Rezydencja Krzeworożu

+2
Razikale An'Doral
Iwo
6 posters

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by NPC Czw Sie 26, 2021 3:47 pm

Jak on mógł mieć czelność jeszcze machać ogonem, kiedy wcześniej zaatakował jego dom, jeszcze wcześniej oskarżył go o śmierć Rio, a teraz, z lufą przed pyskiem, od tak się cieszy?! Jak on mógł… jak on…
Usłyszał stukot pazurów i bieg w jego stronę, by natychmiast odwrócić się, próbując wycelować w stronę zmierzającej istoty, lecz był za wolny, uderzenie sprowadziło go na plecy, poczuł jak jego płuca się gniotą, pazury zatapiają w skórę, barwiąc krwią białe szaty, a jej zęby, wgryzują w mięso na jego ramionach, wyrywając mu jedyną broń, którą mógł się bronić.
Został rozbrojony, nie mógł drgnąć, czuł ból i ciepło własnej krwi, ale zarazem serce waliło mu z przerażenia, które warkot likantropki tylko potęgował. Zarazem chyba w myślach winił się za to wszystko. Zaniedbał Rio, kiedy go potrzebował, nie było go przy nim, kiedy wykrwawiał się na brudnym bruku… a więc los chciał, by zemsta po niego powróciła, aby banda wilkołaków sprowadziła mu ten sam koniec, w jego własnym domu.
-No dawaj…- Wydusił, a z jego oczu wypłynęły łzy, wraz z krwią z przeciętej wargi po błękitnej brodzie. -...zapamiętam Twoje oczy… macie takie same oczy w każdej formie… zapamiętam Twój kolor… jesteś samicą… wiem wystarczająco…
Mówił, lecz czemu mówił? Może by ją sprowokować.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Czw Sie 26, 2021 4:13 pm

No ja wiem, że to przeze mnie i widziałem, że nie jest zadowolony, ale dlatego przyszedłem, tylko problem był taki, że będąc psem nie mogę się dobrze wytłumaczyć, a moje zawzięcie jest źle odczytywane, chociaż nigdy nie okazywałem przecież agresji do ludzi, których lubię. Raz się człowiek na konia rzuci i pamiętają to do końca świata. Dlatego lepiej mi było z tatą, on rozumiał cokolwiek nie zrobiłem.
Dostrzegłem wilczycę i szczeknąłem cicho, chcąc ostrzec Raza, może zatrzymać czarną, ale nie udało mi się i mogłem jedynie patrzeć na kotłującą się parę, prosząc z myślach, żeby sobie nic nie zrobili. Spróbowałem się podczołgać bliżej schodów, nie przejmując się tym, że mógłbym ewentualnie spaść.
Zostaw go! Zaskomlałem głośno, licząc, że mnie posłucha, bo Razi nie zrobił nic złego koniec końców. Gdyby Rio nie chciał, to by nie pojechał, gdyby chciał, to by poinformował kogokolwiek o tym, że potrzebuje pomocy, gdyby nie chciał, to by nie uciekał, tylko wrócił do domu. Nie chciałem mówić, że to wina Rio, ale to możliwe. Koniec końców, to tylko zbieg okoliczności i to, że wszyscy podjęli złą decyzję. Westchnąłem płytko. Zostaw go. Znów zacząłem piszczeć z podkulonym ogonem. Byłem zmęczony tym wszystkim. Ja tylko chciałem mieć znajomych i się wytłumaczyć, ale cóż, ja to ja, bycie mną i mienie znajomych jest chyba niemożliwe. Hahaha! Co za cudo, a mówiłem, żeby wyjechać i schować się w lesie przed wszystkimi, powinienem był się zastrzelić rok temu, ale poznałem Rio i uznałem, że może jednak nie i dokąd mnie to doprowadziło? Piszczenie oszalało, kiedy przymknąłem sobie oczki i skupiłem się mniej więcej na tym, żeby oddychać, ale mi nie wychodziło, bo piszczałem. Zabawne, że takie rzeczy muszą się dziać, żeby widać po mnie coś było. Śmieszne, co? No straszliwie, co? Haha... No ja się śmieję, bardzo mocno, nie widać?
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Czw Sie 26, 2021 6:32 pm

  Nie zdążył nawet nacisnąć spustu, nim wylądował na podłodze, szczęściem chyba tylko unikając uderzenia głową o schody. Sama wilczyca nie zwróciła uwagi na wcześniejsze ostrzegawcze szczeknięcie Iwo, nie było czasu na takie głupoty, dobrze wiedziała, jak by się skończyła jej chwila wahania. Tak też czarne pazury zatopiły się w ubraniach i skórze mężczyzny, a jej zęby początkowo pochwyciły za przedramię, kiedy próbował się wybronić. Nie to było jej celem, więc zostawiła tam tylko kilka nacięć, by szybko chwycić za strzelbę i wyrwać ją z jego rąk. Zarzuciła łbem i wywaliła broń gdzieś w bok, w otwarte do jednego z pokoi.
  Jej wzrok pełen złości ponownie wylądował na Razikale, kiedy zawarczała wściekle i nisko, wypełniając przestrzeń między nimi groźbą rychłej śmierci dla tego pieprzonego mordercy. Jej odsłonięte kły były niczym zestaw obnażonych sztyletów w ręku ulicznego nożownika, zbliżały się stopniowo do jego twarzy, w miarę jak mówił. Miała ochotę go uciszyć tu i teraz, i może nawet by to zrobiła, ale jej uszy gwałtownie stanęły na sztorc, kiedy zabrzmiało głośne i zdecydowane skomlenie. Cofnęła głowę i uniosła ją, by spojrzeć na Iwo z zaskoczeniem i brakiem zrozumienia. Zaatakował cię! Sapnęła, z frustracją kładąc uszy. Ponownie spojrzała na Razikale, a sierść jej się odruchowo podniosła. Ale biały nie przestawał piszczeć. Właściwie chyba dopiero teraz dostrzegła łzy na twarzy niebieskiego faceta.
  Z gardła znowu wydobył jej się warkot, a ona niczym żmija doskoczyła do jego szyi i zacisnęła zęby. Jednak Razikale nie poczuł bólu, a jeśli by miał otwarte oczy, mógł zobaczyć czarny pysk tuż obok, który owiał go ciepłym i rozeźlonym oddechem. Szarpnęła za kołnierz jego szaty i oderwała kawałek, który bezceremonialnie rzuciła mu na twarz, po części rozładowując emocje, ale też dając mężczyźnie ostrzeżenie.
  Zeszła z niego i szybko skoczyła na półpiętro, trącając nosem czoło Iwo. Co ci jest? Pisnęła niespokojnie, zaraz wodząc wzrokiem po jego zakrwawionym futrze i sterczących zeń nożach. Zamruczała z najwyższym poziomem zaniepokojenia, bo wszystko to było bardziej niż poważne. Czarna zwróciła się z powrotem do niebieskowłosego i szczeknęła. Zrób coś! Zerknęła na Iwo i znów na niego, zaczynając szczekać z determinacją i przymusem, jakby było to coś, co należało do jego ludzkich obowiązków.
  Jednak jeśli nie zareaguje szybko, będzie musiała sama coś zrobić, Razikale miał tylko chwilę na decyzję, bo i sam Iwo mógł nie mieć wiele czasu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by NPC Czw Sie 26, 2021 7:15 pm

Razikale zaciskał zęby, próbując ukryć swój strach, mówiąc wszystko co zmusiłoby ją do wykonania ruchu, ale nagle biały wilkołak zaczął skomleć, wywiązując między nimi psi dialog. Nie rozumiał tego, ale po chwili, ta znów spojrzała na niego, a kiedy naskoczyła pyskiem na jego szyję, zamknął oczy, gotów przyjąć przeraźliwy ból. Mimo to, nie poczuł go. Otworzył białe ślepia, czując jej miękkość futra, oraz ciepło. Czuł jak coś grzebie mu przy ubraniu, przez co zaczął szybciej oddychać, odreagowując z ulgą na to, że wciąż żył. Jednak to uczucie było na swój sposób łaskoczące, może nawet wywołało to przeświadczenie, że robiło mu się ciepło na piersi, ale nawet o tym nie myślał, kiedy zdarła fragment jego kołnierza i rzuciła mu nim w twarz.
-Uroczo…
Sapnął, czując jak schodzi z niego ciężar. Miał wrażenie, że dopadła go niemoc kończyn, ale mimo to, zdjął fragment ubrania z twarzy, patrząc co się dzieje. Samica wilkołaka badała stan Iwo, aby zaraz szczeknąć na niego. O co jej chodziło?
Niebieski włosy podniósł się ciężko z ziemi, chwytając za żebra, gdzie wbiła wcześniej w niego pazury, chwiejnym krokiem podchodząc do nich, załapując w czym rzecz.
-Muszę… przejść…
Poinformował z ciężkim, lekko roztrzęsionym głosem, by chwycić się barierki, wchodząc po stopniach, wymijając wilkołaki.
Naukowiec dostał się na piętro, idąc do swojego gabinetu, lecz zaafiszowany tym co się stało, zapomniał o aktywowanej fałszywej desce, która po nadepnięcie, wysunęła jedno ostrze na wysokości jego łydki.
-AGHH!
Zacisnął zęby, czując jak nóż zatopił się w jego nodze. To z pewnością kara losu. Mimo to, niezłomnie i kulawo, wszedł do gabinetu, prawie wyważając własne drzwi, aby pochwycić kartki i pióro, wszystko plamiąc krwią:
"Kesyanie, pomóż mi
W moim domu są dwa wilkołaki, jeden jest ranny, musisz go uratować, inaczej drugi mnie rozszarpie
W dodatku jestem ranny i zostałem pogryziony, mogę być chory
Razikale"

Pochwycił wyszkolonego gołębia, trochę wygniatając jego pióra, doczepiając wiadomość do jego nogi i wyrzucając go przez okno, gdzie poruszony tym, zerwał się do lotu.
-Ahh…
Jęknął, tracąc siły w postrzelonej nodze, chwytając się parapetu i osuwając na podłogę. Oparł się o ścianę barkiem, patrząc na własną nogę i inne rany, w tym drżące ramiona, oddychając głębiej...
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Czw Sie 26, 2021 7:44 pm

Mimo jej niezrozumienia, protestowałem dalej przed robieniem krzywdy naukowcowi. Miałem mu zbyt wiele do powiedzenia, poza tym niczym nie zasłużył na taki koniec, a ja nie chciałem, żebyśmy się rozstali w kompletnym niezrozumieniu i złości. Do teraz żałuję, że nie porozmawiałem lepiej z tatą przed jego odejściem i nie chciałem tego błędu powtarzać. Poza tym wiem, że Rio żyje i byłoby mu zapewne niezwykle przykro gdyby się dowiedział, że Razi zginął. Dlatego piszczałem, nawet chwilę po tym, jak już nie musiałem, nie zrozumiałem, że już nie muszę i wolałem się upewnić, a może wydawało mi się, że już przestałem piszczeć? Nie byłem pewien.
Poczułem jednak w końcu trącenie w czoło. Sapnąłem cicho, chcąc szczeknąć z radości, ale nie miałem w sobie siły na takie głębokie oddechy. Co mi jest? Nie powinna się tym przejmować, poradzę sobie, zawsze sobie radzę, lepiej czy gorzej, ale radzę, zawsze sobie radziłem. Głupio mi więc było kiedy zaczęła szczekać na niebieskiego. To nic. Wymruczałem słabo. To nic. Powtórzyłem jeszcze ciszej. Nie chciałem mężczyzny fatygować, bo musi jeszcze posprzątać w domu. Jak Raust zobaczy ten bałagan, to weźmie urlop na miesiąc, a facet padnie tu z głodu i utopi się w kurzu.
Byłem zmęczony, chociaż miałem wrażenie, że przecież dalej tyle siły we mnie, bo ogon zadrgał mi, kiedy usłyszałem, jak Razi wspina się po stopniach i jest tuż obok, pisnąłem chrypliwie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, żeby chociaż przesunął po mnie palcem. Ja wiem, że pewnie nie ma ochoty, ale teraz był najbliżej mnie w ciągu tej całej nocy. To było frustrujące, jest tuż obok, a ja nie mogę się nawet za nim porządnie obrócić.
Kolejny raz płytko odetchnąłem i zamruczałem, zadowolony, że chociaż on odszedł, to wilczyca była przy mnie, mogłem czuć jej zapach, lekkie ciepło bijące od jej ciała. Zawsze myślałem, że w tej chwili będę kompletnie sam, planowałem być sam, a tu proszę. Nie spodziewałem się towarzystwa, aż mi głupio, że nie wyglądam wyjściowo, taki poczochrany. Hah... Postanowiłem skorzystać z okazji i pokazać jednak nieco swojej typowej wilczej strony, dlatego też znów zacząłem wydawać słabe, piskliwe dźwięki, jednak tym razem wyrażające tęsknotę, nawołujące do przycupnięcia przy mnie, może i jakiegoś liźnięcia czy przytulenia, może też po trochu chciałem się ogrzać, ale bardziej chodziło mi o dotrzymanie mi towarzystwa.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Czw Sie 26, 2021 8:57 pm

  Obserwowała uważnie Razikale i poszczekiwała co chwilę, ignorując protesty ze strony białego. To wcale nie było nic, nawet przez chwilę chciała na niego nakrzyczeć, ale zrezygnowała. Niech nie czuje się gorzej, niż jest, teraz nie może stracić nadziei tylko dlatego, że ona się bała. Nie chciała, żeby umierał, nawet jeśli widzieli się dawno temu.
  Mężczyzna wstał i ruszył na schody. Nie spuszczała z niego oka, ale odsunęła się pospiesznie, ostrożnie kładąc łapy wokół Iwo tak, że stała zaraz nad nim. Tak w razie czego, nie ufała temu człowiekowi.
  Kiedy poszedł dalej, pisnęła cicho i trąciła nosem policzek Iwo. Już dobrze. Polizała go po pysku i delikatnie zamachała ogonem, choć ten nadal był przytulony do tylnych łap. Ale było dobrze. Będzie dobrze, prawda? On poszedł im pomóc... Prawda? Podniosła łeb i nastawiła uszu na krzyk. Jej czarny nos zaczął intensywnie węszyć. Nowa krew. Ale stawiał kroki dalej i nawet usłyszała zaskoczonego gołębia, choć trochę jej zajęło, zanim ze skojarzenia z przekąską przeszła do wieści.
  A jeśli to była pułapka?
  Czarne futro nastroszyło się na tę myśl, ale ranny towarzysz szybko odwrócił jej uwagę. Wróciła do wylizywania jego głowy i zranionego ucha. Jestem tu. Przestawiła łapy i ułożyła się ostrożnie obok, tak żeby nie poruszyć przypadkiem wbitego tam noża. Przylgnęła do niego i zaczęła zlizywać krew z jego łap i barku, popiskując cicho. Będzie dobrze. Chciała go uspokoić, pewnie siebie również, a może nawet bardziej. Stuliła ciasno uszy i czuwała tak nad Iwo, by przypadkiem nie odpływał od nich za daleko w głąb swojego umysłu. Jeśli próbował wykręcać łeb i się odwdzięczyć, to nawet podsunęła mu jedną ze swoich łap, żeby nie musiał za bardzo kombinować.

  Ciężko powiedzieć, jak długo przyszło im tak leżeć razem na zakrwawionych schodach. A może tak się tylko wydawało, kiedy jedynym zajęciem wokół była psia rozmowa, z której Razikale nie rozumiał zupełnie nic, a im służyła raczej do podtrzymania kontaktu niż wymiany zdań.
  Nie mniej czas dłużył się Kesyanowi, który popędzał konia w stronę posiadłości, w głowie obracając jeszcze raz treść listu. Kiedy przeczytał go po raz pierwszy, musiał ponownie przelecieć wzrokiem, a potem błyskawicznie pozbierał wszystkie niezbędne rzeczy, które standardowo były przygotowane na nagłe wypadki. Kiedy tak jechał, robił w głowie przegląd swojego planu działania. Zabrał też parę innych drobiazgów na wypadek, gdyby któryś wilkołaków był agresywny. Dopiero potem przyszło mu do głowy pytanie, skąd do czorta Razikale je wziął, ale tego pewnie dowie się na miejscu i po najważniejszej robocie.
  Koń zarżał cicho, hamując tuż przed bramą, która Kesyan popchnął butem, lecz ta się nie otwarła.
  — Kurwa, Razikale... — mruknął do siebie, ale nie tracąc czasu popchnął konia nieco dalej, gdzie wznosił się kamienny murek.
  Wziął swoją torbę i asekurując się ścianą, stanął na siodle. Koń nie był spokojny, zapach wilków go drażnił mocno, ale ten moment wytrzymał, kiedy lekarz przetransportował się na mur, a z niego na drugą stronę ogrodzenia. Czym prędzej ruszył do drzwi.
  — Razikale? — rzucił od progu, chociaż nie zwolnił kroku, nawet kiedy padło w odpowiedzi szczeknięcie, które nakierowało go ku schodom. Zerkał na poszczególne zniszczenia, ale nie zastanawiał się nad nimi zbytnio, póki jego oczom nie rzuciły się dziury w ścianach, w których tkwiły... żyletki? Co tu się...
  Wtedy też jego wzrok zatrzymał się na dwóch wilkołakach na półpiętrze. Pięknie, ale przynajmniej ranny był ten biały, jego analityczny umysł odruchowo sklasyfikował to jako zaletę, bo przynajmniej łatwo dostrzeże wszelkie obrażenia.
  — Spokojnie, pomogę wam — rzucił opanowanym i zdecydowanym tonem, lekko unosząc dłoń, kiedy czarna zawarczała cicho. Mógł teraz mieć tylko cichą nadzieję, że go zrozumie, ale w końcu Razikale jakoś rozumiała. Chyba. Tak wnioskował z żądania wpisanego w list.
  Umilkła i polizała Iwo po policzku, po czym wycofała się z wahaniem, nie spuszczając wzroku z nowej osoby, która podeszła szybko i rozłożyła swoje zabawki na podłodze. Kesyan syknął na widok ilości krwawych plam. Dalej nie wiedział, skąd wzięły się żyletki, ale teraz wiedział, co takiego zrobiły. I jeszcze nóż. To nim powinien się zająć w pierwszej kolejności. Ale przede wszystkim też swoim bezpieczeństwem. Jakkolwiek abstrakcyjnie to nie brzmiało, bo przecież drugi i całkiem sprawny osobnik siedział tuż obok.
  Zdezynfekował ręce. Wziął coś na wzór skórzanej opaski, a właściwie dużego kagańca, który zwykle służył dla innych stworzeń, ale był we w miarę dobrym rozmiarze.
  — Nie bój się... — Gwendelyn, kurwa, czy ty musisz do wszystkiego gadać? Nasunął mu kaganiec na pysk i zapiął pospiesznie, po czym sięgnął po strzykawkę, by podtrzymać jego organizm w stanie gotowości. Kilka odżywczych mieszanej i heroina powinny pomóc, w dawce nieco mniejszej niż dla tygrysa. Słyszał, jak czarna wilczyca piszczy obok, ale chyba nie do niego. Na sobie czuł jej uważny wzrok.
  — Pomóż i znajdź Razikale — mruknął, by zaraz wziąć się za wyciągnięcie noża, po którym krwotok szybko zatamował opatrunkiem. Drugą ręką przygotował igłę do szycia...
  Tymczasem czarna mruknęła niezadowolona, ale zaszczekała w stronę piętra. Nie zamierzała się tam pchać, niech sam przylezie, ona musiała pilnować Iwo.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by NPC Czw Sie 26, 2021 9:28 pm

Cóż, An'Doral z pewnością pierwsze chwile poświęcił na wchłanianiu każdego bólu różnego pochodzenia, ale najbardziej martwiły go pogryzione ręce. Jej ślina dostała się do ran, więc efekt mógł być różny, zbyt długo badał ten temat. A z pewnością bycie lykorakiem należało do mniej przyjemnych, niż likantropem. Nie chciał jednak o tym teraz myśleć. Było mu to chyba teraz już obojętne.
Czas mijał, zaś niebieskowłosy postanowił wykorzystać ten moment, zamiast robić z siebie ofiarę losu, bo w tej chwili scena należała do innego pana. Sięgnął po odkażacz, oraz nóż. Zaczął rozcinać swoją długawą szatę, robiąc z niej kawałki materiałów. Na jednej szmatce zacisnął zęby, aby po chwili, chwycić na nóż w łydce, który z potwornym bólem wydobył z mięsa. Zdusił krzyk w materiale, po czym rozlał piekący odkażacz po dziurze w mięśniu i obwinął nogę drugim materiałem. Oddychał szybko i ciężko, wiedząc, że to nie koniec jego cierpień.
Odpiął guziki i zsunął szatę z tułowia, boleśnie odklejając tkaninę od swoich ran. Musiał wziąć chwilę przerwy, bo miał wrażenie, że omdlewa. Kiedy poczuł się lepiej, polał odkażaczem swoje przedramiona, które Miranda pogryzła. Chwytał się jakichkolwiek mebli, stukając butami o podłogę z bólu. Oczy robiły mu się czerwone, ale nie przestawał, polewał rany po pazurach na żebrach. Uderzył tyłem głowy o ścianę, biorąc wdech, jakby miało to odwrócić jego uwagę. Ostatnie strzępki tkaniny poświęcił na obwiązane swoich przedramion, bo rany na torsie nie były głębokie.
Zaplutą i zmęczoną szmatę wyjął z ust, odrzucając ją, aby palcami przetrzeć wargi, oraz błękitną brodę. Teraz poczuł, że nawet tu miał zacięcie. Ale to nieważne.
Ciężko oparł się plecami o ścianę pod parapetem, pochłaniany chłodnym powietrzem z otwartego okna. Białe tęczówki skierowały się na otwarte przejście i pusty korytarz, z którego rozbrzmiewały szczeknięcia. Kesyan już chyba przybył i pracował. To dobrze… bardzo dobrze…
Przymknął oczy.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Czw Sie 26, 2021 9:47 pm

Prosiłem o uwagę i dostałem ją od niej, zupełnie, jak kiedyś. Nie musiałem błagać, wystarczyło tylko cicho zapiszczeć. To było takie łatwe i takie przyjemne. Lizany, mruczałem jej i burczałem, nie było to nic zrozumiałego, dawałem jej tylko znać, że dalej tu jestem i nigdzie się nie wybieram, bo za dobrze ona mnie mizia. Sam spróbowałem się odwdzięczyć, jednak rozsypany umysł nie umiał się za to zabrać. Dawałem jej okazjonalne mlaśnięcia, muśnięcia językiem, jednak przez większość czasu tylko ogrzewałem jej kończynę oddechem. Wydawało mi się, że więcej ją lizałem, jednak najwidoczniej pomyliłem się. Tak samo zgubiłem się w czasie i jego upływie, dlatego nagłe szczeknięcie czarnej wyrwało mnie z tego stanu zawieszenia i wystraszyło trochę. Spróbowałem się poderwać z ziemi, ale jedyne co, to uniosłem trochę łeb, który sekundę później łupnął na łapkę wilczycy.
Ogon ponownie się obudził, kiedy rozpoznałem głos lekarza, ale szuranie kitą po ziemi nie trwało długo, bo po miłym liźnięciu w policzek, poczułem, jak towarzyszka się ode mnie odsuwa, a na to jest tylko jedna możliwa reakcja, skomlenie. W tej chwili dość pijane, czasami gdzieś gubiłem dźwięk i tylko wysapywałem powietrze z płuc, a czasami sięgałem po dziwnie wysokie tonacje.
Czując dotyk na pysku, szarpnąłem głową. Nie chciałem się wyrywać, to było zwykłe, nieudane nachylenie się do pogłaskania, które zakończyło się nałożeniem mi namordnika i odłożeniem mojej głowy na deski. Po chwili dochodziły kolejne dotyki w innych miejscach, jakieś zakłucie i dziwne uczucia, lecz ja, dalej, wiernie, dla zasady, jojczałem wilczo, nie przejmując się, jak bardzo męczące dla uszu innych to może być.
Oczekiwałem chwili spokoju, więcej głaskania, ale nie wyciągania ze mnie noży, o których zdążyłem już zapomnieć, przez nienaruszanie rannych miejsc. Pomimo leków coś poczułem, chociaż reakcja nie była tak duża, jakbym chciał. Dziwny oddech, zamachanie łapką, cichy płacz bólu z zaskoczenia i powrót do nawoływania wilczycy, żeby podeszła. Mogła nawet tylko stać obok i nic nie robić, to by mi wystarczyło.
Zastanawiałem się ile jeszcze, chociaż nie powinienem się tym przejmować, bo czas w moim obecnym stanie płynie, jak woda w rzece.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Pią Sie 27, 2021 3:08 pm

  Wilk nie szarpał się, a jego reakcja, choć niespodziewana, to była dobrym objawem. Zdawał się jako tako kontaktować z rzeczywistością, więc tym prościej będzie go postawić na nogi. Spodziewał się ruchów głowy i był na to dobrze przygotowany, toteż nawet gdyby biały chciał nią uciec, to nie miał na to okazji. Cóż, albo nie uciekał, albo źle skoordynował swoje ruchy, to nie było teraz takie ważne.
  Z pewnością coś poczuł, mniej niż normalnie, ale krew mu płynęła, więc Kesyan nie chciał tracić więcej czasu, nawet jeśli wilkołaki są wytrzymałe. Zatamował innym opatrunkiem ranę po postrzale, po czym wrócił do noży. Odciągnął zwitek z odkażaczem od rany i zabrał się za szycie. Otwory po nożach miały jedną zasadniczą zaletę, generalnie brak tam było dodatkowych uszkodzeń, więc złączenie tkanek pozwolenie im się goić samoistnie zwykle wystarczało. Pomagał też fakt, że noże nie dotarły do wnętrza płuc, w przeciwnym wypadku nie odzywałby się tak swobodnie, a całość zostałaby pochłonięta przez kaszel lub charczenie. Mimo to Kesyan zaciskał ranę drugą ręką, by mieć pewność, że nic się w międzyczasie nie rozszczelni.
  Kątek oka zauważył, że czarna zrobiła się niespokojna, a chwilę później musiał schylić się mocno, kiedy wykonała zgrabny sus ponad nimi i wylądowała na końcu krótkich schodków. Wilczyca natychmiast zawróciła i pisnęła cicho, trącając nosem różne miejsca na pysku towarzysza. Jestem. Liznęła go po nosie, a potem po brwi i czole.
  Przyszła pora na drugi nóż, którym zajął się tak samo, w duchu narzekając, że Razikale nie pojawia się i nawet nie odpowiada poza okazyjnym hałasem. A jednak sam zażyczył sobie, by zwierz był priorytetem, więc pozostawało mu wierzyć, że nie jest z nim tak źle. Następnie zajął się raną po kuli, która zatrzymała się na łopatce, więc nie tak głęboko. Przygotowawszy szczypce, wsunął je do otworu, sprawnie wyciągając pocisk, który wylądował w pustym słoiku. Kolejne szycie, tym razem łatwiej mu też było zawiązać bandaż, więc zrobił to od razu, manipulując tuż pod łapami wilkołaka i wokół jego szyi. Kolej na drobniejsze rany, w których dziesiątki razy musiał powtórzyć jeden schemat. Odkazić, wyjąć żyletkę, zaszyć, zawiązać, choć w przypadku tych na torsie zaczekał. Zostawił je na koniec, by zabandażować razem z tymi po nożach. To nie przeszkadzało, gdyż stosowane przez niego opatrunki na rany były wyposażone w kołnierz z bandaża nasączonego kleistą mieszanką miodowo-ziołową, zatem trzymały się ładnie na miejscu do tego czasu.
  Sprawdził jeszcze raz jego drugi bok. Jako ostatnia zaś została żyletka, która trafiła w brzuch, grzęznąc w warstwie mięśni. Jej wyciągnięcie wymagało większych akrobacji, lekkiego rozszerzenia rany i sięgnięcia głębiej. Otumanienie wilkołaka, jakie z pewnością już go dopadło, było w tym bardzo pomocne.
  W końcu jednak wszystkie dziury zostały zopiekowane, a biały dostał jeszcze jeden zastrzyk, którego już raczej też nie poczuł.
  — Trzeba czekać... — wymruczał Kesyan, wycierając ręce w białą ścierkę, która była jedną z nielicznych czystych rzeczy wokół. Eh... dobrze, że i tak zostaje tu do rana. Zawsze dziwnie się czuł, chodząc wieczorem po mieście w zakrwawionych ubraniach. — Razikale, gdzie jesteś? — rzucił głośniej, choć nie wstawał jeszcze. Oczyścił i zabezpieczył koniec ucha wilkołaka, uważając na pysk czarnej, która położyła się w tym czasie obok i patrzyła uważnie. Przejechał dłonią po białej sierści, chyba bardziej z przyzwyczajenia, bo zaraz przypomniał sobie, co właściwie głaszcze. Nie żeby nie chciał, ale było to trochę niezręczne.
  Zaraz jednak zabrał się za wstępne porządkowanie rzeczy. Wszystkie, które miały kontakt z wilkiem, powędrowały do szczelnego zamknięcia.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by NPC Pią Sie 27, 2021 3:51 pm

-Co to jest…?
Spytał blondyn, zawieszając zielone oczy na księdze, która była otoczona błękitną okładką, z białym symbolem, który łudząco przypominał zdobienia na twarz jego właściciela.
-To…- Podrapał się po błękitnej czuprynie, którą zaraz zaczesał do tyłu. -...księga, której kiedyś używałem. Lata temu.
Wyjaśnił zakładając ręce na biodrach, zaś pobudzony ciekawością Roberto, przyjrzał się temu lepiej.
-Te symbole…
-Tak, to księga magiczna. Za młodu bawiłem się nieco magią. Co prawda, studiowałem ją tylko teoretycznie, choć wtedy byłem wiedziony praktyką eksperymentalną. Lecz używanie zaklęć, w dodatku rytualnych, bez odpowiedniego doświadczenia, może nieść przeróżne efekty uboczne. Moja skóra zrobiła się łagodnie matowa, owłosienie przybrało błękitnej barwy, a namalowane symbole… pozostały na dobre. Tęczówki utraciły wszelką barwę, pozostając białe. Gdyby nie ich oprawa, zlałyby się z białkiem.
Uśmiechnął się, jakby nigdy nic, bo już od lat żył ze swoją odmiennością, zaś nauczyło go to, na co należało uważać. Tak zwane błędy młodości. Liska zaś naszło na refleksje z tego powodu, nawet nie interesowało go, czemu dedykowana była ta księga.
-Nauka brzmi na bardzo niebezpieczną… ale nie wydaje się Pan lękać odkryć…
-Co? Chłopcze, strach przed odkryciami to głupota. Gdzie byśmy byli, gdyby nie chęć zgłębienia wiedzy? Rozwoju? Mój dziadek powtarzał, że czasem ryzyko jest nieuniknione, aby postawić krok do przodu.
Odparł bez zastanowienia, obejmując się własnymi rękoma, zaś blondyn lekko przymrużył oczy.
-Co się stało z Pana dziadkiem…?
-Zmarł. Badał toksyczne grzyby. To pogorszyło jego zdrowie. Notował wszystkie zmiany na samym sobie…- Spochmurniał lekko, by zaraz się uśmiechnąć. -...niestety, tak się to czasem kończy. Ale dzięki naszemu poświęceniu, świat staje się lepszy. Więcej rozumie, może uniknąć zagrożeniu. Może moje pragnienie zgłębiania wiedzy jest niepohamowane… ale nie odwrócę się od prawdy, która czeka na odkrycie…


Otworzył powoli oczy, znów badając cienie, które rzucały gałęzie drzew zza oknem. Jak się znalazł w tej sytuacji…? Przez chęć pojęcia jak najwięcej. Nauka była niebezpieczna… ale czasem zaślepiała. Brakowało mu rozmów z tym chłopcem, który zawsze był taki ciekawy i chciał rozumieć… jak on.
-Żyję.
Odparł, gdy usłyszał pytanie Kesyana, a jego głos nawet nie musiał być doniosły, aby echo odbiło się od pustego korytarza. Wypuścił powietrze, stukając lekko tyłem głowy o ścianę. Pełnia powinna mieć miejsce za tydzień. To będzie trudny czas.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Sie 27, 2021 4:21 pm

Leki uderzyły we mnie z całą swoją pasją, a ja nawet nie zauważyłem, jak powoli ucichłem, a z rozwartego pyska wypadł na ziemię wiotki język, robiąc po chwili małą kałużę śliny. Wydawało się być ciepło i miło, czułem, jak ktoś po mnie przesuwa czymś ciepłym, jak mnie dotyka, a ja, jak to ja, cieszyłem się w duchu z takich pieszczot rozkosznych, bo ja do głaskania to jestem pierwszy, tylko jako elf boję się o to prosić.

Spałem tak w spokoju, aż do rana. Nie budząc się kiedy się przemiałem czy przenoszono mnie ze schodów do łóżka. Tata mnie tak kilka razy przenosił z kanapy do łóżka, albo z ławki na ganku, kiedy zasnąłem nad książką. Jaka to była magia, zasnąć tam i obudzić się w zupełnie innej rzeczywistości.
Zasłonięte w większości okna szczęśliwie obroniły mnie przed brutalnością wcześnie porannych promieni słońca, które lubią padać prosto na twarz, jakby nie mogły padać na włosy czy szyję. Uniosłem powoli powieki i powiedzieć, że czułem się, jak zjedzony i wyrzygany, byłoby zbyt delikatne. Nie wiem dlaczego było tak źle, ale przynajmniej nie musiałem się niczym przejmować, dopóki umysł się nie rozbudzi, a przyzwyczajony jest do tego, że długo się może lenić z rana, bo nigdy nie mam siły i ochoty wstać z łóżka, czując, że to nie ma sensu. Powoli zacząłem kręcić głową, żeby się rozejrzeć, bo dotarło do mnie, że nie jestem u siebie. Pamiętałem wszystko, jednak dalej gdzieś z tyłu głowy myślałem, że to był sen. Wzrok utkwił mi w dziewczynie, co była obok mnie i której nie rozpoznawałem. Wyglądała może trochę, jak córka Raust, chociaż im dłużej patrzyłem, tym bardziej widziałem, że to nie może być prawda. Lekko zmrużonymi oczami, przyglądałem się jej w rozbiegany sposób, ale im bardziej próbowałem połączyć kropki, tym gorzej mi to wychodziło.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Pią Sie 27, 2021 8:00 pm

  Żyje. Świetnie, Razi, że żyjesz. Właściwie to naukowiec ma szczęście, bo choć zajął się sobą prowizorycznie, to jednak zrobił to nie najgorzej i zrobił w ogóle, czym uniknął reprymendy Gwendelyna. W każdym razie był jego kolejnym pacjentem, potem zaś przyszedł czas na sprzątanie bałaganu i rozbrojenie pułapek... Kesyan chwilowo powstrzymał się od pytań, wolał to zostawić na jutro, kiedy wszyscy będą lepiej myślący, sam zaś zajął się ostatecznie spisywaniem kart pacjentów, z których jedna zapewne nigdy nie ujrzy świata poza jego laboratorium, ale to inna sprawa.

  Wstał jako pierwszy, jeszcze przed świtem, by nadzorować proces przemiany wciąż nieprzytomnego wilkołaka i poprawić jego opatrunki oraz szwy. Sprawdził stan ogólny i wybył na razie, pozostawiając go z czarnowłosą kobietą, która przy okazji przedstawiła się i podziękowała za pomoc.
  Teraz zaś siedziała na pufie podsuniętej do łóżka i przeglądała książkę znalezioną w pokoju gościnnym. Nie czytała, co najwyżej patrzyła na obrazki, by czas jakoś minął, bo i na dłuższych akapitach nie umiała się skupić. To był jakiś przegląd ciekawostek kulturowych, szkice ikonicznych budowli, ogrody pałacowe i tego typu rzeczy. Ładne nawet, ale jej wzrok raz za razem uciekał na śpiącego elfa.
  Jak właściwie miał na imię? To zabawne uczucie, martwić się o kogoś, kogo się właściwie nie zna. Ile to już lat minęło? Nie była pewna, nigdy nie była dobra w przypisywaniu wspomnieć do dat, ale chyba koło siedmiu. Jakim ona wtedy była szczeniakiem... Aż jej się na moment głupio zrobiło na te kilka obrazów, które pojawiły się w pamięci. Mimo to, zapamiętała białego w bardzo pozytywnym świetle, bardzo ciepłym. Był tak kochany, że to przecież nie mogło się zmienić. Może jej nie lubił, ale... nie, przecież wcześniej się cieszył. Bo poznał ją, prawda? Mogła tylko mieć na to nadzieję. Chyba to najbardziej ją stresowało. W ogóle ta sytuacja była tak okropnie niepewna, że to aż straszne. Bo co miałaby teraz powiedzieć? Hej, jestem tą czarną, co ci chciała ukraść kolację. No wiesz, tą, co ci zawróciła w głowie, a po chwili uciekła. Świetne wspomnienia. Bardzo chciała wierzyć, że nie wszystko zostało zepsute tamtej nocy, ale chyba musiała się liczyć z taką opcją.
  Delikatnie przygryzła wargę, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni. Zerknęła na książkę, a potem na siebie. Dostała od Razikale jakiś zapasowy ciuch jego gosposi. Nie bardzo lubiła sukienki, ale musiało to wystarczyć, planowała wrócić do domu przed świtem, ale jak widać nie wyszło. Nie bardzo też miała czym związać włosy, więc tylko splotła je luźno w nadziei, że nie rozwalą się zbyt szybko.
  W końcu głowa elfa się poruszyła, a on powoli otworzył oczy. Zamknęła książkę i odłożyła ją na nocny stolik, tuż obok szklanki wody.
  — Nie wstawaj, jesteś cały podziurawiony — rzuciła spokojnie, przypatrując mu się złotymi ślepiami. — Jak się czujesz? Pan Gwendelyn powiedział, że masz dużo pić... — Zerknęła na szklankę i znów na niego. — Jestem Miranda. Miranda Vellcar — dodała po chwili, przywołując na twarz delikatny, choć nieco niepewny uśmiech. — Już się poznaliśmy.
  Czy powinna to mówić? Może... znaczy tak, zdecydowanie, nie wiedziała tylko, czy tak szybko, ale trudno, już się powiedziało.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by NPC Pią Sie 27, 2021 8:19 pm

Żaden z niego łowca wilkołaków, ale z pewnością już wiedział, że w wypadku faktycznego ataku, byłby w stanie pokonać likantropa. Czy to powód do dumy, ciężko stwierdzić, ale lepsze to, niż uciekanie. Jednak dalej nie rozumiał intencji Iwo, dlaczego zaatakował jego dom. Przynajmniej poznał Mirandę, która go napadła. Czysty przypadek zaprowadził ją właśnie do Krzeworożu, który był w opłakanym stanie, ale przynajmniej, już bezpieczny dla osób poruszających się w nim. Remont mógłby trochę kosztować, ale czy był sens…? Ale nie miał nawet teraz głowy do tego.
Iwo się kurował, druga wilczyca była przy nim, on zaś streścił Kesyanowi przebieg tej sytuacji, oraz wspomniał o pogryzieniach. Wbrew pozorom, Razikale po raz pierwszy nie był taki wyszczekany, ani nawet nie chciał zbytnio polemizować na temat potencjalnych zagrożeń z tego płynących, bo chyba by znalazł ten muszkiet i strzelił sobie w łeb. Zamiast tego, musiał odegnać inny problem.
-Dostajesz płatny urlop. Dwa tygodnie minimum.
Powiedział do Annabell, która zszokowana stała po drugiej stronie zamkniętej bramy.
-Panie An’Doral, co się dzieje?! Widzę stąd, że drzwi są rozwalone, w dodatku, kulał Pan!
Krzyknęła sfrustrowana tym, że nie dopuszczał jej do wiedzy, ani nawet, do samej posiadłości, w której zrobiło się zamieszanie. Całe szczęście, że nie widziała zniszczeń w środku rezydencji, ani tym bardziej, jego opatrunków, ukrytych pod długą szatą.
-Annabell… to ważne…
-Zawsze coś jest ważne, a sprowadza Pan tylko na siebie kłopoty! Wymyśla Pan jakieś niestworzone rzeczy, podejmuje się jakiś szalonych eksperymentów, sprowadzając prawie na skraj śmierci, a teraz ma Pan zamkniętą bramę! Jestem obca?!
Krzyczała, mając już tego serdecznie dosyć, zaś Razikale zmarszczył brwi, w poruszonym wyrazie.
-Nie… Annabell, wróć do domu. Tu masz czek…
Wysunął rękę przez szparę między kratami, ze świstkiem papieru, a ta wyrwała mu go z rąk i prychnęła, kierując się w drogę powrotną. An’Doral śledził ją jeszcze wzrokiem, z cichym westchnięciem.
W końcu naukowiec wrócił do domostwa, aby dostać się do pokoju, gdzie przebywał Menetys. Zapukał do drzwi, a jeśli mu pozwolono, wszedł do środka, spoglądając na przebudzonego elfa. Nie chciał im przeszkadzać, ale… musiał zobaczyć jak się czuje, po tym wszystkim. Widząc go w tej formie, po tym co zrobiły mu pułapki i jego strzały… czuł się chyba jeszcze podlej, aż nie umiał zebrać własnych słów, odwracając głowę, chyba ze wstydu.
NPC
NPC

Stan postaci : ---
Źródło avatara : theartofanimation.tumblr.com

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Sie 27, 2021 8:56 pm

Wstawać nie zamierzałem i pewnie nawet na takiego żywotnego nie wyglądałem, a kobieta powiedziała to tylko zapobiegawczo, być może przyzwyczajona, że w wilczej formie mam więcej energii. Przyglądałem się jej kiedy mówiła i dalej nie rozumiałem. Wiem, że wilki zmieniają formy, ale mienie jej przy sobie, to, że widzi mnie teraz, jako elfa, sprawiało, że bałem się, że będzie mną zawiedziona. Nie powinna tutaj być kiedy jestem w takim wydaniu, tylko ją to zniechęci do dalszej znajomości, ja to wiem. Ja-pies mam dużo więcej do zaoferowania. Ładnie się uśmiechała, przedstawiła się, a ja zgłupiałem, bo o co tutaj chodzi? Chyba mam się przedstawić?
-Iwo?-wymruczałem, czując suchość w gardle. Nie byłem pewny czy to chciała usłyszeć. Wgapiałem się w nią dalej, lekko zagubionym wzrokiem. To jest czarna? To jest czarna. Nie wiem co myśleć, ale czułem jej zdenerwowanie. Miałem pustkę w głowie, ona była cicho i ja byłem cicho. Nic, zero pomysłu. Jedynie po moich oczach było widać jakieś zainteresowanie, chyba potrzebowałem nieco więcej czasu? Być może też nie chciałem zrobić na niej złego wrażenia, przez co szło mi nie najlepiej. Z tych niezręczności wyratowało nas pukanie do drzwi.
Niby mówiłem, ze nie zamierzałem wstawać, ale jak tak zobaczyłem Raza, to i tak przekręciłem się trochę na bok i zacząłem się podnosić do siadu, nie przejmując się niczym. Bolało, ale chciałem usiąść, bo mi Raz zaraz ucieknie, musiałem usiąść, żeby lepiej go widzieć, żeby nie być w jego oczach ofiarą, a kimś kto jest godny jakiejkolwiek rozmowy. Sapnąłem tylko cicho, kiedy już byłem mniej więcej w przygarbionym pionie. Popatrzyłem na niego uważnie, najpierw zerkając na nogi, bo widziałem, jak przy wejściu dziwne kroki robił. Coś mu się stało? Jednak mu coś zrobiłem, albo Miranda? Oby nie, oby to było jakieś stłuczenie przy uciekaniu, drobny uraz co nie będzie go widać po kilku dniach.
Odwrócił głowę, a ja swoją opuściłem. No muszę coś zrobić. Takie wielkie plany rozmowy miałem kiedy byłem psem, kiedy tutaj biegłem, kiedy pełzałem po domu, a teraz? Miałem to wszystko w głowie, szczegółowe wytłumaczenie, ale nie umiałem wydobyć z siebie głosu, jakbym przy mówieniu, zapomniał kompletnie wszystkiego. Patrząc się na swoje dłonie leżące na kołdrze, błądząc po nich wzrokiem, w końcu musiałem się jakoś zachować. Głupio mi było mówić bez proszenia mnie o mówienie, zaczynanie rozmowy jest dziwne. Zaczęło się od cichego mruknięcia, które było nieudanym słowem. Speszyło mnie to mocno i poczułem, jak zażenowanie we mnie rośnie. No powinienem umieć mówić, prawda?
-Przepraszam...-w końcu się udało, co prawda cicho i źle się czułem z odzywaniem się.-...za list.-dodałem dla wyjaśnienia.-To nie twoja wina.-na bogów, jaka to była dla mnie długa wypowiedź i chociaż czułem, że wypadła okropnie, to zrobiło mi się jakoś lżej kiedy wypuściłem te słowa na wolność, zupełnie jakby coś drobnego się we mnie ruszyło, odblokowało, dzięki czemu mogłem mówić dalej.-Przepraszam.-powtórzyłem, chyba dochodząc do wniosku, że danie komuś mleka nie zawsze działa. Może czasami warto się zdobyć na odwagę i dorzucić coś więcej. Dalej patrzyłem na swoje ręce, czując, duży stres z obecnej sytuacji. Chciałem żeby mi wybaczył, ale zrozumiem jeśli tego nie zrobi, bo może już nigdy nie zapomni tego co mu powiedziałem, dlatego też zdecydowałem się na powiedzenie jeszcze czegoś, ale to chyba nie teraz? Nie byłem pewien kiedy, nigdy nie wiedziałem kiedy jest dobra pora na powiedzenie czegoś, kiedy powinno się coś powiedzieć. Co jeśli znów się zablokuję i nic z tego nie wyjdzie. Zmarszczyłem brwi i nie podnosiłem wzroku, bo miałem wrażenie, że oczy trochę zaczynają mnie piec. Co teraz powinienem zrobić? Co się robi, jak jest smutno? Nie do końca wiem, jak się zachować.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Pią Sie 27, 2021 11:59 pm

To, jak na nią patrzył, wywoływało setki myśli naraz. Ta niepewność i zainteresowanie zarazem, choć sama twarz zdawała się nie wyrażać nic. To również było niezwykłe samo w sobie, w końcu nocą był pełen energii i żądny uwagi, a teraz jakby inna osoba. Ale jego złote ślepia mówiły już co innego, a przede wszystkim nie był niezadowolony z jej obecności. Przynajmniej jeszcze nie, to ją odrobinę uspokoiło. Może takie wgapianie się w cudze oczy nie było najlepszym wychowaniem, ale trudno. Miranda już dawno nauczyła się, że to najlepszy sposób, by odczytać cudze zamiary, niezależnie od tego, czy ma włosy czy futro. Jak to powiedział też Razikale — mają je takie same w każdej formie.
— Iwo — powtórzyła i znów się uśmiechnęła lekko. Nie był to wywód, ale musiał jej wystarczyć.
Czego się właściwie spodziewała? Chyba większego uzewnętrznienia emocji. Bo przecież ciągle je miał, nie znikały magicznie z nastaniem świtu i była pewna, że to wciąż ten sam kochany biały pluszak. Ale chyba jeszcze nie spotkała się z tak diametralną zmianą podejścia do świata. To było... ciekawe.
Cisza trwała, a ona patrzyła, swobodnie oglądając sobie jego twarz, ręce, ramiona. Nie mówiła, bo właściwie nawet przyszło jej do głowy, że za dużo słów może być dla niego męczące po tym wszystkim. Za chwilę jednak rozległo się pukanie, które obróciło jej głowę do drzwi.
— Proszę — rzuciła, słysząc, że Iwo milczy.
Wbrew jej oczekiwaniom nie był to lekarz a Razikale. W pierwszej chwili delikatnie zmarszczyła brwi, to był już taki odruch jeżenia sierści na jego widok, bo w pamięci wciąż miała jego ze strzelbą i te wrogie słowa. Lecz atmosfera, jaka zapanowała w pokoju, była zupełnie inna, przez co nowa porcja uważnej niepewności opanowała Mirandę, która wodziła wzrokiem od jednego do drugiego.
— Ej, miałeś le... A zresztą... — dokończyła ciszej, widząc, że nawet jej nie słucha, a nic strasznego mu się nie dzieje.
Tymczasem cisza trwała. Już zaczęła się zastanawiać, który się w końcu odezwie, kiedy zrobił to jednak Iwo. Zawiesiła na nim spojrzenie i zrobiło jej się ciut przykro, bo choć nie wiedziała, o co chodzi, to widać było, że to dla niego bardzo ważne. Dla nich obu. Zerknęła na naukowca. Do niego należała teraz scena, chyba nie mogła nic z tym zrobić. Ale... List? Chcieli się pozabijać za list? Może nie wzajemnie, ale jednak. Co tam takiego było? I co było tak ważne, by przeprosić za to nawet kosztem życia? Westchnęła cicho.
Faceci.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Razikale An'Doral Sob Sie 28, 2021 12:11 am

Wiedział, że Miranda nie podejdzie do niego ze zbytnim entuzjazmem, nawet jeśli dane im było już “porozmawiać” wcześniej. Dla niego to i tak była bezsenna noc, był na nogach od wczoraj. Ale ignorował to zmęczenie. Teraz był zbyt zaafiszowany Menetysem, na którego spojrzał, kiedy odezwał się pierwszy.
Otworzył szerzej białe oczy, kiedy ten postanowił go przeprosić. Myślał, że mu wygarnie, obrazi go jak zwykle lub zacznie się w ostateczności tłumaczyć, lecz on po prostu… przeprosił. I to też może nie za samo przybycie, a jak miało się okazać, za list. Czyli on tutaj przybył… chcąc go przeprosić?
Postawił może jeden, słaby krok do przodu, lecz się zatrzymał. Trochę był chyba tym faktem zamroczony. Choć mimo tego, czuł, że miał rację. Rio to była wyłącznie jego wina. Nawet jeśli Iwo pożałował swoich słów, nie powiedział kłamstwa. Przynajmniej on tak nie sądził.
Obserwował go, lekko otwierając usta na jego słowa, by szybko opuścić głowę, zaczynając stykać ze sobą palce, którymi przeplatał między sobą, chwilę zbierając się z odpowiedzią.
-Ja Ciebie też przepraszam. Byłem wystraszony i… wściekły…- Podjął, by mimo wszystko, uśmiechnąć się niepewnie, nawet jeśli spojrzenie wciąż spoczywało na własnych butach. -Ja… nigdy nie miałem przyjaciół. Takich prawdziwych, nie rywali, właściwie nie miałem nawet bliskich, którym by na mnie specjalnie zależało… od dziecka miałem trudności z zawiązywaniem relacji, bo byłem dziwny… nieraz ślepy...- Mówił spokojnie, wpychając w to ciche pomruki nerwowego śmiechu. -...ale przez moje zachowanie, traciłem wszystkie osoby, które próbowały być blisko mnie. Nie byłem nigdy najlepszym człowiekiem, ani też najlepszym towarzystwem… pewnie irytuję wszystkich, oraz popełniam głupie błędy… tak straciłem Roberto… chyba nawet Raust wkurzyłem już przekraczając granice... oraz wszystkich innych, którzy pojawiali się w moim życiu… nawet z Felisity nie wyszło...- To ostatnie mruknął już ciszej, do siebie. W końcu uniósł niepewnie spojrzenie na Iwo. -...dlatego cieszę się, że nic Ci nie jest i się nie gniewasz… oraz że zależało Ci, aby mi to powiedzieć. Mało komu by się chciało.- Bujnął się na własnych podeszwach i ułożył rękę na chorej nodze, uśmiechając się znów z wyraźnym zakłopotaniem, patrząc to na niego, to na Mirandę. -Odpoczywaj. Jesteś zapewne w dobrych rękach. Walczyła o Ciebie zaciekle.
Dodał na koniec, mając na myśli kobietę u jego boku, aby zaraz odwrócić się do wyjścia, gdzie też się udał lekko kulawym krokiem, chcąc chyba zostawić ich w spokoju od własnej osoby.
Razikale An'Doral
Razikale An'Doral

Stan postaci : Wilkołactwo.
Ekwipunek : Amulet, pióro.
Ubiór : Długa szata (czarna lub biała), skórzane spodnie i trzewiki.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sob Sie 28, 2021 12:49 am

Co to za uśmiechy na moje imię? Jest dziwne? Możliwe, może to dlatego, że jest krótkie? Nie byłem pewien, jak to interpretować, ale nie musiałem się długo nad tym zastanawiać, bo nam przerwano.
Zebrałem się w sobie i po chwili wahania powiedziałem co chciałem powiedzieć. Nie wiedziałem na co liczyć, ale nie bardzo oczekiwałem przeprosin. Nie zrobił mi nic wielkiego, zdarza się, a jego motywacje były całkiem zrozumiałe, bo w końcu co miał sobie myśleć, jak nagle zjawiam się w jego domu i atakuję drzwi?
Po chwili przyszło tłumaczenie jego zachowania i okazało się, że nie jesteśmy aż tak różni. Żaden z nas nie może pochwalić się okazałą rodziną, żaden z nas nie ma za bardzo bliskich znajomych, a nasze miłości, po prostu nie wychodzą, z kolei ciężko przy tym o nowe relacje, które by się nie rozpadały tak szybko. Obaj mamy wrażenie, że irytujemy innych i zachowujemy się głupio. To w sumie całkiem śmieszne. Trochę smutne, ale na swój sposób dobrze mi było zobaczyć, że nie tylko ja mam te problemy. Oczywiście to nie rozwiązuje naszej sytuacji, bo dalej nie wiemy co robić, ale przynajmniej wiemy na czym stoimy, wiemy, że i ja i on, to beznadziejne przypadki.
Popatrzyłem w końcu na niego, czując, że już nie jest mi tak obcy, jak jeszcze kilka minut temu, jednak mimo tego było mi lekko nieswojo, bo takie rozmowy nie pojawiały się w moim życiu często, taka wylewność, odsłanianie siebie. Pokiwałem głową i chociaż nocna sytuacja nie naprawiła mi wszystkiego w głowie, to dała mi okazję na spojrzenie na pewne rzeczy z innej strony. Nie uprzątnę całego mojego syfu przed śmiercią, a i może komuś byłoby trochę przykro gdybym umarł, to dalej nieco abstrakcyjne, ale przecież czarna była przy mnie, Kes mnie ratował, a Raz chyba w jakiś sposób mnie lubi?
Podziękowałem mu kiwnięciem głowy i zerknąłem na Mirandę, gdy o niej wspomniał. Tak, pamiętam, jak walczyła, pamiętam, jak później mnie uspokajała i nie opuszczała. Ona tak się starała, a ja nie umiałem wydusić z siebie ani słowa kiedy zostaliśmy sami. Znów mam zacząć rozmowę? Tylko, co powiedzieć? Ja wiem, co powinno się powiedzieć, ale to głupie strasznie i nie doprowadzi nas nigdzie. Tata to umiał rozmowy zaczynać ,,I co się chuju gapisz?", później samo wszystko szło. Tylko jej tak nie powiem.
-Miło cię widzieć.-wydusiłem w końcu z siebie, trochę się rumieniąc, bo nie mam wprawy w takich powitaniach, no i czy to nie będzie zbyt bliskie powitanie? No i co ona niby może na to odpowiedzieć? Zacząłem rozmowę i skończyłem ją w jednym zdaniu. Genialnie. Złapałem mocniej kołdrę, ale chwyt mój przeniósł się na bok, który leczył się po nożach, a taka przygarbiona pozycja z dziwnym układem mięśni mu nie pasowała. Powoli wróciłem do leżenia i patrzenia na czarną. Ja mam doświadczenie z kobietami, tylko w innych sferach niż rozmowy, a właśnie tego brakującego elementu teraz potrzebuję. Żadne pytania mi do głowy nie przyszły. Jak się ma? Dobrze. Co tu robi? Pewnie była w okolicy i przypadkiem tu zajrzała. Em... jakie pytania można jeszcze komuś zadać? Pewnie zaraz poczuje, że moja gapienie się sprawia, że czuje się niekomfortowo i wyjdzie. Uciekłem wzrokiem na ścianę, szafkę, prześcieradło. Było mi głupio, ale cieszyłem się, że ktoś przy mnie jest teraz, nikt mnie nigdy nie pilnował kiedy chorowałem, to całkiem przyjemne.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 28, 2021 2:28 pm

  Przeniosła wzrok na Razikale i obserwowała go spokojnie, ale też z widocznym wyczekiwaniem. No i ostatecznie podjął się odpowiedzi, która miała okazać się inna, niż Miranda oczekiwała. I znacznie dłuższa. Rozumiała jego motywacje, strach potrafił pchnąć do bardzo wielu rzeczy, a zmieszany z gniewem był iście morderczym narzędziem. A jednak skoro dobrze się znali, to skąd strach? Na to odpowiedź miała przyjść za chwilę.
  Słuchała uważnie, a jej twarz przybrała z wolna nieco łagodniejszego wyrazu. Wiecznie nieznany i wyobcowany, bo nikt nie potrafił go zrozumieć. Bo wszyscy widzieli tylko to, co widzieć im było najłatwiej, nie zastanawiając się nad resztą. Skąd to znała? Chyba tylko Kesyan jakoś odstawał od ich odludnego towarzystwa, bo chociaż Miranda znała wiele osób, to niewiele z nich tak naprawdę znało ją.
  — Ludzie lubią nienawidzić za inność — rzuciła, nim jeszcze dobrze wyszedł z pokoju. Lecz co dokładnie miała na myśli, to pozostawi dla siebie. Najpewniej wszystko po trochę.
  Znów zostali sami, a ona przeniosła swoją uwagę na Iwo dopiero po chwili, jeszcze przez moment pozostając myślami przy niebieskim naukowcu. Musiała przyznać, że był na swój sposób wyjątkowym człowiekiem, mało który miałby odwagę zadawać się z wilkołakami i nie traktować ich jak potwory. Kto wie, może ich znajomość potrwa dłużej niż te parę dni.
  Teraz jednak skupiła się znów na białowłosym elfie, który... oh, czy on się zarumienił? Bardzo próbowała się powstrzymać od uśmiechu i nawet jej to prawie wychodziło, a przynajmniej nie było on nazbyt szeroki.
  — Ciebie też... w końcu — odparła, bo przecież dotychczas każde z nich mogło tylko zgadywać jak wyglądają za dnia. To było na swój sposób niezwykłe, lubiła to uczucie, to jak żyć dwa razy jednocześnie. — Nie myślałam, że jesteś elfem — dodała z nutą zainteresowania. To raczej nieczęsty widok, w końcu elfy miały jeszcze większego fioła na czystości rasy niż ludzie.
  Położył się z powrotem, a ona tylko czujnie zjechała spojrzeniem na jego tors, choć i tak był on zasłonięty przez kołdrę. Czasem nachodziło ją takie dziwne uczucie, jakby węszyła albo nastawiała uszu, choć dobrze wiedziała, że te nie mają wielkiego pola manewru.
  Iwo się odwrócił, to znaczy głowę, ale to wystarczyło, by kazać jej się zastanowić. Coś go trapiło? No, poza tym wszystkim dookoła, to całkiem możliwe, zwłaszcza, kiedy umysł podsunął jej ostatnie wspomnienie tamtej nocy. Pełne samotności wycie, od którego sama się oddalała.
  Mógł usłyszeć ciche szuranie po podłodze, kiedy wciąż siedząc, przesunęła pufę bliżej wezgłowia łóżka, a potem pochyliła się, by objąć go ostrożnie i przytulić, układając głowę na tym ramieniu w lepszym stanie. Rzuciła wszystko na jedną kartę, ale... on przecież to uwielbiał, prawda?
  — Przepraszam, że mnie nie było — rzuciła cicho. Teraz wszyscy będziemy się przepraszać, piękne kółeczko samopomocy społecznej. Ale była mu to winna. — Nie powinnam znikać... Ale bałam się zostać. — Przymknęła ślepia, mając nadzieję, że się nagle nie odsunie. — Moje życie to był wtedy jeden wielki chaos... Nadal trochę jest, ale teraz przynajmniej je znam... A może po prostu bałam się powtórki z rozrywki. Wychowałam się w małym domku pod lasem, urocze miejsce. Byliśmy myśliwymi i to cholernie dobrymi, ludzie kupowali od nas rzeczy i zlecali ubicie różnych stworów, które za bardzo zbliżały się do miast. Szanowali nas... Aż pewnej nocy moja matka zwyczajnie nie wróciła. Znaleźliśmy ją jako wilka, powieszoną na drzewie, to była zasadzka, tak zwani łowcy potworów zrobili z niej przynętę, wiedząc, że zapach sprowadzi jej rodzinę... Od tamtej pory nigdy nie spałam dwa razy w tym samym miejscu. — Uchyliła ślepia i zawiesiła spojrzenie na rąbku kołdry. Nie wiedziała, co sobie pomyśli, ale chyba musiała to kiedyś komuś powiedzieć. Wydawał się kimś, kto zrozumie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sob Sie 28, 2021 3:21 pm

Ogólne poczucie drobnego zrozumienia trochę zanikło gdy zostaliśmy sami w pokoju, a ja nie wiedziałem co robić, więc palnąłem głupotę, na którą o dziwo dziewczyna znalazła odpowiedź, a nawet pociągnęła to dalej. Czy jest zawiedziona moją rasą? Może miała mój obraz w wyobraźni, a ja do niego nie pasuję? Jasne, że nie pasuję, bo jestem zupełnie inny będąc psem, tam korzystam z każdej możliwej swobody udawania, że to nie byłem ja, tylko moje zwierzę, że nic nie pamiętam, nie mam kontroli. Dużo, dużo łatwiej wszystko idzie kiedy ma się sierść. Tak czy inaczej ona zaczęła temat, a ja idiota nie umiałem powiedzieć, bo nie miałem jak się do tego odnieść. Czy byłem zdziwiony jej wyglądem? Byłem zdziwiony, że ona wygląd ma. Nie wyobrażałem jej sobie w żaden sposób, bo liczyłem, że nie spotka tej niezręcznej wersji mnie. W mojej głowie zawsze byliśmy psami, nie miałem potrzeby wiedzieć, jak wygląda bez futra, jednak miałem ją w końcu przed oczyma i nie było mnie stać nawet na najmniejszy komplement czy uwagę. Od razu zauważyłem, że mamy podobne oczy, że jest ładna i młoda, młodsza ode mnie, że ma ładny uśmiech i mimowolnie człowiek czuje, że chce przy niej być, sprawia wrażenie miłej osoby, która dba o innych. Mógłbym to wszystko powiedzieć jej, pochwalić ją, podziękować, ale nie potrafiłem tego zebrać w jakiś uporządkowany ciąg słów. To było stresujące i nie chciałem się wpakować w większe zawstydzenie, niż w jakim już byłem. Chciałem zrobić dużo, jak zawsze, dużo powiedzieć, albo chociaż cokolwiek, ale nie wyszło. Czułem się z tym źle, chociaż normalnie nie przeszkadza mi to aż tak, to w tej chwili żałowałem, że po prostu nie umiem.
Ułożyłem się i przyglądałem się jej dalej, próbując w głowie różnych scenariuszy, narzekając w duchu na to, że nie mogę zatrzymać czasu, żeby się zastanowić i zaplanować wszystko. Skazywałem nas na tę ciszę, aż w końcu to Miranda postanowiła wykonać pierwszy ruch. Widząc, jak się zbliża, w pierwszym odruchu chciałem się odsunąć, żeby zrobić jej miejsce na łóżku. Zasłabła, chce mnie udusić, jest zła, czy zmęczona? Kiedy poczułem, jak mnie przytula wiedziałem jeszcze mniej. Zacząłem biegać wzrokiem po suficie, po niej, po ścianach, zasłonach. Nie rozumiałem za bardzo. Kiedyś ta lisia dziewczyna też mnie objęła i dalej nie rozumiem dlaczego. Nie rozmawialiśmy, czy to normalne, że się tak przytula obcych? Nie jest im głupio, że tak bardzo okazują swoje ciepłe uczucia, są ich aż tak pewni? Nie boją się, że ktoś ich uderzy, odepchnie? Sapnąłem cicho, sztywniejąc, ale nie przeszkadzałem jej w mówieniu. Słuchałem uważnie jej historii. Kolejna porcja odsłaniania się. Co się dzieje? Dlaczego? Rozumiem ich smutek, ale kompletnie nie jestem w stanie pojąć dlaczego mówią to mi i co mam zrobić? Wszystko co powiem zabrzmi źle ,,Przykro mi" wyjdzie sztucznie ,,Będzie lepiej" jest durnym pocieszeniem, bo lepiej nie będzie, takie rzeczy bolą już na zawsze i można tylko udawać, że jest lepiej, co z resztą widać po nich. Raza dalej uwiera to, że nie miał znajomych, Miranda dalej nie pogodziła się ze śmiercią rodziny. Czas mijał, ona ucichła, a ja nie wiem co mam robić. Przecież dzielą się ze mną tak osobistymi informacjami, nie mogę tego zignorować, bo się skończy tak, jak zawsze, że zostanę sam, bo wyjdę na chłodnego i niezainteresowanego, a to nieprawda, chciałem umieć ich pocieszyć, tylko jak?
Powoli uniosłem ręce i objąłem dziewczynę, dość niepewnie, jakby badając najpierw czy tego w ogóle chce, bo podejrzewałem, że może nie chcieć tego, bo jestem w tym sztywny i nienaturalny. Ułożyłem dłonie na jej plecach, czujnie czekając na reakcję lub jej brak i jeśli nie była oburzona moim zachowaniem, to nieco ścieśniłem objęcia, mocniej ją tuląc. To było miłe, ale dziwne, przez zdenerwowanie nie czułem takiej przyjemności, jakbym czuł będąc wilkiem. Jak długo powinienem ją przytulać? Nie robię tego za mocno? Może trochę za słabo? Czy jej wygodnie tak się nachylać? Czy na pewno chce się przytulać, może zrobiła to bo tak wypada i teraz tego żałuje, bo czuje, jaki nieprzyjemny jestem? Możliwe, prawdopodobnie tak. Zastanawiałem się, co ja bym chciał usłyszeć w takiej chwili i chyba nie chciałbym usłyszeć nic, chciałbym być sam, a może to dlatego, że byłem sam w takiej chwili i to dlatego nie mam pomysłu.
-Nie wiem, co powiedzieć.-przyznałem się szeptem, trochę łamiącym się głosem, bo ani nie byłem gotowy na mówienie, ani to zdanie nie było planowane, więc się pogubiłem w intonacji. Głupie zdanie to było swoją drogą. Po raz kolejny nie widziałem, jak mogła na to odpowiedzieć. Liczyłem tylko, że się nie zezłości i nie powie, że ignoruję jej wyznania. Nie ignoruję, wszystko pamiętam i jej współczuję. Gdybym miał mleko, zaproponowałbym je jej, ciepłe mleko z miodem. Nie mam jednak tutaj ani mleka, ani miodu, więc moja oferta kończy się na objęciach, o ile dalej chciała w nich być.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 28, 2021 7:19 pm

  Odpowiedziała na jego słowa i chyba znowu zapadła typowa dla elfa cisza. Ale nie była to atmosfera sugerująca, że lubi on ciszę. On cały wydawał się spięty jej obecnością, a może i swoją, jakby sytuacja ta była dla niego wybitnie niekomfortowa. Ale dlaczego? I czy gdyby tak rzeczywiście było, powiedziałby jej? Chyba niespecjalnie zareagował na jej słowa, a przynajmniej nie mogła w tej chwili widzieć wyrazu jego twarzy. Zaraz jednak objął ją rękoma, z początku okropnie niepewnie, ale zrobił to! Miała ochotę zamachać ogonem, ale mogła tylko uśmiechnąć się ukradkiem i poczekać, aż jego ramiona nabiorą więcej pewności siebie.
  Wciąż długo nie odpowiadał, ale jego gest zdawał się mówić sam za siebie. Trochę, bo wszechobecna niepewność jej też się chwilami udzielała. Nie była pewna, co też chodzi mu po głowie i to ją trochę drażniło. Lubiła panować nad sytuacją, a nad Iwo się nie dało, on zdawał się być teraz jedną wielką zagadką do powolnego rozgryzienia, bo na zbyt szybkim można połamać zęby. Ale to też intrygowało na swój sposób.
  W końcu coś powiedział i to nie byle co, wbrew temu, co sam pomyślał.
  — Coś szczerego — odparła z lekkim uśmiechem i przekręciła łebek w jego stronę. — Tak jak teraz. Po co mówić inne rzeczy, jeśli nie ma się złych intencji? — wymruczała, przyglądając się jego twarzy. Lecz i ta chwila musiała zostać przerwana przez pukanie, a Miranda westchnęła ciężko. — Co znowu? — burknęła nieco głośniej, podnosząc się z Iwka i opierając rękoma o skraj łóżka.
  — Nic takiego, to tylko ja — rzucił Kesyan niedbale, wchodząc do środka, skoro tego nikt nie zakazał.
  — Um... — No dobrze, jego akurat się nie spodziewała. Prawie zapomniała, że tu jest, co chyba nie było bardzo w porządku w ich sytuacji, ale z drugiej strony miała ważniejsze rzeczy na głowie. Odsunęła się nieco, robiąc mu miejsce.
  — Musisz uzupełnić płyny i to nie tą jedną szklanką — przypomniał, widząc ją wciąż pełną. — Pilnuj go. — Zerknął na Mirandę, by zaraz stanąć przy łóżku i przyłożyć Iwo rękę do czoła. Zaraz zresztą i tak sprezentował mu termometr. — Trzymaj. I nie ruszaj się przez chwilę... — wymruczał, przykładając mu dwa palce do szyi i zawieszając wzrok na zegarku. Po upływie pełnej minuty schował zegarek i położył na nocnym stoliku zawiniętą paczkę. — To są zioła i maści, w środku jest instrukcja do każdego z nich. Masz duszności, kaszel albo plułeś krwią? — Pierwszy zestaw pytań. Wysłuchał odpowiedzi, na chwilę odkrywając jego tors, by przemknąć wzrokiem po opatrunkach, a potem usiadł sobie na stołku obok. — Czujesz rwący ból, ciągnięcie, kłucie albo promieniowanie w dalsze rejony ciała?
  Miranda siedziała cicho i zerkała po Iwo, słuchając tej inspekcji.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sob Sie 28, 2021 7:58 pm

Nic nie mówiła, jakby czekała aż coś powiem. Denerwowałem się przez to, ale byłem jej również wdzięczny, że daje mi czas na pomyślenie i nie pogania, a później jeszcze akceptuje moją nijaką odpowiedź i daje mi rady? Coś szczerego? To brzmi, jak zbyt trudne wyzwanie. Ja jestem szczery, ale mało moich myśli jest wartych wypowiedzenia. Może następnym razem spróbuję, bo znów miałem pustkę kompletną w czaszce mojej ślicznej.
Odsunęła się ode mnie, więc zabrałem z niej ręce, ale tylko ręce, bo wzrok mój na niej pozostał. Miał w sobie naleciałości jakiejś dziwnej tęsknoty, pewnie dlatego, że tak dobrze się ją przytulało. Nie umiałem tego docenić, gdy mnie obejmował, ale teraz kiedy nie czułem jej ciepła, wiedziałem, że chciałem, żeby znów się do mnie nachyliła. Patrzyłem jeszcze na nią sekundę, kiedy się odsunęła, robiąc miejsce dla lekarza, na którego dopiero teraz zwróciłem uwagę. Muszę co? Kolejna genialna rada lekarza? Jak ta, że mam wziąć urlop od pracy z sianem? Wspaniała rada, one wszystkie są wspaniałe.
Dostałem termometr i miałem go trzymać, więc go trzymałem. Ściskałem go dzielnie w dłoni, aż facet mi go nie zabrał i nie wsadził pod pachę. Oh, o to mu chodziło. Z bezruchu przyglądałem mu się kiedy trzymał mi palce przy szyi i oglądał zegarek, licząc mi uderzenia serca na minutę. Przeniosłem wzrok na paczkę i wysłuchałem jego instrukcji. Chyba dawno nie dostałem tyle zaleceń od lekarza. Zazwyczaj słyszałem, że nic mi nie jest lub mam odpoczywać. Do tego kiedy zadał mi pytania, potrzebowałem znów chwili na zastanowienie się.
-Duszności i ból w piersi? Ale to zawsze.-powiedziałem szeptem, już czując, jak na to zareaguje, osłucha mnie i machnie ręką. Poza tym, nie są one związane z ostatnimi obrażeniami, więc nie ma co ich brać pod uwagę. No i ja też tak uważam, bo pewnie mi coś już mutuje między płucami, uciska serce i to dlatego. Elfy tak mają, ja to wiem.
Zerknąłem na Mirandę kiedy Kes mnie tak oglądał. To było niezręczne, mieć obserwatorkę, zwłaszcza, że nic mi nie jest, nie ma co badać. Kolejne pytania padły i tak, ponownie potrzebowałem odrobiny czasu, żeby się wsłuchać w siebie i zrozumieć, co mnie boli. Bolało mnie dużo. Sięgnąłem jednak ręką do postrzelonego barku, wskazując go, jako miejsce największego dyskomfortu. Bolał mnie też bok, ale to normalne po dźgnięciu nożem i doskwiera mi w sumie tylko gdy się ruszam. Świeża rana i tyle.
Zdezorientowany, co widać po mnie było, latałem powoli wzrokiem od Kesyana po czarną. Dużo ludzi dookoła, poza tym ważne rozmowy, nowe rozkazy i lekarz w łóżku mnie ogląda. To było wszystko takie nienormalne dla mnie. Chciałbym pominąć to wszystko i od razu przeskoczyć do czasu kiedy nikt o mnie już nie dba i zajmuję się krowami czy końmi, bo teraz byłem rozlazły, a tak wiedziałbym co robić.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Nie Sie 29, 2021 1:26 am

Sytuacja z termometrem była doprawdy zabawna z boku i pewnie Kesyan sam będzie się śmiał, wspominając to, jednak teraz był zbyt zaabsorbowany pracą. Był też zbyt już przyzwyczajony do głupich pytać, nielocznych zachować czy nawet stawiania oporu, choć tego Iwo na szczęście nie robił.
Pokiwał głową, notując w pamięci uzyskaną odpowiedź, której uczepi się, ale za chwilę, skoro elf twierdził, że doskwierało mu to od dłuższego czasu i nie zmieniło się teraz. Skupił się na barku wskazanym jako główne źródło bólu, którego już niestety nie opisał. Zawsze coś, dosłownie zawsze. Dlatego wolał leczyć zwierzęta, od nich przynajmniej człowiek nie spodziewa się konstruktywnej komunikacji.
— Kula napotkała łopatkę, właśnie leżysz na ranie, trzeba to brać pod uwagę — odparł, obchodząc łóżko, by łatwiej mu było zerknąć. — Odchyl się, proszę. — Przytrzymał go za ramię i przesunął uważnym spojrzeniem po opatrunku. — Nie ma przesączu, uważaj tylko, by jej nie naruszyć. — Oddał mu kołdrę i wstał. — Mogę ci dać morfinę, przytępi ból na jakiś czas, ale wraz z nim wszelkie inne odczucia. — Wrócił na swoje krzesło i zawiesił wzrok na Iwo. — A teraz wracając, co miało znaczyć "ale to zawsze"? Od kiedy masz duszności i w jakich momentach się nasilają?
Właściwie Miranda też nie spodziewała się, że Gwendelyn zwróci na to uwagę. Chyba nie miał powodu... To znaczy miał jak najbardziej, był lekarzem, ale każdy wiedział, jak mniej więcej działają lekarze. Jak coś nie rozłożyło cię jeszcze na łopatki, to nie jest groźne, ale płać za ziółka.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Nie Sie 29, 2021 1:06 pm

Nie wiedziałem jak to opisać, może wszystko na raz czułem i ból i ciągnięcie, jednak wolałem pokazać mu coś, niż nie pokazać. Odchyliłem się, jak kazał i słuchałem opcji jaką mi zaprezentował. Nie byłem pewien co wybrać, bo przeżyję odrobinę bólu, a nie ma co mnie dziwnie przytępiać, bo i tak jakiś żywy nie jestem.
Zaczął mi zadawać kolejne pytania, a ja byłem zdziwiony, że weterynarz dba o mnie bardziej niż lekarze. Chociaż w sumie moi lekarze mnie znają, wiedzą, że zjawiam się u nich częściej niż kto inny i już chyba nie przykładają co mnie zbyt dużej wagi, byle tylko coś mi powiedzieć i odprawić.
-Od...-zmarszczyłem brwi, próbując sobie przypomnieć-...kilku lat.-zruga mnie za to, że nic z tym nie zrobiłem, czy uzna tak, jak Miranda myśli, że skoro żyję jeszcze, to nie ma się o co martwić? To nie był jednak koniec mojej odpowiedzi, bo pytanie miało przecież dwa elementy. Kiedy się pojawia ból i duszności? Trudno mi to sprecyzować.-Po obudzeniu, przed snem...-zastanowiłem się, bo wymieniać mógłbym wiele okazji, kiedy jem sam kolację, kiedy myślę i wspominam za dużo, kiedy nie radzę sobie wśród ludzi ani trochę.-...kiedy wracam do domu z wyjazdu, albo zajmuję się krowami.-opuściłem wzrok i patrzyłem na dłonie leżące na kołdrze. Znów zbyt mało konkretna odpowiedź, ale bałem się powiedzieć więcej, może nie przed nim, a przed sobą. Później będę sobie wypominał, że tak rozrzucam wszędzie moje nieistotne myśli.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Nie Sie 29, 2021 2:10 pm

  Nie odpowiedział na tę propozycję, więc Kesyan uznał, że nie chce. Może to i lepiej, narkotyki były uzależniające, a kto wie, ile razy jeszcze napyta sobie biedy. Wrócili też do kwestii, która aktualnie go niepokoiła, bo nieleczone przez długi lat schorzenia potrafią się zrobić niebezpieczne. Tymczasem elf zdawał się to bagatelizować, ewentualnie przywykł, nie mając lepszej opcji pod ręką, to również się zdarzało.
  — Robiłeś coś z tym? — dopytał spokojnie, zdając sobie sprawę, że są choroby i kuracje, które nie przynoszą wielkich nadziei na poprawę same w sobie. Za chwilę też pokiwał lekko głową i wyjął swój notatnik, w którym zaczął bazgrać, w miarę jak Iwo mówił, jak i też w przerwach. — Łączą je jakieś konkretne okoliczności? Pamiętaj, że każdy szczegół może się okazać istotny, a poprawna diagnoza to podstawa leczenia. — Zerknął na niego. — Jaki to rodzaj bólu, gdzie go konkretnie czujesz? I... czy duszności są z nim zawsze związane? Nie możesz oddychać, bo ciężko ci wciągnąć powietrze, czy ból w klatce powstrzymuje cię przed wzięciem głębszego wdechu? — Oparł się łokciem o stolik i podrapał ołówkiem w głowę. — Miewasz tak samo, będąc wilkiem?
  W tym momencie Miranda uniosła brwi w zdziwieniu. Abstrahując już od tego, że żaden lekarz nie zadałby takiego pytania ze zwykłej niewiedzy, to chyba nie pomyślała, jakie to może mieć znaczenie i czy w ogóle jakieś. Zerknęła kątem oka na jego notatki i zaczęła się zastanawiać, jak on zamierza przeczytać ten bazgroł.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pon Sie 30, 2021 11:32 am

No i rozmowa ciągnęła się dalej, a ja nie chciałem chyba tego gdzieś z tyłu głowy, zwłaszcza, że obok była czarna i wszystko słyszała. No tak, wilk był fajny, wesoły i rozgadany, a tutaj dostała cichego elfa z chorobami. Miała inne oczekiwania, ja to czuję.
-Byłem u lekarzy. Dawali zioła na uspokojenie i kazali nie pracować z sianem.-Głupio mi było, bo może to ja źle brałem leki, no i nie robiłem sobie przerw od pracy, bo nie mam nikogo, komu pozwoliłbym się zająć moimi zwierzętami, kiedy ja to mogę zrobić. Kiedyś miałem pomoc i było dobrze, a właściwie, ja byłem pomocą. Teraz jest trochę trudniej, ale daję radę.
Patrzyłem na niego, jak mnie upominał i dawał rady. Pokiwałem głową. Każde pytanie musiałem powtórzyć w głowie. Okoliczności, jakie to okoliczności. Nieznośnie było mi tak o tym mówić, bo co mam powiedzieć, że chyba je łączy...
-Złość?-to chyba nie to, a może trochę.-Niezadowolenie?-tak, to to. Może smutek jeszcze, a może smutek głównie, ale to niezadowolenie jest. Tak czy inaczej nie boli kiedy jestem zadowolony, albo obojętny na wszystko, bo coś mnie całkowicie pochłania. Dobrze myślę? O to chodzi? Dlaczego czuję się nieswojo z takim drążeniem własnych myśli. Może nie drążeniem, a raczej przekazywaniem tego innym. Dlaczego nie mogą mi ich czytać prosto z głowy? Ale to nic takiego w sumie, koniec końców. Każdy się czasem złości. To pewnie to siano i tyle.
Rodzaj bólu, co? Nie byłem pewien, nie myślałem o tym nigdy, a teraz kiedy próbuję sobie przypomnieć, nie potrafię tego ułożyć chronologicznie.
-Boli i dlatego.-to chyba tak, dopiero później nie mogę porządnie odetchnąć. Najpierw zaczynam myśleć za dużo, później dziwnie się czuje, boli i są duszności.
Pokręciłem głową. Jako wilk czuję się wspaniale, albo czułem się zazwyczaj.
-Ostatnio trochę. Dużo się działo.-może w sumie też stres jest okolicznością albo strach. Może? Bo Rio mnie opuścił, pokłóciłem się z Razim i zostałem znów sam, czego nie lubię?
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 7 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach