Rezydencja Gaushina

+2
Gaspard Anatell
Mistrz Gry
6 posters

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Rezydencja Gaushina Empty Rezydencja Gaushina

Pisanie by Mistrz Gry Sro Kwi 08, 2020 12:13 am

autor: NN
Rezydencja należąca niegdyś do arystokraty Kilroya Gaushina, obecnie jest własnością Geo’Mantisa Gaushina. Stoi w części miasta bogaczy, praktycznie na skraju. Siedziba dobrze zadbana, posiada wypielęgnowany ogród przyozdobiony rzeźbami robionymi na zamówienia poprzednich właścicieli. Obecnie poza Panem rezydencji zamieszkuje skład służby, złożony z sześćdziesięciu pięciu osób, minimum dwie osoby od każdej rzeczy, czasem po więcej, jeżeli jest taka właśnie potrzeba.
Budynek jest piętrowy oraz dzieli się na dwa skrzydła. Wschodnie jest głównie zamieszkane przez służbę. Dysponuje także dużą kuchnią, jadalnią i miejscami do spotkań z gośćmi. Właściciel domu ma swoją sypialnię na piętrze, z dostępem na balkon przystrojony roślinami, którymi sam się zajmuje. Zachodnie skrzydło w głównej mierze jest przeznaczone dla gości. Jest to także miejsce, w którym znajduje się pokaźna biblioteka Gaushinów, w której zbierali książki z różnych zakątków świata od pokoleń oraz przeróżne eksponaty, które pozostają wyłącznie ku uciesze wzroku właściciela – klucz do pokoju posiada wyłącznie dziedzic. Owe skrzydło posiada zejście do kompleksów piwnic, ukryte w jednym z pokoi na parterze. Podziemia są niczym labirynt, łatwo można się w nich pogubić. W głównej mierze znajdują się tam zapasy żywieniowe, zajmujące część piwnicy, zaraz po zejściu na dół. Dalej są następne drzwi do dalszych dwóch kondygnacji, a wiedza co tam się znajduje, należy wyłącznie do właściciela.
"Piwnica Wampira"
To pomieszczenie znajduje się pod rezydencją, na poziomie -2, ulokowane pod spiżarnią, a nad sekretnym miejscem Hrabiego, zamkniętym na klucz. Wbrew nazwy, jest tu dosyć przytulnie, bo dotąd pustą piwnice, przerobiono na mieszkanie. Znalazły się tu meble, między innymi szafki, czy też biblioteczka zapełniona dziwnymi księgami. W centralnym punkcie stoi dwuosobowe łóżko, nieopodal fotel ze stoliczkiem podręcznym, oraz to co najbardziej interesujące, stół alchemiczny, z półkami na składniki. Nie zabrakło w rogu biurka, zapełnionego kartkami i flakonikami atramentu.
POKÓJ GIDE:
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Wto Kwi 14, 2020 4:53 pm

Gdybym miał mieć jedno życzenie, które miałoby zostać spełnione, z całego serca, życzyłbym sobie, by dni były spokojne. Nic nie wyskakiwało nagle, co naruszyłoby mój rytm dnia i plany. Nienawidzę niespodzianek i jeszcze bardziej nienawidzę osobników, które takie niespodzianki mi na głowę ściągają. Jestem porządnym człowiekiem, który ceni swój czas i innych. Nie wyobrażam sobie, nagle, przyjść do kogoś bez zapowiedzi minimum dwóch dni wcześniej.
Cóż, co mogło się stać? Zaraz po przebudzeniu się wcześnie rano, zajęciu się swoją osobą dowiedziałem się od mojego drogiego lokaja, zaufanej duszyczki, że goście mają być. Żart chyba jakiś. Pieprzona kuzyneczka mojego zmarłego, wspaniałego właściciela wybrała sobie akurat ten moment, tak raptownie. Akurat z rana... Moje plany poszły się kochać w lesie. A może nie? By przysiąść nad moim planem i zastanowić się czego nie muszę dziś na gwałt zrobić, też potrzebuję czasu, którego niestety nie mam.
Uzbierałem się, odbyłem poranną rutynę jak każdego dnia. Przynajmniej to nie zostało mi naruszone i odebrane w bestialski sposób. Dobre wychowanie nakazuje mi zajęcie się gośćmi bez względu na wszystko, ale miałbym wylecieć z pokoju w szlafroku? Taki nieprzygotowany? Mniejsza o zadbanie o to, by moich łusek nie było widać. Rodzina Gaushina doskonale zdaje sobie sprawę kim jestem i w pełni mnie akceptują, za co jestem im dozgonnie wdzięczny. Być może rozeszłoby się po dalszych gałęziach rodziny, że nie potrafię się zorganizować na czas i roztrzepany tak ważnego - niestety - gościa bym przyjąłem.
Nie, żebym nie lubił rodziny mojego, świętej pamięci, właściciela. Nic z tych rzeczy. Denerwuje mnie wyłącznie ich obejście z innymi. Jako chcąc, nie chcąc jeden z przedstawicieli rodu tępię u siebie tą cechę i nie przejawiam jakimikolwiek tego typu - według mnie plugawymi - skłonnościami do narzucania się innym bez wcześniejszych zawiadomień.
Ubrałem się właściwie, schludnie, typowo dla mnie. Zdążyłem także zakryć łuski makijażem jak się da. Nie było potrzeby bym ubierał coś na wierzch, na swoją ozdobną czarną kamizelkę. Również nie było potrzeby bym okulary zakładał. Charakterystycznie dla siebie chwyciłem swą kunsztowną laskę i spokojnym, dostojnym krokiem mogłem iść na spotkanie mojej "rodzinie" chcąc dać dobre po sobie wrażenie.
Kobieta w średnim wieku, blondynka, przywdziana w wykwintną sukienkę - szytą prawdopodobnie na zamówienie - świadoma była, że mnie wytrąciła z samego rana z równowagi swoim nieprzewidzianym przybyciem. Znakomicie dla siebie to wykorzystywała, a jej dodatkowa pozycja "kuzynki Kilroya Gaushina" tylko umożliwiała jej dalsze ględzenie i pogłębianie tematów, które mi na rękę nie były. Nie mogłem w końcu krzyknąć prosto w twarz i kazać jej się zamknąć. To nie byłoby eleganckie i reszta rodziny by mnie zjadła. Komentarzom nie było końca, nawet biedna herbata, która moim zdaniem była niezła, została skrytykowana z góry na dół. Rodziny się nie wybiera, czasem żałuję, że tak nie można.
Oczywiście, nie mogło się obyć bez komentowania tego, że nie mam jeszcze żadnej partnerki, a co gorsza dziedzica. Jestem w pełni świadom tego problemu. To nie tak, że siedzę z założonymi rękoma. Zastanawiam się ciągle co zrobić z tą niefortunnością. Zgarnąć pierwszej lepszej panny nie mogę. Z resztą, jakby miało niby moje potomstwo wyglądać? Hybryda węża czystej krwi i człowiek. Takiego połączenia osobiście jeszcze w życiu nie widziałem. Być może zadbam o sensowną adopcję, to też jest wyjście. Tylko ów dzieciak musi się wywodzić z dobrej linii krwi, nie chcę przypadkiem wziąć pod skrzydła mieszańca.
Wraz z odejściem żmijowatej kuzynki mogłem odetchnąć z głęboką ulgą. Pół dnia mi ta baba zajęła na plotki i ploteczki. Nienawidzę jej z całego serca.
Uspokoiłem się znacznie, gdy z okna dostrzegłem, jak wsiada do swojej karocy zaprzęgniętej w kare konie i odjechała. Nareszcie. Poświęciłem kilka chwil na zebranie myśli i oszacowanie co mogę jeszcze dziś zrobić sensownego. Pouczyć się mogę. Ostatnio tego nie robiłem, czasu nie miałem. Na pocztę odpisać mogę jutro, o ile nikt nieproszony mi się do rezydencji znów nie wepcha. Wpatrując się w okno wyłapałem nadciągające czarne chmury na horyzoncie. Będzie burza jak nic. Oby ogrodnik tylko skończył swoją pracę nad kwiatami przed nawałnicą.
Oderwałem się od okna i wymacując drobny klucz w kieszeni ruszyłem do biblioteki. Uwielbiam tamto miejsce, mogę się zaszyć między książkami w samotności i oddać się w pełni nauce. Poleciłem wcześniej lokajowi, by dbał o wszystko i postarał się nie zawracać mi głowy pierdołami.
Zamknąłem za sobą drzwi biblioteki. Ciemne, ametystowe zasłony odcinały wszelaki dostęp do światła zewnętrznego. Wymruczałem pod nosem znaną mi sentencję, a wkrótce zapaliły się świeczki, przymocowane do ścian i niektórych regałów książek. Moim oczom ukazała się pięknie zadbana biblioteka, labirynt etażerek z książkami, starszymi ode mnie i przede wszystkim królowe pomieszczenia - szklane szafki z różnymi znaleziskami z różnych zakątków świata, których sam nie zdołałem zwiedzić. Poszedłem na środek pomieszczenia, po karmazynowym, przyozdobionym w symetryczne szlaczki dywanie. Stał tam okrągły szklany stolik z przygotowanymi wcześniej przeze mnie książkami, którymi miałem się zająć. Mogę się im bezsprzecznie oddać na resztę dnia, skoro i tak mój plan został tak brutalnie naruszony.
Usiadłem w dużym, czarnym fotelu. Odłożyłem laskę obok, by opierała się o oparcie na ręce i podniosłem pierwszą książkę. Akurat trafiły mi się "Mroczne strony magii". No dobrze, niech będzie i to. Czytać po ciemku nie zamierzałem, nic z tych rzeczy. Uniosłem jedną rękę, mniej więcej na wysokość głowy i znów, posługując się wspaniałą magią - końce moich palców pokrył ogień. Wcześniej pozbyłem się rękawiczki z mojej dłoni, by przypadkiem pożaru nie wywołać. Czemu by nie ćwiczyć mózgu i nie próbować skupić się na dwóch rzeczach na raz?
Siedziałem sobie tak samotnie w ciszy, nie wiem ile to już czasu. Ogarniającą pomieszczenie martwotę przerwał rozszalały wiatr i deszcz na zewnątrz, który doskonale było słychać. Biada tym, co na zewnątrz teraz przebywają. Oderwałem wzrok od książki, gdy rozbłysł taki piorun, że aż grube zasłony nie były w stanie powstrzymać jego światła. Mam nadzieję, że ta szalona pogoda nie uszkodzi bardzo mojego ogrodu, albo nie poprzewraca mi moich własnych roślinek, które trzymam na balkonie. Powinienem je gdzieś może przenieść, albo zorganizować obudowę ze szkła nad balkonem. Zastanowię się nad tym.
Wyrwany z rytmu beztroskiego wchłaniania lekturki, wsunąłem między kartki kwiecistą zakładkę, gdzie czytać skończyłem i odłożyłem książkę na stolik. Przerwałem używanie magii, przywdziałem rękawiczkę i złożyłem ręce na piersi, robiąc przerwę dla mojego łepka. Zabiegany człowiek ze mnie jest. Taka chwila, którą poświęcam na nie myślenie i nic nie robienie jest dla mnie wspaniała niczym sen. Czasem zazdroszczę niektórym, że mogą częściej się oddawać takiemu błogiemu nic nie robieniu.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Kwi 14, 2020 6:00 pm

Cóż, Geo'Mantis mógł pomarudzić na kiepski poranek, a właściwie większość dnia, ale to Gaspard byłby zwycięzcą w turnieju: "kto miał dzisiaj gorzej". Wciąż trawiony dziwną odrazą do siebie z powodu zamordowania bezbronego człowieka, jeszcze bardziej wstydził się tego, że z jakiegoś powodu nie miał poczucia winy. Jakby to co zrobił było obrzydliwe, ale konieczne do przeżycia. Co prawda było, a kolejnym argumentem mógł być brak wolnej woli w swoich czynach. Zresztą, to wszystko było takie nienaturalne. On nie powinien już żyć, a jednak, był tutaj... Dziwna znikająca Lu, wilkołak, być może wampiryzm... za dużo naraz działo się w jego życiu...
Na domiar tego, chwilowo spokojna noc, przeobrażała się w wietrzysko, któremu zaczął towarzyszyć deszcz i grzmoty na niebie. Burza, tego brakowało. Mógł się pocieszyć faktem, że będąc całym przemoczonym, zwłaszcza gdy wszyscy w Północnym Arden uciekali do domów, nie rzucał się tak w oczy, zwłaszcza w krwawej koszuli. Może jednak pogoda była na jego korzyść? Było mu jednak cholernie zimno, cholernie. Chciał się skryć, nie wiedząc nawet co począć dalej, dlatego błądził po miasteczku. Naszła go myśl o wynajęciu łodzi, która popłynie do Selinday, lecz to było bezsensowne, bo nikt o zdrowych zmysłach nie wyruszy w takie zburzone morze. Pozostało szukać schronu. Wtem o czymś sobie przypomniał. O swoim znajomym, Geo'Mantisie, Arystokracie którego poznał pół roku temu, podczas przypadkowego zderzenia na ulicy, a który był na tyle życzliwy, aby udzielić mu wywiadu. Ta znajomość przetrwała, a przynajmniej Szlachcic ją podtrzymywał, z powodu pasji Gasparda do literatury, oraz jego nazwisku, tak dobrze znanemu. Sam Anatell jednak z jakiegoś powodu mu ufał. Czemu? Był jedyną osobą z którą mógł porozmawiać o... wszystkim. Poza Lucrece'a, ale ona przepadła jak kamień w wodę. Czy był jego przyjacielem? Może na chwilę obecną to za mocne słowo. Był jednak kimś, komu musiał coś powiedzieć o tym co się stało, inaczej oszaleje z własnymi myślami. Poza tym, jest to człowiek oczytany. Może wie więcej o jego przypadłości...?
Białowłosy mężczyzna pokierował się w stronę jego rezydencji, która swoją drogą, cholera, była molochem. Przepięknym molochem. Zawsze pasjonowały go takie splendory, lecz nie był dziwką na pieniądze, aby się w takowe pchać. Miło było jednak na to popatrzeć i pomarzyć, by kiedyś w takowym mieszkać. Nawet u szczytu potęgi Cesarskiej Korporacji Handlowej, Anatellowie nie mogli sobie pozwolić na coś takiego. No ale mniejsza o tym teraz. Gaspard przeszedł przez smagany chodnik, mijając piękne żywopłoty, figury z roślin, jak i te rzeźbione, aby ostatecznie znaleźć się przed drzwiami frontowymi. Drżącą dłonią chwycił wielką klamrę, którą trzy razy uderzył w dębowe drzwi. Teraz czekał, czekał cały mokry, nie wiedząc co powiedzieć, gdy ktoś otworzy to cholerne wejście.
Wtedy stało się jak przewidział. Drzwi rozchyliły się, a w ich progu stanął lokaj Geo'Mantisa, podstarzały biały mężczyzna, imieniem Bogd'an. Gdyby Gaspard znał jego imie, pewnie by parsknął śmiechem, choć humor miał podły teraz jak nigdy.
-W czym mogę pomóc?
Spytał podejrzliwie, a Gaspard zbierał w gardle słowa, rękoma skrywając pierś, gdzie koszula była najbardziej ubrudzona, oraz starając się nie otwierać ust na tyle, coby kły nie rzuciły się w oczy.
-Gaspard Anatell, dobry znajomy Pana Geo'Mantisa. Muszę się z nim spotkać...
-O tej godzinie? Pan wybaczy, lecz Hrabia nie raczy sobie niezapowiedzianych wizyt, zwłaszcza w nocy. Proszę odejść.
Odpowiedział natychmiast, chcąc zamknąć mu przed nosem drzwi, co nie wiedząc czemu, niezwykle wkurwiło Gasparda, który natychmiast stopą zablokował drzwi i uderzeniem łokcia odbił je w tył, co aż lekko wzdrygnęło Bogd'anem, zwłaszcza, kiedy zauważył spojrzenie Anatella, w którym ujrzał chęć mordu, a także, o zgrozo, kły, kiedy usta chłopaka nabrały wyrazu złości. Wtedy Białowłosy złagodniał, zdając sobie sprawę, że dał się zanadto ponieść emocją, co nie było u niego normalne. Poczuł się dziwnie, ale nie mniej, niż lokaj. Nie mógł jednak czekać na reakcje służącego, dlatego pozwolił sobie na bezczelny czyn i wszedł do środka na chama, uderzając lokaja z barku.
-Stój! Nie można!
Zawołał za nim, ale ociekający wodą Wampir nie chciał się dostosował, zaczynając błądzić po parterze, unikając skupiania uwagi na dziełach sztuki, oraz pięknym wnętrzu.
-Wybacz, ale nie mam nastroju, gdzie jest Hrabia?!
Spytał, przechodząc przez kolejne pomieszczenie, a lokaj truchtał za nim, lekko zdyszany.
-Proszę nie! Proszę wyjść! Hrabia odpoczywa w bibliotece!
-Bibliotece...?
Zapytał od razu po usłyszeniu odpowiedzi, a Bogd'an chwycił się za usta, karcąc w myślach swoją nieodpowiedzialność, że tak nieumyślnie sprzedał położenie Geo'Mantisa. Wampir ruszył dalej...
W pewnym momencie, po sprzeczkach z biegającym za nim lokajem, Anatell odnalazł drzwi do biblioteki, ale Bogn'an rzucił się na nie, chroniąc je własnym ciałem.
-Wpierw musisz mnie zabić!
Wykrzyczał, a Gaspard uniósł jedną brew, po czym przyłożył pięść do drugiej dłoni, strzelając kostkami. Lokaj nie należał do odważnych, bo szybko usunął mu się z drogi, wizją śmierci. Wtedy Gaspard otworzył drzwi i wszedł do przepotężnej biblioteki, która była przecudowna. Niestety, znowu nie było czasu na podziwianie. Białowłosy po chwili odnalazł spojrzeniem zapewne zszokowanego Arystokratę. Dopiero teraz zrozumiał, że mógł mieć problemy za to co zrobił.
-Geo'Mantisie... pomóż mi... błagam...
Wypowiedział, rozkładając ręce i ukazując w pełni zniszczoną koszulę, oblaną zaschniętą krwią...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Wto Kwi 14, 2020 11:45 pm

Siedziałem sobie tak spokojnie, w moim fotelu, starając nie zadręczać się zbędnymi myślami. W takim błogim nastroju mógłbym siedzieć do końca świata, albo i jeszcze dłużej. Na starość wyprowadzę się stąd, kupię kawałek ziemi gdzieś daleko, z daleka od wszelakich przejawów cywilizacji i wybuduję sobie tam podobną rezydencję, ale mniejszą, bym biegać nie musiał z lewego skrzydła do prawego i tak w kółko. Spędzę tam resztę swoich dni, nie będę więcej pracował. Nie będę przejmował się nikim, ani niczym. Oddam się wyłącznie pięknu otaczającej mnie natury. Tak, tak byłoby idealnie. Dla mnie, rzecz jasna.
Mój cudowny spokój został przerwany. Moje bezsensowne wpatrywanie się w sufit skończyło się wraz z dzikimi krzykami, które na zewnątrz, za drzwiami przybierały na sile wraz ze zbliżaniem się. Czy to żart jakiś znów? Czy moja służba naprawdę nie potrafi dopilnować kilku tak prostych rzeczy? A tak im ufałem, nikogo nie zmieniłem od śmierci mojego właściciela. Przykro mi, że mnie tak nie słuchają najwidoczniej, jak słuchali Jego.
Krzyki, czyjekolwiek by to nie były, znajome mi się wydały. Westchnąłem głęboko, nie hamując się przed wydaniem rozzłoszczonego odgłosu. W towarzystwie w życiu by mi to nie przeszło, nigdy. Ktokolwiek by to nie był, słysząc nerwowe wrzaski, byłem pewien, że osobnik zaraz tu wejdzie. A jeżeli nie tu - to złapie mnie jak stąd tylko wyjdę. Moja służba pożałuje i ja tego dopilnuje.
Powoli uniosłem się z fotela, poprawiając rękawiczki na rękach. A może zdjąć je jednak powinienem i za sprawą magii ukarać ów nieproszonego gościa? Jak bezczelnym trzeba być, by arystokracie do domu się pchać. Drzwi się w końcu otworzyły, a w nich, ku mojemu zdziwieniu stanął nie kto inny jak młody Anatell. Nie jego się spodziewałem, naprawdę. Spodziewałem się jakiegoś zamachowca na moje życie, kto wie, albo rozzłoszczonego sąsiada, za bogowie wiedzą co. Zaskoczenia malującego się na mojej twarzyczce nie przerwał nawet piorun rozbłyskający za oknem.
Zamurowało mnie. Jego wygląd pewnie to spowodował, rzadko kiedy widzę ludzi w takim stanie. Jak siedem nieszczęść. A ta jego koszula to się do wyrzucenia chyba wyłącznie nadaje. Co on zrobił? Bez powodu, w takim stanie, podczas takiej pogody by się tutaj nie pchał, prawda?
Machnąłem ręką na lokaja, który już chciał przepraszać, albo próbować wyciągnąć Gasparda z pomieszczenia. Albo i jedno i drugie.
-Idź stąd, przygotuj mu kąpiel ciepłą i ubrania czyste. - Wraz z moimi nad wyraz spokojnymi słowami lokaj znikł, zamykając za sobą przednio drzwi. Zdziwienie zeszło mi z twarzy, nawet niekoniecznie dbałem o to, czy Anatell to wychwycił czy nie. Raczej wątpię, sądząc po jego stanie, myślę, że to drobnostka przy tym co on odczuwa. Kolejna rzecz, z którą tak rzadko obcuję - takie przerażone błaganie o pomoc. I to mnie wprowadziło w osłupienie.
Splatając palce za plecami powolnym krokiem, ze stukotem niskich obcasów w tle, zbliżyłem się do osobnika, badając go ciekawskim spojrzeniem. Skąd ta krew? Zamordował kogoś i nie ma u kogo się teraz zatrzymać? Znając siebie i życie zaraz mój umysł zaleje mnóstwo teorii, które przyprawią mnie w nocy o paranoje. Zdecydowanie, wolałbym móc nie używać mózgu czasem i nie myśleć. Zatrzymałem się przed nim około metr, półtora.
-Coś się stało? - Jakże głupie pytanie. Przecież sam widzę, że coś się stało. Co innego mogłem powiedzieć? Powitać go mogłem, przeprosić za służbę. Aj, głupi ja. Później go przeproszę za zachowanie Bogd'ana. Skarciłem się w myślach, za swój brak wychowania, o którego utrzymanie tak zawsze pilnuje. Mam wyłącznie nadzieję, że powie mi co takiego miało miejsce.
Bez wyraźnej zgody na jakikolwiek dotyk, pociągnąłem Gasparda za przedramię, z lekkim uściskiem. Podążyłem do fotela. Niech sobie usiądzie młodzieniec. Musiał pewnie odbyć niezły dystans, gdziekolwiek przebywał, aż do mojej rezydencji. I to w takim stanie.
Poczekałem aż młody się wygodnie usadowi, stanąłem sobie kawałek od niego, dając mu mnóstwo przestrzeni i powietrza dookoła. Trudno, fotel będzie od niego mokry. Trochę mnie kosztowało zamknięcie się i nie rzucaniem mu masy pytań bez zapowiedzi.
Błądziłem wzrokiem po podłodze, myślałem, co nagle z tym fantem zrobić. Nie wyrzucę go przecież na burzę i do tego w tym stanie. To z góry odpada. Niech zostanie, na noc. Później zobaczymy co będzie. Przynajmniej, to jest Gaspard, a nie jakaś nietaktowna baba. I chwalić bogów za to.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Kwi 15, 2020 8:49 am

Co sobie myślał, wparowując tu na chama? No właśnie nie myślał. Dopiero teraz, przed gospodarzem, bardziej znączącego od niego w tym świecie, obnażył jednak swoją desperację w akcie tego czynu, chcąc uwolnić prawdę, utkaną w czerwieni materiału na torsie. Lecz mimo to, mimo poczucia błędnego zachowania, nie spotkał się z odrzuceniem, czy gniewem. Nie rozumiał tego, może nie przywykł do dobroci ze strony innej osoby, zwłaszcza tak wysoko postawionej, mającej wszystko i mogącej wyrzucić go jak śmieć do rynsztoku. Czyżby był to tylko kaprys znudzonego szlachcica? Nie jemu go osądzać.
Geo'Mantis chwycił przemoczonego Wampira, prowadząc go na czarny fotel, na którym go usadowił. Był wygodny, podobny miał kiedyś jego ojciec. Ale coś tu się nie zgadzało. Nie, nie był podejrzliwy wobec tego zachowania, a bardziej dziwny materiał nie pasował do całokształtu mebla. To co zobaczył w szparze pomiędzy oparciem, a siedziskiem, to… to były łuski? Niewiele, jakby spadły ze zwierzątka. Pewnie Arystokrata miał egzotyczne zwierzątko, w sumie nic niezwykłego. Do rzeczy.
Geo'Mantis zapytał go, czy coś się stało, a Gaspard odruchowo parsknął żałosnym śmiechem, przejawiającym dużo więcej, niż "coś"...
-Sam próbuję pojąć co dokładnie, ale chyba umarłem…- Odpowiedział, uśmiechając się bardzo szeroko, wręcz obłudnie, prezentując mu swoje ostre siekacze w całej okazałości. -...chciałbym wiedzieć jaki mamy dzień, by pojąc, jak długo przebywałem w zaświatach… zostałem jednak z nich wyrwany i wsadzony w coś, co łudząco przypomina mnie, ale jest czymś o wiele gorszym…
Dodał, skrywając twarz w dłoniach, podpierając się łokciami o kolana. Musiał odetchnąć, zebrać myśli. Burza na zewnątrz i stukot deszczu o szyby mógł być swoją drogą kojący w swej prostocie natury.
Odsłonił lico, kierując wzrok szarych tęczówek na szlachcica, znacznie poważniejąc na twarzy.
-Tuż nieopodal, na klifie nad wybrzeżem, miałem się spotkać ze znajomym, ale… nie ujrzałem go takim, jakiego go znałem. To coś nienaturalnego… był bestią, rodem z legend. Wielki humanoidalny wilk! Rzucił się na mnie, nie wiedząc czemu, lecz nim jego pazury mnie dosięgły… spadłem z klifu… pamiętam okropny ból i trzask własnych kości, gdy zderzyłem się z głazem…
Opowiedział, a historia mogła brzmieć niewiarygodnie dla kogoś postronnego. Lecz ku niewiedzy Gasparda, jego rozmówca praktykował przeróżne arkana magii, co za tym szło, dziwnych stworzeń. Opis Josepha łatwo mógł na myśl przytoczyć wilkołaka, ale same kły, były tylko zapowiedzią szerszej prawdy, ujawniającej przed Geo wszystkie karty.
-Powinienem być martwy, prawda? Lecz wybudziłem się, w zalanej jaskini… czułem okropny ból, lecz nie fizyczny… był to głód, nieporównywalny z uzależnieniem, czy niejedzeniem kilka dni. Ten głód mnie opanował, ja… ja… nie byłem sobą, czułem się jak dzikie zwierze uwięzione we własnym ciele. Wtedy wszystko stało się takie wyraźne… kolory… dźwięki… bicie serca…- Spojrzał na niego przenikliwie. -...na wybrzeżu usłyszałem bicie serca. Powiodło mnie to jak mantra. Poczułem wyraźny zapach metalicznej krwi, który… pobudzał mój głód… był tam rozbitek, w złym stanie, a ja…- Zapauzował, wzrokiem uciekając w przestrzeń, aby mie widzieć jego osądu, bo by go nie zniósł. -...rzuciłem się na niego i rozszarpałem jego krtań… utoczyłem i wypiłem jego krew… dopiero wtedy odzyskałem kontrole nad samym sobą… najgorsze jest to, że nie potrafię czuć winy za to co zrobiłem, czuje tylko miesmak… dalej już odnalazłem Arden, w tym Ciebie…
Dokończył krwawą historię, która przeszła mu przez gardło łatwiej, niż i tak się spodziewał. Kwestia jednak tego, jak zostanie odebrany przez Geo'Mantisa.
Anatell wstał z fotelu, w którym nie był w stanie dłużej usiedzieć, więc zaczął się błąkać, w bezpiecznej odległości od Arystokraty. Wszystko było takie głośnie… słyszał jak jego tętnica pulsuje, jakie ciepło od niego bije. Tak bardzo bał się samego siebie, a jeszcze bardziej nie potrafił zaufać czemuś co w nim siedzi.
-Pomóż mi zrozumieć czym jestem… błagam. Potrzebuję pomocy, ja musze zrozumieć! Ty coś wiesz, musisz wiedzieć…
Zrobił krok w przód, lecz się zatrzymał, jakby był to błąd. Gaspard miał podejrzenie jaka jest odpowiedź na jego pytanie, choć nie chciał jej przecisnąć przez usta. Nawet nie pojmował w pełni znaczenia tego określenia. A Geo… on ma całą biblioteke, musi mieć wiedze. Ale nie może go teraz odtrącić! Jeśli zechce zgłosić to służbom mundurowym, będzie zmuszony go zabić, tu i teraz...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Sro Kwi 15, 2020 4:36 pm

Spodziewałem się, a nawet oczekiwałem dłuższej odpowiedzi od nachodzącego mój dom w czasie tak nieprzyjemnej pogody przyjaciela, aczkolwiek nie spodziewałem się tak długiego wywodu. Raczej myślałem, że przez jego niezbyt stabilny stan będzie udzielał mi szczątkowe odpowiedzi. I do tego wyciągane na siłę. Cieszę się, że się całkowicie myliłem. Aczkolwiek, nie spodziewałem się i nie byłem przygotowany na monolog o śmierci i zmartwychwstaniu.
Niby umarł, ale doskonale jego ciepło widzę. Zmrużyłem oczy, gdy się do mnie wyszczerzył. I to wszystko wyjaśnia. Kiedy on się dał użreć? A może był krwiopijcą od samego początku i tego nie zauważyłem? Nie, to by się nie składało do całokształtu zaistniałej przede mną sytuacji. Stałem wyprostowany, słuchając tego co ma do powiedzenia. Nie zamierzałem mu przerywać, a przynajmniej chciałem się postarać nie wcinać mu się w co drugie słowo. Skoro jest skłonny mówić dalej, to niech mówi. Na koniec go podpytam, najwyżej, jeżeli będzie mi brak pewnych informacji.
Był w zaświatach, ale wrócił, jak to zabawnie dla mnie brzmi. Gdyby powiedział to losowej osobie, pewnie za szaleńca by go uznała. Dobra, nie oszukuję, też sobie tak pomyślałem, na początku. Nie jestem znawcą wampiryzmu, a szkoda. Przynajmniej, mam teraz motywację, by się wziąć za ten temat, by może mu pomóc. Może istnieje jakieś lekarstwo, które hamowałoby jego dzikie krwawe żądze, o którym nie wiem? Och, o ilu ja rzeczach nie wiem. Wystarczy poszukać, znów dać się ponieść w wir nauki. Alchemię ruszyć? Bawić się w tworzenie lekarstw? Musiałbym odpowiedni sprzęt nabyć, a o to z wystarczającym budżetem nie będzie trudno, mam nadzieję. Ciekawi mnie czy młody Anatell zechciałby zostać moim królikiem doświadczalnym. Uśmiechnąłem się krótko pod nosem przez te rozkoszne - dla mnie - myśli.
W tej chwili ciszy, która zaistniała zastanowiłem się jakby mu tu wpleść sensownie ile może czasu minęło. Nie wiem co mogłoby być dobrym punktem zahaczenia, który dałby mu jasny znak o tym. Najwyżej strzelać będę, może coś wyłapie, kto go wie. Wszystko z czasem przyjdzie.
Wieść o wilkołaku nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Oczywiście, że interesuję się wszelakimi anomaliami chodzącymi po świecie, są nadzwyczaj bardziej interesujące niż bankiety na które także uczęszczam. Sam na oczy nie miałem się szansy zetknąć z takowym osobnikiem, nie żebym chciał. W życiu. Zmrużyłem lekko oczy, przechyliłem nieznacznie głowę kalkulując swoje myśli. Czyżby młodzieniec był takim lekkoduchem, że nie przemyślał sobie, być może, konsekwencji swojego spotkania z ów znajomym? Skoro wilkołakiem znajomek jest, to spotkali się po zachodzie słońca. Aż tak mało ludzie mówią o wyjących wilkach w nocy, że o tym nie pomyślał? Nierozważne posunięcie, nie powiem. Godne potępienia. Sądziłem, że bardziej rozsądny. Cóż za rozczarowanie głupotą.
Nie przypominam sobie, bym z świeżo narodzonym wampirem rozmawiał. Ciekawe doświadczenie, aczkolwiek szkoda, że nie mogę sobie tego notować. To byłoby dziwne i niezręczne, dla Niego. Postaram się spamiętać jak najwięcej i później, w zaciszu własnego pokoju przeleje to co pamiętam na papier. Może dzięki temu poszerzę tą moją cudną kolekcję?
Moje podejrzenia się spełniły, zabił jakiegoś losowego człowieka. A ta krew musi należeć do tamtego osobnika. Nie ruszyłem się z miejsca, nie było takiej potrzeby. Powiedzenie mu "no zdarza się" na miejscu by nie było. Jednakże, w przypadku żółtodzioba-wampira, mogło się zdarzyć. Nie wiem. Naprawdę nie wiem, nie znam się na tym, ani się nie orientuję. Zwróciłem wzrok na stolik, gdzie leżała moja sterta przygotowanych wcześniej książek do przerobienia we własnym zakresie. Co za zbieg okoliczności. Dostrzegłem leżącą tam, na samym dole "Czarną Polewkę". Czy to nie było przypadkiem o wampirach?
Ponownie, strofująco zmrużyłem oczy, kierując je ponownie, na człowieka. Ha, ha. "Człowieka". Głównie mordercy, po długim stażu nie czują się źle po zamordowaniu kogokolwiek. Osoba taka przestaje być czuła na cokolwiek i jest mu wręcz obojętne życie innych. Gaspard ma na swoim sumieniu jeszcze kogoś? Albo ma nierówno pod sufitem. Jak ja. To też jest opcja. Jego stwierdzenie zasiało jednak we mnie ziarno niepewności w stosunku do Niego. Czy wampiry po przemianie od razu stają się obojętne? Tyle pytań, a brak przybywających odpowiedzi. Frustruje mnie to. Mam wyłącznie nadzieje, że moje życie nie będzie zagrożone.
Przemilczałem całą jego opowieść. Wzdrygnąłem się, nie przygotowany na jakikolwiek nagły ruch z jego strony, gdy wstał. Dopóki trzyma się pewnego dystansu, jest dobrze. Przysunąłem się nieznacznie do szklanego stolika i zacząłem przekładać książki, dalej, cierpliwie go słuchając. Wiele mnie kosztowało nie komentować jego monologu, a naprawdę, chciałem wtrącić kilka uszczypliwych uwag.
Podniosłem książeczkę oprawioną w czarną, miękką okładkę. Widać było od razu, że czytana wiele razy była. Pewnie w środku można byłoby znaleźć naderwane strony zalane herbatą. Dużo tu takich. Widać, że moi poprzednicy czytali takie rzeczy do posiłków, zabawne. A więc, to ta "Czarna Polewka". To jest pomoc dla młodego Anatella.
-Tylko nie zniszcz tego. - Wraz z jego krokiem w przód, wyciągnąłem pewnie rękę do niego, trzymając książkę. Chyba tłumaczyć nie muszę co tam jest, prawda? Niech tam tylko zajrzy, to dowie się na samym wstępie. Wierzę, że mi książki nie zamorduje, jak tamtego człowieka, którego krew na koszulce nosi. Wtedy bym się zemścił. Za stertę papieru.
Cała ta historia, która przytrafiła się młodzieńcowi trochę zmienia moje podejście. Myślałem, a nawet chciałem tylko wierzyć, że "przypadkiem" zamordował kogoś. No, kto wie, być może zabił w afekcie kochanka swojej dziewczyny. Nie wiem co z nim w takim razie zrobić. Nie jestem sprzedajną kurwą, nie oddam go straży za jakieś tam niewielkie korzyści. Powędrowałem wzrokiem na podłogę, skrzyżowałem ręce na piersi. Może powinienem go zatrzymać u siebie. Wypuszczenie wampira do miasta nie byłoby rozsądnym posunięciem z mojej strony. Z resztą, złapaliby go, gdyby noga mu się podwinęła i jedyne co go mogłoby czekać, to kolejna śmierć.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Kwi 15, 2020 5:40 pm

Cisza? Cisza była odpowiedzią na wszystko co opowiedział mężczyźnie? Nie zareagował w żaden sposób? Przerażeniem, niedowierzającym śmiechem, gniewem zawracania mu głowy? On wyglądał, jakby wszystko analizował, lecz z niezrozumiałym spokojem, którego niejeden mógł pozazdrościć. Geo'Mantis wyglądał, jakby to co naopowiadał mu Białowłosy, było czymś zwyczajnym, a przynajmniej jemu dobrze znanym. Ale to nie jest normalne, on nie był normalny, więc czy Arystokrata także...? Jakież to tajemnice skrywasz, Geo'Mantisie...?
Blady młodzieniec spojrzał na książkę w ponurej oprawce, którą wręczył mu rozmówca. Chwilę na nią patrzył, jakby chciał się spytać "skąd wiesz co mi dolega?" ale po prostu ją przejął i przyłożył do piersi, przenosząc wzrok na mężczyznę.
-Daj mi chwilę...
Mruknął, skołowany trochę tym wszechstanem, po czym obrócił się do niego plecami, a Czarną Polewkę, o jakże uroczej nazwie, otworzył na pierwszej stronie. "Autor: Rantir Raganen Quinaathaaph". Nazwisko gdzieś utkwiło mu w pamięci, przez swoją niezwykłość, ale nie skojarzył go z literaturą piękna, czy fikcji, zaś samemu, nigdy w nauce nie siedział. Chyba nadszedł jednak czas. Wertując pierwsze strony szybko zrozumiał tematykę. Kurwa, dobrze myślał. Wampiryzm. A przynajmniej Hrabia wpadł na ten sam pomysł co on, sugerując mu ten tytuł.
-"Wampiryzm jest czymś na pograniczu choroby zakaźno-dziedzicznej, a zwykłej klątwy. Do dziś dzień prowadzone są spory nad jego klasyfikacją, podobnie z wilkołactwem, z którym wykazuje zaskakująco dużo cech spornych. Wampirem może stać się dowolne żywe zwierzę lub rasa rozumna pod warunkiem, że posiada normalny organizm..."- Zaczął czytać na głos, co by może rozmówca coś intrygującego wyłapał. -"[...]Wyróżnić można trzy rodzaje wampirów, pierwszy to tak zwani drakuleci, czyli wampiry czystej krwi, do wampirów niższych zalicza się nosferatu oraz niektóre trudne do sklasyfikowania odmiany, będące zapewne efektem magicznych eksperymentów."
Zaczął wertować dalej kartki, aby wychwycić co istotniejsze elementy, a pominąć te mniej, typu nazewnictwo. Przeszedł do działu powstawania takiej istoty, na głos wypowiadając jedyne to co ciekawsze...:
-"[...]W dawnych czasach przemiana w wampira była otoczona mistyczną aurą i opatrzona skomplikowanymi i strasznymi rytuałami, mającymi sprowadzić przychylność Strażnika Otchłani, w którym Aranie upatrują się źródła wampiryzmu. W rzeczywistości do przemiany wystarczy jeden konkretny impuls - śmierć. Jeśli zarażony zostanie zabity, po kilku dniach (zależnie od odniesionych obrażeń) wróci do życia jako pełnoprawny wampir. Proces ten jest skomplikowany i delikatny, wymaga bowiem gruntownej przebudowy całego organizmu od środka, zwykle wyjątkowo nieprzyjemny dla samego zarażonego..."- Urwał, po czym podszedł do dostrzeżonej wcześniej gazety. Wyglądał na najnowszy twór ich brukowca, a data wszystko potwierdziła. -Ma to sens... Byłem nieprzytomny, a właściwie martwy... wychodzi na to, że przez jakieś 8 dni...
Skomentował, patrząc na Geo'Mantisa, po czym wrócił do lektury:
-"[...]Zmienia się skład krwi, co wiąże się z masowym obumieraniem krwinek i tworzeniem zupełnie nowych. Te braki mogą być odczuwalne nawet miesiąc po przemianie. Przebudowie ulega cały układ immunologiczny, który poddany szokowi jest przez dłuższy czas bezużyteczny. Zmieniają się właściwości układu pokarmowego, przystosowując go do czerpania korzyści z samej tylko krwi, którą żywi się nowo przemieniony wampir. Przebudowie ulega jednocześnie uzębienie, nie tylko wydłużając kły, ale i zyskując możliwości ich rozrostu w tempie dostrzegalnym. Podobnie, choć w mniejszym stopniu, dzieje się z pozostałymi zębami. Wyostrzają się zmysły, co może spowodować szok dla mózgu."- Wypowiedział na głos kolejny istotny fragment, a w jego oczach rodziła się dziwna... ciekawość? Czuł się, jakby czytał książkę o samym sobie. -"[...]Świeżo przemieniony wampir niezdolny jest do spożywania czegokolwiek poza krwią, każdy inny posiłek skutkuje jego zwróceniem i ewentualnymi skurczami żołądka.".... świetnie, w sumie to i tak niewiele jadłem.
Dodał na końcu, choć zatęsknił nagle za jajecznicą zrobioną przez Lucrece'a, choć momentalnie, bo wyobrażanie sobie smaku, nagle budziło awersje żołądkową. Jakby myślał o jedzeniu robactwa. Popierdolone.
Anatell doszedł do części z odmianami wampirów, a cierpliwość Hrabiego umożliwiła mu weryfikację swojego... gatunku. Z pewnością nie był dhampirem, bo jego rodzice byli ludźmi, tak samo nie pasował nosferatu, bo pomimo początkowemu zezwierzęceniu w grocie, nie pamiętał by użarł go wampir. Plus objawy potworności przeminęły, w dużej mierze. Lecz niepokojące było ryzyko stworzenia takiego monstrum podczas "posiłku". Pozostali draculeci, na których skupił największą uwagę:
-"Powstają poprzez zarażenie od naturalnego nosiciela, jakim są żywiące się krwią nietoperze, poprzez odprawienie specjalnego rytuału, zakazanego w większości cywilizowanych miejsc, lub przez zrodzenie dziecka z dwojga rodziców czystej krwi[...]"- Zrobił przerwe, aby nad czymś się zastanowił. Gdy już odkrył co chciał, znowu powiódł wzrokiem na Geo. -Jakiś czas temu zostałem pobity w slumsach, do nieprzytomności. Gdy się obudziłem, byłem konsumowany przez nietoperze... a więc to wtedy się zaczęło... -Wrócił do lektury, by niedługo powrócić do świata realnego.- "[...]Sam czystokrwisty wampir cechuje się już szeregiem niezwykłych cech, pierwszą i najbardziej oczywistą jest konieczność żywienia się krwią. Może to być praktycznie dowolna krew, ale ta należąca do ludzi smakuje im najbardziej, ma też największe szanse na wywołanie uzależnienia. Wampir powinien się żywić przynajmniej raz na dwa-trzy dni, wypijając przy tym około litra w przypadku tych ludzkich. Po tygodniu głodówki zaczynają występować u niego pierwsze objawy niedożywienia, pojawia się trupia bladość, rozkojarzenie, wyostrzają się zmysły, w szczególności węch, smak i słuch, ostatecznie posunięte do tego stopnia, że potrafi usłyszeć bicie serca z odległości kilku kroków. Jednocześnie jego instynkt drapieżcy coraz bardziej przejmuje kontrolę nad myślami, z powodzeniem ukazując nawet znajome osoby jako potencjalny obiad. Skóra się marszczy, szarzeje, wygłodzony wampir zdecydowanie bardziej przypomina żywego trupa z legend niż normalnego człowieka."- Przeczytał dosyć spory fragment definiujący cechy charakterystyczne i wszystko pasowało. Także stan w jakim mógł się znajdować na początku, po obudzeniu, ale nie miał pewności. Jednak bał się, cholernie zaczął się bać wizji stanu głodowego. Nie chciał znów być tym czymś, nad czym nie jest w stanie zapanować. A jeśli ten opis nie był wystarczająco pokrzaniony, to dalsza część o przemianie w "nietoperzowego potwora" była tak abstrakcyjna, że postanowił tego nie czytać, aby zanadto nie odstraszyć od siebie Geo. Jeśli już tego nie zrobił. Mimo to nie chciało mu się wierzyć w takie surrealistyczne moce. Nie czuł, aby je posiadał, ale też nie miał zamiaru ich sprawdzać.- Hmm... dalej jest o sposobach zabicia. Choć zdaje się, że jestem istotą długowieczną i w teorii nieśmiertelną, bo za każdym razem... zmartwychwstane, to są pewne zagrożenia. Osikowe kołki, światło słoneczne, wilkołacze ciecze. Powinienem też unikać czosnku, bo jest on drażniący, a także... hm? Wszystko co związane z religią będzie dla mnie katuszą. W sumie i tak nigdy nie byłem zanadto wierzący...
Skomentował kolejną część, by darować sobie przydługi cytat o możliwościach zabicia go. Cóż, dopiero teraz uświadomił sobie, że właśnie zaprzestał procesu starzenia. A znaczy to, że nie czeka go śmierć jak zwykłego człowieka. Dane mu będzie żyć wiecznie...? Nie, jeśli będzie wpadać ciągle na Josepha.
-"Do dziś nie odkryto skutecznego leku na wampiryzm, innego niż kołek. Próbowano metod alchemicznych, magicznych, a także skrajnie sceptycznych terapii szokowych. Metody kapłanów różnych bogów również nie przynosiły powtarzalnych efektów, o ile jakiekolwiek."...- Zamknął książkę z hukiem. Choć kryło się w niej więcej wiedzy, nie miał na to siły. Ostatnia informacja była dołująca. Ta wieczność zaczynała brzmieć jak wieczne potępienie i cierpienie. -Może zabij mnie od razu, wiele kłopotu zniknie od razu...
Dodał, kładąc książkę na stolik i obracając się w stronę Geo'Mantisa. Ciężko stwierdzić, czy mówił serio, czy też to forma smutnej ironii.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Sro Kwi 15, 2020 8:34 pm

Uradowałem się w duchu, gdy chłopak przyjął książkę i nie zadawał zbędnych pytań pod tytułem "a po co mi to, a co to". Nie widziałem sensu, by mu tłumaczyć skąd moje przypuszczenia co mu dolega. Nawet dziecko by pierwsze co sobie pomyślało, to o wampiryzmie. Nie ma innej opcji. Poza tym, nie wydaje mi się, żeby wilkołaki krew piły. Podrapałem się po podbródku, wertując swoje myśli.
Nie sądziłem, że przy mnie zacznie czytać, doszukiwać się informacji. Myślałem, że zmęczenie tak mu siądzie na łeb, że będzie chciał się umyć, przebrać i iść spać. Bycie wampirem aż tak pobudza? Zaskakujące. Zabawny jest ten chłopak. Raz mnie zadziwia, raz załamuje swoimi głupotkami.
Słuchałem jak odczytuje na głos tekst. Niezbyt za tym przepadam, jak ktoś mi na głos czyta. Taki już mój urok, wielu rzeczy nie lubię, bądź są dla mnie irytujące. Nie zamierzałem go jednak za to ganić. Może sam się coś ciekawego dowiem. Wydaje mi się, że jak zakocha się w tej książce sugerującej mu, co z nim może być nie tak, to prędko jej nie odzyskam. No dobrze. Przecierpię. Tylko niech mi jej nie zniszczy i będzie cudownie.
Sięgnąłem po swoją laskę, co stała oparta o fotel, bym mógł się podeprzeć. Nie, nie, aż taki stary nie jestem, a skąd. No może troszkę mnie w kręgosłupie łupie. Wolałem mieć jednak coś, czym ręce będę mógł zająć - mogę głaskać węża.
Wampiryzm jako "coś" na pograniczu choroby zakaźno-dziedzicznej, obiło mi się o uszy. Zdziwiłem się lekko, nie dając tego po sobie poznać, rzecz jasna, gdy usłyszałem, że "wampirem może stać się dowolne żywe zwierze lub rasa rozumna". Wydawało mi się, że dotyczy to wyłącznie ludzi, bądź, hybryd? Hybryda wampir, dobre. I nietoperzy oczywiście.
-Ciekawe, czy wilkołak może stać się wampirem. - Mruknąłem do siebie, nie zważając, czy Gaspard to usłyszy, czy też nie. Wilkołak też jest istotą rozumną, do pewnej pory dnia. Czy ciało by to wytrzymało? Muszę poszukać znacznie więcej książek o tym. Nie wierzę, że ludzie nie byliby tacy ciekawscy, by tego nie sprawdzić. Sam... Sam z chęcią bym się przekonał.
Słuchałem o tym jak wampir powstaje. Śmiech cisnął mi się na duszę, jak sobie wyobraziłem stadko wampirów uprowadzających Gasparda z miasta tylko po to, by go przemienić, by był jednym z nich. I taka scenka tylko po to, by zachować tą - jak to przeczytał - "mistyczną aurę".
Starając się kryć jak tylko mogę głupawy uśmieszek, starałem się słuchać dalej. Nie chciałem, by moje myśli przejęły całkowicie władzę w mojej głowie. Podążałem wzrokiem jak zerkał do gazety. Myślałem, że jej nie zauważył. Uśmiech mi zszedł całkowicie. Osiem dni nie oddychał? A może oddychał, tylko nieprzytomny cały czas był, nie wiem. Niezła śmierć. Zastanawia mnie jak to jest, nic nie czuć, być martwym. Jeszcze go o to wypytam.
Mało mi to przydatne co tam się dokładnie zmienia u wampira, podczas przemiany. Naprawdę, wolałbym konkrety, czego się mogę spodziewać po przyjacielu. Dobrze widziałem, zęby nowe śliczne ma. Wyostrzające się zmysły mogą być dla mnie problemem. Jakkolwiek zamierzam go przetrzymać - o ile mi się to uda - nie mogę dopilnować, by polował sobie od tak, na losowych ludzi. Dodatkowo, wchodzi problem z moją służbą. Nie mogę przyzwolić, by działa się im krzywda. Pracują dla mnie. A jak to wyjdzie na światło dzienne? Bez problemów by się nie obyło.
- Co ze zwierzęcą krwią? Jej byś nie trawił? - To jest jakaś alternatywa. Nie jestem pewien jak taki wampirek sobie z tym psychicznie poradzi. Dodatkowo taki, co krwi ludzkiej już spróbował. Nie wątpię, że taka była dla niego całkiem smaczna. Dobrze, że przeczytał o tym zwracaniu. Chciałem mu proponować już jakiś ciepły posiłek do skonsumowania. Już wiedziałem, że w życiu nie chciałbym zostać wampirem. Nie mógłbym pewnie już nigdy więcej wypić mojej ulubionej herbaty. Współczuję mu.
Powolnym krokiem podszedłem do zasłon i odsunąłem jedną, wyglądając przez okno. Nie wyglądało jakby miało się prędko uspokoić na zewnątrz. Na horyzoncie drzewa tańczyły z wiatrem oraz deszczem. Zastanawiałem się, czy się nie połamią przy takiej pogodzie. Puściłem zasłonę i znów zwróciłem się do chłopaka twarzą.
No, wchodzimy w konkrety. Trzeba od samego początku ruszyć sprawę, by wiedzieć co z nią zdziałać. A mianowicie, wiedzieć co było przyczyną. Oczy otworzyłem szerzej, słysząc to, co się wydarzyło w jego życiu. Biedny, biedny chłopak. Ale, żeby nietoperze..? To już moja wymyślna wersja z uprowadzeniem przez wampiry była, cóż. Fajniejsza to nie powiem, ciekawsza też nie. Godniejsza? No proszę, w życiu nie chciałbym skończyć jako karma dla zwierząt.
Opis drakulety, czy wampira czystej krwi, jak zwał tak zwał, jaki mi przytoczył wprowadził mnie w kolejną zadumę. Albo przetestuję na nim reakcję ze zwierzęcą krwią, albo znajdę mu żywiciela. Sam nie chcę być niczyim pokarmem, zwierząt czy ludzi. To odpada z góry, moja duma tego nie zniesie. Skoro musi się żywić raz na te "dwa-trzy dni" to mam czas na przemyślenie sprawy. Tyle mi powinno wystarczyć.
-Jedno jest pewne, nie można doprowadzić Cię do tego stanu głodowego. - Westchnąłem w duchu. Poproszę jutro Bogd'ana by zajął się sprowadzeniem do rezydencji kilka kurczaków. Albo zacznę się rozglądać za czymś, co ma skład krwi podobny do ludzkiej, o ile takie istotki chodzą po świecie, oprócz ludzi... Ludzie, ludzie. A może..? Zastanowiłem się dłuższą chwilę, nie słuchając szczególnie co dalej czytał.
Do głowy wpadł mi pewien pomysł, który oczywiście będę musiał rozpatrzyć w różnych aspektach, głównie z perspektywy arystokraty jakim jestem, co mi się opłaca i co nie. Czego pożądają ludzie? Pieniędzy, niczego innego. Głównie biedni ludzie. A gdyby płacić takim lub ich rodzinom, aby przebywali u mnie, w rezydencji, bez prawa opuszczania moich bram, a w zamian dokarmialiby mi tegoż wampira? Gdyby to wyszło na wierzch pewnie zostałbym zlinczowany publicznie. Jeżeli wszystko obmyślę, sensownie, to myślę, że będę w stanie podjąć przy odpowiednich zabezpieczeniach to ryzyko.
Spojrzałem na niego, postawiłem kilka kroków w jego stronę. Nie ma leku na wampiryzm, trudno. A przynajmniej na ten moment nie został wynaleziony lek. W porządku, jestem w stanie przyjąć tą informację. Nie wiem jak on to zniesie... I zamknął książkę. Zamrugałem niespokojnie słysząc to co mówi. Skomentowałem to cichym śmiechem. Zgaduję, że nie tego po mnie się spodziewał w obecnej chwili. Jak to się mówi czasem, z różnymi chorobami da się żyć. Z tym pewnie też się da, skoro przeżyli nosiciele wszelacy aż do naszych czasów.
-Nie, nie mam zamiaru Cię zabijać. Chyba zgłupiałeś do reszty, jeżeli myślałeś, że się odważę. - Pokręciłem głową. Nawet jeżeli to był sarkazm, to wolałem mu uświadomić, że nic takiego miejsca nie będzie miało. -Żaden z Ciebie kłopot, mój drogi. Pomyśl sobie tak, zostałeś istotą długowieczną, nieśmiertelną. Już Ci się spieszy by opuszczać na nowo ten świat? - Wykonałem kolejny krok w jego stronę. Niech sobie nie myśli, że się go boję. Nie zabije mnie, wiem o tym. Widzę to w jego przerażonym spojrzeniu, w roznoszących go teraz emocjach. -Możesz zostać w mojej rezydencji na jakiś czas, dopóki się z tym nie oswoisz. Mój dom jest duży, zapewniam Cię, że jakiś kąt dla Ciebie się znajdzie. - Miałem to przemyśleć dopiero w nocy, a już teraz podjąłem decyzję. Najwyżej stracę obiecując mu to już w tej chwili. I co Ty na to, Gaspardzie Anatellu?
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Kwi 15, 2020 10:41 pm

W tym wypadku Geo'Mantis był bardziej wygadany, jeśli można tak powiedzieć, ale jak mogłoby być inaczej. Dostał taką porcję wiadomości, że zachowanie wypowiedzi Gasparda w monologu byłoby niezwykle dziwne. Hrabia już wystarczającą barierę dziwactwa otoczył wokół siebie.
Dosyć szybko dotarł do wniosków, że głodny Gaspard to niedobry wampir. Cóż, łatwo było to wywnioskować z przetwarzających opisów. A i tak musiał na to patrzeć przez pryzmat tego co usłyszał. Anatell tego doświadczył, więc jego obawy przed tym były na dużo większym poziomie, czego starał się nie okazywać. Lecz jaka była cena uniknięcia rzezi i bestialstwa? Picie sporadycznie krwi? Jak by to nazwać? Mniejszym złem? Gdzie się kończy moralność, a zaczyna rozsądek? Jak to w ogóle paradoksalnie brzmiało...
Geo'Mantis nie wydał się zadowolony z desperackiej prośby Wampira, który sam by się tego żywota przypuszczalnie nie pozbawił. Sam wspomniał o wieczności, lecz jaka ona ma być? Wiecznym ukrywaniem? Wiecznym cierpieniem głodu? Wiecznym zadawaniem bólu? Już pomijając nawet nieprzyjemne aspekty chorobowe... jeśli on nie umrze, co będzie z jego bliskimi? Nie miał ich za wiele, ale... jego siostra, Amelie... ma ją oglądać jako staruszkę, samemu pozostając młodzieńcem? Ma przeżyć jej dzieci? Jej wnuki? Czy też zupełnie zniknąć, aby i dla każdego znajomego stać się martwym? Co za tym szło, jeśli jakaś dziwna potrzeba miłości gdzieś w nim siedziała, to o takowej już z pewnością mógłby zapomnieć. Jaki byłby sens wiązać się z kimś, poczuć do tej osoby coś więcej, jeśli ma się stać tylko małym epizodem wieczności... Zaś przemiana takiej osoby w nosferatu byłoby czymś gorszym od śmierci. Teraz aż żal mu było wszystkich wampirów. Dlaczego? Bo zrozumiał, jakie one musiały być samotne... Z drugiej strony jednak... wieczność, oznacza nieskończony rozwój, pozyskiwanie wiedzy i doświadczenia, które śmiertelnikom nie będzie dane. Ale czy ma to go znieczulić na wszystko? Czas pokaże. Przecież to ledwie zaczątek, nowy rozdział, nowego żywota, które zapowiadało się nieskończoną zagadką dla niego samego...
-Długowieczność to oszukanie śmierci, której zawsze się lękałem... niebyt, którego doświadczyłem...- Pogładził palcami czarną okładkę leżącej książki, wzrok skupiając właśnie na niej. -...to też szansa na zbudowanie życia po swojemu, inwestycje, odkładanie majątku, zaznanie wszystkich przyjemności, aż nie staną się nudne...- Przerwał na moment, aby przenieść dłoń na koszulę i zacisnąć ją na zakrwawionym materiale. -...lecz za tę szansę, wielu odda życia. Myślisz, że krew zwierzęca mi wystarczy? Ty tego nie pojmiesz, ale to... jak papieros, którego musisz zapalić zaraz po obiedzie, albo po alkoholu... kusi, lecz pomnóż to razy sto. Nie ufam sobie, nie po tym co zrobiłem temu biedakowi... lecz za dwa dni będę pewnie inaczej myślał... jakie to będzie miało wtedy znaczenie gdzie jest granica...
Dokończył, skupiając się na Geo'Mantisie, po czym nie wiedząc czemu, na twarzy zawitał delikatny uśmiech i zmarszczone brwi. Przetarł palcami skroń.
-Wybacz, dusza artysty zmusza mnie to takich kontemplacji, zawsze tak mam. Za dużo gadam.
Westchnął głęboko. Może to też dlatego, że był środek nocy, a on był nabuzowany energią, kiedy to Hrabiego mogło dopadać zmęczenie.
Wtedy nieoczekiwanie Arystokrata zbliżył się do niego, wykazując się odwagą, albo zaufaniem. Bądź próżną dumą, chcącą udowodnić jakim jest chojrakiem. Gaspard to jednak... docenił. Nie czuł się straszydłem. Nie jak do tej pory. Nie tak bardzo. Natomiast propozycja Geo'Mantisa już całkowicie go zniszczyła. Takiej dobroci się nie spodziewał, choć miał wrażenie, że Hrabia nie wiedział na co się pisze. Ale... musiał skorzystać. Nie mógł wrócić do mieszkania. Nie miał jak, poza tym, samotność do której miałby powrócić, tylko by go dobiła. Nie czuł się gotów wrócić do rutyny od tak. Co z jego praca? Co z tym pieprzonym Josephem, który znał jego adres? Sam w Selinday był wystawiony na zbytnie ryzyko.
-Ja... nie wiem co powiedzieć. Zwłaszcza po tym co usłyszałeś. Dziękuje, ja... jestem Twoim dłużnikiem... ja...
Trochę go zatkało. Nie wiedział co mówić, ale to było raczej zrozumiałe.
Wtedy do drzwi zapukał lokaj, z informacją o gotowej kąpieli i posiłku. Choć jedzenie miało się zmarnować, to pierwsze było miłą odmianą, w porównaniu z zalaną jaskinią. Anatell chwycił Czarną Polewkę w dłoń, chcąc ją zabrać ze sobą do łaźni. Noc przed nim długa, musiał zgłębiać wiedzę. Potem ją odda.
-Wybacz, ale skorzystam z chwili odpoczynku. Muszę... ochłonąć. Jeszcze raz dziękuję. I przepraszam za... narzucenie się.
Dodał, po czym pokierował się do łaźni, z nadzieją, że chociaż otrzyma czyste odzienie, a potem wskażą mu sypialnię, albo podłogę. Cokolwiek. Nie chciał już zadręczać Geo'Mantisa. Za dużo mu dał, aby go pytać o takie szczegóły. Zaś Bogd'ana pomęczy...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Czw Kwi 16, 2020 2:56 pm

Czy ja wiem? Dla mnie długowieczność mogłaby być niezła. Śmierci się obawiam bardziej, a mieć zapewnienie, że przez najbliższe lata, jak nie stulecia prawie nic mnie z powierzchni ziemi nie zmiecie byłoby nad wyraz miłym doznaniem. Aczkolwiek pewnie musiałbym pozmieniać swoje pierwszorzędne priorytety. Czy nieśmiertelność kosztem innych, niewinnych osób to dobra cena? Być może. Trochę samolubność pod tym względem ze mnie wychodzi... Z resztą. Zleży jak się na to popatrzy, bo niekoniecznie akurat niewinnych trzeba jeść. Ile to niegodziwców chodzi po świecie i nikt ich jeszcze nie złapał. Może dokarmianie biednych ofiar wampiryzmu przestępcami to zły pomysł by nie był? Palenie takich duszyczek, które wampirem być nie chciały jest bestialskie, moim skromnym zdaniem. Już i tak są pokrzywdzone, czemu mają cierpieć bardziej, jeżeli i tak jest szansa, że powstaną z popiołów? A jak w ten sposób przestępczość by opadła. Gorzej byłoby, jakby kryminaliści się skończyli... Logika świata mnie przeraża i zadziwia czasem. Nie, to jest logika ludzi, nierozumiejących tematu.
-Będziesz musiał spróbować przeżyć na zwierzęcej krwi. Na razie. - Niech to mu da do myślenia, że sam rozpatruję kilka alternatyw dla niego, by nie krzywdził nikogo wbrew ich woli. Ja podejrzewam, że krew ludzka to nie to samo co zwierzęca, ale zamienników nie szkoda spróbować. Mam nadzieję, że wytrwa, szczególnie, że już raz ludzkiej juchy spróbował. Kurczaki pić będzie na razie. Ciekawi mnie, czy moja krew by mu zasmakowała? Nie żebym planował mu nagle odlewać swoją krew. Zastanawia mnie zwyczajnie czy krew zmieszana ze zwierzęcą w pewnym sensie jest smaczna czy nie. Zgaduję, że niezbyt.
Mam nadzieję, że te jego artystyczne myśli nie odejdą od niego tak prędko. Wolałbym, by zostały zachowane i przelewane na papier. Zaśmiałem się w duchu, przecież nieśmiertelność zapewnia mu wieczną możliwość do tworzenia. Za sto, tysiąc lat mógłby wgnieść w piach - jak nie dosłownie - poetów i pisarzy, swoimi przeżyciami, o ile nie nabawi się z wiekiem ostrej sklerozy. Zapowiada się naprawdę ciekawie, nie powiem, że nie.
Ha, ha. Nie, chojrakiem nie jestem, mogę to zapewnić. Gdyby może zachowywał się bardziej agresywnie nie tylko w stosunku do mnie, ale i do otaczających go mebli, pewnie bym się do niego nie zbliżył jakoś szczególnie. Cieszy mnie, że spokój w miarę go trzymał. A może dostanie tej książki go uspokoiło? Pewnie też prędzej uzyskałbym stoicką postawę, gdybym otrzymał odpowiedzi na trapiące mnie pytania. Faktycznie, nie wiem na co się piszę. No, nie przypominam sobie, bym wcześniej miał zwierzątko-wampira do opieki. Cóż mogę, jestem otwarty na nowości. Zawsze to jakieś doświadczenie.
-Wierzę z czasem mi się odwdzięczysz. - Na mojej buźce zarysował się wyraźny uśmiech. Nie naciskam. Chociaż nie obraziłbym się, gdyby napisał mi pod moim dachem kilka wierszy, bym mógł je wydać. Mam odłożoną część pieniędzy, gotową by zostać przeznaczona na sztukę.
-Spokojnej nocy. - O ile, noc może być spokojna dla wampira. Odprowadziłem go wzrokiem jak wychodził. Nic nie odpowiedziałem na przeprosiny za "narzucanie się". Nie szkodzi, naprawdę. Już bardziej mojego dnia zniszczyć się nie da. Zostając sam w pokoju ostatni raz oczyma obszedłem pokój. I ja się spać w końcu będę musiał zebrać. Wstać wcześniej będę musiał, obowiązki mnie czekają. Dzień jak co dzień.

Minął tydzień odkąd do mojego domu wprowadził się krwiopijca. Nie narzekam. Mógłbym się jedynie złościć, gdyby napadł kogoś z mojej służby i pozbawił go lub jej życia. Na moje szczęście -i moich ludzi - posłusznie jadł sobie czerniny przygotowywane specjalnie dla niego z krwi kurczaków. Nie ograniczyłem mu diety wyłącznie do kurczaków. Między tym znalazła się krew większych zwierząt, jak krów czy upolowanych jeleni w lesie.
Życie toczy się swoim rytmem. Staram się poświęcać odrobinę swojego czasu Gaspardowi. Nie chcę, by czuł się samotny w tak wielkim budynku. Udostępniłem mu przebywanie swobodne w mojej bibliotece, a także zezwoliłem mu czytać co tylko tam się znajduje. Cieszy mnie to szczerze, że zainteresował się tym co mam.
Posłałem raz z nim kilka osób, do miasta, by zabrał swoje rzeczy, które są w jego mieszkaniu. W porządku, może u mnie zamieszkać na dłużej. Pod nogami i tak się nie plącze, więc to żaden kłopot.
Przez ten tydzień parę rzeczy udało mi się załatwić. Dopilnowałem, by kilka utworów, które spod jego ręki wyszły, poszły do druku. Rozpocząłem także aktywną promocję jego dzieła przed znajomymi z wyższych sfer. Od nich wszystko się rozchodzi dalej, więc należałoby zadbać o dobrą opinię od nich. I tak niewiele arystokratów może się pochwalić w dzisiejszych czasach niezłą zdobyczą jaką jest artysta z talentem. Tak więc, Gaspard moją dumą pozostał. Niedługo będę ciągał na wieczorne bankiety młodego Anatella. Niech sam również zadba o własne, dobre mienie. Mam duże pokłady wiary w niego. Liczę, że mnie nie rozczaruje.
Źle nie jest. Dopóki nikt nie ginie, rzecz jasna. Wykonywałem dziś znów moje obowiązki, bo jaki by to był dzień bez nich? Akurat moment po obiedzie miałem przeznaczony na odetchnięcie, chwilę przerwy. Mogłem na ten czas zaszyć się w swoim pokoju, jak zwykle, gdy urządzałem sobie przerwy. Zasłoniłem wszelakie zasłony, otaczając się przyjemnym półmrokiem. Przysiadłem sobie na fotelu pod ścianą na przeciw łóżka i usadowiłem się wygodnie, nie dbając o to, bym wyglądał poważnie. Sam jestem, mogę odpuścić z takimi rzeczami. Właśnie, jestem tu sam. Nikt mi nie przeszkadza.
Sięgnąłem ręką pod swoją kamizelkę i wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni niewielki, czarny zniszczony notatnik. I oto król mojego majątku. Tyle razy już ją przejrzałem, tyle razy przeczytałem. Mnóstwo notatek na jej podstawie sporządziłem, które chowam na samym dnie moich piwnic, gdzie ja mam wyłącznie dostęp. Uwielbiam czuć takie bezpieczeństwo, wszystko ślicznie pochowane. Tylko ja wiem jaki sekret się gdzie znajduje. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ukazując otaczającej mnie samotności dwa ubytki w zębach i zabrałem się na nowo przerabianiem stron, które na pamięć praktycznie znam. A może, jest w nich coś czego wcześniej nie dostrzegłem? Na co zwyczajnie uwagi nie zwróciłem?
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Kwi 16, 2020 4:13 pm

Ostatnie dni mijały dosyć beztrosko, choć intensywnie. Gaspard zamieszkał u Hrabiego Geo'Mantisa, co dało mu szanse by w nowym otoczeniu, zapoznać się z nowym sobą, ale nie tylko. Oczywiście z każdym dniem myśl o wampiryźmie stawała się normalniejsza, a samo egzystowanie jako stworzenie nocy, rutynowe. Co prawda ciężko było przywyknąć do faktu unikania światła słonecznego, zwłaszcza że służba dbała, aby rezydencja była oświetlona. To zmusiło Wampira do przestawienia swojego zegara biologicznego na tryb nocny i sen za dnia. Dzięki temu unikał większości personelu i możliwe nawet, że dla samego Arystokraty obecność gościa stawała się znikoma, kiedy przychodziło im się widywać wyłącznie na kolacji lub podczas bezsennych nocy Geo, włóczącego się po bibliotece, napotykającego Gasparda w stercie książek. Ale o tym zaraz.
Gasparda zaczynał dopadać głód, choć dbale starano się zapewniać mu pokarm w postaci żywych zwierząt. Ale ich krew nie była tak smaczna. Oszukiwał też siebie, czasem gryząc własne nadgarstki, a choć to bolało, niwelowało poczucie głodu. Aby unikać pokusy jakim był zapach ludzkiej szyi, zaczął szukać zajęcia.
Hrabia był na tyle dobry, że postanowił pobawić się w mecenasa sztuki, starając się wydać pierwsze dzieła Anatella, co niezwykle stresowało chłopaka. Pierwszy raz upubliczniał coś takiego, stając się oficjalnym pisarzem. Czas pokaże, czy dobrym i zyskownym.
Jednego dnia Gaspard udał się do Selinday, do własnego mieszkania, ale tylko na moment, po swoje rzeczy. Wziął ubrania, notatki, prace, oraz pamiątki rodzinne, w tym ukochaną pozytywkę i amulet "A". Cały czas głupio łudził się, że może zastanie tam Lu, lecz było to kłamliwe marzenie. Tęsknił za jej obecnością. Ale cóż.
Noce które spędzał w samotności, starał się wykorzystywać w stu procentach. Mierziła go jego niewiedza w wielu zakresach, z którymi miał ostatnio styczność, dlatego wziął się ostro do nauki. Podkradał z biblioteki książki o różnych stworach, prosto do zaciemnionej piwnicy, przerobionej w styl mieszkalny, gdzie czytał je przy zapalonej świecy. Przewertował wszystko co mógł o wampirach, aby znać swój gatunek, na kolejny strzał natomiast, poszli likantropi. Nie zapomniał krzywdy jaką wyrządził mu Joseph, przez którego zresztą musiał rzucić robotę w brukowcu. Może nawet na dobre to wyszło. Ale chłopak był mściwy, planował odwet, a wroga warto znać, zwłaszcza tak śmiercionośnego. Potem już były centaury, chimery i hybrydy, wszystko co mogło być istotniejsze, czasem wertowane losowo, więc ciężko określić wszystko, czego wytrwale się podejmował.
Zaś bardzo istotnym faktem, a właściwie nauką, którą postanowił zgłębić, była dziedzina alchemii. Bardzo obszerny dział, zaś to, że Geo'Mantis posiadał w tej rezydencji przypuszczalnie wszystko co stworzono, umożliwiało mu ten rozwój. Już nawet pojmował podstawy, nawet dokonywał prób praktycznych, ale wciąż jego zakres możliwości był na poziomie początkującego. Zresztą mając dużo na głowie, te raptem kilka, czy kilkanaście dni, to za mało na pojęcie wszechświata. Ale miał przecież całą wieczność, prawda? Jeśli dane mu będzie żyć ze sto lat, to może nic już nie będzie mu wyzwaniem. Choć teraz chciał przetrwać najbliższe miesiące, nie wybiegając za daleko do przodu. Wciąż gdzieś z tyłu głowy chodziła mu wendetta na Josephie, największej zmorze w jego pamięci. W takich chwilach zwłaszcza, brakowało mu Lucrece'a. Bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Ciekawe co by powiedziała, widząc go teraz, zamiast tej pijaczyny z papierosem na kanapie…
Dzisiejszego dnia, przyszło mu myśleć o czymś, co przez minione wydarzenia uchodziło mu niedostrzegalnie. Dotyczyło to jego gospodarza, a właściwie, jego oczu. Geo'Mantis skrzętnie ukrywał je zawsze pod okularami przeciwsłonecznymi, lecz ten jeden raz, napadając go w bibliotece, nie miał ich na nosie, co ukazało te paczyska, które określiłby "gadzimi" przez swój nieludzki wygląd. W dodatku, w przeróżnych zakątkach rezydencji, natrafiał na fragmenty łusek, a żadnego gada nie widział w domowej hodowli. Pobudziło to jego detektywistyczny zmysł. Książki które w ostatnim czasie czytał, zaserwowały mu porcję informacji, a także stworzyły teorie spiskowe dotyczące Hrabiego. Służba milczała na ten temat, lecz Anatell powątpiewał w pełne człowieczeństwo ów mężczyzny. Czasami zachowywał się dziwnie. Nie zapomni tego jak swobodnie zachowywał się, gdy ten mu się przyznał do wampiryzmu. Dedukując, Geo mógł nie być człowiekiem i zapewne skrywał jeszcze więcej sekretów. Jeśli miał mu ufać, musiał poznać prawdę, choćby mroczną…
Białowłosy opuścił piwnicę wieczorną porą, kierując się w stronę pokoju Hrabiego. Po co tam szedł, skoro nigdy się do tego miejsca nie zbliżał? Ze względu na męczące podejrzenia, musiał odbyć poważną rozmowę z gospodarzem.
Kiedy zjawił się już pod jego drzwiami, zapukał, aż ten zezwolił na wejście, co też zresztą uczynił.
-Dobry wieczór.- Zaczął, drapiąc się po głowie, zastanawiając się, czy może sobie pozwolić na następne słowa. -Muszę o coś zapytać. Powiedziałem Ci o tym kim jestem. Czy nie sądzisz, że masz też coś do wyznania…?
Spytał, po czym położył na stoliczku kilka zebranych łusek, jak u węża. Nie miał okularów, jego oczy były jak u… węża.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Czw Kwi 16, 2020 6:32 pm

Zatopiłem się w swej ulubionej lekturze, która pewnie przez jeszcze długi czas mi się nie znudzi. Jestem tego całkowicie pewien. Jak tak czytam sobie w spokoju tą książkę, to nachodzą mnie myśli, że chciałbym odnaleźć inną taką. Może inny nekromanta spisał w swoim dziele równie ciekawe czary, o których pojęcia nie mam? Niesamowicie podnieca mnie myśl o tym, że gdzieś na świecie mogą być podobne twory. Chciałbym mieć je wszystkie w swoich rękach, ile ja bym dał. Mógłbym wszystko poświęcić, cena nie gra w tym roli.
Moje obsesjonalne czytanie przerwało pukanie do drzwi. Stało się coś? Uniosłem oczy znad notatnika, zamknąłem i schowałem z powrotem do wewnętrznej kieszeni mojej kamizelki. Wstałem z fotela, poprawiłem jedną ręką moje włosy. Zauważyłem, że wszyscy lubią przerywać chwile, które poświęcam swojej osobie.
-Wejść. - Poleciłem krótko, wygładzając fałdki, które zebrały mi się na ubraniu. Och, Gaspardzie, i Ty przeciwko mnie i mojej chwili odprężenia? Trochę mnie zawiodłeś. Niezabezpieczonymi oczami przed światem sunąłem za jego ruchem. Trochę mnie zaniepokoiło, że tak pewnie do mnie podszedł. Kiwnąłem głową na "dobry wieczór" i słuchałem dalej, co ma zamiar mi do powiedzenia.
Początkowo nie zrozumiałem co ma na myśli, wytykając mi, że ja mu czegoś nie powiedziałem. Moim zdaniem, powiedziałem mu wszystko, co stosowne było i wszystko, co jego uszy mogły usłyszeć. Błagam Cię, Gaspardzie, nie wprowadzaj we mnie jakiekolwiek napięcie. Podążyłem ślepiami za jego ręką na stolik. Czy on naprawdę zbierał łuski? I do tego moje, bo czyje inne. Uśmiechnąłem się poddenerwowany, a moje próby opanowania mimiki zakończyły się fiaskiem. No i co ja mogę mu powiedzieć?
Spodziewałem się, że kiedyś moja tajemnica na świat wyjdzie. Nie, nie na świat. Spodziewałem się, że nowy lokator tego domu to w końcu odkryje. Nie przygotowywałem się na to jakoś specjalnie. Miałem nadzieję, że jeszcze trochę czasu minie, zanim znajdzie pierwsze łuski, a po nich dotrze do właściciela - do mnie. Czas mnie goni widocznie pod każdym względem. Głupio mi odrobinę, że nie przyznałem się z tym wcześniej. Być może to głupi strach, bądź przyzwyczajenie do utrzymywania i ukrywania mojej prawdziwej postaci pod makijażem i ubraniami. Mogłem ostatnio mu to powiedzieć, przyznaję się bez bicia. Może i lepiej by się poczuł, że sam nie jest cudakiem? Mogłem mu chociażby napomknąć delikatnie, że nie jest sam w byciu tym "dziwadłem" na świecie.
Ugryzłem się w język, uśmiech mi zszedł z twarzy wraz z moimi wyciszającymi się myślami. Skoro los postanowił mnie w takiej sytuacji postawić, dobrze. Będę musiał to na klatę przyjąć. Co niby młody Anatell zrobi? Straży mnie wyda, czy pójdzie wygadywać to kim jestem ludziom na zewnątrz? No, nie do końca wyjdzie, bo się spali. A w nocy komu ma niby rozgadywać? I z resztą, kto mu uwierzy. Zawsze dbałem by moja nieszczęsna rasa i pochodzenie pozostało wyłącznie w obrębie tego domu i w obrębie rodu Gaushinów. Nie zamierzam dopuścić, by to się zmieniło.
-Nie sądziłem, że taki spostrzegawczy jesteś. - Trąciłem palcem łuski na stoliku i uśmiechnąłem się niezręcznie do niego. Nie wiem, jakich wyjaśnień oczekuje, dlaczego nic nie mówiłem? To za dużo na ten moment dla mnie, znacznie. Świadom jestem, że podejrzenia znikąd się nie wzięły. Łuski, a na dodatek, przecież tak śmiało buszuje w moich skarbach książkowych. I tak nie żałuję, że mu je udostępniłem.
-Nie wiem jak zacząć tą rozmowę, nie byłem przygotowany na to. Szczerze, przez myśli mi przeszło, że nawet jak się dowiesz, to sam nie rozpoczniesz tego tematu. - Och, jak byłoby mi łatwiej wtedy. Tak samo, gdyby tylko mi zasugerował delikatnie, wcześniej swoje podejrzenia wobec mnie, postawiłbym odpowiednie kroki w tej sytuacji. Nie lubię jak stawia mnie się w takich chwilach, aż ciężko mi utrzymać stosowną postawę.
-Może chcesz sobie usiąść? - Kiwnąłem głową na fotel stojący obok. Obawiam się najbardziej, że zaraz będzie chciał, bym zrobił mu całkowite sprawozdanie z tego co wyrabiam sobie po kątach. Mniejsza już o moją rasę, boję się, że będzie tak dociekliwy i wywęszy kiedyś moje powiązania z nekromancją. Gaspardzie, miej litość.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Kwi 16, 2020 7:07 pm

Geo'Mantis ewidentnie się denerwował, co tylko przybijało gwóźdź do trumny podpisanej "prawda". A więc nie popadł w obłęd, a teoria spiskowa miała okazać się czymś większym. Przynajmniej nie zrobił z siebie debila. Choć litości nie znał, nie w kwestii oszukiwania go lub przemilczania prawdy. Nienawidził być zwodzonym, zwłaszcza przez osoby, którym ufał, przed którymi obnażył własne sekrety. Zawsze mówienie o sobie komukolwiek było dla niego trudne. Nie chciał, albo liczył na to, że Hrabia nie wzgardzi takim wyróżnieniem i odpłaci się równą szczerością. Oczywiście, że były osoby mniej i bardziej tolerancyjne. Ale komu nie wyznać dziwacznej prawdy o sobie, jak nie wampirowi…?
-Mam polepszone zmysły, myślałem że pamiętasz.
Odparł, choć była to bardziej ironia, gdyż nie wiedział, czy miało to jakikolwiek związek ze śledztwem, czy zwyczajnie był czujny i miał szczęście, trafiając na książkę o hybrydach. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Wszystko jednak w swojej kolejności.
Nie skomentował jego słów, które odwlekały realną odpowiedź, mówiące wprost: "powiedz to za mnie!". Zwyczajnie dostosował się do propozycji zajęcia miejsca w drugim fotelu, zakładając nogę na nogę, a ręce na podłokietniki. Teraz to on splótł palce, co miał w zwyczaju robić Hrabia. To jakaś gra psychologiczna? Atak własną bronią? Gaspard robił się nieprzewidywalny w zakresie każdych swoich działań.
-Nocami, gdy wszyscy spali, miałem czas na analizę księgozbioru. Chwilowo pominę pewną kwestię, którą dostrzegłem, ale do niej wrócimy. Bądź co bądź, natrafiłem na księge hybryd. Bardzo ogólnikowy opis gatunku bo nie da się go ujednoznaczyć, przybiera wszelakie formy, ale jak pewnie wiesz, zachowuje humanoidalne cechy. Niektórzy przedstawiciele są wręcz łudząco podobni do ludzi, więc łatwo mogą mylić wzrok…- Zapauzował, obrzucając łuski pustym spojrzeniem szarych tęczówek. -Wcześniej o hybrydach słyszałem, że są niewolnikami. Przyznam, że dopiero teraz nadrabiałem zaległości. Ale wiele źródeł podaje, że nie są w tych rejonach, w tym kraju między innymi… zbyt wysoko postawieni. Przeważnie bestialsko trafiają w kajdany… Ciekawi mnie, Mości Hrabio, jak udało Ci się zajść tak wysoko…?
Spytał, przenosząc wzrok na niego. Słowa te były definitywnym przyznaniem się do swoich podejrzeń, ale był ich już pewny. Geo'Mantis nie miał drogi ucieczki. Lecz Gaspard nie oczekiwał tłumaczeń dlaczego to ukrywał. Dał mu wręcz szansę wytrwania tej bitwy słownej z honorem, zwyczajnie potwierdzając fakt, czym jest. To by mu wystarczyło. Chwilowo. Wampir miał jeszcze jednego asa w rękawie, który dzisiejszej nocy zmąci sen z powiek Gada.
-Tak poza tym, to łuski… węża? Podejrzewałem jeszcze jaszczurkę, ale na nich się znam, bo uczyłem się o anatomii zwierząt na uczelni. Dobre czasy, choć z każdym rokiem odleglejsze mym wspomnieniom…
Zamyślił się, czym chyba ułaskawiał dyskretnie zbrodnie Geo'Mantisa, jakim było oszustwo. W końcu dużo dla niego robił, dręczenie go byłoby nie w porządku. Poza tym, sam nie lubił zbyt gęstych atmosfer, starał się je zbijać.
-Dodam, że Twój sekret jest bezpieczny. Jesteś jedyną bliską mi osobą teraz. Muszę polegać na Tobie, a Ty na mnie. Obiecałem się odpłacać…
Mruknął już ciszej, opuszczając głowę. Może te wyznanie to i tak dużo, jak na niego. Hrabia jednak należał do bardzo wąskiego grona przyjaciół Anatella. Choć teraz może te grono było jednoosobowe. Dwu, licząc Lu, ale jej nie ma. Miał jednak dziwne przeczucie o jej powrocie. Jej naturą była tajemniczość i pojawianie się w momentach nieoczekiwanych. Tak jak w atutach Geo leżała umiejętność maskowania się...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Czw Kwi 16, 2020 11:24 pm

Tak, mogłem się przekonać na własnej łuskowatej skórze, że mości Anatell do litościwych nie należy, a szkoda. Ciekawe, czy zna pewną granicę, której nie może przekroczyć, by nie zirytować mnie całkowicie. Oczywiście, że nie! O czym ja nawet sobie myślę? Mieszka tu dopiero tydzień. W tym momencie, naprawdę, niewiele do tego brakuje, co mnie niezwykle drażni. Cóż, pozna najwyżej mnie od innej strony. Otwarcie mogę powiedzieć, że nienawidzę, gdy ktoś krąży przy tym moim marginesie gniewu i tego jawnie nie pojmuje. Bo jak? I to jest moment w którym odrobinkę żałuję, że wyuczyłem się chować pewne emocje, a przynajmniej je tuszować uśmiechami, mniej lub bardziej zdenerwowanymi. Tylko i wyłącznie do mojego rozmówcy należy to, czy wychwyci pewne sygnały, czy też nie.
-I jak już pewnie zauważyłeś, nie jesteś tutaj jedyną osobą z wyostrzonymi zmysłami. - Chyba on sobie ze mnie kpi, jeżeli uważa się za lepszego ode mnie. Czy muszę go rozczarowywać? Mam świetny węch, wzrok także doskonały jak i słuch. Wężem jestem, drapieżnika zmysły mam. Gdyby jednak mój teren nie był tak wypełniony moimi zapachami, może i udałoby mi się wyzbierać wszelakie pozostałości po mnie. Niestety moja woń się już zmieszała z miejscami w których przebywam najwięcej, tak i wychwycić resztek ochłapów mojej skóry, niestety nie jestem w stanie. Ajć. Teraz już wiem, że przy następnej wylince pozostanę u siebie dodatkowe dwa dni, by mieć pewność, że wszystko ze mnie zlazło. Przynajmniej roznosić na przyszłość niczego nie będę. Już na wstępie mnie tym rozdrażnił.
Słuchałem dalej co ma mi do powiedzenia. Zacisnąłem wargi. Już przy samym początku ugryzł mnie malutki szczególik. "Ale do niej wrócimy". Gdybym tak kiedykolwiek odezwał się do mojego właściciela, pewnie mógłbym resztę moich zębów z podłogi zbierać. Bezczelny dzieciak. Co on sobie myśli mówiąc takie rzeczy, w ten sposób? Nie słyszy tego jak to brzmi? Nakazywać komuś - bądź co bądź - wyższemu randze czekać, bo do czegoś jeszcze powrócą? Szczyt chamstwa. Powieka mi zadrżała. Uspokoiłem się z jego następnymi słowami. Doszłoby do tego, kiedyś w końcu sięgnąłby po spiski o mej nędznej rasie. To jest tak samo nieuniknione, jak moja rozmowa z nim o tym kim jestem, która toczy się tu i teraz.
Zdziwiłem się, słysząc jego pytanie. Iście, myślałem, że będzie oczekiwał wyjaśnień, czemu to kryłem i po co. A tu proszę. Tak jak umie mnie wyprowadzić z równowagi to i miło zaskoczyć mnie potrafi. Przywykłem już, że rodzina Gaushinów wypytuje mnie "ale po co, ale dlaczego". Zastanowiłem się chwilkę. To długa historia, musiałbym mu chyba opowiadać od samego początku, bo czy inaczej by zrozumiał? Zamyślony wzrok w końcu spoczął na Gaspardzie.
-Tak jak mówisz, przeważnie hybrydy pod kajdany trafiają. I ja trafiłem... - Uśmiechnąłem się do niego tajemniczo, chcąc zagaić początek mojej historyjki. Rzadko kiedy mam szansę opowiedzieć coś dłuższego komuś. Jak już mam, staram się utrzymać słuchacza w zainteresowaniu. -A właściwie, w kajdanach się urodziłem. Jako bezimienna istotka, pokryta łuskami. Zostałem sprzedany mając parę lat, kupił mnie poprzedni właściciel tej posiadłości, Kilroy Gaushin. - Uśmiechnąłem się szerzej, wspominając imię mego właściciela. Ten człowiek był niesamowity. Nie umiem o nim wspomnieć i się nie uśmiechnąć. -Sprzątałem tą posiadłość, tak jak tylko mogłem. Przynosiłem mojemu właścicielowi herbatę... Ha, ha. Herbatę. Z racji iż wyłącznie dzieckiem byłem zdarzało mi się zapominać o pewnych rzeczach. Raz właśnie nie dopilnowałem doniesienia herbaty, zanim wystygła. - W tym momencie przerwałem, by ściągnąć rękawiczkę z mojej ręki, kryjącą szarawe łuski. Już znalazł moją martwą skórę. Niech sobie i popatrzy na tą, żywszą. Przywołałem ogień na końcówki palców. Mój pierwszy czar, jaki opanowałem. Aż wracają wspomnienia...
-Moja matka, przed naszym rozstaniem, zanim mnie Pan Gaushin kupił nauczyła mnie tegoż zaklęcia. Jedyne co po niej mam, cóż. Wracając, Pan Gaushin raz mnie nakrył jak oto właśnie tym zaklęciem herbatę podgrzewałem. Ku mojemu zdziwieniu, nie był zły. Nie krzyczał, nie bił. Był pod wrażeniem. - Płomyki zgasły, a ja mogłem ponownie przywdziać materiał na dłoń. -Dał mi szansę, której nie zmarnowałem. Dał mi szansę się uczyć i poszerzać moje umiejętności. - Urwałem znów, zastanawiając się jak zręcznie ominąć temat pewnego skandalu, zaistniałego w moim życiu. Ach, moja piękna kochanka. Aż serce mi mięknie, gdy sobie o niej myślę. -Oprócz mnie, Pan Gaushin dbał o wykształcenie swojego potomka. Nie wiem, być może chciał, bym został jego magiem, ochroniarzem. Nie miałbym problemu z tym, w końcu tyle mu zawdzięczam. W każdym razie, za sprawą... Cóż. Narzeczona młodego Panicza Gaushina została posądzona o romans, a on ją otruł w zemście, za tą, rzekomą zdradę. - Moje dość beznamiętne wspomnienie kochanki nie powinno podsunąć cokolwiek Gaspardowi. Nie, proszę, niech sobie mojej osoby nie stawia w miejscu kochanka o którym wspomniałem. Trudno, nie ominąłem tego tematu, niestety jest to ważny moment mojego życia.
-Panicz został na śmierć skazany. U domniemanego kochanka żadnych śladów "zbrodni" nie znaleziono. Cóż innego mogła straż zrobić, jak Panicz arystokratkę na śmierć posłał? - Wzruszyłem ramionami. Nie jest mi go szkoda. Odebrał mi wszak kogoś na kim mi zależało, w pewien sposób. Gdyby tylko było mi dane, sam bym go zamordował własnoręcznie. Splatając palce za plecami, westchnąłem cicho. -Brak następcy to spory problem. Kto miał przejąć ten cały dobytek? Padło więc na mnie. Dużo przy moim Panie się kręciłem, nie powiem. I ufał mi, chyba najbardziej w tym całym miejscu. Tak więc, po nim otrzymałem cały dobytek i tytuł Hrabi. Ale, najważniejszą rzeczą, osobistą, dla mnie, jest to, że nadał mi imię. Grycan Gaushin. - Zakończyłem moją opowieść zerkając na niego i wyszukując się reakcji na jego buźce. Nie jestem jakąś przebiegłą gadziną. Mój Pan ze starości zmarł. W życiu bym go palcem nie tknął. Jeżeli ma jakieś pytania, odpowiem na nie, bez problemu. Jak już mam się dokładnie spowiadać, proszę. Oto jak się na szczyt wspiąłem.
Tak jak poprzednie słowa jego uznałem raz za drażniące, raz za miłe, to była w tym momencie na te, co mnie uderzyły najbardziej. Łuski węża. Gdybym nie był ateistą, byłbym wdzięczny bogom, że to AKURAT węża. Trafiła mi się najlepsza opcja ze wszystkich, będąc cholerną hybrydą! Co, ptakiem miałem być i pierze roznosić? W życiu w z czymś takim nie doszedłbym tu gdzie jestem! A może uszy mysie? Ogon? Żarty jakieś. W tym momencie, Gaspardzie uraziłeś mnie. I tak łuski swoje chowam doskonale, nie musisz ich widywać na co dzień. Tak bardzo przeszkadzają? Sama świadomość ich obecności? Oczywiście, że próbowałem sobie w przeszłości je wyrywać, co skutkowało wyłącznie ogromnym bólem i zrośnięciem się ich na nowo.
Wąż, wąż jest zwierzęciem dumnym! Doskonałym w swojej istocie i jak mi bliskim. Tajemniczym, spokojnym, do czasu. Nie wychyla się dopóki nie nasta odpowiedni moment. Lepiej mi się nie trafiło i dziękuję mojej matce, że znalazła sobie odpowiedniego partnera, z którym mnie spłodziła. Nigdy nie chciałbym skończyć, jako parszywa chimera. W tym moim ciele, jakkolwiek bym go nienawidził jestem w stanie stwarzać pozory bycia człowiekiem. Mogę udawać. Z całej siły skutecznie postarałem się zignorować ogromną chęć zbesztania go za te słowa. Nie skomentowałem ich w żaden sposób, a na mojej twarzy pozostał wyłącznie kamienny spokój, po historii, którą go uraczyłem.
Odetchnąłem w duchu na wieść, że mój sekret jest bezpieczny. Musi polegać na mnie, świetnie. A ja na nim? Już zirytował mnie i tak. Gdybym chciał, to raz mogę odsłonić okno za dnia i się go pozbyć. Niech mi nie sugeruje, że koniecznie muszę na nim polegać. Nie powiedziałem tego, rzecz jasna na głos. Lubię go, ale w tym momencie zagrał perfekcyjnie mi na nerwach. Nienawidzę, gdy ktoś trafia w moje czułe punkty. Rasa, pierdolona rasa. Czemuż zwykłym człowiekiem być nie mogłem?
-Mam szczerą nadzieję, że zachowasz to dla siebie. - Dodałem na koniec, wiercąc w nim spojrzeniem. Nie ręczę za siebie, jeżeli to wyjdzie. Wszystko co zbudowałem dookoła siebie runęłoby mi na głowę. Nie mam zamiaru do tego dopuścić i w życiu nie pozwolę, by ktokolwiek zagrażał mojemu dobru.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Kwi 17, 2020 9:01 am

Momentami można było odnieść wrażenie, ze panowie są jak ogień i woda, pochodni z dwóch innych światów, co było prawdą. Gaspard 5 dobrych lat wychowywał się "prawem ulicy", a nawet i wcześniej, jego ojciec, nie zapewniał wysokiej kultury wychowania w domu rodzinnym. Anatell może był arystokratą, ale z pochodzenia, realnie nie miało to na niego żadnego wpływu. Zawsze mówił wprost co myśli, a spory wyjaśniał w bójce. Nieznane były mu tajniki gry słów, jaką stosowali możni pokroju Geo'Mantisa. Choć widząc, a właściwie, czując jego poirytowanie, jeśli nie wściekłość, powoli tracił pewność swojej postawy, jaką obrał z początku. Białowłosy zaprzestawał panowania nad swoimi emocjami, ostatnie wydarzenia były ich karuzelą. Szybko pojął, że pomimo braku karcącej odpowiedzi, szybko zacznie wszystkiego żałować, bo kierował się wcześniej gniewem wobec osoby, która jak mu się wydawało, chciała go zwodzić jak dziecko. Lecz czy właśnie Anatell, nie udowodnił, że trochę nim nadal jest?
Do słów o zmysłach się nie odniósł, wiedział że to zgryźliwość, pierwsza reakcja nad którą Hrabia starał się zapanować. Poczekał więc, w ciszy, aż dotrwa chociaż do fragmentu historii Geo, lecz z każdym jego następnym słowem, opowieść ta nabierała swoistego mroku. Zaczął czuć się niefair, że Hrabia raczy go swoją przeszłością, co właściwie na nim wymusil, a sam własną skrzętnie dusił w odmętach niepamięci.
-Byłeś niewolnikiem…
Skomentował pierwsze wypowiedzi, jakże oczywiste względem tego co usłyszał. Bardzo szybko wyjaśniło się, jak trafił do właśnie tego domu, mimo to, jego charakter tonu mógł być odebrany melancholijnie, nawet jeśli wspominał kogoś, kto wywoływał w Hybrydzie przyjemne wspomnienia. Może nawet udzielało się to Anatellowi, bo na fragment o zapomnianej herbacie zareagował mimowolnym uśmiechem i przymrużeniem oczu. Teraz rozumiał dlaczego był taki dobry dla własnej służby, jak na możnego. Był dawniej jednym z nich.
Wtedy Arystokrata zdjął rękawiczkę, ukazując łuskowatą dłoń, nie pokrytą makijażem, jak twarz. Wampir przyglądał się temu, jakby było czymś nienaturalnym, lecz nie traktował tego z obrzydzeniem, a… fascynacją. Wydawało mu się to piękne. Zwykła dłoń hybrydy, prawda? Dla Gasparda było to jak dzieło sztuki przełamujące doczesne schematy. Był taki… unikalny, na tle tej szarości z którą zawsze miał styczność. A utworzone płomyczki, odbijane blaskiem w szarych oczach mężczyzny, utwierdziły go w przekonaniu, o praktykach magicznych swojego gospodarza. Było to dla niego bardzo mistyczne, wręcz urokliwe w swej prostocie niezwykłości.
-Pan Kilroy wydawał się być osobą tolerancyjną i ciekawą nieznanego, bez względu na społeczne doktryny.
Skomentował wypowiedź o podgrzewaniu herbaty, wyciągając wnioski w pochlebny sposób. Może gdyby sam miał takiego opiekuna… zamiast Giro… może sam ukształtowałby swoje losy lepiej, niż one wyglądały na stan dzisiejszy. Nie wiedział czemu, ale zazdrościł Geo. Mówił o Kilroyu jak o ukochanym ojcu, czego Anatell nigdy nie mógł podzielić, mieć kogoś takiego. Zazdrościł mu ojca. Czegoś tak trywialnego.
Dalsza część historii o narzeczonej dziedzica i zdradzie, miała finał jak w tragicznym spektaklu, przez co powiało dziwną grozą. Czy powiązał Geo'Mantisa z kochankiem? Nie próbował, nie obchodziło go to, choć brzmiał, jakby jakimś cudem był powiązany ze sprawą. Nieważne, nie będzie zgadywać. To i tak złe wspomnienia, które na szczęście pokryły się z lepszym rezultatem dla samej Hybrydy, dostrzeżonej przez Kilroya… Co swoiście zamknęło cały rozdział. A umysł Wampira wysunął jeden wniosek, którego z początku nie był pewien.
-Nie było mnie przy tym i nie mam prawa oceniać, ale… jeśli uznał Cię swym dziedzicem, to musiał w Tobie widzieć syna… Sam nie wiem, mój ojciec był alkoholikiem, który zniszczył moją rodzinę. Ale chciałbym go wspominać jak Ty wspominasz Kilroya…
Odpowiedział, podsumowując wszystko, a nawet zdradzając swoje odczucia względem swego ojca. Choć raczej nie powiedział niczego, czego Hrabia sam już nie wiedział. To znany fakt, że po upadku Kompanii Handlowej, Giro Anatell zapił się na śmierć.
Pytań jednak nie miał żadnych. Nie był, aż tak dociekliwy, usłyszał więcej, niż się spodziewał. Może nawet karcił siebie w myślach, jak podszedł z początku do niego. Teraz zaczynał pojmować, że Hrabia zwyczajnie nie miał łatwo w życiu, a teraz bał się to wszystko utracić, więc nie mógł sobie pozwolić na zaufanie. Wampiry się pali, jak się je złapie. Hybryda zaś obdziera z godności i zakuwa w kajdany niewoli. To problem innej wagi. Gaspard musiał się jeszcze wiele nauczyć w tym nowym świecie, jaki go otaczał, a jaki wcześniej umiejętnie ignorował.
-Wszystko co mi powiedziałeś, czy powiesz, zachowam dla siebie. Jeśli mój szacunek względem Ciebie to za słabe potwierdzenie, to chociaż pomyśl o tym w ten sposób, że nie na rękę byłoby mi skończyć na ulicy… albo jako popiół.
Uśmiechnął się niepewnie, gdyż był to zwykły żart skrywający ziarno prawdy. Niestety, musiał omówić z nim jeszcze jedną kwestię, która nie da mu spokoju, a która mogła być dotkliwsza dla Hrabiego. Przy tym, temat hybrydy wydawał się błachy. Lecz nie wiedział nawet jak ubrać to odpowiednio w słowa. Na to miał już mniej dowodów. A nie chciał go rozwścieczać, zwłaszcza że tym razem, sprawa nie dotyczyła samego Gasparda. Tutaj wszystko zależało od dobrej woli Geo'Mantisa.
-Jest jeszcze jedno, bo… w bibliotece, jest dużo ksiąg z dziedziny magii, które… hm… mogą balansować na granicy tolerancji Medevaru. Ja… kiedyś miałem w rękach książkę zakazaną przez państwo. Mówiła ona o… wskrzeszaniu umarłych. Była w jednej z transportowych skrzyń na pokładzie statku. Należała do nekromanty, który był z nami na rejsie. Kiedy ojciec mnie z nią zobaczył, zbił mnie kolczatką… a maga zgłosił służbom… spalono go, choć ten człowiek wbrew stereotypom, był bardzo dobrą osobą, dla mnie też. Żałowałem go, żałowałem, że mój ojciec go skrzywdził, bo go nie rozumiał… mnie skrzywdził bo chciałem go zrozumieć…- Przerwał na moment, obrzucając spojrzeniem piękne meble w komnacie Hrabiego. -Te księgi, w Twojej bibliotece, fragmentarycznie miały dużo nawiązań. Ja… nie wiem, czy to przypadek, pewnie nie sposób ogarnąć wszystkiego co sobie liczy ten pokoleniowy zbiór.- Spojrzał na niego, choć nie chciał wdepnąć w pułapkę na niedźwiedzia. -Uważam po prostu, że… że warto byś to przejrzał. O ile tego jeszcze nie zrobiłeś. Masz predyspozycje magiczne, a żadna wiedza… nie jest czymś straconym. Czego bezmyślne społeczeństwo nie rozumie.
Dokończył, licząc że wybrnął z tego taktycznie. Nie powiedział wprost o swoich podejrzeniach, nie wspomniał nawet o tajemniczych drzwiach pod swoją piwnicą, o których chodzą plotki wśród służby. Po prostu zasygnalizował, że jeśli ma rację, to może mu pomóc. Lub uzna Wampira za pomylonego.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Pią Kwi 17, 2020 9:46 pm

Przeszłość niewolnika jest czymś, czego z całego serca powinienem się wstydzić. Dlaczego tak nie jest? Bardziej się wstydzę tego, że jestem hybrydą. A może mam zaburzoną wieżę wartości? Sam nie wiem. I tak może być. Wychwycenie jego reakcji trudne nie było. Będę musiał go nauczyć jak ukrywać emocje, jeżeli mam zamiar go wprowadzić w wyższe sfery. Nie pozwolę, by ktoś mi z tego chłopca czytał jak z otwartej księgi. Wystarczyło na niego raz spojrzeć, gdy odsłoniłem dłoń i już wiedziałem jaki jest zafascynowany. A może ja go nie doceniam i tak cudownie udaje? Potrzebuję więcej czasu niż ten tydzień, by rozeznać się dobrze w sytuacji i w nim przede wszystkim.
Jego słowa dotyczące mojego właściciela mnie zastanowiły. Nie myślałem nigdy o nim pod tym względem, że był "tolerancyjny". Był miły, w głównej mierze dla dziecięcych niewolników. W tym dla mnie, ale z wiekiem sypnęło mi się na głowę więcej obowiązków. Dla dorosłych bywał surowy. Nie przypominam sobie, by hybrydę traktował gorzej od ludzkiego sługi przez pochodzenie. Może i był tolerancyjny? Tego się już nie dowiem. Chociaż, może się nie dowiem. Miałem pewne plany, które chciałem zrealizować, ale jedna i ciągle ta sama myśl mnie od tego odwodziła. A mianowicie, co On by sobie wtedy o mnie pomyślał? Nie chcę zawodzić mojego właściciela. Nie wiem, czy byłby zadowolony z nagłego powrotu do życia. Sprowadzenia go bez jego własnej woli na świat, właściwie.
-Być może widział we mnie syna. Nie będę sobie niczego dopowiadać. Być może moje błędne przemyślenia uraziłyby Jego ducha. - Nigdy nie uważałem go za ojca. Bardziej jako za mentora mojego życia i osobę, która chce mnie nakierować na dobrą drogę. Ufałem mu w pełni, jak nikomu wcześniej ani później. Nijak skomentowałem jego wspomnienie o swoim rodzicielu. Współczuję mu, ale z doświadczenia wiem, że takie słowa gówno dają. Mnie osobiście pogrążają bardziej w duchu.
Z zaciśniętymi zębami starałem się przetrawić złość pozostałą po tym co mi powiedział o łuskach. Nie ma co roztrząsać, na tym świat mi się nie kończy. Raz, czy dwa mi się to przypomni i odejdzie w zapomnienie. Im szybciej, tym lepiej. Mam za dużo na głowie, by się przejmować taką pierdołą. Z perspektywy czasu i tak każda rzecz, która mnie z równowagi wyprowadziła wydaje się błaha i bezsensowna. Czasem sam się zastanawiam jakim cudem coś tak nieistotnego wyprowadziło mnie z równowagi. I znów, biję pokłony własnej cierpliwości i umiejętności dochowania wszelakich negatywnych emocji w sobie. Pamiętam jak raz natrafiłem na bankiecie na panią lekarz z dziedziny psychicznej. Powiedziała mi, że to tak niezdrowo trzymać w sobie wszystko na siłę. Ciekawe, kiedy mi psychika się złamie przez to? Mam nadzieję, że jeszcze wiele mych złości wytrzyma.
Uspokoiłem się wystarczająco przy jego zapewnieniach o zachowaniu tajemnicy. Cieszy mnie to, naprawdę. Drugi raz nie czułem potrzeby mówić mu, że na to właśnie liczę, a nawet wymagam. Czy wampiry w myślach potrafią czytać? Czy ja właśnie sobie nie myślałem, że mógłbym go na słońce narazić? Muszę w końcu dorwać Czarną Polewkę i porządnie ją przewertować. Odwzajemniłem jego uśmiech, wziąłem głębszy oddech. Przez te nerwy zachciałem się napić wina.
Aż oczy szerzej otworzyłem, słysząc o czym znów mi mówi. Na język mi się cisnęło skomentowanie to, jakiego niepoważnego nekromantę spotkał. Który normalny pozostawia od tak najważniejszą książkę, która może być cenniejsza od życia? Prędzej dałbym sobie rękę odciąć niż pozostawiłbym swoją książkę na pastwę losu. Ze swoją to ja praktycznie myję się co wieczór. To moja święta księga, z którą się nie rozstaję. Jest dla mnie jak wszystkie te poświęcone wisiorki dla kapłanów świątyń. W głowie utknęła mi jedna myśl. Książka tamtego. Gaspard nie wspomniał nic o tym, czy została spalona, czy odebrana przez straż. Gdyby ją odebrali to by ją spalili, bez dwóch zdań. Takich rzeczy się nie trzyma, prawda? Że też takie dzieło musiało trafić w ręce tak nieodpowiedzialnej osoby! A może jeszcze nic nie jest stracone, może książka gdzieś bytuje na świecie? Jest szansa, że nic z owym dziełem nie zrobili? Sucho mi się w gardle zrobiło. Mam wrażenie, że obsesja przejmuje kontrolę nad moim umysłem. Kolejny raz zaczerpnąłem sporo powietrza do płuc.
-Czy... Widziałeś, być może, co zrobili z tą książką? - Proszę, Gaspardzie, powiedz mi, że porzucili gdzieś jego rzeczy. Gdziekolwiek to będzie ja się tam wybiorę. Miejsce dla mnie nie ma znaczenia. Nie odpuszczę, chociażbym miał przekopać plaże, pustynie, a nawet przeczesać dna mórz i oceanów. Ja muszę to zdobyć i nic mnie przed tym nie może powstrzymać. Chociażbym miał zapłacić za to najwyższą cenę.
Jeżeli mamy sobie urządzać wieczór szczerości - który w głównej mierze opiera się na szczerości wywodzącej się ode mnie - to może mu powiedzieć jeszcze jedną rzecz o sobie? Zastanawiam się jak bardzo ryzykuję i jak on to do siebie przyjmie... Mogę go pilnować, odnośnie wychodzenia gdziekolwiek chyba nie mam się o co martwić. Nie wyda. Do kogo mógłby wyjść? Nie mówił mi nic o jakichkolwiek swoich znajomych. O siostrze jedynie wspominał. A mówić? Mojej służbie mógłby. Nie dostrzegłem jednak, by z kimkolwiek z nich rozmawiał częściej. Odszedłem kawałek, wykonałem kółko po pokoju myśląc intensywnie. Frustruje mnie to. Aczkolwiek miło byłoby mieć sojusznika. Świadomość posiadania kogoś, kto podziela podobną fascynację tymi tematami. Ale jaką mam pewność, że mnie nie wkręca pod tym względem? Żadną. A jeżeli będzie chciał dostać moje notatki? Moją książkę? Nie, nie ma takiej nawet opcji, abym mu ją dał. Stres mnie zeżre wtedy całkowicie.
-Mam świadomość, że takie rzeczy znajdują się w moim zbiorze. Przerobiłem chyba wszystkie tego typu rzeczy... - Zacząłem powoli. Nie umiem rozpoczynać takich tematów. Nie byłem w podobnej sytuacji wcześniej, nie wiem jak odpowiednio się za to zabrać. Denerwuje mnie to, wkurwia wręcz. Powiedzieć w prost, czy owijać wszystko w bawełnę? Nie, to byłoby złe podejście do całokształtu sprawy. Ze stresu serce zaczęło mi szybciej walić. Ciekawe, czy to wyczuje. To wampir, na pewno wyczuje. Raz kozie śmierć? -W moim posiadaniu jest... Podobna książka o której wspominałeś. Która Ci niegdyś w ręce wpadła. Która należała do nekromanty. - Spojrzałem na niego uważnie, śledząc wzrokiem każdy jego nagły ruch, każdą emocję pojawiającą się na jego twarzy. Chyba zaraz mi serce z piersi wyskoczy. -Jest to rzecz o której nikomu wcześniej, nic a nic nie mówiłem. W tym momencie jesteś jedyną osobą, która o tym wie. - Tak jak moje tętno perfidnie zdradzało moje poddenerwowanie wyznaniem, tak mój wyraz twarzy pozostał nienaruszony. Cóż za zaszczyt go spotkał. Jako jedyny młody Anatell coś o mnie wie więcej niż wszyscy dookoła. Właściwie, więcej niż mój właściciel. Co teraz będzie? Co zrobisz z tą informacją Gaspardzie? Proszę, nie dopraszaj się tylko dostępu do mojego notatnika, wywołasz na mnie reakcje obronne, a co z tym się wiąże mój gniew. Nie popełniaj tego błędu.
Być może moja paranoja na punkcie tej książki jest już taka duża, że nie potrafię bez niej żyć i funkcjonować. Trochę to przerażające, z punktu widzenia osoby trzeciej. Ta rzecz stała się częścią mojego życia i nie widzę go bez niej. Odebranie mi jej skończyłoby się fatalnie. Powiedzmy, że panuję perfekcyjnie nad sobą i emocjami. Aż boję się pomyśleć, co taki wykształcony mag jak ja mogę zrobić, gdy na raz zawładnie mną strach i wściekłość.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Kwi 17, 2020 11:03 pm

Czy była w życiu Gasparda osoba, którą zechciałby przywrócić do życia? Zmarł tylko jego ojciec, ale nie zasłużył na to. Matka była u kresu sił. Ale choć to okrutnie zabrzmi, nigdy nie była na tyle rewelacyjną mamą, aby tak się dla niej starać. W sumie... chyba nie było nikogo, dla kogo gotów byłby przełamać prawa ziemskie, oraz oszukać śmierć. Może kiedyś znajdzie się taka osoba... zwłaszcza jeśli jemu ma przyjść żyć, aż nadto, w porównaniu z krótkim ludzkim żywotem...
-Tak, to może być problematyczne. Pewnie niektórym podoba się tam gdzie są. Chyba. Nie wiem. Ja ze swojej śmierci nie pamiętam wiele. Tylko biel... która przeobraziła się w mroczną nicość. Wtedy się odrodziłem. Może wampiry nie doświadczają faktycznej śmierci. Duch nie opuszcza ciała. A jeśli tak, to na bardzo krótko. Wiele ze świata pośmiertnego nie wywnioskowałem...
Wypowiedział się, rzucając ciekawostką, która miała trochę ponure wybrzmienie. Po śmierci była tylko pusta biel...? To czym była ta biel? Biel to kolor niczego? Nie, o to należało spytać ducha. Tylko duch wie jak to jest nie żyć. On ie był latającym straszakiem. Nie wiedział wtedy nawet czym jest i gdzie. Jeśli Kilroy nie latał po rezydencji strasząc personel to gdzie przebywał...?
No ale przeszli do tematu poważniejszego. Kiedy na cały wywód Gasparda, Geo'Mantis zareagował jedynie pytaniem o książkę wspomnianą w historii, to Wampir lekko oniemiał. To go najbardziej zainteresowało z tego wszystkiego? Akurat książka? Przynajmniej te słowa były przepełnione nienaturalną ciekawością. Przynajmniej jego słowa miały taką tonację. Ciekawość to pierwszy stopień do otchłani... ale czy już w niej nie siedzieli?
-Wbrew reakcji mojego ojca i zgłoszenia tego mundurowym, nie oddał im księgi. Wystarczyło głupie oskarżenie, aby go spalić na stosie. Przesądne dupki. Sam siebie pytałem po co mu ona, skoro była taka "zła". Nigdy nie powiedział. Z czasem dowiedziałem się od matki, że podobno mój przodek, Alexius Anatell, założyciel rodu, był nekromantą, który wskrzesił swoją przedwcześnie zmarłą żonę, Camillię. Podobno była z nim, aż do jego śmierci. Ale... to tylko plotki, niepotwierdzone. Ojca widocznie to przerażało, ale zarazem fascynowało. Schował ją gdzieś w naszym starym Magazynie Kompanii Handlowej. Ale po bankructwie, zabrali wszystko. Nie wiem, czy dokopali się do skrytki. Nie wiem nawet gdzie ona leżała. Nie wiem co z nią obecnie...
Odpowiedział treściwie, na tyle ile był w stanie. Cóż, informacja o Alexiusie była bardzo niezwykła, ale z powodu traktowania ją jak zmyśloną historyjkę, nie czuł oporów przed wspomnieniem o tym zdarzeniu. Jeśli Geo chce, to niech jej szuka. Gaspard miał teraz inne problemy na głowie.
Wtem, poddenerwowany i zestresowany Hrabia, wyznał mu, że sam jest posiadaczem nielegalnej księgi. Jeśli tylko tyle, ale to nieważne. Pali się już za jedną sztukę. Dedukcja go znowu nie zawiodła. To było jasne, że skoro kolekcjonował takie dziwy, to i pewnie ich używa. A więc nie dość, że był hybrydą, to jeszcze nekromantą? Wstyd byłoby to powiedzieć na głos, ale w oczach Wampira stawał się coraz bardziej intrygującą postacią, którą chciałby poznawać. A już na pewno, mieć po swojej stronie.
Gdy dodał do tego informację, że nigdy o tym nikomu nie wspomniał, zaś Anatell jest pierwszym posiadaczem tej tajemnicy, to faktycznie poczuł się wyjątkowy. Aż mu trochę mowę odebrało. Geo'Mantis miał szczęście, że trafił akurat na niego. Nie wiele mniejszego dziwaka o podobnym poglądzie moralnym. Ilu brzydziłoby się teraz kimś takim jak Arystokrata? Zapewne byliby to ci sami, co uciekaliby przed Gaspardem tylko przez to kim jest...
-To dla mnie zaszczyt. Ale... proszę Cię. Zabierz te księgi z biblioteki. Nie zostawiaj tego na widoku. Ja sam nie jestem specjalnie... bardziej inteligentny od innych. Więc lepiej, aby nikt nawet nie pomyślał o czymś takim. Musimy chronić Twoją tajemnicę za wszelką cenę...- Zaczął, co ciekawe, akcentując "musimy". O tak, teraz to ich tajemnica i ich interes. Chciał mu w ten sposób przekazać, że nie jest już z tym sam i może na niego liczyć. Czy to w związku z byciem hybrydą, czy co gorsza, nekromantą. -...oraz dziękuję Ci. To wiele dla mnie znaczy. Czy to znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi...?
Spytał z uśmiechem, lecz nie żartował. Na prawdę chciał wiedzieć. Znali się ponad pół roku, ale ich znajomość wydawała się już zaawansowana. W dodatku wiedzieli o sobie w cholerę dużo. Przy nim, Anatell w końcu nie czuł się samotny we wszechświecie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Sob Kwi 18, 2020 5:02 pm

Tyle czasu spędziłem na szukaniu innej, podobnej książki, do tej, która jest w moim posiadaniu. Zastanawiam się czasem ile przez to straciłem, skupiając się na wyszukiwaniu informacji o innych nekromantach, którzy przedwcześnie odeszli z tego świata, pozostawiając po sobie swój majątek. Siedzenie bezczynnie nie leży mi w naturze. Postanowiłem wykupywać ich majątki, przeszukiwać i sprzedawać. W większości przypadków to zwykłe domki, mieszkania. Niewielkie sumy w zestawieniu z moim całym majątkiem na to szły. Może w końcu szczęście się do mnie uśmiechnie? Może w końcu znajdę to czego pragnę? Czekam na to niecierpliwie.
Wysłuchałem tej jego opowieści o - moim zdaniem - nierozważnym nekromancie. A może nie był taki nieodpowiedzialny, tylko w nerwach i stresie Gaspard mi go tak przedstawił? Mógłbym tak analizować jego opowieść bez końca i bez zadawania mu pytań. To takie dziwne, że mnie to zainteresowało najbardziej? Ta jedna rzecz. Wydaje mi się to za normalne, że ludzie interesują się zakazanymi owocami tego świata, może moja zainteresowanie to jeszcze nie obsesja? Przecież jestem całkowicie normalny. Normalne jest się interesować, fascynować czymś. Mogłem jednakże już dawno przekroczyć tą granicę zachwytu. Nie szaleję, nie widać tego po mnie, że przez coś mi odbija. Z drugiej strony, sam nie potrafię się rozstać z moją książeczką, chociażby na chwilę, bo dopadają mnie paranoje. Nie umiem sam siebie zdiagnozować. A nawet nie powinienem próbować, ubzduram sobie, a wiem z doświadczeń, że to do niczego dobrego nie prowadzi.
Kolejne zaskoczenie zmieszane z chorym zainteresowaniem wpłynęło mi na twarz. Więc są pogłoski, że i mój rozmówca ma powiązania z zmarłym już nekromantą? Niesamowite. Szczęście mnie jednak wzięło pod swoje skrzydła. Powinienem przejrzeć książki, być może stare gazety, które by wspominały o jego przodku. I jeszcze BYĆ MOŻE wiadomo gdzie szukać książki po zmarłym. Powinienem wykupić tamte magazyny? Wykupić, zrewidować, sprzedać. Jak powtarzam, cena nie gra roli, nie obchodzi mnie nic. Już w mojej głowie natychmiastowo zaczął się układać plan, co po kolei zrobić i o co zadbać, by osiągnąć swój cel. Chcę, by w moje ręce dostała się ta jedna, jedyna rzecz. Tak jak smoki kolekcjonują swoje skarby, ja chcę kolekcjonować te książki. Nie pragnę niczego innego. Wszystko inne chowa się w ich cieniu.
Muszę się rozejrzeć za obecnym właścicielem magazynów. Mówił wyłącznie o starym magazynie, więc nowsze z góry odpadają. Prześledzę czas ich budowy, wykupię wszystkie, które stabilnie stały, gdy Alexius wybierał się w zaświaty. Jeżeli tam tego nie ma, nie szkodzi, już wiele razy popełniłem błąd, kupując nieruchomości, z nadzieją, że w nich będzie to co chcę. Większy zakup, przy tym co już mi przebiegło przez ręce to nic. I tak prawdopodobnie bym to sprzedał dalej. Pieniądze, a przynajmniej znaczna część powróciłaby do mnie.
Pokiwałem mu w odpowiedzi głową. Nie byłem w stanie zebrać słowa, by ułożyć sensowne zdanie. Moje myśli krążyły wokół wyłącznie jednego tematu. Książka, nekromancja. Ach, jestem pewien, że teraz, gdybym zaczął mówić co mi na język siądzie, to co naprawdę chciałem bez zastanowienia, uznałby mnie za szaleńca. Kiedyś na pewno to wyjdzie. Gdybym znalazł następny notatnik i chciałbym się mu pochwalić, podzielić dobrą wiadomością... Z pewnością, część mojej manii wyszłaby na wierzch.
Z trudem przeszło mi przez gardło powiedzenie o sobie więcej niż zwykle. Z większym spokojem przyznałem się do bycia hybrydą. Praktykowanie nekromancji jest to jednak coś innego. Wiem co z osobnikami mojego typu robią. Na stos wrzucają. Nie jestem nieśmiertelny, czy obdarzony nadludzką regeneracją, bym przeżył coś takiego. Jak jeszcze fakt, iż hybrydą jestem zniósł dobrze, to nie byłem pewien jak zareaguje na następną informację o mojej osobie. To wydaje mi się nie być tak... Drobiazgowe.
Dodałem mu, że jest jedyną osobą, która w obecnej chwili o tym wie. Nie wiem czy powiedziałem to z dobrej woli mojego serca, czy chcąc zobowiązać go, by trzymał ten sekret wyłącznie dla siebie. A może i jedno i drugie? Mam też negatywne cechy przypisujące wężom, przebiegły jestem i robię wszystko, by doprowadzić swoje priorytety do skutku. Stanie się tak, chociażby miałoby się to odbyć kosztem bliskich mi osób.
Powiedział, że to zaszczyt. Moja dusza mogła odetchnąć z ulgą. Uśmiechnąłem się słysząc jego obawy, przed odnalezieniem moich zbiorów przez kogoś z zewnątrz. Cieszy mnie to, że już przedstawia swoje zaangażowanie w chronienie moich, niezbyt sympatycznych sekretów.
-Gaspardzie, to gdzie się znajduje biblioteka wiemy wyłącznie my i moja służba. Poza tym, jesteś jedyną osobą, której pozwoliłem tam buszować. Wręcz cieszy mnie Twoje zainteresowanie nauką tam zebraną. Ona jest zamykana na klucz, który wyłącznie ja posiadam. Służba nie ma prawa przekraczać tamtych drzwi. - Dosłownie, nie ma prawa. Nawet gdy Gaspard przyszedł do mnie w zeszłym tygodniu w dość kiepskim stanie, Bogd'an nie przekroczył tamtych drzwi. Cieszę się, że wiedzą czego nie mogą.
-Myślę, że można tak nazwać tą relację. - Uśmiech mi się pogłębił w znacznie szerszy, odsłaniający dwa ubytki w moich bielutkich zębach. Chyba do nikogo wcześniej się tak nie uśmiechnąłem. Raczej bym pamiętał coś takiego, szczególnie, że pilnuję siebie i każdy mój ruch. Jest mi to obojętne, czy je dostrzeże, czy też nie. Z resztą, ciemno jest tu u mnie w pokoju.
Czułem, że spokój zaczyna mi nawracać do zmysłów. Mam szczerą nadzieję, że młody Anatell już mnie niczym dziś nie zaskoczy. I tak czeka mnie prawdopodobnie cała noc z ogromem przemyśleń, odnośnie tego co się właśnie tu stało. Odnośnie Naszej rozmowy.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Kwi 18, 2020 5:51 pm

Nie miał pewności, czy był manipulowany jak ten naiwniak, jednak to co otrzymywał w zamian od Hrabiego, zatwierdzało go w przekonaniu, że wszystko jest tak jak należy, oraz trzeba to podtrzymywać. Sojusz, przyjaźń, czy czymkolwiek była ta relacja, miała wielką wagę teraz dla obu stron i oby nie przyszło im nigdy stanąć po obu różnych stronach.
Kiedy powiedział mu o zamykanej bibliotece, to się nawet ucieszył. Nawet tego nie dostrzegł przez swobodny dostęp przez ostatnie dni, a tak miał pewność, że nic się nie sypnie. Rozpowszechnienie się jednego sekretu, pociągnie za sobą domino reszty z nich. Byli uwikłani teraz w tym przedziwnym przymierzu tajemnicy, otoczeniu ludźmi nieświadomymi, lecz potrzebnymi, przynajmniej do czasu ich nieświadomości.
-Uspokoiłeś mnie w takim razie.
Skomentował, po czym wstał, aby zrównać z nim krok, pomimo różnicy wzrostu. Kiedy Geo uśmiechnął się ukazując luki w uzębieniu, Gaspard żartobliwie też rozszerzył pysk, aby uwydatnić ostre siekacze. Wyglądali jak dzieci chwalące się kim są, co było nawet na swój sposób rozbrajające.
Wampir obrócił się w stronę drzwi, uznając że w sumie nie ma sensu już dłużej męczyć Hrabiego swoją obecnością, skoro zaspokoił głód wiedzy, ale wtedy dostrzegł, że nie domknął drzwi, kiedy tu wchodził. Były niezauważalnie uchylone. Mało tego, natężył swój wyczulony słuch. Słyszał oddalające się kroki, z dużą prędkością, jakby ktoś biegł. Kurwa.
-Dobrej nocy, Geo'Mantisie. Ja mam jeszcze sporo do roboty. Do zobaczenia jutro.
Uśmiechnął się lekko do niego, po czym wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi...

Już w pewnej odległości od pokoju Hrabiego, pokojówka biegła ile sił w nogach, przez opustoszałe korytarze rezydencji. Ciężko oddychała, choć starała się zachować ciszę, by nikogo nie pobudzić, ani nie zwrócić na siebie uwagi. W końcu dotarła do pomieszczenia, które było komnatą sypialnianą dla pesonelu. Pokój był przydzielony jej i koleżance, która była akurat u rodziny. Kobieta weszła szybko do środka, zamykając się w środku, po czym podeszła do toaletki, by się o nią oprzeć ze zmęczenia. W jej głowie rodziły się wszelakie myśli z powodu tego co podsłuchała. Była przerażona.
Serce jej stanęło, kiedy drzwi otworzyły się za nią, a w ich progu, odbiciu światła z korytarza, ujrzała posturę białowłosego chłopaka, który wolnym krokiem wszedł do jej komnaty, również zamykając te drzwi, aby pozwolić im na prywatność...
-Odejdź! Odejdź potworze!
Powiedziała łamliwym głosem, a Gaspard uniósł podbródek w górę, patrząc na nią w zaciekawieniu, stawiając kroki powoli w jej stronę, jak czający się kot.
-A więc wszystko słyszałaś...
Wyszeptał niepokojąco, a ta oparła się tyłem o toaletki, nie widząc drogi ucieczki.
-Ty i... Hrabia! Jesteście potworami! Potworami... odejdź!
Powiedziała, choć miała kluchę w gardle, przez co nie była w stanie nawet krzyknąć ze strachu, zaś Wampir był już tuż przy niej, twarz w twarz. Ona za dużo wiedziała. Wiedziała, że Geo jest nekromantą, a Anatell krwiopijcą. Bała się ich, więc jej wiedza była niebezpieczna.
-Jesteśmy czymś, czego Twój umysł nie pojmuje. Twoja ciekawość sprowadziła na Ciebie zgubną wiedzę... Nie chcę Cię krzywdzić, lecz... jeśli Twoja wiedza ma skrzywdzić Geo'Mantisa... Ja mogę uciec, ukryć się, lecz nie on... Nie mogę pozwolić Ci zniszczyć mu życia...- Wyszeptał, wiercąc ją spojrzeniem szarych oczu, kiedy to z jej zaczynały wypływać łzy. -...poza tym... mam dość zwierzęciny...
Dodał, po czym dłonią szybko zatkał jej usta, aby nie mogła wydobyć żadnego dźwięku, zaś usta otworzył szeroko, kły zatapiając w jej szyi. Kobieta zaczynała wierzgać, walczyć, ale nie miała czym, ani jak. Wampir poił się jej krwią wystarczająco długo, by jej kończyny traciły siłę, aż w końcu z jej krwią, upłynęło z niej życie. Ciało służki objął mocno, aby nie upadło z hukiem na ziemie, przez co bezwładnie, jej głowa i ręka zawisły nad ziemią. Białowłosy miał całe usta we krwi, oblizując wargi. Głód... głód został zaspokojony. W końcu... w dodatku był bezpieczny. Oboje byli bezpieczni... musiał to zrobić...
-Wybacz mi...
Wyszeptał do ciała. To będzie długa noc... będzie musiał spędzić z nią noc, aby nikt nie wszedł i nie poznał prawdy. A nad ranem, powiedzieć Hrabiemu co się stało... witamy w świecie Gasparda...

Z/T dla wszystkich
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Kwi 20, 2020 10:08 pm

Piwnica Wampira


Ostatnie dni były okropne. Gorsze od jakichkolwiek, które przeżył. Nawet śmierć na klifie, czy wydalenie z domu wydawało się przy tym błahe. Dlaczego? Gaspard dorwał się do jednej z medevarskich gazet, która czekała na Hrabiego w bibliotece. Był zwyczajnie ciekaw, co się obecnie dzieje w kraju. No to się dowiedział. Większość pierwszej strony była poświęcona… jemu. Tak, był sławny. Albo niesławny. Bo to nie była chwała pisarska, a wyrok. Okazało się, że znaleziono ciało jego pierwszej ofiary, tego rozbitka którego bestialsko rozszarpał zaraz po zmartwychwstaniu. Nie panował wtedy nad sobą, pierwszy raz skosztował krwi. I jak mogło być inaczej, był to ktoś ważniejszy. Kurwa. Jak go znaleźli w tej grocie? To po prostu niemożliwe. Tego brakowało. Żeby ścigali go teraz Łowcy Potworów. Oni z pewnością wiedzieli jak zabijać wampiry definitywnie. I pomagał im ten Rantir… autor "Czarnej Polewki"... Super, celebrytów nawet skupił na sobie. Tego właśnie chciał. Jakby wilkołak czyhający na jego życie to było za mało…
Anatell całe dnie i noce przebywał w swojej piwnicy mieszkalnej. Ukrywał się, tak jak doradził mu Kitikulu. Od jakiś niecałych... dwóch tygodni starał się siebie pilnować i żyć codziennością...? Pewnie nawet Hrabia mógł zacząć się o niego martwić. Pierwsze dni poświęcił alchemii, nauce oczywiście, aby wyzwolić swój umysł od tych strasznych myśli, a zapchać nowymi. Ale zaczynał dostawać obłędu od tej izolacji. W dodatku, po przekroczeniu trzeciego dnia od zabójstwa tej dziwki w Południowym Arden, zaczynał dopadać go głód. Z kolejnymi dniami myślał już tylko o tym jak czuje się głodny. Był to niebezpieczny stan, w który głupio wprowadzał się z powodu własnego sumienia.
Trzy osoby. Trzy. Tyle zabił, niewinne dusze, które na to nie zasłużyły. Zwracał na siebie uwagę. Nie chciał napadać cywilów na ulicy, zwłaszcza będąc poszukiwanym. W dodatku nie było dostawy kurcząt z powodu problemów u dostawcy, więc nie było też z czego spuścić krew zwierzęcą. Nie mając wyboru, zaczął stosować zamiennik. Żywił się sobą, aby oszukać mózg…
Leżał teraz na łóżku, z pogryzionymi nadgarstkami, gapiąc się w sufit. Jak się ostatnio przyglądał w odbiciu wody, to miał wory pod oczami. Pierwsze oznaki braku odżywiania. Zaczyna się. Będzie gorzej.
Nie robił nic więcej. Każdy ostatni dzień wyglądał już… tak samo. Bał się nawet wyjść, aby nie zobaczyć personelu… Geo, gdzie jesteś… przyjdź i powiedz, że przyjechała krowa do zarżnięcia...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Pon Kwi 20, 2020 11:38 pm

Obserwowała go w milczeniu, zalegając przy jednej ze ścian. Nieśpiesznie oderwała się od ściany, do której przywarły jej plecy. Wyraźnie się ociągała, jakby nie była przekonana co do tej czynność, a może czuła się bezsilna? W końcu nie mogła zrobić nic, nic więcej, nic co może by chciała.
Niepewnie zbliżyła się do łóżka, chwilę stercząc jak ten przysłowiowy słup soli.
-Gapciu? - szepnęła niepewnie, jednocześnie niemal niesłyszalnie. Chociaż je samej wydawało się, że był to krzyk, że mówiła stanowczo za głośno.
Powoli usiadła na brzegu łóżka, układając dłoń na jego ramieniu, tym samym wpatrując się w niego zmartwionym, zdawałoby się bliskim płaczu, wzrokiem.
Ponownie rozchyliła usta, jednak przez długi czas nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
W końcu jednak podjęła cicho
-To nie twoja wina...
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Kwi 21, 2020 6:58 am

Gaspard w swoim stanie najwidoczniej nie był w stanie zauważyć, że nie był sam w pomieszczeniu, choć żaden zmysł nie dał mu znać o obecności innej, niż jego własnej. Może dlatego, kiedy wyrwany z tego stanu dziwnej wegetacji, dostrzeżenie sylwetki młodej kobiety nad swoim łóżkiem, wprowadziła Gasparda w… śmiech? Zaczął się śmiać, jakby zupełnie zwariował, dłonią skrywając twarz.
-A więc nadszedł moment, w którym znów mam halucynacje…?
Spytał, lecz pytania nie ukierunkował do niej, a do siebie. Kiedy ta jednak dotknęła jego ramienia, albo przynajmniej dała mu to odczuć, zsunął palce z oczu, aby raz jeszcze ją zobaczyć. Wyglądała tak samo, choć tyle się wydarzyło. Nie rozumiał jednak co było dziwniejsze. Czy fakt, że była w tej piwnicy razem z nim, choć Hrabia z pewnością nikogo nie wpuściłby do swojej posiadłości, a tym bardziej do leża potwora, czy fakt, że nie słyszał jej bicia serca, czy pulsu. Miał już pewność, nie była niczym normalnym. Lecz jej obecność wciąż pozostawała za bardzo realna na zwykłe omamy. Za mało to dziwów dręczyło go w ostatnim czasie…?
Wampir odsunął się nieco wyżej, aby patrzeć na nią z opartych łokci o prześcieradło. Wyglądał, jakby nie mógł się napatrzeć.
-Pojawiasz się wtedy, kiedy czuję się najbardziej samotnie, czy wtedy, kiedy najbardziej jestem w dupie…?
Powiedział, wpatrzony w jej oczy, ale jego słowa nie były zbyt ciepłe, wzrok zresztą też nie. Miał dość tych figli umysłu i niewiedzy, z czym miał do czynienia. Do tej pory gotów był uwierzyć, że to zabłąkana dziewczyna, ale teraz… sama jej obecność w piwnicy temu przeczyła.
-Lucrece'a, czym Ty jesteś…? Nie czuję Twojej krwi, nie słyszę nawet jak serce Ci pracuje… Powiedz mi, dlaczego zjawiasz się akurat tutaj. Czy to ja oszalałem, czy jesteś czymś czego nie pojmuję?
Zalał ją pytaniami, ale z doświadczenia wiedział, że zwykła je ignorować. Szczerze, gdy nic nie wiedział, sięgał po książki. Ale tutaj nie było nawet punktu zaczepienia.
Anatell może nie chciał się do tego przyznać sam przed sobą, lecz choć myślał o niej cały czas przez ostatnie tygodnie, tak teraz, czuł jakąś dziwną radość, że znów ją widział, czego oczywiście nie okazywał. Jego uczucia były teraz plątaniną przeróżnych cech, czego pojęcie wykraczało poza jego możliwości.
-Co Ty możesz wiedzieć o tym… nie było Cię przecież…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Wto Kwi 21, 2020 11:02 pm

Powoli przesunęła łapkę z ramienia mężczyzny na jego dłoń, spoglądając na nią dłuższą chwilę
-Bo Cię znam i... gdyby było inaczej, nie cierpiałbyś teraz... i... ja po prostu wiem...- oświadczyła spokojnie.
Jej wzrok momentalnie spotulniał, gdy do receptorów słuchowych dotarły jego następne słowa wraz z TYM pytaniem. Oczywiście ów wzrok wcześniej nie był jakiś pewny siebie i zacięty, po prostu teraz nabrał widocznej niepewności, jakoby była spłoszonym zwierzęciem.
-Ja... - ledwo przeszło jej przez gardło, gdy białowłosy zadał kolejną serię pytań. Tych o wiele gorszych, bardziej niewygodnych i takich, które wolałaby zbyć. Tylko jak? Jak miałaby powiedzieć, że mu się wydaje? Już nie kwestia poczucia winy, ale on realnie wytknął rzeczy, które nie występują wśród ludzi. Każdemu bije serce, każdy ma puls, a ona?
-To... - z jej ust wydobyło się ciche miauknięcie, a kryształowe spojrzenie uciekło w kierunku ścian, aby zalec w kącie - To...Ja.. chciałabym... ale... - szeptała dość chaotycznie. Jej głos zaczął wyczuwalnie drżeć, a ślepia się zaszkliły.
Powoli zdjęła z niego dłoń, aby przez moment opatulić się własnymi rękami. Jakoby miałoby ją to uchronić przed złem całego świata, które teraz skumulowało się w tych kilku pytaniach.
-Jeśli... ja... ja nie mogę ci powiedzieć - wydukała w końcu - jeśli... jeśli ci powiem to... to będzie koniec...wszystko się zmieni... - jej głos z każdym kolejnym słowem zdawał się robić coraz to bardziej apatyczny - Już... nie będziesz na mnie spoglądać... nie tak...nie tak jakbyś mógł...to wszystko...popsuje... - przegryzła wargę, przymykając ślepia. Tkwiła tak dłuższą chwilę, gdy odważyła się na niego.
-Ja... - czuła już gorzkawy smak końca, jakoby coś miało zaraz rozerwać ją na setki małych fragmentów, przeczuwała to aż nazbyt wyraźnie - nie żyję... - wyznała w końcu.
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Kwi 21, 2020 11:48 pm

Jej pierwsza odpowiedź wyglądała na próbę tłumaczenia się, jednak było to chaotyczne, więc próbował to pojąć samemu, rozliczając wszystko we własnej świadomości. Ale tak, była zawsze enigmatyczna, żadna zmiana. Powie mu coś, czego on nie pojmie i pozostawi go z tym wszystkim na pastwę losu.
-No tak… Ty obserwujesz z ukrycia, widzisz więcej, niż ja…
Odparł tylko, z dziwną goryczą w głosie, jakby miał jej to za złe. Może miał. W sumie, zazdrościł jej tego znikania. Sam czasem miał ochotę po prostu nie istnieć, być… niewidzialny dla oczu. Do tej pory nawet mu to wychodziło. Ostatnimi czasy… niekoniecznie.
Kiedy na jego serię pytań zaczęła zbierać skrawki słów, zrozumiał, że faktycznie coś ukrywa. Już wiedział, że nie była realna, bo jej organizm nijak się przypominał o sobie. Może jego mózg zaczynał gubić się w tej kreatywności swej wyobraźni? Nie umiał sam sobie odpowiedzieć?
Ale… ale nie. Mówiła dalej. Choć miał wrażenie, że jak zwykle pominie to o co zapytał, tak teraz nie zignorowała tego. Wow, to postęp. Z trudnem, lecz zarazem ogromną ciekawością obserwował to, jak się czuje, jak próbuje dobrać prawidłowe słowa. Dopiero ostatnie zdanie było jak uderzenie pięścią w lustro i dźwięk upadającego szkła.
-Co?- Sapnął, unosząc się do pozycji siedzącej, wlepiając w nią wzrok jak ciele. Czy ona mu właśnie powiedziała, że jest… martwa? -Ale jak to moż…- Zaczął, choć teraz wiele aspektów układało się w całość. Ten jej niebyt, lecz zarazem obecność… -...jesteś duchem? Chcesz mi powiedzieć, że jesteś… duchem…
Powtarzał jak mantrę, bo inaczej tego zinterpretować się nie dało. Nie była chodzącymi zwłokami, ale jeśli też nie była halucynacją…?
Przełknął ślinę i wyciągnął rękę, by chwycić jej dłoń. Zimną dłoń. Oczywiście. Jednak dało się dotknąć ducha? Zawsze kojarzyły mu się z przenikającymi ściany zjawami. A ona wydawała się iluzją, aż zbyt idealną, by być nieprawdziwą. W pewnym sensie.
-Lu… proszę… powiedz mi wszystko i daj mi zrozumieć…
Wyszeptał, wręcz błagalnie. Dlaczego tyle pojebanych rzeczy się ostatnio działo? I to odkąd ją poznał? Czy była jego fatum? To chore, ale… mimo wszystko nie odpychało go. Chciał po prostu przestać błądzić w tej cholernej niewiedzy.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Sro Kwi 22, 2020 4:14 pm

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała, jednakże ciężko było jasno stwierdzić czy obecna była dobra czy zła. Wszystko teraz przedstawiało się raczej w beznadziejnych barwach.
Miała wielką nadzieje, że to zakończy temat, jednakże myliła się. Wiedziała, że powinna przemilczeć i nie mówić o tym kim jest, więc dlaczego to powiedziała? Czy była gotowa na konsekwencje z tym związane?
O dziwo ten nie zareagował źle, nie krzyczał, nie śmiał się, nie kazał jej zniknąć - zamiast tego pytał, co wydawało jej się mimo wszystko czymś znacznie trudniejszym.
-Ja... - podjęła niemalże niesłyszalnie, łapiąc głośny wdech, co mogło się wydać nieco dziwne, zważywszy na to czego się przed chwilą dowiedziałam - Chciałabym, a-ale... a-ale ja ... ja nie mogę ja... proszę, nie każ mi... - wymamrotała płaczliwie. Skuliła się jeszcze bardziej, zaciskając powieki.
-n-nienawidzisz mnie? - szepnęła słabo.
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach