Miasto

+8
Vigi
Cerbin Amenadiel
Killian Falone
Da'Mir
Sanarin
Shandra Manaya
Kitikulu
Mistrz Gry
12 posters

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Geo'Mantis Wto Lip 27, 2021 4:18 pm

Serce mnie zabolało. Żal mi poddusił gardło. Miałem ochotę płakać. Jak to... Znowu tak..? Świat chyba naprawdę musi nienawidzić hybryd. Świat naprawdę... Musi nienawidzić mnie. Wszyscy na których mi zależy odchodzą. Mila, Kilroy, Gaspard, Gide zaginął... Teraz ona.
Dałem się odciągnąć od istoty zamieszania. Od niej. Nie jestem w stanie nic zrobić. Czuję się bezsilny, tak żałosny. Specjalnie ugryzłem się w język, aby zapobiec ewentualnemu potokowi łez. Byłoby fatalnie, gdyby w tym tłumie cały mój makijaż się rozpłynął.
Niewiele myśląc poszedłem tam, gdzie prowadziła mnie blondynka. Utonąłem we własnych myślach i wewnętrznej boleści. Kolejny... To już kolejny powód, aby ruszyć dalej z moją nauką nekromancji. Nie mogę tak pozostawić kolejnej ofiary. Kolejnej wspaniałej osoby w moim życiu. Usiadłem sobie powoli we wskazanym miejscu.
-Geo'Mantis... Grycan Geo'Mantis Gaushin. - Odpowiedziałem w amoku. Nie miała jak szukać mojego spojrzenia za okularów. Z resztą i tak uciekłem oczyma gdzieś na bok, szukając rozpaczliwie jakiegoś rozwiązania na moje niekończące się problemy.
O uszy obiło mi się jej nazwisko. To było to, co zwróciło u niej moją uwagę. A więc jednak? Czy to jest jego siostra, czy kuzynka, to niewiele mi robi. Z resztą, co mi po niej? Nie powie mi, co się dzieje z Gaspardem. On przepadł. Nie wiem co się z nim dzieje. I tak, z tą myślą, opuściłem głowę, cicho wzdychając.
Muszę... Muszę wrócić do domu.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by NPC Wto Lip 27, 2021 10:09 pm

Otworzyła oczy nieco szerzej, słysząc jak ten się nazywał. Geo’Mantis? Cóż, ciężko było jej teraz tego nie kojarzyć. W ostatnim czasie straciła hybrydę, której był właścicielem, a do tego… Gaspard! Był przyjacielem jej brata! Ale… on już u niego nie mieszkał… może więc wiedział gdzie ten się udał? Może do niego się odzywa, tylko ją ignoruje? Istniała na to możliwość, ale… sam nie zareagował na nią w żaden sposób, nic dziwnego.
Amelie, kurwa, on właśnie przeżywa tragedie! To jej dało myśl. Mężczyzna miał wyjątkowego pecha. stracić własność, a teraz, widzieć śmierć bliskiej sobie osoby. Mimo to, musiała się zachować profesjonalnie.
-Panie Gaushin, proszę odpocząć tutaj. Wezwę powóz, który zabierze Pana do domu. Poinformuję o wszystkim… czekamy na lekarza…
Dodała, aby powoli wstać i udać się na ulicę.
Niedługo później, faktycznie Amelie zadbała, by ten bezpiecznie mógł wrócić do swojej rezydencji. Dość nerwów na dziś. Ale… coś jej nie dawało spokoju. Spotkała go osobiście, wiedziała jak wyglądał, może… może gdy się nieco uspokoi, mogłaby… zadać mu kilka pytań…?

z/t 2x
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Sro Lip 28, 2021 5:54 pm

Kolejny pogrzeb w ciągu miesiąca. Dwa tygodnie temu pochowałem Sankę, teraz własną mamę. Co się dzieje? Dlaczego? Nie byłem pewien. Wieści o śmierci krawcowej Tremain dość szybko się rozniosły wśród klientów, dlatego też na pogrzebie był niemały tłum. Zleciały się klientki, znajome, sąsiedzi, nawet ten cały Gaushin przyszedł. Jeszcze naszych kotów brakowało do kompletu, ale wolałem ich nie zabierać tutaj. Siebie nie umiem upilnować, a co dopiero masy sierściuchów.
Przynajmniej nie padało, co nie było aż tak dobre, bo wszyscy widzieli, jak na dłoni moją rozpacz i płacz, gdy mama była oddawana wodzie. Przebolałbym spojrzenia, ale najgorsze było gdy później każdy chciał podejść, podać rękę, złożyć kondolencje, pocieszyć mnie. Patrzyli na mnie, jak na wariata, kiedy się trząsłem i uciekałem od przytuleń i dotykania. Może i jestem wariatem? W końcu zostałem od tego uwolniony przez samego siebie. Wygłodzenie, brak snu, zmęczenie, silne emocje i przegrzanie zbyt dużą ilością warstw ubrań, sprawiły, że padłem na ziemię, jak mucha i nie musiałem się już przejmować stypą, której i tak nie zorganizowałem. Wynająć nic nie potrafiłem, a do swojego mieszkania nikogo zapraszać nie będę. Przepraszam, że nie umiem się zając tak prostymi sprawami. Nawet dla własnej mamy nie umiem zrobić czegoś tak zwykłego, a ona zrobiłaby dla mnie wszystko.
Jakieś dobre dusze zaniosły nieprzytomnego mnie do najbliższego lekarza widząc, że nie budzę się od prostego poklepania po policzku. Czas płynął powoli kiedy leżałem na kozetce, a medyk naliczał mi rachunek za usługę, który przedstawił mi jak tylko otworzyłem oczy i upewnił się, że nie zamierzam umierać na jego zmianie. Nie podobało mi się u niego. Było ciemno, za ścianami słyszałem jęki i chrapanie innych pacjentów, którzy nie mieliby żadnego problemu dobrać się do mnie. Gdzie ja jestem? Co to za chore miejsce? Chwyciłem swoje rzeczy i uciekłem, nie zważając na krzyki lekarek, że mam wracać i zapłacić. Zapłacę później, o ile przeżyję powrót do domu.
Tak więc szedłem teraz w środku nocy, sam, przez ulice miasta. Ściskałem ze stresu płaszcz na piersi, żeby się pod żadnym pozorem nie rozpiął, nie rozsunął. Wiem, że pod nim mam jeszcze koszulę, ale wolę nie kusić losu. Im dalej szedłem tym wolniejsze kroki stawiałem. Wziąłem kilka głębszych oddechów, zanim panika ponownie mnie ogarnęła. Wsparłem się o ścianę, ale i tak wylądowałem na klęczkach na chodniku. Nie miałem siły w nogach, serce biło mi jakbym właśnie przebiegł maraton, a usta chociaż się otwierały, to oddech udawało mi się brać tylko co kilka prób. Po co ja właściwie to robię? Po co wracam do domu? Przecież i tak nikt tam na mnie nie czeka, oprócz kotów. Nie mam powodu, żeby się tak starać. Zabandażowanymi dłońmi oparłem się o ziemię. Pogryzłem się tak, że trzeba było mnie owinąć jak mumię. Ze śmiercią Sanki sobie sam nie radziłem, więc, jak teraz mam sobie poradzić? Jakoś tego nie widzę. Złożyłem się całkowicie, klęcząc przysiadłem na nogach i pochyliłem się, układając czoło na dłoniach. To wygodna pozycja do płaczu. Zacząłem swój żałosny lament, który, chociaż wykonywany z pasją, nie przynosił ulgi. Jeszcze trzy lata temu, jakby ktoś mi powiedział, że będę się rozklejał w tak histeryczny sposób, na środku ulicy, to bym sprawdził, czy ten ktoś nie ma gorączki, że takie rzeczy wygaduje. Jednak ludzie się zmieniają, a ja zmieniłem się w rozlazłe, płaczące coś, co czeka na zabicie. Już mi obojętnie, co się stanie. Jeśli znów mnie napadną, to najwyżej poboli chwilę, a później będę mógł odpocząć kiedy mnie zabiją. Trudno...
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Sro Lip 28, 2021 7:32 pm

  Ah, dawno nie był w Selinday, jego zielone ślepia z zaintrygowaniem wodziły po budynkach rosnących w miarę zbliżania się do centrum. Kiedyś widział taką kępkę mchu, drobną z brzegu, która do wewnątrz rosła, by tam wypuścić smukłe wąsy. To miasto było czymś podobnym z daleka, a z bliska robiło się jeszcze ciekawiej. Poprzednim razem, jak tu był, też było ciekawie i to na zupełnie innej płaszczyźnie. Tym razem nie spodziewał się niczego gorszego, tyle że na własne życzenie.
  Kątem oka widział dwa Pomioty, które w formie maleńkich stworzonek przemykały pośród nocy. Marco i Ingwar, którzy zwykle wiernie pilnowali jego zakątka zamku. Nie sądził, by ich obecność była mu potrzebna, ale to miało chyba uspokoić bardziej pozostałych niż jego. Póki co, pozostawali w cieniu, zaś Killian skierował się kolejną ulicą, odbijając nieco od kursu na główny plac.
  Otworzył drzwi do sklepu z częściami i różnorakim asortymentem mechanicznym. Szyld głosił "Zębatki i drobnostki", osobiście miał do tego mieszane uczucia. Nie brzmiało źle, ale czegoś mu tam zawsze brakowało. Kiedy tylko wszedł, wymyślny, choć zupełnie niepotrzebny mechanizm z kilkoma kółkami poruszył dzwonek, a Liana powitało ciepłe wnętrze pełne rzeczy o mniej lub bardziej oczywistym przeznaczenu. I zegary, mnóstwo różnych zegarów.
  — Zam-knię-te! — przypomniał lekko styrany głos z zaplecza. — Sądziłem, że większość dzisiaj uczą czy...
  W drzwiach stanął ubrany jeszcze w pracownicze, wytrzymałe ciuchy mężczyzna mocno po sześćdziesiątce. Rozpuszczone włosy opadały mu na ramiona, a siwiejące wąsy mieszały się z krótką brodą. Twarz miał poznaczoną zmarszczkami, a przy lewej brwi i policzku starą szramę, lecz same oczy błękitnego koloru wciąż pozostawały żywe, a teraz z zadziwieniem przyglądały się białowłosemu przybyszowi.
  — Witaj, Cedriku. — Falone zdjał kaptur z głowy i uśmiechnął się, wcale nie pilnując zębów. — Miałem nadzieję, że jeszcze nie śpisz.
  Po chwili, po zamknięciu frontowych drzwi, obaj siedzieli na zapleczu, w niewielkiej kanciapie, która zwykle służyła za pracownię projektową. Killian czekał na herbatę, a w tym czasie zgarnął z pobliskiej półki jakiś rysunek. Chyba przedstawiał silnik... z czymś.
  — Do czego to jest?
  Cedrik odstawił szklanki na stolik.
  — To jeszcze nieskończone — mruknął i zabrał mu schemat z łap, na co wampir zaśmiał się cicho. — Mówiłeś, że nie przyszedłeś w odwiedziny...
  — Nie tym razem. — Zabrał sobie herbatę i zamieszał. — Potrzebuję twoich kontaktów...
  Tego z pewnością się nie spodziewał, zwłaszcza, że im bardziej Killian precyzował swoje oczekiwania, tym więcej pytań i niewiadomych pojawiało się w głowie inżyniera. Kupcy i klienci spośród dzieci nocy, tutejsi i zagraniczni. Po co? Tego jednak nie chciał powiedzieć, a Cedrik nie drążył. Kolejne zdziwienie nadeszło z następnym tematem.
  — Wiesz, gdzie jest teraz Hass?
  — Hass?...
  — Tak, Rodrig Hass. — Zawiesił na nim wzrok, kiedy ten oparł się o kanapę i zamyślił na chwilę.
  — A tak, Baron Hass. — Mossenbowel machnął ręką. — Musisz wybaczyć mojej pamięci, nie ma się tak dobrze jak kiedyś... — Wstał, by zabrać z półki jakąś książkę, która okazała się być planami technicznymi Selinday.
  — Skąd to masz... — mruknął Killian, lecz zaraz skupił się na pokazywanym fragmencie północnej dzielnicy portowej i tamtejszych podziemi.
  — Jak ostatnio miałem z nim do czynienia, jego ludzie byli tutaj. Ale ja nie wiem, jak można wejść do środka. Zgaduję, że nie wpuszczają każdego chętnego. — Rozłożył bezradnie ręce.
  — O to się nie martw... Jeszcze jedno. — Falone sięgnął do kieszeni i rozłożył kartkę, rysunek przedstawiający misternie zdobioną szkatułę. — Wiesz, co to jest, prawda? Już widziałeś ten rysunek.
  — Skąd... — Wziął pergamin do rąk, zaraz zerknął na wampira. — Tak... To znaczy nie mam pojęcia, co to, ale nie pierwszy mi to pokazujesz. Czego oczekujesz?
  — O co pytali? Wiesz, gdzie to znaleźć?
  Mężczyzna potrząsnął głową.
  — Pytali o jakąś sadulską kobietę... Nie znam jej, ponoć miała się tu kręcić. Oraz, czy umiałbym to otworzyć, ale bez obejrzenia na żywo, nic nie mogę stwierdzić.
  Falone zamyślił się na chwilę, po czym pokiwał głową i odebrał pergamin.
  — Dziękuję za herbatę — rzucił z uśmiechem, wstając. — Gdyby ktoś się pytał, nie było mnie tu od lat — dodał i uchyliwszy okno, wyleciał na zewnątrz w chmarze nietoperzy.
* * *
  I znowu na ulicy, jak to zabawnie brzmiało. Siedząc tam, w Neraspis, miał nadzieję, że zdarzy mu się jeszcze okazja, by powłóczyć się po mieście, chociażby z konkretnego powodu, ale jednak. No i proszę, to była całkiem dobra okazja, w dodatku nie musiał się spieszyć aż tak bardzo, system informacji Rose powinien działać niezawodnie i na razie nie było potrzeby do zmartwień. Mimo to, skupił się na swoim zadaniu. Zadaniu. Celu? Czy można zlecać zadanie samemu sobie? Cóż, jest królem, kto mu zabroni.
  Na chwilę wsunął ręce do kieszeni, ale szybko z tego zrezygnował. Było ciepło, nawet jak na noc. Podobnie jak większość rozsądnych ludzi, Killian miał na sobie spodnie i koszulę, porządniejsze buty były złem koniecznym, tak jak i peleryna z kapturem. No ale żył, miał tą przewagę nad śmiertelnikami, że słońce na niego nie przygrzewało, toteż mógł swobodnie iść swoim zwyczajowym tempem.
  W pewnej chwili jednak zwolnił, i skierował wzrok gdzieś w bok. Jeszcze kilka kroków i zakręt, a po drugiej stronie ulicy dostrzegł skuloną przy ścianie postać. Płacz był rozpoznawalny już z daleka, ale chyba bardziej go zaintrygowało, o co tu właściwie chodzi. Rozejrzał się wokół, stojąc jakieś kilka naście metrów od niej. Nie było tu nikogo, może w oknie jakiś gap, może gdzieś dalej, ale po za tym nic. Nie słyszał też odgłosów walki, więc musiałaby się rozegrać dużo wcześniej... albo być cicha. Ale nie czuł krwi. Chociaż... Podszedł nieco, no dobra, coś tam czuł, jego przeżarte nałogiem zmysły mówiły, że to nie świeży krwotok, ani nie duży, ale był.
  — Jest pani ranna? — rzucił, podchodząc bliżej, spoglądając po jej zdecydowanie zbyt grubym odzieniu. Ciężkie buty, podszyta suknia albo spódnica, płaszcz... Wszystko to było wyjątkowo dziwne i podejrzane.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Sro Lip 28, 2021 8:14 pm

Płakałem dla siebie, ciesząc się, że nikt mnie nie zaczepia. Zalety i wady nocy, na nikogo nie trafiasz, ale jak już na kogoś trafisz, to na zło najgorsze. Niestety przez moje wycie cierpienia nie usłyszałem odpowiednio wcześniej kroków obcej osoby. Zwróciłem na mężczyznę uwagę, dopiero kiedy zapytał mnie czy coś mi jest.
Poderwałem głowę i zanim jeszcze łzawy wzrok podrapanych oczu spoczął mu na twarzy, zacząłem się szybko wycofywać, szorując kolanami po chodniku. Z przerażonym spojrzeniem, za drugim razem udało mi się w końcu poderwać z ziemi i na słabych nogach zacząć biec ulicą, byle dalej od niego. Gdzie ja właściwie biegnę? Gdzie ja biegnę? W głowie miałem kompletną pustkę, poza tym nie byłem teraz pewny w jakim miejscu jestem i do czego mam najbliżej. W burdelu się nie pokażę, do mieszkania go nie zaprowadzę, a stać w miejscu też nie mogę. Wtedy noga się pode mną ugięła i znów wylądowałem na ziemi, przecierając materiał spódnicy na wysokości kolana. Na szczęcie udało mi się złapać ławki, więc gdy tylko wyłapałem równowagę, wstałem i wznowiłem bieg. Obróciłem się za siebie, żeby sprawdzić czy mnie goni, ale nieważne od tego, czy był za mną czy nie, nie zaprzestałem ucieczki. Chciałem, żeby to się skończyło.
Czując, jak powoli mi warga drętwieje ze zmęczenia, dopadłem do drzwi głównych jednej z kamienic. Już miałem tam wbiec, ale przypomniałem sobie sen, który kiedyś miałem. Nie mogę tam wejść, bo coś mi się stanie. Ja to wiem... Albo on mnie dopadnie, albo ktoś wyjdzie z mieszkania, wciągnie mnie do środka i zabije. Innego zakończenia nie widzę, bo innego zakończenia nie ma i nigdy nie było.
Uderzyłem pięścią w drewno, zebrałem w sobie i zdołałem przebiec jeszcze kilkadziesiąt metrów, zanim znów padłem na kolana, przy zaciemnionej, wąskiej uliczce między budynkami. Nie powinienem tam wchodzić, to w takiej uliczce mnie zabito, ale teraz chyba nie mam wyboru. Wpełzłem w alejkę, chowając się za pierwszą lepszą drewnianą skrzynią. Oparty plecami o ścianę, skuliłem się, przyciągnąłem kolana pod brodę. Rozejrzałem się jeszcze, jednak nic nie widziałem, przetarłem powieki, wyciskając łzy, ale mimo tego nie widziałem ostro. Nic tu chyba nie było, jeszcze, ale coś zaraz przyjdzie i zginę. Ja to wiem. Zwłaszcza, że nie mogę powstrzymać płaczu i kaszlu duszenia się. Zakryłem uszy, żeby siebie nie słyszeć, mając nadzieję, że jak ja siebie nie słyszę, to nikt mnie nie słyszy. To tak powinno działać przecież! Będzie dobrze, będzie dobrze, nic mi nie będzie, będzie dobrze, zaraz będę w domu. Kłuło mnie w piersi, w gardle miałem sucho, ale to nic takiego. Niedługo będzie wschód i będzie słońce i wszystko będzie dobrze, wrócę do domu, to nic takiego. Zaraz zginę. Zaraz zginę. Zaraz zginę. Zaraz zginę.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Sro Lip 28, 2021 11:35 pm

Nie odpowiedziała, ale chyba nie powinien się dziwić. Na moment błysnęła mu w mroku blada twarz, ale ona tylko zaczęła panicznie się wycofywać, próbując pozbierać się z ziemi.
— Spokojnie... — rzucił, unosząc jedną rękę, ale to chyba wywołało reakcję zupełnie odwrotną. Zerwała się w końcu i zaczęła biec na złamanie karku. Przez moment jeszcze stał i wahał się. — Stój!
Ruszył za nią. To raczej nie zabrzmiało dobrze, tym bardziej nie wyglądało, ale co innego miałby zrobić. I tak go nie posłucha, nigdy nie słuchają. Oczywiście mógł machnąć na to ręką i iść dalej, zająć się swoimi sprawami. Pewnie nawet powinien, a jego biedni towarzysze zastanawiali się, co on znowu wymyślił. A jednak pobiegł. Po trochę na pewno z ciekawości, ale przede wszystkim Killian zdążył się nauczyć, że takie spotkania bywają szalenie korzystne w skutkach. A jeśli już o tym mowa, chyba mógłby zajrzeć w jeszcze jedno miejsce, ale to później.
Była szybka, to jej musiał przyznać. Może to determinacja wywołana strachem, a może talent, ale musiałby się wysilić, by ją dogonić. Nie zamierzał, utrzymywał pewien dystans, niczym wilk próbujący zmęczyć sarenkę. Tak było prościej, a w tych pustych uliczkach na pewno jej nie zgubi. Parę razy tylko musiał się uważniej wsłuchać w kroki, by wybrać właściwy skręt. Nie było tego dużo, jego sarenka nie miała wiele siły, a on udawał, że wcale tak nie jest. Stuk drzwi na moment go rozkojarzył, ale kroki rozbrzmiewały dalej i to nimi się kierował.
Zwolnił, kiedy kroki ucichły, samemu łapiąc głębszy oddech. Poprawił kaptur na głowie i rozejrzał się. Nikogo wokół nie było, no, może poza sarenką, której ostatni ruch dobiegał gdzieś stąd. A więc stop. Spojrzał po bocznych uliczkach i wybrał najwęższą i najciemniejszą z nich. Może to był zaułek, nie był pewien, ale jeszcze zanim stanął u wylotu, do jego uszu doszedł wymęczony oddech, szloch, nawet kaszlnięcia. Oczywiście. Dopadł już zbyt wielu ludzi, by dziwił go ten wybór. Swoją drogą to było ciekawe, tak bardzo boją się mroku, a jeśli nie ma światła, to w tym najgłębszym właśnie szukają ocalenia. Lecz tym razem nie było co ratować.
— Nie skrzywdzę cię — rzucił spokojnie, wchodząc do uliczki na tyle tylko, by i jego skrył cień. A może bym chciał... — Pewnie mi nie wierzysz, ale trudno. Nie interesuje mnie znęcanie się nad przypadkowymi ludźmi. — Rzucił okiem w stronę ulicy i oparł się plecami o budynek za sobą. Czemu oni zawsze muszą krwawić... — Tu nie jest bezpiecznie, pani. Mogę ci pomóc. — Ponownie skierował wzrok w stronę kobiety, a przynajmniej tego ciemnego kąta, gdzie się chowała.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Czw Lip 29, 2021 12:18 am

Uciekałem najszybciej jak mogłem, ale i tak ciągle słyszałem za sobą kroki, a może to były dźwięki moich butów odbijające się od ścian? Dlaczego nigdy nie udaje mi się uciec? Zawsze coś mnie łapie. Dostałem się jakoś do pierwszego lepszego, ciemnego kąta i schowałem się w nim, licząc, że będę tam bezpieczny, chociaż wiedziałem, że nie jestem, ani trochę.
Zakryłem uszy, ale i tak usłyszałem ciche chrupnięcie piasku pod jego podeszwą, czułem jego obecność, czułem, jak się patrzy na mnie, wie gdzie jestem, jak się jego ślepia we mnie wwiercają chociaż jestem schowany. To było ohydne, zwłaszcza to, jak bardzo kłamał. Nie skrzywdzi mnie, nie jest tym zainteresowany. Wszyscy tak mówią, a potem atakują bez powodu, wystarczy na nich spojrzeć i od razu się rzucają, wystarczy być obok i od razu nie żyjesz.
Mężczyzna nie odchodził i do tego mówił dalej. ,,Pani". Przyłożyłem dłonie do ust, żeby być już cicho, żeby nie usłyszał po głosie, że nie jestem ,,Panią" zabije mnie jak się dowie, albo zrobi coś dużo gorszego, ja wiem co, a później dopiero mnie zabije. Udusi mnie i pobije, ja wiem, ja wszystko wiem. A później ożyję i będę czekał na kolejne pobicie, bo nikt już za mnie z domu nie wyjdzie na zakupy. Muszę coś zrobić. Tylko co? Tylko co?
Mógł słyszeć, że powoli się ruszam, szurnąłem butem, zahałasowałem materiałem spódnicy, zaskrobałem plecami o murek. To tego dochodziły wszystkie wcześniejsze dźwięki, pociąganie nosem, płacz, płytki oddech, który przyspieszał z każdym moim ruchem. Powoli podniosłem się do klęku, wstałem garbiąc się, znów próbując zakryć się płaszczem, jak tylko mogłem. Włosy spłynęły mi na twarz, ale i tak nie patrzyłem na niego. Telepiąc się zrobiłem pierwszy chwiejny krok w bok, żeby oddalić się od mężczyzny. Już wiedziałem, że umrę, tylko nie chciałem umierać, tak blisko głównej ulicy, to by było upokarzające. Wszyscy by to widzieli, ja wiem to, każdy by przechodził i patrzył i tylko palcem wskazywał.
Po pierwszym kroku nastąpił kolejny, trąciłem nogą butelkę leżącą na ziemi, aż podskoczyłem na ten dźwięk. Nie odwracając się do niego plecami, szedłem dalej, a kiedy oddaliłem się o jeszcze metr, ruszyłem biegiem w głąb uliczki, która okazała się być zamkniętym zaułkiem. Tam znów, na samym końcu, schowałem się za czymś co chyba było wyrzuconą z domu toaletką, która stała tu już jakiś czas, bo drewno pachniało wilgocią deszczu sprzed kilku dni. Szkło zazgrzytało mi pod butami, kiedy sadowiłem się na ziemi, próbując się schować przez wzrokiem Pana Obiecującego Bezpieczeństwo. Śmierdziało tutaj zgnilizną i innymi rzeczami, których nie chciałem nigdy wąchać, ale lepsza taka kryjówka niż żadna, prawda? Nie zginę, prawda? Zginę, zginę, przecież to wiem, umrę, jak pies, tak po prostu. Chciałem przerażonym spojrzeniem wyjrzeć zza toaletki, żeby sprawdzić czy dalej nie odpuszcza, ale nie miałem na to siły. Poczułem się źle, zakręciło mi się w głowie, zrobiło mi się gorąco, jednak nie było to od zbyt wielu ubrań. Oparłem się dłońmi o ziemię i cały się trzęsąc, prosiłem, żeby nie stracić przytomności. Nie mogę, nie teraz. Teraz muszę uciekać, ale gdzie. Nie mam gdzie. Nie mam gdzie. Nigdy nie miałem gdzie. Jęknąłem cicho, załamany własną pozycją, zupełnie, jak wtedy. Nikogo obok i nie ma jak uciec. Umrę.
-Nie...-poprosiłem tylko ledwo słyszalnym szeptem, bo gardło miałem zbyt ściśnięte, żeby powiedzieć coś głośniej. Może nie będzie aż tak koszmarnie, może uda mi się zemdleć, zanim porządnie zaboli? Proszę, chciałbym.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Czw Lip 29, 2021 1:27 am

Brak odzewu, oczywiście. Czego on się spodziewał, wyjątki takie jak Beatrycze były tylko wyjątkami, niemożliwe, by kiedykolwiek zdominowały społeczeństwo. Choć może to i lepiej. Ta tutaj przynajmniej miała instynkt samozachowawczy. Nie żeby mu to pasowało, właściwie to jej zachowanie działało mu na nerwy i naprawdę miał ochotę zagrać potwora, jakiego w nim widzi. No, nie dokładnie takiego, w końcu nie mogła mieć pojęcia.
Aż w końcu pojawił się nowy dźwięk. Szuranie butem po bruku. Killian zawiesił tam uważne spojrzenie, obserwując ciemny zarys postaci przy skrzynkach. Wstawała. Tylko po co. To było nieoczekiwane, kazało mu podkręcić czujność, nawet jeśli wyglądała na bezbronną ofiarę. Co mogłoby się stać? Cóż mogłaby mieć broń, choć wątpił, to jednak mogła. Gdzieś z boku usłyszał cichutki głos nietoperza, a kobieta... Znowu?
Sapnął cicho i pobiegł za nią, lecz kroki ustały bardzo szybko. Więc jednak ślepy zaułek. Obejrzał się, rozważając, czy jej nie zostawić, ale skoro już tu był, to niech dokończy, co zaczął. Zniknąć może w każdej chwili. Szarpany oddech i szaleńczy rytm serca powiedziały bezbłędnie, gdzie się teraz znajduje Sarenka. Tylko co z tym faktem zrobić. Stanął sobie kilka kroków przed zniszczonym meblem i skrzyżował ręce na piersi. Liczył, że w końcu coś powie, ale nie był pewien, czy ten płaczliwy szept się liczy.
— "Nie" co? Nie zgwałcić cię, nie okraść, nie zabić? Wybacz, ale gdybym chciał zrobić cokolwiek, zrobiłbym to już dawno. — Podszedł bliżej, by stanąć przed nią i nieco wyciągnąć otwartą rękę. — Nie siedź na ziemi... — rzucił tonem spokojnym, ale niekoniecznie czułym. Raczej bardzo neutralnym, którym zwykł się posługiwać w stosunku do większości osób na zamku.
Krew, krew, krew, krew, krew. W tym zaduchu śmietniska przybierała nieciekawych odmian, ale i tak pozostawała drażniąca. No dalej babo, wstać i zacznij się zachowywać jak człowiek... Oh tak, człowiek byłby najlepszy. Ogarnij się, Killian, to nie jest polowanie.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Czw Lip 29, 2021 2:01 am

Zmieniłem miejsce chowania się, ale w byciu cicho nie byłem mistrzem, więc nie zdziwiłem się, że nie odpuszczał. Najbardziej drażnił mnie jego spokój. Zamiast załatwić sprawę szybko, ten się mną bawił i bawił, najpierw goniąc, próbując mnie słowami przekonać do siebie, a teraz szedł za mną.
Słowo ,,Nie" w mojej głowie odnosiło się do wszystkiego, do tego, że nie chcę tu być, nie chcę, żeby on tu był, nie chcę żeby to się działo, nie chcę umierać, nie chcę żeby bolało, nie chce żeby ludzie widzieli, że sobie nie radzę. Jednak to co on mówił, sprawiło, że przeszły mnie zimne dreszcze i na kilka sekund wstrzymałem oddech. Nie ma to, jak wspomnienia, co? Zrozumiałem, że ten ktoś się na tym zna, wie co mówi, czego się boję i co się kiedyś stało. Może to ten sam człowiek, co wtedy? Przecież nie zostali złapani, dalej chodzą po mieście, może mijam ich codziennie na ulicy?
Wbiłem ślepia w jego buty, czując, że to jest moment kiedy jestem w potrzasku, nie ma już żadnego sposobu, jakiego mógłbym użyć, żeby się wywinąć. Jego tłumaczenie o tym, że gdyby chciał mi coś zrobić zrobiłby już dawno, nie było przeze mnie akceptowane. Jego intencje nie miały znaczenia, liczyło się tylko to, że w ogóle jest zdolny do zrobienia mi czegoś, nieważne czy chce coś mi zrobić czy nie. Bo choćby miał dobre serce i był naprawdę złotym człowiekiem, bo wykorzysta to kiedyś przeciwko mnie, kiedy mu zaufam, on mi skręci kark.
Podszedł krok bliżej, wyciągnął rękę i zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, odepchnąłem się od ściany, wybiłem się z ziemi i rzuciłem się na niego z zębami, szybko chwytając jego wysuniętą w przód dłoń. Moje kły nie są duże, ale może wystarczą, nic innego nie mam. Zabandażowanymi palcami nawet średnio mam jak drapać, ale mimo tego chwyciłem go nimi za nadgarstek. Drugą ręką byłem gotów pochwycić jego wolną łapę, jeśli ta by poleciała w moją stronę. Musiałem wiedzieć gdzie one są, musiałem mieć je pod kontrolą, żeby mi się dookoła szyi one nie owinęły.
Pasja z jaką to wszystko robiłem byłaby może i godna podziwu, gdybym nie zalewał się przy tym łzami, bo to nie była odwaga czy waleczność, a rozpacz i desperacja. Trudno mi się jednak było skupić i skoordynować ciało. Przemęczone mięśnie czuły energię kiedy jego smaczna krew spłynęła mi na język, ale nie miały siły wykonywać poleceń. Ja z kolei sam już nie wiedziałem do końca w jakim kierunku zmierzam działaniem, bo bardziej niż na walce skupiłem się na zaspokajaniu pragnienia. Nie spożywam ludzkiej krwi, ale teraz strasznie chciało mi się pić, bo długo tego nie robiłem. Dlatego też, poprawiłem chwyt na jego ręce, wbijając się kiełkami w kolejne miejsce i kontynuowałem moją małą ucztę, o ile nie zostałem odtrącony, a jeśli bym został, to witaj ciemny kącie w rogu zaułku, przytulę się do ciebie i nie odejdę choćby nie wiem co.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Czw Lip 29, 2021 8:56 pm

  Nie mógł mieć pojęcia, co takiego dzieje się w jej głowie. Podejrzewał coś złego, ale na pewno nie wieloletnią traumę. Poza tym, sam Killian chyba by o tym nie myślał aż tak. Nie była kimś ważnym, więc nie miał powodu w jakikolwiek sposób utożsamiać się z jej sytuacją. Może dlatego nie przewidział czegoś tak zdziczałego jak ugryzienie wyciągniętej ręki. I to niby on jest zwierzęciem, tak?
  Falone zareagował na tyle szybko, by wycofać dłoń, ale z na tyle dużym opóźnieniem, by zęby kobiety i tak się wbiły w skórę. Górne w wierzch dłoni, dolne od wewnątrz, to dawało pewien wygodniejszy układ niż wcześniej mu groził. Skrzywił się i zacisnął własne szczęki. Bolało, ale bywało gorzej, a jej zabandażowanymi dłońmi nie musiał się zbytnio przejmować, może poza wolną ręką, którą sam pochwycił za nadgarstek i popchnął ją plecami na ścianę.
  — Stójcie — rozkazał do dwóch wampirów, które zjawiły się za jego plecami.
  To było trochę dezorientujące swoją drogą, Marco i Ingwar popatrzyli po sobie, a potem na króla gryzionego przez tą obcą i zupełnie nieistotną osobę. No i jak tu by teraz w ogóle wyjaśnić ich obecność? Chociaż może nawet nie zwróci uwagi, wycofali się cicho do tyłu w cień zaułka, może zapomni, może uznają, że miała majaki ze strachu.
  Killian jednak miał jeszcze inny powód, poza darowaniem jej życia i powstrzymaniem swego głodu przed dopadnięciem świeżego trupa. Właśnie szarpnął lekko ręką, chcąc ją uwolnić, a wtedy poczuł wyraźnie dwa punkty, które trzymały go za skórę. Połączenie faktów nie było trudne.
  — Jesteś wampirem — warknął. No warknął, bo go gryzła, może był przyzwyczajony, ale i tak bolało jak cholera, w dodatku picie krwi własnej rasy było trochę obrzydliwe.
  Kiedy tylko poluzowała uścisk, wyszarpnął rękę z jej ust i pochwycił za drugi nadgarstek, by złożyć jej przedramiona na piersi i unieruchomić tym samym. Przez moment miał ochotę obrać za cel szczękę, tak podpowiadał mu gniew, lecz rozsądek zauważył, że miał przy sobie broń i należało uważać na ręce.
  — Nigdy więcej tego nie rób — wycedził, przypatrując się jej uważnie. Nie puszczał jednak, sądząc, że nie da to wiele więcej niż wcześniej. — Pijąc krew innych wampirów, stoczysz się na dno. — Pokątnie słyszał, jak gwardziści ponownie odlecieli z zaułka. On zaś czuł dalszą irytację przez własną rękę, po której ciekły ciemne stróżki, a także fakt, że nie ma teraz możliwości się napić. Jego obiad uciekł, choć ma go w rękach, zabawne uczucie... No dobra, to nie miał być obiad, tego się trzymajmy. Na moment przymknął oczy i odetchnął głębiej. Widział jej wyraz twarzy i nie było teraz nic bardziej wymownego na potwierdzenie zwykłego przerażenia. Ale teraz przynajmniej miał konkretny motyw, tego zobowiązał się nie ignorować. — Już dobrze, trawi cię głód... — wymruczał ciszej, poluzowując chwyt, by w końcu puścić jej ręce i pozwolić ewentualnie skulić się w kącie. Tak naprawdę ciężko było powiedzieć, czy kierował to zdanie do niej, czy do siebie, chcąc sobie przypomnieć z czym ma do czynienia i jakie są motywacje kobiety. Sięgnął po fiolkę w kieszeni i łyknął krwi, by zaraz powoli schować szkło. Pięknie, zaraz wszystko sobie upaprze. — To nie jest bezpieczne miejsce dla wampirów. Ale znam takie, w którym możesz się schronić — dodał po chwili, kiedy odrobina pozwoliła oderwać myśli od własnej rany.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Czw Lip 29, 2021 9:56 pm

Spróbował uciec, ale nie dał rady. Byłem tym chyba tak samo zaskoczony, jak on. Nie rzucałem się nigdy na nikogo, no chyba, że byłem zagoniony w kozi róg. Teraz chyba chciałem zachować resztkę godności przed śmiercią, że chociaż próbowałem walczyć.
Chciałem złapać go za wolną rękę, ale to on pochwycił mnie. Już zacząłem się kulić, widząc, jak odtrąca moją dłoń i mnie bije po głowie lub szarpie za włosy, ale nie zrobił tego. Pewnie był zbyt rozkojarzony, albo zrobi to później. Tak, na pewno zrobi to później. Powinienem był ściąć włosy, żeby nikt mnie za nie nie łapał. Powinienem był myśleć wcześniej, dużo wcześniej.
Skupiony na gryzieniu zajmował się tym, więc nie puszczałem go nawet kiedy szarpnął pierwszy raz rękę. Zęby to moja jedyna linia obrony, więc mam zamiar ją wykorzystać. Nie zostały one niezauważone przez niego. Krew zastygła mi w żyłach kiedy wszystkie możliwe scenariusze zaczęły mi przez głowę przelatywać. Chłop w sukience, do tego wampir, chodzi sam po nocy i prosi o złych ludzi na drodze, do tego płacze bez końca i sam się pakuje w ciemne alejki. Różne rzeczy widziałem, jak mnie palą, jak mnie tną, jak mnie więzią w piwnicy męczą i zabijają dla własnej zabawy, czekając aż ożyję, żeby znów wszystko na nowo rozpocząć, czułem, jak mi palce ucinają i łamią ręce.
Z tego myślenia wyrwało mnie to kiedy z wystraszonym jęknięciem uderzyłem plecami w ścianę. Sam to na siebie sprowadziłem, bo spróbowałem poprawić chwyt zębami i to był mój wielki błąd. Wyrwał mi rękę, złapał za nadgarstki, które przycisnął mi do piersi. Jego dłonie były zbyt blisko mojej szyi, dlatego od razu schowałem głowę w ramionach, zaciskając oczy, chcąc się bronić przed tym, że przeniesie łapy na delikatne miejsce. Wytrzymałem to wszystko, wytrzymałem trzymanie mnie, głośne wzdychanie, ruch gdzieś z boku, aż w końcu mnie puścił. To była moja nagroda za niewołanie o pomoc? Może powinienem był wbiec do kamienicy? Nie, tam by było za dużo ludzi, tutaj mnie nikt nie znajdzie.
Puszczony, natychmiast zjechałem w dół na ziemię. Spojrzałem na jego buty i przyglądałem się jego krokom. Poprawiłem płaszcz, żeby mnie zasłaniał, wygładziłem sukienkę, bo to taka ważna rzecz. Mówił o bezpiecznym miejscu, a ja rozglądałem się dookoła półprzytomnym spojrzeniem. Gdzieś tu jest ich reszta, było jeszcze dwóch, o ile dobrze pamiętam. Pewnie jest ich więcej, to możliwe. To było złe uczucie wiedzieć, że ktoś patrzy, ale nie wiedzieć skąd. Szybko wystraszony wzrok wylądował na nim, bojąc się, że odczyta to jako zniewagę. To było frustrujące, jak próbuje mnie przekonać do tego, żebym gdzieś za nim poszedł. Jasne, już idę. Zawsze podążam za obcą grupą ludzi, gdzieś, nawet nie wiem gdzie. Jednak mimo własnych myśli, zerkając co chwila na wyjście za zaułku, pokiwałem głową. Niech mówi dalej, bo odmawianie nie przyniesie mi nic dobrego. Ja wiem, jak odmawianie się kończy. Nie powinienem go denerwować bardziej niż zdenerwowałem, bo i tak miałem szczęście.
Przez pozorną uwagę, jaką chciałem zachować, uwidoczniły się wszystkie nerwowe zachowania. Delikatne kiwanie się, poprawianie ubrania, żeby wszystko zasłaniało, uciekanie wzrokiem łzawiących dalej oczu, a nawet próby przegryzienia się przez bandaże na dłoniach. Niech mówi dalej te swoje kłamstwa porywacza, ja tu poczekam, a później niech robi co chce, niech podejdzie, to znów go ugryzę. Głowę mu odgryzę i ręce i jego kumplom też.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Czw Lip 29, 2021 11:38 pm

Osunęła się na ziemię, zgodnie z przewidywaniami, nawet wyglądała. Dobrze, wcale nie wyglądała na spokojną. Wręcz przeciwnie, jakby dopiero teraz te wszystkie emocje znajdowały ujście w nerwowych ruchach. Widział, jak poprawia ubranie, co było dość naturalnym odruchem osób, które boją się kontaktu fizycznego. Może więc dobrze strzelił? Nieważne. Rozbiegane spojrzenie najprościej było wytłumaczyć obecnością gwardii. Niespodziewane pojawienie się dodatkowych osób niewiele pomagało. Przez chwilę rozważał, czy nie powinni stać obok na widoku, ale chyba nie. Zresztą, mieli ważniejsze rzeczy, niż martwienie się o przypadkową wampirzycę. Zerknął na swoją prawą rękę, z której krew mozolnie kapała na chodnik. Potem się tym zajmie, trochę tylko szkoda, że to go mogło ograniczać. Miał nadzieję, że nie będzie miał okazji sprawdzać.
Szczerze, nie spodziewał się wiele. Chyba generalnie źle do tego podchodził, ale na pewno nie spodziewał się, że nieznajoma wybuchnie ekscytacją na myśl o nieplanowanej podróży. Tylko co w takim razie powinien zrobić. To było frustrujące uczucie, nigdy nie był dobry w pocieszaniu ludzi, a co dopiero przekonywaniu ich, że nie zamierza nikogo mordować.
No dobra. Wdech i wydech, spróbujmy jeszcze raz.
— Wiem, że mi nie ufasz, rozumiem to. — To chyba nadal brzmiało źle. Podszedł i kucnął przy nim, nieco bokiem, prawą rękę opierając o kolano, by w razie czego móc się nią zasłonić. — Czego się boisz?
To pytanie wydawało się bezsensowne, lecz mogło mieć w sobie coś więcej. Tak to sobie tłumaczył, bo zadał je szybciej, niż pomyślał, ale przynajmniej nie pierwszy raz. Dawno temu padło w stronę pewno chłopca. Teraz sytuacja była inna, ale równie beznadziejna, więc może podziała.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Pią Lip 30, 2021 12:01 am

Nie przekonywał mnie dalej, nie obiecywał żadnych niestworzonych rzeczy, tylko stał. Ta cisza była na swój sposób równie straszna co mówienie. To, że siedzi cicho, znaczy, że myśli, pytanie nad czym myśli i jak bardzo te myśli mi zagrażają. To nie zwiastowało nic dobrego.
W końcu znów się poruszył. Spróbowałem się bardziej cofnąć, ale ściana mi to uniemożliwiła, jak zawsze, po raz kolejny. Zaparłem się rękoma i nogami o ziemię, odpychając się od niego mimo cegieł za plecami. Błyszczącymi ślepiami popatrzyłem na jego postawę i chyba nie chciał się na mnie rzucać. To próba skuszenia mnie, żebym się odprężył i zbliżył? Nie mam takiego zamiaru. Wtedy padło pytanie, na które kilka długich sekund nie umiałem znaleźć odpowiedzi. W końcu jednak świeże potoki łez pociekły mi po policzkach, z mocą taką, jakbym nie płakał co najmniej rok.
-Nie wiem...-wziąłem niespokojny wdech i przetarłem oczy. Objąłem się mocno w kolanach, przyciągając je do siebie i obciągając suknię, żeby dokładnie zasłaniała mi nogi, bo taki przecież jej cel jest. Wiedziałem czego się bałem, ale nie umiałem tego powiedzieć bez czucia się okropnie. Bałem się, że podsunę mu tym jakieś pomysły, że mnie wyśmieje.-Ciebie... wszystkiego...-chciałem mówić dalej, ale potrzebowałem sekundy na kolejną chwilkę duszenia się zbyt szybkim oddychaniem oraz na rozejrzenie się.-Oni nie żyją... nie rób mi nic, dobrze?-nie chciałem mu się spowiadać z moich problemów, bo dlaczego miałby mnie w ogóle słuchać? Żeby wzbudzić we mnie zaufanie? Liczył, że w ten sposób mnie podejdzie? To ja sam zacząłem mu mówić co u mnie, on nic nie planował, to wyszło ode mnie. On musiał coś tu namieszać.-Nie róbcie mi nic...-po raz kolejny poprawiłem płaszcz, sukienkę, znów się zgarbiłem, żeby się zakryć, być bardziej niewidocznym. Nie liczyłem, że posłucha, ale może miałem taką małą nadzieję.-Przepraszam...-Wydukałem jeszcze i nie mówiłem nic dalej, chociaż chciałbym porozmawiać, bo obecnie jedyne z kim rozmawiam to koty, ale koty nie słuchają. Może chciałem porozmawiać o tym, jak mi ciężko, może chciałbym usłyszeć radę, jak sobie z tym poradzić, a może chciałem usłyszeć zwyczajnie ,,Będzie lepiej.". Problem jest taki, że nie mam teraz nikogo, a zwierzęta mi nie pomogą. Nisko upadłem, żeby oczekiwać czegokolwiek dobrego od obcej osoby. Niżej się już nie da.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Pią Lip 30, 2021 5:08 pm

  Wyglądała, jakby chciała wcisnąć się pomiędzy elementy ściany, żeby tylko zniknąć z tego miejsca. Z widoku. Z towarzystwa. To było całkiem ciekawe, dawno nie widział tak bardzo przerażonej osoby. Generalnie jednak widywał je dość często, częściej zapewne niż wielu innych ludzi, jednak w odmiennych okolicznościach. A jednak popatrywała na niego raz za razem, może dla poczucia kontroli, a może lubiła wiedzieć, kiedy zginie.
  Otrzymał odpowiedź na pytanie, a to już był postęp, mimo że było to zwy... O kurwa, to jest facet... Killian zamarł na chwilę, wpatrując się w niego z lekką dezorientacją. No bo jak, dlaczego. Już nie pytał o płacz i zachowanie, ale dlaczego był tak dziwacznie ubrany? To znaczy mógł się domyślać, ale to przyszło mu do głowy dopiero po chwili.
  Wrócił myślami do jego słów przerywanych chwilami na oddech, strach i łzy, którym dość biernie się przyglądał. Wszystkiego. Ciekawe stwierdzenie, ale chyba był w stanie w to uwierzyć. Jednak za moment jego brwi drgnęły delikatnie, nie ze złości, a niezrozumienia, choć licho wie, jak to zostało odebrane. Pewnie źle. Patrzył jak się owija wszystkim, co ma. To było dziwnie przykre, nie uderzało w niego osobiście, ale czuł żal z całej tej sytuacji. Nie przerywał mu jednak na pierwsze pytanie, mając nadzieję, że blady chłopaczek doda coś jeszcze. Rzeczywiście dodał, choć niewiele.
  — To nic takiego — odparł spokojnie, wnioskując, że przepraszał za pogryzienie go. — Nic ci nie zrobimy, obiecuję. Wszystko będzie dobrze. — Dodał i oparł się jednym kolanem o bruk dla lepszej równowagi. — Wyjmę bandaż i fiolkę — zakomunikował mu, nim sięgnął do kieszeni po zwitek białego materiału oraz buteleczkę przezroczystego płynu, który zapachniał alkoholem. Polał zawartością nakłócia w skórze, krzywiąc się przy tym, jakby chłopak znowu się tam wkłuwał. — Kto nie żyje? — zapytał w końcu, od czasu do czasu zerkając na wystraszoną sarenkę. A może raczej jelonka. Wziął się za owijanie dłoni, przytrzymując jeden koniec bandaża między ręką a kolanem, a w jego głowie zaczął układać się plan. Trochę kłócił się z poprzednim, ale trudno. — Jestem Killian. A ty? — Ponownie zawiesił na nim zielone ślepia. Chwilowo nie było sensu uświadamiać chłopaczka o wszystkich faktach. Jeszcze by dostał kolejnej palpitacji.
  Nie minęła dłuższa chwila, kiedy jego dłoń została opleciona odpowiednią ilością warstw, które nie powinny tak szybko przecieknąć. Właściwie to było zabawne. Obawiał się ludzi Ardamira, a został napadnięty przez... No właśnie kogo? Jelonek nie wyglądał jak ktoś ważny, mógł nawet nie być świadom wielu rzeczy, jak Caroline. Wtedy też przyszedł mu do głowy nowy głupi pomysł.
  — Pomożesz mi? — zapytał, chcąc podać mu koniec bandaża do związania przy nadgarstku, co z jedną ręką nie było łatwym zadaniem. Jeśli jednak odmówił, to Killian poradził sobie zębami.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Pią Lip 30, 2021 6:02 pm

Zebrałem się w sobie, żeby odpowiedzieć i od razu zacząłem tego żałować kiedy spojrzał na mnie zaskoczony. Wiedziałem. Nie podoba mu się to jak się ubrałem. Mi też się nie do końca podoba, ale lepszego sposobu nie mam na to. Skuliłbym się jeszcze bardziej gdybym był w stanie, ale chyba osiągnąłem maksimum moich możliwości. Bałem się jego reakcji lecz nie zrobił nic czego mógłbym się wystraszyć. To było dziwne. Nie na to byłem przygotowany. Wybiło mnie to nieco z mojego schematu. Co teraz?
Przyjął przeprosiny, dopasowując je do tego za co przeproszony chciał być. Ja nie przepraszałem z żadną inną intencją jak otrzymać przebaczenie i załagodzić jego złość, a to czy uznał to za przeprosiny za zmarnowany czas, męczenie się, mój wygląd czy ugryzienie, to już nie miało znaczenia. Przytaknąłem mu jednak, żeby wiedział, że go słyszałem.
Zlustrowałem go uważnie kiedy podparł się kolanem i mówił, że jestem bezpieczny. Zerknąłem jeszcze na boki i w górę, żeby się upewnić, że nie jest to odwracanie mojej uwagi, aby inni mogli mnie łatwiej chwycić. Nikogo nie było obok, przynajmniej nie tak, żebym widział. Otwarte przestrzenie są okropne, ale zamknięte są nie lepsze. Ogólnie wszystko, co poza domem jest straszne, a czasami nawet własny dom.
Kiwnięciem głowy zezwoliłem na wyjęcie potrzebnych rzeczy, jednak mimo chęci zaufania mu, czujnie śledziłem jego dłonie, żeby w razie czego uciec od rzucanego noża czy strzelającego pistoletu. Takie tanie oszustwa nie są rzadkie, już małe dzieci tak kłamią paskudnie. Zamiast broni wyjął to co miał wyjąć, a mój wzrok nieco złagodniał, jednak dalej zaciekawiony patrzył na to co on robi. Wrócił do tematu, który rozpocząłem. Tak bezpośrednie pytanie mnie zaskoczyło. Chciałem porozmawiać, ale żeby tak śmiało? Nie dziwię się, że nie wie co ma robić, jak ja sam nie wiem co by mi pomogło i czego chcę. Pociągnąłem wzrokiem i już nie wycierałem łez, bo wiedziałem, że one po prostu będą płynąć nieważne, jak bardzo będę się starał nie płakać.
-Sanka...-wyszeptałem.-Mój... przyjaciel.-dodałem jeszcze ciszej, rumieniąc się. Chciałem z początku powiedzieć coś innego, ale cóżby to był za cyrk, facet w spódnicy, co się mizdrzył do jakiegoś innego chłopaka.-i...-przytuliłem ściśle nogi. Tak, to były dla mnie zbyt świeże wspomnienia.-Moja mama... dziś był jej...-niestety nie udało mi się dokończyć, bo przez szloch, moje gardło zacisnęło się mocno, uniemożliwiając nawet szept. Poza tym dziwnie mi, po co ja to opowiadam. Zapytał, a ja zacząłem mówić. Chyba nie powinienem tak gadać. Zbyt dużo mówię o sobie, a później będę tego żałować, wypomni mi to i rozpowie wszystkim.
Padło jednak kolejne pytanie, na którym desperacko się skupiłem, żeby się uspokoić. Killian, Killian. Nie znam nikogo takiego, nie kojarzę też, żeby to imię było krzyczane, gdy mnie zabijano. Zawsze może mnie oszukiwać. To nie jest jego prawdziwe imię, bo dlaczego miałby mi podawać prawdziwe imię? Czy ja jestem kimś kto może oceniać, które imiona są prawdziwe, a które nie? Nie wiem.
-Kiti...-nie wiem dlaczego uznałem, że jak mu powiem zdrobnienie, to mnie nie wyśledzi, nie dowie się gdzie mieszkam. Głupio wierzyłem, że to mi zapewni trochę więcej bezpieczeństwa. Nawet uśmiechnąłem się niemrawo na te głupie myśli.
Zapadła chwila ciszy, którą poświęciłem na oddychanie i wspominanie dobrych przygód z przyjacielem i mamą. To były dobre czasy, szkoda, że nie umiałem z nich w pełni korzystać. Żałowałem, że nie byłem bardziej odważny, że nie mówiłem, jak bardzo ich kocham, jak bardzo lubię ich towarzystwo, żałuję, że nie spędziliśmy więcej chwil razem. Powinienem był częściej ich odwiedzać, mniej pracować. Gdybym mógł się cofnąć w czasie zrobiłbym tyle rzeczy, których nie robiłem, a chciałbym.
Pogrążony w myślach wzdrygnąłem się kiedy dostałem kolejne pytanie. Czy pomogę? Spojrzałem na niego zaniepokojony. Dlaczego chciałby mojej pomocy? Do głowy przyszła mi opcja, że chce mnie przyciągnąć do siebie, powalić na ziemię i zrobić wszystko, co złe, ale chyba obiecał, że nic mi nie zrobi? Pytanie na ile ufam tej obietnicy. Chyba... chyba słabo jej ufam, ale jednak trochę. Może jestem naiwny i głupi, ale najwyżej za to oberwę. Zastanawiałem się chwilę, aż w końcu kiwnąłem niemrawo głową i powoli przeszedłem do klęku. Odczekałem jeszcze kilka sekund, zastanawiając się jak bardzo ryzykuję, ale w końcu podsunąłem się trochę do niego. Dalej byłem od niego daleko i tak miało pozostać. Wyciągnąłem ręce przed siebie i złapałem ostrożnie bandaż i zabrałem się za wykończenie opatrunku. Cały czas jednak byłem w stanie napięcia, wystarczyłoby gdyby ruszył palcem u dłoni, a ja już bym spróbował uciec. Nigdy nie wiesz kiedy ktoś zaatakuje. Bandaż został ładnie zawiązany, mam w tym w końcu wprawę, bo nie raz ja albo mama się cięliśmy przy pracach krawieckich, no i w burdelu czasami potrzebowali na szybko opatrzenia, żeby bezpiecznie poczekać na medyka. Znam się na tym, z resztą wystarczy popatrzeć na moje własne ręce. Jestem w tym specjalistą! Taki... żart...
Kiedy tylko zrobiłem o co mnie prosił, wycofałem się na swoje miejsce, wracając pod ścianę. Byłem jednak teraz odrobinę spokojniejszy. Nic mi nie zrobił wtedy, później też nie, znam jego imię i wygląd, będę wiedział kto mnie napadł w razie czego. Pomogłem mu, czując się odrobinę bardziej przydatny, chociaż to ja sam sprawiłem, że potrzebował mojej pomocy. Spojrzałem na niego, licząc, że się nie wykrwawi.
-Jakbyś... się źle czuł, to mów.-poprosiłem cicho, nie chcąc mieć trupa na koncie. W głowie znów pojawiły mi się sny, jakie miałem po znalezieniu Sanki. Przez to nagle, znów się przysunąłem do Killiana, złapałem no nieufnie za dłoń i obejrzałem opatrunek. Nie przeciekało na razie.-Jakby jeszcze... jakby krwawiło...-puściłem go.-to ci dam swoje.-znów podpełzłem do ściany.-Mam ich dużo...-po co ja mówię, po co zagaduję obcego kogoś. Tylko, że to Killian. Po co mnie gonił tyle. Uwziął się na mnie, a ja nie wiem dlaczego. Jakbym ja zobaczył, że ktoś przede mną ucieka, to bym nie gonił tego kogoś, jak oszalały. Byłem załamany swoim zachowaniem, nie powinienem się do niego odzywać, a ja sam mu proponuję pomoc, chociaż jej nie potrzebuje i go irytuję. Wróciłem do skulonej pozycji, jeszcze raz układając ubrania w przyzwoity sposób. To wszystko nie ma sensu, dlaczego, ja tak bardzo nie mam sensu?
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Pią Lip 30, 2021 8:54 pm

  Nie spodziewał się, że i tym razem otrzyma całkiem sensowną odpowiedź. Chyba powinien wziąć poprawkę na ocenę Jelonka. Aczkolwiek ten wciąż się wahał i robił duże przerwy. Nie przeszkadzało mu to, tak samo jak jego wzrok śledzący każdy ruch. Naprawdę był jak zagonione w pułapkę zwierzątko. Ale wracając do rzeczy. Sanka. Normalnie odebrałby to jako kobietę, ale tym razem nie był wcale pewien, zresztą mogło to być zdrobnienie i pewnie tym właśnie było. A więc był przyjacielem. Sanka, Sanka, chyba nie kojarzył nikogo, kogo można było tak nazywać. Mimo to pokiwał lekko głową na znak, że słucha. Chłopak skulił się bardziej, jasno sygnalizując, że kolejne trupy były jeszcze mniej miłe. To, jak mówił, jak się zachowywał, że był sam, kazało mu zastanowić się, czy ma teraz w ogóle kogokolwiek. Cóż, gdyby miał, to raczej nie siedziałby teraz w ciemnym zaułku z obcym typem i jego niewidzialnymi kolegami.
  — Przykro mi — odparł tylko, bo czy mógł się z tym utożsamić? Może tak, może nie, ale chyba raczej to drugie. Miał kiedyś przyjaciół, ale zdradzili go zanim zdążyli umrzeć. Jeden żył. No może dwóch, a i tak nachodziły go wątpliwości i Killian sam już nie był pewien, czy w wampirzym wymiarze życia istnieje takie pojęcie jak "przyjaciel". Z rodzicami to już zupełnie inna historia. Nie miał nawet pewności, czy chłopak mówi o pogrzebie, czy może raczej egzekucji. Może dlatego był taki przerażony.
  Kiti. No imię to raczej nie było, na pewno nie pełne, ale na razie musiało mu wystarczył. Ponownie skinął głową. Skoro tak chce być nazywany, to nie będzie się kłócić. W sumie brzmiało to całkiem przyjemnie i zabawnie. Jak kotek. Kitek. Kiti-kiti-kiti. Może lepiej nie będzie tego mówić na głos, jeszcze znowu weźmie go za niebezpiecznego psychola.
  Po długiej chwili namyślania, w którym nijak go nie poganiał, Kiteczek ośmielił się przystać na jego prośbę i nawet zbliżył się sam z siebie. Lian obserwował go spokojnie i nie ruszał się w żaden sposób, by przypadkiem go nie spłoszyć. Czuł się jak przy oswajaniu jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Albo pieska po przejściach, to chyba nawet bardziej. Patrzył jednak na jego ręce, oczy były chyba teraz jedyną ruchomą częścią wampira, bo jednak nie do końca mu ufał. Nie miał powodu mu ufać, chociaż takich emocji nie sposób łatwo podrobić. Ale Kiteczek mógł być też niezrównoważony, a wtedy nie musiałby udawać.
  Oczywiście potem wycofał się z powrotem, ale Lian nie zwrócił na to uwagi.
  — Dzięki — odparł, zerkając na węzeł, by za chwilę znowu przenieść na niego wzrok. To było bardziej niż niespodziewane. Oferował mu pomoc, choć przed chwilą oskarżał go w głowie o zapewne wiele okrutnych rzeczy. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. — To miło z twojej strony. Będę pamiętać. — Zerknął na chwilę na wyjście z zaułka. Może jeszcze nie. Wrócił oczyma do Kiteczka i przestał się uśmiechać. — Powiesz mi, co się stało z twoimi bliskimi? — zapytał. Może nie powinien, ale musiał, bo mogło kryć się za tym coś znacznie bardziej istotnego niż wypadek czy choroba... Zwłaszcza, jeśli to naprawdę była egzekucja, oficjalna czy też nie, Kiteczek mógł go nieświadomie ostrzec.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Sob Lip 31, 2021 4:57 am

Popatrzyłem na niego z nutką nadziei w oczach kiedy powiedział, że mi, że jest mu przykro. Dlaczego to brzmiało dużo szczerzej niż kondolencje na pogrzebie? Może dlatego, że on jedyny wiedział, że ostatnio były dwie ważne dla mnie śmierci, a nie jedna? Może dlatego, że był obcy, a mimo to w głosie jego było pewne zrozumienie.
Przedstawiłem się, pomogłem opatrzyć mu dłoń i odsunąłem się oferując dalszą pomoc, a on podziękował. Kiwnąłem na to głową, żeby czuł się doceniony, w końcu podziękowania nie są takie przyjemne dla każdego, zwłaszcza mało kto rozdaje je obcym osobom.
Podążyłem za nim wzrokiem. Wyjście z zaułku, chce uciec, zawołać kogoś czy może zaraz pojawią się tam jego kumple? Trochę nabrałem takich przekonań, niebezpodstawnie. Być może byłem już tym zmęczony na tyle, że nie umiałem się skupić na własnych teoriach i obawach. Wrócił do mnie spojrzeniem, a nagłe zniknięcie uśmiechu z jego twarzy zjeżyło mi włosy na karku. A więc powrócił do nieprzyjemnego tematu. Dlaczego go drąży? Interesuje go śmierć moich bliskich. Ma takie upodobania, podoba mu się to, chce to wykorzystać? Spuściłem wzrok, a płacz, jakim teraz płakałem, zmienił nieco ton. Dało się wyczuć, że nie jest to już czyste przerażenie, a bardziej smutek, poczucie zdrady i niesprawiedliwości. Co się z nimi stało? Co się z nimi stało?
-Sancia...-zacząłem biegać wzrokiem po ziemi przy mężczyźnie. Jak to powiedzieć? Nie mogąc do końca znaleźć słów, przesunąłem sobie zabandażowanymi pazurami prawej ręki po wnętrzu przedramienia lewej, kreśląc tam linię cięcia sztyletu chłopaka.-...sam siebie....-kolejne smarkanie rozniosło się po uliczce.-...dwa tygodnie... temu...-wypłakałem do końca, licząc, że mnie zrozumie.-Nic mi nie po....wiedział... po prostu....-wytarłem ślepia, które zaczęły lekko krwawić, bo rozdrapałem sobie strupy po wielu obtarciach.-... po prostu go znalazłem.-zakończyłem opowieść i natychmiast szedłem z kolejną, chcąc mieć to wszystko już za sobą. Może i bolało, ale mama zasługuje na to, żeby inni o niej wiedzieli.-Mama... kilka dni temu...zastrzelili ją na.... na ulicy... przypadek...-powiedziałem na jednym wdechu. Tak, mówienie tego, zaczynanie w ogóle tego tematu nie powinno mieć miejsca, to był zły pomysł, straszny. Jednak chyba nie będę nigdy w stanie mówić tego zachowując względny spokój. Płakałem dalej, roniąc łzy samotności, strachu i porzucenia. Sanarin był kimś, kto sprawił, że zacząłem chcieć obecności kogoś innego niż tylko mamy, a mama była moją mamą, chroniła mnie, wspierała, a kiedy była taka potrzeba załatwiała mi krew zwierzęcą, żebym nie chodził głodny. Ja nie mam odwagi wyjść wysłać listy, a co dopiero iść i prosić rzeźnika o krew. Nie mam racji bytu w tym świecie.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Sob Lip 31, 2021 2:30 pm

  Wodził wzrokiem po jego twarzy i czuł doskonale, jak bardzo to jedno pytanie zmieniło nastrój chłopaka. Spodziewał się takiej reakcji, mógł już z czystym sumieniem uznać, że natrafił na delikatną duszyczkę, która chyba nie radzi sobie sama z własnym istnieniem. Przynajmniej nie teraz. Ale przecież przeżył do teraz, nie jest więc kompletnym nieudacznikiem, miał rodzinę i przyjaciół, oczywiście całe te relacje mogły wyglądać dość miernie, ale były. Co znaczyło, że w jakiś sposób próbował. W całej tej otoczce absurdu to było coś, co Killian mógł szanować.
  Zaczął chronologicznie, powoli składając... No niekoniecznie zdania. Raczej myśli w jakiś choć trochę zrozumiały komunikat. Wampir wodził wzrokiem za jego dłońmi. A więc podciął sobie żyły. Ciekawe. Swoją drogą, niektórzy ludzie mieli doprawdy dziwne pomysły, jeśli chciałby się zabić, to znalazłby jakiś mniej bolesny czy makabryczny sposób. Lecz co do tego pchnęło, mógł tylko zgadywać, może miał problemy z własnymi znajomymi, a może był nie bardzo psychicznie. Może nie wiedział, co tak naprawdę zrobił. Samobójstwo w momencie, kiedy ma się przy sobie kogoś takiego jest wyjątkowo samolubne.
  No i przyszedł czas na mamę Kiteczka. Zastrzelona na ulicy. Kolejna przypadkowa ofiara czyichś wybryków, dobrze znał ten schemat. No i jednak się pomylił, ale to dobrze, to oznaczało mniej kłopotów po drodze. Milczał przez chwilę, słuchając szlochu chłopaka. Próbował zrozumieć, może nawet postawić się na jego miejscu w nadziei, że pomoże mu to pociągnąć dialog, ale chyba niezbyt dobrze mu to wychodziło. To było frustrujące uczucie.
  No trudno, niech straci. Bardzo powoli i spokojnie wyciągnął zabandażowaną rękę, by położyć ją na ciemnych włosach Kitka.
  — To nie twoja wina — powiedział cicho i lekko zmierzwił mu włosy. Za moment też zabrał rękę, by nie stresować go za długo. Wyjął z kieszeni chustkę i mu podał. — Masz. — Ponownie przywołał na twarz cień uśmiechu. — Posłuchaj, Kitek, nie możesz tu zostać. Krew wampira na chwilę zaspokoiła głód, ale potem będzie gorzej. Mogę ci pomóc. Wcale nie musisz włóczyć się po ciemnych uliczkach i łapać szczury. Wiele wampirów żyje na salonach. Może brzmi to jak bajka, ale zastanów się, ile innych rzeczy wydawało ci się kiedyś nierealnych...
  Czy to wystarczy? Na pewno nie. Swego rodzaju dowodem mogli być jego towarzysze, ale ich zjawienie się na razie odpadało. Dobrze wiedział, jaka byłaby reakcja.
  — Może porozmawiamy w jakimś milszym miejscu? — zaproponował po chwili.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Nie Sie 01, 2021 2:51 am

Powiedziałem, jak to było, mało składnie, ale chyba zostałem zrozumiany, tak wywnioskowałem po jego milczeniu, bo jak się zrozumie, co się stało, to jakie dobre odpowiedzi mogą przyjść do głowy?
Cichy szelest jego ubrań przyciągnął moją uwagę. Zamarłem na chwilę, widząc jego dłoń zbliżającą się do mnie, nie miałem jednak siły na uciekanie. Może liczyłem, że mnie zabije z litości, ale zamiast tego poczułem tylko ciężar jego ręki na czochranych włosach. Popatrzyłem na niego przestraszony i zdziwiony, że po raz kolejny nic mi nie zrobił. Odkłada to na jeszcze później? Możliwe. Jednak... dostałem chustkę. Odebrałem ją niepewnie i ścisnąłem mocno w dłoniach, dopiero po kilku długich sekundach wycierając nią oczy i mokre policzki. To było podejrzane z jego strony. Czy chusteczka ta jest nasączona czymś szkodliwym? Wątpię, chociaż...
Tak czy inaczej ,,to nie twoja wina", a co jeśli jednak moja? Jedna rzecz inaczej i żyliby. Jeden list do Sanki i by się nie zabił, jakbym zjadł wtedy śniadanie, mama wyszłaby trochę później z domu, żyłaby. Nie mówię, że jestem aż tak ważny by mieć wpływ na życie lub śmierć, ale coś zrobić mogłem, a nie zrobiłem.
Po raz kolejny go wysłuchałem, trochę dalej pływając we wspomnieniach, a trochę będąc w rzeczywistości. Wiem, co chciał przekazać, ale... Mało nierealnych rzeczy w moim życiu stało się prawdziwymi. Może wiele lat temu kiedy byłem dzieckiem, jednak teraz? Nie marzyłem o niczym ambitnym, chciałem tylko przeżyć i być przydatnym w jakiś tam sposób. Życie na salonach nie jest dla mnie, pasuje mi to jak jest teraz... w Selinday... sam.... głodny... bez pracy... Bałem się z nim iść, ale może to jedyna opcja, żebym przetrwał chwilę dłużej?
Propozycja jaką dał wprawiła mnie w widoczne zawstydzenie, znów przyciągając do mnie strach. Co to znaczy milsze miejsce? Jego towarzysze pójdą z nami? Nie chciałem z nim iść, ale co się stanie, jak odmówię?
-Możemy pójść do... -Sari'otri. Przerwałem nagle, panikując na myśl, co on by sobie o mnie pomyślał gdybym zaprosił go do burdelu na "miłą rozmowę". Ja wiem co by sobie pomyślał.
-Ja.. może... -zacząłem chcąc mówić, że mieszkam niedaleko, ale nie zaproszę go do siebie, bo mnie we własnym mieszkaniu zabije. -Emm... Ja.... - kolejna krótka plątanina zakończona ponownie przyspieszonym oddechem i pulsem. -Prze... Przepraszam... Nie wiem gdzie... - wystraszony, zacząłem po raz kolejny pływać we łzach, myśląc, że mój brak pomysłu go zezłości. Wydawał się być dobry z pozoru, i nie chciałem żeby przeze mnie pokazał swoje prawdziwe oblicze.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Nie Sie 01, 2021 6:04 pm

  Nie uciekł, nie zaatakował go, nawet nie miauknął jakoś głośno, toteż chyba robili duże postępy. Killian zabrał rękę z powrotem i nawet nie przyglądał mu się już tak uważnie jak wcześniej, by chłopak mógł się poczuć może bardziej swobodnie, o ile było to teraz możliwe. Tak trochę stosował terapię szokową, ale najważniejsze, że to działało. Może nawet lepiej niż podchody, w końcu ludzie, którzy nie mówią prosto z mostu, znacznie częściej wydają się podejrzani. Niestety Killian miał chyba wrodzoną skłonność do komplikowania prostych propozycji. Tak czy inaczej dotarli do pomysłu zmiany miejsca i nie został on z góry zanegowany.
  Kiteczek co chwila zmieniał zdanie, zapewne rezygnując z oczywistych możliwości i poszukując takiej, która byłaby dla niego przynajmniej neutralna. Gdyby Falone znał paranoję krążącą po jego głowie, wcale by się tym nie zdziwił, a może nawet przewidział. Jednak samo to, że chłopak próbował, było bardzo dobrym sygnałem.
  — To może jakaś gospoda? Znam jedną nie najgorszą, o tej porze nie powinno tam być wielu ludzi — odparł i wstał powoli. Natychmiast poczuł w nogach delikatne mrowienie, nie było źle, ale mimo wszystko trochę mu ścierpły od tego kucania. — Chodź — rzucił zachęcająco, a kiedy już Kiteczek pozbierał się z ziemi, ruszył niespiesznie w stronę ulicy. — Nie martw się moimi towarzyszami, są tu, by mnie strzec. Ciebie też ochronią w razie czego.
  Po chwili szli sobie jedną z uliczek, inną niż Kitek uciekał, choć nie była to najkrótsza droga. Killian wybrał ją, żeby nie budzić świeżych wspomnień, a także oddalić się od prawdopodobnego miejsca pogrzebu jej... jego matki. Sięgnął po inną fiolkę, znacznie większą niż wcześniej, i podał mu.
  — Proszę. To zwierzęca krew — wyjaśnił.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Nie Sie 01, 2021 7:08 pm

Odrzucałem w głowie kolejne propozycje, wiedząc, że na nic nie wpadnę. Znam jedną kawiarnię, ale ona teraz jest przecież zamknięta, dom i burdel też odpadały, z oczywistych powodów. To dało pole do popisu Killianowi, który zaproponował gospodę. Nie lubię takich miejsc, nigdy do nich nie chodziłem. Wyobraźnia nie podpowiadała mi nic dobrego. Alkohol i faceci nie idą ze sobą w parze jeśli chodzi o zachowanie akceptowane przeze mnie, nie mówię już o tym, że ja mało akceptuję. Mimo tego przytaknąłem głową, bo co innego miałem zrobić? Nadwyrężyłem jego cierpliwość wystarczająco mocno, poza tym odrzucanie jego pomysłów, gdy sam żadnego nie dałem, źle się skończy.
Znów odruchowo spróbowałem się cofnąć kiedy wstał. Zdecydowanie bardziej wolę być z kimś na równi, a nie musieć patrzeć na innych od dołu. Przyglądałem mu się uważnie kiedy mnie tak zachęcił do wędrówki. A więc zginę w gospodzie, albo mnie sprzedadzą stamtąd gdzieś, pokroją mnie na mięso, albo dla zabawy. Spuściłem głowę i zacząłem się zbierać z ziemi, niezwykle niemrawo, jakbym szedł na ścięcie, bo w mojej głowie dokładnie to robiłem. Szorując plecami, wspierając się o toaletkę, podniosłem się do pionu. Szedłem za nim, zachowując przyzwoity odstęp. Patrzyłem się na jego plecy, ramiona, żeby wyłapać ruchy rąk i co z nimi robi. Zatrzymałem się przed wyjściem z zaułka, zacisnąłem dłonie na płaszczu i nieśmiało, kroczek za kroczkiem, wyszedłem na ulicę. Jego słowa mnie nie uspokoiły, a wręcz przeciwnie. Cały czas ktoś był obok, patrzyli, wiedziałem, że to robią, ale ich nie widziałem, pokazali się raz, przez przypadek. Nie odpowiedziałem nic, po prostu podążałem jego krokami wiedząc, że ci ludzie nie są dobrzy, tylko zabijanie mnie w alejce było im nie na rękę, dlatego prowadzą mnie w inne miejsce, do tego w miejsce, którego nie znam, bo nie kojarzę w ogóle trasy. Mogliby mnie zabić, będę zły na tortury, wykorzystywanie mnie, ale na śmierć? On jest wampirem, zdążyłem to wywnioskować, chociaż nie powiedział tego wprost, pewnie wiedziałby, jak się mnie pozbyć na stałe, bo ja nie jestem pewien, albo sam tego na pewno sensownie nie zrobię, potrzebuję osób trzecich do śmierci, co też jest niepraktyczne.
Szedłem, jak po szpilkach, ciągle pracując głową, która obracała się w różne strony, żeby tylko wyłapać kolejne niebezpieczeństwo, może tych ochroniarzy, o których Killian mówił. Szukałem wszelkich śladów czegokolwiek, co mogłoby mi choć odrobinę zagrażać. Skupiony na tym zadaniu, wzdrygnąłem się kiedy zostałem zagadany. Odebrałem fiolkę z krwią, jedną ręką, drugą, dalej pilnowałem płaszcza, w którym się zagrzewałem porządnie. Przytaknąłem mu, dając mu znać, że akceptuję jego podarek i jestem wdzięczny. Szliśmy dalej, a ja mimo głodu, z fiolki nie piłem. Chcę wiedzieć, co się ze mną będzie dziać kiedy dojdziemy do gospody, wolę nie być odurzony żadnymi narkotykami wkroplonymi do buteleczki.
Im dłużej szliśmy, tym wolniejsze kroki stawiałem, tym bicie mojego serca było szybsze. Zaczynałem się bać na nowo, idąc w nieznane miejsce z dopiero co poznanymi osobami, a właściwie z jedną osobą, bo reszty grupy nie znam nawet z wyglądu. Znów zacząłem się telepać, czując, jak to oczekiwanie mnie męczy okropnie. Wolałem, żeby zakończył to szybko, a nie ciągnął mnie przez pół miasta dla własnej satysfakcji wykonania zadania w odpowiednim miejscu. Przygarbiłem się, przyciskając zaciśnięte ręce do piersi, bo nieśmiałe duszności zaczęły mnie co chwila dopadać. Umrę.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Wto Sie 03, 2021 5:12 pm

  Nie szedł zbyt szybko, ale też nie zatrzymywał się w drodze, by nie prowokować tego samego. Albo i gorszych reakcji, bo kto mógł zgadnąć, co takiemu małemu wariatowi przyjdzie do głowy. Właściwie było to na swój sposób rozbrajające. Był jak taki zagubiony szczeniaczek, który nie ma co ze sobą zrobić, ale boi się postawić krok w nieznane. Oj, bardzo się tego boi. Strach jest dobry, lecz tak wielki jego poziom jest już niebezpieczny, ktoś powinien go tego oduczyć. To jednak nie będzie proste, nigdy nie jest, a przypadek Kitka należał do szczególnie skrajnych.
  Szedł trochę z tyłu, co chyba też wpływało na wolniejsze tempo samego Killiana, który nie chciał zgubić swojej znajdy. Ale rety, jakie to było dziwne uczucie. Jakby prowadził więźnia i to na ścięcie. Albo tortury, to chyba nawet bardziej trafne. Tylko czy powinien coś z tym zrobić, chyba nie bardzo. Choć z drugiej strony mogłoby jakoś pomóc. No i miałby go na oku, oh, Kiteczek z pewnością też by o tym pomyślał i zestresował się jeszcze mocniej. Do jego powolnych i nader delikatnych kroków, jakby bał się uszkodzić chodnik czy coś, doszło coraz szybsze bicie serca. Tłukło się jak opętane, jak u tych ludzi zagonionych w kąt i przeświadczonych, że zaraz zakończą życie w kłach potwora. Eh...
  — Chcesz przystanąć? — rzucił tonem sugerującym, że nie widzi w tym problemu. Sam się właściwie zatrzymał, zwracając oczy na chłopaka. — A może w ogóle zostać na świeżym powietrzu? Znasz tu jakiś park czy ogród? — Dużo pytań naraz, ale trudno, niech się przyzwyczaja. Może ta sugestia pomoże mu znaleźć coś w głowie. Nie byli daleko od swojego celu, zwykłej miejskiej gospody, ale nie chciał, żeby ta trusia zemdlała mu na ulicy.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Wto Sie 03, 2021 6:01 pm

Nie spieszyliśmy się, przeciągając to co nieuniknione. Irytowało mnie to i czułem, jak spłoszona złość we mnie narasta. Pewnie w dużej mierze była to złość na siebie, że nie umiem sobie z tym poradzić, że to wszystko jest takie trudne pomimo swojej zwyczajności.
Zatrzymał się, a ja szybko zrobiłem to samo, cofając się o pół kroku dla pewności, że nie sięgnie do mnie rękoma. Popatrzyłem na niego wystraszonym wzrokiem i pokręciłem mocno głową. Postoje nic nie dadzą, będę się tylko dłużej męczyć. Dlaczego oni zawsze lubią się tym bawić? To nie był koniec jego propozycji, bo zaraz padła kolejna o to czy może wolę park lub ogród. Oczy zaszły mi łzami i znów pokręciłem głową bez słowa, opuszczając wzrok. Czy on jest nienormalny? Przecież parki nawet za dnia są niebezpieczne, wszędzie chodzą pijani ludzie, bezdomni, jest masa krzaków. Już nie chce mówić co się tam dzieje w nocy.
Dzielnie trzymając fiolkę i płaszcz, wytarłem szklące się ślepia i podążałem za nim dalej, do tej jego gospody. Moje nerwy były na granicy wytrzymałości, więc zanim jeszcze tam doszliśmy Killian mógł słyszeć ponowne ciąganie nosem i cichutkie jęknięcia, kiedy próbowałem oddychać. Niech się nie przejmuje, to tylko ja. To normalne.
Zerknąłem w stronę budynku, widziałem, że ktoś siedzi na zewnątrz i pali. To źle wróżyło. Szybko zacząłem poprawiać panicznie ubrania, opuszczać sobie włosy na ramiona, żeby zakryć szyję. Przygarbiłem się i o dziwo zrobiłem kilka nieco szybszych kroków, żeby być bliżej mojego przewodnika. Może liczyłem, że jednak nie przyprowadził mnie tu na cierpienie, a chce mi szczerze pomóc. Spróbowałem się trochę za nim schować przed mężczyzną palącym na podwórku. Wiedziałem, że to bez sensu, ale mimo tego próbowałem zniknąć. Jednak chyba im bardziej starałem się ukryć, tym bardziej zwracałem na siebie uwagę. Zasłoniłem palcami usta, żeby jakoś zatamować płakanie, bo wszelkie dźwięki ściągną na mnie spojrzenia. Szybko jednak zacząłem swoje dłonie podgryzać, nie zważając na bandaże. Dlaczego ten ostatni odcinek tak bardzo się przeciąga? Kiedy w końcu wejdziemy do środka? Musimy? Nie chcę.
Drzwi powoli się otworzyły i znaleźliśmy się w środku. Nie pamiętam kto otworzył przejście, nie pamiętam też, jak stawiałem kroki, po prostu nagle znalazłem się w gospodzie. Czyjś śmiech rozbrzmiał w mojej głowie, nieświeży zapach alkoholu i fajek uderzył w nos. Wszystko było nie w porządku. Ziemia zawirowała mi pod nogami, świat zafalował i w tym momencie nie było już ratunku. Pomyślałem jeszcze tylko, że nie mogę zemdleć, nie w takim miejscu, muszę przecież uciekać. Nogi się pode mną ugięły kiedy przeciążony umysł zrezygnował z prób uspokojenia mnie na inne konwencjonalne sposoby. Po prostu bezwładnie poleciałem na ziemię, upuszczając fiolkę z krwią na ziemię.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Killian Falone Wto Sie 03, 2021 8:35 pm

  Nie. Nie to nie, idziemy dalej. Choć i tak nie pozbył się wrażenia, że mogli wybrać lepiej, niestety Killian nie miał dobrego pomysłu. Dobrego i bezpiecznego za siebie zarazem, bo gdyby chodziło o ludzi, to może nawet by się... nie no, gdzie oni mieliby pójść o tej porze. Przecież nie przyprowadzi Beatrycze przypadkowego włóczęgi pod dach, nawet nie wiedział, czy ta jest w domu. W każdym razie dotarli wreszcie do tej karczmy. Gospody raczej. Rzucił tylko okiem na typa, który kurzył na ganku i nie przejął się nim w żaden sposób. W przeciwieństwie do Kiteczka, który... czy on się za nim chował? Trzeba było przyznać, że to trochę podbudowało mu ocenę sytuacji i siebie samego, proszę bardzo, oto nie był najgorszym psychopatą w okolicy, bo przynajmniej znajomym.
  Weszli do środka, gdzie powitało ich ciepłe powietrze przepełnione zapachem potraw, alkoholu i tytoniu tych, którzy nie mieli na tyle przyzwoitości, by wyjść na zewnątrz. On sam chętnie by zapalił tak po namyśle, skoro już znaleźli się w miarę na miejscu, to mogliby siąść przy oknie i...
  Nienaturalny ruch natychmiast zwrócił jego uwagę i Killian zdołał jako tako pochwycić chłopaka, by nie przywalił głową w podłogę.
  — Ejże... — mruknął, trzymając go niczym pannę za mocno wychyloną w tańcu. Miał się wyprostować, ale jego wzrok odwróciła szklana buteleczka staczająca się po fałdach płaszcza i sukni, by w stuknąć o deski i potoczyć się dalej, aż zatrzymał ją czyjś czarny but. Killian odłożył Kitka na ziemię i podszedł do zwalistego mężczyzny. — Dzięki, że ją zatrzymałeś — rzucił swobodnie i miał zamiar schylić się po szkło, kiedy to pękło gwałtownie, rozlewając czerwoną zawartość po podłodze. Falone przewrócił oczami. — Zawsze to samo...
  Ku wstępnej uciesze jego chudszego kolegi, Falone zrobił unik i chwycił go za nadgarstek. Nie miał szans cokolwiek z tym zrobić, jednak nie taki był jego cel, a trafienie w odsłonięty mostek. Nagła duszność, jaka złapała marynarza, była już zaskoczeniem dla drugiego oraz dla paru pozostałych klientów, którzy jeszcze się zasiedzieli. Chwilę potem rozdzielili ich pracownicy gospody zawołani przez barmana, a także on sam, który zgodził się z Falone'em, że panowie zdecydowanie za dużo wypili...

  Kiteczek obudził się na łóżku, na wierzchu pościeli i ze zwiniętym gdzieś z boku kocem. Generalnie był ubrany, choć nie miał butów, które spoczywały spokojnie u stóp łóżka. Nie miał też płaszcza, który spoczywał na krześle obok. To nie był duży pokój, a on znajdował się od wewnętrznej ściany, z dala od okna, od którego wiało świeżym powietrzem i papierosem.
  — Lepiej? — rzucił spokojnie Killian siedzący właśnie na parapecie otwartego okna i dopalający któregoś z kolei szluga. Już bez kaptura na głowie, choć płaszcza nie zdjął, by go przypadkiem nie zgubić. Nigdy nic nie wiadomo. Kiteczek nie mógł tego widzieć, ale pod okapem dachu wisiało przynajmniej kilkanaście małych nietoperzy, które raz po raz popatrywały na niego czarnymi ślepkami pełnymi swoistego zaciekawienia.
Killian Falone
Killian Falone

Stan postaci : Na lewej ręce, barku i w paru miejscach tułowia, mniej więcej równomiernie rozłożone jest kilka bliznowatych rys i plam po poparzeniu. Na prawym przedramieniu biegnie po skosie blada szrama po cięciu.
Ekwipunek : krzesiwo, piersiówka z whisky, bukłak z wodą, zegarek z dewizką, srebrny sztylet, smoczy sztylet z czerwonej stali, posrebrzana szabla, pistolet i kule [po opisy rzeczy dreptać do KP]
Ubiór : lekkie ubranie, peleryna z kapturem, rękawiczki, sygnet z literą F i sakwa na drobiazgi
Źródło avatara : pinterest.com/pin/7881368090703941/

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Kitikulu Wto Sie 03, 2021 10:29 pm

Zemdlenia nie są takie złe. Przynajmniej zasypiam bez problemów, chociaż sny mało kiedy są przyjemne, teraz na szczęście mieszanka w mojej głowie była na tyle chaotyczna, że obrazy uciekły mi z pamięci, jak tylko zacząłem się przebudzać. Od razu poczułem orzeźwiający chłód. Nie było mi zimno, po prostu po takim czasie siedzenia w cieple miło było poczuć coś innego niż gorąc. Ledwo udało mi się otworzyć zmęczone płaczem, dalej zaczerwienione oczy. Nie chciały ze mną współpracować, jednak musiałem wstać. Okno jest otwarte, muszę je zamknąć, bo ktoś przez nie do mnie przyjdzie.
Wampir postanowił się odezwać i chociaż pytanie do mnie było zadane spokojnie, zareagowałem na nie trochę zbyt porywczo, jak na swoje możliwości. Szybko skierowałem wzrok na mężczyznę, co nie było dobrym pomysłem, bo poczułem szalejący ból głowy. Mimo tego sprawnie podniosłem się nieco na rękach i wycofałem się bardziej pod ścianę, uciekając wzrokiem, który i tak był dość mętny. Usiadłem na krawędzi łóżka, daleko od mężczyzny, na którego znów na prędko łypnąłem ślepiami, bo miałem większe zmartwienia. Dotknąłem się po rękach, piersi. Mój płaszcz. Sapnąłem wystraszony brakiem stosownych ubrań na sobie. Nie było mnie jednak stać na ten jakże daleki marsz do krzesła, więc chwyciłem kołdrę i przyciągnąłem ją do siebie, unosząc ją na wysokość ramion, żeby się zakryć, wiedziałem, że coś takiego może być niestety pożywką dla czyjejś wyobraźni, bo bycie w łóżku przy kimś jest proszeniem się o kłopoty. Rozejrzałem się po pomieszczeniu oceniając, co się dzieje i bez ostrzeżenia, poderwałem się z miejsca. Zachwiałem się, jednak podparcie się o ścianę starczyło, aby uchronić mnie przed kolejnym upadkiem. Dopadłem do drzwi pokoju i szarpnąłem za klamkę. Drzwi były zamknięte. Szarpnąłem jeszcze raz, żeby się upewnić. Dalej zamknięte. Znów rozejrzałem się po pomieszczeniu, nawet nie zauważając, kiedy osunąłem się łagodnie na podłogę. Zakryłem dłońmi twarz, przesunąłem je na czoło, skronie. Głowa mnie bolała, wszystko mnie bolało. Nie jestem u siebie w mieszkaniu. Oddychałem za szybko, ale chociaż mniej więcej głęboko, więc chyba się nie uduszę. Gdzie ja jestem? Gdzie jest fiolka? Popatrzyłem na płaszcz, którym jedna część mnie chciała się okryć, ale druga część protestowała, chcąc korzystać z chłodu. Zostałem na ziemi, siedząc pod drzwiami. Czy są one zamknięte? Znów obróciłem się i sięgnąłem za klamkę pociągając za nią. Drzwi były zamknięte, chociaż czy na pewno? Popatrzyłem na ruchomy kawałek metalu wystający z drewna i po sekundzie namysłu szarpnąłem za niego jeszcze raz. Tak, drzwi są zamknięte. Odetchnąłem cicho.
Zabujałem się na boki, rozważając wstanie, jednak zrezygnowałem z tego i poprzestałem na ochładzaniu ciepłych powiek zimnymi dłońmi. Czułem, jak się trzęsę, nie ze strachu, a z wycieńczenia. Chciało mi się pić, już nie tylko krwi, ale po prostu wody, herbaty, czegokolwiek, byłem głodny, co mój brzuch oznajmił światu głośnym burczeniem. Objąłem brzuch rękoma, żeby stłumić całe to narzekanie na brak jedzenia od jakiegoś czasu. To nic takiego, to minie. Przymknąłem oczy i oparłem się głową o futrynę, co chwila wydając dźwięki, jakbym się nie mógł zdecydować czy chcę głośno oddychać, czy jednak płakać, czy może coś mnie boli. Takie to to bliżej nieokreślone, ja też jestem bliżej nieokreślony, a najbardziej moja lokalizacja. Gdzie my jesteśmy? Nie pamiętam nazwy, pewnie jej nawet nie przeczytałem na szyldzie. Powoli przechyliłem się i zwinięty w kłębek położyłem się na deskach. Miałem tyle potrzeb niezaspokojonych, że nie wiedziałem za co się zabrać najpierw, o ile w ogóle za coś bym się brać chciał, a nie chcę, bo to nic nie da. Wykończony, dalej zachowałem pewną dozę uważności, bo Killian mógł czuć na sobie spojrzenie półsennych, wiśniowych oczu, pilnujących go bezustannie.
Kitikulu
Kitikulu

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-blizny na udach
-blizna po lewej od mostka
-chory na wampiryzm
Obrażenia tymczasowe:
-siniaki (głównie na nogach)
-miejscami pogryzione palce/nogi
Ekwipunek : .
Karteczka z napisem "To twoje dla ciebie, no chyba że nie chcesz".
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : Twitter, Nea

Powrót do góry Go down

Miasto - Page 4 Empty Re: Miasto

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach