Rezydencja Krzeworożu

+2
Razikale An'Doral
Iwo
6 posters

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pon Wrz 14, 2020 8:02 pm

Nic się nie zmieniało i to mi się podobało. Więc siedzę dalej i lampię się na chłopaka. Ciekawiło mnie gdzie jeszcze ma futerko, bo z hybrydami nie mam do czynienia, więc nie wiem jak bardzo szaleć mogą ich zwierzęce cechy.
Mikrokurwaco? Zerknąłem zmęczony na Raza, na Kesa i na Liska, tradycyjnie nie mówiąc ani słowa. Dopiłem moją porcję bimbru do końca, po czym odstawiłem szklankę na stolik. Dla mnie koniec, bo później jeszcze zacznę głupoty robić.
Wróciłem do wylegiwania się w fotelu i tym razem darowałem sobie gapienie się na młodzika. Zwyczajnie ułożyłem się wygodniej, oparłem głowę o rękę i miękki materiał oparcia, po czym zamknąłem oczy. Już po kilku chwilach dało się słyszeć moje ciche, senne sapanie, czasem nieco głośniejsze, bo znów irytujące sny miałem. Nie miałem czasu na popołudniową drzemkę, więc teraz sobie ją zrobię, a oni niech zajmują się sobą, tak jak to robili do tej pory.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Sro Wrz 16, 2020 12:06 pm

  Uśmiechnął się szerzej i pokiwał głową, jak najbardziej aprobując pomysł powieści. Oj, poczytałby, to by był... ekscentryczny utwór.
  — Pamiętam, nie obawiaj się o to... Niestety jednak masz rację, będąc naukowcem, trzeba ważyć każde słowo. Zaskakujące, jak łatwo ostatnio natknąć się na złodziei nie łaszących się na błyskotki. — Upił ze szklanki i wysłuchał kwestii gospodyni. Mniej znośna. To chyba zdarzało się wszystkim. Ale może i dobrze. Dzięki temu oni sami byli ustrzeżeni przed przesadzaniem i w jakimś stopniu temperowali swoje zachowanie. W końcu kto ma lepszą kartę przetargową niż ta, która gotuje ci codziennie obiad?
  Zaśmiał się serdecznie, słysząc jego podejrzenia. Zaraz też pokręcił głową, jeszcze zanim dodał do tego słowa, jako ostateczne zaprzeczenie.
   — Gdybym ich popierał, nie byłbym teraz lekarzem a katem raczej. Wręcz przeciwnie, mam plany wybić im to z głów, ale nie o tym teraz. — Poprawił się na fotelu. — Interesuje mnie kwestia patogenności. Skoro te same mikroby, które żyją wśród nas obojętnie, mogą być źródłem śmiertelnych chorób w innych warunkach, musi istnieć system, który to kontroluje. W nas, w mikrobach albo w obojgu, na tyle prymitywny, by nie wymagał decyzji na żadnym poziomie intencjonalności. — Upił ze szklanki. — Byłem ciekaw, czy natknąłeś się na coś w tym kierunku.
  Zawiesił na Razikale zaintrygowane spojrzenie, chcąc jak najlepiej odczytać odpowiedź, nawet jeśli miałaby się znaleźć między wierszami. To było całkiem ciekawe, swoją drogą, jak bardzo ludzie ich pokroju muszą znać się na zasadach dyskusji i ludzkiej psychice, by móc rozumieć się z oszczędnymi tylko słowy. W podobny sposób arystokracja obmawia siebie nawzajem tak, by nikt nie był pewien, czy chodzi o niego czy też nie, oni natomiast uchylają rąbka wiedzy co bardziej zaufanym, nie dopuszczając doń niepowołanych uszu. Co prawda, nie było tu raczej takich, ale pewne nawyki warto pielęgnować, jak sam Kesyan uważał.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Razikale An'Doral Pią Wrz 18, 2020 2:30 pm

Menetys już całkiem odleciał, a chyba podobnie robiło się ze słodką Hybrydą, która założyła, że szybkie picie to idealny pomysł. Dodajmy do tego rozmowę dwóch znawców tematu, której oni nie rozumieją i mamy senną mieszankę. Roberto usiadł sobie pod jednym regałem, dopił do końca, a głowa mu poleciała, możliwe, że w tym samym czasie co Iwo. Razikale tak był pochłonięty dyskusją, że nawet nie zauważył jak panowie posnęli.
-Oczywiście. Społeczeństwo mądrzeje, lecz się nie zmienia. Nie ma wartości materialnej nad wyraz większej, od tej intelektualnej. Błyskotki sprzedaż raz, nawet za śmieszne kwoty. Wiedza zaś sprzedawać się będzie dekadami.
Skomentował, stukając palcem w czarkę. Ale to mało istotne teraz, bo Kesyan wszedł w poważniejszy temat. Razikale oparł głowę o fotel, przenosząc wzrok na sufit, bo tak łatwiej było mu przeanalizować treść tych słów.
-Prawdą jest, że coś… uruchamia te mikroby, aby stały się dla nas zagrożeniem. Zauważyłem jednak pewne zbieżności. Zauważ, że wiele chorób jest dziedziczonych od rodzica. Takowy rodzic, może przekazać wadliwy czynnik, który chorobę wywołuje. Też są warunki zewnętrzne, dobrze nam znane jako zarazy. To co infekuje nasz organizm. Lub spójrz na problem z odżywianiem. Czemu tak wiele osób bezdomnych ma różne schorzenia? No i pozostają substancje chemiczne, które mogą też zaszkodzić trwale naszej odporności lub wywołać inne zagrożenie. Samo z siebie to się nie może dziać. Jest interakcja, jest też reakcja. Ale to tylko moja obserwacja.
Odpowiedział, sam będąc ciekaw, jak na to Gwendelyn spojrzy. Może to tylko zaczepka, aby go sprawdzić, a sam wyskoczy ze swoimi teoriami.
Razikale An'Doral
Razikale An'Doral

Stan postaci : Wilkołactwo.
Ekwipunek : Amulet, pióro.
Ubiór : Długa szata (czarna lub biała), skórzane spodnie i trzewiki.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Wrz 18, 2020 3:17 pm

Parka uroczych rodziców siedzi w bibliotece i rozmawia o pracy, podczas gdy ich dwójka wiecznie skłóconych dzieciaków śpi zmęczonych po całym dniu zabaw.
Spałem raz spokojnie, raz mniej spokojnie, czasem sapnąłem, czasem westchnąłem. Nie budziły mnie nawet rozmowy mężczyzn, niepróbujących nawet ściszyć głosów.
Znów miałem dziwne sny. Zmodyfikowane, powyginane wspomnienia przelewające mi się między palcami, oblepiające skórę i zalegające na dnie płuc. Nie lubię tych snów, ale chyba jestem do nich za bardzo przyzwyczajony, żeby się ich bać czy nimi niepokoić.
Niestety mimo, że koszmary były dla mnie łaskawe, to moja własna ręka już nie. Dłoń wymsknęła mi się spod głowy, którą szarpnąłem w półśnie czując jak spadam. Skrzywiłem się, że tak jasno w pomieszczeniu przez świece. Z zamkniętymi oczyma pozbyłem się butów z siebie i uniosłem nogi z ziemi. Oparłem się stopami o siedzisko fotela, na którym zwinąłem się jak tylko mogłem. Tutaj nogi do siebie przyciągnąłem, tam się objąłem rękoma, gdzieś się o coś oparłem i już po chwili znów spałem, tym razem w pozycji w której nie będzie zagrożenia, że coś mnie nagle z tego przyjemnego stanu wyrwie.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Mistrz Gry Nie Wrz 20, 2020 4:52 pm

  Pokiwał głową, bo trudno było nie zgodzić się ze słowami Razikale. A jednak miał wrażenie, że wiedza wielokrotnie wartościowa, bywała i sprzedawana za grosze. Czy to z winy jej właściciela, czy niedoceniających ją słuchaczy. Bywała też rozdawana za bezcen. Z jednej strony to popierał, z drugiej, mało było instytucji, które wynagradzały naukowców za ich poświęcenie, czas i pracę. Tak jak i z pisarzami, wielu było docenionych dopiero po śmierci. Nieciekawa perspektywa. Kesyan coraz bardziej rozumiał podejście swego dziadka.
  Kwestia mikrobów jednak była znacznie przyjemniejsza i bardziej absorbująca.
  — Nie tylko chorób, ale i podatności na nie — zauważył. — Oczywiście, że każda choroba jest wywoływana przez wiele czynników jednocześnie, od których zestawienia zależy jej dokładna specyfika, lecz czym jest odporność? Rzeczy, o których mówisz, wspomagają ją lub upośledzają, sprawdzają jej wytrzymałość, ale wciąż kręcimy się wokół pudełka, nie mogąc zajrzeć do środka. — Dopił trunek i odstawił szklankę. — Wszelka logika każe twierdzić, że jest to coś, co można zmierzyć, a nie tylko opisać... — Uśmiechnął się lekko. — Chwilowo jednak chyba faktycznie zbyt mało wiemy. Ja tymczasem zasiedziałem się trochę. — To nie była prawda, ale wciąż miał rzeczy do zrobienia o konkretnym czasie. Kesyan wstał, rzucając okiem na śpiące towarzystwo, i pewnie udał się do wyjścia razem z Razikale. — Do zobaczenia. Mam nadzieję, że ci wyjdzie, cokolwiek planujesz. Tylko banialuków nie zacznij pleść — zaśmiał się cicho, podając mu rękę.
  Ostatecznie pozbierał swoje rzeczy, jajo bezpiecznie zamknął w teczce i wybył w stronę stajni. Klaczka pewnie przyjęła to z lekką dezaprobatą, ale powrót do domu również był miły.

z.t.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Źródło avatara : https://imgur.com/Am3Vl

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Razikale An'Doral Wto Wrz 22, 2020 4:19 pm

Słowa Kesyana przyjął z entuzjazmem, bo zauważył samą prawdę. Było to strasznie drażniące uczucie, gdy wiesz, że w całym układzie mechanizmu musi pracować jakiś trybik, który wprawia wszystko w ruch, bo taka jest zasada działania całości, ale nie wiesz jak ten trybik wygląda, ani gdzie go szukać, jakie ma właściwości. To napędzało wszystkich do dalszego działania.
-Oczywiście, przyjacielu. Bez tego nie ma to sensu. Ale taka nasza rola. Odkryć sposób na zrozumienie. Niewiedza jest frustrująca, a zarazem stanowi zapalnik, który budzi naszą ekscytację jaką jest poznawanie świata. Lecz ważne, że na start wiemy, że to coś istnieje i jakiś swój układ ma. Nie tłumaczmy wszystkiego magią.
Zaśmiał się żartobliwie, po czym powiódł wzrok na Gwendelyna, kiedy ten wstał, oznajmiając że już wychodzi. Razikale również podniósł się z fotelu, odstawiając puchar, po czym uścisnął mu rękę.
-Tobie również tego życzę. Uważaj na siebie w stolicy, nie daj się w nic wplątać.
Uśmiechnął się życzliwie i odprowadził go wzrokiem. Trafi do drzwi, mógł czuć się jak u siebie. Sam zerknął na śpiących mężczyzn, po czym dostrzegł Panią Raust w progu. Chyba sprawdzała, czy wszystko gra. Za moment podszedł do niej.
-Annabell, ja wracam do pracowni. Przypilnujesz ich? Jak Pan Menetys się przebudzi, to wyprowadź go z domu. Roberto też wtedy obudź, aby pomógł z koniem.
-Dobrze, Panie An’Doral. Ale odradzam na przyszłość zapraszanie byle kogo.
Odparła, a ten w milczeniu po prostu wyszedł z biblioteki. Niewiele miał do dodania, bo faktycznie, nie tego się spodziewał.

Z/T
Razikale An'Doral
Razikale An'Doral

Stan postaci : Wilkołactwo.
Ekwipunek : Amulet, pióro.
Ubiór : Długa szata (czarna lub biała), skórzane spodnie i trzewiki.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Wto Wrz 22, 2020 5:15 pm

Spałem w najlepsze po zmienieniu pozycji, a kiedy otworzyłem oczy i dalej było ciemno na podwórku, kompletnie straciłem poczucie czasu i przestrzeni. Gdzie byłem i jak długo spałem? Kilka chwil nie miałem pojęcia co się działo dookoła. Zerknąłem na śpiącego przy regale z książkami liska. Przyjemnie mi się w środku zrobiło na myśl, że obyło się bez jakichś bójek.
Cicho założyłem buty i podszedłem do chłopaka. Miałem ochotę przeczesać mu włosy na pobudkę i zobaczyć czy są tak samo miękkie jak futerko, ale wcześniej za takie spoufalanie się dostałem krzywe spojrzenia. Trąciłem go stopą w łydkę, na co ten drgnął niespokojnie przebudzony.
-Nie śpij tu, bo cię szyja będzie boleć.-zaburczałem bardziej ochryple niż myślałem. Jednak zaspany głos się jeszcze nie ogarnął. Ból czegokolwiek po spaniu jest okropny. Myślisz, że będziesz wypoczęty i gotowy do pracy, a tu wychodzi coś innego.
Wtedy do pokoju weszła Pani Raust. Nie powitałem jej uśmiechem, byłem zbyt zmęczony, jedyne uniosłem dłoń w pozdrowieniu. Bez pożegnania z gospodarzem domu, przekazując mu tylko podziękowania za pośrednictwem gosposi, wyszedłem z domu po zebraniu swoich rzeczy.
Lisek za mną poszedł do stajni. Nie potrzebowałem jego pomocy, ale założę się, że nie odprowadził mnie z tego powodu, a raczej, żeby przypilnować czy nie podpalę siana albo nie wyłamię drzwi z zawiasów.
Osiodłałem Dayę, rzuciłem młodzikowi jeszcze kilka informacji na temat konia i wyszedłem na podwórko prowadząc ogiera za wodze. Znów uniosłem tylko rękę i machnąłem nią na odwal do Liska na pożegnanie.
Ruszyłem w stronę bramy i kiedy w końcu opuściłem posesję naukowca dosiadłem konia i na swobodnej wodzy ruszyłem przed siebie.
Skoro Razikale przepędza mnie z domu w środku nocy, nawet nie siląc się na zrobienie tego osobiście, to cóż... Pierdolę, nie będę już więcej nikogo odwiedzał, jak mam tylko problemy sprawiać. Męczące. Do głowy znów przyszedł mi widok załadowanej broni w mojej szafce nocnej. Ile razy przykładałem ją sobie do głowy? Ciężko powiedzieć. W sumie zaraz będzie piąta rocznica śmierci mojego ojca. Pięć to ładna cyfra. Zatem jesień tego roku. Muszę policzyć ile mi dni zostało na załatwienie swoich spraw. Wrócę do domu, to sobie rozplanuję kiedy rozpocząć sprzedawanie zwierząt i do kiedy mogę brać zlecenia. Kolejne problemy, ale już niedługo nie będę ich miał. W końcu odpocznę.

Z/T
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Razikale An'Doral Sob Paź 03, 2020 5:35 pm

Dzień był zwyczajny, jeśli można tak nazwać popołudnie, po tym jak wzniecił prawie dwa pożary i ścigał ośmiorniczkę, która zbiegła z akwarium. Tak, typowy wtorek. Teraz Niebieskowłosy kręcił się po korytarzach swojej posiadłości, w poszukiwaniu jednej osoby…
-Annabell! Annabell!- Wołał, zaglądając do różnych pokojów, biblioteki, kuchni, salonu, czy nawet spiżarni. -Pani Raust!
Krzyczał, lecz panowała głucha cisza. Zatrzymał się w jadalni, patrząc na przygotowaną zastawę dla niego, lecz bez jakichkolwiek przystawek, a nawet kawy lub herbaty. Był głodny, gdzie ta kobieta?!
-Annabell!
Zawołał raz jeszcze, co skończyło się kaszlem, więc zaczął masować krtań. Gardło sobie zedrze, a to przecież nie taki duży dom! Ewidentnie jej tu nie ma.
Poprawił szaty i wyszedł przed rezydencję, widząc jak Gosposia idzie w jego kierunku, podążając drogą wjazdową. Zawiesił na niej białe oczy i podszedł kilka kroków.
-Pani Raust! Kiedy obiad?
Zapytał, a ta go wyminęła z obrażoną miną.
-Jak Pan sam sobie ugotuje.
Odparła, wchodząc do środka, a ten szybko ruszył za nią.
-Annabell, ja, ja, nie rozumiem…
-Skoro nie umie Pan samemu jechać do znajomej w Afraaz, skoro trzeba biednego chłopca posyłać w nieznane, to może Pan chociaż coś ugotować.
Prychnęła, zaczynając zabierać swoje rzeczy z różnych miejsc, a Naukowiec za nią chodził krok w krok.
-Chodzi o Roberto? To długa droga, z pewnością sobie pora…
-Nie o to chodzi! Afraaz jest niebezpieczne, Rio nie zna miasta, nawet własnej okolicy, nie umie czytać, a Pan… a Pan go posyła na takie misje?!
Spytała wkurzona, a Razikale aż się cofnął dwa kroki.
-Jestem pewien, że sobie poradzi, jest hybrydą, a te cechuje bystry umysł i…
-Nie! Zawieszam pracę, póki Rio nie wróci do Krzeworożu, proszę mnie nie wzywać!
Wtrąciła i udała się bezpośrednio do wyjścia, trzaskając mu drzwiami przed nosem. Niebieskowłosy skamieniał, lecz odwrócił się w pusty hol. I… co ma zrobić?
-A więc to tak umrę… z głodu...
Mruknął do siebie i niechętnie ruszył do kuchni…

Z/T
Razikale An'Doral
Razikale An'Doral

Stan postaci : Wilkołactwo.
Ekwipunek : Amulet, pióro.
Ubiór : Długa szata (czarna lub biała), skórzane spodnie i trzewiki.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Razikale An'Doral Nie Paź 11, 2020 4:59 pm

Pod rezydencję w Krzeworożu podjechała karoca, z której wysiadł złotowłosy młodzieniec w płaszczu, opłacając woźnicę. Zerknął na skrzynkę pocztową, która była zapchana listami. Dziwne, Pani Raust zawsze je segreguje. Nie zważając jednak na to, skierował się do domostwa. Zapukał do drzwi, lecz nikt nie odpowiadał. Roberto był trochę skołowany, więc w końcu pociągnął za drzwi, które natychmiast mu ustąpiły. Dlaczego? Czyżby doszło do włamania?! Prędko wszedł do środka, aby ocenić sytuację. I było zatrważająco. Korytarz rozwalony kartkami, z zapiskami bez ładu i składu. Poszedł dalej, docierając najbliżej jadalni. Był tam bałagan, a na drewnie leżała gruba warstwa kurzu.
-Pani Raust? Panie An’Doral?
Wołał, wchodząc do kuchni w której… o rany, coś tu się spaliło? Tak, dostrzegł przypalone produkty i kominek pokryty sadzą. Już trochę spanikowany, ruszył szybkim truchtem schodami do góry, aby zbadać wszystkie sypialnie. Stan nienaruszony, jedynie kurz, może kilka obrazów przekrzywionych, a w pokoju Razikale łóżko niepościelone. W bibliotece była pustka, choć książki były nie na swoim miejscu. Zaraz, czy to podręcznik do gotowania? Chyba, kiedyś Annabell z tego korzystała w kuchni. Hm. Nie sprawdził jeszcze jednego miejsca, więc pognał do laboratorium.
Kiedy tam dotarł, wchodząc do środka nieco niepewnie, przeraził go widok przed sobą. Niebieskowłosy mężczyzna leżał jak długi na ziemi, więc Fallwet nie tracił czasu, podbiegając do niego i klękając.
-Panie An’Doral!
Krzyczał, lecz nic, potrząsał nim i też nic. W końcu się poirytował i strzelił mu siarczystego liścia, co ukazało białe oczy Naukowca.
-Ro...Roberto…? Czyżbym znów miał halucynacje? Mój umysł pogrąża się w samodestrukcyjnym szaleństwie…?
Pytał, mlaskając zaschniętymi ustami, jakby tydzień spędził na pustyni.
-Nie, Panie An’Doral, to ja, Rio! Co się stało?! Gdzie Pani Raust?!
Dopytywał, a te słowa z początku do niego nie docierały, ale za moment miały mu zaskoczyć wszystkie trybiki.
-Roberto… Pani Raust!- Podniósł się prędko z ziemi, przez co Blondyn zrobił to samo. -Jak dobrze, że wróciłeś cały i zdrowy! Muszę poinformować natychmiast Annabell! Szybko, pióro jakieś i kartka, szybko!
Pognał, a Fallwet uśmiechnął się promiennie. Jego właściciel tak się o niego martwił, że prawie tu umarł! Nie powinien doprowadzać go do takiego stanu. Ale w końcu jest w domu…

Z/T
Razikale An'Doral
Razikale An'Doral

Stan postaci : Wilkołactwo.
Ekwipunek : Amulet, pióro.
Ubiór : Długa szata (czarna lub biała), skórzane spodnie i trzewiki.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Pon Kwi 12, 2021 10:25 am

Nieposkromiony wstyd, to najgorsze co teraz mogło zaprzątać jej głowę. Już trochę minęło od tamtej nocy, ale… yh, wciąż o tym myślała. Może Rudolf przebudził się szybciej, ale jednak była pewna, że zasnęła w objęciach Panicza, jakby tuliła pluszaka. Nie potrafiła nawet podjąć tego tematu, przeprosić, ani nic, zaś sam właściciel też ani razu o tym nie wspomniał. Robił to specjalnie, czy to dla niego też było niewygodne?
-P...Paniczu, czy jesteśmy blisko…?
Zapytała, lekko niepewnie. Teraz jechali w małym lesie, skąd światła migotały na horyzoncie. Nie wydawał się to nadto dziki teren, więc chyba jakaś cywilizacja była już blisko. Mogliby przysiąc, że jeszcze trochę dalej, jest miejsce, do którego tak długo zmierzali. Mimo to, uszy Oriany poruszały się lekko, nasłuchując wszystkich dźwięków.
-Czy ta kobieta, o której wspomniał Pan Aranai, nam pomoże? Będę należała do Panicza?
Dopytywała, bo przecież, o dokumenty się rozchodziło. Chciała wiedzieć, bo bez tego, nie mogli się pokazywać w żadnym mieście, a ile można ukrywać się po lasach...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Wto Kwi 13, 2021 6:39 pm

  Wstyd... to chyba nie do końca dobre słowo w jego przypadku. W zasadzie Rudolf nie miał się czego wstydzić, ktoś pewnie by go nawet pochwalił. Nie zmieniało to jednak faktu, że wczorajsza sytuacja wyglądała z boku bardzie niezręcznie, więc dobrze, że nikt się o niej nie dowie.
  Na chwilę opuścił wzrok na Orianę, kiedy zapytała o odległość. Tym razem mógł odpowiedzieć z wewnętrznym zadowoleniem i ulgą, bo sam też chętnie odetchnąłby na moment od wędrówki.
  — T-tak... zaraz-b-będździemy — wymruczał, nakierowując konia na szerszą ścieżkę.
  Psychicznie już od pewnego czasu przygotowywał się na dyskusję z panią Raust. To może nie być proste, zwłaszcza, że jest przybłędą znikąd. Pozostawała nadzieja, że nazwisko Aranaia rzeczywiście otwiera drzwi.
  Ponownie jego myśli wróciły do Oriany.
  — T-taką mam nadźieję... — odparł tylko, ale była to najszczersza odpowiedź, jaką teraz mogła uzyskać. Rudolf nigdy tu nie był, do niedawna wypad do cyrku należał do najbardziej dalekosiężnych, a teraz mieli za sobą połowę kraju i tonę źle przespanych nocy w polu. Nikogo tu nie znał, nie orientował się na ulicy, nie wiedział za wiele o Raust, mógł liczyć tylko na swoją pomysłowość i szczęście. A także modlić się, by stres nie skrępował mu myśli.
  W końcu przestrzeń otworzyła się nieco, a oni wyjechali na ubitą drogę, która zawiodła ich pod samą bramę rezydencji. Isarbeck na chwilę zawiesił wzrok na potężnym domostwie, które dominowało tę okolicę niczym hrabia na koniu w tłumie pospólstwa. Dumny i piękny, choć dotknięty już palcem czasu. Miał wrażenie, że wita go jak starego znajomego. W końcu jednak zeskoczył z wierzchowca, pomógł zsiąść Orianie, jeśli tego chciała, i poszedł do bramy, by zastukać kołatką. Na ten metaliczny dźwięk karus położył uszy.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Wto Kwi 13, 2021 7:42 pm

Wciągałem piach z wygrzebanej dziury w ziemi. Jeszcze jedno skrobnięcie pazurem i... Mam cię! Chwyciłem dżdżownicę w zęby, zatrzepałem dziko łbem, rzuciłem ją na trawę i dopiero wtedy dopadłem do niej i ją zjadłem. Miała jeszcze na sobie odrobinę ziemi. Oblizałem się kilka razy, po czym zapatrzyłem się w krzaki. Normalna wilcza rzecz się zapatrzeć. Kilka razy zapatrzyłem się też w tulipany Razikale, ale kazał mi ich nie ruszać, wiec ich nie ruszałem... prawie... Skusiłem się na jednego, tylko jednego... No może dwa, przecież to nic takiego. Nawet nie zauważy.
Przyjemnie tak było być na działce, nic mi się nie stanie, ktoś jest w domu obok. Prawie jak kilka lat temu u mnie w domu. Znów wracam myślami, co? Nie moja wina, gdybym to ja o tym decydował, to bym nie myślał o tym. Wytrzepałem się porządnie i przetarabaniłem się przez płot, aby pobiegać trochę po otwartym terenie. Rozprostowanie kości, no i może jak się zmęczę, to nie oberwę za rysowanie podłogi przy bieganiu po domu. Mimo tego nawet ja mam swoją wytrzymałość i w końcu rozłożyłem się na trawie, przy zewnętrznej stronie płotu. Musiałem przysnąć na chwilę, bo nie usłyszałem, jak ktoś zbliża się do rezydencji. Pierwszą myślą było to, że to Rio wraca skądś, a skąd, to nie miałem pojęcia. Nie pomyślałem, że Rio by nie pukał do bramy.
Poderwałem się z ziemi mimo tego licząc, że to on i popędziłem jak szalony wzdłuż płotu, nie byłem cicho, sapałem jak szalony, nie wstydząc się tego. Zjedzone dżdżownice i tulipany dały mi dużo siły. Wyjechałem zza winka, szorując zadem po ziemi, bo tylne nogi mi się poślizgnęły. Już wtedy zobaczyłem, że to nie Rio, a jakaś dwójka obcych ludzi i koń. Koń. Oh, koń... Pokochałem go od razu i postanowiłem okazać mu to zębami. Wychodząc pięknie i gładko z poślizgu natychmiast ruszyłem na zwierzę, które zdawszy sobie sprawę z zagrożenia, wierzgając spróbowało się wyrwać właścicielowi. Przyhamowałem kilka metrów przed nim, pozwoliłem jego kopiącym nogom opaść na ziemię i wtedy zaatakowałem, chwytając konia za tylną nogę, wysoko stawem skokowym. Nie było to najlepsze miejsce do łapania, ale lepiej złapać to niż żadne. Dodatkowo użyłem pazurów i wbiłem się nimi kopytnemu w pośladek. Trzech sekund nie utrzymałem się przy mojej ofierze, bo ta wierzgnęła ponownie, kopiąc mnie w miękki brzuch i to co jest poniżej niego. Pierwsze kopnięcie przełknąłem, ale przy kolejnym się poddałem. Bolało. Mocno bolało.
Zaskowyczałem dziko i poleciałem na ziemię, szybko próbując odpełznąć, bo koń się nie poddawał i dalej kopał, kręcąc się jak tylko mógł. Odsunąłem się kilka metrów i przysiadłem na ziemi, cały skulony i przygarbiony. Chwilę mi zajmie zanim opanuję moje cierpienie, a teraz dajcie mi po skomleć i popiszczeć w spokoju.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Wto Kwi 13, 2021 9:10 pm

Oriana pozwoliła Paniczowi ściągnąć siebie z konia, mogąc znów nacieszyć się rozprostowaniem nóg, choć tym dalej ciężko było się przyzwyczaić. Mimo to, chciała odpocząć. W przeciwieństwie do Rudolfa, nie pamiętała jak to było spać w pościeli, lecz nawet klatka w powozie była lepsza, od zmarzniętej i wilgotnej ziemi gdzieś w dziczy, masą budzących się owadów do życia. Tak też, mieli przed sobą potężne domostwo, nie widziała takich budynków jeszcze, nawet hrabia Lovic i hrabina Olivia mieli mniejsze rezydencje.
-Ale ładnieeee…
Skomentowała, patrząc po białej, żwirowanej ścieżce, bramie i widocznym z oddali ogródku. Okolica też miła, z horyzontem na Selinday, choć o tej porze słabiej widoczne. Ale byli, byli na miejscu. Pani Raust musiała tu naprawdę dobrze żyć, Pan Aranaiu ma ważnych znajo…
Co to.
-Paniczu!
Przysłoniła go ręką i odepchnęła w tył, na bramę, gdy jej czułe uszy poinformowały o czymś, co zaciekle się zbliżało. Wtedy ujrzała… wielkiego psa! Jej usta otworzyły się niemo, lecz to nie oni byli obiektem zainteresowania wilkołaka, a koń. Bestia zaatakowała biednego rumaka, z którym chwilę się poszarpał, ale kilka potężnych kopnięć, całkowicie wstrzymało popędy psowatego, sprowadzając go do parteru. Pomimo atmosfery niepokoju, wbrew pozoru, Lisiczka odeszła od Panicza, podchodząc w stronę poszkodowanego napastnika…
-On cierpi…- Wymruczała, splatając ze sobą łapki i lekko odchylając głowę na bok, a kiedy ten zaczął piszczeć, jej oczy zrobiły się większe. -Piesku… nic Ci nie jest…?
Spytała smutno i postawiła kolejne kroki w stronę niesamowicie wielkiego psa. Nie wiedziała czym był wilkołak, ale teraz był to biedny piesek.
Jeśli Iwo nie miał nic przeciwko, Oriana podeszła do jego boku z rozłożonymi rękoma, aby zaraz klęknąć i objąć wilkowatego, wtulając się w jego mięciutkie futerko.
-Już dobrzeeee, nie smuć się…
Wymruczała, wcierając policzek w jego futro.

W tym czasie, ktoś zwiedziony dźwiękiem kołatki i bramy, zatrzymał się w progu domostwa, obserwując tę dziwną scenę z daleka.
-Niemożliwe…
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sro Kwi 14, 2021 12:22 am

Koń również nastawił uszu na sekundę przed tym, jak Oriana się odezwała. Nie spodziewał się czegoś takiego z jej strony, tym łatwiej było jej go odsunąć do tyłu. Rudolf oparł się na moment plecami o bramę, w jednej ręce wciąż ściskając końskie wodze, a drugą dobywając jednego z pistoletów. Co jak co, ale to brzmiało jak ostrzeżenie, a takich nie wolno lekceważyć.
Nie pomylił się, kiedy wielka w włochata bestia wyskoczyła na nich zza rogu ogrodzenia. Zwierz błyskawicznie skrócił dystans, lecz biegł zbyt pod kątem, by ręka Rudolfa mogła za nim nadążyć. Karus szarpnął się raz i drugi, próbował nawet zadębować, by tylko uwolnić się od stania przy bramie, lecz pewnie i tak nie zdołałby prześcignąć drapieżnika. Ta mała walka z ogierem nie ułatwiała celowania, aż koński pisk nie przewiercił mu uszu. Bydle było duże, nawet nie musiał dobrze celować, wystarczyło strzelić w białą masę kudłów, gdzie ołowiana kula utkwiła, tocząc za sobą krwawy ślad. Z pewnością to poczuł, a za chwilę również kopyta atakowanego wierzchowca. Młodzieniec schował pusty pistolet i sięgnął po drugi.
— St-tój! — rzucił do Ori, widząc, jak ta powoli podchodzi do piszczącej bestii. Wycelował lufę w głowę wilka. — Or-riana! — Zerknął kątem oka na szarpiącego się konia, który podkurczał nogę i zdrowym bokiem próbował wniknąć w mur, ale wciąż uwagę poświęcał psu, gotów w każdej chwili pociągnąć za spust.
Rudolf wiedział, czym jest wilkołak, choć nigdy nie sądził, że kiedyś jakiegoś spotka. Nie przypuszczał też, że ktokolwiek spróbuje podejść do takiego jak do skopanego szczeniaczka, cóż za absurd. Czy ona nie rozumiała, że ten potwór może ją zabić jednym celnym ruchem? Już nawet nie musiała wiedzieć, czym jest, wystarczyło spojrzeć.
— Od-dsuń się-od n-niego — rozkazał, choć dało się znaleźć w tym nutę wahania, bo wilkołak nie wydawał się być do niej agresywnie nastawiony. Oczywiście to nie znaczyło, że należy mu ufać i Rudolf w żadnym razie tego nie zamierzał. W dodatku pogryzł mu konia.
W zasadzie powoli docierała do niego informacja, że sam też znajduje się właśnie w śmiertelnym niebezpieczeństwie i najchętniej stałby teraz po drugiej stronie bramy, a jeszcze lepiej za drzwiami wejściowymi.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sro Kwi 14, 2021 12:51 am

Próbowałem dobrać się do konia, ale nie udało mi się przez jego kopnięcia i ostry ból od postrzału. Łopatka, moja łopatka! Skomląc odsunąłem się, chcąc już świętego spokoju. Bolał mnie brzuch, plecy, życie mnie bolało, jak zawsze! Mimo tego ta dziewczyna postanowiła do mnie podejść i trochę mi poprawić humor.
Skuliłem się jeszcze trochę, nieufnie odsunąłem się jeszcze krok i uciekłem wzrokiem, dalej piszcząc i oblizując się bez końca, jednak im bliżej była, tym szczęśliwszy się stawałem. Zanim jeszcze dotknęła mnie dłonią, ogon już zaczął mi szaleć na boki, a psi płacz zmienił ton z cierpiącego na proszący uwagi i głaskania. Nagle zapomniałem o kopnięciu i postrzale, bolało dalej, ale miałem ważniejsze rzeczy na głowie.
Na bogów, to było cudowne jak się przytuliła! Cały zacząłem się gibać z radości, kita dzielnie zamiatała ziemię, a ośliniony pysk, z odrobiną krwi zaczął się zatapiać nosem w nową znajomą tam gdzie tylko dał radę. Czułem sierść, nie tylko konia, widziałem ogon i aż zaszczekałem fałszująco na ten widok.
Wstałem niepewnie i odsunąłem się krok od dziewczyny, ale tylko po to, żeby sekundę później znów do niej dopaść, oprzeć się o nią i spróbować powalić na ziemię. Jeśli walczyła, to po kilku chwilach odpuściłem, jeśli się poddała, to wylądowała na ziemi. Ja tak czy inaczej zacząłem wsadzać nos tam gdzie miałem na to ochotę, pod pachę, w kolano, w szyję, dłoń. Nie szczędziłem jej również lizania, bo była pełna nowych, dziwnych smaków i zapachów, no i przede wszystkim sierść. Krew z łopatki barwiła mi jasne futro, kiedy tak się wierciłem, ale co z tego. Już kiedyś mnie tutaj opatrzono, zrobią to kolejny raz.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Sro Kwi 14, 2021 12:14 pm

Oriana zaniepokoiła się o wilkołaka, gdy Panicz oddał pierwszy strzał. Dla niego pewnie był zwierzęciem takim jak sarenka i chciał go zabić, bo tak, ale w duchu modliła się, aby nie strzelał znowu. Szybko jednak te obawy miały zniknąć, wraz ze słowami Rudolfa, który ostrzegał ją, kiedy psowaty przyjaźnie zareagował wobec niej.
Jego drżące duże i mięciutkie ciało, za chwilę zaczęło się gibać, co wywołało uśmiech na jej twarzy, w końcu wiedziała jak zwierzęta reagują, spała w jednym powozie nawet z tymi najbardziej dzikimi, więc wielki pies nie był czymś nadzwyczajnym, a jedynie dużo większą kulką miłości do tulenia. Kiedy jego nos zaczął ją obwąchiwać, zachichotała, dłonią zaczynając gładzić jego pysk i drapać za uchem.
-Widzisz, Paniczu?! On nie jest zły, on chce się bawić!
Zawołała, zaś szybko wilkołak naparł na nią, zaś drobna dziewczyna szybko wylądowała plecami na trawie, cała obwąchiwania przez likantropa, zaś ten nie wiedział, jak wielkie łaskotki miała Lisiczka.
-Hahahaha przestań, hahaha to łaskocze!- Próbowała wydusić, śmiejąc się i próbując objąć głowę wilkowatego. -Paniczu, nic mu hahaha nie rób!
Zawołała znów do Rudolfa, wykorzystując jeden moment do objęcia jego szyi, jakby stała się kotwicą, z której wbrew pozoru, ciężko się wydostać, cały czas chichocząc jak rozbawione dziecko. Wszystkie jej złe myśli z ostatnich dni zniknęły od tak.

Osobnik w płaszczu szybko biegł od strony domostwa, coraz bardziej zbliżając się do bramy.
-Pr… pr… pr… proszę nie strzelać do niego, nie można!- Zająkał się złotowłosy młodzieniec o zielonych, czujnych oczach, chwytając panicznie zamka w bramie. -Przepraszam, przepraszam, on nic nie zrobi, jest niegroźny!- Próbował mówić to do Rudolfa, co dalej celował bronią, to do kobiety w kapturze, jeśli coś stanie się im, Pan An’Doral będzie mieć kłopoty, zaś jeśli wilkołakowi, on sam. -Iwo, zostaw Panią! Uspokój się, albo uciekaj!
Krzyknął, otwierając szeroko bramię, pacając Isarbecka w ramię, aby ten wpuścił do środka konia, zaś samemu podbiegł do wilkołaka, którego objął za szyję i z całą swoją hybrydzią siłą, zaczął go odciągać od Oriany.
Dziewczyna puściła wilkołaka, lądując znów na trawie, ale nie umiała wstać, przyglądając się blondynowi jak zahipnotyzowana. Czy to był...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sro Kwi 14, 2021 11:58 pm

Stał z wyciągniętą przed siebie bronią i nie wiedział, w co celować, by przypadkiem nie trafić Oriany. Czy ona musiała się do niego kleić? Albo do niej... Nieważne, czuł narastający przez to wszystko stres, aż chyba palce na kolbie mu się spociły, paskudne uczucie. Omal nie strzelił, kiedy dziewczyna się przewróciła, ale to coś nadal nie próbowało jej gryźć. Chociaż to mogła być kwestia sekundy, wiele ryzykował, a zdążyłby tylko pomścić jej śmierć, gdyby wilkołak zatopił swe wielkie zęby w jej brzuchu czy szyi...
— C... — Obejrzał się na chłopaka, który panicznie do niego podbiegł i nie byłoby to dziwne, gdyby nie jego słowa. — W-wiesz c-cotto jjest? — Machnął bronią w stronę wilka, marszcząc brwi. — N-niegrroźny? Chć-ciał mi zzagryźdźć k-onia! Tto njiby z sym-p-patii? — warknął gniewnie, wskazując mu nogę ogiera, której biała skarpetka stała się ciemna od krwi.
Zwierzę oddychało ciężko i popiskiwało delikatnie raz za razem, aż zauważyło otwartą bramę. Koń nie był głupi, toteż zaraz pokuśtykał w jej stronę, chcąc pociągnąć Rudolfa za sobą. Isarbeck wprowadził go tam i puścił wolno, z czego karus nie omieszkał skorzystać i oddalić się od nich czym prędzej, choć nie szło mu to zgrabnie.
Rudolf został w bramie, by mieć oko na to, co się dzieje. Co za w ogóle ludzie tu mieszkali... Podejrzewał, że znajomi Aranaia nie będą do końca normalni, ale żeby wilkołak biegał im pod domem? W dodatku ten chłopak mówił o nim jak o psie... W oczach złodzieja widać było niedowierzanie i całkowity brak zaufania zarówno do jego słów, jak i tego czegoś. Niestety nie on tu decydował, a musiał z tymi ludźmi jeszcze załatwić interes.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Czw Kwi 15, 2021 12:05 am

Przytulała mnie, głaskała i dała się powalić, z czego chętnie korzystałem, tracąc kontakt z resztą świata, bo wciągnęły mnie nowe zapachy. Jej śmianie się nie pomagało mi w uspokojeniu się.
Objęła mnie za szyję, przez co ograniczyła moje możliwości poznawania, jednak nie przeszkadzało mi to, bo uwaliłem się na nią łbem oraz piersią. Leżąc w takim skłonie sięgałem dalej językiem do jej włosów, a włosy te wplątywały mi się w zęby, więc mlaskałem głośno, próbując się czarnych kłaków z pyska pozbyć. Prychnąłem jej przez to kilka razy wilgocią w twarz.
Zastrzygłem uchem, kiedy wyłapałem znajomy głos. Z lisiczką obwiązaną mi w wokół szyi podniosłem łeb i cóż, kontynuowałem piszczenie głośniej kiedy Rio do mnie szedł. Kilka kroków nas dzieliło, a ja już nie piszczałem, ale wręcz wyłem zniecierpliwiony. Nie musiał używać zbyt dużo siły, aby mnie odciągnąć od dziewczyny, bo ja sam wolałem jego niż ją, więc poleciałem prosto w objęcia chłopaka.
Warknąłem, kłapiąc mu zębami przy uchu, kiedy łopatka mnie zabolała, bo łapę źle postawiłem, ale szybko w ramach przeprosin jego ucho polizałem. Ej, nie chciałem. Zaburczałem i zaoferowałem dalsze lizanie w ramach zadość uczynienia. Wyliżę każdego, wszędzie, tylko nie Raust, jej nawet pazurem nie dotknę. Usiadłem na ziemi i oparłem się bokiem o hybrydę. Z co kilka sekund poruszającym się nagle ogonem, wcierałem się pyskiem w jego ramię i szyję, wzdychając przy tym z ulgą. Było mi tak dobrze, tak przyjemnie, nie chciałem, żeby się to kończyło. Byłbym zły.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Czw Kwi 15, 2021 9:22 am

Rio miał bite pół roku, na oswojenie się z wilkołaczą formą Iwo, która diametralnie różniła się od jego elfiej postaci. Wiedział też, że jest w stanie odwrócić jego uwagę, byli w końcu znajomymi, a choć bestia przypominała humanoidalnego wilka, dalej miała w sobie więcej z domowego psiaka.
-Przepraszam raz jeszcze, Pan An'Doral pokryje koszty weterynarza!
Rzucił do Rudolfa, choć w całym tym chaosie, nie skupił się nadto na jąkaniu Isarbecka. W dodatku, to Razikale kazał przekazywać, jeśli jego obiekt badań będzie sprawiać kłopoty. Naukowiec to potężny człowiek, Rio czasem miał wrażenie, jakby był sługą boga, który jest w stanie zrobić wszystko, póki starczy mu cierpliwości.
Iwo się uspokajał, powoli sadowiąc swój zad na ziemi, próbując chyba przeprosić blondyna za zamieszanie. Fallwet westchnął ciężko, poklepując go po piersi, która była dosyć wysoko, aby dać mu poczucie bezpieczeństwa i zarazem utrzymać przy sobie ciut dłużej. Jeśli goście zmierzali do Razikale, za bramą byli bezpieczni, Iwo nie wolno zbliżać się do domostwa w tej formie.
-Rio…?
Spytała Oriana, powoli wstając z ziemi i ściągając kaptur z głowy, który odsłonił jej lisie uszy. Patrzyła na chłopaka z dziwnym wytęsknieniem i uśmiechem, z kolei zaś, zielone oczy Roberto powiększyły się, rozpoznając jej twarz.
-Oriana?! Cieszę się, że Cię znów widzę, ja… ja… nie sądziłem, że znów się spotkamy!
Wyszczerzył swe lisie kły, a dziewczyna zachichotała. Chciała podejść, ale blondyn powstrzymał ją ręką, spodziewając się,że to tylko wybudzi zazdrosną stronę Iwo, a nie chciał mieć jakiegoś głupiego wypadku na sumieniu.
-Co tu się do cholery dzieje?!- Rozbrzmiał krzyk gosposi, która wyminęła Rudolfa, biorąc ścierkę w łapę i zaczynając strzelać nią w powietrze. -Paszoł woń mi stąd, wróć jak znów się uspokoisz, a nie gości straszysz!- Pogoniła wilkołaka, jakby był to zwykły pies, ku zaskoczeniu wszystkich. -Rio! Zaprowadź wierzchowca naszych gości i wezwij weterynarza na litość bogów!
Wydała rozkazy, a Roberto odsunął się od Iwo, aby pochwycić Orianę za ramię i wprowadzić ją za bramę. Za chwilę bez słowa podbiegł do konia, aby go uspokoić.
-Najmocniej Was przepraszamy, Pan An'Doral jest w środku, nie bójcie się.
Zagoniła ich ręką w stronę domostwa, samemu wciąż strasząc Iwo ścierką. Jeśli chciał przekroczyć bramę, będzie musiał być grzeczny, a jak nie, niech wróci jak znów będzie elfem. Do domostwa i tak nie wejdzie w tej formie, zaś Roberto miał teraz obowiązki.
-Paniczu… może chodźmy.
Zaproponowała Lisiczka, ciągnąć Rudolfa za rękaw. Była pewna, że ich koń jest w dobrych rękach.[/b][/b]
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Czw Kwi 15, 2021 2:08 pm

  Pokrycie kosztów brzmiało dobrze, choć zdecydowanie wolałby ich w ogóle nie mieć. Bardziej jednak uspokoił go fakt, że wilkołak został odciągnięty. Z drugiej strony to chore, że zadawali się z tym stworzeniem. Co to w ogóle miało być, jakiś eksperyment behawioralny?
  Wtedy jego uwagę przykuło imię, a potem słowa chłopaka. Znali się? Raczej nie z jej ostatniej pracy, chociaż kto wie. Sytuacja niektórych może się zmienić diametralnie na przestrzeni kilku dni i oboje doskonale o tym wiedzieli.
  Wtedy też obrócił się jak oparzony, nie spodziewając się tego typu krzyku, w dodatku w tak władczym tonie od kobiety... chyba gosposi. Odsunął się jej z drogi i ze zdumieniem patrzył, jak ta straszy wilkołaka. To było niesamowite na swój sposób, ta swoista kompozycja odwagi, zuchwałości i lekkomyślności w jednym. Jej pewność siebie chyba przewyższała jej doświadczenie zawodowe i to kilkukrotnie. Ori znalazła się za bramą, jeszcze raz zmierzył ją wzrokiem, by się upewnić, że nic jej nie jest, zerknął za koniem, do którego już szedł niejaki Rio, aż w końcu wrócił uwagą do gospodyni.
  Rudolf nieznacznie skinął głową do Ori, chyba nie chciał tego komentować. Choć z drugiej strony...
  — Co t-to tu r-r-obi? — Przeniósł wzrok na kobietę, idąc z nią w stronę drzwi wejściowych. — Właś-ć-ciwie przych-odzę do p-pani An-nabell Raust — sprostował. — Naz-zywam się Rud-dolf Isar-b-beck. — Oczywiście nie mógł mieć pojęcia, że właśnie z nią rozmawia, Aran nie podał mu rysopisu, a w tak dużym domu spodziewałby się służby liczniejszej niż dwie osoby.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Czw Kwi 15, 2021 4:35 pm

Wszystko straciło znaczenie kiedy Rio mnie pogłaskał. Jest tu jakiś koń, którego mam ochotę zjeść? Meh, podziękuję. Są tu obce osoby godne powąchania? Pfff, później.
Dobrze, że postanowili się nie przytulać na powitanie. Krzywdy bym raczej nikomu nie zrobił, może bym drapnął czy skubnął, ale raczej tylko tyle... może bym szczeknął czy złapał za ubranie i próbował odciągać dziewczynę od mojego Rio. Sam nie wiem. Skoro hybryda zaręczyła za mnie, że jestem niegroźny, to głupio by było gdyby przeze mnie wyszedł na kłamcę.
Wtedy usłyszałem kolejny głos, nie chciałem go słyszeć kiedy był spokojny dzień, a co dopiero w nocy, kiedy jestem ranny i zmęczony, to głos z moich koszmarów. Popatrzyłem wystraszony na panią Raust idącą ze szmatą w moją stronę. Natychmiast zacząłem się wycofywać i wyrywać Rio, mogłem go przy tym uderzyć głową w pierś czy brodę. Z ogonem między nogami, cały zgarbiony, bo długie kroki sprawiały, że pokopany brzuch mnie bolał, do tego kulejący, bo ruszanie łapą z ranną łopatką mi dokuczało, uciekłem w pole, może 30 metrów. Przysiadłem tam na ziemi, ułożyłem się na niej, podkurczając przednie łapy i oblizując się ciągle ze zdenerwowania.
Widziałem, jak się zbierają i przechodzą przez bramę. Zaskomlałem cicho, zapiszczałem. Zapominają o mnie, nie, raczej nie chcą mnie obok. Nie pierwszy raz coś takiego się dzieje, ale mimo, iż powinienem się do tego przyzwyczaić, to było mi przykro. Wstałem i podszedłem kilka metrów bliżej bramy, o ile Raust mi na to pozwoliła, a raczej mi nie pozwoliła. Do domu odprowadziłem ich moim głośnym ujadaniem żalu i smutku. Chciałem być z nimi! Zacząłem wyć fałszując przy tym bardziej niż zwykle, ale kiedy wszyscy zniknęli w domu straciłem nadzieję. Zostałem sam z moim piszczeniem. Chyba liczyłem głupio, że ktoś po mnie wróci, ale przecież tak się nigdy nie działo. Nikt nigdy po mnie nie wracał.

Poleżałem w trawie może minutę i wtedy uznałem, że jak mają mnie dość, to sprawię, że będą mieli mnie dość jeszcze bardziej. Chociaż przyznam, że miało to bardziej na celu zwrócenie na mnie uwagi niż zniechęcenie ich do mnie. Nie chciałem ich zniechęcać do mnie, ale zrobię to, jeśli będę musiał!
Wstałem z ziemi, przeciągnąłem się delikatnie, sprawdzając nogi i brzuch. Bolało, nie zdziwię się, jak rano będę miał tam piękne, kolorowe krwiaki. Popatrzyłem z daleka na płot i wytrzepałem się. Dam radę. Udało mi się przeskoczyć płot i wyjść poza działkę, to dam radę zrobić to samo w drugą stronę i wejść na działkę. Podjąłem pierwszą próbę wspięcia się na mur. Wziąłem rozbieg, zaciskając szczęki na ból ciała, wbiegłem na ściankę. Złapałem się zębami pnączy bluszczu obrastających przeszkodę, pazury zaskrobały nieprzyjemnie o kamień. Sapnąłem ciężko i zawisłem na płocie. Nie mogłem spaść, bo kolejna próba będzie jeszcze gorsza. Charcząc, zacząłem się wspinać tylnymi nogami, podciągać się przednimi i jakoś udało mi się przewiesić przez płot. Zaskowyczałem kiedy skałki wbiły mi się w miękkie flaczki, więc po omacku szarpnąłem się i szybko ześlizgnąłem się na drugą stronę płotu, prosto w jakieś krzaki, których gałęzie popękały z głośnymi trzaskami.
Wygramoliłem się z roślin prychając, bo kilka liści mnie połaskotało po nosie. Ponownie się wytrzepałem, chociaż teraz zrobiłem to dość delikatnie. Spadnięcie z wysokości, nie było dla mnie niebezpieczne, ale poczułem nieprzyjemne pociągnięcie na łopatce. Cóż, w końcu rana nie jest na wylot, więc kula dalej mi tkwi w ciele.
Stałem chwilę w miejscu i rozglądałem się uważnie, zastanawiając się co zrobić. Przetarłem łapą pysk i ruszyłem w stronę ganku, tam jest wejście do domu, zamknięte dla mnie, ale jest. Walnąłem mokrym nosem w drzwi, obwąchałem je, trąciłem łapą, polizałem, złapałem zębami za klamkę i szarpnąłem.
Położyłem po sobie uszy i pokazałem kły. Nie podobało mi sie to wszystko, co się tutaj działo. Chciałem być z nimi!! Zacząłem krążyć niespokojnie po ganku, aż w końcu popatrzyłem wściekły na wycieraczkę i w ułamku sekundy do niej dopadłem i zacząłem ją szarpać, jakby była świeżo upolowanym królikiem. Rzuciłem nią o ścianę przy drzwiach, ale nie dostała dużo spokoju, nie miałem zamiaru jej odpuszczać. Przygniotłem ją łapami, po czym bez namysłu zacząłem odrywać jej kawałki i ją zżerać. Mam w tym wprawę, więc kilka minut później po wycieraczce zostały walające się po ganku strzępki. Dlaczego tych resztek nie zjadłem? Po pierwsze chciałem, żeby zobaczyli zwłoki wycieraczki kiedy w końcu postanowią wyjść z domu, niech wiedzą do czego jestem zdolny. Po drugie, znalazłem inny obiekt zainteresowania, mianowicie dół drzwi. Nie dawałem mu spokoju, łapiąc zębami za co tylko mogłem, za każdy wystający ozdobnik, za klamkę. Pazurami też nie byłem delikatny i już widać było mocne zarysowania na drewnie. Domownicy mogli usłyszeć moje zacięte dobijanie się do środka, któremu towarzyszyło sfrustrowane warczenie oraz szczekanie. Nie dam im spać, dopóki mnie nie wpuszczą. Uniosłem łeb i zawyłem najgłośniej i najdłużej, jak mogłem, później wróciłem do walczenia z drzwiami. Głupie, kurwa, drzwi!
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Pią Kwi 16, 2021 1:58 pm

Rio już powoli znikał z horyzontu, wraz z rumakiem, kiedy tylko wprowadził go do zadaszonej i odgrodzonej stajni. Oriana, Rudolf i Raust wracali teraz razem ścieżką do domostwa, po tym jak Annabell zamknęła bramę, która na jakiś czas powinna odciąć ich od wilkołaka. Od kiedy tu się pojawił, same kłopoty z nim były, zaś Razikale chyba resztki zdrowego rozsądku. Pytanie chłopaka wielce jej nie zdziwiło.
-Ah, przypałętał się, pan tych ziem za niego odpowiada. Jest niegroźny, przynajmniej dla ludzi i hybryd. Gorzej właśnie ze zwierzętami, zwłaszcza końmi. Problem z nim jest taki, że zachowuje się jak pies, który potrzebuje uwagi, a to potrafi krwi napsuć.
Wyjaśniła obecność Iwo, choć dalej pozostawiało to bardzo wiele pytań, na które sama nie chciała odpowiadać, zwłaszcza przed obcymi. Lisiczka zaś zerkała ciągle za siebie, słysząc smutne piszczenie i ujadanie wilkołaka, który był taki strasznie samotny teraz. Nie odpowiadało jej, aby opuszczać go.
-Paniczu, ja mogę tam wrócić i zająć jego uwagę, jest teraz smutny…
Wtrąciła, a Annabell pozwoliła sobie położyć rękę na jej ramieniu.
-Oh, słoneczko, nie przejmuj się nim, pamiętaj że to jakiś niewyżyty facet, a na takich trzeba uważać.
Poinstruowała ją, a Lisiczka lekko otworzyła usta, nie wiedząc jak to odebrać. Facet? Przecież to duży pies, nie rozumiała. Ale nie było czasu zrozumieć, bo gdy znaleźli się pod progiem drzwi, na kamiennym ganku, padły kolejne słow aIsarbecka, które skołowały kobietę bardziej, niż poprzednie pytanie.
-Do mnie? Ja jestem Annabell Raust, ale w czym…
Urwała, bo nagle otworzyły się drzwi, a w nich stanął niebieskowłosy naukowiec w białym kitlu, jakby właśnie wyszedł z laboratorium, a jego białe oczy prześledziły całą gromadkę. Orianie zaświeciły się paczydła, na widok tak kosmicznego osobnika. Cóż to za wspaniały dom cudów! Duże psy, niebiescy ludzie i Rio!
-Na Rozum i Nauke, postradaliście wszyscy rozum? Jest ciemno i pogoda się psuje, wejdźcie do środka.
Rzucił niedbale, znikając w środku, zaś Raust zapominając o tym, o czym gadali chwilę temu, sfrustrowana sapnęła, pozwalając nowoprzybyłym wejść najpierw, nim zamknęła drzwi za sobą.
Uderzył ich komfort, ciepło i przytulność wnętrza rezydencji. Czuć było smaczne jedzenie z jadalni, jak też rozpalone paleniska. Ale teraz, najistotniejszy był mężczyzna przed nimi, który zwrócił się w ich stronę.
-Nazywam się Razikale An’Doral, najwybitniejszy umysł tej epoki, witajcie w moim domu. A Wy to…?
Spytał, unosząc niebieskie brwi, wtedy też z uśmiechem wysunęła się do przodu Lisiczka.
-Jestem Oriana, tylko Oriana, jestem hybrydą lisa i… i służę memu Paniczowi, znaczy, to Rudolf Isarbeck, najlepszy pan na świecie!
Przedstawiła ich, gestykulując dłońmi jak na cyrkowym przedstawieniu, ostatecznie wskazując na chłopaka, wtedy też Raust przyłożyła dłonie do twarzy.
-Ale jesteś rozkoszna, ohhh…
Zachwyciła się, co sprawiło, że uszka Ori uniosły się w górę, a zaraz opadły, zalewając twarz rumieńcami. An’Doral zacmokał.
-No tak, wydawałaś mi się taka podobna do mojego stajennego, Roberto.- Zaczął, a wtedy usłyszeli uderzenia o drzwi, oraz dziwne szmery. -Hm, wilkołak wszedł na posesję. Gdzie jest Roberto...?
Zapytał, a Raust wyglądała, jakby miała go zabić.
-W stajni, kazałam mu wezwać weterynarza, bo Iwo zaatakował wierzchowca naszych gości.
-CO?!- Krzyknął i spojrzał znów na drzwi. -Jaki weterynarz, to nie będzie potrzebne, Rio umie leczyć konie, a jak będzie trzeba, kupi się nowego…- Zawahał się. -Annabell, zajmij się gośćmi, ja muszę trochę opanować sytuację z naszym… małym zwierzątkiem.
Uśmiechnął się i nagle otworzył drzwi, szybko wychodząc na ganek i zamykając je za sobą błyskawicznie. Zaraz wszyscy usłyszeli: “MOJA WYCIERACZKA!!”. Raust jednak oparła dłonie o plecy Oriany i Rudolfa, pchając ich łagodnie przed siebie.
-Chodźcie do jadalni, przygotuję Wam coś dobrego.
-Oh, a są bułeczki?
Spytała Ori z nadzieją.
-Oczywiście słońce, ile zechcesz.
W tym czasie zaś, Razikale stał przed Iwo, kręcąłc głową z dezaprobatą.
-Zły pies!- Pachnął palcem i spojrzał w kierunku stajni. -Chyba musze dać Ci zastrzyk z cessabitem, bo się nie uspokoisz...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Pią Kwi 16, 2021 8:28 pm

  Przypałętanie się nie brzmiało jak racjonalny powód trzymania pod domem wilkołaka, nawet jeśli za dnia był człowiekiem. Rudolf raczej by go tak nie określił. Prawdopodobnie już dawno przestał nim być, a z każdą minioną nocą ta osobliwa paranoja przechyla się na stronę zwierzęcia. Czy nie było mu go żal? W zasadzie nawet o tym nie myślał, to nie miało znaczenia. To jak zbliżanie się do chorego na tyfus. Nawet jeśli jest ci go żal, nie powinieneś tego robić. Pomyślał natomiast o tym, że nie zdążył naładować drugiego pistoletu. Tak na wszelki wypadek.
  Zerknął na Orianę, kiedy zaproponowała swoje towarzystwo wilkowi.
  — T-to prawda — przytaknął słowom gospodyni, która za chwilę miała zaskoczyć go swoim nazwiskiem.
  A więc miał ją przed sobą. Dobrze, wyglądała na rozgarniętą osobę, z którą da się dogadać i nie zdawała się być zniechęcona Rudolfem. Nie zdążył jednak pociągnąć tematu, bo za chwilę w drzwiach stanął facet w białym kitlu i niebieskich włosach. Ten widok na moment odebrał mu głos, jego słowa chyba tym bardziej, gdzie to z początku chyba chciał ich okrzyczeć, ale potem przeszedł do zaproszenia. Na swój sposób byli podobni, on i Raust. Isarbeck wszedł do środka i zsunął kaptur z głowy, pozostawiając gospodynię za sobą. Spodziewał się, że ma do czynienia z An'Doralem. Wyglądał na gospodarza, choć nie takiego jak można by się spodziewać, to jednak miał w sobie to coś z pana tego miejsca.
  Już miał się odezwać, kiedy Ori wyskoczyła ze swoją inicjatywą zaprezentowania ich. Rudolf zaśmiał się cicho, pomimo całego tego feralnego wieczoru była teraz zwyczajnie rozbrajająca.
  — M-miło mi — rzucił do Razikale'a. Nie, jego nazwisko niewiele mu mówiło, w zasadzie to prawie nic.
  Za moment jednak jego uwagę odwróciło chrobotanie do drzwi, a przyjemna atmosfera uciekła, przynajmniej z jego punktu widzenia. Czy te drzwi były dostatecznie wytrzymałe? Miał taką nadzieję...
  — T-ten khoń nie moż-e zd-dechnąć — Sprostował, słysząc o kupowaniu nowego, co zabrzmiało jakby był to przedziurawiony but. Cóż, to tylko koń, nawet nie miał imienia, ale Isarbeck zdążył się do niego przywiązać. I przyzwyczaić, to było dobre zwierzę, a teraz groziło mu dożywotnie kalectwo.
  Razikale wyszedł, a Raust zabrała ich z korytarza. Omiótł wzrokiem jadalnię, choć nie był nią zbytnio zainteresowany. Ot ładne, duże pomieszczenie, jakiego można by się spodziewać. Poza tym, miał okazję porozmawiać z gosposią bez jej pracodawcy.
  — W-wraccając do pyttania — zwrócił się do kobiety, opierając się rękoma o tył jednego z krzeseł. — Mam pr-rośbę. Ar-ranai Zevis p-porradził mi-tu przszyjść. Poddobno potrafisz, p-pa-ani, ro-rozwiązać problemy z do-dokumentami — wyjaśnił o tyle, o ile wydawało mu się potrzebne, a zarazem maksymalnie skompresowane. Lekko skinął też głową w stronę Oriany, co chyba powinno rozwiać jej wątpliwości.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Kwi 16, 2021 9:18 pm

W końcu drzwi się otworzyły i ktoś do mnie wyszedł, ale nie była to osoba, której oczekiwałem. Popatrzyłem na Raza i widziałem, że to ewidentnie nie jest Rio. Tak nie może być.
Cofnąłem się o kilka kroków kiedy wydarł się o wycieraczkę. Mlasnąłem parę razy i ze skulonymi uszami usiadłem na kilka sekund. Patrz na co mnie stać, Raz. Zjem ci znacznie więcej, jak mnie nie wpuścisz do środka. Tak sobie w głowie powiedziałem, dumny z mojego dokonania, które pewnie za jakiś czas przypomni mi się w formie bolącego brzucha i mdłości.
Zmrużyłem oczy i zacząłem się kręcić po ganku kiedy na mnie nakrzyczał. Chodząc w tę i z powrotem pokazałem mu zęby i zawarczałem nisko na jego groźbę uspokojenia mnie lekami. Ja cię zaraz uspokoję! Ze zjeżoną na karku sierścią zaszczekałem na niego, kłapiąc groźnie zębami, jednak nie pozwoliłem sobie nawet na zbyt bliskie podejście do niego. Wiem, że jeśli bym mu coś zrobił, to nie zostałoby mi to długo wybaczone, o ile w ogóle kiedykolwiek by mi wybaczyli.
Nie wiedziałem co robić, chciałem wejść do domu, do Rio, ale nie do końca wiedziałem, jak to rozegrać, jak się zachować. Co jak co, to dalej ja i wydawanie mi poleceń jak psu jest denerwujące. Oblizałem się i zbiegłem po schodach na ścieżkę prowadzącą do bramy. Znów zacząłem lamentować do nieba, ziemi i powietrza, jakby mnie ktoś skórował, a nie zabraniał wejścia do domu. Ale wy mnie nienawidzicie, co?! Darłem się dalej po psiemu wyżalając się głośno, ale mój płacz został nagle przerwany, kiedy wyłapałem znajomy zapach. Zakręciłem kółko po ścieżce, po czym ruszyłem biegiem w stronę stodoły gdzie trzymane były konie. Pobiegłem tam nawet jeśli Razi mnie nawoływał, gdyż znalazłem swoją ofiarę. No, nie ofiarę, nie będę nazywał Rio swoją ofiarą, bardziej będę go nazywał moim celem, obiektem pożądania, z którym mam zamiar zaspokoić moją potrzebę towarzystwa, co teraz leży i kwiczy dziko.
Widziałem drzwi od stodoły, były coraz bliżej, liczyłem, że wpadnę w nie i one się otworzą, ale musiałem walnąć zbyt blisko zawiasów, bo jedyne co się stało, to z oszalałym skowytem trzasnąłem pyskiem w przejście, złożyłem się jak harmonijka i wylądowałem na udeptanym przez konie piachu. Drzwi? Drzwi się zachybotały. Znając mojego konia, który też stoi tam w boksie, bo raczej piechotą z Jutaru tutaj nie przylazłem, to nawet nie drgnął. Nie raz w końcu robiłem różne dziwne rzeczy u mnie na działce i nie takie dźwięki powodowałem.
Podniosłem się z ziemi. Wytrzepałem się, mocno przy tym prychając, bo pysk mnie bolał, a z obdartego nosa pociekł strumyczek krwi. Zrobiłem kilka małych kółek przed wejściem, charkając głośno. Ale co mnie tam ból! Już mnie łopatka nie boli, walić nos, znalazłem Rio! Podszedłem do drzwi i piszcząc prosząco, zaskrobałem pazurami w drewno. Jeśli Razi przyszedł do nas, to to był również sygnał dla niego, że ma mnie wpuścić. Usiadłem pokazując, że ,,Proszę, jestem spokojny, nie ma potrzeby leków" i szorując puszystym, jasnym ogonem po ziemi czekałem aż moja prośba zostanie wysłuchana.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Nie Kwi 18, 2021 7:09 pm

Kobieta zamarła, słysząc wzmiankę o Aranaiu Zevisie. Ten drań nawet po śmierci potrafił upomnieć się o dług, choć samemu ich nie spłacał. Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie.
-Dzięki niemu udało mi się uciec z Sad'gha Ulu, więc jeśli jesteście od niego…- Mruczała do siebie, aby zaraz podejść do Rudolfa. -Daj mi te papiery.
Jeśli chłopak tak uczynił, to od razu je zaczęła przeglądać. Zaraz jej wzrok uciekł na Orianę, która bujała się na krześle, które sobie wybrała.
-Kradzież hybrydy to poważne przestępstwo. Rozumiem, że dane mam przejerestrować na Ciebie, młody chłopcze. Ale nawet z dokumentami musicie uważać, nigdy nie wiadomo jak to z tymi, co lubią formalności, prawda…?- Skomentowała i zwinęła dokumenty, chowając je w swoich ubraniach. -Musicie jednak poczekać do jutra, w domu mam wszystko czego potrzebuję. Miałam się zbierać, ale… ta urocza dama chciała bułki.
Uśmiechnęła się i zniknęła zaraz w drzwiach. Oriana zastukała piąstkami o stół.
-Ale ona fajna, prawda Paniczu? Hmm… czyli teraz już będę naprawdę własnością Panicza. Co robimy potem?
Zapytała z ciekawości.

Razikale spojrzał zaskoczony na Iwo, kiedy ten uciekł mu, biegnąc w kierunku przechowywania koni, czy jakoś tak. Postanowił pobiec za nim, przygotowując strzykawkę.
Rio zdał sobie sprawę, że koń zaczyna się burzyć, jakby zapach mu nie odpowiadał. Lisek pociągnął nosem. Faktycznie, wilcze futro. Niedobrze.
-Spokojnie…
Próbował coś zrobić, ale coś łomotnęło w drzwi. Odwrócił się i już stawiał kroki w kierunku chrobotanie, ale wtedy ranny rumak zaczął podskakiwać, próbując zerwać więzy.
-O nie…
Mruknął i cofnął się, chcąc zajść konia od tyłu, ale nie spodziewał się jego nagłej, spanikowane i reakcji, kiedy jedno z jego kopyt z dużym impetem strzeliło go w twarz, no może nie twarz, a gorzej, w głowę. To była chwila, jak Rio poleciał do tyłu jak długi, zderzając się z podłożem plecami tracąc przytomność.
Zapewne te odgłosy zaabsorbowały wilkołaka na tyle, że Razikale doskoczył do wilkołaka, wbijając strzykawkę nad jego łopatką, zatapiając płyn. Po chwili jednak coś sobie uświadomił i sięgnął po pustą fiolkę.
-Mortis Imitatio… nie to…
Wyszeptał, zdając sobie sprawę, że pomylił mikstury. Wilkołak zaraz powinien zacząć odczuwać miękkość swych łap, spływający się oddech, aby na koniec, zasnąć półżywo pod drzwiami, za którymi, leżał utęskniony przez niego Rio...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 3 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach