Ulice Afraaz

+8
Claudie Misfortune
Dheria Sahana
NPC
Razikale An'Doral
Thaazis Hassir
Luca
Frosch Misfit
Mistrz Gry
12 posters

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty vol 2

Pisanie by NPC Czw Maj 13, 2021 9:36 pm

ROBERTO FALLWET

To była paskudna noc. Bolała go znów głowa, chyba od natłoku myśli i zmartwień. To co stało się ledwie dwie godziny wcześniej, wciąż upominało się w obolałym brzuchu. Najpierw głowa, teraz to. Miał ochotę rozszarpać tego Gambrinusa, wsadzić mu te jego cygaro do gęby, ale… widocznie dobrze się chronił, a morderstwo było nieodpowiedzialne, kłopoty miałby nie tylko on, ale i Razikale. Został oszukany przez naciągacza, a teraz miał zdobyć niebotyczną kwotę? Skąd? Jak? Był obcy w Afraaz, nie znał tego miejsca. To było znacznie gorsze, niż porwanie. Co jakby spróbował się przekraść przez granice miasta? Ścigaliby go? To ryzykowne…
Tak też, z tą burzą przemyśleń, bawił w popularnej gospodzie, gdzie obrał sobie jakiś marny stolik, w marnym miejscu, idealny dla tak marnej osoby jak on w tej chwili. Przynajmniej piwo nie było takie marne, kiedy jesteś Robertem Fallwetem, wszędzie dostaniesz piwo. Ale płacenie za nie było dla niego dosyć bolesne, kiedy myślał, że ma zdobyć drachmy, a nie je tracić. Nocleg też trzeba było opłacić, był w pieprzonej dupie!
-...przydałby się nam ktoś jeszcze do tej roboty, Kabri stracił nogę. W trzech nie damy rady, Steff…
-Przecież wiem… coś się znajdzie…
Rozbrzmiewała rozmowa grupki mężczyzn, przy stoliku nieopodal, ale Rio nie za bardzo ich słuchał, bo jego wzrok powiódł na tutejszą kelnerkę, Gaerie Thisphin, która miała swój wdzięk, miły dla męskiego oka. Jej zagubienie i nieporadność była nawet rozczulająca, trochę przypominała mu przez to Orianę. Ciekawe jak lisiczka się miewała… zapewne sto razy lepiej od niego.
Wtedy, minął go wcześniej wspomniany Steff, który zatrzymał się nagle i nieśpiesznie, postawił trzy kroki wstecz, przyglądając się blondaskowi.
-Rany, masz mordę jak zbity pies. Zapewne kasy brak, co? A jednak tu pijesz.
Zagaił, co zwróciło uwagę Rio, który zaraz przeniósł na niego czujne, zwierzęce oczy. Jakoś stracił zaufanie do kogokolwiek w Afraaz. Zwłaszcza, gdy chodzi o pieniądze.
-Co Ci do tego…
-O, cięty język, to lubię.- Niespodziewanie, dosiadł się do stolika. -Ale chyba zgadłem, chodzi o kasę. Wołają na mnie Steff.
Wysunął rękę, na której Rio zawiesił wzrok, jakby ją analizując. Nie był tego pewny, ale w końcu podał mu własną w rękawiczce, pieczętując nową znajomość uściskiem.
-Roberto.
-Hm, mocne, męskie imię. Słuchaj, jeśli chodzi o kasę, mogę być dla Ciebie złotym strzałem w dziesiątkę!
-Chcesz mi coś sprzedać?
Dopytał z wyczuwalną ironią w głosie, na co Steff zaśmiał się krótko.
-A w życiu, ja od tego nie jestem. Wiesz, mam taką robótkę z chłopakami…- Kiwnął dyskretnie głową na swoich ziomków przy stoliku, którzy unieśli swoje kufle. Rio zerknął na nich i znów na Steffa. -...tylko pojawił się problem, bo jeden z naszych odpadł, a to nie praca dla trzech. Potrzebujemy czwartego kółka, aby wszystko śmigało jak pierdolony dyliżans.
Zaśmiał się, a wtedy blondyn upił łyk piwa. Brzmiało mu to jak oferta pracy, ale zarazem nie wyglądało to na nic uczciwego, zresztą, oni cali nie wyglądali.
-Co to za robota…?
-Wiesz, robimy dla takiego jednego bogatego… inwestora. Szanowane nazwisko, szanowany człowiek, pomaga takim jak my związać koniec z końcem. Nie jest to trudne zadanie, wiesz, czasem trzeba coś przerzucić gdzieś i takie tam… najlepiej po cichu.
Wyjaśnił dosyć okrężnie, ściszając swój głos, aby dotarł on tylko do uszu Roberto. Praca dla arystokraty? Ale co miał na myśli, w sensie, z tym przerzucaniem...?
-To nielegalne?
Dopytał, a facet przyłożył palec do ust, uciszając go.
-Jakie tam… w tych czasach to ciężko o cokolwiek, gdzie nie ma się swojego za uszami. To Afraaz, robisz co możesz, albo zostajesz złodziejem, znaczy, urzędnikiem.
Odparł mu, a to trochę uspokoiło Rio. Szczere przyznanie się do czarnej roboty brzmiało bardziej zaufanie, niżeli miałby mu tu kwiatkami rzucać.
-Mogę być… zainteresowany…
Oznajmił trochę niepewnie, a Steff stuknął pięścią w stolik.
-Bierz piwo i zapraszam do stolika, wszystko się ugada, Roberto.
Rzucił uradowany, jakby mu serio życie ratował, a blondas kiwnął tylko głową, lekko zagubiony, aby zaraz, dołączyć do swoich nowych, współpracowników… tonący brzytwy się chwyta.

z/t
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Lisia sprawa

Pisanie by NPC Pią Maj 14, 2021 6:52 pm

ROBERTO FALLWET

Eh, co? Który to już dzień? To chyba będą dwa tygodnie. Ale dziwne, nie spodziewał się, że zejdzie to, aż tyle. Miał wrócić na dniach, Razikale się martwił? W końcu, jego sługa nie powinien być tak długo poza miastem. Nie da rady się z tego wytłumaczyć kłamstwem jak poprzednio, może przez to jeszcze bardziej nie chciał wracać, w obawie o konsekwencje.
Tutaj miał co robić. Pracował codziennie ze Steffem, Krótkim Billem i Alfonsem (dalej niezbyt wiadomo skąd ta ksywka), a jego robota do łatwych nie należała, jak mu obiecano. Bycie przemytnikiem, to ostatnie w czym siebie widział, ale życie potrafi zaskoczyć. Rio codziennie zmagał się z eksportem towarów drogą morską, które szmuglowali do kupców z Sad’gha Ulu, którzy podobno więcej za to płacili, niż tutejsi. Po prawdzie, nie wiedział co eksportowali, zawartość skrzynek pozostawała tajemnicą, on miał tylko robić swoje. Ale dla kogo? Gdy pytał, coś mu wspomniano, że są częścią jakiejś większej działalności zorganizowanej, o nazwie Harsaher, w wolnym tłumaczeniu, “Krwawy Cukier”. Nazwa niepokojąca, zaś ich szefem był podobno ważny arystokrata, którego na oczy chłopak nie miał okazji widzieć, a on też raczej nie czuł potrzeby poznawać się z taką świeżyną jak Roberto. Zastanawiało go trochę jak taki człowiek musi żyć, ale chyba, tym mniej się wie, tym lepiej się śpi.
Odnośnie snu, sytuacja wyglądała mniej kolorowo, niż przypuszczał. Noclegi trzeba było opłacać, wraz z wyżywieniem, a jego dniówka i tak była dosyć marna. Choć próbował zebrać ten 1000 drachm, to jednak szło to zbyt mozolnie. W prostej matematyce, potrwa to wieki, nim osiągnie wspomnianą pulę pieniędzy. Czasem widywał ludzi Gambrinusa, którzy go obserwowali, jakby, pilnowali. Był więc między młotem, a kowadłem, bo wykręcić się z tej fuchy którą robił, też nie było jak, znaczy, mógłby, ale to bez sensu, innej pracy tu teraz nie znajdzie. Przydałby się… zastrzyk większej gotówki…
-He?
Mruknął, bo jego uwagę przykuł plakat doczepiony do ściany stolarni portowej. Wizerunek przypominał mu humanoidalnego kota. Takowe już widywał, a więc, hybryda? Był sławny?
-Co, widziałeś go?
Spytał jakiś starzec, palący drewnianą fajkę, który też podszedł do plakatu.
-Nie… co to jest?
-Czytać nie umiesz?
-Nie…
Odpowiedział trochę z zawstydzeniem, bo ta cecha stanowiła duży kłopot w jego życiu. Mężczyzna, prawdopodobnie marynarz, splunął na ziemię i podszedł bliżej plakatu.
-To list gończy, za kotowatego, Enelisa. “Mężczyzna, 21 lat, widziany w Afraaz, płowe futro z czarnymi plamami, ma skórzaną obrożę ze srebrną sprzączką”. Za sprowadzenie go żywego, 500 drachm nagrody.
Odczytał, zaciągając się fajką, zaś Lisek znów rzucił spojrzeniem na wizerunek hybrydy. A więc to był przestępca, poszukiwany. 500 drachm? To połowa jego długu! Z takimi pieniędzmi, mógłby szybko się spłacić, ale…
-Zawszone hybrydy, te to zawsze się wpakują w kłopoty. To pewnie przez ich głupotę. W końcu półludzie to półmózgi.
Skomentował starzec, a Rio spojrzał na niego ze zmrużonymi brwiami.
-Ta… jak to hybrydy…
Odpowiedział, bo głupotą to byłoby się teraz do tego przyznawać. Ale fakt, to mu o czymś przypomniało. Nawet jakby złapał Enelisa, to mu nikt za niego nie zapłaci, bo jest hybrydą. Chyba, że ktoś zrobiłby to za niego, ale… w tym mieście ciężko komuś zaufać, nawet chłopakom z przemytu, mógłby zostać wykiwanym. Eh, więc chwilowo znów był w impasie. Raczej zostawi te myśli na później, przy kolejce zimnego piwa.

z/t
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sob Maj 22, 2021 6:22 pm

Siedziałem w dużej, drewnianej skrzyni na odpadki na tyłach kamienicy i pasażu sklepów. Ciekawe tutaj były rzeczy, ale jedna interesowała mnie najbardziej.
-Długo jeszcze? Siedzisz tam i siedzisz...-przyjaciel zaburczał niezadowolony, że tyle mi to czasu zajmuje. Odchrząknął gardło i splunął na ziemię.
-Jakbyś mi pomógł, to by tak dużo nie było.-odkrzyknąłem mu i miałem kompletną rację, bo no jakbyśmy obaj w śmietniku siedzieli, to by... no.. byśmy szybciej znaleźli to czego szukam.
-Ja tam nie wchodzę, ja mam delikatne łydki.-rzucił z uśmiechem, opierając się tyłkiem o jakąś starą beczkę.
Wybuchłem rechoczącym śmiechem, który niósł się po uliczkach dźwiękiem, jakby ktoś skrzypiące drzwi otwierał. Śmiałem się i śmiałem z tych jego łydek, ale chyba przesadziłem, bo w końcu dopadł mnie kaszel, ale jaki kaszel, że czasami mam wrażenie, że się porzygam od niego. Taki kaszel co ci gardło się wywraca na drugą stronę, a oczy wychodzą z głowy. Śmieszny kaszel, boję się, że mi faktycznie oczy wypadną, ale co tam, będę miał co opowiadać innym.
-Ale tak na poważnie, to ty w sumie czego szukasz?-podszedł do mojego śmietnika i przewieszając się przez jego ściankę, gapił się na mnie co robię.
-Ty to kurwa... nie... Weź idź, bo ja tu nie dla ciebie. Znaczy, no dla ciebie, ale niespodzianka to jest, a nie, że ty se tak ten.-zafukałem i machnąłem mu kilka razy przez twarzą dłońmi, odpędzając go, jak natrętną muchę. Odsunął się, kręcąc przy tym głową.- Ty to Arsika miałeś pilnować, a nie mi tu dupę zawracać.-kaszlnąłem jeszcze raz, charknąłem nosem, gardłem i przełknąłem ślinę.-No bo gdzie on niby jest? Co? Miał tu być, a nie ma, bo gdzieś indziej polazł, a ja to mówiłem, że masz go trzymać, a ty, że tak, no i co? Nie ma nic.-zafurkotałem zły, że taki mój znajomy jest nieodpowiedzialny.
-Aj, nie pierdol. Łazi gdzie chce, że niby się mnie słucha, nie słucha się.-warknął na mnie cały zły. Strzepnął pyłek z płaszcza i kopnął kamienia, co leżał na ziemi i nikomu nie wadził.
-No i dobrze i chuj. Mnie słuchać się będzie, bo to mój, a nie twój kot!-odkrzyknąłem mu, zagrzebując się coraz bardziej w śmieciach. No jeszcze wczoraj to tutaj było, a teraz nie ma? Co to za jakieś gieruchy głupie ze mną gra to wszystko? Jak ja zaraz wyjdę i kopnę, to wszystko, to mi da czego chcę.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by NPC Sob Maj 22, 2021 7:15 pm

GASCON LA’VAQQUA

Rzadko przychodzi mu podejmować się, aż tak odległych podróży, jak w tym przypadku, do Afraaz. Tak się składa, że miała mieć miejsce konferencja lekarzy, polegająca na obrzucaniu się innowacyjnymi metodami leczenia, a czasem, wyzwiskami. Wciąż byli tacy, którzy uznawali pijawki za rozwiązanie każdego problemu. Gdyby spijanie krwi tak działało, hah. Tak, czy inaczej, zjawił się tam jako swój własny prawnuk, który podtrzymuje rodzinną tradycję podejmowania się nauk medycznych.
Jednak w końcu, spotkanie grupowe dobiegło końca, a noc była jeszcze młoda, więc nie widział przeszkód, aby jeszcze dzisiaj wracać do Hedroth. Właśnie zmierzał pieszo w poszukiwaniu jakiegoś woźnicy, co zabierze go do kliniki, jednak kiedy minął jedną z alejek, jego wampirzy słuch poinformował go o głośny i ciężkim kaszlu. Brzmiało to bardzo niedobrze, płuca bądź też przełyk, mogły poważnie chorować. Nie byłby sobą, gdyby w tej chwili nie zmienił kierunku swojej wędrówki.
Za chwilę postać kruczego mężczyzny wychyliła się zza rogu, który prowadził do alejki ze śmietnikami, najpewniej tyłami jakiegoś sklepu. Wtedy też, dostrzegł bezdomnego, który próbował wyciągnąć co się da z tego paskudnego zbiornika. Czy on… rozmawiał z samym sobą? Mógł być szaleńcem, takich nie brakuje, lecz nie należało tego bagatelizować, w końcu, halucynacje też mogą być objawem gorączki. Czy tak było, jeszcze nie był pewny, ale jego empatyczna natura kazała wyjść temu naprzeciw.
-Dobry wieczór. Nazywam się Gascon La’Vaqqua, jestem lekarzem.- Zaczął, uśmiechając się szeroko z zamkniętymi ustami, idąc powoli w jego kierunku, wciąż trzymając swoją torbę, którą zabierał praktycznie wszędzie. To jak noszenie zegarka, raz zapomnisz i czujesz się nagi. -Przepraszam, że tak nachodzę, lecz słyszałem pański bardzo niepokojący kaszel.- Spojrzał szybko na jego zabandażowaną rękę, której opatrunek wyglądał bardzo niebezpiecznie dla faktycznej rany, jaka mogła się kryć pod tym. -Oraz widzę, że jest Pan ranny. Czy mogę udzielić pomocy…?
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Sob Maj 22, 2021 8:04 pm

Znów mi zaczął gadać o tym, jaki to on biedny, a ja, że się nie znam i chuja szukam. A bo i szukam i co mu do tego. Teraz sobie myślę, że jak on taki upierdliwy, to jak znajdę, to czego szukam, to mu tego nie dam, bo taka z niego narzekała paskudna. Już miałem mu to powiedzieć prosto w twarz, ale usłyszałem czyjś inny głos. Cały podskoczyłem w śmietniku, aż się pośliznąłem na kawałku jabłka i przywaliłem plecami w ścianę przy kontenerze.
Wystraszonym wzrokiem odnalazłem szybko mojego prześladowcę. Jak mnie kiedyś na... na.... kurwa... nakryli? No, jak mnie kiedyś nakryli na grzebaniu w śmieciach, to się to paskudnie skończyło. Nie słuchałem faceta, bo zacząłem rozglądać się za przyjacielem, za tym kutasem, co mnie teraz zostawił. Miał pilnować mnie i Arsika, tak mówił! Rozglądałem się dalej kompletnie zagubiony, bo przecież przed chwilą tutaj był. Może go zagadałem i nie zauważył niebezpieczeństwa. Zdążył się schować, ale nie dał rady już mi o tym powiedzieć. Zamiętosiłem nerwowo moje szmaty na brzuchu i przestąpiłem niepewnie z nogi na nogę.
Pokręciłem głową, w końcu patrząc nieufnie na tego pożalcie się bogowie, lekarza. Niby przyszedł sam, ale może nie jest sam, albo sam da radę mnie sklepać, za grzebanie w jego śmieciach. Tak czy inaczej szukam czegoś i gdzie jest Arsik i On? Pomemłałem ustami i pokręciłem jeszcze raz głową.
-Ja to nie mogę. Ja.. ja szukam tutaj... Ja nie mogę nigdzie iść.-patrzyłem na faceta licząc, że mi odpuści. Znów wróciłem do rozglądania się. O przyjaciela się nie martwię, on sobie poradzi, twardą dupę ma, ale Arsik. Jebać śmieci, muszę znaleźć Arsika.
Trzęsącymi się łapami poprawiłem sobie szelki plecaka, a później zacząłem się wygramalać ze śmietnika. Podtarłem nos wierzchem dłoni i wytarłem ją w koszulę pod pachą. No i gdzie moi przyjaciele?
-Widziałeś mojego kota?-zapytałem się tego pfff... lekarza jakiegoś.-On ma paski i kropki czarne i jest duży. Arsik!-wydarłem się w przestrzeń, zanim w ogóle otrzymałem odpowiedź od mężczyzny. Jak on się w sumie nazywał? Jakieś takie imię, jak alkohol miał taki marynarski.-Bo On miał go pilnować, ale chuj...-zajęczałem i zacząłem wałęsać się po uliczce, schylać i szukać kota, który znając życie polazł gdzieś i właśnie żre coś pysznego. Wiele razy tak robił i zawsze wracał, może nie kiedy go wołałem, ale wracał. Jednak tutaj wolałem go mieć przy sobie szybciej, niż później.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by NPC Nie Maj 23, 2021 8:08 am

GASCON LA’VAQQUA

Zachowanie bezdomnego jasno informowało, że mógł być pod wpływem jakiś środków, gdyż tak nie zachowuje się nikt zdrowy i trzeźwy. Ale nie jemu oceniać sposób wymowy, ważniejsza była kwestia, że nie chciał pomocy. Szukał kota. I kimkolwiek był On, raczej go nie znał.
-Nie widziałem, lecz może zróbmy inaczej. Pozwoli mi się pan zbadać i opatrzeć, a wtedy, poszukamy kota?
Zaproponował, bo przeważnie w przypadku tych niechętnych do pomocy, trzeba oferować coś w zamian. Gdy dostaną to co chcą, zgodzą się na wszystko.
Jeśli mężczyzna przystał na taki plan lub był zbyt zagubiony, aby stawiać opory, wampir ułożył rękę na jego barku, łagodnie dociskają go w dół, by usiadł na skrzynce. Wtedy też, objął jego głowę, przekręcając ją na boki, a jeśli stawiał upór, mógł się przekonać o stanowczości tego lekarza.
-Ma pan dużo sińców, choć te znikną samoistnie. Rozcięcie na czole wygląda na zakrzepione i nie widzę oznak zapalenia skóry.- Chwycił go za żuchwę i otworzył jego jadaczkę, zerkając do środka. Yhm, czuł mocną, przetrawioną wódkę. -Liczne ubytki w uzębieniu… wnosząc po spuchniętych migdałkach, kaszlu i zapachu, nadmiar spożywanego alkoholu panu szkodzi.
Dodał i puścił jego twarz. Rzucone uwagi wynikały tylko z analizy, zaś cokolwiek by mu doradził, ten to całkiem zignoruje, już to wiedział. Nie było jednak w tym nic zagrażającemu życiu, chyba że wątroba byłaby niewydolna, lecz na to nic nie zdziała. Był jednak jeszcze jeden, niepokojący mankament.
-Czy mogę rozwinąć bandaż i sprawdzić rękę?
Wskazał na jego chorą kończynę, gdyż to raczej była jedyna rzecz, na którą naprawdę należało zwrócić uwagę, a stan jego ulicznego pacjenta jasno wskazywał, że bagatelizował swój stan zdrowotny. Chyba nigdy nie zrozumie bezdomnych, bo w gruncie rzeczy, to styl życia, a nie faktyczną doła.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Nie Maj 23, 2021 12:22 pm

Pokręciłem zamaszyście głową na jego propozycję. W sumie miała ona sens. Posiedzimy tutaj chwilę, a Arsik sam przyjdzie, ale żeby tak od razu coś mi robić w tym czasie? Pokręciłem głową jeszcze raz, tak dla siebie, bo jak sobie pomyślałem o tym wszystkim, to uznałem, że dalej nie chcę. Ja nie potrzebuję i nie mam pieniędzy, znaczy trochę mam, wygrzebałem z fontanny, ale nie chcę wszystkiego oddawać na jakiegoś typa, co mnie poklepie po czółku i powie, że jest źle, a później odprawi do domu. Hehehehe do domu, ja kurwa do domu. Kiedyś to miałem szafę, a teraz nie mam nic.
Z myślenia wybiła mnie dłoń na ramieniu. Nawet na nią nie spojrzałem, tylko dałem się podprowadzić do skrzynki i na nią usiadłem. Dopiero gdy złapał mnie za buźkę i zaczął oglądać, ja spojrzałem na niego. Całkiem niewyspany gość uważam. Już ja pewnie sypiam lepiej niż on, bo ja mogę spać ile chcę i gdzie chcę. Obejrzał jedną stronę, drugą i wtedy uznałem, że koniec. Cofnąłem głowę, robiąc podwójny podbródek i zabrałem łeb z jego rąk. Zarechotałem charkliwie jak powiedział o tym czole.
-No bo ja ten.. Bo ja kurwa, rozumiesz, no biegłem i się z Arsem bawiliśmy, no i biegłem i ściany nie było i jeb nagle jest, to żem w nią walnął, ale tak w cegły. A nos to mi się z nim nic nie stało, tylko w czoło, znasz moje szczęście.-opowiedziałem historię rozcięcia na czole, bo to zabawna historia była. Ja wiem, że ściana się nie pojawiła magicznie, ona zawsze tam była, ale no i tak zabawnie, że się tak dobrze bawiłem, że o ścianie zapomniałem.
Oględziny trwały dalej, otworzył mi szeroko usta, a dla mnie to nie było normalne, więc zapomniałem, że jak się za mocno otworzy, to się sobie gardło zatyka, no i kaszlnąłem prosto na lekarza, wódką i brakiem mycia zębów od pół roku. Drugie otworzenie ust poszło mi lepiej i już nie kasłałem, ale dalej ciężko się oddychało w tej pozycji. Popatrzyłem na jego i jego zalecenia.
-Ale no, jak, jak ja tak dużo nie piję. Co się znajdzie, to wypiję, ale to nie jest dużo, jakby tak patrzeć. Nawet teraz nie mam dużo, może z...-zerknąłem na plecak mój, co go na plecach miałem i się zastanowiłem.-... w sumie nie wiem, pewnie butelkę mam, ale taką, no taką małą, taką na łyka normalnie.-bo jakby tak popatrzeć na moje życie, to czy ja dużo pijam? Nie, bo teraz nie pijam dużo, bo bywały dni, że pijałem więcej niż teraz, a później mniej niż teraz, a teraz tak pijam nie za dużo, nie za mało, tak w sam raz.
Puścił mnie, a ja pokiwałem się na boki i znów zacząłem się rozglądać. Chciał mi coś robić z ręką?
-No i znów cię będzie macać, co? A płaci ci za to chociaż?-rzucił swój komentarz i zaśmiał się. No i się znalazła moja księżniczka, która mnie porzuciła. Pacan, ten to opiekunką jest najgorszą na świecie.
-A ty się zamknij, bo ty miałeś Arsila pilnować i gdzie on jest? Na chuja ty przydatny jesteś.- zaburczałem na przyjaciela. Pokręciłem głową na lekarza mówiąc tym, że ja nic nie chce i jakoś tak odruchowo, sięgnąłem swoimi nogami i objąłem jego nogę, splotłem kopytka w kostkach i tak tuliłem swoimi łydkami łydkę lekarza. Złapałem go dodatkowo rękoma za luźniejszy materiał na udzie i zacząłem oglądać jego spodnie.
-Będziesz mi to wypominał teraz. Raz się zdarzyło!-zafukał obrażony i stanął jakoś tak zły, podpierając się rękoma o biodra, no jak zła kobieta ze straganu, jak jej warzywa oglądam.
-A weź się, spadaj.-rozkazałem mu, cały obrażony. Już nawet na niego nie patrzyłem, bo mnie tak zajeżył straszliwie, że no myślałem, że coś mu zrobię. Miętosiłem spodnie lekarza, dalej nie puszczając jego nogi swoimi nogami. Co to za materiał? Bo jest bardzo miły w dotyku.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by NPC Nie Maj 23, 2021 5:56 pm

GASCON LA’VAQQUA

Hm, historia z cegłówką wcale nie wydawała mu się zabawna, był to raczej nieszczęśliwy wypadek, przez który mogło dojść do urazu głowy. Już miał niedawno takiego pacjenta, który jedną nogą już był w mogile. Więc dobrze, że śladem po tym była tylko rana na czole.
Na sam jego kaszel specjalnie nie zareagował, może lekkim grymasem twarzy, bo zapach nie był przyjemny w żaden sposób, ale nie takie rzeczy mu się zdarzały w tym zawodzie. Chyba nic go już nie zaskoczy.
Gdy poprosił o możliwość sprawdzenia ręki, skończyło się na tym, że bezdomny wpadł w dziwny stan wyparcia, zaczynając coś wyzywać, ale te słowa nie brzmiały, jakby były kierowane do lekarza. W dodatku, zaczął nabierać pozy embrionalnej, chwytając się kurczowo jego nogi jak spanikowane zwierzę. Wampir zamyślił się na chwilę, szukając rozwiązania, lecz dosyć szybko się pojawiło, w dużo prostszej postaci, niż zakładał.
-Jestem tutaj, aby Ci pomóc, tak samo, niedługo znajdziemy Twojego kota.- Włożył rękę do kieszeni, z której wyciągnął błyszczącą, złotą drachmę. -Przyjacielu, przechowasz ją dla mnie, kiedy ja będę opatrywał Twoją rękę? Może mi się zdarzyć zapomnieć ją zabrać ze sobą, jeśli będę pochłonięty pracą…
Uśmiechnął się, wysuwając monetę w jego stronę, a jeśli to wystarczyło bezdomnemu do zajęcia nią swojej uwagi, La'Vaqqua wykorzystał chwilę, aby pochwycić łagodnie jego ramię, i rozwinąć paskudny bandaż. Jeśli wszystko przeszło sprawnie, zobaczył paskudzącą się ranę, ropę, zapalenie i cholera wie co jeszcze.
-Co Panu się stało? I kiedy?
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Nie Maj 23, 2021 6:48 pm

Nie chciałem, żeby On narzekał, a on mi patrzył na rękę, a Arsik, żeby był daleko. No bo to tak jest, że zacznie się od kłótni o pierdołę, a potem ci wbijają nóż w plecy. Odwróciłem głowę i już z nim nie gadałem, chociaż takie rzeczy mi się cisnęły na usta. Nie chciałem być jednak chamem przy lekarzu, którego nogę tuliłem nogami i miętosiłem w ręce. Nie puszczę jej nigdy! Moja noga hehehe.
Uniosłem na niego wzrok, kiedy znów zaczął mówić. Pokiwałem głową jak mówił o Arsiku, no jasne, że go poszukamy, o ile on pierwszy do nas nie przyjdzie, bo taka możliwość też jest.
-To Arsik jest.-upomniałem go tylko, zanim przeszedł do dalszej części. W sensie, Arsik, to kot i można do niego mówić, ale wolę po imieniu.
Popatrzyłem na monetę i oczy mi się zaświeciły, bo ładna ona była, taka nowa i błyszcząca i w ogóle, nie zawsze taką mam u siebie. Ile ja bym mógł za to kupić.
-Aha, aha. Jasne, się nie martw o nic, ja jej popilnuję.-pokiwałem głową od razu sięgając ręką po pieniądz. Ściskając mocniej nogami jego łydką oglądałem moją nową zdobycz. Niby to jego i niby mówił, że może zapomnieć, ale w sumie teraz jest moje, bo mi to dał. Może zapomni? Mógłbym mu to oddać innym razem, jak się spotkamy. Schowałem pieniądz do kieszeni w spodniach, gdzie miałem jeszcze kawałek ogórka i bułki.
Złapał moją rękę, a ja jakoś przyciągnąłem ją do siebie, żeby jej nie łapał i ją puścił. Macanie jej boli, zwłaszcza bez bandaży, chociaż w sumie nie to było problemem. Jakiś obcy chłop podchodzi do mnie i mnie maca, a potem pewnie będę mu musiał rzucać pieniędzmi w twarz za usługę, której on sam się upomina.
-Ale ja ci za to nie zapłacę nic.-popatrzyłem na niego spode łba i jakoś tak niepewnie. Ja wiem, że to wszystko drogie, bo byłem kiedyś u lekarza i no nie chciałem, żeby był zły, bo tym wyglądał na takiego spod ciemnej gwiazdy, na takiego, co mnie dziabnie w szyję i to będzie ostatnia rzecz jaką w życiu zobaczę. Wolałem się upewnić, dlatego najpierw musiał potwierdzić, że nic za to nie zapłacę, dopiero jak to zrobił, to dałem mu pomóc mi zdjąć rękawy i szmaty z chorego ramienia. Trochę się spociłem, trochę ręka śmierdziała, no i ogólnie ostatnio zrobiło mi się w tym lekkie bagno i bolało, ale nie było źle, bo to tak jest, że raz boli, a raz nie.
-O bo to cała historia jest. Hehehe, ale no nie mów, bo jakby jak teraz było. Że ja w śmieciach siedziałem, no i przyszli źli, bo tam właściciel tego tego przyszedł z kumplami, to i mnie hyc do budynku, no bo to restauracja była taka no i koniec, zamykanie było, no i mi łup ciuchy na ziemię i jeb rękę do gara z takim tym kurwa.... no takie te żółte takie do, o olej! No i jak syczało, to ło!. Hehehehe-opowiedziałem ze śmiechem, jakby to był opic cudownej przygody, a nie dzień kiedy sprowadzono na mnie największą chorobę, jaką do tej pory mam. Pogłaskałem lekarską nogę swoim kolanem i wróciłem do miętoszenia ręką jego spodni.
-No i do niego gadasz, a do mnie nie?-rozłożył ręce w niedowierzaniu.
-Bo ty głupi jesteś, jak ci nie pasuje, to idź sobie.-no tera to mnie wkurzył, ja tu chcę gadać, a on mi w zdanie wchodzi.
-No to i pójdę, tak, że mnie nie znajdziesz. Sam tu będziesz siedział i mi to zwisa.-zakrzyczał na mnie, a ja zmarszczyłem nos i odchrząknąłem.
-No to idź.-fuknąłem na niego, a on jak powiedział, tak zrobił i już po sekundzie go nie było. Później pewnie będzie niezręcznie w chuj, będą ciche dni, albo na odwrót, będzie gadał jakieś kłamstwa o mnie i o wszystkim i mi będzie odstraszał ludzi ode mnie.-Co za kurna jełop. Ja ci mówię, w sensie jest fajny, ale mnie denerwuje. Się człowiek stara, a potem chuja dostaje.-westchnąłem i wsadziłem nos w brzuch lekarza, bo się schylić musiałem, żeby się po kostce podrapać. Po podrapaniu się, się nie podniosłem, chciałem posłuchać brzucha lekarza.-No i pierdoli głupoty takie i to przy ludziach i mi potem głupio, no bo ludzie się oburzają, a ja to człowiek, taki wiesz... no... Więc no, jak się tam naobraża, to się nie przejmuj, bo on ma muchy zamiast głowy.-poradziłem lekarzowi. Mój przyjaciel potrafi być chujem, nie zawsze chce nim być, ale no wiadomo, jak to w nerwach. Jakoś tak przez te opowieści i kłótnie zapomniałem, że mi lekarz rękę ogląda. Hmm.... w sumie teraz nie bolało aż tak. Może po prostu straciłem czucie. Hehehe. To by było dobre, mógłbym się bić z każdym i by mnie nie bolało. Byłbym niezwyciężony!
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by NPC Nie Maj 23, 2021 7:16 pm

GASCON LA’VAQQUA

-Nie musisz mi za nic płacić, lepiej zakup sobie normalny nocleg.
Doradził mu, kontynuując swoje badanie jego ręki i całkowicie ignorując miętolenie jego nogawki, gibanie się pacjenta i inne niekontrolowane ruchy. Teraz był całkowicie skupiony na obrażeniach. Zdjęcie ropy mogłoby być awykonalne, ponieważ pokrywała ona całe przedramię, do tego dochodził fakt, że skóra się nie zamknie. Jej zaczerwienienie informowało o zapaleniu, zaś zapach zepsucia, o rozwijającej się infekcji. Ta ręka nie miała prawa być wciąż żywa i dziw jeszcze, że nie zabiła swojego posiadacza. Ale, wszystko do czasu.
Wsłuchał się w historię mężczyzny, wnosząc że to nie była świeżą rana, co dodatkowo odcinało możliwość, że jest jeszcze szansa coś zrobić z nią. A wrzący olej wyjaśniał głębokie poparzenie. Jego temperatura jest dwukrotnie wyższa, niż wrzątek.
-Ludzkie okrucieństwo nie zna granic…- Mruknął, jakby trochę… zasmucony tą historią. Radość mężczyzny, który nie rozumiał powagi sytuacji, nie rozumiał chyba nawet w pełni tego co się stało, przytłaczała draculetę. Nie brakowało niegodziwców na tym świecie. -Odkażę pana ranę i założę nowy, czysty bandaż. Będzie piec tylko na początku, ale po tym nie powinien pan przez chwilę odczuwać bólu związanego z dotykiem.
Wyjaśnił wstępnie co zamierza, wrzucając pokryty krwią bandaże do kubła na śmieci. Nie mogąc za bardzo operować własną nogą, musiał się nieźle nagimnastykować, aby sięgnąć po swoją torbę z ziemi. W międzyczasie słuchał historii o przyjacielu, który był jego własną halucynacją. To może tylko wstępny wniosek, ale ciągłe zapalenie jego ręki, może powodować gorączkę u mężczyzny, a to z kolei, zwidy. Lecz to by oznaczało, że infekcja zaczyna postępować, a jeśli dotrze do serca, już nic go nie uratuje.
-Sęk w przyjaźni polega na tym, aby obie strony chciały słuchać.
Rzucił z łagodnym uśmiechem, w odpowiedzi na jego zażalenia dotyczące Tej osoby. Nie chciał w żaden sposób negować jego słów, gdyż w bieżącej chwili, byłoby to bezowocnym trudem.
Nagle Gascon polał jego przedramię i dłoń przygotowanym odkażaczem, który śmierdział zapachem dobrze znanym takiemu koneserowi wódki i spirytu jak Żaba. Ból zapewne był okropny, ale La'Vaqqua przytrzymał mocno jego nadgarstek, aby przypadkiem teraz mu jej nie wyrwał. Za chwilę powinien poczuć odrętwienie, a wtedy, nałożył na zaropione rany watę, którą zaczął obwiązywać nowym, białym bandażem.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Nie Maj 23, 2021 8:33 pm

Zaśmiałem się żywo na jego żart o noclegu.
-Hehe. Na jedną noc, nie ma co wcale.-pokręciłem głową, dalej się trochę z niego śmiejąc. Bo w sumie teraz rację miałem ja. Ile ja mam pieniędzy na normalny nocleg? Może na jeden by mi starczyło w jakiejś budzie karczemnej i co by mi to dało? Wyspać się mogę gdzie chcę, a wydawanie pieniędzy jest głupie.
-E tam...-zaśmiałem się na jego komentarz o okrucieństwie.-Da się przyzwyczaić.-dodałem z uśmiechem i sam nie wiem czy ten uśmiech był wymuszony czy nie. No szkoda, że w ryj dostaję, ale w sumie co poradzę? Nie ma co się przejmować, bo to nie jest zaskoczenie, jak oberwę. Nikt nade mną nie płacze, więc dlaczego ja bym miał?
Słuchałem jego instrukcji, w sensie powiedzenia, co będzie dalej. Lubiłem, jak mi tak mówią, bo wiem co się będzie działo, mogę zwyczajnie patrzeć i nadzorować czy na pewno robi, to co mówił i mnie nie oszukuje. Śledziłem tęsknym wzrokiem moje bandaże stare, które poleciały do śmieci. Źle mi się na duszy zrobiło, jak pomyślałem o tym, jak ten lekarz marnuje rzeczy. Przecież go można było wyprać i użyć jeszcze dużo razy.
Kiedy się wyginał, jak akrobata, dalej trzymałem go za nogę i opowiadałem o moich problemach. Jak już torbę wziął i miał przy sobie, to znów wróciłem do słuchania jego brzucha. Popatrzyłem na faceta w górę, na jego brodę od spodu, bo taką perspektywę miałem. Pokiwałem głową.
-Mhm... I ja... no i w sumie Arsik, bo on słucha, on jest moim przyjacielem, ale On w sumie też słucha, ale czasami nie, ale dobrze mieć kogoś do spania obok. Bo kiedyś to miałem przyjaciela, ale on to już dawno dawno, jak nie żyje. Nie mógł oddychać, miał takie coś na szyi.-zamarudziłem ze smutkiem w głosie. Brakuje mi czasami Skapa i jego opowieści i głaskania i przygód i kradnięcia razem.-No... nie żyje on i mama też nie żyje i moja, taka była taka pani, ona była dobra, ona mi przynosiła korki.-rzuciłem dalej, jakby sam nie wiem dlaczego. Może chciałem powspominać stare czasy z kimś obcym.
Nie było wiele czasu na moje opowieści, bo poczułem mocne pieczenie, jakby mi igiełki wbijał, a nie polewał czym dobrze pachnącym. Z ochrypłym półkrzykiem rzuciłem się na skrzyni, a nogi, co nimi obejmowałem łydkę lekarza podjechały mi teraz tak, że jego kolano obejmowały. Objąłem medyka ręką w pasie i wcisnąłem buźkę w jego brzuch, żeby zaraz ogrzać mu pępek ciepłym oddechem. Mimo, że odkażanie się zakończyło i jakoś je przecierpiałem, to zacząłem próby zabrania mu ręki, wyrwania jej jakoś z uchwytu. Bo opatrywanie było dziwne, wszystko zdrętwiało tak jakby, ale zamiast całkowitego bólu było takie oślizgłe uczucie. Wyrywanie mu ręki z góry było spisane na mniejsze lub większe niepowodzenie, głównie dlatego, że się do lekarza tuliłem, ale mimo tego wierciłem się ręką, nie poddając się.
-Ja już nie chcę.-zapłakałem mu w brzuch, trochę mu śliniąc koszulę, ale od razu, jak zdałem sobie sprawę z tego, że go ośliniłem, to się oblizałem, żeby go bardziej nie ślinić. Wtedy też zaprzestałem wyrywania ręki, bo znalazłem inny temat do rozmowy.
-Tak w ogóle, to jestem Żaba.-przedstawiłem się odsuwając łeb od ciała lekarza, aby spojrzeć mu mniej więcej w oczy. Ręka lewa dalej siedziała mu na plecach i skrobała go tuż nad paskiem spodni.-Bo umiałem kiedyś robić jak żaba i chyba dalej prawie umiem. Musiałbym poćwiczyć, ale nie teraz, bo to trzeba przygotowania.-pochwaliłem się swoimi nadludzkimi umiejętnościami. Byłem dumny z tego imienia, bo to moje imię, zasłużyłem na nie.-A ty jak się nazywasz?-zapytałem go prezentując zęby w niecierpliwym uśmiechu. Niech powie mi, to może znajdziemy jakiś nowy powód do rozmowy, bo w sumie to nie chciałem, żeby sobie szedł. Przecież możemy posiedzieć tutaj do rana i pogadać, a potem do nocy możemy. Cały czas możemy gadać.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by NPC Pon Maj 24, 2021 11:41 am

GASCON LA’VAQQUA

Menel nieco pozwierzał mu się z utraconych krewnych, co mogło też z kolei tłumaczyć, dlaczego skończył samotnie na bruku, bez niczyjej pomocy, aby go stąd wydostać. Po prostu, nie było nikogo, kto mógłby się o to zatroszczyć. Poniekąd to rozumiał. W jego przypadku, kiedy jesteś istotą żyjącą zbyt długo na jednym padole, musisz przygotować się na to, że nikt nie będzie ci towarzyszyć w twoim żywocie. Każdy w końcu umrze, poza tobą. To swego rodzaju potępienie, przekleństwo będące prawdziwą naturą i ceną nieśmiertelności.
Przytrzymywał go, kiedy ten wierzgał, szarpał, czy ślinił się, nie dając mu zbytnio opcji na ucieczkę, dzięki czemu, przebieg bandażowania mógł być kontynuowany. Ale dosyć szybko zauważył, że mężczyzna zaczyna się uspokajać, więc odrętwienie postępuje. Nawet zrobił się bardziej rozmowny, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
-Żaba brzmi bardzo interesująco. Z pewnością to zapamiętam.- Odpowiedział, kończąc już swój węzeł, kiedy padło pytanie ze strony bezdomnego. Właściwie, przedstawiał już mu się, ale najwidoczniej zdążył zapomnieć. Nic dziwnego, nieco go wtedy zaskoczył. -Nazywam się Gascon La’Vaqqua, lecz możesz nazywać mnie po prostu Gasconem.
Przedstawił się ponownie, po czym puścił jego rękę, która była już pokryta nowym bandażem i nie powinna szybko się zacząć paskudzić, lecz patrząc po tym, że Żaba grzebie w śmieciach, raczej szybko się pobrudzi, dlatego zrobił to na dwie warstwy, coby nie zabrudził tak łatwo samych ran.
-Przez jakiś czas powinno być z ręką w porządku, powinna też mniej pobolewać, ale… do czasu.- Zawahał się na moment. -Sytuacja wygląda tak, że pana ręka gnije, jest zakażona. Stanowi zagrożenie dla pana życia, ponieważ infekcja prędzej, czy później, zacznie postępować wzdłuż ramienia, aż do serca. Jeśli się tak stanie… może pan umrzeć. Dlatego jedyne co można zrobić, to amputować przedramię. Czyli, uciąć rękę do łokcia. Tylko tak może pan przeżyć i przestać odczuwać ból z nią związany.- Wyjaśnił, co było niestety nie takim ciekawym scenariuszem, na który nawet ludzie żyjący w lepszym stanie do Żaby, się nie decydują, po czym kończy się to tragedią. -Mogę przeprowadzić amputację bez opłaty, ale decyzja zależy wyłącznie od pana.
Dodał jeszcze, odsuwając się nieco, wyciągając górą swoją nogę z jego uścisku, by mógł się wycofać i zamknąć w spokoju torbę. To co teraz? Szukanie tak zwanego Arsika, tak?
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Frosch Misfit Pon Maj 24, 2021 12:47 pm

Wygadałem się trochę. W sumie o to mi chodziło, żeby pogadać do kogoś innego, do kogoś świeżego. Może liczyłem, że się nade mną zlituje i skapnie mi coś więcej niż jedna złota monetka. Widziałem, jak cyganie na litość biorą i było to skuteczne. Jak ja próbowałem, to nie do końca wychodziło. Chyba nie umiem wywoływać litości.
Uśmiechnąłem się szeroko kiedy mnie pochwalił za imię. Poczułem się taki doceniony, jak rzadko się czuję. Zabujałem się na boki z radości. No normalnie, jak miałem zły humor, to teraz miałem dużo lepszy. Po chwili uzyskałem jego imię i pokiwałem głową starając się je zapamiętać. Nie jestem w tym najlepszy, a głupio mi czasem pytać po raz drugi o takie rzeczy.
-Kojarzy mi się z oliwką. Jest takie okrągłe to imię. Wiem, jak się pisze ,,G". Wszystko okrągłe.-przytaknąłem sam sobie, bo w sumie oliwki są okrągłe i imię ,,Gasconem" też jest okrągłe.
Znów wcisnąłem ucho w jego jelitka, a puszczona i zabandażowana ręka dalej wisiała w powietrzu, z dala od ciała. Dziwnie mi w nią było, wolałem jej chwilę nie opuszczać, albo robić to bardzo powoli. Więc robiłem, to bardzo powoli. Powoli jechała w dół kiedy Pan Oliwka mówił o czymś. Słuchałem uważnie jednym uchem, bo drugim śledziłem jak mu w brzuchu pracuje. Śmieszne dźwięki. Siebie też bym posłuchał, ale nie mogę, no chyba, że miałbym te uszy długie, jak lekarze mają. No i jak tak mówił, to zabandażowana ręka powędrowała za jego plecy, żeby spotkać sie z tą zdrową i w ten sposób, przytuliłem lekarza. Był ciepły, ludzie są ciepli, to jest dobre i przydatne w nocy, można się grzać jeden od drugiego, jak szczury w grupie, jak śpią.
Całe to mówienie dramatyczne o śmierci i o ucinaniu ręki jakoś nie zrobiło na mnie dużego wrażenia, bo uwagę moją odwracało jego ciałko miękkie. Sam nie wiem co o tym myśleć.
-Ale nie umarłem jeszcze. Nic mi nie jest, nie boli.-zaśmiałem się, bo przecież każdy umrze. Może zwyczajnie go nie zrozumiałem, tylko jeszcze o tym nie wiedziałem, może nie pojmowałem zagrożenia. Jak trzeba będzie uciąć rękę, to się utnie, ale przecież nic mi nie dolega, to o co chodzi? Tyle lat z nią żyłem, to czemu teraz nagle coś się nie podoba. Zmarszczyłem nos kiedy zaczął się wyswabadzać z uścisku moich nóg. Dałem mu to zrobić, ale dalej ściskałem jego koszulę na plecach. W sumie chciałem puścić, ale palce moje powiedziały, że nie. Miętosiłem materiał i patrzyłem sobie na uliczkę. Zapomniałem o czymś i nie pamiętałem do końca o czym.
-Lubię rysować.-powiedziałem, bo przyszła mi taka myśl do głowy.-Lubisz rysować? Bo ja lubię.-zapytałem mężczyznę i wstałem powoli ze skrzyni, trochę się zachwiałem, ale trzymałem się lekarza, więc nic mi się nie stało. Odbiło mi się pomidorem, więc wydmuchnąłem powietrze w bok. Patrzyłem się jeszcze kilka sekund w bok, zastanawiając się nad czymś intensywnie. O co chodziło? Sam nie wiem. Przed chwilą czegoś szukałem, ale nie jestem pewien czy w śmieciach czy w myślach.
Przeniosłem spoconą dłoń z koszuli lekarza na jego dłoń. Chwyciłem go i trzymałem mocno, jakbym się bał, że się zgubię. Coś, nie wiadomo jak ważnego, wypadło mi w głowy. Zamiętosiłem ustami, podrapałem się zepsutym butem po kostce.
-To chodźmy.-zarządziłem nagle i ruszyłem dziarskim krokiem przez uliczki. No może i dziarski był, ale na pewno nie szybki, bo do każdej mijanej uliczki zaglądałem i przystawałem, żeby się tam dokładnie rozejrzeć i zakićkać. Ugniatając dłoń lekarza zacząłem mu opowiadać historię mnie i mojego kota.
-Bo Arsik, to mój przyjaciel, co był duchem, wiesz? Ja spałem i nagle zaczął chodzić duch i ja do niego poszedłem i on nie miał nóg, a później zniknął. No, a potem widziałem ludzi, a później światło się zaświeciło i z niego wyszedł Arsik.-stanąłem przed jedną uliczką i zakićkałem jeszcze raz.-Arsik!-krzyknąłem w ciemność, bo zdawało mi się, że słyszałem mlaskanie. Po zawołaniu mlaskanie ucichło i usłyszałem brzdęknięcie metalu i szybkie kroki w naszą stronę. W mroku wybiegł spory kot, wyglądający dokładnie tak, jak go wcześniej opisywałem. Widział mnie i był ucieszony, ale kiedy dostrzegł lekarza, zahamował gwałtownie, zatrzymał się i zasyczał.
Podtrzymując się o dłoń Gascona, ukucnąłem i wyciągnąłem się, żeby podrapać przyjaciela po łebku.
-Mówiłem, że nic mu nie będzie. Bo nigdy nic mu nie jest.-wzruszył ramionami, patrząc na kota. Chyba czekał na przeprosiny. Na pewno czekał na przeprosiny, ja to wiem.
-Kiedyś coś mu będzie i tyle, o. Jak ten umrze, to mi go nie wrócisz. A jak mówię, że masz go pilnować, to masz go pilnować, a nie że nie, bo sobie coś tam chodzisz.-pomiziany kot zaczął krążyć dookoła nas, omijając szerokim łukiem lekarza. Wstałem, do stania i popatrzyłem z uśmiechem do lekarza.
-To masz nowego kumpla teraz, tak?-rzucił się do mnie zirytowany, aż zamachał rękoma, a ja machnąłem zmumifikowaną kończyną w jego stronę, przed twarzą lekarza, aby odgonić łapy przyjaciela, co już chciały łapać medyka za kubraczek.
-Bo on mówi dobrze, a ty nie słuchasz, a ja też nie będę słuchać, bo jak ty nie, to ja też mogę!-zarzuciłem mu słabą przyjaźń, aż się spieniłem w kącikach ust.-Nie słuchaj go.-poradziłem Gasconowi i cały zły pociągnąłem go za rękę i zacząłem prowadzić głębiej w uliczki.
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by NPC Wto Maj 25, 2021 10:55 pm

GASCON LA’VAQQUA

Jego imię jak oliwka… pierwsze słyszał, ale brzmiało ciekawie. Ludzie przeróżne mieli pomysły, to trzeba było przyznać. Ale nie protestował, niech będzie oliwka.
Niestety, było tak jak się spodziewał. Do bezdomnego nie docierały zalecenia Gascona dotyczące amputacji przedramienia, w dodatku, znów bagatelizował problem, co mogło przynieść mu wyłącznie śmierć. Z tą ręką mogło mu zostać kilka miesięcy. Wątpliwe, aby dożył kolejnego roku. Jeśli nie dotrze to do niego, kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek dane będzie im słowo zamienić. A jemu, cieszyć się tym życiem, jakie sobie wybrał.
-Póki co, jak wspomniałem. Mam nadzieję, że Pan to przemyśli…
Mruknął jeszcze, a zaraz zaś, Żaba wstał ze skrzynki, wspominając o rysowaniu. Chwycił jego rękę, zaś La’Vaqqua nie wiedział co o tym sądzić. Może potrzebował bliskości, może bał się, choć zgrywał odważnego. To też by go nie zdziwiło, mogło tylko wewnetrznie smucić. Szczerze, przez to wszystko zapomniał kompletnie o pytaniu o rysowanie, po prostu pociągnięty. Gdzie? Szukać kota. Więc szybko hycnął rączke swojej torby, aby mieć ją przy sobie.
Ciągnięty alejkami, wysłuchiwał historii związanej z kotem Żaby, która była na tyle chaotyczne, że nie w sposób w nią uwierzyć. Może zrobiłby to, gdyby było to bardziej składne, ale wymusił na sobie uśmiech.
-Arsik musi być niezwykłym kotem, jest Pan szczęśliwym posiadaczem.
Rzucił z lekkim rozbawieniem, ale zaraz, zguba wyszła. To był naprawdę… wielki okaz. Może wcale się nie pomylił i on faktycznie był taki niezwykły? Choć to, że był jakimś duchem, już mniej tu grało. Zwłaszcza, że zachował się dosyć naturalnie względem niego. Mianowicie, był wystraszony. Ah te czułe kocie zmysły…
-Myślę, że Arsik potrzebuje więcej pańskiego towarzystwa, niż… cudzego.
Doradził, rozumiejąc, że ten znów rozmawia z kimś w swojej głowie. Biedny, umęczony mężczyzna. Dalej był zdania, że to wina tej ręki. Chciałby zażegnać problem, jednak lekarz nie ma takiej mocy, aby zmuszać pacjenta. wszystko jest w dobrej gestii.
-Nie będę go słuchać, lecz…- Zatrzymał się, zwinnym ruchem ręki wyrywając swoją dłoń z uścisku bezdomnego, aby zaraz ułożyć palce na rączce swojej torby, trzymajac ją w obu dłoniach. Spojrzał na poziom księżyca na niebie. -...muszę już niestety wracać, czas mnie nagli. Obiecuję, że pójdziemy na spacer następnym razem.
Dodał po chwili. Jeśli Żaba nie sprawiał kłopotu, po prostu Gascon udał się znów szukać powozu. Musiał się śpieszyć przed świtem do Hedroth. I do kąpieli. A nuż, czekają inni pacjenci...
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Pomogę panu, jestem lekarzem

Pisanie by Frosch Misfit Sro Maj 26, 2021 12:05 am

Pokiwałem głową na jego prośbę. Jak tak ładnie prosi, to zrobię, jak chce.
-Ymhm. Pomyślę, będę myślać, myśleć, będę.-jeszcze raz zamachałem głową w dół i górę. Nie rozumiałem jego zmartwienia, ale to było miłe, że się o mnie martwił.
Chwyciłem go za rękę i już po chwili maszerowaliśmy alejkami. Przytakiwałem na jego słowa podziwu. Tak Arsik, to magiczny, duchowy kot, a ja jestem bardzo szczęśliwy, że postanowił ze mną zostać. Mam przyjaciela, który jest bardzo miękki i ładny. Mam mało ładnych przyjaciół. W sumie nie mam w ogóle przyjaciół poza tymi kilkoma osobami, które są teraz tutaj ze mną.
Nie zrozumiałem znów odniesienia co do towarzystwa kogoś innego, ale i tak przytaknąłem lekarzowi.
-Tak, bo to mój kot, to musi spędzać ze mną czas. Jak kiedyś ktoś mnie znów zostawi, to on zostanie ze mną, a nie z kimś.-uśmiechałem się ujawniając swoje zmartwienia i plany jednocześnie, bo jak sobie pomyślałem, że Arsik mógłby mnie zostawić dla kogoś innego, to to by mi serce złamało na dużo, dużo kawałków.
Patrzyłem na niego kiedy zabierał rękę z mojej ręki. Było mi pusto, zbyt pusto, aż tak niedobrze przez to. Aż wstałem zaniepokojony jego zachowaniem. Posmutniałem, jak powiedział, że musi iść, ale po sekundzie uśmiechnąłem się, kiedy w tym samym zdaniu obiecał wspólny spacer.
-Tak, tak. Bo tu dużo ładnych miejsc. Pokażę ci fontannę i wodę i taki sklep ładny i taką rzeźbę, co ona taka wysoka jest.-już zacząłem się na nowo ekscytować i poszedłem za lekarzem kiedy ten ruszył uliczkami. Po chwili znów złapałem go za rękę, a raczej pod rękę i zacząłem mu się tulić co krok brodatym policzkiem do ramienia. Mało to wygodne, ale lubię tak. Opowiadałem dalej historie o moich koralikach co kiedyś zgubiłem, o tym, jak to kilka dni temu znalazłem całkiem dobrego pomidora, o tym, jak mi kiedyś kamień w kiełbasie zęba wybił, a potem, jak mi mama patelnią zęba wybiła. Wszystkiego po trochu i na raz, ciągiem, bo tak mi się myśli nawijały. Wszystko opowiadałem z uśmiechem, jakby to nie były wspomnienia bolących chwil, a jakaś zabawa. Byłem zbyt szczęśliwy jego towarzystwem, aby się smucić.
W końcu dotarliśmy do dorożki, która była idealna dla lekarza. Dostałem nawet kolejną złotą monetę w zamian za to, jaki dobry powóz znalazłem. Jestem genialny! Cały ten czas trzymałem go za rękaw, ale kiedy w końcu faktycznie musiałem się pożegnać, to jeszcze raz powiedziałem o tym, jakie ładne jest to miasto, a później przytuliłem lekarza, tak mocno, żeby mu to przytulenie starczyło aż do następnego spotkania, trochę mi jego włosy wpadły do ust, ale mi to nie przeszkadzało. Miętosząc jego płaszcz powiedziałem mu, żeby nie był smutny i powiedziałem, żeby przyjechał do mnie i zapewniłem go, że ja tu zawsze będę. W końcu, po jeszcze kilku długich chwilach przytulania, puściłem go i mógł wejść do powozu. A jak był w powozie, to stałem obok niego i machałem mu obandażowaną ręką na pożegnanie. Machałem długo, machałem nawet kiedy dorożka zniknęła mi z widoku. Chciałem być pewny, że widział, jak mu machałem i że było mu miło. Mi było bardzo miło, że go poznałem i już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania.

Z/T 2x
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty vol 3

Pisanie by Frosch Misfit Sob Maj 29, 2021 3:26 pm

Biliśmy się, a ja w końcu wylądowałem na ziemi z nożem przy twarzy. Nie, to żebym się tym przejmował. Podjąłem nieopłacalne ryzyko, ale ten... ale się opłacało? No bo mi chodzi o to, że wiedziałem, ze przegram, ale mimo to walczyłem, bo tu chodziło o coś więcej niż wygraną. Upierdoliłem chuja w nogę i to mi wystarczy, za to, że kopnął Arsika. Kotów się nie kopie, ja to wiem i wszyscy to wiedzą, ale on chyba kurwa najwidoczniej nie, bo jest głupi.
Popatrzyłem na faceta, co go powstrzymał przed pociachaniem mnie i nawet pomogłem ochroniarzowi ze mnie zejść, bo go pchnąłem i natychmiast wstałem z ziemi i zacząłem się otrzepywać, chwiejąc się przy tym trochę. Uniosłem wzrok na faceta i już chciałem do niego podejść i mówić i rozmawiać, ale nie było mi to dane, bo złapano mnie po pachy i zaczęto odprowadzać daleko gdzieś. Zdążyłem tylko zawołać Arsila, co kuląc się lekko zaczął za nami dreptać, a gdzie był mój przyjaciel? Nie było go, jak zawsze kiedy go potrzebuję. W niczym mi nie pomaga! Obrażony plułem na niego i na ochroniarzy i na wszystkich, tylko nie na mnie, nie na Arsika i nie na tego chłopa, co mi pomógł.
Zostałem rzucony na śmietniki, ale udało mi się nie wywalić. Nawet nie zacząłem się rzucać do tych facetów, co mnie rzucili, bo kiedy mnie puścili, to jakoś tak uznałem, że ich zignoruję i zignorowałem.
-Arsik, Arsik!-zawołałem i natychmiast złapałem za mojego kota, żeby go obejrzeć czy wszystko z nim dobrze. Może trochę go poboli, ale w sumie to chyba jest cały i zdrowy.
Tak to już jest, jak chce się zwiedzać, ale na świecie są paskudne lapkucary, co się prują co wszystkiego zawsze. Nie chcą, żebym zwiedzał tamto miejsce? To dobrze, bo wcale nie chcę i nie będę zwiedzać nawet, jak mnie o to poproszą.
Poprawiłem plecak, wziąłem kota na ręce i ruszyłem w inną część miasta. Znajdziemy takie dobre miejsce, że tym typom pójdzie w pięty!

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Menel 2

Pisanie by Frosch Misfit Pon Maj 31, 2021 12:13 am

Znów tutaj przyszedłem. Może to mój nowy dom. Adoptuję jakąś skrzynkę i będę ją kochać i Arsik też i nawet On ją zaakceptuje, chociaż chyba nie chcę żeby akceptował, bo ostatnio mnie ciągle denerwuje. Zostawia mnie kiedy go potrzebuję, nie pomaga mi. Było dobrze, a teraz nie jest. Tylko nie mam nikogo kto by mi pomógł w tej sytuacji. Kiedyś miałem Skapa, więc nawet jak Osstien mnie molestował, to sobie mogłem uciec do przyjaciela. A teraz? Teraz jestem sam.
Doszedłem na koniec pomostu, do którego były co chwila pouczepiane małe łódki. Podoba mi się ten most i te łódki też, spałem w kilku z nich. Nie są jakieś mocno wygodne, ale przyjemnie się kiwają na boki i wszędzie.
Zdjąłem buty i skarpetki i usiadłem na końcu pomostu. Zanurzyłem stopy w chłodnej wodzie. Na początku nie było to przyjemne, ale po chwili przestałem czuć zimno. Śmieszne, bo ja nie myślę, ale teraz pomyślałem, że w sumie... zapomniałem... co ja chciałem powiedzieć? Co ja chciałem powiedzieć? Wiem... ja nie myślę, ale przyszła mi myśl, że tak było zawsze. Wszystko co złe biorę i się przyzwyczajam. Nic nie zmienię, więc po co mam się denerwować? Może jestem zbyt głupi. Nigdy się nie denerwowałem na takie rzeczy, bo w sumie, to normalne, że wszystko mi się dzieje. Jest mi dobrze, żyję... lepiej być nie może przecież. Gdyby mogło być lepiej, to by przecież było, prawda? Może niektórzy mogą mieć lepiej, a inni nie, może to jest gdzieś w powietrzu zapisane czy coś tam no... Może dlatego każdy jest inny, a ja jestem taki? Hehehe, ale myślę hehe, no dawno tak nie było. Kutas, kutas hehe... Zbyt poważnie się zrobiło mi.
Uśmiechnąłem się, ale po chwili czułem, że ten uśmiech jest wymuszony. Opuściłem brwi, spuściłem wzrok na wodę. Ładna ta woda. Nachyliłem się nad nią i popatrzyłem się na falującego na falach siebie. Znów się uśmiechnąłem i nawet mnie zdziwiło, że nie wyglądało to szczęśliwie, ale patrzyłem na siebie dalej, jednak w końcu zamachałem nogami i wyprostowałem się, bo już siebie nie widziałem w zmąconej wodzie.
Uniosłem ślepia i wpatrywałem się smutno w horyzont. Myślałem nad czymś intensywnie. Problem w tym, że nie wiem nad czymś, wiem, że o czymś zapomniałem, zapomniałem bardzo mocno i jest to denerwujące. To tak jak się zgubi coś i się wie, że czegoś brakuje, ale nie wie się czego i od kiedy i dlaczego i jak to znaleźć. Może powinienem odpuścić i to zostawić? Ale jakoś tak myśl, że nie pamiętam, nie pozwala mi zapomnieć. To denerwujące! Raa! Chciałbym pamiętać, a ostatnio chyba mniej pamiętam, a może tyle co zwykle tylko nigdy się nad tym nie zastanawiałem? Sam nie wiem, ale co ja wiem. Hehe, ja mam bardzo pusty móżdżek... bardzo mały i bardzo pusty... Narysuję siebie, żeby nie zapomnieć już nic... a nawet jak zapomnę, to sobie przypomnę, mam nadzieję.

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty vol 3

Pisanie by Frosch Misfit Nie Cze 13, 2021 1:45 am

Hehehe. Trafiłem na niebo. Hehe. Najlepsiejsze miejsce na całym świecie. Aż się telepałem na boki, bo już ustać nie mogłem. Ktoś ktoś ktoś, ze sklepu sklepu sklepu, zostawił kartonik kartonik kartonik, wódusi, wódniczki, wóciusi, więc ta samotna płakała płakała płakała i znalazła się u mnie w plecaku plecaku plecaku. No nie powiem, nie było tego dużo, bo może z cztery litry, umiem to policzyć, umiem umiem umiem. Hehehe. I nie wszystko już było w moim plecaku, bo troszkę już upiłem.
-Ja też chcę skąpcu!-krzyknął do mnie. Nie był przy tym, jak znalazłem, ale śmietankę chce spijać. A kimże ja jestem, żeby przyjacielowi najdroższemu odmawiać? Nikim nie jestem, wiec odmawiać nie mogę.
-No to choź tu chuju.-zamarudziłem i odwróciłem głowę w drugą stronę i wystawiłem butelkę w jego stronę, jak wielkie paniszcze, co to właśnie rzuca biedakom pieniądze, bo taki bogaty jestem. Zerknąłem na niego kiedy łapał butelkę. Niech zna pies moją łaskę. Otworzyłem dłoń i wtedy stało się coś strasznego. Butelka zaczęła spadać na ziemię. Głowa mi tak pracowała, że widziałem wolno to wszystko. Dno uderzyło o twardy chodnik i szkło rozpękło się na wszystkie strony. Aż mnie dreszcze przeszły.
Otworzyłem szeroko oczy będąc w szoku. Przecież trzymał butelkę! Puścił ją!
-Co ty zrobił?!-wydarłem się na niego potężnie, padając na ziemię, wycierają alkohol z chodnika rękawem tylko po to, żeby po sekundzie spróbować wycisnąć sobie trochę procentów z rękawa do pyska. Ogarnęła mnie panika, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że wszystkie butelki takie wrażliwe są, że przyjaciel mnie zdradził.-COŚ TY ZROBIŁ?!-wrzasnąłem jeszcze głośniej.
-No nie przesadzaj, to nic tak...-zaczął się tłumaczyć, ale nie dałem mu dojść do słowa, bo złapałem w garść potłuczone szkło i cisnąłem odłamkami w mężczyznę. Jeszcze raz pochwyciłem więcej szkła, żeby ponownie rzucić nimi w przyjaciela, podczas gdy ten próbował się tłumaczyć i cofać. Poderwałem się z ziemi i wtedy mnie zaatakował, nawet nie zauważyłem kiedy. Chuj wykorzystał okazję i wylądowałem na ziemi, uderzając plecami i głową o kamienne wyłożenie drogi.
-Ty urwo...-przekląłem go i znów postanowiłem się podnieść. Tym razem mi na to pozwolił.
-Dramatyzujesz!-krzyknął do mnie, ustawiając się w pozycji do walki. Ale ja wiedziałem, że to tylko poza, że nie umie walczyć, on mnie chce przestraszyć i mu się to nie uda.
Stanąłem chwiejnie, wytarłem poliki z łez po utracie wszystkiego i ruszyłem na niego.
-Sam dramatzujesz. JA CI NIE PSUJĘ RZECZY!-zarzuciłem mu ten okropny czyn i zamachnąłem się na niego ręką. Uskoczył i podstawił mi nogę, ale ja nie upadłem, dałem radę podeprzeć się rękoma. Zgarnąłem kamień, co leżał na ziemi, obróciłem się błyskawicznie i rzuciłem go. Pech chciał, że bez celowania rzuciłem krzywo i kamień uderzył w szklaną witrynę sklepu. Nawet tego nie zauważyłem, bo znów leżałem na ziemi. Przekręciłem się z brzucha na plecy i zapłakany popatrzyłem w nocne niebo, a raczej patrzyłbym w nie gdybym otworzył oczy.
-Ty wszystko PSUJESZ!-zacząłem krzyczeć to zdanie w kółko, jak mantrę, czasami ozdabiałem ją kurwami czy innymi chujami, tak, żeby było sympatyczniej. Kręcąc się na ziemi z boku na bok, tupiąc podeszwami w ziemię rozpaczałem nad moim dzisiejszym losem. Jednym pocieszeniem był Arsik, który mnie kochał, podszedł do mnie i usiadł obok, na ziemi. Sięgnąłem do niego ręką i złapałem za futerko, zaczynając je miętosić i głaskać. Pokrzyczałem jeszcze trochę, aż moje gardło uznało, że mnie nienawidzi i mam teraz zacząć kaszleć, to i zacząłem kaszleć głośno i bez oporów. Wtedy też kątem oka wyłapałem ruch, ale nie chciałem już słuchać jego pierdolenia, więc zacząłem kręcić głową i mruczeć pod nosem niewyraźne ,,Wypierdalaj". Pobrzęczałem jeszcze kilka chwil, aż w końcu zasnąłem spokojnie, jak dziecko.
Mundurowi popatrzyli po sobie, rozejrzeli się i westchnęli. Cudowny początek nocnej zmiany.

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty 2

Pisanie by Nathaniel Harash Wto Lip 06, 2021 6:03 pm



Wbrew opinii reszty, przejęcie “Levodium” miało nie na celu zemstę za spalony magazyn, czy też wojnę wpływów na ulicach, a zwrócenie na siebie uwagi zupełnie innej grupy zorganizowanej w Afraaz, która miała mu się przydać, a z którą, właściciel podrzędnego kasyna miał zatarg. Lecz o tym za chwilę.
Afraaz stało się jednym wielkim polem informacyjnej bitwy, oraz działań szpiegowskich. Nathaniel z pomocą swojego tłumacza wyznaczonego na szybko, Henry’ego Steffa, zasięgnął języka u sadulskich znajomych, którzy zasugerowali porozmawiać z pewną podejrzaną personą, Thomsinem. Kto to taki? Jak się okazało, zajmował się nielegalnym handlem mechanizmami, oraz bronią, więc odpowiadał za konkurencyjny przemyt, który nie w smak był panu Harashowi. Po wtargnięciu do jego domu, oraz przeszukaniu rzeczy osobistych, znaleziono prawdziwy skarb, oraz dowód głupoty tego człowieka, na którym wpadła kiedyś sama Sofie. W swoich notatkach popełnił błąd, zostawiając tam wpis: "Czy Enelis będzie zadowolony?". Szybko skojarzył fakty, niejaki Enelis był poszukiwaną listem gończym hybrydą, a jak podejrzewano wcześniej, zamachowiec najpewniej też nią był. Miał więc swój punkt odniesienia, zaś pan Thomsin… oj, ciężko będzie go teraz znaleźć.
Harash rozesłał ludzi w poszukiwaniu Enelisa, lecz ten przepadł całkowicie. Wtedy, miały zrodzić się owoce z przejęcia “Levodium”. Odezwał się do niego niejaki “Pan A.”, co prawda, listownie, ale Nathaniel dobrze kojarzył ten pseudonim. Mężczyzna miał swoje własne wpływy w mieście, choć były one skupione na porcie i układach handlowych w kwestii sprzedaży przypraw, głównie eksportu pieprzu. Nigdy nie spotkał go osobiście, ale Pan A. wdzięczny za pozbycie się tych, których sam nie potrafił tknąć, zaoferował pomoc. Ptaszki ćwierkały, skoro jego poszukiwania Enelisa dotarły do jego uszu, lecz najwidoczniej, każdy miał swoich ludzi od wywiadu i kontrwywiadu w Afraaz. Harash zgodził się, bo w głównej mierze, do tej współpracy dążył od początku.
Pan A. zasugerował spojrzeć raz jeszcze na listę ofiar pożaru Teatru Kabaretka. Zmarło wielu zamożnych ludzi, trochę zwykłego mieszczaństwa. Tragedia całkiem losowa, lecz brakowało tam kilku ważnych osób, takich jak: rodziny Harashów, gubernatora Afraaz - Jadiena Klimphforda, Kleppherda, innej mafijnej rodziny - Brockville, możnego Sułtaniki - Dhelila Anun Sahel Im, Księcia Afraazkiego, czy jego krewnych. Jednakże, na liście martwych gości, był bogaty kapłan, podejrzewany wcześniej o powiązania z radykalnymi ekstremistami - Sebastian Vielmo. Pan A. dał cynk, że Enelis mógł mieć styczność ze wspomnianą grupą radykałów, dlatego wysłał dwójkę swoich jednych z ważniejszych ludzi, szarą elfkę, Ahimi, oraz… aktora teatralnego, Damiano zwanego “Oczko”. Ciężko byłoby mu ich jasno określić, lecz ci zdobyli dla niego informacje, że Enelis przebywał u Harolda Nuveritha. Po odnalezieniu go i przyciśnięciu, dowiedział się, że kocia hybryda ukrywała się długi czas u niego, lecz tego dopadła inkwizycja ekstremistów, właśnie za błahe udzielenie pomocy hybrydzie. Harold wyśpiewał, że Enelis go okłamał ze swoją bezradnością, często znikał nie wiadomo gdzie, a raz przyprowadził do domu dwie inne hybrydy i pewnego człowieka. To wydawało się być wstępem do zakończenia, jednakże, trzeba było jeszcze dopaść zamachowca. To szybko nastąpiło, wystarczyło dać “Oczku”, oraz Ahimi, góra dwa dni…
Nathaniel zagłębił się w ciemną uliczkę, stukając swoją laską o podłożę, a tuż u jego boku, szedł niepewnie Steff. Za chwilę, Henry usłyszał ogłosy krótkiej walki i syku. Brązowe oczy Harasha zatrzymały się na przyciśniętym do ściany kamienicy, wielkim kocurze. Był on trzymany przez szarą elfkę, o wypłowiałych włosach, odstających długich uszach, na skórze zdobionej przeróżnymi tatuażami, najpewniej o znaczeniu jej wiary, które wdzierały się nawet na jej policzki. Z kolei drugą, obecną tu personą, był lokowany blondyn, z pomalowanymi oczami, oraz uśmiechem jak rekin, a ubrany był w kurtę wyłożoną piórami. Ta pierwsza właśnie, dostrzegła Nathaniela, więc uderzyła Enelisa w pysk z kolby pistoletu, czym nieźle go ogłuszyła, aż osunął się plecami na ziemię. “Oczko” też dostrzegł Harasha, więc stanął do niego przodem, kłaniając się iście teatralnie.
-Panie Harash, przystawka gotowa.
Zaśmiał się melodyjnie, zaś Ahimi wyminęła go, lekko spychając na bok.
-Skończ błaznować.- Rzuciła do niego, na co blondyn posłał jej kąśliwe spojrzenie. -Kotek uciekał, ale daleko nie zdołał. Kilku jego kolegów rozbiegło się w inne strony.
Przekazała, z kolei Nathaniel przeniósł spojrzenie na Steffa, który starał się wszystko przełożyć na migowy.
-”Dobra robota, Pan A. słusznie Was wychwalał.”
Odparł gestykulacją, zaś Henry przekazał. Elfka uśmiechnęła się, patrząc na niego z dołu, bo jednak różnica rasowa robiła swoje. Za moment, dziewczyna wróciła się do Enelisa, który odzyskiwał przytomność, aby wyjąć scyzory i klęknąć przy nim, przykładając mu krótkie ostrze do twarzy.
-Gadaj! Dla kogo to i dlaczego?!- Warknęła, a kot zacisnął zęby, aby zaraz, Damiano rozbawiony tą obroną, podszedł do niego, zadeptując boleśnie na jego kostkę. Enelis krzyknął, ale Ahimi zamknęła jego pysk. -To co, teraz powiesz?!
Hybryda pokiwała głową, dzięki czemu “Oczko” zdjął ciężar swojej siły z jego kończyny, a kobieta odsłoniła usta Enelisa.
-Sekretarz, sekretarz gubernatora!
Odpowiedział, oddychając ciężko, na co Ahimi zmarszczyła brwi, z kolei Nathaniel obserwował tę scenę, zerkając raz po raz na Steffa, który starał się go na bieżąco informować.
-Rodger Swetens? Co z nim?
Zapytała.
-Tak, tak, on! Bierze w łapę od handlowców, którzy opłacają nas do polepszenia swoich zysków! My też dzięki temu zyskujemy!
-Was?
Dopytał Damiano.
-Hybrydy! Nas, w nędzy żyjących! Wystarczyło tylko obalić gubernatora Jadiena Klimphforda i ustawić sekretarza na jego miejsce! Wtedy nasze warunki życiowe wyglądałyby inaczej…
Powiedział, wciąż biorąc krótkie wdechy, a wtedy Harash nakazał zapytać o teatr.
-Co z Kabaretką?!- Odezwała się szara elfka, dociskając scyzoryk do jego futra. -Jaki był cel podpalenia teatru?! Co miało to dać sekretarzowi?!
-Ja… yhh… plan zakładał szereg niefortunnych zdarzeń, które dowiodłyby nieudolności władzy Gubernatora i w końcu... zabiły... ale napotkaliśmy pewne problemy, głównie z Arlekinem i jego ludźmi…
Wyjaśnił, a za chwilę, Nathaniel przypomniał sobie informacje zdobyte przez Thaazisa. Tak, pokrywało się to i miało sens.
-Zabiły? Niby jak Klimphford miał zginąć?
Zapytał blondyn, poprawiając swoją grzywkę, a kot sapnął.
-Tego do końca nie wiem, coś z Poranną Gwiazdą… jakiś Illen Elanssier był w to wszystko zamieszany, on pewnie wie więcej… kropnął nawet tą całą Misfortune…
-Po co?
-Aby zasiać jeszcze większą panikę w mieście i dezorientację… gubernator zaczął tracić grunt, miał po prostu zdechnąć w niesławie…
Skończył, a Ahimi, oraz “Oczko”, spojrzeli na Harasha, który przetwarzał te informacje w głowie. Jeśli Poranna Gwiazda była w to zamieszana, był to problem. Bo może mieli dowód winy mózgu całego zamachu, sekretarza Rodgera Swetensa, ale ten wciąż był cały i żywy, z kolei, wspomniany Illen mógł okazać się gwoździem do trumny gubernatora Klimphforda. Należało go powstrzymać.
-”Moi ludzie zajmą się Enelisem. Muszę prosić Pana A. o kolejną przysługę. Chodzi o Elanssiera…”
Wtrącił Nathaniel, a wtedy Ahimi znów uderzyła kota w łeb, wyprostowując nogi i podchodząc z powrotem do Harasha, oraz jego tłumacza.
-To obopólny w korzyściach interes, dlatego przekażemy. Ale Pan A. zechciałby się spotkać osobiście. Najlepiej, gdy Illen wpadnie w nasze ręce. To chyba idealny powód.
Zaproponowała, na co Harash kiwnął głową, na znak zgody. Miał zamiar zabrać ze sobą Thaazisa, chociażby z samego faktu, że ciężko mu powiedzieć, w jakim stanie Illen skończy na dywaniku Pana A., z czego Hassir ma z nim chyba osobisty porachunek.
-Gallar już zacznie parzyć herbatę. Oby i Enu Anu zachowywała się odpowiednio.
Zaśmiał się Damiano, a Ahimi przewróciła oczami, ale jednak, nie mogła zaprzeczyć. Nathaniel niewiele z tego zrozumiał, jak i sam tłumacz, lecz domyślił się, że niedługo pojmie kolejne rzucone imiona. Tak, czy siak, na dziś to był koniec. Zbliżali się do finału.

z/t
Nathaniel Harash
Nathaniel Harash

Stan postaci : Uwaga, głuchoniemy.
Ekwipunek : Ozdobna szabla, rewolwer, metalowa laska, scyzoryk, notatnik i ołówek.
Ubiór : Skórzana długa kurtka z futerkiem, materiałowe spodnie pełne kieszonek i czarny cylinder.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty 1

Pisanie by Aranai Zevis Pią Lip 16, 2021 12:17 pm

Ram tam tam, ram tam tam.
-Dzień dobry! Ależ piękny uśmiech.
Ucalował powierzchnię dłoni pięknej kwiaciarki, a ta, zarumieniła się lekko.
-Ależ pan szarmancki…
-Zniewalające kobiety należy traktować z najwyższą troską.- Ukłonił się lekko, zaciągając pelerynę. -Poproszę bukiecik róż.
Położył mieszek, po czym kobieta zapakowała zamówienie.
-Czyżby romantyczna schadzka się szykowała?
Spytała z uśmieszkiem, a Zevis wyszczerzył na to zęby, puszczając jej oczko.
-Chyba, że z madame…?- Rzucił jej spojrzenie sugerujące. -Ale nie, to dla kogoś, kogo dawno nie widziałem.
Wyjaśnił, a za chwilę, otrzymał zamówienie, aby ukłonić się i odejść, z pięknym bukiecikiem.
Szedł środkiem ulicy, rozglądając się wokół. Tęsknił za tymi kamieniczkami. Udawanie martwego już mu się znudziło. Ale cóż, był zbyt boski w tym. Cały proces fingowania śmierci jest okropnie męczący. Choć pseudozakachowiec trochę za mocno go nadszarpnął, nie było po tym nawet blizny. Lecz gdyby nie zdobyte w Ymnakil Mortis Imitatio, to z pewnością pożerałyby go robaki. Fuj, obrzydlistwo. Jest za piękny, by tak kończyć. Liczył jednak na łaskawość i cierpliwość Victorii pod jego nieobecność. Ta dość długo go nie wydała. Chyba Thaazis nie będzie się gniewał za małe oszustwo…?
-Oh mój mały uszkowaty przyjacielu, coś Ty tu odwalił, hmmm?
Przekrzywił głowę na bok, patrząc na zgliszcza teatru. No nic. Czas odnaleźć Hassira!

Z/T
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty vol 2

Pisanie by NPC Nie Lip 18, 2021 2:28 pm

AHIMI

Niespokojna noc, jaką odbyła, niepewna względnego spokoju, odbiła się na jej podłym humorze, dopełnionym różnymi uwagami ze strony Aranaia, dnia następnego. Jednak musiała pozbyć się zbędnych myśli i skupić na wytyczonym zadaniu. Nigdy nie podchodziła do morderstw z entuzjazmem, były raczej jak coś nieprzyjemnego, co chciała mieć prędko za sobą. Z podobnym nastawieniem podeszła i tym razem, jednak wierząc, że likwiduje naprawdę złych ludzi, bez zbędnych ofiar.
Sekretarz Rodger Swetens, zjawił się w bibliotece, wieczorną porą, otrzymując fałszywy cynk od Illena, w kwestii spotkania. Przyszedł sam, bo nawet obstawa mogła zdemaskować jego konspiracyjne działania. To był jednak jego pierwszy gwóźdź do trumny, zaś drugim było, pełne zaufanie wobec bibliotekarza. Bowiem wchodząc do środka, dostrzegł za ladą właśnie Ahimi.
-Dobry wieczór. Pan Elanssier poprosił, aby przekazać, że jest na zapleczu.
Powitała go z uśmiechem, zaś mężczyzna, marszcząc brwi, tam też powiódł swoje kroki. Ahimi spoglądała na niego, a kiedy zniknął z jej pola widzenia, zdjęła uśmiech z twarzy.
Swetens zagłębił się w zaplecze, które było składowiskiem starych pudeł i zniszczonych książek. Panował tu półmrok, więc musiał wytężyć wzrok. W końcu jednak dostrzegł siwego elfa, lecz nie tak, jak się go spodziewał. Był przywiązany i zakneblowany. Zaskoczony tym faktem mężczyzna natychmiast się odwrócił i poczuł potworny ból, któremu towarzyszył widok młodej twarzy Ahimi, która surowo wlepiała w niego oczy, nim wydobyła nóż z jego brzucha.
-Ty…
Sapnął tylko, chwytając się za ranę, lecz nim upadł na ziemię, elfka chwyciła jego pistolet i wysunęła go z kolby przy pasie. Sekretarz upadł na plecy, zaczynając się wykrwawiać. Wtedy też upuściła zakrwawiony nóż na podłogę, obok jego stóp, by podejść do przestraszonego Illena ze sztyletem, wydobytym z cholewki buta. Rozcięła jego więzy, odbezpieczając pistolet i celując w jego głowę. Ten zdjął knebel, aby unieść ręce w górę i spróbować powoli wydostać się z zaplecza.
-Zrób mi coś dziwko, to Poranna Gwia…
Urwał bo padł strzał, prosto w jego brzuch. Ten zgiął się wpół i upadł na kolana. Ahimi z lodowatym spojrzeniem odrzuciła pistolet sekretarza na podłogę, obok jego zastygających rąk.
-Podobno jedną swoją ofiarę też postrzeliłeś w brzuch. Bo za dużo pytała. Jakie to uczucie?
Zapytała, a jej głos przepełniony był pogardą, lecz Illen nie był w stanie złapać tchu, powoli układając się na podłodze, po której spływała jego krew.
Elfka schowała swój sztylet i zamiast tego, wyjęła własny skałkowiec, którym wycelowała w okno od futryny drzwi, naprzeciwko zaplecza. Oddała strzał, tłucząc szybę, a zaraz, chowając broń z powrotem. Musiała się teraz śpieszyć, dlatego zabrała rozcięte sznury i knebel, opuszczając to miejsce, upewniając się przed tym, że obaj już umarli, natomiast drzwi wejściowe do biblioteki, są zaryglowane. Ktoś już zaczął chyba szarpać za klamkę, więc elfka powiodła do uchylonego okna, na tyłach budynku, którym zwinnie przeszła, wskakując na niski murek, a z niego, na pochyłe zadaszenie kamieniczki, znikając z okolicy.
Dalsze kroki, pokierowała już do domu Thaazisa, bezpiecznymi dachami.

Z/T
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Vigi Wto Lip 20, 2021 2:41 pm

Jeszcze ślepiów nie otworzyłem, a i tak się uśmiechnąłem, czując na sobie czyjąś ciężką rękę. Zerknąłem jednym okiem na faceta, co chyba udawał, że śpi, albo był tak samo jak ja dopiero na początku trasy do odzyskania świadomości. Ja jestem człowiekiem, co dobre serca ma, więc postanowiłem mu pomóc z pobudce.
Wypełzłem spod jego ręki, przysunąłem się do niego, obejmując go w pasie. Sięgnąłem ustami i pocałowałem go w skroń, później w ucho, za uchem, w szczękę, szyję.
-Yoriś wstawaj.-Przesunąłem palcami po jego bokach, do żeber, czując, jak moja księżniczka bierze głębsze wdechy i porusza się niemrawo, w końcu podnosząc powieki i patrząc się na mnie zaspanymi ślepiami.
-Jeszcze pięć minut...-wymruczał, układając sie wygodniej i szykując się do dalszego snu.
-Ładnie to tak nabożeństwa opuszczać Panie Przyszły Kapłanie?-na te słowa poderwał głowę z poduszki, odnalazł wzrokiem zegarek, ale widocznie nieobudzone oczy nie mogły wyostrzyć wizji.-Jest dwunasta trzydzieści.-podpowiedziałem mu, żeby się męczyć nie musiał chłopak. Sapnął coś niezadowolony, jakby był zawiedziony sobą i jakby nie pierwszy raz się zdarzyło, że się spóźnia.-Co, znów ojciec będzie pytał dlaczego nie przyszedłeś mu pomóc w sikramie?-zaśmiałem się cicho. Blondyn przekręcił się na plecy i uśmiechnął się chytrze, kładąc luźno dłoń na moim kolanie.
-Opowiem mu historię, jak pomagałem jakiejś starszej Pani nieść zakupy.-przesunął dłoń dalej, w stronę biodra, jednocześnie chwytając mnie za nadgarstek i przyciągając do siebie. Nachyliłem się nad nim, dając mu niezobowiązującego buziaka, jednak on odpowiedział dużo bardziej zaangażowanym pocałunkiem niż ja. Czyli zarabiania ciąg dalszy. Wygodnie przestawiłem nad nim jedną nogę i przysiadłem mu na biodrach, czując, jak jego ręce znów zaczynają się gubić gdzie mają być, bo chciałby być wszędzie na raz.
-Nawet nie będziesz próbował zdążyć na koniec błogosławieństw?-uniosłem brew, schodząc powoli pocałunkami po jego szyi.
-Pójdę na następne.-rzucił tylko, wracając do kołtunienia się ze mną w przepoconej pościeli po całej nocy obsługiwania go. Nie mogłem się nie zaśmiać w myślach, jakie to miasto jest pełne oszustów. Właściciel kawiarni, który jest mafiozą, milicja, która jest przekupiona, syn kapłana, co chodzi na dziwki. Założę się, że to dopiero początek zaskoczeń, jakie mi Afraaz zaserwuje i przyznam, że już nie mogę się doczekać więcej.

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Vigi Wto Lip 20, 2021 10:56 pm

Ślina i soki mi już ściekały po brodzie, kiedy wspinałem się coraz wyżej i wyżej. Zmęczone nogi walczyły ze mną, ale musiałem dać radę dojść na sam szczyt, chociaż kropelki potu spływały mi po plecach. Jęknąłem cicho gdy moja szczęka zaczynała się poddawać i czasami zaciskać za mocno odruchowo, przy drobnych skurczach od ciągłej pracy. Nie, tak nie może być, nie mogę jej zacisnąć, bo wtedy przegryzę coś czego nie powinienem przegryzać. Jeszcze tylko chwila, jeszcze trochę. No, w końcu.
Dopadłem do drzwi pokoju, otworzyłem je szybko. Podbiegłem do łóżka i wywaliłem na nie całe moje zakupy, po sekundzie szybko łapiąc jabłko co wsadziłem sobie do pyska w czasie trasy, bo uznałem, że to genialny pomysł wchodzić po schodach jedząc owoce, bez możliwości swobodnego złapania ich, bo w łapach ma się masę rzeczy, które nie zmieściły się do plecaka. Wytarłem brodę w ręcznik, zamknąłem drzwi od pokoju i szybko dokończyłem jabłko, ogryzek wyrzucając gdzieś przez okno. Robienie zakupów jest katorgą, samo wybieranie rzeczy nie, ale później trzeba za to zapłacić, donieść do domu i rozpakować. Yh, straszne. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem ładny portfel, mój portfel, teraz mój, bo nie był mój dwadzieścia minut temu. Wyjąłem z niego pieniądze i wsadziłem je do swojej skarpety na pieniądze. Myślisz sobie, że ej, to głupie, niehigieniczne, a ja ci mówię, że kiedyś w nocy mnie napadną we własnym mieszkaniu, a ja ich zabiję moją ciężką od pieniędzy skarpetą. Będzie im głupio. Co zrobię z portfelem? Jeszcze nie wiem, może komuś dam w prezencie.
Zakupy zostały rozpakowane, a ja stałem po środku pokoju ze starą książką w dłoniach. Podły notatnik, co dorwałem na targu. Nie jestem nie wiadomo jakim pasjonatem literek, ale teraz, nie mogłem przegapić takiej okazji.

***

Siedząc na ziemi opierałem się o łóżko i zaczytywałem się w pożółkłych stronach, które miały w sobie więcej sensownej wiedzy niż myślałem. Czar ,,Przywidzenie" niby jest łatwy i szybki do nauczenia, bo ile to miało być? Kilka tygodni? Pfff, jasne, ogarnę to w tydzień, postaram się. Mam już doświadczenie w magii, umiem się skupić, mówić mniej więcej, teraz to tylko kwestia spróbowania i szlifowania tego. Poza tym w tej książce została nagryzmolona masa niby wskazówek, które będę testować.
Podciągnąłem rękawy, spojrzałem jeszcze raz na monetę leżącą obok mnie. Ja wiem bardzo dobrze, jak pieniądze wyglądają, dlatego właśnie je spróbuję odtworzyć w głowie. Zacząłem mówić piękny, magiczny wierszyk i.... nic się nie stało. Hm... Cóż... Wdech, wydech i na spokojnie próbujemy kolejny raz. To normalne, że się nie udaje, kiedyś też mi się nie udawało, z czasem zacznie wychodzić. Po prostu muszę chwilę to ogarnąć, później będzie jeszcze więcej zabawy, z resztą, skup się Vigi.
Wdech, wydech, wzrok w odpowiednie miejsce i mówimy inkantację....

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Dobrze ci tak, kociaku

Pisanie by Aranai Zevis Pią Lip 23, 2021 10:10 am

Rubeus Vettiel był dosyć szanowanym alchemikiem, którego "Grobowe Wywary" odwiedzały też persony spoza dzielnicy dywanów i śniadych kupców. W dodatku, to co było w nim interesujące, to fakt, że znał Aranaia!
Złotowłosy elf wparował do jego sklepu z różnymi miksturami i ziołami, sprowadzając na twarz uśmiech, oraz nuconą melodię w tle. Był w dobrym humorze, choć ciężko było to samo stwierdzić po alchemiku zza lady.
-O, chyba byłeś u barbera! Dobrze Ci tak, kociaku.
Puścił mu oczko i strzelił palcami, podchodząc bliżej, zaś Vettiel ewidentnie ignorując ten komentarz, spojrzał na niego z pożałowaniem.
-Masz porwaną koszulę. I jesteś brudny od ziemi.
Skomentował jego wygląd, zaś Zevis zaśmiał się, grzebiąc w kieszeni.
-Masz sokole oko, przyjacielu. Obyś więc rozczytał to, co miałem tak dla Ciebie zdobyć.- Położył na ladę jego recepturę, którą od razu wziął w palce, zakładając okulary. -Kilku saduli za to zginęło, więc może pilnuj tej kartki.
Dodał, ale wtedy, Rubeus zgniótł papier w nierówną kulkę.
-Już ją zapamiętałem.- Przyłożył recepturę do świecznika, a płonącą kartkę wrzucił do miski. Aranai nie wydawał się zaskoczony jego doskonałą pamięcią. -Umowa. Udało mi się trochę dowiedzieć o nowych siłach w Winneburgu.
Dodał, zaś złotowłosy oparł się o ladę.
-Zamieniam się w słuch.
-Z tego co mi wiadomo, niejaki Fabio, Elleonora i Asteria wciąż piastują swoje wysokie pozycję. Jednak zdaje się, że pojawiły się dwie nowe postacie na liście. Lecter i Milten. Nie wiem, czy same imiona mówią Ci cokolwiek…
Przedstawił, zaś elf przyłożył palce do ust, w zastanowieniu.
-Poranna Gwiazda zwykła nie powtarzać imion dla rekrutów lub je zmieniać, bo byłoby to strasznie niewygodne. Więc tak, chyba wiem o kim mówisz. Ciekawe.- Przeniósł na niego zielone oczy. -A reszta?
Dopytał, na co Vettiel zdjął okulary.
-Informacje nie były, aż tak precyzyjne. Raczej bez zmian.- Odparł, a Aranaiowi pozostało założyć, że Tiberia, Cassio, Leon, Cicero, Iris i Dolores, wciąż są pupilkami. -Czemu tak to Cię interesuje? Przecież zgrywasz nieboszczyka.
Poruszył nurtującą go kwestię, na co elf odwrócił się, odbijając rękoma od lady
-Bo Gwiazda zna moje możliwości. Jakby moje kłamstwo wyszło na jaw, posłaliby najlepszych, ewentualnie z obstawą. Wolę spodziewać się potencjalnych przeciwników.- Zaparł się rękoma o własną głowę i naprężył do tyłu. -Ale jestem na wakacjach, nie ma co sobie głowy zaprzątać. Trzymaj się, Vettiel.
Rzucił na odchodne, nim zniknął za drzwiami, a alchemik zabrał misę z popiołem…

Z/T
Aranai Zevis
Aranai Zevis

Stan postaci : Rewelacyjny, miło że pytasz.
Ekwipunek : Dwie szable przy pasie, dwa pistolety skałkowe w kolbach, sztylet w cholewce lewego buta, drugi w prawej cholewce, sztylet na plecach, pod peleryną, trzy sztylety pod pasem przy biodrze, dwa noże do rzucania, za paskiem na piersi, kilka miksturek na pasku przy klamrze.
Ubiór : Koszula na guziki, z rozpiętym dekoltem, karwasze na rękawach, buty ze skrzydełkami, materiałowe spodnie, czarna peleryna, kolczyki, naszyjnik.
Źródło avatara : Eeeeeeeeee....

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty vol 4

Pisanie by Frosch Misfit Wto Lip 27, 2021 2:08 pm

Wypuszczony z więzienia, czułem się ohydnie. Nie można tam pić, ani trochę nie można pić, to było okropne, czułem się paskudnie, ale na szczęście byłem znów wolny, więc pierwsze co zrobiłem, to ukradłem butelkę wódki i uciekłem daleko, daleko, daleko, do innej dzielnicy w ogóle.
Teraz mocno upity, siedziałem na jakichś rozłożonych na ziemi gazetach, opierałem się plecami o ścianę kaplicy. No, ja siedziałem po turecku, a Arsik leżał mi właśnie na skrzyżowanych nogach. Drapałem go śmierdzącą prawą łapą, której bandaże zaczęły dziwnie przeciekać żółcią w kilku miejscach. Pochylałem się nad moim tanim notatnikiem i moim tanim ołówkiem rysowałem świat, jaki widziałem przed sobą. Tutaj będzie budynek, tutaj będzie ławka. Bo ja świetnie rysuję, nawet zarobiłem trzy drachmy na tym, że narysowałem kogoś. Bo dzieci do mnie podeszły i je narysowałem i mi dały pieniądze za kilka rysunków.
-Rysujesz, jak gówno.-wtrącił się mój przyjaciel, pijący kawę z ozdobnej filiżanki. Przekręciłem się do niego plecami i zabrałem mój rysunek z jego widoku. To go nie powstrzymało. Podszedł do mnie i spojrzał mi przez ramię.-I ty mówisz, że umiesz rysować? Już ja lepiej to robię.
-No zamknij się!-wydarłem się, przyciągając tym uwagę kilku przechodniów. Jakieś dwie panienki aż zmieniły trasę marszu widząc, jak się denerwuję.-Jesteś głupi i się nie znasz.-zafukałem na niego.-I rysować też nie umiesz, ani trochę. Nigdy nie rysowałeś i w ogóle, nie masz nic, nie masz... tej ka- notesu nie masz i nawet ołówka nie masz.-walczyłem o swoje. Ja rysuję wyśmienicie, gdybym nie rysował wyśmienicie, to by mi dzieci za to nie zapłaciły, a zapłaciły, a to znaczy, że umiem, bo umiem, wystarczy popatrzeć na moje obrazki.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął mnie okrążać, dalej przyglądając się mojemu obrazkowi miasta. Rysowałem dalej, aż w końcu on postawił lakierowanego buta na moim zeszycie.
-To nazywasz rysunkiem?-zaśmiał się złośliwie, a ja rzuciłem się na jego nogę z zębami. Arsik wystraszony nagłym ruchem poderwał się na cztery łapy i odskoczył w bok, tak, żebym nie przydepnął go kolanem. Pierwszy atak mi się nie udał. Chłopak odskoczył i z pięknym piruetem znalazł się za mną. Poderwałem się w pionu.
-Jesteś kurwa taki głupi, że, że to że to...-nie umiałem znaleźć słowa.
-No, że co, mądralo?-kolejny raz mnie wyśmiał, a ja znów rzuciłem się na niego z pięściami, jednak ponownie mi odskoczył. Tłum nie kwapił się do pomocy mi. Odsunęli się za to, robiąc więcej miejsca na naszą przepychankę, szeptali między sobą o wezwaniu milicji, a ja nie mogę iść znów do więzienia, bo to będzie kolejny długi czas bez picia, a to niezdrowe, to boli.
-No taki jesteś właśnie, kurwa głupia z ciebie. Chuja wiesz!-wydarłem się jeszcze do niego, po czym zebrałem swoje rzeczy do plecaka, wziąłem Arsika na rękę i zacząłem truchtać przez miasto. Byle dalej od przyjaciela i byle dalej od milicji, która też jest głupia. Jeszcze ja mu pokażę kiedyś, im wszystkim pokaże, jaki jestem dobry we wszystkim i jestem najlepszy.

Z/T
Frosch Misfit
Frosch Misfit

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-brak prawej ręki do łokcia
-brak kilku zębów
-blizna nad lewym biodrem oraz dwie poziome na czole
-uporczywy kaszel od alkoholu
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki w losowych miejscach
Ekwipunek : .
-niezniszczalna filiżanka z kwiatowymi wzorami (dar od Reginy)
-stalowy sztylet (dar od Fenebrisa)
-szczotka do włosów (dar od Viga)
-śmieci
-jedzenie
-nożyczki
-notatnik z ołówkiem
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Ulice Afraaz - Page 5 Empty Re: Ulice Afraaz

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach