Ymnakil

+2
Iwo
Mistrz Gry
6 posters

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Victoria Jartamael Sro Wrz 09, 2020 7:49 pm

  Serce biło mu jak szalone, kiedy skakał spojrzeniem od jednego do drugiego z nich. Jak normalni ludzie mogą w taki sposób rozmawiać o czyjejś śmierci? Choć sam był złodziejem, nie umiał tego pojąć, to było przerażające. Bardziej niż zwierzęce. Pewnie gdyby nie strach, pogardziłby tym. Z drugiej strony ten elf nie zabił go od razu, kobieta chyba też nie chciała...
  Aranai zbliżył się, co ponownie przykleiło chłopaka plecami do ściany, o ile dało się to zrobić jeszcze bardziej. Wstrzymał oddech, kiedy ten złapał za nóż, a zaraz i tak wyrwało mu się ciche jęknięcie. Nawet nie próbował przewidywać, co elf zrobi z ostrzem, ale ten wtedy zajął się jego prowizorycznym opatrunkiem. Syknął przez zaciśnięte zęby.
  Victoria obserwowała to z niezmienionej odległości. Pewnie powinna pomóc temu chłopaczkowi, ale z drugiej strony... Mógł nie próbować ich okraść, tak? Zresztą i tak nie zrobi wiele więcej niż Aranai.
  Rudolf spojrzał mu w oczy, na jeden krótki moment, a potem już go nie było przed Zevisem. Dwa razy nie musiał powtarzać, nawet nie zauważyli, w którym ułamku sekundy siłował się z klamką. Z pewnością miał jakiś tam talent.
  — Um... — Czarodziejka spojrzała na towarzysza, którego ostatnie słowa zabrzmiały... jakoś tak dziwnie. Jakby zrobił coś złego, a przecież... — Nie to chciałam powiedzieć — wymruczała cicho, ale nie zatrzymywała go, jeśli chciał wyjść. Cała ta sytuacja, to nie była dobra pora na takie rzeczy. Rano człowiek myśli znacznie lepiej.
  Tymczasem bałagan w pokoju Aranaia miał się dobrze. Z paru kawałków wazonu zostały drobne ziarenka i już na pewno nie dało się go naprawić. Na podłodze, oprócz jednego z noży do rzucania, leżały dwie sakiewki, bynajmniej nie należące do niego. W jednej znalazł parę monet, w drugiej zaś garść czarnych i białych piór różnej długości. Skórzany woreczek opatrzony był ciekawym haftem. Pośród zawijasów ze srebrnej nicy znajdował się tam napis:
Niech księżyc spojrzy najjaśniejszym okiem na piątkę dusz w lustrach zaklętych, sroczymi piórami na głowach okraszonych.
Victoria Jartamael
Victoria Jartamael

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ekwipunek : torba podróżna z różnościami, pomniejsze komponenty do zaklęć, opatrunki, nożyk, szabla
Ubiór : wygodne, podróżne ubranie, raczej przeciętnej jakości
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Sro Wrz 09, 2020 10:48 pm

Aranai usłyszał ostatnie słowa Victorii, ale nie czuł się na tyle dobrze, by teraz o tym dyskutować. Nie tylko dla niej była to ciężka noc. Zamknął się w pokoju i oparł o drzwi. Wziął głęboki oddech.
-Nie mam koszuli… zajebiście.
Mruknął jeszcze do siebie i odbił się od nich, idąc znów do łóżka. Po drodze jednak zahaczył o jakieś mieszki. Jeden miał drachmy, przyjemnie. A drugi pióra i dziwny liścik. Pd razu go odczytał, przy świetle księżyca, lecz… ni chuja nie zrozumiał.
-Młody się w poete bawił, czy co?
Skomentował i odłożył to na szafke. Rano to poogarnia, nie ma sił nic robić. Legł plecami na łóżko, gapiąc się w sufit.
-Victorio, musisz mieć ze mną ciężko…
Wyszeptał. Chyba zdał sobie sprawe, jaki potrafi być irytujący i problematyczny. Pewnie to kwestia czasu, aż go opuści. Taka jest kolej rzeczy.
Jeśli nic go nie nawiedziło, to po prostu zasnął w spokoju...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Victoria Jartamael Czw Wrz 10, 2020 2:32 pm

  Wyszedł. Nie zdziwiło jej to jakoś, choć miała skrytą nadzieję, że jednak tego nie zrobi. No ale zrobił, cóż. Postanowiła, że nie będzie go zatrzymywać, więc głupio byłoby teraz za nim biec. Chyba.
  Westchnęła cicho i domknęła drzwi ostrożnie. Przez chwilę zastanawiała się, dokąd ostatecznie pobiegł młody złodziej, ale tylko przez chwilę. Z drugiej strony, jego obecność sprawiała, że będą musieli jak najszybciej opuścić Ymnakil. Kto wie, komu wygada, co tak naprawdę się wydarzyło. Dziewczyna zastygła w bezruchu. A jeśli popełniła tu błąd? Może i nie był wrogiem, ale wyglądał na łatwe źródło informacji. A jeśli coś jeszcze miało się... nie, raczej nie. Nie wolno popadać w paranoję.
  Zawróciła do łóżka i po krótkim namyśle poprawiła nieco pościel, która zdążyła się przekręcić. Wślizgnęła się pod cienką kołdrę, ale chyba niespecjalnie zmrużyła oko do rana. Chyba nawet nie była aż taka śpiąca jak wcześniej...
  A może jednak? Na moment na pewno straciła kontakt z rzeczywistością, a teraz, kiedy słońce już zaglądało w jej szybę, Victoria podniosła się niemrawo i przetarła twarz dłońmi. Ogarnięcie wszystkich rzeczy zajęło trochę dłużej, niż planowała, ale trudno. Miała tylko nadzieję, że nic w tym czasie faktycznie się nie wydarzyło. No i jeszcze te plamy na podłodze. Jakaś znaleziona w kącie szmata i trochę wody wystarczyło, żeby nie rzucały się w oczy. Sprawdziła, czy wszystko ma i postanowiła zapukać do pokoju Arana, o ile nie było słychać, jak ten transportuje się na dół.
Victoria Jartamael
Victoria Jartamael

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ekwipunek : torba podróżna z różnościami, pomniejsze komponenty do zaklęć, opatrunki, nożyk, szabla
Ubiór : wygodne, podróżne ubranie, raczej przeciętnej jakości
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Czw Wrz 10, 2020 4:02 pm

Victoria zapukała do drzwi, ale nikt jej nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. W końcu jednak uchyliły się, a w progu stanął elf, owinięty swoim zielonkawym płaszczem.
-Nie miałem lepszego pomysłu.
Skomentował ten stan rzeczy i wpuścił ją do środka. Pokój wywietrzał przy otwartym oknie, a zniszczenia zostały zgarnięte w jeden kąt. Choć plamy krwi wciąż stanowiły kłopot, ale cóż…
-Widziałaś Lisa? Liczę, że nie przyjdzie tu popatrzeć. Proponuję opuścić lokal i miło powiedzieć mu, że spłacił dług. Nim zobaczy… to… już nas nie będzie w Ymnakil.
Zaproponował i usiadł na łóżku, gdzie leżały wszystkie jego sztylety, noże i dwie szabelki. Podrapał się po głowie, bo jeszcze jedna myśl chodziła mu po głowie.
-Mam kilka drachm za które kupie ubranie… jedzenie… ale to tyle. Trzeba zdobyć pieniądze. Wiesz co to znaczy? Muszę wrócić do zabijania. Może znajdzie się ktoś kto zapłaci za śmierć nielubianego krewnego, czy coś…
Przetarł oczy, po czym przeczesał włosy. Ewidentnie nie chciał rozmawiać o tym co mówił wieczorem, ani co zrobił w nocy. Kwestia ile pamięta, ale ewidentnie spycha to wszystko na dalszy plan. Może faktycznie to nieistotne?
-Ale spokojnie, nie wciągnę Cię w to.
Uśmiechnął się, aby sobie nie pomyślała, że każe jej zabijać wraz z nim. W sumie… ciekawe, czy na jej magii też możnazarobić...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Victoria Jartamael Sob Wrz 12, 2020 6:00 pm

  Już miała sprawdzić, czy jednak nie wyszedł wcześniej, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły, a w progu stanął nikt inny jak sam Aranai. Bez koszuli, otulony swoim płaszczem, ale przynajmniej żywy. Wzruszyła ramionami i weszła do środka. Ostatecznie nie był to najgorszy widok, jaki mogła zastać. Ciekawiło ją natomiast, że w ogóle się tym przejmował. Kiedy go poznała, nie posądziłaby go o takie rzeczy.
  Rzuciła okiem po pokoju, głównie po szczątkach i krwi, które były wyraźnym dowodem nocnych rewelacji.
  — Nie, jeszcze go nie widziałam... Tak, to chyba dobra myśl. — Zawahała się na moment. — Zresztą, nie wydaje mi się, żeby jakoś bardzo się tym przejął.
  Ponownie wzruszyła ramionami. Rzuciła jeszcze raz okiem na stłuczony wazon, a zaraz na Arana. Niespiesznie podeszła do łóżka, na którym usiadła, krzyżując nogi ze sobą. Nie przejmowała się butami na pościeli, i tak już nie mieli tutaj spać.
  — To brzmi źle — prychnęła cicho, chociaż czuć było, że jest świadoma sytuacji. Niewiele innych opcji mieli teraz pod ręką. Mimo to, Victoria nie popierała tego pomysłu. Już chyba prędzej poparłaby zwykłą kradzież. — Zabijanie przypadkowych ludzi to... Co? — Zerknęła na niego uważnie, kiedy znów się odezwał. Umilkła na moment i przeniosła wzrok na drzwi od pokoju. — Wiem przecież — mruknęła cicho. — I nie martw się o mnie, mogę na siebie zarobić. — A przynajmniej taką miała nadzieję. Czy usługi czarodziejów były aż tak chodliwe, jak się słyszy? Cóż, chyba miała okazję się przekonać.
  Przygryzła lekko wargę. To dalej nie brzmiało jak dobry układ, nawet jeśli ona nie będzie uczestniczyć w jego morderstwach. Wciąż miała o nich wiedzieć i niejako zgadzać się na nie. To było złe, prawda? Bardziej złe, niż wcześniej, przecież wtedy tylko się bronili.
  Bronili się...
  — Nie możesz zabijać kogoś innego? — wypaliła nagle, wbijając w niego spojrzenie wypełnione nie tylko czekaniem na odpowiedź, ale też może nutką jakiejś nadziei położonej w tym pomyśle. — Kogoś, kto zasłużył... — dodała jeszcze.
Victoria Jartamael
Victoria Jartamael

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ekwipunek : torba podróżna z różnościami, pomniejsze komponenty do zaklęć, opatrunki, nożyk, szabla
Ubiór : wygodne, podróżne ubranie, raczej przeciętnej jakości
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Nie Wrz 13, 2020 10:04 am

O tak, zakryty płaszczem Aranai, który miał idealną wymówkę, by chwalić się swoimi mięśniami i boską klatą, to doprawdy niespodziewane. Ciekawe czym się Elf kierował, bo już od jakiegoś czasu zachowuje się dziwacznie. Sam chciałby wiedzieć, oj bardzo. Najgorzej zrozumieć samego siebie, prawda?
Victoria wyraziła aprobatę względem pomysłu o czmychnięciu z Ymnakil, więc i jemu to odpowiadało. Tylko ten. Trzeba jakąś koszulę zwinąć. Bo jeszcze za dużo panien będzie się za nim oglądać i droga Jartamael zrobi się o niego zazdrosna. A z kobietami to ciężko żyć, jak są zazdrosne, coś o tym wie.
Niestety, odpowiedź Czarodziejki na drugą propozycję, już nie wyrażała się zbytnio pozytywnie. Ewidentnie nie podobała się jej wizja Zevisa, biegającego z nożami i odbierającego żywota za pieniądze. Nie był w stanie tego w pełni zrozumieć. Nie miał hamulca moralnego.
-Moja droga, to nie są przypadkowe osoby, dla ludzi, którzy ich śmierć opłacają. Wolę o sobie myśleć jak o… narzędziu, które wykonuje tylko to, do czego zostało stworzone. Nie ja jestem winny, a osoba, która się mną posłużyła. Ja innego zastosowania nie mam.
Odpowiedział, choć nie wiedział, czy te słowa jakkolwiek ją uspokoją, czy dadzą do myślenia. Ale co racja, to racja. Jak nie on, to zrobi to ktoś inny. Dla chcącego, nic trudnego. Trzeba w tym przypadku być praktycznym. A nie widzi się w jakimkolwiek innym zawodzie. Całe życie był skrytobójcą. Nie można od tak… się tego pozbyć z życia.
Czarodziejka miała rozterki moralne, w przeciwieństwie do Elfa, który był chyba znieczulony na jakąkolwiek forme szerzenia zła, którego jako tako, nawet za wielkie zło nie uważał. Wcześniej się bronili, to fakt. Ale teraz, muszą przeżyć. A słysząc jej słowa, cicho się zaśmiał, odwracając w jej stronę, bo siedziała przy nim.
-Moja Droga, kogoś kto zasłużył…? Każdy zasługuje. Zalegasz z podatkami, zdradzasz żone, obrażasz swoich bogów, jesteś skorumpowany, ranisz innych… nie ma na tym świecie kogokolwiek, kto byłby niewinny. Mam stać się jakimś bohaterem i zabijać złych ludzi? Gdyby tak było, musiałbym wyrżnąć większość miasta, a gdzie tu cały Medevar. Nie kłopocz się tym… do tego zostałem stworzony. Jestem w stanie to zrobić bez mrugniecia okiem.
Zapewnił ją, licząc, że odpuści. Że ulegnie, albo pozwoli mu działać na własną rękę. Bardzo chciał pojąć jej punkt patrzenia, ale po tylu latach, tylu ofiarach… to było niemożliwe.
-Chcę tylko, byśmy sobie poradzili. I nie głodowali. Wbrew pozoru, nie jestem dobrym złodziejem. Działam zbyt gwałtownie. A w miejscu zostać też nie mogę.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Victoria Jartamael Sro Wrz 16, 2020 11:50 am

  Zazdrosna o niego? Cóż, ciekawe, jak sam by na to zareagował. Sama Victoria raczej nie myślała o takim scenariuszu, nie miała na razie ani po co, ani też zbytnio kiedy. Wątpliwe, by zaangażowała się w zazdrość tak od razu. Tak od dziś, może nawet przeciwnie, Aran przyciągający spojrzenia to byłby bardzo naturalny widok. Aż można by przez to wszystko pomyśleć, że to wcześniej tylko zgrywał szybkiego chłopaczka.
  — Młotek też jest niewinny, jak się uderzysz w palec, co? — prychnęła z dezaprobatą, przenosząc na niego wzrok. Ten argument nie miał dla niej najmniejszego sensu. Narzędzie? Bez innego zastosowania? Czy on siebie nie szanował, czy zwyczajnie nie chciało mu się postarać? Nie rozumiała i to chyba był jej największy problem. Nigdy nie zabijała za pieniądze.
  Wysłuchała jego kolejnych słów. Przez moment chyba miała zamiar mu przerwać, ale coś w środku ją uciszyło. Nie do końca o to jej chodziło, a jednak... może rzeczywiście nie było tu wielkiej różnicy? W końcu, jeśli ktoś się postara, to każdego można za coś wsadzić, każdego można ugotować, co za różnica, kto wydaje polecenia? A jednak jego słowa brzmiały dziwnie. Nie chciała się z tym zgodzić.
  — Jak uważasz... — westchnęła cicho. Ostatecznie od początku o tym wiedziała, prawda? W jakiś sposób wiedziała i wcale jej to wtedy nie zniechęcało. Zaraz na jej usta wkradł się zaczepny uśmiech. — Ale jeszcze z tobą nie skończyłam — rzuciła, zaraz wstając z łóżka i drepcząc do drzwi. — Więc... dokąd teraz? — zerknęła na niego, idąc korytarzem ku wyjściu. W pewnym momencie jednak zwolniła nieco i zawahała się. — Zaczekaj, za moment przyjdę — rzuciła spokojnie i odwróciwszy się od drzwi do głównej sali, poszła korytarzem na parterze, a za chwilę zniknęła za rogiem.
  Może i ktoś by zwrócił uwagę na Aranaia, ale i tak nikt nie przechodził. Nie było nawet widać w pobliżu Lisa, co mogło akurat wydać się trochę dziwne. Minęło parę minut, może nawet paręnaście, ale Victoria również nie pokazywała się na horyzoncie i nie wyglądało na to, żeby miała zaraz wrócić.
Victoria Jartamael
Victoria Jartamael

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ekwipunek : torba podróżna z różnościami, pomniejsze komponenty do zaklęć, opatrunki, nożyk, szabla
Ubiór : wygodne, podróżne ubranie, raczej przeciętnej jakości
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Sro Wrz 16, 2020 5:01 pm

Czy siebie szanował? Dobre pytanie. Pewnie skoro był narcyzem, to mógł siebie uważać za boga na ziemi. Lecz jeśli zagłębić się w to bardziej, to nagle okazywało się, że ma wobec siebie wysokie oczekiwania, a zarazem poczucie, że ich nie spełnia. Tak było łatwiej. Trzymać się jednego, po prostu płynąć z nurtem. I tak i tak w końcu zginie, co za różnica, co będzie robił do tego czasu. Jeśli był dobry w tym czym się zajmował...
-Oczywiście, młotek sam cię nie uderzył w palec, to ty nie trafiłaś.
Uśmiechnął się, choć wyczuł tę dezaprobatę i może tylko ją nakręcił, bo z natury był czepialski i złośliwy, jednakże nie mógł się zgodzić z jej poglądem, to po prostu przeczyło trzem dekadom wychowania, których nie porzuci w niepamięć.
Jartamael coraz bardziej była chyba przeciwna jego myśleniu. W końcu dostrzegalne stały się różnice między nimi. Byli z dwóch różnych bajek. Nie potrafili się zrozumieć, a tylko los chciał, aby ich drogi się zbiegły, do tego momentu. Czemu jednak było w niej coś, co sprawiało, że chciał znać jej zdanie, być blisko? To bezsensu, zupełnie nie powinno mu zależeć na kimś, kto go nie zrozumie. A jednak, jak na złość, Victoria miała ten dar, że jakoś chciał jej uwagi i… aprobaty. Nie podobał mu się jej brak.
Ale zaczepny uśmiech już tak, to lubił.
-Czekam niecierpliwie na drugą rundę.
Odparł, z flirciarską nutą w głosie i puszczeniem oczka. Już miał jej odpowiedzieć na pytanie co dalej w ich przygodach, ale ta postanowiła coś zrobić. Wyszła. No okej, może przyniesie mu prezent, lubi prezenty. Ale minęła chwila, chwile dwie, coś tak to trwało i nie wracała. Zaczęło go to zastanawiać.
-Victorio? Jesteś?
Zawołał, ale pewnie bez odzewu. W końcu postanowił wstać i… dla pewności, wziąć ze sobą dwa sztylety i wyjść na korytarz...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Victoria Jartamael Czw Wrz 17, 2020 3:16 pm

  Korytarz jak korytarz, nie wzbudzał żadnych podejrzeń. A może wręcz przeciwnie? Może ta cisza i spokój powinna kazać się komuś zastanowić, tak jak i czas kazał uczynić to Aranaiowi. Parę desek cichutko zajęczało pod jego butami. Właściwie wiele do oglądania tu nie było, schowek na miotły i inne szpargały, w którym ciężko by było nie zauważyć kota, a co dopiero dziewczynę. Łaźnia, którą właśnie sprzątano, a zapytana, gruba pracownica oświadczyła, że nikogo tu nie było. Kuchnia, w której spotkało go coś podobnego, ale dodatkowo został szybko wyproszony. Pokój Lisa zamknięty na klucz oraz łazienka, której drzwi były lekko uchylone. W pomieszczeniu było chłodno i ciemno zarazem, uchylone okno zasłonięto grubą kotarą, która kołysała się lekko przez przeciąg. Dwie przymknięte wnęki, miednice z wodą, lustra, jakieś krzesło. Na podłodze z wygłaskanych desek zauważył coś dziwnego, grudki piachu i ziemi, jakby przed chwilą ktoś wszedł tu w brudnych butach. Rozejrzawszy się lepiej, Zevis znalazł podobny piach na parapecie, a pod stojakiem jednej z miednic leżały nieduże nożyczki. Wyglądały znajomo i były lekko brudne od krwi.
Victoria Jartamael
Victoria Jartamael

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Ekwipunek : torba podróżna z różnościami, pomniejsze komponenty do zaklęć, opatrunki, nożyk, szabla
Ubiór : wygodne, podróżne ubranie, raczej przeciętnej jakości
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Pią Wrz 18, 2020 2:07 pm

Sztylety postanowił ukryć pod płaszczem, którym się owinął. Jeden za pasek spodni, przy kręgosłupie, a drugi wciąż w łapie, no bo jedna ręka tylko mu potrzebna, do trzymania zielonej tkaniny. Zajrzał do pokoju Victorii, lecz nic. Potem się błąkał po korytarzach, schowkach na miotły, życzliwie zaczepiał sprzątaczki, też nic. Na parterze pustka.
-Victorio? Lisie?
Już zaczął wołać, lekko zmęczony tym szukaniem. Barman też magicznie przepadł. Co się działo, impreze niespodzianke mu robili? Mogli go ostrzec, że robią coś takiego!
Ostatecznie dotarł do jedynego pomieszczenia, które było otwarte i powiewało chłodem. Łazienka. No nic nadzwyczajnego, do momentu, aż Elf dostrzegł piach na ziemi, a kolejno na parapecie. Ktoś oknem wyłaził? Bo raczej nie właził, chyba, że się bawią w ciuciubabke.
-Ten bar ma przecież drzwi.
Mruknął wzruszając ramionami. Jeśli Jartamael postanowiła go wystawić i zwiać po tym co usłyszała, to faktycznie, niecodzienny sposób ucieczki. Choć… ten piach był przyniesiony z dworu… więc to ktoś tutaj wszedł. Ta baba od mioteł? A może ta od kuchni? Nie wolno ufać grubym babom.
Szmaragdowe oczy spoczęły na nożyczkach. Interesujące. Tylko im się przyjrzał, nie biorąc do ręki, bo nie miał takowej wolnej. Dostrzegł krew.
-Tak to jest, gdy chcesz przyciąć tylko dwa centymetry…
Skomentował. No nic nadzwyczajnego. Stanął przed lustrem, obserwując swoją twarz. Po chwili się uśmiechnął.
-Halo, władze?! Włamał się tu jakiś przystojniak! A nie! To ja!
Puścił sobie oczko. No gdzie jest ta Victoria? I właściciel? I czemu nikt nie sprząta piachu w łazience!
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Sob Wrz 19, 2020 1:33 pm

  Na całym tym chodzeniu i szukaniu zeszło parę chwil, a kiedy przyszło do podziwiania siebie w lustrze... No dobrze, może nie aż tak długo, ale to wystarczyło, by rzeczy potoczyły się dalej tuż pod jego idealnym elfickim nosem.
  Ogarnęło go dziwne uczucie, jedno z tych niewytłumaczalnych przeczuć, jakby posiadać dodatkowy, nieuchwytny zmysł. Jakby ktoś za nim stał.
  W tym samym momencie ktoś inny ważył decyzje, by ostatecznie bezgłośnie cofnąć rękę i wyprostować się.
  — E-esteban... — mruknął bardzo niepewnie znany mu już głos spod czarnego kaptura i maski, idealnie poza zasięgiem lustra. Rudolf wyglądał jak spłoszona trusia i na każdy gwałtowniejszy ruch z chęcią zareagowałby cofnięciem się. Inna sprawa, że pewnie by nie zdążył, więc tylko uniósł puste dłonie w pokojowym geście. — N-nie zabijajj... — miauknął pospiesznie, licząc na to, że elf nie zrobi mu krzywdy z czystego odruchu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Sob Wrz 19, 2020 3:06 pm

Elf miał w zwyczaju podziwiać się w lustrze, bo od zawsze kochał się w sobie, co pewnie świadczyło o chorobie psychicznej, ale nie przeszkodziło mu to, w zachowaniu minimalnej czujności. Kiedy poczuł się obserwowany, nim usłyszał nawet ledwie pomruk pierwszego słowa, już wysunął sztylet spod peleryny i nakierował go w stronę osoby, która wkradła się do łazienki. Nie zrobił mu krzywdy, ledwie zaznaczył bezpieczny dystans. Szmaragdowe oczy szybko zbystrzyły Rudolfa, który okazał gest poddania się. Mogła to być sztuczka, ale w jego przypadku, mało to prawdopodobne. Chyba że taki z niego aktor, to powinszuje po wszystkim.
-Ty to chyba lubisz, co?
Zapytał, powoli opuszczając sztylet. Dziwne, wypuścił go nocą, aby przyszedł nad ranem? Nie pamięta takiego polecenia, ale jakby tak było, to Isarbeck przełamałby wszelkie granice strachu.
-Stęskniłeś się? Czy namyśliłeś się na bycie jeńcem?- Zapytał, z małym uśmieszkiem. Potem wzrok znowu powiódł na nożyczki, a potem powrócił na Złodzieja. Co to on… a właśnie. -Tak poza tym, widziałeś gdzieś Victorię? Tą piękną kobietę dzięki której żyjesz? Gdzieś ją zgubiłem…
Zacmokał, opierając się o ścianę. Cóż, przynajmniej domyślał się już skąd ten piach. Doprawdy, drzwi do gospody były chyba otwarte.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Nie Wrz 20, 2020 2:52 pm

  Sztylet nie dosięgnął jego klatki piersiowej, co znacząco poprawiło samopoczucie złodzieja. Odważył się odetchnąć nieco głębiej i skupił na słowach Estebana, których... tych pierwszych nie za bardzo skojarzył, nie spodziewał się takiego komentarza. Odprowadził wzrokiem ostrze, a tym samym też opuścił ręce swobodnie. Aran mógł zauważyć nieładnego sińca na prawym policzku chłopaka.
  — Nie, jja... — Zawahał się na chwilę, zbierając myśli, a tym samym pozwalając Aranaiowi zadać kolejne pytanie. Właściwie nawet się na nie ucieszył, było znacznie bardziej na temat. — O-ona... ma kłopo-ty. Llllarelin Marlock ją porwał, bo ch-ch-ce, żebyś mu załłatwił pięć- ćsiał do ry-rytuału. I o-oddał komponenty. — Umilkł na chwilę. — Chce się z-z tobą spotkać w tej g-gosspodzie. Zza tydzień. I... Ssspisał to.
  Pokazał mu papier, ładnie zwinięty, podpisany i opatrzony nawet czarnym lakiem, lecz samej pieczęci Zevis nie kojarzył. Przedstawiała czaszkę przebitą sztyletem. Pismo ładne i równe, wręcz dystyngowane. Było tam mniej więcej to samo, co powiedział chłopak, tylko ładniej ujęte w słowa. Pięć byle jakich ludzkich ciał, w terminie za tydzień od momentu spisania dokumentu. Znalazły się też dwie dodatkowe klauzulki, jedna głosiła: "Jeśli nadal jesteś w posiadaniu mojej sakwy {opatrzonej inskrypcją i zawierającą komponenty, z pewnością rozpoznasz}, byłbym rad ją odzyskać", druga natomiast: "Gdybyś przypadkiem zabił mojego przygłupiego pomagiera, możesz go przynieść jako jedno z pięciu ciał." Było też post scriptum: "Jeśli jednak los dziewczyny nie leży w Twoim interesie, zaangażuję ją bardziej osobiście. Sakwę jednakowoż wciąż chciałbym odzyskać."
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Nie Wrz 20, 2020 4:07 pm

Rudolf chyba się uspokajał to dobrze. Jego wada wymowy to już wystarczające utrudnienie, stres nie pomaga. Zresztą, Elf teraz był trzeźwy, no i nie był okradany, więc czemu by nie zacząć od nowa? No właśnie. Ale kiedy tylko usłyszał odpowiedź, no to… nie tego się spodziewał.
-Porwana? Victoria została porwana?
Dopytał dla pewności. W pierwszej chwili pomyślał, że to sprawka Porannej Gwiazdy, aby zwabić go w pułapkę. Fabio byłby do tego zdolny. Zebrałby kilku braci i kilka sióstr, a następnie zaatakował. Lecz nie, nazwisko nic mu nie mówiło, tak samo powód dla którego doszło do tego wszystkiego, właściwie żądania Marlocka, to czysta abstrakcja.
-Pięć ciał? Fuj, chyba ma niezwykłe preferencję. Ale muszę docenić, że wiedział do kogo zagadać o zabijanie. Chyba powinienem się zmartwić.- Dotknął ręką swojego pośladka, ale nie chodziło o przyjemności, czy sprawdzanie jędrności, a upewnienie się, że zawartość sakwy siedzi w głębokiej kieszeni. Czuł, że się to może jeszcze przydać. -Z tego co wiem, to Ty miałeś te komponenty. A teraz przynosisz wiadomość. Dlaczego dla niego pracujesz? Dużo zarabiasz?
Dopytał i chwycił wiadomość, którą Isarbeck mu przekazał. Zaczął czytać, sratatata się postarał z tym pismem. No wszystko wyglądało autentycznie, nawet ta pieczątka z czaszką taka całkiem całkiem, dodawała charakterku. Idealna sygnatura dla czarnego charakteru tej historii. Więc Zevis ma być tym dobry? Ha!
-Hm, chyba nie zależy mu na Tobie tak bardzo. W razie czego mam aprobatę Marlocka, byś został elementem tego wszystkiego.- Zrzucił płaszcz na ziemie, sztylet wsunął za pasek, obok drugiego, poklepał Rudolfa po ramieniu i opuścił łazienkę, z papierkami w łapie, licząc że młody pójdzie za nim. -Normalnie nie negocjuję z terrorystami, ale zależy mi na tej kobiecie, co stawia mnie w kłopotliwej sytuacji.- Zatrzymał się gdzieś na środku sali biesiadnej i odwrócił w kierunku Złodzieja. -Jak Cię zabije, to mam jedno ciało z głowy, ale to niewiele mi daje. Zamiast tego, proponuję układ. Pomożesz mi zrealizować plan. Potem zrobisz co zechcesz, a ja Cię nie zabiję.
Dokończył, pomijając fakt, że tego skurwysyna Marlocka ma zamiar zabić. Ukrywał to, ale ciśnienie mu skoczyło, kiedy się dowiedział, że jego ulubiona czarodziejka na tym padole jest w łapach jakiegoś nekrofila. Nie… nie chciał jej stracić.
Głęboko westchnął.
-Teraz to naprawdę przyda mi się koszula...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Nie Wrz 20, 2020 5:31 pm

  Pokiwał głową na potwierdzenie, uznając, że będzie to prostsze, przyjemniejsze, szybsze i ogólnie lepsze w przekazie. Kolejne słowa zabójcy, bo na takiego wyglądał Esteban, wydały mu się lekko niewygodne, ale nie skomentował ich. Nie padło pytanie. Pozwolił elfowi na spokojnie przemyśleć całość. Przez moment.
  — T-to... dłługa historia... — mruknął i zerknął w bok. — D-dał mi pracę i obiecał ssukces, ppieniądze... N-nie mam innych ppers-pektyw. Ani... s-posobu na zerwanie u-umowy.
  To pewnie nie było tłumaczenie, jakiego Aranai oczekiwał, ale dalej pozostawało dość wymowne. Układ zawarty pod presją, może czasu, może środków do życia, może samego życia, a im dalej, tym sprawa się komplikuje. Jak wiele innych tego typu przypadków można by znaleźć...
  Przeniósł ciemne ślepia na Estebana, kiedy ten wspomniał o jego ewentualnej śmierci. Nie zdziwiło to chłopaka ani trochę, więc albo zdawał sobie sprawę ze swojej wartości dla Marlocka, albo zwyczajnie czytał umowę. Zerknął na płaszcz. Czemu wylądował na ziemi? Aczkolwiek mniejsza teraz o niego. Skupił się na sztylecie, który został bezpiecznie schowany. Kolejny dobry znak. Drgnął wyczuwalnie w odpowiedzi na dotyk, ale to również nie było nic złego. Dziwnie dużo dobrych i neutralnych rzeczy zaczęło się tu dziać.
  Elf wyszedł, a Rudolf schylił się szybko i zwinął porzuconą pelerynę w drobną kostkę, którą schował pod kurtką. Zręcznie i cicho niczym chomiczek pakujący słonecznik do policzków, a zaraz już pojawił się za elfem.
  — M-marlock też nie negocjuje — zauważył spokojnie, co było pewnie jasnym sygnałem o możliwym losie Victorii. Esteban się zatrzymał, on również, ale w bezpiecznej odległości jakichś dwóch metrów. Wysłuchał go i nieznacznie skinął głową. — P-pomogę ci — odparł zdecydowanie. — P-po to tu jestem. Marlock zzakładał, że t-ylko podrzuc-ę ci ppapier. I mmoże odbiorę ssakwę. A-le tty i o-ona... — Zerknął w bok i znów na Arana. — Sspłacam dł-ug.
  Rzucił okiem na jego obnażoną klatkę piersiową. Faktycznie głupio byłoby zabijać ludzi półnago. Nie żeby to w czymś przeszkadzało, ale szkoda samych ludzi. Nikt nie chciałby mieć wypisane w aktach zgonu "zamordowany przez szaleńca bez koszuli".
  — Nna zapleczu jest sz-nur z p-praniem — rzucił, wsuwając ręce pod kurtkę, by wyjąć stamtąd zwitek białego materiału. — T-ta chyba będzie d-dobra.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Nie Wrz 20, 2020 5:51 pm

Wysłuchując jego motywów, uśmiechnął się pod nosem. Cóż, jemu nic nie obiecano na rekrutacji do Porannej Gwiazdy, ale znał tę śpiewkę. Tak budowano morale. Gwiazdy czekały prestiż i bogactwo! Zapomnijcie o niewoli!
-No tak, najgorzej jak się nie czyta małych druczków. Jednomięsięczne wypowiedzenie umowy też nie wchodzi w grę? Hm.
Brak perspektyw. Wszystko jasne. Bo co można innego robić w życiu. Zevis nie był najlepszym przykładem gościa, który wziął życie w swoje ręce. Dalej płynął z nurtem, byle przetrwać. Zawsze tylko o to chodziło.
Nie zauważył tego co stało się z peleryną, ale nie to było ważne. Uniósł brwi, słysząc o spłacie długu. Honorowy chłopak? Zabawne, jak jego życie w ostatnim czasie opiera się na samych spłacanych długach. Thaazis, Lis, teraz Rudolf… ale w tym wypadku, trzeba spojrzeć na fakt, że był młody, to i jeszcze szlachetna natura w nim siedziała.
-Cóż. Powód dobry jak każdy inny, mi to wystarczy. Wzajemny układ.- Odparł i skupił się już na wyjmowanym materiale. Wziął go w ręce i rozłożył. Ładna, na guziki, z kołnierzem, takie lubił. Raz jeszcze obarczył bruneta szmaragdowym spojrzeniem. -Mam pytać czemu nosisz koszulki pod kurtką? Przygotowałeś się, czy jak?


*****

A więc trzeba było zacząć pracować. Trzeba było zadbać o zakwaterowanie. Mieli w końcu całą gospodę dla siebie? No prawie.
-No już, sio, sio, dostajecie bezpłatny urlop ode mnie na jakiś tydzień. Potem będzie trochę sprzątania.
Zagonił wszystkie pracownice do wyjścia, a Rudolf musiał mu pomóc z tą grubą, bo się trochę rzucała. Co za babsztyl. Kolejno, trzeba było zadbać o to, że nikt nie wejdzie do karczmy. Mieszkańcy mogli się skarżyć na znikające rzeczy z linek na schnięcie, w końcu przestali im ufać, wieszając wszystko w domu. Koce, pościele, czy co tam było, zawiesili na oknach, robiąc prawdziwą ciemnicę. Drzwi zasunęli stołami, aby nikt nie wszedł, a na zewnętrznej stronie zawiesili tabliczkę z “Zamknięte, renament”. Milicja, ani nikt inny, nie powinien się zainteresować, normalna rzecz. W swoim zdemolowanym pokoju zrobił miejsce, wywalając łóżko do pokoju, gdzie była wcześniej Vici. Już czuł jak tu będzie cuchnąć, więc zadbał o uszczelnienie okien i wszystkich wnęk w drzwiach. Jak się za często nie będzie otwierać, to nikt nie wyczuje z ulicy, a na dole też powinien być spokój. Po skończonych przygotowaniach, które zajęły pół dnia, trzeba było spożytkować drugie pół, oczywiscie na alkoholu. Dobrze, że to bar, więc jego nie brakowało. Upił wpierw młodego, potem siebie, i o, dla rozluźnienia przed czekającymi wyzwaniami. Tak minął dzień pierwszy.
[...]
Dnia drugiego trzeba było się zabrać za pracę. Wpierw znaleźli jakąś tablicę ogłoszeń. Mógł zabijać przypadkowych, ale wtedy by się ktoś zainteresował. A ukrywający się kryminaliści…?
-Ale zakapiory. Meh, nie wierzę, że to robię. Victoria byłaby ze mnie dumna.
No tak, zostanie łowcą głów, choć ceną nie miały być drachmy, a życie Czarodziejki. Zebrał z pięć ogłoszeń, a potem wrócili do “U Tancerki”. Elf dostrzegł umiejętności młodego jękały w skradaniu, więc potrzebował asystenta w zabijaniu. Wręczył mu dwa, ze swoich sześciu sztyletów i kazał spróbować go atakować. Uwierzcie, nie widzieliście nic bardziej miernowatego. Aranai skopał mu kilka razy tyłek, ale uczył jak się nimi posługiwać. Nie robił sobie wielkich nadziei, lecz skoro potrafił Jartamael pokazać jak obchodzić się z szablą, to co mu szkodzi bawić się w mentora. Isarbeck ciężko ćwiczył, na sobie, na meblach, a Zevis krzyczał i popijał whisky leżąc na ladzie barmańskiej.
-Gdybyś się tak zamachnął, to bym cię zdążył dźgnąć w trzech miejscach! Wyżej ręce!
[...]
Nastał dzień trzeci. Polowanie czas zacząć. Na pierwszy rzut poszedł typ z ksywą “Korsierz”, bardzo ładnie. Bandzior za miastem, co sobie lubi kupców napadać. Udali się tam obaj i oczywiście natrafili na zgubę…
-O, elfa jeszcze nigdy nie zabiłem!
Krzyknął gagatek, Rudolf musiał pewnie nieźle robić pod siebie, ale miał te dwa sztylety, a Zevis dobył swoich szabli.
-A ja nigdy nie zabiłem gościa na którego wołają “Korsierz”. Lubię nowe doświadczenia.
Uśmiechnął się i wszystko poszło w ruch. Aranai w pojedynkę zmierzył się z typem, lecz ostateczny cios w plecy, zadał Isarbeck. Nieźle młody. Oczywiście nie zabiło go to, ale trzeba było doprowadzić go z powrotem do miasta, tak by się w oczy nie rzucać. Zevis połamał mu palce u jednej nogi, aby nie uciekł, kolejno zakneblował, założył worek na głowę i zaprowadził, ale nocą. Takie rzeczy lepiej było robić nocą. Śmiesznie wyglądało wpychanie go przez okno w łazience. W środku szybkie cięcie po gardzieli i siup do pokoju.
[...]
Dzień czwarty nie różnił się bardzo, padło na jakiegoś kanciarza, co był ścigany za nielegalny hazard. Dopadli go na wzgórzu, kiedy wywalił mu się pod nogami.
-Słabe karty, co? Ha ha, rozumiesz, karty, hazard, jesteś w dupie… ah, nie lubie tłumaczyć żartów.
Zawleczenie, okno, ciach i pokój.
[...]
Dzień piąty zaczął się od piwka, bo szło gładko, nawet Isarbeck chyba oswoił się z robotą. Najdziwniejsze było to dla Elfa, któremu nie płacili za zabijanie. Plus nie działał tym razem sam. Bycie łowcą głów… polowanie na ludzi, którzy serio są źli. Nigdy by siebie o to nie podejrzewał. No mniejsza.
-Kolejnego Ty zabijesz. A teraz pokaż mi czego się nauczyłeś młody. Polej swojemu mistrzowi.
Rzucił, podstawiajac szklankę treningową. Czuł się normalnie jak młodszy i przystojniejszy Jorkas.
I stać się miało tak, jak zakładał. Trafił się potencjalny gwałciciel młodych chłopaków. Rudolf wyglądał na młodego, może nawet ktoś dałby mu mniej, niż 18, więc zrobili przynętę na tego szemrańca. Milicja nie miała na niego jasnych dowodów, ale miejscowi mówili kto to mógł być. Wystarczyło tylko napuścić chłopaka. W ciemnej alejce, Isarbeck zatopił sztylet w gardle zboczeńca, kiedy próbował się do niego dobrać. Aranai obserwował to z dachu, uśmiechając pod nosem. Dobrze, że mieli niedaleko i można było go po prostu zaciągnąć do okna…
[...]
Dzień szósty był przedostatnim, więc wypadało się już pośpieszyć. Na szczęście, dwa listy gończe dotyczyły bliźniaczego rodzeństwa. Bilaus i Klaus. Pobicia, nieudowodnione morderstwo itp. O zmierzchu znaleźli ich jak wyruszali z Ymnakil do Jutar. Nie zaszli daleko, bo na swojej drodze napotkali bruneta i złotowłosego. Bez owijania w bawełnę, zaczęło się. To było najtrudniejsze wyzwanie, bo skurwysyny miały pistolety, więc jedyna rada na szkoleniu, która mogła się chłopakowi przydać to “SPIERDALAJ GDZIE SIĘ DA I SIĘ RZUCAJ”. Chyba pomogło, bo trepy mogły wypalić po jednej kuli, a potem dostać po głowach. Związali ich plecami do siebie i ciągnęli z powrotem do miasta, trochę jak przy pierwszej ofierze.
-Z perspektywy czasu myślę… że mogliśmy tą grubą zabić… może zaliczyłby to razy dwa…?
[...]
No i mamy, dzień spotkania. Na piętrze gniło pięć ciał, a Aranai z Rudolfem siedzieli naprzeciwko siebie, przy ostatnim stoliku, który się ostał w sali biesiadnej, trochę pociętym i nadłamanym przez ćwiczenia. Elf przeliczał drachmy.
-Świetnie… Prawie wszystko poszło na przekupywanie strażników przy bramie…- Ponarzekał, już pomijając, że pieniądze w rzeczywistości były z sakiewki Isarbecka, ale kto by to roztrząsał… -Ej, młody. Poradziłeś sobie. Możesz uznać swój dług sumienia za spłacony i się zwijać. Tak jak obiecałem, jesteś wolny i żywy. Tylko znajdź sobie nowego szefa. Marlocka nie czeka świetlana przyszłość, obiecuję…
Wbił sztylet w blat. Z każdym kolejnym dniem, był tylko coraz bardziej zmartwiony o Jartamael. Zrobi wszystko, by ją odzyskać.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Nie Wrz 20, 2020 7:37 pm

  Czy powinien pytać? Rudolf wzruszył ramionami. Niestety to nie wystarczyłoby na odpowiedź.
  — Pomyślałłem, że nie miałłłeś czasu jejj z-organizować — odparł, bo i sam nie miał kiedy zrobić wstępnego wywiadu, właściwie to cieszył się, że zdołał złapać Arana jeszcze w gospodzie i nie musiał za nim biegać po mieście.

*****

  No i przyszedł czas na poważną pracę. Rudolf nie przejmował się swoim zniknięciem. Właściwie niedbałość Marlocka działała tu na ich korzyść i pewnie zwyczajnie uznali go za martwego. A to w dodatku dawało im pewien element zaskoczenia. Lubił takie, bywały nadwyraz pomocne.
  — Mmógłłbym ci to o-opowiedź-eć zze w-wszystkimi sz-szcz-egółłami, ale n-na prawwdę nje chc-cesz tracić cz-asu, ż-eby sł-łuchać nnaszych wyjjjaśnień — burknął do grubej gosposi i pewnie było to najdłuższe burknięcie, jakie słyszała, bo po wstępnym zastanowieniu, machnęła w końcu ręką i tylko pogroziła im, że ona to z Leanelisem się rozmówi. Aranai mógł zauważyć, że złodziej trochę podkoloryzował swoją wymowę, ale brzmiała dostatecznie prawdziwie, by zniechęcić do dyskusji. Przygotowanie samej gospody poszło już łatwiej i znacznie sprawniej. Przynajmniej okradanie sąsiadów nie wymagało rozmawiania z nimi, a sam Rudolf też niewiele się odzywał, chyba że musiał. Miał zamiar zaproponować piwnicę na magazyn, ale wizja trzymania jedzenia i trupów w jednym pomieszczeniu szybko go od tego odciągnęła. Zostawało zadowolić się sypialnią. Musiał przyznać, że druga połowa dnia była dla niego zaskoczeniem. Ale jak to alkohol? Właśnie uprowadzili gospodę, pokradli prześcieradła i mają zamiar iść zabijać ludzi, a on chce się upić? Aczkolwiek namawianie go nie trwało długo, równie dobrze mogła to być ostatnia przyjemność w jego życiu, zaś Esteban wydawał się w porządku... na swój sposób. Ciekawe zjawisko, jakie Zevis wtedy napotkał — spity Rudolf przestawał się jąkać.
  [...]
  Dzień drugi przywitał go kacem, ale też robotą, której nie mogli odłożyć. Cóż, stało się, teraz tylko brnąć dalej.
  — Że zzabijasz mmorderców? — Przeniósł wzrok z listu gończego na elfa i z powrotem. Ta zakazana gęba mu się nie podobała. Właściciele takich gąb zwykle przyprawiali mu siniaków.
  Gdy wrócili do gospody, pojawiły się sztylety. Co więcej, pojawiły się w jego rękach. Chwilę później znalazły się na podłodze i tak też zebrał pierwsze manto w swoim treningu na skrytobójcę. Nigdy wcześniej nie podejrzewał, że posiadanie determinacji może być tak bolesne. Ale przynajmniej mieli czystą podłogę. Lądował na brudniejszych. Esteban krzyczał i pił, pił i krzyczał, a jemu zostało tylko w kółko poprawiać błędy tylko po to, żeby za chwilę znowu je popełnić. Ale co zrobić, takie rzeczy wymagały wprawy, której nie nabiera się w ciągu paru godzin. Kilka razy miał ochotę mu się odgryźć, ale uznał, że nie uzyskałby przy tym dobrego efektu. Nawet w przeklinaniu pod nosem zdarzały mu się potknięcia.
  [...]
  Kiedy znaleźli się na ferelnym trakcie, Rudolf zapragnął wewnętrznie być niewidzialny. Niestety nie miał na to szans, zwłaszcza w środku dnia. W tamtym momencie zdał sobie sprawę, jak bardzo pokochał noc. I wszelkie ciemne kąty.
  Krótka gatka i taniec z nożami, który rozpoczął Zevis. Ślepia Isarbecka biegały po sylwetkach. Wiedział, że powinien pomóc, ale jednocześnie nie chciał oberwać, bo tylko mieliby z tego kolejny problem. Okazja się nadarzyła, kiedy na chwilę przeszli w zwarcie. Rudolf trzymał się za plecami przeciwnika, który chyba nie bardzo zdawał sobie sprawę z pozycji złodzieja, który choć szybko, nadal stąpał lekko jak kot. Chwila bezruchu i zaabsorbowanie Aranem wystarczyło, by doskoczył i wbił mu ostrze w plecy. Sam przy tym zamarł na moment, nie wierząc we własne szczęście.
  No to jeden odhaczony.
  [...]
  Karciarz wpadł właściwie sam z siebie. Potknął się chyba. Tak czy inaczej przyjemnie było wiedzieć, że choć raz ktoś inny miał pecha, a nie on.
  — Wytłłłumaczone są słłabe — skomentował tylko, bo i wiele do roboty tu nie było.
  Drugi odhaczony.
  [...]
  Piwko na dzień dobry znowu go nie przekonało. Kiedyś próbował otwierać zamek po pijaku i nie wychodziło to dobrze. Aczkolwiek Aran tu rządził, jak chciał pić, to niech mu będzie.
  Polej. No polał, miał polać, to polał i faktycznie była to jedna z rzeczy, których się przy nim nauczył. Przeszli do realizacji planu. Dobrze, że siniak na twarzy mu prawie zniknął. Na tyle, że wyglądał dobrze, ale nie na tyle, by przestał wyglądać jak ofiara losu, a taką zawsze łatwiej do zaułka zawlec.
  — N-nie... — miauknął drżąco. — P-p-pr... — Zaciął się już na wstępie prośby, co tylko wywołało rechot i kpinę bandyty. Przewidywalny.
  Rudolf wręcz odliczał wszystkie sekundy słuchania jego obrzydliwego głosu, za które tym chętniej poderżnie mu gardło. I tak też się stało. Kolejna osoba, choć z innym skutkiem niż zwykle, przekonała się, że nie należy lekceważyć zręcznych dłoni złodzieja, w których natychmiast pojawiły się dwa sztylety, miękko zanurzając się w krtani dryblasa. Patrzył spokojnie, jak ten osuwa się na ziemię i dławi swoją krwią.
  Numer trzy.
  [...]
  Pewnie byłby problem z cyferkami, gdyby nie podwójne zlecenie. To było prawie jak promocja w warzywniaku. Dwa melony w cenie jednego. Rudolf zawsze zastanawiał się, co by taki sprzedawca powiedział, gdyby na oskarżenie o kradzieży odpowiedzieć, że i tak połowę towaru chciał oddać za darmo. A jednak te melony były groźniejsze od przeciętnych. Trochę akrobacji, odpowiedni dystans. Przeciętny strzelec i przeciętny skałkowiec są na tyle niecelni, że uniknięcie pierwszej kuli było dość proste. A na drugą nie dostali szansy.
  — Jjakby ją poszszatkować, to mmoże by nie zauw-ważył, że-jedna... — przytaknął i zerknął za siebie, kontrolując stan pojmanych.
  I cztery, i pięć.
  [...]
  Rudolf siedział na stołku, z nogami skrzyżowanymi również na nim, rękoma podobnie na piersi, i milczał, patrząc na brzęczące cicho monety w dłoniach towarzysza. Pamiętał, że przynajmniej część z tych drachm pochodziła z jego sakiewki, w końcu gdzie indziej nie miał jak jej stracić. Niemniej i tak musieliby je wydać.
  Przez chwilę jeszcze nie podnosił wzroku na twarz elfa.
  — Jjeszcze nie... — odezwał się w końcu. — Skoro ch-cesz go zzabić, ja chchce to-zobaczyć. — Spojrzał na Estebana. — Przszynajmniej taką b-będę mieć ssatysfakcję, a mmoże śsię -przydam — dodał spokojnie. Jego poszatkowane wypowiedzi z początku ciężko było oceniać w ten czy inny sposób, ale przez tydzień wspólnej pracy Aran nauczył się rozpoznawać konkretny ton i akcent. Nawet długość i wyraźność przerw świadczyła o nastroju Rudolfa. Teraz był opanowany i pewny siebie.
  Spojrzał na sztylet i wyjął go z blatu, by obrócić w dłoniach.
  — I-tak sstąd odejdę-, a jjest tam więcej oosób, kt-óre... mi-podpadły...
  Wtedy jego głowa obróciła się w stronę korytarza na zaplecze, niemal w tym samym momencie, kiedy doleciał do nich trzask tylnych drzwi. Zatrzaskiwanych albo wykopywanych dopiero, ciężko powiedzieć.
  — Eeestebaaan! — zawołał nonszalancko nieprzyjemny, gruby głos, któremu towarzyszyły przynajmniej trzy pary nóg idących korytarzem.
  Rudolf zmrużył ślepia.
  — Nnie przyjdzie oosobiście — mruknął cicho, nim pięciu dryblasów weszło do sali.
  Nie wyglądali jak typowe zakapiory, bardziej jakby wyjąć ich z wyższej półki akademii dla prywatnych ochroniarzy i najemników. Mięśnie wyrobione w walce, dobrze dobrany oręż i zacięty wyraz na twarzy. Blondyn idący z przodu przesunął oczyma po obecnych, uśmiechnął się złośliwie do Isarbecka i spojrzał na elfa wyczekująco.
  — Umilaliście sobie czas? — zarechotał i wziął się pod boki, gdzie miał najlepszy dostęp do pistoletów. — No i co z naszą paczką?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Nie Wrz 20, 2020 9:14 pm

Skrytobójca czuł trochę zmęczenie tym tygodniem. Był on pracowity, z otoczką ciągłego stresu związanego z tym, że to wszystko może się źle skończyć. Ale przynajmniej miał towarzystwo, bo sam to by chyba zwariował. Był to dobry dzieciak, nawet do jego sposobu mowy przywykł bez problemu. Znał kiedyś taką jedną hybrydę, co mówiła wszystko w trzeciej osobie i była lekko przygłupia. To było dopiero wkurzające.
Kiedy chłopak odmówił pójścia sobie, nawet się jakoś bardzo nie zdziwił. Na początku nie miał nic przeciwko pomocy, więc miał w tym cel. Skoro znał zamiary Elfa, a i tak oferował wsparcie, to pragnął śmierci Marlocka bardziej, niż sam Zabójca. Zevis zabiłby go dla zasady, bo nie lubi jak się z nim ktoś tak bawi, ale Isarbeck ewidentnie miał uraz. Choć po głupim tygodniu z nim, z pewnością potrafiłby mu się postawić i nawet dobrze go trafić tym krótkim ostrzem.
-Marlock to człowiek, taki sam jak ci na górze. Jest śmiertelny, ale milej, jak wróg umiera długo. Najważniejsza zasada w życiu skrytobójcy. Morderstwo… to sztuka. Bądź artystą, wczuj się w to co robisz. Prowadź swoją rękę ku czyjemuś przeznaczeniu. Decyduj kto ma żyć, a kto nie. To różni cię wtedy od zwykłego zabijaki.
Upił łyk piwa, ale mały, bo trzeba się dziś stopować. Cóż, przekazywał mu mądrości, które kiedyś przekazywano jemu w Porannej Gwieździe. A jak do tego podejdzie, to jego sprawa. Młody miał smykałke i talent, więc szkoda byłoby to spartaczyć, nawet jeśli jego szkolenie nie mogło równać się z tym, które zaserwowano jemu w podobnym wieku. W tym celu, musiał się więc rozwijać dalej i dalej, nie poprzestając.
-Hm, czyli masowa wendetta. Podoba mi się. Na Twoim miejscu też bym wykorzystał okazję.
Zaśmiał się, ale na krótko, bo zaraz drzwi trzasnęły. To oni mieli tylnie drzwi?! Cholera, mogli zabarykadować. Czyli szczęście chciało, że nikt na nie wcześniej nie wpadł. Wracając, wyglądali fantastycznie. Te uniformy, te uzbrojenia, te groźne miny. Ale doświadczenie Zevisa mówiło, że to za mało. Nie lękał się, wręcz wykpiłby ich w twarz. Kimkolwiek byli, daleko im do elitarnych skrytobójców, a tym bardziej, jeszcze dalej do najlepszego zabójcy na świecie! Jeden sztylet wbity w blat, jeden przy pasku, dwa w cholewkach butów i noże do rzucania zaczepione o pas. Taki asortyment by mu wystarczył na piątkę. Lecz młody by tego nie przeżył. To po pierwsze, a po drugie, wciąż nie zobaczył Victorii. Więc niech se straszą.
-Ani dzień dobry, ani chuj ci w dupe, no wiesz co…- Burknął do typa, powoli podnosząc się z krzesła i wyjmując krótkie ostrze z drewna, zaczynając nim podrzucać. -Spodziewałem się, że Twój szef się nie zjawi. Pizda. Mimo to, czemu miałbym Ci cokolwiek dać, skoro nasza współpraca jest na określonych warunkach... - Uśmiechnął się, opierając się jedną ręką o biodro, gdzie najbliżej było do noży, tak jakby co. Zbir szybciej wyjmie i odbezpieczy pistolet przed wystrzałem, czy Elf prędzej miotnie kawałkiem metalu? Odpowiedź jest prosta. -No i co z Victoria?
Zapytał, przedrzeźniając go, już z mniej przyjemnym wyrazem twarzy. Widok sfrustrowanego Aranaia to rzadkość. Ale porwali mu kobietę, no halo! Załatwił wszystko co chcieli, ale ani Marlocka, ani Jartamael. A jeśli chociaż odpowiedział, dał zapewnienie, że wszystko w porządku lub zechciał ją pokazać, cokolwiek, to kiwnął głową do Rudolfa, by wskazał im drogę do ciał. Ale z sakwą jeszcze nie tak prędko.
-Komponenty przekażę osobiście właścicielowi. Kto wie, czy nie jesteście żartownisiami i nie chcecie okraść mnie, oraz mojego drogiego kolegi Marlocka? Różnie to bywa w tych czasach.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Pon Wrz 21, 2020 12:12 pm

  Rudolf słuchał jego porady. Słuchał zaskakująco uważnie jak na szczeniaka, który dopiero co wziął się za zabijanie. Spodobało mu się? Ciężko powiedzieć, raczej nie, ale z pewnością uznał to za chwilowy środek konieczny. A względem owych typów nie czuł ani odrobiny współczucia.
  Nieznacznie skinął głową. Masowa to dobre słowo. A pozbycie się ludzi, którym się zaufało, a którzy zniszczyli ci resztkę życia, to dobry pomysł. Przynajmniej jemu się podobał. Układ z Aranaiem był idealny, by to osiągnąć, zwłaszcza, że sam elf też tego chciał.
  Przeniósł uważne ślepia na bandę mięśni. Znał ich bardzo dobrze. Jeszcze tydzień temu rozmawiali, o ile można to było nazwać rozmową. Widział, jak blondyn przenosi wzrok na drewniany nożyk, a zaraz potem wraca uwagą do rzeczy bardziej niebezpiecznych. Błąd. Zdaniem Rudolfa, ten drewniany nożyk w zupełności by wystarczył dla Estebana, by go zabić. Nawet złodziej dostrzegał tu parę możliwości.
  — Dobrze, że pamiętasz te warunki, bo nie chciałoby mi się ci ich tłumaczyć — prychnął tamten, a Rudolf miał wrażenie, że chciał się pochwalić złożonością skleconego zdania. — Jest bezpieczna. I taka będzie, jeśli wrócimy z ciałami — odparł z przekąsem, dobrze wyłapując ton głosu.
  Rudolf wstał i machnął ręką, żeby poszli za nim. Poszedł jeden, uważając, że to i tak dostatecznie dużo jak na szczeniaka. Oj, korciło go, by się gościa pozbyć, ale wiedział za dobrze, że to nie byłoby teraz rozsądne.
  Blondyn posłuchał o sakiewce i nawet nie wyglądał na rozczarowanego.
  — A to się dobrze składa, bo Marlock chce cię widzieć. — Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. — Pójdziesz razem z nami i trupami po zmroku. Pluszowego misia też możesz wziąć. — Uśmiechnął się złośliwie i zerknął na wracającą dwójkę.
  — Wszystko gra — oświadczył typ ogolony na łyso, a zaraz popchnął Rudolfa w stronę baru i wyszczerzył się w krzywym uśmiechu. — A teraz bym się czegoś napił, co, Karl? Jeszcze mamy trochę czasu!
  Blondyn pokiwał głową z uznaniem, zerkając na Isarbecka, który chyba nie był pewien, czy wybrali go na barmana, czy tylko się zgrywają.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Pon Wrz 21, 2020 12:55 pm

W rzeczywistości, Aranaiowi wystarczyłaby łyżeczka, aby go skasować. Całe uzbrojenie jakie przy sobie miał to aż nadto luksus. Rudolf nauczył się, z własnej obserwacji, że sztylety skrytobójcy to tylko stereotyp i symbolizm. Są wygodne, lecz prawdziwy zabójca potrafi improwizować. Ale po co lać krew, gdy tu nie o najemnika chodzi. Niech wie jednak, że nie jest zwykłą płotką.
-Bezpieczna i cała. Sprawdzę.
Mruknął tylko, kiedy Rudolf poszedł zaprowadzić łysego do ciał. Zaraz miał ich uderzyć odór z gnijących nieboszczków, więc liczył, że szybko zamknęli za sobą. Ten najbardziej cwaniakowaty zapowiedział mu spotkanie z jego szefem. Uśmiechnął się szeroko.
-Chce mnie poznać osobiście? Z własnej inicjatywy? Zaraz zacznę myśleć, że się we mnie podkochuje, a to wszystko niezgrabne zaloty.
Zażartował. Ciała jako dowód poświęcenia, a porwanie Victorii z czystej zazdrości. To by dopiero było. Ale cóż, raczej chodziło o coś więcej.
Najemnikom zachciało się pić i chyba uznali, że Isarbeck ma robić za ich popychadło, skoro tu jest. Zevis gwizdnął na Rudolfa, by podszedł, po czym jednym ruchem ręki usadził go na krześle.
-Dobra myśl chłopaki, nam też polejcie.
Usiadł na swoim miejscu i założył nogi na stolik, wciąż podrzucając sztyletem. Niech któryś podejdzie zapyskować, to po łapach będzie ciął. Dzieciak jest pod jego ochroną. Aranai zawsze dominował sytuacje, jakakolwiek by ona nie była.

Minęło kilka godzin, aż do zmierzchu, które były doprawdy ciężkie. Dla najemników. Zevis caaały czas gadał, opowiadał sprośne żarty i różne historie, nie pozwalał dochodzić do słowa, gadał i gadał, czym pewnie irytował bez końca.
-...wtedy obudziłem się w samej bieliźnie, na statku płynącym na wschód i papugą na ramieniu. To były szalone urodziny.- Zaśmiał się i spojrzał na zegar na ścianie. -Idziemy, czy nie? Chce poznać Marlocka, musi być sympatyczny.
Puścił oczko blondynowi.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Wto Wrz 22, 2020 1:54 pm

  Entuzjazm elfa był dla nich trochę dziwny, ale Karl nie zamierzał narzekać. Wszystko wskazywało na to, że sprawy nadal będą przebiegać zgodnie z planem. Może nawet Marlock będzie zadowolony? Po ostatnich dniach dobrze by to wszystkim zrobiło.
  — Więc lepiej daruj sobie te myśli, szef nie ma poczucia humoru — prychnął pochmurnie, bo i jemu nie bardzo odpowiadał taki stan rzeczy.
  Chłopcy chcieli się napić i mieć trochę zabawy. Normalna sprawa, tym bardziej zdziwiło ich gwizdnięcie zielonookiego.
  Nawet Rudolf nie był pewien, o co chodzi, ale podszedł do niego oczywiście, przekonany, że Esteban to najlepszy wybór z całego tego towarzystwa. Wylądował tyłkiem na krześle, a słowa elfa tylko potwierdziły jego swoistą nietykalność. Zerknął na niego kątem oka, a potem na kwaśną minę łysego najmity.
  Na chwilę myśli złodzieja odpłynęły, nie tak daleko od karczmy i stolika, ale zdecydowanie w głąb jego głowy. Dlaczego to zrobił? Nic tego nie wymagało, nawet nikt tego nie oczekiwał z nim na czele, a mimo to Esteban postanowił... go obronić, bo inaczej nie można było tego nazwać. Więc to tak wyglądała uczciwa współpraca? A może... jednak było w tym coś więcej? Ich umowa nie obejmowała takich rzeczy, chyba, przynajmniej z doświadczenia powiedziałby, że nie. Dlatego też skłamałby, twierdząc, że nie jest wdzięczny.
  — Wam? My się chyba...
  — Odpuść, Deil. — Blondyn złapał go za ubranie i przystopował. Skinął na innego w stronę baru, a sam podszedł do stolika. — Niech się nacieszą chwilą spokoju, a z władzy... — Poklepał Arana po ramieniu i rozsiadł się obok. — Trzeba korzystać!

  Godziny ciągnęły się szybciej i wolniej, w akompaniamencie opróżnianych stopniowo szklanek i głosu leśnego elfa. Z początku musiał walczyć o pierwszeństwo, parę razy nawet przekrzykiwać kogoś, kto próbował mu się wciąć, ale ostatecznie pozostano przy jego monologach, przerywanych tylko krótkim komentarzem czy śmiechem. Zdążył przez ten czas poznać pozostałych typów. Leo, ten o zmierzwionych, brązowych włosach i rozbieganym spojrzeniu. Zdaje się, że kiedyś był żołnierzem. Frethrick, który miał brzydką bliznę na podbródku. Vibbar o szpakowatym zaroście i milczącej naturze. Jak padlinożerne ptaszysko nad polem bitwy. No i oczywiście Karl oraz Deil. Wzroku tego ostatniego Rudolf wybitnie unikał.
  Jeśli chodzi o samego złodzieja, to nie był zmęczony tą niekończącą się gadką. Wręcz przeciwnie, pasował mu układ, w którym nie musiał się udzielać i właściwie nikt nie zwracał na niego uwagi. Bardzo wygodne i komfortowe.
  Karl również spojrzał na zegar, dopił piwo i odstawił głośno szklankę na stół.
  — Idziemy — zakomenderował. — Zbierać denatów, chłopcy.
  Wstał, a wraz z nim towarzystwo. Jeden został, w razie czego pilnować Aranaia i Rudolfa. To by nie wystarczyło, ale w obecnej sytuacji wystarczyłby brak jednego z drabów. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli, ot immunitet posła.
  Zawinęli ciała w prześcieradła i koce, by choć trochę stłumić ich smród. Frethrick dodatkowo polał je jakimiś olejkami do ciast i temu podobnymi rzeczami znalezionymi w kuchni. Na chwilę powinno wystarczyć. Wynieśli je do karocy nieopodal, zaparkowanej w zaułku. Wyglądała przeciętnie, tak jak i konie. Deil i Leo siedli na koźle, reszta na wolne wierzchowce ukryte w stajni gospody. Ruszyli obrzeżem miasta, omijając patrole straży, zaś dwójka przy wschodniej bramie trochę z niepokojem, ale przepuściła ich szybko i sprawnie. Jak wiele drzwi potrafi otworzyć odpowiedni pieniądz.
  Ruszyli ścieżką w góry. Rudolf trzymał się blisko Arana, ale starał się nie odzywać.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Wto Wrz 22, 2020 4:35 pm

Kompania była ciekawa, o najmitach mowa. To zabawne. Poznajesz ciekawych ludzi, śmiejesz się z nimi, a potem ich zabijasz. Kto wie, czy tym razem scenariusz potoczy się tak samo. A może nie? Wątpliwe. Nikt nie lubi, jak ktoś ci zabija tego, kto dba o twoje wynagrodzenie. Chyba, że zrobi to mądrzej i szybko zniknie. Ale z towarzystwem nie byłoby to takie łatwe. Trudno. Narazie się dobrze bawi. Zaś Rudolf nie musiał się martwić o to, że mu będą dokuczać. Sam nie wiedział dlaczego się za niego tak wstawiał. Polubił go, był sympatyczny i nie zasłużył na to, aby go traktować jak śmiecia. Gdy był w jego wieku, też liczył, że ktoś się nim tak zaopiekuje. Wesprze, kiedy samemu był słabym. Zjawi się ojciec, którego nigdy nie było. Ktoś starszy, kto zasłoni go własnym ciałem. Ale nigdy nie miał kogoś takiego. Sam obrywał i sam walczył o swoje. Więc jeśli ma szansę choć trochę i na chwilę, stać się dla Rudolfa tym, kogo kiedyś oczekiwał, a się nie pojawił, to zrobi to.
Kiedy typy poszły po ciała, Elf zerknął na młodego i puścił mu oczko z uśmiechem.
-Trzymasz się?
Spytał, a tak sobie.
Najemnicy zaczęli znosić ciała, więc znaczyło to, że pora ruszać. Aranai nie był pewny, czy uda mu się tu jeszcze wrócić, dlatego za pozwoleniem, czy też bez niego, poza kompletem sztyletów i noży, wziął dwie szable. Choć jego noga wciąż się goiła, to jednak nie była wyleczona. Ruchy były ograniczone, więc trzeba było postawić na stabilniejszą taktykę. Tak. Zevis wiedział, że krew spłynie. Marlocka lub jego. To nieważne. Nie odejdzie od tak, po tym jak mu uprowadzono jego Victorie.
Wsiedli na konie i ruszyli.
-No no, ten typ to bogaty jest. O wszystko zadbał. To co wycieczka.
Skomentował, jadąc obok Rudolfa, cały czas obserwując resztę. Nie było źle, mogli mu oczy zasłonić i wrzucić do stosu trupów. Ciekawe, czego ten Marlock od niego chciał, skoro zażądał spotkania...
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Wto Wrz 22, 2020 8:23 pm

  Czy się trzymał? Chyba tak. Zwykle musiał się jakoś trzymać, inaczej chyba by go tu nie było. To też była niezła motywacja, działała w większości przypadków. Pewnie bez ingerencji Arana też by było w miarę, ale ciężko ukryć, że teraz faktycznie było... dobrze. Może nie od razu miło, bo towarzystwo by wymienił, ale było dobrze. Bynajmniej nie zbył pytania towarzysza, na które pokiwał twierdząco głową. Kiedy ostatnio ktoś go pytał o samopoczucie? To było... takie miłe, w dodatku Esteban nie miał powodu tego robić. A jeśli chciał zyskać jego sympatię, to mu się udało.
  Kiedy wyruszyli, myśli Rudolfa zatoczyły kółko. Nie lubił, kiedy to robiły. Otóż uznał tydzień wcześniej, że podejrzanie wiele rzeczy szło dobrze. Dalej tak szły, a to wróżyło zwykle rychłe kłopoty i chyba właśnie je znalazł.
  — A pewnie... — prychnął Karl. — Marlock zawsze dba, żeby wszystko było jak należy. Nie znosi, kiedy rzeczy zaczynają się paprać. — Zerknął na nich i uśmiechnął się krzywo. — Przypadniecie sobie do gustu...
  Karl wrócił do interesowania się jazdą. Właściwie niezbyt ich pilnowali, uznając pewnie, że sami mają największy interes w tym, by za nimi jechać. I to akurat była prawda. Rudolfowi przeszło przez myśl inne rozwiązanie, ale ponownie je odrzucił. Zamiast tego zbliżył się do Arana, przez moment jeszcze rozważając planowane słowa.
  — Marlock- ch--ce cię zzabić — szepnął. — -Ale nie odd-razu.
  Zerknął kontrolnie na pozostałych, upewniając się, że niczego nie słyszeli. Stukot końskich kopyt i turkot wozu na kamienistej drodze działały na jego korzyść. Ponownie spojrzał na elfa. Całkiem możliwe, że to nie będzie dla niego zaskoczeniem, ale Isarbeck wolał się upewnić.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Aranai Zevis Wto Wrz 22, 2020 11:33 pm

Przypadną sobie do gustu? O jak miło.
-Też lubi romantyczne spacery o zachodzie słońca i muzykę kompozytora Valeccietiego? Jak tak, już zdobył moje serce.
Skomentował, zachowując uśmieszek. Wiele rzeczy trapiło go od środka, ale zachowywał się tak, jakby wszystko było w jak najlepszym stanie. Może Rudolf też dzięki temu poczuje się pewniej, skoro ten nie okazywał żadnego stresu. Zresztą, jedyne czego się faktycznie mógł bać, to nagłego najazdu Porannej Gwiazdy. Już nie chodziło o to, że musiałby z nimi walczyć, ale jakby pozarzynali teraz tych najemników, to utknąłby w martwym punkcie, ze stosem martwych trucheł.
Isarbeck nachylił się, aby go ostrzec przed czychającym zagrożeniem. Nawet go to nie zdziwiło, to był jeden z możliwych scenariuszy, które przewidział.
-Dobrze zdaję sobie sprawę z tego faktu, kolego. Musi się niecierpliwić, co nie?
Uśmiechnął się do niego, dając mu znak, że wszystko jest w dobrych rękach. Nie da się zabić jakiemuś bogaczowi, który posługuje się najmitami do wszystkiego. Pewny był tego co zrobi, lecz inaczej sprawa miała się z Victorią, od której się to wszystko zaczęło.
Prychnął niesłyszalnym śmiechem, kiedy przypomniał sobie słowa Thaazisa o tym, że ta dziewczyna przyciąga kłopoty. Wtedy w to nie chciał wierzyć, lecz już to rozumiał. Ale może to mu się właśnie podobało. Miał w końcu jakiś cel, nawet jeśli krótkoterminowy, to jednak.
Oby droga po prostu przebiegła spokojnie.
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Mistrz Gry Pią Wrz 25, 2020 7:24 pm

  Karl prychnął śmiechem słysząc śpiewkę o kompozytorze. Musiał przyznać, że elf miał tupet i był zuchwały. Mało kto w takiej chwili zachowywałby się równie beztrosko i swobodnie. A mówienie o Marlocku w taki sposób, to już zupełne szaleństwo, aż żałował przez chwilę, że jego szef nie mógł tego usłyszeć. A może jeszcze będzie miał okazję? Kto wie.
  Rudolf nie skomentował tego, właściwie nikogo to nie zdziwiło. Jego samego też nie zaskoczył uśmiech Estebana zaraz po kolejnych słowach. Powoli przyzwyczajał się do jego podejścia do życia, choć czasami wydawało się mocno nienormalne.
  — Pewnie t-tak... — mruknął tylko, odciągając wzrok od elfa. Miał złe przeczucia mimo tego zapewnienia. Jedno zmartwienie z głowy, trzy kolejne już na nią wchodzące. Westchnął cicho, pozwalając koniowi wybrać nieco wygodniejszy kawałek drogi.
  Nie jechali tak zbyt długo. Po dość zawiłym kluczeniu wśród górskich ścieżek, które ledwie mieściły targaną karocę z trupami, wyjechali na nieznacznie większy plac. Ziemia usłana była kamieniami, ale już od dobrych kilkunastu lat, jak nie więcej, chwasty i młode krzaczki przejmowały ją w panowanie. Tam to, pod górskim zboczem niczym kamienna ściana, oczom Aranaia ukazało się mocno zniszczone wejście do kopalni. Zapewne węgla. Było na tyle obszerne, że zatrzymali powóz pod sklepieniem, tam też Karl zakomenderował zejście z koni. Frethrick wziął od nich wodze i przyplątał do słupa. Mając obstawę z przodu i z tyłu, podążyli szerokim korytarzem do rozstaju, gdzie zawinęli w prawo pod ostrym kątem. Na ścianach paliły się tam latarnie. Napotkali kolejne drzwi, tym razem zamykane i całkiem solidne, przy których stało dwóch uzbrojonych mężczyzn w kapturach.
  — Zdajcie broń — rzucił Karl i skinął na Aranaia oraz Rudolfa. Isarbeck przeniósł wzrok na skrytobójcę.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Ymnakil - Page 2 Empty Re: Ymnakil

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach