Cmentarz w okolicy Afraaz

+2
Luca
Mistrz Gry
6 posters

Strona 3 z 12 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Next

Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Nie Maj 17, 2020 2:52 am

To nie tak, że nie ufam Szefowi... Nie ufam wielu osobom, więc niech Szef nie myśli, że jest jakiś wyjątkowy. Chociaż może trochę moim zdaniem może tak myśleć. Zjadł pół jajka co mu dałem. Będzie mu to naprawdę zapamiętane. Miło mi się było z nim podzielić, nawet jeśli to tylko zapłata była. A tak poza tym, to ja się myję, czasami, jak mam okazję jakąś...ważną...Ale w moim fachu łatwo o zabrudzenia, a że ja pracowity człowiek jestem, to wolę śmierdzieć, ale wykonać pracę, niż nie śmierdzieć i pracy nie wykonać.
Siadłem, podałem mu rękę, co chwila starając się ją dyskretnie zabrać. Na szczęście współpraca jakoś szła i byłem myty. Delikatnie było, nie bolało jakoś mocno, ale i tak ciągle spodziewałem, się, że nawet ze zwykłego znużenia rutyną, zapomni się i przeszoruje mi szmaciszczem po łapsku, zdzierając w niego resztki człowieczeństwa. Nie za dużo spotykam ludzi bezinteresownych i szczerych, a za dużo dobroci nie świadczy o niczym dobrym. To jak ta bajka o dziewczynce, co mieszkała gdzieś kiedyś i padał deszcz. Przyszedł miły pan, dał kocyk, parasolkę i cukierki, a później po dziewczynce ślad zniknął. Cały morał. Głupia dała się porwać i pewnie zabić, bo nie rozumiała, że jak za słodko jest, to jest źle.
Z nudów zapytałem o to coś co tam stało. Żebym się czymś zajął zwyczajnie.
Patrzyłem to na Szefa to na pudełeczko łącząc powoli wątki, zapamiętując to jakie mi informacje sprzedaje. Obserwowałem zaciekawiony jak rzecz przesuwa i otwiera. Skinąłem głową na odwal, słysząc ton pytający jakiegoś pytania i nachyliłem się lekko do mazi. Wyciągnąłem lewą rękę i wsadziłem w kremik palec, brudząc nim cały opuszek. Wyprostowałem się i zbliżyłem dłoń do nosa. Powąchałem, obejrzałem, a na końcu polizałem, marszcząc lekko brwi i nos, czując smak. Nie był najgorszy. No i oczywiście wiedziałem, że to nie jest do jedzenia, nie będzie idealne, ale jakoś mnie tak zapach trochę skusił. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mogłem pojemniczek podnieść i powąchać zawartość, a nie dziabać je paluchem. Czy i to uzna za niekulturalne? Może, ale z drugiej strony sam mi pozwolił. Nie wiem co o tym myśleć. Grzecznie wytarłem resztki z palca o krawędź pojemniczka, a to czego już naprawdę nie mogłem odłożyć wtarłem w spodnie. Może im nie wiem, zaleczy dziurę czy coś.
Chcąc przedłużyć moment namaszczania mnie i zawijania w bandaże, wziąłem w dłoń zestaw do szycia i zacząłem go oglądać dokładnie, chcąc już się brać za wyciąganie igieł i sprawdzanie ich kujności, ale jakoś tak zrezygnowałem. Może zobaczę gdzie to chowa i będę mógł mu podwędzić. Przydałoby mi się takie coś, najbardziej coś sensownego do trzymania igieł, bo tak luzem w plecaku, to słabo trochę. Jeszcze by mi się wbiła w ciało, weszła aż do żyły, została wciągnięta przez krew i popłynęła do serca, wbijając się w nie tak, że by się już jej nie wyjęło.
Odłożyłem jego rzeczy i zanim zaczął mnie smarować sięgnąłem za plecy, przyciągnąłem do siebie plecak, wsadziłem do niego łapę i wyjąłem moją zapłatę za dół. Odkręciłem zakrętkę. Upiłem kilka łyczków, nie patrząc specjalnie na minę Szefa i to czy to aprobuje czy też nie. Już jestem po pracy, mogę pić, jeśli ma takie zasady. Znów podałem mu rękę jeśli o nią poprosił i byłem gotów znieść wszystko, głaszcząc dzielnie butelkę, co kilka chwil ciągnąc kolejne łyczki. Muszę ją dawkować, w końcu nie wiem kiedy dostanę kolejną porcję.
Przy jego pracy nie spuszczałem z niego oka, śledząc ruchy jego dłoni i to czego używa. Uważnie i z zaciekawieniem przyglądałem się jemu, czasami wpatrując się w jego buźkę, chcąc wyczytać emocje czy cokolwiek. Kusiło by go dotknąć, ale powstrzymałem się od takich rzeczy. Będę miał może jeszcze na to czas.
-Szefie, boli Szefa dupa?-zapytałem, bo wpadła mi do głowy myśl, że może w zemście chce mi coś zrobić, nie wiem. Może teraz nie odczuwam działania kremu, ale za półgodziny poczuję tak, że aż mi zacznie ręka płonąć i nie będę mógł oddychać czy w ogóle zemdleję.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Pon Maj 18, 2020 3:26 am

Mógłbym być lekarzem, naprawdę. To miłe sobie tak siedzieć, rozmawiać z kimś na spokojnie, tłumaczyć co nieco. Dodatkowo pracować mogę. Nie, żebym narzekał na swoją codzienną pracę. Jest to po prostu miła odmiana. Mam tu jegomościa, co pomocy potrzebuje, więc się nim bez marudzenia zajmuję. Mam cichą nadzieję, że jeszcze mi za to podziękuje.
Skończyłem wycieranie jego ręki, zadał mi jedno pytanie, na które bez żadnych oporów odpowiedziałem. W końcu, to było tylko niewinne pytanie o to, co kryje się w pudełku. Powiedziałem mu, poleciłem, by sobie zobaczył, dotknął. Wziął chyba sobie to za bardzo do serca, bo i spróbował smaku maści. Po odrobinie nic mu nie będzie, ale większą ilością, mógłby się nabawić przykrych bólów brzucha, albo co gorsza - mógłby się zatruć. Zabrałem się za smarowanie jego ręki. Sam dłonie mam czyste, myłem je w końcu jeszcze niedawno i jedyne co dotykałem to swoje czyste rzeczy i jego przedramię. Nic mu od tego nie będzie. Nabierałem odrobinę maści i nakładałem na jego rany, rozprowadzałem palcami, jeżdżąc nimi delikatnie po jego oparzeniu. Ciekawie tak się bada fakturę skóry, nie powiem, że nie. Niecodzienne doświadczenie, szczególnie, przy tak brzydkim, nieleczonym oparzeniu. Ciekawi mnie, czy byłbym w stanie nieboszczykowi taką brzydką ranę zakryć. Może kiedyś się dowiem? Liczę na to, że mój nowy przyjaciel menel zostanie nagle miliarderem, a na łożu śmierci przypomni sobie o miłym grabarzu, co mu nocleg dał i jedzenie i będzie chciał, bym go pochował. Mało tego! Mam nadzieję, że zechce być odpowiednio przygotowany do tego. Wtedy może spróbuję zrobić coś z tą jego ręką... Zobaczymy.
Doglądałem tego co robił kątem oka. Burczałem mu tłumaczenia od czego co jest. No to już w tym momencie moje rzeczy nie są czyste. Będę musiał je umyć. Dodałem mu, żeby igieł nie dotykał, bo pobrudzi, wszak są jednorazowe, szkoda ich. Albo mnie posłuchał, albo o czymś sobie pomyślał i się przestraszył, dlatego mi ich nie wziął. Nie wiem, najważniejsze, że nic z nimi złego nie zrobił. Nie będę musiał zaraz znów do miasta biec igly kupić... Chociaż raczej, nie. Będę musiał iść do miasta, ale nie po igły, tylko po wódkę, by zapasy uzupełnić.
Niezbyt się przejąłem, gdy wziął sobie plecaczek, choć uprzedzić mnie mógł, bo jeszcze bym wbił mu długi, ostry paznokieć w ranę i problem by był. Słyszę w wyobraźni te wrzask, które by narobił. Nic przyjemnego. Zastanawiam się co byłoby gorsze, czy wbicie paznokcia w oko, czy wbicie w taką ranę? Osobiście, sam zaliczyłem tą pierwszą rzecz, jak chciałem sobie rzęsę wyciągnąć. Nic miłego. Przez cały dzień oko mi łzawiło. W żadną ranę jednak sobie pazura nie wbiłem. Może on zna odpowiedź na to pytanie? Rany często swędzą. Być może zaliczył głupi pomysł podrapania się po niej? Spytam go o to później, o ile nie zapomnę. Zerknąłem raz jeszcze, gdy wódkę sobie pił i wróciłem do pracy.
Oj dobrze, że się chłop powstrzymał i mnie nie dotykał. Wytrąciłoby mnie to z równowagi najprawdopodobniej. W kompletnej ciszy siedziałem, szant sobie nie nuciłem, tylko i wyłącznie jego rączka mi po głowie chodziła i cały kadr mi zajmowała. Kto wie, może jeszcze mi się przyśni dzisiaj? Trochę bym się śmiał, ale dobra. Jak chce mój mózg ją tak bardzo, to proszę. Droga wolna, moja podświadomości, dziwna rzeczo.
Zastygłem, gdy pytanie usłyszałem. Podniosłem wzrok na niego. W sensie, że jak boli, bo co? Stało się coś? Kompletnie mi z głowy wypadło, że mnie w zad uderzył. Chyba nie bolało aż tak, skoro prędko o tym zapomniałem. Wzruszyłem lekko ramionami i do roboty wróciłem.
-Nie jest aż tak źle, co nie zmienia faktu, że mogłeś tego nie robić. - Nie będę się za to mścił w żaden sposób. Nie jestem taki okrutny. Gdybym chciał mu coś zrobić, to bym mu wódkę wylał na trawę przed oczami, sam nie wiem. O, albo bym go łopatą uderzył. Jak tak sobie myślę, to coraz więcej mi do głowy wpada pomysłów, jakbym mógł się zemścić. Może nie będę tego dalej o tym myślał, bo się jeszcze skuszę?
Zabrałem się za zabezpieczanie to większych ran okładami z waty. Nie chciałem, by bandaż wsiąknął całą maść, to mijałoby się z celem tego co właśnie robię. Całą obłożona rękę w końcu mogłem zawinąć bandażem. Wziąłem ten mój, nowy, czysty, biały jak śnieg.
-Zrobię Ci kąpiel, co Ty na to? Po obiedzie. - Zabrzmiało jak propozycja, choć, szczerze, nie miało tak zabrzmieć. Umyję go i będzie piękny, czysty niczym ten bandaż. Dopilnuję tego, choć sam własnoręcznie miałbym go wszędzie wyszorować.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Pon Maj 18, 2020 2:39 pm

Aż tak w przód nie myślał. Chciał się napić to wziął plecak. Jakby mu pazurka wbił w ranę, to by pewnie syknął, obrócił się zaskoczony i w szoku strzelił Szefa z lepa, albo patrzył na niego nie wiedząc co zrobić i nie potrafiąc ustalić czyja to wina.
Oglądałem rzeczy podpytywałem żeby się czegoś o nich dowiedzieć, popijałem wódkę i przyglądałem się jego pracy. Pewnie gdyby robił mi coś złego, to bym się nawet nie zorientował, bo nie wiem jak działa leczenie do końca, ale grunt, że facet czuć mógł presję, bycia obserwowanym.
Zapytałem, bo wolałem wyjaśnić czy ma mi to za złe czy nie, jakoś wyczuć, czy mi coś grozi z jego strony. Gdybym tylko lepiej się znał na czytaniu z ludzi...
-Oj wie Szef jak to jest czasami.- burknąłem niby usprawiedliwiająco, może zrozumie, że są rzeczy, które się robi niechcący, zanim się pomyśli.- To następnym razem uprzedzę cię Szefie, albo zapytam Szefa czy mogę. Ale dobrze Szef się utrzymał w butach...na butach...na nogach w obcasach. Ja nie wiem czy bym tak umiał, jeszcze na takiej ziemi to już w ogóle. Dużo babeczek nawet czasami na chodniku sobie radzi średnio bardzo, a Szef tak sobie szaleje wszędzie Szefie.-kiwałem mądrze głową, chcąc zmienić mój błąd i zaskakujące zachowanie, w coś miłego, komplement na przykład dla Szefa. Też nie chciałem przegiąć, bo jakby usłyszał, że chętnie bym mu obmacał te cudowne nogi, co sobie w obcasach tak świetnie radzą, to by się mógł speszyć i musiałbym znów przepraszać komplementami.
Trochę spanikowałem na widok waty i wyrwałem mu gwałtownie rękę, chowając ją za plecami, żeby nic jej nie zrobił. Znów wyciągnąłem zdrową dłoń do tego czegoś, zmacałem to i dopiero kiedy nic mi się w nieuszkodzoną rękę nie stało, to nieśmiało wyciągnąłem ranną w stronę mojego prywatnego medyka, znów pozwalając mu robić mi co chce. Po obłożeniu mnie stertą waty zaczął mnie owijać bandażem, czystym i ładnym. Mam nadzieję, że jak mnie będzie wyrzucać z domu to nie będzie mi kazał go zwracać. Wtedy te stare bandaże bym umył i do czegoś użył, albo nosił w plecaku, bo nigdy nie wiadomo kiedy znów mi ktoś coś w oleju utopi.
Popatrzyłem na niego z wielkim niezrozumieniem, jakbym go za szaleńca brał, takiego rodowitego z ulicy, bez rodziny i wsparcia. W jego wypowiedzi kryły się dwie ważne informacje. Obiad i kąpiel. Te słowa się gryzą. Straszliwie się gryzą. Na szczęście jednak, jego propozycja nie polegała na tym, że muszę się umyć żeby dostać jedzenie. Nie. Najpierw zjem, a dopiero później będzie mnie facet znów torturować.
Siedziałem z nietęgą minął, ściągając znów brwi, robiąc sobie kolejne zmarszczki, patrzyłem się uważnie na faceta, czasem przeskakując spojrzeniem na ziemię ją wtedy męcząc swoim zamyśleniem. Nie chciałem się kąpać i to pewnie jeszcze w ciepłej wodzie. Niby miło raz na jakiś czas luksusu zaznać, ale nie aż takiego. Jak to było? Jak czegoś nigdy nie doświadczyłeś to nie możesz za tym tęsknić? Chyba jakoś tak. To się wykąpię najem, napiję, zostanę opatrzony, a potem wypad na ulicę i będę się w swoim delikatnym jak śnieżynka serduszku zamęczał tęsknotą za... normalnością...? Moje życie takie jakie jest też jest normalne, zwyczajnie lekko inne, o. Chociaż może jak zobaczy moje boskie ciało to da mi kolejną wódkę. Bo reszta ciała nie wygląda tak źle jak ręka. Są jakieś zadrapania, siniaki i otarcia, ale to nic groźnego i wymagającego leczenia. Jakaś tam jedna blizna na brzuchu, co się ładnie zaleczyła. I coś jeszcze chciałem o sobie powiedzieć, ale zapomniałem. Pewnie chciałem powiedzieć, że zwyczajnie jestem pięknym okazem zdrowia i szczęścia.
Skinąłem głową na jego propozycję gapiąc się w ziemię. I cierpliwie czekałem aż skończy pracę. A kiedy skończył, upiłem kilka łyków wódki, zakręciłem ją i tuląc ją do piersi walnąłem się bez słowa bokiem na materac. Chcę odpocząć od tego wszystkiego, głównie od ciągłego zastanawiania się co robić. To było męczące i denerwujące przez to, że miałem wrażenie iż coraz bardziej się miotam i coraz bardziej mi jakby zależy.
Zerknąłem nieufnie na faceta jeśli nie wyszedł i uciekłem szybko wzrokiem. A co jeśli faktycznie coś mi zaraz się z tą ręką stanie, a zabandażował ją dobrze żeby później móc ją ładnie zakonserwować czy coś. Facet ma dom dla trupów, kto wie co tam trzyma w piwnicy. Bo piwnicę musi mieć, podejrzane by było gdyby nie miał, bo by znaczyło, że ma piwnicę, ale dobrze ukrytą, a tam się już dzieją kompletne cuda.
Jeśli wyszedł i zostawił mnie w spokoju, to zwinąłem się bardziej w kulkę, przykryłem moimi szmatami i leżałem w spokoju sam nie wiem ile, pewnie do czasu aż mi się zachce sikać albo Szef po mnie przyjdzie.
Jeśli coś kazał mi jeszcze zrobić albo iść za nim na obiad, to ubrałem koszulę i dzierżąc moją kochaną butelkę podążyłem za nim.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Wto Maj 19, 2020 3:16 am

Tylko niech on sobie nie myśli znów o tym, by mój piękny, jędrny zadek znów bić. Nie życzę sobie i nie chcę tego. Żadne tłumaczenia tego czemu to zrobił go nie usprawiedliwią, choć, przyznam nieśmiało, radość mi sprawił ten komplement, że na obcasach chodzę przednio. Sam nie porównuję się do bab jak chodzą, ale usłyszeć coś podobnego od osoby drugiej jest całkiem miłe. Lekko mi policzki poróżowiały, głową pokręciłem i spojrzałem na niego radosnym wzrokiem.
-Dziękuję, dziękuję, ale tak mi słodzić już nie musisz... - Trochę mi może niezręcznie było? Sam nie wiem. Niecodziennie dostaję komplementy. Rzadko wręcz. Raczej osoby, które to na pogrzeby chodzą rzadko kiedy komplementują moje wdzięki. Bardziej są skupione na samym pogrzebie i - bardzo słusznie - gwieździe imprezy.
Zapomniałem mu dać watę do sprawdzenia, ale sam sobie zadbał o to, by ją zabrać. Wypuściłem ją z ręki i popatrzyłem jak jegomość ją ogląda, sprawdza. Błagam, tylko niech jej nie liże. Gdy oddał, wróciłem do swojej pracy. Obłożyłem jego rękę ładnie, owinąłem bandażem. Nie, nie będzie musiał mi go zwracać. Mam jeszcze kilka swoich. Bez jednego dam sobie radę. Puściłem jego rękę, rzeczy zebrałem. Powiedziałem mu, że to tyle, by na łapkę uważał. Czas zrobić obiad, później kąpiel mu przygotuję. Nie będzie mi chłop po domu brudny latał. Oświadczyłem mu, co przygotuję do jedzenia, wspomniałem, że jeżeli chce, to tu na górze może sobie odpoczywać, a ja go później a dół zawołam.
Wstałem. Jeżeli nic nie miał mi do powiedzenia, to wyszedłem i na dół zszedłem rzeczy odnieść na ich miejsce. Jeżeli coś jeszcze chciał, to zostałem z nim i wysłuchałem go do końca. Może coś odpowiedziałem jeszcze... W każdym razie, moim celem było dolne pomieszczenie i kuchnia się tam znajdująca.Po odstawieniu wszystkich rzeczy zgarnąłem wiadro stojące w kuchni i pognałem na zewnątrz, do studzienki, która sobie stoi za domem. Przymocowałem wiadro do linki, patrzyłem jak na dół leci. Woda zgarnięta? Zgarnięta. Już po chwili kręciłem kółeczkiem przy studzience, by odzyskać wiaderko. Dobrze, że mięśnie jakieś tam mam i wytrzymałość i daję sobie radę samemu z podstawowymi rzeczami i jak niezbędnymi.
Wróciłem z wiadrem do domu. Od razu postawiłem wodę na herbatkę do mniejszego garnka i wodę na kluski, do większego, do którego dodatkowo soli wsypałem. Oba garnki postawiłem na narożnym kominku, ogień rozpaliłem. Nie będę musiał ich aż tak już doglądać. Usłyszę jak woda warczy. Dalej zabrałem się za wyciąganie potrzebnych składników z spiżarki, mąka, ser... Wszystko co potrzebowałem, na szczęście miałem. Do produkcji moich leniwych pierożków stół poświęciłem. Jakoś mi to szło, pamiętałem przepis. Łatwy jest. Z mamą dużo siedziałem, nauczyła mnie co nieco. Jak mi się kiedyś napatoczy jakaś panna, w której się zakocham, a ona we mnie, to szczęściarą będzie, posiadając prywatnego kucharza pod dachem. Mało to prawdopodobne, bym spotkał taką panią, coby się we mnie zakochała, ale pomarzyć zawsze mogę.
W międzyczasie krojenia ciasta herbaty zalałem. Odstawiłem je na parapet, by wystygły. Będą w sam raz, kontrastując się swoją chłodniejszą temperaturą do gorących pierożków. Choć równie dobrze zamiast herbaty mógłbym mleka dać, już trudno. Liczę, że posmakują menelowi i mam szczerą nadzieję, że wykaże się rozumem i sobie języka nie sparzy jak ręki, gdy dostanie talerz z jedzeniem. Ciężko byłoby mi mu ozorek smarować maścią, a co dopiero zawijać bandażem.
Przyszło mi na wrzucanie ciasta do gotującej się wody. Udało mi się to zrobić bez większej szkody, palce miałem całe, choć dostrzegłem małe czerwone kropki gdzieniegdzie. Wrzątek mnie jednak dopadł. Stałem przy garze, mieszałem wodę, w głowie czas odliczałem ile mają się tak gotować. W czasie odliczania wyciągnąłem talerze i postawiłem na blacie, mogłem już je nakładać. Gar ściągnąłem z kominka, by już się mi woda nie warczała. Wyłowiłem wszystko co mogłem, rozdzieliłem, niezbyt równo. Dałem Żabci więcej kawałków. Ja najzwyczajniej w świecie nie zjem dużo.
W reszcie wody co stała w wiadrze szmatę wypłukałem i stół umyłem. Zawołałem również mojego kolegę, by na dół zszedł, bo jedzenie jest gotowe. Ustawiłem talerze na stoliku, o herbatkach nie zapomniałem i je zabrałem z parapetu. Na końcu po sztućce sięgnąłem. Usiadłem sobie wygodnie na krześle, na menela poczekałem kulturalnie, życzyłem mu smacznego i jeść zacząłem. Smakuje, Żabciu?
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sro Maj 20, 2020 12:37 am

Wyszczerzyłem się do niego widząc jak się troszkę zarumienił i że podoba mu się to co robię. Winy wybaczone, nie mam co się bać. Jeszcze tylko sprawdziłem watę, tak na zaś. Bandaża nie sprawdzałem, tego typu wynalazki są mi znajome, sam się nimi posługuję. Cierpieć będę jak to trzeba będzie zdjąć kiedyś. Może jak namoczę dobrze w wodzie do zejdzie? Możliwe.
Kiedy puścił moją rękę znów schowałem ją za plecami. Wgapiając się w niego jak cielak, słuchałem uważnie poleceń i dalej lekko skonsternowany przytakiwałem na wszystko. Było mi niezręcznie. Mój mózg nie był gotów na takie zdarzenia, nie mam w głowie żadnych schematów zachowań, więc jedyne na co mnie stać, to wielkie, wszechogarniające nic. Pytań nie miałem, bo mi i języka z gębie zabrakło. Więc kiedy w końcu zostałem sam ze sobą, walnąłem się na łóżko i zwinąłem w kulkę, zakrywając się jak i czym tylko mogłem. Było mi źle, że nie wiem co mam robić i było mi źle, że nie...nie wiem... że się zmęczyłem tym wszystkim bardzo. Spojrzałem na zabandażowane palce, marszcząc dalej brwi. Polizałem bandaż. Wszystko z nim w porządku. Westchnąłem w myślach głośno, podrapałem się po przetłuszczonych włosach i spróbowałem odpocząć od wszystkiego, głównie od siebie.
Na wpół przysypiając, na w pół nie, chyba usłyszałem głos. Otworzyłem oczy, uniosłem głowę. Patrzyłem się w drzwi. Jeśli jeszcze raz mnie zawołano no, marszcząc brwi usiałem, czując nieprzyjemne dreszcze na całym ciele sprawiające, ze aż język wystawiłem. Czułem jak ręka mi pulsuje, jak pod bandażem wszystko szaleje i grzeje się. Bym się na spokojnie napił, to by samo przeszło, ale nie, musiał przyleźć, namoczyć wszystko, jeszcze łapami wsmarować coś i ścisnąć bandażami. Zrobiło mi się nagle jakoś dziwnie smutno, bo jednak proces tego wszystkiego był miły, ale sam nie wiedziałem o co chodzi. Chciałbym wiedzieć, ale nie wiem.
Zamruczałem coś pod nosem i wstałem z materaca. Przykryłem swoje rzeczy szmatami i kołdrą, po czym w skarpetkach zacząłem schodzić po schodach. Uważałem na nich, uważałem, w końcu nie chciałem się połamać i żeby mnie trupi lekarz opatrywał jeszcze raz.
-Jestem Szefie, co Szef chce?!-zakrzyknąłem od razu gdy ze schodów zszedłem. Zrobiłem kilka kroków, ruszyłem tam skąd dobiegały jakieś odgłosy i zajrzałem do kuchni. Spojrzałem na stół. Talerze z jedzeniem. Śniadanie też było na talerzu. Bo się je na talerzu w domach, pacanie.
Zmarszczyłem brwi, poprawiłem koszulę, co ją nie do końca zapiąłem. Podszedłem do stołu rozglądając się po kuchni. Obiad faktycznie miał być i to dla mnie obiad, a nie dla gościa innego w gościnnie.
Usiadłem przy stole. Pokiwałem mądrze głową na życzenia i zabrałem się za jedzenie. Pojedynczo łapałem mączne cośki w palce, od razu brudząc czyściutki, nowy bandaż na dłoni, i błyskawicznie szamałem. Nie to, że je pojedynczo jadłem, nie. Napychałem nimi pysk i dopiero potem gryzłem kilka na raz, przełykając wieloma partiami.
Spojrzałem na talerz Szefa, zerknąłem na niego samego, po czym wrzuciłem mu na talerz jednego swojego pierożka, a w zamian za to zabrałem jednego z jego talerza na swój. Powtórzyłem tę operację jeszcze kilka razy. Nie to, że myślę, że moje są zatrute czy niesmaczne, zwyczajnie nie potrafiłem policzyć czy mamy po równo, to może jak tak namieszam nie zobaczy, że miał za dużo czy za mało.
Jadłem w ciszy, napychając się leniwymi jak mogłem, znów zachowując pełną kulturę niemlaskania i niejedzenia z otwartymi ustami. Ostatnie kilka pierożków zgarnąłem do łapy i wrzuciłem do kieszeni spodni. Będzie na później.
Złapałem za jego szklankę i upiłem kilka łyków. Odstawiłem ją na miejsce i chwyciłem ze swój kubek, teraz pijąc już duszkiem. Zostawiłem jednak kilka dużych łyków na dnie i przysunąłem herbatę do talerza mężczyzny. Zabrałem jemu trochę, to teraz oddaję.
Wyjąłem jednego pierożka z kieszeni i zjadłem, w czasie, w którym musiałem czekać aż Szef zje. Położyłem splecione ręce na stole i ułożyłem na nich głowę. Z tej pozycji bez przerwy patrzyłem na Szefa, na każdy ruch, na szyję jak przełyka, na długie włosy, co czasami próbowały się wkraść do posiłku.
-Szefie w ogóle z Szefa to taki Człowiek Wszystko. Żebym nie zapomniał powiedzieć. Bo Szef chodzi sprawnie i Szef umie jeszcze w kuchni robić i szyć umie i malować umie. Taki Wszystko Człowiek. Ja Szefowi mówię, że jak Szef...kiedyś się coś stanie...gdzieś coś, to Szef z tego wyjdzie, bo Szef będzie umiał.-wróciłem do pochwalenia go. Może go tym udobrucham i jak powiem, że nie chcę się kąpać to nie będę musiał? Sam nie wiem. Na pewno odwrócę uwagę ładnie. Hmm.... Właściwie dopiero teraz mnie zaczęło zastanawiać dlaczego chce żebym się umył. Mógłbym już teraz się zebrać i wyjść, nie psując mu powietrza. Może w ziemi były jakieś straszne małe dziwadła chorobowe i teraz ma wyrzuty sumienia, że umrę jak się nie umyję bo zachoruję? Możliwe. Nic nie jest niemożliwe, czyli wszystko jest możliwe.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Czw Maj 21, 2020 3:27 am

Lubię gotować. To mnie w pewien sposób odpręża i relaksuje. Mogę się bawić w rozbijanie jajek, czy też mieszanie różnych substancji, dbać mogę o to, by proporcje były zachowane w dobry sposób... Lubię to. Tak zwyczajnie. Tak jak lubię malować trupy, wyciągać organy, bawić się w lekarza lubię. Nie wiem czego tak szczerze nie lubię robić. Nawet w sprzątaniu znajduję pewną przyjemność i satysfakcję. Może to przez to, że wszystko co robię mniej więcej mi wychodzi? I to dlatego mnie kontentuje? W końcu nie narzekam na nic, czym się samodzielnie zajmuję jakoś szczególnie. Sam nie wiem jak to działa. Chciałbym wiedzieć. Może się dowiem kiedyś?
Zawołałem Żabcie na obiad. Siedziałem sobie przy stole, wpatrywałem się w parujące kluseczki i czekałem. Niech się nie spieszy, chłodniejsze pierożki też są całkiem dobre. Trzymałem ręce złożone przed sobą, opierałem o nie podbródek i zwróciłem tym razem wzrok na schody prowadzące na pięterko. Nie spiesz się, nie ma takiej potrzeby. Jedzenie nie ucieknie.
Czekałem, cierpliwie czekałem. W końcu mój gość się zjawił. Może spał i musiał się przebudzić? Kto wie. Krzyknął coś do mnie na schodach jak szedł, dobrze, że idzie. Pierożki dalej parowały sobie spokojnie. Zdążył na cieplutkie. Uśmiechnąłem się do niego, wskazałem ruchem głowy na talerze.
-Przygotowałem obiad, siadaj i smacznego życzę. - Nie spuszczałem z niego oczu, gdy koszulę sobie poprawiał. Jak dla mnie mógłby sobie siedzieć nawet bez niej, ważne, by zjadł. Ładnie pachnące pierożki już się na niego patrzyły i już prosiły pięknie, by usiadł i je zjadł, ja to wiem i czuję, jako ich twórca. Czuję ich emocje i pragnienia.
Gdy on zaczął jeść swoją porcję to i ja zacząłem. W przeciwieństwie do niego, nie jadłem tak, jakby mi miało nagle jedzenie z talerza zwiać. Spokojnie sobie jadłem, rozkoszowałem się tym przyjemnym serowym smakiem. Coś co bardzo lubię. Kroiłem sobie co niektóre, maziałem nabitymi na koniec widelca w roztopionym masełku. Lubię masło. Na te gorętsze jeszcze dmuchałem, popijałem sobie w trakcie herbatkę. Brakowałoby mi do tego jeszcze siedzieć na jakimś balkonie, w słońcu, w wypasionej rezydencji, takiej, co bogacze mają. Wtedy to byłoby, żyć nie umierać.
Korciło mnie, by zwrócić mu uwagę, by zaczął używać sztućców, gdy mi swoje kawałki podrzuca i kradnie inne. Ostatecznie nic nie powiedziałem, tylko żałowałem w myślach, że nie kazałem mu się umyć najpierw. Cóż, przeżyję. Każdy pierożek zjadłem pokornie, bez wydziwiania. Nie chciałem mieć tyle ile on miał. Niech je do woli, widzę, że mu smakuje, a przynajmniej tak myślę. Po prostu nie zjem takiej dużej porcji, nie jestem w stanie. Mam za mały żołądek chyba.
Mógłbym go za to pochwalić, że nie mlaszcze i nie siorbie jak ostatni cham przy stole. Jest to naprawdę, naprawdę bardzo na plus dla niego i godne poszanowania. Niby taki chłop, prosto z ulicy wzięty, a zachowuje się znakomicie. Naprawdę, zaczynam mocno podejrzewać, że jest to jakiś zbankruciały szlachcic, który łapie się każdej deski ratunkowej, by móc mieć jakieś źródło z którego ma co jeść i pić. Z uśmiechem w duchu patrzyłem jak chowa resztę pierożków do kieszeni. A mógł poprosić o zapakowanie, to bym mu do słoiczka wrzucił. Jeszcze by ode mnie to wyciągnął. Chyba za dobry człowiek ze mnie jest. Mam nadzieję, że nie rozgada tego kolegom, o "tu i tu mieszka taki typ, grabarz, co za wykopanie dołka da miejsce do spania na noc i wódkę!" Bycie takim dobrodziejem jest w pewnym sensie satysfakcjonujące, ale odstraszyłoby mi to klientów, gdyby nagle obok mojego cmentarza powstało żulowisko.
On coś bardzo się dzielić lubi, z tego co widzę. No, dzielić, podbierać i wymieniać. Herbatki mi podpił. W środku się wykrzywiłem na to. Nie, nie żałuję mu. Nic z tych rzeczy. Chodzi mi bardziej o jego uzębienie. Będę mu kazał zęby wyszorować, albo zrobię to sam za niego. Herbatki już niezbyt ruszać chciałem. Przepraszam meneliku, ale nie martw się, dam sobie bez niej rady.
Niesamowite, że nie odszedł od stołu, gdy skończył jeść, tylko na mnie czekał. Czułem jego wzrok na sobie. Nic mu nie mówiłem. Jak chce, to proszę. Niech patrzy, ja nie mam nic do ukrycia. On coś ode mnie chce? Bo znów mi komplementami rzuca. Na sercu mi aż miło. Powiedziałbym, że Żabcia wie, co powiedzieć, by kobietę zadowolić, ale ja babą nie jestem. W takim razie - Żabcia wie, co powiedzieć by grabarza zadowolić. Brzmi lepiej, dla mnie, rzecz jasna.
-A dziękuję Ci. Kochany jesteś. Wszystkich tak pochlebstwami obrzucasz? - Zagadnąłem. Może mi powie coś o swoich relacjach jakie ma. I kogo chłop zna? To ciekawe, ciekawe. Liczę na to, że bez dalszych moich zachęt się sam rozgada.
Skończyłem jeść, wypiłem resztę swojej herbaty, gdyż trochę mnie w gardełku drapało. Zabrałem talerze, sztućce i kubki. Odstawiłem je w miejscu, gdzie spoczywają rzeczy do mycia. Spojrzałem znów na niego, towarzyszył mi radosny uśmiech. Czas na kąpiel. Zgarnąłem wiadro, stojące niedaleko kominka.
-Pomożesz mi trochę z wodą? Z noszeniem, braniem... Mam studnię za domem, pomoc by mi się przydała. - Spytałem i poczekałem na to, czy chęci takowe wyrazi. Jeżeli tak, od razu wyszedłem, nie kwapiąc się, by buty zakładać. Znam to miejsce od lat, wiem gdzie kępki trawy rosną, a gdzie nie. Po prostu stawiałem kroki na zielonych miejscach. Jeżeli nie chciał mi pomóc, to sam z wiadrem wybrałem się na podróż do studni, wcześniej nakazując mu pozostać w kuchni, bądź iść do siebie.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Maj 21, 2020 12:52 pm

Wiedziałem, że obiad będzie, ale i tak byłem zaskoczony, kiedy w kuchni czekał na mnie talerzyk z ciepłymi pierożkami i herbatą. Siadłem, pokiwałem głową i zacząłem jeść, odpowiednio mu płacąc dzieleniem się i podbieraniem mu. Chyba nieźle mu namotałem w głowie, bo jednak nie powiedział ani słowa na to i wszystko zjadał. Może zwyczajnie emanuję taką dobrą energią, że ze mną nie walczy.
Nie mlaskałem i nie siorbałem, bo to są jedne z dźwięków, których nienawidzę. Ale własne siorbanie i mlaskanie nie jest aż takie złe, najgorsze jest czyjeś, tego nie znoszę, aż mnie w myślach dreszcze przebiegły. W czasie robienia loda jeszcze nie jest źle, bo różnica jest taka, że jak jesz, to możesz to skontrolować, jak mlaszczesz to dlatego, że chcesz zwyczajnie i nawet nie próbujesz się powstrzymać, a w czasie seksu no to nie za bardzo możesz to kontrolować, zwłaszcza jak ktoś cię nagle dociśnie czy szarpnie, to mówię, no jak coś gwałtownie to ciężko nad tym zapanować.
Patrzyłem na niego ciągle i nieco mnie jego pytanie zdziwiło. Dociekliwa bestia. Ale i mnie zdziwiło, że powiedział do mnie kochanie, ale nie powiedział tego jak taka stara raszpla, co też mieszkałaby na ulicy, gdyby nie łaska jej syna, który się zgodził ją utrzymywać i słuchać jej narzekań. Stare, zaplute, niedomyte hipokrytki, purchlaki jakieś głupie w dziurawych swetrach. Tak czy inaczej to było miłe, ale bardzo zdziwiające, tak jak wtedy kiedy nazywał mnie słońcem albo żabcią, co było może zdrobnieniem od imienia, co nie zmienia faktu, że dużo mówił do mnie, tylko do mnie, konkretnie do mnie i dużo mówił do mnie po mojej nazwie czasami, aż mi dziwnie teraz było, że w ciągu dwóch dni usłyszałem więcej razy swoje imię niż przez ostatnie kilka miesięcy.
-Nie Szefie, bo innych nie lubię tak jak Szefa albo mówię jak coś chce. Bo wie Szef, że bogate kobiety nie lubią komplementów za bardzo i uciekają, ale faceci lubią. Ale faceci nie lubią, jak mówię do ich kobiet jak z nimi idą. Pochwalisz wygląd czy krągłości i wielkość cycków, albo nawet całuśne usta, a oni już się puszą, obrażają i grożą jak jakieś maślane, szpakowane pacany, bo takie chucherko z niego, ale walczyłby dzielnie jak kot.-cóż, zapytał, to zacząłem mówić, niespecjalnie się zastanawiając co konkretnie mówię, bo i w końcu mam szansę na wypowiedź, swobodną, bez stresu, że coś głupiego palnę.- Ale moi znajomi na odwrót właśnie że faceci z mojej branży nie przepadają za komplementami, a kobiety lubią, a jak się ładnie cieszą, ale później mogą być upierdliwe i przychodzić po więcej. Wie Szef jak to jest, da się palca, a zjedzą rękę, a jak wiedzą gdzie mieszkasz, to już w ogóle może być tragedia Szef rozumie? Bo się budzi Szef, a ta na Szefie siada jak wydra jakaś napalona, co już się zdążyła rozebrać, a Szef chce zwyczajnie spać, bo cały dzień Szef łaził i szukał. No ale jak takiej odmówić, skoro sama się wprasza i to jeszcze za taką małą zapłatę, bo słowa nic nie kosztują przecież zazwyczaj, a i to miło tak powiedzieć komuś coś miłego.-rzuciłem mu kilka informacji o moim życiu, to w końcu może być ważne dla niego, jakby kiedyś w przyszłości chciał poderwać jakąś moją znajomą, powiesz jej, że ma ładne oczy, mimo, że ma zeza, a jednego oka to w ogóle nie ma i po chwili już sama będzie się ujeżdżać jak nieziemska fanka walk byków. Jakby chciał faceta to by było też łatwo, chociaż na facetów trzeba się wykosztować, bo wystarczy, że masz procenty lub pieniądze i już przed tobą będzie na kolanach łaził. Bo my prości ludzie, a nie jacyś wybredni jak wszyscy inni, w końcu chodzi o to, żeby dwie strony miały zyski i żeby było miło, co nie, a nie o to, żeby się bawić w jakieś podchody jak jakieś wyperfumowane liski arystokrackie - A Szef wie, mam jednego znajomego co też nie lubi, ale jego pies lubi, jest naprawdę ładny, kiedy nie szczeka i nie rzuca się na wszystko, kiedy je jest ładny, lubię go karmić. Szefie, jakbym mógł to bym zabrał mu tego psa, ale on może czasem go kopnie, ale go lubi i potrzebuje go i by mi go nie dał, tylko za mną biegał po mieście. Ale mógłbym z nim spać Szefie, z tą ładną kuleczką włochatej sierści. Hehe i nie tylko spaćć.... HEHEheheheh...!-zarechotałem głośno z własnego żartu, w wymowny, rozbawiony sposób. Nigdy psa nie ruchałem, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, a bo co, bo nie mogę? Z resztą mógłbym mu znaleźć jakąś ładną suczą panią pieskę i oglądać ich sobie, musiałbym zrobić ogrodzenie, żeby mi z uliczki nie uciekli.
Odchrząknąłem cicho. Kaszlnąłem. Przełknąłem ślinę.
Poderwałem się z krzesła i poszedłem za Szefem kiedy odszedł odnieść naczynia. Znów stanąłem blisko niego kiedy się zatrzymał, stykając się z nim ramieniem. Spojrzałem co robi, po czym spojrzałem na niego samego kiedy kolejne pytanie zadał.
-No tak, Szefie, Szefowi ja pomogę we wszystkim! Głupio Szef pyta, Szef mi da co tam trzeba, to ja Szefowi wezmę tę wodę i całą wyniosę, Szefie. Szef nie musi mówić drugi raz.-wyraziłem żywo chęć pomocy, kiwając aktywnie głową, wycierając ręce w spodnie. Liczyłem za niezłą zapłatę za mój dodatkowy wysiłek. Gdybym tylko sobie przypomniał, że to nie jest woda na herbatkę, a na kąpiel dla mnie, to bym aż taki zaangażowany w to wszystko nie był.
Wyszedłem za nim w skarpetkach, ale w przeciwieństwie do niego, nie przejmowałem się tym, żeby iść po trawie. Się potem wytrzepie skarpetki, nie ma problemu. Pomoc Szefowi ważniejsza niż zdrowie moich skarpetek! Mój Szef, chcę zapłaty. Chcę! Pomagałem mu z wodą, tyle ile chciał, nosiłem ją odważnie gdzie tylko chciał i trochę sapałem, bo jednak ranna ręką teraz dużo pracowała, a jeszcze się nie uspokoiła i bolała, ale no Szef się niech nie przejmuje, na jestem zdrowy i silny, ja dam radę, ja zrobię wszystko co Szef chce, zaniosę mu tę wodę, choćbym miał mu drugą studnię wykopać i tam całą wodę przelać, to ja to zrobię.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Wto Maj 26, 2020 2:50 am

Zadałem jedno pytanie i chłop mi się cudnie rozgadał. Nie narzekam, nie śmiałbym, fajnie się go słucha. Szczególnie, że on to gada i gada tak sam z siebie, bez zachęty. To jest najbardziej fajowe. Mógłby mi tak trajkotać, gdybym, sam nie wiem, gdybym pracował nad trupami. To byłoby coś... A gdyby śpiewać ładnie potrafił! Ho, ho, każdy mógłby mi pozazdrościć takiego muzycznie utalentowanego menela. Naprawdę, może go sobie zatrzymam? Dbałbym o niego, o jego rękę, miałby co jeść, miejsce do spania też ma. Tylko jego klamoty z chęcią bym przerzucił do szopy... Z resztą! Nie chcę, by to brzmiało, jakbym co najmniej psa adoptował, albo niewolnika. I co ja sobie w ogóle myślę? Znam typa ile? Jeden dzień, no, dwa, niecałe. Nie będę tak szaleć, to nie wypada.
Kiwałem mu głową ładnie, dobrze wiedzieć jak inni na ulicy na komplementy reagują, jakie mają nastawienie. Nie wiedziałem, że babki są bardziej łase na pochwały i miłe słówka. Przyznałem mu rację, gdy wspomniał o wyżej postawionych panach i ich reakcjach, gdy się skomolementuje ich panny, no ale co się dziwić? Teoretycznie to ich zdobycz i mogą się poczuć zagrożeni, gdy ktoś okaże podejrzanie za dużo zainteresowania. Choć, myślę, że w większości przypadków woleliby usłyszeć, że ich panna jest taka, siaka i owaka niż samemu takowy komplement dostać, nie wiem, na przykład stwierdzenie, że mości pan ma ładny kuperek.
Raczej nie skorzystam z oferty napalonych wydr i nie chcę mieć z nimi wiele wspólnego. Nie lubię być napastowany wbrew własnej woli i z resztą, co ja zrobić mogę? Ciało moje nie jest idealne. Wadliwy jestem, szczególnie, pod łóżkowym względem. Z resztą, przywykłem do myśli, że będąc grabarzem, mogę się pożegnać z znalezieniem sobie "tej jedynej". Mój ojciec miał szczęście, że mamę spotkał. Ja mogę nie mieć takiego powodzenia, z resztą, nie widzę, by panny z jakimś szczególnym zainteresowaniem za mną się oglądały. Do barów nie chodzę, poza cmentarz w sprawach czysto rozrywkowych też nie chadzam. Nawet jeżeli jakaś by się mną zainteresowała, to prędko by straciła ciekawość, jakby się dowiedziała o moim intymnym problemie. Nikogo w łóżku nie usatysfakcjonuję. Cóż, poradzę sobie sam w życiu. Dam radę.
Słuchałem opowieści o psie. Nie lubię psów. Są głupie i śmierdzą i szczękają tylko. Głupie stworzenia, niby mają pilnować terenów, ale na nic się nie przydadzą, tylko brudzą dookoła siebie. Moje ptaki nie są takie problemowe jak te czworonożne szczekadła. Wolę koty od psów, ale najbardziej to i tak ptaki lubię. Są cudowne, piękne... Szczególnie, duże ptaki.
Zaśmiałem się z nim, gdy żarcik padł. Ogarnąłem o co chodzi. No człowieka z podobnymi preferencjami jeszcze nie spotkałem w życiu, może to jest ten pierwszy przypadek? A to ciekawe. Wpatrywałem się w niego szczerze zainteresowany tym co ma mi jeszcze do powiedzenia. O ile nie skończył, rzecz jasna.
Powiedziałem mu o kąpieli i o tym, że wody potrzeba. Uradowało mnie to, że pomóc mi zechciał, no czyż to nie jest kochany chłop? Niech ktoś mi wskaże równie chętnego do pomocy arystokratę. Żaden się nie będzie tak do pomocy palić... Chyba, że Żabcia sobie myśli, że jeszcze coś na tym zyska, wódkę jakąś. Będzie musiał mi wybaczyć, ale nic więcej nie mam.
Zaprowadziłem go do studni, przymocowałem wiaderko do linki i spuściłem je na dół, do studni, które echem się obiło, gdy z wodą się zderzyło. Kazałem Żabci kółeczkiem kręcić, patrzyłem się uważnie jak to robił i kiwałem głową zadowolony tego jak ładnie kręci. Gdy wiadro było znów na górze, odwiązałem linkę i zabrałem je do domu. Przelałem wodę do garnka i postawiłem na kominku. Niech się gotuje. W tym czasie wysłałem menela po więcej wody i tak przeze mnie z wodą trzy, czy cztery okrążenia zrobił. Gotową zagotowaną wodę sam zanosiłem na górę i przelewałem ją do wanny. Liczę na to, że kolega mój polubi cieplutką wodę.
Gdy ostatni raz zaniosłem garnek z wodą, otarłem czoło i poszedłem do niego, gdziekolwiek by nie był.
-Kąpiel gotowa, chodź. - Zapowiedziałem uprzejmie i poszedłem znów do łazienki, chcąc mu pomóc się umyć.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Wto Maj 26, 2020 4:32 pm

Facet zdawał się być nawet zainteresowany tym co mówię. Przytakiwał i patrzył się, a to sprawiało, że w głowie już układały mi się kolejne zdania do powiedzenia. Skończyłem jednak na żarcie czy nie żarcie o psie, zależy jak to kto weźmie. Spodobało mi się, że zaśmiał się ze mną, naprawdę mi się spodobało i zabawnie było, że się ładnie zaśmiał, a nie zarechotał jak ja. Rzadko słyszy się ładne śmiechy ba ulicy w swoją stronę. Bo wszyscy mają zniszczone gardła i przypomina to bardziej skrzeczenie umierającego koguta niż śmiech.
Zaoferowałem pomoc, no bo jak miałbym Szefowi nie pomóc? To mój Szef, a to, że liczę na coś dobrego w zamian, no to trochę jest w tym racji, trochę dużo. Pomagam w przygotowaniu mi cierpienia na życzenie Szefa, więc chcę chociaż jakieś małe wynagrodzenie. Wyciągnąłem mu pierwsze wiadro z wody i podążałem za nim jak ogon kiedy niósł je do domu. Popatrzyłem chwilę jak się ciecz gotuje ładnie, jak dym z niej przyjemnie leci w górę, a już po chwili dostałem polecenie, które z przyjemnością wykonywałem.
Chociaż na początku bardzo ciężko było mi zgrać trzymanie studziennej korbki i wyjmowanie wiadra, to po kilku nieudanych próbach się udało. Może jest gdzieś jakiś haczyk, co blokuje kręcenie, ale nie wiedziałem gdzie. No a do Szefa nie pójdę i nie powiem, bo mnie jeszcze z domu wywali, a to byłoby mi nie na rękę, bo rzeczy mam w domu. Przyniosłem mu kilka wiaderek i kiedy widziałem, że już nie potrzebuje mojej pomocy i sam sobie radzi, skoczyłem do mojego pokoju. Wyjąłem pierożki i całe jedzenie jakie tylko miałem w kieszeni i wsadziłem je luzem do plecaka, żeby tam dobie czekały na mnie.
Wziąłem moją puszkę z jajeczkiem, otworzyłem ją, odwinąłem nieco materiał.
-Cześć kochane moje cudeńko.-uśmiechnąłem się szeroko do mojego jajka. Dałem mu soczystego buziaka i przytuliłem puszkę w której było schronione. Kocham moje jajko, jest najlepsze i cudowne. Moja mała, okrągła rodzina. Chciałbym żeby się z niego kiedyś coś wykluło, chociaż nie wiem czy cokolwiek w nim jest. Słyszałem, że nawet nieotwarte jajka się niszczą i gniją. Co jeśli moje jest w środku zniszczone i nic się z niego nie wykluje? Możliwe to jest, ale to nie znaczy, że kocham je mniej. Jak nic sensownego z niego nie będzie, to nic złego. Ze mnie też nic sensownego nie ma, a i tak dobrze, że jestem, bo jakby mnie nie było, to kto by jajko kochał i pomagał Szefowi z dołem i noszeniem wody? Jestem przydatny, nawet jeśli tylko na jeden dzień, to jestem i miło mi z tym gdzieś w głębi duszy.
Usłyszałem kroki, schowałem szybko jajeczko, bo co jak mężczyzna zachce je ugotować? Zakradnie mi się do plecaka i zabierze?
Klęcząc przy materacu spojrzałem na niego z obrażoną miną. Głupia kąpiel. Przytaknąłem głową i poszedłem za facetem. Jeśli Szef będzie ze mną siedział w łazience, to nie muszę zabierać swoich rzeczy, ale jeśli będzie chciał wyjść z łazienki, to pobiegnę po swój plecak choćbym i goły miał to robić.
Wszedłem do łazienki. Spojrzałem na wannę. Czułem ciepło wody. Podszedłem do wanny i wsadziłem palca do wody. Zmarszczyłem brwi. To było dziwne. Taka ciepła woda. I to tyle ciepłej wody. Stałem chwilę i przyglądałem się temu dziwactwu, tak bardzo innemu od lodowatej oceanowej wody. Nie byłem jakoś przekonany do tego pomysłu, ale jeśli zostałem zachęcony choćby słowem, to zacząłem się rozbierać. Już po chwili ubrania leżały zmiętoszone na ziemi, a ja stałem goły i niewesoły i wgapiałem się w wodę. Nie wyglądałem źle, owszem, byłem brudny, ale poza starą blizną nad biodrem i jakimiś otarciami i siniakami, po niedawnej szarpaninie, wszystko ze mną dobrze. Podparłem się rękoma o biodra. Dziwna woda. Nie chcę do niej wchodzić.
-Czy to nie jest za ciepłe Szefie?-zapytałem chcąc się upewnić, że nic mi nie będzie, chociaż kto wie czy mnie facet nie oszuka. Spojrzałem na Szefa z niepokojem. Naprawdę było mi dziwnie, strasznie dziwnie. Co jeśli mi mięśnie odmówią posłuszeństwa czy coś i utonę. Jak mój pijany znajomy, co się upił, potknął i wywalił na ziemię, twarzą w kałużę i utoną w kałuży, bo stracił przytomność. Swoją drogą komiczna śmierć, niby powinieneś być smutny czy coś, ale to taki głupi sposób na odejście z tego świata, że nie sposób się nie zaśmiać, choćby z cudownego pecha i zrządzenia losu, że gdyby upadł trochę centymetrów bardziej na prawo to by żył i miał tylko rozwalony pysk.
Pociągnąłem nosem, podrapałem się po brodzie. Sam do wody nie wejdę jakoś specjalnie chętnie, może z kolejnym i zachętami. Ale bez nich jestem gotów stać nagi i gapić się w wodę aż wystygnie i zniknie z wanny. Mam nadzieję, że nie zostawi mnie tutaj samego Szef, jak będzie próbował, to go złapię za fraki i przytrzymam, nie ma opcji, że mnie z takim zagrożeniem zostawi.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Czw Maj 28, 2020 2:25 am

Miło mi, że chłop mi z wodą pomógł, pochodził w tą i z powrotem. Mam tylko nadzieję, że ręki zbytnio nie nadwyrężył, bo problem by był, gdyby znów całą myć trzeba było, bo się obklei we własnej obrzydliwej mazi. Biedny ten mój Żabcia z tą łapą. Nadal liczę, że powie mi co z nią jest... Nie znam go, ale się martwię, co poradzę.
Podgrzaną wodę zaniosłem do łazienki i do wanny wlewałem. Tymczasem on mi zniknął z pola widzenia. Pewnie siedział u siebie w pokoju, nie wiem. Sugerowałem się tym, bo nic nie słyszałem, by było rozwalane. W niczym nikt mi nie grzebał. I dobrze, niech tam sobie siedzi. Wlałem do wody olejek zapachowy, by ładnie pachniał. Niech ma coś chłop z życia i niech to będzie też część zapłaty za wykopanie dołu. Och, ile ja już mu tych części zapłaty dałem? Wychodzi nagle ze mnie miły gość, to niesamowite jak o człowieka potrafię zadbać. Aż sam się zadziwiam.
Odczekałem aż temperatura wody trochę spadnie, w końcu nie chciałem wrzucić kolegi do wrzątku i ugotować, nic z tych rzeczy. Nie jestem w końcu jakimś chorym pojebem co ludzi gotuje, ha, ha... W tym momencie mógłbym zakryć oczy ciekawskim, co chcieliby mi do piwnicy zajrzeć. No piwnicy, znaczy do kostnicy. Tam nic nie ma, proszę się rozejść.
Poszedłem powoli do jego pokoju i oświadczyłem, że kąpiel jest gotowa i czeka na niego. Zaprowadziłem go do łazienki, choć jej położenie pewnie pamięta. Przyjrzałem się mu jak wodę sprawdza. Proszę bardzo, ładna i pachnąca. Wystarczy tylko do niej wskoczyć i się umyć. Nie wiem jaką temperaturę wody sam preferuje, więc dopilnowałem, by taka była w jakiej sam się kąpię. Zawsze mogłem spytać, mój błąd. Zatrzymałem się przy drzwiach, oparłem się o framugę i przyglądałem się bez krępacji jak mój kolega się ciuszków z siebie pozbywa. Ładny jest, w sensie, ciało ma ładne. Gdyby nie szczerbata mordka i prawdopodobnie owszona broda pewnie byłby okazem seksapilu. Ciało młodego, niezbyt zadbanego boga już ma, gdybym tylko dostał pozwolenie, bym mu brodę mógł ogolić i zęby wstawić... Wtedy byłby ciachem do schrupania. He, he. Nie no, nie dosłownie do schrupania, nie wchodzi w mój preferowany wiek osóbki do skonsumowania. Przepraszam, z resztą. Przyjaciół się nie je. Przyjaciół? Mogę już go tak nazwać?
-Nie, jest dobra ta woda. Zapewniam Cię, z resztą, sam się w takiej myje. - Odsunąłem się od drzwi, wszedłem głębiej do pomieszczenia i podszedłem do niego, stojąc z nim ramię w ramię. Jakie oszukać? Ja nie oszukuję. Nie lubię oszustw. Nikogo nie będę topić tym bardziej. Usiadłem na krawędzi wanny i spojrzałem na niego uważnie i ciepło. Chciałem go zachęcić wzrokiem do wskoczenia do wanny.
-Mogę z Tobą posiedzieć tutaj, byś miał pewność co do wody. Co Ty na to? Z resztą, mogę Ci pomóc w razie czego z tą ręką. - Zaproponowałem mu z radosnym uśmiechem. Liczę, że miły ton głosu jest wystarczającą zachętą dla Pana. Zapewnienie moje ma, że zostanę. W rzeczach grzebać mu nie będę, to byłoby niegrzeczne, bo w końcu moim gościem jest.
Podałem mu rękę, gdyby chciał ją potrzymać, wchodząc do wody. Nie puściłem go też, gdyby nie chciał. W porządku, jestem cierpliwy, nie ma problemu. Skoro on potrzebuje chwili na przyzwyczajenie się, to nie widzę problemu. Drugą ręką oparłem się o krawędź wanny, na której siedziałem, trzymałem się mocno i równie mocno trzymałem nogi na podłodze, by nie zlecieć nagle. Byłoby to pewnie bolesne, gdybym przyrżnął głową o krawędź za sobą. I jeszcze kręgosłupem o dno... Ajć, oby do tego nie doszło i oby mój kolega nie wpadł na jakiś głupi pomysł, by mnie do wanny ściągnąć.
-Swoją drogą, jak się czujesz Żabciu? - Spytałem, takie luźne pytanie rzuciłem, by może nim się zajął, a nie ciepłą wodą, która może go frustrować. Zaraz pomogę mu się umyć, by bandaża świeżego nie zamoczył, ale to jak będę mieć pewność, że chłop wyluzuje i będzie kontent z tym co go teraz otacza.
Po otrzymanej odpowiedzi od niego, poprosiłem go o chwilowe puszczenie mojej ręki i poszedłem do szafki, wyciągnąłem gąbkę czystą. W końcu swojej mu nie dam, higiena przede wszystkim. Tą co trzymam, będę mógł mu oddać później, czemu nie. Oczywiście jak będzie chciał. Wróciłem do niego, znów rękę chwyciłem i zabrałem się do mycia go, wcześniej mocząc gąbkę w wodzie i zgarniając mydło. Już czuję, jak chłop wyjdzie z tej wanny to będzie pachniał olejkami, mydełkiem i wódą, z pyska. Cóż za wspaniałe połączenie, prawda?
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Maj 28, 2020 3:15 am

Szczęśliwie nie zobaczył jajka, nie wyszedł też z łazienki, a ja nie czując ani grama krępacji, stałem przed nim goły i prezentowałem mu zadek, patrząc się na wodę.
Spojrzałem na Szefa kiedy stanął obok. Czy mówi prawdę? Możliwe. Przyglądałem mu się kiedy siadał na krawędzi wanny i kusiło, oj kusiło, żeby go do niej wepchnąć, żeby się upewnić, że nic mi nie będzie. Nie zrobiłem tego. Trochę żałuję.
-Posiedź Szefie.-rzekłem stanowczo, kiwając żywo głową. Nie chcę być sam, nie wiem co mam robić do końca. Miałem wejść do małego jeziora, więc chwyciłem mocno rękę Szefa, zabandażowaną łapą i trzymałem mocno, powoli wchodząc do naczynia na ludzi. Postałem chwilę, popatrzyłem, że w nogi nic mi się nie dzieje, więc po paru sekundach usiadłem po turecku na dnie zbiornika, tak jak to robię często w jeziorach. Ręki Szefa nie puszczałem. Nie chciałem, żeby mnie zostawiał. Zmarszczyłem brwi.
Siedząc nieruchomo, uważnie lustrowałem spojrzeniem taflę wody, która z każdą sekundą się uspokajała nieco. Ja się nie uspokajałem. Czułem się niepewnie, dziwnie choć ciepło było przyjemne, już czułem jak moje nogi i dół pleców się rozluźniają. Mimo tego uścisk na dłoni Szefa dalej był silny. Spojrzałem na niego z lekką dezorientacją kiedy zadał pytanie. Jak się czuję? Sam nie wiem. Czułem jak mi serce bije, słyszałem jak mi krew przez ciało przepływa. Wróciłem spojrzeniem do patrzenia na wodę. Pomiętosiłem rękę Szefa, zazgrzytałem zębami, zostawiając jego pytanie bez odpowiedzi. To było dziwne. Kąpiel jest dziwna, może nawet straszna. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że jest nieprzyjemna, mimo ładnego zapachu i przyjemnej temperatury.
Puściłem go kiedy poprosił, ale uważnie podążałem za nim wzrokiem, obserwując co przynosi do mnie. Tradycyjnie wszystkiego dotknąłem. Zmacałem i powąchałem gąbkę, obejrzałem i polizałem mydło. Wszystko zdawało się być w porządku, więc pozwoliłem mu zabrać się za mycie mnie tymi dziwactwami, jakby sama woda to było za mało.
Chwyciłem zabandażowaną ręką za materiał ubrań na jego plecach i przyciągnąłem do siebie żeby był dość blisko, prawie się w niego wtulając buźką. Oparłem brodę o krawędź wanny przy mężczyźnie i westchnąłem ciężko. Przeżyję to. Wiele przeżyłem, z tym też sobie poradzę. Szalałem wzrokiem od rzeczy do rzeczy, szukałem punktu zaczepienia, ale nie mogłem znaleźć, bo gąbka jeździła mi po ciele. To było rozpraszające.
-A Szefie, kiedyś to wie Szef co? Kiedyś Szefie, miałem take ładne koraliki na sznurku z drewna. Koraliki były z drewna. I one mi do wody wpadły tej dużej w porcie, bo na moście siedziałem. I mi z ręki wypadły i do wody wpadły Szefie, i mi odpłynęły skubane.-zagadnąłem go trochę z nudów, trochę z nerwów.-Ciekawy jestem Szefie, czy je ktoś znalazł...Ciekawe gdzie są i co z nimi.-wyżaliłem mu się trochę, bo pamiętam te koraliki, ładne były i mi z ręki wypadły i do wody wpadły, i mi odpłynęły.-Może jakaś falowana ryba je znalazła i teraz je nosi sobie i dużo jajek składa dzięki temu, Szefie.-trochę się rozmarzyłem, przyznaję, ale przynajmniej sprawiło to, że nieco delikatniej ściskałem ubranie Szefa. Co nie znaczy, że skubaniec dałby mi radę się wyrwać i uciec. Nie ma takiej opcji, choćby mi miał paznokcie materiał wyrwać, ja nie puszczę.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Sob Maj 30, 2020 3:01 am

Chłop widocznie mi się uspokajał, radowało mnie to. Im prędzej się przyzwyczai tym lepiej, bo szybciej się wykąpie. Nie myślałem o tym w takim kontekście, bym sam później z tej wody skorzystał i się umył. Nic z tych rzeczy, to nie byłoby higieniczne. Czułbym się źle ze sobą najpewniej. Cóż, później, jak mój nowy znajomy pójdzie, może, to sam sobie przygotuję cudowną kąpiel. Tak będzie dobrze, dobrze dla mnie. Choć, nie wiem, czy znów mi nie zacznie doskwierać tą natrętna samotność. Nie, żebym chciał Żabcie zatrzymać przy sobie na dłużej, nie w tym jest rzecz. To byłoby samolubne i wymuszone. Chciałbym, by jego obecność, albo jakakolwiek nie była wymuszona, no, łaski bez. Wiecie co nie jest wymuszone? To jak mi chłop gada. Gada i gada, końca nie widać, ale gada sam z siebie i nie wygląda to sztucznie. Wiele moich klientów - no, tych co przychodzą i mi truchła dają - jak gada, to wygląda to sztucznie. Znaczy, no, gadają, bo ja przedłużam tematy i przedłużam, chcąc wyciągnąć od nich jak najwięcej, ale to przez to, że później sam będę siedzieć i smutno mi będzie, tak bez towarzystwa. Może powinienem sobie jakiegoś dzieciaka z ulicy przygarnąć? By taki biedny menelik z takiego dzieciaka nie wyrósł. Nie, nie, żartuję. W życiu nie wezmę dzieciaka pod swój dach. Nie lubię dzieci. Takiego dorosłego, to co innego, ale taki dorosły to mi zaraz dupę obrobi, coś mojego zabierze i zostanę bez jakiejś rzeczy. No, takie podejrzenia mam do tego ów Pana w wannie siedzącego, że mógł mi coś gwizdnąć. Wścieknę się, jak się okaże, że to prawda, choć całą noc go pilnowałem i dzień... Prawie cały dzień. Ale pracował, to na pewno nic mi nie gwizdnął. Zastanawia mnie co teraz będzie. Czy typ za bardzo przywyknie do takich luksusów i będzie chciał zostać, czy pójdzie i wróci kiedyś z kolegami po łatwy zarobek. Ta, stworzę sobie armię pracowników-meneli, najadę cesarza i będę niepokonany, już to widzę.
Wstalem i go puściłem by po gąbkę nową, świeżą iść. Takową prędko odnalazłem. Wręczyłem mu ją, by została sprawdzona, jak widziałem, przyjęła się bez problemu i całe szczęście. Nie jest jakaś mocno drapiąca, czy gryząca. Na pewno mojego kolegi nie pokaleczy. Zabrałem się za mycie go. Jego ręka zdrowa, przedramię, ramię... Zostałem do niego przez niego przyciągnięty. No to się przysunąłem bez zbędnego narzekania, ani mru mru. Uśmiechnąłem się i zwyczajnie kontynuowałem swoje.
-Jak z drewna to istnieje możliwość, że gdzieś popłynęły... W końcu, drzewa na wodzie się unoszą, są z drewna... A Twoje koraliki z drewna były więc i one może gdzieś popłynęł? Sam nie wiem. A może i fakt, nosi je teraz jakaś rybia dama. - Zacząłem się zastanawiać, bo w sumie i fakt, coś z tymi koralami mogło się stać. Nie pytałem już skąd je ma, w końcu co mnie to interesować powinno, nie moja sprawa, nie moja rzecz. Nie uciekałem od niego. Może i chwyt poluzował, ale coś przeczuwałem, że prędko bym i tak mu nie zwiał. Z resztą, jak mam go całego umyć to i tak nie mogę na szalenie długie odległości się oddalać.
Przeszedłem z gąbką na jego plecy, ładnie wyszorowałem. Później nogi, pierś, brzuch. Pewne miejsca mu kazałem umyć. Tak jak trupy macam, to żywego człowieka nie obmacam. Taki to by jeszcze skomentował, że mu się nie podoba, że słaby jestem w te klocki. Nie chcę się później głupio zadręczać, bo coś głupiego zrobiłem i mi nie do końca wyszło. Wolę, by to sam zrobił. Wykorzystałem jego zajęcie czymś innym - o ile w ogóle się tym zajął - wstałem i podszedłem do najbliższej szafki po ręcznik duży, długaśny. Takim co by mógł z dwa razy się chłop owinąć, jak nie trzy.
-Jak skończysz, to wyjdź. Wytrzesz się w ten ręcznik i cudnie będzie. - Zerknąłem w tym momencie na jego ubrania i westchnąłem. Umyje się i będzie ładnie pachnący przez chwilkę. Zaraz smród wróci z jego ubraniem i to będzie tyle z mojego wysiłku mycia go. Mógłbym powiedzieć "zdarza się" ale trochę mi przykro z tego powodu. Nie lubię, gdy moja praca się w taki sposób marnuje.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sob Maj 30, 2020 10:30 pm

Dzieci na ulicach faktycznie jest trochę do przygarnięcia, ale nie aż tak dużo. Jednak większość z nich jest zgarniana przez straż i wywożona bogowie wiedzą gdzie. Dorosłych osobników jest dużo, ale ich zachowanie może zostawiać wiele do życzenia. Z resztą sam idealny nie jestem. Dobrze, że zjadłem ser, który podwędziłem Szefowi ze spiżarki, to nie ma żadnych dowodów na mnie.
Siedziałem i cierpliwie czekałem aż mnie Szef umyje. Zamknąłem oczy i trzymałem się go spokojnie. Powiedziałem mu jeszcze tylko historię moich koralików. Skąd je mam? Sprawa dość prosta. Wypadły dziecku z pyska, a rodzice tego nie zobaczyli. Dziwna to była zabawka, ale jak się nie ma pieniędzy, to się człowiek uczy kombinować. Najwyżej dzieciak połknie nieco drewna, co mu tam. Strawi, a jak nie strawi, to wiadomo co z tym się stanie. Się wydłubie, wyczyści, przyczepi do sznureczka i znów się bawić można.
Przytaknąłem Szefowi, no drewno pływa, a kamienie nie. Zauważyłem to z doświadczeń.
-Było by miło Szefie, gdyby popłynęły gdzieś daleko i coś ciekawego zwiedziły, a później właśnie jakaś rybia dziewuszka je znalazła. Miło by było znaleźć je kiedyś gdzieś przypadkiem. Wie Szef, co ja bym chciał? Jakbym Szefie mógł czytać w myślach, to bym chciał czytać w myślach rzeczom. Szefie, wiedział bym co robiły i czyje były i co widziały. Świat bym zwiedził cały ich wspomnieniami, a z szafy swojej bym się nie ruszył nawet. Ciekawe co moja szafa widziała, czy stała w sypialni na przykłady czy w korytarzu. Co w niej trzymano. Pewnie ubrania. HEhehee... Ale kto wie Szefie, może stała w domu jakiegoś artystrokraty.....-zmarszczyłem brwi, zastanowiłem się chwilę i podjąłem jeszcze jedną próbę, myjąc się przy tym tam gdzie mnie Szef poprosił-...a...rysto..kraty, arystrokaty co na przykład trzymał w niej ciała, a potem z tych ciał robił kotlety. Albo stała w domu starszej babeczki i na przykład co tam ona gołębie trzymała na przykład, nikt nie wie Szefie. I to jest niesamowite Szefie, Szef czuje to? Możesz być Szefie w posiadaniu czegoś co widziało czyjeś najlepsze i najgorsze momenty, a ta rzecz nic nie powie. Siedzi Szefie cichutko i zbiera kolejne wspomnienia.-westchnąłem sobie zadowolony. -Nie chcą to niech nie mówią co widziały, tak też jest dobrze, Szefie. Szef się nie martwi nic o to.-zakończyłem ładnie, żeby nie kończyć tak smutnie, poczuciem niewiedzy.
Spojrzałem na Szefa. Ręcznik? Ręcznik?! Zawsze czekałem aż ciało mi wyschnie, albo wycierałem się o ubrania na przykład albo o szmaty w szafie. Ciekawe czy będę mógł go zabrać. No właśnie. Sięgnąłem po gąbkę, wycisnąłem ją z wody i rzuciłem na stertę moich ubrań ubrań. Dopiero kiedy moja gąbka była na miejscu, wyszedłem z wanny. Wytrzepałem się nieco, przejechałem dłońmi po ciałku, żeby strącić kropelki wody, oczywiście odruchowo przejechałem też ręką z bandażem, mocząc go nieco.
Podszedłem do Szefa i wziąłem ręcznik, zarzuciłem go sobie na ramiona i owinąłem się nim prezentując zęby w uśmiechu, Szefowi stojącemu obok. Powąchałem materiał, wytarłem nim twarz. Kocham ten ręcznik, a on kocha mnie,  ja to czuję, ja to wiem. Zabiorę go sobie, chcę go zabrać, a on chce być zabrany. Jest ładny i biały, czysty i piękny.
-Ale Szef to jest najlepszy, Szef to ma takie ręczniki, że ja nie mogę normalnie.-pociągnąłem nosem i podrapałem się ręcznikiem po brodzie. Spojrzałem na Szefa, rozłożyłem ręce na boki, a że w dłoniach trzymałem ręcznik, to przy okazji zaprezentowałem się pięknie cały, niczym ptak, co skrzydełka rozpościera. Objąłem Szefa, mocno i potrzymałem kilka sekund w uścisku, opierając głowę o jego ramię. Lubię gościa, a może jak jeszcze mu trochę czułości dam to sam zaproponuje żeby mi ręcznik dać i może małe co nieco do picia.
W końcu jednak go puściłem i zabrałem się za naciąganie ciuchów na jeszcze lekko wilgotne ciało, które niedokładnie wytarłem. Wytarłem nos ręcznikiem, który zawiesiłem sobie na karku. Mój ręcznik, nie oddam. Wymiętosiłem jeszcze gąbkę z wody i spojrzałem na faceta. Jestem gotowy, na wszystko. Mogę iść kopać dalej, za kolejną flaszkę, mogę spać, mogę iść do miasta, albo stać tutaj w łazience.
-Szefie, pójdę spakować gąbkę.-rzuciłem i jeśli mi pozwolił to wyszedłem z łazienki i faktycznie ruszyłem do pokoju, żeby spakować gąbkę do plecaka i może jeszcze przypadkiem wpakować do niego też i ręcznik, o ile nie został mi zabrany.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Wto Cze 02, 2020 2:34 am

-Myślę, że moc posiadania umiejętności słuchania przedmiotów mogłaby być ciekawa. Naprawdę. Wiedzieć co takie sobie myślą o świecie i o ludziach, a także co same przeżyły. Wrażenia na pewno byłyby gwarantowane. Choć, ja osobiście, chciałbym z moimi klientami rozmawiać. Praktycznie to samo co z meblami i to martwe i to martwe. Mi by się w pracy tak bardzo nie nudziło, miałbym kogo posłuchać. I może też z kimś ciekawym mógłbym porozmawiać... Sam nie wiem. - Na koniec wzruszyłem lekko ramionami, kończąc tym swój wywód i lekkie narzekania na brak zajęcia słuchu czymkolwiek podczas roboty. Zawsze śpiewać sobie mogę i słuchać samego siebie, ale to nie jest to samo. Znacznie ciekawiej jest gdy się kogoś słucha, gdy ktoś się produkuje, a nie ja.
Ręcznik mu dałem, ale zwrot jego będę chciał. Nie mogę mu tak wszystkiego oddawać, bo chłop jeszcze się uweźmie i będzie chciał niedługo cały mój dom w plecaku wynieść. To dopiero byłaby strata. Zaczynam podejrzewać, że oduczyłem się trochę asertywności, no. Tak być nie może. Gąbkę dostanie, coś na drogę mu zrobię. Jedzenia, a jedzenia dostał. Powinno mu to wystarczyć.
-Cieszę się, że spodobał Ci się ten ręcznik... - Zamruczałem, oglądając go i to co wyrabia, jak ręce rozłożył i jak siebie chłop w swojej okazałości prezentuje. Słyszałem gdzieś, że jak ktoś tak robi przy drugiej osobie, to znaczy, że ufa. Nie wiem czy to samo można odnieść do menela, w sensie, że menel tak będzie robić, bo ufa. Prędzej mi się wydaje, że on chce osiągnąć coś w ten sposób. Wybacz mi, nie mam więcej wódki Żabciu. Ja podejrzewam, że Ty wypić sobie lubisz.
Odwzajemniłem jego uścisk, bez żadnego niezadowolonego mruknięcia. W końcu czysty jest, nie ma co się go czepiać w takim razie. Stałem tak sobie trochę jak kij taki, albo pal. Rzadko mnie ktokolwiek tak tuli nagle, nie wiem co zrobić wtedy. Głupieję trochę. Puściłem go od razu, gdy mnie puścił i czekałem na zwrot ręcznika, który prędko nie nadchodził, co mnie jedynie martwiło.
Odsunąłem się kawałek od niego, by się ubrał chłopina. Przyglądałem mu się dalej bezwstydnie, zainteresowany jego postacią, jego posturą, mięśniami. Nim całym. Ciekawi mnie jak wyglądałby bez brody. Złapałem od razu ręcznik, który sobie przewiesił na szyi. Zabrałem mu prędko, by sam złapać nie zdążył. To ląduje w stercie do prania, sam będę używać tego ręcznika jak zajdzie taka potrzeba.
-Idź schować gąbkę idź. Zaraz jeszcze zrobię Ci coś na drogę do jedzenia. - Zapowiedziałem, pozostając jeszcze w łazience, by wodę spuścić i przygotować rzeczy a najbliższe pranie. Jak typ pójdzie, to sam będę musiał biegać z wodą w te i z powrotem... Już czuję, że mi się nie chce.
Z łazienki udałem się po schodach na dół do kuchni. Jedyne co na szybko mogłem mu przygotować to kanapki. Pięć mu zrobiłem, bo świadom jestem, że gość na ulicy mieszka i piechotą szynka z serem nie chodzi. Proste, smaczne. Mam nadzieję, że nikt go nie okradnie z takiego skarbu. Zapakowałem kanapki w ładny biały papier i pognałem od razu do niego, by mu je wręczyć. Mam nadzieję, że sobie teraz pójdzie. Nie, żebym go tu nie chciał, naprawdę go lubię! Po prostu nie dam rady funkcjonować, gdy kolejną noc spać nie będę. Czuję, że będę odsypiał brak snu.
-Mam jedzenie dla Ciebie, proszę, smacznego, nie dziękuj, wiem, że jestem wspaniałym szefem. - Nie czekałem na pochwały, ja wiem, że cudny jestem, ale dziękuję i tak. Liczę cicho, że i tak powie mi coś miłego. Lubię słuchać jak mnie się chwali i miłe rzeczy mówi. Słodź mi, proszę.
Jestem gotów iść go odprowadzić pod bramę. Nie chcę, by się ptaszyska moje rzuciły na niego, nawet dla zabawy. Na takie pojedyncze osoby zdarza się im. Na więcej nie, dlatego zalecam w parach chodzić na cmentarz, a w nocy, w ogóle nie chodzić. Odczekałem na to co powie, czekałem też ładnie, aż się do kupy zbierze. Będę tęsknić Żabciu, mam nadzieję, że prędko się zobaczymy.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Wto Cze 02, 2020 1:24 pm

Pokiwałem mądrze głową. Jak kiedyś wymyślę jak rozmawiać z rzeczami to powiem Szefowi i nauczę go rozmawiania z trupami. Ale by mnie polubił wtedy, co?
Pochwaliłem jego ręcznik, zadowolony, że lubi, że się mi podoba. Myślałem, że mi już go dał tymi słowami, ale okazało się że nie. Objąłem go mocno i nie przeszkadzało mi, że on nie ma wprawy. Nie chodziło mi o to, żeby on mnie przytulał, tylko ja jego. Bo ja jego mogę dotykać bez pytania, on mnie w sumie nie wiem, lubię go, więc pewnie może. Mimo jego sztywności wyczułem, że odwzajemnił uścisk. Było to miłe.
Mój ręcznik. Mój kochany, uwielbiany ręcznik, miłość mojego życia, została mi odebrana. Złapałem go kiedy Szef mi go z ramion ściągnął. Zmarszczyłem brwi. Zaburczałem coś niezadowolony i puściłem go. Jak mi nie da ręcznika, to sobie sam coś innego wezmę.
-Dobrze Szefie. -odpowiedziałem pełen zapału i ruszyłem do swojego pokoju. W czasie kiedy mężczyzna przygotowywał mi kanapki, ja spakowałem się porządnie, odłożyłem materac na ramę łóżka. Kołdrę i poduszkę położyłem równiutko na materacu i wszystko dokładnie przykryłem kocem, żeby ani kołdra, ani poducha nie wystawały nieelegancko spod koca, jak normalnie tawernie czy noclegowni dla barmanowych ludzi. Nawet lepiej, bo ja się lepiej znam na wszystkim niż tawernowe pokojówki i służki.
Stojąc pięknie ubrany, z plecakiem na plecach podziwiałem moje idealnie zaścielone łóżko. Jak ja kocham jak mi się coś w życiu udaje. Tak jak wykopałem wspaniały grób, to teraz ahh... Jestem idealnie utalentowany.  Obróciłem się w stronę drzwi i spojrzałem na Szefa i białe, papierowe zawiniątka. Buźka mi się od razu radością przyozdobiła. Odebrałem jedzenie i wpakowałem je sobie do kieszeni spodni.
Zmarszczyłem brwi. Troszkę mnie jego słowa zbiły z tropu. Mam nie dziękować? To jest dziwne. Ale no dobra, jak tak chce to tak będzie mieć. Przytaknąłem głową, obiecując mu tym, że zgodnie z jego zaleceniami nie podziękuję. Chociaż trudno było ukryć podziękowania zakodowane w szerokim, jak sto koni, szczerbatym uśmiechu. O bogowie. Mój Szef jest najlepszy! Zadreptałem kilka razy w miejscu szczęśliwy ze wszystkiego.
-Chodź Szefie, odprowadzisz mnie.-powiedziałem przyjaźnie, złapałem go za dłoń i zacząłem ciągnąć na dolne piętro, a później do drzwi wejściowych. Przy nich musiałem go puścić, bo trzymając faceta nie dam razy wystawić mojego wózka z rzeczami na zewnątrz. Wystawiłem go i wyjąłem z kieszeni kanapkę, czekając aż Szef też wyjdzie na dwór, zacząłem ją jeść. Spojrzałem w niebo. Czy mi się wydaje, czy szykuje się deszcz? Pociągnąłem nosem. Znów mnie stawy będą boleć jak cholera. Spojrzałem na Szefa i jeśli był gotowy to ruszyłem za nim do bramy. Nie to, że się bałem, że się zgubię, no może trochę. Niby widzę mniej więcej bramę, ale kto wie czy skubana się zaraz nie przesunie gdzieś.
Na trasie oglądałem groby, wskazywałem na nie biorąc kolejne gryzy kanapki, ale nic nie mówiłem, mlaskanie nie jest smacznym dźwiękiem. Dopiero kiedy przełknąłem kęsy zacząłem zachwalać jego jedzenie na głos, mówiąc jakie to pyszne kanapki zrobił, że są najlepsze jakie w życiu jadłem, i że są bardzo smaczne. Później jeszcze kilka razy wspomniałem o tym, że są smaczne, w razie gdyby Szef nie usłyszał.
Dotarliśmy do bramy. Spojrzałem na mojego pracodawcę i oddałem mu połowę mojej kanapki jako zapłatę. Jeśli nie chciał jej przyjąć w ręce, to zawinąłem ją w papierek i położyłem mu na ramieniu żeby sobie ładnie leżała tam i czekała aż ją facet weźmie.
Położyłem mu dłoń na głowie i poczochrałem po włosach.
-Szefie, Szef jest najlepszym Szefem jakiego mam. Szef to jest cudowny.-mówiłem szczerząc się z podziwu. Bo mój Szef jest najlepszy. Dlaczego? Bo jest mój i daje mi jedzenie i niezbędny do życia alkohol. Pociągnąłem znów nosem.-Do zobaczenia Szefie. Jak coś trzeba będzie kopać, to wie Szef gdzie mnie znaleźć.- pożegnałem się zabierając dłoń z jego głowy i łapiąc solidniej uchwyt od mojego wózka.-Do zobaczenia Szefie.-powtórzyłem, po czym ruszyłem w swoja stronę, po chwili obracając się w stronę cmentarza, żeby jeszcze raz spojrzeć na Szefa i pomachać mu z odległości jeśli dalej stał i mnie obserwował. Poprawił mi skubaniec dzień i to jak! Bardzo poprawił, bardzo! Uwielbiam go, jest najlepszy. Co nie znaczy, że nie powinienem się spieszyć z powrotem do mojego menelskiego labiryntu. Nie dlatego, że ktoś na mnie czeka czy mam pracę, a dlatego, że jeśli Grabasz pójdzie do mojego pokoju i zajrzy pod koc, to będzie mógł zobaczyć, że kołdra i poduszka w mojej sypialni, tak skrzętnie i elegancko przykryte kocem, nie mają poszewek na sobie. Spokojnie, ja je mam w plecaku, są bezpieczne, ja je kiedyś Szefowi oddam. Z resztą ja mu przysługę zrobiłem, bo jakbym je zostawił to musiałby je prać, a teraz? Teraz nie musi.

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Wto Cze 09, 2020 4:45 pm

W sumie mogę powiedzieć, że ja to lubię uszczęśliwiać ludzi. Tak po prostu, też mi to radochę sprawia. Serio no. Ten chłop widzę, że się cieszy, a mnie cieszy to, że on się cieszy. To jest serio przyjemne uczucie. Kanapki mu wręczyłem, zrobione własnoręcznie i zawinięte schludnie w papier. Będzie miał na później, albo sobie zje teraz, jak głodny będzie. To już nie jest moja sprawa.
Gdybym wiedział, że cały czas mnie tytułuje "szefem" w myślach to chyba bym się zaśmiał i poprosił go, by mnie już tak nie tytułował. No bo, w końcu tylko raz dla mnie coś zrobił, jedną rzecz. I w sumie to było coś za coś. Nie jestem jego szefem na stałe. Może się powtórzę już któryś raz - a mógłbym go zatrudnić na stałe. By przychodził, kopał, wódkę dostał. Zastanowię się. A może chłopina przyjdzie do mnie raz jeszcze? W sumie, to bym się nie zdziwił. Koty takie, na przykład przychodzą do miejsca gdzie mają jedzenie. Ta Żabcia to Kocurkiem może powinien się zwać.
-Pewnie, że Cię odprowadzę. - Tym razem się zaśmiałem jak usłyszałem tytuł "szefa". Przez czas, gdy zajął się chłop sobą i wózkiem, ja sprawnie buty na nogi zaciągnąłem i zawiązałem. Nie wiem jak to jest, że raz mi się je zakłada bez problemu, a innym razem z takim trudem, że nie jestem w stanie uwierzyć w siebie i swój brak umiejętności. Swoją drogą, zadbałem wcześniej, by chłop mi mojej łopaty nie zabrał. Tej co ją na czas pracy dostał. Wybacz Żabciu, łopaty piechotą nie chodzą.
W końcu wyszedłem za nim na zewnątrz, obejrzałem się dookoła. Wszystko było tam gdzie być powinno. Nie  przeszło mi jakieś tornado przez teren i całe szczęście. Westchnąłem głośno i ruszyłem w stronę bramy. Lać będzie, bez dwóch zdań. Muszę zadbać, by moje ptaszyska nie latały sobie w czasie deszczu, może do domu je wezmę? Tylko wcześniej będę musiał pościągać wszystkie rzeczy, co potłuc się mogą. He, he, chcę znów zobaczyć jak biegają na dwóch łapkach, robią to tak zabawnie. Przeurocze stworzonka.
Dziękowałem mu, gdy tak moje jedzenie zachwalał. Naprawdę mi miło, jeszcze milej mi jest z myślą, że w jakiś tam sposób pomogłem. Taki chłop szczęśliwy. Może zamiast prowadzić cmentarza powinienem założyć jakieś przedsiębiorstwo charytatywne? Bym takim jak on pomagał i się cieszył. Tylko, no, kto by mi za to płacił?
Pewnie, że odebrałem od niego kanapkę. Może podzielić się chciał, albo w taki sposób dziękuje za daną mu dobroć? Spytam przy następnej okazji może.
-A dziękuję. Uważaj na siebie tam. - Zjadłem kawałek kanapki, słuchałem go dalej z uśmiechem, kiwałem mu głową. Będzie mi go trochę brakować. Kto mi będzie gadać? -Do zobaczenia.
Stałem tak sobie przy bramie. Skaiba zaczęła mi krążyć nad głową, na bramie przysiadła i skrzeczała do mnie, wyraźnie zazdrosna, że ja coś do jedzenia mam, a ona nie. Rzuciłem jej kanapkę. Odmachałem Żabci, odwróciłem się na pięcie i poszedłem sobie z powrotem do domu. Coś zawsze jest do zrobienia. Teraz to mam co sprzątać i po kim. Co zrobię jak odkryję brak poszewek? Nie wiem. Co ja mogę zrobić? Fakt, nie będę miał czego prać. Dobrze, że przynajmniej nie są to jedne z moich ulubionych. Trudno, obejdę się. Mam szczerą nadzieję, że będą mu dobrze służyły.

Z/T
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Sro Cze 24, 2020 8:52 pm

Ten dzisiejszy dzień jakoś powoli mi płynął. Nie narzekam, naprawdę. Jest dobrze, wszyscy żyją. Chodzi mi o tych, na których mi zależy najbardziej. Oczywiście, myślę sobie o moich kochanych ptaszynach. Rodzinka mi w końcu nie żyje, he, he. Skaiba wczoraj, na przykład upolowała jeża. Mknął pewnie w nocy przez cmentarz i ona go wypatrzyła. Ciekawe dokąd tuptał ten jeż? Chciałbym wiedzieć, oj chciałbym. Mój kochany ptaszek nie dał mu tuptać "gdzie chce". Zastanawia mnie tylko, czy podzieliła się choć trochę ze swoim braciszkiem, czy znów zeżarła wszystko sama. Gdyby się dzieliła, to nie musiałbym im dawać tyle mięsa ile daje... Wiadro pokrojonych kawałków mięsiwa trochę mnie kosztuje. Naprawdę, ile ona by mi pomogła, dając część swojej ofiary Rascalowi. Ona i tak wszystko chciałaby zjeść. Jeszcze by ją brzuszek bolał.
Samo przygotowanie mięsa trochę mi zajmuje. Mógłbym zawsze im rzucić po prostu cały kawałek, niech sobie dziobią, ale znając życie, możliwe, że by zostawiły, jeszcze by mięso zgniło i śmierdziało. Albo rozniosłyby to po całym cmentarzu. Wtedy byłoby jeszcze gorzej. Już wolę pokroić im to mięcho i rzucać im kawałki. Mam pewność, że zjedzą, co dostają, a resztę mogę zachować na następny dzień.
Tak też teraz byłem zajęty krojeniem mięsa dla nich. Jakoś pod wieczór już było. Wszystko na dziś chyba zrobiłem. Całkiem mi dobrze było, pochowałem dziś jednego nieboszczyka. To był piękny pogrzeb, a jaki zjawiskowy! Bogaty był ten nieboszczyk. Ile ludzi przybyło, ohoho. Pewnie tylko po to, by dostać później testament. Ciekawi mnie, czy na mój pogrzeb przyjdzie ktoś przywdziany w piękny barwiony pióropusz. Mam nadzieję, że mojej duszy będzie dane to zobaczyć.
Pokrojone kawałki wrzucałem do wiaderka, co stało mi przy nodze. Nuciłem sobie pod nosem szantę, którą mi ojciec śpiewał czasem przy pracy. Lubię szanty. Chciałbym kiedyś posłuchać takiej pieśni śpiewanej na morzu przez prawdziwe wilki morskie. To byłoby na pewno wspaniałe przeżycie.
Skończyłem kroić mięso. Odłożyłem nóż na blat. Umyję go później. Wiaderko chwyciłem, wraz z nim grubą skórzaną rękawicę. Nie wezmę w końcu ptaka na odsłonięte przedramię. Życie miłe mi jest, nie chcę zostać poharatany przez szpony takiego ptaszyska. Założyłem ją od razu na rękę i wyszedłem przed dom. Nawoływać ptaków nie musiałem, same mnie dostrzegły. Dodatkowo, wieczór to ich godzina, kiedy coś do jedzenia dostają. Mądre zwierzaki, nauczyły się. Aż strach pomyśleć co by zrobiły, gdybym wyszedł tak sobie bez jedzenia wieczorem. Choć, nie, ja nie mam się czego bać, w przeciwieństwie do innych. Skaiba natychmiast wylądowała mi na wyciągniętej ręce i zaskrzeczała głośno. Rascal, trochę nieśmiało wylądował kawałek przede mną, niezbyt ufnie wyciągając główkę do przodu i ruszając się raz w górę, raz w dół, jakby próbował w głupi sposób dostrzec co ja tam mam w wiadrze. Sięgnąłem do wiaderka i na otwartej dłoni dałem jeść popielatej ptaszynce. Od razu zjadła to co jej się należało, zeskoczyła na ziemię i z rozłożonymi na boki skrzydłami bojowym krokiem podeszła do Rascala. Co za zazdrośnica, wszystko chce dla siebie. Tak więc, by moje kochane dwa ptaszki się nie pobiły zacząłem rzucać im kawałki w różne miejsca. Oczywiście, uważając, by nic nie poleciało na jakiś grób. Toż to byłaby zniewaga dla mojego mieszkańca!
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sro Cze 24, 2020 9:39 pm

Spraw do Szefa miałem sztuk dwie, ale najpierw musiałem do niego dojść. Po nocy spędzonej na spaniu, a dniu spędzonym na przeszukiwaniu śmieci i ciągłym warczeniu, kiedy się zapominałem i próbowałem użyć połamanych palców, szedłem ciemną ścieżką, licząc, że idę w dobrą stronę.
Już niedługo, po jakimś czasie zobaczyłem dom i wokół domu dużo małych, podziemnych domów dla trupów. Kurcze gdybym nie uciekał wtedy to też już miałbym taki fajny dom. Chyba. Gdyby mnie zabili to ciekawe czy już by mnie znaleźli.
Spojrzałem jeszcze raz na dłoń, nie widziałem jej koloru, bo nie odwiązywałem ufajdolonego bandaża, ale czułem jak cała mnie boli i spuchła, a ból nie siedzi już tylko w paluchach, bo przez ciągłe ruszanie nimi, ładnie przechodzi przez nadgarstek i wbija swoje ząbki wyżej. Nos też mnie bolał. Na początku miałem taktykę, żeby nim nie pociągać, jak mi coś z niego cieknie, bo bolało, uznałem, że chociaż wycierać się będę, ale jak kilka razy źle wycelowałem i sobie z połamany kinolek z pięści walnąłem, to o bogowie. Koniec końców podjąłem decyzję, że co ma wypłynąć na światło dzienne, niech wypływa. Więc szedłem, co chwila się oblizując i kaszląc kiedy zakrztusiłem się smarkami i zaschniętą krwią. Niby powinienem splunąć czy coś, ale ja nie lubię marnować jedzenia. Hehe.
Zaszedłem dom, trochę z dupy strony. Zdawało mi się, że idę prosto, ale troszkę wypiłem, więc niewykluczone, że zatoczyłem jakieś tajemnicze koło. W końcu ból trzeba było uśmierzyć jakoś.
Dopadłem do płotu i stękając przelazłem nad nim, trąc jajami o każdy kamień. Jeden z kamyczków niestety odpadł i zderzył się ze swoim przyjacielem czekającym na ziemi. To nie moja wina. Dobry adres? Zakaszlałem, marszcząc brwi i lampiąc się w skupieniu na dom. Ruszyłem w jego stronę między grobami i odkryłem, że to jedno kaszlnięcie nie było jedynym, bo już po chwili zacząłem wyśpiewywać wspaniałe chorobowe pieśni mokrym kaszlem. Niby mnie zmoczyło ostatniej nocy, z resztą dalej troszkę ubrania miałem wilgotne, bo cały czas walałem się w mokrych rzeczach. Ale ja nie jestem przeziębiony, no gdzie niby? Ja? Pfff.
Uśmiechnąłem się szeroko. Jakiś taki przypływ nagły dobrego humoru mnie złapał. Moje jajeczko było bezpieczne, mam nadzieję. Nie sprawdzałem jeszcze co u niego. Wyłożę mu puszkę gąbką i będę miał pewność, że nic mu nie jest.
Między kaszlnięciami usłyszałem dźwięki. Ale takie dźwięki, że wiesz, że no za dobrze to nie jest za bardzo. Zmrużyłem oczy. Czy to ptaki? Może to jakieś straszne rzeczy. Czując, niezwykłą siłę i chęć do walki z ptaszorami, które nie były specjalnie zadowolone z mojej obecności na ich terenie, po machnięciu uszkodzoną ręką i odbiegnięciu kilku kroków, w sposób gwałtowny i nieplanowany położyłem się na ziemię, już po sekundzie zwijając w kulkę, żeby osłonić co mogłem. Nie przykładałem się do tego jakoś mocno. Chyba nie wyczuwałem, jak zawsze, powagi sytuacji, albo już mi nie zależało. Może zwyczajnie czułem, że bycie atakowanym przez ptaki jest zbyt nieprawdopodobne, żeby było prawdziwe.
-Ja do Szefa!-wycharczałem i ku mojemu zdziwieniu oczekiwałem odpowiedzi od ptaków.
Już nie wiedziałem czy się bardziej krztuszę czy oddycham, albo mówię coś czy kaszlę. Nie mogłem się zdecydować, więc biorę wszystko na raz i leżę jak flak na ziemi, próbując nie być za bardzo potarmoszonym.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Czw Cze 25, 2020 3:20 pm

Karmienie ptaszyn przechodziło w jak najlepszym porządku, niespecjalnie walczyły, tylko i wyłącznie skrzeczały jak popaprane. Aportowały mięsko w jedną stronę - nie odnosiły go, by zostało rzucone raz jeszcze, tylko zjadały na miejscu. Kiedyś się chciały bawić w aportowanie, szczurem, którego Rascal złapał... A może to nie była zabawa w aport, tylko chciały mi dać coś? Jakiś taki prezent. Wiem, że koty tak robią, może one też tak chciały. No to trudno, zbezcześciłem ich ofiarę, będą musiały mi to wybaczyć kochane moje.
Nie musiała upłynąć długa chwila, abym usłyszał kaszlnięcia i krzyk kogoś. Nie dostrzegłem ów gościa, czyżbym coraz bardziej ślepł? Oj, to źle. Nie chcę chodzić w okularach, ale mój wzrok, przy mojej pracy jest niezbędny. Najwyżej dam swoim patrzałkom jeszcze jedną szansę, jeżeli znów kogoś, czegoś, nie dostrzegę to do lekarza pójdę.
W przeciwieństwie do mnie, Skaiba i Rascal nie pozostali bierni, zajęci jedzeniem, kiedy tam ktoś chodzi po moim terenie. Po ich terenie, kiedy już ciemno się robiło. Od razu oba ptaszory rzuciły się do krótkiego lotu, by zaraz wylądować przy, lub zaatakować intruza. Odstawiłem wiadro i pomknąłem między grobami na ratunek bałamutnika. W końcu to moja zasługa, że tak reagują. Tak zostały wytrenowane.
Skulonego jegomościa ptaki obskakiwały, skrzeczały, ciągnęły obszarpańca za ubrania. Biedny chłop. Nie mogłem pozwolić, by mi kogoś pod nosem ptaszyska zakatowały. Byłby to dla mnie wydatek, gdybym musiał samodzielnie komuś przygotować pogrzeb.
-Sio! Iść mi stąd! Skaiba, Rascal! - Okrzyczałem ptaki. Na początku niezbyt ogarniały o co chodziło, popatrzyły na mnie z głupim wyrazem dzioba. Jeszcze chwilę podreptały ostrymi pazurami, ciągając gdzieniegdzie leżącego, zanim odleciały na dobre. No, "na dobre". Wróciły się do wiadra, by sobie same zabrać co ich.
Westchnąłem ciężko, potruchtałem bliżej do zgonika, podniosłem go i o proszę. Toż to mój znajomy menel. Szybko wrócił do mnie.
-Żyjesz Żabciu? Nie okaleczyły Cię za bardzo? Co Cię tu nagle przywiało, chłopie? - Nie wiem czy nie za dużo pytań na raz mu zadałem, ale wierzę, że na wszystkie mi odpowie. To taki mądry facet, a jaki wygadany. Nie będzie mi przecież szczędził zdań, co nie?
Pociągnąłem go w stronę swojego domu. Zadbałem o to, by jego ręka, którą sobie założyłem na ramię, nie spadła. Ptaki ominąłem, były i tak zajęte jedzeniem. Jutro pozbieram to co wywaliły na ziemię, wiadro zabiorę.
-Jesteś głodny? Chcesz się napić czegoś ciepłego? - Spytałem znów, po chwili się łając w myślach, że przecież wiem jaka jest odpowiedź. Jak on mi odmówi to nie wiem co zrobię. Ciasto mu zrobię, o.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Cze 25, 2020 3:50 pm

Leżałem, nie do końca wiedząc co mam zrobić ze sobą w tej chwili. Nie walczyłem z ptakami niestety, nie wiem jak się to robi. Postanowiłem zwyczajnie spróbować przeżyć. Udało mi się to, niesamodzielnie, ale udało. Podniesiony, podniosłem się do siadu i lekko otumanionym spojrzeniem omiotłem otoczenie. Uśmiechnąłem się szeroko widząc Szefa przed sobą. Nie to, żebym się go nie spodziewał, ale miło było widzieć znajomą mordkę. Zarechotałem uradowany, pocierając obolałą brodę wierzchem dłoni. Nadmiar pytań sprawił, że zapomniałem na co odpowiadać konkretnie i o co pytał.
-Dobry Szefie, Szef się, nie przejmuje, ja żyję. Jak umrę, to Szefowi powiem. Hehe. Duchem do Szefa przyjdę, o! HEheeee.-no dawno się tak nie cieszyłem na niczyj widok, uśmiech mi z gęby nie schodził, a oczki się ciągle błyszczały.-Nic mi Szefie nie jest. Takie te, to mi ten nic nie zrobią, ja wie Szef, ja jestem silny chłop Szefie. Szef to wie z resztą. Wszyscy wiedzą. Mnie się tak łatwo nie położy.-pochwaliłem siebie z dumą, jakobym sławnym menelem był. Może i jestem, na pewno niektórzy wiedzą że mam znajomości z Szefem.
Wstałem stękając, chwytając się Szefa zdrową ręką, którą w sumie bardziej go objąłem za szyję. Po kilku krokach, zderzyłem się z nim głową ze śmiechem. Taki zadowolony byłem na jego widok. Nawet złapałem kilka kosmków jego włosów w zęby, żeby pokazać, że Szefa lubię, ale zaraz je puściłem, bo musiałem oblizać wargi z nosowych płynów, z resztą trąciłem nosem jego łepek, co też mnie zabolało, aż syknąłem.
-Ja Szefie, jasne, że jestem. Szefa kanapki są najlepsze, ich to ja Szefie mogę jeść i jeść. Mam jeszcze te kanapki co mi Szef ostatnio dał, ale nie wszystkie, bo jadłem. Bardzo dobre Szefie. Wjedziemy do środka, to ja Szefowi dam trochę.-zacząłem ładnie od pochwalenia go, komplementów, żeby troszkę jego serduszko zmiękczyć zanim wyjadę z prośbami o pomoc.
-Szefie, bo ja się tak zastanawiam, to tak do tego, po co tu jestem. Bo Szef jest lekarzem i tak sobie myślę, czy może nie byłby... czy może umiałby Szef złożyć coś, co się złamało?-zagadnąłem, a już po chwili uznałem mu, że pokażę o co bym go prosił. Kto wie, może ze złamaną nogą sobie poradzi, ale z ręką i nosem będzie mieć trudności. Podstawiłem mu złamane paluszki pod buźkę, żeby obejrzał na szybko. -Bo ja miałem wypadek Szefie i mi się złamały palce i nos i się zastanawiam czy gdyby miał Szef czas, to obejrzałby Szef to kiedy już pracę skończę, bo na pewno jakiś grób do wykopania jest Szefie.-zaproponowałem. Nic nie jest za darmo. Ja już mogę teraz po łopatę iść i pracować, nawet kanapkę Szefowi dam. No i prezent ode mnie no i jeszcze list do niego mam. Oj, żebym o tym nie zapomniał, żebym nie zapomniał.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Czw Cze 25, 2020 10:13 pm

Poprawiłem chwyt jego ręki na szyi bardziej, by za włosy mnie nie ciągnął zbyt bardzo, gdy mnie złapał. Puszczać nie zamierzałem, on najwidoczniej mnie też nie zamierzał puszczać. Za to zostałem obdarzony czułościami z jego strony. Głową mnie trącił i jeszcze kosmyk moich włosów chyba zjeść chciał. Zaśmiałem się pod nosem cicho, słuchając go cały czas. Tak myślałem, że nie będzie mi szczędził słów. Kochany chłop z niego. Mi jego też było brak i cieszę się na jego widok.
-Oczywiście, oczywiście. Zrobię Ci nowe, jak te zjesz, nie masz się o co martwić. - Zapewniłem go. Wódki też mu nie pożałuję. Niech sobie wypije, niech mu cieplej będzie. Przydałoby się też, by się umył. Trochę śmierdzi. Czy zostanie na noc? Sam nie wiem. Nie uśmiecha mi się kolejny raz nie spać przez całą noc. Następnego dnia znów będę umierać ze zmęczenia.
Prowadziłem go do domu, drzwi otworzyłem, by wszedł do środka. Spojrzałem na jego rękę, gdy została mi podstawiona pod oczy i zamrugałem prędko. No tego się nie spodziewałem. Gdzie on się nabawił złamania? W sumie, nie umknęło mojej uwadze to, że z jego noskiem też jest coś nie ten teges. Też ma złamany? Jak on to w ogóle wytrzymuje bez żadnego znieczulenia? Westchnąłem cicho.
-Umiałby, umiałby. Ale to boleć będzie. I wtedy o żadnym kopaniu mowy nie będzie, jeszcze większą sobie krzywdę wtedy zrobisz. Kiedy indziej to odpracujesz. - Zaprowadziłem go do kuchni, odsunąłem krzesło, by sobie usiadł i uwolniłem się spod ucisku jego ręki. Poszedłem do spiżarki, wódkę wyciągnąłem. Skoro mam mu kończynę nastawić i nos, to wypadałoby, by choć trochę się chłop odurzył. Nie chcę, by wył mi tutaj z bólu. Wódkę postawiłem przed nim. -Wypij. Najlepiej tyle, by Ci trochę do głowy weszła. - Poleciłem mu. Sam ściągnąłem po drodze do mojej trupiarni buty. Szukałem czegoś, co mogłoby mu paluszki usztywnić. Nie będzie przecież mógł ich zginać przez jakieś dobre trzy miesiące. Znalazłem patyczki, nieduże, na długość palca idealnie. Bandaże także. Owinę wokół palców i patyczków. Powinno to mu usztywnić palce. Lekarzem nie jestem, licencji nie mam, a także brak mi w moim ekwipunku typowo lekarskich rzeczy. To musi wystarczyć.
Wróciłem do kuchni z asortymentem jaki znalazłem i zacząłem rozkładać na stole. Liczę, że wódkę wypił i że przypadkiem mnie nie uderzy w twarz drugą ręką, gdy będę mu paluchy nastawiał. Albo i mnie walnie, przez sam fakt, że wypił. Kto go wie.
-Połóż rękę na stole i nie ruszaj się za bardzo. - Odsunąłem się jeszcze na chwilę, zgarnąłem kilka świeczek i zapaliłem je od ognia w kominku. Rozstawiłem je gdzie mogłem, by rzucały ładne światło, by było wystarczająco jasno w pomieszczeniu.
Jeżeli grzecznie Żabcia położyła rękę na stole to mogłem zacząć nastawiać jego złamane palce. Biedny Ty. Kto Cię tak paskudnie urządził? I czego się tak dałeś?
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Czw Cze 25, 2020 10:55 pm

Ucieszyłem się jak się Szef ucieszył. Kiedy on szczęśliwy jest, to i ja jestem. Podwajamy radości i dzielimy sutki...smutki. Chociaż w sumie sutki też możemy dzielić. Hehe.
Bez znieczulenia? Hm znieczulenie jakieś było. Do bólu się nieco przyzwyczaiłem, a i wódeczki nieco sobie skubnąłem, co prawda nieco rozcieńczonej deszczem, ale zawsze to coś.
Rozejrzałem się po domu i aż się zdziwiłem jak mi dziwnie, że nie mam już mojego wózka. Skurkowańcze pomarańcze bydlęce, mnie przegoniły od moich rzeczy. A niech się zadławią tymi metalowymi kółeczkami i prętami. Oby facet, co go ugryzłem jakiejś wściekłej choroby dostał.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej kiedy powiedział, że umie mnie naprawić Szef, a już po chwili żywo kiwałem głową na jego słowa. Zakaz pracy na jakiś czas. Dobrze. Jakoś przetrwam te dwa dni be kopania. Zębami będę kopał. Tak! To jakaś myśl, całkiem niezła.
-Szefie, Szef to jest taki człowiek wszystko, ja mówię Szefowi.-ścisnąłem go nieco mocniej za szyję, w podzięce.-Szef mi powie kiedy i co mam kopać i jak, to nie ma sprawy Szefie, ja to zrobię.
Pacnąłem zadkiem na krzesło i kiedy Szef poszedł do... gdzieś, to ja już zdjąłem plecak i położyłem go na ziemi.
Kolejny szeroki uśmiech. Błyszczące, wdzięczne spojrzenie. Jakbym dostał prezent na urodziny, a nie wódkę na złamane palce. Złamane serce. Ona leczy złamane serce. W palcach są żyły, a one się łączą z sercem, to znaczy, że złamanie palców łamie serce. Pięknie. Od razu zabrałem się za picie i opowiadanie, a że Szef chodził, to chodziłem za nim, żeby wszystko usłyszał.
-Ale pogoda, co Szefie? Już wczoraj czułem,....że padać będzie, ale jak zaczęło, tak padało....i padało. Szefie, niektóre śmietniki są tak dobrze zbudowane, że nie... nie przepuszczają prawie wody i Szefie, ja chodzę i szukam rzeczy,....a nie zobaczę, że woda jest czy nie ma, to wchodzę do śmietnika.....i proszę, wody po kolana mam. Ale to już było rano, w dzień. To już nie padało, to chociaż włosy mi podeschły.- odchrząknąłem pięknie, ale że nie miałem gdzie splunąć to musiałem przełknąć to coś co odchrząknąłem. Żal sobie żołądek zapychać kiedy jedzenie mam dostać.-Ale to dobrze.....Buty mam umyte i skarpetki czyste. No ja nie narzekam Szefie,....chociaż mokro było, a Szef pewnie wie....mokre buty dają śmieszne dźwięki. I tak lezę przez to miasto i wszyscy się oglądają,....bo... bo mi buty skrzeczą, jakby się normalnie nie wiem, ściskało coś i coś wylatywało....Szefie, taki dźwięk, jaki ślimaki czasami robią, jak się do domku chowają. Takie pierdnięcie wodą, ale przez usta ryby...-gadałem z całkowitą powagą, robiąc sobie małe przerwki na picie i czasem okazjonalne kaszlnięcia.
Wróciliśmy do kuchni, a ja na nowo zająłem swoje miejsce na krześle. Zostawiłem sobie nieco wódeczki na koniec. Wiedziałem co się zbliża i wolałem mieć pod ręką coś co by mi uwagę odwracało. Czułem, jak ciągle palące gardełko coś tam chce pomagać, wódeczka, coś powoli zaczyna działać, ale nie wiedziałem sam czy to już. Położyłem rękę na blacie.
-Będzie mnie Szef odwiązywać z tych? No..?-rzuciłem wskazując na bandaże.-Bo ja, wie Szef, ja mam łeb na karku, się uszkodzone miejsca bandażuje, to ja nie rozwiązywałem, bo już opatrzona była i to przez Szefa.-uniosłem mądrze paluszek do góry. Taki mądry jestem.
Jeśli Szef już się chciał zabierać do roboty, to zdrową złapałem go za udo, nad kolanem i ścisnąłem. Nie będę cierpieć sam. Patrzyłem intensywnie to na Szefa, to na rękę. Chcę widzieć jak mi się palce wyginają? No zaraz zobaczymy czy mi się taki widok spodoba.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Pią Cze 26, 2020 1:26 pm

Skoro chciał sobie za mną pochodzić, to nie miałem zbytnio coś do powiedzenia, chociaż wolałem, by został w kuchni i siedział. No dobrze, wysłuchałem co ma mi do powiedzenia i będąc raczej zakopany we własnych myślach jak najlepiej mu pomóc, udzielałem mu wyłącznie zdawkowe odpowiedzi. Nie wiem, czy będzie z nich zadowolony, w końcu zwykle tak gada i gada, produkuje mi się chłop, a wychodzi na to, że ja go zlewam. Będzie musiał mi wybaczyć, chcę dla niego jak najlepiej, nie mogę wziąć bezmyślnie pierwszego lepszego drutu i jakoś usztywnić nim jego paluszki. Jeszcze by się gdzieś wbiły i o, problem by był kolejny.
Wróciliśmy do kuchni, usiadł znów i ostrzegłem go, że boleć może. Obawiam się, naprawdę się obawiam jak będzie reagować jak będzie bolało. Z nosem to jeszcze gorzej być może. Westchnąłem cicho, doglądając rzeczy i sprawdzając wyimaginowaną listę w mojej głowie, czy na pewno wszystko mam i wszystko jest jak być powinno.
-Będę musiał Cię obwiązać. Zanim się kości zrosną jakoś sensownie musi minąć sam nie wiem, do trzech miesięcy na pewno. Muszą być one wtedy dobrze usztywnione, bo źle Ci się zrosną i co wtedy? Nie dość, że będziesz miał z nimi problemy to i boleć Cię będą. Więc radzę Ci nimi nie ruszać za bardzo, jeżeli chcesz mieć z nimi wszystko w porządku. - Wszystko ważne jest. Trochę mnie to zmartwiło, że powiedział, że bandażuje jedynie uszkodzone miejsca. Złamanie też jest uszkodzeniem. Nie widać, ale czuć. Może nie ma tak połamanych palców, skoro tak nie piszczy i się nie wije z bólu? Mnie by to koszmarnie bolało. To, że ma już jeden bandaż, to nie znaczy, że może tak sobie olać drugą kontuzję. Zgaduję, że nie jest to pierwszy raz kiedy chłop jest tak urządzony. To by wyjaśniało, czemu się tak nie kręci i nie narzeka, że go boli. Być może ma coś z nerwami nie ten teges. Przerwane? Kto go wie, patrząc na tą jego rękę. Z resztą, nie umknęło mojej uwadze to, że mnie złapał za udo. Chce mnie ściskać jak będzie bolało? Robiłem podobnie z tatą, jak mama mi miała zęba wyrwać, mleczaka. Bałem się bardzo, oj bardzo i ojciec kazał ściskać mu rękę jak uznam, że boli mnie za bardzo.
Nastawiałem jego palce trwając w stoickim spokoju, nawet niespecjalnie się krzywiłem, jeżeli Żabcia mi nogę ścisnęła. Jakoś to szło. Starałem się go zagadywać jak się czuje, co się stało, że skończył jak skończył i będąc myślami gdzie indziej odmrukiwałem mu krótkie odpowiedzi. Ułożyłem ładnie jego palce. Gdyby nie ślady po faktycznym złamaniu wyglądałyby jak zdrowe. Zabrałem się za bandażowanie ich, obwiązywanie bandażami. Będziesz miał jeszcze więcej bandaży na ręce, widzisz Żabciu, a mogłeś uważać.
Zabrałem ręce od jego łapki poszkodowanej, kiedy już miał całą ściśle obwiązaną bandażami i usztywnioną w środku patyczkami. Czas na nos.
-Proszę, trzymaj głowę prosto i staraj się nie ruszać zbytnio. - Wziąłem chusteczkę, wytarłem mu to co z noska mu ciekło i podtrzymując jedną ręką jego głowę od tyłu, drugą zabrałem się za nastawianie kinolka. Przepraszam, jeżeli to będzie bardzo boleć.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Pią Cze 26, 2020 2:47 pm

Niespecjalnie mnie zraziła mała odpowiadalność. W końcu nie pierwszy raz mnie ignorują, ale Szef dawał odpowiedzi, a ja rozumiem, że świat nie kręci się wokół mnie i mojej paplaniny.
Zająłem swoje miejsce i byłem gotowy do walki. Otworzyłem szeroko ślepia słysząc czas.
-Ale to za długo Szefie. Nie można szybciej ich jakoś, żeby szybciej się wyleczyły?-zerknąłem na niego z lekką nadzieją. Trzy miesiące męczenia się. Ani drutów nie wygnę, ani w śmieciach porządnie nie pogrzebię. Zmarszczyłem mocno brwi i posmutniałem na te wieści. Ciągły ból ręki mnie nie odstraszał, ona i tak boli pod bandażami, więc nieco więcej bólu mi nic nie zrobi.
Zabawa się zaczęła. Pierwsze chrupnięcie zostało przywitane siarczystym przekleństwem i wyrwaniem Szefowi ręki. Również krzesło upadło na ziemię, bo się z niego poderwałem i zacząłem krążyć po kuchni niespokojnie.
-Kurwa, Szefie! Ja pierdolę... Pięknaa ścianaa!-wydarłem się, chcąc się wyżyć słownie, między warknięciami, wolałem się skupić na ścianie niż wyzywać Szefa jakoś niemiło. Jak widać nerwy mam, może i nie jakieś w idealnym stanie, ale istnieją i czują.
Odetchnąłem kilka razy i niepewnie wróciłem na krzesło, wiedząc, że to nie koniec. Dopiłem końcówkę wódki. Poznałem ból, jego rodzaj i siłę, wiem z czym mam się zmierzyć i się na to przygotowałem, przez co kolejne etapy nastawiania paluszków zniosłem spokojniej. Walnąłem czołem w stół i tak leżałem sobie, zaciskając oczy i zgrzytając co chwila zębami, dodatkowo ściskając udo Szefa tak mocno, jak mogłem. Liczę jednak, że nie będzie na mnie zły za siniaki na nóżce. Słyszałem pytania, ale nie miałem głowy odpowiadać, bo odmawiałem litanię niecenzuralnych słów oraz przeklinania świata i wszystkiego.
Sam nie wiedziałem czy otumanione bólem palce bolą mniej, czy przez ciągłe naruszanie ich bolą bardziej, ale w końcu wszystko się na szczęście skończyło. Zaryczany i zasmarkany podniosłem łeb i spojrzałem na Szefa wzrokiem zaczerwienionych oczu, mówiącym jedno: ,,To bolało Szefie.". Opatrzona ręka natychmiast została skitrana w moich szmatach, żeby już nikt nie miał do niej dostępu. Zwłaszcza bezlitosny Szef.
-Jasna sprawa Szefie, Szef się nie martwi.-powiedziałem z żałosną miną kiedy dostałem polecenia co do noska. Nie lubię jak się coś z nosem dzieje, za blisko oczu i mózgu. Coś może łatwo pójść nie tak.
Kiedy mnie złapał, przesunąłem dłoń znad kolana Szefa jeszcze wyżej na udo. Niech zna zagrożenie i będzie delikatny. Zacisnąłem dłoń z umiarem, gotów ścisnąć mocniej.
-Tylko ostrożnie Szefie.-zamknąłem oczy i czekałem na ból. Ciekaw byłem za którym razem Szef uzna, że już dość. Nie zauważyłem nawet jak się lekko odchylam do tyłu całym ciałem, żeby się odsunąć od ręki, co mnie nastawiać ma. Zajęczałem rozpaczliwie, a po chwili kolejne przekleństwa zaczęły szaleć po pokoju kiedy nastawiać mi nos zaczął, noga Szefa dostała też wtedy swoją dawkę mocnego ściśnięcia. Nie wiedziałem, że nos taki wrażliwy jest. No jest w chuj wrażliwy. Kolejne łzy pociekły swobodnie po policzkach, możliwe też, że dlatego iż przypomniałem sobie o mojej straconej szafie i wózku. Czy jestem materialistą? Jako menel, muszę być.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Luca Pon Cze 29, 2020 11:26 pm

-Wiesz, magiem żadnym nie jestem, zaklęć żadnych leczniczych nie znam, więc w tym przypadku nie będę mógł Ci tak pomóc, mam nadzieję, że rozumiesz. - Oj a jak łatwiej byłoby ratować takich gagatków z opresji. A raczej gagatka jednego co mnie drugi raz nachodzi. Biedny Żabuś. Wiem, że boli, słyszę jak wyjesz. Jednak złamanie czuje jak każdy normalny człowiek, to dobrze o nim świadczy. Przeklinaj sobie, przeklinaj. Jeżeli ma Ci to pomóc, to proszę bardzo.
Zaśmiałem się cichutko, gdy nagle z kurwy i mnie zszedł na temat ściany. Oj, fajnie, że mu się podoba, ale niech sobie nie myśli, że mi ją nagle ukradnie, upcha do plecaka jak moje poszewki. Niech sobie nie uważa, że niczego nie zauważyłem. Rabuś z niego poszewkowy jeden i tyle.
Palce jego ustawiłem, ślicznie ustawiłem. Jakby ruszył nimi to kolejną falę bólu by na siebie dziad ściągnął, a wierzę, że tego nie chce. Prędko zabandażowałem jego paluchy, sprawdziłem delikatnie, bardzo delikatnie, tak prze-delikatnie, czy mu się to nie rozleci, co mu na łapie stworzyłem. Czas na kinolek.
Kolejny raz nie mogłem zignorować jak poprawia chwyt swojej ręki na mojej nodze. Cicho westchnąłem. Nawet miejsce zmienił. No dobra, mam nadzieję, że wyżej nie poleci z łapskiem i za inne rzeczy mnie chwytać nie będzie. Może nie używam niektórych rzeczy w przeciwieństwie do innych, ale na pewno te rzeczy w moim ciałku mi się przydadzą.
Sprawnym ruchem ręki nosek mu ładnie nastawiłem. Uśmiechnąłem się szerzej rozbawiony kolejnym ciągiem wulgaryzmów. Mam nadzieję, że chłop nic w nocy nie zrobi i sobie nie przesunie nosa przypadkiem. Ale bym mu współczuł boleści. A kolejne nastawianie? Ojj, nie wiem czy skończyło by się na samym wyciu z bólu i przeklinaniu. O płaczu nie wspominam nawet. Bałbym się, że sam wtedy miałbym nos do nastawienia.
-Gotowe. - Puściłem jego głowę, ręce obie zabrałem do siebie i skrzyżowałem na klatce piersiowej, czekając, aż mi nogę puści. Miałem w końcu coś do jedzenia zrobić, prawda? -Kanapki zjesz, czy może jajka jak ostatnio? Mogę Ci zrobić na miękko, albo na twardo. Jak wolisz? - Spytałem, odsuwając się kawałek od niego, powoli zmierzając do spiżarki, po to z czego mam mu kolację przyrządzić. Herbatę do picia mu też zrobię, tak od siebie, o! Bo wódkę już wypił, to, by mi się nie przepił. Nie chcę zgona w domu. Wystarczy mi, że ma ręce pokiereszowane jak cholera. Nie czuję potrzeby obserwować, jak zlatuje ze schodów i łamie sobie żebra. Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała, gdyby Żabcia nie skakała to by paluszków nie połamała.
Luca
Luca

Stan postaci : Wspaniały. Rana po postrzale całkiem nieźle się zagoiła.
Ekwipunek : Łopata, zapałki, czaszka ptaka, klucze, perfumy, chusteczki, ciasteczka cynamonowe, sakiewka z pieniędzmi, list od menela
Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Nipuni

Powrót do góry Go down

Cmentarz w okolicy Afraaz - Page 3 Empty Re: Cmentarz w okolicy Afraaz

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 12 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach