Rezydencja Gaushina

+2
Gaspard Anatell
Mistrz Gry
6 posters

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Kwi 22, 2020 5:12 pm

Jak na sytuację w jakiej się znalazł, był bardzo spokojny. Nie wiedział dlaczego. Pewnie składało się na to kilka czynników. Wyglądała normalnie, cholernie ludzko, a nie straszydło. Ostatnio działo się wiele pokręconych rzeczy, a jego mózg szybko wchłoną wiedze o świecie dotąd mu obcym. Sam stał się wybrykiem natury. Oraz na koniec… to przecież była Lucrecie'a… ta sama która tuliła go do snu kiedy czuł się najbardziej samotny. Która zrobiła mu kawę i jajecznicę. Która pokazywała mu jak się "powinno palić"...
Jego prośba wywołała w niej rozpaczliwe emocje i chęć ucieczki od tematu. Ale dlaczego? Co było powodem? Bała się mu wyznać wszystko? Czy też może wracanie wspomnieniami do śmierci jest zbyt drastyczne…? Tylko As wie co ją mogło spotkać. A kiedy skuliła się w głębokim żalu, poczuł winę, jakby zrobił jej krzywdę. Była jak bezbronne skrzywdzone zwierzątko…
-Nie. Nie umiem Cię nienawidzić i nie mam do tego powodu.
Odpowiedział i bez pomyślunku, intuicyjnie, delikatnie chwycił ją pod żebrami i pociągnął do siebie, co ostatecznie doprowadziło Lu do pozycji leżącej na Gaspardzie, który wtulił jej głowę w swoją pierś, przeczesując jej włosy. To było dziwne. Myśl, że była duchem… dusza… esencją dawnego żywota, a czuł jej skórę, jej kosmyki wplecione pomiędzy jego palcami… zarazem po raz pierwszy od dawna był tak blisko kogoś, nie widząc w nim tylko napełnionych żył… Aż poczuł się jakby był normalny.
-Wiesz…- Zaczął szeptem. -...do teraz ciężko myśleć mi o… mojej śmierci. Jak spadłem z klifu i czułem wszystkie złamane kości, na ten krótki moment. A potem pustka… nie dane mi było uwolnić się od ciała… a wtedy… choć powstałem… nie byłem sobą i.. i… zacząłem robić rzeczy, o których nigdy bym nawet nie pomyślał…- Mówił, licząc że może uda mu się uspokoić Lu, aby poczuła, że nie jest jedyna. W końcu oboje "przeżyli śmierć". -...nie jestem tym samym chłopakiem, z kanapy na mieszkaniu… jestem czymś znacznie gorszym i może to Tobie przyjdzie mnie znienawidzić… ja po prostu chciałem Cię zrozumieć… choć na tą jedną chwilę nie czuć się sam w tym szaleństwie…
Dokończył, a Lu mogła poczuć jak jedna, pojedyńcza łez, kapnęła na jej policzek. Anatell patrzył przed siebie, w nicość...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Czw Kwi 23, 2020 8:32 pm

Lucrece'a starała się zebrać w sobie, uspokoić. Wskazywał na to chociażby ruch jej dłoni lub widoczna i słyszalna próba uspokojenia oddechu.
Czy to była prawda? Czy rzeczywiście nie miał za co jej nienawidzić? A może były to tylko słowa?
Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobyło się ciche, nieco żałosne miaukniecie. Nim zdążyłaby się przygotować do kolejnej próby wypowiedzenia się z nadzieją, że ta tym razem chociaż trochę zacznie przypominać słowa, została przestawiona, lądując na klatce piersiowej białowłosego. Szybko wtulila w niego nos, zaciskając dłonie w piąstki na jego odzieniu. Mówił, a to co mówił kruszyło serce, szczególnie to z jaką intencją wypowiadał ów słowa. Czy zasłużyła na to by go spotkać? Z pewnością nie.
Im dłużej mówił, tym większy ciężar dusił jej świadomość. gorszym niż był… znienawidzić
-nieprawda... -szepnęła cicho, przez moment rozważając czy się podnieść, aby wyłapać jego spojrzenie i zaprzeczyć to, aby kiedykolwiek mógł być jakkolwiek zły. Przecież nie była to jego wina…. To nie był jego wybór, On go nie miał…
Zagryzła wargę, czując się winna, że nie może mu pomóc, zamiast tego pozostając jego kulą u nogi.
Uniosła spojrzenie, gdy pojedyncza łza białowłosego znalazła się na jej policzku.
Chciał nie być sam. Nie mogła go teraz zostawić… nie samego. Ale czy jej obecność go nie krzywdzi? Czy powinna tu być? Z pewnością nie, na pewno nie. Jednakże nie chciała teraz o tym myśleć, nie w tej chwili.
Chciał rozmawiać o życiu, czy mogła zrobić chociaż tyle? Spróbować chociażby?
-O tym... jak umarłam? - zapytała cicho - Zostałam… -urwała,milcząc dłuższą chwilę, próbując tym samym dobrać jak najlepsze słowa
- Gdy się urodziłam, wyglądałam… inaczej od reszty. Miałam białe włosy i cerę, od promieni słońca dostawałam oparzeń, wiele rzeczy mnie uczulalo, często chorowałam, a moje oczy w słońcu mieniły się w odcieniach czerwieni, która przebijała się przez błękit… a mieszkańcy… wzięli mnie za potwora, wiedźmę, coś co sprowadzi na wioskę nieszczęście…  otwarcie tępili to że… żyje… i.. Nie zawsze słownie, ale… ale dopóki obok byli rodzice… to… to wszystko było dobrze… -powoli zamknęła ślepia - ale pewnego dnia, nawet oni nie zdołali mi pomóc. Mieszkańcy chcieli wykonać samosąd i… teraz myślę że, że może to byłoby dobre… śmierć przyszłaby szybciej od toporka, aniżeli tego co się stało potem… czas przed… procesem był.. Okropny.. A potem podjęli mnie próbom i… i oczywiście wszystkie oblałam. Próba słońca skończyła się brzydkimi i potwornymi oparzeniami, ale… ale nie spłonęłam, więc pojawiła się niepewność. A może po prostu sprawiało im to frajdę…. Chcieli kolejnej próby, także...-z jej ust wyrwało się ciche westchnięcie- Związali mi ręce i zrzucili ze skarpy do rwącej rzeki. Próbowałam się wynurzyć… zaczerpnąć tchu… udało mi się uwolnić ręce i.. Wtedy uderzyłam o coś głowa, chyba… chyba to był kamień.-na jej usta wpłynął nieco kpiący uśmiech -mogłam wtedy umrzeć, nawet chciałam ale… rzeka wyrzuciła mnie na brzeg. To brzmi jak… nieśmieszny żart, prawda? Gdy świadomość wróciła chciałam wstać… ale.. Nie miałam siły się ruszyć, wszystko… wszystko okropnie bolało, nawet.. Nawet oddychanie… było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie i… usłyszałam krzyk, ale nie mój. Znaleźli mnie i zaciągnęli do wioski. Mieli już swoją pewność, a… a że był to czas suszy, nabrali pewności że to moja wina i… że ofiarowanie mnie duchom to jedyne dobre rozwiązanie. - z każdym słowem jej głos stawał się coraz bardziej apatyczny - jednakże przed ofiarą trzeba było mnie oczyścić od grzechów i przygotować do rytuatu. Oblali mnie wrzątkiem i wypalili święte znaki na skórze rozgrzanym żelazem, a gdy skończyli, śpiewając pieśń o szczęściu, zakopali mnie żywcem...
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Czw Kwi 23, 2020 9:30 pm

Gaspard po raz drugi zwierzył się z tego ferelnego dnia, które zapisało go w historii jako potwora, choć w rzeczywistości był to wciąż młody, przerażony chłopak. Tak jak powiedział wszystko Geo'Mantisowi, kiedy do niego przybył, tak teraz, jedynej osobie… istocie, która dostała się tak głęboko do jego serca. Może dlatego tym razem było to boleśniejsze. Lecz jej bliskość za którą tęsknił, to wszystko ratowała. A choć mogła zaprzeczyć nienawiści, która prędzej, czy później w niej zagości, on nie chciał o tym myśleć. Nie teraz. Nie w chwili w której myślała o nim jeszcze jako o… Gaspardzie. A nie postaci z medevarskiej gazety…
Kiedy ona przemówiła, ku uciesze Anatellowi, czego mógł niedługo pożałować, skierował szare tęczówki na jej buzię wtuloną w jego pierś. Zaczął poznawać jej historię, a pierwsze wnioski zaczęły wysuwać się same. Albinizm. Dlatego miała tak białe włosy i była blada, co tłumaczył sobie jej duchową kreacją. Słyszał o tym na wykładzie, wiedział z czym się borykają chorzy, a także jakie są przesądy prostych, niewyuczonych ludzi. Niestety, opowieść robiła się mroczniejsza, od momentu w których ją pochwycili, prostą, niewinną niczemu dziewczynę. Winną tylko tym, że urodziła się taka i to w złych okolicznościach.
Próby. Ciężko opisać co czuło w tym momencie serce Gasparda, zwłaszcza gdy wiedział teraz czym są oparzenia od słońca. Uścisk zrobił się mocniejszy, bo jego ciało zaczęło drżeć przez to coś co się w nim zbierało, a tak chciał zachować się twardo, chciał dać samemu sobie siłę, ale… każde kolejne słowo było jak nóż wbijający się w niego po stokroć… woda, topienie, głaz i wyrzucenie na brzeg… choć przeszedł przez coś podobnego, on już chociaż nie żył, a jej przyszło świadomie cierpieć. Jej. Niewinnej dziewczynie. Jego oczy robiły się mokre, zaś dolną wargę zaczął przegryzać, kalecząc ją długim siekaczem, czego nawet nie odczuł.
Choć jej głos stawał się apatyczny, gdy przechodziła do ostatniej części, po policzkach Gasparda zaczęły spływać łzy jak fala, głuche, kapiące na głowę Lucrece. Gdy… gdy powiedziała, że oblali ją wrzątkiem i wypalali jej symbole… cicho jęknął, po czym zaczął się krztusić własnymi łzami. W momencie historii o zagrzebaniu żywcem, Wampir ułożył palce na jej buzi, a twarz skrył w jej włosach, płacząc głośno, bez opamiętania, cały drżąc jak nigdy, nie potrafiący zapanować nad własnym sercem, to wszystko złamało go, jakby faktycznie ją stracił, choć była tu… duchem…
W pewnym momencie wyłonił lico z białych kosmyków, aby spojrzeć na jej twarz, a z wargi kapała mu czerwona strużka…
-Nie jestem w stanie… opisać jak.. jak… jak mi przykro…- Wymawiał te słowa, wciąż krztusząc się tym słonym smakiem, aby po chwili wyraz twarzy zaczął nabierać oblicza gniewu i furii, która opanowała całe jego ciało. -...znajdę ich, wyrżnę całą wioskę w pień, upiję się krwią ich dzieci i każę im na to patrzeć, po czym zaczne ich torturować, długo, boleśnie, aż na końcu wyrwę im kończyny i tchawice, aby zdychali w męczarni, nie zasługując na łaskę!
Wycedził te słowa przez zęby, zaciskając palce na jej skórze, a pragnienie mordu rosło z każdą chwilą. Panowała nad nim rozpacz i nienawiść, która pragnęła krwi tych podistot. Tak bardzo chciał ją pomścić…
-Ja… wybacz mi… wybacz że mnie wtedy nie było, by Cię uratować…
Znów wygrał smutek, przez który opuścił głowę, przykładając czoło do jej czoła. Musiał istnieć sposób by to naprawić… on tego tak nie pozostawi… nie może...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Pią Kwi 24, 2020 5:42 pm

Mówiła, mimo zmian, które coraz to namacalniej mogła odczuć ze strony Gasparda, wciąż mówiła. Szybko zaczęła żałować, że nie zamknęła się, że nie zbyła jego pytania, ale tak naprawdę nie spodziewała się tak emocjonalnej reakcji. W zasadzie nie spodziewała się żadnej jakiejkolwiek współczującej i tu nie chodziło o samego Gasparda. Lucrece'a nigdy jeszcze nie zaznała współczucia, nie takiego. Może nie zdążyła, a może nie było jej pisane - dlatego też w tej chwili nie do końca mogła zrozumieć dlaczego. Dlaczego jej współczuje i dlaczego go to boli?
Było jej przykro, nie z powodu własnej śmierci, a dlatego, że sprawiła mu ból. Sprawiła ból osobie, która jako jedyna okazywała jej współczucie, która zdawała przejmować się jej losem i dla której... była ważna.
Powiodła za nim spojrzeniem, jednakże z jej ust nie wydobył się dźwięk. Była w szoku widząc przemianę jaka nastąpiła w chłopaku, to nie był strach, to było zdziwienie.
Jej ślepia się zaszkliły, jednakże nie czuła lęku, lecz coś w rodzaju wzruszenia. To nie tak, że pragnęła zemsty, nie podobała jej się również wizja masowego mordu, po prostu pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że jej los nie jest komuś obojętny.
Ułożyła dłonie na jego policzkach, nieznacznie odsuwając od białowłosego, aby czule ucałować jego czoło.
-To nic, wszystko... wszystko czego potrzebuję do szczęścia mam tu - wymamrotała, ocierając jego łzy.
Ja... nie potrafię... inaczej...
- Bez Ciebie moje istnienie nie miałoby sensu.. - szepnęła, a na jej usta zaraz wkradł się ciepły uśmiech - Jesteś tu... żyjesz... nie potrzebuje niczego więcej do szczęścia- opatuliła go dłońmi, wtulając w niego nos. To była prawda, tak czuła. Chciała tylko by był bezpieczny i szczęśliwy. Wiedziała już, że chce by tak było, chociażby miała zapłacić za to najwyższą cenę. To chyba nazywa się miłością, prawda?
-Już - przesunęła dłonie na jego policzki - Nie zadręczaj się tym, bo... bo będzie mi przykro, a przecież.. przecież jesteśmy tu razem, nie? - zachichotała cicho - Chodź, trzeba oderwać twoje myśli od tych wszystkich złych rzeczy!
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Kwi 24, 2020 6:46 pm

Prawdopodobnie sam Gaspard nie wiedział dlaczego ta historia tak bardzo poruszyła jego emocje, które stały się gwałtowne i okrutne. Od ponownych narodzin czuł w sobie gniew… gniew który go nie opuszczał i dusił. Nie rozumiał swojego zachowania, a współczucie wobec Lucrece… go wyzwoliło. Jakby wypuścił z siebie całe zło, które go paliło.
Na szczęście największa fala minęła, a nawet płacz, czy furia, powoli ustępowały, zwłaszcza wtedy, gdy objęła jego twarz swoimi dłońmi, by na niego spojrzeć i go ucałować. Nie wiedział czemu, tak bardzo się z nią utożsamiał. Nigdy tak nie miał z innym człowiekiem. Ona była wyjątkowa.
Zaczęła mówić o szczęściu i tym, że wszystko czego potrzebuje, to on… Patrzył w jej oczy, mając pierwsze takie wrażenie, jakby znał ją dłuzej, niż faktycznie spamiętał pierwsze spotkanie. Ale to tylko dziwne figle umysłu.
-Nie wiem… nie wiem co powiedzieć…
Wyszeptał, uspokajając się, a ciało przestało drżeć. Była dla niego taka dobra. Ile razy musiała widzieć coś strasznego i nie móc zrobić z tym nic?
W jednej chwili wymazała wszelakie myśli o chęci mordu, jakby go hipnotyzowała. To było niezwykłe. Może jej przyjazna mimika potrafiła tak odwracać jego uwagę? Miał wrażenie, jakby w tej chwili był bardziej martwy od niej.
-Dobrze… ale musimy odwiedzić jedno miejsce…
Wyszeptał, wymuszając uśmiech na twarzy, z zaczerwienionymi oczami, które trochę go piekły. Co miał na myśli…? Bibliotekę. Jej może wystarczyło to co jest teraz. Ale nie jemu. Wiedział, że musi być jakieś lepsze wyjście z sytuacji. Ona była gotowa poświęcić wszystko. On także. Zaś książki jak zwykle miały dać mu odpowiedzi…

*2 godziny później*

Trzeba było poczekać do zmroku, by po raz pierwszy od pięciu dni opuścić piwnicę i nie napotkać żywej istoty. Anatell ugryzł się kolejny raz w nadgarstek, aby przedłużyć sobie czas zachowania skupienia. Potem po prostu udali się do miejsca przepełnionego księgozbiorami. Cieszyła go elitarna prywatność tego miejsca, zwłaszcza gdy Geo'Mantisa mie było w rezydencji od jakiegoś czasu. Musiał poprosić Lucrece o cierpliwość, aby dorwać się do pewnej książki…
Minęło trochę czasu, w tym wiele przerobionych kartek, aż uniósł spojrzenie znad książki o duchach, autorstwa Serafiny Vaymore, prosto na Lu, która chyba nudziła się na przeciwległym fotelu. Obserwował ją chwilę i rozmyślał. Było tak samo jak z każdą poprzednią pozyskiwaną wiedzą. Poszerzały się horyzonty. Wiedział już, że dziewczyna była duchem kresu, gdyż dawniej żyła. Raczej nie była świadoma jak długo już trwała w tym stanie, co trochę go przerażało, bo mogła być nawet jego babką, albo coś. W dodatku upewnił się o czystości jej intencji, oraz pojął dlaczego ją widział. Kompatybilność energii życiowej. Ciekawe jakie czynniki miały na to wpływ. Niestety, inni nie byli w stanie jej zobaczyć…
Uśmiechnął się do niej i wrócił do czytania. Znalazł jeden fragment o powrocie ducha do ciała, co zasugerowało mu, że była możliwość zmartwychwstania. W końcu, on sam widział "światło", które przed nim zgasło. Ale z własnej wiedzy zdawał sobie sprawę, że to zahaczało już o nekromancję, a od tego specjalistą był jego nieobecny przyjaciel. Czy Anatell rozważał "wskrzeszenie" Lu…? Oczywiście, że tak. Dlatego chwycił książke do ręki. Niestety, zabieg sam w sobie mógł być skomplikowany, a sam obiekt mógł doznać amnezji, jak pisze Serafina. Czy Lavelle miała zapomnieć wszystko, w tym ich wspólnie spędzony czas…? Odgonił te myśli. To nie miało znaczenia. Uważał, że musi coś zrobić, dla niej, nie dla siebie. Jeśli istniała szansa, aby jej pomóc, nawet jeśli by tego nie chciała, nie cofnie się przed niczym.
-Potrzebujemy pomocy Geo'Mantisa…
Rzucił tajemniczo, zamykając księgę. Nie był pewien, czy mówić jej teraz o tym pomyśle.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Pią Kwi 24, 2020 8:12 pm

-Jedno... miejsce? - Zagaiła, przechylając łepek w bok. Pytające spojrzenie kryształowych tęczówek delikatnie zalśniło, a w głowie pojawiła się seria pytań. Gdzie idą? do parku? na plaże? albo do zoo?! Pooglądają zwierzątka? Oh! Gasp, powiedz, że idziemy do zoo! Zresztą nieważne! gdziekolwiek idziemy na pewno będzie fajnie!

~***~
Co ja mówiłam o fajności? - westchnęła niemrawo w myślach, próbując utrzymać kosmyk włosów między ustami a nosem. Prowizoryczne wąsy jednakże nie były długotrwałą rozrywką i dziewczyna szybko się znudziła.
Siedziała w fotelu. Prosto, potem częściowo się osunęła.
-Gaaspaaa... - miauknęła żałosnym tonem, kładąc się w poprzek na fotelu - no coo ty roobisz?-westchnęła, zarzucając nogi na oparcie. Jej włosy rozsypały się po podłodze, zaś głowa delikatnie zwisała z fotela. Dziewczynie ewidentnie się nudziło.
-Nooo Gaapciuu - ponownie się odezwała, zsuwając się z fotela na podłogę. Uniosła na niego wzrok, wciąż czytał. Wciąż poświęcał czas jakiejś książce
-Zajmij się mną - rzuciła z wyrzutem. Na brak reakcji naburmuszyła policzki, podnosząc się do siadu. Ułożyła dłonie na podłodze, odbiła się od podłoża, wykonując przewrót w przód. Gdy wylądowała na nogach, rozłożyła ręce w teatralnym "Ta-daa" i perfekcyjnym uśmiechem numer siedem, jednakże i tu nie spotkała się z zainteresowaniem. Ponownie się naburmuszyła, wracając na fotel.
Gdy na nią spojrzał, momentalnie się ożywiła, prostując. Wyglądała trochę jak piesek, na którego w końcu zwrócił uwagę właściciel i przysięgam, że gdyby miała ogon, ten właśnie by merdał ochoczo. Jednakże jego spojrzenie wróciło do książki, a Lavelle miała ochotę go zabić, za brak atencji z jego strony.
Może powinna zacząć płakać? Wtedy na nią spojrzy? Tak, to mo... - kryształowe tęczówki gwałtownie uniosły się na chłopaka, gdy ten postanowił się odezwać.
Jego słowa wywołały kolejną falę wzburzenia. W końcu po co powiedzieć "Chodź Lu, już jestem twój, przytulę Cię i dam ci się sobą nacieszyć", pewnie, że nie! bo po co! zamiast tego wspomniał o osobie trzeciej. Po cholerę jej osoba trzecia! Ona chce się przytulać! Po co mu pomoc i do czego!
Westchnęła, nieznacznie osuwając się na fotelu
-A On zabierze nas do zoo? - zapytała niemalże płaczliwym tonem. Czyt o źle, że chciała się nim nacieszyć dopóki było jej dane?
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Pią Kwi 24, 2020 8:56 pm

Lucrece'a raczej nie tego się spodziewała, to zrozumiałe, ale nie zdawała sobie sprawy lub nie chciała zdawać, że Wampir robił to dla niej. Miał głód wiedzy, musiał wiedzieć o jej naturze od A do Z. Zresztą, wszystko zaczęło się od Czarnej Polewki dzięki której pojął samego siebie. Potem były wilkołaki, bestie i inne cuda, w tym filozofia, zielarstwo, alchemia. Anatell otwierał się na nowy świat, który wcześniej był mu obcy. Aż wstyd mu było za dawnego siebie. Może gdyby wcześniej wiedział to co teraz, nigdy by nie zginął…? Choć to wątpliwe. Jego nie byłoby stać na całe bogactwa literatury naukowej. Tylko zbieżność losu nagrodziła go księgozbiorem Hrabiego. A teraz to kompletu dochodziły one, duchy.
Wampir ignorował Lu, niespecjalnie, zwyczajnie zbyt się zaczytywał i rozmyślał. Nawet gdy na nią zerkał, wydawał się być nieobecny, jakby jego spojrzenie ją przenikało. Przegapił przez to cudowny występ dziewczyny, czy też inne próby zwrócenia uwagi. W sumie to nie zdawał sobie sprawy z tej potrzeby atencji u Lavelle. Nie rozumiał kobiet i ich trywialnych potrzeb, kiedy rozchodziło się o sprawy wielkiej wagi. I chyba znowu przyszło mu się na tym zaciąć, usłyszawszy pytanie Lucrece. Było to urocze, nie śmiał tego negować. Tylko zastanawiał się co mówić. Nie miał ochoty na zoo. Umysł miał przepełniony dziełem Serafiny.
-Wątpię, aby Geo chciał nas tam zabrać. Poza tym zoo jest nocą zamknięte. Nie mogę za dnia wychodzić.
Przypomniał jej z uśmiechem. Ciekawe, czy miała już okazję przypatrywać się Hrabiemu w ukryciu i wyrobić sobie o nim zdanie. Jeśli tak, to i wiedziała kim był.
-Wiesz, Lu… myślę, że Geo powinien Cię poznać. Jesteś moją… przyjaciółką. Tylko problem w tym, że Ciebie nie widzi. Umiesz sprawić, aby… odczuł Twoją obecność?
Spytał, szukając rozwiązania tego dylematu. Coś zaświeciło mu w głowie.
-Jeśli mi pomożesz z tym, to obiecuję zabrać Cię do zoo nocą. Nie wiem jak, ale coś wymyślę.
Uśmiechnął się szerzej, pokazując długie kły. Tak, na nią trzeba mieć sposób i strategię.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Sob Kwi 25, 2020 1:38 am

Mogę przyznać, że moje życie przez ostatni czas diametralnie się zmieniło. Nie potrafię tego jednoznacznie opisać, czy na bardziej dobre, czy złe. Fakt, że przyjaciel u mnie zamieszkał mogę zaliczyć do dobrych rzeczy. W końcu mam z kim porozmawiać, nie trzymając się usilnie etykiety rozmowy. Mogłem wyzwolić z siebie fason i zwyczajnie się nim cieszyć jak tylko mogę. Inna kwestia jak często z takiej możliwości korzystam. W końcu, powinności swoje mam.
Mój rytm wykonywania swoich obowiązków został naruszony. Mógłbym wszystko zwalić na Gasparda i to, o czym mi powiedział - a mianowicie o Alexiusie i jego książce o nekromancji. O tyle dobrze, że znalazłem obecnego właściciela starych magazynów i stać mnie na ich kupno, ale... Nie daje mi to nadal swoistego spokoju. Moje myśli krążą głównie wokół tego. Gdy odpowiadam na listy, gdy czytam się douczam pewnych rzeczy, gdy utrwalam sobie języki... Cały czas się przyłapuje na krążenie moich myśli dookoła tego jednego tematu. Z smutkiem mogę przyznać, że nie daje mi to nawet spać i wybudza mnie to gwałtownie ze snu.
No właśnie, moje sny również pozostawiają po sobie wiele do życzenia. Mniejsza o jakieś tam, bezsensowne i nic nie znaczące koszmary. Do nich jestem w stanie się przyzwyczaić. Nie pozostawiają na mnie większego piętna. W większości z nich i tak, ja nie jestem ich głównym bohaterem, a wyłącznie obserwatorem. Natomiast te, w których jestem pierwszoosobowym bohaterem, męczą mnie najbardziej. Ile to już razy się obudziłem z przepoconą pościelą i strachem, że nie odnalazłem tego co chciałem, albo jak mnie przyłapują na praktykowaniu, tego czego nie powinienem i prowadzeniu na spalenie. Szlag mnie kiedyś trafi przez ten stres. Chciałbym zwyczajnie wymazać swoje istnienie i zniknąć.
Och, jak łatwo by było. Zacząć życie od nowa. Ale jak tu żyć? Jestem obrzydliwie bogaty, dziennikarze się mną interesują, nie tylko oni, z resztą. Mnóstwo oczu jest zwróconych w moim kierunku. Czy mnie to frustruje? Owszem, bez dwóch zdań.
Mniejsza już o obserwowanie mojej osoby i sny. Zacznę się poważnie zamartwiać, jak Gaspard polujący na mnie, na głodzie zacznie mnie nawiedzać w snach. Aj, paranoja by mnie złapała chyba. Nie boję się go i nie mam zamiaru. Ile osób w końcu zamordował? Wiem o trzech? Marynarz, moja służka i tamta prostytutka. Nie mogę dopuścić do zaistnienia kolejnej ofiary. Bo kto wie kto to może być? Nie chcę, by ucierpiały niewinne osoby, które wyłącznie dla mnie pracują. Bądź, co gorsza, ja sam nie chcę stać się pożywką dla wampira. Ile to minęło? Około tygodnia od ostatniej ofiary. Przez ten czas zadbałem, o co mogłem i jak tylko mogłem. Poprosiłem kilka zaufanych osób z mojej służby, by do miasta się udało i rozejrzało się za naprawdę biednymi rodzinami. Zaproponuję im współpracę, poufnie. Tylko Ci "pracownicy" będą o tym wiedzieć. Wiek jest trochę ważny, płeć już niekoniecznie. Starszych ludzi, w zaawansowanym wieku nie mogę przyjąć. Najlepiej byłoby, gdyby to ktoś młody się skusił na łatwy zarobek, albo chociaż rodzina taką osobę posłała. Na początek zamierzam sprowadzić tu kilka osób. Będę ich rodzinom pieniądze wysyłał. Układ jest prosty. Oni na zmianę oddają krew, a ja im za to płacę, a raczej
ich krewnym. Tutaj, w mojej posiadłości nie będzie problemem, by dostali jedzenie, kąt do spania. Aczkolwiek, nawet w takiej prostej wymianie mogą nastać zawikłania. O ile jeszcze, nie mam zamiaru wyciągać codziennie krwi od jednej osoby - bo pewnie by zmarła - to umrzeć może z innej przyczyny. Tą przyczyną może być Gaspard. Sam nie będę pobierał krwi. Boję się wyłącznie jak on zamierza to robić. Będzie tętnice dziurawił każdemu po kolei? W ten sposób ta mała "ferma krwi" długo nie pociągnie. Nie potrafiłbym wytłumaczyć rodzinie zmarłego co się stało. Mam płacić im bez słowa wspomnienia o zgonie? A co z ciałami mam zrobić? Nie ma takiej możliwości, by moje tereny z dnia na dzień stały się cmentarzyskiem. Będę musiał z Gaspardem o tym porozmawiać, jest to bardzo istotna rzecz i dotyczy bezpośrednio jego.
Westchnąłem w duchu, przechadzając się powolnym krokiem po rezydencji. Nie potrafię zasnąć. I to chyba już czwarty dzień z rzędu. Nie chcę znów zasnąć nad ranem i przeklinać życie, gdy godzinę, dwie po tym przyjdzie mnie lokaj obudzić z wieścią, że spóźniłem się na śniadanie. Ale wiem, że znów tak będzie. Tłamszenie wszystkich myśli w sobie nie robi mi dobrze. Jeżeli zacznę wymiotować ze stresu, to udam się do specjalisty. Niech mi przepisze jakieś proszki i będzie spokój. Książka, Gaspard... Co może jeszcze mi się przyczynić?
Żeby nie było, nie obwiniam tego chłopaka o nic. To nie jest jego wina, że stał się tym czym się stał, ani nie mam mu za złe, za powiedzenie mi o swoim intrygującym przodku. Życzę mu w życiu wszystkiego co najlepsze i wierzę, że stworzy jeszcze wiele wspaniałych dzieł, pod moim patronatem. Bez dwóch zdań ma talent, wystarczy go tylko pchnąć w odpowiedni kierunek i dobrze będzie. Dopilnuję tego. Martwi mnie tylko, co musi sobie teraz myśleć, jeżeli przeczytał o sobie w gazecie.
Szedłem właśnie do biblioteki. Chciałem znaleźć coś ciekawego do poczytania, skoro nie zasnę. Może jeszcze raz przeczytam "Mroczne strony magii"? Sam nie wiem. Nie natknąłem się po drodze na żadną żywą duszę. Jedyny dźwięk jaki mi towarzyszył to stukanie mojej laski o podłogę, a także stukot moich podeszew o pięknie wypolerowany parkiet. Gdyby nie te dźwięki, pewnie by mnie coś trafiło po drodze. Nienawidzę całkowitej ciszy. Nocy też nienawidzę. Mam wrażenie, że przygniata mnie wtedy osamotnienie ze zdwojoną siłą. To już rozmowa z ogrodnikiem o tym, że kwiatki nie chcą rosnąć tak, jak powinny jest lepsza od tego beznadziejnego i obezwładniającego uczucia.
Nawet nie potrafię nawet powiedzieć jak szybko opuściło mnie to denne uczucie wyalienowania, gdy po otworzeniu drzwi biblioteki dostrzegłem Gasparda. Na sercu miło mi się zrobiło, że ktoś poza mną, jeszcze nie śpi. Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie.
-Czego tym razem się uczysz, przyjacielu? - Och tak, mogę teraz jasno zaznaczać, że przyjaciółmi jesteśmy. Zamknąłem za sobą drzwi i odstawiłem laskę pod ścianą. Interesuje mnie w które kierunki wiedzy brnie Gaspard. Będę wiedział co powinienem kupić, by lepiej umożliwić mu zdobycie lepszego obeznania.
Powolnym krokiem podszedłem do niego, zerknąłem na książkę, którą akurat trzymał. Nie szczególnie zwróciłem uwagi na to co to. Sam zająłem się wpatrywaniem w najbliższą półkę. A może mi coś poleci do przeczytania?
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Sob Kwi 25, 2020 10:34 am

-Dlaczegoo? - westchnęła, widocznie markotniejąc. Tyle czasu domagała się atencji, a teraz to nawet do zoo nie pójdą? No i co że zamknięte i wcale nie musi ich zabierać tam ten człowiek, przecież go nie potrzebują.
Na jego kolejne słowa uniosła brew. Ujawnić się... ale po co? Przechyliła łepek w bok, przez chwilę rozważając po co miałaby to robić, nie jej wina, że ten jegomość nie widzi duchów. Nie było jej jednak dane zastanawiać się nad tym dłużej, niż krótką chwilę, gdyż Gaspard obiecał jej przecież, że pójdą w zamian do zoo, więc potrzeba po co i dlaczego odpłynęła gdzieś do krainy "nie obchodzi mnie to".
-Dobrzu - uśmiechnęła się, widocznie zadowolona z faktu wycieczki do zoo. Zaraz zawiesiła się na Gaspardzie, aby wymusić od niego trochę przytulasów.
Wtedy też do biblioteki wszedł wspomniany przed chwilą Geo'Mantis i wszystko zmienił jednym zdaniem. W zasadzie to nie była wina Geo, to była wina niefartownego zestawienia identycznych słów tuż obok siebie.
Białowłosa spojrzała w jego kierunku z wyrzutem, czego ten nie mógł rzecz jasne zobaczyć i usłyszeć jej późniejszych wyrzutów.
-Przyja-cielu? - powtórzyła, przenosząc pretensjonalne spojrzenie na Gasparda, który przed chwilą takim to słowem określił samą albinoskę, a która najwidoczniej nie potrafiła nadać dwóch znaczeń temu samemu słowu.
-Nie jestem wyjątkowa? - podjęła tonem zbitego szczenięcia, znikając zaraz. Zmaterializowała się na jednym z regałów - Idź sobie z nim do zoo! - miauknęła, chowając twarz w kolanach, które opatuliła rękami.
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Kwi 25, 2020 11:46 am

Czyżby udało mu się złapać ducha na haczyk? Cóż, chyba propozycja była dla niej satysfakcjonująca. Intrygujące, jak bardzo lekkie miała podejście do swoich potrzeb. Była taka wolna od trosk, czego mógł jej pozazdrościć. Ciekawiło go, czy za życia też taka była, czy też jej obecna forma ułatwiała jej to wszystko. Nie zdziwiłby się, jakby to było całkowicie normalne. Anatell od zawsze podchodził do wszystkiego zbyt poważnie, oraz rozmyślał o problemach, nie mogąc cieszyć się chwilą. Za dzieciaka słyszał, że jest za młody, aby być tak dorosłym. Z wiekiem widocznie było tylko gorzej. Czekać, aż stetryczeje.
-Dziękuję.
Powiedział, kiedy tylko się zgodziła, by zaraz skierować wzrok w stronę drzwi. Jego wyczulony zmysł poinformował go o odgłosie kroków i stukocie laski. To musiał być Hrabia, dlatego wyprostował się w fotelu, gdy Lucrece się na nim zawiesiła. Wtedy wszedł gospodarz rezydencji, w dobrym nastroju. Może dlatego, że tym razem to on przyszedł do niego? W głowie kłębiła się setka myśli, jak mu powiedzieć to wszystko. Więc na pytanie westchnął, spoglądając na okładkę.
-Jak zwykle magiczne istoty. Konkretnie, duchy. Nie jest to jednak przypadkowy wybór… wiesz… jest taka głupia sprawa…
Zaczął trochę niezręcznie, drapiąc się po głowie, bo Hrabia ewidentnie nie dostrzegł dziewczyny. Czyli to prawda, niestety, najgorsze miało nadejść, bo Lu źle zinterpretowała określenie, jakim posłużył się Geo, przez co zniknęła i zmaterializowała się poza jego zasięgiem. To ona tak umie?!
-Lu, czekaj, to nie tak!- Zawołał za nią Wampir, po czym wstał z fotela z książką w łapie i podszedł do regału, kierując szare tęczówki w jej kierunku. -Geo też jest moim przyjacielem, ale w innym sensie! Znaczy… znaczy, nie że jesteś gorsza, wręcz przeciwnie, bo… Ty jesteś Lu, moja Lu, jesteś wyjątkowa! To jest mój przyjaciel tylko! Ale… Ty jesteś mi taką inną przyjaciółką!
Mówił jak potłuczony, wymachując rękoma i nie wiedząc jak prawidłowo dobrać słowa, aby go zrozumiała. Dopiero wtedy spojrzał w kierunku Grycana, który mógł być zszokowany tym, że Gaspard gada do powietrza i to tak dziwnie.
-To nie to na co wygląda… ja nie jestem szalony. Choć szalona osobe też by to powiedziała… ale ja nie jestem!- Skierował słowa do niego, po czym raz jeszcze spojrzał na utrudniającego wszystko ducha i ponownie na Hrabiego, do którego podszedł, wręczając mu książkę. -Czytałeś to kiedyś, prawda? Jesteś nekromantą, musiałeś. Tak się składa, że masz w domu ducha. Niespodzianka! A tam o…- Wskazał palcem na regał. -...jest Lucrece'a Lavelle. Bliska mi osoba. Tylko ja ją widze. Już od dawna, ale nie wiedziałem, że przybyła tu za mną… ja… musisz mi uwierzyć. Wierzysz, prawda…?
Spytał z nadzieją w oczach. No tak, Geo mógł pomyśleć cokolwiek, a dziewczyna mogła bawić się z nim jak chciała. Czemu tylko jemu się przytrafiają takie rzeczy?!
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Sob Kwi 25, 2020 4:07 pm

Raczej nie mógłbym przyznać racji, że szczęśliwy jestem, bo tym razem ja odnalazłem Gasparda w bibliotece, a nie on mnie. Uradowałem się bardziej z racji, że jeszcze ktoś poza mną na nogach stoi w tej ogromnej rezydencji. Może mnie zajmie jakąś ciekawą rozmową przez pół nocy? Kto go wie. Byłoby mi to na rękę. Błagam, Gaspard, wymęcz mnie jakimś trudnym tematem, chciałbym iść spać wcześniej niż zwykle.
-Nigdy nie ma głupich spraw, mój drogi. - Duchy jako punkt w nauce to nie jest zły wybór, ciekawa rzecz, nie powiem, że nie. Mnie szczególnie interesują. Dlaczego tak sytuację nazwał? Nie wiem. Liczę, że się prędko dowiem. Zgaduję, a wręcz jestem przekonany, że to ma związek z trzymaną przez niego książką. Chyba nagle mi nie wyskoczy z radosną informacją, że duchy znalazł. Ja duchów nie widzę. Nie doczytałem się w "Czarnej Polewce" informacji, żeby wampiry zyskiwały taką zdolność wraz z przemianą. Gdyby tylko było to potwierdzone, wtedy pewnie sam bym łapał wszelakie latające nietoperze i próbował się zakazić. Problem byłby, gdybym się zabił, a nie przemieniłbym się. Wątpię, by mnie ktoś w takiej sytuacji ożywił.
Zmrużyłem oczy słysząc, jak jakąś Lu woła. Chyba Lu, o ile się nie przesłyszałem. Uśmiech zszedł mi z twarzy. Patrzyłem się na niego ze zdziwieniem, które się pogłębiało z kolejnymi jego wykrzykiwanymi słowami. Dlaczego on mówi do powietrza? Ja żartowałem z tymi podejrzeniami o duchach. Brak słońca chyba źle mu robi. Siedzenie ciągle w piwnicy też. Brak towarzystwa..? Zaniedbałem go tak bardzo? Zawsze mógł dobrać się do whisky, czy wina. Wampiry mogą się upić, prawda? Albo nie jadł niczego przez długi czas i halucynacji z głodu się nabawił? Może każdy reaguje na głodówkę inaczej, sam nie wiem. Dopóki nie gryzie powietrza, to chyba nie jest AŻ TAK źle. To pierwszy wampir, którego znam, w końcu.
-Cofam to, co mówiłem. Może i są głupie sprawy... - Splotłem palce za plecami patrząc na niego z lekka pobłażliwie, zastanawiając się, czy może nie powinienem go zostawić w spokoju. Bez dwóch zdań brzmi jak jakiś szaleniec, chory psychicznie. Zastanawiam się, czy nie powinienem ściągnąć jakiegoś lekarza z zakładu dla obłąkanych, bo wysłać go tam, to nie wyślę. Jeszcze by się wściekł i zagryzł niewinnych, chorych ludzi.
Odebrałem od niego książkę, popatrzyłem to raz na nią, raz na białowłosego, zastanawiając się co takiego wymyślił. Pokiwałem głową na zadane pytanie. Owszem, czytałem. Nekromantą jestem, to także się zgadza. Skoro jeszcze nie miesza faktów, to może tak źle z nim nie jest? Mam taką nadzieję.
Podążyłem wzrokiem na miejsce, które wskazał. Regał z książkami, jasne. Duch tam niby jest. Pokiwałem kolejny raz głową, powoli, starając się zrozumieć co mu się pod tą czupryną dzieje. Nie oszukujmy się, nie rozumiem co się dzieje. Obszedłem go i odłożyłem książkę na szklany stolik.
-Nie zrozum mnie źle, przyjacielu... - Nie powinienem go tak nazywać? Skoro chyba o to się rozlegały wcześniejsze krzyki, czy pseudo pretensje od ducha. Sam nie wiem jak to powinienem określić. -Ciężko mi jest uwierzyć w coś, czego nie widzę. - To samo się tyczy wszelakich bóstw, w moim przypadku. Niewierny ze mnie gad jest, co ja poradzę. Ciężko mi uwierzyć, jak Gaspard takie rzeczy przede mną wygaduje. W same istnienia dusz, wierzę. Mam też pewność, że biegają gdzieś po świecie, ale czy objawiają się tak losowym osobom? Wprawia mnie to w ogromne wątpliwości.
Nie powinienem narzekać. Dostałem dość trudny temat, o który początkowo prosiłem. Ale... Duchy?
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Sob Kwi 25, 2020 5:34 pm

Lavelle najwidoczniej nie miała zamiaru zleźć z regału, jednakże to nie znaczy, że nie słuchała tego co się dzieje. Oczywiście, że słuchała, nawet bardzo uważnie.
-Inną? - podjęła dość potulnie, wpatrując się w wymachującego rękami Gasparda. Częściej powinna się złościć, w końcu wychodzi na to, że wtedy Gaspard poświęca jej więcej swojej uwagi! A Ona lubiła być w centrum jego zainteresowania.
Trwało to jednak tylko chwilę, bo uwaga białowłosego została jej odebrana przez hybrydę. Skrzywiła się nieznacznie. W końcu niby czym TA OSOBA zasłużyła sobie na tyle uwagi? dlaczego nie Ona? niby czemu tak mu zależy by mu wierzył.
Drgnęła jej brew na słowa Geo.
-Coś? - powtórzyła, marszcząc nos w dość zabawny sposób - Oh, nie no pewnie, ja ci chętnie pokaże - syknęła zbulwersowana. Ów słowa mógł rzecz jasne jedynie Gaspard, co znaczyło że jako jedyny mógł spodziewać się czegoś złego. A cichy brzdęk upadającej na ziemię źróbki i szczęk odrywającego się od sufitu żyrandolu, który wisiał tuż nad głową Geo, jedynie to potwierdzało. Żyrandol bezwładnie runął ku ziemi, a w zasadzie to ku głowie mężczyzny z laską.
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sob Kwi 25, 2020 6:05 pm

Reakcja Geo'Mantisa była jak najbardziej spodziewana. Sam przecież, by nie uwierzył w takie cuda, gdyby ktoś mu wyskoczył z tym, że widzi duchy, a on sam nie. Dlatego chciał dowodu, ale Lucrece'a z jakiegoś bezsensownego powodu się obraziła. Anatell nie był specem w tym zakresie, aby to pojąć.
-Ja wiem jak to brzmi… poznałem Lu jeszcze przed śmiercią. Przybłąkała się i pozostała ze mną, choć nie pojmowałem jej natury. Czym jest. Dopiero teraz wszystko zrozumiałem. Jest duchem. I bliską mi osobą. Chcę jej pomóc. Ale najpierw potrzebuję Twojej pomocy.
Zaczął, ale usłyszał dziwne komentarze Lu, do której podszedł z powrotem. Przypatrywał się jej, jakby wzrastał w nim niepokój. Co ona plan…
Wtedy czujny słuch wyłapał dźwięk odkręcanej śrubki, oraz dziwny trzask. Wzrok pokierował na żyrandol, który odrywał się od sufity i na Hrabiego, będącego pod nim. Serce zabiło mu szybciej.
-NIEEE!!!
Krzyknął i ruszył szybkiem biegiem na Geo'Mantisa, na którego się rzucił, wybijając go z punktu, w którym sekundę później żyrandol rozbił się z wielkim hukiem. Obaj panowie wylądowali na podłodze. Anatell ciężko podnosił się na łokciach, przeklinając dziecinne zachowanie Lucrece.
-Powinieneś chyba zrobić remont…
Mruknął do Hrabiego, wstając na równe nogi, po czym pomógł przyjacielowi zrobić to samo. Wampir spojrzał na zniszczony żyrandol i skierował gniewny wzrok na Lu. Nie miał wyjścia. Musiał powiedzieć wszystko, inaczej straci któreś z nich.
-Geo… Lucrece'a zginęła dawno temu. Przez głupich ludzi, którzy posądzili ją za odmienność. My też jesteśmy odmieńcami, więc musimy jej pomóc. Ja… ja chcę ją wskrzesić. Zależy mi na niej i to bardzo. Jesteś nekromantą i umiesz umieszać duszę w ciałach zmarłych…
Skierował słowa do Hybrydy, nie wiedząc czy ten potraktuje go poważnie, ale tak jakby uratował mu życie, to powinien to chyba docenić. Wampir wyminął żyrandol, by spojrzeć znowu na Lu.
-Proszę Cię. Udowodnij mu, że istniejesz. Chcę Ci przywrócić życie… ale tylko on może nam pomóc… i nie nękaj go...
Wyszeptał, wiedząc że ona to doskonale usłyszy. Ale… czy chciała żyć? To było pytanie.
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Sob Kwi 25, 2020 9:52 pm

Co mogłem zrobić innego? Stałem spokojnie i słuchałem co ma mi mój białowłosy przyjaciel do powiedzenia. Troszkę nie chce mi się wierzyć, że duch go nawiedza. Prędzej uwierzę, że urządza sobie schadzki z wilkołakiem. Dziwnie mi się słucha o tym, że jakaś martwa panna jest dla niego bliską osobą. Zastanawia mnie ile on o niej wie, rzecz jasna o ile istnieje. Ciekawi mnie, czy urządzali sobie wieczorki wyznań. Będę poddawał to wątpliwościom, dopóki nie dostanę oczywistych dowodów na jej istnienie.
-Mojej pomocy? A w czym? - Aż takiego zniewalającego słuchu nie mam. Nie usłyszałem jak śrubka się przekręca i wypada. Mogę powiedzieć, że szczęście miałem, że Gaspard był obok i to słyszał. Z głośnym syknięciem wylądowałem w nieprzyjemny sposób na twardym parkiecie, a zaraz obok żyrandol, który - po raz kolejny, na szczęście - nie był zapalony. Brakowało jeszcze, by cały dywan zajął się roztańczonym ogniem. Szkoda byłoby mi dywanu, by się spalił.
Podniosłem się nerwowo. Już chciałem pytać wampira, czy nic mu się nie stało, usta otworzyłem i zaraz po tym zamknąłem, gdy wspomniał o remoncie. Czy to na pewno wina słabego umocowania? Spojrzałem w górę. Tyk nie odszedł od sufitu, nawet ryski tam nie było, to nie jest wina tego, prawda? Wstałem z jego pomocą, otrzepałem burzliwie ubrania i rozejrzałem się panicznie dookoła, po pomieszczeniu. Nie podoba mi się to.
Niespokojnie słuchałem co mówi dalej. Wraca do tamtego o zjawie. Dlaczego tak prędko do tego wraca, jakby to, co miało tutaj miejsce przed chwilą nie miało w ogóle znaczenia? Może, dla niego nie miało. On by się zregenerował. Taka jest różnica, że ja niekoniecznie mam takie zdolności. Poprawiłem kamizelkę leżącą mi na piersi i przy okazji zbadałem ręką czy książeczka jest na swoim miejscu, pod materiałem.
Zastygłem w miejscu i zmierzyłem go wzrokiem. Błagam, niech ktoś mi powie, że się przesłyszałem. Czy on właśnie zażyczył sobie, byśmy ożywili tego ducha? Po pierwsze, on nie wie z czym to się je. Po drugie, jaki ja mam mieć w tym interes? Jakąś przypadkową osobę mam ożywiać? Dobre żarty. Po trzecie i właściwie najważniejsze, nigdy wcześniej nie ożywiałem nikogo. Nie chcę go narażać na niebezpieczeństwo na siłę. Sam też obawiałbym się o swoje zdrowie mimo wszystko.
Zastanowiłem się chwilę. No właśnie, nigdy nikogo nie ożywiałem. Mam tu kogoś pierwszy raz, kto ducha - teoretycznie - widzi. Może powinienem zaryzykować? Ja nie ucierpię, jedynie mogę się martwić o Gasparda. Nie chciałbym mu krzywdy zrobić. Odetchnąłem głośno, zwróciłem wzrok na żyrandol. Starałem się przekalkulować możliwe straty i korzyści, jakie wyciągnąć mogłem.
Słyszałem jak do ducha się zwraca, tamtej Lucrece. Ja jej nie słyszę, nie wiem jak niby ma wyglądać nasze porozumiewanie się. Pokręciłem lekko głową i spojrzałem pewniejszym wzrokiem na Gasparda. Niby mówił, że widział ją także przed śmiercią. Czyli jest jakaś tu szansa, że to nie są halucynacje z głodu.
-Jeżeli... Znajdziesz kogoś i.. Przyprowadzisz tutaj w jednym kawałku to będziemy mogli poczynić kroki w stronę rytuału... - Zacząłem nieśmiało, przyciszonym głosem, dość nietypowo dla mnie. -Tylko musisz wiedzieć jedno, piszesz się na niewiadome. Wcześniej nikogo nie miałem okazji ożywiać, z racji tego jak cały rytuał wygląda. Zawsze by mi brakowało pośrednika. Ktoś kto ukierunkuje dobrze energię. Dość ryzykowna fucha. - Mam nadzieję, że to zrozumie. Ma czas, niech się zastanowi. Odpowiem mu na wszystkie pytania, powiem mu jak to będzie wyglądać. Daję mu szansę do wycofania się, jeżeli to będzie dla niego za dużo. Niech będzie, mogę mu pomóc. Mam wyłącznie nadzieję, że nie pcham się z całym impetem w nieznane. W końcu cały czas czekam na znak od Pani duch, aż udowodni swoje istnienie.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Nie Kwi 26, 2020 6:37 pm

Jej początkowy wybuch złości rozszedł się po kościach, oczywiście w przenośni. Gaspard ocalił nieznajomego od mocy kobiecej frustracji, która objawiła się w postaci spadającego żyrandolu. W chwili usłyszenia trzasku do Lu tak naprawdę dotarło co zrobiła, tak jak to, że Gaspard może być na nią zły. Nieznacznie się skuliła, widząc jego spojrzenie. Jednakże nie nakrzyczał na nią, nie podniósł głosu, zamiast tego zaczął coś bredzić o remoncie. Zrobił to specjalnie? ale dlaczego? Zaczął ją ignorować? - nie przyszło jej do głowy, że białowłosy specjalnie próbował zataić tą informacje, aby Geo'Mantis się nie zraził i co więcej nie odmówił pomocy. Mogło się wydawać, że jej zachowanie jest kuriozalne, w końcu zaatakowała niebezpośrednio osobę, która miała im pomóc - Jednakże Lavelle nie wiedziała nic o żadnej pomocy, ani o planie Gasparda, który ten skrupulatnie przemilczał.
Słuchała potoku słów jaki wypływał z ust Gasparda, aczkolwiek tylko jedno zdanie przykuło jej uwagę dostatecznie, aby zapomnieć o całości wypowiedzi. Dziewczyna zniknęła z regału, pojawiając się tuż przed twarzą Gasparda
-Zależy ci na mnie? - miauknęła, wpatrując się w niego kryształowymi ślepiami. Zaraz też wkleiła się w mężczyznę, wtulając w jego klatkę piersiową.
-Ummmm! - zamknęła ślepia, ocierając się policzkiem o jego pierś - mój! - wtuliła się w niego mocno, słuchając dalszych słów
-H-Ha? - oderwała się od niego - a-ale...mojego ż-życia nie można.... przywrócić.. - spojrzała zaraz na swoje dłonie, na Gasparda. Przecież tak się nie da. Przecież to niewykonalne, prawda? Nie może... żyć, prawda?
Mimo, że słowa Gasparda brzmiały dla niej surrealistycznie, grzecznie spełniła prośbę białowłosego i  ponownie zniknęła.
Szybko do ich uszu dotarł nowy dźwięk, coś trzykrotnie zastukało w szybę, którą zaraz pokrył szron, mimo iż był środek lipca i zdawało się to niemożliwe. Na środku oszronionej szyby pojawił się zaraz zgrabny napis "Witaj".
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Nie Kwi 26, 2020 7:35 pm

Taaaak, może faktycznie za szybko powrócił do tematu, chcąc odwrócić uwagę Hrabiego od wielkiego żyrandolu na środku biblioteki. Bo przecież można go nie zauważyć, prawda? No taką miał nadzieję, choć zgonić to jeszcze można było na fakt, że Anatell zwyczajnie przywykł do ocierania się o śmierć.
Wtedy zrozumiał też, że chyba wyznanie prawdy było najlepszym rozwiązaniem, bo nawet Lucrece wydawała się, jakby uspokojona. A kiedy prędko objawiła się przed jego twarzą, ten lekko odskoczył wystraszony, jakby zobaczył ducha. Hehe.
Przytuliła go i nazwała "swoim". Ten chłód był kojący, zwłaszcza gdy potwierdzał ugaszenie temperamentu tej dziewczyny.
-Tak… zgadza się… to powiedziałem…
Odparł trochę niepewnie. Faktycznie, powiedział to w całym natłoku słów. Ale chyba dobrze się stało, prawda?
Lu raczej nie wierzyła w jego plan, raczej też dlatego nie chciał jej tego mówić wcześniej, aby nie robić jej nadziei, gdyby Geo się nie zgodził. Nawet teraz, jego słowa, choć miały wykazać chęć pomocy, były zbyt sceptyczne, aby mógł się w to zaangażować całym sercem. Szczęście tym razem sprzyjało Wampirowi, bo Lu znowu zniknęła, a na jednym z okiennic pojawił się niespotykany szron, zaś wyryte powitanie było już swoistym dowodem na jej istnienie. Znowu zaskoczyła go kolejną umiejetnością, co wywołało na jego twarzy uśmiech, natomiast kroki pokierował do -zapewne- zszokowanego Grycana, któremu położył rękę na ramieniu.
-Widzisz? Ja bym Cię nie oszukał.
Powiedział dumny z siebie, że udało się to jako tako ogarnąć. Ale co dalej? No tak, pozostawała propozycja samej Hybrydy, wcześniej pominięta z powodu sceptycyzmu.
Zdjął rękę i spojrzał na niego, jakby rozpatrywał w głowie każdy aspekt planu. Pewnie tak było. Ale fakt, najistotniejszy element to szczątki, których nie mieli. W takim razie Lu potrzebowała… nowego ciała.
-To… nie będzie problem. Sprowadzę kogoś jeszcze tej nocy, jeśli w tym czasie wszystko przygotujesz.- Przerwał na moment, by spojrzeć na szron na szybie. -O łącznika też się nie martw. Może fakt, że już umarłem, będzie pomocny. Co może się stać? Najwyżej mnie zabijesz, a ja zmartwychwstanę za jakiś czas. A potem to powtórzymy. To nieważne. Chcę to zrobić…
Dokończył i odwrócił się w stronę drzwi, wkładając ręce do kieszeni, oraz robiąc dwa kroki w przód. Zastanawiał się jak to wszystko przebiegnie. Nekromanta nigdy czegoś takiego nie robił. Ale byli odmieńcami, tacy zawsze mają większe szczęście w dziwnych akcjach.
-Lucrece'a zostanie z Tobą. Muszę mieć wolny umysł, zwłaszcza w… moim stanie. Powiedz mi tylko, gdzie przyprowadzić ofiarę…?
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Pon Kwi 27, 2020 1:55 am

Czuję się odrobinę oszołomiony tym co się wyrabia. A wręcz całkowicie. Prawie żyrandol ukrócił mój żywot, Gaspard mnie uratował - za co jestem mu wdzięczny, nie będę tego ukrywał. I dalej ciągniemy temat tego... Ducha. Trafi mnie coś chyba.
Białowłosy coś powiedział. Nawet nie wiem czy to było do skierowane do mnie, czy też do ducha. Frustruje mnie to. Nie lubię kogoś nie widzieć. Pierwszy raz spotyka mnie coś podobnego i już wiem, że czuję się z tym źle, jak nie fatalnie. Skołowany się czuję. Wolałbym, szczerze wolałbym by okazało się, że sprowadził mi do piwnicy wilkołaka, albo nawet małego smoka. Coś materialnego. Co mógłbym zobaczyć i dotknąć bez problemu. Wolę sobie nie wyobrażać jak ma wyglądać nasza komunikacja naprawdę. Bądź, co bądź, Gaspard głową ruszył i zaproponował ożywienie ducha. To nie jest coś prostego. Jakiekolwiek rzeczy tej dziewczyny nie mamy. O ciele nie wspominając. Przepadło? Nie da się zdobyć? Nawet nie wiem ile ta duszyczka już lat błąka się po ziemi. Zacisnąłem zęby, próbując szybciej przetrawić męczące mnie myśli. Za dużo ich, zdecydowanie za dużo.
Mniejsza o rzeczy, powinienem chociaż wiedzieć jak ona wygląda. Nie ma opcji, żeby sam Gaspard miał nagle ożywiać, bo on ją widzi. Nie sądzę, by potrafił ładnie mówić w xantji i anihar, a to jest bardzo ważny element, który może zadecydować o życiu i śmierci władającego magią. Szczególnie taką magią. Nie mówię tu też o nim samym, ale i o łączniku. Mogę nieskromnie przyznać, że w tej kwestii jestem lepszym kandydatem do przeprowadzenia rytuału.
Biegałem wzrokiem po różnych przedmiotach mnie otaczających, włącznie ze ścianami. W końcu padło na okno i lekko drgnąłem. Szron przy takiej temperaturze, przy takiej porze roku? Czy to nie jest jakiś żart, iluzja? Zmrużyłem oczy i dostrzegłem ładnie napisane "witaj" na szybie. Jak nie będę mdał to zawału dostanę. Pobladłem, niezbyt widocznie - przez makijaż jaki noszę - stałem jak wryty z spojrzeniem skierowanym na okno. Nawet nie szczególnie ruszył mnie nagły dotyk w ramię. On by mnie nie oszukał, co prawda, ani razu mnie nie oszukał. Jest wobec mnie jak otwarta księga, bez tajemnic. Chyba, że skrywa coś jeszcze. Może kolejnego ducha? Ciężko i tak było mi uwierzyć w istnienie tego jednego! Cóż, niewierny Geo'Mantis ze mnie jest.
Powiedziałem mu krótko co będzie nam potrzeba. Może trochę zbyt się pospieszyłem, nie dopowiedziałem pewnych rzeczy... Zakłopotany jestem, to moja wina. Nabrałem kilka głębokich oddechów, zastanowiłem się co jeszcze będzie trzeba. Powinienem być fair wobec niego i powiedzieć mu wszystko od razu. Duch to jedno ale rytuał..? Zwróciłem ku niemu ponownie moje niespokojne oczy.
-Tylko... Wiesz. Będziemy potrzebowali dwóch osób, bo jak mniemam to nie wiesz gdzie jest ciało Twojej... Przyjaciółki. Jedno musi zostać poświęcone jej. W którym będzie żyć, liczę, że wiesz o co chodzi. Drugi osobnik odda życie, by ona mogła żyć. - Mam nadzieję, że zrozumiał to co powiedziałem, bo sam stojąc obok uznałbym to co mówię za bezsensowną paplaninę. To skomplikowane, nic na to nie poradzę. Ktoś tak to wszystko wymyślił i musimy się temu podporządkować. Nie ma innej opcji.
Pokiwałem mu głową na jego słowa i oświadczenie o chęci pozostania pośrednikiem. Szczerze mówiąc i tak nie miałby innego wyjścia. Bo kto inny by się odważył? Fakt, jest on nieśmiertelny i w razie czego powstanie z martwych, ale nie wiem czy to samo działa w przypadku uszkodzenia duszy. Jak nie trwałego zniszczenia. Będę musiał się naprawdę przyłożyć do tego, by mu krzywdy nie zrobić.
-Jeszcze jedno. Będę potrzebował jej rysunek, wygląd. Musisz mi ją narysować, bo inaczej będziemy mieć problem z wezwaniem jej ducha. - Teoretycznie mógłby iść do jakiegoś rysownika, malarza i postarać się ją idealnie opisać, by ten ją narysował na zamówienie. Też jakiś pomysł. Wszystko pozostaje w jego rękach. Jak szybko będzie chciał ożywić pannę, jak szybko dostarczy ofiarę i ciało. Przynajmniej podzielimy się robotą na równo. Będę mieć równie ciężką jak on.
Powieka mi drgnęła, gdy usłyszałem o tym, że panna zostaje ze mną. Mam do powietrza mówić? Nawet jej nie słyszę. Czy może będę prowadził monolog przygotowując wszystko, co potrzebujemy? Cichutko odetchnąłem. Niech będzie, niech ze mną zostanie. Mam nadzieję, że kiedyś mi się za to Gaspard zrewanżuje.
-Dobrze, niech zostanie. A ofiary zaprowadź do swojej piwnicy, tam gdzie mieszkasz i tam z nimi czekaj. - Odwróciłem od niego wzrok i utkwił mi na nowo w szybie. Chyba szron zanikać zaczął. Ugryzłem się w język, jako karę za mój brak wychowania i szacunku wobec martwej osoby. Nie odpowiedziałem jej na powitanie. Mam nadzieję, że kiedyś mi za to wybaczy.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Pon Kwi 27, 2020 9:54 am

Kolejka od teraz: Ja -> Geo -> MG

*Jakiś czas później*

Jako, że noc była młoda, Gaspard postanowił nie tracić czasu i od razu podjąć się łowów, zwłaszcza że z każdym dniem głodu myślał mniej trzeźwo, nie było czasu na czekanie. Geo'Mantis zajął się przygotowaniem rytuału, pozostawiony z portretem Lucrece, wykonanym ołówkiem na kartce papieru przez Anatella nim wyszedł, wspomniana dziewczyna z nim została, zaś na Wampira spadł obowiązek znalezienia… ciał. Jak to upiornie brzmiało.
Krwiopijca nie mógł sobie pozwolić na wykopywanie trupów, czy poszukiwanie zmarłych w lasach. Dusza Lu nie mogła otrzymać zgniłego organizmu. Potrzebował jak najświeższe ciało, więc wybór musiał paść na kogoś żyjącego. Co gorsza, nie mógł sobie pozwolić na napad i zabicie na miejscu. Jak dostarczyłby umrzyka do rezydencji? Nie, cel musiał z własnej woli, bez podejrzeń, udać się za nim. Jeszcze gorzej, że potrzebowali dwóch osób. Białowłosy sporo ryzykował wychodząc na zewnątrz, zwłaszcza po tym jak wywołał nagonke na swój gatunek. Ale… trudno. Robi to dla bliskiej mu osoby.
Nie oznacza to, że nie zachował ostrożności.
Wpierw dobrze było załatwić ofiarę, która będzie świadoma całego procesu. To nie było trudne, szybko natrafił na włóczęgę w Południowym Adren, raczej nikomu nie kojarzonym z nikim. Świetnie, szybko skusił go jedzeniem, oraz alkoholem w rezydencji, gdzie ten nie dopytując, udał się z nim, by w Piwnicy Wampira, zostać ogłuszonym i związanym. Pozostawił go tak Nekromancie, o dziwo bez grama współczucia. To był przecież zwykły odpad, który i tak zdechłby za kilka miesięcy. Hm. Teraz ta gorsza część polowania. Ciało dla Lu.
Nie mogło paść na byle jaką dziewuchę, którą ktoś zna i jej zniknięcie lub zmiana osobowości zanadto kogoś zainteresuje. Musiał trafić na odludka, albo podróżnika, kogoś obcego. W Selinday takich pełno, ale to zbyt niebezpieczne, aby tam węszyć pod łapą wilkołaka. Musiał ograniczyć się do Północnego Adren, gdzie populacja była niestety mniejsza.
Ale… czym byłby świat bez odrobiny przeznaczenia…? Wampir odwiedził gospodę, gdzie w oczy rzuciła mu się kobieta o egzotycznej urodzie, siedząca przy stoliku w samym rogu. Miała bladą cere, ciemne...wyjątkowo ukształtowane oczy, czarne włosy, śliczną buzię, oraz intrygujące tatuaże wystające spod podwiniętych rękawów jej brązowej szaty. Cudzoziemka? Idealnie!
Anatell kupił trunek od barmana, pochwycił kufel i postanowił się przysiąść nieopodal niej. Czuł jej zapach, słyszał każdy oddech i bicie serca. Musiał się kontrolować tak jak przy włóczędze, z którym poszło bezproblemowo Zwrócił uwagę na fakt, że z jej podręcznej torby unosił się niewykrywalny aromat rzadkich ziół. Czytała też książkę, jak podejrzał, o zielarstwie. To był temat zagajenia rozmowy, niby z powodu nudy tej spokojnej nocy. Kobieta okazała się życzliwa, możliwe że była w podobnym wieku. Wampirowi przydała się ostatnia nauka, aby móc konstruktywnie przeprowadzić dialog w tej tematyce, nim po jakimś czasie przeszli do przedstawienia swoich imion, oraz ciekawskich pytań o to kim się jest, a co on musiał o niej koniecznie wiedzieć. Zabawne jest to, że przedstawił się jej jako Gaspard Gaushin, znudzony arystokrata i właściciel rezydencji nieopodal, który szuka interesujących znajomości. To przekonało cudzoziemkę, która łamanym językiem odważyła się przedstawić mu jako Yuki. Równie egzotyczne imię, co wygląd. Szybko okazało się, że była młodym badaczem fauny i flory z Tenkarauo, która przebyła długą drogę zza morza, aż do Medevaru, w celu zbadania i opisania tutejszej natury. Przybyła samotnie, z daleka, a w Adren była przejazdem na jedną noc. Co za szczęście go spotkało. Kobieta była wręcz bezbronna, ujawniając nieznajomemu swoje czułe punkty. Więc zabawa trwała.
Rozmawiali długo, może ze dwie godziny, które wystarczyły, aby poczuła się wystarczająco swobodnie w jego towarzystwie. Wtedy więc wyskoczył z odważną propozycją, informując że sam posiada bogate księgozbiory dotyczące medevarskiej botaniki, oraz rzadkie okazy kolekcyjne, w swojej rezydencji, które może jej pokazać. Nie wiedział, czy to alkohol, czy naiwność, jednak powiodło się, po zaraz po tym, Yuki podążyła za Gaspardem, w kierunku potężnego domostwa. A mama uczyła, by obcym nie ufać.
Anatell zajmowany rozmowami, zerkał na kobietę, na tyle odważną, aby stwierdzić, że późna pora to żadna przeszkoda w zgłębianiu wiedzy. Może jakby była na jego miejscu, to by uznał to za sensowne. Bezdomnego rozumiał, gdy za nim poszedł, tacy są bezmózgimi robakami pełznącymi do rzeczy, na które ich nie stać. Z uczoną już trudniej, więc to i tak wyczyn. A też może wpadł jej w oko, że tak łatwo poszło? Podobno atrakcyjność jest skrótem do osiągania celów. Nie narzekał.
Yuki bardzo spodobał się JEGO dom, był stary, ale przepiękny. Wampir pamiętając jeszcze szlacheckie zasady etykiety, wpierw ją ugościł, pokazał kilka ładniejszych pomieszczeń na parterze, aby na koniec wskazać jej schody do podziemi, gdzie kryć się miała kolekcja. Puścił ją przodem, chyba tylko po to by nie widziała jego wygłodniałego spojrzenia. Pragnienie krwi tłumiło poczucie winy, lecz nie wymazywało go całkiem. Szkoda było tej Yuki. Może w innych okolicznościach, byłby w stanie ją polubić. Ale teraz była tylko naiwnym naczyniem dla duszy Lu.
Minęli wpierw spiżarnie, by zaraz natrafić na jego własny pokój, który przedstawił jako pomieszczenie gościnne, w co była nawet w stanie uwierzyć, przez przytulny stan. Związanego włóczęgi nie zastał, czyli Geo musiał go już zabrać. Biedne bydło weszło właśnie do rzeźni. Dopiero później dostrzeżone plamy krwi na ścianie, będące skutkiem rozbryzgu po uderzeniu bezdomnego czymś ciężkim, zaniepokoiły kobietę na tyle, że cofnęła się o dwa kroki wstecz, plecami zderzając się z Gaspardem. Wampir zaciągnął się jej zapachem, po czym łagodnie odgarnął jej włosy z szyi, aby na koniec ułożyć dłoń na jej ustach, drugą ręką objąć ją w talii i ostrymi kłami wbić się w jej szyję. Zaczął wypijać krew, chcąc zaspokoić głód i zabić ją jak najszybciej, by ten ból nie trwał bezsensownie zbyt długo. Mogła wierzgać, ale zawsze było to samo. Kończyny drętwiały, słabły, a serce wstrzymywało ruch, doprowadzając ofiarę do zgonu. Całe usta i szyję miał zalane krwią, gdy oderwał się od skóry Badaczki, której bezwładne ciało chwycił na ręce. Tak oto zaniósł ją do ostatnich drzwi, tajemniczego pomieszczenia Hrabiego, gdzie ten na niego czekał jak szybko miało się okazać. To tu się wszystko wydarzy. Cóż, łagodnie ułożył zwłoki w wyznaczonym przez Geo punkcie. Czuł się dużo lepiej, lecz zaczynał się najgorszy etap tego planu.
Mieli już nieprzytomnego włóczęgę i ciało dla Lu. Lista grzechów Gasparda rosła niebywale, ale dla niego już od dawna nie było odkupienie. W krótkim czasie popełnił wystarczająco zbrodni, aby nie chcieć myśleć o przyszłości. Coś w nim powoli usychało, skoro zaczynał dążyć do swych celów po trupach. Choć podobno uczucia są najokrutniejszym motywatorem. Ale czy tak powinien się tłumaczyć? W końcu nie byli z Lucrece kochankami, tak właściwie… sam nie wiedział czym byli dla siebie. Zależało im na sobie, a Lavelle miała czyste intencje wobec niego, choć Krwiopijca poza słowami, nie udowodnił jej jeszcze, że mu na niej zależy. Może się bał, może nie znalazł odpowiedniego momentu na to... Byli w emocjonalnym martwym punkcie zwanym "przyjaźnią", lecz z pewnością, postrzegał ją jako kogoś więcej, niż przyjaciółkę. Może gdy to się skończy… może jeśli wciąż będzie go pamiętać... Jednak nie to się teraz liczyło...
-Zaczynaj…
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Wto Kwi 28, 2020 12:26 am

Gaspard poszedł, a ja mogłem się skupić wyłącznie na tym co sam mam zrobić. I przy okazji co jakiś czas wspominałem coś, zapowiadałem co zamierzam zrobić na głos. Nie samemu sobie, jeszcze nie oszalałem całkowicie. Schizofrenii też nie mam. Mówiłem to duchowi, który rzekomo przy mnie latał. Nie wiem gdzie się ona znajdowała przez ten cały czas. Nawet nie jestem pewien czy chcę wiedzieć. Dostałem jej rysunek, najwyższych lotów on nie jest, ale w pełni wystarczy. Co jakiś czas go sobie wyciągałem z kieszeni i zerkałem na niego, by utrwalić sobie w głowie jej wizerunek.
Dużo mnie czekało przed samym rytuałem. Mogłem właściwie dziękować bogom za te ostatnie bezsenne noce. Nie zasnę nagle, ani mnie zmęczenie nie złapie. Będę rano znów tego żałował, trudno. Dla przyjaciela się poświęcę. Nie zamierzam mu wypominać, by się odwdzięczył, czy coś w tym stylu. Mam z tyłu głowy gdzieś świadomość, że i tak już jest zobowiązany. Przyjąłem go w końcu do siebie, dałem mu własny kąt... A raczej piwnicę.
-Droga Lucrece, mam nadzieję, że nie będziesz mi teraz szczególnie przeszkadzać... - Jakbyś w ogóle mogła. -...Będę musiał zadbać o wystarczającą ilość... Siły, by udało mi się przenieść Twojego ducha do ciała. - Mam nadzieję, że jest to w miarę dla niej zrozumiałe. Nie martwię się, że nagle mi jakiś żyrandol na łeb zrzuci, chyba jej to do głowy nie wpadnie... Swoją drogą, będę musiał się zająć tamtym, nie chcę by tak leżał i wadził.
Przeszedłem do swojego gabinetu. Tutaj jest i mój cudowny kominek! Zebrałem kilka kawałków drewna leżących obok, na stojaczku i ułożyłem je ładnie w stosik. Magią podpalić tego nie mogę, a szkoda. Nawet wielka szkoda, byłoby o wiele łatwiej. Zgarnąłem krzemienie z szuflady biurka i usadowiłem się blisko kominka, starając się wykrzesać nieco ognia. Żmudna robota, nie lubię tego. O wiele łatwiej by mi było, gdyby było coś... Coś co samo by ogień wytwarzało, sam nie wiem. Ale nie było to magiczne. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś na coś podobnego wpadnie.
Dalej co mogłem robić? Siedziałem przed kominkiem wyprostowany, ze złożonymi rękoma opartymi o nogi, oddychając spokojnie. Kompletna cisza. Idealna, by móc się skupić wyłącznie na energii pałającej od roztańczonych płomieni w kominku. Oddech miałem równomierny, spokojny. Nie wydawałem zbędnych dźwięków, nie słyszałem nic dookoła, oprócz skwierczenia wydobywającego się z kominka. Zdecydowanie, jest to jeden z moich ulubionych dźwięków, zaraz po głośnych uderzeniach piorunów. Ciekawe, czy byłaby możliwość czerpać energię ze zmian pogodowych? Być może za daleko chmury są, by była możliwość sięgnięcia aż po witalność samych wyładowań atmosferycznych.
Przyjemne syczenie ognia i trzaski drewna obijały mi się o uszy. Taki spokój chciałbym osiągnąć w życiu, w jakim obecnie trwałem. Tylko cisza i harmonia. Brak zbędnych i głośnych myśli. Może powinienem zostać pustelnikiem i udać się na daleką podróż w samotni? Złożyć śluby ciszy, by z nikim nie rozmawiać. Brzmi całkiem kusząco. I ten brak żywej duszy dookoła. No może nie znowu taki brak. Na szczęście nowa znajoma postanowiła pozostać bierna i mi nie przeszkadzała. O ile jeszcze przy mnie krążyła. Nie wiem, nie czuję jej. Mam szczerą nadzieję, że będzie taka sama, jak już żyć będzie. Otworzyłem w końcu oczy i odetchnąłem głęboko. Zdecydowanie, czuję się na siłach, by znieść ten większy wysiłek. Ciekawi mnie jak się będę czuł po tym.
Nie wiem ile tak sobie siedziałem czasu. Z resztą, czy to ważne? Nie zamierzam rzucać się ku nieznanemu bez solidnego przygotowania. Mam nadzieję, że to wyjdzie, jako tako, chociaż. Już się nastawiłem i tak, na najgorsze. Czuję to rozczarowanie, które nie dotknie wyłącznie mnie, ale może i uderzyć przyjaciela, nawet bardziej ode mnie. Patrzyłem pustym wzrokiem na gasnący ogień, przejechałem ręką z wolna po futrzanym dywanie. Uspokój się, Grycan, uspokój. Zaraz po tej chwili spokoju i melancholii przyszedł mnie stres odwiedzić. Pięknie się zapowiada.
Podniosłem się z dywanu. Sprawdziłem, czy na pewno ogień zgasł i opuściłem prędko gabinet. Pozostało mi jeszcze przyozdobienie dna mojej piwnicy. Ciekawe, czy Gaspard już kogoś tam przyprowadził? To się zaraz okaże.
Zszedłem na parter, a dalej prosto do tego jednego pokoju z wejściem dalej - do piwnicy, a właściwie do części, gdzie mieściła się spiżarnia. Niezbyt w moim guście są te zmieszane zapachy owoców i warzyw tutaj zebranych. Mam nadzieję, że mój przyjaciel się do nich już przyzwyczaił, choć kto wie, czy jego naostrzone zmysły to wytrzymują. Minąłem szerokie szafki na wino i lekko uśmiechnąłem się do siebie na myśl, że Gaspard mógłby sobie podkradać ile chce. Mam nadzieję, że nie zapije się kiedyś i nie wybije mi służby. Toż to byłaby za strata.
Jeszcze nie zdarzyło mi się odwiedzić jego "pokoju". Nie wiedziałem jak się tu zadomowił, nakazałem wyłącznie sprowadzić mu na dół to co sobie chce. Nieszczególnie dokładnie badałem jego przestrzeń osobistą. W końcu nie chciałem jej naruszyć w bestialski sposób. Natknąłem się jednak na coś ciekawego! No tak, kazałem mu ofiarę znaleźć. Czyli padło na bezbronnego bezdomnego? Przykro mi, że musi Pan tak skończyć. Schyliłem się, by złapać za kawałek sznura owiniętego wokół niego i pociągnąłem, po podłodze - nie czekając, aż może się zbudzi, ocknie cokolwiek - dalej. Ofiara już będzie na miejscu, pięknie.
Dobyłem klucza, który leżał na dnie mojej kieszonki od kamizelki. Otworzyłem żelazne drzwi i poszedłem poszedłem na dół, po schodach, nie zaprzestając targania biedaka za sobą. Mógłby się obudzić, wykazać choć odrobinę zainteresowania. W końcu jest moim pierwszym gościem, odwiedzającym "dno" mojej posiadłości. To jest zaszczyt, nawet Gaspard nie został tutaj zaproszony pierwszy. Pociągnąłem go wgłąb pomieszczenia na planie pięcioramiennej gwiazdy. Puściłem go, mniej więcej w jednej trzeciej drogi do przeciwnej ściany.
-Dziś jest Twój wielki dzień, człowieku. Przyczynisz się do czegoś wielkiego. - Mruknąłem, odchodząc od niego kawałek. Przykucnąłem pod jedną ze ścian i podważyłem cienki kafelek podłogowy palcami. Odsunąłem go zręcznie na bok. Tak, moja cudowna skrytka. Nie rzuca się w oczy, jest na uboczu. Kto niby by się nią chciał zainteresować? Wyciągnąłem z umoszczonej fioletową chustą dziury w ziemi brązowawy, związany mieszek. Tak, mączka kostna zrobiona z ludzkiej kości jest niezbędnym elementem do przeprowadzenia rytuału. Brakuje mi jeszcze ludzkiej krwi... I w tym momencie wróciłem do bezdomnego. Trzymając swoją laskę ciągle blisko przy sobie, ściągnąłem okrywający ostrze trzon. Przyczyni się Pan jeszcze bardziej do całej sprawy. Przycupnąłem obok niego, podciągnąłem jego rękaw, który go okrywał i naciąłem płytko skórę na ręce, mniej więcej na wysokości nadgarstka. Przy okazji zadbałem, by krew kapała prosto na rozwiązany mieszek z proszkiem.
Rana śmiertelna nie jest, zwykłe nacięcie naskórka. Lekarzem nie jestem, ale sam mogę ocenić to co widzę w tym przypadku. Odsunąłem się z woreczkiem, troszkę nim potrząsłem, by krew z prochem się ładnie wymieszała, uważając, by się nic mi pod nogi nie wysypało. Następnym krokiem w przygotowaniach były odpowiednie symbole do sypnięcia oraz ustawienie świec. Najpierw ustawiłem kilka świec, zapaliłem, by się tliły swoim blaskiem. Będę przynajmniej widział co nieco. Cóż, musiałem przesunąć pana jegomościa pod ścianę, żebym mógł wszystko ładnie naznaczyć. Chodziłem tak w kółko, z jedną ręką zajętą przez otwartą książkę od nekromancji na odpowiedniej stronie i workiem z mączką wepchniętą między palce ściśle, by nie wypadła, a drugą zebrałem garstkę prochu i symbole formowałem. Przez te przygotowania zapomniałem wręcz o obecności ducha... Musi mi wybaczyć. Albo później ją przeproszę.
Gdy już wszystko gotowe było, mniej więcej gotowe - bo brakowało mi nadal mojego pośrednika wraz z ciałem - mogłem znów przenieść przybłędę na jego miejsce. Ustawiłem resztę świec, właściwie, wykorzystałem wszystkie, które znajdowały się w schowku w ziemi. Przynajmniej mam zachowaną istotną wielokrotność trójki. Schowałem resztę mączki co mi pozostała. Nasunąłem kamień na jego miejsce. Przez otwarte drzwi słyszałem motanie się, chyba, sam nie wiem. Gaspardzie, czyżbyś przyszedłeś więc na czas?
Wyszedłem z dna. Zaprosiłem go do środka, wskazałem gdzie ma ciało położyć. Widzę, że nie próżnował w szukaniu jak najlepszej ślicznotki dla przyjaciółki. Sam też bym był wybredny w wyborze ciała, gdyby mi na kimś cholernie zależało... Raz jeszcze spojrzałem na zaklęcia wpisane w książce i na rysunek Lucrece. Obejrzałem się, czy wszyscy na swoich miejscach są. Niech się zacznie dziać to, co jest niedopuszczalne. Niechaj bogowie opuszczą to miejsce przepełnione niegodziwościami.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Mistrz Gry Wto Kwi 28, 2020 2:09 pm

[Geo'Mantis + 131 pkt aury]

  Człowiek, którego Mantis znalazł w nowej siedzibie swego krwiożerczego towarzysza, powoli wybudzał się z otumanienia. Jęknął cicho, kiedy sznur owinięty wokół rąk i pasa pociągnął go po podłodze. Chwilę zeszło, nim całkowicie doszedł do siebie i zrozumiał, że wokół niego nie ma ciepłej tawerny, nie pochylał się nad stołem z kuflami i strawą, a nad zimną, kamienną podłogą oplutą mieszaniną jego własnej śliny i krwi, a człowiek, który go ciągnął, wcale nie był jego przyjacielem Gertrisem, który chciał go zawlec do ich piwniczki sypialnej po zbyt pojemnym kufelku. Jardin przez kolejną chwilę zastanawiał się, co takiego właściwie się wydarzyło i gdzie był ten miły jegomość, który zaoferował mu nocleg w zamian za... Właściwie nie pamiętał, co to miała być za przysługa.
  Jęknął ponownie, kiedy jeden z kamiennych stopni boleśnie wbił mu się w biodro. Zmielił przekleństwo w ustach i chciał podnieść się na czworaka, ale ze związanymi rękoma okazało się to niewykonalne.
  — Panie, co pan... Njee... — miauknął, orientując się, że coś jest bardzo nie w porządku. — Nie, proszę... Jajajajaa... Ja nic żem nie zrobił... — Wykręcił głowę, by spojrzeć na niego. — Jak że przyczynię... Jja nie chcę...
  Przekręcił się w miarę swoich możliwości i usiadł na posadzce. Głowa bolała go niemiłosiernie, nie tylko od guza, jaki nabił mu ten typ. Jardin nawet nie miał jak go rozmasować, więc tylko westchnął głośno i obserwował poczynania swego oprawcy. Kiedy ten zbliżył się z workiem pyłu i nożem, nie wiedział, czego oczekiwać, na odpowiedź jednak nie czekał długo. Wzdrygnął się i jęknął cicho, czując zimne ostrze na swojej skórze. Ciemne, brudne włosy opadły mu na czoło.
  — Co jest... — Zaklął pod nosem, ale nie sprzeciwiał się, kiedy znowu przetargano go z miejsca na miejsce. Właściwie zaczął się modlić, by to okazał się tylko głupi, dość chory sen. Co on właściwie wypił?
  Nie zdawał sobie sprawy, że najgorsze miało dopiero nadejść i to nieznośnie powolnymi krokami. Ostatnia część przygotowań wymagała opatrzenia ofiary odpowiednimi inskrypcjami, by całość przebiegła zgodnie z planem. Opisy w księdze na pierwszy rzut oka wydawały się skomplikowane, ale Geo'Mantis miał czas, mógł się odpowiednio skupić, rozplanować wszystko, zadbać o dokładność. Koszula Jardina opadła gdzieś w kącie niepotrzebna. Byłaby tylko zawadą. Kiedy mężczyzna dostrzegł w blasku świec błysk niewielkiego sierpa, serce zabiło mu szybciej, zacisnął oczy gotując się na najgorsze. I się przeliczył. Jęk bólu i zaskoczenia poniósł się po piwnicy, kiedy sam koniuszek ostrza wbił się w skórę, zarysowując na niej pierwszą runę.
  Po dłuższej chwili Jardin siedział już pośrodku przygotowanego dla niego kręgu. Drżał, wciągając przez zęby chłodne powietrze. Krew ściekała drobnymi strużkami po jego ramionach i chudym torsie, barwiąc posadzkę malutkimi plamami. Gdzieś z tyłu pojawiła mu się myśl, że przed nią siedzi dziewczyna, zaraz za tym pytanie, dlaczego jest taka blada i nieruchoma. Kiwnął się lekko w przód, ale wciąż trzymał rzeczywistości, uparcie jak nigdy, choć rozsądek zaczął pytać, po co. Zrobiło mu się jeszcze zimniej, czuł, jak zaczyna się pocić.
  Nie... Tu już dawno nie było bogów.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Wto Kwi 28, 2020 2:54 pm

Bogowie, bogowie i bogowie… a gdzie Oni byli kiedy działy się inne tragiczne rzeczy, kiedy sami byli w potrzebie? Gdzie były ich wpływy, kiedy Gaspard spadał z klifu, choć do tamtej pory nigdy nie zrobił nic złego? Gdzie Oni byli, kiedy Lucrece'a była terroryzowana i pochowana żywcem we własnej wsi? Gdzie byli pieprzeni bogowie, kiedy Geo'Mantis został zakuty w łańcuchy, tylko za to, że się urodził? Nie… bogów nie było w ich życiu od dawna. Wszystko co się działo, było w ich rękach. Oni sami kształtowali rzeczywistość, oni zaginali prawa ziemskie i dokonywali gwałtu na naturze, tylko po to, aby mieć władzę nad własnym losem. Życie było niesprawiedliwe, lecz nigdy nikt nie obiecał, że miało być inaczej. Może robili coś strasznego. Lecz co jest złego w walce o swoje własne szczęście? O życie? Czy pragnienie bliskości, miłości, oraz istnienia, nie było wystarczającym powodem, aby dokonywać niemożliwego…?
Gaspard już dawno porzucił "boską inicjatywę" w swoim życiu, czemu nie można było się dziwić, przez ilość nieszczęść, które przyszło mu przetrwać. To wszystko… to popierdolone coś, było słuszne. Nie podda się wbrew wszystkiemu.
Ciało Yuki usadowił w centralnym punkcie okręgu rytualnego, twarzą nieboszczki w stronę bezdomnego, który miał posłużyć za ofiarę dla zaświatów. Zastanawiał się przez to wszystko, jakie były te zaświaty. Jemu nigdy nie będzie dane ich posmakować. Czeka go coś dużo gorszego. Nieważne, to teraz nieważne.
-Gaushin…- Rzucił w stronę przyjaciela, uznając że może sobie już pozwolić na użycie jego nazwiska. -...dziękuję.
Dodał tylko, kierując się w wyznaczone dla siebie miejsce. Gdy stanął na danym elemencie, palcami dotknął brody, pozostawiając na nich ślady krwi. Cały był w niej umazany, usta, szyja, kołnierz koszulki… to skierowało jego wzrok na cichą Lavelle, która stała jak widmo, gdzieś w tle, nie przeszkadzając. Patrzył na nią i zastanawiał się, jak to będzie wyglądać. Czy faktycznie doświadczy amnezji. Jeśli tak, zatraci ich wszystkie wspólne wspomnienia. Widząc krew na jego twarzy, której nawet nie mając czym wytrzeć, może się go przerazi. Kim będzie wtedy dla niej…? Poza tym… nie jest powiedziane, że po tym wszystkim będzie tą samą osobą. Może ożywienie będzie miało na nią duży wpływ i nawet jej nie rozpozna…
Odwrócił więc wzrok, aby teraz pokierować go na dwa nowe elementy w tym pomieszczeniu. Miał być pośrednikiem… ma przekierować duszę Lu do ciała Yuki. Co będzie wtedy czuł? Skąd ma wiedzieć jak powinien to zrobić? Jeśli coś pójdzie nie tak, skutki mogą być opłakane. Czy nawet wampirza przypadłość będzie w stanie go wtedy ocalić? Było za dużo pytań, a to cholernie stresujący moment.
Zabawne. Kto by pomyślał, te kilka miesięcy temu, że dziennikarz wplącze się w coś takiego. Musiał się opanować. W głowie odtwarzał melodię ze swojej pozytywki. Myślami wracał do przeszłości. Jakby nie chciał tu być. Wśród tej wszechobecnej śmierci...
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Geo'Mantis Wto Kwi 28, 2020 11:21 pm

Jebać tych bogów. Tylko ironicznie wspomniałem sobie w myślach, żeby łaskawie sobie poszli, sam nie wiem co chciałem tym osiągnąć. Wątpię, że mnie nawet słuchają. Niech nie kaleczą swych boskich oczu tym co dziać się będzie! To nie jest ich sprawa co tu się wyrabia, co tu będzie miało miejsce. Och, tylko oby to wszystko wyszło. Nawet nie proszę ich o pomoc, czy błogosławieństwo w tej kwestii. Nie, żebym nagle wierzył w ich istnienie, o nie, nie. Nic z tych rzeczy nie będzie miało miejsce w najbliższym czasie.
Przygotowałem raczej wszystko. Wszyscy byli na swoim miejscu, ofiary przygotowane. Przyozdobione ładnie runami. Martwię się tym, co teraz będzie. Przeczucie o spieprzeniu wszystkiego ciągle mi krążyło wokół głowy. I jeszcze przy okazji martwiłem się, że zmarnuję szanse przyzwania kogoś do życia, oraz strwonię dwie osoby na ten rytuał. Tyle strat. Martwi mnie także ryzykowna pozycja Gasparda w tym wszystkim. Strata przyjaciela byłaby dla mnie druzgocącym przeżyciem, tak myślę, bo nigdy wcześniej przyjaciela nie miałem, ani nie był on postawiony w karkołomnym miejscu. Nadal nie jestem do końca przekonany, czy powinniśmy siebie tytułować "przyjaciółmi". Czy to nie za szybko? Pewne wyznania, które miały między nami miejsce zdecydowanie otworzyły przed nami pewne zobowiązania. Utracenie kogoś, przed kim się praktycznie całkowicie obdarłem się z resztek skrywanych sekretów mogłoby być bolesne... Jedyną ulgę jaką bym odczuł, kryłaby się w małej, przelotnej myśli, że zabrałby ze sobą wszystkie informacje w czeluści Otchłani.
Możemy zacząć liczyć, pierwsza rzecz do zrobienia. Początek pokazu recytowania zaklęć w moim wykonaniu. Nie chwaląc się, ładnie mi to szło. W końcu nauka nie poszła w las. "Lucrece Lavelle" - te dwa słówka latały mi na przemian w myślach z jej podobizną. Dodatkowo starałem się ją wzywać na głos. Niech będzie taka łaskawa i do nas zejdzie z tamtego świata. Nie wiem, czy jej odrobinę nie udoskonaliłem w swojej wyobraźni. Ciekaw jestem jak taka idealizacja oddziała na ducha, czy na pewno przyzwę akurat ją. Nie chciałem myśleć o niej jak o króliku doświadczalnym, ale cała ta zaistniała sytuacja nie pozwalała mi na inne postrzeganie. Staram się nie myśleć o kimkolwiek innym. Odrzuciłem wszelakie myśli o służbie, moim ulubionym lokaju Bogd'anie, czy też Gaspardzie.
Zaraz przy moich próbach wezwania ducha nieboszczki, drugą rzeczą - albo nawet w trakcie - do zrobienia było przekierowanie swej uzbieranej energii do pośrednika. Całe szczęście, że nie próżnowałem z zbieraniem sił dla siebie. Sztuką i wyzwaniem jednak było skupienie się na utrzymaniu myśli przy Lucrece, jednoczesnym skupieniu się na przyjacielu, bym mógł dla Panny otworzyć wrota z zaświatów oraz dalszym deklamowaniu magicznych mater. Liczę, że będzie łagodna dla Gasparda i nie zrobi mu krzywdy.
Trzecia rzecz, wyrwanie duszy ofiary i jej poświęcenie. Chciałbym kiedyś doglądać z perspektywy kogoś obok jak to wygląda. Wzywanie ducha z świata niematerialnego i utrzymywanie bramy trochę mnie kosztowało. Mam nadzieję, że kiedyś w swoim życiu odnajdę sobie ucznia, którego będę uczyć tych niegodziwości i będę miał szansę doglądać jak wygląda ożywienie stojąc obok.
Czwarta rzecz, dopilnowanie, by domknąć bramę do królestwa zmarłych. I to również duże wyzwanie. Żałuję, że wcześniej nie próbowałem przeprowadzać rytuału ożywienia na zwierzętach, oj cholernie żałuję. Zastanawiam się tylko jakbym miał przywołać do siebie bezimiennego ducha i do tego nic nieznaczącego dla mnie? Człowieka, przynajmniej mi jest sobie lepiej i łatwiej wyobrazić, niż jakiegoś tam burka. Może to przez to, że większą uwagę przeznaczam ludziom, niż zwierzętom. Co tam to wszystko i moje przemyślenia, mam nadzieję, że młody Anatell jest cały i zdrowy.
Koniec? Udało się? Co teraz? Ofiara martwa, Gaspard, co z Tobą? Przeleciałem zmęczonym wzrokiem pomieszczenie, szukając bezradnie odpowiedzi. Zrobiło mi się dość niespodziewanie chłodno, choć jestem cały pokryty ubraniami. Poczucie pewnego zagubienia mnie nie odstępowało, a wręcz się nasilało. Serce waliło mi jak szalone. Przycupnąłem sobie, nie schodząc z mojego miejsca, wraz z biciem serca przyspieszył mi oddech. Jestem zmęczony.
Geo'Mantis
Geo'Mantis

Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Mistrz Gry Sro Kwi 29, 2020 12:01 pm

Przerywam akcję w tym miejscu:
Zaraz przy moich próbach wezwania ducha nieboszczki, drugą rzeczą - albo nawet w trakcie - do zrobienia było przekierowanie swej uzbieranej energii do pośrednika.
  Dygoczący z trwogi i bólu okaleczony człowiek. Zwłoki wymalowane tajemnymi znakami, których bliźniacze inskrypcje rozpościerały się wokół po podłodze. Migotliwy blask świec zakreślający niepewnie sylwetki dwóch młodych mężczyzn, biorących w garść znacznie więcej żyć, niż zwykle. W tym przedstawieniu nie miało być próby generalnej. I nikt nie chciał planować powtórek.
  Wraz z pierwszymi słowami Geo'Mantisa całe pomieszczenie zdawało spowić gęstszym mrokiem niż powinno, choć żadna ze świec nie zgasła. Ich roztrzęsione płomyczki uspokoiły się i zbladły na moment, by zaraz rozświetlić wszystko zielono-błękitnym blaskiem. Zimne, trupie światło rozlało się wokół osoby hybrydy i wypełniło krąg, w którym stał, podświetlając każdy plugawy znak, jaki tam wymalowano. Powietrze zrobiło się zimne, a z ust maga zaczęły wydobywać się białe kłęby pary.
  Lu stała z boku, poza obrębem magicznych okręgów, wciąż poza wzrokiem i uszyma świeżo upieczonego nekromanty. Czuła, jak przestrzeń zaczyna przybierać ten specyficzny charakter, jakby była metodycznie i powoli rozpuszczanym karmelkiem. Coś nią wzdrygnęło, wciągnęła głębiej powietrze, jakby po zbyt długim przebywaniu pod wodą. Wzrok dziewczyny na chwilę utkwił w płytkach podłogowych przed jej stopami. Dziwne mrowienie przebiegło po jej eterycznym ciele. Wraz z pojawieniem się trupich świateł wszystko nabrało tempa.
  Wykrzywiła usta, zaciskając pięści. Cichy, zgrzytliwy jęk przerodził się w krzyk pełen bólu i zaskoczenia. Zarówno na jej nadgarstkach, jak i wokół kostek i szyi rozżarzyły się czerwone obręcze niczym z rozgrzanego w piecu żelaza. Głuchy, zaścienny szczęk łańcuchów rozległ się w pomieszczeniu, kiedy Lucrece'a upadła na kolana. Jej czoło zaczęły żłobić jaskrawo-krwawe linie, układając się w symbol przywodzący na myśl głowę rogatej bestii. Mięśnie spięły się do granic możliwości, a kręgosłup dziewczyny wygiął łukiem do tyłu, kiedy jej kolejny krzyk wypełnił piwnicę. Te pojawiały się jeden za drugim, niemal całkowicie zagłuszając słowa Mantisa. Od znaku na czole zaczęły odchodzić linie, dzieląc jej twarz na drobne kawałeczki, schodząc na szyję, dekolt, ramiona, wżerały się wgłąb ciała niczym ostrze noża prowadzonego z namaszczeniem i rozmysłem, a spod skwierczącej, wyginającej się skóry spozierało na zewnątrz rdzawe światło metalicznego żaru. Głos jej zadrżał i przybrał iście żałosny ton, kiedy dygocząc na całym rozszarpywanym ciele, rozchyliła ręce na boki i uniosła głowę, rozpaczliwie starając się zaczerpnąć tchu.

Dokonaliście wyboru.

  Biegnąc ścieżynką z wyznaczonych na krwawym łuku znaków, upiorne białe światło rozlało się ku Gaspardowi, obejmując swym zimnym, ciemnym blaskiem krąg wokół jego stóp. Z nakreślonych tam run cienkie niczym pajęcza nić macki wystrzeliły w górę, sięgając ciała wampira, wbijając się w niego jak strzały na stalowych linach. Ukłucia tępego bólu przeszywały go raz za razem, jednocześnie tępiąc zmysły. Czuł, jak odpływają mu siły, jak mięśnie odmawiają współpracy, a mimo to wciąż trzymał się na nogach. Jak wisząca na sznurkach marionetka. Obraz przed oczyma rozpłynął się niemal zupełnie, pozostawiając tylko ją. Siedziała tam, tuż przed nim, jednak zwrócona plecami, tak daleko, a jednak tak blisko zdałoby się, jakby lada moment miał jej dotknąć, jej nieruchomych ramion, jej zimnej alabastrowej skóry. Jakby za moment miała się na niego obejrzeć niewidzącymi oczyma.
  Krzyk przerodził się w rozpaczliwy szloch, a z oczu Lu pociekły łzy palące jej delikatne policzki, wgryzały się w ciało jak rozlany na twarz kwas, ulatniając w strużkach dymu. Kilka gwałtownych spazmów wstrząsnęło jej kruchą istotą, nim wyżłobienia na ciele wdarły się głębiej, szatkując ją na kawałki, z których pojedyncze zaczęły spadać na podłogę. W spotkaniu z twardą posadzką roztrzaskiwały się w drobny mak, świetliste filiżanki upuszczone na bezduszny kamień.
  Trupi blask wędrował dalej przez salę, a zimne ściany piwnicy pokrył blady szron. Mrok zdawał się otulić ich wokoło, oddzielić od reszty świata czarną mgłą, zamykając całą piątkę w swym żałobnym welonie. Krąg wokół Jardina również się rozpalił, skwiercząc siarczyście na kamiennych płytkach, a wyryte na jego skórze znaki zapłonęły zielonym ogniem. Mężczyzna szarpnął się i zawył dziko, żywcem trawiony przez płomienie plugawej magii. Nie trzeba było długo czekać, by jego głos ucichł, niewiele w nim zostało życia po ostatnich kwadransach, a to teraz miało ulecieć ostatecznie. Gdy powoli mięśnie ustępowały, znikało z nich ostatnie napięcie, ciało Jardina upadło bezwładnie na posadzkę w środku kręgu i zaczęło dogasać.
  Tymczasem ostatni symbol rozjarzył się wściekle, a macki dotychczas podtrzymujące Gasparda w pionie, nagle opuściły jego ciało i rzuciły się w stronę Yuki. Razem z nimi przemknęło coś jeszcze, jakaś niewidzialna siła pchnęła wampira niemal niezauważalnie, prześlizgnęła się prosto przez niego. Świetliste pnącze oplotło ciało dziewczyny, zaciskało się na nim coraz bardziej, gniotąc i tak już stłamszone ubranie, aż przeszło przez nie i wniknęło do wnętrza.
  Pył tam, gdzie stała Lu, skrzył się leciutko, dogasał i znikał bez śladu.
  Ucichł Geo'Mantis, kończąc zasadniczą część rytuału.
  Ciało na środku sali drgnęło nieznacznie. Dziewczyna skuliła się powoli, zwinęła w kłębek na swoich kolanach i wplotła palce w czarne włosy.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Gaspard Anatell Sro Kwi 29, 2020 5:30 pm

Nie wiedział czego się spodziewać, niestety nie dostał spisu treści całego rytuału. Jedyne znane mu polecenie, to stój w miejscu i przetrwaj. Nie wiedział jak interpretować to drugie. Ale cholera, co jest trudnego w jego zadania. Ha.
Zerknął na wystraszonego bezdomnego, ale na ułamek sekundy, bo Gaushin rozpoczął swoje czary mary, wymawiając jakieś dziwne inkantacje w obcym mu języku. Miał zwidy, czy faktycznie w pomieszczeniu zrobiło się, jakby tak… ciemniej? Dziwne, nic nie zgasło, a jakby ktoś zaczął kraść światło. Jeszcze ciekawiej się zrobiło, gdy barwa płomieni przybrała odcień zieleni. Czyli faktycznie coś zaczęło się dziać. Ale czy… z ust Geo wydobywał się dym? Robiło się już dziwnie.
Jego uwagę odwrócił damski jęk bólu, który wydobywał się z Lucrece. To co się z nią zaczęło dziać było… przerażające. Czy Nekromanta to widział lub słyszał?! Bo Anatellowi rozbrzmiewało to w uszach jak dzwon, nie był w stanie nawet usłyszeć tego co wymawia Hrabia. Bolało go to okrutnie, miał ochotę tam biec i coś zrobić, ale nie… nie mógł, nie mógł opuścić tego głupiego okręgu. Jej cierpieniom nie było końca, a on zaczynał wątpić w to wszystko. Czy było to słuszne? Czy jej męka była tego warta…?
To już nieistotne. Nawet nie zorientował się, kiedy magiczna wiązka wystrzeliła z jego okręgu, przebijając go ze wszystkich stron. Jęknął i wypuścił powietrze, jakby to były śmiertelne postrzały z serii kusz. Wampir zaczynał tracić całą energię, zupełnie jak usychająca roślina. Ale… musiał… stać… w okręgu…
Wszystko powoli zaczynało zanikać, jakby przenosił się do innego świata. Tylko sylwetka zwłok Yuki pozostała na swoim miejscu. Gaspard miał dziwne wrażenie, jakby coś ciągnęło go do nich… jakby zawiązała się między nimi niewidzialna więź. To było dziwne, lecz jego stępiony zmysł nie rozpatrywał tego za bardzo. Nie mógł myśleć o niczym innym, niż o bólu i punkcie przed sobą. Szczerze nie był w stanie określić jak długo był w tym stanie, ani co działo się wokół niego, lecz przełom nastąpił, gdy poczuł lekkie zwolnienie macek, aby zaraz jakaś mistyczna moc przeniknęła przez jego ciało, prosto w stronę zwłok w centralnym punkcie. Wampir poczuł dziwny chłód i dyskomfort, aby zaraz cały ból ustąpił, wraz z zanikiem wiązek energii.
Wykończony tym bólem i otępieniem, padł na kolana, nie opuszczając przygasającego kręgu, tak jak obiecał. Jego głowa opadła na dół, wraz z rękoma, pozwalając się wyciszyć i przywrócić wszystkie zmysły do normy. Chwilę zajęło, aż podniósł wzrok, aby prześledzić sytuację w piwnicy, którą mroczne moce już opuszczały. Dostrzegł równie wykończonego Geo'Mantisa, oraz zwęglone zwłoki bezdomnego. Czyli ofiara… się przyjęła. Gaspard przetarł zasychającą krew z ust w rękaw, po czym zaczął szukać Lavelle, lecz jedynym śladem po niej był znikomy świetlisty pył. Czy oni ją… zniszczyli?!
Wtedy usłyszał szelest odzienia, w którym była młoda nieboszczka. Szare tęczówki skupiły się na Yuki, która sie… skuliła. Ona faktycznie… nie… jej ciało ożyło… czy naprawdę umieścili duszę Lucrece w Yuki…?
Wampir wyciągnął w jej stronę drżącą od wycieńczenia dłoń, jakby mógł ją stąd chwycić, lecz szybko opadła bezwładnie. Przełknął ślinę. Nie był gotów wstać na własne nogi, dlatego zaczął powoli zbliżać się na czworaka, aż zmniejszył dystans pomiędzy nimi, do jakiejś połowy długości tego odcinka. Znów klęknął i zaczął się w nią wpatrywać. Nie wiedział czego się spodziewać. Nie wiedział też jakie słowa zebrać w głowie… po prostu czekał, a jego serce biło jak opętane.

Kolejka: Tera Lu, potem Geo
Gaspard Anatell
Gaspard Anatell

Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Lucrece'a Lavelle Sro Kwi 29, 2020 8:15 pm

Powoli rozchyliła powieki, obserwując otoczenie beznamiętnym spojrzeniem. Trwała tak w nicości. Kątem oka dostrzegła porusznie, jakaś istota zdawała się do niej zbliżać. Co to było? Czym? Cichy dźwięk poinformował ją o kolejnej istocie, ale nie przejęła się tym w żaden sposób.
Powoli usiadła, a kruczoczarne włosy przesypały się z jej ramiona na plecy, kończąc swoją podróż na wilgotnej posadzce. Nieśpiesznie wzrok powędrował na podłoże, po którym z wolna przesunęła dłonią. Nic.
Kruczowłosa trwała tak dłuższą chwilę, aby obdarzyć pustym, smolistym spojrzeniem istotę Gasparda. Nie wiedziała co się dzieje, gdzie jest? A przed nią to...kto?
Zaciągnęła się powietrzem, a gdy to nastąpiło, jej wzrok gwałtownie przemieścił się po pomieszczeniu. Nic. Dlaczego?
Spojrzała na swoje dłonie, a zaraz na świeczkę. Płomień, który bez namysłu zgasiła własną dłonią, zdawał się ją dodatkowo ożywić. Machnęła dłońmi, rozbijając krąg w jakim się znalazła.
Spojrzała na osmoloną rękę, którą przed chwilą ugasiła świecę, długą dłonią ściskając swój nadgarstek. Nic.
Nie wiedziała co się działo, co się z nią działo. Kim była? Dlaczego powietrze nie pachnie? Przecież powinno! D-dlaczego? Dlaczego to nie bolało? Gdzie jestem? Kim ja jestem?
Próbowała zebrać myśli, pytania, jednakże z każdą chwilą chaotyczny natłok myśli przyczyniał się do większej liczby pytań, aniżeli odpowiedzi.
Zwiesiła głowę, mamrocząc pod nosem coś co zdawało się nie mieć sensu. Smoliste tęczówki uniosły się gwałtownie na postać Gasparda, a sama kobieta się spięła.
Lucrece'a Lavelle
Lucrece'a Lavelle

Stan postaci : Brak uszczerbków na zdrowiu.
Źródło avatara : Podam jak odnajdę autora

Powrót do góry Go down

Rezydencja Gaushina - Page 2 Empty Re: Rezydencja Gaushina

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach