Dom publiczny Sari'otri

+2
NPC
Mistrz Gry
6 posters

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Pią Wrz 25, 2020 5:26 pm

autor: Piotr Krezelewski z ArtStation
Budynek na ulicy Ornora 15
Właścicielka: Fircylla Thovell

Kilka minut spacerem od dzielnicy portowej znajduje się dwupiętrowy, zadbany budynek, którego drewniane ściany zostały obłożone płytkami z ciemnej cegły. Z ulicy ciężko zajrzeć do środka, ponieważ niemalże wszystkie okna są zasłonięte ciężkimi, welurowymi zasłonami.
PARTER
Piętro bardziej administracyjne niż usługowe. Znajdują się tutaj biura sekretarzy, jak i biuro samej właścicielki Domu. Oprócz tego są tutaj łazienki, magazynki ze sprzętem, poczekalnia oraz pokój dla pracowników, żeby mieli gdzie spędzić czas, kiedy potrzebują przerwy w pracy.
Po wejściu przez ciężkie drewniane drzwi i minięciu ochroniarza, można śmiało przechadzać się po dość otwartej przestrzeni. Zapach świec i aromatów w połączeniu z ciemną kolorystyką mogą na początku przytłaczać, ale da się do tego przyzwyczaić. Przed dalszym zwiedzaniem trzeba zgłosić się do sekretarza, umówić się na wizytę lub uregulować opłaty i poczekać na pracownika lub pracownicę, którzy zaprowadzą klienta w odpowiednie miejsce.
PIERWSZE PIĘTRO I DRUGIE PIĘTRO
Tutaj dostać się można wchodząc po szerokich, wyłożonych dywanikiem schodach. Na tych piętrach obsługiwani są klienci, więc nie znajdzie się tutaj nic oprócz pokoi sypialnych, do których dołączone są łazienki. Pokoje przed przyjściem klienta są odpowiednio przygotowywane, żeby później nie tracić czasu na sprzątanie czy szukanie potrzebnego sprzętu.
Po korytarzach co jakiś czas przechadza się ktoś z ochrony, zazwyczaj w towarzystwie znudzonego pracownika.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pią Wrz 25, 2020 6:51 pm

WTOREK/ŚRODA

Długo nie mogłem zasnąć po tym jak się obudziłem w środku nocy. Już prawie zasypiałem i nagle coś szurnęło, nagle usłyszałem westchnięcie czy ciche uderzenie. Mam nadzieję, że to słyszałem, nie chcę wyjść na szaleńca. Ze świecznikiem w jednej ręce i z kotem w drugiej chodziłem po domu kilka razy i zaglądałem w każdy kąt.
Cały przepocony i nieświeży zasnąłem dopiero koło południa i spałem prawie do dziewiętnastej. Miałem mało czasu, żeby się umyć i zająć kotem, ale dałem radę i nie spóźniłem się do pracy, chociaż musiałem biec do niej.
Przywitałem się z tym z kim przywitać się musiałem. Odebrałem dokumenty od Matki i Naom'hana, który właśnie kończył robotę, po czym schowałem się w swoim gabinecie. Przejrzałem papiery, nie było w nich nic specjalnego. Ktoś zalega z opłatą, ktoś chce urlop, ktoś złożył wniosek o nowy sprzęt. Noc zaczyna się więc spokojnie.
Po szybkim zajęciu się najłatwiejszymi sprawami zrobiłem sobie krótką przerwę. Wyjąłem kartkę i zacząłem pisać list do mamy. Chciałem wyżalić się jej, że nie dałem sobie najlepiej rady u Sanki, że ciągle się denerwowałem i koniec końców musiałem poprosić o chwilę samotności w łazience, co było żenujące, ale, że ciasto przyjacielowi przynajmniej smakowało. Liczyłem na słowa otuchy, ewentualnie radę i ponowne zapewnienie, że na pewno nie było tak źle. Przeczytałem list, sprawdziłem błędy i naszły mnie wątpliwości. Mama czeka na ważnego gościa, a ja nie chciałbym jej humoru niszczyć. Bałem się, że przełoży moje samopoczucie ponad własne pragnienia, chociaż... trochę nie byłem pewien czy mając do wyboru spotkanie ze mną, a spotkanie się z wielkim, szanownym Panem Mantisem, wybrałaby mnie. Nie mam jej tego za złe, to dobrze, że chce sobie ułożyć życie na nowo i ciągle szuka. Z drugiej strony byłbym zazdrosny, że sprowadzić chce kogoś na stałe do naszego domu, kiedy zawsze byłem tylko ja i ona. Może właśnie dlatego namawiała mnie do szukania sobie znajomych. Chyba chce mnie wypchnąć z gniazda. Męczę ją? Możliwe. Czy gdybym męczył, to czy by mi to powiedziała? Nie. Westchnąłem ciężko.
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zgniotłem list w kulkę i wrzuciłem go do szuflady, którą zamknąłem na klucz.
-Proszę.-odpowiedziałem, kładąc przed sobą kartkę na kolejny list, tym razem list do klienta, który zalega z opłatą. Uniosłem wzrok i odwzajemniłem nieśmiały uśmiech Arfasta, kilka lat starszego ode mnie chłopaka, naszej nowej zdobyczy.
-W czym mogę pomóc?-przyglądałem się mężczyźnie kiedy zajął miejsce po drugiej stronie biurka. Widziałem jak się dosunął bliżej krzesłem, co mi w duszy nie pasowało, nie po to krzesło stoi w takiej odległości w jakiej stoi, żeby ktoś je przysuwał do mnie.
- A, tak przyszedłem... Nie miałem co robić... -rzucił rozglądając się po pomieszczeniu. Patrzyłem na niego jeszcze kilka sekund czekając na kontynuację i dokładniejsze wyjaśnienie, ale nie doczekałem się tego. Już któryś raz tutaj do mnie przychodzi i tylko siedzi, czasami zagadując o pierdoły, a później wychodzi i wraca do pracy. Nie rozumiem go, a to co robi, sprawia, że czuję się niekomfortowo. Mógłbym nasłać na niego ochronę, ale prawda jest taka, że nie mam powodu. Nie grozi mi chłopak, nie przeszkadza w pracy, jedynie siedzi i się gapi.
Skinąłem głową i wróciłem do pisania listu, a kiedy ten był już gotowy, zakleiłem go i włożyłem do szuflady z listami do wysłania. Czas na zajęcie się budżetem i sprzętem. Wyjąłem gruby zeszyt, kolejne kartki i zacząłem z nikłym uśmiechem wpisywać cyfry w odpowiednie kratki i liczyć ile na co można wydać.
- Gdzie Łoś? -wybił mnie tym z rytmu, bo przez cały czas do tej pory siedział cicho. Zerknąłem na niego kiedy nachylił się i oparł brodą o biurko. Lekko zdębiałem.
-Ym... Nie-Nie wiem. Pewnie gdzieś się kręci po Domu. Jak chcesz, to możesz go poszukać.-zaproponowałem i ku mojej uciesze chłopak odpowiedział tylko ,,Jasne." i ruszył na poszukiwania.
Odetchnąłem z ulgą, upijając kilka łyków herbaty. Zerknąłem na drzwi i kusiło bardzo, żeby zamknąć je na klucz, ale wiedziałem, że nie byłoby to na miejscu.
Po około dziesięciu minutach, znów usłyszałem pukanie do pokoju i znów zobaczyłem Arfasta, tym razem promieniał szczęściem. Zajął miejsce przy biurku i tuląc Łosia do piersi głaskał go po rudym futrze.
- Wiesz, kiedyś miałem kota w domu, ale zdechł. -zarzucił tematem rozmowy, którego nie miałem zamiaru ciągnąć. Pokiwałem tylko głową i nakreśliłem kolejny ciąg cyfr na stronie zeszytu.- Mogę go zabrać do pokoju, jak klient przyjdzie? Popatrzy sobie. -oj tak zastanawia mnie czy bycie obserwowanym jest tym co chłopak lubi, czy może chodzi o to, że akurat zwierzę na niego patrzy.
-Możesz, o ile wypuścisz go przed czwartą. Nie mam zamiaru zostawiać go tutaj na noc.-spojrzałem na Łosia, który całkowicie sflaczał na nogach chłopaka. Zdrajca.
- Świetnie! -przytulił kota i zwyczajnie wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przynajmniej to w nim jest dobre, że puka przed wejściem i nie zostawia mi otwartego pokoju kiedy go opuszcza.
Nie wstając z fotela zerknąłem za okno, myśląc dalej nad rudzielcem, który za niedługo będzie świadkiem dziwnych rzeczy. To nie jest znęcanie się nad zwierzętami chyba. W sumie mógłbym z kotem... Na bogów nie! Nie o to mi chodzi! Zmarszczyłem brwi czując jak rumieniec wychodzi mi na policzki przez moje głupie myśli, będące zupełnie inne niż bym chciał. Zastanowiłem się jeszcze chwilę i po raz kolejny okrzyczałem siebie w głowie. Nie chodziło mi o kota kota, zwyczajnie... niektóre rzeczy, które koty robią są słodkie. Lizanie, mruczenie, ocieranie się. Mógłby mi tak...ymm...ktoś... Nie ważne. Zażenowanie mną rosło. Oparłem się czołem o blat i stęknąłem cierpiętniczo, przeklinając siebie w myślach za jakieś dziwne przemyślenia. Mam nadzieję, że nie ma tu nikogo, kto czyta w myślach.
Zamruczałem krótkie słowa narzekania i podniosłem się z biurka. Muszę zabrać się do roboty. Przydałoby się też napisać list z przeprosinami do Sanki. Pokiwałem sam do siebie głową. Zerknąłem na naścienny zegarek. Mam na to dużo czasu.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Sob Wrz 26, 2020 8:22 pm

Kolejna noc w pracy mijała jak każda inna. Kogoś umówić, do kogoś napisać list, jakiś sprzęt spisać na straty, zarządzić dostępnym budżetem. Wszystko szło płynnie i gładko, no i nie miałem niezapowiedzianych gości peszących mnie spojrzeniami.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę.-uniosłem wzrok znad papierów i uśmiechnąłem się półgębkiem do wystającej zza drzwi głowy jednej z pracownic.
- Matka cię wzywa, ponoć ma jakąś sprawę. O klienta chodzi. -nakreśliła mi moje nowe zadanie.
-Rozumiem, dziękuję. Już idę.-skinąłem głową dziewczynie kiedy zamykała za sobą drzwi. Westchnąłem ciężko. Oby to nie chodziło o tego klienta, któremu ostatnio musiałem dać zakaz wstępu, bo się rzucał. Lubią klienci czasem składać skargi, że niesłusznie oskarżeni zostali. Zdarza się.
Zamknąłem gruby zeszyt leżący na biurku, schowałem go do szuflady, którą zamknąłem na klucz.
-Chodź Łoś.-zamruczałem do kota, który podniósł się z kanapy w moim gabinecie, przeciągnął się i dopiero później do mnie podbiegł. Wyszliśmy na korytarz. Zamknąłem za sobą drzwi. Sprawdziłem dwukrotnie czy na pewno je zamknąłem, po czym ruszyłem do gabinetu Matki.
Stanąłem przed sporymi drzwiami. Schyliłem się jeszcze, żeby podrapać Łosia za uchem i zapukałem do pokoju.
- Wejdź Kiti. -usłyszałem zza drzwi i wszedłem do pokoju, uważając, żeby przypadkiem nie trafić wzrokiem na żaden erotyczny obraz czy rzeźbę, których pełno jest w pokoju Pani Bevin.
-Wzywała mnie Pani, w sprawie klienta...-zacząłem sam nie wiedząc czy kontynuując. Usiadłem na krześle przy biurku kiedy kobieta wskazała mi krzesło. Sprawa niby dotyczy klienta, ale denerwowałem się nią bardziej niż zwykle, a moje nadmierne martwienie się sprawiało, że stresowałem się jeszcze mocniej. Okropne, błędne koło.
- Tak... Nasz kochany dłużnik... -sięgnęła do jednej z teczek.- Znasz go, Aranai Zevis, czy tam Aranek Dzbanek, on to ma wyobraźnię. -westchnęła kręcąc głową z uśmiechem, a ja nie wiedziałem czy to przez miłe wspomnienia związane z mężczyzną czy przez to jak idiotycznie jego wymyślone imię brzmiało.
-Tak. Pisałem do niego w tej sprawie listy, zaproponowałem zatrudnienie się u nas jeśli nie byłby w stanie pieniędzmi zapłacić.-przechyliłem delikatnie głowę chcąc połączyć informacje. Drgnąłem niespokojnie kiedy Łoś wskoczył mi na nogi. Przytuliłem go do piersi i zacząłem głaskać.
- Oh, z jego umiejętnościami zarobilibyśmy krocie. -czyżbym widział na jej twarzy żal, że mężczyzna tutaj nie pracuje? Zastanowiło mnie to.- Ale nie o tym mowa. -pomyślała chwilę, przerzucając papiery na drugą stronę.- Mamy lekką nadwyżkę w budżecie. Myślę, że możemy odpuścić mu długi. To w końcu nie jest tak, że on je nam kiedykolwiek spłaci.-otworzyłem nieco szerzej oczy.
-Ale myślę, że nadwyżkę możemy wykorzystać w inny sposób...-zacząłem, ale kobieta przerwała mi ruchem dłoni.
- Nie mogę się nie zgodzić, jednak to jest nasz stały klient...
-...który nie płaci za usługi.-tym razem to ja jej przerwałem, nie podobało mi się do gdzie to zmierza.
- Który nie płaci za usługi. -wskazała na mnie palcem kolejny raz się uśmiechając, zupełnie jakbym wygrał jakąś nagrodę na loterii.- Czy bliskiemu przyjacielowi nie dałbyś zniżki mój drogi? Przyznaj szczerze. -zmrużyła nieco oczy, oczekując mojej odpowiedzi.
Zastanowiłem się chwilę i pomyślałem o Sance, który niedawno pytał mnie o naszych lekarzy. Gdybym mógł mu w razie potrzeby dać zniżkę, to bym dał. Wydąłem lekko policzki i zmarszczyłem brwi patrząc na rudzielca przysypiającego mi na kolanach.
- No właśnie Kiti. -odłożyła kartki, upiła łyka wina z kieliszka stojącego na blacie.- Ma czas do końca lata na spłacenie długu. Spłaci, to świetnie, będziemy na plus. Nie spłaci, to trudno, zapomnimy o sprawie. -mrugnęła do mnie, a ja spojrzałem na nią zmęczonymi oczyma i skinąłem głową na zgodę. Koniec końców, to jej burdel, nie mój.- Wspaniale. -zamknęła teczkę i uderzeniem dolnych krawędzi kartek o blat wyrównała ich ułożenie.- Możesz wracać do siebie. W razie czego przychodź śmiało i pytaj. Aha i niech ta rozmowa zostanie między nami. -posłała mi przyjazne spojrzenie kończąc tym samym rozmowę.
Podniosłem delikatnie Łosia z moich nóg, wyszedłem z pokoju i ruszyłem do swojego gabinetu.
-Świetnie.-burknąłem pod nosem wiedząc, że takie przekręty i odpuszczanie klientom sprawią, że w moich idealnie uzupełnionych dokumentach będę musiał skreślać masę rzeczy i zmieniać dane. Niech mnie Zevis w dupę pocałuje jak się tu następnym razem zjawi i będzie czegoś chciał od nas.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Paź 12, 2020 6:48 pm

Kolejna noc w pracy mnie niczym nie zaskakiwała. Było jeszcze bardziej typowo niż normalnie. Kilka listów do dłużników, kilka osób skreślić z listy, napisać kondolencje, spisać straty i umówić kilku klientów. Nic wymagającego, ale akurat dzisiaj mi to nie przeszkadzało.
Odłożyłem pióro i rozłożyłem się wygodnie na fotelu, głaszcząc Łosia odpoczywającego mi na udach. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i myślałem. Ostatnio myśli kręcą mi się w kółko wokół tej jednej osoby, z którą mam nadzieję będę się coraz lepiej dogadywał. I znów się zarumieniłem głupio. Przyłożyłem dłonie wierzchem do policzków, żeby je nieco schłodzić.
-Głupie.-bąknąłem pod nosem. Zerknąłem na kota, który kompletnie się niczym nie przejmował. Mógłbym mieć sierść, nie byłoby widać, że mi niezręcznie.
Wyjąłem z szuflady kartkę i położyłem ją przed sobą. Oparłem się łokciem o biurko i patrzyłem się w papier. Napiszę, najwyżej zmiętoszę list i wyrzucę jak się coś nie uda.
Złapałem za pióro i zacząłem pisać, zatrzymując się co zdanie i zastanawiając się dlaczego brzmię tak źle w tym liście.
-Dramat, Łoś.-westchnąłem kiedy zacząłem pisać o odwiedzeniu mamy.-Brzmię jak jakaś irytująca narzeczona.-rzuciłem pióro na bok i położyłem się czołem na blacie.-Narzeczona, co nalega na poznanie mamusi...-westchnąłem i przeczytałem list.

,,Kochany Sanko,

Przepraszam jeśli zawalam Ciebie listami, a ty masz dużo innych rzeczy do roboty. Nie musisz mi odpisywać jeśli nie masz czasu, albo nie chcesz.
Sam nie wiem do końca dlaczego piszę tak nagle, skoro niedawno pisaliśmy. Może trochę tęsknię. Ostatnio rozmawiałem o Tobie z mamą i bardzo Cię polubiła, nawet zaprosiła nas do siebie na obiad, więc jeśli będziesz chciał iść kiedyś do niej ze mną, to powiedz. Chociaż teraz mama ma dużo pracy, więc wolałbym jej nie przeszkadzać, ale nie martw się, nie zapomnę o jej zaproszeniu jeśli ty zapomnisz. Masz więcej czasu, żeby wymyślić komplementy dla jej sukienek, bo na pewno się jakimiś pochwali."


Załamałem się ponownie nad moim nielepiącym się monologiem. Zgniotłem kartkę, po czym wyrzuciłem ją do palącego się słabo kominka.
-Ehhh...-sapnąłem jeszcze raz, znów przylepiając się czołem do biurka. Zastukałem obcasem w ziemię, zrobiłem dziubek myśląc intensywnie. Mógłbym napisać, że Łoś tęskni. Co? Jeszcze gorzej by to było.
-Jakbym napisał mu tylko, że za nim tęsknię, to będzie to brzmieć podejrzanie, co nie?-zmartwiłem się trochę. Czułem, że nie umiem balansować dobrze na tej granicy między zbyt mocnym dystansowaniem się, a zbyt mocnym spoufalaniem się. To było niezwykle frustrujące.
Przewróciłem oczami i uznałem, że jak nie wiem co napisać, żeby nie brzmieć przy tym jak zdesperowany osobnik, to nie napiszę nic.
Wstałem i zaniosłem Łosia na kanapę będącą w moim gabinecie. Sięgnąłem na półkę po jedną z teczek i już po chwili, gryząc się w dłoń z nudów, numerowałem po kolei rubryczki, a ich trochę było. Przynajmniej później nie będę musiał tego robić.
Mimo wszystko list dalej chodził mi po głowie, ale każdy kolejny pomysł był jeszcze gorszy od poprzedniego. Nie miałem zamiaru się ośmieszać przed Sanarinem, jakbym już tego nie zrobił rycząc bez powodu w jego domu. Żenujące. Zostaje mi tylko wierzyć, że faktycznie mu to nie przeszkadzało, ale nie ufam, wiem, że sobie coś o mnie pomyślał, wszyscy sobie coś myślą, a co dopiero po czymś takim. Pewnie będzie mi to wypominał, na pewno będzie! Takich rzeczy się nie zapomina w końcu. Do końca życia załatwiłem sobie u niego łatkę płaczki.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Paź 26, 2020 12:17 am

Ostatnio pracownicy narzekają mi na braki w sprzętach, co w sumie znajduje odzwierciedlenie w moich zeszytach z wydatkami i zyskami. Więcej klientów to znaczy, że więcej na przykład olejków do masażu jest zużywanych. Stałem więc teraz w magazynie i przeglądałem wszystkie półki i pudełka. Miałem przy sobie notes, żeby zapisać czego brakuje i miałem też kartkę z tym czego brakuje według pracowników.
Łoś grzecznie siedział na czatach w otwartych drzwiach i rozglądał się na boki, zaczepiając łapką każdego kto przechodził korytarzem i czasem za te bezczelne ataki nagradzano go głaskami. Mruczał rudzielec.
-Zdrajca.-mruknąłem do niego, mrużąc oczy. Wróciłem do pracy powoli notując wszystko co przydałoby się kupić. Nie było tego dużo, to był chyba problem. Gdyby to były ciężkie rzeczy czy coś takiego, to mógłbym zrzucić robotę na Naom'hana, a tak, to ja będę musiał po to wszystko pójść. Muszę sobie zaplanować jaki dzień mogę na to poświęcić. Niespecjalnie mi się uśmiechało robienie tego w tygodniu, a i w dni wolne nie miałem ochoty tego robić. Ogólnie jakoś nie chcę wychodzić z domu częściej niż to konieczne. Dobrze, że chociaż delegacje mi Matka odpuszcza, chyba przestraszyła się jak jej powiedziałem, że skręciłem kostkę ostatnio. Skręciłem kostkę czy byłem chory? Już nie pamiętam co komu mówiłem. Zastanowiłem się z przestrachem, że to może się wydać. Byłoby nieprzyjemnie gdyby się wszyscy dowiedzieli, że mnie jakiś demon opętał na plaży i wyżarł pół brzucha i przeżyłem tylko dlatego, że jestem wampirem. Zerknąłem na swoje ubrania i stwierdziłem, że wyglądam źle, bardzo źle. Znów schudłem? Możliwe... Mam taką nadzieję. Tylko będę musiał zmodyfikować swoje ubrania, żeby nie wisiały tak na mnie. Westchnąłem ciężko. Byłem zmęczony tym wszystkim, naprawdę chciałem się zamknąć w domu i nie wychodzić. Ewentualnie mogę zamieszkać a biurze.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Vigi Pon Paź 26, 2020 12:45 am

Przeciągnąłem się leniwie w wannie, rozchlapując trochę wody na ziemię. Nie chciało mi się opuszczać tego cieplutkiego miejsca, ale trzeba było. Jeszcze dwóch klientów i mam wolne. Ta myśl mnie zmotywowała. Dam z siebie wszystko w pracy, to będzie mnie stać na działkę. Tak, to są moje plany. Nie wiem gdzie się wyprowadzę, ale to zrobię. Tylko burdel będę musiał zmienić, żeby nie mieć aż tak daleko do pracy. Kitikulu mi wszystko załatwi, on się zna na takich rzeczach, albo Naom'han, on też ogarnia gdzie dobrze jechać.
Wyszedłem z wanny i owinąłem się ręcznikiem. Wytarłem się dokładnie i powąchałem swoją skórę, która przesiąkła delikatnym alkoholowym zapachem. Kocham olejki do kąpieli i przyznam, że znikają tak szybko, bo zabieram je sobie do domu. W końcu też chcę mieć jakieś dodatki z tej pracy.
Naciągnąłem na tyłek bieliznę, zarzuciłem na ramiona lekki, czarny szlafrok oraz ubrałem na stopy miękkie kapcie, żeby sobie stóp nie pobrudzić chodzeniem po ziemi.
Stanąłem nad zlewem, nachyliłem się do lustra i dałem swojemu odbiciu buziaka.
-Co tam piękny?-zaśmiałem się słodko i zapozowałem nieśmiało i delikatnie, ćwicząc wygląd dla klienta. Zauroczony wejrzałem sobie w oczy, uciekłem wzrokiem speszony tym intensywnym wgapianiem się we mnie. Ledwie muskając swoją skórę, przesunąłem palcami po szyi, obojczyku, przesunąłem na pierś. Zerknąłem na odbicie, po czym znów się uśmiechnąłem i wyszedłem z łazienki. Czy ktoś jeszcze na świecie potrafi zawstydzić własne odbicie? Wątpię.
Krok za krokiem schodziłem po schodach, trzymając się kurczowo barierki przymocowanej do ściany. Nawet nie patrzyłem na przeciwną stronę schodów, nie miałem zamiaru zerkać w przepaść. Dwa piętra to nie mało, a ja nie mam zamiaru spadać z takiej wysokości.
-Viguś!-obróciłem się i zobaczyłem Matkę idącą do mnie z kawą w rękach.
-Nie podchodź do mnie z tym.-fuknąłem na nią, natychmiast przykładając dłoń pod nos, żeby zatkać sobie w nim dziurki i nie musieć wdychać ohydnego kawowego odoru, na co kobieta się zaśmiała.
-Taki duży, a kawy się boi. Słodki jesteś.-klepnęła mnie w zabawie w tyłek.-Przynoszę wieści. Szanowny Pan Evlop przysłał list, że się dzisiaj nie zjawi, jego żona zmarła rano. Spotkanie przeniósł na pojutrze. Nao sprawdził w kalendarzu i ci pasuje, nie martw się.-poinformowała mnie i upiła łyczka kawy.-No.. A teraz wracaj do pracy. Praca, praca!-zaświergoliła radośnie i ruszyła w stronę swojego gabinetu.
Uśmiechnąłem się do niej i nie przejmując się niczym, kontynuowałem spacer po budynku. Mam jeszcze jakieś pół godziny zanim klient przyjdzie.
Maszerowałem sobie w tę i z powrotem, aż zobaczyłem rudy, koci łepek patrzący na mnie z zaciekawieniem. Skoro Łoś tu jest, to pewnie Kitikulu też, chociaż to nie zawsze się sprawdza. Łoś to kot wyzwolony, on chodzi gdzie chce.
Kocur nie musiał zaczepiać mnie łapką, żebym do niego podszedł i go pogłaskał, bo zwyczajnie złapałem rudzielca i podniosłem go z ziemi zanim zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
Zajrzałem do pomieszczenia i oto on, znalazł się. W końcu wygrzebał się ze sterty papierów i szuka powodu, żeby sobie dołożyć pracy. Niby tak narzeka na pracoholizm Naom'hana, a sam lepszy nie jest.
-Co tak wzdychasz?-zaczepiłem umalowanego nastolatka i uśmiechnąłem się kiedy ten podskoczył wystraszony moim nagłym przybyciem. Ładny jest, ale nie w moim guście, za mało ma ciała, ja jednak wolę czuć chłopa czy babę na sobie. Mimo wszystko, może jakby spędzał więcej czasu z ludźmi, to i on by znalazł kogoś dla siebie. Każda potwora znajdzie swojego amatora.
Pogłaskałem Łosia, który zaczął uderzać mnie z czółka w brodę licząc na drapanie. Będę na każde jego skinienie, bo w końcu po to go wziąłem na ręce. Oby mi tylko nie podrapał szlafroku.
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Paź 26, 2020 12:55 am

Podskoczyłem kiedy usłyszałem nagle czyjś głos. Przycisnąłem notatnik do piersi i spojrzałem spłoszony na chłopaka stojącego w drzwiach, z moim kotem na rękach. No tak, Łoś pilnuje idealnie, ale nie umie ostrzegać kiedy ktoś się zbliża.
Opuściłem ramiona, które odruchowo uniosłem za bardzo. Sapnąłem cicho i spróbowałem się rozluźnić. Nie lubię być w tym pomieszczeniu z kimś, za ciemno tutaj, a jak zamkniesz drzwi, to już w ogóle.
-A nic... Przeglądam rzeczy, bo dużo sprzętu brakuje. Olejków strasznie dużo idzie. Nie rozumiem dlaczego aż tyle.-popatrzyłem na kartkę.-Może będziemy musieli się przestawić na inne, bardziej wydajne.-mruknąłem już bardziej do siebie niż do chłopaka.
Spojrzałem na niego niecierpliwie. Jakoś tak niezręcznie mi się zrobiło kiedy przyjrzałem się jego ubraniu, które aż tak dużo nie zakrywało. Zarumieniłem się lekko kiedy pomyślałem sobie, że też mógłbym chodzić ubrany jak on. W sensie już chodzę, ale w domu, a nie... nie dla kogoś... Ale ja jestem głupi. Rumieńce weszły mi na policzki kiedy pomyślałem o jednej osobie, która tak jak ja lubi koty i uwielbia moje wypieki.
-Masz jakieś zamówienia? Zapiszę je teraz.-rzuciłem szybko, chcąc rozbić tę ciszę i pozbyć się jakoś niezręczności jaka nagle mnie dopadła. Złapałem pewniej ołówek i zerknąłem na mieszańca, który dogadywał się z moim kotem jakoś za dobrze.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Vigi Pon Paź 26, 2020 1:17 am

Słuchałem go, jak się tłumaczy i w tym samym czasie dałem Łosiowi dłoń do wylizania.
-Nie!-uniosłem się lekko kiedy powiedział o zmianie olejków.-W sensie te obecne dobrze pachną. Inne olejki nie będą miały tego samego zapachu. Ciężko o lepszy.-moja argumentacja nie była najlepsza przyznaję, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby burdel odebrał mi moje olejki.
Widziałem jak na mnie spojrzał. Zawsze była ta zabawna nutka zdezorientowania, szoku, a później marszczenie brwi i rumienienie się. Nie tylko na mnie tak patrzy, na innych też. Tyle tu pracuje, a dalej nie przywykł do takich widoków? Możliwe. Zawsze taki był? Kiedyś pracę traktował nieco swobodniej mam wrażenie. Śmiesznie jeśli to jest oznaka tego, że z nastolęctwa wszedł w dorosłość.
Wzruszyłem ramionami na jego słowa. Pocałowałem Łosia w łepek.
-Nie. Olejki tylko, wiesz, że ich potrzebuję dużo.-podszedłem do chłopaka i zajrzałem do pudełka.-Może wstążki jeszcze by się przydały. Jakieś 4....-zmarszczyłem lekko brwi i pokazałem palcami preferowaną szerokość wstążki. Zapomniałem słowa. Niby mówię w tym języku już trochę, ale czasem jak zapomnę słowa, to go sobie za nic nie przypomnę.
-Czerwona najlepiej żeby była.-dodałem jeszcze kolorek.
Patrzyłem na buźkę chłopaka gdy ten zapisywał moje zamówienie. Przyglądałem się mu i analizowałem jego skupioną mimikę. W końcu uniosłem rękę, przystawiłem kciuk tuż nad jego brwią, którą szybko podniosłem palcem. Nie goniłem go gdy mi uciekł wystraszony.
-Wyglądałbyś dużo lepiej gdybyś nie miał ciągle tej zmartwionej facjaty.-oto moja profesjonalna opinia. Mógłbym jeszcze dodać, żeby się nie malował tak mocno, bo makijaż może odwracać uwagę od jego urody, ale podejrzewałem, że jeden komentarz na dzisiaj mu starczy.
Uśmiechnąłem się do niego sympatycznie, po czym odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia z pokoju. Poczochrałem jeszcze Łosia po brzuszku i odstawiłem go na ziemię.
-Zostań tu i pilnuj, żeby się tak nie naburmuszał.-kocurek zaskrzeczał, chyba na zgodę, o ile rozumie co mówię. Wyprostowałem się i popatrzyłem na Kitikulu.-Do zobaczenia.-rzuciłem i zwyczajnie poszedłem na dalsze zwiedzanie Domu. Nie było nic ciekawego do oglądania, więc szybko skończyłem w moim pokoju, gdzie mam klienta przyjąć.
Zdjąłem to co będzie zbędne i uwaliłem się w samym szlafroku na łóżku. Chyba spróbuję się jeszcze zdrzemnąć, najwyżej klient mnie obudzi kutasem albo wymyśli inny równie cudowny sposób.

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Paź 26, 2020 12:45 pm

Zmarszczyłem lekko brwi kiedy zobaczyłem jego reakcję. Olejki nie są chyba aż tak dobre, żeby tak o nie walczyć. Skinąłem mimo wszystko głową. Skoro chce te olejki, to będzie mieć te olejki. Matka odpuszcza klientom długi jak chce, to może odczuje to jak nie zrezygnujemy z kilku "niezbędnych" rzeczy. Może to wredne, a może to tylko płowe nadzieje na to, że coś tym zdziałam i wywalczę nieodpuszczanie długów.
To nie tak, że rumienienie się to moja oznaka dorosłości. Wyszły na wierzch pewne wydarzenia... Zwyczajnie nie każdy czuje się komfortowo przy półnagich ludziach.
Przyglądałem się ostrożnie chłopakowi. Był niższy ode mnie, więc nie budził we mnie takiej paniki jak inni. Mimo wszystko postanowiłem się odsunąć o krok.
Zerknąłem na niego kiedy wspomniał o wstążce, faktycznie nie było jej dużo a pudełku, ale nie miałem jej na liście, więc nie uznałem jej za rzecz potrzebną do kupienia. Skinąłem głową i zapisałem wstążkę, od razu zapisałem też długość żebym się w sklepie nie musiał zastanawiać.
Poczułem palec na czole. Uniosłem wzrok i cofnąłem się gwałtownie, znów przyciskając do piersi notes.
-Proszę tego nie robić.-mruknąłem zdenerwowany. Zmarszczyłem brwi na powrót i wbiłem w niego obrażone spojrzenie kiedy dał mi radę. Nie zareagowałem na nią, zwyczajnie patrzyłem jak wychodzi z pomieszczenia.
Przyłożyłem dłoń do czoła i pogładziłem miejsce między brwiami. Może on ma rację, tylko jak mam się nie mieć zmartwionej miny kiedy ciągle się martwię albo boję?
Zgromiłem Łosia złym spojrzeniem, a ten w geście przeprosin podszedł do mnie i otarł się mi o nogę. Kucnąłem przy sierściuchu i pogłaskałem go po grzbiecie.
-Niedługo znów się spotkasz z Kotką.-zapowiedziałem mu i uśmiechnąłem się na myśl o spotkaniu. Może faktycznie nie będę się tak martwić. Ćwiczyłem w domu trochę, czuję się już spokojniejszy. Uda mi się... kiedyś. Może jeszcze nie teraz, w końcu Selinday nie zbudowano w jeden dzień. Westchnąłem i dałem kocurowi całusa między uszami.
-Pewnie za kilka dni będziemy musieli iść na zakupy. Cieszysz się, co?-zaczepiłem zwierzaka, na co ten zaskrzeczał miaucząco. Oj lubił chodzić na spacery, uwielbia to. Każde wyjście to dla niego niezła atrakcja.
Poprawiłem ustawienia pudełek, przejrzałem jeszcze sprzączki w niektórych paskach, żeby upewnić się, że nic wymieniać nie trzeba i w końcu wyszedłem z magazynku.

Z/T
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Vigi Sob Lis 07, 2020 8:38 pm

18+ Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ

Z rękami skutymi kajdanami i przyczepionymi do wezgłowia leżałem spokojnie. Przeciągnąłem się na łóżku czekając na klienta. Abri, znajoma z pracy, która pomogła mi się przygotować, już wyszła, więc nie miałem za bardzo z kim pogadać. Przez przepaskę na oczach nie mogłem się też zająć oglądaniem tak dobrze znanego otoczenia.
Postawiłem stopy bliżej pośladków, uważając, aby nie przydepnąć piętami gładkiego szlafroku. Westchnąłem i poczułem jak dreszcze przechodzą mi po plecach, a włoski na ciele stają mi, tworząc gęsią skórkę. Kilka okien było uchylonych, bo klient lubi zimno. Zmarszczyłem brwi myśląc, że mógłby się pospieszyć, bo nie chcę marznąć i jak na moje życzenie drzwi do pokoju się otworzyły. Kluczyk w zamku został przekręcony i stłumione przez dywan kroki ledwo dolatywały do moich uszu.
-Dobry wieczór.-mężczyzna przywitał się niskim głosem. Usłyszałem jak zdjął płaszcz i rzucił go na krzesło lub ziemię.
-Dobry wieczór, Panie.-odpowiedziałem nieco drżącym z podekscytowania głosem. Pamiętam, jak kiedyś dziwiło mnie to, że kogoś może podniecać takie tytułowanie, ale teraz rozumiem, że wystarczy być w odpowiednim nastroju. Przesunąłem niecierpliwie nogami po pościeli. Ostatnie oddechy i zaczyna się prawdziwa praca.
Podszedł powoli do łóżka, zapewne przyglądając mi się uważnie. Uklęknął na materacu przy moich nogach. Westchnąłem cicho kiedy swoje zimne z podwórka dłonie ułożył na moich kostkach i przesunął w górę, po obwiązanych czerwoną wstążką nogą.
-Wszystkiego najlepszego, Panie.-złożyłem mu życzenia z okazji urodzin. Schlebia mi to, że chce akurat mnie w tą specjalną noc. Może nie każdy by się cieszył z takiego wyróżnienia, ale dla mnie to dużo znaczy.
Przeciągnął opuszkami po moim udzie i ułożył mi dłoń na brzuchu. Złapał w garść wstążki owijające mnie w pasie i mocnym pociągnięciem za nie przesunął mnie po pościeli bliżej siebie, próbując wcisnąć mi się w ten sposób między nogi. Syknąłem gdy cienkie pasma wbiły mi się w plecy, ale nie pozwoliłem mu zrobić tego co chciał. Złączyłem kolana, unosząc nieco nogi do piersi, na co usłyszałem chrapliwe prychnięcie śmiechu, a już po sekundzie moja szyja silnym chwytem była wciskana w miękkie łóżko. Jęknąłem cicho, znów czując jak wstążki wbijają mi się w talię kiedy mężczyzna ciągnie za nie w górę, by unieść moje biodra i zmusić do rozchylenia nóg. Tym razem mu się udało i natychmiast poczułem jak ociera się biodrami o mnie.
Oparłem się niepewnie palcami stóp o materac, falując ciałem, gdy walczyłem o oddech, którego klient tak bardzo nie chciał mi dać jeszcze kilka chwil.
W końcu puścił moją szyję i mogłem odetchnąć gwałtownie, pokusiłem się nawet o drobny kaszel dla odrobiny pikanterii. Nachylił się nade mną, a jego długie włosy załaskotały mnie w nos.
-Będziesz grzeczny?-zapytał mnie, szeleszcząc mi oddechem tuż przy uchu. Czułem na sobie jego wzrok i podobała mi się ta niepewność gdy nic nie widziałem przez opaskę na oczach.
-Chciałbyś...-wymruczałem w odpowiedzi z zaczepnie uniesionymi kącikami ust. Kolejny raz prychnął krótkim śmiechem i chwycił mnie za włosy.
Takiej odpowiedzi się spodziewał. Nie, takiej odpowiedzi pragnął. W końcu więcej zabawy jest w walce, niż jak ktoś ci coś da na tacy.

Z/T
Vigi
Vigi

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaż na prawym biodrze
-tatuaż na prawej dłoni (więź z demonem)
Obrażenia tymczasowe:
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ważne przedmioty:
-kukri (prezent od Natha)
Ubiór : Info w KP.
Źródło avatara : Pinterest

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Killian Falone Sob Lut 13, 2021 12:45 am

Trzeba było przyznać, że budynek był... ładny, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Ale taki właśnie miał być, prawda? Przyciągać wzrok i usypiać czujność jednocześnie. Przeszło mu przez głowę, ile kieszonkowców mogło się tu pałętać, zarówno wśród klientów, jak i pracowników. Dodatkowy napiwek, z którego nie trzeba się tłumaczyć, a alkohol i używki zwykle robiły świetną zasłonę dymną. Pomijając już sam fakt, że kobiety towarzyszące w głównej sali nie uznawały czegoś takiego jak przestrzeń osobista.
Wciąż dziwiło go, że Cerbin ich tu zabrał. Falone zdecydowanie węszył podstęp, niezależnie od tego, jak poważnie, niewinnie i nieszkodliwie wampir będzie się zachowywać. Coś tu było nie tak, ale przecież skoro go zaprosił, szkoda by było odmawiać.
Zielone ślepia przesunęły się po utrzymanym w ciepłych barwach salonie, kiedy Falone niespiesznie zsuwał kaptur z głowy. Panujący wszędzie półmrok był dla niego niezwykle przyjemny. Zwykle wnętrza, o ile używane, o takiej porze są dobrze oświetlone, wchodząc z ciemnej ulicy trzeba się postarać, by nie mrużyć oczu. Tutaj nie miał tego problemu, a całość wystroju wydawała się przez to bardziej archaiczna. Dla Killiana niemal przez to znajoma, na wielu dworach i zamkach widywał meble podobnego stylu. Musieli tu nieźle zarabiać na wszelkich desperatach, skoro stać ich było, by tak się urządzić.
— Kiedy tu ostatnio byłeś? — Zerknął na Cerbina, oderwawszy w końcu myśli od samego lokalu. Przez moment miał zamiar zapytać, czy w ogóle kiedykolwiek Amenadiel przekroczył te progi, ale ciągnięcie bajeczki o znajomych było zabawniejsze. Po prawdzie jednak nadal wątpił. Chyba byłby zaskoczony, gdyby jego śmieszki okazały się prawdziwe.
Niespiesznie skierował się do jednych z drzwi, które należały do osób zarządzających gośćmi. Kątem oka udało mu się wychwycić zegar, tak dobrze wkomponowany w resztę, że dokładając rozkojarzenie i procenty łatwo było go przeoczyć.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Cerbin Amenadiel Sob Lut 13, 2021 11:01 am

Podstęp. Podstęp. Misterny plan, pułapka, zmyłka, zarzucenie sieci i kleszcze wbijające się w ofiarę, która już może się tylko wierzgać, nie widząc ratunku. Oh Killianie, Twoja nieufność była wręcz zbyt dobrze dostrzegalna, a zarzuty błyszczały w Twych pięknych oczach, którymi pewnie uwiodłeś niejedną piękność. Lecz surowa twarz Amenadiela nie przestawała ozdabiać się uśmiechem, jakby podekscytowania i radości, że spędzają razem miło czas. Czy aby napewno? Ależ Killianie, widzisz tu grę, oszustwo, prawda? Więc to zapewne musi być uśmiech łgarza, którego bawi to, że stąpasz tak, jak marionetkarz szarpie sznurkami. A nuż może się mylisz, myląc podstęp, z czystą sympatią i chęcią umilenia Ci chwili…?
Powoli weszli do najsłynniejszego zamtuzu w Selinday, aby zostać powitani przyjemnym półmrokiem, oraz móc nacieszyć się widokiem przepięknych kobiet. Powiadają, że to najstarszy zawód na świecie, który nigdy się nie skończy. Czasem Cerbin zastanawia się, co o tym myślą ojcowie tych ślicznotek, lecz stara się przestać zaprzątać sobie tym głowę, gdyż byłaby to nieco hipokryzja, jeśli z ich usług miało się zamiar korzystać.
Spojrzał znów na Falone, kiedy zadał pytanie, zaś sam przeczesał swoją długą grzywę, unosząc lewy kącik w górę i odwracając się w kierunku jakiegoś mężczyzny, który siedział na półokrągłym siedzisku, opleciony przez dwie skalane damy.
-Kiedy… chyba wtedy, gdy nie zdążyłem pomóc pewnemu mężczyźnie, którego zastrzelił jego własny syn… hm, tak, to było wtedy, lata temu. Musiałem… oczyścić umysł- Przyłożył rękę do piersi, gdzie znajdowało się serce. -Hmm, teraz to takie odległe, a to miejsce takie samo. Chociaż coś nie przemija…
Dodał po dłuższej chwili, po czym znów spojrzał na Killiana, znów wiodąc pełny uśmiech na swoją twarz, kiedy tylko spostrzegł, że trzy kobiety już się podkradły za plecy Falone, zaczynając sunąć swoimi dłońmi po jego żebrach, ramionach i piersi, zupełnie jakby został otoczony przez wroga, a teraz pozostało mu tylko wybrać, kto zada ostateczny cios. Chociaż tutaj, na tym polu bitwy, mógł o tym decydować. Niezauważalnie skwasił na chwilę swój wyraz twarzy, nie wiedząc czemu, ale szybko zachichotał.
-Zamówię nam coś do picia. Nie przeszkadzaj sobie. Takich pięknych kobiet nie można długo ignorować.
Rzucił swobodnie, przymykając złotawe oczy, aby zaraz oddalić się w kierunku baru.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Sob Lut 13, 2021 1:40 pm

DINA BEVIN

Praca, było jej dzisiaj strasznie dużo. Jeden sekretarz się źle czuł i nie przyszedł, nie powinnam być tym w sumie zdziwiona, bo ostatnio często mu się to zdarza. Może to zima tak działa na ludzi? Tak czy inaczej bardziej mnie zaskoczył Naom'han, bo ten pracoholik zawsze się do roboty rwał, nie ważne czy jego matka umarła czy połamał żebra, bo ze schodów spadł. Odkryłam jednak jego oczywistą słabość, papużki. Jedna mu się pochorowała i poleciał z nią do lekarza. Niby ma być w pracy za godzinę, ale nie wiem, nie wiem. Kiedy twoje dzieciątko jest chore, człowiek jest gotowy odciąć sobie rękę, żeby mu pomóc. Podobno, nie wiem, dzieci nie mam.
Westchnęłam ciężko i wstałam od biurka. Wszyscy umówieni klienci są ogarnięci, bo przychodzą, pobierana jest opłata i znikają w pokoju. Problem jest zawsze z tymi spontanicznymi gośćmi, co przychodzą, coś chcą i nie zawsze wiadomo jak im to dać, bo pracownicy oraz pokoje zajęte.
-Powiedz mi ty mój drogi, co ja mam zrobić z tymi rozpustnikami?-popatrzyłam na niewielką, porcelanową rzeźbę nagiego mężczyzny podejrzanie mocno zainteresowanego osłem co obok niego stał. Sztuka.
Wzięłam notes w jedną rękę i wyszłam z gabinetu, zamykając go na klucz, który wsunęłam między ściśnięte gorsetem piersi. Jeśli ktoś będzie mi chciał go ukraść, to będzie musiał go wyjąć zębami. To by było całkiem przyjemne, o ile by mnie w cycka nie ugryzł. Wtedy by w łeb dostał.
Spojrzałam na chłopaka, który przechadzał się z herbatą w rękach.
-Sali? A ty nie masz klientki?-zmrużyłam oczy i szukałam w myślach czy dobrze mówię czy jednak nie.
-Nie przyszła od półgodziny, więc mam przerwę.-skrzywił się nieznacznie, bo brak klienta to brak pieniędzy. Mruknęłam coś pod nosem niezadowolona i machnęłam ręką przywołując do siebie młodego.
-Chodź, może coś dla ciebie znajdę.-skinął głową, przeczesał przydługie kasztanowe włosy palcami i ruszył za mną w stronę baru.
Kiedy weszłam do sali od razu zobaczyłam pracownice mizdrzące się do jakiegoś faceta, nie przyciągnęło to jednak mojej uwagi na długo, bo i nie był to specjalnie zaskakujący widok w takim miejscu.
Przy barku też ktoś był. Cóż, ludzie wszędzie dookoła są, niezwykle ciężko o skrawek prywatności kiedy się wyjdzie z gabinetu.
-Tak sam Pan siedzi? Może ma Pan na coś ochotę? Kawę proszę Rakku.-przywitałam się, złożyłam zamówienie i usiadłam na wysokim krześle przy elfie, obok mnie usiadł mój towarzysz. Nieco znudzony, może zmęczony, może zwyczajnie nie miał nadziei na to, że coś zarobi. A raczej znudzony był dopóki nie zobaczył kogo to jego koleżanki próbują namówić na usługi. Uniósł jedną brew, uśmiechnął się kącikiem ust, żywo zainteresowany nieznanym klientem. Nie musiałabym go długo namawiać żeby poszedł tam i spróbował swoich sił.
W innym kącie sali pewien drakuleta był obmacywany przez rozochocone lisice, prawiące tony komplementów. Jeden uznałby się za szczęśliwca, że takim zainteresowaniem się cieszy, a inny uzna to za niezwykłe utrapienie. Moim zdaniem jeśli jesteś piękny powinieneś się dzielić sobą, aby inni mogli poczuć to jaką wspaniałą osobą jesteś. Nie bądź nieśmiałym skąpcem.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Killian Falone Pon Lut 15, 2021 1:34 pm

Zastrzelony przez własnego syna. Ironia losu, choć bardziej uderza jego patologia. Niewdzięczny dzieciak czy raczej chory psychicznie? A może to z ojcem było coś nie tak, tylko nikt o tym nie wiedział, o, to by był ciekawy obrót spraw. Czy Killian się tym przejął? Nie, oczywiście, że nie. Rzuciło mu się tylko w oczy, jakie znaczenie miała dla Cerbina ta sytuacja. Był przecież przyzwyczajony do śmierci w różnej formie. Czyżby w ratowaniu tego człowieka upatrzył sobie jeden ze swoich punktów honoru? To możliwe.
— Sam też nie przemijasz — mruknął, chyba nie do końca dostrzegając podniosłość jego słów. Porównanie do domu publicznego raczej nie brzmiało dobrze.
Pójść to już nigdzie nie zdążył, bo zaraz poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Zerknął za siebie, a na jego ustach pojawił się leciutki uśmiech na widok dziewczyny z rudymi kosmykami opadającymi jej na policzki, która szybko skryła ślepia za kurtyną malowanych rzęs.
— No proszę, z każdą chwilą coraz milej... — wymruczał, wodząc wzrokiem po jej twarzyczce, choć dziewczyna wcale nie patrzyła na niego, a jego sylwetkę.
— Wątpiłeś w to? — odparła pewna siebie.
— Czym jeszcze mnie możesz pozaskakiwać? — Uśmiechnął się kocio, zaraz przenosząc wzrok na Cerbina. — Idź, idź, nie ociągaj się... — Odprowadził go rozbawionym spojrzeniem i zerknął na dwie pozostałe dziewczęta, które również na nim skupiły swoją uwagę, raz po raz błyskając jasnymi ślepiami w półmroku. — A my znajdziemy jakiś przytulny kąt — dodał z zadowoleniem płynącym w głosie. Złapał rąbek peleryny i otoczył nią drugą z lisiczek, której lekko kręcone włosy błyszczały ciemno mysią barwą.
Jaka postura, godna wojaka. Jaki gest, jak u najlepszej szlachty. A jakie oczy, w końcu nieczęsto takie się widuje... Wiedział, że nie mówią szczerze, żadne nie mówiły. No, może poza uwagą o oczach, tą wstępną, która woniała mniej lizusostwem, a bardziej zauważeniem nowej cechy. Padła z ust Myszki i to ją posadził zaraz obok siebie.
— Nigdy cię jeszcze nie widziałam, a znam tu prawie wszystkich, jesteś przyjezdny? — zapytała blondynka na jednym tchu, opierając drobne dłonie o bok półokrągłej sofy w kącie. W jej błękitnych ślepiach zamigotało zaintrygowanie, gdy Killian na nią spojrzał, ale chyba nie doszukał się tam niczego specjalnego.
Tak, tak, oczywiście, że zna wszystkich w stolicy, a wszyscy, których nie zna, musieli przyjechać. Zwłaszcza, że pewnie większość doby siedzi tutaj, a kiedyś trzeba spać.
— To nie byłoby nic nowego w Selinday — odparł, ale nie zdążył dodać nic więcej.
— Nie słuchaj jej, jest wścibska — burknęła cicho Myszka, opierając się łebkiem o jego ramię. Lekko zmrużyła ślepia, kiedy zaczął wodzić sobie palcami wśród jej miękkich włosów. Pewnie dlatego nie dostrzegła grymasu blondyny.
— Wścibskość bywa intrygująco ryzykowna. — Puścił jej ucho, gdy ta zsunęła się głową na jego kolana i przerzuciła nogi przez boczne oparcie.
— Ale jest taka przewidywalna... — westchnęła teatralnie, wodząc sobie ręką po jego kołnierzu.
— Twój przyjaciel chyba zgubił drogę przy ladzie — zachichotała trzecia, która chwilowo przewieszała się przez oparcie tuż z prawej strony Killiana. Zaraz po jej słowach rozległ się ogólny cichy śmiech, kiedy tylko sam Falone przygarnął ten przytyk.
— To do niego podobne. — Przeniósł wzrok na dziewczynę, której ułożył dłoń na policzku. — Ale dobrze, więcej wykwintnych trunków dla mnie... — wymruczał, na chwilę zaciągając się zapachem jej perfum, aż zaintrygowane spojrzenie rudzielca zaczęło biegać po nim całym.
Szaraczka delikatnie wydęła usta z niezadowoleniem i podparła się rękoma o kanapę.
— Na twoim miejscu spróbowałabym czegoś nowego... — wymruczała miękko, kiedy jej usta znalazły się tuż przy szczęce Falone'a, a dziewczyna uśmiechnęła się zaczepnie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Cerbin Amenadiel Pon Lut 15, 2021 3:41 pm

Amenadiel zbliżył się do baru, gdzie też tam już barman przyglądał się mu uważnie. Dosiadł się do lady, cicho wzdychając.
-Dwie szklaneczki whisky, przyjacielu.
Poprosił, kładąc monety, które odbiły się z charakterystycznym brzdękiem. Za moment spojrzał za siebie, będąc ciekaw jak radzi sobie Killian. Widok jego radości i zagarnięcie dziewczyn w ustronny kąt, wywołał lekkie zdziwienie na jego bliznowatej twarzy, skrywającej podekscytowanie. A więc drogi Falone nie miał nim przeciwko, zachłannie biorąc wszystkie trzy do towarzystwa. Brzmi interesująco.
Jego uwagę odwróciły słowa kobiety, która także zawitała do baru. Wyczuł jej zapach, więc była obok, nawet nie musiał zerkać.
-Lubię własne towarzystwo, lecz nie jestem tu sam.- Odparł spoglądając zaraz na nią, a wtedy tęczówki lekko zadrgały. Lata mogą mijać, twarz się starzeć, ale dobra pamięć wystarczy, by kogoś rozpoznać. Czy to była… oh, zrobiło się jeszcze bardziej intrygująco, tym razem nie kryjąc swojego uśmieszku. -Mój towarzysz jeszcze chyba nie może się zdecydować.- Dodał zaraz, bo Lian chyba jeszcze nigdzie się nie wybierał. Wtem Cerbin pochwycił podstawione mu pod nos szklanice. -Wybaczy, Pani.
Kiwnął głową, po czym wstał. Ciekawe, czy kobieta go pamietała, mimo to, wolał nie spuszczać tego dzieciaka z oczu. Hm, dzieciaka. Chyba dla niego zawsze będzie tym młodszym i mniej rozgarniętym bratem.
Amenadiel po chwila odnalazł półokrągłą sofę w kącie, gdzie już wylegiwała się cała czwórka, a jego lekko bawiło. Samemu obrał fotel, który stał obok nich, zaś na stoliczek tuż przy nogach, postawił mu szklankę.
-Na mój koszt, drogi Lianie.
Wykonał okrąg swoją szklanką, lekko chyląc głowę, po czym usiadł w forelu, zakładając nogę na nogę i pijąc swoje whisky. Złote oczy obarczył na dziewczynach, jedna po drugiej, by ostatecznie spoczęły na Falone. Uśmiechnął się lewym kącikiem ust.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Pon Lut 15, 2021 5:01 pm

DINA BEVIN

Nie poznała go, bo dlaczego miałaby go poznać? Przez tyle lat zbyt wielu ludzi przewinęło się jej przez ręce, żeby się nad każdym rozczulać. Więc jeśli nie jesteś stałym klientem lub nie pojawiasz się mniej więcej regularnie, to nie masz szans na kartę lojalnościową.
Zerknęłam z Salim na mężczyznę, no w sumie Sali się mu cały czas przyglądał. Przeczuwał jednak, że nie ma szans w starciu z trzema chytrymi pannami. Ręce im się lepią nie tylko do klientów, ale i do ich portfeli oraz błyskotek jakie mają na sobie. Eh, niby ochrzan dostały porządny jakiś czas temu, z resztą nie chodziło też wtedy o duże sumy, niby trzymają łapki przy sobie, ale kto wie, kto wie. Ulicznego złodzieja nie tak łatwo z kogoś wypędzić.
-Rozumiem.-uśmiechnęłam się i sięgnęłam po gorącą kawę.-Jak coś, to jestem tutaj, gotowa dobić targu.-poinformowałam i wróciłam do swoich zajęć. Plany na kolejne tygodnie się same nie zrobią.
Zerknęłam na pracownika, co nie wydawał się być jakoś mocno skupiony na zadaniu jakie mu chciałam dać. Popatrzyłam na niego, popatrzyłam na Liana i uśmiechnęłam się.
-Wiesz, ja ci nie bronię próbować. Jak cię uderzy, to wyciągniemy od niego jeszcze zadośćuczynienie.-rzuciłam mimochodem, wzruszając ramionami. Nie jestem za stosowaniem przemocy klientów wobec ludzi dających usługi, ale tutaj akurat jest przyjemna sytuacja, bo zawsze mogę się upomnieć o zapłatę za uczynione szkody, a jak wiadomo, wygląd dla prostytutki jest niezwykle ważny, do tego każde uszkodzenie ciała może wpływać na jakość wykonywanej pracy, a satysfakcja klienta to podstawa. No nie ważne, nie ma co się na tym rozwlekać, bo już się zaczęło dziać.
Chłopak znał burdelową podłogę lepiej niż zwykli śmiertelnicy, więc bez problemu dostał się do klientów bez zaskrzypienia deskami. Zakradł się od tyłu do Killiana, licząc, że towarzyszący mu elf nie zepsuje jego planów zdradzeniem jego pozycji. Płynnie ułożył dłonie na ramionach drakulety, od razu biorąc się za rozpinanie kilku górnych guzików i wsuwanie rąk pod koszulę. Miał ochotę go złapać za szyję i poddusić, ale nie ustalali jeszcze szczegółów usługi, więc nie wiedział czy by mu się to spodobało.
Na jego szczęście miękka skóra ukrywała jego płeć, a dziewczęta łaszące się o więcej uwagi, próbowały odwracać uwagę od chłopaka stojącego za plecami Falonea, czerpiąc w duszy przyjemność z nieświadomości klienta. Zawsze to jakaś rozrywka.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Killian Falone Wto Lut 16, 2021 12:04 am

Kątem oka wyłapał, że Cerbin się na niego ogląda, ale nie poświęcił mu uwagi. Podobnie jak i całej reszcie obecnych w sali osób za wyjątkiem tych trzech panien, które teraz całkiem go otoczyły, starając się podsycić tętno i ciekawość białowłosego. Nie były bardzo cierpliwe, co zdawało się dawać mu swego rodzaju satysfakcję.
— A chcesz mnie sprawdzić ze znawstwa? — odparł cicho ku jej zadowoleniu, za moment przenosząc wzrok na Cerbina, który zdecydował się do nich dojść. Kiedy usiadł na fotelu zamiast kanapie, ruda dziewczyna zwinnie wyminęła bok mebla i usadowiła się między nimi.
— Skąd ta nieśmiałość? — zapytała z kocim uśmiechem. Kątem oka widziała skradającego się Saliego, toteż szybko przeniosła uwagę na Killiana, zwłaszcza, że padło imię.
— Jakiś ty hojny, mam się czegoś spodziewać? — rzucił z rozbawieniem i już miał sięgnąć po szklankę, kiedy na jego ramionach i obojczyku pojawiły się cudze ręce. W dodatku nie należały do żadnej z trzech dziewcząt, ale były równie delikatne i zdecydowane.
— Zostaw go, ja tu się spodziewam — odparła Myszka apropo Cerbina, zbliżając usta do jego twarzy na kilka milimetrów, by za moment położyć się z powrotem na kanapie i jego kolanach.
— Ah tak? — Przytknął palec do jej podbródka, zaraz zjeżdżając nim niżej w stronę głębokiego dekoltu, na co wyprężyła się lekko w bok niczym kot. Oparła jedną rękę o jego tors, wpełzując palcami między guziki koszuli.
Kiedy obce zza pleców zaczęły sunąć do kolejnych guzików, Falone złapał jedną z nich i obejrzał się z łokciem na oparciu. Omal nie uśmiechnął się za szeroko na widok zniewieściałego chłopaczka.
— No no no, a ja myślałem, że zatrudniają tu tylko te ładne — zaśmiał się z szyderczą nutą i odkleił od siebie drugą łapę młodzieńca. — Nie masz nosa, szczeniaku... — Sięgnął po szklankę whisky, którą wyzerował. — Zrobiło się tu tłoczno, nie sądzisz? — mruknął do dziewczyny, którą postawił na ziemi i sam wstał, ruszając za nią, choć na moment jeszcze zatrzymał się przy chłopaczku, by szepnąć mu do ucha. — Myślisz, że dlaczego zostawił wszystkie dla mnie? — Zwieńczył to szelmowskim uśmiechem, by zaraz zniknąć na schodach.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Cerbin Amenadiel Wto Lut 16, 2021 3:06 pm

Oczy Cerbina zbiegły na rudowłosą, która jako pierwsza przeniosła całą uwagę na jego osobę. Lekko się zbliżyła, ale ten nie przestawał się do niej uśmiechać.
-Nieśmiałość? Hm, chyba od urodzenia tak mam.
Odparł jej żartem, gdyż on raczej był ostatnią osobą, którą możnaby tak określić. Był wręcz zbyt śmiały, w niejednych działaniach. Teraz jednak rozchodziło się o coś zupełnie innego. A przypomniał mu o tym Killian, który jak zwykle, bardzo nieufnie przystąpił do jego szlachetnej oferty zadośćuczynienia za ten… niefortunny atak.
-Wyłącznie dobrej zabawy, mój drogi.
Upił łyk ze szklanicy, nie mówiąc nic więcej. Ciężko określić, czy dlatego, że nie miał więcej do dodania, czy też jak zwykle, wszystko pozostawiał we własnych myślach. I to i to, nigdy nie rokowało dobrze. Bowiem tylko gadatliwy Amenadiel, był jedynie tym, czego każdy się spodziewał.
Zanim się zorientował, za Lianem stanął jakiś chłopak, który zaczął się powoli dobierać do młodszego wampira. Amenadiel uniósł brwi, bo chyba Falone nie był tego świadom. “Interesujące” pomyślał, obserwując to dalej, ale zaraz, dosyć spodziewanie zresztą, Killian przyłapał na tym tego młodzieńca, dosadnie odrzucając jego podrygi. Cerbin westchnął, choć miał dobry nastrój. Mimo to, poczekał jeszcze chwilę, mogąc obserwować tę scenę. Zwłaszcza, że Lian chyba wybrał swoją ulubienicę, gotów spędzić z nią miłe chwile. Ale drogi przyjaciel zapomniał, że Cerbin miał nieco czulszy słuch od reszty, zwłaszcza w tak małej odległości. Mimo to, sprytna zagrywka, bez powodu złośliwa, ale sprytna.
-Nie wierz temu dżentelmenowi, młodzieńcze, jego paskudna natura sprawia, że zazwyczaj z tego tylko kłopoty wychodzą.
Wtrącił się im, chwilę przed tym, jak Killian i Myszka udali się w swoim kierunku. Amenadiel powiódł za nimi wzrokiem, zastanawiając się co teraz. Chyba jego obserwacja na chwilę się zakończyła. Odwrócił spojrzenie, na resztę, którą pozostawił. Chłopaka i dwie kobiety. Oho, czyli teraz to on jest ich umilaczem czasu? W porządku.
-Macie ochotę na szachy? Macie może szachy?
Zapytał z uśmieszkiem. Czy był poważny, to już inna sprawa.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Wto Lut 16, 2021 6:27 pm

SALI

Czerpał przyjemność z tego co robił. Jego praca jest jego pasją, chociaż gdyby miał inną pracę też by ją lubił. Tak czy inaczej nie stawiał się kiedy jego ręce zostały powstrzymane przez dalszym eksplorowaniem wampirzej klatki piersiowej. Uśmiechnął się zadziornie na komentarz.  
-No patrz, a ja jak zaczynałem tu pracę, myślałem, że nie wszyscy klienci są ładni. Niestety większość wygląda jak... ty.-skrzywił się przy tym lekko, jasno pokazując co miał na myśli. Może i Falone brzydki nie był, pewnie to wiedział, ale nie mógł tak zostawić tego, że go próbował obrazić. Mimo wszystko, ta krótka wymiana zdań mu się podobała. Trochę wredności, trochę zakłucia igłą przeciwnika. Orzeźwiające.
Zabrał z niego ręce i ułożył je na oparciu siedziska. Nie odsuwał się, bo bycie w tym towarzystwie i obserwowanie wszystkiego z bliska mu się podobało.
Obdarzył spojrzeniem drugiego klienta, który się nigdzie nie wybierał. Uśmiechnął się do niego, wyczuwając, że ten raczej nie ma ochoty na zabawy. To całkiem zabawne. Zrozumiałym jest chodzenie do lekarza z towarzystwem, bo się ktoś boi, ale chodzenie razem do burdelu?
Patrzyli wszyscy, jak odchodzą w siną dal, do krainy płatnej przyjemności. Sali zastanawiał się co będą tam robić i już wiedział, że kiedy klienci opuszczą budynek, zacznie wypytywać koleżankę po fachu co się tam działo.
Ściągnął brwi słysząc pytanie tego co został.
-Szachy, to nie wiem. Dina, mamy jakieś gry? Mamy, co nie?-rzucił głośno, do szefowej, co dalej przy barze siedziała i delektowała się kolejną kawą.
-Hmm. U Kitusia w gabinecie coś powinno być.-odparła, po czym wyjęła pęczek kluczy, wyskubała z niego jeden konkretny i wystawiła go w stronę chłopaka. Klucz został odebrany i już po kilku minutach na stoliku przed Cerbinem była rozkładana planszowa gra pachisi (w sensie chińczyk ziomki). Pionki stały na miejscach, gotowe do walki, a kostka grzała się w dłoni jednej z dziewcząt.
-Pionek wychodzi z domku tylko kiedy wyrzucimy ,,1" lub ,,6". Jeśli wyrzucimy coś innego i pionek nie może wyjść, trzeba się za to pozbyć z siebie jakiejś części ubrania.-ogłosiła chytrze rudowłosa, niezwykle dumna z tego pomysłu.
-Dodatkowo ubrania pozbywamy się również kiedy ktoś zbije nam pionek w czasie gry.-dodała druga kobieta.
Sali popatrzył na nie z rozbawieniem. Dużo rozbierania, a ich trójka, jako prostytutki i tak nie mieli na sobie zbyt wielu ubrań.
-Jak tak bardzo chcecie się przed nim rozebrać za darmo, to dlaczego już teraz tego nie zrobicie?-wyśmiał je, chichocząc, za co oberwał z otwartej dłoni w czuprynę.
-Narzekasz.-fuknęła i podała kostkę Cerbinowi.-Zaczynaj.-poleciła i posłała mu kuszący uśmiech. Niech się elf nie krępuje wyrzucać złe liczby.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Killian Falone Nie Lut 21, 2021 1:27 am

Poprowadziła go korytarzem do pokoju na samym jego końcu. Nie protestował, w końcu pokój nie miał takiego znaczenia, a przy okazji mógł zawiesić wzrok na ładniejszym widoku niż boazeria. Myszata oparła się o klamkę i wślizgnęła do środka z chytrym uśmiechem jeszcze zanim ją dogonił. Pozostawiła mu niedomknięte drzwi, w których szparze mignęła w obrocie jej zwiewna sukienka.
Cicho i z wyczuciem zamknął za sobą drzwi, wodząc wzrokiem po sylwetce dziewczyny. Bacznie i ciekawsko, ale nie jak wygłodniały pies, co zdawało się intrygować. Większość klientów domu, nie tylko tutejszego, należała do tego drugiego rodzaju.
— Co teraz? — zapytała cicho, przymykając ślepia, tak że ledwo mógł dostrzec ich blask przy świecach.
Killian uśmiechnął się pod nosem i podszedł, zatrzymując się tuż przy niej, aż mogła poczuć jego oddech na twarzy.
— Po cóż wybiegać w przyszłość? — wymruczał, jedną ręką obejmując ją w talii, drugą poprawiając jej włosy za uchem. — Niech nas zaskoczy...
Drgnęła lekko i sięgnęła do tych kosmyków, gdzie białowłosy wetknął kulisty kwiat.
— Skąd go...
— Ukradłem. — Uśmiechnął się szelmowsko. — Biorąc przykład z lepszych — dodał, wyjmując monetę z wiązania kokardy na plecach.
Ten widok wprawił ją w konsternację, nie przypuszczała, że zauważył, a tym bardziej, że ominie jeszcze bardziej oczywistą kryjówkę. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, nim nie zatopił warg w jej miękkich ustach. Spiła ochoczo ten pierwszy pocałunek, mrucząc cichutko. Z jej malowanych ust przeszedł na zarys drobnej szczęki i gładką szyję. Tak miękką i ciepłą, wręcz czuł każde uderzenie jej serca, szybsze i wyraźniejsze wraz z każdą kolejną sekundą. Ręka zjechała na jej ramię, zsuwając w dół fikuśne ramiączko sukienki, by odsłonić jasną skórę. Spięła się leciutko, czując jak zimna moneta jedzie jej po wykrojonych plecach, by w końcu głośno uderzyć o podłogę. Zaraz obok wylądowała ta nieszczęsna wstążka...
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Lut 21, 2021 10:20 am

W czasie kiedy Sali rozmawiał z Diną na temat szachów, Cerbin raz jeszcze powiódł wzrokiem w kierunku punktu, gdzie ostatni raz widział Liana. Czy wygrasz z pokusą…? Pomyślał, ale nie mógł nawet poświęcić czasu własnym myślom, bo chłopaczyna powrócił z grą zastępczą. Zasady były mu znane, ale… a nie, czyli je lekko modyfikują. Dziewczyny też były chętne do gry, więc mieli czterech graczy. Mimo to, z zaintrygowaniem słuchał co mówi Ruda, oraz Blondynka. Zachichotał z rozbawieniem, przekładając nogi na siebie, coby druga odpoczęła. Te reguły były jak najbardziej na jego korzyść, w końcu miał na sobie dużo więcej ubioru, niż oni. Mimo to, nie protestował.
-Młodzieńcze, gdzie satysfakcja z rozbierania się od tak? Przy grze jest zabawniej.- Opróżnił swoją szklanicę. -Dodam jednak coś od siebie. Ten kto straci cały ubiór, odpada. To pozwoli szybciej wyłonić zwycięzcę.
Uśmiechnął się, odstawiając szklankę, a w zamian przyjmując kostkę. Miodowe oczy prześledziły plansze, aby spocząć na oczkach. Zaczynajmy.

Po jakimś czasie, gra się nieco zaostrzyła przez konsekwencje reguł. Biedne dziewczyny dosyć szybko odpadły z gry, bo nie miały za wiele elementów ubioru do oddania, więc teraz pozostało im grzać się o siebie. Bardziej zacięta walka była między Cerbinem, a Salim, który pozostał już w samej bieliźnie, co dawało mu ostatnią deskę ratunku. Wampir z kolei, poza bielizną, zachował jeszcze spodnie, lecz wolał nie wstawać, bo cwanie zdał pasek, który je podtrzymywał. Prostytutki mogły dostrzec, że jego blady tors przyozdobiony był większą ilością blizn, niż można było znaleźć na twarzy. Ale nie wstydził się ich, zresztą, był rozbawiony tym, że prowadzi. Rzut należał teraz do oponenta Amenadiela, więc ten podparł podbródek o rękę, którą z kolei zaparł o podłokietnik.
-Hm, znaj mą łaskę. Jeśli teraz przegrasz, pozwolę Ci zachować te resztki godności, w końcu już nie mam innych przeciwników do ogołocenia.
Uśmiechnął się, aby zaraz ziewnąć. Hm, ciekawe co u Liana.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Nie Lut 21, 2021 12:12 pm

SALI

Gra płynęła szybciej niż się spodziewał, gównie dlatego, że osoba, która straciła ubrania odpadała i mogła cieszyć oczy rozbierającymi się towarzyszami.
Gołe, pobliźnione torsy gołymi pobliźnionymi torsami, ale nie to jest ważne, tu się toczy walka między wampirem, a dziwką. Sali, mimo, że był obecnie na podobnym poziomie co Cerbin, to zdecydowanie lepiej rozbierał przeciwnika, który na samym początku miał dużo więcej szmat na sobie.
-Nie potrzebuję twojej łaski.-chwycił kości i zatelepał nimi w dłońmi.-Ale skoro rozbieranie chcesz opuścić, to może lepiej znaleźć urozmaicenie? Gramy dalej i ten kto przegra będzie musiał wykonać zadanie polecone przez wygranego. -zmrużył oczy, a zęby mu zabłyszczały w zbójeckim uśmiechu. Może już coś w głowie miał, może nie, ale liczył, że mężczyzna się zgodzi i do tego przegra.
Rzucił w końcu kośćmi, przesunął swój pionek, zbijając przy tym pionek Cerbina.
-Zdejmuj spodnie-polecił i obserwował jak wampir wykonuje rozkaz. Teraz jest po równo i ten w bieliźnie i ten. Kto wygra?
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Killian Falone Nie Lut 21, 2021 2:40 pm

* * *
  Uśmiechnął się i oparł łokciem po drugiej stronie jej głowy, robiąc kolejne wgniecenie w białej poduszce. Pochwycił na chwilę jeszcze jej usta, czując jak kolejne kosmyki włosów robią im za kurtynę.
  — Goni mnie czas — wymruczał cicho i wyprostował się.
  Dziewczyna naburmuszyła policzki.
  — Jeszcze wcześnie. — Otuliła się kołdrą, patrząc, jak ten zbiera ubrania, biedne i niechciane, porzucone wokół łóżka, a teraz wracające do łask. To było trochę zabawne, jak się tak zastanowić, jak łatwo okoliczności i publika mogą zmienić czyjeś zdanie.
  Lian obejrzał się na nią i uśmiechnął pod nosem.
  — Czy ktoś ci już mówił, że pięknie wyglądasz, kiedy jesteś zła? — Sięgnął po koszulę, ale nie zdążył jej założyć, bo położyła mu się na ramionach.
  — A ty... co właściwie robisz? — Przechyliła łebek, by oprzeć się policzkiem o jego kark.
  — Hmmm, dalej mi nie powiedziałaś, jak masz na imię — odparł kocio i wstał, narzucając koszulę.
  — Miałeś swoją szansę i nie zgadłeś — rzuciła z satysfakcją w głosie i patrzyła sobie, jak zapina kolejne guziki. W końcu jednak i ona zeszła z łóżka, żeby odnaleźć swoją cienką sukienkę i całą resztę.
  — I nie będę wiedział, o kogo pytać — zaprotestował teatralnie zmartwiony, zbliżając się, by zaraz przystanąć, kiedy się obróciła.
  — No to lepiej dobrze zapamiętaj moją twarz — szepnęła ciepło i odwróciła się na pięcie, narzucając sukienkę. Wyprostowała wstążkę, ale ta zaraz zniknęła jej z rąk, a Mysza znieruchomiała na moment, czując ciepły oddech koło ucha.
  — To nie będzie trudne, mam ku temu wiele powodów — wymruczał cicho i zacisnął jej kokardę na plecach. Odsunął się i pierwszy poszedł w stronę drzwi na korytarz, gdzie, ku satysfakcji białowłosego, szybko go dogoniła.
  — Tak łatwo mi nie uciekniesz — rzuciła z uśmiechem, zaraz przenosząc wzrok na salę, kiedy już znaleźli się na szerokich schodach.
  Killian zaśmiał się cicho na widok, jaki już z daleka ich powitał przy półkolistej sofie. Pokręcił głową z rozbawieniem i niedowierzaniem zarazem. Cerbin zawsze miał słabość do gier i zakładów, ale nie spodziewał się, że którykolwiek z nich zakończy się w ten sposób.
  — Widzę, że dobrze się bawicie, aż się czuję nie na miejscu — rzucił, opierając się jedną ręką o brzeg kanapy. Bycie jedyną parą w komplecie ubrań w towarzystwie było całkiem zabawne, ale jego uwagę bardziej przykuł fakt, że chyba rozgrywka się wyrównała. Przemknął wzrokiem po rozrzuconych wokół ubraniach, ostatecznie oglądając sobie zacięte miny Saliego i Amenadiela. Myszka tymczasem zaszła go od tyłu i uwiesiła się na nim, korzystając z miękkiego kaptura w roli poduszki pod brodę.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Cerbin Amenadiel Nie Lut 21, 2021 3:11 pm

Prychnął na odpowiedź Saliego, ale zaraz znów żywo zainteresował się nim, kiedy ten zechciał urozmaicić ich grę w finałowym starciu, co było swego rodzaju formą nagrody i kary. Cerbin zacisnął palce na oparciu fotela, wykrzywiając twarz w niepokojącym uśmiechu. Cerbin nie byłby sobą, gdyby odpuścił sobie taką stawkę. Za moment, pozostała trójka usłyszała jego tłumiony śmiech przez zamknięte usta, które nie chciały zdradzić kłów urodzonego drapieżnika. Spojrzenie jednak mówiło, że miał zamiar brać wszystko, albo nic.
-To takie niegodziwe, rzucać takie propozycję chorobliwemu hazardziście… czuję się taki bezbronny przy tej możliwości… której nie mogę odmówić.
Zachichotał, a jego chwilowe znudzenie przeminęło, oczy żywo patrzyły się w kostkę, która zaraz zastukała kilkukrotnie, zaś ruch pionka Saliego, zbił jego reprezentanta. A więc punkt dla dziwki, zaś Cerbin traci spodnie. Czyli, obaj trzymają się ostatniej deski, bez której ktoś zatonie? Ta gra stała się taka… podniecająca!
Nie zdążył jednak dostosować się do polecenia, bo dostrzegł Liana w towarzystwie Myszki, którzy zmierzali w ich stronę. Amenadiel odruchowo wstał na ten widok, a jego spodnie bez paska same zsunęły się w dół, pozostawiając go w bieliźnie, lecz ten nijak się tym przejął, badając wzrokiem, czy kobieta ma ślady ugryzienia, lecz takowych nie spostrzegł. Chwała niech będzie Saramirowi, który daje mu siłę. Wiedział, że Falone najadł się typem z zaułka, ale teraz już był pewny, że Killian nie jest więźniem nałogu, lecz zwyczajnie głodu. Takiego, dało się jeszcze uratować.
-To walka o honor. Poproś Dinę o przygotowanie rachunku. Ja już kończę.
Uśmiechnął się i zrzucił całkiem spodnie, po czym wrócił na fotel, bez zastanowienia oddając swój rzut, który przyniósł mu szóstkę. To pozwoliło jeszcze nie odpaść, a nawet wystawić wcześniej zbity pionek. To była jednak tylko formalność. To zwycięstwa wystarczył jeden zły rzut przeciwnika. Znów zachichotał.
-Pamiętaj. Obiecałeś polecenie.
Zmierzył go drapieżnym spojrzeniem, a uśmiech wyglądał na diabelski. Jakby karmił się tą chwilą. Zakończ to.
Cerbin Amenadiel
Cerbin Amenadiel

Stan postaci : Wampiryzm / Charakterystyczne blizny na twarzy i szyi
Ekwipunek : "Effusae", pistolet, trzy ukryte noże, oraz torba z fiolkami krwi w danych okolicznościach.
Ubiór : Biały uniform z czarnymi wstawkami, peleryną, wysokim kołnierzem, oraz metalowymi elementami zdobniczymi, typu pas, czy naramienniki / Elegancka czarna szata królewskiego doradcy ze złotymi zdobieniami i diadem z topazem / Smocza Zbroja
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Nie Lut 21, 2021 4:17 pm

SALI

Zaginione owieczki wróciły do grupy akurat jak kończyli grę.
Zerknął na właścicielkę skrobiącą przy barze coś w notesie. Już czuła pieniądze, tylko udawała, że nie, aby klientów nie wpędzać w poczucie bycia otoczonym.
-Mam wrażenie, że albo dasz mi coś kompletnie zwykłego, albo właśnie całkowicie w drugą stronę. -skrzywił się trochę, bo chodź sam to zapropnował, to nie znał klienta i nie wiedział jakim pojebem jest.
Rzucił kośćmi. Wypadło 3. Westchnął i oparł się wygodnie o oparcie fotela.
-Słucham? Czego chcesz? -mruknął i patrzył wyczekująco i czujnie na Cerbina w napięciu, bo nie wiedział co będzie musiał zrobić. Pomysły miał różne, a uśmiech wampira zapowiadał wszystko i nic.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach