Camdin 2/16

4 posters

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Kitikulu Pon Sty 11, 2021 12:50 pm

Łoś może i wyczuwa albo wytresowałem go niechcący tak, by zauważał, że coś jest źle. Może dlatego ode mnie nie uciekł kiedy go za mocno ścisnąłem. Oddalił się dopiero kiedy Kotka pobiegła do salonu. Przyda mu się trochę oddechu ode mnie, wolę żeby zostawił mnie samego niż żebym przez przypadek mu coś zrobił.
Cała zabawność metody sprzątania nie była przeze mnie dostrzeżona, bardziej skupiłem się na wyczekiwaniu na śmierć. To też całkiem śmieszne zajęcie, polecam, człowiek nie może powstrzymać łez rozbawienia.
Z mocno niepewnym uśmiechem, skinąłem głową na słowa wróżbity. Nie umiałem nic powiedzieć, przez pustkę w głowie i ściśnięte gardło. Ciężko mi się oddycha, a o mówieniu wolę nie wspominać. Czułem się ze sobą okropnie. Powinienem coś powiedzieć, on się nawet uśmiechnął jak gdyby nigdy nic, a ja takie rzeczy robię. Oczy mi się zaszkliły. Byłem zmęczony, bolały mnie plecy i ręka, bo za mocno i za długo zaciskałem ją już na nożu. Dlaczego nie mogę się magicznie przenieść do mojego mieszkania?
Spróbowałem go powstrzymać przed pójściem do drzwi, ale to nic nie dało. Skuliłem się w sobie kiedy przeprosił mnie i wyminął. Umrę. Schowałem się w kuchni, uważając, żeby nie roznieść mąki po pomieszczeniu i stałem bezsilnie, opierając się tyłem o blat. Wytarłem jeszcze na szybko policzki, bo mi łzy z oczu uciekły. Nie chciałem się rozmazać, mam dzisiaj ładny makijaż, chce umrzeć wyglądając ładnie, albo chociaż przyzwoicie. Było mi głupio, chciałem wyjść. Mógłbym wyjść oknem. Uciec gdzie chcę, ale co jeśli tam ktoś czeka na m nie? Na pewno ktoś czeka tam na mnie.
Drzwi zostały otwarte i może i wystrzału nie było, może i Sanka nie został zadźgany, ale to nie zmienia faktu, że wariat z niego, że otwiera drzwi kiedy ktoś w nie puka, tak się przecież nie robi! Po to są drzwi, żeby odgradzały cię od świata.
Kiedy tam toczyła się rozmowa, ja ukucnąłem, przesuwając plecami o drzwi szafek. Nie puszczając noża zakryłem twarz dłońmi i przeklinałem w głowie wróżbitę, że taki lekkomyślny jest cały czas. Próbowałem uspokoić oddech, powstrzymać łzy, które w pewnym momencie zaczęły mi zwyczajnie strumieniami spływać po twarzy. Mój makijaż.... No i o co mi chodzi? Uniosłem szklany wzrok na Łosia, który dołączył do mnie w kuchni i teraz siedział na ziemi i wylizywał się między tylnymi nogami.
-Łoś, nie masz taktu.-łamiącym się głosem, cicho fuknąłem na niego rozbawiony. Pociągnąłem nosem i zjechałem jeszcze niżej na ziemię, siadając na niej po turecku i wpatrując się w nóż, jednak za każdym razem kiedy złapałem swoje spojrzenie w odbiciu na ostrzu nie mogłem się zdobyć na to, żeby popatrzeć na siebie dłużej. To jest okropne. Uśmiechnąłem się smutno i na nowo pozwoliłem kolejnej fali płaczu mnie owładnąć.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Sanarin Sro Sty 27, 2021 3:22 am

I miałem rację, nie mam się czego obawiać. Osoba, która stała za drzwiami nic a nic, nie wydała mi się w jakikolwiek sposób groźna, bądź niebezpieczna. W końcu to kobieta. Hm. To trochę przykre, że kobiet z góry nie uznaje się za zagrożenie, a mężczyzn - tak. Przecież zdarzają się też te mordercze kobiety. W ten właśnie sposób z lekka zbeształem swoje głupie osądzanie innych z góry.
Uśmiechnąłem się lekko, słysząc swoje imię. Lubię być rozpoznawany przez innych. Nie wysłuchałem jej do końca. Momentalnie chciałem wpuścić ją do środka, gdy tylko wspomniała o tym, że pomocy potrzebuje. Ja... Ja zawsze z ogromną chęcią pomogę innym! Nawet niczego w zamian nie będę oczekiwał. Naprawdę.
Zanim się odsunąłem od drzwi, w moich rękach pojawiła się śliczna - na pewno droga - szkatułka. Nie zrozumiałem nic z tego, co dalej powiedziała. U mnie ma być bezpieczna? Coś kiepsko to widzę... Ja zaraz zapomniałbym o takiej rzeczy.
-Nie do końca rozumiem, ktoś Panią goni z powodu tej rzeczy? I co w niej takiego jest w takim razie..? - O tą drugą rzecz spytałem z dozą nieśmiałości. Chyba nie powinno się o takie rzeczy wprost pytać, albo to moje głupie urojenia. Skłaniałbym się bardziej do tego. -Nie chce Pani wejść do środka..? - Mam nadzieję, że Kitikulu się na mnie nie obrazi, gdziekolwiek teraz jest, że kogoś obcego wpuszczę do środka na momencik. A-albo, mam nadzieję, że nie ucieknie nagle speszony damskim towarzystwem. Nawet nie podejrzewałem, co u niego w tej chwili może się dziać. Wtedy pewnie nawet do drzwi bym nie podszedł... Cóż, stało się już, co się stało. Nie umiem odesłać tej Pani tak teraz, gdy wiem, że jest w potrzebie.
Trochę, czuję się skołowany tą sytuacją.
Sanarin
Sanarin

Stan postaci : Wyborny.
Ekwipunek : Sztylet, zestaw kart tarota, mieszek z pieniędzmi, mieszek z ziołami nieznanego pochodzenia

Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Sapon244 (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Mistrz Gry Sro Sty 27, 2021 10:23 pm

Spłoszone spojrzenie dziewczyny ponownie powędrowało na ulicę za nią, a potem z powrotem na Sanarina. I na drzwi, które uchylał. Chyba nie spodziewała się zaproszenia do środka, już nawet nie chodziło o to, że wcale jej nie znał i że zachowywała się dziwnie, ale zwyczajnie nie brała tego pod uwagę. Ale wtedy posypały się pytania.
  — Ja... — urwała nagle zmieszana. — Ja... nie wiem... — Zerknęła na szkatułę i znów na niego. — Niech pan jej nie otwiera... nigdy... choćby nie wiem co... — Wzięła wdech i obejrzała się. — Powinnam... Nie nie nie, powinnam już iść. Proszę... Proszę ją schować — rzuciła jeszcze tylko na odchodne, po czym odwróciła się i czmychnęła chodnikiem, by zaraz zniknąć za rogiem jakiejś mniejszej uliczki.
  Tymczasem w kuchni atmosfera żałości i bezradności unosiła się w powietrzu niczym drobny pył po mące. Ciche, urywane oddechy Kitikulu raz po raz wszywały się w przestrzeń, a łzy płynęły po jego policzkach. Słono-gorzkie łzy rozczarowania sobą samym.
  Nieprawda, przemknęło nagle przez mętlik w jego głowie, a była to myśl w jakiś sposób zuchwała, buntownicza jak protestant w tłumie przytakiwaczy. Nie schowałeś się. Byłeś odważny. Czy był? Cóż, nie da się zaprzeczyć, że poszedł razem z Sanarinem. Może jako drugi, ale przecież poszedł, tak? Nie musiał, mógł bezpiecznie zaczekać albo wręcz uciec z tego miejsca. A więc o co mu właściwie chodziło? To pytanie pozostało bez odpowiedzi, chyba że Kitikulu sam zechciał... czy może raczej bezwiednie zawrócił myślami do chwili, którą tak bardzo pragnąłby wymazać z pamięci...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Kitikulu Czw Sty 28, 2021 1:00 am

Unikając własnego spojrzenia w odbiciu ostrza pozwalałem się dołować jeszcze bardziej własnym myślom, które bez krępacji zaczęły szaleć pomiędzy obwinianiem się, zdegustowaniem oraz zdziwieniem, że nie umiem opanować takich prostych rzeczy jak strach i płacz.
Myśli, głupie myśli, próbowały mi wmówić odwagę. Uśmiechnąłem się, a łzy spłynęły mi na usta i odsłonięte zęby. Oblizałem się szybko. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. To było tragiczne. Mąka na podłodze, nóż w ręce, kot się myje, a ja siedzę i się śmieję z makijażem rozmazanym na twarzy. Uduście mnie tą mąką. Nie rozumiem nic. Wyglądam źle i tu już nie chodzi o makijaż. Powinienem wyjść i wrócić do domu. Czy jeśli będę szedł przez miasto i smarkał ciągle nosem, to będą się za mną oglądać? Będą, zawsze się oglądają. Wszyscy.
Głowa mnie boli. Przyłożyłem ręce do skroni i zacząłem je uciskać. Miałem wrażenie, że pomogło. Zmieniłem siad, oparłem się stopami o ziemię i przyciągnąłem kolana do piersi, żeby ścisnąć żebra, nie móc oddychać w taki sposób w jaki to robię teraz. Może chcesz przytulenia Kituś? Nie, to ostatnia rzecz jakiej chcę.
Odważny? Poszedłem za Sanarinem, bo się bałem, że do kuchni wpadł jego wspólnik czy coś i obaj wyjdą i zabiją mnie w pokoju. Wolę być zabity w kuchni niż w salonie. To taki fetysz? Zaśmiałem się jeszcze raz, ale płacz nie ustawał. Co chwila przełykałem ślinę i nie miałem siły pogłaskać Łosia, który ocierał mi się o nogi. To wszystko jest całkiem zabawne i żałosne w niezwykle piękny sposób. Co ja mówię? Ha! Nawet nie wiem. Poplątałem się trochę. Nie umiem znaleźć końca kolejnych nieprzyjemnych myśli. Po co? Przyznam, że jest mi tak przyjemnie. Panika jest przyjemna, dziwny to stan, ale lubię go. Czuję jakby świat mnie nie dotyczył, jakby go nie było, bo go ignoruję. Szkoda tylko, że świat mnie ignorować nie będzie, że to tylko jednostronne ignorowanie. Gdyby tylko Sanarin przyszedł do kuchni i wrócił do sprzątania mąki, nie patrząc na mnie, nie mówiąc do mnie. To byłoby idealne. Tak nie będzie, nigdy tak nie jest. Ludzie zawsze się wtrącają w nie swoje sprawy. Tylko czy teraz to nie jest sprawa wróżbity? W sumie jestem gościem w jego domu. Wytarłem rękawem oczy, później policzki, a na końcu cieknący nos. Mdli mnie, ale wszystko jest w porządku. Oparłem się czołem o kolana i z rękoma przyciśniętymi do ciała, masowałem sobie skronie dłońmi. No przecież jasne, że jest w porządku.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Sanarin Wto Mar 02, 2021 11:31 pm

Zmieszanie połączone z zaskoczeniem nie odpływało tak prędko ode mnie. Ta pani poszła, pozostawiła po sobie tą rzecz. Mam nie zaglądać? Jak mam nie zaglądać, przecież cecha ciekawskiego na pewno przewyższy nad wszystkim i zapewne skończy się jak zwykle - fatalnie - dla mnie.
Z lekka zgłupiałem. Pani nie chciała pomocy, poszła. Coś więcej jest na rzeczy, jestem o tym przekonany. Zamknąłem powoli drzwi i oglądając dokładnie szkatułkę, odwróciłem się. Naprawdę, ciekawość nie da mi w tej chwili spokoju. Nie będę teraz kombinował jak się dostać do środka.
Wróciłem do kuchni i odłożyłem skrzyneczkę na najbliższe możliwe mi miejsce. Spojrzałem momentalnie na Kitka, dławiącego się swoimi własnymi łzami. Trochę się poczułem jakbym dostał w pysk właśnie. Ten widok był niesamowicie przykry, nie ukrywam.
-E-ej, Kitku... - Powoli, osuwając się do niego na ziemię przysunąłem się. -Co się stało nagle? Kiteczku? - Z troską w głosie zacząłem go zagadywać, wierząc, że przyniesie to jakiekolwiek dobre skutki. Błagam, nie rozklejaj się przy mnie tak, bo sam się zaraz rozpłaczę... Prawdę mówiąc, moje ostatnie słowa i tak już brzmiały, jakbym sam był na skraju płaczu. Tak właśnie oto dwie sierotki się spotkały i obie będą płakać.
-N-nie chciałbyś iść do salonu może..? Ja tu posprzątam... - I tak wymawiając kolejne słowa, starając się nie rozkleić całkowicie, mówiłem coraz ciszej, aż w końcu zamilkłem. Proszę Kiti, idź tam. Ja... Ja tu posprzątam i za momencik przyjdę do Ciebie.
Jeżeli oczywiście wyraził taką chęć, to pomogłem mu się podnieść. Nie będę zwlekać z niczym. Pomogę mu najlepiej jak tylko będę mógł... O ile będę mógł.
Sanarin
Sanarin

Stan postaci : Wyborny.
Ekwipunek : Sztylet, zestaw kart tarota, mieszek z pieniędzmi, mieszek z ziołami nieznanego pochodzenia

Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Sapon244 (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Kitikulu Sro Mar 03, 2021 12:08 am

Słyszałem kroki Sanarina kiedy wracał do kuchni. No tak, najpierw otwiera drzwi obcym, a teraz chodzi sobie jak gdyby nigdy nic, tak? Nienawidzę tego, że tak lekkomyślnie się zachowuje. Mógł zginąć.
W końcu zaczęło się dziać to czego nie znoszę. Zacisnąłem mocniej oczy słysząc jego głos, ciche szmery jego ubrań kiedy klękał na ziemię i przysuwał się do mnie. Umrę, prawda? Na pewno. Jego ton chociaż miły, to miałem wrażenie, że mnie atakuje. Taki miękki, troskliwy, ale wiedziałem, że w większości przypadków to tylko sposób na zwabienie mnie do siebie, żeby nie musieć mnie gonić. Jak żebrak, który słabym głosem prosi o monetę, a kiedy podchodzisz w dobrej wierze, aby rzucić mu kawałek metalu do kubka, on łapie cię za rękę, okrada ze wszystkiego co masz i następnego dnia budzisz się nagi i posiniaczony w przydrożnym, usyfionym rowie.
Nie umiałem odpowiedzieć na jego pytania, bo co niby miałbym powiedzieć, że się boję, że się źle czuję, że mu nie ufam? Z resztą z moim zaciśniętym gardłem nic i tak nie dam rady powiedzieć. Wyjdzie tylko jakieś żałosne skrzeczenie, którym nawet nie dam rady zawołać o pomoc. Z resztą kto by mnie usłyszał? Kto by po mnie przyszedł? Nawet mama po mnie nie przyszła. Znów to wyciągam. Rozumiem ją, nie powinienem jej tego wypominać, ale czuję, że mimo wszystko to gdzieś we mnie siedzi.
-Jest dobrze.-wydukałem w końcu szeptem, ledwo słyszalnie przez płacz. Zacisnąłem mocno zęby i uśmiechnąłem się do siebie boleśnie, dalej chowając twarz, opartą czołem o kolana przyciśnięte do piersi.
Propozycja pójścia do salonu, rozdzielenia się z Sanarinem sprawiła, że nowy strach we mnie wezbrał. Poderwałem głowę i pokręciłem nią gwałtownie. Może chce mnie wygonić do innego pokoju, żeby osłabić moją czujność. Później przyjdzie i mnie... Kiti przestań. Prosiłem się w myślach, ale niewiele to dawało. Czasami jak myśli zaczął płynąć, to nie można ich zatrzymać. Jak woda przez dziurę w tamie, którą trzeba załatać, problem w tym, że do tego potrzeba czasu i materiałów.
Wyciągnąłem telepiącą się dłoń w stronę Sanarina i złapałem go nieśmiało za nadgarstek, po chwili chwyt nabrał pewności i siły, jakby chłopak był ostatnią deską ratunku jakiej mogę się złapać, podczas gdy mój statek tonie. Bałem się, że mnie odtrąci lub że mnie złapie, przyciągnie i rozbije mi głowę o twarde deski podłogi. Może też się wściec i połamać mi palce. Nie wiem co będzie chciał zrobić, ale i tak go trzymałem. Sam nie wiem tylko czy powodem tego była chęć poczucia, że nie jestem sam czy raczej chęć kontrolowania tego gdzie wróżbita trzyma ręce i co z nimi robi, czy przypadkiem nie lecą one jak szalone do mojej szyi, żeby mnie udusić. Chciałbym na nim polegać, chciałbym, żeby był kimś kogo się nie będę bać, jednak nie chciałem się zawieść na nim, a czułem, że prędzej czy później tak się stanie z każdą osobą jakiej zaufam. To strasznie męczące.
-Przepraszam...-wysapałem kiedy znalazłem krótką chwilę spokoju między szalonymi oddechami. Oparłem się znów czołem o kolana, po raz kolejny chowając twarz przed światem.-Nie lubię... em... Przepraszam.... Jest dobrze.-Co chciałem powiedzieć? Że nie lubię gości w nie moim domu? Głupie. Strasznie głupie. Wziąłem głębszy oddech, ale po chwili znów wróciłem do panikowania. Poprawiłem więc chwyt na nadgarstku Sanki pokazując tym, że ani ja z kuchni nie wyjdę, ani on, że będziemy tak siedzieć. Potrzebowałem chwili, nie wiem ile, zazwyczaj trochę to zajmuje. Będzie dobrze, ja to wiem. Mam w tym doświadczenie. Nie jest to w końcu mój pierwszy raz kiedy coś takiego się dzieje.

Zajęło to trochę dłużej niż myślałem, ale zmieściłem się w około 30 minutach. Z głową wtuloną w kolana i z dłonią Sanki w mojej dłoni uspokajałem się, a przerażenie powoli było zastępowane przez zażenowanie i inny rodzaj lęku. Mamy się nie wstydzę, nie martwię się co o mnie pomyśli, czy spojrzy na mnie krzywo, bo wiem, że mnie nie zostawi, ale Sanarin? Bałem się podnieść na niego wzrok, więc tego nie zrobiłem, nawet jak odkleiłem czoło od nóg. Pociągnąłem solidnie nosem i rozejrzałem się dookoła, chcąc wybadać gdzie jestem i jak wszystko wygląda. Dalej było jasno, dalej trochę mąki było na ziemi.
-Muszę iść.-jęknąłem łamiącym się głosem i jak poparzony puściłem rękę wróżbity. Chwyciłem się blatu i wycierając rękawem łzy i rozmazany makijaż, podniosłem się chwiejnie z ziemi.-Przepraszam. Mama będzie się martwić.-wymruczałem, a głos mój dalej był niestabilny i słaby. Musiałem znaleźć wytłumaczenie, bardziej było ono dla mnie, niż dla niego.
Ledwo utrzymując równowagę ruszyłem do pokoju, omijając Sankę szerokim łukiem, zerkając na niego ukradkiem, aby sprawdzić, czy nie rzuca się na mnie wściekły. Błyskawicznie zebrałem swoje rzeczy, założyłem okulary i wziąłem Łosia pod pachę.
-Do zobaczenia.-powiedziałem kiedy łzy znów napłynęły mi do oczu i zaczęły ściekać po twarzy. Telepiącą się ręką otworzyłem drzwi i gwałtownym krokiem wyszedłem na dwór. Natychmiast ruszyłem biegiem w stronę mieszkania mamy. Chciałem być z nią, bo sam ze sobą nie wytrzymam. To męczące, okropne.
Uciekałem ulicami, wiedząc, że wszyscy na mnie patrzą, wiedzą co się stało. Wiem, że gdybym się zatrzymał, ktoś by do mnie podszedł, zaczepił, zaciągnął gdzieś i bym zaginął bez wieści. Tak będzie, tak zawsze będzie, dlatego się nie zatrzymywałem mimo, że moje płuca protestowały. Przystanek zrobiłem dopiero kiedy dobiegłem do celu. Opadłem na kolana przed drzwiami mieszkania mamy. Wtedy zobaczyłem, że czegoś mi brakuje. Parasolka. Zapomniałem parasolki.

Z/T 2x

KONIEC LATA
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Sanarin Pon Lip 12, 2021 7:38 pm

+18 trigger warrning: samobójstwo

Myślałem, że dzień ten, będzie przyjemny. W końcu, ostatnie takie były, a przynajmniej, takie miałem odczucie wobec nich. Teraz? Sam nie wiem, co mogę o tym myśleć. Za dużo mnie przytłoczyło. A może, to ja sam jestem prowodyrem takich uczuć? A może jednak nie..? Nie umiem sam się określić, nie potrafię nic stwierdzić. Nie wiem, czy sam w ogóle potrafię powiedzieć coś za siebie, co byłoby stuprocentową prawdą. Nie mam tutaj na myśli jakiś faktów o samym sobie, typu „Mam na imię Sanarin, jestem dziwadłem i pracuję jako wróżbita”. Chciałbym umieć z taką samą łatwością określić to, jak się czuję… A nie potrafię.
Zasłony pięknie tańczyły z wiatrem przy otwartym oknie. Taka drobnostka, a jaka piękna. Cudowna. Nie to co ja, rozwalone cielsko leżące ciężko na pościeli, której nie zmieniałem od tygodnia. Miałem to zrobić dzisiaj, ale złapała mnie kolejna bezradność. A może bezsilność? Sam nie wiem. Mam z lekka dość samego siebie. Co ja w ogóle wyrabiam z samym sobą? Całymi dniami praktycznie leżę. Patrzę się w sufit. Nie robię nic ze sobą. Nic z nikim. Jestem tylko bezużytecznym bytem na tym świecie. Marnuję miejsce.
Kolejne rozmyślanie o samym sobie przywiodło mi nieprzyjemny dreszcz, który rozlał się po całym moim marnym ciele. Zaraz po tym poczułem kręcenie w nosie i napływające mi do oczu łzy. Przeciągnąłem jedną rękę po swoim brzuchu, sunąc do góry, aż nie natknąłem piersi. W tej chwili, kolejny raz coś we mnie pękło.
Nienawidzę siebie. Tak bardzo siebie nienawidzę.
Drugą rękę bezwładnie trzymałem na sztylecie. To nie jest pierwszy raz kiedy przechodzę podobne histerie i załamania nerwowe. Ich powodem jestem ja sam i moje myśli. Ach, największe przekleństwo ludzkie – myślenie. Nienawidzę tego, tak bardzo, jak nienawidzę samego siebie. W końcu, jestem tylko śmieciem i niczym więcej. A, przynajmniej tak się czuję.
Nie potrafiłem zapanować nad wylewem łez. Nad oddechem również. Jestem taki… Bezużyteczny. Praktycznie tylko to chodziło mi po głowie. Bezużyteczny, byle jaki, spierdolony, bez perspektyw na lepsze życie. Jestem niesamowitym egoistą, biorąc wyłącznie takie rzeczy pod uwagę, a może i nawet wmawiając sobie niektóre, nawet za bardzo. Choć, czy ja wiem..? Wszyscy mi to udowadniają na każdym kroku.
Złapałem pewniej rękojeść. Wyciągnąłem obie ręce nad siebie i spojrzałem na nie przekrwionymi oczyma od łkania. Przyłożyłem chłodne ostrze do skóry. Kolejny dreszcz. Zacisnąłem zęby i...

Jeden, dwa, trzy…

Pierwsze krople krwi spłynęły mi na twarz z świeżej rany. Zaskomlałem głośniej niż zwykle, zwracając na siebie uwagę Kotki, która siedziała na parapecie. Wziąłem dwa głębsze oddechy. Wbiłem nóż głębiej pod skórę, przecinając jasnoniebieską wstążkę, ciągnącą mi się przez kawałek przedramienia. Upuściłem sztylet – który upadł na pościel, kawałek od mojej głowy – przez nagłą falę bólu. Złapałem się nieuszkodzoną ręką za zakrwawione przedramię i zacisnąłem palce, najmocniej jak tylko mogłem.
Co ja najlepszego narobiłem..?
Ciężko posapując, odwróciłem się na prawy bok, zwieszając rękę z łóżka, aby dalej nie brudziła pościeli ciemną krwią. Co za szkaradny widok. Serce mi zabiło szybciej, nie wiem czy ze strachu, przed tym, co się dzieje, czy z niewyobrażalnego bólu, który mnie nie opuszczał.  Puściłem rękę. Panicznie zacząłem lamentować.

Pięćset dwadzieścia osiem, pięćset dwadzieścia dziewięć, pięćset trzydzieści…

Ostatnie chwile mojego życia wydawały się najgorszymi. Nie przypuszczałem, że tak to będzie wyglądać. Czuję się jeszcze gorzej, niż wcześniej, jeszcze bardziej żałośnie i obrzydliwie. Wymiotować mi się chce, gdy o sobie myślę, ale… Czy na pewno tak wszyscy o mnie myślą? Czy wszyscy mają o mnie takie zdanie?
Otóż, nie.
Do głowy wpadało mi wiele imion. Sąsiadek, którym pomagam, moich wiernych klientek, osób którym pomogłem… I Kitikulu. Momentalnie zamarłem w ciągnącym się płaczu. No właśnie, mój przyjaciel Kitikulu. Pierwszy i jedyny jakiego miałem. Czy ja chcę go zostawić samego na tym świecie..?
Zachowałem się jak kurwa najgorsza.
Szloch wrócił z podwojoną siłą. Co ja najlepszego narobiłem?! W tej chwili pragnąłem wstać i jakoś załatać tą ranę, ewentualnie mogłem zacząć krzyczeć o pomoc ale… Nie potrafiłem. Nie miałem siły. Czułem, jak nogi zaczynają mi drętwieć, jak powoli robi mi się słabo. Jak ja mogłem skrzywdzić tak jedyną osobę, na której mi szczerze zaczęło tak zależeć..?
Żałuję, szczerze żałuję.

Tysiąc sto dwa, tysiąc sto trzy, tysiąc sto cztery…

Przestałem płakać. Nieprzyjemne dreszcze ustały. Oddychałem cicho przez usta, wpatrując się nieprzerwanie w sufit, zmęczonymi i przeszklonymi ślepkami. Liczyłem dalej czas, wyczekując na swój żałosny koniec. Jeszcze wcześniej miałem siłę, aby przepraszać wszystkich w myślach, za co to zrobiłem. A w szczególności, przepraszałem Kitka. Liczę, że… A właściwie, mogę mieć tylko cichą nadzieję, że zajmie się on moimi ukochanymi zwierzaczkami. Jedynym, co po mnie tutaj zostanie.
Powoli zamknąłem oczy. Sama czynność patrzenia zaczęła być ogromnie męcząca i nie do zniesienia. Jedyne co mi pozostało na twarzy, to delikatny uśmiech. Zabawne, że przez całe życie chciałem umrzeć, a w końcu, gdy to się dzieje, zmieniam zdanie i wielce ubolewam nad swoim czynem. Jestem taki głupi.
Ból zanikał. Pojawiło się kojące zimno. Tętno powoli zanikało. Coraz ciężej liczyło mi się następne sekundy.
Jest mi tak smutno. Jest mi tak źle, że jestem w tej chwili sam.
Tysiąc trzysta cztery, tysiąc trzysta pięć, tysiąc trzy…
Firanki dalej pięknie tańczyły z wiatrem. Kotka dalej wyglądała z zainteresowaniem, co się dzieje za oknem. Kogut piał. Dalej, dalej będzie trwało życie, ale mnie już tutaj nie będzie. Pozostało wyłącznie pozbawione życia, wątłe ciałko.

Przepraszam Kitikulu, że Cię porzuciłem, w tak okrutny sposób. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Sanarin
Sanarin

Stan postaci : Wyborny.
Ekwipunek : Sztylet, zestaw kart tarota, mieszek z pieniędzmi, mieszek z ziołami nieznanego pochodzenia

Ubiór : Zapraszam do kp.
Źródło avatara : Sapon244 (DeviantArt)

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Kitikulu Sro Lip 14, 2021 2:25 am

18+ juszka, śmierć itp

W końcu się w sobie zebrałem. Przyniosłem nową wodę do swojej wanny, umyłem się, zrobiłem drobne zakupy, bo już kilka dni temu skończyło mi się jedzenie i głodowałem. Nawet złamany nos mi się jakoś zaleczył, zostały tylko te paskudne pogryzione ręce, co schowałem je pod bandażami. Jestem krawcem, więc najwyżej powiem Sance, że to był drobny wypadek, żeby go nie martwić. Ubrałem się ładnie, wziąłem ciasto z blatu i z duszą na ramieniu ruszyłem przez miasto do domu chłopaka. Trochę się z nim nie widziałem, nie miałem też jak napisać listów, bo żeby je wysłać musiałbym wyjść z domu, a on sam do mnie nie przyjdzie, bo wie, że nienawidzę ludzi w moim mieszkaniu. Odetchnąłem ciężko, bo jeszcze zanim przeszedłem połowę trasy miałem dość, osłabione brakiem jedzenia i snu ciało, też wysyłało mi wszelkie sygnały, że powinienem usiąść i odpocząć, a przeze wszystkim, coś przekąsić. Nic mi jednak za bardzo przez gardło za bardzo nie przechodziło po ostatnich wydarzeniach w burdelu. Liczyłem więc, że może z Sanką zjemy coś na spokojnie, spędzimy miło czas, że może odciągnie on moją uwagę od nieprzyjemnych wspomnień. Moglibyśmy znów coś porysować, jak wtedy, kiedy rysowaliśmy koguta, to było zabawne, dalej mamy nasze rysunki na pamiątkę. On chyba nigdy nie zdejmie mojego ze ściany w kuchni, tak, jak ja nie wyjmę jego rysunku z ramki, co mi stoi na szafce. Za kilka lat popatrzymy na nie i się nieźle uśmiejemy z tych naszych początków.
Zdyszany, z mroczkami przed oczyma, stanąłem przed drzwiami jego domu. Sapnąłem ciężko, pochylając się nad ziemię, wsparty o nogi. Powinienem był napisać mu list, że przyjdę, dać jakoś znać, a nie wpadać tak bez zapowiedzi. Odetchnąłem jeszcze kilka razy i wyprostowałem się powoli. Zapukałem w drzwi. Spojrzałem na Łosia, co się kręcił pod nimi z niecierpliwości. No tak, Kotka tu była, a on się nie mógł doczekać, aż się z nią spotka. Odczekałem chwilę, w ciszy, nikt mi nie odpowiadał. Może się Sanka kąpał albo poszedł do klientki, lub na zakupy. Nie zdziwiłbym się, w końcu nie wiedział, że przychodzę. Przestąpiłem z nogi na nogę, rozejrzałem się i w końcu położyłem dłoń na klamce. Nacisnąłem ją, a drzwi powoli się otworzyły. Łoś wbiegł od razu do środka, a po chwili usłyszałem kocie skrzeczenia i miauknięcia, kiedy Kotka i rudzielec rzucili się na siebie w zabawie. Czyli jest w domu i znów pokazuje mi kompletny brak odpowiedzialności. Nie powinien zostawiać otwartych drzwi, nigdy. Mówiłem mu to, on sam z resztą wie, że zawsze sprawdzam zamknięcie przejścia masę razy w ciągu dnia.
Wszedłem do domu.
-Sanka, to ja!-zawołałem niepewnie, żeby się mnie nie wystraszył, że ktoś obcy mu po domu chodzi. Czułem jednak od progu, że coś jest nie tak, czułem zapach, którego nie umiałem lub raczej nie chciałem do niczego dopasować. Nikt mi nie odpowiedział, a ja domyślałem się dlaczego. Zdjąłem buty, odstawiłem ciasto na ziemię, po chwili obok niego wylądował plecak, w końcu puściłem klamkę, zupełnie, jakbym przeciągał nieuniknione, bo już miałem przed oczami to co się stało.
-Sa...-kaszlnąłem, dopiero teraz zauważając, jak bardzo zaschło mi w gardle.-Sanka...-szepnąłem cicho i ruszyłem w stronę leżącego na łóżku chłopaka, którego nie widziałem już wyraźnie, przez napływające do oczu łzy.-Sanka?-widziałem krew, brak oddechu, ale i tak wyciągnąłem trzęsącą się rękę w stronę chłopaka i szturchnąłem go w chłodne ramię.-Sancia...-wypłakałem cicho i jeszcze raz szturchnąłem chłopaka, myśląc, że może pierwszy raz był za słaby.-No weź...-chwyciłem go za ramiona i szarpnąłem nim, nie przejmując się zimnem, jakie od niego czułem. Coś jest nie tak, coś jest bardzo nie tak. Spojrzałem szybko na jego rękę i czułem, że muszę coś zrobić, może jeszcze uda się go uratować, przecież musi być jeszcze szansa, prawda? Chciałem zawołać o pomoc, drzwi były otwarte ktoś by mnie usłyszał, ale kiedy tylko spróbowałem, żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Wiedziałem, że to ściągnie uwagę ludzi, a przecież właśnie tego unikam. Musiałem jednak coś zrobić.
-Po..czekaj tu...-poprosiłem Sanarina, czując, jak z każdą chwilą tracę powoli oddech. Wycofałem się pod drzwi, prawie potykając się o Łosia, którego zaalarmowałem płaczem, po czym wybiegłem z domu i dopadłem do drzwi sąsiadki, którą widziałem może dwa razy kiedy tutaj przychodziłem w odwiedziny. Co jeśli otworzy ktoś inny, co jeśli nikt nie otworzy? W końcu walnąłem w drewno dłonią i odsunąłem się, żeby w razie czego móc uciec, chociaż na tych nogach to ja nigdzie uciec już nie dam rady.
Usłyszałem śmiech kobiety za drzwiami, jak powiedziała komuś ,,Poczekaj chwilę". Drzwi się otworzyły, a ja miałem pustkę w głowie i ściśnięte gardło. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona.
-Le...-chwyciłem się mocno za koszulę na piersi, kiedy za sąsiadką pojawił się jej mąż i poczułem na sobie jego wzrok. Zacząłem się jeszcze bardziej trząść, ale nie mogłem odpuścić, Sanka na mnie liczył, prawda?-Lekarz...proszę, proszę wezwać lekarza...-wyjęczałem, ledwo trzymając się w pionie, rozmazując makijaż na twarzy.
-Wszystko w porządku?-zapytał mężczyzna, postępując krok w moją stronę, ale nie pozwoliłem mu podejść bliżej. Odskoczyłem w tył, uderzając się ramieniem o cienki filar podtrzymujący daszek nad drzwiami, po czym uciekłem do domu Sanki, gdzie było bezpiecznie, przynajmniej kiedy drzwi były zamknięte, a Sanka był żywy. To były czasy, co? Dlaczego mam wrażenie, że to trwało tak krótko?
Wpadłem do domu i trzasnąłem drzwiami po części dlatego, że oparłem się o nie plecami gdy padałem na ziemię. To jeszcze nie wszystko. Muszę zrobić coś więcej. Co się robi w takich sytuacjach? Co się robi? Spojrzałem na rękę Sanki wystającą poza łóżko. Przytaknąłem sobie kilka razy głową i zebrawszy się w sobie, wstałem z ziemi i pobiegłem do kuchni, licząc, że żaden kot nie wpadnie mi pod nogi. Gdzie to było? Przeszukałem szafki, ale to czego szukałem znalazłem dopiero w koszyku w łazience. Dopadłem do chłopaka, ściskając bandaże w dłoni.
-Sanka... To trochę zaboli...-uprzedziłem go, chcąc, żeby mi odpowiedział, że wie, że mam się nie przejmować, że wytrzyma trochę bólu, że to nic takiego. Zacząłem zbierać w garści gęstą krew rozlaną na ziemi. Ciągnęła się, bo przez ten czas zdążyła nieco skrzepnąć, ale i tak próbowałem wlać ją jakoś do otwartej rany chłopaka. Chciałem, żeby to pomogło, ale krwi było zbyt dużo, żebym wszystko dał radę zebrać z ziemi. Rozwinąłem bandaże i kompletnie po omacku, zacząłem owijać rękę Sanki. Wiedziałem, że to nie pomoże, ale nie mogłem znieść myśli, że podczas gdy on umierał tutaj samotnie, ja się bawiłem w kąpieli albo malowałem. Powinienem był coś zrobić wcześniej, powinienem był go odwiedzić kilka dni temu, powinienem napisać do niego list. Wtedy na pewno sprawy potoczyłyby się inaczej. Trzymałem go za owinięty nadgarstek i płakałem, czekając aż jakaś magia chłopaka ożywi. Co mogę jeszcze zrobić? Jak mogę go zachęcić do powrotu?
-No weź, Sanka... Przyniosłem sernik... z rodzynkami.-dodałem i zaśmiałem się cicho, przez łzy. Nie lubił sernika z rodzynkami, ale jak robiłem wczoraj, to mi się jakoś tak sypnęły. Mógłbym wyjeść rodzynki z jego kawałka, oddać mu lukrowaną polewę z mojego, żeby było sprawiedliwie. Pociągnąłem nosem i znów zacząłem cicho wyć kiedy sobie pomyślałem, że już nigdy nie ponarzeka mi na te głupie rodzynki.
Przytuliłem się do jego ręki, ale to było za mało. Wspiąłem się niepewnie na łóżko, obok chłopaka, ułożyłem mu się na piersi, wciskając twarz w jego szyję, obejmując go. To było okropne, tego temperatura, źle się przytulało takie zimno, ale obecnie to jedyne co mi do przytulania pozostało. To okropne ostatnie wspomnienie i bałem się, że ta krew i ten chłód zostaną ze mną do końca życia, a nie ta uśmiechnięta, rumiana buzia, kiedy spędzaliśmy razem czas. Bałem się, że go źle zapamiętam, a nie chciałem, nie chciałem go takim pamiętać.
-No i czemu...-kolejne spazmy płaczu mną szarpnęły, kiedy skuliłem się bardziej przy nim, dalej na nim częściowo leżąc. Nie rozumiałem dlaczego to zrobił. Przecież starałem się być przy nim, chciałem, żebyśmy spędzali ze sobą czas, to był w końcu ktoś przy kim nie bałem się być, z kim nie bałem się rozmawiać. W końcu jak kogoś takiego znalazłem, to znajomość się nagle kończy? Co to ma być?
Usłyszałem krzyki za drzwiami, kroki, niespokojne rozmowy sąsiadki z lekarzem, ale mało mnie to obchodziło. Zamknąłem oczy, wyciskając kolejne łzy na szyję Sanki, która miała na sobie jeszcze trochę jego żywego zapachu. Przytuliłem się do niego mocniej, głaszcząc go łagodnie po włosach. Powinienem był takie rzeczy robić wcześniej i częściej. Nie było mnie przy nim kiedy mnie potrzebował, nie było mnie przy nim kiedy czuł się źle, więc chociaż będę przy nim teraz i niech wszyscy robią co chcą, ale ja nie mam zamiaru go puszczać, choćby nie wiem co. Będę pilnował go, żeby już nic złego mu się nie stało. Wiem też, że kiedyś się jeszcze spotkamy, nieważne czy w tym życiu, czy w następnym, ale się spotkamy. Tak więc, do zobaczenia Sanka, już się nie mogę doczekać i poczekaj na mnie gdziekolwiek jesteś, dobra?

Z/T 2x T^T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Camdin 2/16 - Page 4 Empty Re: Camdin 2/16

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach