Dom publiczny Sari'otri

+2
NPC
Mistrz Gry
6 posters

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Sob Maj 29, 2021 2:59 pm

Siedziałem w miejscu i nawet nie próbowałem opuścić pomieszczenia. Obok mnie było dwóch facetów, przy drzwiach był kolejny. Nawet gdybym chciał, to bym nie uciekł, nie ustałbym na nogach. Nie ruszałem się, jedynie moje dłonie pracowały intensywnie na obdrapanej, czerwonej już szyi, dając mi odrobinę uspokojenia i odwrócenia uwagi. Ile to wszystko trwało? Trudno mi było powiedzieć, nie zwracałem uwagi na czas, bo ważniejsze było to, żeby dawać jak najmniej oznak swojej obecności tutaj. Nie chciałem, żeby mnie zauważyli, chociaż czułem ciągle na sobie ich spojrzenia. Drobne zerknięcia, mające na szybko mnie ocenić i zadecydować o taktyce uziemienia mnie. To nie byłoby trudne nawet dla dziecka. Śmieszne, prawda?
Kiedy już wszystko zaczynało się względnie powoli wyciszać, nagle przyszła do pokoju kolejna osoba. Wysoki mężczyzna o mało sympatycznym wyrazie twarzy. Nie podobało mi się to wszystko. Zmęczone ciągłym napięciem ciało, ponownie zaczęło przygotowywać się do działania, które i tak byłoby skazane na porażkę. Mimo bezruchu w jakim zostałem, zwrócono na mnie uwagę. Najpierw spojrzenie podejrzanego lekarza, później kolejne spojrzenie z pytaniem o mnie, a temu towarzyszył wzrok ochroniarza. Poczułem się, jak zając, co właśnie widzi lecącą w jego kierunki strzałę. Znów zaczynało mi się robić niekomfortowo. Ponownie w oczach zebrały się łzy, które po kilku sekundach swobodnie ściekały po policzkach, a następnie spadały na koszulę mieszając się z krwią, wypływającą mi z podrapanej szyi. Pociągnąłem cicho nosem i od razu tego pożałowałem kiedy poczułem mocny ból w uszkodzonym miejscu.
A więc mam siedzieć tutaj i patrzeć, jak moi "przyjaciele" pomagają wariatowi, który mnie napadł? Czego innego się niby spodziewałem? Wszyscy są siebie warci, każdy ma w głowie to samo. Opatrzą go, a kiedy będą pewni, że ich kumpel jest cały i zdrowy zabiorą się za mnie. Cudownie... Cudownie... Złapałem się za koszulę, czując ścisk w piersi i spróbowałem się wcisnąć mocniej za regał z książkami, chociaż nie dało się tego zrobić. Gdybym był chudszy, to bym dał radę, bez problemu. Jęknąłem cicho w płaczu, kiedy znów odebrało mi oddech, bo myśli zaczynały biegać dookoła tego wszystkiego w sposób, jakiego kontrolować nie mogłem, w sumie nawet nie chciałem. Wszystko mi przeszkadzało. Zwłaszcza teraz, pod tyloma spojrzeniami czułem, że wyglądam nieadekwatnie do sytuacji, byłem brudny, rozmazany, spocony ze stresu, jak ktoś niegodny mojego stanowiska, a oni byli zbyt blisko, byli w moim gabinecie, w którym powinno mi nic nie grozić. Telepiąc się obserwowałem, jak człowiek, który mnie skrzywdził i zasługuje na śmierć, jest ratowany. To upokarzające.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Sob Maj 29, 2021 3:35 pm

GASCON LA’VAQQUA

Nikt nie zasługuje na śmierć, drogi Kitikulu. W rzeczywistości, w oczach Gascona, każdy był pacjentem, którego należało ratować, a to jak powinni być ukarani, niech decyduje wymiar sprawiedliwości, lecz nie oni. Najgorsze jednak w takich sytuacjach było to, jak sam pacjent mocno krwawił. Wyciaganie kuli nie było niczym ładnym, tylko grzebaniem w bebechach, a do tego dochodził zapach krwi, który dla wampira jest jak uzależniający afrodyzjak. Oh, nigdy nie chciałby się stać więźniem tej używki. Znał tych, którzy temu ulegli, aż za bardzo, będąc teraz podatnymi na różne ataki w przypadku odstawienia. Cieszył się doprawdy, że jego jedyną zbrodnią są trzy filiżanki kawy dziennie.
Minął może drugi kwadrans, kiedy już było po krzyku. Udało się wydobyć kulę, która szczęśliwie dla poszkodowanego, nie przebiła organów niezbędnych do życia. Do tego dochodziło załatanie rany, oraz jej odkażenie i uchronieniem przed zewnętrznymi brudami, czy infekcjami, po przez bandaż, ale z tym musiał pomagać mu Harold. Kiedy było po wszystkim, wytarł dłonie w materiałową ścierkę.
-Pacjent będzie żyć, ale trzeba potraktować go ostrożnie, aby nie rozerwać zaszytych ran, w dodatku stan podanego przeze mnie znieczulenia może się jeszcze utrzymywać przez godzinę.
Poinformował, po czym wstał z ziemi, aby podejść powoli do Kitikulu i klęknąć naprzeciwko niego, zachowując póki co, zdrowy dystans.
-Wybacz, Panie, że dopiero teraz mogłem podejść. Nazywam się Gascon La’Vaqqua, jestem lekarzem i chciałbym Ci pomóc.- Przywitał się, jak nakazywała etykieta i szybko obrzucił go spojrzeniem. Masa posiniaczeń była chyba standardem i w tym wypadku, jej nie brakowało, ale to nic, na czym powinien się skupić. To na co szybko zwrócił uwagę to złamany nos, ale o tym już wiedział. Poza tym, dochodziły zadrapania na szyi, które zrobił sobie właśnie chwilę temu. Co nerwy potrafią uczynić z człowiekiem… zaraz, te ślady przy rękach. Kojarzył już je perfekcyjnie, wyglądało to na ugryzienia. Lecz były niewielkie, jakby pozostawione przez małe kły. Dhampir? To możliwe, nie tylko on ukrywa się i udaje normalnego człowieka. To nieważne, kimkolwiek był, potrzebował pomocy. -Szanowny panie, muszę nastawić nos, w przeciwnym wypadku, zrośnie się krzywo, oraz będą trudności z oddychaniem. W dodatku opatrzę szyję, która jest poraniona. Podam znieczulenie, lecz w tym celu, proszę wziąć głębokie oddechy i się uspokoić, nic złego się już nie dzieje...
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Sob Maj 29, 2021 4:09 pm

Ukochany pacjent został opatrzony i w ostrożny sposób wyniesiony z mojego gabinetu. Myślałem, że to poprawi mój nastrój, ale tak się nie stało. Podczas gdy ochroniarze zajmowali się rannym w innym pomieszczeni, ja zostałem sam z lekarzem. Wbiłem w niego spanikowane spojrzenie kiedy się do mnie zbliżył. Ponowiłem próbę odpełznięcia, ale ściana za plecami mi to uniemożliwiała. Nie podobało mi się, to że był tak blisko, że siedział naprzeciwko mnie, że się patrzył na mnie tymi swoimi ślepiami. Wyglądał, jak kot, co się czai na myszkę i za sekundę wybije się z ziemi i na nią rzuci. Ze stukającymi o siebie zębami spróbowałem dłonią wgnieść sobie mostek w płuca i zanim lekarz skończył mówić pierwsze zdanie w moją stronę, już zacząłem kręcić przecząco głową i szlochać, wiedząc, że jestem stracony. Nie obchodzi mnie jego imię i kim jest. Chciałem, żeby zostawił mnie w spokoju, chciałem, żeby wszyscy zapomnieli o tej sprawie i zajęli się swoimi obowiązkami. Znów pociągnąłem nosem, a za chwilę zapłakałem jeszcze głośniej, jednak tylko kilka sekund, bo później znów starałem się być cicho, żeby tylko nie dać mu pretekstu do komentarza czy złośliwości, bo wiedziałem, że tylko czekał na powód, nieważne, jak błahy by on nie był.
Jego namawianie mnie na leczenie jeszcze bardziej mnie stresowało. Chciał mnie macać zboczeniec i sobie jeszcze mnie udusić. Wszędzie są tacy ludzie jak on, ale dlaczego muszą się mnie czepiać i do mnie podłazić? Oddychając płytko zacząłem się wiercić, aż w końcu uniosłem delikatnie jedną stopę nad ziemię, zaledwie kilka centymetrów, już szykowałem się do kopnięcia lekarza. Zrobię to jeśli się do mnie zbliży jeszcze pół kroku, pokopię też każdego innego, kto spróbuje się zbliżyć. Może siły nie mam, ale nadrobię ilością, przynajmniej spróbuję.
Uniesiona lekko noga wysyłała zarówno sygnał ostrzegawczy, jak i drżeniem pokazywała mój poziom strachu, który nie był tak wysoki od jakiegoś tygodnia. Dobrze raz na jakiś czas przypomnieć sobie, jak wygląda tak naprawdę świat, że nikt mi nie pomoże, a poczucie bezpieczeństwa jest niezwykle złudnym tworem, bo nie ma drzwi, przez które nie można się przedrzeć i nie ma na świecie miejsca gdzie mógłbym się schować i nie być znaleziony.
Szorując plecami po ścianie spróbowałem się odsunąć w bok, aby zwiększyć dystans między nami. Kątem zaszklonych oczu patrzyłem na lekarza i jeśli wykonał jakikolwiek ruch, nieważne, czy było to podrapanie się po głowie, czy rzucenie na mnie, potraktowałem go kopniakiem. Nie celowałem dokładnie, zwyczajnie chciałem trafić i pokazać, że nie chcę go przy sobie. Wiem, że stawianie się sprowadzi na mnie więcej złości, ale chciałem spróbować, najwidoczniej jestem niezbyt mądry.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Sob Maj 29, 2021 4:49 pm

GASCON LA’VAQQUA

Kitikulu zaprzeczał jego słowom i choć kiwał głową z roztargnienia i nerwów, Gascon nie przerywał swoich słów, chcąc się przebić przez ten mur paniki i strachu. Ciężko było mu pojąć co takiego zrobił napastnik, bo miał styczność z wieloma ofiarami przemocy i nawet w mocnym przerażeniu, nie byli tak długo zhisteryzowani. Może bał się samego lekarza, może nie ufał medycynie, są różne powodu, a jemu ciężko jest odgadnąć, co tutaj wadziło. Cokolwiek to było, sam stanowił problem i raczej tego nie był w stanie zmienić.
Nagle, zauważył jak but mężczyzny unosi się lekko w górę, jakby do wycelowania. Czy on chciał… go kopnąć? Zaatakować? Czy też bronić się przed pomocą? La’Vaqqua postarał się zachować spokój.
-W porządku, tylko wstanę i odejdę.
Poinformował go i już spróbował lekko unieść się o własnych nogach, ale ruch chłopaka był dosyć szybki, więc skończyło się na tym, że kopnął lekarza w twarz, nim ten upadł do tyłu na ziemię, chwytając się za swój łuk brwiowy. Odsunął rękę i zobaczył krew, więc skóra była rozcięta. Uroki tej pracy.
Jeśli jakiś ochroniarz się pokwapił, aby zareagować, Gascon uniósł rękę, by nie podchodzili do Kitikulu, przynajmniej w tej chwili, a zamiast tego, pomogli mu wstać. Podszedł do swojej torby, w której zaczął grzebać, plecami odwrócony do chłopaka, oddalonego od niego kawałek. Wyjął strzykawkę z dawką heroiny.
-Proszę, przytrzymajcie kończyny pacjenta.
Rzucił do ochroniarzy. Nie chciał tego robić, ale fakt, że zaatakował lekarza, mogło świadczyć o niestabilności rannego, co za tym idzie, jego zdanie odnośnie leczenia nie mogło być potraktowane poważnie, bo był w tej chwili nieświadomy, bez możliwości podejmowania decyzji.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Nie Maj 30, 2021 12:58 pm

  Ochroniarz pokiwał głową z pewnym uznaniem.
  — Niezłe prochy mu dałeś... — mruknął pod nosem o znieczuleniu, zakładając, że po odzyskaniu przytomności jeszcze długi czas typ nie będzie zbyt komunikatywny.
  Po skończonej operacji z kulą, Harold i Igoire wynieśli faceta do innego pomieszczenia, gdzie łatwiej było go pilnować i niczego by nie zniszczył. Posiedzi sobie, a potem wyjdzie, nie było chyba powodu niepokoić kogokolwiek z zewnątrz.
  Harold wrócił po dłuższej chwili, ale nie spodziewał się zastać takiego obrazka. Kitek w pozycji iście bojowej i La'Vaqqua na ziemi z krwią na mordzie. Ruszył w stronę lekarza, ale ten zatrzymał go gestem. Brwi ochroniarza lekko powędrowały do góry, a ten westchnął bezgłośnie i skrzyżował ręce na piersi. Jeśli ktoś nie chce pomocy, dla Harolda były dwa wyjścia, ale stety nie stety nie on tu teraz rządził. Poszedł więc okrężną drogą, znacznie wolniej i dźwignął Gascona od strony jego pleców. To też zobaczył Igoire, który swoim zwyczajem musiał gdzieś zamarudzić. Między jego nogami dodatkowo przemknęła włochata kulka rudej wełny. Wyprzedzili Łosia we dwóch, Harold złapał Kitka za kostki, które złączył razem, a Igoire złapał go za ramię i wyciągnął nieco z kąta za szafką, by móc pochwycić obie ręce za plecami sekretarza.
  — Ogarnij się, Kiti, to dla twojego dobra... — westchnął Harold, kątem oka obserwując, jak niezrażony niczym kot wtarabania się na kolana Tremaina. Raczej nie powinien przeszkadzać, więc go zignorował. Łoś natomiast zaczął obcierać się łebkiem o brzuch swego właściciela i mruczeć głośno.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Nie Maj 30, 2021 2:16 pm

Poczułem, jak mój obcas w coś trafia i przyznam, że trochę to było niespodziewane. Nie sądziłem, że kiedykolwiek coś takiego mi się uda. Tak czy inaczej cel został osiągnięty, a ja odpełzłem po ziemi od lekarza i wkleiłem się w kolejną szafkę. Kątem oka zobaczyłem ochroniarza i gdyby go medyk nie powstrzymał, to zacząłbym machać nogami również w jego stronę.
Myślałem przez chwilę, że mam spokój, że sobie odpuszczą, ale wtedy usłyszałem słowa kopniętego faceta. Zadowolenie z małej wygranej uciekło, a oczy na nowo zabłyszczały strachem kiedy ochroniarze się do mnie zbliżyli.
-Nie chcę.-wyjęczałem jeszcze małą prośbę odnoszącą się do wszystkiego co mnie teraz otaczało. Chciałem, żeby mnie zostawili w spokoju i sobie poszli. Nie proszę o wiele, więc dlaczego nikt mnie nie słucha? To frustrujące. Podjąłem próbę ucieczki, która zakończyła się fiaskiem, a ja unieruchomiony kontynuowałem swoje lamenty i krztuszenie się, próbując się bezskutecznie wyrwać ochroniarzom. Oni mi przeszkadzali, zwłaszcza Igoire, był tuż za moimi plecami, czułem go, jak się rusza i mnie trzyma, więc to z nim walczyłem najbardziej. To jak mi chucha na ucho, na włosy było ohydne. Próbowałem wykręcić ręce, żeby jakoś sięgnąć go paznokciami, nie ważne gdzie, byle go odpędzić.
Już wszystkie mięśnie ciała mnie bolały i może ich ciągłe napięcie było przyczyną mojego drżenia. Już miałem dość tego wszystkiego. To się niedługo skończy przecież. Nie będą się bawić mną w nieskończoność, prawda?
Popatrzyłem na Łosia, który jak gdyby nic wszedł mi na nogi, zaczął się ocierać i mruczeć. Obserwowałem go niepewnie kilka sekund. Może on ma rację, może nic się wielkiego nie dzieje, może się mylę? A co jeśli nie? To tylko kot, nie jest nieomylny. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, ale nie miałem zamiaru ignorować tego co mi robią i zwyczajnie czekać, aż pójdą po więcej.
-Puśćcie...-zażądałem ochrypłym, mizernym głosem. Gdyby to zrobili byłbym dużo spokojniejszy, nie mówię, że bym ich nie zaatakował czy bym nie uciekał, ale lepiej mi kiedy nikt mnie nie dotyka.
-Łoś...-wyszeptałem. Spróbowałem wyrwać chociaż jedną rękę z uścisku i jeśli mi się to udało lub mi na to pozwolono, to natychmiast objąłem Łosia, przytulając go mocno do siebie. Teraz mogłem go zabezpieczyć przez upadkiem na ziemię, kiedy będę się obracał, aby ugryźć ochroniarza za mną w ramię. Z uwolnioną ręką ten manewr będzie dużo łatwiejszy, ale nawet jeśli mi łapki nie uwolnią, to i tak pokuszę się o próbę ugryzienia. Nie wiem czy się uda czy nie, ale kopnięcie dobre wyprowadziłem, to może i teraz mi szczęście dopisze. Zawsze mogę się pokusić też o ugryzienie lekarza kiedy podejdzie mi zrobić zastrzyk. Jestem skłonny wykorzystać każdą okazję.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Nie Maj 30, 2021 5:35 pm

GASCON LA’VAQQUA

Na szczęście ochroniarze współpracowali, w końcu jeden z nich był kiedyś i jego pacjentem, więc wiedział, że Gascon nie jest nikim, kto chciał kogoś skrzywdzić. Kitikulu nie panował nad sobą, więc skończyło się jak skończyło, dokładnie obezwładnieniem. Choć zaraz przydreptał kot, o dziwo, niezbyt przejęty obecnością draculety, to jednak Gascon wyraźnie pokiwał głową do Igoire, aby nie zwalniał jego ręki. Młodzieniec mógł chcieć złapać swojego kota, ale wolna ręka stanowiła zagrożenie, zwłaszcza przy operowaniu igłą.
Kiedy już chłopak był w pełni trzymany, Gascon obwiązał ramię chłopaka tasiemką, którą mocno zacisnął, aby uwypuklić jego żyły, a za moment, wbił strzykawkę, wpuszczając heroinę do jego organizmu. Gdy było już po zabiegu znieczulającym, wyjął igłę, jak też rozwiązał uszczelnienie, odkładając obie rzeczy do torby.
-Musimy chwilę poczekać. Trzymajcie go, bo zaraz poczuje rozluźnienie mięśni.
Oznajmił do ochroniarzy, ponieważ jeśli Kitikulu nie miał wcześniej styczności z opioidami, mógł odczuć efekty znacznie bardziej, niż przeciętny ćpun, zwłaszcza patrząc na jego niedożywienie i mierną wagę.
W końcu, La’Vaqqua zbliżył się do pacjenta i lewą dłonią pochwycił go błyskawicznie na żuchwę, stanowczo trzymając jego głowę prosto. Nie mógł się wiercić, w dodatku, istniało ryzyko gryzienia. Nim jeszcze przeszedł do roboty, wolnymi palcami przytrzymał jego powieki, patrząc na źrenice. Zwężone, więc mogli zaczynać, sam chłopak powinien już odlatywać. Wciąż trzymając jego szczękę, ułożył palce ostrożnie na kości nosowej i nim ktokolwiek się spodziewał, wykonał szybki ruch, który zmienił jego wykrzywioną pozycję na wyprostowaną, z charakterystycznym i dla większości, nieprzyjemnym dźwiękiem szczyknięcia. Od razu z nozdrzy popłynęła krew, która znalazła ujście. Czyli się udało. Sam żałował, że nie miał tej wiedzy, kiedy jego nos był złamany. Teraz na to trochę za późno, hah.
Lekarz wyjął z torby opatrunki, które w pierwszej kolejności włożył do jam nosowych, aby zatamować krwotok i ustabilizować nos od wewnątrz, a kolejno, stabilizujące opatrunki zewnętrzne też się znalazły. Minęło kilka minut samego zakładania, co zabawne, bardziej czasochłonnego, od samego nastawiania.
-Ułóżcie pacjenta na boku, ale ostrożnie. Nie powinien być teraz w stanie walczyć.
Zalecił, a kiedy tak się stało, zaczął odkażać jego świeże zadrapania, zakładając małe waciki, które miały trzymać się na ranach, póki te nie będą zakrzepione, więc niedługo.
-Po wszystkim. Pacjent musi pozostać na boku przez godzinę, bo może się zdarzyć, że zacznie wymiotować, więc nie chcemy, aby się zadławił.- Zerknął jeszcze raz na chłopaka, wkładając wszystkie swoje rzeczy do torby. -Za godzinę powinien wracać do normy, a co się tyczy nosa… opatrunki wewnątrz nosa można usunąć po upływie doby, z kolei te na zewnątrz, po około pięciu dniach. Przez ten czas może się pojawić krwawienie z nosa, gorączka i nudności. Jeśli ten stan podtrzymywałby się dłużej, niż tydzień, wtedy pacjent musi udać się do lekarza, ale wątpie, aby tak miało być.
Palcami dotknął swojej brwi, której krew zaczynała skapywać na jego biały mankiet. Eh.
-Mam nadzieję, że wszystko panowie przekażecie pacjentowi...
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Czw Cze 03, 2021 4:04 pm

  Oczywiście, że go nie puścili, to byłoby głupie i nierozważne, a trzymanie typów zagrażających sobie czy otoczeniu było częścią ich pracy. Kot dla ochroniarzy był znacznie mniejszym fenomenem, Łoś słynął z ignorowania świata, jak większość przedstawicieli jego gatunku, a także wybierania środka pomieszczenia na kąpiel. Harold obserwował poczynania lekarza. Nie było to skomplikowane, ale miał wrażenie, że gdyby przyszło mu samemu coś takiego robić, to dopadłaby go tona wątpliwości na każdym kroku. No, może za wyjątkiem nosa. Kiedyś nastawiał nos jakiemuś pijakowi, ale to było dawno...
  Igoire starał się tak trzymać chłopaka, aby walka z opatrunkami była jak najprostsza. Ponownie zerknął na kota, który nie zmienił ani na chwilę swojej pozycji, układając się wygodnie na Kitku w formie bochenka. Zszedł dopiero, kiedy ostrożnie przestawili go na bok na podłodze. Teraz Kitikulu był wolny, ale jednocześnie niezdolny do niczego więcej niż ślinienia się na deski. Wzrok ochroniarza padł na jego pozostałe rany, a on przez chwilę się zastanawiał, jak powstały.
  Harold skrzyżował ręce na piersi i kiwał głową, słuchając instrukcji.
  — Jasne... — mruknął tylko na koniec. — Dobra robota, panie... Laquav — dorzucił.
  — La'Vaqqua — poprawił go drugi i zerknął na Kitka. — Powinniśmy go stąd zabrać?
  Harold wzruszył ramionami.
  — Na kanapę może? Tylko że ją zarzyga... — Skrzywił się na moment i wrócił wzrokiem do Kitka.
  Ostatecznie odczekali chwilę i przetransportowali swojego sekretarza na sofę, gdzie pod głowę dostał jakąś szmatę. Harold usiadł sobie na krześle, by go pilnować, ale wybrał najdalszy kąt pokoju. Łoś tymczasem ulokował się również na kanapie, tuż obok ręki Kitikulu, na której prawie się położył. W pokoju znowu rozległo się głośne mruczenie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by NPC Czw Cze 03, 2021 4:36 pm

GASCON LA’VAQQUA

Spakował wszystkie swoje rzeczy do torby, zaraz po tym, jak przeczyścił swoją ranę z krwi, przykładając do brwi nasączony alkoholem wacik. W międzyczasie zetknął na ochroniarzy, którzy wymienili ze sobą kilka zdań.
-Taki mój obowiązek.
Odparł krótko, po czym nakleił sobie prowizoryczny opatrunek. Zszyje to, kiedy dotrze do swojej kliniki, za bardzo już nie miał sił na cokolwiek. Nawet on miał swoje limity, zwłaszcza po takim niemałym incydencie.
Wyprostował się, chwytając do ręki swoją torbę prawdziwego lekarza, spoglądając jeszcze na moment na ochroniarzy, którzy nieśli Kitikulu na kanapę. Tak, dalej sobie poradzą.
-Dobrej nocy, panom życzę.
Skłonił lekko głowę i wyszedł z gabinetu, aby poinformować kierownictwo, że sytuacja była opanowana. W ramach zapłaty, otrzymał należne drachmy, które schował do kieszonki płaszcza, a po tym, opuścił zamtuz.
Chciał już wracać do Hedroth i szczerze, nie miał ochoty już za bardzo opuszczać tego miasta w najbliższym czasie. Musiał jeszcze i tak wpaść do Sękatego Domostwa, aby dać Panu Svibbinsowi coś do jedzenia. Czuł, że w samym Hedroth zaczną się nowe problemy do rozwiązania…

Z/T
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Czw Cze 03, 2021 6:07 pm

Nie dali mi przytulić kota, ani nawet się w jakikolwiek sposób obronić czy uciec. No normalnie moim marzeniem było, żeby trzech wielkich chłopów znów mnie obskakiwało. Niby teraz chcieli dobrze, ale jakoś nie potrafiłem tego dostrzec, bo takie myślenie nie pasowało kompletnie do tego czego doświadczenie mnie nauczyło.
Dostałem leki. Chwilę im zajęło zanim zaczęły porządnie działać, a im bardziej szalały, tym większą panikę czułem w środku. Rozkojarzenie, senność, osłabienie mięśni w połączeniu z macaniem mnie i unieruchamianiem przez kogoś, kogo teraz nie do końca rozpoznawałem. To nie była dobra mieszanka, dlatego mimo względnego spokoju przy nastawianiu i opatrywaniu nosa, co jakiś czas budziła się we mnie resztka świadomości, która wydawała na świat kolejne porcje łez czy jakieś niezrozumiałe mruczenia, które w zamyśle miały być prośbą o zostawienie mnie w spokoju.
W końcu wszystko zniknęło i byłem tylko ja oraz dziwne narkotykowe sny, które zdawały się być podkręconą wersją moich obaw, niedawnych doświadczeń i odgłosów otoczenia. Niby mało przyjemne, ale do koszmarów jestem przyzwyczajony, bo dość często mnie odwiedzają.

Po około godzinie leżenia na kanapie zaczynałem wracać do rzeczywistości. Przynajmniej w jakimś stopniu. Otworzyłem trochę oczy, a otumaniony mózg nie widział jeszcze nic złego w tym, że leżę na kanapie w moim gabinecie, w którym jest również mój współpracownik. Zmrużonymi ślepiami patrzyłem przed siebie i bardzo powoli docierały do mnie różne sygnały. Suche gardło, ból całego ciała, coś miękkiego pod ręką, chłód.
Wziąłem szybki, głęboki wdech, po chwili kolejny, nieco bardziej szarpany. Płuca ucieszyły się z tego odprężającego gestu, bo przyznam, że niedawne wydarzenia mocno je wymęczyły. Wsunąłem palce bardziej w sierść Łosia, który natychmiast wrócił do mruczenia i ocierania się o mnie łbem. Przyciągnąłem kocura bliżej piersi, żeby wziąć od niego trochę jego ciepła. Było mi zimno. Nie mam ochronnej warstwy tłuszczu, a do tego w trakcie spania temperatura ciała spada, więc drzemka bez okrycia nie należy do rzeczy przyjemnych. Poczułem dreszcze przebiegające mi po kręgosłupie. Sam bym się przykrył, ale nie miałem siły iść do pokoju obok po coś ciepłego. Z drugiej strony wolałem marznąć niż żeby ktoś inny mnie kocem owijał.
Spróbowałem przełknąć ślinę, której nagle zabrakło w moich ustach. Chrząknąłem, chociaż miałem ochotę kaszlnąć, ale kaszlenie byłoby niebezpieczne, bo przyciąga za mocno uwagę. Zebrałem w sobie wszystkie siły i spróbowałem usiąść na kanapie. To mógł nie być dobry pomysł ze względu na mój stan, zawroty głowy, mdłości i wiele innych, ale nie miałem zamiaru dłużej przy kimś leżeć, to było zbyt prowokujące.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Pią Cze 04, 2021 8:13 pm

  Siedział sobie i przeglądał cicho gazetę. Co innego miał robić? Wcześniej pokwapił się i przyniósł na biurko szklankę wody, pustą miskę postawioną przy kanapie, nawet zmył krew z blatu, a teraz pozostawało czekać, aż Kitikulu łaskawie odzyska przytomność. Nie żeby miał mu to za złe, nawet przeciwnie, bo właśnie dostał płatną przerwę w pracy. Niemniej zaczynało się robić nudno, więc coraz częściej popatrywał na sekretarza, chcąc się upewnić, czy nie zamierza wstawać. Podobno jak się patrzyć na śpiącego, to można go obudzić. Ciekawe tylko, kto budzi innych, nie patrząc na nich.
  Kitek zaczął się ruszać i oddychać bardziej żywo, więc Harold oderwał uwagę od gazety i zawiesił na nim leniwe spojrzenie. Chwilę to trwało, ale w końcu chłopaczek się podniósł. A chyba nie powinien.
  Dhampir poczuł lekki zawrót głowy, a zaraz dopadły go nudności i dezorientacja. Pół biedy z tego, że nic nie jadł, ale same soki trawienne i tak zaczęły mu się cofać do przełyku. Harold nie był pewien, co powinien zrobić. Niby wypadałoby wstać i pomóc jakoś, ale Kitek akurat raczej by sobie tego nie życzył, więc tylko siedział i czekał.
  — Jak się czujesz? — rzucił spokojnie, kiedy już Kitek jako tako się uspokoił. A przynajmniej jego żołądek.
  Łoś tylko na moment, odruchowo zerknął na drugiego mężczyznę, całość swej uwagi poświęcając właścicielowi. On sam mógł zauważyć coś ciekawe, co po namyśle już nawet znał. To dziwne uczucie, które przeczyło wszelkim panicznym myślom, które pojawiały się w jego głowie. Które mówiło, że jest dobrze.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pią Cze 04, 2021 8:45 pm

Wybudziłem się i próbowałem zrozumieć co się działo dookoła. Podniesienie się do siadu nie przyniosło nic dobrego poza tym, że zauważyłem miskę, z której po chwili śmiało skorzystałem, wypluwając nędzne płyny, jakie miałem w brzuchu. Zalety nie jedzenia obiadów i kolacji, nie robisz dużo syfu. Pochylony nad miską powoli zjechałem tyłkiem z kanapy i usiadłem na ziemi opierając się o leżankę plecami. Mruknąłem niemrawo, zniesmaczony wszystkim. Przypomniałem sobie też wtedy o tym, że nie tak dawno temu płakałem, więc mój makijaż jest pewnie teraz wszędzie na mojej twarzy tam gdzie nie powinien być. Wątpię, żeby lekarz czy ochroniarze mnie choćby przetarli chusteczką.
Przeniosłem wzrok na Harolda, a na jego pytanie tylko pokręciłem przecząco głową, przymykając przy tym oczy. Jak się czuję? Na prawdę o to się zapytał? Nie powinienem się na niego denerwować, bo nie siedzi mi w głowie i nie wie co się dzieje, dlatego pyta, chociaż powinien z mojego wyglądu wyciągnąć wniosek, że czuję się okropnie.
Otworzyłem ślepia, bo kiedy były zamknięte wirowanie w głowie się nasilało. Rozejrzałem się po podłodze i wszystko wydawało się być w idealnym porządku i chociaż było spokojnie, to pamiętałem co się działo. Wciągnąłem sobie Łosia na nogi, policzki na nowo zaczęły być obmywane przez łzy. Nie był to płacz strachu czy paniki, bardziej żalu i poczucia beznadziejności, bo nie zrobiłem nic co by mi pomogło, wszyscy widzieli co się ze mną dzieje, zachowywałem się głupio i żenująco, ale inaczej nie umiałem. Teraz złość na intruza, na mnie i na tych, którzy mi pomogli, ściekała mi spokojnie na rudzielca siedzącego na mnie.
-Gdzie...-zacząłem, ale musiałem przerwać, odchrząknąć, przełknąć ślinę. Dopiero wtedy byłem gotów do mówienia.-Gdzie są dokumenty?-zapytałem patrząc się na podłogę chyba w miejscu gdzie plik papierów został rzucony. Chwyciłem mocniej Łosia i podpierając się o kanapę zacząłem wstawać z ziemi, cały czas ignorując mroczki przed oczyma. Musiałem sprawdzić dokumenty. Podejrzewam, że jakieś zostały zniszczone, wnioskując po śladach zaschniętego tuszu na mojej ręce. Jeśli udało mi się wstać, nawet jeśli to było najbardziej niepewne wstanie jakie można sobie wyobrazić, to natychmiast ruszyłem do biurka, aby ocenić straty.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Sob Cze 05, 2021 6:53 pm

  Popatrywał na niego, kiedy tak zbierał się powoli do życia. No teraz to mu nawet współczuł, wstawanie po takich momentach nie jest przyjemne. To jak picie. Poparzy w gardło, ale to kac najbardziej boli.
  Westchnął cicho, kiedy padło pytanie o dokumenty. Naprawdę to o tym myślał w pierwszej kolejności? Choć z drugiej strony nie dziwiło go, że zignorował jego pytanie. To było normalne i zwykle znaczyło "czuję się źle, ale nie gorzej niż powinienem". Harold wzruszył ramionami.
  — Wszystko, co znalazłem na podłodze, jest na biurku — odparł trochę znudzony tym tematem, choć dopiero go rozpoczęli. — Spisałem ci też zalecenia lekarza. Opatrunek w środku nosa możesz wyjąć jutro, resztę po pięciu dniach... Jak cię dopadnie krew, gorączka albo będziesz rzygać, to to normalne, chyba że potrwa dłużej niż tydzień — streścił mniej więcej zawartość kartki instruktażowej, a kiedy Kitek potwierdził w jakiś sposób, że rozumie, ochroniarz wstał. — Chyba powinieneś wziąć wolne... — mruknął tylko i wyszedł, sprawdzić jak radzą sobie pozostali.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Sob Cze 05, 2021 9:43 pm

Przytaknąłem w podzięce głową na jego pierwsze słowa. Przesunąłem dłonią po papierze, gdy dalej mówił. Przeglądałem strony, aż natrafiłem na te, które były ubrudzone tuszem. Będę musiał to wszystko przepisać, policzyć i poprawić. Westchnąłem cicho na myśl o tym, co lekarz mi nakazał. Teraz, gdy o tym myślę, wiem, że ma rację, to medyk, pewnie nie jedne obrażenia opatrywał, ale... ale co jeśli daje mi złe wytyczne? Pomagał komuś, kto mnie napadł, więc nie zdziwiłbym się gdyby chciał mi zaszkodzić. Przeniosłem wzrok na ochroniarza, który też nie był przecież całkowicie po mojej stronie. On tylko wykonuje rozkazy, przez co może mi mocno zaszkodzić, wystarczy, że posłucha się złej osoby.
-Dziękuję.-rzuciłem matowo, gdy już powiedział co mam zrobić z opatrunkiem. Drgnąłem niespokojnie kiedy wstał, odsunąłem się nawet krok w bok, aby lepiej odgrodzić się od niego biurkiem i fotelem.
-Tak.-przytaknąłem mu cicho. Uśmiechnąłem się gorzko, z zalążkami cierpienia na twarzy. Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi, a kiedy je za sobą zatrzasnął, wyjąłem z szuflady mały klucz i podszedłem do przejścia, aby je solidnie zamknąć. Szarpnąłem za klamkę, żeby sprawdzić czy na pewno jest zamknięte. Postąpiłem kilka kroków w stronę biurka, ale musiałem zawrócić, bo narastający niepokój kazał mi jeszcze parę razy szarpnąć za klamkę, tak dla pewności. Może wcześniej coś źle zrobiłem. Drzwi były jednak zamknięte.
Usiadłem przy blacie, przetarłem policzki i w ciszy wpatrywałem się w dokumenty. Myślami jednak byłem poza tym wszystkim. Smutek brania wolnego od pracy mieszał się z momentami wtargnięcia do mojego biura oraz z jeszcze starszymi wspomnieniami. To wszystko było takie same. Zwyczajnie chciałem wykonać zadanie, wrócić do domu, przepisać dokumenty, jednak mi na to nie pozwolono. Dlaczego? Coś źle zrobiłem? Możliwe, że gdybym wtedy nie odmówił kawy, został te kilka minut dłużej w Domu, nic by się nie stało? Może teraz gdybym zamiast siedzieć na miejscu poszedł szukać Łosia, napastnik zastałby pusty pokój, a nie mnie? Takie myślenie sprawia, że zastanawiam się ile napaści, gwałtów, pobić i śmierci udało mi się przypadkiem uniknąć. Los powiedział, że akurat tego dnia mi odpuści, a ja mu uwierzyłem, chociaż nie powinienem, bo on tylko przeniósł strach na inny wieczór.
Pociągnąłem odruchowo nosem i jęknąłem kiedy zabolało. Ostrożnie przesunąłem palcami po opatrunku. Zebrałem łzy z kącika oczu i przetarłem nimi policzki, żeby zmyć smugi makijażu. Wiem, że obok stała szklanka z wodą, jednak to nie ja ją przyniosłem. Może to jakieś kolejne leki, może to woda z robakami, bo mnie nienawidzą i chcą mnie otruć, a może to tylko zwykła woda.... Nie będę ryzykować.
Przycisnąłem sobie rudego do brzucha. Oparłem się łokciem o biurko i położyłem sobie głowę na dłoni. Złapałem w pięść kosmki włosów, które mi na czoło spadły. Po chwili dołączyła do tego druga dłoń i z łokciami na stole masowałem sobie czoło i wyciskałem łzy z oczu, kiwając się przy tym w różne strony, bo żadna pozycja nie była dla mnie teraz wygodna. Kaszlnąłem cicho i poczułem nagłą irytację, bo przez opatrunki nie mogę normalnie oddychać. Uderzyłem dłonią w blat. Wstałem gwałtownie, nie zwracając uwagi na Łosia, który zleciał mi zwyczajnie z nóg. Z sapnięciem, zamaszystym ruchem zmiotłem wszystko z biurka na ziemię i zapłakałem jękliwie jeszcze raz, kiedy nie dało mi to żadnej ulgi, tylko upokorzenie, że jedyne gdzie mogę pokazać siłę, to w samotności, przed sobą, jest ona zbyt mizerna, żeby pokazywać ją innym. Kolejny raz uderzyłem dłońmi w blat, głęboko przy tym oddychając, ale to nie pomogło. Następną ofiarą była szuflada, której rączkę złapałem i mocnym ruchem wyciągnąłem ze swojego miejsca. Drewno trzasnęło o podłogę i ścianę. Papiery z szuflady po krótkim locie wylądowały na ziemi, zupełnie jak ja. Nie miałem siły stać, a podłoga nie wygląda tak źle. Klęcząc na ziemi wytarłem mankietem ślinę, jaka mi się zebrała w kąciku ust. Złapałem się za szyję i zacząłem odklejać od niej różne drobne opatrunki, założone mi na zadrapania. Zgniotłem je w ręce i rzuciłem gdzieś w stronę kanapy, próbując trafić do miski. Nie trafiłem, bo czemu bym miał trafić?
-Ja tylko chciałem wrócić do domu...-kolejny cichy płacz rozniósł się po pokoju. Nie mówiłem, ani do siebie, ani do Łosia, odpowiedziałem zwyczajnie na pytanie, jakie mi zadano dwa lata temu. Siedząc przyłożyłem czoło do krawędzi blatu, a po kilku sekundach mocno w niego uderzyłem głową, kilka sekund przerwy i nastąpiło ponowne uderzenie. Męczyły mnie myśli. Gdybym tylko nie miał głowy, gdyby była ucięta i leżała obok, myśli by mnie nie męczyły...
Po kilku kolejnych łupnięciach, wślizgnąłem się pod biurko. Jest zabudowane, więc nikt mnie nie zauważy jeśli ktoś wejdzie do pokoju. Przyciągnąłem nogi do piersi, zastukałem brodą w kolana, przesunąłem po nich zębami, aż w końcu wbiłem kiełki w swoje nogi. Dwa ukłucia tutaj, kolejne dwa tutaj, tutaj tylko jeden kiełek podziała, tutaj znów dwa. Kiedy czułem, że brakuje mi miejsca na nogach zabrałem się za ręce, cierpliwie gryząc się po przedramionach, zasysając skórę, robiąc sobie bolesne krwiaki. Wbijałem zęby w opuszki palców, ogryzałem skórki dopóki nie poczułem krwi. To było takie przyjemne, uspokajało. Mogłem w każdej chwili przestać, mogłem nie zaczynać, ale to byłem ja i skoro wszyscy mogą robić ze mną co chcą, to ja ze sobą też tak będę postępować. W ten sposób doczekam poranku, będę mógł bezpiecznie wrócić do domu. Zanim jednak ten moment nadejdzie, minąć musi dużo czasu, więc oddam się sztuce gryzienia.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Nie Cze 06, 2021 7:05 pm

Zostawiony sam sobie Kitikulu oddał się rozpaczliwej destrukcji. To był ciekawy widok, na pewno niecodzienny, nawet Łoś wyglądał na wstrząśniętego, kiedy został zmuszony do ewakuacji na podłogę. A potem i kawałek dalej, kiedy rzeczy z biurka zaczęły spadać. Biedne dokumenty, pewnie nieźle się pogniotły. Koci nos musnął je delikatnie, ale nie pachniały jak nic ciekawego.
Dhampir tymczasem skrył się przed światem pod własnym biurkiem i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie dopadł go dziwaczny pomysł wyładowania wszystkich kłębiących się w środku emocji. O tak, ból był pod tym względem niezwykły, tak skutecznie odwracał uwagę i tak dogłębnie potrafił zadziałać. Trafić w samo sedno ludzkiej psychiki. W dodatku był znany, zadawany samemu sobie był najbardziej kontrolowanym bólem, jaki można znaleźć. Tym właśnie kusił, panowaniem nad własną sytuacją.
A jednak wciąż był bólem i nie każdy byłby zdolny znosić go z ulgą czy nawet przyjemnością. Kiedy Kiti wbił zęby w drugie swoje kolano, poczuł lekki zawrót głowy, a przed oczami ponownie zatańczyły mu mroczki. Jego ciało przeniknęło swoiste zimno, a kiedy zniknęło, ciepły oddech obił się łagodnie o jego policzek.
Wielki, płowy kot odsunął się ostrożnie, nie podnosząc się z pozycji leżącej. Patrzył chwilę na Kitikulu, po czym położył łeb na przednich łapach i zamruczał cicho. Jego ogon z ciemną końcówką poruszał się swobodnie, a miękkie, okrągłe uszy wyglądały na zrelaksowane.
Łoś nie miał pojęcia, co zrobić.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Cze 07, 2021 1:08 pm

Schowałem się pod biurkiem i gryząc się czekałem na ranek. Bałem się, że ktoś wejdzie do pokoju i przeszkodzi mi w odpoczynku, jednak nie słyszałem dźwięku otwieranych drzwi, dlatego też podskoczyłem gwałtownie, gdy owiał mnie ciepły oddech tuż po tym, jak poczułem się słabo. Machnąłem ręką odruchowo i poderwałem głowę, uderzając nią o spód blatu. Nie dałem sobie nawet czasu na syknięcie bólu, gdy wyłapałem wzrokiem co właściwie mam przed sobą. Spróbowałem się wycofać, ale mebel nie pozwolił mi na to. Bez możliwości ucieczki i sił na walkę, złapałem się ostatniej taktyki, czyli nieruszanie się aż zagrożenie odejdzie.
Siedziałem tak chwilę, cały napięty, gotów w ostateczności znów użyć kopnięcia, chociaż nie byłem pewien czy zwierzęciu by to coś zrobiło. Nie chodziło mi jednak o samego kota, a o to skąd się tu wziął, jak i kto jeszcze z nim wszedł do pokoju. Dopiero po jakimś czasie nasłuchiwania doszedłem do wniosku, że chyba jestem sam w gabinecie, ale co jeśli się mylę? Mogę się mylić, to bardzo prawdopodobne.
Cała ta sytuacja była na tyle nieprawdopodobna, że po prostu ją przyjąłem. Może to jakieś halucynacje ze stresu, może skutki leku podanego mi przez lekarza. Możliwe też, że to wszystko to sen, nawet nie zauważyłem, jak zasypiam. Przetarłem solidnie zaczerwienione oczy. Chyba zwyczajnie oszalałem. To jest dobry trop i się sobie bym nie dziwił, gdybym zwariował, brzmi, jak coś co mogłoby się ze mną stać. Zerknąłem nieśmiało w stronę kota. Tak, oszalałem. Wystawiłem sobie diagnozę z uśmiechem. Może skończę kiedyś w domu wariatów i tyle z tego będzie.
Spróbowałem jeszcze raz pociągnąć nosem, ale mi nie wyszło. Zirytowałem się tylko, że mnie boli. Zaburczałem coś niewyraźnie kręcąc głową kilka sekund. Czerwone oczy znów spoczęły na zwierzęciu.
-Śliczny jesteś.-pochwaliłem go szeptem po chwili namysłu. Nie był to jakiś zjawiskowy komplement, ale się nadawał, bo dla mnie każdy kot jest śliczny i piękny. Wystawiłem w jego stronę dłoń, może ją powącha, może ugryzie, to tylko sen, więc ugryzienie jego nic mi nie zrobi przecież. Nie ma co się bać. Westchnąłem kilka razy niespokojnie i zebrałem w sobie kolejną porcję odwagi.
-Co tu robisz?-nie spodziewałem się, że mi odpowie. Koty nie potrafią mówić, no chyba, że to wszystko faktycznie dzieje się w mojej głowie. Dalej uśmiechałem się do zwierzęcia i pozwoliłem sobie nieco się wysunąć spod biurka, żeby bliżej sierściucha być, może uda mi się go pogłaskać.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Pon Cze 07, 2021 9:59 pm

  Kot wpatrywał się w niego swymi pomarańczowymi ślepiami, raz po raz tylko przekręcając ucho w tę czy inną stronę. Głównie w stronę Kitka, jako że był tu największym źródłem dźwięków. Nie wyglądał na spiętego, tak też jego łapy wydawały się całkiem rozluźnione. Pociąganie nosem zwróciło uwagę obydwu uszu naraz, ale to jedyna reakcja, z jaką się spotkało.
  W odpowiedzi na ciche słowa kocur zamruczał równie cicho i zmrużył na chwilę ślepia. To brzmiało miło, choć chłopak był w fatalnym stanie, to wciąż stać go było na powiedzenie czegoś miłego obcemu kotu. I niech ktoś powie, że należał do tych złych.
  Drgnął lekko, kiedy w jego kierunku wysunęła się blada ręka, trochę umazana krwią z kolan. Różowy nos zaczął węszyć i już po chwili cały jego łeb uniósł się nieco, by ostrożnie zbadać każdy palec z osobna. Kolejne słowa. Spojrzał na jego twarz i znów na rękę, która przysunęła się bliżej, a kot cofnął głowę. Przez chwilę jeszcze patrzył, jakby rozważając możliwe opcje, aż nagle przysunął się z powrotem, tuż pod dłoń Kitiego. Przeszorował łbem po podłodze, wywalając się przy nim na grzbiet z prężnym "phuurrrrr", wyginając swoje puszyste ciało w eleganckiego rogala. Duże, okrągłe łapy powędrowały ku sobie, a głowa wykręciła się w stronę dhampira.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Cze 07, 2021 11:53 pm

Dawałem się obwąchiwać wielkiemu kotu, zastanawiałem się przy tym gdzie jest Łoś. Może zajął miejsce na kanapie i się teraz myje albo ogląda nas z zazdrością?
Wielki nie odpowiedział na pytanie, co sprawiło, że znów zwątpiłem w to czy to prawda czy sen. Chciałbym mieć pewność gdzie teraz jestem, bo świadomość, że możliwe, iż teraz leżę gdzieś nieprzytomny, przyprawiała mnie o kolejne mdłości.
Odsunął łeb i już w duszy straciłem nadzieję, że będę mógł stwora pogłaskać, ale po chwili zwierz przysunął się do mnie. Nie odmówiłem sobie przyjemności wsunięcia palców w jego sierść. Miły w dotyku, miękki, jak to  kot z futerkiem. Obserwowałem go, jak się tak wyginał i prężył na ziemi. Złapałem mankiet dłoni i wytarłem sobie policzki z resztek łez, które najwidoczniej mi się w ślepiach skończyły.
-Taki wielki i groźny, ale dalej kot w środku, co?-zaśmiałem się szczęśliwy, że widzę co widzę. Nawet jeśli to tylko moja wyobraźnia, to podoba mi się, że o takich rzeczach myślę.
Przysunąłem się nieco bliżej kota, wyłażąc tym samym spod biurka. Teraz w rozdawaniu głasków brały udział dwie dłonie, po szyi, za uszkiem pod brodą. Tyle ciałka do głaskania.
Rozejrzałem się w międzyczasie po pokoju i westchnąłem cicho, przygarbiając się przy tym.
-Bałaganu narobiłem.-dalej jak patrzyłem na ten burdel, to czułem coś nieprzyjemnego, ale już nie czułem przymusu płakania i wściekania się.-Będę to musiał posprzątać.-ponarzekałem, ale nie miałem tak naprawdę nic przeciwko sprzątaniu. Ja porozrzucałem papiery po gabinecie, to nie będę zmuszał kogoś innego do sprzątania. Jednak jeszcze nie teraz, zrobię to, ale później.
Wróciłem spojrzeniem do kota i poświęciłem się całkowicie głaskaniu go. Taki oswojony. Uciekł komuś z cyrku? To nie wyjaśnia tego dlaczego jest akurat tutaj. Drzwi są chyba dalej zamknięte, powinienem je sprawdzić, ale nie chciałem odsuwać się od kota.
-A masz jakieś imię?-zapytałem, głaszcząc jego sierść. Nachyliłem się trochę do niego, ostrożnie, żeby mi twarzy nie zjadł, ale jeśli się na to nie zapowiadało, to spróbowałem dać mu buziaka. Niby obcy kot, ale to dalej kot, zasługuje na miłość.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Wto Cze 08, 2021 10:06 pm

  Mizianie po wszelkich partiach ciała sprawiało, że kocur mrużył ślepia i mruczał z przyjemnością. Ani myślał zmieniać pozycji wywalonego do góry brzucha, słuchając miłych komentarzy Kitikulu. Mógłby tak leżeć cały dzień, może tylko z małą przerwą na jedzenie. Byłoby cudownie, a dhampir już nigdy nie musiałby obawiać się nieproszonych gości. Brzmiało jak bajka. I to dla bardzo małych dzieci.
  Zamknął ślepia zupełnie, kiedy jego puszysty łeb stał się obiektem tylu pieszczot. Błogi spokój i zadowolenie było aż nazbyt widoczne na kocim pysku, wystarczało za tysiąc słów. Machnął ogonem. Bałagan mógł poczekać, nigdzie się przecież nie wybierał.
  Zerknął na niego kątem oka, kiedy kontynuował swoje narzekanie na zaśmiecone otoczenie. Oh, naprawdę? Nie mogło tak zostać? Kotu nie przeszkadzało. Łosiowi też. Chyba jego mentalna sugestia podziałała, bo Kitikulu nie zbierał się do wstawania z podłogi. Puma wykręciła się i otarła łeb o nogę chłopaka.
  Na kolejne pytanie zamruczał cicho, nie terkotką, a bardziej półmiauknięciem, które z odrobiną wyobraźni było upragnioną odpowiedzią. Niestety, kocie gardła nie były dobre w słowa. Przeniósł na niego leniwe spojrzenie, kiedy się nachylił, oblizał pysk i wysunął go nieco, by nosem ostrożnie... nie, zaniechał ruszania jego opatrunku, zamiast tego trącił go w brodę i policzek.
  Przewrócił się na brzuch, przez moment zamiatając ogonem leżące z tyłu papiery. Pomarańczowe ślepia ponownie się przymknęły, a kot wepchnął łeb w brzuch dhampira, ocierając się o niego całego.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Wto Cze 08, 2021 10:37 pm

Otrzymałem odpowiedź, dziwne miałknięcie. A więc mam Łosia i Pana Miau. O ile umiem rysować i grać na pianinie, to nie jestem mimo tych talentów kreatywny.
-Miau, miau.-odpowiedziałem mu z uśmiechem, a po chwili sprzedałem mu buziaka i zostałem trącony w brodę i policzek. To było urocze i nie myślałem, że kiedyś będę miał okazję czegoś takiego doświadczać.
Dałem mu swobodę w obróceniu się, ale kiedy zaczął wciskać we mnie swój wielki łeb, natychmiast zaśmiałem się szczęśliwie i przylgnąłem do niego na nowo rękoma, zacząłem obejmować, głaskać, przeczesywać sierść. Liczyłem tylko, że kot nie zmieni nagle zdania i nie ugryzie mnie, albo że nie podrapię go w miejscu, w jakim nie lubi, co go zdenerwuje.
Klęk zmieniłem na siedzenie po turecku, żeby mi nogi nie zdrętwiały. Podsunąłem się ostrożnie bliżej kota, przyciągając do siebie jego głowę, jeśli się odsunął.
-Ile ty musisz jeść, co? Duży kot to dużo jedzenia. Ciekawe co lubisz. Łoś nie wybrzydza, co nie? Łosiek?-zagadałem do mojego sierściuszka, który rozważał podejście bliżej. Widzenie tak dużego pobratymca było dla niego nowością.-Suche mięsko?-zagadałem, skrobiąc bródkę milusińskiego. Może mi odpowie, na imię odpowiedział.-A może coś krwawego z sosem?-przesunąłem dłoń bardziej na tors kociaka. Drugą dłonią, pomiziałem jego wibrysy, a później wróciłem na szyję.-Mógłbym być kotem, wiesz? Byłoby przyjemnie. Chodziłbym wszędzie gdzie bym chciał i kiedy bym chciał, jadłbym smaczne rzeczy, spał i wylegiwał się na słońcu, głaskany przez wszystkich. Życie idealne.-kolejny raz po gabinecie rozniósł się mój śmiech.-Ale gdybym ja był kotem, to kto by was miział i kochał, co?-tak bycie człowiekiem z kotami jest równie dobre, co bycie kotem.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Sro Cze 09, 2021 8:13 pm

  Na jego trochę niegramatyczne miau pojawiło się kolejne, wielkokocie o swym charakterystycznym zabarwieniu. Wyglądał, jakby mu się podobało. Im obu się podobało, a to chyba było najważniejsze, prawda? W każdym razie Kiti nie wyglądał, jakby miał narzekać. Co więcej, zdawało się, że rzucił w niepamięć niedawne wydarzenia.
  Pozwolił mu swobodnie zmienić pozycję, zaraz ochoczo oddając łeb do dalszego głaskania. Uszy pumy raz po raz poruszały się w różne strony, by ułatwić dłoniom dhampira dostęp do wszystkich miłych do miziania miejsc. Mrauknął cicho na kolejne pytanie, a to odnośnie sosu spotkało się z jeszcze bardziej rozczulonym mruknięciem. Głaskanie wibrysów było dziwne, ale nie protestował, popatrzył się tylko z zaciekawieniem na taki pomysł. Łaskoczące. Machnął ogonem, obijając go głucho o podłogę, aż tyłek z powrotem przewalił mu się na bok.
  — Mhhhrrrrr... — Przejechał czołem po jego klatce piersiowej i ponownie trącił różowym nosem podbródek. Zaraz uniósł się bardziej na puchatych łapach i obwąchał policzek Kitikulu. Tylko na moment, bo zaraz zjawił się tam język kota, sprawnie zgarniając resztki rozmytego makijażu z jego twarzy. Ta czynność zupełnie go pochłonęła, aż końcówka ogona zaczęła żyć własnym życiem, a ślepia same się zamykały.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Sro Cze 09, 2021 11:10 pm

Nie miałem na co narzekać. Byłem sam w zamkniętym przeze mnie pokoju, do którego nikt bez mojej zgody nie może wejść, miałem przy sobie dwa cudowne koty. Szczęśliwszy być nie mogłem, no chyba, że miałbym tutaj kawałek ciasta i ciepły koc. Cieszyło mnie, jak się do mnie łasił, że nie uciekał i nie odsuwał się. Chyba mnie lubił.
Wsłuchałem się w to co lubi i już wiedziałem, że z przyjemnością będę stał cały dzień przy garach, żeby przyrządzić moim kochanym zwierzakom coś co kochają. Nie będę ich tak codziennie rozpieszczał, bo się roztyją, ale raz na jakiś czas mogę. Zerknąłem na jego ciężki ogon, gruby i miękki. Kusiło, żeby go wygłaskać.
Cały czas uśmiechałem się szeroko kiedy się tak ocierał. Po chwili dałem mu się wylizywać. Niech liże gdzie chce tym cieplutkim ozorkiem, no prawie gdzie chce. Zacisnąłem tylko mocniej oczy i usta, żeby mnie w tych miejscach nie wylizał. Cierpliwie siedziałem i czekałem aż skończy. Nie byłem oczywiście bierny i odwdzięczałem mu się drapaniem jego piersi i łopatek. Swoją drogą, taka ciekawostka, że lizanie kota może być bolesne, a długotrwałe lizanie jednego miejsca może nawet uszkodzić skórę, a przez budowę kociego języka. Nie chciałem tego, więc jeśli puma wybitnie nie chciała przestać sama z siebie, to powoli sam postanowiłem położyć kres tym rozkosznościom. Ostrożnie się odsunąłem od zwierzęcia i podniosłem się z ziemi. Kucając popatrzyłem na kocisko, wyciągnąłem prawą rękę przed siebie, stykając się opuszkami z ziemią.
-A gonić umiesz?-zagadnąłem go z chytrym uśmiechem, stukając palcami w deski, szybko przesunąłem ręką po podłodze w lewo, a później błyskawicznie w prawo i jeszcze raz w lewo, aby zainteresować kota ruchem i zachęcić do zabawy, do wstania z ziemi, przygotowania się. Jeśli to go zainteresowało, to znów zacząłem przesuwać ręką po ziemi, w przeciwne strony, ale tym razem podnosząc się nieco na nogach, cofnąłem się o krok i kolejny krok. Zacmektałem na kota i znów zacząłem przed nim uciekać ręką. Jeśli zabawa pójdzie odpowiednio dobrze, to jestem gotów zaraz zacząć biegać z nim po gabinecie. Ewentualnie jeśli nie chce się bawić, to możemy wrócić do głaskania.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Nie Cze 13, 2021 11:29 pm

  Raz po raz z wielkiego pyska wydobywało się mruczenie, kiedy ten tak pięknie odwdzięczał się za czyszczenie jego twarzy. A jaki dobry miał makijaż, kto by pomyślał, że coś tak niepozornego może mieć taki ciekawy smak. W końcu jednak chłopak odsunął się od niego, na co kot odchylił łeb i oblizał się kilkukrotnie.
  Na zadane pytanie jakby się ocknął, ponownie skupiając wzrok na Kitim, a za chwilę na jego ręce. Na palcach poruszających się jak malutkie myszki tańczące wokół siebie. Podniósł się na przednich łapach i przez moment wodził wzrokiem za całą zgrają małych zdobyczy. Pacnął łapą, ale chybił, jeszcze raz. Zaintrygowanie trudnym zadaniem narastało w oczach pumy, która zaraz zerwała się na łapy i przycupnęła na podłodze, wywijając ogonem i łopatkami. Jeszcze jedno pacnięcie i dłuższy skok za zdobyczą, a wtedy wreszcie Kitikulu poczuł na dłoni wielkie, miękkie łapy, w których tylko przypadkiem znalazł się rąbek jakiegoś pazura. Ale to nie sprzyjało przytrzymywaniu uciekających rąk, toteż zaraz zabawa rozpoczęła się na nowo, a w miarę jak Kitek cofał się po gabinecie, tak stopniowo przestawił uwagę kota z ręki na siebie samego.
  Kolejne przyczajenie się i sus z otwartymi łapami, lecz zdecydowanie za wysoko do pochwycenia uciekających palców. Kot wpakował się w niego, obejmując łapami, aż za moment obaj leżeli na podłodze. Machnął ogonem i skubnął go lekko za ucho, a potem za włosy, które zaczął memlać w pysku. Leżenie na nim całym brzuchem wcale mu nie przeszkadzało, Kiti zaś właśnie otrzymał prywatną, podgrzewaną kołdrę z futra.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Kitikulu Pon Cze 14, 2021 12:10 am

Patrzyłem na kota, gdy ganiał wzrokiem za moimi palcami. Złapałem go w moją pułapkę. Widać z niego jest kot, jak każdy inny. To urocze.
Uśmiechnąłem się szerzej kiedy zmieniła pozycję ciała, szykując się do ataku. Poczułem na dłoni wielkie łapy, w jednym miejscu coś mnie zakuło, ale wiem, że to nic takiego. Połaskotałem zwierzę po poduszeczkach łap i zgrabnym ruchem zabrałem rękę, znów przesuwając nią po ziemi, a po chwili odskakując już całym ciałem. Czułem na sobie wzrok kota, ale nie przeszkadzało mi to, że tak się we mnie wpatrywał, bo nie był człowiekiem. Co mi może zrobić?
Skoczenia na mnie się nie spodziewałem, ale mimo tego odruchowo wyciągnąłem ręce w stronę kota, żeby zaasekurować jego upadek. W sumie siebie powinienem asekurować, bo trochę zabolało kiedy obiłem się o ziemię kręgosłupem i kościstym tyłkiem. Łoś przestał się wylizywać i znów zaczął nas bacznie obserwować, gotów w każdej chwili zainterweniować, jeśli zabawa stanie się zbyt intensywna.
Pisnąłem cicho kiedy skubnął mnie za ucho, ale nie było to z bólu, załaskotał mnie tylko. Kiedy zaczął mi memłać włosy odpowiedziałem śmiechem. To było cudowne! Jeden z lepszych momentów mojego życia! Trochę ciężki był, ale za to jaki miękki i ciepły. Od razu zacząłem go obejmować i głaskać po żebrach, grzbiecie, nadstawiać się do lizania i iskania. Czasami chowałem twarz w jego szyi czy piersi i chuchałem na niego ciepłym powietrzem, albo zwyczajnie wcierałem się w niego buźką, mrucząc mu jaki jest cudowny. Żałowałem, że przez opatrunki nie mogę tak szaleć z mizianiem jakbym chciał.
-Ale ty kochany. Do wszystkich taki jesteś czy tylko do mnie?-zapytałem go, ale patrząc na nasze poprzednie rozmowy nie odpowie mi w składny sposób. Zamknąłem oczy i dawałem mu robić mi co tylko chce. Ciągle jednak nie zapominałem o odwzajemnianiu czułości, a co jakiś czas sięgałem nawet po danie mu buziaka, czy wystawienie języka do niego, żeby wzbudzić w nim zainteresowanie mną.
Miło było tak leżeć pod nim. Byłem przykryty i bezpieczny, zamknięty w pokoju. Nie było mi zimno i nic mnie nie bolało, mógłbym teraz umrzeć i nie byłbym zły. No może trochę pić mi się chciało, ale nie miałem odwagi napić się wody, jaką przyniósł mi ochroniarz. To jedyna wada mojej obecnej sytuacji, ale tak poza tym, nie może być lepiej.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Mistrz Gry Czw Cze 17, 2021 9:12 pm

  Koci język pracował intensywnie przy czarnych kudłach Kitikulu, dzięki czemu szybko były czyste i pięknie wyślinione. Ale jemu wydawało się to odpowiadać, toteż puma nie szukała nawet hamulców w swych czułościach i wdzięczności za takowe. Raz za razem wyrywało jej się ciche mruczenie, które bardziej by przywodziło na myśl przytulnego kanapowca niż wielkiego drapieżnika, jaki teraz zalegał na dhampirze.
  Stłumione przez głowę i włosy mrauknięcie było niedbałą odpowiedzią na zadane pytanie. Zresztą, po co pytać, niech się cieszy chwilą tak jak i kot. W końcu jednak puma straciła zainteresowanie jego włosami, które znalazły się według niej w stanie idealnym. Okrągły łeb uniósł się na chwilę, a język oblizał pysk dokładnie ze wszystkiego, co mogło się tam znaleźć. Spojrzała na Kitka i zaczęła węszyć w powietrzu. Spojrzenie pomarańczowych ślepi powiodło dookoła, aż zatrzymało się na mniejszym kocie, który wpatrywał się w nich jak w upitych. Przez chwilę trwało to obustronne gapienie, aż puma wydała z siebie znużone "raaau" i zaległa na boku tuż przy Kitku, trochę go tym samym uwalniając od swego ciężaru. Tylko na moment, bo zaraz pacnęła go jedna z przednich łap, raz i drugi, jakby oczekiwała, że się od tego ruszy.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Dom publiczny Sari'otri - Page 3 Empty Re: Dom publiczny Sari'otri

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach