem i zgrabnym tyłkiem. Ten komplement nie ma drugiego dna. Mam zwyczajnie oczy i umiem ocenić kiedy ktoś ma ładną budowę, to tyle, nic wielkiego.
Baqara- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-przekłute uszy
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : ArtStation, Zumi Draws
Re: Dziedziniec
ALTAIR OLIGARCHII
Zapewne jego młodość fizyczna wszystko wyładniała, bo ciężko było się doszukać zmarszczek, a skóra była jędrna, w dodatku blada, jasna, bez przebarwień. Lecz gdyby wiedział jak Baqara postrzega każdy element, który dotyka, zapewne ciężko byłoby mu tak leżeć spokojnie.
Wtedy, kobieta przeszła do jego uda, po których zaczęła sunąć dłońmi, aż po… wzdrygnął lekko, czując jej ciepły dotyk, bo tego się zupełnie nie spodziewał. Wydał może małe sapnięcie, zerkając może lekko w tył, ale powracając głową na swoje miejsce, aby nie dać po sobie znak, że jest jakiś miękki, czy coś. Lecz było gorzej.
-Ara…?
Mruknął bardzo cicho, może prawie bezdźwięcznie, kiedy rozsunęła łagodnie jego nogi i usiadła na jednej, wracając do masażu. W porządku, może uznała to za wygodnieeee… co się dzieje?
Znów może lekko zesztywniał cały, bo ten dotyk był bardziej wrażliwy, aż uniósł głowę. Zadała mu pytanie, ale chyba z początku nie wiedział, jak powinien zareagować.
-Wiesz… ja…
Zaczął drżącym głosem, zaś jego serce biło szybciej, policzki chyba zalewały się czerwienią. Wtedy, poczuł jak znowu przesuwa swoje dłonie wyżej i wyżej, przez co lekko zerwał swoją górną partię w górę, podpierając się na jednym przedramieniu, a drugą ręką chwytając za materac, na poziomie jego żeber, zaciskając palce na materiale, z opuszczeniem głowy w dół, aby włosy zakryły jego zawstydzoną twarz.
-Nie… nie musisz tak dokładnie masować, możesz to… nawet pominąć…
Coś tam wymruczał, ale z niepewnością w głosie. A to dopiero była pierwsza noga. Czemu było to takie trudne? Nigdy przecież nie był, aż tak wrażliwy na takie rzeczy, ale skoro robiła to Baqara, skoro robiła to w taki sposób, to… było całkiem inaczej. Nie rozumiał może nawet sam siebie, ani własnych odczuć i poczucia, jakby krew mu w żyłach buzowała.
Zapewne jego młodość fizyczna wszystko wyładniała, bo ciężko było się doszukać zmarszczek, a skóra była jędrna, w dodatku blada, jasna, bez przebarwień. Lecz gdyby wiedział jak Baqara postrzega każdy element, który dotyka, zapewne ciężko byłoby mu tak leżeć spokojnie.
Wtedy, kobieta przeszła do jego uda, po których zaczęła sunąć dłońmi, aż po… wzdrygnął lekko, czując jej ciepły dotyk, bo tego się zupełnie nie spodziewał. Wydał może małe sapnięcie, zerkając może lekko w tył, ale powracając głową na swoje miejsce, aby nie dać po sobie znak, że jest jakiś miękki, czy coś. Lecz było gorzej.
-Ara…?
Mruknął bardzo cicho, może prawie bezdźwięcznie, kiedy rozsunęła łagodnie jego nogi i usiadła na jednej, wracając do masażu. W porządku, może uznała to za wygodnieeee… co się dzieje?
Znów może lekko zesztywniał cały, bo ten dotyk był bardziej wrażliwy, aż uniósł głowę. Zadała mu pytanie, ale chyba z początku nie wiedział, jak powinien zareagować.
-Wiesz… ja…
Zaczął drżącym głosem, zaś jego serce biło szybciej, policzki chyba zalewały się czerwienią. Wtedy, poczuł jak znowu przesuwa swoje dłonie wyżej i wyżej, przez co lekko zerwał swoją górną partię w górę, podpierając się na jednym przedramieniu, a drugą ręką chwytając za materac, na poziomie jego żeber, zaciskając palce na materiale, z opuszczeniem głowy w dół, aby włosy zakryły jego zawstydzoną twarz.
-Nie… nie musisz tak dokładnie masować, możesz to… nawet pominąć…
Coś tam wymruczał, ale z niepewnością w głosie. A to dopiero była pierwsza noga. Czemu było to takie trudne? Nigdy przecież nie był, aż tak wrażliwy na takie rzeczy, ale skoro robiła to Baqara, skoro robiła to w taki sposób, to… było całkiem inaczej. Nie rozumiał może nawet sam siebie, ani własnych odczuć i poczucia, jakby krew mu w żyłach buzowała.
NPC- Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com
Strona 4 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Góry Koronne :: Sadah :: Dworek Mernstein
Strona 4 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|