Rezydencja Gaushina
+2
Gaspard Anatell
Mistrz Gry
6 posters
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Południowa Senema :: Adren
Strona 4 z 10
Strona 4 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Re: Rezydencja Gaushina
-Dobrze, proszę Pana.-odpowiedziałem mu i faktycznie ubrania pilnowałem. Zależało mi na tym, żeby niczego nie zniszczyć, bo nie chciałem żeby właściciel niepotrzebnie na mnie pieniądze wydawał. Popatrzyłem na niego cieplutko i w przeciwieństwie do mnie on mógł zobaczyć moje emocje. Dalej byłem podniecony wszystkim co się dzieje dookoła na podwórku, bez przerwy miętosiłem ubranie, co chwila je puszczając, rozprostowując i znów łapiąc w dłonie.
Z uśmiechem przyglądałem się kwiatom, lecz prawda była taka, że to nie one były w centrum mojego zainteresowania. Wzrok ciągle wracał mi na właściciela. Śledziłem jego ruchy, sylwetkę, zerkałem mu na twarz i włosy. Przy pierwszym spotkaniu się na niego niestety nie napatrzyłem wystarczająco, ale teraz mogłem patrzeć do woli. Starałem się to robić dyskretnie, niestety dyskretność nie jest moją mocną stroną.
Zatrzymałem się z właścicielem, obserwowałem jak schyla się i coś podnosi. Zadarłem łepek by mu na buźkę spojrzeć kiedy mi różę podarował. Uśmiechnąłem się w ten specyficzny, zawstydzony sposób, któremu towarzyszy ucieczka wzrokiem. Odebrałem kwiatka i dygnąłem lekko w podziękowaniu.
-Rozumiem, proszę Pana.-odpowiedziałem kulturalnie, po czym wsadziłem nosa w białe płatki i zaciągnąłem się ślicznym zapachem. Nie mam zamiaru niszczyć ogrodu właściciela, to by było złe. Ale takie urwane rośliny mogę zbierać i na przykład do wazonu wstawiać żeby ozdobić jadalnię czy korytarz. Może będę mógł mieć w pokoju taki wazonik. Kass byłby zadowolony z tego. Z resztą jak inaczej mogę swój pokój ozdabiać?
Wysłuchałem co ma dalej do powiedzenia. Każde jego słowo było na wagę złota. Muszę się skupić i nic nie ominąć uwagą. Chcę być najlepszym sługą, to będę najlepszym sługą, jakim tylko mogę być. Pewnie Pana Bogd'ana nie przegonię, więc skoro tak, to będzie on moim idolem. Chcę być taki jak przystojny Pan Bogd'an.
-Rozumiem, proszę Pana. Dziękuję.-kolejny wyszczerz, w którym prezentowałem sporą szparę między zębami. Lubię ją. Pan Elamir i Kass mówili, że jest słodka i dziecięca, dodaje mi uroku, a że nie przeszkadza w śpiewaniu, to nie ma co tego korygować.
Podeszliśmy do altanki. Nie chciałem być niegrzeczny, więc poczekałem na zgodę właściciela czy mogę usiąść czy też nie. Jeśli mogłem to usiadłem kawałeczek od niego, żeby mógł bez problemu do mnie ręką sięgnąć, ale żebym nie stresował go bliskością. Nie wiem jak bardzo ją lubi. Muszę obserwować.
Znów się nie odzywałem. Nie chciałem mu przerywać chwili odpoczynku. Mimo tego rozglądałem się w kółko, po otoczeniu. Tutaj zainteresowały mnie kwiaty, tutaj motylek, tam pszczółka, a tam jakiś ptak siedzący na gałązce. Machałem nogami nad ziemią, cały szczęśliwy, że tak tu pięknie. Gładziłem opuszkami materiał pończoszek i co chwila zerkałem na Pana Gaushina, z czasem zwyczajnie nie mogąc odlepić od niego wzroku, jakby on był najciekawszą rzeczą w ogrodzie. Bo szczerze powiedziawszy był.
Z uśmiechem przyglądałem się kwiatom, lecz prawda była taka, że to nie one były w centrum mojego zainteresowania. Wzrok ciągle wracał mi na właściciela. Śledziłem jego ruchy, sylwetkę, zerkałem mu na twarz i włosy. Przy pierwszym spotkaniu się na niego niestety nie napatrzyłem wystarczająco, ale teraz mogłem patrzeć do woli. Starałem się to robić dyskretnie, niestety dyskretność nie jest moją mocną stroną.
Zatrzymałem się z właścicielem, obserwowałem jak schyla się i coś podnosi. Zadarłem łepek by mu na buźkę spojrzeć kiedy mi różę podarował. Uśmiechnąłem się w ten specyficzny, zawstydzony sposób, któremu towarzyszy ucieczka wzrokiem. Odebrałem kwiatka i dygnąłem lekko w podziękowaniu.
-Rozumiem, proszę Pana.-odpowiedziałem kulturalnie, po czym wsadziłem nosa w białe płatki i zaciągnąłem się ślicznym zapachem. Nie mam zamiaru niszczyć ogrodu właściciela, to by było złe. Ale takie urwane rośliny mogę zbierać i na przykład do wazonu wstawiać żeby ozdobić jadalnię czy korytarz. Może będę mógł mieć w pokoju taki wazonik. Kass byłby zadowolony z tego. Z resztą jak inaczej mogę swój pokój ozdabiać?
Wysłuchałem co ma dalej do powiedzenia. Każde jego słowo było na wagę złota. Muszę się skupić i nic nie ominąć uwagą. Chcę być najlepszym sługą, to będę najlepszym sługą, jakim tylko mogę być. Pewnie Pana Bogd'ana nie przegonię, więc skoro tak, to będzie on moim idolem. Chcę być taki jak przystojny Pan Bogd'an.
-Rozumiem, proszę Pana. Dziękuję.-kolejny wyszczerz, w którym prezentowałem sporą szparę między zębami. Lubię ją. Pan Elamir i Kass mówili, że jest słodka i dziecięca, dodaje mi uroku, a że nie przeszkadza w śpiewaniu, to nie ma co tego korygować.
Podeszliśmy do altanki. Nie chciałem być niegrzeczny, więc poczekałem na zgodę właściciela czy mogę usiąść czy też nie. Jeśli mogłem to usiadłem kawałeczek od niego, żeby mógł bez problemu do mnie ręką sięgnąć, ale żebym nie stresował go bliskością. Nie wiem jak bardzo ją lubi. Muszę obserwować.
Znów się nie odzywałem. Nie chciałem mu przerywać chwili odpoczynku. Mimo tego rozglądałem się w kółko, po otoczeniu. Tutaj zainteresowały mnie kwiaty, tutaj motylek, tam pszczółka, a tam jakiś ptak siedzący na gałązce. Machałem nogami nad ziemią, cały szczęśliwy, że tak tu pięknie. Gładziłem opuszkami materiał pończoszek i co chwila zerkałem na Pana Gaushina, z czasem zwyczajnie nie mogąc odlepić od niego wzroku, jakby on był najciekawszą rzeczą w ogrodzie. Bo szczerze powiedziawszy był.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
Cieszę się, że rozumie i rozumie... Nie mam mu nic złego do zarzucenia, nic a nic. Wydaje mi się, że tylko teraz, na samym początku może tak mówić w kółko i mówić, tylko przez to, że w nowym miejscu jest.
Jeżeli się na mnie ciągle oglądał, to proszę bardzo. Nie bronię mu, broń bogowie. Niech zapamięta dobrze, jak wyglądam, jak się poruszam. W razie czego, gdyby się na moment zgubił, wyłapie mnie bez problemu z tłumu. A może powinienem mu zaproponować sprawdzenie jak pachnę? Zaśmiałem się w myślach. To wtedy by mnie moja hybrydka wytropić po zapachu mogła. No dobrze, a teraz bez żartów, to piesek nie jest. Nie wywącha mnie tak raczej.
Poszedłem z nim na altankę, usiadłem sobie i kiwnąłem głową do niego. Niech podejdzie, porozmawiamy sobie. Tylko czekałem sobie jeszcze, aż usiądzie.
Sięgnąłem ręką po najbliższe winogrono, zerwałem kilka i podałem mu część. Niech sobie zje, smacznego. Sam też zjadłem to co miałem. Tak myślałem, że te winogrona będą przepyszne.
-Już Ci o kawie i herbacie powiedziałem, prawda? Że będziesz je przynosić? - Odczekałem, aż powie mi, czy mówiłem czy nie. Chciałem mieć pewność, by się nie powtarzać. To nie tak, że demencja starcza mnie już bierze. -Bogd'an jutro przyjdzie do Ciebie rano i pokaże Ci wszystko. Gdzie będziesz odbierał napoje oraz przede wszystkim, gdzie kuchnia jest. Będziesz również musiał się zajmować naczyniami, odbierać je z posiłkami i zanosić. Zapewne będziesz jeszcze w kuchni pomagał. To chyba na razie dużo nie jest, prawda? O własne posiłki nie musisz się martwić. Kiedy jest pora obiadowa, posiłki są wydawane dla wszystkich, są równe. Jeżeli chcesz, to możesz jeść je wtedy ze mną. - Od razu mu to zaproponowałem. Mógłby mi mówić jak się czuje, co myśli i co by chciał. Może miałby mi coś ciekawego do opowiedzenia? Myślę, że w ten sposób byłbym w stanie zacieśnić więzy z nim.
-Masz może jakieś pytania odnośnie swojego pobytu tutaj? Jestem otwarty, by udzielić Ci odpowiedzi. - Ja nawet chcę, by mnie o coś zapytał! Sam pytany być lubię niesamowicie i odpowiadać też.
Urwałem jeszcze trochę winogron i mu wręczyłem. Ja naprawdę jakimś ogromnym smakoszem jedzenia jestem. Mógłbym jeść i jeść. Szczególnie słodycze, och, jak ja kocham słodycze... A jakie niezdrowe dla mnie są! Ciekawe, czy chłopiec też lubi słodkości.
-Powiedz mi, Gide. Lubisz może rysować? - No i znów go sam zagadnąłem. Nie chcę z nim teraz w całkowitej ciszy siedzieć. Chcę go poznać dobrze i wiedzieć o nim wszystko. Może to za prędko, ale już czuję do niego dość dużą sympatię. Miły, ładny, uśmiechnięty chłopiec. Czego tu więcej od niego wymagać? Wygląd śliczny ma, pewnych rzeczy się go nauczy i będzie idealnie. Nie porwie jedynie mnie swoją skromną osóbką, ale i tłumy swoimi umiejętnościami, które nabędzie. Dopilnuję tego.
Jeżeli się na mnie ciągle oglądał, to proszę bardzo. Nie bronię mu, broń bogowie. Niech zapamięta dobrze, jak wyglądam, jak się poruszam. W razie czego, gdyby się na moment zgubił, wyłapie mnie bez problemu z tłumu. A może powinienem mu zaproponować sprawdzenie jak pachnę? Zaśmiałem się w myślach. To wtedy by mnie moja hybrydka wytropić po zapachu mogła. No dobrze, a teraz bez żartów, to piesek nie jest. Nie wywącha mnie tak raczej.
Poszedłem z nim na altankę, usiadłem sobie i kiwnąłem głową do niego. Niech podejdzie, porozmawiamy sobie. Tylko czekałem sobie jeszcze, aż usiądzie.
Sięgnąłem ręką po najbliższe winogrono, zerwałem kilka i podałem mu część. Niech sobie zje, smacznego. Sam też zjadłem to co miałem. Tak myślałem, że te winogrona będą przepyszne.
-Już Ci o kawie i herbacie powiedziałem, prawda? Że będziesz je przynosić? - Odczekałem, aż powie mi, czy mówiłem czy nie. Chciałem mieć pewność, by się nie powtarzać. To nie tak, że demencja starcza mnie już bierze. -Bogd'an jutro przyjdzie do Ciebie rano i pokaże Ci wszystko. Gdzie będziesz odbierał napoje oraz przede wszystkim, gdzie kuchnia jest. Będziesz również musiał się zajmować naczyniami, odbierać je z posiłkami i zanosić. Zapewne będziesz jeszcze w kuchni pomagał. To chyba na razie dużo nie jest, prawda? O własne posiłki nie musisz się martwić. Kiedy jest pora obiadowa, posiłki są wydawane dla wszystkich, są równe. Jeżeli chcesz, to możesz jeść je wtedy ze mną. - Od razu mu to zaproponowałem. Mógłby mi mówić jak się czuje, co myśli i co by chciał. Może miałby mi coś ciekawego do opowiedzenia? Myślę, że w ten sposób byłbym w stanie zacieśnić więzy z nim.
-Masz może jakieś pytania odnośnie swojego pobytu tutaj? Jestem otwarty, by udzielić Ci odpowiedzi. - Ja nawet chcę, by mnie o coś zapytał! Sam pytany być lubię niesamowicie i odpowiadać też.
Urwałem jeszcze trochę winogron i mu wręczyłem. Ja naprawdę jakimś ogromnym smakoszem jedzenia jestem. Mógłbym jeść i jeść. Szczególnie słodycze, och, jak ja kocham słodycze... A jakie niezdrowe dla mnie są! Ciekawe, czy chłopiec też lubi słodkości.
-Powiedz mi, Gide. Lubisz może rysować? - No i znów go sam zagadnąłem. Nie chcę z nim teraz w całkowitej ciszy siedzieć. Chcę go poznać dobrze i wiedzieć o nim wszystko. Może to za prędko, ale już czuję do niego dość dużą sympatię. Miły, ładny, uśmiechnięty chłopiec. Czego tu więcej od niego wymagać? Wygląd śliczny ma, pewnych rzeczy się go nauczy i będzie idealnie. Nie porwie jedynie mnie swoją skromną osóbką, ale i tłumy swoimi umiejętnościami, które nabędzie. Dopilnuję tego.
☂
"Love me, love me whole
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Odłożyłem różyczkę na ławkę obok mnie i odebrałem winogrona. Nieśmiało zjadłem jedno. Miało...smak... Delikatnie się skrzywiłem, bo kwaśne trochę było, ale przy następnym nie krzywiłem się już wcale.
-Tak, proszę Pana.-przytaknąłem. Gdyby się powtórzył, to słowa złego bym mu nie powiedział. To mój właściciel, może mówić, co chce.
Słuchałem uważnie, w skupieniu tego co mówił. To bardzo ważne rzeczy. Pokręciłem głową na pierwsze pytanie, że to nie dużo obowiązków jest, bo nie jest. Teraz troszkę brzmi strasznie, bo Pan Gaushin mówi wszystko na raz i troszkę się zgubiłem, ale jutro Pan Bogd'an mi wszystko wytłumaczy. Będzie dobrze. Z takim nauczycielem musi być dobrze. Obiecuję, że będę się przykładał do pracy.
Dostałem chwilę na wypowiedź. Zastanowiłem się szybciutko i do głowy natychmiast przyszły mi dwa pytania.
-Czy mogę dostawać mniejsze porcje posiłków, proszę Pana?-rzuciłem pierwsze, patrząc się na ładnego mężczyznę. Bałem się, że drugie pytanie wypadnie mi z głowy, więc zadałem je od razu po pierwszym. Może to nieco niegrzecznie, przepraszam.-I powiedziałby mi Pan, o której godzinie wstaje Pan rano?-wgapiałem się w niego, w pełni na nim skupiony. Nie chcę się pomylić. Obiecałem, że będę nosił kawę o dobrej godzinie, to będę nosił kawę o dobrej godzinie.
Miałem jeszcze trochę winogron, ale jeśli Pan Gaushin chciał, żebym wziął kolejne, to wziąłem i powolutku je jadłem. Nie chciałem się zakrztusić ich sokiem. Rozgryzałem ich malutkie pestki, rozkoszując się ich przyjemną gorzkością. Pyszne. Zamiast słodyczy wolałbym jeść pestki winogron.
Zbystrzałem słysząc swoje imię. Wzrok znów spoczął na mężczyźnie. Kolejne szybkie zastanowienie się, które nie było tak szybkie jak myślałem. Pogładziłem czule winogronko, popatrzyłem na nie.
-Wydaje mi się, że tak, proszę Pana.-zmarszczyłem nieco brwi.-U Pana Elamira nie mieliśmy czym, nie pozwalał nam, a u Pana Teagana nie próbowałem. Czasami rysowałem po piasku palcami, proszę Pana.-dodałem nieco żywiej, znów się uśmiechając, machając nogami nad ziemią i patrząc się na właściciela błyszczącymi ślepiami. Czułem się troszkę dumny? Możliwe. Właściciel zapytał mnie o umiejętność, a ja chociaż nie mam jej dobrze rozwiniętej, to jednak wiem chociaż o co chodzi. Zawstydziłem się lekko, przez to, że chyba trochę zawiodłem oczekiwania mężczyzny. Może chciał żebym mu i śpiewał i rysował? Ja się nauczę. Nauczę się wszystkiego czego tylko Pan Gaushin będzie chciał.
-Tak, proszę Pana.-przytaknąłem. Gdyby się powtórzył, to słowa złego bym mu nie powiedział. To mój właściciel, może mówić, co chce.
Słuchałem uważnie, w skupieniu tego co mówił. To bardzo ważne rzeczy. Pokręciłem głową na pierwsze pytanie, że to nie dużo obowiązków jest, bo nie jest. Teraz troszkę brzmi strasznie, bo Pan Gaushin mówi wszystko na raz i troszkę się zgubiłem, ale jutro Pan Bogd'an mi wszystko wytłumaczy. Będzie dobrze. Z takim nauczycielem musi być dobrze. Obiecuję, że będę się przykładał do pracy.
Dostałem chwilę na wypowiedź. Zastanowiłem się szybciutko i do głowy natychmiast przyszły mi dwa pytania.
-Czy mogę dostawać mniejsze porcje posiłków, proszę Pana?-rzuciłem pierwsze, patrząc się na ładnego mężczyznę. Bałem się, że drugie pytanie wypadnie mi z głowy, więc zadałem je od razu po pierwszym. Może to nieco niegrzecznie, przepraszam.-I powiedziałby mi Pan, o której godzinie wstaje Pan rano?-wgapiałem się w niego, w pełni na nim skupiony. Nie chcę się pomylić. Obiecałem, że będę nosił kawę o dobrej godzinie, to będę nosił kawę o dobrej godzinie.
Miałem jeszcze trochę winogron, ale jeśli Pan Gaushin chciał, żebym wziął kolejne, to wziąłem i powolutku je jadłem. Nie chciałem się zakrztusić ich sokiem. Rozgryzałem ich malutkie pestki, rozkoszując się ich przyjemną gorzkością. Pyszne. Zamiast słodyczy wolałbym jeść pestki winogron.
Zbystrzałem słysząc swoje imię. Wzrok znów spoczął na mężczyźnie. Kolejne szybkie zastanowienie się, które nie było tak szybkie jak myślałem. Pogładziłem czule winogronko, popatrzyłem na nie.
-Wydaje mi się, że tak, proszę Pana.-zmarszczyłem nieco brwi.-U Pana Elamira nie mieliśmy czym, nie pozwalał nam, a u Pana Teagana nie próbowałem. Czasami rysowałem po piasku palcami, proszę Pana.-dodałem nieco żywiej, znów się uśmiechając, machając nogami nad ziemią i patrząc się na właściciela błyszczącymi ślepiami. Czułem się troszkę dumny? Możliwe. Właściciel zapytał mnie o umiejętność, a ja chociaż nie mam jej dobrze rozwiniętej, to jednak wiem chociaż o co chodzi. Zawstydziłem się lekko, przez to, że chyba trochę zawiodłem oczekiwania mężczyzny. Może chciał żebym mu i śpiewał i rysował? Ja się nauczę. Nauczę się wszystkiego czego tylko Pan Gaushin będzie chciał.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
Nie spodziewałem się, że temat akurat z jego strony, który padł, będzie akurat o jedzeniu. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem zmieszanym z zainteresowaniem. Faktycznie, jak sobie przypominam, to nie zjadł szczególnie dużo... Znaczy, nie, nie zjadł po prostu wszystkiego co miał na talerzu.
-W takim razie powiem przed kolacją Bogd'anowi, by przekazał, aby kucharz przygotowywał Ci mniejsze porcyjki. - Uśmiechnąłem się do niego. Skoro taka jego wola jest, to proszę bardzo. I jedzenie wtedy się tak marnować nie będzie... Choć to problemem takim ogromnym nie jest. Z resztą, zapewne z wiekiem się to zmieni. Zacznie rosnąć i jego potrzeby się zwiększą.
-Wstaję codziennie rano skoro świt. Trochę mi zajmuje przygotowanie się do wyjścia z pokoju, to dlatego. Nie martw się, nie musisz dla mnie wstawać wtedy, kiedy ja. Możesz sobie dłużej pospać. - A może niespodziankę chce mi zrobić? Będzie mi herbatki może z rana przynosił? Albo kawusie? To byłoby bardzo miłe z jego strony, chociaż napój gorący miałbym zaraz na śniadaniu. To nie szkodzi, mogę wypić więcej. Aż szkoda mu odmawiać.
O tak, chciałem, by wziął ode mnie jeszcze kilka winogronek. Chciałem, by sobie jadł ze mną. Mi osobiście smakowało bardzo, a skoro on się nieszczególnie się krzywił i jadł, to myślę, że i jemu to smakuje. Nie podejrzewałem nawet, że skupia się głównie na pesteczkach. Jeżeli lubi, to proszę. Ja je zwyczajnie połykałem.
Spytałem go o to czy rysować może lubi i się nie zawiodłem. Trochę posmutniałem, kiedy usłyszałem, że jego pierwszy? Wydaje mi się, że pierwszym właścicielem był Elamir. Nie wiem, mogę się mylić. Zawsze mógł mu zostać sprzedany od kogoś innego. Hodowcy jakiegoś. W każdym razie! Smutno mi się zrobiło, jak usłyszałem, że nie pozwalał mu rysować. Zastanowiło mnie dlaczego tak było, ale nie chciałem szczególnie drążyć tego tematu. Mogło to być częścią jego niemiłych wspomnień.
-Mogę Ci poszukać kredki, na pewno się jakieś znajdą. A kartek u mnie jest mnóstwo, o to martwić się nie musisz... - Zastanowiłem się na głos. Właściwie, jestem skłonny, aby wysłać Bogd'ana po małe zakupy do stolicy. Mógłby nie tylko kupić rzeczy, które są potrzebne mi, ale i również mógłby kupić nowe, piękne kredki, świetnej jakości dla chłopca. Czy kredki tylko? Może pokochałby również malarstwo? Rzeźbiarstwo? Jestem skłonny zapewnić mu wszystko, co by chciał spróbować. To dopiero byłby artysta wszechstronnie uzdolniony! Och, coraz bardziej przekonuję się, że mógłby się zaprzyjaźnić z Gaspardem... Tak mi szkoda, że ten gdzieś poszedł. Uśmiechnąłem się leciutko pod nosem. Tak myślę, że niedługo zacznę zbierać artystów z wszystkich dziedzin pod dachem. Cudnego śpiewaka już tutaj mam, rozszerzę mu horyzonty o granie na instrumentach, obiecuję mu to. Poeta? Mam nadzieję, że do mnie prędko wróci. Brak mi malarza - choć na ten moment Gide coś po sobie znać daje. Kto jeszcze, kto jeszcze... Tancerza, o!
-Mógłbyś mi jeszcze coś o sobie powiedzieć? Możesz mnie też o coś zapytać jeszcze, jeżeli chodzi o moją osobę. Odpowiem Ci na wszystko. - Prawie wszystko, ale części rzeczy zapewne się nie spodziewa po mnie. Więc i po co pytać?
Chwilkę jeszcze tutaj posiedzimy i pójdziemy dalej. Co dalej? Cóż, pójdziemy jeszcze kawałek przez ogród, do domu. Pokażę mu w których miejscach będzie mógł mnie znaleźć.
-W takim razie powiem przed kolacją Bogd'anowi, by przekazał, aby kucharz przygotowywał Ci mniejsze porcyjki. - Uśmiechnąłem się do niego. Skoro taka jego wola jest, to proszę bardzo. I jedzenie wtedy się tak marnować nie będzie... Choć to problemem takim ogromnym nie jest. Z resztą, zapewne z wiekiem się to zmieni. Zacznie rosnąć i jego potrzeby się zwiększą.
-Wstaję codziennie rano skoro świt. Trochę mi zajmuje przygotowanie się do wyjścia z pokoju, to dlatego. Nie martw się, nie musisz dla mnie wstawać wtedy, kiedy ja. Możesz sobie dłużej pospać. - A może niespodziankę chce mi zrobić? Będzie mi herbatki może z rana przynosił? Albo kawusie? To byłoby bardzo miłe z jego strony, chociaż napój gorący miałbym zaraz na śniadaniu. To nie szkodzi, mogę wypić więcej. Aż szkoda mu odmawiać.
O tak, chciałem, by wziął ode mnie jeszcze kilka winogronek. Chciałem, by sobie jadł ze mną. Mi osobiście smakowało bardzo, a skoro on się nieszczególnie się krzywił i jadł, to myślę, że i jemu to smakuje. Nie podejrzewałem nawet, że skupia się głównie na pesteczkach. Jeżeli lubi, to proszę. Ja je zwyczajnie połykałem.
Spytałem go o to czy rysować może lubi i się nie zawiodłem. Trochę posmutniałem, kiedy usłyszałem, że jego pierwszy? Wydaje mi się, że pierwszym właścicielem był Elamir. Nie wiem, mogę się mylić. Zawsze mógł mu zostać sprzedany od kogoś innego. Hodowcy jakiegoś. W każdym razie! Smutno mi się zrobiło, jak usłyszałem, że nie pozwalał mu rysować. Zastanowiło mnie dlaczego tak było, ale nie chciałem szczególnie drążyć tego tematu. Mogło to być częścią jego niemiłych wspomnień.
-Mogę Ci poszukać kredki, na pewno się jakieś znajdą. A kartek u mnie jest mnóstwo, o to martwić się nie musisz... - Zastanowiłem się na głos. Właściwie, jestem skłonny, aby wysłać Bogd'ana po małe zakupy do stolicy. Mógłby nie tylko kupić rzeczy, które są potrzebne mi, ale i również mógłby kupić nowe, piękne kredki, świetnej jakości dla chłopca. Czy kredki tylko? Może pokochałby również malarstwo? Rzeźbiarstwo? Jestem skłonny zapewnić mu wszystko, co by chciał spróbować. To dopiero byłby artysta wszechstronnie uzdolniony! Och, coraz bardziej przekonuję się, że mógłby się zaprzyjaźnić z Gaspardem... Tak mi szkoda, że ten gdzieś poszedł. Uśmiechnąłem się leciutko pod nosem. Tak myślę, że niedługo zacznę zbierać artystów z wszystkich dziedzin pod dachem. Cudnego śpiewaka już tutaj mam, rozszerzę mu horyzonty o granie na instrumentach, obiecuję mu to. Poeta? Mam nadzieję, że do mnie prędko wróci. Brak mi malarza - choć na ten moment Gide coś po sobie znać daje. Kto jeszcze, kto jeszcze... Tancerza, o!
-Mógłbyś mi jeszcze coś o sobie powiedzieć? Możesz mnie też o coś zapytać jeszcze, jeżeli chodzi o moją osobę. Odpowiem Ci na wszystko. - Prawie wszystko, ale części rzeczy zapewne się nie spodziewa po mnie. Więc i po co pytać?
Chwilkę jeszcze tutaj posiedzimy i pójdziemy dalej. Co dalej? Cóż, pójdziemy jeszcze kawałek przez ogród, do domu. Pokażę mu w których miejscach będzie mógł mnie znaleźć.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Z uśmiechem skinąłem głową do właściciela, szczęśliwy, że nie będę musiał wpychać w siebie jedzenia na siłę.
-Dziękuję, proszę Pana.-o tak, posiłki będą o wiele przyjemniejsze kiedy nie będę musiał się z nimi męczyć.
Przytaknąłem dzielnie głową na wieść o której wstaje. Skoro trochę czasu mu to zajmuje, to mogę wstać razem z nim. Dużo czasu mi rano nie trzeba, o ile mam wybrane ubrania i nie muszę siedzieć niezdecydowany na ziemi i oglądać bluzki. Dam sobie radę.
Odebrałem winogrona, skoro musiałem i jadłem je, rozgryzając każdą pestkę, żadnej nie ominąłem.
Miłe wspomnienia to nie były, ale też nie były złe, w końcu mieli dużo innych rozrywek, zajmowali się sobą na inne sposoby. U Pana Teagana poczuł mocniej brak mocnej umiejętności solowych zajęć. Zawsze ktoś był obok i nagle nie ma nikogo.
Uśmiechnąłem się uroczo na propozycję znalezienia mi kredek. Gdybym mógł to bym się schował pod jakimś kocykiem. Było mi cieplutko w policzki i miło na serduszku. Coraz bardziej lubiłem mojego właściciela. Nie dlatego, że chce mi dawać rzeczy, ale dlatego, że o mnie tyle myśli i się tak starać dla mnie chce. Liczę, że będzie żył długo, żebym mógł z nim długo żyć. Zaniemówiłem z zawstydzenia. Nie myślałem, że będę mógł rysować. Ciekawe czy to bardzo trudne. Na piasku trochę trudne jest, zwłaszcza kiedy inni bawią się obok i niszczą przypadkiem obrazek.
-Dziękuję, proszę Pana.-wydukałem w końcu, ciągle machając radośnie nogami. Uśmiechnąłem się do siebie, uśmiechnąłem się do właściciela, zerkając na niego krótko. Gdybym mógł to bym go przytulił. Chciałbym, żeby mnie pogłaskał, albo potrzymał za rękę. Poczekam na to. Jestem cierpliwy.
Zastanowiłem się chwilę na pytanie. Co mogę powiedzieć o sobie? Pierwszą myślą było, żeby przedstawić mu mojego pluszaka, ale bałem się, że źle na mnie popatrzy. Nie chciałem, żeby mojego przyjaciela obraził. Ja wiem, że Pan Gaushin jest bardzo miły, cały czas, ale bałem się. Kass pewnie też jeszcze nie czuje się na tyle pewnie, żeby poznawać nowych ludzi. Może jutro? Tak, jutro, albo pojutrze. Dzisiaj opowiem mu wszystko przed snem.
Postanowiłem się zapytać o rzecz, która najbardziej przykuła moją uwagę.
-Mogę wiedzieć, dlaczego nosi Pan ciągle okulary?-ciemne szkiełka rzucały się mocno w oczy. Przyzwyczaję się do nich, to pewne, ale skoro mam okazję się czegoś dowiedzieć, to czemu nie? Wlepiłem wzrok w mężczyznę, oczekując odpowiedzi.
-Dziękuję, proszę Pana.-o tak, posiłki będą o wiele przyjemniejsze kiedy nie będę musiał się z nimi męczyć.
Przytaknąłem dzielnie głową na wieść o której wstaje. Skoro trochę czasu mu to zajmuje, to mogę wstać razem z nim. Dużo czasu mi rano nie trzeba, o ile mam wybrane ubrania i nie muszę siedzieć niezdecydowany na ziemi i oglądać bluzki. Dam sobie radę.
Odebrałem winogrona, skoro musiałem i jadłem je, rozgryzając każdą pestkę, żadnej nie ominąłem.
Miłe wspomnienia to nie były, ale też nie były złe, w końcu mieli dużo innych rozrywek, zajmowali się sobą na inne sposoby. U Pana Teagana poczuł mocniej brak mocnej umiejętności solowych zajęć. Zawsze ktoś był obok i nagle nie ma nikogo.
Uśmiechnąłem się uroczo na propozycję znalezienia mi kredek. Gdybym mógł to bym się schował pod jakimś kocykiem. Było mi cieplutko w policzki i miło na serduszku. Coraz bardziej lubiłem mojego właściciela. Nie dlatego, że chce mi dawać rzeczy, ale dlatego, że o mnie tyle myśli i się tak starać dla mnie chce. Liczę, że będzie żył długo, żebym mógł z nim długo żyć. Zaniemówiłem z zawstydzenia. Nie myślałem, że będę mógł rysować. Ciekawe czy to bardzo trudne. Na piasku trochę trudne jest, zwłaszcza kiedy inni bawią się obok i niszczą przypadkiem obrazek.
-Dziękuję, proszę Pana.-wydukałem w końcu, ciągle machając radośnie nogami. Uśmiechnąłem się do siebie, uśmiechnąłem się do właściciela, zerkając na niego krótko. Gdybym mógł to bym go przytulił. Chciałbym, żeby mnie pogłaskał, albo potrzymał za rękę. Poczekam na to. Jestem cierpliwy.
Zastanowiłem się chwilę na pytanie. Co mogę powiedzieć o sobie? Pierwszą myślą było, żeby przedstawić mu mojego pluszaka, ale bałem się, że źle na mnie popatrzy. Nie chciałem, żeby mojego przyjaciela obraził. Ja wiem, że Pan Gaushin jest bardzo miły, cały czas, ale bałem się. Kass pewnie też jeszcze nie czuje się na tyle pewnie, żeby poznawać nowych ludzi. Może jutro? Tak, jutro, albo pojutrze. Dzisiaj opowiem mu wszystko przed snem.
Postanowiłem się zapytać o rzecz, która najbardziej przykuła moją uwagę.
-Mogę wiedzieć, dlaczego nosi Pan ciągle okulary?-ciemne szkiełka rzucały się mocno w oczy. Przyzwyczaję się do nich, to pewne, ale skoro mam okazję się czegoś dowiedzieć, to czemu nie? Wlepiłem wzrok w mężczyznę, oczekując odpowiedzi.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
"Dziękuję, proszę pana, dziękuję, proszę pana..." Ach, nie ma za co kochana kózko. Naprawdę, to drobiazg, to wszystko. Gdyby jeszcze wiedział, że cena takich kredek nic nie znaczy... Niczym nie ma się przejmować. Och, gdyby on w tym momencie wiedział ile mógłbym w niego zainwestować, ile mógłbym pieniędzy w niego włożyć. Wtedy to dopiero by zaniemówił!
Chciałem, by spytał się mnie o coś i proszę. Zamrugałem z lekka zdziwiony, że akurat o moje noszenie okularów się pyta. Fakt, to przyciąga wzrok, szczególnie tych, niewtajemniczonych osób. I dzieci. Nie mogę mieć do niego pretensji o to. Z resztą, sam poprosiłem o pytania, więc wypada mi na nie odpowiedzieć.
-Mam światłowstręt. Cały czas mrużyłbym oczy, gdyby nie okulary. - W tym momencie pomyślałem, że może nie do końca zrozumieć termin "światłowstręt". -Moje oczy niezbyt lubią światło. Wybacz, jeżeli Cię to trochę konfunduje. Mam nadzieję, że to rozumiesz... - Wyciągnąłem do niego rękę i nieśmiało go pogłaskałem. Mogę go dotknąć? Nie obrazi się? Są w końcu osoby, które nie lubią być dotykane. Nie chciałbym naruszyć jego przestrzeni osobistej. -Nie musisz się mną przejmować. Dopóki mam te okulary jest dobrze. - Odczekałem jeszcze chwilkę. Ma może jeszcze jakieś pytania do mnie? Cokolwiek? Sam zacząłem się zastanawiać, czy czegoś jeszcze się go nie spytać.
Zerwałem kolejne winogrona i zjadłem. Odwróciłem głowę do wyjścia, gdzie wlewało się najwięcej światła.
-Powiedz mi może jeszcze. Czytać umiesz, prawda? A pisać? Chciałbym, żebyś zarówno rozwijał umiejętność czytania i pisania. Mogą Ci się te umiejętności w przyszłości bardzo przydać. Sam mogę Cię tego poduczyć. - I to będzie kolejna rzecz na mojej głowie. Cóż, mogę mu rozrysować tabeleczki, zwyczajnie będzie przepisywać w kółko literki, aż w końcu zacznie zdania próbować pisać. Sam się skupi na swojej pracy, ja przeszkadzać mu nie będę, tylko pracą swoją się zajmę. Dobrze, że młody jest i na ten moment można go jeszcze dużo nauczyć. Młody mózg w końcu dużo chłonie nowości. Wystarczy go odpowiednio nakierować.
Chciałem, by spytał się mnie o coś i proszę. Zamrugałem z lekka zdziwiony, że akurat o moje noszenie okularów się pyta. Fakt, to przyciąga wzrok, szczególnie tych, niewtajemniczonych osób. I dzieci. Nie mogę mieć do niego pretensji o to. Z resztą, sam poprosiłem o pytania, więc wypada mi na nie odpowiedzieć.
-Mam światłowstręt. Cały czas mrużyłbym oczy, gdyby nie okulary. - W tym momencie pomyślałem, że może nie do końca zrozumieć termin "światłowstręt". -Moje oczy niezbyt lubią światło. Wybacz, jeżeli Cię to trochę konfunduje. Mam nadzieję, że to rozumiesz... - Wyciągnąłem do niego rękę i nieśmiało go pogłaskałem. Mogę go dotknąć? Nie obrazi się? Są w końcu osoby, które nie lubią być dotykane. Nie chciałbym naruszyć jego przestrzeni osobistej. -Nie musisz się mną przejmować. Dopóki mam te okulary jest dobrze. - Odczekałem jeszcze chwilkę. Ma może jeszcze jakieś pytania do mnie? Cokolwiek? Sam zacząłem się zastanawiać, czy czegoś jeszcze się go nie spytać.
Zerwałem kolejne winogrona i zjadłem. Odwróciłem głowę do wyjścia, gdzie wlewało się najwięcej światła.
-Powiedz mi może jeszcze. Czytać umiesz, prawda? A pisać? Chciałbym, żebyś zarówno rozwijał umiejętność czytania i pisania. Mogą Ci się te umiejętności w przyszłości bardzo przydać. Sam mogę Cię tego poduczyć. - I to będzie kolejna rzecz na mojej głowie. Cóż, mogę mu rozrysować tabeleczki, zwyczajnie będzie przepisywać w kółko literki, aż w końcu zacznie zdania próbować pisać. Sam się skupi na swojej pracy, ja przeszkadzać mu nie będę, tylko pracą swoją się zajmę. Dobrze, że młody jest i na ten moment można go jeszcze dużo nauczyć. Młody mózg w końcu dużo chłonie nowości. Wystarczy go odpowiednio nakierować.
☂
"Love me, love me whole
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Wysłuchałem uważnie powodu dla którego mój właściciel nosi okulary. Dobrze, że wytłumaczył o co chodzi, ale mimo tego się zmartwiłem. Czy ja też takie coś mam? Możliwe, jak wychodzę na podwórko i świeci słońce, to muszę mrużyć oczy, albo jak patrzę na słońce, to też muszę mrużyć. Nie chciałem o tym mówić, bo nie chciałem, nagle oznajmiać, że jestem chory, a nawet dnia u Pana Gaushina nie spędziłem.
Na pogłaskanie reakcja moja była dość oczywista, przynajmniej dla mnie. Spojrzałem na właściciela, z początku zaskoczony byłem przez ułamek sekundy, ale błyskawicznie buźka mi się rozpromieniła. Szeroki uśmiech się ukazał, oczy się jakoś inaczej zabłyszczały, a i nogi radośniej poruszyły się nad ziemią. Owszem speszyłem się troszkę, ale bardzo mi się podobało bycie głaskanym.
-Rozumiem, proszę Pana.-odpowiedziałem, dalej ze szczęściem wymalowanym na twarzy.
Znów miałem chwilę na zastanowienie. Przyjrzałem się mężczyźnie od stóp do głowy. Wyglądał bardzo ładnie. Piękne ubrania, piękna skóra, piękne włosy. Miałem kilka pytań dotyczących głównie jego wyglądu. Pewne rzeczy rzucały się w oczy. Nigdy nie widziałem na przykład Pana z kolczykami, albo Pana, co ciągle chodzi w okularach, no i Pan Gaushin był mocno szczęśliwy dużą ilość czasu, był też młody. Postanowiłem nie przedłużać.
-Mogę też wiedzieć, dlaczego nosi Pan ciągle rękawiczki? Czy to też przez słońce?-zapytałem, znów obserwując go cierpliwym spojrzeniem. Gotów byłem przytaknąć na odmowę, jeśli nie chciałby na coś odpowiadać. Może słońce faktycznie atakuje też jego dłonie? Kilka razy jak byliśmy za długo na podwórku, to się przypiekliśmy i skóra nam schodziła. Trochę straszne i bolące.
Teraz ja dostałem pytanie. Kolejny raz muszę się przyznać, że czegoś nie umiem. To frustrujące, ale kłamać nie mam zamiaru. Niech mnie Pan nie oddaje, ja się wszystkiego nauczę.
-Tak, proszę Pana, umiem czytać, ale pisać już nie. Pan Elamir nam na to nie pozwalał.-zamiętosiłem dół tuniki, trochę podwijając ją do góry, żeby zobaczyć szew, czy żadna niteczka z niego nie wystaje i się nie strzępi.-Jeśli będzie miał Pan czas, to z przyjemnością się z Panem pouczę. Nauczę się wszystkiego, czego Pan tylko będzie chciał, żebym się nauczył.-obiecałem puszczając nagle ubranie i patrząc na właściciela bardzo poważnie. Obietnica tego, że będę robił wszystko by mężczyznę zadowolić, aż krzyczała z moich oczu. Chciałem, żeby moje słowa zapadły mu nieco w pamięć, że się chcę uczyć tego czego on chce żebym się uczył, dlatego też nie zaczynałem nowego tematu.
Na pogłaskanie reakcja moja była dość oczywista, przynajmniej dla mnie. Spojrzałem na właściciela, z początku zaskoczony byłem przez ułamek sekundy, ale błyskawicznie buźka mi się rozpromieniła. Szeroki uśmiech się ukazał, oczy się jakoś inaczej zabłyszczały, a i nogi radośniej poruszyły się nad ziemią. Owszem speszyłem się troszkę, ale bardzo mi się podobało bycie głaskanym.
-Rozumiem, proszę Pana.-odpowiedziałem, dalej ze szczęściem wymalowanym na twarzy.
Znów miałem chwilę na zastanowienie. Przyjrzałem się mężczyźnie od stóp do głowy. Wyglądał bardzo ładnie. Piękne ubrania, piękna skóra, piękne włosy. Miałem kilka pytań dotyczących głównie jego wyglądu. Pewne rzeczy rzucały się w oczy. Nigdy nie widziałem na przykład Pana z kolczykami, albo Pana, co ciągle chodzi w okularach, no i Pan Gaushin był mocno szczęśliwy dużą ilość czasu, był też młody. Postanowiłem nie przedłużać.
-Mogę też wiedzieć, dlaczego nosi Pan ciągle rękawiczki? Czy to też przez słońce?-zapytałem, znów obserwując go cierpliwym spojrzeniem. Gotów byłem przytaknąć na odmowę, jeśli nie chciałby na coś odpowiadać. Może słońce faktycznie atakuje też jego dłonie? Kilka razy jak byliśmy za długo na podwórku, to się przypiekliśmy i skóra nam schodziła. Trochę straszne i bolące.
Teraz ja dostałem pytanie. Kolejny raz muszę się przyznać, że czegoś nie umiem. To frustrujące, ale kłamać nie mam zamiaru. Niech mnie Pan nie oddaje, ja się wszystkiego nauczę.
-Tak, proszę Pana, umiem czytać, ale pisać już nie. Pan Elamir nam na to nie pozwalał.-zamiętosiłem dół tuniki, trochę podwijając ją do góry, żeby zobaczyć szew, czy żadna niteczka z niego nie wystaje i się nie strzępi.-Jeśli będzie miał Pan czas, to z przyjemnością się z Panem pouczę. Nauczę się wszystkiego, czego Pan tylko będzie chciał, żebym się nauczył.-obiecałem puszczając nagle ubranie i patrząc na właściciela bardzo poważnie. Obietnica tego, że będę robił wszystko by mężczyznę zadowolić, aż krzyczała z moich oczu. Chciałem, żeby moje słowa zapadły mu nieco w pamięć, że się chcę uczyć tego czego on chce żebym się uczył, dlatego też nie zaczynałem nowego tematu.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
Tak jak poprzednie pytanie było odnośnie okularów, za co go nie winię. W życiu. Tak drugie, co padło, to o moje rękawiczki. Obejrzałem je z wierzchu i od strony dłoni. Chciałem sprawdzić, czy się nie ubrudziły. Zastanowiłem się na moment. Noszę je, głównie dlatego, że chcę chować łuski.
-Nie lubię brudu. Lekki pedant ze mnie wychodzi pod tym względem. Po prostu wolę rękawiczki ubrudzić, niż własną skórę. - Po części jest to prawda. Nie lubię mieć umorusanych palców. To byłoby obrzydliwe. Patrząc retrospektywnie, kiedyś takiego problemu nie miałem. Mogłem bez skrzywienia dotknąć brudnej rzeczy. Czyżby w głowie z lekka mi się poprzewracało? Na pewno, posiadanie służby robi swoje w tym kierunku.
Zdziwiłem się, kiedy znów usłyszałem, że jego właściciel nie pozwalał mu pisać. Cóż to był za człowiek? Takim zachowaniem jedynie skrzywdził te dzieciaki, które mieszkały pod jego dachem. Chyba, że nie wszystkie tak traktował, nie wiem. Nie mogę stwierdzić czegoś takiego na sto procent.
-Tak, chcę, żebyś się uczył pisać. Mam wobec Ciebie pewne plany, nie wiem, czy się akurat tego spodziewasz... - Chyba powinienem go wcześniej powiadomić co z nim zrobić chcę. Niech przygotowany będzie psychicznie. Sam nie chciałbym się dowiedzieć czegoś tak nagle, bez wcześniejszego uprzedzenia. Zirytowałoby mnie to. Cóż, ale ja to ja. I tak zapewne przeżywałbym to wewnętrznie. -Chciałbym z Ciebie zrobić geniusza muzycznego. Chciałbym, abyś uczył się grać na instrumentach, opanował to do perfekcji... Chciałbym, byś w przyszłości sam pisał piosenki. W ten sposób porwałbyś serca wszystkich. - Uśmiechnąłem się do niego cieplutko. -Zapewne wiesz, hybrydy są wyłącznie maskotkami arystokratów. Nie chciałbym, byś był kolejną taką osobą. Chciałbym... By taka hybryda jak Ty, zaimponowała wszystkim swoimi umiejętnościami. To jedyne czego od Ciebie najbardziej oczekuję. - Pewnie w ten sposób spełniam swoje własne pragnienia. Szkoda, że nie będę mógł sam ich spełnić, tylko wykorzystuję do tego osobę trzecią. Wybacz Gide, jeżeli zrobię to wbrew Twojej woli. Może bardzo dobrze to ukrywasz, że tego nie chcesz, a ja o tym nie wiem.
-Jeżeli chcesz, to możemy się w kółko wymieniać pytaniami. Ty poznasz mnie lepiej, a ja Ciebie. Co Ty na to? - Myślę, to dobra strategia. O ile tak mogę to nazwać. Poproszę pytanie, w takim razie.
-Nie lubię brudu. Lekki pedant ze mnie wychodzi pod tym względem. Po prostu wolę rękawiczki ubrudzić, niż własną skórę. - Po części jest to prawda. Nie lubię mieć umorusanych palców. To byłoby obrzydliwe. Patrząc retrospektywnie, kiedyś takiego problemu nie miałem. Mogłem bez skrzywienia dotknąć brudnej rzeczy. Czyżby w głowie z lekka mi się poprzewracało? Na pewno, posiadanie służby robi swoje w tym kierunku.
Zdziwiłem się, kiedy znów usłyszałem, że jego właściciel nie pozwalał mu pisać. Cóż to był za człowiek? Takim zachowaniem jedynie skrzywdził te dzieciaki, które mieszkały pod jego dachem. Chyba, że nie wszystkie tak traktował, nie wiem. Nie mogę stwierdzić czegoś takiego na sto procent.
-Tak, chcę, żebyś się uczył pisać. Mam wobec Ciebie pewne plany, nie wiem, czy się akurat tego spodziewasz... - Chyba powinienem go wcześniej powiadomić co z nim zrobić chcę. Niech przygotowany będzie psychicznie. Sam nie chciałbym się dowiedzieć czegoś tak nagle, bez wcześniejszego uprzedzenia. Zirytowałoby mnie to. Cóż, ale ja to ja. I tak zapewne przeżywałbym to wewnętrznie. -Chciałbym z Ciebie zrobić geniusza muzycznego. Chciałbym, abyś uczył się grać na instrumentach, opanował to do perfekcji... Chciałbym, byś w przyszłości sam pisał piosenki. W ten sposób porwałbyś serca wszystkich. - Uśmiechnąłem się do niego cieplutko. -Zapewne wiesz, hybrydy są wyłącznie maskotkami arystokratów. Nie chciałbym, byś był kolejną taką osobą. Chciałbym... By taka hybryda jak Ty, zaimponowała wszystkim swoimi umiejętnościami. To jedyne czego od Ciebie najbardziej oczekuję. - Pewnie w ten sposób spełniam swoje własne pragnienia. Szkoda, że nie będę mógł sam ich spełnić, tylko wykorzystuję do tego osobę trzecią. Wybacz Gide, jeżeli zrobię to wbrew Twojej woli. Może bardzo dobrze to ukrywasz, że tego nie chcesz, a ja o tym nie wiem.
-Jeżeli chcesz, to możemy się w kółko wymieniać pytaniami. Ty poznasz mnie lepiej, a ja Ciebie. Co Ty na to? - Myślę, to dobra strategia. O ile tak mogę to nazwać. Poproszę pytanie, w takim razie.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Pokiwałem głową na odpowiedź. Będę sprzątał dużo, żeby się mój właściciel nie ubrudził. Skoro on chce być bardzo czysty, to ja też tego chcę. Zadbam o to.
Słuchałem go uważnie. Uśmiech z buźki zniknął, ale zamiast niego widać było na niej skupienie i powagę. Bardzo chciałem wszystko zrozumieć. Nie miałem nic przeciwko. Co innego mogę niby robić, jak nie służyć właścicielowi, który wie przecież co dla mnie dobre? Nie muszę się o nic martwić, tylko słuchać rozkazów i się uczyć.
-Rozumiem, proszę Pana.-z lekko zmarszczonymi brwiami od intensywnego myślenia pokiwałem głową. Jeszcze to ułożę sobie wszystko w głowie, ale już wiem, że czeka mnie bardzo dużo pracy, skoro mam umieć grać do perfekcji na wielu instrumentach. Obiecuję, że dam radę. Mam nadzieję, że faktycznie podołam. Kilka razy bowiem było tak, że mimo obietnicy coś nie wyszło.
Nogi znów mi zaczęły latać nad ziemią kiedy wyobraźnia dała mi piękny obraz tego, jak mój właściciel mnie głaszcze, bo umiem grać na wszystkim na czym on chce. Piękna wizja, bardzo ją lubię, chcę żeby się spełniła.
Przytaknąłem z uśmiechem na pomysł mężczyzny. Podoba mi się taki plan, zwłaszcza, że to on sam go zaproponował, chociaż dalej było mi lekko niezręcznie. Nie chciałem w końcu przesadzić.
Potrzebowałem chwili żeby ułożyć słowa w głowie, ale w końcu mi się udało. Pytanie trochę głupie, bo nie powinienem się takimi rzeczami interesować. Zrobi to co będzie chciał, a ja się zgodzę z jego decyzją, nie mam w końcu innej opcji.
-Czy..mm..czy jeśli nie będę umiał grać na wielu instrumentach, to sprzeda mnie Pan?-popatrzyłem na dłonie splecione i leżące na udach. Nie chciałbym zawieść właściciela, no i nie chciałbym znów mieszkać przez kilka miesięcy w miejscu gdzie mnie ktoś nie chce i nie korzysta ze mnie. Sam chyba też nie chciałem się poniekąd zawieść na właścicielu. Chodzi mi o to, że bardzo go lubię, jest miły, uprzejmy, uśmiecha się dużo, ale zrozumiem jeśli będzie zły, że nie spełniam jego wymagań i będzie chciał się mnie pozbyć, żeby nie marnować na mnie pieniędzy. To chyba normalne? Jeśli nie smakuje ci twój deser, to oddajesz go komuś innemu.
Martwiłem się, nie powiem. Trochę bym chciał, żeby dalej wszystko było tak jak dawniej, żeby Pan Elamir żył, żebym dalej mieszkał z przyjaciółmi w pokoju i mógł na nich liczyć kiedy czegoś nie umiem, albo się boję.
Słuchałem go uważnie. Uśmiech z buźki zniknął, ale zamiast niego widać było na niej skupienie i powagę. Bardzo chciałem wszystko zrozumieć. Nie miałem nic przeciwko. Co innego mogę niby robić, jak nie służyć właścicielowi, który wie przecież co dla mnie dobre? Nie muszę się o nic martwić, tylko słuchać rozkazów i się uczyć.
-Rozumiem, proszę Pana.-z lekko zmarszczonymi brwiami od intensywnego myślenia pokiwałem głową. Jeszcze to ułożę sobie wszystko w głowie, ale już wiem, że czeka mnie bardzo dużo pracy, skoro mam umieć grać do perfekcji na wielu instrumentach. Obiecuję, że dam radę. Mam nadzieję, że faktycznie podołam. Kilka razy bowiem było tak, że mimo obietnicy coś nie wyszło.
Nogi znów mi zaczęły latać nad ziemią kiedy wyobraźnia dała mi piękny obraz tego, jak mój właściciel mnie głaszcze, bo umiem grać na wszystkim na czym on chce. Piękna wizja, bardzo ją lubię, chcę żeby się spełniła.
Przytaknąłem z uśmiechem na pomysł mężczyzny. Podoba mi się taki plan, zwłaszcza, że to on sam go zaproponował, chociaż dalej było mi lekko niezręcznie. Nie chciałem w końcu przesadzić.
Potrzebowałem chwili żeby ułożyć słowa w głowie, ale w końcu mi się udało. Pytanie trochę głupie, bo nie powinienem się takimi rzeczami interesować. Zrobi to co będzie chciał, a ja się zgodzę z jego decyzją, nie mam w końcu innej opcji.
-Czy..mm..czy jeśli nie będę umiał grać na wielu instrumentach, to sprzeda mnie Pan?-popatrzyłem na dłonie splecione i leżące na udach. Nie chciałbym zawieść właściciela, no i nie chciałbym znów mieszkać przez kilka miesięcy w miejscu gdzie mnie ktoś nie chce i nie korzysta ze mnie. Sam chyba też nie chciałem się poniekąd zawieść na właścicielu. Chodzi mi o to, że bardzo go lubię, jest miły, uprzejmy, uśmiecha się dużo, ale zrozumiem jeśli będzie zły, że nie spełniam jego wymagań i będzie chciał się mnie pozbyć, żeby nie marnować na mnie pieniędzy. To chyba normalne? Jeśli nie smakuje ci twój deser, to oddajesz go komuś innemu.
Martwiłem się, nie powiem. Trochę bym chciał, żeby dalej wszystko było tak jak dawniej, żeby Pan Elamir żył, żebym dalej mieszkał z przyjaciółmi w pokoju i mógł na nich liczyć kiedy czegoś nie umiem, albo się boję.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
Nie chcę, by na każdym istniejącym instrumencie grał. Wolałbym, aby sam sobie wybrał dwa czy trzy i się zaczął uczyć. Oczywiście, nie wszystkie naraz. To tylko dziecko, nie chcę go obciążać przecież.
By sobie sam wybrał, to nie bez powodu chcę. Niech się uczy już od samego początku jak walczyć o swoje, albo chociaż podejmować sam decyzje, które mogą wpłynąć na jego późniejsze życie. Myślę, że takie wybory, na ten moment mogą być dla niego odpowiednie. Jest młody i nie wybiera czegoś, co może go całkowicie postawić pod ścianą. Zawsze będzie mógł zaprzestać nauki, zdanie zmienić. To problem nie jest. Zacznie się uczyć na własnych błędach.
Jeżeli sam sobie wybierze instrument, to wydaje mi się, że też będzie z samego siebie bardziej zadowolony, jak będzie zachwycał swoją grą arystokrację! Na pewno to byłoby bardziej satysfakcjonujące, niż gdybym sam mu instrument wybrał. W takim przypadku nie pomyślałby sobie "o, miałem przeczucie, że to było dobre, że ten instrument gra mi w duszy". Chcę mu podwyższyć samoocenę. Liczę, że jego dobra intuicja go nie zawiedzie i jedynie mu pomoże. Niech myśli dzięki temu, że jest wart dużo. Nie mówię tu o pieniądzach i o tym ile może kosztować.
Zaproponowałem mu, byśmy się pytaniami wymieniali. Ja sam na pytania odpowiadać lubię, a on się czegoś dowie o mnie samym więcej. No, oczywiście, ja z kolei będę mógł się czegoś więcej dowiedzieć o nim. Same korzyści wypłyną z naszej rozmowy.
Jego pytanie nie zaskoczyło mnie pozytywnie. Nawet moja mina pięknie oddała zdziwienie. Ja? Czy miałbym go sprzedać? Wydaje mi się, że po tygodniu się do niego przywiążę i ciężko byłoby mi się go pozbyć. Kolejny raz go pogłaskałem po głowie. Uważałem przy tym na jego różki, by o nie nie zaczepić ręką, czy też skrawkiem rękawa.
-Nie musisz umieć grać na wielu instrumentach. Wystarczy jeden. Z resztą, na samych instrumentach świat się nie kończy. Może masz jeszcze inne ukryte talenty? Nie musisz się o to martwić, nie sprzedam Cię. - Coś mnie to dziecko rozczula za prędko. Krótko się znamy, a mi już serce przy nim mięknie. Zabrałem rękę, zerwałem kolejne winogrono i mu podsunąłem. Uśmiech wrócił mi na twarz.
-A powiedz mi Gide. Na jakim instrumencie chciałbyś nauczyć się grać? Tak sam od siebie. - Gitara z jego głosem mogłaby stworzyć ciekawe i niespotykane połączenie. A może skrzypce? Też niczego sobie. Pianino? Och, jak ja kocham pianino. Sam chciałbym na nim umieć grać, ale cóż. Brak czasu i brak możliwości. Jestem stary już. Osobom w moim wieku ciężko jest się nauczyć jak trzeba ręce trzymać na pianinie. Z resztą, od ćwiczeń już raczej palce, by mi się nie wydłużyły.
Zabrałem winogrono dla siebie. Zastanawiałem się, czy nie poprosić kogoś, by coś do picia nam przyniósł. Kawa, herbata... A może chłopiec napiłby się soku? Może chciałby taki z malin, czy truskawek? W razie czego, zapytam się go.
By sobie sam wybrał, to nie bez powodu chcę. Niech się uczy już od samego początku jak walczyć o swoje, albo chociaż podejmować sam decyzje, które mogą wpłynąć na jego późniejsze życie. Myślę, że takie wybory, na ten moment mogą być dla niego odpowiednie. Jest młody i nie wybiera czegoś, co może go całkowicie postawić pod ścianą. Zawsze będzie mógł zaprzestać nauki, zdanie zmienić. To problem nie jest. Zacznie się uczyć na własnych błędach.
Jeżeli sam sobie wybierze instrument, to wydaje mi się, że też będzie z samego siebie bardziej zadowolony, jak będzie zachwycał swoją grą arystokrację! Na pewno to byłoby bardziej satysfakcjonujące, niż gdybym sam mu instrument wybrał. W takim przypadku nie pomyślałby sobie "o, miałem przeczucie, że to było dobre, że ten instrument gra mi w duszy". Chcę mu podwyższyć samoocenę. Liczę, że jego dobra intuicja go nie zawiedzie i jedynie mu pomoże. Niech myśli dzięki temu, że jest wart dużo. Nie mówię tu o pieniądzach i o tym ile może kosztować.
Zaproponowałem mu, byśmy się pytaniami wymieniali. Ja sam na pytania odpowiadać lubię, a on się czegoś dowie o mnie samym więcej. No, oczywiście, ja z kolei będę mógł się czegoś więcej dowiedzieć o nim. Same korzyści wypłyną z naszej rozmowy.
Jego pytanie nie zaskoczyło mnie pozytywnie. Nawet moja mina pięknie oddała zdziwienie. Ja? Czy miałbym go sprzedać? Wydaje mi się, że po tygodniu się do niego przywiążę i ciężko byłoby mi się go pozbyć. Kolejny raz go pogłaskałem po głowie. Uważałem przy tym na jego różki, by o nie nie zaczepić ręką, czy też skrawkiem rękawa.
-Nie musisz umieć grać na wielu instrumentach. Wystarczy jeden. Z resztą, na samych instrumentach świat się nie kończy. Może masz jeszcze inne ukryte talenty? Nie musisz się o to martwić, nie sprzedam Cię. - Coś mnie to dziecko rozczula za prędko. Krótko się znamy, a mi już serce przy nim mięknie. Zabrałem rękę, zerwałem kolejne winogrono i mu podsunąłem. Uśmiech wrócił mi na twarz.
-A powiedz mi Gide. Na jakim instrumencie chciałbyś nauczyć się grać? Tak sam od siebie. - Gitara z jego głosem mogłaby stworzyć ciekawe i niespotykane połączenie. A może skrzypce? Też niczego sobie. Pianino? Och, jak ja kocham pianino. Sam chciałbym na nim umieć grać, ale cóż. Brak czasu i brak możliwości. Jestem stary już. Osobom w moim wieku ciężko jest się nauczyć jak trzeba ręce trzymać na pianinie. Z resztą, od ćwiczeń już raczej palce, by mi się nie wydłużyły.
Zabrałem winogrono dla siebie. Zastanawiałem się, czy nie poprosić kogoś, by coś do picia nam przyniósł. Kawa, herbata... A może chłopiec napiłby się soku? Może chciałby taki z malin, czy truskawek? W razie czego, zapytam się go.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Dawanie mi decyzji uznaję, za dość lekkomyślny ruch. Wiem, że może się to skończyć, nie tyle źle, to zwyczajnie zmarnuje się dużo czasu. Nawet jeśli do wyboru mam tylko dwie opcje, to i tak może się podejmowanie decyzji przedłużać w nieskończoność. Przypomniało mi to o ważnym pytaniu jakie muszę zadać właścicielowi. Bardzo nie chciałem go zawieść, więc pragnąłem jak najdelikatniej wyjaśnić wszystko co może sprawić, że przestanie mnie darzyć sympatią.
Zerknąłem na mężczyznę, trochę niepewnym wzrokiem i wysłuchałem co miał do powiedzenia. Mogłem czuć się bezpieczny. Przez ułamek sekundy przyszła mi do głowy myśl, że właściciel mówi tak tylko, żeby mnie uspokoić, tak jak się to czasem robi przed występami. Szybko jednak skarciłem się w myślach, bo to by oznaczało, że wątpię w to co właściciel mówi, a przecież on wie więcej ode mnie i nie powinienem wątpić w jego słowa, to by było niepoprawne.
-Dziękuję, proszę Pana.-uśmiechnąłem się nieśmiało, uznając, że głupi czasem jestem, że wątpię w decyzje starszych ode mnie. Ciekawe czy inni też tak mają. Kass tak miał, czasem miał humory i mówił mi o tym, że coś mu nie pasuje i nawet powiedział kilka razy, że nasz właściciel się w czymś pomylił. Nie potrafiłem go zrozumieć.
Przyjrzałem mu się kiedy zadał pytanie. To było bardzo trudne pytanie. Nie wyobrażałem sobie siebie grającego na czymś innym niż harmonijka, co nie znaczy, że bym grać na czymś innym nie mógł. Spojrzałem przed siebie dalej siedząc w ciszy i myśląc. Czułem presję tego, że nie umiem odpowiedzieć. Splotłem dłonie, położyłem je na udach i popatrzyłem na nie, gładziłem kciukiem kciuk.
-M-może pianino? Albo flet...mogę też grać na skrzypcach lub na harfie, proszę Pana. Zagram na czym Pan będzie chciał, żebym grał.-po nieśmiałym początku zaproponowałem, żeby to mężczyzna wybrał mi instrument. Podałem te najbardziej popularne, ale jestem jak najbardziej gotów spełnić żądanie właściciela i nauczyć się grać na czymś całkowicie nietypowym.
Teraz przyszła kolej na moje pytanie. Nie wstydziłem się tego wcześniej, ani się nie bałem, bo nie musiałem się o to martwić za bardzo. Ale widzę, że obecny właściciel jest zwyczajnie inny niż poprzedni. Pan Elamir wybierał nam ubrania, Pan Teagan polecił to służce, która czasem zapominała o swoim obowiązku, a ja siedziałem w samej bieliźnie przed szafą, nie mogąc się na żadne ubranie zdecydować. Nikomu to nie przeszkadzało, bo i tak nikt nie chciał za bardzo mojej pomocy. Byłem i pomagałem, to było miło, ale jak mnie nie było, to tez było miło.
-Czy będzie chciał Pan mi wybierać wieczorami ubrania na następny dzień?-kolejne nieśmiało wypowiedziane słowa rzuciłem, ciągle gładząc dłonią dłoń.-Jeśli Pan nie chce, to może mógłby to robić ktoś ze służby?-wymamrotałem dodatkowo, ledwo słyszalnie. Czułem się zwyczajnie źle ze sobą na tym etapie. Nie umiem pisać, nie umiem się zdecydować na czym chcę grać i do tego jeszcze trzeba poświęcać mi dodatkowy czas. Trochę się na sobie zawiodłem.
Zerknąłem na mężczyznę, trochę niepewnym wzrokiem i wysłuchałem co miał do powiedzenia. Mogłem czuć się bezpieczny. Przez ułamek sekundy przyszła mi do głowy myśl, że właściciel mówi tak tylko, żeby mnie uspokoić, tak jak się to czasem robi przed występami. Szybko jednak skarciłem się w myślach, bo to by oznaczało, że wątpię w to co właściciel mówi, a przecież on wie więcej ode mnie i nie powinienem wątpić w jego słowa, to by było niepoprawne.
-Dziękuję, proszę Pana.-uśmiechnąłem się nieśmiało, uznając, że głupi czasem jestem, że wątpię w decyzje starszych ode mnie. Ciekawe czy inni też tak mają. Kass tak miał, czasem miał humory i mówił mi o tym, że coś mu nie pasuje i nawet powiedział kilka razy, że nasz właściciel się w czymś pomylił. Nie potrafiłem go zrozumieć.
Przyjrzałem mu się kiedy zadał pytanie. To było bardzo trudne pytanie. Nie wyobrażałem sobie siebie grającego na czymś innym niż harmonijka, co nie znaczy, że bym grać na czymś innym nie mógł. Spojrzałem przed siebie dalej siedząc w ciszy i myśląc. Czułem presję tego, że nie umiem odpowiedzieć. Splotłem dłonie, położyłem je na udach i popatrzyłem na nie, gładziłem kciukiem kciuk.
-M-może pianino? Albo flet...mogę też grać na skrzypcach lub na harfie, proszę Pana. Zagram na czym Pan będzie chciał, żebym grał.-po nieśmiałym początku zaproponowałem, żeby to mężczyzna wybrał mi instrument. Podałem te najbardziej popularne, ale jestem jak najbardziej gotów spełnić żądanie właściciela i nauczyć się grać na czymś całkowicie nietypowym.
Teraz przyszła kolej na moje pytanie. Nie wstydziłem się tego wcześniej, ani się nie bałem, bo nie musiałem się o to martwić za bardzo. Ale widzę, że obecny właściciel jest zwyczajnie inny niż poprzedni. Pan Elamir wybierał nam ubrania, Pan Teagan polecił to służce, która czasem zapominała o swoim obowiązku, a ja siedziałem w samej bieliźnie przed szafą, nie mogąc się na żadne ubranie zdecydować. Nikomu to nie przeszkadzało, bo i tak nikt nie chciał za bardzo mojej pomocy. Byłem i pomagałem, to było miło, ale jak mnie nie było, to tez było miło.
-Czy będzie chciał Pan mi wybierać wieczorami ubrania na następny dzień?-kolejne nieśmiało wypowiedziane słowa rzuciłem, ciągle gładząc dłonią dłoń.-Jeśli Pan nie chce, to może mógłby to robić ktoś ze służby?-wymamrotałem dodatkowo, ledwo słyszalnie. Czułem się zwyczajnie źle ze sobą na tym etapie. Nie umiem pisać, nie umiem się zdecydować na czym chcę grać i do tego jeszcze trzeba poświęcać mi dodatkowy czas. Trochę się na sobie zawiodłem.
♩ ♪ ♫ ♬ ♩ ♪ ♫ ♬ ♩ ♪ ♫ ♬ ♩ ♪ ♫ ♬ ♩ ♪ ♫ ♬
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
Przewróciłem oczyma w myślach, kiedy zaczął się wymigiwać z lekka od wyboru instrumentu. Nie wyraziłem się jasno? Chciałem, by sam mi powiedział na czym grać chce. Nie chcę sam mu wybierać. To znowu takie trudne pytanie nie jest. Gide sam jest dzieckiem, powinien mieć jakieś ciche marzenia. Każdy za dziecka jakieś miał. Ja chciałem grać na pianinie, co się nie spełniło. Chciałem także zostać kapitanem statku, chciałem kiedyś zostać weterynarzem. Niestety, nie miałem takiej możliwości, by to się spełniło. Nic na to nie poradzę, ale nie narzekam na to, w jakim miejscu obecnie się znajduję. Mogę być wdzięczny nawet, że mój właściciel dobrze mnie nakierował. Być może, powinienem jak on wybrać chłopcu drogę, jaką powinien iść.
-No dobrze, ale jaki instrument najbardziej Ci się podoba? - Mój ciepły uśmiech nie zanikał, jakkolwiek by chłopiec uciekał od odpowiedzi na moje pytanie. Ma czas, nawet jeżeli teraz nie wskaże konkretnej rzeczy, to mogę kilka dni poczekać. Rozumiem, że to musi być dla niego duża nowość, jak wcześniej otaczały go zakazy i nakazy.
Poczekałem na jego pytanie. Zastanawiałem się, czy i to jakieś wymyślne będzie pytanie. A tu o ubrania się mnie zapytał. Zachwiałem się lekko. Czyżby to było jego przyzwyczajenie? Nie chcę mu ubrań wybierać, z prostej przyczyny. Nie wiem jaka pogoda ma niby być następnego dnia. Zimno, czy ciepło? Nie chcę, by przeze mnie się rozchorował, lub czuł źle.
-W porządku, mogę Ci wybierać ubrania, ale... Zróbmy tak, że jeżeli pogoda rano nie będzie odpowiednia do Twojego ubioru, to wybiorę Ci inne ubranka. Dobrze? - Myślę, że taki kompromis może mu odpowiadać. Mi odpowiada bardzo. Sam bym się ubrał, przygotował i dopiero później bym się do niego przeszedł, żeby inne ubranie mu wybrać. Problemem może być to, że będzie zajęty przebieraniem się. Ale ile to trwa? Pięć minut?
Teraz była moja kolej na pytanie, w porządku. Zastanowiłem się chwilkę.
-Lubisz słodycze może? I co lubisz jeść najbardziej? Nie wiem też, czy hybrydy kóz przepadają za mięsnymi potrawami... Jeżeli nie lubisz czegoś to mów śmiało, kucharz się dopasuje do Ciebie. - W końcu, kozy jedzą zielone, prawda? Ewentualnie jest wegetarianinem, czy weganinem, a rybkę zjadł wyłącznie z grzeczności? Ja jestem wężem, więc teoretycznie powinienem ciągle jeść mięso, ale zieloną żywnością nie pogardzę. Potrafi być całkiem smacznym dodatkiem.
-No dobrze, ale jaki instrument najbardziej Ci się podoba? - Mój ciepły uśmiech nie zanikał, jakkolwiek by chłopiec uciekał od odpowiedzi na moje pytanie. Ma czas, nawet jeżeli teraz nie wskaże konkretnej rzeczy, to mogę kilka dni poczekać. Rozumiem, że to musi być dla niego duża nowość, jak wcześniej otaczały go zakazy i nakazy.
Poczekałem na jego pytanie. Zastanawiałem się, czy i to jakieś wymyślne będzie pytanie. A tu o ubrania się mnie zapytał. Zachwiałem się lekko. Czyżby to było jego przyzwyczajenie? Nie chcę mu ubrań wybierać, z prostej przyczyny. Nie wiem jaka pogoda ma niby być następnego dnia. Zimno, czy ciepło? Nie chcę, by przeze mnie się rozchorował, lub czuł źle.
-W porządku, mogę Ci wybierać ubrania, ale... Zróbmy tak, że jeżeli pogoda rano nie będzie odpowiednia do Twojego ubioru, to wybiorę Ci inne ubranka. Dobrze? - Myślę, że taki kompromis może mu odpowiadać. Mi odpowiada bardzo. Sam bym się ubrał, przygotował i dopiero później bym się do niego przeszedł, żeby inne ubranie mu wybrać. Problemem może być to, że będzie zajęty przebieraniem się. Ale ile to trwa? Pięć minut?
Teraz była moja kolej na pytanie, w porządku. Zastanowiłem się chwilkę.
-Lubisz słodycze może? I co lubisz jeść najbardziej? Nie wiem też, czy hybrydy kóz przepadają za mięsnymi potrawami... Jeżeli nie lubisz czegoś to mów śmiało, kucharz się dopasuje do Ciebie. - W końcu, kozy jedzą zielone, prawda? Ewentualnie jest wegetarianinem, czy weganinem, a rybkę zjadł wyłącznie z grzeczności? Ja jestem wężem, więc teoretycznie powinienem ciągle jeść mięso, ale zieloną żywnością nie pogardzę. Potrafi być całkiem smacznym dodatkiem.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Myślałem, że temat jakoś sprytnie zakończyłem i zaraz usłyszę na czym będę się musiał uczyć grać, ale tak nie było. Zmarszczyłem brwi. Bałem się, że wybiorę coś co się właścicielowi nie spodoba. Może i nie byłby zły, bo sam każe mi wybrać, ale co jeśli będę się uczył grać, a on ani razu nie przyjdzie, żeby mnie posłuchać? Takie uczenie się czegokolwiek jest bez sensu.
-Pianino?-odpowiedziałem nieśmiało, zerkając na niego. Pozwoli mi na to czy zaproponuje jednak coś innego? Nie byłem pewien swojego wyboru. Pianino zawsze pięknie brzmiało, ale wygląda na coś bardzo skomplikowanego. Co jeśli sobie z tym nie poradzę?
Uśmiechnąłem się kiedy zgodził się na to by wybierać mi ubrania. Nie był zawiedziony. Ciekawe czy będzie mu się podobało oglądanie mnie w tym w co mnie ubrał.
-Dobrze, proszę Pana. Dziękuję.-odpowiedziałem szczerząc się radośnie. Jeden duży problem z głowy. Kamień z serduszka mi spadł. Zjadłem kilka ostatnich winogronek.
Kolejne pytanie było bardzo proste, nie musiałem się praktycznie wcale zastanawiać na odpowiedzią.
-Za słodyczami i cukrem nie przepadam, proszę Pana, ale bardzo lubię budyń i kwaśne owoce. Mięso jem bez problemów, ale lubię mieć do niego warzywa, na przykład sałatę.-zamachałem nogami nad ziemią i poprawiłem tunikę szczęśliwy, że może kiedyś jak będę miał urodziny, to dostanę cytrynę albo i dwie. Byłem szczęśliwy na tę myśl.
Zastanawiałem się ile jeszcze pytań będziemy sobie zadawać. Pewnie teraz nie zadamy sobie wszystkich, bo pytania z czasem będą nam przychodzić do głowy. Tak czy inaczej właściciel ma całkowitą wolną rękę jeśli chodzi o zakończenie rozmowy.
-Mam jeszcze jedno pytanie, proszę Pana.-zerknąłem na mężczyznę czy mam jego zgodę na mówienie i jeśli miałem, to zadałem pytanie.-Pan Elamir lubił jak mu śpiewaliśmy, zwłaszcza przed snem czy w czasie kąpieli. Chciałbym wiedzieć kiedy mam śpiewać Panu i jakie piosenki Pan lubi.-wytłumaczyłem najlepiej jak umiałem. Starałem się zbędnie nie przedłużać. Przyjrzałem się mu i spokojnie, czekałem na odpowiedź.
-Pianino?-odpowiedziałem nieśmiało, zerkając na niego. Pozwoli mi na to czy zaproponuje jednak coś innego? Nie byłem pewien swojego wyboru. Pianino zawsze pięknie brzmiało, ale wygląda na coś bardzo skomplikowanego. Co jeśli sobie z tym nie poradzę?
Uśmiechnąłem się kiedy zgodził się na to by wybierać mi ubrania. Nie był zawiedziony. Ciekawe czy będzie mu się podobało oglądanie mnie w tym w co mnie ubrał.
-Dobrze, proszę Pana. Dziękuję.-odpowiedziałem szczerząc się radośnie. Jeden duży problem z głowy. Kamień z serduszka mi spadł. Zjadłem kilka ostatnich winogronek.
Kolejne pytanie było bardzo proste, nie musiałem się praktycznie wcale zastanawiać na odpowiedzią.
-Za słodyczami i cukrem nie przepadam, proszę Pana, ale bardzo lubię budyń i kwaśne owoce. Mięso jem bez problemów, ale lubię mieć do niego warzywa, na przykład sałatę.-zamachałem nogami nad ziemią i poprawiłem tunikę szczęśliwy, że może kiedyś jak będę miał urodziny, to dostanę cytrynę albo i dwie. Byłem szczęśliwy na tę myśl.
Zastanawiałem się ile jeszcze pytań będziemy sobie zadawać. Pewnie teraz nie zadamy sobie wszystkich, bo pytania z czasem będą nam przychodzić do głowy. Tak czy inaczej właściciel ma całkowitą wolną rękę jeśli chodzi o zakończenie rozmowy.
-Mam jeszcze jedno pytanie, proszę Pana.-zerknąłem na mężczyznę czy mam jego zgodę na mówienie i jeśli miałem, to zadałem pytanie.-Pan Elamir lubił jak mu śpiewaliśmy, zwłaszcza przed snem czy w czasie kąpieli. Chciałbym wiedzieć kiedy mam śpiewać Panu i jakie piosenki Pan lubi.-wytłumaczyłem najlepiej jak umiałem. Starałem się zbędnie nie przedłużać. Przyjrzałem się mu i spokojnie, czekałem na odpowiedź.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
-Więc będzie pianino. Wiesz, jedno stoi w rezydencji. Pokażę Ci, co Ty na to? - Już się spodziewałem, że odpowie mi "dobrze, proszę pana". Mógłbym się wręcz założyć o to. Chyba, że mnie ma zamiar zaskoczyć, to proszę. W takim razie czekam jeszcze ewentualnie na "oczywiście, proszę pana" lub "z chęcią, proszę pana".
Pokiwałem głową w odpowiedzi na temat o jedzeniu. Cóż, już myślałem, że chłopca będę mógł słodkościami rozpieszczać. Czyli cukrzaste jedzenie nie należy do jego ulubionych. Każdy lubi co innego. Ja nie przepadam za ostrym jedzeniem, a cukierki mógłbym jeść cały czas, na przykład. Może on ma na odwrót? O ile miał już szansę spróbować czegoś ostrzejszego...
Nie chciałem go zasmucić teraz swoją odpowiedzią. Nie wiem jak chłopcu przekazać delikatnie, że cenię sobie spokój i wolałbym, żeby śpiewał wyłącznie na bankietach, lub wtedy, kiedy go osobiście o to poproszę. Jednak, mimo wszystko powinien ćwiczyć swój głos. Może i od śpiewu kogoś wynajmę, by uczył mi tą hybrydkę? Myślę, że to nie jest taki zły pomysł, by ktoś i w tym go poprowadził.
-Kiedy Cię poproszę. Tylko nie podczas mojej pracy, proszę. Wtedy wolę się skupić porządnie, dobrze? Powiem Ci, że strasznie łatwo jest mnie rozkojarzyć. Nie chciałbym takich sytuacji. - Ujdzie coś takiego? Mam szczerą nadzieję. -Swoją drogą, wyłącznie Pan Elamir uczył Ciebie i Twoich przyjaciół śpiewać? - Chyba to można uznać za moje kolejne pytanie.
Zapewne będziemy musieli się niedługo zbierać. Jeszcze kawałek mamy do zwiedzenia. Mam nadzieję, że dzień prędko nam - mimo wszystko - nie minie. Nie wiem, czy jego sama podróż nie była męcząca. Nie chcę jeszcze bardziej go przetyrać swoim ględzeniem i chodzeniem po mojej posiadłości.
-Jeszcze jedno. Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował, ewentualnie, gdyby coś Ci nie pasowało, to mów śmiało. Nie mam pojęcia jak byłeś traktowany wcześniej, ale nikt tutaj Ci nie zabroni mówić. Masz moje słowo. - To samo dotyczy również mojej służby. Nie obgadują mnie za plecami, przez to, że czegoś im zabraniam. Przychodzą do mnie na rozmowę i dochodzimy do kompromisu. Czasem się zastanawiam, czy nie jestem za dobrym szefem. Cóż, przynajmniej takie moje podejście wobec nich skutkuje lepszą jakością ich pracy.
Pokiwałem głową w odpowiedzi na temat o jedzeniu. Cóż, już myślałem, że chłopca będę mógł słodkościami rozpieszczać. Czyli cukrzaste jedzenie nie należy do jego ulubionych. Każdy lubi co innego. Ja nie przepadam za ostrym jedzeniem, a cukierki mógłbym jeść cały czas, na przykład. Może on ma na odwrót? O ile miał już szansę spróbować czegoś ostrzejszego...
Nie chciałem go zasmucić teraz swoją odpowiedzią. Nie wiem jak chłopcu przekazać delikatnie, że cenię sobie spokój i wolałbym, żeby śpiewał wyłącznie na bankietach, lub wtedy, kiedy go osobiście o to poproszę. Jednak, mimo wszystko powinien ćwiczyć swój głos. Może i od śpiewu kogoś wynajmę, by uczył mi tą hybrydkę? Myślę, że to nie jest taki zły pomysł, by ktoś i w tym go poprowadził.
-Kiedy Cię poproszę. Tylko nie podczas mojej pracy, proszę. Wtedy wolę się skupić porządnie, dobrze? Powiem Ci, że strasznie łatwo jest mnie rozkojarzyć. Nie chciałbym takich sytuacji. - Ujdzie coś takiego? Mam szczerą nadzieję. -Swoją drogą, wyłącznie Pan Elamir uczył Ciebie i Twoich przyjaciół śpiewać? - Chyba to można uznać za moje kolejne pytanie.
Zapewne będziemy musieli się niedługo zbierać. Jeszcze kawałek mamy do zwiedzenia. Mam nadzieję, że dzień prędko nam - mimo wszystko - nie minie. Nie wiem, czy jego sama podróż nie była męcząca. Nie chcę jeszcze bardziej go przetyrać swoim ględzeniem i chodzeniem po mojej posiadłości.
-Jeszcze jedno. Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował, ewentualnie, gdyby coś Ci nie pasowało, to mów śmiało. Nie mam pojęcia jak byłeś traktowany wcześniej, ale nikt tutaj Ci nie zabroni mówić. Masz moje słowo. - To samo dotyczy również mojej służby. Nie obgadują mnie za plecami, przez to, że czegoś im zabraniam. Przychodzą do mnie na rozmowę i dochodzimy do kompromisu. Czasem się zastanawiam, czy nie jestem za dobrym szefem. Cóż, przynajmniej takie moje podejście wobec nich skutkuje lepszą jakością ich pracy.
☂
"Love me, love me whole
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
-Dobrze, proszę Pana.-odpowiedziałem, nawet nie wiedząc, że właściciel sobie robi w głowie małe zakłady o co to powiem. Nawet jeśli by mi o tym powiedział, to pewnie bym się speszył, ale zachowania nie zmienił.
Zadałem ważne dla mnie pytanie, w końcu moje życie opiera się głównie na śpiewaniu właścicielowi i umilaniu mu czasu. Chciałem wiedzieć jak mogę czas umilać Panu Gaushinowi. Niestety odpowiedź nie przypadła mi do końca do gustu, ale nie pokazałem tego po sobie, bo też nie była ona taka zła.
-Dobrze, proszę Pana.-uśmiechnąłem się szeroko. Nie mam zamiaru mi przeszkadzać. Będę mu nosił kawę i sprzątał, ale nie będę śpiewać samowolnie, będę czekał aż mi śpiewać rozkaże. Na dołączone do tego pytanie pokręciłem głową.-Nie, proszę Pana. Czasami, kiedy Pan Elamir pożyczał nas swoim przyjaciołom, to oni nas uczyli.-może nie uczyli nas przez jakoś bardzo długo, ale uznałem, że warto o tym wspomnieć.
Z lekkim zdziwieniem słuchałem Pana Gaushina i jego nietypowego...zbyt miłego aż zachowania, myślę. To bardzo uprzejme, ale boję się, że coś mu się stanie jeśli taki miły będzie.
-Rozumiem, proszę Pana.-rzekłem, nieco zbity z pantałyku, nie miałem zamiaru się na nic skarżyć, ani narzekać. Skoro jest jak jest, to znaczy, że właścicielowi jest tak najlepiej, a to znaczy, że i mi jest tak dobrze. Czego może mi brakować? Sam nie wiedziałem. Mam gdzie spać, co jeść, w co się ubrać, mam pluszaka i obowiązki. Przyjaciół mi brakuje, ale przecież nie powiem tego właścicielowi. To by było nieodpowiednie. Wydał na mnie trochę pieniędzy, a narzekanie na samotność, byłoby prawie mówieniem, że powinien wydać jeszcze więcej pieniędzy, tylko na moją głupią zachciankę.
Uznałem trochę jego wypowiedź za zakończenie rozmowy. Sam pytań więcej nie miałem, nie chciałem w sumie męczyć właściciela ciągłym gadaniem, bo może ma inne plany, ale jest zbyt miły i nie chce żebym się wystraszył czy coś takiego.
Znów złapałem za dół tuniki i pomyślałem sobie, że rozebrałbym się z chęcią ze spodni i skarpet. W końcu w domu nie potrzebuję takich rzeczy. Zawsze w samej tunice i butach biegałem. To bardzo wygodny strój, no i nigdy nie jest mi za gorąco.
Zadałem ważne dla mnie pytanie, w końcu moje życie opiera się głównie na śpiewaniu właścicielowi i umilaniu mu czasu. Chciałem wiedzieć jak mogę czas umilać Panu Gaushinowi. Niestety odpowiedź nie przypadła mi do końca do gustu, ale nie pokazałem tego po sobie, bo też nie była ona taka zła.
-Dobrze, proszę Pana.-uśmiechnąłem się szeroko. Nie mam zamiaru mi przeszkadzać. Będę mu nosił kawę i sprzątał, ale nie będę śpiewać samowolnie, będę czekał aż mi śpiewać rozkaże. Na dołączone do tego pytanie pokręciłem głową.-Nie, proszę Pana. Czasami, kiedy Pan Elamir pożyczał nas swoim przyjaciołom, to oni nas uczyli.-może nie uczyli nas przez jakoś bardzo długo, ale uznałem, że warto o tym wspomnieć.
Z lekkim zdziwieniem słuchałem Pana Gaushina i jego nietypowego...zbyt miłego aż zachowania, myślę. To bardzo uprzejme, ale boję się, że coś mu się stanie jeśli taki miły będzie.
-Rozumiem, proszę Pana.-rzekłem, nieco zbity z pantałyku, nie miałem zamiaru się na nic skarżyć, ani narzekać. Skoro jest jak jest, to znaczy, że właścicielowi jest tak najlepiej, a to znaczy, że i mi jest tak dobrze. Czego może mi brakować? Sam nie wiedziałem. Mam gdzie spać, co jeść, w co się ubrać, mam pluszaka i obowiązki. Przyjaciół mi brakuje, ale przecież nie powiem tego właścicielowi. To by było nieodpowiednie. Wydał na mnie trochę pieniędzy, a narzekanie na samotność, byłoby prawie mówieniem, że powinien wydać jeszcze więcej pieniędzy, tylko na moją głupią zachciankę.
Uznałem trochę jego wypowiedź za zakończenie rozmowy. Sam pytań więcej nie miałem, nie chciałem w sumie męczyć właściciela ciągłym gadaniem, bo może ma inne plany, ale jest zbyt miły i nie chce żebym się wystraszył czy coś takiego.
Znów złapałem za dół tuniki i pomyślałem sobie, że rozebrałbym się z chęcią ze spodni i skarpet. W końcu w domu nie potrzebuję takich rzeczy. Zawsze w samej tunice i butach biegałem. To bardzo wygodny strój, no i nigdy nie jest mi za gorąco.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
-Nie zechciałbyś może mieć też lekcji ze śpiewu? Nie podważam Twoich obecnych umiejętności, chodzi mi o to, by bardziej je rozwinąć, na pewno wiesz co mam na myśli... - Zaproponowałem chłopcu, choć i w tej kwestii już spodziewałem się co może mi odpowiedzieć. Zapewne, coś w stylu, że jak będę chciał, by się uczył, to będzie. Westchnąłem w duchu. Podziwiam go w pewnym sensie. Ja w jego wieku taki nie byłem. Bałem się odezwać przy swoim właścicielu. Pamiętam, że kiedy byłem z matką, to kupcy nie patrzyli przychylnie na hybrydy, które się odzywały nieproszone. Albo, że też w ogóle miały czelność cokolwiek powiedzieć! To też w pewnym sensie na mnie wpłynęło.
Ogłosiłem mu, wszem i wobec, że może prosić o cokolwiek śmiało. Nie wiedziałem, o czym sam sobie myśli. Nie uważałem, że jak mi jest dobrze, to od razu i jemu będzie. Proszę, on może być kiedyś niewyspany, a ja wyspany i co? Nie będzie tak świetnie funkcjonował i czuł się znakomicie jak ja. I na odwrót. Oczywiście, to tylko przykład.
Nasza rozmowa się skończyła na ten moment. Ukradkiem zjadłem jeszcze kilka winogron i rozkoszowałem się przyjemnym, lekkim wiaterkiem, który wlatywał do środka altanki. Cudnie jest tutaj. Uwielbiam to miejsce. Mógłbym przenieść do tego miejsca kilka swoich rzeczy i na spokojnie sobie pracować w tej ciszy jaka tu panuje. Na świeżym powietrzu, w końcu tak lepiej się myśli i mózg pracuje korzystniej.
-Możemy iść dalej? Pokażę Ci pianino. - To też musimy w końcu zahaczyć. A przynajmniej, wypadałoby. Jeżeli sprzeciwu nie było - a nie było go na pewno - wstałem i wyszedłem z altanki. Powoli poszedłem w stronę rezydencji, podpierając się laską co krok. Znów nie utykałem jakoś szczególnie na nogę. Moja laska jest przede wszystkim dla ozdoby.
Tą samą drogą szliśmy. Przywitałem się z ogrodnikami, co szli znów do pracy, po przerwie. Przytrzymałem ponownie drzwi, aby Gide wszedł do środka. Znów poczekałem, aż się oporządzi i poszliśmy dalej korytarzem.
Nie wymagam od niego, żeby zapamiętał od razu, co gdzie jest. Za jakiś czas się nauczy. Do tego czasu, poproszę, aby Bogd'an go pilnował i mu pomagał ze wszystkim. Niech go nauczy życia w mojej rezydencji. Będę Bogd'anowi dozgonnie wdzięczny... Ale znów nie zrzucę na jego barki wszystkich obowiązków związanych z chłopcem. Nie będzie musiał mu kąpieli przygotowywać, czy jedzenia. Zrobi to ktoś inny. A jego nauką zajmą się wykwalifikowani nauczyciele. No i ja, oczywiście. Ale ja mam tylko zapewnić mu naukę pisania. To praktycznie żaden wysiłek. Ach, mam go tutaj pierwszy dzień, a już w głowie układam przyszłość z nim związaną.
Ogłosiłem mu, wszem i wobec, że może prosić o cokolwiek śmiało. Nie wiedziałem, o czym sam sobie myśli. Nie uważałem, że jak mi jest dobrze, to od razu i jemu będzie. Proszę, on może być kiedyś niewyspany, a ja wyspany i co? Nie będzie tak świetnie funkcjonował i czuł się znakomicie jak ja. I na odwrót. Oczywiście, to tylko przykład.
Nasza rozmowa się skończyła na ten moment. Ukradkiem zjadłem jeszcze kilka winogron i rozkoszowałem się przyjemnym, lekkim wiaterkiem, który wlatywał do środka altanki. Cudnie jest tutaj. Uwielbiam to miejsce. Mógłbym przenieść do tego miejsca kilka swoich rzeczy i na spokojnie sobie pracować w tej ciszy jaka tu panuje. Na świeżym powietrzu, w końcu tak lepiej się myśli i mózg pracuje korzystniej.
-Możemy iść dalej? Pokażę Ci pianino. - To też musimy w końcu zahaczyć. A przynajmniej, wypadałoby. Jeżeli sprzeciwu nie było - a nie było go na pewno - wstałem i wyszedłem z altanki. Powoli poszedłem w stronę rezydencji, podpierając się laską co krok. Znów nie utykałem jakoś szczególnie na nogę. Moja laska jest przede wszystkim dla ozdoby.
Tą samą drogą szliśmy. Przywitałem się z ogrodnikami, co szli znów do pracy, po przerwie. Przytrzymałem ponownie drzwi, aby Gide wszedł do środka. Znów poczekałem, aż się oporządzi i poszliśmy dalej korytarzem.
Nie wymagam od niego, żeby zapamiętał od razu, co gdzie jest. Za jakiś czas się nauczy. Do tego czasu, poproszę, aby Bogd'an go pilnował i mu pomagał ze wszystkim. Niech go nauczy życia w mojej rezydencji. Będę Bogd'anowi dozgonnie wdzięczny... Ale znów nie zrzucę na jego barki wszystkich obowiązków związanych z chłopcem. Nie będzie musiał mu kąpieli przygotowywać, czy jedzenia. Zrobi to ktoś inny. A jego nauką zajmą się wykwalifikowani nauczyciele. No i ja, oczywiście. Ale ja mam tylko zapewnić mu naukę pisania. To praktycznie żaden wysiłek. Ach, mam go tutaj pierwszy dzień, a już w głowie układam przyszłość z nim związaną.
☂
"Love me, love me whole
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Love all the frailties inside this uneventful soul"
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Nie myślałem o lekcji śpiewu. Zawsze było to dość naturalne. Przychodził Pan Elamir i ćwiczył z nami, w czasie dnia się dużo ćwiczyło, samo jakoś to szło. Nie potrafiłem jeszcze zrozumieć, że mógłby uczyć mnie tego ktoś inny i że jeszcze nie miałbym przy sobie w czasie śpiewania kogoś, kogo znam.
-Rozumiem, proszę Pana. Zrobię, co Pan sobie zażyczy.-odpowiedziałem uznając, że właściciel wie co dla mnie dobre i wie w jaki sposób nakierować mnie aby był jak najbardziej zadowolony ze mnie.
Obserwowałem właściciela w tej chwili relaksu. Miły to był widok. Bardzo spokojny Pan Gaushin jest i bardzo uprzejmy. Jestem pewien, że on i Pan Elamir świetnie by się dogadali.
-Mhm.-zamruczałem z uśmiechem, kiwając głową na zgodę i wieść, że gotowy jestem do zwiedzania. Już się nie mogłem doczekać aż pianino zobaczę. Ciekaw byłem jaki ma kolor i jak duże jest, czy już jest gotowe do gry czy jeszcze trzeba je nieco przygotować.
Naśladując właściciela, również wstałem. Otrzepałem spodenki z ewentualnych napruszków z ławki i ruszyłem za nim.
Kręciłem w dłoni różyczką, co od Pana Gaushina dostałem, uważałem, żeby się niczym nie skaleczyć. Co chwila wsadzałem nosa w kwiatka, żeby go powąchać i kiedy Pan Gaushin nie patrzył, to urywałem ząbkami płatki i zjadałem je szybciutko. Smaczne były.
Weszliśmy do domu. Otrzepałem buty, ogarnąłem się mniej więcej i już byłem gotów iść dalej. Rozglądałem się dookoła, oglądałem ściany, ziemię, sufit i mojego pięknego właściciela, który mnie prowadził. Starałem się trasę zapamiętać, ale przyznam, że już nie wiedziałem, jak na przykład trafić stąd do mojego pokoju.
Dotarliśmy na miejsce. Chowając delikatnie różę za plecami, żeby nie było widać ile jej zjadłem, wszedłem do pomieszczenia. Uśmiechnąłem się szeroko widząc pianino, zatuptałem wesoło nogami, ciesząc się na to jak kiedyś Pan Gaushin będzie zadowolony z tego, że umiem na pianinie grać idealnie. Ciekawe jak często będę miał zajęcia i ile będą trwały, czy dużo będę musiał ćwiczyć sam i jak pogodzę to z wykonywaniem obowiązków i noszeniem kawy właścicielowi.
Spojrzałem na mężczyznę, pokazując zęby w wyszczerzu. Przechyliłem lekko głowę, a oczy nie przestawały mi błyszczeć. Jeśli kiedyś będzie chciał, żebym go nauczył grać, to go nauczę. Nauczę każdego kto będzie chciał coś umieć. Będę jak Pan Bogd'an, który będzie mnie uczył.
Rzuciłem mu pytające spojrzenie ,,Czy mogę podejść do pianina?" i jeśli zgodę dostałem, to podszedłem do instrumentu, położyłem na nim różę i zacząłem go oglądać z zewnątrz, dotykać, przesuwać opuszkami po gładkim, malowanym drewnie, a później nieśmiało oglądać klawisze i przykładać do nich palce, żeby zobaczyć jak szeroko mogę je rozstawić.
-Rozumiem, proszę Pana. Zrobię, co Pan sobie zażyczy.-odpowiedziałem uznając, że właściciel wie co dla mnie dobre i wie w jaki sposób nakierować mnie aby był jak najbardziej zadowolony ze mnie.
Obserwowałem właściciela w tej chwili relaksu. Miły to był widok. Bardzo spokojny Pan Gaushin jest i bardzo uprzejmy. Jestem pewien, że on i Pan Elamir świetnie by się dogadali.
-Mhm.-zamruczałem z uśmiechem, kiwając głową na zgodę i wieść, że gotowy jestem do zwiedzania. Już się nie mogłem doczekać aż pianino zobaczę. Ciekaw byłem jaki ma kolor i jak duże jest, czy już jest gotowe do gry czy jeszcze trzeba je nieco przygotować.
Naśladując właściciela, również wstałem. Otrzepałem spodenki z ewentualnych napruszków z ławki i ruszyłem za nim.
Kręciłem w dłoni różyczką, co od Pana Gaushina dostałem, uważałem, żeby się niczym nie skaleczyć. Co chwila wsadzałem nosa w kwiatka, żeby go powąchać i kiedy Pan Gaushin nie patrzył, to urywałem ząbkami płatki i zjadałem je szybciutko. Smaczne były.
Weszliśmy do domu. Otrzepałem buty, ogarnąłem się mniej więcej i już byłem gotów iść dalej. Rozglądałem się dookoła, oglądałem ściany, ziemię, sufit i mojego pięknego właściciela, który mnie prowadził. Starałem się trasę zapamiętać, ale przyznam, że już nie wiedziałem, jak na przykład trafić stąd do mojego pokoju.
Dotarliśmy na miejsce. Chowając delikatnie różę za plecami, żeby nie było widać ile jej zjadłem, wszedłem do pomieszczenia. Uśmiechnąłem się szeroko widząc pianino, zatuptałem wesoło nogami, ciesząc się na to jak kiedyś Pan Gaushin będzie zadowolony z tego, że umiem na pianinie grać idealnie. Ciekawe jak często będę miał zajęcia i ile będą trwały, czy dużo będę musiał ćwiczyć sam i jak pogodzę to z wykonywaniem obowiązków i noszeniem kawy właścicielowi.
Spojrzałem na mężczyznę, pokazując zęby w wyszczerzu. Przechyliłem lekko głowę, a oczy nie przestawały mi błyszczeć. Jeśli kiedyś będzie chciał, żebym go nauczył grać, to go nauczę. Nauczę każdego kto będzie chciał coś umieć. Będę jak Pan Bogd'an, który będzie mnie uczył.
Rzuciłem mu pytające spojrzenie ,,Czy mogę podejść do pianina?" i jeśli zgodę dostałem, to podszedłem do instrumentu, położyłem na nim różę i zacząłem go oglądać z zewnątrz, dotykać, przesuwać opuszkami po gładkim, malowanym drewnie, a później nieśmiało oglądać klawisze i przykładać do nich palce, żeby zobaczyć jak szeroko mogę je rozstawić.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
JOSEPH VUPULUS (NPC)
Siwowłosy starszy mężczyzna z gęstą brodą i włosami do szyi, przebywał w swoim gabinecie, czyszcząc lufę pistoletu skałkowego, by za chwilę uzupełniać go prochem. Robił to automatycznie, bo jego myśli biegły wokół dwóch osób. Gaspardzie Anatellu i Grycanie Gaushinie. Od dawna badał ich sprawę, jakie mają powiązania, co robią, jakie brudy ukrywają. Zebrał wystarczająco dużo poszlak, aby wybrać Hrabiego Gaushina za swój cel, który ostatecznie doprowadzi go do Wampira. Był pewny, że chłopak stał się krwiopijcą, poszlaki, poszlaki, wszystko mu to mówiło! Joseph popadł w obsesję na punkcie tego smarkacza. Przeznaczenie tego chciało, tak, to wola bogów, aby pozbyć się istoty Otchłanii, za co zostanie wyzdrowiony. On i jego syn, z pewnością.
Kończąc pracę nad załadowaną bronią, wstał od stołu i przewiesił go na uchwycie przy pasku. Pokierował się do wyjścia z ciemnego pomieszczenia.
Na korytarzu do jego nozdrzy dotarł zapach gotowanych potraw, co powiodło Vupulusa do kuchni. Była tam jego żona, Aurora, przepiękna brunetka, która podeszła dając mu buziaka.
-Uważaj w drodze do pracy, niebezpiecznie jest ostatnio.
Poprosiła, na co siwowłosy Wilkołak pogładził jej policzek z uśmiechem. Była nieco młodsza od niego, więc wciąż przepiękna.
-Będę, jak zawszę. Na kolację wrócę. Pa, kocham Cię.
-Ja Ciebie też. Paa.
Pożegnał się i skierował do opuszczenia mieszkania, lecz po drodze zahaczył o pokój syna. Uchylił drzwi, widząc że Lupin nadal śpi o tej godzinie. Ah, niewiarygodne. Wtedy też dopadła go myśl, że Gaspard jest w podobnym wieku. Lecz… to nieistotne. Robił to dla rodziny…
-Trzymaj się, młody.
W rzeczywistości nie jechał do pracy. Aurora nie wiedziała o wszystkim co robił jej mąż. Tak było łatwiej. Z pewnością nie spoglądałaby na niego tak samo lub kazałaby odpuścić, bojąc się o przyszłość ich rodziny. Lupin zapewne też dorzuciłby swoje trzy drachmy. Niewiedza bywa błogosławieństwem. Ciężko wzdychał, gładząc bliznowatą twarz, podczas podróży wynajętą karocą do Północnego Adren. Nie był pewny tego wszystkiego, nawet jeśli z drugiej strony nie było powrotu od tego co zaczął. Nie był zły, cały czas sobie powtarzał, że nie on tutaj jest tym czarnym charakterem. Żył sumiennie, jako uczciwy obywatel, dobry redaktor, kochający mąż i ojciec. Wiedział, że ma swoje grzechy na sumieniu, ale nie krzywdzić przypadkowych ludzi, a podczas pełni, jego natura bestii pozostawała w izolacji, z dala od niewinnych osób. Nie, to nie on tu był tym złym. Prawdziwym potworem był już tylko wampir, który mordował dobrych ludzi dla pokarmu lub konieczności, choć nawet dla tego pierwszego istniały alternatywne rozwiązania. Likwidując Gasparda, pomoże nie tylko sobie, ale i zrobi dobry uczynek dla społeczeństwa.
Vupulus w końcu dotarł przed rezydencję hrabiego Gaushina, niepozorną siedzibę czystego zła, gdzie musiały dziać się rzeczy makabryczne. Jego krok był pewny, niczym nie zmącony. Cel był jeden. Zrobi to.
Zapukał do drzwi frontowych, po czym wyjął broń, zaciskając palce na uchwycie. Po chwili te uchyliły się, a w ich progu stanął z początku nieświadomy lokaj Bogd'an.
-W czym mog…
Urwał, kiedy Joseph wycelował pistoletem skałkowym w jego głowę. Aby zejść z widoku, po chwili przyłożył zimną lufę do jego czoła i pchnął go w tył, przez co Lokaj musiał się powoli wycofać, dając Wilkołakowi szansę wejść i zamknąć za nimi drzwi.
-Wskaż mi drogę do Gasparda Anatella.
Rozkazał, surowo patrząc na mężczyznę, przypuszczalnie w podobnym wieku, lecz ten zachował kamienny wyraz twarzy.
-Nie ma nikogo takiego tutaj. Jeśli nie opuści Pan tego domu w tej chwili, milicja dowie się o…
-Nie chciałbyś rozmawiać z nimi, uwierz. Zaprowadź mnie więc do Grycana Gaushina.
Warknął, na co Lokaj przełknął ślinę. Miał małą powtórkę z nieproszonym gościem, ale poprzedni przynajmniej bronią nie straszył.
-Nie.
Mruknął, lecz wtedy Joseph docisnął broń do jego czoła i odbezpieczył pistolet charakterystycznym cyknięciem.
-Zdążę zabić Ciebie i załadować go znowu, nim zabiję Twego Pana. Już!
Nie dał mu wyboru, może Bogd'anowi nie zależało na swoim życiu, lecz z pewnością na trosce miał los Hrabiego, a obcy wydawał się być nieobliczalny. Teraz jeszcze zdawał się stronić od radykalnej przemocy…
Kilka chwil później, gdy Geo'Mantis i Gide przebywali w pokoju z pianinem, ciesząc się ostatnimi chwilami beztroski, oraz niewinności dwunastolatka, drzwi otworzyły się. W ich progu stanął Bogd'an z uniesionymi rękoma, a jego wzrok, skierowany w stronę Grycana, mówił "Wybacz mi". Wtedy został pchnięty, przez co stracił równowagę i upadł przed pianinem. Do środka wszedł siwowłosy Joseph, mając na muszce całą trójkę, znów zamykając za sobą drzwi. Domyślił się kto to ten Gaushin, ale widok chłopca z rogami go zaskoczył. To było przecież tylko dziecko, hybryda, ale dziecko… nie, nie mógł teraz okazywać żadnych wyrzutów sumienia.
-Witaj, Grycanie. Mamy wspólnego przyjaciela, Gasparda Anatella. Poświęcisz mi chwilę na rozmowę na jego temat, prawda…?
Spytał retorycznie, pewnie trzymając broń nakierowaną na niego. Zachował dystans.
Siwowłosy starszy mężczyzna z gęstą brodą i włosami do szyi, przebywał w swoim gabinecie, czyszcząc lufę pistoletu skałkowego, by za chwilę uzupełniać go prochem. Robił to automatycznie, bo jego myśli biegły wokół dwóch osób. Gaspardzie Anatellu i Grycanie Gaushinie. Od dawna badał ich sprawę, jakie mają powiązania, co robią, jakie brudy ukrywają. Zebrał wystarczająco dużo poszlak, aby wybrać Hrabiego Gaushina za swój cel, który ostatecznie doprowadzi go do Wampira. Był pewny, że chłopak stał się krwiopijcą, poszlaki, poszlaki, wszystko mu to mówiło! Joseph popadł w obsesję na punkcie tego smarkacza. Przeznaczenie tego chciało, tak, to wola bogów, aby pozbyć się istoty Otchłanii, za co zostanie wyzdrowiony. On i jego syn, z pewnością.
Kończąc pracę nad załadowaną bronią, wstał od stołu i przewiesił go na uchwycie przy pasku. Pokierował się do wyjścia z ciemnego pomieszczenia.
Na korytarzu do jego nozdrzy dotarł zapach gotowanych potraw, co powiodło Vupulusa do kuchni. Była tam jego żona, Aurora, przepiękna brunetka, która podeszła dając mu buziaka.
-Uważaj w drodze do pracy, niebezpiecznie jest ostatnio.
Poprosiła, na co siwowłosy Wilkołak pogładził jej policzek z uśmiechem. Była nieco młodsza od niego, więc wciąż przepiękna.
-Będę, jak zawszę. Na kolację wrócę. Pa, kocham Cię.
-Ja Ciebie też. Paa.
Pożegnał się i skierował do opuszczenia mieszkania, lecz po drodze zahaczył o pokój syna. Uchylił drzwi, widząc że Lupin nadal śpi o tej godzinie. Ah, niewiarygodne. Wtedy też dopadła go myśl, że Gaspard jest w podobnym wieku. Lecz… to nieistotne. Robił to dla rodziny…
-Trzymaj się, młody.
W rzeczywistości nie jechał do pracy. Aurora nie wiedziała o wszystkim co robił jej mąż. Tak było łatwiej. Z pewnością nie spoglądałaby na niego tak samo lub kazałaby odpuścić, bojąc się o przyszłość ich rodziny. Lupin zapewne też dorzuciłby swoje trzy drachmy. Niewiedza bywa błogosławieństwem. Ciężko wzdychał, gładząc bliznowatą twarz, podczas podróży wynajętą karocą do Północnego Adren. Nie był pewny tego wszystkiego, nawet jeśli z drugiej strony nie było powrotu od tego co zaczął. Nie był zły, cały czas sobie powtarzał, że nie on tutaj jest tym czarnym charakterem. Żył sumiennie, jako uczciwy obywatel, dobry redaktor, kochający mąż i ojciec. Wiedział, że ma swoje grzechy na sumieniu, ale nie krzywdzić przypadkowych ludzi, a podczas pełni, jego natura bestii pozostawała w izolacji, z dala od niewinnych osób. Nie, to nie on tu był tym złym. Prawdziwym potworem był już tylko wampir, który mordował dobrych ludzi dla pokarmu lub konieczności, choć nawet dla tego pierwszego istniały alternatywne rozwiązania. Likwidując Gasparda, pomoże nie tylko sobie, ale i zrobi dobry uczynek dla społeczeństwa.
Vupulus w końcu dotarł przed rezydencję hrabiego Gaushina, niepozorną siedzibę czystego zła, gdzie musiały dziać się rzeczy makabryczne. Jego krok był pewny, niczym nie zmącony. Cel był jeden. Zrobi to.
Zapukał do drzwi frontowych, po czym wyjął broń, zaciskając palce na uchwycie. Po chwili te uchyliły się, a w ich progu stanął z początku nieświadomy lokaj Bogd'an.
-W czym mog…
Urwał, kiedy Joseph wycelował pistoletem skałkowym w jego głowę. Aby zejść z widoku, po chwili przyłożył zimną lufę do jego czoła i pchnął go w tył, przez co Lokaj musiał się powoli wycofać, dając Wilkołakowi szansę wejść i zamknąć za nimi drzwi.
-Wskaż mi drogę do Gasparda Anatella.
Rozkazał, surowo patrząc na mężczyznę, przypuszczalnie w podobnym wieku, lecz ten zachował kamienny wyraz twarzy.
-Nie ma nikogo takiego tutaj. Jeśli nie opuści Pan tego domu w tej chwili, milicja dowie się o…
-Nie chciałbyś rozmawiać z nimi, uwierz. Zaprowadź mnie więc do Grycana Gaushina.
Warknął, na co Lokaj przełknął ślinę. Miał małą powtórkę z nieproszonym gościem, ale poprzedni przynajmniej bronią nie straszył.
-Nie.
Mruknął, lecz wtedy Joseph docisnął broń do jego czoła i odbezpieczył pistolet charakterystycznym cyknięciem.
-Zdążę zabić Ciebie i załadować go znowu, nim zabiję Twego Pana. Już!
Nie dał mu wyboru, może Bogd'anowi nie zależało na swoim życiu, lecz z pewnością na trosce miał los Hrabiego, a obcy wydawał się być nieobliczalny. Teraz jeszcze zdawał się stronić od radykalnej przemocy…
Kilka chwil później, gdy Geo'Mantis i Gide przebywali w pokoju z pianinem, ciesząc się ostatnimi chwilami beztroski, oraz niewinności dwunastolatka, drzwi otworzyły się. W ich progu stanął Bogd'an z uniesionymi rękoma, a jego wzrok, skierowany w stronę Grycana, mówił "Wybacz mi". Wtedy został pchnięty, przez co stracił równowagę i upadł przed pianinem. Do środka wszedł siwowłosy Joseph, mając na muszce całą trójkę, znów zamykając za sobą drzwi. Domyślił się kto to ten Gaushin, ale widok chłopca z rogami go zaskoczył. To było przecież tylko dziecko, hybryda, ale dziecko… nie, nie mógł teraz okazywać żadnych wyrzutów sumienia.
-Witaj, Grycanie. Mamy wspólnego przyjaciela, Gasparda Anatella. Poświęcisz mi chwilę na rozmowę na jego temat, prawda…?
Spytał retorycznie, pewnie trzymając broń nakierowaną na niego. Zachował dystans.
"Świadomość życia wiąże się ze świadomością śmierci."
Gaspard Anatell- Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN
Re: Rezydencja Gaushina
Nie widziałem, żeby chłopiec sobie kwiatka jadł. Cóż, dałem mu go, więc jeżeli go zjeść chciał, to proszę bardzo. Pewnie jedyną uwagę jaką bym mu zwrócił, to to, aby uważał na kolce. Nie chciałbym, by się językiem nadział na różyczkę. Pewnie byłoby to bolesne. Z resztą, może to dobrze, że nie widziałem jak je tą różyczkę? Zacząłbym się martwić, że i na inne moje kwiaty mógłby się czaić. Pozwoliłem mu za to zbierać te kwiatki, które opadły. Liczę, że nie wpadnie nagle na pomysł, by zacząć podgryzać te, co nadal rosną. Byłbym niepocieszony.
Znów w środku długo na chłopca nie czekałem. Poszedłem z nim dalej korytarzem. Pokój z pianinem mieścił się w wschodnim skrzydle, na parterze, na przeciwko ogromnej sali dla gości. Wiele tam rzeczy nie ma, nie bez przyczyny. Można tam gości sprowadzić, mogą posłuchać gry pianisty. Pamiętam, jak kiedyś brat mojej ukochanej z radością nam wszystkim grywał. Szkoda, że tamte lata już nie wrócą.
Otworzyłem przed chłopcem kolejne ciężkie drzwi. Nie wiem jak on sobie sam tutaj ma poradzić, jak tu praktycznie wszystkie drzwi ważą dużo. Wpuściłem go przed sobą do pięknie oświetlonego pomieszczenia. Poszedłem za nim i momentalnie zwróciłem oczy na kwiaty. Chciałem tylko się upewnić, że dalej ślicznie mi rosną.
Co do jego zajęć, najpierw muszę się skontaktować z pewną osobą, z zapytaniem, czy ma w ogóle czas, żeby moją hybrydkę pouczyć. Nie chcę nikomu niczego kazać. Szczególnie wolnym ludziom. Jeżeli się okaże, że ów pan czas ma, to spytam się jakie dni mu odpowiadają, zaproponuję odpowiednią stawkę. Ewentualnie dojdziemy do kompromisu. Przecież nikt mi dziecka za darmo edukować nie będzie.
-Możesz obejrzeć pianino, proszę bardzo. - Sam podszedłem do instrumentu, przysiadłem na ławie, co przed pianinem stała. Podniosłem klapę z klawiszy. -Możesz też spróbować coś zagrać, jeżeli chcesz. - Im szybciej zacznie się oswajać z pianinem, tym lepiej dla niego.
Chciałem się zająć całkowicie nim, cieszyć się tą miłą chwilą. Szczerze, czułem się szczęśliwy. W końcu mam kogoś, kim mogę się opiekować. Trochę jak ze zwierzątkiem, ale zwierzątko mi nie odpowie nic, a nic. Wierzę i chcę wierzyć, że idąc z biegiem czasu świat zmieni się na tyle, że być może, będzie w stanie zaakceptować moją hybrydę jako - możliwe - mojego następcę. Bez ukrywania się. Ciężkie miałby życie, gdyby musiał swoje różki usuwać - wydaje mi się, że to byłoby porównywalnie bolesne do usuwania moich łusek - i tuszować swój kolor skóry. Wygląd to i tak nie wszystko. Samego odpowiedniego zachowania też musiałby nabyć. Nauka savoir vivre i tak nie wystarczy. Pamiętam ile czasu mi zajęło, zanim oduczyłem się syczenia. Nie chcę go skazywać na takie życie, sam widzę i wiem ile to poświęceń wymaga.
Obserwowałem jak mój potencjalny dziedzic przygotowuje się do testowania pianina, czy też już słuchałem jak próbuje coś sensownego wygrać na pianinie. Szkoda tylko, wielka szkoda, że mój i jego spokój został naruszony. Odwróciłem gwałtownie głowę do drzwi, gdy zostały otworzone. Przez nie do środka wleciał Bogd'an i wszedł jakiś, nieznany mi jegomość.
Natychmiast podniosłem się z siedzenia, podszedłem do Bogd'ana i pomogłem mu wstać. Co jak co, mój lokaj ma lat ile ma i nie chciałbym, aby cokolwiek mu się stało. Jest dla mnie ważny. Spojrzał na mnie z lekka przerażonym wzrokiem. Puściłem go, kiedy miałem pewność, że utrzyma równowagę i wyszedłem przed niego, odsuwając go za siebie.
Broń na widoku nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Ten człowiek, gdyby chciał to już dawno by mnie zabił. Uznałem, że ma pistolet przy sobie wyłącznie na pokaz, a jego słowa utwierdziły mnie jedynie w tym przekonaniu.
-Witam Panie nieznajomy. Widzę, że Pan dobrze wie jak sam się nazywam, tak więc, czy mogę poznać pańskie mienie? - Uśmiechnąłem się do niego zgryźliwie. Poprawiłem okulary i splotłem palce za plecami. Nie lubię, nienawidzę wręcz, kiedy ktoś bez uprzedzenia narusza mój spokój. Dodatkowo z bronią wparował! W środku z lekka mnie ścisnęło. Zacząłem się obawiać o Gide. Nie chcę, by się przestraszył i to pierwszego dnia pobytu tutaj. -Pana Anatella nie ma tutaj od jakiegoś czasu, ale słucham. Co chciałby pan wiedzieć? - Do głowy przyszła mi myśl, że może być to jakiś psychiczny fan Gasparda. Ewentualnie, osobnik z podobnymi zamiarami do Żyrandol, z którą miał chłopak do czynienia jakiś czas temu.
Znów w środku długo na chłopca nie czekałem. Poszedłem z nim dalej korytarzem. Pokój z pianinem mieścił się w wschodnim skrzydle, na parterze, na przeciwko ogromnej sali dla gości. Wiele tam rzeczy nie ma, nie bez przyczyny. Można tam gości sprowadzić, mogą posłuchać gry pianisty. Pamiętam, jak kiedyś brat mojej ukochanej z radością nam wszystkim grywał. Szkoda, że tamte lata już nie wrócą.
Otworzyłem przed chłopcem kolejne ciężkie drzwi. Nie wiem jak on sobie sam tutaj ma poradzić, jak tu praktycznie wszystkie drzwi ważą dużo. Wpuściłem go przed sobą do pięknie oświetlonego pomieszczenia. Poszedłem za nim i momentalnie zwróciłem oczy na kwiaty. Chciałem tylko się upewnić, że dalej ślicznie mi rosną.
Co do jego zajęć, najpierw muszę się skontaktować z pewną osobą, z zapytaniem, czy ma w ogóle czas, żeby moją hybrydkę pouczyć. Nie chcę nikomu niczego kazać. Szczególnie wolnym ludziom. Jeżeli się okaże, że ów pan czas ma, to spytam się jakie dni mu odpowiadają, zaproponuję odpowiednią stawkę. Ewentualnie dojdziemy do kompromisu. Przecież nikt mi dziecka za darmo edukować nie będzie.
-Możesz obejrzeć pianino, proszę bardzo. - Sam podszedłem do instrumentu, przysiadłem na ławie, co przed pianinem stała. Podniosłem klapę z klawiszy. -Możesz też spróbować coś zagrać, jeżeli chcesz. - Im szybciej zacznie się oswajać z pianinem, tym lepiej dla niego.
Chciałem się zająć całkowicie nim, cieszyć się tą miłą chwilą. Szczerze, czułem się szczęśliwy. W końcu mam kogoś, kim mogę się opiekować. Trochę jak ze zwierzątkiem, ale zwierzątko mi nie odpowie nic, a nic. Wierzę i chcę wierzyć, że idąc z biegiem czasu świat zmieni się na tyle, że być może, będzie w stanie zaakceptować moją hybrydę jako - możliwe - mojego następcę. Bez ukrywania się. Ciężkie miałby życie, gdyby musiał swoje różki usuwać - wydaje mi się, że to byłoby porównywalnie bolesne do usuwania moich łusek - i tuszować swój kolor skóry. Wygląd to i tak nie wszystko. Samego odpowiedniego zachowania też musiałby nabyć. Nauka savoir vivre i tak nie wystarczy. Pamiętam ile czasu mi zajęło, zanim oduczyłem się syczenia. Nie chcę go skazywać na takie życie, sam widzę i wiem ile to poświęceń wymaga.
Obserwowałem jak mój potencjalny dziedzic przygotowuje się do testowania pianina, czy też już słuchałem jak próbuje coś sensownego wygrać na pianinie. Szkoda tylko, wielka szkoda, że mój i jego spokój został naruszony. Odwróciłem gwałtownie głowę do drzwi, gdy zostały otworzone. Przez nie do środka wleciał Bogd'an i wszedł jakiś, nieznany mi jegomość.
Natychmiast podniosłem się z siedzenia, podszedłem do Bogd'ana i pomogłem mu wstać. Co jak co, mój lokaj ma lat ile ma i nie chciałbym, aby cokolwiek mu się stało. Jest dla mnie ważny. Spojrzał na mnie z lekka przerażonym wzrokiem. Puściłem go, kiedy miałem pewność, że utrzyma równowagę i wyszedłem przed niego, odsuwając go za siebie.
Broń na widoku nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Ten człowiek, gdyby chciał to już dawno by mnie zabił. Uznałem, że ma pistolet przy sobie wyłącznie na pokaz, a jego słowa utwierdziły mnie jedynie w tym przekonaniu.
-Witam Panie nieznajomy. Widzę, że Pan dobrze wie jak sam się nazywam, tak więc, czy mogę poznać pańskie mienie? - Uśmiechnąłem się do niego zgryźliwie. Poprawiłem okulary i splotłem palce za plecami. Nie lubię, nienawidzę wręcz, kiedy ktoś bez uprzedzenia narusza mój spokój. Dodatkowo z bronią wparował! W środku z lekka mnie ścisnęło. Zacząłem się obawiać o Gide. Nie chcę, by się przestraszył i to pierwszego dnia pobytu tutaj. -Pana Anatella nie ma tutaj od jakiegoś czasu, ale słucham. Co chciałby pan wiedzieć? - Do głowy przyszła mi myśl, że może być to jakiś psychiczny fan Gasparda. Ewentualnie, osobnik z podobnymi zamiarami do Żyrandol, z którą miał chłopak do czynienia jakiś czas temu.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Stanąłem przy właścicielu siedzącym na ławie. Przyłożyłem palce do klawiszy i nasłuchując nacisnąłem je nieśmiało i powoli. Nędzny dźwięk jaki wydobył się z pianina nie zadowolił mnie, więc po chwili uderzyłem w klawisz mocniej, a później jeszcze raz i jeszcze, a później w kolejny klawisz i jeszcze następny. Zastukałem wesoło butami w podłogę. Podobało mi się to, że robię dźwięki palcami. Zaśmiałem się cicho, miłe uczucie to było. Bardzo chciałem już grać dobrze, już umieć wszystko, ale wiedziałem, że to chwilę zajmie. Niby staram się być cierpliwy, ale i tak czasem się zapominam.
Obróciłem się powoli w stronę drzwi, myśląc, że to ktoś ze służby przyszedł nad o czymś poinformować. Szybko jednak podskoczyłem wystraszony tym, jak Pan Bogd'an został pchnięty na ziemię. Nie wiedziałem co robić, nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie rozumiałem dlaczego obcy Pan tak zrobił, nie rozpoznawałem też trzymanego przez niego przedmiotu, ale czułem, że nie jest to coś dobrego.
Zestresowanym wzrokiem spojrzałem na obcego mężczyznę, na lokaja oraz na właściciela. Nie myśląc wiele podążyłem za Panem Gaushinem. Wbijałem spojrzenie w obcego kiedy właściciel pomagał słudze. Obrzuciłem go szybkim spojrzeniem i ucieszyłem się w duchu, że chyba wszystko jest w porządku.
Ciągle nic nie rozumiejąc, stanąłem tuż za plecami Pana Gaushina. Trzęsącymi się łapkami złapałem go za splecione dłonie i ścisnąłem mocno. Wychyliłem się lekko zza niego, żeby móc patrzeć na to co się dzieje, żeby w razie czego pomóc jakoś, chociaż sam nie wiem jak miałbym niby pomóc. Mógłbym użyć rogów, wiem, że są ostre, ale czy się nie złamią przypadkiem?
Przestąpiłem z nogi na nogę i nie odzywałem się, tylko trzymałem się mocno właściciela, będąc przylepionym do jego pleców. Nie wiedziałem o kim jest mowa, ale ufałem, że Pan Gaushin zajmie się sprawą odpowiednio. Dalej spokoju nie dawała mi tożsamość obcego. Nie był tutaj znany, więc pewnie nie jest ze służby. Skoro jest z zewnątrz, to co robi w środku? Co jeśli przyjdzie w nocy? Cofnąłem się pół kroku nie odpuszczając chwytu na dłoniach mężczyzny, chcąc go nieco cofnąć, żeby się odsunął od tego co może stwarzać zagrożenie.
Obróciłem się powoli w stronę drzwi, myśląc, że to ktoś ze służby przyszedł nad o czymś poinformować. Szybko jednak podskoczyłem wystraszony tym, jak Pan Bogd'an został pchnięty na ziemię. Nie wiedziałem co robić, nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie rozumiałem dlaczego obcy Pan tak zrobił, nie rozpoznawałem też trzymanego przez niego przedmiotu, ale czułem, że nie jest to coś dobrego.
Zestresowanym wzrokiem spojrzałem na obcego mężczyznę, na lokaja oraz na właściciela. Nie myśląc wiele podążyłem za Panem Gaushinem. Wbijałem spojrzenie w obcego kiedy właściciel pomagał słudze. Obrzuciłem go szybkim spojrzeniem i ucieszyłem się w duchu, że chyba wszystko jest w porządku.
Ciągle nic nie rozumiejąc, stanąłem tuż za plecami Pana Gaushina. Trzęsącymi się łapkami złapałem go za splecione dłonie i ścisnąłem mocno. Wychyliłem się lekko zza niego, żeby móc patrzeć na to co się dzieje, żeby w razie czego pomóc jakoś, chociaż sam nie wiem jak miałbym niby pomóc. Mógłbym użyć rogów, wiem, że są ostre, ale czy się nie złamią przypadkiem?
Przestąpiłem z nogi na nogę i nie odzywałem się, tylko trzymałem się mocno właściciela, będąc przylepionym do jego pleców. Nie wiedziałem o kim jest mowa, ale ufałem, że Pan Gaushin zajmie się sprawą odpowiednio. Dalej spokoju nie dawała mi tożsamość obcego. Nie był tutaj znany, więc pewnie nie jest ze służby. Skoro jest z zewnątrz, to co robi w środku? Co jeśli przyjdzie w nocy? Cofnąłem się pół kroku nie odpuszczając chwytu na dłoniach mężczyzny, chcąc go nieco cofnąć, żeby się odsunął od tego co może stwarzać zagrożenie.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
JOSEPH VUPULUS (NPC)
Sytuacja była napięta, zwłaszcza dla Josepha, który nie zwykł do takiego napadania ludzi w ich domach. Ale cały czas powtarzał sobie w głowie, że miał styczność z prawdziwym potworem, który stał przed nim, tak dumnie prężąc pierś, chcąc pokazać, że się nie boi. Może nie o siebie, ale co z innymi? Po tego starca wręcz się rzucił, czego nie zrobiłby typowy arystokrata. A chłopiec? Ten się za nim krył, czyli byli przywiązani do siebie, pomimo tych cudacznych rogów. Żal mu było dzieciaka, lecz on sam ma syna, który potrzebuje pomocy, bo urodził się chory. To była prawdziwa niesprawiedliwość!
Robisz to dla rodziny. Dla rodziny. Jeśli trzeba, użyje dzieciaka, nad nim rozczuli się najbardziej. Niech jednak nie będzie głupi.
-Moje imię nic Ci nie da, bo go nawet nie skojarzysz. Mów na mnie jak chcesz.
Sapnął, trzymając cały czas rękę z bronią na wysokości klatki piersiowej Geo'Mantisa. Gdyby go postrzelił, ten pewnie poleciałby do tyłu od siły uderzenia. Ale potrzebował go żywego.
Gdy Hrabia Gaushin z najwyższym poziomem spokoju potwierdził fakt, że Anatell mieszka pod jego dachem, wszystko stawało się coraz wyraźniejsze. Lecz pytanie Josepha czego chce wiedzieć, wywołało pogardliwy śmiech. Wilkołak wiedział, że jakiekolwiek pytanie zada, odpowiedzi będą nieszczere lub wymijające. Zbyt długo kryli swoje sekrety, aby teraz jeden miał sprzedać drugiego furiatowi z bronią. Ale nie chciał jeszcze posługiwać się dzieckiem. Nie. Musiał inaczej rozłożyć swoje karty. Spróbować.
-Jesteś bardzo intrygującym tematem, Grycanie. Prężysz się, zachowujesz pozory. Nie igraj ze mną. Wiesz, kiedyś byłem zwykłym dziennikarzem, zajmowałem się głównie działem przestępstw, więc umiem grzebać w ludzkich brudach. Gdy Anatell na moich oczach spadł z klifu, roztrzaskując się o skały, zaraz po tym znaleziono zamordowanego człowieka na wybrzeżu. Zrobił to wampir. W pobliżu Północnego Adren. To mały trop, ale zaraz po tym, magicznie ożywiony Gaspard powrócił, oraz z Tobą zamieszkał, tak? Zacząłeś wydawać jego poezje, jakby nic się nie stało. Sprawdzałem dalej. Tym razem Południowe Adren. Znaleziona martwa prostytutka. Znowu udział nieostrożnego wampira. Więcej ciał nie odkryto, zamiast tego ktoś zaczął znikać. Nikt nie zainteresował się nieobecnością jakiegoś bezdomnego z okolicy, który przepadł bez śladu pewnej nocy i nigdy nie wrócił. Ta sama noc, barman w Adren słyszał jak niewinna dziewczyna o kiyamskiej urodzie towarzyszyła niejakiemu Hrabie Gaushinowi do jego rezydencji. Też nikt już jej nie widział. Strasznie dużo dziwnych zdarzeń dzieje się wokół Ciebie, zgodzisz się? Jestem wnikliwy. To wszystko poszlaki, które nie są ostatecznym dowodem, ani osobno nie znaczą nic, lecz gdyby to zebrać, wystarczy aby zainteresować się Twoim nazwiskiem. Powiem Ci, co pomyśli sobie milicja i Łowcy Potworów, jeśli usłyszą o tym wszystkim. Hrabia Gaushin świadomie trzymał w swoim domu wampira, któremu nie tylko zezwalał na popełnianie morderstw i porwania, lecz był też współwinny ich popełnienia. Wystarczy, aby Łowcy skupili uwagę na Tobie i Twoim przyjacielu. Ale... po co tak wszystko komplikować, prawda? Daję Ci więc szansę, bym o tym wszystkim zapomniał, a Ty o naszej rozmowie. Powiedz mi wszystko co wiesz o Gaspardzie. Gdzie przebywa i kiedy wyjechał, kiedy wraca, kto mu towarzyszy…?
Przedstawił fakty, zalewając go pytaniami. Nie zależało mu na wytłumaczeniach ich czynów, czy czymkolwiek, poza samą wiedzą, jak dopaść Wampira i czego się spodziewać.
Sytuacja była napięta, zwłaszcza dla Josepha, który nie zwykł do takiego napadania ludzi w ich domach. Ale cały czas powtarzał sobie w głowie, że miał styczność z prawdziwym potworem, który stał przed nim, tak dumnie prężąc pierś, chcąc pokazać, że się nie boi. Może nie o siebie, ale co z innymi? Po tego starca wręcz się rzucił, czego nie zrobiłby typowy arystokrata. A chłopiec? Ten się za nim krył, czyli byli przywiązani do siebie, pomimo tych cudacznych rogów. Żal mu było dzieciaka, lecz on sam ma syna, który potrzebuje pomocy, bo urodził się chory. To była prawdziwa niesprawiedliwość!
Robisz to dla rodziny. Dla rodziny. Jeśli trzeba, użyje dzieciaka, nad nim rozczuli się najbardziej. Niech jednak nie będzie głupi.
-Moje imię nic Ci nie da, bo go nawet nie skojarzysz. Mów na mnie jak chcesz.
Sapnął, trzymając cały czas rękę z bronią na wysokości klatki piersiowej Geo'Mantisa. Gdyby go postrzelił, ten pewnie poleciałby do tyłu od siły uderzenia. Ale potrzebował go żywego.
Gdy Hrabia Gaushin z najwyższym poziomem spokoju potwierdził fakt, że Anatell mieszka pod jego dachem, wszystko stawało się coraz wyraźniejsze. Lecz pytanie Josepha czego chce wiedzieć, wywołało pogardliwy śmiech. Wilkołak wiedział, że jakiekolwiek pytanie zada, odpowiedzi będą nieszczere lub wymijające. Zbyt długo kryli swoje sekrety, aby teraz jeden miał sprzedać drugiego furiatowi z bronią. Ale nie chciał jeszcze posługiwać się dzieckiem. Nie. Musiał inaczej rozłożyć swoje karty. Spróbować.
-Jesteś bardzo intrygującym tematem, Grycanie. Prężysz się, zachowujesz pozory. Nie igraj ze mną. Wiesz, kiedyś byłem zwykłym dziennikarzem, zajmowałem się głównie działem przestępstw, więc umiem grzebać w ludzkich brudach. Gdy Anatell na moich oczach spadł z klifu, roztrzaskując się o skały, zaraz po tym znaleziono zamordowanego człowieka na wybrzeżu. Zrobił to wampir. W pobliżu Północnego Adren. To mały trop, ale zaraz po tym, magicznie ożywiony Gaspard powrócił, oraz z Tobą zamieszkał, tak? Zacząłeś wydawać jego poezje, jakby nic się nie stało. Sprawdzałem dalej. Tym razem Południowe Adren. Znaleziona martwa prostytutka. Znowu udział nieostrożnego wampira. Więcej ciał nie odkryto, zamiast tego ktoś zaczął znikać. Nikt nie zainteresował się nieobecnością jakiegoś bezdomnego z okolicy, który przepadł bez śladu pewnej nocy i nigdy nie wrócił. Ta sama noc, barman w Adren słyszał jak niewinna dziewczyna o kiyamskiej urodzie towarzyszyła niejakiemu Hrabie Gaushinowi do jego rezydencji. Też nikt już jej nie widział. Strasznie dużo dziwnych zdarzeń dzieje się wokół Ciebie, zgodzisz się? Jestem wnikliwy. To wszystko poszlaki, które nie są ostatecznym dowodem, ani osobno nie znaczą nic, lecz gdyby to zebrać, wystarczy aby zainteresować się Twoim nazwiskiem. Powiem Ci, co pomyśli sobie milicja i Łowcy Potworów, jeśli usłyszą o tym wszystkim. Hrabia Gaushin świadomie trzymał w swoim domu wampira, któremu nie tylko zezwalał na popełnianie morderstw i porwania, lecz był też współwinny ich popełnienia. Wystarczy, aby Łowcy skupili uwagę na Tobie i Twoim przyjacielu. Ale... po co tak wszystko komplikować, prawda? Daję Ci więc szansę, bym o tym wszystkim zapomniał, a Ty o naszej rozmowie. Powiedz mi wszystko co wiesz o Gaspardzie. Gdzie przebywa i kiedy wyjechał, kiedy wraca, kto mu towarzyszy…?
Przedstawił fakty, zalewając go pytaniami. Nie zależało mu na wytłumaczeniach ich czynów, czy czymkolwiek, poza samą wiedzą, jak dopaść Wampira i czego się spodziewać.
"Świadomość życia wiąże się ze świadomością śmierci."
Gaspard Anatell- Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN
Re: Rezydencja Gaushina
W momencie, kiedy Gide schował się za mną i złapał mnie za ręce, uśmiechnąłem się bardziej łagodnie. Jedną ręką sam wziąłem jego dłoń i uścisnąłem. Nie martw się Gide, jestem tutaj i gwarantuję Ci, że nic złego się nie stanie. Masz moje słowo.
Bogdan również poszedł śladem dziecka i za mną się schował. Nie wiem sam jakie mam szanse w starciu z tym osobnikiem. Nic o nim nie wiem. Sam jestem - nie chwaląc się zbytnio - dobrym magiem. A on? Może się okazać kolejnym wampirem, wilkołakiem, albo hybrydą jak ja. Już mnie chyba nic na tym świecie nie zdziwi. Skoro pan przede mną nie zechciał zdradzić swojego imienia - trudno. Obejdę się. I tak będzie figurować w naszej rozmowie jako "pan". Przynajmniej z mojej strony.
Wysłuchałem go. Nie przerywałem mu, proszę, kultura temu zabrania. Uśmiechnąłem się raz bardziej rozzłoszczony, raz rozbawiony. Moje uśmiechy balansowały, odbijały się z jednego końca na drugi, lecz nie znikały całkowicie.
-Niezmiernie miło mi słyszeć, że jestem "intrygującym tematem", aczkolwiek proszę się nie zwracać do mnie per Grycan, gdyż mówią do mnie po imieniu przyjaciele. My raczej nie jesteśmy jeszcze na tym etapie znajomości. Preferuję "Geo'Mantis" bądź nazywanie mnie po nazwisku. - Odparłem swobodnym tonem, pogłaskałem Gide po ręce. -Postaram się też odpowiedzieć panu na tyle ile mogę i ile wiem. - I o ile o niczym wspomnieć nie zapomnę. To też w końcu jest istotna rzecz.
-Ach, więc o Panu Gaspard wspominał, kiedy pierwszy raz się u mnie zjawił. Fiu, fiu. Nie sądziłem, że kiedykolwiek Pana poznam. Miło mi. - Pamiętałem jako tako co się działo w tamtą noc, kiedy Gaspard przybył do mojej rezydencji. Wspominał o bestii, o wilku? Dobrze pamiętam? No to ładnie, mam do czynienia z wilkołakiem. Nie tego się spodziewałem, ale dobrze. Wychodzę w tej sytuacji na plus. Przecież nagle mi się pod dachem w dzień, w piesia nie zmieni.
-Proszę Pana, przez ostatni czas Gaspard się u mnie ukrywał. Faktycznie, wampirem jest i to chyba oczywiste, że będzie się chować przed słońcem... Wypomina mu Pan morderstwa, a sam się Pan właśnie przyznał, do zepchnięcia Anatella z klifu. Hipokryzja? - Na ten moment uśmiech mi uciekł. -Wracając. Nie chcę podważać pańskiego autorytetu, ale... Dziwi to Pana, że usłyszał Pan wieści o atakach wampirów na osoby tego sortu? Wystarczy się na trzeźwo zastanowić, ile osób rocznie ginie z rąk wampirów. Dodatkowo, na tym obszarze zapewne żyje ich więcej niż się spodziewamy. Każdy z nich mógł sobie zwyczajnie wejść do miasta i zamordować kogoś. A co do Anatella, cóż. Z racji iż zależało mi na tym, aby żył, sam upuszczałem mu krew. Nikogo do tego nie mieszałem. - Nie udowodni mi, że tak nie jest. Nikt mi nie udowodni. Czy brałem kogoś do tego, czy też nie. Czy też Gaspard sam mordował. Przecież nikt go nie przyłapał. Wszystko stoi pod jedną wielką niewiadomą, a takie osądzanie jest wyłącznie obrazą. Wszak, nie mamy jakiś badań specjalizujących się w rozpoznaniu wampira-mordercy, po chociażby, charakterystyce kłów. W takowy sposób MOŻE udałoby się przypisać jednemu krwiopijcy kilka ofiar. A tak? To nie jest możliwe.
-Dziwi się Pan też, że ktoś się pode mnie podszywał? Jest mnóstwo osób, które podają się za kogoś kim nie są, szczególnie osobom, które nie są zaznajomione z naszym państwem. W taki sposób podobne szumowiny zwodzą i porywają imigrantów. - Uwielbiam podawać kontrargumenty. Proszę bardzo, może próbować je zbić. Pytanie tylko, czy mu to wyjdzie, czy też nie. Zastanawiam się tylko, czy ten człowiek jest pod wpływem jakiejś desperacji. Ba! Na pewno jest, patrząc na to jak w tej chwili się zachowuje. Kto w końcu tak przychodzi do arystokraty pogrozić bronią? Nie zdziwię się też, jak poda mi irracjonalne uzasadnienia.
-Nikt mi nie udowodni, czy byłem współwinny morderstwom. Jak już mówiłem, pilnowałem go, był pod moim dachem. Sam mu krew dostarczałem. Jedyna rzecz, do jakiej ktokolwiek może się do mnie przyczepić, to jest ukrywanie wampira. - W końcu mu jedną rację przyznałem! Proszę, niech będzie choć z tego zadowolony. Choć odrobinkę? No proszę, Panie wilku! Uśmiech!
-Nie mam pojęcia gdzie obecnie Gaspard przebywa. Wyjechał tydzień temu, nie wspominając nikomu ani słowa. Pojechał z przyjaciółką, której nie dane mi było lepiej poznać. Panna Lucrece'a się nazywała, o ile się nie mylę. - Więcej panu nie mogę powiedzieć, proszę już łaskawie wyjść i opuścić teren mojej rezydencji. Chyba nic więcej nie zamierza zrobić? Zapewne, o ile za bardzo go nie zirytowałem. W końcu, z samego spojrzenia nie wygląda na spokojnego osobnika.
Bogdan również poszedł śladem dziecka i za mną się schował. Nie wiem sam jakie mam szanse w starciu z tym osobnikiem. Nic o nim nie wiem. Sam jestem - nie chwaląc się zbytnio - dobrym magiem. A on? Może się okazać kolejnym wampirem, wilkołakiem, albo hybrydą jak ja. Już mnie chyba nic na tym świecie nie zdziwi. Skoro pan przede mną nie zechciał zdradzić swojego imienia - trudno. Obejdę się. I tak będzie figurować w naszej rozmowie jako "pan". Przynajmniej z mojej strony.
Wysłuchałem go. Nie przerywałem mu, proszę, kultura temu zabrania. Uśmiechnąłem się raz bardziej rozzłoszczony, raz rozbawiony. Moje uśmiechy balansowały, odbijały się z jednego końca na drugi, lecz nie znikały całkowicie.
-Niezmiernie miło mi słyszeć, że jestem "intrygującym tematem", aczkolwiek proszę się nie zwracać do mnie per Grycan, gdyż mówią do mnie po imieniu przyjaciele. My raczej nie jesteśmy jeszcze na tym etapie znajomości. Preferuję "Geo'Mantis" bądź nazywanie mnie po nazwisku. - Odparłem swobodnym tonem, pogłaskałem Gide po ręce. -Postaram się też odpowiedzieć panu na tyle ile mogę i ile wiem. - I o ile o niczym wspomnieć nie zapomnę. To też w końcu jest istotna rzecz.
-Ach, więc o Panu Gaspard wspominał, kiedy pierwszy raz się u mnie zjawił. Fiu, fiu. Nie sądziłem, że kiedykolwiek Pana poznam. Miło mi. - Pamiętałem jako tako co się działo w tamtą noc, kiedy Gaspard przybył do mojej rezydencji. Wspominał o bestii, o wilku? Dobrze pamiętam? No to ładnie, mam do czynienia z wilkołakiem. Nie tego się spodziewałem, ale dobrze. Wychodzę w tej sytuacji na plus. Przecież nagle mi się pod dachem w dzień, w piesia nie zmieni.
-Proszę Pana, przez ostatni czas Gaspard się u mnie ukrywał. Faktycznie, wampirem jest i to chyba oczywiste, że będzie się chować przed słońcem... Wypomina mu Pan morderstwa, a sam się Pan właśnie przyznał, do zepchnięcia Anatella z klifu. Hipokryzja? - Na ten moment uśmiech mi uciekł. -Wracając. Nie chcę podważać pańskiego autorytetu, ale... Dziwi to Pana, że usłyszał Pan wieści o atakach wampirów na osoby tego sortu? Wystarczy się na trzeźwo zastanowić, ile osób rocznie ginie z rąk wampirów. Dodatkowo, na tym obszarze zapewne żyje ich więcej niż się spodziewamy. Każdy z nich mógł sobie zwyczajnie wejść do miasta i zamordować kogoś. A co do Anatella, cóż. Z racji iż zależało mi na tym, aby żył, sam upuszczałem mu krew. Nikogo do tego nie mieszałem. - Nie udowodni mi, że tak nie jest. Nikt mi nie udowodni. Czy brałem kogoś do tego, czy też nie. Czy też Gaspard sam mordował. Przecież nikt go nie przyłapał. Wszystko stoi pod jedną wielką niewiadomą, a takie osądzanie jest wyłącznie obrazą. Wszak, nie mamy jakiś badań specjalizujących się w rozpoznaniu wampira-mordercy, po chociażby, charakterystyce kłów. W takowy sposób MOŻE udałoby się przypisać jednemu krwiopijcy kilka ofiar. A tak? To nie jest możliwe.
-Dziwi się Pan też, że ktoś się pode mnie podszywał? Jest mnóstwo osób, które podają się za kogoś kim nie są, szczególnie osobom, które nie są zaznajomione z naszym państwem. W taki sposób podobne szumowiny zwodzą i porywają imigrantów. - Uwielbiam podawać kontrargumenty. Proszę bardzo, może próbować je zbić. Pytanie tylko, czy mu to wyjdzie, czy też nie. Zastanawiam się tylko, czy ten człowiek jest pod wpływem jakiejś desperacji. Ba! Na pewno jest, patrząc na to jak w tej chwili się zachowuje. Kto w końcu tak przychodzi do arystokraty pogrozić bronią? Nie zdziwię się też, jak poda mi irracjonalne uzasadnienia.
-Nikt mi nie udowodni, czy byłem współwinny morderstwom. Jak już mówiłem, pilnowałem go, był pod moim dachem. Sam mu krew dostarczałem. Jedyna rzecz, do jakiej ktokolwiek może się do mnie przyczepić, to jest ukrywanie wampira. - W końcu mu jedną rację przyznałem! Proszę, niech będzie choć z tego zadowolony. Choć odrobinkę? No proszę, Panie wilku! Uśmiech!
-Nie mam pojęcia gdzie obecnie Gaspard przebywa. Wyjechał tydzień temu, nie wspominając nikomu ani słowa. Pojechał z przyjaciółką, której nie dane mi było lepiej poznać. Panna Lucrece'a się nazywała, o ile się nie mylę. - Więcej panu nie mogę powiedzieć, proszę już łaskawie wyjść i opuścić teren mojej rezydencji. Chyba nic więcej nie zamierza zrobić? Zapewne, o ile za bardzo go nie zirytowałem. W końcu, z samego spojrzenia nie wygląda na spokojnego osobnika.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Re: Rezydencja Gaushina
Słuchałem uważnie, co dorośli mówią i ani razu nie przyszło mi do głowy się wtrącać. No może na początku zastanowiłem się czy może nie zapytać się ,,Czy przynieść kawy lub herbaty?", ale bałbym się zostawiać właściciela i lokaja samych z obcym. Chodząc samotnie po rezydencji również czułbym się niepewnie, nie wiem co gdzie jest i czy obcych nie ma w domu więcej.
Zastanowiłem się lekko jakby to było mówić do właściciela Panie Grycan, ale odrzuciłem tę myśl i uznałem, że pewnie przez długi czas Pan Gaushin będzie figurował właśnie pod nazwą Pan Gaushin i żadną mniej formalną.
Oparłem się skronią o ramię właściciela kiedy ten mnie po dłoni pogłaskał, zerknąłem na niego od dołu, po czym zacząłem przyglądać się nieznajomemu. Czułem się troszkę spokojniejszy. Na razie nie było krzyków i hałasów, tylko zwykła rozmowa, w średniej atmosferze, ale dalej dość spokojnej.
Próbowałem łączyć wątki, ale brakowało mi informacji, o kim mowa, kim jest wampir, o co chodzi z zabijaniem, kim jest Pani Lucrece. Nie czułem, żeby to była moja sprawa, w końcu jestem tutaj pierwszy dzień i jeszcze nikogo nie znam.
Przytulony do właściciela czekałem na rozwiązanie sytuacji i miałem nadzieję, że nadejdzie ono szybko, zapowiadało się na to, przynajmniej ze strony Pana Gaushina. Westchnąłem sobie cicho, jakbym się bał oddychać. Ścisnąłem kilka razy mocniej dłonie mężczyzny, po raz kolejny przestąpiłem z nogi na nogę i wtuliłem bardziej głowę w jego rękę. Niepokój dalej mnie nie opuszczał, a teraz właśnie powoli do mnie wracał w nieco większym stężeniu.
Zastanowiłem się lekko jakby to było mówić do właściciela Panie Grycan, ale odrzuciłem tę myśl i uznałem, że pewnie przez długi czas Pan Gaushin będzie figurował właśnie pod nazwą Pan Gaushin i żadną mniej formalną.
Oparłem się skronią o ramię właściciela kiedy ten mnie po dłoni pogłaskał, zerknąłem na niego od dołu, po czym zacząłem przyglądać się nieznajomemu. Czułem się troszkę spokojniejszy. Na razie nie było krzyków i hałasów, tylko zwykła rozmowa, w średniej atmosferze, ale dalej dość spokojnej.
Próbowałem łączyć wątki, ale brakowało mi informacji, o kim mowa, kim jest wampir, o co chodzi z zabijaniem, kim jest Pani Lucrece. Nie czułem, żeby to była moja sprawa, w końcu jestem tutaj pierwszy dzień i jeszcze nikogo nie znam.
Przytulony do właściciela czekałem na rozwiązanie sytuacji i miałem nadzieję, że nadejdzie ono szybko, zapowiadało się na to, przynajmniej ze strony Pana Gaushina. Westchnąłem sobie cicho, jakbym się bał oddychać. Ścisnąłem kilka razy mocniej dłonie mężczyzny, po raz kolejny przestąpiłem z nogi na nogę i wtuliłem bardziej głowę w jego rękę. Niepokój dalej mnie nie opuszczał, a teraz właśnie powoli do mnie wracał w nieco większym stężeniu.
Rhami- Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-wykastrowany (wygląda i brzmi jak dziewczynka itp)
-tatuaż na wnętrzu prawego ramienia
-urokliwa diastema
Obrażenia tymczasowe:
-
-
Ekwipunek : Info w KP.
Ubiór : Patrz w KP.
Źródło avatara : Reddit
Re: Rezydencja Gaushina
JOSEPH VUPULUS (NPC)
Szybko zauważył mimike Grycana, który na wszystkie oskarżenia reagował z rozbawieniem. Nawet go to nie dziwiło, mógł być psychopatą, dumnym ze wszystkiego co zrobił, a z pewnością też narcyzem. Więc cóż, jeszcze nie było źle, do momentu otwarcia jego ust. Pouczał osobę, która grozi mu bronią, o to jak się do niego zwracać? Pieprzony zuchwalec.
-Jebie mnie to, Grycanie. To Twoje pierwsze imię, więc nim się posłużę.
Warknął, nie dając sobą manipulować temu świrowi. Niech się nosi jak paw, dla niego to zwykły gad. Już wystarczająco takich widywał w swoim długim życiu.
Ale słuchał dalej. Geo'Mantis szybko potwierdził, że orientuje się w tym, z kim ma do czynienia. Hm, pomimo tej świadomości, dalej stał wyprostowany.
-Wiesz więc, że jestem wilkołakiem. Wiedz też, że gdy tracę nerwy, mogę czuć potrzebę rozszarpania Was na strzępy. Nie przedłużaj kurwa!
Krzyknął, bo cierpliwość mu się kończyła. Spokój też dobiegał końca. Hrabia miał czas, stosując swoje wyszukane sposoby na poirytowanie go, nie wierząc chyba, że może się mu zdarzyć krzywda. Błąd.
Grycan nie mając wielkiego pola manewru, potwierdził przypuszczenia Vupulusa na temat wampiryzmu Anatella, mimo to, łgał aby umniejszyć winę Gasparda w tym wszystkim. Mógł się tłumaczyć statystykami, czy mówić o upuszczaniu krwi, ale Joseph uparł się na swoje teorie i to do niego nie przemawiało.
-Nie mówię, że sam jestem niewinny, lecz to ja tu jestem mniejszym złem. To nie jest zwykły chłopak, a bestia, która krzywdzi. Zwyczajnie nie kupuję tego.
A jeśli trzeba, zaciągnie go za sobą do Otchłanii. Dla syna. Dla syna.
Kolejny argument padł w kwestii uprowadzonej kiyamki, choć tutaj wyjątkowo musiał przyznać, że prawda w tym jest. W sensie, takie praktyki się stosuje. Ale najdoskonalsi zbrodniarze wybronią się ze wszystkiego.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że ktoś Ciebie udawał? Sprytne. Długo chyba przygotowywałeś się, aż ktoś to odkryje. Winszuje.
Wycedził ostatnie słowo przez zęby. Grycan był uparty, bronił się do końca, ostatecznie przyznając się wyłącznie do ukrywania wampira w domu. Lecz wyparł się reszty. Mimo to, ogólna eksterminacja krwiopijców i tak wymuszała na Gaushinie zgłoszenie tego faktu. Jednak to za mało, by móc do czegokolwiek skłonić tego Arystokratę. Zaś na swoje pytania uzyskał szczątkowe odpowiedzi. Tydzień to kawał czasu, mógł być już gdziekolwiek. Towarzyszyła mu jakaś Lucrecie'a, przyjaciółka. Odważnie zakładając, żadne zagrożenie. Lecz potrzebował lokalizacji, wskazówki. Geo'Mantis jego zdaniem chronił Wampira w obliczu tego wszystkiego. Nie daje mu wyboru.
-Skończyła mi się już cierpliwość. Dałem Ci szansę.
Rzucił nagle, po czym przeniósł tor strzału z Grycana, na Gide...
Szybko zauważył mimike Grycana, który na wszystkie oskarżenia reagował z rozbawieniem. Nawet go to nie dziwiło, mógł być psychopatą, dumnym ze wszystkiego co zrobił, a z pewnością też narcyzem. Więc cóż, jeszcze nie było źle, do momentu otwarcia jego ust. Pouczał osobę, która grozi mu bronią, o to jak się do niego zwracać? Pieprzony zuchwalec.
-Jebie mnie to, Grycanie. To Twoje pierwsze imię, więc nim się posłużę.
Warknął, nie dając sobą manipulować temu świrowi. Niech się nosi jak paw, dla niego to zwykły gad. Już wystarczająco takich widywał w swoim długim życiu.
Ale słuchał dalej. Geo'Mantis szybko potwierdził, że orientuje się w tym, z kim ma do czynienia. Hm, pomimo tej świadomości, dalej stał wyprostowany.
-Wiesz więc, że jestem wilkołakiem. Wiedz też, że gdy tracę nerwy, mogę czuć potrzebę rozszarpania Was na strzępy. Nie przedłużaj kurwa!
Krzyknął, bo cierpliwość mu się kończyła. Spokój też dobiegał końca. Hrabia miał czas, stosując swoje wyszukane sposoby na poirytowanie go, nie wierząc chyba, że może się mu zdarzyć krzywda. Błąd.
Grycan nie mając wielkiego pola manewru, potwierdził przypuszczenia Vupulusa na temat wampiryzmu Anatella, mimo to, łgał aby umniejszyć winę Gasparda w tym wszystkim. Mógł się tłumaczyć statystykami, czy mówić o upuszczaniu krwi, ale Joseph uparł się na swoje teorie i to do niego nie przemawiało.
-Nie mówię, że sam jestem niewinny, lecz to ja tu jestem mniejszym złem. To nie jest zwykły chłopak, a bestia, która krzywdzi. Zwyczajnie nie kupuję tego.
A jeśli trzeba, zaciągnie go za sobą do Otchłanii. Dla syna. Dla syna.
Kolejny argument padł w kwestii uprowadzonej kiyamki, choć tutaj wyjątkowo musiał przyznać, że prawda w tym jest. W sensie, takie praktyki się stosuje. Ale najdoskonalsi zbrodniarze wybronią się ze wszystkiego.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że ktoś Ciebie udawał? Sprytne. Długo chyba przygotowywałeś się, aż ktoś to odkryje. Winszuje.
Wycedził ostatnie słowo przez zęby. Grycan był uparty, bronił się do końca, ostatecznie przyznając się wyłącznie do ukrywania wampira w domu. Lecz wyparł się reszty. Mimo to, ogólna eksterminacja krwiopijców i tak wymuszała na Gaushinie zgłoszenie tego faktu. Jednak to za mało, by móc do czegokolwiek skłonić tego Arystokratę. Zaś na swoje pytania uzyskał szczątkowe odpowiedzi. Tydzień to kawał czasu, mógł być już gdziekolwiek. Towarzyszyła mu jakaś Lucrecie'a, przyjaciółka. Odważnie zakładając, żadne zagrożenie. Lecz potrzebował lokalizacji, wskazówki. Geo'Mantis jego zdaniem chronił Wampira w obliczu tego wszystkiego. Nie daje mu wyboru.
-Skończyła mi się już cierpliwość. Dałem Ci szansę.
Rzucił nagle, po czym przeniósł tor strzału z Grycana, na Gide...
"Świadomość życia wiąże się ze świadomością śmierci."
Gaspard Anatell- Stan postaci : Wampiryzm / Delikatna blizna przy wardze / Symbol Ata na lewej skroni / Wieczny pech.
Ekwipunek : Uświęcony kordelas palny, pistolet Gasparda, pistolet Gaushina, zakrzywiony sztylet, notes, pióro, amulet "A", zegarek kieszonkowy, torba alchemika.
Źródło avatara : NN
Re: Rezydencja Gaushina
Szczerze nie podobało mi się to w jakim położeniu się znalazłem. Pies dalej szczekał, nawet bym powiedział, że bardziej się rozzłościł. Wsadziłem kij w mrowisko czerwonych mrówek najwidoczniej. Albo raczej, rękę do budy psa ze wścieklizną.
Powiedziałem to, co mam do powiedzenia i skończyłem. Co do morderstw, wypowiedziałem się - moim zdaniem - jak najbardziej logicznie. Nie mogłem tylko jednak zaprzeczyć, że Gaspard wampirem nie jest. W tej sytuacji, gdzie ów wilkołak sam zamordował mi przyjaciela, cóż. Ciężko by było się tego wyprzeć. Choć... Może i byłby pewien sposób? Za późno już na to i tak.
Rozbawiło mnie, kiedy facet powiedział, że to Anatell jest bestią, która morduje. Jakby, to nie umniejsza jego czynu, tego co on mu zrobił. Niech pan nie manipuluje i nie próbuje przedstawić siebie w lepszym świetle. Gdyby nie ten pan, zapewne Gaspard dalej by żył w ciele zwykłego człowieka i nie zacząłby szukać dla siebie pokarmu. Toż to wilkołak jest źródłem początku tego wszystkiego.
Czekałem dalej na to, aż opuści moją rezydencję. Więcej nie miałem mu do powiedzenia, a powiedziałem wszystko to, co ja wiem. Nie sądzę nawet, żeby miał jakiekolwiek poszlaki znaleźć w piwnicy, gdzie Gaspard przebywał. Tam nic nie ma, poza kilkoma jego rzeczami. Cóż, w obecnej chwili, świadomości nie miałem, czy w ogóle jakiś dzienniczek sobie prowadzi i co tam zapisuje. Nie interesowało mnie to, co tam dla siebie samego robi. To nie jest moja sprawa.
Co do ludzi, którzy go karmili i tam przebywali, no cóż. Minął tydzień, a ja przez ten czas musiałem ich wypuścić. Jaki byłby sens przetrzymywania ich tam, kiedy Gaspard zaginął? Zapłatę sowitą i tak dostali i coś dodatkowo, za milczenie. Z resztą, to był czysty układ. Mam dokumenty zebrane oraz podpisy tych ludzi. Znów nikt mi nie udowodni, że przetrzymywałem ich tam na siłę. Wątpię też, żeby chcieli się nagle przyznawać, że wraz ze mną utrzymywali przy życiu krwiopijca.
Uśmiech całkowicie zszedł mi z twarzy, gdy broń skierował na chłopca. Na mojego małego chłopca, moją małą hybrydę. Zmarszczyłem brwi. Puściłem rękę kózki. Wyszedłem kilka kroków przed Gide i Bogd'ana. Nikt nie będzie żadnej osobie, mieszkającej w mojej rezydencji groził pistoletami.
Złapałem lufę jego broni i uniosłem lekko w górę, aby wymierzył nad głowy nas wszystkich. Niech strzela w sufit, proszę! Ależ mnie kusiło, żeby na niego zasyczeć. W takich sytuacjach jeszcze czasem odzywają się do mnie instynkty. Błagają o ich wykorzystanie. Nawet kusić mnie zaczęło, aby go ugryźć. Byle tylko zobaczyć jak się wije pod wpływem mojego trującego jadu. Szkoda tylko, że nie mam czym go ukąsić.
-Powiedziałem Ci to, co wiem. Może zanim będziesz ogłaszać wszem i wobec, że cierpliwość tracisz, to powiesz, co jeszcze chcesz? - Jak ma kogoś krzywdzić, to proszę, niech chociaż stanie do bójki z kimś równiejszym sobie. Czego ma dziecko być winne i ucierpieć? I to przez jakieś wymyślne choroby psychiczne tego dziada? Mam nadzieję, że mi w jego wieku tak nie odbije.
Powiedziałem to, co mam do powiedzenia i skończyłem. Co do morderstw, wypowiedziałem się - moim zdaniem - jak najbardziej logicznie. Nie mogłem tylko jednak zaprzeczyć, że Gaspard wampirem nie jest. W tej sytuacji, gdzie ów wilkołak sam zamordował mi przyjaciela, cóż. Ciężko by było się tego wyprzeć. Choć... Może i byłby pewien sposób? Za późno już na to i tak.
Rozbawiło mnie, kiedy facet powiedział, że to Anatell jest bestią, która morduje. Jakby, to nie umniejsza jego czynu, tego co on mu zrobił. Niech pan nie manipuluje i nie próbuje przedstawić siebie w lepszym świetle. Gdyby nie ten pan, zapewne Gaspard dalej by żył w ciele zwykłego człowieka i nie zacząłby szukać dla siebie pokarmu. Toż to wilkołak jest źródłem początku tego wszystkiego.
Czekałem dalej na to, aż opuści moją rezydencję. Więcej nie miałem mu do powiedzenia, a powiedziałem wszystko to, co ja wiem. Nie sądzę nawet, żeby miał jakiekolwiek poszlaki znaleźć w piwnicy, gdzie Gaspard przebywał. Tam nic nie ma, poza kilkoma jego rzeczami. Cóż, w obecnej chwili, świadomości nie miałem, czy w ogóle jakiś dzienniczek sobie prowadzi i co tam zapisuje. Nie interesowało mnie to, co tam dla siebie samego robi. To nie jest moja sprawa.
Co do ludzi, którzy go karmili i tam przebywali, no cóż. Minął tydzień, a ja przez ten czas musiałem ich wypuścić. Jaki byłby sens przetrzymywania ich tam, kiedy Gaspard zaginął? Zapłatę sowitą i tak dostali i coś dodatkowo, za milczenie. Z resztą, to był czysty układ. Mam dokumenty zebrane oraz podpisy tych ludzi. Znów nikt mi nie udowodni, że przetrzymywałem ich tam na siłę. Wątpię też, żeby chcieli się nagle przyznawać, że wraz ze mną utrzymywali przy życiu krwiopijca.
Uśmiech całkowicie zszedł mi z twarzy, gdy broń skierował na chłopca. Na mojego małego chłopca, moją małą hybrydę. Zmarszczyłem brwi. Puściłem rękę kózki. Wyszedłem kilka kroków przed Gide i Bogd'ana. Nikt nie będzie żadnej osobie, mieszkającej w mojej rezydencji groził pistoletami.
Złapałem lufę jego broni i uniosłem lekko w górę, aby wymierzył nad głowy nas wszystkich. Niech strzela w sufit, proszę! Ależ mnie kusiło, żeby na niego zasyczeć. W takich sytuacjach jeszcze czasem odzywają się do mnie instynkty. Błagają o ich wykorzystanie. Nawet kusić mnie zaczęło, aby go ugryźć. Byle tylko zobaczyć jak się wije pod wpływem mojego trującego jadu. Szkoda tylko, że nie mam czym go ukąsić.
-Powiedziałem Ci to, co wiem. Może zanim będziesz ogłaszać wszem i wobec, że cierpliwość tracisz, to powiesz, co jeszcze chcesz? - Jak ma kogoś krzywdzić, to proszę, niech chociaż stanie do bójki z kimś równiejszym sobie. Czego ma dziecko być winne i ucierpieć? I to przez jakieś wymyślne choroby psychiczne tego dziada? Mam nadzieję, że mi w jego wieku tak nie odbije.
Geo'Mantis- Stan postaci : Wybitny. Rana w miejscu gdzie powinien się mieścić środkowy palec w prawej ręce całkiem dobrze się zagoiła.
Ekwipunek : Laska-ostrze, mieszek z pieniędzmi, Skórka białego węża w kieszeni, stary, zniszczony "notatnik".
Ubiór : Czarna kamizelka, czarne spodnie, od czasu do czasu i czarny płaszczyk. Przede wszystkim ciemne okulary przeciwsłoneczne zasłaniające oczy.
Źródło avatara : @cha99oo twitter
Strona 4 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Mundus :: Medevar - rok 1869 :: Południowa Senema :: Adren
Strona 4 z 10
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|